MB_PL_v14


MB_PL_v14



1 Pages 1-10

▲back to top


1.1 Page 1

▲back to top


Ks. Eugeniusz Ceria
M E M O R I E B I O G R A F I CH E
DI DON
GIOVANNI BOSCO
TOM XIV
1879 – 1880
POGRZEBIEŃ 1964
1

1.2 Page 2

▲back to top


2

1.3 Page 3

▲back to top


Słowo wstępne
W roku 2009 Zgromadzenie Salezjańskie obchodziło 150 – lecie swego
istnienia, a obecnie przygotowuje się do kolejnej ważnej rocznicy: w roku 2015 minie
200 lat od narodzin św. Jana Bosko. Ojciec i Nauczyciel Młodzieży jest żywy i
wyraźnie widoczny w dziełach salezjańskich na całym świecie. Odczuwamy jednak
potrzebę odkrywania na nowo naszego Ojca poprzez osobiste i wspólnotowe studium
przekazów o Jego życiu. Najbardziej obszernym opracowaniem biografii ks. Bosko
jest Memorie Biografiche di San Giovanni Bosco autorstwa ks. Giovanni B.
Lemoyne i innych. Dzieło zostało przetłumaczone z oryginału przez salezjanina
śp. ks. Czesława Pieczeńczyka i udostępnione w nielicznych egzemplarzach
oprawionego maszynopisu. Winni jesteśmy ks. Pieczeńczykowi wdzięczność
za wieloletnią żmudną i pokorną pracę nad tłumaczeniem. Proszę jednak spróbować
wypożyczyć to dzieło do osobistej lektury – niewykonalne wręcz zamierzenie, chyba,
że jest się nowicjuszem lub studentem w seminarium salezjańskim. W tej sytuacji
należy oddać honor ks. Stanisławowi Łobodźcowi, dyrektorowi Domu p.w. św. Jana
Bosko w Lubinie, który zainicjował przepisanie całego dzieła i umieszczenie go
również na nośniku elektronicznym. Jest to dla Rodziny Salezjańskiej w Polsce
wydarzenie doniosłe na drodze wyznaczonej przez Kapitułę Generalną 26: powrócić
do Księdza Bosko. Niech Pan Bóg błogosławi wszystkim, którzy zaangażowali się
w umożliwienie szerokiego dostępu do Pamiętników Biograficznych, a ich
czytelnikom życzę głębokiego spotkania ze św. Jana Bosko.
Ks. Alfred F. Leja - Inspektor
Twardogóra, dnia 19 czerwca 2010 roku
3

1.4 Page 4

▲back to top


Przedmowa autora
W ciągu lektury niniejszego tomu niejednokrotnie przyjdzie czytelnikowi
oglądać Księdza Bosko zbroczonego krwią, kroczącego wśród swej wyśnionej Alei
Róż. Zaiste, była to wspaniała pergola różana: girlandy róż nad głową, róże pod
stopami, róże wokół całej Jego Osoby. Wszystkie one jednak kryły straszliwe kolce,
które w miarę jak postępował naprzód, wrzynały się w Jego ciało. Obserwatorzy
powierzchowni patrzyli na Niego z podziwem i zazdrością, jak kroczył pewnie wśród
wspaniałej ukwieconej alei. Ale ten, kto odważył się wstąpić w Jego ślady wnet
doświadczył, kosztem jak wielkich ofiar Mąż Boży zdobywał każdą piędź terenu.
Również niniejszy tom, który oddajemy do rąk czytelników, przytacza
dokumenty z dwóch lat, które bez należytego rozpracowania musiałyby się powtarzać.
Postępując w ślad za Świętym z roku na rok zbieraliśmy po drodze dokumenty
i porządkowaliśmy je, tak by rzucały światło na osobę naszego Założyciela. W taki
sposób nagromadziło się wiele elementów służących nie tylko do zbudowania naszych
Współbraci, lecz mogących posłużyć w przyszłości temu, kto przystąpi do
opracowania monografii Świętego. Jego zadaniem będzie przedstawić niezwykłą
postać Świętego uwypukloną na tle Jego czasów.
W ciągu tego dwulecia zarysowuje się niezmordowana aktywność Księdza
Bosko w wykonywaniu kapłańskiego urzędu, załatwianiu bieżących spraw,
podejmowaniu męczących podróży, przyjmowaniu i odpieraniu zadawanych ciosów
przez przeciwników, pomimo że zdrowie jego stale się pogarszało. Otóż by zrozumieć
i należycie ocenić tę niezwykłą pracowitość Świętego, posłużą stosowne uwagi
błogosławionego Klaudiusza De la Colombiere. W czasie, gdy pochłaniały go trudy
apostolskie, pisał do pewnej S. Wizytki: Zaiste, niełatwą jest rzeczą służyć ludziom
a równocześnie szukać ustawicznie Boga, wobec stojącego przed nami zadania
przewyższającego wielokrotnie nasze siły - nie tracić pokoju wewnętrznego, bez
którego nie można posiadać Boga, dysponując zaledwie paru minutami, by się skupić
na modlitwie, a mimo tego potrafić uniknąć rozproszenia. Wszystko to możliwe, lecz
niełatwe.
Że to jest możliwe, pokazuje życie obu św. Mężów, z tym, że aktywność
księdza Colombiere rozciągała się na przestrzeni zaledwie paru lat, to jest w czasie
jego pobytu w Paray – le - Monial, podczas gdy u Księdza Bosko liczyła się, co
najmniej lat czterdzieści. Fakt ten wypływa stąd, jak słusznie zauważa pierwszy, że się
zajmujemy wszelkiego rodzaju sprawami jedynie dla celów nadprzyrodzonych
i dlatego, że taka jest wola Boża.
Na temat duchowości Księdza Bosko, nowe światło rzuca wypowiedź Papieża
Piusa XI na audiencji z 17 czerwca 1932, do alumnów obu seminariów rzymskich,
wielkiego i małego.
4

1.5 Page 5

▲back to top


Między innymi rzeczami powiedział wówczas Papież o naszym Świętym:
„Jego życie było ustawicznym poświęcaniem się na ołtarzu miłości,
modlitewnym oddaniem się Bogu. Można było odnieść wrażenie z rozmowy z nim,
że to człowiek zajmujący się uważnie wszystkim, co się działo wokół niego.
Nachodzili go ludzie ze swoimi sprawami, a on słuchał ich uważnie, rozumiał ich
bolączki, służył radą, lecz mimo to nie tracił głębokiego skupienia. Można by
powiedzieć, że nie zwracał uwagi na świat zewnętrzny, tak myślą był z Bogiem
złączony. Przy tym jednak był zainteresowany wszystkim, rozwiązywał wszelkie
problemy z zadziwiającą precyzją... Takie było życie Świętego w ustawicznym
zjednoczeniu z Bogiem, w nocy i we dnie przy ciągłej pracy”.
Z tego źródła czerpał Ksiądz Bosko swą niezachwianą ufność w Bogu, dla
której nic mu nie było trudnego, do czego tylko przykładał ręki i nic mu nie zdołało
zamącić Jego spokoju. Taką samą ufność umiał przelewać w swych Współbraci
i Pomocników, by nie dali się zachwiać nieprzychylnymi bieżącymi trudnościami,
postępowali w krok za nim wytyczoną drogą dzieląc z nim codziennie trudy, drudzy
zaś dostarczając jemu i jego synom chleba codziennego i wszelkich środków do
zrealizowania różnorakich inicjatyw.
A oto inny rys jego duchowości: Ksiądz Bosko, mimo rozległej działalności,
nie stracił z oczu celu, którym było kierowanie dusz współbraci do Boga. Aby ten cel
osiągnąć, dotrzymywał swego sekretu, którym było kochać ich wszystkich razem
i każdego z osobna i sprawić, by każdy z nich z dobrą wolą wykonywał swój
obowiązek.
Praktycznie to jego ojcostwo powszechne, lecz nie ogólnikowe
i transcendentalne, podsuwało mu ów umiar, znamionujący ludzi światłych,
prawdziwych przełożonych, którzy umiejąc kierować – fortiter et suaviter –
wszystkimi dostosowują się do różnych temperamentów, gdzie potrzeba tego wymaga.
Z tym wiąże się inny ważny szczegół. Praca Księdza Bosko około wychowania
jednostek stanowiących później trzon jego Zgromadzenia, była długotrwała i trudna.
Ich wybór wychowanie, uformowanie i przywiązanie do jego dzieła, było
trzydziestoletnim wysiłkiem. A ileż razy nadzieje jego musiały być rozwiane na skutek
bolesnych dezercji! W końcu jednak zdołał zebrać owoce swej niezachwianej stałości,
dwa zwłaszcza, to jest zgodność pierwszych członków między sobą i ze swym
przełożonym oraz ducha jedności ożywiającej ich wszystkich.
Jak dotąd, nie było w naszym dobranym gronie pożałowania godnych scysji,
które miały, niestety miejsce w innym zgromadzeniach zakonnych. Dowodem zaś tej
jednomyślności jest niewątpliwie wybór IV Następcy Księdza Bosko. Ponad
osiemdziesięciu wyborców ze wszystkich stron świata oddało swój głos księdzu
Piotrowi Ricaldone, mając za sobą poparcie tysięcy innych Współbraci nie wyborców,
co nie uszło uwagi samego Papieża, który na pierwszej audiencji gratulował tego
nowemu Generałowi. Mury budynku rysują się, gdy fundament nie jest dostatecznie
mocny; gdy zaś stoją silnie, znak to, że architekt wzniósł je na skale. Bóg nie dopuści -
5

1.6 Page 6

▲back to top


mamy nadzieję – by elementy szkodliwe wdarły się do tej bazy. Gdyby jednak
z biegiem czasu zgubne zasady próbowały je nadwątlić, żywimy nadzieję, że nie
zdołają ich zburzyć, nawet zadrasnąć.
W tym celu zgłębienie życia Księdza Bosko, Jego dzieł i ducha wywrze swą
ponadczasową skuteczność dla z cementowania na trwałe wszystkich stworzonych
przez niego składników tej wielkiej budowy.
Ale powróćmy do naszej skromnej pracy literackiej. Chcieliśmy wykazać
w okresie, którym się zajmujemy, iż mimo faktycznych dowodów przeciwnych,
Święty spotykał się nazbyt często z wielkim niezrozumieniem i to wśród ludzi nawet
wykształconych!
A przecież siłą rzeczy trzeba było zawołać: Digitus Dei est hic! Niestety, dla
wielu ten Palec Boży był ukryty pod płaszczem pokory Sługi Bożego. Lecz jest to
zwykły los wielkich „Siewców ewangelicznych”, bo tam, kto sieje, nie zbiera
zazwyczaj od razu spodziewanego plonu. Wyrasta on dopiero z ziaren użyźnionych
potem i łzami Pracownika Bożego.
Turyn, 13 sierpnia 1932 r.
Autor
.
6

1.7 Page 7

▲back to top


ROZDZIAŁI
Święty wizytuje domy we Francji
Postępujący rozwój dzieł salezjańskich we Włoszech i we Francji zmuszał
Księdza Bosko do podejmowania częstych podróży wizytacyjnych do nowo
powstałych placówek. Miał wtedy sposobność nawiązywać kontakty z Przyjaciółmi
i Dobrodziejami swych zakładów. Tym nie mniej wypadało mu nie tracić z oczu
ważnych spraw toczących się w Rzymie odnośnie do przyszłości Zgromadzenia. Całe
szczęście, że miał w Turynie kogoś, na kim mógł spokojnie polegać; był to ksiądz
Rua. Naprawdę nie mógł sobie życzyć bardziej od niego przywiązanego i oddanego
syna, wiernego tłumacza jego ducha, pracownika niestrudzonego i inteligentnego
o wybitnej duchowości, przełożonego z autorytetem – słowem – człowieka oddanego
misji Księdza Bosko i realizującego zręcznie jego idee. Kierował on należycie nie
tylko Oratorium, lecz również godnie reprezentował osobę Założyciela we wszystkich
okolicznościach. Dlatego to mógł Ksiądz Bosko w roku 1879 wyjechać się na dłuższy
czas z domu pozostawiając w ręku księdza Rua wszystkie agendy Oratorium.
Zatrzymamy się obecnie nad kolejnymi etapami podróży Księdza Bosko poprzez
Ligurię i Toskanię do Rzymu i z powrotem inną trasą do Valdocco.
Doprawdy, gdyby polegał na zdaniu lekarzy, to nie powinien podejmować
trudów dalekiej podróży w porze zimowej. Ale do Sług Bożych wypadnie często
stosować w pewnym sensie, iż „convaluerunt in infirmitate – wzmocnili się
w niemocy”, znosząc mężnie wszelkie przeciwności.
Wyruszając 30 grudnia z Turynu, Ksiądz Bosko nie pozostawiał księdzu Rua
pełnej kasy. Natomiast zlecał rozesłać okólniki z datą 1 stycznia, w związku
z zapowiedzianą loterią obrazów i umieścić odezwę do Pomocników w najbliższym
numerze Bollettino Salesiano. We wspomnianym okólniku Ksiądz Bosko pisał:
Benemerite Signore!
Zwracam się z uprzejmą prośbą w sprawie poparcia skromnej loterii, o której
była mowa w Bollettino. Cel jej wynika z załączonego regulaminu: chodzi
o przyodzianie i nakarmienie biednych i zbawienie dusz. Pokładając ufność w jego
miłosierdziu załączam bilety, które raczy zatrzymać dla siebie, względnie roześle
wśród krewnych i znajomych. Gdyby do końca lutego nie zdołał ich rozprowadzić,
może swobodnie je odesłać do Oratorium, etc., ...
Dnia 1 stycznia 1870 r.
Obbl. mo servitore XJB
W podróży towarzyszył mu ksiądz Cagliero. Zatrzymawszy się parę dni
w Sampierdarena udali się o Alassio, gdzie zastali dyrektora w łóżku i współbraci
upadających z przemęczenia. Nadchodziła uroczystość Trzech Króli: jednogłośnie
7

1.8 Page 8

▲back to top


błagali Księdza Bosko o pozostawienie im księdza Cagliero, by ożywił zapał wśród
młodzieży i dopomógł w gorliwym i wesołym spędzeniu święta.
„Zatrzymałem się tam na krótko – pisał on – i ta wizyta posłużyła dla wspólnej
zachęty duchowej współbraci i pokrzepienia serc sióstr”.
Z tej okazji Ksiądz Bosko ustanowił oficjalnie księdza Alojzego Rocca
wicedyrektorem, a w praktyce dyrektorem kolegium. Wymagał tego stan zdrowia
księdza Cerrutiego i jego świeża nominacja na inspektora.
Święty zabierając ze sobą trzech kleryków z Sampierdarena udał się z nimi do
Nizza Mare. Wizyta jego była tu niespodzianką, choć Współbracia siedzący w tym
czasie przy stole zdaje się coś przeczuwali. Bo gdy da się słyszeć głośny gwizd
lokomotywy, na który zwykle nie zwracano uwagi, ktoś powiedział ze śmiechem:
Oho, musi być coś nowego!
Gdy powstano od stołu i dyrektor z kapeluszem w ręku szykował się do wyjścia
z domu, nadbiegł zdyszany odźwierny wołając: Ksiądz Bosko! Ksiądz Bosko!
Chłopcy zaalarmowani stłoczyli się we drzwiach portierni wraz z wyglądającym na
ulicę księdzem Ronchail’em. Gdy ten chciał już zawrócić, naraz ujrzał nadjeżdżający
powóz i Księdza Bosko wysiadającego przed domem. Pobiegł więc go przywitać.
Ksiądz Bosko zaś z miejsca spytał o barona Heraud.
Co za dziwny zbieg okoliczności! W tym samym prawie momencie baron nie
wiedząc o niczym zjawił się w zakładzie i z uprzejmym ukłonem oddał Księdzu Bosko
klucze od Patronatu. Pod koniec obiadu nadszedł goniec z telegramem
zawiadamiającym o przybyciu Księdza Bosko.
Współbracia ze współczuciem patrzyli na swego Ojca widząc jego
niedomagania. Podróż go zmęczyła bardzo. Od dłuższego czasu cierpiał na oczy.
Dręczyły go też dolegliwości żołądkowe połączone z torsjami.
Pokładał przecież ufność w modlitwach Współbraci – pisał ksiądz Ronchail –
i polecał, by w nich nie ustawano, zwłaszcza w Komuniach św. A ksiądz Cagaliero
dodaje:
„Trzeba wiele modlić się w intencji Księdza Bosko. Nie ma już tych sił, co
dawniej; nie domaga na oczy i żołądek. Potrzebne względem niego szczególniejsze
baczenie, zwłaszcza w podróży, gdyż nie zdradza się w niczym i znosi wszystko
cierpliwie”.
Uroczystość Trzech Króli spędził w Nizzy, skąd udał się do Marsylii
w towarzystwie sekretarza księdza Ronchail. Ksiądz Cagliero zaś po przybyciu do
Nizzy zastał polecenie chwilowo nieobecnego dyrektora.
Przy odjeździe ksiądz Bosko wywołał ogólną wesołość ukazując się
w kapeluszu i z chustą na szyi /„rabat”/ - alla francese.
Dzisiaj zaczyna się karnawał – rzekł z uśmiechem – trzeba więc przystroić się
nieco odmiennie! Powaga malująca się na twarzy kontrastowała jednak mocno z tym
osobliwym strojem.
8

1.9 Page 9

▲back to top


Podobnie później w Hiszpanii dostosuje się do panujących zwyczajów.
Dyktowała mu to miłość chrześcijańska. Przy tym pragnął rozproszyć pewne
uprzedzenia i złośliwe zarzuty wrażliwych na tym punkcie Francuzów, że w swych
zakładach hołdują nacjonalizmowi. We Frѐjus, dokąd przybyli pociągiem, doznali
serdecznego przyjęcia ze strony tamtejszego biskupa monsignora Terris. Tego samego
wieczoru udali się do Marsylii. Tu przywitał ich lodowatym podmuchem mistral
wiejący z Pirenejów przez kilka dni z siłą tak wielką jakby chciał obalić dom,
w którym zamieszkali.
Surowe było powietrze, ale chłodem wiało także otoczenie, gdyż nikt nie witał
Księdza Bosko, gdy przybył do Marsylii. Samo tylko Oratorium zgotowało mu
serdeczną owację. Również proboszcz od św. Józefa, dawniej tak życzliwy, wydawał
się obojętny. A w czasie składanych wizyt traktowano Świętego urzędowo. W jednym
wypadku spotkała go nawet nieprzyjemność. Było to tak:
Gdy poszedł do pewnego domu zakonnego i spytał na portierni o przełożonego,
podprowadzono go schodami na korytarz i wskazano pokój. Ksiądz Bosko,
w towarzystwie księdza Bologna poszedł na górę i niepewnie rozglądał się dokoła.
Wreszcie zorientowawszy się zapukał do jednego mieszkania, gdzie ujrzał na sofie
trzech ojców zajętych pilną rozmową. Gdy Ksiądz Bosko stanął przed nimi usłyszał
pytanie:
Czego Ksiądz szuka?
Chciałbym widzieć się z ojcem przełożonym.
Proszę zaczekać w przedpokoju.
Chciałbym tylko powiedzieć parę słów...
Proszę wyjść do poczekalni. Teraz mamy do załatwienia pilne sprawy.
Ksiądz Bosko poszedł do przedpokoju i czekał dość długo. Gdy zjawił się
wreszcie przełożony, spytał dość oschle:
Z kim mam zaszczyt?
Jestem Ksiądz Bosko.
Czym mogę służyć Księdzu?
Pragnąłbym polecić jego, życzliwości nowe kolegium otwarte przeze mnie
w Marsylii.
Nic więcej?
Nic więcej, Ojcze. Przybyłem właśnie w tym celu, oraz pragnąłbym złożyć mu
uszanowanie.
No, jeżeli tylko tyle..., dobrze... Kłaniam się. Do widzenia...
To rzekłszy pożegnał Księdza Bosko. Po drodze Święty uspokajał swego
towarzysza, który mruczał z niezadowolenia:
Avanti! Allegro!... Z pewnością będzie im więcej przykro niż nam, gdy się
zreflektują, w jaki sposób nas potraktowali....
I tak się stało. Po paru latach, gdy ujawniła się szczególna opieka Boskiej
Opatrzności towarzyszącej Dziełom Księdza Bosko, zakonnicy owi pospieszyli
z wizytą do Księdza Bosko, przepraszając za owe oschłe przyjęcia.
9

1.10 Page 10

▲back to top


Obecnie wyjaśniamy zmianę nastrojów w mieście utrudniających misję księdza
Bologne. Wkrótce okazało się, jak bardzo potrzebna była w tych okolicznościach
obecność Księdza Bosko. Z pokoju jego widać było podwórze zacienione potężnymi
dębami. Teren, na którym wznosiły się zabudowania Patronatu, był otwarty
w kierunku sąsiadujących budynków, co pozwalało mieszkańcom obserwować
z domu, co się dzieje wewnątrz zakładu. Pewnego razu Ksiądz Bosko wskazując
księdzu Bologna owe domy powiedział:
Zobaczysz, że wnet uwolnimy się z tej przykrości, gdy pobudujemy tu obszerny
i piękny zakład z należytym ogrodzeniem.
Słowa te podniosły na duchu dyrektora, choć nie usunęły jeszcze naraz
wszystkich trudności. Istotnie nic nie zapowiadało zmiany panujących w mieście
nastrojów. Ksiądz Bosko sam zdawał się kapitulować i zabierał się do wyjazdu
mówiąc:
Szkoda mi tu tracić czasu! W tej sytuacji, na pozór bez wyjścia,
zainterweniowała Opatrzność zmieniając w oka mgnieniu usposobienia ludzi.
Oto pewna matka z Piemontu, z Anti przyprowadziła do Księdza Bosko swego
nieszczęśliwego synka. Dziecko było niedorozwinięte, rachityczne i ledwo poruszało
się przy pomocy kul. Mogło mieć około ośmiu lat. Wprowadzono nieszczęśliwą matkę
wraz z dzieckiem do pokoju Świętego, który skierował do niej parę słów
i pobłogosławił malca, polecając mu odłożyć kule. I cud!
Chłopczyk wyprostowuje się, odkłada kule i zaczyna chodzić... Matka, nie
wierząc oczom, podnosi kule i woła: Cud, cud!!! Więcej ich nie widziano.
Ksiądz Bologna pragnąc się dowiedzieć bliższych szczegółów o tym, gdyż nie
był obecny przy cudzie – spytał w zaufaniu razu pewnego Świętego, który odrzekł:
No tak! Księdzu Bosko samemu sytuacja wydawała się bez wyjścia, dlatego
powiedział o Madonny: Zaczynamy!
I zaczęło się. Wieść o cudzie lotem błyskawicy rozbiegła się po mieście
powodując niekończące się wizyty. Ksiądz Bosko, pomimo że nie władał biegle
językiem francuskim, teraz mówił nim swobodnie, a nawet omyłki jednały mu
sympatię... Inna rzecz, którą zdobywał wszystkich, to jego niewzruszony spokój, jakim
panował nad zbytnią żywością Francuzów.
Zajmowała go wówczas myśl o rozbudowie zakładu. Toteż jego goście
wtajemniczeni w to entuzjazmowali się szybką jego budową i na wyścigi
przelicytowywali się liczbą chłopców przyjętych w przyszłości do zakładu.
W przeciągu kilku miesięcy miała ona dosięgnąć liczby 200.
Ksiądz Bosko powiedzieć można flegmatycznie pozwalał im mówić – potem
sprowadzał swych rozmówców na teren więcej realny. Ksiądz Bologna pisał
12 stycznia do księdza Rua: Dzisiaj Ksiądz Bosko otrzymał zaproszenie na obiad, do
biskupa, który posadził go obok siebie wśród kilkunastu proboszczów z miasta.
A ksiądz Ronchail pisze ponownie 14 bm.:
Nigdy nie spodziewaliśmy się spotkać z tak wielką wspaniałomyślnością
i gotowością do czynu. Wydaje się to wszystko jak w bajce. Sam Ksiądz Bosko
10

2 Pages 11-20

▲back to top


2.1 Page 11

▲back to top


stwierdza, że przekracza to jego najśmielsze nadzieje. Bieżący tydzień stanowić będzie
piękne stronice w historii Zgromadzenia.
A znów ksiądz Bologna:
Bajecznie szerzy się ten nastrój... Wobec tak nieoczekiwanego napływu
różnych gości ksiądz Ronchail skarży się w liście z dnia 20 bm. do księdza Rua: Imię
Księdza Bosko błyskawicznie obiegło całą Marsylię, a jeśli pozostanie tu przez
dłuższy czas, potrzebny będzie tu ksiądz Berto do kierowania audiencjami.
Sam Ksiądz Bosko pisał 27 bm., do księdza Rua:
„Nasze sprawy postępują tu bajecznie – powiedziałby świat. My powiemy:
Cudownie. Niech Będzie zawsze wielbiona i błogosławiona Dobroć Boża!”.
Wśród takiego entuzjazmu powstał projekt urządzenia konferencji, pod
warunkiem jednak że przewodniczyć jej będzie Ksiądz Bosko w jakimś kościele lub
przemówiłby do zebranych w jakiejś sali w mieście. Ksiądz Bosko musiał zgodzić się.
Na podobną konferencję mieli zebrać się Dobrodzieje i Pomocnicy
w zaimprowizowanej na ten cel sypialni hospicjum.
Lecz, na jaki temat i w jaki sposób zdoła przemówić do słuchaczy wobec
niekończących się wizyt, które mu zabierały wszystek czas i nie pozwalały na
skupienie?...
W konferencji miał uczestniczyć również biskup. Ksiądz Bologna ze
zdumieniem słuchał Księdza Bosko przemawiającego z werwą po francusku. Nie
mniej zdumieni byli słuchacze. Ludziom powszechnie zaintrygowanym tym faktem,
odpowiadano:
Mówił tak, jakby to był jego własny ojczysty język!
Pełnym rozmachu projektom rozbudowy zakładu miała sekundować szczodrość
Dobrodziejów. Dla dodania bodźca wspaniałomyślnemu zrywowi Marsylczyków,
Ksiądz Bosko natychmiast powierzył przedsiębiorcy wykonanie odpowiednich planów
i budowy zakładu. Nowy budynek miał pomieścić dwustu wychowanków. Pewnego
ranka, gdy z architektem Trier studiował plany, nadszedł opat Timon i nie szczędził
swych uwag, zaleceń, krytyk, gorąco dyskutując na temat zauważonych braków.
Wreszcie pożegnał się i wyszedł. A Ksiądz Bosko z humorem powiedział do
architekta:
Obawiam się, że zacny ksiądz kanonik nawet w niebie znajdzie coś, co nie
będzie odpowiadało jego gustom
Ksiądz Bosko nosił się z zamiarem wydania obiadu na cześć głównych
Dobrodziejów i Sympatyków swego dzieła w Marsylii. Lecz zbyt skromne lokale
domowe na to nie pozwalały. Za to szczęśliwe natchnienie miał niejaki pan Juliusz
Rostand, prezes Towarzystwa Besujour wystawiając iście królewską ucztę, na którą
zaprosił kwiat inteligencji miasta. Inter pocula – rozmowa zeszła na temat
projektowanej budowy wraz z internatem dla ubogiej młodzieży rzemieślniczej, pod
kierownictwem Księdza Bosko. Wyłaniały się dwa problemy niełatwe do rozwiązania:
11

2.2 Page 12

▲back to top


Jak zdobyć pieniądze na budowę oraz zapewnić stały fundusz zakładowy dla
podtrzymania dzieła? Ogólnie słyszało się na sali, że sprawa niełatwa do
przeprowadzenia.
W pewnej chwili Ksiądz Bosko zabrał głos i tonem uroczystym, z uprzejmym
uśmiechem powiedział:
Panowie! Rzeczywiście, sprawa to poważna: lecz dla wykonania rzeczy
trudnych, jak ta, potrzeba tylko Marsylczyków!
Te słowa podziałały jak iskra elektryczna: Ksiądz Bosko nie przewidywał
podobnego efektu. Trudności finansowe już nie istniały i nie trzeba było zawieszać
robót dla braku gotówki.
Ksiądz Bosko, gdy opowiadał o tym fakcie w Alassio wyznał, że sam nie
przywiązywał do swych słów wypowiedzianych -ex abundantia sermonia – aż tak
wielkiej wagi. Zwrócił mu na to uwagę dopiero ksiądz Guiel i potwierdziły późniejsze
fakty. Tym nie mniej trzeba tu mieć na uwadze mistrzostwo Księdza Bosko, który
potrafił w odpowiednim momencie zagrać swym słuchaczom na właściwej strunie...
Wizyty następowały, rzec można, nieprzerwanie. O jednej z nich wspominają
zapiski. Mianowicie, pewnego razu przyszedł do Księdza Bosko niejaki pan Olive,
bogaty Marsylczyk, dręczony nieuleczalną chorobą z prośbą o błogosławieństwo
i wyjednanie mu zdrowia. Święty zaproponował następujący środek skuteczny: pójść
do banku, podjąć sumę proporcjonalną do jego fortuny i wręczyć mu ją. Nie jest to
zbytnio ciężka ofiara, lecz gdyby nawet taką była, trzeba poddać się, gdy chodzi
w danym wypadku o prawdziwy cud. Ów pan prosił o pewien czas do namysłu, by
mógł się naradzić ze swą małżonką. A Ksiądz Bosko odpowiedział na to: Jeśli pan
sądzi, że to zbyt wiele, ma swobodę - postanowi jak uważa. Lecz moim zdaniem, jest
to niezbędne, gdyż Pan Bóg zna dobrze serce ludzkie i wie, jakiej ofiary można od
niego zażądać...
Gdyby nie chciał jej złożyć na moje ręce, to niech ją przeznaczy na inne cele
dobroczynne, względnie doręczy biskupowi, który ją odpowiednio rozdzieli. Jest to
jednak warunek nieodzowny, jeśli pragnie wyzdrowieć.
Ów pan wracał kilkakrotnie do Księdza Bosko, lecz nie mógł się jakoś
zdecydować. Przy sposobności widzenia się z biskupem, Święty otrzymał od niego
sumę 2500 franków, w imieniu pana Olive. Tenże wkrótce potem odwiedził Księdza
Bosko sądząc, że spełnił polecenie. Biorąc jednak pod uwagę jego możliwości, była to
błahostka. Widoczne było, że Opatrzność wyraźnie wskazywała mu drogę oderwania
się od bogactwa.
Święty oczywiście podziękował mu za ofiarę, gdy jednak ów nalegał chcąc się
dowiedzieć, czy może liczyć na upragnioną łaskę rzekł:
Proszę pana! Za poprzednim razem, gdy mu to proponowałem, wiedziałem,
że Pan Bóg skłaniał się do udzielenia łaski. Obecnie jednak ja nie mam tej pewności.
Proszę nadal modlić się gorąco; być może, że w swej dobroci raczy go wysłuchać. Nie
taję jednak, że to rzecz trudna. Moment odpowiedni minął i już nie wróci. Czy
12

2.3 Page 13

▲back to top


rozumie pan te słowa: „Pertransiit benefaciendo” - a nie „mansit” - jak mówi
Ewangelia.
Ów pan, w przekonaniu, że ma się pogodzić ze swoją chorobą, zrezygnowany
odszedł.
O ile wizyty męczyły Świętego, to nie mniej odczuwał brzemię rozlicznych
obowiązków, które podejmował. Mamy obecnie dużo spraw do załatwienia – pisał do
ks. Rua – dlatego potrzeba wiele modlitw, by wszystko się powiodło.
Jedną z nich było należyte usytuowanie zakładu salezjańskiego w Marsylii
w stosunku do parafii św. Józefa. Od pewnego czasu między dyrektorem
a proboszczem było nieporozumienie. Ten ostatni życzył sobie, by salezjanie
obsługiwali „la Maitrice” to jest prowadzili szkołę śpiewu i ceremonii w jej kościele.
/Uwaga: w niektórych miejscowościach „la maitrises„ są prawdziwymi małymi
seminariami /.
O tym nie było mowy w początkowych pertraktacjach, gdy chodziło o otwarcie
schroniska. Kwestia ta powstała dopiero, gdy ksiądz Bologna objął kierownictwo
Oratorium. Wyłaniająca się poważna potrzeba skłoniła księdza Guiela do zwrócenia
się o pomoc do salezjanów, którzy nie bez pewnych kłopotów – gratis - szli mu na
rękę z przyjaźni i wdzięczności, jako dla tego, który okazał im tyle względów.
Wywiązywali się z tego jak najlepiej przy pomocy eksternistów, podczas gdy
życzeniem proboszcza było by brali w tym udział również interniści zakładu. To
znowu musiałoby kolidować z porządkiem i karnością wśród chłopców, gdyby musieli
przebywać zbyt często poza domem.
Dlatego oświadczono księdzu proboszczowi, że w naszych zakładach panuje
tzw. „System Uprzedzający”, który nie pozwala wychowankom wymykać się spod
nadzoru wychowawców. Dlatego jest rzeczą nieodzowną, by nie byli angażowani
w „maitrise” interniści. Co nie przeszkadza, by z okazji większych uroczystości brali
udział w ceremoniach i zasilali chór.
Oprócz pomocy w „Schola cantorum” proboszcz żądał również od księży
obsługi w parafii, czego dotąd nie znano we Włoszech. W pierwszym porozumieniu
z Księdzem Bosko proboszcz obiecywał, że nasi księża będą mogli pobierać stypendia
na korzyść zakładu i zostanie im wiele czasu – jak twierdził – po odprawieniu
nabożeństw w kościele, na wykonanie swych obowiązków w zakładzie. O innych
zobowiązaniach nie było mowy.
Ksiądz Bologna nie mógł jednak ani w tym zadowolić proboszcza bez
uszczerbku dla porządku w domu, powołując się na charakter naszego Zgromadzenia.
Poświęca się ono całkowicie – tłumaczył on – dla dobra duchowego
i materialnego chłopców, obowiązki zaś wikarego, odprawianie pogrzebów i inne
funkcje parafialne nie odpowiadają naszym kapłanom do tego stopnia, że wielu z nich
wolałoby raczej wystąpić ze Zgromadzenia, niżeli zmienić cel, dla którego poświęcili
się Bogu.
Z powyższych powodów – zrozumiałe – że po miesiącu serdeczności wkrótce
nastały oziębłe stosunki między zakładem, a parafią i między Księdzem Bosko,
13

2.4 Page 14

▲back to top


a księdzem Guielem. Widoczny również resentyment okazywało wielu przyjaciół
salezjanów.
Fakt owego cudownego uzdrowienia rozbudził poprzedni entuzjazm i wpłynął
na uspokojenie umysłów. Należało jednak ułożyć współpracę i tu okazała się wielka
wspaniałomyślność ze strony Księdza Bosko. Pomny zasług księdza Guiela, który
przyczynił się do osiedlenia się salezjanów w Marsylii, Ksiądz Bosko
wspaniałomyślnym pociągnięciem rozwiązał nieporozumienie podpisując
z proboszczem od św. Józefa pewien rodzaj umowy, będącej z jego strony gestem
wdzięczności. Dla zagwarantowania jednak koniecznych granic, dodał w niej klauzulę,
że „Oratorium będzie udzielać się pomocą parafii, o ile to będzie zgodne
z obowiązkami każdego w Oratorium”.
Ksiądz Bosko polecał się księdzu Rua o modlitwy w innej poważnej sprawie
pisząc pod datą 21 bm.: Potrzebuję bardzo waszych modlitw. Nasi chłopcy uczynią mi
wielką przyjemność, jeśli przez trzy dni przyjmować będą w mojej intencji Komunię
św. o pomyślne załatwienie spraw. Chodziło mianowicie o zawarcie kontraktu z
Towarzystwem Besujour. Należało zrealizować fundację w La Navarre
i Saint Cyr. Na ten cel, wspomniane Towarzystwo Basujour zakupiło dwa majątki od
księdza Vincent i jego dzierżawców, za spłatą ciążących na nich długów, za pieniądze
Dobrodziejów i oddawało je Księdzu Bosko na warunkach, które miało się ustalić.
Kontrakt miał być podpisany w ciągu 3 do 6 miesięcy. O tym ksiądz Rua otrzymywał
następne informacje:
Dzisiaj o godz. 2 - ej po południu zadecydują się bardzo ważne sprawy na naszą
korzyść.
Mam nadzieję, że ta decyzja będzie również zgodna ze świętą wolą Bożą... Parę
zaś dni przedtem pisał:
Te sprawy mają wielką wagę materialną i moralną.
Również sprawa Auteil przysporzyła mu nie mało kłopotów. Mianowicie,
ksiądz Roussel pragnąc od pewnego czasu rozmówić się z Księdzem Bosko skorzystał
z jego obecności w Marsylii, by z nim konferować. Dotąd wahał się, co do pewnych
warunków projektowanej fundacji, nad którymi już debatowała Kapituła Wyższa.
Obecnie, wobec entuzjazmu, jaki panował w Marsylii, poszedł na ustępstwa i podpisał
umowę – sic et simpliciter – nalegając tylko na bezzwłoczne wykonanie.
Z listów Księdza Bosko do Oratorium wynika, jak pomimo tylu spraw
załatwionych, myślał troskliwie o wszystkim i o wszystkich jako Przełożony
Generalny i Ojciec. Przykładem tego jest następujący list adresowany do mistrza
aspirantów i nowicjuszów księdza Barberisa:
Carissmo D. Barberis!
Pomijając na razie inne sprawy mam nadzieję, że nasi drodzy nowicjusze -
źrenica mych oczu - są wszyscy zdrowi i współzawodniczą swą gorącością ducha
w przezwyciężania mrozów, jakie obecnie panują w naturze. Powiedz im, że są oni
14

2.5 Page 15

▲back to top


gaudium meum et corona mea – oczywiście koroną z róż, a nie z cierni. Oby nie było
nowicjusza salezjańskiego, który by swym niezbyt budującym sprawowaniem się
wbijał ciernie w serce swego kochającego ojca Księdza Bosko! Zapewne to się nie
zdarzy, nawet jestem pewien, że współzawodniczyć będą swymi modlitwami
i Komuniami oraz wzorowym sprawowaniem się, by sprawić mi pociechę. Trzech
nowicjuszów, którzy wyjechali ze mną, podzieliłem następująco: Boyer jest
w Nawarze, Tualeige i Turingo pozostają tu na razie, przeznaczeni do uświęcenia
mieszkańców domu Basujour. Ten dom jest latoroślą i potrzebuje wiele uprawy na
początku, lecz wyrośnie na wielkie drzewo, które swymi konarami dobroczynnymi
w przyszłości przyniesie wiele owocu w dalekich krajach. Tak mam nadzieję w Panu.
W sobotę, Fogolino i Quaranta wsiądą na okręt do Montevideo. Są weseli
i zadowoleni, że przybędą z pomocą dla swych towarzyszy w Urugwaju. Ksiądz
Ronchail napisze inne wiadomości. Powiedz księdzu Deppertowi, by mi uświęcił
zakrystię i wszystkich w niej obecnych: Palestrino kościelnemu, by stał się dobrym;
Juliuszowi Augusto, by był wesołym; księdzu Rua, by szukał pieniędzy; panu
hrabiemu Caysowi, by dbał o swoje zdrowie, jakby czynił dla mnie samego. Niech
Bóg was błogosławi i udzieli łaski świętego życia i dobrej śmierci. Tej łaski niech
raczy udzielić zwłaszcza temu, którego już nie zastanę po mim powrocie do Turynu.
Marsylia, 10.01.1879 r.
Tuo aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
Tego, którego już nie miał zastać przy życiu, był to jeden z aspirantów księdza
Barberisa, ksiądz Remondino, który zmarł 1 lutego. Ksiądz Bosko nie zapomniał
również i o Córkach Maryi Wspomożycielki, dla których pisał za pośrednictwem ich
dyrektora w Mornese, księdza Lemoyne:
Mio Car. mo D. Lemoyne!
Z diecezji św. Łazarza, a może z miejsca, gdzie św. Maria Magdalena modliła
się i pokutowała, piszę niniejszy list do Córek Maryi Wspomożycielki. Matka
przełożona lub ty sam, przeczytacie go z odpowiednimi uwagami, według uznania.
Można by także posłać jego kopię do innych domów Córek Maryi Wspomożycielki.
Mam tu pod ręką wiele poważnych spraw. Gdy dowiesz się o nich, będziesz zdumiony
i ujrzysz zrealizowany sen z Lanzo - /por. tom XIII/. W najbliższą środę udaję się do
Nawary przez St. Cyr, który również jest nasz. Przy końcu tygodnia, jeśli Bóg
pozwoli, będę w Nizza. Nie wiem, w jakim punkcie znajdują się święcenia mego
przyjaciela Musso, którego pozdrów ode mnie. Także innych w naszym domu, księdza
proboszcza oraz naszych Pomocników i Przyjaciół. Niech ci Bóg błogosławi etc.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
A oto miły liścik adresowany do księdza Branda, którym chciał wynagrodzić
rzemieślników za przysłane mu życzenia noworoczne:
15

2.6 Page 16

▲back to top


Carissimo D. Branda!
Ilekroć wspominam moich drogich rzemieślników i modlę się za nich, to tak
jakbym znajdował się wśród nich kilkakroć dziennie, rozmawiał z nimi i dodawał im
otuchy. Chcę jednak czynnie okazać, że pamiętam o nich w sposób szczególny.
Powiedz więc im, że przesłanymi życzeniami noworocznymi sprawili mi doprawdy
wielką radość, za co im serdecznie dziękuję. Otrzymałem o nich dobre wiadomości
i błogosławię Boga prosząc, by dał im dobrą wolę i łaskę by pozostali cnotliwymi.
Znajduję się tutaj w domu św. Leona, gdzie jest około 60 chłopców, którzy powoli
staną się, jak mi mówią, współzawodnikami tych z Oratorium. Powiedziałem im,
że nie dadzą rady! No zobaczymy. Powiedz wszystkim ode mnie, że serdecznie
polecam częstą spowiedź i Komunię św. Lecz oba te sakramenty winno przyjmować
się z należnym przygotowaniem, tak by można stwierdzić jakiś postęp w cnocie. Oby
Bóg dał, bym mógł powiedzieć, że każdy rzemieślnik jest prawdziwym wzorem dla
innych kolegów! Od was zależy, drodzy chłopcy, bym miał tę pociechę. Wiem,
że modlicie się za mnie i przypisuję poprawę mego wzroku waszym modlitwom. Nie
ustawajcie w nich. Dziękuję wam za nie, a Bóg was wynagrodzi. Niech Bóg
błogosławi ciebie, drogi księże Branda, wszystkich asystentów, rzemieślników
i udzieli tę wielką łaskę, byście wszyscy tworzyli jedno serce i duszę w miłowaniu
Boga i służeniu Mu na ziemi, by móc Go chwalić i cieszyć się z Nim na wieki
w niebie.
Twój najbardziej przywiązany w Jezusie Chrystusie przyjaciel Ksiądz Jan Bosko -
Marsylia
W czasie, gdy sprawy na terenie Francji układały się, coraz pomyślniej
Opatrzność natchnęła decyzję hrabiemu Caysowi, pomimo jego podeszłego wieku,
pojęcie twardego życia Oratorium / por. t. XIII /. Ten szlachetny dżentelmen władając
doskonale językiem francuskim w mowie i piśmie oraz znając dogłębnie charakter
tego narodu, oddał Świętemu wybitne usługi tak piórem, jak i osobistymi
znajomościami. Jak wysoko cenił go Ksiądz Bosko świadczy następujący dokument:
Carissimo Sig. Conte Cays!
Otrzymałem z przyjemnością jego list i dziękuję za wiadomości, jakie mi
podaje. Ksiądz Roussel faktycznie przybył do Marsylii i po krótkiej konferencji
podpisał projekt w tej formie, jak został przez nas posłany. Zabiorę go ze sobą do
Turynu. Mam nadzieję, że w dniu 3 bm. lutego spotkamy się w Alassio, gdzie
zastanowimy się konkretnie nad tym. Zobaczyć, czy nie dało by się sprzedać, jakiegoś
budynku w majątku św. Anny, który dostał w spadku od barona Bianco. Tym czasem
przebywam w Marsylii załatwiając niektóre sprawy mnie lub więcej ważne, jakie
jednak uważam za bardzo korzystne dla naszego Zgromadzenia, co też będzie tematem
naszej konferencji w Alassio. Zdrowie moje nieco się poprawiło i niech za to będą
dzięki Bogu. O ile możliwe, proszę odwiedzić markiza Fassati, pozdrowić ode mnie
i podać wiadomości. Proszę również w moim imieniu pozdrowić z całą rodzinę,
16

2.7 Page 17

▲back to top


powiedzieć księdzu Ghivarello, by był dobry; księdzu Fusconi, że brak mi wiadomości
o nim; księdzu Savio Aniołowi, by doprawdy był aniołem; a szanowny pan Cays by
miał wgląd na swoje zdrowie, tak samo jakby postępował ze mną. Łaska Pana naszego
Jezusa Chrystusa niech będzie zawsze z nami i dopomoże we wszystkim spełnić św.
wolę Bożą. Polecam się modlitwom etc.
Marsylia, 20.01.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
Święty przy sposobności pisał również do pani Matyldy małżonki pana
Aleksandra Sigismondi, z którą kilkakrotnie zetknęliśmy się w podróżach księdza
Bosko do Rzymu. Niniejszy list jest dowodem niezatartej czci religijnej owych
pobożnych małżonków względem naszego Ojca. Tak serdecznie życzyli mu oboje
dobrze! W lecie 1931 ksiądz Filip Rinaldi będąc w naszej Prokurze rzymskiej spotkał
się z leciwą staruszką wspartą na laseczce, która z trudnością wszedłszy na górę po
schodach przedstawiła mu się i podała swą ofiarę. Była to wdowa pani Matylda, która
dowiedziawszy się przypadkowo, że bawi tam trzeci następca Księdza Bosko,
pragnęła koniecznie złożyć mu wizytę i porozmawiać z nim o Świętym. A oto list:
Stimat. ma Sig. Matilde!
Jej list zastał mnie w domu w Marsylii. Ksiądz Rua odprawił Mszę św.
w Turynie przed ołtarzem Najświętszej Maryi Wspomożycielki na jej intencję. Drugą
odprawiłem ja sam wraz z modlitwami i Komunią św. naszych sierot. Obecny dom
otwarty został w ubiegłym roku, gdy z Rzymu wracałem przez Marsylię, pod nazwą
Oratorium św. Leona, w hołdzie dla nowego Papieża. Pod koniec tygodnia wyruszam
do innych domów, które mamy we Francji i ponownie wyjadę do Rzymu, gdzie mam
nadzieję znaleźć się między 15 a 20 lutego. Droga pani Matyldo i panie Aleksandrze,
ileż mamy do mówienia ze sobą! Ze względu na niedługi mój pobyt w mieście
wiecznym, poświęcimy jednak na tę pogawędkę jeden dzień. Niech Bóg błogosławi
oboje Państwo, panią Adelajdę. Polecając się ich modlitwom, mam zaszczyt etc.
XJB
Ksiądz Bosko, w dniu 27 bm. wraz z proboszczem Guielem, udał się do Aix
„per un affare di rilieve, jak pisał do księdza Rua. Zdaje się, że wygłosił tam un
sermon de charite’, której towarzyszyła kwesta.
W tym starym mieście rzymskim zdarzył się ciekawy epizod, opowiedziany
nieco później przez Księdza Bosko, a przekazany przez księdza Lemoyne. Otóż
Ksiądz Bosko udał się pewnego dnia z wizytą do barona Martin, który go wraz z całą
swą rodziną, podejmował obiadem. Na krótko przedtem Święty znalazł się w salonie,
w którym ujrzał na stole srebrne wazy i figurki. Przystanął oglądając je przez chwilę,
a następnie filuternie brał je i wkładał do kieszeni lub pakował do walizki znajdującej
się w kącie.
17

2.8 Page 18

▲back to top


Baronostwo przyglądali się temu w milczeniu zaciekawieni, jak się skończy ta
zabawa. Po skończeniu tej operacji, która trwała może parę minut, Ksiądz Bosko
spytał, ile kosztuje ten serwis.
Gdyby się miało go kupić, kosztowałby 10 tys. franków, odsprzedaż
wyniosłaby jakieś tysiąc franków. Doskonale – powiedział ksiądz Bosko – ponieważ
pan baron jest tak bogaty, a mnie dręczy głód moich biednych chłopców, niech mi da
tysiąc franków, a ja mu zwrócę jego srebra.
Ów dżentelmen z całą naturalnością wyjął z portfela i zapłacił księdzu Bosko
żądaną sumę, a Święty z nie mniejszą prostotą postawił wszystko na swoim miejscu.
Dnia 29 w towarzystwie księdza Ronchail”a wyjechał do Saint Cyr. Tu
wyprzedził go o parę tygodni ksiądz Cagliero w drodze powrotnej z Nawary, dokąd
towarzyszył dwom Córkom Maryi Wspomożycielki. Spieszył się jednak bardzo
i nigdzie się nie zatrzymywał, wracając, czym prędzej do domu, tym bardziej, że – jak
mówił – dzierżył – „il foro soscienzioso” - to jest spowiadał w zakładzie.
Pomimo, że była to uroczystość św. Franciszka Salezego, niezbyt wykwintnie
zastawiono stół w Saint Cyr na wieczerzę: zupa soczewicowa, takaż potrawka na
oliwie i occie, plus dwa wróbelki pieczone, które chłopcy schwytali w ciągu dnia. To
miało służyć dla trzech biesiadników.
Następnego dnia oczekiwano ich w Tulenie z wizytą w tamtejszej maitrise,
którą się pragnęło oddać pod opiekę salezjanom. Wiadomo bowiem, że w niektórych
miejscowościach les maitrises są to prawdziwe małe seminaria. Wizyta przeciągnęła
się, gdyż zwiedzano cały zakład.
Święty przy tej sposobności udzielił błogosławieństwa pewnej ciężko chorej
pannie, która wnet powstała z łóżka i żyła jeszcze pięć lat.
Więcej szczegółów nie znamy, wiadomo tylko, że na skutek tego uzdrowienia
krewna tej pani stała się odtąd gorliwą Pomocnicą salezjańską. Wobec
nadspodziewanego przedłużenia się wizyty, w czasie, której nie liczono się z tym,
że Ksiądz Bosko i jego towarzysze byli głodni. Święty szepnął sekretarzowi, by
poszukał restauracji, gdzieby mogli się posilić. Lecz owi panowie, z grzeczności nie
odstępowali ani na krok Księdza Bosko i odprowadzili go na stację. Za chwilę
nadszedł pociąg w kierunku na Hyeres. Do głodu dołączył się inny frasunek, który
wystawił na twardą próbę ich cierpliwość.
Była noc, gdy wysiedli na stacji. Tu miała ich oczekiwać karoca hrabiego
Buttigny, do którego wysłano dwa telegramy z zawiadomieniem o przyjeździe
Księdza Bosko. Ksiądz Bosko pewny, że zastanie powóz, pozwolił pojechać
omnibusowi idącemu w tym kierunku, tym bardziej, że z dala zabłysły światła dwu
latarń, które zwykły się zapalać po stronach karocy.
Miasto Hyeres jest odległe 20 minut drogi od stacji. Nasi podróżni ruszyli
w stronę owych świateł, które po kilkunastu krokach zgasły. Były to lampy gazowe
oświetlające drogę u wejścia do stacji. Co teraz robić? Nie było innego sposobu, jak
iść piechotą. Lecz cały dzień przedtem padało tak, iż błoto sięgało po kostki, ponadto
było ciemno, a walizy ciążyły nadmiernie. Ćwicząc z konieczności cnotę ruszyli
18

2.9 Page 19

▲back to top


w drogę in Nomine Domini. Gdy ramiona ze zmęczenia bolały tak, że nie mogli już
dźwigać waliz, odpoczywali opierając je na kupie żwiru. Wtedy Ksiądz Bosko
opowiadał zabawne historyjki, tak by i towarzysza podróży zachęcić, by powiedział
coś od siebie. I tak odpoczywając dotarli wreszcie do Hyeres. Spotkawszy tam jakąś
niewiastę spytali, gdzie mieszka pan Buttigny, lecz owa biedaczka sama nie mogła
udzielić żadnych wiadomości. Zaszli więc do jakiejś kawiarni, gdzie spodziewali się
zasięgnąć bliższych informacji.
Powiedziano im, że są tu trzy familie Buttigny i tak wędrowali na ślepo
nieznanymi ulicami. Wreszcie natknęli się na jednego pana i zapytali, gdzie jest
mieszkanie niejakiego pana Buttigny, właściciela willi obok Nawary. Wówczas ów
pan zawoławszy jakiegoś chłopca polecił mu zaprowadzić podróżnych do wskazanego
miejsca.
Tymczasem hrabia był w kropce. Jego stangret daremnie oczekiwał Księdza
Bosko na stacji La Crau, zamiast tej Hyeres i powrócił z wiadomością, że Ksiądz
Bosko nie przyjechał. Lecz pan ubrany w wizytowy strój w oczekiwaniu spotkania,
mówił, iż niemożliwe, by Ksiądz Bosko zawiódł, skoro nie jeden, ale dwa telegramy
zapowiadały jego przybycie. I wyładował swój gniew na nieszczęśliwym stangrecie. A
w tej samej chwili zjawia się oczekiwany Ksiądz Bosko wraz ze swym towarzyszem.
Otóż jestem – zawołał – i z uśmiechem położył walizkę. Byli ubłoceni aż do
pasa. Od stacji, aż do pałacu zrobili przeszło godzinną drogę. Hrabia dał wyraz
wielkiej radości, lecz widząc podróżnych w takim stanie polecił służbie, by oczyściła
im odzież.
Panie hrabio – powiedział z miejsca Ksiądz Bosko, jesteśmy obaj głodni od
rana, niech raczy nas wprzód posilić. Tymczasem zapłonął wielki ogień na kominku.
Zastawiono natychmiast stół. Nie trzeba dodawać, z jakim apetytem spożywali
potrawy. Udali się na spoczynek, a sutanny pozostawili domownikom, którzy mieli
wiele do roboty, by przyprowadzić je do porządku.
Koło godziny 11 - tej przybył dr. D’Espiney, lekarz z Hyeres, by zaprowadzić
Księdza Bosko do hrabiego Villeneuve. Ksiądz Ronchail towarzyszył im w drodze.
Ów pan spadając z konia uderzył głową o drzewo i odniósł przy tym poważne
uszkodzenie czaszki. Obawiano się by nie postradał zmysłów. Na nieszczęście stracił
przy tym ukochaną żonę, co tym bardziej go dobiło. Wprawdzie nie popadł w szał,
lecz bredził od rzeczy. Lekarze zdecydowali się umieścić go na tydzień w szpitalu dla
umysłowo chorych. Tym nie mniej doktor D'Espiney mąż dawnej wiary poradził uciec
się naprzód do „środków niebieskich”.
Panie hrabio – powiedział doktor - mamy tu Księdza Bosko, który przyszedł go
odwiedzić.
Hrabia spojrzał na księdza Bosko, potem zaś wołając służącą krzyknął:
Magdaleno! Teraz jest czas na przechadzkę.
Ale wybacz hrabio - prosił doktor - odeślij na razie służącą. Jest tu Ksiądz
Bosko, który chce cię pobłogosławić.
19

2.10 Page 20

▲back to top


Hrabia stopniowo oprzytomniawszy usiadł na krześle. Ksiądz Bosko
sprezentował mu medalik Najświętszej Wspomożycielki, który on przyjął i udzielił mu
błogosławieństwa. Od tej chwili stopniowo szok nerwowy ustępował i chory uspokajał
się. Pod wieczór posłał po Księdza Bosko do hrabiego Buttigny i zatrzymał go na
rozmowie przez dobrą chwilę. Święty zachęcił go, by złożył swą ufność
w Najświętszej Wspomożycielce. Zalecił niektóre modlitwy i zapowiedział,
że oczekuje go zdrowego w miesiącu maju na uroczystość Matki Bożej
Wspomożycielki w Turynie. Hrabia przybył tam na miesiąc wcześniej całkiem zdrowy
tak, że poprzednie ataki nerwowe nie pojawiły się już więcej.
Wizyta w Nawarze i w Saint Cyr pozwoliła mu zorientować się w warunkach
materialnych i moralnych dwóch placówek. W Nawarze spotkał się z terenem
podatnym; inaczej było w Saint Cyr. Tu natomiast z nastaniem sezonu były nowalijki
i kwitnące byliny, na które jest wielki popyt z okazji pogrzebów.
Pozostała kwestia, czy lepiej wydzierżawić teren, czy uprawiać go przy pomocy
robotników najemnych względnie wykorzystać na założenie dwóch kolonii rolniczych.
Tego rodzaju instytucje cieszyły się powszechnym uznaniem i poparciem ze strony
władz. Co do spraw wewnętrznych, zastał majątek w stanie niezachęcającym.
W Nawarze dowiedział się o rzeczach horrendalnych, co do moralności dawnych
właścicieli, że nie warto nawet o tym wspominać.
W zakładzie znajdowało się około 50 chłopców, z których dziesięciu
okazywało powołanie do stanu duchownego. W Saint Cyr natomiast odkrył
prawdziwy Babilon. Wiek mieszkańców w granicach od trzech do lat trzydziestu.
Wychowawczynie zakładowe tzw. „siostry”, /o których była mowa w tomie
poprzednim/ asystowały w sypialniach, w pracowniach chłopcy i dziewczęta
pracowali wspólnie, przeważnie bez nadzoru. Należało więc co rychlej załatwić
formalności z Towarzystwem Beaujour, by przejąć administrację zakładu.
W czasie konferencji na ten temat w Alassio, Ksiądz Bosko wyraził się:
Módlmy się, by Pan Bóg błogosławił nam i osłaniał od niebezpieczeństw. Zapewne,
gdybym wiedział najpierw o tych rzeczach, nie tak łatwo bym decydował się na
przyjęcie tego obiektu. Powiedziano mi jednak, że sprawy kolonii nie szły tak
sprawnie jedynie z powodu nie należytego kierownictwa.
W podobny sposób Ksiądz Bosko ucinał niekiedy rozmowy na temat jego snów
wobec tych, którzy uważali go za wizjonera działającego pod wpływem swej fantazji.
Oczywiście nie zapomniał on o swym śnie różanym z 1877 w Lanzo. Jak więc mógł
wyrazić się obecnie, że gdyby przedtem znał sytuację, o której dowiedział się później,
to nie byłby podjął się kierownictwa placówki?
Możemy tu raz jeszcze stwierdzić naocznie, że Święty in agibilibus, pomimo
otrzymywanych pouczeń w snach, trzymał się zawsze roztropności. Opatrzność zaś
sama kierowała przyszłymi wypadkami. Poza tym nie mamy innych wiadomości
odnoszących się do tej pierwszej podróży Księdza Bosko do Francji, gdzie dotychczas
błogosławione jest jego imię.
20

3 Pages 21-30

▲back to top


3.1 Page 21

▲back to top


W dniu 2 lutego spotykamy go już w Nizzy w drodze powrotnej do Włoch. Tu
ponownie dobroć Boża chciała wsławić swego Sługę innym faktem cudownym, który
opowiemy zgodnie z tym, co przekazała na piśmie zainteresowana osoba oraz na
podstawie przechowanego obszernego zaświadczenia lekarskiego.
Hrabina Villeneuve zachorowała na ostre zapalenie otrzewnej i stanęła nad
grobem. Atak minął, lecz choroba pozostawiła ślady. Nachodziły ją ataki uporczywej
gorączki wycieńczając organizm i tak już osłabiony przebytą chorobą. Od roku 1878
z dnia na dzień traciła siły i nie było nadziei na wyzdrowienie.
Otóż w listopadzie bieżącego roku, pewien przyjaciel opowiadał jej o Księdzu
Bosko, który otrzymuje wielkie łaski za przyczyną Najświętszej Maryi
Wspomożycielki. Rozmowa powyższa obudziła w niej gorące pragnienie ujrzenia
Świętego, by prosić go o modlitwy. Lekarz D'Espiney przepisał jej pobyt zdrowotny
w Nizzy. Hrabina w styczniu 1879 przebywając w tej miejscowości, nie doznała
żadnej poprawy, przeciwnie zupełnie wyczerpana spędzała noce bezsennie. Nie była
zdolna zrobić nawet parę kroków, co czyniło jej życie nieznośnym.
Posłyszawszy, że Ksiądz Bosko znajdował się w Nizzy, udała się do niego
w dniu 3 lutego. Widok Świętego sprawił na niej wielkie wrażenie. Kazał jej usiąść
i opowiedzieć o chorobie, która ją dręczyła. Wysłuchał z dobrocią ojcowską
i powstając rzekł:
Zapewne, w tym życiu nie masz cenniejszego dobra nad zdrowie. Lecz my nie
znamy często łaskawych wyroków Boga. Pomimo to obiecał On otworzyć tym, którzy
pukają do Jego miłosierdzia. Będziemy więc kołatać tak mocno, aż nam otworzy, gdyż
to nam obiecał. Pani będzie uzdrowiona, gdyż wychowuje po chrześcijańsku swych
synów.
Hrabina uklękła, by otrzymać od Księdza Bosko błogosławieństwo.
Pobłogosławiwszy ją spytał jeszcze o synów i zaprosił ją wraz z nimi do Turynu na
odpust Wspomożycielki, 24 maja.
Oto, co pisze ona sama:
„Powróciłam do domu pełna nadziei nie pamiętając o tym, że byłam tak chora
godzinę przedtem. Pod wieczór poszłam wraz z synami na odwiedziny, przebywając
drogę około 6 kilometrów. Już bez trudu mogłam wchodzić po schodach, apetyt i sen
wróciły, słowem nie pozostało ani śladu z dawnych dolegliwości”.
Pozostaje jeszcze przytoczyć dwa epizody które wydarzyły się w Nizzy
prawdopodobnie z tego czasu. Pierwszy opowiadał kardynał Cagliero, na dowód tego,
jak skuteczny wpływ wywierały słowa i spojrzenie Księdza Bosko na otoczenie.
Otóż pewnego razu, po konferencji, jaką miał w kościele, Święty wychodził
z prezbiterium kierując się ku wyjściu wśród tłoczących się wokół niego wiernych.
Zwrócono uwagę na pewnego mężczyznę, z podejrzanym wyrazem twarzy, nie
ruchomo obserwującego Księdza Bosko, jakby zamierzał dokonać jakiegoś gwałtu na
jego osobie. Ksiądz Cagliero zaniepokojony, bacznie go obserwował, tym bardziej,
że Ksiądz Bosko kroczył z wolna w jego kierunku. Wreszcie znaleźli się twarzą
w twarz. Ksiądz Bosko skierował do niego następujące słowa:
21

3.2 Page 22

▲back to top


Czy pan życzyłby sobie, czegoś ode mnie?
Ja? Nie!
A jednak zdaje się, że ma pan mi coś do powiedzenia..
Nie mam nic do powiedzenia.
Może chce pan wyspowiadać się?
Spowiadać się? Ja? Ani mi się nie śniło!!
Zatem, w jakim celu tu stoi?
Stoję, ponieważ nie mogę, ruszyć się z miejsca...
Zrozumiałem... Panowie, proszę mnie zostawić na chwilę samego – powiedział
Ksiądz Bosko do otaczających go.
Gdy pozostał sam z owym człowiekiem, wyszeptał mu jeszcze coś do ucha. Ten
upadłszy na kolana, wyspowiadał się na środku kościoła.
Inny fakt przytacza w swym żywocie Księdza Bosko, D'Espinay, który go
usłyszał od znanego wydawcy paryskiego Josse.
Otóż w Nizzy odwiedził Księdza Bosko monsignor Postel - pobożny, uczony
kapłan i zdolny pisarz. W czasie rozmowy rzucił Świętemu niespodziewane pytanie:
Proszę mi powiedzieć, czy mam czyste sumienie przed Bogiem?
Święty, z miłym uśmiechem na twarzy, chcąc uniknąć dalszych indagacji
zabierał się do odejścia. Lecz jego rozmówca zagrodził mu drogę, zamknął drzwi na
klucz, schował do kieszeni i mówi:
Nie wyjdzie stąd Ksiądz Bosko, dopóki mi nie powie, jak stoję wobec Boga.
A powiedział to z takim naciskiem, że Ksiądz Bosko przystanął zamyślony
ze złożonymi rękami na piersiach i według zwyczaju skierował życzliwe spojrzenie na
monsignore i powiedział do niego ważąc każde słowo:
Lei e’ in stato di grazia.
Mam jednak wątpliwość – powiedział – że Ksiądz Bosko tylko przez wzgląd na
życzliwość ku mnie tak mówi.
Otóż nie, drogi monsignorze, prostował Ksiądz Bosko:
Quel che dico le vedo.
22

3.3 Page 23

▲back to top


R O Z D Z I A Ł II
Z Alassio do Lucca
Doroczne konferencje dla dyrektorów
W roku 1878 przedłużony pobyt Księdza Bosko w Rzymie przeszkodził
w odbyciu się tych konferencji. Lecz w roku następnym nie chciał, by je pominięto,
owszem, na długo przedtem już o nich myślał.
Należałoby unormować nasze doroczne zebrania z okazji uroczystości św.
Franciszka Salezego – pisał do księdza Rua z Marsylii, z dniem 11 stycznia.
Proponowałbym zebrać się w Alassio, względnie w Sampierdarena, możliwie w dniu
3 lutego. Mógłbyś wziąć w nich udział z księdzem Durando lub z kimś innym, ad
hoc... Oczekuję twego zdania odnośnie do ich potrzeby, miejsca i czasu. Mógłbym
osobiście przybyć do Turynu, lecz to by przeszkodziło moim interesom.
Ksiądz Rua zdawał się na Księdza Bosko opowiadając się tylko za Alassio, to
też wkrótce Ksiądz Bosko pisał mu ponownie:
… Przygotujmy się więc na Alassio na dzień 3 lutego. Powyższy termin
wypadło przesunąć na dzień 6 lutego.
Wyjechawszy z Nizzy 5 lutego w towarzystwie księdza Cagliero i księdza
Ronchail'a, po krótkim przystanku we Vallecrosia, ku radości współbraci, Ksiądz
Bosko stanął pod wieczór w Alassio. Około południa przybyli do Turynu: ksiądz Rua,
hrabia Cays, ksiądz Lazzero, ksiądz Chivarello i ksiądz Barberis, którzy przenocowali
w Sampierdarena. Ksiądz Bosko witał ich z wielką serdecznością. Wszedł do
refektarza. Nowo przybyli zatrzymani przez kleryków i młodzież, pojedynczo
przychodzili do jadalni. Każdego nasz Ojciec witał z wielką dobrocią, z oklaskami.
Całowali mu rękę, witał się z nimi, pytał ich o zdrowie, o wiadomości z zakładu,
dowiadywał się o chłopcach i klerykach, chciał wiedzieć to lub tamto. I kończył
ojcowskim:
Och, va bene! Należałoby – mówił – napisać temu lub owemu... Trzeba, bym
jam sam posłał owemu bilecik!... Gdy będziesz pisał do chłopców – dodawał na
zakończenie – powiesz im, że Ksiądz Bosko jest bardzo rad, że są zdrowi i cnotliwi
i że pragnie z nimi się widzieć oraz by się modlili o pomyślny wynik spraw będących
w toku...
Konferencje rozpoczęły się 6 lutego, o godzinie 4 po południu. Oprócz
wymienionych, brali w nich udział również dyrektorzy z Ligurii. Na pierwszym
posiedzeniu debatowano nad sprawami we Francji. Ksiądz Bosko opowiedział, jak go
przyjmowano w Marsylii, referował szczegółowo o domach w Nawarze i Saint Cyr;
wspominał o propozycjach z Frejus, Aix, Tulonu i Hyeres. Wspominając o księdzu
Guiolu wyraził się następująco:
23

3.4 Page 24

▲back to top


W Marsylii proboszcz, ksiądz Guiol okazał nam wielką wspaniałomyślność
w poparciu materialnym, dlatego trzeba i nam się okazać wspaniałomyślnymi
przyjmując niektóre jego życzenia. Przy odczytaniu listów od księdza Bologna zrobił
uwagę:
Sądząc, że gdyby jakiś Francuz przybył do Turynu i zobaczył nawet cuda, jakie
tu się dzieją, nie odniósłby podobnego wrażenia, jakie miało miejsce we Francji,
zwłaszcza w Marsylii, mieście tak wrażliwym na obce wpływy.
Następnie wzięto pod uwagę kontrakt podpisany przez Księdza Bosko i ks.
Guiola w sprawie maitrise. Roztrząsano najważniejsze punkty umowy
z Towarzystwem Beaujour. W czasie sesji wybrano dwie komisje, jedną pod
przewodnictwem księdza Rua, w celu wyboru personelu dla domu w Marsylii, drugą
dla skompletowania tego w Sampierdarena. Księdzu Bosko i hrabiemu Caysowi
zastrzeżona była korespondencja, zwłaszcza z Francją. Przy końcu wzięto pod uwagę
kwestię Anteuil (o której owa w innym tomie). Po wyczerpaniu i tego punktu
posiedzenie zakończyło się późnym wieczorem. Uczestnicy dobrze wykorzystali swój
czas. Rano, dnia 7 lutego, pracowały oddzielnie dwie komisje w sprawie rozłożenia
personelu.
Po południu przyszło do utworzenia trzech inspektorii: piemonckiej,
liguryjskiej i amerykańskiej z odnośnymi siedzibami: w Turynie, Alassio i Buenos
Aires. Domy położone poza obrębem wspomnianych obu pierwszych prowincji
zostały przydzielone do jednej z ich siedzib. Na inspektorów wyznaczono: dla
Piemontu – księdza Francesię, który jednak nadal pełnił obowiązki dyrektora we
Varazze do końca roku szkolnego; dla Ligurii – księdza Cerrutiego, dla którego
przewidziany został jako zastępca, ksiądz Alojzy Rocca; dla Ameryki – księdza
Bodratto, który faktycznie od dwóch lat sprawował wspomniany urząd. W tych
naradach, które odbywały się w przedpokoju Księdza Bosko uczestniczyli wyłącznie
kapitulni. Następnie wraz z Księdzem Bosko, przeszli oni do sąsiedniego pokoju,
gdzie już zebrali się księża dyrektorzy i Ksiądz Bosko zakomunikował im utworzenie
inspektorii wraz z nominacjami inspektorów.
Od inspektorów - powiedział on - oczekuje się wielkiej pomocy dla Kapituły
Wyższej oraz dla poszczególnych dyrektorów. Należy zauważyć – jak notuje ksiądz
Barberis – że powyższe zarządzenie nie uważał Ksiądz Bosko za ostateczne, lecz
chciał je wypróbować. Należało więc je wprowadzić w życie i notować zachodzące
braki. Dalej zobaczymy, że w Alassio nie wspomniano o Włochach środkowych, może
ze względu na to, że nie była jeszcze ustalona siedziba prowincji.
W tym czasie upływała 6 letnia kadencja Członków Kapituły Wyższej tak, iż
należało pomyśleć o zwołaniu Kapituły Generalnej w celu nowych wyborów. Z uwagi
na to, że pociągnęłoby to w ciągu roku szkolnego niemałe zamieszanie, Ksiądz Bosko
wystosował do Rzymu prośbę celem otrzymania przedłużenia kadencji członków
wspomnianej Kapituły do czasu zwołania najbliższej Kapituły Generalnej. Żądaną
łaskę otrzymał.
Obecnie przytoczymy rozesłany do dyrektorów domów okólnik, że nie była
24

3.5 Page 25

▲back to top


jeszcze ustalona siedziba prowincji. Z radością widzimy, że nasze Zgromadzenie,
z pomocą Bożą z dniem każdym nabiera większego rozmachu i rozkrzewia się.
Dlatego, by godnie odpowiedzieć dobroci Bożej, nie powinniśmy niczego szczędzić,
co by się przyczyniło do jego umocnienia. W tym celu Kapituła Wyższa, wraz
z niektórymi dyrektorami debatując w Alassio, 6 lutego br., ustanowiła inspektorie
w Zgromadzeniu, o czym niniejszym zawiadamia się dyrektorów naszych domów.
I. Inspektoria Piemoncka, z siedzibą w Domu Macierzystym w Turynie.
Inspektorem jest ksiądz Jan Baptysta Francesia, który nadal sprawuje Zarząd
Kolegium we Varazze. Ta inspektoria obejmuje wszystkie domy w Piemoncie, łącznie
z Este.
II. Inspektoria Liguryjska, z siedzibą w Alassio, obejmuje domy na Riwierze,
od Lucca do Marsylii.
III. Inspektoria Rzymska, obejmująca domy w Magliano. Będzie nią kierował
ksiądz Monsteri pełniąc funkcję Inspektora aż do nowych zarządzeń.
IV. Inspektoria amerykańska, dla wszystkich domów Ameryki Południowej.
Obowiązki Inspektora będzie tam nadal pełnił ksiądz Franciszek Bodratto, proboszcz
parafii w Buenos Aires.
Każdy dyrektor niech utrzymuje ścisłe relacje z własnym Inspektorem, by mieć
pomoc moralną i materialną w pełnieniu swego urzędu i pokonywaniu nasuwających
się trudności. Winienem również podać do wiadomości inną rzecz ważną, odnośnie do
Kapituły Wyższej. Kadencja Radców skończyła się i należałoby przystąpić do
wyborów nowych. Ze względu na trwający rok szkolny, zwróciłem się do Stolicy św.
z prośbą, by mogli przez pewien czas pozostać na urzędzie. Ojciec św. dał na to
łaskawie zezwolenie, 14 lutego, by wspomniani Radcy sprawowali urząd do września
1880, kiedy nastąpi wybór nowych. Korzystam z tej okazji, by zalecić wam czytanie,
wyjaśnianie i praktykowanie uchwał powziętych na Kapitule Generalnej… odbytej
w Lanzzo 1871 roku. Ci zaś, którzy mieliby, jakieś uwagi odnośnie do poprzednich
uchwał, niech je notują, by w swoim czasie zakomunikować na przyszłej Kapitule,
która za łaską Boga ma się odbyć w 1880 roku. Otrzymacie również kopię relacji
przesłanej do Stolicy św. o stanie naszego Pobożnego Towarzystwa. To dla informacji
dla każdego członka i zachęty, by dziękować Bogu, który w sposób widoczny
błogosławi nasze słabe wysiłki oraz dodaje bodźca do starania się o większą chwałę
Bożą i zbawienie dusz, zwłaszcza tych, które nam powierza Opatrzność celem ich
chrześcijańskiego wychowania. Nie mogę zakończyć niniejszego okólnika, nie
zalecając wam tej cnoty, obejmującej wszystkie inne, to jest świętego posłuszeństwa.
Kochajcie sami tę cnotę i swym przykładem pociągajcie do pełnienia jej, swych
podwładnych. Oboedientia est quae caeteras virtutes inserit insertasque conservat.
Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech będzie zawsze z wami. Polecam się
modlitwom.
Turyn, 10.03.1879 r.
Ksiądz Jan Bosko
25

3.6 Page 26

▲back to top


PS. Należy podać do wiadomości współbraciom w poszczególnych domach, co
ich dotyczy.
Święty poświęcił drugą część posiedzeń Kapituły swemu ulubionemu tematowi,
co do powołań.
Pierwszorzędnej wagi rzeczą jest sprawa powołań. Poświęcimy tej sprawie
jeden rozdział na przyszłej Kapitule Generalnej. U nas podstawą rozbudzania powołań
jest frekwencja do sakramentów św. Stójmy wytrwale na tej świętej bazie starając się,
by młodzież jak najczęściej i jak najgodniej przystępowała do Spowiedzi i Komunii
św. Lecz nie poprzestańmy na tym. Gdy ten fundament jest założony, trzeba wznosić
budynek, to jest by dyrektorzy częściej w ciągu roku mówili o powołaniach. To nie
znaczy oczywiście, by stawiać sprawę w ten sposób, że ma się zostać lub nie
księdzem. Trzeba pouczać ich, że stoją przed nimi do wyboru dwie drogi; na jednej
i drugiej osiągną zbawienie. Należy jednak polecać, by się modlili o to, by móc
poznać, jaką drogą mogą kroczyć, na której Bóg przygotował im hojne łaski, by mogli
je otrzymać. Niech również zasięgają rady spowiednika. Środki najskuteczniejsze
do rozbudzenia, względnie utwierdzenia powołania do kapłaństwa, czy do naszego
Zgromadzenia są następujące:
1. Uprzejmość w traktowaniu chłopców.
2. Serdeczne stosunki panujące pomiędzy Współbraćmi, a Przełożonymi. Gdy
widzą niechęć wzajemną Współbraci, krytyki, szemranie na Przełożonych,
wówczas nikt nie czuje się skłonny zostać salezjaninem.
3. Inną rzeczą, która służy sprawie pielęgnowania, to zapoznanie się
z Regulaminem domu i uchwałami powziętymi na Kapitule w Lanzo.
Każdy Współbrat niech ma kopię Regulaminów kolegiów, niech go studiuje, tak by
zapytany okolicznościowo na temat obowiązków, które w nim spełnia, mógł dać z
miejsca należytą odpowiedź. Gdyby nawet dyrektor nie mógł zdziałać więcej, jak
dołożyć starań, by każdy doskonale wywiązywał się ze swych obowiązków, to już jest
wiele. Stąd pochodzi cały porządek i karność, a porządek zapobiega różnym
uchybieniom, które powodują utratę powołania.
Życzyłbym sobie, by wszyscy Współbracia otrzymali kopię uchwał Kapituły
Generalnej, nie tylko w celu ich poznania, lecz również by mogli podać odpowiednie
wnioski, które by się im nasunęły. Dyrektorzy, prefekci lub spełniający inny urząd
winni mieć kopię ze stronicami wolnymi na notatki, celem notowania wniosków,
zmian dodatków, według tego, co im dyktuje doświadczenie. Chodzi mianowicie
o udoskonalenie naszych Regulaminów i o ile możliwe, to jak najprędzej.
Fundament, jaki przy pełnej zgodzie wszystkich teraz się zakłada, będzie
trwały, a chłopcy z łatwością dadzą się przepoić i nagiąć do naszych idei oraz tradycji.
Natomiast, gdy przejdzie pierwsze pokolenie, nie tak łatwo przyjmą się zmiany,
choćby konieczne. Należy, więc dokończyć dzieła. Mamy doświadczenie z innych
Zgromadzeń zakonnych, w których potrzebne były reformy /powstały tam rozłamy
i niejednokrotnie skandale. Kapituły Generalne, które odbywać się będą
26

3.7 Page 27

▲back to top


w najbliższych 30 - 50 latach, gdy nas już nie stanie, nie będą miały już tak wielkiego
znaczenia/.
Ale powróćmy do sprawy powołań. Do ich pielęgnowania, jak w ogóle do
dobrego postępu domów nie mało przyczyni się odpowiedni dobór spowiedników.
Konieczną jest rzeczą, by spowiednicy, którzy formują wewnętrznie chłopców,
wszyscy byli jednakowego ducha. Zdarza się nieraz, że przychodzą do naszych
domów i zatrzymują się dłużej księża, zresztą dobrzy, lecz nie salezjanie i spowiadają
młodzież. Niejeden jest naprawdę święty, lecz nie znając ducha naszego
Zgromadzenia, udziela rad przeciwnych do tych, jakie dajemy my, a chłopiec traci
wtedy absolutnie zaufanie, jakie miał do poprzedniego spowiednika i dyrektora domu.
Mogą też być inne przyczyny powodujące jeszcze większe szkody niż ta.
Pewien wychowanek na rekolekcjach w Lanzo pytał mnie o sprawy delikatne
swego sumienia. Potem poszedł do innego spowiednika, nie od nas, który mu dał radę
zupełnie przeciwną niż ja. Skutek taki, że zeszedł na manowce. Należy postawić, jako
zasadę, że nikt nie ma zasiadać do spowiadania, kogo nie wyznaczy dyrektor. Księża
obcy, choćby byli święci jak monsignor Belasio i ksiądz Persi, niech nie spowiadają
regularnie. Należy również postępować oględnie posyłając do spowiadania chłopców,
księży nowo wyświęconych. Inną szkodą, jaką się wyrządza formowaniu powołań
w naszych zakładach jest, gdy koncentruje się wokół swej osoby oddzielnie grupy
chłopców. Należy kłaść nacisk na to, by ośrodkiem pracy w zakładzie był dyrektor.
Kto pyta o radę w sprawie powołania, należy mu odpowiedzieć: Co ci powiedział na
to ksiądz dyrektor? Zapytaj o to dyrektora. Poradź się jego w tej sprawie
z zaufaniem, a zobaczysz, że będziesz zadowolony. Jest on na to postawiony przez
Boga, by dbał o twoją duszę. Ma specjalne światło na to, by ci udzielać rady, czego
masz unikać, a co czynić.
Biada tam, gdzie wytworzą się oddzielne grupy! Będą to dwa obozy, dwa
sztandary, a jeśli nie będą się zwalczać wzajemnie, to, co najmniej będą podzielone.
Przywiązanie, jakie się zdobywa przez jednego, wyjdzie na niekorzyść drugiego.
Zaufanie, z jakim zwraca się chłopiec do tego, który go usiłuje sobie zjednać, jest
skradzione Przełożonemu, który ma prawo posiadać je całe, bez uszczerbku. Oziębłość
powoduje obojętność, umniejsza szacunek i daje początek rozbieżnościom i niechęci
wzajemnej, a królestwo podzielone zostaje spustoszone. Niech więc Dyrektor stara się,
by w jego domu nie powstał rozłam w jedności. W tym względzie nie da się ustalić
kategorycznie i absolutnie; pozostawia się roztropności dyrektora,
a kierownictwo taktyczne według norm wyżej wskazanych. Mamy Regułę,
że podobnie jak biskup może lub nie, zatwierdzić przedstawionych kapłanów do
słuchania spowiedzi w różnych instytutach, tak samo u nas Przełożony ma to samo
prawo względem swoich podwładnych. I ta władza jest zastrzeżona jemu samemu. Kto
chce ją uzyskać, winien zwrócić się do niego. Gdy jest obecny w naszym zakładzie
jakiś kapłan diecezjalny, wolno spowiadać się u niego eksternistom. Do słuchania
spowiedzi internistów upoważniony jest sam Dyrektor - z tym, że w niedzielę mają
większą wygodę spowiadania się u innych.
27

