Świętość i męczeństwo u początku trzeciego tysiąclecia


Świętość i męczeństwo u początku trzeciego tysiąclecia



Beatyfikacja prawie z zaskoczenia - Świętość i męczeństwo w Roku Świętym - Martyrologium XX wieku - Świętość i męczeństwo w Rodzinie Salezjańskiej - Martyrologium Rodziny Salezjańskiej.

Ks. Józef Kowalski: „Salezjańska” droga duchowego wzrostu - Miłość duszpasterska aż do ofiary z życia - Niepowtarzalne znamię maryjne - Niezwykłe świadectwo. Salezjańska grupa młodzieżowa - Więzienie i męczeństwo - Zakończenie.



Rzym, 29 czerwiec 1999

Uroczystość Świętych Apostołów Piotra i Pawła



1 Beatyfikacja prawie z zaskoczenia

▲back to top

Piszę do Was po powrocie z Warszawy, gdzie w dniu 13 czerwca uczestniczyłem w Beatyfikacji 108 męczenników polskich, a wśród nich ks. Józefa Kowalskiego i pięciu młodzieńców z naszego Oratorium w Poznaniu: niespodziewana to łaska i powód do radości.

Istotnie, proces rozpoczęto zaledwie siedem lat temu, a mimo to mogliśmy uczestniczyć w Beatyfikacji już w roku poprzedzającym wielki Jubileusz. Nazwiska kandydatów nie figurowały na listach naszych Procesów beatyfikacyjnych i nie były one znane, jak tylko w ich ojczyźnie.

Przebieg procesu jest opatrznościowy i ma bardzo ciekawe zaplecze. Dnia 14 czerwca 1987 roku, w Warszawie został ogłoszony błogosławionym Ks. Biskup Michał Kozal, biskup Włocławka, zamordowany w Dachau w roku 1943. Ta beatyfikacja rozbudziła entuzjazm do zajęcia się sprawą licznych męczenników, należących do tego samego okresu i zamordowanych in odium fidei w tych samych obozach koncentracyjnych. A ponieważ nowo beatyfikowany Michał Kozal, pochodził z diecezji, która straciła najwięcej kapłanów (połowę), Konferencja Episkopatu Polski powierzyła Biskupowi Włocławka zadanie wszczęcia procesu beatyfikacyjnego dla wszystkich męczenników polskich, zamordowanych w obozach koncentracyjnych w Dachau i w Oświęcimiu. Był to rok 1991.

Różne kategorie osób były brane pod uwagę: biskupi, kapłani diecezjalni, zakonnicy, ludzie świeccy, razem prawie sto dziewięćdziesiąt osób, pochodzących z siedemnastu diecezji. W pierwszej fazie procesu wyłączono prawie sześćdziesiąt osób z braku wystarczającej dokumentacji; w następnym etapie wykluczono kolejnych dwadzieścia osób.

Grupa kandydatów do beatyfikacji liczyła zatem sto osiem osób: trzech biskupów, pięćdziesięciu dwóch kapłanów diecezjalnych, dwudziestu sześciu zakonnych, trzech kleryków, siedmiu braci zakonnych, osiem sióstr i dziewięć osób świeckich. W tytule oficjalnym na początku grupy znajdują się nazwiska przedstawicieli czterech kategorii (biskupi, kapłani, zakonnicy, świeccy): Antoni Julian Nowowiejski, Arcybiskup; Henryk Kaczorowski, kapłan; Anicet Kopliński, zakonnik; Marianna Biernacka, osoba świecka; i stu czterech towarzyszy.

Zakonnicy reprezentują liczne Instytuty męskie i żeńskie: Dominikanie, Franciszkanie OFM, Franciszkanie Konwentualni, Kapucyni, Karmelici OCD, Marianie, Michalici, Misjonarze Oblaci Maryi Niepokalanej, Orioniści, Pallotyni, Bracia Serca Jezusowego, Werbiści, Klaryski, Służebniczki Starowiejskie, Siostry Szkolne de Notre Dame, Urszulanki, Zmartwychwstanki i my Salezjanie. Łatwo jest więc sobie wyobrazić liczny udział w Beatyfikacji, właśnie ze względu na rozległą panoramę diecezji i Zgromadzeń zakonnych.

Szybki przebieg Procesu - zaledwie 26 marca tego roku odczytano Dekret o męczeństwie1 - nie pozwolił na wielkie przygotowania, ale krótka informacja została podana w poprzednim numerze Dokumentów Rady Generalnej i w Biuletynie Salezjańskim2.

Obecnie mnożą się inicjatywy mające na celu ukazanie naszych nowych błogosławionych, stąd będzie można wydobyć elementy dla naszej duchowości i bodźce dla naszego posłannictwa.

Do powyższych inicjatyw pragnę dołączyć się i ja. Zgodnie z postanowieniem kieruję moje listy o charakterze rodzinnym, pragnąc ukazać duchową sylwetkę naszych błogosławionych oraz znaczenie wyniesienia ich do chwały ołtarzy w historii naszego Zgromadzenia.

2 Świętość i męczeństwo w Roku Świętym

▲back to top

Odniesienie do świętości zawarte jest w samej nazwie Jubileuszu, zwanego właśnie Rokiem „Świętym”. Jubileusz jest uczczeniem świętości Boga jako miłosiernego Pana w ludzkich kolejach życia, które On czyni historią świętą, historią zabawienia, poprzez swoją obecność i objawienie.

W konsekwencji, Jubileusz zakłada zwrócenie szczególnej uwagi na świętość Kościoła. „Będą dziękować także za owoce świętości - mówi Ojciec Święty - jakie dojrzały w życiu tak wielu mężczyzn i kobiet, którzy we wszystkich pokoleniach i w każdej epoce umieli w pełni przyjąć dar Odkupienia”3.

W świetle tego zaproszenia Ojciec Święty przytacza fakt, komentowany nawet przez dzienniki i wyjaśnia go następująco: „Kanonizacje i beatyfikacje bardzo się pomnożyły w dzisiejszych czasach. Świadczą one o żywotności Kościołów lokalnych, których jest dziś na świecie o wiele więcej, aniżeli w pierwszych wiekach i w pierwszym tysiącleciu”4.

Światło Zmartwychwstałego Chrystusa lśni dziś intensywniej w wielu świadkach rozmieszczonych w różnych kontekstach i w jeszcze bardziej zróżnicowanych warunkach. Stają się oni punktem odniesienia w poszukiwaniu sensu ludzkiego istnienia i naśladowania Chrystusa.

Ponadto, Kościół uważa świętość jako wygrywającą kartę w nowej ewangelizacji świata, która pojawia się u progu roku 2000. Jest to wskazanie jak najbardziej trafne, aby przemyśleć naszą odnowę, nasze świadectwo, naszą przyszłość. „Największym hołdem dla Chrystusa ze strony wszystkich Kościołów na progu trzeciego tysiąclecia będzie ukazanie przemożnej obecności Odkupiciela w owocach wiary, nadziei i miłości złożonych poprzez ludzi tylu języków i ras, którzy poszli za Chrystusem różnymi drogami chrześcijańskiego powołania”5

W tym kontekście dziękczynienia i świadectwa o świętości podkreśla się z niezwykłą mocą pamięć o męczennikach. Jest to element, który charakteryzuje ten Jubileusz i ma pewne znaczenie pytanie: dlaczego to wspomnienie o męczennikach? Jubileusz, wśród wielkich znaków jego fazy przygotowawczej i tej celebratywnej, ma być wielką modlitwą dziękczynienia6, pojednania i pokuty7, prośbą o przebaczenie za odpowiedzialność wyrządzania zła w tym stuleciu8, modlitwą o zjednoczenie chrześcijan9, zwoływaniem Synodów o charakterze kontynentalnym10.

W Bulli ogłaszającej Jubileusz, do serii wymagań dodano o oczyszczenie pamięci i prośbę o przebaczenie11, a także miłosierdzie względem ubogich i zepchniętych na margines oraz kulturę solidarności12.

Wspominanie męczenników nie jest więc wyłącznie zadaniem zastrzeżonym dla specjalistów historyków lub celebracją włączoną w Liturgię, ale stanowi wymiar przynależności do Kościoła.

Rzeczywiście, w doświadczeniu wiary i w historii Kościoła, męczeństwo pojawia się jako znak pory urodzaju. Tak było przy narodzinach i w początkach szerzenia się chrześcijaństwa. Innym okresem, równie urodzajnym dla Kościoła zapowiada się wiek XX, w którym wspólnota chrześcijan „stała się znowu Kościołem męczenników”13.

Męczeństwo jest formą żywego i rzeczywistego uczestnictwa w ofierze Chrystusa, jakby Eucharystią. Wyraża w sposób skrajny wymiar niemal naturalny i nieodzowny życia chrześcijańskiego, który wszyscy musimy zrozumieć, zaakceptować i przyjąć: czyli ofiarę z życia.

Dlatego życie chrześcijańskie jest nieustannie otwarte na ewentualność męczeństwa14, które ukazuje się bardziej jako wychodząca nam naprzeciw łaska, aniżeli jako cel, który się pożąda, chce się osiągnąć lub sobie stawia. Ponadto, męczeństwo ukazuje prorocze i bezpośrednie starcie pomiędzy Duchem Świętym, łaską, zamysłem i stylem życia jaki proponuje Chrystus a tym, wszystkim, co pochodzi ze świata i jest pojmowane razem jako złowrogie siły.

