MB_PL_v06


MB_PL_v06



1 Pages 1-10

▲back to top


1.1 Page 1

▲back to top


KS. J. B. LEMOYNE
MEMORIE BIOGRAFICHE
DEL VENERABILE SERVO DI DIO
DON GIOVANNI BOSCO
1858 – 1861
Tom VI
TŁUMACZ. XCP.
POGRZEBIEŃ
1972.
1

1.2 Page 2

▲back to top


Od tłumacza
Oddaję do rąk Współbraci kolejny, VI tom Memorie Biografiche pióra księdza
Lemoyne. Jest on najobszerniejszy ze wszystkich dotychczasowych przetłumaczonych
po polsku. Zamieszczono w nim szereg snów księdza Bosko. Mamy je zebrane w
maszynopisie, staraniem czcigodnej pamięci Ks. Jana Ślósarczyka – Sny Ks. Bosko –
Kraków SIT 1957”, z którego korzystałem zaznaczając to niekiedy w tekście.
Niektóre drobiazgowe szczegóły osobowe, lokalne, opisy uzdrowień,
zwłaszcza listy, obecnie zdezaktualizowane dla czytelnika współczesnego, zostały
opuszczone, co zaznaczono nawisami (…). – Nie umniejsza to w niczym wartości
pieczołowitego trudu, jaki włożył w te tomy biograf historyk salezjański ksiądz
Lemoyne.
Niestety, maszynopis w obecnej formie posiada wiele do życzenia, nie zawsze
z winy autora.
Tłumacz uważa swą pracę jako podkład do przyszłego opracowania biografii
św. Założyciela dla potrzeb obu naszych inspektorii.
Pogrzebień – Boże Narodzenie – 1972
2

1.3 Page 3

▲back to top


ROZDZIAŁ I
Kim był ksiądz Bosko? – Na to pytanie odpowiada w swych wspomnieniach
pewien kapłan bliski współpracownik Świętego pisząc:
„Ksiądz Bosko był kapłanem, który słowem i przykładem osobistym pouczał,
jak każdy stosownie do swojego stanu może i powinien służyć Panu Bogu. Stąd
słusznie zaliczyć się winno księdza Bosko w poczet największych Świętych. Był on
narzędziem Boga w dokonywaniu dzieł, które z piętnem nadprzyrodzonym przetrwają
wieki. Dzieła te zapoczątkowane i doprowadzone szczęśliwie do skutku mimo
elementu ludzkiego są niespożyte, gdyż słabość ludzką uzupełnia moc Boża.
Wydaje się, że u niego jak u wielkiego Napoleona nie istnieje słowo
„niemożliwość”pomimo tak wielkiej dysproporcji środków do celu.
Bogu tylko wiadomo, z jak wielkimi trudnościami musiał się parać w
zrealizowaniu swej misji. Otrzymał odpowiednie wyposażenie naturalne: tężyznę
fizyczną i doskonałe zdrowie. Krępy, średniego wzrostu, nieco przysadzisty, organizm
odporny i silny. Z całej postaci przebijało zdecydowanie i umiar. Naturalność,
pogodne usposobienie – przyciągały doń każdego. Był typem zdrowej rasy wiejskiej,
jak wół łagodny i pracowity wykonujący swą pracę.
Charakterystyczny był jego wzrok łagodny, lecz tak przenikliwy, że trudno
było mu się oprzeć. Nie spotkałem w życiu drugiej osoby, która by głębiej
penetrowała w mej duszy.
Żaden portret nie zdoła wyrazić charakterystycznych jego rysów…”.
Wśród zmiennych kolei życia ksiądz Bosko był zawsze sobą. Bardzo rzadko,
być może zdarzały się u niego wypadki zdenerwowania. To jego naturalne
właściwości zdobywały mu sympatię i szacunek u najbliższego otoczenia.
To mu ułatwiało wykonywanie jego misji wychowawczej wśród młodzieży
oraz dokonywanie dzieł trudnych i ciernistych. Nieraz jakby otrząsając się
z gniotącego brzemienia rzucał:
Ach, co tam! Niech będzie jak chce byle było dobrze…
3

1.4 Page 4

▲back to top


Czasem znudzony kłopotami czy plotkami na niekorzyść swych dzieł
odzywał się: Eh, weselmy się i dobrze czyńmy, a niech tam sobie wróble ćwierkają na
dachu! Mam za to was kochanych łobuzów. W pałacach bogaczów niczego nie brak
prócz was samych…
Jego synowie nawet bezwiednie swą miłością usuwali mu ciernie spod nóg, a
tym samym przedłużali mu jego cenne życie.
Nie zdradzał się z gniotącego brzemienia trosk, które nastręczały mu jego
trudne misje.
Przypomina mi się znana w Oratorium piosenka zaczynająca się od słów:
„Ciepłym wiewem wiosna wionie…”– Zdaje się jakbym widział księdza Bosko wśród
chłopców, jak pyta: Jest tu Chiapale? No, zacznijcie naszą piosenkę – i sam intonował
ją swym dźwięcznym głosem.
„Seite Domino In laetitia”– było jego hasłem. Wznosił cierpliwie gmach
wychowania obywatelskiego młodzieży. Chciał, by chłopcy na rekreacji byli
rozbawieni i rozśpiewani. Sam brał chętnie w niej udział rozpraszając melancholię
u innych.
Jeżeli widzę chłopców wesołych na rekreacji, to wszystko w porządku –
mawiał.
Osobiście podkładał łatwe melodie pod niektóre pieśni religijne, które
śpiewano w Oratorium.
Chłopcy odwzajemniali mu się miłością za miłość, uznając go za swego
przełożonego i ojca, widząc jak zbliżał się do nich będąc ubogim jak oni. Naśladował
ubóstwo Jezusa Chrystusa: kochał najbiedniejszych wśród biednych i z nich wybierał
sobie swych uczniów.
Interesujący jest motyw, dla którego nie chciał zatrzymać w zakładzie
chłopca poleconego przez barona Felicjan Ricci:
- Benemerizo o sempre Car.mo Sig. Barona –
Bardzo mi przykro, że syn Rosso uciekł do domu… Niestety, niemożliwe jest
jego przyjęcie z powrotem do zakładu /…/ Ja nie mogę przyjąć chłopca w poczet
sierot, gdy widzę jego rodziców w gali…Lecz to dalsza refleksja, główną przyczyną
4

1.5 Page 5

▲back to top


jest doprawdy niemożliwość. Proszę o wybaczenie etc. – Turyn 4-5-1858 – XJB –
Św. Wychowawca miał w gronie swych sierot doprawdy wartościowych i
cnotliwych chłopców, wystarczy wspomnieć Michała Magone. Przyjęty do Oratorium
dał się poznać swą żywiołową energią. Stopniowo jednak przystępując do
Sakramentów św. potrafił opanować się do tego stopnia, że czasem kilka godzin
klęczał nieruchomy przygotowując się do spowiedzi, podczas gdy koledzy deptali po
nim wyprzedzając go. W czasie rekreacji pełno było go na dziedzińcu i w każdej grze
przewodniczył. Lecz na głos dzwonka przerywał grę i biegł tam, dokąd go wzywano.
Potrafił w ciągu jednego roku przeskoczyć klasę. Bodźce dodawało mu jego
gorące nabożeństwo do Madonny. Spytany, czemu przypisuje swe postępy
odpowiadał:
„Uciekam się do mej Mistrzyni, a ona mi dopomaga i umiem to nawet, czego
się nie nauczyłem…”.
Na książkach i na zeszytach wypisywał wezwanie: „Stolico mądrości módl
się za nami”. Oddawał się muzyce i swym srebrnym głosikiem wykonywał solowe
utwory w czasie nabożeństw.
Podczas pobytu księdza Bosko w Rzymie pisał mu, że brał udział
w rekolekcjach dla eksternistów w Oratorium, i że Matka Boska dała mu poznać swą
wolę, by stał się cnotliwym, i że sama będzie mu mistrzynią miłości bożej…
Gdy Święty powrócił do Turynu, przedstawił mu swój ślub, że nie straci
nigdy chwili czasu, lecz Święty wolał, by to było zwykłą obietnicą. Doprawdy, łaska
Boża rozbudzała w tym chłopcu gorące pragnienie doskonałości.
W maju tego roku 1858 uczynił dla uczczenia Matki Boskiej postanowienie
umartwiania oczu, języka i zmysłów zewnętrznych. Chciał również pozbawić się
części rekreacji, pościć, spędzać część nocy na modlitwie…, lecz ksiądz Bosko nie
pozwolił na to.
Pod koniec miesiąca przyszedł do księdza Bosko oświadczając:
„Pragnę jak święty Alojzy uczynić rzecz miłą Matce Najświętszej
poświęcając jej swą cnotę czystości, oraz chcę złożyć ślub, że zostanę kapłanem, by
5

1.6 Page 6

▲back to top


zachować wieczystą czystość…”.
Święty odrzekł, że jest jeszcze za młody na złożenie podobnego ślubu.
Mam jednak wielkie pragnienie oddania się Maryi i gdy Jej się poświęcę, to
ona na pewno mi dopomoże dotrzymać tej obietnicy.
Zamiast ślubu złóż przyrzeczenie wstąpienia do stanu duchownego, byle przy
końcu studiów gimnazjalnych okazały się pewne oznaki twego powołania. A zamiast
ślubu czystości złóż Bogu zwykłą obietnicę nie wykroczenia przeciw tej cnocie
słowem, czynem, nawet żartem. Każdego dnia odmów jakąś modlitwę o zachowanie
tej obietnicy.
Parę dni później otrzymał od księdza Bosko bilecik z wypisanymi
następującymi radami:
1. Oddaj się, z synowską ufnością pod opiekę Matki Najświętszej. Nie
słyszano nigdy, by został opuszczony, kto do niej o pomoc się uciekał…
2. W pokusach staraj się czymś zając… Skromność i próżnowanie nie idą w
parze…
3. Ucałuj często medalik lub krzyżyk, przeżegnaj się pobożnie wymawiając
akt strzelisty: „Jezu, Maryjo, Józefie święty itd”. – Tych trzech Imion lęka się bardzo
szatan.
4. Gdy pokusa trwa nadal, uciekaj się do Matki Najświętszej odmawiając
modlitwę Kłościoła: „Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi…”.
5. Unikaj rozpieszczania swego ciała, czuwaj nad zmysłami zwłaszcza
wzrokiem, unikaj nieodpowiedniej lektury. Ilekroć uczujesz niebezpieczeństwo, odłóż
natychmiast książkę, natomiast czytaj religijne książki mówiące o czci Najświetszego
Sakramentu i Matki Bożej.
6. Unikaj nieodpowiedniego towarzystwa: wybieraj spośród kolegów dobrych
– najlepszych, cieszących się dobra opinią u wychowawców /…/
7. Częsta spowiedź i Komunia św. stosownie do rad twego spowiednika, w
chwilach wolnych nawiedzaj Najśw. Sakrament.
6

1.7 Page 7

▲back to top


Podobnych rad udzielał; innym na piśmie lub prywatnie, dodając: Może
komuś wydadzą się te praktyki jako coś pospolitego. Uważam, że jak jedno tchnienie
pokusy może zaćmić tę cnotę, podobnie jakakolwiek praktyka służąca do jej
zachowania może być bardzo pożyteczna…
- „… Radzę nakłaniać do praktykowania rzeczy drobnych i nienużących
zwłaszcza młodzież… a wykonywać je wytrwale.”.
Magone postępował w doskonałości praktykując miłość bliźniego. Pisał, na
przykład, do kolegi liścik zachęcający, wyręczał drugich w utrzymaniu porządku np. w
sypialni, pomagał słabszym w nauce, pocieszał przygnębionych, nakłaniał do
pojednania obrażonych, wstawiał się u przełożonych za winnymi… Bogu wiadomo,
ile złu przeszkodził a zdziałał dobrego…
Przytoczymy parę świadectw niepublikowanych dotąd. Oto urywek z listu
jego kolegi Mateusza Galleano do księdza Bosko:
Pewnego razu Magone spotkał mnie ze świecą w ręku zapraszając, by iść z
nim do kościoła pomodlić się o nawrócenie grzeszników. Ujęty jego uprzejmością
zgodziłem się. Udaliśmy się przed ołtarz Madonny i zapaliwszy świecę odmawialiśmy
Różaniec. Byłem już znużony i chciałem wyjść z kościoła. Magone serdecznie mnie
prosił, bym pozostał aż wypali się świeca.
Drugi fakt był następujący: Pewnej ciepłej soboty aprendyści bawili się na
dziedzińcu, a choć zadzwoniono na spowiedź, nie chciało im się iść. Nadszedł Magone
i uprzejmie zapraszał każdego by szli do spowiedzi, lecz na próżno. Brał z nimi udział
w zabawie czas jakiś poczem rzecze: Chodźcie ze mną na drugie piętro… Poszli
myśląc, że będzie tam jakaś rozrywka. On zaprowadził ich przed pokój księdza Bosko
i tyle dokazał, że zgodzili się wyspowiadać u niego.
Nic dziwnego, że Magone i wielu innych czyniło postępy w cnocie dając
posłuch nie tylko poleceniom, lecz wykonując nawet rady św. Wychowawcy.
Pewnego razu w czasie rekreacji ksiądz Bosko wyszedł z grupą chłopców za
portyki i zmęczony usiadł na trawie. Chłopcy poszli za jego przykładem. Ksiądz
Bosko wspomniał, że Pan Bóg pragnie zbawienia tylu dusz dzięki naszej pomocy i
dodał: Oh, ileż dobrego moglibyśmy zdziałać, gdybym miał dziesieciu, dwunastu
7

1.8 Page 8

▲back to top


księży gotowych do pracy!.
Ja, ja! – wołali na wyścigi. – Ksiądz Bosko uśmiechnął się i tak dalej mówił:
Dobrze, dobrze, jeśli chcecie pracować ze mną, musicie być gotowi na każde
skinienie i być jak chusteczka w mym ręku… to mówiąc wyciągnął z kieszeni
chusteczkę do nosa, składał ją, rozwijał, przekładał z ręki do ręki, zgniatał, wygładzał,
podrzucał do góry… Chłopcy zaciekawieni obserwowali pilnie. On zaś tak mówił
dalej: Wszystko będzie dobrze, jeśli pozwolicie zrobić ze sobą, co ja robiłem z
chusteczką. Jeśli będziecie posłuszni, spełnicie wolę bożą, ujrzycie cuda, jakie zdziała
Pan Bóg przez chłopców z Oratorium.
Wielu, więc oddawało się w ręce księdza Bosko, by współdziałać z tą wielką
misją.
Zresztą cnota posłuszeństwa była wpajana stale przez księdza Bosko jego
uczniom. Mówił na ten temat pewnej niedzieli na nauce wieczornej. Dowiadujemy się
o tym z zapisków kleryka Bonettiego:
Kto zabiera się do jakiegoś zawodu, musi uczyć się go pilnie przez kilka lat.
Stare przysłowie mówi:- Nikt nie rodzi się od razu mistrzem. Kto więc chce być
murarzem, musi przez parę lat nosić zaprawę, podawać cegły, kamienie i spełniać tym
podobne zwykłe czynności. Dopiero potem zacznie się posługiwać kielnią, stawiać
mur, budować domy bez obawy, że zwalą się one na głowy mieszkańców. Podobnie
terminator stolarski, gdyby od razu zabierał się do mebli, traciłby tylko czas, niszczył
materiał i narzędzia. Tak samo musimy zabierać się my do naszego chrześcijańskiego
zawodu. Nie będziemy go spełniali doskonale, jeżeli się go nie nauczymy. Ażeby go
dobrze spełniać trzeba najpierw słuchać Pana Boga, Papieża, kapłanów i to każdy
według swego stanu. Pomówmy, więc na temat posłuszeństwa.
Co znaczy słowo „posłuszeństwo”? Od łacińskiego „ab audientia”, gdy słyszy
się coś z ust przełożonego i to wykonuje. A co będzie cnotą posłuszeństwa? – Św.
Tomasz z Akwinu największy ze wszystkich teologów mówi, że posłuszeństwo jest to
cnota, gdy człowiek jest gotów spełniać polecenia i wolę Przełożonego /…/ Nie jest to
cnota teologiczna, lecz moralna, którą możemy nabyć przy pomocy łaski bożej
ćwicząc się w wykonywaniu aktów posłuszeństwa.
8

1.9 Page 9

▲back to top


Ile mamy rodzajów posłuszeństwa? Jest ich pięć:
 posłuszeństwo Bogu,
 Kościołowi,
 posłuszeństwo polityczne,
 domowe,
 zakonne.
Posłuszeństwo Bogu odnosi się do Niego samego. Będąc stwórcą i Panem
wszystkiego słusznie ma prawo do pierwszeństwa.
Bóg rozkazuje nam czcić jedynie siebie samego, nie wzywać Imienia Jego na
daremno, nie bluźnić – A winniśmy go słuchać. Nakazuje nam przestrzeganie świąt i t.
p. przepisy Dekalogu.
Winniśmy również słuchać Kościoła, gdyż Chrystus powiedział do Piotra:
„Tyś jest Piotr /Opoka/ na tej opoce zbuduję Kościół mój”. – Tenże Chrystus, który
dał Piotrowi władzę zatrzymywania i odpuszczania grzechów, dał mu również władzę
ustanawiania praw służących dla większej chwały bożej i zbawienia dusz. Dlatego po
Bogu winniśmy posłuszeństwo Papieżowi, następcy św. Piotra, zachowując przepisy
kościelne /…/
Odnośnie posłuszeństwa cywilnego winniśmy ulegać panującej władzy nie
tylko w sprawach doczesnych, np. płacić podatki, przestrzegać przepisów
państwowych odnośnie testamentów etc.
A posłuszeństwo domowe? Odnosi się ono do rodziców, chlebodawców,
przełożonych i t. p. Syn, więc winien posłuszeństwo rodzicom jako zastępcom Boga,
służący, subiekt sklepowy, swemu pracodawcy, i tak dalej wyżej stojącym od siebie.
W każdym wypadku słuchać należy we wszystkim, co nie sprzeciwia się prawu
bożemu lub kościelnemu. Bo gdyby np. rodzice lub przełożeni nakazywali rzeczy złe,
nie mielibyście obowiązku ich słuchać, nawet grzeszylibyście gdybyście usłuchali
rozkazu. Lecz biada takim rodzicom, co wiodą do złego swe dzieci!
Posłuszeństwo zakonne do was się nie odnosi.
Odnośnie posłuszeństwa trzeba jeszcze wyjaśnić przedmiot i podmiot
9

1.10 Page 10

▲back to top


posłuszeństwa. Przedmiotem jest wszystko, co się rozkazuje. Ilekroć, kto rozkazuje
rzeczy złe, choćby to był sam anioł z nieba, nie powinniśmy wtedy słuchać.
Był taki majster, który mówił do ucznia: Nie wiesz, jak się robi pieniądze?
Posłuchaj. Należy ci się ode mnie osiem soldów dziennie. Wypłacę ci tylko sześć za
pracę, a pozostałe dwa ze względu na ciebie, rozumiesz? Jeśli ksiądz Bosko cię spyta,
odpowiesz: Majster dał mi tylko sześć soldów.
Pytam was: Czy chłopiec ów mógł tak postąpić? Rzeczywiście nie zrobił
tego, czym dał porządnaąlekcję majstrowi.
Otóż przez podmiot posłuszeństwa rozumie się osobę, która wydaje rozkazy.
W takim razie, rozumie się, iż ten, co rozkazuje winien zajmować wyższe stanowisko
od tego, komu rozkazuje. Ktoś równy lub niższy nie ma prawa wam rozkazywać.
Czy cnota posłuszeństwa jest wielką cnotą?
O tak. Posłuszeństwo zawiera i obejmuje wszystkie cnoty, jak mówi św.
Grzegorz Wielki /…/ Posłuszeństwo jest rzeczą miłą Panu Bogu, bo ze wszystkich
darów, jakie otrzymało stworzenie od Stwórcy, najcenniejsza jest wolność człowieka.
A przez posłuszeństwo czynimy Bogu ofiarę z naszej wolnej woli poddając ją
przełożonemu /…/
Żeby ta nasza ofiara była miłą Bogu, musi pochodzić doprawdy z woli. Kto
słucha niechętnie i z bojaźni, tego posłuszeństwo nie będzie miłe Panu Bogu, gdyż nie
podoba Mu się ofiara niechętna i wymuszona.
Jako Bóg miłości chce, żebyśmy wszystko czynili z miłości. Dlatego gdy nam
się coś poleca, bądźmy przekonani, że wtedy, gdy to spełniamy, Pan Bóg jest z nami.
Gdy król Saul miał stoczyć bitwę, prorok Samuel powiedział mu:
Oczekuj mnie na polu i nie zaczynaj bitwy z Filistynami, aż przyjdę złożyć
ofiarę Bogu.
Saul czekał, lecz Samuel się spóźniał. Nieprzyjaciele zbliżali się, a wojsko
jego się cofało. Saul widząc, że wojsko jego rozchodzi się, a Samuel nie przychodzi,
kazał przygotować żertwę i przywłaszczając sobie urząd kapłański sam dokonuje
ofiary. W tej chwili przybywa Samuel do obozu i rozgniewany rzecze:
10

2 Pages 11-20

▲back to top


2.1 Page 11

▲back to top


Głupio uczyniłeś. – A gdy Saul tłumaczył się ze swego postępku odrzekł:
Niegodnie postąpiłeś. Rozkazałem ci oczekiwać mnie, a ty dopuściłeś się
przestępstwa./…/
Dla przykładu, jak Pan Bóg wynagradza posłuszeństwo już tym świecie,
przytoczę przykład opowiedziany przez św. Grzegorza Wielkiego. Mówi on, że św.
Benedykt razu pewnego posłał swego ukochanego ucznia Placida, by zaczerpnął wody
z pobliskiego strumienia. Chłopiec poszedł, lecz czy z powodu niezręczności czy
pociągnięty przez wiadro napełnione wodą wpadł do rzeki i unosił go prąd. Św.
Benedykt widział to przez okno i zawołał drugiego ucznia nazwiskiem Taurus
polecając mu wyciągnąć z wody Placida, którego unosił prąd.
Taurus nie zważając na niebezpieczeństwo wszedł śmiało do rzeki krocząc
suchą nogą po falach, przyszedł na miejsce, gdzie walczył z falami Placyd, chwycił go
za włosy i wyciągnął z wody. – Mówi św. Grzegorz, Taurus wcale nie wiedział, że
chodzi po rzece i nie spostrzegł się o niebezpieczeństwie. Tak Bóg wynagradza
posłuszeństwo ochotne.
Przy końcu maja, ksiądz Bosko nie wiadomo, z jakiego powodu zawiesił na
ścianie swego pokoju karton z podobizną prochowni po wybuchu w 1852./…/ Po
bokach ks. Bosko przykleił obrazki Madonny z Dzieciątkiem Jezus. Nad jednym
wydrukowano: „Pamiątka miesiąca Maryjnego w kościele Przenajświtszej Trójcy w
Turynie r. 1858”– Pod spodem napis: „Matko pięknej miłości spraw, żebym cię
kochał, a kochał w wieczności!”Pod drugim obrazkiem czytano: „Pamiątka miesiąca
Maryjnego w kościele SS. Adoratorek 1858 – Najświętsza Maryjo, Matko Jezusa,
uczyń nas świętymi!”
Na dole kartonu wisiał obrazek Niepokalanej z rękoma złożonymi, z napisem:
„O Dziewico Niepokalana, któraś sama zwyciężyła wszystkie herezje, przybądź nam
teraz z pomocą: do Ciebie się uciekamy – Maryjo Wspomożenie Wiernych módl się za
nami”. – Ołówkiem ks. Bosko dopisał: „Terribilis ut castrorum acies ordinata”. /…/
Praca nad „Letture Cattoliche”postępowała bez przerwy. Na m/c czerwiec
wyszło opowiadanie: „Józef i Izydor, albo niebezpieczeństwo złego towarzystwa,
11

2.2 Page 12

▲back to top


przez P. Marcello”.
Oszukany i zdradzony przez Izydora chłopiec Józef ucieka z domu własnego,
lecz obaj pochwyceni przez piratów doświadczają pierw niebezpieczeństw morskich i
wojennych, potem są zmuszeni pracować w oficynie fałszerzy monet. Józef modląc się
znosi z rezygnacją straszliwą niewolę i dzięki zbiegowi niezwykłych okoliczności
powraca na łono rodziny. Izydor zatwardziały bezbożnik kończy źle.
Tymczasem ks. Bosko pisał do ks. Karola Vaschetti, wiceproboszcza w
Beinsaco: Proszę modlić się, by Bóg błogosławił w sprawach duchowych i
doczesnych, a dokonamy wielkich rzeczy. Proszę postarać się o milion abonentów dla
„Letture Cattoliche”.
Sprawa ta leżała mu ustawicznie na sercu.
12

2.3 Page 13

▲back to top


ROZDZIAŁ II
Ksiądz Bosko korzystając ze swych notatek z Rzymu opowiadał na słówkach
pewne anegdoty z życia Ojca św. Słuchany zawsze z wielkim zainteresowaniem.
Przytaczamy je zgodnie z przekazem księdza Ruy.
Pewien przyjemny epizod wydarzył się Ojcu świętemu w czasie mej bytności
w Rzymie. Otóż pewien Rzymianin hrabia Spalla przybył z wizytą do papieża.
Poruszywszy w rozmowie pewne sprawy żegnając się mówił:
Pragnąłbym, Ojcze św. otrzymać coś na pamiątkę…
Proszę żądać, co chce, a postaram się zadowolić go…
Coś specjalnego…
Dobrze, proszę powiedzieć…
Chciałbym otrzymać jego tabakierkę na pamiątkę…
Ależ ona jest pełna najgorszej jakości tytoniu…
Nie szkodzi, będzie mi bardzo droga.
Dobrze, daruję mu ją z wielką przyjemnością.
Hr. Spalla odszedł unosząc ten wielki skarb. Była to doprawdy najzwyklejsza
tabakierka rogowa z dwoma mosiężnymi kółkami, nie warta więcej niż 4 soldy. Hrabia
chlubił się nią wobec przyjaciół.
A oto inny ciekawy epizod. W roku ubiegłym papież wizytował swe
prowincje i przejeżdżał w pobliżu Viterbo. Pewna uboga dziewczynka niosła wiązkę
chrustu na plecach, a widząc karocę zatrzymującą się myślała, że ci panowie chcą
kupić jej drzewo. Podbiegła do karocy wołając: Proszę pana, proszę kupić to drzewo,
jest bardzo suche.
Nie potrzebujemy go – odrzecze dobrotliwie papież.
Proszę kupić, oddam za trzy bajoki…
Masz tu trzy skudy razem z twoim drzewem – rzecze papież zamykając
13

2.4 Page 14

▲back to top


powóz.
Dziewczynka na wszelki sposób upierała się, by wzięto od niej chrust,
uważając, że jest dużo miejsca w powozie.
Ojciec św. ze swym orszakiem uśmieli się wobec jej natarczywości. W tej
chwili nadbiega matka dziewczynki pracująca w pobliżu na polu i poznawszy Ojca św.
klękając przeprasza:
Ojcze św. daruj to moja córka, biedna ona, nie wiedziała, z kim mówi…
Jesteśmy bardzo ubogie…
Ojciec św. dodał jej jeszcze sześć skudów i ruszył w dalszą drogę.
Ksiądz Bosko zarządził, by w dniu 24 czerwca obchodzono w trzech
Oratoriach uroczystość papieską. W ramach tych obchodów pragnął, by wszystka
młodzież ucieszyła się darami Ojca św. przywiezionymi z Rzymu.
Pamiętamy, jak w czasie audiencji udzielił papież młodzieży w dniu, w
którym przystąpią do spowiedzi i Komunii św. – odpustu zupełnego, a dla
rozweselenia ciała – wręczył księdzu Bosko pokaźną sumę na suty podwieczorek.
Kilku bogatych panów z Turynu wykupiło za znaczną sumę lirów złote
monety papieskie, pragnąc zachować na pamiątkę dar Ojca św., jako wyraz jego
miłości względem młodzieży piemonckiej
O tym wszystkim młodzież została wcześniej powiadomiona i zachęcona do
licznego udziału. Ponad tysiąc oratorianów przystąpiło do Sakramentów św. w intencji
Ojca św.
Uroczystość na Valdocco nabrała specjalnego wydźwięku. Ks. Bosko polecił
wyrzeźbić kamienny krucyfiks i zrobić odbitki litograficzne jako obrazki pamiątkowe
dla dobrodziejów.
Pod wieczór, 24 czerwca, urządzono akademie imieninową ku czci księdza
Bosko, na której wielu wychowanków deklamowało własne utwory w poezji i prozie,
a kapela i chór wykonały hymn skomponowany przez kleryka Cagliero.
Młodzież dała wyraz swej miłości do Ojca św. w kantacie przeplatanej
recytacją dwóch deklamatorów. Solista, sopran z towarzyszeniem chóru wznosił do
14

2.5 Page 15

▲back to top


Boga modlitwę za Wikariusza Jezusa Chrystusa, by pod jego laską pasterską
owczarnia Chrystusowa a wraz z nią Oratorium święciły wieczne triumfy w chwale
niebieskiej.
Ksiądz Bosko dziękując uwypuklił w przemówieniu postać Piusa IX, w
którego osobie streszcza się uroczystość Patrona dnia.
Po akademii młodzież zasiadła do sutego podwieczorku ufundowanego przez
Ojca św. wznosząc huczne wiwaty ku czci szczodrego papieża.
Obecny na uroczystości korespondent Armonia pisał:
…Kto wyrazi uczucia i nastrój niewinnej młodzieży… w czasie uroczystości
akademii papieskiej…wszędzie okrzyki i aplauzy ku czci Papieża dobroci!
Szczególnie wieczorem po rozwiązaniu się obchodów, młodzież prosiła dyrektora, by
zechciał być wyrazicielem jej wdzięczności Ojcu św. za tyle dobroci z jego strony…
Zapewniając, że czcząc Wikariusza Chrystusowego na ziemi pragną być wierni do
końca życia Religii. Której głową niewidzialną sam Bóg, a widzialną jego zastępca na
ziemi, tak dobry Ojciec i Pasterz Pius IX /…/ 29-6-1858.
W następną niedzielę obchodzono w Oratorium święto Patronalne św.
Alojzego Gonzagi. – Ks. Bosko dawał wyraz swej miłości do św. Patrona szerząc jego
cześć i ustanawiając stowarzyszenie religijne w Oratoriach oraz miejscowościach,
gdzie głosił misje, jak np., w Poirino. – Tam właśnie zaproszony przez duszpasterza
miejscowego dokonał aktu przyjęcia do Twarzystwa św. Alojzego młodzieńców tej
parafii.
Wspominaliśmy nieraz o tym. Obecnie zamieścimy w streszczeniu
sprawozdanie pióra pewnego patrycjusza zamieszczone w Armonia, który brał udział
w wspomnianej uroczystości:
29 czerwca w Oratorium na Valdocco – Wzniosłe przeżycia religijne w
szarzyźnie życia codziennego są jak promień światła, jak nektar ożywczy, do którego
powracamy z chęcią…
W Turynie, jak w wielu innych miastach spotykają się ze sobą ubóstwo
i bogactwo, występki i cnota…Miłość prawdziwa płynąca z wiary, poświęca się dla
15

2.6 Page 16

▲back to top


tych co cierpią/…/. Dlatego nie można zrozumieć sekciarskiej nienawiści, z jaką się
dziś zwalcza Kościół i kler, który tyle w ciągu wieków dokonał cudów miłosierdzia
dla dobra ludzkości. Nie szukając daleko, w naszym Turynie, mamy kapłana, który
zbiera młodzież z ulicy /…/. Osobiście poświęca na ten cel swe prywatne zasoby
i widzi uwieńczone powodzeniem swe zabiegi. Młodzież odpowiada jego ojcowskim
staraniom i tłumnie gromadzi się wokół niego. Skromna początkowo szopa
przekształca się z czasem na obszerny zakład wychowawczy. Liczba chłopców rośnie,
którym dobry Bóg, jak ptaszkom polnym dostarcza pożywienia… wznosi się kaplicę,
gdzie do stóp Madonny płyną modły sprowadzając na dobrodziejów deszcz łask
niebieskich. Powstają szkoły i warsztaty kształcąc przyszłych wzorowych ojców
rodzin i obywateli /…/.
Uroczystość św. Alojzego rozbrzmiała akcentami radości setek młodzieży
garnącej się do Oratorium. Wśród hymnów i symfonii muzycznych nie brak
poetyckich utworów i deklamacji. Kaplica przybrana w uroczystej gali lśni wszelkiego
rodzaju ozdobami, zwłaszcza ołtarz z figurą św. Alojzego.
Od wczesnego rana wychodzą Msze św. Wielu komunikujących się. W czasie
Mszy wspólnej srebrne glosy kantorów umilają nabożeństwo i podnoszą ducha.
A cóż mówić o odpustowych rozrywkach, grach, loterii, do której za darmo
rozdawano bilety…
Na Sali teatralnej rozpoczyna się widowisko. Podnosi się kurtyna. Aktorzy ks.
Bosko w przebraniu zjawiają się na scenie. Budzą wesołość komicznymi występami i
zbierają oklaski…
Z nastaniem zmroku zapalają się lampiony, wystrzeliwują świetlne race
rozpryskując się w fantastyczne kształty, wznoszą się kolorowe baloniki wśród
oklasków i wiwatów.
Jak porównać puste radości świata do tych niewinnych wynurzeń? Tam przy
udanej wesołości jątrzy się rana w sercu, a maskowanej uciesze towarzyszy nuda i
smutek, a często wyrzut sumienia…
Chciałbym widzieć w tej szkole cnoty piewców pustych frazesów
i kłamanych obietnic, którzy pod płaszczykiem szumnej demokracji ubijają własny
16

2.7 Page 17

▲back to top


interes. Widzi się tu, jak dla dobra osobistego i wspólnego kształcą się umysły,
uszlachetniają charaktery dorastając do wielkich rzeczy.
Oratorium na Valdecco jest szkołą braterstwa obejmującego wszystkich, gdyż
dla wszystkich jest azylem i przybytkiem wiedzy i cnoty.
Temu Apostołowi młodzieży turyńskiej, skromnemu kapłanowi,
odtwarzającemu wśród nas świetlane przykłady Filipinów Ariuszów i Wincentych a
Paulo, winniśmy wdzięczność oraz obywatelski obowiązek popierania go.
– Hr. Wiktor di Camburzano – deput. parlam.
Tenże hrabia di Camburzano zwany Montalembertem włoskim, zażyły
przyjaciel i dobrodziej Oratorium, był tego roku świadkiem, jak ksiądz Bosko z daleka
czytał w sumieniach. Bawiąc na wczasach w Nizza Marittima zetknął się z pewnym
towarzystwem arystokratycznym niezbyt religijnym. Uśmiechano się ironicznie
słysząc pewne rzeczy o Świętym, a jedna z pań rzuciła:
Dobrze, chciałabym się przekonać, czy ów rewerendo potrafi zgadnąć stan
mego sumienia. W takim razie gotowam uwierzyć we wszystko, co się opowiada o
nim…
Obecni przyklasnęli jej. Postanowiono spróbować, a owa dama napisała list
do księdza Bosko, do którego hrabia od siebie dołączył bilecik prosząc o parę słów dla
tej biednej duszy, zdradzała, bowiem stan depresji duchowej.
Święty odpisał hrabiemu, co następuje:
„Proszę powiedzieć owej pani, że chcąc odzyskać spokój duszy winna
połączyć się ze swym mężem, z którym się rozwiodła… Zaś na bileciku do owej damy
napisał: …Szanowna Pani odzyska spokój wewnętrzny, jeśli naprawi poprzednie
spowiedzi sprzed lat 20, oraz zmieni życie”.
Wiadomość ta była dla hrabiego rewelacją, gdyż zarówno on jak wielu innych
uważali ją za wdowę. Obecnie przekonali się, że Święty posiadał dar jasnowidzenia,
gdyż nawet sama owa dama przyznała, że tak było istotnie./…/
17

2.8 Page 18

▲back to top


Niemniej zadziwiająca jest ustawiczna troska o propagowanie Letture
Cattoliche wśród ludu. – Zeszyt lipcowy nosił tytuł: „Vademecum Chrześcijanina, to
jest pouczenie o obowiązkach każdego stanu. Turyn Paravia 1858”.
We wstępie wyjaśnia się przedmiot oraz źródła skąd czerpano treść.
Zapewnia się obfity pożytek dla rodzin katolickich, jeśli powyższe stronice będą
czytane i praktykowane.
Podawano wskazówki życia chrześcijańskiego szczególnie dla ojców i matek
rodzin, chłopców i dziewcząt oraz służby domowej. Gdzie moralność jest zachowana,
tam wiara nieosłabnie i nie wciśnie się herezja.
Jak wynika z listu do pewnego kanonika, Święty zamyślał w tym miesiącu
nową podróż do Rzymu, lecz planu tego zaniechał.
18

2.9 Page 19

▲back to top


ROZDZIAŁ III
Ksiądz Bosko dzięki swym Letture cieszył się powszechnym szacunkiem,
zwłaszcza u dobrych katolików. Obecnie przytoczymy jeden z wielu faktów, jakie
miały miejsce w życiu Świętego.
Otóż pewien wysoki urzędnik w Turynie zaangażowany w wykonywanie
wrogich Kościołowi ustaw poważnie zachorował. Od dawna nie uczęszczał do
Sakramentów straciwszy całkowicie wiarę pod wpływem bezbożnej prasy. Aptekarz
powiadomił miejscowego proboszcza, że zdaniem lekarzy chory nie dożyje dnia
następnego. Proboszcz wiedząc, jaką nienawiścią pałał do księży nawet nie próbował
iść do chorego, lecz zwrócił się do księdza Bosko, by ratował tę nieszczęśliwą duszę.
Święty zgodził się. Gdy zadzwonił do mieszkania, wybiegł mu na powitanie
synek znany księdzu Bosko z Oratorium, pełen wigoru. Ojciec mimo swej
niereligijności bardzo kochał swego synka i gotów był wszystko dla niego uczynić.
Synek często podawał mu krucyfiks do ucałowania a ojciec nie odmawiał nie chcąc
sprawić mu przykrości.
Chłopiec czasem pytał: Tatusiu, chciałbyś zawołać tu księdza Bosko, by cię
pobłogosławił? To ci na pewno pomoże i uzdrowi…
Ojciec wahał się dysymulując i mrucząc do siebie:
Jakieś tam zabobony wbijane do głowy chłopców przez tych klechów…
Malec na widok księdza Bosko wchodzącego zawołał:
Ach, księże Bosko, w samą porę ksiądz tu przychodzi, mój tatuś jest bardzo
chory…
Dobrze, spytaj go, czy pozwoli, bym go odwiedził…
Ależ tak, tatuś jest zadowolony. Pobiegł do pokoju chorego wołając: Papa,
ksiądz Bosko przyszedł do nas! – wybiegł samorzutnie i prowadził księdza Bosko do
pokoju.
Święty wzbraniał się chcąc by chory samodzielnie wyraził swe życzenie.
Lecz chłopiec nie dał sobie dwa razy powtarzać i prawie siłą wciągnął go do pokoju.
19

2.10 Page 20

▲back to top


Chory obrzucił go nieprzyjaznym spojrzeniem. Lecz Święty nie tracąc rezonu z
uśmiechem spytał:
Jak się pan czuje?
Jak ksiądz widzi – odrzecze sucho chory.
Proszę być dobrej myśli, Albert będzie się modlił i ja przyłączę się do
modlitwy o pańskie zdrowie…
Księże dobrodzieju, ja w te historie nie wierzę i proszę mi o tym nie mówić…
Syn speszony niezbyt uprzejmym przyjęciem opuścił pokój. Ks. Bosko
korzystając z tego zbliżył się do łóżka chorego i w tonie serdecznym rzecze: Kochany
panie, czy pan nie wierzy w skuteczność modlitwy niewinnego dziecka? Proszę być
spokojny, nie przyszedłem wcale by go molestować. Okazyjnie wstąpiłem by okazać
mu swój szacunek, jaki żywię dla niego jako ojca Alberta. – Zmieniając ton
powiedział jakiś żarcik. Chory rozjaśnił się na twarzy.
Widząc to Święty rzecze: Późno już, nie chciałbym go nużyć rozmową,
pozwoli szanowny pan, że udzielę mu błogosławieństwa. – Chory spokojnie lecz
jeszcze oschle oświadczył: Może ksiądz zrobić jak chce…
Ks. Bosko zawołał wówczas Alberta:
- Albercie!
Ojciec zaintrygowany: Po co ksiądz wzywa mego syna?
Chcę, by razem ze mną odmówił Zdrowaś Maryja za swego ojca…
Ależ to niepotrzebne…Proszę się nie fatygować…
Gdy chłopczyk przyszedł, ks. Bosko rzecze:
Odmówmy razem jedno Zdrowaś Maryjo w intencji twego tatusia. Jest on
poważnie chory, niech go Bóg jeszcze zachowa dla ciebie. Cóż byś, dziecko robił,
gdyby ci umarł? Straciłbyś najlepszego przyjaciela, wiernego doradcę wśród złych
kolegów i niebezpiecznej lektury… Któż by ci podał rękę, udzielił rady? Mógłbyś
zrobić jakiś fałszywy krok… Biedne dziecko! Musiałbyś żałować w godzinie śmierci,
że nie miałeś przy swym boku Anioła Stróża i może byś na nieszczęście przez
20

3 Pages 21-30

▲back to top


3.1 Page 21

▲back to top


wieczność całą został rozdzielony ze swym ojcem…
Kierował te słowa do syna mając na myśli ojca. Malował stan jego ducha,
dzieje jego życia…Albert płakał. Ojciec daremnie próbował oprzeć się wzruszeniu.
Święty kończył: Klęknijmy, więc i zmówmy nie jedno, lecz trzy Zdrowaś
Maryja. Poczem odsyłając chłopca zwrócił się do chorego: Proszę się przeżegnać…
Chory uczynił obojętnie znak krzyża a ks. Bosko pobłogosławił go. Poczem
dyskretnie pytał o jego studia, zajęcia, stanowisko zajmowane w ciągu życia…
Chory stopniowo otwierał się przed kapłanem, który z wyrozumiałością
pochylał się nad stanem jego duszy…
Wysłuchawszy zwierzeń chorego, widząc jego zmęczenie Święty spytał:
Życzy sobie szanowny Pan rozgrzeszenia?
Rozgrzeszenia? Ależ przedtem winna być spowiedź a ja nie chcę się
spowiadać…
Szanowny pan już się wyspowiadał, to mi wystarczy…
Wystarczy, naprawdę?
Tak najzupełniej. Proszę szczerze żałować…
Czy możliwe?
Jak najzupełniej. Pan Bóg przebacza mu wszystko, gdyż jest pełen dobroci i
miłosierdzia dla żałujących grzeszników…Chory wybuchł płaczem: Ach, jak dobry
jest Bóg!
Opadł na poduszki wyraźnie tracąc siły. Święty widząc to, zgodnie z
orzeczeniem lekarza pospieszył się. Zwrócił jeszcze parę pytań do chorego, by się
upewnić, że gotów zadośćuczynić, zgodnie z wymaganiami Kościoła, i udzielił mu
rozgrzeszenia.
Przyrzekłszy choremu, że zajmie się synem, posłał szybko po proboszcza.
Ten mimo pośpiechu zaledwie mógł tylko namaścić go.
Innym razem proszono Świętego do pewnego chorego notariusza.
Beznadziejne, bowiem były wszelkie starania nawrócenia go.
21

3.2 Page 22

▲back to top


Święty przypomniał sobie jakąś znajomość z nim i zgodził się odwiedzić
chorego. Przyjęty został oczywiście chłodno. Jak zwykle, pytał o zdrowie, starał się
podnieść na duchu pacjenta i rozweselić miłą rozmową.
Notariusz ujęty tym zdawał się otwierać z zaufaniem przed kapłanem.
Cóż, kiedy skoro ten wspomniał mu o sprawach duszy, usłyszał cierpką
uwagę: Proszę zmienić temat, wiadome są księdzu moje zapatrywania…Nie dam się
nigdy nakłonić do spowiedzi!
A dlaczegóż tak?
Bo jestem niewierzący. Widzi ksiądz te książki na biurku? Święty wziął do
ręki jedną z nich: były to dzieła Voltaire’a.
No i cóż z tego?
Czy ksiądz uważa, że taki, który podziela ideje tak znakomitego pisarza,
zniży się do spowiedzi?
Jakże to? Pan nazywa spowiedź upodleniem? Nie wie pan, że ten pisarz, tak
sławny według pańskiego mniemania, w chwili śmierci chciał się wyspowiadać?
To nieprawda!.
Jak najprawdziwsza! Doprawdy, byłby się wyspowiadał, gdyby jego
przyjaciele po barbarzyńsku nie przeszkodzili temu.
I opowiedział mu o ostatnich chwilach pisarza. – Chory słuchał z rosnącym
zainteresowaniem, a Święty konkludował:
Powiem panu coś więcej: mam nadzieję, że Voltaire się zbawił!
Doprawdy, możliwe to? – wołał chory trzęsąc się cały.
Jak najbardziej możliwe! W Piśmie św. o jednym tylko człowieku jest mowa,
że się potępił: o Judaszu. O innych Pan Bóg nie chciał nam objawić, jaki był ich los
ostateczny, byśmy nie tracili nadziei w ich zbawienie.
Czy Voltaire po tym wszystkim, co napisał, powiedział, zdziałał, mógłby
doprawdy się zbawić?
Miłosierdzie Boże jest nieskończone, mój kochany panie. Jeden akt miłości
22

3.3 Page 23

▲back to top


może przekreślić wszystkie winy.
Voltaire zbawiony, Voltaire zbawiony – powtarzał notariusz.
Mogę podtrzymywać swą opinię. – Mogę również uważać za pewne, że został
zbawiony. Istotnie, cóż mu brakowało? Miał pragnienie spowiedzi, żal jego był
rozdzierający; spotkało go tylko to nieszczęście, że nie otrzymał kapłana. W chwilach
jednak poprzedzających śmierć, widząc się bliskim wiecznej zguby, jeśli zaprzestał
rozpaczać, a wzbudził w sercu żal doskonały, jest pewne, że został zbawiony.
Chory po chwili refleksji zdecydowanie oświadczył:
Chcę się wyspowiadać. Proszę zabrać te książki: nie chcę ich więcej widzieć
w mym domu!
Wyspowiadał się przykładnie, poczem przyjął św. Wiatyk, Namaszczenie i
Błogosławieństwo Papieskie. Przed północą zmarł z uczuciami chrześcijańskim
zostawiając u otaczających jego łoże uzasadnioną nadzieję jego wiecznego zbawienia.
Ksiądz Bosko wróciwszy do Oratorium wykonał zlecenie wrzucając do ognia
książki zakazane, A do młodzieży powiedział:
podziękujmy za wszystko Bogu!
Podobnie wielu innym w niebezpieczeństwie potępienia, ksiądz Bosko
otworzył bramę do nieba, jak można mieć uzasadnioną nadzieję.
Koadiutor Jan Bisio, od lat zaufany jego sekretarz stwierdzał:
Mogę stwierdzić, że bardzo często wzywano księdza Bosko do chorych w
mieście, zatwardziałych grzeszników, a gdy pytano wracającego, odpowiadał: Ow. X.
wyspowiadał się.
23

3.4 Page 24

▲back to top


ROZDZIAŁ IV
Rok szkolny 1857/58 był na ukończeniu. Oratorium przyjęło 199
wychowanków, w tym 121 studentów, aprendystów 78, jak zanotował ks. Bosko w
swych rejestrach. – Odpowiadając na listy swych wychowanków, tak pisał do kleryka
Michała Rua:
Fili mi – Łaska P. N. J. Ch. Niech będzie zawsze w naszym sercu. Prosiłeś o
niektóre rady, które ci chętnie podaję w paru słowach. – Wiedz, zatem, że „nie są
godne cierpienia tego życia przyszłej chwały, która się ma w nas objawić”, dlatego do
tej chwały nieustannie pracując zdążajmy. – Życie ludzkie na tym świecie jest parą na
krotko się ukazującą i przemijającą. Nie należy, więc zbytnio cenić dóbr tego świata,
natomiast ubiegać się o dobra niebieskie. – Wesel się, więc w Panu: „Czy jesz, czy
pijesz, lub cokolwiek innego czynisz, czyń wszystko na chwałę bożą”. – Vale, synu
mój i módl się za mnie etc.
San Ignazio k/Lanzo – 26-7-1858 – Tubus sodalis –
ks. J. Bosko
Pewnego wieczoru, po powrocie do Turynu, gdy znajdował się
w otoczeniu chłopców, Józef Reano powiedział, że na niebie ukazała się niezwykłej
wielkości kometa.
Nie chciałbym być fałszywym prorokiem – odpowiedział ks. Bosko – być
może na Italię spadnie jakaś plaga, która wyrządzi wielką szkodę naszej ojczyźnie.
Na m/c sierpień ukazało się w Letture Cattoliche zajmujące opowiadanie
anonimowe p. t. Antoni, czyli sierotka z Florencji. Była tam mowa o pewnym
chłopczyku sprzedanym wędrownym cyganom, który potrafił pozostać cnotliwym
wśród strasznych prób, potem wrócił do swej ojczyzny, gdzie go spotkały
niespodziewane nieszczęścia.
Trud materialny splatał się z pracą umysłową. – W suterenach pod kościołem
św. Franciszka Salezego dokonano wykopu, przesklepiono je przeznaczając to
pomieszczenie na refektarz dla chłopców. Dawna ich jadalnia stała się obecnie
24

3.5 Page 25

▲back to top


kuchnią.
Także Oratorium Anioła Stróża na Vanchiglia wymagało wielkich nakładów.
Dlatego Święty tak pisał do jednego z bogatych obywateli Aleksandra Bronzini
Zapelloni:
Ill. Mo Sig. Avvocato –
Zakomunikowawszy treść listu szanownego Pana, księdzu Murialdo
przyszliśmy do następującego wniosku:
Postaramy się w miarę możności zredukować wydatki: nie mogąc odstąpić od
powziętych prac postanowiliśmy dać taki nakład: przeznaczamy 400 franków na
roboty budowlane, względnie na własny koszt podejmiemy wspomniane prace, przy
pomocy, szanownego pana, który wypłaci 1500 franków, co nie będzie zbyt wielkim
ciężarem dla niego, gdyż złożone zostały już 800 franków u
ks. Maurialdo. Przy tym podkreślam, że rezygnujemy z pokrycia budynku deskami,
byle zostało zabezpieczone sklepienie kościoła od deszczu./…/.
Podkreślam, że dzierżawa została zmniejszona, jak szanownemu Panu
wiadomo. Ja sam dzierżawię część budynku fabrycznego za sumę 950 fr. Obecnie
zmniejszoną do 500 fr. Podobnie dzieje się z Oratorium w Porta Nova i gdzie indziej.
Taka jest nasza odpowiedź: podejmowanie się coraz większych wydatków
przekracza nasze siły. Osobiście uważam nasze Oratorium jako dzieło publicznej
dobroczynności; my poświęcamy swe siły i zasoby, jakie posiadamy. Trzeba by
szanowny pan adwokat i pan adwokat Dziani, również na to coś poświęcili. Mogą być
przekonani, że to dzieło będzie miłe Bogu, który nie omieszka ich wynagrodzić nawet
w życiu doczesnym i pobłogosławi ich interesom rodzinnym. – Z wyrazami szacunku
etc.
Turyn – z domu Oratorium – 1 – 8 – 1858 – Dev. Servit. –
XJB –
Nie zawsze mógł uwzględniać prośby o wygłoszenie kazania ze względu na
nawał zajęć w Oratorium, jak wynika z listu do hr. Piusa Galleani d’Agliano./…/.
25

3.6 Page 26

▲back to top


Być może spieszył się również z ekspedycją Letture na wrzesień. Zeszyt nosił
tytuł: Przewodnik młodzieży…autora Klaudiusza Arviseneta./…/ Było to tłumaczenie
z francuskiego. Autor po krótkiej przedmowie do młodzieży, prezentuje im do
rozważania prawdy wieczne; konieczność służenia Bogu od młodości, mówi
o posłuszeństwie winnym rodzicom i przełożonym, o nabożeństwie do NMP,
o cnotach, jakie winni praktykować, o niebezpieczeństwach, jakich winni unikać,
podkreśla życie sakramentalne, posłuszeństwo Papieżowi, Kościołowi i jego
pasterzom; nabożeństwo do św. Anioła Stróża oraz własnego Patrona, którego imię się
nosi.
Numer poprzedzał dokument wielkiej wagi, będący dowodem szczególnej
życzliwości Ojca św. Piusa IX względem wydawnictwa. Mianowicie, Papież polecił
swemu Wikariuszowi kardynałowi Patrii, by polecił to wydawnictwo na terenie
Państwa Kościelnego.
Święty zamieszczając go poprzedził własnym apelem do Korespondentów i
Czytelników Letture Cattoliche:
Przed paru miesiącami podałem wam do wiadomości, że Jego Świątobliwość
Papież Pius IX udzielił nam Błogosławieństwa Apostolskiego /…/. Z niemniejszą
radością zawiadamiam obecnie, że tenże Papież innymi sposobami przyczynił się do
propagandy naszego wydawnictwa./…/ Zwolnił od opłat pocztowych wysyłkę
numerów. Głos Najwyższego Zwierzchnika wywołał pożądany skutek…wzrosła
liczba abonentów i Przyjaciół naszego pisma sięgając cyfry 12 tysięcy w samej
prowincji Romagni.
Oto powód naszej wspólnej radości…Nasze skromne wysiłki dzięki
błogosławieństwu Ojca św. Przyniosą niechybnie pożądany owoc…Dyrekcja
wydawnictwa spodziewa się, że głos Ojca św. Dojdzie do was i zachęci, do wytrwania
w tym św. Przedsięwzięciu /…/ W imieniu Dyrekcji –
ks. Bosko
Odtąd Letture docierały do wszystkich zakątków diecezji włoskich, gdyż za
przykładem, kard. Wikariusza wielu biskupów polecało je swym diecezjanom. Stąd
26

3.7 Page 27

▲back to top


pomnożyła się korzyść dla dusz a równocześnie otwarło się nowe źródło ofiarności na
rzecz Oratorium. Mogło ono przyjmować więcej chłopców do internatu, utrzymywać
ich i kształcić w odpowiednim zawodzie.
Za te i inne łaski otrzymane za pośrednictwem Madonny Oratorium winno
było okazać Jej wdzięczność. Dlatego Święty powziął zamiar udania się
z pielgrzymką do świątyni Madonny di Campagna obok Turynu, gdzie już raz
otrzymał wielką łaskę w r. 1846, gdy Oratorium znalazło stałą siedzibę w domu
Pinardi. Obecnie zaś przy poparciu Papieża instytucja jego miała ugruntować się na
przyszłość.
Zaproszenie od tamtejszego rektora określiło bliżej termin pielgrzymki. –
Dziennik Armonia pisał na ten temat:
„W parafii Madonna di Campagna obok Turynu, odbyła się uroczystość
Imienia Maryi, 12 września przy udziale rzesz czcicieli Matki Najświętszej. W
obecnym roku uświetnili ją swymi miłymi głosami chłopcy Oratorium św. Franciszka
Salezego pod kierownictwem niezmordowanego i gorliwego kapłana ks. Bosko. W
dniu następnym wspomniany ks. Jan Bosko odprawił Mszę św. Z Komunią Generalną
swych 80 chłopców. O. Gwardian po Mszy św. zaprosił ich na śniadanie w
klasztorze”.
Między innymi brał w niej udział pewien chłopiec, któremu Święty
przepowiedział przyszłość. Oto jak się rzecz miała. Niektórzy uczniowie z gimnazjum
Matki Bożej Karmelitańskiej przyszli do spowiedzi do ks. Bosko. Był wśród nich
niejaki Coccone, któremu Święty powiedział: „Ty zostaniesz księdzem”.
Chłopcu nie była w smak ta przepowiednia, gdyż czuł pewną odrazę do stanu
duchownego. Podzielił się tą myślą z kolegami, którzy od czasu do czasu go
nagabywali.
Ks. Bosko zabrał go ze sobą na pielgrzymkę do Madonna di Campagna. Po
jakimś czasie Coccone nie zjawił się już więcej w Oratorium. Lecz ks. Paweł Albera
spotkał go jako kleryka i współkolegę na filozofii w 1861.
Upłynęło, jakieś 15 lat od tego faktu, gdy Coccone już jako kapłan spotkał się
ze Świętym na drodze w kierunku San Vito. Pozdrowił go, nawiązał rozmowę, lecz nie
27

3.8 Page 28

▲back to top


przyznał się, kim jest.
W pewnej chwili ks. Bosko przystanął, spojrzał mu bystro w twarz i
powiedział: „Ksiądz jest tym młodzieńcem, któremu 15 lat temu powiedziałem, że
zostanie kapłanem…”.
Tak jest – odpowiedział, zdumiony.
Kapłan ten był powołany przez Boga do apostolstwa wśród więźniów.
Innego posyłał mu Bóg we wrześniu tegoż roku drogą całkiem
nieprzewidzianą; miał on być wielką podporą dla Zgromadzenia.
Pisał nam p. Anioł Gambara z Mirabello: Franciszek Provera mój krajan był
synem zacnej rodziny kupieckiej. Pragnął zostać księdzem, lecz ojciec nie życzył
sobie, lecz chciał, by mu pomagał w sklepie. Jego spowiednik ks. Józef Ricaldone
radził mu nie wadzić się z ojcem, a na razie czekać na wynik poboru
i modlić się. Wyciągnął los pomyślny i nie potrzebował iść do koszar. Wówczas ks.
Ricaldone, który nie znał jak tylko ze słyszenia Dzieło Cottolengo, wysłał młodzieńca
Provera do Turynu, wraz z pochlebnym listem polecającym o przyjęcie go do Małego
Domku Opatrzności w poczet gimnazjalistów…Zamilczał o stronie finansowej,
myśląc, że lepiej wyjaśni to sam ustnie. Nawiasem mówiąc w Mirabello bardzo mało,
lub wcale nie był znany ksiądz Bosko.
Franciszek wybrał się do Turynu, a po paru dniach wrócił do domu. Przyszedł
do księdza Ricaldone, który na jego widok zawołał: No jak tam cię przyjęto w
Cottolengo?
Niestety, powiedziano, że brak miejsca.
Co nie ma miejsca? Nie mogłeś powiedzieć, że mógłbyś płacić…
Nic nie mówiłem, bo mnie się nie pytano…
Zaraz ci napiszę inny list. Pojedziesz do Turynu raz jeszcze i zobaczysz, że
cię przyjmą…
Gdy wyszedłem od Cottolengo – opowiada Provera – zobaczyłem księdza
bawiącego się z chłopcami. Zatrzymałem się obserwując. Spostrzegł mnie ów kapłan,
28

3.9 Page 29

▲back to top


zawołał do siebie, postawił kilka pytań. Opowiedziałem mu powody, dla jakich tu
przybyłem. Wówczas kazał mi przyjechać do Oratorium, co mu przyrzekłem.
I tak Provera znalazł się u księdza Bosko, został Salezjaninem jak wszyscy
wiedzą. – Opowiadali mi o tym często, ksiądz Ricaldone, rodzina Provera i sam ksiądz
Franciszek Salezjanin.
29

3.10 Page 30

▲back to top


ROZDZIAŁ V
Wobec bliskiej pielgrzymki do Becchi kończono druk zeszytu Letture
Cattoliche na m/c październik – listopad. Zawierał on opowiadanie p. t. „Lampa
świątyni kardynała Wisemana”w tłumaczeniu z angielskiego. Treść jest
następująca:Płomyk lampki pełgającej przed ołtarzem Madonny w pewnej górskiej
świątyni przedzierając się przez okienny witraż oświetlał niebezpieczny zakręt ścieżki
górskiej. Pewna pobożna dzieweczka zmierzała nocą do świątyni Madonny, by się
pomodlić. W tej samej chwili przewrotny ojciec zgasił lampkę, by ją ukraść.
Dziewczynka nie widząc dobrze z powodu braku zwykłego światła zrobiła fatalny
krok i spadła w przepaść ponosząc śmierć z winy ojca, któremu wyjednała łaskę
nawrócenia.
Na m/c listopad gotowa była do druku biografia św. Papieża Kaliksta I, pióra
księdza Bosko. Na tle opisu kościoła Matki Boskiej na Zatybrzu, opisując męczeństwo
św. Papieża, zachęca katolików do stałości we wierze przez zwyciężanie namiętności,
ponęt świata i względów ludzkich.
Wspomniana seria biografii Papieża pierwszych wieków chrześcijaństwa
wykładana na ambonie młodzieńczemu audytorium, wywoływała w ich umysłach
wielką cześć i uległość względem Pasterzy kościoła. Tym bardziej, że część kleru
krytycznie oceniała pewne posunięcia arcypasterza turyńskiego, natomiast młodzież
księdza Bosko zachowywała względem niego miłość, szacunek i posłuch oraz gotowa
była wszędzie go bronić.
Pewien kleryk księdza Bosko znalazł się wśród diecezjalnych przybyłych na
odpust. W trakcie rozmowy któryś z księży turyńskich począł krytykować arcybiskupa
Fransoniego za jego zbytnią surowość i odmowę Wiatyku dla pewnego sekciarza,
który przed śmiercią nie chciał odwołać zgorszenia oraz szkód wyrządzonych
Kościołowi.
Gdy nikt nie bronił arcypasterza, ów kleryk skutecznie przeciwstawił się, tak,
że jego adwersarz skonfundowany oświadczył: Och, z tymi od księdza Bosko nie
30

4 Pages 31-40

▲back to top


4.1 Page 31

▲back to top


warto poruszać pewnych kwestii….Owym klerykiem był Jan Cagliero.
Tymczasem zaczynała się nowenna do Matki Bożej Różańcowej.
Michał Magone odwiedził swą matkę, lecz nie chciał dłużej pozostać w domu
mimo nalegania księdza Bosko. Razu pewnego wyraził się zaufanemu przyjacielowi:
Wiesz, pojechałem raz jeden na wakacje, lecz więcej już nie pojadę…
A dlaczegoż to?
Ponieważ w domu są dawne niebezpieczeństwa: miejsca, osoby, rozrywki,
które mnie pociągają do życia, jakie dawniej prowadziłem, a ja stanowczo nie chcę do
niego wracać.
Trzeba jechać z dobrą wolą, stosując się do otrzymanych wskazówek od
Przełożonych…
Ta nasza dobra wola, to tak jak chmurka, która rozwiewa się stopniowo, gdy
się jest poza Oratorium. Wskazówki wystarczają na parę dni, później towarzystwo
kolegów sprawi, że o nich się zapomina…
W takim razie nikt według ciebie nie mógłby się udawać na wakacje…
Niech tam jadą ci, co uważają się dość silnymi wobec niebezpieczeństw. Ja
niestety, nie jestem taki. Uważam, że gdyby koledzy mogli głębiej wniknąć w duszę
każdego, widzieliby, że niejeden jedzie na wakacje ze skrzydłami anioła, a wraca z
rogami diabelskimi.
Ksiądz Bosko nie chciał jednak, by Magone był pozbawiony koniecznego
pokrzepienia i tytułem nagrody zabrał go ze sobą do Becchi.
Wybrano się w drogę 30 września. – Ksiądz Bosko miał sposobność
rozmawiać często z Michasiem i stwierdził w nim doprawdy wysoki stopień cnoty.
W drodze chwycił ich deszcz i przybyli do Chieri zmoczeni. Gościł ich w
swym mieszkaniu pan adwokat Gonella. Postarał się o jakąś odzież prowizoryczną i
zastawił suty podwieczorek.
Gdy po parogodzinnej przerwie podjęto dalszą drogę, Magone pozostał w tyle
za innymi.
31

4.2 Page 32

▲back to top


Jesteś widzę, zmęczony Michasiu, zagadnął pewien kolega.
Nie, nie jestem znużony, mógłbym iść do Mediolanu…
Z kim rozmawiałeś szepcąc coś do siebie?
Odmawiałem różaniec za tego pana, który nas tak hojnie podejmował.
Trudno opisać, jaką wdzięczność czuł w sercu za najmniejszą przysługę sobie
wyświadczoną. Niekiedy ściskał mocno rękę księdza Bosko mówiąc ze łzami: Nie
umiem wyrazić swej wdzięczności przewielebnemu księdzu za dobroć, z jaką mnie
przyjął do Oratorium. Postaram się odwdzięczyć mu dobrym sprawowaniem i będę
prosił Boga, by błogosławił go i jego trudy.
Przechodzili przez Buttigliera, gdzie hrabina Miglino przygotowała posiłek
dla chłopców, a z nastaniem nocy dotarli do Becchi.
Święty w owych dniach wyjechał do pewnego proboszcza swego przyjaciela.
Miał on starą gospodynię, bardzo skąpą i gderliwą, z powodu, czego
przestano go odwiedzać. Sam nawet odczuwał braki przy stole, lecz pokrywał to
milczeniem. Czasem ją upomniał, lecz bezskutecznie.
Ks. Bosko dobrze zorientowany zapukał do drzwi plebani.
Kto tam? – wołała opryskliwie gospodyni.
Czy ksiądz proboszcz jest w domu?
Ksiądz proboszcz wyszedł.
A kiedy wróci?
Nie wiem, może za parę godzin…
Pozwolicie, że zaczekam na niego. Bardzo się cieszę, że mogę złożyć pani
uszanowanie. Tyle pięknych rzeczy słyszałem o niej?.
O mnie? – spytała zmitygowana gosposia.
Ależ tak! Czyż to nie pani jest Dominika we własnej osobie?
Tak jest! A skąd księdzu dobrodziejowi wiadome moje nazwisko?
Skąd wiadome? Tyle o niej mówi się, że jest dzielną kucharką, znakomitą
osobą odznaczającą się dobrocią…
32

4.3 Page 33

▲back to top


A kto ksiądz jest?
Jestem ksiądz Bosko.
Don Bosco, Don Bosco z Becchi?
We własnej osobie.
Ach księże Bosko, proszę, proszę wejść do nas…
Nie chciałbym sprawiać kłopotu…
Ach, co za kłopot?! To wielka przyjemność dla nas…
Proszę, proszę do środka! – wprowadziła księdza Bosko, który nie przestawał
ją chwalić…
Raczy ksiądz pozostać u nas na obiedzie?
O ile pani Dominika zechce mi udzielić łyżki zupy…
Ależ coś podobnego!.Czyż mógłby ksiądz sprawić nam przykrość odchodząc
bez obiadu?
Tymczasem proboszcz wrócił. Gosposia uroczyście zaanonsowała mu
obecność księdza Bosko, następnie zakrzątała się w kuchni około obiadu. Zacny
proboszcz zajął się gościem, lecz kłopotał się na samą myśl, że mógłby pościć razem z
nim samym. Utwierdził się w swym przewidywaniu widząc, że obiad nie był jeszcze
gotowy…
Lecz oto gospodyni z uśmiechem zaprasza do stołu. Proboszcz zdumiony był
na widok apetycznych kanapek i doskonale przyrządzonych potraw.
Brawo! Niech żyje pani Dominika! – chwalił od czasu do czasu ks. Bosko.
Proszę wybaczyć, że obiad jest zaimprowizowany; nie byłam na czas
uprzedzona…tłumaczyła się Dominika. – Znalazło się też doskonałe wino.
W jaki sposób potrafił ksiądz tak rozentuzjazmować moja służącą?-
indagował zacny proboszcz, gdy Dominika wyszła z jadalni. – Proszę mi zdradzić ten
sekret…
Powiem księdzu później, teraz proszę spożywać z apetytem…
Niezmiernie się cieszę z przybycia tak drogiego gościa…Co więcej,
33

4.4 Page 34

▲back to top


zapraszam, byś mnie odwiedzał regularnie co tydzień…
Z jakiego powodu?
W taki sposób będę mógł przerwać swój wieczny post…
Sekretem powodzenia było tytułowanie kucharki „pani Dominika”i nie
szczędzenia jej pochwał… W ten sposób ks. Bosko osiągnął swój cel usposabiając
życzliwie gospodynię, na wypadek gdyby mieli przechodzić przez wieś z chłopcami.
Nie omieszkał przy tym wsunąć jej do rąk banknot kilkunasto-lirowy.
Pod wieczór ks. Bosko wracał do chłopców, którzy opowiadali mu
o nowym akcie cnoty Michasia Magone.
W czasie, gdy zażywano miłej przechadzki i bawiono się w pobliskim
zagajniku, Magone dyskretnie usuwał się kierując się do domu. Ktoś szedł za nim w
trop. – Magone skierował się do kaplicy, ukląkł przed Najświętszym Sakramentem
modlił się ze skupieniem. – Zapytany później odpowiedział: Obawiam się powtórnych
upadków w grzech, dlatego proszę Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie o
pomoc w wytrwaniu w dobrym.
Inny wypadek miał miejsce w nocy. Gdy wszyscy znużeni posnęli, ksiądz
Bosko usłyszał czyjś płacz. Podchodzi do okna i spostrzega w kącie sali Magone
Michasia wzdychającego.
Cóż ci jest, Magone? – czy czujesz się źle?
Chłopiec speszył się, że został odkryty i milczał. Na ponowne pytanie
odrzekł:
Płaczę patrząc na księżyc i gwiazdy, które od tylu wieków zjawiają się na
niebie rozjaśniając noc swym blaskiem; a i na włos nie uchybiają prawom Stwórcy,
podczas gdy ja w tak młodym wieku mając rozum i wolną wolę, zobowiązany do
posłuszeństwa memu Bogu, tylekroć buntowałem się przeciw niemu i obrażałem Go. –
to rzekłszy znowu płakał.
Święty go pocieszył i odesłał na spoczynek.
W wigilię odpustu doszła grupa wraz z kapelą i chórem.
Sam odpust wypadł imponująco, do czego przyczynili się chłopcy swą
34

4.5 Page 35

▲back to top


pobożnością zwłaszcza gremialną Komunią św.
Suma w oprawie muzycznej, wraz z Błogosławieństwem Eucharystycznym,
pozostawiły imponujące wrażenie. Kazanie wygłosił ksiądz Bosko.
Chłopcy czynili wypady w okolicę. Dalsze wycieczki możliwe były dopiero
po odpuście. Wracano zawsze do bazy wypadowej w Becchi. Okoliczne wioski
ubiegały się, by gościć chłopców oratorianów z Turynu. Parę razy odwiedzili
świątynię, w Vezzolano, o której ksiądz Bosko im opowiadał. Pobyt chłopców w tych
okolicach trwał kilkanaście dni. Odwiedzono również grób Dominika Savio
w Mondonio, od którego kilku chłopców otrzymało znakomite łaski. Nie pominięto
wizyty u księdza dziekana Cinzano, który ich gościł u siebie.
Pod wieczór tego dnia Michał Magone powiedział księdzu Bosko: Pozwoli
wielebny ksiądz, że jutro przystąpię do Komunii św. w intencji
ks. Proboszcza, który nam okazał tyle dobroci… Ksiądz Bosko pochwalił i zachęcił
jeszcze innych chłopców.
Wróciwszy do Oratorium natychmiast poczynił starania o odzież dla swych
sierot przed nadchodzącą zimę, jak również o zdobycie funduszy na pokrycie kosztów
urządzenia nowej jadalni mającej również służyć jako teatrzyk. /…/.
Godne uwagi, że Święty mimo swych rozlicznych zajęć i trosk materialnych
nie tracił łączności z Bogiem, jak wykazuje jego gotowość do posług kapłańskich.
Ksiądz Bonetii przechował nam szkic jego kazań na temat cnoty czystości.
/…/ Tak oto przemawiał;
Miesiąc październik poświęcony jest czci Najświętszej Panny. W pierwszą
niedzielę obchodzimy uroczystość Różańcową na pamiątkę niezliczonych
dobrodziejstw od niej otrzymanych…W następną niedzielę czcimy Macierzyństwo
Najświętszej Marii Panny dla przypomnienia, że Maryja jest Matka naszą, a my jej
dziećmi. W trzecią zaś niedzielę obchodzimy jej czystość, to jest cnotę, przez którą tak
bardzo podobała się Bogu jako najpiękniejsza ze stworzeń. Ponieważ przez dwie z
kolei niedziele usłyszeliście pochwały o Matce Bożej, to obecnie miast mówić o niej,
powiem parę słów na temat tej pięknej cnoty, by wskazać jak bardzo jest ona miła
Panu Bogu. O jak byłbym szczęśliwy, gdybym zdołał w waszych sercach rozniecić
35

4.6 Page 36

▲back to top


miłość do tej anielskiej cnoty.
Cóż to jest cnota czystości?
Mówią teologowie, że przez cnotę czystości rozumie się nienawiść
i wstręt do wszystkiego, co przeciwne VI Przykazaniu Boskiemu, dlatego każda osoba
stosownie do stanu winna i może zachować cnotę.
Jest ona bardzo miła Bogu, tak, że we wszystkich czasach wynagradzał ją
wielkimi cudami, a karał surowo tych, co oddawali się występkom przeciwnym.
Od pierwszych czasów, gdy jeszcze nie było dużo ludzi na ziemi, mimo że
życie rodzinne nie było należycie uporządkowane, Patriarcha Henoch zachował swe
serce nieskazitelne. Dlatego Pan Bóg nie chcąc go zostawić wśród zepsucia
panującego na świecie zabrał go z tej ziemi posyłając Aniołów, by go przenieśli
w tajemnicze miejsce, skąd po swej śmierci zabrany został do nieba przez Jezusa
Chrystusa.
Ludzie na ziemi poczęli się rozmnażać, lecz zapominając o swym Stwórcy
oddawali się najhaniebniejszym występkom… Dlatego Bóg rozgniewany
z powodu takiej niegodziwości postanowił wytracić rodzaj ludzki przez powszechny
potop. Ocalił jednak Noego wraz z rodziną. A dlaczego czyni taki wyjątek dla nich?
Ponieważ zachowali piękną i bezcenną cnotę czystości.
Po potopie mieszkańcy Sodomy i Gomory oddawali się sprośnym
występkom. Pan Bóg postanowił ich zgładzić pogrążając już nie w wodzie, a w ogniu.
Lecz co pierwsze czyni? Ujrzał Lota z jego rodziną zachowującą się nienagannie.
Posyła tedy swego anioła, by przestrzec Lota, iżby się oddalił z tego miejsca wraz
z całą rodziną. Lot usłuchał, a skoro odszedł stamtąd oto morze ognia i siarki
pochłonęło owe nieszczęsne miasta wraz z ich mieszkańcami. Lot z rodziną został
ocalony, lecz żona poniosła karę za swą ciekawość, że nie poskromiła oczu, dlatego
została zamieniona w słup soli. W taki sposób wprawdzie uszła przed karą
powszechną owych miast, lecz za nieskromność swych oczu została inaczej
skarcona… Przez to Pan Bóg upomina nas, by powściągać wzrok i nie zadawalać
każdej ciekawości, inaczej zostaniemy ofiarą nie tylko ciała, lecz ucierpimy i na
duszy. Oczy są drzwiami, przez które szatan wchodzi do duszy.
36

4.7 Page 37

▲back to top


A teraz przenieście się myślą do Egiptu. Ujrzycie tam młodzieńca, który za
to, że nie chciał zgodzić się na zły czyn, cierpi prześladowanie, oszczerstwa
i więzienie. Czy Bóg pozwolił jednak na zgubę Józefa?- Nie! Za parę chwil ujrzycie
go na tronie egipskim, a dzięki swej radzie ocalił nie tylko Egipt, lecz Syrię, Palestynę,
Mezopotamię i inne kraje od klęski głodu.
A skąd mu przyszła tak wielka chwała? – Od Boga, który wynagrodził jego
cnotę czystości.
Nie skończyłbym, gdybym chciał dalej mówić o chwale dusz czystych, na
przykład, o Judycie, która ocaliła Betulię od nawały wrogów, o Zuzannie wysławianej
pod niebiosa dla swej wielkiej czystości, o Esterze wybawicielce swego narodu, o
trzech młodzieńcach w piecu ognistym, o Danielu nie tkniętym przez lwy…
Dlaczego Bóg zdziałał tak wielkie cuda na ich korzyść?
Dla ich czystości!
O tak, cnota czystości jest tak piękna i miła w oczach bożych, że we
wszystkich czasach i okolicznościach nie zostawiał bez opieki tych, co ją zachowali.
Jeśli to nie wystarczy, idźmy dalej. – Gdy przyszedł czas przyjścia
oczekiwanego Zbawiciela świata, któż dostąpił zaszczytu stać się jego matką? – Bóg
spogląda na wszystkie córy syjońskie, na jednej tylko spoczął z upodobaniem jego
wzrok: na Maryi Dziewicy! Z niej rodzi się Zbawiciel mocą Ducha świętego.- Po cóż
tak wielki cud i przywilej zarazem?- W nagrodę jej czystości, gdyż była najczystszym
stworzeniem.
A z jakiego myślicie powodu, Zbawiciel tak lubił przestawać z dziećmi,
pieścić ich, jeśli nie, dlatego, że nie straciły one jeszcze cnoty czystości?
Apostołowie nie chcieli ich dopuścić do Jezusa, wtedy Boski Zbawiciel
rozkazał ich przyprowadzić do siebie: „Pozwólcie dziatkom przyjść do mnie; takich
jest, bowiem Królestwo Niebieskie”i dodał, że nawet sami Apostołowie nie wejdą do
Królestwa Niebieskiego, jeśli nie staną się tak czystymi, prostymi i niewinnymi jak te
dzieci. A dlaczego? – Dlatego, jak tłumaczą Ojcowie święci, że nie stracili swej
niewinności.
Dlaczego Jezus Chrystus tak ukochał św. Jana Apostoła? zabrał ze sobą na
37

4.8 Page 38

▲back to top


Górę Tabor? – miał go za świadka gdy wyjeżdżał na połów ryb?- wstąpił do łodzi
Jana? – na ostatniej wieczerzy pozwolił Janowi skłonić głowę na swych piersiach?-
chciał go mieć za świadka swego konania w Ogrójcu? i na Górze Kalwarii? – Z krzyża
zwrócił się do Jana ze słowami: Synu, oto Matka twoja…? – Janowi został powierzony
skarb, najczystsze stworzenie, jakie wyszło z rąk bożych, któremu żadne inne nie
dorówna?- Dlatego, drodzy chłopcy, że św. Jan miał tytuł do szczególnej miłości
Jezusa ze względu na swą czystość dziewiczą. – A ta miłość była powodem zazdrości
reszty Apostołów, tak, iż mniemali, że Jan nie umrze, gdy Jezus powiedział do Piotra:
Jeśli chcę, by ten tak został, dopokąd nie przyjdę, cóż cię to obchodzi?
Istotnie, św. Jan przeżył wszystkich Apostołów i jemu Chrystus objawił
chwałę, jaką się cieszą wybrani w niebie, którzy w tym życiu zachowali cnotę
czystości. Sam on opisuje w swej Apokalipsie, że widział w siódmym niebie wielką
liczbę dusz odzianych w biel przepasanych złotem, z palmami w ręku. Dusze te
postępowały za Barankiem Bożym dokądkolwiek idzie i śpiewały hymn tak słodki, że
św. Jan nie mogąc znieść tak wielkiej słodyczy zapytał anioła mu towarzyszącego:
Któż są ci, którzy otaczają Baranka i śpiewają pieśń tak piękną, której nikt inny nie
może śpiewać? Anioł odpowiedział: Virgines enim sunt! – bo są dziewicami!
O szczęśliwe dusze, które jeszcze nie straciłyście pięknej cnoty czystości,
ach, podwójcie swe wysiłki dla jej zachowania. Czuwajcie nad zmysłami, wzywajcie
często Imienia Jezusa i Maryi, nawiedzajcie Pana Jezusa w Najświętszym
Sakramencie, przyjmujcie często Komunię św. Bądźcie posłuszni przełożonym,
módlcie się. Posiadacie skarb tak piękny, tak wielki, którego nawet Aniołowie wam
zazdroszczą. Wy jesteście, jak powiada sam Zbawiciel Jezus Chrystus, podobni do
Aniołów Bożych.
Wy zaś, którzy przez nieszczęście ją utraciliście, nie zniechęcajcie się.
Modlitwa, częsta i dobra spowiedź, unikanie okazji, nawiedzanie Pana Jezusa –
dopomogą wam ją odzyskać. Zdobądźcie się na wysiłek i nie lękajcie się: wasze jest
zwycięstwo, gdyż łaska boża nie zawiedzie nigdy. Prawda, że nie będziecie już mogli
stanąć w poczcie niewinnych mających w niebie uprzywilejowane miejsce, to jednak
nie przeszkodzi waszej pełnej szczęśliwości. Macie zapewnione również wspaniałe
miejsce w niebie, wobec którego niczym są trony najpotężniejszych książąt i władców,
którzy byli lub będą kiedykolwiek na tej ziemi. – Będziecie zażywać tak wielkiej
38

4.9 Page 39

▲back to top


chwały, jakiej żaden język wysłowić nigdy nie zdoła. Będziecie się cieszyli
towarzystwem Jezusa i Maryi, naszej dobrej Matki, która was oczekuje w niebie; z
towarzystwem wszystkich Świętych, aniołów zawsze i wszędzie gotowych wam
pomagać, bylibyście tylko szczerze pragnęli zachować piękną cnotę czystości…
39

4.10 Page 40

▲back to top


ROZDZIAŁ VI
Jesteśmy z początkiem roku szk. 1858/59. Po zamknięciu listy nowo
przyjętych wychowanków, w liczbie, których znajdował się Paweł Albera z None,
przeznaczony przez Opatrzność na jednego z pierwszych przełożonych Pobożnego
Towarzystwa Salezjańskiego, ksiądz Bosko dokonał wyboru uczniów do klas
gimnazjalnych mających pobierać naukę w zakładzie Cottolengo, zaopatrując ich
w bilecik polecający. Jeden z nich przytaczamy, skierowany do kleryka Frattini,
asystenta w Małym Domku Opatrzności:
Carissimo Frattini –
Chłopiec Antoni Meotti przybył do nas spróbować, czy znajdzie się dla niego
miejsce u was. Możesz go przeegzaminować, przedstawić ewentualnie Czcigodnemu
Ojcu Przełożonemu, potem postąpisz jak uznacie w Panu za stosowne. Ojciec chłopca
gotów jest płacić za niego miesięcznie 10 fr. Niech Bóg błogosławi etc. – z domu –
22-10-1858- Aff. Mo
XJB
W Oratorium gimnazjaliści nadal uczęszczali do szkoły prywatnej
ks. prof. Picco na mieście. W klasie pierwszej był kleryk Secondo Pettiva, w drugiej –
kl. Jan Turchi, a w trzeciej – kl. J. B. Francesia.
Ks. Bosko z początkiem roku szkolnego, później częściej w ciągu roku zwykł
urządzać konferencje pedagogiczne dla asystentów, nauczycieli i majstrów. Stawiał im
często przed oczyma zbawienie ich wychowanków mówiąc: Naszych chłopców
przysyłali rodzice i dobrodzieje, by kształcili się naukowo i zawodowo. A Pan Bóg
nam ich posyła, byśmy troszczyli się o ich dusze, by znaleźli drogę do zbawienia.
Wszystko inne mamy, więc uważać za środek do celu, to jest, by zostali cnotliwymi i
zbawili się. –Z jednej takich konferencji pozostały zapiski z końca r. 1858, które
przytaczamy;
…Kilka razy rozmawiałem ze wszystkimi chłopcami z osobna,
z domowymi, ze studentami, rzemieślnikami, oraz poszczególnymi klerykami; rok
40

5 Pages 41-50

▲back to top


5.1 Page 41

▲back to top


szkolny zaczął się, więc chciałbym, jak to czyniłem w ubiegłym roku, powiedzieć
słówko do was wszystkich przynajmniej raz w tygodniu. Jest to najlepszy moment po
pacierzach. Zalecam wam, co mi bardzo leży na sercu, byście wcielili w życie
zalecenie św. Pawła Apostoła: ”Bądźcie wzorem dla wszystkich oratorianów i
budujcie ich dobrym przykładem/…/.
Gdy zobaczą was pobożnie przystępujących do Stołu Pańskiego, modlących
się ze skupieniem, skłoni ich to do naśladowania was. A przeciwnie, gdyby usłyszeli z
ust kleryka jakieś nieodpowiednie słowo, wtedy niestety, jakaż stąd wyniknie szkoda i
zgorszenie.
Święty Jan Chryzostom mówi, że kapłan podobny jest do drzewa
owocowego. Jakiż to miły widok – woła tenże Święty – widzieć drzewko w sadzie
z konarami zginającymi się pod ciężarem owoców. Sam jego widok cieszy
przechodnia. Przeciwnie, drzewo choćby przewyższało wszystkie bujną koroną, jeśli
jest bez owoców, wzbudza niechęć, że zajmuje miejsce. Tak jest z nami. Ludzie
zwracają na nas oczy, chcąc widzieć dobre owoce, a jeśli ich brak, ach jakież wtedy
zgorszenie!
Św. Ambroży porównuje nas do księżyca mówiąc, że powinniśmy jak księżyc
wydawać światło wprawdzie nie swoje, lecz odbite od słońca. Podobnie i my nie
mamy nic własnego, lecz odbieramy wszystko od Boga słońca sprawiedliwości
i powinniśmy rozsiewać je dla dobra ludzi, którzy w ślad za nami kierują się do nieba.
A św. Augustyn dodaje: Czy wiecie, co oznacza toga, którą przywdzieją
chłopcy rzymscy? – Wchodzą wtedy w wiek dojrzały. Toga oznacza ich mądrość,
cnotę, wszelkie inne zalety, jakimi winni być przyozdobieni ci, co ją noszą. Podobnie
ma być z nami. Pod tą szatą winniśmy nosić cnoty, jakich domaga się ten boski strój.
Gdy Izraelici mieli przekroczyć Jordan, Bóg rozkazał Jozuemu ich wodzowi: Poślij
naprzód kapłanów z Arką: niech wejdą do wody z arką na barkach, wówczas wody się
zatrzymają i będziecie mogli przejść suchą nogą. Tak uczynili kapłani i wody się
rozdzieliły: w górnym biegu stanęły jak mur, w dolnym spłynęły
i ukazał się suchy grunt pod nogami. W taki sposób zastępy izraelskie przekroczyły
Jordan. Tak samo winniśmy postępować i my. Mamy dążyć za Arką Boskiego
Przymierza, świętą Religią, za Przykazaniami Bożymi, by ludzie zdrowo i bezpiecznie
41

5.2 Page 42

▲back to top


mogli przejść z tego padołu do szczęśliwej wieczności. Chłopcy stale was obserwują.
Starajcie się, zatem roztaczać nad nimi dobry wpływ. Jeśli tak postępować będziecie,
to, choć liczba kleryków w obecnym roku nie jest większa niż w poprzednich latach,
Pan Bóg nam pobłogosławi w pracy.
Na konferencjach przypominał nieustannie klerykom czujność
w asystowaniu chłopców. Mniemanie, że do Oratorium nie mają dostępu słabości
ludzkie, byłoby zaprzeczaniem natury ludzkiej. Osobiście, więc dawał przykład
czujności, by przeszkodzić złu i przezwyciężyć je, o ile by gdzie zapuściło korzenie.
W pierwszych latach Oratorium zjawiał się nieoczekiwanie w każdym kącie:
w sypialniach, pracowniach, klasach, refektarzu, w miejscach ustronnych
i mniej asystowanych. Nic nie uszło jego uwagi. Na przykład, dwóch chłopców
zatrzymało się raz w jadalni, by obejrzeć jakąś gazetę; lecz w tej samej chwili głos
księdza Bosko wezwał ich na podwórze …- To znów pewna grupka w tajemnicy
przygotowywała jakieś jedzenie na zabawę w pieniądze. Wtem ksiądz Bosko
zjawiwszy się niespodziewanie wołał:- Co tu robicie? Dalej, na rekolekcje!
Pewien chłopiec przechadzał się z kolegą pod rękę, obejmując drugą za
ramiona. Ksiądz Bosko podszedł dał mu szturchańca mówiąc: Znacie przepis
regulaminu? – Pod ręce trzymanie nie uchodzi mospanie …
Jednego znów dnia spostrzegł, że któryś kleryk z chłopcem przechadzali się
obejmując się rękoma. Zaczekał, Aż kleryk będzie sam i zwrócił mu uwagę: Miałem
zamiar publicznie cię skarcić. Czy zrozumiałeś?.
Sissignore! – odpowiedział speszony.
Dobrze, bacz by się to więcej nie powtórzyło!
W niektórych wypadkach czujność jego można by wytłumaczyć jedynie
posiadaniem specjalnego daru przenikliwości.
Często, gdy był zajęty pisaniem, odmawianiem brewiarza, asystowaniem
młodzieży, czy posiłkiem, wołał naraz kogoś ze swoich polecając:
Idź tam a tam: znajdziesz trzech chłopców czytających gazetę (wymieniał
nazwiska ). Powiedz im, by natychmiast stąd wyszli.
42

5.3 Page 43

▲back to top


Innym razem dawał dyskretnie polecenie;
Biegnij do asystenta i powiedz mu, że tam a tam pod portykami znajdują się
niektórzy ukryci. Niech ich stamtąd wypędzi. – Lub innemu klerykowi;
Idź na górę po schodach, zastaniesz tam chłopców. Powiedz im, że ksiądz
Bosko wie o wszystkim.
Słowem, rzec można, pełnił dyskretnie misję Anioła Stróża w domu, gdzie
obecność jego dawała się odczuć wszystkim. Czasem zjawiał się nieoczekiwanie z
ujmującą prostotą i uprzejmością okazując każdemu życzliwość, zapominając łatwo o
uchybieniach już przebaczonych. Dlatego nikt nie czuł do niego urazy, a gdziekolwiek
się znalazł, odnoszono się doń z zaufaniem i serdecznością.
Godny uwiecznienia pędzlem obraz ponawiał się w Oratorium do roku 1870:
po obiedzie, zwłaszcza po wieczerzy, gdy nie było nikogo z gości, w refektarzu
przełożonych. – Była to sala w suterenie z ustawionymi w środku stołami.
Wychowankowie wybiegłszy ze swojego refektarza skupili się przy wejściu do jadalni
przełożonych, oczekując aż wyjdą klerycy. Wtedy hurmem wpadali do wnętrza jak
wezbrany potok. Klerycy musieli ustąpić przed nacierającą falą chłopców, którzy na
wyścigi zajmowali miejsce najbliżej księdza Bosko siedzącego przy stole.
Najszczęśliwszym udało się oprzeć głowę o jego ramiona; dalej główka przy główce
uśmiechniętych twarzyczek wpatrzonych w niego. Wspinano się na uprzątnięte
naprędce stoły; najbliżsi posiadali w kucki, następni na klęczkach, ostatni stali na
stołach. Komu się udało, przysuwał ławki do ściany i stawał na nich.
Wydawało się już niemożliwością wcisnąć się gdzieś bliżej księdza Bosko.
Lecz oto niektórzy malcy próbują dotrzeć do niego przeciskając się okrakiem pod
stołami i wnet wychylają swe główki między stołem a osobą księdza Bosko, który ich
obdarza pieszczotą.
Często Święty zapracowany przychodził późno na posiłek. Mimo to nie
oddalał ich i wśród zgiełku i zaduchu; tak, iż prawie gasły lampy, kończył swój
skromny obiad. Jednemu rzucił wesołe spojrzenie, innego darzył ojcowskim
uśmiechem, wszystkich zachętą. Nie okazywał nigdy znużenia wobec natręctwa
swych synów, nawet doznawał przykrości, gdy ktoś z zewnątrz przychodził zamącić
mu słodycz tej rodzinnej rozrywki. Czasem robił gest, że chce przemówić. Wtedy
43

5.4 Page 44

▲back to top


robiła się cisza, jakby makiem posiał. Wśród głębokiego milczenia opowiadał jakąś
anegdotę, rzucał pytania etc. Głos dzwonka przerywał to zebranie odwołując
chłopców.
Widocznie młodzież nie odczuwała brzemienia ustawicznej karności
i czujności swego Przełożonego, którego więcej kochano niż się lękano.
Tymczasem rozpoczynały się wykłady teologii w budynku seminaryjnym
zajętym przez wojsko, które zwolniło jedną dużą sale na użytek studentów teologii.
Dlatego
profesorowie
filozofii
udzielali
lekcji
prywatnie
w godzinach zbyt wczesnych niewygodnych dla kleryków księdza Bosko. Wobec tego
zwracał się on listownie do kanonika Vogliotti, rektora seminarium/. /, prosząc
możliwe przesunięcie wykładów na godzinę późniejszą dostępną dla jego kleryków
zajętych w Oratorium przy chłopcach.
Wszystkim tego rodzaju kłopotom powodującym pewien uszczerbek
w karności potrafił ks. Bosko zapobiec skutecznym słowem. Prawdy wieczne kładł
przede wszystkim w uszy swym wychowankom.
Jednego wieczoru 1858, na słówku wieczornym tak mówił:-
Obawiam się dwóch rzeczy: grzechu śmiertelnego oraz śmierci cielesnej,
która może nas zaskoczyć w grzechu. Po pewnej pauzie mówił dalej:- Obawiam się, że
niektórzy staliby się ofiarą niedbalstwa w sprawach swej duszy a śmierć nikogo nie
oszczędza. Od początku świata przeszły przez tę ziemię miliardy istnień ludzkich,
patriarchowie, królowie, książęta, zdobywcy, wraz z ich ludami! –Miliardy ludzi,
którzy teraz są prochem. Przekonajmy się, drodzy chłopcy, że i dla nas przyjdzie
godzina śmierci, a nadejdzie jak złodziej! Gdy najmniej się jej spodziewamy, wejdzie
do domu i swymi nożycami przetnie nić naszego życia. Załatwmy, więc dobrze nasze
rachunki z Bogiem przez dobrą spowiedź. Śmierć nie czeka na nikogo, nawet na
władców i papieży. Uważajmy, więc, bo potem wieczność!
Ta, św. bojaźń boża była z natchnionych ust księdza Bosko wskazówką i
wędzidłem w sprawowaniu się chłopców, zaprawą solidnej cnoty oraz czyniła ich
44

5.5 Page 45

▲back to top


godnymi szczególnej opieki Madonny.
Miłość do kościoła i Papieża podsycał w ich sercu ksiądz Bosko
opowiadaniem przykładów z życia papieży na rannych naukach niedzielnych.
Przyszedłszy do papieża Urbana I przez trzy niedziele z kolei opisywał heroizm św.
Cecylii Męczenniczki. Obeznany doskonale z topografią Rzymu pogańskiego
opisywał pałace patrycjuszów, ich wspaniałe portyki sale, fontanny, zwyczaje
starożytnych Rzymian. Malował to wszystko w żywych barwach wobec swych
młodocianych słuchaczy.
Jeden z tych wykładów uwiecznił kleryk Jan Bonetti na piśmie i po 30 latach
nam go przesłał /. / oto on:
Za cezara Aleksandra Sewera Kościół przeszedł gwałtowne prześladowanie.
Papież Urban I chroniąc się przed niebezpieczeństwem przebywał
w katakumbach, gdzie grzebano ciała Męczenników i gdzie gromadzili się
chrześcijanie w czasie prześladowań. – W owych czasach żyła pewna dziewica ze
znakomitej familii rzymskiej, imieniem Cecylia. Potajemnie wyznawała wiarę
chrześcijańską, mimo że jej rodzice byli poganami. Lubiła bardzo muzykę grającą na
instrumencie zwanym z grecka „organem”, oczywiście bardzo różniącym się od
obecnych organów.
Śpiewała psalmy w głębi duszy wielbiąc Boga i modląc się:
„Niech serce moje zostanie na zawsze nieskalane o Boże, abym nie została
zawstydzona”.
Poświęciła ona swą dziewiczość Chrystusowi Panu na całe życie. Lecz
rodzice nie rozumiejąc tego postanowili wydać ją za mąż za poganina znanego rodu,
imieniem Walerian. Cecylia dowiedziawszy się o tym zaniepokojona zamyślała, jakby
się uwolnić od tego kłopotu. Mieszkając w swym ustronnym pałacu unikała widowisk
publicznych. Miała nieustannie przy sobie księgę Ewangelii stanowiącej jej rozkosz.
Modliła się gorąco do Boga w swym niepokoju. Umocniona wewnętrznie, pełna
ufności w pomoc swego Boskiego Oblubieńca mówiła sobie: Teraz jestem spokojna,
wiem co czynię!
Nadszedł dzień zaślubin. Przybył jej narzeczony Walerian. Cecylia
45

5.6 Page 46

▲back to top


w zaufaniu rzecze doniego: Walerianie, mam dla ciebie pewien sekret.
Słucham, Cecylio, gotów jestem dla ciebie na wszystko!
Powiem ci go pod warunkiem, że nie wyjawisz go nikomu…
Możesz być o tym najzupełniej pewna.
Wówczas Cecylia zwierzyła mu się: Walerianie poświęciłam swe dziewictwo
Oblubieńcowi Niebieskiemu. Jeśli chciałbyś zrobić mi jakąś krzywdę, mam przy sobie
Anioła, który mnie strzeże i stanie w mej obronie.
Ależ ja żadnego anioła przy tobie nie widzę!
A chciałbyś go zobaczyć?
Jak najbardziej!
Jeżeli chcesz zobaczyć mego anioła, powinieneś pierwej uwierzyć
w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, który dla zbawienia ludzi zstąpił z nieba na ziemię
i wylał swą krew za nas. Powinieneś uwierzyć, że jest jeden Bóg nieba i ziemi, że ten
Bóg sprawiedliwie nagradza dobrych a karze złych. Dlatego daj się ochrzcić w wodzie
oczyszczającej, a wtedy dopiero możesz ujrzeć mego Anioła.
Walerian nie słyszał nigdy o Jezusie Chrystusie; gorąco pragnąc zobaczyć
anioła rzecze;- Do kogóż mam się udać, by oczyścić się z grzechów?
Udaj się drogą Apijską, trzy mile za miastem. Tam ujrzysz ubogich
proszących o jałmużnę. Powiesz im; Gdzie znajdę czcigodnego Starca? – Oni
natychmiast ci wskażą miejsce i zaprowadzą do niego. Gdy zostaniesz przezeń
obmyty, wrócisz się i zobaczysz mego anioła.
Walerian tak uczynił. Słowo: ”czcigodny starzec”było umownym symbolem
papieża, by poganie nie mogli odkryć miejsca jego pobytu. – Walerian poszedł we
wskazanym kierunku i zastał grupkę żebraków. Byli to chrześcijanie
w przebraniu.
Gdzie jest czcigodny starzec? – spytał.
Idź za mną – rzecze jeden z nich.
W pobliżu znajdowało się wejście do jaskini ukryte w cieniu drzew
i zwisających się, pnącz. Walerian poszedł za swym przewodnikiem w głąb czeluści.
46

5.7 Page 47

▲back to top


W pewnej chwili zapalił on lampę i obaj szli wąskimi korytarzami, wreszcie trafili na
schody wiodące w głąb podziemnej pieczary. Tu rozpoczynały się właściwe
katakumby, to jest cmentarz podziemny męczenników ciągnący się kilometrami
chodników. Walerian kroczył galeriami, skąd otwierały się setki innych przejść.
Lampka przewodnika skąpo oświetlała owe podziemia. Z obu stron widoczne były
wydrążone w murze rozmieszczone piętrami „locula”zawierające szczątki
Męczenników, z symbolami ich męczeństwa oraz imionami wyrytymi w tufie.
Ten oto – rzecze przewodnik wskazując – był ścięty toporem kata; ów został
rozszarpany przez bestie w amfiteatrze; tamten spalony na wolnym ogniu; owemu
wlano do ust wrzący ołów.
I tak dalej wskazał różnego rodzaju męki, bicze, krzyże, kraty, na których
ponieśli śmierć ci świadkowie Jezusa Chrystusa.
Chrześcijanie wśród tych chwalebnych grobów odbywali swe nabożeństwa,
często pożywiali się i zasypiali. Walerian zdezorientowany pytał sam siebie; Gdzie ja
się znajduję? Odważnie jednak kroczył dalej. Przybyli wreszcie na miejsce dość
obszerne, gdzie krzyżowały się ze wszystkich stron ganki. Znajdował się tam ołtarz
wśród światełek lampek; spostrzegł tłum chrześcijan uczestniczących w św.
tajemnicach sprawowanych przy ołtarzu.
Przewodnik zaprowadził Waleriana do papieża Urbana siedzącego na krześle
w otoczeniu kleru. Św. Kapłan pełen dobroci w paru słowach dodał ducha
Walerianowi i spytał, w jakim celu tu przybył. Walerian odpowiedział:
Narzeczona Cecylia mnie tu przysyła mówiąc, że ma anioła przy boku do
swej obrony. Pragnąłem ujrzeć tego anioła z niebios. Ona przyrzekła mi to pod
warunkiem, że muszę wpierw przyjść do ciebie i oczyścić się z grzechów.
Urban zrozumiawszy wszystko wzruszony ukląkł i modlił się; to samo
uczynili chrześcijanie. – W tej chwili ukazał się czcigodny starzec o majestatycznym
obliczu, w chwale niebieskiej. Walerian upadł na ziemię.
Któż to był? – Apostoł święty Piotr, który zjawił się, by utwierdzić papieża
Urbana w jego udrękach, oraz by umocnić Waleriana.
Powstań Walerianie i bądź dobrej myśli – rzecze Apostoł. Walerian acz mąż
47

5.8 Page 48

▲back to top


wojenny, w tej chwili drżał na całym ciele. Słysząc swe imię podniósł głowę, spojrzał
na Postać tajemniczą i wstał. Wówczas Apostoł podał mu księgę mówiąc: Masz,
czytaj!
Walerian otworzył księgę i przeczytał te słowa:„Jedna wiara, jeden chrzest,
jeden Bóg wszechmocny, Stworzyciel nieba i ziemi: jeden Pan i Zbawiciel Jezus
Chrystus…”
Wierzysz w to? –spytał Apostoł.
Wierzę z całej duszy – odpowiedział Walerian.
Jeśli w to wierzysz, możesz otrzymać chrzest św. – wrócisz do Cecylii i
zobaczysz Anioła…-To rzekłszy Apostoł znikł.
Wówczas św. Urban ochrzcił Waleriana i odesłał do Cecylii.
Walerian przybył do pałacu Cecylii otoczonego tłumem klientów
oczekujących, by pozdrowić swego pana i otrzymać peculium. Bez przeszkody
wkroczył do atrium i skierował się do pokoju św. dziewicy. Przystanął u progu
i uchylił zasłonę. Cóż za cudowny widok uderzył jego oczy!
Cecylia modliła się klęcząc, obok niej stał Anioł lśniąc blaskiem
napełniającym cały pokój. Promiennego oblicza, wspaniałych szat, tęczowych
skrzydeł nie zdołałoby opisać żadne pióro! /…/.
Na ten widok Walerian zawahał się, lecz wzmocniony na duchu niebieską
zjawą Apostoła odważył się wejść. Padł na kolana wobec anioła Cecylii i tak oboje
klęczeli z Aniołem pośród siebie. Walerian z trudnością próbował modlić się/…/,
wobec obecności niebieskiego ambasadora.
Lecz oto niebieski poseł okazał dwie przecudne korony z róż i włożył je na
skronie Cecylii i Waleriana mówiąc:-
Zachowajcie młodzi narzeczeni, te korony, które wam przyniosłem
z niebieskiego ogrodu, czystością serca i świętością życia. Wasze modły zostały
wysłuchane przez Pana; proście, o co chcecie, a otrzymacie.
Na to walerian: Proszę o nawrócenie mego brata Tyburcjusza.
Jeśli o to prosisz, już ci jest dane – oznajmił Anioł i znikł. W tym czasie dały
48

5.9 Page 49

▲back to top


się słyszeć kroki Tyburcjusza u wejścia:
Ach, jak cudowną woń czuję w tej Sali! Z jakich to kwiatów pochodzić może
ten zapach? Nigdy czegoś podobnego w życiu nie doświadczyłem…Na to Walerian:
Możemy zdradzić ci ten sekret, zjawił się tutaj Anioł z nieba, który włożył wieńce z
róż na nasze czoła…
Gdzież ten Anioł, ja go nie widzę – odrzecze ów.
Gdzież te róże, o których mówicie? Czuję woń, lecz żadnych koron nie
widzę…
Jeśli chcesz widzieć te korony – odpowiedziała Cecylia – musisz najpierw
uwierzyć, że jest jeden Bóg Stworzyciel wszechmocny, i że ten Bóg ojciec dobrotliwy,
zesłał nam swego boskiego Syna Jezusa Chrystusa, który założył nową boską religię
na ziemi, powinieneś ty także dać się obmyć wodą Chrztu św. który oczyści twą duszę
z win grzechowych…
Jak to? Czy może być bóg potężniejszy nad bogi rzymskie?
Walerian: Dziwi mnie, Tyburcjuszu, że ty jeszcze wierzysz, że nasze bożki
mają jakąś moc, są przecież uczynione przez ludzi!
To prawda. Lecz któż mi poda tę wodę?
Czcigodny Starzec, któremu na imię Urban.
Co? Urban? Ten, którego nazywają jak słyszę, ojcem chrześcijan?
Tak, ten właśnie.
Ech, to już nie. Gdyby mnie rozpoznano w pretorium jako chrześcijanina,
czeka mnie śmierć. Zresztą powiadają o chrześcijanach rzeczy okropne…
Podłe oszczerstwa, mój drogi. Urban to istny Anioł w ludzkim ciele. Nie
spotkałem człowieka tak dobrego i zarazem uczonego. Pójdź do niego, a sam się
przekonasz.
Hm…tak… lecz to niemożliwe. Jestem młody…chcę żyć. Nie wiesz, że wisi
miecz nad głową każdego, kto ma styczność z chrześcijanami… Nie, za nic
w świecie nie pójdę do Urbana.
Słuchaj, drogi Tyburcjuszu, miałbyś słuszność, gdybyśmy mieli wiekować na
49

5.10 Page 50

▲back to top


tym świecie, gdyby przez śmierć wszystko się kończyło. Ale wiesz przecież, że dusza
ludzka jest nieśmiertelna, i że ten Bóg wszechmocny stworzył raj, gdzie cieszyć się
będą z nim na wieki ci, którzy mu wiernie służyli na ziemi, a jest także miejsce
wiecznych mąk dla tych, co nim wzgardzili nie chcąc go znać, czcić, kochać i
służyć…
A kto mnie może zapewnić o tym drugim życiu?
Wtedy Cecylia podjęła wątek i przytoczyła szereg dowodów rozumowych z
objawienia i samych autorów pogańskich, wykazując istnienie życia pozagrobowego,
nagrody sprawiedliwych i nieszczęsnego losu złych. Inteligentny Tyburcjusz dzięki
łasce bożej dał się przekonać o tej prawdzie. Gardząc tedy śmiercią oświadczył: Jeśli
tak, to powiedzcie mi, gdzie mam szukać Urbana, udam się tam natychmiast, by
zapewnić sobie korzystny los i uniknąć śmierci…
Wówczas Walerian oznzjmił: Chodź, zaprowadzę cię do niego. Przekonasz
się, że po obmyciu się w zdroju zbawiennym doznasz niewymownej radości
wewnętrznej.
Tyburcjusz został ochrzczony i on również zobaczył Anioła.
Dotąd ks. Bonetti.-
24 listopada obchodzono uroczystość św. Cecylii. W czasie Mszy św. kazanie
wygłosił diakon Józef Re, późniejszy kanonik katedralny w Turynie.
W parę dni potem zmarł nagle na apopleksję w Turynie opat Ferrante Aporti,
prekursor nowych metod nauczania w szkołach średnich. Jako senator proponowany,
lecz nie przyjęty przez Papieża na arcybiskupa w Genui, sprawował urząd prezesa
Krajowej Akademii w Turynie, aż do uchwalenia ustawy z 22 czerwca 1857. Pomimo
pewnych nieortodoksyjnych opinii i stroju świeckiego, w jakim chodził, wychodzi na
jego pochwałę, że nie brał udziału w żadnych wrogich Kościołowi ustawach.
50

6 Pages 51-60

▲back to top


6.1 Page 51

▲back to top


ROZDZIAŁ VII
Z początkiem grudnia, wraz z kalendarzem Galantuomo, ekspediowano
ostatni zeszyt tegoroczny Letture Cattoliche zatytułowany: „Nowenna do Bożego
Narodzenia, ułożona przez Bł. Sebastiana Valfre ze Zgr. Oratorianów w Turynie”.
Wspomniana nowenna podnosiła dusze i rozpalała miłością ku Zbawcy –
Dziecięciu Bożemu. Zawierała proroctwa, psalmy, antyfony, hymny, z dodatkiem
niektórych kolęd.
Ksiądz Bosko dodał ważne ogłoszenie:
„Aby nowenna przyniosła korzyść duszom, trzeba ją odprawić w łasce bożej.
Dlatego dobrze będzie poprzedzić ją spowiedzią, a przynajmniej aktem skruchy z
postanowieniem rychłej spowiedzi. Wskazane odmawiać codziennie 9 Zdrowaś
Maryjo i Aniele Stróżu dla uczczenia niewymownej obecności Pana Jezusa w Łonie
Najświętszej Dziewicy przez 9 miesięcy, dla oddania czci tak dostojnej Tajemnicy
przez wezwanie 9 Chórów Anielskich: dla kontynuowania gorących pragnień
i modłów zanoszonych do Boga przed wiekami przez Patriarchów i Mesjasza na
ziemi. – Wreszcie prośmy Najświętszą Dziewicę, by raczyła zespolić nasze biedne
serca ze swoim przepełnionym miłością ku Ojcu Niebieskiemu, by nasza nowenna
była miła Bogu.
„Dodajmy codziennie akty skruchy za obrazę Boga, trzy akty oddania się
Bogu, by być godnym adorowania Bożego Dzieciątka w Betlejemskiej stajence /…/.
Każdy niech się stara pełnić powyższe praktyki zgodnie ze swym stanem
i zajęciem.
„Kto praktykuje codziennie jakiś akt cnoty prócz unikania wykroczeń, tym
więcej może się spodziewać łask niebieskich /…/. Kto odprawi nocne czuwanie
wigilijne, niech odmawia psalmy lub inne modlitwy i zajmie się pobożną lekturą…
A kto nie odprawia nocnego czuwania lub dozna w tym, jakiej przeszkody,
niech przynajmniej uczestniczy skwapliwie w porannych Mszach św.
Acz nie jest nakazane generalnie przystąpienie do Spowiedzi i Komunii św. w
dzień Bożego Narodzenia, to niech każdy przeżyje tę nowennę, dając sposobność
51

6.2 Page 52

▲back to top


również swym domownikom uczestniczenia w nabożeństwie /…/.
W zeszycie zamieszczono wyjątki z okólników duszpasterskich księży
biskupów diec. Saluzza i Vercelli na korzyść Letture Cattoliche /…/ Powołano się na
przykład Ojca św. Piusa IX, który gorąco zalecił ich propagowanie na terenie Państwa
Kościelnego.
Pod wpływem tych zachęt arcypasterzy oraz głośnego echa, jakie wywołało w
świecie katolickim cudowne objawienie się Najświetszej Marii Panny
w Lourdes, Święty obchodził tegoroczną uroczystość Niepokalanego Poczęcia
w Oratorium.
W dniu 11 lutego 1858 14 letnia pastuszka Bernadetta Soubirous
z Lourdes, małej mieściny u stóp Pirenejów zbierała drzewo. Umiała tylko pacierz
i nie była jeszcze do Komunii św. U stoku masywu zwanego Massabielle próbowała
przekroczyć potok górski. Wtem posłyszała jakiś szmer jakby pod wpływem powiewu
wiatru, lecz o dziwo, drzewa ani krzaki wcale się nie poruszyły. Podniosła wzrok
w kierunku groty pobliskiej i drżąca upadla na klęczki. Ponad masywem skalnym,
w głębi niszy zarosłej krzakiem dzikiej róży, wśród oślepiającego blasku, stała
szczupła wysoka postać przecudnej Panienki.
Była średniego wzrostu, twarz okrągła, oczy niebieskie, o słodkim nad wyraz
spojrzeniu, z wyglądu panienka 20 – letnia. Tchnęła urzekającym wdziękiem, powagą
i majestatem mądrością oraz energią ponad wszelkie wyobrażenie. Śnieżnobiała
suknia spływała aż do ziemi, biodra przepasana niebieską szarfą zawiązaną w kokardę,
spadającą dwoma końcami aż do stóp. Śnieżnobiały welon spływał na barki okrywając
całą osobę. Stopy lekko spoczywały na różanym krzaku, na obu stopkach wykwitła
róża. W rękach przesuwała różaniec, lecz wargi były nieruchome.
Pani skierowała wzrok na Bernadettę, która speszona wyjęła także swój
różańczyk, nie potrafiła jednak się przeżegnać. Pani zachęciła ją do tego kreśląc znak
Krzyża św. Wówczas dziewczynka nabrała odwagi i poczęła z wielką radością
odmawiać koronkę. Gdy ją skończyła widzenie znikło.
Objawień tych było 18, począwszy od 11 lutego do 16 lipca, zawsze dla
52

6.3 Page 53

▲back to top


samej Bernadetty i w tym samym miejscu.
18 lutego Pani po raz pierwszy odezwała się:
Zrób mi tę przyjemność i przychodź tu przez następne dni piętnaście. Między
innymi słowami, które jej powiedziała z wyrazem radości lub smutku na twarzy,
pamiętne były następujące:
NIE OBIECUJĘ CI SZCZĘŚCIA NA TYM ŚWIECIE, LECZ NA
DRUGIM
PRAGNĘ, BY TU PRZYCHODZILI LUDZIE; MÓDLCIE SIĘ ZA
GRZESZNIKÓW!
POKUTY, POKUTY, POKUTY!
CÓRKO MOJA, POWIEDZ ODE MNIE KAPŁANOM, BY NA TYM
MIEJSCU WZNIESIONO KAPLICĘ!
23 lutego, Bernadetta na Jej polecenie, w kącie groty wygrzebała rękoma
mały otwór i wnet wytrysło tam źródło dostarczające 5 tys. litrów na godzinę.
25 marca, zapytana przez Bernadettę trzykrotnie o swe imię
z niewymowną słodyczą odrzekła: JESTEM NIEPOKALANE POCZĘCIE!
Od pierwszego zjawienia ludzie tłumnie zbiegali się do groty. Woda ze źródła
sprowadzała niezmierne łaski i brakło spowiedników, by zadowolić penitentów
pragnących pojednać się z Bogiem. Tak rozpoczął się niekończący ciąg cudów, które
uczyniły świątynię ludzką nieustannym źródłem Maryi.
Wychowankowie Oratorium zapaleni tym opowiadaniem miłości do Matki
Bożej, odprawili Nowennę do Bożego Narodzenia oraz przeżyli święta ze szczególną
gorliwością. Zapisano wiele postanowień do wykonywania w owych dniach, zgodnie z
zachętą księdza Bosko. – Postanowienia Michała Magone były następujące:
1. Odrywać swe serce od rzeczy światowych, by poświęcić je całkowicie
Matce Najświętszej
53

6.4 Page 54

▲back to top


2. Odprawić spowiedź generalną dla uspokojenia sumienia w chwili śmierci.
3. Zrezygnować z podwieczorku codziennie, jako pokutę za grzechy, lub
odmówić Siedem Radości do Najświętszej Marii Panny, by zasłużyć sobie na jej
obecność w chwili śmierci.
4. Za radą spowiednika przystępować codziennie do Komunii św.
5 Opowiedzieć codziennie jakiś przykład kolegom ku czci Matki
Najświętszej.
6. Złożyć ten bilet przed obrazem Madonny, przez co chcę oddać się jej na
całkowitą niewolę miłości.
Ks. Bosko zamienił mu pozbawienie się podwieczorku na odmawianie
psalmu De profundis za zmarłych.
54

6.5 Page 55

▲back to top


ROZDZIAŁ VIII
Jednym z sekretów dobrego nastroju panującego w Oratorium były tak zwane
„Słówka wieczorne”. Ks. Bosko nigdy ich nie odstępował nikomu, uważając je za
swój własny przywilej, chyba, że był absolutnie zajęty. Wtedy zlecał to innym dając
radę następującą:
Kilka słów wystarczy, jakaś myśl religijna, ale tak ujęta, by pod jej
wrażeniem chłopcy szli spać…
Rzecz jasna, że młodzież pragnęła słuchać zawsze księdza Bosko, który ich
tak kochał. – Oto jak się wyraża ksiądz Ballesio w swej książce „Życie wewnętrzne
księdza Bosko”.
Po lekcjach wieczornych głos dzwonka wzywał nas na pacierze wieczorne.
Co za miłe wspomnienia nasuwają mi się w duszy! Zaintonowaną pieśń religijną
podchwytuje 300 chłopców. Modlimy się wspólnie z księdzem Bosko wśród nas…
Jakże budująca była jego postawa w czasie modlitwy
Po pacierzach pomagaliśmy mu wstąpić na podium. Gdy uśmiechnięty
obejmował wzrokiem nas chłopców, czuliśmy się jakby rodzina, rozległ się szept
zadowolenia, uczucie ulgi, gdy oczy nasze utkwione były w jego twarzy…
Podnosił do góry znalezione przedmioty, po które zgłaszali się właściciele.
Potem rozpoczynał mówić: …Wszystko, co robię, są to środki, jakich używam, by
wam pomóc do zbawienia. Wszystkie trudy, jakie ponoszę, są dla waszej duszy /…/.
Dawał polecenia na następny dzień, zalecał jakąś praktykę religijną,
wspominał o zmarłych dobrodziejach, lub objaśniał jakiś punkt z katechizmu.
Zachęcał do korzystania ze spowiedzi, choć nie nakazywał tego bezwzględnie nikomu.
Za to przekonywał ze słodyczą i osiągał to, czego chciał… Nie nudził zbyt długimi
wywodami. Czerpał argumenty z historii kościelnej, powszechnej i ojczystej,
życiorysów Świętych i innej znanej lektury…Zebrał sobie wspaniały zasób
wiadomości, z którego czerpał przy danej sposobności. Opowiadając o wydarzeniach
współczesnych wysnuwał stosowne pouczenia. Starał się przy tym zainteresować
i utrzymać uwagę młodzieży. Czasem, na przykład, zamierzając urządzić rozrywkę lub
55

6.6 Page 56

▲back to top


wycieczkę, stawiał pytania któremuś z obecnych przełożonych i rozstrzygał wysunięte
wątpliwości. Naturalnie, chłopcy w tego rodzaju publicznej dyskusji starali się
przechylić szalę na swą korzyść.
W powyższych dialogach wyłaniały się pewne niedociągnięcia, uchybienia, z
których przyrzekną się poprawić i t. p. Nieraz całe tygodnie uwaga młodzieży była
napięta, pisano o tym do rodziców, oczekiwano terminu wyznaczonego, słowem,
wyobraźnia młodzieży była całkowicie pochłonięta tym, co miało nastąpić.
Dla tych samych powodów malował im w żywych kolorach obchody
religijne, akademie, sztuki teatralne, czy loterie. Niekiedy opowiadał fantastyczne
bajki, snuł wspaniałe sny-widzenia, wyjawiał projekty, z jakimi się nosił. Niektórzy
pod wrażeniem tych słówek notowali sobie pewne szczegóły odczytując je dla własnej
korzyści.
Niektóre z tych zapisków doszły do naszej wiadomości. Są to niekiedy
zwięzłe notatki. Brak w nich osobliwego namaszczenia, z jakim opowiadał je Święty,
brak jego ekspresji, choć zawsze odczuwa się jego ducha przenoszącego czytelnika
w owe szczęśliwe lata z nim przeżywane.
Przytoczymy niektóre z tych słówek wypowiedzianych w grudniu oznaczając
je cyframi rzymskimi.
I.
Napoleon Bonaparte, choć wróg papieża, w swej nieposkromionej pysze, miał
jednak wiarę w sercu i zesłany na wyspę św. Heleny prowadził ze swymi
domownikami ciekawe dyskusje religijne. Razu pewnego któryś z generałów zrobił
uwagę: Sire, mówisz o Bogu jakbyś go widział… ja natomiast nie mogłem się
przekonać, że Bóg w ogóle istnieje…
Napoleon odrzekł:
Proszę wziąć kompas i zmierzyć niebo…
To niemożliwe – odrzecze generał.
56

6.7 Page 57

▲back to top


A chciałbyś generale negować, że niebo istnieje…
Spostrzegłszy się, że mało, który z jego generałów wie coś o sprawach
religijnych, sam kierował rozmowę na ten temat i tak konkludował:
No, więc, czy pan zrozumiał?
Bardzo mało – odrzecze ów.
Jak to? Pan tego nie rozumiesz? Och, jak bardzo jesteście ograniczeni! Żałuje
doprawdy, że zrobiłem pana generałem…
Napoleon naprawdę był geniuszem i niektóre z jego pism na tematy religijne
można by postawić obok dziel Ojców Kościoła. Przy końcu życia nawrócił się i umarł
po chrześcijańsku. – Jako chłopiec nauczył się dobrze katechizmu
i pamiętał główne prawdy wiary. Niestarty ślad w jego duszy pozostawiła Komunia
św.
II.
Na akademii w Atenach znajdowało się dwóch studentów: Grzegorz z
Nazianzu i Bazyli. Zażyła ich przyjaźń była dla nich zachętą i wzajemną pomocą do
postępu w cnocie. Budowali otoczenie swą pobożną postawą w kościele i śpiewem
psalmów. W akademii spotkali innego kolegę nazwiskiem Julian. Kłuł ich
szyderstwem i sarkazmem. Obaj przyjaciele wnet spostrzegli się o jego przewrotności
i unikali go starannie, mimo że próbował się do nich zbliżyć. Wyśmiewał ich praktyki
religijne, przystępowanie do Stołu Pańskiego…Grzegorz pewnego razu wyraził się
o nim do przyjaciela:
Biada Kościołowi, gdy ten wstąpi na tron cesarski ( był z rodziny
panujących). Stanie się najokrutniejszym prześladowcą chrześcijan.
Nie omylili się obaj w przeczuciu. Julian przeszedł do historii pod imieniem
„Apostaty”czyli odstępcy. Objął tron cezarów po śmierci swego stryja imperatora
Konstansa, zaparł się wiary i stał się jednym z najsroższych nieprzyjaciół Chrystusa…
Nie uszedł jednak kary boskiej. Po paru latach panowania zginął w bitwie z Partami
57