3.8 Page 28

▲back to top


Odnośnie do częstej Komunii św. - jak postępować?
Należy dać okazję do jak najczęstszego komunikowania, lecz zwrócić uwagę na
następujące punkty:
1. Chłopcy niech się spowiadają raz na tydzień. Jeśli potrzebowaliby
częściej, by móc przystąpić do Komunii św. to raczej pozwolić na to, niżby się mieli
wstrzymywać od niej. W tej regule mogą być wyjątki u niektórych jednostek,
zwłaszcza w pewnych okolicznościach.
2. Dawać chętnie pozwolenie penitentom na komunikowanie, gdy sumienie
nic im nie wyrzuca. A gdy mają tylko drobiazgi? Należy mieć na uwadze,
że ten, kto spowiada się, co tydzień i popełnia wciąż wiele grzechów powszednich, nie
daje dobrych oznak po sobie.
Wyczerpawszy ten temat dał dwa polecenia odnośnie do dopuszczania obcych
do wspólnego życia z salezjanami. Nie należało zatrudniać w naszych domach,
w charakterze majstrów, ani powierzać pewnych delikatnych i odpowiedzialnych zajęć
jednostkom, które nie miałyby zamiaru wstąpić do Zgromadzenia. Podobnie też nie
należałoby zezwalać majstrom najemnym mieszkać w zakładzie. A ilekroć zajdzie
konieczność zatrudnienia kogoś, nie dawać mu mieszkania, lecz traktować, jako
obcego mieszkającego poza domem.
W końcu przystąpiono do dopuszczania kilku nowicjuszów do ślubów
wieczystych. Ponieważ niektórzy prosili o pozwolenie na śluby trzyletnie, Ksiądz
Bosko podzielał zdanie, już parokrotnie wypowiedziane, to jest, że śluby trzyletnie
nastręczają zbyt wiele okazji dla młodzieńców, z których wielu nie oparłoby się
pokusom światowym będąc w takim stanie według nich przejściowym, od którego
mogliby się łato uwolnić. Natomiast po ślubach wieczystych przeważnie żyją wszyscy
spokojnie nie myśląc o przyszłości, która jest ustalona.
„Zaprowadziło się śluby trzyletnie – powiedział – gdy miałem inne nieco
pojęcie o Zgromadzeniu. Miałem zamiar ustanowienia zupełnie, czego innego niż to,
co jest obecnie, lecz zmuszono mnie uczynić tak i niech już będzie. Gdy więc rzeczy
tak stoją, śluby trzyletnie stwarzają niebezpieczeństwa; lepiej, zatem dopuścić do
ślubów wieczystych tych, którzy mają odpowiednie cnoty i warunki na to”.
Na tym zakończyło się posiedzenie.
Na temat ślubów trzyletnich ksiądz Bosko dał wyraz swym ideom
18 października 1878 r. w rozmowie z księdzem Barberisem i księdzem Guidazio na
swym balkonie. Nadmieniając o tym, że nie ma żadnej sympatii do ślubów czasowych,
powiedział: Zaprowadziłem śluby trzyletnie, ponieważ miałem na myśli od początku
sformowanie stowarzyszenia, które by miało za cel dopomagać biskupom; lecz
ponieważ nie było to możliwe i zmuszono mnie postąpić inaczej, to obecne śluby
trzyletnie są raczej zawadą niż korzyścią.
28

3.9 Page 29

▲back to top


To ponowne stwierdzenie wymaga objaśnień. Zgromadzenie w swej ostatecznej
formie nie wyskoczyło tak za jednym zamachem z głowy Księdza Bosko.
Z ideą zawiązania Stowarzyszenia swych współpracowników nosił się od dawna, lecz
był to projekt jeszcze niesprecyzowany dostatecznie. Plan ten dojrzewał w umyśle
Księdza Bosko stopniowo i nabierał wyraźniejszych kształtów.
W roku 1855 czyta i porównuje Reguły innych Zgromadzeń zakonnych chcąc
sformułować Regułę, której zarys przedstawia w roku 1857 pierwszym ośmiu swym
ochotnikom, by ją przestudiowali i próbowali wcielić w życie. Otóż dwie rzeczy
spotykamy w tej pierwszej Regule, które następnie miały ulec znacznym zmianom.
Jedna dotyczyła właśnie ślubów.
„Śluby - mówiło się w niej - będzie się składało na trzy lata. Po sześciu latach
profesji każdy będzie mógł je nadal ponawiać, względnie związać się ślubami
wieczystymi na całe życie”.
Ten sposób wyrażania się naprowadza na myśl, że profesja trzyletnia nie miała
być przyporządkowana wieczystej, to jest być jakimś stadium przygotowawczym do
niej, lecz sama w sobie była prostym środkiem czasowego związania się członków,
którzy dopomagali Księdzu Bosko w pracy w Oratoriach i wychowywaniu powołań
kapłańskich, zwłaszcza służyli swą pomocą biskupom diecezji.
Z powyższym artykułem łączy się i tłumaczy w następny: „Każdy członek
związany jest ślubami, pozostaje w Zgromadzeniu. Ci, którzy bądź ze słusznego
powodu, bądź z roztropnego uznania Przełożonych występują ze Zgromadzenia, mogą
być zwolnieni ze ślubów przez Przełożonego Generalnego Domu Macierzystego”.
Innym punktem jest stosunek do biskupów: „Gdyby zaszła potrzeba otwarcia
nowego domu, Przełożony Generalny w tym, co dotyczy spraw duchowych
i materialnych, porozumie się z biskupem diecezji, w której dom ma być otwarty,
stosownie do rozdziału „O zarządzie domów”, jak niżej”.
W każdym domu winno by wystarczyć dwóch członków, z nich jeden
przynajmniej kapłan. Odtąd więc można było liczyć się z powstaniem większej liczby
Oratoriów poza Archidiecezją turyńską w zależności od Księdza Bosko, celem
niesienia pomocy dla biskupów. Dopiero po audiencji u Papieża 9 marca 1858 r.
rozpoczął pracować nad założeniem – modis et formis – Zgromadzenia salezjańskiego.
Praktyka jednak ślubów trzyletnich pozostała jeszcze ponad dziesięć lat. Od tego zaś
czasu była raczej uważana za coś wyjątkowego aż do nowego Kodeksu Prawa
Kanonicznego.
W dniu 8 lutego roztrząsano warunki nowego zakładu w Saint Cyr
i studiowano zaopatrzenie materialne znajdującego się w nim sierocińca. Zbyteczne
powracać do tego, co już powiedziane w tomie poprzednim, przytoczymy tu tylko
słowa Księdza Bosko wypowiedziane na zakończenie debaty:
Pocieszmy się, gdyż jest to naprawdę winnica założona przez Opatrzność.
Z powyższego zakładu wyniknie wielkie dobro dusz. Jest tam nadzieja licznych
powołań kapłańskich, gdyż wśród chłopców znajduje się wielu przyzwyczajonych
29

3.10 Page 30

▲back to top


i zdolnych do służby Bożej. Niektórzy mi mówili, że pragnęliby zostać salezjanami.
Nie brak tam również Synów Maryi, znajdują się także kandydaci na koadiutorów. We
Francji obecnie jest niewiele zakonów męskich zajmujących się klasą niższą. Ci, co są,
albo muszą pozostawać bezczynnie, względnie oddają się wychowaniu młodzieży
arystokratycznej. Tego rodzaju pracą, jak nasza, nie zajmuje się nikt. Wszystkim
podoba się nasz duch oraz to, że zajmujemy się synami ludu. Wszędzie zyskujemy
sympatię i nie napotykamy jak ufam, na poważniejsze trudności. Przy tym miał na
myśli przyszłą naszą działalność we Francji. Nie tylko w Saint Cyr, ale i w Nawarze
istniały widoki wielkiego rozwoju Dzieła salezjańskiego.
Konferencja poobiednia była krótsza niż inne. Jako pierwszy punkt
postanowiono, by ksiądz Cagliero i ksiądz Durando zwizytowali nowe placówki
proponowane we Włoszech. Objazd miał się już odbyć przed paru miesiącami, gdyby
nie pewne przeszkody. Ustalono także następujące etapy: najpierw Neapol, stamtąd do
Catanii, obejrzeć Randazzo i przejść do Palermo. Stamtąd powrócić do Neapolu przez
morze i udać się do Brindisi, gdzie biskup oczekiwał salezjanów z niecierpliwością.
Z Brindisi jechać pociągiem wzdłuż Adriatyku aż do Wenecji, potem przez Mediolan
powrócić do Valdocco. Głównym zadaniem było sfinalizowanie pertraktacji w sprawie
Randazzo, Brindisi i Cremony. W Randazzo mieli doprowadzić do przyjęcia umowy
zawartej z magistratem we Varazze. W innych miejscowościach, gdzie proszono
o salezjanów, mieli dać obietnicę, gdy będzie do dyspozycji odpowiedni personel.
Prócz tego ksiądz Cagliero miał zadecydować na miejscu sprawę zakładu dla
dziewcząt, który pragnęła powierzyć Córkom Maryi Wspomożycielki, księżniczka Di
Carcaci w Catanii. Święty zakończył debaty mówiąc: Jedźcie zatem, lecz ponieważ
czas nagli, trzeba dobrze wyspać się. Macie, bowiem wiele spraw do załatwienia.
Gdziekolwiek się udacie, gdy spotkacie biskupa lub inne ważniejsze władze, złóżcie
tam wizytę i powiedźcie: Przybyliśmy tu z uszanowaniem od naszego Przełożonego.
Wzmianka o Siostrach zwróciła uwagę na dość przykry stan rzeczy; ich liczba
wzrastała z rok na rok, lecz zbyt wiele z nich chorowało i umierało. Jakie zatem
należało przedsięwziąć środki skuteczne do polepszenia stanu zdrowotnego w ich
zakładach? Zastanawiano się nad tym szczegółowo pytając o zdanie księdza Cagliero,
który znał najlepiej ich życie.
Ten podsunął niektóre środki ogólne i łatwiejsze do przeprowadzenia:
mianowicie więcej ruchu na świeżym powietrzu, zmieniać częściej Siostry w kuchni;
przy tym w każdym domu powinien być ogródek lub osobne podwórko, gdzie by
mogły na osobności pobawić się, poskakać, nakrzyczeć i na hasać do woli, w ten
sposób uwolnić się od natrętnych myśli. Wiele z nich, bowiem, jego zdaniem, choruje
z powodu wewnętrznych cierpień, skrupułów, obaw itp. Po czym Ksiądz Bosko dał
znak na modlitwę i zamknięcie obrad.
Członkowie Kapituły, w ciągu tych trzech dni obcując bliżej ze Świętym byli
świadkami jego życia wewnętrznego i cnót i dzielili się wzajemnie swymi uwagami.
Zwłaszcza księdza Barberisa można w tym wypadku uważać za wykładnika wspólnej
30

4 Pages 31-40

▲back to top


4.1 Page 31

▲back to top


opinii. Otóż szczególne wrażenie robił na obecnych jego duch umartwiania. Kto go
bliżej nie znał, sądząc z pozorów nie mógłby się domyślać, jak wiele cierpiał. Choć
miał tyle spraw w ręku, nagabywany zewsząd nie stracił nigdy równowagi i panował
nad nerwami. Znosił z taką wyrozumiałością wady bliźnich, jakby to było u niego
drugą naturą.
Przykładał należytą uwagę do zdrowia i nie odmawiał słusznych starań o jego
utrzymanie. Było jednak budujące widzieć, jak spokojnie znosił warunki klimatyczne
i inne nieuniknione przypadłości. Gdy nadchodziła pora zimowa mówił: Cóż robić?
Każdego roku przychodzi zima, postarajcie się należycie zabezpieczyć przed nią,
byście nie ucierpieli na zdrowiu. W czasie skwarów letnich znów mówił: Doskonale,
doskonale! Tego potrzeba dla plonów.
Gdy był zmęczony mawiał z uśmiechem: O, tak jestem trochę zmęczony, ale za
parę dni, gdy będę miał nieco wolnych chwil, to sobie wypocznę! Ale te wolne chwile
nigdy nie nadchodziły. Jednak swoich upominał, by się nazbyt nie męczyli. Cierpiał
nadal na oczy, a jedno już mu nie służyło. To prawda – mówił – jednym okiem widzę
mniej, niż dwoma. Mam nadzieję, że Pan Bóg zachowa mi, choć to jedno, gdyż
inaczej nie mógłbym pracować. On kieruje wszystkim należycie!...
Musiało go wiele kosztować cierpliwości, gdy na posiedzeniach wałkowano
sprawy, które on już dawno rozstrzygnął. W takich wypadkach jego metodą było
z prostotą przedstawić swój punkt widzenia, następnie spokojnie słuchał zdania
drugich, choćby było mu przeciwne. Stopniowo jednak snuł wątek swych myśli nadal,
aż, co uważano za niewykonalne, nabierało realnej postaci.
W Alassio, będąc tym razem bardzo zajęty nie mógł dłużej przebywać
z wychowankami poza słuchaniem spowiedzi w czasie Mszy św. Mimo to wychodząc
z kościoła i przechodząc przez podwórze przystawał na chwilę z chłopcami, którzy
podbiegali spragnieni usłyszenia od niego jakiegoś żarciku lub miłego słówka. Miał
też zawsze coś do powiedzenia również nauczycielom i asystentom.
Nieraz przychodziły do niego znakomite osobistości proponując mu przyjęcie
placówek lub kolegiów. Jego zachowanie się, spokój, dobrotliwość, wnikliwe
patrzenie na rzeczy, mądre rady i życzliwe traktowanie, zwłaszcza ten właściwy mu
uśmiech urzekały wszystkich. Razu pewnego przybyła delegacja z miasta Porto
Maurizio, by traktować w sprawie prowadzenia szkół tamtejszych i budowy kolegium
na koszt gminy. Delegaci, mimo że byli zawiedzeni, co do swego planu, odeszli
jednak uszczęśliwieni samą rozmową ze Świętym.
Publicznie przemawiał Ksiądz Bosko w Alassio dwukrotnie; raz do chłopców
i raz do Pomocników. Wychowankom powiedział słówko wieczorne w sobotę,
8 lutego. Zalecał im żyć pogodnie i utrzymywać się zawsze w pokoju z Bogiem, swą
radość dzielić z duszami czyśćcowymi i nazajutrz przystąpić do Komunii św.,
ofiarując ją za nie. Dodał przy tym, że w tej radości winno mieć również udział i ciało,
dlatego porozumiał się z dyrektorem, by mieli przy stole coś dodatkowego,
i zakończył: Skoro będziecie weseli i cnotliwi, przygotowujcie sobie w ten sposób
31

4.2 Page 32

▲back to top


szczęśliwość wiekuistą, której wam życzę z całego serca i proszę Boga, by wam jej
udzielił.
Znalazł również czas na konferencję dla miejscowych Pomocników
Salezjańskich, którzy wypełnili główną nawę obszernego kościoła. Nie była to już
pierwsza konferencja tego rodzaju w Alassio. Rok przedtem wygłosił ją monsignor
Alimondo, biskup Albenga, dawny Pomocnik Salezjański. Kochał on bardzo kolegium
wraz z jego dyrektorem, z którym lubił prowadzić długą konwersację. Cenił wysoko
Zgromadzenie i uważał Księdza Bosko za Męża Opatrznościowego, którego już znał
wcześniej niż został biskupem. Ostatnio, z okazji uroczystości św. Franciszka
Salezego obchodzonej w kolegium 2 lutego, biskup wygłosił odpustowe kazanie
o świętym Patronie, a przy tym wypowiedział gorące pochwały i o Księdzu Bosko.
O Salezym ogłoszonym świeżo /1877/ Doktorem Kościoła, mówił już poprzednio
w seminarium, 29 stycznia, kiedy to z ust wyszły mu spontaniczne słowa:
A cóż mam powiedzieć o tobie, mój drogi przyjacielu czcigodny Ojcze kleru,
Księże Janie Bosko? Tobie od dzieciństwa objawił się ten Święty, z jego spuścizny
duchowej czerpałeś swą wiedzę, pociągającą świętość, całe wyposażenie cnót
chrześcijańskich, kapłańskich, które zjednują ci chlubę powszechną. Od niego
zaczerpnąłeś ducha i ideę Zgromadzenia salezjańskiego. Widziałem na moich oczach
zapoczątkowane i wzrastające to nowe zgromadzenie w Kościele, przeszczepione
z nieba na ziemię, duchem pokrewne zakonowi nawiedzenia. Duch świętego
Franciszka odżywa w tobie, a przez ciebie przenika szeroko do społeczeństwa. Oto
tytuł i mojej wdzięczności dla ciebie, gdyż z twojej i twoich synów pracy cieszy się
i korzysta moja ukochana diecezja. Tym większą wdzięczność żywi ku tobie Kościół
katolicki, gdyż na jego łonie mnożą się zastępy młodzieży wychowywanej w duchu
Bożym w Europie, zwłaszcza wśród szczepów pogańskich nawróconych przez
salezjańskich misjonarzy w Ameryce.
Słysząc o przyjeździe Księdza Bosko do Alassio dowiadywał się, kiedy by
mógł z nim porozmawiać. Ksiądz Bosko zamierzał uprzedzić go z wizytą udając się do
Albengi, lecz biskup oczekiwał go w Alassio i spędził z nim dłuższą chwilę na
rozmowie. Gdy się żegnał, Przełożeni odprowadzili go na stację. Nim Kapitulni
opuścili Alassio, Ksiądz Bosko zgromadził Współbraci miejscowych na konferencję.
Czując się jednak zmęczonym, dał polecenie księdzu Rua, by go zastąpił. Sam
natomiast był obecny w otoczeniu wyższych Przełożonych. Było to po raz pierwszy,
kiedy na tego rodzaju zebraniu oddawał głos innym. Księdzu Rua odjeżdżającemu do
Turynu podał dwa listy i bilet, które miał doręczyć adresatom. Listy adresowane były
do jego wielkiego przyjaciela, księdza Vallauri i jego chorej siostry:
Car. mo Sig.Don Pietro!
W załączeniu przesyłam również list do jego chorej siostrzyczki. Gdyby nie
mogła, proszę łaskawie samemu jej go odczytać i zapewnić o naszej pamięci
32

4.3 Page 33

▲back to top


w modlitwach wspólnych i prywatnych. Ksiądz zaś, drogi księże Piotrze, niech dba
należycie o swe zdrowie. Ze swej strony nie zapomnę nigdy o modlitwach w jego
intencji. Obecnie jestem w drodze do Rzymu na wezwanie Ojca św. Jeśli tam
mógłbym w czymś dopomóc, jestem całkowicie na jego usługi. Polecam się jego
modlitwom etc.
Benemerita Sig.Teresa Vallauri!
Dowiedziałem się od księdza Rua z wielką przykrością o jej wzmagającej się
chorobie. Pan Bóg wie, ile modłów zanosiliśmy w jej intencji. Nie zostaliśmy dotąd
wysłuchani, lecz nie zaprzestaniemy nadal modlić się. Jesteśmy pewni, że te wspólne
nasze modlitwy przyczyniły się do dobra jej duszy. Proszę mieć ufność w Jezusie
i Najświętszej Maryi Wspomożycielce. Uczyniła tak wiele dobrego i dopóki trwać
będzie Zgromadzenie salezjańskie, nie ustaną modlitwy w jej intencji. Niech ją Bóg
błogosławi i pocieszy etc.
Obbl. serv. XJB
PS. Gdy przybędę do Rzymu, poproszę Ojca św. o specjalne błogosławieństwo
dla niej.
Bilet był przeznaczony dla kleryka Eugeniusza Armelonghi, nauczyciela
w kolegium w Borgo S. Martino; na karcie wizytowej Święty skreślił po łacinie
następujące słowa:
Armelonghi Fili!
Si diligis me, praecepta mea servabis. Praecepta mea sunt nostrae
Constitutiones. Gratulor tibi ec,quod valeas et adolescentuli tui in scientia et pietate
concrescant. Deus ta benedicat.Ora pro me. Amicus tuus sacerdo J. Bosco.
Alassio, 09.02.1880 r.
Z Alassio przez Varazze, Ksiądz Bosko udał się do Sampierdarena, gdzie
zatrzymał się do dnia 19 lutego. Z Alassio wysłał na ręce pana prezesa Rostanda
dokładne sprawozdanie dla Towarzystwa Beaujour ze swej wizyty w Lan Navarre
i Saunt Cyr, informując go należycie o stanie personelu i wartości użytkowej terenu.
Udzielone informacje posłużyły do pomyślnego przebiegu subskrypcji, którą
zamierzało rozpisać Towarzystwo na korzyść prowadzonych przez nie dzieł.
W odpowiedzi, pan prezes wystosował do niego – do Sampierdarena, długi,
entuzjastyczny list, w którym pozdrawiał Księdza Bosko, jako wysłannika Opatrzności
i dawał wyraz nadziei, że potrójne Dzieło zapoczątkowane w Marsylii tak ambitnie,
to jest nowicjat salezjański, Małe Seminarium dla powołań oraz szkoły zawodowe,
będzie pomyślnie się rozwijało przy współudziale członków Towarzystwa Beaujour.
Ksiądz Bosko pisząc przy sposobności do księdza Guiola dał wyraz swemu
zadowoleniu z powyższego listu prezesa pełnego tak szlachetnych akcentów.
W tych dniach pisał pod dyktatem Księdza Bosko, ksiądz Rua następująco:
Otrzymałem wspaniały list od pana Rostanda, który zachowam, jako cenną pamiątkę
33

4.4 Page 34

▲back to top


od człowieka pełnego wiary, miłości i przenikliwości. Mam nadzieję, że odpiszę mu
z Rzymu. Przy sposobności widzenia się z nim proszę mu powiedzieć, że jego
projekty odpowiadają całkowicie moim własnym. Mianowicie - nowicjat, sierociniec
i szkoły dla kształcenia powołań – to przedsięwzięcie, które przy pomocy Bożej,
mamy nadzieję uskutecznić. Czasy, miejsca i osoby doradzają nam postępować
z największą ostrożnością, lecz także z odwagą i stanowczością.
W czasie pobytu w Sampierdarena jego błogosławieństwo sprawiło
zadziwiający skutek.
Otóż pewna pani Chiesa, miała córkę imieniem Pia, od dłuższego czasu
cierpiącą na ból głowy. Usłyszawszy, że w Hospicjum św. Wincentego przebywa
Ksiądz Bosko, zaprowadziła ją tam, by otrzymać od niego błogosławieństwo. Lecz
niestety, Ksiądz Bosko tak bardzo był zajęty, że nie mogła do niego dostąpić. Lecz nie
tracąc ducha, z cierpliwością czekała parę godzin. Kilkakrotnie Ksiądz Bosko
wychodził z pokoju odprowadzając różne osoby, ale na nią nie zwracał uwagi.
Aż wreszcie znów przechodząc obok niej spytał łaskawie:
A pani czego sobie życzy? Zacna matka w kilku słowach opowiedziała
o chorobie córki.
Och, to drobna sprawa! - powiedział Święty kładąc delikatnie rękę na główce
chorej. Choroba znikła natychmiast i nie pojawiła się więcej.
W podróży Księdza Bosko do Rzymu towarzyszyli mu hrabia Cays i ksiądz
Berto, jako jego sekretarze. Wielkoduszny dawny hrabia, obecnie pokorny salezjanin,
oświadczył, że gotów jest podzielić z księdzem Berto wspólny pokoik i przespać się
w braku lepszego łóżka, na materacu położonym na krzesłach, byle miał szczęście
towarzyszyć Księdzu Bosko. Ten wysłał go z Alassio do Turynu, celem załatwienia
jakichś spraw, następnie miał dogonić go w Sampierdarena. Ksiądz Cays pozałatwiał
już wszystko w Turynie, poodwiedzał swych przyjaciół i odebrał od nich różne
zlecenia i już wybierał się w podróż, kiedy nadszedł telegram od Księdza Bosko, by
zatrzymał się w Turynie, a w jego miejsce miał jechać ksiądz Bonetii. Posłuszny na
każde skinienie hrabia, spokojnie rozpakował swą walizkę, tłumacząc się wobec
ogólnego zdziwienia: Nie jadę już do Rzymu, bo tak sobie życzy Ksiądz Bosko.
Ksiądz Bosko ze swym wiernym sekretarzem wsiadł do pociągu
w Sampierdarena, wysiadł w La Spezia, gdzie parę dni zajęło mu składanie wizyt
i załatwianie korespondencji. Noc spędził u pana Bruschi, późniejszego salezjanina,
w którego kaplicy prywatnej celebrował.
Burmistrzem w mieście był krewny pana Bruschi, mieszkający w tym samym
domu. Patrzał on niechętnie na duchownych. Niejednokrotnie nawet występował, jako
zdecydowany przeciwnik dei prettini. Ksiądz Bosko skorzystał ze sposobności, by
złożyć mu wizytę i zastał go w łóżku niedysponowanego. Skutkiem tej wizyty
i nawiązanej konwersacji było, że odtąd ów burmistrz zmienił zupełnie swe
zapatrywania. Jak sam wyznał wobec przyjaciół, Ksiądz Bosko wydał się zgoła innym,
niż miał o nim dotąd wyobrażenie i nie przestał wyrażać się o nim z wielkim
szacunkiem.
34

4.5 Page 35

▲back to top


Święty zaprosił do zakładu oprócz proboszcza, dziekana, paru kanoników
i kilku innych duchownych. Był tam również pan Bruschi i kilku jego towarzyszy.
Biedny ksiądz Rocca miał nie lada kłopot z kucharzem i zbyt szczupłym
pomieszczeniem dla tak poważnych gości. Nie mniej wszyscy byli wielce zadowoleni
i poczytywali sobie za równy zaszczyt, jak gdyby towarzyszyli w uczcie samemu
królowi.
Po zwizytowaniu szkół i wygłoszeniu konferencji dla współbraci, rano dnia
22 lutego, wstąpił do Sarzano celem złożenia wizyty biskupowi, który go zatrzymał
u siebie do południa. Pod wieczór nastąpił wyjazd do Lucca. W Pizie oczekiwał go
nasz dyrektor, ksiądz Marenco w towarzystwie paru obywateli z Lucca pragnących
złożyć mu uszanowanie. Na dworcu w Lucca pomimo deszczu, oczekiwała na niego
gromada chłopców wiwatujących gromko na powitanie kapłana, co jak na owe czasy,
było zjawiskiem wyjątkowym. Gość wraz z towarzystwem przybyli do miasta.
Po krótkim pobycie w domu Burlamaschi udali się do Oratorium św. Krzyża. Tam
również witali go owacyjnie niektórzy znaczniejsi obywatele z miasta i zaraz,
ze względu na późną godzinę, pożegnali się z nim pozostawiając nas samych – jak
pisze ksiądz Marenco – w serdecznej konwersacji z naszym Ojcem.
Nazajutrz, w niedzielę był wielki napływ publiczności w kościele, spragnionej
go widzieć i uczestniczyć w Jego Mszy św. Pobyt Świętego w Lucca zaznaczył się
kilkakrotnym udzieleniem błogosławieństwa chorym. Pierwsze miało miejsce koło
południa. Markiza Burlamaschi prosiła o błogosławieństwo starego markiza. Miał on
88 lat i nie mógł od pewnego czasu wymówić słowa, trząsł się jak we febrze i cierpiał
na stałą bezsenność. Ksiądz Bosko udzielił mu błogosławieństwa – i rzecz niesłychana
– staruszek zaczął od tego czasu lepiej sypiać, a nazajutrz było mu tak dobrze,
że powstał z łóżka.
Po południu wzywano go również do innych chorych, a pod wieczór udzielił
wszystkim błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem. Chłopcy do późnej nocy
i pomimo że była szaruga oczekiwali na niego, by mu ucałować rękę oraz by, jak
wyraża się dyrektor – usłyszeć jakieś słówko od dobrego i wielkiego Ojca.
Wezwano również Księdza Bosko do markiza Massoni, by go pobłogosławił.
Zastał staruszka od sześciu lat na łóżku zupełnie sparaliżowanego. Ręce miał
bezwładne - nawet, co chwila trzeba mu było dźwigać głowę opadającą ciężko na
piersi przy podnoszeniu całego korpusu. Żona, córka i syn płakali nad nim
z serdecznego współczucia.
Niech Ksiądz uzdrowi tego biedaka - błagała ze łzami żona klękając przed
Księdzem Bosko. Och, Księże Bosko, niech mu Ksiądz dopomoże!
Ksiądz Bosko usiadł przy chorym i dodawał mu otuchy, bynajmniej nie dając
nadziei na wyzdrowienie. Gdy się nieco uspokoili, pobłogosławił markiza i polecił mu
uczynić znak Krzyża św.
Co za cud! Sam podniósł rękę i przeżegnał się. Ksiądz Bosko polecił mu
codziennie czynić znak Krzyża św. wymawiając święte Imiona Jezusa i Maryi.
35

4.6 Page 36

▲back to top


Pomimo zabaw karnawałowych imię Księdza Bosko rozbrzmiewało po całym
mieście. Gdy ukazał się na ulicy, ludzie zatrzymali się patrząc na niego z szacunkiem,
drudzy szli za nim, inni wyrażali jakieś życzenia. Nawet baletnicy w maskach nie
pomnąc swej lekkomyślności postępowali za nim z oznakami czci... Niektórzy
opóźniali przyjęcie Komunii św., pragnąc otrzymać ją z jego rąk. Nikt nie mógł być
świadkiem tego, co zaszło między Świętym, a tak wielu osobami, które z nim się
stykały.
Ksiądz Marenco widział wiele osób, które wychodząc z jego pokoju, jakby nie
wiedziały drogi.
Jakiż niespotykany natłok! - mówił tenże. Dom salezjanów stał się jakby
publicznym urzędem gminnym.
Dnia 25 lutego audiencje już tak go zmęczyły, że wyczerpany, z silnym bólem
głowy musiał je przerwać i pójść do pokoju.
Przechodziły w owych dniach burze z deszczami; w dniu 26 z rana grzmiało
przeraźliwie, potem spadł śnieg i deszcz. Święty, w karocy przysłanej przez pewną
pobożną osobę z Lucca, odwiedzał po mieście chorych. Między innymi odwiedził
hrabiego Sardi, który następnie opowiadał, że jego synek bliski śmierci polecony
modlitwom Świętego niespodziewanie przyszedł do sił i dotąd jest zdrowy. Około
godziny 3 - ej po południu przemawiał do zebranych Pomocników w kościele św.
Krzyża, na zwykły temat. Było obecnych około 150 osób wraz z arcybiskupem
miejscowym. Ksiądz Bosko zilustrował swoje naczelne dzieło: Oratoriów
świątecznych – i wyjaśnił, co znaczy być Pomocnikiem salezjańskim. Słuchacze
wisieli na jego wargach z religijną czcią. Po odprawionym nabożeństwie mnóstwo
osób zeszło się do zakrystii ze swoimi sprawami i kłopotami, życzeniami duchowymi
i materialnymi. O jednym szczególnie cudownym uzdrowieniu rozeszła się wieść po
całym mieście. Otóż było to, kiedy Ksiądz Bosko z dyrektorem, w towarzystwie wielu
panów, rozmawiał na temat Cudownego Wizerunku Pana Jezusa Ukrzyżowanego
w katedrze. Nazywa się tak powszechnie cudowny Krucyfiks przechowywany od VIII
wieku w Lucca, którego wyrzeźbienie przypisuje się św. Nikodemowi. Rzadko
wystawia się go dla publicznej czci wiernych, prywatnie zazwyczaj dla znakomitszych
osobistości oraz przy drzwiach zamkniętych. Oczywiście Księdzu Bosko nawet nie
przyszło na myśl prosić o takie wyróżnienie.
Tak, więc posuwali się z wolna ulicami, gdy naraz ktoś zawołał: La
benedizione! Byli to ojciec i matka, prowadzący pod rękę swego 20 - letniego syna
kalekę od dawna chorego na kręgosłup. Chłopiec ledwie powłóczył nogami nie mogąc
ustać na miejscu o własnych siłach.
Ale jakże tu udzielać błogosławieństwa na ulicy? - pyta Ksiądz Bosko. Potem
wznosząc oczy ku niebu rzekł:
Ale i tu może Pan Bóg błogosławić... Gdy udzielał błogosławieństwa, ludzie
poklękali na drodze. Tłum napływał coraz większy. Gdy pobłogosławił chłopca,
rodzice dźwignęli go do góry.
Nie potrafisz zrobić żadnego kroku – spytał Święty?
36

4.7 Page 37

▲back to top


Nie mam siły – odrzekł kaleka.
Odczuwasz jakiś ból?
Nie...
No spróbuj teraz zrobić jakiś krok.
Chłopiec spróbował i udało się.
Doskonale – rzekł Święty. A teraz chodź za mną, idę zobaczyć Cudowne
Oblicze. I szli razem rozmawiając. Chłopiec zrobił z Księdzem Bosko, jakieś 200
kroków bez niczyjej pomocy. Gdy minęło pierwsze wrażenie, powstało wielkie
zbiegowisko przy kalece. Rodzice ochłonąwszy ze zdumienia, zabrali go spośród
otaczającego tłumu ciekawych. Chłopiec jakby przebudzony ze snu szedł do domu
i więcej go odtąd nie widziano, podobnie jak to miało miejsce w Marsylii.
W katedrze rozegrała się znów inna scena; kanonicy w uroczystym stroju,
z akolitami niosącymi zapalone świece, przyjęli Księdza Bosko u bram świątyni
i zaprowadzili do kaplicy, gdzie odsłonili Cudowny Krucyfiks – przywilej to
wyjątkowy – dając możność Księdzu Bosko uczczenie go przez ucałowanie stóp
Zbawiciela.
Także szatan miał na swój sposób odczuć obecność Świętego w Lucca. Otóż
była tam w parafii, 35 - letnia dziewczyna opętana przez złego ducha. Cierpiała
niesamowite udręki. Proboszcz, ksiądz Cianetti, gdy dowiedział się, że Ksiądz Bosko
przebywa w Lucca, porozumiał się z kim należało co do odprawienia nad nią
egzorcyzmów. Oczywiście nikt nie wiedział o jego zamiarze. A tymczasem opętana
zaczęła krzyczeć pewnego dnia miotając się:
Niech przyjdzie ten wór z węglem, niech przyjdzie ów protegowany przez
Nią!... - przy tym zionęła potokiem przekleństw przeciwko Najświętszej Dziewicy.
Udało się po różnych namowach zaprowadzić nieszczęśliwą do Świętego, który skoro
ją ujrzał, uczynił znak Krzyża św. z daleka. Ale gdy chciał ją ponownie pobłogosławić
nad czołem obrazkiem Najświętszej Maryi Panny, nie można ją było utrzymać.
Nieszczęśliwa zaczęła zwijać się jak wąż. Miało to miejsce rankiem, dnia 25 lutego.
Ksiądz Bosko odchodząc zapowiedział, że zostanie uzdrowiona zupełnie w dniu
8 grudnia, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia - i tak się stało. W dniu
przepowiedzianym owa niewiasta będąc w swym mieszkaniu usłyszała naraz jakby
grzmot piorunu i to był moment jej uwolnienia od mocy szatana.
Niemałej pociechy doznał Ksiądz Bosko na widok licznego grona oratorianów
oraz ich grzecznego zachowania się, pomimo że rozpoczęto pracę nad nimi zaledwie
od roku. Ustały przekleństwa, które tak często się słyszało od nich za lada powodem.
Poprzednio mieli tak wielką odrazę do kościoła, że na głos dzwonka przeskakiwali
mur i uciekali. Obecnie na znak dany przerywali i biegli, dokąd ich wzywano. Widząc,
z jaką pobożnością przystępowali często do sakramentów św. i odmawiali modlitwy
w kościele, z jakim szacunkiem odnosili się do księży, bystre oko Księdza Bosko
dostrzegło swobodną naturalność i ducha rodzinnego, które kwitną wszędzie tam,
gdzie się stosuje metodę przez niego zaprowadzoną. Widział, że chętnie śpiewali,
37

4.8 Page 38

▲back to top


deklamowali wiersze, a było wśród nich nie mało rzemieślników, jak: szewcy,
kotlarze, krawcy, stolarze, farbiarze uczęszczający do szkoły wieczorowej.
Kościół obsługiwany przez salezjanów cieszył się wielką frekwencją
publiczności. Słowem, Ksiądz Bosko był ze wszystkiego zadowolony, tak iż polecił
dyrektorowi napisać księdzu Rua o pocieszającym wyniku swej wizyty. Sam przed
wyjazdem pisał następująco do księdza Rua:-
Carissimo D. Rua!
Burlamacchi, /kleryk miejscowy pochodzący z Lucca/ potrzebuje zmiany
miejsca. Czy nie dałoby się go przenieść do Alassio? Pomyśl o tym i daj znać księdzu
Barberisowi. Biografie naszych salezjanów, któreś czytał, można wydrukować; te
opracowane przez Arata i D. Gamarra, zapowiedzieć, że się ukażą osobno. Uzupełnić
je informacjami od księży Scappini, Albera, De’ Notario, Barberisa i Księdza Bosko
etc., które razem złożyłyby się na dwa zeszyty „ Letture Cattoliche”. Tak samo Turia
mógłby coś dodać. Co do Cinelli, ustalić z księdzem Barberisem. Ksiądz Bonetti
oczekuje rzeczy z Turynu, ja zaś oczekuję księdza Bonetti tu, w Lucca. Jutro
konferencja dla Pomocników w obecności księdza arcybiskupa. Pojutrze z rana,
wyjeżdżamy do Rzymu. Stamtąd napiszemy. Pozdrów serdecznie wszystkich
chłopców i powiedz im, że im życzę wiele dobrego i że ich kocham w Panu,
błogosławię ich i prześlę błogosławieństwo od Ojca św. wraz z dobrą porcją kiełbasy.
Niech starają się nadal być cnotliwymi i modlić się o pomyślne załatwienie naszych
spraw. Ksiądz Bologna nastaje, by mu posłać Grosso do muzyki. Jeśli uważasz to za
stosowne, a przy tym nie sprawi się kłopotu w Lanzo, można zadowolić go.
Lucca, 25.02.1879 r.
Ksiądz Jan Bosko
Na dodatek dołączył osobny list dla księdza Barberisa. Jak dobry ojciec,
zabiegał zawsze o dobro swych synów nie tylko ogólnikowo. Lecz indywidualnie
według potrzeb i warunków każdego.
Carissimo D. Barberis!
Co do różnych spraw, o których mi pisałeś, odpisałem księdzu Rua, z nim więc
pomów. Bardzo się cieszę z powodu tylu „egregie” otrzymanych na egzaminie
półrocznym przez nowicjuszów. To samo powiedz ode mnie klerykom. W sprawie
przechadzek do św. Anny, nie ma trudności, lecz urządzać ją wtedy, gdy drogi są
bardziej dostępne. Mniej wzgląd na ich zdrowie. Powiedz księdzu Bertello, iż wiem,
jak z radością dźwiga swój krzyżyk, który jest dla niego nieodzowny per introie in
regnum Dei... Powiesz księdzu Notario, że mam dla niego uznanie i liczę bardzo na
jego łagodność i stateczność, której na pewno da dowody.
Pozdrów ode mnie serdecznie moich drogich przyjaciół Chilione, Pelazza,
Bandino i Lissa. Daj kuksańca księdzu Savio, że mi nie napisał dotąd obszernego listu.
Niech Ci Bóg błogosławi etc.
38

4.9 Page 39

▲back to top


Lucca, 25.02.1879 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
Załączył również trzeci liścik dla kleryka Aleksandra Mora, swego pomocnika
w załatwianiu korespondencji, związanej z małą loterią urządzoną pod koniec roku
1878.
Ksiądz Bosko nawet z dala i zajęty tylu sprawami, nie tracił jej z oczu
i żądał z Oratorium biletów, które rozprowadzał w Rzymie. Oczekiwany ksiądz
Bonetti przybył z Sampierdarena pod wieczór dnia 26 lutego, spiesząc się, by zdążyć
na czas, gdyż ksiądz Bosko planował wyjazd do Rzymu na 27 lutego. Z powodu
zmęczenia nie czuł się jednak na siłach podejmować zaraz tak dalekiej podróży
i pozostał jeszcze przez dwa dni w Lucca nie wychodząc z domu. Pozałatwiał niektóre
sprawy związane z nabyciem budynku. Wiadomości, które przesłał ksiądz Berto do
Oratorium o Księdzu Bosko, wywołały tam wielki entuzjazm u chłopców dla ich
ukochanego Ojca.
39

4.10 Page 40

▲back to top


R O Z D Z I A Ł III
Cztery tygodnie w Rzymie
Przypomnijmy, jak Ksiądz Bosko wybiera się w drogę, gdyż wzywa go Ojciec
święty. Z Rzymu zaś ksiądz Bonetti pisał:
/…/ Ksiądz Bosko miał już dwie audiencje u księdza kardynała Nina. Sekretarz
Stanu zapewnił, że Ojciec św. chciałby porozmawiać z nim o sprawach - na temat,
których nie można było tu pisać. Wolno przypuszczać, że chodziło między innymi
zwłaszcza o kwestię „Exsequatur”, którego odmawiał minister spraw wewnętrznych
kardynałowi Parocchi, przy objęciu arcybiskupstwa w Bologni, o czym będzie mowa
w rozdziale piątym. Jakie mogły być powody nagłego zastąpienia hrabiego Caysa
księdzem Bonettim w podróży do Rzymu? Można wnioskować z tego, co się
wydarzyło pierwszemu z nich w owych dniach. Mianowicie, 12 lutego, dekretem
arcybiskupa został on zawieszony w słuchaniu spowiedzi na terenie całej archidiecezji,
aż do czasu nieokreślonego, z poleceniem, by go zastąpił inny kapłan w Oratorium
żeńskim w Chieri. W ten sposób unikając pokazywania się publicznie w Rzymie
uniknęłoby się rozgłosu, a przez to skuteczniej można było się bronić.
Osiem dni potem nastąpiła nieoczekiwana wizyta arcybiskupa w Oratorium,
wywołując rozliczne komentarze i odgłosy, które doszły niebawem Księdza Bosko
w Rzymie.
W dniu 20 lutego miał być odegrany na scenie dramat pt. „Męczeństwo św.
Pankracego”. Z rana służący arcybiskupa zjawił się w portierni informując się
o godzinie rozpoczęcia przedstawienia i zapowiedział przybycie monsignora.
Wywołało to powszechne zdziwienie w Oratorium. Arcybiskup przybył z opóźnieniem
i dlatego nie został przywitany przez kapelę, która w tym czasie bawiła publiczność na
sali. Uczestniczyli w przedstawieniu sami obcy. Domowi przełożeni powitali
arcybiskupa i wprowadzili na salę teatralną. Jeden z aktorów odczytał na powitanie
adres, który zdaje się Ekscelencja przyjął z zadowoleniem. W trakcie przedstawienia,
wobec gorących aplauzów publiczności i gratulacji monsignora, wydawało się,
że sztuka przypadła do gustu arcybiskupowi.
Nie było jednak widać ani wychowanków ani kleryków, gdyż według zwyczaju
odbywała się w tym czasie przechadzka. Nieobecni również byli przełożeni wyżsi.
Podobna wizyta miała również miejsce po paru dniach w Valsalice. Ksiądz Bosko
poprzestał na zaleceniu zbadania powodów tych nieoczekiwanych wizyt, lecz nie
zdołano ustalić nic pozytywnego.
Od 1 - go do 23 - go marca, przez cały czas pobytu Księdza Bosko w Rzymie,
w diariuszu księdza Berto nie znajdujemy nic więcej oprócz szeregu nazwisk osób,
40

5 Pages 41-50

▲back to top


5.1 Page 41

▲back to top


które składały wizyty, względnie miały okazję konferowania z nim. W tym czasie
odbył z kardynałem Sekretarzem Stanu szereg rozmów.
Monsignor Karol Laurenzi, audytor Jego Świątobliwości i monsignor
Mazzolini, sekretarz osobisty Papieża, z którym przybyli obaj do Watykanu, pragnęli
gorąco poznać Świętego. Pewnego razu, zaprosiwszy go do siebie prowadzili z nim
dwu i pół godzinną konwersację. Po skończonej wizycie jeden z nich wyraził się:
Och, co za znakomity mąż! Doprawdy warto było go poznać.
Wielu dygnitarzy, którzy nie byli dotąd wpisani do Związku Pomocników
Salezjańskich, usłyszawszy o tym, pragnęli gorąco do niego należeć. Wszędzie po tego
rodzaju wizytach, Święty zdobywał wielu nowych Pomocników.
W samym Watykanie, gdy tylko zjawił się Ksiądz Bosko, Gwardia Szwajcarska
i Żandarmeria Papieska, prezentowały broń, jakby był prałatem.
Pewnego razu na podwórku św. Damazego komendant Lambertini oddawał mu
honory po wielokroć całując w rękę i szczycił się znajomością Sługi Bożego oraz
wyraził życzenie wpisania go na listę Pomocników.
Ileż zaproszeń otrzymywał na obiady! Dnia 17 marca obchodzono uroczystość
św. Patryka w seminarium irlandzkim, dokąd rektor monsignor Kirby zaprosił cały
szereg znakomitych osobistości. Znalazł się tam również i Ksiądz Bosko. Nie mniej
serdecznego przyjęcia doznał od OO Benedyktynów w święto ich Patriarchy. Wśród
około czterdziestu współbiesiadników znajdowali się; kardynał Bartolini - ich
Protektor, kardynał Chigi, wielu patrycjuszy rzymskich i obcych, sławny archeolog
Jan Baptysta Rossi i wielu innych. W takich okolicznościach Ksiądz Bosko umiał się
znaleźć i doskonale czuł się w towarzystwie.
Po skończonym bankiecie, gdy prowadził konwersację z kardynałem Bartolini,
w grupie panów obserwujących ich z daleka mówiono:
Co za godny widok! Ksiądz Bosko to naprawdę Mąż święty.
Państwo Sigismondi okazywali mu szczególną troskliwość i często zapraszali
na obiad w towarzystwie sekretarzy. Przy tej sposobności opowiadał pewnego razu,
że ujrzał w konfesjonale pewnego chłopca unoszącego się ponad ziemią oraz innego,
który górował nad swymi towarzyszami o dobry metr. Sekretarz przytaczał ich
nazwiska, lecz nie było pewne, że usłyszał je z ust Księdza Bosko.
We wspomnianych audiencjach, jakie miał u kardynała Sekretarza Stanu,
świeżo mianowanego przez Leona XIII, Ksiądz Bosko wyraził mu hołd w imieniu
całego Zgromadzenia Salezjańskiego. Był nim kardynał Nina. Lecz przez parę dni nie
mógł się do niego dostać. Za trzecim razem, a było to 5 marca, oczekiwał w długiej
kolejce na audiencję. Gdy wszedł do kardynała, ten powiedział do niego na wstępie:
Bardzo mi przykro, że Ksiądz Bosko musiał tak długo czekać…Wiem, że nie
ma czasu..
Traktował on księdza Bosko z wielką dobrocią i sympatią, czemu dawał wyraz
przy każdej sposobności.
Owego dnia pełnił obowiązki kamerdynera pewien sekretarz, który napisał
piękną stronicę w swych wspomnieniach o naszym świętym Ojcu.
41

5.2 Page 42

▲back to top


W poczekalni u kardynała Sekretarz Stanu – pisze on – znajdowało się wiele
osobistości. W pewnym momencie zjawiło się tam dwóch księży. Zasiedli w swej
kolejce oczekując na audiencję. Znam się nieco na fizjonomiach ludzi i dlatego od
razu uderzył mnie wyraz szczególnej skromności, pogody i skupienia, malujący się na
ich twarzy, zwłaszcza starszego z nich, którym był właśnie Ksiądz Bosko. Dlatego
przez cały czas obserwowałem go pilnie podziwiając, z jakim spokojem, bez
zniecierpliwienia zachowywał głębokie skupienie lub też coś zapisywał w swym
notesie. Tymczasem pora wizyt kończyła się i można było przewidywać, iż wielu ludzi
musiało odejść bez otrzymania posłuchania, a między nimi i Ksiądz Bosko. On jednak
nadal oczekiwał spokojnie niczym się nie przejmując. Doprawdy tego jeszcze nie
widziałem, by ktoś tak cierpliwie zachowywał się w poczekalni, gdy audiencje miały
się ku końcowi.
Prawdziwie – myślałem sobie – Ksiądz Bosko musi być świętym człowiekiem:
bo jego niczym niezmącony spokój świadczył o tym. Ujęty wielką czcią względem
niego, postanowiłem za wszelką cenę wyjednać mu audiencję. Po zakończeniu wizyty
i opuszczeniu poczekalni przez gości, podszedłem do Księdza Bosko i kazałem mu
zaczekać. Bezzwłocznie udałem się do kardynała i gorąco prosiłem, by raczył udzielić
audiencji Księdzu Bosko, gdyż uważałem go za męża świętego. Kardynał zgodził się.
Gdy wychodził z niej, poznałem, że musiał być traktowany bardzo przychylnie.
Dlatego spytałem go dyskretnie na temat jego działalności. Ksiądz Bosko po
przyjacielsku opowiedział mi o swym Zgromadzeniu, zwłaszcza o Pomocnikach
Salezjańskich, do których zapragnąłem należeć.
Pamiętam również inny szczegół. Ksiądz Bosko przechodząc przez antykamerę
dał „una mancia” służącym kardynała, którzy ją skwapliwie przyjęli. Uczynił to na
moją sugestię, by wynagrodzić ich za to, że pozwolono mu czekać poza czasem
wyznaczonym na audiencję. To również utwierdza mnie w przekonaniu, iż był on
Mężem Bożym chciał dać wyraz serdecznej wdzięczności za usługi otrzymane od
innych.
Wielu świeckich i duchownych oczekując nań na próżno w jego mieszkaniu
przy via Tor de Specchi żaliło się, że ma tak niewiele czasu do dyspozycji. Podobnie
wielu znakomitych panów składało mu wizyty lub też zapraszało gorąco do siebie.
I tak zaszczycili go wspólnie odwiedzinami: hrabia Karol Gonestabile i markiz
Vitelleschi, od których usłyszał, jak Ojciec św. Wyrażał się o nim bardzo pochlebnie.
Książę Gabrielli przybywając w czasie obiadu do mieszkania Księdza Bosko i słysząc,
że jest przy stole, nie chciał go niepokoić i zostawił swój bilet wizytowy z dopiskiem:
„za pół godziny”. W domu księżnej Salviati pragnącej go gościć u siebie, gdzie
oczekiwał na niego markiz Patrizi, spędził na rozmowie blisko trzy godziny.
Za swego pobytu w stolicy, święty spotykał się również z ministrami i innymi
wysokimi urzędnikami. O jednym takim spotkaniu w kołach ministerialnych mamy
wiadomości. Mianowicie od paru miesięcy zawisła nad Oratorium groźba zamknięcia
szkół gimnazjalnych.
42

5.3 Page 43

▲back to top


Poważna ta sprawa była wtedy dopiero w początkowej fazie. Będzie o niej
mowa obszerniej w dwu następnych rozdziałach.
W tak rozlicznych troskach nie tracił Ksiądz Bosko z oczu potrzeb Oratorium
i zbierał nieco grosza, by posłać go księdzu znajdującemu się w nieustających
tarapatach… Raz posyłał mu 1.250 lir, to znów 1.900, innym razem 600.
Pewnego dnia powiedział do księdza Bonetti: Jutro, względnie pojutrze
otrzymamy, że do sakiewki księdza Rua wpadło trochę grosza… Gdy wiadomość się
sprawdziła, ksiądz Bonetti spytał, w jaki sposób o tym się dowiedział. Na to Ksiądz
Bosko: Wczoraj, gdy ci to mówiłem, zdawało mi się, że widzę, jak leje się białe wino
do szklanki księdza Rua. Dlatego przypuszczałem, że musi się cieszyć z powodu
otrzymanego zasiłku. Widocznie chodziło o pięć tysięcy lir, które przyszły do
Oratorium nie wiadomo skąd.
W tym czasie, w celu zapobieżeniu pilnym i poważnym potrzebom Oratorium,
Święty rozsyłał wśród Rzymian bilety loteryjne podając o tym wiadomość
następującym pismem:
Benemeriti Signori Cooperatori Salesiani a Signore, Coopereatorici di
ROMA!
Chłopcy wychowywani w sierocińcu św. Franciszka Salezego w Turynie
zwracają się z gorącą prośbą do Przezacnych Pomocników i Pomocnic w tym mieście.
Na ich korzyść zorganizowano loterię i w ich imieniu ośmielam się przesłać NN
biletów z prośbą o ich zatrzymanie lub rozesłanie wśród osób o znanej
dobroczynności. Jeśli przy końcu miesiąca pozostałaby pewna ilość biletów, których
nie zechciałby W. Pan(i) zatrzymać u siebie, uprasza się swobodnie je odesłać. To
prawda, że zabiega się o poparcie dla zakładu nieco odległego od Rzymu, mogę
jednak zapewnić, że wyjdzie to na dobro wielu chłopców pochodzących z Rzymu, jak
też innych, którzy tam w przyszłości zostaną skierowani. Młodzież tutejsza wraz
z piszącym zapewniają o stałej pamięci przed Bogiem w intencji W. P. podczas gdy
etc.
Rzym, 07.03.1879 r.
Obbl. mo servitor Ksiądz Jan Bosko
W Rzymie dotąd już dość liczny zastęp Pomocników Salezjańskich zaczął
znacznie wzrastać od czasu konferencji Księdza Bosko, jaką miał 17 marca w kościele
Oblatek w Tor de’Specchi; Kardynał Monaco La Valletta przewodniczył temu
zebraniu tak poważnemu z racji na uczestników. Święty przedstawił zebranym, ile
dokonało za pomocą Bożą, Zgromadzenie Salezjańskie w ciągu ubiegłego roku, za
poparciem Pomocników. Mówiąc o zakładach we Włoszech wspomniał o tych świeżo
otwartych w miejscowościach zagrożonych protestantyzmem, o szkołach dziennych
i wieczorowych zorganizowanych w Spezia, dzięki hojności Piusa IX i dzięki poparciu
jego następcy. Ponad 200 chłopców wyrwano spod wpływu heretyków. Następnie
43

5.4 Page 44

▲back to top


odpowiedział na zarzut ze strony tutejszych: Dlaczego nie zakłada się podobnych
placówek, zwłaszcza szkoły rzemiosł tu w Rzymie? Dotąd przyjmowało się chłopców
polecanych z Rzymu i z okolic, do Oratorium w Turynie i do innych zakładów, około
setki, w przewidywaniu przy poparciu Pomocników da się dla nich coś zrobić
i w Rzymie.
Następnie głos zabrał kardynał Wikariusz pochwalając to, co Ksiądz Bosko
powiedział na temat otwarcia zakładu w Rzymie dla ubogiej młodzieży. Następnie
powiedział o stratach, jakie poniosło wiele instytucji dobroczynnych w Rzymie na
skutek ostatnich wydarzeń.; zachęcał Pomocników do popierania nowych dzieł,
których domagają się bieżące czasy, zwłaszcza przeciwstawienia się akcji
protestantów, którzy w stolicy chrześcijaństwa jak już żalił się św. Papież Sylwester na
pewnych wysłanników obcych – popierają potrzeby ciała, by zatracić dusze.
Próbowano i tym razem wszcząć pewne kroki koło ufundowania zakładu
Księdza Bosko w Rzymie. Gotów był z tym współdziałać kardynał Wikariusz.
Przyjmując na audiencji Księdza Bosko powiedział sadzając go obok siebie:
Księże Bosko, chcę by Ksiądz zasiadł po mojej prawicy. To wielkie znaczenie,
chcę?... To znaczy pragnąłbym, by zawsze był prawą moją ręką.
Podobnie kardynał Oreglia dodawał bodźca twierdząc, iż przez otwarcie swego
zakładu w Rzymie, salezjanie byliby więcej poważani. Także monsignor Jakobini,
sekretarz breviów i cavagliere Silenzi, prezes Klubu św. Piotra, proponowali mu lokal
mniszek Augustianek. Ksiądz Bosko zwiedził budynek, w którym wszystko było
w dobrym stanie. Można by było tam pomieścić 500 rzemieślników za czynszem
rocznym 3 tys. lirów. Pragnąc porozumieć się lepiej, co do pewnych trudności
formalnych przyjął chętnie zaproszenie na obiad u pana Carosio Piemontczyka, radcy
prefektury. Tenże już dawniej przyrzekł Księdzu Bosko swe poparcie. Towarzyszył
mu do samego prefekta, celem dobrego zapoczątkowania pertraktacji. Zdawało się,
że droga do porozumienia otwarta, lecz praktycznie do zawarcia kontraktu nie doszło.
Wyłuszczono gdzie indziej powody tego (por. t. XIII). Gdyby słowne obietnice zostały
poparte także finansowo, to Ksiądz Bosko nie wyjechał by z Rzymu bez ubicia
sprawy.
Postawiono też inną propozycję poważną. Mianowicie książę Gabrielli
zaproponował mu objęcie Hospicjum św. Michała na Ripa, gdzie był prezesem
Opiekuńczego Komitetu. Ten ogromny zakład dobroczynny fundowany przez Papieży
i skonfiskowany przez rząd chylił się coraz więcej ku upadkowi. Moralność
pozostawiała tak wiele do życzenia, dochody wędrowały do kieszeni nieuczciwych
administratorów. Ksiądz Bosko jak zwykle przyjmował propozycje stawiając imprimis
et ante omnia trzy warunki: pełną swobodę we wszystkim, co dotyczy zarządu
wewnętrznego i dyscypliny, usunięcie lokatorów z rodzinami tam mieszkających,
następnie swobodne użytkowanie dwóch trzecich dochodów. Książę ożywiony jak
najlepszymi intencjami przyrzekł zebrać natychmiast Komitet w tej sprawie i dać znać
o powziętej decyzji. Ksiądz Bosko polecił przesłać mu z Turynu kopię Regulaminu
44

5.5 Page 45

▲back to top


Oratorium. Miesiąc upływał a debaty nie przynosiły rezultatu. Skończyło się na
dobrych chęciach prezesa, bo faktem jest, że odpowiedź nie nadeszła.
Tymczasem Ksiądz Bosko pracował nad zestawieniem sprawozdania na temat
stanu moralnego i materialnego Towarzystwa Salezjańskiego celem przedłożenia
Stolicy św. Na razie to pominiemy, gdyż będzie o tym mowa gdzie indziej.
Nie poprzestając na sprawozdaniu informacyjnym przesłanym do Stolicy św.,
Święty wystosował dwie petycje do kardynała Sekretarza Stanu celem uzyskania
zasiłku. W pierwszej wyliczał prace przedsięwzięte przez salezjanów w Turynie,
Spezia, Vallecrosia celem zniweczenia dążeń protestantów. Dla jej dalszego
prowadzenia potrzebna jest pomoc finansowa i moralne poparcie, tym więcej, że we
wspomnianych miejscowościach należało wybudować kościoły i schroniska.
Propaganda protestancka stawała się wielkim utrapieniem dla ówczesnych biskupów
włoskich. Korzystając ze swobody, na jaką pozwalało prawo rozpętał się istny zalew
emisariuszy ewangelickich, niczym nie poskromionych. Nie bez celu Ksiądz Bosko
postawił w Regułach Salezjańskich członkom zadanie położenia zapory herezji.
Widział, jak na różny sposób usiłowała ona wcisnąć się pomiędzy maluczkich
i nieuświadomionych. W mieście wiecznym poprzez wyłom w Porta Pia wtargnęła
fala protestancka i rozlała się szeroko. Okazało się, że protestanci o mało co nie zajęli
kościoła hiszpańskiego przy Placu Navona. Na szczęście przeciwstawili się im na czas
Misjonarze belgijscy Najświętszego Serca Pana Jezusa.
W drugiej petycji Ksiądz Bosko przedkładał potrzeby misji w Ameryce
wskazując na Dzieło Synów Maryi Wspomożycielki w Sampierdarena jako źródło
obfitych powołań misyjnych i dla tego Dzieła prosił o pomoc w formie paramentów
kościelnych, książek i pieniędzy. W sprawie misji salezjańskich traktował z Eminencją
kardynałem Nina, który mu powiedział:
Ojciec św. wie, że Ksiądz jest w Rzymie; podczas audiencji jutrzejszej
przedłożę mu to, o czym tu mówiliśmy. A tymczasem proszę udać się w moim imieniu
do kardynała Simeoni, prefekta Propagandy i powiedzieć mu, by porozumiał się
ze mną w sprawie dostarczenia pomocy Księdzu na jego misje.
Na audiencji u Prefekta Propagandy Wiary, dnia 8 marca, Ksiądz Bosko
rozmawiał w tej sprawie półtorej godziny, potem dwukrotnie był u monsignora Zitelli,
minutanta tejże Kongregacji. Nie znamy jednak wyników tej konferencji. Wciąż na ten
sam temat pisywał bowiem Ksiądz Bosko prośby do Ojca św. przedkładając dwa
dzieła zorganizowane dla misji zagranicznych jako seminaria, to jest Turyn
i Sampirdarena. Prosił go by zechciał łaskawie poprzeć jego prośbę petycją w Dyrekcji
Dzieł Propagandy Wiary i św. Dziecięctwa.
Ksiądz Bosko kierował również do Ojca św. trzy prośby o łaski duchowe.
W pierwszej prosił, by kapłani salezjanie zatwierdzeni do słuchania spowiedzi na
terenie diecezji mogli być upoważnieni przez dyrektorów domów do słuchania
spowiedzi wychowanków i innych mieszkańców domu oraz by ci sami kapłani
podróżując morzem lub przez tereny misyjne, mieli władzę spowiadania wszystkich
wiernych.
45

5.6 Page 46

▲back to top


W drugiej prosił, by łaski i odpusty udzielane dla Pomocników Salezjańskich
przez Piusa IX były rozszerzone także na tych, którzy żyją w naszych domach.
W trzeciej poruszał kwestię przywilejów prosząc o odnowienie dwóch
udzielonych mu przez Piusa IX, 21 kwietnia 1876 r., to jest jurysdykcji do
spowiadania oraz drugiego – do święceń extra tempora. Tę ostatnią sprawę zlecił
wyjeżdżając z Rzymu adwokatowi Leonori.
Pisał również do Ojca św. z prośbą o wyróżnienie dla czterech wybitnych
Dobrodziejów, to jest o komandorię św. Grzegorza, dla pana Juliusza Rostanda,
o stopień prałacki dla księdza Guiola, dyplom kawalerski szpady i cappy dla barona
Amato Herauda i krzyż kawalerski dla pana Benedykta Pela’ di Este.
Zostały mu przyznane wszystkie z wyjątkiem drugiego. Co do odpustów,
reskrypt papieski z dnia 22 kwietnia, udzielał:
1. Dla wszystkich uczęszczających do Oratoriów świątecznych domów
Zgromadzenia – odpust zupełny w godzinę śmierci oraz w święta następujące: Bożego
Narodzenia, Niepokalanego Poczęcia NMP, św. Józefa, św. Apostołów Piotra
i Pawła, św. Franciszka Salezego, Wielkanocy.
2. Ten sam odpust zupełny dla uczestniczących, co najmniej w połowie ćwiczeń
duchownych odprawianych w naszych domach i oratoriach prywatnych.
3. 300 dni odpustu za wymówienie wezwania „Maryjo Wspomożenie Wiernych
– módl się za nami”. 300 dni - za odprawianie rozmyślania.
Jaki zaś odniosły skutek inne prośby, nie wiadomo. Trzeba też zauważyć,
że Księdzu Bosko chodziło nie tylko o same łaski, lecz tą drogą pragnął on
zainteresować swym dziełem Papieża i Kongregacje rzymskie, co posłużyć mogło do
utrwalenia Zgromadzenia i rozproszenia błędnych informacji. Bo tak należy tłumaczyć
dłuższe aluzje, na pierwszy rzut oka nie mające związku z celem zamierzonym, jak
każdy zauważy, kto czyta odnośne dokumenty.
Święty znalazł się w obecności Papieża tylko jeden raz. Nie mógł widzieć się
z nim do 20 marca, gdyż audiencje były zawieszone od dwóch tygodni. Wśród 500
złożonych próśb, wiadomo tylko o czterech udzielonych na pewno. Pomimo to
zabiegał nadal od dnia 8 marca pisząc do monsignora Macchi, lecz na próżno.
Ponieważ spieszył się z wyjazdem do Magliano a później z powrotem do Turynu,
w dniu 20 prosił monsignora Bocchali tajnego szambelana Ojca św. by mu uzyskał,
choć na chwilę posłuchanie. Ten prałat rodem z Perugii, zaufany Papieża, znał
Księdza Bosko przeszło od roku. Otrzymał odpowiedź, by się znalazł w przedpokoju
Papieża o godz. 3.15. I tak uczynił. Papież wyszedł z pokoju o zwykłej godzinie
udając się na przechadzkę ubrany w płaszcz i czerwony kapelusz. Ksiądz Bosko
podszedłszy spostrzegł, że Papież słucha go chętnie. Prosił go o wyznaczenia na
protektora salezjanów, kardynała Sekretarza Stanu, a Ojciec św. odrzekł, że sprawa już
załatwiona. Ksiądz Bosko podziękował gorąco, wspomniał o misjach i prosił
o błogosławieństwo. Mówił i o innych rzeczach, ale ksiądz Bonetti i ksiądz Berto nie
mogli nie usłyszeć stojąc z daleka. Ksiądz Bosko odprowadził Ojca św. aż do lektyki,
46

5.7 Page 47

▲back to top


która na niego czekała. Niezwykle poufałe przyjęcie, jakiego doznał w rozmowie
z Papieżem, zgodne było z tym, co słyszał od prałatów kurialnych, mianowicie,
że Papież ma go w wielkiej estymie.
Pomimo, że nie uzyskał specjalnej audiencji, konferował za to często i długo
z Sekretarzem Stanu i innymi kardynałami Kongregacji. Nie wiemy jednak, na jaki
temat.
Sześć dni później otrzymał bilet z Sekretariatu Stanu z podpisem monsignora
Serafino Cretoni z zawiadomieniem urzędowym o nazwisku kardynała Protektora,
w następujących słowach:
Jego Świątobliwość życząc sobie, by Zgromadzenie Salezjańskie, które z dnia
na dzień zyskuje nowe tytuły życzliwości ze strony Stolicy św., z powodu rozlicznych
dzieł miłosierdzia i religii, krzewiących się po wszystkich częściach świata, otrzymało
specjalnego Protektora. Zlecił ten urząd kardynałowi Wawrzyńcowi Nina, swemu
Sekretarzowi Stanu.
Za rządów Piusa IX, spełniał ten obowiązek raczej nominalnie kardynał
Oreglia, gdyż Protektorem Zgromadzenia był właściwie sam Ojciec św. Odtąd już
wyznaczony był stały Protektor na równi z innymi zgromadzeniami zakonnymi.
Wybór padł na kardynała, który jeszcze przed swym wyniesieniem znał Księdza
Bosko i żywił względem niego szczególną cześć i życzliwość. Gotów był w każdej
chwili na zlecenie Ojca św. - jak wyznał wobec Księdza Bosko – pełnić ten urząd
zaszczytny. Dał tego wyraźny dowód, gdy pewnego razu Ksiądz Bosko zaproponował,
by w swoim zastępstwie wyznaczył kogoś innego do traktowania spraw związanych
z naszymi misjami. Wówczas Eminencja odrzekł:
Nie, nie, ja chcę osobiście decydować o tych sprawach. Proszę przyjść do mnie
jutro o wpół do piątej, a pomówimy o tym należycie. Jest to doprawdy cud, widzieć
nowe zgromadzenie zakonne w tych czasach wyrastające na gruzach innych,
zniesionych. Święty doznał w wielu okolicznościach skutecznej jego protekcji.
Wróciwszy do Turynu zakomunikował Kapitule Wyższej o papieskiej nominacji
kardynała Protektora i wysłał w imieniu całego Zgromadzenia list hołdowniczy,
z wdzięczności za podjęcie się tego urzędu.
Polecał jego opiece nasze misje, jak również prosił o poparcie w sprawach
uzyskania przywilejów, jak wynika z następującej odpowiedzi Eminencji:
Ill. mo e molto rev. do Signore!
Całym sercem pragnę odwdzięczyć się za wyrazy pełnej czci i miłości
względem mnie. Z wdzięcznością głęboką przyjąłem te uczucia ze strony
Zgromadzenia Salezjańskiego. Przyjmuję zapewnienie nieustannych modłów w mej
intencji i wyjednanie u Boga tak bardzo potrzebnego mi światła w rozlicznych
poważnych obowiązkach. W pełni solidaryzuję się i popieram wyrażone życzenia
przez Waszą Przewielebność odnośnie do utrwalenia i dalszego rozwoju
Zgromadzenia i nie wątpię, że jego niezmordowane pragnienia, przy pomocy Bożej,
odniesie pomyślny sukces. Co do mnie, pragnę współdziałać według sił z tym Dziełem
47

5.8 Page 48

▲back to top


Bożym i oczekuję okazji pomyślnej, by dopomóc mu do uskutecznienia zbożnych
zamiarów. Pragnąłbym zwłaszcza dowiedzieć się, w jaki sposób mógłbym służyć
odnośnie do wymienionych na pierwszym miejscu misji zagranicznych. Nie
omieszkałem przedłożyć Ojcu św. jego życzeń i mogę zapewnić, że spotkały się
z życzliwym przyjęciem.
Z wyrazami pełnej czci etc.
Watykan, 29.04.1879 r.
Serwitor vero El. Kard. Nina
Nie wspominaliśmy dotąd o zdrowiu Księdza Bosko. Nie pozostawiało, by ono
do życzenia, gdyby nie dolegliwości oczu. Wzmianki o tym tu i tam czerpiemy
z korespondencji jego sekretarzy z księdzem Rua. Mianowicie, 2 marca ksiądz Bonetti
pisał:
/…/ Przybyliśmy wczoraj szczęśliwie na miejsce. Ksiądz Bosko ma się dobrze.
Wzrok nie pogorszył się na razie. Gdyby tak było przez cały rok 1879, byłaby to już
wielka łaska, od was zależy, którzy cieszycie się względami u Boga w Oratorium,
otrzymać od Najświętszej Wspomożycielki tę łaskę.
A ksiądz Berto znów pisze z dnia 7 marca:
/…/ Wzrok Naszego Ojca pozostawia wciąż wiele do życzenia. Módlcie się
i polecajcie innym modlitwę. We dwa dni później tak pisał…
Oczy mu się poprawiły od wczoraj. Zażył nieco przechadzki. Stąd wniosek,
że najlepszym środkiem byłby dłuższy odpoczynek, którego jednak mieć nie można.
Pod wspomnianą datą czyta się w diariuszu: Dziś 9 marca, św. Franciszki
Rzymianki. Msza u Oblatek w Tor de’ Specchi. Uczestniczyli w niej także
kardynałowie Bilio i D’Avanzo. Resztę dnia spędziliśmy w domu. Pod wieczór
wyszliśmy na przechadzkę. Gdy znaleźliśmy się u stóp Kapitolu zadzwoniono na
Anioł Pański. (Uwaga: w godzinach, gdy dzwonią na Anioł Pański, na Kapitolu
wygrywają dzwonki, których wdzięczne mistyczne tony wprowadzają słuchacza
w religijny nastrój). Wieczór był cichy i pogodny i po przechadzce na Kapitol
wróciliśmy do domu.
Ksiądz Bonetti z dnia 10 marca pisał:
Ksiądz Bosko czuje się dość dobrze, od dwóch dni wzrok mu się poprawił.
Powiedzieć chłopcom, by gorliwie odprawiali nowennę do św. Józefa, by uprosić
zdrowie dla oczu naszego Najdroższego Księdza Bosko oraz łaskę przejrzenia na
duszy dla niektórych nieszczęśliwych… Ksiądz Bosko modli się za nich i poleca ich
również modlitwom towarzyszy… Zapytacie, czy to są studenci, czy rzemieślnicy? –
Ksiądz Bosko widział, że byli to jedni i drudzy.
Wreszcie ksiądz Berto 24 bm.:
Ksiądz Bosko ma się dość dobrze, lecz wzrok nie poprawił się. Oportet orare et
semper orare. Proszę to powiedzieć chłopcom.
48

5.9 Page 49

▲back to top


Ten stan rzeczy zasmucał jego przyjaciół. „L’Osservatore Romano” z dnia 18
marca przytaczało dłuższy artykuł z „Semaine Liturgique” na temat Księdza Bosko
cytując następujące słowa: Cudotwórca Ksiądz Bosko dość często zapadający na
zdrowiu jest zagrożony utratą wzroku. Stracił już jedno oko, a drugie zachodzi mgłą.
Świątobliwy ten kapłan zwykł mówić: Czuję, że wnet będę powołany przed Sąd Boży.
Pragnę dać ostanie uzupełnienia Zgromadzeniu Salezjańskiemu, a tymczasem pracuje
w takim stanie niezmordowanie od 20 lat.
Potrzebna była obecność Księdza Bosko w Magliano, gdzie pewne niesnaski
powstałe koło kolegium spowodowały przykrości dla księdza Daghero. Przybył on do
Rzymu a w ślad za nim trzech delegatów z seminarium. Odbyta pod przewodnictwem
kardynała Bilio konferencja, przy udziale Księdza Bosko, rozproszyła wątpliwości.
Pomimo to udał się do Magliano osobiście w towarzystwie księży Bonetti i Berto. Na
stacji Borghetto witali go klerycy seminaryjni i jakaś czterdziestka konwiktorów
kolegium. Znalazł się również ksiądz Guidazio przybyły z Montefalcone. Poświęcił
dzień na wizyty u przyjaciół. Cały zaś 26 marca przebywał w domu dając sposobność
Współbraciom na rozmowę. Nazajutrz pozostawił tam księdza Bonettiego, a sam
powrócił z księdzem Berto do domu. Należało kończyć sprawy zaczęte i pakować się
do wyjazdu.
Do Albano tym razem nie pojechał, ale urządził się inaczej. Opowiada o tym
ksiądz Piccolo, którego żywy opis przytaczamy.
W ostatnim roku mego pobytu w Ariccia, współbracia z Albano i my
z sąsiedniej placówki mieliśmy piękną niespodziankę. Ksiądz Monateri otrzymał list
od Księdza Bosko, w którym ten zawiadamiając o swym pobycie w Rzymie wyrażał
życzenie spotkania się ze swymi synami z dwóch domów pobliskich. Mieliśmy się tam
udać, czym prędzej. Któż może opisać naszą radość? Najbliższy dzień wolny, na
różnych powózkach, jak kto mógł, udaliśmy się w drogę do wiecznego miasta. Serce
nam biło z radości, gdy znalazłszy się na ulicy Tor de’Specchi w skromnym domku
ujrzeliśmy najdroższego Ojca i ucałowaliśmy mu rękę. Zastaliśmy go uśmiechniętego
i jakby odmłodzonego na chwilę, gdy nas witał z uśmiechem… Spędziliśmy cały
dzień z nim. Wszystkim udzielał ojcowskich rad, jak uważał za stosowne. Siedząc
z nim przy stole i spożywając skromny obiad mieliśmy wrażenie, że uczestniczymy
w uczcie niebieskiej… Z uśmiechem zwracał się do jednego, to do drugiego
Współbrata. Nigdy jeszcze nie widziałem go tak wesołego. Po obiedzie polecił zanieść
prezent kardynałowi Nina naszemu Protektorowi, ja zostałem wybrany do
towarzystwa. Chodziło o skromny prezent w postaci butelki wina 80 - letniego.
Kardynał przyjął go z wielkim zadowoleniem i polecił podziękować Księdzu Bosko.
Pod wieczór Ksiądz Bosko dawał jeszcze ostatnie rady i zachęty
i pobłogosławił nas wszystkich, a my z pożegnaniem go straciliśmy radość, jaką
mieliśmy przez cały dzień. Przy pożegnaniu wydawało się, że i Księdzu Bosko była
przykra ta rozłąka.
Znaleźliśmy trzy listy spod dyktatu Księdza Bosko datowane z Rzymu, z jego
podpisem. Pierwszy do księdza Guiola. Wynika z niego, że Ksiądz Bosko w Rzymie
49

5.10 Page 50

▲back to top


poczynił wstępne kroki do otwarcia nowicjatu w Marsylii. Do tego roku należy
również odnieść inny list pisany prawdopodobnie przez hrabiego Caysa, pod adresem
Przełożonego Generalnego Gran Certosa pod Grenoble, z prośbą o zaliczenie świeżo
otwartego nowicjatu w Marsylii do dzieł korzystających z jego poparcia. Kopia listu
zachowana nie nosi żadnej daty. A oto ów list:
Carissimo sig. Curato!
Z przyjemnością otrzymałem od niego list z dnia 26 lutego zawierający opinię
biskupa odnośnie do organizującego się nowicjatu w Marsylii. Wszystko składa się
dobrze. Ze strony Stolicy św. nie ma trudności. Zrobiliśmy wielki krok naprzód. Co do
reszty zdajemy się na Boga. Dla jego informacji podaję, że w połowie bieżącego
miesiąca uda się do Francji w charakterze inspektora i prokuratora, ksiądz Cerruti,
dyrektor aktualny kolegium w Alasio. Zwizytuje on wszystkie nasze domy i wspólnie
z księdzem Ronchail’em powezmą odpowiednie decyzje. Pochwalam zabiegi, co do
powiększenia naszego sierocińca. Dziękuję Przewielebnemu Księdzu i innym, którzy
się interesowali naszym wydawnictwem „Notice sur Les Salesiens”. Byłbym
wdzięczny gdyby mi posłano kilka kopii a w tym także dwie dla Ojca św. Widzę coraz
wyraźniej Palec Boży we wszystkim, co dotyczy naszego zakładu w Marsylii.
Potrzeba jeszcze na początek włożyć wiele poświęceń i cierpliwości. Czyni to
Towarzystwo Beaujour. Ze swej strony nie będę się wzbraniał od tego, co możliwe,
lecz wielorakie domy (21) jakie otwarliśmy w bieżących miesiącach pociągnęły
bardzo wiele różnych wydatków. Tym nie mniej jestem w posiadaniu pewnego
majątku, który mi przyniesie kilkaset tysięcy franków dochodu i tak będę w stanie
uregulować swe sprawy.
Mogę swobodnie działać na terenie parafii św. Józefa, podczas gdy przyjęcie
Instytutu Russella nie jest jeszcze pewne. Nie miałem jeszcze sposobność widzieć się
z Ojcem św., ale po audiencji uzyskanej, natychmiast mu napiszę. Zatem drogi księże
proboszczu, proszę nadal być naszym przyjacielem. Salezjanie zapewniają pamięć
w modlitwach o nim i Towarzystwie Beaujour i o wszystkich, którzy przykładają rąk
do pomnożenia chwały Bożej. Będę się starał czym prędzej napisać do JE biskupa
Marsylii. Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa, etc.
Rzym, 04.03.1879 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
Następny list adresowany do pana Karola Fava dawnego przyjaciela
i Dobrodzieja Świętego:
Rispettabile e Car. mo Signore!
Z przyjemnością piszę z wiecznego miasta pragnąc dać wyraz naszej
wdzięczności za wszystko dobro, jakie przy różnych okazjach wyświadczył naszemu
domowi. Prosimy Boga, co dzień o zdrowie dla niego, dla małżonki i jej ojca. Pod
koniec bieżącego tygodnia mam nadzieje przedłożyć Ojcu św. spis naszych
50

6 Pages 51-60

▲back to top


6.1 Page 51

▲back to top


Dobrodziejów, między innymi i Szanownego Pana wraz z rodziną, z prośbą
o szczególne błogosławieństwo Apostolskie. Niech Bóg zachowa, etc.
Rzym, 19.03.1879 r.
Obbl. mo serv. et amico Ksiądz Jan Bosko
Ostatni list zawiera podziękowanie i polecenia dla księdza Marenco i jego
chłopców w Lucce:
Marenco mio Carissimo!
Otrzymałem list od ciebie i od chłopców, który mi sprawił wiele pociechy.
Dziękuję wam z głębi serca za te wyrazy szczerych uczuć, jakie mi przesłaliście.
Upewnij swych uczniów, a moich drogich synów, że dołożę starań, by odpowiedzieć
ich miłości ku mnie i modlić się będę za was wszystkich. Postaram się uzyskać
specjalne błogosławieństwo u Ojca św. dla was. Dopomagajcie mi, drodzy synowie,
swym dobrym zachowaniem się. Pan Bóg udziela wam teraz czasu i sposobności
studiowania i praktykowania Religii, a więc korzystajcie z niej. Jeżeli byście mieli dać
dowód swej miłości ku mnie, to módlcie się wiele w mej intencji, przystąpcie raz do
Komunii św. Wkrótce, gdy Bóg pozwoli zobaczymy się.
XJB
PS. Tu vero in omnibus labora, opus fac evangelistae, ministerium tuum imple
et Dominus dabit tibi voluntatem et potentiam sic transeundi per bona temporalia ut
non amittas aeterna.
Po audiencjach, Święty zwykł rozpisywać i rozsyłać przez sekretarza
zawiadomienia o uzyskanych łaskach i szczególnych błogosławieństwach Ojca św.
Nie potrzeba było podawać imiennie wszystkich osób. Wiadomo, że Papież zwykł
rozciągać je na wszystkie osoby, które proszący miał na myśli. Przechowało się
w archiwum wiele gorących podziękowań za wyżej wspomniane zawiadomienia.
51

6.2 Page 52

▲back to top


R O Z D Z I A Ł IV
Wstępne represje władz szkolnych
W długiej i zaciekłej walce wytyczonej szkołom Oratorium władze szkolne
występowały w charakterze mniej lub więcej powolnych narzędzi sekt. Te zaś od
chwili objęcia rządów przez lewicę parlamentarną zwiększyły swe ataki przeciwko
rozbudowującemu się szkolnictwu prywatnemu pod kierownictwem księży i zakonów.
Do tego tematu trzeba będzie często powracać. Tu przedstawimy tylko fakty
odnoszące się do naszego Domu Macierzystego. Na razie więc nie wspominając
o powrocie Księdza Bosko do Turynu opowiemy o pierwszych zwiastunach ataku na
szkoły w Oratorium na Valdocco i obronie, jaką Święty przeciwstawił w Rzymie.
Pierwsze pismo, od którego rozpoczęły się ataki, nosi datę 10 października
1878 r. Kuratorium szkolne zawiadomiło Księdza Bosko, iż mogą uczyć tylko
profesorowie dyplomowani, gdyż w przeciwnym razie spotka się z rygorem prawa, do
zamknięcia szkół włącznie. Domagano się nadto, by przesłać prowedytorowi
królewskiemu od spraw szkolnych spis personelu zatrudnionego w roku szkolnym
1878/9 wraz z podaniem odnośnych kwalifikacji. Na to ksiądz Bosko nie dał
odpowiedzi z motywu, że zamierza uzyskać od ministerstwa zwłokę trzyletnią,
w czasie, której mogli by uczyć w Oratorium nauczyciele nie posiadający dyplomu.
W tym sensie wystosował następujące podanie do ministra oświaty Coppino:
Eccellenza!
Troska, jaką Wasza Ekscelencja otacza zakłady zajmujące się kształceniem
biednych synów ludu, zachęca mnie do prośby o szczególniejszy przywilej licząc
jedynie na znaną jego łaskawość i powagę. Chodzi o Oratorium św. Fr. Salezego
w Turynie. Kształci się w nim i wychowuje kilkuset chłopców skierowanych tu przez
różne władze państwowe. Ci, przez naukę zawodu lub studia średnie przygotowują się
do tego, by móc uczciwie zarabiać za swe utrzymanie. Wspomniany zakład nie ma
stałych dochodów oprócz publicznej dobroczynności, pod opieką Opatrzności Bożej.
Ze względu na to cieszył się on zawsze poparciem władz szkolnych uważających
tutejsze nauczanie, jako studium domesticum, udzielane z tytułu dobroczynności, stąd
nie stawiano mu specjalnych wymogów kwalifikacyjnych. Obecnie jednak kurator
szkolny zawiadomił mnie, iż wymagane będą odtąd dyplomy od nauczycieli.
Oczywiście to by wyszło na niekorzyść młodzieży, objawiającej chęć do nauki,
a niektórym uniemożliwiłoby się w przyszłości objęcie odpowiedniego zawodu
w handlu, wojskowości lub nauczaniu. W tej potrzebie udaję się do Waszej
Ekscelencji z prośbą, by dotychczasowym nauczycielom, choć nie mającym
kwalifikacji państwowych, wolno było przez dalsze trzy lata spełniać swe obowiązki
52