3 Martyrologium XX wieku

▲back to top

Cechą charakteryzującą XX wiek na pierwszym miejscu jest już liczba tych, którzy dali świadectwo krwi. „Prześladowania ludzi wierzących, zaowocowały wielkim posiewem męczenników w różnych częściach świata”, przypomina TMA15 i dodaje, że tak ogromna ich liczba spowodowała, że wielu z nich pozostało nieznanych „jak gdyby nieznani żołnierze wielkiej sprawy Bożej”16.

Nie mniejsze wrażenie budzi różnorodność męczenników, jeżeli chodzi o ich stan: są wśród nich biskupi i kapłani, zakonnicy i świeccy, mężczyźni i kobiety, młodzi i starsi, intelektualiści i wieśniacy, ludzie zawodu i artyści.

Niezwykłą wymowę ma ta godzina jubileuszowa, do przeżycia której się przygotowujemy, która łączy różne wyznania chrześcijańskie w jedno świadectwo składane Bogu i godności człowieka: katolicy różnych obrządków, prawosławni, protestanci różnych odłamów. „Chyba najbardziej przekonujący jest ten ekumenizm świętych, męczenników. Communio sanctorum przemawia głośniej aniżeli podziały”17.

Świadectwo męczenników XX wieku przybiera ponadto głębokie znaczenie antropologiczne dla jednostki i dla całej cywilizacji ze względu na zbieżności czasu i okoliczności ich męczeństwa: kontekst wielkich wojen, systemów totalitarnych, ideologii ateistycznych pod pozorem i obietnicą wolności i rozwoju, fundamentalizmów religijnych, zamkniętych i czasowych humanizmów. „Z psychologicznego punktu widzenia męczeństwo jest najbardziej wymowną próbą prawdy wiary, która potrafi nadać ludzkie oblicze najbardziej gwałtownej śmierci i ukazuje jej piękno także w najbardziej przerażających prześladowaniach”18.

Wspominając męczenników przypominamy burzliwą historię tego wieku, charakteryzującego się wielkimi zbiorowymi aspiracjami, które zdawały się usprawiedliwiać każdą ofiarę, bezkresną walką o panowanie nad światem, zboczeniami pod pozorem nauki.

„To świadectwo nie może zostać zapomniane”19. „Kościół w każdej części świata musi pozostać złączony z ich świadectwem i skrupulatnie bronić ich pamięci”20. Istotnie przypominają oni o bezwzględnym znaczeniu Chrystusa w historii człowieka21.

Dla zachowania pamięci o męczennikach wielokrotnie powtarzano zamiar napisania martyrologium XX wieku, idąc za wzorem skrupulatnej troski, z jaką Kościół pierwszych wieków gromadził akta i zachowywał pamięć o tych, którzy oddali życie dla Chrystusa: „Kościół pierwszych wieków, chociaż natrafiał na tyle trudności organizacyjnych, bardzo zabiegał o to, ażeby utrwalić świadectwo męczenników w specjalnych martyrologiach. Poprzez wieki te martyrologia stale były uzupełniane, a w poczet świętych i błogosławionych Kościoła wchodzili już nie tylko ci, którzy przelali krew dla Chrystusa, ale także nauczyciele wiary, misjonarze, wyznawcy, biskupi, kapłani, dziewice, małżonkowie, wdowy, dzieci”22.

Zbieżność tej wrażliwości i znaczenie, jakie męczeństwo ma w ewangelizacji podkreślano w sposób szczególny na Synodach.

Miałem okazję nie tylko wysłuchać słów, ale także odczuć wzruszający ton wspomnień, namaszczenie i cześć, z jaką Synod Ameryki, a zwłaszcza Synod Azji wspominały wielkich świadków wiary.

Na Synodzie Ameryki wspominano tych, którzy oddali własne życie w okresie pierwszej ewangelizacji i tych doświadczanych w konfliktach społecznych i w okresie dyktatur. Mówi o tym fragment dokumentu zatytułowanego Kościół w Ameryce. „Wśród świętych, historia ewangelizacji Ameryki uznaje wielu męczenników, mężczyzn i kobiety, biskupów, kapłanów i świeckich… Trzeba uczynić wszystko, aby przykłady ich bezgranicznego oddania dla Ewangelii nie tylko nie poszły w zapomnienie, ale aby były jak najszerzej znane i rozpowszechniane wśród wiernych na kontynencie”23.

W odniesieniu do Synodu Azji, pragnę przytoczyć to, co odnosi się do Chin, ponieważ dotyczy nas bezpośrednio. Wszystkim jest znane pragnienie Ojca Świętego, aby kanonizować wszystkich aktualnych Błogosławionych męczenników Chin, których jest 120. Ojciec Święty wyraził to życzenie w homilii w czasie kanonizacji męczennika Jean Gabriel Perboyre 2 czerwca 1996 r.: „Do wspomnienia o Jean Gabriel Perboyre pragniemy dołączyć wspomnienie o wszystkich, którzy dali świadectwo w imię Jezusa Chrystusa na ziemi chińskiej w ciągu ostatnich stuleci. Myślę przede wszystkim o Błogosławionych męczennikach, których wspólna kanonizacja jest treścią próśb wyrażanych przez sporą liczbę wiernych, aby pewnego dnia mogła być znakiem nadziei dla Kościoła i narodu, któremu jestem bliski sercem i modlitwą”24.

Umocnieni takim stwierdzeniem, ojcowie synodalni poprosili, aby krok taki został podjęty. Moją, a także wielu innych uwagę zwróciło wystąpienie Biskupa Joseph Ti-Kang, Arcybiskupa di Taipeh (Taiwan), który wyrażał odczucia wielu.

Biskupi chińscy - powiedział - od dłuższego czasu wyrażali żywe pragnienie, aby ci bohaterzy wiary chrześcijańskiej, męczennicy, zostali ogłoszeni Świętymi.

Już w lutym 1996 roku, Przewodniczący naszej Konferencji Episkopatu zwrócił się z taką prośbą do Ojca Świętego, który wyraził zamiar zadośćuczynienia tej prośbie. Poinformowana o tym Kongregacja ds. Świętych, upoważniła Postulatorów poszczególnych Grup Procesu Błogosławionych Męczenników Chińskich, aby sporządzili odpowiednie „Dossiers” w celu wykazania istnienia tzw. „fama signorum”, w miejsce dowodu z fizycznego cudu, ze względu na niemożność przeprowadzenia w Chinach kanonicznego procesu w tej materii.

Tym niemniej, my Biskupi Chińscy zadeklarowaliśmy, że jesteśmy przekonani, że „wytrwałość chrześcijan chińskich w wierze przeżywanej w czasie długich i brutalnych prześladowań trwających prawie pół wieku - jak również wzrost liczby chrześcijan - stanowią same w sobie wielki ogromny cud Boży, zdziałany przez wstawiennictwo Błogosławionych Męczenników Chińskich”, do których wierni zwracają się w modlitwie. Do niniejszej oficjalnej deklaracji naszej Konferencji Episkopatu dołączone są „Dossiers”, przygotowane przez Postulatorów.

Ośmielamy się więc prosić Jego Świątobliwość, aby zechciał w najbliższej przyszłości Kanonizować Błogosławionych Męczenników Chińskich25.

Wśród męczenników wszystkich czasów i różnych kontynentów wielu było członkami Instytutów Życia konsekrowanego. Życzeniem jest, by także i ich Martyrologium było wkrótce uzupełnione. Bez wątpienia charyzmat uwydatnia się szczególnie wyraźnie w męczeństwie i nadaje mu oryginalny charakter. „W naszym stuleciu, podobnie jak w innych epokach dziejów - podtrzymuje Vita Consecrata - konsekrowani mężczyźni i kobiety dali świadectwo o Chrystusie Panu, składając dar z własnego życia. Wielka ich rzesza - chroniąc się w katakumbach przed prześladowaniami reżimów totalitarnych lub przed przemocą, zmagając się z trudnościami, jakie stawiano ich działalności misyjnej, służbie ubogim, opiece nad chorymi i odrzuconymi - przeżyła i przeżywa swoją konsekrację przez długotrwałe i heroicznie znoszone cierpienie , a często przez przelanie własnej krwi, upodobniwszy się całkowicie do ukrzyżowanego Chrystusa. Kościół uznał już oficjalnie świętość niektórych z nich i czci ich jako męczenników Chrystusa. Oni wskazują nam swoim przykładem drogę, orędują za nami, byśmy umieli dochować wierności i oczekują nas w chwale.

Powszechne jest pragnienie, aby pamięć o tak licznych świadkach wiary utrwaliła się w świadomości Kościoła i stała się zachętą do kultu i do naśladowania. Instytuty życia konsekrowanego i Stowarzyszenia Życia Apostolskiego niech się do tego przyczyniają, zbierając imiona i świadectwa wszystkich osób konsekrowanych, które mogą zostać wpisane do Martyrologium dwudziestego wieku26.