6.8 Page 58

▲back to top


bluźniąc Chrystusowi, którego nie uznawał za Boga.
Natomiast dwaj przyjaciele Grzegorz i Bazyli postępując wciąż w nauce i
cnocie zostali obaj największymi luminarzami Kościoła katolickiego. Obu czci się na
ołtarzach jako św. Doktorów Kościoła.
Widzicie, drodzy chłopcy, że kto chce być naprawdę wielki, powinien od
młodości ćwiczyć się w cnocie. Kto zaczyna dobrze w młodości, może mieć nadzieję
na pomoc bożą w tej drodze. Lecz jeśli w młodych latach mało lub niewiele troszczy
się o religię, nawet wyśmiewa innych, prędzej czy później ściągnie na siebie gniew
boży.
III.
Św. Filip Neriusz będąc jeszcze we Florencji uczęszczał do klasztoru
dominikanów, gdzie słyszał od jednego zakonnika następujący fakt. Dwóch
zakonników miało zwyczaj spowiadania się wzajemnie przed rozpoczęciem jutrzni
w chórze.
Szatan chciał sobie z nich zadrwić. O oznaczonej godzinie zapukał do celi
jednego z nich zapraszając do kościoła na modlitwę. Brat myśląc, że to kolega, zeszedł
do chóru, widząc w konfesjonale jak zwykle starego kolegę. Podchodzi do
konfesjonału, by się wyspowiadać, wyznaje swe przewiny. Rzecz dziwna: słyszy
wciąż słowa: to nic, to nic! – Wówczas pod wpływem wątpliwości uczynił znak
krzyża św. i natychmiast, o dziwo, ów spowiednik zamilkł…Zapytuje go o coś i nie
otrzymuje odpowiedzi. Wpatruje się badawczo w twarz spowiednika, który
tymczasem znikł.
Drodzy chłopcy! Zwykłym słowem szatana przy spowiedzi jest: to nic! To
nic! – Pewne podejrzane przyjaźnie, które się nie podobają przełożonym – to nic! –
Pewne szemranie przeciw bliźniemu i regulaminowi – to nic! – Kradzieże drobne
kolegom – to nic! – Nieposłuszeństwo, spożywanie posiłków poza czasem, ech, to nic!
– Nawet poważne uchybienia, których wstydzimy się wyznać na spowiedzi – to
wszystko nic!
58

6.9 Page 59

▲back to top


Oczywiście nie uważam rzeczy drobnych za poważne, lecz przestrzegam, by
nie słuchać szatana, gdyby wam wmawiał, że to wszystko nic. Uchybienie będzie
zawsze uchybieniem, dlatego trzeba się z niego poprawić. A nie zapominajcie, że kto
gardzi drobnymi rzeczami, powoli upadnie.
IV.
Pewien młodzieniec przyszedł raz do św. Makarego, by go przyjął na ucznia.
Ten przyjął go chętnie i dał polecenie:
Słuchaj, widzisz ten cmentarz?
Widzę.
Idź do tych grobów i wypowiadaj na nimi przekleństwa, obelgi, złorzeczenia,
jakie tylko potrafisz.
Gdy wrócił wykonawszy zlecenie, św. Makary rozkazał:
Wróć jeszcze raz i mów do nich pochwały, pochlebstwa, jakie tylko chcesz…
Ów młodzian wrócił na cmentarz i wychwalał nieboszczyków pod niebiosa
jako wzory wiedzy, cnoty, odwagi, świętości…
Gdy wrócił do mistrza, ów spytał:
No, co ci odpowiedzieli nieboszczycy na twe obelgi i pochwały?
A nic!
Jeśli chcesz zostać moim uczniem, winieneś, jak te groby okazać się nieczuły
zarówno na pochwały jak nagany, które cię spotkają…
Wielką jest cnota świętej obojętności w tym, co nas może spotkać
przyjemnego lub przykrego, dla miłości Boga. Nie znaczy to, że żądam już teraz
doskonałości w tej cnocie, lecz chcę, byście nie obrażali się na upomnienia i przygany,
które was spotkają. Bywa, że któryś chłopiec utalentowany, który otrzymuje celujące
stopnie, uważa się za coś lepszego od kolegów i obraża się, jeśli się go nie traktuje
59

6.10 Page 60

▲back to top


odpowiednio do jego mniemania. To jest pycha przynosząca nam niepowodzenie, bo
za plecami śmieją się z nas, obrażamy innych i Pan Bóg prędzej czy później nas
upokorzy.
Trafiają się chłopcy, co nie potrafią znieść przykrego słowa, podobni do
kogucików skaczących sobie do oczu gotowi do pobicia każdego, kto im się
sprzeciwia. To jest pycha przeciwna miłości bliźniego, poróżniająca umysły,
odwracająca od nas serce bliźnich dopokąd nie spotka się kogoś silniejszego, który
potrafi nas pohamować… Wówczas urazy, nienawiści, słowem robimy ze siebie
brzydką figurę.
Gdy nas chwalą w powodzeniu, dziękujmy Bogu! Lecz bądźmy pokorni,
uważając, że wszystko pochodzi od Boga, i że Pan Bóg może nam w jednej chwili
wszystko odjąć. Gdy nas strofują, pomyślmy, czy nie zasłużyliśmy na to
i poprawmy się. Jeśli nie, zmieśmy to z miłości ku Jezusowi, który cierpiał za nas tyle
upokorzeń. Przyzwyczajcie się do opanowania swych odruchów, gdyż w ten sposób
zyskacie sobie wielu przyjaciół, a żadnego wroga. Gdy wam, kto dokucza i nie daje
spokoju, to są od tego przełożeni, którzy was obronią…”Błogosławieni cisi, albowiem
oni posiądą ziemię”.
V.
Opowiadają o pewnym żołnierzu, który odważnie spełniał swe praktyki
religijne mimo drwin kolegów. Było tak przez kilka tygodni, wreszcie przy końcu
miesiąca miał już zupełny spokój. Był bardzo uczynny dla drugich, pisał listy
kolegom, doglądał chorych, pomagał w zajęciach, dlatego otrzymał pochwały od
kwatermistrza i każdy żołnierz chciał być jego przyjacielem. Również Pan Bóg dał mu
wyraźny dowód swej opieki. W czasie bitwy wojsko miało zająć wyznaczone
stanowisko. Nieprzyjaciel wyglądał z daleka jak ciemna chmura, z której połyskiwały
w słońcu żądła bagnetów. Trąby wezwały do ataku. Wróg zbliżał się. W tej chwili
nasz żołnierz przypomniał sobie, że nie odmówił pacierza. Klęka więc i modli się…
60

7 Pages 61-70

▲back to top


7.1 Page 61

▲back to top


Towarzysze uznali to za tchórzostwo wołając: Patrzcie, nasz wojak modli się,
gdy jest czas do bitwy… Nie szczędzili mu zniewag, jak ich pełen był ich repertuar. W
tej chwili zagrzmiała kanonada. Deszcz żelaza spadł na nich. Nieprzyjacielska bateria
siała ogniem bez przerwy. Jęki rannych, rzężenie konających niosły się dokoła niego.
Ze wszystkich on sam jeden ocalał skutkiem tego, że schylił się do ziemi, podczas gdy
inni rażeni odłamkami leżeli pokotem ranni lub zabici./…/
VI.
Ostatnio mowa była o żołnierzu wynagrodzonym przez Boga za mężne
wyznawanie swej wiary. Dziś wspomnę o względach ludzkich. – Iluż chrześcijan
zdobywa się na odwagę w służbie bożej? Człowiek niekiedy nie lęka się armat,
dzikich zwierząt, burzy morskiej, pustynnych rozdroży, lecz nie zdobędzie się na
odwagę przezwyciężenia względów ludzkich…A przecież chodzi o posłuszeństwo
Bogu i Kościołowi w rzeczach ważnych jak uczestniczenie we Mszy św.- spowiedź
wielkanocną, nie branie udziału w nieskromnych rozmowach i t. p. A przecież
postępując inaczej naraża się własne zbawienie…Czyż nie jest to szaleństwo
ustępować przed marnym słowem jakiegoś łobuza? – Ach, pamiętajcie o słowach
Boskiego Zbawcy:, „Kto mnie zaprze się przed ludźmi, tego ja zaprę się przed Ojcem
w niebiesiech… A kto mnie wyzna przed ludźmi, tego ja wyznam przed Ojcem moim
w niebie…”.
Naśladując przykład św. Pawła Apostoła, gdy przyszedł do synagogi
w Damaszku, wyznał publicznie swoje nawrócenie mówiąc:
„Ja jestem tym, który prześladował chrześcijan; lecz obecnie jestem
chrześcijaninem i wyznaję, że Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem i Mesjaszem”.
Zdumienie ogarnęło obecnych wobec takiego wyznania zwłaszcza na widok
jego cudów. Chorzy bywali uzdrowieni za dotknięciem jego szat. Tak Bóg nagradzał
jego wielkoduszne posłuszeństwo Łasce. Ten, który poprzednio trudnił się wyrobem
61

7.2 Page 62

▲back to top


namiotów, stał się wielkim apostołem narodów. W nim sprawdziły się słowa Boskiego
Mistrza: „Ktokolwiek mnie wyzna przed ludźmi, tego ja wyznam przed Ojcem moim,
który jest w niebie”.
W taki to sposób przemawiał do chłopców ksiądz Bosko po pacierzach
wieczornych i odsyłał ich na spoczynek życząc dobrej nocy.
Gdy zeszedł z podium chłopcy cisnęli się do niego pragnąc jeszcze usłyszeć
jakieś słówko poufne. / … /.
Gdy chłopcy weszli do sypialni, lektor odczytał jakąś stronicę
z budującej książki i kończył lekturę słowami:
„Tu autem Domine miserere nobis”– na które odpowiadano:
„Deo gratias”i gaszono światło.
Rano na głos dzwonka asystent budził chłopców klaskaniem ze słowami:
„Benedicamus Domino”– na co odpowiadano: ”Deo gratias”.
Tymczasem kończono prace w suterenach kościoła przygotowując jadalnię
dla chłopców, która równocześnie miała służyć za salę teatralną. Wystawiano na
scenie sztuki pouczające, komedie, olśniewające farsy, melodramaty, doskonałe
romanze kleryka Cagliero, zabawne dialogi często w dialekcie piemonckim, na które
zapraszano gości z miasta. Ksiądz Bosko napisał regulamin dla teatrzyka.
62

7.3 Page 63

▲back to top


ROZDZIAŁ IX
Sprawa kształcenia powołań kapłańskich leżała bardzo na sercu Świętemu.
Posiadał on przy tym dar jasnowidzenia, co potwierdza następujący przykład.
Pewnego dnia zjawiła się w Oratorium hrabina D. L. wraz ze swymi czterema
synkami prosząc, by ich pobłogosławił i powiedział coś na temat ich przyszłości.
Pani mnie pyta o rzecz osobliwą: przyszłość wiadoma jest samemu Bogu.
Rozumiem – od rzecze hrabina; ale może to być tylko we formie życzenia.
Wówczas Święty wskazując na jednego powiedział:
Ten będzie wielkim generałem: z tego drugiego zrobimy wielkiego męża
stanu; Henryk zaś zostanie sławnym lekarzem.
Matka ucieszona tak pomyślnymi prognostykami dodawała synom ducha
mówiąc: Och, moi synowie, przed wami wielu z naszej rodziny zajmowało wysokie
godności państwowe.
Czwarty syn oczekiwał na swą kolej. Matka z niepokojem czekała, co powie
ksiądz Bosko. Ten kładąc rękę na główce chłopca spoglądał nań uważnie.
No, jakaż będzie przyszłość tego ostatniego? – pytała matka.
Będzie to los, z którego nie wiem czy pani hrabina będzie zadowolona.
Proszę mówić śmiało, przecież to tylko żarty.
Otóż z niego zrobimy świętego kapłana.
Hrabina udawała zadowolenie; lecz przesądy światowe dyktowały jej, co
innego. Przyciskając do piersi syna mówiła:
Co? Mój syn księdzem? – O nie, lepiej żeby go Pan Bóg zabrał! Święty aż
podniósł się z krzesła oburzony, lecz pohamował się.
Co ksiądz odchodzi? Czy może go, czym uraziłam?
Uważam, że nie mogę mieć nic wspólnego z osobą, która tak lekceważąco
wyraża się o stanie najpiękniejszym i najzaszczytniejszym ze wszystkich na ziemi.
Jestem przekonany, że Bóg wysłucha jej nierozważnego życzenia.
63

7.4 Page 64

▲back to top


Hrabina wyjąkała parę słów na swe usprawiedliwienie. Dalsza rozmowa się
urwała. Nazajutrz owa dama przyszła przeprosić księdza Bosko.
Proszę mi wybaczyć mą niefortunną lekkomyślność! Proszę zrozumieć mą
sytuację. Prawda, że gdy mój syn został kapłanem sprawiłby tym zawód rodzinie. Ja
jednak nie chcę przeciwstawiać się woli bożej; jestem gotowa zgodzić się z nią.
Pani hrabino, pani gardzi wielkim darem, jakim Bóg obdarzyłby ją
i jej rodzinę, to jest owym szczytnym powołaniem syna do służby bożej. Czy to może
być dla kogoś ujmą, że zostaje wybrany do bliższej służby Bogu?
Powtórnie proszę o przebaczenie. Proszę modlić się za mnie.
Owszem, pomodlę się. Lecz niestety jej słowa zostały przyjęte przez Boga w
momencie ich wypowiedzenia.
Biedna niewiasta wróciła do siebie bardziej strapiona niż przedtem. Upłynęło
kilka miesięcy od owej wizyty, gdy do Oratorium przybył krewny owej pani prosząc o
przybycie i udzielenie błogosławieństwa jej synowi choremu.
Święty wzbraniał się, lecz nazajutrz przybyli inni wraz z matką donosząc, że
stan chorego pogarsza się.
Lekarze nie mogli poznać się na chorobie. Święty acz niechętnie, zgodził się
wreszcie i poszedł. Chory chłopczyk ucałował rękę księdzu Bosko; poczym ze
smutkiem spoglądał to na matkę to na księdza Bosko. Była to doprawdy scena
rozdzierająca serce. Po pewnej chwili malec wziąwszy matkę za rękę powiedział:
Mamo, pamiętasz wtedy u księdza Bosko?. To przez ciebie Pan Bóg mnie
zabiera do siebie.
Matka zaniosła się szlochem wołając: Och nie, nie mój synu,! To było z
miłości ku tobie, żem tak się wtedy wyraziła. O mój drogi synu, żyj z miłości do twej
matki! Proś księdza Bosko by mi cię uzdrowił.
Święty również wzruszony powiedział parę słów pociechy, pobłogosławił
chorego i opuścił pałac. Dekret boski był jednak nieodwołalny.
Drogocenna łaska, zamiast syna owej szlachetnej damy, spotkała pewnego
ubogiego sierotę w Oratorium. Oto kleryk Rocchietti, ku wielkiej radości Świętego,
64

7.5 Page 65

▲back to top


został wyświęcony na kapłana w czasie adwentu w tym roku. – Był to już drugi kapłan
wybrany przez Boga wśród wychowanków księdza Bosko.
Ksiądz Rocchietti, jak tylu innych doznał życzliwości od ks. Bosko. Oto
pewnego razu potrzebując sutanny zeszedł do niego prosząc o nią. – Był sierotą i bez
środków materialnych.
Tego rana przyniesiono księdzu Bosko nową sutannę.
Święty wysłuchawszy kleryka odpowiedział z uśmiechem:
Doskonale! Mam tu właśnie sutannę specjalnie posłaną dla ciebie, przymierz
ją sobie. – I dał mu ją.
Nowy kapłan kochał księdza Bosko i pomimo słabowitego zdrowia, pragnął
pozostać w Oratorium.
Jego uroczystość prymicyjna była zarazem przygotowaniem do świąt Bożego
Narodzenia /…/.
Pilnym zajęciem księdza Bosko w tych dniach była korespondencja
świąteczna.
W ostatnim dniu grudnia 1858 podawał wychowankom na słówku
następujący upominek noworoczny:
Upłyną wieki za wiekami do końca świata, nastaną na ziemi nowe ludy, lecz
rok 1858 już nie wróci się. Czas i ludzie przejdą do wieczności. Jest to pierwsza myśl,
jaką wam podaję. Druga dotyczy roku przyszłego, 1859, który zacznie się niebawem.
Dlatego zgodnie ze zwyczajem powszechnym i ja wam życzę długich lat życia. Lecz
prócz długiego życia mam na myśli jeszcze, co innego. Także Święci
z tej okazji zwykli sobie składać życzenia, lecz były one zupełnie odmienne od tych,
jakie składa sobie świat. Oto, co by mówili: Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa
niech będzie zawsze z wami w tym roku. – Obyście zawsze pełnili wolę bożą – Niech
Najświętsza Dziewica zachowa was w swej opiece. – Obyście rośli w zasługach przez
dobre uczynki.
Otóż chcę i ja podać wam dzisiaj niektóre myśli dla dobra waszej duszy. Oto
one:
65

7.6 Page 66

▲back to top


Dla kleryków: Dawać dobry przykład i pamiętać zawsze, że jesteście
LUMEN CHRISTI.
Dla gimnazjalistów: Często przystępować do Stołu Pańskiego.
Dla aprendystów: Ponieważ nie mogą często przystępować do Sakramentów
św. w dni powszednie, niech to czynią w święta.
Dla wszystkich wiązanka ogólna: Szczera spowiedź, bo gdy szatanowi uda się
kogoś skłonić do zatajenia grzechu na spowiedzi, wtedy człowiek pogrąża się w stan
zobojętnienia, popełnia nowe świętokradztwa i jest na skraju zguby wiecznej.
Dlatego spowiadajcie się dobrze, ze skruchą i mocnym postanowieniem
poprawy. Inaczej spowiedź będzie bezskuteczna, nawet szkodliwa i zamiast
błogosławieństwa ściągniecie na głowę przekleństwo.
Jedna rzecz, której nie doceniamy należycie to opieka Matki Najświętszej,
oraz skuteczność Jej pomocy. Odmawiajcie, więc pobożnie słowa Pozdrowienia
Anielskiego: „Święta Maryjo Matko Boża, módl się za nami grzesznymi teraz i w
godzinę śmierci naszej”.
Rano po przebudzeniu się westchnijcie: „Zdrowaś Maryjo a ujrzycie cudowny
skutek tego wezwania. Każdy niech czyni, co powiedziałem, a zapewnicie sobie
błogosławieństwo boże na cały rok, który się zaczyna. Nie zapomnijcie
o podziękowaniu Bogu za dobrodziejstwa w roku ubiegłym…
Chwilę powiódł wzrokiem po młodzieży, pochwili podjął:
Starajcie się spędzać nowy rok w Łasce Bożej, gdyż być może, będzie to
ostatni rok życia dla niektórych. Nawet powiem, jest między wami chłopiec, który
przejdzie do wieczności przed upływem karnawału. – Mówiąc to trzymał rękę na
głowie najbliższego chłopca, którym był Michał Magone.
Ten zaś wpatrując się weń oczyma promieniującymi anielską czystością
pytał: Proszę mi powiedzieć, czy to ja?
Święty nic nie odpowiedział.
Zrozumiałem – odpowiedział Magone – To ja winienem przygotowywać
walizkę do wieczności. Dobrze, postaram się przygotować…
66

7.7 Page 67

▲back to top


Tak zamykał się rok1 858.
67

7.8 Page 68

▲back to top


ROZDZIAŁ X
Skutek przemówienia księdza Bosko w ostatni wieczór roku odpowiadał
głębokiej czci, jakiej zażywał u chłopców. Kanonik Ballasio ówczesny gimnazjalista
i świadek naoczny tak pisze:
„Ksiądz Bosko posiadał wybitne zalety fizyczne i duchowe, fenomenalną
pamięć, szlachetne i dobre serce, odznaczał się tężyzną fizyczną. Pomimo że
uznawaliśmy jego obszerną wiedzę, to jednak czciliśmy go i kochali za to, że w
naszym przekonaniu posiadał szczególne charyzmaty od Boga. Była o nim opinia, – w
co głęboko wierzyliśmy – że ksiądz Bosko posiadał dar proroczy.
Często publicznie podawał do wiadomości, że w określonym czasie, miał
umrzeć ktoś z jego licznej rodziny, pomimo że cieszył się doskonałym zdrowiem.
Zapowiedź tę podawał w sposób tak ojcowski i poważny, że budził wielkie wrażenie
i każdy starał się mieć w porządku swe sumienie. I mimo, że nic nie zmieniało się
w naszej zgiełkliwej wesołości, byliśmy lepsi, pilniejsi w nauce i pracy. A sam nasz
prorok niósł na sobie brzemię swego proroctwa mając więcej pracy w słuchaniu
spowiedzi, w odpowiadaniu na tyle pytań zewsząd doń kierowanych.
Ksiądz Bosko pilnie zachowywał sekret, a w swoim czasie roztropnie
przygotowywał zainteresowanego. Skutek następował nieomylnie i dlatego właśnie
dawaliśmy mu wiarę”.
Obecnie przejdźmy do owej przepowiedni. Otóż pod wieczór, dnia 31 grudnia
pewien chłopiec stojący w pobliżu księdza Bosko słyszał pytanie Magonego. Nazywał
się Konstanty Berardi z Chipsa/Cuneo, lat 16. Zdawało mu się, że to jego dotyczyła
przepowiednia księdza Bosko. Przejął się tym bardzo i powtarzał wciąż: To o mnie
chodzi…
Odprawił, więc gorliwie spowiedź, napisał list pożegnalny do rodziców,
przepraszał ich za uchybienia, twierdząc, że wypadnie mu przenieść się do wieczności
/…/
68

7.9 Page 69

▲back to top


W zakładzie szerzyło się przekonanie, że rzeczywiście Berardi będzie tym,
który ma umrzeć./…/.
„Jednego rana – opowiadał ks. Garino – z grupą kolegów, znajdowaliśmy się
jak zwykle w refektarzu przy księdzu Bosko. Od słów do słów przyszło do tego, jak
każdy długo będzie żył. Ja również go spytałem o sobie.
Ksiądz Bosko wziąwszy moją dłoń wypowiedział żartując pewną liczbę lat. Podobnie
innym kolego, z wyjątkiem Michała Magone./…/.
W niedzielę, 16 stycznia, członkowie Towarzystwa Najświętszego
Sakramentu, do którego należał Magone, mieli swe zebranie. Po zagajeniu, jeden
z kolegów wziął kopertę zawierającą różne wiązanki na wszystkie dni tygodnia
i obchodził podając do wyciagnięcia wszystkim. Magone wyciągnął kartkę
z sentencją: „Na sądzie będę sam z mym Bogiem!”– Odczytawszy ją powiedział
głośno:
Jestem przekonany, że to jest wezwanie skierowane do mnie, bym był
przygotowany.
Poszedł też do księdza Bosko i pokazał ową sentencję twierdząc, że to jest
wyraźny glos boży wzywający go do siebie.
Święty uspokoił go, by żył spokojnie będąc przygotowany nie na podstawie
tej kartki, lecz na skutek zaleceń Pana Jezusa w Ewangelii skierowanych do
wszystkich, by byli gotowi na sąd.
Proszę mi powiedzieć, jak długo będę jeszcze żył…
Żyć będziemy dopokąd nam Pan Bóg pozwoli.
Czy doczekam jeszcze końca tego roku?
Bądź spokojny mój drogi, nie trap się niczym, życie nasze jest w ręku Boga,
który jest dobrym ojcem. Wie on, jak długo mamy żyć na tym świecie. Zresztą nie jest
potrzebne dla zbawienia duszy wiedzieć o dniu śmierci, a raczej przygotować się do
tego cnotliwym życiem i dobrymi uczynkami.
Magone z powaga odpowiedział na to: Jeżeli mi ksiądz nie chce powiedzieć,
znakiem jest, że niewiele dni pozostaje mi do życia.
69

7.10 Page 70

▲back to top


Ależ bynajmniej, nie uważam, byś miał tak prędko umrzeć. Ale gdyby nawet
tak było, to czy lękałbyś się pójść z wizytą do Matki Najświetszej w niebie?
Tak, to prawda – i uspokojony wrócił na rekreację.
Był to jedyny wypadek, gdy Święty mając na uwadze wybitną cnotę
i miłość Boga w tym chłopcu pozwolił wymknąć się jednemu słowu wskazującemu,
choć niejasno bliską godzinę jego śmierci. Zauważywszy jednak przejściowe
zatrwożenie chłopca mocno postanowił na przyszłość nie dać pozoru zdradzenia
sekretu, który z jego wychowanków jest dojrzały do wieczności.
Niebawem rozniosło się to wśród chłopców i Berardi zmieniwszy zdanie
mógł powtarzać: Ja nie muszę w takim razie umierać pierwszy!.
Magone w następnym tygodniu czuł się jak zwykle dobrze i pełnił normalne
obowiązki.
We czwartek, po podwieczorku ksiądz Bosko zauważył, że Magone stał na
balkonie obserwując bawiących się kolegów i nie zszedł na dół, co u niego było
niezwykle i rodziło podejrzenie, że coś tam ze zdrowiem nie w porządku.
Pod wieczór ksiądz Bosko spotkawszy go spytał, jak się czuje. Magone
odrzekł, że ma tam jakieś kłopoty żołądkowe, lecz to zwykła u niego niedyspozycja.
Przyszedł lekarz, który go zbadał, przepisał jakieś leki, zresztą nie stwierdził
żadnych niepokojących objawów. W piątek jednak nie wstał z łóżka czując się źle. O
drugiej po południu Święty odwiedzając go zauważył, że przyłączył się kaszel i że pluł
krwią. Posłano natychmiast po lekarza. Zjawiła się również jego matka, która rzekła:
Michasiu, czy nie dobrze by było, gdybyś zanim przyjdzie lekarz,
wyspowiadał się?
Jak najchętniej, kochana mamo. Wprawdzie byłem do spowiedzi wczoraj z
rana, ale widzę, że to poważna choroba, dlatego chcę odbyć spowiedź. –
Rozpromieniony na twarzy, w obecności księdza Bosko zwrócił się do matki:
Kto wie, czy ta moja spowiedź nie jest ćwiczeniem dobrej śmierci, czy też
naprawdę przygotowaniem na śmierć?.
Co uważasz, kochany synu – rzecze ks. Bosko:Chciałbyś iść do Raju czy
70

8 Pages 71-80

▲back to top


8.1 Page 71

▲back to top


wyzdrowieć?
Pan Bóg raczy wiedzieć, co jest dla mnie lepsze, nie chcę nic innego jak tylko
to, co jemu się podoba.
A jeśliby ci Pan Bóg pozwolił wybierać, wyzdrowienie lub śmierć – to co byś
wówczas wybrał?
Któżby był tak nierozsądny i nie wybrał raczej Raju?
Więc chcesz pójść do Raju?
Ach, czy chcę, ależ ja tego pragnę z całego serca i o to jedynie proszę Boga
stale od pewnego czasu.
A kiedy chcesz tam pójść?
Poszedłbym w tej chwili, byle to było zgodne z wolą Boga.
Dobrze, powiedzmy wszyscy, niech się dzieje we wszystkim święta wola
Boża!
W tej chwili nadszedł lekarz, który stwierdził, że choroba weszła
w nową fazę:
Jest niedobrze. Fatalny krwotok nastąpił w żołądku i nie wiem, czy
znajdziemy na to środek zaradczy…
Zrobiono, co dyktowała sztuka lekarska, okłady, napoje chłodzące – celem
zatamowania krwotoku, który wprost tamował oddech choremu. Lecz wszystko na
próżno.
O godzinie dziewiątej wieczór tego dnia, Magone poprosił o Wiatyk św. Nim
go przyjął, zwrócił się do księdza Bosko:
Proszę mnie polecić modlitwom chłopców. – Po kwadransie trwającym
dziękczynieniu zdawał się tracić siły. W parę minut potem rozweselony, jakby żartując
powiedział:
Na kartce, którą wyciągnąłem było błędnie napisane:
„Na sądzie bożym będę sam z Bogiem”– to nie prawda, będzie ze mną Matka
Najświętsza, która mnie wspomoże. Teraz już niczego się nie obawiam, niech się
71

8.2 Page 72

▲back to top


dzieje, co chce. Matka Najświętsza chce osobiście towarzyszyć mi na sądzie bożym.
O godz. 10 – choroba wzmagała się. Z obawy, by go nie stracić tej nocy,
ksiądz Bosko polecił księdzu Zattini, wraz z klerykiem i infirmarzem, czuwać nad nim
przez całą noc. Nie przewidując jeszcze grożącego niebezpieczeństwa polecił choremu
odchodząc: Odchodzę na jakąś godzinkę do swego pokoju, potem wrócę do ciebie.
Ach nie, proszę mnie nie opuszczać…
Dobrze, odmówię tylko trochę brewiarza, potem wrócę tu.
Proszę wrócić jak najprędzej…
Lecz zaledwie Święty znalazł się w pokoju, już go odwołano, gdyż chory
wchodził w agonię. Ksiądz Zattini udzielił mu ponownie namaszczenia. Chory
powtarzał akty strzeliste. Udzielono mu także błogosławieństwa papieskiego z
odpustem zupełnym.
Zdawało się, że zasypiał, lecz znowu się budził. Puls osłabł całkowicie.
Wewnętrzna ruptura musiała mu sprawiać boleści na całym ciele. Mimo to okazywał
spokój, pogodę ducha i pełną świadomość. Od czasu do czasu wymawiał akty
strzeliste…
Wybiła dziesiąta i trzy kwadranse, gdy chory zawołał księdza Bosko mówiąc:
Jesteśmy tu razem, proszę mi pomóc.
Bądź spokojny, mój drogi. Nie opuszczę cię, aż będziesz w Raju. Lecz zanim
będziesz chciał odejść, co chciałbyś powiedzieć swej matce? (znużona czuwaniem
poszła odpocząć w sąsiednim pokoju ).
Nic – odpowiedział Magone – nie chcę sprawiać jej bólu. Biedna moja mama!
Ona tak mnie kochała!
No, cóż, zostawisz mi jakieś dla niej zlecenie?
Proszę jej powiedzieć, by mi przebaczyła nieprzyjemności, które jej
sprawiłem. Żałuję za to. Kocham ją bardzo. Niech wytrwa odważnie na dobrej drodze.
Umieram zrezygnowany: odchodzę z Jezusem i Maryją z tego świata i oczekuję ją
w niebie!
Słowa te wywarły wrażenie na obecnych. Ksiądz Bosko pragnąc podtrzymać
72

8.3 Page 73

▲back to top


go na duchu stawiał od czasu do czasu pytania: Co chciałbyś powiedzieć swym
kolegom?
By się starali zawsze dobrze się spowiadać.
Z czego najwięcej się cieszysz w swym życiu?
To, że kochałem Matkę Najświętszą, starając się coś uczynić dla Jej chwały.
O Maryjo, Maryjo, jak szczęśliwi są twoi czciciele w chwili śmierci! – Jedna myśl
mnie niepokoi: gdy dusza moja wyjdzie z ciała i znajdzie się u bram Raju, co mam
powiedzieć i do kogo się zwrócić?
Jeśli Matka Najświetsza sama będzie ci towarzyszyć przy sądzie zostaw jej
troskę o to. Lecz nim pójdziesz do Raju, chciałbym ci dać pewne zlecenie.
Proszę powiedzieć – uczynię co w mej mocy, by go zadowolić.
Gdy znajdziesz się w niebie, złóż ode mnie i wszystkich w domu głęboki
pokłon Matce Najświętszej. Proś, by nam błogosławiła, by nas wzięła po swą możną
opiekę i by nikt z nas oraz tych, których Opatrzność nam przyśle, nie zginął.
Dobrze, spełnię to zlecenie: a co jeszcze?
Na razie nic więcej, odpocznij sobie trochę.
Zdawało się jakby zasypiał. Pomimo że władał mową, pewne oznaki
wskazywały na zbliżającą się śmierć. Zaczęto więc odmawiać Proficiscere. W połowie
modlitwy chory zbudziwszy się, ze zwykłą pogodą i uśmiechem na twarzy rzecze
księdzu Bosko:
Za parę chwil spełnię jego życzenie, postaram się wywiązać jak
najdokładniej. Proszę powiedzieć mym kolegom, że oczekuję ich w niebie…
Ściskał w ręku krucyfiks, ucałował trzykroć wymawiając ostatnie słowa:
„Jezu, Maryjo, Józefie święty, wam oddaję duszę moją”. Poczem otwierając
z lekka usta jakby do uśmiechu, pogodnie skonał.
Za nastaniem dnia, gdy rozeszła się wieść o śmierci Magone chłopcy płakali a
równocześnie powtarzali: W tej chwili, Magone jest już z Dominikiem Savio w niebie.
Odmawiano wiele różańców za zmarłego; wielu chłopców spowiadało się i
komunikowało. Każdy starał się zdobyć coś z jego rzeczy na pamiątkę. Odbył się
73

8.4 Page 74

▲back to top


wspaniały pogrzeb w granicach ubóstwa domu.
Młodzież odprowadziła ciało zmarłego z orkiestrą, z zapalonymi świecami na
cmentarz oddając mu ostatnie pożegnanie, w nadziei, że kiedyś złączymy się w
lepszym życiu.
W trzydziestnicę po zgonie została odprawiona uroczysta Msza św.
z absolucją i przemówieniem, w Oratorium.
Ksiądz Bosko uzgodnił z miejscowym proboszczem, by pogrzeby zmarłych w
Oratorium odbywały się more pauperum, to jest w granicach skromnych. Początkowo
uzgodniono, że Msza żałobna odprawiać się będzie w Oratorium,
a bezpośrednio po niej nastąpi kondukt na cmentarz, lecz bez towarzyszenia kleru.
Po dniach żałoby, 30 stycznia obchodzono w Oratorium urodziny
św. Franciszka Walezego. Prioram wybrano pana Giovenale Delponte, któremu
dedykowano piękny sonet napisany ku czci św. Patrona. Wydrukowano również
specjalny program obchodów salezjańskich upamiętniony tym, że po raz pierwszy
oficjalnie użyto nazwy „Pobożne Towarzystwo św. Franciszka Salezego”.
Wspomniany wyżej Konstantym Berardi, wobec zgonu Michała Magone nie
przejął się swoją przepowiednią. Jednak wśród chłopców panowało przekonanie, że
wkrótce ma umrzeć ktoś inny.
25 stycznia, Święty mówił na słówku, że Magone nie był tym, o którym
mówiło się, że jest bliski wieczności… i że wobec tego winni być wszyscy
przygotowani, by tego, który ma umrzeć, śmierć nie zaskoczyła w niewłaściwym
momencie. I dodał, że to nastąpi przed upływem miesiąca. Może będę ja, może któryś
z was, bądźmy, więc gotowi…
Wówczas Berardi z zadziwiającym zdecydowaniem powtarzał:
Teraz doprawdy kolej na mnie! – Poszedłszy do księdza Bosko spytał: Czy to
ja mam teraz umrzeć?
Święty nie dał mu jasnej odpowiedzi. Był to chłopiec żywy, zdrowy, brał
udział w rozrywkach i spełniał dobrze swe obowiązki.
74

8.5 Page 75

▲back to top


Z końcem stycznia sytuacja zdrowotna w Oratorium przedstawiała się bardzo
dobrze,. Nie było w szpitaliku żadnego chorego. Mówiono między sobą: No, tym
razem ksiądz Bosko się pomylił. Nikt chyba nie umrze w tym miesiącu. Panowało
powszechne podniecenie. 6 lutego, Konstantym Berardi znajdował się na rekreacji,
potem poszedł na lekcje z innymi. Młodzieniec Garino, który jak inni z niepokojem
oczekiwał spełnienia się przepowiedni księdza Bosko, opowiada, co następuje:
„Obok mnie siedział kolega nazwiskiem Berardi. Mieliśmy wypracowanie
pisemne, jakieś tłumaczenie z łaciny. Byliśmy wszyscy zajęci pracą, gdy w połowie
lekcji wspomniany Berardi zwróciwszy się do mnie pokazał górną wargę, gdzie
wzbierał się niewielki wrzód, mówiąc:
Popatrz no, co mi się tu robi…Czyby to było coś niebezpiecznego? Ks. Bosko
powiedział, że ktoś w tym miesiącu ma umrzeć. Po Magone nie umarł jeszcze nikt.
Byłbym to ja?
Mówił to jakby z płaczem naciskając wrzód, tak, iż spływał krwią. Po
lekcjach poszedł jeszcze na podwieczorek, potem udał się do studium i żalił się
Pawłowi Albera, że wrzód na wardze dokucza mu bardzo. W nocy dostał gorączki, a
z rana wstał z łóżka. Piotr Enria przyniósł mu trochę rosołu i uważał, że to nic
takiego…
Ksiądz Bosko jednak kazał prędko wezwać lekarza. Ten stwierdził ostry
karbunkuł w ustach i polecił natychmiast przewieźć chorego do szpitala
św. Maurycego w mieście. Mimo wszelkich zabiegów lekarskich, Berardi bardzo
zmieniony na twarzy zmarł nazajutrz dnia 9 lutego, dokładnie w niecały miesiąc po
śmierci Magone, więc przed karnawałem, zgodnie z zapowiedzią księdza Bosko
w ostatnim dniu roku 1858.
Ks. Michał Rua był jednym z wielu świadków spełnienia się wspomnianego
proroctwa.
- Święty miał brać udział jeszcze w trzeciej żałobie. Mianowicie, zmarł w
Carignano ojciec jego przyjaciela księdza prob. Chiatellino. Prosząc go o ułożenie
napisu na tablicy nagrobnej zmarłego. Święty zgodził się uwieczniając na niej
zwłaszcza rys wierności i przywiązania do Kościoła św.
75

8.6 Page 76

▲back to top


ROZDZIAŁ XI
W ostatnich miesiącach 1858 i z początkiem 1859, dojrzewały wydarzenia
mające zmienić losy Włoch, a przy tym dać księdzu Bosko pole do wykonywania jego
misji miłosierdzia chrześcijańskiego. Obiegły pogłoski o rychłym wybuchu wojny z
Austrią. Rząd włoski przeprowadzał mobilizację armii, gromadził finanse, zabiegał o
przymierze zagraniczne, budował koleje i drogi między prowincjami celem
wypędzenia Austriaków z prowincji Lombardo – Weneckiej. Gdy władze austriackie
skonfiskowały majątki patriotów, którzy poparli krwawe rozruchy w Mediolanie w
lutym 1853, rząd piemoncki zerwał stosunki dyplomatyczne
z Austrią, a parlament uchwalił kredyty dla rekompensaty zagrabionych im dóbr.
Później na Kongresie Paryskim ustanawiającym warunki pokoju
z Rosją, hrabia Cavour wytoczył poważną skargę przeciw rządowi neapolitańskiemu,
proponował oddzielenie od Rzymu prowincji papieskich, legackich, to jest Bologni,
Rawenny i Ferrary, a wreszcie położenia kresu okupacji austriackiej we Włoszech.
Austria naraziła się bardzo sektom, gdyż wydatnie popierała władzę papieską,
ilekroć ona była zagrożona.
Wprawdzie Kongres nie powziął żadnych decyzji, lecz Cavuor musiał
uzyskać obietnice pomocy z Francji i Anglii. Istotnie sekciarze podjęli wzmożony ruch
rewolucyjny na prowincjach włoskich. Wiele rządów tolerowało na wysokich
stanowiskach wybitnych sekciarzy mimo dowodów ich udziału w spiskach, w nadziei,
że nie będą już zdradzać własnej ojczyzny. I tak gotowano sobie własna ruinę.
81 – 121g
Ksiądz Bosko był pewny, że jego kochani aprendyści słysząc na
konferencjach nauki zastosowane do ich stanu daliby się łatwiej pociągnąć do
pobożności. Raz na słówku opowiadał, jak Święty Józef kochał chłopców:
„Parę lat temu pewien ubogi chłopiec w Turynie nie mający
odpowiedniego wychowania religijnego, poszedł kupić sobie za parę groszy tabaki.
76

8.7 Page 77

▲back to top


Wróciwszy do swych kolegów próbował im przeczytać co było napisane na skrawku
gazety, którą owinięty był tytoń. Była to modlitwa do Świętego Józefa o dobrą śmierć.
Zacny młodzieniec niewiele co z tego zrozumiał, tak był, jednak tym przejęty,że nie
mógł oderwać oczu od owej modlitwy. Koledzy również chcieli ją przeczytać, lecz on
schował ją do kieszeni. Tak mu się spodobała ta modlitwa, że odczytywał ją raz po raz
aż nauczył się na pamięć. Odmawiał ją codziennie nie myśląc o jakiejś specjalnej
łasce.
Święty Józef odwdzięczył mu się za ten mimowolny hołd: usposobił
dobrze serce owego młodzieńca, który poszedł do Księdza Bosko z prośbą, by nim
pokierował duchowo. Chłopiec odpowiadał gorliwie łasce bożej, uzupełnił
wiadomości religijne i przystąpił do pierwszej Komunii Świętej. Wkrótce potem
zachorował poważnie i przeniósł się do wieczności, dziękując Świętemu Józefowi ze
szczególną opiekę i pociechę przy śmierci.
Słowa Księdza Bosko wznieciły wielki zapał, poparcie jego własnym
przykładem. Wiadomo, jak bardzo kochał on i czcił Świętego Patriarchę, co
potwierdzają starsi wychowankowie naszych zakładów. Uważał go za jednego z
Patronów Oratorium, oddał aprendystów pod jego opiekę; zachęcił studentów modlić
się do niego o pomyślny wynik egzaminów. Sam uciekał się doń w wielu sprawach
zwłaszcza materialnych. Częstokroć na słówkach mówił o skutecznym jego
pośrednictwie, obchodził uroczyście jego święta doroczne przygotowując
wychowanków gorącymi zachętami.
Młodzież czciła Świętego Józefa miesięczną praktyką w marcu,
wspólnie, bądź prywatnie indywidualnie. – Święty życzył sobie, by w kościołach
nowobudowanych poświęcano świętemu Józefowi specjalny ołtarz. Cieszył się bardzo,
gdy papież Pius IX ogłosił go Patronem Kościoła Powszechnego. W 1871 w okólniku
do współbraci zarządził,by dzień 19 marca był wolny od zajęć tak u studentów jak
rzemieślników. – W owych latach 19 marca był wykreślony z liczby świąt
obowiązujących w ówczesnym państwie sardyńskim. – W „Młodzieńcu
Zaopatrzonym”dodał specjalne nabożeństwo do Świętego Józefa, modlitwę o
zachowanie
cnoty
czystości,
modlitwęhttp://www.youtube.com/watch?v=yjbpwlqp5Qw o szczęśliwą śmierć i inne.
/…/
77

8.8 Page 78

▲back to top


Tak przygotowało się Towarzystwo Świętego Józefa. Kleryk Jan Bonetti,
który przez rok odbywał studia filozoficzne w seminarium w Chieri pociągnięty
życiem prowadzonym w Oratorium Księdza Bosko, wrócił do zakładu i został
naznaczonym na asystenta rzemieślników. Wiedząc o intencjach Świętego, zabrał się
do zorganizowania stowarzyszenia Świętego Józefa wśród aprendystów, którzy
przyjęli jego projekt z entuzjazmem. Wielu natychmiast zapisało się do
stowarzyszenia. W niedzielę 20 marca nastąpiło uroczyste przyjęcie członków.
Towarzystwo Świętego Józefa kwitnie nadal w domach salezjańskich.
Nowe Towarzystwo posiadało następujący Regulamin:
I – Cel Towarzystwa.
Celem Towarzystwa jest rozszerzanie chwały Bożej i praktyka cnót
chrześcijańskich zwłaszcza wśród młodzieży zawodowej.
II – Członkowie
Towarzystwo składa się z prezesa, zastępcy prezesa i sekretarza mianowanych
przez dyrektora zakładu. Członkami efektywnymi będą tylko aprendyści, ich
majstrowie, asystenci, katecheta i wszyscy zajmujący się nimi lub mający jakąś
styczność z ich zawodem.
III – Warunki przyjęcia
By móc być członkiem Towarzystwa potrzeba:
1. By kandydat zgłosił się na piśmie do prezesa.
2. By przystąpił już do pierwszej Komunii Świętej.
3. By dał dowód dobrego prowadzenia się przez dwa miesiące
4. By był uznany za zdatnego przez zarząd Towarzystwa oraz polecony przez
Przełożonego zakładu.
5. By znał regulamin i przyrzekł zachować go.
6. Odbył kandydaturę przez dwa miesiące; po upływie ich z wynikiem
pozytywnym będzie zapisany w poczet członków Towarzystwa.
7. W dniu przyjęcia przystąpi do Sakramentów Świętych otrzyma medalik
Świętego Józefa z legitymacją członkowską.
78

8.9 Page 79

▲back to top


Zaleca się wszystkim noszenie na szyi poświęconego medalika dla
zyskania odpustów doń przywiązanych.
IV – Reguły ogólne
Członkowie należący do Towarzystwa Świętego Józefa ufni w jego
pomoc przyrzekają:
1 – Zachować wiernie powyższy regulamin
2. Być posłuszni Przełożonym, odnosząc się do nich z nieograniczonym
zaufaniem; budowa kolegów dobrym przykładem, upominać ilekroć nadarzy się po
temu okazje, zachęcając do dobrego i unikania zła.
3 – Przeszkadzać kłótniom i bójkom wśród kolegów.
4 – Unikać i przeszkadzać sami lub za pośrednictwem innych, złym
rozmowom i w ogóle wszelkiej nieskromności.
5 – Unikać lenistwa zajmując się pracą przez cały dzień.
6 – Zwyciężać względy ludzkie nie powoduje się próżną lub
wyimaginowaną obawą.
7 – Umartwić zmysły zewnętrzne, by zachować się skromnym i czystym
w myślach, słowach i uczynkach, naśladując Świętego Józefa, który pierwszy
ślubował Bogu czystość i zasłużył sobie być stróżem samej Czystości, Jezusa
Chrystusa.
V – reguły szczegółowe
Nie ma żadnych przepisanych modlitw; poleca się zaś parę
następujących praktyk:
1 – Uczęszczanie do Sakramentów Świętych raz na tydzień lub
przynajmniej co dwa tygodnie.
2 – Czcić w sposób szczególny naszego patrona Świętego Józefa,
pochodząc jego święta jak np. zaślubiny (23 stycznia) – opieki Świętego Józefa Patron
Kościoła ( 19 marca) – Świętego Józefa Robotnika (1 maja).
3 – Odprawiać jakąś praktykę pobożną ku czci Świętego Józefa, w której
mogliby wziąć udział także inni nie należący do Towarzystwa.
79

8.10 Page 80

▲back to top


4- We wszystkie uroczystości kościelne w roku członkowie
Towarzystwa Świętego Józefa przystąpią do Komunii Świętego.
5W wypadku choroby któregoś członka, na najbliższej konferencji poleci
się go modlitwom wspólnym.
6 – Gdy zajdzie konieczność czuwanie nocnego, zaproponuje się dwom
członkom tę przysługę miłości, a gdyby choroba się przedłużała, po dwóch członków
będzie zawsze czuwać przy chorym za wiedzą dyrektora zakładu.
7 – Gdy członek przejdzie do wieczności, wszyscy członkowie wezmą
udział w jego pogrzebie oraz będą modlić się prywatnie za jego duszę, a na najbliższej
konferencji odmówi się cząstkę Różańca Świętego.
VI – Regulamin konferencji
1 – Członkowie zbiorą się raz w tygodniu na konferencję pod
przewodnictwem prezesa. Odczyta się rozdział z życiorysu Świętego Józefa lub jakiej
innej pobożnej książki.
2 – Konferencja rozpocznie się od wezwania Ducha Świętego i
sprawdzenia listy obecności członków.
3 – Na konferencjach traktować się będzie na temat kultu Świętego
Józefa, naśladowania jego cnót, szerzenia dobrej prasy, słowem poruszać się będzie
wszystko, co ma związek z dobrem duchowym i materialnym Towarzystwa.
4 – Na konferencjach przedłoży się wnioski o przyjęcie nowych
członków a zarząd wyda swą opinię o kandydatach zgłoszonych przez prezesa, który
postąpi jak uzna za lepsze w Panu.
5 – Konferencje nie będą zbytnio się przeciągnąć, a zakończą się
odmówieniem Ojcze nasz, Zdrowaś, Chwała Ojcu, wersetu i Oremus do Świętego
Józefa.
6 – W comiesięcznym sprawozdaniu dyrektorowi zakładu przedstawi się
osiągnięcie Towarzystwa, ilość członków, zachowanie regulaminu itp.
Regulamin normował zajęcia poszczególnych członków zarządu:
Obowiązkiem prezesa było zwoływanie zebrań, troska o wykształcenie religijne
80

9 Pages 81-90

▲back to top


9.1 Page 81

▲back to top


członków, oraz popieranie wszelkimi dostępnymi środkami ich postępu duchowego i
materialnego. Wice-prezes miał zastępować go na posiedzeniach i pomagać we
wszystkich sprawach, jakich sam nie mógł załatwić. Sekretarz notował obecność
członków, spisywał protokóły posiedzeń i prowadził dziennik Towarzystwa. Miał w
kronice notować ważniejsze wypadki z życia Towarzystwa, prowadzić wykaz
członków oraz kandydatów do Towarzystwa.
Radcy i dekurioni mieli czuwać, by członkowie zachowywali regulamin
Towarzystwa.
Dla badania większego zaszczytu Towarzystwu przełożeni zakładu
przyjęli honorowe członkostwo Towarzystwa, które w ten sposób zostało zrównane z
Towarzystwem Świętego Alojzego. Gdy do przyjęcia do Towarzystwa Niepokalanej,
Najświętszego Sakramentu i Małego Kleru wystarczyło pisemne zgłoszenie, to w
Towarzystwie Świętego Józefa wymagano publicznego przyjęcia wg zatwierdzonego
formularza. /…/
Korzystne rezultaty tego stowarzyszenia religijnego uwidocznione są na
dalszych kartach Memorie Biografiche. Stwierdzało się wzorowe sprawowanie się
większości aprendystów. Ubiegało się o nich wiele zakładów pracy w Piemoncie i na
całym świecie. Na dowód powyższego zachował się jeden list Ksiedza Bosko do
dyrektora znanej instytucji dobroczynnej, który prosił o jego rzemieślników:
- Carissimo del Signore –
- Zwlekałem z odpowiedzią ze względu na pewne bieżące sprawy.
Obecnie odpisuje. O ile aktualny jest nadal wspomniany projekt, to gotów jestem
posłać W.P. jednego z mych wychowanków. Nie jest to wybitny mistrz, lecz pojętny
w swym zawodzie. Co do jego prowadzenia się, mam nadzieję, nie będzie nań skargi
/…/ Dam mu odpis regulaminu tamtejszego zakładu. Proszę spędzić jakieś święto lub
niedzielę z nami, by przekonać się, jak my sobie radzimy. Przy okazji odwiedzę PW. –
O ile życzyłby sobie jakiegoś krawca, również mogę służyć. – Ukłony niskie dla Pw.
Księdza Fenoglio. Etc. – Turyn 3-4-1858 – Obbl.mo servit. – Ksiądz Jan Bosko –
Zakończymy ten rozdział uwagą następującą: pobożność, przykładane
życie i wzajemną więź braterską we wszystkich stowarzyszeniach religijnych
kwitnących w Oratorium zawdzięcza się gorliwości naszych kleryków.
81

9.2 Page 82

▲back to top


Święty w cotygodniowych konferencjach dla nich urządzanych wpajał
im swoje zasady, podawał normy postępowania kreśląc wzór Świętego Franciszka
Salezego.
Klerycy formowani przez Księdza Bosko od chłopięcych lat szli jego
śladami. Robił staranną selekcję, a przy tym dopomagał im w osiągnięciu ich
szczytnego celu – kapłaństwa.
Między innymi pisał do Kanonika Vogliotti rektora seminarium
diecezjalnego:
- Ill. mo Signor Rettore –
Kleryk Alasia seminarzysta z Chieri pisze mi, że dyrekcja domaga się od
niego pensji. Wstąpił on do seminarium w nadziei gratisowego utrzymania zgodnie z
obietnicą W. Przewielebności. Polecam się gorąco o przyjście z pomocą
wspomnianemu alumnowi, inaczej bowiem nie mogąc płacić ani solda, zmuszony
byłby odejść. Kleryk Bonetti korzystał z bezpłatnego miejsca w ubiegłym roku. W.
Przewielebność dawał mi nadzieję, że o ile wezmę na swe utrzymanie Bonettiego, w
jego miejsce może być przyjęty Alasia. – W nadziei, że etc. –
- Z Oratorium – 6-4-1859 – Obblig.servit – Ksiądz Jan Bosko –
Równocześnie podawał wspomnianemu przełożonemu jasne informacje
o nie nadających się do kapłaństwa /…/
ROZDZIAŁ XVI
Święty Wychowawca trzymając się wskazówek zawartych
w Księdze Mądrości to samo radził swym współpracownikom: „Pouczajcie wiele
młodzieży”. Sam wykorzystywał każdą sposobność, by przemawiać nie tylko
82

9.3 Page 83

▲back to top


osobiście, lecz i przez innych przełożonych domowych oraz świątobliwych kapłanów
z miasta, których zapraszał do Oratorium, zwłaszcza pod swą nieobecność. Na
ambonie czy na słówku wieczornym, na zebraniach towarzystw religijnych, w czasie
tygodniowych obserwacji wyjaśniał regulamin domowy, przypominał swym synom
ich powinności w zakresie religijnym i cywilnym. Poruszamy tu sprawy, o których już
nie będzie sposobności mówić.
Sprawa katechizacji. W roku 18461866, Ksiądz Bosko zbierał kleryków i
starszych wychowanków pouczając ich o metodzie nauczania ich młodszych kolegów.
Zakrystia była najodpowiedniejszym miejscem dla takich zebrań. Wyjaśniał także
często regulamin Oratorium. Zalecał nauczycielom, by zawsze znajdowali się wśród
młodzieży panując w ten sposób lepiej nad ich żywością. Chciał, by do niektórych
odpowiedzi katechizmowych dodawano krótkie wyjaśnienia.
Osobiście ilustrował wykład katechizmu przykładami z Pisma Świętego i
Dziejów biblijnych.
Popołudniową naukę katechizmową dla młodzieży wygłaszali przysyłani
przez Księdza Cafasso księża z Konwiktu Duchowego. Klerycy teologowie i
filozofowie miewali każdego tygodnia lekcje „Testamentino”, to jest wykład Nowego
Testamentu. Gromadzili się w jadalni z tekstami ewangelii Świętego Mateusza w ręku.
Przez szereg lat Ksiądz Bosko osobiście przewodniczył tej lekcji Pisma Świętego
dając treściwy, jasny komentarz ewangelii przeczytanej, kończąc jakąś maksymą
moralną. Wykład jego podobał się bardzo klerykom, którzy
z niecierpliwością oczekiwali czwartkowej lekcji. Na tych wykładach podawał
niekiedy praktyczne uwagi tyczące się przepowiadania Słowa Bożego na ambonie,
zalecając jasność i prostotę, które sprawiają wrażenie na sercach ludzkich.
- Zbawienie dusz – twierdził – ma być jedynym celem kaznodziei. –
Pewnego dnia wypowiedział znamienne słowa słyszane przez księdza Franciszka
Cerrutiego: Niektórzy klerycy wyśmiewali się z pewnych figur retorycznych
kaznodziei XVI wiecznych. Święty zauważył: Jeśli w tym wieku konieczne było
posługiwanie się tego rodzaju stylem na ambonie, by osiągnąć dobro dusz, to uważam,
że byłoby źle, gdyby postępowano inaczej.
Kiedy indziej rozmawiano na temat należytego przygotowania tematu do
83

9.4 Page 84

▲back to top


kazania. Wówczas dosadnymi przykładami ilustrował kaznodzieję nieprzygotowanego
na ambonie:
- Pewien zacny kapelan stawiał na ambonie z pobożnie spuszczonymi oczyma
i rękoma opartymi na pulpicie. Zaczynał zawsze od Dekalogu: Słuchajcie, powiem
wam bardzo krótko: Otóż Ewangelia dzisiejsza… ach te kobietki. wiem, że trudno
wam utrzymać wasze długie języki, ale przynajmniej w czasie kazania bądźcie cicho.
– Otóż ewangelia dzisiejsza mówi o rozmnożeniu chlebów. Starajcie się przystąpić do
spowiedzi, gdyż i to polecenie wysnuć można z dzisiejszej ewangelii. Rozpocznijcie
od pierwszego przykazania. – Słuchaj zakrystianie, weź gaśnik
i uspokój tam dwie dziewczyny, które rozmawiają… Zrobiwszy rachunek sumienia
z pierwszego Przykazania przejdziecie do drugiego… no, co, nie możecie się tam
uspokoić, wy chłopcy przed ołtarzem? Idźmy dalej: zastanówcie się, jak jest
z trzecim Przykazaniem… I tak dalej, nie wyjaśniał Dekalogu, lecz recytował po kolei
wszystkie Dziesięć Przykazań. Mówił, że będzie krótki i faktycznie przez 10 minut
ględził wciąż to samo. Bo gdy ludzie myśli, że powie im wreszcie coś nowego,
schodził z ambony.
- No cóż wam się zdaje o takim kazaniu? Jakie owoce mogło przynieść
dla dusz? – Najwyżej śmiech i sen. Tak się dzieje, gdy ktoś idzie na ambonę
nieprzygotowany, ze szkodą dla dusz, obciążając swe sumienie rachunkiem przed
Bogiem. Pismo Święte – Księga Przysłów, r. XVI – mówi, że do człowieka należy
przygotować się należycie, a do Boga kierować językiem (swą łaską).
Należy wspomnieć również o nauce ceremonii dla kleryków. Święty
osobiście ją zainicjował. Przez jakiś czas prowadził dalej Ksiądz Jan Baptysta Beragna
/…/
Święty wymagał, by każdy wychowanek umiał dobrze usługiwać do
Mszy Świętej /…/.
Ksiądz Bosko urządzał konferencje religijne czwartkowe dla swych
gimnazjalistów, by przeładowani naukami świeckimi nie zaniedbali wiedzy religijnej.
Gdy nie mógł osobiście, zlecał to innym kapłanom/…/.
W 1857, chcąc by odmawiane łacińskie hymny były rozumiane przez
chłopców zaproszono Księdza profesora Mateusza Picco, by wyjaśniał je na lekcjach
84

9.5 Page 85

▲back to top


czwartkowych, na które przychodzili także uczniowie z zakładu Cottolengo.
Od roku 1859, aspirant do Zgromadzenia, Ksiądz Zattini miał polecone
prowadzić wspomniane konferencje. On również raz w tygodniu, oraz po drugiej
Mszy w niedzielę wyjaśniał psalmy i inne modlitwy liturgiczne mszalne, by
rozumiano ich sens. W latach 18601863, co środę prowadził wykład katechizmu dla
gimnazjalistów i starszych, kleryków – Ksiądz kapelan Borel. Po nim przez czas jakiś
kontynuował je Ksiądz Bongiovanni.
W końcu trzeba wspomnieć o lekcji dobrego wychowania raz
w tygodniu odbywanej w studium, we czwartek z rana lub w niedzielę przed obiadem.
Początkowo wykład ten prowadził Ksiądz prefekt Alassonatti. /…/. Było to bardzo
potrzebne dla wielu chłopców ze wsi nieokrzesanych. /…/.
Postawa zewnętrzna osoby dobrze wychowanej jest wykwitem miłości
bliźniego, a z zewnętrznych form towarzyskich można wywnioskować
o czyimś charakterze.
Ksiądz Bosko pragnął widzieć dobrą formę u swych wychowanków, by
ich postawa zewnętrzna, uprzejmość, prostota i skromność zyskiwały im szacunek i
sympatię u ludzi. Często zamiast prefekta prowadził sam lekcję dobrego wychowania,
a jego postawa i przykład osobisty były doskonałą ilustracją dobrego wychowania.
Zważał na każde słowo, gest, nie raził niczym otoczenie. Traktował każdego z
należytymi względami, jak naucza Święty Paweł: „Komu cześć, cześć…”– Umiał
znaleźć się i należycie ugościć odwiedzających go przyjaciół i dobrodziejów.
Swym zachowaniem się wykwintnym budził podziw nawet u osób
arystokratycznego pochodzenia: Ależ Ksiądz Bosko, to prawdziwy gentelman!
Ksiądz Albera słyszał te opinie we Francji; dlatego być może
arystokracja ubiegała się o goszczenie go w swych pałacach. Niemniej uprzejmie
traktował zwykłych obywateli; wchodząc do ich skromnych mieszkań odkrywał
głowę.
Podobnie odnosił się do wychowanków z urzekającą uprzejmością.
- Słuchaj, pragnąłbym powierzyć Ci taką a taką sprawę; co ty na to? – Zrobisz
mi przyjemność i pójdziesz tam a tam.
85

9.6 Page 86

▲back to top


- Pozwolisz, że ci zwrócę uwagę … Czy mogę liczyć na twoją pomoc w tej
sprawie? –
A przecież nie było w tym cienia afektacji, gdyż pochodziło to ze
szczerego serca jak przystoi kapłanowi.
Młodzież widziała zawsze w Księdzu Bosko wzór zachowania się, który
bądź prywatnie, bądź publicznie nie szczędził im uwag i odpowiednich wskazówek.
Widział on w wykwintnych formach zawiązek wielu cnót; stąd jako biegły
wychowawca wskazywał im właściwy czas na mówienie i milczenie. Pouczał, że nie
należy obrażać się na widok czyjegoś nieokrzesania, pyszałkowatości, trzpiotowatości.
Nie donosić kolegom, co ktoś o nich ujemnego powiedział, puszczać uchem czyjeś
docinki. Nie podtrzymywać z uporem, nawet z równymi sobie własnego zdania. – Nie
sprzeciwiać się, gdy ktoś wyraża własne zapatrywanie. – Słuchać rozmówców nie
okazując znudzenia, gdy ktoś opowiada fakty już wszystkim znane
(starzy ludzie). – Nie przerywać nikomu – nie odpowiadać nie będąc pytanym –
wyrażać umiarkowanie własne opinie mówiąc np. „zdaje mi się”lub „wygląda na to”.
– Nie wyrażać apodyktycznych sądów w kwestiach wątpliwych lub obojętnych, gdy
zdania są podzielone. Nie wyrywać się, lecz zabierać głos po kolei (parlamentarnie).
Gdy zapominano o uwagach Księdza Bosko, umiał on we właściwy
sposób upomnieć błądzącego.
Gdy w dyskusjach ktoś popełnił błąd gramatyczny, prostował zręcznie
błędną wypowiedź wymawiając zmylony wyraz poprawnie bez żadnego przytyku
osobistego.
Pewnego razu Ksiądz Bosko przedstawiał jakąś propozycję. Na to któryś
ze starszych kleryków nonszalancko zrobił uwagę, że ten projekt jest nierealny,
przytaczając niepokonalne trudności. Na to Święty spokojnie spytał: Quid Est
hiperbole?
Powstał śmiech na sali. – Ksiądz Bosko więcej nic nie powiedział.
Widocznie chciał dać do zrozumienia interlokutorowi, że gdyby chodziło tylko
o kwestie literackie, mógłby być autorytetem…
Kiedy wypowiadano błędne zdania w dziedzinie nauki czy historii, on
86

9.7 Page 87

▲back to top


wtedy spokojnie prostował pytając: Tu es magister In Israel et haec ignoras? – Nie
upokarzał jednak nigdy najmniejszym słowem.
Zalecał, by zanim się coś wypowie, dobrze się namyśleć zgodnie ze
słowami Mędrca: „W ustach głupich serca ich, a w sercu mądrych usta
ich”/Syr.21.29/.
Wykazywał, jak potrzebny jest namysł, by otrzymać, co się zamierza, by
nie mówić niewłaściwości, nie zdradzać sekretów, nie robić sobie wrogów, nie ściągać
na siebie wielkich szkód, nie obrażać Pana Boga.
Zwracał uwagę na impertynentów, furiatów, podejrzliwych, gotowych
ubliżać za byle słowo, zagorzałych krytyków, uzurpujących sobie prawo wyrokowania
o wszystkim. Tacy zrażają sobie wszystkich, izolują się od społeczeństwa, nie mogąc
sobie nigdzie znaleźć miejsca. Niejeden taki pechowiec nie zblamowałby się, gdyby
odrobinę uważał, wiele nie mówił, poskramiał fantazję, posiadał łuta dyskrecji.
Potwierdzał to między innymi faktem następującym:
- Znajdowałem się w zakrystii kościoła Świętego Franciszka Asyskiego, gdy
przyszedł pewien ksiądz by odprawić Mszę Świętą. Zapomniał zdjąć mantelinę, ubrał
się w paramenta i wyszedł do ołtarza. Po skończonym dziękczynieniu wziął kapelusz i
szukał anteliny. Pyta zakrystiana, który w odpowiedzi uśmiechał się. szuka po
wszystkich kątach, potem znów wpada na zakrystianina grożąc, jeśli nie odpowie,
gdzie mu ją schowano. Wreszcie zdenerwowany zwraca się do kustosza: Schowali mi
mantelinę. Chcę iść do domu, a oni nie chcą mi jej oddać. Zakrystian na pewno wie
wszystkim, tylko nie chce powiedzieć i uśmiecha się drwiąco.
Kustosz spostrzegł się i dysymulując woła zakrystianina:
- Słuchaj, wziąłeś jego mantelinę, lub może, kto inny schował mu ją. Oddaj
mu ją, bo chce iść do domu.
Gdy wszyscy się wymawiali, że nikt jej nie tykał, ów Ksiądz szczerze
bardziej zdenerwowany szukał i przewracał wszystko.
- Powiesiłem ją tu i nie ma jej. W jaki sposób mogła zniknąć.
Wchodzi w tej chwili Ksiądz Cafasso i widząc wszystko poprzewracane
w zakrystii, pyta Księdza Corradi o powód. W odpowiedzi słyszy to samo.
87

9.8 Page 88

▲back to top


- Dobrze, proszę mi powiedzieć, czy Ksiądz ma dwie manteliny.
- Nie, jedną tylko.
- No to, czego właściwie Ksiądz szuka?
- Manteliny!
- Ależ Ksiądz ma ją na sobie! …
Ksiądz Corradi łapie się za szyje i stwierdza, że ma mantelinę na sobie.
Speszony wybiega z zakrystii na ulicę.
Ksiądz Bosko nie poprzestawał tylko na słowach, lecz zważał i na
zewnętrzną postawę. Dbały o godność swej osoby brzydził się wszelkim nietaktem,
łapaniem za szyje drugiego, słowem jakąkolwiek zbytnią poufałością. Twierdził, że
nie licuje to z dobrym wychowaniem; polecał asystentom, by zwracali na to pilną
uwagę. Również odnośnie tej sprawy przytaczał humorystyczną anegdotkę.
„Będąc uczniem szkoły elementarnej w Castelnuovo nie lubiłem gry tzw.
„cavallino”(konik), którą urządzali zawsze koledzy przed i po lekcjach. Pewnego razu
zdarzyło się, że profesor spóźnił się na lekcję. Ja siedziałem w ławce porządkując
zeszyty. Wtem jeden z kolegów wskoczył mi na plecy, na niego drugi, trzeci itp. Nie
mówiąc ani słowa chwyciłem za nogi ostatniego i ścisnąłem nimi siedzących niżej,
tak, iż żaden nie mógł się ruszyć. Potem ruszyłem ku drzwiom z tym balastem na
plecach. Zrobiła się wrzawa, oklaski, gwizdy. Tamci na mych plecach błagali: Bosco,
Bosco, puść nas, więcej tego nie zrobimy! Ja nieugięcie wyniosłem ich na plac przed
kościołem, potem z powrotem do klasy, gdzie już Ksiądz Profesor Moglia zaczynał
lekcję. Poinformowany o wszystkim przez uczniów profesor zanosił się serdecznym
śmiechem, mówiąc:
- Dobrze, puść ich, puść!
Na dziedzińcu, Ksiądz Bosko obserwując wychowanków zwracał im po
cichu uwagę mówiąc na przykład:
- Trzymaj się prosto i nie garb się. – Nie spuszczaj tak głowy jak sowa. –
Nie ruszaj tak rękoma jak wiatrak, jak byś nie wiedział, co z nimi zrobić. – Wyjmij
ręce z kieszeni, trzymasz je jak kapitalista.
88

9.9 Page 89

▲back to top


Czasem jakimś znaczącym gestem upominał dyskretnie roztrzepańca. Na
przykład, gdy ktoś spluwał na ziemię, robił gest jakby czegoś szukał i wyjmował
chusteczkę do nosa. To samo czynił, gdy ktoś przeraźliwie kasłał lub kichał.
Gdy spostrzegł, że ktoś nie otarł sobie ust po jedzeniu, przykładał mu do
twarzy swą białą chusteczkę. Podobnie, gdy spostrzegł u kogoś plamę na ubraniu,
dotykał ją palcem.
W czasie obłóczyn kleryka Fusero w Caramagna, Ksiądz Bosko
rozmawiał z księżmi w zakrystii z głową opartą na dłoni, gdy tymczasem kleryk
Fusero oparł się łokciem o rozłożone na stole paramenta. Ksiądz Bosko po cichu
zbliżył się do niego, odsunął mu łokieć w sposób tak uprzejmy, że goście nie mogli
tego nie podziwiać.
Józef Reano wspomina o pewnym znaczącym szczególe. Otóż 28
kwietnia 1858, polecił wychowankom pozdrawiać gości w zakładzie zdejmując
czapkę, oraz odnosić się z grzecznością do interesantów. Należy zaprowadzić ich do
pokoju przełożonego i odpowiadać uprzejmie na pytania.
Potem opowiadał, co mu się przydarzyło w pewnym zakładzie, w którym
doznał tak chłodnego przyjęcia, że czuł się już nie obrażony, lecz wprost upokorzony.
- Myślałem – mówił wówczas – co mogliby sobie pomyśleć nasi
dobrodzieje, gdybyśmy ich przyjmowali w podobny sposób i jakie stąd wynikłyby
następstwa. Pamiętajcie, więc, gdyby otwierał nam drzwi mały chłopczyk i powiedział
uprzejmie: Pana nie ma w domu, przykro mi, proszę przyjść o takiej to a takiej
godzinie – to każdy odchodziłby z najlepszym wrażeniem.
Dodamy w tym miejscu, że Ksiądz Bosko ułożył wówczas komedyjkę w
trzech aktach, w której uwypuklone były uchybienia przeciw grzeszności. Treść jej
była następująca:
Niejaki Sylwiusz posyła swych chłopców do Paryża, by jeden został
kominiarzem, drugi linoskoczkiem. Przypadkiem Sylwiusz kupił starą kapotę i znalazł
w niej zaszyte 20 tys. Franków. Będąc uczciwym zgłasza to władzom. Gdy nikt się nie
zgłosił pieniądze zostały jego własnością. Prosi o radę uczciwego adwokata, na co
obrócić ten kapitał. Adwokat radził zgodzić dla synów wychowawcę, by się nauczyli
89

9.10 Page 90

▲back to top


czytania i pisania oraz nabrali okrzesania, radził również zakupić dla nich rolę. – Dwaj
chłopcy należycie ubrani zjawiają się na scenie, bądź na obiedzie, bądź na sali w
czasie konwersacji z gośćmi. Jeden spożywa zbyt chciwie pokarmy i nabawia się
niestrawności, drugi więcej uważny i posłuszny, lecz obaj uchybiają pod względem
formy zewnętrznej. Drapią się po głowie, poprawiają często włosy, trzymają w ręku
buciki, dłubią palcami w nosie, ocierają twarz rękawem, popełniają wiele innych
niestosowności.
Za każdym uchybieniem następuje upomnienie nauczyciela. Chłopcy czasem
szemrają, wtedy wkracza ojciec ze swą powagą. Przyrzekają stosować się do zasad
dobrego wychowania. Obiecują sobie zdobyć tym wielu przyjaciół i dziękują Bogu za
korzystną zmianę swej sytuacji życiowej.
Akcja kończy się zaproszeniem na skromny festyn. Można ją streścić:
„castrigat ridendo mores”.
Powyższa szkoła dobrego wychowania stała się cenną zaprawą społeczno –
obywatelską dla tych, co z niej skorzystali. Pewien znakomity adwokat dawny BWS i
inni, świadczyli, że po opuszczeniu Oratorium wystarczyło im przypomnienie sobie
norm dobrego wychowania, jakie słyszeli w szkole Księdza Bosko, by móc zdobyć
sobie pozycję w społeczeństwie.
Zakończymy pytaniem: Czy Ksiądz Bosko mógł dać lepsze wychowanie dla
swych synów? – Można doń zastosować w pełni słowa Świętego Jana Chryzostoma:
„Ponad sztukę malarką, rzeźbiarską, czy jakiekolwiek inne artystyczne rzemiosło
stawiam tego, który potrafi kształcić i wychować młodzież”.
90

10 Pages 91-100

▲back to top


10.1 Page 91

▲back to top


ROZDZIAŁ XVII
Od spokojnej atmosfery Oratorium przenieśmy się obecnie myślą do
wypadków politycznych we Włoszech. Pod koniec marca 80 – tysięczna armia
piemoncka stała na granicy między Aleksandrią a rzeką Ticino. W wielu
miejscowościach ochotnicy Garibaldiego odbywali ćwiczenia z bronią w ręku.
Oddziały Gwardii Narodowej obsadziły fortyfikacje nadgraniczne. Lud nie cierpliwie
oczekiwał jak potoczą się wypadki. Turyn zalewały ulotki polityczne podniecające
nastroje wojenne. Ulicami przeciągały pochody demonstrantów wnosząc okrzyki
przeciw Austrii. Rząd natomiast symulował nastroje pokojowe chcąc sprowokować
pierwszą Austrię do wojny, by wobec opinii światowej uchodzić za stronę napadniętą.
Wszystko było gotowe do wojny. Zarekwirowano szereg gmachów na szpitale i
koszary dla wojska.
Ksiądz Cafasso żegnając się ze swymi alumnami dawał polecenia: Nie
zajmujcie się zbytnio sprawami polityki. Polityką kapłana jest ewangelia oraz
miłosierdzie. – Nastąpi wielki ferment w wielu okolicach, rozdmuchiwany przez
propagandę; bądźcie więc roztropni. Jeśli w podróży lub w towarzystwie zagadnie
was, kto: A ksiądz, co o tym sądzi? – odpowiecie: Ja nie zabieram głosu w tych
sprawach; służę Bogu i modlę się.
A za kogo ksiądz się modli?
- Modlę się, by sprawy szły w porządku.
- W taki sposób unikniecie różnych zaczepek.
Podobne polecenia dawał Ksiądz Bosko swym klerykom. Niestety, na skutek
wspomnianych wypadków politycznych w Oratorium bardzo zmalała frekwencja na
katechizm wielkanocny.
„W 1859 – jak notował Piotr Enria – podobnie jak w latach 1848 i 1849,
wśród młodzieży zapanował ferment wojenny. Gromady wyrostków dla
wypróbowania swych sił wypowiedziały sobie fikcyjną wojnę. Dochodziło doprawdy
do zażartych walk na kamienie. Walki te odbywały się zwłaszcza w dni świąteczne,
czego sam byłem nieraz świadkiem.
91

10.2 Page 92

▲back to top


Pewnej niedzieli Ksiądz Bosko miał rozpocząć w kościele naukę
katechizmu i ze zdumieniem stwierdził tylko obecność internistów. – A gdzie reszta? –
spytał; lecz nikt nie znalazł odpowiedzi. Wówczas wyszedł na ulicę przyległą i spotkał
gromadę chłopców na placu, na którym obecnie wznosi się bazylika Maryi
Wspomożycielki, walczących ze sobą zawzięcie na kamienie. Było ich ponad trzystu,
wszyscy w wieku od 15-18 lat. Święty odważnie wkroczył między walczących. Ja
z daleka obserwowałem obawiając się, że dostanie kamieniem, a tymczasem spadały
one obok niego. Widocznie Matka Najświętsza osłaniała go swym płaszczem.
Podszedł, jakie 50 kroków naprzód i gdy go wszyscy ujrzeli, zaprzestali walki i na
znak dany przezeń podeszli do niego. Zaprowadził ich w sposób uprzejmy do kościoła.
Nikt nie próbował uciekać. A Święty z uśmiechem, jak gdyby nic nie zaszło, modlitwą
rozpoczął lekcje katechizmu”.
Równocześnie z tymi wypadkami, zajmował się drukiem swych Letture
Cattoliche.
W zeszycie na kwiecień zatytułowanym „Zbiór budujących przykładów”była
mowa o pewnym rzeźbiarzu alpejskim, nazwiskiem Hubert, opowiadanie o pewnym
żebraku, o wielkim przebaczeniu; by dawać jałmużnę nie koniecznie trzeba być
bogatym, młodość Alberta – Spowiedź – skuteczność jednego Zdrowaś Maryja;
generał Girard czciciel Maryi nie przystępował do bitwy bez wezwania Matki Bożej. –
Trzy z tych opowiadań dotyczyły Francji.
Przy końcu zamieszczano listy polecające od trzech biskupów. /…/.
Na miesiąc maj podał do druku dziełko świątobliwego Kapłana Józefa
Frasinattiego, przeora klasztoru świętej Sabiny w Genui:
„Wspomnienia biograficzne pobożnej dzieweczki Róży Cordone, zmarłej
w opinii świątobliwości w 1853”, Wykazywano w tej książeczce, że do osiągnięcia
wysokiego stopnia doskonałości chrześcijańskiej niekonieczne jest posiadanie
nadzwyczajnych łask i darów charyzmatycznych, długich modlitw i pokut.
Na miesiąc czerwiec drukowano anonimowo: „Miejsce pielgrzymkowe
Bassa wraz z okolicami – wspomnienia odpustowe”. – Na tytułowej karcie był napis:
„TOT TIBI SUNT DOTES VIRGOEQUOT SIDERA COELI”– Jest to jedna
z głośnych świątyń Maryjnych w Piemoncie wznosząca się na górze Rubiana, słynąca
92

10.3 Page 93

▲back to top


łaskami Maryi Najświętszej.
W czasie, gdy Święty poprawiał zeszyty w przeciwstawieniu do
gwałtownych namiętności nurtujących w Piemoncie, doznał pociechy na widok łask
otrzymywanych za wstawiennictwem Dominika Savio w Oratorium, przez jego
dawnych kolegów i wychowanków.
Pewnego wieczoru na słówku odczytywał list od Macieja Galleano, który
od miesiąca cierpiał na silne bóle głowy i zębów. Postanowił tedy uciec się do
Dominika Savio. Przy słowach modlitwy: „Sed libera nos a Malo”– wszelkie bóle
głowy znikły i ustąpiło obrzmienie dziąseł.
Na słówku był obecny niejaki Karol Dematteis, którego od tygodnia
rwały zęby, na co żadne leki nie pomagały. Zachęcony pomyślnym sukcesem kolegi
spytał Księdza Bosko:
- Czy i ja mogę spróbować skuteczności pomocy Dominika Savio?
- Tak, możesz – odpowiedział Święty: odmów dzisiaj Ojcze nasz i Zdrowaś
z ufnością do Dominika.
Dematteis poszedł do sypialni, odmówił modlitwą i położył się spać.
Podczas gdy poprzednie noce spędzał bezsennie, obecnie natychmiast zasnął i spał aż
do rana, gdy zadzwoniono na wstanie. Odtąd wszelkie bóle ustały. –
Również chłopcu Mazzucco bolały oczy do tego stopnia, że musiał
przerwać naukę. We Wielki Czwartek zgłosił się do księdza Bosko mówiąc: Spróbuję
zwrócić się do Dominika Savio. Uzdrowił on już tylu, których nie znał wcale, tym
więcej chyba mnie swego kolegę.
Święty oznajmił: Doskonale. Odmawiaj Ojcze nasz i Zdrowaś
z ufnością, w jego wstawiennictwo, a przy tym spełniaj gorliwie swe zajęcie.
Pod wieczór Mazucco odmówił modlitwę, a nazajutrz czuł się znacznie
lepiej, tak, iż mógł wykonać swą pracę. W sobotę był już zupełnie zdrów.
Wspomniane łaski wynagradzały nie odpowiadanie jego zabiegom ze
strony niektórych wychowanków. Mógł się spodziewać także pomocy z góry wobec
rozpętanej wojny. Echem tego jest list do jednego z kanoników w Asti:
93

10.4 Page 94

▲back to top


Molto Rev.mo e Car.mo Nel Signore –
- Nadchodzi Wielkanoc i powinienem załatwić pewne sprawy odnośnie
chłopca B… Muszę się wytłumaczyć z niewykonania życzenia ks. Kanonika,
ponieważ sprawowanie się owego chłopca traktowanego przeze mnie z ojcowskimi
względami było dość wątpliwe. W nauce był zawsze ledwie średni, tak, iż nie miałem
podstawy polecenia go znanym osobom, zgodnie z życzeniami W.
Przewielebności/…/.
Odnośnie chłopca Sagliettiego muszę powiadomić, że nie jest mi
możliwe na razie jego przyjęcie. Dlaczego? – Dlatego że komisja rządowa wizytowała
nasz zakład badając, ile mógłby pomieścić żołnierzy na wypadek konieczności.
Znaczy to w pewnym sensie, że sam muszę pakować manatki. Wiadomości zaś są, co
raz bardziej niepokojące. Przy okazji pobytu w Turynie proszę mnie odwiedzić. W
każdym razie zapewniam, że uczynię, co tylko będzie możliwe. Polecając się
modlitwą etc.
– Turyn-22-4-1859-
XJB
We wspomnianym liście Ksiądz Bosko robi aluzję do inspekcji komisji
wojskowej w Oratorium rekwirującej pomieszczenia na szpital wojskowy. Ksiądz
Bosko grzecznie oprowadzał urzędników po całym domu. Żegnając się z nimi
powiedział:
- Proszę o przekazanie swym przełożonym uwag Księdza Bosko.
W szczególnych okolicznościach, w jakich się znajduje państwo, każdy obywatel
winien spieszyć mu z pomocą w granicach swych możliwości i także Ksiądz Bosko
gotów jest do usług. Czynił tak w czasie panującej zarazy sprzed 6 laty i gotów do
tego również w czasie wojny. Muszę jednak zauważyć, że dom ten służy za
schronienie dla 300 sierót, dlatego proszę gorąco o zaoszczędzenie mi przykrości
wydalenia ich na ulicę. Uważam, że w Turynie nie brakuje odpowiedniejszych
budynków niż ten, w którym jak panowie widzą, brak wszelkich wygód, a schody
i korytarze są bardzo ciasne i wąskie. Ksiądz Bosko wznosząc ten budynek zawczasu
94

10.5 Page 95

▲back to top


to przewidywał.
Nie wiemy, jakie sprawozdanie złożyła wspominana komisja władzom
wojskowym. Faktem jest jednak, że Oratorium pozostawiono w spokoju.
Zresztą Ksiądz Bosko oddał społeczeństwu daleko większą przysługę niż inni.
Otóż powołane pod broń pospolite ruszenie objęło i roczniki, których nie wzięto nawet
w czasie wojny krymskiej, pozbawiając wiele gospodarstw wiejskich rąk do pracy.
Skutkiem tego wiele rodzin zwłaszcza wielodzietnych zostało pozbawionych
jedynego żywiciela. Cóż, więc czynił Ksiądz Bosko?
Pomimo że sam znajdował się w krytycznej sytuacji, przyjmował jednak do
Oratorium niektórych synów powołanych pod broń żołnierzy.
Pierwszy sygnał wojenny nastąpił 23 kwietnia: Austria znudzona
machinacjami rządku piemonckiego wydała trzydniowe ultimatum żądając wycofanie
armii z granicznej strefy i rozbrojenia ochotników. Odpowiedź Piemontu była
negatywna, a 26 kwietnia już pojawiła się w porcie Genui flota francuska.
W Toskanii wybuchła rewolucja zmuszając wielkiego księcia do opuszczenia
kraju. Na miejsce jego król Wiktor Emanuel mianował komisarza Buoncompegni
z władzą wielkorządcy.
28 kwietnia, król, wraz z członkami rządu, senatu i izby deputowanych, wziął
udział w nabożeństwie w katedrze o pomyślny wynik działań wojennych.
Dnia 30 kwietnia 300 – tysięczna armia austriacka pod dowództwem generała
księcia Franciszka Giulay przekroczyła Ticino, rzekę Pad i Sesia. Wiktor Emanuel
wyruszał w pole walki, a Napoleon III pisał papieżowi Piusowi IX: … Pragnę szczerze
oświadczyć Waszej Świątobliwości, że w sercu nie oddzielam sprawy religii oraz
doczesnej władzy Stolicy Świętej od niepodległości Italii; muszę wyznać, że obie są
mi równie drogie…
Papież wezwał go swego czasu do wycofania oddziałów francuskich z Rzymu,
które tam przebywały od 1849, oświadczając, że mimo braku dostatecznie silnego
wojska ufa Opatrzności, że go nie opuści. Napoleon jednak w odpowiedzi wzmocnił
dotychczasowy garnizon w Civitavecchia. Znaczyło to, że ochrania osobę Papieża, by
ułatwić zabór jego własności i przeszkodzić w interwencji państw ościennych. –
95

10.6 Page 96

▲back to top


Tymczasem 2 maja Austriacy zajęli Vercelli, a w celu sforsowania Padu zaatakowali
Piemontczyków pod Frasinetto i Valenza, lecz zostali odparci przez artylerię. Mimo to
zdołali przekroczyć Pad pod Cornale, a 3 maja posunęli się pod Tortonę. Ofensywę
prowadziły trzy korpusy austriackie: pierwszy rozlokowany pod Casale, drugi po obu
stronach rzeki Padu, trzeci ufortyfikowany pod Vercelli, skąd miał ruszyć atak na
Turyn.
Tymczasem na pomoc Piemonotowi wylądowały w Genui oraz maszerowały
spod Nizzy oddziały francuskie w sile 180 tyś. Ludzi, mając połączyć się z głównymi
siłami piemonckimi.
Marszałek Giulay opanowawszy Mortara i Vigevano pchnął spod Vercelli
jeden korpus w kierunku Santhie, Livorno i Biella, a z pozostałą grupą swoich sił,
9 maja zajmował Triono i szykował się do marszu na Turyn, który łatwo mógł wpaść
w jego ręce.
Istniała obawa, że lada moment zjawią się w mieście Austriacy. Również
w Oratorium podzielano o te obawy, lecz ksiądz Bosko wyraził się wobec chłopców
i niektórych kleryków:
- Nie bójcie się! Nawet gdyby nadszedł nieprzyjaciel, to i tak Oratorium pod
opieką swych protektorów świętych Solutora, Adwentora i Oktawiusza nie ucierpi.
Żywił wielką ufność i nabożeństwo do tych Świętych Patronów, którzy w tej
okolicy ponieśli śmierć męczeńską za wiarę. Organizował nawet loterię, jakby
w państwie panował spokój. Należało przecież zaradzić nędzy jego sierót. /…/.
Do każdego okólnika załączano spis fantów, a na dole arkusza Ksiądz Bosko
umieścił następującą uwagę: „Dla większej wygody, należność za bilety można
przesyłać na ręce któregokolwiek z członków poprzedniej loterii”. /…/.
Po uskutecznieniu ciągnienia zawiadamiał nabywców biletów przesyłając im
również wylosowany fant. /…/.
Za pomocą tego środka zdołał zapewnić na jakiś czas środki żywności dla
swych podopiecznych, podczas gdy kreślił wobec nich z uśmiechem przyszły
wspaniały rozkwit dzieła przygotowany przez Opatrzność Bożą. – Opowiada ksiądz
kanonik Anfosssi:
96

10.7 Page 97

▲back to top


„Pamiętam dokładnie, gdy jeszcze w ogóle nie było nigdy mowy
o fundamentach przyszłego kościoła Matki Bożej Wspomożycielki – w czasie
rekreacji na dziedzińcu ksiądz Bosko powiedział:
- Oto tu (wskazując miejsce, gdzie obecnie stoi bazylika Matki Bożej
Wspomożycielki) stanie wspaniała świątynia!
I wznosząc oczy, jakby już istniała wielka kopuła obecna ciągnął dalej: Ten kościół
będzie posiadał wielką kopułę i odprawiać się w nim będą wielkie uroczystości…
- Słowa powyższe wywarły na nas wielkie wrażenie tym bardziej, że znaliśmy
ciężkie położenie finansowe Oratorium, bo brakło nawet pieniędzy na chleb. A mimo
to pół żartem polecił klerykowi Ghivarellemu nakreślić plan przyszłej świątyni,
powiększony w następnym rysunku i przedłożyć architektowi inżynierowi Spezia.
W owych dniach Ksiądz Bosko swym błogosławieństwem kapłańskim
osiągnął szczególny sukces, tak, iż wychowankowie z humorem powiadali: Szkoda, że
Ksiądz Bosko nie jest generałem! Wynalazłby on łatwy środek na wyparcie
nieprzyjaciela z terytorium, które zdążył zająć. – Tak pisał o tym fakcie do Księdza
Bonettiego Józef Reano:
„Pewnego dnia przyszła do Księdza Bosko starsza pani dzierżawiąca pobliski
ogród warzywny biadając: Mój ogród opanowały liszki, które niszczą do cna jarzyny,
zwłaszcza kapustę.
- A czymże mógłbym szanownej pani pomóc? – spytał Święty.
- Chcę, by przewielebny Ksiądz wygnał te szkodniki z mego ogrodu; zeżrą mi
wszystko i zniszczą; niech ksiądz przeżegna je, by wyginęły.
- Po cóż mają ginąc te biedne robaczki? Dobrze, przeżegnam je i poślę na inne
miejsce, by nie szkodziły nikomu.
Nazajutrz udałem się z Buzzettim do małego ogrodu sąsiedniego, opasanego 3 –
metrowym murem od strony Oratorium. Tam dostrzegliśmy ogromną masę liszek
nieruchomo siedzących na murze jak również obsiadających deski leżące tu i tam na
ziemi, cegły i kamienie, oraz parę wyschniętych drzewek owocowych. Wszystko
dosłownie było nimi oblepione za to ogród owej pani został całkowicie uwolniony od
nich.
97

10.8 Page 98

▲back to top


ROZDZIAŁ XVIII
Turyńczycy z dnia na dzień obawiając się inwazji Austriaków
z nieopisanym entuzjazmem, oklaskami i kwiatkami witali wkraczające bataliony
bataliony francuskie.
Święty z pewnym niepokojem przyjmował wieści o wciąż nowych
pułkach maszerujących przeciw Austrii. Często słyszano jak powtarzał: To wszystko
przeciw Papieżowi. Chodzi o zagarnięcie jego własności i przez tę wojnę pozbawienie
go wszelkiej obcej pomocy.
Tymczasem Austriacy zamiast atakować Ivreę, na wieść o przybyciu
Francuzów rozpoczęli odwrót koncentrując się między Sessia. Ticino po rzekę Pad
w kierunku Stradella i Piacenza w oczekiwaniu na ruchy sprzymierzonych. 19 maja,
Giulay opuszczał Vercelli przenosząc swą generalną kwaterę do Mortary. 12 maja,
cesarz Napoleon przybył do Genui, a dwa dni później do Aleksandrii stając na czele
wojska. W proklamacji do żołnierzy powiedział: Nie idziemy do Włoch, by
podtrzymywać nieporządki, ani by burzyć władzę doczesną Papieża, któremu
przywróciliśmy tron, lecz by uwolnić go od obcej presji ciążącej nad całym
półwyspem.
20 maja miało miejsce pierwsze poważniejsze starcie pod Montebello
i wojska francusko – sardyńskie straciwszy 700 zabitych i rannych zmusiły
Austriaków do odwrotu. Pozostawili oni na placu boju 7 tysięcy zabitych i rannych.
Równocześnie Garibaldi wyruszywszy z Biella z sześciu batalionami ochotników po
okrążeniu Novary pozostającej pod władzą Austriaków maszerował w kierunku
Arony. Stąd posunął się pod Castelletto, sforsował rzekę Ticino i wkroczył do Varese.
Dnia 25 maja stoczywszy pomyślną potyczkę z oddziałami generała
Urbana przybyłego z Mediolanu odrzucił Austriaków spod Como. Wyzwolone
prowincje natychmiast proklamowały swe przyłączenie do państwa sardyńskiego.
Generał Urban odzyskawszy Varese próbował uderzyć na Como, lecz
otrzymał rozkaz połączenia się z głównymi siłami austriackimi.
W obliczu krwawej bitwy z Austriakami, król Wiktor Manuel napisał do
98

10.9 Page 99

▲back to top


papieża list z prośbą o uwolnienie go od cenzur kościelnych. Ojciec Święty uwalniał
go od nich przypominając jednak, że do ważności absolucji konieczne jest naprawianie
szkód wyrządzonych Kościołowi oraz zdecydowana wola nie dopuszczania się ich na
przyszłość.
30 maja w potyczce między Vercelli a Bobbio Austriacy zmuszeni
zostali do cofnięcia się. Wojsko piemonckie wykazywało niepoślednią brawurę
w walce z nieprzyjacielem. Niebawem wyrzucono go z Vinzaglio, Confienza i zajęto
Casalino. Kontratak nieprzyjacielski spełzł na niczym. Straty nieprzyjaciela były
dwukrotnie wyższe od sprzymierzonych. Armia francuska była skoncentrowana
między Vercelli i Novarą /…/, a dwie dywizje francuskie maszerowały wzdłuż Cicino
w kierunku Mediolanu. Gimlay spostrzegłszy ten manewr oskrzydlający
skoncentrował wszystkie siły po lewym brzegu Ticino pod Magneta. Doszło tam do
krwawej bitwy ostatecznie zwycięskiej dla sprzymierzonych. Austriacy stracili w niej
dziesięć tysięcy zabitych a 7 tysięcy wzięło do niewoli. Straty francuskie i włoskie
sięgały 4 tysiące zabitych i tysiąc wziętych do niewoli.
W dniu 5 czerwca Austriacy opuścili Mediolan i w pozycjach obronnych
stawili twardy opór nacierającym. Cesarz Franciszek Józef osobiście stanął na czele
swej 150 – tysięcznej armii.
8 czerwca tyły Austriaków zaatakowali Francuzi pod Malegnano nad
rzeką Addą. Z obu stron poległo ponad 2 tysiące żołnierzy, zaś Garibaldi okupował
Bergamo odrzucając nieprzyjaciela pod Seriate.
W tymże dniu Wiktor Emanuel i Cesarz Napoleon wkroczyli triumfalnie
do Mediolanu. W całym Piemoncie wznoszono dziękczynne Te Deum za zwycięstwo.
Rannych żołnierzy rozmieszczano po różnych miastach podalpejskich.
Również w Turynie szpitale były zapełnione, a rannym nie brakło troskliwej opieki
sanitarnej i religijnej.
Do Konwiktu Kościelnego przysłano rannych i wziętych do niewoli
Austriaków. Ksiądz Bosko odwiedzając Księdza Cafasso, któremu pozostawiono parę
zaledwie pokoi, zachodził do nich kierując słowa współczucia i religijnej pociechy.
Spotykał wśród nich Węgrów, Polaków, Tyrolczyków; próbował przemówić do nich
parę słów przynajmniej po łacinie. Z żołnierzami francuskimi miał większą styczność
99

10.10 Page 100

▲back to top


w Oratorium, zwłaszcza z inwalidami. Przyprowadził ich tam jeden z wychowanków
Księdza Bosko władający dobrze językiem francuskim.
- Możecie przychodzić tu – mówił im Ksiądz Bosko – by pisać listy do swych
rodzin; dostaniecie papier i przybory do pisania. Możecie korzystać z książek
w języku francuskim, których posiadamy dość w bibliotece. A jeśli kto pragnąłby
nauczyć się włoskiego lub arytmetyki, damy mu nauczyciela. Jeżeli kto pragnie
przystąpić do spowiedzi i Komunii wielkanocnej, będzie mógł wyspowiadać się
u Księży znających język francuski.
Skutkiem tak życzliwego traktowania Oratorium przepełniło się
żołnierzami francuskimi, nawiązywały się kontakty wzajemne. Setki ich
przystępowało do Sakramentów Świętych. – Wielu pochodziło ze znakomitych rodzin
katolickich. Ksiądz Bosko zapraszał niektórych do stołu. Widok to był ciekawy, gdy
czerwone pantalony mieszały się z czarnymi sutannami Księży i Kleryków, a
w rozmowach słyszało się podwójny język. Oficerowie przyjaźnili się wprost
z domownikami.
Ksiądz Bosko miał tak wiele znajomości, że gdy pokazał się na ulicy,
zatrzymywali go żołnierze francuscy.
- Pewnego razu – opowiada Ksiądz Turchi – Ksiądz Bosko spotkawszy sporą
gromadkę żołnierzy w mieście, którzy mu salutowali z okrzykiem Viva Italia! –
skierował do nich parę serdecznych słów i zaprosił do Oratorium na gościnę.
Innym razem udawał się do chorego parę kilometrów za Turynem. Po
drodze spotkał grupkę inwalidów lub rannych z rękoma na temblaku. Prosili go, by
zechciał im towarzyszyć, na co on chętnie się zgodził. Tak miła była ich rozmowa
i towarzystwo świętego, że nie spostrzegli się, kiedy przyszli do Collegno. Stamtąd
chcieli już zawrócić, gdy Ksiądz Bosko zaproponował: Jeżeli jako inwalidzi macie
pozwolenie od przełożonych, to zaczekajcie aż skończę posługę, wtedy razem
wrócimy do Turynu. – Zgodzili się chętnie.
Ksiądz Bosko musiał zabawić dość długo, bo gdy wyszedł od chorego,
było już południe.
- Przykro mi, że czekaliście tak długo na mnie; jest już popołudnie: macie
100

11 Pages 101-110

▲back to top


11.1 Page 101

▲back to top


zapewne dobry apetyt, chodźcie, zatem ze mną do restauracji.
Zaprowadził ich do najbliższej gospody, zamówił obiad. Zjedli wspólnie
ku wielkiej ich radości. Wróciwszy do koszar opowiedzieli o tym oficerowi
służbowemu, który nazajutrz przyszedł podziękować Księdzu Bosko z wyszukaną
iście francuską grzecznością.
Ksiądz Bosko postarał się również zebrać wśród księży miejscowych
i świeckich pewną ilość książek w języku francuskim. Rozdawał je żołnierzom oraz
Siostrom Szarytkom obsługującym szpital, podobnie jak książki w języku niemieckim
przechowywane w bibliotece Konwiktu Duchownego.
Żołnierze francuscy kwaterujący w Turynie, odjeżdżając przybywali
pożegnać się z Księdzem Bosko i mieszkańcami Oratorium. Niektórzy długo
utrzymywali korespondencję, zwłaszcza z księdzem Michałem Rua, który uczył ich
arytmetyki.
Tymczasem szerzyła się sieć spisków zgodnie z instrukcjami
otrzymanymi od Napoleona III i Caboura, czego smutną zapowiedzią była nagła
śmierć króla Ferdynanda Neapolitańskiego na skutek otrucia.
9 czerwca na skutek zwycięstwa sprzymierzonych oraz powstałych
rozruchów, panująca księżniczka opuszczała Parmę, na której zatknięto sztandary
piemonckie a 11 czerwca, również książę Modeny opuścił swe państwo. Po
referendum ludowym zgłaszającym akces do państwa sardyńskiego Wiktor Emanuel
wysłał swego komisarza dla prowincji Emilii. Dywizja francuska odkomenderowana
przez księcia Napoleona wroga papieża miała osłaniać sprawców nowego porządku.
12 czerwca wybuchła rewolucja w Bologni, gdy Austriacy opuścili
tamtejszy garnizon. Na czele stronnictwa unionistycznego stał markiz Pepoli kuzyn
Napoleona III. Ten uzbroiwszy motłoch, po ustaleniu tymczasowego zarządu
prowincji nakazał legatowi papieskiemu wydalić się z kraju.
Również Legacje Ravenny i Ferrory po wycofaniu się oddziałów
austriackich podniosły bunt, a na czele zarządu nowej prowincji stanął przysłany
z Bologni komisarz Maksym d’ Azzeglio.
W Perugii, partia unionistyczna, której przewodziła Maria Bonaparte, księżna
101

11.2 Page 102

▲back to top


Valentini, kuzynka Napoleona III, z pomocą zbrojnego oddziału przybyłego
z Toksanii, wypędziła Delegata papieskiego i poddawała tę prowincję władzy
Piemontu.
Lecz 20 czerwca pułk szwajcarów papieskich, mimo zażartej obrony
powstańców, odzyskał ją prawowitemu władcy.
Również w innych miastach Umbrii i Marchiach, sekciarze bezskutecznie
próbowali dokonać rewolty.
Jakiś czas i w Lombardii nastało zawieszenie broni.
W Oratorium na Valdocco modlono się za Papieża, króla i o pokój. Pobożność
sakramentalna oraz wesoły rodzinny nastrój były charakterystyczne dla życia
w Oratorium.
Obchody imieninowe przełożonych, święta kościelne i patronalne, wycieczki
mające na celu uświetnianie odpustów parafialnych były okazją wyżycia się poetom
i muzykom. Zachowało się mnóstwo tego rodzaju utworów okolicznościowych.
Niektóre dość mierne, wiele całkiem udanych, a wszystkie przemawiają sercem.
Szczytową imprezą były zawsze imieniny Księdza Bosko. Przystrajano mu
zielenią i kwiatami fotel, iluminowano podwórze, znoszono prezenty. Muzycy
ofiarowywali mu swe kompozycje.
Obok tego każda klasa obchodziła imieniny swego nauczyciela. Poszczególni
przełożeni byli reprezentantami Księdza Bosko wśród młodzieży im powierzonej, stąd
zrozumiałe owe objawy wdzięczności. Bukiet kwiatów, jakaś laurka z podpisami,
słodycze, utwory wierszem i prozą były wyrazem młodzieńczych uczuć. Czasem był
obecny Ksiądz Bosko. – Zwykłym objawem wdzięczności była gremialna Komunia
Święta uczniów. Ukoronowaniem dnia była popołudniowa przechadzka.
Z czasem wolne popołudnie z przechadzką i podwieczorkiem, zostały
zlikwidowane ze względu na pewne nadużycia, jakie miały miejsce. Imieniny były
okazją, że niejeden wychowanek zamknięty przedtem otwierał się przed swym
przełożonym, a zniechęceni uczniowie nabierali otuchy na skutek zachęty lub
obietnicy pomocy nauczyciela.
Wobec radosnego nastroju znikały uprzedzenia, rankory, zawiści, nawet
102

11.3 Page 103

▲back to top


utajone nieporządki, za korzyścią dla dusz młodzieńczych. Zresztą motywem
dominującym wspomnianych objawów wdzięczności miało być wedle życzeń Księdza
Bosko, zawsze dobro dusz młodzieńczych. Akcentowano to w utworach poetyckich,
obietnicach chłopców wyrażonych w listach, w przemówieniu przełożonego.
Mówiło się, że jeśli ktoś przez nieszczęście zamilczał jakiś grzech na
spowiedzi, żeby się z niego wyspowiadać, gdyż w taki sposób pocieszy Boskie Serce
i że myśl o tym, że ktoś byłby w niełasce u Boga, zmąciłby czystą radość dnia.
Chłopcy odpowiadali życzeniom wychowawców dla swego własnego dobra. Bóg wie,
ile stąd zbudziło się powołań. Niejeden z nich udając się na spoczynek zwierzał się
asystentowi:
- Jestem bardzo zadowolony, doprawdy szczęśliwy.
Szkoła w owych czasach była jakby małą świątynią ze swym ołtarzykiem
Madonny naprzeciw krucyfiksu, ustrojonym kwiatami. A każdą sobotę pod koniec
lekcji odmawiano Litanię ku czci Matki Boskiej. Zapowiadano nadchodzące święto
zachęcając do Sakramentu Św. – Tak obchodzono główne uroczystości religijne, gdyż
Ksiądz Bosko nie uznawał żadnych obchodów bez spowiedzi i Komunii Świętej. – Nie
było to kazanie, lecz parę słów zachęty.
Stąd zrozumiałe, jaki w tych szkołach i warsztatach panował porządek, jaki
był wysoki poziom moralny uczniów. Dlatego byli oni tak bardzo przywiązani do
swych wychowawców, że przy odjeździe na wakacje trudno im było oderwać się od
nich.
103

11.4 Page 104

▲back to top


ROZDZIAŁ XIX
Klerycy Oratorium ukończyli swój jednoroczny kurs filozofii w seminarium
turyńskim. Od roku 1850 przechowały się ich katalogi ze stopniami z filozofii
i teologii.
Dnia 23 czerwca obchodzono imieniny Księdza Bosko, a nazajutrz przyszła
wieść o krwawej bitwie pod Solferino. 274 tysiące żołnierzy po obu stronach toczyło
przez 14 godzin morderczy bój bez pardonu. Losy bitwy zdawały się przechylać na
korzyść sprzymierzonych, którzy zdołali utrzymać bronione wzgórza. Krwawym
zmaganiom, którym towarzyszył ogień 600 armat położyła wreszcie kres straszliwa
ulewa z gradem i piorunami. Pole bitwy, jak opisuje Casare Canthu, usłane było
trupami 40 tysięcy żołnierzy poległych i rannych, wśród nich 13 tysięcy Austriaków,
w tym 1.500 oficerów z 3 marszałkami.
Wiele rodzin albo opłakiwało swoich ukochanych poległych lub lękało się o los
pozostałych przy życiu, bo wojna jeszcze trwała. Sprzymierzone armie przekroczyły
rzekę Mincio w pościgu za nieprzyjacielem. Obie strony okopały się i otoczyły
zasiekami nie do przebycia, co zapowiadało długą wojnę pozycyjną /…/. Flota
francuska połączyła się z sardyńską na Adriatyku. – 10 lipca miano zaatakować
Wenecję.
Wśród powszechnej trwogi Ksiądz Bosko przepowiadał pokój. Oto, co pisała
hrabina S.Filomena Cravosio:
- … W roku 1859, pewnego wieczoru moja matka, która miała we wojsku syna
i jeszcze jednego brata już rannego, prosiła mnie, bym jej towarzyszyła do Księdza
Bosko. Tym razem, rzecz wyjątkowa, Święty kazał ją wprowadzić do refektarza
(gdzie, co dopiero kończył kolację /…/. Od czasu do czasu któryś chłopiec podchodził
na palcach i szeptał mu coś do ucha, na co on odpowiadał tak samo. – Zaprosił, byśmy
usiadły. Gdy księża wyszli z refektarza zwrócił się do matki:
- Wiem, co pani hrabina ma w sercu; odwagi (zniżając ton głosu ): tej nocy
Napoleon zawrze pokój i wojna będzie skończona.
– Na to moja matka:
104

11.5 Page 105

▲back to top


- Czy możliwe? Ksiądz tak mówi, by mnie pocieszyć… a fakty są inne…
„Nazajutrz około godziny 7 z rana ja wraz z matką, udawałyśmy się na Msze do
kościoła św. Dalmacjusza. Przechodząc ulicą Garibaldiego słyszeliśmy, jak gazeciarze
krzyczeli: Pokój we Villafranca podpisany między cesarzem Napoleonem a
Franciszkiem II austriackim!
Po mszy byłyśmy ponownie u Księdza Bosko, który na podwórzu pierwszy do
nas się odezwał: No, dziękujemy Bogu za podpisanie pokoju. – I zaprowadził nas do
kaplicy, gdzie pomodliłyśmy się dłużej.
Cóż się stało? – Hrabina Cravosio rozmawiała ze Świętym pod wieczór dnia
6 lipca, około godziny 8.00 – Napoleon III znajdował się w swej kwaterze generalnej
w Villafranca, pod wrażeniem straszliwej rzezi pod Solferino, zaniepokojony
wieściami nadchodzącymi z Niemiec, że niektóre mocarstwa europejskie były skłonne
ruszyć na pomoc Austrii. Tegoż wieczoru wezwawszy generała Fleury, wydał pewne
instrukcje i wręczył mu pismo od cesarza Franciszka z propozycją zawieszenia broni.
Cesarz był w łóżku, gdy obudzono go wieścią o przybyciu poselstwa francuskiego.
Odebrawszy pismo z rąk generała Fleury, cesarz rzuciwszy nań wzrokiem rozjaśnił się
na twarzy. Wysłuchał jeszcze ustnej relacji generała parlamentariusza i oświadczył
swą zgodę na wstępne warunki mu przedłożone. Dnia 11 lipca, na spotkaniu obu
cesarzy uzgodniono warunki rozejmu i podpisano pokój. Oto owe warunki:
Ustąpienie Lombardii cesarzowi Francji, który ze swej strony odstępuje ją
królowi sardyńskiemu; Mantua, Rocaforta i Peshiera pozostają przy Austrii. Wenecja
zostanie pod zwierzchnictwem Austrii; niemniej wraz z innymi państwami włoskimi,
pozostawać będzie pod honorowym zwierzchnictwem Papieża. – Przywrócona
zostanie władza poprzednich książąt w ich księstwach z powiększeniem terytorium W.
Księcia Toskańskiego. Ogłasza się generalną amnestię z obu stron. – Nie wspominano
o Legacjach papieskich ani o księciu Parmy. Układ powyższy został usankcjonowany
w Zurychu 10 listopada 1859. Pozwalano korporacją religijnym w Lombardii, których
dotychczas nie wywłaszczyło państwo, na swobodną administrację ich majątków. –
Wspomniane warunki weszły w życie tylko odnośnie odstąpienia ziem lombardzkich
oraz amnestii; wszystkie inne pozostały na papierze.
15 lipca cesarz Napoleon III i król Piemontu wjeżdżali triumfalnie do Turynu.
105

11.6 Page 106

▲back to top


Niebawem cesarz odjeżdżał do Paryża odprowadzony przez króla Wiktora Emanuela
aż do Susa.
Ani wypadki wojenne ani zawarty pokój nie miały wpływu na aktywność
Księdza Bosko. W czerwcu polecił wydrukować z pewnymi dodatkami drugie
wydanie swej Historii Włoch w 2.500 egzemplarzach.
Uzasadnia w nim doczesną władze papieża, wyliczając płynące stąd korzyści
dla Włoch. Poszczególne egzemplarze wysyłał wybitnym członkom kleru i laikatu.
Między innymi przesłał go burmistrzowi Turynu, który dziękował odręcznym listem:
- Miasto Turyn – 17-7-1859 –
Za cenny dar w postaci Historii Włoch – składam serdeczne podziękowanie
osobiście jak i ze strony magistratu. Gdyż dzieło to przyczyni się do powiększenia
publicznej biblioteki miejskiej… Prosząc o przyjęcie wyrazów etc.
- D.O Serbit. – Burmistrz Notta--
W połowie lipca zajmowały go egzaminy, uroczystości premiacyjne etc.
Zwłaszcza wyjazdy wychowanków na wakacje.
Z początkiem miesiąca, przy pomocy młodzieńca Cezara Chiala, przygotował
do druku na miesiąc lipiec zeszyt Letture zatytułowany:
„Antoni i Ferdynand – czyli triumf niewinności”.
Opisuje w nim dzieje pewnego studenta, syna ubogich rzemieślników, który
chlubnie zakończył studia. Wiele jednak wycierpiał ze strony zazdrosnego kolegi
szlachcica, któremu niesłusznie przyznano nagrodę należącą się jemu. Przy poparciu
nieznanego dobroczyńcy, późniejszego ministra, osiągnął dyplom adwokacki umiejąc
odrzucić podłe obietnice kogoś, kto chciał uczynić go narzędziem niesprawiedliwości.
Został oczerniony i uwięziony, lecz sprawiedliwość zwycięża; w końcu dostaje się na
zaszczytne stanowisko. – Opatrzność dopuszcza niekiedy w życiu naszym chwilowe
klęski, lecz w chwili niespodziewanej przychodzi nam z pomocą. Tak cnota zostaje
wynagrodzona już w życiu doczesnym, za którą spotka człowieka nagroda
w wieczności.
106

11.7 Page 107

▲back to top


Na miesiąc sierpień gotów był zeszyt zawierający życiorys Świętych Papieży
Poncjana, Antera i Fabiana – staraniem ks. J. Bosko. –
Prócz historii męczeństwa tych Papieży opisuje nawrócenie, życie
i męczeństwo Poncjusza senatora rzymskiego, chrzest cesarza Filipa wraz z synem,
oraz poddanie się Orygenesa Kościołowi.
Po uskutecznieniu korekty, Święty wybierał się na rekolekcje na Supergę, gdzie
miał odzyskać owcę zgubioną, której od lat poszukiwał. – Otóż pewien młodzieniec
Franciszek D… zdolny gimnazjalista, uczęszczał do Oratorium na Valdocoo, odnosząc
się z wielkim zaufaniem do ks. Bosko. Niestety, pod wpływem nieodpowiedniej
lektury stracił chęć do pobożności i przestał uczęszczać do Oratorium. Ojciec
spostrzegłszy się o tej zmianie odebrał mu owe książki i zagrodził w razie
nieposłuszeństwa surowymi karami. Syn uciekł z domu błąkając się po wzgórzach
Supergi. Wreszcie znużony i głodny zatrzymał się w szopie pewnego gospodarza,
gdzie młócono zboże.
Przezwyciężając ambicje poprosił o talerz polenty.
Pytany kim jest z miejsca sfingował wzruszającą historyjkę o stracie fortuny
i przedwczesnej śmierci rodziców. Dlatego wstydząc się żebrać w mieście postanowił
udać się na wieś. Któryś z wieśniaków zapytał: Co zamierzasz teraz, paniczu począć?
Tu trzeba pracować …
- Jeżeli mnie przyjmiecie, gotów jestem robić u was.
- Zbyt jesteś delikatny do łopaty i motyki.
- Spróbuję, odpowiedział chłopiec.
- Dobrze, chwyć się cepa.
Franciszek zdjąwszy kurtkę zaczął młócić snopy. Choć nie był przyzwyczajony
do takiej pracy, machał tak zawzięcie, że poczciwi wieśniacy rzekli: Dobrze, zostań
z nami: chleba i polenty ci nie zabraknie. Będziesz sypiał na słomie… No, co? Jesteś
zadowolony?
Franciszek przebył tu dwa tygodnie spełniając prace, które mu kazano.
Naprzykszał się gospodarzom, by wysyłali go gdzieś z dala od Turynu. Posłano go do
krewnych na wsi Sciolca. Tu musiał podjąć się każdej niskiej roboty, jaką mu zlecano.
107

11.8 Page 108

▲back to top


Głupi wstyd i obawa powstrzymywały go do powrotu do rodziców.
Tymczasem ojciec dawny urzędnik pilnie go poszukiwał, lecz bezskutecznie.
Udał się do Księdza Bosko ze swymi strapieniami, a Święty zapewnił go, że Madonna
wróci mu syna. Przyrzekał też swoje modlitwy.
Minęły dwa lata, a ks. Bosko udał się do zamku hrabiego Roasenda w Sciolce.
Hrabia proponował oglądnięcie jego wielkiej posiadłości rolnej troskliwie uprawianej.
Święty obejrzał gospodarstwo i okolicę, poczem usiedli w miejscu, skąd
roztaczał się cudny widok. Podczas gdy hrabia oddalił się, by oglądnąć świeżo
wzniesioną szopę gospodarczą wzrok Świętego padł na młodzieńca o spalonej od
słońca twarzy, rosłego, z gęstą czupryną spadającą mu na czoło, który widłami
roztrząsał nawóz. Im dłużej mu się przypatrywał, tym bardziej przypominał mu się
ktoś, lecz nie mógł uświadomić sobie, kto by to był.
W pewnym momencie młodzieniec podniósł oczy nieśmiało, poczem
kontynuował pracę odwracając, co chwila twarz od księdza Bosko. Święty powstał
i zrobił parę kroków w jego kierunku, młodzian również oddalał się w tym samym
tempie. Wówczas błysła myśl księdzu Bosko: Ach, może to Franciszek!?.
Tymczasem nadszedł gospodarz i ks. Bosko zasięgnął informacji o chłopcu. –
Jest pracowity, posłuszny, dobrze się prowadzi. Przysłali mi go znajomi ze wsi;
nazywa się Józef; o więcej ks. Bosko nie pytał. Wydało mu się, że to musi być ów
chłopiec oratorianin o zmienionym nazwisku. Prosił, więc gospodarza:
Proszę zrobić mi przyjemność i spytać go roztropnie o nazwisko rodziny, od
jakiego czasu ją opuścił; potem dać mi znać o tym.
Młodzieniec z ukrycia obserwował rozmowę księdza Bosko z gospodarzem,
zdecydował się uciekać i z miejsca pobiegł do izby przebrać się, zabrać pieniądze,
jakie sobie zaoszczędził.
Hrabia z księdzem Bosko, kluczyli po zboczu pagórka skalistego i stromego.
Na jakimś zakręcie wypadł ów młodzieniec chcąc ujść przed księdzem Bosko. Koń
skoczył na bok, hrabia ściągnął silnie uzdę, a ksiądz Bosko wyskoczył z powozu
próbując ująć chłopca za rękę. Lecz ten mu się wymknął i dał susa wołając: Proszę
mnie zostawić!
108

11.9 Page 109

▲back to top


Minął rok od owego spotkania. Ksiądz Bosko znajdował się na rekolekcjach na
Superdze. Pewnego dnia po obiedzie wyszedł na taras przechadzając się w dość licznej
grupie panów bawiąc towarzystwo miłą konwersacją. W pewnej chwili przystanął
przy parapecie. Rzuciwszy okiem na dół dostrzegł przed furtą klasztorną gromadkę
ubogich cisnących się z miseczką po zupę. Wśród nich, o dziwo, rozpoznał znowu
Franciszka, bosego, w koszuli, oczekującego również na swą porcję. Cofnął się
szybko, nie chcąc się zdradzić i zwróciwszy się, do swoich rzecze:
- Panowie, proszę o pomoc w wykonaniu pewnego dzieła.
- Jesteśmy gotowi, proszę liczyć na nas.
- Podzielcie się na dwie grupy, zejdźcie na dół pojedynczo, z oby stron kościoła
jakbyście szli na przechadzkę. Poczem ruszycie naprzód tyralierą w odległości paru
kroków od siebie zamykając pierścień w kierunku kościoła. Będzie tędy uciekał
pewien młodzieniec; pochwyćcie go i przyprowadźcie do mnie.
Rozkaz dokładnie został wykonany. Ksiądz Bosko na widok zaciskającego się
pierścienia zawołał z góry: Franciszku! Franciszku!
Chłopiec jak strzała dał susa uciekając, lecz już nie zdołał wymknąć się
osaczającym. Poddał się bez oporu Świętemu, który łagodnie doń przemawiał: Już mi
teraz nie uciekniesz, mój kochany! Chodź do księdza Bosko, a będziesz zadowolony!
Zaprowadził chłopca do siebie, nakarmił go, potem rozpytywał o szczegóły jego
życia.
Franciszek opowiedział historię swej ucieczki, pobyt w górach jako pasterz,
parobek, później jako włóczęga pędzący życie wśród wielu przygód. Na szczęście,
zawsze spotykał ludzi dobrych, którzy się nad nim litowali. Początkowo nie zdawał
sobie sprawy ze swego postępku, lecz gdy przyszła refleksja, uznał swój błąd. Widział
się jednak raz a zawsze odepchnięty od ojca i nie dopuszczał, nawet myśli powrotu do
domu. Ubolewał na myśl o swej matce i siostrzyczce, których tak bardzo kochał.
Modlił się i płakał skrycie nie wyjawiając nikomu swej tajemnicy.
Święty przyrzekł mu pośrednictwo w pojednaniu z ojcem. Zaprosił, by naprzód
pojednał się z Bogiem, co Franciszek chętnie uczynił. Następnie, w porozumieniu
109

11.10 Page 110

▲back to top


z dyrektorem rekolekcji, dano mu pokoik do spania. Posłano do Turynu po
odpowiednie ubranie dla niego.
Święty po zakończeniu rekolekcji zabrał ze sobą do Turynu Franciszka
i niezwłocznie powiadomił rodzinę; Dziękujcie Bogu, wasz Franciszek się znalazł!.
Początkowe zdumienie zastąpił kolejny wybuch radości: Jak? Kiedy? Gdzie? –
pytano. – Święty opowiedział wszystkie szczegóły. Widząc ojca zamyślonego dodał:
Drodzy rodzice, otrzymacie z powrotem syna, pod warunkiem, że nie zrobicie mu
żadnych wyrzutów. Należy zapomnieć o tym, co było i przyjąć go tak, jak by nic nie
zaszło między wami. Inaczej – dodał żartobliwie – wam go nie pokażę.
Ojciec zgodził się, a Święty zaprosił nazajutrz całą rodzinę do Oratorium.
Trudno wyobrazić sobie, z jaką niecierpliwością oczekiwano tego momentu. Pierwsza
weszła matka wraz z córką do pokoju. Na widok syna siedzącego obok księdza Bosko,
obie wybuchły płaczem. Następny wszedł ojciec siląc się na powagę i ocierając
w milczeniu łzę w oku, zasiadł przy matce. Franciszek nie śmiał się poruszyć.
Święty szanując ich milczenie, po chwili rzecze: No, dziękujmy Matce
Najświętszej za powrót Waszego syna. Wtedy Franciszek przystąpił i przeprosił ojca
i matkę za swój postępek. Rodzice rozrzewnieni ucałowali syna i przycisnęli do serca.
- Teraz, moi drodzy zabierzcie syna do domu, a ja wam gwarantuję wielką
pociechę z niego na starość!
Syn podjął zaniedbane studia i za parę lat nadgonił czas stracony, zdobył
dyplom prawnika i objął stanowisko adwokata.
Ksiądz Bosko opowiadając o tym fakcie podkreślał, jak wielką szkodę
wyrządza młodzieży nieodpowiednia lektura podniecająca fantazję i rozbudzająca
zmysłowość. Dlatego tak był surowy w wymaganiu, by młodzież wstępując do
zakładu, przedstawiała spis książek przywiezionych ze sobą. Sam i przez innych
wydawał opinię o książkach czytanych przez młodzież w Turynie. Tym więcej, że
w szkołach trafiali się profesorzy, niezbyt oględni pod tym względem i niereligijni,
zadając lub doradzając tego rodzaju lekturę domową.
Mamy na to dowód w następującym liście do pewnego ucznia gimnazjalisty:
Ottavio Car.-mo
110

12 Pages 111-120

▲back to top


12.1 Page 111

▲back to top


– odsyłam ci książki, które po wkrótce przejrzałem. Ściśle mówiąc nie ma w nich nic
złego: nie są na indeksie. Znajdują się tam jednak pewne rzeczy niezbyt bezpieczne
dla moralności młodzieńca. Dlatego czytając je bądź uważny i kiedy się spostrzeżesz,
że oddziałują na ciebie ujemnie, zaprzestań lektury, względnie opuść niektóre
rozdziały niebezpieczne. – Niech ci Bóg błogosławi. Pozdrów ode mnie swych
rodziców etc. Módl się za życzliwego ci.
– Turyn – 11-8-1859 – Aff.-mo amico –
ks. J. Bosko.
111