6.3 Page 53

▲back to top


w odnośnych klasach, aż przygotują się do egzaminu kwalifikacyjnego. Do padania
dołączył Ksiądz Bosko autograf ułożony i podpisany przez księdza Durando,
zawierający następujące oświadczenie:
Niżej podpisany w charakterze dyrektora szkół zakładu zwanego Oratorium św.
Franciszka Salezego, oświadcza z odpowiedzialnością, że profesorowie /wylicza
personel nauczający w klasach/ pełnili swe obowiązki z gorliwością i korzyścią dla
uczniów im powierzonych wykazując niewątpliwe dowody zdolności do nauczania
w różnych dziedzinach wiedzy. Zważywszy ich poświęcenie w udzielaniu nauki
ubogiej młodzieży tutejszego zakładu zanosi się prośbę do JE Ministra Oświaty, by
w drodze wyjątku pozwolił im na dalsze nauczanie etc.
ks. Celestyn Durando
Nie chcąc pominąć niczego, co by mogło pomóc uniknięciu niebezpieczeństwa,
zwrócił się o pośrednictwa do swego dobrego znajomego izraelity, sekretarza
generalnego w ministerstwie spraw zagranicznych, komandora Malano:
Onorevolissimo Sig. Commendatore!
Potrzebuję skutecznej jego pomocy w następującej sprawie. Oto wystosowałem
pismo do ministra oświaty odnośnie do uznania szkół istniejących przy tutejszym
sierocińcu, w którym udzielają nauki chłopcom podopiecznym z tytułu
dobroczynności i w zastępstwie rodziców nauczyciele bez patentów państwowych. Ma
się to rozstrzygnąć prawdopodobnie w poniedziałek lub wtorek. Chodziłoby o to, by
wspomniani nauczyciele otrzymali zezwolenie na tymczasowe nauczanie, względnie
byli dopuszczeni do egzaminów uzupełniających, pomimo braku przepisanego wieku.
Jego słowo przychylne było by mi bardzo na rękę, ze względu na osobę nowego
ministra, który nie zna warunków tego sierocińca. Nadto zaznaczam, że większa część
chłopców podopiecznych została tu skierowana przez władze publiczne. Liczę bardzo
na pańską życzliwość, zacny panie komandorze, za to też z góry oświadczam wielką
naszą wdzięczność. Proszę przyjąć wyrazy uszanowania ze strony profesora
Pecchenino, profesora Durando, obecnych w tym pokoju. Niech Bóg zachowa go
w dobry zdrowiu, podczas gdy etc.
Turyn, 19.10.1878 r.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
Upoważniony przez ministerstwo prefekt odpowiedział, że jak poprzednio, tak
obecnie, z przykrością nie może dopuścić wyjątków w ustawie powszechnie
obowiązującej, a przeto utrzymuje się w mocy zarządzenie Kuratorium. Stosując się
do zarządzenia, prefekt ze swej strony zażądał od Księdza Bosko spisu personelu
nauczającego zaznaczając, iż w wypadku nie dostosowania się do powyższego
zarządzenia, ministerstwo wyciągnie odpowiednie konsekwencje zgodnie z prawem.
Ksiądz Bosko z dniem 15 listopada posłał nazwiska: księdza Rua, księdza
Durando, ks. Bonettiego, ks. Bertello i księdza Pecchenino. Do spisu profesorów
53

6.4 Page 54

▲back to top


dyplomowanych dodał spis personelu zastępczego w każdej klasie, nie posiadającego
kwalifikacji. Podtrzymywał zawsze, że Oratorium było uznane jako dom opieki
rodzicielskiej zastępczej. Upłynęło parę tygodni, gdy przysłano prowedytora Rho,
celem zwizytowania wszystkich klas i lokali Oratorium, w towarzystwie prowedytora
z Nowary. Dwóch profesorów dyplomowanych prowadziło w tym czasie lekcje,
w pozostałych klasach prowadził naukę personel zastępczy. Komisarze nie taili swego
nie zadowolenia z tego stanu rzeczy, lecz jeden z nich, jako dawny współkolega
Księdza Bosko, wyraził nadzieję, że rzeczy się unormują. Było jednak raczej
wiadomym, że nie chętnym okiem patrzył na domy salezjańskie, choć zewnętrznie
pokrywał to gestem przyjaźni.
Ta wizytacja miała za cel zbadać, czy nauczający posiadają dyplomy i czy spis
przysłany zgadza się z rzeczywistością. Raporty komisji był wyraźnie ujemny, a rada
prowedytorska jeszcze go zaostrzyła grożąc surowymi następstwami, jeśli do dnia 30
stycznia 1879 r. nie ureguluje się stanu rzeczy. W ślad za tym zarządzeniem przyszło
wkrótce urzędowe pismo, polecające pewnego ubogiego chłopca do Oratorium.
Następna wizytacja dokonana przez prowedytora, 7 marca, skończyła się
jeszcze gorzej. Zalecono Księdzu Bosko zajęcie się energiczniej tą sprawą.
W międzyczasie Oratorium zdobyło wiadomość, że ministerstwo w korespondencji do
prowedytora w Turynie domagało się wprawdzie zachowania obowiązujących ustaw,
lecz bez powoływania się w tym względzie na rygory. Widocznie inicjatywa powyższa
nie wyszła z Rzymu, a raczej od władz lokalnych, powołujących się na odgórne
zarządzenia.
Powyższe informacje ułatwiły sytuację. W wypadku dokuczliwości ze strony
wspomnianych władz, zręcznie można było manewrować i odwoływać się wyżej. Dnia
15 marca prosił Ksiądz Bosko o audiencję u ministra Depretis. Odpowiedziano mu,
że minister przyjmie go w tym dniu o godzinie drugiej. Ksiądz Bosko był punktualny.
Po półgodzinnym oczekiwaniu nadszedł minister. Na przywitanie go powstał Ksiądz
Bosko z fotelu, a minister grzecznie uchylił kapelusza i natychmiast wprowadził go do
gabinetu.
Wspomnienie o ministrze Lanza dało początek konwersacji trwającej trzy
kwadranse. Ksiądz Bosko poinformował go o misjach, które ów przyrzekł popierać
w imieniu rządu. Gdy rozmowa zeszła na sprawę, o którą chodziło, minister zauważył,
że ze względu na wytworzoną przychylną opinię o jego zakładach nie potrzebuje się
niczego obawiać. Wtedy Święty przeszedł do jasnego sformułowania trudności
napotykanych. Depretis wysłuchał go życzliwie i przyrzekł polecić ministrowi oświaty
jego szkoły. Można więc było rozpuścić żagle. Wtedy Ksiądz Bosko uczynił dalszy
krok. Przy pomocy swego przyjaciela, pana Ferdynanda Fiore, urzędnika
w ministerstwie wystosował następujący memoriał:
Jestem zmuszony polecić WE położenie ubogich chłopców w sierocińcu
Oratorium św. Fr. Salezego w Turynie. W przeszłości wspomniany zakład nie
podlegał, jako instytucja dobroczynna obowiązującym ustawom szkolnym w zakresie
nauczania. Władze rządowe licząc się z tym, że większość naszych chłopców była
54

6.5 Page 55

▲back to top


polecana przez różne instytucje państwowe, nie stawiały specjalnych trudności co do
nauczycieli, oddających swe usługi bezpłatnie w Oratorium. Dlatego proszę gorąco
WE o poparcie w ministerstwie oświaty powyższego wniosku, by dotychczasowi
nauczyciele mogli nadal pełnić swą funkcję, względnie by mogli być dopuszczeni do
egzaminów kwalifikacyjnych pomimo braku przypisanego wieku. Polecając pokornie
WE ubogich synów ludu pozostaję, etc.
Rzym, 15.03.1879 r.
Umile Servitore Ksiądz Jan Bosko
Ze swej strony minister nie chcąc nic załatwić urzędowo wyznał szczerze
Księdzu Bosko: Gdy Ksiądz zechce pertraktować ze mną nie potrzeba prosić
o specjalną audiencję, wystarczy tylko się zapowiedzieć. Chciałbym rzecz traktować
po przyjacielsku. Gdy wypadnie wysłać misjonarzy, proszę mnie zawiadomić,
a otrzyma pomoc ze strony rządu, przynajmniej bilety bezpłatne na podróż. W końcu
zlecił mu niektóre sprawy do zakomunikowania Papieżowi, co Ksiądz Bosko obiecał
chętnie uczynić. Przy wyjściu z pałacu Braschi, Ksiądz Bosko natknął się na grupę
deputowanych, którzy mu się kłaniali i pozdrawiali po piemoncku. Wśród urzędników
ministerialnych w gabinetach i salach szła opinia o nim: To kapłan święty.
Ksiądz Bosko otrzymał od pewnej osoby wskazówkę poufną, by udał się do
niejakiego „arcigno comendator Barberis” mającego wielkie wpływy w ministerstwie
i nad resortem szkół niższych. Uważano go powszechnie, jako człowieka nie
przystępnego. Uchodził za wielkiego autokratę. Ksiądz Bosko poszedł do niego, jako
do swego byłego kolegi z ławy szkolnej. Został przyjęty z miejsca na dwugodzinną
rozmowę.
Ponieważ piszemy głównie do współbraci znających styl Księdza Bosko,
podajemy poniżej kulminacyjny punkt tej dramatycznej dyskusji, zgodnie z relacją
księdza Berto, który to usłyszał od samego Księdza Bosko.
Początkowo rozmowa szła bardzo oschle. Tytułowano się urzędowo przez „lei”,
lecz w pewnym momencie zaniechano formalistyki:
Zostawmy te ceregiele - rzekł pan Barberis. Jesteśmy przecież kolegami z ławy
szkolnej. Mówmy, więc per „ty” do siebie. Otóż na swym stanowisku, rozumiesz
mnie, nie jestem zależny od nikogo.
Więc mógłbyś mi dopomóc – rzekł Ksiądz Bosko.
Ale jest ustawa, mio caro. Nie mogę, więc odchylać się od niej.
No, ale widzisz, że jest pewna racja…
Rada Szkolna tak zadecydowała i ona za to odpowiada.
Zrób mi jednak łaskę. Spróbuj, czyby się nie dało nastawić ministra
przychylniej.
Nie mogę.
Ale widzisz, ja nie przychodzę do ciebie z pretensjami, lecz tylko polecam się
o wstawiennictwo, względnie daj mi jakąś radę.
Podporządkować się – oto moja rada.
55

6.6 Page 56

▲back to top


Posłuchaj; mam do dyspozycji pióro – rzekł Ksiądz Bosko jakby w tonie
żartobliwym – i historia powie jak traktowano biednego obywatela, który nie miał nic
innego na celu, jak dobro młodzieży opuszczonej.
Napisz, co ci się podoba. Gdy mnie już nie będzie, nie zależy mi na tym, co
będą o mnie mówić…
Posłuchaj, drogi komandorze: obecnie prawda, że masz to stanowisko... ale nie
będziesz je miał zawsze… I tego typu surowa interpretacja ustaw ściągnie na
ciebie wiele nienawiści i gdybyś utracił ten urząd, będziesz napiętnowany przez
wszystkich…
Na te słowa pan Berberis nieco się zamyślił i powiedział po chwili:
Ale mamy obowiązek trzymać się ustawy.
Dobrze, pomimo to ustawę da się interpretować także w sensie łagodniejszym,
a nie tylko surowym.
Niech będzie. Ode mnie nie będziesz potrzebował niczego się obawiać. To
z Turynu krzyczą!... Z Rady Szkolnej… przychodzą wciąż nowe pisma… Postaraj się
wejść w kontakt z przewodniczącym Rady Prowincjonalnej. Po czym podał mu sposób
dalszego postępowania.
Spróbuj porozmawiać także z ministrem Coppino lub przynajmniej ze
sekretarzem generalnym komandora Bosio.
Wnioskując z pewnych niedomówień swego rozmówcy Ksiądz Bosko nabrał
pewności co do pewnych spraw wątpliwych. Przez wiele lat trzydziestka
wychowanków z Oratorium składała maturę gimnazjalną współzawodnicząc
z kandydatami ze szkół państwowych, których nierzadko wyprzedzała celującymi
stopniami. To powodzenie wyprowadzało czasem z równowagi pewne jednostki
i budziło zawiść i niechęć wśród tych, co nie mogli znieść, by szkoły państwowe miały
pozostawać w tyle wobec Oratorium Księdza Bosko. To było źródło antagonizmu.
Ksiądz Bosko zgodnie z radą Barberisa poszedł do komandora Bosio,
sekretarza generalnego ministerstwa oświaty rozumiejąc, że wszelkie dyskusje
z ministrem Coppino byłyby podobne do robienia dziury w wodzie. Wiedział o tym
doskonale z doświadczenia.
Komandor Bosio przyjął z wyszukaną grzecznością Księdza Bosko, którego
pragnął od pewnego czasu poznać. Zatrzymał go blisko dwie godziny i podsunął
bardzo pożyteczne wskazówki, jak należało postąpić w sprawie nauczycieli.
A tymczasem Ksiądz Bosko w Rzymie, zabiegał po różnych gabinetach
ministerialnych; w Turynie prowedytor w dniu 25 marca przedłożył Radzie Szkolnej
urzędowe sprawozdanie z drugiej wizytacji przeprowadzonej w szkołach Oratorium.
Zastałem – pisał – uczniów w porządku, lecz jak było do przewidzenia,
we wszystkich klasach, z wyjątkiem I - ej, w miejsce profesorów, uczyli młodzi
klerycy salezjanie, których podano w sprawozdaniu z poprzedniej wizytacji, jako
personel zastępczy. Znajdował się również w zakładzie nauczyciel tytularny IV - ej
klasy, ten jednak nie pojawił się w szkole, gdy się dowiedział, że wizytator sprawdza
listę personelu. Trzeci nauczyciel uprzedzony o mającej nastąpić wizytacji przyszedł
56

6.7 Page 57

▲back to top


zalękniony, gdy już dopełniłem obowiązku i lekcja miała się ku końcowi. Tym
profesorem był ks. Marek Pecchenino, autor słownika greckiego i poszukiwanych
dotąd „Forme verbali”. Ten wychodząc z Oratorium po wizytacji popełnił gafę
zwierzając się domniemanemu swemu przyjacielowi: Nie udało się prowedytorowi!
Ta mała przechwałka wypowiedziana przez niego nieroztropnie wprawiła
w furię niecnotę funkcjonariusza. Na podstawie przedłożonego sprawozdania, Rada
Szkolna wysłała ministerstwu wniosek zamknięcia gimnazjum przy Oratorium św.
Franciszka Salezego. Ale Ksiądz Bosko upewniwszy się, że w Rzymie nie było
specjalnie wrogiego nastawienia przeciwko jego szkołom, przyjął taktykę Fabiusza
Maksyma Kunktatora - zwlekanie i podtrzymanie kwestii otwartej. I tak skończył rok
szkolny i przyjmowano uczniów nowych.
Nie chcemy zamilczeć o pewnym głosie podniesionym w obronie Księdza
Bosko, także ze strony liberalnej. Mianowicie, adwokat Ciustina, publicysta
podpisujący się pseudonimem Ausonio Liberi, redaktor Cronaca dei Tribunali,
opublikował artykuł zatytułowany: „Un po di pieta… a di giustizia”, pełen pochwał
pod adresem Księdza Bosko. Nazywał go „prawym obywatelem, zaszczytem miasta
Turynu”, czcząc w jego osobie „już nie tylko kapłana, lecz Anioła publicznej
dobroczynności i Apostoła Chrystusowego”. Następnie zwracając się do dziennikarzy
dodawał:
„Nie ma podstawy do żadnej kwestii. Wobec dobroczynności muszą ustąpić
wszelkie partie, a pozostaje nakazem ludzkości czynienie dobra, które dyktuje wzgląd
na publiczny interes i moralność społeczeństwa”.
Zajęty tak wielu sprawami w Rzymie, Ksiądz Bosko mawiał ze spokojem
wobec swoich, że i ten kłopot da się jakoś załatwić.
„Naprawdę, co za spokój godny iście Świętego” - komentował ksiądz Bonetti
pisząc do Turynu.
57

6.8 Page 58

▲back to top


ROZDZIAŁV
W drodze powrotnej do Oratorium
Rzecz oczywista, że Ksiądz Bosko nie mógłby pozwolić sobie na tak długą
nieobecność w Oratorium, gdyby tam nie miał opatrznościowego księdza Rua, który
roztropnie wszystkim zawiadywał. By się nie powtarzać, zwrócimy uwagę
czytelników tylko na jeden szczegół. W sprawozdaniu przesłanym do Stolicy św.,
które przytoczymy później, znajdujemy zaledwie przelotną wzmiankę o warunkach
finansowych Oratorium: Istnieją niektóre długi – czytamy w nim - lecz jest na to
pokrycie w pewnych realnościach. I rzeczywiście były na przykład realności
pozostawione Księdzu Bosko testamentalnie przez barona Bianco di Barbania
o znacznej wartości. Lecz rzecz w tym, że ich dotąd nie sprzedano i nie było okazji na
korzystną alienację, a tym czasem długi rosły. Ksiądz Rua nie ukrywał przed
zaufanymi, że Zgromadzenie nigdy nie znajdowało się w tak krytycznej sytuacji.
Loteria przynosiła ofiary codziennie, a Ksiądz Bosko postanowił jej nie zamykać,
dopóki nie przyniosłaby w zysku 100 tys. lirów. Lecz to wystarczało zaledwie na
wydatki bieżące. W podobnych momentach, bez pomocy człowieka tak opanowanego,
zdolnego i autorytatywnego, jak ksiądz Rua, trudności finansowe powodowałyby wraz
z utratą kredytu na zewnątrz, zniechęcenie i rozstrój wewnętrzny w domu.
Polegano ogólnie na Księdzu Bosko, który był daleko, nie zwracając może
uwagi na to, że tylko dzięki księdzu Rua mogło się na miejscu żyć spokojnie.
Działając z wielką roztropnością w załatwianiu interesów, dzięki wybitnej swej cnocie
osiągał zamierzone cele dyskretnie i bez rozgłosu.
Brak strony 75
wyraził kilkakrotnie wdzięczność dla promotorów Dzieła i błogosławił im serdecznie.
Upoważnił również przesłać dla niego i dla pana Rostanda obrazek, który jeszcze jest
niegotowy. Zabieram się z powrotem do Turynu, gdzie postaram się skompletować, co
należy do Marsylii i dla dwóch kolonii rolniczych w Saint Cyr i Navary. Ileż spraw
miałbym z nim do poruszenia ustnie! Zaczekajmy jednak z tym do maja…, etc.
Florencja, 29.03.1879 r.
XJB
PS. Jest to pierwszy list, który piszę po czterech miesiącach.
Obecnie parę słów na temat wspomnianego dziełka – monografii.
Dzieli się ona na dwie części. W pierwszej autor przedstawia misję Księdza
Bosko, jego metodę wychowawczą wychodząc z epizodu z Bartłomiejem Garelli oraz
z więźniami z Generali, w świetnej dramatyzacji. Misją Księdza Bosko jest
58

6.9 Page 59

▲back to top


zajmowanie się młodzieżą ubogą i zaniedbaną. Oświadcza przy tym, że nie zamierza
pisać panegiryku o nim.
Metoda Księdza Bosko polega na odnoszeniu się do młodzieży z miłością
ewangeliczną. Ona mu zapewnia miejsca do prawdy wyjątkowe wśród tych,
co przejęli słowa Boskiego Mistrza: „Dopuście dziatkom przyjść do mnie”. Ukazując
postać Księdza Bosko na tle rozwoju jego Oratoriów świątecznych kończy się ta część
następująco: Oglądając potężne drzewo gorczyczne wyrosłe z małego ziarnka, budzi
się podziw: Och ile kropli rosy i promieni słońca zawdzięcza to drzewo Boskiej
Opatrzności, odmierzonych w proporcji do żaru słonecznego i chłodu nocnego!...
W drugiej części podaje autor historię sierocińca i szkół zawodowych, dzięki
którym Oratorium podobne jest do „ula, gdzie każdy pracuje z entuzjazmem, nie mniej
wydajnym od pszczółek skrzętnie znoszących miód”.
W następnej części kreśli początki Zgromadzenia uwydatniając bujny jego
rozwój we Włoszech, Ameryce i we Francji. Autor kończy zachęcając prawdziwych
katolików do wpisywania się do Związku Pomocników Salezjańskich i formułuje
następujące życzenie: Oby nasze miasta przyczyniły się obfitą jałmużną do powstania
podobnych ateliers chrześcijańskich. Popieranie Dzieł Księdza Bosko znamionuje
dobrego katolika i patriotę. Ojczyzna nasza, w której dzieła katolickie znajdowały
zawsze życzliwe poparcie, nie pozostanie w tyle za innymi. Szczęśliwi ci, których
dane będzie oglądać ogromne drzewo wzrosłe z ziarna gorczycznego! Jeszcze bardziej
szczęśliwsi ci, którzy uświadamiają sobie, że swymi ofiarami przyczynili się do jego
zakorzenienia się i wzrostu.
Po złożeniu i otrzymaniu wielu wizyt, Święty opuszczał Florencję udając się do
Bolonii, 31 marca. Na stacji oczekiwała go hrabina Maria Malvasio i zabrała do swego
pałacu, gdzie wszyscy otrzymali wygodne pokoje.
Pierwszą myślą Świętego było złożenie hołdu kardynałowi Lucio Maria
Parocchi, któremu ta wizyta była bardzo miła, i zaprosił Księdza Bosko wraz
z towarzyszami na śniadanie. Eminencja pragnął okazać wdzięczność Świętemu, gdyż
świadom był, jak wiele wraz z Leonem XIII przyczynił się do poprawy jego sytuacji.
Oto promowany na stolicę arcybiskupią w Bolonii dnia 13 marca 1877 r., po objęciu
swej siedziby nie zdołał uzyskać od rządu „Exsequatur”. Senator Pepoli złożył z tego
powodu w Izbie Deputowanych swoją interpelację. Minister Taiani odpowiedział
wówczas, iż ze względu „na łagodniejszy powiew z Watykanu” będzie można
złagodzić surowość „Exsequatur”. Wyraził się jednak zuchwale, iż z zejściem Piusa
IX „nie zeszły do grobu z nim wszystkie rankory”. W sprawie zaś arcybiskupa
tłumaczył się pewnymi zarzutami wysuniętymi przeciwko niemu ze strony władz
lokalnych. Prawdopodobnie Leon XIII pragnął mieć w Rzymie Księdza Bosko celem
załatwienia w Sekretariacie Stanu pewnych spraw delikatnych. Jeśli chodziło o innych
biskupów, nie było specjalnych trudności. Ksiądz Bosko wiedząc dobrze, że twierdzą
opozycji były miejscowe komórki partyjne, które wytaczały Parocchiemu nieubłagalną
wojnę, miał nadzieję uładzić te porachunki na miejscu przez osobisty kontakt
z prefektem. Starania Świętego zostały uwieńczone sukcesem tak, że kardynał
59

6.10 Page 60

▲back to top


zapomniał o pewnych uprzedzeniach w stosunku do niego samego, jak dowiodły
późniejsze fakty. Mianowicie markiz Bevilacqua dążył do ufundowania w Bolonii
zakładu dla młodzieży i doprowadził pertraktacje do punktu, że wystarczyło tylko
porozumieć się z Rzymem celem ostatecznego przejęcia zakładu. Ale gdy odniesiono
się w tej sprawie do kardynała, ten z miejsca odmówił swej zgody. Zwrócono się
wówczas do innych zgromadzeń, ale te zrezygnowały z oferty z braku personelu.
Skoro zaś kardynał dowiedział się o staraniach Księdza Bosko w jego interesie
w Rzymie i Bolonii, zmienił całkowicie swe zdanie.
Święty zdecydował podjąć pośrednictwo w jego sprawie i poszedł do prefekta,
ale za pierwszym razem go nie zastał. Prefekt spodziewał się, że Ksiądz Bosko
przychodzi z prośbą o zasiłek, dlatego po wymianie zwykłych konwenansów rzekł:
Zapewne Ksiądz Bosko przychodzi po kweście na rzecz swoich chłopców.
Tak, prawda, że to jest mój zawód. Tym razem jednak nie przyszedłem po
jałmużnę, lecz by złożyć uszanowanie przedstawicielowi władzy.
Jak to? Przecież Ksiądz jest wyższy od deputowanych, a nawet ministrów…
Gdy mowa o nim wszyscy się kłaniają!...
Być może, iż był to z jego strony złośliwy przytyk, względnie jak to się mówi,
ciągnienie psa za ogon. Faktem jest, że rozmowa w takim nastroju nie kleiła się.
W każdym razie, co się tyczy samego celu, niestety rezultat był znikomy. Nienawiść
sekciarska bynajmniej nie ustała. A gdy minęło pięć lat, Leon XIII chcąc zaradzić
temu stanowi rzeczy, powołał kardynała Parocchi do Rzymu na stanowisko swego
Wikariusza. Tam, jak zobaczymy, spotka się z Księdzem Bosko w okolicznościach
bardzo ważnych dla Zgromadzenia.
Święty celebrował w kaplicy domowej hrabiny, która serdecznie gościła go
u siebie. Przychodziło też wiele innych osób konferując z nim na temat różnych
projektów, o czym już w innym miejscu wspomniano.
Dnia 2 kwietnia wziął udział w Este, w bankiecie wydanym przez wielkiego
naszego Dobrodzieja, pana Benedykta Pela z okazji 80 lat życia. Nie sposób byłoby
opisać, z jakim zadowoleniem gościł ów pan Świętego w swym domu. Nie spodziewał
się on nigdy takiego zaszczytu, jaki miał go spotkać. Oto w czasie uczty Ksiądz Bosko
wygłasza przemówienie i wznosi toast ku czci obywateli miasta Este, dziękując za
poparcie biednych salezjanów, po czym wśród ogólnego zainteresowania tak dalej
mówi:
Cieszę się mogąc przy tak radosnej okazji uczcić i powitać pana Benedykta Pela
jako Kawalera Zakonu św. Sylwestra. Ojciec św. raczył przyznać mu ten wysoki
zaszczyt na dowód swego uznania za to, co uczynił na korzyść kolegium
salezjańskiego i dla dobra młodzieży katolickiej. Po czym wśród ogólnego wzruszenia
wzniósł toast ku czci pana Pela, który płakał z rozrzewnienia.
Następnie Święty zwiedził nowe kolegium, w którym miłość pana Benedykta
pomyślała o wszystkim, nawet o zasłonach na okna z racji osłabionego wzroku
Księdza Bosko. W dniu następnym przybył z wizytą do Księdza Bosko
w towarzystwie swego przyjaciela, Antonio Venturini i wyjąwszy z portfela blankiet
60

7 Pages 61-70

▲back to top


7.1 Page 61

▲back to top


czekowy na sumę 8 tys. lir prosił o przyjęcie, jako zadatku zamierzonej ofiary
oświadczając swą gotowość pokrycia wszelkich wydatków na rzecz całkowitego
wyposażenia kolegium - konwiktu salezjańskiego. Był on naprawdę dla kolegium
Manfredini prawdziwym ojcem.
Żyje w Este bratanek wspomnianego pana Venturini, dr Franciszek tego
samego nazwiska, były wychowanek kolegium, od 1878 - 1889, który poświadcza
o fakcie, jaki zaszedł wówczas w jego domu. Oto jego matka zachorowała na poważny
nieżyt błony śluzowej. Lekarze zgodnie oświadczyli, że stan chorej jest poważny.
Podobnie orzekł zapytany o zdanie profesor Vanzetti z uniwersytetu w Padwie. Wydał
on niekorzystną diagnozę, co do rozwoju choroby, w związku z wyczerpaniem
organizmu chorej. Ojciec jej męża prosił Księdza Bosko w czasie pobytu w Este
o odwiedzenie chorej. Święty przystał na to i udał się do chorej. Stanąwszy przed nią
spytał, czy ma wielką ufność w Najświętszej Maryi Wspomożyciele. Ona wzruszona
odrzekła, że tak. Ksiądz Bosko wręczył jej obrazek Najświętszej Wspomożycielki
i polecił, by włożyła go pod poduszkę i odmówił z nią wspólnie Zdrowaś Maryjo...
Po czym udzielił błogosławieństwa chorej i zapewnił, że łaskę od Madonny otrzyma.
I rzeczywiście po paru dniach owa pani zupełnie wyzdrowiała, tak iż wnet mogła
wrócić do zwykłych zajęć.
Gwałtowna wichura z ulewnym deszczem zmusiła Księdza Bosko do
przedłużenia swego pobytu w kolegium i przeszkodziła mu w złożeniu zamierzonej
wizyty biskupowi Padwy. Ale za to mógł wygłosić konferencję do Pomocników.
Przemawiał w salonie w zakładzie do licznego grona duchownych, panów i pań. Przy
końcu odbyło się w kaplicy błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem i nikt nie
chciał odejść nie ucałowawszy ręki Księdza Bosko, bez usłyszenia choćby jednego
słowa pociechy. Wielu całowało mu kraj sukni lub peleryny.
Do tego czasu konferencje zapowiadał i wygłaszał Święty osobiście, jak na
przykład w Este, dwukrotnie w Rzymie, w Turynie, Marsylii, Nizzy, Alassio, Lucca.
Mamy również sprawozdanie z odbytej konferencji w Modenie, w kościele NMP del
Paradiso. Fakt o tyle godny wzmianki, że po raz pierwszy tak wielki ośrodek
Pomocników zorganizował zebranie samorzutnie, co świadczy o tym, jak bardzo
popularna był organizacja w tym mieście. Nie można więc tego nie podkreślić.
Arcybiskup tamtejszy, monsignor Guidelli, od kilku lat Pomocnik Salezjański,
wysłał w swym zastępstwie wikariusza generalnego monsignora Prospera Curti.
Przeor konwentu św. Agnieszki, O. Henryk Adami objął przewodniczenie. Mówca
zobrazowawszy niebezpieczeństwa, na jakie napotyka młodzież, wskazał na Księdza
Bosko, jako Męża zesłanego od Boga dla jej zbawienia. Przedstawił krótko historię
Zgromadzenia Salezjańskiego przezeń założonego. Zaznaczył, czym są Pomocnicy
Salezjańscy, co działają oraz rozwiązywał pewne trudności nasuwające się. Czy brak
może w Modenie zakładów męskich? - pytał z emfazą mówca. Czy nie dostaje
pomocy świeckich w pracy kleru? Po cóż, więc zakładać nowe stowarzyszenie?
i odpowiadał:
61

7.2 Page 62

▲back to top


Pobożny Związek Pomocników Salezjańskich zmierza do tego, by was
wspólnie zjednoczyć w skutecznym działaniu, zapewnić wam - w zamian za wasze
zbożne trudy - korzyści duchowe. Zaleca troszczyć się o wychowanie chrześcijańskie
młodzieży, zachęcać i wciągać innych do współpracy i popierania wszelkimi siłami
instytucji dobroczynnych istniejących w naszym mieście. Każdy z uczestników
postanowił dołączyć swą cegiełkę, by wspólnymi siłami działać skuteczniej. Telegram
z błogosławieństwem Ojca św. nadesłał kardynał Nina pod adresem „Pierwszego
zebrania Pomocników Salezjańskich”.
Następnie rozdzielono pomiędzy uczestników poszczególne role, to jest
przyznano Księdzu Bosko, zgodnie z Regulaminem, tytuł Przełożonego.
W porozumieniu z nim i Ordynariuszem miejscowym, na Prezesa koła w Modenie
powołano JE monsignora Seweryna Roncati, który z kolei zamianował wiceprezesów:
księdza proboszcza parafii św. Piotra oraz Ojca Przeora Konwentu św. Barnaby; na
sekretarza JE dra Alojzego Marchio; a na skarbnika JE markiza dra Juliusza Campori.
Sekretarz odczytał dodatek do Regulaminu Pomocników odnośnie do sekcji
modeńskiej. Następnie odbyła się dyskusja na temat realizowania uchwalonego
projektu odnośnie do wychowania młodzieży. Zatwierdzono wniosek dorocznej
składki na cele zakładów i misji salezjańskich na ręce Przełożonego Generalnego
Towarzystwa Salezjańskiego.
Członkowie chętnie zgłosili się z pomocą w katechizowaniu. Z kasy
związkowej zasilać się będzie fundusz Biblioteki bezpłatnej dla młodzieży.
Przewidziano organizowanie rozrywek w dni świąteczne, urządzenie odpowiedniej
sali na zebrania, wreszcie zbiórek publicznych na loterię. Na każdym zebraniu ma się
odbyć zbiórka, a dobrodzieje promotorzy przeznaczą na to przynajmniej 25
centesimów miesięcznie. Zebranie zakończono odśpiewaniem hymnu Iste Confessor
i ucałowanie relikwii św. Franciszka Salezego.
Późno wieczorem Ksiądz Bosko wyjechał do Padwy. Tam oczekiwał go biskup
Manfredini – 80 - letni staruszek i zaprosił w gościnę do swej rezydencji. W mieście
Ksiądz Bosko złożył tylko wizytę hrabinie Da Rio. O godz. 11 - ej w nocy przybył do
Mediolanu przyjmując gościnę u swojego przyjaciela adwokata Comaschi. W tym
samym dniu powrócili ze swej misji ze Sycylii księża: Cagliero i Durando.
W czasie 4 - dniowego pobytu w Mediolanie odwiedził wiele osób chorych
udzielając im błogosławieństwa Najświętszej Maryi Wspomożycielki.
Chłopiec Bonola wypadłszy z tramwaju złamał sobie nogę i musiał poddać się
jej amputacji. Groziła mu utrata życia. Ksiądz Bosko pobłogosławił go, dał medalik
Najświętszej Wspomożycielki, chłopiec od razu poczuł się lepiej i wnet wyzdrowiał.
Następnie odwiedził proboszcza parafii Incoronata, księdza Usuelli, lecz nie
zastał go w domu. Jego gospodyni od trzech lat pozostawała w łóżku nie mogąc
samodzielnie się poruszać. Otrzymawszy błogosławieństwo od Księdza Bosko, bez
niczyjej pomocy wstała i z wielką radością krzątała się w kuchni.
Ksiądz Bosko nazajutrz powrócił do księdza Usuelli, który oprowadzał go po
swym kolegium w nadziei, że podejmie się jego kierownictwa zaczynając pracę od
62

7.3 Page 63

▲back to top


rzemieślników. Arcybiskup serdecznie rozmawiał z nim przez dwie godziny na ten
temat przewidując wielkie powodzenie salezjanów w mieście.
Będę miał tu nareszcie blisko przyjaciół! – mówił zadowolony. Wyraził jednak
życzenie, by zajęto się raczej gimnazjalistami. Jednak Ksiądz Bosko był zdania,
by rozpocząć od rzemieślników, co byłoby niejako gwarancją wobec władz
nieprzychylnych dla szkół prywatnych.
Postanowiono, że z końcem maja podpisze się kontrakt. Lecz od słów do
czynów daleko! Gdy przyszło do podpisania kontraktu to ksiądz Usuelli
niezdecydowany wycofał się. Skończyło się na tym, że powiedziano mu, by dał spokój
z salezjanami.
Mediolan był ostatnim etapem podróży Świętego. Wiadomość, że dziewiątego
kwietnia stanie w Oratorium, poruszyła cały dom.
Nie widziano go od przeszło trzech i pół miesiąca. Owego dnia po
nabożeństwie Ciemnych Jutrzni (był to Wielki Czwartek) niecierpliwie wyglądano
jego przybycia. Wreszcie nadjechał. Wiwaty chłopców zagłuszały kapelę. Szpalery
wychowanków ustawione cierpliwie, na jego powitanie prysły. Młodzież
spontanicznie biegła do Księdza Bosko. Nie mało nauganiali się z tym księża Lazzero,
Barberis i Cagliero. Chyba z pół godziny upłynąć musiało, nim przebrnął przez
podwórze wśród ciżby chłopców i znalazł się wreszcie w refektarzu. Stopniowo
zapanował spokój jak wśród rodziny, która poczuła obecność wśród niej Ojca!
W szczególnym nastroju religijnym Ksiądz Bosko dokonał w Wielki Czwartek
uroczystej ceremonii umywania nóg w kościele NMP Wspomożycielki. Mimo, że ten
obrzęd powtarzał się, co roku, pozostawiał niezatarte wrażenia w sercach.
Na Wielkanoc urządzono z okazji jego powrotu przedstawienie poprzedzone muzyką
i deklamacjami ku ogólnej radości.
Święty nie mógł z powodu słabego wzroku przesłać życzeń własnoręcznie
swym Dobrodziejom. Podyktował jednak przez księdza Berto następujący list do pana
Fave:
Car. mo. Sig. Cavagliere!
Wróciwszy z Rzymu spieszę zawiadomić, że Ojciec św. udzielił mu ponownie
swego błogosławieństwa. Niech Bóg zachowa wszystkich w swej łasce. Załączam
również życzenia „Wesołego Alleluja”, etc.
Czego nie mógł wykonać osobiście Ksiądz Bosko, wyręczał go ksiądz Rua
przesyłając okólnik z zaproszeniem na akademię okolicznościową z okazji powrotu
Księdza Bosko. Korzystał przy tym ze sposobności, by przesłać i od siebie życzenia
z okazji świąt.
Był w Oratorium zwyczaj, że nie przedsiębrano żadnej ważniejszej rzeczy bez
porozumienia się z Księdzem Bosko. A wobec przedłużonej jego nieobecności, wiele
spraw zalegało. Wspomnijmy o niektórych, jakie doszły do naszej wiadomości. Na
63

7.4 Page 64

▲back to top


pierwszym miejscu, w sprawach wewnętrznych Oratorium, informował się u księży
Lazzero i Barberisa o zachowaniu się kleryków i wychowanków, czy nie ma w domu
chorych oraz czy ktoś poważnie w czymś nie uchybił, kto postąpił w cnocie, nauce lub
pracy. Dyrektor Oratorium podał mu nazwiska trzech takich, którzy dawali zły
przykład kolegom prosząc o pozwolenie wysłania ich do domu, o ile uważałby za
wskazane. Ksiądz Bosko spytał, czy to są mali czy dorośli. Usłyszawszy, że byli
z wyższych klas i nie dawali nadziei poprawy, upoważnił do powzięcia powyższego
surowego kroku.
Zazwyczaj liczył wiele na zreflektowanie się chłopców młodszych, nawet gdy
zachodziła arogancja lub nieposłuszeństwo publiczne lub też postawienie się chłopca
wobec Przełożonego. O ile był to wypadek odosobniony na tle na ogół dobrego
zachowania się chłopca, karę darowano. Zdarzało się także, iż niejeden mimo długiego
pobytu w zakładzie, choć nie był zły, ale stale coś pozostawiał do życzenia, wobec
takiego raczej skłaniał się do ostrzejszej decyzji.
Po czym ksiądz Magister nowicjuszów miał pewne kazusy i zasięgał porady
u Księdza Bosko. I tak pewien nowicjusz, Francuz, subdiakon, eks - zakonnik po
ślubach z Sertosy - pobożny, chętny, nawet dość pokorny i zdatny do wielu rzeczy -
miał jednak usposobienie gwałtowne; pod nieobecność Księdza Bosko miał pewien
wyskok… W przekonaniu, że za podobne uchybienie zostanie wydalony spakował już
swoje manatki do wyjazdu. Powiedziano mu, by jeszcze zaczekał do przyjazdu
Księdza Bosko. Święty poinformowany o wszystkim uznał za stosowne poczekać,
dopóki będzie okazywał dobra wolę. W pewnych wypadkach zdobywał się na
zdumiewającą pobłażliwość, czym szedł za nauką Boskiego Mistrza, który nie gasił
knota tlącego się. Lecz nie przechodził do porządku nad zgorszeniem.
Z daleka posuniętą cierpliwością wyczekiwał poprawy u kleryków nawet dość
przeciętnej cnoty, byle dawali nadzieję postępu. Tak na przykład postąpił z klerykiem
Lucca, na którego były w prawdzie skargi, choć w istocie zły nie był. Z tej okazji
przedstawił swój sposób postępowania względem jednostek przeciętnych obyczajów:
Takich można zatrzymać – mówił – znajdują się oni w każdym zakonie lub
społeczności. Gdyby się postawiło zasadę eliminowania wszystkiego, co przeciętne,
obawiam się, że musiało, by się podciągnąć pod przeciętnych także cnotliwych.
Widocznie należy do porządku zakreślonego przez Opatrzność, że doskonałości
absolutnej nie można znaleźć na tym świecie…
Tym, kto najwięcej wyczekiwał na Księdza Bosko, był ksiądz Rua skarbnik
Oratorium, o ile można uważać za takiego kogoś, kto administruje, choć często i pustą
kasą. Kronika Oratorium przytacza jeden z tego rodzaju sympatycznych dialogów, jaki
miał miejsce pewnego wieczoru między nimi dwoma, w obecności księży Lemoyne,
Barberisa i paru innych Współbraci. Ksiądz Bosko rzekł do księdza Rua:
Słuchaj księże Rua, wszyscy żądają pieniędzy mówiąc, że ich odsyłasz
z próżnymi rękoma. Czy to prawda?
To się zdarza z tej prostej przyczyny, że kasa jest próżna.
64

7.5 Page 65

▲back to top


Należy, więc spieniężyć te wartości, które pozostały i tak sprostać koniecznym
długom.
Niejedną już się sprzedało, a spieniężyć resztę wydaje mi się rzeczą
nieroztropną, gdyż z dnia na dzień przychodzą poważne i nieprzewidziane płatności,
a nie będziemy mogli dysponować gotówką.
Pazienza! W takich wypadkach Pan Bóg opatrzy, a tymczasem wywiązujmy się
z pilnych zobowiązań bieżących! Odnośnie do niewielkiej sumy pieniędzy już mam na
nie pokrycie. Zbierałem je, by zapłacić pewien dług wynoszący 28 tys. lir, którego
termin upływa za 15 dni, dlatego od paru dni wszystkie pieniądze przychodzące
przeznaczam na ten cel.
Ależ nie, to niedorzeczność!... Zostawiać długi, które mamy do spłacenia
dzisiaj rezerwując sumę potrzebną na zapłacenie wierzytelności dopiero za dwa
tygodnie…
Ale spłatę bieżących długów można jeszcze odwlec, inaczej skąd byśmy wzięli
pieniądze potrzebne na tak wielką sumę?
Wówczas przyjdzie nam Pan Bóg z pomocą. Rozpocznijmy od wywiązania się
z tego, co na dziś przypada… Inaczej byłoby to zamykaniem drogi dla Boskiej
Opatrzności, chcieć gromadzić pieniądze na potrzeby przyszłe.
Lecz roztropność radzi myśleć o przyszłości. Czy nie mieliśmy już podobnych
tarapatów? Byliśmy zmuszeni zaciągać nowe długi, by sprostać dawnym. Jest to
prosta droga do bankructwa.
Posłuchaj no. Jeśli chcesz, by Boska Opatrzność myślała o nas, idź do swego
pokoju, weź pieniądze, jakie masz i zapłać tym, którzy się upominają. Przyszłość
zostawmy w ręku Boga. Po czym zwróciwszy się do obecnych tak mówił dalej:
Nie mogę znaleźć administratora po mojej myśli, który by zaufał całkowicie
Boskiej Opatrzności, a nie gromadził pieniędzy z myślą o przyszłości. Obawiam się,
że to będzie powodem poważnych trudności finansowych, gdy będziemy zbyt liczyli
na siebie. Bo gdy w te sprawy wchodzi człowiek, Pan Bóg się oddala…
Przy tak nieograniczonej ufności w Opatrzność Bożą nie zaniedbywał Ksiądz
Bosko zwykłej ludzkiej skrzętności w poszukiwaniu środków materialnych. Dlatego
zaraz po swym powrocie polecił przedrukować okólnik z 1 stycznia i wraz z nim
porozsyłał do Pomocników resztę biletów loteryjnych, by postarali się je upłynnić.
Następnie, ze względów oszczędnościowych ustanowił w domu jeden ośrodek
dyspozycyjny odpowiedzialny za wydatki.
Wszystko koncentrowało się najpierw u Księdza Bosko, a gdy on nie mógł,
czegoś załatwić, zlecał pilniejsze sprawy poszczególnym Członkom Kapituły
Wyższej. I to niezależnie od siebie, w miarę jak wymagała potrzeba. Ale ten system
nie był praktyczny.
Sprawy, jak się zwykło mówić u nas – powiadał Ksiądz Bosko - idą naprzód,
jako tako: lecz w poważniejszych wypadkach mówić tak znaczyłoby narażać się na
bankructwo. Dlatego ksiądz Laveratto prefekt Oratorium, przedłożył pewien projekt
zorganizowania różnych biur w zależności od naczelnego, skąd wychodziłyby
65

7.6 Page 66

▲back to top


dyspozycje wiążące wszystkich. Ksiądz Bosko zgodził się na utworzenie komisji
złożonej z księży: Rua, Lazzero, Sala i Leveratto.
Innym źródłem podreperowania finansów domowych były częste wizyty
składane przez Księdza Bosko w bogatych domach gotowych zawsze pospieszyć mu
z pomocą. W takich okolicznościach zwykle poruszał bardzo zręcznie argument
dobroczynności ściągającej obfite błogosławieństwo Boże na rodziny, udzielające
pomocy bliźnim i przytaczał przykłady, że jałmużna jest środkiem skutecznym do
uzyskania upragnionych łask od Boga i że do dzieł, które należy popierać, zalicza się
Oratorium pozostające pod płaszczem Madonny Wspomożycielki, która wiele łask
rozdziela tym, którzy spieszą z pomocą młodzieży.
Ksiądz Barberis jest świadkiem, z jaka dobrocią to czynił opowiadając
o innych osobach i podkreślał, że miłosierdzie co do ciała wychodzi na korzyść duszy.
Wróciwszy świeżo z Rzymu był zapytywany o sprawach tamtejszych.
Mianowicie, dawne zarządzenia z czasów rewolucji zmieniały się obecnie, czym
pasjonowali się wielce katolicy wierni Ojcu św., których reprezentowały liczne domy
arystokratyczne w Piemoncie. Nie przywiązywano na ogół zbyt wielkiej wagi do tego,
o czym pisały gazety, lecz podawano sobie wiadomości z ust do ust. Nieraz więc był
indagowany po swym powrocie z Rzymu i zasypywany pytaniami dość
ambarasującymi, jak to miało miejsce na przykład w domu De Maistre. W domu
księżnej Montmorency, w towarzystwie innych gości, zeszła razu pewnego rozmowa
na temat polityki. Księżna gorąco broniła sprawy Papieża i Kościoła. Ksiądz Bosko
pozwolił na gorącą dyskusję, po czym sam spokojnie zrobił pewne uwagi. Ten spokój
i równowaga Księdza Bosko podrażniły tę zacną panią, która spytała, jak może
zachowywać się obojętnie w tak żywotnej kwestii.
Proszę pani – rzekł – cóż pomoże ronić łzy nad stanem politycznym. Lepiej
jest, żebyśmy w miarę sił starali się ulżyć Papieżowi. Prócz tego, sfery rządzące dzisiaj
potrzebują ze wszystkich miar naszego współczucia, gdyż naprawdę poważne
rachunki zaciągają one wobec Boga.
Relacje dwóch wysłańców, którzy niedawno wrócili do Oratorium były dlań
wielką pociechą. Sami oni byli zadowoleni, że udało się im prędko odbyć swą podróż
i załatwić wiele spraw. Zwłaszcza na uwagę zasługują dwa list od księdza Cagliero ze
Sycylii. Ze zdumieniem spostrzegli się, jak doskonale znają tam Księdza Bosko i jego
dzieła, jak wiele nadziei pokładają w jego instytucjach dla wychowania młodzieży.
Salezjanie – mówiono – są powołani do odbudowania na wyspie zakonów
rozproszonych na skutek ostatniej konfiskaty.
To, co najwięcej absorbowało Księdza Bosko, po jego powrocie z Rzymu, była
sprawa zakładu w Marsylii. Od dnia 5 kwietnia, znajdował się tam w Oratorium św.
Leona, ks. Savio Anioł, posłany dla dopatrzenia robót przy nowym budynku
i przystosowania domu świeżo uzyskanego. Gdy nie wystarczały ofiary miejscowe,
zwracał się on o pomoc pieniężną do Turynu.
Otóż Ksiądz Bosko miał w tamtejszym mieście znajomego, dawnego
współkolegę z Ehieri, Hannibala Strambio z Pinerollo, o którym wspomina w swych
66

7.7 Page 67

▲back to top


listach. Ten był podówczas konsulem włoskim w tym mieście… Napisał więc do
niego list z prośbą o poparcie. Podkreśla przy tym korzyści i usługi, jakie mogliby
salezjanie przynieść emigrantom włoskim.
Eccellenza!
Proszę WE o łaskawe zainteresowanie się dziełem, które - jak mam nadzieję -
jest mu znane. Wędrując często po Riwierze miałem sposobność spotykać wielu
chłopców włoskich w zupełnym opuszczeniu. Jedni osieroceni przez rodziców, drudzy
zaniedbani przez nich oddają się włóczędze, w skutek, czego dostają się do
poprawczaków lub więzień. Dlatego by, choć w części zapobiec złemu, zdołałem
otworzyć Patronat dla najbiedniejszych z Nizza Marittima, kolonię rolnicza
w Nawarze koło Frejus i inny dom w Saint Cyr koło Tulonu. Miasto Marsylia
zasługiwało jednak na szczególną uwagę. Jak skądinąd wiadome WE znajduje się tu
przeszło 80 tys. emigrantów włoskich, którzy pozostawiają swe dzieci bez opieki.
By stworzyć jakiś przytułek dla tych biednych sierot, w porozumieniu z WE i przy
poparciu innych obywateli, otwarło się schronisko dla rzemieślników w tym mieście,
przy ulicy Beaujour nr 9 które wnet zostało wypełnione do ostatniego kąta. Obecnie
znajduje się tam około 50 terminatorów i tyluż eksternistów uczęszczających do szkół.
Mając na widoku dobro tych wychodźców planuje się rozbudowę aktualnego domu,
by mógł pomieścić, choć parę setek młodzieży. Przystąpiono więc do robót, które
postępują szybko naprzód kosztem nie mniej niż sto tysięcy franków. Prawda, że nie
ma się widoku wyłącznie chłopców włoskich, by uniknąć - jak WE orientuje się -
zarzutu szowinizmu, lecz nie mniej wychodzi to na ich dobro. Wobec powyższego
odwołuję się jak najgoręcej w winnym szacunkiem do WE o łaskawe pośrednictwo
przy rządzie włoskim o przyznanie mi niezbędnego zasiłku, etc.
Turyn, 15.04.1879 r.
Obbl. mo servitor Ksiądz Jan Bosko
W tych dniach inna wielka radość spotkała Księdza Bosko. Oto monsignor
Gastano Alimonda, którego już spotkaliśmy z tak wielką przychylnością względem
niego, w Allassio – otrzymał nominację kardynalską. Już niejednokrotnie dał ten prałat
dowody czci i życzliwości względem naszego Ojca. Lecz najwięcej miał ich okazać
u schyłku jego życia.
67

7.8 Page 68

▲back to top


ROZDZIAŁ VI
Święty w centrum swego królestwa
Jeśli miłość chrześcijańska była domeną Księdza Bosko, to szczególnym
terenem jego miłości było Oratorium na Valdocco. Tam istotnie czuł się zawsze
najlepiej jak król w swym pałacu. Stąd rządził nie tylko Domem Centralnym, ale
i całym Dziełem. Stąd promieniowała jego działalność dobroczynna i apostolska
rozszerzając coraz więcej swe horyzonty w całym świecie. Lecz na skutek tego musiał
stopniowo ograniczać swą ingerencję wewnątrz ustanawiając stopniowo odpowiednie
urzędy kierujące biegiem spraw domowych. Przystępujemy obecnie do tego okresu,
kiedy Ksiądz Bosko nadał Oratorium wewnętrzny samodzielny zarząd pozostając
nadal jego najwyższym kierownikiem.
Prace komisji, o której wspomniano wyżej, nie były bezpłodne. Podane przez
niego wytyczne zostały zatwierdzone przez praktykę. Były one następujące: Przede
wszystkim jeden kieruje całą administracją zarządzając równocześnie warsztatami
zakładowymi, a tym jest Prefekt Oratorium. Do niego zatem należy bezpośredni
nadzór i kontrola nad drukarnią, księgarnią i pracowniami. Ekonom Generalny więc
nie będzie się w to mieszał sprawując ogólny nadzór nad Oratorium, tak jak nad
wszystkimi innymi domami. Dyrektor posiada władzę zwyczajną, podobnie jak
wszyscy inni dyrektorowie; wypada żeby we wielu sprawach pozostawał w kontakcie
z Księdzem Bosko. Lecz nie mają się mieszać w jego sprawy inni członkowie
Kapituły Wyższej. Do niego należało wydawać zasadnicze zarządzenia w domu
i przyjmowanie chłopców. Tak zwany prefekt eksternistów pełniący swój urząd obok
portierni miał być jego pomocnikiem i sekretarzem.
Nic ważniejszego nie będzie czynił bez porozumienia się z nim. Jego
obowiązkiem zasadniczym jest udzielanie informacji o Oratorium wielu interesantom,
załatwianie wstępnych formalności związanych z przyjęciem wychowanków,
przeglądanie papierów, sprawdzanie, czy kandydaci odpowiadają wymogom. Zawsze
ma informować się z dyrektorem, ilekroć chodzi o przyjęcie jakiegoś chłopca, któremu
brak wszystkich wymaganych przez Regulamin papierów, choćby był polecony przez
biskupa lub jakieś wpływowe władze, na przykład prefekta miasta Turynu, który
swego czasu polecał chłopca zaledwie 8 – letniego. W takich wypadkach wszelkie
pertraktacje należy przekazać dyrektorowi, który mógłby zezwolić na pewne wyjątki,
byle nie stały w sprzeczności z ogólnymi dyrektywami. W braku odpowiedniego
wieku, należałoby skierować takich chłopców do Lanzo lub gdzie indziej. Prefekt
zatem eksternistów prowadziłby swe rejestry w zależności do niego i zgodnie
z Regulaminem zakładowym. Gratisowe utrzymanie, obniżka pensji, wysyłanie
68

7.9 Page 69

▲back to top


rachunków, przyjmowanie i wydalanie chłopców będą całkowicie zastrzeżone
dyrektorowi.
W analogiczny sposób będzie się postępowało w domach inspektorialnych.
Inspektor będzie miał całkowity nadzór nad wszystkimi domami prowincji
i utrzymywał stosunki urzędowe z Kapitułą Wyższą, zgodnie z Ustawami, lecz nie
będzie się mieszał do zwykłego zarządu domu. To nowe przeorganizowanie władz
Oratorium zaznaczyło się faktem, że Kapituła Wyższa zajęła odrębne pomieszczenia
w domu. Początkowo członkowie Kapituły urzędowali w salach zakładu, odtąd zajęli
pokoje na drugim piętrze budynku centralnego, przy kościele św. Franciszka Salezego,
gdzie każdy otrzymał do dyspozycji dwa pokoiki. Tam również przeniesiono ich
refektarz, który dotąd wspólnie dzielili z innymi na parterze. Z jednej rzeczy Ksiądz
Bosko nigdy nie zrezygnował w Oratorium, słuchania spowiedzi. Bardzo wielu
w miarę możności spowiadało się nadal u niego. W czasie rekolekcji studentów pod
koniec kwietnia pomimo, że nie brakło spowiedników obcych, spowiadał osobiście tak
długo i tak wielu, że pewnego wieczora z nadmiernego zmęczenia nie miał apetytu na
kolację, zaś w prawym ramieniu, którym wspierał się na klęczniku stracił zupełnie
władzę tak, iż nie zdołał podnieść łyżki do ust i musiał posługiwać się lewą ręką.
Spowiadał dość szybko tak, iż w krótkim czasie przechodziło przezeń, wielu
penitentów, a to, dlatego że umiał podać w paru słowach każdemu odpowiednią naukę.
Należy także mieć na uwadze namaszczenie, z jakim jej udzielał, o czym tak wielu
świadków wspomina.
Pociągało chłopców do jego konfesjonału ogólne przeświadczenie, że posiadał
dar czytania w sumieniach. A choć to mogło nie zawsze mieć miejsce i zdarzało się
niepowszednio, pomimo to sama możliwość tego zjawiska wywierała magiczny skutek
i pociągała do niego małych klientów. Fakt ten od czasu do czasu ujawniał się i nie
pozostawał tajemnicą poliszynela. Pewnego razu w 1879 r., Święty stał na podwórzu
otoczony gromadką chłopców, którzy mu po kolei całowali rękę. W pewnej chwili
zatrzymał jednego i na osobności kazał wyciągnąć swą rękę. Miał porysowaną jakby
czerwonymi pręgami.
Czy widzisz, co zrobiłeś? - rzekł. Chłopiec spojrzawszy na te pręgi, jakby
instynktownie zwrócił uwagę na paznokcie, które tego ranka poobcinał… lecz Ksiądz
Bosko przeszywał go wzrokiem i wnet porozumieli się bez słów. Była to rana jakby na
ciele żywym. Cóż się stało? Oto ten chłopiec, wzorowych obyczajów, usłyszał
rozmowę niezbyt budującą i w następstwie tego miał myśli nieskromne. Następnego
dnia poszedł do Księdza Bosko do spowiedzi w przekonaniu, że Święty zna wszystko
i tak było. Zdumiony i przejęty żalem serdecznym, odtąd unikał starannie wszelkiego
niebezpieczeństwa. Czuł w swym sercu bojaźń i wstręt przed grzechem, a zostawszy
kapłanem gotów był pod przysięgą stwierdzić, że Ksiądz Bosko czytał mu w sumieniu.
Choroba oczu ciągle Świętemu dokuczała. Jedni obawiali się, że to może być
katarakta oczna, inni sądzili, że nie ma lekarstwa na postępującą ślepotę. Doktor
Reynaud, znany okulista orzekł, że nie ma nadziei na wyzdrowienie. Tymczasem
Ksiądz Bosko zaczął stosować pewien zabieg, o którym wspomniał księdzu Berto
69

7.10 Page 70

▲back to top


w czasie podróży z Florencji do Bolonii. Mianowicie, gdy dnia 31 marca przejeżdżali
przez Pistoię, Święty opowiedział księdzu Berto, że przed paru dniami ukazała mu się
we śnie jakaś tajemnicza pani trzymająca w ręku flaszeczkę płynu koloru
ciemnozielonego i rzekła: Jeżeli pragniesz wyzdrowieć z choroby oczu, zażywaj, co
dzień rano przez 50 dni, nieco tego soku z cykorii, a przejdzie ci.
Ksiądz Bosko wróciwszy do Turynu zapomniał całkiem o tym śnie, a również
ksiądz Berto nie pamiętał o nim. Lecz z początkiem maja, pewnego wieczoru, w czasie
wieczerzy, w obecności księdza Rua i księdza Berto, Święty niespodziewanie rzucił
pytanie księdzu Lago, byłemu aptekarzowi:
Słuchaj, no księże Lago, czy sok z cykorii pomaga na oczy?
Owszem! Jest to dość często stosowany środek – rzekł on.
No więc, przygotuj mi go trochę.
Ksiądz Lago zabrał się natychmiast do przyrządzania lekarstwa. Od pierwszego
razu, Święty stosując ten lek poczuł znaczną poprawę. Po upływie 50 dni, pomimo
że pracował przy biurku dzień i noc, choroba zmniejszyła się znacznie i nie posunęła
się dalej. Tym nie mniej, po paru latach na lewe oko już zupełnie zaniewidział…
Prócz wspomnianego snu, Ksiądz Bosko miał jeszcze inny, który opowiedział
w dniu 9 maja. W tym śnie był świadkiem zażartych walk staczanych przez tych, co
zostali powołali, by służyć Bogu w Zgromadzeniu i otrzymał pewne wskazówki dla
swoich synów oraz pewne rady zbawienne na przyszłość.
Ksiądz Bosko widział we śnie zażarte boje, jakie toczyli chłopcy z dziwacznie
uzbrojonymi wojownikami. Ocalało w bitwie bardzo niewielu.
Inna bitwa stoczona została między olbrzymimi potworami a mężczyznami w
pełnej zbroi, zaprawionymi do walki. Wojownicy ci walczyli pod wspaniałym
sztandarem, na którym wyhaftowany był złotymi nićmi napis: MARIA AUXILIUM
CHRISTIANORUM.
Bitwa była krwawa i długa. Ci, co skupili się około owego sztandaru, nie mogli być
zranieni i ostatecznie opanowali plac boju… Do nich przyłączyli się chłopcy, którzy
pozostali pobici w poprzedniej i razem utworzyli armię, w której każdy żołnierz miał
w prawej ręce Krzyż, a w lewej piękny proporczyk Najświętszej Maryi
Wspomożycielki.
Po dłuższych manewrach ćwiczebnych, żołnierze ci pomaszerowali oddziałami,
jedni na wschód, dużo ich poszło na południe, kilku na północ. Po ich odejściu
nadchodzili nowi, którzy również musieli stoczyć bitwę z potworami. Odbywszy
odpowiednie ćwiczenie i oni rozchodzili się w różne strony. Tych
z pierwszej bitwy znałem dobrze, następnych już nie, ale oni dawali do zrozumienia,
że mnie znają.
Następnie spadł deszcz, jakby błyszczących płomyków w przeróżnych
kolorach, a po krótkim grzmocie niebo się wypogodziło.
Ja znalazłem się w prześlicznym ogrodzie. Tu jakiś mężczyzna o wyglądzie św.
Franciszka Salezego, podał mi w milczeniu książeczkę. Pytam go tedy, kto on jest?
Czytaj - odpowiedział.
70

8 Pages 71-80

▲back to top


8.1 Page 71

▲back to top


Otworzyłem książkę, ale trudno mi było w niej coś zrozumieć. Mogłem
dokładnie odsylabizować tylko te słowa:
Dla NOWICJUSZÓW; Posłuszeństwo w każdej rzeczy, przez nie zyskają sobie
błogosławieństwo Boże i życzliwość ludzką. Pilnością zwalczą zasadzki duchowych
nieprzyjaciół i zwyciężą.
Dla PROFESÓW; Strzec zazdrośnie należy cnoty czystości. Dbać o dobre imię
Współbraci i starać się o honor Zgromadzenia.
Dla DYREKTORÓW; Dołożyć wszelkich starań i nie szczędzić trudów, by
zachować i sprawiać, by zachowywano Reguły, przez które każdy poświęcił się Bogu.
Dla PRZEŁOŻONYCH; Zupełne i absolutne ofiarowanie się, by siebie
i swych poddanych pozyskać wyłącznie dla Boga.
Wiele jeszcze rzeczy było wypisanych w owej książeczce, ale nie mogłem
odczytać, gdyż kartki były jakby polane atramentem.
Kto pan jest? – zapytałem ponownie owego mężczyznę.
Imię moje jest znane wszystkim dobrym ludziom, a jestem przysłany, by
odkryć ci rąbek przyszłości.
Mianowicie?
Część ci już powiedziałem i powiem jeszcze, o co mnie zapytasz.
Co mamy czynić, by powiększyć liczbę powołań?
Salezjanie będą mieli wiele powołań, przyświecając innym dobrym
przykładem, obchodząc się z wychowankami z wielką miłością i zachęcając ich do
częstej Komunii św.
A na co trzeba mi zwracać uwagę przy przyjmowaniu nowicjuszów?
Wykluczać leniuchów i żarłoków.
A przy dopuszczaniu do ślubów?
Upewnić się, co do cnoty czystości.
A jaki najlepszy jest środek, by utrzymać dobrego ducha po naszych domach?
Pisać do nich, wizytować je, a Przełożeni niech przyjmują i traktują Współbraci
z życzliwością i jak najczęściej.
A jak mamy ustosunkować się odnośnie do misji?
Posyłać tam ludzi pewnych co do moralności: podejrzanych pod tym względem
zaraz odwoływać. Pracować nad powołaniami miejscowymi.
A nasze Zgromadzenie czy dobrze postępuje?
Qui iustus est... Kto sprawiedliwy jest, niech się jeszcze usprawiedliwi. Nie
postępować, jest to samo, co cofać się.
Kto wytrwa do końca, zbawiony będzie.
A rozszerzy się nasze Zgromadzenie?
Dopóki przełożeni robić będą, co do nich należy, będzie się rozrastać i nikt tego
rozrostu nie będzie w stanie zahamować.
Kończąc opowiadanie powyższego snu powiedział:
71

8.2 Page 72

▲back to top


Jeśli z tego, co powiedziałem, możemy skorzystać, to skorzystajmy. A we
wszystkim niech będzie Bogu cześć i chwała na wieki.
Na temat powołania wrócił jeszcze w miesiącu czerwcu pisząc bardzo ważny
list pod adresem uczniów gimnazjum w Borgo S. Martino.
Ai miei Amati figli di IV-a e V-a ginnasiale di Borgo S.Martino!
Przede wszystkim chciałbym odpowiedzieć na niektóre listy pisane mi przez
waszego kochanego profesora oraz podać wam parę uwag. Nie mogąc odpisać
każdemu poszczególnemu czynię to we wspólnym liście odkładając rozmowę
z każdym z was prywatnie, aż do najbliższego święta Patrona młodzieży św. Alojzego.
Zwróćcie wiec uwagę na to, że na tym świecie są dwie drogi do nieba: jedna to
stan duchowny, druga – świecki. Obierając stan świecki, każdy winien obrać studia,
zajęcie, zawód, które by mu pozwoliły na wypełnienie obowiązków dobrego
chrześcijanina i odpowiadały życzeniom rodziców. Co do stanu zaś duchownego,
należy trzymać się norm ustanowionych przez Boskiego Zbawcę: to jest wyrzec się
przyjemności i uciech światowych, by oddać się służbie Bożej i tak skuteczniej
zapewnić sobie szczęśliwość wieczną w niebie, która nie będzie miała końca.
W wyborze stanu każdy winien poradzić się własnego spowiednika, a potem nie
zważając już ani na Przełożonych, ani na podwładnych, ani rodzinę lub przyjaciół
zdecydowanie obrać drogę życia, która mu ułatwi zbawienie i zapewni pociechę
w chwili śmierci. Chłopiec obierający stan duchowny z takim usposobieniem może
mieć pewność moralną, że uczyni dla siebie i dla bliźnich wiele dobrego.
Co do stanu kapłańskiego, to może być wiele odrębnych dróg, które jednak
wszystkie zdążają do Boga. Mianowicie, może być kapłan żyjący w świecie lub
w zakonie, względnie pracować na misjach. Są to trzy różne pola, na które powołani
są pracownicy ewangeliczni, by przynieśli plon dla większej chwały Bożej. Każdy
może obrać sobie taki czy inny stan, według swego upodobania i stosownie do
uzdolnień fizycznych i moralnych, po zasięgnięciu rady u osoby pobożnej, uczonej
i roztropnej.
Tu chciałbym naświetlić i dopomóc do rozwiązania wielu trudności, z jakimi
boryka się młodzież, o którą toczy się walka miedzy światem a Bogiem: z jednej
strony świat wabi ją ku sobie, Bóg zaś pragnie mieć ją wyłącznie dla siebie.
W każdym razie postaram się wam wyjaśnić i rozwiązać wasze trudności,
z jakimi spotykacie się przy wyborze stanu.
Podstawą życia szczęśliwego dla młodzieńca jest częste przystępowanie do
Komunii św. oraz odmawianie modlitwy do Matki Najświętszej o dobry wybór stanu,
znajdującej się w „Młodzieńcu Zaopatrzonym”.
Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech będzie zawsze z wami i udzieli
wam drogocennego daru wytrwania w dobrym. Zapewniam pamięć o was przed
Bogiem i wy także módlcie się za mnie…
Turyn, 17.06.1879 r.
XJB
72

8.3 Page 73

▲back to top


Z początkiem maja Ksiądz Bosko mógł stwierdzić dobre wyniki jego
apostolskiej miłości względem dusz, które dały się pociągnąć współczesnym prądom.
Do takich należał pewien senator z Cagliari, nazwiskiem Jan Siotto - Pintor, wyższy
urzędnik państwowy, znany działacz partyjny. Ten już w roku 1871 wydał książkę
przeciwko klerowi o posmaku heretyckim. W roku 1879 „dręczony na ciele i duszy”
zawrócił z błędnej drogi i udał się do Księdza Bosko z prośbą o wyjednanie mu
przebaczenia wraz ze specjalnym błogosławieństwem Ojca św. Ksiądz Bosko napisał
do Rzymu i uzyskał je. Ten akt dobroci ze strony Ojca św. nakłonił go do odwołania
i sprostowania poprzednich błędnych opinii o jego książkach, odnośnie do
ustanowienia i władzy Kościoła katolickiego.
Pewnego razu złożył wizytę w Oratorium w towarzystwie profesora Allievo
z Uniwersytetu Turyńskiego, by podziękować Księdzu Bosko i po zwiedzaniu całego
domu, pożegnał się ze szczerym zadowoleniem. Odtąd aż do swej śmierci w 1884 r.,
dał wiele dowodów wielkiego przywiązania do Księdza Bosko, jak dalej zobaczymy.
W tym czasie nowenna do Najświętszej Maryi Wspomożycielki zaznaczyła się
czterema szczególnymi zdarzeniami: pielgrzymką, dwiema konferencjami,
a w międzyczasie abiurą pewnej osoby.
Około 200 pielgrzymów z Francji na drodze do Rzymu przybyło do Turynu.
Powtórzyła się w Oratorium scena z roku 1877. Wieczorem, dnia 15 maja
w pierwszym dniu Nowenny, przybyli do świątyni Najświętszej Maryi
Wspomożycielki biorąc udział w nabożeństwach maryjnych z młodzieżą i wiernymi.
Zwrócił się do nich z przemową powitalną w ich języku, mgr Stanisław Sciapparelli
kanonik z parafii Bożego Ciała. Po nabożeństwie weszli do zakładu, powitani przez
kapelę. Podejmowało ich podwieczorkiem Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży
w Turynie, pod portykami Oratorium, w otoczeniu młodzieży salezjańskiej
i publiczności. Wznoszono ku ich czci toasty.
Między innymi zabrał głos O. Picard, Generał Assumpcjonistów. Wyraził
serdeczne podziękowanie za gościnę, wspomniał o Ojcu św. Na koniec zwrócił się pod
adresem Księdza Bosko z następującymi słowy: Voici le roi des Pelerns! – tłumacząc
się, że można go nazwać wiecznym pielgrzymem wędrującym po swych placówkach
we Włoszech i we Francji. Lecz tam, gdzie nie można osobiście dotrzeć wysyła swych
synów. Oto widzimy jego synów rozchodzących się po całym świecie, udających się
aż za ocean, docierających nawet do okolic Pampa i Patagonii. Wyraził gorące
życzenia w imieniu swoich towarzyszy, by Dzieło tych św. Pielgrzymów
rozprzestrzeniało się po całym świecie. Także na ziemi francuskiej - mówił dalej
mówca – jest wiele miejsc cudownych, relikwii i świątyń. Zapraszam więc serdecznie
KSM w Turynie do organizowania pielgrzymek i do nas. Oczekujemy was, drodzy
bracia w Paryżu, który choć bywa nazywany współczesnym Babilonem, jako miasto
starożytne i chrześcijańskie, ma nie mało czcicieli prawdziwego Boga
i mężnych wyznawców Chrystusa, nabożnych synów Matki Najświętszej. O tak!
73

8.4 Page 74

▲back to top


Oczekujemy chcąc wam zrewanżować się za waszą miłość, z jaką traktujecie nas
w waszym pobożnym Turynie.
A drugie nasze życzenie, jakie jest?
Aby Bóg pozwolił, by czym prędzej Ksiądz Bosko na czele zastępu salezjanów,
założył podobną jak ta, placówkę swą w Paryżu! Z naszej strony przygotujmy mu
drogę swą modlitwą i poparcie.
Z nastaniem nocy rozprowadzeni zostali po gospodach w mieście na spoczynek.
Dziennik paryski „Univers” zamieszczając o tym notatkę pisał o „nadzwyczajnej
gościnie” użyczonej przez Księdza Bosko w Oratorium, pielgrzymom francuskim.
Dalszym tego echem były listy pewnego Dobrodzieja i pewnego kapłana z Lille,
którzy serdecznie dziękowali Świętemu za wpisanie ich w poczet Pomocników
Salezjańskich z okazji wspomnianej gościny.
Pierwszy pisał: Przechowuję w pamięci niezapomnianą gościnę użyczoną nam
wśród jego ukochanych chłopców i przełożonych. Dziękuję zwłaszcza Bogu, że dane
było mi poznać Księdza Bosko, który tyle działa dla chwały Bożej.
Kapłan zaś pisał:
Jako pielgrzym z Rzymu, podziwiałem wielkie Dzieło Boże, za jego pośrednictwem
ustanowione w Turynie. Jestem zaszczycony przez wpisanie mnie do Pomocników
Salezjańskich.
W innym liście wicehrabina De Lagreeoliere wspominała, że przy tej okazji
poleciła jego modlitwom swój patronat, który dotąd napotykał na wiele przeszkód,
obecnie zaś sprawy wzięły lepszy obrót.
Innym echem spraw francuskich już nam znanych, jest następujący list Księdza
Bosko do proboszcza Guiola:
Car. mo Sig. Curato!
W jesieni ubiegłego roku Przewielebny Ksiądz zrobił mi nadzieję odwiedzenia
nas z okazji odpustu NMP Wspomożenia Wiernych, Oczekujemy więc! Czy mu
wiadomo, że ich Ekscelencje biskupi Marsylii i Frejus wybierają się z pielgrzymką do
Rzymu i mają zamiar wstąpić do nas po drodze? Otrzymuję często wiadomości
z naszego tam Oratorium, ale pragnąłbym również usłyszeć uwagi od Przewielebnego
Księdza proboszcza, jakiekolwiek by były: dodatnie, czy ujemne.
Jest Ksiądz chyba przekonany, że ma do niego pełne zaufanie i pragnę stosować
się do jego roztropnych rad. Niebawem upłynie rok od chwili, gdy wszczęliśmy naszą
pobożną instystucję i pragnąłbym, by do tego czasu pewne sprawy zostały
ustabilizowane. Dom fundacji Anteuil przedstawia zbyt wielkie trudności dla nas,
dlatego idąc za jego radą zrezygnowałem z niego. Nadchodzą inne propozycje
z Paryża, lecz na razie nie decyduję się na nie. Nawarra i Saint Cyr są palcówkami
w stadium organizacji. Dla Objęcia jednak St. Cyr, nie posiadamy w ręku żadnych
dokumentów, a to jest niezbędne, by wejść w posiadanie tego zakładu. W najbliższym
tygodniu przybędą tam niektórzy nasi księża, by rozejrzeć się w sytuacji i poczynić
wstępne kroki.
74

8.5 Page 75

▲back to top


Przy sposobności spotkania się z panami z Toarzystwa Beaujour proszę im
powiedzieć, że w najbliższą sobotę będzie odprawione w ich intencji nabożeństwo
przed ołtarzem Najświętszej Wspomożycielki, by Bóg zachował ich i ich rodziny
w dobrym zdrowiu. Załączam ukłony od wszystkich Salezjanów etc.
Turyn, 20.05.1897 r.
XJB
Na konferencję wspomnianą poprzednio przybyła niezbyt wielka liczba
Pomocników ze względu na niepogodę. Ksiądz Bosko przemawiał na zwykły temat,
to jest o nowych placówkach we Włoszech, Francji i w Ameryce, równocześnie
podkreślał udział, jaki w tym mieli Pomocnicy. Zachęcał przy tym do dalszej gorliwej
współpracy. Szczególnie zalecił kościół św. Jana Ewangelisty podkreślając jego cel
dobroczynny.
W uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego miała miejsce w niezwykłym
nastroju, abiura pewnego waldeńczyka. Mianowicie, chłopiec nazwiskiem Courda
został oddany przez swych rodziców do zakładu waldensów koło Ventimiglia. Przy
swych zdolnościach czynił wielkie postępy w nauce, przepajany również, niestety
zasadami heretyckimi, tak, że ministrowie protestanccy rokowali sobie o nim wielkie
nadzieje. Tymczasem młodzieniec ten z natury refleksyjny, z biegiem lat doznawał
poważnych wątpliwości, tym bardziej, kiedy słyszał ustawiczne oszczerstwa przeciw
wierze katolickiej i Matce Najświętszej. Pewnego razu przysłuchiwał się rozmowie
prowadzonej przez dyrektora, w obecności jego żony, niektórych nauczycieli
i kolegów, na temat dziewictwa Najświętszej Maryi Panny.
Po wymianie zdań na ten temat zabrał w końcu i on głos.
Utrzymujecie, że Maryja nie jest dziewicą. W takim razie, dlaczego
w Składzie Apostolskim każecie mówić, że Jezus Chrystus narodził się z Maryi
Panny?
Na ten zarzut próbowała odpowiedzieć pani dyrektorowa, lecz na próżno.
To nie jest żadna racja - odparował uczeń. Doskonale umiał już formułować
swoje myśli. Jego wątpliwości wzrastały w miarę, jak w duszy wzrastało pragnienie
powrotu do wiary katolickiej.
Ale jak zdoła się wywikłać z matactw swoich nauczycieli?
A potem gdzie znajdzie schronienie?
Opatrzność jednak przyszła mu z pomocą. Pewien dobry katolik
poinformowany o jego stanie duszy ułatwił mu opuszczenie heretyckiego zakładu
i skierował go do Księdza Bosko. Miał już 15 lat życia. Otrzymał wnet pouczenie
o prawdach wiary katolickiej, a pod wieczór dnia 22 maja, przed zwykłą funkcją
w kościele Najświętszej Maryi Wspomożycielki, złożył wyznanie wiary wraz z abiurą
herezji protestanckiej i otrzymał chrzest św. sub conditione, w obecności rzeszy
przepełniającej kościół. Ceremonii dokonał monsignor Tammi, wikariusz generalny
Piacenzy, przebywający w owym czasie w Oratorium. Światkami byli markiz
Scarampi i markiza Fassati. Neofita otrzymał imię Leona, ku czci panującego Papieża.
75

8.6 Page 76

▲back to top


Monsignior Belasio wstąpił na ambonę i osnuł kazanie na temat apostolstwa Kościoła
katolickiego poczynając od Wniebowstąpienia Jezusa Chrystusa aż po współczesny
apostolat salezjanów. Przedrukowały je później Letture Cattoliche z dedykacją dla
wspomnianych osobistości.
Lecz Waldensi nie przepuścili doznanej porażki. Pastor oraz dyrektor
wspomnianego zakładu, w którym przez pięć lat przebywał ów młodzieniec,
opublikowali broszurę przeciwko Księdzu Bosko, przypisując perwersję chłopca
salezjanom, z trzema innymi ich adeptami. Dając upust gniewowi przeciw
konwertycie wylali stek przekleństw jak najgorszego gatunku. Młodzieniec Leon
w liście otwartym, napisanym przy pomocy Księdza Bosko, dał im godną odprawę.
Inną nowością była konferencja w przeddzień uroczystości NMP
Wspomożycielki dla samych Pomocnic Salezjańskich. Zebrało się ich około dwieście,
ze zwykłym w takich przypadkach programem, z tym, że zamiast Żywota św.
Franciszka Salezego, odczytano rozdział z życia św. Joanny Franciszki de Chantal,
o tragicznej śmierci jej małżonka, którą zniosła z poddaniem się woli Bożej i jak
oddała się odtąd przez resztę życia służbie Bożej i dziełom miłosierdzia.
W przemówieniu do nich Ksiądz Bosko zaznaczył, iż początkowo zakładając
Związek Pomocników miał na myśli jedynie mężczyzn. Pius IX życzył sobie, by to
dzieło podjęły także niewiasty, dopisując w Motu Proprio następujące słowa:
„Omnibus utriusque sexus Christi fidelibus”.
Następnie podał do wiadomości, co czynią Siostry CMW pod kierownictwem
salezjanów, przy poparciu naszych Dobrodziejek i Pomocnic, dla dobra dziewcząt.
Wspominając o niebezpieczeństwach, na jakie są wystawione dziewczynki w naszej
ojczyźnie, a jeszcze bardziej w Ameryce, zachęcił je gorąco do wspomagania
salezjańskiej akcji, by coraz szerzej korzystać mogły z dobrodziejstw wychowania
chrześcijańskiego. Lecz jakimi środkami mogłyby nasze Pomocnice do tego się
przyczynić?
Podam wam niektóre sposoby – rzekł Ksiądz Bosko. Przede wszystkim
starajcie się w miły sposób wszczepiać zamiłowanie do cnoty a wstręt do występku
w sercach młodzieży, pośród waszych rodzin, wśród znajomych i przyjaciół. Gdyby
doszło do Waszej wiadomości, że jakiemuś niedoświadczonemu dziewczęciu grozi
niebezpieczeństwo dla jej cnoty, dołóżcie starań, by ją od niego uchronić i wyrwać ją
z zastawionych sideł. Gdy usłyszycie, że jakaś rodzina zamierza oddać swych synów
czy córki na wychowanie lub posłać do pracy, to miejcie oczy na wszystko otwarte,
by odpowiednio doradzić, podsunąć zachęcić, by zostali umieszczeni w należytym
miejscu i pod należytą i opieką. Starajcie się, by do Waszych domów dostawały się
dobre książki i pisma, a po przeczytaniu ich posyłajcie je innym rodzinom,
podarowując je tym, którzy czynią dobre postępy w nauce katechizmu. Widząc,
że jakaś osoba nie zdoła się ustrzec od niebezpieczeństw, jeśli nie znajdzie jakiegoś
bezpiecznego przytułku, postarajcie się do tego przyczynić.
Lecz w sposób szczególny polecam wam chłopców zdolnych i pobożnych,
którzy dają jakaś nadzieję do kapłaństwa. O tak, przezacne panie, weźcie sobie do
76