4 Świętość i męczeństwo w Rodzinie Salezjańskiej

▲back to top

Nowi błogosławieni polscy wchodzą do licznej już konstelacji świętych i kandydatów na ołtarze z Rodziny Salezjańskiej. W chwili obecnej nasze Zgromadzenie prowadzi trzydzieści dziewięć procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych. Dotyczą one stu trzydziestu dziewięciu synów i córek duchowych Księdza Bosko. Jeżeli do tej liczby dodamy innych, z różnych tytułów przynależnych do Rodziny Salezjańskiej, a których procesy prowadzą odnośne diecezje lub Instytuty religijne (np. Piergiorgio Frassati, Alberto Marvelli, Giuseppe Guarino…), to dojdziemy do liczby blisko stu pięćdziesięciu osób. Do aktualnych trzech kanonizowanych i dwunastu błogosławionych, należy dodać innych dwunastu, których heroiczność cnót już została orzeczona, podczas gdy procesy innych postępują pomyślnie, wraz z przesłuchiwaniem świadków, redagowaniem Positio lub jego egzaminowaniem przez osoby kompetentne.

Panoramę naszych świętych reprezentują różne gałęzi Rodziny Salezjańskiej: stu szesnastu, łącznie z męczennikami, to członkowie Zgromadzenia salezjańskiego, a dziesięć to Córki Maryi Wspomożycielki (wliczając w to dwie męczennice hiszpańskie). Młodzieńców wraz z męczennikami polskimi jest ośmiu, a ich wiek zamyka się w latach od 13 do 24 roku życia. Ich świętość dojrzewała w internatach i środowiskach szkolnych, ale także w Oratorium i grupach młodzieżowych. Współpracownicy reprezentowani są przez cztery niewiasty pochodzące z rożnych środowisk: Margherita Occhiena, mama wieśniaczka, Donna Dorotea Chopitea, szlachcianka i dobrodziejka, Alexandrina da Costa, uboga, cierpiąca mistyczka, Matilde Salem, osoba wykształcona i zamożna. Należy dodać jeszcze Attilio Giordani, animatora Oratorium. Następnie byli wychowankowie tacy jak, Alberto Marvelli, Piergiorgio Frassati, Salvo d’Acquisto.

Geografia świętości salezjańskiej ukazuje zasięg ogólnoświatowy, jeżeli weźmie się pod uwagę zarówno miejsca pochodzenia jak i miejsca, gdzie kandydaci przez długie lata, aż do śmierci realizowali swoje posłannictwo: Europa reprezentowana jest przez Włochy, Hiszpanię, Portugalię, Francję, Belgię, Polskę, Słowację i Republikę Czeską. Amerykę reprezentują: Argentyna, Chile, Peru, Brazylia, Ekwador, Nikaragua, Kolumbia. Azję: Palestyna, Syria, Japonia, Chiny, Indie.

Nie mniej zadziwia różnorodność środowisk życia i pracy. Mamy trzech Przełożonych Generalnych, sześciu Biskupów, siedmiu założycieli instytutów życia konsekrowanego, oraz inspektorów i inspektorki, wielkich misjonarzy i misjonarki, koadiutorów, wychowawców i wychowawczynie, profesorów teologii na poziomie uniwersyteckim. Co do niektórych nie wystarczy wskazać ogólnikowo środowisko życia i pracy, ponieważ ich biografia naznaczona jest przez szczególne przejawy świętości: ksiądz Elia Comini, zmarły w czasie pogromu wojennego, ksiądz Rudolf Komorek, czczony jako święty przez prostych ludzi już za życia, siostra Eusebia Palomino, typowa postać ewangelicznej prostoty i mądrości.

Doświadczenia, w których świętość wyraziła się w sposób szczególny są następujące: animacja współbraci i sióstr w posłannictwie i życiu wspólnotowym, miłosierdzie względem ubogich i chorych (Zatti, Srugi, Variara), osobiste cierpienie znoszone jako widzialny znak udziału w męce Chrystusa (Beltrami, Czartoryski, Alesandrina da Costa), praca misyjna oraz autentyczne znaki miłości duszpasterskiej.

Pod taką różnorodnością pochodzenia, stanów życia, pełnionych zadań i poziomu wykształcenia, pochodzenia geograficznego, kryje się jedyna inspiracja: duchowość salezjańska. W salezjańskiej duchowości, kandydaci do chwały ołtarzy stanowią szczyt wzgórza, opartego na szerokiej platformie, którą tworzy wielu współbraci i sióstr konsekrowanych przez specjalną łaskę konsekracji, która czyni ich mieszkaniem Boga i uświęconych przez posługę ukazywania i przybliżania młodzieży takiej obecności Boga na wzór Księdza Bosko. Wszyscy oni tworzą kompletny obraz naszej duchowości. Duchowość tę można proponować w formie doktryny; ale można ją także opowiedzieć z powodzeniem poprzez biografie, które skuteczniej przybliżają jej cechy do okoliczności codziennego życia.

5 Martyrologium Rodziny Salezjańskiej

▲back to top

W tej naszej rzeszy „świętych” znajdują się także nazwiska do martyrologium: naliczono ich stu trzech męczenników. Inni, polegli w czasie pogromów wojennych, konfliktów społecznych, pozostają anonimowi. Owych stu trzech męczenników tworzy grupy. Pierwszą, w porządku czasowym, jeżeli chodzi o męczeństwo i beatyfikację, stanowią męczennicy z Chin: Biskup Luigi Versiglia i ksiądz Callisto Caravario. Ich proces postępuje łącznie z wszystkimi innymi męczennikami z Chin.

Następnie idą męczennicy hiszpańscy: razem dziewięćdziesięciu pięciu. Tych z Walencji i Barcelony, którym przewodzi ksiądz Josè Calasanaz Marques, jest trzydziestu dwóch; tych z Madrytu, z księdzem Enriquez Saiz Aparicio jest czterdziestu dwóch i tych z Sewilli, z księdzem Luis Torrero, dwudziestu jeden.

W tej grupie dziewięćdziesięciu pięciu znajdują się: trzydziestu trzech kapłanów, dwudziestu pięciu koadiutorów, dwudziestu dwóch kleryków studentów, dwie siostry CMW, trzech Współpracowników (wśród których jedna kobieta), dwie postulantki, jeden pracownik i woźny, związani ze wspólnotą salezjańską.

Sprawa męczeństwa grupy z Walencji i z Barcelony została rozpatrzona przez komisję konsultorów teologów w dniu 22 lutego 1999 r., z wynikiem pozytywnym. Przewiduje się, że ich beatyfikacja może mieć miejsce w czasie Roku Świętego, w dniu przewidzianym dla beatyfikacji wszystkich męczenników, których procesy już zakończono.

Krótki okres, w jakim przeprowadzono proces tej grupy, zawdzięcza się inicjatywie Archidiecezji i współpracy siedmiu zainteresowanych rodzin zakonnych: Jezuitów, Franciszkanów mniejszych, Kapucynów, Dominikanów, Dehonianów, Kapucynów Świętej Rodziny i nas, Salezjanów.

Trzeci obszar geograficzny, w którym wydarzenia historyczne XX wieku wystawiły Kościół, i w nim Zgromadzenie na próbę męczeństwa, jest Europa Wschodnia: męczeństwo dokonane publicznie a więc ogólnie uznane, ale w wielu wypadkach jednak nieznane lub tylko w części: więzienia, przesłuchania, cierpienia, prześladowania cywilne, tajne egzekucje. Dla niektórych narodów cierpienia te rozpoczynają się w roku 1917 i trwają aż do upadku muru Berlińskiego (1989), ze szczególnymi nasileniem w czasie i bezpośrednio po wojnie. Nasze wspólnoty zostały zamknięte lub mocno ograniczone w życiu i działaniu. Wielu naszych współbraci zostało w tym samym czasie wywiezionych do ośrodków zbiorczych, gdzie byli inwigilowani i przesłuchiwani. O nich wszystkich pragniemy „zachować troskliwą pamięć”, jako bogactwo naszej historii wierności.

Martyrologium salezjańskie, zróżnicowane ze względu na scenariusze, okoliczności, bezpośrednie przyczyny męczeństwa oraz ze względu na zainteresowanych współbraci, skłania do głębokiej refleksji.

"Radosny" obraz salezjanina, jego posłannictwo dobroci i pragnienie zgody, jego działalność promocyjna, czynią odległą myśl o męczeństwie. A jednak posługi duszpasterskiej wśród ludzi i wychowawczego oddania się dla młodzieży, nie można realizować bez poświęcenia się, które wewnętrznie stanowi męczeństwo, czyli ofiarę życia i w konsekwencji przyjęcie krzyża. Istotnie, nasze posłannictwo jest darem z nas samych dla Ojca, dla zbawienia młodzieży w sposób, jaki On nam obierze. Podobnie można mówić o naszej wierności konsekracji, już w przeszłości porównywanej do bezkrwawego męczeństwa ze względu na jej charakter ofiary całkowitej i bezwarunkowej.

My żyjemy duchem męczeństwa w codziennej praktyce miłości duszpasterskiej, o której Ksiądz Bosko mówił: "Jeżeli zdarzy się, że jakiś salezjanin, pracując dla dobra dusz, padnie i zejdzie z tego świata, wówczas powiecie, że nasze Zgromadzenie odniosło wielki triumf"27. Warto zauważyć, jak w kontekście tej codziennej ofiary Ksiądz Bosko zaleca gotowość na okoliczność nawet męczeństwa krwi: "Jeżeli Pan Bóg, w swej Opatrzności zapragnie, aby niektórzy ponieśli śmierć męczeńską, czy może tego mamy się lękać?"28.

6 Ksiądz Józef Kowalski

▲back to top



Grupa męczenników ze Wschodniej Europy, którą wspominaliśmy, a której jakby reprezentantem wszystkich jest ksiądz Józef Kowalski, przyciąga dziś naszą uwagę, dzięki niedawnej beatyfikacji.