12.2 Page 112

▲back to top


ROZDZIAŁ XX
Pewnego dnia miesiąca sierpnia, Święty wyjeżdżał do Cambiano z kazaniem.
Lecz dyliżans stanąwszy w Trofarello nie jechał dalej. Normalne kursowanie
pojazdów zakłócone było ruchem wojsk na szosach z Aleksandrii do Turynu, tak, iż
zmuszony był pieszo odbywać dalszy odcinek drogi mimo niepogody. Z powozu
wysiadł deputowany Tomasz Villa podążając również w tym samym kierunku, co
ksiądz Bosko. Wynająwszy dorożkę już go mijał, lecz spostrzegłszy biednego kapłana
zasłaniającego się peleryna od siekącego niemiłosiernie w twarz deszczu, zatrzymał
powóz zapraszając by wsiadł.
Święty przyjął z wdzięcznością zaproszenie. Pan Villa wszedł w bliższy kontakt
ze swym przygodnym towarzyszem podróży. Spytał, czy ma zamiar przenocować
w Cambiano, lub też wracać do Turynu. Dowiedziawszy się, że wraca, zaproponował,
by czekał na jego powóz w umówionym miejscu. Ksiądz Bosko chętnie się zgodził
i po wygłoszeniu kazania zgłosił się punktualnie. W drodze nawiązała się następująca
rozmowa:
- Czy mogę prosić czcigodnego księdza o jego nazwisko?
- Jestem Don Bosko.
- Ten z Valdocco?
- Tak, a pan szanowny?
- Deputowany adwokat Villa.
W tysięcznych wypadkach nawiązywały się podobne znajomości i niejedna
katolicka familia w Turynie szczyciła się tym. Wszyscy zaś zgodnie przyznawali, że
był to kapłan szczególnie uprzywilejowany od Boga.
Od dawna ksiądz Bosko odwiedzał znakomitą rodzinę hrabiego Cravosio
w Turynie. Hrabina i jej córki chętnie uczestniczyły w dobroczynności rodziców
zwłaszcza pomagały w naprawianiu bielizny sierotek z Valdocco. Jedna z owych
szlachetnych panienek przesłała księdzu Rua opis następującego faktu:
112

12.3 Page 113

▲back to top


„Było to 30 sierpnia 1859, na moje imieniny. Mama moja zawsze dbała
o to, by mi sprawić przyjemność, podarowała mi w prezencie piękna figurkę
Niepokalanej, a później zaprowadziła do księdza Bosko na krótką wizytę. Ksiądz
Bosko przyrzekł przyjść do nas na podwieczorek. Po podwieczorku prosiłam, by
wstąpił do mego pokoju poświęcić figurkę Madonny. Pragnęłam przy tym, by
pomodlił się o pewną specjalną łaskę dla mnie. Chodziło mi o to, by móc wstąpić do
zakonu. Ksiądz Bosko z rękoma złożonymi pobłogosławił figurkę, a potem
w milczeniu pomodlił się chwilę i wpatrzony w postać Niepokalanej rzecze: Dziewico
Niepokalana, pobłogosław i pociesz pannę Różę, którą widzę przebraną
w biały welon i sukienkę.
- Ależ księże Bosko – przerwałam – nie jestem ubrana na biało, nawet nie
lubię tego koloru (miałam wtedy lat 19). Tak się ubierają małe dziewczynki, lecz
w moim wieku nosi się inny strój. (czuła wprost abominację do Sióstr Dominikanek
z powodu ich białego habitu). Na to Święty:
- Tak, tak pobłogosław mi pannę Różę w białym habicie – powtarzał
z naciskiem poprzednie słowa – gdy w tej samej chwili ojciec zapraszał do salonu na
kawę.
W dwa lata potem, to jest 16 sierpnia 1861, Pan Bóg otwierał mi bramę do
zakładu nauczycielek Sióstr Dominikanek w Mondovί, i tak spełniało się moje
życzenie, a zarazem proroctwo księdza Bosko. Lecz to jeszcze nie wszystko. Od paru
lat znajdowałam się w Mondovί i sprawy szły dobrze, gdy szatan próbował zmącić
atmosferę naszego zakładu powodując stratę kilkunastu powołań wśród dziewcząt. W
tych przykrych okolicznościach, nasza czcigodna Matka Manfredini poleciła mi
napisać do księdza Bosko i posłać ofiarę by odprawił nowennę o łaskę przywrócenia
do pierwotnego stanu pobożności, tutejszego zakładu. Za parę dni nadeszła odpowiedź
od księdza Bosko z podziękowaniem za ofiarę, wraz z dobrą radą i zachętą. Niebawem
ponad 20 dziewczynek przyszło powiększyć liczbę wychowanek zakładu, pewne
usterki poprawiono, wrócił spokój i dobry duch w domu.”S.Filomena.Crav.
Święty przepowiedział również przyszłość innej szlachciance, o której
będzie mowa jeszcze później. Czuła ona w sobie głos boży wzywający ją do zakonu,
względem, czego radziła się księdza Bosko. Święty odpowiedział: Tak jest, pani
113

12.4 Page 114

▲back to top


wstąpi do zakonu, lecz po dłuższym oczekiwaniu w pewnych nieprzewidzianych
okolicznościach. – I tak się stało. Po śmierci swej siostry, która pozostawiła
nieletniego syna, musiała poślubić jej męża ze względu na owo małe dziecko. Lecz
niebawem po zgonie także ojca dziecka, który zmarł na cholerę, zacna macocha
zadbała o religijne i obywatelskie wychowanie chłopca zarządzając bogatym
majątkiem. Wreszcie po dopełnieniu swej misji mogła spokojnie wstąpić do zakonu.
Ksiądz Bosko z końcem sierpnia pospieszył się z drukiem nowego
zeszytu Letture Cattoliche na m/c wrzesień pt. „Dolina Almeria”– pióra anonimowego
autora. Treścią jest opowiadanie o pewnej rodzinie prześladowanej i rozproszonej
skutkiem nienawiści i gwałtów jej wrogów, która w końcu zrządzeniem Opatrzności
złączyła się z powrotem.
Na m-c październik przygotował „Niebo otwarte skutkiem częstej
Komunii św. Informując treściwie o dziele sławnego misjonarza w Savoi, opata Favre,
pióra Br. Karola Filipa de Poirino Kapucyna.
Wykłada w nim motywy skłaniające do częstej Komunii św., zbija przesądy
wielu katolików przed tą praktyką, traktuje o pierwszej Komunii św. – Komunii
wielkanocnej i Wiatyku św., wykłada o usposobieniu i warunkach do częstej Komunii
św. – wykazuje, że komunii tygodniowej nie można jeszcze nazwać częstą zgodnie
z zapatrywaniem Kościoła.
Lecz gdy tak gorliwie zabiegał o pokarm dla dusz, brakowało mu
środków żywności dla utrzymania sierot. – Ks. Jan Bonetti pisał: wojna osierociła
wielu chłopców i wnet zapełniło się nasze Oratorium. Prawie, co dzień przybywali
nowi i brakowało miejsca w sypialni. Pociągało to wydatki i rosły długi, tak, iż
niebawem ks. Bosko znalazł się w poważnych kłopotach. Ufał jednak Opatrzności,
a równocześnie nie zaniedbywał środków, jakie mu dyktowała roztropność. Za
pośrednictwem hr. Cibrario zwrócił się do króla Wiktora Emanuela o zasiłek dla
chłopców i otrzymał następującą odpowiedź:
- W. Mistrz Zakonu św. Maurycego i Łazarza – Turyn- 31.08.1859 –
- Miałem zaszczyt powiadomić J. Kr. Mość o przykrym położeniu zakładu
114

12.5 Page 115

▲back to top


przezeń ufundowanego dla sierot. J. Kr. Majestat na skutek mej interwencji raczył
wyasygnować mu sumę 250 lir ze skarbu św. Maurycego. – powiadamiając o tym,
muszę równocześnie zaznaczyć, że jest to subwencja wyjątkowa, na którą nie można
powołać się w przyszłości ze względu na wyjątkowe warunki tegoroczne. Z wyrazami
czci etc. – pierwszy sekretarz J. Kr. M. – Cibr.
W parę miesięcy później dostał subwencję w kwocie 200 lir od ministra
sprawiedliwości, Ratazziego, o czym powiadamiał jego sekretarz. Wprawdzie
powyższe subwencje nie były wystarczające, nie były jednak do pogardzenia.
Wskazywało to, że król i rząd byli przeświadczeni o doniosłości Dzieła ks. Bosko,
pobudzając prywatnych obywateli do dobroczynności.
Ze względu na wzrost liczby chłopców, ksiądz Bosko polecił majstrowi
Giovenale Delponte wznieść budynek parterowy w północnej części dziedzińca
przytykający do muru i równoległy do dawnej kaplicy. Obejmował on trzy obszerne
sale przeznaczone na klasy szkolne. W tej samej linii na wprost sieni, w środku
zakładu, wzniesiono umywalnie z przytykającą drewutnią. Wspomniane budynki stały
aż do r. 1873.
Równocześnie z tymi pracami budowlanymi przygotowywano
wycieczkę do Becchi. Chłopcy nie posiadali się z radości, gdy ksiądz Bosko
zapowiedział im, że tegoroczna wycieczka odbędzie się w sposób niebywały.
Kapela ćwiczyła nowe marsze, symfonie, akompaniament do Mszy,
Tantum ergo. Ze względu na brak organów. Śpiewający odbywali częste próby
występów kościelnych i teatralnych. Aktorzy przygotowywali swe występy na scenie.
Dekoratorzy – rekwizytorzy teatralne ubiory, cały sprzęt niesiony na barkach
chłopców. A mimo to odbywały się jeszcze lekcje wakacyjne.
Ks. Bosko udał się z paru klerykami i pomocnikami do Becchi, gdzie
głosił nowennę do Matki Bożej Różańcowej ksiądz Chiatelino. On sam zaś pilnował
konfesjonału.
W sobotę 1 października wyruszyła z Oratorium kapela wraz ze
śpiewakami oraz resztą wychowanków. Każdy niósł swój węzełek z bielizną
115

12.6 Page 116

▲back to top


potrzebna na zmianę oraz parę bułek, trochę sera i owoce na drogę.
Koło Buttigliera, ojciec wychowanka Tomasza Chiuso, właściciel
ogrodu, zastawił smaczny posiłek z jarzynami dla znużonych chłopców. Pod wieczór
przybyli do Becchi, gdzie pan Józef Bosko oczekiwał ich z kolacją.
W niedzielę 2 października obchodzono uroczystość Różańcową.
Od następnego dnia rozpoczynały się wycieczki zasługujące na nazwę
klasycznych, trwające dwadzieścia i więcej dni, z doskonale przygotowanym
programem dla przygodnych widzów. Spróbujemy naszkicować ich plan ogólny
uzupełniając później szczegółami.
Od dawna były wyznaczone miejsca postoju i noclegu, zazwyczaj u jakiegoś
proboszcza i dobrodzieja. Oczekiwali oni niecierpliwie przybycia chłopców goszcząc,
czym mogli. Wesoła kawalkada blisko setki chłopców wędrowała pod przewodem
kleryka przy dźwiękach kapeli rozweselając okolicznych wieśniaków. Byli to chłopcy
specjalnie wyróżnieni za wzorowe sprawowanie się. Wspomniane wycieczki służyły
dla zdrowa, zaspokajały młodzieńczy głód nowości i żądzy przygód, podniecały
wyobraźnie i były długo przez nich wspominane.
Przyjemności te kosztowały księdza Bosko wiele poświęceń i trudów około
zaopatrzenia w żywność i ustawicznego czuwania nad porządkiem. Nieraz podróże
przedłużały się, a chłopcom wyczerpywały się zapasy, często zaskakiwała ich
niepogoda. Opatrzność zawsze przychodziła z pomocą za pośrednictwem szlachetnych
osób, które zapraszały na odpoczynek i posiłek.
Wspominane wędrówki miały w sobie coś romantycznego. Oto wśród gór
niesie się echo wesołej piosenki, dolatuje sygnał trąbki. Podchody na rzekomego
nieprzyjaciela (na wzór harcerzy). W takt marsza wybija Bębenek; silniejszy łoskot
werbli płoszy pasące się na hali bydełko. W tylnej straży objuczeni „kulisi”dźwigają
na plecach sprzęt sceniczny mającego się odbyć przedstawienia.
Ks. Bosko zazwyczaj zamykał pochód w towarzystwie paru kleryków
przybocznych. Studiował pilnie szczegóły topograficzne posługując się drukowanymi
przewodnikami, względnie rocznikami kościelnymi. Na postojach lub w drodze
opowiadał wychowankom ciekawostki zaczerpnięte z literatury krajoznawczej.
116

12.7 Page 117

▲back to top


Opowiadaniom tym przysłuchiwała się chciwie młodzież, a nieraz osoby
postronne podziwiające erudycję Ks. Bosko.
Ilekroć ks. Bosko był zajęty, występował wówczas Karol Tomatis urodzony
komik, dusza wszelkich występów rozweselający wszędzie i wszystkich.
Ks. Bosko był z tego bardzo zadowolony, sam będąc wrogiem wszelkiej „powagi”,
zamkniętych kółek, podejrzanych rozmów.
Tomatis umiał zawsze wypełnić czas wolny swymi facecjami zbierając
rzęsiste oklaski widzów. Prawdę mówiąc, nie tylko jego występy rozniecały
powszechny humor. Nieprzewidziane humorystyczne sytuacje utrzymywały młodzież
w radosnym nastroju. Można by było wiele przytaczać przykładów, niech wystarczy
jeden.
Otóż pewien staruszek prowadzący obładowanego melonami osiołka spotkał
na drodze wesołą, młodzieńczą komitywę. Muzykanci rżnęli od ucha do ucha.
- Ach co za piękna muzyka! – zawołał staruszek wznosząc entuzjastycznie
ręce.
W trakcie mijania się ktoś silnie zadął w trąbę. Osiołek zadarł ogon, nastawił
uszy, wyrwał galopem, rozsypując melony. Właściciel na próżno usiłował go
zatrzymać, wiec gniewny odwrócił się do chłopców krzycząc: Do diabła z waszą
muzyką! –
Gdy zbliżano się do jakiejś miejscowości, młodzież stawała w rzędach i przy
dźwiękach kapeli maszerowała w takt. Ludzie wybiegali z domów. Proboszczowie
i miejscowe władze witali przemówieniem wycieczkę.
„Pamiętam – pisze ks. kan – Anfossi – owe ciekawe wycieczki sprawiające
nam tyle radości. Ja, wraz z setkami innych, byłem świadkiem famy świętości
towarzyszącej wszędzie ks. Bosko, gdy od r. 1854 – 1860 miałem szczęście
towarzyszyć mu w okolicach Monferatu. Pobyt w tych miejscowościach był
prawdziwym triumfem. Księża proboszczowie, syndycy wychodzili na jego powitanie.
Mieszkańcy cisnęli się do okien, wychodzili na ulicę, odprowadzali nas daleko.
Wieśniacy zostawiali pracę w polu, matki przynosiły swe dzieci, aby je pobłogosławił.
Powtarzały się sceny z ewangelii, gdy tłumy gromadziły się przy przejściu
117

12.8 Page 118

▲back to top


Boskiego Mistrza.
Wstępował zazwyczaj do kościoła przy drodze, by uczcić Pana Jezusa
w Najświętszym Sakramencie. Następnie odbywało się Błogosławieństwo
eucharystyczne przy akompaniamencie kapeli.
Ks. Bosko z przełożonymi bywał zapraszany na wieczerzę na plebanię
lub do jakiegoś znaczniejszego obywatela. Także dla chłopców zastawiano posiłek. Na
nocleg rozdzielano chłopców po domach. Sypiano na siennikach, często na słomie.
Gdy było dużo czasu Tomatis szedł w ruch ze swymi sztuczkami, czy
doskonałym naśladowaniem głosów zwierząt, tak, iż miało się wrażenie Arki Noego.
Pewnego razu wypadł mu nocleg z grupą innych w jakimś zamku na słomie
w stodole. Duży owczarek stał na straży przy bramie w podwórzu. Tomatis
odczekawszy, aż nastało milczenie, zaczyna wydawać głos na podobieństwo wycia
psa. Pies naturalnie odpowiada mu, on go podjudza, tak, iż kończy się zajadłym
szczekaniem. Odźwierny raz po raz nakazuje psu milczenie, a gdy nie pomaga,
krzyczy: Co za diabeł opętał dzisiaj tego psa!.
Tomatis udaje sen, pies również ucichł. Odźwierny wraca do siebie na
spoczynek. Cóż, kiedy, za jaki kwadrans ponawia się ta sama muzyka. Odźwierny
wrzeszczy: Ach, nie można zamknąć oczu. No będziesz ty spokojny!.- Tomatis po
cichu znowu podjudza psa, tak, iż rozzłoszczony odźwierny poczyna ciskać
kamieniami na niesfornego kundla.
Aż do północy trwała ta komedia, a chłopcy pod kocami dusili się od śmiechu.
Inny kawał spłatano Gastiniemu. Ten, wraz z Tomatisem i innymi dostali dwa
pokoje do spania. Mniejszy zajmował Gastini z paru kolegami. Tomatis ze swymi
udał, że śpi twardo, a tymczasem przygotowywali kawał Gastiniemu. Ten w pewnym
momencie nie mogąc zasnąć wyszedł na dwór. Tomatis wstał szybko i przy pomocy
kogoś wynieśli mu łóżko zostawiając tylko krzesło. – Gastini wraca, szuka łóżka i nie
znajduje. Myśli, że zbłądził, więc kołuje po pokoju, szuka kolegi, zaświeca zapałkę i
jakoś nie może się połapać.- Do diabła mruczy – czyżbym ja całkiem zbaraniał.
Koledzy dusili się od śmiechu. Gastini poznawszy żart klął i pomstował.
Tomatis nazajutrz znowu robił humor szukając swych nóg, które jak twierdził,
118

12.9 Page 119

▲back to top


zgubił gdzieś w drodze wczoraj. Wystąpił więc ze skargą do gospodarza, który
początkowo zakłopotał się srodze, później śmiał się do rozpuku.
Ksiądz Bosko był z tego zadowolony, bo wesołość i żarty płoszyły
melancholię i niewłaściwe myśli u młodzieży.
Wesołość jednak nie przeszkadzała w odprawianiu praktyk religijnych. Pobyt
młodzieży w danej wiosce był dla mieszkańców prawdziwym odpustem, bądź,
dlatego, że mieli sposobność przystąpić do spowiedzi u księdza Bosko, bądź, że mogli
uczestniczyć we Mszy śpiewanej z towarzyszeniem chóru chłopięcego.
Po obiedzie zwykle składano wizytę miejscowemu syndykowi
i znaczniejszym obywatelom, a kapela przygrywała dla ich uciechy.
Wieczorem śpiewano Litanię do Matki Bożej z błogosławieństwem
eucharystycznym. Po wieczerzy zwykle odbywały się przedstawienia dla licznie
zebranej publiczności. Pokazy sceniczne, deklamacje, szczególnie w narzeczu
piemonckim podobały się wszystkim, a nasi aktorzy spisywali się nie gorzej jak jakiś
ludowy teatr Variete. Zwłaszcza Tomatis był niezastąpiony, jeśli chodzi o lud prosty.
Miał bogaty repertuar pomysłów, sztuczek mimicznych, żartów, tańców i co tylko
sobie można wyobrazić. Np. zjawiał się czasem z wysokim cylindrem na głowie, który
spadał mu aż po szyję. Publiczność trzęsła się ze śmiechu, a on na próżno udawał, że
nie może go zdjąć z głowy.
Powie ktoś: błahostka. – To prawda, zawsze jednak tego rodzaju niewinne
farsy podobały się najwięcej widzom i długo je wspominano.
Przed odejściem z wioski młodzież gromadziła się, by wspólnie podziękować
gospodarzom. Któryś z nich w imieniu wszystkich odczytywał adres dziękczynny
napisany przez księdza Bosko. On sam zaś obiecywał: Nazajutrz we Mszy będę
osobiście pamiętał przed Bogiem o wielebnym księdzu proboszczu, całej parafii,
zwłaszcza rodzinie NN. A moi chłopcy odmówią Różaniec w waszej intencji. Nie
zapominamy nigdy o dobrodziejstwach nam wyświadczonych oraz o miłym dniu
spędzonym u was.
Można sobie wyobrazić, jak przyjemnie było słuchać to dobrodziejom, którzy
dziękując wzajemnie księdzu Bosko i młodzieży mówili: Niech was Bóg szczęśliwie
119

12.10 Page 120

▲back to top


prowadzi i błogosławi w nauce i waszym zawodzie. Dał wam doprawdy mądrego
opiekuna i kierownika; starajcie się mu godnie odpowiadać.
Święty zawsze przy odejściu hojnie wynagradzał osoby za różne usługi sobie
wyświadczone, na przykład pozostawiał na stole kopertę z pieniędzmi. Zwłaszcza, gdy
gospodarz był szczodrze gościnny, acz sam niezbyt zamożny, wtedy szczególnie
serdecznie dziękował.
Pewnego razu któryś z księży z dwudziestką chłopaków był u proboszcza na
obiedzie.
- A co ty mu za to dałeś? – spytał Święty przy sposobności.
- Ja? A cóż mu mogłem dać w zamian?
- Ach, widzisz ten proboszcz sam jest niezbyt bogaty. Powinieneś mu
zostawić kopertę z banknotem 100-lirowym prosząc o Mszę św. w twej i chłopców
intencji. Trzymaj się zawsze tej normy na przyszłość, gdyż w niektórych wypadkach
należy być hojnym. No, postaram się osobiście to naprawić.
Chłopcy tymczasem maszerowali do innej miejscowości. Czasem zbaczano
z drogi na zaproszenie któregoś dobrodzieja chcącego ugościć ich podwieczorkiem.
Ludzie wybiegali z mieszkań na widok wesołej kawalkady niespodziewanie
do niej przybyłej. Ktoś mówił:
- Wiecie, to garybaldczycy!
- Ależ nie, patrzcie, z nimi idą księża.
- To może jacyś uczniowie kolegium.
- Też nie, widzicie, że mają ze sobą instrumenty muzyczne.
- No, to chyba zbójnicy – śmiano się.
W 1859, w poniedziałek 3 października, ks. Bosko opuszczał Becchi i przez
Capriglio i Montafia przybył do Maretto. Tu był pierwszy postój. Przyjmował go jego
przyjaciel proboszcz Jan Ciattino. Po nabożeństwie w Kościele odegrano dla ludności
komedię, w której wystąpił znany Gianduia.
120

13 Pages 121-130

▲back to top


13.1 Page 121

▲back to top


Nazajutrz chłopcy gremialnie przystąpili do Komunii św. w czasie Mszy za
zmarłych w parafii. Poczem ks. Bosko poświęcił sztandar Towarzystwa św. Alojzego
istniejącego przy parafii. Po śniadaniu ruszono w kierunku Villa S. Secondo. Po
drodze goszczono wycieczkę podwieczorkiem. Późno wieczór dotarto do Villa S.
Secondo. Wychowankowie zostali rozlokowani po domach mieszkańców
i goszczeni wspaniale.
Dzień następny spędził Święty w księdza Barbero, który pragnął go ugościć
i nacieszyć się nim. Wybrano to miejsce jako bazę wypadową do okolicznych
miejscowości. Celem jednak szczególnym, dla którego tu przybyli, było uczczenie
obrazu Matki Bożej /Madonna della Grazie.
Proboszczowi było przykro, że z tej okazji urządzano we wsi huczny bal,
a krążyły plotki, że usiłuje się mu przeszkodzić (mieszkańcy byli tradycyjnie
przywiązani do owego balu).
Święty powiadomiony o tym rzecze: Proszę mnie to zostawić. – Nie mówiąc
nic nikomu polecił wychowankom przygotować ciekawe przedstawienie na dziedzińcu
Perucati. Wykonano polecenie i przygotowano odpowiednią scenerię.
Ułożono plan dalszych wycieczek. W dniu 6 października, na zaproszenie
rodziny pewnego wychowanka, udano się do Corsione, gdzie wbrew zdaniu
archeologów burzono część starożytnego zamku.
Po południu wybrano się do Cossombrato z wizytą do hrabiów Pelletta dla
zwiedzenia ich starego zamczyska, którego mury sterczały wysoko świecąc się
blaskami. Zostali również bardzo gościnnie przyjęci przez proboszcza owej wioski.
Pod wieczór wracano do Villa S. Secondo. –
W piątek udano się do Rinco, diecezji Casale, na zaproszenie hrabiego Pallio
di Rico. W drodze zastała ich gwałtowna burza z piorunami i ulewą. Chłopcy byli
zmoczeni i obłoceni po kolana.
Gdy stanęli pod zamkiem, marszałek dworu uznał za stosowne zatrzymać ich
w portierni, by nie powalali posadzki świeżo wypastowanej. Ponieważ nadal padał
deszcz, schronili się do szopy lub pod rozłożyste drzewa. Tymczasem gotowała się dla
nich polenta i ryby. Cóż, kiedy wszystko popsuła niepogoda. Orkiestra przygrywała
121

13.2 Page 122

▲back to top


w czasie śniadania hrabiemu. – Księdzu Bosko nie w smak była sytuacja, w jakiej
znaleźli się wychowankowie.
W sobotę 8 października był odpust Madonny della Grazie. Ks. Bosko od rana
spowiadał swych chłopców i inne osoby ze wsi. W parafii odprawiały się najwyżej
dwie Msze św. a cała uroczystość odbywała się w kaplicy. Nad wejściem rozpięto
obszerną zasłonę przed słońcem. Zaś dla kapeli i chóru wzniesiono na dziedzińcu
podium. O godz. 10-tej wyszła msza uroczysta, w czasie, której chór wychowanków
wykonał pienie liturgiczne. Rada miejska asystowała gremialnie.
Po nieszporach odbyła się procesja oraz błogosławieństwo eucharystyczne.
Kapela koncertowała przed kościołem. Wśród ludzi rozeszła się błyskawicznie wieść,
że odbędzie się widowisko na dziedzińcu publicznym. To też wnet zapełnił się on
ludem.
Tymczasem plac balowy świecił pustkami, pomimo że odezwała się muzyka
zapraszająca do tańca.
Rozpoczęło się przedstawienie komedii. Zjawił się na scenie Gianduia
i swymi błyskotliwymi dowcipami bawił widownię. Pewien skrzypek zawodowy,
który towarzyszył księdzu Bosko z Turynu, wykonał wspaniałą wariację muzyczną.
Tymczasem muzycy balowi oczekując daremnie na gości mówili sobie: Po
cóż będziemy na darmo czekać? Chodźmy na komedię! W duszy jednak klęli na
wycieczkę i na księdza Bosko, który tymczasem na plebani załatwiał stos
korespondencji.
Wieczorem tego dnia powtórzono ów występ młodzieży. Zjawiło się nań
wielu okolicznych ziemian.
Tymczasem organizatorzy nieudanego balu publicznego przyszli do księdza
Bosko z pretensjami o odszkodowanie. Święty przyjął ich bardzo grzecznie i zagadnął:
- Czy panowie oglądali nasz teatr?
- Oczywiście, proszę księdza, byliśmy w komplecie na przedstawieniu.
- Bawiliście się dobrze?
- Tak, sztuka była bardzo interesująca.
122

13.3 Page 123

▲back to top


- Dobrze, cóż, więc chcecie ode mnie, za to, że ludzie swobodnie mogli
wybierać i poszli tam, gdzie im się podobało? Ja nie byłem na waszym balu i niczego
za to nie żądam. Wy także byliście na moim przedstawieniu i nic za to nie płacicie.
Więc między nami kwita.
- Ma ksiądz rację – orzekli – i poszli sobie.
10 października, wycieczka przybyła do Alfiano, gdzie oczekiwali księdza
Bosko dwaj jego przyjaciele: proboszcz ks. Józef Pelle, ze swym bratem wikarym,
krewni kleryka w Oratorium, nazwiskiem Capra. – Tam również powtórzono występ.
We wtorek udano się do Frinco, gdzie już przebywali chłopcy księdza Bosko
parę lat dawniej. Proboszcz przygotował im godne przyjęcie. Świątynia pod
wezwaniem Narodzenia NMP rozbrzmiewała w tych dniach niesłyszanymi pieśniami
i muzyką wzruszającą pobożnych mieszkańców. Zwiedzono starożytne zamczysko
sławne z bojów i oblężeń.
12 października, ks. Bosko z rana, wraz z wychowankami, opuścił Villa S.
Secondo.
Następnym etapem była Pisa, starożytny zamek, gdzie pan Gonella
gościł ich sutym podwieczorkiem. Następnie, w towarzystwie księdza Bartłomieja
Vario, który chciał porozmawiać ze Świętym, wyruszono w drogę. Zaskoczyła ich
noc, gdy jeszcze byli daleko od Becchi. Przy świetle księżyca wędrowali wśród winnic
i lasków. Odgłosy wesołych śpiewów i dźwięków instrumentów mieszały się
z gwarzeniem szpaków. Raźno podążano do domu. Jakub Costamagna dźwigał na
plecach dużą puszkę, a ksiądz Bosko uderzał w nią miarowo długi czas, zamiast
werbli. Chciał za pomocą tych uderzeń zmobilizować chłopców, by postępowali za
nim ochoczo po zapaścistych ścieżynach i nie zgubili się.
Stanąwszy w Becchi w późnią noc, po apelu stwierdzono brak jednego
chłopca. Niejaki Wawrzyniec Boccallo wyprzedzając grupę zabłądził. Krążył w głuszy
wśród lasu gdzieś do drugiej w nocy, gdy posłyszał głosy ludzkie.
W chałupie górskiej ludzie piekli chleb. Podszedł, więc do nich. Gdy
spostrzegli chłopca niosącego coś na ramieniu, myśląc, że to bandyta chwycili za kije
123

13.4 Page 124

▲back to top


i pręty. Biedny chłopiec drżał jak osika.
- Skąd jesteś? – pytano
Chłopiec nie będąc Piemontczykiem nie umiał odpowiedzieć. To jeszcze
bardziej utwierdziło ich w podejrzeniu.
- Co tam masz na plecach? – krzyczeli.
- Mój węzełek.
Oglądając go z bliska i stwierdzając swą pomyłkę pytali: A dokąd wędrujesz?
- Do Becchi!
Spoglądali po sobie nie orientując się, gdzie może być taka miejscowość.
Zrozumieli jednak, że ten chłopiec na pewno zabłądził w lesie.
- A z kim byłeś w towarzystwie?
- Z księdzem Bosko!
- Ach tak – roześmiano się. – Słuchaj chłopcze:, gdy włożymy do pieca
chleb, jedne z nas cię odprowadzi. Czy jesteś głodny?
Zaprowadzili go do chałupy i dali jeść. Odprowadzono go kawałek drogi
polecając: Żebyś nie zbłądził, pytaj zawsze o księdza Bosko, a nie o Becchi, bo inaczej
nie zrozumieją cię. Udał się w dalszą drogę, lecz znowu pobłądził i trafił do Capriglio.
– Tymczasem w Becchi niepokojono się o niego. Szukano wszędzie w okolicy, lecz na
próżno. Rano dnia następnego po Mszy, gdy zabierano się do śniadania, około godz.
8-ej zjawił się Boccallo znużony i senny. Przyjęto go oklaskami; poszedł zaraz spać.
Ostatnim etapem wycieczki było odwiedzenie grobu Dominika Savio
w Mondonio, gdyż chciano podziękować mu za wiele łask otrzymanych za
wstawiennictwem Sługi Bożego. Proboszcz ks. Dominik Grassi zaprowadził ich na
cmentarz. Zastali piękny nagrobek marmurowy, który położył pewien pan z Genui,
który doznał szczególnej łaski za wstawiennictwem Dominika Savio.
16 październik pożegnano Becci, podążając przez Buttigliera d’Asti, zrobiono krótki
wypoczynek w Chieri, a pod wieczór wstępowano do Oratorium, gdzie oczekiwali
księdza Bosko niecierpliwie jego penitenci. Niebawem kleryk Dominik Ruffino,
słuchacz teologii w Seminarium w Bra wstępował na stałe do Oratorium.
124

13.5 Page 125

▲back to top


ROZDZIAŁ XXI
Po powrocie księdza Bosko do Turynu zjawił się u niego pewien pan przybyły
z Rzymu. Papież znając doskonale głębokie przywiązanie Świętego, do jego osoby,
powierzał mu bardzo ważne zlecenie. Otóż wspomniany posłaniec wręczył księdzu
Bosko dwa listy od papieża Piusa IX: jeden ściśle poufny adresowany do króla
Wiktora Emanuela, drugi odręczny, w którym prosił księdza Bosko, by znalazł jakiś
sposób doręczenia zapieczętowanego pliku królowi osobiście lub za pośrednictwem
zaufanej osoby. Prosił zarazem, by po doręczeniu adresatowi przesyłki natychmiast go
zawiadomić. A jeśli z jakichkolwiek przyczyn nie byłoby możliwe doręczenie,
należało wspomniany plik odesłać do Rzymu.
Król w owym czasie znajdował się na polowaniu w dolinie Aosty
w Courmajor.
Święty zastanowiwszy się nad sposobem wykonania zlecenia prosił biletem
o audiencję pana Aghemo, prywatnego sekretarza królewskiego przebywającego
wówczas w Turynie. Ów pan uprzedzając księdza Bosko osobiście zjawił się
w Oratorium. Święty po przywitaniu powiedział mu:
- Mam doręczyć królowi pismo od bardzo wysokiej osobistości. Proszę
szanownego pana o radę, w jaki sposób można to zrobić.
- Bardzo łatwo. Proszę być pewny, że król je otrzyma.
- Nie znam treści pisma. Proszę tylko o potwierdzenie odbioru, bym mógł
zawiadomic o spełnieniu zlecenia.
- Owszem, bardzo chętnie.
- Czy będzie szanowny pan łaskaw wrócić do mnie jutro?
- Z przyjemnością.
Pismo widocznie strzeżone było gdzie indziej i dopiero pod wieczór Święty
wręczył je panu Aghemo. Król je otrzymał. Odpowiedź jego przywiózł do Turynu
ksiądz Robert Murialdo kapelan dworski, stad zostało przesłane do Rzymu.
Papież nie chciał powierzyć swego pisma opatowi Stellardiemu przybyłemu
125

13.6 Page 126

▲back to top


do Rzymu dla pertraktowania z nim w imieniu króla Wiktora Emanuela. Opat nie
cieszył się opinią roztropnego dyplomaty oraz był raczej przesiąknięty duchem
dworskim niż kościelnym, bardziej dbałym o interesy świeckie niż prawa boskie.
Odpowiedź królewska widocznie nie była zadowalająca, by pocieszyć
zmartwionego papieża.
Tymczasem w Turynie w parlamencie wszczęto debaty wrogie Kościołowi,
ograniczające prawa obywatelskie, przysługujące na mocy konstytucji duchownym.
Uchwalono ustawę zamykającą większej części duchownych dostęp do władz
samorządowych i komunalnych. Odebrano prawa wybieralności księżom piastującym
obowiązki duszpasterskie, ich wikariuszom oraz członkom kapituł katedralnych
i kolegiackich.
Ksiądz Bosko spostrzegł się, że krzywym okiem patrzą na niego z racji
wierności względem Stolicy św. Oraz wydawanych przezeń Letture Cattoliche. Na
tajnym zebraniu sekciarze postanowili wytoczyć wojnę instytucji oraz książce
„Historia Włoch”.
Niebawem w Gazetta del Popolo, pojawił się artykuł zniesławiający księdza
Bosko, w którym pisano między innymi:
-. Któż nie słyszał o głośnej historii O. Loriqueta, w której dobrze znane
wszystkim zdarzenia zostały przekształcone w sposób iście jezuicki i groteskowy ad
majorem Dei gloriam? Zdawałoby się niemożliwe przewyższyć tego jezuitę/./
- Cud przewyższenia Loriqueta miał miejsce w Turynie w wypadku księdza
Bosko sławetnego autora „Historii Włoch dla użytku młodzieży”. – Miał on
wprawdzie swobodę napisania tak podłej książki (jako prywatny pisarz). Niemniej
jesteśmy pewni, że przeznaczona jest do użytku w szkołach, bo na okładce napisano:
„Dochód ze sprzedaży na rzecz oratoriów. Nie będziemy się zajmować czasami
starożytnymi, nawet opowiadaniem sui generis, jakie czyni ks. Bosko o roku 1821
i 1831, które zdaniem jego miały za cel „ustanowienie republiki w całej Italii”. Ale
przejdźmy na przykład, do roku 1847: Autorzy rewolucji (zdaniem ks. Bosko) potrafili
wyzyskać ten entuzjazm mas (dla Piusa IX), by na nowo rozbudzić w całej Italii ideę
„jednego królestwa”wypędzając z Lombardii Austriaków, jedynych groźnych rywali
rewolucjonistów”.
126

13.7 Page 127

▲back to top


Otóż według księdza Bosko, Austriacy nie byli istotnie wrogami Italii, lecz
raczej groźnymi rywalami zwolenników rewolty, którzy pragnęli (jak w roku 1821 i
1831) rozniecić ideę zjednoczonego królestwa całej Italii.
Ale na stronicy poprzedniej przypisywał powstańcom z r. 1821 ideę
zjednoczonej republiki, a nie królestwa. – Ale Loriquet nie zważa na sprzeczności,
jakie wypowiada.
Ksiądz Bosko w tym samym duchu opisuje historię roku 1848. Powstanie
z 1849 roku tak u niego wygląda: „Oba wojska starły się w dolinie Novary. Niektóre
potyczki wypadły na korzyść Piemontczyków. Trzeciego dnia (21 marca 1849)
przyszło do walnej bitwy koło wsi Bicocca”. – Nie wie, że bitwa pod Novarą trwała
trzy dni. – U księdza Bosko są jeszcze inne cudeńka nieścisłości historycznej w opisie
wypadów w Rzymie i w innych rejonach Italii, gdzie o wiele bardziej stronniczo
wyraża się przeciw powstańcom lansującym od nowa ideę zjednoczonych Włoch. –
Ale już przechodzi siebie samego w opisie wojny krymskiej unosząc się groteskowym
podziwem nad Austrią.
Zgodnie z prawdą historyczną, wojska anglo-francuskie wylądowawszy na
Krymie spotkały się z Rosjanami dopiero nad rzeką Alma. A w/g księdza Bosko
Rosjanie przeciwstawili się zawzięcie zajęciu przez aliantów przyczółka, a bitwa pod
Czernają to jedna z potyczek stoczonych przez Piemontczyków z Rosjanami na
półwyspie. Ale to jeszcze nic. Zgodnie z prawdą cesarz austriacki zawarł przymierze z
mocarstwami zachodnimi, lecz to mogłoby przeszkodzić księdzu Bosko
w przedstawieniu go jakby bożka w tragediach greckich, a oto w jaki sposób ten
Loriquet przedstawia fakty: „Na widok tak wielkiego rozlewu krwi. cesarz austriacki
ofiarował się jako mediator między walczącymi stronami”. – Tak jakby ks. Bosko
wyobrażał sobie, że zawarcie pokoju „zawdzięczamy prawie całkowicie Austrii
i Francji”.
Zauważyć należy, że ks. Bosko wykorzystuje tę okazję dla podkreślenia, że
Opatrzność proteguje Austrię w nagrodę za sławny konkordat z Kościołem. Otóż ks.
Bosko nadużywając słowa „Opatrzność”wypisuje pean pochwalny pod adresem
„ślepego Józefa”jako bardzo zły prorok kampanii z roku 1859.
Z tym systemem historycznym, jaki wyznaje, łatwo mu będzie opisywać bitwy
127

13.8 Page 128

▲back to top


pod Palestro i San Martino jako triumfy Austrii nad Piemontem zawsze w nagrodę
konkordatu!
Tak cała historia ks. Bosko kończy się hymen pochwalnym na cześć Austrii,
której zresztą od początku do końca snuje panegiryk pochwalny. – Dodajmy, że ta
groteskowa książka ma służyć jako podręcznik rozdawany w niektórych szkołach w
Turynie.
Zwróciliśmy uwagę ministra oświaty i uważamy to na razie za wystarczające.
Byłoby ujmą dla ojczyzny, prawdy, a nawet sensu moralnego, gdyby się pozwoliło na
wprowadzenie w szkołach bezwstydnych ramotów w rodzaju Historii Włoch
opowiadanej dla młodzieży przez odżyłego, Loriqueta. –
Czytelnikowi tego artykułu widoczna jest niewybredna złośliwość jego autora
w każdym wierszu. Nie można się temu dziwić, gdyż Gazetta del Popolo oficjalny
organ sekciarzy, występowała gwałtownie przeciw tym, co nie należeli do ich partii.
Dziennik ten zawsze obrzucał księdza Bosko urąganiem, szyderstwami i potwarzami,
nie uznając w nim żadnych zasług, nawet w ogóle nie podawał wiadomości o jego
zgonie. Od swego założenia fałszował historię starożytną i nowoczesną dając upust
swej nienawiści przeciw religii, Kościołowi Katolickiemu i papieżowi, śmiał nawet
bezczelnie zarzucać księdzu Bosko świadome błędy historyczne.
Idąc za uznanymi powagami historycznymi odeprzemy powyższe zarzuty:
i tak: w rozruchach z 1821-1848 jedna partia chciała królestwa, inne republiki, we
wszystkich zaś rewolucjach przebijał ten sam cel. W 1848 liberali konstytucyjni
opowiadali się za królestwem Włoch, podczas gdy zwolennicy Mazziniego spiskowali
za republiką. A Gazetta del Popolo chcąc skompromitować księdza Bosko pomija to,
co ks. Bosko mówi na str. 482, że celem wszystkich rozruchów było zjednoczenie
Włoch w królestwo lub republikę.
- Odnośnie wojny z 1849, to bitwa istotnie trwała trzy dni. Fakt przedstawia
się następująco: Austriacy przekroczyli Ticino a 21 marca pod Mezzana Corti
nastąpiła wymiana ognia artyleryjskiego z Piemontczykami. 22-go toczyły się zażarte
bitwy pod. S.Siro, Sforzesca i Mortara, którą pod wieczór opanowali Austriacy. 23
krwawa bitwa pod Navarą, Olleggo i Bicocca. – Na Krymie, zgodnie z historią –
128

13.9 Page 129

▲back to top


Rosjanie zajęli stanowiska artyleryjskie w główniejszych miejscowościach
Chersonezu i nad rzekami Katcha i Alma. 14 września alianci lądowali pod Eupatorią,
podczas gdy trzy fregaty angielskie i 5 francuskich symulowały lądowanie pod
Katcha. Umocnienia rosyjskie były gotowe do obrony, lecz okręty pod dłuższym
ostrzelaniu nieprzyjaciela zawróciły do Eupatorii. Natomiast ze wzgórz Alma 50-
tysięczny korpus rosyjski nieustannie raził ogniem artylerii i nękał konnicą, lecz
alianci w natarciu generalnym zadali mu klęskę otwierając sobie drogę w głąb kraju.
- Nieulękli żołnierze piemonccy, prócz bitwy pod Cernaja, gdzie zyskali sobie
nieśmiertelne imię, walczyli również pod Balaclava i pod Sevastopolem wypełniając
powierzone sobie zadanie, choć nie zaważyli sami decydująco w zdobyciu tej
twierdzy, jak piszą historycy tej wyprawy.
- Odnośnie pośrednictwa Austrii w zawarciu pokoju, patrz Cesare Cantu,
Cronistoria.
W obronie księdza Bosko wystąpiła prasa katolicka. Civilta Cattolica pisała
miedzy innymi: „Samo nazwisko autora jest dostateczną gwarancją jego pism,
nacechowanych gorliwością apostolską, mających na celu dobro młodzieży.
Podręcznik „Historia Włoch”zasługuje na pochwałę ze względu na wybitną znajomość
przedmiotu oraz syntetyczne ujęcie treści, tak, iż na 558 stronicach zamknął wszystkie
ważniejsze wydarzenia z dziejów naszej ojczyzny. Wyrażamy życzenie, by po
wycofaniu tylu podręczników nieodpowiednich lub napisanych tendencyjnie, ten mógł
się dostać do rąk młodzieży zapoznając ją z dziejami naszego półwyspu”.
Święty tymczasem nie przejmując się napaściami liberalnej prasy
kontynuował swą pracę redaktorską około Letture.
Na miesiąc Listopad ukazało się opowiadanie „Augustyn, czyli triumf
religii”– autora anonimowego. Opowiada o pewnym arystokracie i bogaczu, który dla
odpokutowania za swe grzechy i niewiarę obraca cały majątek na cele dobroczynne.
Sam staje się żebrakiem żyjąc z jałmużny w Niemczech, dokąd udał się chcąc
pozostać nieznanym. Ocala życie dwom skazańcom, w końcu sam ponosi śmierć
w obronie Najświętszego Sakramentu od zniewag heretyków bandytów. – Zeszyt ten
miał wiele wydań późniejszych.
Gotowy był również zeszyt na grudzień: Prześladowanie Decjusza
129

13.10 Page 130

▲back to top


i pontyfikat św. Korneliusza I papieża, napisany przez ks. J. Bosko”. – Wspomina się
na tych stronicach o zwierzchnictwie, nawet w czasie wakansu Stolicy Apostolskiej,
nad innymi kościołami katolickimi na świecie. Opisuje heroizm wielu męczenników.,
podkreśla szacunek św. Cypriana biskupa Kartaginy względem Głowy Kościoła,
biskupa rzymskiego, do którego zwraca się po wskazówki w zwalczaniu schizmy
Nowacjana. Cytuje się znane adagium: „Nie może mieć Boga za ojca, kto nie uważa
Kościoła za matkę”. – Wykazuje się również na podstawie listu tego biskupa
i męczennika do wiernych w Kartaginie, że grzechy ściągnęły na chrześcijan burzę
prześladowań, dlatego winni przebłagać gniew boży pokornymi modłami i pokutą,
wtedy pokój szybko zostanie przywrócony Kościołowi”.
Opisuje wreszcie życie i śmierć męczeńską św. Korneliusza oraz cześć
oddawaną jego relikwiom, wykłada naukę katolicką odnośnie tego kultu kończąc:
„Nienawiść protestantów do Relikwii Świętych pochodzi być może stąd, że nie mają
oni ani jednego świętego, którego dzieła i cuda zdziałane po śmierci przemawiałyby za
specjalnym kultem”. – W miesiącu październiku i listopadzie przywdziewali suknię
klerycką młodzieńcy z Oratorium: Franciszek Cerruti, Karol Ghivarello, Franciszek
Provera i Józef Łazzero.
130

14 Pages 131-140

▲back to top


14.1 Page 131

▲back to top


ROZDZIAŁ XXII
Z początkiem roku szkolnego 1859/60 znajdowało się w Oratorium 20
kleryków diecezjalnych. Święty stopniowo osiągnął swój cel organizując na Valdocco
wszystkie klasy gimnazjalne, by uczniowie nie musieli uczęszczać do szkół
prywatnych w mieście.
Tak wiec profesorem pierwszej klasy liczącej 96 uczniów został kleryk
Celestyn Durando, drugiej – kl. Sacondo Pettivo, trzeciej – kl. Jan Turchi, czwartej
i piątej – kl. Jan Baptysta Francesia. W przyszłości będą następować kolejno inni
wykształceni i z dyplomami, kształcąc rzesze młodzieży, z których wielu zostanie
kapłanami i zasili szeregi przyszłego Zgromadzenia. W taki sposób ksiądz Bosko żyć
będzie w swoich kapłanach, którzy od niego zaczerpnęli ducha pobożności i ofiary dla
zbawienia bliźnich.
Św. Teresa ceniła więcej aktywną pracę niż samą modlitwę mawiając: „Postęp
duchowy nie polega na samym rozmyślaniu, lecz na miłowaniu. Gdyby mnie spytano,
jak nabyć tej miłości, odpowiadam: Przez zdecydowanie się na cierpienie i pracę dla
Boga i dokonywanie tego przy danej sposobności, zwłaszcza, gdy żąda tego
posłuszeństwo”.
W taki sposób właśnie urzeczywistniły się pragnienia i trudy znoszone przez
tyle lat przez księdza Bosko.
Oratorium zapełniło się poprzednimi, którzy wrócili z wakacji oraz
nowoprzyjętymi wychowankami. Przytoczymy świadectwo jednego z nich przyjętego
do gimnazjum. – W październiku, zgłosił się do księdza Bosko pewien 14-letni
chłopiec.
- No cóż mi powiesz mój kochany?
- Jestem Dominik Parigi z Chieri.
- Dobrze, a czegóż sobie życzysz?
- By mnie ksiądz zatrzymał w Oratorium.
- Ty przecież nie zostałeś formalnie przyjęty do zakładu.
131

14.2 Page 132

▲back to top


- To nic nie szkodzi. Proszę teraz to uczynić.
- Widzisz, pewne sprawy trzeba uregulować. Wróć, więc do domu
i przyjdziesz tu ze swymi rodzicami, by można z nimi ustalić pewne warunki.
- Och, ja już nie mam ochoty wracać do domu.
- W takim razie napisz list.
- Ach, lepiej żeby ksiądz sam napisał.
Świętemu widocznie podobała się rezolutność chłopca, skoro z uśmiechem
przytaknął: No dobrze, napiszę sam.
Chłopiec pozostał w zakładzie, ukończył gimnazjum, wstąpił do seminarium
diecezjalnego i zmarł jako proboszcz w 1899.
Godne uwagi było również przyjęcie pewnego chłopca żydowskiego,
nazwiskiem Jarach, lat 13. – Poprzednio ksiądz Bosko zajmował się konwersją kilku
innych Izraelitów, których ochrzcił w swej kaplicy. Otóż ojciec wspomnianego
Jaracha, rabin żydowski z Ivrei, nawrócony od paru lat, został przez biskupa Moreno
zaangażowany do nauczenia j. hebrajskiego i Pisma św. w seminarium diecezjalnym.
Podobnie jego córka została ochrzczona i wstąpiła do zakonu.
Wspomnimy jeszcze o przybyciu do Oratorium młodzieńca Józefa Rossi, lat
24, z Gambarana Lomellina, który zapragnął wstąpić do Oratorium pod wpływem
lektury „Młodzieńca Zapatrzonego”.
„Gdy znalazłem się po raz pierwszy w obecności księdza Bosko – pisze on –
zostałem z miejsca ujęty ojcowską dobrocią i uprzejmością i serdecznie go
pokochałem”.
Od tej chwili Rossi stał się godnym towarzyszem swego kolegi Buzzettiego
pomagając przy załatwianiu różnych spraw gospodarczych domu. W chwili jego
wstąpienia Oratorium liczyło już 300 wychowanków. Jaką zaś opinią cieszyło się
Oratorium wśród obywateli, świadczy następująca korespondencja:
- Car. mo Sig. Barone –
Opatrzność Boska nie opuści nas. Z listu jego wynika konieczność przyjęcia
chłopca Magliano. Jestem gotów uprzywilejować go wśród tysiąca zgłaszających się.
132

14.3 Page 133

▲back to top


Może przyjechać po uroczystości Trzech Króli 1860. Nie wyznaczam żądnej
specjalnej taksy przy wstąpieniu. Zwracam tylko uwagę na wielkie potrzeby, w jakich
znajduje się nasz dom, dlatego polecam się miłosiernemu szan. pana barona, pana
Ferrarisa oraz Konferencji św. Wincentego a Paulo. Życząc szan. panu baronowi
szczególnie cnoty cierpliwości polecam siebie i swych biednych chłopców jego
modlitwom etc.
Turyn 16.12.1859 – Obbl.mo ed AFF.mo servit.
ks. J.B
W parę dni później odpisuje innej wybitnej osobistości:
- Car. mo nel Signore –
Jestem jak najbardziej po stronie W.P. lecz obecnie niemożliwością jest
znaleźć wolne miejsce w przepełnionym domu. Tym więcej, że w ciągu lata posłałem
nawet kilku memu bratu do pracy na polu. Muszę, więc wprzód przyjąć tych
biedaków, którzy tan gniliby z lenistwa. Cóż począć? Będę prosił Boga, by mu
dopomagał oraz pani matce, by mogli zbawić swą duszę oraz tego chłopca. Niech Bóg
błogosławi etc.
- Turyn 21-12-1859 – Aff.mo amico
ks. J. Bosko
Po rozpoczęciu roku szkolnego jako pierwszy akt solenny, Święty pragnął
wyrazić Ojcu św. w imieniu Oratorium na Valdocco, serdeczne współczucie z powodu
rozruchów, bezbożnictwa i demoralizacji szeroko idącej, zwłaszcza oficjalnego
prześladowania kleru wszczętego w prowincjach Romagni. Napisał, więc Piusowi IX
synowski list w powyższym tonie; następnie informował o akcji przedsięwziętej
w Turynie dla zahamowania napierającej fali zła. Kończył zapewnieniem, że
wychowankowie zakładu modlić się będą o pomoc z nieba dla Ojca św. w jego
kłopotach. – List podpisany przez wychowanków został wysłany za pośrednictwem
zaufanej osoby.
133

14.4 Page 134

▲back to top


W owych dniach jak stwierdza ks. Ruffino – ks. Bosko zdawał się być
bardzo czymś zamyślony. – Otóż opowiadał, że widział we śnie mężczyznę ogromnej
postawy krążącego po ulicach Turynu, który dotykał spotkanych ludzi dwoma palcami
po twarzy. Dotknięci stawali się czarni jak ziemia i padali martwi.
- Czyżby to była jakaś epidemia moralna?
Na jednym ze słówek wieczornych w 1859 Święty opowiadał, co następuje:
„Zdawało mi się, że stoję blisko bramy Oratorium i obserwuję wchodzących
i wychodzących. Widziałem stan duszy każdego z nich. W pewnej chwili zjawił się na
dziedzińcu zakładowym jakiś człowiek z niewielką skrzynką pod pachą, który
wmieszał się między chłopców obojętnie przypatrując się ich gonitwom.
Rekreacja tymczasem dobiegała końca i dano znak dzwonkiem na
nabożeństwo i spowiedź. Wówczas ten człowiek otworzył skrzynkę, wydobył z niej
pajaca, postawił na ziemi i pociągając sznureczkiem powodował u niego różne
pokraczne ruchy. Chłopcom w to graj. Zamiast udać się do kościoła, otoczyli
nieznajomego kołem śmiejąc się do rozpuku i dowcipkując na temat podskoków
dziwacznej lalki. Tymczasem ów jegomość usuwał się powoli w głąb podwórza,
odciągając w ten sposób rozbawionych chłopców od kościoła i spowiedzi”.
Ksiądz Bosko po skończonym opowiadaniu przedstawił stan sumienia wielu
chłopców, nie wymieniając oczywiście ich nazwisk. Opowiadaniem o pajacu bardzo
wszystkich ubawił, ale równocześnie nasunął im myśl o duszy, o spowiedzi
i zasadzkach szatana, którymi ten stara się odwieść młodzież od praktyk pobożnych.
„Pamiętam również wskazówki, jakie podał ks. Bosko odnośnie
zachowania zdrowia fizycznego. Otóż kleryk Bongiovanni spytał publicznie:
- Co należy czynić dla zachowania zdrowia i długiego życia?
- Święty odpowiedź skierował do wszystkich:
- Powiem wam pewien sekret, to jest receptę, która będzie odpowiedzią
dla kleryka Bongiovanniego a z korzyścią dla wszystkich. Otóż celem zachowania
tężyzny i długiego życia potrzeba:
1. czystego sumienia, to znaczy kłaść się na spoczynek spokojnie bez
obawy co do wiecznosci,
134

14.5 Page 135

▲back to top


2. wikt prosty i niewyszukany,
3. życie czynne,
4. dobre towarzystwo, to jest unikanie osób zepsutych moralnie.
Następnie krótko wytłumaczył poszczególne punkty.
To właśnie mądre kierownictwo utrzymywało w dobrym stanie dom. – Niejaki
Józef Serega Liguryjczyk, pracownik arsenału turyńskiego, który w r. 1859 często
bywał w Oratorium uważany za naszego wielkiego przyjaciela, wyrażał zdziwienie,
w jaki sposób potrafi ksiądz Bosko opanować tak wielką liczbę chłopców. On sam
jako mechanik, stojący na czele pracowników chciałby zajmować się młodzieżą
czeladniczą. Zresztą nosił się z myślą zostania księdzem, de facto ten zamiar
uskutecznił i zmarł jako gorliwy proboszcz. – Otóż pewnego dnia spytał księdza
Bosko, jakie zalety winien posiadać dyrektor, by dobrze rządzić swym zakładem? –
Święty odrzecze na to:
Konieczną jest rzeczą, by dyrektor miał wpływ na młodzież, a na to potrzeba:
1. by uważany był za świętego,
2. by potrafił się znaleźć w każdej dziedzinie wiedzy, zwłaszcza w tym
czym się interesują chłopcy jego wychowankowie. Jeśli spytany, nie wie, co im
odpowiedzieć, to niech przynajmniej powie: „Obecnie nie mam czasu, juto dam ci
odpowiedź”. – Zdąży przez to przygotować się należycie, by móc dać właściwą
odpowiedź. – Wreszcie
3. by chłopcy poznali, że są kochani.
Sekret tak wielkiego autorytetu księdza Bosko u chłopców był w tym, że
posiadał ich serce. Jednym słowem pochwały potrafił ich rozweselić, podobnie jak
jednym słowem nagany zasmucał. Z wielu znanych faktów przytoczymy tylko parę.
W pierwszych dniach po powrocie z wakacyj, chłopcy zachowywali się
hałaśliwie przed słówkiem. Ks. Bosko stojąc na podium oczekiwał parę chwil, poczem
odezwał się spokojnie: No chłopcy, nie jestem z was zadowolony! – i bez niczego
posłał ich do sypialni, nie pozwalając nawet, by ucałowano mu rękę. Cóż to była za
nagana nie do zniesienia!. Nazajutrz mucha nie siadła, taka była wzorowa cisza. Nie
potrzebny był wcale dzwonek, którym przywoływano ich do porządku.
135

14.6 Page 136

▲back to top


Raz kazał napisać któremuś wychowankowi wierszyk pewnej osobie na
imieniny. Ten, komu to polecił, zaniedbał. Szedł wieczór jak inni ucałować księdzu
Bosko rękę na dobranoc. – Ks. Bosko pyta:
- A wierszyk napisany?
- Aaaa.
- Dobrze, innym razem będę wiedział, do kogo się zwrócić.
Biedny chłopiec pod wrażeniem tego zachorował i trzeba było interwencji
księdza Bosko, by go podnieść na duchu.
Tak postępował widząc, że któryś wychowanek upomniany zbytnio się
przejmował. Wtedy jednym gestem łaskawym rozpraszał smutek i wracał mu radość.
Przykrzejszego posmaku miało następujące zdarzenie. Otóż ks. Bosko
wchodząc w położenie niektórych kleryków zgodził się, by dostawali w dni postne
z rana kawę z mlekiem. Ale kucharz człowiek tuzinkowy przygotowywał
niewystarczające dla wszystkich ilości kawy i mleka. A gdy domagali się więcej,
odpowiadał oschle, że nie należy im się. Szli więc do ekonoma, i niestety, mimo że
powoływali się na księdza Bosko, odpowiadano, że to jakieś chimery i nowości.
Sprawa musiała oprzeć się o księdza Bosko. Jeden wszedł do pokoju, a dwóch zostało
przy progu. Jakoś pomieszały się mu szyki, jakby rozmawiał z kucharzem, a nie
z księdzem Bosko, i tak zakończył:-
- Byleśmy tylko mieli jeszcze w domu polentę!.
Dwaj pozostali słysząc to od progu, szybko zwiali. Ksiądz Bosko dotknięty
tymi słowami spojrzał na kleryka ze smutkiem i nic nie odrzekł. Ów biedaczek
skonfundowany przepraszał i oddalił się.
Ileż to razy ojcowskie, łaskawe spojrzenie księdza Bosko ułagodziło wybuchy
niecierpliwości, nieraz usprawiedliwione, umiejące znosić i zapominać! – Oczywiście
w tym wypadku przypomniał kucharzowi, by wykonywał dane polecenie.
To, co zawsze podnosiło na duchu kleryków, była jego ojcowska miłość, z
którą się troszczył o ich dobro. Nie potrafił odmówić, gdy go, o co prosili. Z drugiej
strony obawiając się nadużyć, wymawiał się zręcznie odsyłając nieraz do prefekta.
136

14.7 Page 137

▲back to top


Niekiedy to się udawało, ale pośrednio. Niemniej, czasem osobiście polecał
prośbę widząc, że była słuszna. Czasem np. widząc, że komuś podana na stół potrawa
absolutnie nie smakuje, szeptał prefektowi, by mu podano coś innego.
„Ksiądz Bosko – pisał kan. Ballesio – jako nasz przełożony szedł zawsze po
linii chwały bożej i naszej korzyści duchowej, religijnej i obywatelskiej, z powagą,
łagodnością, roztropnością jemu właściwą, daleką od wszelkiej przesady”.
W jego posunięciach nie było ani gwałtowności, ani słabości. Zdawało
się, jakby żył bez nerwów, tak potrafił być opanowany. Równocześnie wykazywał
habitualne męstwo zdecydowanie trzymając się zasad sprawiedliwości, moralności
i porządku.
Kto chciałby ustawić rzeczy inaczej, deformowałby charakter księdza Bosko.
Pisał nam ksiądz Cagliero:
„W czasie mej asystencji, mój pomocnik w zakrystii, pełen prostoty stał się
ofiarą zgorszenia pewnego dorosłego. Święty dowiedziawszy się o tym, tak się tym
przejął, że płakał w mej obecności. Zaraz starał się po ojcowski zaradzić następstwom
upadku, niemniej zdecydował się natychmiast wydalić winnego z Oratorium”.
Mimo swej łagodności nie przepuszczał uchybień przeciw porządkowi.
Otóż kleryk Marcello, w miesiącu maju spóźniał się często na czytanie duchowne
i nabożeństwo wieczorne. Za to otrzymał upomnienie od księdza Bosko. Tenże kleryk
w niedziele i święta udawał się do Oratorium w Vanchiglia zawierając przyjaźń
partykularną z jakimś chłopcem wbrew woli przełożonych. Upominali go
bezskutecznie.
Pewnej niedzieli, tenże kleryk bez wiedzy księdza Bosko zabrał ze sobą
kilku chłopców z Valdocco. Święty postanowił skończyć z owym nieporządkiem
i położyć kres zgorszeniu. Na słówku wieczornym zaczął pytać tych chłopców po
nazwisku:
- Gdzie byłeś wczoraj przez cały dzień?
- A kto cię tam zabrał?
- Kleryk Marcello.
137

14.8 Page 138

▲back to top


I tak przeszedł wszystkich po kolei wśród grobowego milczenia. –
Zwróciwszy się do kleryka pytał: Tak, to ty Marcello?
Potem wyraził swe niezadowolenie, lecz w tonie umiarkowanym. Z podobna
konsekwencją dopilnowywał wykonania swych poleceń i karania takich, co
wyłamywali się z ogólnej dyscypliny.
Otóż kapelę w Oratorium prowadził pewien zdolny instruktor na utrzymaniu
Oratorium. Udzielał on w wielu rodzinach lekcji gry na fortepianie. Z wyglądu dobry
lecz pyszny i uparty. Przyjaźnił się z wielu wychowankami wpływając na niektórych
ujemnie i buntując przeciw przełożonym. Zdarzały się pewne fakty niesubordynacji;
upomnienie księdza Bosko wywarło swój skutek.
Przez parę lat pozwalał on ze szczególnych względów na urządzanie
wycieczki w dniu św. Cecylii. W tym roku zabronił jej. Wychowankowie w zasadzie
podporządkowali się. Pewna jednak część licząc na pozwolenie domyślne, względnie
na pobłażliwość księdza Bosko, postanowiła wyjść z Oratorium i urządzić sobie obiad
na parę tygodni przed św. Cecylią. Powzięli taką decyzję sami pewni, że nie dojdzie to
do wiadomości księdza Bosko. – Z końcem października udali się do kawiarni za
miastem. Tylko Buzzetti zaproszony wymówił się i powiadomił o tym księdza Bosko.
Święty ze spokojem oświadczył, że rozwiązuje kapelę i polecił Buzzettiemu
zamknąć instrumenty i wyszukać nowych ochotników do grania. Następnego dnia
wezwał po kolei każdego z owych buntowników zapowiadając, że będzie musiał
wyciągnąć konsekwencje. Udzielił im zbawiennych upomnień, potem rozesłał do
domów własnych, dobrodziejów, względnie do innych pracodawców. Dał temu wyraz
w liście do barona Felicjana Ricci:
- Ill.mo e Benemerito Signore!
Otrzymałem list polecający nam chłopca Rossi. Ten chłopiec poszedł wraz
z innymi, wbrew memu zakazowi, na obiad do restauracji za miastem. Postanowiłem
ukarać 20 takich nieposłusznych. Z nich czterech się upokorzyło i przeprosiło mnie,
reszta stanęła okoniem. Po obiedzie poszli znowu włóczyć się po mieście. Wieczorem
poszli na kolację do tej samej gospody i wrócili późno w nocy pijani. Wśród tych
138

14.9 Page 139

▲back to top


ostatnich był także Rossi. Ponieważ parokrotnie groziłem im wydaleniem z zakładu,
jeśli okażą się niepoprawni, musiałem, więc uczynić to ku mej przykrości.
Na skutek listu szan. pana zatrzymam Rossiego parę dni w zakładzie,
lecz postaram się umieścić go gdzie indziej. Odnośnie drugiego chłopca porozumiemy
się ustnie, względnie napisze jeszcze, gdy uporam się z uporządkowaniem zakładu po
przyjęciu wielu nowych chłopców. – Dziękując uprzejmie etc. –
ks. J.B.
Jeden z nich uzyskał przebaczenie. Pozostał w Oratorium spełniając
różne zajęcia. – Raz po słówku wieczornym kleryk Rua podszedł do księdza Bosko
mówiąc:
- Księże Bosko, czy pozwoli mi wstawić się w pewnej sprawie leżącej mi
na sercu?
- Mów, o co chodzi.
- Chłopiec Piotr E., został wydalony z zakładu. Jest to słuszna kara dla
przestępców. Lecz ten biedaczek niedoświadczony został wprowadzony w błąd przez
kolegów. Zatem nie przekroczył zakazu. W jego imieniu proszę o przebaczenie i łaskę
dla niego. – Ów chłopiec śledził to wszystko z głową spuszczoną znajdując się wśród
kolegów. –
Ksiądz Bosko odrzecze: E. nie powinien był dać się naciągnąć swym
kolegom. Doskonale zrozumiał moje polecenie. Wiedział, że nie mam zwyczaju
zmieniać swych decyzji: Twoje racje są niedostateczne, by go usprawiedliwić. Ale
ponieważ ty za nim się wstawiasz, zawieszam odesłanie go do rodziców. Zatrzymamy
go jakiś czas na próbę i zobaczymy.
Tymczasem ksiądz Bosko prosił ministra wojny generała La Marmora
o części zużytej odzieży i bielizny wojskowej dla chłopców, ze skutkiem
pozytywnym.
139

14.10 Page 140

▲back to top


ROZDZIAŁ XXIII
Przepisy ustawodawstwa szkolnego dotąd niezniesione nakładały na
zakłady wychowawcze prowadzone przez Zgromadzenia zakonne obowiązek
trzymania się programów państwowych odnośnie egzaminów, taks, kwalifikacji
nauczycielskich oraz wizytacji kuratorów szkolnych. Szkoły księdza Bosko,
przynajmniej oficjalnie nie podlegały tym przepisom. Tym niemniej ksiądz Bosko
patrzył w przyszłość, która nie wyglądała wcale różowo. Lecz oto zaświtał pewien
promyk nadziei dla osób zajmujących się wychowaniem chrześcijańskim młodzieży.
Ustawa z 13 listopada 1859 roku, jako podstawowe prawo odnośnie oświaty
publicznej w całym królestwie włoskim, deklarowała swobodne nauczanie.
Zastrzegano w niej obok nauki w szkołach publicznych honorowe miejsce dla szkół
prywatnych.
Art. 3 określał wyraźnie, że ministerstwu podlega nauczanie publiczne,
w szkołach prywatnych władze nadzorują jedynie stronę moralną i higieniczną
wyjmując spod monopolu państwa wielką liczbę młodzieży studiującej oraz zakłady
wychowawcze. Dawało to już dość znaczny margines swobody.
Ustawa Casati szła jeszcze dalej, gdyż w art. 251 i 252 wyjmowała w ogóle
spod nadzoru państwa, tak naukę udzielaną uczniom przez rodziców w domu, jak
organizowaną przez zrzeszenia rodzicielskie w szkołach prywatnych. A co do nauki
elementarnej, pozostawiała w art. 326 rodzicom oraz ich zastępcom prawo udzielania
jej dzieciom obojga płci w sposób według ich własnego uznania. Zaś organizowanie
nauczania elementarnego publicznego i bezpłatnego zlecano gminom w ich własnym
zakresie.
Minister Casati w sprawozdaniu do króla uznawał swobodne nauczanie
prywatne jako najbardziej słuszną i powszechnie uznawaną zdobycz współczesnej
cywilizacji.
Ustawa poręczała wykształcenie religijne młodzieży zgodnie
z dyrektywami władzy kościelnej.
Dla zabezpieczenia swobody religijnej niewielkiej liczby rodzin
140

15 Pages 141-150

▲back to top


15.1 Page 141

▲back to top


niekatolickich, art. 374 zwalniał z obowiązku uczestniczenia w lekcjach religii
i praktykach obowiązkowych religijnych uczniów, których rodzice zastrzegali sobie
troskę o wykształcenie religijne swych dzieci.
Regulamin z 15 września 1860, normując rozporządzenia prawa Casati, w art.
2 przepisywał nauczanie katechizmu używanego w różnych diecezjach Królestwa, by
w paru latach młodzież należycie pojęła najważniejsze punkty nauki chrześcijańskiej”.
Ustawa powyższa zwalczana zawzięcie przez czynniki przesiąknięte ideami
wolnomyślicielskimi lub sekciarskimi, pójdzie niebawem w zapomnienie.
Pod rządami ministrów masońskich wytaczano wojnę wszelkim zakładom
dobroczynnym, szkołom prywatnym szczególnie prowadzonym przez katolików lub
zależnych w jakikolwiek sposób od zakonów, pod pretekstem praworządności.
Kto przegląda akty parlamentu, spotka się z okropnymi przekleństwami
miotanymi przez niektórych deputowanych przeciwko katechizmowi, Dziejom
Biblijnym, wśród poklasków lewicy.
Przedstawiliśmy szerzej ustawę Casati oraz wysiłki uchybienia jej
rozporządzeń przez tych, którzy winni byli ją przestrzegać, by mieć pogląd na
prześladowania, o których w swoim czasie będzie mowa..
/Następuje opis łaski doznanej przez wychowanka Edwarda Donato
cierpiącego na oczy za wstawiennictwem Dominika Savio/.
Z okazji rozpoczętej Nowenny do Niepokalanej, Święty codziennie podawał
jakąś wiązankę do praktykowania na słówku wieczornym. Pięć z nich przechował nam
ks. Bonetti, które przytaczamy.
- 29 listopada-
Jeszcze dzień i już nowy miesiąc nauki upłynął! Jak szybko minął. Tak samo
upłyną nam następne. Zapytajmy się przy końcu każdego miesiąca: Jaki rachunek zdać
muszę przed Bogiem za ten miesiąc? Czy dołożyłem się ze swej strony, by go
wykorzystać jak najlepiej, czy sumienie nic mi nie wyrzuca? – Mieliście okazję
w szkole wypróbować swe siły. Skontrolowaliście, co umiecie, a czego jeszcze wam
brak. Jedni są zaawansowani w nauce, inni opóźnieni – i czego brakuje, byście mogli
141

15.2 Page 142

▲back to top


dorównać najlepszym w klasie. Zabierzcie się z dobrą wolą do dzieła, tym bardziej, że
rozpoczynamy nowennę do Niepokalanej. Jest ona najlepszą matką, która kocha nas
więcej niż wszystkie matki ziemskie. Kocha wszystkich chrześcijan, lecz względem
chłopców Oratorium okazuje szczególną życzliwość. Można by przytoczyć tysiące
faktów nawet cudownych na potwierdzenie tego. W każdym razie kocha Ona
szczególnie tych, którzy Ją czczą nabożnie: ego diligentes me diligo.- Okażcie się,
więc dobrym sprawowaniem, wzorowymi jej dziećmi i oddajcie swą naukę pod Jej
opiekę. W tym celu odprawiajcie gorliwie tę nowennę.
- A w jaki sposób możemy uczcić Matkę Najświętszą w tych dniach –
spytacie. – Nie będę mówił o frekwencji do Sakramentów św. Nie można sobie więcej
życzyć. Zalecam wam dwie rzeczy:
1. Niech każdy coś od siebie uczyni w czasie Nowenny,
2. Postarać się o bukiecik kwiatów ofiarując go Matce Najświętszej w dniu
jej uroczystości. – A w jaki sposób je zdobędziecie? Zbierając kwiatek po kwiatku
każdego dnia.
- A skąd je weźmiemy – powiecie, kiedy już nie ma kwiatów? –
- W waszym sercu – A jaki to będzie kwiat? – Jakiś drobny akt cnoty do
praktykowania codziennie ku czci Maryi Niepokalanej. Uczyńcie wszyscy taki
kwiatuszek cnoty, by w dniu uroczystym było tyle bukietów, ilu was tu jest, i by
w każdym bukieciku nie brakło ani jednego kwiatka. Bądźcie pewni, że wasz dar
będzie bardzo miły Madonnie.
- 30 listopada –
Wiązanka na juto będzie: „Udzielę dobrej rady memu koledze”.
Znajdziecie wiele okazji do praktykowania miłości bliźniego. Mając w otoczeniu
jakiegoś leniuszka, szemracza, swobodnego w wyrażeniach, zaczepiającego drugich,
gdy mu się zwróci uwagę, jakiemu złu można zapobiec, ile dobrego uczynić? Doradzić
pójść do spowiedzi, na nawiedzenie Najświętszego Sakramentu, dobrą lekturę jak
bardzo może się przyczynić do zbawienia drugiego dobry kolega! – Kto przyjmuje
dobra radę, niech ją odbiera z dobrej strony. Dlatego winniśmy z wdzięcznością
142

15.3 Page 143

▲back to top


przyjmować dobrą radę. Jeśli któryś z was, dałby mi taką radę, przyrzekam mu
wieczystą wdzięczność.
Obecnie ja wam ja daję. Będzie to ogólna rada dla wszystkich i dla
każdego z osobna. Ogólna jest następująca: „Ad. quid venisti? Po co tu przyszedłeś?”–
Św. Bernard opuścił dom rodzinny, wstąpił do klasztoru i wszędzie kazał umieścić
napis: „Ad. quid venisti?”– Ta myśl była dlań zachętą w chwilach zniechęcenia
i pokusy. Przyszedłem tu, by zdobyć niebo, więc naprzód! Oto i moja rada. Zapiszcie
ją sobie gdzieś w zeszycie lub na książce. Myśląc, po co tu przyszedłem na ten świat?
– By znać i kochać Boga, Jemu wiernie służyć i zyskać w nagrodę niebo. Jeśli robisz
inaczej, to jesteś poza normą właściwą. Po co przysłali cię rodzice do Oratorium? –
Byś się uczył, czynił postępy w nauce i pobożności, byś poznał swe powołanie. Jeśli
więc nie robisz postępów w tym kierunku, to czas twój jest stracony.
- 1 grudnia
Wiązanką na jutro niech będzie: Pójdę na nawiedzenie Najświętszego
Sakramentu. Gdyby jakąś wysoka osobistość zwróciła się do ludzi próżnujących na
rynku mówiąc: „Idźcie na ten wzgórek, znajdziecie tam kopalnię złota, którego
będziecie mogli nabrać ile zechcecie, to któżby odpowiedział wzruszeniem ramion, że
mu nie zależy na tym bogactwie? Straciłby wielką szansę. – A czy w Tabernakulum
nie znajduje się skarb największy, jaki można spotkać w niebie i na ziemi? Niestety,
ludzie ślepi nie widząc go, a przecież wiara nam mówi, że kryją się tam skarby
nieskończone. Ludzie meczą się, by zdobyć pieniądze, a przecież w Tabernakulum jest
Pan wszystkiego świata. O cokolwiek go poprosicie, co wam jest potrzebne, da wam.
Zdrowie, pamięć, pojętność, powodzenie w pracy? – Potrzebujecie siły do znoszenia
pokus i wytrwania w dobrym. Może waszej rodzinie grozi jakieś nieszczęście –
choroba? Może potrzebuje ona nadzwyczajnej pomocy bożej. A pomyślna sytuacja
waszej rodziny, od kogo zależy? Kto rozkazuje wiatrom, deszczom, burzom, gradom
i zmiennościom aury? Czy tym wszystkim nie rządzi Pan nasz Jezus Chrystus?
Idźcie, więc i proście a będzie wam dane. Kołaczcie a będzie wam otworzone.
Pan Jezus chce wam udzielić swych łask odnoszących się przede wszystkim do duszy.
Pewna święta, widziała na ołtarzu Boże Dzieciątko, trzymające w zanadrzu przecudne
143

15.4 Page 144

▲back to top


perły, lecz było smutne.
- Ale dlaczego jesteś tak smutny mój Panie – spytała.
- Nikt nie przychodzi prosić mnie o łaski, które mam dla ludzi. Nie wiem,
komu je dać.
- 2 grudnia-
Wiązanka, którą polecam, jest bardzo ważna: „Będę odnosił się z zaufaniem
do przełożonych”. Nie chcemy, byście się nas lękali, pragniemy być kochani oraz
byście się odnosili do nas z zaufaniem synowskim. A cóż najbardziej jest miłe w tym
domu? To, że przełożeni cieszą się zaufaniem chłopców! Jest to jedyny środek, by
Oratorium stało się rajem ziemskim. Jest to też jedyny środek na to, by w domu nie
było malkontentów. Ksiądz Bosko jest tu całkowicie dla waszego dobra materialnego
i duchowego. Jeśli tak postępować będziecie, wszystko pójdzie dobrze. Może komuś
nie służy wikt, brakuje ciepłego koca lub ubrania. Niech mi o tym powie, a postaram
się w ramach możliwości go zaspokoić. Może, kto nie czuje się zdrowy lub ma
trudności w nauce? Może miał nieporozumienie z nauczycielem lub asystentem? Lub
może wyobraża sobie, że spotkała go, jakaś krzywda?. Od tego tu jestem, by temu
zaradzić i bądźcie pewni, że zachowam sekret. Posłużę się nim tylko dla waszego
dobra. Lecz na miłość boską, nich nie będzie wśród was nikogo, kto by szemrał.
Pragniemy, żeby wam było tu dobrze. W taki sposób zaradzi się wielu nieporządkom.
Odnosi się to nie tylko do spraw materialnych, lecz bardziej jeszcze duchowych.
Szatan stara się wtrącić was w melancholię. Raz będzie to myśl o rodzinie, to znów, że
nie jesteście w łasce u przełożonych, lub, że odkryto w was, jakie uchybienie, za które
czeka was kara. Może to być również sugestia, że nie lubią was koledzy, wreszcie, że
nie dacie sobie rady w nauce. – Więc przyjdźcie do mnie, a postaramy się temu
zaradzić.
Przede wszystkim jednak polecam wam, że gdy szatan przyjdzie was
niepokoić, nie poddawać się ani się zniechęcać. Najlepiej będzie dla was wyjawić
natychmiast pokusę swemu spowiednikowi. Szatan jest przyjacielem ciemności
i pracuje zawsze w ciemnościach. Gdy zostanie zdemaskowany, jest już pokonany. –
Pewien chłopiec doznawał silnych pokus i usiłował opierać się im. Mówił mi, że już
144

15.5 Page 145

▲back to top


dalej nie wytrzyma. Przypadkiem spotkał się z przełożonym, który z jego twarzy
wyczytał jego stan wewnętrzny. Wezwawszy go do siebie pyta: Słuchaj, skąd ta twoja
melancholia? Zapewne musisz walczyć z szatanem. Chłopiec przyznał rację
przełożonemu, otworzył przed nim swe serce mówiąc: Rzeczywiście, tak jest – i w tej
chwili pokusa znikła.
- 3 grudnia-
Od szczerości ogólnej przeszliśmy do szczegółowej, którą winniście mieć na
spowiedzi. Zatem wiązanka będzie następująca: „Absolutnie pełna szczerość na
spowiedzi”. – Być dobrym nie znaczy nie uchybiać w niczym. Och, nie! Wszyscy
jesteśmy słabymi ludźmi. Być dobrym znaczy raczej: mieć szczerą chęć poprawy.
Dlatego kiedy penitent wyznaje swe uchybienie spowiednikowi, choćby to był ciężki
upadek, to spowiednik nie dziwi się niczemu, nawet doznaje radości na widok dobrej
woli penitenta chcącego pokonać szatana i utrzymać się w łasce bożej. Zapewniam
was, drodzy chłopcy, że niczym nie zmniejszy to zaufania, jakim się, kto cieszy
u spowiednika. Żaden wstyd: upadki, wiadomo, właściwe są człowiekowi. Nie
idziemy do spowiedzi chwalić się swymi cnotami. Musiałby uwierzyć, że jesteście
bezgrzeszni i sami śmialibyście się z takiego mniemania. Nie ma obawy, że
spowiednik mógłby zdradzić sekret spowiedzi. On wie, że za wyjawienie
najmniejszego grzechu czeka do piekło.
Nie obawiajcie się również, że będzie pamiętał, o czym mówiliście na
spowiedzi, gdyż poza spowiedzią nie wolno nawet mu myśleć o niej. Już sam
Zbawiciel odpuszczał wszelkiego rodzaju grzechy: zdradę Judasza, zaparcie się Piotra;
dopuścił kontestację wielu kapłanów, lecz nigdy nie pozwolił, by, który kapłan
wyjawił choćby najmniejszy grzech usłyszany na spowiedzi.
Odwagi, więc, drodzy chłopcy! Nie pozwólmy ośmieszyć się szatanowi.
Spowiadajcie się dobrze, wyznając wszystko. – Ktoś może spyta: Kto zamilczał
grzech na spowiedzi, co ma robić? Otóż patrzcie, ubierając się z rana, gdy
przypadkiem pominę zapiąć, który guziczek, co robię? Rozpinam na nowo marynarkę
aż przyjdę do tego guzika, który jest nie na miejscu. Tak samo ten, kto chce naprawić
grzech zatajony, to winien powtórzyć wszystkie poprzednie spowiedzi aż do owej,
145

15.6 Page 146

▲back to top


w której go zataił. Wtedy wszystkie guziki będą prawidłowo zapięte i marynarka
będzie w porządku. Tak mówi katechizm: „od ostatniej spowiedzi dobrze odprawionej
do tej, którą teraz odprawia”.
Jednym słowem, chodzi tu o uniknięcie piekła a zyskanie nieba. To kwestia
jednej chwili. Spowiednik wam dopomoże, wy zaś wiecie, że jesteśmy przyjaciółmi
i pragnę tylko jednej rzeczy: zbawienia waszej duszy.
- 10 listopada, popisano traktaty pokojowe, w Zurichu ustanowione
miedzy Włochami i Austrią. Święty przewidywał intuicyjnie, że pokój będzie
krótkotrwały. Wszystko przemawiało za tym, że Papieżowi nie zwróci się Legacji, i że
honorowe przewodnictwo w lidze włoskiej będzie iluzoryczne. Wiadome było, jak
Papież raz po raz słał do cesarza Francji i króla Piemontu, z którymi się nie liczono.
Emisariusze sekt agitowali w miastach Umbrii i w Marchiach. Usiłowano przekupić
żołnierzy papieskich w garnizonach, sprowadzano w wielkiej ilości broń, gromadzono
pieniądze, rozprowadzano bibułkę propagandową.
Garibaldi już był w Bologni gotów do podjęcia działań wojennych. Dzienniki
liberalne oczerniały rząd papieski. Między innymi, pisano, że uwięziono ochotników
wracających z wojny niepodległościowej, podczas gdy przeciwnie Pius IX chojnie
opatrywał ich potrzeby. Było aż nadto widoczne, że sekciarze dążyli do obalenia
doczesnej władzy Papieża.
„Il Diritto”organ urzędowy demokracji pisał jawnie: „Nasza rewolucja
dąży do obalenia gmachu Kościoła katolickiego za wszelką cenę. Nacjonalizm,
jedność, wolność – są to środki wiodące do celu jedynie skuteczne dla nas, a dla
postępu ludzkości nieodzowne jest zburzenie średniowiecznego obskurantyzmu
i feudalizmu skrystalizowanych w obecnym katolicyzmie”.
8 marca 1863 pisano: „W dniu, w którym wkroczymy do Rzymu, nie
tylko zjednoczymy Włochy, lecz zburzymy papiestwo. Dla nas Włochów będzie to
zaszczytne i pożyteczne, jak również korzystne dla całej ludzkości”.
Wyrazem tego było również oświadczenie w parlamencie barona Bettino
Ricasoli, 1 lipca 1861: „Rewolucja włoska zapoczątkowała nową erę dla ludzkości.
146

15.7 Page 147

▲back to top


Italia rzuciła podwaliny nie tylko własnej przyszłości, lecz i całej ludzkości”. (Akt urz.
915)
Ksiądz Bosko ponownie, wbrew zakazowi, napisał list nowy do króla, by go
zawrócić od przepaści, do której popychali go nędzni doradcy. W treść listu
skierowanego do króla, by go odwieść od zamiaru wytoczenia wojny Państwu
Kościelnemu, wtajemniczył kilku ze swoich. – List, którego kopia nie zachowała się,
zaczynał się od następujących słów:. Mówi Pan: Królowi naszemu życie krótkie”. –
Wspominał o nowych nieszczęściach, jakie spadną na rodzinę królewską, jeśli będzie
się kontynuowało wojnę z Kościołem. Prosił króla o zaprzestanie kroków przeciwko
Papieżowi. – Krótkie treściwe zdania autorytatywne, zdolne wstrząsnąć sumieniem.
Król był zapewne pod wrażeniem listu, który jednak nie wywołał
pożądanego efektu. Gdy minęło pierwsze wrażenie, kontynuowano zaczęte dzieło.
Wydarzenia odtąd następowały lawinowo, a monarcha nie miał już siły ani środków,
by przeciwstawić się rewolucji.
Król pokazał ów list ministrowi, miedzy innymi Urbanowi Ratazziemu, który
podzielił się jego treścią ze swymi kolegami z gabinetu ministerialnego. Stąd wieść
niebawem rozeszła się we wszystkich sferach rządowych i wyszła poza miasto.
Mówiono, że ks. Bosko groził śmiercią Wiktorowi Emanuelowi.
Święty zaś komentował swój list: Można na wiele sposobów tłumaczyć
te słowa: vita brevis, nie rozumiejąc ich w dosłownym sensie.
Baron Bianco di Barbania gorąco przywiązany do domu królewskiego
wyraził się do autora piszącego te stronice w roku 1875:
- Miałem w ręku ów list księdza Bosko do króla. Na własne oczy czytałem
słowa: Regi nostro vita breviai od tej chwili obserwowałem bacznie wydarzenia.
Z późniejszych kolei Włoch oraz na podstawie tych Memorie
Biografiche można wyłożyć sens proroczych słów księdza Bosko! Będzie się miało
dowód nieszczerego oddania, jaki zawsze żywił Święty względem swego monarchy i
domu sabaudzkiego.
147

15.8 Page 148

▲back to top


ROZDZIAŁ XXIV
Powiedziano wyżej, że ksiądz Bosko wybrał i uformował sobie księży,
kleryków i starszych chłopców, którym wyjawił swój zamiar założenia Zgromadzenia
zakonnego. Uważał ich niejako za podporę Oratorium, za swych wiernych
pomocników. Niektórzy z nich na próbę, na jeden rok, złożyli trzy śluby: inni zwykłą
obietnicę wierności w dopomaganiu księdzu Bosko. Wszyscy uczestniczyli
w specjalnych konferencjach dla utrzymania dobrego ducha w domu.
Musimy tu zaznaczyć, że charakter wspomnianych konferencji nie był często
konsultatywny, lecz deklaratywny i autorytatywny. Przełożony jasno precyzował swą
wolę podwładnym. Mieli oni wyrobić w sobie na tyle jasny sąd o jego idei, że ilekroć
coś podawał w formie takiej: „Tak powiedział ksiądz Bosko, tak chce ksiądz Bosko”–
nie było już dalszej dyskusji i nikt nie mógł odmówić posłuszeństwa.
Chciał również, by podobny charakter miały konferencje domowe dla
współbraci. Nie dyskutowano na temat rzeczy należących według Reguł do
kompetencji Przełożonego. Należy jedynie uświadomić sobie ideę Dyrektora, a
powinnością innych jest spełniać jego rozkazy.
Ksiądz Bosko na tych zebraniach wskazywał często na doniosłe dzieła, jakie
będą mogli przedsiębrać jego synowie jako Zgromadzenie. Wtedy niektórzy pytali: W
jaki sposób zdołamy dokonać tyle, gdy jest nas tak mało? – Na to Święty:
- Odpowiem maksymą św. Wincentego a Paulo: „W czasie wielkich
przedsięwzięć jest czas przekonać się, czy doprawdy ufamy Bogu”. – Wierzcie mi, że
trzech pracowników zdziała więcej niż dziesięciu, gdy Pan Bóg przyłoży swej ręki:
a przykłada zawsze, ilekroć stawia nas w konieczności działania rzeczy
przewyższających nasze siły.
Ktoś woła: jesteśmy tacy biedni! – a ks. Bosko odpowiadał: Ubóstwo jest
naszym bogactwem i błogosławieństwem bożym! Owszem, prośmy Boga, by nas
zachował w ubóstwie dobrowolnym. Czy Jezus Chrystus nie zaczynał od stajenki,
a skończył na krzyżu? Bogaci wolą spoczywać pogrążeni w przesycie i błogim
lenistwie. Ale wtedy duch ofiary gaśnie. Czytajcie Historię Kościoła, a znajdziecie
148

15.9 Page 149

▲back to top


przykłady na to, że bogactwa były zawsze przyczyną ruiny wielu zakonów, które nie
zachowały pierwotnego ubóstwa. Kto jest ubogi, myśli o Bogu i ucieka się do Niego,
a zapewniam was, że Bóg opatruje wszystkie nasze potrzeby. Kto natomiast żyje
w dostatku, łatwo zapomina o Bogu. Nie uważacie tego za wielkie szczęście, że
jesteśmy zmuszeni modlić się?
- Czy dotąd zabrakło nam rzeczy koniecznych? Nie zabraknie nam nigdy
środków materialnych dla nas i dla naszych chłopców!
Na konferencjach październikowych mówił na temat rozłąki z krewnymi:
„Abrahama z miasta Chur w Chaldei powołał Bóg do zrealizowania wielkich planów
zbawienia ludzkości, gdy mu rozkazał: Abrahamie! Wyjdź z twej ziemi, twej rodziny,
z domu ojca, porzuć swe posiadłości, przyjaciół i pójdź do ziemi, którą ci wskażę. A
uczynię cię głową wielkiego narodu i będę ci błogosławił i rozsławię twe imię i
będziesz błogosławiony”.
- Przecież mógł błogosławić Abrahamowi za to, że był bogobojny wśród
owych pogan. Ale nie! Bóg chce, by był posłuszny, gotów porzucić swą ojczyznę,
wybrać się w daleką i niebezpieczną podróż miłości ku Niemu. Taki warunek został
postawiony patriarsze dla osiągnięcia obiecanej chwały. Abraham nie zwątpił
w obietnicę bożą. Okazał się posłuszny, gotów nawet do ofiary z własnego syna. Ale
jak wielką zyskał chwałę!
„Będę ci błogosławił i pomnożę twe potomstwo jak gwiazdy na niebie i jako
piasek na brzegu morskim i jak proch ziemi. Potomstwo twe posiądzie bramy twych
nieprzyjaciół, a w nasieniu twoim będą błogosławione wszystkie pokolenia ziemi,
ponieważ usłuchałeś mego głosu”.
Ponieważ znalazł go gotowym do opuszczenia wszystkiego z miłości ku
Niemu, uczynił go panem całego królestwa, wybierając na okaziciela niedościgłych
swych planów i wyjawiając mu tajemnicze dekrety swego miłosierdzia.
Na tym przykładzie wykazywał ksiądz Bosko konieczność oraz korzyści
wypływające z pójścia za głosem swego powołania, kosztem wszelkiej ofiary, nawet
własnej rodziny, gdyż Jezus Chrystus powiedział:
„Ktokolwiek opuści dom, braci, siostry, ojca i matkę, dzieci i majątek z
149

15.10 Page 150

▲back to top


miłości dla mnie, stokrotnie odbierze i żywot wieczny posiądzie. A ktokolwiek miłuje
ojca i matkę więcej niźli mnie, nie jest mnie godzien”.
Przytaczał argumenty z życia proroków, misjonarzy, zakonników mówiąc:
Prawie wszyscy prorocy, gdy wybiła godzina ich misji, opuszczali kraj i rodzinę,
posłani przez Boga głosząc tę misję ludziom. We własnej ojczyźnie nie byli dobrze
widziani, nawet prześladowani. Prorocy Eliasz i Elizeusz poza swą ojczyzną
wskrzeszali zmarłych i działali inne wielkie cuda.
Gdy Boski Zbawiciel zjawił się po raz pierwszy w swym rodzinnym mieście
Nazarecie przemawiając w synagodze, Żydzi początkowo dziwili się jego mądrości,
lecz wnet rozgorzali nienawiścią za słowa gorzkiej prawdy. Pan Jezus im
odpowiedział:
- Amen, mówię wam: żaden prorok nie jest chętnie słuchany w swojej
ojczyźnie. – I nie chcieli go więcej słuchać, lecz powstawszy wyrzucili precz
z synagogi i strącili ze skały, na której było zbudowane ich miasto.
Istotnie, zawiść, złość, miłość własna, niesnaski rodzinne, interes materialny,
partie polityczne, następstwa gorliwości o dusze i Kościół wytaczają walkę zażartą
zakonnikowi, choćby skądinąd bardzo świątobliwemu żyjącemu w swej ojczyźnie. A
cóż dopiero, gdy zabraknie mu świętości? Wtedy z całą pewnością, po ludzku mówiąc
nie zdoła uczynić nic w swej ojczyźnie, a wiadomo, że w tym wieku nawet cnotliwym
wydarzały się pewne ułomności i upadki, które rozniosą się szybko wśród ludzi. Na
przykład, ktoś pokłócił się w otoczeniu używając zbyt wulgarnych słów, pił za wiele,
przyjaźnił się ze złym kolegą, kąpał się w rzece, kradł owoce lub pieniądze itp.
Przypuśćmy, że ten dzielny kaznodzieja wstąpi na ambonę i będzie piętnował
kradzieże, wówczas łatwo może się zdarzyć, że powiedzą:
- A ty sam, co robiłeś? Nie pamiętasz, jakeśmy szli na cudze jabłka?
robiliśmy to i tamto?. – Ot i po całym efekcie kazania choćby najświetniejszego.
„Znalazłem się razu pewnego w parafii w czasie rekolekcji, które głosił zdolny
i uczony kapłan. Lecz tamtejszy rodak. Rozmawiano przy stole na temat jego kazań.
Jeden z gości odezwał się: Ten kaznodzieja był od młodości bardzo dowcipny
i sprytny, ale ja go spoliczkowałem.
150

16 Pages 151-160

▲back to top


16.1 Page 151

▲back to top


- Jak to? – pytano z ciekawością.
- Ano tak. Wydziwiał na mnie i dostał w buzię dwa razy. Jego rodzina
wszczęła zwadę z moją. Wtedy ja zaczaiłem się poza domem i dostał jeszcze więcej
ode mnie. O tak, był to dobry gagatek!.
Było mi bardzo przykro słuchać tej rozmowy. Pomyślałem sobie: sprawdza się
przysłowie: „żaden prorok nie jest mile widziany w ojczyźnie własnej”. –
Wspomniawszy o niebezpieczeństwach, jakie czyhają nawet na cnotliwego kleryka,
lecz niezahartowanego w cnocie, ciągnął dalej:
- Kto by chciał opuścić ojczyznę, dokąd ma się udać? Gdzie znajdzie pomoc
i bezpiecznego przewodnika? A wymieniwszy potrzeby duchowe i materialne księży
diecezjalnych, wskazywał, że Zgromadzenie zakonne może stać się bezpieczną
przystanią dla tego, który ma powołanie i stara się w nim wytrwać. Znajdzie on pokój
duszy, bezpieczeństwo i zapewnienie bytu doczesnego.
Tymczasem w Oratorium odchodzono uroczystość Niepokalanego Poczęcia
NMP i ksiądz Bosko zapowiedział na słówku, że nazajutrz odbędzie się w jego pokoju
po pacierzach wieczornych specjalna konferencja dla tych, do których się odnosi.
Zrozumiano to zaproszenie.
Zapowiedziana konferencja odbyła się 9 grudnia 1859. Po modlitwie ksiądz
Bosko nawiązując do poprzednich nauk przedstawił cel, wzniosłość, korzyści życia
zakonnego dla tego, który w sposób szczególny poświęca się Bogu, łatwość zbawienia
się, nieoceniony skarb zasług, jaki można zyskać przez posłuszeństwo, podwójny
wieniec chwały, jaki czeka w niebie zakonnika. Poczym oświadczył, że nadszedł czas
nadania formy zewnętrznej Zgromadzeniu, które od dłuższego czasu zamierzał
założyć, i które było zawsze przedmiotem jego troski, oraz że Papież Pius IX
pochwalił i zachęcił do tego kroku; że już dotychczas praktykowało się tradycyjne
reguły, choć jeszcze nie obowiązujące w sumieniu; należy do niego przynajmniej
duchem większa część zebranych, a niektórzy nawet złożyli ślub czasowy lub
przyrzeczenie. Dodał, że do wspomnianego Zgromadzenia zostaną zapisani tylko ci,
którzy złożą po dojrzałym namyśle ślub czystości, posłuszeństwa i ubóstwa.
151

16.2 Page 152

▲back to top


Dodał, że dla tych, co dotąd uczęszczali na konferencje, przyszedł moment
zadeklarowania się, czy chcą lub nie zapisać się do Pobożnego Towarzystwa, które
przyjęło za Patrona św. Franciszka Salezego. – Ci, którzy nie mają zamiaru należenia
doń, proszeni są nie przychodzić więcej na konferencje, jakie będą odbywać się w
przyszłości. Nie zjawienie się będzie uważane za dowód nie przystąpienia do
Towarzystwa. – Dał wszystkim tydzień czasu do namysłu i modlitwy.
Gdy skończył, odmówiono modlitwę i zebranie rozwiązało się
w głębokim milczeniu. Gdy wyszli na podwórze, ten i ów szeptał do drugiego: Ksiądz
Bosko chce nas wszystkich zrobić zakonnikami!
Ks. Cagliero też był niezdecydowany, czy ma lub nie wstąpić do nowego
Zgromadzenia. Przechadzał się długo pod portykami miotany wątpliwościami.
Wreszcie zwracając się do kolegi rzecze: Będę lub nie zakonnikiem, wszystko mi
jedno. Jestem zdecydowany nie rozstawać się z księdzem Bosko!.
Napisał bez wahania list do księdza Bosko, w którym wyraził pełną gotowość
zdania się na decyzje swego przełożonego. A Święty spotkawszy go na dziedzińcu z
uśmiechem rzecze:
- Przyjdź, przyjdź do nas. To jest twoja droga!
Konferencja, na której zadeklarowali się członkowie Zgromadzenia, odbyła
się 18 grudnia 1859 roku. Dwóch z dotychczasowych nie stawiło się na niej. Oto
protokół z tego posiedzenia:
„W Imię Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen. – Roku Pańskiego 1859, dnia
18 grudnia, w tymże Oratorium św. Franciszka Salezego, w pokoju księdza Bosko,
o godz. 9. po południu zgromadzili się: tenże sam, ks. Wiktor Alassonatti, klerycy:
Anioł Savio diakon, Michał Rua subdiakon, Jan Cagliero, Jan Baptysta Francesia,
Karol Ghivarello, Józef Lazzero, Jan Bonetti, Jan Anfossi, Alojzy Marcellino,
Franciszek Cerruti, Celestyn Durando, Secondo Pettivo, Alojzy Rovetto, Cezar Józef
Bongiovanni oraz młodzieniec Alojzy Chiapale. – wszyscy zjednoczeni we wspólnym
celu i duchu popierania i zachowania ducha prawdziwej miłości zasadzającej się na
prowadzeniu Dzieła oratoriów dla dobra młodzieży zaniedbanej i narażonej na
niebezpieczeństwo, brnącej w bezbożności i niemoralności. – Dlatego zebranym
podobało się zjednoczyć się dla własnego uświęcenia się w Zgromadzeniu., które
152

16.3 Page 153

▲back to top


będzie zmierzać do większej chwały bożej i zbawienia dusz potrzebujących
wykształcenia i wychowania chrześcijańskiego. – Zgodnie z tym zamiarem, po
odmówieniu przepisanych modlitw przystąpiono do obioru członków mających
stanowić zarząd Towarzystwa obecnego i przyszłego, jeśli Bogu spodoba się je
rozkrzewić.
Poproszono jednogłośnie Przewodniczącego o przyjęcie urzędu Przełożonego
Generalnego, jako że ten najbardziej mu przystoi. Piszący niniejszy protokół zgodził
się na tytułowanie go Prefektem zaznaczając, że pozostanie na dotychczasowym
stanowisku prefekta domu.
Następnie w tajnym głosowaniu wybrano pozostałych członków zarządu
Towarzystwa, to jest: Katechetę generalnego i ekonoma oraz trzech radców.. Jednemu
z dwóch sekretarzy powierzono spisywanie protokołów posiedzeń
i wyborów.
W rezultacie głosowania wybrany został na katechetę generalnego subdiakon
Michał Rua, który przyjął urząd. Ekonomem został diakon Anioł Savio.
Pozostał jeszcze wybór trzech radców. W głosowaniu pierwszy wyszedł
kleryk Jan Cagliero, drugim był kl. Jan Bonetti. W trzecim głosowaniu równe głosy
otrzymali: kl. Karol Ghivarello i kl. Fciszek Provera. W ostatnim głosowaniu
większością głosów wybrany został kl. Karol Ghivarello. – Poczem odczytano
protokół, który podpisał Przełożony Generalny, ks. Jan Bosko oraz ks. Wiktor
Alassonatti, Prefekt.
W taki sposób została ustanowiona pierwsza Kapituła Zgromadzenia,
później nazwana Kapitułą Wyższą, podczas gdy pierwsi Współbracia otrzymali nazwę
Członków Założycieli Pobożnego Towarzystwa.
W dalszym opowiadaniu historii Torzystwa wspominać się będzie
posiedzenie Kapituły do r. 1865, ale nie będzie możliwe przytaczanie in extenso nader
obfitego materiału. Wymienimy nazwiska nie tylko członków przyjętych w ciągu
sześciu następnych lat do Zgromadzenia, którzy pozostali w nim do końca życia, lecz
także innych, którzy nie uważając się na stałe związanymi z Towarzystwem przeszli
na inne pola apostolstwa.
153

16.4 Page 154

▲back to top


Skądinąd słuszne jest wymienić ich nazwiska, gdyż przed wystąpieniem
pracowali niezmordowanie przy boku księdza Bosko oddając się nauczaniu
i wychowywaniu chłopców; lecz i później jako Pomocnicy chlubili się pracą pod
sztandarem św. Franciszka Salezego.
Postaramy się krok za krokiem opisać wzrost, pomnożenie i rozkrzewienie się
Rodziny Salezjańskiej, którą słusznie nazwać można Dziełem Matki Najświętszej
Wspomożycielki. Ujrzymy, z jak bohaterską stałością i odwagą wśród prześladowań,
cierpień i zawodów, św. Założyciel pełnił swą misję powierzoną mu przez Najświętszą
Wspomożycielkę.
154

16.5 Page 155

▲back to top


ROZDZIAŁ XXV
Ksiądz Bosko starał się utrzymać jak najlepsze stosunki z władzami
diecezjalnymi. Wśród większości spotykał się z życzliwością. Znajdował zawsze
aprobatę i poparcie swych planów u swego kierownika duchowego księdza Cafasso.
Nie brakło jednak sprzeciwów wśród wpływowych osobistości kleru, skądinąd
uczonych i pobożnych. Ta opozycja w mniejszym lub większym stopniu trwała aż do
roku 1883.
Sprawdzało się przysłowie: „Oliwa zawsze na wierzch wypływa”. Rzecz
naturalna: świadectwem świętości kapłana jest jego życie i działanie; a ocena nie
następuje szybko, należy, więc być ostrożnym w wydawaniu o kimś przedwczesnego
sądu.
Bywa, że taka jednostka wyłamuje się niekiedy z ram konformizmu narażając
się na zarzut ostentacji i nowości. Zresztą niestety wszędzie wciska się niepostrzeżenie
nędza i ułomność ludzka.
Pierwszym zarzutem czynionym księdzu Bosko było, że zbyt łatwo dopuszcza
młodzież do częstej komunii św. – Istotnie, zalecał on częste przystępowanie do Stołu
Pańskiego swym chłopcom i był pierwszy, który zaprowadził w zakładach
wychowawczych praktykę codziennej Komunii świętej. Zwyczaj ten ganiło wielu
księży i dyrektorów seminariów duchownych w Turynie, gdyż jansenizm miał jeszcze
wielu zwolenników wśród kleru. Lecz ksiądz Bosko pod kierunkiem księdza Cafasso
szedł za św. Alfonsem Liguorym. Był to duch Kościoła św. jak samo wynika z Soboru
Trydenckiego i ostatnich orzeczeń Piusa X. Nie zapuszczał się w bezowocne dyskusje,
był mniej teoretyczny a raczej praktyczny. Kilku słowami kwitował swych
adwersarzy. Jeden z nich zrobił mu razu pewnego zarzut:
- Kto posiada dyspozycję, by godnie przystępować codziennie do Komunii św.
jeżeli sam św. Alojzy Gonzaga raz tylko w tygodniu do niej przystępował?. A święty
Franciszek Salezy przystępowanie do Komunii codziennej nie zalecał, choć jej nie
ganił u osób pobożnych.
- To, dlaczego ksiądz ją gani? Niechże i ksiądz jej nie krytykuje – odpowiadał
155

16.6 Page 156

▲back to top


nasz Święty.
Ci księża nie zwracali uwagi na to, jak troszczył się o to by Komunia św. była
godnie przyjęta. Jego zasadą było, że tylko grzech śmiertelny jest przeszkodą do
częstej Komunii św. jak również przywiązanie do grzechu powszedniego.
Klerykom i wychowankom radził przystępować do spowiedzi do swego
stałego spowiednika, co tydzień. Dodawał jednak chłopcom: Zmieńcie raczej
każdorazowo spowiednika, niż byście mieli przyjąć Komunię świętokradzką.
Niefortunni doradcy nie zaprzestali jednak swych krytyk. Pisze kanonik
Anfossi:
„Kiedyś w jesieni przyszedł do Oratorium pewien kapłan G. Zresztą zacny
i znany w mieście. Był jednak gwałtownego usposobienia i zrażał do siebie młodzież.
Był on zdania, że nie należy prowadzić dzieł dobroczynnych bez zezwolenia
i poparcia ze strony państwa. Wprost przeciwnie postępował ksiądz Bosko, który
zabiegał zawsze jedynie o potwierdzenie Kościoła i błogosławieństwo Papieża. –
Chciał rozmawiać z księdzem Bosko. Zaprowadziłem go, więc do
rozmównicy. Po skończonej ich rozmowie odprowadziłem go do portierni, poczem
dogoniłem księdza Bosko, który mi powiedział: Wiesz, co mi powiedział ów kapłan?.
Zbeształ mnie za to, że zachęcam chłopców do częstej spowiedzi i Komunii św.
Twierdził, że wystarcza to w główniejsze święta w roku, inaczej – twierdził – będę to
czynić dla oka. Ja na to odrzekłem, że mam bardzo dobre rezultaty i widzę, że
młodzież staje się cnotliwsza: zresztą jest to nauka Świętych. Ksiądz D.C. upierał się
przy swoim. Ja wówczas zaproponowałem, by przedstawił to księdzu Cafasso.
Zarzucano ponadto księdzu Bosko, że ściąga do Oratorium kleryków
diecezjalnych, nie chcąc uznać, że właśnie Oratorium było dla nich azylem
bezpieczeństwa, gdy seminarium turyńskie przez lata było zamknięte.
Nie orientowano się, że dzieło ks. Bosko było nastawione na kształcenie
powołań kapłańskich. Nie doceniano jego wkładu około dostarczenia kapłanów dla
diecezji włoskich oraz krajów zagranicznych. Patrzono krzywym okiem na to, że
utrzymywał prócz ubogich aprendystów także uczniów gimnazjalnych i kleryków.
Uważano, że nie jest on zdolny wychowywać kler. Niechęć ta wzmogła się jeszcze
156

16.7 Page 157

▲back to top


bardziej, gdy warunki domowe zmusiły do zatrzymania kilku kleryków zajętych
w nauczaniu, jakie zorganizował w Oratorium.
Szemrano, że klerycy księdza Bosko stale zajęci przy chłopcach, nie mogli
odbywać regularnych studiów teologicznych. Tymczasem posyłał bez wyjątku
kleryków niezajętych na wykłady do seminarium.
„Mogę stwierdzić – pisał ks. Dominik Bongiovanni – że klerycy Oratorium
dawali dowody rzetelnego przykładania się do studiów, celowali wśród innych wiedzą,
a niektórzy zdobywali nawet dyplomy z teologii”.
W tymże roku 1859 powstała nowa trudność z powodu pretensji, by klerycy
księdza Bosko obsługiwali katedrę i kanoników przy funkcjach liturgicznych.
Wśród tych wersji znaleźli się nawet tacy, co pomawiali księdza Bosko
o chęć rządzenia diecezją. Niejednokrotnie być może, pomimo że działał w dobrej
intencji, dał jakiś powód owym krytykom. Wszak Pobożne Towarzystwo jeszcze nie
miało zatwierdzenia, a Kuria niechętnie tolerowała pewne jego zarządzenia
niezbędnie, by nie zgasić początkującego życia Zgromadzenia. Zresztą Święty
stosownie do rad Papieża i swego arcybiskupa, mając przed oczyma swój zamiar, nie
mógł rezygnować ze środków, jakie do tego celu wiodły. Stąd właśnie rodziły się
nieporozumienia. Gdy udawał się do Kurii prosząc o coś, często mu odmawiano. On
wtedy bez żadnej wzmianki o swej misji i związanych z tym zadaniach oświadczał:
- Czcigodni księża kanonicy! Ja o nic nie proszę dla siebie osobiście. Służę
diecezji bez żadnej nagrody: pracuję wyłącznie dla dobra dusz. Nie żądam niczego, jak
tylko, żebym mógł pracować bez przeszkód dla chwały bożej.
Na zarzut autokratyczności odpowiadał:
- Proszę zbadać wszystkie moje pisma oraz co robię, by przekonać się,
w jakim duchu pracuję. Można kontrolować publiczne wypowiedzi, kazania. Jeśli
znajdzie się w nich coś nagannego, gotów jestem to skorygować. Proszę o uwagi
konkretne, a nie ogólnikowe i niejasne.
Znaleźli się krytycy także mądrej postawy księdza Bosko w dziedzinie
nauczania. Dla niego było oczywiste, że w ministerstwie niektórzy politycy, wbrew
ustawie Casati, z roku na rok obostrzyli wrogie przepisy względem swobody
157

16.8 Page 158

▲back to top


nauczania, zdecydowani występować przeciw swobodnemu nauczaniu religii
w szkołach publicznych i prywatnych.
- Przewiduję rychły koniec nauczania religii w szkołach – mówił. – Czasy idą,
co raz gorsze dla Kościoła. Za niewiele lat będziemy zmuszeni zamknąć nasze szkoły
lub mieć nauczycieli z dyplomami.
Dlatego posyłał swych kleryków na egzaminy państwowe, dla zdobycia
patentu nauczania w szkołach elementarnych.
W tym celu zaangażował pewnego profesora, by udzielał lekcji klerykom w
czasie wakacji. Był pierwszym, których posłał swych kleryków na uniwersytet na
wydział literatury, filozofii i matematyki, jak stwierdza kan. Anfossi, należący do owej
grupy. Musieli jednak corocznie zdawać także egzamin z traktatów teologicznych.
W taki sposób ksiądz Bosko wskazywał, jak kler winien stosować się do
współczesnych wymogów by przeciwstawić się nauczaniu laickiemu w szkołach.
Roztaczał opiekę nad znaczną grupą kandydatów do stanu kapłańskiego. Nawet
publicznie dawał wyraz przeświadczeniu, jaką wagę przypisywał studiom świeckim.
Z dalsza przygotowywał przyszły rozwój swego Zgromadzenia, które inaczej nie
mogłoby nawet w Oratorium prowadzić swych szkół.
Ks. Bosko w tej decyzji szedł na rękę Wikariuszowi diecezji, czego
świadkiem był ks. Rua. Niestety, nie wszyscy duchowni, nawet skądinąd świątobliwi
przychylnie patrzyli na te zabiegi. Niektórzy biskupi ganili go za to, że ustępuje przed
niesłusznymi pretensjami władz świeckich i sami nie pozwalali swym klerykom
ubiegać się o te patenty. Rychło jednak spostrzegli swój błąd i przyznali rację księdzu
Bosko.
Święty wzywał, by poddać się tej konieczności dowodząc, że inaczej
nauczanie w szkołach przejdzie w ręce świeckich.
Podobnie radził przełożonym zgromadzeń zakonnych staranie się o
profesorów dyplomowanych dla ich szkół. Początkowo odnoszono się do tego
negatywnie, lecz w końcu przyznano mu słuszność.
By osiągnąć ten cel, nie szczędził trudów ni wydatków. Było jeszcze jedno
niebezpieczeństwo, na które zwracano uwagę księdzu Bosko.
158

16.9 Page 159

▲back to top


- Powiedzcie mu ode mnie – mówił prof. Vallauri – że na uniwersytecie
panuje złowroga atmosfera.
Lecz Święty był przekonany, że jego synowie są dostatecznie ugruntowani
w zasadach katolickich; zresztą czuwał nad nimi przestrzegając: Czy umiecie mężnie
walczyć z szatanem i odnosić nad nim zwycięstwo? – Kochajcie Kościół św. Matkę
naszą, czcijcie Papieża, uczęszczajcie do Sakramentów św. – nawiedzajcie
Najświętszy Sakrament – bądźcie nabożni do Matki Najświętszej, oddajcie jej swe
serce, a pokonacie wszelkie złudzenia świata.
- Pragnąc czynić dobro, zwalczać błędy połóżcie swą ufność w Jezusie
i Maryi a będzie zdolni podeptać względy ludzkie a nawet ponieść męczeństwo.
- Dlatego zostawił w testamencie swym synom troskę o prowadzenie
szkół, zatrudniając dyplomowane siły.
- Daliśmy dostateczną odpowiedź na wszelkie zarzuty czynione pod
adresem księdza Bosko w owych latach.
- Prawda, że jego klerycy nie mogli jeszcze przewidzieć i ocenić
następstw tych posunięć. Ale nie mogli nie wiedzieć, z jaką stałością po bohatersku
pracował dla dobra młodzieży. W całości jego dzieł znajdą się zapewne nieuniknione
ludzkie usterki, nad którymi sam Święty ubolewał i starał się im w miarę możliwości
zaradzić.
- Otóż ci wszyscy donosili często arcybiskupowi Fransoniemu
niekorzystne dla księdza Bosko raporty.
Gdy razu pewnego przybył do niego kanonik Nasi, arcybiskup spytał go:
Jakże więc ostatecznie, czy ksiądz Bosko robi dobrze czy źle? –
Kanonik, jako szczery przyjaciel Oratorium, naświetlił rzeczy należycie, tak,
iż arcybiskup był bardzo zadowolony i pospieszył wyrazić to księdzu Bosko.
Kiedy indziej komisja trzech kapłanów z diecezji, która udawała się do
arcybiskupa z wizytą, złożywszy sprawozdanie o stanie diecezji, wystąpiła przy końcu
z rozmaitymi skargami na Oratorium. Miedzy innymi, zarzucano, że ksiądz Bosko
stworzył w Oratorium własne seminarium ze szkodą dla seminariów diecezjalnych,
a więc także i praw biskupich. – Usiłowano wywrzeć nacisk na prałata, by napisał list
159

16.10 Page 160

▲back to top


do ks. Bosko z dezaprobatą jego zamiaru, nawet insynuowano zamknięcie zakładu na
Valdocco.
Arcybiskup znając dobrze ducha ks. Bosko, pozwoliwszy im się wygadać,
zawołał:
- Zasięgałem informacji od osób zaufanych i nic podobnego się nie
dowiedziałem, co wy twierdzicie. Natomiast wiem, że w Oratorium dzieje się wiele
dobrego. Pozwólcie, więc, by w Turynie ktoś działał to dobro dla dusz, którego ja nie
mogę czynić. Na tym zakończymy przytaczając jeszcze świadectwo kan. Balieso:
„Wydaje mi się, iż nieprzyjaciele księdza Bosko i jego dzieł są w różnej
mierze wrogami dobra. Zresztą sam to widziałem, że osoby z nim współpracujące,
choć różniły się w rzeczach nieistotnych aprobowały jego imprezy. Zdarzało się to
zwłaszcza w początkach Oratorium, że osobistości wybitne pośród kleru patrzyły
podejrzliwie na księdza Bosko i jego dzieła, a nawet występowały przeciw niemu; lecz
przekonawszy się o prawdziwym stanie rzeczy, stawały się jego przyjaciółmi
i dobrodziejami”.
160

17 Pages 161-170

▲back to top


17.1 Page 161

▲back to top


ROZDZIAŁ XXVI
Jesteśmy w grudniu 1859. – Święty na słówkach podawał pewne myśli
związane z tak wielką tajemnicą roku liturgicznego.
- 15 grudnia-
Jutro rozpoczynamy nowennę do Bożego Narodzenia. Opowiada
legenda, że pewien pobożny czciciel Boskiego Dzieciątka wędrując po puszczy
w zimie usłyszał kwilenie dziecka i kierując się do miejsca skąd głos dochodził, ujrzał
piękne Dziecię płaczące.
- Biedne dziecko, w jaki sposób znalazłeś się tu w tej głuszy i mrozie?
Płaczę skoro wszyscy mnie opuścili i nikt nie lituje się nade mną. – usłyszał
odpowiedź.
- Opowiedziałem ten przykład, by na nikogo z nas nie żalił się podobnie
Pan Jezus. Dlatego odprawiajmy dobrze tę nowelę. Z rana w czasie Mszy będą
śpiewane Proroctwa, będzie parę słów zachęty i Błogosławieństwo eucharystyczne.
Polecam wam dwie rzeczy:
1. Pamiętajcie o Boskim Dzieciątku, o miłości, jaką do nas żywi, o dowodach
miłości danych nam łącznie ze śmiercią na krzyżu. Z rana wstając na głos dzwonka
odczuwając zimno, wspomnijcie o Dzieciątku drżącym z zimna na sanie. W ciągu dnia
przykładajcie się dobrze do lekcji i pracy, pilnie uważajcie w szkole dla miłości
Jezusa. Nie zapominajcie, że Jezus wzrastał w mądrości i w łasce u Boga i u ludzi.
Nade wszystko, z miłości ku Jezusowi eucharystycznego wystrzegajcie się uchybień,
jakie mogłyby Je zasmucić.
2. Odwiedzajcie często Jezusa. Zazdrościmy pasterzom, którzy poszli do
żłóbka w Betlejem, widzieli Go narodzonego, ucałowali rączki, złożyli swe dary.
Szczęśliwi Pastuszkowie! – mówimy. A przecież nie ma powodu do zazdrości, gdyż
ich szczęście jest również naszym udziałem. Wszak Zbawiciel znajduje się
w Tabernakulum. Różnica tylko ta, że oni go widzieli oczyma ciała, a my go
oglądamy oczyma wiary i możemy mu sprawić przyjemność często go nawiedzając.
161

17.2 Page 162

▲back to top


A w jaki sposób go odwiedzać?
- Przez częstą Komunie św. W czasie tej nowenny zawsze panowała
w Oratorium wielka gorliwość. Myślę, że to samo będzie i w tym roku. – Innym
sposobem uczczenia Boskiego Dzieciątka to nawiedzanie go choćby na moment
w kościele. Zrozumieliście?.
- 16 grudnia-
Jestem zadowolony, że stopnie z nauki macie dobre, ponieważ jeśli stopnie są
dobre, to uczycie się, a jeśli uczycie się, oznacza to dwie rzeczy: pierwsze, że
zdobywacie sobie wiedzę, drugie, że staniecie się dobrymi chłopcami. Przyniesie to
wam w tym roku nie tylko promocje do wyższej klasy, lecz zyskacie również nagrodę.
– Może powiecie: Jak zrobić, żeby wszyscy otrzymali nagrodę? – Nagrodę daje się
tylko niektórym najlepszym, inaczej ks. Bosko zbankrutowałby, gdyby wszystkim
musiał dać nagrodę. Jednak przy końcu roku zaprosimy rodziców, księży
proboszczów, syndyków, przyjaciół i co za radość będzie dla tych, co się dobrze
uczyli! Zresztą, jeśli nie wszyscy otrzymają pełne stopnie, to czyż nie będzie nagrodą
dla tych, co dostali promocję do następnej klasy, gdy będą mogli sobie powiedzieć:
Zrobiłem, co mogłem, Pan Bóg jest ze mnie zadowolony, rodzice cieszą cię z mego
postępu, mam spokojne sumienie, wzbogaciłem umysł w pożyteczne wiadomości.
Otrzymując dobre stopnie, znaczy także, że jesteście dobrymi, gdyż
motywem głównym nauki jest pobożność. Znaczy to, że Nowenna do Bożego
Narodzenia odprawia się owocnie i że Boskie Dzieciątko dodało wam zapału do
dobrego. Odwagi, więc! Niech ten ogień nie trwa tylko jeden tydzień, lecz wszystkie.
Ci, co otrzymali „bardzo dobrze”– niech starają się zasługiwać nań zawsze; Ci, co
otrzymali „niedostatecznie”niech zachęcą się mówiąc sobie: Jeżeli ten i ów otrzymał
„optime”, dlaczego nie mógłbym i ja? Nie chcę być niższy od innych. – Gdybyście
należycie oceniali tę łaskę, że możecie tu uczyć się, robilibyście wysiłek by nie stracić
ani chwilki czasu. Ilu obecnie wspominając swą młodość wzdycha: Och, gdyby mi
wróciła młodość, jakże bym dobrze ja wykorzystał! Byłbym teraz posiadał więcej
wiadomości, zajmowałbym wyższe stanowisko. A w chwili śmierci powiedzą:
miałbym teraz o wiele więcej zasług na niebo. – Iluż to chłopców gdyby miało okazje
162