8.7 Page 77

▲back to top


serca tę sprawę Kościoła świętego. Uczyńcie, co możliwe, nawet nie licząc od razu na
skutek; rozwijać i kształcić delikatny zalążek powołania, które w przyszłości mogłoby
się rozwinąć. Skierujcie ich do jakiegoś miejsca gdzie mogliby odbywać nauki,
a w razie ich ubóstwa, wspierajcie ich środkami, jakie Opatrzność włożyła wam
w ręce. Szczęśliwe zaiste będziecie, gdy zdołacie dać Kościołowi jakiegoś kapłana,
których tak wielki brak obecnie. Wiedzcie, że nawet we Włoszech w niektórych
okolicach nie ma już Mszy św. w niedzielę i święta, ani innych funkcji religijnych.
Spełnicie iście zasługujące w oczach Boga, Aniołów, ludzi i religii katolickiej – dzieło
i otrzymacie za nie osobną nagrodę od Boga, oprócz wieńca chwały w Niebie.
Może, niejedna z was powie: By móc czynić to dobro, potrzeba funduszów,
których ja nie posiadam. Odpowiadam na to, że niewiasta prawdziwie pobożna
kochająca Boga, Kościół i dusze ludzkie, potrafi zdobyć się na niejedno, by
wspomagać dzieła dobroczynne. Ja wiem, że to potraficie i dajecie tego dowód
codziennie. Pozwólcie jednak, że dam wyraz żalowi i wspólnie opłakujmy ślepotę
wielu osób za dni naszych. Mają one pieniądze na podróże dla przyjemności, meble
luksusowe, przyjęcia towarzyskie, sprawiają bogate powozy, niejedną parę koni; ale
gdy idzie na ofiarę na kościół, na przytułek dla sierot, na odzież i żywność dla
biednych chłopców, kształcenie i utrzymywanie przyszłych kapłanów, to wówczas,
och niestety! – tysiączne wymówki; a, to, że ciągłe wydatki, interesy i koniec końcem
dają nie wiele lub wcale na wspomniane cele.
Niedawno temu pewien jegomość w Turynie wyprawił una scires. Osoba, od
której dowiedziałem się o tym wyrażała się o iście królewskim przyjęciu. Ile to mogło
kosztować? – spytałem
Siedemdziesiąt tysięcy lir!
Siedemdziesiąt tysięcy pochłonął jeden wieczór! O ślepoto ludzka!! Za 70 tys.
lir można by przyjąć do zakładu 70 chłopców, wykształcić ich, a może podarować
Kościołowi tyluż kapłanów, którzy z pomocą Bożą pozyskaliby Bogu tysiące dusz.
I pomyśleć, że ów Pan, proszony parę tygodni temu, by zechciał opłacać
trzymiesięczną pensję za otrzymanie pewnego biednego chłopca w zakładzie -
odmówił! Z pewnością Pan Bóg swego czasu zażąda ścisłego rachunku za ten wieczór
przetrwoniony.
Powyższy przykład można odnieść do wielu, choć w mniejszych rozmiarach.
Nie mniej powtarzające się w wypadki rozrzutności wyczerpują zasoby materialne
rodzin i uniemożliwiają wspieranie dzieł dobroczynnych, tak doniosłych dla
społeczeństwa i religii.
Otóż. Przezacne Pomocnice, nie mam bynajmniej zamiaru napędzać wam
skrupułów i pouczać, że nie wolno żyć na poziomie swego stanu zgodnie ze swymi
warunkami i pozycją społeczną. Chcę tylko zalecić, byście nie pozwoliły w swych
domach na straszną plagę, jaką jest zbytek, ani w dużych, ani w małych rozmiarach.
Tylko pod tym warunkiem będziecie w stanie wspierać dzieła dobroczynne i ocierać
miłosierną dłonią łzy tylu nieszczęśliwych rodzin i zbawić tylu chłopców
wychowywanych w naszych zakładach kosztem waszego miłosierdzia…
77

8.8 Page 78

▲back to top


Oczywiste, że Pomocnice wspierały skutecznie dzieła zainicjowane przez
Księdza Bosko, na co mamy niezliczone dowody. Każda nowa placówka, podobnie
jak dawne Oratorium, znajdowała w jakiejś pobożnej dobrodziejce jakby matkę
troskliwie opiekującą się nią, czego świeżym przykładem była pani Jacques względem
Oratorium św. Leona w Marsylii. Nie ograniczały się one tylko do potrzeb miejscowej
placówki, lecz interesowały się również sprawami całego Zgromadzenia. Mamy na to
tak liczne dowody, że winno się choć niektóre pokazać potomności.
Otóż wspomniało się często w owych czasach o pani Zuzannie, jak ją nazywali
Współbracia we Varazze. Była to pani Zuzanna Prato wdowa Saettone, zamieszkała
w Albissola. Ileż zawdzięcza jej wspomniany zakład w swych początkach! Miała tak
wielki wpływ na władze miejscowe w Genui, że udaremniła niektóre wrogie zakusy
przeciwko kolegium we Varazze. Obecnie przytoczymy jej list do księdza Rua
z okazji zbliżającej się uroczystości NMP Wspomożycielki:
Stimalissimo Sig. D. Rua come prediletto nipote!
W dniu następnym, pierwszym pociągiem w kierunku Sampierdarena wysyłam
pod adresem PW Księdza kosz z owocami dla Drogiego i zasłużonego Księdza Bosko,
jego ukochanego Ojca. Na dnie kosza znajdzie również paczkę zawierającą 4
chusteczki (trzy batystowe)... jedna wyhaftowana przeze mnie osobiście. Przewielebny
Ksiądz Bosko zrobi z nich właściwy użytek. Dotąd nie były jeszcze używane.
Spodziewam się, że będą w dobrym stanie morele i pomarańcze otrzymane wczoraj
z Finale, jak również jabłuszka, które udało się przechować na wasz piękny odpust.
Polecam się ich pamięci w modlitwach w celu otrzymania dla mnie u Madonny
łaski dobrej śmierci. Ks. Angelo Riello, misjonarz z kolegium w Savonie, pisał mi,
że nie otrzymał Bollettiono na ten miesiąc. Posłałam mu swój. Polecam nie zapominać
o tym waszym Pomocniku zasłużonym przy wysyłaniu pierwszej grupy misjonarzy.
Posyłał również przeze mnie znaczne sumy zebrane dla Księdza Bosko, etc…
Dnia 22.05.1879 r.
Dev. ma, obbl. ma serva come Nonna - Susanna Prato
Doroczny odpust odbył się przy niesprzyjającej pogodzie. Mimo to napływ
publiczności trwał przez cały dzień. Pontyfikował za pozwoleniem Ordynariusza,
Monsignor Garga biskup sufragan Nowary.
Z listu Księdza Bosko do księdza Bologna wnioskować można o zadowalającej
frekwencji, gdy pisze o – piu’ di 6 mila communioni nel solo giorno della festa.
Obchodzone uroczyście Imieniny Księdza Bosko w Oratorium nastręczyły
okazję jego synom do wyrażenia mu życzeń w listach prywatnych i złożenie
publicznego homagium podczas akademii.
Hymn napisany przez księdza Lemoyne i skomponowany przez młodego
mistrza Doglianiego, ilustrował muzycznie niedawno ustanowienie czterech
inspektorii oraz poczwórne Dzieło Księdza Bosko, to jest: Pobożne Towarzystwo
78

8.9 Page 79

▲back to top


Salezjańskie, Instytut Córek Maryi Wspomożycielki, Synów Maryi i Związek
Pomocników Salezjańskich.
Solenizant w swym przemówieniu końcowym rozentuzjazmował słuchaczy
wiadomością, iż otrzymał tegoż dnia list od księdza Costamagna przesyłającego
pocieszające wieści z ewangelizacji pogan w Pampas. Lecz któż by mógł zgadnąć,
że równocześnie nadszedł od władz szkolnych dekret zamknięcia jego szkół?...
Muzyka Doglianiego wszystkich zachwyciła. Mistrz bowiem potrafił
zużytkować genialne akcenty poetyckiej inscenizacji utwory jak również doskonałe
głosy, jakimi dysponował. Publiczność nie mniej dawała wyraz swojemu zadowoleniu
hucznymi oklaskami.
Podczas wieczerzy, Dogliani jak zwykle usługiwał do stołu Przełożonym. Gdy
refektarz się opróżnił, po sprzątnięciu ze stołu, Dogliani podszedł do Księdza Bosko,
by mu ucałować rękę przed odejściem. Ksiądz Bosko trzymając go za rękę kazał mu
zostać. Podano kawę dla Księdza Bosko: był to znak niezawodny, że bolała go głowa.
Na tacy znajdowały się dwie filiżanki.
No, Dogliani, wypijże sobie i ty kawę – rzekł Ksiądz Bosko. Dogliani spojrzał
pytająco na obecnego księdza Cagliero, jakby wymawiając się, że to dla niego ten
zaszczyt. A Ksiądz Bosko obróciwszy się ku niemu podsunął mu filiżankę. Ten przyjął
i wypił kawę i podziękowawszy serdecznie wyszedł.
Z okazji tej uroczystości, baron Pieraud posłał Księdzu Bosko confetti, które
były prawdziwą ozdobą stołu w tym dniu, wraz ze znaczną ofiarą załączoną, za co mu
Ksiądz Bosko dziękował następującym listem:
Car. mo Sig. Barone!
Korzystam z tego, że jego dostojny przyjaciel Feliks Arnaud, udaje się do
Nizzy, by przesłać wiadomości o nas. Znana sprawa jest załatwiona, lecz nie
otrzymałem jeszcze ostatecznej decyzji. Zobaczymy. Jego confetti były doskonałe
i stwierdziłem naocznie, że dobroć i słodycz dawcy przeszły w jego szlachetne dary
prezentujące się wspaniale przy stole.
Ofiara 1.000 franków została przeznaczona na wyprawę księdza Józefa
Pagnano do Ameryki, gdzie założy pierwszą parafię w Paragwaju. O innych sprawach
później. Mam poważny kłopot i potrzebuję jego modlitw. Niech Bóg błogosławi
Szanownego Pana wraz z małżonką etc.
Obll. mo aff. mo Amico
Ksiądz Jan Bosko
Turyn, 19.07.1879 r.
Część programu przygotowywanego na uroczystość Matki Bożej.
Wspomożycielki posłużyła dla uczczenia przebywającego w Oratorium Gerlado Maria
Genuardi, pierwszego biskupa Arcireale. Ksiądz Cagliero i ksiądz Durando,
w podróży przez Sycylię, byli przezeń podejmowani „z niezwykłą serdecznością”. Ten
zgromadziwszy swój kler w pałacu biskupim przedstawił ich publicznie przed swym
79

8.10 Page 80

▲back to top


senatem wysławiając z ręką na sercu, Księdza Bosko i salezjanów, których szczycił się
być „współbratem”. Ksiądz Bosko zaprosił go ze Mszą Pontyfikalną w kościele MB
Wspomożycielki, lecz Ordynariusz postawił takie warunki, że musiał z tego
zrezygnować, a nawet nie mógł asystować z tronu. Wizyty różnych dostojników
trwały nieustannie w Oratorium wywołując miłe wrażenie. Do poprzednich świadectw
dodamy jeszcze list, który nadszedł do Księdza Bosko z końcem maja. Mianowicie,
O. Leonard Maria Guerra, ze zgromadzenia minimów pisał: „Z wdzięcznością
wspominam te dni, które spędziłem z dobroci Przewielebnego Ojca w tym domu,
będącym przybytkiem gościnności i chrześcijańskiej miłości. Wracając z misji
w Algierze potrzebowałem naprawdę nieco wytchnienia, a oto dzięki jego ojcowskiej
dobroci zostałem tu zbudowany podniesiony na duchu”.
Z okazji Imienin Księdza Bosko odbyło się tradycyjne przyjęcie dla byłych
wychowanków. Zaproszenia rozsyłano z tej okazji wcześniej, lecz zebranie miało
miejsce zazwyczaj w ostatnim tygodniu roku szkolnego. W roku 1879 wybrano na to
dzień 17 sierpnia. W braterskiej agapie, sześćdziesięciu uczestników zasiadało przy
stole wokoło Księdza Bosko. W toastach wznoszonych bądź wspominano o dawnych
dziejach Oratorium, bądź podnoszono osiągnięte rezultaty lub przepowiadano przyszłe
zdobycze. Ten i ów rozweselał uczestników miłymi epizodami z życia Księdza Bosko.
Dobry Ojciec dawał wyraz swemu zadowoleniu i dziękował Bogu, że widział się
otoczonym wieńcem swych najstarszych synów, których zachęcał do wytrwania
w dobrym i życzył, by mogli po raz setny odbywać podobne miłe zebrania. Faktem
jest, że byli wychowankowie gromadzili się zawsze z wielką chęcią w Oratorium
i z dala przebywali w nim myślą.
Do prawdy- pisał jeden z nich do swego kolegi – miałem wielkie szczęście
spędzić pewien okres mej młodości pod opieką Księdza Bosko w Oratorium.
W Oratorium było naprawdę coś szczególnego, czego nie potrafię wyrazić, a czego nie
spotyka się w innych kolegiach…
Z rana, w dniu Imienin zamykano pewien konkurs ogłoszony od dwóch lat,
w którym i Ksiądz Bosko był pars magna. Zorganizowało go pismo katolickie Unita
Cattolica w Turynie. Mianowicie w roku 1877 rozpisano konkurs z nagrodą na
najlepszą książkę o św. Józefie, zaznaczając również, że pożądanym by było, aby
otwarto podobny konkurs na książkę o św. Piotrze Apostole. Przypadkowo gościł
wtedy w Turynie ksiądz prałat Piotr Ceccarelli, proboszcz z San Nicolas
w Argentynie, towarzyszący swemu arcybiskupowi do Rzymu. Ten przeczytał
wspomniany artykuł w piśmie. Projekt przypadł mu do gustu, gdyż przypomniał sobie,
że i sam odprawiał swe Prymicje w uroczystości Księcia Apostołów, nadto nosił jego
imię. Podejmując więc propozycje ofiarował 1.000 lir nagrody dla autora najlepszej
książki o św. Piotrze. Postawił jednak warunek, by obok prostoty stylu, nie zabrakło
należytego wywodu na temat faktu historycznego przybycia św. Piotra do Rzymu oraz
wykładu o nieomylności papieskiej. Prałat przekazał rzecz w ręce kanonika
Margottiego, redaktora wspomnianego dziennika z tym, by zlecono Księdzu Bosko
wybór i przewodniczenie jury złożonej z salezjanów dla zbadania i oceny nadesłanych
80

9 Pages 81-90

▲back to top


9.1 Page 81

▲back to top


prac. Prace miały być oznaczone zwykłymi kryptogramami,
z nazwiskiem autora w zamkniętej kopercie. Otwarcie koperty nastąpi po
wytypowaniu najlepszej pracy.
Nieco później, pewien dobry katolik z Mantuy, anonimowo zgłosił u swego
biskupa analogiczną gotowość wypłacenia nagrody w tej samej wysokości autorowi
książki o św. Pawle Apostole. Biskup zwrócił się również do Margottiego, by połączył
razem dwie powyższe imprezy zgadzając się na rozstrzygniecie jury wyznaczonej
w Turynie. Kanonik Margotti podał o tym do publicznej wiadomości w swym piśmie.
Prace napływały stopniowo. Termin upływał z dniem 29 czerwca 1878 r. Ksiądz
Bosko zamianował komisję w tymże roku i przystąpiono niezwłocznie do zbadania
utworów. Ze względu na wielką ilość napływających prac. Komisja zaproponował
przedłużenie wspomnianego terminu, jednak nie poza 29 czerwca 1879 r.
Na konkurs o św. Pawle, Komisja zajmowała się tylko czterema pracami
przyznając nagrodę księdzu Jakubowi Murena, ze Zgromadzenia Misyjnego,
zamieszkałego w Ferrarze.
Zbadanie prac zajęło wiele czasu, a pomimo to jury jeszcze nie zdołało
wytypować zwycięscy. Komisja po dokładnym przejrzeniu 10 – ciu manuskryptów
postanowiła wyeliminować prace nie odpowiadające warunkom konkursu i tak
zredukowała je do trzech najlepszych. Ostateczna jednak ocena nastręczała nie mało
trudności i wątpliwości tak, iż zdania jury były podzielone. Ksiądz Bosko
zorientowany, na który manuskrypt przechylała się większość sędziów zarządził
zawieszenie ostatecznego wyroku i polecił przesłać wszystkie trzy świątobliwemu
monsignorowi Rota, byłemu biskupowi Mantuy do oceny. Jury zgodziła się
jednomyślnie na tę propozycję.
Monsignor Rota przyjął proponowany arbitraż i dnia 13 maja pisał do
sekretarza jury:
Zbadałem osobiście i nie polegając na swym zdaniu zleciłem to również innym
wybitnym osobistościom, trzy vite di S. Pietro… Wydaje mi się, że pierwszeństwo
przyznać należy manuskryptowi oznaczonemu hasłem: „Tu es Petrus et super hanc
petram aedificabo Ecclesiam mean” (Mt 16,18) – oraz epigrafem z Orygenesa: Nec
adversus petram, super quam Christus Ecclesiam aedificvit, nec adversus Ecclesiam
portae inferi praevalebunt. (Orig. in Matth.)…”.
Egzaminatorzy zaś biskupi ze swej strony tak sformułowali swą opinię:
„Wydaje się, że autor manuskryptu Vita di S. Pietro w 5 zeszytach, odpowiada
wymogom konkursu; przemawiają za tym jasność wypowiedzi, prosty styl, przejrzysty
wykład. Pozwoli to na czytanie z korzyścią przez prosty lud powyższego dziełka”. Po
czym zaznaczywszy kilka usterek językowych dodawano: Życie i działalność św.
Piotra są opisane w sposób korzystny dla ogółu czytelników. Na podstawie
powyższego wyroku przyznano nagrodę autorowi pracy oznaczonej wyżej
wymienionymi tekstami. Termin otwarcia kopert wyznaczono na dzień 25 czerwca.
W zebraniu uczestniczył również ksiądz kanonik Margotti, którego poproszono
o otwarcie koperty. Wewnątrz było nazwisko autora: Ksiądz Jan Bosko. Po ujawnieniu
81

9.2 Page 82

▲back to top


zwycięscy, Ksiądz Bosko pospieszył oświadczyć, że nie ma zamiaru pretendować do
nagrody, lecz chodziło mu tylko o uczczenie Księcia Apostołów i dlatego wziął udział
w konkursie. Dołączając sekretnie swą pracę chciał się przekonać, czy jego dziełko
byłoby pożyteczne dla ludu, do czego właśnie zmierzał inicjator konkursu. Po tym
oświadczeniu zaznaczył, że chętnie zrzeka się nagrody na korzyść Dzieła, które
wskaże sam Monsignor Piotr Ceccarelli.
Warunki postawione w konkursie nie wymagały, by dzieło było dotąd nie
wydane drukiem. Dlatego Księdzu Bosko z łatwością przyszło przedłożyć swoją Vita
di San Pietro, wydaną drukiem z okazji Jubileuszowej Rocznicy Apostoła, z pewnymi
zmianami i dodatkami. Powyższa książeczka ukazała się drukiem w 1884 roku.
Parokrotnie wspomniano o małej loterii zorganizowanej w roku 1878.
W zrozumiałym interesie odkładano jak najdalej ciągnienie losów. Pod datą 24 maja,
Ksiądz Bosko pisał nowy okólnik w tej sprawie. Z podziwu godną wytrwałością
zmierzał do zakreślonego sobie celu, który wydawał mu się korzystny.
Ceritatevole Signore!
Mając na uwadze zbliżający się termin zapowiedzianej loterii, wobec tego,
że znaczna liczba biletów nie została podjęta, ośmielam się w imieniu młodzieży
polecić ją gorąco łaskawości WP. Gdyby jednak do końca 30 czerwca nie zdołał
rozprowadzić biletów, może je swobodnie zwrócić. Bóg, który obiecał nagrodę za
kubek wody podanej bliźniemu, niech raczy wynagrodzić jego dobroczynność, etc.
Turyn, w maju 1879 r.
Obbl. mo servitore
Ksiądz Jan Bosko
W międzyczasie za bilety wysłane do Francji, Dobrodzieje przysyłali datki,
zwracając zarazem bilety na korzyść Księdza Bosko. Ze względu na zwiększającą się
ilość fantów można było zwiększyć proporcjonalnie ilość biletów. Dlatego Ksiądz
Bosko rozesłał we Francji okólnik zapowiadający wysyłkę biletów na korzyść
chłopców w zakładach i Oratoriach w Nizzy, Marsylii, Nowarze i St. Cyr
„pozostających również pod opieką salezjanów a przeto mających prawo
uczestniczenia w loterii”.
Również „Bollettino Salesiano” ogłaszało nazwiska pierwszych, którzy się
zgłosili na apel wystosowany z początkiem roku do Pomocników w sprawie loterii.
Podany spis fantów przekroczył cyfrę 501; znaczną pozycję stanowiła kolekcja
obrazów pozostawionych w spadku przez barona Bianco di Barbania.
Mając na uwadze powyższe cenne dzieła sztuki Ksiądz Bosko przesyłał bilety
także dla dworu królewskiego i księcia Chambord. Dwór przyjął 500 biletów, księstwo
zaś Chambord wymawiali się niemożnością przyjścia z pomocą Oratorium,
ze względu na to, że wspierali już znaczną liczbę Dzieł dobroczynnych we Francji.
Nie mniej w październiku przesyłano Księdzu Bosko sumę 500 lir z gotowością
popierania jego dzieł nadal, z prośbą o modlitwy.
82

9.3 Page 83

▲back to top


Ksiądz Bosko rozsyłał również bilety wśród kardynałów, dostojników
kurialnych i biskupów. Wiele listów nadesłanych było dowodem na to, jak wielkiej
czci zażywał wśród episkopatu włoskiego, mimo że rewolucja doprowadziła go do
przykrego położenia materialnego. Między innymi otrzymał też listy od biskupów
Grenoble i Angoleme. 50 biletów przyjął Wielki Mistrz Zakonu św. Maurycego.
Ksiądz Bosko podał także wiadomość o swym Dziele do dziennika „Figaro” w Paryżu,
by tą drogą wiele osób dobroczynnych mogło zdobyć informacje o instytucjach
katolickich i popierać je.
Hrabiemu Caysowi polecono prowadzenie informacji i propagandy o Dziele
salezjańskim we Francji. Ten z kolei wciągnął w to księdza Paulin, którego poznał
w Auteuil jako pomocnika księdza Russela.
Również redaktor pewnego pisma katolickiego przyjął życzliwie zaproszenie
umieszczenia serii artykułów na ten temat w swym piśmie. Poprosił w tym celu
o obszerniejsze wiadomości. W końcu jednak zrezygnował z współpracy licząc się
z tym, że pismo służy przede wszystkim dziełom miłosierdzia we Francji.
Tu nawiasem dodamy, że gdy salezjanie założyli swą placówkę w Menilmontant,
wówczas redaktor „Figaro” zaproponował księdzu Bellamy otwarcie subskrypcji za
pośrednictwem wspomnianego dziennika z tym, że połowa sumy przypadałaby dla
administracji. Ksiądz Bellamy odmówił tłumacząc się, że Ksiądz Bosko nie zwykł
posługiwać się tego rodzaj formą miłosierdzia.
Ciągnienie losów odbyło się w dniu 30 sierpnia. Podano o tym do wiadomości
posiadaczom biletów odpowiednim drukiem z podpisem Księdza Bosko.
Przy końcu uznał za stosowne jeszcze raz zwrócić się z listem dziękczynnym do
swych Dobrodziejów, którzy mu dopomagali w powyższej imprezie:
Benemeriti Cooperatori e Benemerite Cooperatrice!
Jak podano do wiadomości, loteria, którą wam poleciłem z początkiem br.
dzięki waszej życzliwości, została pomyślnie zakończona. Z tego powodu czuję się
w obowiązku jeszcze raz wyrazić wam wdzięczność za pomoc w jej zorganizowaniu,
bądź przez przysyłanie wam fantów, względnie przyjmując do rozprowadzenia bilety.
Nie było oczywiście możliwe, by wszystkim, którzy wzięli w niej udział, poszczęściło
się. Komu jednak nie przypadła wygrana, może mieć nie mniej tę pociechę,
że przyczynił się swą jałmużną na rzecz dzieła dobroczynnego. Może przede
wszystkim liczyć na nagrodę stokrotną od Boga w tym życiu i przyszłym. Ze swej
strony zapewniam was o modlitwach moich, Współbraci i ubogich chłopców, których
Opatrzność, za waszym pośrednictwem, zaopatruje w żywność i odzież, podczas gdy
my staramy się dać im odpowiednie wychowanie i wykształcenie religijne
i obywatelskie.
Tymczasem podaję do wiadomości, że w dniu 19 bm. w tutejszym kościele
NMP Wspomożenia Wiernych odprawi się Msza św. z Komunią św. Generalną
młodzieży na intencje wszystkich Ofiarodawców, ich rodzin, o błogosławieństwo dla
ich interesów doczesnych i duchowych.
83

9.4 Page 84

▲back to top


Pełen nadziei, że tutejszy zakład nadal cieszyć się będzie skutecznym
poparciem naszych Dobrodziejów, korzystam ze sposobności etc.
Vostro obblligatissimo Servitore
Ksiądz Jan Bosko
W drugiej połowie września Ksiądz Bosko odwiedził domy w Ligurii,
prawdopodobnie z okazji dorocznych rekolekcji, które się odbywały w Sampierdarena.
Lecz z tej podróży nie mamy wiadomości oprócz wzmianki w następującym liście do
hrabiego Eugeniusza De Maistre:
Carissimo Sig. Conte Eugenio!
Nie wiem od czego zacząć swój list! Wróciwszy z wizytacji domów w Ligurii
dowiedziałem się, że jego małżonka hrabina nie żyje. Wyobrażam sobie ból jego
i całej rodziny. Mogę go zapewnić, że modliliśmy się i nadal będziemy się modlić
w intencji jego i zmarłej. Panu Bogu podobało się raczej powołać tak piękną duszę
przed swoje Oblicze i przesadzić tę cudną różę do rajskich ogrodów, by się cieszyła na
wieki radością Nieba. Uwielbiajmy więc wyroki Boże i powiedzmy: Fiat voluntas
Tua! Dla niego zaś, panie Eugeniuszu, stąd wiele tytułów do pociechy. Straciwszy
prawdziwą matkę rodziny na ziemi zyskuje Opiekunkę w niebie i będzie mi dane, co
daj Boże, ujrzeć ją w stanie daleko szczęśliwszym, niż na ziemi. Nadto możemy
wspierać ją modlitwą i dobrymi uczynkami, o ile tego potrzebuje, a przez to
powiększyć jej chwałę dodatkową w niebie, gdy już tam przebywa.
Niech Bóg go błogosławi wraz z cała rodziną i zaprowadzi wszystkich do nieba
– Amen. Z głębokim szacunkiem
Aff. mo Amico XJB
Turyn, 15.10.1879 r.
Musieliśmy chwilowo przerwać historię walki, którą Ksiądz Bosko musiał
przejść w roku 1879 z powodu swych szkół. Powrócimy więc do niej opisując
szczegółowo kolejne jej fazy. Widzieliśmy już jej zapowiedź w związku z personelem
nauczającym. Lecz spór miał zaostrzyć się do rozmiarów niebywałych. Święty
wyrażał się nieraz, że Oratorium powstało wśród razów, lecz mimo tych razów,
utrzymywało się i rosło.
84

9.5 Page 85

▲back to top


ROZDZIAŁ VII
Zamknięcie szkół w Oratorium
Taktyka stosowana przez Księdza Bosko w stosunkach z władzami szkolnymi
w Turynie odnośnie do personelu nauczycielskiego w Oratorium nie zapobiegła
wytoczeniu mu wojny i nie zdołała nawet złagodzić jej kursu. Celem uwydatnienia
jego niezłomnej postawy, należy być zorientowanym w ówczesnym ustawodawstwie
szkolnym we Włoszech odnośnie do szkół prywatnych.
Otóż publiczne i prywatne nauczanie we Włoszech było regulowane ustawą
Casati 13 listopada 1859 r., od nazwiska projektodawcy Gabriela Casati. W zasadzie
opowiadała się ona za swobodą nauczania. Uznawała obok szkolnictwa państwowego
również prywatne pod różnymi formami, z których dwie zasługują na naszą uwagę.
Otóż art. 246 głosił: „Wolno każdemu obywatelowi, który ukończył już 25 lat życia,
a posiada wymagane ku temu przymioty moralne, otworzyć szkołę prywatną wraz
z internatem”.
Następnie wylicza trzy warunki wymagane do funkcjonowania szkoły. Wśród
nich najważniejszy był ten, by nauczyciele posiadali odpowiednie kwalifikacje.
Istniały więc tzw. zakłady prywatne pod nadzorem ministerstwa oświaty. Ta kontrola
dotyczyła moralności, higieny, porządku publicznego i poziomu naukowego.
Artykuły 250 i 251 regulowały nauczanie pod nadzorem ojca lub jego następcy
prawnego - w stosunku do dzieci, krewnych i powinowatych, pojedyncze lub
zbiorowe, w wypadku porozumienia się rodziców, pod ich nadzorem
i odpowiedzialnością. Była to tzw. „szkoła ojcowska”, która według prawa nie
podlegała nadzorowi państwa.
Za podobnego rodzaju szkoły uważano też nauczanie w sierocińcach, gdzie
z pobudek dobroczynnych gromadzono pozbawionych opieki chłopców, by im
udzielać nauki w zastępstwie rodziców. Nie mniej prawdą jest, że na skutek pewnych
tendencyjnych okólników za strony władz szkolnych wspomniana ustawa została
zredukowana do zera. A przecież żadne oddolne zarządzenie nie ma mocy znieść
wyraźnego przepisu prawa, a obywatelowi przysługuje obrona przed
niesprawiedliwymi zarządzeniami administracji.
Po zaznajomieniu się z przepisami prawnymi należałoby z kolei poznać
urzędników, od których zależała w znacznej mierze decyzja, poczynając od prefekta,
który ze wszystkich okazywał największą gorliwość w walce z Oratorium. Zarząd
prowincji turyńskiej spoczywał w ręku niejakiego Minghelli Vaini, którego sylwetkę
skreślił w liście poufnym do Księdza Bosko radca miejski Dupraz. Można go streścić
85

9.6 Page 86

▲back to top


następująco: gorliwy aktywista rewolucyjny w Modenie w 1848 r., członek
tymczasowego zarządu tego księstwa, a po jego aneksji powołany do ministerstwa; od
roku 1849 dyrektor obozu karnego w Onaglia; gdy nie wykazał w tym kierunku
kwalifikacji, został przeniesiony na kierownika zakładu poprawczego dla kobiet
w Turynie; potem jako deputowany do parlamentu, inspektor więzień, a wreszcie jako
prefekt Cagliari i Turynu. Inny, niejaki Nikomedes Bianchi, pochodzący z Reggio
Emilia, asesor szkolnictwa publicznego w Turynie, inicjator całej sprawy, wnosił
w swe dzieło ducha iście sekciarskiego, na co dał tyle dowodów w swych dziełach
historycznych. Wreszcie prowedytor (kurator szkolny ) Rho - miał za swymi plecami
brata księdza, zwykłego nauczyciela szkół elementarnych, pełniącego obowiązki
inspektora szkolnego. Obaj byli współuczniami Księdza Bosko w Chieri. Żywili
zadawnioną niechęć do niego za wydalenie z Mirabello ich krewniaka. Ognisty ksiądz
Rho odgrażał się wówczas, że zrobi należyty użytek z tej, jak ją nazwał, zniewagi.
W roku 1879 szermował pogróżkami przeciw Oratorium zapowiadając zamknięcie
szkół, z czego miałby wielką satysfakcję. Do kuratora udał się Ksiądz Bosko
z wizytą, po powrocie z Rzymu i nawiązując do przeprowadzonej przez niego
inspekcji tak rzekł: Mam nadzieję, że przynajmniej od ciebie doznam poparcia!
Ten zaś zaczął z miejsca wymawiać się istniejącymi przepisami. Ksiądz Bosko
jednak nalegał powołując się na dawną przyjaźń i przytaczał wiele racji na korzyść
swej sprawy. Wciąż jednak odpowiedź była taka sama: Mettiti in regola!
Z okazji przeprowadzanych gorliwie wizytacji w Oratorium wywnioskowano
motyw jego nieustępliwości: była to obawa, by nie popaść w niełaskę u władz
nadrzędnych i nie stracić posady.
Obecnie przedstawiamy fakty. Otóż w czasie nowenny do NMP
Wspomożycielki, Ksiądz Bosko otrzymał od sekretarza Rady Szkolnej kopię dekretu
ministerstwa z dnia 16 maja, zarządzającego zamknięcie gimnazjum przy Oratorium
św. Franciszka Salezego. Wykonawcą dekretu był wspomniany poprzednio prefekt,
jako Prezes Rady Szkolnej w Turynie. To drakońskie zarządzenie motywowane było
niestosowaniem się do obowiązujących przepisów odnośnie do kwalifikacji
nauczycieli oraz wprowadzaniem w błąd władz szkolnych przez wykaz personelu
upoważnionego, podczas gdy faktycznie posługiwano się personelem
niewykwalifikowanym. Należy mieć przy tym na uwadze, że pominięto przepisaną
notyfikację dekretu, lecz zakomunikowano go Księdzu Bosko w sposób nieurzędowy.
Tłumaczy się to tym, że wśród członków Rady Szkolnej, przyjaciół Księdza Bosko
przeważała opinia, by zakomunikowano mu dekret urzędowo na dzień przed
wyjazdem wychowanków na wakacje.
Należało wiec działać szybko, by zapobiec niebezpieczeństwu. Ksiądz Bosko
poszedł więc do prefekta dziękując za względy i za zakomunikowanie jego uwag oraz
założył na jego ręce następujący dokument, jako Pro-memoria.
86

9.7 Page 87

▲back to top


ESPOSIZIONE STORICA
Powodowany pragnieniem zapobieżenia niedoli wielkiej liczby młodzieży
wałęsającej się bez opieki i rokującej smutną przyszłość, od roku 1841 zacząłem ich
gromadzić w tzw. „Ogródkach rekreacyjnych”. W 1846 r. otwarło się dla nich
przytułek, do którego władze posłały znaczną liczbę sierot. Głównym celem było
wyuczenie ich jakiegoś rzemiosła, by mogli w przyszłości uczciwie zarabiać na swe
utrzymanie. Wśród nich znajdowały się jednostki wybitnie uzdolnione. Również wielu
chłopców z rodzin podupadłych materialnie kierowano do szkół, nie bez pomyślnych
rezultatów. Większość z nich kierowano do odpowiednich zawodów, na przykład do
handlu, milicji, szkolnictwa, a niektórzy zdobyli nawet stopnie akademickie zajmując
katedry w szkołach wyższych. Inni z zamiłowaniem uprawiali drukarstwo w tymże
zakładzie.
Powyższe szkoły były dotąd uważane przez władze jako instytucje dobroczynne
na stopniu nauczania prywatnego opiekuńczego, po myśli artykułów 251- 252 Ustawy
Casati. Również panowie kuratorzy, ministrowie oświaty, nawet sam Jego Królewska
Mość król Humbert I, byli naszymi wybitnymi dobrodziejami spiesząc z zasiłkiem
pieniężnym. Dopiero w roku 1877 -1878 pan kurator szkolny zarządził, by w szkole
zatrudniano profesorów dyplomowanych, pod karą zamknięcia gimnazjum, w razie
niezastosowania się do tego.
Powyższe zarządzenie zamykałoby dalszą drogę kształcenia się biednym synom
ludu, z których wielu, ze względów fizycznych, nie nadawało się do rzemiosła
i musiałoby powrócić do nędznego stanu, w jakim się poprzednio znajdowali. Chcąc
więc zastosować się, o ile to możliwe, do zarządzeń władz, postarałem się powierzyć
nauczanie profesorom dyplomowanym. Ponieważ zaś wielu z nich było zajętych
w administracji domowej, posługiwano się również w ich zastępstwie innymi
zdolnymi do nauczania pod ich nieobecność. I tak szły sprawy. Podczas mej
nieobecności, pan kurator szkolny przeprowadził nagłą wizytację w naszych szkołach.
Oświadczył on w sprawozdaniu, że co do moralności, dyscypliny i higieny uczniów,
nie ma nic do zarzucenia, lecz że trzech profesorów było w tym czasie nieobecnych
w klasie, a w ich zastępstwie uczyli inni. I tylko z tego powodu, jak stwierdza
w sprawozdaniu – zagroził zamknięciem szkoły, jeśli nie postaram się o profesorów
dyplomowanych. Pozwolę sobie zauważyć, że nauka trwa w tym zakładzie od 15
października do 15 - go września; w odnośnych klasach mogła mieć miejsce
nieobecność danego profesora, w czasie, gdy był zajęty ważnymi sprawami, za to
odrabiał swe wykłady w innym czasie. Winienem zauważyć ponadto, że nie ma
wyraźnego przepisu, by zakłady prywatne stosowały się ściśle do rozkładu zajęć
wprowadzonego w szkołach państwowych. Nie znam przepisów zabraniających
profesorom zastępowania się kimś innym, na wypadek swej nieobecności w klasie,
tym bardziej, gdy zastępcy mogą się wykazać odpowiednimi tytułami. Natomiast
mógłbym przytoczyć na poparcie tego wiele faktów przeciwnych z tutejszego miasta,
jak na przykład to, że w liceum państwowym uczy pewien profesor zastępczy na
podstawie zwykłego zatwierdzenia ze strony pana kuratora.
87

9.8 Page 88

▲back to top


Pomimo to pragnąc podporządkować się całkowicie zarządzeniom władz proszę
- w drodze wyjątkowej - o przyznanie mi pewnego czasu, bym mógł zastosować się do
przepisów i zarządzeń powizytacyjnych pana kuratora etc.
Równocześnie proszę JWP kuratora jako ojca biednych synów ludu, by raczył
przyczynić się w Radzie Szkolnej prowincji Turynu, a jeśli trzeba, w ministerstwie
oświaty, nie ze względu na wspomnianą młodzież, by przyznano nam odroczenie,
o które proszę.
Mam nadzieję, że uzyskam żądaną łaskę, ale gdyby to było niemożliwe, jestem
gotów - by nie postawić pod znakiem przyszłości mych biednych chłopców i nie
wyrzucić ich na ulicę - do wszelkich ofiar, łącznie z przeprowadzeniem zmian
w administracji zakładu, by wszystkie klasy były obsadzone własnymi profesorami,
zgodnie z rozkładem godzin zatwierdzonym przez władze.
Turyn, 18.05.1879 r.
Obll. mo esponente
Ksiądz Jan Bosko
Święty zmierzał do wycofania dekretu, dlatego pisał i przesyłał kopię
powyższego Pro - memoria wielu osobom wpływowym w Turynie i Rzymie, jak
komandorowi Barberis, premierowi Depretis, ministrowi wojny, generałowi De la
Roche. Przyjacielowi księdza Dalmazzo i innym grubym rybom.
W dniu 8 czerwca Ksiądz Bosko wyraził się na Kapitule: Minister Coppino
powinien liczyć się z tym, że mamy wielu przyjaciół wśród dostojników państwowych
oraz że mimo jego złośliwości, Pan Bóg nam dopomaga, byśmy mogli się ostać. Pisać
więcej do niego już mi nie wypada, gdyż po wielekroć zwracałem się do niego
w poprzednich latach, a on łudził mnie tylko obietnicami, których nie dotrzymał
nigdy, a przy tym kopał dołki za moimi plecami.
Ksiądz Bosko przekonany, że nie zagraża bezpośrednie niebezpieczeństwo,
uznał za stosowne porozumieć się z panem Nicomede Bianchim, mającym znaczny
wpływ w Radzie Szkolnej w Turynie. Wykorzystał więc znajomość z nim i złożył
mu wizytę. Na wspomnianej Kapitule przytoczył treść prowadzonej z nim rozmowy,
co jest zanotowane w sprawozdaniu Kapituły.
Otóż, Pan Bianchi ujrzawszy Księdza Bosko spytał z miejsca:
Och, Ksiądz Bosko! Zapewne przychodzi Ksiądz w sprawie owego dekretu…
Tak właśnie, proszę pana.
Proszę posłuchać: Nie trzeba się obawiać. Na Radzie Szkolnej zadecydowano
nie posyłać mu go, aż dopiero w dniu rozjazdu chłopców na wakacje.
Dobrze, dziękuję serdecznie wszystkim, którzy się przyczynili do tego. Lecz,
jak Szanowny Pan widzi, wspomniany dekret jest aktem nagany i wrogości
wymierzonej przeciwko mnie. Uważam, że nie zasłużyłem na coś podobnego.
No, cóż Ksiądz chce, takie czasy…
Cóż, zatem pan mi radzi? Chciałbym go odeprzeć przedkładając odpowiednie
dokumenty i dowody.
88

9.9 Page 89

▲back to top


Studiowałem tę sprawę i jestem przekonany, że Ksiądz miałby w ręku poważne
atuty, lecz nie radzę mu tego z dwóch powodów.
Po pierwsze - zemściliby się w inny sposób bardziej dokuczliwszy; po drugie -
jeśli Ksiądz przytoczy jeden powód, to oni znajdą dwa inne przeciwko niemu i tak,
koniec końcem, na swoim postawią.
Proszę posłuchać: w tym dekrecie zainteresowane są: Rada Szkolna w Turynie,
magistrat i ministerstwo oświaty.
Zatem, mam uznać i zastosować się do tego niesprawiedliwego zarządzenia?
Senta: Niech Ksiądz na razie zakończy ten rok szkolny spokojnie, a na przyszły
postara się o profesorów dyplomowanych.
Ależ profesorzy ci są i uczą… Może wymaga się, byśmy stosowali się do
państwowego rozkładu godzin? Tego chyba nie żądają od nas..
Ze sprawozdania wizytatora wynika, że brak w Oratorium profesorów
dyplomowanych.
Ależ przeciwnie, są!
Zatem, proszę natychmiast przesłać spis prefektowi, z zaznaczeniem ich
nazwisk i kwalifikacji. O jednej rzeczy wspomnę - nie, jako radca miejski, ani
szkolny, lecz jako przyjaciel. Mianowicie, Ksiądz nie ma obowiązku trzymania się
rozkładu przepisanego w szkołach państwowych, nadto celem uniknięcia
nieprzyjemności i wizytacji, niech zaznaczy, że w razie potrzeby, dla wygody swoich
nauczycieli i uczniów, nauka odbywa się w godzinach rannych i wieczornych według
rozkładu. A gdyby przyszedł prowedytor rano, bez zapowiedzenia się, tłumaczyć się,
że nauka odbywa się w tych klasach wieczorem, a gdyby przyszedł pod wieczór, to
znów można powiedzieć, że nauka jest rano...
Dziękuję za życzliwość mnie okazaną i poufne rady. Proszę jednak być
pewnym, że nigdy nie szukałem wybiegów ani obchodziłem prawa. Chcę być zawsze
w zgodzie z władzami. Zaznaczam tylko, że w niektórych okolicznościach nie można
trzymać się zwykłego rozkładu i niekiedy zachodzi konieczność zastępstwa.
Pragnąc zdobyć należyte informacje, co do swej pozycji wobec Rady Szkolnej
i Miejskiej w Turynie stawiał mu jeszcze wiele pytań, by się upewnić, czy czasem nie
ma jeszcze, jakiegoś ciemnego punktu, o którym by nie wiedział. Co do tego jednak
nie było obawy, a nawet asesor wyznał, że na Radzie Szkolnej wychwalano zakłady
Księdza Bosko i jego działalność opiekuńczą względem młodzieży opuszczonej.
Zaznaczano jednak, że Ksiądz Bosko chciałby wymigać się spod obowiązujących
przepisów i oszukiwać władze zatrudniając w szkole nauczycieli bez dyplomów
i podając na liście profesorów bez uprawnień.
To jest jedyny punkt ciemny, który mu zarzucano – wyznał asesor Bianchi.
Referowano, że wizytator nie zastał wszystkich profesorów w klasach. Podobny stan
rzeczy stwierdził w powtórnej wizytacji. Co gorsza, któryś z nauczycieli Księdza
Bosko miał się wyrazić: Ale go wykołowaliśmy!... Powiedziano to dlatego, że panom
profesorom udało się przyjść na czas przed przybyciem prowedytora. Doszło to do
89

9.10 Page 90

▲back to top


wiadomości wizytatora, który zrobił donos do Rady Szkolnej i na skutek tego
wystąpiono do ministerstwa z wnioskiem o zamknięcie szkoły.
Ksiądz Bosko zwrócił uwagę na to, że wspomniany akt wydano zbyt pochopnie
i niesprawiedliwie. Być może, ktoś nieodpowiedzialny wyraził się niestosowanie pod
adresem prowedytora… W każdym razie dziękuję za informacje…, porozumieliśmy
się – rzekł na zakończenie rozmowy Ksiądz Bosko.
Dla oka – zauważył Ksiądz Bosko - Nicomede Bianchi okazywał się
przychylny i wyjawił mi wiele spraw odnoszących się do nas, na których mi wiele
zależało. Ale mimo to należy go uważać za jednego z najniebezpieczniejszych
w Radzie Szkolnej i prawdopodobnie on był tym, który nam wymierzył ten cios. Ale
często Pan Bóg przemawia i przez usta oślicy Balaama…
O tych sprawach poinformował ksiądz Bosko na Kapitule, lecz poza tym nikt
inny o nich nie wiedział. Spodziewał się on przy tym uzyskać odroczenie, co najmniej
na dwa lata, które mu przysługiwały na podstawie ustawy, a w tym czasie można było
próbować znaleźć jakieś rozwiązanie. W tym celu Ksiądz Bosko zwrócił się z prośbą
o pomoc do księdza Baricco radcy miejskiego, swego przyjaciela, który jednak dał
odpowiedź wymijającą: …Pragnąłbym z całą chęcią dopomóc Oratorium św.
Franciszka Salezego przez niego założonemu i utrzymywanemu dla dobra
publicznego. Widzę jednak, że jest to sprawa trudna, żeby nie powiedzieć wprost
beznadziejna, nawet w wypadku gdyby się pragnęło uzyskać od władz chwilowe
odroczenie. Od dwóch lat ministerstwo wydało przepisy obowiązujące szkoły
prywatne i dlatego nie może być miejsca na żadne wyjątki. Oratorium św. Franciszka
Salezego jest największą z tego rodzaju instytucji prywatnych i gdyby uzyskało
wyjątek, to i inne pragnęłyby z tego skorzystać. Dlatego jako więcej zorientowany
w sytuacji, radzę mu postarać się o profesorów dyplomowanych dla swych szkół.
W taki sposób zapewni się dalszy byt jego zakładowi. Ufam, że Opatrzność, w której
Wasza Przewielebność pokłada tak wielkie nadzieje, dostarczy mu środków na to, by
mógł nadal działać tak wiele dobrego…
Wkrótce po tym liście Święty wystosował do prefekta następujące pismo:
Ill. mo Sig. Preffeto!
Pomimo, że osobiście przedłożyłem mu nazwiska nauczycieli w klasach
gimnazjalnych w tutejszym zakładzie, uważam jednak z stosowne podać jeszcze raz
ich personalia. Oto one:
Klasa V gimnazjum – ks. Durando Celestyn;
Klasa IV gimnazjum – ks. Rua Michał;
Klasa III gimnazjum – ks. Bonetti Jan;
Klasa II gimnazjum – ks. Pechenino Marek;
Klasa I gimnazjum – ks. Bertello Józef
Inne kwalifikacje zostały przesłane prowedytorowi, lecz jeśli zajdzie potrzeba,
mogę przesłać kopie panu prefektowi. W przyszłym roku szkolnym zajdą pewne
90

10 Pages 91-100

▲back to top


10.1 Page 91

▲back to top


zmiany, o czym prześle się zawiadomienie gwarantując, że cały personel posiada
odpowiednie kwalifikacje. Mam zaszczyt etc.
Turyn, 20.06.1879 r.
Ksiądz Jan Bosko
Proszono o odroczenie, tym czasem stało się coś przeciwnego! Minister
poinformowany, że miało się zaczekać z zakomunikowaniem Księdzu Bosko do końca
roku szkolnego, nie tylko nie zgodził się na to, lecz wydał stanowczy nakaz
prowedytorowi zamknięcia szkoły najpóźniej do dnia 30 czerwca br. Pan Rho podał to
do wiadomości, „po przyjacielsku” Księdzu Bosko dodając od siebie następujące
słowa: Osobista przyjaźń łącząca mnie z tobą od lat dyktuje mi doradzić ci poddanie
się lojalnie wspomnianemu dekretowi i podporządkowanie się mu we wszystkim.
Z tym możesz skierować do ministra odwołanie, w którym zaznaczywszy swą
gotowość zastosowania się do zarządzeń władz szkolnych, możesz prosić
o zezwolenie otwarcia gimnazjum na przyszły rok szkolny 1879 - 1880, przyrzekając
postarać się o profesorów dyplomowanych. Wspomniane podanie poparte jakąś
wpływową osobistością może - uważam - spotkać się z życzliwym ustosunkowaniem
w ministerstwie. Dwa twoje poprzednie podania tej treści skierowane do prefekta,
motywowane posiadanymi uprawnieniami, na prowadzenie szkoły przy pomocy
personelu nie posiadającego dyplomów, na okres dwu lat – zostały odrzucone i według
mnie, nie mają szans na powodzenie.
Po błyskawicy nastąpiło bezpośrednie uderzenie piorunu. Właśnie we wigilię
Narodzenia św. Jana Chrzciciela, kiedy w Oratorium obchodzono imieniny Księdza
Bosko, o godz. 10 - ej, zjawił się urzędnik i doręczył Księdzu Bosko dekret za
potwierdzeniem odbioru. A równocześnie Święty otrzymał list z prośbą o przyjęcie do
zakładu chłopca Cabbero Michała. Polecającym był Anegli Boggiani, urzędnik Rady
Państwa, który opowiadał się za wydaniem dekretu zamknięcia szkół Księdza Bosko.
Nie do przyjęcia była rada, by Ksiądz Bosko „miał pogodzić się z rezygnacją”
z dekretem zamknięcia jego szkół! Oratorium nie było jakąś tam dobroczynną szkółką
potajemnie wegetującą w jakiś zagubionym zakątku półwyspu. Firma Ksiądz Bosko
była zbyt znana wszystkim nie tylko w Italii, lecz na całym świecie, podawana z ust do
ust i nie można było pozwolić, by tak wielkie zastępy młodzieży poniewierały się na
bruku. Uznał więc za stosowne, na co przedtem nie mógł się zdecydować - napisać
wprost do ministra Coppino. Zatem wystosował pismo, lecz wahał się przez parę dni
z jego wysłaniem. Wreszcie zdecydował się to uczynić w nieco zmienionej formie:
Eccellenza!
Zakomunikowano mi kopię dekretu wydanego przez ministerstwo, zamknięcie
gimnazjum prowadzonego przeze mnie w tymże Oratorium salezjańskim. Niech mi
wolno będzie zauważyć, że uchwała zamknięcia tej szkoły powzięta przez Radę
Szkolną, na której opiera się powyższy dekret, jest bezpodstawna (jak wynika
z załączonego dokumentu) bądź dlatego, że profesorowie uczący posiadają
91

10.2 Page 92

▲back to top


kwalifikacje po myśli art. 246 Ustawy cytowanej bezpodstawnie na moją niekorzyść,
bądź dlatego, że nie istnieje żaden z poważnych powodów przytoczonych w art. 247,
celem zamknięcia wspomnianej szkoły. W wypadku zaś usprawiedliwionej
nieobecności nauczycieli zastępują ich inni, co nie może być podstawą zamknięcia
gimnazjum, gdyż nie stoi w sprzeczności z jakikolwiek artykułem Ustawy i zdarza się
w wielu szkołach państwowych i prywatnych.
Wobec powyższego, apelując do sprawiedliwości WE i proszę o odwołanie
powyższego dekretu i oczekuję paru słów odpowiedzi, by na wypadek odmowy (czego
nie przypuszczam), mógłbym uciec się dla obrony mych biednych uczniów do
wszelkich środków legalnych. Mam zaszczyt etc.
Turyn, 26.06.1879 r.
Ksiądz Jan Bosko
Za pośrednictwem apelacji Ksiądz Bosko liczył przynajmniej na zyskanie na
czasie, co było dla niego w pewnej mierzy ważną okolicznością i dlatego
komunikował to prefektowi:
Ill. mo Sig. Prefetto!
Odpowiadam na pismo załączone do dekretu ministerstwa zarządzającego
zamknięcie naszych szkół gimnazjalnych. Z uwagi na to, że nie jestem w stanie
wykonać powyższego dekretu w przeciągu tak krótkiego czasu, przy czym skądinąd
cytowane przezeń motywy są bezpodstawne, zdecydowałem się odwołać do wyższej
władzy. Komunikując o tym proszę o zawieszenie wykonania wspomnianego dekretu,
aż do nowego zarządzenia, które mu zostanie z pewnością zakomunikowane.
Turyn, 26.06.1879 r.
XJB
Ksiądz Bosko ze względu na swą nieobecność w Turynie, polecił księdzu Rua
udać się w towarzystwie księdza Durando, do prefekta, by usłyszeć, jakie ma on
zamiary. Dowiedziano się o planie zabrania młodzieży z Oratorium. Wobec tego,
że zamiar powyższy był nieodwołalny, prosili go o przedłużenie terminu z racji na
egzaminy końcowe oraz by mieć czas na ulokowanie niektórych wychowanków, nie
mających rodziców. Na to prefekt wyraził zgodę przedłużając termin o kilka dni poza
30 czerwca.
Nadzieje te rychło się rozwiały, gdy nadeszła odpowiedź na pismo Księdza
Bosko, w której oświadczano, że niemożliwe jest zawieszenie wykonania dekretu
ministerialnego. Jeśli zatem do dnia 30 czerwca, Oratorium nie wykona zarządzenia,
zagrożono, że zastosuje się środki prawne.
Co do wykonania dekretu – odpowiadał urzędnik – posiada Ksiądz nie cztery,
jak błędnie twierdzi, lecz osiem dni, licząc od dnia wydania dekretu 23 bm.
A Ksiądz Bosko nie liczył dwóch dni, na które przypadały święta
i w odpowiedzi prostował z powagą:
92

10.3 Page 93

▲back to top


Ill. mo Sig. Prefetto!
Z poważnych i prawnych motywów odwołałem się do władz wierząc,
że otrzymam odroczenie wykonania dekretu zamknięcia naszych szkół dla ubogiej
młodzieży, do czasu ostatecznej decyzji kompetentnych czynników. Obecnie z listu
ostatniego Prefektury dowiadujemy się, że trzyma się on nieustępliwie ustalonej daty.
Wobec powyższego zarządzenia, muszę się poddać bez ograniczeń
i oświadczam, że nauka od dziś została przerwana w zakładzie. Postaram się
skierować niektórych wychowanków do odpowiedniego rzemiosła zgodnie z ich
stanem zdrowia i zdolnościami. Ci, co mają rodziny, zostaną odesłani do domu. Przy
tym niektórzy uczniowie V- ej gimnazjalnej przygotowują się do egzaminów
maturalnych i muszą pozostać w tymże zakładzie do ustalonego terminu.
Mam zaszczyt etc.
Turyn, 30.06.1879 r.
Ksiądz Jan Bosko
Prefekt porozumiewał się z policją, by dowiedzieć się, czy może liczyć na to,
by w razie, czego siłą egzekwować przeprowadzkę uczniów. Lecz komendant nie
chciał występować przeciwko tylu biednym sierotom, tym bardziej, gdy widział,
że wielu z nich zgłaszało się w prefekturze z prośbą o ich przygarnięcie. Ostatecznie
więc uzyskano przedłużenie terminu na dokończenie egzaminów. Co by jeszcze mogło
wpłynąć na uspokojenie umysłów w tej sytuacji?
Tymczasem ministerstwo było zachwiane, a w takich okolicznościach niższym
urzędnikom przypomina się zdanie Talleyranda: Surtout, pas de zele.
Natomiast gorliwość przynaglała Księdza Bosko do chwycenia pióra w swej
obronie i wystosowanie memoriału do ministra oświaty. Naświetlał w nim zwłaszcza
punkt prawa do nauczania swych podopiecznych, pozbawionych rodziny,
z powołaniem się na Ustawę Casati. Gorąco i wymownie bronił się, zwłaszcza przed
zarzutem oszukiwania władz szkolnych pisząc:
Wyjaśnienia względem dekretu ministra oświaty odnośnie do zamknięcia
gimnazjum przy Oratorium św. Franciszka Salezego w Turynie.
ESPOSIZIONE STORICA
Znane jest WE, że podpisany od roku 1841 roztaczał opiekę nad młodzieżą
ubogą, której groziła smutna przyszłość. Gromadził ja w tzw. „Ogródkach
rekreacyjnych”. W roku 1846 dla najbiedniejszych z nich otwarto sierociniec, dokąd
władze przysyłały wielu takich chłopców. Celem sierocińca było nauczenie ich
jakiegoś rzemiosła, by mogli w przyszłości zarabiać na swe utrzymanie. Między nimi
zdarzały się jednostki wybitnie uzdolnione. Również synów podupadłych materialnie
rodzin posyłano do szkół, nie bez dodatnich rezultatów. Wielu z nich kierowało się do
wolnych zawodów lub do wojska. Niektórzy nawet zdobyli stopnie akademickie.
Wielu obrało sobie zawód drukarza, kształcąc się i praktykując na miejscu. Powyższe
szkoły były uważane dotąd przez władze administracyjne za instytucje dobroczynne,
93

10.4 Page 94

▲back to top


względnie, jako zakład opiekuńczy, nad którym roztacza ojcowską opiekę piszący,
jako jego dyrektor, zgodnie z Ustawą Casati o publicznym nauczaniu. Art. 251 - 252
wspomnianej Ustawy brzmią: „Nauczanie w zakresie domowym, pod nadzorem ojca
lub odpowiedzialnego opiekuna, udzielona dzieciom i krewnym rodziny, nie podlega
nadzorowi państwa”. „Do powyższego rodzaju nauczania zalicza się również
nauczanie zorganizowane wspólnie przez wiele rodzin, pod odpowiedzialnością
osobistą tychże rodziców lub ich zastępców prawnych”.
Nie mniej panowie kuratorzy i ministrowie oświaty popierali nauczanie,
którego się udziela w tutejszym zakładzie swą powagą i pomocą materialną i kierowali
tu biednych chłopców, znajdujących się w nędzy. Dom panujący i sam Jego
Królewska Mość Humbert I, byli zawsze w liczbie naszych dobrodziejów. Dopiero
w ubiegłym roku szkolnym 1877 - 1878, pan kurator prowincji turyńskiej zarządził,
by postarano się o profesorów dyplomowanych, pod karą zamknięcia naszego
gimnazjum. Powyższe zarządzenie spowodowało niemałe zamieszanie i wydatki, ze
względu na to, że wielu biednych synów ludu musiałoby znaleźć się w poprzedniej
nędzy, gdyby byli niezdatni do jakiegoś rzemiosła.
Tym nie mniej postarałem się zastosować do zarządzeń państwowych
angażując się w odnośnych klasach profesorów z dyplomami, ale ponieważ wielu
z nich zajętych jest także w administracji domu, posługiwano się na wypadek ich
nieobecności, odpowiednimi zastępcami, którzy odpowiadali stawianym wymogom
przez władze szkolne.
Wobec takiego stanu rzeczy, podczas mej nieobecności pan kurator szkolny
przybył z wizytacją. W swym sprawozdaniu wystawił jak najlepszą opinię, co do
higieny, dyscypliny i porządku. Skonstatował jednak, że trzech profesorów brakło
w klasach, a w ich zastępstwie uczyli inni. Z tego powodu zagroził zamknięciem
zakładu, gdyby taki stan rzeczy trwał nadal.
Otóż pragnę zauważyć, że rok szkolny we wspomnianym zakładzie trwa od
dnia 15 października do 15 września. Rozkład lekcji jest ułożony dogodnie dla
uczących i choć na niektórych wspomniani profesorowie byli nieobecni, wykłady
trwały jednak nieprzerwanie. Sami zaś w dogodnym dla nich czasie uzupełniali swe
wykłady.
Nadto zauważyć należy, że nie istnieje żaden przepis obowiązujący do
przestrzegania rozkładu godzin przyjętego w szkołach państwowych. Nie znam
również zarządzeń zabraniających zastępowania profesorów w odnośnych klasach.
Tak samo na przykład postępuje się w liceum publicznym w Turynie, gdzie profesorzy
wyręczają się zastępcami bez specjalnych kwalifikacji, jeżeli za takie uważa się
zwykłe zatwierdzenie przez pana kuratora.
Niemniej pragnąc stosować się do rozporządzenia władz szkolnych, prosiłem
o przyznanie mi odpowiedniego terminu, bym mógł dopełnić obowiązujących
przepisów i zastosować się do życzeń pana prowedytora. W piśmie do
przewodniczącego komisji szkolnej pisałem:
94

10.5 Page 95

▲back to top


Upraszam szanownego pana przewodniczącego jako opiekuna ubogich dzieci
ludu o przyczynienie się u Rady Szkolnej prowincji turyńskiej, oraz gdyby zaszła
potrzeba - u ministra oświaty, by przyznano mi przynajmniej odroczenie. Gdybym nie
uzyskał żądanej łaski, wówczas nie chcąc narażać biednych chłopców na wyrzucenie
na bruk, nawet kosztem wielkich ofiar, gotów jestem przeprowadzić pewne zmiany
w administracji zakładu, by profesorowie mogli znaleźć się w klasach, stosownie do
zatwierdzonego rozkładu lekcji. Oczekiwałem przychylnej odpowiedzi, względnie
zwłoki do końca roku szkolnego, a tymczasem posyła się mi dekret zamknięcia szkoły,
dnia 23 bm.
- Kilka uwag na temat powyższego Dekretu -
Dotąd w stosunkach z władzami uważałem za swój obowiązek trzymać się ich
zarządzeń nie szukając wybiegów prawnych. Lecz obecnie pozwoli mi WE zrobić
kilka uwag:
Otóż licząc od dnia 23 czerwca, pozostają zaledwie kilka dni na
przeprowadzenie egzaminu wszystkich chłopców; należy uprzedzić o tym ich
rodziców, opiekunów, z których wielu mieszka daleko, niektórzy nawet za granicą, na
przykład w Francji, Anglii, Polsce etc. Prócz tego wielu chłopców zostało przysłanych
przez różne władze państwowe, czy miejskie: jakże mógłbym ich odesłać bez niczego?
Nawet wspomniane władze nie zdołałyby znaleźć dla nich tak szybko nowego
pomieszczenia. Niezbędny więc jest nieco dłuższy termin. Z tej racji wspomniany
dekret nie jest wykonalny.
Zauważyć trzeba ponadto, że wielu tych chłopców jest sierotami i absolutnie
nie mają żadnych środków utrzymania. Cóż więc z nimi począć? Zostawić ich
w poprzednim opuszczeniu? Nie miałbym serca tego uczynić, chyba zmuszony przez
władze, do czego jak sądzę nie dojdzie.
- Bezpodstawność dekretu -
Uważam, że zanim zastosowano ten środek, należało wpierw, stosownie do art.
248 dać czas kierownikowi zakładu na obronę. Gdyby powyższy artykuł był należycie
przestrzegany, wówczas po należytym wyjaśnieniu sprawy z jego strony, Rada
Szkolna byłaby w stanie wydać uzasadniony o tym wyrok. Co do powyższego
znajduje się następujący przepis w Ustawie o nauczaniu publicznym - (art. 247):
„Szkoła nie może być zamknięta, jak tylko z przyczyn poważnych, mianowicie -
w wypadku wykroczeń przeciwko moralności, naruszenia porządku publicznego,
względnie z powodu niebezpieczeństw grożących zdrowiu wychowanków”.
- Błędne insynuacje ze strony Urzędu Szkolnego –
Pan minister opiera się w dekrecie na opinii Rady Szkolnej w Turynie co do
braku kwalifikacji nauczycielskich oraz usiłowania oszukania władz szkolnych ze
strony Księdza Bosko, który posłał listę nauczycieli dyplomowanych, podczas gdy
w rzeczywistości posługiwał się innymi, którym brak takich kwalifikacji.
Pierwsza część zarzutu pozbawiona jest podstaw, gdyż sam pan prowedytor,
pod datą 2 lutego, stwierdza odbiór listy personelu nauczycielskiego z należnymi
kwalifikacjami, wobec których nigdy nie podniósł zarzutów.
95

10.6 Page 96

▲back to top


Co do drugiego zarzutu, krępuję się w ogóle odpowiadać, gdyż jest to zbyt
obciążające mnie jako kapłana. Od 38 lat pracuje w Turynie dla dobra państwa
bezinteresownie, kierując się jedynie miłością chrześcijańską. W tym celu
poświeciłem swe zasoby, starania i całe życie dla dobra biednych synów ludu
i z czystym sumieniem mogę oświadczyć, iż gotów jestem poddać się wyrokowi
jakiegokolwiek publicznego sędziego, co do wszystkiego, co napisałem,
wydrukowałem lub powiedziałem publicznie, w każdym czasie. Dlatego nie obawiam
się zarzutu, że wprowadziłem kiedykolwiek w błąd władze publiczne. Jeśli
kiedykolwiek odwoływałem się do władz o łagodne stosowanie przepisów prawnych,
to czyniłem tak nie ze względu na siebie samego, lecz na moje biedne sieroty.
Co dotyczy zastępowania profesorów przez innych, już wyżej wyjaśniono to
dostatecznie. Tu zaznaczam tylko:
1. Nie istnieje żaden przepis zabraniający zastępowania profesora w klasie
w wypadku konieczności, jako że on nadal jest odpowiedzialny za wyczerpanie
programu w szkole - tym więcej, gdy zastępca jest do tego uprawniony ze swego
tytułu.
2. Ponownie zaznacza się, że zakładowi prywatnemu przysługuje prawo swobodnego
ustanawiania rozkładu godzin, stosownie do wygody nauczycieli, którzy imiennie
i faktycznie spełniają obowiązki w poszczególnych klasach.
W dniu 25 bm. wystosowano odwołanie do pana ministra, by raczył przeczytać
przesłane wyjaśnienia, z zaznaczeniem, że niemożliwe jest wykonanie dekretu
w powyższym terminie.
W dniu 26 bm. proszono pana prefekta w Turynie o zawieszenie wykonania
dekretu aż do odpowiedzi ministra.
Pan prefekt odpowiedział, że jeśli do dnia 30 bm. nie wykona się dekretu
wówczas on zastosuje środki przewidziane w ustawie.
Dnia 30 czerwca zakomunikowano prefektowi, że szkoły zamknięto i że
stosownie do zarządzeń ulokuje się wychowanków gdzieindziej, w najkrótszym
możliwie terminie. Niektórych już wysłano do rodzin.
W dniu 2 lipca, pan prefekt zgodził się na kilkudniową zwłokę na czas
egzaminów, następnie chłopcy mają być bezwzględnie wysłani z zakładu. Lecz gdzie
należy ich umieścić, gdyż większość ich – to sieroty, pochodzące z dalekich stron
a nawet z zagranicy.
W chwili gdy ten rekurs przyszedł do Rzymu, upadł Gabinet ministrów.
Powodem była sprawa zniesienia taks przemiałowych, co forsował w senacie minister
Depretis. Gdy senat projektu nie zatwierdził i odesłał go do przedyskutowania
ponownie do Izby Deputowanych, wywiązały się zaciekłe spory i rozdźwięki
pomiędzy dwiema izbami, co pociągnęło ostatecznie dymisję Gabinetu. Unita
Cattolica napiętnowała głośny Dekret zamknięcia szkół Księdza Bosko, jako ostatni
chwalebny akt ministerstwa.
Wobec powyższych wypadków, Ksiądz Bosko zachowywał niezmienny spokój.
Z kroniki wynika, że w dniu 5 lipca otwierał w kolegium Valsalice muzeum
96

10.7 Page 97

▲back to top


ornitologiczne, powołując na honorowego prezesa senatora Siotto – Pintore.
Wspomniana kolekcja, nie tylko ze względu na ilość, jak sklasyfikowanie eksponatów
zachowanych w dobrym stanie, była dziełem kanonika Giambattista Giordano,
podziwianego przez Turyńczyków dla całej wymowy i cnót kapłańskich.
Jako zamiłowany przyrodnik poświęcał wolne chwile na gromadzenie
ciekawych okazów krajowych i zagranicznych ptaków, w swej rezydencji w Rivalta,
którą zamienił na muzeum ornitologiczne. Po jego śmierci, krewni ofiarowali zbiory
Księdzu Bosko, który kazał je przenieść do Valsalice. Była to niezła odpowiedź na
zarzuty obskurantyzmu ze strony czynników, które mu zamykały szkoły, a zarazem
podkreślenie jego wkładu dla rozwoju kultury w kraju.
Pan senator Pintore był żywo zainteresowany sprawami Oratorium i w swym
przemówieniu czynił aluzje zrozumiałe tylko dla wtajemniczonych we wszystko.
Pozostał dotąd świadek wymiany zdań miedzy Księdzem Bosko, który
zachowywał pełną równowagę, a owym gorącym senatorem Sardyńczykiem, który dał
wyraz gwałtownemu oburzeniu pod adresem tych, którzy spowodowali podobne
przykrości. Nie poprzestał on tylko na krytyce, lecz uczynił z tego użytek w prasie
i parlamencie podnosząc głos w obronie „niezrównanego Księdza Bosko. Zanim
opuścił Turyn, wystosował list do byłego ministra, który tłumaczył się ze swego
postępowania i pisał, że jeśli szkoły Oratorium istotnie znajdowały się w podobnej
sytuacji prawnej, jak on twierdził, to Dyrektor niech skieruje odpowiednie pismo do
Rady Szkolnej, wówczas on gotów jest odwołać zamknięcie gimnazjum. Niewiele
jednak można było liczyć na władze lokalne. Dlatego Ksiądz Bosko, nazajutrz po
uroczystości w Valsalice, skierował podanie wprost do króla Humberta I, prosząc Jego
Królewską Mość o wzięcie w swą opiekę chłopców z Oratorium:
Sacra Reale Mesta’!
Zakład tutejszy wielokrotnie popierany przez dostojnych przodków Waszej
Królewskiej Mości, ucieka się obecnie z najgorętszą prośbą do Waszej Królewskiej
Łaskawości. Chodzi o Oratorium św. Franciszka Salezego, mającego na cel
gromadzenie najbiedniejszych i narażonych na niebezpieczeństwa synów ludu. Na
mocy dekretu ministerialnego z dnia 23 ubiegłego miesiąca, zostały zamknięte szkoły,
które istniały tam od 35 lat. Zmusiłoby to mnie do pozostawienie na ulicy około 300
wychowanków, którzy dzięki troskliwej opiece, za parę lat staliby się pożytecznymi
obywatelami, zdatnymi do uczciwego zarobkowania. Serce wzdryga mi się na myśl
ich opuszczenia. Jedynie Wasza Królewska Mość może nam dopomóc w tych
okolicznościach i ocalić od zguby tych biedaków.
Proszę, zatem pokornie o przeczytanie załączonych wyjaśnień, w których
przedstawiam wiernie sytuację obecną. Nie mam zamiaru krytykować ani ganić
zarządzeń władz. Proszę jedynie Jego Królewską Mość, jeżeli nie o odwołanie
dekretu, to przynajmniej o zawieszenie czasowe jego skutków, dopóki nie zaradzi się
w inny sposób położeniu tych biednych chłopców Wszyscy oni wnoszą drżące ręce do
Ojcowskiego serca Waszej Królewskiej Mości odwołując się do łaskawości
97

10.8 Page 98

▲back to top


monarszej. Jednogłośnie wszyscy wznosimy gorące modły do Boga, by raczył
zachować Waszą Dostojną Królewską Mość.
Turyn, 06.06.1879 r.
Umil. mo suddito Ksiądz Jan Bosko
Ponieważ czas naglił, w dniu 8 lipca wysłał telegram do hrabiego Visone,
ministra Dworu Królewskiego, o następującym brzmieniu:
Jestem zmuszony wydalić na ulicę trzystu biednych chłopców. Sprawa nagli.
Błagam o szybką interwencję.
W odpowiedzi na to hrabia wysłał z Rzymu na ręce cavagliere Crodara
Visconti, dyrektora pałacu królewskiego w Turynie następującą odpowiedź:
Proszę zawiadomić Księdza Jana Bosko dyrektora Oratorium św. Franciszka
Salezego, że jego podanie skierowane do Króla, przekazane zostało z rozporządzenia
monarszego do ministerstwa oświaty, celem załatwienia.
Na to Ksiądz Bosko natychmiast odpowiedział telegraficznie następująco:
Tutejsza młodzież wraz z przełożonymi, pełni wdzięczności ślą
najserdeczniejsze podziękowanie, zapewniając niezatartą pamięć i wdzięczność za ten
akt monarszej łaski.
Wobec takiego obrotu sprawy dało się zapobiec – sine die – rozproszeniu
wychowanków zakładu, którzy pomimo zawieszenia nauki w szkole, wyprawiali się
daleko w pola na przechadzkę i tam otaczając swego profesora słuchali wykładów na
wolnym powietrzu. Rozumie się, że poszczególne klasy rozchodziły się w różnych
kierunkach.
Wydaje się, że chłopcy niczego się nie domyślali. A Ksiądz Bosko był do tego
stopnia przekonany o chwilowej „odwilży”, że pisał do kardynała Protektora, który mu
gratulował następującymi słowy w dniu 11 lipca:
Na wieść o ostatnich wydarzeniach, zakomunikowanych mi w liście
Waszej Przewielebności, doznałem prawdziwej ulgi. Obecnie, gdy poprzedni dekret
zamknięcia został uchylony, mamy nadzieję, że całkowicie ustaną wszelkie
przeciwności, które go spotkały, z czego szczerze się cieszę i gratuluję tak jemu, jak
wychowankom.
Niestety ta Via Crucis nie miała się tak prędko zakończyć. Wkrótce potem
Ksiądz Bosko przedstawił prefektowi telegram zakomunikowany mu przez cavagliere
Crodara, lecz prefekt puścił to mimo uszu i nie chciał słyszeć o zwieszeniu skutków
dekretu, nawet pomimo wdrożonej interwencji królewskiej! Zgodził się tylko na
10 - dniową zwłokę, dopóki chłopcy najubożsi nie znajdą sobie miejsca. Święty jednak
nie dał za wygraną, za wszelką cenę chciał uzyskać odroczenie, dlatego pisał
ponownie do ministra Dworu Królewskiego zabiegając o protekcję króla:
Eccelenza!
Wasza Ekscelencja może sobie wystawić nieopisaną radość, jaką sprawił
telegram przesłany na ręce cavagliere Crodara, odnośnie do naszych szkół. Tym nie
98

10.9 Page 99

▲back to top


mniej doznaliśmy ponownie strapienia, gdy go przedłożyłem prefektowi Turynu,
z prośbą o zwieszenie skutków dekretu ministerialnego. On mi oświadczył, że nie
może powziąć żadnego kroku w powyższej sprawie i że należy bezzwłocznie
przystąpić do zlikwidowania szkoły. Zgodził się tylko na 10 - dniową zwłokę dla tych,
którzy reklamowali, że nie mają gdzie się udać. Innych winno się natychmiast
rozproszyć po ulicach i placach… Wiele osób uczciwych jest zdania, że nie ma
żadnych motywów na wykonanie powyższego zarządzenia; a choćby nawet przyszło
do zamknięcia szkoły, żadną miarą nikt nie ma prawa wydalać chłopców z domu
obcego, jak tego chce pismo od prefekta z dnia wczorajszego. W takim stanie rzeczy
nie pozostaje mi nic innego, jak uciec się do protekcji WE oraz Jego Królewskiej
Mości naszego monarchy błagając, by pozostawiono tutejszy dom w spokoju,
przynajmniej dopóki nie rozpatrzy się mej prośby i nie wyda opinii w tej sprawie.
Wychowankowie pełni wdzięczności zdają się całkowicie na niego, podczas gdy ja ze
swej strony etc.
Turyn, 10.07.1879 r.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
Oprócz Unita Cattolica, inny periodyk szkolny „Il Baretti” pod redakcją
profesora Perosino, zajmował się tą sprawą w następującej notatce: Dymisjonowany
minister Coppino pozostawił po sobie pamięć niesławną chcąc zamknąć szkoły
Księdza Bosko w Turynie. Powrócimy do tego w przyszłym numerze.
„Unita” podawała informację parafrazując sprawozdanie Księdza Bosko
przesłane ministrowi, w stylu dziennikarskim: … Na szczęście znalazł się jeszcze ktoś
w Turynie o wielkim sercu – pisano przy końcu – to znany przez wszystkich król
Humbert I.
Po czym dziennik przytaczał apel Księdza Bosko wystosowany do króla oraz
jego odpowiedź. Inne pismo katolickie w Mediolanie „Lo Spettatore” wstąpiło
również w szranki w obronie Księdza Bosko, zamieszczając dwa artykuły, w których
znalazły się akcenty godne wzmianki:
… Wykazuje się wielką dbałość o poziom studiów tych biednych chłopców.
A pod pozorem zaradzenia pewnym rzekomym brakom chce się wyrzucić ich na ulicę,
gdzie nie tylko skończy się z ich nauką, lecz niektórzy z nich niestety chwycą się wnet
innego rzemiosła, to jest występku i wyuzdania… I to się nazywa dbać
o wykonywanie ustaw… Zakładając z góry, że nie jest się w stanie dać im należytego
wykształcenia w ramach ustawy z patentem szkół państwowych, dlaczego zamykać
przed nimi drogę na przyszłość!? Czy pewne usterki w szkole mają położyć kres
działaniu tak wysoce dobroczynnemu, jakim jest ten zakład opiekujący się sierotami
wziętymi z ulicy?
W obronie nieprzychylnego stanowiska zajętego przez prowedytora Rho,
byłego kolegi szkolnego Księdza Bosko, jak pamiętamy, wystąpił z obszernym listem
jego brat, kapłan, członek komisji szkolnej. Ubolewał on nad nieustępliwością Księdza
Bosko i przy końcu tak pisał: … Zapewniam, że memu bratu przychodziło
99

10.10 Page 100

▲back to top


z trudnością obstawać za twardymi przepisami, do których Ksiądz nie chciał
absolutnie się podporządkowywać. Nie mógł on w sumieniu nic dla Księdza uczynić,
choćby może inni postąpili inaczej. Czy można go za to winić? Uważam, że można
polegać na sprawiedliwości Księdza Bosko i że nie będzie on potępiał swego byłego
kolegi, a sam w przyszłości nie da więcej powodu, by mu można robić jakikolwiek
zarzut. Mój brat jest głęboko przekonany o tym, że jego zakład pozostaje pod dobrym
kierownictwem moralnym, ale to jeszcze nie wszystko. Potrzeba, by szkoła stała na
należytym poziomie, by nikt przepisów nie obchodził, ani nie naruszał, a wszystko
będzie dobrze. Czy nie zdaje ci się tak drogi przyjacielu? Bądźmy szczerzy: Masz
wielu zwolenników, którzy doradzają ci nie zawsze słusznie i uczciwie…
Ksiądz Rho wystąpił z podobnymi pretensjami w ostrym tonie również w liście
do księdza redaktora Margottiego. Ten uznał za stosowne mu nie odpowiadać
i przesłał jego pismo Księdzu Bosko uważając, że to może mu się przydać. A Święty
korzystając z tej okazji napisał następujący list:
Teologo Rho!
Ksiądz Margotti zakomunikował mi list księdza proponując wyświetlenie
niektórych zawartych w nim punktów, co niniejszym chętnie czynię. Otóż, gdyby
ksiądz przyszedł do Oratorium, byłbym wyjaśnił, że jest w błędzie, co do tego, że nasi
nauczyciele nie mają patentów. Wszak jego brat prowedytor posiada listę personelu
z wyszczególnionymi kwalifikacjami każdego, a mianowicie; ksiądz Rua Michał,
ksiądz Durando Celetyn, ks. Bertello Józef, ks. Bonetti Jan, ks.Pechenino Marek.
Zatem dekret zamknięcia szkoły jest bezpodstawny, o ile opiera się na braku
dyplomów u profesorów.
Ksiądz twierdzi, że posługuję się starszymi wychowankami w zastępstwach
w szkole etc.
Uważa się za starszych wychowanków wymienionych profesorów, którzy
rzeczywiście byli moimi wychowankami. Są nimi również: profesor Rinaudo
z Uniwersytetu turyńskiego, Marco z rzymskiego i inni na wypadek zastępstwa
w klasach? A ponieważ szkoły prywatne nie muszą stosować się do rozkładu
obowiązującego w szkołach państwowych, zatem nikt nie może mieć pretensji do
tego, że lekcje odbywają profesorowie stosownie do swej wygody. Następnie Ustawa
jasno mówi, w jakich warunkach szkoła może być zamknięta, a żaden z tych
motywów nie ma miejsca u nas. Nawet sam wizytator w sprawozdaniu zaznaczył,
że co do schludności lokali, dyscypliny i moralności, nie ma nic do zarzucenia.
Prócz tego, gdyby nawet zaistniał tego rodzaju powód, ustawa wymaga, by
przed zamknięciem szkoły wysłuchano zdania dyrektora i przedyskutowano je na
posiedzeniu Rady Szkolnej, a tego nie było. Prowedytor przyszedł niespodziewanie,
w czasie mej nieobecności i nie znalazł nic godnego zarzutu co do wspomnianych
punktów. Po powrocie, zastałem na biurku pismo od prowedytora, żądające
profesorów dyplomowanych w poszczególnych klasach, prowadzących lekcje zgodnie
z ustanowionym rozkładem jak w szkołach państwowych. Ustawa tego nie żąda.
100

