11
nasze dobra, kochać ubóstwo, nazywać je i uważać za rozkoszną panią, uważać okropieństwa,
wzgardę, upokorzenia, prześladowania, męczeństwo za szczęście i błogosławieństwa, trzymać się
granic absolutnej czystości, a wreszcie żyć na świecie i w tym życiu doczesnym wbrew wszelkim
opiniom i zasadom tego świata i pod prąd rzeki tego życia, z ciągłą rezygnacją, wyrzeczeniem i
zaparciem się siebie, to nie jest życie zgodne z naturą ludzką, ale ponad nią; nie ma żyć w nas,
ale poza nami i ponad nami: a ponieważ nikt nie może w ten sposób wyjść ponad siebie, jeśli go
nie pociągnie wieczny Ojciec, wynika z tego, że ten sposób życia musi być nieustannym
uniesieniem i wieczną ekstazą czynu i działania” [49].
Jest to życie, które na nowo odkryło źródła radości, wbrew wszelkiemu swemu wyjałowieniu,
wbrew pokusie skoncentrowania się na sobie. Istotnie, „[…] wielkim niebezpieczeństwem
współczesnego świata, z jego wieloraką i przygniatającą ofertą konsumpcji, jest smutek rodzący
się w przyzwyczajonym do wygody i chciwym sercu, towarzyszący chorobliwemu poszukiwaniu
powierzchownych przyjemności oraz wyizolowanemu sumieniu. Kiedy życie wewnętrzne zamyka
się we własnych interesach, nie ma już miejsca dla innych, nie liczą się ubodzy, nie słucha się już
więcej głosu Bożego, nie doświadcza się słodkiej radości z Jego miłości, zanika entuzjazm
czynienia dobra. To niebezpieczeństwo nieuchronnie i stale zagraża również wierzącym. Ulega
mu wielu ludzi i stają się osobami urażonymi, zniechęconymi, bez chęci do życia” [50].
Do tego opisu „ekstazy działania i życia” św. Franciszek dodaje na koniec dwa wyjaśnienia, ważne
także w naszych czasach. Pierwsze dotyczy skutecznego kryterium rozeznawania prawdziwości
tego stylu życia. Drugie – jej głębokiego źródła. Jeśli chodzi o kryterium rozeznawania, stwierdza,
że choć ekstaza oznacza prawdziwe wyjście z siebie, nie oznacza porzucenia życia. Aby uniknąć
niebezpiecznych wynaturzeń, nie wolno o tym nigdy zapominać. Innymi słowy, ten, kto sądzi iż
wznosi się ku Bogu, ale nie żyje miłością bliźniego, oszukuje siebie i innych.
Znajdujemy to samo kryterium, które Franciszek Salezy stosował do jakości prawdziwej
pobożności. „Gdy zatem spotyka się osobę, która na modlitwie jest pogrążona w zachwyceniu i
wychodzi poza siebie, unosząc się ku Bogu, natomiast nie ma ekstazy życia, to znaczy nie
prowadzi życia wznioślejszego, oddanego Bogu, [...] zwłaszcza zaś przez nieustanną miłość – to
wierz mi Teotymie, że wszystkie jej zachwycenia są wielce podejrzane i niebezpieczne”. Jego
konkluzja jest bardzo sugestywna: „Być ponad sobą samym na modlitwie, a poniżej siebie w życiu
i w czynnościach – być anielskim na medytacji, a zwierzęcym w obcowaniu [...] jest wyraźnym
objawem, że te zachwycenia, te ekstazy to tylko igraszka i oszustwo złego ducha” [51]. To jest w
istocie to, co Paweł przypominał już Koryntianom w swoim Hymnie o miłości: „Gdybym też miał
[...] wszelką [możliwą] wiarę, tak iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I
gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym
nie miał, nic bym nie zyskał” ( 1Kor 13, 2-3).
Zatem, dla św. Franciszka Salezego życie chrześcijańskie jest nierozłącznie związane z ekstazą,
jednakże ekstaza nie jest autentyczna bez życia. Życiu bez ekstazy grozi bowiem sprowadzenie