17.3 Page 163

▲back to top


do nauki, jak wy, uczyliby się dzień i noc! Tysiące są takich, co proszą o przyjęcie do
zakładu, lecz niestety, nie mogą być przyjęci z braku miejsca. Jeśli jest któryś, kto nie
chce się uczyć woląc leniuchować, mimo tylu poświęceń ze strony waszych rodziców,
przełożonych, którzy robią wysiłki by wam dopomóc, ze strony kolegów dających
wam dobry przykład, to, jaki rachunek zdacie przed Bogiem, jeśli nie skorzystacie
z czasu, jaki macie? Pan Bóg zażąda rachunku nawet z jednej minuty straconej. A cóż
dopiero ten, co traci pół i całe godziny, często całe studium nic nie robiąc. Więc
odwagi moi drodzy! Idźcie dobrą drogą, na którą wstąpiliście, lecz nie zapominajcie,
że chcąc dobrze studiować, trzeba zaczynać ab alto.- Przed nauką odmówcie pobożnie
modlitwę jak mawiał św. Alojzy, Comollo i Dominik Savio.
- 17 grudnia-
Oddawanie rzeczy znalezionych nawet drobiazgów, jakie się odbywa
codziennie u nas, nie pozwala przypuszczać, że który z was zatrzymuje rzecz cudzą.
Lecz ponieważ szatan jest bardzo przebiegły i mógłby kogoś oszukać, pamiętajcie
zawsze, że zabieranie własności drugich to występek najbardziej zniesławiający na
świecie. Gdy raz się, kogo wykryje, to bardzo trudno pozbyć się tej plamy. – To jest
złodziej – powiedzą koledzy! – Złodziej powtarzać będą inni we wsi i będą go
wszyscy unikać. Lecz co najbardziej przeraża, to słowa Pisma św.: „Złodzieje nie
posiądą Królestwa Bożego”. Wiecie, że ani źdźbło nie może pozostać w oku. Tak
będzie w niebie. Tam nie wejdzie ani źdźbło należące do bliźniego. Gdyby, kto umarł
posiadając igłę skradzioną, to by wystarczyło, że nie dostanie się do nieba. Prawda, że
igła rzecz mała, lecz w czyśćcu i za nią trzeba odpokutować. Św. Augustyn mówi:
„Grzech nie będzie odpuszczony, jeżeli wziątek nie będzie zwrócony”. Ktoś
wyspowiada się z kradzieży, lecz nie uzyska od Boga przebaczenia, jeżeli nie zwróci
tego, co ukradł. – Oczywiście, jeżeli może zwrócić i rzecz skradziona jest materią
ciężką. Jeżeli nie może teraz, to przynajmniej winien mieć wolę jej zwrócenia.
Uważajcie na to, że z wielu rzeczy drobnych stopniowo może uróść
materia ciężka. Dziś dwa groszy, jutro krawatka, potem książka, obraz, owoce – i tak
szybko urośnie poważny rachunek przed Bogiem. Jeśli więc nie chcemy narazić się na
zniesławienie publiczne i obciążyć sumienie, strzeżmy się, by nie ruszać tego, co do
163

17.4 Page 164

▲back to top


nas nie należy. Rzeczy cudze winniśmy uważać jak ogień, który parzy. Gdy spadnie
nam na ubranie choćby iskierka, zaraz ja gasimy. Podobnie, jeśli odkryjemy u siebie
rzecz cudzą, choćby drobną, oddać ją na miejsce skąd wzięliście. Jeśli w danym
momencie czegoś potrzebujecie, poproście kolegów. Na pewno wam jej użyczą.
Zresztą są przełożeni, oni zaopatrzą was we wszystko, co potrzebujecie.
- 18 grudnia
Gdy komuś się powie:- Ty łapiduchu, czyścibucie. Słusznie się obrazi.
Otóż niektórzy obrażają się na te słowa, a nie wstydzą się popełniać czynów lub
wymawiają wyrazy brukowe. Dlatego, kto nie chce być uważany za brukowca, winien
wystrzegać się takich wyrażeń. Nie mam zamiaru poniżać ludzi trudniących się niskim
rzemiosłem, gdyż są ludźmi jak i my. Należy im współczuć, gdy są zbyt rubaszni,
dlatego że nie mieli należytego wychowania i zajmowali się rzeczami materialnymi.
Ale wy, którzy macie wyższe wykształcenie nie powinniście używać słów czy
grubiańskich gestów, lecz udowodnić postępowaniem swe wykształcenie. Dlatego
polecam wam wystrzegać się pewnych wyrażeń. Powiecie: Przecież to nic złego
czyścić buty. – To, dlaczego sami nie idziecie do tego zawodu?. Słyszałem już kiedyś
podobne wyrażenie z ust któregoś was, gdy przechodziła pewna osoba obca. Mogłaby
to być jakaś znakomita osobistość, a wtedy, jaką opinię miałaby o naszym zakładzie?
Zapamiętajcie, więc dobrze uwagę, jaką wam dałem i zastosujcie się
w praktyce do niej. – Może, kto powie: Ksiądz Bosko ma rację, lecz to dawny mój
zwyczaj i niechcąco wyrywa mi się z ust to słowo.
- Rozumiem to doskonale, lecz postanówcie walczyć z tym
przyzwyczajeniem. Asystenci zwrócą wam uwagę, wtedy przyjmijcie ją dobrze.
Proście swych kolegów by was upomnieli, gdy wyrwie się wam z ust takie słowo,
a zobaczycie, że stopniowo poprawicie się z tej wady. Uczyńcie to z miłości do
Dzieciątka Jezus.
- 19 grudnia-
Ksiądz Bosko zwykł często zalecać posłuszeństwo. Dziś wieczór powiem o
posłuszeństwie spowiednikowi. Jeśli wam coś poleca przełożony, to przemawia w
imieniu samego Boga, a wy macie go słuchać jak samego Boga.
164

17.5 Page 165

▲back to top


W sposób szczególny winno się słuchać spowiednika. Dlatego winniście przykładać
wielką wagę do jego słowo i uważać je za słowo Boże. Byście wiedzieli jak Pan Bóg
ceni posłuszeństwo spowiednikowi, posłuchajcie pewnego przykładu. Otóż św. Teresa
była obdarzona przez Boga szczególnymi łaskami, lecz spowiednik myśląc, że
pochodzą od szatana, kazał jej pluć na nie. I oto zjawia się jej Pan Jezus. Ona
przeprosiwszy go, spełnia posłuszeństwo. I Pan Bóg wysoce pochwalił ten akt, który
wydawał się wzgardą a był aktem cnoty.
Jeśli będziecie się spowiadać dobrze, nie ma obawy by spowiednik pomylił się
dając wam jakiś rozkaz. Nie zbłądzicie nigdy, gdy go usłuchacie. Rady, jakie wam
daje, niech nie kończą się na spowiedzi, lecz starajcie się szybko je wprowadzać w
czyn. W rachunku sumienia wieczornym zastanawiajcie się nad tym punktem czy
byliście posłuszni. Tak samo w czasie Mszy, nawiedzenia Najświętszego akramentu,
przyrzeknijcie Panu Jezusowi: Uczynię dla twej miłości co mi kazał spowiednik. Jeśli
będziecie trzymać się tego, co wam powiedziałem, uczynicie wielkie postępy w
cnocie.
- Zwykłym pętem, jakim szatan krępuje chłopców jest następujące: wstyd przy
wyznaniu grzechów na spowiedzi. Gdy ich kusi do złego, odbiera go wmawiając, że to
nic. Lecz gdy chcą wyznać grzech na spowiedzi, to go im zwraca, nawet powiększa
wmawiając, że kapłan będzie się dziwił, że tak upadli i nie będzie miał szacunku dla
nich. W ten sposób coraz bardziej popycha dusze do zguby wiecznej. Och, ileż dusz
w ten sposób kradnie szatan często na zawsze! – Lecz wy, synowie, pamiętajcie, że
kapłan nie dziwi się żadnym upadkom, choćby to był nie wiem jak święty człowiek.
On wie, jak wielka jest słabość ludzka, i że jeden moment nieuwagi może być fatalny
dla każdego. Dlatego współczuje. Matka widząc swe dziecko chore, więcej go kocha
niż przedtem. Grzech jest choroba duszy. Gdyby matka mogła uzdrowić dziecko
umierające, jakaż by to była dla niej radość! Otóż grzech jest śmiercią duszy, dlatego
wielką radością dla spowiednika jest, gdy go może przywróci do życia. Pamiętajcie,
drodzy chłopcy, że spowiednik niczemu się nie dziwi i cieszy się z waszego
powstania, wzruszony jest waszą ufnością, kocha was i szanuje więcej niż przedtem.
Mówi Pan Bóg, że większa jest radość w niebie z powodu jednego grzesznika
nawróconego niż z 99 sprawiedliwych. To samo zdarza się spowiednikowi. Powiem
więcej: Nie krępujcie się zbliżać do niego poza spowiedzią, gdyż on po spowiedzi
165

17.6 Page 166

▲back to top


wszystko zapomina. Ten fakt mnie samemu zdarza się ustawicznie.
Zresztą gdyby nawet wspomniał, to będzie się cieszyć więcej myśląc: Tego
syna ja zbawiłem i kiedyś będę mógł go przedstawić Bogu czystym i świętym! Jest to
zadatek i mego zbawienia, gdyż będzie się modlił za mnie. A czy w chwili śmierci nie
będzie to wielką pociechą mieć przy swym boku kapłana znającego nas dobrze
i rozgrzeszającego łatwo? A co do szacunku, jaki żywi kapłan dla penitenta, opowiem
dwa przykłady z życia św. Franciszka Salezego. Otóż raz jego penitent dotrzymawszy
rozgrzeszenie odrzecze biskupowi, który udzielał mu serdecznych napomnień
i wskazówek: Ksiądz mówi do mnie ze współczucia, lecz w głębi duszy mną gardzi.
- Synu, popełniłbym wielką winę, gdybym cię po tak dobrej spowiedzi uważał
jeszcze za grzesznika, owszem widzę cię bielszym od śniegu jak Naaman, który
wyszedł z Jordanu. Kocham cię jak syna, gdyż moją posługą przywróciłem cię do
łaski. Miłość moja równa się szacunkowi, z jakim do ciebie się odnoszę, widząc, że
z naczynia zelżywości, jakim byłeś, stałeś się naczyniem czci i świętości. Och, jak mi
jest drogie twe serce obecnie kochające Boga!
Podobnie spytany przez penitentkę, jak obecnie patrzy na nią, odrzekł: Patrzę
na ciebie jak na świętą!
- Ale świadomość ojca mówi co innego.
- Nie, powtarzam ci. Przed spowiedzią słyszałem o tobie przykre rzeczy
i ubolewałem nad tobą, tak ze względu na obrazę bożą, jak twą własną opinię: obecnie
jednak odnoszę się zgoła inaczej do tego, co mógłby, kto o tobie powiedzieć.
Powtarzam, że jesteś świętą i tak jest rzeczywiście.
- Ależ ojcze mój, przeszłość moja pozostanie zawsze prawdą.
- Nie, bynajmniej, bo jeżeli ludzie będą cię sądzić jak faryzeusz Magdalenę,
po swym nawróceniu zawsze będziesz mieć po swej stronie Jezusa Chrystusa i własne
czyste sumienie.
- Ostatecznie, co jednak myśli ojciec o mej przeszłości?
- Zapewniam cię, że nic nie myślę. Jakżeż chcesz, bym myślał o tym, co już
nie istnieje wobec Boga? Będę tylko chwalił Boga i weselił się z twego nawrócenia.
Tak, chcę się weselić z aniołami w niebie z powodu przemiany twego serca.
166

17.7 Page 167

▲back to top


Ponieważ mówił to ze łzami w oczach, penitentka rzecze:
- Ach, ojciec zapewne płacze nad moim grzesznym życiem.
- Ależ nie – płaczę z radości z powodu twego nawrócenia.
Zrozumieliście, kochani chłopcy? – Jeżeli po tym wszystkim nie czulibyście
się otworzyć swe serce przed spowiednikiem, to zmieńcie go raczej, niż byście mieli
popełnić świętokradztwo i idźcie do drugiego.
- 23 grudnia-
Chcę, byście w święta Bożego Narodzenia byli bardzo weseli. Powiemy
księdzu prefektowi, by wydał odpowiednie polecenia także w kuchni. – Jesteście
zadowoleni? Pomyślę, by was uweselić na ciele, z wy postarajcie się wraz ze mną
o wesołość dla ducha. Boskie Dzieciątko narodzone, które pragnie narodzić się
w waszych sercach, oczekuje od was czegoś szczególnego. Słyszeliście na kazaniach,
ile uczyniło dla was. Zauważcie, że odnosi się to nie tylko do wszystkich ogólnikowo,
lecz do każdego poszczególnie z was. Ojcowie święci twierdzą, że Zbawiciel tak samo
się narodził i umarł za ludzkość jak i za każdego człowieka, by go zbawić. Każdy
zatem może powiedzieć w duszy:
- Jezus Dziecię narodził się i umarł dosłownie za mnie: dla mnie tak wiele
wycierpiał! Jakąż wdzięczność winienem mu za to!
Drogie Dziecię Jezus oczekuje od nas jakiegoś upominku. Cóż mu
damy? – Podsuwam wam dwie rzeczy:
1. Dobrą spowiedź i Komunię św. z obietnicą, że będziemy mu zawsze
wierni.
2. Kto tego jeszcze nie uczynił, niech napisze list do rodziców nie prosząc:
poślijcie mi kiełbasy, słodyczy, owoców etc. Rodzice wiedzą, co lubicie i na pewno
was zaspokoją. Napiszcie raczej jako dobrzy synowie chrześcijańscy życząc im
wesołych świąt, zapewniając o modlitwach, dziękując za trudy dla was ponoszone.
Proście o przebaczenie, jeśli ich, czym w przeszłości obraziliście; przyrzeknijcie być
zawsze posłuszni. Pozdrówcie ich także ode mnie życząc miłych świat i pomyślności
w nowym roku.
167

17.8 Page 168

▲back to top


- W taki sposób sprawicie im wielką pociechę, a co bardziej podoba się Bogu
– uczcicie tym swych rodziców. Nie zapominajcie o swych dobrodziejach, o księdzu
proboszczu, czym zyskacie u nich opinię grzecznych, wdzięcznych i dobrze
wychowanych chłopców. – Wszystkim wam życzę wesołych świąt!
168

17.9 Page 169

▲back to top


ROZDZIAŁ XXVII
W noc Bożego Narodzenia odprawiając pasterkę, Święty pamiętał o swych
dobrodziejach, a wśród nich o hrabim Karolu Caysie. Chciał mu również zrobić miłą
niespodziankę w następujący sposób. Oto hrabia miał przepiękną kaplicę domową we
własnym zamku w Casellette wznoszącym się na górze po lewym brzegu rzeki Dora
Riparia, pod wezwaniem św. Męczenników Persów: Abakusa, Audifaksa, Mariusza
i Marty. Obok niej zbudowano 15 stacji Drogi Krzyżowej. Hrabia z dawna prosił
księdza Bosko o wyjednanie u Papieża odpustu zupełnego w dniu 10 stycznia, dla
odwiedzających kaplicę. Łaska została udzielona reskryptem papieskim z dnia 20
grudnia 1859 przesłanym na ręce ks. Bosko.
Wieczorem, 29 grudnia święty tak przemówił do chłopców:
- Rok wnet się zakończy: czas ubiegły już nie wróci. Jeśli go wyzyskaliśmy
dobrze, będzie nam na wieczną chwałę; jeśli źle, wieczną niesławą. Co się już stało,
nie odstanie się. Przynajmniej ostatnie dni roku zakończymy dobrze poprawiając się
z uchybień, a praktykują cnotę.
A w przeddzień nowego roku tak mówił na słówku:
- Drodzy chłopcy, wiecie jak was kocham w Panu i jak pragnę waszego dobra.
To trochę wiedzy i doświadczenia, jakich nabyłem, wszystko, czym jestem i co
posiadam, moje modlitwy, praca, zdrowie, własne me życie, oddaję dla was. W każdej
rzeczy i codziennie możecie zawsze liczyć na mnie, zwłaszcza w sprawach zbawienia
duszy. Ze swej strony jako upominek gwiazdkowy daję siebie samego; może to
niewiele, lecz jeśli mówię, że oddaję wszystko, co znaczy, że nic nie zatrzymuję dla
siebie.
Przejdźmy teraz do upominku. Otóż dla wszystkich w ogólności: Róbcie
dobrze znak Krzyża św. nie oglądajcie się, gdy służycie do Mszy św. – Polecam
milczenie w sypialni – nie zawierać żadnych kontaktów bez pozwolenia, nie czytać
nieodpowiednich książek i pism. Gdy komuś przyjdzie wątpliwość, co do danej
lektury, niech spyta przełożonego. Mam nadzieję, że wcielicie w czyn moje zalecenia
a przez to będę pewny, że ten rok zakończy się z doskonałą miłością i weselem ducha.
169

17.10 Page 170

▲back to top


Dlatego przebaczam wam wszelkie wasze uchybienia, a wy również przebaczajcie
wzajemnie sobie urazy. Pragnę, byście zaczęli rok 1860 bez żadnych kwasów
i melancholii. Gdyby ktoś miał stać za karę w kącie, niech mu będzie darowane.
Jestem gotów przejść do porządku nad wszystkimi waszymi uchybieniami
i przyrzekam nie wspominać o nich więcej. Chcę jednak byście tak samo postępowali
między sobą. Przebaczyć znaczy darować na zawsze.
Teraz przechodzę do szczegółów. Otóż gimnazjaliści, którzy zdobywają
wiedzę doczesną niech starają się nabywać wiedzy wiecznej, cnót, oraz praktykować
je.
Aprendyści, którzy nie mają wiele czasu myśleć o swej duszy w ciągu dnia
powszechnego, niech przynajmniej myślą o niej w święta uczestnicząc pobożnie we
Mszy oraz w nieszporach. Niech się starają również w te dni przystąpić do
Sakramentów św.
Klerykom powiem, że są sprzedani dla nieba, dlatego nie powinni myśleć
o rzeczach ziemskich: cały wysiłek niech kierują do chwały bożej i zbawienia dusz.
W tym celu wszystkim zalecam dopomaganie sobie wzajemnie w zbawieniu duszy,
najpierw przez dobry przykład, radę. Szczęśliwi będziemy, jeśli przeszkodzimy wśród
towarzyszy nawet grzechowi powszedniemu: podsuwać dobrą lekturę, zachęcać do
posłuszeństwa, demaskować wilków w owczarni, słowem pamiętać o poleceniu
wielkiego świętego: „Divinorum divinissimum est cooperari in salutem animarum”.
Kapłanom zalecam gorliwość około zbawienia dusz. A cóż powiem sobie
samemu? – Powiem to (ze łzami w oczach), że czuję jeden rok więcej na swych
barkach. Rok mniej do życia, którego obyśmy nie żałowali, że przeżyliśmy daremnie.
Czuję swą odpowiedzialność z dnia na dzień ciążącą na mnie, że zdam surowy
rachunek przed Bogiem za duszę każdego z was. Robię, co mogę, moi drodzy, lecz wy
dopomagajcie mi.
W końcu wszyscy razem przyrzeknijmy Panu Bogu wykorzystać dobrze
pozostałe życie kochając Go i służąc Mu, dziękujmy za dobrodziejstwa otrzymane i za
to, że raczył nas zachować do roku 1860. Tę łaskę nie wszyscy otrzymali. Magone,
Berardi, Capra, Rosato, Odetti i innych już nie ma miedzy nami. Przeszli do
wieczności, by zdać rachunek Bogu ze swych czynów. Dlatego wam polecam
170

18 Pages 171-180

▲back to top


18.1 Page 171

▲back to top


utrzymywać sumienie czyste, gdyż i was Bóg może powołać w przyszłym roku na
swój sąd. Polecam tym, którzy ze wstydu lub z obawy nie śmieli wyspowiadać się
przed własnym spowiednikiem, by go zmienili i poszli do drugiego, lecz by nie
zaniedbali wyrównać swych długów.
Jest rzeczą pewną, że w przyszłym roku o tej porze nie będzie nas tu
wszystkich. Odmówmy, więc Ojcze nasz za tych, którzy w przyszłym roku przejdą do
wieczności oraz za zmarłych w kończącym się roku.
Ksiądz Bosko odmówił Ojcze nasz, Zdrowaś Mario i Wieczny odpoczynek za
zmarłych, zszedł z ambony. Zgodnie ze swym zwyczajem dawał w następnych dniach
prywatnie każdemu upominek gwiazdkowy. Polegał on na odpowiedniej wskazówce
w paru dosadnych słowach dostosowanych do potrzeb każdego chłopca.
Każdy wyrył sobie głęboko w pamięci otrzymany upominek. Rzecz
szczególna, przy tak wielkiej liczbie (300), każdy otrzymał sobie właściwą naukę.
Równocześnie ksiądz Bosko otrzymywał od swych wychowanków
„Upominek”w formie listu, w którym wyrażone były własne każdego potrzeby
i sekrety poufne. Raz proszono o radę, dawano wyjaśnienia, wyjawiano nieporządki,
czy nawet z szacunkiem udzielano pewnych rad. Przyrzekano być dobrymi
w przyszłości, pilność w nauce i pracy oraz modlitwy za przełożonych.
Jan Bonetti w swym notatniku zapisał: „Otrzymałem od księdza Bosko
upominek gwiazdkowy w liście, wieczorem 31 grudnia 1859. – Zwyczajem swoim
szepnął mi do ucha te słowa: „pokora i praca”.
171

18.2 Page 172

▲back to top


ROZDZIAŁ XXVIII
Z końcem roku 1859 ksiądz Bosko publikował i rozsyłał kalendarz
„Galantuomo”z dziwną i ciekawą przedmową. Były to różne przepowiednie mające
się spełnić w ciągu 1860 i następnych lat. Święty nie myślał, by go uważano za
niezwykłą osobistość, z którą by nie można podowcipkować lub współczuć. Za to
liczył, że kalendarz przyniesie czytelnikom jakąś korzyść. Stało się jednak inaczej,
wywołał, bowiem nie małe wrażenie nie tylko u skromnych obywateli, lecz nawet
w pałacach rządowych. A oto treść powyższej przedmowy:
I – „Galantuomo”do swoich przyjaciół –
- Nim przemówię do was drodzy przyjaciele, pierwej wspomnę o pewnych
zaszłych zmianach. Otóż na wstępie czytacie zamiast Kalendarz Narodowy –
Almanach Lombardo-Piemoncki. To znaczy, że sam również opowiadam się za
przyłączeniem owej prowincji. Chcę przez to zaznaczyć, że prawdziwi gentelmeni nie
są przeciwni przyłączenia Lombardii do Piemontu. W tym roku nie zobaczycie mnie w
berecie z ogonkiem i dowiecie się, jaki był powód tego. Zaprzestałem handlować i
przemawiać na jarmarkach, bo nie orientuję się jeszcze, co do miejsca, sposobu i
czasu, w jakich mają się odbywać jarmarki w nowym państwie. Dlatego wolę całkiem
zamilczeć o tym. Mogę natomiast zapewnić, że sprawy, które poruszę uważam za
wiele ważniejsze do płaczu i do śmiechu. Opowiem wam o mych wojennych
przygodach: Wystąpię w roli historyka oraz świadka naocznego, w roli proroka, gdyż
oznajmię wam przyszłość, a w końcu dla rozweselenia was zaśpiewam wam canzonę.
VII – Pewne i niepewne – pragnienie pokoju –
obawa przed wojną – smutne przeczucia.
Może któryś z was, drodzy przyjaciele, spyta: No cóż, Galantuomo, będzie
w tym roku pokój czy wojna? – Odpowiadam rozróżniając między tym co pewne a
niepewne. Pewne jest, że jeśli ludzie nie rozpoczną wojny, to będziemy mieli pokój.
172

18.3 Page 173

▲back to top


Tak to wygląda, jakby w ręku ludzi był pokój i wojna. Mówię to z almanache. Lecz
jeśli chodzi o moje własne życzenie, powiem z całej duszy: od wszelkiej wojny
wybaw nas Panie. O Boże daj nam pokój po wszystkie czasy. Bo jest rzeczą straszną,
gdy ludzie zdrowi i silni na podobieństwo Samsona, mordują się wzajemnie i umierają
na polu walki jak dzikie bestie! Ach, co za nieszczęście! Wszyscy, co byli na wojnie,
wiedzą, co to jest wojna i mówią: od wszelkiej wojny wybaw nas Panie.
- A twoje przeczucie Galantuomo, jakie są?.
Jeśli chcecie wiedzieć, co myślę jako wasz przyjaciel, to powiem. Uprzedzam
tylko, że nie mogę zapewnić, iż sprawy tak się potoczą jak myślę. Powiem, co ja
myślę i czego lękam się w przyszłości. Uważajcie więc.
- Obawiam się, że w roku bieżącym znowu będzie wojna. Moje proroctwo
opiera się na tym, co mawiała moja matka. Pamiętam, że moja matka, kiedy jeszcze
żyła, mawiała zawsze: wojna to chłosta, jaką Bóg zsyła na ludzi za grzechy. A grzechy
te nie ustają. Zapewniam, że będąc w wojsku spotykałem wielu żołnierzy cnotliwych
modlących się do Boga. Ale wielu także bluźniło przeciw Papieżowi, biskupom,
kapłanom. Bluźnili w czasie walki, gdy byli ranni, nawet, gdy umierali. Słyszałem
bluźniących po francusku, po włosku, po piemoncku.
Wróciwszy do domu z wojny myślałem, że zastanę pełne kościoły ludzi
dziękujących Bogu, że ustała wojna. Natomiast widziałem wielu malkontentów, którzy
woleliby wojnę miast pokoju. Co gorsza wszędzie słychać przekleństwa i złorzeczenia,
gorsze niż u żołnierzy. Gwałci się dni świąt. Ludzie stronią od kazań, od spowiedzi,
wielu (choć nie są heretykami lub Żydami) przystępuje rzadko do Sakramentów,
niektórzy wcale, a wielu gani dobro czynione przez innych. – O wy błazny: myślicie,
że Pan Bóg jest jakąś marionetką i do czasu kazał zachowywać swe Przykazania na
górze Synaj?. Kto je zachowa będzie błogosławiony i wynagrodzony w życiu
obecnym i przyszłym; a kto nimi wzgardzi, zostanie ukarany w życiu obecnym
i przyszłym. Chcąc nie chcąc, piekło czeka tych, co nie zachowują praw bożych.
Wybaczcie mi to uniesienie. Gdy mówię o religii, czuję ogień w sobie i z trudnością
mogę poskromić ten żar palący mnie i zmuszający do mówienia. Obecnie wspomnę
o innych plagach, których obawiam się w nadchodzącym roku.
Będziemy mieli inną wojnę, która choć nie wytoczy wszystkiej krwi, to wiele
173

18.4 Page 174

▲back to top


dusz pośle do piekła. Będą dwie straszliwe choroby, których nie chcę wymieniać,
a których groźne skutki zobaczycie. Dwie wybitne osobistości znikną z areny świata
politycznego. Wielu ojców i matek nie znajdzie sposobu na nieposłuszeństwo swych
dzieci, płakać będą z powodu przykrości od nich zaznanych, opłakiwać niezgodę
nurtującą w ich rodzinach. Poszukiwać będą na to lekarstwa z znajdą truciznę,
ponieważ jedynym środkiem zaradczym jest religia, którą sami pomiatają.
Wino sprzedawać się będzie za niską cenę, a za wysoką chleb. Jeden kraj
zostanie zdruzgotany trzęsieniem ziemi, parę innych nawiedzonych klęską mrozów,
gradów i suszy. Chciałbym wam powiedzieć jeszcze o innych sprawach, lecz nie
śmiem. Powiem tylko, że klęski będą ciężkie, mają nadejść już w tym roku, i że
jedynym środkiem na ich oddalenie lub zmniejszenie jest życie religijne, unikanie
grzechu.
Takie są moje przeczucia. Powiecie mi: Galantuomo, jesteś już stary, dlatego
jak inni starcy, wszędzie wietrzysz strach, nawet tam gdzie go nie ma.
Odpowiadam na to: Prawda, że będąc niemłodym biorę wszystko poważnie
jak inni starzy ludzie. Miejcie jednak na uwadze, że ta powaga starców opiera się na
doświadczeniu, a doświadczenie to mistrz, który się nie myli.
Pragnę z całego serca, by moje przepowiednie się nie sprawdziły, i żeby za
rok, kiedy znowu odwiedzę, żebyście mogli mi powiedzieć, byłeś fałszywym
prorokiem. Będę zadowolony tłumacząc się wówczas, że byłem tylko prorokiem
z almanachu.
Po takim wstępie znajdowały się interesujące opowiadania jak np. „Powrót
rekruta rannego pod Palestro”, opis odwagi naszych żołnierzy na froncie, przy końcu
sonet humorystyczny.
Kalendarz nie uszedł uwagi wywiadu policyjnego. Tym bardziej, że
planowano w przyszłym roku inwazję na Państwo Kościelne oraz przyłączenie
królestwa neapolitańskiego do Piemontu. Przygotowania ukrywano w ścisłej
tajemnicy. Lecz wiadomości z Galantuomo, mino, że niejasne dla prostaczków,
odsłaniały plany machinatorów podziemnych. Dlatego w obawie, że w ich szeregach
174

18.5 Page 175

▲back to top


są zdrajcy, próbowali wysondować od samego autora, jaki był motyw tych wieści.
Ks. Bosko otrzymał wezwanie stawienia się w ministerstwie spraw
wewnętrznych. Przyjęto go bardzo grzecznie i nawiązała się następująca rozmowa:
- Czy to ksiądz jest redaktorem tego almanachu?
- Tak jest, panie ministrze.
- Dlaczego ksiądz pisze o spawach niepokojących obywateli? Czy ksiądz zna
może przyszłość albo bawi się w proroka?
- Przecież piszę tylko do almanacha.
- Ale skąd czerpie wiadomości tak precyzyjne?
- Czy napisałem coś absurdalnego?
- Pytam księdza, skąd czerpie te wiadomości; ksiądz musi mieć jakieś poufne
rewelacje.
- Doprawdy nie wiem, co na to odpowiedzieć. Od nikogo nie dowiadywałem
się poufnych spraw państwowych. Myślę jednak, że nie popełniłem przestępstwa za to,
co napisałem.
- Nie o to chodzi. Ksiądz musi opierać się na czymś swe przepowiednie.
Uważam jednak, że zrobiłby lepiej, gdyby nie zajmował się tego rodzaju kwestiami.
- Ach gdybym to wiedział. Proszę być pewny, że nie zamierzam sprawiać
panom nieprzyjemności. Zresztą powtarzam, że nikt nie będzie skompromitowany
z mojej przyczyny.
- Czy zatem ksiądz chce, bym wierzył, że posiada wiedzę tajemną
o przyszłości?
- Może pan wierzyć w to, co mu się podoba.
- Ostatecznie, więc, wezwałem księdza po to, by mu oświadczyć, że
niebezpieczne jest wchodzić w pewne sprawy, którymi jest zainteresowany rząd.
- Wybaczy pan minister, nie widzę tu żadnych powodów niebezpieczeństwa
dla państwa. Choćbym był uważany za proroka, to ministerstwo może powziąć pewne
zarządzenia albo nie uznając mnie za proroka, albo wcale nie przejmując się mymi
175

18.6 Page 176

▲back to top


proroctwami.
Minister ze znaczącym uśmiechem zalecił księdzu Bosko na przyszłość pewną
ostrożność i pożegnał go.
176

18.7 Page 177

▲back to top


ROZDZIAŁ XXIX
Wchodząc w rok 1860 uważamy za stosowne wdrożyć czytelnika w system
wychowawczy księdza Bosko. To, co dotychczas powiedziano o nim i jego dziele,
jeszcze nie wystarcza, gdyż miłość wynalazcza Świętego była niewyczerpana.
Wiele osób swego czasu pytało księdza Bosko na temat jego systemu
wychowawczego, w jaki sposób potrafi tak szczęśliwie prowadzić chłopców na drogę
cnoty. Święty zwykł odpowiadać:
- Mój system uprzedzający to miłość! – Indagowany o dalsze wyjaśnienia
i wskazanie środków, za pomocą których mogłaby zatriumfować ta miłość kiedyś
wyraził się:
- Święta bojaźń boża wpajana w serca młodzieży. Lecz św. bojaźń boża jest
jedynie początkiem mądrości – jak pisał rektor seminarium w Montpelier w 1886:
niech ksiądz raczy mi wyjawić swój sekret, bym mógł się nim posłużyć dla dobra
mych alumnów.
- Ksiądz Bosko czytając ów list na Kapitule mówił do członków obecnych na
posiedzeniu: Chcą bym wytłumaczył mój system wychowawczy. Ależ ja sam tego nie
potrafię! Szedłem zawsze naprzód bez żadnych systemów, stosownie do natchnień
bożych i okoliczności.
Stwierdzamy jednak, że miał on właściwy sobie system, który w paru słowach
tak by można wyrazić: miłość, bojaźń boża, zaufanie do przełożonych, frekwencja
sakramentalna, okazja do spowiedzi. To prawda, jak widzieliśmy
i zobaczymy – Pan Bóg w sposób szczególny wspierał go ustawiczną łaską. Ta
specjalna łaska posiłkowa stanowiąca jakby podstawę systemu, była tylko jemu dana:,
lecz w sposób sobie właściwy odtwarzała się w każdorazowym przełożonym
salezjańskim, wczuwającym się w swe zadanie kierownika dusz.
Ks. Bosko powtarzał: Każde słowo kapłana winno tchnąć solą zbawczą w
każdym miejscu i z każdą osobą. Ktokolwiek zbliża się do kapłana, winien być
zbudowany i odnieść korzyść na duszy!
Obcując jako kapłan z otaczającym go światem wpływał dodatnio na stykające
177

18.8 Page 178

▲back to top


się z nim osoby, zwłaszcza na chłopców przebywających w Oratorium. Uważał ich za
drogocenny depozyt powierzony mu przez Opatrzność i w rozmowie chlubił się nimi
powtarzając: Pan Bóg mi ich posłał, Pan Bóg nam posyła chłopców. To nasze konto.
Och! Iluż jeszcze chłopców pośle nam Pan Bóg w przyszłości, jeśli zdołamy
odpowiedzieć pieczołowicie jego łaskom. Zabierzmy się gorliwie i z poświęceniem do
ich zbawienia.
W rozmowie z poszczególnymi chłopcami pierwszym słowem było zawsze,
jak jest ze zbawieniem twej duszy? –
Uprzejmość ojcowska, stale łagodny wyraz twarzy, uśmiech dobrotliwy
pociągający doń serca, usposabiał do szczerości.
Chcąc podnieść na duchu chłopca i zmniejszyć jego tęsknotę za rodziną, jak
bywa zwyczajnie u nowo przybyłych, odzywał się:
- Jak miło jest mi cię widzieć! Przybyłeś do nas chętnie, nieprawdaż?. No
powiedz mi, jak się nazywasz? Skąd pochodzisz?
Chłopiec odpowiadał i nabierał śmiałości.
Zaczynając od tych dobrodusznych pytań w tonie uprzejmej powagi,
z uśmiechem pytał dalej:
La, La – zniżając głos i pochylając się ku chłopcu – pomówmy o czymś
ważniejszym, hę. Wiesz co, chciałbym, żebyśmy zostali przyjaciółmi! Czy chcesz być
moim przyjacielem? Chcę dopomóc ci w zbawieniu twej duszy! No, jak się mamy na
duszy. Byłeś grzeczny w domu? A tu będziesz chyba lepszym, nieprawdaż? –
Otworzysz mi swe serce? Chciałbym byśmy poszli do nieba razem! Czy rozumiesz, co
chcę od ciebie? Przyjdziesz do mnie? Wieczorem pomówimy z całym zaufaniem;
dowiesz się o pięknych rzeczach, które ci się spodobają? – Co, dobrze?
Chłopak uśmiechał się, przytakiwał, odpowiadał tak, nie, lub miał
spuszczone oczy, rumieniąc się wedle pytań, które nie były zbyt natarczywe ani
zmuszające do odpowiedzi. Ksiądz Bosko tymczasem bystro obserwował chłopca,
zgadywał jego usposobienie, zdolności, serce. 240
Tom VI Str. 361-380
178

18.9 Page 179

▲back to top


- Jak to? dziwił się pan Gatti – to w szkole dyskutuje się listy Papieża?
- Nie jest to cały list, lecz wyjątek z listu jako wzór klasycznej łaciny
Cyceroniańskiej.
Pan Gatti nie znając się na łacinie pominął to, choć zauważył:
- Jakkolwiek bądź tego rodzaju autorzy nie powinni mieć miejsca w szkole.
- Ja bynajmniej nie wykładałem pism papieskich uczniom. Przytoczyłem
jedynie urywek prozy łacińskiej do przetłumaczenie. Na ćwiczenia raz w tygodniu
wybieram teksty odrębne. Tekst jaki wpadł mi pod rękę, uznałem za stosowne do
poziomu mej klasy, dlatego go podyktowałem. Myślę, że nie przekroczyłem żadnej
ustawy szkolnej.
Na nic się zdały wszelkie tłumaczenia. Wizytatorzy zebrawszy dowody
spisku, poczęli przepytywać po kolei uczniów. Ponieważ zadzwoniono na obiad,
odłożono śledztwo na popołudnie.
Urzędnicy wykorzystali czas na poszukiwania w domu za rzekomym „corpus
delicti”. Nie było zakamarka, do którego by nie zajrzeli. Przewracali wszystkie
sprzęty, weszli nawet do jadalni, gdzie jeszcze byli chłopcy. Interesowali się, co jedli.
Zajrzeli do kuchni. Kosztowali chleba i minestry. Przewracali garnki, węszyli w
szafach i workach z ryżem.
Pan Gatti, snać najgorliwszy ze wszystkich, spostrzegłszy świeżo otynkowany
mur, pukał w ścianę, myśląc że tu może odkryje „corpus delicti”. W pewnym miejscu
z szafy wypadły dwa szczury. Ks. Bosko począł się śmiać.
- Czemu ksiądz się śmieje – spytał Malusardi.
- Panowie bardzo sumiennie dokonujecie śledztwa, wypłaszając szczury z
zakamarków.
Zlustrowano piwnicę, zaglądano do pustych beczek. Ujrzawszy dużą kadź
spytali, czy jest pełna, czy próżna.
- Niestety, próżna – odrzecze ks. Bosko.
Stąd przeszli do kościoła, warsztatów, klas szkolnych. Otwierali stoliki,
pulpity, nic nie pominięto, nawet w gorliwości wchodzili do klozetów. Lustrowali
179

18.10 Page 180

▲back to top


sypialnie, przewracali poduszki, wytrząsali worki od bielizny.
Wybiła godzina druga po południu, gdy zmęczenia zaprzestali poszukiwań.
Ks. Bosko mógł wreszcie pójść coś przełknąć, gdyż od rana był na czczo.
Przesłuchiwano znów uczniów drugiej gimnazjalnej.
- Powiedzcie, co dodał od siebie profesor po ukończonym dyktandzie listu
pasterskiego Papieża? Odpowiedzi nie były zadowalające.
- Powiedz, co słyszałeś o pewnych machinacjach i udrękach papieża?
- Nie przypominam sobie: wiem tyle, że po lekcji szybko wyszedłem ze
szkoły.
Tu wtrącił się profesor Pettiva: Panie wizytatorze, u nas zwyczajowo nie mówi
się o polityce, dlatego proszę takich pytać uczniom nie stawiać.
Przepytywano jeszcze uczniów z innych klas stawiając pytanie w rodzaju:
Czyje obecnie są Legacje, Marchie, Umbria?
- Co to jest władza doczesna papieża? Kto obecnie rządzi w Italii? Jakie
książki czytacie na lekturę domową?
Jak traktowali młodzież świadczy następujące przesłuchanie chłopca
Costanzo:
- U kogo się spowiadasz?
- U księdza Bosko.
- Od jakiego czasu?
- Od dwóch lat, jak tu jestem.
- Chętnie spowiadasz się?
- Bardzo chętnie.
- A cóż ci takiego opowiada na spowiedzi?
- Daje mi dobre rady.
- Powiesz mi którą z nich?
- Mówił mi, że nie dobrze jest rozmawiać o rzeczach usłyszanych na
180

19 Pages 181-190

▲back to top


19.1 Page 181

▲back to top


spowiedzi. Zresztą, jeśli panu tak na tym zależy, to proszę iść do spowiedzi do księdza
Bosko, a usłyszy ją.
- Nie mam teraz czasu. Powiedz mi, czy ci mówi, że papież jest święty?
- Mówi, że papieża nazywamy ojcem świętym. Jestem przekonany, że jest
święty, gdyż jest tak dobry i ponadto jest zastępcą Jezusa Chrystusa.
- Czy nie mówi, że zbrodniarzami są ci, co wydarli mu jego państwo?
- Te rzecz nie należą do spowiedzi.
- A czy nie są to grzechy?
- Niech o tym sami pomyślą winni. Ja ich nie popełniłem,.
Wreszcie urzędnicy znużeni bezowocnym trudem odeszli. Zabrali paczkę
obrazków z każdej klasy. Książkę o Dominiku Savio, a ks. Bosko ze swej strony dął
im kopie Regulaminu domowego. Z tego Regulaminu – rzecze Święty – będą mogli
panowie zorientować się, w jakim duchu wychowuje się tutejszą młodzież. Przekonają
się, jak bezpodstawne są zarzuty mu stawiane.
Ks. Bosko zjawiwszy się wśród chłopców zachęcili, by poszli do kościoła
podziękować Bogu.
Święty miał satysfakcję, bo dwóch wizytatorów przyszło do niego do
spowiedzi. Tak stwierdza kan. Ballesio.
181

19.2 Page 182

▲back to top


ROZDZIAŁ XLV
W czasie prześladowania Święty nie tracąc ducha przemawiał do zebranych
swych współpracowników: Nie lękajcie się niczego: Pan Bóg nas nie opuści. Nasze
pokorne Towarzystwo pójdzie naprzód z jego pomocą!
Jakby żył w zupełnym spokoju, przygotowywał doniosły akt dla rozwoju
i postępu Towarzystwa. Oto dnia 7 czerwca, na dwa dni przed drugą rewizją odbyła
się konferencja dla członków w liczbie 20. Najpierw polecił uważnie przeczytać nasze
Ustawy, które na następnym zebraniu zostaną podpisane przez wszystkich. Zamierzał
je posłać arcybiskupowi Fransoniemu do zatwierdzenia.
Ktoś zaproponował, by księdzu Bosko przysługiwało prawo wyboru sobie
radców kapitulnych. On jednak przytaczał mądre racje za tym, by byli wybierani przez
całe Towarzystwo.
Po rozejściu się wg kroniki Ruffino, w obecności kilku pozostałych przy nim,
wyraził się, że sytuacja we Włoszech od tego roku zmieni się zasadniczo. Miał
widocznie na myśli zjednoczenie Italii pod jednym władcą.
Dnia 11 czerwca po modlitwach wieczornych, ponowne zebrał członków
Towarzystwa. Podobnie jak w scenie ze St. Testamentu przy wyjściu z niewoli
egipskiej Hebrajczyków, wszyscy przyrzekali sobie nie rozłączać się ze sobą, lecz
trwać wiernie zjednoczeni ślubami.
Czytamy w kronice ks. Ruffino: Dnia 11 czerwca podpisaliśmy Ustawy
Towarzystwa św. Franciszka Salezego i przyrzekliśmy sobie wzajemnie, na wypadek
gdyby nie można było wspólnie praktykować ślubów, to, że na swoim miejscu, we
dwóch a nawet jeden będzie rozwijał nasze Pobożne Towarzystwo zachowując wiernie
o ile to będzie możliwe jego ustawy. A oto ów dokument:
- Eccellenza Reverendissima
Niżej podpisani pragnąc zapewnić sobie zbawienie zjednoczyliśmy się
w życiu wspólnym, by móc łatwiej spełniać co dotyczy chwały bożej i zbawienia dusz.
Dla zachowania jedności ducha i karności zakonnej zostały sformułowane Ustawy na
182

19.3 Page 183

▲back to top


wzór stowarzyszeń zakonnych. Z wykluczeniem polityki, dążyć się będzie do
doskonałości, zwłaszcza przez praktykę miłości bliźniego. Próbowaliśmy powyższe
ustawy stosować w praktyce i uznaliśmy to za odpowiednie i korzystne. Istnieje
jednak obawa pewnych złudzeń i pomyłek, o ile nie zostanie się pod kierownictwem
Autorytetu ustanowionego przez Boga, którym jest św. Matka Kościoła. Dlatego
udajemy się, do Waszej Ekscelencji prosząc pokornie o przejrzenie załączonego
dokumentu Ustaw, dokonanie w nich zmian, poprawek, dodatków wedle tego co mu
Bóg natchnie.
Uznajemy w Tobie Ekscelencjo, Najczcigodniejszy Arcypasterzu, tego, który
nas łączy z najwyższym hierarchą Kościoła Jezusa Chrystusa. Składając niniejszą
pokorną prośbę błagamy o arcypasterskie błogosławieństwo. /następują podpisy/.
Odpowiedź arcyb. Fransoniego brzmiała:
- M. Reverendo Signore
Otrzymałem pismo z dnia 13 czerwca br. wraz z załączonymi Regułami, które
już znam, lecz nadal chcę jeszcze studiować, a przy sposobności odeślę do Rzymu.
Zamierzam poradzić się kompetentniejszej ode mnie osoby, odnośnie życia
wspólnego, a tymczasem podaje krótką uwagę odnośnie Reguł.
Dowiedziałem się z przykrością o prześladowaniu, jakie P.W. spotkało. Dzięki
Bogu, że zdrowie P.W. księdza nie ucierpiało. Piszę na prędce ze względu na liczne
zajęcia. Proszę Boga o obfite błogosławieństwo dla jego Osoby oraz wszystkich
członków Pobożnego Towarzystwa. Polecając się modlitwą etc.
- Suo Dev. Mo ed aff. Mo Servo + Alojzy arcyb. Turynu
Taka była odpowiedź Świętego na groźby świata, który nadal mu się
przeciwstawiał. W parę dni po ostatniej rewizji, kwestor Chiapussi wezwał do siebie
wszystkie osoby świeckie, pełniące jakiekolwiek zajęcia w Oratorium, na
przesłuchanie.
Chciał dowiedzieć się, jaka była polityka księdza Bosko, czy wiedzą coś
o pieniądzach otrzymywanych od papieża na organizację wojskową, kto finansuje jego
183

19.4 Page 184

▲back to top


imprezy.
Wszyscy jedno zgodnie oświadczyli: Nie słyszeliśmy nigdy, by ks. Bosko
mówił o wojnie, o broni: on szuka po całym świecie wsparcia. Wśród
przesłuchiwanych był niejaki Dominik Goffi majster szewski i odźwierny. Miał lat 40,
znał dobrze księdza Bosko, a choć był kulawy, miał język dobry. Choć nigdy dotąd nie
stawał w urzędzie, obecnie rezolutnie odpowiedział:
- Panie kwestorze, pyta mnie pan o politykę księdza Bosko. Otóż znając go od
wielu lat oświadczam, że cała jego polityka polega na zabieganiu o chleb dla jego
chłopców.
- A czy nie mówił nigdy, że chce się zaciągnąć w szeregi papieskie, by
prowadzić wojnę z naszym królem?
-. Jako portier mam do czynienia z najstarszymi chłopcami i mogę zaręczyć,
że od nikogo nie słyszałem, by stawiał mi podobną propozycję. Mówi często o walce
z szatanem bronią modlitwy, przystępowaniem do Sakramentów św. lecz nie miesza
się nigdy do polityki.
- Mówi się, że papież posłał mu dużą sumę pieniędzy. Czy słyszał pan coś
o tym?
- Wiem, że w r. 1858, gdy ks. Bosko był w Rzymie dostał od papieża pewną
sumę, by urządził podwieczorek dla młodzieży trzech oratoriów w Turynie. Lecz nic
mi nie wiadomo, by osobno posłał wielką sumę, jak pan twierdzi. Gdyby tak było, to
by ksiądz Bosko nie chodził po mieście żebrząc o wsparcie dla swych sierot i nie
nachodziliby go tak wierzyciele. Jako portier byłem nieraz świadkiem scen
wzruszających. Zjawiają się wierzyciele prosząc, grożąc, domagając się zapłaty. On
zawsze przyrzeka zadowolić ich do ostatniego szeląga. Ale na razie nie ma ani grosza.
Będąc szewcem w zakładzie wiem, że nie chciano mu więcej dostarczać skóry, bo
ks. Bosko nie płacił na czas. Gdyby ks. Bosko, jak sądzi pan kwestor miał wiele
pieniędzy, czy by nie użył ich by się uwolnić od tych kłopotów?
- A pieniądze, jakie posyła swym krewnym, którzy kupują morgi, stawiają
domy i pałace, skąd bierze?
- To nie prawda, panie kwestorze. Ksiądz Bosko nie ma nikogo prócz jednego
184

19.5 Page 185

▲back to top


brata, który pracuje ciężko na roli z synami.
- Słyszałem, że urządza dla chłopców wczasy w Castelnuovo d' Asti, więc
gdzie ich gromadzi?
- We własnym domu, w zwykłej chałupie wiejskiej ledwie chroniącej od
deszczu.
- Niech będzie jak mówicie, lecz nie można zaprzeczyć, że otrzymuje
pieniądze. Czy moglibyście mi powiedzieć, jacy są ważniejsi jego dobrodzieje?
- Ja również wierzę, że ma w Turynie wielu dobrodziejów, inaczej setki sierót
umarłoby z głodu lub musieliby się tułać na ulicy. Wszyscy ludzie ze sercem udzielają
mu pomocy, lecz nie wiem, jacy są po nazwisku. Wyznaję, że pragnąłbym, by to byli
wszyscy Turyńczycy łącznie z panem kwestorem. Mogą być pewni, że ich ofiary nie
pójdą na marne.
Tego rodzaju dokuczliwości ze strony władz pociągały również niemałą
korzyść: były reklamą dla Oratorium zyskując mu wielu nowych dobrodziejów
i sympatię nawet takich, co nie podzielali jego przekonań religijnych.
Nawet sami deputowani krytykowali nadużycia piętnując je jako nielegalne,
skierowane na szkodę zakładu kształtującego opuszczone sieroty.
Między innymi także Urbam Ratazzi były minister, obecnie zwykły
deputowany, wywiadywał się u ks. Bosko szczegółów rewizji. Oświadczył, że to
haniebny postępek, a nawet sam ofiarował się złożyć interpelację w parlamencie.
Święty podziękował za przychylność względem Oratorium, lecz nie zgadzał
się, by dawano rozgłos tym faktom w parlamencie. Wolał poruczyć sprawę Oratorium
w ręce Opatrzności stosując środki pokojowe. W tym celu wystosował na ręce
ministra spraw wewnętrznych Fariniego następujący memoriał:
- Ill. mo Sig. Ministro
Proszę uprzejmie o przeczytanie niniejszego pisma odnośnie Oratorium św.
Fr. Salezego na Valdocco. W sobotę 9 czerwca br. dokonano rewizji w szkole
i internacie badając skąd pochodzą środki na utrzymanie instytucji. Nie znam
185

19.6 Page 186

▲back to top


powodów kroku zarządzonego przez władze. Proszę gorąco W.E. O poinformowanie
mnie o tym. Ze swej strony zapewniam zastosować się lojalnie do zarządzeń władz
bez narażania na niepowetowane szkody Oratoriów w mieście. Tymczasem proszę
przyjąć do wiadomości, co następuje:
l/. Pracuję w Turynie od lat 20, oddając się posłudze kapłańskiej
w więzieniach, szpitalach, zbierając po ulicach chłopców wałęsających się, by
pokierować ich do nauki lub rzemiosła.
2/. Pracowałem jako kapłan bezinteresownie, a swój osobisty majątek
obracałem na rozbudowę zakładu.
3/. Nie zajmowałem się nigdy polityką i zabraniałem jej w zakładzie,
w przekonaniu że to ułatwi kapłanowi spełnienie jego posługi względem bliźnich
w każdym czasie i miejscu. Równocześnie zapowiadam, że nigdy słowem ni czynem
nie występowałem przeciw władzy.
4/. Szkoły moje miały charakter prywatnej dobroczynności. Kuratorzy,
wizytatorzy, nawet samo ministerstwo byli dokładnie informowani. Udzielano na nie,
milczącego zezwolenia. Wizytowano je, uczestniczono w egzaminach, przyznawano
nagrody pieniężne, bądź w formie książek, zwalnianiem od opłat, taks urzędowych itp.
Załączam pismo od ministra Lanza pochwalające Oratoria i szkoły w nich
prowadzone. Przychylność ministerstwa była motywowana dwoma rozporządzeniami:
z Izby Deputowanych oraz Senatu, zalecających mi popieranie i utrzymywanie dzieł,
o których mowa. Ustawa Casati normuje nauczanie w szkołach prywatnych
odpowiednimi przepisami, do których się stosujemy.
O ile W.E. po przeczytaniu niniejszego pisma uzna za stosowne powziąć
pewne zarządzenia, oświadczam gotowość poddania się im. Zwracam się tylko
z pokorną prośbą, by raczył to uczynić prywatnie i po ojcowsku, w celu lepszego
funkcjonowania szkół, a nie groźbami wyrządzającymi tym dziełom niepowetowaną
szkodę. Przedstawiwszy powyższe wywody polecam gorąco łaskawości J.E. Pana
ministra moje sieroty. etc.
- Turyn12-8-1860- Obbl. mo servitore –
ks. J. Bosko
186

19.7 Page 187

▲back to top


Do pisma dołączył statystyczny wykaz Oratorium.
W piśmie potwierdzającym odbiór dokumentów zawiadamiano go z
ministerstwa, że może otrzymać wyjaśnienie w prywatnej konferencji z ministrem w
terminie podanym.
Ksiądz Bosko był punktualny. Niestety, przyjęto go chłodno zbywając
wymówką, że minister obecnie jest zajęty pilnymi sprawami państwowymi. Wszystko
przemawiało za tym, że chmury nad Oratorium nie zostały jeszcze rozproszone.
Wracał miotany wątpliwościami przewidując niejedne ciężkie próby. Bił się z
myślami nie znajdując wyjścia z opresji:
- Jaki los czeka Oratorium? Czy Pan Bóg dopuści czasowe jego zawieszenie?.
Nie widział na razie żadnego wyjścia. Nie żeby powątpiewał w swą misję,
lecz Pan Bóg dopuścił na to zachwianie, by poznał, że tylko od Niego samego
pochodzi wszelka siła.
W każdym razie słowa wyrzeczone przez kanonika Anglesio w dniu pierwszej
rewizji podniosły go na duchu. Był spokojny i pogodny. Beztrosko żartował. Raz po
raz prosił, by mu opowiadano coś wesołego.
W otoczeniu najbliższym rozumiano, że próby nabrały jeszcze większej
ostrości.
Równocześnie z tegoż ministerstwa nadeszło pięć rekomendacyj w sprawie
przyjęcia chłopców do zakładu.
20 czerwca znów pocztą nadeszło podanie z dopiskiem ministra na rzecz
chłopca Wawrzyńca Quaranta z Vernante, lat 10, jak następuje: „Do Przew. Ks. J.
Bosko dyrektora zakładu dobroczynnego, z prośbą o możliwe przyjęcie chłopca
wspomnianego w podaniu rodziców. Z polecenia ministra – Salino”
Podobne podania nadeszły 25 i 29 czerwca, podpisane również przez
sekretarza Salino. Specjalne pismo polecające przyjęcie czwartego chłopca z datą 25
czerwca, zawierało jednorazową subwencję w kwocie 60 lir.
187

19.8 Page 188

▲back to top


188

19.9 Page 189

▲back to top


ROZDZIAŁ XLVI
W miesiącu czerwcu Turyn i cały Kościół poniósł wielką stratę przez zgon
księdza Cafasso. Przytłoczony chorobami, odczuwał coraz większy wstręt do świata
i z każdym krokiem zbliżał się do wieczności. Z rana 11 czerwca posłaniec przyniósł
do Oratorium niepokojącą wiadomość. Ksiądz Cafasso w czasie spowiedzi osłabł tak,
iż musiał się natychmiast położyć do łóżka. Choroba płucna, wraz z krwotokiem
żołądka, być może wzmogła się jeszcze wskutek przejęcia się prześladowaniem
Oratorium i Konwiktu Duchownego oraz walką wytoczoną Kościołowi w Italii.
W wielu miastach uwięziono księży, kleryków i zakonników. Musieli odcierpieć za to,
że nie chcieli zaśpiewać „Te Deum”z okazji jakiegoś obchodu państwowego. Także
niektórych patrycjuszy spotkały sekatury od władz, jak księżnę Montmorency Laval,
wybitną dobrodziejkę księdza Cafasso i ks. Bosko.
Ks. Cafasso przepowiadał jasno godzinę swej śmierci, mimo że najlepsi
lekarze rokowali mu w najbliższym tygodniu poprawę zdrowia. Jego niebiański
spokój, cierpliwość i rezygnacja dochodziły do heroizmu.
Ksiądz Bosko codziennie odwiedzał go i razu pewnego ksiądz Cafasso polecił
się specjalnym modłom w jego intencji.
- Uczyniliśmy to i nadal będziemy się modlić – zapewniał Święty – a ja
powiedziałem chłopcom, że Przewielebny ksiądz po wyzdrowieniu przyjdzie im
udzielić błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem.
- Tak, możecie być pewni, proście Boga za mnie i powiedzcie chłopcom, że
będę im błogosławił z Nieba.
Wówczas ksiądz Bosko spytał, czy nie pozostawia, jakich zleceń do napisania
lub wykonania.
- Czy mógłbym ja, który tylekroć nauczałem, iż kapłan winien mieć
załatwione swe sprawy przed udaniem się na spoczynek, jakby to była jego ostatnia
noc – w tym momencie nie być gotowym ze swymi doczesnymi sprawami? Wszystko
już załatwione! Jedna pozostaje sprawa do załatwienia, to, co odnosi się do Nieba,
które spodziewam się wkrótce otrzymać!
189

19.10 Page 190

▲back to top


Wszyscy zauważyli, jak serdecznie przyjmował i dziękował tym, co go
odwiedzali: ale po paru minutach polecając się modlitwom dawał znak do odejścia.
Pragnął zatapiać się w swym Bogu, nawet gdy choroba gasiła jego życie. Nawet
aktami strzelistymi nie nie przerywano mu gorącej rozmowy z Jezusem Chrystusem,
Matką Zbawiciela, Swym Aniołem Stróżem i św. Józefem.
Być może trapił się tym, że potrzebuje nieustannej asystencji infirmarza. Ale
ksiądz Bosko sugerował, że bardzo stosowne jest mieć przy swym łożu kogoś do
posług, czy dla podniesienia na duchu.
- Nie, nie – bronił się – czyż nie wiecie, że każde słowo wyrzeczone do ludzi
jest skradzione Panu Bogu?
Ksiądz Bosko wyszedłszy, czasem obserwował go przez uchylone drzwi, jak
składał ręce całując co chwila krucyfiks, z oczyma wzniesionymi w niebo, jakby
rozmawiał poufale z Bogiem.
W piątek 22 czerwca, ksiądz Cafasso po przyjęciu Wiatyku św. prosił o
namaszczenie go i Błogosławieństwo papieskie. Życzył sobie, by byli przy tym obecni
konwiktorzy. Ksiądz Bosko pod wieczór, osobiście prosił o błogosławieństwo swego
Ojca duchownego i dobroczyńcę. Pisze mngr Cagliero:
„W ostatnich dniach ks. Cafasso, przybył po raz ostatni odwiedzić go ksiądz
Bosko. Był zbolały i my z nim również. Pocieszając nas powiedział ks. Bosko, że
wkrótce zyskamy opiekuna w niebie. Opowiadał jak Święty o Świętym o jego
wybitnych cnotach, nadzwyczajnych charyzmach, nabożeństwie do Madonny. i że
Madonna wyjednała mu zapewne wszystkie łaski, o które prosił. ”
Nadszedł 23 czerwca. Ks. Cafasso słuchał Mszy św. odprawianej w kaplicy
obok jego pokoju i przyjął Komunię św. on który tak czcił Madonnę pragnął w tym
dniu umrzeć. Sam często pisał i mówił: O jaka to wielka łaska umrzeć z miłości do
Maryi, umierać z jej imieniem na ustach, umierać w Jej objęciach, pójść do raju z
Maryją, żyć na wieki w pobliżu Maryi”.
Koło godziny 9. rano, wszedł w agonię skrzyżowawszy ręce na piersi. Około
10-ej już konający, w czasie, gdy odmawiano Proficiscere, jakby zbudził się na czyjeś
wezwanie, wyciągnął ręce jakby do kogoś ukochanego. Zapewne widział Najświętszą
190

20 Pages 191-200

▲back to top


20.1 Page 191

▲back to top


Dziewicę która przybyła go pocieszyć w ostatnim tchnieniu, stosownie do tego, jak
przez całe życie do Niej się uciekał:
- Och, jak pragnę znaleźć się w twych ramionach w godzinę śmierci! Wzrok
umierającego spoczął na obrazku św. Józefa umierającego w objęciach Jezusa i Maryi
– i spokojnie zasnął.
Ksiądz Bosko zawiadomiony o konaniu ks. Cafasso pośpieszył z chłopcem
Franciszkiem Cerrutim lecz już nie zdążył. Klęknąwszy u łoża zmarłego płakał
serdecznie.
Na słówku wieczornym zawiadomił chłopców o zgonie księdza Cafasso
podnosząc świętość jego życia. Uroczystość św. Jana Chrzciciela odłożono na przyszłą
niedzielę.
Dwa dni następne ciało zmarłego odwiedzały tłumy wiernych oddając hołd
św. kapłanowi. Całowano jego ręce, szaty, dotykano dewocjonaliami. Wszyscy
pragnęli mieć po nim pamiątkę.
24 czerwca przeniesiono ciało do kościoła św. Franciszka Asyskiego
i ustawiono na katafalku. By zadość uczynić pragnieniu wiernych otwarto jeszcze raz
trumnę. Wierni znosili naręcza kwiatów.
Po Mszy wyruszył kondukt żałobny na cmentarz. Wzięły w nim udział
bractwa religijne, zakony delegacje z oratoriów, około 200 kapłanów, między nimi
ksiądz Bosko, nie licząc tłumów idących za trumną.
W kościele św. Męczenników odprawiła się jeszcze jedna Msza św.
z egzekwiami. Poczem członkowie Bractwa św. Rocha ponieśli trumnę na cmentarz.
Po odprawieniu modłów w kaplicy pogrzebowej ciało przeniesiono do krypty, którą
wierni wprost zasłali kwiatami.
Sługa Boży w testamencie, majątek własny zostawił krewnym, zaś
odziedziczony po księdzu Guala – Małemu Domkowi Opatrzności. Był również legat
na korzyść Oratorium ks. Bosko i jego chłopców.
„Pozostawiam księdzu Janowi Bosko z Castelnuovo d Astm zamieszkałemu w
Turynie, swą własność przy Oratorium św. Franciszka Salezego w tejże stolicy na
191

20.2 Page 192

▲back to top


przedmieściu Valdocco, wraz z sumą 5.000 lir jednorazowo. Również daruję mu jego
długi, jakie mi był winien w chwili mego zgonu”.
Na podstawie tego legatu pozostał ksiądz Bosko jedynym właścicielem
nabytej od pana Pinardiego realności.
Na słówku wspominając o pogrzebie księdza Cafasso, przytoczył zarazem
tragiczny koniec grzesznika jak fakt z ostatnich dni:
„W Prato, w kawiarni, pewien zajadły antyklerykał podpity wydobył dwa
rewolwery mówiąc: Jednym zabiję Piusa IX, a drugim proboszcz katedry. Kładąc je na
stół przypadkiem uderzył jednym o róg stołu: pistolet wypalił prosto w głowę
nieszczęśnikowi. Wezwano natychmiast kapłana – był nim właśnie proboszcz katedry,
którego chciał zabić. Niestety, przybył za późno zastając już trupa.
„29 czerwca – notuje ks. Ruffino – obchodzono uroczystość św. Alojzego.
Rozdawano medale z podobizną Świętego z jednej i Anioła Stróża, z drugiej strony.
Wieczorem odbyła się akademia, na której występowali różni święci Patronowie,
między nimi i św. Jan Chrzciciel. Wieczór był uświetniony iluminacją i balonami.
30 czerwca zostało odprawione uroczyste nabożeństwo w VIII dniu po zgonie
ks. Cafasso, w kościele św. Franciszka z Asyżu. Ks. Bosko uczestniczył w nim.
Wybrał sobie wówczas na spowiednika księdza Golzio, u którego odbywał swą
spowiedź tygodniową.
On również, jak ksiądz Cafasso, był przekonany, że Pan Bóg prowadził
księdza Bosko nadzwyczajnymi drogami świętości kapłańskiej.
Następcą księdza Cafasso w zarządzie Konwiktem Duchownym został
ks. kanonik Eugeniusz Galletti, który z miłości ku Bogu wyrzekł się kanonii, by żyć
z ubogimi Małego Domku Opatrzności. Ten wzorowy kapłan był również
przyjacielem księdza Bosko, któremu pozwolił korzystać ze swego pokoju i biblioteki,
by mógł spokojnie pisać swe książki.
192

20.3 Page 193

▲back to top


ROZDZIAŁ XLVII
W niedzielę 1 lipca, ze zwykłym aparatem, muzyką, utworami poetyckimi,
obchodzono na dziedzińcu hucznie imieniny księdza Bosko. Było to potrzebą serca dla
młodzieży, wyrazić mu swe uczucia nawet w formie jakiegoś prezentu.
- Ksiądz Bosko – pisał Enria – nosił suknię z taniego materiału zarówno
w lecie jak w zimie, byle odpowiadały jego godności kapłańskiej, tj. była czysta
i przyzwoita. Dlatego zazwyczaj byli wychowankowie składali się mu na nową
sutannę czy jaką inną część garderoby”.
„4 lipca – czytamy w kronice Ruffino – chory kleryk Alojzy Castellano
niespodzianie wyzdrowiał. Otóż, gdy leżał ciężko chory, lekarz już go prawie opuścił.
Wezwano innego lekarza, który podobne wydał orzeczenie. Ksiądz Bosko poszedł go
odwiedzić i sam także na widok poważnego stanu chorego zwątpił w jego
wyzdrowienie.
Od dnia 25 kwietnia, kilkakrotnie powtarzał: Nieodzowne są dwie rzeczy:
upadek królestwa neapolitańskiego i zgon kleryka Castellano. Po wyspowiadaniu go
jednak oświadczył:
- Jeśli Dominik Savio go uleczy, będzie to dokument do jego kanonizacji.
W tym samym dniu gorączka ustąpiła i kleryk niebawem powrócił do
Oratorium.
W Oratorium żyła nadal pamięć o świątobliwym Dobroczyńcy zmarłym
i postanowiono uczcić uroczystym nabożeństwem jako trzydziestnicą po zgonie. Na
facjacie kościoła umieszczono napisy głoszące zasługi zmarłego:
- WZÓR I NAUCZYCIEL KAPŁANÓW – OJCIEC UBOGICH –
PRZYJACIEL WSZYSTKICH – DOBROCZYŃCA LUDZKOŚCI – Ks. Józef
Cafasso – zm. w wieku lat 49 23-VI-1860- ULECIAŁ DO NIEBA JAK NASZ
PROTEKTOR. Również szereg napisów łacińskich otaczało katafalk. Każdemu
z poszczególnych napisów towarzyszyły odpowiednie symbole wyrażające cnoty
i zasługi zmarłego. Młodzież przygotowała odpowiednie śpiewy liturgiczne.
Rano odprawiła się Msza św. żałobna za duszę zmarłego z udziałem
193

20.4 Page 194

▲back to top


młodzieży, znajomych, przyjaciół, wielu wybitnych osobistości, wraz z Komunią
Generalną za duszę zmarłego.
Po Mszy przez egzekwiami ks. Bosko z ambony odczytał elogium pośmiertne
o ks. Cafasso. Ukazało się ono drukiem z tytułem: „Wspomnienie pośmiertne o
ks. Józefie Cafasso, wybitnym Dobroczyńcy Oratorium, przez ks. Jana Bosko”.
We wstępie czytamy:/./ Nalegania wielu osób wybitnych skłoniły mnie do
ogłoszenia drukiem niniejszego elogium. Jest ono zarysem biograficznym ks. Józefa
Cafasso, który mam zamiar, jeśli Bóg pozwoli, napisać.
Wiedząc, że wielu osobom leży na sercu upamiętnianie postaci zmarłego,
chciałem ich zadowolić ogłaszając drukiem dwie praktyki pobożne ułożone
i praktykowane przez niego samego. Są to: Ćwiczenie Dobrej śmierci, jakie zwykł sam
odprawiać miesięcznie oraz Nawiedzenie Najświętszego Sakramentu na każdy dzień
tygodnia.
Pan Bóg, który chciał w niepojętych swych wyrokach powołać do siebie tak
drogiego i wyjątkowego przyjaciela, niech sprawi żeby jego pisma i przykłady
zachęciły nas do naśladowania go w jego wielkiej miłości do dusz i innych cnotach. W
taki sposób, mam nadzieję i my kroczyć będziemy drogą cnoty wiodącą do wiekuistej
szczęśliwości”.
Armonia z dn. 15 września podawała notatkę: … Z drukarni Paravii ukazała
się broszurka, ku uciesze Turyńczyków oraz wielu na prowincji opłakujących zgon
znakomitego kapłana ks. Cafasso. Tchnie uczuciem miłości chrześcijańskiej i jest
streszczeniem życia ks. Cafasso, poświęconego zbawieniu dusz i wspieraniu ubogich.
Dochód na Oratorium św. Fr. Salezego, którego zmarły był wielkim dobroczyńcą.
Równocześnie Święty zajmował się drukiem trzech zeszytów Letture Catt. Na
sierpień, wrzesień i październik.
Pierwszy był kontynuacją biografii św. Papieży: Pontyfikat św. Sykstusa II
Papieża, oraz chwała św. Wawrzyńca Męczennika, staraniem ks. J. Bosko.
Rozprawie obszernie a temat Relikwii i świątyń dedykowanych św.
Diakonowi, przedstawia regułę życia chrześcijańskiego na każdy dzień, tydzień,
miesiąc, rok i na każdy czas według św. Alfonsa M. Liguorego.W dodatku
194

20.5 Page 195

▲back to top


zamieszczono dwa przykłady nagłej śmierci jednego, który bluźnił Papieżowi, oraz
drugiego wyszydzającego ekskomuniki.
Drugi zeszyt wyszedł spod pióra wielkiego przyjaciela księdza Bosko: „Wzór
ubogiej dziewczynki Rosiny Pedemonte, zmarłej w Genui w kwiecie lat 20, przez ks.
Józefa Frasinettiego przeora klasztoru św. Sabiny w Genui. Jest to kwiat zwyczajnych
cnót nietrudnych do praktykowania. Była członkinią pobożnego stowarzyszenia Córek
Maryi Niepokalanej założonego w Mornese w 1855, zatwierdzonego przez biskupa
dekretem z 20 mają 1857.
Ks. Bosko dla urozmaicenia, dodał dwa przykłady: rekolekcje starego
żołnierza, oraz łaska otrzymana za wstawiennictwem Bł. Benedykta Labre.
Trzeci zeszyt na m/c październik był następujący: „Niebo otwarte dzięki
szczerej spowiedzi”napisany przez kapucyna O. Karola Filipa z Poirino. Przedstawia
wszechstronne racje skłaniające chrześcijanina do szczerego wyznawania swych win
na spowiedzi. Poucza, w jaki sposób czynić rachunek sumienia celem naprawienia
spowiedzi wadliwych. Odpowiada na wybiegi nie wyznawania niektórych grzechów.
Przytacza przykłady kary za spowiedź świętokradzką.
„W owych dniach – ciągnie kronikarz – władze pozwoliły kard. arcyb. Pizy
wrócić na swą stolicę. Dostojny purpurat odwiedził Oratorium. Wszedł
w towarzystwie sekretarza i swego domownika przez główne wejście do kościoła, oraz
odprawił Mszę św. modo capellanorum. Po ewangelii wygłosił homilię i udzielił
Komunii św. wielu chłopcom. Na śniadanie zafundował chłopcom smaczne czereśnie,
poczem zasiadł na tronie pod portykami. Wysłuchał deklamacji i przemówienia
ułożonego przez ks. Bosko, a wygłoszonego przez kl. Rua. Wyrażało ono gorące
życzenie poparte modłami Dostojnego Purpurata, byśmy mogli przejść poprzez burze
tego życia do portu zbawienia. Młodzież zapewniała swe modlitwy, by Bóg zachował
go na długie lata dla dobra Kościoła, który buduje swym słowem
i przykładem, oraz uwieńczył należną koroną tym, co mężnie znoszą boje Pańskie.
Polecał się poparciu u Ojca św. oraz zapewniała go o swej miłości. Powiedz mu –
mówiono – że kochamy go bardzo i jeśli trzeba, gotowi jesteśmy oddać za niego
majątek, zdrowie, nawet życie. Niech żyje Pius IX nasz Ojciec święty! Niech żyje
Eminencja kardynał Corsi, który nam go tu dzisiaj reprezentuje!.
195

20.6 Page 196

▲back to top


Eminencja odpowiedział, że chętnie podzieli się modłami, jakie w jego
intencji będą zanoszone w diecezji, oraz że przy sposobności widzenia się z Ojcem św.
wspomni o chłopcach z Oratorium.
Wówczas trzech chłopców złożyło mu w prezencie kopię wydanych
dotychczas tomików Letture Cattoliche: jeden prosił, by raczył je zalecić w swej
diecezji, o ile uzna to za stosowne dla chwały bożej i dobra dusz.
Eminencja zwiedził cały dom, klasy, warsztaty, refektarz, kuchnię, którą
pobłogosławił mówiąc: „Niech Bóg zaopatruje was obficie we wszystko”. Opuścił
zakład o godz. 10.30 żegnany wiwatami.
Z Oratorium kardynał udał się do szpitalika markizy Barolo i udzielił
zebranym błogosławieństwa Najświetszym Sakramentem Poczem skierował się do
świątyni Consolaty, by podziękować Madonnie za swe uwolnienie. Niebawem udał się
w drogę do swej diecezji.
196

20.7 Page 197

▲back to top


ROZDZIAŁ XLVIII
Kłopoty arcybiskupa Pizy z władzami ustały. Inaczej było z księdzem Bosko.
W czasach normalnych można było się spodziewać, że po wysłanym memoriale do
ministerstwa, po tylu przyjętych chłopcach poleconych przez ministerstwo, nastanie
z tej strony spokój. Nadzieje te były płone na widok ustawicznych ataków pracy
przewrotnej, która nie przebierając w oszczerstwach usiłowała podburzyć opinię
publiczną przeciw Oratorium. Grano na najniższych instynktach motłochu. Pewnego
dnia Ks. Bosko przechodząc przez plac Savoia natknął się na dwóch mężczyzn, którzy
go obrzucili nienawistnym spojrzeniem wypowiadając zjadliwe słowa:
- Wam się za dobrze powodzi! Powywieszać wszystkich klechów!.
- Na to Święty z uśmiechem odparował:
- O ile byliby wszyscy tacy jak wy.
Na ogół księża spotykali się z szacunkiem wśród ludzi. Niektóre dzienniki
brały wprost w obronę duchownych. Większość z nich jednak pozostająca pod
wpływem sekciarzy podjudzała władzę, by skończyły z Oratorium. A niestety, nie
można było liczyć na sprawiedliwość czynników stojących u władz. Dawały się one
opętać agenturom sekciarskim dopatrując się wrogów nawet tam, gdzie ich nie było.
W obawie o swe wpływy terroryzowali tych, którzy mogliby im stać na przeszkodzie.
Dlatego należało się obawiać, że pewnego dnia powezmą decyzję zamknięcia
Oratorium i zakładu na Valdocco. Skądinąd było księdzu Bosko wiadome, że
zamierzano go aresztować: na szczęście wpływ przyjaciół udaremniły te zamiary.
Należało, więc zabezpieczyć się. Lecz co tu począć? myślał Święty. Pisać
odwołanie? Na nic by się to nie zdało. Prosić ponownie o audiencję u Fariniego?
Pewny jestem w oczy uznania mej niewinności. A może minister nie zechce udzielić
posłuchania. Trzeba jednak na wszelki sposób próbować.
Ponawiał, więc kilkakrotne prośbę o posłuchanie, lecz na próżno. W sferach
ministerialnych obawiano się być może bezpośredniej rozmowy z księdzem Bosko:
posiadał, bowiem wpływ nieprzeparty nawet na niechętnych sobie. Dlatego zewsząd
197

20.8 Page 198

▲back to top


spotykało go głuche milczenie.
Mimo to ze spokojem i odwagą odwalał kłody rzucane mu pod nogi. Był
zdecydowany poruszyć niebo i ziemię, ale nie pozwolić, by mu wyrwano z objęć jego
synów; bez niego bowiem, po ludzku mówiąc, Oratorium byłoby zgubione.
Dlatego nie mogąc trafić bezpośrednio do Fariniego, zwrócił się do Silvio
Spaventa jego sekretarza. Lecz ten również wymigał się od spotkania z księdzem
Bosko, odkładając za pośrednictwem odźwiernych audiencję od rana do wieczora i od
wieczora do rana. W końcu jednak musiało dojść do spotkania.
Był to 14 lutego, kiedy sekretarz robił nadzieję na przyjęcie go.
W Oratorium lękano się o wynik tej audiencji i modlono się. Ksiądz Bosko
tając w sercu obawę zawołał kleryka Cagliero i rzecze: Chodź ze mną do ministerstwa.
Idąc ulicami przystanął i wzdychając rzecze:
- Och, jakiż podły ten świat! Ci panowie z ministerstwa chcieliby zamknąć
i zniweczyć Oratorium! Biedacy! Jakże się zawiodą!. Nic nie osiągną. Oni myślą, że
mają do czynienia z samym księdzem Bosko, nie myśląc o tym, że tu wchodzi w grę
ktoś potężniejszy od nich: Najświętsza Dziewica oraz sam Bóg Wszechmocny, który
rozproszy ich zamiary. Nie, nie zdołają zamknąć Oratorium!
W godzinie oznaczonej ksiądz Bosko przybył do pałacu ministerstwa i kazał
się zapowiedzieć portierowi. Lecz czy Spaventa zapomniał, a może żałował danego
słowa: dość, że tłumaczył się nawałem pilnych zajęć służbowych. Święty odrzecze:
- Dobrze, zaczekam, aż pan sekretarz będzie wolny, by mnie przyjąć.
Nie zważając na chłód, ni na długie czekanie, siedział w poczekalni aż do
wieczora.
W międzyczasie przez poczekalnie przesuwały się tłumy interesantów
przyjmowanych przez sekretarza. Portierzy z miną zaambarasowaną patrzyli na
biednego kapłana, uśmiechali się pod wąsem i mrugali do siebie. Również goście
w poczekalni patrzyli ze współczuciem na kapłana siedzącego w kąciku.
Od czasu do czasu ksiądz Bosko podchodził do kamerdynera ponawiając
prośbę o przyjęcie przez sekretarza i zawsze spokojnie wracał na miejsce.
198

20.9 Page 199

▲back to top


Wreszcie pan Spaventa, być może poruszony, że tak źle traktuje obywatela,
który, mimo że kapłan, ma przecież równe prawo z innymi, zdecydował się wpuścić
go do środka mrucząc do siebie: Co chce ten nudziarz?
Gdy ujrzał księdza Bosko we drzwiach otwartych, rzucił:
- No, cóż tam ksiądz ma tak pilnego do mnie?
- Pragnąłbym pomówić chwilę z panem sekretarzem.
- Niech ksiądz mówi z miejsca, o co chodzi, tylko krótko; świadkowie to
wszyscy ludzie zaufani.
Wówczas Święty nie zważając na tak nieuprzejme przyjęcie jasno i dobitnie
zaznaczył:
- Panie sekretarzu, mam pięciuset chłopców sierót na utrzymaniu i proszę
o pomoc co do ich przyszłości.
- Któż to są ci chłopcy?
- Są to biedne sieroty, których władze posłały mi do domu i które obecnie
chce się wyrzucić na bruk …
- Gdzie oni obecnie przebywają?
- W tym domu na Valdocco.
- Kto ich utrzymuje?
- Ofiarność niektórych dobrodziejów.
- Czy państwo nie płaci na ich utrzymanie?
- Ani grosza!.
Obecni świadkowie podeszli bliżej, zaciekawieni, jak skończy się ta sprawa,
okazując dezaprobatę na takie traktowanie człowieka tak zasłużonego.
Spaventa spostrzegł się o tym i nieco zmitygował. Ksiądz Bosko podszedł doń
szepnął ciszej:
- Proszę mnie łaskawie wysłuchać, inaczej będzie pan żałował tego dziś lub
jutro.
Wówczas sekretarz wprowadził go do gabinetu ujmując pod rękę: No, proszę
199

20.10 Page 200

▲back to top


za mną!
Referował ksiądz Cagliero – Ponieważ drzwi się przede mną zamknęły, nie
widziałem i nie słyszałem nic, co się tam działo.
Po nie, jakim czasie pan Spaventa otworzywszy drzwi wyszedł do poczekalni
zmieniony na twarzy i zwracając się do czekających na posłuchanie rzecze:
- Dzisiaj nie mam czasu panów załatwić. Mam pewną bardzo pilną sprawę nie
cierpiącą zwłoki. Proszę przyjść jutro.
Wrócił do gabinetu. Ksiądz Bosko rozmawiał z nim długą godzinę. Co tam
zaszło między nim a Spaventę, tego nie dowiedzieliśmy się nigdy. Z tego, co ksiądz
Bosko sam opowiadał później, wynika, że nawiązała się następująca rozmowa:
- Wiem, że ksiądz działa wiele dobrego. Proszę mi powiedzieć, czy mógłbym
mu pomóc, o ile to zależy ode mnie.
- Pragnąłbym się dowiedzieć przyczyny tych ciągłych rewizji w mym domu.
- Tu chodzi o politykę, ksiądz podtrzymuje ducha. Zresztą nie jestem w stanie
wszystkiego wypowiedzieć. Wiele spraw jest zarezerwowanych samemu ministrowi.
Trzeba by pomówić z nim samym osobiście. Mógłbym zapewnić, że wszystko się
wyjaśni, gdyby ksiądz zechciał wyrażać się jasno i wyjawić pewne sekrety.
- Ależ ja nie wiem, o jakie sekrety panu chodzi.
- Sekrety jezuickie, dla których wykrycia właśnie zarządzano rewizję, na którą
się żali.
- Doprawdy nie znam tego rodzaju sekretów i rad bym je poznać, by móc dać
odpowiednie wyjaśnienia, o ile to w mej mocy. Wasza ekscelencja mówi ze mną
poufnie i szczerze, a to mnie również zobowiązuje.
- Do tych spraw nie wolno mi się mieszać; proszę spytać o to samego ministra,
a on wyjaśni wszystko.
- Jeśli W. Ekscelencja nie może mi powiedzieć rzeczy, o które pytam, to
proszę mi wyjaśnić przynajmniej jedną rzecz.
- No, o co chodzi?
- Proszę uzyskać dla mnie posłuchanie u ministra.
200

21 Pages 201-210

▲back to top


21.1 Page 201

▲back to top


- Dobrze postaram się o to; obecnie jednak jest to bardzo trudne. Ale pójdę
spróbować. Proszę tu chwilę zaczekać; lecz nie rozmawiać na ten temat z nikim, bo to
by mu zaszkodziło.
Po półgodzinnej przerwie Spaventa wróciwszy oświadczył:
- Pan minister jest obecnie bardzo zajęty. Jutro da mu znać, kiedy zostanie
przyjęty.
Ks. Bosko podziękowawszy wyszedł z twarzą uśmiechniętą. Sekretarz
towarzyszył mu aż do schodów. Portierzy widzą tę zmianę w traktowaniu księdza
Bosko, gdy znikł ich szef za drzwiami, oddawali szacunek kapłanowi, całując go
w rękę i odprowadzili aż do drzwi wyjściowych.
Ksiądz Bosko wrócił do domu późnym wieczorem zupełnie na czczo. Nim
poszedł do łóżka, przeglądnął pocztę dzienną. Znalazł polecenie o przyjęcie niejakiego
Alberta Tasso z Oneglia, ze strony ministerstwa spraw wewnętrznych. Przed paru
dniami przyjął już dwóch innych z poręki pana Salino sekretarza ministra.
W jednym z podań czytało się: … Ośmielam się prosić o przyjęcie naszego
pupila do któregoś z zakładów wychowawczych tu w mieście, na przykład do
Oratorium księdza Bosko, który interpelowany w tej sprawie nie ma trudności. Na
wszelki wypadek ksiądz Bosko włożył do portfela to pismo, mimo że nie wydawało
mu się to dostateczne dla pokonania tych niebezpieczeństw, jakie mu groziły.
201

21.2 Page 202

▲back to top


ROZDZIAŁ XLIX
Dnia 15 lipca, ksiądz Bosko otrzymał za pośrednictwem hr. Guido Borromeo
wiadomość, że minister Farini udzieli mu audiencji około godziny 11. Na modlitwach
wieczornych Święty zalecił chłopcom gorące modlitwy na tę intencję, oraz by w ciągu
dnia nawiedzali na zmianę Najświętszy Sakrament, dopokąd nie wróci z miasta.
Nazajutrz w dzień Najświętszej Marii Panny Karmelitańskiej, Święty pełen
ufności w pomoc jej, udał się do pałacu ministerstwa. W pewnej okazji wyraził się
wobec mngra Cagliero:
„Mając przed oczyma jakieś doniosłe przedsięwzięcie nie cofałem się przed
jego podjęciem, mimo wyłaniających się poważnych trudności. Przed samą audiencją
u jakiejś osobistości, o której wiedziałem, że nie była mi przychylną, odmawiałem
„Zdrowaś Maryjo”. Potem zdawałem się na wolę Boską.
Święty znalazł się punktualnie w pałacu ministerstwa, gdzie oczekiwał go już
minister Farini. Od świadków naocznych dowiedzieliśmy się, że minister ujrzawszy go
podał mu rękę i zaprowadził do gabinetu, gdzie kilku sekretarzy siedziało za biurkiem.
Tam miała miejsce doniosła konferencja mająca zdecydować o losach Oratorium.
- Lei e Don Bosco – rozpoczął Farini. Myśmy się już widzieli swego czasu
w Stresa u oparta Rosminiego. Cieszę się, że ksiądz działa tak wiele dobrego na
korzyść młodzieży ubogiej. Rząd jest względem niego wielce zobowiązany z tytułu
dzieła tak wysoce filantropijnego i społecznego. Proszę, więc przedstawić swe
dezyderaty.
- Pragnąłbym się dowiedzieć przyczyn częstych rewizji w mym domu.
- Tak, wyjaśnię księdzu szczerze ich powód w nadziei, że ksiądz również
odniesie się do mnie z równą szczerością. Otóż dopokąd ksiądz zajmował się
młodzieżą opuszczoną, cieszył się sympatią u władz. Od chwili jednak, kiedy opuścił
pole swego działania i przeniósł się na dziedzinę polityki, i my musimy czuwać
i nadzorować jego posunięcia.
- Dobrze, to chciałem wiedzieć, panie ministrze. Otóż oświadczam, że
trzymałem się zawsze z dala od polityki, dlatego pragnę usłyszeć fakty, które miałyby
202

21.3 Page 203

▲back to top


mnie skompromitować w oczach władz.
- Pewne artykuły, które zamieszcza w „Armonia”, reakcyjne zebrania, jakie
urządza w swym mieszkaniu, korespondencja z wrogami ojczyzny, oto fakty, jakie
niepokoją władze w stosunku do księdza.
- Ekscelencja pozwoli, że zaraz odpowiem na to. Przede wszystkim żadne
prawo nie zabrania mi pisywać w „Armonia”, ani w jakimkolwiek innym dzienniku.
Niemniej, oświadczam, że ani nie piszę, ani nie jestem w komitecie redakcyjnym
w żadnym dzienniku.
- Ksiądz może zaprzeczać do woli, lecz faktem jest, że wiele artykułów w tym
dzienniku pochodzi spod pióra ks. Bosko. Istnieją po temu niezbite dowody.
- Dowodów tych ja się nie obawiam, panie ministrze i twierdzę z całą
pewnością, że nie istnieją.
- Czy ksiądz chce mi zarzucić kłamstwo lub oszczerstwo?
- Bynajmniej, lecz pan minister opiera się na uzyskanych informacjach, które
o tyle są nieprawdziwe, o ile same fakty nie mają uzasadnienia. W takim razie wina
spada, na kogo innego.
- Nasi urzędnicy są uczciwi i niezdolni do przeinaczenia faktów: one same
księdza oskarżają.
- Niestety, dali się oszukać.
- Czy ksiądz śmiałby oskarżać rząd, że zatrudnia urzędników bez czci i wiary,
zdolnych do fałszywych i oszczerczych donosów?
- Tego nie twierdzę: mówię tylko, że został wprowadzony w błąd.
- Ależ tak twierdząc, ksiądz cenzuruje publicznych i prywatnych
funkcjonariuszy, cenzuruje sam rząd i ja proszę o odwołanie tego, co powiedział.
- Sprostuję i odwołam wszystko, jeśli mi ekscelencja wykaże fałsz.
- Uczciwy obywatel nigdy nie cenzuruje i nie rzuca oszczerstwa na publiczną
władzę.
- Przepraszam, panie ministrze, nie mam zamiaru nikogo cenzurować, a tylko
odpowiadam na zarzuty, jak powinien uczciwy i odważny obywatel. Chcę jedynie
203

21.4 Page 204

▲back to top


ostrzec władze, by nie powodowały się niesłusznymi uprzedzeniami i nie
podejmowały krzywdzących zarządzeń względem uczciwych obywateli. Otóż obecnie
jako uczciwy obywatel oświadczam, że zarzuca mi się niesłusznie autorstwo pewnych
artykułów prasowych, nazywa mój zakład dobroczynny miejscem rewolucyjnych
schadzek, posądza o korespondowanie z wrogami państwa, co jest wszystko
oszczerstwem. Chce się wprowadzić w błąd władze i pochłonąć je do błędnych
posunięć z pogwałceniem sprawiedliwości i wolności obywatelskiej.
Rezolutna postawa ks. Bosko musiała zrobić wrażenie na Farinim, który nie
chcąc dać za wygraną, ze sztuczną pozą oświadczył: Ksiądz się unosi i przelicza
w swych atutach zapominając z kim rozmawia.
- Pan minister ma władzę w ręku, lecz ja się nie boję.
- Co, ksiądz nie wie, że jednym słowem mógłbym księdza kazać aresztować?
- Powtarzam, że niczego się nie boję!
Farini nie wytrzymał i zwracając się do obecnych sekretarzy powiedział:
Słyszycie, panowie, jak hardo odpowiada ks. Bosko.
- Tak, powtarzam raz jeszcze – rzecze Święty – nie lękam się tego, co mogą
mi zrobić ludzie za powiedzianą prawdę; obawiam się tylko Boga, o ile powiedziałem
coś fałszywego. Zresztą, wiem, że ekscelencja jest zbyt uczciwy na to, by uwięził
niewinnego obywatela, który od lat 20 poświęca swe życie i mienie dla dobra bliźnich.
- A co by było, gdybym się zdecydował na to?
- Nie wierzę, gdyż na to nie pozwoli mu honor; a nawet gdyby to się zdarzyło,
mam środki, by się bronić.
- A w jaki sposób?
- Naśladując jego przykład.
- Co to znaczy?
- Ekscelencja napisał Historię Italii i poddał publicznej krytyce niektóre
osobistości uznane za winne. Ja również jestem autorem Historii Włoch i nie
wahałbym się do niej włączyć tego, co między nami zaszło.
- Jak to?
204

21.5 Page 205

▲back to top


- A cóż minister myśli? Mógłbym uwiecznić pamięć niesławnych rewizji
w Oratorium. Ogłosiłbym na cały świat, że był pewien minister w królestwie włoskim,
co używał swej władzy na doręczenie sierót w zakładzie dobroczynnym i przyczynił
się do jego zniszczenia.
- Ależ ksiądz tego nie zrobi!
- Czy nie zrobię, to zależy ode mnie. Ekscelencja musi wiedzieć, że nie może
się kierować opinią jednostki lub zespołu choćby tak świetnego, jaki tu widzę. Bo cios
skierowany na moją osobę spadnie na biedne sieroty przygarnięte przeze mnie na
polecenie pana ministra. Nie spodziewałem się, że taka spotka mnie nagroda za moje
przychylne ustosunkowanie się. No dosyć: ale Bóg sprawiedliwy weźmie w swoim
czasie w obronę uciśnionych niewinnych!.
Sekretarze spoglądali po sobie zaaferowani. Po chwili milczenia Farini
odrzecze: Doprawdy ksiądz się zapomina. Jeśli ja księdza każę uwięzić, to, w jaki
sposób będzie mógł to opisać i podać do druku?
- Myślę, że w więzieniu nie odmówiono by mi papieru i atramentu, jak
przysługuje każdemu obywatelowi. A gdyby nawet był pozbawiony tych przedmiotów
i bliskich śmierci, to znajdą się inni, co to uczynią w moim imieniu.
- Co, ksiądz miałby odwagę puszczać w obieg pewne fakty mogące zniesławić
ministra państwa?
- Kto nie chce utracić honoru, winien postępować uczciwie i rzetelnie. Zresztą
uważam, że pisanie i publikowanie prawdy jest obowiązkiem każdego uczciwego
obywatela oraz usługą, jaką się wyświadcza społeczeństwu. Pragnąłbym wierzyć, że
tego rodzaju motywami kierował się autor książki Lo Stato Romano.
Farini zamyślił się. Poczem podejmując rozmowę, lecz już bez pogróżek
wszedł na sedno sprawy pytając:
- Cóż więc, ksiądz twierdzi, że w jego domu nie odbywają się zebrania
reakcyjne, i że nie znosi się z Jezuitami, nie koresponduje z arcybiskupem Fransonim
oraz Watykanem w sprawach politycznych?
- Ekscelencja pozwoli, że wyrażę oburzenie nie przeciw niemu, którego
poważam jako władzę, lecz przeciw tym, którzy donoszą tego rodzaju kłamliwe
205

21.6 Page 206

▲back to top


oszczerstwa pod moim adresem – podłym kreaturom, które dla nędznego zysku, nie
licząc się za sumieniem i uczciwością, ośmielają się szarpać honor i spokój uczciwych
obywateli. Oświadczam tu w sumieniu, że nie mam nic wspólnego z tym, co się mi
zarzuca i memu zakładowi i żądam choćby jednego dowodu na fałszywe oszczerstwa.
- Dobrze, a księdza listy?.
- Które nie istnieją.
- A stosunki polityczne z Jezuitami i Fransonim oraz kardynałem Antonellim?
- Nie istniały nigdy. Absolutnie nie znam miejsca pobytu Jezuitów turyńskich;
z mngrem Fransonim i Stolicą Apostolską nie miałem nigdy innych stosunków poza
tymi, jakie wolno i powinno się utrzymywać jako ze swymi Przełożonymi kościelnymi
w sprawach dotyczących powinności kapłańskich.
- Ale mamy w ręku pewne listy, świadectwa.
- Jeśli są takie pisma świadczące przeciwko mnie, to dlaczego ekscelencja nie
przytoczy żadnego z nich? Na tym punkcie nie proszę o łaskę, lecz żądam
sprawiedliwości. Żądam czystej sprawiedliwości od pana i od rządu, nie tyle dla
siebie, co dla biednych sierót dręczonych ustawicznymi rewizjami, nachodzeniem
przez policję, gwałceniem mieszkania, wystawieniem ich na niepewność losu. Nie
mogę dłużej znosić tej krzywdy. Dla nich to właśnie żądam sprawiedliwości
i satysfakcji, by nie zostali wyrzuceni na bruk i pozbawieni chleba.
Wobec tych stanowczych akcentów Farini zmiękł. Powstawszy
zdenerwowany chodził po gabinecie.
Był w posiadaniu pewnego pisma mngra Fransoniego do księdza Bosko
skonfiskowanego na poczcie. Mógłby go był okazać księdzu Bosko, lecz widocznie
powstrzymywał go od tego kroku wzgląd na sekret pocztowy. Zresztą list ten niczego
nie dowodził, gdyż nie pochodził od księdza Bosko. Musiał, więc uznać, że jednym
z motywów, dla którego rząd miał w podejrzeniu księdza Bosko był fakt, w którym on
sam nie był bezpośrednio zamieszany.
Lecz oto w tej chwili drzwi się otwarły i wszedł do gabinetu hr Kamil Cavour
ówczesny minister spraw zagranicznych i premier rządu.
- O, cóż to znowu z księdzem Bosko? spytał z miną łobuzerską załamując
206

21.7 Page 207

▲back to top


ręce, jakby o niczym nie wiedział.
- Panie ministrze, bądźmy trochę względni w stosunku do tego księdza; da się
chyba to załatwić po przyjacielsku, rzecze zwracając się do Fariniego. Byłem zawsze
dla niego życzliwy. Np. cóż to za kłopot macie, rzecze biorąc Fariniego pod rękę
i sadzając na fotelu.
Wobec tej niespodziewanej interwencji, ksiądz Bosko widział, że sprawa
potoczy się pomyślnie. Nabrawszy, więc ducha Święty przedłożył:
- Panie hrabio, zakład na Valdocco, który tylekroć pan wizytował, chce się
zniszczyć. Moje sieroty zebrane na ulicach i wychowywane na poczciwych obywateli,
chce się rozproszyć i narazić na niebezpieczeństwo ulicy. Znanego ekscelencji kapłana
przedstawia się obecnie jako reakcjonistę i przywódcę spisku. Bez żadnego
uzasadnienia przeprowadza się rewizje w jego domu, publicznie znieważa, z wielką
szkodą dla instytucji popieranej przez autorytet jego ekscelencji. Co więcej, przez
urzędników drwi się i wyśmiewa publicznie z religii, moralności Sakramentów
w moim własnym domu w obecności chłopców. Zamilczam o innych bardzo
poważnych faktach, na które na pewno, nie było upoważnienia od ekscelencji. Fakty
powyższe muszą wyjść na jaw i winny być ukarane.
- Niech ksiądz się uspokoi, księże Bosko, i będzie pewny, że nikt z nas tu nie
życzy mu złego. Zostaniemy zawsze przyjaciółmi. Ksiądz jednak, drogi książę, być
może nie raz został oszukany i niektórzy za jego plecami uprawiają politykę, która
prowadzi do przykrych następstw.
- Jakaż polityka? Kapłan katolicki nie może mieć innej polityki prócz
Ewangelii i nie obawia się żadnych z tego powodu następstw. Ministrowie zarzucają
mu winę i rozgłaszają na wszystkie strony nie mogąc niczego udowodnić:
- Jeśli zmusza mnie mówić – podjął Cavour – to winien stwierdzić, że od
pewnego czasu w jego zakładzie panuje duch nie do pogodzenia z polityką państwa.
Dlatego rozumie się: Ksiądz Bosko trzyma z papieżem, a rząd jest przeciwny
Papieżowi, więc i ksiądz jest wrogiem państwa. Tu nie ma innego wyjścia.
- Znajdę wyjście, panie hrabio – z jego sylogizmu. To, że trzymam z
Papieżem, a rząd odnosi się doń wrogo, nie wynika wcale, że jestem wrogiem
207

21.8 Page 208

▲back to top


państwa, lecz raczej, że rząd występuje przeciwko mnie. Stwierdzam jednak:
w sprawach religijnych trzymam z Papieżem i z papieżem pozostanę jako prawy
katolik do końca życia. To jednak wcale mi nie przeszkadza, nie zajmując się polityką,
być dobrym obywatelem. Od lat 20 żyję w Turynie, piszę, głoszę kazania, działam
publicznie i wzywam kogokolwiek, by wystąpił z zarzutem pod moim adresem,
zasługującym na naganę władz państwowych. Jeśli wykaże mi się winę, gotów jestem
ponieść zasłużoną karę, lecz jeśli jestem niewinny, proszę pozwolić mi pracować
spokojnie.
- Wszystko pięknie, drogi książę – przerwał Farini. Lecz nie można
oczekiwać, by ksiądz zmienił swe zapatrywanie i uzgodnił je z naszymi poglądami.
- Jak to? Pan minister w epoce demokracji chciałby zabronić prywatnemu
obywatelowi myśleć, jak mu się podoba. Przecież to byłby tyrania najwyższego
stopnia.
- Trudno mi wyobrazić sobie, by ksiądz żyjąc w państwie kierującym się
polityką liberalną wobec Kościoła i księży, zachował się obojętnie, nawet lojalnie
wobec państwa.
- Czy uważa pan, że ktoś w jego mniemaniu wrogo wewnętrznie nastawiony
do ustroju, nie mógłby nie objawić tego w zewnętrznym postępowaniu? Otóż,
jakiekolwiek by było moje osobiste zapatrywanie na politykę rządu, oświadczam raz
jeszcze, że w moim domu niczego nie powiedziałem, ani nie uczyniłem, co by dało
powód osądzania mnie jako wroga państwa. To powinno wystarczyć władzom
publicznym. Ja jednak, ekscelencjo, posuwam się dalej: przyjmuję i wychowuję
sieroty na uczciwych obywateli i rzetelnych pracowników, zmniejszając liczbę
przestępców. Taka jest a nie inna moja polityka.
Obaj ministrowie musieli przyznać rację tym wywodom potwierdzonym
faktami. Cavour jednak robiąc zręczny unik wyszedł z następującym sofizmatem:
- Bez wątpienia, ksiądz Bosko zasłania się Ewangelią.
Lecz Ewangelia mówi, że kto jest z Chrystusem, nie może trzymać ze
światem, a ksiądz jest po stronie Papieża i Chrystusa, zatem.
- To rozumowanie wskazywałoby, że panowie ministrowie deklarują się
208

21.9 Page 209

▲back to top


bezbożnikami, podczas gdy niejednokrotnie w pismach i przemówieniach dawali
wyraz sympatii dla Religii, w której się urodzili i wychowali. Jakkolwiek by było,
Ewangelia, na którą się pan powołuje, dalej wyczerpującą odpowiedź na trudność
wysuniętą sławami Chrystusa: „Dajcie, co cesarskiego cesarzowi, a co Bożego, Bogu”.
Dlatego według Ewangelii, obywatel jakiegokolwiek państwa może być dobrym
katolikiem, stać po stronie Chrystusa i Papieża, pracować dla dobra bliźnich – a
równocześnie jako dobry obywatel przestrzegać praw ojczystych, z wyjątkiem gdy ma
do czynienia z prześladowcami Religii lub tyranią sumienia i wolności obywatelskiej.
- Dobrze, lecz „jest – nie, nie”czy to nie zobowiązuje katolika do jasnego
zadeklarowania się po czyjej stronie stoi?
- „Jest, jest – nie, nie”to nie jest jednoznaczna odpowiedź, którą mógłby
uzasadnić stanowisko ich ekscelencji. Słowa powyższe nie mają do czynienia
z polityką. W kontekście oznaczają, że na potwierdzenie prawdy dozwolona jest
przysięgą: lecz nie powinno się nią posługiwać, chyba w wypadku konieczności, i że
wobec osób wiarygodnych wystarcza proste stwierdzenie bez uciekania się do
przysięgi. W sumie oznaczają one, że wśród ludzi cywilizowanych wierzy się słowom
poważnego człowieka. Postępować inaczej znaczyłoby nie szanować nikogo, a także
św. Imienia Bożego, którego nie wolno nadużywać. A więc w naszym wypadku, czy
mimo moich oświadczeń, pan hrabia sądzi, że ksiądz Bosko jest konspiratorem,
wrogiem państwa i oszustem?
- Ależ nie, przenigdy! Przeciwnie, ja zawsze uważałem księdza Bosko jako
typ dżentelmena i jestem przekonany, że należałoby zlikwidować raczej innych
wierzycieli, a księdza zostawić w spokoju.
- Tak – przyznał Farini – wszystko jest wyjaśnione. Niech ksiądz Bosko idzie
spokojnie do domu i zajmuje się nadal swymi sierotami. Zapewniam, że więcej nie
dozna przykrości, lecz znajdzie poparcie u rządu. Lecz, kochany książę, proszę być
roztropnym, bo jesteśmy w czasach trudnych, kiedy łatwo mucha może stać się
wielbłądem.
- Czy mogę, więc być pewny, że ustaną nękania i sekatury ze strony władz
państwowych? Mogę wierzyć, że rząd zmieni wrogie nastawienie względem mnie
i zaprzestanie śledztw i rewizji?
209

21.10 Page 210

▲back to top


- Tak, zapewniamy księdza, że nikt już nie wyrządzi mu przykrości. Jesteśmy
przekonani o jego osobistej uczciwości oraz doniosłości jego instytucji. Proszę jednak
mieć się na baczności przed rzekomymi przyjaciółmi, którzy za plecami są jego
wrogami.
- Ja ze swej strony proszę pana ministra nie skąpić mi dobrych rad i poparcia
dla Oratorium, by raczył opiekować się nim po ojcowsku, a nie podawał represji, które
wyrządzają szkodę dziełu popieranemu przez władze i prywatną dobroczynność.
- Tak, porozumieliśmy się. Tylko proszę trzymać się zawsze z dala od
polityki.
- Nie potrzebuję być z dala od polityki, ponieważ nigdy nie byłem jej bliski.
Jestem bezpartyjny.
- Zatem, jesteśmy w obopólnej zgodzie – rzekli obaj ministrowie podając rękę
księdzu Bosko – niech ksiądz modli się za nas.
Święty podniesiony na duchu wrócił do Oratorium rad, że wyszedł cało
z groźnej opresji, która mogła skończyć się fatalnie, dla niego i dla młodzieży.
Tymczasem Opatrzność jakby żartowała ze złośliwości ludzkiej. Oto, co pisze
kronikarz Oratorium:
„Kontraktem z 16 lipca 1860, właściciele sprzedają księdzu Bosko 1.10.14 ha
terenu obejmującego budynku, podwórze, szopy z ogrodem i łąką przyległą za cenę 65
tys. lir”.
Święty tegoż wieczora powiadamiał chłopców:
„Widzicie kochani chłopcy, jakie są skutki prześladowań. Zamierzałem
w latach poprzednich nabyć dom Filippi, lecz spotkałem się z odmową. Obecnie, bez
żadnych z mej strony starań, właściciel sam zaproponował mi sprzedaż swej
posiadłości proponując sumę niższą od tej, jaką mu oferowałem. Gdy
odpowiedziałem, że obecnie nie mam gotówki, zapewnił mnie, że nie potrzebuję się
spieszyć, i że zaczeka na spłatę. Kontrakt został podpisany. Jest to nowy dowód opieki
Najświętszej Panny nad naszym zakładem.
210

22 Pages 211-220

▲back to top


22.1 Page 211

▲back to top


211

22.2 Page 212

▲back to top


ROZDZIAŁ L
Wspomnienia własne Świętego oraz notatki księży Bonettiego i Ruffino,
rzucając światło na pamiętną rozmowę z dwoma ministrami. Ks. Ruffino dodaje: …
Ks. Bosko wykazywał wielką odporność psychiczną w przeciwnościach. Potrafił
stawiać czoło wobec jakiegokolwiek władzy świedzkiej. Nie dał się niczym zastraszyć
ani zaskoczyć swym przeciwnikom. Dyskutował, przedkładał, prosił, niekiedy nawet
groził, gdy uznał za stosowne. Zdecydowany i spokojny nie dał się wyprowadzić
z równowagi. Nie podnosił głosu, imponował swą urzekającą formą i uśmiechem.
Dzięki temu potrafił nie rozgoryczając przeciwników obrócić wszelkie trudności na
korzyść swych dzieł. Często słyszeliśmy opinię osób postronnych: „Rzecz
zdumiewająca: ten człowiek widzi naprzód wszelkie możliwe trudności. Co za
fenomen z księdza Bosko! Potrafiłby dobrze rządzić państwem. Ci święci to geniusze!.
Potwierdza się przysłowie: „Nie ma złego, coby na dobre nie wyszło”, oraz
słowa św. Pawła: „Miłującym Boga, wszystko pomaga ku dobremu”.
Oratorium doświadczyło prawdy tych słów: szykany ze strony władz i prasy
wyszły mu na dobre. Społeczeństwo dowiedziało się o dziełach księdza Bosko. Dało
to również władzom sposobność przekonania się, że nie ma potrzeby obawiać się jego
polityki. Napływ młodzieży był tak wielki, że wkrótce liczba chłopców sięgała tysiąca.
Oratorium zaludniło się młodzieżą rokująca dobre nadzieje dla Kościoła
i społeczeństwa. Rodziny, księża proboszczowie, władze państwowe i komunalne
posyłały ich, co raz więcej do Oratorium.
Możemy zanotować mnóstwo padań kierowanych przez resorty ministerialne,
wraz z obietnicą pomocy materialnej dla Oratorium. A przecież w owych czasach
wystarczyło ujemne słówko, podejrzenie ze strony prasy wrogiej, by zamknięto
instytucję nieodpowiadającą opinii prorządowej.
Święty tym bardziej wystrzegał się kwestyj politycznych, iż formuła wyborcza
stronnictwa katolickiego brzmiała: „Ne eletti ne elettori – ani wybrani ani wyborcy”.
Wyczuwał doskonale, że w obliczu współczesnych zmian kapłan winien być otwarty
dla wszystkich, by miał zaufanie u ludzi.
212

22.3 Page 213

▲back to top


Mngr. Bonomelli pisał: „Przypominam swą rozmowę ze Świętym.
Wypowiedział on wtedy znamienne słowa: „W 1848 spostrzegłem się, że jeśli chcę
coś dobrego uczynić ludziom, winienem odsunąć na bok wszelkie względy polityczne.
Uważałem zawsze na to i nie napotykałem na przeszkody”.
Mimo swej neutralności pod tym względem nie zdołał jednak Święty ustrzec
się ataków sekciarzy, gdyż nie chodziło tu już o politykę, lecz o święte prawa Kościoła
tak odważnie przezeń bronionego. Wszystko jednak obróciło się na jego korzyść
wbrew woli jego prześladowców.
W tym miejscu wypada zasygnalizować niektóre fakty świadczące o
sprawiedliwości bożej, gdyż Ręka Karząca zaciążyła nad tymi, co kusili się zniszczyć
Oratorium.
Sam minister Farini, człowiek o stalowych nerwach, bezlitosny
w pociągnięciach, podpisał dekret na niekorzyść Oratorium, lecz był to ostatni dekret
przezeń podpisany. Posunął się nawet do zagrożenia księdzu Bosko więzieniem
i domem dla umysłowo chorych. A w parę miesięcy później w 1861, wskutek
nieporozumień międzypartyjnych został przez własnych towarzyszy partyjnych
usunięty jako niezdatny na stanowisko. Musiał zrezygnować uz urzędu namiestnika
królewskiego w Neapolu i zapadł na chorobę umysłową. Dręczyła go dziwna fobia
oraz mania prześladowcza, że na Italię gotuje się zbrojny najazd państw ościennych.
W połowie marca, w stanie rozstroju nerwowego przyszedł na audiencje do króla
Wiktora Emanuela w sprawie Polski (powstanie styczniowe – uw. tł.). Wymierzywszy
do króla z pistoletu zagroził śmiercią, jeśli natychmiast nie wyruszy z wojskiem na
pomoc Polakom. Król spostrzegł się, że do czynienia z maniakiem i udał gotowość
zastosowania się do jego poleceń.
W atakach szaleństwa wołał: Szlachetna Francja triumfuje po całej Europie!
Polska i Węgry uwolnione. Papież nie istnieje!
Szaleniec żądał przydzielenia mu salonki, chcąc udać się do Paryża, by
pertraktować z Napoleonem III. Natomiast, 20 marca wylądował w Navalesa k/Susa w
domu wariatów. Spędził jeszcze parę lat nędznego życia, w odosobnieniu zmarł nie
odzyskawszy władz umysłowych.
Będąc u szczytu władzy dręczył i upokarzał oszczerstwami wielu obrońców
213

22.4 Page 214

▲back to top


Kościoła pozbawiwszy ich możliwości obrony. Naoczni świadkowie stwierdzali, że
przy końcu życia pod wpływem szału chciał pić własne ekskrementy (podobnie jak
Voltaire uw. tł.).
Niemniej smutny los spotkał jego współuczestników i podszczuwaczy. Dwóch
spośród nich mianowanych w nagrodę gorliwości inspektorami policji zostało zabitych
wystrzałem zza węgla przez niewykrytych sprawców. Trzeci – jak podaje ks. Turchi
został niebawem zamordowany we własnym mieszkaniu przez swego podkomendanta
w Rawennie. Utarło się przekonanie, że kto prześladuje ks. Bosko, prędzej czy później
źle skończy”.
Święty odnosił się z politowaniem do swych przeciwników publicznych, bądź
prywatnych. Mamy na to świadectwa. Pisze ks. Jan Bonetti: W dniach bolesnych
doświadczeń, ksiądz Bosko zapewniał nas, że wszystko skończy się dobrze i poleciał
nam się modlić za prześladowców, by przejrzeli na oczy i nawrócili się”.
Mngr Cageliero stwierdza:
„We wszystkich prześladowaniach ks. Bosko okazywał się spokojny, pogodny
i ufny w Opatrzność. Zwykł wtedy mówić: „Jeśli Bóg zezwala na próby
i prześladowanie naszego Oratorium, znaki to, że wyniknie stąd wielkie dobro.
Potrzeba nam odwagi, ofiary i cierpliwości, lecz musimy iść zawsze naprzód ufni
w pomoc bożą”. Nie żywił niechęci do swych prześladowców ani nie wyrażał się źle
o nich. Pamiętam, że niektórzy z nas, oburzając się na podłe traktowanie przez władze,
chcieliby jak synowie Zabedeuszowi uznać na nich pomosty z nieba.
Ale Święty z uśmiechem mówił: Ech, jesteście jeszcze dziećmi! Trzeba zdać
się na wolę bożą. On dopuszczając to potrafi zniszczyć ich złe zamiary: a tymczasem
módlmy się i nie lękajmy się.
Czasem, gdy była mowa o nędznym końcu prześladowców Oratorium, On
wznosząc oczy w niebo mawiał: Och, jak straszliwe są sądy boże nad tymi, co
prześladowali nasze Oratorium! Niech Bóg ma miłosierdzie nad ich duszami.
Oczerniany przez prasę, nie pozwalał na repliki, nawet by wyklinano niegodnych
pisarzy i ich popleczników. Za to mawiał: Ech, cierpliwości! I to przeminie. To
214

22.5 Page 215

▲back to top


poczciwy naród. Walczą z księdzem Bosko, który chce ich dobra i walczy za nimi.
Podobnie wielu innych świadczyło: Ksiądz Bosko okazywał
chrześcijańską miłość przebaczając swym prześladowcom publicznym i prywatnym,
odnosząc się ze słodyczą do nich i modląc się za nich. Nie pamiętał krzywd sobie
wyrządzonych. W przemówieniach do swoich podawał następujące normy:
- Mówcie zawsze dobrze o bliźnich, tłumaczcie ich postępowanie dobrą
intencją, nie wspominajcie o krzywdach już przebaczonych. Czyńcie dobrze
wszystkim a źle nikomu.
Sam traktując z takimi przedstawiał spokojnie swe racje, nie okazując
zdenerwowania, nawet płacił dobrodziejstwami tym, co go krzywdzili.
Tym, co gwałtownie przeciwko nim występowali, przypominał słowa
św. Pawła: „Nie daj się zwyciężyć złemu, lecz zwyciężaj złe dobrym”.
Ćwiczeniu się w łagodności w stopniu heroicznym, zawdzięczał stale
królującym w jego sercu pokój wewnętrzny. Dzięki temu doprowadzał do pomyślnego
skutku swe przedsięwzięcia. Zachowywał równowagę nie tylko wśród sprzeciwów
i krytyki, lecz także wśród pochwał, które łatwo znajdują przystęp do serca ludzkiego.
Pewnego razu w obecności kilku Salezjanów powiedział:
„Mówcie sobie o mnie jak chcecie, dobrze czy źle, byle to wyszło na
zbawienie niektórej duszy. W taki sposób będę zawsze zadowolony”.
215

22.6 Page 216

▲back to top


ROZDZIAŁ LI
Ważne było dla Zgromadzenia, co przyniósł lipiec. Święty otrzymywał wiele
zaproszeń, by nie ograniczał swego apostolatu do samej diecezji turyńskiej. Był on
gotów przystąpić do działania w szerszym zakresie oczekując znaku Opatrzności. O
oto w tych dniach przybył do Oratorium ksiądz Feliks Coppo duspasterz z Mirabello
diec. Casale. Nalegał on na podjęcie się prowadzenia kolegium – konwiktu na terenie
jego parafii.
Ks. Bosko zabrał się do przestudiowania sytuacji pomimo świeżych przykrych
wypadków z władzami. Na dodatek cierpiał na bolesne obrzmienie gruczołów szyi.
Ks. Coppo widząc go w takim stanie zrobił uwagę:
- Drogi księże Bosko, ksiądz, który tylu uzdrawia chorych za przyczyną Matki
Boskiej Wspomożycielki, dlaczego sam nie prosi Madonny o uzdrowienie?
- Proszę księdza gdybym nawet wiedział, że dla uwolnienia się z choroby
wystarczy odmówić jedno Zdrowaś Maryjo, nie uczyniłbym tego. Zostawmy wszystko
w ręku Opatrzności!.
Po załatwieniu sprawy, Święty udał się na doroczne rekolekcje na Supergę w
towarzystwie kleryków: Boggero, Durando i Francesii. Zwracał uwagę na siebie
siedząc w ławce obok księdza Bosko pewien młodzian nazwiskiem Cavagliere, o
którym słyszano się wiele w Turynie. Pojechał na rekolekcje ulegając prośbom matki,
która obiecywała spłacić jego długi.
W pewnym momencie w czasie kazania, Święty słaniał się z osłabienia.
Towarzysz jego ująwszy księdza Bosko pod ramię wyprowadził do pokoju i położył
do łóżka. Gdy Święty oprzytomniał, spostrzegł przy łóżku płaczącego Cavagliere.
Przycisnął jego głowę do piersi mówiąc: Ach, już mi nie uciekniesz! No, cóż teraz
z tobą zrobimy? Paru ojcowskimi słowami zachęty zdobył całkowicie serce owego
młodziana. Wyspowiadał się on szczerze i obiecał naprawić przeszłość.
Tymczasem Święty odpisywał na listy pisane mu przez wychowanków.
Między innymi, pisał do Stefana Rosetti, ucznia liceum w Montafia:
216

22.7 Page 217

▲back to top


Amatissimo Figliuolo
List twój sprawił mi wielką przyjemność. Dajesz w nim poznać, że zgadłeś, co
myślę o tobie. Tak, mój drogi, kocham cię z całego serca i zmierzam do tego, by
uczynić ci jak najwięcej dobra, byś czynił postępy w nauce i pobożności, oraz by
pokierować cię do nieba. Przypomnij sobie wskazówki, jakie ci dałem kiedyś i bądź
wesół. Studiuj, by wzbogacić się w cnoty. Unikaj złych kolegów, przyjaźnij się
z cnotliwymi, zbliżaj się do swego ks. katechety, słuchaj jego rad, a wszystko pójdzie
dobrze. Pozdrów ode mnie rodziców. Módl się za mnie. A tymczasem pozdrawiam
cię.- S. Ignazio25-7-1860- Aff.mo
XJB
List pisany po łacinie kierował do chłopca Dominika Farigi polecając mu, by
jeśli chce przyozdobić bardziej swą przyjaźń, winien zaprzyjaźnić się z pokorą,
miłością i czystością.
- Kleryka Jana Anfossi przestrzega przed wpływem liberalnych wykładów
świeckich na uniwersytecie.
- Chłopcu Janowi Garino dziękuję za wspaniałomyślne oddanie się pod
kierownictwo duchowe, przyrzekając dwie rzeczy: modlitwę o wytrwanie
w powołaniu oraz dar zachowania czystości.
- Klerykowi Karolowi Ghivarello pozwala wyręczyć się jakimś zdolniejszym
mówcą ze względu na niezawinione wady wymowy.
- Klerykowi Michałowi Rua dziękuje za list pisany po francusku i żartobliwie
przestrzega by był „gallu tantum lingua et sermone”, duchem jednak i czynem winien
być nieustraszonym i wielkodusznym Rzymianinem. Przepowiada mu przyszłe walki
i cierpienia, a zarazem wielkie pociechy u Boga. Winien zawsze przyświecać dobrym
przykładem, zasięgać rady u doświadczonych, czynić zawsze, co lepsze w oczach
bożych.
W owych dniach diakon Rua odprawiał rekolekcje u Księży Misjonarzy
przygotowując się do święceń kapłańskich. Kanonik Vogliotti pokrył wydatki za nie
podobnie jak poprzednio, i uiścił taksę kancelarii królewskiej za bedeplacitum regium
217

22.8 Page 218

▲back to top


(potwierdzenie) dyspensy nadeszłej z Rzymu (defectus setatis).
W owym czasie jeszcze Święty nie powziął ostatecznej decyzji, co do
przejęcia kierownictwa małego seminarium w Giaveno. Wspomniane seminarium
z końcem roku 1859/60 liczyło zaledwie kilkunastu alumnów, którym przed wyjazdem
na wakacje oświadczono, że prawdopodobnie seminarium w przyszłym roku będzie
nieczynne. Nie było widoków na odnowienie tej uczelni, która wydała tylu kapłanów
dla diecezji.
Bolał bardzo nad tym stanem rzeczy arcybiskup Fransoni kładąc na serce
wikariuszowi generalnemu rozwiązanie tego problemu. Ten zaś nie widział, że uda mu
się własną firmą i przy pomocy swych synów przywrócić seminarium do kwitnącego
poprzedniego stanu.
Święty był gotów odpowiedzieć życzeniu Przełożonego Kościelnego
podejmując się zadania, choć nie bez pewnych zastrzeżeń ze swej strony, jak
zobaczymy dalej.
Na razie, musiał przerwać pertraktacje w sprawie kolegium Cavour,
odkładając to na inny czas. Czekał miesiąc na odpowiedź magistratu Giaveno, bez
czego nie można było podjąć ostatecznej decyzji. Wreszcie nadszedł pisemny kontrakt
do Kurii, zgodnie z porozumieniem z księdzem Bosko. Kanonik Vogliotti zbadawszy
go przesłał do Lanzo, gdzie aktualnie przebywał Święty. Ten zwracał go
z następującymi uwagami:
- Ill. mo e Molto Reverendo Sig. Rettore
Przeczytałem uważnie projektowany kontrakt magistratu Giaveno. Nie mogę
jednak przyjąć zastrzeżenia zapłacenia tysiąca franków na wypadek niedotrzymania
zobowiązań, jakie mi się nakłada. Jedyną rzeczą możliwą do przeprowadzenia, do
czego gotów jestem zabrać się przy pomocy bożej, jest otwarcie małego seminarium
jedynie dla kandydatów do kapłaństwa. Z wyłączeniem wszelkiej ingerencji
magistratu chcę mieć pełną swobodę, co do obsady personelu. Myślę, że jeden rok
stanie się próbą tego, co Opatrzność zamierza względem nas. W najbliższy piątek
przyjadę do Turynu i przybędę osobiście do Kurii, by porozumieć się w tej
218