11 Pages 101-110

▲back to top


11.1 Page 101

▲back to top


Dla zadowolenia władz, prosiłem o czas na to, by móc dostosować się do tych
wymagań, nie powodując zamieszania w domu. Przy tym zaznaczyłem: Jeśli to nie
będzie możliwe, proszę o zawiadomienie, a zastosuję się do zarządzeń. Tymczasem
nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, aż w dniu 23 czerwca zakomunikowano mi dekret
o zamknięciu gimnazjum.
I ksiądz odwołuje się do ustawy, która stoi wyżej od wszystkiego? Ja zaś
twierdzę, że wszelkie prawa winny opierać się na sprawiedliwości.
Jakiż, więc artykuł ustaw został naruszony? Pytam wciąż o to bezskutecznie.
Poza tym czy prowedytorowi wolno narażać w taki sposób na szkodę zakład
i chłopców w nim zebranych, jak to się teraz czyni?
Ksiądz dodaje, że prowedytor od trzech lat nastawał na zastosowanie się do
obowiązujących ustaw. Odpowiedziałem na to, że dotąd wszyscy prowedytorowie
i ministrowie oświaty zatwierdzali, pochwalali i wspomagali ten zakład przez blisko
trzydzieści lat. Potrzeba było przyjaciela, towarzysza z ławy szkolnej, by wystąpiono
o zamknięcie szkoły i to wtedy, gdy ja, nie bez poważnych kosztów, postarałem się
ściśle dostosować do obowiązujących przepisów. Jak ksiądz widzi, piszę z ręką na
sercu i sprawiłby mi wielką przyjemność, gdyby wskazał mi, które paragrafy Ustawy
Casati zostały naruszone. Wszystko, co piszę, zmierza do obrony sierot zebranych
w tym schronisku. Poza tym zapewniam księdza, że pragnę pozostawać nadal z nim
i jego bratem w jak najlepszych stosunkach i cieszyłbym się gdyby mi dane było
oddać im jakąkolwiek przysługę. Pozostaję etc.
Turyn, 20.07.1879 r.
Ksiądz Radca nasrożył się. Mimo to gotów był spotkać się sam na sam
z Księdzem Bosko i zwracał się do niego przez: „Mio caro a buon Amico
D. Bosco…!”
Na powyższy list pisany w imieniu księdza Margottiego, ksiądz Rho znalazł
jeszcze wymówki. Aż wreszcie zamknęło mu usta następujące oświadczenie w tonie
serdecznym napisane przez Księdza Bosko:
Amico sempre carissimo!
Uważam, że uczciwemu człowiekowi, gdy mu się nie wierzy, pozostaje tylko
milczenie. Nie zrozumieliśmy się i ksiądz nie odpowiedział na rzecz wyjaśnioną
w mym liście. Wzgarda, z jaką wyraża się o moich współpracownikach uniemożliwia
mi należytą obronę. Dlatego uważam, że bezskuteczna jest dalsza dyskusja, jakiej
szczerze pragnąłem. W innych sprawach pozostaniemy zawsze przyjaciółmi. Będę
liczył zawsze na życzliwość księdza oraz jego braci, zwłaszcza pana prowedytora.
Będę szczęśliwy mogąc czymkolwiek służyć etc.
Zawsze niezmiennie Aff. mo Amico
Ksiądz Jan Bosko
Turyn, 24.07.1879 r.
101

11.2 Page 102

▲back to top


Ksiądz Rho odpisał po staremu i zachęcał poszukać jakiegoś półśrodka, jako
podstawy porozumienia. Lecz Święty milczał.
Z powyższego wynika, że wszelkie nici trzymał w ręku prowedytor, choć nie
przewidywał konsekwencji, które stąd wynikną i gotów był zawsze do wycofania się.
Zresztą nie życzył źle Księdzu Bosko. Prawdopodobnie liczył się z zewnętrzną presją
i obawiał się o posadę. W korespondencji obu braci z Księdzem Bosko - pierwszy
(kapłan) wychwala go pod niebiosa a równocześnie gani; u drugiego zbyt daleko
posunięta gorliwość warta była lepszej sprawy.
Po sformowaniu nowego gabinetu Cairoli, fotel ministra oświaty zajął
Franciszek Perez, Sycylijczyk. Wnet Unita Cattolica wystąpiła z artykułem
zatytułowanym: Una domanda di Giustizia – podpisana przez „un chiarisimo
personaggio… ne chierico ne chiericale”, wykazującym, że zamknięcie gimnazjum
w Oratorium było niezgodne z prawem. Owym „sławnym anonimem” był profesor
Józef Allievo, wykładowca pedagogiki na uniwersytecie turyńskim. Sprawę naświetlił
w komentarzu wstępnym redaktor prosząc:
Publikujemy niniejszy artykuł pod adresem nowego ministra oświaty, którego
pierwszym aktem winno być naprawienie krzywdy i ocalenie uczciwości
i praworządności. Oto parę dni temu przyjmowaliśmy w Turynie pewnego
znakomitego prałata ze Sycylii, który przybył do Księdza Bosko z prośbą o przysłanie
salezjanów na te wyspę, by podjęli się pracy wychowawczej nad młodzieżą.
Równocześnie prawie z tym wytoczono wojnę Oratorium Księdza Bosko i jego
szkołom w Turynie. Jakże byłoby na miejscu, gdyby minister oświaty, sam
Sycylijczyk, naprawił tę szkodę wyrządzoną kształcącej się młodzież w Turynie przez
poprzedniego ministra Piemontczyka!
Autor artykułu, po wykazaniu nielegalności dekretu, napiętnował również
samowolne jego wykonanie stawiając następujące Quaesitum prefektowi:
Powiedziano w dekrecie, że zamyka się gimnazjum prywatne, jak też się stało,
gdyż przerwano w nim naukę z dniem 30 czerwca. Ale równocześnie prefekt ugodził
w sam sierociniec wyrzucając z domu tylu wychowanków synów ludu, którzy
spokojnie korzystali z nauki w tutejszym gimnazjum. Niechże teraz wytłumaczy się
szanowny pan prefekt, jakim prawem lub czyją powagą wyrwał spod opieki
dobroczynnej w sierocińcu tylu sierot wyrzucając ich wprost na bruk!
A podnosząc głos w obronie Księdza Bosko pisał dalej:
W całej tej historii nielegalności i samowoli odgrywa rolę również niewłaściwy
sposób postępowania!
Ksiądz Bosko chciał wprowadzić w błąd władze szkolne w Turynie – pisano
kilkakrotnie w dekrecie. Innymi słowy: Ten świątobliwy kapłan, przygarniający tyle
sierot, synów ludu, nie tylko raz, lecz stale usiłował oszukiwać władze! To już za
wiele, moi panowie!
Usiłowano ugodzić nie tylko w to, co było mu drogie, to jest w jego szkoły,
prowadzone z takim poświęceniem, lecz ośmielono się posadzać go nawet o złą wolę!
102

11.3 Page 103

▲back to top


Pomijając inne przytoczymy jedynie artykuł z dziennika „Baretti” z dnia 17
lipca.
Pytamy się – pisał on – kto był mocodawcą i wykonawcą zamknięcia
wspomnianej szkoły w oparciu o stwierdzony brak kwalifikacji u nauczycieli. My zaś
pytamy tych panów, czy wszyscy bez wyjątku uczący w szkołach w mieście Turynie
posiadają odpowiednie kwalifikacje?... Wielu z nich a pari można by nazwać
nielegalnymi, a jednak pobierają pensje, gdy nie brak osób nauczających
bezinteresownie z wyższych motywów, podobnie jak to czynią niektórzy w zakładzie
Księdza Bosko. Nawiasem możemy dodać, że z powyższych szkół nielegalnych
wyszło już wielu zdolnych profesorów, którzy dziś zajmują katedry uniwersyteckie,
a dotąd ci, co stają do egzaminów państwowych, uzyskują promocje. Jako studenci na
uniwersytecie wyróżniają się od swych kolegów poziomem wykształcenia, lecz
mniejsza o to. Chcemy tylko podkreślić, że w wypadku ministra Coppino, który
rzekomo uzasadniał swe kroki legalnością. Musimy stwierdzić coś przeciwnego…
Z daleka – per chartam et atarmentum – nie da się zwykle załatwić pewnych
spraw, tym więcej, że zmiana w ministerstwie doradzała bliżej wysondować teren.
Dlatego poradzono Księdzu Bosko, by posłał do Rzymu księdza Durando i profesora
Allievo, z misją uzyskania od rządu odroczenia wykonania dekretu. Pisał więc do
adwokata Aluffi, sekretarza ministra spraw wewnętrznych następujący list polecający:
Car. mo Sig. Avv. Aluffi!
Pan profesor Allievo z uniwersytetu turyńskiego i ks. Prof. Durando udają się
do Rzymu w sprawie naszych szkół. Wypadnie im złożyć bardzo ważną wizytę
komandorowi Villa, ministrowi spraw wewnętrznych, który zawsze był naszym
przyjacielem. Kierując ich do Szanownego Pana, by raczył udzielić im pewnych
wskazówek, by mogli do niego się dostać. Prosiłbym również o polecenie do innych
osób znanych ministrowi. Myślę, że Szanowny Pan czuje się przy zdrowiu i proszę
Boga etc.
Turyn, 20.07.1879 r.
Umile serv. Ksiądz Jan Bosko
Minister Villa, który świeżo nastąpił po ministrze Depretis, był deputowanym
z Castelnouvo d’ Asti. Znał on osobiście Księdza Bosko, z którym utrzymywał od
roku 1859 serdeczne kontakty. Pisał więc i do niego Ksiądz Bosko następujący list:
Eccelenza!
Pamiętam zawsze o poparciu, jakiego udzielał przy różnych okazjach
wychowankom tutejszego zakładu i to zachęca mnie uciec się do WE w obecnej
sytuacji. Mianowicie, dekretem z dnia 16 maja zarządzono zamknięcie tutejszego
gimnazjum, wyłącznie z motywu braku profesorów kwalifikowanych. Jest to
faktycznie bezpodstawne, gdyż prowedytorowi osobiście zakomunikowano urzędowo
spis personelu zatrudnionego z dniem 13 listopada 1878 r. Mimo to zastosowaliśmy
się do dekretu, nauka została przerwana z dniem 30 czerwca br. Lecz najwięcej
103

11.4 Page 104

▲back to top


przyczyniło tutejszemu zakładowi kłopotów zarządzenie wydane przez prefekta, by
wychowankowie zostali rozpuszczeni, inaczej mówiąc wyrzuceni na ulicę. Proszę
pokornie WE jako ministra spraw wewnętrznych, naszego rodaka i deputowanego
z mego rodzinnego okręgu, o wydanie zarządzenia, by wspomniani biedni chłopcy
mogli kontynuować zaczętą naukę i kształcić się w odpowiednim rzemiośle, skąd
w przyszłości będą czerpać swe utrzymanie. To przyczyni się do ich uspokojenia
i zadowolenia rodzin, podczas gdy wszyscy wraz ze mną spraszać będą od Boga obfite
błogosławieństwo dla niego.
Oddawcami niniejszego pisma będą: ks. Profesor Durando, kierownik
tutejszego gimnazjum oraz prof. Allievo z Uniwersytetu Turyńskiego, udzielający się
w naszych zakładach dla dobra młodzieży. Będą oni mogli służyć w razie potrzeby
dalszymi wyjaśnieniami. Mam zaszczyt etc.
Turyn, 20.07.1879 r.
Obbl. mo servit. Ksiądz Jan Boko
Ksiądz Bosko podał również krótkie staszczenie incydentu dla informacji
ministerstwa oświaty, jak następuje:
Eccelenza!
Dekret ministerstwa oświaty z dnia 16 maja, zakomunikowany 23 czerwca,
nakazywał zamknięcie istniejącego od lat 35 gimnazjum dla ubogiej młodzieży
Oratorium św. Franciszka Salezego. Jako motyw podawano brak kwalifikacji
nauczycieli, co jest bezpodstawne, gdyż w dniu 15 listopada przesłano Urzędowi
Szkolnemu listę personelu zatrudnionego w szkole z wykazaniem kwalifikacji, jak
następuje:
Klasa V gimnazjum – profesor Durando Celestyn;
Klasa IV gimnazjum – Rua Michał;
Klasa III gimnazjum – Bonetti Jan;
Klasa II gimnazjum – ks. Pechenino Marek;
Klasa I gimnazjum – ks. Bertello Józef.
Wspomniana Ustawa Casati wyszczególnia powody, dla których szkoła może
być zamknięta, a mianowicie: naruszenie porządku publicznego, higiena uczniów
(art. 247).
Nie wspomina się o żadnym tego rodzaju powodzie, a w czasie wizytacji
przeprowadzonej pan prowedytor formalnie oświadczył, że co do higieny, karności
i moralności, nie ma nic do życzenia.
W Dekrecie przytacza się, że w miejsce profesorów zatrudniano zastępców. Na
co odpowiada się, że w czasie wizytacji pan prowedytor zastał wszystko w porządku,
zanotował jednak, że z pięciu profesorów, dwóch tylko zastał w klasach, reszta
udzielała lekcji w godzinach im dogodnych. Co do tego, nie istnieje żadna ustawa,
która by zabraniała profesorowi posłużyć się zastępcą, co ogólnie się praktykuje
w szkołach.
104

11.5 Page 105

▲back to top


Oprócz tego wspomniana ustawa pozwala zakładom prywatnym na swobodne
sporządzania rozkładu godzin w sposób najdogodniejszy dla nich.
Z powyższych motywów podpisany prosi WE o uznanie nauczycieli
oddających gratisowo usługi zakładowi i okazanie łaski dla biednych synów ludu,
zawieszając w skutkach wspomniany dekret.
Turyn, 20.07.1879 r.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
W dniu wyjazdu księdza Durando wraz ze swym towarzyszem do Rzymu,
dziennik Emporio Populare w artykule do rodziców, piętnował zamknięcie szkół
Księdza Bosko, jako nadużycie władzy, którego dopuściła się partia lewicowa,
sprawując swe rządy od 1876 r. Podkreślano przy tym, iż gdy z jednej strony grupa
deputowanych domagała się głośno oświaty dla proletariuszy, potem zgoła
niekonsekwentnie udaremniała ją w wypadku zamknięcia szkół Księdza Bosko. Zatem
nie sprawiedliwość i miłość dyktowała te pociągnięcia, lecz ślepa i tępa zawiść
powodował władzami w ich postępowaniu z Księdzem Bosko, którego szkoły były
lepsze niż rządowe.
Tym bardziej było to nie do twarzy ministrowi pochodzącemu z Piemontu,
iż z nienawiści do religii zdążał do zniszczenia zakładu będącego zdaniem obywateli,
chlubą Piemontu.
Wspomniani wysłannicy Księdza Bosko spotkali się w Rzymie
z nieoczekiwanie życzliwym przyjęciem. Najpierw udali się do Watykanu do prałata
Ciccolini, szambelana tajnego Ojca św. i kustosza Arkadii, który ich polecił jego
Świątobliwości. Ten ich przyjął bezzwłocznie na audiencji. Papież poinformowany
o fakcie przez kardynała Nina, chciał dowiedzieć się bliższych szczegółów.
Nie traćcie czasu – powiedział na pożegnanie. Udajcie się, co rychło do
ministra oświaty i spraw wewnętrznych, szukajcie poparcia u króla i innych osób
wpływowych!
Tak właśnie czynimy – Ojcze Święty – rzekł ksiądz Durando.
Podobnie życzliwego przyjęcia doznali u obu ministrów, na dowód czego
nadeszło pismo od pana Pereza, który pod datą 24 lipca pisał:
Odpowiadam na list skierowany do mnie z 15 lipca br. w sprawie jego szkół,
o których pomyślne funkcjonowanie zabiega. W tej sprawie – mogę zapewnić – nie
dozna przeszkody, jak to wynika z ostatniego rozporządzenia ministerstwa oświaty
w sprawie przedłożenia przez dyrekcje szkół gimnazjalnych listy personelu. Zadość
czyniąc wspomnianemu przepisowi zapewni Przewielebny Ksiądz należyte
funkcjonowania szkoły i korzyć swych wychowanków.
W ślad za tym pismem, Święty pisał do adwokata Aluffim:
Car. mo Sig. Avvocato Aluffim!
Serdecznie dziękuję za poparcie dla mych wysłanników. Otrzymałem pismo od
ministra oświaty, upewniające zawieszenie dekretu zamknięcia naszych szkół. Lecz
105

11.6 Page 106

▲back to top


mimo to nadal jest aktualne zarządzenie prefekta odnośnie do wychowanków zakładu.
Nikomu nie jest jasne wspomniane zarządzenie, gdyż dekret bezpośrednio dotyczy
nauczania, a nie wychowanków. Wobec takiego stanu rzeczy, zwróciłem się do
ministra z podaniem, które załączam, z prośbą by raczył je w sposób odpowiedni
doręczyć.
Turyn, 28.07.1879 r.
Servo Ksiądz Jan Bosko
Prowedytor Rho popełnił w międzyczasie prawdziwą nieroztropność
występując w prasie z artykułem przeciwko Oratorium. W ten sposób ujawnił się
i wystawił równocześnie pod pręgierzem opinii publicznej. Postępowania władz
szkolnych. Redakcja wezwana urzędowo z satysfakcją umieściła jego oświadczenie na
łamach pisma.
Szermował on ulubionym konikiem, że „zakład Księdza Bosko był szkołą
prywatną a nie domem opieki zastępczej”.
Z uwagi na to, że Ksiądz Bosko przy otwarciu szkoły w roku 1877 - 1878 starał
się w ministerstwie oświaty o pozwolenie na trzy lata zatrudnienia nauczycieli bez
dyplomu, w tym prowedytor dopatrzył się wyraźnej sprzeczności i twierdził, że sam
petent uznawał swe szkoły za prywatne.
Oprócz tego prowedytor oskarżał Księdza Bosko o pewnego rodzaju fałsz, gdy
przyciśnięty do muru przedstawiał listę profesorów, którzy wcale nie uczyli.
Otrzymał na to replikę od księdza Bertello Józefa, kierownika gimnazjum
w Oratorium. Ten wykazał dobitnie, że Oratorium jest właśnie domem opieki
rodzicielskiej zastępczej i dlatego Ksiądz Bosko nie podlega ustawom odnośnie do
szkół prywatnych.
Wprawdzie zarządu nad szkołami nie sprawuje stowarzyszenie ojców rodzin -
po myśli ustawy; lecz w ich imieniu prawnie kieruje nimi Ksiądz Bosko i to już od lat
przeszło trzydziestu, to jest od roku 1846, otacza je ojcowską opieką będąc
upoważniony do tego przez państwo i skrzętnie starając się o materialne środki.
Gdyby chodziło mu o otwarcie gimnazjum prywatnego, to zgodnie z art. 247
Ustawy Casti, byłby złożył pisemnie oświadczenie w prowedytora prowincjalnego.
Lecz tego nie uczynił nigdy, ani nie otrzymał od rządu upomnienia lub ponaglenia.
Byłby to niesamowity wyjątek uprawianie tego rodzaju potajemnego nauczania!
Zarzuca się Księdzu Bosko, że prosił o czasowe zezwolenie na zatrudnienie
nauczycieli bez patentu. Tak ale dopiero wtedy, gdy władze szkolne kategorycznie
stawiały: albo przedłożyć listę personelu nauczającego, albo zamknie się szkołę.
Wówczas Księdzu Bosko pozostawało jedynie uciec się o pozwolenie na trzy lata, by
mieć czas postarania się o profesorów, względnie w inny sposób zaradzić potrzebom
chłopców.
W drugim punkcie zaznaczono, iż prowedytor nie potrafi udowodnić tego,
że profesorowie podani na liście kazali się zastępować przez kleryków lub młodych
kapłanów, zgodnie ze swym raportem do Rady Szkolnej.
106

11.7 Page 107

▲back to top


Musimy przyznać w tym miejscu, że sprawa nie była tak jasna można się było
zasłaniać: provisum in primo. Ten punkt był przysłowiową piętą Achillesową,
nastręczającą faktycznie prowedytorowi okazję do odegrania się.
Lecz ksiądz Bertello parował zręcznie ciosy, umiejętnie wykazując
bezzasadność najważniejszego argumentu prowedytora i stwierdzając, że nie zawiera
on nic godnego uwagi.
Pewien humorystyczny periodyk pisał pod sarkastycznym tytułem „Don Bosco
in un grande imbroglio”, że miedzy Księdzem Bosko a Margottim istniały tajemnicze
związki na tle, których rozwija się cała ta kłótnia. Miedzy innymi pisał:
… Ksiądz Bosko o wiele więcej wyrządza szkody w Italii, abstrahując od jego
dobrej wiary, niż stu takich Margottich. Margottiego przynajmniej dobrze znamy: nosi
wyraźną dewizę. Jest bezpośredni i z charakterem. Nie masz w nim diabelstwa!
Wrzeszczy na całe gardło: Chcemy Papieża - króla! Precz z Rzymu z łotrami
i ekskomunikowanymi! – i życzyłby sobie, by przyszedł drugi Sykstus V, by dał żarcia
pod dostatkiem, a potem posłał na szubienicę wielu Rzymian. Ksiądz Bosko zaś –
powiedziałem to, kiedy indziej – to cicha woda, która brzegi rwie… Po cichutku ucząc
pięknego katechizmu potrafi przemycać zgrabnie idee kapistyczne (nie nazywając tego
po imieniu) i od lat szkoli papieskich żołnierzyków.
Moim zdaniem, o wiele więcej niebezpieczniejszy jest dla Italii Ksiądz Bosko,
niż fanfaron Margotti, który wszystkim wierci w uszach. Sto razy wolę przeciwnika
jawnego niż zamaskowanego. Jednym słowem: pod takim kątem widzenia, dobrze się
stało, że zamknięto ową budę; osobiście chciałbym, by ją na zawsze zlikwidowano.
W takich okolicznościach wypadało, by i Ksiądz Bosko zabrał głos. Po długim
milczeniu uczynił to w liście otwartym do Gazetta del Popolo, opublikowanym pod
dniem 4 sierpnia, jak następuje:
Signor Direttore!
Kilkakrotnie pisano w jego dzienniku, zwłaszcza w numerze 211,
o zamknięciu szkół sierocińca zwanego „Oratorium św. Franciszka Salezego”. Otóż
względy rzetelności i uczciwości, a nie mniej dobro młodzieży domagają się
sprostowania mylnych informacji podawanych, o co również proszę z tytułu
grzeczności. Proszę niniejszym o zamieszczenie następującego sprostowania zgodnie
z prawdą.
Zawsze wspomniany zakład uważany był za sierociniec, względnie schronisko
dla ubogiej młodzież, a nie jako gimnazjum prywatne.
Znaczna liczba wychowanków kierowała się do rzemiosła, podczas gdy wielu
o wybitnych zdolnościach, pochodzących z różnych podupadłych rodzin
obywatelskich kształci się w gimnazjum, by nie przekreślać ich powołania
i wykorzystać zdolności.
Ustawa Boncompagni z 1848 r. i Casti z 1869 r., sprzyjały tymże szkołom
i przez 39 lat królewscy prowedytorowie i ministrowie oświaty popierali wspomniany
107

11.8 Page 108

▲back to top


sierociniec, uważając go jako przytułek dla ubogiej młodzieży oraz jako instytucję
rodzicielskiej opieki zastępczej.
Dyrektor zakładu zastępuje rodziców w myśl artykułów 215, 252 i 253. Należy
zaznaczyć, że wspomniany zakład utrzymuje się z ofiar publicznych. Wychowankowie
otrzymują bezpłatnie naukę, podobnie jak nauczyciele honorowo spełniają swe
obowiązki. Pomimo tego, pan prowedytor uznał, że wspomniany sierociniec winien
podlegać przepisom o szkołach prywatnych oraz zarządził, by naukę prowadzili
profesorowie dyplomowani.
Ze swej strony, nie chcąc znaleźć się w kolizji z prawem, które tego nie
wymagało, lecz jedynie posłuszeństwa dla władz, które tego żądały, wybrano pięciu
profesorów dyplomowanych, którym powierzono prowadzenie nauki, zgodnie
z przepisami art. 246.
Nie zadowolił się tym pan prowedytor, lecz wymagał, by profesorowie
prowadzili wykłady w klasach, zgodnie z rozkładem godzin ustalonym według jego
życzeń! A to jest sprzeczne z ustawą, która pozwala szkołom prywatnym trzymać się
rozkładu, jaki jest im wygodny.
Otóż motywując niestosowaniem się do publicznego rozkładu zajęć w szkole
oraz tym, że niektórzy profesorowie pozwalali się zastępować w klasach, na podstawie
przedłożonego sprawozdania z wizytacji szkoły do Rady Szkolnej prowincjalnej,
zaproponował zamknięcie powyższej szkoły.
Pan minister oświaty uznając powyższy wniosek za uprawniony, wydał Dekret
zamknięcia szkoły w dniu 16 maja, który został doręczony dopiero 23 czerwca.
Prawomocność powyższego aktu zostanie rozstrzygnięta przez wyższe
instancje. Tu tylko przedstawiam fakt historyczny, którego nikt nie może zmienić, ani
interpretować inaczej.
Jedna tylko rzecz może nie podobać się miłującym sprawiedliwość,
a mianowicie, że nie wysłuchano strony zainteresowanej. Ustawy szkolne i cywilne
we Włoszech i za granicą uprawniają zainteresowanego do postawienia swych
zastrzeżeń; a tego mnie nie przyznano, że szkodą właśnie dla biednych synów ludu,
których wszyscy uczciwi obywatele winni bronić i zabiegać o ich dobro.
Mam uzasadnioną nadzieję, że nowy minister oświaty naprawi akt tak
szkodliwy dla dobra publicznego, zgodnie ze wspomnianą wolnością nauczania,
uprawnioną przez obowiązujące obecnie ustawy.
Dziękując panu dyrektorowi za grzeczność, etc.
Umile servit. XJB
Profesor Alliavo zawsze przekonany o słuszności postępowania Księdza Bosko,
wróciwszy z Rzymu dał do druku broszurkę zatytułowaną: „Ustawa Casati a
nauczanie prywatne”.
Dla Księdza Bosko była to sposobność nie lada. Autor zamilczał osobę, lecz
dostarczał świetnych argumentów na jego obronę. Święty natychmiast się nią posłużył
wysyłając egzemplarz ministrowi Perezowi wraz z następującym listem:
108

11.9 Page 109

▲back to top


Eccelenza!
Znany jest zapewne WE dekret ministra Coppino, zarządzający zamknięcie
szkoły prywatnej, w której od 35 lata udzielano nauki dla ubogiej młodzieży,
znajdującej się we wspomnianym sierocińcu. Dekret był wydany 16 maja, a został
doręczony mi 23 czerwca, obowiązując z dniem 30 czerwca br.
Jako dyrektor wspominanego zakładu dobroczynnego, mam obowiązek
zapobiec ruinie mych chłopców i szukać środków dla ich dobra obecnego i przyszłego.
Pomijając to, że wykonanie dekretu nie było możliwe w tak krótkim terminie,
pozwalam sobie przedstawić powody, dla których wspomniany dekret jest bezprawny
i nieobowiązujący.
1. Rada prowincjalna w swym składzie (patrz załączony dokument);
2. Nie wysłuchano strony zainteresowanej. Żaden trybunał lub urząd nie
wydaje nigdy wyroku z góry, bez uwzględnienia obrony obwinionego.
W naszym wypadu pan prowedytor, po przeprowadzonej wizytacji, wystawił opinię
ujemną
o
zakładzie
i
przesłał
sprawozdanie
wraz
z wnioskiem zamknięcia szkoły, bez wysłuchania zdania dyrektora, który miałby
poważne zastrzeżenia.
3. Żadna ustawa nie znosi zakładów opiekuńczych z tej prostej racji, że nie
istnieje żaden powód do obrony interesów publicznych lub prywatnych.
W tutejszym zakładzie nauczyciele udzielają nauki bezpłatnie, podobnie jak nie płacą
uczniowie, którzy z niej korzystają. Ponadto zakłady opiekuńcze są instytucjami
opieki zastępczej, w których przełożony zastępuje prawnie rodziców biorąc na siebie
staranie o odzież, żywność i wykształcenie wychowanków, jako to ma miejsce tutaj
(por. załączoną broszurę Józefa Allievi);
4. Ustawa o publicznym nauczaniu mówi (art. 356): „Osoby zatrudnione
w nauczaniu bezpłatnym w szkołach świątecznych dla młodzieży ubogiej,
w szkołach podstawowych dla dorosłych, względnie w tzw. kursach dokształcających
zawodowych, są zwolnione od wykazywania swych kwalifikacji”. Jeśli zatem prawo
pozwala na to w publicznym zakresie, to tym więcej uprawnia do tego w kole
zamkniętym, rodzinnym jak w naszym wypadku. (art. 252).
Racja zamknięcia szkoły opiera się na nieobecności profesorów legalnych na
lekcjach. Należy przeciwko temu podnieść, że żadna ustaw nie przepisuje regulaminu
dla szkół prywatnych dając swobodę ustalania rozkładu godzin stosownie do wygody
profesorów. Faktycznie, w naszym domu niektórzy nauczyciele są zajęci
w administracji i wybierają sobie czas najstosowniejszy rano lub wieczorem na swoje
wykłady. Nie ma więc zmiany w rozkładzie ani też nieobecność nauczycieli nie może
stanowić podstawy prawnej zamknięcia szkoły.
5. Stwierdzić należy, że na wizytacji pan prowedytor skonstatował
nieobecność tylko jednego nauczyciela, który miał zastępstwo. Czy takowe zastępstwo
109

11.10 Page 110

▲back to top


może stanowić tytuł prawny zamknięcia szkoły? Nie uważam, by ktoś był podobnego
zdania;
6. Wspomniany zakład nigdy nie był uważany jako gimnazjum prywatne,
lecz jako sierociniec. Takiego zdania byli prowedytorzy i sam minister oświaty, przez
przeszło 35 lat.
Wobec powyższych racji, ze względu na dobro społeczeństwa i wspomnianych
sierót, proszę pokornie WE o uznanie powyższego dekretu za nielegalny
i zezwolenie, na dalsze istnienie zakładu, dla dobra tylu synów ludu, którym inaczej
groziłaby smutna przyszłość.
O ile zaś WE nie uznałby za możliwe poprzeć mą prośbę, wówczas proszę
pokornie o przesłanie jej na rozpatrzenie Radzie Państwa, celem wydania ostatecznej
decyzji. Ufając, zgodnie z opinią publiczną etc.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
Polemika w prasie trwała od dłuższego czasu. Unita Cattolica z dnia 5 sierpnia
przedrukowywała list Księdza Bosko do Gazetta del Popolo z następującym
komentarzem: „Ksiądz Bosko jest człowiekiem miłości, która ożywia, podczas gdy
jego nieprzyjaciele są ludźmi litery, która zabija. Powtarza się przeciwko niemu
okrzyk dawniej wznoszony przeciwko samemu Chrystusowi: Nos legem habemus et
secundum legem debet mori… Tak samo jak wtedy, źle się interpretuje prawo.
W każdym razie, czas skończyć z tą polemiką. Człowiek prawdziwe kochający
bliźniego nie lubuje się w podsyceniu sporów.
W tym samym dniu Gazetta del Popolo zamieszczała dwa listy od dwóch
duchownych, lecz jakże diametralnie różne! Jeden, księdza Ruy, z krótkimi
wyjaśnieniami; drugi od księdza Monghini.
Ten duchowny o poglądach nader liberalnych, odegrał o tyle wybitnie swą rolę,
że odsłonił jasne argumenty przeciwników. Według niego, kwestia legalności była
tylko pretekstem; spór zasadniczo obracał się koło polityki. Oto dosłowne wyrażenia
tego liberała w sutannie:
Ksiądz Bosko, ze swymi wielu zakładami we Włoszech i za granicą, zwłaszcza
w Ameryce, wywiera niemały wpływ polityczny pod pokrywką humanitaryzmu,
to jest dobroczynności. Ten wpływ zasadniczo polega na swego rodzaju nauczaniu,
opartym na zasadach Syllabusa zmierzając do wychowania w tym duchu nowych
pokoleń we Włoszech i dla przyszłości cywilizacji w ogóle.
Wygląda na to, jakby Ksiądz Bosko posiadał przywilej wszechobecności, tak iż
można by go nazwać Syllabusem chodzącym, z miodem na wargach, który wsącza
niewielkimi dozami swoim chłopcom, podobnie jak to czynią matki. Punktem
zasadniczym w nauczaniu Księdza Bosko jest zaszczepienie miłości do Papieża
i w tym, rzec można śmiało, przewyższa on tysiące wychowanków świeckich i tyluż
tzw. katolickich dziennikarzy, z ich ekstrawagancjami. Biada, gdyby choćby w stu
miastach włoskich znalazł się podobny Ksiądz Bosko! Wówczas powstałoby kłopotów
110

12 Pages 111-120

▲back to top


12.1 Page 111

▲back to top


nie lada, a na skutki nie trzeba by długo czekać… Przy tym chciałbym stwierdzić,
że o ile ustawa nie może zapobiec wszystkim niewłaściwościom szkół prywatnych, to
w każdym razie winno się ją stosować z całą bezwzględnością i surowym nadzorem,
by zamknąć wszelkie furtki do możliwych nadużyć…
Otóż widzimy gramatykę liberalną w jej praktycznym zastosowaniu…
Ksiądz Rua ze swej strony, w dniu 6 sierpnia, odpowiedział na niektóre zarzuty
dziennika Gazetta Piemontese, który ze swej strony lojalnie zamieścił jego list. Ksiądz
Bertello zaś w Unita Cattolica z 7 sierpnia zbijał niektóre twierdzenia prowedytora
pominięte w poprzedniej replice, które zresztą nie wnosiły nic nowego. Wreszcie
L’Osservatore Romano, z dnia 9 sierpnia, na dwóch szpaltach zatytułowanych „Una
difesa troppo leale” porównywał sprawę Księdza Bosko z wypadkiem O. Ferrari’ego.
Mianowice, w roku 1878, po zgonie jezuity, światowej sławy astronoma
i matematyka. O. Secchi’ego, rząd włoski skonfiskowawszy Kolegium Rzymskie,
pozostawił wstydliwie w spokoju wielkiego uczonego w zakątku budynku, gdzie
mieściło się obserwatorium, jego dzieło, którym przez tak wiele lat osobiście kierował.
Pomimo to, gdy zniknął już genius loci, jego współbrat i asystent, O. Ferrari, mimo
wszelkich racji przemawiającym za nim, został brutalnie wyrzucony. Właśnie
wówczas pan Coppino nie liczył się z niczym, jak tylko z interesami swej partii
i uparcie przeprowadził swój zamiar. Podobnie obecnie – zdaniem dziennika
watykańskiego – z punktu widzenia sekt, tenże sam Coppina forsował „kapryśne
zamknięcie szkoły katolickiej, jaką jest gimnazjum Księdza Bosko”. Wskazano sedno
rzeczy w całej tej aferze.
Wśród tego rodzaju kampanii prasowej dał się słyszeć ponownie głos Księdza
Bosko, za pośrednictwem listu do księdza redaktora Margottiego, „godnego zaiste
swego autora”, jak się wyraziła redakcja, która go chętnie zamieściła na swych
łamach.
Jeśliby zaś ktoś jeszcze mógł wątpić – dodawano – że szkoły Księdza Bosko
miały charakter instytucji opiekuńczej, to nikomu chyba nie przyjdzie wątpliwość co
do tego, że miał on serce iście ojcowskie. A oto ów list:
Chiarissimo Sig. Teologo!
Życzliwość, jaką Przewielebny Ksiądz okazywał zawsze dla mnie i dla moich
chłopców, domaga się wdzięczności również ze strony tutejszej młodzieży
podopiecznej. Obecnie prosiłbym o łaskę innego rodzaju w związku ze sporem miedzy
tutejszym Oratorium a panem prowedytorem szkolnym prowincji turyńskiej. Myślę,
że meritum sporu zostało dostatecznie wyjaśnione, w obecnej zaś fazie przechodzi on
na teren osobisty.
Ze względu na to, że zakład tutejszy potrzebuje wszystkiego i wszystkich,
a z drugiej strony, pragnąc według możności współdziałać z władzami dla dobra
publicznego, proszę o zaprzestanie dalszej polemiki na ten temat, dając miejsce
miłości czynnej, która winna panować we wszystkich klasach społecznych.
111

12.2 Page 112

▲back to top


Uważam jednak za stosowane zaznaczyć błąd, z którego wyszedł cały ten
nieprzyjemny spór. Mianowicie, chce się twierdzić, że istnieje gimnazjum prywatne
przy tutejszym Oratorium. A to nie jest zgodne z prawdą. Gdyby zapytano obywateli
Turynu, a nawet samych mieszkańców zakładu, gdzie się znajduje wspomniane
gimnazjum, to nikt nie wiedziałby, co na to odpowiedzieć, gdyż takie faktycznie nie
istnieje.
Natomiast istnieją szkoły bezpłatne, przeznaczone dla grupy wybranych
wychowanków Oratorium, którzy ze względu na zdolność lub położenie materialne
ich rodzin pobierają naukę prywatnie. W przekonaniu, że dekret zamknięcia nie jest
wymierzony bezpośrednio w młodzież, według zwyczaju, poddałem się całkowicie
zarządzeniu wydanemu przez władze. Dlatego, zgodnie z tym, w dniu oznaczonym
nauka została zawieszona, a wychowanków rozesłano do ich rodzin, przyjaciół lub
dobrodziejów, by przynajmniej do czasu dać im jakieś schronienie.
Przewielebny Ksiądz redaktor rozumie mój ból, wobec konieczności
przerwania nauki przeszło 300 moich synów duchowych, którzy od lat wielu są
przedmiotem nieustannych zabiegów i niemałych ofiar materialnych. A co bardziej
jeszcze mnie dotknęło, zmuszeni oni byli opuścić zakład, z niebezpieczeństwa smutnej
dla nich przyszłości!
Mam jednak nadzieję, że władze będą umiały docenić rolę tutejszego zakładu
wobec społeczeństwa i zezwolą na dalsze wychowanie i kształcenie chłopców na
uczciwych obywateli. Nie zaprzestanę nadal przyjmowania w tym sierocińcu
chłopców opuszczonych, których posyłają mi władze, by uczyli się jakiegoś rzemiosła.
Kończę wyrażając mu szczerą wdzięczność, etc.
Turyn, 09.08.1879 r.
Obbl. mo ed umile servitore Ksiądz Jan Bosko
W tymże samym dniu, 10 sierpnia, inne liberalne pismo turyńskie. „Il
Risorgimento”, nie wchodząc w meritum sporu, pisało bezstronnie co następuje:
Wydaje się, że summum ius summa iniuria, gdy się ma do czynienia
z zakładem wychowawczo - naukowym, a zarazem dobroczynnym, który dostarcza
pokarmu materialnego i duchowego setkom młodzieży ubogiej.
Następnie dając wyraz zwyczajnym tego rodzaju prasie poglądom odnośnie do
ducha panującego w licznych placówkach Księdza Bosko, tak dalej pisał:
Z tym wszystkim ogarnia nas prawdziwe zdumienie, wobec takich cudów wiary
i miłości, o jakich na próżno byle komu marzyć, a tym mniej je naśladować…
Po takim wstępie, dziennik tłumaczył się wobec swych czytelników, dlaczego
tak obszernie zajmował się tą sprawą. Następnie, z punktu widzenia legalnego
zastanawiał się nad naturą dyskutowanego sierocińca, wysuwając słuszne kryterium,
co do nielegalności jego zamknięcia i wynikłych stąd skutków. Opisywał jego
powstanie i stosunki z władzami państwowymi, po czym porównywał niedawny akt
władz szkolnych do herodowej rzezi ministerstwa w przyszłości.
112

12.3 Page 113

▲back to top


Polemika prasowa odbiła się głośnym echem nawet poza Alpami. Pewien
dziennik paryski, bynajmniej nie katolickiego pokroju, informował czytelników
o zamknięciu szkół Księdza Bosko, w korespondencji z Turynu. Obok dwóch
protagonistów: ministra Coppino i prowedytora Rho, uwypuklił postać Księdza Bosko,
który padł ofiarą ich niecnych machinacji przez osławiony dekret, będący szczytem
ich głupoty.
W tym samym czasie w Turynie zaszła dziwna koincydencja, przez którą
Opatrzność drwiła sobie z ludzkiej złości. Otóż znany „Fischetto” wygłupiał się w tym
dniu przedstawiając karykaturę duchownego siedzącego na obłokach, trzymającego
w prawej ręce gaśnik, a poniżej księgę i bagaż podróżny, lewym zaś ramieniem unosił
drugie zawiniątko z napisem: „Piękne popieranie inicjatywy prywatnej!”. W Turynie
cudotwórca Dominus Lignus fabrykował wrogów Italii za pomocą maszynki nie
opatentowanej przez ministra oświaty. Wreszcie zamknięto mu tę fabryczkę! Zapewne
ujrzymy go wędrującego do Ameryki na grzbiecie Pegaza i zakładającego tamże swoje
filie!....
Sądzić by można, że to swego rodzaju idea fixa, ten obsesyjny pomysł
sekciarski, by Ksiądz Bosko miał emigrować z Turynu na stałe… Tym nie mniej, ów
gaśnik był zgoła niefortunnym pomysłem. Bo gdy z jednej strony na łamach owego
pisma drwiono sobie z owego obskuranta, który musi uciekać ze swą ciemnotą, to
czytelnicy dziennika „Barretti” dowiadywali się o sprawach wielce interesujących.
Mianowicie, podawano wiadomość, że w czasie egzaminów maturalnych w rządowym
gimnazjum w Monvisio, z pośród 32 kandydatów Oratorium – 22 zdało pomyślnie,
podczas gdy na 16 uczniów szkoły państwowej, tylko 7. Podkreślano, że uczniowie
Księdza Bosko otrzymywali na ogół lepsze stopnie, a jeden z nich założył egzamin
z wynikiem celującym. Reszta miała zdać egzamin z poprawką na sesji
październikowej. Wspomniany periodyk komentował: Tak świetne wyniki zdołano
uzyskać pomimo spowodowanych przez dekret kłopotów i trudności. Zrozumiałe,
że o wspomnianych wynikach prasa rządowa milczała.
Naturalnym biegiem, w czasie wakacji konflikt nieco przygasł i ataki chwilowo
przycichły. Lecz ksiądz Bosko nie zaniechał starań o uznanie przez władze zakładu,
jako domu opieki rodzicielskiej zamkniętej, a przeto nie podlegającego przepisom
szkół prywatnych. We wrześniu ponownie pisał do ministra oświaty przedstawiając
szkołę w Oratorium, jako opatrznościowy przytułek dla tak wielu chłopców
uzdolnionych upośledzonych przez los:
Eccelenza!
Opinia publiczna wskazuje na WE jako protektora synów ludu, a przeto żywię
nadzieję, że użyczać będzie swego poparcia dla wychowanków sierocińca zwanego
Oratorium św. Franciszka Salezego, którzy pragną kierować się drogą wiedzy i cnoty.
Wspomniany sierociniec utrzymuje i kształci około 900 takich chłopców, kierując ich
113

12.4 Page 114

▲back to top


do odpowiedniego zawodu, by zdolni byli pracować na swe utrzymanie. Zdolniejsi
z nich kierowani są do studiów.
W ciągu 30 lat ubiegłych ministrowie i prowedytorzy szkolni popierali moralnie
i materialnie wspomniane szkoły, nie żądając nigdy dyplomowanych profesorów.
Dopiero w roku bieżącym 1878 - 1879 pan prowedytor miasta Turynu chcąc poddać
zakład pod obowiązujące ogólnie przepisy spowodował zamieszanie i niemałą szkodę
dla wychowanków, jak wyżej przedłożyłem WE.
Proszę, zatem WE, by raczył uznać zakład jako przytułek dobroczynny
i pozwolił temu, który stara się w imieniu rodziców o ich zaopatrzenie i utrzymanie,
udzielić im osobiście lub przez innych należytej nauki, by przysposobić ich do życia.
Za należytymi kwalifikacjami nauczycieli przemawia fakt, że uczniowie
składają pomyślnie egzaminy w szkołach państwowych, a niektórzy z nich zdobyli
nawet stopnie akademickie na wyższych uczelniach państwowych. Tymczasem
w imieniu własnym i młodzieży wyraża mu wdzięczność, etc.
Turyn, wrzesień 1879 r.
Ksiądz Jan Bosko
Równocześnie próbował to samo u ministra spraw wewnętrznych. Do obu pism
dodał stosowne załączniki.
Eccellenza!
Mając na celu należyte przysposobienie zawodowe młodzieży podopiecznej
złożyłem u ministra oświaty odpowiedni memoriał w tej sprawie. Prosiłem w nim, by
uważano nadal sierociniec, jako zakład dobroczynny, upoważniając Dyrektora do
udzielenia im nauki w zakresie podstawowy, co praktykowało się od lat 35. W roku
1865, prowedytor szkolny, nie znając warunków zakładu zażądał, by zastosowano się
do przepisów obowiązujących w gimnazjach prywatnych, to jest, by personel był
dyplomowany. Lecz minister spraw wewnętrznych, na skutek przesłanych wyjaśnień,
uchylił wszelkie trudności.
Obecnie, znajdując się w wypadku analogicznym, zwracam się z prośbą do WE,
by raczył przyczynić się na korzyść tutejszej młodzieży u ministra oświaty.
Wdzięczność moja i wychowanków za to dobrodziejstwo będzie bezmierna. Modlić
się będziemy do Boga, by go zachował przy zdrowiu jak najdłużej, etc.
Turyn, wrzesień 1879 r.
obbl. mo esp. XJB
Z Rzymu nie nadeszła żadna odpowiedź, a rok szkolny już się zaczął. Zwrócił
się więc ponownie z gorącym apelem do ministra sprawiedliwości Pereza:
Eccelenza!
Zbliża się rok szkolny, a ja nadal jestem w niepewności, co do tutejszej
młodzieży opuszczonej, którą Opatrzność Boża przysłała do tego zakładu. Dlatego
114

12.5 Page 115

▲back to top


gorąco i pokornie proszę o łaskawe wzięcie pod uwagę sprawy tychże chłopców,
którzy do niego wyciągają ręce z prośbą o pomoc. Prosząc o upoważnienie nauczania
tutejszych sierot przedkładam co następuje:
1. Że prawo Casati nie obowiązuje zakładu prywatnego do przedkładania
rozkładu zajęć władzom szkolnym lokalnym.
2. Moi nauczyciele prowadzili regularnie lekcje, a Radzie Szkolnej nie
przysługuje prawo określania liczby godzin nauki w zakładzie.
3. Prowedytor szkolny z Turynu wizytując dwukrotnie Oratorium, nie mógł
logicznie wydać orzeczenia, że nauczyciele tytularni nie uczyli prawie nigdy, będąc
zajęci w administracji zakładu; stwierdzam natomiast, że udzielali lekcji uczniom
w wolnych chwilach.
4. Zaangażowałem profesorów z tytułem, nie dlatego, że uważałem
wspomniany zakład jako szkołę prywatną, gdyż przez 35 lat był on uznawany przez
władze, jako instytucja dobroczynna; czyniłem to ustępując pod naciskiem i groźbami
władz szkolnych.
Sprawiedliwość i życzliwość publicznie przypisywane WE jako opiekunowi
biednego ludu, pozwalają mi żywić nadzieję, że będę zwolniony od prześladowania ze
szkodą dla dobra publicznego, zwłaszcza tylu ubogich chłopców, którzy pozbawieni
wychowania, byliby narażeni na smutną przyszłość a może na to, że skończyliby
w więzieniu.
Ufając w jego znaną dobroć, etc.
Turyn, 19.10.1879 r.
XJB
Tym razem minister się odezwał. Pod datą 28 października pisał:
Z listu Waszej Przewielebności z dnia 19 bm. dowiaduję się, że posiada dla klas
gimnazjalnych swego kolegium profesorów dyplomowanych. Wobec tego będzie
mógł bezzwłocznie otworzyć wspomniane klasy. Należy w tej sprawie zwrócić się do
Rady Szkolnej, o czym zawiadamiając Waszą Przewielebność pozostaję, etc.
Minister chciał ocalić przysłowiową kozę i kapustę. Święty zrozumiał, że na
tym polu nic nie wskóra, jeśli nie przedstawi personelu kwalifikowanego. Zastosował
się więc do instrukcji ministerstwa i posłał wykaz nauczycieli do prowedytora, który
wykreślił z listy dwóch; Bartłomieja Fascie, studenta drugiego roku literatury i Gallo
Besso, studenta drugiego roku matematyki. Przedmioty ich we wszystkich klasach
mieli objąć nauczyciele dyplomowani. Po sporządzeniu nowego wykazu, przesyłał go
ponownie do Rady Szkolnej, z prośbą o zezwolenie na otwarcie szkoły.
115

12.6 Page 116

▲back to top


ll. mo Sig. Proveditore!
Na miejsce Bartłomieja Fascie, studenta literatury wejdzie ks. prof. Marek
Pechenio jako nauczyciel pierwszej gimnazjalnej w tutejszym zakładzie. Natomiast
matematyka pozostanie na razie nieobsadzona, dopóki nie znajdzie się profesora
dyplomowanego. Jest to zgodne z ustawą, która nie przepisuje ani liczby, ani rodzaju
przedmiotów wykładanych w zakładach prywatnych.
Podpisany trwa nadal w przekonaniu, że zakład tutejszy jest instytucją
dobroczynną a nie gimnazjum prywatnym i dlatego nie podpada pod art. 246 Ustawy
Casati odnośnie do kwalifikacji profesorów. Przedstawia zaś personel kwalifikowany
jedynie celem zastosowania się do rozporządzeń władz lokalnych, oczekując na
decyzje władz wyższych.
Turyn, 29.11.1879 r.
Ksiądz Jan Bosko
Lecz Ksiądz Bosko nie mógł się pogodzić z tym, by nad Oratorium wisiał
miecz Demoklesowy dekretu, w każdej chwili mogący mu zamknąć szkoły
i dlatego nieustannie zabiegał o odwołanie dekretu. W zasadzie udało się uzyskać od
władz uznanie dla jego szkół, że były paternalne. Przedstawiamy obecnie przebieg tej
nowej batalii.
Były to czasy, kiedy w parlamentach europejskich walczono o wolność
nauczania. Wydawało się, że powiał wiatr reakcji przeciwko tyrańskiemu monopolowi
szkoły państwowej, wskutek czego opinia publiczna pasjonowała się w różny sposób
tym problemem. I tak na przykład w Italii, katolicki kongres narodowy w Modenie
zajmował się tą kwestią. Inżynier Buffa z Turynu przedstawił projekt petycji
opatrzonej podpisami obywateli do Parlamentu, domagającej się wolności nauczania.
Jako ojcowie, czytało się w petycji, mamy obowiązek ścisły, stosownie do
swego sumienia, nauczania i wychowania swych dzieci, powierzonych nam od Boga.
Jako Włosi, mamy prawo dbać o to, by nowe pokolenie wzrastało nie na hańbę, lecz
ku chwale Ojczyzny. Jako obywatele, domagamy się, by ustawy szkolne stosowały się
do pierwszego artykułu Konstytucji i zasady wolności nauczania, uchwalonej przez
parlament podalpejski w 1857 roku, jako podstawy prawa organicznego z dnia 13
listopada 1859 r., która z nadużycia tych, co winni byli wspomniane prawo
wprowadzić w czyn, pozostało martwą literą.
W czasie debaty, gdy inżynier Buffa powołał się na Księdza Bosko i jego
zakłady, powstały żywe aplauzy. Minister Perez miał dość szerokie poglądy odnośnie
do wolności nauczania. Świadczy o tym fakt powołania na swego sekretarza profesora
Allievo wyznawcę wolności szkoły. Lecz to stało się powodem jego dymisji, która
nastąpiła 19 listopada, nie bez burzliwych debat w gabinecie Cairoli. Premier
upoważniony do rekonstrukcji gabinetu zaproponował Perezowi tekę rolnictwa; ten
jednak odmówił stawiając kategorycznie: albo ministerstwo oświaty albo nic! Zastąpił
go literat Franciszek De Sanctis.
116

12.7 Page 117

▲back to top


Ksiądz Bosko był zdecydowany odwołać się do Rady Państwa żądając
cofnięcia dekretu Coppino jako nielegalnego, motywując tym, że zakład salezjański
jest instytucją dobroczynną. W tym celu przygotował z dala odpowiedni teren.
Wystosował więc memoriał w formie historycznego szkicu, do nowego ministra
oświaty dołączając pięć dokumentów z lat 1850 - 1866. Określa w nim należycie ideę
Oratorium na Valdocco. Dla informacji władz, polecił to wydrukować w formie
broszury, następnie rozesłał, być może łącznie ze wspomnianym elaboratem profesora
Allievo, do odpowiednich czynników. Obecnie należało znaleźć pewną drogę do Rady
Państwa.
Rada Państwa, stosownie do obowiązującego regulaminu, nie przyjmowała
żadnego odwołania, ani pism inną drogą jak urzędową, za pośrednictwem ministrów.
W naszym wypadku należało przesłać petycję do Przewodniczącego Rady Szkolnej
prowincjalnej, ta z kolei przekazałaby ją Radzie Wyższej, a ta, wraz ze swą opinią –
do ministra oświaty. Minister, po przestudiowaniu jej miałby ją przekazać, że swymi
uwagami, do decyzji Rady Państwa.
Czy można było w takich warunkach liczyć na Radę Szkolną w Turynie? Czy
nie próbowałaby ona wszelkimi siłami skierować wodę na swój młyn?
W najlepszym razie biurokracja odwlekałaby załatwienie jej ad calendas
graecas. Pewniejsza była inna droga: zwrócić się wprost do króla. Prawo na to
pozwalało i Ksiądz Bosko skorzystał z tego skwapliwie. Prawda, że gabinet królewski
po umieszczeniu instancji w protokole generalnym, przesłałby ją i tak do ministerstwa
oświaty do rozpatrzenia, to zaś z kolei zwróciłoby się po opinię do Rady Szkolnej
w Turynie. Jakkolwiek bądź, nie należało tkwić na mieliźnie, ani dłużej zwlekać. Tym
bardziej, że Ksiądz Bosko miał w Rzymie - w ministerstwie, jak i w Radzie Państwa,
zaufanych przyjaciół, na których mógł zawsze liczyć.
Święty skompilował więc memoriał do króla rozszerzając ten poprzedni do
ministra, z dołączeniem wyczerpującej dokumentacji na temat zaistniałego sporu.
Jeden ze wspomnianych przyjaciół z Turynu, dawny urzędnik w Radzie Państwa,
pisząc do księdza Rua o owym podaniu zaopiniował, że „nie mogłoby być lepiej
ułożone”. Bo gdy je pokazał swemu zaufanemu przyjacielowi, zajmującemu
wpływowe stanowisko w ministerstwie spraw wewnętrznych, otrzymał odpowiedź,
że „było mocno obciążające ministerstwo oświaty”, i że gdyby Ksiądz Bosko nie
otrzymał satysfakcji, może się zwrócić do parlamentu, nawet skierować sprawę na
drogę sądową. Pan Viale ze swej strony zapewnił księdza Rua o swym poparciu
pisząc:
„Proszę nie wątpić o tym, że dam baczenie na wszystko, polecę komu należy tę
sprawę, by uzyskać sprawiedliwość”. Także podanie skierowane do króla zostało
wydrukowane. Ksiądz Bosko otrzymawszy od pana Viala spis członków Rady
Państwa wchodzących do komisji szkolnej, rozesłał wszystkim kopię wspomnianego
pisma, wraz ze wspomnianą broszurą profesora Allievo.
Podanie Księdza Bosko zostało przesłane przez gabinet królewski do
ministerstwa oświaty w dniu 11 grudnia. W wigilię Bożego Narodzenia, minister
117

12.8 Page 118

▲back to top


złożył w Radzie Państwa odnośne dokumenty wraz z opinią ministerstwa,
zredagowaną w duchu informacji turyńskich. Relatorem mianowano komandora
Filippo, który zdawał się być przychylny. Lecz na skutek zmian w składzie Rady
Państwa, kwestie dotyczące ministerstwa oświaty przekazano innej komisji. Dzięki
jednak poparciu pewnych osób wpływowych i samego pana Viale, pozostawiono to
panu Filippo. Również senator Siotto - Pintor popierał Księdza Bosko swoimi
wpływami u ministra, u prezesa Rady Państwa Cadorny i u innych radców, swych
przyjaciół. Pogwałcenie prawa jest oczywiste – podkreślał wymownie energiczny
Sardyńczyk.
Nie było to jednak oczywiste dla panów radców z Turynu. Niespodziewanie
prefekt zażądał bliższych informacji w sprawie programów szkolnych i rozkładu
godzin lekcyjnych, na co Ksiądz Bosko odpowiedział:
Ill. mo Sig. Perfetto!
Odpowiadając na uprzejmy list WP z 24 grudnia 1879, mam zaszczyt
poinformować, że programy stosowane u nas nie są jednolite, gdyż na różnym stopniu
prowadzi się dokształcenia młodzieży w naszych szkołach.
Odnośnie do rozkładu godzin, nieprzepisanego przez ustawy, informuję chętnie,
że zazwyczaj lekcje odbywają się od godziny 9.00 -11.30 do południa i od 2.00 – 4.30
po południu. Z uwagi na to, że nasi nauczyciele spełniają pewne obowiązki
administracyjne w zakładzie, nierzadko zachodzą zmiany w zwykłym rozkładzie. Nie
mniej wypełniają przepisany programem materiał szkolny, gdyż u nas rok szkolny
trwa od dnia 15 października do 9 września.
Turyn, 11.01.1880 r.
XJB
Ksiądz Bosko zwrócił się również do ministra spraw wewnętrznych
o subwencję na utrzymanie wielu ubogich chłopców w Oratorium. Minister upoważnił
prefekta zakomunikować z przykrością, że nie jest w stanie udzielić żądanej
subwencji, ze względu na brak funduszów w bilansie ministerialnym na wspominane
cele, tym bardziej, że łoży się na inne naglące potrzeby w okresie zimowym w całym
królestwie.
Prezes Rady Państwa wyznaczył specjalną komisję celem rozpatrzenia sprawy.
Składała się ona z ośmiu członków, którzy zebrali się w dniu 26 lutego 1880 r. na
naradę. W wyniku jej ogłoszono, że odroczono wydanie orzeczenia, ze względu na nie
dość jasny charakter zakwestionowanych szkół i że komisja wyda swój wyrok po
otrzymaniu należytych informacji. Ksiądz Bosko poinformowany o tym, napisał do
ministerstwa następujący memoriał.
Pod datą 13 listopada 1879 r., zwróciłem się do WE z prośbą o odwołanie
dekretu zamknięcia szkół przy Oratorium św. Franciszka Salezego, gdzie gromadzi się
i wychowuje po chrześcijańsku wielu opuszczonych sierot. Nie otrzymawszy żadnej
odpowiedzi zwracam się niniejszym ponownie do WE, by raczył mi odpowiedzieć,
118

12.9 Page 119

▲back to top


czy wzięto pod uwagę moją prośbę i czy zbadano dokumenty popierające ją i
wyjaśniające charakter instytucji przeze mnie założonej. Tym więcej zależy mi na
odpowiedzi, iż otrzymałem wiadomość, że prowedytor w Turynie złożył niekorzystne
referencje w powyższej sprawie. Możliwe, że wiadomości te nie mają podstawy, lecz
gdyby działo się coś na niekorzyść zakładu, byłbym zobowiązany udowodnić faktami
bezpodstawność powyższych twierdzeń. Według tych pogłosek, pan prowedytor
chciałby udowodnić, że nasze szkoły są prawdziwym gimnazjum prywatnym, w
którym uczniowie płacą miesięczne czesne i pobierają naukę w różnych oddziałach, do
których są zapisani. Jest to wielką pomyłką, gdyż Oratorium św. Franciszka Salezego
jest przeznaczone dla ubogich chłopców i ani jeden z nich nie płaci centa za naukę i
żaden nauczyciel tak samo nie pobiera pensji. Moim zdaniem, wystarczyłaby ta jedna
uwaga dla objaśnienia natury instytucji, jako zakładu dobroczynnego, stosowanie do
orzeczenia Rady Państwa w grudniu 1879 r.
Na dowód tego przytoczę kilka bezpłatnych przyjęć chłopców, poleconych
przez wielu poprzednich ministrów, kwesturę i samego prefekta Monghelli Vaini, na
krótko przed zamknięciem szkoły.
Kilku z nich płaci miesięcznie lub rocznie niewielką sumę, a może jeden na
setkę mógłby płacić jakieś 24 franki miesięcznie lecz ta niewielka pensja zgoła nie
wystarczałaby na utrzymanie, odzież i naprawki, których wymaga każdy chłopiec…
Nie może więc być brana pod uwagę w utrzymaniu zakładu, który żyje z Opatrzności
Boskiej. Widać to jasno z regulaminu zakładu, który stawia następujące warunki
odnośnie do przyjęcia wychowanków:
1. Ukończonych lat 12;
2. Sieroctwo kompletne, chyba że specjalne okoliczności przemawiałyby za
tym;
3. Pozbawienie opieki. Ci, co mają jakąś rzecz wartościowa winni ją
przynieść ze sobą do zakładu.
Według relacji wspomnianych stawia się warunek, by chłopcy aspirowali do
stanu duchownego. By na ten zarzut odpowiedzieć, zaprosiłbym na zwizytowanie,
prócz Oratorium w Turynie, sierocińców w mieście Lucca, Sampierdarena, gdzie
widzieć można setki chłopców uczących się rzemiosła, którzy bynajmniej nie mają
zamiaru wstępować do stanu duchownego.
Z pomiędzy tutejszych wychowanków wszyscy, mniej lub więcej, zajmują
jakąś pozycję społeczną, wbrew pewnym insynuacjom, gdyż podpisany uważa za swój
obowiązek umieścić w odpowiednim fachu chłopców, którzy bądź z braku zdolności
lub chęci, nie wykazują ochoty do dalszych studiów i opuszczają zakład.
Na potwierdzenie tego mógłbym przytoczyć tysiące chłopców wyrwanych
z lenistwa i nędzy, którzy uczciwie zarabiają na swe utrzymanie. A mógłbym
wymienić i takich, którzy po ukończeniu odpowiednich szkół, otrzymali wysokie
stanowiska w urzędach, wojsku, a kilku zdobyło stopnie akademickie obejmując
katedry w szkołach państwowych średnich, czy nawet na uniwersytetach.
119

12.10 Page 120

▲back to top


Prawda, że pewna grupa chłopców na tak wielką liczbę, okazuje chęć do stanu
kapłańskiego lub zakonnego. Ci znajdują w naszych zakładach sposobność i pomoc,
jakiej potrzebują, by pójść za swym powołaniem. Używa się ich do pomocy
w nauczaniu, asystowaniu wychowanków w sierocińcach i Oratoriach, w których
gromadzi się młodzież. Po przytoczeniu tych uwag, sądzę że WE wyrobi sobie jasne
pojęcie o prawdziwym stanie rzeczy. Nadto gotów jestem dostarczyć jeszcze inne
dokumenty i dowody, nim przyjdzie do debaty, która opierając się na relacjach
bezpodstawnych mogłaby wyjść na niekorzyść biednych synów ludu zebranych
z ulicy. Groziłoby im niebezpieczeństwo wykolejenia się, gdyby byli pozostawieni bez
opieki, podczas gdy obecnie korzystając z dobrego wychowania w zakładzie, dają
uzasadnioną nadzieję, że wyrosną na uczciwych obywateli ku pożytkowi ojczyzny.
W nadziei, że powyższe uwagi raczy WE zakomunikować Radzie Stanu, aby
dostojne osobistości powołane do wypowiedzenia definitywnego zdania w tej przykrej
kwestii, miały należyte pojęcie o stanie rzeczy, etc., …
Widocznie sprawa postępowała zbyt wolno, skoro dopiero 7 kwietnia
prowedytor Rho wysłał do ministerstwa żądaną relację na temat zakładu Księdza
Bosko. Porównując jego sprawozdanie z memoriałem Księdza Bosko, wynika, iż ten
doskonale orientował się, co się święci, mianowicie, jakimi ideami owiany był raport
urzędu szkolnego wysłany do Rzymu. Prowedytor twierdził, że niewielu chłopców
było przyjętych gratisowo, iż dwie trzecie wychowanków opuszczających zakład nie
mogło znaleźć środków do życia, gdyż albo nie byli zdatni do pracy fizycznej,
względnie niedostatecznie wykształceni zawodowo, by znaleźć posadę. Z powyższych
motywów Oratorium nie jest zakładem dobroczynnym, według jego zdania.
A Ksiądz Bosko, jak widzieliśmy doskonale naświetlił oba powyższe punkty
w piśmie do ministra. Zanim jeszcze prowedytor przesłał powyższy raport do
ministerstwa, Ksiądz Bosko już znajdował się w Rzymie. Umiał on zapewne od siebie
poczynić skuteczne zabiegi, o których nie mamy wiadomości. Dopiero z dniem 28
kwietnia, dowiadujemy się, że odbyło się posiedzenie komisji po raz drugi.
Proponowano sformułować natychmiast wyrok w oparciu o raport z ministerstwa,
a raczej prowedytora. Lecz w danym momencie zabrał odważnie głos baron Celesia:
Jakże to panowie? Chce się wydać wyrok definitywny nie wysłuchawszy strony
zainteresowanej? Nie jesteśmy w Turcji!
Odważny głos sprawił natychmiastowy skutek: istotnie przewodniczący Rady
upoważnił komandora Gerra do zredagowania wniosku zawieszającego, który brzmiał
następująco.:
Biorąc pod uwagę, że w sprawozdaniu przysłanym przez prowedytora
szkolnego w Turynie odnośnie do charakteru zakładu naukowego przy Oratorium św.
Franciszka Salezego w tymże mieście, nie spytano o zdanie Księdza Jana Bosko,
apelującego do Rady Państwa przeciwko dekretowi zamknięcia szkoły; zważywszy,
że interpelacja Księdza Bosko jest na miejscu i może dopomóc do pełniejszego
poznania sprawy, że ten obowiązek wykonać może Prefekt Turynu w sposób, jaki
uzna za stosowny; że wspomniany prefekt będzie mógł ustalić wszystkie elementy
120

13 Pages 121-130

▲back to top


13.1 Page 121

▲back to top


odnośnie do należytej oceny, czy wspomniany zakład jest dobroczynny czy naukowy,
a jeśli naukowy, czy odpowiada artykułom 260, 251 i 252 ustawy z dnia 13 listopada
1859 r.; że minister na podstawie zebranych informacji, wyda ostateczną opinię.
Wobec powyższego Komisja jest zdania, że przed ostatecznym wydaniem wyroku,
kwestia winna być należycie udokumentowana, zgodnie z powyższymi uwagami.
W międzyczasie zaszły w Turynie zmiany na stanowiskach urzędowych. Nowy
prefekt Casalis, wykonując zlecenia Rady Państwa przesłał Księdzu Bosko
następujący kwestionariusz:
1. Jaki jest charakter Oratorium w ogólności i w jakim celu prowadzi się szkoły
gimnazjalne?
2. Ilu chłopców uczęszcza na naukę rzemiosła, a ilu do gimnazjum? Ilu jest
kleryków studiujących filozofię i teologię?
3. Czy chłopców w Oratorium utrzymuje się bezpłatnie, zwłaszcza tych, którzy
uczęszczają do gimnazjum? W wypadku negatywnym, ilu utrzymuje się bezpłatnie lub
za połowę pensji?
4. Ilu uczniów staje do egzaminu licealnego po ukończeniu gimnazjum? A ilu
otrzymało maturę w ubiegłym roku?
5. Ilu absolwentów w ciągu ubiegłych pięciu lat ukończyło pięć klas
gimnazjalnych, a ilu z nich wstąpiło na kurs filozofii, by poświęcić się stanowi
duchownemu i zapisać do Zgromadzenia przez niego założonego?
Ksiądz Bosko odpowiadał następująco:
Illustrissimo Signore!
Odpowiadam na pytania postawione mi przez WE na zlecenie ministra oświaty,
odnośnie do Oratorium św. Franciszka Salezego.
1. pytanie: Jaki jest charakter Oratorium w ogólności, zwłaszcza, jaki cel stawia
sobie dyrektor utrzymując w nim szkoły gimnazjalne? Odpowiadam na pierwszą cześć
pytania:
Wypowiedź Rady Państwa z 1879 r., stanowi, że charakter fundacji określa cel,
który się zakłada oraz rodzaj osób, na korzyść których jest ona prowadzona.
Wyjaśniam cel przyświecający fundacji Oratorium św. Franciszka Salezego
w Turynie. Myślę, że najlepiej wyrażę go słowami użytymi przeze mnie przy
sformułowaniu pierwszego regulaminu, przedłożonego władzom rządowym
i opublikowanego w Gazecie urzędowej: Spotyka się sieroty, pozbawione ojcowskiej
opieki, gdyż rodzice nie mogą lub nie chcą nimi się zajmować, bez nauki i żadnego
zawodu. Tacy są wystawieni na wielkie niebezpieczeństwa dla duszy i ciała, nie zdoła
się inaczej zarazić ich ruinie, jeśli nie poda się im ręki dobroczynnej i nie przyjmie do
zakładu, gdzie się ich wdroży do pracy, porządku i religii. Dom św. Franciszka
Salezego ma właśnie za cel przyjmowanie chłopców podobnej kategorii. „By jakiś
chłopiec mógł zostać przyjęty do Oratorium św. Franciszka Salezego na Valdocco,
konieczne są następujące warunki:
1. By miał ukończonych lat 12, a nie przekroczył 18 – tu;
121

13.2 Page 122

▲back to top


2. By był kompletnym sierotą i nie miał krewnych, którzy by się o niego
troszczyli;
3. By był całkowicie bez środków do życia. Jeśliby ktoś oprócz innych
warunków, posiadał, jakąś rzecz, winien ją przynieść do domu, a będzie obrócona na
jego korzyść, gdyż niesłuszną jest rzeczą, by korzystał z cudzej dobroczynności ten
kto posiada coś swego.
4. By był zdrowy i zdolny do pracy, nie miał, jakiejś organicznej wady lub
odrażającej, czy zaraźliwej choroby;
5. Pierwszeństwo w przyjęciu mieć będą ci, co uczęszczają do Oratorium
Świątecznego św. Alojzego, Anioła Stróża i św. Franciszka Salezego. Ten dom
specjalnie przeznaczony jest dla chłopców zupełnie biednych, uczęszczających do
któregoś ze wspomnianych Oratoriów.
To jest cel, dla którego otwarte zostało wspomniane Oratorium, które ja
wszelkimi środkami zesłanymi przez Opatrzność, zawsze rozwijałem. Z tego wynika,
że Oratorium jest instytucją dobroczynną na korzyść młodzieży ubogiej i jako takie,
było zawsze uznawane przez magistrat, kwesturę, prefekturę i samych ministrów,
którzy do niego polecali setki chłopców; jako takie było uznane przez parlament
i senat, za taką miały go zawsze osoby popierające ją. Świadczą o tym subwencje mu
udzielane tak, iż ze szczupłej liczby urosło ponad tysiące osób w nim zamieszkałych.
Stworzono tu pracownie i szkoły, w których udziela się różnorakiego wykształcenia
synom ludu, którzy oddają później usługi społeczeństwu.
Na potwierdzenie powyższego dodaję, że mógłbym wymienić setki nazwisk
wychowanków, którzy zajmują różne stanowiska w szkołach, wojsku lub administracji
państwowej. Miło wspomnieć, że żaden z wychowanków, którzy uczęszczali pilnie i
korzystali z tutejszych szkół, nie jest pozbawiony możności zarobkowania, podobnie
jak każdy z nich jest rzetelnym obywatelem państwa, a w okolicznościach
wyjątkowych gotów do aktów bohaterskich.
Przechodząc teraz do następnego punktu - stwierdzam, że utrzymując szkoły
w Oratorium mam na celu uzupełnienie ważnej dziedziny wychowania młodzieży,
a przez to danie możności zrealizowania rozlicznych powołań, do jakich okazują
skłonność chłopcy podopieczni. Niektórzy z nich ujawniają pociąg do pewnych
zawodów artystycznych, wymagających większych zdolności, jak na przykład
drukarstwo, miedziorytnictwo, odlewnictwo, fotografia, stereotypia itp.
Nie mogliby zaś ich doskonale opanować, gdyby nie zostali podkształceni
w języku łacińskim, greckim, francuskim, geografii, arytmetyce itp.
Inni objawiają wybitne talenty do nauk ścisłych, a przeto wydaje się rzeczą
wysoce korzystną dla społeczeństwa, by kształcić ich i kierować do studiów
wyższych. Wielu z nich, dzięki pomocy zakładu lub stypendiów państwowych, będzie
mogło kończyć uniwersytet. A już obecnie pracują pożytecznie jako wykładowcy
i pisarze, o czym wspominam nawiasem bez podawania nazwisk.
Wielu pochodzi z rodzin szlacheckich, lecz podupadłych materialnie. Tych nie
wypadałoby łączyć z uczniami pierwszej kategorii i trzeba ich pokierować do
122

13.3 Page 123

▲back to top


odpowiedniego dla nich zawodu. Dla powyższych dwóch kategorii chłopców należało,
więc zorganizować w Oratorium klasy gimnazjalne. Ten właśnie cel nie stoi
bynajmniej w sprzeczności, lecz uzupełnia w pewnej mierze zadanie, jakie przyświeca
tutejszemu zakładowi.
A teraz odpowiadam na drugie pytanie. Liczba wychowanków różnych
zawodów sięga 510. Uczniów klas gimnazjalnych jest około 300, jak podano
w wykazie prowedytorowi szkolnemu. Zbyteczne dodawać, że liczba powyższa
podlega wahaniu z uwagi na to, że wielu chłopców każdego tygodnia opuszcza
sierociniec z różnych powodów, a przychodzą na ich miejsce inni. W jesieni i zimie,
ze zrozumiałych przyczyn, liczba sierot wzrasta a zmniejsza się w okresie letnim.
Odnośnie do kleryków, należy wyjaśnić dwie rzeczy:
1. W Oratorium nie ma żadnego kursu filozofii dla tych, którzy zajmują się
asystencją chłopców lub pełnią inne funkcje w zakładzie i pragną poświecić się
stanowi duchownemu, udziela się, o ile czas i warunki na to pozwalają, pewnego
przeszkolenia, by mogli należycie spełniać swe obowiązki w pracowniach, sypialniach
i to w katechizowaniu dzieci (brak tekstu strona 169) … kiego, muzyki wokalnej
i instrumentalnej, względnie w pełnieniu innych tym podobnych urzędów zgodnych
z ich powołaniem i zawodem.
2. Nie wszyscy aktualnie przebywający w zakładach Księdza Bosko klerycy
wyszli ze szkół Oratorium w Turynie. Wielu z nich pochodzi z innych kolegiów lub
seminariów, którzy pragnąc współpracować z Księdzem Bosko w dziełach
dobroczynnych, które ma w ręku, poddali się dobrowolnie jego kierownictwu. Wynika
to z poniższego zestawienia liczbowego, a mianowicie:
- kleryków przerabiających we wspomnianym sensie kurs filozofii jest 25.
Z tych 16 ukończyło gimnazjum w innych zakładach, a tylko 8 w Oratorium
w Turynie.
- studentów teologii jest 12, z tych 6 pochodzi skądinąd.
Przechodząc z kolei do 3. Quaesitum. Odnośny punkt regulaminu zakładowego
mówi: Gdy któryś chłopiec posiada jaką własność w domu, winien ją przynieść do
zakładu, a będzie mógł z niej korzystać, gdyż niesłuszną jest rzeczą etc.”.
Na mocy wspominanego artykułu widać, że nie wszyscy w zakładzie są
utrzymywani bezpłatnie, lecz niektórzy płacą niewielką sumę rocznie lub miesięcznie
według zamożności. Mimo tego, jak wynika z następującej statystyki, ciężar
wydatków na utrzymanie chłopców spada na kierownictwo Oratorium; i tak:
- chłopców przyjętych bezpłatnie, na ogólną cyfrę 810 jest w sierocińcu 106.
Jeden na stu (1%) płaci miesięcznie 24 lir. Inni płacą pięć, osiem, dziesięć, etc. Biorąc
wiec pod uwagę ilość miejsc bezpłatnych i kwoty zaległe w pensji wychowanków,
należy ustalić, że przeciętna opłata miesięczna każdego ucznia wynosi około 6 lir.
Każdy widzi, że to nie wystarcza na utrzymanie. Nauka jest zupełnie bezpłatna tak ze
strony uczniów, jak personelu. Nie ma ani jednego, który by pobierał pensję.
Dla uzupełnienia powyższej odpowiedzi uważam za stosowne dodać, że Ksiądz
Bosko posiada w innych stronach Italii zakłady wychowawcze przeznaczone dla klasy
123

13.4 Page 124

▲back to top


średniej społeczeństwa, gdzie wychowankowie płacą miesięczną pensję w wysokości
24 lir, a nawet więcej. Nauki udzielają profesorzy dyplomowani. Nie należy więc
mieszać z nimi, jak to kiedyś bywało, Oratorium w Turynie, różniące się od nich
swym charakterem i warunkami.
Odpowiedź na punkt IV. Wychowanków stawających corocznie do egzaminu
dojrzałości jest około dwudziestu. W ubiegłym roku było ich 31, z tych zdało egzamin
26. Niektórzy z odznaczeniem, a jeden uzyskał o 10 punktów więcej od innych
i otrzymał chlubny wynik.
Odnośnie do punktu V- go, zaznaczam, że nie istnieje u nas inne
stowarzyszenie, oprócz Pobożnego Towarzystwa Św. Franciszka Salezego, które ma
za cel zajmowanie się młodzieżą zwłaszcza ubogą i opuszczoną. Piszący oraz wszyscy
inni członkowie wypełniają swe obowiązki, jako uczciwi obywatele państwa.
Wychowanków, którzy ukończyli w ostatnich pięciu latach piątą klasę
gimnazjalną w Oratorium, było 210. Tych, którzy dalej kształcą się, by zostać
kapłanami i wstąpić do Towarzystwa, jest 31.
Widać z powyższego, że nie można robić zarzutu Zgromadzeniu z tego tytułu,
że niektórzy wychowankowie dobrowolnie przyłączają się do Księdza Bosko, by
z kolei przekazywać innym dobrodziejstwa od niego otrzymane; nie mniej błędem
byłoby sądzić, że prowadzi się w Oratorium szkoły mając na oku szczególnie korzyść
Towarzystwa Salezjańskiego.
Uważam, że dałem WE wystarczającą odpowiedź na powyższy kwestionariusz
i gotów jestem w razie potrzeby do dalszych wyjaśnień. Cokolwiek zadecyduje Rada
Państwa względem mego odwołania się, w każdym razie oczekuję przychylnej
wypowiedzi odnośnie do drugiej prośby, co do kwestionowanej przeze mnie
legalności dekretu ministerialnego o zamknięciu szkół w Oratorium.
Turyn, 07.07.1880 r.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
Pierwsi, którym przesłał kopię powyższego pisma, wyrazili mu pełne poparcie.
Pan Viale oświadczył, że odpowiedź księdza Bosko zadowalająco wyjaśnia wszystkie
kwestie i że nie ma żadnej wątpliwości, co do charakteru dobroczynnego Oratorium;
następnie pisał: Wypowiedź jego zredagowana jest w tonie pełnym szlachetnego
umiaru i daje wyraz głębokiemu przekonaniu o prawdzie i czystości sumienia, które
nie zadaje kłamu ani sobie samemu, ani innym. Następnie wyrażał życzenie, by
prefekt w całości przesłał jego odpowiedź ministerstwu oraz by ministerstwo
przekonawszy się o sprawiedliwości sprostowało popełniony błąd. Także baron
Celesia pisał do Księdza Bosko:
W przejeździe przez Turyn otrzymałem jego pismo z dnia 17 bm. wraz
z załącznikami. Dziękuję szczerze Waszej Przewielebności za zakomunikowanie mi
go i wyrażam życzenie, by sprawy potoczyły się całkowicie na korzyść jego dzieła
dobroczynnego i wychowawczego, któremu on tak wiele się poświęca. Ponieważ, ku
124

13.5 Page 125

▲back to top


mej przykrości, nie mogą osobiście złożyć mu uszanowanie, proszę o przyjęcie
wyrazów głębokiej czci etc., etc.
Interesujące jest poznać zachowanie się prefekta. Ten potwierdzając odbiór listu
pisał:
Przeczytałem obronę Przewielebnego Księdza odnośnie do jego zakładu. Co do
mnie jestem już dostatecznie przekonany i mam nadzieję, że podobnie myślą inni.
Były to tylko czcze słowa, które należało potwierdzić czynem. Tymczasem
Ksiądz Bosko umiał na swój sposób zjednać przychylność człowieka, od którego
zależał w znacznej mierze wynik kontrowersji.
Widzieliśmy niejednokrotnie, jak Święty otrzymawszy jakiś prezent spieszył
zrobić z niego przyjemność któremuś za swych dobrodziejów lub nawet jakiemuś
urzędnikowi. Tak było i tym razem. Gdy otrzymał żywego zajączka, posłał go
w prezencie nowemu prefektowi, być może z okazji jego świeżej nominacji.
Ten jednak, w tej samej kopercie, co i kwestionariusz, przesyłał mu
podziękowanie w dość osobliwej formie:
Czuję się w obowiązku podziękować mu za zająca, któremu wolałem zgotować
los bardziej odpowiadający memu przekonaniu – przypuszczalnie po myśli
Przewielebnego Księdza i tego, który go stworzył – i puścić go na wolność.
Zdumiewające! Prefekt Casalis potrafił przetrzymać odpowiedź Księdza Bosko
z dnia 7 lipca 1880 r., przeszło rok czasu tak, iż dopiero 7 czerwca 1881 r. zdołała ona
dotrzeć za pośrednictwem ministerstwa oświaty do Rady Państwa.
Zwłoka powyższa pozwoliła nowemu prefektowi Denicotti’emu osobiście
zbadać kwestie i wydać nieprzychylną opinię, za którą opowiadał się prowedytor
szkolny. Postawił on mianowicie wniosek, że dekret zamknięcia szkoły nie może być
odwołany, dopóki Ksiądz Bosko, jak każdy inny obywatel, nie zadeklaruje swej
gotowości zastosowania się do przepisów prawa.
Zatem przewodniczący komisji w Radzie Państwa, rozpatrującej sprawy
odnoszące się do ministerstwa oświaty, zamianował nową komisję specjalną, złożoną
z dziewięciu członków, celem zbadania ponownego rekursu. Ksiądz Bosko
powiadomiony sekretnie, co do wszystkiego, dał pospiesznie do druku list prefekta
zawierający ów kwestionariusz wraz ze swoją odpowiedzią na niego, kładąc na
wstępie następujący adres:
Illustrissimo Signore!
W odpowiedzi na moje odwołanie do Jego Mości Króla przeciwko dekretowi
zamykającemu zakład wychowawczy dla chłopców – Oratorium św. Franciszka
Salezego w Turynie - został przesłany mi z ministerstwa oświaty następujący
kwestionariusz odnośnie do natury zakładu, na który wystosowałem analogiczną
odpowiedź już od roku, a którą niniejszym przytaczam.
W tym celu uważam za stosowne zestawić sumarycznie (co wynika
z dokumentów przesłanych do Rady Państwa):
125