Urodził się 13 marca 1911 r., w miejscowości Siedliska, niewielkiej wiosce w pobliżu Rzeszowa, jako syn Wojciecha i Zofii z domu Borowiec, w rodzinie głęboko wierzącej i praktykującej. Został ochrzczony 19 marca, w dzień Świętego Józefa, w Kościele parafialnym w Lubeni, oddalonym blisko cztery kilometry od jego rodzinnej miejscowości, która wówczas nie miała swego kościoła. Dziś, na kawałku ziemi ofiarowanym przez rodzinę Kowalskich, wznosi się nowoczesny kościół, w którym umieszczono tablicę pamiątkową ze zdjęciem ks. Józefa w więziennym pasiaku z obozowym numerem: 17.350.

Po ukończeniu szkoły podstawowej, zgodnie z życzeniem rodziców, w wieku 11 lat udał się do Zakładu Św. Jana Bosko w Oświęcimiu, gdzie pozostał przez pięć lat.

Z owych lat wspomina się, że "wyróżniał się szczególną pobożnością", że był zdolny, pilny, radosny i usłużny; był lubiany przez wszystkich i zaliczany do najlepszych. Należał do Towarzystwa Niepokalanej, był przewodniczącym grupy misyjnej, wśród kolegów animował inicjatywy religijne i kulturalne. Jeden ze świadków w procesie zeznał, że Józefa i innych chłopców, do niego podobnych nazywano „świętoszkami”29.

Nic więc dziwnego, że dojrzewało w nim pragnienie pójścia w ślady swoich wychowawców i że ci dostrzegli w nim jako łaskę, oznaki prawdziwego powołania.

I rzeczywiście poprosił, by zostać salezjaninem i w roku 1927 wstąpił do nowicjatu w Czerwińsku. Następnie kontynuował naukę w gimnazjum, studiował filozofię w Krakowie (1928 - 1931), odbył praktykę pedagogiczną, którą ukoronował profesją wieczystą (1934), w normalnym trybie odbył studia teologiczne i przyjął święcenia kapłańskie w roku 1938.

Po święceniach został powołany przez Księdza Inspektora Adama Cieślara na jego sekretarza i funkcję tę pełnił przez kolejne trzy lata, aż do momentu aresztowania. Mówi się o nim jako o współbracie, który wyróżniał się „zdumiewającym panowaniem nad sobą i wyjątkowym szacunkiem dla każdego współbrata”. Usłużny, uprzejmy, zawsze spokojny i przede wszystkim bardzo pracowity. W miarę, jak pozwalały mu na to zajęcia, oddawał się nauce języków obcych (włoskiego, francuskiego, niemieckiego), czytał z zainteresowaniem żywot Założyciela i skrupulatnie przygotowywał swoje homilie.

Obowiązki sekretarza nie były mu przeszkodą w posłudze duszpasterskiej. Wyrażał zawsze gotowość głoszenia kazań, konferencji, szczególnie w środowiskach młodzieżowych i do posługi w konfesjonale. Obdarzony szczególnym zmysłem muzycznym, oraz pięknym głosem, prowadził w parafii o chór młodzieżowy, który uświetniał uroczystości liturgiczne.

Właśnie ta gorliwa działalność kapłańska wśród młodzieży, stanie się przyczyną jego aresztowania przez nazistów 23 maja 1941 r. wraz z innymi jedenastoma salezjanami.

Uwięziony tymczasowo w Krakowie, w więzieniu Montelupich, po miesiącu został wraz z innymi przewieziony do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Tu na jego oczach jednego dnia (27.06), zamordowano czterech współbraci, wśród nich, jego dyrektora, ks. Jana Świerca i jego spowiednika, ks. Ignacego Dobiasza. Stawszy się numerem obozowym 17350, przez cały rok będzie znosił ciężkie roboty i brutalne traktowanie w tzw. „karnej kompanii”, którą nie wielu zdołało przeżyć.

Postanowiono przenieść go do Dachau, ale w ostatnim momencie został zatrzymany w okolicznościach doskonale opisanych przez świadków30, którzy złożyli swe zeznania w trakcie jego procesu, zeznania zawarte także w procesie beatyfikacyjnym Ojca Maksymiliana Kolbe31. Ksiądz Kowalski pozostał więc w „karnej kompanni” w obozie Oświęcimskim.

Dzięki bogatej dokumentacji dotyczącej jego osoby oraz dzięki niektórym szczególnym okolicznościom towarzyszącym jego śmierci, nasz Błogosławiony jest postacią szczególnie wyraźną pośród pozostałych jego towarzyszy męczeństwa.

Pamięć o księdzu Kowalskim w Polsce przez minione lata pozostała zawsze żywa. Akta procesu zawierają dokumentację prawdziwej „fama sanctitatis”. Mówią o niej bezpośredni świadkowie męczeństwa. „Biorąc pod uwagę życie księdza Józefa Kowalskiego - mówi jeden z nich - a przede wszystkim jego postawę w ostatnich chwilach życia, myślę, że jest on prawdziwym męczennikiem wiary i że zasługuje w pełni, aby być wyniesionym do chwały ołtarzy”32. To głębokie przekonanie stało się bodźcem dla naszych polskich wspólnot, aby tuż po jego śmierci gromadzić dokumentację dotyczącą jego życia i działalności, właśnie mając na uwadze wszczęcie Sprawy o beatyfikację. Pokrywało się to z przekonaniem ludzi. Mieszkańcy z jego rodzinnej miejscowości Siedliska, uważając go za prawdziwego męczennika, za zgodą Biskupa Tokarczuka, wybudowali w miejscu jego urodzin kościół, poświęcony Świętemu Józefowi, w którym od 1981 roku modlą się o beatyfikację ich krajana33.

Ks. Franciszek Baran, proboszcz z parafii Królik Polski, w roku 1968 stwierdził w swym zeznaniu: „Męczeńska śmierć ks. Józefa według mego przekonania stała się w naszej parafii Lubenia opatrznościowym ziarnem licznych powołań dla Kościoła. Wystarczy wspomnieć, że z tej parafii po wojnie wyszło 27 gorliwych kapłanów diecezjalnych i zakonnych”34.

Nie brakowało interesujących publikacji, szczególnie miejscowych, na temat tej postaci, chociaż prawie wyłącznie w języku polskim. W roku 1972 włoski Biuletyn Salezjański publikował interesujący artykuł, który poszerzył nieco znajomość tej postaci. Aktualnie została wydana biografia, tłumaczona na wiele języków.

Ja także pragnę wnieść mój wkład, prezentując niektóre wydarzenia z jego ziemskiego życia, zakończonego męczeństwem, tak jak je odebrałem po uważnej lekturze dostępnych dokumentów. Wśród nich mogłem także skonsultować Proces Św. Maksymiliana Kolbe, z którym nasz współbrat dzielił przez pewien okres więzienie, utrzymując znaczące kontakty. Imię księdza Kowalskiego, chociaż w sposób pośredni, występuje w niektórych zeznaniach z tego procesu.

7 „Salezjańska” droga duchowego wzrostu

▲back to top

Słusznie zostało powiedziane, że „męczeństwa się nie improwizuje”35. Nie jest ono dziełem kata, ale łaską Ducha Świętego. Istotnie, nie kara cielesna, ani tortury zadawane z zewnątrz czynią męczennika, ale wewnętrzny akt ofiary. Jest to dar tak wielki, że nie zdarza się przypadkowo, zakładając, że nic nie dzieje się bez przyczyny w królestwie łaski. Męczeństwo jest powołaniem, przygotowywanym tajemniczo przez całe życie.

Podobnie jak śmierć jest „jedyna” dla każdego, tak i męczeństwu każdy nadaje oryginalne piętno. Oprócz faktu ofiary, istnieje szczególny styl, w jakim każdy męczennik podchodzi do momentu najwyższej próby.

Kto chociaż w niewielkim stopniu, zagłębi się w to stosunkowo krótkie życie ziemskie tego naszego nowego Błogosławionego, z łatwością odnajdzie znamiona silnej wiary, zewnętrznie rozpoznawalnej i wybitnie salezjańskiej.

Środowisko wychowawcze i program formacji chrześcijańskiej jego młodzieńczych lat, o których wspomniałem wcześniej, przywołują na pamięć wszystkie charakterystyczne elementy systemu prewencyjnego: środowisko młodzieżowe, ufny stosunek do wychowawców, grupy zaangażowania, odpowiedzialność za bardziej dojrzałych, nabożeństwo do Maryi Wspomożycielki, uczęszczanie do sakramentów.

To, że w takim środowisku Józef przebył swoją osobistą drogę świętości jak jego „rywal Dominik Savio”, świadczą między innymi niektóre strony z jego „osobistego notesika”.

„Raczej umrzeć, aniżeli obrazić Cię nawet najmniejszym grzechem”. „O mój kochany Jezu, daj mi wolę wytrwałą, stałą, silną, abym mógł wytrwać w moich świętych postanowieniach i osiągnąć mój najwyższy ideał: świętość, którą sobie wyznaczyłem. Mogę i muszę zostać świętym”36

Ten sam notatnik dokumentuje jego osobistą przynależność do Jezusa Chrystusa, która dojrzewa wraz z wiekiem, szczególnie po złożeniu profesji zakonnej: „Panie Jezu, pragnę być wiernym rzeczywiście i wiernie ci służyć (…). Oddaję się całkowicie Tobie (…). Spraw, abym nigdy nie oddalił się od Ciebie i abym do śmierci pozostał Tobie wiernym i zachował moje przyrzeczenie: „raczej umrzeć niż obrazić Cię nawet najmniejszym grzechem” (…). Muszę być salezjaninem świętym, jak był świętym mój Ojciec, Ksiądz Bosko”37.