22.9 Page 219

▲back to top


sprawie.Niech Bóg udzieli mu zdrowia etc.-Lanzo–18-7-1860
ks. Jan Bosko
Kanonik Vogliotti obawiając się trudności, o ile na czas nie sfinalizuje
się pertraktacji z magistratem, zdecydował się pojechać do Giaveno, by doprowadzić
do skutku porozumienie obu stron. Był to krok tym bardziej konieczny, że magistrat
wystosował już do ministerstwa oświaty pismo o przydzielenie mu tego gmachu.
Dekrety miały już być gotowe do wysłania. Napisał również do księdza Bosko, by
zechciał mu towarzyszyć do Giaveno, na co Święty odpowiadał następująco:
- Ill. mo e Molto Rev-do Signore
Chętnie udałbym się do Giaveno, lecz nie uważam, by można osiągnąć sukces.
Zasadnicza trudność polega na tym: ks. Bosko miał kilkakrotną rewizję w domu, jest,
więc podejrzany wobec władz. Magistrat ze swej strony chciałby uwolnić się z oferty
złożonej poprzednio w dość subtelny sposób księdzu Bosko. Choćby nawet pojechał
do Giaveno i przyjął formalnie kierownictwo seminarium, bylibyśmy w ciągłym
konflikcie z tymi wszystkimi etc.
Uznałem za stosowne zakomunikować mu powyższe, gotów jednak na
wszystko, co wyjdzie na większą chwałę bożą i zbawienie dusz. Z wyrazami czci etc.
Obbl. mo servit.
XJB
27 lipca, Święty w towarzystwie swych trzech kleryków wracał z rekolekcji,
by towarzyszyć kanonikowi Vogliottiemu do Giaveno. Niczego jednak nie osiągnięto,
gdyż Rada gminna odmawiała zmiany proponowanej umowy, tłumacząc się kłopotami
finansowymi. Wtedy ksiądz Bosko zerwał pertraktacje.
29 lipca, w niedzielę, ks. Michał Rua otrzymywał święcenia kapłańskie z rąk
mngra Balma w kaplicy rezydencji hrabiego Bianco di Barbania, wielkiego przyjaciela
księdza Bosko.
219

22.10 Page 220

▲back to top


30 lipca odprawił ks. Rua swą Mszę Prymicyjną w Oratorium, a na słówku
dziękował chłopcom za oznaki życzliwości. Polecił się ich modlitwą, by godnie nosił
brzemię obowiązków kapłańskich. Przez cały dzień otaczali go wychowankowie
całując ze czcią ręce. Z tej okazji powstała kwestia wśród kleryków na temat
pocałunków zwyczajowych w pewnych okolicznościach.
Według kroniki, ksiądz Bosko zainterpelowany dał następującą
odpowiedź:
l/ Gdy chodzi o rodziców lub osoby odnosząc się do nas z afektem ojcowskim,
przyjmujemy i oddajemy pocałunek.
2/ Całujemy również, gdy okoliczności tego wymagają, na przykład, gdy ten
akt miłości gaśnie niezgoda, lub, gdy nie chcemy okazać się względem kogoś
niechętni, z wyłączeniem jednak zawsze osób odmiennej płci.
3/ Gdy witamy się z osobą zaprzyjaźnioną, z którą dawno nie widzieliśmy się.
Zresztą z zasady, przełożeni czy wychowawcy wzbierają uścisków,
pocałunków, nawet dotykania rąk, z wyjątkiem gdy ktoś np. na długi czas odjeżdża,
lub gdy widzimy się po długiej nieobecności.
220

23 Pages 221-230

▲back to top


23.1 Page 221

▲back to top


ROZDZIAŁ LII
W dniu 3 sierpnia obchodzono w Oratorium imieniny księdza prefekta
Wiktora Alassonattiego. W niedzielę 5 sierpnia, w kościele Matki Bożej Śnieżnej
odbyły się Prymicje ks. Michała Ruy, który celebrował w asyście księdza Bosko. Cała
młodzież zakładowa, jak i oratoryjna zgromadziła się na tę piękną uroczystość.
Przystąpiono gremialnie do Stołu Pańskiego wiedząc jak miły będzie ten dar ich
wychowawcy. Niezwykły entuzjazm malował się na twarzach chłopców przejętych
doniosłością tej chwili.
W czasie uroczystej akademii prezentowano księdzu Rua kwiaty wraz
z deklamacjami, wśród których wyróżniała się petrarkowska oda księdza Francesia.
W utworach deklamacyjnych często przewijał się motyw ujęty przez kleryka
Franciszka Vaschetti:Jesteście przykładem dla kapłanów – nauczycielem kleryków
w nauce i cnocie – doradcą studiujących – przewodnikiem aprendystów –
pocieszycielem chorych i strapionych – dla wszystkich radością. Słowem jesteś
kochany przez wszystkich, gdyż masz serce drugiego księdza Bosko, a wszyscy
uważają cię za jego godnego następcę”.
Przez cały dzień rozlegały się w Oratorium wiwaty:
„Niech żyje ksiądz Rua!”on zaś starał się kierować je do osoby księdza Bosko.
Było to doprawdy prawdziwe święto miłości i wdzięczności w Oratorium.
Ksiądz Rua na zakończenie akademii serdecznie dziękował chłopcom za
modlitwy, przepraszał, że musiał czasem kogoś skarcić dla jego dobra, przyrzekał
nadal pracować dla młodzieży, prosił by w zaufaniu zwracano mu uwagę, gdy
zapomni się czasem zakończyć przemówienie akcentami synowskiej miłości
względem wspólnego Ojca księdza Bosko.
Odkąd ks. Rua dzierżył w ręku znaczną część spraw wszystkich oratoriów w
mieście z siobie, własną energię. Wybitnie uzdolniony a równocześnie pokory,
objawiał niezwykłego ducha prostoty i praktyczności.
Święty znając doskonale jego zaradność pozostawiał mu swobodę inicjatywy.
Ze względu na te zalety ducha, zwłaszcza posłuszeństwo zwykł mawiać ks. bosko:
221

23.2 Page 222

▲back to top


Ksiądz Michał mógłby działać cuda, gdyby zachciał!
W tymże dniu ks. Bosko w dowód szczególnej wdzięczności pewnej rodzinie,
uczestniczącej w uroczystości w oratoryjnej z okazji Prymicji księdza Ruy dawał jej
przywilej patronatu jednego ołtarza swego kościoła. Dokument z podpisem ks. Bosko
nosił datę 5 sierpnia 1860 r.
Święty na zakończenie uroczystości, opowiedział na słówku sen następujący:
„Zdawało mi się, że wszyscy moi chłopcy znajdowali się w jakimś uroczym
miejscu, jakby w prześlicznym ogrodzie. Siedzieli za długimi stołami rozstawionymi
amfiteatralnie, z których każdy następny był wyżej od poprzedniego, tak, że tworzyły
jakby bardzo wysokie piramidy. Stołów było czternaście. Osobne podmurowanie
dzieliły je wyraźnie na trzy grupy.
U najniższego stołu ustawionego na gołej ziemi, bez żadnych ozdób i nakryć
siedziała grupa chłopców o twarzach smutnych. Przed nimi na stole pełnym brudu
i żołędzi, leżał razowy ze stęchłej mąki chleba, tak mocno spleśniały, iż budził
obrzydzenie. Toteż biedacy jedli go ze wstrętem. Chciałem im powiedzieć, by
odrzucili precz to wstrętne jedzenie, jednakże ograniczyłem się do zapytania, dlaczego
jedzą takie ochłapy. Odpowiedzieli im: Musimy jeść to, co sami sobie zgotowaliśmy,
a nie mamy nic innego. Byli to chłopcy w stanie grzechu śmiertelnego. Księdze
Przypowieści czytamy:
„Mieli w nienawiści karność, a bojaźni Pańskiej nie sprzyjali, ani nie
przystawali na radzie mojej i uwłaczali karaniu memu, a tak jeść będą owoce drogi
swojej i nasycą się zmysłami swymi”.
W miarę jak stoły wznosiły się coraz wyżej, chłopcy byli weseli i jedli chleb
coraz lepszy. A im wyżej siedzieli, tym większy był ich wdzięk i piękność. Na
bogatych stołach bieliły się obrusy rzadkiej roboty, a na nich lśniły świeczniki, grały
kolorami, dzbany, kruże, filiżanki, wazony z prześlicznym kwieciem, wzorzyste misy
pełne wykwintnych dań. Chłopców siedzących przy tej zastawie widział bardzo wielu.
Byli to przywróceni po grzechu do łaski uświęcającej.
Wreszcie chłopcy siedzący u górnych stołów mieli chleb, którego nie umiem
opisać, tak był piękny i smaczny. Szaty i twarze chłopców promieniały więcej niż
222

23.3 Page 223

▲back to top


słoneczną jasnością.
Panowała wśród nich niebiańska radość, którą każdy chciał się dzielić ze
swymi kolegami. Światłością, blaskiem i wdziękiem przewyższali o całe niebo stoły
niżej położone. Byli to chłopcy w stanie nienawiści. O niewinnych i nawróconych tak
mówi Duch Święty w przypowieściach:
„Kto słucha mnie bez bojaźni, będzie odpoczywał i zażyje obfitości, wolny od
bliźni przed złem”.
Największa niespodzianką dla mnie było, że wszystkich tych chłopców
poznałem od pierwszego do ostatniego, a patrząc obecnie na was, zdaje mi się, że
widzę każdego jak siedzi przy jednych z owych stołów. Zdziwiłem się niezmiernie
tym widokiem i nie mogłem go zrozumieć. Wówczas zobaczyłem opodal jakiegoś
człowieka, ale gdy biegłem, by prosić go o wyjaśnienie, potknął się i przebudziłem się
w łóżku.
Prosiliście mnie o sen, oto usłyszeliście jeden. Jednakowoż nie dawajcie mu
innej wiary, jak tę, na którą zasługuję.
W dniu następnym ks. Bosko prywatnie powiedział każdemu z chłopców,
jakie miejsce zajmował przy stole, począwszy od górnych pięter aż na dół.
Spytano go, czy można przenieść się ze stołu niższego do wyższego.
Odpowiedział twierdząco, z wyjątkiem najwyższego gdyż ci, co zeń odpadli, nie mogli
już tam wrócić. Było to, bowiem uprzywilejowane miejsce dla tych, co zachowali
nieskalaną szatę Chrztu św. liczba ich była stosunkowo niewielka, za to wielka
drugiego i trzeciego rzędu stołów.
15 sierpnia ks. Bosko wyjechał do Strambino. Towarzyszył mu Józef Reano
i od niego mamy przekazane szczegóły tej podróży.
Gdy ks. Bosko wsiadł do wagonu, wszedł do przedziału pewien pan z wyglądu
kupiec. Zapalił fajkę, mimo że był to przedział dla niepalących. Przeprosił jednak
ks. Bosko pytając, czy może znosić dym z cygara. Święty odrzekł, że o ile to będzie
trwało krótko, to mu nie szkodzi. Ale kupiec wypaliwszy jedno cygaro zabrał się do
zapalenia drugiego. Wówczas ks. Bosko żartując rzecze: Wybaczy szanowny pan,
dotąd ja znosiłem pokutę zw względu na niego, połykając dym z jego cygara; obecnie
223

23.4 Page 224

▲back to top


proszę, by był łaskaw ze względu na mnie wstrzymać się od tego.
- Tak, czcigodny ksiądz ma rację – odrzekł kupiec chowając cygaro. Tak
nawiązała się między nimi rozmowa na temat Turynu i wielu innych rzeczy. Potem
kupiec przeszedł na temat dzieł pobożnych, kapłaństwa, wreszcie Oratorium ks. Bosko
na Valdocco. Opowiadał jak ten zacny kapłan utrzymywał ponad 300 chłopców
w swym zakładzie, i że tam dba się bardzo wychowanie fizyczne, a co zasługuje na
uwagę, że w tym zakładzie młodzież otrzymuje wykształcenie i wychowanie
prawdziwie obywatelskie.
- Muszę koniecznie zwiedzić ten zakład – oświadczył.
Ks. Bosko słuchał z uśmiechem i milczał. Tymczasem pociąg zatrzymał się
w Monzanaro i kupiec wysiadł.
Między Montanaro a Strambio wsiadł do tego przedziału inny kupiec, który
z miejsca nawiązał rozmowę z ks. Bosko. Ale rozmowa na temat kapłanów była
w odmiennym tonie, gdyż nazwał księży darmozjadami i pasożytami społecznymi.
- Przepraszam pana, czy szanowny Pan nie chciałby widzieć żadnego kapłana
na świecie?
- Och, to nie, uważam, że religia jest potrzebna.
- No, więc, jakby pan to sobie wyobrażał?
- Co do mnie, przesiałbym połowę księży.
- A jakich by pan przesiał – dobrych czy złych?
- Złych oczywiście.
- I cóż by pan zrobił z tymi złymi?
- Kazałbym przejść do innego zawodu.
- Dużo księży zna pan?
- Znam ponad pięćdziesięciu są też źli?
- Połowa.
- Czy mógłby pan wymienić ich po nazwisku?
- O, tak i to wielu.
224

23.5 Page 225

▲back to top


Wówczas Święty wydobywając ołówek i notes rzecze: Proszę, mi podać
nazwiska złych księży, a ja mu przyrzekam, że zostaną zawieszeni w swym urzędzie.
W tym momencie wielu podróżnych zwróciło uwagę na księdza Bosko i jego
rozmówcę, ciekawiąc się jak wypadnie to wyzwanie. Znać było, że większość
solidaryzowała się z nim.
- Zatem? replikował Święty gotów pisać – lecz ów krytyk stracił rezon.
- No proszę łaskawie dyktować, piszę.
- Znam jednego, który jest, jak mówię zacofańcem. Posyła pieniądze
Papieżowi, zamiast dać je biednym.
- No a inni?
- Drugi jest przeciwnikiem polityki państwa. Wrogiem Italii, krytykuje ustawy
uchwalone przez parlament.
- Ależ to nie są występki – zauważył ksiądz Bosko.
Ten zacny człowiek, który nie chodził do kościoła, ale umiał oskarżać księży
idąc za przewrotną prasą, nie śmiał więcej nic mówić straciwszy język. Nie widząc,
jak wybrnąć z kłopotu zakończył opryskliwie:
- Ach, mówmy o czy innym!
Wówczas Święty powiedział mu parę słów do słuchu, które zrobiły również
dobre wrażenie na obecnych w przedziale.
W Strambino Święty głosił chwałę wniebowziętej, a w dniu następnym
kazanie odpustowe o św. Rochu w kaplicy jemu poświęconej. Pytano go, jakiej sumy
żąda za swe kazanie. Święty odrzekł, że ze względu na ubogą kaplicę niczego nie
żąda. Za to po kazaniu zaproszono go na szklankę wina, na co chętnie się zgodził
mówiąc: Bardzo chętnie coś wypiję!
Udano się do mieszkania przewodniczącego za całą komitywą, na
poczęstunek, gdzie stół był obficie zastawiony i nie brakło wyśmienitych napojów.
Z kolei poszło się do następnego, gdzie było to samo. Wreszcie zaprowadzono
Świętego do obszernej sali gdzie stoły uginały się od potraw i napojów. Święty zagaił
ze zwykłą sobie swobodą: No ja myślałem, że mam do czynienia z ubogimi,
225

23.6 Page 226

▲back to top


a tymczasem widzę, że jesteście burżujami. Proszę, więc co honorarium takie, jakie
dawano w latach poprzednich kaznodziejom św. Rocha; nie wypada, bowiem żebym
zaniedbał kwesty na rzecz mych ubogich chłopców.
W odpowiedzi posypały się hojne datki.
Tymczasem utworzył się komitet dla uczczenia trzydziestnicy zgonu księdza
Cafasso w kościele św. Franciszka z Asyżu, który zebrał niebawem na ten cel 5 tys.
lir. Na kaznodziejów okolicznościowych proponowano kanonika Giordano i księdza
Bosko. Przeważyła opinia za ostatnim, gdyż znał doskonale zmarłego.
„30 sierpnia – pisze ks. Ruffino – w kościele św. Franciszka odprawiona
została Msza żałobna za duszę zmarłego. Kościół przybrano w draperie
z odpowiednimi napisami. 300 kapłanów wzięło udział w nabożeństwie: z miasta
przybyły tłumy wiernych.
Po nabożeństwie ks. Bosko wygłosił mowę żałobną wzruszając
słuchaczy. Jako motto wziął słowa z 2 Ks. Kroniki (XXXI, 20/: „Czynił, co było
prawnego, dobrego i prawdziwego przed Bogiem, we wszystkiej sprawie posługi
domu Pańskiego”.
Święty przygotowywał do druku biografie zmarłego, skąd można się
przekonać, że uważał go za świętego. Pragnął napisać obszerniejszą książkę, dlatego
zbierał wiadomości o nim. Niestety, nie mógł doprowadzić do końca zamiaru ze
względu na swe liczne zajęcie. Zlecał to innym kapłanom, lecz bez skutku. Zresztą
trzymał zawsze w swym biurku dla własnej zachęty, regulamin Konwiktu
Kościelnego. Zawiesił również w swym pokoju portret księdza Cafasso. Często
słyszano z jego ust pochwały o jego duchowym ojcu. Przedstawiał go młodzieży jako
wzór, przypominał jego mądre rady, jak na przykład: „We wszystkim należy pełnić
wolę bożą, tak, iż winniśmy być gotowi zrezygnować z własnych planów, gdy
poznamy, że nie są zgodne z Wolą Bożą. Dla poznania Woli bożej trzeba trzech
rzeczy: modlitwy, wyczekiwania, radzenia się osób świątobliwych”.”
W kronice ks. Ruffino czytamy notatkę:
„12 kwietnia ks. Bosko wyraził się na słówku: w styczniu powiedziałem wam;
czekajmy do marca, obecnie mówię: oczekujemy sierpnia. Tymi słowami dawał
226

23.7 Page 227

▲back to top


odpowiedź na pytania dotyczące losów Włoch i Papieża.
W Oratorium z podnieceniem oczekiwano spełnienia się przepowiedni. 19
sierpnia, Garibaldi zdobył Sycylię, przeprawił się przez cieśninę Mesyńską
z oddziałem 17-tys. Ochotników i wkroczył do prowincyj Neapolitańskich
opanowanych agitacją sekciarską. Pod Reggio Calabria generał burboński Vial,
z batalionem 30-tysięcznym udawał potyczkę pozostawiając w ręku Garibaldiego
prowincję, gdzie we wszystkich miastach okrzyknięto jego władzę.
6 września król Neapolu, zdradzony haniebnie przez poddanych uchodził
do Gaety, a Garibaldi triumfalnie wjeżdżał do stolicy dnia następnego. Stąd
bezpośrednie zagrożenie państwa kościelnego, do którego zewsząd wtargnęły bandy
powstańców.
Przeciwko nim generał Lamoriciere z 13-tysięcznym oddziałem wojsk
papieskich, wśród nich wielu ochotników z arystokracji francuskiej i belgijskiej, stawił
zwycięski opór. Wtedy to rząd piemoncki wykorzystał stosowny moment. Napoleon
III, 27 sierpnia, publicznie deklarował respektowanie pozostałych Papieżowi
prowincji, a równocześnie dał ministrowi Fariniemu w Chambery pozwolenie na
zajęcie Marchii łącznie z Umbrią, tymi obłudnymi słowy:
- Zróbcie to szybko, lecz nie tykajcie Rzymu! Równocześnie obiecywał
Papieżowi swą pomoc deklarując siłą odeprzeć inwazję piemoncką.
Licząc na złudną obietnicę, generał Lamoriciere ze swymi bohaterskimi
żuawami postanowił walczyć do upadłego, gdy 11 września wojska piemonckie w sile
33 tys. ludzi wkroczył do państwa kościelnego. Opanowały Pesaro i inne miasta.
18 września, po bohaterskiej bitwie Castelfidardo, żuawi papiescy musieli
cofnąć się przed przeważającymi siłami nieprzyjaciela, a 27-go, po 8-dniowym
bombardowaniu z lądu i morza, poddała się twierdza Ancona. Napoleon deklarował
nieinterwencję, i Marchia wraz z Umbrią zostały anektowane do Piemontu. Wnet
przystąpiono do likwidacji klasztorów i konfiskaty dóbr zakonnych.
W owych dniach musiał ks. Bosko postępować z wielką roztropnością, gdyż
wielu rzeczowo lub podstępnie pytało go, czy żołnierze piemonccy z czystym
sumieniem mogą walczyć z obrońcami Papieża; czy niektórzy poborowi winni stawić
227

23.8 Page 228

▲back to top


się pod broń, ewentualnie zdezerterować. Święty niezmiennie odpowiadał: Niech idą
do spowiedzi. To jest najlepsza rada jakiej mogę udzielić.
Można sobie wyobrazić, co musiało przeżyć i przecierpieć wielu
biskupów, kapłanów i zakonników. 28 września, został internetowy kardynał De
Angelis, arcybiskup Fermo, następnie przewieziony do klasztoru Misjonarzy na
miejsce, gdzie przebywał zesłany poprzednio kardynał Corsi. Tymczasem z prowincyj
papieskich wojska piemonckie przeszły na teren królestwa neapolitańskiego, by
wesprzeć Garibaldiego w utarczkach z wojskami burbońskimi. Do Gaety schronił się
nieszczęśliwy monarcha Franciszek II zdradzony przez Napoleona i opuszczony przez
swych sprzymierzeńców.
Święty miał wypowiedzieć pewną opinię odnoście losów królestwa
Neapolu, które niestety do nas nie doszła.
228

23.9 Page 229

▲back to top


ROZDZIAŁ LIII
Po zerwaniu pertraktacji z magistratem Giaveno istniało uzasadnione
przypuszczenie, że syndyk zwrócił się do jakiegoś profesora świeckiego, dobrze
widzianego przez władze. Dlatego Kuria postawiła na księdza Bosko jako jedyny
ratunek.
Prowikariusz kan. Vogliotti i ksiądz Arduino proboszcz w Giaveno
perswadowali, by, czym prędzej ratował kolegium. On odrzekł, że gotów jest na
wszystko, co będzie w jego mocy, lecz przede wszystkim chce wiedzieć, na czym
stoimy.
- Nie stawiamy żadnych warunków. Ksiądz ma pełną swobodę ruchów. Niech
działa we własnym imieniu, obsadzi personel. Zamianuje dyrektora, przeprowadzi
przyjęcie kandydatów, ustali regulamin, tak by zakład w pełni funkcjonował.
Wówczas ksiądz Bosko zgodził się, a dwaj kanonicy przekazali mu pełną
władzę w owym kolegium.
- W jaki sposób i jakimi środkami zamierza ksiądz dopiąć swego celu?
- To już moja sprawa. Otworzymy szkołę w listopadzie. Kan. Vogliotti nie
dowierzała, lecz Święty potwierdzał, że w listopadzie będzie miał stu uczniów.
Przedstawił swój plan. Sobie rezerwował, jak świadczy ks. Franciszek Vaschetti, pełne
kierownictwo seminarium rezygnując z urzędowej inwestytury. Postawił jako warunek
absolutny, że dyrektor kolegium będzie niezależny od proboszcza lub jakiejkolwiek
miejscowej władzy. Będzie jedynie podlegał Kurii diecezjalnej. Zażądał odnośnego
dokumentu na piśmie. Kanonik przyjął te warunki.
Święty pragnąłby posłać do Giaveno na dyrektora księdza Wiktora
Alassonattiego. Ponieważ jednak obecność jego była niezbędna w Oratorium.,
zaproponował na to stanowisko swego przyjaciela księdza jasna Grassino,
wiceproboszcza w Cavallermaggiore, który przez 6-miesięczny pobytu w Oratorium
zapoznał się z jego metodą wychowawczą.
Ks. Grassino zawiadomiony o zaszczytnej nominacji wzbraniał się przed
przyjęciem jej, dał się jednak nakłonić księdzu Bosko. Przyrzekł dać mu do pomocy
229

23.10 Page 230

▲back to top


kilku swych kleryków oraz prefekta znającego się na ekonomii. Zapewnił także
osobistą pomoc.
Po uzgodnieniu tego ksiądz Bosko sądował, kogo wybrać dla uzupełnienia
personelu. Będąc doskonałym znawcą ludzi wybierał jednostki zdatne do pełnienia
różnych obowiązków.
Jednym z nich był kleryk Jan Baravalle. Miał on wielkie zaufanie do
Świętego. Za pierwszym widzeniem się z ks. Bosko spostrzegł, że wyczytał on
doskonale, co mu leżało na sercu. Sam zaproponował przejście do Giaveno na rok
przyszły.
- Dobrze za rok tam pójdziesz – odrzecze Święty. A czy nie byłbyś
zadowolony, gdybyś miał pójść do nieba?.
Kleryk odrzekł twierdząco. I na tym rozmowa się urwała. Baravelle później
wstąpił do zakonu Franciszkanów, którego stał się ostoją i chlubą.
Podczas gdy Święty starał się zadowolić życzenia Wikariusza generalnego,
w dniu 5 września odbyło się posiedzenie Kapituły Zgromadzenia, na którym
ks. Bokso przełożył swój projekt.
- O ile by nasze Ustawy i Zgromadzenia nie służyły większej chwale bożej,
byłbym zadowolony, gdyby Pan Bóg tak pokierował, by nie zastały zatwierdzone ani
jedne ani drugie. Natomiast powiadam: Nie wprowadzać żadnych nowości w domu,
pod pozorem, że coś jest lepsze. Zostawmy lepsze, a chodźmy za dobrym. Nie
interpretować dowolnie, ani przekształcać ustaw. Nie zaniechać pewnych praktyk
pobożnych ustanawiając nowe, na przykład ktoś może chciałby ustanowić
stowarzyszenie Najświętszego Serca Jezusa i Maryi. Owszem, to stowarzyszenie
podoba się, lecz lepiej, że go zaniechamy a rozbudować będziemy i ożywiać istniejące
już u nas towarzystwa religijne. Dodaję małą uwagę:
- Gdyby, kto został upomniany przez przełożonego, to niech nie myśli, że
przełożony stracił już szacunek dla niego. Wszyscy możemy błądzić, a upomnienie
pochodzi od przyjaciela, który nasz szczerze kocha i szanuje. Gdy przełożony nie
zwraca na nas uwagi, znak to jest, że wszystko w porządku. Nie mamy zwyczaju
czekać, aż się powtórzy uchybienie. Nie! Gdy jest coś do zauważenia, mówi się
natychmiast.
230

24 Pages 231-240

▲back to top


24.1 Page 231

▲back to top


Odtąd będziemy się trzymali zwyczaju odbywania konferencji z okazji
jakiegoś święta Madonny. Poza tym podaję do wiadomości, że wydelegowano
O. Durando Misjonarza do zbadania naszych Ustaw i uzyskania aprobaty od
arcybiskupa.
Arcybiskup Fransoni powiadomił o tym ks. Bosko w liście z dnia 12-9-1860:
Carissino Don Bosco
- List jego z 7 sierpnia przyszedł z opóźnieniem. Szkoda, że pod mą
nieobecność nie mogłem widzieć się z p. Losanna. Nie mając sposobności zapoznać
się z nowymi upoważnieniami, o które prosił Ksiądz dla kaplicy prywatnej. Co do
reguł oczekuję odpowiedzi z Turynu, gdyż zleciłem kilku znawcom życia duchownego
zbadania ich. Własne uwagi, co do odmiennych form stosowanych proszę mi
swobodnie przedstawić. Spodziewam się, że oratoria funkcjonują sprawnie, i że Pan
Bóg nie dopuści, czego Pwielebny Ksiądz nie bezpodstawnie się obawia. Proszę
pozdrowić ode mnie trzech znanych kapłanów wymienionych w liście i uważać mnie
nadal, etc.
- Suo dev. Mo ed aff. Mo servo
+ Alojzy arcyb.
O. Durando przesłał swe uwagi odnośnie Ustaw Pobożnego Towarzystwa.
Treścią zasadniczą uwag była sytuacja nowego Towarzystwa w obliczu ustaw
cywilnych.
1. Towarzystwo de facto istnieje i posiada domy, nieruchomości etc. Jak więc
można posiadać własność, skoro nie istnieje w obliczu państwa? Wszystko bierze na
swą firmę ksiądz Bosko. Lecz po śmierci jego i ewentualnego następcy, którego on
wyznaczy, co się stanie z nim w przyszłości? Tym więcej, że co lat 12 zmienia się
Przełożony generalny?
2. Głównym zadaniem Towarzystwa jest praca na kształceniem powołań do
stanu kapłańskiego i wychowania młodych księży. Lecz niedostatecznie jasno wynika
z Ustaw zależność od Oratorium i jego jurysdykcji nad zgromadzeniem. Nie mówi się
231

24.2 Page 232

▲back to top


o stosunkach Ordynariuszem, informowaniu go o rozwoju, obyczajach itp. Nie określa
bliżej metod nauczania i formacji w pobożności. W Ustawach nakreślono to
ogólnikowo; reszta pozostaje do wyjaśnienia i nie dają one gwarancji dostatecznej
obecnie i na przyszłość.
3. Wspomina się w Ustawach o kształceniu ubogich chłopców i kleryków, tak,
iż rzec można, że to wychowanie jest wspólne, podczas gdy jest rzeczą wielkiej wagi,
by mieszkali oddzielnie i mieli odrębnych dyrektorów oraz własny regulamin. Cóż
można powiedzieć o tych klerykach obracających się wśród chłopców ubogich, bez
wychowania, uczących się rzemiosła? Tak wygląda, jeśli nie formalnie w tych
regułach, to praktycznie i de facto.
4. Ponieważ mają tylko śluby trzyletnie i dowolnie składają wieczyste, nie
mogą być wyświęceni z tytułu kościelnego, gdyż ten przywilej przysługuje jedynie
zakonom o ślubach wieczystych. Tym sposobem będzie miał wielu kandydatów,
którzy będą wstępować do Zgromadzenia jedynie w celu łatwego odbycia w nim
studiów i otrzymania święceń, potem sobie pójdą przysparzając kłopotu biskupom,
z niemałym zgromadzeniem wiernych.
5. Powodzenie danego zgromadzenia wynika z jego struktury i celu. O ile
obecnie nie ma różnicy między młodzieżą klerykami, jeśli brak odrębnego nowicjatu
i wykształcenia oraz należytej formacji zakonnej, nie można spodziewać się ani
trwałości ani sukcesu Zgromadzenia.
6. Co dotyczy ślubów, nie wystarczające są reguły, zwłaszcza odnośnie ślubu
ubóstwa, co do którego powstaną wątpliwości.
Co do zarządu Zgromadzenia, uprawnień Przełożonego Generalnego,
przełożonych lokalnych, profesorów itp. nie wszystko jest jasne i niełatwo będzie
utrzymać harmonię, jedność ducha, administracji etc. Także niejasno jest określony
wybór przełożonych.
- Ks. Maria Antoni Durando – wizytator ks. Misj.
Wotum O. Durando nie było więc przychylne. Podczas gdy arcybiskup
znajdował jakiś zarzut w regułach, to od dezaprobował je w całości. Trzeba jednak
232

24.3 Page 233

▲back to top


powiedzieć, że ten świątobliwy Łazarzysta nie pojmował ducha, myśli i charakteru
działalności księdza Bosko. Nie chodziło tu wszak o ścisły zakon, lecz
o Zgromadzenie nowoczesne, dostosowane do potrzeb społecznych. Sam Pius IX
uznawał konieczność specjalnej nowoczesnej formy. Ks. Bosko rozumiał wagę
nowicjatu, lecz ramach możliwości. Formacja, jakiej udzielał swym klerykom, nie
była niższa jak w regularnym nowicjacie, dlatego jako jego klerycy przechodzący do
diecezji wcale nie byli ciężarem dla biskupa, lecz wielką pomocą. Coś więcej,
zaprawieni do pracy wychowawczej wśród młodzieży, byli zdolni kierować
duszpasterstwem dorosłych.
Inne sprawy wyjaśniają się w dalszym ciągu niniejszego opowiadania.
Pewno, że ksiądz Bosko tu i tam musiał coś zmienić lub poprawić
w ustawach, to też często się nad tym zastanawiał. Odpowiedź w sprawie Ustawy,
której Święty oczekiwał, wkrótce w październiku nadeszła do Rzymu.
Zwłokę kardynała Gaude tłumaczył swym złym stanem zdrowia. Pisał że o ile
za parę miesięcy mnie nastąpi poprawa, będzie musiał komuś innemu przekazać
zbadanie i wydanie opinii o ustawach Towarzystwa Salezjańskiego przesłanych mu.
Był to ostatni list kard. Gaude. Ten wierny jego przyjaciel i protektor
zakończył życie 14 grudnia 1860 i z jego śmiercią odwlokła się sprawa zatwierdzenia
Ustaw.
Sprawą, którą żywo zajmował się na razie ks. Bosko, było ponowne otwarcie
Małego Seminarium w Giaveno. Trzymać się będziemy relacji ks. Vaschetti'ego
uwzględniając świadectwa księży: Bonettiego, Durando, ks. kan. Anfossiego, pana
Tamone z Giaveno i wielu współczesnych.
25 września, ks. Bosko wysłał do Giaveno kleryka Vaschettiego
w charakterze prefekta zakładu. Zastał on nagie ściany budynku obrabowanego ze
wszystkich sprzętów. Kaplica była zbyt szczupła i nie odpowiednia dla kultu bożego.
Zastał tylko jednego ucznia sierotę.
Vaschetti wróciwszy do Turynu złożył sprawozdanie kanonikowi Fissore,
wikariuszowi generalnemu diecezji, który na początek dał mu 400 lir, a kan. Vogliotti
od siebie 300 lir na opędzenie pierwszych wydatków.
233

24.4 Page 234

▲back to top


Ksiądz Bosko posyłał do Giaveno niezbędne sprzęty kuchenne i szkolne;
pościel na łóżka, koce, prześcieradła, ręczniki, krzesła dla swoich. Polecił zaopatrzyć
magazyn w zeszyty, papier, książki, opał. Zajmował się tym pan Fryderyk Oreglia.
Znany ten w Turynie inteligent, zetknął się ze Świętym na rekolekcjach na
Superdze i tak dalece został im ujęty, że postanowił poświęcić się służbie bożej.
Był uprzednio u OO. Rosminianów w Stresa. Obecnie postanowił przenieść
się do Oratorium św. Fr. Salezego celem zastanowienia się nad swym powołaniem.
Załatwiał przy tym różne bieżące sprawy. Swą solidarnością, pokorą, przypadł do
gustu wszystkim. Decyzja wstąpienia do Salezjanów spotkała się z uznaniem u wielu
jego przyjaciół.
W czasie, gdy pan Oreglia meblował lokale w Giaveno. Święty robił
kalkulacje około rekonstrukcji kolegium. Powyższe dane posłużyły mu w przyszłości
do wielu innych podobnych imprez.
Przygotowano nowy prospekt warunków przyjęcia. Ustanawiano dwie pensje:
jedna, 30 fr miesięcznie, druga – 22 franków płatnych za 3 miesiące z góry. Oprócz
tego dodatkowo drobne wydatki za naprawę bielizny i obuwia, oraz pranie.
Seminarium miało być otwarte przez cały czas wakacji letnich dla korzyści
uczniów, którzy chcieliby zdawać poprawki lub korzystać z korepetycji. Nauka
obejmowała trzy klasy gimnazjalne i trzy elementarne.
Prospekt powyższy na polecenie prowikariusza został wydrukowany
i rozesłany po parafiach w archidiecezji. Podania o przyjęcie miały być kierowane na
ręce rektora seminarium arcybiskupiego lub dyrektora w Giaveno. Zaproszenie nie
znalazło widać echa, skoro od kilku tygodni po rozesłaniu prospektu nie zgłosił się
żaden kandydat.
Wówczas ksiądz Bosko mając ponad setkę niezałatwionych podań
o przyjęcie do Oratorium zdecydował się przekazać sporą ich liczbę do Giaveno.
Odtąd przyjmowano wszystkich zgłaszających się, a rodziców przywożących swych
synów kierował do Małego Seminarium w Giaveno. Początkowo odmawiano, lecz
Święty przekonywał, że odtąd atmosfera małego seminarium nie będzie się różniła od
tej na Valdocco, a wikt będzie lepszy, nadto okolica zdrowotna.
234

24.5 Page 235

▲back to top


Propozycje tę stawiał raczej bogatszym, tak, iż wszyscy konwiktorzy płacili
tam pełną pensję, podczas gdy Oratorium przyjmowało raczej uboższych.
Ksiądz Bosko udał się niebawem do Giaveno. Syndyk przekonany, że
kolegium z braku kandydatów zostało zamknięte, nic nie wiedząc o ostatnich
zarządzeniach Kurii przybył do seminarium, by rozmówić się z kan. Pogolotto. Miał
ze sobą pismo z ministerstwa uprawniające do przejęcia budynku szkolnego.
Spotkawszy księdza Bosko spytał: Czy rektor jest w mieszkaniu? Mam mu do
zakomunikowania sprawę wielkiej wagi.
- Proszę bardzo, rektorem jestem ja.
- Co? Ksiądz Bosko? Czy kolegium nie zostało definitywnie zamknięte?
- Nie zostało zamknięte i będzie nadal służyć swemu celowi.
- Ale brak przecież absolutnych zgłoszeń.
- Ależ kolegium pełne jest młodzieży. Proszę przyjść za parę dni, a przekona
się pan, jak świetnie funkcjonuje.
Niebawem zjechał na miejsce cały personel gotów do pracy, by przeszczepić
ducha księdza Bosko w tym kolegium. Ksiądz Rocochietti miał spełniać obowiązki
kierownika duchowego przyjeżdżając od czasu do czasu z Turynu. W taki to sposób
ksiądz Bosko dla dobra archidiecezji czynił wielką ofiarę z najlepszego własnego
personelu, potrzebnego dla powiększającego się własnego Oratorium.
Wychowankowie zjeżdżali do zakładu. Kleryk Vaschetti przyprowadził
z Turynu grupę 22 uczniów, wśród których wielu było na prawdę wzorowych
wybranych z Oratorium, by kończyli studia w tym kolegium. Co tydzień ktoś
z Oratorium udawał się w drogę do Giaveno prowadząc ze sobą 15, 20 lub 30 nowych
kandydatów. W połowie listopada cyfra alumnów sięgała 110, a przed końcem roku
szkolnego przyjęto 150 alumnów.
Na rok szkilny 1860/61 wybrano trzech profesorów z grona dawnych
wykładowców. Pięciu alumnów za zgodą Kurii, odbywało studia retoryki w Giaveno.
Wszyscy zostali wzorowymi kapłanami.
Nauka rozpoczynała się zgodnie z programem, 5 listopada. Panowała
wzorowa dyscyplina, moralność, nauka i pobożność. Dawały się słyszeć głosy: Gdyby
235

24.6 Page 236

▲back to top


nie ksiądz Bosko, kolegium w Giaveno nigdy by się nie podniosło.
Kolegium w Giaveno było pierwszym potwierdzeniem skuteczności systemu
wychowawczego księdza Bokso poza Turynem – jak stwierdził w sprawozdaniu
wizytacyjnym kleryk Cagliero, który z końcem listopada odwiedził kolegium
z ramienia księdza Bosko. Kuria, kler parafialny miejscowy, jak okoliczni obywatele
gratulowali księdzu Bosko sukcesu.
Lecz najwięcej pociechy doznał ks. proboszcz Arduino, który w ostatnich
latach musiał patrzeć na stopniowy upadek owej uczelni. Obecnie ze zdumieniem
oglądał stan liczebny małego seminarium.
Kanonik Vogliotti, który wizytował seminarium po roku czasu na widok
zaprowadzonej w nim reformy ze zdumieniem wołał:
-O tak tu doprawdy trzeba było księdza Bosko!
Święty pragnąc, by zaprowadzony porządek nie był przez niego naruszony,
polecał księdzu Grassio i klerykowi Vaschettiemu: Nie ustępujcie ani na jotę ze swego
autorytetu, który winien być zupełny i absolutny, inaczej nic nie osiągniecie.
I polecał klerykowi, by dopomagał dyrektorowi, gdyby zauważył, że skłania
się do ustępstw pewnym osobistością wpływowym. Równocześnie polecał dopominać
się, by Kuria zgodnie z obietnicą, przysłała dekret przyznający dyrektorowi władzę
niezależną od postronnych wpływów.
236

24.7 Page 237

▲back to top


ROZDZIAŁ LIV
Przywrócenie do kwitnącego stanu Małego Seminarium w Giaveno, to nie
jedyny w owym czasie przedmiot zabiegów księdza Bosko około kształcenia powołań
kapłańskich.
Zwrócił on również swą myśl na diecezję Casale. Kleryk Provera, od chwili
wizyty u księdza Bosko, jego własnego proboszcza nie przestawał prosić Świętego, by
i w Mirabello został otwarty podobny zakład wychowawczy. Ojciec jego, światły
i gorliwy katolik gotów był ofiarować na ten cel własny domek położony na gęsto
zabudowanym terenie. W dawnych czasach była to własność zakonników; dlatego
miał i to na myśli, by wróciła ona w ten sposób pod zarząd kościelny.
Ksiądz Bosko widział możliwość urzeczywistnienia projektu: było to, bowiem
dostatecznie miejsca na wybudowanie obszerniejszego budynku. Nie dawał jednak
żadnej odpowiedzi wiążącej, dopokąd nie porozumie się z miejscowym
ordynariuszem. Wybrał się, więc do Casale. W ostatnim odcinku podróży miał za
towarzysza pewnego kapłana franciszkanina.
Rozmawiano o wyróżniających się w gorliwości księżach; potem rozmowa
przeszłą na temat księdza Bosko. Zakonnik zrobił uwagę
- Ach to ten, o którym tak wiele się słyszy. Potrafi robić pieniądze dla
wzbogacenia swych krewnych, którym pobudował pałac we własnej wiosce.
Ksiądz Bosko zachowując incognito włączył się do rozmowy pytając czy zna
osobiście tego księdza, którego tak surowo sądzi, i czy widział jego zakład na
Valdocco. Odpowiedział, że nie, lecz słyszał to od osób wiarygodnych. Upierał się
przy swej błędnej opinii, że Święty nalegał, by upewnił się, co do tej sprawy.
- Kochany bracie – mówił – ja właśnie pochodzę z tych stron, gdzie jak mówi,
ksiądz Bokso wybudował sobie willę, i nie słyszałem nic podobnego.
Tymczasem pociąg stanął w Casale, gdzie oczekiwał na księdza Bosko kilku
księży. Witali go serdecznie pomagając wsiąść z bagażem. Zakonnik spostrzegł się
dopiero wtedy, z kim rozmawiał i był bardzo speszony. Podszedłszy doń przepraszał
gorąco. Święty zwróciwszy się doń łaskawie rzecze:
237

24.8 Page 238

▲back to top


- Va bene. Na przyszłość proszę nie wydawać sądu o nikim, nie znając
dokładnie sprawy. Bardzo o to proszę.
Stanąwszy w rezydencji biskupiej, gdzie mu przygotowano pokoik, został
serdecznie powitany przez biskupa, w towarzystwie kanoników. Po wstępnych
konwenansach, święty przedstawił swój projekt zainicjowania kolegium w Mirabello
dla kształcenia kandydatów do kapłaństwa. Biskup ucieszony tą propozycją pochwalił
jak najgoręcej i zachęcił do jej zrealizowania.
Święty został zaproszony na obiad z udziałem biskupa oraz wielu
znakomitych osób duchownych i świeckich. Któryś z przyjaciół uprzedził go, że
w takich okazjach nie ma tu w zwyczaju odmawiania modlitwy przy stole.
Ksiądz Bosko, który niczym się nie zrażał, gdy chodziło o chwałę bożą,
postanowił w formie żartobliwej dać pewną nauczkę. Otóż, gdy o zwykłej porze
siadano do stołu, celowo spóźnił się i przepraszając towarzystwo na swoim miejscu
odmówił modlitwę. W sali zapanowało milczenie, a monsignore szepnął mu do ucha:
- Dziękuje, dziękuje księże Bosko.
Po obiedzie prywatnie biskup raz jeszcze dziękował mówiąc:
- O tak, ksiądz dał nam dziś porządną nauczkę, której nie zapomnę nigdy.
Święty powiadomiwszy proboszcza miejscowego i ojca kleryka Franciszka
o porozumieniu z Kurią na temat projektowanego kolegium, wyjeżdżał z Casale
zainteresowany również dobrem diecezji Asti. Była ona osierocona przez zgon
ordynariusza, mngra Artico, w Rzymie w 1859. Gmach seminarium został zajęty przez
władze rządowe, co przeszkodził grupce kleryków seminarzystów odbywać spokojnie
studia filozoficzno – teologiczne. Ci, co studiowali klasykę byli również w wielkim
niebezpieczeństwie. Utraty powołania. Kuria postarała się dla nich o wykłady, lecz nie
potrafiła zażegnać pewnych niebezpieczeństw. Niektórzy z nich porzucili myśl
o kapłaństwie. Ksiądz Bosko znając kłopoty owej Kurii pisał do wikariusza
kapitulnego, ofiarując Oratorium jako schronienie dla jego seminarzystów. Wikariusz
zaprosił go do Asti na osobistą rozmowę.
Święty udał się do Asti i przełożył swój program celem formacji owych
kleryków i wracał do Turynu, zadowolony że wyświadczył tak wielkie dobro
238

24.9 Page 239

▲back to top


Kościołowi. Posiadał już w Turynie między innymi wychowankami z Asti, trzech
kleryków, którzy ukończywszy w Oratorium niższe gimnazjum i przywdziawszy
sutannę kontynuowali dalsze studia w seminarium arcybiskupim.
Pomimo, że nie mieli chęci studiowania w Oratorium, ze względu na przykład,
jaki dawaliby młodszym kolegom, pisał do kanonikarza penitencjarza Jana Cerrutiego,
by uzyskał dla nich zezwolenie powrotu na rok do Oratorium, wraz z pokrywaniem
pensji.
Kanonikarz odpisał następująco:
Rev. Sig. Don Bosco
- Chętnie zająłem się sprawą kleryków poleconych mi. Wprawdzie nie
stracono jeszcze nadziei na otwarcie seminarium. W każdym razie Przełożony jest
zadowolony, że spędzają oni rok szkolny w tamtejszym zakładzie w atmosferze
dobrego przykładu. Co dotyczy ich pensji, wspomniany ks. wikariusz generalny
skłania się na jego propozycje i polecił mi odpisać, że przed uroczystością Wszystkich
Świętych osobiście rozmówi się w tej sprawie z Przewielebnym księdzem w Turynie.
- Z Kurii kapit. Asti – 2-10-1860- Dav. Servo- kan G. Carruti.
Wspomniani klerycy przybyli z Asti do Oratorium w liczbie 17. Nie wszyscy
zaliczyli się do klasy retoryki. Dołączyło do nich trzech wspomnianych wyżej, tak, iż
razem było ich 20.
Wikariusz kapitulny obiecywał płacić skromną pensje za ich utrzymanie. Przy
tym gorąco dziękował za wielkie dobro wyświadczone diecezji i Kościołowi.
Klerycy z Asti odpowiadali staraniom księdza Bosko, pomimo że
w pierwszych miesiącach nurtowało wśród nich niezadowolenie co było do
przewidzenia. Nagromadzenie w jednym domu wielu kandydatów z całej prowincji,
wspólne życie z przebywającymi tu już od dawna, powodowało pewne konflikty.
Na szczęście dla nich, był tu ksiądz Bosko wielki znawca serc ludzkich, który
potrafił ich pocieszyć i współczuć. Raz na przykład, przybyli do niego poskarżyć się,
239

24.10 Page 240

▲back to top


że nie są traktowani sprawiedliwie pod względem stopni z nauki obyczajów. Święty
w kilku słowach rozproszył ich obawy:
- Nie trapcie się, moi kochani, spełniajcie tylko swe obowiązki; znam was
doskonale, nie tylko z nazwiska.
To mi wystarczyło, by rozwiać wszelkie obawy; zresztą mieli w tych dniach
dowody, że to co mówił, sprawdzało się niechybnie, jak wkrótce zobaczymy. Kochali
księdza Bosko, który nie szczędził dla nich niczego, nawet kosztem ofiar,
odwzajemniając się mu prawdziwie synowskim zaufaniem.
Było zdecydowane, by pozostali w Oratorium na rok szk. 1860/61, by
następnie wrócić do swego seminarium, gdy zostanie reaktywowane. Nie wszyscy
wytrwali w nauce. Trzech musiało niebawem przerwać studia z powodu choroby; dwaj
inni złożyli sutannę nie mając odpowiednich kwalifikacji moralnych do stanu
kapłańskiego. Pozostali wrócili do seminarium na studia teologiczne i zostali
wyświęceni na kapłanów. Zostawszy proboszczami pracowali gorliwie
w duszpasterstwie. Dwóch pozostało w Oratorium; jeden serdecznie przywiązany do
księdza Bosko, dłuższy czas jako kapłan pomagał mu, dopokąd nie przeszedł na
stanowisko w diecezji. Drugi ks. Józef Fagnano, wstąpił do Zgromadzenia, wyjechał
na misję do Ameryki Południowej, został Prefektem Apostolskim Patagonii
Południowej oraz Ziemi Ognistej.
Jak widzieliśmy,Święty gorliwie zabiegał w ciągu roku 1860 o powołanie
kapłańskie dla trzech diecezyj, a przy tym nie zaniedbywał swych własnych alumnów
również o okresie wakacji.
Pisze w swym notatniku ks. Bonetti:
„Brzydził się próżnowaniem i własnym przykładem pouczał, że winniśmy
wykorzystywać czas na większą chwał bożą. Nad własnym pokojem umieścił napis:
KAŻDA CHWILA CZASU JEST SKARBEM”. Sam nie tracił jej nigdy w domu
lub poza nim. Nawet wychodząc z domu za sprawami lub dla odwiedzenia chorych.
Brał ze sobą któregoś współbrata na sprawozdanie. Jeśli wypadało podróżować
samotnie lub w pociągu, czytał korespondencję, poprawiał korektę drukarni, pisał lub
modlił się. Tej samej metody trzymał się w czasie wycieczek jesiennych z młodzieżą”.
240

25 Pages 241-250

▲back to top


25.1 Page 241

▲back to top


Nawet od chłopców wysłanych na wieś, wymagał by byli zajęci. Był
zadowolony, że odbywali wycieczki po okolicy, lub pomagali bratu Józefowi przy
winobraniu. Życzył sobie by pozostały czas wolny wykorzystywali na powtórkę
materiału szkolnego z roku ubiegłego. Względnie zawczasu przerabiali materiał
przyszłej klasy, do której uzyskali promocję. Był zawsze przy nich któryś z kleryków
czy profesorów, by mogli się zwracać o wyjaśnienia w trudnościach. Mieli także
lekcje języka francuskiego.
Otóż w roku 1860 zbliżał się czas wycieczki jesiennej. 15 września, już po
wymaszerowaniu pierwszej grup chłopców, przyszła wiadomość o krwawej bitwie pod
Castelfidardo. Niektórzy obawiali się, że być może, ks. Bosko zrezygnuje z wycieczki.
Nie był on takiej myśli, choć niemniej podzielał udręki Papieża. Wraz z ojcem dzielili
ten smutek i synowie.
Tymczasem kl. Cagliero, zaprowadziwszy swą grupkę chłopców do Becchi
poszedł odwiedzić swą matkę w Castelnuovo. Tu zdarzyło się, co sam opisuje:
„Mój dawny nauczyciel, kapłan, w czasie konwersacji podtrzymywał tezę o
słuszności zajęcia przez rząd włoski prowincji papieskich, twierdząc że Papież bez
uszczerbku dla religii mógł zrezygnować z Rzymu a przenieść się, na przykład do
Jerozolimy lub gdzie indziej. W taki sposób Italia zostałaby zjednoczona i niepodległa.
Ja oczywiście nie mogłem pozostać obojętny na to i sprzeciwiałem mu się tak
zapalczywie, że być może przekroczyłem granice przyzwoitości, dlatego nazajutrz
prosiłem go o przebaczenie. On nieobrażony bynajmniej odrzekł.: Współczuję tobą,
mój kochany, wasz ksiądz Bokso na tle papieża jest niepohamowanym fanatykiem
i swoim entuzjazmem zaraża was wszystkich, tak iż gotowi jesteście dać za to głowę”.
W Oratorium rozmawiano często na temat wypadków politycznych we
Włoszech. A ponieważ punktem kulminacyjnym wszystkiego był Neapol,
z zaciekawieniem pytano księdza Bosko, jaki będzie rezultat końcowy. A w kronice
księdza Ruffino czytamy pod datą 1 października:
„Sprawy polityczne tych terenów zostaną załatwione w latach 1861-1862”.
rzewidywania Świętego ziściły się. Pierwszy kryzys, to jest zmiana rządów w
królestwie neapolitańskim, nastąpił na skutek plebiscytu zarządzonego we wrześniu
1860 w Neapolu i na Sycylii, który wypadł na korzyść połączenia
241

25.2 Page 242

▲back to top


z Piemontem.
5 października, król Wiktor Emanuel wjeżdżał triumfalnie do Neapolu, a
w miesiąc później do Palermo na Sycylii.
13 lutego 1861 po 3 i pół – miesięcznym bohaterskim oporze twierdza Gaeta
poddała się Piemontczykom, a król Franciszek II wraz z królową Zofią schronili się do
Rzymu i zamieszkali w pałacu papieskim na Kwirynale.
26 lutego, Wiktor Emanuel II został proklamowany przez parlament
jedynowładcą Italii, w obecności wszystkich delegacji półwyspu, z wyjątkiem Rzymu
i Wenecji.
13 marca 1861 poddała się twierdza Messyna, ten sam los spotkał Civitella del
Tronto w Abruzzach, 20 marca. W taki sposób dokonała się aneksja obu Sycylij
i zakończyło się panowanie Burbonów we Włoszech. Zasada nie interwencji
przestrzegana przez Anglię i Francję zabezpieczyła Piemont od wszelkiej obcej
interwencji.
Po ustaniu obcej dominacji należało zaliczyć i uporządkować administrację
państwa. Ale tego nie można było dokonać spokojnie i bez gwałtów. W świeżo
przyłączonych prowincjach szczerzyły się nieustannie zamieszki i gwałty. Dawni
żołnierze burbońscy przywiązani do swych poprzednich władców organizowali się w
bandy przeciw inwazorom piemonckim, którzy wnet musieli dokonywać krwawych
pacyfikacyj i poszukiwań ich w górach i lasach. Zemsta na przeciwnikach była
okrutna i częstokroć niesprawiedliwa. Wystarczy powiedzieć, jak statystyki dowodzą,
że od początku rozruchów aż do sierpnia 1861, w owych prowincjach rozstrzelano
8.968 osób, zraniono 10.604, spalono 918 domów i ponad osiem wiosek, uwięziono
około 20 tys. osób. Pacyfikacje trwały blisko dwa lata i kosztowały wiele ofiar spośród
żołnierzy piemonckich. Około połowy 1862 ustały wreszcie rozruchy. Niemniej bandy
rozbójnicze grasowały jeszcze długi czas zasilane elementami podejrzanymi,
przeważnie skazanymi zaocznie na rozstrzelanie., wspomniane bandy żywiły się bądź
nakładaną na mieszkańców daniną, bądź łupiestwem dopuszczając się gwałtów. Mimo
to 120-tysięczna armia piemoncka rozlokowana po prowincjach wciąż powiększana
strzegła zdobyczy.
Oddziały francuskie stacjonowały w Rzymie i na prowincji, gdyż Napoleon
242

25.3 Page 243

▲back to top


obawiał się, że w ich braku zostanie zawezwane na pomoc wojsko austriackie.
Niebawem Zjednoczone Królestwo Włoskie zostało powszechnie uznane
przez rząd europejskie. Ostatnia uznała je również carska Rosja w 1862. Stąd widać
jak słuszne były prognozy ks. Bosko
243

25.4 Page 244

▲back to top


ROZDZIAŁ LV
5 października zdecydowano się wyruszyć do Becchi. Po Mszy chłopcy
Jarach, Costanzo, Cerruti i Albera wyruszyli pieszo z Turynu. W Chieri zjedli obiad u
kanonika Calosso.
Pod wieczór przybył pociągiem ksiądz Bosko I zatrzymał się na noc u pana
Marka Gohella, przyjmowany tam z wielką gościnnością. Przybyli tu również owi
czterej chłopcy. Czas dzielący od wieczerzy upłynął na miłej pogawędce rodzinnej
z księdzem Bosko. W pewnym momencie ksiądz Bokso rzecze do siedzącego obok
chłopca Albery: Wiesz, gdybym miał pod ręką papier, pióro i atrament, to by mi
poszedł jeden numer Letture Cattoliche. Lecz cóż począć, trzeba dotrzymać
towarzystwa naszym gospodarzą.
Po kolacji trzech chłopców udało się na nocleg do kanonika ks. Calosso,
a Albera spał w przedpokoju stancji zajmowanej przez ks. Bosko.
Z rana Święty z właściwą sobie delikatnością pukając do drzwi pytał: Albera,
czy już wstałeś?
- Tak,księże Bosko, jestem już gotów.
Wówczas Święty wszedł tam i rzecze: No, chodźmy do kaplicy, jeśli nie
przyjdzie Cerruti, to sam będziesz odmawiał modlitwy poranne w czasie Mszy.
Nie omieszkał odwiedzić kan. Cottolengo, brata czcigodnego założyciela
Małego Domku Opatrzności. Potem poszedł do byłego profesora retoryki swego
imiennika. Wspomnieliśmy, jaką życzliwością darzy on swego znakomitego ucznia,
w którym odkrył tak wielkie talenty.
Nie omieszkano wspólnie odwiedzić grobu Alojzego Comolla w kościele św.
Filipa.
Dalej Święty odbywał wraz z chłopcami podróż pieszo. W Buttigliera spotkali
się z grupą chłopców wysłanych poprzednio do Becchi. Po odpoczynku i posiłku na
plebanii odbywano dalszą drogę. W pewnym momencie któryś z wychowanków
uderzeniem kija zabił dużą jaszczurkę.
244

25.5 Page 245

▲back to top


- Po cóż mordujesz tę biedną bestię? Zawołał ks. Bosko. One też otrzymały
swe życie od boga. Dla nich wszystko kończy się ze śmiercią!
Późno wieczór przybyli do Becchi muzycy, śpiewacy, ci, co zasłużyli na
nagrodę lub tacy co potrzebowali skutecznej zachęty na drodze cnoty.
7 października, w niedzielę Matki Bożej Różańcowej obchodzono szumnie
doroczny odpust.
8 października, gościł u siebie wycieczkę ks. proboszcza z Castelnuovo. Tu
ks. Bosko spotkał chłopczyka wiejskiego Bernarda Areto, lat 10. Spojrzał nań
z uśmiechem, u karesował i uczyniwszy mu krzyżyk na czole powiedział: Bądź dobry,
a zostaniesz kiedyś kapłanem i dokonasz wiele dobrego.
Chłopczyk niezorientowany w znaczeniu tych słów zapomniał o nich
całkowicie. Lecz gdy wstąpił do Oratorium, przy spotkaniu ze Świętym przypomniały
mu się owe prorocze słowa. Przyprowadził również swego kuzynka pytając ks. Bosko:
- Czy on również zostanie księdzem?
Święty nie odpowiedział od razu, lecz spojrzawszy na chłopca dodał:
- Nie, twój kuzynek nie zostanie księdzem, pomimo że jakiś czas będzie
chodził w sutannie. Jest on przeznaczony na to, by dokonał wiele dobrego na świecie.
Faktycznie jeden z nich został kapłanem i proboszczem, a kuzyn zdjąwszy sutannę
poszedł na studia nauczycielskie i został dzielnym pedagogiem.
Wycieczkowicze, począwszy od 9 października robili wypady w malowniczą
okolicę, biorąc ze sobą posiłek do kieszeni. Uzupełnimy tu i tam pewne szczegóły,
prócz tego, co powiedziano już o podobnej wycieczce z 1859, czy i lat poprzednich.
Jednym z etapów było teraz Passerano, siedziba letnia hrabiny Radicati, gdzie
proboszczem był ks. Jan Allamano, oboje wielcy dobrodzieje księdza Bosko, którego
zawsze zapraszali z chłopcami na wycieczkę.
Innym punktem wypoczynku było Prineglio, gdzie gościła ich markiza
Doando.
Jeden cały dzień spędzono w Montechiaro u księży proboszczów tamtejszych,
następnie w Montiglio u ks. dziekana Roberta Vincenzo. W Marmorito byli
245

25.6 Page 246

▲back to top


triumfalnie witani przez proboszcza Karola Valfredo, zwiedziwszy poprzednio inne
miejscowości.
Dokądkolwiek przybywali, witano ich z entuzjazmem. Występy kapeli,
teatrzyk, uświetnienie nabożeństw – były to dal wszystkich miłe atrakcje. Przede
wszystkim lud chciwie słuchał Słowa Bożego głoszonego przez ks. Bosko. Były to
swego rodzaju wyprawy apostolskie. Święty czuł się w swej misji w każdym
spotkaniu z ludem. Mógł powiedzieć za św. Paweł: … „Głoszenie Ewangelii nie jest
mi powodem do chwały, gdyż zmusza mnie do tego konieczność i bada mi jeślibym
Ewangelii nie głosił”.
Nie pomijał przy tym i konfesjonału.
Przypatrywało się chłopcom uwijającym, się około przystrojenia kościoła,
zbudowania sceny na dziedzińcu, ustawienia stołów na posiłek;, odbywano próby
chóru i kapeli, wielu chłopców spowiadało się u ks. Bosko. Za ich przykładem szli
ludzie.
Pewnego wieczoru jakiś młodzian przechodzący przystanął obserwując
z zaciekawieniem, co się ty dzieje. Odchodzi, lecz wraca i po chwili decyduje się
podejść do konfesjonału księdza Bosko: Ach, chcę już zrzucać gniotące brzemię mych
grzechów! Proszę mnie wyspowiadać!
- A cóż cię skłoniło do spowiedzi?
- Myślałem sobie: jak przykładnie spowiadają się ci chłopcy: a ja grzesznik,
miałbym dłużej pozostawać w tym stanie?
W dniu odpustu, co za widok wzruszający! Setki młodzieży i dorosłych
przystępujących do Stołu Pańskiego! Wielka gorliwość, poprawa obyczajów.
Ludność podziwiała miłych i tak bardzo żywych chłopców księdza Bosko
zachwycających swą wesołością i pobożnością. A Święty zawsze wśród młodzieży
w podróży, czy w zabawie, kierował ich myśli ku Bogu, Matce Najświetszej. Zapalał
do cnoty, roztaczał zbawienny wpływ świętości.
Ludzie pod wpływem tego nabierali czci do kapłana i nie mało rodzin
ubiegało się o przyjęcie ich synów do Oratorium.
Młodzież okoliczna rozentuzjazmowana widokiem wesołej komitywy,
246

25.7 Page 247

▲back to top


przyjaźniła się z nimi przysłuchując się słowom księdza Bosko, które tu i tam do nich
kierował. Wielu nie mogło się oderwać od tego towarzystwa, brało udział w ich
rozrywkach, nabożeństwach, towarzyszyło przy posiłkach, a dopiero późnym
wieczorem wracali do swych chałup. Niektórzy nawet spędzali noc z nowymi
przyjaciółmi. Bywało, że ten i ów przyłączał się do nich w drodze, sypiając gdzie
popadło. Niektórzy szli aż do Turynu nie chcąc wracać do domu.
W taki sposób ksiądz Bosko – pisze ks. Jacek Ballesio – w czasie wycieczek
łowił dusze, zdobywając nowe powołania.
Towarzyszący mu bliżej – to jego świta przyboczna niemająca przed nimi
tajemnic, co pozwalało św. wychowawcy formować ich charaktery.
Ileż wspomnień osobistych i ciekawych pozostało niektórym w pamięci
z owych wycieczek! Na przykład, pewien Salezjanin wspominał, że raz w czasie
wycieczki, ks. Bosko posłał przed sobą kilku chłopców, a zatrzymał go w swym
towarzystwie, mając wiele do powiedzenia. Wspinając się na szczyt pagórka mówił, że
wielu chłopców kroczyło drogą cnoty, lecz bardzo mało chciałoby pozostać z nim
w Oratorium.
Wówczas ów kleryk ściskając za rękę ks. Bosko spytał:
- A ja czy zostanę na zawsze w Zgromadzeniu? Po dłuższej chwili, gdy Święty
zadumany nie odpowiadał, dodał:
- Przynajmniej proszę mi powiedzieć, czy wytrwam w dobrym? Na to
ks. Bosko skinął głową przytakując: Ach, tak, tak!
Święty wciąż pochłonięty był myślą zdobycia nowych pomocników, pomimo
że tak był oględny w ich werbowaniu, gdy nie był pewny ich powołania. Nawet, gdy
okazało się, że dany młodzieniec był powołany gdzie indziej przez Boga, nie wahał się
mu to oświadczyć. Istotnie, w roku 1860, wyraził się do księdza Ruffino: Klerycy
Duino i Becchio nie są powołani do nas. Ich miejsce jest u Dominikanów. Dałem im tę
radę! Zastanawiali się nad tym, lecz nie bardzo im to odpowiadało. Poleciłem, więc
Duino i skierowałem do jego własnego biskupa, który chętnie go przyjął do swego
seminarium w Pinerolo.Niektórych, deklarujących gotowość pozostania u nas,
wystawiał czasem na próbę.
247

25.8 Page 248

▲back to top


Oto w czasie pewnej wycieczki, Hieronim Suttil w prywatnej rozmowie
ponowił swą prośbę o przyjęcie do Zgromadzenia.
- Dobrze, a potrafisz przyzwyczaić się do umartwień, posłuszeństwa i trudów,
jakie winien podejmować Salezjanin?
- Proszę mnie wypróbować – godził się młodzieniec – a przekona się ksiądz,
że jestem do tego zdolny.
- Biorę cię za słowo.
- Dobrze, przyjmuję.
Od tej pory zdawało się, że ks. Bosko zapomniał o wszystkim. W czasie
wycieczki przygotowano posiłek dla ks. Bokso i znakomitszych gości. Młodzieniec
Suttil jako dzielny pianista zagrał na fortepianie parę kawałków zdobywając rzęsiste
oklaski. Nadeszła pora obiadu. Większość chłopców zasiadła przy stołach na parterze.
Suttil, jak zawsze siedział na honorowym miejscu z gośćmi. W pewnej chwili ksiądz
Bosko skinął na niego mówiąc: Słuchaj, kochany, zrób mi tę przyjemność i asystuj
chłopców na dole i razem z nimi zjesz obiad. Pilnuj, by nie było nieporządków,
zwłaszcza żeby nie pili za dużo. Gdy będziesz z nimi, ja będę spokojny.
Suttil nie odpowiedział ani słowa i poszedł na dół. Zasiadł przy stole, ale wnet
wyszedł i przechadzał się smutny. Z trudem starał się opanować żal i melancholię.
Podpadło to wnet chłopcom, którzy mówili między sobą:, Co jest Hieronimowi? Może
miał, jaką nieprzyjemność. Nie jest normalny.
Po obiedzie ksiądz Bosko wraz z gośćmi przyszedł do chłopców, którzy
opowiadali, że Hieronim nic nie jadł i jest smutny.
Ks. Bosko podszedł do niego pytając: No cóż kochany?
- Czy sprawili ci, jakąś nieprzyjemność, lub czujesz się źle?
- Powiem księdzu szczerze: wyłączenie mnie z towarzystwa przy stole było
dla mnie ciosem.
- A widzisz, chciałeś, by cię wystawić na próbę. Oto ją masz!.
Chłopiec podniósł spuszczoną głowę i śmiejąc się powiedział: No, gdyby
mnie ksiądz był uprzedził, byłoby inaczej.
248

25.9 Page 249

▲back to top


- Brawo! Ale gdybyś o tym wiedział, nie byłaby to próba!
- Ma ksiądz rację – przyznał – i odtąd wrócił mu humor.
Suttil nie został przyjęty do Zgromadzenia, udał się do Francji, po latach
wróciwszy do Oratorium zmarł w tym domu.
Również w tym roku, jak zawsze, odwiedzono grób ukochanego kolegi
Dominika Savio w Mondonio. W Chieri spożyto obiad zastawiony przez panią Pozzo.
Stąd wysłał gońca do Oratorium z zawiadomieniem, że w ten wieczór nie przybędą do
Turynu.
Po obiedzie przy dźwiękach marsza ruszono w drogę powrotną do Turynu.
Zboczywszy z drogi odwiedzono w Pino k/Turynu tamtejszego proboszcza ks. Jakuba
Auberta sympatyka Oratorium. Tu dłuższy czas domagał w duszpasterstwie ks. Bosko
i zyskał wiele powołań.
W Pino również mieszkała rodzina Ghivarello, których syn Karol od lat
przebywał w Oratorium. Z okazji wycieczek rodzina wspomniana zawsze serdecznie
podejmowała chłopców po drodze do Chieri.
Wśród wielu przyjaciół ks. Bosko w tej wiosce był pewien bogaty ziemianin.
Z powodu jakiegoś nieporozumienia pozostawał on w złych stosunkach ze swym
proboszczem. Święty przemyśliwał nad sposobem ich pojednania. Tego roku ów pan,
może nie tyle zły, co uparty zaprosił chłopców na cały dzień do swego gospodarstwa.
Staruszek wylewnie gościł wycieczkę – Młodzież umilała czas śpiewami, muzyką,
teatrem.
Święty w serdecznej rozmowie z owym panem przeszedł na temat
konieczności pokoju i dobrych stosunków z bliźnimi. Staruszek oświadczył, że gotów
przebaczyć proboszczowi, lecz nie chce mieć z nim żadnych stosunków.
- Mój panie, przerwał Święty – jak długo zamierza pan tak postępować?
Stoimy nad grobem i chcielibyśmy stanąć na sądzie bożym z takim balastem?
Dlaczego nie pojednać się z proboszczem, który zresztą jest dobrym człowiekiem
i wyraża się pochlebnie o szanownym Panu? Niestety, wszelkie perswazje nie zdały
się na nic.
Nazajutrz Święty zaprosił swego gospodarza, by go trochę odprowadził.
249

25.10 Page 250

▲back to top


Niepostrzeżenie, gdy już było za późno wycofać się, kazał zatrzymać się swej
kawalkacie przy plebanii, pod pozorem odegrania proboszczowi jakiegoś kawałka
wesołego pod jego oknami. Proboszcz słysząc muzykę zapraszając gorąco ks. Bosko
do środka. Nasz staruszek na próżno się opierał. Wreszcie ustąpił wobec uprzejmych
i naglących zaproszeń gospodarza oraz księdza Bosko. Proboszcz oczywiście postawił
wyborne wino prosząc swego gościa o dawną przyjaźń. Ów naturalnie nie mógł się
wybronić, wypili wspólnie toast na swą przyjaźń i tak chojnie został wynagrodzony za
gościnę użyczoną księdzu Bosko i chłopcom.
Pod wieczór dnia następnego wesoła komitywa wkraczała w progi Oratorium.
250

26 Pages 251-260

▲back to top


26.1 Page 251

▲back to top


ROZDZIAŁ LVI
Oratorium trwały przygotowania do nowego roku szkolnego 1860/61
z lepszym rozplanowaniem niż w latach ubiegłych.
W sypialniach ujednolicono łóżka chłopców. Niektórzy, bowiem przywozili
ze sobą własne wyróżniające się od innych sypiających na skleconym tapczanie. A
niejeden kontaktował się sennikiem na podłodze. Początek reformie dała pewna pani,
która rozmawiając z ks. Bosko na temat swego syna odezwała się następująco: Księże
Bosko, oglądając łóżka w sypialni chłopców i stwierdzam, że są bardzo nędzne. Czy
nie można sprawić żelaznych dla wszystkich?
- Gdy wygram na loterii, proszę ani, sprawię we wszystkich sypialniach łóżka
żelazne.
W parę tygodni po tej rozmowie, ksiądz Bosko dał polecenie na wykonanie
i dostarczenie, co sobota, 20 łóżek żelaznych, tak by w paru miesiącach skompletować
sypialnię.
Ksiądz Bosko napisał nowy prospekt warunków przyjęcia do zakładu
studentów. Z uwagi na wielką liczbę zgłoszeń, rozpatrzenie podań, zbadanie
warunków oraz zorientowanie się o stanie moralnym i intelektualnym zgłaszających
się kandydatów, postawił warunek dwumiesięcznej opłaty z góry za pobyt
w Oratorium. Było to konieczne, by nie obciążać domu utrzymaniem tych, co nie
zasługiwali na dobroczynność. Oto warunki wspomnianego prospektu:
Dla aprendystów (rzemieślników)
1. Zupełne sieroctwo
2. Wiek 12 – lat ukończonych, nieprzekroczonych 18.
3. Ubóstwo i opuszczenie.
Dla gimnazjalistów
1. Ukończona szkoła elementarna, chęć kształcenia się
2. Zdolności i wzorowe sprawowanie się.
251

26.2 Page 252

▲back to top


3. Opłata trzymiesięczna z góry po 24 fr. Możliwość zniżki w pensji.
Zarządzenia ogólne:
Surowo zabronione jest trzymanie pieniędzy przez wychowanków. Kto je
posiada, winien je wręczyć prefektowi w depozyt, który w razie potrzeby je zwróci.
Opłaty uiszcza się z góry za trzy miesiące.
Zakład dostarczy wychowankowi łóżko żelazne i siennik. Wszelka inna
pościel, odzież i obuwie jest na koszt wychowanków, z wyjątkiem, gdy są zupełnie
biedni.
Wielu chłopców było przekonanych, że sam Bóg umieścił ich w tym azylu
miłosierdzia chrześcijańskiego, względnie, że jest to łaska Madonny prowadzącej ich
jakby za rękę w życiu. Pewna liczba chłopców zawdzięczała to dziwnemu splotowi
interwencji Sługi Bożego i Matki Najświetszej.
W związku z tą ostatnią grupą przytoczymy fakt zwykły powtarzany przez
szereg lat, jak opowiadała nam pewna matka.
Pani Róża Rostagno w 1860, przybyła do Oratorium z Pinerolo ze swym
wnukiem 15-letnim Sewerynem. Po załatwieniu spraw na mieście przyszła widzieć się
z księdzem Bosko. Oczarował ją swą uprzejmością Święty, który wziąwszy za rękę
małego Seweryna coś mu wyszeptał do ucha. Matka, choć nie słyszała nic, spostrzegła
cudowny skutek tych słów u syna, który był rozentuzjazmowany i jakby
zelektryzowany. Oboje wyszli szczęśliwi z widzenia się ze Świętym.
Syn nie chciał nikomu, nawet matce zdradzić sekretu i zabrał go ze sobą do
grobu.
Święty żegnając się z Sewerynem rzecze: Napisz mi coś o sobie:
Chłopiec ociągał się z pisaniem. Będąc słabowity na zdrowiu był też trochę
zacofany w nauce i krępował się, że napisze błędnie. Matka zachęcała go do pisania
mówiąc:
- Rób tak, jakbyś się znajdował w obecności księdza Bosko i jakbyś z nim
prowadził rozmowę.
252

26.3 Page 253

▲back to top


Seweryn usłuchał i napisał do ks. Bosko, który mu tak odpowiedział:
Figliuolo mio dilettissimo
- List twój bardzo mile mnie ucieszył. Jeżeli mile wspominasz naszą krótką
rozmowę, to pomyśl, kochany, jaka będzie radość dla nas, gdy za łaską bożą
znajdziemy się razem w niebie, by chwalić naszego Stwórcę na wieki? Odwagi, więc,
drogi synu, bądź stateczny w wierze, wzrastaj każdy dzień w miłości bożej, wystrzegaj
się złych kolegów, uczęszczaj do Sakramentów św. bądź nabożny do Matki
Najświętszej, a na pewno będziesz szczęśliwy. Gdy cię ujrzałem, zdawało mi się, że
Opatrzność Boża ma jakiś plan względem ciebie. Na razie nic ci więcej nie powiem.
Gdy przy sposobności odwiedzisz mnie, dowiesz się więcej i wtedy zrozumiesz słowa
powiedziane przedtem. Niech Bóg darzy ciebie i twą Mamusię swą łaską i zdrowiem.
Módl się za życzliwego ci etc. Turyn 5-9-1860 – Aff.
ks.J.Bosko
Seweryn otrzymawszy list niecierpliwie oczekiwał, kiedy będzie mógł widzieć
się z księdzem Bokso. Matka jednak odwlekała to do jakiejś sposobności.
W przeddzień św. Seweryna chłopczyk zwrócił się do matki: Mamusiu, zrób mi
prezent na imieniny i zaprowadź mnie do księdza Bosko.
Matka spełniła jego życzenie. Nazajutrz synek znalazł się u księdza Bokso,
rozmawiał z nim dłużej i na skutek tej rozmowy zaproponował matce, by oddała go do
zakładu ks. Bosko.
Chłopczyk pośpieszył do oratorium z widocznym natchnieniem Madonny. A
oto inny przykład:
Henryk Bonetti, lat 24, z Caprino (Bergamo) przywdziawszy sutannę musiał ją
zdjąć ze względu na poważne trudności napotkane na drodze do kapłaństwa. By się
utrzymać, znalazł pracę w Turynie. Pomimo to dawne niezaspokojone aspiracje,
towarzystwo niewierzących, w jakim przebywał, obowiązkowa praca w dni świąt,
obrzydziły mu jego obecne życie. Gdy tylko zdołał wyrwać się ze swych zajęć, biegł
do świątyni Matki Bożej Pocieszenia błagając tę Najsłodszą Matkę, by mógł wyzwolić
253

26.4 Page 254

▲back to top


się z tych niebezpieczeństw światowych.
Madonna wysłuchała jego gorącej modlitwy. Pewnej niedzieli, gdy
zdeprymowany przechodził ulicą w pobliżu Oratorium, usłyszał wesoły hałas
chłopięcy. Przystanął przed kościołem św. Franciszka Salezego myśląc sobie: Och, jak
szczęśliwi muszą być ci chłopcy, którzy tu mieszkają!
Spytał przechodnia, co tu za dom i usłyszał odpowiedź, że to jest Oratorium
ks. Bosko. Bez namysłu wszedł wewnątrz, trafił na księdza Bosko i w szczerej
rozmowie otworzył mu serce, i że ubóstwo rodziny nie pozwala na opłacenie pensji
w seminarium, dokąd pragnąłby wstąpić. Z miejsca został przyjęty w poczet
internistów, a po paru miesiącach wyraził pragnienie poświęcenia się na służbę Bogu
w Zgromadzeniu.
Święty poznawszy jego zdolności i gorliwości, nie tylko darował mu pensję,
lecz na koszt domu dostarczył, czego potrzeba do dalszych studiów. Henryk Bonetti
był prawdziwym skarbem Oratorium, został kapłanem i zawsze opowiadał o łaskach
doznanych od Madonny.
Inny młodzieniec w wieku jak wspomniany Henryk, z innej prowincji,
zwierzał się zaufanemu kapłanowi o swym pragnieniu wstąpienia do jakiegoś zakonu
lub zgromadzenia, niestety nie mógł znaleźć odpowiadającego mu.
- Ależ mój drogi- odrzecze ów kapłan – Madonna kocha cię tak bardzo
i znajdzie ci takie, które ci będzie odpowiadało.
Zbudziwszy się nazajutrz przy dźwięku dzwonów na Anioł Pański, posłyszał
głos w głębi duszy:Idź do L.a znajdziesz tam księdza Bosko.
Młodzieniec szybko się ubrał rozmyślając nad tym. Słyszał już o księdzu
Bokso, był nawet zasięgnąć jego rady w Turynie, lecz nie zastał go w domu. Wiedział,
że jest założycielem oratorium, lecz nic nie słyszał o Pobożnym Towarzystwiewie
św. Franciszka Salezego. Poszedł zasięgnąć rady na temat swego dziwnego
natchnienia u swych przyjaciół, którzy mu odpowiedzieli:
- Przecież miejscowość L. jest o jaką milę stąd odległa, możesz więc łatwo
sprawdzić swą fantazję.
Młodzieniec w towarzystwie jednego z przyjaciół udał się we wskazanym
254

26.5 Page 255

▲back to top


kierunku. Nie zastawszy proboszcza skierował się do starego kapelana, nauczyciela we
wsi, pytając o księdza Bosko. Dowiedział się, że ma z nim częste kontakty tutejszy
proboszcz. Poszedł, więc do proboszcza i ku swemu zdziwieniu usłyszał, że ks. Bokso
za parę dni przybędzie tu.
Gdy Święty przyjechał, młodzieniec zjawił się natychmiast. Sługa Boży
spojrzawszy mu w twarz spytał:
- Jak się nazywasz? Skąd jesteś?
Otrzymał odpowiedź i zawiązała się serdeczna rozmowa. Wynikiem jej była
decyzja: Dobrze, pojedziesz ze mną do Turynu.
Znalazłszy się w Oratorium stwierdził, że Madonna także dla niego
przygotowała odpowiednie miejsce, zgodnie z jego pragnieniami.
Pewien chłopiec bardzo zdolny uczęszczał do gimnazjum, lecz był niekarny
i leniwy w nauce. Pewnego wieczoru, ojciec w rozmowie z przyjaciółmi żalił się,
że nie stać go finansowo na oddanie syna do jakiegoś kolegium. Ktoś zwrócił uwagę,
że jakiś ksiądz otworzył na Voldocco zakład, gdzie za niewielką opłatą kształcił się
i wychowuje religijnie chłopców.
Ojciec tłumaczył, że syn nie pójdzie tam, gdy nieoczekiwanie chłopiec
zawołał: Papa, oddajcie mnie tam, a przekonacie się, że wytrzymam.
Chłopiec nie myśląc wcale o swej obietnicy, a przejęty grożącą mu utratą
wolności, gdy zostanie zamknięty w zakładzie, poszedł spać. W nocy miał dziwny sen.
zdawało mu się, że jest na dziedzińcu z kartkami papieru w ręku, a tłum chłopców
oklaskuje kapłana stojącego na tarasie domu: on zaś wchodzi po schodach, by
ucałować rękę owemu kapłanowi.
Po paru miesiącach wstępował do Oratorium zapomniawszy zupełnie o owym
śnie, z trudnością przystosowując się do życia zakładowego. Nie widział dotąd księdza
Bokso, który na parę tygodni wyjechał z Turynu. Pewnego dnia, nauczyciel kazał mu
znieść plik arkuszy pewnemu przełożonemu w czasie rekolekcji. Schodząc na dół
usłyszał entuzjastyczne wiwaty, oklaski: biegnie, więc na podwórze i dołącza się do
chłopców. Właśnie wtedy ksiądz Bosko wróciwszy z podróży ukazał się na balkonie.
Więc sen się ziścił. Dziedziniec, tłum młodzieży, ten sam kapłan, którego widział we
255

26.6 Page 256

▲back to top


śnie, on sam z plikiem papierów, wszystko to samo jak we śnie.
Wstępuje, więc na balkon i całuje w rękę księdza Bokso na znak synowskiej
miłości, jak sam będzie o tym w późniejszym wieku często wspominał.
A oto jeszcze jeden fakt podany przez tego, który go doświadczył:
„Mogłem mieć wówczas może lat 10. Od czasu dłuższego zajmowała mnie
myśl, czym będę w przyszłości. We śnie widziałem kapłana stojącego przed bramą
wspaniałego ogrodu. Podchodzę do wejścia, kapłan daje mi kuksańca w plecy
zapraszając mile do wejścia: No, bądź tylko mądry, tu spędzisz swe życie.
Sen ów zrobił na mnie niezwykłe wrażenie, tak iż długi czas przeżywałem to
w skupieniu, modląc się pobożnie w kościele. Upłynęło parę lat, a scena ta nie
schodził mnie z pamięci. Gdy później przybyłem do Oratorium, w kapłanie, który
mnie przyjmował po ojcowsku stwierdziłem ziszczenie się tego, co widziałem we śnie
i zrozumiałem, że ów ogród – to nasze Pobożne Towarzystwo Salezjańskie.
Czy były to urojenia fantazji, wskazujące tylu chłopcom z różnych stron,
drogę prowadzącą ich do urzeczywistnienia ich powołania? Oni sami nie uważali je za
takie, a wstąpiwszy na drogę życia kapłańskiego, trwali zdecydowanie na niej pracując
dla dobra młodzieży powierzonej im przez św. Ojca księdza Bosko.
Kolegą ich był Józef Rollini przybyły do oratorium dla kontynuowania swych
studiów na Akademii Sztuk Pięknych w Turynie, któremu przypadło w udziale
przyozdobić swym pędzlem kaplice kościoła Matki Boskiej Wspomożycielki
w Turynie.
Wraz z Rollinim wstępował do Oratorium 6 listopada 1860, niejaki Piotr
Racca z Volvera, w wieku lat 17. Z tego prostaczka wiejskiego natrząsali się jak to
bywa koledzy szkolni. Racca daleki był od żalów, mimo że cierpiał wiele, nie chował
jednak do niego urazy starając się dostosować do nich. Miał zdolności średnie i słabą
pamięć. Ponieważ nie wyniósł ze szkółki wiejskiej gruntownych zasad gramatyki
łacińskiej, nie umiał często lekcji w szkole, pomimo że dokładał się do pracy szczerze.
Biedaczek bolał nad tym, ponieważ te braki mogły mu przeszkodzić w dalszych
studiach i w osiągnięciu kapłaństwa. Dlatego gorąco modlił się do Madonny o pomoc
w nauce i nie bez skutku.
256

26.7 Page 257

▲back to top


Pewnego razu,, gdy uczniowie oczekiwali na profesora powtarzając lekcje,
wchodzi Racca rozpromieniony. Któryś z kolegów spytał go o przyczynę tej radości.
Wtedy Racca opowiedział swój sen, w którym Madonna przyobiecała mu pamięć.
Słysząc to jedni dziwili się, inni drwili, że wierzył w sen jako efekt imaginacji.
Lecz chłopiec się nie obraził, a spytany przez profesora wyrecytował lekcję ku
zdumieniu całej klasy. Odtąd doprawdy nie miał trudności w nauce, nawet wyróżniał
się jako jeden z lepszych uczniów.
Potwierdzały to jego późniejsze studia prowadzone z pozytywnym wynikiem
oraz jego koledzy, jak ks. prof. Jan Garino.
O innych łaskach Madonny wspominać bedziemy jeszcze nie raz. Obecnie
wprowadzimy czytelnika do rozpoczętego roku szk. 1860/61.
Klerycy w liczbie 22, trzeciego listopad składali egzamin w seminarium. Z
katalogów wynika, że dwóch otrzymało „egregie”, szesnastu „optime”, trzech „fere
optime, jeden „bene”. Nauczyciele w klasach, uważani byli za najlepszych, znak to, że
studia literackie nie przeszkadzały im w studiach teologicznych.
Regulamin domowy jeszcze nie drukowany bywał odczytywany uroczyście
wychowankom w obecności grona przełożonych wraz z księdzem Bosko.
W poszczególnych klasach wstępną lekcję poświęcano pogadance na temat ważności
przykładania się od początku do nauki, oraz metody pamięciowej, łącznie
z wzorowym zachowaniem się uczniów, odpowiadania zabiegom wychowanków,
podkreślono miłość do Kościoła i Papieża oraz szczytności ideału kapłaństwa.
Przemawiano w duchu księdza Bosko powołując się na jego wzniosłe przykłady.
Drukowane formularze ze stopniami okresowymi nauki i sprawowania się
wychowanków nosiły sentencje z Pisma św. „Początkiem mądrości bojaźń boża”/Ps.
110/. „Czego nie zdołałeś zebrać w młodości, jakże znajdziesz w swej
starości?”(Eklezj. 35,5).
Ks. Bokso dawał również klerykom dwa polecenia odnośnie zachowania
dobrego ducha domu. Pierwsze tyczyło się sentencję św. Winventego a Paolo:
„Wspólnota zachowująca milczenie w czasie oznaczonym z pewnością wierna będzie
257

26.8 Page 258

▲back to top


także innym przepisom regulaminu, a tam gdzie każdy idzie swoją drogą, zazwyczaj
kończy się z obserwacją i jakimkolwiek porządkiem”.
Drugie kładło nacisk na asystencję: Jeżeli nie macie innego zajęcia, to
w czasie rekreacji przejdziecie się po schodach i korytarzach, a będziecie mieć zasługę
pomagającą w zabawieniu dusz”.
258

26.9 Page 259

▲back to top


ROZDZIAŁ LVII
Z końcem października ksiądz Bosko zwracał się do władz z prośbą
o zapomogę. Od ministerstwa spraw wewnętrznych otrzymał odpowiedź odmowną.
Natomiast minister obrony wydał polecenie przedzielenia księdzu Bosko
z magazynów wojskowych pewną ilość znoszonych ubrań, koców i obuwia. Ale prócz
odzieży trzeba było zaopatrzyć zakład w żywność, której dzięki Opatrzności, nigdy
sierotom nie brakowało; pomoc przychodziła nieraz wprost w cudowny sposób. Pisze
jeden wychowanek w swych wspomnieniach:
„Wstąpiwszy do Oratorium byłem przyzwyczajony do lepszego wiktu w domu
i dlatego było mi trudno poprzestawać na skromnym stole wspólnym oraz dostosować
się do pewnych zwyczajów w Oratorium. Dlatego napisałem do matki, by mnie stąd
zabrał. Rano przed odjazdem poszedłem jeszcze wyspowiadać się u ks. Bosko.
W kaplicy obok prezbiterium czekało na swą kolejkę wielka liczba chłopców. Po
Mszy każdy chłopiec otrzymywał bułkę na śniadanie. Gdy czekałem na swą kolej,
przyszło dwóch chłopców roznoszących chleb, którzy mówili do ks. Bosko: Dzisiaj
nie będzie śniadania, bo brak chleba.
- No z tym przychodzicie do mnie. Idźcie do pana Magra naszego piekarza
i przynieście bułek, ile trzeba.
- Ale pan Magra nie chce dawać więcej chleba. Wczoraj już nie posłał go
więcej i grozi, że jeśli mu się nie wyrówna zaległości, nie da więcej w ogóle.
- Dobrze, dobrze, załatwimy tę sprawę.
„Słuchając tego dialogu podświadomie doznałem przeczucia, że będę
świadkiem rzeczy niezwykłej. Dwaj chłopcy odeszli. Tymczasem nadeszła moja
kolejka do spowiedzi. Było już Podniesienie, gdy jeden z owych chłopców znowu
podszedł do ks. Bokso pytając: Msza już w połowie, co my damy chłopcom na
śniadanie?
- Ach, nie dacie mi spokoju. Pozwólcie mi dokończyć spowiedzi, potem
zobaczymy. Idźcie, poszukajcie w spiżarni, pozbierajcie pozostałe ułamki
w refektarzu.
259

26.10 Page 260

▲back to top


Chłopiec odszedł, a ja kontynuowałem swą spowiedź nie przejmując się
brakiem śniadania, gdyż miałem już odjeżdżać do domu. Wtem nadbiegł po raz trzeci
chłopiec mówiąc:
- Msza się skończyła a nie mamy chleba. Pozbieraliśmy resztki, kilka bułek.
urgował księdza Bosko, który jakby tym wcale się nie przejmował.
Wspowiadawszy ostatniego chłopca wszedł na dziedziniec, gdzie chłopcy
zwykli ustawiać się w kolejce otrzymując bułkę na śniadanie. Obserwowałem pilnie,
co się stanie, słyszałem, bowiem tyle rzeczy dziwnych o ks. Bosko.
Wychodząc z kościoła spotkałem swą matkę wezwaną przeze mnie listownie,
by przyjechała po mnie. Chodź ze mną, Franciszku, mówiła powóz już czeka.
- Zaczekaj chwilę mamo, popatrzę jeszcze, potem przyjdę.
Otrzymałem bułkę pierwszy i zaglądnąwszy do koszyka zobaczyłem
kilkanaście, najwyżej dwadzieścia bułek. Stanąłem niedaleko na schodach, by lepiej
widzieć wszystko. Ksiądz Bosko osobiście stanął przy koszyku rozdając bułki
chłopcom. Ci podchodzili i całowali mu rękę otrzymując podaną z uśmiechem bułkę.
Wszyscy chłopcy, około 400, otrzymali swa bułkę. Wtedy ja zdumiony podszedłem,
by zaglądnąć do koszyka, i o dziwo, stwierdziłem tę samą ilość bułek, jaka była
przedtem.
Byłem zdumiony. Pobiegłem do matki, która mnie wołała wciąż:
- Franciszku, chodź prędzej!. Mamo, ja już stąd nie pójdę. Chcę tu pozostać.
Przebacz mi, że sprawiłem ci kłopot wzywając cię do Turynu.
Opowiedziałem jej, co widziałem naocznie. Jakże mógłbym opuścić ten dom,
w którym dzieją się takie cuda, i w którym jest prawdziwy święty, ksiądz Bosko?
To była jedyna racja, dla której pozostałem w Oratorium i wstąpiłem do
Zgromadzenia”.
Innego cudu świadkiem był chłopiec Franciszek Dalmazzo. 10 listopada 1861,
zdarzyło się w Oratorium uzdrowienie chłopca, który dostał nagłych torsyj
połączonych z konwulsjami. Był to późniejszy kapłan Salezjanin, Modesto Davico,
który potwierdzał, że księdzu Bosko zawdzięczał życie.
260

27 Pages 261-270

▲back to top


27.1 Page 261

▲back to top


Tego rodzaju fakty w Oratorium ściągały baczną uwagę wychowanków,
zwłaszcza świeżo przybyłych do zakładu. Niektórzy w dzienniczku zanotowali swe
wrażenia. Między innymi, Franciszek Dalmazzo był świadkiem publicznej
przepowiedni danej w tym miesiącu przez Świętego. Oświadczył wyraźnie, że w roku
1861 miał nastąpić zgon wielkiej osobistości, pewnego dyplomaty
w nieprzewidzianych okolicznościach, i że o tym głośno będzie po całej Europie.
11 listopada hr. Kamil Cavour premier rządu oświadczył w parlamencie:
Pewne oznaki na niebie wskazując, za Miasto Wieczne, nad którym wieki
nagromadziły wszelkiego rodzaju chwałę, stanie się świętą stolicą królestwa
włoskiego.
Ks. Bosko z bólem widział, że rewolucja nie spocznie, aż zabierze Papieżowi
ostatni skrawek jego posiadłości.
Wychowankowie próbowali zgadywać, kim będzie ta osobistość. Wymieniano
wiele nazwisk, nawet samego Napoleona III cesarza Francji. Wszyscy wymienieni byli
w sile wieku i mogli żyć, po ludzku mówiąc wiele lat. Często interpelowano na ten
temat księdza Bosko, on jednak zawsze zachowywał sekret. Przypuszczano, zatem, że
Święty przepowiadał to, by przejąć słuchaczy bojaźnią kar bożych.
Nikt nie myślał o hr. Cavour, który dotąd w pełni sił, pod koniec roku 1861,
dostał ataku apoplektycznego, który mu odebrał przytomność. Był wyczerpany
nerwowo walkami w łonie własnej partii angażując się na rzecz Irredenty, na widok
niepokojących rozmiarów rewolucji przezeń rozpętanej. Szły słuchy, że zamierzał
porzucić ster władzy. Niebawem jednak wróciwszy do sił kontynuował rządy
używając i nadużywając swej władzy.
O wyniku tej przepowiedni byli przeświadczeni najstarsi Współbracia
w Oratorium.
Kronika ks. Ruffino mówi: „1 listopada Ks. Bosko po kolacji był w refektarzu.
Znajdowała się przy nim grupka kleryków i wychowanków. Pytano go na temat ich
przyszłości. Ks. Bosko odrzekł: Dwóch z was stanie się bardzo złymi i sprawi mi
wiele przykrości; inni zostaną w świecie dobrymi katolikami; inni dobrymi kapłanami.
I wodząc dłonią ponad ich głowami rzucił: A jeden z was zostanie biskupem.
261

27.2 Page 262

▲back to top


ROZDZIAŁ LVIII
Wobec poruszanych w tym i następnym rozdziale różnych wątków, dla
jasności trzymać się będziemy pewnej chronologii. Podamy krótki komentarz bliższe
okoliczności wydarzeń, słówka wieczorne oraz pewne poważne świadectwa postronne.
Rozpoczniemy od niewątpliwego dowodu wstawiennictwa Dominika Savio na
rzecz swych dawnych towarzyszy w Oratorium. Kapłan Salezjanin ks. prof. Garino
podał następujące świadectwo potwierdzone przez samego ks. Bosko:
- W roku 1860 cierpiałem poważnie na oczy, co mi uniemożliwiało wprost
naukę – Podobnie kilku mych kolegów, którzy udawali się do znanych okulistów. Sam
również chciałem iść do lekarza, lecz nie mogłem się zdecydować, dowiadując się od
kolegów, że te zabiegi są bolesne. Przedstawiłem to księdzu Bosko, który mnie
skierował do pani Marii Rua, która posiadała kawałek ciemnego płótna, jakim
zakrywał sobie oczy Dominik Savio, gdy był chory. Otrzymawszy go poszedłem do
łóżka, w czasie, gdy koledzy znajdowali się w szkole. Położyłem się w ubraniu
nakrywszy oczy owym kawałkiem ciemnego jedwabiu. Ciekawe, że natychmiast
zasnąłem i spałem parę godzin zbudziwszy się dopiero pod koniec lekcji. Zdjąwszy
opaskę przemyłem oczy zimną wodą. Od tego czasu nie cierpię na oczy. Łaskę
powyższą przypisuję wstawiennictwu Dominika Savio, którego wzywałem”.
- 27 listopada – Ks. Bosko zalecał stypendystom rozmawianie po włosku.
Między innymi powiedział: Jesteśmy w Nowennie do Niepokalanej. Wiecie, jaki
przebieg dla niektórych ma ta nowenna. Madonna przesiewa i oddziela czyste ziarno
od kąkolu i wydala z zakładu upartych w złym. Pamiętajmy, że śmierć może nadejść,
kiedy się nie spodziewamy.
W Turynie zdarzyło się, że jedna pani siedząc przy kominku zajęła się nagle
ogniem i nie zdołano go ugasić, tak iż poparzona ciężko zmarła”.
Upominał, by byli przygotowani. Zalecał nabożeństwo do Anioła Stróża, gdyż
kocha on tych, co mu ufają i przeczuciem wewnętrznym lub we śnie zwykł
przestrzegać o bliskiej śmierci. Przytaczał przykład o pewnym chłopcu, który zataił
grzech na spowiedzi, a w nocy miał widzenie Anioła Stróża, który go upomniał, że
262

27.3 Page 263

▲back to top


jeśli się nie wyspowiada z niego, będzie na wieki zagubiony. Chłopiec zbudzony
pobiegł do spowiedzi, a w parę dni później już nie żył.
Pouczał, że nie ma powodu lękania się śmierci, gdy żyjemy w łasce
uświęcającej. Nie smućcie się wobec straty rodziców lub przyjaciela, którzy byli
dobrymi chrześcijanami, mimo że nie mogli przyjąć ostatnich Sakramentów św.
Potrafił zawsze natchnąć rodzinę zmarłego chrześcijańską nadzieją.
Wobec nagłego zgonu hrabiego M. wybitnego dobrodzieja Oratorium, zbolała
rodzina posłała po księdza Bosko. Gdy przyszedł do mieszkania, córki rzuciły mu się
do nóg płacząc. Święty zrobił delikatną wymówkę: A gdzież jest wasza wiara?
By to zrozumieć, trzeba mieć na uwadze, że życie zmarłego było nieustannym
przygotowaniem na śmierć. Spowiadał się, co tydzień a komunikował codziennie.
„28 listopada – notuje kronikarz – ks. Bosko rozpoczął rozdawanie wiązanek
na nowennę Niepokalanej.
W niedzielę 2 grudnia, zastępując nieobecnego księdza Borela, wstąpił na
ambonę i zaimprowizował kazanie na temat oddania się Bogu, rozwijając trzy myśli:
Gdy się odwleka nawrócenie, istnieje niebezpieczeństwo, że zabraknie nam czasu,
dobrej woli lub łaski”. Sam płonął gorącą miłością ku Bogu, dlatego często mówił
o Nim. Był gotów zawsze wysłuchać spowiedzi Współbraci, Przełożonych, gdy go
proszono, odkładając pilne zajęcia.
„Kierował myśli ku Bogu – stwierdzał ks. Piscetta. Sam tego doświadczyłem
nieraz, podobnie jak wielu Współbraci. Pracował zawsze w kontakcie z Bogiem i nic
go nie mogło on niego oderwać, ni trudy, ni zmęczenie, ani słabości fizyczne.
Pod datą 9 lipca kronikarz notuje jego słowa:
„Od lat 15 nie wypowiedziałem pragnienia o me zdrowie, nie przyjmowałem
leków, ani spoczywałem w łóżku w ciągu dnia”.
W tych dniach, mimo niedyspozycji, zabierał się do wyjazdu z kazaniem do
Saluggia, oczekiwany tam przez ks. Jana Fontana tamtejszego proboszcza. W dniu
wyjazdu czuł się tak osłabiony, że zmuszony był prosić o zastępstwo. W Oratorium
ucieszono się z tego, z uwagi na mroźną porę, i że mógłby naprawdę zachorować
siedząc długo w konfesjonale, czy głosząc kazania”.
263

27.4 Page 264

▲back to top


Kronika opisuje pewne wydarzenia z tego roku. Otóż w grudniu ksiądz Bosko
wyjechał na misje w pewnej parafii w Apeninach. Po uciążliwej podróży dotarł
wreszcie na plebanię wyczerpany i zaśnieżony. Proboszcz był w kościele, a gospodyni,
siostra proboszcza przyjęła go niezbyt uprzejmie i nie dała czegoś gorącego do
rozgrzania się.
Święty nie dał znać po sobie tej przykrości. Wieczorem siedząc przy kominku
w towarzystwie proboszcza i jego siostry opowiadał ciekawe historyjki ze swych
podróży misyjnych. Zręcznie podkreślił, jaka kara spotkała nieuprzejme gospodynie,
które nie dbały o kaznodziejów.
Słuchając tego owa pani spuściła oczy zawstydzona. A ks. Bosko rozwijał
rzecz dalej: Otóż ową osobę w nocy zdjęły kolki. Gospodyni zbladła, dostała febry.
Późno w noc z pokoju siostry proboszcza dochodziły jęki. Biegną do niej
z pomocą. Dostała torsyj. Za nastaniem świtu prosiło księdza Bosko o
błogosławieństwo. Bóle ustały. Od tego czasu traktowała już lepiej księży.
„3 grudnia – notuje kronikarz – ks. Bosko zebrał księży i kleryków na
konferencję. Mówił o oznakach powołania, okazujących się w mowie, chodzeniu,
zamiłowaniu do pobożności, w odnoszeniu się do bliźnich, w pokorze, skromności.
„Innym razem zachęcał do wytrwania w Zgromadzeniu przytaczając przykład
następujący: Nowicjuszowi Liffardowi pochodzącemu z magnackiej rodziny kazano
w klasztorze wykonywać najniższe zajęcia. Liffard początkowo chętnie spełniał
posłuszeństwo przyświecając przykładem pokory. Przyszła jednak pokusa, że to
niegodne jego szlacheckiego pochodzenia. Mnich już zamierzał porzucić swe
powołanie. We śnie zjawił się mu Anioł Stróż mówiąc: Pójdź za mną! Poprowadził go
na cmentarz. Kroczyli wśród ciemnych mogił. Na widok rozrzuconych szkieletów,
cuchnącej zgnilizny, doznał takiego wstrętu, że chciał uciekać. Lecz niebieski
Przewodnik pociągnął go jeszcze dalej ganiąc: Cóż to? I ty staniesz się wkrótce pastwą
robactwa i garstką popiołu. Czyż opłaci ci się hołdować pysze zamiast służyć Bogu?
Nie chcesz znieść upokorzenia, za które możesz sobie zgotować koronę wiecznej
chwały?
Liffard przejęty tym, prosił z płaczem o przebaczenie przyrzekając
wierność swemu powołaniu. Anioł znikł, a on się przebudził.
264

27.5 Page 265

▲back to top


ROZDZIAŁ LIX
Kronika podaje: „4 grudnia, na słówku wieczornym ksiądz Bosko zabronił
chłopcom ściskania się za ręce, z wyjątkiem, gdy z kimś się witają po dłuższej
nieobecności. Zakaz ten był powtarzany już wcześniej.
Ksiądz Bosko angażował do tłumaczeń z języków obcych niektóre osoby, jak
to wynika z następującego listu: Molto Rev. Do Sig.
- Przesyłam tłumaczenie proponowanej książki, przepraszając za spóźnienie.
Pragnąłem dokonać tego wcześniej, lecz pewne kłopoty stanęły temu na przeszkodzie.
Ufam, że Przew. Ksiądz mi wybaczy znając moje warunki osobiste. Chętnie ofiaruję
się z dalszą usługą, o ile uzna, że będę mu, w czym pomocna.
4-12-1860.- Um.ma serva Karolina Gloria
Uczony kapłan O. Frasinetti, znakomity współpracownik w redagowaniu
Letture Cattoliche przygotował do druku dwa znakomite dzieła: „Perła dziewcząt
chrześcijańskich, czyli św. dziewictwo”oraz „Posłannictwo dziewcząt opowiadanie
współczesne”.
Ks. Bosko przedrukowywał swoje dwie mowy pogrzebowe o księdzu Cafasso,
pod tytułem: „Rys biograficzny ks. Józefa Cafasso przez ks. Jana Bosko”. Treść
osnuta w następujących rozdziałach: Zasady życiowe ks Cafasso – Konwikt Kościelny
św. Fr. z Asyżu- nim – Zgon świątobliwy – Fakty nadzwyczajne.
„Skutkiem przepracowania – jak podaje kronikarz – pewnego wieczoru
przerwał pisanie o późnej godzinie i wstał od biurka. Rzuciwszy wzrokiem po pokoju
zdawało mu się, że widział postać kleryka w kącie.
- Kto ty jesteś? spytał. Żadnej odpowiedzi.
- Mówże, odpowiadaj. Wciąż milczenie. Podszedł, więc i chwycił go za rękę.
Był to wieszak z kapeluszem na nim”.
Inna praca zajmowała go poważnie w tym roku. Studiując dzieje misyj
katolickich rozmyślał o krajach i kontynentach pozostających jeszcze
265

27.6 Page 266

▲back to top


w bałwochwalstwie, a pewnego dnia odezwał się do księdza Bonettiego: O, jak
pragnąłbym mieć do dyspozycji kapłanów, by móc ich posłać na żniwo ewangeliczne
wśród tylu ludów barbarzyńskich i nieucywilizowanych!
To pragnienie często wyrażał w początkach Zgromadzenia i gdyby miał środki
po temu, natychmiast byłby gotów zainicjować te misje. Ale wróćmy do kroniki.
„6 grudnia odbyło się w Oratorium przedstawienie komedii „Baldini”. Był na
niej obecny ksiądz Bosko w towarzystwie profesora Picco. Od czasu do czasu sprawiał
chłopcom tę rozrywkę.
Ks. Karol Gilardi Rosminianin, który lubił bardzo Oratorium, na prośbę
ks. Bosko napisał dwie komedie: „Il Passatore”oraz „Il Gianetto”. Ta druga zwłaszcza
była ulubiona przez chłopców.
Uroczystość Niepokalanego Poczęcia była obchodzona z wielką pompą
w Oratorium. Ksiądz Bosko pokrzepiony nieco na siłach wybierał się ponownie do
Saluggia. Przybył tam przed zakończeniem misji spowiadając przez dwa dni.
Wszystkich pociągało jego łagodne traktowanie penitentów. Księża okoliczni, mimo
swych zajęć śpieszyli tam, by mu się przypatrzeć. Spowiadał od rana do wieczora,
a dusze czuły się doń pociągnięte jakąś nieprzepartą siłą.
W owych dniach dwa niezwykłe wydarzenia wyryły się w pamięci
wychowanków Oratorium.
Opowiedzieliśmy wyżej, jak ks. Bosko przepowiedział zgon kleryka Alojzego
Castellano, a w lipcu, gdy go opuścili lekarze, udał się do niego, pobłogosławił i
podniósł na siłach.
Otóż na ten temat pisze ks. Ruffino: W tych dniach zmarł w swym domu
w Turynie kleryk Alojzy Castellano. I dodaje:
„25 listopada, ks. Bosko zapowiedział w krótkim czasie zgon następnego
chłopca. i 13 grudnia umiera w Oratorium chłopiec Jan Racca z Marsene w wieku lat
12, po ośmiu dniach choroby, wskutek przeziębienia”.
W dniu 16 grudnia ks. Bokso otrzymał list z Giaveno świadczący o tym, jakim
duchem przejęci byli jego klerycy.
- M. to Rev. Do Signore Padre in Cristo carissimo-
266

27.7 Page 267

▲back to top


- Żyć i umierać dla Jezusa i Maryi – oto miłe jedyne pragnienie, do którego
skierowane są wszystkie modlitwy i czynności. Żyć i umrzeć w służbie bożej, przez co
zapewnię sobie własne zbawienie, a także bliźnich, nie bacząc na trud i mozół. Jeśli
dawniej pragnąłem poznać i wypełnić wolę bożą, to obecnie będzie to moją ścisłą
koniecznością. Proszę gorąco nadal o kierownictwo duchowe nade mną! Sądzę, że
w Zgromadzeniu św. Fr. Salezego znajdę pokój i zadowolenie wewnętrzne.
Przeczytałem Ustawy, którym się poddaję i przyrzekam zachować je za łaską bożą.
Oto prośba kochającego syna, proszącego o zaliczenie go w poczet członków
Towarzystwa, o ile raczy mnie uznać za godnego tej łaski. Proszę nie odmawiać
prośbie tego tego, który pragnie poświęcić Bogu siebie samego czyniąc to przez akt
oddania swej woli w ręce Przewielebnego Księdza Bosko. Rozkazuj mój Ojcze, jestem
gotów na wszystko. Proszę powiedzieć, co mam czynić, gdyż od tej chwili całkowicie
jestem zależny od ciebie. Ufając, że moja prośba zostanie wzięta pod uwagę, pozostaję
z wyrazami etc.
Giaveno – 15-12-1860- Suo Ubb. Mofiglio –
Jan Boggero
Te i tym podobne listy pisane doń z końcem roku sprawiły mu wiele pociechy.
W tym czasie z okazji Nowenny i Bożego Narodzenia podawał chłopcom codziennie
następujące wiązanki:
- Posłuszeństwo w każdej rzeczy, czy się coś podoba lub nie.
- Pokora: w odzieniu, noszeniu fryzury, w rozmowie, chętnym spełnianiu tego,
co niezbyt miłe dla nas.
- Miłość: w pocieszaniu smutnych, usługach dla bliźnich, czyniąc dobrze
wszystkim a nikomu źle.
- Miłość: w znoszeniu wad bliźnich, starając się nikogo nie urazić.
- Miłość: w upominaniu niedbałych, karceniu z dobrocią tego, który,
rozmawia lub namawia do złego.
- Miłość: w przebaczeniu uraz dawaniu dobrych rad kolegom przy
nadarzającej się sposobności.
267

27.8 Page 268

▲back to top


- Unikanie złych rozmów.
- Unikanie próżnowania, oraz staranne wykonywanie własnych obowiązków.
- Spowiedź dobrze odprawiona jakby była ostatnią w życiu.
W dniu uroczystości Bożego Narodzenia przyjęcie pobożne Komunii św.
z obietnicą częstego do niej przystępowania.
Kronikarz notuje dalej: „Wigilia Bożego Narodzenia – Ksiądz Bosko
opowiedział chłopcom następujące fakty. Krewna księdza proboszcza Saluggia
poświadcza, że od lat cierpiała na ból zębów, które jej wypadły, a dziąsła zawsze
krwawiły. Poleciła się Dominikowi Savio i krwotok i ból ustały. Poczem dodał rzecz
ważną: Są wśród was chłopcy, których za kilka miesięcy już nie będzie na świecie.
zwłaszcza jeden, który o tym nie myśli. Postaramy się by zanim odejdzie przygotował
sobie walizkę na drogę. Powiem jeszcze, że Castellano (kleryk) jest już w niebie, lecz
Racca potrzebuje bardzo naszej pomocy”.
Z nekrologów Oratorium wynika, że w miesiącu kwietniu 1861 zmarło dwóch
chłopców, a jeden nagle.
W liście do hrabiny Camburzano Święty opisuje, jak spędzono w Oratorium
święta Bożego narodzenia. (…)
„28 grudnia notuje kronikarz – odwiedził Oratorium mngr Ghilardi biskup
Mondovi, który odprawił Mszę z kazaniem. Tematem jego była: użyteczność i wielka
cena wiary. Porównał miliony ludzi bez wiary do tych, co ją posiadają, do których
mamy szczęście należeć. Przyrzekł przyjść ze Mszą we czwartek”.
Pisze ks. kan. Anfossi: „Jako kleryk często byłem wysyłany z różnymi
zleceniami do biskupów przebywających w mieście. Uderzał mnie ich pełne szacunku
odnoszenie się do osoby Świętego.
Podejmujemy dalszy ciąg opowiadania.
Z końcem roku ks. Bosko podawał klerykom i niektórym starszym
268

27.9 Page 269

▲back to top


wychowankom upominek noworoczny. Przechowały się niektóre sentencje łacińskie:
„Pone finem in voluntate peccandi et invenies Maria.
„Frustra quaerit qui cum Maria invenire non quaerit.
„Plus Maria desiderat facere tibi benum et largiri gratiam, quam tu accipere
concupisces.
„Scire et cognoscere te Virgo Deipara est via immortalitatis narrare virtutes
tuas est via salutia”.
„Ksiądz Bosko – pisze ks. Ruffino – dał mi 29 grudnia, następujący
upominek: „Adiuva me in lucro animarum”ja zaś oddałem w jego ręce klucz do mego
serca z pełnym zaufaniem.
„30 grudnia ks. Bosko prosił wychowanków o podarek gwiazdkowy dla siebie
w postaci Komunii św. przyjętej na jego intencję.
Od miesiąca wysyłał życzenia do dobrodziejów. Oto jedno takie adresowane
do hrabiego Piusa Galleani d' Agliano:
- Ill-mo Signore –
Kapłani, klerycy i wychowankowie Oratorium św. Fr. Salezego przesyłają
swemu Dobrodziejowi panu hrabiemu Piusowi d' Agliano szczęśliwego zakończenia
starego, a pomyślnego rozpoczęcia nowego roku prosząc Boga o obfite łaski dla niego
i całej rodziny. Z wdzięcznością w imieniu wszystkich kreśli się
– Obbl. mo servitore – ks. Jan Bosko – Turyn – ostatni dzień roku 1860-
Z dniem 31 grudnia, liczba chłopców w zakładzie sięgała 470. Pole pracy ks.
Bosko rozszerzało się, co raz bardziej ogarniając nowe zakony. Tymczasem
w statystyce, notował rezultaly osiągnięte z chłopcami do r. 1860:
„By zrozumieć osiągnięte wyniki w tym zakładzie i innych Oratoriach
młodzieżowych, trzeba mieć na uwadze trzy grupy chłopców: złych, lekkomyślnych
i cnotliwych. Dobrzy z natury utrzymują się takimi i robią zawdzięczające postępy.
Lekkomyślni, to jest tacy, co przyzwyczaili się do włóczenia się i unikania roboty,
również dają się stopniowo wdrożyć do pacy nad sobą i uczą się rzemiosła. Ze złymi
269

27.10 Page 270

▲back to top


gorzej. Jeśli zdoła się doprowadzić do tego, że pokochają pracę, to są uratowani. Przy
pomocy takich środków otrzymano rezultaty, które można wyrazić następująco:
1/ Chłopcy ci nie stali się gorszymi.
2/ Wielu udało nakłonić się do dobrego i uczciwego zarabiania na życie.
3/ Nawet tym, co zdawali się być nieczuli na wszelkie starania, z biegiem
czasu wpajane dobre zasady przynoszą pozytywne wyniki. Rokrocznie udało się dla
setek chłopców wyszukać zajęcia u pracodawców, gdzie nauczyli się jakiegoś
rzemiosła. Wielu wróciło do swych rodzin. Liczba przychodzących i odchodzących
z zakładu utrzymuje się w granicach 300. Opuszczający zakład wstępują często do
kapeli wojskowej. Inni kontynuują wyuczony zawód w zakładzie zarabiając na własne
i rodziny utrzymanie. Znaczna liczba podejmuje dalsze studia i po złożeniu
egzaminów, albo pozostają na miejscu pomagając w zakładzie, lub też w charakterze
nauczycieli z dyplomami uzyskanymi, obejmują posady w miejscu skierowania”.
270

28 Pages 271-280

▲back to top


28.1 Page 271

▲back to top


ROZDZIAŁ LX
Na rok 1861 ukazał się kalendarz Galantuomo, w którym znamionująca
była przedmowa:
- Galantuomo do swych przyjaciół-
Przepowiednie z roku ubiegłego Czytelnicy pilnie śledzili w ciągu r. 1860, czy
moje poprzednie proroctwo się spełniły, gdyż według tego przypięto by mi łatkę
dobrego lub kiepskiego almanacha. Otóż muszę wam wyjawić, że przed rokiem
użyłem słów. rozpoczną się z bieżącym rokiem 1860, i że ziszczą się z biegiem lat
następnych. Zatem, w roku ubiegłym mówiłem:
W tym roku będziemy mieć inną wojnę, która jeśli nie będzie rozlaniem krwi,
jak w r. 1859, za to wiele dusz pośle do piekła. I tak było. „Będziemy mieli straszliwe
choroby, z ich następstwami”. Otóż tymi chorobami są: zobojętnienie religijne
i postępy protestantyzmu. Któż nie widzi, jak wielka jest pogarda Religii, kapłaństwa,
Papieża? Każdy musi przyznać, że skutki tych chorób są doprawdy zatrważające.
- Dwie wybitne osobistości zniknęły z oblicza świata politycznego: to Wielki
Książę Toskański i Książę Modeny, którzy na skutek aneksji ich państw do Piemontu
stracili egzystencję polityczną.
- Wiele ojców i matek opłakiwać będzie przykrości i niesnaski rodzinne.
Odpowiedź: ponad 300 tys. rzesza ochotników powołanych przez Garibaldiego,
zaciągnięcie roczników od 20-30 lat mówią same za siebie.
- Wino potanieje a chleb zdrożeje – Wino, to jest krew ludzka bedzie
rozlewana jak na runku. Podaje się straty włoskie poległych i rannych – do stu tysięcy
ludzi. Dlatego taki brak jest mężczyzn do pracy i do służby wojskowej. Wykupienie
spod służby wojskowej kosztuje obecnie 4 razy więcej niż za czasów normalnych.
- Niektóre okolice zostaną, spustoszone przez gradobicia.
Odpowiedź: Grad i huragan zniszczył w niektórych rejonach kraju plony
całkowicie, np. od Moncalieri do Casale, lub od Mediolanu aż po Brescia.
- Pewne okolice spotka trzęsienie ziemi, inne nawiedzą mrozy i posucha. To
271

28.2 Page 272

▲back to top


będzie na rok przyszły. Nie myślcie jednak, że to już całe wytłumaczenie moich
prorostw. Lecz nie wypada mi robić innych komentarzy. Niejedni śmieją się z tych
proroctw i ich wyjaśnień. Co do mnie, jestem zadowolony, że któryś z mych przyjaciół
się nacieszy.
- Przepowiednie na rok 1861 – Nie wypada mi mówić wiele o roku 1861. To,
co powiem, będzie krótkie i pozytywne. Otóż w ciągu roku zajdą takie wydarzenie, że
świat się zdumieje. Dobrzy doznają pociechy, gdyż ustanie rozlew krwi i nastanie „era
pokoju”. Przewrotni zaś na widok nieoczekiwanego obrotu wydarzeń będą zmieszani,
co skłoni ich do uznania interwencji bożej. Tu moglibyście mi stawiać wiele pytać,
domyślam się, jakie. Mam jednak kłódkę na ustach, która każe mi milczeć.
Dla zaspokojenia jednak waszej ciekawości wyłożę wam głośno proroctwa
mniszki z Taggia. Podaję je dosłownie, jak zostały wydrukowane w r. 1849.
Przepowiednie Siostry Róży Colomba Asdente mniszki klasztoru
Dominikańskiego w Tagia. (Zmarła tamże w klasztorze św. Katarzyny, 6 czerwca
1847. Wyciąg z dokumentu złożonego w Kurii biskupiej w Vantimiglia,
skopiowanego w lutym 1850).
Ta cnotliwa zakonnica w ciągu swego długiego życia ukrywała swe cnoty pod
pozorem niepełnych zmysłów, żeby zasłonić wszelki pozór nadzwyczajności.
Widziano jej akuratność w spełnianych zajęciach, skupienie wewnętrzne, dar łez,
pokuty i umiarkowania cielesne. To, że towarzyszyły temu niektóre wyskoki, nikomu
nie szkodziło i stanowiło pewną rozrywkę dla wspólnoty.
Jeszcze za życia mngra Maggioli, przepowiedziała O. Aniołowi
Dominikaninowi, że zostanie biskupem Albengi, i że uzna niewinność niesłusznie
oskarżonego kanonika Cairaschi. Tak się stało istotnie, tak, iż O. Anioł zostawszy
biskupem potwierdziło to w obecności Sióstr, jak referuje S. Rosa Alojzja, obecna
przy tym, jak również wiele innych sióstr słyszało o tym fakcie od starszych zakonnic.
Przepowiedziała, że po Grzegorzu XVI nastąpi papież imieniem Pius, który
miał zostać zdetronizowany, lecz odzyskał tron przez Napoleona. Przepowiednia ta
została stwierdzona pod przysięgą przez wiele osób, zwłaszcza przez adwokata Filipa
Ghu z Taggia, prokuratora klasztoru, który w żartach często wyrażał się, co S. Róży:
No, cóż? Czy prędko nastąpi wskrzeszenie Napoleona?
272