13.6 Page 126

▲back to top


1. Że zakład tutejszy uważać się winno, jako prawdziwą instytucje opiekuńczą
i dobroczynną.
2. Przyjmującym, że jest to zakład prywatny, zgodnie z obowiązującymi
przepisami, nie powinien być zamknięty, gdyż nauczyciele uprzednio zgłoszeni na
liście w urzędzie szkolnym, udzielali nauki bez przerwy, a tylko w dorywczych
wypadkach bywali zastępowani w razie konieczności; błędne więc i niezgodne
faktycznym stanem rzeczy jest twierdzenie, że szkołę powierzono innym
nieupoważnionym do tego osobom.
3. Że dotychczasowa praktyka przemawia na korzyść piszącego, od którego
nigdy nie żądano wykazów profesorów kwalifikowanych, a które posłano na wyraźne
żądanie, z powołaniem się na artykuły 251, 252 ustawy, dopiero, gdy
zakwestionowano charakter instytucji.
Ze względu na to, że moje odwołanie ma być rozpatrywane przez Radę
Państwa, upraszam o przekazanie kopii mej odpowiedzi na kwestionariusz, jak innych
dokumentów, które mogłyby przyczynić się do wyjaśnienia toczącej się kwestii.
Turyn, 02.07.1881 r.
XJB
Nie zdradzając się z tym, że znał doskonale treść sprawozdania prefekta oraz
nazwiska komisarzy, rozesłał powyższym oraz innym członkom Rady Państwa
wydrukowane własne wyjaśnienie. Ksiądz Bosko zdawał sobie sprawę doskonale,
że załączanych dokumentów zwykle się nie czyta i nie bada, a ponadto sprawozdawcy
na tego rodzaju komisjach biorą zawszę stronę państwa, a komisarze – stronę
sprawozdawców. Miał jednak nadzieję, że będą w stanie zapoznać się z jego
argumentami przynajmniej sumarycznie oraz wydać w pewnej mierze swą opinię, gdy
przyjdzie do głosowania.
Wyglądało na to, że Rada miała zebrać się koło połowy lipca. A tymczasem
została znów odłożona od listopada. Wreszcie przyszedł termin oznaczony na 29
listopada.
Sprawa Księdza Bosko nie rokowała pomyślnych nadziei ze względu na
insynuacje niechętnego mu pana Abignente. Dwóch członków komisji stanęło po
stronie Księdza Bosko, w tym także baron Calesia walczył w jego obronie, niestety
wszystko na próżno. Decyzja ostateczna, po długich debatach – „ritenuto che…e
considerato che…”, których ostatnie było, że dekret ministerstwa nie przeszkadza
Księdzu Bosko w otwarciu szkoły, gdy zastosuje się do wymogów ustawy – kończyła
się tym, że przeciwko dekretowi zamknięcia nie przysługuje Księdzu Bosko
uwzględnienie jego odwołania się.
Dnia 22 grudnia król zatwierdził dekret odrzucając odwołanie się i tak
zakończyła się ta przykra sprawa.
Tym, którzy doprowadzili do tego, jakoś dziwnie nie szczęściło się w dalszym
życiu. I tak, pan Coppino wyleciał w jakiś czas potem z ministerstwa. Pan Minghelli
Vaini, z prefektury pierwszej rangi, jaką był Turyn, został przeniesiony na III klasę do
Catanii, następnie do Lecce a w końcu posłany na emeryturę. Nicomede Bianchi,
126

13.7 Page 127

▲back to top


macher całej tej sprawy, został zwalony z urzędu. Prowedytor Rho, który tak obawiał
się przeniesienia na Sycylię, otrzymywał w 1880 r. translokatę do Palermo; robił
odwołanie, zwlekał, lecz wkrótce został zdjęty z urzędu z zawieszeniem wypłaty
emerytury; pod wrażeniem tego roztrzęsiony nerwowo, usunął się do swej rodzinnej
wioski. Jego brat, kapłan, rażony apopleksją, przez długi czas był przykuty do łóżka.
Nawiasem dodajemy, że w czasie gdy toczyła się ta sprawa zjawił się u Księdza
Bosko niejaki profesor Castelli, z pewnymi propozycjami i obciążającymi
dokumentami, które mogłyby pogrążyć biednego prowedytora. Lecz Ksiądz Bosko
odrzucił podobne nieszlachetne chwyty mówiąc, że byłoby to niegodne chrześcijanina,
Sam pan Rho nie miał powodu narzekać nigdy na Księdza Bosko
i nawet po jego śmierci wyznał, że był to „żarliwy apostoł pełen miłości” oraz chlubił
się, że był „dawnym przyjacielem tego Męża Bożego, któremu nasz kraj i cały świat
katolicki tak wiele zawdzięczają”.
Po prawdzie, trzeba powiedzieć, że nie był to jedyny wyczyn prowedytora Rho.
Odmówił on poprzednio uznania dla Diecezjalnego Małego Seminarium w Borgo S.
Martino, lecz usiłował również odebrać prawa publiczne kolegium Barnabitów
w Moncalieri. Wreszcie pan Rho, czy to ze słabości, czy też z pełną świadomością,
przeszedł na stronę partii, zwalczającej wolność nauczania celem dechrystianizacji
młodzieży.
Doszło do tego, że minister oświaty, Ruggero Bonghi w 1875 r., publicznie
w parlamencie oświadczył, że nie zdoła się doprowadzić do odrodzenia moralnego
Włoch, dopóki się nie zniweczy wpływów kleru na wykształcenie i wychowanie
młodzieży.
Stąd jasno wynika, co kryło się poza surowymi zarządzeniami wymierzonymi
per fas et nefas przeciwko instytucjom opiekuńczym rodzicielskim, zgodnie z ustawą
z 1859 roku. Sam wspomniany Bonghi, w styczniu 1875 r., w okólniku wydanym,
przywłaszczał sobie prawo interpretowania, zmieniania i uzupełniania na swój sposób
wspomnianej ustawy. Do tych teorii i wniosków nawiązywały później Rady Szkolne
i Rada Państwa, by cofnąć pozwolenia na otwieranie tego rodzaju szkół, pod
pretekstem – że idąc po myśli prawa – wyrażenia „ojcowie rodzin” nie należy
rozciągać na liczbę większą ponad sto, by utrudniać wychowanie dzieci pod nadzorem
rodziców, jak nie mniej sprzeciwiałoby się ustawie delegowanie ich uprawnień komuś
innemu. Na wszelki wypadek utrudniało się istnienie szkół, kolegiów, konwiktów,
niedostępnych dla urzędowego ateizmu, próbującego wciskać się wszędzie pod maską
tzw. laicyzmu.
W taki sposób potężna masoneria potajemnie kładła rękę na obowiązującej
dotąd ustawie Casati. Na drodze wydawanych dekretów lub prostych okólników
ministerialnych, arbitralnie zmieniano częstokroć ducha a nawet literę prawa.
Wystarczył nacisk czynników odgórnych, by minister oświaty posłusznie wydawał
zarządzenia przeciwne ustawom, ignorując wszystkich i wszystko oraz zaostrzając je
bezwzględnymi sankcjami. W wypadku apelacji do Rady Państwa, ta z reguły
przyznawała rację ministrowi, a nic temu, kto był w porządku z prawem.
127

13.8 Page 128

▲back to top


Ksiądz Bosko, który pierwszy spostrzegł się o tajemnych dążeniach sekciarzy
i chciał po cichu, nie wszczynając alarmów, położyć zaporę szerzącemu się złu,
pierwszy też odczuł na sobie skutki tyrańskiego monopolu państwa w dziedzinie
szkolnictwa we Włoszech.
128

13.9 Page 129

▲back to top


ROZDZIAŁ VIII
Pierwsze sprawozdanie trzyletnie o stanie Zgromadzenia
Wobec wyżej przedstawionych i innych jeszcze nie mniejszych kłopotów,
o których będzie mowa w następnych rozdziałach, kto inny na miejscu Księdza Bosko
musiałby się chyba załamać, a tymczasem on, jako Główny Przełożony,
przygotowywał sprawozdanie do Stolicy św. z zarządu Zgromadzeniem.
W marcu 1879 r., w czasie pobytu w Rzymie sporządził sprawozdanie ze stanu
moralnego i materialnego Towarzystwa, które polecił wydrukować, po czym złożył je
Stolicy świętej, kopie zaś rozesłał po domach. We wstępie tak pisał:
„Nasze Ustawy w rozdziale VI przepisują, aby co trzy lata przesyłać
sprawozdanie Stolicy św. o stanie materialnym, moralnym i rozwoju tego
Towarzystwa. Czyniło się to dotąd mniej lub więcej dokładnie, bo świeżo otwierane
placówki, zmiany, jakie przechodziło powstające Zgromadzenie w różnych
okolicznościach i miejscach, uniemożliwiały tę ścisłość. Przełożony Generalny tego
Zgromadzenia gotowy zawsze zadośćuczynić swojemu obowiązkowi wobec Stolicy
św. w nadziei, że otrzyma pewne uwagi i wskazówki, które mogłyby się przyczynić do
większej chwały Bożej, przedkłada niniejszym pokornie stan Towarzystwa w różnych
krajach, gdzie spełnia ono posługi kapłańskie lub przyczynia się do wychowania
naukowego i zawodowego młodzieży.
Celem Zgromadzenia Salezjańskiego od początków, było właściwe
katechizowanie młodzieży, połączone z urządzaniem rozrywek w dni świąteczne,
dołączył się do tego od roku 1846, sierociniec dla ubogich rzemieślników i tak powstał
zakład opiekuńczy, na podobieństwo dużej rodziny. Wielu duchownych i panów
z własnej chęci dopomagało w tej pobożnej inicjatywie. W roku 1852, arcybiskup
turyński zatwierdził instytucję udzielając wszystkich potrzebnych władz duchownych,
Księdzu Janowi Bosko i ustanowił go przełożonym dzieła Oratoriów. Od roku 1858
zapoczątkowano w nim życie wspólne, prowadzenie szkoły, formacji duchowej
kleryków, z których niejeden pozostał na stałe w zakładzie. W roku 1858 Pius IX
Papież i ŚP Dobrodziej i Doradca Księdza Bosko, zachęcił go do utworzenia
stowarzyszenia, w celu przechowania i przekazania innym ducha Oratorium. Tenże
Papież osobiście skreślił zarys przyszłych Ustaw, które musiały być stosowane
w życiu wspólnym tegoż Zgromadzenia o ślubach prostych. Po upływie sześciu lat,
Stolica św. odpowiednim dekretem pochwaliła i zaleciła wspomniany Instytut wraz
z jego Ustawami i ustanowiła Przełożonego Generalnego. W roku 1870 Zgromadzenie
otrzymało definitywne zatwierdzenia, z władzą wystawiania dimisorii dla kleryków
salezjańskich, którzy wstąpili do domów tego Zgromadzenia przed 14 – ym rokiem
życia. W roku 1874 Ustawy Zgromadzenia zostały definitywnie zatwierdzone
129

13.10 Page 130

▲back to top


z poszczególnymi artykułami, z władzą wystawiania dimisorii na lat 10, bez różnicy
dla wszystkich członków Zgromadzenia. W późniejszych latach Stolica św.
wzbogaciła to pobożne Towarzystwo w przywileje konieczne dla Zgromadzenia
zakonnego o ślubach prostych. Tymczasem powstało wiele domów, w miarę jak
Opatrzność Boża zsyłała okoliczności i środki, a gdy one się pomnożyły, zostały
podzielone na inspektorie, czyli prowincje.
Współbracia podzieleni między różne domy, podlegają dyrektorowi,
a dyrektor inspektorowi, który stoi na czele pewnej ilości domów, tworzących odnośne
prowincje, czyli inspektorie. Inspektorzy z kolei podlegają Generałowi. Ten, przy
pomocy swej Kapituły rządzi całym Zgromadzeniem w zależności bezpośredniej od
Stolicy św.
Pomimo że celem zasadniczym Zgromadzenia jest zajmowanie się młodzieżą
narażoną na niebezpieczeństwa, członkowie chętnie udzielają się z pomocą księżom
proboszczom i instytucjom dobroczynnym głosząc kazania, tridua, nowenny,
rekolekcje, misje, odprawiają Msze św. dla wiernych, słuchają spowiedzi etc. Prócz
tego oddają się publikowaniu książek i rozszerzaniu dobrej prasy, rozsyłając ją
w różnych formach, do ponad miliona egzemplarzy.
Przedstawiwszy wzrost materialny, który dzięki Opatrzności Bożej, daje się
stwierdzić w Zgromadzeniu, na tym miejscu czyni się wzmiankę o jego stanie
moralnym.
1. Zachowanie Ustaw, dzięki Bogu utrzymuje się we wszystkich domach i nie
zdarzyło się jeszcze, aby któryś salezjanin zapominając się dał zły przykład. Pracy jest
ponad siły i liczbę członków, nikt się jednak nie zraża i wydaje się, że trudy są jakby
drugim pokarmem. Prawda, że niektórzy padli na polu pracy tak w Europie, jak w
Ameryce . Mimo to jeszcze bardziej rośnie zapał do pracy u innych członków. Przy
tym jednak powzięto pewne normy, by nikt nie pracował ponad siły, z uszczerbkiem
dla zdrowia.
2. Liczba zgłoszeń do nowicjatu jest bardzo wielka. Stwierdza się jednak
w wielu przypadkach powołanie do innych zakonów lub na księży diecezjalnych.
Liczba zgłoszeń dochodzi do trzystu, z tych około 150 dopuszcza się do nowicjatu,
profesję składa około 120.
3. Pozostajemy z biskupami i proboszczami w jak najlepszych stosunkach
i można powiedzieć, że odnoszą się do nas jak ojcowie i dobrodzieje. Z jednym tylko
ordynariuszem napotyka się na trudności, których nigdy nie można było się
dowiedzieć przyczyny. Lecz z cierpliwością i pomocą Boską, pracując
z uległością w jego diecezji, ma się nadzieję uzyskać również jego życzliwość jak w
innych diecezjach.
4. Na inne trudności napotyka się z racji na przywileje, którymi cieszą się na ogół
wszystkie zakony i zgromadzenia zakonne, a których dotąd nie uzyskaliśmy od Stolicy
św. Rozwój materialny i moralny Zgromadzenia byłby bardzo ułatwiony, gdyby
uzyskało się komunikację wspomnianych przywilejów, o co pokornie i gorąco uprasza
się.
130

14 Pages 131-140

▲back to top


14.1 Page 131

▲back to top


5. Dotychczas odbyła się pierwsza Kapituła Generalna we wrześniu 1877 roku, na
której traktowano o sprawach bardzo ważnych dotyczących praktyki naszych Ustaw.
Nim się jednak zakomunikuje Stolicy św. powzięte uchwały, powinno się wpierw
wprowadzić je w życie, zastosować pewne zmiany i ulepszenia, które przedłoży się na
następnej Kapitule Generalnej, która odbędzie się we wrześniu 1880 roku.
6. Wszyscy członkowie Zgromadzenia łączą się ze swym Przełożonym
Generalnym, celem złożenia hołdu Stolicy św. z wyrazami niewzruszonego
przywiązania, błagając o dalszą ojcowską opiekę Najwyższej Głowy Kościoła. Ze
swej strony obiecują z gorliwością, nieustannie podtrzymywać wiarę
i posłuszeństwo Zastępcy Jezusa Chrystusa we wszystkich krajach, gdziekolwiek
znajdują się nasze domy, w Europie i Ameryce.
Non nobis Domine, non nobis, sed nomini tuo da gloriam.
Ksiądz Jan Bosko Rector Maior
Najobszerniej potraktowany był dział gospodarczy. Ksiądz Bosko przypisywał
wielką wagę wszelkim inicjatywom swoich współbraci. Niczego więc nie pomijał, co
odnosiło się do działalności salezjanów i Córek Maryi Wspomożycielki. Szczegółowo
przedstawiony schemat, obfitością materiału, jak różnorodnością form, wywołał
zdumienie i radość u wszystkich, iż mimo woli cisnęły się na wargi słowa: „Digitus
Dei est hic”. To pierwsze sprawozdanie trzyletnie było szczegółowo zbadane przez
św. Kongregację Biskupów i Zakonników. Wynikiem tego było sześć uwag
przesłanych Księdzu Bosko przez kardynała Ferrieri, Prefekta Kongregacji, pod datą
5 kwietnia, które zastał na biurku wróciwszy do Oratorium, po 4 dniach nieobecności.
Święty nie miał trudności w udzieleniu potrzebnych wyjaśnień, choć odpowiedź
na nie znacznie się opóźniła. Zbyt wielkie i poważne sprawy go absorbowały w tych
miesiącach, jak widzieliśmy i jeszcze zobaczymy, by znalazł czas na ich
przestudiowanie i należyte opracowanie. Wreszcie sporządził szkicową odpowiedź,
którą dał do skopiowania sekretarzom; potem w kopii wprowadził pewne zmiany
i dodatki, a być może posłużył się i radami życzliwych osób. Wreszcie odpowiedź
była gotowa i wysłał ją 3 sierpnia. Jest ona bardzo interesująca.
Eminenze Reverendissima!
Otrzymałem kopię uwag ze strony autorytatywnej Kongregacji Biskupów
i Zakonników, dotyczących przedłożonego sprawozdania o stanie materialnym
i moralnym Pobożnego Towarzystwa św. Franciszka Salezego. Przede wszystkim
pokornie dziękuję WE zapewniając, że pozostaną one wielkim skarbem dla
Zgromadzenia i posłużą za normę w przyszłych sprawozdaniach, które co trzy lata
winno się składać Stolicy św. Tymczasem czuję się w obowiązku podać poniższe
wyjaśnienia według kolejności uwag.
1. Nic się nie mówi w sprawozdaniu o stanie ekonomicznym Zgromadzenia, ani
o nowicjacie, który winien się odbywać według norm ustanowionych przez św.
Kanony i Konstytucje Apostolskie.
131

14.2 Page 132

▲back to top


Wyjaśnienie:
Pobożne Zgromadzenie, jako takie nie istnieje prawnie, dlatego nie może
posiadać własności, ani zaciągać długów, ani wierzytelności. Domy Zgromadzenia
(jak uwidoczniono na str. 13 sprawozdania) są własnością członków tego
Zgromadzenia, istnieją długi, lecz na ich pokrycie każdy członek posiada pewną
realność. Samo jednak Zgromadzenie, jako osoba prawna nie posiada, ani nie może
posiadać jakiejkolwiek rzeczy.
Istnieje nowicjat w Turynie, otwarty za zgodą św. Kongregacji Biskupów
i Zakonników i trzymający się norm zawartych w rozdz. XIV naszych Ustaw. Według
takich samych norm, na podstawie dekretu Kongregacji Rozkrzewiania Wiary, otwarty
został podobny nowicjat w Buenos Aires, w stolicy Republiki Argentyny. Jest również
w toku otwarcie nowicjatu w Marsylii, gdzie buduje się odpowiedni na ten cel dom.
Ma się zamiar wkrótce otworzyć podobny dom w Hiszpanii w diecezji Sevilia.
W powyższej sprawie w swoim czasie wystąpi się z wnioskiem do Stolicy św.
Projektowało się otwarcie nowicjatu w Paryżu, lecz z powodu wyłonionych trudności,
zamiar ten musiał być zawieszony.
Dyrektorem i mistrzem nowicjuszów jest kapłan o wypróbowanej wiedzy
i cnocie. Dopomagają mu dwaj inni kapłani. Nowicjusze odprawiają każdego dnia
rozmyślanie, czytanie duchowne, nawiedzenie Najświętszego Sakramentu, odmawiają
Różaniec. Odbywają cotygodniową spowiedź, co dzień przyjmują Komunię św. Dwa
razy w tygodniu mają konferencję na tematy ascetyczne i Ustaw salezjańskich,
Obserwancja zakonna jest utrzymana wzorowo.
2. Zgromadzenie nie ma być podzielone na jakieś „inspektorie”, co jest rzeczą
nieznaną, lecz na prowincje zakonne, na otwarcie zaś ich winno się uzyskać
każdorazowo pozwolenie od Stolicy św.
R. – Pobożne Towarzystwo zostało podzielone na „inspektorie”, zgodnie z art.
17 rozdz. IX naszych Ustaw, który tak brzmi:, „Jeśli zajdzie potrzeba, Przełożony
Generalny, po wysłuchaniu zdania Kapituły Wyższej, ustanowi wizytatorów
i powierzy im starania o pewną liczbę domów, gdy ich liczba i odległość będą tego
wymagały. Ci wizytatorzy będą zastępować Przełożonego Generalnego w domach
i w sprawach sobie zleconych”.
Jego Świątobliwość Papież Pius IX, w początkowym zarysie Ustaw
Towarzystwa Salezjańskiego zalecił wyeliminowanie wszelkich nazw, które
w jakikolwiek sposób brzmiałyby odstręczająco, wobec nazw przyjętych powszechnie
w świecie. Dlatego zamiast nazwy „konwent” polecił mówić „dom”, „kolegium”,
„sierociniec”. W miejsce „generał” używa się u nas „Przełożony Generalny”,
w miejsce „przeora lub gwardiana” mówi się „dyrektor”, zamiast prowincji lub
prowincjała, używa się nazwy równoznacznej. Nadto pragnę zauważyć, że podział na
132

14.3 Page 133

▲back to top


inspektorie nie wszedł jeszcze w pełni w życie, lecz został zaaprobowany czasowo,
a gdy zajdzie potrzeba, zwrócimy się do Stolicy św. o pozwolenie. Lecz w obecnych
smutnych czasach, gdy stajemy przed piętrzącymi się trudnościami, nie jest możliwe
stosowanie się do nazw tradycyjnych. Dlatego uprasza się o pozwolenie zachowania
ich.
3. W art. - O Inspektorii piemonckiej – mówi się, że pieczy duchowej
salezjanów powierzone są niektóre przytułki dla niewiast. Takie zlecenie może dać
jedynie miejscowy biskup i należałoby zaznaczyć, czy do niego się zwrócono po nie
i na czym polega ta „piecza duchowa”.
R. – Przy otwieraniu zakładów żeńskich i podejmowaniu się kierownictwa
duchowego nad nimi trzymano się norm podanych w rozdz. X naszych Ustaw.
Wspomniane zakłady nie mają dostatecznych środków materialnych i salezjanie
proszeni są przez biskupów, by się udzielać z posługami kapłańskimi bez
wynagrodzenia.
Ta posługa ogranicza się do udzielania sakramentów św., odprawiania Mszy
św., głoszenia kazań, katechizacji itp.
4. Z powyższego sprawozdania wynika, że Salezjanie utrzymują kolegia etc.,
a nie wspomina się nic, czy otwarto je za wiedzą odnośnych biskupów i czy
w nauczaniu podlegają im w zakresie prawa kanonicznego, zwłaszcza rozporządzeń
Soboru Trydenckiego.
R. – Stosowano się do reguł zatwierdzonych przez Stolicę św., w rozdziale X
naszych Ustaw przy otwarciu domów, oraz porozumiewano się z ordynariuszami
diecezjalnymi, zgodnie ze św. kanonami i rozporządzeniami Soboru Trydenckiego.
5. W sprawozdaniu wzmiankuje się o instytucie żeńskim pod nazwą Córek
Maryi Wspomożycielki, nic nie mówiąc, czy ten Instytut posiada własnego
Przełożonego Generalnego, od którego zależą siostry oraz czy ten Instytut jest
całkowicie, jak powinno być, niezależny od Zgromadzenia Salezjańskiego.
R. – Gdy zostały zatwierdzone Ustawy Salezjańskie, dyskutowano nad tym, co
dotyczy Instytutu Córek Maryi Wspomożycielki.
Instytut Maryi Wspomożycielki zależy od Przełożonego Generalnego
Pobożnego Towarzystwa Salezjańskiego w sprawach doczesnych, lecz w tym co
dotyczy spraw religijnych i przyjmowania sakramentów, podlegają one całkowicie
ordynariuszowi miejscowemu. Przełożony salezjanów dostarcza siostrom środków
materialnych i w porozumieniu z biskupem, wyznacza kapłana z tytułem Dyrektora
duchowego dla każdego domu sióstr.
133

14.4 Page 134

▲back to top


Wielu biskupów zatwierdziło już wspomniany instytut żeński, obecnie
praktykuje się na próbę pewne zmiany w regułach, celem ostatecznego przedłożenia
ich Stolicy św. do zatwierdzenia.
Ponieważ w wielu punktach Reguły Sióstr zakreślają pewne granice w ich
podleganiu Przełożonemu Generalnemu salezjanów, dlatego załącza się kopię ich
Reguł, na wypadek gdyby, ktoś chciał mieć bliższe wyjaśnienia.
Wspomina się, że dom macierzysty Sióstr znajduje się w Mornese, diecezja
Acqui, której ordynariusz czuwał nad ich powstaniem, wzrostem i rozkrzewianiem się.
6. Dodaje się, że wspomniane Siostry zajmują się kuchnią i szatnią
w seminariach i zakładach męskich, co zawsze zganione było przez Stolicę św.
R. – W każdej sprawie porozumiewano się z ordynariuszami miejscowymi,
nawet prosili o to sami i zachowuje się wszelkie przepisy św. kanonów i zasady
roztropności.
7. Św. Kongregacja stwierdza, jako rzecz niepraktykowaną i niewłaściwą, by
kolejne sprawozdania miały być oddawane do druku, ze względu na to, że ich
przeznaczeniem wyłącznym jest dać poznać Stolicy św. stan dyscyplinarny,
personalny, materialny i ekonomiczny każdego Zgromadzenia i funkcjonowanie
nowicjatu.
R. – Poleciłem wydrukować powyższe sprawozdanie, jedynie w celu ułatwienia
jego odczytania. Ponieważ po raz pierwszy składałem sprawozdanie Stolicy św.,
przeto radziłem się pewnego przełożonego zakonnego, który mi powiedział: Stolica
św. woli sprawozdanie wydrukowane. Za następnym razem prześlę je
w manuskrypcie.
Po złożeniu żądanych wyjaśnień proszę WE o zachowanie nadal naszego
biednego Zgromadzenia w swej ojcowskiej opiece.
Czasy, władze, ustawodawstwo współczesne cywilne, dążenia do zniszczenia
zakonów skłaniają mnie do prośby o wyrozumiałość, jaką tylko da się pogodzić
z przepisami Kościoła św.
Powyższe uwagi miały być wysłane do WE w miesiącu maju, lecz z powodu
pewnych kłopotów domowych musiałem je odłożyć do dzisiejszej daty.
Z najgłębszą czcią etc.
Turyn. 03.08.1879 r.
Umil. mo XJB
Wyjaśnienia przesłane przez Księdza Bosko spowodowały nowe uwagi, pod
datą 3 października, przesłane mu przez adwokata Leonori, dnia 6 października. Tenże
w załączonym liście pisał mu:
134

14.5 Page 135

▲back to top


Potrzebna jest odpowiedź pełna (proszę wybaczyć moją śmiałość), całkowita
i nie pozostawiająca żadnych wątpliwości dla św. Kongregacji.
Ksiądz Bosko mógł wysłać swą odpowiedź dopiero pod datą 12 stycznia 1880,
gdy udawał się do Francji i wysyłał do Rzymu księdza Dalmazzo, w charakterze
Prokuratora Generalnego naszego Zgromadzenia. W odpowiedzi nie cytuje słów
kardynała. My jednak, dla większej jasności, dodajemy je w nawiasach:
Eminenza Reverendissima!
Przykro mi, że pomimo dobrej woli, nie zdołało się dać zadowalającej
odpowiedzi. Aby powyższe i inne sprawy mogły być załatwione pomyślnie i zgodnie
ze św. kanonami, posyłam księdza doktora Franciszka Dalmazzo, w charakterze
naszego Prokuratora z misją służenia osobiście Waszej Eminencji lub osobie, która
będzie miała te sprawy zlecone.
Tymczasem przedkładam niektóre myśli odnośnie do cennego pisma WE z dnia
3 października 1879 r. Wymieniony ksiądz Franciszek Dalmazzo uzupełni to
bliższymi wyjaśnieniami w miarę potrzeby.
/Pomimo wyjaśnienia podanego do uwagi Nr 1. / Wasza Przewielebność
twierdzi, że Pobożne Towarzystwo nie istnieje, gdyż nie może ani posiadać, ani
zaciągać długów/. W dalszym ciągu mówi, /że domy Towarzystwa są własnością
niektórych członków, istnieją długi, lecz członkowie posiadają realności na ich
pokrycie. /Konkluduje/, że Zgromadzenie, bądź jako osoba prawna czy moralna, nie
posiada niczego, ani nie może posiadać/. Utrzymuje się w tejże Kongregacji,
że powyższe wyrażenie o nieistnieniu prawnym Zgromadzenia chce się rozumieć
w stosunku do praw cywilnych wrogich dla dzieł pobożnych, gdyż co do praw
Kościoła, wobec którego nie mają znaczenia żadne prawa cywilne, wszystkie instytuty
pobożne nie wyłączając salezjańskiego, mają swą rację bytu wobec prawa
kanonicznego. Dlatego podlegają Stolicy św. co do swych dóbr, które posiadają, pod
jakimkolwiek tytułem i formą je nabyli. Wszystkie instytuty w sprawozdaniach
trzyletnich składanych Stolicy św. wykazują swój stan ekonomiczny, to jest posiadany
majątek, pod jakimkolwiek tytułem z niego się korzysta lub jakie czyni wydatki,
czy się alienuje dobra posiadane nawet przez trzecią osobę, czy się nie zaciąga długów
etc. Ta św. Kongregacja zawsze nastawała na obowiązek zasięgania w tym względzie
zezwolenia Stolicy św. Jedynie Wasza Przewielebność przytacza na swą obronę prawo
cywilne, by się zwolnić z tego obowiązku. Proszę zwrócić uwagę na to, że Ustawy
Zgromadzenia Salezjańskiego zostały zatwierdzone przez Stolicę św. wraz
z wynikającymi stąd obowiązkami z art. 2. Rozdz. VI i art. 3 rozdz. VII, zanim
wydano wspomnianą ustawę cywilną/.
1. Odnośnie do prawa własności – Nasze Pobożne Towarzystwo, ani wobec
państwa, ani wobec Kościoła nie jest osobą moralną uprawnioną do posiadania.
W rozdz. IV naszych Ustaw czyta się: „Dlatego członkowie profesi w naszym
Towarzystwie zatrzymują prawo radykalne posiadania swych dóbr”. W tymże rozdz.
pod nr. 2 powiedziano: „Członkowie będą mogli swobodnie rozporządzać swą
135

14.6 Page 136

▲back to top


własnością testamentalnie lub/ za pozwoleniem Przełożonego Generalnego/ przez akt
między żywymi”.
Z uwagi na czasy obecne, punkt ten miał dla nas zasadnicze znaczenie i dlatego
prosiłem przy zatwierdzaniu Ustaw o wyjaśnienie, jak należy rozumieć słowa rozdz.
VII art. 3, które mówią: „W przypadku alienacji dóbr Towarzystwa, zaciąganie przez
nie długów, zachować należy św. kanony i Konstytucje Apostolskie”.
Za pośrednictwem monsignore, później Eminencji Vitelleschi, sekretarza
Kongregacji biskupów i zakonników, Ich Eminencje odpowiedzieli mi: Odpowiedź
zawarta jest we wspomnianym artykule, to jest – in alienationibus bonorum Societatis
– i to należy rozumieć, że gdy czasy i miejsce pozwolą na posiadanie dóbr wspólnie
lub w imieniu Towarzystwa, należy zachować ten artykuł, tak jak go zachowują
wszystkie zakony. To wydaje się być zgodne z n-rem 2 wspomnianego rozdziału VII,
gdzie jest mowa o Przełożonym Generalnym: „Nie będzie miał prawa, co dotyczy
dóbr nieruchomych, nabywania lub sprzedaży, bez zgody Kapituły Wyższej”.
W takim sensie pojmowałem zawsze nasze Ustawy od początku Zgromadzenia
i tak je rozumiał zawsze Papież Pius IX, chwalebnej pamięci, podobnie jak Ich
Eminencje kardynałowie, wybrani dla zbadania i zatwierdzenia naszych Ustaw.
Opinia zaś, że posiadane przez naszych członków dobra nieruchome podpadają
przepisom św. kanonów, spowodowałaby zamieszanie w funkcjonowaniu naszych
domów, gdyż wszyscy członkowie składali profesję zakonną w oparciu o pierwszy art.
Rozdz. IV De voto pauepertatis, który tak się zaczyna: „Ślub ubóstwa, o którym tu
mowa, odnosi się tylko do administrowania jakąkolwiek rzeczą, a nie jej posiadania”.
W w/w swych wyjaśnieniach, pod uwagą nr. 1 Wasza Przewielebność twierdzi,
że/ z upoważnienia św. Kongregacji Biskupów i Zakonników otwiera się nowicjat
w Marsylii/. Nie można było stwierdzić udzielenia zezwolenia, dlatego uważa się za
konieczne prosić go o przysłanie odnośnego zezwolenia…/.
2. Nowicjat w Marsylii – Odnośnie do zezwolenia na otwarcie nowicjatu
w Marsylii, posłużyłem się pewnym aequivocum, gdyż św. Kongregacja Biskupów
i Zakonników pod datą 5 luty 1879 r., pytała o zdanie biskupa tego miasta i otrzymała
odeń odpowiedź przychylną z 23 lutego 1879 r., dlatego uważałem tę praktykę za
wystarczającą, podczas gdy sprawa jest jeszcze w toku. Załącza się odnośne
dokumenty i proszę o tę łaskę.
/W odpowiedzi na uwagę nr. 2 Wasza Przewielebność mówi, że/ Pobożne
Towarzystwo zostało podzielone na inspektorie, zgodnie z art. 17 rozdz. IX Ustaw.
Otóż wspomniany art. 17 mówi o wizytatoriach ustanawianych przez Przełożonego
Generalnego, w miarę potrzeby, a nie o Inspektoriach. W jakimkolwiek zgromadzeniu
zakonnym istniejącym na świecie istnieje podział na prowincje, za uprzednią zgodą
Stolicy św., która nigdy nie zgodziła się na inną nazwę. Przewielebność Wasza winien
trzymać się prawa powszechnego/.
3. W podziale na inspektorie, w miejsce prowincji, uważałem zastosować
w praktyce art. 17 rozdz. IX naszych Ustaw: „Gdy zajdzie potrzeba, Przełożony
136

14.7 Page 137

▲back to top


Generalny, za zgodą Kapituły Wyższej, ustanowi wizytatorów i powierzy im staranie
o pewną ilość domów, gdy odległość ich lub inne okoliczności będą tego wymagały”.
Nazwa „prowincja” lub „prowincjał”, w tych smutnych czasach wystawiałaby
nas na łup wilków, przez których zostalibyśmy pożarci lub rozproszeni. Ta właśnie
nazwa podsunięta została przez zawsze świętej i wdzięcznej pamięci Piusa IX. O ile
jednak chce się zachować dawną nomenklaturę, prosiłbym, by to obowiązywało tylko
w stosunkach urzędowych ze Stolicą św. z pozostawieniem swobody posługiwania się
nazwami odpowiednimi do współczesnych warunków.
/W wyjaśnieniu do uwagi nr. 3, Wasza Przewielebność tak się wyraża/: Przy
otwieraniu zakładów żeńskich i podejmowaniu się ich kierownictwa duchowego,
zastosowano wszystkie normy opisane w rozdz. X Ustaw/. W tym rozdziale jest mowa
o otwieraniu domów dla kleryków, chłopców i dzieci oddanych na wychowanie
salezjanów. Nie ma mowy o otwieraniu domów żeńskich pod ich kierownictwem. Nie
można też mówić, że Stolica św. przy zatwierdzaniu Ustaw miała na myśli pozwalać
salezjanom na otwieranie i kierownictwo wspomnianych domów, to, bowiem jest
sprzeczne z rozumnymi powodami. Będą mogli kierować tymi domami, o ile zostanie
im zlecone ich kierownictwo przez odnośnych ordynariuszy. Kierownictwo to polegać
będzie tylko na administrowaniu sakramentów i głoszeniu Słowa Bożego, zgodnie
w granicach zakreślonych przez Ordynariuszy/.
4. Co dotyczy Sióstr Maryi Wspomożycielki, salezjanie nie mają żadnej
ingerencji w ich domach, oprócz w zakresie duchowym, w granicach i w sposób
przepisany przez ordynariuszów diecezji, na których terenie znajduje się dany dom.
/Na Uwagę nr. 5 odpowiada Wasza Przewielebność/: Gdy zatwierdzano Ustawy
Salezjańskie, dyskutowano nad sprawami dotyczącymi Instytutu Córek Maryi
Wspomożycielki. Zgromadzenie Córek Maryi Wspomożycielki zależy od
Przełożonego Generalnego Pobożnego Towarzystwa Salezjańskiego. Zbadawszy
dokładnie obszerną dokumentację salezjanów, zwłaszcza w części dotyczącej ich
Ustaw, stwierdzono, że nigdy nie było mowy, a tym mniej dyskutowano na temat
Córek Maryi Wspomożycielki. Gdyby to była prawdą, tak św. Kongregacja byłaby
zarządziła oddzielenie dwóch instytucji. /Nie było nigdy jej zwyczajem, zwłaszcza
w czasach naszych, by Instytuty niewiast zależały od Zgromadzeń męskich, a jeśli
kiedy zaszedł podobny wypadek zależności, następowało zarządzenie
natychmiastowego rozdzielenia. Przewielebność Wasza chce przeprowadzić zasadę
przeciwną, której św. Kongregacja nie może nie zganić/.
5. Co dotyczy Instytutu Córek Maryi Wspomożycielki, względem tego, czy
została lub nie postawiona kwestia przy zatwierdzaniu Ustaw, mogę odpowiedzieć,
że w Sumariuszu wydrukowanym przez tę św. Kongregację, dotyczącym zbadania
kwestii zatwierdzania naszych Ustaw, przy wyliczeniu otwartych w owym czasie
domów, na str. 10, nr. 10 czyta się co następuje: „Jako dodany i zależny od
Zgromadzenia Salezjańskiego, jest dom Córek Maryi Wspomożycielki, założony za
zezwoleniem władzy kościelnej w Mornese, diecezji Acqui. Celem jego jest czynić to
137

14.8 Page 138

▲back to top


samo na rzecz ubogich dziewcząt, co salezjanie działają dla dobra chłopców. Liczba
zakonnic sięga czterdzieści i mają 200 dziewczynek”.
Ich Eminencje kardynałowie postawili niektóre pytania na temat natury i celu
tej instytucji i poprzestając na mych wyjaśnieniach słownych zakonkludowali,
że sprawa ta zostanie w przyszłości dokładniej potraktowana, gdy zostaną przedłożone
ich ustawy do zatwierdzenia przez Stolicę św.
/Gdy ta św. Kongregacja w uwadze nr. 5 do sprawozdania trzyletniego Waszej
Przewielebności pisała na temat zarządu Instytutu Córek Maryi Wspomożycielki,
chciała się dowiedzieć, czy to Zgromadzenie ma swoją Przełożoną Generalną, a nie
Przełożonego Generalnego, jak Wasza Przewielebność błędnie pisze przytaczając
wspomnianą uwagę/.
6. W wyjaśnieniach żądanych 5 kwietnia 1879 r. pytano: „Czy ten Instytut
Sióstr ma Przełożonego Generalnego, od którego zależą Siostry i czy on jest
w zupełności samodzielny i niezależny, jak powinno być, od Zgromadzenia
Salezjanów” – odpowiedź była twierdząca, przy tym dodano wyjaśnienie, jaka jest ta
władza, zgodnie z regułami tych zakonnic. Obecnie Eminencja pyta, czy wspomniane
Siostry mają swą przełożoną generalną. Odpowiadam twierdząco, iż mają takową
Przełożoną Generalną i własną Kapitułę Wyższą, zgodnie z rozdz. III ich ustaw.
Po wyłożeniu wszystkiego, proszę Waszą Eminencję mieć na uwadze
z ojcowską dobrocią, że Towarzystwo Salezjańskie utrzymuje się bez środków
materialnych, zapoczątkowane w czasach opłakanych, wśród rozlicznych trudności,
zewsząd prześladowane. Dlatego potrzebuje życzliwości i pobłażliwości, zgodnej
z najwyższą powagą św. Matki Kościoła. Sięga setki liczba domów otwartych,
w których udziela się wychowania chrześcijańskiego dla blisko 50 tys. młodzieży,
z których około 600 rokrocznie przywdziewa sutannę klerycką. Z drugiej strony mogę
zapewnić Waszą Eminencję, że salezjanie nie mają innego celu na oku, jak pracować
na większą chwałę Bożą i pożytek Kościoła św., szerzyć Ewangelię Jezusa Chrystusa
wśród Indian Pampas i Patagonii.
Upadając do stóp Waszej Eminencji proszę o wybaczenie, jeśli czasem
napisałem słowo mniej odpowiednie, podczas gdy mam zaszczyt etc.
Turyn, 12.01.1880 r.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
W liście pisanym z Rzymu znajdował się również następujący passus: Na temat
uwagi nr. 6 - to jest, że Siostry Maryi Wspomożycielki zajmują się praniem bielizny
i szatnią w seminariach i prowadzą kuchnię, co zgodne było z zaleceniem Stolicy św.,
odpowiada się, że w każdej sprawie zasięgano zdania miejscowego ordynariusza,
nawet oni sami występowali z prośbą o to. Wspomniana Kongregacja dowiedziawszy
się, że podobne prace wykonywały siostry zakonne w seminariach, czy hospicjach
męskich, stanowczo tego zabroniła, pomimo że było na to pozwolenie odnośnych
biskupów.
138

14.9 Page 139

▲back to top


Na ten punkt Ksiądz Bosko nie odpowiedział, prawdopodobnie dlatego, że nie
on sam był w tym zainteresowany. Ze strony św. Kongregacji nie było dalszej
odpowiedzi. Sprawa miała jednak dalsze przykre echa, jak zobaczymy w swoim
czasie.
Na tle wyłaniających się często przeciwności, co najwięcej uderza, to świętość
Męża Bożego. Stając wobec trudności, nie zaprzestawał działania, ani nie szukał
wymówek i postępował spokojnie swoją drogą. Zaiste, w takich okolicznościach
potrzeba bohaterskiej cnoty, by nie upaść na duchu, ani dać się ponieść zuchwalstwu.
Nie mogę ukryć – pisał przy sposobności do księdza Dalmazzo – swego żalu,
ilekroć się spotykam z niezrozumieniem. Pracuję i pragnę, by wszyscy salezjanie
pracowali niezmordowanie dla dobra Kościoła, do ostatniego tchnienia. Nie żądam
pomocy materialnej, proszę tylko o trochę wyrozumiałości i miłości dającej się
pogodzić z autorytetem Kościoła św. … „Ilekroć sprawiają mi ambaras – pisał znowu
kiedy indziej – odpowiadam na to otwarciem nowego domu”.
W tych paru wierszach odczuwa się wewnętrzne tętno naszego św. Ojca.
A że nie są to tylko czcze słowa, przekonamy się z następnego sprawozdania
trzyletniego, przesłanego w roku 1892.
Słowem, stwierdzić musimy, że u świętych nie zdarza się nigdy, by ich
działalność stawała w poprzek ich świętości. Raczej trzeba powiedzieć, że z ich
świętości, jak ze swego źródła, wypływa i mnoży się ich działanie.
139

14.10 Page 140

▲back to top


ROZDZIAŁ IX
Oratorium żeńskie w Chieri
W Chieri niesnaski, wytoczone kwitnącemu podówczas Oratorium Córek Maryi
Wspomożycielki, przerodziły się w poważny zatarg, który wśród różnych kolei ciągnął
się do roku 1883. Choć bezpośrednio dotyczył księdza Bonettiego, godził też
pośrednio w osobę Księdza Bosko, będącego ośrodkiem wszelkiej działalności
salezjańskiej.
Podejmiemy, więc chwilowo przerwany wątek opowiadania (por. t. 13), by
ponownie wrócić do niego w tomie XV.
Nowy Rok otwierał dość przykre perspektywy dla Oratorium żeńskiego św.
Teresy w Chieri. Nawiasem przypominamy, że zainicjowano tam od roku 1878
pewnego rodzaju pensjonat i szkołę bezpłatną dla ubogich dziewcząt oraz kurs
niedzielny religii dla dorosłych. Kością niezgody stało się wspomniane Oratorium.
Arcybiskup turyński źle poinformowany przez miejscowy kler, zwłaszcza przez
księdza Oddenino proboszcza kościoła farnego, zjawił się 12 stycznia w Chieri i zagaił
zebranie tamtejszych księży, bynajmniej nie w celu uspokojenia umysłów.
Salezjanie – mówił – działają wiele dobrego dla dziewcząt w Oratorium
żeńskim, ale nie pod każdym względem; prawda, że pracują z poświęceniem, lecz są
jak lokomotywa, nad którą trzeba nieustannie czuwać i mieć w pogotowiu hamulec
bezpieczeństwa.
Pomimo tego zastrzeżenia, większość księży nie wypowiadała się za jego
zamknięciem, na skutek czego monsignore był gotów nadal je tolerować.
Pod nieobecność Księdza Bosko, ksiądz Rua jako jego zastępca,
poinformowany o wspomnianej konferencji, pragnąc wyjaśnić sprawę i zażegnać spór,
napisał do arcybiskupa list z prawdziwym dyplomatycznym kunsztem, który
przytaczamy:
Eccelenza Reverendissima!
Jestem poinformowany, że w dniu wczorajszym Jego Ekscelencja konferował
z członkami Prześwietnej Kurii w Chieri na temat Oratorium żeńskiego św. Teresy,
zostającego pod kierownictwem salezjanów. Doszło mnie, że Wasza Ekscelencja
usłyszawszy, jak wiele dobrego czyni się dla tamtejszych dziewcząt, okazał swe
zadowolenie nie podzielając opinii tych, którzy byli względem niego nastawieni
nieprzychylnie. Będąc przekonany o jego życzliwości względem wspomnianego
dzieła, uważam za stosowne załączyć breve poprzedniego Papieża Piusa IX, na
podstawie, którego odprawiamy we wspomnianym Oratorium nabożeństwa, podobnie
jak we wszystkich naszych domach we Włoszech, we Francji i Ameryce. W imieniu
nieobecnego Księdza Bosko przesyłam niniejsze pismo, którym mógłby się posłużyć
140

15 Pages 141-150

▲back to top


15.1 Page 141

▲back to top


względem niektórych niechętnych na dowód tego, że salezjanie są w porządku,
a przeto nie należy żywić nieuzasadnionych obaw, a tym bardziej stawiać przeszkód
w czynieniu dobrze. Przy sposobności powiadamiam go również, że po odbytej
z Ekscelencją rozmowie prywatnej, koło połowy ubiegłego miesiąca,
zakomunikowaliśmy Przewielebnemu Księdzu Dziekanowi w Chieri następujące
punkty porozumienia, mające na celu uzgodnienie wzajemnej współpracy:
I. W przypadku, gdyby odbywały się nabożeństwa w kaplicy równocześnie
z nauką katechizmu w parafii, odeśle się z Oratorium starsze osoby zamężne i innych
dorosłych.
II. Młodsze dziewczęta będą miały do wyboru uczestniczenie w nabożeństwach
odprawiających się w obu wspomnianych kościołach.
Powyższe propozycje uznane jednak zostały nie do przyjęcia przez
wspomnianego ks. Dziekana. W każdym razie dziękuję serdecznie Waszej Ekscelencji
za życzliwość, jaką darzy naszą pracę w swej archidiecezji oraz proszę
o zachowanie nas nadal w swej łaskawości...
Polecając jego modlitwom swą skromną osobę i cały tutejszy dom, zwłaszcza
naszego ukochanego Księdza Bosko proszę o przyjęcie etc.
Turyn, 13.02.1879 r.
Umil. mo servitore ks. Michał Rua
Lecz adwersarze nie dawali spokoju i szermowali nadal wszelkiego rodzaju
argumentami przeciwko wspomnianemu Oratorium. Wreszcie ksiądz Bonetti
znudzony tą niepoprawną gadaniną, prosił listownie księdza proboszcza, by zaprzestał
nieprzyjaznego nastawienia, tak wiele szkód powodującego duszom i dającego okazję
do złośliwych plotek. Równocześnie przepraszał, jeśli niekiedy wymknęło mu się
z ust, jakie nieodpowiednie słowo i na znak zgody zapraszał do odwiedzenia
Oratorium. Dał poznać przy tym, że to wszystko nie zniechęcało go, lecz dodawało
bodźca do jeszcze gorliwszej pracy.
Energiczny ton i niektóre może zbyt dosadne wyrażenia zdenerwowały
adresata, który opacznie zrozumiał intencje dyrektora i w porozumieniu z innymi,
zadenuncjował powyższy list arcybiskupowi, jako prowokację. Lecz arcybiskup wtedy
był zajęty poważnym sporem, co do ideologii Rosminiego i dość długo zwlekał
z odpowiedzią. Wreszcie pod wpływem księdza Oddenino, bez poprzednich
kanonicznych upomnień i nie porozumiawszy się z Księdzem Bosko, odebrał księdzu
Bonettiemu jurysdykcję do spowiadania, dopóki nie przeprosi proboszcza za
„uchybiający ton listu”.
Księdzu Bonettiemu nie mogło się to pomieścić w głowie. Pobiegł natychmiast
do Kurii, by się dowiedzieć, co mu właściwie zarzucano. Nie uzyskał jednak audiencji.
A zależało mu na tym, by nie ściągnąć niesławy i uwolnić się od cenzury, jako że
zbliżała się sobota, kiedy udawał się, jak zwykle, słuchać spowiedzi w Chieri. Po
namyśle uznał za lepsze poddać się nałożonemu warunkowi i napisał list do
proboszcza z przeproszeniem. Wydawało mu się jednak stosowne zaznaczyć, że nie
141

15.2 Page 142

▲back to top


miał intencji obrażania go. Doręczając kopię arcybiskupowi dał wyraz nadziei, że ipso
facto uzyskałby zwolnienie od suspensy. Przy tym insynuował, że w wypadku
przeciwnym, dla swego usprawiedliwienia i ze względu na honor Zgromadzenia,
musiałby się uciec z rekursem do Rzymu. Szkoda, że napisał te słowa. Monsignore
zareagował po swojemu i nie licząc się z tym, czy proboszcz otrzymał należytą
satysfakcję, potwierdził a nawet zaostrzył suspensę, nakładając ją absolutnie, to jest,
na czas nieokreślony i bezwarunkowo ad suum beneplacitum.
Na obronę księdza Bonettiego trzeba stwierdzić, że rozporządzenie św.
Kongregacji Biskupów i Zakonników z dnia 20 listopada 1615 roku zabraniało tak
bezwzględnego postępowania z zakonnikami. Postanawiała ona, co następuje: „Ich
Eminencje Kardynałowie, w imieniu i powagą Stolicy Ap., deklarują, że biskupom
i arcybiskupom nie wolno zawieszać od słuchania spowiedzi spowiedników
zakonnych, z wyjątkiem przyczyny dotyczącej samej spowiedzi. Powyższy dekret
dawał atut do rekursu, o ile, że powodem wymierzonej kary był list a nie spowiedź.
Przy tym można było kwestionować, czy treść listu stanowiła przewinienie.
Jakkolwiek by było, należało uznać suspensę, jako ważną i stosować się do niej.
Wobec tego, w najbliższą niedzielę pojechał do Chieri spowiadać ksiądz Leveratto,
a dyrektor pod wieczór udzielał lekcji katechizmu i głosił kazanie. Ten, by wybrnąć
z sytuacji i wytłumaczyć swą nieobecność w następnych niedzielach, ogłosił,
że towarzyszyć będzie Księdzu Bosko do Rzymu i prosił o modlitwy w celu
pomyślnego załatwienia spraw dotyczących Oratorium św. Teresy. Taki, więc był
powód nagłego zastąpienia hrabiego Caysa w podróży do Rzymu.
A tymczasem nieoczekiwane wizyty arcybiskupa, jak widzieliśmy,
w Oratorium i kolegium Valsalice, dawały wiele do myślenia wszystkim.
Niespodziewanym gestem było dopuszczenie do święceń mniejszych, subdiakonatu
i diakonatu, pewnej grupy salezjanów. Wprawdzie nie byłoby racji ich odmówić, tym
nie mniej do ostatniej chwili zwlekano z odpowiedzią. Większym gestem ze strony
monsignore było, że po skończonej funkcji, kazał zwrócić naszym wyświęconym
świece. Coś więcej: Gdy młodzieniec Scaloni, odniósł paramenty do zakrystii,
monsignore ujrzawszy go rzekł: - Brawo! Spełniłeś dzieło godne św. Pankracego!
Bene! – i przy tej sposobności podarował mu obrazek. Rozeszła się wieść,
że monsignore zamierza skumać się z Oratorium. A tymczasem ksiądz Bonetti,
w Rzymie, 6 marca złożył Ojcu św. za pośrednictwem św. Kongregacji Soboru,
formalne odwołanie przeciw postępowaniu arcybiskupa. Na ten temat miał również
Ksiądz Bosko złożyć umotywowaną relację kardynałowi Ferrieri, Prefektowi
Kongregacji Biskupów i Zakonników, lecz nie wiadomo, z jakim skutkiem.
Prawdopodobnie otrzymał odpowiedź, że ta sprawa należy do kompetencji św.
Kongregacji Soboru.
A oto wspomniane pismo:
Eminenza Reverendissima!
Proszę o wybaczenie, że fatyguję WE tak bardzo zajętego ogólnymi sprawami
Kościoła. Jestem jednak zmuszony wnieść zażalenie wobec tego, że czyni się
142

15.3 Page 143

▲back to top


przeszkody większej chwale Boga i dobru dusz. Pa raz trzeci zdarza się, że arcybiskup
turyński zawiesza w słuchaniu spowiedzi kapłanów - salezjanów, nie stosując się do
form kanonicznych. I tak zawiesił w słuchaniu spowiedzi piszącego odmawiając
podpisu na instrumencie jurysdykcyjnym, bez podania powodu; podobnie zawiesił
księdza Jana Baptystę Lazzero, dyrektora Domu Macierzystego w Turynie, bez
uprzedzenia Przełożonego. Ostatnio odebrał jurysdykcję księdzu Janowi Bonettiemu,
kierownikowi Oratorium świątecznego w mieście Chieri, gdzie działał wiele dobrego.
Zdaniem proboszcza owej parafii i arcybiskupa, wspomniany kapłan miał
uchybić im obu pisząc nieodpowiedni list. Przyjmując jednak, że to miało miejsce,
quod est probandum – gdyby uprzedzono o tym Przełożonego Zgromadzenia, dałoby
się rzecz załatwić. A tymczasem odbiera się jurysdykcję do słuchania spowiedzi na
terenie całej archidiecezji. Wydaje się, że zgodnie z przepisami wydanymi w tym
względzie przez Stolicę Ap. wielokrotnie ponawianymi przez św. Kongregację
Biskupów i Zakonników tego rodzaju suspensy winny być poprzedzone
upomnieniami, z zawiadomieniem Przełożonego, wyłącznie z motywów dotyczących
sakramentu spowiedzi.
Dlatego proszę WE o zwrócenie uwagi Najczcigodniejszemu Arcybiskupowi
turyńskiemu, by trzymał się reguł ustanowionych przez Stolicę św. w podobnych
wypadkach i przed wymierzeniem kary kościelnej, raczył zbadać, czy istotnie rzecz na
to zasługuje. Nadto należałoby uniknąć publicznego zgorszenia, jak to miało miejsce
w wypadku księdza Jana Bonettiego, który pozbawiony jurysdykcji, zmuszony był
opuścić diecezję. Po przedłożeniu powyższych faktów, z największą pokorą zdaję się
na zarządzenia, jakie WE raczy w tym względzie wydać. Całuję św. Purpurę, etc.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
(bez daty)
Na korzyść księdza Bonettiego przemawia dokument podpisany przez pięciu
kanoników z Chieri, którzy zgodnie wydają świadectwo jego gorliwości kapłańskiej
w kierownictwie Oratorium św. Teresy, gdzie „czyni się wiele dobrego dla dziewcząt,
ku zadowoleniu ich rodziców”. Nawiasem nadmienić wypada także, iż kanonik
Calosso dziękował serdecznie Księdzu Bosko, że co tydzień przysyłał „tego gorliwego
salezjanina, który wywiera zbawienny wpływ na wiele dziewcząt niezbyt budujących
obyczajów”.
Tymczasowo zastępował księdza Bonettiego ksiądz prefekt Leveratti. Jest
jednak prawdą – pisał ksiądz kanonik Sona – iż Oratorium w Chieri zostałoby
niesłusznie zniesławione, podobnie jak zostałby narażony na szwank honor
Zgromadzenia Salezjańskiego, gdyby nie naprawiono wyrządzonej księdzu
Bonettiemu krzywdy i nie przywrócono do obowiązków kapłańskich.
Dotychczasowa praktyka Kongregacji rzymskich wymagała, by kopię zażaleń
otrzymał ordynariusz i przełożeni apelującego, gdyby ten był zakonnikiem – pro
informatione et voto. Powyższy dokument zakomunikowany monsignorowi
Gastaldiemu uświadomił mu jego fałszywy krok. Na skutek tego czuł się zmuszony
143

15.4 Page 144

▲back to top


naprawić krzywdę. Polecił więc zawezwać księdza Rua, przyjął go łaskawie
i upoważnił do zakomunikowania księdzu Bonettiemu, że mu przywraca jurysdykcję
do spowiadania „gdziekolwiek by sobie życzył”. Nie mniej pospieszył dodać: Ksiądz
Bonetti jest zacnym i gorliwym kapłanem, lecz nie byłoby stosowne, by obecnie
powrócił do Chieri. Cóż robić? Nie da się inaczej uładzić z tamtejszym klerem.
Wszyscy, z wyjątkiem może jednego kanonika Sona, zgodnie podtrzymywali, że jego
dłuższy tam pobyt jest niestosowny…
Z postylli dodanej na marginesie listu wynika, że albo ksiądz Rua nie zrozumiał
jasno słów monsigora lub ten pomylił się w osądzie księży… W każdym razie decyzja
arcybiskupa uraziła księdza Bonettiego, gdyż wydawała się dla niego karą, która
budziła domysły w społeczeństwie…
Gdy tak rzeczy stały, zaszło pewne nieprzyjemne intermezzo, przypominające
znane przysłowie: „Boże broń mnie od przyjaciół, gdyż od nieprzyjaciół sam się
obronię”. Ksiądz Bonetti opowiedział o swej przygodzie w liście do pewnej zaufanej
osoby w Chieri. Ta, zamiast zatrzymać to dla siebie, oddała mu iście niedźwiedzią
przysługę. Mianowicie, przepisała list zmieniając zaimek „lei” na „voi”, na
podobieństwo okólnika skierowanego przez dawnego dyrektora do swych oratorianek,
zaopatrując w niektóre dodatki własnego pomysłu i poleciła przeczytać to publicznie
w Oratorium. Ksiądz Leveratto oczywiście nie był poinformowany. Po odczytaniu, list
został skopiowany i puszczony w obieg. Było to naprawdę pożałowania godne
i dopiero po niewczasie wycofano nieszczęsne kopie… Zbyteczne dodawać, że tego
rodzaju wieści dolały oliwy do ognia i wzburzyły całe miasto.
Wróciwszy z Rzymu, ksiądz Bonetti chciał wysondować humor arcybiskupa.
Okazja po temu nastręczyła się wkrótce. Mianowicie, po świętach wielkanocnych
Kuria turyńska zwykła wystawiać księżom jurysdykcję do spowiadania. Ksiądz
Notario, profesor teologii z Oratorium, poszedł po jurysdykcję dla salezjanów,
z zamiarem wybadania sytuacji. Za świadka miał księdza Depperta. Otóż jurysdykcji
dla księdza Bonettiego brakowało. Zwrócił więc na to w sposób grzeczny uwagę. Gdy
usłyszał odpowiedź, że takie jest zarządzenie arcybiskupa, zażądał potwierdzenia tego
na piśmie, by mógł się wytłumaczyć wobec Przełożonych. Lecz sekretarz ks.
Chiavarotti odmówił. Nastąpiła ostra wymiana zdań, co spowodowało interwencję
kanonika Chiuso. Ksiądz Notario zażądał audiencji u arcybiskupa. Kanonik zgodził się
i poszedł z tym do niego.
Arcybiskup przyjął księdza Notario w towarzystwie księdza Depperta. Gdy
dowiedział się, o co rzecz, odmówił wręcz jurysdykcji dla salezjanów rezydujących
poza diecezją, łącznie z księdzem Bonettim, który miał zwykłą rezydencję w Turynie.
Zazwyczaj Współbracia przebywający w innych diecezjach zatrzymywali swą
jurysdykcję w Turynie, by móc spowiadać, jak to się często zdarzało, gdy przybywali
do Oratorium. Arcybiskup odmawiał tym razem, oprócz jurysdykcji, także
oświadczenia swego na piśmie. Następnie spytał księdza Notario, kim jest,
a usłyszawszy, że jest dyrektorem domu w Chieri, wystąpił z szeregiem gwałtownych
144

15.5 Page 145

▲back to top


inwektywów przeciwko Księdzu Bosko i salezjanom. Ksiądz Notario wysłuchał ich
spokojnie, a gdy burza ucichła, skłoniwszy się zabierał się do odejścia.
Jak to!? Ksiądz już odchodzi – spytał monsignore.
Jakże mógłbym dalej tu pozostać, gdy słyszę takie rzeczy przeciwko memu
Ojcu i Przełożonemu. Będąc w pałacu Jego Ekscelencji nie mogę podjąć się jego
obrony.
Monsignore uspokoił się, wziął go pod rękę, uścisnął i kazał usiąść, po czym
nawiązała się szczera, rzec można serdeczna rozmowa. Ksiądz Notario przy końcu
rzekł: Co do jurysdykcji, to jeśli Kuria nie zechce mi poświadczyć na piśmie, to mam
świadka ze sobą, by wytłumaczyć się przed Przełożonymi…
2 maja nadeszła z Kurii jurysdykcja dla księdza Bonettiego, lecz z warunkiem,
że nie powróci do Chieri, bez specjalnego upoważnienia arcybiskupa. Ponieważ od
paru dni rozpoczął tam serię kazań majowych, prosił więc Ekscelencję o zezwolenie
na ich kontynuowanie, lecz nie otrzymał żądanego zezwolenia i dlatego ponownie
odwołał się 4 maja do Ojca św. przeciwko niesprawiedliwemu zakazowi.
Po upływie pewnego czasu widoczny był skutek odwołania, skoro w dniu 26
maja arcybiskup pisał do Księdza Bosko: Mam pilną potrzebę konferowania
z Przewielebnym Księdzem w pewnej bardzo ważnej sprawie. Dlatego proszę
o przybycie do mnie w ciągu dnia dzisiejszego. Choć zmuszony pozostawać w łóżku,
będę mógł z nim rozmawiać. Mając nadzieję ujrzeć go po jedenastu miesiącach od
chwili błogosławienia kamienia węgielnego kościoła św. Jana Ewangelisty. Pozostaję,
etc.
Była to właśnie sprawa księdza Bonettiego, co do którego św. Kongregacja
żądała od niego wyjaśnień. W wyniku rozmowy, monsignore gotów był przywrócić
jurysdykcję księdzu Bonettiemu do spowiadania w jakimkolwiek miejscu, zdając się
zresztą na roztropność Świętego co do tego, czy należy go posłać do Chieri lub nie.
Ksiądz Bonetti odetchnął, a z nim wszyscy przyjaciele na wieść,
że nieporozumienie ustało. Lecz radość jego była krótka. Bo oto nazajutrz, w nowym
liście do Księdza Bosko, monsignore odwoływał to, na co się zgodził w dniu
poprzednim. A oto dosłowne brzmienie owego listu:
… Konieczność, zażegnania pewnych niesnasek w Chieri zmusza mnie do
oświadczenia, że ksiądz Bonetti winien stamtąd być usunięty, dopóki osobiście nie
zbadam sprawy na miejscu i nie powezmę ostatecznej decyzji. Dlatego uważam za
konieczne, żeby przez cały ten czas wspomniany kapłan nie spełniał urzędu
spowiednika w Chieri, a równocześnie odbieram mu jurysdykcję do słuchania
spowiedzi do czasu wspomnianego, którego ze względu na mój stan fizyczny, nie
można bliżej określić. Tak oświadczyłem księdzu Rua z początkiem bieżącego
miesiąca, do podobnej decyzji doszedłem po wczorajszej rozmowie z Przewielebnym
Księdzem…
Zawiedziony, upokorzony i zniechęcony ksiądz Bonetti wystosował
natychmiast nową prośbę do Ojca św. następującej treści:
145

15.6 Page 146

▲back to top


Ksiądz Jan Bonetti, ze Zgromadzenia Salezjańskiego, upadając do stóp Waszej
Świątobliwości, przedkłada pokornie, że w dniu 6 marca, następnie 4 maja, złożył
rekurs do Stolicy św. w celu odwołania suspensy nałożonej na niego przez
arcybiskupa turyńskiego, która wydała mu się sprzeczna z wielu decyzjami wydanymi
przez Stolicę św. Na skutek tego, w dniu 26 maja, arcybiskup wezwał do siebie
Księdza Jana Bosko, Przełożonego Generalnego Zgromadzenia i oświadczył mu,
że odwołuje suspensę i przywraca prawo spowiadania na terenie archidiecezji… Lecz
oto w dniu dzisiejszym, w niecałą dobę, otrzymał wiadomość o odwołaniu przez
arcybiskupa wczorajszego postanowienia. Nie można wyrazi tego, z jakim
zdumieniem otrzymali, podpisany wraz ze swym Przełożonym, tę nieoczekiwaną
wiadomość. Zatem po raz trzeci, pokornie proszący ucieka się do stóp Waszej
Świątobliwości z prośbą, by raczył go uwolnić, na mocy swej Najwyższej Władzy, od
tak bolesnej sytuacji dla niego i dla całego Zgromadzenia Salezjańskiego, a nie mniej
szkodliwej dla zbawienia dusz i większej chwały Bożej, jak ze względu na zgorszenie
i szemranie wśród ludu.
Wobec powtarzających się podobnych wypadków, Ksiądz Bosko nabrał
przeświadczenia o konieczności uzyskania niezwłocznie dla Zgromadzenia całkowitej
niezależności, przez otrzymanie, drogą komunikacji, przywilejów innych zakonów.
Z tego powodu zwrócił się do kardynała Protektora Nina z następującą prośbą, w celu
odnowienia przynajmniej niektórych przywilejów, jakimi się cieszył za pontyfikatu
Piusa IX.
Eminenza Reverendissima!
Pragnąc go zorientować należycie co do spraw aktualnych pokornego
Towarzystwa Salezjańskiego, przedstawiam niniejszym poważne kłopoty i trudności,
które musi ono znosić ze strony Ordynariusza Domu Macierzystego w Turynie.
Opozycja wymienionego Ordynariusza szła zawsze w parze z tymi od władz
cywilnych i szkolnych. Stąd łatwo zorientować się może WE ile trudności
i prześladowań trzeba było znieść, by zapoczątkować zgromadzenie zakonne,
utrzymać je i ustabilizować zwłaszcza w sytuacji, kiedy się było pozbawionym
poparcia i środków materialnych. Nie brakło jednak nigdy rady, kierownictwa
i poparcia ze strony Ojca św., przez którego zawsze byliśmy traktowani z dobrocią
ojcowską. Może Eminencja powie:
Dlaczego więc nie zwrócić się z reklamacją wprost do Stolicy świętej?
Uczyniłem to wielokrotnie, lecz brak kardynała Protektora udaremnił moje
reklamacje. Wszystkie dokumenty, na które się powołuję w niniejszym piśmie,
zachowane są w Archiwum Towarzystwa. Łaska, która obecnie jest nam konieczna, to
komunikacja przywilejów, którymi cieszą się Pasjoniści, Redemptoryści, nawet Oblaci
NMP, a w ogólności wszystkie zgromadzenia zakonne zatwierdzone przez Kościół. To
by jednak mogło napotkać na wielkie trudności. Na razie przynajmniej pragnąłbym, by
mi przyznano przywileje, których korzystalibyśmy przez trzy lata. Z powodu zaś ich
146

15.7 Page 147

▲back to top


cofnięcia, względnie odkładania potwierdzenia, zmuszeni jesteśmy znosić poważne
kłopoty i niemałe szkody.
Uważam za stosowne załączyć mu również kopię prośby złożonej na ręce
monsignora Jakobini, aby w porozumieniu z WE popierał udzielenie mi tych
przywilejów za pośrednictwem św. Kongregacji Soboru.
Błagamy Boga, by raczył zachować WE przy czerstwym zdrowiu, dla dobra
Kościoła św., by nam dopomógł doprowadzić Pobożne Towarzystwo Salezjańskie do
stanu normalnego, zgodnie z życzeniem Kościoła, by utrzymać się wobec wszystkiego
rodzaju ataków, na które nieustannie jest wystawione. Błagamy wszyscy o jego
błogosławieństwo, podczas gdy mam zaszczyt ucałować mu św. Purpurę, etc.
Obbl. mo servitore
Ksiądz Jan Bosko
Turyn, 13.06.1879 r.
W załączonym memoriale przytoczono szereg „faktów dokonanych przez
monsignora Gastaldiego na niekorzyść Zgromadzenia Salezjańskiego, jak wynika
z listów tegoż arcybiskupa”. Arcybiskup bowiem miał na celu wykazanie, jak wielkie
szkody powoduje nie posiadanie przywilejów zakonnych. By należycie rozważyć
wszystkie rzeczy tam zawarte, potrzeba było dłuższego czasu, wobec czego Eminencja
zapowiedział, że odpowie na to. Co zaś dotyczyło odnowienia przywilejów
przyznanych dawniej, Eminencja prosił Księdza Bosko o przysłanie mu ich tekstu.
Święty posłał kopię reskryptów kardynałowi, ten przedłożył je Ojcu Świętemu, który
jednak nie był skłonny ich zatwierdzić. Powód był następujący. Ksiądz Bosko
skierował prośbę do Kongregacji Soboru, a ta przesłała ją do kompetentnej w tej
sprawie św. Kongregacji Biskupów i Zakonników. Opinia przedstawiona Ojcu św.
była negatywna, a dobre usługi kardynała Protektora spóźniły się i nie na wiele się
przydały. Eminencja jednak pospieszył wyjaśnić: To jednak nie powinno być
powodem obawy dla Waszej Przewielebności, jakoby Papież przestał otaczać swą
przychylnością zasłużone Zgromadzenie Salezjańskie, oznaczy to tylko tyle,
że wspomniana Kongregacja nie uważa za rzecz stosowną szafować rozrzutnie
przywilejami.
Ksiądz Bosko nie zaniechał dalszych starań. Przeczekawszy do końca lata
spróbował innej drogi. Wiedząc z doświadczenia, że Prefekt Kongregacji Biskupów
i Zakonników stoi twardo przy swym stanowisku, zwrócił się z prośbą do nowego
kardynała Alimondy Kajetana, by raczył poprzeć jego podanie u św. Kongregacji
Soboru. Serdeczna i życzliwa odpowiedź tego kardynała Liguryjczyka co najmniej
złagodziła mu wiele doznanych przykrości w tym czasie zewsząd, jak widzieliśmy
w rozdziale poprzednim.
Zapewniłem już go ustnie – pisał kardynał – i powtarzam to na piśmie, iż jego
ukochane Zgromadzenie może zawsze liczyć na moje poparcie… Jestem całkowicie
na jego usługach… Udam się do Ojca św. i postaram się go jak najżyczliwiej
147

15.8 Page 148

▲back to top


usposobić… Mój drogi Księże Janie, Bóg wie, jak bardzo życzę mu dobrze i jak
bardzo go cenię i uważam sobie za wielki zaszczyt mogąc ofiarować mu swe usługi.
A po uzyskaniu audiencji u Ojca św. pisał ponownie: Mogę go zapewnić,
że Papież żywi wielką miłość względem salezjanów i ceni usługi, jakie oddają
Kościołowi. Nie można jednak pominąć przedłożenia jego prośby kompetentnej
Kongregacji, jak Ksiądz sam to dobrze rozumie… Kardynał nie uważał za stosowne
przejść z powyższą praktyką od Kongregacji jednej do drugiej i uważa, że trudności
nie pochodzą ze strony pewnych uprzedzeń względem salezjanów, jak raczej
z powodu niedawnego powstania Zgromadzenia. Zwłoka w traktowaniu tej sprawy
jest analogiczna do trudności, jakie napotkały zgromadzenia wcześniejsze ubiegające
się o przywileje. W każdym razie zatrzymał u siebie prośbę i obiecał poinformować
Ojca św., gotów poczynić starania, gdy przyjdzie czas na jej rozpatrzenie.
Poparłem i nadal popierać będę jego życzenia, by przynajmniej mógł otrzymać
na razie dwa przywileje. To pewne, że mój wpływ na Kongregację, do której nie
należę, jest niewielki, nadto niedawno zostałem zaliczony do kolegium
kardynalskiego, to jednak, co będę mógł zrobić, uczynię bardzo chętnie.
Praktyki więc na razie zostały zawieszone. Nie mniej Księdzu Bosko zależało
bardzo na tym, by podtrzymywać tę sprawę jako aktualną, gdyż w ten sposób
przyspieszy się jej pozytywne załatwienie.
Ale powróćmy do przerwanego wątku naszego opowiadania. Suspensa jest
dotkliwą karą dla każdego kapłana, tym bardziej, gdy nie czuje się winny i gdy jest
narażony na różne krzywdzące domysły. Zrozumiałe więc, że ksiądz Bonetti szukał
każdego sposobu uwolnienia się spod tego pręgierza. Jak dotąd, jednak bezskutecznie.
W dniu 16 lipca żalił się monsignorowi Verga, sekretarzowi Kongregacji Soboru:
Upływa już sześć miesięcy, gdy zostałem suspendowany przez arcybiskupa
turyńskiego; niezgodnie, jak wielu sądzi, z rozporządzeniami Stolicy św., ze szkodą
dla większej chwały Bożej. W tym czasie wniosłem trzykrotnie rekurs do Ojca św., za
pośrednictwem tejże Kongregacji, lecz jak dotąd, nie widać żadnego skutku. Nie mogę
swobodnie spełniać obowiązków kapłańskich, z wielką szkodą dla dusz. Z bólem
serca, lecz i z ufnością polecam się znanej dobroci WE, by raczył przyspieszyć
pomyślne rozstrzygnięcie powyższej sprawy i uwolnić mnie od tak przykrej sytuacji.
Piszę powyższy list w porozumieniu ze swym Przełożonym - Księdzem Bosko
i w jego imieniu proszę gorąco w imię Chrystusa, Najświętszej Wspomożycielki i św.
Franciszka Salezego, naszego Patrona, by zechciał nadesłać w tej sprawie jakąś
odpowiedź.
Lecz odpowiedź nie nadchodziła, gdyż św. Kongregacja, by móc wydać wyrok,
oczekiwała z kolei listu od arcybiskupa, który bynajmniej się nie spieszył… Dlatego
ksiądz Bonetti powziął nowy plan. W dniu 27 lipca konsultował się u adwokata
Leonori.
Tego rodzaju kara – mówił – nastręcza niejednemu podejrzenie, że dopuściłem
się, kto wie, jakiego przestępstwa, gdyż chodzi o zakład tego rodzaju jak Oratorium
żeńskie… Na moje nieszczęście, równocześnie zawisł nad nimi miecz Damoklesa ze
148

15.9 Page 149

▲back to top


strony władz państwowych. W takiej chwili i władza kościelna posyła nas na krzyż,
podsycając przez to niekorzystną dla nas skądinąd opinię, że jesteśmy kapłanami
niegodnymi… Jest to wojna aż nadto niesprawiedliwa i okrutna. Wydaje mi się,
że byłoby ujmą dla Stolicy świętej zezwalać dłużej na tego rodzaju nieporządek,
dający powód do oburzenia dla osób uczciwych. Jeśli jestem winny, to niech mi to
udowodnią. Gdy nie zdołam obronić się od zarzutu, non recuso mori. Lecz jeśli okażę
się niewinny, dlaczego mam ponosić tak długą i niesprawiedliwą karę
z uszczerbkiem mojego honoru kapłańskiego i dobrego imienia Zgromadzenia,
ze zgorszeniem wiernych?…
Zamierzał więc wejść na drogę sądową i prosił adwokata o podjęcie się
prowadzenia sprawy. Adwokat wyznał, że wolałby, żeby wyrok zapadł bez
wszczynania procesu, gotów jednak był ofiarować swe usługi.
Nie mniej Ksiądz Bosko hamował zapędy niecierpliwego księdza Bonettiego,
by nie przekroczył miary w rugowaniu słusznej obrony. Z dniem 20 sierpnia, ksiądz
Bonetti ponownie nalegał na monsignora Verga, pisząc: … Niedopuszczony do słowa
przez arcybiskupa, za wiedzą swego Przełożonego, wniosłem po wielokroć odwołanie
do Ojca św. za pośrednictwem św. Kongregacji Soboru, która zwróciła się do tegoż
arcybiskupa pro informatione et voto; ten jednak ani nie odpowiada, ani nie zdejmuje
suspensy. A skutek tego, jaki? Oto wśród moich współbraci, wśród wiernych w Chieri
i w Turynie, we własnej okolicy i w całej archidiecezji zostałem zniesławiony jako
kapłan niegodny. Tym więcej znajdują posłuch ujemne opinie, gdy się dowiedziano,
że wniosłem odwołanie do Rzymu i sześć miesięcy upływa, a nie widać żadnego
skutku.
Polecał się więc gorąco monsignorowi, a za jego pośrednictwem, Ojcu św.
o odpowiedź pomyślną, która położyłaby kres jego udręczeniu. Upłynął znowu
sierpień, wrzesień, zbliżała się połowa października, a pomimo starań monsignora
Verga i adwokata Leonori, wszystko stało w martwym punkcie. W dniu 15
października próbował uzyskać audiencję u arcybiskupa, ten jednak udzielił jej innym,
a nie jemu. Wówczas zdecydował się na inny krok: Tu nie ma nadziei na
rozstrzygnięcie kwestii – myślał. Tylko Rzym może położyć kres tej sprawie. Ale
spróbujmy jeszcze innej drogi: Skoro arcybiskup nie myśli naprawić tego, co uczynił
i nie odpowiada na ponawiane pisma Kongregacji, może by tak uzyskać bezpośrednio
od Ojca św. zezwolenie na wykonywanie władzy kapłańskiej?
W tej więc myśli, że Ojciec św. zechciałby osobiście rozstrzygnąć sprawę,
przygotował po raz czwarty rekurs, do którego dołączył zaświadczenie od pięciu
księży z Chieri i osobno od Księdza Bosko. Ten zaświadczał, co następuje:
Ksiądz Jan Bosko, Przełożony Towarzystwa św. Franciszka Salezego,
zaświadcza, że ksiądz Jan Bonetti, członek wspomnianego Zgromadzenia, sprawował
się nienagannie. Jako pisarz i kierownik małego seminarium w Borgo s. Martino przez
12 lat, oddał wiele zasług Zgromadzeniu. Głosił gorliwie kazania w trakcie rekolekcji,
misji, triduum, nowenn itp. Ostatnio pełnił obowiązki dyrektora Oratorium
świątecznego św. Teresy w Chieri: katechizował, spowiadał i kierował młodzieżą,
149

15.10 Page 150

▲back to top


gromadząc we wspomnianym Oratorium przy pomocy Córek Maryi Wspomożycielki
ponad 400 dziewczynek. Powyższe wydaje się księdzu Bonettiemu, by mógł posłużyć
się, gdzie byłoby wskazane. Ksiądz Jan Bosko
Rekurs skierował do kardynała Nina, z prośbą o doręczenie Ojcu św. i poparcie
swym skutecznym pośrednictwem. Pisał między innymi Eminencji:
Sprawa, o którą chodzi, winna była od początku znaleźć się w rękach Waszej
Eminencji. Lecz w owym czasie Zgromadzenie jeszcze nie miało Protektora w osobie
WE, dlatego próbowano innych dróg. Dodając uwagę, że pragnąc zakończyć tę
kwestię, bez powodowania specjalnych kłopotów Stolicy św. i za pozwoleniem mego
Przełożonego, Księdza Bosko, kilkakrotnie prosiłem o audiencję arcybiskupa
turyńskiego, lecz bezskutecznie.
Przesyłał plik aktów Jego Eminencji za pośrednictwem adwokata Leonori,
polecając się usilnie, by kwestia mogła być rozstrzygnięta przed nowenną do
Niepokalanego Poczęcia. Lecz ten nowy rekurs nie dotarł do Ojca św. za sprawą
monsignora Verga, który nie uważał za stosowne przedkładać go Papieżowi. Nim
doszło do ostatecznego rozstrzygnięcia, wiele jeszcze wody musiało upłynąć!
Tymczasem rok się kończył, a nie widać było końca sprawy. Ból księdza
Bonettiego powiększał się bezmiernie wydobywając spod jego pióra coraz
boleśniejsze akcenty. Pisał, więc do adwokata Leonori:
Może być przekonany WP o moim bólu, gdyż nie umiem sobie wytłumaczyć,
dlaczego św. Kongregacja Soboru w ciągu całego roku nie zdołała doprowadzić do
tego, aby arcybiskup wytłumaczył się ze swego postępowania wbrew przepisom
Stolicy św. na niekorzyść biednego zakonnika, zwrócił mu jurysdykcję do słuchania
spowiedzi i przywrócił do czci tak potrzebnej kapłanowi zwłaszcza
w obecnych czasach. Dzięki Bogu, od młodości jestem wychowany w czci i miłości
do Stolicy Apostolskiej, bo gdyby tego nie było, znajdowałbym się dziś
w niebezpieczeństwie jej utracenia… Z pomocą Bożą, nie posunąłbym się nigdy do
tego kroku, nawet gdybym miał ponieść śmierć z opinią zakonnika niegodnego. Będę
więc nadal cierpiał z rezygnacją, by nie powiększać przykrości Ojcu św. i memu
Przełożonemu, Księdzu Bosko i ufam, że okaże się moja niewinność w dniu sądu.
Pomimo to nie potrafiłbym nie pragnąc być zwolnionym od tej kary, ze
względu na to, by móc pracować swobodnie dla dobra dusz, zgodnie z życzeniem
mych Przełożonych, jak również dla korzyści Zgromadzenia Salezjańskiego, którego
jestem członkiem, a również ze względu na mą rodzinę, tak boleśnie dotkniętą moją
niesłuszną suspensą.
Tymczasem w Rzymie pracował na rzecz księdza Bonettiego także nowo
mianowany Prokurator Zgromadzenia, ksiądz Dalmazzo. Zewsząd jednak radzono, by
czekać cierpliwie z tą sprawą. Wreszcie, 3 marca, pisał mu:
Odeszło dzisiaj, być może kurierem, pismo z Kongregacji Soboru, będące
swego rodzaju ultimatum…
150