Jako młody student filozofii w roku 1930 napisał krwią w swoim notatniku, po naznaczeniu małego krzyżyka: „Cierpieć i być wzgardzonym dla Ciebie Panie (…). W pełnej świadomości, gotowości i ze zdecydowaną wolą obejmuję słodki krzyż powołania ze strony Chrystusa i pragnę nieść go aż do samego końca, aż do śmierci”38.

8 Miłość duszpasterska aż do ofiary życia

▲back to top

To jego umiłowanie naśladowania Chrystusa i to jego przylgnięcie do księdza Bosko jako Ojca wiodły go do tego, że swój duchowy wysiłek wyrażał w radosnej dyspozycyjności do zadań apostolskich. Wspominaliśmy już o jego zaangażowaniu w animację kolegów i jego oddaniu się działalności oratoryjnej w trwającym krótko okresie swego kapłaństwa. W miarę jak wzrastał w kapłaństwie, nawiązywał kontakt z młodzieżą dzięki swej dobroci.

Interesujące jest świadectwo kapłana z diecezji Przemyskiej, ks. Franciszka Barana: „Po raz pierwszy spotkałem ks. Józefa Kowalskiego w czerwcu 1938 r. Dziś nie pamiętam dokładnej daty tego radosnego wydarzenia. Będąc w drugiej klasie szkoły podstawowej, wracałem ze szkoły do domu. Po Mszy Świętej wracał także pieszo ksiądz Józef z parafialnego Kościoła, odległego cztery kilometry od jego rodzinnej miejscowości. Zatrzymał się chętnie ze mną przez moment, zapytał o moje imię i nazwisko, a następnie wręczył mi sporo obrazków ze swej Mszy Prymicyjnej, pogłaskał mnie i powiedział mi, że także i ja zostanę księdzem. W tej chwili nie pamiętam dokładnie jego słów”39.

Więzienie stało się dla niego polem „duszpasterzowania”. Łączył cierpienie ze staranną troską o towarzyszy, aby umacniać ich nadzieję i podtrzymywać ich wiarę. „Szefowie (SK - Sondern Kommando) karnej kompanii, czytamy wśród zeznań świadków, wiedząc o tym, że Kowalski był księdzem, prześladowali go na każdym kroku, bili go przy każdej okazji, wysyłali do najcięższych robót”40.

A jednak, nigdy nie zaprzestał kapłańskiej posługi wobec swoich towarzyszy: „pomimo surowego zakazu, udzielał rozgrzeszenia umierającym. Pocieszał zniechęconych, podnosił na duchu oczekujących na karę śmierci, w ukryciu roznosił Komunię Świętą, a nawet organizował Mszę Świętą w barakach, zachęcał do modlitwy i wspomagał potrzebujących”41. „W obozie śmierci, w którym według oprawców nie było Boga, potrafił Boga ukazywać więźniom”42.

Jego wewnętrzna i zewnętrzna postawa w czasie tej całej kalwarii odzwierciedla się w liście do rodziców: „Nie obawiajcie się o mnie, jestem w rękach Boga (…). Pragnę was zapewnić, że czuję Jego pomoc na każdym kroku. Mimo obecnej sytuacji, jestem szczęśliwy i całkowicie spokojny; jestem przekonany, że gdziekolwiek się znajdę i cokolwiek mi się przydarzy, wszystko pochodzić będzie z ojcowskiej Opatrzności Boga, który sprawiedliwie kieruje losami narodów i wszystkich ludzi”.

O jego heroicznej gorliwości duszpasterskiej najwymowniej świadczą dwa fakty. Pierwszy, to organizowanie codziennej modlitwy w obozie. Oto wymowny opis jednego ze świadków: „Rankiem, jeszcze po ciemku (o godz. 4.30), po wyjściu z izolatek, gromadziliśmy się w jednym z bloków, w miejscu mało widocznym (odkrycie takiego spotkania przypłacilibyśmy życiem), tworząc małą grupę, składającą się od 5 do 8 osób, aby odmawiać modlitwy, które powtarzaliśmy za nim. Grupa z dnia na dzień powiększała się, chociaż było to bardzo ryzykowne”43.

O bardziej tragicznych losach jego ostatniego dnia życia, naoczni świadkowie, którzy wyszli cało z tego piekła, zeznawali pod przysięgą w czasie Procesu.

Był dzień 3 lipca 1942 roku. Każdy gest i słowo z tych ostatnich 24 godzin, nabiera szczególnie ważnego znaczenia. Słusznie więc wypada przeżyć jeszcze raz, nawet w najdrobniejszych szczegółach, ten kulminacyjny moment życia naszego współbrata.

„Po skończeniu pracy - opowiada jeden ze świadków - towarzysze zaprowadzili bardzo pobitego przez oprawców księdza Kowalskiego do bloku. Po jego powrocie spędziłem wraz z nim jego ostatnie chwile życia. Zdawaliśmy sobie sprawę, że po zamordowaniu towarzyszy z naszej pryczy (z pięciu, trzech już nie żyło), przyszła kolej na nas. W tej sytuacji ksiądz Kowalski skupił się na modlitwie. W pewnym momencie zwrócił się do mnie mówiąc: ‘Uklęknij i módl się ze mną za tych, którzy nas zabijają’. Modliliśmy się we dwóch po skończeniu apelu do późnego wieczoru na pryczy.

Po jakimś czasie przyszedł do nas Mitas i zawołał księdza Kowalskiego. Ksiądz Kowalski zszedł z pryczy ze spokojem, ponieważ był przygotowany na to wezwanie i na śmierć, która miała nastąpić zaraz potem. Oddał mi swoją część chleba, który otrzymał na kolację mówiąc: ‘Zjedz go ty, ja już nie będą go potrzebował’. Po tych słowach, z całą świadomością poszedł na śmierć”44.

Jednak przed końcem, który nastąpił rankiem 4 lipca, dzień wcześniej, 3 lipca, miała miejsce scena święta, która odzwierciedla całą heroiczną godność prawdziwego świadka wiary. Scenę tę ze szczegółami opisują naoczni świadkowie. Posłuchajmy:

„Utkwił mi w pamięci ostatni dzień mojego pobytu w kompanii karnej, związany z księdzem Kowalskim. Był początek lipca 1942 roku. Dzień był bardzo upalny. Strażnicy prześcigali się w swej żądzy zabijania. Z okrucieństw czyniono wesołe widowiska. Tego dnia nie odpoczywali nawet w czasie przerwy obiadowej, kontynuując swe sadystyczne poranne zabawy. Raz topili jednych w ściekowym kanale, innym razem zrzucali kogoś z wysokiego nasypu na dno głębokiego rowu, który kopano w glinianym błocie. Zmasakrowanych, którzy jeszcze oddychali, spychano do ogromnej beczki bez dna, która służyła za schronienie dla psów, pilnujących nas wraz z SS. Zmuszali ich do naśladowania szczekających psów, a następnie do lizania z ziemi wylaną zupę. Jeden ze strażników (kapo), Niemiec, krzyczy, śmiejąc się, ochrypłym głosem: ‘Gdzie jest ten katolicki ksiądz? Udziel im swego błogosławieństwa na drogę do wieczności’. Inni oprawcy w tym czasie zrzucali księdza Kowalskiego (o niego właśnie pytał kapo) z wysokości w błoto, aby się zabawić. Następnie, zaledwie przypominającego człowieka, biją go niemiłosiernie. Na pół nagi, wyciągnięty z błota, w poszarpanych spodniach, ociekający od głowy do stóp, lepkim błotem i gnojem, okładany z wściekłością kijami, dochodzi podprowadzany do beczki, wokół której leżeli umierający i zmarli. Oprawcy bijąc księdza Kowalskiego i szydząc z niego jako kapłana, rozkazują mu wejść na beczkę i udzielić umierającym według rytuału katolickiego, ‘ostatniego błogosławieństwa na drogę do raju’.

Ksiądz Kowalski ukląkł na beczce, przeżegnał się i rozpoczął donośnym głosem, jakby natchnionym, odmawiać Ojcze nasz Zdrowaś Maryjo, Pod Twoją obronę, Witaj Królowo. Odwieczne słowa prawdy, zawarte w boskich wersetach Modlitwy Pańskiej, wywołały żywe poruszenie wśród więźniów, którzy z dnia na dzień, z godziny na godzinę oczekiwali straszliwej śmierci, podobnej do śmierci tych, którzy w budzie dla psów opuszczali tę łez dolinę, oszpeceni do tego stopnia, że ledwo przypominali ludzi. Skuleni na trawie, nie ośmielali się podnieść głowy, aby nie dostrzegli ich oprawcy, z przejęciem słuchali przejmujących słów modlitwy księdza Kowalskiego, odbierając ją jakby materialny pokarm upragnionego pokoju. Do tej ziemi, przesiąkniętej krwią więźniów, wsiąkały teraz płynące strumieniem łzy z naszych oczu, w czasie gdy asystowaliśmy w podniosłej tajemnicy, sprawowanej przez księdza Kowalskiego na tle tej makabrycznej sceny. Skurczony na trawie blisko mnie, młody student z Jasła (Tadeusz Kokosz) szepnął mi do ucha: 'Podobnej modlitwy świat jeszcze nie słyszał… być może nie modlono się tak nawet w katakumbach'”45.