28.3 Page 273

▲back to top


- Pan nie wie o tym? Odpowiadała – zobaczy pan, że Papież zostanie
przywrócony na tron przez Napoleona. Widzicie tę gwiazdę? Pytała siostry wskazując
na Haspera – ona mi przypomina jaśniejący krzyż, który Papież z wdzięcznością
podaruje Napoleonowi, po przywróceniu go na tron papieski.-
Mngr Dealbertis jako biskup Ventimiglia, po ucieczce Piusa XI z Rzymu
pisał, że wierzy proroctwom Siostry Róży, która mówiła, że Papieżowi zostanie
przywrócony tron przez Napoleona.
- Biedny Ludwik Filip!, powtarzała często. Będzie musiał uciekać z Francji
i umrze na wygnaniu w Anglii. Wyjdzie wiele trójkolorowych sztandarów z papieskim
i kapłanów zmuszać się będzie, by je błogosławili. Stanie się to sygnałem wojny, która
wnet potem wybuchnie. Król piemoncki Karol Albert pierwszy wystąpił do walki,
zostanie pobity i zmuszony do odwrotu. Umrze w Hiszpanii. Po nim, nastąpi jego
młodociany syn pierworodny etc.
Na temat Napoleona mówiła: „Panowanie Napoleona potrwa krótko.
Powstanie wielkie prześladowanie Kościoła, wywołane przez własnych synów;
wyjdzie prześladowca, (którego nazwała antychrystem, który się już narodził). Ten
będzie się tytułował zbawcą Italii: do niego przyłączy się wielu sekciarzy, którzy będą
prześladować Kościół fałszywymi zasadami i przemocą w tak wyrafinowany sposób,
że zdołają uwieść nawet wielu cnotliwych”.
Mówiła także: „Papież zostanie pozbawiony doczesnego władania
i będzie tylko zwać się biskupem Rzymu. Dziać się to będzie we Włoszech, gdzie
powstanie wielu męczenników w krwawej wojnie wytoczonej religii katolickiej”.
O klasztorze w Taggia dodaje: „Wszystkie zakonnice nie wytrwają, te, co
zostaną, będą ukrzyżowane na górze Oliwnej (tak nazwane ustronie w pobliżu
klasztoru), wraz z wielu osobami, które schronią się w klasztorze. Wyznawcy
Chrystusa w owych bojach zostaną utwierdzeni przez pobożnych i uczonych kapłanów
zwłaszcza z zakonu św. Dominika”.
Wyraża się znowu ogólnikowo: „Niektórzy biskupi odpadną od wiary, lecz
inni wytrwają i będą musieli wiele cierpieć dla Kościoła: a Anglia powróci do jedności
z Kłem rzymskim”.
273

28.4 Page 274

▲back to top


„Rosjanie zostaną upomniani przez Papieża i staną się bardziej ludzcy
względem katolików (istotnie Papież Grzegorz XVI publicznie napomniał imperatora
Mikołaja I za prześladowanie katolików, które następnie znacznie zelżało), i w końcu
Turcy nawrócą się do prawdziwej wiary”( 4 i pół miliona Bułgarów byłych poddanych
tureckich w roku 1860 przeszło na wiarę katolicką).
Głosiła też często, że „nie tylko zakonnikom lecz i świeckim skonfiskuje się
majątki: wiele wybitnych osobistości zostanie uwięzionych, a weźmie górę prąd
demokratyczny. Powstanie wielki przewrót w Europie i nie nastąpi pokój, aż
przywrócone zostanie panowanie białej lilii, tj. następców św. Ludwika na tronie
francuskim.
Kościół oczyszczony w prześladowaniu wyjdzie piękniejszy: liczba wiernych
zmniejszy się za to będą gorliwsi niż przedtem”.
Dodawała, że „Rosjanie i Prusacy spowodują wojnę w Italii: kościoły
zamienione zostaną na stajnie, a konie stać będą w nowym kościele w Taggia”.
Właśnie rozpoczynano wówczas budowę nowego kościoła. Nie chciała
w związku z tym dać swego przychylnego głosu, twierdząc, że „nie będzie w nim
nigdy na Mszy”; spełniło się to, gdyż parę dni przed jego poświęceniem zmarła.
Czyta się dalej: „Prześladowanie rozpocznie się od kasaty zakonu Jezuitów,
który ponownie zostanie wskrzeszony i będzie na nowo zniesiony, by już więcej nie
powstać. W czasie nowego wznieconego prześladowania Kościoła nie zostanie więcej
niż dwa zakony, to jest Kapucyni i Dominikanie, wraz ze szpitalnikami goszczącymi
pielgrzymów, którzy będą nawiedzać groby męczenników zabitych podczas
prześladowania we Włoszech”.
Przyszłą okrutną wojnę malowała dobitnie mówiąc:
Powstanie istne zamieszanie narodów, wśród szczęku broni i bębnów. Nastaną
wielkie klęski we Włoszech. Austria, Rosja i Prusy wejdą w sojusz przeciw
buntownikom i że ci poddadzą się Kościołowi.
Przepowiadając własny zgon, mówiła:, „że będzie tak zniszczona chorobą i
wyschnie jak szkielet, i że zgon nastąpi w czasie procesji w oktawie Bożego Ciała”, co
dosłownie się spełniło.
274

28.5 Page 275

▲back to top


Mówiła często z płaczem, że istny potop grzechów zaleje świat, ogromne zło
powstanie we Włoszech; nie może więc być wesoła, i że gdyby doszło do wiadomości
Sióstr, co jej wiadome, byłyby także zbolałe”.
Według innych osób poinformowanych o jej przepowiedniach mawiała,
iż w prześladowaniu przeciw Kościołowi kapłani i bracia laicy będą ćwiartowani jak
woły, i że krwią ich spłynie Italia”.
275

28.6 Page 276

▲back to top


ROZDZIAŁ LXI
Z początkiem roku 1861 było w Zgromadzeniu 26 członków. Prócz tego
w Oratorium przebywało paru kapłanów i kilkunastu kleryków z innych diecezyj na
studiach.
Rok ten zapowiadała się pomyślnie, jak pisał w swym „25-leciu Oratorium na
Valdocco”ks. Jan Bonetti.
Do życia cnotliwego czuli się porwani wszyscy osobistym przykładem księdza
Bosko.
„Według mnie – pisał ks. Franciszek Dalmazzo w obecności księdza Bosko
każdy odczuwał rewaloryzacji swych wartości osobistych. W ciągu blisko 30 lat
bliższej znajomości z nim styczności nie zauważył w nim nic ujemnego; natomiast
stwierdziłem praktykę cnót chrześcijańskich i jako świadek nauczny w pełni
potwierdzam powszechną o nim opinię: To był Święty!
Trudno, zaiste, byłoby utrzymać się na tym poziomie wyłącznie za pomocą
środków ludzkich. Tam tkwi coś głębszego podbudowującego ułomność ludzką.
To był sekret skuteczności jego pracy nad zbawieniem dusz: sam Bóg łaską
swą towarzyszył i wspierał wysiłki swego wiernego Sługi.
Na tę interwencję bożą wskazuje wciąż ksiądz Bonetti wspominając o faktach
nadzwyczajnych przeplatających biografię Świętego.
Pierwszy tego rodzaju fakt zanotowali w swych notatkach ksiądz Ruffino i ks.
Bonetti. Jest to sen księdza Bosko, jaki miał w ostatnim dniu 1860. Właściwie – jak on
sam twierdził – trzy sny – widzenia.
- W ciągu trzech nocy z rzedu /we śnie/ znajdowałem się na wsi
w miejscowości Rivalta. Razem z księdzem Cafasso, Sylwiuszem Pellico i hrabią
Cays. Pierwszą noc spędziliśmy na rozmowie o zagadnieniach z Religii św.
dotyczących osobliwie naszych czasów. Druga zeszła nam na konferencjach
moralnych, w czasie, których rozwiązywaliśmy wiele kwestii sumienia, zwłaszcza
276

28.7 Page 277

▲back to top


odnoszących się do kierownictwa młodzieżą. Widząc, że już przez dwie noce z kolei
miałem ten sam sen, postanowiłem opowiedzieć go swoim, jeśliby powtórzył się po
raz trzeci.
I oto w noc z 30 na 31 grudnia, znalazłem się ponownie na tym samym
miejscu i z tymi samymi osobami. Odłożyłem, więc wszelki inny temat i wiedząc, że
wieczorem dnia następnego, jako w ostatni dzień roku, miałem wedle zwyczaju dać
upominek noworoczny swoim chłopcom, zwróciłem się do księdza Cafasso z prośbą:
- Niech ksiądz, który jest tak wielkim moim przyjacielem, podsunie mi
wiązankę dla moich synów.
- Powoli. Powoli – odpowiedział mi. Jeśli chcesz, bym ci podał wiązankę, idź
i powiedz pierwej twoim chłopcom, żeby sporządzili i przełożyli swoje rachunki.
Znajdowaliśmy się w dużej sali. Ksiądz Cafasso, Sylwiusz Pellico i hrabia
Cays zasiedli przy stole, stojącym w środku. Ja tymczasem posłuszny poleceniu
księdza Cafasso, poszedłem zwołać chłopców, znajdujących się na zewnątrz, z których
każdy był zajęty dodawaniem liczb na tabliczce trzymanej w ręku.
Chłopcy jeden po drugim, wchodzili z tabliczkami, na których widniały długie
kolumny cyfr do zsumowania, przedstawiali się trzem wspomnianym osobistością
i wręczali im swoje rachunki. Owi panowie sprawdzali dodawanie, i jeżeli strona była
zapisana gęsto i przejrzyście, zwracali ją właścicielowi; oburzali się zaś i odrzucali
pracę, jeżeli wyniki były pomylone.
Pierwsi byli to ci, którzy utrzymywali swoje rachunki w porządku; drudzy zaś,
którzy mieli rachunki zmylone. Tych ostatnich nie było mało. Ci, co odebrali
poprawną tabliczkę, opuszczali salę zadowoleni i szli zabawić się na podwórze, inni
natomiast wychodzili smutni i przygnębieni. Cała gromada młodzieży wyczekiwała
swojej kolejki przed progiem ze swymi tabliczkami. Sprawdzanie zajęło sporo czasu.
Gdy już zdawał się, że wszyscy przeszli, spostrzegłem jeszcze kilku stojących, którzy
nie wchodzili. Pytam, więc księdza Cafasso:
- A tamci, na co czekają?
- Tamci – odpowiada ks. Cafasso – mają tabliczki całkiem puste, stąd nie
mogą wykonać dodawania. Nam tutaj chodzi o zsumowanie tylko tego, co się posiada
277

28.8 Page 278

▲back to top


i czego się dokonało. Dlatego niech owi chłopcy idą wypełnić swoje tabliczki liczbami
i niech powrócą, a wówczas będzie można wykonać dodawanie.
Na tym zakończyło się sprawdzanie rachunków. Następnie, wraz z trzema
osobistościami wyszedłem ze sali na podwórze, gdzie gromada chłopców, których
tabliczki były pełne i w porządku, zabawiała się z niebywałą wesołością. Promienieli
zadowoleni, niby książęta. Nie zdołacie wyobrazić sobie szczęścia, jakiego doznałem
na widok ich radości.
Jednak pewna część chłopców nie bawiła się, tylko stojąc przypatrywała się
innym. Nie byli oni zbyt weseli. Niektórzy mieli przepaskę na oczach, czy jakąś mgłę,
inni całą głowę otoczoną ciemną chmurą. Jednym wychodził dym z głowy, drudzy
mieli serce pełne ziemi, inni wreszcie – serce puste, opróżnione z rzeczy Bożych.
Widziałem ich i rozpoznałem bardzo dobrze; jeszcze teraz mógłbym ich wyliczyć po
imieniu od pierwszego do ostatniego.
Zauważyłem również, że na podwórzu brakowało wielu chłopców i po chwili
namysłu rzekłem do siebie:
- Gdzie też znajdują się ci, co mieli tabliczki zupełnie puste, niezapisane
cyframi? … Rozglądam się tu i ówdzie, wreszcie rzucam okiem po zakamarkach
podwórza. Co za bolesny widok. Dostrzegam jednego, wyciągniętego na ziemi
i bladego jak śmierć. Kilku siedziało na niskiej brudnej ławce, inni leżeli rozłożeni na
warstwie gnijącej słomy, jeszcze inni na gołej ziemi lub na rozrzuconych wkoło
kamieniach. Byli to właśnie ci wszyscy, którzy nie mieli uporządkowanych
rachunków. Leżeli mając ciężko schorzały język, tamten uszy, inny oczy, które u kilku
roiły się od pożerających robaków. Jeden nawet miał język całkiem zropiały, drugi
usta pełne błota. Ktoś wydawał śmiercionośny zaduch z gardła. Byli to tacy, którzy
mięli stoczone przez robaki serce, oczy zbutwiałe i w rozkładzie. Znalazł się nawet
jeden całkiem owrzodziały. Był to prawdziwy szpital.
Stałem oszołomiony i nie wierząc własnym oczom zawołałem boleśnie: Co to
wszystko znaczy?. Potem zbliżyłem się do jednego z tych nieszczęśliwych i pytam:
- Czy naprawdę jesteś tym a tym?
- Tak – odparł – to ja.
278

28.9 Page 279

▲back to top


- Jakim sposobem znajdujesz się w tak opłakanym stanie?
- Widzi ksiądz. To mąka z mojego własnego młyna. Jest to owoc moich
nieporządków.
Przystąpiłem do drugiego i następnych i otrzymałem tę samą odpowiedź.
Uczułem w sercu jakby ostry kolec, lecz mój ból złagodził się widokiem tego, co
właśnie zamierzam opowiedzieć. Z żywym wzruszeniem w sercu zwróciłem się do
księdza Cafasso i zapytałem błagalnie:
- Jakiego środka mam się chwycić, aby uleczyć tych biedaków?
- Wiesz na równi ze mną, co należy czynić – odparł ksiądz Cafasso – nie
potrzebuję ci tego tłumaczyć. Pomyśl nieco. Zastanów się.
- Niech ksiądz poda przynajmniej wiązankę dla zdrowych – nalegałem
pokornie.
Wówczas ks. Cafasso polecił mi iść za sobą, a zbliżywszy się do pałacu,
z którego wyszliśmy, otworzył drzwi. Przed nimi ukazała się wspaniała sala, strojna
złotem, srebrem i najkosztowniejszymi ozdobami, oświetlona tysiącem lamp.
Z każdego punktu tryskało światło tak silne, iż oko znieść nie mogło tego blasku. Sala
ciągnęła się wzdłuż i wszerz daleko jak okiem sięgnąć. Na środku stał szeroki stół,
uginający się pod przysmakami wszelkiego gatunku, a więc: czekolady duże jak
kawałki chleba żołnierskiego oraz ciasta tak wielkie, iż każde z nich wystarczyłoby dla
nasycenia człowieka. Na ten widok chciałem natychmiast wybiec i zwołać chłopców,
by im pokazać przepych owej cudnej sali i zaprosić ich do stołu. Ale ks. Cafasso
wstrzymał mnie krzycząc:
- Powoli. Powoli. Nie wszyscy mogą jeść te smakołyki. Zawołaj tych tylko, co
mieli rachunki w porządku.
Spełniłem polecenie i w okamgnieniu sala wypełniła się chłopcami. Zabrałem
się tedy do rozdawania wszystkim słodyczy, które nęciły wspaniałym wyglądem.
Ksiądz Cafasso oparł się ponownie:
- Powoli, księże Bosko, powtarzam, powoli. Nie wszyscy tu obecni mogą
kosztować tych łakoci. Nie wszyscy tego godni.
Tu wymienił i wskazał niegodnych. Przede wszystkim wyliczył tych, co byli
279

28.10 Page 280

▲back to top


pokryci ranami i nie znajdowali się na sali razem z innymi, ponieważ nie mieli
uporządkowanych rachunków; następnie również tych, których rachunki były
wprawdzie w porządku, lecz mieli albo mgłę na oczach, albo serce pełne ziemi lub
ogołocone z rzeczy Bożych.
Wówczas zacząłem tonem proszącym:
- książę Cafasso. Niech ksiądz pozwoli, żebym i tym także dał po kawałku.
Przecież to moi chłopcy. Tym bardziej, że taka obfitość wszystkiego i nie ma obawy,
by mogło zabraknąć.
- Nie. Nie – ciągnął ks. Cafasso. Jedynie ci, co mają usta zdrowe, mogą
spróbować tych słodyczy, inni nie. Nie dla nich te przysmaki. Mają usta chore i pełne
goryczy. Takie rzeczy słodkie wzbudziłyby w nich obrzydzenie i nie mogliby ich
przełknąć.
Uspokoiłem się i zacząłem rozdawać ciastka tym tylko, których mi wskazano.
Obdzieliwszy suto wszystkich, rozpocząłem rozdawać na nowo i powtórnie każdy
otrzymał porcję porządną. Zapewniam was, że cieszyłem się niezmiernie widokiem
tych chłopców znajdujących z takim apetytem. Na ich twarzach malowała się radość;
byli tak jakoś przeobrażeni, że nie wyglądali na biednych chłopców z Oratorium.
Ci, co zostali bez słodyczy, skupili się w jednym kącie smutni i zawstydzeni.
Zdjęty najwyższym współczuciem dla nich zwróciłem się ponownie do księdza
Cafasso i prosiłem usilnie by mi pozwolił również ich uraczyć ciastkami.
- Nie. Nie – odparł ksiądz Cafasso – nie godzi się. Nie godni są tego. Uzdrów
ich najpierw, a wtedy będą mogli skosztować.
Przypatrzyłem się tym biedakom. Przypatrzyłem się także pozostałym na
zewnątrz, poranionym, którym również nic nie dano. Rozpoznałem ich wszystkich
i spostrzegłem, że na domiar złego niektórzy mieli serce robaczywe. Zapytałem
księdza Cafasso o lekarstwo, jakiego mam użyć, aby wyleczyć tych nieszczęśliwych.
I znowu odebrałem odpowiedź:
- Pomyśl. Zastanów się. Znasz je dobrze.
Poprosiłem wtedy, by mi przynajmniej dał obiecaną wiązankę dla chłopców.
- Dobrze – odrzekł – dam ci ją. I przybrawszy postawę człowieka
280

29 Pages 281-290

▲back to top


29.1 Page 281

▲back to top


wybierającego się w podróż, krzyknął trzy razy głosem coraz to donioślejszym:
czuwać. Czuwać. Czuwać!!! To mówiąc, począł znikać wraz ze swoimi towarzyszami,
a równocześnie rozwijało się całe widzenie. Zbudziłem się i spostrzegłem, ze siedzę na
łóżku, z plecami zimnymi jak lód.
Budzą się pewne refleksje na temat powyższego snu. Ks. Ruffino pierwszy
stwierdza: „Ksiądz Bosko opowiadał zawsze w skrócie i tylko to, co dotyczyło
chłopców. Gdyby chciał przytaczać cały sen w szczegółach, zajęłoby to cały tom. Za
każdym objaśnieniem szczegóły urastały, tak, iż materia snu powiększała się. Nawet
niepytany, sam pozwalał wymknąć się szczegółom tyczącym się przyszłości, czasem
dość niejasnym, względnie nie mógł czy nie wiedział, jak je tłumaczyć.
Ks. Ruffino zanotował go pod datą 30 stycznia 1861; stąd można wnioskować,
że Święty opowiedział kilka snów podobnych, po których nie pozostało śladów,
względnie może poszerzył i skomentował niektóre z lat poprzednich.
Następna uwaga pochodzi od księdza Rua, który stwierdza, że sny powyższe
rzucały księdzu Bosko światło na stan jego chłopców”. Być może – pisze on – Święty
mógł posłużyć się w tym celu zwierzeniami od swych chłopców lub uwagami ich
asystentów.
„Twierdzę jednak z całym przekonaniem, że w ciągu tylu lat współżycia
z nim, ani ja, ani któryś z mych towarzyszy nic podobnego nie zauważyliśmy. Zresztą,
będąc sami młodymi i żyjąc wśród młodzieży, bylibyśmy przyszli do tego z łatwością,
że posługiwał się czyimiś zwierzeniami, jako że chłopcy z łatwością zdradzają swe
sekrety. Tymczasem panowało powszechne przekonanie, że ksiądz Bosko czyta stan
sumienia na czole chłopców, tak, iż kto popełnił jakieś wykroczenie, starał się uniknąć
spotkania z nim, dopokąd nie wyspowiadał się. Tym więcej miało to miejsce po
opowiedzeniu snu. Nawet tacy, których doprawdy on nie znał jeszcze, wypowiadał ich
grzechy, na które nie zwracali uwagi, lub, które chcieli zataić.
„Wreszcie zauważam, że podobnie jak tajniki sumienia, poznawał on również
sprawy po ludzku sądząc, niedościągłe, na przykład, przepowiedzenie czyjegoś zgonu
lub innych przyszłych wydarzeń. Im bardziej starzeję się, przychodzę do przekonania,
iż był on przez Boga obdarzony charyzmatem prorockim.
281

29.2 Page 282

▲back to top


Trzecia refleksja budząca się we mnie, co wynika z powyższego snu, jest, że
ksiądz Cafasso uchodził za sędziego w sprawach religii i moralności. Silvio Pellico –
sumienności w nauce i zawodzie – hrabia Cays – w posłuszeństwie i karności.
Słodyczą karmią się początkujący w służbie Pana: w goryczach zaś, poznaje się
postępujących drogą doskonałości. O wszystkich zaś można powiedzieć z psalmistą:
„Karmił nas doskonałą pszenicą a miodem z opoki sycił je” (Ps. 80).
282

29.3 Page 283

▲back to top


ROZDZIAŁ LXII
Ze zdumieniem śledzimy, jaki smutek wywołał opisany sen w wychowankach
Oratorium przez całe miesiące. Obaj kronikarze uzupełniają się wzajemnie dając nam
wyobraźnie tego, co się działo w Oratorium w dziedzinie duchowej, owe ustawiczne
walki między cnotą a występkiem, między duchem bożym a duchem ciemności: dzieje
walk i zwycięstw upadków i wzlotów. Towarzyszył im kapłan płonący gorliwością,
podtrzymywany światłem i mocą bożą wśród utarczek wewnętrznych, który wlewał
w dusze walczących odwagę i moc ducha, podnosił upadłych i odpierał ataki
natarczywego wroga.
Wpływ powyższych snów ujawni się nie tylko w postępie wewnętrznym
poszczególnych chłopców, co w sprawach powołania niektórych do kapłaństwa lub do
Zgromadzenia. Opowiemy również przyszłe koleje ich życia na tle historii
Zgromadzenia. Obie wspomniane kroniki mieć będziemy zawsze pod ręką,
z zachowaniem formy dzienniczka, bu uwidocznić, że trzymamy się ścisłych faktów.
Przejdziemy, więc do rzeczy.
Pisze ks. Bonetti pod datą 1 stycznia 1861:
„Ks. Bosko nie może się oderwać od chłopców. Jedni go pytają, czy widział
ich wśród chorych, drudzy, czy ich serce nie było zbrukane ziemią, inni czy rachunki
ich były w porządku i czy znajdowali się na liczbie tych, co jedli biszkopty i pierniki.
On zaś z ojcowską dobrocią pragnąc zaspokoić wszystkich cały dzień był na usługach
chłopców pragnących się dowiedzieć o stanie swej duszy. Rozdzielał przy tym
zwykłego upominku noworocznego. Na upominku kleryka Bonettiego było:
„Quaere animas, et dabis animam tuam Domino”.
Trudno wypowiedzieć, jak wiele dobrego zdziałał sen powyższy wśród
chłopców. Nawet tacy, którym nie pomagały upomnienia przełożonych ani przykład
kolegów, czy nawet rekolekcje, nie mogli się oprzeć i biegli do spowiedzi generalnej
do księdza Bosko, który radował się w duchu na widok dobra, jakie działa Pan Bóg na
korzyść jego drogich chłopców. Zachęcał, by korzystali z tej łaski, a z jego słów
można było wywnioskować, że ów sen tajemniczy był jednym ze znaków, jakie zsyłał
283

29.4 Page 284

▲back to top


Bóg dla dobra swych wybranych dusz”.
„10 stycznia – Inny fakt powiedział, że w tym śnie Pan Bóg objawił księdzu
Bosko stan sumienia jego wychowanków. Oto jasny tego dowód. Pewien chłopiec
kilkakrotnie zataił grzech na spowiedzi. W owych dniach, pod wpływem niepokoju
sumienia postanowił odprawić spowiedź generalną i poszedł do ks. Mateusza Picco,
który w tych dniach przychodził pomagać księdzu Bosko w spowiadaniu. Wyznał on
przeszłe życie, lecz i tym razem nie śmiał wypowiedzieć owego grzechu. Tego rana
ks. Bosko spotkawszy chłopca na schodach rzecze: No, kiedy przyjdziesz odprawić
generalną
Już ją odprawiłem.
Och, będźże szczery, mój kochany.
Ależ tak! Wczoraj byłem do spowiedzi u ks. prof. Picco.
Nie, nie. Ty nie odprawiłeś żadnej spowiedzi generalnej. No powiedz mi:
dlaczego zataiłeś grzech taki i taki?
Na te słowa chłopiec spuścił głowę, rozpłakał się i poszedł do zakrystii
wyspowiadać się.
Ruffino: „11 stycznia – Wielu chłopców było poważnych i zaniepokojonych.
Niektórzy gotują się do spowiedzi generalnej. Wielu pragnie rozmawiać z księdzem
Bosko. Widziałem kilku zapłakanych, jakby spotkało ich, jakie nieszczęście. Inni byli
rozweseleni usłyszawszy coś pocieszającego.
„Pewien kleryk dobrze mi znany spytał o stan swej duszy. Święty
odpowiedział: Odwagi staraj się oderwać serce od spraw świata. Otwieraj dobrze swe
oczy, by rozproszyć ciemności umysłu i odróżnić prawdziwą pobożność od złudzeń
miłości własnej. Postaraj się za pomocą spowiedzi usunąć wszystko, co mogłoby jej
szkodzić. Ożywiaj swą wiarę, będąc okiem duszy, by się w niej utwierdzić.
„W Oratorium jest bardzo wiele dobrego, Ksiądz Bosko rozmawiał na ten
temat z grupką chłopców na rekreacji:
- Mamy w domu chłopców przewyższających Domonika Savio w pobożności.
Jeden po Mszy powiedział mi, o czym myślałem w czasie jej odprawiania.
284

29.5 Page 285

▲back to top


Bonetti i Ruffino: 12 stycznia, ksiądz Bosko rano zawezwał pewnego chłopca
do pokoju i rzecze: Ubiegłej nocy widziałem śmierć idącą ku tobie. Stanąwszy
zamierzyła się kosą, by ci zadać cios. Ja widząc to podbiegłem powstrzymać jej ramię.
Ona mi rzecze: Puść mnie. On jest niegodny, by żył dłużej, bo nie odpowiada twym
zabiegom i nadużywa łask bożych. Zaklinałem ją, by odeszła i posłuchała mnie.
„Biedaczek usłyszawszy to tak się tym przejął, że odprawił natychmiast
gorliwie spowiedź i postanowił szczerą poprawę.
„Ks. Bosko opowiedziawszy na słówku ów sen, nie przyznawał się, że to on
właśnie go miał, ani też nie mówił, że chodzi o jednego chłopca z obecnych. Rzecz
byłaby pozostała w sekrecie, gdyby ów chłopiec nie przyznał się księdzu Bonettiemu
w zaufaniu, że to tyczyło się jego.
Ruffino: „13 stycznia, niedziela – wielka grupa aprendystów poszła do
spowiedzi. Pewien wychowanek spytał księdza Bosko:
- Jak to można rozumieć: wszyscy, którzy spowiadali się na Boże Narodzenie,
we śnie przedstawiali się w tak opłakanym stanie?
- Pytasz mnie o rzecz, której nie mogę powiedzieć.
Wiele spraw nie wolno mi powiedzieć nawet prywatnie.
Bonetti i Ruffino: „13 stycznia – ks. Bosko po modlitwach wieczornych
powiedział: W obecnym stanie rzeczy czuję się zwolniony od sekretu. Powiedziałem,
że śniłem ów sen trzy noce z rzędu; 28,29 i 30 grudnia. W pierwszym na temat spraw
bieżących otrzymałem wiele świata. Drugiej nocy, na temat współczesnych kwestyj
moralnych odnośnie wielu spraw sumienia wychowanków Oratorium. W trzeciej nocy
rozwiązane zostały kazusy praktyczne, za pomocą, których poznałem stan wewnętrzny
każdego poszczególnego chłopca.
O tym, co widziałem pierwszej nocy, nie wypadało mi mówić, gdyż zakazuje
tego Pismo św. Lecz w dniach następnych zawoławszy każdego chłopca wyjawiłem,
co odnosiło się do niego. Wszyscy zapewniali, że to zgodne z prawdą. Nie mogłem
wątpić, że to była szczególna łaska boża udzielona wychowanków Oratorium. Dlatego
czuję się w obowiązku przestrzec was, że to Pan Bóg was upomina i biada tym, co nie
wysłuchają jego głosu.
285

29.6 Page 286

▲back to top


„Ksiądz Cafasso zwołał chłopców do sali i odczytał każdemu, co się go tyczyło.
Niektórzy mieli rachunki załatwione. Inni mieli liczby, lecz brakowało podsumowania.
- Czy wszyscy otrzymali tabliczki?
- Nie, gdyż wielu było nieobecnych; niektórzy leżeli na słomie, inni siedzieli
na stołkach, niektórzy na ziemi, z ranami na ciele cuchnącymi.
„Których rachunki były w porządku, to ci co mają sumienie spokojne. Ci, co
nie mieli ich podsumowanych, byli w porządku, brakuje ostatni rachunek – to jest
ostatnia spowiedź.
„Ci z oczyma opasanymi lub przyćmionymi – to pyszni i samolubni. Tych
z robakami w sercu, mógłbym wymienić każdego z osobna i powiedzieć, dlaczego
leżeli na słomie, na stołkach lub na ziemi. Widziałem także wnętrze serca. Wielu
miało je przepełnione szlachetnymi rzeczami: różami, liliami, fiołkami pachnącymi.
Te kwiaty wskazywały na różne cnoty. Lecz inni. Serce toczone robactwem oznaczało
tych, co ulegają niechęci, nieprzyjaźni, złości itp.
„Niektórzy mieli w sercu żmije, znak wielu grzechów ciężkich. Inni – pełne
ziemi – to ci, co są przywiązani do spraw ziemskich i zmysłowych. Wielu miało serca
próżne: to ci, co żyją w łasce bożej i nie mają przywiązania do spraw ziemskich
i zmysłowych, lecz nie zabiegają o to, by napełnić je bojaźnią Bożą. Prowadzą życie
bezmyślne i choć niepopadające od razu w pęta szatańskie, stopniowo jednak stają się
złymi.
„Ci, co mają nieuporządkowane sprawy dusz, niezwłocznie mają przyjść do
mnie. Niech mi przyrzekną, że nie odmówią, czego od nich zażądam. Zresztą, czego
sami nie potrafią wyrazić, sam ich wyręczę. Jestem w możności powiedzieć
wszystkim ich stan przeszły, obecny i coś z przyszłości. Ach, drodzy chłopcy! Zgrozą
przejmuje mnie myśl o tym! Nigdy nie uwierzyłbym, że w naszym domu są chłopcy
o tak zagmatwanym sumieniu!
Iluż było leżących na ziemi poranionych! Zapewniam was, że to mi nie
pozwalało zasnąć. Chwalę tych, co postarali się uporządkować swe sumienia. Wielu
jednak o tym jeszcze nie myśli.
Na te słowa łzy spadały mu z oczu. Po paru chwilach powiedział nam:
286

29.7 Page 287

▲back to top


dobranoc. Wielu chłopców płakało również. Słowa powyższe wywarły swój skutek.
„Niektórzy pytali:, Dlaczego ksiądz Bosko tak długo zwlekał z
opowiedzeniem tego snu?
- Odpowiadam tak samo jak przedtem: nie chciałem opowiadać wszystkiego,
co śniłem. Dalej sam badałem ten sen uważnie doceniając jego wagę.
„Ksiądz Bosko wyraził się wobec niektórych współbraci:
- Te trzy dni dały mi więcej niż cały czas studiów w seminarium.
Ruffino: „16 stycznia.
Pytano księdza Bosko odnośnie niektórych szkół teologicznych, co do
moralności oraz systemów skuteczności łaski. On odrzekł:
- Studiowałem wiele te kwestie, lecz mój własny system wychodzi na chwałę
bożą. Nie dbam o to, czy to będzie system surowy czy łagodny. Byle pokierować
dusze do nieba.
„Ilekroć pytano księdza Bosko o zdanie, jak w danym wypadku postąpić,
zwykł badać, czy to wyjdzie na większą chwałę bożą. Gdy się upewnił, co do tego, nie
zważał na trudy ni wydatki; wszystko jest niczym, byle przez to rosła chwała boża.
Często zachęcał do wysiłku, by przeszkodzić złu.
- Gdy idzie o obrazę bożą, niech się nie zważa na nic, byle jej przeszkodzić.
Pytany był przez księdza Rua:
- Czy to doprawdy sen, który nam ksiądz opowiadał?
- Wiesz i ja nie umiem na to opowiedzieć. Faktem jest, że gdy się skończył
obudziłem się siedząc na łóżku i czując zimno w kościach. I uśmiechał się.
Jawne skutki potwierdzają, że nie były to tylko czcze urojenia wyobraźni. Gdy
ksiądz Dalmazzo przybył do Oratorium, ksiądz Bosko go spytał:
- Co będziesz chciał robić po skończeniu swych studiów?
- Zostanę farmaceutą, lub czymś podobnym – odrzecze chłopiec.
- A nie chciałbyś zostać księdzem?
287

29.8 Page 288

▲back to top


- Nie.
- A właśnie ja chcę ciebie zrobić księdzem.
Dalmazzo z uśmiechem odrzecze: Ech, to się księdzu nie uda.
„Od trzech miesięcy Dalmazzo wydaje się być jednym z najprzywiązańszych
wychowanków do księdza Bosko, do którego często zagaduje: Jeśli to księdzu się
podoba, gotów jestem zostać kapłanem.
Ruffino: „26 stycznia.
Wydaje się, że ksiądz Bosko widział też we śnie chłopców przebywających
aktualnie w Oratorium, bo do kilku zaufanych wyraził się o niektórych byłych
oratorianach nieprowadzących się wzorowo:
- Och, gdybym teraz mógł się z nimi widzieć i wyjawić ich stan wewnętrzny,
na pewno by się nawrócili! Na przykład, NN. pomimo że nie znałem go dobrze,
mógłbym powiedzieć jaki jest stan jego duszy. Po chwili zastanowienia się
kontynuował:
- Gdybym mógł dobrze widzieć wieczorem tak jak rano, wyspowiadałbym
trzy razy tyle chłopców. Z rana, gdy spowiadam jednego, widzę całą kolejkę
oczekujących na spowiedź, jak gdyby już byli wyspowiadani, pomimo że jeszcze nie
rozmawiali ze mną.
„Dodać należy, że przyjmował z wielką dobrocią penitentów. Pewien chłopiec
po wyspowiadaniu się powiedział:
- Miałbym jeszcze coś do powiedzenia.
- Dobrze, mów.
- Chciałbym ucałować mu stopy.
- O, nie trzeba, wystarczy, że ucałujesz rękę i stułę kapłańską.
Chłopiec rozpłakał się mówiąc:
- O jak byłbym szczęśliwy, gdyby ktoś w przeszłości otworzył mi oczy jak
obecnie.
288

29.9 Page 289

▲back to top


Na dowód tego, jak Święty zajmował się również prywatnymi sprawami
chłopców nie należących do oratorium, będzie następujący list adresowany do markizy
Fassati:
- Benemerita Signira –
We czwartek ubiegły zapomniałem w rozmowie poruszyć pewne sprawy,
mianowicie:
1 Prosić o wyszukanie książeczki do nabożeństwa dla syna hrabiny Bosco,
lecz w j. Angielskim;
2 Następna sprawa dotyczy neofity Dominika Landona. Otóż ma on niebawem
wyjechać do Biella w charakterze nauczyciela – wychowawcy w pewnym zakładzie
chłopięcym. Lecz potrzebowałby uzupełnienia swej garderoby, dlatego ośmielam się
polecić go łaskawości jego rodziców chrzestnych. Słówko za pośrednictwem kleryka
Turchi wystarczy mi za odpowiedź. Niech Bóg udzieli zdrowia etc.
- Turyn – Epifania – 1861 Obbl. mo Servitore –
ks. J. Bosko
O odpowiedzi powiadamiał młodzieńca Ottavio Bosco:
- Carissimo Ottavio –
Pani markiza Fassati nie mogła znaleźć odpowiedniej książki dla ciebie.
Tymczasem przesyła ci książkę św. Alfonsa Liguorego „Praktyka kochania Jezusa – w
doskonałym tłumaczeniu angielskim”. Mój drogi Oktawiszu! Zachęcam gorąco, byś
unikał złych kolegów a przyjaźnił się z dobrymi. Największym skarbem dusz, jest
łaska uświęcająca i bojaźń boża. Módl się za mnie, pozdrów ode mnie Mamę,
siostrzyczkę i miej mnie zawsze etc.
Turyn9-1-1861
XJB
Tymczasem drukował się nowy zeszyt Letture Cattoliche na miesiąc styczeń
1861 zatytułowany: „Cnotliwi synowie przez Alojzego Friedel”. Zamieszczano w nim
289

29.10 Page 290

▲back to top


odezwę do Członków Stowarzyszenia Prasy Katolickiej:
- Wchodząc w VIII rok naszego wydawnictwa kierujemy do członków
i korespondentów kilka słów podzięki. Pierwszym przypada zasługa podtrzymywania
swym groszem Dzieła katolickiego. Drudzy współpracują z nami około propagowania
i kolportowania wydawnictwa dzieląc z nami trud i fatygi. Nagrodę otrzymają od
Boga pracując dla jego chwały i dla dobra bliźnich.
- Ponad dwa miliony egz. zeszytów dostarczyliśmy do rąk ludu, zasługującego
na uznanie ze względu na swe proste obyczaje i przywiązanie do Kościoła. Ufamy,
że nasze wysiłki nie poszły na marne i że przyczyniliśmy się do dobra
i przeszkodzenia złu.
Zawiadamiamy czytelników, że w przyszłym roku ukażą się dzieła oryginalne,
bądź tłumaczone z języków obcych, które dostarczą przyjemniej i pożytecznej lektury
naszym czytelnikom. Na miesiąc luty przygotowano dziełko Bł. Leonarda da Porto
Maurizio pt. „Skarb ukryty, tj. wzniosłość Ofiary Mszy św. i sposób z niej
korzystania”. Autor dowodzi swego twierdzenia wielu przykładami i powtarza
z naciskiem: Nie wypowiadajcie nigdy słów gorszących: jedna Msza więcej albo
mniej – nie wiele znaczy.
Na miesiąc marzec przygotowano „Życiorys św. Cypriana męcz. Biskupa
Kartaginy, opowiedziany ludowi przez ks. Re”. Wynika z niego, że pod koniec III
wieku chrześcijaństwa wierzono w Kościele we wszystkie prawdy jak obecnie,
zwłaszcza co do jedności Kościoła, najwyżej władzy Papieża, odpustów, Mszy św.
Czyśćca.
W tymże roku 1860, Letture Cattoliche docierały już do Sardynii.
290

30 Pages 291-300

▲back to top


30.1 Page 291

▲back to top


ROZDZIAŁ LXIII
23 stycznia, po dniu Zaślubin św. Józefa, Święty przychylając się do prośby
kleryka Boggiero przyjmował go w poczet członków Towarzystwa Salezjańskiego.
Święty radował się w duchu widząc rosnący zastęp swych kleryków przykładających
się pilnie do studium filozofii i teologii. Nie szczędził słów zachęt, by studiowali
Pismo św. Osobiście przewodniczył w cotygodniowej lekcji tzw. Testamentino,
wykładając kilkanaście wierszy z Nowego Testamentu zadanych na pamięć.
„31 stycznia – pisze ks. Ruffino – ksiądz Bosko skomentował niektóre wiersze
ze św. Łukasza w rozdz. 21: „Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw
królestwu”. Następnie mówiąc o końcu świata konkludował: Jeśli się da wiarę
niektórym przepowiedniom i objawieniom, wydaje się, że mógłby on nastąpić przy
końcu tego (XIX) wieku. Można stwierdzić, że pewne oznaki już się spełniły: wojny
następują we wszystkich częściach świata, brat występuje przeciwko bratu. Kościół
i kapłani są prześladowani, więzieni, zabijani, legalnie dokonuje się aktów terroru
i bezprawia itp.
Św. Grzegorz Wielki już w swoich czasach wnioskował, że niedalekie jest
przyjście Zbawiciela na sąd powszechny. Nie zgadł jednak ten wielki święty i nie
zgadną zapewne inni. Jest to, bowiem sekret tylko Bogu samemu wiadomy. Musimy
zdawać sprawę z tych znaków, ponieważ następujące kolejno przewroty i klęski są
zapowiedzią smutnej powolnej katastrofy świata współczesnego i ustawicznym
przypomnieniem wielkiego dnia Sądu Bożego.
Poczem dodał:, Co do pestilentiae et fames, to będziemy mieli, jak mi się
wydaje za dwa lub trzy lata, wielki głód i śmiertelność ludzi. Wywołane to będzie nie
tylko na skutek aktualnej wojny, lecz wskutek zarazy dżumy azjatyckiej, tak, iż wielu
ludzi będzie pozbawionych chleba, względnie będzie chleb, lecz nie będzie nikogo do
jedzenia”.
Być może odwoływał się do pewnego objawienia, gdyż tak to trzeba nazwać.
W jego snach jest często mowa o zarazie głodzie i wojnie, lecz bez oznaczenia
ścisłego czasu, choć wydaje się, że występują one równocześnie.
291

30.2 Page 292

▲back to top


Tu wypada przytoczyć Vigouroux, który w swym Manuale Biblicum na temat
proroctw testamentalnych uznaje w Sługach Bożych natchnienie nadprzyrodzone.
Otóż cytowany autor mówi:
„Proroctwo często okryte są zasłoną niejasności: pochodzi to z wielu
przyczyn:
1/ jedną z głównych jest nasza ignorancja.
2/ Ze swej natury nie są jasne, gdyż przepowiadają zdarzenia jeszcze dalekie.
Dlatego można mieć o nich zaledwie jakieś pojęcie bez uściślania okoliczności. Kreślą
zaledwie jakiś szkic a nie obraz kompletny wydarzeń. Z konieczności muszą być
ogólnikowe, niezdecydowane, okryte jakby zasłoną”.
„Podobnie niejasne są dla nas pewne fakty z Pisma św. gdyż nie znamy wielu
szczegółów, np. historia o Lamechu w IV rozdz. Ks. Rodzaju. Pewne wydarzenia
zapowiedziane przez proroków nie przedstawiają się naszym oczom wyraźnie z braku
bliższych danych.
3/ Inną przyczyną niejasności proroctw jest brak określonego czasu, w jakim
się mają zdarzyć. Są one jak obraz bez ram. Prorocy ogarniali jednym rzutem oka
wydarzenia następujące w różnych epokach: jawił im się ich obraz w zacierających się
konturach czasowych teraźniejszych i przyszłych, jak na przykład, zburzenie
Jerozolimy i koniec świata opisane u św. Mateusza w rozdziale 24 dlatego tak trudno
jest go wyłożyć”.
Ale wróćmy do naszego wątku. Jesteśmy w Nowennie do św. Franciszka
Salezego, którego uroczystości obchodzono w niedzielę następną. Otóż w dniu
1 lutego, Święty poleciwszy swemu Patronowi projekt powiększenia Oratorium
składał do władz miejskich podanie w sprawie pewnych zmian w lokalizacji
Oratorium.
Burmistrz, pod datą 15 lutego, odsyłał mu podanie zaopatrzone w uwagi
rzeczoznawców, w celu uzgodnienia projektu z zainteresowanymi właścicielami.
1 lutego, na słówku wieczornym Święty mówił:
„W niedzielę będzie piękna uroczystość. Zadbajmy o należyte przygotowanie
zewnętrzne i wewnętrzne. Prawda, że stan sumienia macie w porządku, gdyż od
292

30.3 Page 293

▲back to top


miesiąca stale się spowiadało: spowiedzi generalne i zwykłe tygodniowe. Pragnąłbym
jednak, by wszystka młodzież, zwłaszcza oratorianie zyskali odpust zupełny.
Powiedziałem, że macie sumienie w porządku; jest jednak kilku, którzy
od dawna opierają się łasce bożej. Nie wystarczy im ten głos, potrzeba coś innego, by
ich poruszyć. Doprawdy godni pożałowania są ci, którzy nie korzystają z tylu łask
i okazji dla dobra swej duszy. Ja ze swej strony zdobyłem więcej wiadomości w trzech
nocach wspomnianych, niż przez całe swe życie. Niechże, więc ci biedacy wreszcie
usłuchają głosu bożego. Jeśli jeszcze zwlekać będą z uporządkowaniem swego
sumienia, to ja sam ich zawołam do pokoju”. Tyle kroniki ks. Bonettiego i Ruffino.
O przebiegu odpustu patronalnego zamieścił notatkę dziennika
„Armonia”pisząc: … Oratorium św. Fr. Salezego uczciło swego Patrona gremialnym
przystąpieniem do Sakramentów św. kazaniem ks. kan. Gallettiego, muzyką
i akademią. Wychowankowie udowodnili słuszność sentencji św. Pawła, że
„pobożność jest do wszystkiego pożyteczna mając obietnicę życia teraźniejszego
i przyszłego”.
4 lutego. Święty wyjechał do Beramo z rekolekcjami dla tamtejszych
alumnów na zaproszenie biskupa Speranza. Świadkowie naoczni opowiadali
o niezwykłych efektach prostych lecz pełnych namaszczenia nauk św. Kaznodziei,
który przerwał mowę pod wpływem wzruszenia w kazaniu o piekle, czym wywołał
wielkie wrażenie na słuchaczach.
„W owych dniach zdarzył się pewien fakt rzucający światło na charyzmat
proroczy Świętego. Otóż pisał on do ks. prefekta Alassonattiego między innymi, co
następuje: Wczoraj we wtorek szatan osiągnął duży sukces wśród chłopców i obawiam
się, że dziś dokona reszty. Pisząc to widział, że w Oratorium dwóch chłopców: Jarach
i Parigi zabrało się do napisania mu bileciku, potem spostrzegł, że jeden za drugim
gonili się na podwórzu. Ks. Bosko zakończył list przesyłając pozdrowienie dla nich
obu.
„Pod wieczór siedząc z przełożonymi seminarium przy stole i zabawiając ich
żartami mówił:
- Dziś wieczór, pisząc do domu list widziałem w Oratorium dwóch mych
chłopców, którzy równocześnie pisali do mnie.
293

30.4 Page 294

▲back to top


- Jakżeż to możliwe? Dziwili się siedzący.
- Jutro przekonamy się czy tak jest, jak mówię.
Nazajutrz w czasie obiadu przyniesiono z poczty list księdzu Bosko. Święty
otworzywszy go wyjął kartki pisane przez Jaracha i Parigi. Przełożeni spoglądali po
sobie ze zdumieniem.
„Tego samego wieczoru na słówku, ksiądz Alassonatti odczytał publicznie ów
list księdza Bosko, który wywarł wielkie wrażenie na młodzieży. Ks. Bokso podawał
fakt prawdziwy.
Rekolekcje były w toku. Święty zdobył sobie serce seminarzystów
serdecznym ojcowskim podejściem. W czasie poobiedniej rekreacji siedząc na
trawniku, rozweselał ich żartami i opowiadał ciekawe anegdoty. Rektorowi nie bardzo
przypadały do gustu te maniery nielicujące, zdaniem jego z powagą stanu
duchownego. Trudno opisać, jak wiele dobra tam zdziałał”.
Dowodem na ten list następujący:
Molto Rev. do Signore-
- Wiedząc, że Przewielebny Ksiądz pisze życiorys ks. Bosko, z radością
przesyłam i swój przyczynek. W r. 1861 słuchałem rekolekcji, które głosił klerykom
w Bergamo, ksiądz Bosko. W jednym kazaniu powiedział, co następuje: … Prosiłem
Matkę Najświetszą o kilka tysięcy dla mych chłopców w niebie, co Ona mi przyrzekła.
Jeśli wy również chcielibyście należeć do ich liczby, będę bardzo zadowolony,
pod warunkiem, że każdego dnia w ciągu swego życia odmawiać będziecie jedno
Zdrowaś Maryja, zwłaszcza w czasie Mszy św. w momencie Konsekracji”.
Nie wiem, jak inni do tego się odnieśli. Co do mnie, do dziś dnia nie
opuściłem odmawiania Zdrowaś Maryja w tej intencji. Z biegiem lat powstała we
mnie pewna wątpliwość, którą rozwiązał sam ks. Bosko. Oto, w jaki sposób. Pod
wieczór, dnia 3 stycznia 1882 mając zamiar wstąpić do nowicjatu OO. Jezuitów
w Chieri poszedłem do księdza Bosko. Przyjął mnie serdecznie, a dowiedziawszy się
z czym przychodzę, ciszył się bardzo mówiąc:
294

30.5 Page 295

▲back to top


- Doprawdy sprawiasz mi taką przyjemność, jakbyś wstępował do
Salezjanów!.
Następnie powiedziałem, co mi leżało na sercu, przypomniałem ów pakt
z Madonną z czasów rekolekcji w Bergamo. Pytałem czy jeszcze się odnosi do mnie,
bo przecież jestem obecnie poza kategorią jego wychowanków.
- Doskonale, wytrwaj nadal w tej praktyce, a zapewniam cię, że będziemy
razem w niebie!
Następnie otrzymawszy od niego błogosławieństwo i ucałowawszy rękę
pożegnałem się pełen nadziei w spełnienie się jego słów.
Lomello4-3-1891- Stefan Scaini S.I.
„9 lutego 1861 – notuje ks. Bonetti –
Ksiądz Bosko wrócił do domu. Ponieważ była sobota zawołał do siebie owych
chłopców zdobytych przez szatana. Nazajutrz powiedział, że niektórzy przyszli sami,
innych zawołał, a kilku ucieka przed nim. Spotkawszy któregoś pytał: No, jak tam
było?
Biedacy natychmiast z płaczem szli do spowiedzi.
„10 lutego – niedziela – Tego wieczoru, kiedy kilku nas znajdowało się
w pokoju księdza Bosko podczas odbywającego się przedstawienia, ja /Bonetti/
spytałem, w jaki sposób może widzieć rzeczy odległe, on odrzekł: No wiesz, może to
jest telegraf bez drutu wychodzący z mojej głowy. Dla zainstalowania komunikacji
wystarczy akt woli, a natychmiast widzę, co się tam dzieje. Na przykład, obecnie
znajduję się w pokoju; Otóż, jeśli zechcę, mogę ujrzeć chłopca pod portykami.
- Jakże to można pojąć? Pytaliśmy.
- Ach, nie rozumiecie mojej zręczności, podobnie jak gry w kostki i w tej
chwili pokazywał sztuczkę wywołującą kaskadę śmiechu.
I ogarniając nas ojcowskim spojrzeniem jakby przykuwając do siebie, rzecze:
O, jak szczęśliwi jesteście będąc jeszcze młodymi i mając czas do służenia Bogu,
możecie zyskać sobie wiele zasług na niebo. A ja już jestem stary i niezadługo pójdę
295

30.6 Page 296

▲back to top


do grobu, by stanąć może z próżnymi rękoma przed Bogiem.
Wówczas któryś zauważył: Ależ, co ksiądz mówi? Pracuje przecież dzień
i noc nie mając chwili spoczynku, więc jakże może mieć ręce próżne?
-No tak. To, co robię, to mój ścisły obowiązek: jestem kapłanem i nawet
gdybym musiał oddać życie, byłby to tylko czysty obowiązek.
- Jeśli tak, to lepiej chyba nie zostawać księdzem.
- No powoli! Kiedy ktoś usłyszy głos boży, winien usłuchać. Zresztą pociesza
mnie myśl, że Pan Bóg jest nieskończenie miłosierny i gdy staniemy przed nim
i powiemy: „Uczyniliśmy, co kazałeś”, to On wypowie do nas z pewnością te słowa:
„Nuże sługo dobry i wierny, i żeś nad małym był wierny, nad wielkim cię postawię:
wnijdź do wesela Pana twego”.
„17 lutego. Niedziela. Ks. Bosko powiedział: Tym razem diabeł zbankrutował
w naszym Oratorium, rzec można skapitulował. Jest to jednak nieprzyjaciel, który nie
chce uznać się za pokonanego: będzie na nowo napadał, tu i tam starał się coś zyskać,
dlatego trzeba, by każdy miał się na baczności. Na razie dostał od nas porządne lanie,
jakiego dawno nie miał od jakiegoś domu zakonnego. Powiadam wam, skutek owego
snu jest tak wielki, że nie czyta się nic podobnego w historii. To niesłychane! Wobec
świata wydaje się być głupstwem, lecz w obliczu Boga, zapewniam was, nie można
pragnąć niczego więcej. Oratorium jak istnieje, nie będzie miało czegoś podobnego.
Deo gratias!
Na to my prosiliśmy, by zapisał ów sen; on odpowiedział:
- Ech, nie! Nie mogę tego uczynić z dwóch powodów. Po pierwsze, nie
wypada tego pisać ze względu na mnie i na inne osoby. Po drugie, że wielu rzeczy nie
zrozumie się. Co jednak można zrobić, to spisać kwestie teologiczne pierwszych
dwóch nocy; opuszczę fakty praktyczne a podam teoretyczne. Względem tego, co było
w trzecią noc, sam nie napiszę, lecz o ile można pisać i wyjdzie to na chwałę bożą,
dam polecenie komuś innemu.
„Następnie opowiedział, co się wydarzyło tego dnia:
- Był chłopiec, który nie chciał odprawić spowiedzi generalnej mówiąc, że się
krępuje. Posłałem po niego i kazałem powiedzieć, że choć nie chce się spowiadać
296

30.7 Page 297

▲back to top


u mnie, chcę mu coś powiedzieć dla dobra jego duszy. Opierał się. Jakiemuś koledze
udało się w uprzejmy sposób go mnie przyprowadzić.
- Czego ksiądz życzy sobie ode mnie?
- Kto ty jesteś, pytam.
- N.N.
- Ach, to NN. Dobrze. Posłuchaj, ponieważ mówisz, że nie chcesz spowiadać
się u mnie, powiem ci tylko, co powinieneś wyznać; zresztą można spowiadać się, u
kogo innego. Otóż rozpocznij spowiedź od takiej to a takiej chwili: wyznaj taką a taką
to rzecz: ten i ten grzech – i powiedziałem mu wszystko.
Usłyszawszy to ów chłopiec zdumiony zawołał:
- Ach to nie! Wyspowiadam się natychmiast u księdza, nie pójdę, do kogo
innego.
- Jeśli tak – mówię – idź na razie, baw się, przyjdziesz jutro wieczór; teraz
widzisz, mam wiele do roboty, bo dziś sobota. Jutro, więc do ósmej czekam na ciebie
w moim pokoju i wszystko załatwimy.
Tak zrobił owego wieczoru i był bardzo zadowolony, tak, iż przyjemnie było
go widzieć. Fakt powyższy opowiedział ks. Bosko trzem czy czterem, a nie publicznie.
Przemawiał również na słówku: Dotąd mówiłem wam o sprawach tyczących
się przeszłości. Obecnie mam do powiedzenia coś do wszystkich odnośnie przyszłego
życia: względem nieprzyjaciół, których każdy winien się wystrzegać. Gdyby na
świecie wiedziano o pewnych sprawach tyczących się nas, nazwano by je bajkami. My
jednak z zasady uważamy, że jeśli coś obraca się na dobro dusz, to na pewno pochodzi
od Boga, a nie od szatana.
„Mogę powiedzieć rzecz znamienną, że szatanowi źle się powodzi w tym
domu, i jeśli tak nadal pójdzie, będzie zmuszony zbankrutować kompletnie”.
Notujemy fakt często powtarzający się w Oratorium. Chłopcy idąc do
spowiedzi do ks. Bokso, bądź, że niezbyt dokładnie, robili rachunek sumienia, bądź
mieli jakiś grzech, którego się wstydzili, bądź, że sumienie mieli zagmatwane, czy po
prostu by prędzej odprawić spowiedź. Uklęknąwszy, więc zamiast spowiedzi
297

30.8 Page 298

▲back to top


zaczynali: Niech ksiądz sam powie!
A Święty wypowiadał ich grzechy z zadziwiającą dokładnością. Mamy na to
setki świadectw. Czasem ks. Bosko przychodził do zakrystii zatłoczonej chłopcami
chcącymi się spowiadać. Spoglądawszy na nich mówił jednemu:
- Idź do Komunii św. Podobnie dawał znak innym.
Znał dobrze stan ich sumienia a chłopcy szli zadowoleni i przekonani, że
ksiądz Bosko czyta w ich sumieniach.
Czasem wśród klęczącej rzeczy spostrzegał jednego i dawał mu znak, by
przyszedł pierwszy do spowiedzi. Temu, kto bystro obserwował to wszystko i cieszył
się zaufaniem kolegów, było jasne, że w takich wypadkach zachodził pewien opór
powrócenia do łaski z Bogiem.
Nierzadko ksiądz Bosko przywracał chłopcom nie tylko zdrowie duszy lecz
i ciała.
„Chłopiec nazwiskiem Rebuffo – pisze Ruffino – chorował od roku poważnie,
tak, iż musiał nawet przerwać naukę. Ktoś mu doradził, by napisał do Świętego. Nie
mogąc osobiście, prosił przyjaciela o napisanie listu w jego imieniu.
„Po paru dniach ksiądz Bosko zawołał chorego do swego pokoju,
wyspowiadał go, zachęcił do ufności w pomoc Dominika Savio i udzielił
błogosławieństwa, lecz choroba nadal go nie opuszczała. I oto ks. Bosko
odwiedziwszy chorego rzecze: Jutro pójdziesz do szkoły i do jadalni razem z innymi
i będziesz odprawiał nowennę ku czci Dominika Savio.
Rzeczywiście, odtąd czuje się zupełnie zdrowy, ustały bóle głowy i żołądka.
Bonetti uzupełnia powyższe szczegóły dodając:
„Święty dziękując Bogu za szczególne łaski udzielane mu na korzyść
wychowanków, pomimo nadprzyrodzonych charyzmatów oraz cnót zyskujących mu
szacunek i cześć otoczenia, często wyrażał się: Są mi zupełnie obojętne zarówno
pochwały jak nagany; jeśli mnie chwalą, znak to, że mam być takim; jeśli ganią,
mówią czym jestem naprawdę.
„18 lutego rozpoczęła się w Oratorium katechizacja wielkopostna. 22 lutego,
298

30.9 Page 299

▲back to top


na słówku wieczornym dawał jako wiązankę polecenie rozmawiania po włosku aż do
Wielkanocy żaląc się, że nie rozmawia się naszym pięknym językiem włoskim.
„25 lutego – ks. Bosko zapowiedział, że w następnych słówkach będzie
podawał ciekawe zagadki do rozwiązania.
1. zagadka: Jaki jest najpewniejszy środek, by nie popadać w ponowne
grzechy? Stosować się do rad spowiednika.
„26 lutego – 2. zagadka: W jakim czasie Pan Bóg najchętniej udziela nam
swych łask? W czasie konsekracji i podniesienia we Mszy św. Dlatego też życzył
sobie, by w tym czasie milkły organy i śpiew na kościele, by wszyscy zachowali
skupienie.
„27 lutego – 3. zagadka: Jaki jest najlepszy, najprostszy i najłatwiejszy sposób
uczestniczenia we Mszy św.? Sposób podany przez Bł. Beonarda, to jest podzielić
Mszę na trzy części: „czerwoną”tj. rozmyślenie o Męce P. Jezusa aż do podniesienia.
„czarną”tj. uświadomić sobie własne grzechy przeszłe będące przyczyną męki Pana
Jezusa, aż do momentu Komunii św. „białą”tj. postanowić sobie więcej nie grzeszyć w
przyszłości, aż do końca Mszy św”.
W międzyczasie odbyło się przyjęcie do Towarzystwa Salezjańskiego Księdza
Józefa Rocchietti na posiedzeniu Kapituły, 27 lutego. Po dłuższym pobycie
w rodzinie na kuracji, wrócił on do Oratorium i zamieszkał na stałe przy księdzu
Bosko.
299

30.10 Page 300

▲back to top


ROZDZIAŁ LXIV
Ksiądz Bosko obiecywał każdemu z wychowanków powiedzieć o jego
przyszłym losie, kto go o to zapyta. Na ten temat można by wiele powiedzieć;
ograniczymy się do trzech wypadków, by zbyt się nie przedłużać.
Otóż klerykowi Janowi Turchi przepowiadał: Słuchaj, jeśli zostaniesz ze mną,
nie zabraknie ci niczego i nie będziesz miał żadnych kłopotów jak tylko pełnić
posłuszeństwo. Natomiast, jeśli opuścisz Oratorium, doznasz wielu przygód.
Podał mu jeszcze parę wskazówek tyczących się postępowania i urwał nie
kończąc zdania: Tobie jako obieżyświatowi wypadnie.
Już po śmierci księdza Boso, tenże nasz drogi przyjaciel ksiądz Turchi
wspominając o tej przepowiedni zapowiadał:
- Co do mych podróży, to byłem w Bologni, w Rzymie spędziłem czas jakiś
we Francji, Austrii, Bawarii, Anglii, Szkocji. Odnośnie, przykrości, to rzeczywiście po
opuszczeniu Oratorium spotkało mnie ich wiele.
Zwierzając się z tego, nie przewidywał jeszcze, co go czekało w przyszłości.
Zdobył doktorat z literatury na uniwersytecie, był przez szereg lat prywatnym
nauczycielem w domach szlacheckich, profesorem retoryki w wielu seminariach,
rektorem w kolegium. W końcu z różnych powodów zmuszony był przyjąć posadę
kapelana w kościele Consolaty. Później już poważnie chory przeniósł się do Przytułku
Opatrzności.
Ksiądz Ruffino w swej kronice z 10 lutego notuje:
„Ksiądz Bosko powiedział młodzieńcowi Franciszkowi Dalmazzo: Będziesz żył
49 lat, przywdziejesz sutannę i zostaniesz w oratorium. Po śmierci księdza Bosko
zostaniesz kanonikiem.
W parę tygodni później Święty przepowiedział o sobie samym, jak pisze
w kronice Ruffino: „Ksiądz Bosko wyraził się:
- Gdy czasy się uspokoją i Kościół odzyska wolność, pojadę do Rzymu
300

31 Pages 301-310

▲back to top


31.1 Page 301

▲back to top


z dziecięciu chłopcami, potem zaśpiewam „Nunc dimittis”.
- Czy ksiądz zostanie potem w Rzymie?
- Nie, wrócę! Powiedział to wobec kilku świadków.
To proroctwo spełniło się dokładnie, gdy udał się przy końcu życia na
konsekrację bazyliki Najświętszego Serca Pana Jezusa. Jak w swoim czasie będzie
mowa.
W r. 1887 można było istotnie mówić o spokoju i wolności Kościoła
w porównaniu do udręczeń z 1861.
Były to czasy bardzo smutne dla Kościoła. Ponad 70 biskupów zostało
pozbawionych swych stolic lub uwięzionych, wielu kapłanów wtrąconych do więzień,
64 diecezjalnych i 22 zakonników rozstrzelano. W grudniu 1860 w Umbrii
i Marchiach skasowano zakony i skonfiskowano majątki kościelne. To samo
przeprowadzono w lutym w białym królestwie neapolitańskim.
Zastosowano ustawę z 1855, na mocy której padło 721 konwentów, wydalono
12 tys. zakonników i zakonnic, skonfiskowano dobra 104 kościołów kolegiackich. Na
razie wyjęta była Sycylia z obawy przed rozruchem ludności. Co gorsza, pod datą 31
marca 1861, wyjęto spod jurysdykcji kościelnej wszystkie cmentarze.
17 marca w Turynie odbywały się istne orgie szału radości. Wiktor Emanuel II
przyjmował tytuł króla zjednoczonej Italii; zaś minister Cavour w parlamencie
ogłaszał: „Rzym winien być stolicą Italii, gdyż nie da się pojąc Italii bez niego”.
Kronika ks. Ruffino kontynuuje: „Ksiądz Bosko napisał do Piusa IX, niestety
nie mógł podać wieści pocieszających; nawet dał mu poznać, że będzie to szczególna
łaska Madonny, jeśli nie zostanie zmuszony opuścić Rzym.
„7 marca, ksiądz Bosko zawiadomił kleryka Vaschettiego w Giaveno:
W Oratorium gotuje się groźna burza. Następnie wyraził się, że trzy kolce, jakie nas
spotkają, będą „C”„M”i „R”to jest choroby, moralności i rywalizacji.
„14 marca, ksiądz Bosko z Fossano, dokąd się udał się dla rekonwalescencji,
pisał do księdza Alassonattiego:
- Sprawy w naszym domu nie idą dobrze, zwłaszcza niektórych chłopców,
301

31.2 Page 302

▲back to top


których nazwiska zaczynają się od „F”. Proszę powiedzieć panu Oreglia, księdzu Rua
i Turichi etc. że trzeba nam nieco chodzić po cierniach, ale potem spotkają nas
pachnące róże”.
W międzyczasie pisał do kanonika Rosaz, który go zapraszał z kazaniem do
Suza:
- Car. Mo Signor Canonico
- Cierpliwość będzie korzystna dla wszystkich. Na razie z powodu
niedomagań żołądka nie mogę głosić kazań, dlatego udałem się na parę dni z Turynu,
lecz to nie pomaga. Jeśli życzyłby sobie, znalazłbym kogoś innego dla uczczenia
Bożego Dzieciątka. Można też znaleźć kogoś na miejscu. Obiecuję za to na
przyszłość. Choć nie z kazaniem. Niech Bóg zachowa nas w swej łasce etc.
Fossano15-3-1861- Roku I Królestwa Włoskiego – Aff. Mo amico
Ks. Jan Bosko
Wróciwszy z Fassano – notuje Ruffino – w każdej rekreacji zajmował się
szeptaniem do ucha chłopcom, jacy są ich nieprzyjaciele. Mnie na przykład,
powiedział: Twoimi wrogami są źli doradcy. „Ksiądz Bosko”uciął głowę, jak wyrażał
się Costamagni i czterem innym, to jest zaproponował wstąpienie do Zgromadzenia.
„7 kwietnia – w Oratorium przeszedł do wieczności 11-letni chłopiec
Wawrzyniec Quaranta z Vernante”. Ks. Bosko w wigilię Bożego Narodzenia
zapowiedział, że za kilka miesięcy niektórzy z wychowanków przejdą do wieczności.
W taki sposób ziszczało się owo „C” to jest choroby przepowiedziane klerykowi
Vaschettiemu. Po paru dniach nastąpił zgon innego chłopca.
Na miesiąc kwiecień wyszedł z drukiem Paravia zeszyt Letture Catoliche:
„Przykłady budujące dla młodzieży – florilegia”. Jest to szereg opowiadań dla
uczniów szkół na tematy obyczajowe. Przykłady wyjęte z wielu znanych autorów
włoskich.
Ks. Bosko tłumaczył powody napisania tej książeczki:
„Trudno jest przywrócić zgniły owoc do pierwotnej świeżości; łatwiej
natomiast zasiać nasiona w nim się znajdujące, które w swoim czasie dadzą dorodny
302

31.3 Page 303

▲back to top


i zdrowy owoc. Znaczy to, że ma innej drogi do reformy społeczeństwa, niż przyłożyć
się do dobrego wychowania młodzieży, co rokuje odrodzenie moralne narodu”.
We wstępie czytało się: Wprawdzie naszym celem jest wydanie książek dla
prostego ludu; niemniej korzystne będzie dać do rąk różnego rodzaju czytelników serii
ciekawych opowieści, zwłaszcza dla młodzieży. Przykłady powyższe wyjęto z dzieł
klasyków włoskich, by młodzi uczyli się poprawnego władania naszym językiem, by
tym lepiej posługiwać się nim w szkole. Przyświecał nam, zatem cel podwójny: jeden
religijny a drugi literacki, by dać poznać choć w części cenniejszych autorów
i korzystać z ich doskonałych dzieł pisanych w literackim języku włoskim.
W ślad za tym „Armonia”zamieściła pochlebną wzmiankę na swych łamach
pt. „Letture Cattoliche na rok IX”.
Na miesiąc maj wychodził zeszyt zatytułowany: „Kościół katolicki, przez
mngra Segur, oraz inne opowiadania”.
W dodatku uzasadniano władzę doczesną Papieża oraz konieczność
pozostawania z nim w łączności dla osiągnięcia zbawienia.
Była w tym zawarta przestroga przed krytyką jego osoby i władzy, oraz
zachęta do modlitwy za nawrócenie jego prześladowców i gwałcicieli, których
spotkała ekskomunika za zabór własności kościelnej.
Dołączono apel do katolików: Nikomu nie jest tajemnicą, iż dąży się, o ile to
możliwe, do zniszczenia Kła katolickiego i sprotestantyzowania Włoch. Jawnie głosi
się to w różnych wydawnictwach pełnych heretyckich twierdzeń i błędów, jakby to
były prawdy ewangeliczne. Obrzuca się oszczerstwami Papieża, do starych kalumnii
dodając nowe, by go poniżyć i zlekceważyć wobec ludu. W tej iście świętej wojnie,
jaką się nam katolikom wytacza, każdy wierny jest żołnierzem. Niechaj, więc wszyscy
prawi katolicy zjednoczą się w obronie Papieża, to jest Religii katolickiej. Idąc
w zwartym szeregu z następującym programem:
1/ Odnosić się zawsze do Ojca św. za czcią i szacunkiem wewnętrznym,
odrzucając jako heretyckie, błędy odnośnie Jego jako Głowy Kościoła katolickiego.
2/ Wyrażać się o nim z najwyższym szacunkiem, ganiąc surowo każdego, kto
się ośmieli w naszej obecności źle mówić o nim, oraz zbijając wedle możliwości błędy
303

31.4 Page 304

▲back to top


i oszczerstwa nań miotane.
3/ Zwalczać wokół siebie propagowane pisma przeciwko władzy i jurysdykcji
Ojca św. niszcząc, przeciwstawiając im dobrą prasę, nawet z ofiarą pieniężną.
4/ Nie brać udziału w widowiskach teatralnych, na których się ośmiesza
religię katolicką, papieża, kardynałów, biskupów, kapłanów i zakony.
5/ Pozyskiwać nowych członków do naszego Stowarzyszenia i popierać
przedsięwzięte nowe wydawnictwa katolickie.
6/ Spieszyć z pomocą materialną Ojcu św. składając swój grosz na
świętopietrze.
7/ Modlić się codziennie za Kościół i za Papieża odmawiając Ojcze nasz,
Zdrowaś Maryja i Chwała Ojcu, z wezwaniem: „Wierzę w święty Kościół
Powszechny”.
Rodacy!
Okazujmy się wszyscy pełnowartościowymi katolikami zwłaszcza w tym
czasie, i niech naszą dewizą będzie: „Katolicy łączcie się wszyscy z Papieżem!
Począwszy od roku 1861, pewna grupa Salezjanów skrzętnie spisywała
wiadomości dotyczące ich Przełożonego, by je przekazać potomnym. W latach
poprzednich klerycy Ruffino i Bonetti prowadzili swe notatki; obecnie chcieli je
wzajemnie skonfrontować. Dzieło to przez wszystkich zostało zaaprobowane jako
pożyteczne i doniosłe dla Zgromadzenia.
Ksiądz Ruffino zanotował następujące postulaty wysunięte przez Współbraci:
„Wybite zalety ducha i niezwykłe fakty podziwiane w księdzu Bosko,
zwłaszcza skuteczność jego metody wychowawczej, natchnione projekty około
rozwoju Dzieła na przyszłość, znamionując nadprzyrodzone charyzmaty jego duszy
kapłańskiej i pozwalają wnioskować, że dostąpi On i jego Dzieło najwyższych
zaszczytów w Kościele. Z tytułu wdzięczności winniśmy się dołożyć, by nic z jego
ducha nie poszło w zapomniane. Zachowamy to w pamięci do chwili, gdy na cały
świat jak jasna pochodnia rozbłyśnie dla dobra młodzieży. Do wspomnianej komisji
weszło kilkunastu Współbraci z ks. Alassonattim i księdzem Rua na czele.
304

31.5 Page 305

▲back to top


Odbyto z kolei cztery posiedzenia, na których konfrontowano notatki odnośnie
snu ks. Bosko z 28 grudnia, pewnych wydarzeń z 3. i 10. lutego, niektórych słówek
ks. Bosko, snów z 3.4. i 5. kwietnia, oraz postanowiono zaprosić księdza Borela, by
przekazał wiadomości odnośnie pierwszego okresu Oratorium.
Na innym posiedzeniu, ks. Turchi zbieracz dawnych wspomnień podzielił się
swymi notatkami ze snu księdza Bosko o księżycach i o psie, co zostało zatwierdzone
przez obecnych”.
Na następnych posiedzeniach wysłuchano drugiej części snu z 2 maja,
z dodatkiem i poprawkami. Poczem skonfrontowano kronikę księdza Jana Turchi,
dość zwięzłą, którą wykorzystaliśmy w poprzednich tomach, z notatkami księży
Bonettiego i Ruffino. Dlatego możemy całkowicie polegać tych wiarygodnych
świadectwach. W następnych latach inni kontynuowali ich dzieło z niemniejszym
przywiązaniem do osoby księdza Bosko i prawdy historycznej.
305

31.6 Page 306

▲back to top


ROZDZIAŁ LXV
Obecnie przytoczymy ciekawy sen księdza Bosko w kolejnych nocach 3.4.5.
kwietnia 1861. Wiele znamiennych szczegółów pozwala czytelnikowi uznać wpływ
boży na wiernego sługę. Przytoczymy go zgodnie z relacją księdza Bonettiego i ks.
Ruffino.
Ks. Bosko wieczorem, 7 kwietnia, ustąpiwszy na podium tak przemówił –
Chcę wam opowiedzieć ciekawy sen, jak każdy sen nie jest to rzeczywistość. Dlatego
nie będziemy przykładać doń większej wiary niż na to zasługuje. Pierwej jednak
muszę zrobić pewne zastrzeżenie. Mówię do was szczerze, podobnie jak pragnę,
byście się wy do mnie wzajemnie odnosili. Nie mam do was sekretu. To jednak, co
wam powiem, pragnę, by pozostało między wami. Nie popełni grzechu, kto by
opowiadał to osobom spoza zakładu; lepiej jednak, by to nie wyszło poza próg
naszego domu.
Natomiast możecie rozmawiać na ten temat między sobą, śmiać się, żartować,
jak wam żywnie się podoba. Z osobami obcymi tylko takimi, którzy z tego mogą
odnieść jakąś korzyść wedle waszego uznania.
Sen dzieli się na trzy części, gdyż śniłem go w trzech kolejnych nocach. Dziś
opowiem pierwszą część, drugą i trzecią w następnych słówkach. Zastanawiające było
dla mnie, że za każdym razem sen nawiązywał do punktu z poprzedniej nocy, kiedy
się budziłem.
I – część.
Zdawało mi się, że wraz z moimi chłopcami jestem na jakiejś równinie, na
krańcach, której wznosiło się wysokie wzgórze. Gdy tak wszyscy staliśmy bez ruchu,
niespodzianie zwróciłem się do chłopców z propozycją:
- Czy nie moglibyśmy sobie urządzić przyjemnej wycieczki?
- Doskonale.
- Lecz dokąd?
Spojrzeliśmy po sobie porozumiewawczo, gdy wtem jeden, nie wiadomo, z
306

31.7 Page 307

▲back to top


jakiej przyczyny wyrwał się ze słowami:
- Może byśmy się tak wybrali do nieba?
- Tak. Tak. Chodźmy do nieba – krzyknęli inni.
- Wyśmienicie, wspanial, idziemy do nieba – odkrzyknęli drudzy.
- Doskonale. Hurra. Idziemy – wołali wszyscy zgodnym chórem.
Puściliśmy się w drogę po równinie i po jakimś czasie stanęliśmy u stóp
wzgórza. Rozpoczęła się wspinaczka. Przed sobą mieliśmy cudowny wieczór. Jak
okiem sięgnąć, całe zbocze było pokryte wszelkiego gatunku roślinami niskimi
i delikatnymi, wysokimi i silnymi. Grubość tych ostatnich nie przekraczała jednak
grubości ręki. Były tam: grusze, jabłonie, czereśnie, śliwy, winorośle itp.
Najdziwniejsze, że na jednym i tym samym drzewie widać było pączki, kwiaty w
pełnym rozwoju i cudownych kolorów: małe zieleniejące owoce, oraz owoce duże
dojrzałe; każda roślina skupiła w sobie piękność wiosny, lata i jesieni. Owoców było
tyle, że drzewa nie mogły ich udźwignąć.
Chłopcy przychodzili do mnie i pytali ciekawi o wyjaśnienie tego dziwnego
zjawiska, którego nie umieli sobie wytłumaczyć. Pamiętam, iż dla zaspokojenia ich
ciekawości, dałem następujące wyjaśnienia:
- Otóż w niebie nie jest tak, jak na naszej ziemi, gdzie zmieniają się
temperatury i pory roku. Tam nie ma zmian; temperatura jest zawsze jednostajna,
łagodna, stosowana do rozwoju każdej rośliny. Stąd skupia w sobie jednocześnie
piękno wszystkich pór roku.
Z zachwytem syciliśmy oczy tym widokiem. Miły, słodki zapach rozchodził
się dokoła. Aura była spokojna, łagodna przesycona słodyczą zapachów, które
przenikały nas wszystkich i wymowie świadczyły o wyborowych gatunkach owoców.
To też wszyscy raczyli się jabłkami, gruszkami, czereśniami, winogronami, każdy do
swego gustu. I tak z wolna wstępowaliśmy na wzgórek. Po dojściu do jego
wierzchołka myśleliśmy, że jesteśmy już w niebie, tymczasem byliśmy od niego
jeszcze bardzo daleko. Po przeciwległej stronie wielkiej równiny, pośrodku szerokiego
płaskowzgórza widniała bardzo wysoka góra, sięgająca aż po chmury. Pod górę,
wspinając się z wielkim wysiłkiem, lecz jednocześnie z wielką wesołością,
307

31.8 Page 308

▲back to top


wstępowało mnóstwo ludzi. Na szczycie stała Osobistość zachęcająca wstępujących
i dodająca im odwagi.
Widzieliśmy również innych, którzy zstępowali ze szczytu na dół i pomagali
bardziej zmęczonym przy wspinaniu się po zbyt stromej pochyłości.
Tych, którzy docierali do celu, przyjmowano z wielką uroczystością i
radością. Domyśliliśmy się od razu, że tam było niebo. Skierowaliśmy, więc swe kroki
w stronę płaszczyzny ku podróżnikom góry, aby ją zdobyć. Wielu chłopców chcąc
szybciej cel osiągnąć puściło się pędem naprzód i mocno wyprzedzili resztę
towarzystwa.
Lecz co się stało?. Na wyżynie, dostępu do góry broniło duże jezioro pełne
krwi. Na jego brzegach leżało dużo poobcinanych rąk, stóp, ramion, nóg, rozpłatanych
głów, poćwiartowanych ciał. Wyglądało, jakby w tym miejscu stoczono krwawą
bitwę. Straszny to był widok.
Biegnący naprzód chłopcy zatrzymywali się pełni grozy. Byłem jeszcze
daleko i niczego się nie domyślałem. Widząc jednak, że dawali znak przerażenia i nie
posuwali się naprzód, zawołałem:
- Co ma znaczyć ten wasz przestrach?. Co się stało. Idźcie dalej!.
- Tak? … Idźcie. Niech ksiądz przyjdzie zobaczyć odpowiadali.
Przyśpieszyłem kroku i zobaczyłem. Wszyscy idący ze mną chłopcy przed
chwilą tak weseli, zamilkli struchlali. Jezioro było nie do przebycia. Na przeciwległym
brzegu widniał wielkimi literami napis:
PER SANGUINEM” – przez krew
- Co to jest?. Co ma znaczyć to widowisko? Pytali się chłopcy wzajemnie.
Zwróciłem się z pytaniem do jakiegoś Nieznajomego – nie pamiętam już, kto
to był – a ten mi odpowiedział: Oto tutaj krew przelana przez tych, a jest ich bardzo
wielu, co dotarli już do szczytu i weszli do nieba.
- Jest to krew Męczenników. Jest tu również Krew Jezusa Chrystusa, którą
zostały obmyte ciała zabitych na świadectwo wiary. Nikt nie może wejść do nieba,
zanim wpierw nie przejdzie przez tę krew i nie zostanie nią zroszony. Ta krew broni
308

31.9 Page 309

▲back to top


Świętej Góry będącej obrazem Kościoła katolickiego. Ktokolwiek chciałby
zaatakować tę Górę, zginie w straszliwy sposób. Właśnie owe ręce i nogi odcięte, owe
rozpłatane czaszki, członki pokrajane i rozrzucone po brzegach – to nieszczęsne
szczątki nieprzyjaciół, którzy chcieli obalić Kościół. Wszyscy zostali roztrzaskani na
kawałki i wszyscy zginęli w tym jeziorze.
Nieznajomy przemawiając do mnie wymienił wielu Męczenników, między
nimi również żołnierzy poległych na placu boju w obronie doczesnej władzy Papieża.
Wskazując na prawo, w głębi, na wschodzie, niezmierzoną dolinę, co najmniej cztery
lub pięć razy większą od jeziora dodał:
- Widzicie tę dolinę?. Tam zostanie zebrana krew tych, którzy tędy będą
musieli wstępować pod górę: krew sprawiedliwych, co umrą za wiarę w przyszłości.
Dodawałem odwagi przerażonym chłopcom mówiąc, że jeśli umrzemy jako
męczennicy, krew nasza będzie złożona w owej dolinie, ale za to nasze członki nie
zostaną porozrzucane razem z tymi, co tu oglądamy.
Ruszyliśmy pośpiesznie w dalszą podróż posuwając się wzdłuż brzegu, mając
po lewej stronie wzgórze, od którego przybyliśmy, po prawej zaś jezioro i górę. Na
końcu jeziora rozciągał się teren porośnięty różnymi drzewami. Zapuściliśmy się
między nie, by zobaczyć, czy od tej strony nie będzie można przybliżyć się do stóp
góry. Lecz wnet ukazała się druga przeszkoda, drugie wielkie jezioro pełne wody, a
w niej także pływające obcięte i pokrajane członki. Na brzegu widniał ogromnymi
literami napis: „PER AQUAM – przez wodę”
Zaczęliśmy ponownie pytać: Co to jest? Kto nam wyjaśni to nowe tajemnicze
zjawisko?
- W tym jeziorze. Odrzekł nieznajomy – znajduje się woda z boku Jezusa
Chrystusa, która jakkolwiek wypłynęła w małej ilości, wzrosła do tych rozmiarów,
wzrasta i będzie ustawicznie wzrastać coraz więcej. Jest to woda Chrztu świętego,
w której obmyli się i oczyścili ci, co już dotarli do szczytu, i w której muszą być
obmyci, co w przyszłości mają wstępować na górę. Do nieba idzie się albo drogą
niewinności, albo drogą pokuty. Nikt nie może być zbawiony, nie wykąpawszy się
pierwej w tej wodzie. Następnie nawiązując do rzezi nad jeziorem ciągnął:
309

31.10 Page 310

▲back to top


- Te martwe członki należą do obecnych prześladowców Kościoła.
Równocześnie ujrzeliśmy tłum ludzi, między nimi niektórych naszych
chłopców, którzy kroczyli po wodzie z niezwykłą szybkością i tak lekko, że ledwie
końcami stóp dotykali jej powierzchni i suchą nogą przeprawiali się na drugi brzeg.
Na ten dziw zdumieliśmy się, lecz wnet dano nam wyjaśnienie:
- Są to sprawiedliwi. Ponieważ dusze Świętych, zaledwie się wyzwoli z
więzienia ciała, jak również samo ciało uwielbione, nie tylko lekko i żwawo stąpa po
wodzie, ale wprost unosi się w przestworzach.
Wszyscy chłopcy mieli wielką ochotę biec po tafli jeziora za przykładem tych,
którzy po nim chodzili. Rzucali, więc na mnie pytające spojrzenia, lecz nikt nie
ośmielił się pójść pierwszy. Ja zaś odrzekłem:
- Co do mnie, nie mam odwagi. Byłoby zarozumiałością uważać się za tak
sprawiedliwego, by móc bez zatonięcia przejść po powierzchni tych wód.
Wówczas wszyscy krzyknęli:, Jeżeli ksiądz nie ma odwagi, to tym mniej my!
Ruszyliśmy, więc naprzód brzegiem, stale okrążając górę i dotarliśmy do
trzeciego jeziora, rozległego jak pierwsze, pełnego ognia. Wewnątrz zaś również
leżały roztrzaskane i pocięte członki ludzkie. Na przeciwnym brzegu widać było
wypisane słowa: „PER IGNEM – przez ogień”. Gdy tak staliśmy przypatrując się
płomienistej powierzchni, nasz Nieznajomy objaśnił:
- Jest to ogień miłości bożej i świętych. Przez płomienie miłości i pragnienie
muszą przejść ci, co nie przeszli przez krew i wodę. Jest to również ogień, którym
prześladowcy męczyli i strawili tylu męczenników. Wielu musiało przejść przez tę
drogę, by dostać się na górę. Płomienie te posłużą do strawienia ich nieprzyjaciół. Po
raz trzeci widzieliśmy nieprzyjaciół Boga, startych na placu własnej klęski.
Ruszyliśmy bezpiecznie naprzód. Po trzecim jeziorze spotkaliśmy czwarte,
podobne do olbrzymiego amfiteatru, przedstawiające jeszcze straszliwszy widok. Było
tam pełno dzikich zwierząt, wilków, niedźwiedzi, tygrysów, lwów, panter, węży,
psów, kotów i wielu innych potworów z rozwartymi paszczami i gotowych pożreć
każdego, kto by się przybliżył. Widzieliśmy ludzi stąpających po ich łbach. Pewna
część chłopców poszła za ich przykładem i bez obawy kroczyła po strasznych
310

32 Pages 311-320

▲back to top


32.1 Page 311

▲back to top


potworach, nie doznając najmniejszego uszczerbku. Chciałem ich przywołać krzycząc
z całej siły:
- Na miłość boską. Wstrzymajcie się. Nie idźcie dalej. Nie widzicie, że
zwierzęta czyhają tylko, by was rozszarpać i pożreć?
Nie słyszeli jednak mojego głosu i nadal przechadzali się po łbach i kłach tych
zwierząt, jakby po najbezpieczniejszym podłożu. Wówczas nasz Nieznajomy począł
objaśniać:
- Zwierzęta to są szatani, niebezpieczeństwa i zasadzki świata; co chodzą po
nich bezkarnie, to dusze sprawiedliwe, niewinne.
- Czy nie wiesz, co napisano?: „Super espidem et basiliscum ambilabunt et
conculcabunt leonem et draconem – po wężu i bazyliszku stąpać będą i podepcą lwa i
smoka”. Ich to miał na myśli prorok Dawid. W Ewangelii zaś czytamy: Oto dałem
wam władzę deptania po wężach i niedźwiedziach i po wszelkiej mocy
nieprzyjacielskiej, i nic wam szkodzić nie będzie”.
Zapytaliśmy, więc, jakim sposobem przedostaniemy się na drugą stronę, i czy
musimy przejść po tych łbach straszliwych?
- Tak. Tak- odpowiedział ktoś. Niech ksiądz idzie. Chodźmy
- O, ja nie mam ochoty – odrzekłem. Zuchwalstwem byłoby uważać się za tak
sprawiedliwego, by móc stąpać po łbach dzikich potworów. Idźcie, jeśli chcecie. Ja nie
mam chęci.
Na to chłopcy: Jeszcze, co? Jeżeli ksiądz się nie czuje, to cóż dopiero my?
Oddaliwszy się od jeziora dzikich zwierząt, zobaczyliśmy rozległą przestrzeń
zapełnioną mnóstwem ludzi. Wszyscy oni byli, czy wydawali się być: bez nosa, bez
uszu, to z odciętą głową; temu brakowało ramienia, tamtemu nogi, ten był bez rąk, ów
bez stóp; jednemu brakowało języka, innemu oczu. Chłopcy ze zdziwieniem
przypatrywali się temu tłumowi kalek. Nieznajomy zaś objaśniał:
- Są to przyjaciele boży, którzy dla zbawienia swego umartwiali zmysły: oczy,
uszy, język, pełniąc wiele dobrych uczynków. Utracili swe członki wskutek ostrych
pokut lub pracy dla miłości Boga i bliźniego. Ci, co mają głowę odciętą, poświęcili się
w sposób szczególniejszy Panu Bogu.
311

32.2 Page 312

▲back to top


Gdy tak staliśmy podziwiając owo widowisko, zobaczyliśmy ludzi, z których
znaczna część przebywszy jezioro, już wspinała się do góry. Na szczycie pojawili się
inni, którzy podawali ręce wstępującym, dodając odwagi, potem zaś klaskali w dłonie
i wykrzykiwali:. Świetnie. Doskonale!. Pod wpływem oklasków i okrzyków,
zbudziłem się i spostrzegłem, że jestem w łóżku. Oto pierwsza część snu, czyli noc
pierwsza.
II – część.
Droga postępowania.
Wieczorem 8 kwietnia, stanął ksiądz Bokso przed chłopcami, żądnymi
dalszego opowiadania. Uśmiechnął się, rzucił wzrokiem dookoła i po krótkiej przerwie
tak ciągnął:
- Zapamiętajcie sobie, że w głębi doliny, w pobliżu pierwszego jeziora
znajdowało się inne jezioro, które należało jeszcze wypełnić krwią. Otóż po tych
strasznych scenach poprzednio opisanych, po okrążeniu szerokiego płaskowyżu,
znaleźliśmy wreszcie wolne przejście i skierowaliśmy się wzdłuż doliny, kończącej się
rozległym placem. Był szeroki i przestronny u wejścia, lecz ścieśniał się w wąską
ścieżkę między dwiema skałami, przez które zaledwie jeden człowiek mógł się
przecisnąć. Plac był pełen ludzi zadowolonych i wesołych. Wszyscy zmierzali
w stronę ciasnego przesmyku prowadzącego pod górę. Pytaliśmy się jeden drugiego:
Czyżby tędy była droga do nieba? Równocześnie ci, co się znajdowali na tym polu,
jeden po drugim wchodzili na ścieżkę, i by się posuwać naprzód, musieli dobrze
upinać szaty i członki, kurczyć się, wyzbywać tobołków i wszelkich innych
przedmiotów.
To wystarczyło, by mnie upewnić, że mamy przed sobą ścieżkę do nieba.
Przyszło mi na myśl, że aby iść do nieba, należy się wyzbyć nie tylko grzechu, ale
porzucić wszelką myśl, wszelkie przywiązanie światowe, według słów Apostoła:
„Nic skażonego tam nie wnijdzie”. Staliśmy czas jakiś przypatrując się tym tłumom.
I tu popełniłem jeden wielki błąd. Zamiast próbować przejść przez przesmyk,
312

32.3 Page 313

▲back to top


zachciało mi się zawrócić, by zobaczyć, co się dzieje poza placem. Ujrzeliśmy
mnóstwo ludzi, między nimi wielu naszych chłopców, zaprzątniętych do pary
z różnego rodzaju zwierzętami.
Jedni byli w uprzęży z wołami. Rozważałem:, co to ma znaczyć, i wówczas
przyszło mi na myśli, że wół jest symbolem lenistwa i domyśliłem się, że byli to
chłopcy leniwi. Znałem ich, widziałem ich zupełnie takimi, jakimi byli: ociężałych,
niedbałych w wypełnianiu obowiązków, i powtarzałem sobie: tak, dobrze, dobrze ci
tak. Nie chcesz nigdy nic robić, dlatego w sam raz do twarzy ci z tym bydlęciem.
Widziałem innych zaprzęgniętych z osłami. Byli to uparci, którzy tak
skojarzeni dźwigali ciężary i paśli się razem z osłami. Byli to ci, co nie chcieli słuchać
rad, ani rozkazów przełożonych. Zobaczyłem też innych związanych z mułami czy
końmi. Przyszło mi na myśl, co mówi Pan: „Stał się jako koń i muł, którym brak
rozumu”. Byli to ci, którzy nigdy nie chcą myśleć o sprawach duszy: nieszczęśliwi
bezrozumni.
Widziałem też innych pasących się z wieprzami: żerowali w nieczystościach
i w ziemi na wzór brudnych zwierząt i za ich przykładem tarzali się w błocie. To ci, co
karmią się jedynie rzeczami ziemskimi, żyją w brzydkich nałogach, przebywają z dala
od Ojca Niebieskiego.
Co za smutny widok. Również tutaj przyszły mi na myśl słowa Ewangelii
o synu marnotrawnym, który doszedł do tak nędznego stanu „żyjąc rozpustnie”.
Wreszcie zobaczyłem bardzo dużo ludzi i chłopców z kotami, psami, kogutami,
królikami itp. to znaczy złodziejów, gorszycieli, samochwalców, tchórzących przed
ludzkim względem i tak dalej.
Z tych przeróżnych obrazów poznaliśmy, że doliną jest świat. Przypatrzyłem
się dobrze każdemu z owych chłopców. Postąpiliśmy jeszcze nieco naprzód w inną,
również bardzo rozległą część tej niezmiernej równiny. Teren nachylał się tak
nieznacznie, że niepostrzeżenie schodziło się coraz niżej. W pewnej odległości
dostrzegliśmy, jakby przybierał wygląd ogrodu. Mówimy, więc między sobą:
- Chodźmy zobaczyć, co to jest.
- Chodźmy!
313

32.4 Page 314

▲back to top


Natrafiliśmy na śliczne purpurowe róże.
- Co za piękne róże. Jakie śliczne róże – wołali chłopcy i pobiegli je zerwać.
Lecz co się stało, ledwie je tam zerwali, spostrzegli, że wydają wstrętny odór. Tak
pociągające i czerwone z zewnątrz, wewnątrz były zgniłe. Chłopcy byli rozczarowani.
Widzieliśmy również świeżutkie z pozoru fiołki i wydawało się, że powinny
rozkosznie pachnąć, lecz zaledwie zerwaliśmy kilka, by złożyć bukiecik,
zauważyliśmy, że były również zepsute od spodu i cuchnące.
Postępowaliśmy stale naprzód i znaleźliśmy się wreszcie pośród drzew
obciążonych takim mnóstwem owoców, iż przyjemnie było spojrzeć. Szczególnie sady
jabłoniowe wyglądały bardzo ponętnie. Jeden z chłopców podskoczył i zerwał z gałęzi
wielką gruszkę, od której nie było chyba piękniejszej i bardziej dojrzałej; ale zaledwie
zapuścił w nią zęby, odrzucił ją daleko ze wstrętem. Była pełna ziemi i pisaku, o
smaku pobudzającym do wymiotów.
- Co to ma znaczyć? Pytamy.
Jeden z naszych chłopców, którego nazwisko doskonale pamiętam,
odpowiedział:
- Więc to ma być piękno i dobro, jakie nam świat ofiaruje? Wszystko tylko
pozór i niesmak.
Zaczęliśmy się zastanawiać, dokąd może prowadzić ten gościniec, kiedy
zauważyliśmy wreszcie, że schodzi dość znacznie w dół. Wówczas ktoś zwrócił
uwagę:
- Droga się obniża, prowadzi w przepaść. Obraliśmy mylny kierunek.
- To nic, chodźmy zobaczyć, co dalej będzie – odrzekłem.
Koło nas przechodziły nieprzeliczone rzesze, pędząc bezmyślnie naprzód po
owym szerokim gościńcu. Jechali powozami, konno, szli pieszo. Skakali, hasali,
śpiewając i tańcząc przy dźwiękach muzyki; wiele zaś maszerowało w takt bębnów.
Była to uroczystość i wesele nie do opisania.
- Przystańmy chwilkę – powiadam – przypatrzmy się nieco, zanim zmieszamy
się z tłumem.
314

32.5 Page 315

▲back to top


W tej chwili jeden z chłopców zauważył, że wśród podróżnych kręcą się
podejrzane osobniki, które niejako przewodniczą poszczególnym grupom. Byli
przystojni z wyglądu, dobrze ubrani, wykwintni w ruchach, lecz spod kapeluszy
wyglądały im rogi. Zatem owa wielka równina była wyobrażeniem zepsutego świata
i jego przewrotności: „Droga wydająca się człowiekowi prawą, lecz ostatecznie jej
rzeczy prowadzą do śmierci”. (Przyp. 16,25).
Nagle nasz Nieznajomy przemówił: Oto jak ludzie prawie niepostrzeżenie
zdążają do piekła.
Po tych słowach zawołałem natychmiast na wyprzedzających mnie chłopców,
którzy biegiem zawrócili krzycząc:
- Nie chcemy iść w dół tą drogą. I nie przestając uciekać z obranej drogi,
zostawili mnie samego.
- Tak, macie słuszność – odrzekłem, gdym ich dogonił. Uciekajmy stąd
czemprędzej, gdyż inaczej ani się spostrzeżemy, jak będziemy w piekle.
Pragnęliśmy powrócić na plac, z którego wyszliśmy, i skierować się na
ścieżkę prowadzącą pod górę, do nieba, lecz jakże było nasze rozczarowanie, gdy po
długiej wędrówce nie natrafiliśmy już więcej na dolinę wiodącą do nieba. Ale tylko na
jakąś łąkę. Błąkając się to w jedną to w drugą stronę, nie możemy się zorientować.
Jedni lamentowali, żeśmy zgubili drogę. Inni krzyczeli, że nie, nie zbłądziliśmy, droga
jest tutaj.
W czasie tej sprzeczki chłopców obstawających każdy przy swoim zdaniu –
obudziłem się.
Oto druga część snu, jaki miałem następnej nocy. Zanim się rozejdziecie,
posłuchajcie jeszcze jednej rzeczy. Nie chcę, żebyście przykładali wagę do mojego
opowiadania, lecz zapamiętajcie sobie, że uciechy prowadzące na zatracenie, są tylko
uciechami pozornymi, mają tylko zewnętrzną szatę piękną. Miejcie się również na
baczności przed tymi występkami, które nas czynią podobnymi do zwierząt i stawiają
na równi z nimi, przed grzechami nieczystymi. O, jak niegodnym jest stworzenie
rozumnego być porównania do wołów lub osłów. A jeszcze bardziej niegodnym jest
istoty stworzonej na obraz i podobieństwo boże, naznaczonej dziedzictwem nieba –
315

32.6 Page 316

▲back to top


tarzać się w błocie, jak wieprze, popełniając grzechy, które Pismo św. piętnuje
słowami: „luxuriose vivendo – żyjąc rozpustnie”.
Przedstawiłem wam tylko główne okoliczności snu i to pokrótce, ponieważ na
opowiedzenie wszystkiego, tak jak widziałem, potrzeba by zbyt wiele czasu. Również
wczoraj wieczorem podałem tylko mały skrót tego, co widziałem. Trzecią część snu
opowiem na przyszły raz.
III – część.
Wolałbym nie opowiadać moich snów. Nawet wczoraj po rozpoczęciu,
żałowałem, że dałem wam obietnicę. Muszę jednak mówić dalej:, jeśli zamilczę, jeśli
zachowałem dla siebie tajemnicę, wówczas bardzo cierpię; gdy zaś opowiadam
doznaję wielkiej ulgi; zatem ciągnę dalej.
Zaznaczam jednak, że poprzednich wieczorów musiałem wiele rzeczy
pominąć, o których nie wypadło mówić, oraz opuścić inne, które łatwo zobaczyć
oczyma, ale trudno opisać słowami.
Zważcie, więc, że oglądając wszystkie wspomniane sceny, różne miejsca,
podglądając drogi, jakimi idzie się do piekła, za wszelką cenę chcieliśmy dostać się do
nieba, lecz krążąc tu i tam zbaczaliśmy stale od celu wędrówki wskutek
nastręczających się coraz to nowych widoków. Wreszcie odnaleźliśmy właściwą
drogę, dostaliśmy się ponownie na plac, z którego zgromadzone tłumy starały się
dotrzeć z góry. Plac wydawał się bardzo duży, lecz kończy się, jak wspomniałem,
ciasną ścieżką między dwiema wzniosłymi skałami. Kto przedostał się przez przesmyk
i stanął po drugiej stronie, musiał z kolei przejść długi most, wąski i bez poręczy, pod
którym zapadała się bezdenna, groźna otchłań.
- Ot, nareszcie ścieżka prowadząca do nieba. Tam, tam chodźmy!
Ruszyliśmy w tym kierunku. Niektórzy chłopcy natychmiast puścili się
biegiem zostawiając w tyle towarzystwo. Chciałem, by na mnie zaczekali, lecz im
strzeliło do głowy by być pierwej od nas. Przybywszy do owego wąskiego przejścia
stanęli przerażeni. Dodawałem im odwagi:
316

32.7 Page 317

▲back to top


- No. Naprzód! Czemu stoicie?
- Tak? Odrzekli. Niech ksiądz przyjdzie spróbować. Gorąco się robi na samą
myśl, że trzeba przejść przez ten przesmyk tak ciasny, a potem przez taką wąską
kładkę. Jeśli zmylimy, choć jeden krok, wpadniemy w przepastną głębinę wodną i nikt
nas więcej nie zobaczy.
Wreszcie ktoś odważył się pierwszy, drugi poszedł za nim jego śladem i tak
wszyscy kolejno przedostawaliśmy się na przeciwną stronę i stanęliśmy u podnóża
góry. Chcąc wspiąć się na nią znowu nie mogliśmy znaleźć ścieżki. Okrążaliśmy
uważnie jej zbocza, ale wszędzie nastręczały się tysięczne trudności. Tu leżały
olbrzymie głazy w bezładnych stosach, tam wznosiła się wysoka, nie do
przezwyciężenia skała, ówdzie ciągnęła się przepaść, gdzie indziej kolczaste krzaki
zagradzały drogę. A wszędzie bardzo stromo. Staliśmy w obliczu olbrzymich
trudności. Jednakowoż nie tracąc otuchy, wspinamy się z całym zapałem. Po
godzinnym mozolnym wdrapywaniu się, pomagając sobie rękami i nogami, a nieraz
wciągając jeden drugiego, doszliśmy do miejsca, gdzie przeszkody były mniejsze
i zaczynały się wygodne ścieżki.
Tak dotarliśmy do miejsca, gdzie na zboczu było mnóstwo osób cierpiących
w sposób tak straszny i dziwny, że zdjęła nas groza i litość.
Nie chcę wam opowiadać tego, co widziałem, ponieważ by to was przeraziło.
Zatem ciągnę dalej.
Otóż widzieliśmy potem innych ludzi wspinających się po zboczach góry.
Ktokolwiek z nich dotarł do szczytu, tego oczekujących przyjmowali z wielką
uroczystością i przeciągłymi oklaskami. Jednocześnie posłyszeliśmy prawdziwie
niebiańską muzykę, przesłodkie śpiewy, przeplatane najcudowniejszymi hymnami. To
nas zachęciło jeszcze więcej do postępowania naszą ścieżką. Idąc zastanawiałem się
i dzieliłem z chłopcami moimi myślami: Czy my, którzy pragniemy iść do nieba,
jesteśmy już umarłymi?. Słyszałem zawsze i wiem, że trzeba pierwej przejść przez
sąd. Czyżbyśmy już byli osądzeni?
- Nie – odpowiedziano mi. Jesteśmy jeszcze żywi. Sądu nie było. I śmialiśmy
się.
317

32.8 Page 318

▲back to top


- Jakkolwiek jest – podjąłem – żywi czy umarli, idźmy naprzód, aby się
przekonać, co tam jest na górze, a potem jakoś tam będzie. I przyśpieszyliśmy kroku.
Tak postępując doszliśmy w końcu prawie że do szczytu góry. Ci, co
stali na szczycie, byli już gotowi, by nas przyjąć i przywitać, gdy wtem odwróciłem
się, aby zobaczyć, czy wszyscy chłopcy są ze mną; oto ku wielkiej mojej boleści,
stwierdziłem, że jestem prawie sam. Spośród wszystkich moich małych towarzyszy,
zostało mi tylko trzech czy czterech.
- A inni? Zapytałem niemało zgniewany, wstrzymując krok.
- O. Odrzekli ci, co byli przy mnie – widocznie zatrzymali się tam po drodze.
Chyba nadejdą.
Spojrzałem w dół i zobaczyłem ich rozproszonych po górze w poszukiwaniu
ślimaków między kamieniami, kwiatów bez woni, dzikich owoców, w pogoni za
motylami, świerszczami, lub po prostu siedzących na kępach sitowia, w cieniu drzew
itp. Począłem krzyczeć, ile sił w gardle, machać rękami, wołałem ich po imieniu, aby
się pośpieszyli, gdyż nie był to czas na odpoczynek. Nadeszło jeszcze kilku, tak, iż
około ośmiu zebrało się przy mnie. Inni nie zwarzali na moje wołanie i nie myśleli iść
w górę, zajęci swymi błahostkami. Za nic w świecie nie chciałem iść do nieba z tak
małą grupką chłopców, dlatego postanowiwszy zejść i przymusić opornych, rzekłem
tym, którzy mnie otaczali:
- Zawrócę i zejdę w dół, by ich pozbierać. Wy zaczekajcie tutaj.
Tak też zrobiłem. Kogo tylko spotkałem, popychałem ku górze, Temu
zwracałem jakąś uwagę, tamtemu dawałem upomnienia, innego ostro zbeształem. Nie
poskąpiłem też rąk i pięści.
- Idziesz w górę? Na miłość boską nie zatrzymujcie się przy takich
drobnostkach.
Tak schodząc w dół upomniałem już prawie wszystkich i znalazłem się przy
owej spadzistości, którą z takim trudem pokonaliśmy. Tu właśnie powstrzymałem
jeszcze kilku, którzy zmęczeni trudami wspinali się i przerażeni wysokością, schodzili
ku dołowi. Następnie podjąłem na nowo trud wspinaczki, by powrócić do reszty
chłopców, lecz cóż?. Potknąłem się o jakiś kamień i … przebudziłem się.
318

32.9 Page 319

▲back to top


Opowiedziałem wam sen, lecz pragnę od was dwu rzeczy: po pierwsze,
powtarzam, abyście go nie opowiadali poza domem żadnej postronnej osobie. Gdyby
bowiem ktoś obcy posłyszał, wyśmiano by nas. Ja wam opowiadam te rzeczy dla
rozrywki, wy również opowiadajcie je sobie wzajemnie, ile chcecie, lecz pragnę,
byście przywiązywali do snu tylko tyle wagi, na ile zasługuje. Po drugie chce wam
powiedzieć, żeby nikt nie przychodził pytać, czy znajdował się razem z innymi, czy
też nie, kto tam był, co porabiał, czy należał do małej grupy, czy też do reszty
gromady, jakie miejsce zajmował itp. rozpoczęłaby się, bowiem na nowo historia
tegorocznej zimy. To mogłoby dla niejednego być bardziej szkodliwe niż pożyteczne,
a ja nie chcę niepokoić sumień.
Zaznaczę tylko, że gdyby to nie bł sen, ale rzeczywistość, gdybyśmy musieli
wówczas umrzeć i wyruszyć w drogę na sąd, to spośród tylu chłopców, ilu nas jest,
doszłoby zaledwie paru. Z siedmiuset, czy ośmiuset chłopców, znalazłoby się
zaledwie trzech czy czterech tych szczęśliwych. Aby was jednak nie przestraszyć,
musimy się dobrze porozumieć. Wyjaśniam to ostatnie zbyt śmiałe twierdzenie:
powiadam, że nie znalazłoby się więcej niż trzech lub czterech, którzy od razu
dostaliby się do nieba, bez postoju jakiś czas w płomieniach czyśćcowych. Kilku
pozostałoby w czyśćcu przez minutę; inni przez cały dzień, a jeszcze inni przez wiele
dni i tygodni, lecz prawie wszyscy musieliby się tam dostać. Chcecie wiedzieć, jak
uniknąć czyśćca? Starajcie się zdobyć jak najwięcej odpustów. Jeśli z należytym
usposobieniem dopełnicie praktyki, do których są przywiązane odpusty, jeśli
uzyskacie odpust zupełny, to po śmierci dostaniecie się wprost do nieba.
/Na podstawie Memorie Biografiche wg księdza Lemoyne: /
Ksiądz Bosko nie dał o tym śnie żadnego wyjaśnienia osobistego
i praktycznego dla poszczególnych wychowanków i bardzo mało wypowiedział się
o znaczeniu oglądanych obrazów. Nie było to łatwe. Chodziło o pojęcie przedstawione
w różnorodnych scenach, które raz następowały jedne po drugich, to znowu pojawiały
się równocześnie, przedstawiając Oratorium w stanie teraźniejszym i przyszłym,
chłopców przebywających obecnie w zakładzie i późniejszych, wraz z ich profilem
319

32.10 Page 320

▲back to top


moralnym i przyszłymi losami. Pobożne Towarzystwo Salezjańskie w rozwoju,
w chwilach krytycznych i pomyślnych, Kościół katolicki wśród prześladowań,
nieprzyjaciół i triumfów, których mu nigdy nie zabraknie, i w ogóle wiele innych
wypadków ogólnych i szczególnych.
Przy takim zakresie, powikłaniach i niejasnościach obrazów, ksiądz Bosko nie
mógł, nie umiał wytłumaczyć w zupełności wszystkiego, co tak żywo przedstawiało
się jego wyobraźni. Wiele też rzeczy wypadało lub należało zamilczeć, względnie
wyjawić jedynie osobom roztropnym, dla których podobne odsłonięcie tajemnicy
mogłoby być pokrzepieniem lub napomnieniem.
Wykładając młodzieży różne sny wybierał tylko te, co przedstawiały większą
korzyść, ponieważ taki był zamiar Istoty, dającej mu owe tajemnicze objawienia. Od
czasu do czasu jednak wspominał ogólne i pobieżne o innych faktach, lub wyrażał
jakieś pojęcie niezwiązane z poprzednim opowiadaniem, skąd można było wnosić, że
o wiele więcej rzeczy zamilczał, niż opowiadał.
Tak na przykład, postąpił opisując tę wspaniałą wycieczkę do nieba.
Postaramy się objaśnić ją pokrótce, czy to na podstawie słów księdza Bosko, czy też
naszych własnych rozważań, których ocenę pozostawiamy czytelnikowi.
1. Wzgórze, które spotkał na początku wędrówki zdaje się przedstawia
Oratorium. Śmieje się ono okazałą bujnością, młodej roślinności, brak na nim drzew
długoletnich, grubych i wysokich. W każdej porze zbiera się tam kwiaty i owoce, jak
właśnie jest i być powinno w Oratorium. Opiera się ono, jak w ogóle całe dzieło
księdza Bosko, na dobroczynności, o której księga Eklezjastyka w rozdz. 40. powiada,
ze jest ogrodem błogosławionym dla Boga, wydającym owoce drogocenne, owoce
nieśmiertelne, podobnie jak w raju ziemskim, gdzie między innymi drzewami
znajdowało się drzewo życia.
2. Podróżnym wstępującym na górę jest zapewne ów człowiek szczęśliwy,
opisany w psalmie 83, którego cała moc spoczywa w Panu. On to na tej ziemi, łez
dolinie „ascensiones in corde suo dissposuit”, postanowił iść ustawicznie
w górę ku mieszkaniu Najwyższego, to jest ku niebu, a razem z nim tylu innych.
Prawodawca zaś Jezus Chrystus będzie mu błogosławił, napełni go łaskami
niebieskimi i postępować będzie z cnoty w cnotę, aż dojdzie do oglądania Boga na
320

33 Pages 321-330

▲back to top


33.1 Page 321

▲back to top


błogosławionej górze Syjonu, gdzie będzie wiecznie szczęśliwy.
3. Jeziora znajdą się być skrótem historii Kościoła: niezliczone mnóstwo
członków roztrzaskanych na brzegach należy do prześladowców, niewiernych, do
heretyków, schizmatyków i złych zbuntowanych chrześcijan. Z pewnych słów snu
można się domyślać, że ksiądz Bosko widział wypadki obecne i przyszłe.
- Paru jednostkom, i to tylko prywatnie głosi kronika, ksiądz Bosko, opisując
ową pustą dolinę, po drugiej stronie jeziora krwi, zaznaczył: … ta dolina ma się
zapełnić krwią, szczególnie kapłanów i może to nastąpić nawet bardzo rychło”.
W tych dniach – ciągnie dalej kronika – udał się ksiądz Bosko z wizytą do
kardynała De Angelis. Kardynał tak go zagadał:
- Proszę mi powiedzieć coś dla rozweselenia.
- Opowiem jego Ekscelencji sen.
- Doskonale, posłuchamy.
Ksiądz Bosko zaczął opowiadać co wyżej opisaliśmy, ale z drobniejszymi
szczegółami i wyjaśnieniami. Kiedy doszedł do jeziora krwi, kardynał przybrał wyraz
poważny i zasmucony. Wówczas ksiądz Bosko przerwał opowiadanie słowami:
- Tylko dotąd.
- Proszę ciągnąć dalej – rzecze kardynał.
- Tylko tyle i wystarczy – zakończył Święty i począł rozprawiać o rzeczach
wesołych.
4. Scena przedstawiająca ciasne przejście między dwiema skałami, kładka
z drzewa (która oznacza Krzyż Jezusa Chrystusa), pewność przejścia przez nią przy
pomocy wiary, niebezpieczeństwo stoczenia się w przepaść, jeśli komu brak
prawdziwego celu, wszelkiego rodzaju przeszkody w dotarciu do miejsca, gdzie
ścieżka była wygodniejsza, wszystko to, jeśli się mylimy, oznacza powołanie zakonne.
Stojący na placu byli to chłopcy wezwani do służby Bogu w naszym Zgromadzeniu.
Istotnie, godny uwagi jest szczegół, że rzesze oczekujące wejścia na ścieżkę
prowadzącą do nieba były zadowolone, szczęśliwe i zajęte rozrywkami. Oznacza to, że
przeważnej mierze były one złożone z osób dorosłych. Dodamy, że przy wstępowaniu
321

33.2 Page 322

▲back to top


pod górę część się zatrzymała, część zaś zawróciła. Czy to nie oznacza oziębłości
w stosunku do powołania?
5. Na jednym zboczu góry, zaraz po przezwyciężeniu przeszkód, które się
piętrzyły u jej stóp, ksiądz Bosko widział cierpiących ludzi.
Niektórzy zapytywali go prywatnie – pisze ks. Bonetti – a on
odpowiedział, że to miejsce oznaczało czyściec. Gdybym chciał powiedzieć kazanie
na temat czyśćca, wystarczyłoby mi opisać to, co widziałem. Są to rzeczy przejmujące
grozą. Powiem tylko, że między różnego rodzaju katuszami, widziałem takich, którzy
byli przywaleni jakimiś głazami, spod których wystawały im ręce, nogi i głowy; oczy
ich pałały żarem ognia. Ściśnięci i zgnieceni wywoływali grozę u patrzącego.
Dodajmy ostatnie ważne spostrzeżenie dla tego i innych snów, które
podamy w przyszłości. Mianowicie, w snach względnie wizjach księdza Bosko
występuje zawsze jakaś Osobistość tajemnicza służąca za przewodnika i tłumacza
księdza Bosko. Któż to może być? To właśnie najciekawsze i zadziwiające w tych
snach, którego to sekretu nigdy nie wyjawił Święty.
322

33.3 Page 323

▲back to top


ROZDZIAŁ LXVI i LXVII
Pomimo powagi nastroju wywołanego opowiadaniem snu, nadal panowała
w Oratorium zwykła młodzieńcza wesołość i spokój. Okres karnawałowy przeplatały
święta, ożywione rekreacje, wesołe przedstawienia teatralne i wiele innych imprez.
Kronika ks. Ruffino notuje, że w dniu 11 marca wystawiono przygotowaną
przez kleryka Jana Francesię komedię łacińską, autora jezuity O. Palumbo.
Święty w swej roztropności miarkował wewnętrzny nastrój wychowanków, by
zbytnie przejęcie się im nie zaszkodziło.
Z drugiej strony był zawsze na ich usługi podając skuteczne lekarstwo
duchowe w ich potrzebach, ze słodyczą kierując ich duszami.
„12 kwietnia – notuje kronikarz – Święty jak zwykle, zatrzymał się na
rozmowie ze swymi klerykami. Jeden z nich rzucił pytanie:
- Dlaczego wspomnienie o śmierci Quaranta nie zrobiło żadnego wrażenia na
chłopcach?
- Ja wcale nie dążyłem do wywołania tego wrażenia, gdyż nie widzę tego
potrzeby w naszym domu. Po pierwsze, dlatego że jest tu wielu chłopców
o delikatnym sumieniu, którzy jeśli nie będziemy uważać, łatwo mogliby popaść
w skrupuły. Gdybym chciał wywołać taki nastrój, trzeba by rozwiesić nad bramą kir,
wystawić na publiczny widok nieboszczyka, zarządzić odmawianie specjalnego
nabożeństwa, dlatego uznałem za stosowne zostawić tak wszystko.
- Zapewne ów sen z ostatniego dnia roku ubiegłego wywołał tak wielkie
wrażenie, że zbyteczne było dalsze kazanie – zrobił uwagę inny kleryk.
- Och tak! Ów sen i jego następstwa. Wszystkiego nie mogłem powiedzieć
publicznie, więc zastosowanie robiłem prywatnie. Czasem wołałem chłopca, który nie
przychodził. Gdy go spotkałem pytałem:
- No, czemu nie przyszedłeś do mego pokoju? Dlaczego chcesz trzymać
takiego (i pokazałem na migi) węża w swym sercu? Wówczas Chłopiec bladł na
twarzy i z płaczem pytał:
323

33.4 Page 324

▲back to top


- Tak. Kiedy mam przyjść do spowiedzi?.
„Inny kleryk dziwił się, że tak łatwo niektórzy tają grzechy na spowiedzi,
nawet gdy są obcy spowiednicy.
- Nie wszyscy spowiednicy mają wprawę, doświadczenie na to, by odczytać
w sumieniu, odkryć żmije gryzące ich serce. Na przykład, dla któregoś kapłana
chlebem powszednim jest spowiadanie dorosłych a nie chłopców, do których nie ma
odpowiedniego podejścia. Do tego bardzo pomaga zbliżenie się do nich, studiowanie
ich usposobień, w czasie spowiedzi przeprowadzanie z nimi rachunku sumienia,
uświadamianie im ich wad itp. Chłopcy bardzo łatwo zamilczają grzechy na
spowiedzi. Są takie dwie bestie: obawa i fałszywa – wstyd na spowiedzi.
„Z początkiem roku został przyjęty do Oratorium pewien chłopiec, który przy
pierwszym spotkaniu ze mną spytał:
- Czy tu się uczą na księży?
- Tak!
- Ja nie chcę zostać księdzem. Czy tu istnieje taki obowiązek?
- Nie. Tu uważa się za specjalną łaskę, gdy kto okazuje powołanie do stanu
kapłańskiego. Wymaga się, by chłopcy zdawali sobie sprawę z tego, okazując oznaki
powołania; inaczej nie pozwala się przywdziać sutanny.
- Dobrze, przychodzę tu pod warunkiem, żeby mnie nie zrobiono przemocą
księdzem.
- Możesz być pewny, że nikt cię nie będzie do tego zmuszał, jeśli nie masz
powołania.
- Nawet gdybym miał powołanie, nie życzę sobie, by mnie wciągano do
kapłaństwa.
„Jakiś czas potem chcąc się wyspowiadać, namyślał się, do jakich pójść
zakonników. Ksiądz Bosko mu powiedział:
- Pozwolę ci chętnie iść, nawet przydam towarzysza, lecz pod jednym
warunkiem.
- Jakim?
324

33.5 Page 325

▲back to top


- Żebyś się wyspowiadał z tego i z tego i powiedział mu grzech.
„Chłopiec wstrząśnięty tym odrzecze: Ach, to już nie potrzebuję udawać się
gdzie indziej, gdyż z tych dwóch rzeczy nie miałem zamiaru się spowiadać.
Tak, więc, choć jesteśmy zaledwie w połowie roku, jest on jednym
z zapalonych do kapłaństwa”.
Skutkiem ostatniego snu było zgłoszenie się o przyjęcie do Zgromadzenia
kilku kandydatów, jak wynika z protokołów posiedzeń Kapituły. Byli to: Józef Reano
z Foglizzo, Jacek Perucati z Villa S. Secondo, Tomasz Alojzy Jarach,. Aleksander
Fabre z Caselle. Wszyscy otrzymali pełne głosy. Motywem skłaniającym ich do
wstąpienia do Towarzystwa była chęć własnego uświęcenia w pracy nad zbawieniem
tylu zaniedbanych chłopców.
Święty na słówku, 17 kwietnia tak przemówił:
- Karol monarcha francuski, wobec najazdu Anglików na kraj, wydał do
żołnierzy odezwę, a sam spokojnie bawił w swym pałacu królewskim. Stoczone
z wrogiem bitwy wypadły na jego niekorzyść, tak iż zdawało się, że straci swe
królestwo. Generałowie wysłali do króla pewnego znakomitego urzędnika, by go
obudził z inercji przedstawiając krytyczną sytuację i skłonił do przedsięwzięcia
środków obrony. Wysłaniec oczekiwał kilka godzin na posłuchanie. Król tymczasem
bawił się i ucztował. Wreszcie wprowadzono posła. Król przyjął go grzecznie, lecz
zamiast spytać o losy wojny, rozmawiał o polowaniu, o ucztach wreszcie zaprosił go
do stołu, by grał z nim w karty.
Poseł stał nieruchomy milcząc.
- Czy pan zrozumiał? Spytał król – o czym pan myśli w tej chwili?
- Maesta' – jestem zdumiony. Nie widziałem jeszcze nikogo, kto by tak
beztrosko szedł na własną zgubę, jak nasz król.
- Drodzy chłopcy, iluż to jest takich z grzechem z duszy, mających piekło pod
nogami, żyjących beztrosko, do których można by powiedzieć te same słowa.
Zgon pewnego chłopca, jaki zdarzył się niebawem w Oratorium dał wiele do
325