16 Pages 151-160

▲back to top


16.1 Page 151

▲back to top


W dniu 28 czerwca, monsignore Gastaldi odpisał sekretarzowi Kongregacji
Soboru oświadczając, że nie chodzi w tym wypadku o karę, lecz zarządzenie
podyktowane roztropnością. Jasne, że tego rodzaju wybieg nie mógł zadowolić
księdza Bonettiego; na razie jednak nie pozostawało nic innego, jak czekać jesieni…
Późną jesienią zdarzyły się dwa nowe incydenty, które dały powód do nowych
oskarżeń. Z początkiem listopada zmarła w domu w Chieri, pewna Siostra salezjanka.
Zaledwie złożono ciało na wieczny spoczynek, poszły do Kurii skargi o naruszenie
prawa parafialnego i św. kanonów. Adwokat fiskalny Kurii, kanonik Colomiatti,
opierając się na tych doniesieniach wezwał księdza Rua ad audiendum verbum, nie
podając na piśmie, o co chodziło. Referował mu sprawę następująco:
Było dwóch salezjanów, którzy zaopatrzyli chorą wziąwszy Wiatyk z własnej
kaplicy wewnętrznej, a oleje św. z domu Jezuitów. Prócz tego prowadzili pogrzeb
ulicami miasta na cmentarz.
Ksiądz Rua wysłuchał wszystkiego poważnie, udzielił wyjaśnień, które
wydawały mu się prawdopodobne i przepraszał za owych kapłanów „nieznających się
na przepisach kościelnych” (non guari pratici). Potwierdził to na piśmie, kierując do
arcybiskupa list, w którym przy końcu wyraził się następująco:
Przepraszam pokornie WE za dwóch księży wspomnianych i oświadczam
gotowość zadośćuczynienia księdzu proboszczowi miejscowemu, jeżeli WE uzna to za
konieczne. Jeśliby wypadało dać pewną restytucję za przekroczenie praw parafialnych,
jesteśmy gotowi to uczynić na życzenie…
Lecz jakże musiał zdumieć się, gdy usłyszał o prawdziwym stanie rzeczy! Nie
dwóch kapłanów salezjanów zaopatrywało chorą zakonnicę, lecz kanonik z Chieri,
ksiądz Mateusz Sona. Nie dwóch kapłanów odprowadzało zmarłą na cmentarz, lecz po
Mszy żałobnej kondukt poprzedzała grupa dziewczynek. Nie badając należycie
wszystkich okoliczności, arcybiskup nie omieszkał i później przytaczać
zniekształconych wiadomości na dowód, iż salezjanie nie zaprzestają sprawiać mu
„przykrości”.
Inny incydent dotyczył nie bezpośrednio Chieri, lecz samej sprawy. Mianowicie
dnia 17 listopada ksiądz Bonetti nie mogąc dłużej znosić tego stanu rzeczy, skierował
bezpośrednio do Ojca św. prośbę 24 października 1879, na ręce monsignora Verga,
oświadczając „gotowość poddania się” wyrokowi, jaki Jego Świątobliwość raczyłby
w jego sprawie wydać. Skutek był natychmiastowy. W pięć dni później kardynał
Caterini, Prefekt Kongregacji Soboru, polecił sekretarzowi monsignora Verga
zawiadomić proszącego, że jego sprawa miała być rozpatrzona in plenario
Eminentissimorum Patrum consessu w terminie miesięcznym. Adwokat Leonori
upoważniony do zakomunikowania tej decyzji obu stronom, załączył w liście do
Księdza Bosko pod wspólną kopertę także pismo przeznaczone dla arcybiskupa,
z prośbą o doręczenie go adresatowi.
Plik doszedł do Księdza Bosko w San Benigno w nowym domu nowicjackim.
Natychmiast odesłał do Oratorium kopertę zalakowaną opatrzoną pieczęciami,
zaadresowaną do monsignora Gastaldiego, by niezwłocznie została mu doręczona.
151

16.2 Page 152

▲back to top


Pismo miał doręczyć ksiądz Deppert, 3 grudnia. Ten widział arcybiskupa
przechodzącego i prosił o audiencję, lecz nie otrzymał jej. Wówczas przedstawił się
kanclerzowi kanonikowi Chiuso mówiąc, że ma polecenie doręczyć Jego Ekscelencji
pismo z Rzymu i w tym celu prosi o krótką audiencję. Gdy kanclerz okazał
niezadowolenie, wówczas poszedł do innego sekretarza, księdza Corno i spotkał się
z tym samym przyjęciem. Zwrócił uwagę, że list nie pochodził od Księdza Bosko, lecz
z Kongregacji rzymskich, jak wskazywała na to pieczęć. Wykazywał podobny
wypadek, gdy monsignore miał doręczyć Księdzu Bosko pismo ze strony Kongregacji
Obrzędów, tak samo przez posłańca to uczynił. Wszystko na próżno, jakby rzucał
grochem o ścianę. Zorientowany ksiądz Deppert lękając się możliwych konsekwencji,
nie odważył się dać listu sekretarzowi. A przecież uzyskiwanie w takich przypadkach
wizyty było powszechnie w zwyczaju.
Nazajutrz ksiądz Deppert zjawił się ponownie w Kurii, w towarzystwie
Współbrata i prosił, by mógł doręczyć osobiście list monsignorowi. Lecz i tym razem
na próżno. Wówczas zdecydował się oddać go do rąk sekretarza oświadczając: Mam
nadzieję, że pismo zostanie doręczone, komu należy; w wypadku przeciwnym ten oto
Współbrat jest mi świadkiem, że spełniłem swój obowiązek.
Arcybiskup zatrzymawszy pismo przez 24 godziny odesłał je Księdzu Bosko,
który zasięgał w tej sprawie instrukcji z Rzymu, a otrzymawszy je, odesłał ponownie
monsignorowi, wraz z załączonym od siebie uprzejmym pismem następującej treści:
Eccellenza Reverendissima!
Muszę wyjechać na parę dni z Turynu i dlatego chciałbym napisać parę słów na
temat nieprzyjemnej scysji w sprawie księdza Bonettiego. Ani ja, ani ksiądz Bonetti,
nie mamy nic więcej do powiedzenia, prócz tego, co przedstawiono św. Kongregacji
Soboru. Otrzymałem pismo od tejże św. Kongregacji, z poleceniem doręczenia do
WE, co niniejszym czynię. Będąc zawsze gotowy do jego usług etc.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
Turyn, 13.12.1880 r.
Zaniósł je tenże sam ksiądz Deppert, który wręczywszy kopertę sekretarzowi
nie prosił o potwierdzenie odbioru, gdyż była ona adresowana z zewnątrz przez
Księdza Bosko. Arcybiskup otworzywszy kopertę i przeczytawszy list Księdza Bosko
odesłał mu go wraz z tym od Kongregacji, bez żadnego wyjaśnienia. Tłumacząc się
wobec Kardynałów św. Kongregacji, pisał:
Doznałem głębokiego upokorzenia z powodu potraktowania mnie w ten sposób,
zwłaszcza wobec tylu przykrości, które mnie spotykają co dzień. Prosiłbym św.
Kongregację jak najgoręcej, by nie posyłano mi żadnych pism za pośrednictwem tego
kapłana, który nie pomnąc dobrodziejstw wyświadczonych przeze mnie przy
ustabilizowaniu Zgromadzenia teraz mnie prześladuje i nie pomija okazji, by mi
dokuczać…
152

16.3 Page 153

▲back to top


W Rzymie jednak osądzano to jako nowy manewr ze strony arcybiskupa,
by odwlec i unieważnić wyrok, który miał być nieodwołalnie wydany.
W historii tego konfliktu można wyróżnić trzy fazy. Pierwsza poprzedziła
suspensę księdza Bonettiego - był to czas inkryminacji w Chieri przeciwko Oratorium
św. Teresy. Druga, od 12 lutego do 17 listopada 1880 - był to okres rekursów do
Stolicy św., wreszcie ostatnia obejmowała bieg sprawy przed Trybunałem św.
Kongregacji Soboru.
Wkrótce po suspensie, z drukarni Bruno w Turynie wyszła broszurka
anonimowa zatytułowana: „Arcybiskup turyński – Ksiądz Bosko i ks. Oddenino –
czyli fakty komiczne, poważne i smutne, opowiedziane przez pewnego obywatela
z Chieri”. Anonim lansował obronę księdza Bonettiego sugerując przeciwko
monsignorowi Gastaldiemu i proboszczowi Oddenino. Wiadomość o tym podano na
Kapitule obradującej 29 maja, która zaprotestowała energicznie przeciwko pomiataniu
władzą kościelną. Nie liczono by się z tą błahostką, gdyby nie zaważyła na przebiegu
sprawy. Otóż w międzyczasie dziekan ks. Lione i proboszcz farny, ks. Oddenino,
przypisywali autorstwo księdzu Bonettiemu i sprokurowali formalne oskarżenie do
Kurii. Nie trzeba dowodzić, że tego rodzaju chwyty nie mogły posłużyć, do czego
innego, jak do zatrucia atmosfery w powyższym sporze, jak później zobaczymy.
153

16.4 Page 154

▲back to top


ROZDZIAŁX
Siostry – a Żydówka Bedarida
W roku, o którym piszemy, niewiele jest szczegółów dotyczących Córek Maryi
Wspomożycielki, a mających związek z życiem Księdza Bosko. Nieco później szerzej
rozwiedziemy się na temat powierzenia Siostrom opieki nad domem poprawczym.
Matka Mazzarello odprowadziwszy 10 Sióstr odjeżdżających na misje do
Ameryki, spotkała się w Sempierdarena ze św. Założycielem i omawiała z nim sprawę
ostatecznego urządzenia starego i nowego Domu Macierzystego; poprzedni mocno
wyludnił się, a nowy był już prawie skompletowany. W dniu 3 stycznia zaś wyjechała
do Mornese, a Ksiądz Bosko do Alassio. Tu zebrał wszystkie Siostry i przyjął od nich
sprawozdanie, poczynając od Dyrektorki. Pytał, czy mają dostateczny wikt, czy są
zaopatrzone we wszystko konieczne, czy dostatecznie wypoczywają, czy dobrze śpią
itp., a zalecając im następnie wierność w zachowaniu Reguł, mówił:
Pracujcie, pracujcie wiele: lecz starajcie się tak pracować, byście mogły
pracować długo. Nie skracajcie sobie życia przez zbytnie umartwienia, czy smutki,
względnie inne zbędne troski. Odwiedził je potem jeszcze raz wracając z Francji.
Wówczas rozmawiał z nimi indywidualnie interesując się po ojcowsku nawet takimi
sprawami jak rekreacje i parogodzinne przechadzki w czasie na to przeznaczonym.
Wtedy to znajdując się w refektarzu, w którym sprzątała Siostra Guccetti, rzekł
z uśmiechem:
Och, jest tu Marta! Ach, Marta, Marta! …
Ta aluzja ewangeliczna utkwiła w pamięci Siostry i posłużyła jej odtąd do
zwracania swej myśli ku Bogu wśród codziennych zajęć.
Przeniesienie domu centralnego do Nizzy nastąpiło z początkiem lutego.
Niemałej ofiary wymagało to od Matki, gdy musiała opuścić swe gniazdko, pełne tylu
drogich wspomnień i pamiątek, gdzie nauczyła się kochać i służyć Bogu i skąd nie
spodziewała się oddalić, jak tylko, gdy przyjdzie opuścić tę ziemię i ulecieć do nieba.
Trzy fundacje miały miejsce w roku 1879: w Cascinetta koło Ivrei, a dwie
w Ameryce: w S. Carlos di Almagro w stolicy Argentyny i w Las Piedras
w Urugwaju. Odnośnie do nowych fundacji, Święty podał Matce Generalnej
następujące normy: Na razie wypadnie przyjmować żłobki dziecięce, lecz zawsze
stawiać warunek, by było z tym związane Oratorium świąteczne i pracownia dla
dziewcząt z ludu.
Odnośnie do Las Piedras, zachował się list świadczący o tym, jak wielka
istniała zgodność poglądów Matki z duchem św. Założyciela w stosunku do
154

16.5 Page 155

▲back to top


podwładnych. Wspomniana wspólnota złożona naprędce z Sióstr, którymi się
dysponowało, nieco kulała. Pisze więc Matka do Dyrektorki:
Przykro mi, że nowy dom w Las Piedras nie idzie tak dobrze, jak trzeba. Siostra
Janina jest jeszcze zbyt młoda i nie potrafi doskonale wywiązywać się ze swego
urzędu. Mimo to nie należy tracić ducha: wady będą zawsze, trzeba poprawiać
i zaradzać im w tym, co można, lecz spokojnie, zostawiając wszystko w ręku Boga.
Poza tym nie należy zbyt przejmować się błahostkami. Często w trosce o drobnostki
przepuszcza się rzeczy ważne. Nie mam przez to na myśli, żeby Siostra nie zważała na
drobiazgi; poprawiać, upominać nieustannie, lecz mieć w sercu wyrozumienie i miłość
względem wszystkich. Trzeba, moja Siostro, studiować naturalne skłonności każdej,
by je zrozumieć i wykorzystać. By zaś uzyskać dobre wyniki, należy zdobyć wpierw
zaufanie. Względem Siostry Wiktorii trzeba cierpliwości, by ją uformować zgodnie
z duchem naszego Zgromadzenia. Nie przejęła się nim jeszcze należycie, bo zbyt
krótko przebywała w Mornese. Myślę, że gdy ją Siostra sobie ujmie, będzie mogła nią
pokierować. Tak samo z innymi. Każdy ma swoje wady: trzeba więc cierpliwie je
poprawiać, lecz nie mieć pretensji za to, że je mają, a tym mniej, by się poprawiły
z nich tak za jednym zamachem!
Przy pomocy modlitwy, cierpliwości i czuwania uda się wszystko. Proszę
zaufać Zbawicielowi, złożyć wszystko w Jego Sercu, pozwolić mu działać, a On
dokona dzieła. Bądź zawsze pogodna i dobrej myśli! Gdy, w czym nie będziesz się
orientowała, zwróć się do Siostry Magdaleny i rób spokojnie, co ona wskaże. Poza
tym macie tam świętego Dyrektora, z którym nie będzie kłopotu. Słuchać go tylko
pilnie. Pisze mi Siostra, że ma dużo pracy, z czego ja się cieszę, gdyż praca jest matką
cnoty. Gdy się pracuje, znikają nudy i jest się zawsze wesołą. Zalecając pracę,
polecam również dbać o swe zdrowie, polecam by wszystkie pracowały bez specjalnej
ambicji, lecz tylko dlatego, by się podobać Jezusowi. Pragnęłabym, byście w serca
wszystkich wszczepiały miłość do poświęceń, z zapomnieniem o sobie samych
i oderwaniem się od własnej woli. Zostałyście zakonnicami, by zapewnić sobie niebo,
lecz by zdobyć je, potrzebne są ofiary. Nieśmy krzyż swój odważnie, a w przyszłości
będziemy zadowolone.
Być może nadszedł wspomniany list w chwili, gdy ksiądz Costamagna, po
odbytej misji w Las Piedras, pisał Księdzu Bosko:
Względem Sióstr, nie spodziewałem się nigdy, że mogą one być tak wielką
pomocą dla misji. Mogę powiedzieć bez obawy, że nigdy nie zdołalibyśmy uczynić
tyle dobrego dla niewiast i dziewcząt, bez pomocy naszych Sióstr. Na ich katechizm
schodzi się, prócz dziewczynek, wiele gospodyń tutejszych i pilnie chłoną wszystko,
co od nich słyszą, jak gdyby, od jakiegoś kaznodziei. Liczba słuchaczy pomnaża się
i obecnie kościół jest zatłoczony ludźmi. Zaprosiliśmy z Montevideo księdza Pizzo
i innych kapłanów oraz siedzimy w konfesjonałach od rana do późnego wieczora. Od
czasu do czasu przychodzą młodzieńcy i dziewczęta 18 i 20 - letnie, którzy nie słyszeli
zgoła o głównych prawdach wiary. Czy zdołamy tak ciągnąć dalej bez pomocy
katechistów i katechistek? Siedzimy więc w konfesjonałach oblężeni, a nasi klerycy i
155

16.6 Page 156

▲back to top


cztery Siostry zajmują się obok katechizowaniem i posyłają nam tak dobrze
przygotowanych, że nieraz spowiadali się z płaczem.
Dwa razy Ksiądz Bosko udawał się do Nizzy. Za pierwszym razem,
w uroczystość Wniebowzięcia NMP, na zakończenie rekolekcji dla Sióstr,
połączonych z profesją. Podał im upominki rozwijając temat następujący: Modlitwa,
praca, pokora, ukrycie, poświęcenie z miłości ku Bogu i duszom, naśladowanie Matki
Najświętszej na ziemi, by uczestniczyć w Jej chwale w niebie. Powrócił tam 21 bm.,
by dawać rekolekcje dla pań. W kronice upamiętniono słowa, które wypowiedział na
słówku wieczornym:
Znajdują się tu osoby pobożne, które przeznaczają część swych majętności na
dzieła dobroczynne. Chwalebna to rzecz! Trzeba jednak zaznaczyć, że Ewangelia nie
mówi: „Pozostawcie w chwili śmierci, co zbywa, ubogim” – lecz: „Dajcie, co zbywa
ubogim”. Jak widzicie, jest to wielka różnica.
Przemawiał również do Przełożonych i do wszystkich Sióstr. Pierwszym dał
polecenie: Nie brak tu dla was terenu odpowiedniego do pracy. Nie macie żadnych
kłopotów z krewnymi i osobami z zewnątrz. Zajmujcie młodsze Siostry potrzebujące
ruchu, we winnicy i w ogrodzie. Jest ot bardzo korzystne dla ich zdrowia.
Dla ogółu Sióstr dał następującą ojcowską radę: Pisujcie do waszych rodzin, by
nie musieli się smucić z powodu waszego długiego milczenia. A to niedobre dla was
i dla nich i mogłoby wpływać niekorzystnie na wiele powołań. Jeśli natomiast wasze
rodziny otrzymywać będą od was często wiadomości, będą zadowolone, żeście
poświęciły się Bogu, odnosić będą zbudowanie z waszych listów, a dając je do
przeczytania znajomym zachęcą ich do oddawania swych córek do Zgromadzenia.
Z tych rekolekcji pisał hrabinie Corsi: Wspomniany monsignor Belasio nie był
kaznodzieją. La Bruna, nazywał się domek odziedziczony przez Siostry na pagórku,
gdzie powstał później ich nowicjat.
Mia buona e Car. ma Mamma!
Piszę od Madonny delle Grazie, gdzie odbyła się pięknie seria rekolekcji.
Liczba pań dochodziła setki. Siostry wraz z wychowankami przeszły się do Bruna. Był
to zaiste widok budujący. Trzeba było podziwiać ich pobożność, wesołość, jakie
przebijały się z twarzy. Brakowało tylko naszej Mamy Corsi. Mówiło się jednak wiele
o niej mówiło i modliliśmy się w jej intencji. Odprawiłem też w jej intencji Mszę św.
a rekolekcjonistki przyjęły Komunię św. i modliły się o zdrowie jej i całej rodziny.
Wypadałoby jednak, by na następną serię przybyła i ona. Jestem pewien, że wyjedzie
z nich zadowolona. Proszę uprzedzić hrabiego Cezara i hrabiankę Marię, żeby w tym
roku zrezygnowali z przyjazdu do Nizzy. Dyfteria ustała nieco, lecz od czasu do czasu
trafiają się jeszcze wypadki. Ospa przybiera niepokojąco na rozmiarach. W ubiegłym
tygodniu sześć osób zmarło na czarną ospę. Przypadków zachorowań na ospę zwykłą
było 25,… etc.
XJB
156

16.7 Page 157

▲back to top


Opowiedziane nieprzyjemności w Chieri nie zmniejszyły mimo to, ani
frekwencji dziewcząt, ani gorliwości Sióstr, które zajmowały się nimi pod wprawnym
kierownictwem księdza Antoniego Notario, przeznaczonego przez Księdza Bosko do
zastąpienia księdza Bonettiego, do czasu trwania suspensy. Charakterystyczną cechą
Oratorium były szkoły świąteczne. Otóż w Chieri, w manufakturach jedwabniczych
i lnianych, zajętych było setki dziewcząt, z których wiele nie mogło uczęszczać do
szkół elementarnych i nie umiało czytać i pisać, z wielką szkodą dla ich rodzin. Ksiądz
Bosko pragnął temu zaradzić i polecił, by Siostry otwarły szkołę bezpłatną.
Uczęszczała do niej przeszło setka dziewcząt od 9 do 15 lat i jakaś czterdziestka
dorosłych, podzielonych na trzy oddziały. Kto był ciekaw zajrzeć do Oratorium
w święto, był zdumiony na widok pobożności, różnorodnych zajęć, ożywionych
zabaw, a wszystko pod kierownictwem Sióstr, tak, iż nic dziwnego, że to musiało
pobudzić zawiść złych.
Także w Lu patrzono krzywo na Siostry ze strony czynników politycznych.
Korespondent pewnego dziennika turyńskiego protestował ostro, że „w podobnej jak
Lu miejscowości tolerowało się współpracę między takim znanym reakcjonistą jak
Ksiądz Bosko, a klerykalnym syndykiem” i trąbiło się naokoło o „tym przykrym
zacofaniu w tak znanej miejscowości jak Lu Montferrato”.
Zło wypływało stąd, że Ksiądz Bosko, „na skutek ślepoty czynników
odpowiedzialnych, otworzył tam dom dla Sióstr, przy pomocy, których zmierzał do
opanowania całkowicie sytuacji w tej miejscowości. W taki sposób ci „Boschini”
mogli swobodnie szerzyć swą bigoterię, będąc nieuchronnym rozkładem dla rodzin
i społeczeństwa”. Tyle wspomniany dziennik. Nie brakło oskarżeń przeciwko
proboszczowi, który „przyznając się otwarcie do liberalnych przekonań” uczęszczał
wraz z burmistrzem i radą gminną „na jakieś jezuickie narady”. W końcu apelowano
do obywateli z Lu, by posłużyli się niezawodną bronią „wyborów celem pozbycia się
tego rodzaju odprysków, wreszcie do władz rządowych, na które spadała
odpowiedzialność za tak pożałowania godną sytuację”. Pomimo to lud i władze
pozostały głuche na te wołania tak, iż praca Sióstr Córek Maryi Wspomożycielki
rozwija się po dziś dzień owocnie.
Ale gorszą wojnę wytoczono Domowi Macierzystemu Sióstr z początkiem
czerwca. Dom był w nastroju uroczystym, gdyż postulantki przygotowywały się do
obłóczyn pod przewodnictwem księdza Cagliero. Rano, była to niedziela, po mszy
uroczystej, około godziny jedenastej, wezwano niespodziewanie do rozmównicy
dyrektora, księdza Chicco, gdzie czekał podprefekt z Acqui w towarzystwie
wiceburmistrza z Nizzy. Urzędnik spytał go, czy to prawda, że w domu mają się odbyć
obłóczyny zakonne dziewcząt. Wobec odpowiedzi twierdzącej spytał, czy
dziewczętom pozostawiono zupełną swobodę, co do tego aktu lub też miała miejsce
namowa i nacisk. Otrzymawszy odpowiedź zadowalającą, nie poprzestał na tym, ale
oświadczył, że chce widzieć kandydatki i osobiście z nimi porozmawiać.
Tu zabrał głos ksiądz Cagliero obecny dotąd incognito, pomimo że był
dyrektorem generalnym Sióstr. Najpierw chciał wiedzieć, czy podprefekt występował
157

16.8 Page 158

▲back to top


urzędowo czy prywatnie. Jeśli działał urzędowo, poprosił o wylegitymowanie się.
Długo trwała dyskusja między nimi. Ksiądz Cagliero mocno obstawał za tym, kto
upoważnił prefekta do wkroczenia do domu prywatnego i prowadzenia dochodzeń
względem dziewcząt, które chcą zostać zakonnicami. Twierdził, że dziewczęta są
pełnoletnie i mają prawo stanowić o sobie, niepełnoletnie zaś mają pozwolenie od
rodziców. Nie ustąpię – oświadczał – jak przed groźbą użycia siły, a i w takim
wypadku zaprotestuję przy świadkach na piśmie, przeciwko nadużyciu władzy.
Protestuję przeciwko wtargnięciu do mieszkania prywatnego - nie mniej, jako osobie
prywatnej i po przyjacielsku mogę udzielić proszonych informacji.
Wiceburmistrz oburzony, używał słów szorstkich i obraźliwych, nie mógł
jednak znaleźć argumentów, by zabronić gromadzenia się w domu prywatnym
dziewcząt w celach religijnych. W końcu nawet sam podprefekt musiał go mitygować.
Ostatecznie, by jakoś ocalić swój prestiż, z miną urzędową przedstawił się: Jestem
Germano Magliani.
Dobrze – rzekł ksiądz Cagliero – idę wezwać jedyną osobę niepełnoletnią:
Marię Terzano.
Wówczas powstała nowa kwestia: pan Magliani życzył sobie przeprowadzić
indagację z dziewczyną bez świadków. Lecz ksiądz Cagliero odmówił dyskretnie, dla
prostych względów przyzwoitości. A jeśli chce koniecznie ją widzieć, to w jego
obecności, gdyż do niego należy zastępować nieobecnych rodziców. Gdy wezwana
stawiła się, podprefekt postawił jej parę zdawkowych pytań, na które ona śmiało
odpowiedziała. Gdy odeszła, oświadczył, że otrzymał informacje, że ojciec z pobudek
interesownych zmuszał córkę do wstąpienia do zakonu. Były to oczywiście złośliwe
oszczerstwa. Ksiądz Cagliero oprowadził urzędnika po domu, ten po obejrzeniu
wszystkiego, pożegnał zadowolony księdza Cagliero, którego przepraszał za to,
że z obowiązku musiał przeprowadzić wizytację.
Niefortunny wizytator wsiadł szybko do karocy czekającej opodal, z gestem
zniecierpliwienia żegnając stojącą grupkę panów, oczekujących innego przebiegu
wizyty i odjechał. Wśród tego towarzystwa znajdował się między innymi: komendant
karabinierów z paru żołnierzami i kilkunastu obywateli z Nizzy. Ci panowie widząc,
że nic tu nie wskórają, z nosem na kwintę zawrócili w ślady przedstawiciela rządu. Zły
humor wiceburmistrza mówił za siebie, co ich tu sprowadziło. Resztę można było się
domyśleć. Miejscowi sekciarze zżymając się na obecność tylu zakonnic, a co więcej,
na widok tylu kandydatek do Zgromadzenia, próbowali pokrzyżować ich obłóczyny,
a z czasem skłonić je do opuszczenia domu.
Tym razem jednak musieli dać za wygraną; oprócz poniesionych wydatków,
nasłuchali się jeszcze niemało szyderstw ze strony zdrowej części społeczeństwa.
Ale w Nizzy miała nastąpić większych rozmiarów batalia. Nie wiadomo, czy to
był z góry pomyślany i realizowany plan, czy tylko zbieżność wypadków, co do
miejsca i czasu. Z początkiem czerwca ukazała się w miejscowym czasopiśmie
rzekoma korespondencja z Lu, a w rzeczywistości były to przemycone zgoła bezbożne
refleksje, pod tytułem „Infamie Fretine”. Sekciarski ten wymysł wskazywał na nowe
158

16.9 Page 159

▲back to top


wysiłki sekty pragnącej pokrzyżować i udaremnić prace Księdza Bosko. Był w nich
następujący passus:
Doszło do naszej wiadomości, że władze zajmują się obecnie dość zawikłaną
intrygą księży, dzięki którym pewna nadobna dzieweczka z Nizza Monferrato,
opuściła niespodziewanie dom rodzinny i wstąpiła w Turynie do zakonu. Owa
panienka przed opuszczeniem rodziny napisała list, w którym oświadcza,
że bynajmniej nie wyrzeka się własnej tradycji – była to rodzina żydowska –
i że pragnie zawsze być godną swego domu i nazwiska. Niedawno przybył do Turynu
jej krewny i w porozumieniu z władzami sądowymi poszukuje jej miejsca ukrycia, by
ją wyrwać spod chytrych wpływów czarnej sekty. Wśród tej ciemnej intrygi przeziera
nazwisko pewnego znanego w naszym mieście klerykała i widocznie matactwom jego
zwolenników należy przypisać to zajście. A przecież jesteśmy w XIX wieku, kiedy
i zakony zostały zniesione przez państwo! Po wyjaśnieniu się sprawy, poinformujemy
naszych czytelników. Rozdęta sztucznie efemeryda nie miała bynajmniej się wyjaśnić,
ani zdobyć informacji dla czytelników; była w tym podobna do pszczoły, która
zaledwie zapuści żądło, sama ginie.
Opowiemy teraz, jak się rzeczy miały. Otóż pewna zamożna rodzina żydowska
z Aleksandrii, chcąc przeszkodzić swej krewnej, by nie została chrześcijanką, do
czego objawiała skłonność, wydała ją za mąż za pewnego szewca, izraelitę w Nizzy.
Pobożny zamiar matki miał się ujawnić 23 lata później w jej córce nazwiskiem Anetta
Bedaride. Od dwóch lat nosiła się ona z zamiarem przejścia na katolicyzm, a gdy do
Nizzy przybyły Siostry CMW, myśl swą zwróciła ku nim. Koleżanki zaprowadziły ją
do Oratorium Sióstr, do którego zaczęła uczęszczać, a z czasem zwierzyła się im ze
swego pragnienia. Do tego kroku skłaniała ją pamięć na jej matkę, pod której
poduszką znaleziono katechizm katolicki. Oczywiście pozostając w domu nigdy nie
zdołałaby zrealizować swego pragnienia. Powzięła więc zamiar ucieczki z domu.
Pewnego wieczoru udaje się, więc do kaplicy Sióstr przed ołtarz Matki Najświętszej
delle Grazie, po czym prosi gorąco Siostry o udzielenie jej schronienia, gdyż nie chce
powrócić do swej rodziny. Siostry wzruszone tym - postanawiają jej dopomóc. Biegną
do proboszcza miejscowego, ale ten umywa sobie ręce. Pewna rodzina daje do
dyspozycji swój powóz, w którym Bedarida, w towarzystwie dwóch Sióstr udaje się na
stację Incisa, gdzie wsiadła na pociąg jadący do Turynu. Wsiadać na stacji w Nizzy
było niebezpiecznie, gdyż rodzina wnet by się spostrzegła i przeszkodziła ucieczce.
W Turynie towarzyszki podróży zaprowadziły ją do Siostr na Valdocco, które
ją przyjęły serdecznie, dały schronienie i ułatwiły pouczenie w prawdach wiary.
Tymczasem rodzina zaniepokojona poruszyła okoliczne miejscowości i Turyn i podała
wiadomość do dzienników.
Echem tego był artykuł konającej Gazety turyńskiej: „il rauco suon della
barbarea tromba”, który nie wywołał pożądanego skutku i przez trzy miesiące
dziewczyna swobodnie mieszkała w Turynie, a nawet chodziła bez przeszkód po
mieście. Oczywiście rodzina poszukiwała miejsca jej pobytu, a gdy je odkryła,
posądziła o gwałt Księdza Bosko i podała sprawę do sądu. Z uwagi na to,
159

16.10 Page 160

▲back to top


że dziewczyna była pełnoletnia, sąd nie wydał wyroku skazującego. Po pewnym
czasie zjawił się inspektor policji z wywiadem. Dziewczyna oświadczyła
zdecydowanie, że z własnej woli zamieszkała u Sióstr Księdza Bosko i pragnie zostać
chrześcijanką. Na tym skończyły się indagacje. Rodzina odwiedzała ją często,
zwłaszcza ojciec, który ją bardzo kochał i usiłował na niej wymóc powrót do domu,
lecz i to na próżno.
Upłynęły dalsze trzy miesiące. Bedarida pouczona o prawdach wiary,
spodziewała się otrzymać chrzest 24 czerwca, a później odłożono to na 15 sierpnia, już
nawet wyznaczona była na matkę chrzestną hrabina Balbo. Lecz księża Cagliero
i Bonetti, którzy ją przygotowywali do chrztu, radzili jeszcze z tym zaczekać, by lepiej
mogła przygotować się do tego aktu.
A tymczasem gotowała się nowa burza ze strony współwyznawców. Uderzali
oni tym razem w punkt najsłabszy, to jest od serca, usiłowali podburzyć opinię
publiczną i spowodować interwencję władz publicznych.
25 sierpnia przybył w odwiedziny brat w towarzystwie syna rabina, uważanego
za jej narzeczonego i rozmawiali z nią dobrych kilka godzin. W czasie długich
nalegań, biedaczka być może dała się wzruszyć, gdy brat z płaczem namawiał ją, by
wróciła do domu. Jej dobre serce ją zdradziło. Ten wykorzystał moment i podsunął
kartkę do papieru, z paru wierszami oświadczenia do władz, by pozwoliły jej opuścić
to miejsce, w którym trzymano ją przemocą!
Podpisała ją machinalnie, nie wiedząc, co czyni i jakie stąd mogły wyniknąć
konsekwencje. Po paru minutach zorientowała się i wobec brata i świadków odwołała
swój podpis i mimo obietnicy, że wyjdzie stąd z bratem, nie chciała ruszyć się
z miejsca, zdecydowana zastanowić się nad tym poważniej. Wobec tego brat odszedł
wraz z towarzyszem, nosząc się ze złymi zamiarami.
Przewidując ujemne następstwa swego kroku postanowiła to jakoś naprawić
i przeniosła się nazajutrz na mieszkanie do pewnej pani w pobliżu Oratorium.
Zaledwie opuściła dotychczasowe schronienie, gdy nadszedł brat w towarzystwie paru
innych krewnych. Ci słysząc, że opuściła to miejsce, odeszli z gniewem. Z rana, dnia
27 - go tego miesiąca, zjawił się w Oratorium prokurator królewski. Dziewczyna
oświadczyła wobec niego, że jest zdecydowana pozostać na miejscu i prosiła
o ochronę dla swej osoby. Podany jej kwestionariusz wypełniła i podpisała
własnoręcznie.
Urzędnik odszedł w przekonaniu, że nie ma tu miejsca na żaden przymus.
Zdawało się wszystko w porządku, a to dopiero był początek awantury. Gazetta
del Popolo w numerze wrześniowym zamieściła korespondencję z Nizzy Monferrato,
przytaczając stek zmyślonych bajek na temat „La storia della vestizione”. Bo jak
można mówić o obłóczynach kogoś jeszcze niechrzczonego. Przytaczano też inny
fantastyczny i banalny szczegół z dzienników. Z uwagi na to, że Izraelitka niezbyt
gorliwie przykładała się do nauki katechizmu, do którego ją zmuszano, posłużono się
sceną - odegrano przedstawienie pod tytułem: „Żydówka nawrócona”. Na tym
przedstawieniu biedaczka musiała być obecna, siedząc przy boku kapłana, który ją
160

17 Pages 161-170

▲back to top


17.1 Page 161

▲back to top


surowo beształ, ilekroć płakała na myśl o smutku swych krewnych. W rzeczywistości
zaś odgrywano w domach Sióstr wspomniane przedstawienie, zanim jeszcze nastąpiła
ucieczka Anetty.
Ona zaś żałowała, że nie przyszła tam wcześniej, gdyż byłaby z przyjemnością
odgrywała rolę Żydówki. Mniejsza o to, że ów korespondent z Nizzy przywiązywał
tak wielką wagę do oświadczenia Bedaridy, zdobytego w wyżej wspomniany sposób.
Do powyższej złośliwej relacji z Nizzy dziennik turyński dodawał od siebie
sugestię do władz, by wystąpiły energicznie przeciwko Księdzu Bosko, zgodnie
z prawem. Uderzał w akcenty polityczne chcąc rozdmuchać dawno zapomniany
incydent z małym Mortarą / por. Lemoyne, MB, t. VIII, a także Pelczar, Pius IX i jego
pontyfikat /.
Zgromadzenia zakonne zostały zniesione – pisano. Dlaczego zatem zostawia się
im swobodę dalszego zrzeszania się, ze szkodą dla swobód obywatelskich
i spokoju w rodzinach?
Jak to możliwe, by tego rodzaje skandale puszczano bezkarnie w epoce rządów
lewicy?…
Znany czytelnikom prefekt turyński, osławiony Minghelli Vaini, łatwo dawał
posłuch plotkom prasowym. Tak więc, w dniu 3 września ujrzano znowu policję
częściowo w mundurach, częściowo po cywilu, otaczającą dom Bedaridy i mieszkania
przyległe. Zaczęto dobijać się do wejścia, jakby chciano gwałtem wtargnąć do wnętrza
domu. Nie otwierano im, Bedarida dostała spazmów. Wnet powstało zbiegowisko
ciekawych. Około 9 - tej przybył w karocy prefekt, w towarzystwie prokuratora
generalnego do Oratorium. Ksiądz Bosko właśnie skończył spowiadać, gdy go
zawezwano. Przybył po 10 minutach. Na wstępie spotkał się z wymówkami, że kazał
na siebie tak długo czekać. Z miejsca zarzucono mu, że popierał materialnie
wspomnianą dziewczynę, a nadto użyczał jej schronienia. Święty bez tłumaczenia się
wskazał dom, gdzie mieszkała i pożegnał ich.
Nie dopuszczono nikogo, oprócz urzędników. Lecz śmiała dziewczyna nie dała
się zastraszyć i oświadczyła, że dwukrotnie składała już zeznanie, po cóż więc
nachodzi się ją po raz trzeci? Prefekt na te słowa czuł się jakby oblany zimną wodą,
a myślał, że przychodzi jako anioł wybawiciel... Obecność jednak prokuratora kazała
mu zachować zimną krew. Bedarida oświadczyła raz jeszcze, że decydowała zawsze
nieskrępowana o sobie i nie przewidując skutków, podpisała oświadczenie, wydarte jej
podstępnie przez brata. Wówczas wprowadzono ojca, brata i siostrę, z którymi
nastąpiła długa dyskusja… W końcu prefekt opowiedział się za tym, by wróciła do
rodziny, dla położenia kresu niesnaskom domowym. Zrobił jednak z urzędu spokojną
uwagę, że jako pełnoletniej przysługuje prawo wyboru swobodnie religii, jaką uważa
za stosowną. Mimo to podtrzymywał swój zamiar odebrania jej od Sióstr. Na nic się
zdały protesty Bedaridy, że nie doznaje z ich strony najmniejszego nacisku, prefekt
próbował przekonywająco namawiać ją, że wypada koniecznie opuścić ten dom i pójść
do innego zakładu. Widocznie musiał być przekupiony przez Żydów.
161

17.2 Page 162

▲back to top


Ja nie znam tu żadnego zakładu, oprócz Sióstr Księdza Bosko – odparła
dziewczyna.
To już biorę na siebie – rzekł prefekt. Umieścimy cię w odpowiednim
zakładzie, na przykład w Osiedlu dla rodzin wojskowych.
Nie widzę żadnej racji zmiany mieszkania, rzekła Bedarida. Nie mieszkam
przecież u Sióstr, a tym mniej nie ma powodu przypuszczać, że ma zamiar zostać
chrześcijanką na skutek ich rady.
Ale mieszkasz w pobliżu osób, mających bezpośrednią styczność
z zakładem Księdza Bosko. Poza tym życie, jakie tu prowadzisz, nie odpowiada twojej
pozycji społecznej. Ja chciałbym umieścić cię w warunkach dużo wygodniejszych…
Także rodzice podzielają w zupełności moje zdanie, nieprawdaż?
Tak, najzupełniej, rzekł ojciec. Gotów jestem opłacać jej utrzymanie.
Zatem, konkludował, postaram się o odpowiednie miejsce dla niej
i w swoim czasie dam znać.
Policja nadzorowała dzień za dniem bez przerwy. Ze swej strony Bedarida,
podejrzewając, że mogłaby być porwana przemocą, gdyby opuściła mieszkanie, nie
ruszała się z miejsca. Napisała do prefekta list protestując:
Dziękuję panu za opiekę nade mną, oświadczam jednak, że chcę cieszyć się
zupełną swobodą, być tam, gdzie zechcę i odwołuję się do prawa. Tymczasem nie
zamierzam opuścić swego mieszkania i wyrażam protest przeciwko tego rodzaju
traktowaniu mnie i ciągły nadzór, jakbym była więźniem. Wmawia we mnie się,
że jestem ofiarą księży i zakonnic, a tymczasem padłam ofiarą napaści innego rodzaju.
Gdy mi się nie spodoba tu, udam się gdzie indziej. Mam nadzieję, że Szanowny Pan
prefekt wyda natychmiast rozkaz odwołujący policję spod mego mieszkania, bo
wydaje mi się haniebne traktowanie w taki sposób obywatelki pełnoletniej, która nie
dopuściła się żadnego czynu karygodnego.
Pomimo to prefekt, pod pretekstem obrony wolności osobistej przeciwko
wyimaginowanym gwałtom Księdza Bosko, nie odwołał policji, co spowodowało
wiele komentarzy publicznych. W nocy policja śledziła przechodniów w obawie,
że „łup” wymknie się im w przebraniu. Niektórzy judzili przeciwko Księdzu Bosko
insynuując, że namawiał Izraelitkę na katolicyzm, by zgarnąć jej majątek i tym
podobne brednie. Potwierdzali to naoczni świadkowie, którzy zabraniali swym
dzieciom stykanie się z tego rodzaju podłymi ludźmi. Sensację ogólną budziły
ukazujące się w odcinku prasowym wierszydła osnute na temat romantycznych
przygód „żałosnej Esmeraldy”.
Ksiądz Bonetti niezwłocznie próbował zbijać oszczercze plotki brukowców.
W liście z dnia 2 września, do redakcji „Gazetta Torinese”, wykazywał, że Izraelitka
przyszła z własnej woli do Sióstr, dobrowolnie zamieszkała wśród nich i mogła, kiedy
zechciała odejść. Lecz dziennik opublikował tylko list czwarty dodając pewne
„uwagi” zmierzające do osłabienia jego treści.
Tymczasem nastąpiły niespodziewanie inne wydarzenia. Prokurator dwukrotnie
odwiedził dziewczynę namawiając ją, by zgodziła się na propozycję prefekta
162

17.3 Page 163

▲back to top


i opuściła ten dom i zamieszkała w miejscu niepodejrzanym. Bedarida uległa wreszcie
jego namowom. Trzeba jednak dla wyjaśnienia dodać, iż uczyniła to pod wpływem
groźby, iż na wypadek dalszego oporu, skończy się z Księdzem Bosko i jego
zakładem.
Po tym wszystkim nastąpił list prefekta, w którym pisał: Mam zaszczyt
zawiadomić, że pani dyrektorka „Zakładu Ferraris” oczekuje ją i przyjmie w każdej
chwili, kiedy zjawi się w jej kancelarii na I piętrze, tam gdzie w holu widnieje napis
„Istituto Ferraris”. Zapewniam, że będzie się czuła tam dobrze, gdyż pani dyrektorka
otrzymała polecenie stosowania się do jej życzeń, łącznie z zamieszkaniem w willi,
wynajętej przez nią w okolicy Madonna del Pilone, na wypadek gdyby potrzebowała
odpoczynku na wsi. Rodzice gotowi są pokryć wszelkie wydatki, stosownie do jej
pozycji społecznej. Proszę rozważyć dobrze ewentualność: albo pozostać w religii
swych rodziców, albo przejść na katolicyzm. Będzie mogła swobodnie powziąć
decyzję w tym względzie. Postaram się osobiście, by w sumieniu mogła komukolwiek
oświadczyć, że prefekt Turynu, względnie rząd królewski, który reprezentuję, nie
wydał zarządzeń przeciwnych jej wolności osobistej. Gdyby jej coś brakowało,
względnie gdyby traktowanie jej w „Zakładzie Ferraris” nie odpowiadało temu, co
wyżej oświadczono, zechce mnie zawiadomić, a wydam odpowiednie polecenia.
Równocześnie odjęto jej swobodę zamieszkania w dotychczasowym miejscu.
Nim opuściła swe mieszkanie, dziewczyna wręczyła pewnej zaufanej osobie
następujący autograf zachowany w naszym archiwum: „Niżej podpisana, wobec
świadków oświadczam, że opuściłam pod przymusem mieszkanie przy via Cottolengo
nr 31, pod zarzutem presji przyjęcia katolicyzmu. Usłuchałam polecenia rady
Prokuratury Generalnej Królewskiej, z myślą uniknięcia kłopotów i prześladowań
mych dobroczyńców, którzy wyświadczyli mi tak wiele dobrego”.
Wstąpiła zatem, 7 września, do zakładu wspomnianego, w którym znajdował
się pensjonat dla studentek pedagogium, pod kierownictwem pani Ferraris,
zaprzyjaźnionej z prefektem i z redakcją „Gazetta del Popolo”. Dyrektorka przy
pierwszym spotkaniu dała jej poznać, iż nie wypada zaprzątać głowy fanatycznymi
myślami. Rano, następnego dnia odwiedził ją brat, którego skoro tylko ujrzała,
z miejsca wyprosiła z pokoju. Także pewien doktor, podający się za znajomego
księdza Cagliero, nie został przyjęty. Odmówiła również widzenia się z pewnym
znajomym, w towarzystwie brata przybyłego do internatu. Były to sidła celowo
zastawione. Nie zawahano się posłużyć satyrą. Mianowicie, dyrektorka spostrzegłszy,
że panienka przez cały tydzień unikała towarzystwa osób, które chciały odwrócić jej
myśli od powziętego zamiaru, ułożyła o swej „wizjonerce” sarkastyczny kalambur.
Powód dało rzekome opowiadanie Bedaridy o tym, że „ widziała Pana Boga, pod
postacią staruszka z białą brodą, który jej podał pewne wskazówki”.
Znany brukowiec rozbębnił tę wiadomość, a inne skwapliwie to podchwyciły.
Lecz pani dyrektorka posunęła się jeszcze dalej. Otóż Bedarida, przed wstąpieniem do
konwiktu, skontaktowała się z pewnym adwokatem, nazwiskiem Caucino, który był
postrachem antyklerykałów występując w rozprawach sądowych w obronie księży.
163

17.4 Page 164

▲back to top


Zwróciła się więc do owego prawnika z prośbą o pomoc. Adwokat odwiedził ją nawet
w internacie, udzielił odpowiedniej porady i już miał się żegnać, kiedy pani Ferraris
złośliwie poinformowała Bedaridę, że to właśnie Caucino posądził ją o wizje
maniackie i tak uprzedziła ją do niego, że nie chciała już absolutnie z nim się widzieć.
W taki to sposób niedoświadczona biedaczka została osaczona wpływami osób
sprzysiężonych na jej szkodę.
Pewnego razu, w obecności Bedaridy, dyrektorka - cerber, rzuciła pewnej
towarzyszącej jej osobie znaczące pytanie: Czy pani, mając córkę pragnącą przejść na
protestantyzm, byłaby z tego zadowolona? Czy nie starałaby się temu przeszkodzić?
Rodzina życzyła sobie, by córka pozostała w zakładzie, z dala od wpływów
salezjanów i sióstr, przez jakiś czas. Dziewczynie nie zdało się możliwe, wśród takich
tortur moralnych, wytrzymać tam dłużej i postanowiła powrócić do Nizzy. Wynika to
z listu do księdza Bonettiego.
Cieszy mnie wiadomość - pisał on w odpowiedzi, że pani wytrwała
w zamiarze przyjęcia chrztu św. Tego dnia 18 w dniu wyjazdu Bedaridy do Nizzy -
rozrzucono po mieście ulotkę z karykaturą Świętego pod tytułem: „Don Bosco – Don
Margotti e avvocato Caucino, zdemaskowani!”.
Wściekłość Żydów, zgodnie z informacjami ze strony kwestury, doszła do tego
stopnia, że niektórzy z Oratorium musieli się mieć na baczności przed prowokacją.
Obnoszono się z triumfem uzyskanym znikomym rezultatem!
Co więcej, na łamach Cronaca dei Tribunali, z dnia 20 września, adwokat
Giustina, nawoływał prokuraturę do wytoczenia formalnego procesu Księdzu Bosko,
lecz nie doszło do tego. Wszystkim było jasne, że informacje prasowe były
oszczercze.
Unita Cattalica wnet przeciwstawiła artykuł, w którym zestawiono trzy
dokumenty już publikowane oddzielnie, to jest list Bedaridy do dyrektora, do prefekta,
oraz telegram jej do ministra sprawa wewnętrznych, protestujący przeciwko
„mieszaniu się władz w jej sprawy sumienia”.
Była to jedyna reakcja ze strony katolickiej w tym rozognionym sporze.
Odpowiadało to zapewne taktyce Księdza Bosko, który zazwyczaj w takich
wypadkach zachowywał pełną powagi rezerwę. Podobnie i w obecnym sporze, gdyby
stosowano się do jego linii postępowania, z rozdętą nadmiernie kwestią dawno
przeszło by się do porządku dziennego. Jego zdaniem, należało neofitce, czym prędzej
udzielić chrztu św. Gdyby została ochrzczona – mówił – wszystko skończyłoby się.
Istotnie, jej brat przy pierwszych odwiedzinach zdawał się godzić
z faktem dokonanym. Lecz ksiądz Cagliero był zdania, by jeszcze zaczekać, dlatego
ów spostrzegłszy się o pomyłce, nabrał nowego impetu. Zresztą nawet zło wychodzi
na dobro. Dzięki tej agitacji żydowskiej, wielu katolików dowiedziało się, że istnieją
również założone przez Księdza Bosko Siostry i że w Nizzy mają swój dom centralny.
164

17.5 Page 165

▲back to top


R O Z D Z I A Ł XI
Misje – historia pewnego oskarżenia
Do roku, do którego doszliśmy w naszym opowiadaniu, nie było mowy
o wysyłaniu misjonarzy. Lecz gdy w Ameryce południowej salezjanie gotowali się do
rozpoczęcia właściwej pracy misyjnej, Ksiądz Bosko wszczął kroki o kanoniczne
uznanie naszych misji. Staranie w tym kierunku za poprzedniego pontyfikatu nie miały
powodzenia. Obecnie zmierzał do wyraźniejszych osiągnięć. Pierwszym krokiem było
przedstawienie Ojcu św. Leonowi XIII charakteru misyjnego naszych zakładów w
Europie, mianowicie wkład wniesiony przez nie dla przygotowania kadr misyjnych,
w zakresie własnym i dla potrzeb ogólnych. Sporządził więc powyższą relację
w formie prośby do Papieża, celem otrzymania zasiłków od dwóch najważniejszych
Dzieł wspomagających misje.
Beatissimo Padre!
Upadając do stóp Waszej Świątobliwości przedstawiam z szacunkiem, że od
dłuższego czasu zostało w Turynie otwarte, pod nazwą Oratorium św. Franciszka
Salezego, hospicjum, względnie seminarium dla kształcenia pracowników
ewangelicznych dla misji zagranicznych. Faktycznie znaczna liczba naszych
wychowanków pracuje obecnie w Chinach, w Australii, w Afryce, a ponad setka
w Ameryce Południowej. Wymieniony zakład liczący ponad pięćset wychowanków,
utrzymywał się dotąd z miłosierdzia wiernych, a w wypadkach wyjątkowych,
z pomocy Papieża. Lecz brak odpowiednich środków powoduje trudności w dalszym
kształceniu powołań na misje i dlatego ośmielam się prosić o słówko poparcia
w Dyrekcji Dzieła Propagandy Wiary w Lyonie oraz Dzieła św. Dzięcięctwa w celu
uzyskania odpowiedniej pomocy. Dzięki temu, będzie można kształcić -
w powyższych zakładach i innych podobnych - misjonarzy, których tak wielki brak
obecnie. Oprócz Oratorium mamy inne pomocnicze domy, jak Hospicjum św.
Wincentego w Sampieradarena, Patronat św. Piotra w Nizza Mare, św. Józefa
w Frejus, w Saint Cyr koło Tulonu, wreszcie Oratorium św. Leona w Marsylii.
Powyższe zakłady noszą nazwy, ze zrozumiałych względów nie wyrażające ich
charakteru, o którym wspomniano. Składając swą prośbę u stóp Waszej
Świątobliwości proszę o pobłogosławienie tego Dzieła w taki sposób, jaki uzna w swej
mądrości za właściwy. Z najgłębszą synowską czcią etc.
Rzym, 20.03.1879 r.-
Umil. mo ed obl. mo figlio
XJB
Miesiąc potem, uczynił dalszy decydujący krok. Przesłał Ojcu św. za
pośrednictwem kardynała Protektora, nową prośbę udokumentowaną szczegółowymi
wiadomościami z pola pracy misyjnej swoich w Ameryce Południowej. Przytoczył
165

17.6 Page 166

▲back to top


szereg dokumentów papieskich na rzecz naszych misji, by Papież raczył swą władzą
uregulować ich pozycję wobec Kongregacji rzymskich:
Beatissimo Padre!
Pierwsze pertraktacje odnośnie do misji salezjańskich za granicą Włoch, zostały
podjęte z ramienia JE Kardynała Barnabo w roku 1870. Ojciec św. Pius IX nie
szczędził swej zachęty, po czym w roku 1874 ustalił ich teren w Argentynie, polecając
zajmować się emigrantami włoskimi oraz próbować pracy nad Indianami w Pampas
i Patagonii. Tenże Papież dostarczał środków na pierwszą wyprawę misyjną, która
wyruszyła 14 listopada 1875. Grupa misjonarzy w liczbie dziesięciu została przyjęta
i pobłogosławiona przez Ojca św. Zachęcał ich gorącymi słowy oraz dał list
polecający z Sekretariatu Stanu do Arcybiskupa Buenos Aires, datowany tego samego
dnia. Udzielono im koniecznych fakultetów z Kongregacji Propagandy Wiary
dekretem z 14 listopada 1875 r. Tenże Papież wyrażał swe zadowolenie i udzielał
pochwały dla nowej misji, w Breve Apostolskim z dnia 17 bm. tego roku. Pragnąc
nadać stabilizację misjom salezjańskim, Kongregacja Propagandy Wiary,
poinformowana o rozwoju misji i powołań, które Bóg tam budził, upoważniła do
otwarcia nowicjatu, dekretem z 6 lipca 1878 r. Panujący Papież, którego niech Bóg
raczy zachować w pomyślności, pod datą 18 września 1878 r., raczył wydać inne
breve, pochwalające misje w Ameryce. Tenże panujący Papież Leon XIII, pomimo
trudności finansowych, poinformowany o potrzebach, w związku z IX ekspedycją
misyjną, przyszedł z pomocą pieniężną i zachęcał do kontynuowania zaczętych dzieł,
pismem z dnia 23 listopada 1878 r.
Poważną wyłaniającą się kwestią jest, czy misje w Ameryce mają podlegać
Kongregacji Propagandy Wiary, czy Kongregacji dla Spraw Nadzwyczajnych.
Powierza się tę sprawę łaskawości i gorliwości kardynała Nina, Sekretarza Stanu, by
w charakterze Protektora Zgromadzenia raczył wyjaśnić, co następuje:
1. Do której z wymienionych Kongregacji mają się odnosić misjonarze
salezjańscy, znajdujący się obecnie w Urugwaju i Republice Argentyńskiej
w stosunkach ze stolicą Apostolską.
2. Zaaprobować wspomniane misje na prośbę Rady Generalnej Dzieła
Rozkrzewiania Wiary z siedzibą w Lyonie, by można uzyskać stały zasiłek,
nieodzowny w aktualnej sytuacji.
3. W odpowiedzi na list Rady Generalnej Propagandy Wiary stwierdzono,
że w sprawach wszelkich zasiłków należy odnosić się do Przełożonego Księdza Jana
Bosko w Turynie, jako że tu istnieje seminarium, skąd wyjeżdżają misjonarze
i z którym utrzymują korespondencję z krajów gdzie przebywają.
4. Stosowne byłoby także polecenie Dyrekcji Dzieła św. Dziecięctwa. Należy
zauważyć, że wielu chłopców ocalonych w Algierii przesłano do Turynu. Tu pouczeni
we wierze św. ochrzczeni i wyszkoleni w odpowiednim rzemiośle, względnie
skierowani do kapłaństwa, są obecnie misjonarzami we własnej ojczyźnie. Inna grupa
z Damaszku odbywa naukę, by wrócić później do ojczyzny. Znaczna jest liczba
166

17.7 Page 167

▲back to top


chłopców tubylczych plemion Indian, ochrzczonych przez misjonarzy salezjańskich.
Wielu skierowano do hospicjów w Buenos Aires. Z tymi, 29 kwietnia 1879 r., udaje
się trzech misjonarzy salezjańskich z wojskiem do Pampas, by jak największą
możliwie liczbę Indian ocalić od śmierci, na jaką zostali skazani przez rząd
argentyński. Tysiące ich poszukuje kogoś, kto by zbawił ich duszę i ciało, lecz nie
można im pomóc wszystkim z braku odpowiednich środków materialnych. Mimo to,
znaczna liczba tych chłopców tubylczych darowana zostanie dla Ewangelii
i cywilizacji.
Turyn, 20.04.1879 r.
Ksiądz Jan Bosko
Należało sprawić, by Ojciec św. miał przed oczyma misje salezjańskie. W tym
celu postanowiono, by ksiądz inspektor Bodratto, w imieniu swoim i Współbraci,
przesłał Ojcu św. życzenia w dwóch terminach - to jest: na imieniny i na Nowy Rok.
Pierwszy adres hołdowniczy wysłany został z Buenos Aires w dniu 6 lipca, a doszedł
do rąk Ojca św. w uroczystość św. Joachima, 16 sierpnia. List zawierał szczegóły
działalności salezjanów w Patagonii, poruszał konieczność ustanowienia rezydencji
centralnej misyjnej w Paragwaju. Drugi list wysłany 27 listopada tak by zdążył na
Nowy Rok, zawierał szczegóły o świeżych sukcesach w Patagonii, o bieżącym
założeniu domu salezjańskiego w Patagones oraz o skutecznej współpracy Sióstr
Salezjanek.
Nie czekając na wynik tych starań, już 17 września Ksiądz Bosko, po raz trzeci
zwracał się do Dzieła Dziecięctwa i Propagandy, by otrzymać zasiłek dla swoich misji,
z dołączeniem kopii pisma arcybiskupa Aneyros, z którego widoczne były zasługi
pracy salezjanów w Republice Argentyńskiej. Odpowiedzi były jak zwykle pełne
uprzejmości, lecz negatywne w zasadzie. Dzieła Dziecięctwa Jezusowego wspierały
misjonarzy zajmujących się wykupywaniem, chrztem i utrzymaniem dzieci
pogańskich, a nie zajmowało się misjami w stadium organizacyjnym - z wyjątkiem,
gdy posiadały już rezydencje misyjne przeznaczone na powyższe cele. Oprócz tego nie
brały pod uwagę innych misji, o ile proporcjonalnie nie wzrastały ich dochody.
W liście wspomnianym znajduje się cenna aluzja. Mianowicie, dyrektor
generalny wspomina o tym, co słyszał na Kongresie w Angers, na temat „cudownych
dzieł Świętego”. Wspomniany kongres zajmował się wyłącznie instytucjami
robotniczymi katolickimi. Niejaki Ernest Harmel odczytał wówczas informację
o działalności szkół zawodowych Księdza Bosko. Mamy też inne wiadomości
o wspomnianym Kongresie. Pewien kapłan z Paryża, nazwiskiem Macciavelli, znany
działacz społeczny we Francji, na terenie diecezji Nancy, w rok później zwrócił się do
Oratorium z prośbą o informacje na temat Dzieła Księdza Bosko, o którym wiele
słyszał na Kongresie. Posłano mu kilka numerów „Bollettino Salesiano” po francusku,
w których znajdowało się kilka rozdziałów „Storia dell’Oratorio”, napisanej przez
księdza Bonettiego.
167

17.8 Page 168

▲back to top


Z propagandy nadeszła nieco później odpowiedź z tego względu, że podanie
Księdza Bosko było rozpatrywane przez dwa centra - w Lyonie i w Paryżu. Wracano
wciąż do kwestii formalno - statutowej, że Propaganda popiera wyłącznie misje wśród
niewiernych, nie należące terytorialnie do państw katolickich, ani mające dotychczas
ustabilizowanej administracji kościelnej. Oba dokumenty wskazują,
w jakiej estymie było Dzieło Księdza Bosko we Francji.
Kardynał Nina, pismem z dnia 21 października powiadomił Księdza Bosko
o zasiłku udzielonym przez Ojca św. Nie omieszkałem – pisał – zreferować Ojcu św.
treści jego listu z dnia 16 bm., odnośnie do jego misjonarzy w Buenos Aires, jako też
planowanej ekspedycji do Paragwaju. Jego Świętobliwość doceniając zasługi jego
misjonarzy w tych dalekich stronach, spragnionych pomocy duchowej,
z zadowoleniem przyjął prośbę o zasiłek i polecił wyasygnować na ten cel sumę tysiąc
lirów. Powiadamiając o tym akcie monarszej dobroci, kładę mu na sercu
przyspieszenie upragnionej wysyłki misjonarzy. Święty, w liście noworocznym do
Pomocników, podkreślił ten akt łaskawości Ojca św. następującymi słowy:
Wobec powyższego dowody życzliwości Ojca św. odwdzięczymy się
codzienną modlitwą w Jego intencji oraz Kościoła, którego jest widzialną Głową.
Ponieważ ofiary płynące do jego rąk, są kierowane na największe potrzeby religii i
wiernych, będziemy się starali dopełniać wiernie synowskiego obowiązku składania
świętopietrza, przeznaczonego na tak święte cele.
Czy istotnie miał zamiar w tym roku wysłać nową ekspedycję misyjną do
Paragwaju? Wnioskować o tym możemy z jego listu z 3 stycznia do kardynała Nina,
którego zapewnił, że w październiku wyruszy dziesiątka kapłanów i katechistów oraz
tyleż Sióstr do Paragwaju z duchową pomocą dla mieszkańców owych ziem. Po
upływie zaś terminu, wobec próśb Delegata Apostolskiego w Paragwaju, Sekretariat
Stanu, we wrześniu nalegał ponownie na wysłanie misjonarzy, którzy by się
zatrzymali w Buenos Aires, do czasu porozumienia się z przedstawicielem Stolicy św.
celem zapewnienia im odpowiedniego mieszkania. Co do Sióstr, wypadało, by
wyprzedzili je misjonarze, dlatego uważano za wskazane wstrzymać chwilowo ich
wyjazd. Takie były instrukcje z Rzymu, gdzie spodziewano się, że Ksiądz Bosko
wywiąże się z obietnic danych w styczniu, które sprawiły tyle radości Ojcu św.
Nieprzewidziane jednak okoliczności pokrzyżowały pierwotne zamiary Księdza
Bosko, który tak pisał do kardynała Nina:
Eminenza Rev. ma!
Odpowiadam na czcigodny list WE z dnia 10 bm. września i podaję, co
następuję: Jak już miałem zaszczyt powiadomić WE dwaj nasi kapłani mieli wyruszyć
z Buenos Aires do Paragwaju, by objąć na razie parafię w mieście Assuncion. Parę dni
przedtem zostali ostrzeżeni - nie wiem, przez kogo - by nie wyjeżdżali z powodu
rewolucji w tym kraju. Nie wiem, czy nowe urgensy Delegata Apostolskiego są
świeżej daty, czy wcześniejsze od 12 sierpnia. Piszę w każdym razie do Przełożonego
naszej misji w Buenos Aires, by dał mi znać o tym, co się tam dzieje oraz by możliwie
168

17.9 Page 169

▲back to top


natychmiast wyruszyli dwaj misjonarze, dla objęcia stanowiska i przygotowania się na
przybycie następnej grupy misjonarzy, która wyjedzie z Europy. Byłoby jednak
nieodzowne zwrócić się gdzieś z prośbą o pomoc celem zaopatrzenia w wyprawę tak
znacznej ilości ludzi i pokrycia kosztów podróży. Dnia 20 bm. oczekuję wiadomości
od południowych republik i Paragwaju, a gdy zajdzie potrzeba dam natychmiast znać.
WE prosząc o przyjęcie wyrazów, etc.
Turyn, 16.09.1879 r.
Ksiądz Jan Bosko
O Paragwaju odtąd nie było już mowy. Również biskup San Domingo w maju
przypominał obietnicę Księdza Bosko posłanie mu misjonarzy, zgodnie z życzeniem
Ojca św. Co na to odpisać owemu prałatowi – spytał Księdza Bosko ksiądz Cagliero,
po przeczytaniu tego listu.
Napisz – rzekł Ksiądz Bosko następująco: Mamy szczerą chęć pospieszenia mu
z pomocą, lecz sam Ojciec św. w chwili, gdy szukaliśmy personelu po domach, by
zadowolić Ekscelencję, dał nam jeszcze pilniejsze zlecenia, dlatego obecnie prosimy,
by trochę poczekał. Staranie o salezjanów ze San Domingo ponowiły się po kilku
latach. Przesuwano nieraz lub redukowano personel po domach, nie tylko z powodu
misji, lecz także przy otwieraniu nowych placówek. Dlatego żalili się niektórzy
Przełożeni, że z powodu zbyt szczupłej liczby Współbraci, wielu z nich było
przeciążonych pracą, ze szkodą dla zdrowia. Zdarzało się dość często, że nasi
podejmowali się głoszenia kazań i odprawiania nabożeństw w obcych kościołach. Na
to Ksiądz Bosko zrobił następującą uwagę:
Zbyt wiele mamy pracy u siebie, by szukać zajęcia gdzie indziej - tym więcej,
że to przywiązuje serce do spraw obcych, ze szkodą dla własnych i podsyca miłość
własną. Również w Ameryce wielu naszych jest przeciążonych zajęciami ubocznymi.
Prawda, że to wszystko ma za cel większą chwałę Bożą, winniśmy jednak na
pierwszym miejscu zajmować się młodzieżą, dlatego nie jest dobre zajęcie, które nas
od tego odciąga. Zaniedbywać własny zakład, kosztem kazań i spowiedzi gdzie
indziej, to jest zła metoda.
Zamknijmy na razie w nawiasie sprawy włoskie, a powróćmy do naszych misji
w Ameryce.
Rok 1879 – to historyczna data zapoczątkowania misji salezjańskich
w Ameryce. Do tego roku odnieść należy pierwsze kontakty z Indianami w Pampa
i w Patagonii, na terenach dotąd jeszcze dostatecznie nie zbadanych. Gdy nie udała się
w roku poprzednim próba dostania się tam drogą morską z powodu gwałtownej burzy,
w której omal, że nie zginęli monsignor Espinoza i ksiądz Costamagna, dwaj
śmiałkowie próbowali następnie zapuścić się tam lądem. Pewna pomyślana
okoliczność tym razem sprzyjała ich apostolskiej inicjatywie. Od roku 1879 regularne
wyprawy wojskowe zapuszczały się coraz dalej w głąb kontynentu, kładąc kres
panowaniu tubylczych plemion. Umożliwiło to stopniowe skolonizowanie
169

17.10 Page 170

▲back to top


bezkresnych obszarów na zachód i południe, to jest w Pampa i Patagonii. Pierwsze
posunięcie zmierzało do oparcia granic republiki o rzekę Rio Negro, podbijając
częściowo rozrzucone plemiona na tym terytorium, aż po Andy. Stanęło z nimi do
walki około 25 tys. Indian żyjących w stanie dzikim, z których zaledwie jakieś 4 i pół
tysiąca było zdolnych do walki, lecz pozbawionych nowoczesnej broni,
nieświadomych strategii wojennej i bez żadnej dyscypliny. Projekt wyprawy wojennej
został zatwierdzony przez parlament, 4 października 1878 r. Oddział wojskowy
złożony z 4.500 żołnierzy, wymaszerował 16 kwietnia 1879 r., podzielony na kilka
grup operacyjnych. Prowadził sam minister wojny, generał Rocce. Trzy dywizje
wtargnęły równocześnie do Pampa. Jedna przekroczyła granicę zachodnią, druga
liczniejsza zaatakowała Patagonię, gdzie obozowało pięciu walecznych kacyków.
Rząd postanowił na razie za cel podbój obszarów leżących między rzeką Rio Negro a
Kordylierami, to jest całego Pampa i część Patagonii Północnej. Tym niemniej
pośrednio opanowano całą Patagonię, gdyż przy lada sposobności, za jednym
uderzeniem można było zdobyć resztę terenu. Liczono, że dzicy skoncentrują się na
południu mając oparcie o Patagończyków, a tymczasem rozpierzchli się oni wzdłuż
Kordylierów aż do Chile, względnie poddali się, z zamiarem osiedlenia się wśród
białych. Wielu umarło nie stawiając nawet zbrojnego oporu pochodowi wojsk.
Kampania trwała od kwietnia 1879 r. Wyprawa do Rio Negro zakończyła się również
całkowitym podbojem plemion indiańskich, w kwietniu 1881 r.
Odosobnione wyprawy wojskowe już miały miejsce poprzednio, jak
wspominaliśmy w tomie XIII. W czasie działań ofensywnych wielu Indian
zmasakrowano, pojmano do niewoli i zaprowadzono do Buenos Aires rozdzielając,
jako niewolników wśród rodzin kolonistów. Skutkiem tego u pozostałych przy życiu
tak wielka zrodziła się nienawiść, że nie można było do nich zbliżyć się bez
niebezpieczeństwa. W wyprawach wojennych nie miano na celu dopuszczać się
okrucieństw i mordów nieusprawiedliwionych przeciwko tubylcom, nawet minister
wojny miał na oku ich dobro religijne. Wobec więc gotującej się wyprawy do Pampa,
zaofiarował arcybiskupowi swe usługi, obiecując towarzyszyć i ochraniać misjonarzy
w czasie długiej i niebezpiecznej przeprawy. Monsignore Aneyros przyjął ofertę
ministra, a na misjonarzy przeznaczył swego wikariusza generalnego, monsignora
Espinozę i dwóch salezjanów: księdza Costamagna i kleryka Alojzego Botta. Minister
zamianował ich kapelanami wojskowymi.
We środę, w oktawie Wielkanocnej, 16 kwietnia, wraz z komendantem grupy
i wielu urzędnikami, udali się koleją z Buenos Aires do Azul. W chwili ich wyjazdu,
na polecenie arcybiskupa, odezwały się wszystkie dzwony w mieście. W Azul
otrzymał każdy konia i przeznaczono wspólny wóz dla wszystkich na rzeczy osobiste,
paramenty oraz jako schronienie na noc. Stąd ośmiodniowym marszem przybyli do
Carhue, punktu etapowego dla wojska
Carhue stanowiło ośrodek Pampy, jako punkt najdalej wysunięty na zachód na
pograniczu Indian. Niewielkie wzniesienie przegląda się w tafli słonego jeziora.
Dokoła małego fortu skupiło się około 40 domostw, a na peryferiach wznosiły się
170

18 Pages 171-180

▲back to top


18.1 Page 171

▲back to top


toldos dwóch plemion spokojnych, zwanych Eripaylà i Manuel Grande od imion
odnośnych kacyków.
Ksiądz Costamagna wyprzedzając swych towarzyszy udawał się kilkakrotnie do
wspomnianych Indian mieszkających opodal. Dwaj kacykowie przyjęli go z wielką
uprzejmością, a pierwszy służył mu nawet za tłumacza. Z ich zgodą, misjonarz
zgromadził młodzież, której nauczył znaku krzyża św. i zasadniczych prawd wiary.
Gdy nadeszli towarzysze, z wielką gorliwością wszyscy trzej zabrali się do dzieła.
Udzielali chrztu św. dorosłym Indianom, ich dzieciom oraz innym mieszkańcom,
błogosławili małżeństwa i przygotowywali do chrztu najstarszego syna kacyka
Eripaylà. W międzyczasie generał Rocca zaprosił, by mu towarzyszyli do Rio Negro
wraz z dwutysięcznym oddziałem wojska, gdzie znajdą, jak twierdził, tylu Indian, ile
tylko zechcą, na skraju północnej Patagonii. Monsignor Espinoza zgodził się na to.
Wyprawa trwała przeszło miesiąc czasu, wśród niemałych niebezpieczeństw.
Oddział wojskowy w dwukrotnej potyczce rozproszył Indian, którzy łudzili się,
że przeszkodzą pochodowi białych w ich obszary. W dniu 24 maja, ksiądz
Costamagna osiągnął brzegi rzeki Rio Negro, podczas gdy inni dwaj towarzysze
podążali wzdłuż Rio Colorado. Niestety, niejednokrotnie musieli być świadkami
okrucieństwa, jakich dopuszczali się żołnierze na Indianach.
Jednym z etapów marszu było Chole - Choel, nad lewym brzegiem rzeki Rio
Negro, skąd skierowali się ku Patagones. Tam nieco zatrzymano się dla odpoczynku,
gdyż ludzie ledwie trzymali się na nogach. Dokuczały im głód i pragnienie,
przejmujące zimno, bez dachu nad głową, pośród mroźnych nocy. /Ostatni etap
odbywano już w porze zimowej/. Zdołano wreszcie zdobyć jakąś strawę i pokrzepić
nadwątlone siły.
Napotkanym po drodze Indianom starali się okazać jak najwięcej dobroci.
O pracy dokonanej przez księdza Costamagna wśród Indian w Chole - Choel,
monsignore Espinoza pisał:
„Ksiądz Costamagna, od dnia przybycia do Indian, wyróżniał się pracą gorliwą
nad pouczaniem dorosłych, przygotowaniem ich do chrztu św. Wszyscy trzej
mogliśmy się cieszyć widokiem nowo ochrzczonych nad brzegiem rzeki Rio Negro. W
dniu Zielonych Świątek, w towarzystwie dwóch misjonarzy salezjanów, w rozkosznej
dolinie, pod otwartym niebem celebrowałem Mszę św. Był obecny generał
z wojskiem. Po raz chyba pierwszy wznosiła się Hostia za pokój na tych terenach
pustynnych. Po raz pierwszy Krzyż błogosławił tym ziemiom barbarzyńskim
i niegościnnym! Po Mszy św. odśpiewaliśmy Te Deum, na znak wzięcia pod opiekę
tych ziem patagońskich i udzieliliśmy chrztu św. 60 Indianom wcielonym do wojska.
Dnia 2 czerwca, ksiądz Costamagna ochrzcił innych 22 dzieci Indian, troje dzieci
pewnej rodziny chrześcijańskiej i 14 Indianek dorosłych. 4 czerwca znowu ochrzcił
nową grupę Indian, których nie zdążyło się przygotować na dzień 2 czerwca.
Nazajutrz udaliśmy się, w kierunku Patagones, gdzie rozpoczęła się misja
odprawieniem Mszy św. śpiewanej i kazaniem księdza Costamagna. Spodziewamy się
wielkich owoców. Po skończonej misji wrócimy do terenów misyjnych, by
171

18.2 Page 172

▲back to top


katechizować wielu biednych Indian, którzy od misjonarzy oczekują lepszej doli
duchowej i materialnej...”.
Wypada teraz bliżej zapoznać się z ośrodkiem przyszłej misji salezjańskiej.
Osada Patagones, powstała od niespełna stu lat, położona była nad brzegami rzeki Rio
Negro, w odległości, jakichś 50 km od Atlantyku i liczyła wtedy 4 tysiące
mieszkańców. Część położona nad lewem brzegiem, nosiła nazwę Carmen de la
Patagones, ku czci NMP Szkaplerznej, której obraz koloniści patagońscy porwali
Brazylijczykom w bitwie morskiej. Osada prawobrzeżna zwie się Mercedes de la
Patagonia. Tu, oprócz O. Savino Łazarzysty, towarzysza pamiętnej wyprawy z 1878 r.,
spotkali niejakiego Antonio Calamaro, kościelnego, z pochodzenia Włocha, byłego
wychowanka z Lanzo. Ten, 23 czerwca próbował wygłosić wiersz ku czci Księdza
Bosko, którego się nauczył 14 lat przedtem.
Misjonarze powrócili do Buenos Aires przy końcu lipca. Zdali sprawę z tego,
ile, za pomocą Boską dokonali w ciągu trzech i pół miesiąca swej wyprawy misyjnej,
co do tego stopnia uradowało arcybiskupa, że napisał list do Księdza Bosko,
zaczynający się od słów: „Nadeszła godzina, kiedy mogę mu ofiarować Patagonię, tak
bardzo mu drogą, jak nie mniej parafię Patagones, jako centrum waszej misji...”.
Opisawszy następnie nędzne położenie tej ludności wspomniał o propagandzie
protestanckiej i tak ciągnął dalej: „…Zwracam się do Przewielebnego Księdza
z gorącym uczuciem, jakie płonie w sercu biskupa i błagam go przez wnętrzności
miłosierdzia Pana naszego Jezusa Chrystusa, by pospieszył z pomocą dla zbawienia
tylu dusz opuszczonych...
Rezydencję misyjną można by ustanowić w Carmen Patagones, względnie
w Mercedes del la Patagonia i stąd kierować wyprawy misyjne do wiosek Indian,
a także kierować pracą misyjną w całej Patagonii, gdzie tysiące pogan żyje dotąd
w ciemnościach bałwochwalstwa. Rząd nalega na bezzwłoczne wysłanie tam
misjonarzy i przyrzekł znaczące posiłki, które będą wypłacane od początku roku 1880.
Przewielebny Ksiądz zrozumie, z jakim zainteresowaniem oczekuję jego odpowiedzi...
Moje serce napełnia się ufnością, że Przewielebność Wasza nie opuści mnie w tej
naglącej potrzebie i obejmie niezwłocznie pracę misyjną, tak pilną dla chwały Bożej
i dla dobra dusz nieśmiertelnych. Jestem przekonany, że ksiądz Cagliero, który poznał
tutejsze tereny, będzie mi dopomagał w tym świętym, choć trudnym przedsięwzięciu...
Arcybiskup dołączył pismo dla pana Edwarda Calvari, agenta emigracyjnego
w Genui, by postarał się o bilet bezpłatny dla salezjanów, na podróż do Buenos Aires.
Wydaje się, że władze argentyńskie urzędowo powierzyły Księdzu Bosko
ewangelizację Patagonii przyrzekając skuteczną pomoc. List powyższy dotarł do
Lanzo, 5 września, w czasie rekolekcji. Świadkiem tego ksiądz Barberis, który
wszedłszy do pokoju Księdza Bosko zastał go „uradowanym” - jak pisze - dodając,
że po zakomunikowaniu mu tych wieści Ksiądz Bosko miał zawołać: Kto wie, dokąd
jeszcze zajdziemy!
172

18.3 Page 173

▲back to top


Pan Bóg pocieszał w ten sposób swego świętego Sługę, przygniecionego
wówczas poważnymi nieprzyjemnościami, jak wiedzą czytelnicy. Żywym
świadectwem tego jest następujący list do księdza Costamagna:
Mio Caro Don Costamagna!
Dziękujmy Bogu, twoja misja poszła dobrze. Nie spotkało cię żadne
nieszczęście... W następnym liście opisz mi szczegółowo przyjęcie, jakiego doznałeś,
słowa kacyków, z którymi przestawałeś. Obecnie zajmij się poważnie sprawą
założenia centralnej siedziby dla sióstr i salezjanów w Patagones. Czy nie byłaby
potrzebna druga stacja misyjna w Carrhue’? W takim wypadku zajmę się osobiście
personelem, a wszyscy wspólnie – środkami finansowymi.
Wzrok mój jest bardzo dobry. Niech będą dzięki Panu Bogu. Pozdrów
serdecznie księży: Daniele, Vaspignani, Rabagliati i wszystkich współbraci
i alumnów. Czy masz, jakieś wiadomości od pana Gazzolo? Monsignor Espinoza, czy
nie ucierpiał w podróży? Twoje listy są drukowane i czytane z zaciekawieniem przez
wszystkich. A mój drogi ksiądz Allavena, co porabia i jak się czuje? Chyba apetyt ma
przerażający?... Gdy napiszesz z kolei znad Rio Negro i Rio Colorado, sprawisz
wszystkim wielką radość. Niech ci Bóg błogosławi, zawsze drogi księże Costamagna.
Niech On sprawi, byśmy się zawsze kochali i wspierali modlitwami na ziemi, by móc
znaleźć się z Jezusem w niebie. Tej jesieni posłaliśmy wam świece do Buenos Aires.
Chcielibyśmy wiedzieć, czy przesyłka nadeszła i czy ze względu na cenę opłaci się
wam je wysyłać w przyszłości. Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech będzie
zawsze z wami. Amen.
Turyn, 31.08.1879 r.-
Aff . mo amico Ksiądz Jan Bosko
Wobec podobnego autografu swego Ojca, ksiądz Costamagna unosił się
zachwytem i dał folgę uczuciom swego serca pisząc: ... Ksiądz raczył napisać mi list
odręczny. Otrzymać list od Księdza Bosko w takich okolicznościach, to dla nas jego
biednych synów, salezjanów w Ameryce, rzecz epokowa! Och! Któż zdoła
wypowiedzieć, jakie uczucia rodzą się w sercu, gdy czyta się podobne listy od naszego
najdroższego Ojca!... Zapewne, z nie mniejszą radością musiał odczytywać listy św.
Pawła, ukochany jego syn i uczeń, Tymoteusz. Możesz wyobrazić to sobie, najdroższy
Księże Bosko! Gdy czytamy w Bollettino Salesiano o początkach Zgromadzenia
Salezjańskiego i dzieje naszego Patriarchy, zbiera się nam na płacz, na myśl o tym,
że On jeszcze przy życiu i że my mamy szczęście być Jego synami! /Uwaga: ksiądz
Bonetti publikował wówczas pierwsze rozdziały książki wydanej później,
a zatytułowanej „Cinque Lustri di Storia dell'Oratorio S. Francesco di Sales”/.
A wobec tego, czym jest otrzymać od Niego list, oglądać własnoręczne pismo, słyszeć
głos mówiący do serca z tą samą miłością, z jaką przemawiał do nas, gdy nas wyrwał
ze świata niepostrzeżenie, umieszczając w wybranej „Winnicy salezjańskiej”, by
pracować dla Pana Boga?
173