Z dokładnych rekonstrukcji faktów wynika, że ksiądz Kowalski został zamordowany w nocy z 3 na 4 lipca 1942 roku. Utopiono go w obozowej latrynie. Zaświadcza o tym pod przysięgą jego obozowy towarzysz Stefan Boratyński, który widział jego ciało, ubrudzone i porzucone przed blokiem kompanii karnej.

9 Niepowtarzalne znamię maryjne

▲back to top

Wszystkim jest znana pobożność maryjna narodu polskiego, która ma swój wyraz i uzewnętrznienie w Częstochowskim sanktuarium. Bywa ono zasiane w duszy każdego ochrzczonego. Ożywa mocno w krytycznych momentach historii Kościoła i Narodu, jako źródło natchnienia i mocy, mądrości i nadziei.

Ten element, wspólny wielu regionom chrześcijaństwa, stanowi interesujący punkt spotkania wiary ludowej i duchowości salezjańskiej, określanej jako duchowość maryjna.

W notatkach Błogosławionego Józefa znajdujemy mocne wyrazy pobożności maryjnej, gdy był jeszcze wychowankiem w Oświęcimiu: „O moja Matko, muszę zostać świętym, ponieważ takie jest moje przeznaczenie. Nigdy nie powiem, że już jestem doskonałym; nie, nigdy nie powiem dosyć. Spraw, moja Matko, aby myśl o świętości, która rozświetla oczy mojej duszy, nigdy nie osłabła, przeciwnie wzrastała, umacniała się i świeciła jak słońce”46.

Jego droga krzyżowa składała się ze stacji maryjnych. W dniu 23 maja 1941 r., w wigilię uroczystości Maryi Wspomożycielki, miało miejsce, choć zawsze grożące, to jednak nagłe, aresztowanie. On sam wspomina otuchę, jaką mu przynosiło spojrzenie na wieżę Kościoła Maryi Wspomożycielki, niezbyt odległego od obozu, który Salezjanie odziedziczyli po Dominikanach i przekształcili w sanktuarium maryjne.

Jednakże ten rys maryjny ujawnia się przede wszystkim w momencie najwyższej ofiary. Różaniec towarzyszył mu w dniach więzienia. Odmawiał go indywidualnie i z towarzyszami. Z różańcem wiąże się jego przeznaczenie do kompanii karnej i ostatni heroiczny akt jego życia. Czytamy w aktach męczeństwa. „Wśród 60 księży i braci zakonnych, przygotowanych do transportu (do Dachau), był ksiądz Józef Kowalski. Staliśmy wyprostowani, nadzy w obozowej łaźni.

Podchodzi oficer Palitzch - jeden z największych oprawców w obozie w Oświęcimiu, przytaczają Akta - odpowiedzialny za codzienne raporty. Wydaje rozkaz. ‘Baczność’.

Komendant przechodzi wśród więźniów. Zauważa, że ksiądz Kowalski ściska coś mocno w dłoni.

‘Co masz w ręku?’ pyta. Ksiądz Kowalski milczy. Komendant silnie uderza w rękę; a ziemię pada różaniec.

‘Podepcz go’ krzyczy zdenerwowany oficer.

Ksiądz Kowalski nie robi tego. Komendant poirytowany nieruchomą postawą ks. Kowalskiego, oddzielił go od naszej grupy. Fakt ten wywarł na nas głębokie wrażenie. Zrozumieliśmy, że z powodu różańca czekały go surowe kary47”.

10 Wyjątkowe świadectwo

▲back to top

Jego Świątobliwość Jan Paweł II osobiście znał naszego Błogosławionego, ponieważ w czasie prześladowań nazistowskich mieszkał w naszej Parafii pod wezwaniem Św. Stanisława Kostki w Krakowie. Jako Kardynał w tym samym kościele, przemawiając 30 stycznia 1972 roku tak powiedział o zamordowanych salezjanach:

„Wspominam te czasy także z powodów osobistych. Jestem przekonany, że na moje powołanie, właśnie w tym czasie i w tej parafii, do której należałem jako młody chłopiec, miały wpływ także modlitwy i ofiary moich barci i sióstr i ówczesnych pasterzy, szczególnie młodych, którzy za życie każdego parafianina zapłacili męczeńską krwią”.

Nie dziwi więc nas fakt, że w liście księdza Rokity z 29 listopada 1971 roku, czytamy: „Arcybiskup Krakowa, Kard. Karol Wojtyła, który osobiście znał księdza Kowalskiego, nalega bardzo, aby przyspieszyć tę sprawę”. Dziś, widzi jej uwieńczenie, ogłaszając go Błogosławionym.

To pokorne i pełne wdzięczności świadectwo Papieża, cytowane powyżej w liczbie mnogiej - ‘owi pasterze’ -, poszerza nasze spojrzenie na wszystkich współbraci i członków rodziny salezjańskiej, którzy stoją za postacią Błogosławionego Józefa Kowalskiego. Z radością patrzmy na niego nie tyle ze względu na jego wyjątkowość, ale także jako na przedstawiciela wszystkich tych, którzy jak on, z tych samych powodów, na tej samej ziemi, w tym samym okresie historycznym, oddali swe życie.

Myślimy przede wszystkim o współbraciach aresztowanych wraz z nim w Krakowie. Niektórzy z nich zginęli w Oświęcimskim obozie między 1941 a 1942 rokiem. Wśród nich także Dyrektor i spowiednik księdza Kowalskiego, jak już wspomnieliśmy wcześniej.

Jeżeli wspomnimy wszystkich salezjanów, którzy zginęli w Polsce w czasie ostatniej wojny, to lista powiększy się do osiemdziesięciu ośmiu współbraci. Ksiądz Tirone w roku 1954 napisał o nich obszerne wspomnienia, podając krótką biografię każdego: „Medaliony - biografie osiemdziesięciu ośmiu współbraci Polaków, którzy zginęli w czasie wojny”. Mowa tu o pięćdziesięciu pięciu księżach, dwudziestu sześciu koadiutorach i siedmiu klerykach.

Jeszcze większa lista, obejmująca wszystkie ziemie Europy Wschodniej zamyka się liczbą 183: od Polski do Republiki Czeskiej, od Słowacji do Słowenii, od Chorwacji do Węgier.

O wszystkich tych współbraciach myślałem w czasie Beatyfikacji Księdza Józefa Kowalskiego, wszyscy uosobieni w nim i - jak on - promienni świadkowie męczeńskiego wymiaru Zgromadzenia.

Wspominamy ich ze czcią i głębokim uznaniem wewnętrznym, świadomi faktu, jak wiele duchowego bogactwa wnieśli do naszej rodziny zakonnej przez swe męczeństwo. Wspominając rozkwit powołań, które wyróżniały trudne lata powojenne i szybki rozwój naszej obecności na tych ziemiach, nie możemy złączyć tej tajemnicy z tajemnicą przelanej krwi męczeńskiej.

11 Salezjańska grupa "młodzieżowa"

▲back to top


W grupie beatyfikowanych męczenników znajduje się pięciu młodzieńców z Poznania. Są nimi: Edward Klinik (23 lata); Franciszek Kęsy (22 lata); Jarogniew Wojciechowski (20 lat), Czesław Jóźwiak (22 lata), Edward Kaźmierski (23 lata).

Charakteryzują ich wspólne cechy: wszyscy byli wychowankami oratorium i wszyscy świadomi swego ludzkiego i chrześcijańskiego wzrostu duchowego, wszyscy zaangażowani w animację kolegów, związani ze sobą wspólnymi zainteresowaniami oraz osobistymi i społecznymi planami, razem śledzeni i aresztowani w różnych miejscach, ale w tym samym czasie. Razem przeszli tułaczkę więzienną i razem ponieśli śmierć męczeńską tego samego dnia i w ten sam sposób. Do ostatniego momentu łączyła ich oratoryjna przyjaźń.

Wspólna beatyfikacja tych młodzieńców i księdza Kowalskiego jest bardzo wymowna: młodzi przez nas ewangelizowani, zaangażowani w apostolat, idą za nami aż do męczeństwa i dostępują chwały ołtarzy razem ze swymi wychowawcami.

Chociaż wspólnie podzielili więzienie i śmierć, to jednak każdy z nich miał swoją własną biografię, która splatała się z innymi, ze względu na przynależność do środowiska salezjańskiego.

Edward Klinik był drugim z trzech synów. Jego ojciec był mechanikiem. Po ukończeniu gimnazjum w naszym Zakładzie w Oświęcimiu, a następnie w Poznaniu, pomyślnie zdał egzamin dojrzałości. W czasie okupacji pracował w firmie budowlanej. Jego rodzona siostra, Maria, Urszulanka od Jezusa Konającego, zaświadcza: Od czasu jak Edward zaczął uczęszczać do oratorium, jego życie religijne bardzo się pogłębiło. Rozpoczął służyć do Mszy Świętej jako ministrant. Do życia oratoryjnego wciągnął także swego młodszego brata. Był dość spokojny, i nieśmiały; od czasu, kiedy zaczął uczęszczać do oratorium bardzo się ożywił. Był uczniem systematycznym i odpowiedzialnym"48.