33.6 Page 326

▲back to top


myślenia wszystkim.
Kronika Ruffino pisze:
„W przededniu 21 kwietnia, w Uroczystość Opieki św. Józefa, zgasł chłopiec
Karol Maffei z Buttigliera d'Asti, w wielu lat 19, po 2 dniach cierpień w krzyżu
z powodu przeziębienia.
„24 grudnia 1860, ksiądz Bosko zapowiedział: Między nimi znajdują się
niektórzy, co za parę miesięcy przejdą do wieczności. Jest jeden taki, co o tym nie
myśli.
Maffei zmarł rzeczywiście nagle.
Ks. Bosko, podobnie jak wobec zgonu chłopca Quaranta, nie robił żadnych
aluzji, nie wspominał o ziszczonej przepowiedni i wszystko minęło spokojnie w domu.
„Niektórzy klerycy, przejęci podwójnym pogrzebem, na widok księdza Bosko
schorowanego obawiając się o jego życie, prosili go, by miał staranie o swe zdrowie
i nie pracował tak wiele. Jeden by go przekonać o tym, wyraził się:
- Czy nie byłoby lepiej, gdyby ksiądz Bosko żył, na przykład, dłużej o lat
dziesięć, nie pracując tak wiele, dopomagając nam radami, niż ciężką pracą skracać
sobie życie?
Święty odrzekł: Tak?. A kto mnie zapewni, że pracując mniej będę żył dłużej
o lat dziesięć? Och nie! Dopóki mogę, chcę zużyć swe siły w pracy na chwałę bożą
i zbawienie dusz. Nie chcę się rujnować, nie, lecz czynić tylko, co mogę.
Nazajutrz na słówku polecając zwykłe modły za duszę Maffei tak mówił:
Muszę wam coś powiedzieć, choć nie chciałbym. Jest tu kilku chłopców z Oratorium
przebywających od początku roku, których ja nie znam. A to mi się nie podoba.
W domu naszym są dwie skrajności: jedni stale są przy mnie, drudzy natomiast widząc
mnie uciekają. To mnie zasmuca, a wiecie, dlaczego? Pytajcie, dlaczego ojciec pragnie
widzieć zawsze swych synów? „Tu jest jeszcze większa miłość niż u ojca: ja chcę,
gorąco pragnę zbawienia waszych dusz. Dlatego właśnie chciałbym widzieć owych,
by móc im powiedzieć parę słów. Chcecie wiedzieć coś więcej? Otóż jest kilku takich,
co mają do załatwienia rachunki swej duszy; a ja ich nie widzę. Posyłałem po nich, ale
nie przychodzą. Czy mam im zagrozić? Przecież nie pragnę, by ktoś był cały czas przy
326

33.7 Page 327

▲back to top


mnie, owszem chcę, by korzystał z rekreacji. Pragnę jedynie, by mi nie uciekał, gdy go
spotkam. Oby to się więcej nie zdarzyło. Przychodzę na dziedziniec, widzę gromadkę
chłopców biegnącą do mnie, a za chwilę nie widzę już czterech czy pięciu, których
chciałem widzieć.
- Miałbym jeszcze wiele spraw do powiedzenia, lecz nie mogę tego zrobić
publicznie. Niech to wystarczy. Dobranoc!
„Po odejściu chłopców do sypialń zebrała się konferencja członków
Towarzystwa Salezjańskiego. Przyszło również czterech nowo przyjętych: Reano,
Perucatti, Jarach i Fabre.
Ks. Bosko mówił na temat miłości bliźniego, zwłaszcza praktycznie
chłopców. Odnośnie tego powiedział:
„Winniśmy się starać, by każdy, kto rozmawia z nami, odchodził zadowolony,
byśmy go mogli uważać za swego przyjaciela. Powinniśmy zwiększać liczbę naszych
przyjaciół, a zmniejszać wrogów, gdyż mamy obowiązek wszystkim czynić dobrze.
Będziemy przyjmowali uprzejmie obcych gości. Wszyscy, bowiem pragną być dobrze
traktowani, wyżej lub niżej kondycji obywatela. Nawet prości ludzie mają nieraz
większe poczucie własnej godności niż wykształceni i zajmujący wysokie stanowisko.
„Z młodzieżą winniśmy zawsze postępować z dobrocią i uprzejmością, tak
żeby o nikim nie można było powiedzieć: to pedant i człowiek niewyrozumiały. Nie!
Chłopcy nasi nie powinni mieć nigdy takiego wyobrażenia o nas. Gdy trzeba, którego
upomnieć, wziąć go w cztery oczy, by uznał swój błąd, obrazę Boga, własną szkodę,
bo inaczej spuści głowę i zatnie się w uporze. Będzie się nas obawiał i uciekał przed
nami: i tak nasze upomnienie osiągnie niewielką korzyść.
Jeżeli przyłapiemy kogoś na gorącym uczynku, wtedy biorąc go za rękę
zdecydowanie powiedzmy: Co robisz? Nie wiesz, czym to grozi, gdybym cię
zaprowadził do przełożonego? A co dalej? Itd.
„Odnośmy się również uprzejmie do siebie wzajemnie; gdy kto ma co komu
do powiedzenia, niech to powie zaraz, lecz nie dusić tego w sercu. Może to być
czasem nie przyjemne; nie szkodzi, lepiej powiedzieć zaraz.
„Rozmowa z Księdzem Bosko była prawdziwa atrakcją dla kleryków. Czasem
327

33.8 Page 328

▲back to top


wychodząc z jego pokoju, któryś z nich odzywał się do kolegi:
- Wiesz. Chyba na zawsze pozostanę z księdzem Bosko, a ty?
- Ja także.
Razu pewnego, na mieście klerycy spotkali ks. kanonika Vaschetta, który
rzucił im: No, dlaczego zostajecie na Valdocco?
- Bo nam się podoba!
Jakiś ryz charakterystyczny, jaki im nadawało wychowanie księdza Bosko,
pozwalał odróżnić naszych kleryków od innych.
Pewnego razu kanonik Cezar Ronzini szedł ulicą Valdocco obok szpitala
św. Alojzego. Spostrzegłszy z przeciwka kleryka Garino skinął nań, by podszedł.
- Czym mogę służyć księdzu kanonikowi?
- Doprawdy wzrok mnie nie myli: ilekroć spotykam kleryka o sympatycznym
wyrazie twarzy, potwierdza się, że to od księdza Bosko.
Ci zacni klerycy, zwłaszcza starsi z nich, próbowali daremnie od paru
miesięcy zrobić portret księdza Bosko. Zawsze pędzel odmawiał im posłuszeństwa.
Tak nieuchwytna była nieodgadniona fizjonomia księdza Bosko. Zaprowadzono go
czasem do fotografa, lecz i ten nie mógł zrobić zdjęcia, nawet bez specjalnego
sprzeciwu Świętego. Cóż było począć.
Pewnego razu, gdy rozmowa zeszła na ten temat, wyraził się:
- jeśli moje zdjęcie przyczyni się do zbawienia dusz, to zgoda: inaczej to jest
niepotrzebne.
„29 kwietnia rozpoczęły się rekolekcje dla młodzieży. Pewien chłopiec zrobił
postanowienie zachowania milczenia przez cały czas rekolekcje.
„Ks. Bosko zawezwał do uczestniczenia w nich chłopców Franciszka
Ghivarello i Józefa Dalmazzo, przebywających w rodzinnym domu.
„Wieczorem 28 kwietnia, tak mówił na słówku:
- Rozpoczynamy rekolekcje, by całkiem przepędzić spośród nas szatana. Nie
będzie on miału tu nic do czynienia, gdy wszyscy go przepędzimy. Jest tu jednak kilku
328

33.9 Page 329

▲back to top


takich, wśród których może się ukryć, nie przed nimi, lecz za nimi.
W czasie rekolekcji ks. Bosko spowiadał zawsze po 6 godzin po śniadaniu
i parę godzin przedtem.
Po ostatnim kazaniu kaznodzieja, ks. prob. Ciattino udzielił błogosławieństwa
chłopcom. Przedtem modlono się za króla, władze państwowe, parlament, etc. Szukał
potem krzyża, by udzielić błogosławieństwa, lecz nie mógł go znaleźć. Wziął assumpt,
by mówić o grzesznikach niechcących się nawrócić. Zaklinał ich, że sam pójdzie
upaść przed nimi prosząc w imię Chrystusa o nawrócenie. Tego chwytu używał często
osiągając dobre rezultaty.
„Ks. Ciattino mówił o księdzu Bosko, że Bóg wyświadczył młodzieży wielką
łaskę oddając ich pod opiekę Mężowi Bożemu, tak, iż następne pokolenie zazdrościć
im będą tego szczęścia”.
„Jego fama świętości – jak pisał kanonik Anfosei – szerzył się coraz bardziej
wraz z krzewieniem się jego dzieł.
Ks. Reviglio zauważa: „Ilekroć go odwiedzałem, byłem świadkiem jakiegoś
aktu cnoty, co mnie utwierdzało w przekonaniu, że wzrastał on w świętość z dnia na
dzień, do chwili otrzymania korony chwały”.
„4 maja- pisze ks. Ruffino – przybył do księdza Bosko pewien pan w sprawie
przyjęcia syna do zakładu. W rozmowie dał wyraz przekonaniu, że Oratorium zostało
założone przez jakiegoś biskupa, któremu Turyn winien był wielką wdzięczność.
Dodał, iż przybył polecić swego syna księdzu Bosko, sądząc, że ma on upoważnienie
do przyjmowania chłopców.
Święty pozostawił go w jego przekonaniu i traktował z nim tak, jakby
rzeczywiście był zależny od przełożonego kościelnego.
JanVills pisze: W roku 1862 odbywając służbę wojskową byłem świadkiem
jak mówiono powszechnie o księdzu Bosko jako świętym kapłanie. Pytano mnie
również o sekret powodzenia jego wśród młodzieży, nawet zlecono, bym zasięgnął
o tym wiadomości. Gdy niebawem odwiedziłem księdza Bosko w Oratorium i pytałem
o to, odrzekł mi:
329

33.10 Page 330

▲back to top


- Ależ ja o tym sam nie wiem.
Wielu kapłanów przybywało prosić ks. Bosko o radę względem kierownictwa
duchowego różnych osób, zwłaszcza młodzi proboszczowie świeżo zainstalowani
w parafiach.
W 1867 dawał radę jednemu z nich: „Miej staranie o młodzież, chorych
i starców”.
Ks. Calandra został wysłany przez biskupa Cuneo po parafii Boves na miejsce
swego poprzednika wypędzonego przez parafian. Sam biskup nie był pewny dobrego
przyjęcia. Ksiądz Calandra przybył do Oratorium prosząc o radę, jak ma postępować.
Święty dał mu właśnie podobną radę tłumacząc:
- Zatrzymywać się i rozmawiać w drodze z napotkanymi dziećmi, karesując
ich; porozmawiać przez ich rodziców; zwracać się z szacunkiem do staruszków
imieniem: „Ojcze”, „Matko”, pytać o ich zdrowie; troskliwie opiekować się chorymi,
wspierać ubogich najbardziej potrzebujących i opuszczonych.
Ks. Calander trzymając się tych rad zyskał sobie niebawem serca wszystkich
parafian. Opowiadał sam, że otrzymał od parafian na kościół, szpital, przytułek dla
dzieci i starców – sumę 1.200.000 lir.
Dowodem tego, jak powszechnie uznawano, świętość i zasługi względem
społeczeństwa, było przekazanie księdzu Bosko przez ministerstwo spraw
wewnętrznych pokaźnej sumy od pewnej osoby, na cele dobroczynne.
Święty miał świadomość dzieł bożych dokonujących się w jego oczach
przeszłości, oraz zamiarów bożych na przyszłość, czego dowodem nowy sen –
widzenie odnośnie poszczególnych etapów rozwoju Oratorium na Valdocco.
Oglądał w tym nowym śnie owoce Oratorium, stan duszy wychowanków,
widział wielu z nich powołanych do służby bożej w Zgromadzeniu Salezjańskim,
względnie w stanie świeckim, oraz przyszłość Zgromadzenia.
Sen poprzedzający dzień 2 maja, trwał około 6 godzin. Z nastaniem dnia, ks.
Bosko wstawszy zanotował nazwiska niektórych osób widzianych we śnie. Następnie
przez trzy kolejne słówka opowiadał go młodzieży.
330

34 Pages 331-340

▲back to top


34.1 Page 331

▲back to top


- Zdawało mi się, ze wyszedłem na pole bardzo zresztą piaszczyste
i nieurodzajne, będące własnością mojej rodziny, na którym jako chłopak często
pracowałem. Uszedłem już kawałek drogi, gdy napotkałem mężczyznę, lat około 40,
słusznego wzrostu, cery smagłej, z długą piękną brodą. Suknia jego sięgająca poniżej
kolan, przepasana była w biodrach. Na głowie miał jasne nakrycie. Gdy się zbliżyłem
do niego, pozdrowił mnie życzliwie, jak gdybyśmy się od dawna znali i zapytał:
- Dokąd idziesz?
- Idę oglądać to swoje pole – odpowiedziałem zatrzymując się. A ty, co tu
robisz?
- Tylko nie bądź zbyt ciekawy. Nie musisz wszystkiego wiedzieć.
- Bardzo dobrze. Bądź jednak łaskaw powiedzieć mi swoje imię, bo widzę, że
mnie znasz, a ja sobie ciebie nie przypominam.
- Nie wypada, żebyś wiedział, kto ja jestem. Ale chodź, przejdźmy się razem.
Już po kilku krokach zobaczyłem przed sobą szerokie pole obsadzone figami.
Wtedy towarzysz się odezwał:
- Popatrz no, jakie ładne figi. Jeśli chcesz, urwij sobie i skosztuj.
Odpowiedziałem trochę zdziwiony:
- Przecież na tym polu nigdy figi nie rosły.
- Wtedy nie rosły, a teraz rosną.
- Ale są chyba jeszcze nie dojrzałe, wszak nie jest to sezon fig.
- Właśnie, że są już bardzo ładne i dojrzałe. Jeżeli chcesz skosztować, to
prędko, gdyż czas upływa.
- Czemu tak nalegasz? Zresztą nie chcę fig kosztować. Wolę je oglądać i dać
innym, ale dla mnie nie mają smaku.
- No, jeśli tak, to chodźmy dalej. Pomnij jednak na słowa Ewangelii św.
Mateusza, gdzie to Pan Jezus mówił do Apostołów:
„A od figowego drzewa uczcie się podobieństwa: Gdy już gałąź jego staje się
miękka i wypuszcza liście, wiecie, że blisko jest lato”. Bliskie, zatem jest lato, skoro
331

34.2 Page 332

▲back to top


niektóre figi są już całkiem dojrzałe.
Uszliśmy kawałek drogi, a oto nowe pole obsadzone winną latoroślą.
Nieznajomy znów zapytał:
- Może chcesz winogron?. Jeśli ci się nie podobają figi, to może zasmakujesz
w winogronach?
- Zjem sobie winogron w swoim czasie w winnicy.
- No, ale czy nie widzisz, że i te są już dojrzałe?
- Niemożliwe. O tej porze roku?.
- Nie ociągaj się, już zaczyna szarzeć. Nie możemy tracić czasu.
- Po, co się tak śpieszyć? Wystarczy, że wrócę do domu na noc.
- Trzeba jednakowo byś się spieszył, gdyż noc już nadchodzi.
- Jeśli nadchodzi nio, to nadejdzie i dzień.
- Nieprawda. Dzień już nie nadejdzie.
- Jak to? Co to ma znaczyć?
- To znaczy, że zbliża się noc.
- Ale o jakiej nocy mówisz? Może chcesz mi powiedzieć, bym gotował swoje
manatki i wybierał się na drugi świat? Czyżbym już tak prędko miał przenieść się do
wieczności?
- Już zbliża się noc, mało ci pozostaje czasu.
- Lecz powiedz mi przynajmniej, kiedy to nastąpi.
- Nie bądź taki ciekawski,Non plus sapere quam oporte sapere.
- To prawda. Coś podobnego mawiała moja matusia, gdy byłem zbyt wścibski.
pomyślałem sobie i odpowiedziałem:
- Na razie nie chcę winogron. Poszliśmy wówczas dalej, a doszedłszy do
naszego pola, zastaliśmy mego Józefa, który nakładał trawę na wóz. Ten podszedłszy
powitał mnie i chciał też przywitać mego towarzysza. Czy to jest twój kolega ze
szkoły?
332

34.3 Page 333

▲back to top


- Nie – odpowiadałem – nigdy go nie widziałem.
Wtedy brat zwróciwszy się do niego, ponownie zapytał nalegająco, kto ty
jesteś?. Ale Nieznajomy nadal nie zwracał na to uwagi. Więc brat pyta mnie znowu
o to samo. Wreszcie obydwaj nalegaliśmy na Nieznajomego, by się dowiedzieć, kto on
jest, ale on stale powtarzał:
„Non plus sapere, quam oportet sapere”wobec tego brat się oddalił i już więcej
go nie widziałem. Nieznajomy zaś zagadnął mnie:
- Czy chciałbyś zobaczyć swoich chłopców i poznać, jakimi są obecnie, czym
na przyszłość bedą i jak długo będą żyć?
- Ależ tak. Tak. bardzo chętnie!
- No to chodź.
2. Niepoprawni.
Wówczas Nieznajomy wyciągnął, sam nie wiem skąd jakiś potężny
aparat, którego nie umiem opisać, mający wewnątrz wielkie koło i postawił go na
ziemi.
- Co ma oznaczać to koło? Spytałem.
- Wieczność w ręku Boga usłyszałem odpowiedź.
Nieznajomy ujął rączkę i począł obracać kołem. Wreszcie rzekł: Teraz ty
obróć raz.
Gdy to uczyniłem, kazał mi popatrzeć do środka. Oglądnąłem aparat
i zauważyłem umieszczoną wewnątrz maszyny i przytwierdzoną do koła jakby wielką
soczewkę, średnicy około półtora metra. Na obwodzie soczewki był napis: HIC EST
OCULUS QUI HUMILIA RESPICIT IN COELO ET IN TERRA – oko które
spoglądało na niskości nieba i ziemi. Z ciekawością przybliżyłem twarz do szkła
i patrzyłem. Co za miły widok. Wszystkich chłopców Oratorium miałem przed sobą.
Ależ jak to możliwe – myślałem sobie – dotychczas nikogo nie widziałem w tej
okolicy, a obecnie są tu wszyscy moi chłopcy? Czyż nie znajdują się oni w Turynie?
Oglądałem się, więc, wokoło, ale poza soczewką nikogo nie widziałem. Popatrzyłem
333

34.4 Page 334

▲back to top


tedy pytająco na towarzysza, który jednak polecił mi powtórnie obrócić kołem. Teraz
zobaczyłem chłopców porozdzielanych, osobno dobrych, a osobno niepoprawnych.
Pierwsi promienieli radością, drudzy, których na szczęście nie było wielu, wzbudzali
litość. Poznałem ich wszystkich. Jakżeż odmienni byli od tego, jak ich widzieli
koledzy? Jedni mieli język przedziurawiony, drudzy oczy głupio wybałuszone, innych
głowy były wstrętnie owrzodzone, u innych jeszcze serce toczyły robaki. Boleśnie
odczuwałem ich stan i mówiłem sobie: Czy to moi chłopcy?. Nie pojmuję, co by miały
oznaczać te dziwaczne ich choroby.
Na te wątpliwości, Nieznajomy takie dał mi wyjaśnienie:
- Posłuchaj: język podziurawiony oznacza złe rozmowy, oczy wybałuszone są
u tych, którzy przewrotnie tłumaczą sobie różne łaski boże, a nie doceniając ich
przenoszą ziemskie rzeczy nad niebo. Ci z głową pokrytą wrzodami, nie biorą sobie do
serca twoich rad, ale dogadzają własnym kaprysom. Robactwo – to brzydkie nałogi,
które toczą serce młodzieży.
Na dany znak obróciłem po raz trzeci kołem i spojrzałem w soczewkę. Było
tam 4 chłopców związanych grubymi łańcuchami. Poznałem ich. Nieznajomy tak
objaśniał mnie dalej:
- Ci nie zważają na twe rady, jeżeli nie zmienią postępowania, mogą łatwo
dostać się później do więzienia.
- Zanotuję sobie ich nazwiska, bym nie zapomniał. Ale mój przyjaciel
zauważył:
- To zbyteczne. Już są zapisane w tym zeszycie. Teraz dopiero zauważyłem
w jego ręku jakiś notes.
Znów polecił mi obrócić kołem. Siedmiu chłopców stało w postawie
prowokacyjnej, z wyrazem twarzy nieufnym, a wargi mieli zamknięte kłódką. Trzech
z nich zatykało sobie uszy rękoma. Chciałem wyjąć notes, by sobie zapisać ich
nazwiska, ale towarzysz nie zgodził się, dając mi do zrozumienia, że są zapisane
w jego zeszycie.
Przygnębiony tym widokiem zapytałem, skąd te kłódki na ustach, a on na to:
- Jak to, nie rozumiesz tego? Oni milczą.
334

34.5 Page 335

▲back to top


- Milczą?
- No, milczą – powtórzył znacząco. I wtedy zrozumiałem, że tu chodzi
o spowiedź. Widocznie zapytani przez spowiednika chłopcy ci nie odpowiedzieli
zupełnie, albo odpowiadali wymijająco lub wprost kłamali, mówiąc „nie”, kiedy było
„tak”.
A mój przyjaciel ciągnął dalej:
- Widzisz tych trzech, którzy prócz kłódki na ustach, trzymają jeszcze ręce na
uszach, Jakżeż opłakany jest ich stan. Nie tylko zamilczają grzechy na spowiedzi, ale
nie chcą słuchać nawet przestróg. Łatwo mogliby opuścić ręce, ale nie chcą. Inni
czterej słuchali twoich napomnień, ale z nich nie skorzystali.
- A jak mam postąpić, żeby im odjąć te kłódki?
- „Eiciatur superhia de cordibus eorum”wyrzucić pychę z ich serc.
- Tak, przestrzegę ich wszystkich, ale co do tych z rękami na uszach, nie mam
wiele nadziei.
Tu Nieznajomy dał mi jedną radę, a mianowicie: abym na ambonie jak
najczęściej mówił o warunkach wymaganych do dobrej spowiedzi. Bo doprawdy
wielka jest liczba tych, którzy potępiają się, mimo że chodzą do spowiedzi, bo
spowiadają się źle.
Na dany znak przez mego towarzysza, znowu obróciłem kołem. Teraz
zobaczyłem w soczewce trzech innych chłopców, którym na barkach siedziały
obrzydliwe małpy z rogami, dusząc ich za szyję, tak, że twarze były wprost sine,
a przekrwawione oczy występowały z orbit. Tylnymi łapami trzymały tych biedaków
silnie za boki, a ogonem splatały nogi, utrudniając im poruszanie się. Byli to chłopcy,
którzy po rekolekcjach nawet pozostali w grzechu śmiertelnym przeciwko VI
Przykazaniu. Szatan dusi ich za szyję i nie pozwala im mówić, kiedy powinni, wyciska
rumieniec wstydu na twarzach tak fatalny, że zamiast przeszkadzać w złym, prowadzi
ich na potępienie.
Pod uciskiem łap diabelskich wychodzą im przekrwione oczy na wierzch
i biedacy nie są w stanie dojrzeć własnego upodlenia, ani środków, by podnieść się
z tego stanu czując jakąś dziwną odrazę do Sakramentów św. Czart oplata im ciała
335

34.6 Page 336

▲back to top


i plącze im nogi, aby nie mogli skierować swych kroków na drogę zbawienia. Są
przekonani, iż wobec przemocy ich nałogowej żądzy niemożliwa jest dla nich
poprawa.
Zapewniam was, moi drodzy chłopcy,że gorzko zapłakałem na ten widok.
Chciałem biec, uwolnić tych nieszczęśliwych, lecz gdy odwracałem głowę od aparatu,
znikali sprzed moich oczu. Zwróciłem się przeto ze łzami w oczach do mego
towarzystwa i zawołałem:
- Jak to? W takim stanie są ci biedni chłopcy, dla których nie szczędziłem
słów ani żadnych starań przy spowiedziach i poza spowiedzią?. Cóż oni mają uczynić,
aby zrzucić z siebie te wstrętne potwory?
W odpowiedzi Nieznajomy począł szybko i niewyraźnie powtarzać: LABOR,
SUDOR, FERVOR.
- Nie rozumiem. Mów wyraźniej.
Znów powtórzył niewyraźnie:
- LABOR, SUDOR, FERVOR.
- To daremne, jeżeli tak będziesz mruczał, to ja nic z tego nie rozumiem.
- A cóż ty sobie chcesz drwić ze mnie?
- Jak uważasz, ale powtarzam, że nic nie rozumiem.
- Ach prawda, wszak ty jesteś przyzwyczajony go gramatyki i do interpunkcji.
A zatem uważaj: LABOR, SUDOR, FERVOR … zrozumiałeś?
- Materialnie słowa zrozumiałe, ale potrzeba jeszcze, byś mi je wytłumaczył.
- LABOR in assiduis operibus (ciągła praca); SUDOR in peenitentiis
contyinuis (stała pokuta); FERVOR in orationibus ferventibus et perseverantibus
(modlitwa żarliwa i wytrwała). Ale co do tych, których widziałeś, to szkoda zabiegów,
bo im miłe jest jarzmo szatana, którego są niewolnikami.
Patrzyłem i gryzłem się sam w sobie swymi myślami:
- Ale jak to być może? Czyż oni wszyscy mieliby pójść na zgubę wieczną i to
zaraz po rekolekcjach. Oni, dla których tyle się napracowało, po tylu kazaniach, po
tylu radach, jakich im udzieliłem, po tylu obietnicach, jakie mi czynili. Tyle przecież
336

34.7 Page 337

▲back to top


razy ich przestrzegałem, nigdy nie byłbym myślał, że spotka mnie tak gorzki zawód.
I nie mogłem się uspokoić.
Wtedy mój Przewodnik zaczął mnie strofować:
- O patrzcie, jaki pyszny, jaki pewny siebie. A któż ty jesteś, byś miał
przypuszczać, że każdy, dla kogo ty pracujesz, musi się nawrócić? Dlatego że kochasz
twoich chłopców, to już myślisz, że może ty więcej od naszego Boskiego Zbawiciela
kochasz te dusze, więcej pracujesz i cierpisz dla nich. Sądzisz, że twe słowa mają
większy wywierać skutek od słów samego Jezusa Chrystusa? Jesteś może lepszym
kaznodzieją od Niego? Wszak Apostołowie byli z nim nieustannie, obsypywani byli
przez niego wszelkimi dobrodziejstwami, słuchali jego upomnień dniem i nocą,
widzieli uczynki Jego i przykłady, które miały być dla nich bodźcem do uświęcenia.
Nie szczędził też Boski Zbawiciel swych upomnień Judaszowi, a przecież Go zdradził
i umarł w swej zatwardziałości. Czyś ty może większy od Apostołów? Ci wybrali
siedmiu diakonów i to z jak największą starannością, a przecież jeden z wybranych się
sprzeniewierzył. A ty wśród 500 chłopców dziwisz się, że kilku nie odpowiada twym
staraniom. Dufasz sobie, iż doprowadzisz do tego, by żaden z nich nie był złym ani
przewrotnym. Wielki z ciebie zarozumialec.
Zamilkłem na te słowa, ale bólu w sercu nie mogłem stłumić.
- Lecz pociesz się – ciągnął dalej widząc mnie strapionego – i obróć jeszcze
raz kołem. Popatrz, jak hojny jest Bóg dla ciebie, patrz, ile dusz chce ci darować. Czy
widzisz te tłumy chłopców?
Rzeczywiście ujrzałem w szkle gromadę młodzieży, jakiej nigdy w swoim
życiu nie widziałem:
- O, tak – zawołałem – widzę, … ale ich nie znam.
- Otóż to ci, których Bóg ci przyśle w nagrodę za owych 14-tu, którzy nie
odpowiadają twoim staraniom. Za każdego z tych ostatnich ześle ci Bóg stu innych.
- A co ja poczne z nimi, kiedy już dom mam pełny? Gdzie ich tylu
pomieszczę?
- Nie trap się. Na razie zmieszczą się jeszcze, ale później Ten, który ci prześle,
znajdzie dla nich miejsce.
337

34.8 Page 338

▲back to top


- Nie tyle chodzi mi o miejsce, jak raczej będzie kłopot z jadalnią.
- Pozostawmy żarty na boku, Pan Bóg o wszystkim myśli.
3. Zmowa
Nieznajomy stał przy kole aparatu, podczas gdy ja nie mogłem się nacieszyć
myślą, że tylu chłopców przyjdzie do Oratorium. Wtem usłyszałem głos:
- Chcesz zobaczyć jeszcze ciekawe obrazy?
- Owszem, bardzo chętnie.
- Obróć kołem.
Obróciłem i spojrzałem przez soczewkę. Wśród szerokich pól ujrzałem
chłopców podzielonych na dwie wielkie grupy. Długi głęboki rów stanowił jakby
granicę pomiędzy nimi. Z jednej strony rowu ciągnęły się ogrody warzywne, pola
i łąki, a gdzieś w dali widać było rzędy dzikich winnych latorośli. Tutaj właśnie
pracowała jedna gromada, obrabiająca grządki i zagony łopatami, kopaczkami,
motykami, grabkami wedle potrzeby. Podzieleni byli na grupki mniejsze, z których
każda miała swego przewodnika. Główny kierownik wydawał pracownikom potrzebne
narzędzia i czuwał, by wszystko odbywało się sprawnie. Ogół chłopców przykładał się
z zapałem do pracy, ale nie brakło i opieszałych; jedni niby to uprawiali zagony, ale
jakoś nierówno, pozostawiając pełno brył za sobą; innym żelazo ciągłe spadło ze
styliska; inni znowu trzymali grabie na odwrót i stali bezmyślni.
Z drugiej strony rowu jak okiem sięgnąć złociły się łany dojrzewających zbóż.
Gdzieniegdzie tylko można było zauważyć kępy drzew rozłożystych, wśród których
były zastawione stoły z posiłkiem dla pracujących. Był też niedaleko piękny obszerny
park, urozmaicony grządkami i klombami prześlicznego kwiecia. Na tych polach
żniwa były w pełnym toku. Przy żniwach pracowała druga gromada chłopców.
Przypatrywałem się temu z prawdziwą przyjemnością. Kierownicy żniwa, których
było sporo, rozdawali każdy swoim żniwiarzom, sierpy i co było potrzebne.
Niektórych ze zgłaszających się odesłali do ogrodu zbierać kwiaty, słabszym zaś
kazali pójść do stołów zastawionych wśród drzew, aby tam posilili się. Nad stołami
338

34.9 Page 339

▲back to top


czuwała przeznaczona do tego służba.
Warunki pracy żniwiarzy były różne; różne też były ich wysiłki: jedni mieli do
zżęcia zagony szerokie, drudzy wąskie, tym pracy ubywało, tamci machali sierpem,
ale jakoś nadaremnie; ci nie dbający że sierpy zepsute, mierzwili tylko słomą,
a doszedłszy do końca łanu, odchodzili i więcej do pracy nie wracali; inni wiązali
snopy zabierając przy tym rozsypane kłosy. Byli i tacy, co wyrywali kąkol z pszenicy i
palili na między. Nie brakło młockarzy, którzy młócili zboże na klepiskach polowych,
a snopy kładli na wóz ciągniętych przez woły.
Narzędzia pracy zepsute, szły do naprawy. Czuwał nad tym osobny kierownik,
który jedne sierpy dawał do poklepania, inne do wyostrzenia osełką, inne, których
końce były złamane, odpowiednio naprawiono.
Do naprawek szli osobni pracownicy, między innymi, jeden ślusarz.
Widziałem kogoś, co, mimo iż był dzień słoneczny, chodził z latarką. Paru
przygrywało na cytrze, aby uprzyjemnić pracę żniwiarzom. Ale nie brakło
i maruderów. Ci z rękami za pasem, przypatrywali się pracującym. Jeden nawet
zamiast sierpa trzymał w ręce pistolet, widocznie lubił wojaczkę. Kilku stało
niezdecydowanych, jakiej się pracy imać, jeden chciał niby żąć sierpem, cóż, kiedy nie
wiedział, jak się go trzyma. Nie mało przy tym było takich, co rozchodzili się po
krzakach zbierać jagody. Zauważyłem też niektórych, co od łopaty przechodzili do
żniwiarzy i na odwrót. Z tych zainteresował mnie zwłaszcza jeden, który od łopaty
przybiegł do żniwiarza, ażeby kosić, a zapomniał wziąć ze sobą sierp. Zawstydzony
swoją bezmyślnością pobiegł do tego, co sierpy rozdawał, i począł się z nim kłócić.
Ten jednakże nie chciał mu dać sierpa mówiąc:
- Jeszcze nie nadszedł czas dla ciebie.
- Właśnie, że nadszedł, ja chcę mieć sierp.
- Nie dostaniesz, idź najpierw do ogrodu i uzbieraj dwa bukiety kwiatów.
- Uff, zawołał mały zarozumialec. Mogę uzbierać kwiatów, ile zechcesz.
- Nie trzeba dużo, wystarczy dwa bukieciki.
Pobiegł, ale stanąwszy przed grządkami nie wiedział, o jakie kwiaty chodzi.
Musiał, więc biec z powrotem zapytać. Odpowiedziano mu, że ma przynieść kwiaty
339

34.10 Page 340

▲back to top


miłości i pokory.
- Te to już mam.
- Możliwe, ale tylko w swej zarozumiałej fantazji, bo w rzeczywistości, to ci
zupełnie ich brak.
Chłopak złościł się, kłócił, zaciskał pięści ze złości.
- Nie ma się, po co tak unosić – odpowiedział kierownik i kategorycznie sierpa
odmówił. Zainteresowany nie mógł się uspokoić. Nie rozumiejąc, co to wszystko
znaczy, zwróciłem się do mojego przewodnika po wyjaśnienia:
- Co to za jedni ci, co pracują łopatami?
- Jak to, jeszcześ się nie domyślił? Łopatą i grabiami pracuje się tylko dla
siebie, a więc są to ci, co nie są powołani do stanu duchownego, ale świeckiego.
W tej chwili dopiero zorientowałem się, że tam pracowało najwięcej tych ze
szkoły zawodowej w Oratorium. Dla nich wystarczy, by troszczyli się o zbawienie
własnej duszy i nie mają żadnego obowiązku starać się o innych.
- A ci, co pracują przy żniwie, kto oni są? Spytałem.
Równocześnie nasunęła mi się myśl, że to ci, co są powołani do stanu
duchownego. I doprawdy pracowali tam prawie wszyscy sami księża i klerycy. Kilku
tylko widziałem tam z tych, co obecnie są rzemieślnikami. W ten sposób
dowiedziałem się, kto z was ma powołanie kapłańskie, a kto do innego zawodu.
Tymczasem mój towarzysz wyjaśnił:
- Owe łany gotowe do żniw, wyobrażają Kościół święty. Plon zebrany, to
owoc działalności Kościoła; sierp to symbol środków, jakimi Kościół posługuje się dla
swoich celów, a zwłaszcza Słowo Boże; sierp przytępiony, to brak ducha pobożności;
zaś sierp z ułamanym końcem, to brak pokory. Ci, którzy opuszczają pole żniwiarzy,
to ci, co występują ze Zgromadzenia, czy stanu duchowego. Ta część snu
opowiedziana była 3 maja wieczorem.
Nie od rzeczy będzie dodać zaraz, iż ks. Bosko zapytany, mówił tak swoim
księżom jak chłopcom, co oni robili w czasie żniw. Oto kilka najważniejszych zajęć:
340

35 Pages 341-350

▲back to top


35.1 Page 341

▲back to top


sierpy rozdawał, ks. Provera, co by miało oznaczać, iż zostanie wychowawcą
kleryków. Nad stołami miał pieczę kleryk Durando, bo miał szerzyć nabożeństwo do
Najświętszego Sakramentu i Matki Najświetszej. Między żeńcami był ks. Francesia
i inni, co by oznaczało ich zadanie głoszenia Słowa Bożego.
Szeroki zagon ostry sierp, ale ze złamaną rękojeścią, miał Ruffino co by
oznaczało jego zdolności, ale przy tym brak pokory. Klepaniem i ostrzeniem sierpów
zajmował się Franciszek Cerruti, co wyrażało, iż miał szczepić w młode serca wiedzę
i pobożność. Ślusarzem był Constanzo. Snopy wiązali: Fusero, Turchi i Ghivarello, co
oznacza, iż mieli regulować sumienia w spowiedziach, zwłaszcza u kandydatów do
kapłaństwa. Wóz ze snopami prowadził ksiądz Rua, z latarką chodził i grał na cytrze
mały Albera; zbieraniem kwiatów, najwięcej był zajęty ksiądz Cagliero, który potem
zabrał się do młócenia, co symbolizowało nauczenie prostaczków.
Układali zboże w mendle – ks. Alassenatti i inni, co oznaczało umożliwienie
drugim pracy nad duszami przez zbieranie pieniędzy i wyuczenie modlitw i pieśni
pobożnych. Między tymi, co wybierali kąkol, a więc przeszkadzali gorszycielom byli:
Tamietti, Belmonte i inni.
Stale ksiądz Boko widział w tym śnie wszystkich swoich współpracowników
i chłopców przy różnych zajęciach, bardzo dokładnie symbolizujących ich stan duszy,
jako też przyszłą ich działalność. Wiele szczegółów poszło w zapomnienie, wiele nie
jest nam dość wyraźnych, gdyż nie znamy bezpośrednio okoliczności życia wszystkich
zainteresowanych. Zresztą jest dla nas dzisiaj mniej ważne.
4. Oratorium po 50 i więcej latach.
Gdy już napatrzyłem się dowoli na ową scenę żniw tak urozmaiconą, mój
uprzejmy Towarzysz rzekł:
- A teraz obróć dziesięć razy kołem, ale licz dobrze, następnie popatrz.
Począłem kręcić kołem po 10-ym obrocie popatrzyłem w soczewkę. I oto
ujrzałem tych samych chłopców, w których znałem prawie od ich dzieciństwa, teraz
już jako dojrzałych, o zmężniałym wyrazie twarzy, niektórych z długa brodą, innych
341

35.2 Page 342

▲back to top


już szpakowatych.
- Jakże to – zapytałem – wczoraj były to jeszcze dzieci, że wypadałoby ich
prawie na rękach nosić, a tu naraz tak podrośli?
- To zupełnie naturalne – wyjaśnił mój towarzysz. Ile zrobiłeś obrotów kołem?
- Dziesięć.
- A zatem 61- szy rok plus 10, to razem 71. Wszyscy oni liczą już o 10 lat
więcej.
- Aaa. Zrozumiałem.
Patrząc ciągle w soczewkę spostrzegłem w dali nieznane mi krajobrazy, nawet
zakłady należące do nas i wielu wychowanków pozostających pod opieką moich
obecnych ukochanych synów z Oratorium, którzy już jako księża, nauczyciele,
dyrektorzy tamtych nauczali i zabawiali.
- A teraz obróć znowu dziesięć razy – upomniał mnie Nieznajomy,
a znajdziemy się w 1881 roku.
Uchwyciłem za korbkę i obróciłem kołem 10 razy. Ujrzałem już tylko połowę
z obecnych wychowanków Oratorium, wszystkich mocno szpakowatych, a niektórych
już przygarbionych.
- A gdzież reszta? Spytałem.
- Już przenieśli się do wieczności – odpowiedziano mi.
Tak znaczny ubytek moich był mi nadzwyczaj przykry. Pokrzepił mnie
jednakowóż przy tym widok coraz nowych miast, okolic nieznanych, coraz większych
tłumów chłopców wychowywanych już przez nauczycieli pod kierownictwem moich
dawnych wychowanków.
Znów obróciłem 10 razy kołem i już tylko część widziałem dawnych moich
przyjaciół. Byli to już staruszkowie z siwiutkimi włosami.
- A gdzie reszta? Spytałem.
- Już przenieśli się do wieczności. Jesteśmy w roku 1891. I oto przesuwa się
przed moimi oczyma nowa wzruszająca scena. Moi księża, wycieńczeni trudami, stali
w otoczeniu chłopców, których nigdy nie widziałem, a niektórzy byli zupełnie innego
342

35.3 Page 343

▲back to top


koloru skóry niż nasza.
Obróciłem znowu 10 razy kołem i pozostała już tylko trzecia część
poprzedniej garstki zgrzybiałych i zmizerowanych. Przypominam sobie, że między
nimi widziałem jeszcze księdza Rua, tak postarzałego i wychudłego, że był prawie nie
do poznania.
- A wszyscy inni gdzie? Zapytałem smutno.
- Już przenieśli się do wieczności. Jesteśmy w roku 1901.
W wielu zakładach nie poznałem już żadnego z dawnych znajomych. Za to na
widnokręgu pojawiły się coraz to nowe zakłady, coraz liczniejszy personel salezjański.
Widziałem salezjańskich dyrektorów i nauczycieli całkiem mi nieznanych i coraz
liczniejsze rzesze młodzieży.
- A teraz – rzecze mój uprzejmy towarzysz – gdy obrócisz się jeszcze 10 razy,
zobaczysz coś takiego, co cię pocieszy, ale i zasmuci.
Zakręciłem znowu 10 razy.
- Oto 1911 rok – zawołał mój Nieznajomy.
O moi najdrożsi synowie. Ileż tam domów nowych widziałem, ilu dyrektorów,
nauczycieli, wychowanków, ileż młodzieży mi nieznanej, i to nie tylko z Europy, ale
byli tam w ubraniach całkiem odmiennych niż nasze i z różnymi od nas obyczajami.
Szukałem pilnie wśród nich mych wychowanków obecnych i spostrzegłem tylko
jednego z was, siwiuteńkiego jak gołąbek, pochylonego wiekiem. Otoczony liczną
gromadą chłopców gawędził z nimi o początkach Oratorium, o księdzu Bosko, którego
portret wiszący na ścianie im pokazywał, wpajał w ich serca to, co wam dziś ksiądz
Bosko wpaja. Mówił o dawnych wychowankach, przełożonych, o dawnych, dawnych
czasach. Chłopcy słuchali go z zapartym oddechem.
Znowu na dany znak chwyciłem za korbę i zakręciłem dużo razy. I nie
ujrzałem już nic więcej, tylko jakąś obszerną pustynię bez żywej duszy.
- Och, nikogo już nie widzę – zawołałem zdziwiony.
A gdzież ci moi chłopcy tak weseli, zdrowi i rozbawieni, których obecnie
mam w Oratorium?
343

35.4 Page 344

▲back to top


- Już przenieśli się do wieczności. Wiedz, że co dziesiąty twój obrót, dziesięć
lat upłynęło.
I obliczyłem, że od dzisiaj upłynęło lat pięćdziesiąt. Tak, że po 1911 roku
wszyscy obecni wychowankowie Oratorium już będą na drugim, świecie.
- A może jeszcze chcesz zobaczyć coś interesującego? Zapytał mój życzliwy
Przewodnik.
- Owszem – odpowiedział.
- Uważaj, zatem. Jeśli chcesz jeszcze coś zobaczyć, to obróć teraz kołem
w przeciwną stronę, a to tyle razy, co przedtem.
Usłuchałem.
- A teraz patrz – zawołał Nieznajomy.
Widziałem przed sobą niezliczoną ilość chłopców nowych dla mnie
i nieznanych, o przeróżnych obyczajach, językach i ubiorach. Mimo mojej najlepszej
woli, mogłem ich tylko część dojrzeć, bo za nimi były ogromne rzesze wraz ze swoimi
przełożonymi nauczycielami i asystentami. Nikogo nie mogę poznać. Rzekłem do
Przewodnika.
- A jednak oni cię poznają. To wszyscy twoi synowie i synowie twych synów.
Posłuchaj: mówią o tobie, o twoich pierwszych synach, o pierwszych przełożonych,
którzy już nie żyją. Przypominają sobie twoje nauki i cieszą się duchem, jaki im
pozostawiłeś.
Przypatrywałem się wszystkiemu uważnie, ale gdy na chwilkę odwróciłem się
od soczewki, koło poczęło się gwałtownie obracać, i to z takim szumem, że
przebudziłem się w łóżku zmęczony.
Komentarz ks. Bosko. A teraz drodzy chłopcy – kończył ks. Bosko – gdy
wam powiedziałem wszystkie te rzeczy, może sobie pomyślicie: Kto wie, ksiądz
Bosko to chyba człowiek nadzwyczajny, to z pewnością wielki święty. Moi drodzy, by
uprzedzić te wasze sądy o mnie, pozostawiam wam do woli, byście wierzyli lub nie,
w rzeczy, jakie wam opowiedziałem. Polecam wam tylko nie ośmieszać ich, ani
344

35.5 Page 345

▲back to top


w domu, ani poza domem. Uważam jednak za wskazane dodać, że Pan Bóg w różny
sposób objawia ludziom swą wolę. Posługuje się do tego nieraz narzędziami najmniej
odpowiednimi i niezgodnymi, jak posłużył się oślicą Balaama, która przemówiła,
i samym Balaamem, który był fałszywym prorokiem, a jednak przepowiedział wiele
rzeczy odnoszących się do przyszłego Mesjasza. Tak samo może być i ze mną.
Polecam wam, zatem, abyście nie tyle patrzyli na moje uczynki, by z nich brać sobie
przykład, ale tylko bierzcie sobie do serca to, co wam zalecam, gdyż mam nadzieję, że
zawsze będzie to zgodne z wolą bożą i przyniesie pożytek duszom waszym. Nie
mówcie sobie nigdy: to uczynił ksiądz bosko, więc to jest na pewno dobre. Nie.
Rozważcie moje uczynki. Jeśli widzicie, że są dobre, to je naśladujcie. Gdybyście
przypadkiem odkryli coś niewłaściwego, albo nawet złego, strzeżcie się, by tego nie
naśladować.
Sen powyższy zestawił ks. Lemoyne na podstawie kronik księży: Ruffinoi
Bonettiego oraz zapisków księdza Cagliero i innych naocznych świadków.
Sen miał ks. Bosko z 1 na 2 maja 1861 roku. Trwał około 6 godzin.
Z nastaniem dnia, ksiądz Bosko wstawszy z łóżka, zapisał sobie ważniejsze jego
punkty i nazwiska osób we śnie oglądanych. Opowiedzenie go zajęło trzy wieczory na
słówkach.
Sen dzieli się wyraźnie na cztery części, z których każda mogłaby stanowić
dla siebie oddzieloną całość. Najmniej dla nas zrozumiała jest symbolika pierwszej
części, czyli wstępu, w której ks. Bosko spotyka się z Nieznajomym i ze swoim
bratem, a przy tym ogląda sad figowy i winnice, z których jednak owoców nie chce
jeść.
Zapytany, co by oznaczała owa „noc”, w której nikt nie będzie mógł
pracować, a przez którą w ciągu snu ksiądz Bosko sam domyślał się, że Nieznajomy
chce mu wyrazić jego bliską śmierć – i sam oświadczył, że zbliża się śmierć według
powyższych snów Zbawiciela: „Nadejdzie noc, kiedy nikt nie będzie mógł pracować”.
I tutaj chwilkę zamilkł, tak, że to na wszystkich zrobiło wrażenie. Po czym zapytano
go, jakby mu można przedłużyć wieczór jego życia. Dosyć interesująca była
odpowiedź:
345

35.6 Page 346

▲back to top


- Dwa byłyby środki to tego:
 pierwszy, ażeby nie miał więcej podobnych snów, które nadzwyczaj
rujnują mu zdrowie;
 drugi, ażeby ci zatwardzali w złym nie zmuszali Pana Boga, by karał
ich grzechy”.
Tyle na temat zbliżającej się „nocy” wyjaśniło się w czasie słówka księdza
Bosko. Nasuwa się, więc wątpliwość, czy przepowiednie zgodne były
z rzeczywistością, skoro od tego snu ksiądz Bosko żył jeszcze 27 lat.
Otóż kilka razy ksiądz Bosko oświadczył wyraźnie, że od Boga miał
wyznaczone 50 lat życia. /Rzeczywiście po 50-ym roku ciężko chorował/, a resztę
życia wymodlili jego chłopcy i przyjaciele.
Co oznaczają figi i winogrona?.
Ksiądz Bosko tak to wyjaśnił: Figi i winogrona częściowo dojrzałe, częściowo
nie, oznaczają zdarzenia poprzedzające ów wieczór, a inne, które dopiero nastąpią
w Oratorium. Figi zwłaszcza ważniejsze wypadki. Zresztą – mówił dalej ksiądz Bosko
– w tym względzie miałbym wam dużo do powiedzenia, ale nie wypada, ażebym wam
to teraz mówił, może to poruszę przy innej okazji. Dodam też, iż figi mogły, by być
symbolem chłopców już dojrzałych, by ofiarowali się Bogu w służbie ołtarza, albo też
tych, co mają przenieść się do wieczności. Nie jest wyraźną rzeczą, dlaczego ksiądz
Bosko nie chciał ich jeść. Ksiądz Lemoyne tłumaczy to tym, że mogły one być
gorzkie, czyli wyrażać różne nieprzyjemności, jakie miały księdza Bosko spotkać.
Owo pole, gdzie ks. Bosko za młodu pracował, to symbol Oratorium, miejsce dalszej
pracy księdza Bosko i jego następców.
/Por. X. Ślusarczyk, Sny Ks. Bosko, str. 29-41/.
346

35.7 Page 347

▲back to top


ROZDZIAŁ LXVIII
Ks. kan. Jacek Ballesio w swej książce „Duchowość ks. Jana Bosko” pisze:
„Ksiądz Bosko żył całkowicie dla nas i nawet krótkie chwile spoczynku nocnego
zabierała mu myśl o jego chłopcach. Ks. Bosko śnił – co mówię „śnił”, przecież to
były raczej wizje, które on w pokorze nazywał snami, lecz my wszyscy byliśmy
przekonani, że były to prorocze wizje”.
„Byłem obecny – pisze mngr Cagliero – gdy ks. Bosko opowiadał ów sen
z 1861 o kole, w którym oglądał przyszłość rodzącego się Zgromadzenia. Opowiadał
swe sny radząc się przedtem księdza Cafasso, który go upewnił, że jeśli przyczyniają
się do chwały bożej i dobra dusz, może się nimi posługiwać z całym spokojem.
„Chłopcy przywiązywali wielką wagę do słów ks. Bosko. Ten zapytywany
prywatnie wiernie odtwarzał szczegóły widziane we śnie. Byliśmy przekonani, że w
tym śnie widział przyszłość Oratorium i Zgromadzenia. Malował szczegółowo łan
złocisty, różne zajęcia żeńców oraz werbujących pracowników. Zapewniał, że
Zgromadzenie mimo prześladowań i trudności, zostanie wbrew wszelkim
przewidywaniom zatwierdzone, nabierze wielkiego rozmachu – co podzielali ze mną
moi współtowarzysze i co słyszeliśmy często z ust Świętego.
Odnośnie tych, co mieli na plecach małpy ks. Franciszek Dalmazzo stwierdza
pod przysięgą: „Pamiętam doskonale, że ks. Bosko wyraził się, iż kto chciałby
dowiedzieć się bliższych szczegółów o sobie, może przyjść do niego. Zjawiło się
około 50 chłopców niepewnych względem swego sumienia. Lecz Święty każdemu
odpowiedział: Nie jesteś ty.
Gdy 5 maja chłopcy wrócili do tematu owych małp z rogami i pytali o lepsze
wyjaśnienie, ks. Bosko taką dał odpowiedź:
- Małpy oznaczają szatana nieczystości. Duch ten, kiedy chce, kogo
opanować, nie rzuca się do przodu, lecz wskakuje na plecy, bo nie chce pokazać całej
swojej szpetoty i tłumaczy kuszeniem, że to wszystko drobnostka. Dusi zaś każdego,
347

35.8 Page 348

▲back to top


gdy ten chce się spowiadać, wyciska mu z orbit oczy, tak, że nie można widzieć już
nieba, czyli odwraca jego myśli od życia pozagrobowego, a interesuje go tylko
rzeczami zmysłowymi.
- Przypominam am, drodzy chłopcy – kończył ks. Bosko – owe trzy słowa:
labor, sudor, fervor – praca, umartwienie, modlitwa. Przez te trzy środki
odniesienie zupełne zwycięstwo ilekroć szatan chciałby was kusić do nieczystości.
Co dotyczy owych 4-ch w kajdanach, to nie jest rzeczą stwierdzoną, czy
wszyscy byli w swym życiu w więzieniu.
Ale jednego z nich w 1866 roku spotkał ks. Borel w więzieniu za to, że uciekł
z wojska. Ks. Bosko poszedł go odwiedzić. Temuż chłopcu przepowiedział ksiądz
Bosko wiele jeszcze innych rzeczy. Najpierw zachęcał go, gdy był jeszcze
w Oratorium, ażeby został z księdzem Bosko, ale chłopak nie chciał.
- W takim razie – oświadczył ks. Bosko – możesz odejść. Pójdziesz do
jezuitów, ale cię wypędzą; wstąpisz następne do kapucynów, ale i tam nie wytrwasz,
wreszcie zgłodniały przyjdziesz prosić o chleb do Oratorium. I rzeczywiście tak się
stało. Mimo że był z zamożnej rodziny, przepuścił cały swój spadek. We
wspomnianych zakonach nie wytrwał, wrócił na jakiś czas do Oratorium i w 1901
roku jeszcze ów sen i proroctwo księdza Bosko wspominał.
Trudno jest dłużej zatrzymywać się nad omawianiem poszczególnych
scen, jakie ks. Bosko oglądał. Niektóre jednak szczególiki miały charakter
prawdziwego proroctwa.
I tak ks. Bosko widział kleryka Molino, jak stał bezczynnie z sierpem w ręku
przyglądając się pracującym. Wreszcie powoli zaczął podchodzić w stronę rowu,
przeskoczył go, rzucił za siebie kapelusz i uciekł.
Kiedy księdza Bosko spytał, co by to miało znaczyć, usłyszał odpowiedź: Ty
będziesz studiował teologię. Następnie zrzucisz suknię klerycką – I tak się stało. Ów
kleryk odbył 4 lata teologii w Oratorium, dwa w Asti, a odprawiwszy rekolekcje przed
święceniami poszedł do domu rodzinnego na jeden dzień i więcej nie wrócił.
Kleryk Vaschetti bardzo dużo i dzielnie pracował w kolegium w Giaveno, ale
ks. Bosko widział go oddającego się z pola żniwa i przeskakującego fosę. Gdy mu to
348

35.9 Page 349

▲back to top


ksiądz Bosko powiedział, ten zawołał: Tym razem, to doprawdy śniło się księdzu
Bosko. Okazało się jednak, że po kilku latach opuścił Zgromadzenie.
Kiedy kl. Pagnano spytał księdza Bosko, co robił przy żniwach, usłyszał
odpowiedź: Ciebie widziałem daleko, daleko przy żniwach wśród łanów, tak że
z trudnością cię poznałem. Tam pracowałeś między ludźmi na pół nagimi.
O prawdziwości widzenia przekonał się Fagnano, kiedy znalazł się na polu
swej pracy misyjnej w Ziemi Ognistej wśród Patagończyków.
Dominikowi Belmonte, którego widział ks. Bosko prowadzącego wóz
z zaprzęgiem powiedział:
- Ty przysporzysz chwały bożej przez muzykę.
Rzeczywiście Belmonte był dzielnym kompozytorem, jednym z Głównych
Przełożonych Zgromadzenia i zdziałał bardzo wiele dobrego, co wyobrażał ów wielki
naładowany wóz.
Następny wieczór, 5 maja, dawał ks. Bosko wyjaśnienia na pytania
młodocianych słuchaczy. Zapytany, co oznaczała owa noc. On sam oświadczył, że
zbliża się śmierć według słów Zbawiciela. I tu zamilkł, tak, że zrobiło to wielkie
wrażenie na obecnych. Po czym zapytano go, jakby mu można przedłużyć życie.
- Dwa byłyby do tego środki; pierwszy, żebym nie miał podobnych snów,
które nadzwyczaj mnie męczą; drugi, żeby ci zatwardzali w złym nie zmuszali Pana
Boga, by ich karał.
- Co oznaczają figi i winogrona?
- Figi i winogrona częściowo dojrzałe częściowo nie, oznaczają zdarzenia
poprzedzające ów wieczór, a inne, które dopiero nastąpią w Oratorium. Figi zwłaszcza
oznaczają ważniejsze wypadki. Zresztą – mówił dalej ks. Bosko – w tym względzie
miałbym wam dużo do powiedzenia, ale nie wypada teraz, może poruszę to przy innej
okazji. Dodam też, iż figi mogły być symbolem chłopców już dojrzałych, by
ofiarowali się Bogu na służbę ołtarza, albo też tych, co mają przenieść się do
wieczności.
Nie jest wyraźne, dlaczego ks. Bosko nie chciał ich jeść. Ks. Lemoyne
tłumaczy to tym, iż mogły być gorzkie, czyli wyrażać różne nieprzyjemności, jakie
349

35.10 Page 350

▲back to top


miały go spotkać.
Owo pole, gdzie ks. Bosko za młodu pracował, to symbol Oratorium,
miejsca dalszej pracy jego i jego następców.
- Przypominam wam drodzy chłopcy, kończył ks. Bosko – owe trzy słowa:
„labor, sudor, fervor – praca, umartwienie, modlitwa” Przez te trzy środki odniesiecie
zupełne zwycięstwo, ilekroć szatan chciałby was kusić do nieczystości.
Pytano dalej o kłódkę. Ksiądz Bosko przypomniał tylko słowa swego
Towarzysza: „By zdjąć kłódkę, potrzeba się upokorzyć i wyznać ze skruchą swe
grzechy”.
- „Kto to są ci, co pracują na polu?
- Są to ci, co powołani są do stanu kapłańskiego; ja wiem również kto zostanie
kapłanem, a kto nie. Nie myślcie jednak, że rzemieślnicy pracujący przy żniwach byli
wykluczeni od koszenia zboża.
- Co znaczą kwiaty zbierane w ogrodzie i posiłek przy stołach?
- Niektórzy chcieli iść żąć zboże, ale ks. Provera nie dawał im sierpa, gdyż nie
byli jeszcze zdolni do pracy; zwrócił uwagę jednemu, że brak mu dwu kwiatów,
innemu, że jednego;.
„Chłopcy zapytywali, czy po kolejnych obrotach w każdym 10-leciu widział
jeszcze swych pierwszych synów stale w tej samej pozycji. Czy raczej zmienili się na
lepsze, względnie na gorsze.
Tego nie chciał powiedzieć, tylko dodał:
- Przykro jest bardzo i zniechęcenie mnie ogarnia, gdy widzę zmiany, jakim
człowiek ulega w ciągu życia. Zapewniam was, iż gdybym w młodszych latach
przewidział to, co mnie od paru lat spotyka, byłbym do wszystkiego stracił odwagę.
Chłopcy wyrażali zdziwienie, kiedy usłyszeli opowiadanie księdza Bosko
o licznych domach, zakładach, sierocińcach, jakie miały w przyszłości do niego
należeć, bo na razie miał tylko samo Oratorium na Valdocco. Ale na to powtórzył
tylko:
- Zobaczcie, zobaczcie!.
350

36 Pages 351-360

▲back to top


36.1 Page 351

▲back to top


Więcej szczegółów ze snu opowiadał ksiądz Bosko osobno swym klerykom.
Między innymi zdradził im sekret, że wśród pracujących przy żniwie widział dwu,
którzy zostaną biskupami. Wiadomość ta lotem błyskawicy rozniosła się po całym
Oratorium. Wszyscy prześcigali się w zgadywaniu. Prawie wszyscy sądzili, iż jednym
z nich będzie Cagliero. I nie omylili się. Drugim, na którego stawiali, miał być Paweł
Albera. Nikt nie pomyślał o młodziutkim Jakubie Costamagna, uczniu gimnazjum,
któremu coś podobnego nie przeszło przez głowę, choć miało się urzeczywistnić po
kilkudziesięciu latach.
„Tymczasem ks. Bosko – powiada kronika, przeniósł do gimnazjum
niektórych aprendystów pracujących przy koszeniu, między innymi młodzieńców:
Craverio, Tamona oraz trzeciego introligatora, którego nazwiska nie wymienił.
Czwartym był krawiec, którego widział we śnie wyrywającego chwasty.
Opowiadanie powyższego snu nastroiło i zachęciło chłopców do nabożeństwa
Maryjnego. Pewien chłopiec nazwiskiem Parigi, późniejszy świątobliwy kapłan, gdy
na lekcji religii była mowa o niebie doznał ekstazy, iż musiano go „cucić” by uważał
na lekcji. Bardzo zależało księdzu Bosko na tym, by wpoić im synowskie nabożeństwo
do Matki Najświętszej na całe życie.
Ksiądz Bonetti w swym „25-ciu Oratorium, na Valdocco”pisze: „Pan Bóg
błogosławił owe zabiegi zbawiennymi owocami. Jak pamięcią sięgam, owe lata były
doprawdy najlepsze pod względem pobożności i moralności. Tak studenci jak
aprendyści współzawodniczyli ze sobą w dobrym sprawowaniu się odpowiadając
wysiłkom swych wychowanków. Owe lata, rzec można, stanowiły złoty okres
Oratorium i pragnący można, by wróciły i objęły wszystkie zakłady obecne
i przyszłe”.
„Cnota chłopców – kontynuuje kronika – była zasługą księdza Bosko, lecz
jego zdrowie było nadszarpnięte. A pomimo to, 7 maja, wieczorem osobiście uczył
chłopców pieśni: „Noi siamo figli di Maria”.
Pytany o zdrowie odpowiadał: Gdybym miał dać radę takiemu, kto by się
znalazł w mych warunkach, to kazałbym mu iść do łóżka i oddać się w ręce lekarzy.
Sam jednak nie chcę tego robić, bo przepisywaliby mi leki jeden po drugim,
puszczaliby krew, zmuszali leżeć, tym bardziej w wypadku krwotoków żołądka, co oni
351

36.2 Page 352

▲back to top


uważają za stan groźny.
„Gdy chłopcy odeszli do sypialń, powiedział do księży i otaczających
kleryków: Nigdy nie myślę, że śmierć nagła może przeciąć moje plany, lecz robie
wszystko tak, jakby wcale o tym nie myślał. Cóż, zaczynam przedsięwzięcia, choć nie
będzie czasu doprowadzić je do końca, nie szkodzi; zrobi się, ile się da, choćby to był
ostatni mój dzień. Pracuję tak, jak gdybym nigdy nie miał umierać.
„W niedzielę 12 maja, odbyła się konferencja dla Salezjanów. Ks. Bosko tak
przemówił:
- Na ostatniej konferencji była mowa o miłości wspólnej wszystkim ludziom
na świecie, to jest, jak zyskiwać sobie przyjaciół, a nie mieć wrogów. My jednak
winniśmy praktykować inny stopień o wiele wyższy: winniśmy naśladować Boskiego
Zbawcę, który „począł czynić i nauczać”. Więc naprzód czynić, tj. praktykować
miłość względem siebie samych, by się zbawić, przezwyciężyć naszą pychę. Będzie tu
niekiedy jakiś przepis Reguły, który nam się nie podoba; nie trzeba się zniechęcać.
Przezwyciężyć ów wstręt dla miłości Jezusa Chrystusa i dla nagrody, jaką nam
przygotował. Tak stopniowo przyjdziemy do doskonałego posłuszeństwa. A to jest
rdzeń całego życia zakonnego:
„Kto chce iść za mną, niech zaprze samego siebie, weźmie krzyż swój
i naśladuje mnie”. Zaprzeć swą wolę, nieść krzyż codziennie jak mówi św. Łukasz
i naśladować Zbawiciela.
„Po konferencji klerycy otaczający księdza Bosko, usilnie pytali go o zdrowie.
On odrzekł: Powziąłem sobie następujące postanowienie: wstawać na głos dzwonka,
potem pracować do godziny 6,45, lecz dotąd nie mogłem tego dotrzymać. Zdawało mi
się, że czuje się dobrze, więc wstaję o zwykłej godzinie: uczułem jednak ból oczu i nie
mogłem pracować. W dniu następnym było tak samo; trzeciego dnia musiałem
pozostać w łóżku do późnej godziny.
„Po pacierzach wieczornych ks. Bosko stanął na podium. W owych dniach
kilku chłopców opuściło własnowolnie zakład, ponieważ nie chcieli się poprawić.
Ks. Bosko mówił:
- Nowenny są zwykłe fatalne dla niektórych chłopców. Tak było zawsze za
352

36.3 Page 353

▲back to top


mojej pamięci. Obecne jesteśmy w połowie nowenny do Zielonych Świąt, a oto już
wyjechało czterech. Księże Rua! Możesz mim powiedzieć powód tego?
- Myślę, że to skutek modlitw o pomyślny stan domu i Pan Bóg je wysłuchuje,
tak, że źli odchodzą. Nowenny zawsze spełniają tę wolę.
- Dobrze, Pan Bóg okazuje nam szczególna łaskę, jakby namacalnie
wskazując tych, co winni ten dom opuścić. Wpływa też na niejednego, który pozostaje
jeszcze w domu. Dałem im poznać ten głos boży mówiąc: Słuchajcie, czy chcecie
wejść w siebie i poprawić się? Cóż, nie posłuchali na swe nieszczęście, My jutro
weźmiemy sobie następującą wiązankę:
„Pomyśleć, jak w przeszłości odpowiadaliśmy łasce Bożej, i jak jej
odpowiemy na przyszłość”.
353

36.4 Page 354

▲back to top


ROZDZIAŁ LXIX
Święty zdecydował się przystąpić do wykonania prac budowlanych
zaplanowanych około powiększenia lokali Oratorium. Powierzyłem je majstrowi
Karolowi Buzzettiemu kontraktem z 15 mają. Miało się natychmiast przystąpić do
dzieła.
Zawsze przy robotach budowlanych zdarzały się wypadki. Widocznie
wzorowe sprawowanie się tylu chłopców i gorliwość przełożonych około ich dobra
były nieznośne dla piekła, które za dopustem bożym srodze się mściło. Podobnie było
i teraz, o czym za chwilę opowiemy. Oprzemy się na notatkach księdza Bonettiego,
ks. Dominika Ruffino, Józefa Reano, Piotra Enria i innych świadków.
Był to wieczór 15 maja. „Ksiądz Bosko – pisze Eneria – odsyłając chłopców
na spoczynek powiedział: Módlcie się i bądźcie zawsze przygotowani na śmierć, która
może przyjść w każdym momencie. Patrzcie:, co dzień zdarzają się wypadki śmierci;
ktoś spadnie z wysokości, zamordowany przez bandytów, z zawału, czy apopleksji, od
piorunu itp. Jeśli jesteśmy przygotowani, nie powinniśmy się lękać śmierci.
Zdawało się, że ksiądz Bosko coś złego przeczuwał, gdyż polecił odmówić 3
Zdrowaś Maryja o zachowanie od nieszczęść w nocy. Chłopcy poszli do swoich
sypialń. W sypialni św. Alojzego, na ostatnim piętrze budynku, przed spaniem
odmawiano modlitwę do Matki Boskiej, jak zwykło się w maju. Było tam 60
aprendystów z klerykiem Janem Bonetti, ich asystentem.
Przed pójściem na spoczynek wszyscy klęcząc odmówili koronkę do Matki
Boskiej Bolesnej, a kl. Bonetti dodał jeszcze 3 Zdrowaś mówiąc: Odmówmy je
o zachowanie nas tej nocy od nieszczęścia.Poczem wszyscy pokładali się spać.
Ks. Bosko w swym pokoju pod sypialnią chłopców jakoś nie mógł
zdecydować się położyć i zasiadł przy stoliku do pracy. Nie mógł jednak pracować
przy słabym świetle i począł przechadzać się po pokoju. Wreszcie znużony około
godz. 11. poszedł do łóżka. Ledwie zasnął, a oto miał wrażenie, jakby go targano za
354

36.5 Page 355

▲back to top


włosy, lub jakby gryzły go komary. Opędzał się rękoma, lecz bez skutku.
Po północy, gdy cały dom pogrążył się w pierwszym śnie, powstała
gwałtowna burza z piorunami. Nie upłynął kwadrans, gdy dał się słyszeć gwałtowny
trzask, od którego zatrząsł się cały dom. Potem wszystko pogrążyło się w grabowej
cieszy. W pewnej chwili dał się słyszeć w pokoju księdza Bosko dzwonek. Reano
i Rossi śpiący obok księdza Bosko w pokoiku, obudzili się i zapaliwszy świecę
pobiegli z pomocą.
Biedny ks. Bosko znalazł się w opresji. Piorun uderzył w komin przy jego
pokoju, rozbił mur, przewrócił odgromniki, obalił szafę z książkami i poprzewracał
wszystko na stole. Prąd elektryczny przebiegł po metalowym łóżku i unosząc go wraz
z ks. Bosko nad ziemią cisnął do przeciwległej ściany z taką siłą, że ks. Bosko wypadł
na podłogę ogłuszony. Siedząc tak na ziemi w ciemności namacał cegły, kamienie
i gruz. Powstawszy próbował zorientować się, gdzie się znajduje, obawiając się wpaść
w jakiś dół lub spowodować obsunięcie się muru. Wreszcie namacał kropielnicę nad
swym łóżkiem, sznurek od dzwonka i zadzwonił. Usłyszeli go właśnie Reano i Rossi
i przybiegli z pomocą.
Odetchnęli spostrzegłszy przy świetle świecy, że ich przełożony nie poniósł
szkody.
- Patrzcie, co to się stało z moim pokojem, mówi ks. Bosko spokojnie
i opanowany.
Młodzieńcy stwierdzili uszkodzony komin, kupę gruzu w pokoju, cofnięte pod
przeciwległą ścianę i przewrócone biurko.
- Och, co za głupi piorun! Bez mego pozwolenia dostał się do mego pokoju,
poprzewracał mi wszystko i wyrzucił mnie z łóżka. Cóż ty na to Rossi? Nie dasz mu
dzisiaj obiadu!
Gdy to się działo w pokoju księdza Bosko, w sąsiedniej sypialni aprendystów
był o wiele większy bałagan. Piorun obalił dwa kominy, zniszczył częściowo dach,
tak, iż gruz i dachówki spadły na łóżka śpiących chłopców. Trudno opisać ich
przerażenie. Płacz, nieopisany zamęt i ucieczka, słowem koniec świata.
Obudzony łomotem kleryk Bonetti wstał przerażony, zapalił świecę
355

36.6 Page 356

▲back to top


i przechodził obok łóżek śpiesząc z pomocą. Poczem posłał po księdza Bosko.
A cóż w tym czasie z księdzem Bosko? Świadkowie opisują: Zaledwie
ks. Bosko zamienił z nimi kilka słów, usłyszeliśmy gwałtowne pukanie do drzwi. To
chłopiec Daallario posłany przez kl. Bonettiego, donosił: Spadł piorun, sufit jest
zburzony, chłopcy przysypani. Niektórzy martwi.
Ks. Bosko zawołał: O mój Boże, niech się dzieje twoja wola!.
„Pobiegłem na górę. Przekroczywszy próg sypialni uczułem zapach siarki,
usłyszałem płacz i narzekanie. Przeszło dwie trzecie sufitu zrujnowane. Gorzej, bo
zastałem paru chłopców pokrwawionych, kilku porażonych piorunem, jeden miał
twarz oparzoną; inny jeszcze na łóżku prawie martwy, spryskiwany przez chłopców
wodą. Kilku nie dawało znaku życia.
„Wróciłem do księdza Bosko, by zreferować stan rzeczy. On zdążył się ubrać
i szedł za mną ze spokojem na miejsce wypadku.
Na schodach spotkaliśmy jakiegoś chłopca, który mówił:
- Uderzył piorun, trzydziestu chłopców zabitych!
- No, no idź zobacz lepiej – poprawił Święty.
Wszedł do sypialni opanowany, z uśmiechem dodając ducha wszystkim: Nie
bójcie się chłopcy, mamy w niebie dobrego Ojca i Matkę, którzy czuwają nad nami.
Podszedł do łóżka tych, co zdawali się być bardzo porażeni. Przekonał się, że
nie jest tak źle, jak mu początkowo doniesiono. Były tylko zadraśnięcia i chwilowe
ogłuszenia. Tego, który dotychczas nie reagował, udało się księdzu Bosko wołając po
imieniu przywrócić do życia. Ostatni niedający znaku życia był ranny: trzcina z sufitu
spadając z tynkiem przebiła mu policzek i utkwiła głęboko sięgając aż po prawe oko.
Ks. Bosko początkowo próbował mu ją wyjąć palcami; gdy się nie udało,
zawołał po nożyce i za pomocą nich wyciągnął obce ciało z rany. Wtedy ranny się
poruszył wrzeszcząc:
- Ty draniu, daj mi spać!
Wszyscy buchnęli śmiechem na widok martwego, który nagle ożył.
Zakrzątano się, by opatrzeć rany i zadraśnięcia poturbowanych chłopców, co trwało
356

36.7 Page 357

▲back to top


dość długo. Wtedy ks. Bosko odetchnął: No, dziękujmy Bogu i Matce Najświetszej za
ocalenie nas od wielkiego niebezpieczeństwa biada gdyby powstał był pożar, może
wtedy nikt by nie ocalał. Odmówiono przed ołtarzykiem Madonny Litanię.
Nikt już nie chciał kłaść się spać. Prawie wszyscy poszli do kościoła na Mszę,
w czasie, której przystąpili do Komunii św.
Rano, na widok pierwszych aprandystów na podwórzu, gimnazjaliści dziwili
się usłyszawszy o wypadku z piorunem.
Tymczasem Święty kończył spowiadać chłopców. W czasie Mszy
celebrowanej przez ks. Bosko była komunia generalna /…./
Klerycy odwiedzili księdza Bosko w pokoju, zaniepokojeni, czy nie ucierpiał
na zdrowiu. Przyjął ich ze zwykłym uśmiechem mówiąc: To już po raz trzeci mamy
kłopot z piorunem.
Przy pierwszych dwóch razach nie mogłem czytać i pisać,gdyż napadała mnie
senność Obawiam się, że to ostatnie uderzenie odbije się ujemnie na mym zdrowiu.
Przecież powiedziałem do pioruna: Tylko trochę grzeczniej ze mną! – W każdym razie
jest to jedna z większych łask Madonny.
Musiał to stwierdzić, gdy nieco póżniej poszedł oglądać szkody. Dach
sypialni kryty dachówką ocieplony był warstwą trzciny powiązanej drutem z nałożoną
zaprawą. Otóż piorun stopił drut i porozrzucał maty bez niczyjej szkody.
Dobrodzieje, którzy w ciągu dnia oglądali budynek, mówili, że piorun
powinien był zmasakrować chłopców i dziękowali Bogu, że tylko na tym się
skończyło.
Po obiedzie, Święty w otoczeniu kleryków i młodzieży przypisywał ten
wypadek szatanowi żartując:
Ten grubianin nie zna reguł dobrego wychowania i jest to wielki podlec
boksuje aż do złamania kości. Ale słaby z niego artysta, nie potrafi dyrygować i nie
zna harmonii uderza spóźniony powodując dysonans nie do wytrzymania dla śpiących.
Tego samego dnia przybył ks.kan Anglesic, gratulując księdzu Bosko – oczywisty to
dowód wściekłości szatana. Sprawił tym księdzu radość, jakby otrzymał jakiś wielki
awans, czy szczęśliwy los.
357

36.8 Page 358

▲back to top


W tych dniach niektóre przewrotne dzienniki rozsiewały kłamliwe wieści, że
na skutek uderzenia piorunu w zakładzie były liczne ofiary.
Już dawniej przestrzegano księdza Bosko z powodu jego skandalicznie
zacofanych poglądów społecznych sugerowano, by stawał się więcej okazywać
‘patriotyzmu”. Obecnie Gazetta del Popolo, ze źle maskowaną nienawiścią z powodu
nieudanych zamachów na Oratorium w roku ubiegłym, pisała 20 maja 1861 w noc
z poniedziałku na wtorek, piorun uderzył zgadnijcie na kogo – właśnie na rozsadnik
pomyleńców, których ksiądz Bosko (nowoczesny Loriguet sławny ze swej historii
Włoch sprzyjającej Austrii) zbiera po ulicach i kształci według swych zasad, by
zaludniać kraj świętoszkami.
Jeden został zabity od pioruna, inni są ranni. Gdyby to było kolegium
liberalne, wówczas księża wołaliby „Oto Palec Boży’’ – Ponieważ mamy jeszcze
pewien respekt dla tego Palca, dlatego nie posądzimy go jeszcze o zabójstwo.
„Na ten temat pisał ks. Bonetti, nadmienić trzeba, że Gazetta del Popolo
publikowala te wieści jeszcze w tydzień po fakcie, i to w Turynie, gdzie przecież
można było sprawdzić to na miejscu, lecz co do samego Oratorium, to cały świat wie
o tym że ci „świętoszkowie i pomyleńcy”,to dzisiaj wzorowi urzędnicy, adwokaci,
profesorzy, oficerowie, kapłani, kwalifikowani pracownicy, którzy pracują z korzyścią
we własnej ojczyżnie oraz niosą dobrodziejstwa wiary i cywilizacji ludom
barbarzyńskim”.
W niedzielę Zielonych Świąt odśpiewano w Oratorium dziękczynne Te Deum
Bogu za ocalenie. Z tej okazji niektórzy przełożeni wyrazili wobec księdza bosko
życzenie, by postarał się dla domu o odgromnik.
Doskonale, umieścimy statuę Madonny, Matka Najświętsza broniła nas od
piorunu aż dotąd, tak iż byłoby niewdzięcznością z naszej strony, gdybyśmy się
uciekali do innego środka a nie do Niej.
Jej opieka okazała się w sposób jawny raz jeszcze w tym roku.Otórz Karol
Buzzetti spiesznie wykonywał prace sobie zwierzone,tak iż w listopadzie dzieło było
gotowe. Należało jeszcze uporządkować suteren przeznaczony na kantynę, gdy
nieoczekiwanie runęło sklepienie,,przysypując czterech robotników pracujących przy
358

36.9 Page 359

▲back to top


usuwaniu rusztowań. Jeden zawisł w powietrzu przy łuku wspornym sklepienia i
doczołgał się szczęśliwie do okna, drugi utrzymał się również przy części
niezawalonego łuku w kącie.Trzeciego ocaliła belka zsuwająca się ze sklepienia,
zasłaniając go od spadającego gruzu Czwarty został przysypany gruzem, lecz dzięki
szczególnej opiece Matki Najswiętszej został wydobyty bez ciężkich obrażeń, tak iż
zdrowie jego nie doznało szwanku.
Ksiądz Bosko zawiadomieniu o nieszczęściu pobiegł na miejscu wypadku, a
dowiedziawszy się od Buzzettiego, że nikt nie zginął, ze zwykłym uśmiechem rzeczeI
tym razem szatan włożył tu swój ogon;lecz odwagi pójdziemy naprzód!
Którejś nocy po tym nieszczęściu, ksiądz Bosko miał sen, który mu
przypomniał podobny fakt z roku 1856 gdy spadły sklepienia drugiego piętra domu.
Zdawało mu się, że jest w swym pokoju zasmucony ta katastrofą i widzi wchodzącego
kanonika Gastaldiego, który odzywa się.
Księże Bosko, niech się ksiądz nie martwi tą ruiną domu ksiądz Bosko
spojrzał nań: ks. Kanonik powtórzył. Tak, niech się ksiądz nie przejmuje że dom
zburzony na jego miejscu powstaną dwa inne jeden dla zdrowych,drugi dla chorych.
Ks,Bosko zawsze przypominał sobie ów sen i obietnicę, w przekonaniu że
istotnie powstanie przyległy do Oratorium budynek szpitalny zaopatrzony we
wszystkie, co konieczne dla salezjanów i chorych chłopców. W latach poprzednich
żalił się często, że z konieczności zmuszony był posyłaćdo publicznych szpitali swych
chorych, Wprawdzie czuwano nad porządkiem i normalnością, lecz mimo to niektórzy
chorzy dawali publiczne zgorszenie swa niereligijnością.
Święty uznawał konieczność budowy odpowiedniego szpitalika dla chorych
współbraci i chłopców. na razie jednak nie mógł wykonać swego planu i odkładał to
na przyszłość.
Tymczasem wykończono nowy budynek wraz z porty katem od zachodu.
Ksiądz Bosko kazał umieścić na murze następujące napisy.
I. Tu es Petrus, et super hane petran aedificabo Ecclesiam meam, et ortae
inferi non praevalebunt adversus eam. Ty jesteś Piotr –opoko, a na tej opoce zbuduję
Kościół mój i bramy piekielne nie zwyciężą go”(it.16,16).
359

36.10 Page 360

▲back to top


II. Viam aquilae in coelo,viam colubri super petram, viam navis in medio
maris,at viam vini in adolescentia ignoro- trzy rzeczy są dla mnie trudne,a czwartej
zgoła nie wiem:drogi orłowej w powietrzu,drogi wężowej na skale,drogi okrętu pośród
morza i drogi męża w młodości”(Przyp.30.19)
III. Nemo adolescentiam tuam contemnat:sed exemplum esto fidelium in
verbo,in conversatione, in charitate, in fide, in castitate-młodością twoją niech nikt nie
gardzi,ale bądż przykładem wiernych w mowie,w obcowaniu,w miłości,w wierze,w
czystości”(1Tymot.4,12).
IV. Ossa ejus implebuntur vitiis adolescentiae ejus et cum eo in pulvere
dormient-kości jego będą napełnione występkami młodości jego i z nim w prochu spać
dędą”(Job 20,11).
V. Bonum est viro cum portaverit jugum ab adolescentiasus-dobrze jest
mężowi gdy nosi jarzmo od młodości swojej.(Jer.Tr.3,27).
VI. Confiteberis vivens, vivus e senus confiteberis et laudabis Deum et
gloriaberis in miserationibus illius-będziesz wysławiał żyjący,żywy i zdrowy, będziesz
wysławiał i chwalił Boga i będziesz się chlubił w jego miłosierdziu.(Syr.17,27).
VII. Et baptizabantur ab eo in Jordane confitentes peccata sua-i byli chrzczeni
przez niego w Jordanie spowiadając się z grzechów swoich”(Mt.3,6).
360

37 Pages 361-370

▲back to top


37.1 Page 361

▲back to top


ROZDZIAŁ LXX
Wracamy do naszego wątku przerwanego wypadkiem piorunu oraz
wzniesieniem nowego skrzydła Oratorium.-Przepowiedzane zgony w Oratorium
sprawdziły się w dwóch wypadkach ciężkich chorób, a 17 maja, jak notuje ks.Ruffino,
zaniesiono Wiatyk chłopcu Pavesi. Ten jednak mając silny organizm wyzdrowiał
zupełnie.
„Lecz z końcem maja wystąpiła w domu zarożliwa jaglica,na którą chorowało
w czerwcu i lipcu wielu chłopców. K siądz Bosko osobiście przygotował im pewne
lekarstwo, które w trzech dniach przynosiło dobry skutek.
Istota rzeczy polegała na właściwym sposobie jego stosowania.Oto chory,
wieczorem, przemywając oczy miał wymawiać akt strzelisty: ‘’Święta Maryjo Matko
Boża módl się za mną ‘’
Rzecz dziwna! Gdy sam ks,. Bosko przykładał swój lek, kazał chłopcu kilka
razy powtarzać z synowską ufnością wspomniany akt strzelisty – to w tej samej chwili
oczy chorego obficie się łzawiły, a w przeciągu niecałego kwadransa były czyste i
zdrowe. Obecnie zaś ( w lipcu nie podsuwał, by proszono o natychmiastowe uleczenie
i zazwyczaj w ciągu3 dni chorzy bywają uzdrowieni.
Sam również świadczę o tym, co ksiądz Bosko potwierdził. Wszystkim było
widoczne, że Lekarka Niebieska udzielała zdrowia fizycznego swym synom.
Osobiście ks Bosko cierpiał na wiele dotkliwych niedomagał i jemu również
udzieliła się choroba oczu. Sam jednak nie chciał używać lekarstwa, jakie podsuwał
innym, przyjmując dolegliwości z ręki Boga jako okazję pokuty, zdając się na wolę
Bożą.
Wspomina o tym kronika ‘’ksiądz Bosko pewnego wieczoru czerwcowego
powiedział do kleryków – Znajdowałem się w pokoju, a nie mogąc pracować ze
względu na ból oczu, zdrzemnąłem się. Wtedy zdawało mi się, że widzę przed sobą
kleryka, który mówił – zamierzam zdjąć sutannę.Odpowiedziałem Mu: To chciałem
sam ci powiedzieć. Proś jednak pierwej Pana Boga, by ci okazał swą wolę.
Zdawało mi się, że ów kleryk wyszedł z pokoju a, ja obudziłem się.- Ów
361

37.2 Page 362

▲back to top


kleryk nie jest z liczby byłych, lecz obecnych kleryków w domu.
Zdaje się, że zrozumiał on, o co chodzi i poważnie zastanawia się nad sobą.
Wspomnieliśmy wyżej, jak niektórzy klerycy na próżno zabiegali o
sportretowanie księdza Bosko. Otóż czytamy w kronice ks Ruffino: Dzisiaj 19 aja
w dniu Zielonych Świąt Franciszek Serra wychowanek Oratorium wykonał portret
księdza Bosko za pomocą dagerotypu. Początkowo wykonał go pojedynczo samego,
póżniej w grupie chłopców. Dwa dni póżniej jeszcze raz zdejmował jego portret
w trakcie spowiadania chłopców. Ksiądz Bosko nie zgadzał się, aż dopiero po wielu
naleganiach Serry. Powyższe portrety były wyłącznie przeznaczone na użytek
w Oratorium i ks. Bosko nie chciał, by były reprodukowane. Bellisio skopiował je
kratką.
Towarzyszyły temu pewne szczegóły upiększające dzieło w sposób
zadziwiający będąc przedmiotem wielu uwag i rozmów chłopców.
Ks. Bonettipisze:Jestem przekonany, że ksiądz Bosko nigdy nie dał się
nakłonić wyjść z pokoju dla tego celu. Dlatego najstarszy z wychowanków w domu
Janek Cagliero ukląkł przed nim prosząc go w imieniu chłopców o zrobienie im tej
przyjemności pozowania z nimi do portretu. Ksiądz Bosko nim zasiadł do pozy
odezwał się do Serra:- wiedz, że tylko jakieś trzy czy cztery razy dałem się nakłonić
prośbą niektórych familii w Turynie do pozowania, ale żaden portret dobrze się nie
udał. Ostatnio poszedłem z kilku chłopcami do najlepszego fotografa w Turynie,pana
Dubois. Artysta szkicował sam i jego pomocnicy, lecz próby nie wypadły pomyślnie.
Zdumiewali się twierdząc, że dotychczas im się cos podobnego nie przydarzyło. Ja
żartowałem mówiąc: Jeśli chcecie wykonać dobrze mój portret, musicie iść wprzód do
spowiedzi. Teraz to samo muszę powiedzieć,jeśli jesteś w łasce Bożej, to dobrze,bierz
się do dzieła; inaczej będzie czas stracony.
Serra zabrał się do dzieła, zrobił pierwszy portret niezbyt udany, poprawiał go
raz drugi i trzeci, wreszcie się udał.
Wówczas chłopcy poczęli wołać:Serra jest w łasce Bożej!Gdy miano
wykonać zdjęcie ks. Bosko w dużej grupie chłopców, ten powiedział ci, co nie mają
zbyt czystego sumienia nie stają przed kamera, bo wyjdą brzydko!
362

37.3 Page 363

▲back to top


Tak w sposób żartobliwy wpajał chłopcom myśl, jak wielkim nieszczęściem
jest utracić łaskę Bożą, co czyni duszę, pomimo wybitnych przymiotów fizycznych,
brzydką i odrażającą.
Przy tej okazji opowiedział nam następujący sen.
Bogate w zadziwiające wydarzenia następowały dni miesiąca maja, a sen o
kole wzbudzał w sercach nowe decyzje i powołania.
20 maja- pisze ks. Ruffiino ks. Bosko powiedział na słówku wieczorowym
pragnąłbym bardzo, by każdy chłopiec jako owoc nabożeństwa majowego zrobił
postanowienie jedno Bogu a drugie mnie można wypisać je na bileciku podpisać się
i doręczyć mnie. Ja również uczynię tak samo złożę Panu Bogu obietnicę, którą wam
powiem. Zrobię również przyrzeczenie wam samym i niektórym powiem prywatnie,
a innym ogólnie. To, co wam polecam, to nie jest rozkaz bezwzględny, kto nie chce
nie jest zobowiązany, lecz jeśli to wykonacie, zrobicie mi wielką przyjemność”.
Rosła, więc liczba ochotników, którzy dobrowolnie pozostali przez kilka lat
z księdzem Bosko pomagając mu w Oratorium.
Czytamy w protokółach Kapituły.
21 maja 1861, ksiądz Bosko w pokoju zebrał Kapitułę i zarządził głosowanie
nad przyjęciem do zgromadzenia dwóch kandydatów Ks. Ciattino z Portagomanno, b,
proboszcza Maretto w diec,Asti, oraz Antoniego Tresso z Front. KsCiattino otrzymał
pełne głosy, lecz przyjęty został jako ekstern, ze względu na to, że zaraz nie mógł
wstąpić do życia wspólnego. Tresso otrzymał jeden głos negatywny.
3 czerwca na zebraniu Kapituły T-wa Salezjańskiejgo zostali przyjęci do
Zgromadzenia: Konstanty R. z Buska,Dominik Parigi z Chieri, Franciszek Rebuffo z
Genui.-Parigi liczył 16 lat życia, inni dwaj po 15 „Tego samego dnia, gdy świętobliwy
kapłan ks. Ciattino wstępował do Zgromadzenia,przybył do Oratorium jego
przyjaciel,ks.Barbero proboszcz Villa S.Sekondo.Prosił on ks. Bosko by pomodlił się
o deszcz, gdyż w jego okolicy panowało posusza.
Proszę wracać i zapowiedzieć ludziom nowennę.Z rana odmówić modlitwę
przed Najśw. Sakramentem, pod wieczór urządzić nabożeństwo do Matki Boskiej.
Zachęcić lud tymi mniej więcej słowy:Odprawmy tę nowennę na przekór ks. Bosko,
363

37.4 Page 364

▲back to top


który nie chciał dać nam deszczu. Poważnie zastrzec żeby w czasie nowenny nie
popełniono żadnego grzechu.
Ależ, w jaki sposób można dotrzymać tego warunku? Jak poznać,czy ludzi
zastosowali się do jego rady? Wyglądać to może na wybieg.dwustu być może
powstrzyma się od grzechu, a za kilku mają cierpieć wszyscy?
Niestety, popełnić grzech znaczy zrezygnować z dobrodziejstwa, względnie
zaprzeczyć,że się je otrzymało.
-Dobrze uczynię, co ksiądz radzi, lecz jeśli nie spadnie deszcz,to niech ksiądz
sam przyjedzie i wyjaśni przyczynę, dla czego nie padało.
Dobrze przyjadę sam by wytropić grzeszników.
Zastosowano się do życzenia ks. Bosko. Deszcz spadł pod koniec nowenny
gorliwie odprawianej. ‘Ksiądz Bosko wybierał się na wycieczkę z wychowankami do
Villa S.Sekondo.-ks.Rufino dodaje:-Ks.Bosko na parę dni przed przybyciem księdza
Barbero polecił swemu przyjacielowi udającemu się do Becchi: Proszę powiedzieć
owym mieszkańcom,by gorąco modlili się odmawiając w rodzinach różaniec,by
ominął ich huragan. Mieszkańcy wioski znając z doświadczenia prawdziwość
podobnych zapowiedzi księdza Bosko modlili się gorliwie, podczas gdy Święty
wszędzie rozszerzał nabożeństwo do Matki Boskiej Wspomożycielki
Wiernych,zwanej popularnie”Madonna di D.Bosko” W kalendarzu na rok
1860wydrukował po raz pierwszy: 24 maja dzień Matki Bożej Wspomożenia
Wiernych, a w 1861 pod tą datą; „Najświętszej Dziewicy” z tytułem zasłużonym
Wspomożenie Wiernych – Auxilium Christianorum” W taki sposób Letture
Catioliche stały się prekursorem tego chwalebnego nabożeństwa ogłaszając je pod tym
tytułem.
Na miesiącc czerwiec ukazał się zeszyt zatytułowany: „Wiktoryna i Eugenia,
czyli grzeczność i miłość” Wykazuje się w tym opowiadaniu,że grzeczność winno się
okazywać bez wyjątku wszystkim jako wykwit i wyraz zewnętrzny miłości bliźniego
nakazanej nam przez Pismo św. Przy końcu załączono kilka anegdot o Piusie IX.
Nabożeństwo majowe zakończyło się przedstawieniem komedii łacińskiej
„Minerwale”dedykowanej wybitnemu dobrodziejowi Oratorium, hrabiemu Xaweremu
364

37.5 Page 365

▲back to top


Prowane. „26 maja ksiądz Turchi odprawił swą Mszę Prymicyjną z towarzyszeniem
chóru i kapeli.Po obiedzie odbyła się akademijka, w czasie, której składano neomyście
kwiaty i utwory poetyckie. Po nieszporach odbył się koncert muzyczny, feerie i
iluminacja. Koniec miesiąca przyniósł szczególne łaski. Chłopiec B…opowiadał
pewnemu kapłanowi, swemu przyjacielowi o fakcie zachodzącym dość często w
Oratorium.Ten zreferował o tym księdzu Ruffino. „Ksiądz Bosko spytał raz prywatnie
chłopca owego,czy był u spowiedzi. – Owszem, byłem u tego i tego kapłana.Czy
otrzymałeś rozgrzeszenie?Tak jest. – Czy możliwe? Chyba nie Ależ tak, jak
najbardziej. Dlaczego ksiądz wątpi? Ponieważ nie wyznałeś wszystkiego.
Wyspowiadałem się ze wszystkich grzechów. A ja ci mówię, że nie. – Czy ksiądz
może wiedzieć lepiej ode mnie? Nie chcę widzieć lepiej od ciebie, lecz wiem, że nie
wyspowiadałeś się ze wszystkiego, na przykład to i tamto… Oh tego nie uważałem za
stosowne poruszać i odszedł zażenowany mrucząc ksiądz Bosko musi wiedzieć o
wszystkim. Ksiądz Bosko jednak nie stracił go z oczu i pewnego dnia znowu zagadnął.
No, co, kochany, załatwimy sprawy sumienia?Ależ ja nie śmiem spowiadać się u
księdza! Ja wcale nie chcę, żebyś się spowiadał się, sam wypowiem twoje grzechy,
tak, iż nie będziesz potrzebował nawet mówić. I tak zrobił. Wyszczególnił mu
wszystkie winy, z których nie śmiał się spowiadać. Chłopiec tylko przytakiwał, i to
wystarczyło, by dostał rozgrzeszenie. Po tej spowiedzi był tak zadowolony
i podniesiony na duchu jak nigdy w swym życiu. Obecnie należy do liczby naprawdę
wesołych i przykładnych chłopców.
365

37.6 Page 366

▲back to top


ROZDZIAŁ LXXI
Procesja Bożego Ciała w Turynie odbywała się zawsze z okazałą pompą, przy
udziale samego króla i rządu, senatorów, deputowanych oraz wojska. W tym roku już
nie brały udziału władze w tym akcie religijnym z następującego powodu.
Obchodzono dotychczas rocznica nadania konstytucji w drugą niedzielę maja, została
rozporządzeniem władz przeniesiona na pierwszą niedzielę czerwca. Tym razem kler
katolicki powstrzymał się od udziału w niej ze względu na to, że zatraciła swój
charakter religijny, nabrała charakteru czysto państwowego, podkreślając zjednoczenie
Włoch dokonane kosztem własności Papieża. Rząd w odwecie za to wydał zarządzenie
zabraniające pod władnym urzędom uczestniczenia w procesji Bożego Ciała.
50-letni prawie Cavour, po odzyskaniu zdrowia, odbierał hołdy od
demokratów uznających w nim główną sprężynę i sprawcę jedności włoskiej. Pan Bóg
jednak pokierował wypadkami inaczej. Covour po burzliwym posiedzeniu w Izbie
Deputowanych gdzie musiał wysłuchać wiele ostrych zarzutów pod swym adresem,
pod wieczór 29 maja, wróciwszy do swej rezydencji dostał ataku apoplektycznego.
Przyszedł jednak do siebie.
Nazajutrz nie słyszano dźwięków kapeli wojskowej, ani salw artyleryjskich,
nie zjawili się przedstawiciele władz ani senatorzy, by nieść baldachim i świece przed
Najswietszym Sakramentem.
Procesja odbyła się z całą pompa kościelną pisze Kan. Bellesio – a w miejscu
władz i deputowanych, szli w szpalerach chłopcy księdza Bosko w pobożnym
skupieniu, ze zbudowaniem patrzących tłumów wiernych.
2 czerwca, podczas gdy w całym państwie trwały obchody jedności Włoch,
Cavour dostał następnego gorszego ataku apopleksji. Ksiądz Bosko, 2 czerwca pisze
ks. Ruffino poleciwszy już przedtem modlitwy za umierającego ministra, powiedział
na słówku, w najbliższy czwartek odprawimy ćwiczenie dobrej śmierci. Pragnę byście
odprawili je dobrze, ponieważ znajduje się między nami ktoś, który, odprawia je po
raz ostatni. 6 czerwca, w oktawie Bożego Ciała, w rocznicę Cudu Najświętszego
Sakramentu w Turynie w 1453., hrabia Cavour przeszedł do wieczności. Co za dziwna
zbieżność! Osiągnął szczyty honorów państwowych, gdy ręką Wszechmocnego został
366

37.7 Page 367

▲back to top


strącony do grobu! Zaledwie przed 6 miesiącami wystąpił przed parlamentem
z dumnym oświadczeniem: Czy wiecie, co nastąpi w Europie za 6 miesięcy? Myślał
zapewne o zaborze Rzymu. – Natomiast w zapowiedzianym terminie sam zeszedł do
grobu nie mając niestety, czasu do naprawienia krzywd wyrządzonych Kościołowi. W
tym dniu młodzież przystąpiła do komunii Generalnej. A pod wieczór ks. Bosko
zawiadamiał ich o śmierci Cavoura robiąc uwagę. Opłakania godne, że Cavour,
niestety nie miał w ostatnich chwilach życia przy sobie kapłana. Ale miejmy nadzieje,
że za przyczyną św. Franciszka Salezego, od którego pochodził po kądzieli, Pan Bóg
dał mu łaskę pojednania się ze sobą i zbawienia wiecznego. Pamiętając
o przepowiedni księdza Bosko z końca r. 1860, która w taki sposób się spełniła.
Wieczorem dnia 7 czerwca, miał się odbyć wspaniały pogrzeb przy udziale senatorów,
deputowanych, władz i wojska oraz miasta Turynu. Pogoda jednak był fatalna, padał
ulewny deszcz, tak, iż kondukt doznał przeszkody. W taki sposób ci, co wzbraniali się
wziąć udział w procesji Bożego Ciała, musieli pod deszczem uczestniczyć
w pogrzebie ministra Cavura. Święty korzystając ze sposobności powiedział na
słówku: Są tacy, co mimo wszelkich wysiłków około ich zbawienia nie chcą się
nawrócić. Czekam jeszcze jakiś czas, potem publicznie wyjawię ich nazwiska.
Znaczyło to wydalenie gorszycieli z zakładu. To właśnie ten drugi kolec widziany we
śnie 7 marca tego roku, oznaczony literą ‘’M’’ to jest moralność. Jeden ze
wspomnianych, rzadko przystępujący do spowiedzi, pewnej soboty zjawił się pod
wieczór przy konfesjonale księdza Bosko, oblężonego przez tłum penitentów. Święty
spostrzegłszy chłopca wyspowiadał go widząc jasno stan jego duszy. Odchodzącego
spytał: Czy nic więcej nie masz do powiedzenia? Nic więcej! A może byłoby coś
jeszcze. Zastanów się chwilę. Nie mam nic więcej! Święty nalegał. Odwagi, mój
kochany, wyznaj wszystko.
Chłopiec zaciął się w uporze. Święty w tej chwili spostrzegł tuż na podium
olbrzymią małpę, która przeciskała się miedzy chłopcami i skoczyła na barki owego
biedaka, ścisnęła go za szyję szponami wsuwając swój pysk między głową Świętego a
penitenta. Stanęły mu łzy w oczach ze współczucia nad nieszczęśliwcem i powtórzył
pytanie. Doprawdy, nie masz nic więcej do wyznania? Ten gwałcony mocą szatańską
odrzekł zdecydowanie: Więcej sobie grzechów nie przypominam. – Ach mój drogi
synu! Jak to? Ty nie masz nic więcej do wyznania, a ja widzę na twym karku wstrętną
367

37.8 Page 368

▲back to top


małpę. Patrz! Zrobił gest jakby chciał powstać i uwolnić się od towarzystwa wstrętnej
bestii. Chłopiec na widok łez Świętego, poruszony wewnętrznie zaniósł się płaczem
i trzymając księdza Bosko za sutannę wołał. O nie opuszczaj mnie, ojcze, ratuj mnie!
Jeśli chcesz, bym stąd nie odszedł wyznaj wszystkie grzechy! Wówczas biedak zdobył
się na odwagę, przytulił się do spowiednika i wyznał grzech, który chciał zataić, i
w tym momencie małpa znikła. Wypadek ten opowiadał ksiądz Bosko kilku klerykom,
między nimi Ruffino i Bertetti, którzy to zanotowali. Wywołało to wielkie wrażenie na
obecnych, tym bardziej, że przypomniał swój sen sprzed paru miesięcy, w którym
widział trzech chłopców z małpą u szyi. Potwierdził to kilkanaście lat po zgonie
ks. Bosko pewien zakonnik Basallista, Br Edmund, który brał udział w kongresie
młodzieżowym w Turynie w 1904 roku i spotkał się z niektórymi Salezjanami. Gdy go
pytano, skąd zaczerpnął tę wiadomość, odrzekł; Dowiedziałem się o tym w Parmie
z ust chłopca (wymienił nazwisko), który miał tę przygodę. Wyznał,że od kilku lat taił
grzech na spowiedzi. Obok tego rodzaju chłopców potrzebujących specjalnej pomocy,
miał Święty w Oratorium i piękne dusze. Pewnego wieczoru, po pacierzach
przechadzał się pod portykami z grupą kleryków. Byli między innymi Ruffino i Bnetti,
którzy to zanotowali.
/…/ Powiem wam mówił Święty, że mamy w domu chłopców
uprzywilejowanych specjalnymi darami od Boga. Jeden z nich w czasie Konsekracji
widział kulę ognistą napełniającą blaskiem cały kościół. Zmniejszała się ona
stopniowo do wielkości orzecha aż spoczęła w puszce, potem znowu się wzniosła,
i stając się niepokaźną znikła. Pytałem chłopca, rozumie, co znaczy to zjawisko. On
zaprzeczył, pytając-A ksiądz, co o tym myśli?
Ja także nie wiem, co o tym sądzić. Jak widzicie, choć nie przykładałem do
tego wagi, można by to tłumaczyć następująco:
Otóż ta kula była widziana 2 czerwca, 6 czerwca zmarł Cavour, bożyszcze
całego świata, a obecnie w małej formie uniósł się ponad ołtarz, nadął się pychą,pękł
i zniknął. Można, by też tłumaczyć inaczej, to jest, że kula oznacza bunt przeciw
Kościołowi, kiedy zdawało się, że Kościół zginie, rewolucja została zniweczona
i znikła sprzed oczu obserwującego ją pilnie z dala patrzącemu wydawało się czymś
ogromnym, tymczasem zredukowała się do zera i znikła z biegiem czasu. Inny
chłopiec widział w czasie podniesienia Hostii, Boskiego Zbawcę ukrzyżowanego.
368

37.9 Page 369

▲back to top


Z początku był pełen majestatu i mocy, póżniej cierpiący budzący litość, jakby
unicestwiony. Zdawało mu się, że wielu chłopców podchodziło doń ofiarując mu
pokarm, pytając, jaka jest przyczyna jego cierpień i wyniszczenia. Jezus odrzekł:
Moi synowie, taka jest wola mego Ojca! Tak się skończyła wizja. Podobało
mi się, że ów podał mi to na kartce. Trzymam ją na biurku nie przywiązując zbytniej
wagi. Pytałem go, czy rozumie znaczenie tego wszystkiego, poniżenia naszego
Zbawiciela. Zaprzeczył mi. Być może, jak mu się zdaje, że oznacza to głód
(materialny czy duchowy), który nastąpi nie zaraz, może za rok. Tłumaczeniem
jaśniejszym jest raczej to, że Chrystus cierpi prześladowanie w swym Kościele.
Niektórzy przerwali pytając, który to jest ten chłopiec.—Święty nie chciał tego
wyjaśnić. – Jest jeszcze inny chłopiec widziany we śnie o stołach, zasiadający
w liczbie niewinnych, posiadający szatę niewinności od chrztu św., z którym Madonna
często rozmawia wyjawiając mu rzeczy dalekie i ukryte. Ja sam pragnąc dowiedzieć
się od niego odnośnie spraw przyszłych, polecam mu się unikając podsycania w nim
próżności. On zaś pomodliwszy się do Matki Najświętszej, przekazuje mi potem
z prostotą wszystko. Tak samo, gdy potrzebuję jakieś łaski. Mamy takich chłopców
więcej w domu. Obserwują wszystko pilnie, jak się skończy gdyż są możliwe iluzje.
Jest jednak pewne, że Maryja Najświętsza nas kocha. Powiem jeszcze o czwartym
waszym koledze, czego nie da się wytłumaczyć w sposób naturalny. Otóż przed
feriami wielkanocnymi prosił o pozwolenie spędzenia paru dni w domu mówiąc, że
chciałby być przy zgonie swego proboszcza. Oczywiście dostał pozwolenie i wyjechał
z tą myślą. Rodzice zafrapowani tym pytali, czy wyjechał może w stanie jakiegoś
podniecenia, bo proboszcz jest całkiem zdrowy. Lecz oto po paru dniach proboszcz
zachorował, i przygotowany na śmierć zmarł świątobliwie. Zaintrygowani tym klerycy
pytali o nazwiska świątobliwych chłopców, których mieliśmy wśród siebie nie znając
ich. Święty powtarzał. „Abscondiati haec a sapiientibus et pradentibus et rewelasti ea
parvulis,quoniam sic fuit placitum ante te”. Nie miejsce tu ani na mądrość, ani na
dobrą wolę. Pan Bóg rozdziela swe dary, komu i jak chce. Co do mnie wolę raczej
cnotę stałą i pewną niż dary nadprzyrodzone, bo to jest niebezpieczne, im bardziej są
częstsze z uwagi na niebezpieczeństwo pychy. A Pan Bóg pysznym się sprzeciwia,
a pokornym daje łaskę. Opowiadanie o rzeczach nadprzyrodzonych może sprawić
wrażenie na tych, co tych darów nie posiadają. Uprzywilejowani, którym była mowa
369

37.10 Page 370

▲back to top


mogliby pomyśleć sobie: Ach, to nie jest nic wielkiego, a ja również posiadam te dary.
Wówczas biada, bo brakuje pokory! Biada, gdy choć w nieznacznej mierze przypisują
je sobie lub z nich się pysznią.
Parę lat temu był w domu chłopiec, który w czasie choroby twierdził, że
oglądał Madonnę, od której dowiedział się wiele rzeczy. Dał nawet dowody
wymieniając tych, co byli lub nie do spowiedzi. Tych ostatnich posyłał do spowiedzi
w sobotę. W końcu zaniedbał się tak dalece, iż musieliśmy go wydalić z zakładu.
W każdym razie, mam oczywisty dowód, że Pan Bóg okazuje nam wiele łask. Panuje
On w naszym domu, broni nas i popiera, tak, że wszystko nam się udaje. Ale biada
nam, jeśli na jego łaską nie odpowiadamy.
W dalszym ciągu mówił: Co do widzenia św. Postaci, nie otrzymałem nigdy
specjalnej łaski, z wyjątkiem pomnożenia partykuł. Był to doprawdy fakt
zdumiewający i cudowny!
Na prawdę ksiądz twierdzi, że tak było? Spytał ktoś.
Tak, jest to fakt pewny. Pewnego dnia, sam będąc w domu odprawiałem
Mszę wspólną. Jak zwykle nastąpiła Komunia chłopców. Miałem w puszcze może
10_12 partykuł. Z początku, ponieważ przystępowało nie wiele, nie udzieliłem ich,
lecz stopniowo nadchodzili inni wymieniając się kilkakrotnie przy balustradzie.
Chciałem wrócić do ołtarza, po wykomunikowaniu pierwszych, by wziąć nową puszkę
z hostiami, lecz widząc w puszce wciąż tę samą ilośc partykuł, udzielałem nadal
Komunię św. Nie spostrzegając się, że partykuł nie ubywało. Podszedłem do
ostatniego i podałem mu ostatnią z wielkim zdumieniem.
W Oratorium wielkie cnoty były w ukryciu. Wobec takiego faktu, snów
mających charakter nadprzyrodzoności, przepowiedni, czytania sumień, przepowiedni
zgonów, nie było maniaków, bigotów, łatwowiernych ani zabobonnych. Rzeczy szły
naturalną koleją w oparciu o pobożność rzetelną i autentyczną.
16 czerwca, ksiądz Bosko jako wiązankę na słówku dał chłopcom polecenie
specjalnej modlitwy, o łaskę przejrzenia dla tych z małpą, których liczba jest dość
znaczna.
Wieczorem, 18 czerwca, opowiedział następującą historyjkę, czy rodzaj snu,
370

38 Pages 371-380

▲back to top


38.1 Page 371

▲back to top


jak to nazwał, kiedy indziej. Przytaczamy go za księdzem Ruffino:
„Zaledwie zasnąłem, poczułem silne uderzenie o łóżko. Obudzony tym
usiadłem rozglądając się niespokojnie po pokoju, ale nic nie zauważyłem. Może
piorun pomyślałem sobie i chcę dalej spać, ale ledwie zacząłem usypiać, ponowił się
ten sam wstrząs.
Wyskoczyłem z pościeli, szukam pod łóżkiem, pod stołem, przeglądam
wszystkie kąty, a nic nie zauważywszy podejrzanego poleciłem się Boskiej
Opatrzności i przeżegnawszy się wodą święconą, ułożyłem się do spoczynku. Teraz
fantazja moja zaczęła pracować i ujrzałem rzeczy, które właśnie opowiem. Zdawało
mi się, że jestem na ambonie i mam zaczynać kazanie w naszym kościele. Chłopcy
siedzieli jak zwykle na swoich miejscach i czekali w milczeniu z oczyma utkwionymi
we mnie. Ja jednak czułem się dziwnie zakłopotany, co mi się jeszcze nigdy nie
przydarzyło. Wprost nie wiedziałem, od czego zacząć, taką czułem pustkę myślową
w głowie.
Oto naraz znika sprzed moich oczu i kościół i chłopcy, a ja widzę, że jestem
na jakimś polu.
Cóż to ma znaczyć? Pytam sam siebie: kościół, chłopcy,kazanie, a teraz pole?
Zacząłem, więc szukać kogoś, kto mógłby mi to wytłumaczyć.
Naraz spostrzegam w pięknym parku opodal, wspaniały pałac z wielkimi
balkonami i werandami. Przed nim był obszerny plac, na którym z prawej strony
tłoczyła się wielka rzesza chłopców, koło jakiejś Pani. Zbliżywszy się zobaczyłem, że
rozdaje pomiędzy tych malców chusteczki, zalecając każdemu z osobna, by nigdy jej
nie rozwijał, gdy wieje wiatr. A gdyby się zdarzyło, że zaskoczyłby cie wicher
przestrzegała, a miałbyś chusteczkę rozwiniętą, to, czym prędzej obróć się na prawo,
a przenigdy na lewo.
Chłopcy otrzymawszy chusteczki, wychodzili na taras przed pałacem
i ustawiali się w milczeniu długim rzędem. Tu powoli, jeden po drugim, zaczęli
rozwijać otrzymane chusteczki i z przyjemnością je oglądali. Były one dosyć wielkie,
z materii bardziej delikatnej, haftowane złotem z napisem także złotym:
REGINA VIRTUTUM- Królowa cnót”
371

38.2 Page 372

▲back to top


Tymczasem od północy zaczął powiewać lekki wietrzyk, który szybko się
wzmagał i naraz zerwała się gwałtowna burza z gradem,deszczem, a na końcu ze
śniegiem. Oczywiście chłopcy, pomimo przestrogi, owej pani jedni zdążyli zwinąć
chusteczki, inni odwrócili się na prawo i tych chusteczki ocalały. Ale u tych, co
chusteczki nie starali się ochronić, trzymając je wystawione na burze, nie tylko grad je
dziurawił, ale nawet deszcze i śnieg przebijały i niszczyły. Po niedługiej chwili piękne
te serwety zamienione zostały w strzępy zmięte i ochlapane.
Niemile tym zaskoczony, podszedłem przypatrzeć się chłopcom z bliska i ku
mojemu wielkiemu zmartwieniu, poznałem swoich chłopców z Oratorium i to każdego
z osobna wyrażnie. Zbliżyłem się, zatem do owej Pani, co rozdawała te chusteczki, by
ją zapytać, co to wszystko ma znaczyć?
Pani ta, którą w tej chwili otaczało kilku mężczyzn, zwróciwszy się do mnie
zapytała:
Czy widziałeś napis na tych chusteczkach?
Widziałem, było: REGINA VIRTUTUM
Inie wiesz, co to znaczy?
Owszem, to wiem.
Stąd łatwo wywnioskujesz, że ci chłopcy narazili cnotę czystości na pokusę.
Ale jedni, skoro się spostrzegli o niebezpieczeństwie, zaraz od niego uciekli, to ci, co
chusteczki zwinęli na czas. Drudzy zaskoczeni nagabywaniem zła, a nie mogąc
uniknąć zaraz niebezpieczeństwa, odwrócili się na prawo, czyli zwrócili się
z modlitwą o pomoc do Boga i tak pokazali plecy nieprzyjacielowi. Ale ci ostatni,
z chusteczkami wystawionymi na burzę i grad pokus, ulegli grzechowi.
Rozpacz opanowała mnie na widok, jak mało było tych, co umieli się
zachować nietkniętą cnotę czystości. Rozpłakałem się tak serdecznie i dopiero po
dłuższym czasie, gdym się trochę uspokoił, zapytałem:
Ale jak to jest, że nie tylko wichura i grad targał te chusteczki, ale nawet
kropelki deszczu i lekkie płatki śniegu były w stanie je dziurawić? Czy te krople,
względnie płatki, oznaczają może grzechy powszechnie?
A czy nie wiesz, że w tym względzie non datur parvitas materiae? Nie ma
372

38.3 Page 373

▲back to top


wykroczeń drobnych. Ale nie martw się: chodz i zobacz.
Jeden człowiek z orszaku owej pani skinął na chłopców i zawołał:
Wszyscy na prawo! I prawie wszyscy obrócili się na prawo a u tych, co tego
nie uczynili, chusteczki zupełnie się rozlazły. U tych zaś, co usłuchali, zostały
naprawione, tak, że nie było znaku dziury, ale już były o wiele mniejsze, u jednych
krótsze, u drugich dłuższe, a przy tym ich wygląd w porównaniu z poprzednim robił
przykre wrażenie.
Pani ta zauważyła jeszcze: Oto ci. Co spowiedzią naprawili szkody
wyrządzone ich duszy przez grzech. Zaś ci, co polecenia nie usłuchali, to dalej grzęzną
w grzechu i niewykluczone jest ich wieczne potępienie. W końcu dodała; Nemini di
cito, sed tantum admone – nie mów nikomu, w jakim stanie go widziałeś, lecz tylko
upominaj”.
(A Ślusarczyk, Sny ks. Bosko str. 141 ).
Tego samego dnia pisze ks. Ruffino – Pan Bóg nagrodził gorliwość księdza
Bosko przyprowadzając mu owcę zgubioną. Otóż, gdy znajdował się na dziedzińcu
wśród chłopców, podszedł do niego jakiś pan mówiąc, że ma mu coś ważnego do
powiedzenia. Święty zaprowadził go do swego pokoju. Tam ów pan z miejsca
przedstawił się: Jestem kapłanem byłym proboszczem, opuściłem Winnicę Pańską
zapisując się do szeregów Garibaldiego. Oszukany odstąpiłem od wiary
i przyłączyłem się do protestantów. Jestem nieszczęśliwy od początku swej pomyłki
i wciąż byłem w niepokoju sumienia. Obecnie jestem w stanie opłakanym nie tylko
pod względem duszy, lecz i ciała. Chciałbym wrócić do swego biskupa, lecz jak to
zrobić.
Święty znając ze słyszenia owego biedaka odrzekł: Dobrze, proszę wracać,
biskup jest już poinformowany i gotów go przyjąć z powrotem do diecezji. Czy ma
ksiądz pieniądze
Nie mam ani solda; nawet oto proszę – pokazał koszulę damską na piersiach.
Tę koszulę w sobotę ubiegłą znalazłem na mym łóżku; pewnie moi koledzy zakpili
sobie ze mnie odkrywając we mnie niepokój wewnętrzny.
373

38.4 Page 374

▲back to top


Święty dał mu nową koszule i zaopatrzył w pieniądze na drogę. Biedny
kapłan poprosił o książkę religijną.
Dałbym bardzo chętnie – odrzecze ks. Bosko, lecz mam przy sobie tylko
brewiarz.
To choćby brewiarz. Tego właśnie pragnę .O jak biedni są ci, co schodzą
z drogi Pańskiej!
Ów kapłan konwertyta rehabilitując się z poprzednich swych upadków, być
może wtajemniczył księdza Bosko w machinacje protestantów, ze szkodą dla Kościoła
we Florencji, gdyż w tym samym dniu Święty dał znać tutejszemu arcybiskupowi,
który mu tak odpisywał:
Pregiatissimo e Molto Reverendo Signore –
Po powrocie do Florencji pani markiza Villarios doręczyła mi list,
Pwielebnego Księdza z 18 bm. Adresowany do mnie, za który serdecznie dziękuje.
Wzruszony jestem jego życzliwością oraz zapewnieniem pamięci w modlitwach
chłopców. Potrzebuje ich bardzo niosąc brzemię pasterzowania w tak burzliwych
czasach. Ostatnio, gdy wracałem z procesji do mieszkania, spotkały mnie obelgi ze
strony ulicznego motłochu, co lud wierny wynagrodził mi swą miłością i pobożnością.
Wypadnie mi zdementować sugestie niektórych dzienników, zwłaszcza najgorszej
gazety La Nazione. Lecz, nad czym najbardziej bardzo ubolewam, że znalazły się
osoby usiłujące zakłócić powagę religijnej uroczystości i zastraszać wiernych, którzy
w tak wielkiej liczbie postępowali ze świecami w procesji z Najświetszym
Sakramentem. Niech Bóg w swym miłosierdziu oświeci tych bezbożników. Za
wiadomości o propagandzie protestanckiej jestem bardzo zobowiązany, niemniej jak
za podsunięcie pewnych środków zaradczych dla położenia tamy złu. Od lat dziesięciu
nasilała się ich propaganda, by wyrwać wiarę z serc katolików tutejszych. Początkowo
działali skrycie, lecz od dwóch lat występują, jawnie. Dzięki Bogu, dyskredytują się
coraz bardziej wobec ludu i niczego nie osiągną poza nielicznymi wyrzutkami
społeczeństwa nawet wielu takich, co dali się omamić przez nich wraca do Kościoła.
Jestem przekonany, że jeśli będziemy czuwać, a kapłani skupią się przy swych
biskupach, wysiłki ich spełzną na niczym. Niestety, nie brak kłopotów z księżmi
kontestetorami, którzy na szczęście mnie usłuchali z wyjątkiem trzynastu opornych,
374

38.5 Page 375

▲back to top


których spotkała suspensa. Byli to przeważnie ex zakonnicy lub kapłani z obcych
diecezji, od wielu lat szukających tu schronienia i zdyskredytowani wobec wiernych.
Gdy Pwielebny Ksiądz przybędzie do Florencji, jak mnie zapewniała pani
markiza, będziemy mogli na ten temat porozmawiać.
Pokój dla Pwielebnego Księdza jest zawsze do dyspozycji …
Wraz z życzeniem wszelkiego dobra proszę Boga, by błogosławił jego trudy
apostolskie oraz zakład dobroczynny, podczas gdy mam zaszczyt etc.
– Florencja-28-6-1861- Dev. mo l Ed obbl.mo Servitore
+Joachim arc. Flor
375

38.6 Page 376

▲back to top


ROZDZIAŁ LXXII
Na miesiąc lipiec ukazał się zeszyt Letture Cattoliche p.t. „Wstrzymanie się
od pracy w dni świąteczne – przez D. Olivieri byłego członka Komisji Ustawodawczej
we Francji. – Wykazuje się konieczność moralną, fizyczną, ekonomiczną spoczynku
niedzielnego w dodatku przytoczono dawne rozporządzenie Kodeksu państwa
sardyńskiego na temat przestrzegania świąt. Podano wyjęte z rozprawy magra Losana
biskupa Bialla, przepisy odnośnie leczenia grzybka latorośli za pomocą siarkowania.
Autor pisze, że plaga ta panuje w całych prowincjach i rozszerzy się jako kara za
grzechy ludzi gwałcących dni świąt, zgodnie z zapowiedzią Madonny z La Sallette.
Jest plagą, którą ongiś ukarał Bóg lud żydowski. (Is.24, 7;Jer.d.13 ).
Tymczasem w artykule, zamieszczonym w Armonia wzywano katolików do
zapisywania się do Stowarzyszenia Prasy Katolickiej wobec nasilającej się
propagandy protestanckiej. Przytaczano słowa pochwały Piusa IX pod adresem
wydawnictwa.
Ksiądz Bosko polecił wydrukować 4 tys. Obrazków św. Alojzego Gonzagi.
Pan Oreglia w liście do wychowanka Seweryna Rostagno w Pinerolo, podawał
wiadomości z obchodów w Oratorium. Rok szkolny miał się ku końcowi nie bez
dwojga „M” (malatie moralita – choroby, moralność). Do czego dołączyła się „R’’
(rivalita – rywalizacja), jak przewidywał Święty.
Dzięki mądremu kierownictwu zakładu, skutecznej asystencji i metody
wychowawczej przeniesionej z Oratorium, całe Seminarium w Giavano doskonale
funkcjonowało w ciągu roku 1860/61 tak ze względu na liczbę alumnów – pisał Kan.
Anfossi – nawiązały się żywe kontakty i wymiana nauczycieli i asystentów. Dwa te
zakłady używane były jako bliźniacze i wzajemnie się dopełniające. Ks. Bosko na
przykład, posyłał swych profesorów dla przeprowadzenia tam egzaminów. Sam
ks. Bosko uważany był za właściwego dyrektora obu zakładów. Przeprowadzał dwa
razy w roku wizytację Małego Seminarium uważając alumnów jakby za swych synów
z wielu względów, otrzymał również od nich dowody prawdziwego synowskiego
przywiązania. Głosił kazania, przemawiał na słówkach wieczornych, a wszyscy
pragnęli u niego się spowiadać i zasięgnąć porady w sprawie powołania.
376

38.7 Page 377

▲back to top


Aplauzy i sympatia, jakimi się cieszył u alumnów ksiądz Bosko, nie bardzo
podobały się nowemu rektorowi. Zamyślał zerwać z zależnością od Oratorium
i ogłosić się jednym przełożonym Małego Seminarium.
Wysuwając własny autorytet i polegając na doraźnej pomyślnej sytuacji
ekonomicznej zakładu, niezależnie znosił się z Kurią arcybiskupią, licząc na poparcie
niektórych kanoników.
Wykorzystano to nie bacząc na ujmę wyrządzoną tym postępowaniem
księdza Bosko. Utrzymywano rektora w przekonaniu, że Seminarium w Giavano nie
podlega w niczym Oratorium.
Wykazując tak wielką gorliwość o dobro diecezji miał on na oku dwa cele;
usunąć w cień księdza Bosko, oraz otrzymać w nagrodę dobrą parafię, do czego
zresztą miał dobre kwalifikacje. Cóż Kiedy przeszkodą w uniezależnieniu się
całkowitym był brak odpowiednich wychowawców. Nie wypadało mu, więc na razie
zrywać jeszcze z Przełożonym. Dlatego wolał wybrać taktykę zyskiwania sobie
i namawiania stronę kleryków księdza Bosko, by opuścili Oratorium. Kto dawał mu
posłuch miał u niego szczególne przywileje; na drugich wiernych księdzu Bosko
składano ciężary nie ufając im. Pomimo że dobrze się maskował, sami
wychowankowie i domownicy spostrzegali się o tym. Stąd niezadowolenie
i szemranie.
Nie uszło to uwagi Świętego. Najbardziej ubolewał nad tym, że nie trzymano
się jego wypróbowanych metod wychowawczych względem młodzieży. Ks. Bosko
miał poufną konferencję z klerykami Vaschetti i Boggero przybyłymi do Turynu
z okazji jego imienin. Zastanawiał się nad ich odwołaniem do Oratorium i tak
zadecydował.
Wobec tego, że ksiądz Grassini pragnie uniezależnić się od księdza Bosko,
niech poszuka asystentów do zakładu. Kleryk Vaschetti zreferował rzecz rektorowi,
a ten pośpieszył do Oratorium lękając się odpowiedzialności. Bronił się tłumaczył swe
postępowanie i zdawał się respektować instrukcje Księdza Bosko. Lecz równocześnie
miał posłuchanie u Prowikariusza kurialnego, wobec którego żalił się na pretensje
księdza Bosko, że chce mu narzucić system własny system wychowania niebędący na
czasie i połączony z pewnymi kłopotami. Podkreślał, że tego rodzaju ingerencja
377

38.8 Page 378

▲back to top


odbierała mu samodzielność w kierowaniu zakładem oraz żądał przeszkodzenia
w odwołaniu kleryków. Insynuował, że dobro młodzieży wymaga, by owi klerycy
należący do diecezji rozstali się z księdzem Bosko i jego Zgromadzeniem.
Wracał do Giaveno pewny sukcesów swej dyplomatycznej gry. Klerycy zaś
oczekiwali decyzji ks. Bosko względem siebie, a pierwszy z nich wyraził się: mam
nadzieje, że sprawy ułożą się bez odwoływania nas do Oratorium.
Rektor poinformował ich o konferencji z księdzem Bosko.
Więc jakie powzięto decyzje względem nas, pytał Vaschetti.
Rozmawiałem na temat was i Zgromadzenia Salezjańskiego z kanonikiem
Prowikariuszem. Nie dokończył żałując zdradzenia sekretu.
A czy ksiądz Bosko zapewnił księdzu rektorowi na przyszły rok nowych
asystentów?
Rektor zbył to ironicznym grymasem.
Wyrazem tej sytuacji był list poufny kleryka Boggera do pana Creglia
w Oratorium. Pisze on z melancholią, że w seminarium istnieje zmowa miedzy
rektorem a kilkoma asystentami, dla tego źle się czuje w tym otoczeniu nie mogąc
z nikim porozumieć się, ani wyżalić kończy:
Ksiądz Bosko polecił mi napisać, gdy tylko zdarzy się coś nowego; ja jednak
nie śmiem tego uczynić by nie przymnażać mu przykrości. Jeśli pan uzna za stosowne,
może wtajemniczyć ks. Bosko w treść listu, lecz proszę o ścisłą dyskrecję, bym nie
popadł w niełaskę u tutejszych przełożonych.
Pan Creglia poinformował księdza Bosko, od którego kleryk Boggero
otrzymał niebawem bilet z cennymi zaleceniami:
Nie będzie nigdy dość roztropności połączonej z wielką cierpliwością oddanie
się woli Bożej i ufność w Bogu. Nic jednak ze wspomnianej rywalizacji nie wyszło na
zewnątrz i niektórzy klerycy Oratorium przebywali w sierpniu w Giaveno na
rekonwalescencji; paru innych, wraz z klerykiem Francesia spędzało tam wakacje.
Zawsze rektor próbował sugerować, by opuścili księdza Bosko i przystali do niego
przyrzekając poparcie Kurii w uzyskaniu w przyszłości dobrej posady w diecezji. Od
jakiegoś czasu rektor nie był w Kurii, gdy ksiądz Bosko udał się z wizytą do kanonika
378

38.9 Page 379

▲back to top


Vogliotti, by pertraktować na temat powstałych trudności w Giaweno. Tam dał wyraz
sugestią rektora, że ksiądz Bosko myśli o odwołaniu kleryków z Giaveno, którzy są
koniecznie potrzebni dla dalszego funkcjonowania zakładu. Święty zawsze pełen
uprzejmości nie sprzeciwiał się, przedstawiając, że mogliby to samo robić inni klerycy
według uznania. – Poczem przeszedł na inny temat, a z listu niżej przytoczonego
można wywnioskować, jaki miała przebieg dalsza rozmowa.
Benemerito Signor Rettore –
- Przesyłam spis kleryków znajdujących się w tutejszym domu, z którego
będzie mógł wybrać kogoś do Giaveno. Pomimo to nie mogę pominąć skromnej uwagi
na temat oświadczenia złożonego mi, iż nie chce się, uznać za jedną całość Oratorium
i Seminarium w Giaveno. – Nie należy patrzeć przez takie okulary, gdyż zarówno źli
jak cnotliwi wiedzą dobrze, że powyższe słowa oznaczają gwarancję moralności.
Faktycznie wziąć należy pod uwagę, czym było seminarium w Giiaveno wczoraj,
a czym jest dzisiaj. Kandydatów kierowanych tam przez nas skłoniło do pójścia tam,
gdy się dowiedzieli, że jest to jedna i ta sama rzecz.
Pw. Ks. kanonik może zapytać, ilu jest kandydatów posłanych przez
Oratorium i osoby nam znane. To przekona go, ile są warte pewne zarzuty. Innym
zarzutem było, żeby kleryków z obcych diecezji odsyłać ich własnym biskupom.
Temu przeczy fakt, że wielu biskupów, gdy mają jakiego kandydata czyni tak, by
zabezpieczyć jego powołanie. Mamy tego dowody następujące: Francesia pochodzi
z diecezji Ivraa, Carruti z Vercelli, Durando z Mondovi, Provera z Casalewszyscy
znakomici nauczyciele, z których nie mieliśmy tu, gdyby zostali posłani do innych
diecezji. Może się powie, że robię wykład mizernie. Nie zamierzam tego czynić.
Chciałbym tylko dać wyraz memu przekonaniu, co zmierza do większej chwały Bożej.
Niech się nie myśli, że mieszam się do spraw wewnętrznych Seminarium w Giaveno:
bynajmniej, jestem całkowicie zajęty sprawa i tu w Turynie. Tamtymi niech się
zajmują inni, byle tylko rzeczy dobrze szły. Zresztą Pw. Ks. Kanonik dobrze wie, że
od lat dwudziestu pracowałem i pracuję dotąd dla dobra diecezji i zawsze słuchałem
głosu Przełożonego kościelnego jakby samego Boga. Proszę wybaczyć,że rozpisałem
się tak rozwlekle oraz przyjąć wyrazy czci etc.
379

38.10 Page 380

▲back to top


Turyn3-9-1861 –Obbł.mo serv.
XJB
W międzyczasie Święty przebywał na rekolekcjach na Superdze
w towarzystwie pana Creglia, który pisał do księdza Alassonattiego 18 lipca:
Ks. Bosko mówi, że ma nadzieję napisać jutro. Wydaje się, że tutejsze zdrowe
powietrze pokrzepi go. Moc pozdrowień dla naszych drogich chłopców od nas obu,
którzy często na ich temat rozmawiamy. Doprawdy dłuży mi się bez nich. Proszę
polecić modlitwom ich zdrowie ks. Bosko, moje nawrócenie, większe uświęcenie
naszych towarzyszy, zwłaszcza Współbraci. Jestem wyrazicielem myśli księdza
Bosko, który zaleca, by hamować niektórych zbyt pilnych w nauce, a także
nauczycieli, wśród nich kleryka Cerrutiego, który biedaczek jest chory. Proszę
pozdrowić ode mnie chorych, przykro mi, że nie mogłem ich uleczyć. Wyrazy
uszanowania dla mych przełożonych, księdza Rua, ks. Savio, ks. Turchi, kleryka
Rocchietti, podczas gdy polecam się etc.
Ks. Bosko ze swej strony dołączał list:
Giovani miei e carissimi figliuoli – Łaska Pana Naszego Jezusa Chrystusa
niech będzie zawsze z wami.
Tych parę dni rozłąki z wami, drodzy chłopcy, wydaje mi się kilku
miesiącami. Wy jesteście doprawdy moją radością i pociechą, a brakuje mi obu tych
rzeczy, gdy jestem od was daleko. – Ks Alassonatti pisał mi, że modlicie się za mnie,
za co wam najserdeczniej dziękuję. Ja również we Mszy św. Pamiętam stale o was
polecając Bogu zbawienie dusz waszych. Chcę wam jednak powiedzieć, że większą
część czasu spędzam razem z wami, obserwując w szczegółach i w ogóle, co robicie
i myślicie. O sprawach poważniejszych będę rozmawiał z poszczególnymi, gdy wrócę
do domu. Co do spraw ogólnych, jestem zadowolony, podobnie jak wy sami. Miałbym
jednak pewną rzecz wielkiej wagi do naprawienia, mianowicie, że zbyt pośpiesznie
odmawiacie modlitwy w kościele. Jeśli więc chcecie sprawić mi wielką przyjemność.
Starajcie się odmawiać je poważnie, wymawiać dobitnie poszczególne wyrazy
380

39 Pages 381-390

▲back to top


39.1 Page 381

▲back to top


i zgłoski, z których one się składają. Oto moi drodzy, rzecz, jaką wam proponuję
i którą pragnąłbym widzieć w porządku, gdy z pomocą Bożą wrócę do was. Niech was
Bóg błogosławi udzieli zdrowia, swej łaski oraz dopomoże stanowić jedno serce
i dusze, by służyć mu przez wszystkie dni swego życia etc.
–S-Ignazio23-7-1861 –Aff.mo avico in G.G. –
XJB
Wróciwszy z S. Ignazio – notuje kronika ks. Ruffino – powiedział chłopcom,
że z daleka widział tych, co nie postępowali wzorowo w domu. Wyrabiał stąd własne
kryterium o pewnych jednostkach usuwając z domu wszelki powód zgorszenia.
Z końcem lipca odbyła się w Oratorium uroczystość rozdania nagród najwzorowszym
wychowankom, na której przewodniczył jak zwykle, profesor Vallauri Tomasz.
Dziękując za ten zaszczyt zaznaczył, że pierwsza nagroda należy się samemu
ks. Bosko.
Owocem starań wspólnych była spora grupa, bo aż 34 kandydatów, których
uznano za godnych przywdziania sutanny.
381

39.2 Page 382

▲back to top


ROZDZIAŁ LXXIII
Wychowankowie wyjeżdżali na wakacje zabierając ze sobą numer Letture na
miesiąc sierpień zatytułowany: „Rodzina Męczenników, t.j. życiorysy świetych
Męczennikow: Mariusza, Marty, Audifaksa, Abakusa, wraz z dodatkiem wiadomości
o świątyni ich poświęconej Casellette, przez ks,Bosko.
Przesłano im również zeszyt wrześniowy pt. „Życiorys młodzieniaszka
Michała Magone wychowanka Oratorium św. Franciszka Salezego”, przez
ks. J. Bosko, który pisał w przemowie do młodzieży:
„Wśród tych, którzy z niecierpliwości, oczekiwali życiorysu Dominika Savio,
był chłopiec Michał Magone. Gromadził on skrzętnie wiadomości budujące z jego
życia od kolegów, starając się ze wszystkich sił go naśladować. Może nie zdołał
całkowicie jej przeczytać, gdy Pan Bóg go powołał po nagrodę w towarzystwie swego
przyjaciela w niebie.
Urzekające doprawdy życie tego waszego kolegi wywołało również w nas
pragnienie ujrzenia wydrukowanej jego biografii, o co mnie niejednokrotnie
prosiliście. Ja również powodowany sympatią względem naszego wspólnego
przyjaciela, mając też na względzie, że książeczka ta stanie się przyjemną i pożyteczną
lekturą, postanowiłem dać do druku zebrane o nim wiadomości.
W życiu Dominika Savio podziwialiście cnotę praktykowaną od urodzenia
przez całe życie w stopniu heroicznym. U Magone stwierdza się, że gdyby ten
chłopiec został pozostawiony sam sobie, znalazłby się może w niebezpieczeństwie
zejścia na manowce, lecz Pan Bóg w dziwny sposób wprowadził go na drogę
świętości.
Odpowiedział on wiernie temu głosowi Bożemu ku zdumieniu swego
otoczenia podziwiającego cudowne skutki łaski Bożej w duszach tych, co starają się
jej odpowiedzieć.
Znajdziecie tu niektóre rzeczy godne podziwiania, wiele do naśladowania,
spotkacie przykłady przewyższające wiek młodociany (14) lat tego chłopca. Właśnie
dlatego że są to rzeczy niezwykłe, uznałem je za godne podkreślenia. Czytelnik może
382

39.3 Page 383

▲back to top


przyjąć jako prawdziwe fakty opisane. Zebrane zostały przez świadków
współczesnych, jak można zresztą sprawdzić.
Opatrzność Boska daje lekcję człowiekowi, gdy powołuje na drogę cnoty
zarówno zgrzybiałych starców jak pełnych życia młodzieńców, niech nam udzieli łaski
gotowości na wezwanie Boże w ostatnim momencie, od którego zależy nasze wieczne
zbawienie. Łaska P.N.J Chr. Niech będzie naszą dźwignią w życiu i przy śmierci
towarzysząc nam ustawicznie na drodze wiodącej do nieba Amen. Jak zwykle,
Armonia w notatce podała pochlebną recenzję tej książki oraz niebawem
przedrukowanej biografii Dominika Savio/…/ pisząc m.inn: Wystarczy zaznaczyć, że
wspomniana książeczka jest w użyciu, w szkołach jako lektura poprawnej
włoszczyzny. A wiele osób zagląda do niej zachwycając się stylem i odnosząc korzyść
z jej lektury. Wystarczy nadmienić, że obie książeczki rozeszły się w tysięcznych
egzemplarzach. Zwłaszcza w Toskanii rozchwytywano je. Prof. Pera wizytator
szkolny w tej prowincji, złożył wizytę księdzu Bosko w Oratorium. Między innymi
wyraził się;. W trosce o wykształcenie i poprawność języka naszych uczniów,
posługuję się księdza książkami, jak np. Dominik Savio, Alojzy Conollo i Michał
Magone. Powtarzam często uczniom z tych książeczek nauczycie się poprawnego
języka włoskiego. Cóż stąd, że studiujecie klasyków włoskich, skoro oni używają
wiele słów obcych, zdań górnolotnych i niezrozumiałych, tak by z nich korzystać
trzeba mieć nieustannie w ręku słownik? Może to być pożyteczne dla tych, co
zamierzają oddać się studiom literackim, ale dla reszty najważniejsze jest nauczyć się
pisać i wyrażać się poprawnie po włosku, co im będzie potrzebne w ich codziennym
życiu. –
Powróćmy obecnie do kroniki księdza Ruffino:
4 sierpnia Święty składając mi życzenia imieninowe powiedział: Przed
upływem 12 miesięcy zobaczysz rzecz, która cię bardzo ucieszy;, inną, która zasmuci,
wreszcie trzecią, która ci sprawi udręczenie.
Ruffino pochodził z Giaveno i sprawiało mu wiele pociechy doskonałe
funkcjonowanie Małego Seminarium. Natomiast przykrością było wycofanie się
księdza Bosko wraz z personelem, od kierownictwa owego zakładu Wreszcie powaliła
go ciężka choroba i była obawa, że doprowadzi go do grobu.
383

39.4 Page 384

▲back to top


Parę dni póżniej rozmawiał z dużą grupą chłopców, którzy nie wyjechali na
wakacje. Był wśród nich pewien kleryk, z którego Święty nie był zbytnio zadowolony.
Święty długo o wewnętrznym duch u Oratorium, opowiadał wesołe historyjki, poczem
z wyrazem powagi zawołał: Och! Gdyby ci, co nie są zbyt gorliwi wspominali sobie
dawne czasy Oratorium, może lepiej odpowiadaliby wielkiej łasce Bożej, jakiej im
Bóg udzielił!
Upominał, by nie iść za podszeptem obrażonej miłości własnej, nie chować
w sercu urazy, tłumić zawiść i niechęć, gdy komuś dostaje się w udziale wyższe
stanowisko.
Święty wiedział z doświadczenia, jak wiele szkody przynoszą całemu
zespołowi oraz poszczególnym duszom pewne niesnaski.’’
Pewnego razu kleryk Paweł Albera towarzyszył do pokoju księdzu Bosko
wracającemu z miasta i pomagał mu rozebrać się.
Jesteś jeszcze młody, ale przekonasz się o prawdzie tego, co mówię; Jest
dwóch razem w kościele na rozmyślaniu, wspólnie odmawiają brewiarz, dwóch przy
balustradzie przystępuje do komunii św. – a równocześnie nienawidzą się wzajemnie.
Potrafią w taki sposób pogodzić dwie rzeczy przeciwne nienawiść i wyzywanie się
wzajemnie z Komunią św. I modlitwą.--
Innym razem w obecności pana Józefa Reano zwrócił się do kleryków:
Należy wystrzegać się przyjaźnienia się z osobami pozornie poprawnymi,
krytykującymi wszystko, co odnosi się do doskonałego praktykowania regulaminu
i pobożności, a nawet nie oszczędzają zarządzeń przełożonych. – Poczem dodał:, iż
biorąc pod uwagę słabość ludzką cnotliwy kleryk winien być zawsze gotów na krytykę
ze strony złych, wznosząc się ponad ich matactwami i litując się nad nimi.
W sierpniu Święty wybrał się do Montenagno na odpust Matki Bożej
Wniebowziętej, na zaproszenie markiza Fassati mieszkającego w swym wspaniałym
zamku. Małżonka jego nosiła imię Maria Assunta i jej również był zobowiązany
i pragnął osobiście złożyć życzenia, wraz z dziećmi Emanuelem i Marią Assunta.
Dostał się tam pociągiem i omnibusem.
W pociągu ks. Bosko włączył się do rozmowy na temat prasy podkreślając
384

39.5 Page 385

▲back to top


pożytek prasy dobrej, oraz jak wiele szkód dla religii i moralności mogą wyrządzić
pisma przewrotne. Rpzmówca jego pod wpływem tej rozmowy poprosił o spowiedż.
Dobrze, dobrze, zapraszam jako przyjaciela do Oratorium na Valdocco
w Turynie.
Wybaczy wielebny ksiądz. Ja obecnie jadę do Genui. Będę bardzo zajęty
póżniej, nie wiem nawet, kiedy wrócę. Czy nie moglibyśmy tego załatwić od razu?
Święty wyjawszy zegarek badał godzinę przyjazdu pociągu na stację w Asti oraz czas
odjazdu omnibusu, poczem ks.Bosko oświadczył:
Mam 20 minut czasu do dyspozycji dla pana.
Nie chciałbym, żeby ksiądz stracił pociąg przeze mnie.
Proszę się nie obawiać mogę ostatecznie posłużyć się innym środkiem
lokomocji.
Jeśli tak, to doskonale.
W tej chwili pociąg stanął w Asti. Ks. Bosko prosił naczelnika stacji swego
przyjaciela o jakiś wolny pokój, by móc rozmawiać bez świadków ze swym klientem.
– Po wymianie konwenansów nastąpiła spowiedź. Trwała nico dłużej niż
przewidywano i gdy święty przyszedł do poczekalni, omnibus już odszedł. Ponieważ
terminowe przybycie do Montemaguo było umówione, ksiądz Bosko spytał, czy
możliwe byłoby skorzystanie z innego konwoju. Odpowiedz była twierdząca, z tym,
że należało poczekać parę godzin.
W poczekalni znajdowało się kilku młodzieńców, którzy obserwowali
księdza. Jeden z sympatycznym wyrazem twarzy zagadnął go: Przykro będzie księdzu
tak długo czekać.
No trudno, wolałbym naturalnie mieć coś do roboty.
Są tysięczne sposoby spędzania mile czasu, na przykład czytać ciekawą
książkę. Rzucił któryś z chłopców.
Może odwiedzić kogoś ze znajomych.
Albo może porozmawiajmy.
A może ksiądz wygłosi nam kazanie…
385

39.6 Page 386

▲back to top


A gdzie byście chcieli, by wygłosić kazanie.
Tu w poczekalni.
Mógłbym i to zrobić, lecz.
A co by księdzu więcej odpowiadało?
Zasiąść w konfesjonale.
A kogo ksiądz chciał spowiadać?
A może tak panowie daliby mi zajęcie.?
Odpowiedzieli kaskadą śmiechu.
Tak prawda, potrzebowalibyśmy spowiedzi. Tak mało myśli się o duszy;
mówi się o sprawach świeckich i o innych, o których lepiej zamilczeć, żyje się z dnia
na dzień lekkomyślnie.
Więc teraz jest czas sposobny na to, by pomyśleć o sprawach duszy ciągnął
ks. Bosko z uśmiechem. – Jeśli więc panowie życzycie sobie, jestem gotów na wasze
usługi.
Dlaczegóżby nie? Owszem, jeśli ksiądz życzy sobie …
A może to tylko żarty ciągnął ksiądz Bosko z urzekającym uśmiechem.
Och nie, doprawdy nie!
W takim razie pokażcie szatanowi plecy; zresztą proszę polegać na mnie, że
będziecie zadowoleni.
A gdzie się będziemy spowiadać?
Proszę za mną zobaczycie.
Ksiądz Bosko wstąpił do pobliskiej gospody w owej chwili pustej i prosił
właścicielki o pokój wolny, do którego wprowadził owych młodzieńców. Przygotował
ich krótką naukę i wyspowiadał, pozostawiając w ich duszach błogą radość.
Gdy skończył nadjechał powóz, którym dostał się do Montemagno. Tam
pierwszą osobą spotkaną była hrabina Carlotte Callori, która od tej pory została jedną
z pierwszych Pomocnic Salezjańskich.
Niebawem przez ręce markizy przybyłej do Turynu, przesłał chłopcu
386

39.7 Page 387

▲back to top


Emanuelowi drogocenny liścik, z okazji jego Pierwszej Komunii św.
Caro Emanuele –
W czasie, kiedy spędzam miłe wczasy z twoim guwernerem panem
Stanisławem Madolago, składam ci za pośrednictwem twojej mamy wizytę za pomocą
niniejszego (…) Chciałbym, żebyś odtąd przygotowywał się do Pierwszej Komunii,
praktykując co następuje:
1/ Dokładne posłuszeństwo swym rodzicom i innym przełożonym.
2/ Punktualność w twych zajęciach szkolnych, tak byś nigdy nie zasłużył na
naganę.
3/ Cenić sobie bardzo pobożne praktyki czynić starannie znak Krzyża św.,
klęczeć prosto ze złożonymi rękami, przykładnie uczestniczyć w św. Obrzędach
w kościele.
Będę bardzo zadowolony, gdy otrzymam od ciebie odpowiedź na tę
propozycję. Pozdrów ode mnie Azeliię Stanisława. Bądżcie weseli i niech was Bóg
błogosławi. Módlcie się za mnie, zwłaszcza ty drogi Emanuelu, ucieszysz mnie twym
wzorowym sprawowaniem się. Twój kochający cię przyjaciel
XJB
Wydaje się, że w owych miesiącach groziły Oratorium jakieś nowe
niebezpieczeństwa. Istotnie, dnia 4 września, ksiądz Bosko zebrawszy członków
Towarzystwa Salezjańskiego, skierował do nich poważną przestrogę odnośnie
polityki. Pisał o tym w liście do nieobecnego księdza Durando, ksiądz Anioł Savio
Amico e fratello in Gesu Cristo –
Żyjemy zdrowi i weseli zgonie z naszym zwyczajem. Od paru dni zabierałem
się napisać ci oczekując okazji.Obecnie, na wyrażne zlecenie księdza Bosko donoszę
ci o treści wczorajszej konferencji.
Otóż ks. Bosko powiedział, że czasy trudne wymagają wielkiej roztropności.
Nie wyrażać się ani jednym słowem ujemnie o rządzie, bo nikomu nie można dzisiaj
387

39.8 Page 388

▲back to top


ufać…Niebezpieczne są rozmowy na temat represji przeciwko reakcji i krytykowanie
zajęcia Rzymu. Gdy nas pytają, odpowiadać zawsze ogólnikowo. Należy
mówić:…Przykro, że przelewa się tyle krwi, pragnąłbym, by nastał rychło pokój, żeby
Papieża pozostawiono w spokoju i t.p. Zalecał, by bez obawy spełniać nasze
obowiązki i praktyki religijne; nie opuszczać ustalonych modlitw i rozmyślania,
wystrzegając się względów ludzkich. Gdziekolwiek będziemy, winniśmy uczęszczać
do Sakramentów św. …
Powiedział następnie, że gdziekolwiek postawi się, kogo, dbać należy, by
wszystko szło dobrze, czuwając by przeszkodzić nieporządkom. Wymagał, by donieść
jemu lub jego zastępcy wykraczających przeciw moralności i religijności w zakładzie.
Zaleci, w końcu gorąco, bysmy uważali nasze Zgromadzenie jako złoty
łańcuch, który splata nas wszystkich więzami miłości, modlitwy i ducha naszego
Towarzystwa. Tyle napisałem ci ex offc. – Dodaję, że skoro nadejdzie wydrukowany
twój Donat, prześlemy ci go.
– Turtn – 5-9-1861 – Tuo eff no-
ks Savio
Święty pouczał słowem iprzykładem, jak znależć się w różnych
okolicznościach i umieć wypowiadać własny sąd o rzeczach i ludziach.
Pewnego razu siedział przy stole z wielu księżmi. Jeden z biesiadników znany
żartowniś popisywał się rozmaitymi sztuczkami. Np. zręcznie manewrował trzciną
pocierając ją palcami i wydobywając z niej różne tony. Od przyśpiewek przeszedł do
tekstów z Joba używanych przy pogrzebach parodiując słowa Pisma św. – Święty
okazał swe niezadowolenie, co podpadło niektórym współbiesiadnikom, którzy pytali:
Czy księdzu się to nie podoba?
Niech wielebni księża osądzą sami – odrzecze Święty:
Gdyby między nami znalazł się św. Franciszek Salezy, co by musiał
powiedzieć słysząc w taki sposób profanowane Pismo św. on, który upominał swego
lekarza za niewłaściwe przytaczanie tekstów skrypturalnych?.
388

39.9 Page 389

▲back to top


Ks.Michał Rua opowiadał:
Razu pewnego towarzyszyłem z klerykiem Anfossi, księdzu Bosko na
obiedzie u proboszcza Crocety na przedmieściach Turynu. Wczasie obiadu jeden
z gości wyrażał się niezbyt przyzwoicie o kanonikach mówiąc, że udają się do chóru
tylko ze względu na prebendy i dystrybucje dzienne.
Ksiądz Bosko słuchając tego zwrócił się doń z naganą: Czy potrafiłby ksiądz
dowieść, że choć jeden z nich ma taką intencję? Przypuśćmy nawet, że paru miałoby
taką intencję, czy jest ksiądz przekonany, że nie byłoby wśród nich ani jednego
świątobliwego? Czy ksiądz wie co mówi w tym względzie św. Franciszek Salezy –że
choćby jakiś czyn naszego bliżniego posiadał 99 aspektów ujemnych a tylko jeden
dodatni, to winniśmy go uważać za cnotliwego z powodu tego jednego.
Pewnego razu – opowiada ks. Franciszek Dalmazzo – ksiądz Bosko był na
obiedzie u pewnej rodziny, gdzie przy stole wyrazano się ujemnie o biskupie Ghilardi
z Nondovi. Święty nie wchodząc w meritum sprawy z miejsca wziął go w obronę
przytaczając wiele faktów na jego korzyść.
Trzymał się zawsze tej reguły, ilekroć był świadkiem obmawiania przy stole
władzy kościelnej lub innych osób. Potrafił wydobyć na światło dodatnie rysy osób
obmawianych; a jeśli to nie pomagało dodawał: O bliżnich nieobecnych albo mówić
dobrze, albo zgoła milczeć.
Jeśli rozmowę prowadziła osoba wyżej postawiona odeń, lub też nie miał nad
nią żadnego wpływu, w grzeczny sposób naprowadzał dyskurs na inny temat. Gdy i to
się nie udawało, odważnie brał w obronę obmawianego podkreslając, że to nie –
sprawiedliwe szarpać czyjąś sławę, gdy nieobecny nie może się bronić.
Często ganił szemranie twierdząc, że jest to jeden z największych wrogów
domowych i od czasu do czasu podawał chłopcom wiązankę odpowiednią, by go
unikać. Dowiadując się, że uchybiono przeciw jego zaleceniom udzilał surowej
nagany. Prócz tego nie pozwalał na postępowanie mogące zaszkodzić czyjemuś
389

39.10 Page 390

▲back to top


dobremu imieniowi. Podkreślał chętnie zasługi bliżnich przy każdej okazji, ustnie i na
piśmie. Było w ogóle jego zasadą, by nie sądzic ujemnie bliżniego, chyba, że pewne
fakty ujemne wyszły na jaw publicznie. Wtedy przypisywał je omyłce, złym
doradcom, ignorancji lub słabości ludzkiej bardziej niż złej woli. A samemu sobie
i drugim przypominał słowa św.Pawła ‘’ Qui stat, videat ne cadat ‘’.
Kronika ks. Ruffino notuje:
10 wrzesnia, spytałem księdza Bosko: 3 września, ksiądz zapowiadając
ćwiczenia dobrej śmierci zalecał odprawić je dobrze, mówiąc, że jest ktoś wśród nas,
kto nie będzie je więcej odprawiał. Ksiądz Bosko odrzekł mi: Za niedługo powiem ci,
kto to jest. Był on w zakładzie, gdy zapowiadałem, jak wspomniałeś, lecz nie chciał
odprawić tego ćwiczenia. Powiem więcej widziałem we śnie chłopców
odprawiających owo ćwiczenie, lecz brakło wśród nich tego, októrym mowa.
Wiidziałem go poza kościołem, gdy szył sobie prześcieradło i spytałem: No co tu
robisz?
Zeszywam prześcieradło, by się nim okryć
A przecież inni odprawiają ćwiczenia dobrej śmierci.
Och, ja już nie pójdę! Chłopiec ten opuścił zakład, o czym Święty nie
wiedział. Te i inne przepowiednie wskazują, że nie dawałby nigdy podobnych wieści,
gdyby nie był przekonany o prawdzie tego, co mówił.
We wrześniu spełniała się zapowiedz chorób. Pisze ks.Ruffino: Alojzy
Fellisone zachorował poważnie, tak, iż wielu zwątpiło o jego życiu. Udzielano mu
Sakramentów św. Jednak chłopiec ten wyzdrowiał.
Tymczasem oczekiwał odpowiedzi od arcybiskupa Fransniego na swój list
w sprawie wcześniejszych egzaminów przed obłóczynami swych kandydatów na
kleryków. Chciał, być może zaoszczędzić wydatków ich rodzinom przed odwołaniem
ich z wakacji. Prosił również o pomoc materialną na kształcenie powołań do stanu
kapłańskiego. Odpowiedz arcybiskupa otrzymał w - czasie pobytu we Vercelli:
- Carissimo Don Bosco -
Dopiero wczoraj, wraz z plikiem innych pism, nadszedł list Przewielebnego
390

40 Pages 391-400

▲back to top


40.1 Page 391

▲back to top


Księdza z 22 lipca br. Z konieczności, data egzaminu prywatnego już nie jest aktualna
gdyż jak stwierdzam w kalendarzu, wyznaczona była na19 sierpnia. Proszę nie brać
tego za złe, że nie mogłem go zadowolić, gdyż nawet kandydaci, z Małego domu
Opatrzności stawiają się na wspólny egzamin, i gdyby się otwarło drogę wyjątkom
prywatnym, nie skończyłoby się nigdy z tym.
W sprawie drugiej prośby Przewielebnego Księdza, wiadomo, że cały dochód
majątków biskupich został mi zajęty, stąd nie mam możności nic Ppważnego uczynić.
Nie wątpię, że moje błogosławieństwo sprawi, że budowa pójdzie naprzód. Proszę
zgłosić się u bankiera Piaggio, pod kanonikiem Pantolinim, którego uprzedziłem, by
dał mu, co będzie możliwe. Polecając się modlitwom-etc.-'
-Lion - 15-9-1&61 - Suo Dev.mo ed affezion.
+ Alojzy arcybiskup
We Vercelli gotowano się do uroczystego poświęcenia bazyliki Santa Maria
Maggiore gruntownie restaurowanej staraniem ks. prob. Jana Nomo, dzięki hojnym
ofiarom wiernych. Nowy kościół był kontynuacją starożytnej bazyliki, istniejącej od
czasów pogańskich.
W programie uroczystości widniało nazwisko ks. Jana Bosko, jako kaznodziei
okolicznościowego.
W przedziale wagonu, w którym podróżował pisząc swe notatki, znajdowało
się dwóch księży prowadzących konwersację.
Mówiono o seminarium, o katechizacji, potem przeszli na temat Oratorium
w Turynie. Mianowicie, że klerycy tam zajęci asystowaniem chłopców nie mają czasu
studiować teologię, stąd nie będą wartościowymi kapłanami.
Potem zwróciwszy się do nieznanego sobie kapłana pytali? Uważa ksiądz, że
jest to prawda, co mówimy?
- A czy znają wielebni księża Oratorium księdza Bosko, i czy zwiedzili go,
kiedy? Jego klerycy pilnie studiują i jeśli chcielibyście bliżej dowiedzieć się, spytać
możecie o ich stopnie w seminarium, gdzie zdają egzaminy.
391

40.2 Page 392

▲back to top


Pociąg zatrzymał się we Vercelli. Tłum na stacji oczekiwał arcybiskup inni
księdza Bosko. Gdy ten ukazał, się we drzwiach, wołano? Don Bosco, Don Bosco!
Owi księża musieli czuć się mocno speszeni. Ukłonili się głęboko i pożegnali jadąc
dalej.
Święty łaskawie usprawiedliwiał ich mówiąc że to, skutek niedostatecznej
informacji. Przy sposobności przybyli oni do Oratorium z wizytą, oraz by polecić
kilku chłopców do zakładu.
Ks. Bosko głosząc chwałę Najświętszej Marii Panny w nowej bazylice zdobył
sympatię arcybiskupa i prałatów asystujących, tak, iż zapraszano, by głosił kazania
przez dwa dni następne obiecując podsunąć odpowiednie argumenty.
392

40.3 Page 393

▲back to top


ROZDZIAŁ LXXIV
Jesteście na początku października. Wychowankowie wyróżnieni z nauki
i zachowania się byli pełni entuzjazmu, że w nagrodę przyrzekł im Ksiądz Bosco
tegoroczną wycieczkę, która miała wyryć się głęboko w ich pamięci.
27 września rozpoczęła się nowenna do odpustu Różańcowego w Becchi
i część chłopców miała wymaszerować wcześniej. Jeden z nich późniejszy laureat
w studiach, wyższych prowadził pamiętnik,w którym notował pewne szczegóły.
Uwzględniliśmy jago notatki obok świadectw innych biorących udział w tej
wycieczce.
3 października wyruszyła do Castalnoowo pierwsza grupa pgięciu chłopców
z piszącym. Ks. prefekt Alassonatti wypłacił tym, którzy posiadali u niego depozyt
pieniężny.
Pierwszy odpoczynek był w Pino k/Turynu. W Cheri, ks.Colosso zaprosił nas
na obiad.Po krótkim zwiedzeniu miasta i kościoła św Filipa pomodliwszy się przy
grobie Alojzgo Comolla zaopatrzeni na drogę przez księdza Calosso, wyruszyliśmy
szosą turyńską wyglądając księdza Bosko, który zjawił się, w towarzystwie pana
Oraglie i młodzieńca Pawła Albery. Przybyliśmy do pałacu pana Marka Gonella. Po
zwiedzeniu jago bogatego ogrodu botanicznego, trzech chłopców pozostało u księdza
'Calosso reszta po kolacji nocowała pałacu po odmówieniu różańca i pacierzy
wieczornych.
Dnia następnego uczestniczyliśmy we Mszy ks. Bosko w kaplicy pałacowej,
o 8-ej już byliśmy gotowi do wymarszu. Po przejściu Riva di Chierd słuchaliśmy
ciekawego opowiadania ks. Bosko, na rożne tematy, między innymi z jego przeżyć, na
przykład, jak wypróbował głosu śpiewaków oraz na temat spowiedzi. Przybyliśmy do
Buttigliera na kolację do ks. prob. Józefa Vaccaarino. Tu nas spotkali koledzy
przebywający na wakacjach i odprowadzili spory kawał drogi w kierunku Becci, gdzie
czekano nas obiadem. Poczem puściliśmy się na przełaj łąkami do Buttigliera, a pod
wieczór spotkaliśmy się z naszymi komikami niebawem zadzwoniono na
nabożeństwo. Po kolacji śpiewaliśmy na wolnym powietrzu pieśni religijne i świeckie,
dopokąd nie zadzwoniono na pacierze i na spoczynek.
393

40.4 Page 394

▲back to top


5 października, zerwawszy się, na nogi rozbiegliśmy się dokoła, by odetchnąć
świeżym powietrzem w zagajnikach. Dopiero po Mszy nastał wesoły rozgwar,
śmiechy, skakanie, hasanie, kupowanie po okolicznych chatach,orzechów, mleka,
winogron. Po obiedzie: podzieleni na mniejsze grupy, jedni kierowali się na Montaf'ia,
inni w kierunku Norialdo na spotkanie z księdzem Bosko, który miał wracać
z Castelnuovo, gdzie, zapraszał ks. dziekana na odpust. Niektórzy porozsiadali się
cieniu drzew w pobliżu domu.
Inni skierowali, się do Buttigliera na, spotkanie z kapelą, która przybyła
punktualnie witana aplauzami. Na głos dzwonka udaliśmy się do kaplicy, gdzie po
odśpiewaniu Litanii do Matki Bożej, Tantum ergo, było Błogosławieństwo
Najświętszym Sakramentem. Po wieczerzy, pacierze, słówko ks. Bosko i poszliśmy
spać zmęczeni podróżą.
6 października, niedziela. Była cudna pogoda, o 8-ej Msza wspólna. O 9-tej na
głos werbli poszliśmy na Sumę. Po południu nieszpory przy tłumnym udziale ludu.
Przy świetle pochodni i baloników odbyła się wesoła pantomina. Bo późnego
wieczoru koncertowała kapela.
7 października – po odprawieniu Mszy i spakowaniu sprzętów liturgicznych
w kaplicy na rok następny, ksiądz Bosko dał wskazówki na dalszy odcinek drogi.
Kapela zagrała skocznego marsza ku czci pana Józefa Bosco, poczem wyruszono
w drogę do Castelnuovo. Na wieść o naszym przybyciu poruszyła się cała okolica.
Starsi i młodzież - wybiegała z domów, kupcy ze sklepów, wieśniacy z pola.
Gromadzili się na ulicach przysłuchując się dżwiękom kapeli. Ks. Bosko szedł wolno
pozdrawiając wszystkich i wypytując się o znajomych.
Śniadanie jedliśmy u niejakiego pana Macieja Bertagna. O 11-tej
odwiedziliśmy ks. Proboszcza który nas uraczył winem i owocami. Odwdzięczyliśmy
się muzyką i wśród niemilknących evviva, wyruszyliśmy do Piea. Po drodze
wstąpiliśmy na cmentarz w Mondonio pomodlić się na grobie Dominika Savio
unosząc stąd jakiś kwiatek.
Opuszczając ten zakątek spotkaliśmy wielu zacnych wieśniaków
zapraszających na poczęstunek winem. Maszerując raxnio, niebawem podeszliśmy
pod wzgórza Passersrano gasząc pragnienie ze żródła tam tryskającego. Pnąc się pod
394

40.5 Page 395

▲back to top


górę w słońcu dosięgliśmy uroczo położonej miejscowości Piea. Uporządkowawszy
szyk wstępowaliśmy do zamku, gdzie ku wielkiej radości zastaliśmy księdza Bosko,
który nas uprzedził. Po obfitym śniadaniu zwiedziwszy zabudowania zamczyska.
Schodziliśmy już w towarzystwie księdza Bosko do wsi Villa S.Secondo, następnego
etapu wycieczki.
Muzyka rozgwar wywabiały zewsząd mieszkańców wychodzących nam na
spotkanie.
Dumną swą kawalkatę zaprezentował księdzu proboszczowi swemu
przyjacielowi, ksiądz Bosko. Po obfitej kolacji udaliśmy się na spoczynek
porozdzielani w różnych przygotowanych dla nas pomieszczeniach.
8 października we wtorek – była Msza a kazaniem dla zebranego ludu
w kościele. Nagrodą była wspaniała polenta ugotowana w dużej kadzi.
Pałaszowaliśmy ją zacięcie. Po posiłku składaliśmy homagium księdzu proboszczowi,
recytując wiersze a kapela odegrała kilka utworów muzycznych.
Po południu pozwolono chłopcom wyhasać się w okolicy. Lecz o godz.4.30
po południu dzwony wezwały ich na nieszpory.
Wieśniacy, tłumnie zgromadzili się na dziedzińcu plebańskim, gdzie nasi
artyści dawali różne pokazy rozrywkowe do godz.11.00.
W dniu następnym odprawiła się Msza żałobna za zmarłych parafian. Chłopcy
mieli czas wolny do obiadu, który wykorzystali na zabawy i odwiedziny swych
kolegów przebywających na wakacjach. Na głos werbli zebrali się wszyscy na obiad.
Wino, wraz z serem zafundował chłopcom ks. prob. Roggiero.
Pożegnawszy kapelą naszych gospodarzy, o godz. drugiej wyruszyliśmy
w dalszą drogę, Wstąpiliśmy do mieszkań syndyka i wicesyndyka przyjmując
napiwek, za co kapela zagrała im marsza.
Po drodze zatrzymano się w Cossombrano, dla odwiedzenia dwóch
dobrodziejów Oratorium? Pana Fallotte i hrabiego Crermagnsno. Wszędzie były
poczęstunki a kapela przegrywała marsze.
Od piątej godziny maszerowano już baz przerwy. Gdy wycieczka przebywała
piękną dolinę, na stokach której rozścielały, się wioski, ludzie przerywali prace
395

40.6 Page 396

▲back to top


w winnicach przyglądając się wycieczce na czele które j szła kapela. Dzieci wybiegały
na drogę, dołączały się do chłopców zwabione, miłym słowem księdza Bosko.
Zwróciwszy uwagę na jednego pytał:
- Jak się nazywasz'?
- Alojzy, z tej a tej wioski.
- Poszedłbyś z nami?
- O, bardzo, lecz nie wiem, kim pan jest..
- Znasz ks. proboszcza swej wioski?
- Służyłem mu do Mszy dzisiaj rano.
- Doskonale, idź do niego i poproś, by przyszedł jutro do Alfiano na
plebanię, a ja pomówię z nim o tobie. A może ty także przyjdziesz?
- A kim pan jest?:
- Powiesz, ks. proboszczowi, że jeden ksiądz zTurynu chce z nim
pomówić o tobie..
Na skutek tej wizyty chłopiec przyszedł do gimnazjum do Oratorium, póżniej
został dzielnym proboszczem w Casale.
Słońce już zachodziło, więc każda, gromadka głośno odmówiła Anioł Pański".
Wycieczka przybyła wreszcie do Alfiano oczekiwana przez ludność. Dzwony
wezwały na nieszpory i kościół wypełnił się ludem.
Proszono księdza Bosko, by odegrano jakieś przedstawienie, dla ludzi.
Z miejsca nasi technicy zmontowali scenę. Przywieziono deski, wkopano kilka słupów
podtrzymujących podium, zawieszono kotarę. Przedstawienie trwało do póżnej
godziny, składały się nań farsa, deklamacja komiczna w dialekcie pienonckim, oraz
śpiewy. Publiczność była ubawiona. Przy końcu ks. Bosko zaintonował pieśń Maryjną.
Odmówiono pacierz wieczorny przy udziale ludu. Porozdzielano chłopców na
nocleg po domach wyznaczonych.
W czasie, gdy chłopcy spali, ks. Bosko pracował w swym pokoju, codziennie
odbierał korespondencję z Turynu przywożone, przez posłańców. Odpowiadał na
396

40.7 Page 397

▲back to top


niektóre listy Dobrodziejów osobiście, gdyż wielu z nich inaczej obraziłoby się. Przy
ogromnej korespondencji, redagował jeszcze zeszyty Letture Cettoliche, poprawiał
odbitki drukarskie.
- 10 października rano Msza śpiewana z chórem i kapelą, oraz
Błogosławieństwo eucharystyczne. Chłopcom po śniadaniu pozwolono odwiedzić
swych kolegów w okolicy, lecą zawsze grupowo, nigdy pojedynczo na umówiony
znak mieli być gotowi do odejścia. Pożegnano serdecznie gościnne Alfiano.
Przechodząc w pobliżu Castelletto dei Merli, ksiądz Bosko opowiadał historię
swego zabłądzenia w tych okolicach w 1841, oraz jak doznał pomocy w tym właśnie
przysiółku. Ks. Proboszcz Ponzano zapraszał wycieczkę do siebie, lecz z braku czasu
nie skorzystano z zaproszenia
Następnym etapem była miejscowość Crea ze świątynią obsługiwaną przez
00. Reformatorów zamówiono tu dla chłopców obiad. W drodze, ks. Bosko jak zwykle
opowiadał chłopcom historię owego klasztoru słuchaną przez nich chciwie tak, iż
prawie niespostrzeżenie przybyli do mety.
Skutkiem jakiegoś nieporozumienia ekonom przygotował obiad w sąsiednim
Casale, spodziewając się przybycia tam właśnie chłopców. Ks..Bosko zaaferowany
pukał długo do bramy klasztornej. Zacni zakonnicy dość mieli kłopotu z przygodnymi
turystami, dlatego nikt mu nie odpowiadał.
Chłopcy byli zmęczeni i głodni. Co tu robić? Zaprowadził ich najpierw przed
ołtarz cudownej Madonny św. Łukasza. Zaśpiewano pieśń Maryjną. Harmonijne głosy
młodzieńcze musiały wywabić zakonników z ich cel gdyż zaciekawieni wyglądali z za
szyb cel otaczających prezbiterium. Zjawił się również brat zakrystian.
- Czy zechciałby brat poprosić, tu O. gwardiana? Tam jest ojciec gwardian
wskazał stojącego u progu zakrystii zakonnika. Ks.Bosko podszedł doń prosząc o
pozwolenie udzielenia Błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem, oznajmując się
jako wycieczka z Oratorium św. Franciszka Salezego z Turynu.
- No cóż tu począć deliberował zacny gwardian. Na chybcika, nie da się
przegotować obiadu dla tylu głodnych chłopców. Dobrze, proszę odprawić
nabożeństwo i potem oglądnijcie piękną panoramę z tego wzgórza, możecie zwiedzić
397

40.8 Page 398

▲back to top


kaplice różańcowe u stóp góry, my tymczasem przygotujemy jakiś posiłek
Ksiądz Bosko podziękowawszy poszedł odprawić nabożeństwo, potem wydał
odpowiednie zarządzenia. Chłopcy wyszedłszy z kościoła zdążyli już zaprzyjażnić się
z zakonnikami na dziedzińcu klasztoru. Na znak dany wszyscy poszli zwiedzać
kaplice, wspinając się po stoku góry. Owe kaplice częściowo były już odrestaurowane
po inwazji francuskiej, reszta w toku prac konserwacyjnych.
Przykuwały uwagę chłopców w pięknie odnowionych kaplicach obrazy
Narodzenia i Ofiarowania Najświętszej Marii Panny w świątyni: Judyty ścinającej
głowę Holofernesowi; Raj, Wesele w Kanie Galilejskiej Ostatnia Wieczerza.
Wróciwszy zastali przygotowany obiad mimo ubóstwa braci w ich refektarzu
klasztornym. Zupa jarzynowa była z ryżu i wielu dodatków. Podzielono się
z chłopcami całym zapasem chleba będącym w klasztorze. Posłano również zakupić
chleb w sąsiedniej wiosce. Przygotowywano możliwie największą ilość placków
w kuchni. Na dodatek kiełbasa, ser, pozostałe z ich obiadu mięso, owoce, słowem
cokolwiek tylko było w spiżarni klasztornej. Chłopcy pałaszowali wszystko żarliwie,
gdyż późna godzina spotęgowała ich apetyt. O. Gwardian kazał przynieść doskonałego
wina i sam je nalewał.
O czwartej po południu, po modlitwie w intencji zakonników i odśpiewaniu
paru pieśni ku czci Madonny, wyruszono w kierunku Cesale, w towarzystwie księdza
Bosko idącego również pieszo. Szli wśród kurzu i gorąca odczuwając wielkie
pragnienie.
Chłopcy rozeszli się w drodze dzieląc się na mniejsze i większe grupki. Dla,
utrzymania łączności, od czasu do czasu nawoływano się trąbką. W połowie drogi
spotkano powóz ekonoma nngra Celabiana, który rozmawiał z księdzem Bosko i dał
wskazówki, co do drogi.
Około godz. 9-tej dotarli, do bram pałacu biskupiego. Zaprowadzono
chłopców do seminarium. Byli oni tak zmęczeni, że siadali na posadzce korytarza
i zasypiali. Tu oczekiwana suta wieczerza przygotowana przez kanonika Jrova.
Po wieczerzy chłopcy zostali rozlokowani w celach seminarzystów, a księdza
Bosko gościł w swym pałacu biskup Calabiana.
398

40.9 Page 399

▲back to top


Naza jutrz,11 października, ze wzglądu na zmęczenie, wstanie było o godz.
8.30 następnie. Msza św. Około, 10-tej, rektor zaprowadził młodzież do kaplicy
biskupiej, gdzie oczekiwał ich arcypasterz. Odmówił on z młodzieżą modlitwę,
udzielił błogosławieństwa, po którym dał im do ucałowania relikwię Krzyża św.
przechowywaną, w cennym relikwiarzu artystycznym. Potem osobiście oprowadzał
chłopców po katedrze, w której przeprowadzano prace restauracyjne dla przywrócenia
jej zabytkowego stylu lombardo-bizantyjskiego. Zwrócił ich uwagę na pozostałość
dawnej, kruchty pokutników, galerii dla niewiast oraz, resztek starożytnych kolumn tu
i tam pozostałych.
Opowiedział historię miasta Casale, dzieje męczeństwa św. Ewazego i
wzniesienia katedry przez króla Longobardów Luipranda w 712 roku. Gdy
zadzwoniono na 12-tą, rektor zaprowadził młodzież na obiad, w czasie którego kapela
przygrywała w atrium pałacu biskupiego.
Deszcz, przeszkodził dalszemu zwiedzaniu kościołów w mieście. Pod wieczór
odbyło się błogosławieństwo eucharystyczne w kościele Misjonarzy, którego udzielił
sam biskup. Wieczorem w sali seminarium przy udziale biskupa, kleru i wielu
znakomitych gości z miasta, odbyło się przedstawienie Dwaj sierżanci, które bardzo
podobało się widzom. Wykonana została po raz pierwszy romanza Jana Celgierga
„Sierotka”.
12 października, w kościele Misjonarzy, sam ks. biskup odprawił mszę św.
i udzielił Komunii św. chłopcom. Ksiądz Bosko w tym czasie spowiadał chłopców
i wiernych. Śniadanie było w refektarzu księży misjonarzy. Arcypasterz osobiście
krajał ser i podawał chłopcom. Potem zaprowadził ich do parku i zaproponował
zwiedzenie zabytków miasta, dając przewodnika.
Dostojny arcypasterz zawsze pragnął mieć przy swym stole księdza Bosko,
wraz z klerykami i starszymi śpiewakami.
Pozostała grupa chłopców po posiłku w seminarium, miała wymaszerować
w drogę.
Przyszli pożegnać się podziękować arcypasterzowi w pałacu biskupim.
Obdarzył on wszystkich medalikami Madonny czczonej w Crea, które pobłogosławił.
Kapela uderzała w trąby na cześć biskupa i obywateli miasta. Na przedmieściu S.
399

40.10 Page 400

▲back to top


Germano, ks. Proboszcz miejscowy wyszedł na powitanie księdza Bosko, zapraszając
gorąco, by wstąpił w jego progi. Ks. Bosko zgodził się i przez pewien czas kapela
pokrzepiona napiwkiem rozweselała zacnego kapłana, poczem maszerowano główną
ulicą. W połowie drogi oczekiwali nas ludzie z Nirabello, wraz z ks. proboszczem,
księżmi, oraz panem Prowera (ojcem-Salezjanina) inicjatorem tej wycieczki.
Pragnął on gościć w swym mieszkaniu księdza Bosko, wraz z jego otoczeniem
bliższym.
Dla chłopców przygotowano posłanie, częściowo na sianie,częściowo w pustej
stajni tuż obok swego domu. Zgotowano nam ucztę, iście królewską.
Nazajutrz w niedzielę, 13 października, obchodzono. Macierzyństwo
Najświętszej Marii Panny. Ponieważ kościół był w remoncie, nabożeństwo odbyło się
za, pozwoleniem biskupa na otwartym placu, przy ołtarzu wspaniale udekorowanym.
Również suma odbyła się na placu, z wielkim splendorem, muzyką i chórem
chłopięcym przy biciu dzwonów i salwach moździerzy. Wspaniale przybrane
kwiatami dywanami okna domów oraz ulice, którymi przechodziła procesja,
świadczyły o pobożności tamtejszych parafian.
Kazanie odpustowe wygłosił ks. Bosko, do zebranych licznie tłumów. Matki
podnosiły swe dzieci, by; mogły widzieć księdza Bosko. On zaś podniosłym głosem
entuzjastycznie, wychwalał Madonnę, zachęcając do odmawiania Różańca
w rodzinach.
Wieczorem wszystkie domy zajaśniały iluminacją. Kapela koncertowała na
placu publicznym. Tysiące balonów kolorowych wznosiło się w górę. Po kolacji
wychowankowie zażywali ożywionej rekreacji. Ludzie zaciekawieni przypatrywali się
ich rozrywkom. Na głos dzwonów wszyscy poklękali, by odmówić pacierz wieczorny.
Była to lekcja dobrego przykładu.
Nazajutrz odprawiła się. Msza żałobna za zmarłych parafian. Po śniadaniu
chłopcy za pozwoleniem przełożonych poszli odwiedzić swych kolegów oraz
00.Kapucynów w opodal stojącym klasztorze. Wszędzie podejmowano ich. Gościną.
Pod wieczór przygotowano przedstawienie na dziedzińcu parafialnym.
Powstał ścisk niesamowity, gdyż każdy, chciał zająć miejsce z przodu. Rozgwar był
400

41 Pages 401-410

▲back to top


41.1 Page 401

▲back to top


tak wielki, że choć aktorzy krzyczeli z całej siły,nie było ich słychać na widowni.
Pytano się wzajemnie: Rozumiecie, co tam dzieje się na scenie ?
O tak, ja rozumiem odgrywają Mękę Pańską!
Dużo było humoru przy rozbieraniu sceny. Otóż chłopcy ściągnęli gdzieś
z kościoła gobeliny dla przystrojenia sceny. Zakrystian, notabene mocno pijany,
spostrzegłszy te arasy, podszedł zataczając się i wygrażając; Ja... ja... was pytam, kto
wam pozwolił wziąć te arasy?
Wybaczcie mi, szukałem was długo i nie mogłem nigdzie znaleźć, tłumaczył
się Endrie
- Powtarzam,kto wam pozwolił zabrać ta arasy? pienił się zakrystian.
- Proszę przebaczyć, już więcej tego nie zrobię ....
-
panami ?
Chciałbym wiedzieć, jakim - prawem wzięliście je, czy jesteście tu
- Ksiądz proboszcz nic nie mówił, sprawa załatwiona..
- Co? co? Ja nie mam nic do gadania, ja?
Zakrystian wyrwał z rąk Enria sztylet, który był potrzebny jako rekwizyt na
scenie, i zamierzył się nim powstał tumult, wszyscy drżeli ze strachu.
Enria próbował załagodzić sprawę i uderzył w ton pełen słodyczy - mój
kochany, po cóż się gniewać, ja przecież żartuję.
- Żartujesz, a przemawiasz do mnie z góry.
- Doprawdy, nie chciałem szanownego pan? obrazić i nie stracić łaski
u tak dobrego pana kościelnego.
To poskutkowało. W oczach zacnego zakrystiana zaperliły się łzy. Począł -
ściskać, i całować raz po raz Enrię.
- Chodżcie do mnie do mieszkania, zapraszał i wziąwszy wszystkich
trzech chłopców pod pachę prowadził ze sobą.
Ksiądz Bosko dowiedziawszy się o tym, posłał mu za pośrednictwem Enria
401

41.2 Page 402

▲back to top


napiwek, a to całkowicie przekonało go, że chłopcy księdza Bosko są naprawdę
dobrzy.
15 października, była Msza wspólna, oraz ćwiczenie dobrej śmierci w kościele
Kapucynów. Ksiądz Bosko nawet na wycieczkach nie opuszczał tej zbawiennej
praktyki.
Ojcowie prosili księdza Bosko,by zasiadł w konfesjonale. Skorzystało ze
spowiedzi wiele osób, zwłaszcza miejscowej młodzieży, ku zadowoleniu Świętego
oraz zacnych gospodarzy.
Młodzież nahasała się dowoli na dziedzińcu i przyległym parku podziwiając
urządzenia irygacyjne nawadniające ogród i park. Koło godziny 10-tej pożegnano
Ojców kapelą i powrócono do swych kwater na obiad. Ks.Bosko wraz z klerykami, był
podejmowany przez Ojców obiadem.
Po obiedzie wmaszerowano w ordynku w kierunku Lu. Po drodze opowiadał
ks.Bosko historię napotykanych miejscowości. Około drugiej po południu dotarli do
Lu. Powitali księdza Bosko serdecznie miejscowi księża wraz z ludem wylęgającym
na spotkanie niezwykłej kompanii.
Ksiądz Bosko w pościele S Maria Nova przemówił do wiernych. Chłopcy
zwiedzili starożytny kościół, muzycy weszli na wieżę, by podziwiać rozległą
panoramę i koncertować.
Tymczasem zjawił się syndyk uprzedzony do kleru i w sposób niezbyt
uprzejmy wyprosił ich z wieży, pod pozorem, że schody nie są bezpieczne.
Ks. dziekan miejscowy oraz inni proboszczowie zapraszali wycieczkę na poczęstunek.
Ksiądz Bosko wśród tłumu młodzieży zauważył pewnego chłopca w koszuli
i bosego, który przybiegł zobaczyć, co się dzieje nowego.
Podszedłszy do niego spytał.
- jak się nazywasz ?
- Quartero.
- Czy chciałbyś pójść ze mną do Turynu?
- Dlatego właśnie tu przyszedłem. Bardzo chętnie!
402

41.3 Page 403

▲back to top


- Dobrze, przyjdź każę ci podzelować buciki.
Ks. Bosko porozumiawszy się z rodzicami zabrał go do Oratorium
i wykształcił na kapłana. Był on w swej wiosce wikarym, potem został gorliwym
proboszczem w diecezji.
Gdy opuszczano tę wioskę dużo ludzi, zwłaszcza matek wychodziło mu na
spotkanie z dziećmi na ręku, prosząc, by ich pobłogosławił. Działo się to wszędzie.
Pod wieczór skierowano się do Nirarabello. 16 października po Mszy św.
i odśpiewaniu Litanii loretańskiej, po śniadaniu, na polecenie księdza Bosko
przeszliśmy się wraz z kapelą po polach, przygrywając pracującym ludziom na
uciechę.
Tymczasem ks. Bosko pertraktował s panem Provera na temat przyszłego
zakładu, który miał tu powstać. Przyjął ofiarowany grunt wraz z budynkiem służącym
aktualnie dla chłopców, ustalano pewne warunki. Proboszczowi, który w tym dniu
gościł wycieczkę, młodzież okazała swą wdzięczność w muzyce, poezji i prozie.
Pod wieczór o 6-tej, w starym kościele odbyło się przedstawienie dla licznej
widowni. Widowisko było przeplatane śpiewami, dialogami, miedzy, którymi palmę
zdobyła pantomina p.t. „Chciwiec” nagrodzona oklaskami.
Mówiono: Wiecie, ci chłopcy księdza Bosko są doprawdy genialni, nie
potrzebne im były słowa, wystarczyły same gesty.
Kapela koncertowała na placu publicznym dłuższy czas, ściągając wielu
melomanów.
Od seledynowej poświaty księżycowej leniły się szczyty gór, a wspaniały
balon kolorowy unosił się majestatycznie ponad wioską.
Późno wróciliśmy do swych kwater a ks. Bosko życzył nam dobrej nocy. Była
to ostatnia noc, którą, spędziliśmy w Mirabello.
17 października po raz ostatni chór zaśpiewał na głosy Litanię do Matki Bożej
po Mszy wspólnej. Obiad był wcześniej, gdyż zamierzano wyruszyć zawczasu
w kierunku Valenza n/Padem.
403

41.4 Page 404

▲back to top


O 2-giej po południu wkroczyliśmy do miasteczka Borgo San Salvadore.
Ulice były tak natłoczone ludem, że z trudnością kapela mogła się przecisnąć ze
swymi instrumentami. Księża, miejscowi powitali ks. Bosko i prowadzili na plebanię
na zasłużony posiłek.
Potem odbyło się nabożeństwo we wspaniałym kościele. Następnie
zwiedziliśmy świątynię pielgrzymkową Madonna del Pozzo odległą o milę drogi.
Wstąpiliśmy na dziedziniec budynku zamieszkałego zazwyczaj przez kilku
zakonników. Przygotowali oni nam napoje chłodzące i kasztany w obfitości, my zaś
odwzajemniliśmy się im muzyką i śpiewami.
Będąc na granicy diecezji Casale wstąpiliśmy do Aleksandrii, po drodze
wstępując do naszego kolegi, którego rodzina przygotowała napoje chłodzące.
Już słońce zachodziło, a my jeszcze mieliśmy spory kawał drogi do przebycia.
W pewnym miasteczku hrabia Groppeilo zaprosił nas do swego pałacu na
poczęstunek, winem ze swych wybornych winnic. Pomodliwszy się w kościele,
wyruszyliśmy w drogę i niebawem dotarliśmy, do stacji Valenze. Kapela zagrała
marsza naczelnikowi stacji, z którym ks. Bosko porozumiewał się na temat
ewentualnego powrotu do Turynu pociągiem. Po pomyślnym załatwieniu sprawy
weszliśmy do miasta około godz. 9-tej.
Już od Casale, ks. Bosko pisał do hrabiego De-Cardenas senatora
i wybitnego dobrodzieja Oratorium, prosząc o nocleg dla 60 osób. Wielu chłopców po
drodze zatrzymało się u swych rodziców. Pałac został postawiony na nogi. Zwożono
z winnic doskonałe winogrona na polecenie hrabiego, dla chłopców z wycieczki.
Dostali na kolację wspaniałą polentę. Na nocleg przygotowano im posłanie z twardej
słomy. Każdy z nich otrzymał koc dla przykrycia się. Około 10-ej po pacierzach
wieczornych pokładli się spać, lecz wielu nie mogło przyzwyczaić się do twardej
słomy kręcąc się na pościeli. Ks. Bosko, któremu przygotowano wygodne łóżko
w osobnym pokoju, po odejściu gospodarzy wrócił do chłopców i na krótko z rana
poszedł do swego pokoju. Gdziekolwiek przebywał z wycieczką, miał przygotowany
wygodny pokój! On jednak wolał przebywać z chłopcami nie zważając na niewygody.
18 października, rano chłopcy gromadzili się na podwórzu. Zjawił się syn
hrabiego De Cardenas pytając Tomatisa, czy dobrze spali. Tomatis robiąc gest
404

41.5 Page 405

▲back to top


komiczny jakby łamanie kości, odrzecze i doskonała! Wywołując wybuch
frenetycznego śmiechu.
Hrabicz śmiał się również, lecz później wspominał ku swej przykrości, że nie
mógł osobiście zaradzić niewygodom.
Ksiądz Bosko zaprowadził chłopców do niewielkiej świątyni z cudownym
obrazem Madonny. Po Mszy kantorzy według zwyczaju, odśpiewali Litanię, poczem
było Błogosławieństwo eucharystyczne.
Po śniadaniu hrabia zapraszał na zwiedzenie jego piwnic słynnych na całą
Italię. W pomieszczeniach podziemnych stały ogromnej pojemności kadzie, kufy
i beczki z winem. Stąd przeszli do ogrodu pałacowego,gdzie czekały na chłopców
huśtawki, krążniki i inne przybory gimnastyczne hrabicza. Następnie zwiedzili piękny
kościół parafialny pod wezwaniem Santa Maria Maggiore. Widok płynącej w pobliżu
rzeki wywołał spontaniczne okrzyki: Nad Pad nad Pad! Popędziliśmy, jakie pół
kilometra, podziwiać z bliska płynącą szerokim korytem królową naszych rzek Pad.
Tymczasem ks. Bosko złożył wizytę niektórym dobrodziejom oraz
duchowieństwu. W pałacu czekał na nas iście pański obiad. Ks. Bosko spożywał obiad
przy stole hrabiego i w otoczeniu jego rodziny, wyszedł na dziedziniec, podczas gdy
kapała przygrywała skoczne kawałki. Następnie wymaszerowaliśmy na stację
i załadowaliśmy się na dwa wagony podstawione gratis przez dyrekcję kolei. Wkrótce
przybyliśmy do Aleksandrii, tu wysiadłszy z muzyką na czele wkroczyliśmy do
miasta, gdzie wsiedliśmy niebawem na pociąg idący z Genui do Turynu. Na każdej
stacji kapela przygrywała marsze. Przybyliśmy do Villafranca, ostatnisg0 etapu
podróży mocno zziębnięci.
Tu oczekiwano nas na plebanii kapela zagrała, na cześć mieszkańców wioski.
Posiłek był bardzo potrzebny dla wszystkich. Jak zawsze, odbyły się recytacje
i muzyka. Po pacierzach poszliśmy do obszernej stajni na spoczynek.
Nadszedł 19 października, ostatni dzień wakacji. Po nabożeństwie już
o dziewiątej była zbiórka I kapela pożegnawszy mieszkańców marszem, pociągiem
wracała do Turynu.
405

41.6 Page 406

▲back to top


Na powitanie księdza Bosko w Oratorium uderzono w dzwony. Chłopcy przy
szeroko otwartej bramie witali wracającą wycieczkę. Do południa nie było końca
wiwatów na cześć księdza Bosko, potem wszyscy zgromadzili się w jadalni.
Ks.Bosko odwiedził cztery diecezje. Turyn, Asti, Casale i Aleksandrię,
a wszędzie zabierał chłopców rokujących dobre nadzieje na przyszłość i umieszczał
ich w Oratorium. Propagował też wszędzie Letture Cattollche. Nawet w podróży
przygotowywał treść zeszytów i poprawiał korektę drukarską, odsyłając Naczas
drukarzowi.
Na miesiąc listopad był gotów zeszyt, w którym znajdowała się rozprawka ks.
J. Frasinettiego, przeora klasztoru św. Sabiny w Genui: „Raj na ziemi przez życie
w chrześcijańskim celibacie”.
Na miesiac grudzień i „Wiadomości z życia, bł. Panassii pastuszki z Zalesia”,
zebrane i spisane przez Salvio Pellico. Jest tam mowa pewnej15-letniej panience
zabitej przez okrutną macochę. Podaje w niej szereg wskazówek dla dziewcząt na
każdy dzień, tydzień, miesiąc i rok, dla zyskania wielu zasług na niebo. W dodatku
zamieszczono kilka poezji tegoż autora ku czci Błogosławionej.
Ks..Bosko zamieścił we wstępie biografię autora.
406

41.7 Page 407

▲back to top


ROZDZIAŁ LXXV
Święty wróciwszy z wycieczki miał duży kłopot z wypłaceniem znacznej
sumy majstrowi za wykonane prace budowlane. Lecz przypadkiem dowiedział się, że
w okolicach Turynu, żył pewien kapłan emeryt posiadający znaczny majątek, lecz
znany był z wielkiego sknerstwa. Otóż ksiądz Bosko za radą kleryka Franciszka
Dalmazzo, pojechał z nim razem do owego kapłana próbując szczęścia. Emeryt ów
przyjął gościnnie księdza Bosko, który zaznajomił go ze swym dziełem. Przedstawił
wymownie swoje kłopoty materialne, a przy tym potrafił zasugerować nadzieją
wiecznej nagrody u Boga, że ów kapłan wzruszony otworzył kasę i wyjąwszy parę
garści złotych monet wsypał je księdzu Bosko do kapelusza, by mógł zaspokoić
potrzeby swych sierot. Była tam suma około 5 tys. lir. W całej okolicy mówiono o tym
wielkim cudzie zdziałanym przez Świętego.
Tymczasem zjeżdżali się nowi wychowankowie Wielu z nich przyjęto gratis,
niektórych za l/3 lub połowę pensji. Uwagi godne były jego pewne zasady w tym
względzie.
Przyjmując na przykład, chłopca Audegnotto, który później został kapłanem i
sekretarzem biskupa Gastaldiago, pisał do proboszcza Balladore w Beinasco, pod datą
23 października:
„...Niech czcigodny ks.proboszcz postara się, aby niektórzy, dobrodzieje
płacili przynajmniej 1/3 pensji, pozostałe 2/3 pokryje podpisany”.
Roztaczał nadal opiekę nad Małym Semiuarium w Giavena. Podając
arcybiskupowi Fransoniemu wiadomości odnośnie oratoriów turyńskich, wspominał o
rywalizacji w kierownictwie Oratorium, na co arcybiskup odpowiadał następująco:
- Carissimo Don Bosco!
Do niniejszego listu dołączam pismo do proboszcza z Villa S. Secondo
z prośbą o doręczenie mu. Z przyjemnością dowiaduję się o dobrym postępie
Oratorium św. Fr. Salezego wraz z filiami/..../. Opłakania godne to, że protestanci
czynią spustoszenie wśród katolików; bardziej bolesne niż apostazja wśród dorosłych,
407

41.8 Page 408

▲back to top


którzy być może od dawna przestali należeć do Kościoła, jest demoralizacja młodzieży
przechodzącej do protestantów bezmyślnie dając później początek rodzinom
protestanckim. Stąd istnieje obawa, że cyfra ich wzrośnie, nie mogę dać wiary, jak mi
pisze, że liczba ich sięga 6,650. Tak by chcieli oni w swej przewrotności. Pewno, że
gdyby dodać niewierzących, to cyfra ta jeszcze się zwiększy. Jednak ateiści nie
przyznają się do żadnego wyznania i nie należeliby do Kościoła, choćby nawet nie
było protestantów.
Przykre są rzeczy, o których opowiada ksiądz odnośnie Seminarium
w Giaveno. A przecież zeszłoroczne wieści były tak pocieszające, zwłaszcza
niespodziewany wzrost alumnów.
Przedstawiało mi się nowego rektora w dobrym świetle. O przejściu na jego
stronę prowikariusza nikt mi nie mówił i jest mi bardzo przykro/.../ Odnośnie
Towarzystwa św. Franciszka Salezego, odesłałem mu reguły celem uzupełnienia
i poprawienia. Później pisano mi, że wprowadzono pewne zmiany, lecz że jeszcze jest
wiele braków, ponieważ rzecz jest ważna, zażądam wyjaśnień i wtedy odpiszę jak
najrychlej. Odnosnie Letture Cattoliohe, prosiłem proboszcza Vedeas z kantonu Vaud
protestanckiego, gdzie jest jednak wielu katolików. Pozdrowienia dla jego kapłanów.
Polecając się modlitwom etc. -
- Li on -?3.10-1861 - Dev. tao e sff.mo
+ Alojzy arcyb. Turynu
Pomimo tego Święty nadal posyłał do Seminarium kandydatów do stanu
duchownego dając pierwszeństwo gotowym opłacać całą pensję. Do pomocy
asystentowi Boggero dodał kleryka Dominika Bongiovanni i kleryka Bessa. Prócz
tego inni z Oratorium czasowo dojeżdżali z lekcjami, jak Ghivarello i Ruffino.
Z końcem więc października 1861, za staraniem księdza Bosko, jak pisze kleryk
D.Vaschetti, rozpoczęło regularną naukę 216 uczniów, zaś w następnych miesiącach
liczba ich wzrosła do 240. Były trudności z ich rozmieszczeniem, gdyż wszystkie
lokale były już zajęte. Dlatego musiano przygotować naprędce sypialnie na poddaszu.
W prospekcie drukowanym na rok 1861/62 uwidoczniono nowo otwarte klasy
humanistyki i retoryki. Wszystkie klasy miały własnych nauczycieli wybranych
w porozumieniu z księdzem Bosko.
408

41.9 Page 409

▲back to top


ROZDZIAŁ LXXVI
Już od owych lat dawał się zauważyć w życiu świętego gorący płomień jego
nabożeństwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Mamy o tym świadectwo od pani
Elżbiety Beyssel-Sommsriva wychowanej w schizmie, lecz nawróconej na katolicyzm,
w jej liście adresowanym do księdza Bosko, pod datą 26 pażdziernika 1861.
Revendisino Don Bosco
Nie umiem wyrazić swej wdzięczności za drogocenny list, który niedawno
otrzymałam. Niech go Bóg za to wynagrodzi. Miałam nadzieję widzieć się z
Przewielebnym Księdzem tutaj. Proszę gorąco spełnić swój zamiar dla dobra tylu
dusz, których słabnąca, gorliwość może zapalić na rzecz ubogich,chłopców zwalczając
tak zakorzeniony nałóg przekleństwa. Na miłość Boską, proszę przybyć do Florencji.
Robię wysiłki na rzecz propagowania jego pisma,nawet wśród ludności wiejskiej
Dziękuje szczególnie za słowa zachęty, gdy wspominając o koronie niebieskiej
chwały. Tak bardzo winnam odpowiadać wielu łaskom, których Dobroć Boża udziela
mnie i innym, tak, iż lękam się doprawdy sądów Bożych. Ufam jednak bardzo w
dobroć i miłość Boskiego Serca Zbawiciela, które to nabożeństwo rozpalił we mnie,
nim wróciłam na łono Kościoła katolickiego. Większe jeszcze niż moje, są potrzeby
męża i dzieci. Mam również brata w Schizmie, imieniem Michał. Proszę polecić go
opiece św. Michała Archanioła i odprawić Msze za niego.
W klasach gimnazjalnych uczyli ci sami klerycy jak w roku poprzednim/.../.
Byli nieznużeni w spełnieniu swych obowiązków. O jednym z nich wyraził się
ks. Bosko, że w każdej chwili jest czymś zajęty, świadkowie naoczni twierdzą, że
niejednokrotnie słyszeli, jak zwierzał się wobec księdza Bonettiego: „O, jak
zaszczytne jest, gdy kto pod wieczór czuje się całkiem wyczerpany, że spędził dzień
na chwałę bożą i dla zbawienia dusz”.
Przypomniał asystentom i przełożonym, że wychowankowie winni często
pisywać do swych rodziców na dowód miłości ku nim, a przez to także skuteczności
409

41.10 Page 410

▲back to top


naszego systemu wychowawczego.
Przytoczymy pewne uwagi pisemne na ten temat:
- Jest pożądane, by każdy nauczyciel w swej klasie podał uczniom wskazówki
o czym mają pisać w korespondencji mianowicie:
1 Jakie przedmioty bierze się w szkole, udzielanie korepetycji potrzebującym,
efekty osiągane, nauka śpiewu muzyka i t.p.
2. Rekreacja - jakie gry są w użyciu - przechadzki tygodniowe
3. Praktyki pobożne - uczęszczanie do Sakramentów św. Różaniec,
obowiązek modlitwy za rodziców i dobrodziejów.
4. Święta obchodzone w Oratorium - nauka śpiewu dla chłopców, teatrzyk,
występy sceniczne i t.p.
5. Porządek dnia świątecznego - Msza wspólna- tematy poruszane na
kazaniach - słówka wieczorne.
6. Zycie wspólne blaski i cienie -dobro trzeba opłacie unikanie lenistw twa.
7- Opisać dom, kościół, jadalnię, liczba chłopców, wychowawców
8. Szczegóły o mieście Turynie z historii miasta – kościoła - pomniki, skąd
wywodzi się nazwa Valdocco, gdzie znajduje się Oratorium?
9. Zima - temperatura - ogrzewanie sal, światło gazowe i tp.
Równocześnie święty zabiegał o pomoc materialną w odzieży dla biednych
chłopców u władz wojskowych, nie bez pomyślnego skutku. Kierował również pismo
do króla o zapomogę na kształcenie kleryków potrzebnych do pomocy w oratoriach
turyńskich. Do podania załączał spis kleryków i uczniów gimnazjum.
Zwracał się również do ministerstwa wyznań religijnych otrzymując, asygnatę
w kwocie 600 lir na rzecz ubogich chłopców. Podobnie kierował suplikę do
dobroczynnego towarzyszenia św. Pawła Ap.
W nowym roku szkolnym kleryk Provera miał w pierwszej klasie
gimnazjalnej około 200 uczniów. Pomyślna pertraktacja około otwarcia nowego
410

42 Pages 411-420

▲back to top


42.1 Page 411

▲back to top


kolegium w jego ojczystej miejscowości sprawiły mu, wiele pociechy. Wiedział
jednak, że trzeba się również przygotować na ewentualne próby, gdyż Pan Bóg
zazwyczaj obok róż zsyła i kolce. Któregoś dnia dnia rano w gronie kolegów na
rekreacji wyraził się:
Miałem dzisiaj dziwny sen, który mnie zaniepokoił. Dla rozweselenia
opowiem go wam. Otóż znajdowałem się jakby na polu czytając książkę, gdy
spostrzegłem przed sobą w wstrętnego potwora. Błyskawicznie przyszła mi myśl
ucieczka, lecz on mnie uprzedził. Nie mając wyboru broniłem się kijem, który miałem
w ręku grzmocąc go po głowie i plecach gdzie popadło.
Zdawało się, że wyszedłem zwycięsko i potwór leżał na ziemi na pół martwy,
lecz gdy zawracałem do ucieczki, potwór ożył i rzucił się na mnie z pazurami chcąc mi
rozerwać piersi. Możecie sobie wyobrazić, mój przestrach. Na nowo począłem się
bronić, lecz teraz szło mi już gorzej, bo byłem zmęczony, lecz jeszcze zwyciężyłem.
Lecz oto potwór po raz trzeci i czwarty atakuje mnie z dołu, a mnie już sił brakło, lecz
żeby nie zostać rozszarpany, musiałem zwyciężyć. W ostatecznym, wyczerpaniu nie
mogąc już ustać na nogach zwróciłem się do Boga i Matki Najświetszej o pomoc
wołając o Maryjo wspomóż mnie! i w tej chwili zbudziłem się.
Chcąc ochłonąć z przeraźliwych mar nocnych próbowałem, wychylić się spod
koca, lecz czułem, że mam ręce związane. Spostrzegłem wtedy, że mam dłonie
splecione swym różańcem.Acha! Zrozumiałem, bronią skuteczną do zwalczania
potwora nie kij, lecz modlitwa.
Któryś z kolegów wspomniał o tym śnie księdzu Bosko, który odrzecze? No,
no zobaczycie!
I fakt następny ziścił te przeczucia. Istotnie, w parę dni póżniej, gdy kleryk
Provera prowadził lekcję, uczuł w lewym boku siłne kłucie i przyszła gorączka.
Uzupełnimy jago własne zeznania o chorobie, jaką przeżył. Nie mogąc
utrzymać się na nogach położyłem się do łóżka, 10 listopada 1861. Było to zapalenie
płuc. Kasłałem i plułem krwią. Lekarz puszczał mi kilkakrotnie krew, lecz
bezskutecznie. Stan mój pogarszał się. Nazajutrz w południe lekarz oświadczył, że
sytuacja jest beznadziejna i może nastąpić zgon.
411

42.2 Page 412

▲back to top


Polecił, więc zaopatrzyć mnie. Ksiądz, Rua, który, przy mnie asystował
przyłożywszy, mi pijawki poszedł po księdza Bosko, który odwiedził mnie pod
wieczór.
- Co mój kochany Franciszku, chciałbyś się polecić opiece Matki
Najświętszej i Dominika Savio?
- Jak najchętniej, odrzekł. Ks. Bosko kazał mi powtarzać za sobą Ojcze
nasz, które odmawiał klęcząco i udzielił mi błogosławieństwa. Poczem zapewnił?
Otrzymasz albo Raj, albo zdrowie? Dobrze? A cobyś raczej wolał? Chcesz pozostać
dłużej na tyra świecie i powiększyć sobie zasługi, czy wolisz żebyśmy ci dali paszport
do nieba? No, którą z tych propozycji wybierzesz?
Zastanowiłem się przez chwilę nad tą ważną sprawą, poczem odrzekłem? -
To rzecz, trudna, do rozstrzygnięcia! Proszę parę godzin do namysłu proszę mnie
jeszcze odwiedzić wieczorem, nim pójdzie do pokoju, wówczas dam odpowiedz.
- Ach, tobie byłoby przykro opuścić swe ciało i pożegnać się z Oratorium!
Na razie zawiesimy twój paszport, dobrze?
- Nie to miałem na myśli, lecz żeby mnie ksiądz odwiedził wieczorem,
wówczas powiem, jakie jest moje pragnienie.
Ksiądz Rua widząc, że nie był zupełnie zdecydowany, odezwał się nieco
zdziwiony: Ty jeszcze się zastanawiasz?
A ksiądz Bosko. Ależ tak życie jest zawsze drogie. Dobrze! Złóżmy, wszystko
w ręku Pana Boga: Fiat voluntas tua sicut in coelo et in terra. No nie turbuj się przed
kolacją przyjdę do ciebie, by ewentualnie pojednać cię z Bogiem. Później, jeśli trzeba
będzie a, po pacierzach wieczornych przyniesiemy ci Wiatyk św. Poczem zachęcił do
rezygnacji na wolę Bożą. Gdy się dobrze namyślisz, dasz mi znać.
Zaledwie ks. Bosko zrobił parę kroków ode mnie, byłem już zdecydowany.
Miałem spokojne sumienie, mogłem być zaopatrzony na drogę do wieczności, miałem
księdza Bosko przy swej agonii, może nie miałbym tego za innym razem, a także
pewności, jak pójdą sprawy mego życia. Zresztą ksiądz Bosko obiecuje mi raj, więc,
po co zwlekać? W tej chwili nadszedł pan Oreglia, któremu ksiądz Rua opowiedział
moją rozmowę z ks. Bosko, której był świadkiem.
412

42.3 Page 413

▲back to top


Usłyszawszy o mym wahaniu rzecze śmiejąc się, Gdybym był na jego
miejscu, nie czekałbym dłużej na śmierć, lecz wprost z łóżka wpadłbym w jej objęcia.
- Dlaczego nie wybrałeś od razu raju? Spytał chorego ksiądz Rua.
- Ja również oceniłem, co lepsze i dlatego teraz oczekuję księdza Bosko,
by mu zakomunikować swoją decyzję. Proszę powiedzieć ode mnie księdzu Bosko, że
przyjmuję paszport do nieba.
Ksiądz Rua zszedł do refektarza na kolację i powtórzył zlecenie księdzu
Bosko, który odpowiedział:
- Teraz już za późno. Będzie musiał jeszcze wiele lat cierpieć./.../
Tymczasem zadzwoniono na wieczerzę, a ksiądz Bosko się nie zjawił.
Radość moją mąciła myśli, widocznie ksiądz Bosko widząc me wahania poszedł do
pokoju pomodlić się do Boga o me wyzdrowienie. Jak to przykre dla mnie. Czemu nie
zdecydowałem się od razu ?
Gdy tak dręczyłam się wewnętrznie, przyszedł ks. Bosko. Widząc go
zawołałem! Księże Bosko, pragnę iść do nieba!
- Mój drogi już nie czas na to. Musisz mieć cierpliwość. Łaska
wyzdrowienia jest otrzymana, musisz się pogodzić z wolą bożą i pozostać na tym
świecie by jeszcze wiele cierpieć.
- Masz ci los pomyślałem. Już załatwiłem swe rachunki a oto nowa
propozycja. Czyż nie da się skombinować inaczej, zgodnie z mym życzeniem?
Ks. Bosko zgadując mą myśli rzecze: tak to tak. Nie wypada już odwoływać
tego, co się przywołało, nie powinieneś jednak się martwić. Prosiłem Boga
o przedłużenie ci życia, byś pozyskał wiele dusz dla nieba. Zostawmy teraz wszystko
w jego ręku. Poczem udzielił mi powtórnie błogosławieństwa,pocieszył paru słowy
i wyszedł. I tak przekonany, że wybiła już moja godzina, zostałem upewniony, że
odzyskam zdrowie i będę żył.
Następnego dnia przyjąłem Komunię św. i poczułem się lepiej. Lekarz
spotkawszy księdza Massonattiego nie chciał wierzyć, że czuję się lepiej. Coś
podobnego. Przecież choroba była tak ciężka, że na dziesięć tylko jedna możliwość
była do życia.
413

42.4 Page 414

▲back to top


- Nic trap się niczym, mnie pozostaw tę sprawę tak co do ciała jak duszy..
Słowa jego były balsamem kojącym me bóle i ostoją w przykrej chorobie, tak,
iż wystarczyło mi je przypomnieć, y doznać pokoju wewnętrznego.
Ks. Franciszek Frovéra.
Kleryk wyzdrowiał, lecz proroctwo księdza Bosko miało się spełnić.
Niebawem skutkiem próchnicy kości nogi i w następstwie wielu operacji, powstała
niegojąca się rana, która mu sprawiała bóle przez całe życie. Był zmuszony
posługiwać się protezą i podpierać się laską, mimo to pracował jako prefekt
w kolegiach Nirabeilo, Lanzo,Choraseo i w Oratorium na Valdocco. Oddał wiele usług
naszemu Towarzystwu aż do r 1874 swej śmierci. Można go przyrównać pod
względem cierpliwości do Patriarchy Joba.
W ciągu tych lat Święty napisał doń, dwa bileciki jako upominek noworoczny
dawany klerykom i wychowankom:
I. Provera Omnis patientia in terris thesaurura in coelo tibi comparabit.
II. Provera, jeśli chcesz wznieść się wysoko, rozpoczynaj nisko: pokora jest
fundamentem całego gmachu duchowego. Cierpienia te zyskały księdzu Provera wiele
zasług; przed Bogiem. w roku 1861 spełniła się pierwsza część przepowiedni księdza
Bosko i mógł on powrócić do szkoły. Także ku radości współbraci zupełnie już
zdrowy uczestniczył w konferencjach salezjańskich w pokoju księdza Bosko.
20 listopada 1861 pisze ks. Bonetti: ksiądz Bosko do zebranych współbraci
wspomniał o tych, co nie są zdecydowani by pozostać w Zgromadzeniu, i dał
następujące upomnienie;
- Gdy któryś za poduszczaniem szatańskim dozna wątpliwości co do
powołania, to niech przyjdzie porozmawia i prosić o wskazówkę Przełożonego. Nie
należy prosić o to osoby spoza Zgromadzenia, która nie będąc należycie
poinformowana, mogłaby udzielić rady niezgodnej z wolą bożą. Również niech nie
zasięga porady od osób mających poglądy liberalne, lecz u kapłanów gorliwych
i pełnych ducha bożego..
Przede wszystkim niech się modli gorąco o poznanie woli bożej i niech
414

42.5 Page 415

▲back to top


nabierze przekonania, że Przełożony udzieli mu rady korzystnej dla jego duszy.
Usłyszawszy jego zdanie, nie spierać się z nim, gdyż wtedy przełożony pozostawi nam
swobodę działania, mimo, że widzi, iż nie postępuje się zgodnie z wolą Boga.
We czwartek 21 listopada, ks. Bosko na lekcji Pisma św. z klerykami wyraził
się: jeśli chcesz być dobrym salezjaninem, pamiętaj, że nie wstąpiłeś dla korzyści
rodziny, ani dla interesów materialnych, lecz ze względu na Boga i dla Boga;
zostaw więc tua, tuos i te dobra doczesne, rodzinę i siebie samego. Kto tak uczyni,
żyje szczęśliwy w zakonie, zostanie prawdziwym uczniem Jezusa Chrystusa i
synem bożym.
Pan Bóg będzie zlewać nań obficie swe łaski i napełni jego serce miłością
swą.
Na potwierdzenie tego opowiedział widzenie św. Teresy, która długo prosiła
Boga by napełnił, ją swą miłością. Ujrzała raz w zachwyceniu wór na poły wypełniony
ziemią i złotem. Spięta pobiegła, czym prędzej, zaczerpnąć sobie złota, lecz nie mogła,
tego uczynić inaczej jak rozwiązać worek i wybrać zeń. Pierw ziemię, i o dziwo
w miejsce usuwanej ziemi, pojawiało, się, złoto. Zrozumiała wówczas, że jeśli chce
mieć serce napełnione miłością ku Bogu, winna usunąć, z niego wszelkie uczucia i
myśli ziemskie. Tak, dodał winni postępować' wszyscy chrześcijanie, my zwłaszcza,
którzy, jesteśmy powołani do tak wysokiego, stanu.
Powyższe ojcowskie zachęty powiększały liczbę ochotników do
Zgromadzenia. Nie były to wszakże zbyt szybkie sukcesy, gdyż ks. Bosko był bardzo
roztropny.
Z protokółów posiedzeń Kapituły dowiadujemy się o przyjęciu nowego
członka do Zgromadzenia. Był nim Emanuel Diatto, ze Sahfre.
Zachęty księdza Bosko odnosiły sukces w ciągu roku szkolnego. W dniu 28
listopada pisze ks. Ruffino w kronice: opowiedział wychowankom sen, który by
można nazwać własną apologią.
Śpiąc znalazłem się w kościele między chłopcami odmawiającymi modlitwy.
Kiedy wyszła msza św. ujrzałem naraz pełno dziwnych postaci z rogami ubranych na
czerwono. Były to chochliki, które nadskakiwały usłużnie modlącym się. Jednemu
415

42.6 Page 416

▲back to top


pokazywały bąka puszczając go w ruch drugiemu podstawiały jakąś książkę, to znowu
podsuwały ciepłe kasztany, czy talerz sałaty przed innym otwierały walizkę z kiełbasą,
by następnie przez okno pokazać mu wioskę rodzinną? Tamtemu przywodziły na
pamięć ostatnią partię, gry rekreacyjnej. A był i taki, przed którym diablik wygrywał
na pianinie, czego ten uważnie słuchał, bębniąc sobie palcami po ławce w takt jakiejś
niepoważnej piosenki.
Jednym słowem, każdy miał służącego, który go bardzo gorliwie zabawiał
i interesował wszystkim, tylko nie modlitwą. A było też kilku diablików, które
siedziały wprost na karku swych pupilków, głaszcząc ich i obłapując.
Gdy nadszedł moment Podniesienia, chłopcy uklękli, a diabliki uciekły
z wjątkiem tych, które siedziały na karkach chłopców. Ci razem z diablikami
odwrócili się twarzą do bramy kościoła, żadnym znakiem nie oddając czci
Najświętszej Hostii. Po Podniesieniu od nowa zaczęła się niefortunna zabawa.
Mogę, wam zaraz znaczenie tego snu wyjaśnić to obraz roztargnień, jakim na
modlitwach ulegają chłopcy za podszeptem diabelskim. Ci zaś, na których barkach
diabliki siedziały, ci są w stanie grzechu ciężkiego i tym roztargnień nie trzeba
podsuwać, bo oni całkiem już do szatana należą, który z radości pieści ich i obłapia
jako swoich.
Naturalne roztrzepanie u chłopców wracających z wakacji, chęć swobody,
wspomnienie cebuli, egipskiej, były powodem czasem niezadowolenia u niektórych.
Dwóch takich, opowiada ks. Bonetti pochodzących z bogatych rodzin, nie
mogąc dostosować się do poziomu życia w Oratorium przeniosło się do gimnazjów
państwowych. Tam, jak mówiono, obiad składał się, z 5 dań, chodziło się do teatru
i na inne rozrywki. Ksiądz Bosko próbował im perswadować i żegnającym się mówił
Wiedzcie o tym, że wszystkie przyjemności, na które liczycie, nie będą mogły nas
uszczęśliwić.
Pamiętajcie, że trzeba zbawić swą duszę i jeśli ją zbawicie, będzie zbawiona
na zawsze jeśli ją stracicie, stracicie na zawsze. No, idżcie z Bogiem
Wieczorem opowiadając klerykom o tym fakcie dodawał: Dwóch chłopców
416

42.7 Page 417

▲back to top


14-letnich obracając się, wśród takich pokus, czy zdołają uczynić wielkie postępy?
Nie szło taką drogą tylu innych wzorowych wychowanków, jak na przykład,
trzech chłopców umieszczonych w Oratorium przez mgra Gentile biskupa Hovary
Wyrażał on w liście z 23 listopada, zadowolenie z postępu swych pupilów pod
kierownictwem księdza Bosko. Polecał również gorąco świętemu księdza Ferrabuco,
by próbował pojednać go z Kościołem katolickim. Został bowiem suspendowany za
to, że ubiegał, się i przejął beneficjum kościelne z rąk rządowych bez porozumienia się
z władzą kościelną.
417

42.8 Page 418

▲back to top


ROZDZIAŁ LXXVII
W grudniu, jako premia gwiazdkowa dla abonentów latture Cattoliehe
wyszedł z druku Kalendarz Galantuomo z frapującym podtytułem: „Gałantuomo i jego
proroctwa”.
Podawał praktyczne wiadomości, gospodarcze: uprawa ziemniaków, drzew
owocowych, ochrona przed szkodnikami, kwiaciarnie. We wstępie zwracał się do
swych Przyjaciół.
Ciekawe były proroctwa, jakie przynosił na rok następny. W roku 1861 pisał:
dwie Wybitne osobistości zejdą za sceny politycznej. Już uprzednio przenieśli się do
wieczności W. Książę Toskański i Książę Modeny. W tym zaś roku zniknęli ze areny
politycznej dwie wybitne osobistości: hr. Cavour, którego zgon nastąpił 6 czerwca,
oraz król portugalski.
- Wino potanieje, a chleb zdrożeje. Nastąpiło to w roku ubiegłym w sensie
alegorycznym, zaś w bieżącym roku w sensie dosłownym.
Jeden kraj zostanie zniszczony trzęsieniem ziemi. Wiadomo wszystkim, jaką
klęskę wyrządził wybuch Vezuwjusza w królestwie neapolitańskim. W pobliżu tej
góry znajdowała się wioska Torre del Greco, która obecnie nie istnieje. Trzęsienie
ziemi z początkiem grudnia br. było tak silne, iż mieszkańcy w popłochu uciekli.
Rozpalona lawa, kamienie, popiół, ogień zniszczyły domy, a w gruzach znaleźli
śmierć pozostali mieszkańcy, którzy nie zdążyli uciec.
Inne okolice nawiedzi posucha, każdy pamięta upały tegoroczne. Wystarczy
powiedzieć, że w wielu prowincjach we Włoszech i poza ich granicami, od stycznia do
kwietnia, nie spadła ani kropla deszczu. Jeszcze obecnie są okolice i miasta mające
suche zbiorniki i studnie, a pola zeschłe z powodu braku ożywczego deszczu.
Doniosłe wydarzenia, śledzimy wszyscy zmiany zachodzące w naszym kraju,
dlatego wystarczy mi nadmienić niektóre, byście uznali w nich Palec Boży.
Otóż w całych Włoszech panuje wielka posucha, w wielu wioskach musiano
odbywać ze zwierzętami drogę ponad 5 km, by ich napoić.
Zbiory drugie, to jest meliga, ziemniaki, fasola i t.p. przepadły. W wielu,
418

42.9 Page 419

▲back to top


okolicach powstały pożary powodujące nie obliczalne szkody. Ludzie mówią
powszechnie, że to kara boska.
A bunt i łupiestwa w Neapolu? – Na ogół myślano, że niewielka ekspedycja
karna wystarczy do zlikwidowania bandy Chiayonego, a tymczasem dywizja wojska
nie zdołały dotąd uporać się z buntowanikami i w tym wypadku „bellum Dei est
flagellum”.
Jest to fakt niezwykły, że Ojciec św. mimo tak wielu zamieszek mógł pozostać
w Rzymie i utrzymywać, nadal stosunki ze wszystkimi krajami katolickimi.
W jedności z Głową Kościoła wyznając tę samą naukę trwają wierzący na
całym świecie wraz ze swymi arcypasterzami.
Niemniej znamienne są walki w Ameryce, w Polsce (powstanie styczniowe,
przyp tłum.), w Libanie, Montenegro, lecz najwięcej daje do myślenia nagły zgon
ministra,Cavoura.
Może się, kto zdziwi, gdy powiem, że w roku 1861 rozpoczęła się era pokoju
na świecie, a jednak tak jest. Bo ludzie są słabym narzędziem w ręku Boga. Być może
wybuchnie jakaś nowa wojna, nastąpią zamieszki innego rodzaju, lecz nikt nie zdoła,
się przeciwstawić ręce Bożej, która działa wśród nas i nadejdzie okres, a może jest już
bliski, kiedy katolicy będą żyć w spokoju wyznając swą wiarę. Przy tym muszę wam
zaznaczyć, że wydarzenia z r. 1861 są zapowiedzią mających nastąpić w 1862.
Dlatego niewielkie wojny rozpoczęte w roku ubiegłym, w tym roku rozszerzą
się, lecz po upływie 3/4 roku ustaną wzajemne nienawiści i ludzie zbuntowani jak bez
głowy, poczną uznawać swych przywódców i cofną się z drogi, po której szli długi
czas zaślepieni, lecz biada, o których się potkną, zawracając wstecz na tej drodze.
Wielu w tym roku dręczyć będzie choroba zakażna. Przyniesie wiele dobrego
dla dusz. Można by złagodzić tę klęskę gdyby ludzie święcili należycie dzień święty.
Przyjdzie upał, głód i wrzody, by pomścić bluźnierstwa, które codziennie się
wypowiada przeciw św. Imieniowi Boga. Biada blużniercom!
Do pewnego czasu istnieć będzie wielka obawa o plony pól, które faktycznie
ulegną, zniszczeniu.
Teraz powiem wam coś ważnego uważajcie pilnie i starajcie się zrozumieć.
419

42.10 Page 420

▲back to top


Otóż jest pewien straszliwy robak toczący życie ludzi. Wielu usiłowało go zabić, lecz
bez skutku. Nikt nie może go pohamować. W roku ubiegłym wszedł do głowy wielu,
dlatego stali się na pół obłąkani, potem przeszedł do rdzenia pacierzowego dorosłych
i stoczył aż po czaszkę, co było przyczyną ich śmierci.
Obecnie wszedł do szpiku tych, co sądzą być władcami świata. Połowę ich już
stoczył skutki tego ujrzycie w tym roku.
Miałbym jeszcze wiele wam do powiedzenia, lecz roztropność nakazuje
milczenie.
W raz z kalendarzem ukazał się zeszyt zatytułowany Nabożeństwo 6 Niedzieli
ku czci św.. Józefa, przez G. Ùghet, w tłumaczeniu Józefiny Peliico.
Ze zwykłą gorliwością obchodzono uroczystość Niepokalanego Poczęcia
NMP 8 grudnia, Przed nieszporami ksiądz Bosko spełnił obietnicę złożoną w maju.
Postarał się o piękną statuę cementową Madonny. Majster Karol Buzzetti.
przymocował ją na szczycie frontonu budynku, w który uderzył piorun, a niżej
skonstruował silny parapet. Ksiądz Bosko wstąpił tam w otoczeniu
kleryków,uroczyście poświecił statuę z tego wyniosłego pulpitu przemówił gorąco do
zabranej na dziedzińcu młodzieży, zachęcając do czci i ufności w Matce Bożej. Po
skończonym przemówieniu zaintonował Lodate Maria, którą młodzież śpiewała do
końca z towarzyszeniem kapeli.
W tym dniu mieli swe obłóczyny klerycy Jarach Nignone i Murra. Biskupi
różnych diecezji upoważniali księdza Bosko na piśmie do dokonania obłóczyn w ich
imieniu i na rzecz ich własnych diecezji. Młodzieniec Paweł Albera przywdział
sutannę nową z rąk własnego proboszcza ks. dziekana Abrate. Nowi członkowie
powiększyli liczbę współbraci. Byli to Alojzy Do, uczeń gimnazjum oraz kleryk Józef
Mignone z Mazze.
Rozpoczęto nowennę do Bożego Narodzenia i w tym czasie odeszli
z Oratorium dobrowolnie ci, co nie dawali dobrego przykładu kolegom.
W 1861 chłopiec Ric wstąpił do Oratorium od paru miesięcy, lecz nie chciał
iść do spowiedzi. Kiedy ze schodów z góry spostrzegał księdza Bosko, zawracał na
korytarz i drugimi schodami zeskakiwał na dół. Tak ks. Bosko nie mógł z nim
420

43 Pages 421-430

▲back to top


43.1 Page 421

▲back to top


porozmawiać, mimo że zręcznie przydawał mu towarzyszy, by go doń przyprowadzili.
W wigilię Bożego Narodzenia Ric. poczuł się źle w krzyżu, w nocy przez sen
krzyczał, że ma koło łóżka szatanów, budząc cały dom. Następnie pod wpływem
jakiejś obsesji wygadywał plugawe rzeczy. Asystent kl. Jozef Bongiovanni polecał
chłopcom zbudzonym jego krzykiem w sypialni, zatykać sobie uszy, by nie słyszeć
tych bluźnierstw. Z rana Ric, gdy opadła gorączka, dowiedziawszy się, co wygadywał
przez sen, ucieka do swej rodziny i więcej nie powrócił.
Po świętach Bożego Narodzenia - pisze ks. Ruffino – ksiądz Bosko
zachorował na różę i przez parę dni musiał pozostać w łóżku. W ostatnim dniu roku
wstał i na słówku podał upominek noworoczny dla wszystkich.
Pisze ks.Bonettii:
Chciałem przemówić do was, ponieważ gdybym nie przyszedł dzisiaj, już
byśmy się nie zobaczyli w tym roku roku, 1861 bo już minął. Ci, co go spędzili
dobrze, są zadowoleni, inni mogą żałować, bo już się nie wróci, gdyż czas umyka
bezpowrotnie, jak mówi poeta? fugit irreparabile tempus.
Zwykłem zawsze pod koniec roku dawać upominek gwiazdkowy na rok
przyszły. Oto upominek, jaki wam daję na rok 1862:
Starajcie się zawsze uczestniczyć z pobożnym skupieniem we Mszy, św. W
tym roku specjalnie pragnę, byście się do tego przyłożyli. Żyjemy, bowiem w czasach
trudnych i niebezpiecznych, a Msza św. jest wielkim środkiem dla ubłagania gniewu,
bożego i uchronienia od plag. Dlatego trzeba mieć przed oczyma polecenie Soboru
Trydenckiego: Godną jest rzeczą by uczestniczący we Mszy św., mieli tak czyste
sumienie, iżby mogli przystapić do Komunii św. by w taki sposób w pełni
uczestniczyli w tej św. Ofierze. Każdy niech gorliwie spełnia obowiązki swego stanu
poczynając od przełożonych, asystentów, majstrów, służących do stołu.
Jeśli polecam to przełożonym, to równocześnie nie chcę pomijać
posłuszeństwa i uległości podwładnych, jeśli tak uczynicie, panować będzie porządek.
Cały rok upłynie pomyślnie i spokojnie Życzę aprendystom udoskonalenia się w ich
zawodzie, by mogli zarabiać uczciwie na swe utrzymanie pracą własnych rąk
421

43.2 Page 422

▲back to top


równocześnie życzę większej troski o zbawienie własnej duszy.
Gimnazjalistom życzę, by zdobywali wiedzę świecką bez uszczerbku dla
wiedzy, bożej A jakież będą wasze życzenia pod adresem księdza Bosko? Wydaje mi
się, że czytam w waszych sercach życzenie długiego życia, Przyjmuję chętnie to
życzenie.
A wam również życzę długich lat szczęśliwych, lecz czy mogę was zapewnić,
że to moje życzenie spełni się? Ach, niestety! Być może z końcem roku 1862, nie
wszyscy znajdziemy się przy życiu. Podobnie w ubiegłym roku, jak dzisiaj na słówku,
mówiliśmy, że być może nie wszyscy doczekamy nowego roku.
Może chłopiec Martino myślał sobie, kto zgadnie, który z nas przeniesie się do
wieczności? Nie myśląc, że on sam nim będzie? Wraz z nim wyjechali stąd, by już nie
powrócić: Quaranto, Maffei, Roggero.. Jeśli tylu umarło, choć była mniejsza liczba
chłopców, to czy możemy spodziewać się ich mniej, gdy teraz stan liczebny Oratorium
się zwiększył?
Bądźmy, więc wszyscy gotowi, by śmierć nie zastała nas znienacka. To, co
mówię obecnie, odnosi się do wszystkich w ogóle.
W latach ubiegłych prócz ogólnej wiązanki noworocznej, podawałem jeszcze
indywidualną każdemu Czy i w tym roku będzie tak samo? Tak, uczynię to w sposób
jak nigdy dotąd w Oratorium. Jest to rzecz całkiem osobliwa, dzisiaj jednak więcej nie
powiem. Módlcie się w mojej intencji, a zobaczycie, że rzecz zasługiwała na
modlitwę. Jutro na słówku powiem wam wszystko. Dobranoc!
Tym słówkiem zakończył ksiądz Bosko rok ubiegły. Słowa wypowiedziane
w przededniu nowego roku były argumentem, do którego nawiązał w pierwszym dniu
roku 1862.
Chwała i miłosierdzie Boga, dobroć Maryji Najświętszej, zbawienie dusz,
każdej chwili były na wargach św. Wychowawcy przemawiającego do dorosłych
i malców.
Głos jego rozbrzmiewał zgodnym chórem wszechświata:
„Di es diei eructat verbum et nox nocti indicat scientiam”
422

43.3 Page 423

▲back to top


SPIS RZECZY
ROZDZIAŁ I
– Ks. Bosko wśród młodzieży – Michaś Magone;
Wskazówki dla zachowania czystości; cnota
posłuszeństwa….................................................................. 1
ROZDZIAŁ II – Anegdoty o Piusie IX – dar Ojca św. dla chłopców...........12
ROZDZIAŁ III – Nawrócenie w godzinę śmierci…….…...…………….…. 18
ROZDZIAŁ IV – Przepowiednie kar na Włochy – Franciszek Provere
w Oratorium….................................................................... 23
ROZDZIAŁ V – Michaś Magone, przeszłość, cnoty – przygotowania do
wycieczki, kazanie o czystości………………………...…. 29
ROZDZIAŁ VI – Asystencja czujna i ustawiczna chłopców,
biografie św. Papieży z ambony, kazanie o św. Cecylii…... 40
ROZDZIAŁ VII – Nowenna do Bożego Narodzenia – słówka,
Objawienie NMP w Lourdes…...............……....………… 53
ROZDZIAŁ VIII – Szereg słówek w grudniu – regulamin teatrzyk…….......… 57
ROZDZIAŁ IX – Ukarana wzgarda powołania kapłańskiego
Upominek oworoczny………….………………….....…… 66
ROZDZIAŁ X – Śmierć Michała Magone i Konstyntyna Berardiego,
kard. przyjaciela X. ……………..…….……..……………. 71
ROZDZIAŁ XI – Przygotowania do wojny z Austrią, kłopoty z powołanymi
pod broń – agitacja……………………........................……. 80
ROZDZIAŁ XII – Obrona Dominika Savio przed zarzutami, homilia n. t.
uzdrowienia Trędowatego……..…………………...……… 87
ROZDZIAŁ XIII – Nowe ośrodki młodzieżowe sposoby przyciągania chłopców,
odwiedzenie rodzin robotników, wpływ na starszych przez
młodzież………............................………....………………. 96
ROZDZIAŁ XIV – Ufność w Opatrzność Bożą nagrodzona……...…….…....... 104
ROZDZIAŁ XV – Stowarzyszenia religijne w Oratorium, nowe:
św. Józefa dla aprendystów – dobre owoce………..........… 115
ROZDZIAŁ XVI – Przykłady n. t. kaznodz., nauka ceremonii, dobrego
wychowania ............................................................................128
ROZDZIAŁ XVII – Przygotowania do wojny z Austrią X. Bosko wśród
młodzieży walczącej na kamienie, inspekcja pomieszczeń
Orat. – wybuch wojny, zażegnanie liszek…......................... 138
423

43.4 Page 424

▲back to top


ROZDZIAŁ XVIII – Francuzi w Turynie – przebieg walk – odwiedzanie jeńców –
przewroty we Włoszech………........…………………...….. 146
ROZDZIAŁ XIX – Bitwa pod Solferino – przepowiednia pokoju, zakaz
trzymania nieodpowiednich książek ..................................... 153
ROZDZIAŁ XX – W Trofarello – sprawdzone przepowiednie – wycieczka –
zgubiony chłopiec………………………….…....…………. 163
RODZIAŁ XXI
– Kampania prasowa przeciw ks. Bosko i jego książkom, z wł
„Historii Włoch”pochlebna recenzja prasy katolickiej…......179
ROZDZIAŁ XXII – Przepełnienie w Oratorium – wpływ na młodzież, przymioty
dobrego wychowawcy: czujność………………………….... 186
ROZDZIAŁ XXIII – Nowenna do Niepokalanego Poczęcia – wiązanki –
nowy list do króla………...................................…………... 196
ROZDZIAŁ XXIV – Konf. dla Salezjanów – propozycja zawiązania Towarzystwa
zakonnego, wybór członków I Kapituły Zgromadzenia….... 206
ROZDZIAŁ XXV – Opozycja ze strony kleru, przyjaciele i wrogowie………..... 214
ROZDZIAŁ XXVI – Nowenna do Bożego Narodzenia, przemówienie do młodz.. 221
ROZDZIAŁ XXVII – Kazanie na zakończenie roku, upominek noworoczny…..... 230
ROZDZIAŁ XXVIII – Kalendarz na r. 1860, proroctwa, wezwanie do
ministerstwa ......................................................................... 233
ROZDZIAŁ XXIX – System uprzedzający w praktyce, pierwszy kontakt z wych. –
Spowiedź i Komunia św., wskazówki dla przełoż. –
2 kategorie chłopców niebezpiecznych – obserwacje…….. 238
ROZDZIAŁ XXX – Wśród młodzieży na rekreacji – sentencje, zagadki,
słówka na ucho, upominki….…………………………....... 253
ROZDZIAŁ XXXI – Zabiegi wychow. – opowiadania interesujące – prywatna
rozmowa, bileciki……………………………………......... 267
ROZDZIAŁ XXXII – Dar czytania sumień – dośw. osobiste uprzedzonych….…. 278
ROZDZIAŁ XXXIII – Mądre przestrogi – konwersje – dialog………………........ 287
ROZDZIAŁ XXXIV – Przyjęcie pierwszego Salezjanina – mądra taktyka z
władzami – dyplomacja Świętego – próby z ulicznikami –
nawrócenie apostaty ex-kapłana…….........………………. 291
ROZDZIAŁ XXXV – Nowy dzwon w kaplicy – Konferencje Winc. wśród
młodzieży – Komisja do zbierania faktów i słów X. B. –
nowe prow. przyłączone do państwa sard. –
bilet gratisowy na kolej……………………...............…… 298
ROZDZIAŁ XXXVI
– Kontakty – epizod z murarzem – świętopietrze w
Oratorium – przepowiednie przyszłych zdarzeń – ukarany
bluźnierca – nowi członkowie Towarzystwa – powstanie na
Sycylii – werbunek żuawów dla obrony Papieża……..... 305
ROZDZIAŁ XXXVII – Podróż do Bergamo – przygody – instalacja proboszcza –
424

43.5 Page 425

▲back to top


wizyta w seminarium – zachęta do zdobywania
dyplomów ......................................................................... 313
ROZDZIAŁ XXXVIII – Wypadek z murarzami – świętość aktywna, potrzebni
nowi pracownicy kapłani – prześladowanie kleru w b.
prow. papieskich – kard. Corsi uwięziony po zwolnieniu
odwiedza Oratorium……................................................. 320
ROZDZIAŁ XXXIX – Męstwo – stosunek do władz – nadzór policyjny –
przejęcie listów – opatrznościowy sen – rady dla swoich.323
ROZDZIAŁ XL
– Rewizja w Oratorium – postawa X. B. – terror – groźny
moment zażegnany…………………..........……………. 333
ROZDZIAŁ XLI
– c. d. rewizja – epizod z Bollandystami – opatrznościowe
przeoczenie urzędników – urzędowy protokół – echa na
mieście i w prasie – ostrzeżenie innych osób – plan
rozbudowy Oratorium…………...................................... 339
ROZDZIAŁ XLII
– Nastroje wśród młodzieży – dalsze przepowiednie
wypadków polit. – prymicje – duch rodzinny………….. 345
ROZDZIAŁ XLIII
– Hojność x. Cafasso – ostatnie wizyty – projekt
stypendium – oferta w kolegium w Cavour – małego
sem. w Giaveno – nacisk Kurii…......................................349
ROZDZIAŁ XLIV
– Druga rewizja – wizytacja szkoły – szantażowanie
uczniów – konfiskata zeszytów………….….......……… 353
ROZDZIAŁ XLV
– Ustawy Towarzystwa św. Franciszka Salezego
przedłożone do zbadanie – polecone przez władze sieroty –
krytyczna sytuacja Oratorium…………………………... 364
ROZDZIAŁ XLVI
– Zgon ks. Cafasso – testament – smutny koniec
prześladowcy Kościoła Fariniego………………........… 371
ROZDZIAŁ XLVII
– Nabożeństwo żałobne za d. x. Cafasso, mowa pogrzebowa
wydana drukiem – wizyta kard. Corsi w Oratorium…....376
ROZDZIAŁ XLVIII – Perypetie z audiencją – nowe polecenia…………….…. 380
ROZDZIAŁ XLIX
– Decydująca audiencja z 2 ministrami – wywalczony
pokój dla Oratorium – nabycie posiadłości Filippi….....386
ROZDZIAŁ L
– Skutek dodatni prześladowań – postawa wobec wrogów –
opinie Współczesnych………………………...………. 397
ROZDZIAŁ LI
– Propozycja fundacji kolegium w Mirabello,
korespondencja – kolegium w Giaveno – zastrzeżenia ks.
Bosko – prymicje x. Ruy………...........................….... 402
ROZDZIAŁ LII
ROZDZIAŁ LIII
– Imieniny x. Alassonattiego, sen: 14 słów XXX-ca ku czci
x. Cafasso – walki Garibaldiego – rady x. Bosko……..... 407
– Podjęcie się kierownictwa Małego Seminarium w
Giaveno – personel – konferencja, uwagi co do karności
425

43.6 Page 426

▲back to top


ROZDZIAŁ LIV
ROZDZIAŁ LV
ROZDZIAŁ LVI
ROZDZIAŁ LVII
ROZDZIAŁ LVIII
ROZDZIAŁ LIX
ROZDZIAŁ LX
ROZDZIAŁ LXI
ROZDZIAŁ LXII
badanie Ustaw Sal. przez władzę kościelną – niekorzystne
wotum egzaminatora – prospekt warunków i kalkulacje
X. B. – sukces…………………………………………. 416
– Projekt budowy kolegium w Mirabello – epizod w
pociągu – nauczka dla biesiadników, wspaniałomyślna
oferta X. B. – zajęcia wakacyjne wychowanków –
wycieczka do Becchi – obrona Papieża przez J.Cagliero –
przepowiednie odnośnie Neapolu spełnione……...……. 425
– Wycieczka doroczna – kazania i spowiedź – napływ
młodzieży – zachwyt ks. Bosko i jego chłopcami –
powołania – negatywna próba – pojednanie – powrót do
Turynu…………….................……………………….... 433
– Innowacja w sypialniach – nowy prospekt dla studentów
dziwne drogi chłopców – dar pamięci wymodlony –
egzaminy kleryków katalogi – upomnienia dla
kleryków…….........………………………................…. 440
– Supliki o wsparcie do rządu – pomnożenie chleba –
zapowiedź zgonu wysoko postawionej osobistości
politycznej – inne, dotyczące przyszłości kilku
wychowanków………………………………............…. 449
– Uzdrowienie oczu za przyczyną Dominika Savio, nakaz
mówienia po włosku – pociesza po śmierci ojca –
Nowenna do Niepokalanej…........................................... 453
– Biografia x. Cafasso – w Saluggia na odpuście zjawa
Duszy Czyśćcowej pewnemu niedowiarkowi –
Nowenna do Bożego Narodzenia – upominki noworoczne
dla kleryków – rezultaty w wychowaniu młodzieży….... 457
– Wyjaśnienie przepowiednie w Galantuomo na r. 1860 –
przyszłe wydarzenia – proroctwa mniszki z Taggia….… 463
– Rok 1861: statystyką Towarzystwa, wzorowe zachowanie
chłopców – zabiegi wychowawców przykład Świętego –
sen n. t. stanu sumień wychowanków – smutny widok nie
zapisanych stronic – uczta zastawiona –
upominek ogólny ..............................................................468
– Walki wewnętrzne – ks. Bosko prywatnie każdemu
tłumaczy, co widział o nim we śnie – upominki, gorliwe
spowiedzi – kategorie chłopców, publiczne wyjaśnienie
snu – co sam o nich myśli – korespondencja………..…. 476
ROZDZIAŁ LXIII
– Lekcja Pisma Świętego n. t. końca świata –
refleksje n. t. proroctw biblijnych – projekt rozbudowy
Oratorium – rekolekcje dla seminarzystów w Bergamo –
rekreacja z klerykami – dar bilokacji – przestrogi dla
swoich – skutek „słówek wieczornych”– skuteczność
426

43.7 Page 427

▲back to top


błogosławieństwa kapłańskiego – propozycja wstąpienia
do Towarzystwa – Komisja do zbierania faktów i słów
godnych przekazania…………………………….......… 484
ROZDZIAŁ LXIV
– Przepowiada podróż do Rzymu przed swą śmiercią –
prześladowania Kościoła – Wiktor Emanuel ogłasza się
królem zjednoczonej Italii – List ks. Bosko do Papieża
zapowiedź 3 kolców – list z daleka o nieporządkach w
Oratorium……….…………………………...............…. 495
ROZDZIAŁ LXV
– Sen: podróż do nieba – góra, rozkoszna dolina, jezioro
krwi, wody, ognia, dzikie bestie, wąwóz – widok
odrażający, sad zwodniczy, beztrosko idące na zgubę
tłumy – most nad wodą, miejsce cierpień, pienia na
szczycie – chłopcy zniechęceni – wysiłki ks. Bosko by ich
zawrócić – objaśnienie snu…………………...………… 501
ROZDZIAŁ LXVI–LXVII – Skutki snu – młodzież łatwo zataja grzechy na
spowiedzi – Nowi członkowie – słówko n. t. kryjących
się przed przełożonymi – konferencja dla salezjanów –
rekolekcje – opinia o ks. Bosko u kleru pokora – miserere
odmawiane każdego wieczoru – rady dla duszpasterzy....521
ROZDZIAŁ LXVIII
– Sprawdziany prawdziwości rzeczy widzianych we śnie –
prywatne wskazówki dla proszących o nie – publiczne
interpelacje – miesiąc maj w Oratorium – konferencja
na temat miłości w posłuszeństwie – fatalne nowenny.....549
ROZDZAŁ LXIX
– Trzecie powiększenie Oratorium – słówka – smutne
przeczucie – uderzenie piorunu w nocy cudowna pomoc
Boża – słowa prorocze kan. Anglesio – wypadek 3
murarzy – potrzebny szpitalik dla Oratorium – napisy
religijne pod nowym portykiem…………………......…. 557
ROZDZIAŁ LXX
– Jaglica w Oratorium – pozowanie ks. Bosko – sen: 2 sosny,
owoc nabożeństwa Maryjnego, nowi członkowie
uproszony deszcz i ochrona przed gradobiciem –
prymicje.............................................................................565
ROZDZIAŁ LXXI
– Obchód patriotyczny – Boże Ciało bez Udziału władz
świeckich, za to młodzież ks. Bosko obecna – nagły zgon
ministra Cavour szatan na karku tającego grzech a
spowiedzi – święci wychowankowie: świetlista kula,
Ukrzyżowany Zbawiciel, Madonna – śmierć przewidziana
przez chłopca – niebezpieczeństwo pychy – pomnożenie
Hostii – Sen: cudowne chusteczki – apostata pojednany z
Kościołem – cenne wiadomości…………...................... 572
ROZDZIAŁ LXXII
– Urocz. św. Jana i Alojzego – braterstwo wśród byłych
wychowanków – Małe seminarium w Giaveno
reaktywowane – wizyty ks. Bosko – rywalizacja z Kurią –
ks. Bosko na rekolekcjach, list do młodzieży – uroczystość
rozdania nagród – obłóczyny…………………………... 584
427

43.8 Page 428

▲back to top


ROZDZIAŁ LXXIII
– Przedruk życiorysu Dominika Savio – pozytywna
recenzja – wspomnienie pierwszych czasów Oratorium –
w Montemagno – spowiedź na stacji – konferencja: nie
mówić o polityce, nie dbać o względy ludzkie w
praktykowaniu pobożności – nawet jeden Salezjanin
winien zachować Ustawy – gani nadużywających Pismo
więte – broni obmawianych – dobrze mówić o bliźnich –
choroby w Oratorium – negatywna odpowiedź abp
Fransoniego w sprawie obłóczyn podróż do Vercelli – broni
kleryków przed zarzutem nie uczenia się teologii….........591
ROZDZIAŁ LXXIV – Wycieczka jesienna – decyzja otwarcia kolegium w
Mirabello.......................................................................... 603
ROZDZIAŁ LXXV – Hojność pewnego skąpca – zniżka w pensji chłopców –
korespondencja z abp Fransonim – oratoria – protestanci –
pomyślne wyniki seminarium w Giaveno…………….... 619
ROZDZIAŁ LXXVI
– Nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa
nawraca schizmatyczkę – młodzi nauczyciele w
Oratorium – dzień szczęśliwy – listy wychowanków do
rodzin – supliki o wsparcie – przeczucie względem kl.
Provery – wybór jego, proroctwo ks. Bosko –
konferencja sal. – rola spowiednika w powołaniu – w
czasie Mszy roztargnienia chłopców………………...… 622
ROZDZIAŁ LXXVII – Kalendarz na r. 1862 – obłóczyny – Kapituła – ks. Bosko
chory na różę – na zakończenie roku upominek dla
wszystkich ……………....................................................632
428