W grupie pięciu wyróżniał się tym, że był bardzo zaangażowany w różnego rodzaju działania i czynił wrażenie chłopca poważnego i głębokiego. Pod opieką salezjanów, jego duchowe życie stawało się coraz bardziej głębokie, ześrodkowane na kulcie Eucharystii, na żywym nabożeństwie maryjnnym i entuzjazmie dla ideałów Świętego Jana Bosko.



Franciszek Kęsy natomiast, urodził się w Berlinie, gdzie jego rodzice przebywali ze względu na pracę. Jego ojciec był cieślą, ale po przeprowadzeniu się do Poznania, pracował w miejskiej elektrowni.

Franciszek zamierzał wstąpić do salezjańskiego nowicjatu. W czasie okupacji, nie mogąc kontynuować nauki, zatrudnił się w zakładzie przemysłowym. Czas wolny spędzał w oratorium, gdzie w ścisłej przyjaźni z innymi czterema kolegami, animował stowarzyszenia i akcje młodzieżowe. Był trzecim z pięciorga dzieci w rodzinie ubogiej.

Mówi się o nim, że był wrażliwy i delikatny i często chorował; ale jednocześnie był wesoły, spokojny, sympatyczny, lubił zwierzęta, i zawsze był chętny do pomocy innym. Rankiem chodził go kościoła i prawie każdego dnia przyjmował Komunię św.; wieczorem modlił się na różańcu.



Jarogniew Wojciechowski pochodził z Poznania. Ojciec prowadził sklep z kosmetykami. Życie rodzinne naznaczone było ciągłymi wstrząsami z powodu alkoholizmu ojca, który w końcu opuścił rodzinę. Jarogniew musiał porzucić szkołę i pozostać pod opieką starszej siostry. W tej sytuacji znalazł wsparcie duchowe w salezjańskim oratorium, w którego inicjatywach uczestniczył z wielkim entuzjazmem.

Służył do Mszy Św. w kościele u salezjanów, brał udział w wycieczkach, w koloniach, grał na pianinie religijne pieśni, uczestniczył w religijnym życiu rodziny, każdego dnia przyjmował Komunię św. i jak inni koledzy z grupy wyróżniał się braterstwem, dobrym humorem i aktywnością w działaniach, obowiązkach i dawaniu dobrego przykładu.

Wyróżniał się wśród innych tym, że był raczej typem kontemplacyjnym, dążył do pogłębienia znajomości rzeczy, starał się zrozumieć wydarzenia, ale bez popadania w melancholię; miał charakter przywódczy, w najlepszym tego słowa znaczeniu49.



Czesław Jóźwiak był związany z poznańskim oratorium od dzieciństwa. Miał dziesięć lat, kiedy po raz pierwszy przyszedł do oratorium. Jego ojciec pracował jako funkcjonariusz policji sądowej. Uczęszczał do gimnazjum 'Św. Jana Kantego i jednocześnie pełnił funkcję animatora kółka młodzieżowego w oratorium. Po wybuchu wojny także i on musiał podjąć pracę w sklepie z kosmetykami, ponieważ nie mógł kontynuować nauki.

Mówi się o nim, że z natury był wybuchowy, spontaniczny i pełen energii, ale umiał panować nad sobą, wytrwały, gotowy do poświęceń i konsekwentny50. Kierowany przez dyrektora, ks. Augustyna Piechurę, świadomie dążył do dojrzałości chrześcijańskiej i czynił w niej postępy. Cieszył się niekwestionowanym autorytetem wśród najmłodszych.

Według świadectwa jego towarzysza z więzienia: "Miał łagodny charakter, dobre serce, i kryształową duszę… kiedy otworzył się przede mną, zrozumiałem, że jego serce było wolne od jakiejkolwiek skazy grzechu i zła… zwierzył mi się, że żył pragnieniem, aby nie splamić się żadną nieczystością51".



Na koniec, Edward Kaźmierski, urodził się w Poznaniu, pochodził z ubogiej rodziny. Jego ojciec był szewcem. Po ukończeniu szkoły podstawowej, był zmuszony podjąć pracę w sklepie a następnie w zakładzie mechanicznym. Szybko włączył się do oratorium salezjańskiego, gdzie rozwinął swoje zdolności muzyczne.

Mówi się o nim, że życie religijne, które wyniósł z domu i rozwinął pod kierunkiem salezjanów szybko doprowadziło go pełni dojrzałości chrześcijańskiej. Czas wolny po pracy spędzał w oratorium, gdzie rozwijał nabożeństwo do Eucharystii i Matki Bożej. W wieku 15 lat wziął udział w pieszej pielgrzymce do Częstochowy, pokonując odległość 500 km. Był przewodniczącym kółka Św. Jana Bosko i entuzjastą ideałów salezjańskich.

Żywy z natury i stanowczy w decyzjach, konsekwentny, uwielbiał śpiew w kościele, w chórze był solistą. W wieku piętnastu lat napisał kilka kompozycji muzycznych. Charakteryzowała go wstrzemięźliwość, roztropność, życzliwość. W więzieniu wykazywał szczególną troskę o towarzyszy. Chętnie pomagał starszym i wolny był od jakiegokolwiek uczucia nienawiści do prześladowców52.



Pojedynczo i jako grupa, ci młodzi ludzie stanowią dowód kształtującej siły oratoryjnego doświadczenia, kiedy ta może liczyć na środowisko, na współodpowiedzialną wspólnotę młodzieżową, na osobistą propozycję jednego lub kilku współbraci, zdolnych towarzyszyć młodzieży na drodze wiary i łaski. Tych pięciu młodzieńców pochodziło z rodzin katolickich. Na tym fundamencie następnie życie i program oratoryjny rozbudziły wspaniałomyślną postawę w stosunku do Boga, dojrzałość ludzką, modlitwę i apostolski zapał.

Grupa, jako miejsce wzrostu i zaangażowania odegrała rolę decydującą. Wszędzie mówi się o nich, jako o grupie "pięciu". Wzruszają słowa, jakie czytamy o każdym z nich: "On był jednym z odpowiedzialnych grupowych w oratorium, będąc ściśle złączonym z czterema innymi więzami przyjaźni i pragnieniem zdobycia wyższych ideałów chrześcijańskich53".

Życie oratoryjne wytworzyło wśród nich młodzieńczą solidarność, opartą na ideałach i wspólnych planach, która objawiała się w szczerym współuczestnictwie , wzajemnej pomocy w pokonywaniu trudności, w spontaniczności i radości.

Zawiązana przyjaźń pozwalała im kontynuować spotkania nawet wtedy, gdy okupanci zajęli oratorium, pozostawiając salezjanom jedynie dwa pokoje i zamieniając cały budynek na magazyny wojskowe.

W jednym pokoju, przy pianinie, którego użyczyli bracia Serca Jezusowego, kontynuowano próby chóru i przyjacielskie spotkania. Później jeszcze, pozbawieni także i tej możliwości, miejscami spotkań stawały się małe ogródki miejskie, nadrzeczne łąki i pobliskie lasy. Nic więc dziwnego, że policja ich śledziła, utożsamiając ich z tymi, którzy łączyli się w podziemne stowarzyszenia. Przyjaźń przerodziła się we wzajemne wsparcie w czasie wędrówki przez kolejne więzienia aż do samej śmierci.



Więzienie i męczeństwo

Wszyscy pięciu zostali ujęci we wrześniu 1940 roku. Edwarda Kaźmierskiego aresztowano bezpośrednio w miejscu pracy, bez możliwości pożegnania się ze swoimi najbliższymi. Było to w niedzielę. W poniedziałek 23 września wieczorem, po godzinie policyjnej, tuż po powrocie do domu, zabrano Franciszka. Pozostali trzej także zostali aresztowani nocą, w swoich domach, w obecności członków rodzin.

Ponownie spotkali się wszyscy razem w forcie VII w Poznaniu. Przebywali następnie kolejno w więzieniu w Poznaniu na Młyńskiej, we Wronkach, Neukoln, w pobliżu Berlina, w Zwickau w Saksonii i na koniec w Dreźnie. Wszędzie byli przesłuchiwani, torturowani i zmuszani do ciężkich robót.

Ich więzienną drogę można była prześledzić dzięki cennym bilecikom, na pisanie których znajdowali sposoby. Zawierają one krótkie zdania, ale wystarczające, aby prześledzić ich więzienne losy i ukazać naszym oczom, że chodzi tu o gigantów ducha. "Bóg jedynie wie, ile cierpimy. Modlitwa była naszą jedyną pomocą w otchłaniach nocy i dni". Na innym bilecie czytamy: "Bóg dał nam krzyż, daje nam także siły do jego dźwigania".

W dniu 1 sierpnia 1942 roku ogłoszono wyrok: skazani na śmierć za zdradę stanu. Wyroku wysłuchali na stojąco. Nastąpiła długa cisza, przerwana jedynie głośnym zawołaniem jednego z nich: "Niech się stanie Twoja wola".

Nie mogą nas wprowadzić w błąd oficjalne racje polityczne. Przytaczane świadectwa a następnie sama Positio, dokumentują rzeczywiście zaistniały fakt męczeństwa, to znaczy, że na śmierć zostali skazani przez prześladowców. Więzienna droga naznaczona była torturami i przesłuchaniami, przymusowymi pracami, głodem aż do wyczerpania, nieludzkim traktowaniem, towarzystwem pospolitych delikwentów, którzy dodawali nowych cierpień do tych, jakie wnosił akt skazania.

Te same dokumenty ukazują wyraźnie mentalność i antyreligijny zamiar prześladowców, którzy w więzieniach dążyli do zabicia ludzkości. Niewątpliwie chłopcy ci słusznie myśleli, jak każdy obywatel, o odrodzeniu ich kraju pod względem kultury, wartości, sprawiedliwego współżycia. Nie udowodniono im jednak żadnych zbrodniczych czynów. Byli śledzeni i skazani bez możliwości obrony za ich przynależność do katolickich ruchów, z których, jak podejrzewano, mógł się zrodzić ruch oporu. Wśród świadków powtarzają się następujące oceny:

"Powodem skazania na śmierć nie było absolutnie to, co zostało opublikowane przez władze…"54. "Naziści wiedzieli o tym, i chociaż nie mówili tego wprost, kontynuowali prześladowania z racji wiary, poirytowani na widok znaków chrześcijańskich, głośnej modlitwy i religijnych pieśni…"55. "Z wiary czerpali siłę do wytrwania w wierności Bogu i ojczyźnie"56.

W końcu należy dodać to, za co ich karano natychmiast i bezpośrednio w związku z ich manifestacjami przynależności do wiary i pobożności, jako despotyczne drażnienie tych, którzy ich więzili i jako wynik przeciwnego chrześcijaństwu i ateistycznego reżimu. Prześladowano ich "z powodu ich zachowania się religijnego i patriotycznego"57. "Po zajęciu Poznania, maziści zabronili odprawiania Mszy Świętej w kościołach i gromadzenia młodzieży w Oratorium"58.

Bogata jest także dokumentacja na temat męczeństwa formalnego ze strony samych ofiar: to znaczy ich świadomość, że składali swe życie jako wyznanie wiary, synowskie przyjęcie woli Bożej, bez jakiekolwiek urazy lub niechęci do tych, którzy zadawali im śmierć, przeciwnie, żywili do nich chrześcijańską miłość.

W ten sposób zostaje uwydatniona fama martyrii, to znaczy przekonanie tych, którzy ich znali i śledzili ich losy, o męczeńskim charakterze ich śmierci, wyrażane w prośbach o ich wstawiennictwo i łaski. Znajdują się wśród nich ich towarzysze z lat młodości, ale także naoczni świadkowie z więzienia. Głos, który znaczy więcej niż inne mówi: "Ktokolwiek znał naszych pięciu młodzieńców, widzi ich jako męczenników dla miłości Boga i ojczyzny"59. "Osobiście jestem przekonany, że jego cierpienie w więzieniu i przede wszystkim śmierć, którą przyjął jako wyznanie wiary, łączy warunki, by zaliczyć go w poczet męczenników. Coroczne spotkania (…) wychowanków z Oratorium mówią nam, że 'piątka' jest wzorem nie tylko miłości ojczyzny, ale także wiary"60.

Po trzech tygodniach zostali zaprowadzeni na plac, gdzie była przygotowana gilotyna i tam zostali ścięci. Był to dzień 24 sierpnia i w naszych wspólnotach obchodziło się miesięczne wspomnienie Maryi Wspomożycielki.

Przed śmiercią pozwolono im napisać do rodziców. Czytając ich ostatnie słowa, pozostaje się oniemiałym, podobnie jak przed pomnikiem wielkich ludzi. Ich listy stanowią cenne dokumenty życia duchowego, które w swoim czasie mogą być upowszechnione. Za przykład niech posłuży list Czesława Jóźwiaka: "Muszę opuścić ten świat. Mówię, Wam moi drodzy, że z radością idę na tamten świat, z większą, aniżeli z ewentualnego uwolnienia. Wiem, że Maryja Wspomożycielka Wiernych, którą czciłem przez całe życie, uprosi mi przebaczenie u Jezusa.

Kapłan pobłogosławi mnie w czasie egzekucji. Cieszymy się, że możemy być razem przed śmiercią. Cała nasza piątka znajduje się w jednej celi. Jest godzina 19.45. O godz. 20.30 odejdę z tego świata. Proszę was, nie płaczcie, nie traćcie nadziei, nie przejmujcie się. Bóg tak chciał…61

Podobnie jak u księdza Kowalskiego tak i w historii tych pięciu młodzieńców, istnieje wzruszająca historia, związana z różańcem. Po aresztowaniu pozbawiono ich wszystkiego, co posiadali przy sobie. Różańce, które mieli przy sobie wrzucono do kosza. Wykorzystując moment nieuwagi strażników, odważnie wyciągnęli z kosza różańce, które staną się ich drogocennym towarzyszem w najtrudniejszych chwilach.

Do naszej trójki młodych: Św. Dominika Savio, Błogosławionej Laury Vicuna i zmarłego w opinii świętości Zeffirino Namuncurà, dochodzi dziś piątka młodych męczenników, prawie aby uzupełnić typologię hagiograficzną drogocennym wkładem, którego jeszcze brakowało: męczeństwem. Przed nami zadanie dostrzec znaczenia tej prymicji w środowisku młodzieżowym. W nich pragniemy widzieć wzór dla tych młodych ludzi, którzy cierpią z powodu wiary chrześcijańskiej w wielu zakątkach świata. Wskazujemy na nich, jako na orędowników, a także jako na ideały wartości trudno dostępnych.



Zakończenie

Po południu, 13 czerwca, po uroczystości na placu Józefa Piłsudskiego w Warszawie, spotkaliśmy się z młodzieżą przybyłą na beatyfikację z różnych części Polski, Słowacji i Rosji. Młodzieży towarzyszyli salezjanie i animatorzy, a wśród nich nowicjusze, młodzi współbracia w formacji i postulantki CMW.

Była to manifestacja prawdziwie "oratoryjna", zorganizowana w naszej Bazylice Serca Jezusowego w Warszawie. Radość z przebywania wspólnie pod natchnionym przewodem Księdza Bosko, dostrzegało się na każdej twarzy i odczuwało w całym środowisku. Oznaki ducha "oratoryjnego" przybierały żywotny i kompletny wyraz: towarzystwo, muzyka, modlitwa, wspólne plany, grupy.

W takiej mozaice młodych ludzi postać Księdza Kowalskiego i pięciu młodzieńców nakreślona poprzez spokojną i sugestywną lekturę, zdawała się być przeniesiona do swego naturalnego środowiska. Istotnie, w Oratorium rozkwitła i rozwinęła się ich świętość, naznaczona męczeństwem. System prewencyjny wychowuje do świętości wychowawcę, proponuje świętość i pomaga młodzieży w osiąganiu świętości: miejscem powstania i odrodzenia się Systemu Prewencyjnego jest Oratorium.

W momencie takim jak ten, w którym patrzymy na młodzież z nową nadzieją, Bóg i Maryja niech nam pomogą odkryć nowe możliwości i żyć w duchu tej nadziei.



Pozdrawiam was i błogosławię.



Ks. Juan E. Vecchi

Przełożony Generalny



1 Por. tekst Dekretu przytoczony jest w n. 5.1 niniejszych DRG

2 Por. DRG 367; n. 5.1; Biuletyn salezjański, czerwiec 1999

3 TMA 32

4 TMA 37

5 TMA 37

6 Por. TMA 32

7 Por. ib.

8 Por. TMA 33-34

9 Por. TMA 34

10 Por. TMA 38

11 Por. Incarnationis Mysterium, Bulla zapowiadająca Jubileusz, 11

12 Incarnationis Mysterium 12

13 TMA 37

14 Por. Incarnationis Mysterium 13

15 Por. TMA 37

16 TMA 37

17 Ib.

18 Incarnationis Mysterium 13

19 TMA 37

20 Incarnationis Mysterium 13

21 Por. Incarnationis Mysterium 13

22 TMA 37

23 Por. Ecclesia in America 15

24 Osserv. Romano 6/7 czerwiec 1997

25 Por. Osserv. Romano 25 kwiecień 1998

26 VC 86

27 Por. Tekst z "Duchowego testamentu Księdza Bosko", znajdujący się na końcu Konstytucji.

28 MB XII, 13

29 Teste XX s. 1676 & 5893

30 Por. Teste XIV, Summ., LXXX, s. 1671, & 5876;

31 C.P. s. 65

32 Prof. Zygmunt Kolankowski, Summ., Doc. VI

33 Por. Positio. LXXXV, s. 10

34 Zeznanie ks. Franciszka Barana

35 Pius XII, AAS 32, 1950, s. 958

36 Teste XX, summ., s. 1676, & 5893

37 Summ., LXXXV, s. 1678, & 5897; ib. ss. 1680, & 5904, 5908

38 Summ., LXXXV, s. 1680, & 5902

39 Zeznanie ks. Franciszka Barana, 30, VIII, 1971

40 Teste XIX, Summ., LXXXV, s. 1676, & 5892

41 Por. Teste XIV, Summ., s. 1671, & 5875

42 Teste XVII, Summ., s. 1675, & 5887

43 List Prof. Józefa Kreta, naocznego świadka

44 Summ., LXXXV, ss. 1685 && 5920 n.

45 Józef Kret

46 Teste XX s. 1676, & 5893

47 Teste XIV, Summ., LXXX, s. 1671 & 5876

48 Positio, s. 758

49 Por. Positio ss. 766 n.

50 Por. Positio, s. 730

51 Positio, s. 731

52 Por. Positio s. 742

53 Positio, s. 741

54 Teste I, Summ., s. 1695

55 Positio, s. 734

56 Ib.

57 Teste 2, Summ., s. 1700

58 Ib.

59 Positio, s. 738

60 Ib.

61 Summ., s. 1707

19