18.4 Page 174

▲back to top


A ponieważ Ksiądz Bosko prosił o wiadomości o Indianach, posyłał mu nie
tylko szczegółowy opis, lecz nawet szereg fotografii w momencie ich katechizowania
i udzielania chrztu św. całym grupom Indian na brzegami rzeki Rio Negro. Dodawał
przy tym sumaryczne objaśnienia pewnych szczegółów. W roku następnym, urzędowy
dokument z Kurii w Buenos Aires podawał, że w ciągu tej misji ochrzczono 223 dzieci
Indian i miejscowych chrześcijan oraz 102 dorosłych.
Kardynał Desprez, arcybiskup Tuluzy, rozmyślał pewnego razu oglądając
globus ziemski stojący przy jego biurku, ile to dokonał Kościół w dziele ewangelizacji
różnych części świata. Gdy wzrok jego padł z kolei na Patagonię i Ziemię Ognistą,
myślał ze smutkiem, że w tych najdalszych krańcach kontynentu brak misjonarzy,
którzy tam pojedynczo próbowali ewangelizacji, ale nikt nie odważył się zapuścić do
Ziemi Ognistej. Gdy bolał nad tym stanem rzeczy, oto nadszedł numer Bollettino
Salesiano z wiadomością, że salezjanie przedsiębrali misję na tych terytoriach.
Rozpromieniony zawołał wówczas: O, jakże jestem szczęśliwy, że Księdzu Bosko
udało się dopełnić tego proroctwa; „In omnem terram exivit sonus eorum et in fines
orbis terrae verba eorum!”. Tak wspominał o tym kilka lat później kardynał
w obecności Księdza Bosko i księdza Albery.
Inny list napisał Ksiądz Bosko w następnym miesiącu do księdza Tomatisa,
który świeżo objął obowiązki dyrektora kolegium w S. Nicolas, w zastępstwie księdza
Fagnano. Ten zapadł na tyfus i musiał udać się do szpitala w Buenos Aires, skąd już
nie powrócił do Kolegium, lecz udał się na misje w Patagonii.
Mio Caro D. Tomatis!
Miałem zawsze dokładne informacje o kolegium w S. Nicolas, które obecnie
otwarło nową erę pod twoim dyrektorstwem. Doskonale, odwagi! Masz pełne zaufanie
w nas wszystkich! Posyłam ci niektóre wizytówki, które zazwyczaj daję nowym
dyrektorom, staraj się więc z nich skorzystać.
1. Uważaj na zdrowie własne i twoich podwładnych, tak jednak, by nikt nie
był zbyt obciążony pracą, ani poddawał się lenistwu.
2. Staraj się być zawsze pierwszy w pobożności i zachowaniu naszych
Ustaw; dbaj również, by inni je zachowywali, zwłaszcza, co do rozmyślania,
nawiedzania Najświętszego Sakramentu, spowiedzi tygodniowej, Mszy św. pobożnie
odprawianej i kto nie jest kapłanem, przyjmowania często Komunii św.
3. Znosić z heroizmem wady bliskich.
4. Względem wychowanków, wielka dobroć, wygoda spowiadania się.
Niech ci Bóg błogosławi, drogi księże Tomatis, a z tobą wszystkich naszych
Współbraci, synów, przyjaciela księdza Caccarelli, do którego napiszę, niech wam
udzieli świętości i zdrowia. Pozdrowienia serdeczne dla wszystkich. Módl się za mnie,
etc.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
PS. Z tego listu możesz wnioskować, że mam wzrok dużo lepszy.
174

18.5 Page 175

▲back to top


Z pierwszych słów listu można by wnioskować, że kolegium podupadło.
Istotnie, liczba wychowanków się zmniejszyła. Być może, powodem tego było
przybycie tam wielu krewnych księdza dyrektora, którzy żyli w nędzy. Stąd powstała
wersja, że i dyrektor, na podobieństwo tylu innych, przyjechał po to, żeby robić
pieniądze i wzbogacić rodzinę. A takie podejrzenia zdaniem księdza Cagliero, w tych
okolicach mogło być powodem całkowitego fiaska misji kapłana. Nie mniej dodać
należy, że dyrektor postępował zdecydowanie po wytkniętej linii, ale ślepo ufał
pewnym osobom świeckim w rożnych sprawach domowych. Niestety, w obecnym
świecie szczerość nie popłaca, gdy zabraknie roztropności... W następnym roku
kolegium znowu się ożywiło, podczas gdy ksiądz Fagnano przeniósł swą działalność
na inne pole.
Przed zakończeniem roku, Ksiądz Bosko pragnął, by współbracia dzielili
wspólną radość, wobec otwierających się widoków na misje w Patagonii. Zwrócił się
więc z gorącym apelem do wszystkich, by wzbudzić zainteresowanie się tą inicjatywą.
Ksiądz Rua będąc tłumaczem myśli Księdza Bosko, skierował dnia 18 grudnia, do
dyrektorów domów, a za ich pośrednictwem, do współbraci i młodzieży list,
w którym między innymi pisał: ...Wrota Patagonii otwarte dla salezjanów! Pan Bóg
chce nam powierzyć tę ważną misję, jak tyle okoliczności za tym przemawia; według
ostatnich wiadomości, które nadeszły, oczekują na salezjanów w Patagones
i okolicznych koloniach. Można więc powtórzyć słowa Boskiego Zbawcy, że żniwo
już dojrzałe i potrzeba żeńców, by je zebrać. Lecz na tym punkcie są właśnie
trudności, skąd wziąć personel, ze względu na liczne prace, które mają pod ręką.
Trzeba więc zastosować to, co zaleca Boski Zbawiciel: „Rogate ergo Dominum messis
ut mittatoperarios in messem suam”. Dlatego nasz Drogi Przełożony, Ksiądz Bosko
zarządza, by po odczytaniu tego listu, odmawiano w każdym domu codziennie Ojcze
nasz…, Zdrowaś Maryja… i Chwała Ojcu…, do końca stycznia, by Pan Bóg dał
poznać kogo wybiera wśród salezjanów do tej misji, a również by raczył natchnąć
owych współbraci duchem gorliwości potrzebnej w tak wielkim zadaniu i zesłał nam
personel inny w miejsce tego, który udaje się na misje.
Z nowym rokiem, Ksiądz Bosko podał to do wiadomości Pomocnikom w cytowanym
okólniku pisząc:
Polem najchwalebniejszym, które Opatrzność Boża stawia waszej hojności, jest
Patagonia, najdalszy kraniec globu ziemskiego, dokąd nie dotarli jeszcze misjonarze
z Dobrą Nowiną! Wydaje się, że obecnie nadchodzi godzina miłosierdzia dla owych
ludów. Monsignor Aneyres arcybiskup Buenos Aires, w porozumieniu
z rządem republiki argentyńskiej, wzywa nas formalnie do ewangelizacji
Patagończyków. Ja, pełen ufności w pomoc Bożą i wasze miłosierdzie podjąłem się
tego śmiałego przedsięwzięcia. Uczyniliśmy pierwsze kroki i blisko 500 tubylców
zostało już ochrzczonych i zaliczonych do Owczarni Chrystusowej. W kierunku
południowym od Rio Negro, na tych bezmiernych stepach znajduje się sześć kolonii,
w odstępach kilkudniowego marszu, gdzie powstają ośrodki handlowe i rolnicze.
W ciągu miesiąca marca, salezjanie, a w międzyczasie i Siostry CMW podążą tam,
175

18.6 Page 176

▲back to top


w celu założenia placówek i stacji misyjnych w tych stronach. Zorganizujemy ośrodek
pracy misyjnej, skąd za pomocą Boską, rozchodzić się będą misjonarze przenikając do
wnętrza stepów i niezbadanych dotąd obszarów Patagonii.
Pewne nieprzewidziane okoliczności zmusiły Księdza inspektora Bodratto do
uprzedzenia wyprawy misyjnej do Patagones.
Nieprzyjemności, jakich doznał w tym czasie Ksiądz Bosko, osłodziły mu
pocieszające wieści z Patagonii. Oprócz zamknięcia gimnazjum na Valdocco, sporu
w Chieri i przykrości związanych z Izraelitką Bedaridą, wspomnieć trzeba obecnie
zarzut, jaki mu wytaczano, że popierał dezercję z wojska pewnego młodzieńca -
kleryka, którego wysłał do Ameryki.
Mianowicie, z drugą ekspedycją misyjną, wyjechał w roku 1878 kleryk Michał
Foglino, w wieku poborowym, któremu groził areszt roczny za odmowę służby
wojskowej. Niejaki Atamazy Torello, rodem również z Nizza Monferatto, student na
uniwersytecie turyńskim, który podobnie ubiegał się o odroczenie, gdyby nie dezercja
wspomnianego, oskarżył Księdza Bosko, że był powodem ekspatriacji kleryka
Foglino. Poprzez to stał się powodem i narzędziem rozpętania się przeciwko niemu
nagonki w prasie.
Pierwszy kamień rzucił na niego adwokat Giustina podnosząc formalny zarzut
i grożąc oddaniem tej sprawy pod sąd. Powtórzył tę groźbę w innej formie
w następnym numerze owego tygodnika pisząc: ...W przyszłym numerze
poinformujemy władze na temat ekspatriacji Foglino, który aktualnie przebywa
w kolegium Księdza Bosko. Z listu autentycznego dodamy również pewne szczegóły,
które z obowiązku publicznego musimy poruszyć...
Zareplikował mu katolicki „I1 Corriera di Torino”, który widocznie czyniąc
aluzję do świeżej awantury żydowskiej w Nizzy, wyraził się o „ periodyku turyńskim”,
że widzi jedynie światło „szabasowe” i „że Ksiądz Bosko jest zbyt wielki na to, by
miał się obawiać podobnych napaści, da sobie radę”.
„Tygodnik sobotni” dotrzymał słowa. Istotnie, w numerze z 1 listopada,
wystąpił z formalnym oskarżeniem i żądał od prokuratora wyjaśnienia faktów.
Pomijając dość mglisty wstęp, z dalszego toku oskarżenia można było wysondować,
co tai się na dnie jego wypowiedzi. Mianowicie pisał: ...Wiadomo, że Nizza
Monferrato, to nie jakieś oppidulum, lecz forteca Księdza Bosko. Spotyka się tam
księży, kleryków, zakonnice, mnogą dzieciarnię i wielu pobożnych zapatrzonych
w cudownego kapłana. … Nie mniej otacza go korona nobilów, na których czele stoi
pewna pani hrabina, dla której Ksiądz Bosko jest oczkiem w głowie... Spotyka się tu
młodzież, która chciałaby zrzucić to jarzmo i podnieść sztandar buntu. Ale niestety,
nie ma na to dość siły, by przeciwstawić się falandze świętoszków, którzy chcą
wykorzystać partię klerykalną.
A poruszywszy sprawę Bedaridy, tak dalej pisał: Foglino, syn tkacza, był
alumnem w kolegium Księdza Bosko. Tam przepojono go zasadami katolicyzmu
i wielu przesądami, tak iż został wreszcie, jak się to mówi salezjaninem. Nadszedł czas
poboru. Foglino udał się do Nizzy, by wylosować swój numer z listy poborowych
176

18.7 Page 177

▲back to top


i winien był stawić się do koszar. Nie wiadomo nam nic pozytywnego, jak
zareagowano na tę wiadomość w Zgromadzeniu Salezjańskim. Ale znany jest pewien
fakt potwierdzony zeznaniem świadków. W tym czasie, gdy znowu przebywał
w Nizzy, otrzymywał raz po raz zaproszenie, by udał się do Księdza Bosko w Turynie.
Na te namowy stale odpowiadał: - I veui nen ande a Turin, perche a veulo feme ande
an America/ po piemoncku: Nie chcę iść do Turynu, gdyż chcą mnie posłać do
Ameryki/.
Wiadomo, że Ksiądz Bosko ma w Ameryce zakłady misyjne. Wiadomo
również, że brak obecnie ochotników na misje i nie lada, kto się znajdzie, by jechać na
drugą półkulę dla apostołowania. Księdzu Bosko potrzeba młodych ochotników...
resztę domyślicie się sami, panowie. Zestawcie dwa powyższe fakty i wyciągnijcie
odpowiedni wniosek, a wszystko będzie jasne...
Ale prawda jest inna. Po pierwsze – Foglino przybył do Turynu w listopadzie
1871 r. Lansowane przez tygodnik – namowy, by przybył do Turynu – to była
propozycja w czasie wakacji w roku 1875 r., by wraz z kolegami zapisał się do
Towarzystwa, co wskazuje na to, jak dobrą opinią cieszył się w zakładzie. W owym
roku mówiono wiele o misjach, w związku z przygotowywaniem pierwszej ekspedycji
misyjnej. On zaś niepewny, czy ma przywdziać sutannę w Turynie, czy wstąpić do
seminarium w Acqui, mógł istotnie wypowiedzieć przytoczone słowa w innym
kontekście, które wówczas miały zgoła inne znaczenie.
Po drugie - obecnie nikogo nie wysyła się na misje zagraniczne, kto nie zgłosił
swego życzenia na piśmie. Po trzecie – od roku 1875 do roku1878 upłynęły trzy lata,
w których Foglino miał sposobność i czas namyśleć się i zadecydować.
Szalbierstwo tygodnika polega na tym, że chciałby wmówić w czytelników,
że Foglino tak się wyraził po wylosowaniu owej listy - to jest, po trzech latach później,
gdy już złożył profesję jako kleryk, salezjanin.
Dziennik „Corriere di Torino” replikował na to humorystycznym wywodem.
Dialog dziennikarski trwał przez trzy dni.
„La Cronaca” - zdaniem dziennika katolickiego – wskazuje, gdzie jest u niej
pies pogrzebany. Mianowicie, przejawia dwa punkty, służące nie tyle na jej korzyść,
co samej historii. Po pierwsze wyjaśnia punkt zaczepny, następnie sam przebieg walki.
Foglino - jak się czyta - swą dezercją sprowadził klęskę na dzielnego studenta,
pana Atanazego Torello, który musi zająć jego miejsce w szeregach. Po czym dziennik
odsłaniał parawan, za którym ukrywał się prawdziwy powód polemiki.
Żaden z was – pisał autor artykułu – nie mniej od Księdza Bosko, ceni równość
obywateli wobec prawa. Gotowi jesteśmy dla niej poświęcić sympatie, względy
ludzkie, przyjaźń, nawet miłość rodzinną.
Na powyższe wywody „I1 Corriere” odpowiadał:
Oczekiwaliśmy z zaciekawieniem sławetnego „smoka” ze strony „Cronaca dei
Tribunali”. Niestety, na próżno! Zamiast tego ujrzeliśmy nietoperza, który na próżno
się wydyma. Biedaczek, oby nie spotkał go los osławionej żaby Ezopa... Zaręcza,
że skądinąd zna dobrze Księdza Bosko, a dlaczego? Czy może jadł chleb u niego?
177

18.8 Page 178

▲back to top


Zapewne, wśród tylu ptaszków, którym Ksiądz Bosko dostarcza pożywienie
i schronienie, może się trafić i nietoperz..., który wydaje się smokiem. Pomimo to,
Ksiądz Bosko nie zaprzestanie troszczyć się o ptaszęta, nie zajmując się nietoperzami.
Redaktor „Cronaca” uczęszczał, jako uczeń do gimnazjum w Lanzo i Varazze.
Powodowany względami polityki, dał się wciągnąć do sekt i stał się wrogiem Kościoła
do końca życia.
Dotknięty do żywego wspomnianym artykułem, napisał list otwarty domagając
się na mocy prawa zamieszczenia go w piśmie. Tłumaczył się, że był wprawdzie
wychowankiem Księdza Bosko „z woli rodziców” lecz płacił za to „słoną pensję”.
Można by się było spodziewać po nim trochę więcej wdzięczności, lecz
Opatrzność zezwoliła na tę gorzką niewdzięczność byłego wychowanka względem
Księdza Bosko. Może to być pociechą i dla innych, których spotyka gorzka
niewdzięczność ze strony tych, którym wyświadczyli wiele dobrodziejstw.
Pomimo zażartej polemiki prasowej, widocznie władze nie brały na serio
zarzutów wytaczanych Księdzu Bosko.
Gdyby poprzestać na głosach prasy w całej tej historii, można by ulec sugestii,
że Księdzu Bosko wytoczono formalny proces. Poszukiwaliśmy starannie w archiwum
sądowym w Nizzy, lecz nie znaleźliśmy żadnego śladu. Wiadomo tylko, że policja
przesłuchiwała rodziców kleryka Foglino, grożąc konsekwencjami.
Interesujące jest to, że z artykułów owego prawnika przeziera dokładna
znajomość wewnętrznych spraw Oratorium. Ale skąd mógł czerpać te wiadomości?
Dla całości obrazu trzeba dodać, że w owym czasie przebywał w Oratorium niejaki
pan Ferrero - fizyk, przyrodnik i amator fotograf. Wykonywał on nieustannie
bezskuteczne doświadczenia, które nie mało pociągały kosztów przełożonych.
Osobnik ten budził przy końcu podejrzenie i wreszcie został usunięty z zakładu.
Wtedy dopiero wykryło się, że miał związki z masonerią i to na dość wysokim
stopniu. Widocznie on pełnił rolę konfidenta i dostarczał informacji dla prasy.
Byłoby zbyt naiwne zastanawiać się nad tym, czy Księdzu Bosko był wiadomy
ten krok kleryka Foglino. Nie ma również wątpliwości, co do tego, że świadomie
zdecydował się on na mniejsze zło i wolał wygnanie, niżby miał stracić swe
powołanie, na co chyba i Ksiądz Bosko dawał wewnętrzną aprobatę. Każdemu
również jasne, jak niegodziwa była ustawa odrywająca kleryków od seminarium
i skazująca na koszary. Faktem jest, że po kilkudziesięciu latach została ona poddana
rewizji, w porozumieniu ze Stolicą Apostolską, która ją potępiła.
Przytoczyliśmy powyższy epizod dlatego, by wykazać, jak niesłusznie
posądzano Księdza Bosko o gwałcenie sumienia podwładnych. Nie mniej rzuca to
światło na biografię świętego. Któż zresztą nie widzi, jak grubymi nićmi szyte były
wszystkie zarzuty mu stawiane, że na przykład posługiwał się personelem
niewykwalifikowanym; że wywierał przymus na swych podwładnych; obchodził
przepisy państwowe itd. Wszystko to robota sekt, by zniesławić Księdza Bosko
i pognębić go.
178

18.9 Page 179

▲back to top


Niejednokrotnie przytaczaliśmy świadectwa z ust samych przeciwników na
korzyść Księdza Bosko. Obecnie wykorzystamy jeszcze parę z nich.
Giustina redagował również pewien ilustrowany dwutygodnik wychodzący
w Turynie, pod nazwą „Romanziere Popolare”, w którym w numerze z 11 stycznia
1880 r., skreślono dość banalnie i zdawkowo sylwetkę moralną Księdza Bosko, na tle
lichej winiety ilustrującej artykuł. Dla nas znaczący jest następujący passus:
Jan Bosko wiernie kroczy pod batutą Papieża i wszelkimi środkami usiłuje
wychować zastęp księży, zgrupować antyliberałów, wierne sługi Kościoła, a wrogów
Italii. Nie pogardza miłosierdziem, owszem umie je wykorzystać, jako narzędzie do
wygrania swej partii. Ten Ksiądz Bosko stał się naprawdę wielkim człowiekiem,
istnym cudotwórcą, jest prawym okiem Watykanu, inspiratorem partii katolickiej,
wychowawcą nowych zastępów kontrrewolucjonistów, wiernych hasłu: Niech żyje
władca Papież! Niech żyje Rzym papieski! Stąd winny się spotkać z ogólną aprobatą
poczynania państwa, ilekroć usiłuje ono zahamować zbytnią aktywność tego
człowieka, który wielokrotnie zrezygnował z kapelusza kardynalskiego, choć gdyby
go chciał nosić, dzięki swym wybitnym zdolnościom i aktywności, dorównałby
niejednemu z owych chytrych ojców generałów Zakonu Jezuitów. Ale on woli coś
lepszego niż marny zysk i zaszczyty kościelne, on działa wśród młodzieży
wszczepiając w masy idee reakcyjne katechizmu politycznego Kościoła, co go trzyma
w oczach ogółu w blaskach chwały.
Następnie charakteryzując młodzież przez niego wychowywaną, stwierdza,
że jest to młodzież „kosmopolityczna” wyzuta z patriotyzmu, unikająca służby
wojskowej, przywdziewająca sutannę, by spiskować przeciwko wolności, przeciw
wielkości Rzymu, stolicy Włoch.
Z jeszcze większą gwałtownością występuje przeciw Księdzu Bosko w swej
Cronaca z dnia 10 lipca:
Nikomu nie przyjdzie na myśl zaprzeczyć zasług i dobrodziejstw
wyświadczonych społeczeństwu przez kogoś, ale gdy ten człowiek, który działa tak
wiele dobrego, wszczepia w serca młodzieży pewne zasady, będące szczytem
papizmu, to tym samym podkłada bombę, która pewnego dnia wysadzi w powietrze
świątynię naszych swobód obywatelskich. A wobec tego, pomijając dobrodziejstwa,
mamy do czynienia z wrogiem, który pod przykrywką dobroczynności, walczy
w obronie papiestwa, by zniweczyć to, co nasi ojcowie wspólnym wysiłkiem wznieśli,
za cenę tak wielkich ofiar!
Charakterystyczne to dla owych czasów wypowiedzi, które jednak odsłaniają
nam ukryte cele, jakie sobie zakładano na politycznych konwentyklach chcąc budować
Italię bez Boga!
Święty mógł doskonale do siebie stosować słowa św. Pawła, gdy mu się
nadarzała doskonała sposobność pozyskania wiele dusz dla Chrystusa w Efezie:
„Ostium mihi aperum est magnum et evidens et adversarii multi”.
179

18.10 Page 180

▲back to top


Podczas, gdy Niebo otwierało mu bramy Patagonii, ukazanej już we „snach”
jako pole zdobyczy ewangelicznych, to równocześnie piekło gotowało rozliczne
sprzeciwy, by sparaliżować jego akcję. Lecz on, za wzorem Apostoła, nie tylko nie
tracił ducha, lecz uważał to za dobry znak dla siebie w działalności apostolskiej dla
dobra dusz!
180

19 Pages 181-190

▲back to top


19.1 Page 181

▲back to top


R O Z D Z I A Ł XII
Fundacje niezrealizowane – placówki zwinięte w 1879 r.
Ksiądz Bosko otrzymywał znacznie więcej propozycji otwarcia nowych
domów, niż wspomniano w niniejszym rozdziale. O niektórych zaginęła wiadomość,
inne pozostały w zawieszeniu. Chcemy obecnie uwydatnić w świetle pozostałych
dokumentów aktywność Księdza Bosko w pracowitym dla niego roku 1879.
Mianowicie, wspomnimy najpierw o placówkach nieprzyjętych, następnie będzie
mowa o innych, które z pewnych względów zostały zamknięte, a personel
przeniesiony gdzie indziej.
Najpierw ogólna wstępna uwaga, by nie popaść w skrajną ocenę postępowania
Świętego.
Otóż względem niektórych przerwanych pertraktacji, należy wyróżnić trzy
momenty. Niekiedy Ksiądz Bosko nosił się ze szczerym zamiarem uwzględnienia
życzeń, pod warunkiem, że nie zajdą niepokonalne przeszkody. Za czym prowadzono
formalne pertraktacje, w trakcie, których wyłaniały się pewne trudności, bądź
świadomie ukrywane przez drugą stronę, bądź też nieprzewidziane. Bywało,
że w pewnym punkcie trzeba było powiedzieć twarde słowo: impossibile!
W niektórych wypadkach, ze względu na wysoko postawione osoby, nie wypadało
mówić otwarcie i bez ogródek.
Wówczas tłumaczyło się brakiem personelu, względnie przytaczało się inne
racje mniej oczywiste, stąd dla jednej strony zawód i rozczarowanie, a dla drugiej
znów przykrość. Oczywiście i w takich wypadkach takt i uprzejmość Księdza Bosko
potrafiły załagodzić doznaną mimo woli przez drugą stronę przykrość. Przejdźmy
obecnie do poszczególnych obiektów.
Modena
Rozpoczynamy od Modeny, gdzie Pomocnicy zorganizowali samorzutnie
konferencję, o której już wspomniano. Apel wystosowany przez Komitet Pomocników
w 1894 r. do społeczeństwa głosił, że już od dawna dojrzewała myśl powstania
zakładu salezjańskiego w tym mieście. Istotnie, projekt ten datował się od roku 1875,
kiedy to za bytności Księdza Bosko u hrabiego Tarabini, wskazywano na konieczność
uruchomienia Oratorium świątecznego w tym mieście, celem położenia zapory
niemoralności szerzącej się wśród młodzieży proletariackiej. Ksiądz Bosko miał się
wyrazić, że nie pomoże osobista interwencja obywateli, by poskromić zło, jeśli nie
przyłoży się ręki do podobnego dzieła. Lecz brak na razie było środków na
uskutecznienie powyższego zamiaru. Na widok jednak panoszącego się zła, hrabia,
w styczniu 1877 r. zgłosił Księdzu Bosko gotowość swego współdziałania. Odpowiedź
Księdza Bosko była przychylna, lecz niezdecydowana. W 1879 r., na wspomnianej
181

19.2 Page 182

▲back to top


konferencji, wiele osobistości spośród kleru i laikatu poparło ideę Oratorium
świątecznego w duchu Księdza Bosko, prowadzonego przez salezjanów. Lecz Święty
nie przyjął na razie projektu, zachęcając do dalszej wytrwałej w tym kierunku
inicjatywy. Prosił go też arcybiskup Modeny - monsignor Józef Guidelli, który życzył
sobie, by Święty dopomógł mu w reaktywowaniu małego seminarium w Finale
Emilia, zamkniętego od siedmiu lat. Ksiądz Bosko gotów mu był służyć, prosił tylko
na razie o zwłokę. Monsignore nalegał raz po raz, wykazując, że sprawa nie cierpi
zwłoki. Wobec tego Ksiądz Bosko był zmuszony oznajmić zdecydowanie, że nie
będzie w stanie zadowolić go tak prędko, powołując się na prześladowanie ze strony
rządu. Dopiero w 16 lat później, drugi Następca Księdza Bosko mógł posłać
salezjanów do objęcia Małego Seminarium, pod nazwą Najświętszej Maryi
Wspomożycielki we Finale.
Isili
W 1879 r. Ksiądz Bosko otrzymał z Sardynii pierwsze wezwanie otwarcia tam
zakładu. Jego imię było już głośne na wyspie, dzięki docierającej tam prasie,
zwłaszcza Letture Cattoliche, a ostatnio przez Bollettino Salesiano. Wiele mówiący
jest fakt zgłoszenia się do niego listownie kilku młodzieńców studentów, z prośbą
o wpisanie ich w poczet Pomocników Salezjańskich. Ze swej strony przyrzekali
wykonywać wiernie nałożone sobie obowiązki i składać roczną ofiarę ze swych
skromnych oszczędności. Prosili przy tym o wysłanie im Bollettino Salesiano.
Inicjatywa wezwania Księdza Bosko na Sardynię wyszła od O. Porqueddu da Genoni,
jezuity, apostoła nabożeństwa do Najświętszej Maryi Wspomożycielki. Ten werbował
młodzieńców dobrej woli i posyłał ich Księdzu Bosko, który jednych przeznaczał do
rzemiosła, a innych do Synów Maryi na dalsze studia. Nie mniej przyczyniał się też do
propagandy na rzecz salezjanów, Don Atzeni, który bolejąc na widok braku powołań
kapłańskich, wzywał od paru lat biskupów, by postarali się, przy pomocy Księdza
Bosko, o otwarcie, jakiegoś kolegium na wyspie. Niestety, biskupi sami cierpiąc na
niedostatek nie mogli zdobyć się na to, bo również i wielu duchownych nie doceniało
ważności tej sprawy. Nie zrażając się niepowodzeniem z tej strony, zwrócił się do
laików, w przekonaniu, że swą gorliwością pociągną duchownych. Wielu z nich
ożywionych jak najlepszym duchem, gotowi byli oddać swe zasoby na rzecz dzieła tak
doniosłego i świętego.
Rzucona myśl wnet została podjęta przez pewnego bogatego pana, który
zdecydował się łożyć fundusze na zakład wychowawczy, względnie Oratorium
Księdza Bosko.
Wychowywać chłopców do służby Bożej, przyzwyczaić ich do życia ofiarnego
- rzecz to zgoła nieznana w tych stronach – pisał wspomniany zakonnik. - Powinna
jednak się udać, przy pomocy łaski Bożej, która zdolna jest zapalić ideał poświęcenia
się Bogu w służbie ołtarza. Prosił, więc o parę słów odpowiedzi w tej sprawie.
Ksiądz Bosko przekazał list księdzu Cagliero z następującą uwagą: E bene
parlare presto in Capitolo.
182

19.3 Page 183

▲back to top


Uchwalono więc odpisać, że na razie to niemożliwe, należało wpierw postarać
się o środki, którymi są: dach nad głową i kawałek chleba.
Ta niezbyt zachęcająca odpowiedź trafiła jednak do zakonnika, który nie
zatrzymywał się w pół drogi, zwłaszcza w sprawach dotyczących służby Bożej. Wnet
postarał się o odpowiedni dom; było to dawne kolegium pijarów, które zajmował
magistrat w Isili. Ten gotów był odstąpić budynek Księdzu Bosko wraz z dochodem
w wysokości dwa tysiące lir miesięcznie, plus jakaś premia.
Proszę mi nie mówić – pisał – że nie ma do dyspozycji personelu; niech
poszuka, postara się, zdobędzie i pośle za wszelką cenę! Och, ileż tu dobra czeka na
niego, jakie tu szerokie pole misyjne!
W ślad za tym przyszła oferta urzędowa od magistratu. Projekt powyższy
przedłożył Radzie komunalnej radca Jan Zedda, wraz z deputowanym Piotrem Ghiani
Mamelli, który swego czasu omawiał tę sprawę z Księdzem Bosko w Rzymie. Syndyk
poparł projekt referenta następującymi słowy: -Wystarczy, że to firma Księdza Bosko,
którego doskonale znam, by przyjąć bez dyskusji!
Wobec tego Rada Komunalna uchwaliła przystąpić do pertraktacji o zawarcie
kontraktu, na który przyszło upoważnienie w trzy tygodnie później od Rady
Prowincjalnej.
W liście z dnia 24 maja, wspomniany jezuita pisał: Per carita’, Don Bosco mio,
proszę uczynić wszystko, by ta rzecz doszła do skutku: jesteśmy, bowiem
w większej potrzebie, niż wasi biedni Patagończycy; brak kompletny w Sardynii
kolegium lub seminarium, celem kształcenia powołań kapłańskich!
Święty ustosunkował się do tego przychylnie, zastrzegając sobie tylko wydać
decyzję, gdy okoliczności pozwolą mu na działanie. W Isili więc polegano spokojnie
na danej obietnicy. Po upływie 5 miesięcy, syndyk nalegał ponownie. Ksiądz Bosko,
za pośrednictwem księdza Durando, któremu zlecono załatwienie korespondencji,
dziękował panom radnym za zaufanie i obiecywał przystąpić do dzieła, gdy tylko
szczupły personel na to pozwoli. Żywił nadzieję, że jeśli nie od zaraz, to w najbliższej
przyszłości uskuteczni się ten zamiar. Prosił o podanie mu bliższych informacji, co do
kubatury pomieszczeń, czy jest na miejscu obszerny dziedziniec z ogrodem
przyległym itp. Syndyk udzielił żądanych informacji. Rok szkolny już się zaczął, a nie
spieszono się z zawarciem kontraktu. 22 kwietnia, zniecierpliwiony burmistrz wzywa
Księdza Bosko o przysłanie pełnomocnika na koszt magistratu, w celu podpisania
kontraktu. Upłynęły dalsze dwa lata. W międzyczasie nastąpiły wybory gminne. Nowy
syndyk wystąpił z wnioskiem o przyspieszenie otwarcia kolegium. Lecz moment na to
nie był odpowiedni. Od tego czasu więcej nie było mowy o Isili. Sprawa stała się
aktualna, dopiero po otwarciu kolegium w Lanusei, w centrum wyspy. Można
krytycznie zapatrywać się na tę zwłokę. Trzeba jednak mieć na uwadze, że w byłym
pałacu popijarskim zainstalował się, magistrat wraz z innymi urzędami
administracyjnymi i nie łatwo poszła ich przeprowadzka; nadto nie wypadało Księdzu
Bosko wysiedlać owych urzędników wraz z rodzinami oraz innych lokatorów.
183

19.4 Page 184

▲back to top


Pisogne
Pertraktacje w sprawie domu w Pisogne ciągnęły się w latach od 1878 – 1879,
składając się na obszerny tom dokumentów. Jest to miejscowość w diecezji
i prowincji Brescia, u wrót doliny Valle Camonica, we wschodniej połaci jeziora Iseo.
Od 1822 roku istniało tam kolegium ufundowane przez księdza Jakuba Mercati, od
którego wzięło swoją nazwę. Nieodpowiednie kierownictwo, rozgrywające się
wypadki polityczne, przyczyniły się do upadku gimnazjum i szkoły elementarnej.
Dzieło Księdza Bosko musiało być dobrze znane w tej okolicy, skoro tamtejszy biskup
Jakub Corna Pellegrini, zwrócił się ku niemu, celem podźwignięcia z upadku
wspomnianego kolegium. W tutejszej ludnej i religijnej prowincji – pisał - brak
poważniejszej szkoły, odpowiednio do potrzeb bieżących. Jestem głęboko przekonany,
że pod jego kierownictwem zorganizowane kolegium przyniosłoby wielką korzyść dla
całej okolicy.
W odpowiedzi na to, Ksiądz Bosko zaznaczył, że w bieżącym roku jest to
niemożliwe, dawał jednak nadzieję „na przyszły”. Zakład, jako instytucja prawna,
pozostawałby pod zwierzchnictwem gminy. Dlatego to zakomunikowano Radzie,
która przyjęła entuzjastycznie wiadomość i utrzymywała odtąd żywe stosunki
z Księdzem Bosko, zdając się całkowicie na wybitne zalety „znakomitego
i zasłużonego Męża”. Wszystkim zależało bardzo na tym, by szkoła posiadała prawa
publiczne, zdawano sobie sprawę przy tym, że pociągnęłaby wielkie koszty
dźwignięcia z ruin zakładu. Liczono ogólnie na „znaną dobroczynność Księdza Bosko
i jego poświęcenie, gdy chodziło o młodzież”.
Ksiądz Bosko dał do zrozumienia, że uznanie szkoły ze strony państwa
kosztowałoby nie mało wydatków i zachodów, dlatego był zdania, by na razie
poprzestać na zatwierdzeniu ogólnym szkoły prywatnej, za to postawić ją na
należytym poziomie naukowym. Zewsząd dochodziły głosy ostrzegawcze, by nie
uwikłać się niebacznie w duże kłopoty i nie ściągnąć na siebie niepotrzebnych
kosztów. Dalsza korespondencja z Radą potwierdziła to przypuszczenie. Panowała
opinia, że podejmując się w zasadzie prowadzenia fundacji, należałoby ustalić wpierw
konkretne „wielostronne szczegóły”, a tego nie da się zrobić na drodze
korespondencji. Dlatego utworzono komisję, do której wszedł między innymi brat
biskupa, z upoważnieniem do osobistych pertraktacji z Księdzem Bosko. Cóż, kiedy
z okolicznego Rovato obywatele chcieli mieć szkołę zawodową u siebie, a wskazywali
na Pisogne jako miejsce malaryczne, siedlisko kłótni i niesnasek wśród obywateli
i przypisywali Radzie Gminnej upadek kolegium Mercati. Zwracono również uwagę
na bliskość kolegium w Lovere. Dyrekcja wspomnianego kolegium zgłaszała swą
gotowość podjęcia się prowadzenia kolegium Mercati, jako swej filii, pomimo że obie
gminy należały do odrębnych okręgów administracyjnych.
Koniec końcem, inspektor szkolny postarał się w porozumieniu z liberalnymi
czynnikami, unicestwić powyższy zamiar i w piśmie skierowanym do Rady Gminnej
publicznie oczernił Księdza Bosko.
184

19.5 Page 185

▲back to top


W dniu 3 kwietnia, księża Cagaliero i Durando wracając z objazdu po
Włoszech zatrzymali się w Brescia, podejmowani przez biskupa, w którego pałacu
spotkali się z dwoma komisarzami w sprawie wspomnianego zakładu. Oświadczyli im
z miejsca, że warunki zdrowotne nie sprzyjają rozwojowi zakładu, nadto, że brak
personelu, Ksiądz Bosko nie może podjąć się otwarcia kolegium w Pisogne. Wobec
usilnych nalegań biskupa oraz komisarzy, orzekli, że nie są upoważnieni do
zawierania kontraktu, mogą jedynie zreferować to Księdzu Bosko. Z Turynu nadeszła
odpowiedź, że w zasadzie projekt jest do przyjęcia, lecz w bieżącym roku niemożliwy
do zrealizowania. Wówczas Rada Gminna, na wniosek komisji, uchwaliła, by Ksiądz
Bosko mianował przynajmniej dyrektora tymczasowego. W Turynie jednak uznano za
stosowne nie spieszyć się z tym. Spisano wstępne punkty porozumienia, na wzór
zawartego już poprzednio w Randazzo, o czym będzie mowa w następnym rozdziale.
Tak przyszedł rok 1881, wybrano nową komisję do pertraktowania z Księdzem Bosko.
W wyniku porozumienia, miał udać się na miejsce salezjanin, w towarzystwie
rzeczoznawcy, celem zbadania lokalu i przyległego terenu. Rada Gminna wyraziła
Księdzu Bosko wdzięczność za uprzejme traktowanie jej wysłanników. Nie
angażowano się jednak dalej. Zarzuty, z jakimi się spotkał kontrakt z Randazzo,
potwierdziły poprzednie obawy. Dlatego Ksiądz Bosko, w przejeździe przez Florencję
polecił księdzu Rua napisać, że wycofuje się z dalszych pertraktacji. Ponowne próby
były bezskuteczne.
Monterotondo
W czasie wizyty u kanonika Gerarda Procacci, proboszcza parafii św. Hilarego
w Monterotondo, Ksiądz Bosko przyrzekł posłać z Magliano księdza Daghero, w celu
obejrzenia lokalu przeznaczonego na szkołę gminną i gimnazjum, pod kierownictwem
salezjanów. Było to mile widziane przez kardynała Bilio, magistrat oraz książąt
Boncompagni. Z nie mniej entuzjastycznym przyjęciem spotkał się tem projekt ze
strony wielu rodzin miejscowych. Sam książę Boncompagni - ojciec - szczycił się
tytułować wielkim przyjacielem Świętego. Ksiądz Daghero obejrzał lokale
i zreferował na ogół w sensie przychylnym. Burmistrz wziął w swoje ręce i zwolnił
natychmiast nauczycieli świeckich, w celu zastąpienia ich zakonnikami. Książę - syn
Boncompagni, w imieniu Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej zgłosił swój akces,
z prośbą o jak najszybsze zorganizowanie szkół.
Ksiądz Durando odpisał w imieniu Księdza Bosko, iż na razie nie jest w stanie
uwzględnić życzenia, lecz dawał nadzieję „na przyszły rok”. Na zwłokę można się
zgodzić - odpowiadano - lecz równocześnie może ulec zmianie sam kontrakt, że nie
znajdzie się pożądanej większości w nowo ukonstytuowanej Radzie. Odpowiedziano,
że zrobi się, co będzie możliwe, unikając jednak słów wiążących.
Tego rodzaju odpowiedź uważano za grzeczną odmowę i sprawa utknęła
w miejscu. W roku 1911 Boncompagni - syn, podówczas kapłan i prałat, ponowił
propozycję księdzu Albera, który z braku personelu, odmówił. Być igraszką Rad
gminnych, zwłaszcza w małych miejscowościach, gdzie różne partie wodzą się za łby,
185

19.6 Page 186

▲back to top


pod lada pretekstem, ze szkodą strony trzeciej, mogło stać się źródłem nieustannych
kłopotów. Oczywiście nie przypuszczano, by sprawa mogła wziąć taki obrót, wobec
tego, co pisał Ksiądz Bosko do księdza kanonika: Jeśli relacje księdza Daghero okażą
się prawdziwe - sprawa załatwiona.
Wszystko zawisło od tego...
Acireale
Monsignor Gerlando Maria Genuardi był pierwszym biskupem sycylijskim,
który pertraktował z Księdzem Bosko, by sprowadzić na Sycylię salezjanów.
Tłumacząc się ze swego natręctwa pisał: Cóż chce Wasza Przewielebność, jeśli to od
Boga pochodzi, że młodzież i ludność tutejszej diecezji osiągnięcia zbawienia
oczekuje za pośrednictwem Oratorium św. Franciszka Salezego?…
Już dawniej popierał prośbę w sprawie Randazzo, w swej diecezji, lecz
naczelną myślą było zawsze jego ukochane Acireale. Projektował tam reaktywowanie
kolegium św. Marcina, pozostającego poprzednio pod kierownictwem księży
diecezjalnych, potem zamkniętego. Starał się doprowadzić do tego, by budynek został
wynajęty Księdzu Bosko za niewielki czynsz roczny.
Może Ksiądz pojąć, jak radosną żywię nadzieję w mym biednym sercu
i niezwłocznie spieszę to zakomunikować jego życzliwości i dobroci oraz modlitwom
do Najświętszego Serca Jezusowego. Odprawię sam w tym celu nowennę.
Przewielebny Ksiądz coś niech zadecyduje i mi napisze. W wypadku pomyślnej
decyzji, konieczny będzie jego przyjazd na miejsce, gdzie w każdej chwili na jego
przyjęcie stoją otworem bramy mego skromnego biskupstwa.
Ksiądz Bosko osobiście nie pojechał, lecz wysłał swych przedstawicieli
w osobach księdza Cagliero i księdza Durando. Ci wylądowawszy na Sycylii udali się
do Acireale, gdzie oglądnęli budynek i stwierdzili, że nadawał się dla kolegium.
Następnie, monsignore, po drodze ad limina, zawędrował aż do Turynu, jedynie
w celu pertraktowania z Księdzem Bosko. Z tych rozmów jeden szczegół jest nam
wiadomy. Kolegium św. Marcina poprzednio pobierało zapomogę od magistratu
w wysokości dwu tysięcy lir rocznie. Otóż biskup postarał się, że Rada miejska
gotowa była udzielać jej ponownie, gdyby kolegium objęli salezjanie, a nawet ją
podwoić w wypadku, gdyby Ksiądz Bosko otworzył także liceum. Wypadało jednak,
by osobiście zwrócił się urzędowo o zasiłek. Święty skierował wtedy do burmistrza
następujące pismo:
Illustrissimo Signore
Od pewnej znakomitej osobistości tutejszego miasta, które zwiedziła Oratorium
św. Franciszka Salezego w Turynie, dowiedziałem się o życzeniu poprzednich
właścicieli byłego kolegium, by został otwarty zakład wychowawczy
z odpowiednimi szkołami dla młodzieży.
W związku z tym zaszczytnym zaproszeniem, doszło do mej wiadomości,
że WP burmistrz wraz z Radą Miejską chętnie popierał wspomniane kolegium
186

19.7 Page 187

▲back to top


udzielając zasiłku rocznego. Obecnie zatem byłbym wdzięczny, gdybym otrzymał
informację, jak Prześwietna Rada Miejska odniosłaby się obecnie do powyższej
sprawy.
Turyn, 30.06.1879 r.
XJB
Odpowiedziano, że Rada Gminna gotowa przyznać roczny zasiłek w kwocie 4
tys. lir, pod warunkiem, że salezjanie otworzą w Acireale liceum z prawami
państwowymi. Ten warunek musiał się nie podobać Księdzu Bosko, zresztą
pertraktacje dalsze nie miały miejsca, gdyż sprawy potoczyły się inaczej. Pierwotny
plan arcybiskupa spełzł na niczym, gdy uświadomiono sobie niedawne istnienie
w mieście kolegium pod kierownictwem Filipinów. Monsignore, od roku 1880,
powziął inny plan. Jego diecezja ustanowiona przez Piusa IX w 1872 r., nie miała
dotąd seminarium i nie była uznawana przez rząd. Po jej uznaniu w roku 1880,
arcybiskup pomyślał natychmiast o urządzeniu seminarium i za zgodą swej kapituły,
zwrócił się do Księdza Bosko, by podjął się jego prowadzenia. Miało się zorganizować
przy nim kursy podstawowe i gimnazjalne, w formie małego seminarium, względnie
konwiktu biskupiego. Ksiądz Bosko niebawem wszczął pertraktacje w związku z tym
nowym projektem. Sprawy posunęły się tak daleko, że bliskie było zawarcie kontraktu
między stronami. Pomimo dobrej woli Księdza Bosko, stanęły na drodze niepokonalne
trudności tak, iż Kapituła Wyższa ostatecznie nie spróbowała projektu, ku wielkiej
przykrości arcybiskupa. Nie mniej żywił on zawsze szczególniejszy szacunek dla
Księdza Bosko i jego następców ciesząc się, że przynajmniej przez kolegium
w Randazzo otwarły się na Sycylii bramy dla Zgromadzenia Salezjańskiego.
Catania
Właściwie starania o sprowadzenie salezjanów do Catanii wyprzedziły o rok
Acireale, lecz pertraktacji w pełnym tego słowa znaczeniu nie było. Wśród
tamtejszego kleru znajdowało się wielu Pomocników Salezjańskich, między innymi
ksiądz Rosario Riccioli, rektor seminarium. Poczynił on pewne starania, nawet
wystąpił z propozycjami, za pośrednictwem księży Contassa i Scavona z Agira.
Święty poprzestał na udzieleniu wskazówek, by porozumiano się wprzód
z miejscowym arcybiskupem monsignorem Dusmet. W roku następnym dalszy krok
uczynił ksiądz kanonik Cesareo, który pisał do Księdza Bosko:
W porozumieniu z kilkoma innymi kapłanami, jesteśmy gotowi poświęcić na
ten cel (ufundowanie bursy dla terminatorów) nasze prywatne majątki i to od zaraz,
dopóki żyjemy, w chwili gdy nieprzyjaciele usiłują zdechrystianizować naszą
młodzież. Działalność salezjanów miała w przyszłości ześrodkować się w stolicy
słonecznej wyspy. Nie pomijamy szczegółu, że monsignor Guttadauro, biskup
Caltanisetta, nosił się z myślą od roku 1877 założenia w swej siedzibie sierocińca dla
dziewcząt pod kierownictwem CMW, lecz ten projekt nie doczekał się realizacji.
187

19.8 Page 188

▲back to top


Rzym
Do roku 1879 nie nadarzyła się okazja fundacji w Rzymie. W maju tegoż roku
proponowano do objęcia dwa obiekty. Mianowicie przy kościele Czterech Św.
Męczenników - miał powstać niewielki sierociniec z bursą dla rzemieślników pod
wezwaniem św. Rodziny. Inna placówka - na Trastevere to szkoła zawodowa, którą
życzył sobie Papież. Potrzebny więc był zdolny kapłan do zorganizowania zakładu
prowadzenia pertraktacji w sprawie drugiego domu. Mówiło się, że na pierwszy
zebrano już znaczną sumę, koszt drugiego miał pokryć sam Papież. Informacje
powyższe przesyłał monsignor Jacobini, co zostało przyjęte przez Kapitułę, jako
dowód specjalnej Opatrzności. Ksiądz Monateri wyznaczony został do przejęcia
placówek, mając poruczone wywiadywać się, badać i referować wszystko Kapitule,
bez podejmowania zobowiązań. W tym roku pisał mu ksiądz Barberis w imieniu
Księdza Bosko: odpisywaliśmy odmownie w sprawie innych placówek, ale te,
o których traktuje się obecnie w Rzymie, są konieczne, jako ośrodek przyszłej
działalności salezjanów w wiecznym mieście...
Nadchodzące od księdza Monateri relacje nie były zbyt pocieszające.
Porozumienie utrudniała znaczna rozbieżność poglądów na tego rodzaje instytucje
wychowawcze. Zarząd zakładu miała sprawować specjalnie utworzona komisja,
pozostawiając salezjanom rolę zwykłych służących. Wyłoniona komisja przedstawiła
księdzu Monateri projekt regulaminu zakładowego, który należałoby wprowadzić.
Ksiądz Monateri oświadczył z miejsca owym panom, że Kapituła salezjańska nigdy
czegoś podobnego nie zaaprobuje i podsunął wręcz inny projekt, który jego zdaniem,
byłby do przyjęcia przez obie strony. Ale puszczono go mimo uszu.
Jak było do przewidzenia, Kapituła odrzuciła wspomniany projekt komisji,
a zatwierdziła regulamin zaproponowany przez księdza Monateri. Dlatego dalsze
rokowania utknęły z miejsca.
Sprawa sierocińca św. Michała nie została ostatecznie zadecydowana.
Wprawdzie ksiądz Gabrielli, prezes naczelny fundacji prosił Księdza Bosko
w czerwcu o przyjęcie całkowitego zarządu wewnętrznego i dyscyplinarnego zakładu.
Upatrywał on w tym sukces niezwykły, gdyby udało się, wbrew głosom postronnym,
oddać zakład w tak dobre ręce. Widzieliśmy już, w jak opłakanym stanie znajdował
się wspomniany zakład, z tak wielkim nakładem pieniędzy i starań utrzymywany przez
Papieży. Największym szkopułem, na który wskazywał Ksiądz Bosko, był brak
całkowitej swobody. Książę jednak ze swej strony zapewniał, że na punkcie karności
alezjanie nie będą niczym krępowani. W odpowiedzi, Ksiądz Bosko donosił,
że w zasadzie przyjmuje propozycję i salezjanie czują się wysoce zaszczyceni
pokładanym w nich zaufaniem.
A oto ów list, w którym dał wyraz swym poglądom w tej kwestii:
Eccellentissimo Principe Gabrielli!
Niektóre poważne zajęcia przeszkodziły mi w szybkiej odpowiedzi na jego list
z 4 czerwca. Obecnie wyrażam gorące podziękowanie WE i całej administracji
Hospicjum św. Michała za zwrócenie uwagi na Pobożne Towarzystwo św. Franciszka
188

19.9 Page 189

▲back to top


Salezego, celem ewentualnego przejęcia wspomnianego zakładu. Pragnąłbym pójść
jak najdalej na rękę zarządowi Fundacji i ułatwić osiągniecie jej celów. Uważam
jednak za stosowne udzielić wyjaśnień na niektóre punkty istotne jego listu -
zwłaszcza, co dotyczy oddania kierownictwa młodzieży salezjanom oraz ich
bezpośredniego nadzoru. Zasada jest całkowicie do przyjęcia, ja zaś zastosuje ją
w praktyce, a mianowicie:
1. Administracja dotyczy wszystkiego, co ma związek z finansami,
personelem, zakupami, sprzedażą, budynkami, remontem etc.
2. Ksiądz Bosko wyznaczy dyrektora, ekonoma, prefektów, odźwiernego,
nauczycieli i pomoc domową w ilości wystarczającej, jak tego będą wymagały
karność, moralność i wykształcenie zawodowe uczniów. Dla powyższego personelu
zostanie przewidziane odpowiednie wynagrodzenie pojedynczo lub zbiorowo.
3. Zarząd wyznaczy odpowiednią pensję miesięczną za utrzymanie
chłopców w zakładzie.
4. Dyrektor wewnętrzny jest odpowiedzialny za wszystko, co dotyczy
zakładu i przyjmuje wychowanków na podstawie warunków ustalonych przez
administrację. Tenże dyrektor zgadza się zatrzymać na dotychczasowych
stanowiskach personel poprzedni oraz majstrów, stosownie do uznania administracji.
W taki sposób w rękach administracji dotychczasowej pozostaną wszelkie aktywa
zakładu, będzie ona sprawować nadzór nad wypełnianiem jego celu i zatrzyma pełną
władzę dotychczasową. Towarzystwo Salezjańskie ze swej strony postawiłoby do
dyspozycji wszelkie środki uznane przez nie za konieczne, dla osiągnięcia własnego
celu. W naszych domach zaprowadzony jest specjalny system uprzedzający, w którym
nie używa się żadnych kar cielesnych ani gróźb.
Postępuje się z wychowankami z dobroci, kierując się rozumem, nie mniej
czuwa się nad nimi, by utrzymać karność i porządek, jak WE miał sposobność
stwierdzić, czytając Regulamin, który służy dla naszych domów we Włoszech
i w Ameryce. Byłoby mi bardzo przyjemnie, gdyby WE lub którykolwiek z panów
Zarządu przybył do Turynu, celem zwiedzenia wspomnianego zakładu i zanotował, co
należałoby dodać, względnie zaprowadzić w praktyce w Regulaminie zakładu
św. Michała na Ripa.
Przedłożyłem niektóre swe uwagi. Gdy wypadnie traktować dalej, dam
odpowiednie upoważnienie dla niektórych osób z prefektury rzymskiej lub
ministerstwem spraw wewnętrznych, które znając nasze warunki, będą mogły służyć
odpowiednimi wyjaśnieniami, względnie potraktować w swoim imieniu. Proszę Boga
etc.
XJB
Książę ożywiony jak najlepszymi intencjami prosił o dalsze wyjaśnienia.
Ksiądz Bosko szerzej rozwinął swe myśli, korzystając z obecności w Rzymie księdza
Durando, w sprawach szkolnych, przesłał mu upoważnienie pertraktowania z nim
osobiście, o czym zawiadamiał listownie księcia:
189

19.10 Page 190

▲back to top


Spóźniłem się nieco z odpowiedzią na cenny list WE. Chciałem swą myśl ująć
praktyczniej, jak zobaczy w załączonym piśmie. Ksiądz profesor Durando, członek
naszego Towarzystwa, przebywa obecnie w Rzymie, przy ulicy Torre de'Specchi. Jest
on upoważniony do traktowania o wszelkich sprawach odnośnych i jeśli mu WE
wyznaczy odpowiedni czas, będzie do jego dyspozycji. Można również rozmawiać
z panem Carosio, dobrze poinformowanym o naszych sprawach. O ile szerzej się nieco
rozwiodłem w wyjaśnieniach, mam nadzieję mimo to, że nie przekroczyłem
zakreślonych mi granic. Oświadczam również gotowość przyjęcia wszelkich uwag,
jakie WE uzna za wskazane mi przesłać. Sprawa zasadnicza, to swoboda w stosowaniu
naszego systemu wychowawczego. Co do reszty, nie będzie żadnej trudności. Prosząc
Boga etc.
Umile servit. Ksiądz Jan Bosko
Pertraktacje jak się zdaje, postępowały powoli. Święty, pragnąc mieć osobę,
która by go mogła wyręczać, prosił o to swego przyjaciela, adwokata Aluffi:
Car. mo Sig. Avvocato!
Miałbym pewną sprawę do prowadzenia, lecz nie wiem, czy W.P. będzie
w tych dniach w Rzymie. W każdym razie bliżej zawiadomię o swej decyzji. Otóż
chodziłoby o przejęcie zakładu św. Michała w Ripa przez salezjanów. Pertraktacje już
są w toku, a książę Gabrielli, prezes Zarządu prosi o wyznaczenie pełnomocnika
w pertraktacjach i godziłby się chętnie na osobę W.P. Dlatego, jeśli może i o ile nie
korzysta z ferii - prześlę mu kopię protokołu wstępnego wraz z odnośnymi
instrukcjami. Jak Szanowny Pan widzi, nie chcę go pomijać w żadnej poważniejszej
inicjatywie, Pan zaś odwrotnie może w każdej chwili liczyć na mnie, w czymkolwiek
mógłbym mu służyć, podczas gdy etc.
Alassio, 01.10.1879 r.
Święty zawsze korzystał z pomocy dzielnego adwokata, który zajmuje wysokie
stanowisko w ministerstwie spraw wewnętrznych, mógł wpływać skutecznie na bieg
spraw. Te jednak postępowały powoli. Zresztą sam Ksiądz Bosko miał powody ku
temu, by się zbytnio nie spieszyć, jak odpisywał adwokatowi Aluffi:
Car.mo Sig. Avvocato!
Otrzymałem jego list i dziękuję mu za podjęcie się kłopotów związanych
z moimi sprawami. Kwestię zakładu św. Michała należy zostawić swobodnemu
biegowi. Książę Gabrielli ma dobrą taktykę i idzie tak daleko, jak mu pozwala jego
uczciwość. Jesteśmy, więc w dobrych rękach. Szanowny Pan ze swej strony uczynił,
co należało, a dalej zobaczymy quid faciendum: mówić czy milczeć. Zdaję się na jego
wyczucie sytuacji w tym względzie.
Przy sposobności widzenia się z księciem, proszę go zapewnić o całkowitym
z mej strony szacunku i zaufaniu oraz moich usługach. Proszę Boga etc.
190

20 Pages 191-200

▲back to top


20.1 Page 191

▲back to top


Turyn, 25.11.1879 r.
Obbl. mo serv. XJB
Wobec braku dokumentów w tej sprawie, musimy poprzestać na suchym
sprawozdaniu z posiedzenia Kapituły Wyższej, z którego wynika, że przyznawana
dyrektorowi zakładu swoboda była raczej iluzoryczna. Zastrzegano się, na przykład,
że nie wolno mu będzie swobodnie wyznaczyć prefekta ani ekonoma nad zarządem
pracowni, ani ustanowić salezjańskiego portiera, stosując się całkowicie do jego
poleceń. Pertraktacje więc musiały ulec zerwaniu w każdym razie rozchodziły się po
mieście pogłoski, że rząd obdarza salezjanów zaufaniem w tak ważnej sprawie, a to
podnosiło w oczach Rzymian dobrą opinię o Zgromadzeniu.
Montefiascone
Do powyższych niezrealizowanych placówek dodamy parę innych, o których
posiadamy niezupełne wiadomości. Zapotrzebowanie na personel gdzieindziej nie
pozwalały Księdzu Bosko na pozostawienie Współbraci w dość przykrych warunkach
i na czyjejś łasce, a tym bardziej bez nadziei na poprawę ich losu. Obecnie
wspomnimy o Montefiascone, Albano i Ariccia, które Ksiądz Bosko chwilowo był
zmuszony przyjąć ze względu na pewne wysokie osobistości, które sobie tego życzyły,
z myślą, że z czasem uda się znaleźć jakąś lepszą placówkę w Rzymie.
W Montefiascone, ksiądz Guidazio znalazł się na lodzie. Łudził się on, iż da się
tam otworzyć liceum i obsadzić je profesorami salezjanami, a tymczasem spostrzegł,
że biskup i rektor odnosili się dość ozięble do jego planów. Było też wiadomo, że nie
będzie mógł mieć żadnych wpływów na terenie seminarium, próba zaś wszelkiej
reklamacji z jego strony spotkałaby się z reakcją w Rzymie. Wiadomo było, że Papież
Leon XIII odnosił się ze szczególną sympatią do monsignora Rotelli i popierał
wszystkie jego poczynania.
Po skończonym więc roku szkolnym, ksiądz Guidazio otrzymał polecenie
powrócić do Turynu, dla poprawy zdrowia, gdyż istotnie od pewnego czasu czuł się
źle. Biskupowi dano znać o rozwiązaniu umowy po upływie przepisanego terminu,
dlatego księdza Guidazio przeznacza się gdzie indziej. W razie pilnej potrzeby, Ksiądz
Bosko gotów był dla seminarium wystarać się o innego profesora. Nadszedł jednak list
z Sekretariatu Stanu, z poleceniem, by ksiądz Guidazio niezwłocznie powrócił do
seminarium, by zaoszczędzić wielkiej nieprzyjemności biskupowi, a nawet naszemu
Ojcu Świętemu. Widoczne jednak było, że podano przesadne motywy i Ksiądz Bosko
nie uznał za stosowne odstąpić od swego zarządzenia.
Albano i Ariccia
W dość kłopotliwym położeniu znaleźli się salezjanie w Albano i Ariccia. Po
przeniesieniu na inna stolicę kardynała Di Pietro, który ich tam sprowadził i po zgonie
jego następcy kardynale Moricchino, u innych biskupów nie byli już w łasce. Kardynał
191

20.2 Page 192

▲back to top


Moricchino żywił do nich tak wielki afekt, że gdy się postarzał i nie mógł już chodzić,
przeniósł swą rezydencję do ich domu i kazał się nosić na fotelu. Pewnego razu
zaszedł do szkoły muzyki wokalnej. W jego obecności wykonano „L'Orfanello”
księdza Cagliero, czym kardynał wzruszył się do łez. Następcą jego był kardynał
D' Hohenlohe, który odbył swój ingres z przesadną pompą. Ksiądz Monsterio trzymał
nawet zaproszenie na obiad galowy. Nie mniej Eminencja, w czasie wizyty złożonej
mu przez salezjanów, okazał się raczej chłodny. Także ksiądz Trione, który poszedł do
niego z wizytą w towarzystwie pewnego neoprezbitera, przyjął sztywnie i ani
słówkiem nie wspomniał o Księdzu Bosko i salezjanach. Wszystko wskazywało na to,
że został przez kogoś nieprzychylnie nastawiony do Zgromadzenia. Jako zwolennik
szkoły Rosminianów, związany był przyjaźnią z monsignorem Gastaldim. Niebawem
wysondowano, że był absolutnie przeciwny temu, by salezjanie otwarli kolegium
w Albano. Z jego kleru również nikt nie popierał salezjanów, gdyż ci krzywym okiem
patrzyli na tzw. „buzzurri” piemonckich, a ostatnimi czasy wprost ich zwalczali.
Wystarczyła kropla, by dopełnić miary niechęci. Zaszedł wypadek, iż ksiądz
Montiglio, który uczył w seminarium, stracił pewnego razu cierpliwość i uderzył
niesfornego słuchacza. Wywołało to niezły rozgłos i komentarze w seminarium.
Co dotyczy tych w Ariccia, to oprócz wyżej wspomnianych przyczyn, dodać
należy zatęchłe i ciasne pomieszczenia, przez które stale przechodzili urzędnicy
miejscy, kierujący się do swych biur. Wobec ponawianych skarg i protestów,
odpowiadano stale ogólnikowo, że się poprawi itd. choć skądinąd magistrat nie miał
na to przewidzianych funduszów. Wobec tego sytuacja była nie do zniesienia dla obu
stron.
Przypadkowo, na szczęście dla nich zagościł na parę dni w czasie karnawału,
ksiądz Cagliero. Ten w sprawozdaniu przesłanym Księdzu Bosko, napisał:
Biorąc pod uwagę liczne prośby o otwarcie zakładów, wobec beznadziejnej
sytuacji w Albano, wydaje się, że tutejszy personel jest zbędny. To niewiele dobrego,
które robią nasi w dwóch sąsiednich placówkach - mogli, by równie dobrze robić
miejscowi księża. Nie jest wykorzystany należycie tutejszy zgrany personel, dlatego
uważam, że więcej korzyści przyniosłoby obsadzenie, jakiego kolegium.
Wskutek tego, niebawem ksiądz Monateri otrzymał polecenie złożenia dymisji
u kardynała biskupa Albano, który ją przyjął. Analogiczne polecenie otrzymał ksiądz
Gallo, względem magistratu w Ariccia, który założył bezskuteczny protest. Tym
razem sprzeciw ze strony władz miał głębsze powody. Mianowicie, proboszcz
i magistrat potajemnie, choć bezskutecznie zabiegali o innych nauczycieli. Nic wtedy
dziwnego, że w podobnej atmosferze salezjanie nie mogli pracować. Liczba
seminarzystów w Albano zredukowana została zaledwie do dwóch, nadto klerycy
zmuszani byli uczęszczać do szkół prowadzonych przez ateistów i stykali się
z kolegami rozmaitego pokroju, co nie mogło na nich wpływać dodatnio.
Pomimo to, salezjanie cieszyli się wielką życzliwością i wziętością
u okolicznych mieszkańców, czy to z racji na obsługę religijną, czy ze względu na
wpływ, jaki roztaczali na młodzież i dzieci w szkole i poza szkołą. Młodzież garnęła
192

20.3 Page 193

▲back to top


się do nich chętnie, tak, iż dom stale był przepełniony. Świadkami tego są dotychczas
żyjący salezjanie. Gdy otwierano nową placówkę w pobliskim Genzano, słyszało się
wiele żalów z powodu odejścia dawnych księży, którzy pracowali w tych okolicach
przed dwudziestu laty.
193

20.4 Page 194

▲back to top


ROZDZIAŁ XIII
Nowe domy otwarte w 1879 r.
W liście noworocznym do Pomocników z roku 1880, Ksiądz Bosko, wśród
domów otwartych w roku ubiegłym na pierwszym miejscu wymieniał kolonię rolniczą
w Saint Cyr. Istotnie początki jej sięgają roku 1879, gdy Córki Maryi Wspomożycielki
przejęły opiekę nad biednymi dziewczętami zajętymi w pracy na polu. Powiedziano
dostatecznie o tej placówce w poprzednim i obecnym tomie.
S. Benigno Canavese
Ważne znaczenie dla Zgromadzenia miał dom otwarty w lecie roku 1879
w s. Benigno Canavese. Tę nową placówkę założył Ksiądz Bosko w historycznym
przybytku modlitwy, nauki i pracy licznej rodziny św. Benedykta. Wokół tego
pobożnego schroniska, jak zwykle bywało powstała z czasem dość duża osada, która
od wspomnianego opactwa wzięła nazwę San Benigno di Fruttuaria. Założył je
w 1001 roku, mnich Wilhelm di Volpiano, opat benedyktyński w San Benigno
z Dijon, założyciel 40 klasztorów, znany w całej Europie z nauki i świętości życia.
W średniowieczu, wspomniane opactwo posiadało wielkie wpływy, gdyż od
niego zależało 30 klasztorów w Italii, we Francji, Austrii i na Korsyce. Cieszyło się
ono hojnymi uposażeniami ze strony Papieża, monarchów i wielu magnatów. Kroniki
notują, że opat generalny sprawował władzę nad 1200 zakonnikami. Z tego ogniska
wiedzy i świętości wyszło dwóch Papieży: Innocenty IV i Sykstus IV, pięciu książąt
sabaudzkich nosiło infułę opacką. Dokonał w nim życia król Harduin, złamany
brzemieniem władzy i trosk politycznych, przywdziawszy habit mniszy i poddając się
surowej regule zakonnej. Pamięć o nim zachowała się w podaniach ludowych.
Pod koniec XV wieku klasztor zaczął chylić się ku upadkowi, gdy opactwo
przeszło w ręce komandatariuszy. Mimo to, nominacja opatów utrzymywała się nadal
po wymarciu mnichów i zagarnięciu dóbr opackich przez książąt sabaudzkich.
Ostatnim opatem - komandatariuszem był kardynał Amadeo delle Lanze, zmarły
w 1738 r., który pozostawił po sobie pamięć swej szczodrości i gorliwości pasterskiej.
Po jego śmierci opactwo włączono do diecezji Ivrea. Ostatni cios wymierzyła mu
ustawa z 15 sierpnia 1865 r., na mocy, której pozostałe dochody przeszły na rzecz
funduszu religijnego, a dobra uległy konfiskacie. W roku 1877, na mocy królewskiego
dekretu, pałac opacki został uznany, jako zabytek narodowy, a opiekę nad nim
powierzono magistratowi. Taki był stan prawny i historyczny tego świętego miejsca,
gdy zamierzano oddać go Księdzu Bosko.
Inicjatywa wyszła od księdza proboszcza Don Benone. Należy na wstępie
zaznaczyć, że od roku 1852, Lasalliści otwarli tam zakład naukowy z prawami
państwowymi, obok zaś pewien kapłan utrzymywał szkołę prywatną dokształcającą
194

20.5 Page 195

▲back to top


dla mniej uzdolnionych. Lecz w roku 1867, gdy powstały pewne nieporozumienia
z magistratem, wspomniani zakonnicy opuścili szkołę, a wraz z nimi wyemigrował
kapłan. Tedy właśnie ksiądz Benone zaproponował Księdzu Bosko objęcie tego
budynku na swoje kolegium. Ksiądz Bosko odrzekł, że chętnie przyjmuje tę
propozycję, lecz najpierw trzeba się postarać o pozwolenie biskupa Ivrei, podówczas
monsignora Morano. Proboszcz pewny, że nie napotka na trudności poszedł do
biskupa.
Nigdy w świecie nie pozwolę na usadowienie się Księdza Bosko w mej
diecezji! - usłyszał. Biskup, spodziewając się, że uzyska ten budynek na własne cele,
dbał o to, by ktoś inny nie ubiegł go w tym i dlatego postarał się o remont i uznanie
budynku jako zabytku narodowego. Państwo uznało go za obiekt historyczny, biskup
zaś wydał około 15 tys. lir na remont, a wszystko wyszło na korzyść Księdza Bosko,
bo gdy na skutek wytworzonej sytuacji, budynek nie mógł przejść w inne ręce, to po
śmierci biskupa w 1878 r., księdzu Benone udało się tam zainstalować salezjanów.
Pierwotnym zamiarem Księdza Bosko było umieścić w s. Benigno nowicjat dla
kleryków. Nowicjat salezjański miał stopniowo trzy fazy. Początkowo nowicjusze
wychowywani byli w Oratorium, jakby w rodzinie, prowadzili życie kolegialne
i spełniali praktyki pobożne i obowiązki codzienne jak w Zgromadzeniu. Następnie
każdy, stosownie do swych zdolności, oddawał się takim zajęciom jak asystowanie
młodzieży, uczenie katechizmu, zajmowanie się Oratorium świątecznym, czy pomoc
w biurze, pod kierunkiem przełożonych domu. Studia filozoficzne odbywano
w seminarium. W następnym okresie zorganizowano naukę na miejscu, a nowicjat
miał własnego przełożonego, którym był ksiądz Juliusz Berberis, ale nowicjusze nadal
jeszcze pełnili obowiązki asystentów. W tym okresie oddzielono ich stopniowo od
reszty wychowanków - tak w sypialni, jak podwórzu i refektarzu. Wreszcie zwolnieni
zostali z asystencji, tworząc w Oratorium oddzielną grupę; w końcu otrzymali własny
dom, którym było S. Benigno Canavese, odpowiednio urządzony na dom formacyjny.
Sam Ksiądz Bosko nosił się z zamiarem otwarcia tu specjalnego domu, nie wypadało
mu jednak na razie nadawać mu charakteru wyłącznie kościelnego i tak mówił:
Będziemy przyjmowali tu także rzemieślników i zorganizujemy różne warsztaty, co
wyjdzie i na korzyść domu. Jak przewidujące mądre było to posunięcie, okazało się
później, po ustąpieniu budynku przez magistrat Księdzu Bosko, gdy nadeszło
z prefektury następujące pismo do burmistrza:
Ze względu na to, że w związku z odstąpieniem gminie pałacu, w kontrakcie
było zastrzeżenie, by obrócić go na użytek publiczny, należy wyraźnie zaznaczyć,
w jakim celu mógłby być użytkowany przez Księdza Bosko.
Ksiądz Bosko zaś po otrzymaniu zawiadomienia o powyższym zastrzeżeniu ze
strony prefektury, przesłał syndykowi następująca odpowiedź:
Ill. mo Sig. Sindaco!
195

20.6 Page 196

▲back to top


Mam zaszczyt odpowiedzieć na jego list z 1 marca, odnośnie do używania
pałacu opackiego w S. Benigno. Otóż mam zamiar przeznaczyć go na cel społeczny,
podobnie jak inne tego rodzaju domy, które prowadzimy. Będzie on mógł służyć:
1. Na szkoły dzienne dla młodzieży miejscowej;
2. Szkoły wieczorowe dla dorosłych;
3. Na kulturalne rozrywki dla młodzieży rzemieślniczej ze wsi;
4. W lokalach wolnych urządzi się schronisko dla ubogiej młodzieży oddającej się
rzemiosłu, podobnie jak dom w Turynie, gdzie gromadzi się młodzież ze wszystkich
stron Italii;
5. O ile na to miejsce pozwoli, urządzi się ponadto studentat dla naszych kleryków
asystentów odbywających praktykę pedagogiczną po zakładach.
Mam nadzieję, że będzie to zgodne z życzeniem pana prefekta w Turynie.
Gotów służyć, etc.
Ksiądz Jan Bosko
Księdzu Bosko przyświecał cel, z jakim się od dawna nosił przy pertraktacjach
o ten dom, a którego nie mógł ujawnić. Uzgodnione warunki, na jakich gmina
ustępowała Księdzu Bosko wspomniany pałac, nakładały na niego i następców
następujące zobowiązania:
1. Uwzględnienie wytycznych rządu odnośnie wykorzystywania obiektu;
2. Urządzenie w budynku szkoły elementarnej dla potrzeb ludności miejscowej;
3. Podjęcie zobowiązań utrzymywania personelu szkolnego.
Na powyższy zamiar Księdza Bosko dostatecznie wskazuje wyrażenie:
„urządzić w budynku zakład wychowawczy”, do którego należą i szkoły elementarne.
Gdy rzecz była dość daleko posunięta, w cytowanym okólniku do Pomocników
w 1880 roku, wspominał o projektowanym domu, przeznaczonym na wielorakie „cele
społeczne” i dodawał: ...Urządzi się tam warsztaty dla rzemieślników, kurs
przygotowawczy dla nauczycieli i asystentów. Gromadzić się również będzie
miejscową młodzież, otworzy się oratorium świąteczne.
Rzecz jasna, że ze zrozumiałych powodów nie można było wspominać
o nowicjacie. Z drugiej strony, gmina dając wolną rękę Księdzu Bosko, miała wiele do
powiedzenia, co do urządzenia szkoły dla młodzieży we wsi co było poważną ulgą
w jej budżecie.
Obietnica zajęcia się rzemieślnikami w zakładzie została niebawem
zrealizowana. Ksiądz dyrektor Barberis w okólniku do ludności stwierdzał, że „Ksiądz
Bosko otwiera w San Benigno Canavese nowy zakład dobroczynny na rzecz chłopców
ubogich, by ułatwić im wykształcenie fachowe i uzdolnić do zarabiania na własne
utrzymanie”. Prosił więc o kierowanie do zakładu chłopców najwięcej potrzebujących
opieki, narażonych na niebezpieczeństwa wieku od lat 12 - tu do 18 - tu. Zapowiadał,
że będzie się przyjmować zamówienie w zakresie stolarstwa, szewstwa,
introligatorstwa. Polecał się dobroczynności publicznej - w formie gotówki, sprzętów,
żywności. Wkrótce zorganizowano warsztaty, które nabrały wielkiego rozmachu.
196

20.7 Page 197

▲back to top


Nowicjusze przebywali początkowo wspólnie z rzemieślnikami, którzy nie
spostrzegali się o tym wcale, nie widząc ich prawie, gdyż jedni i drudzy mieli osobną
kaplicę, lokalne władze i odrębne podwórze.
W tym roku obchodzono uroczystości papieskie, w związku z objęciem stolicy
Piotrowej przez Leona XIII. W maju, proboszcz miejscowy zwrócił się do Oratorium
z prośbą o przysłanie kapłana do wygłoszenia triduum z tej okazji, celem zyskania
odpustów. Przybył tam wkrótce ksiądz Barberis, który przeznaczony na dyrektora
nowego zakładu, miał sposobność rozejrzenia się w sytuacji, by zorientować się, jakie
należałoby przeprowadzić adaptacje w budynku. Nieco później, Ksiądz Bosko posłał
księży: Cagliero i Barberisa, by się przedstawić nowemu arcypasterzowi i otrzymać
potrzebne fakultety. Ekscelencja okazał się bardzo hojnym mówiąc: Macie ode mnie
wszelkie możliwe władze, jakich zwykli udzielać biskupi. Dowiedziawszy się o tak
pomyślnym ingresie alezjanów do jego diecezji okazał swe zadowolenie i życzył, by
ich pobyt jak najdłuższy był obficie błogosławiony przez Boga i przyniósł pożądane
owoce.
Pierwszymi mieszkańcami zakładu w S. Benigno Canavese miała być grupa
kleryków nowicjuszów w roku szk. 1878/1879. Po złożeniu pomyślnie egzaminów
w Turynie, wyruszyli pieszo, w grupie 50 - ciu, do swej nowej placówki, by spędzić
tam wakacje. Doznali entuzjastycznego przyjęcia od władz i miejscowej ludności.
Wprawdzie brakowało na początku wiele rzeczy, było jednak bardzo wskazane, by
w stadium organizacyjnym zakładu, pierwsi salezjanie mieli okazję do praktykowania
ubóstwa i umieli pogodzić się z pewnymi brakami. Ksiądz Bosko pragnął osobiście
przekonać się, czy to miejsce odpowiednie jest na nowicjat. Dlatego właśnie posłał
tam kleryków na wakacje, a w czasie rekolekcji w Lanzo polecił księżom: Rua,
Lazzero i Barberisowi zbadanie sytuacji i zreferowania na Kapitule.
Relacja wypadła pomyślnie z różnych względów, ale były też i trudności. Po
pierwsze, koszty utrzymania nowicjuszów miał ponosić Dom Macierzysty - niewielu,
bowiem z nich mogłoby coś płacić. Po wtóre, zbytnia odległość przeszkadzałaby
Księdzu Bosko w słuchaniu ich spowiedzi i dotychczasowej opieki duchowej nad
nimi.
Na pierwszą trudność odpowiadano, że nie zabraknie pomocy Opatrzności,
która zawsze zaopatrywała potrzeby Zgromadzenia - tym bardziej, gdy chodzi
o Dzieło zmierzające na większą chwałę Bożą. Co do innej trudności – odległości -
zwrócono uwagę, ze przecież Ksiądz Bosko zwykł często wyjeżdżać z Oratorium
i że z daleka kierował klerykami - zresztą będzie mógł przy sposobności, na przykład
ćwiczenia dobrej śmierci, pojechać do nich na parę dni. Zdecydowano więc,
że klerycy nowicjusze będą odbywać tu swój nowicjat. Udali się więc tam natychmiast
młodzieńcy, uznani przez przełożonych za zdatnych do Zgromadzenia. Dnia
20 października odbyły się po raz pierwszy obłóczyny dokonane przez Księdza Bosko,
który wygłosił do nich egzortę. Wśród owej pięćdziesiątki nowicjuszów było dwóch
zasługujących na wzmiankę: Michał Unia - apostoł trędowatych i Filip Rinaldi -
późniejszy trzeci następca Księdza Bosko.
197

20.8 Page 198

▲back to top


Cremona
We wspomnianym okólniku do Pomocników, Ksiądz Bosko wymienił trzy
placówki, które wprawdzie miały krótki żywot, nie z jego winy, lecz z powodu
okoliczności wynikłych z wyższej siły. Pierwsza z nich, to Cremona. Swego czasu
dwaj wizytatorzy, salezjanie zawędrowali i tam, by stwierdzić jak sprawy stały. We
wrześniu udał się na miejsce ksiądz ekonom Sala, by przekonać się naocznie, co
zdziałała komisja, która tym zawiadywała. Pod koniec miesiąca udało się tam trzech
księży, dwóch kleryków i dwóch koadiutorów. Dyrektorem został mianowany ksiądz
Stefan Chicco, po którym w Nizzy nastąpił ksiądz Lemoyne. W swym okólniku,
Ksiądz Bosko pisał:
W Cremonie otwarto Oratorium pod wezwaniem św. Wawrzyńca męczennika,
ogródek dziecięcy, kościół publiczny, szkoły dzienne i wieczorowe.
Salezjanie borykali się tam przez trzy lata z trudnościami, wytaczanymi przez
partię, która nie chciała absolutnie tolerować żadnego wpływu klerykalnego. Na
nieszczęście jeden z nauczycieli skarcił fizycznie niektórych niesfornych uczniów.
Sprawa wnet się rozniosła i powstał wielki szum. Antyklerykałowie skorzystali z tego
i podburzyli motłoch, który przez kilka dni oblegał zakład, nawet urągał im i odgrażał
się. Na domiar złego, ksiądz Bruna, który nastąpił po zmarłym księdzu Chicco,
niezorientowany w sytuacji, próbował bronić nieostrożnego Współbrata, czym
pogorszył sytuację tak dalece, że został złożony z urzędu przez prefekta.
Nie mniej dobrzy katolicy stanęli w obronie salezjanów i zebrali podpisy
obywateli z odwołaniem się do władz wyższych. Święty posłał do Rzymu księdza
Durando, by je zawiózł komandorowi Malvano. Ten otrzymał je i przyrzekł wstawić
się u ministra oświaty w czasie obiadu u króla. Pod wieczór jednak dał znać, że sprawa
wzięła zły obrót. Ksiądz Durando konferując z kolei z panem Costantini, sekretarzem
osobistym ministra i oświadczywszy, że prosił o pośrednictwo pana Villa, dowiedział
się, że to jeszcze bardziej pogorszyło sytuację. Widocznie masoneria kremońska
zagroziła owemu dostojnikowi, by nie ustępował. Ksiądz Durando, stante pede,
pojechał do Cremony, by pertraktować z tamtejszymi władzami, lecz prefekta nie
zastał, prowedytor nie pokazywał się, a nowy burmistrz nie otrzymał jeszcze
nominacji. I tak triumfowali przeciwnicy. Salezjanie - na polecenie Przełożonych -
musieli się wycofać pozostawiając wszystko w rękach komisji obywatelskiej, która ich
powołała. Powrócimy jeszcze do tej sprawy w tomie następnym.
Wspomniawszy o Cremonie, Ksiądz Bosko mówił: z podobnym celem
otwarłoby się dom w Brindisi, ostatnim mieście w południowych Włoszech... - z tych
słów da się niejako wyczuć niepomyślna prognoza o krótkim tamże pobycie
salezjanów. Zamieszkali oni nie we własnym domu, lecz w pałacu biskupim. Zacny
prałat, monsignor Alojzy Maria Aguilar, Barnabita, odwiedził swego czasu Księdza
Bosko w Oratorium i wyraził życzenie założenia czegoś podobnego w swej i jego
diecezji, nie precyzując dokładnie, o co chodziło. Na domiar złego powstały
nieporozumienia i zazdrości wśród duchowieństwa diecezjalnego, a w końcu dano do
198

20.9 Page 199

▲back to top


zrozumienia, że zbędna jest pomoc księży obcych wśród ludności Brindisi. Kilku
współbraci, którzy już tam pracowali, widząc, że nie cieszą się zbytnią sympatią
powrócili do Piemontu.
Challonces
Ksiądz Bosko, w rozmowie z komandorem Dupraz, pochodzącym z okręgu
Savoia, wyraził chęć zainicjowania działalności salezjańskiej w diecezji, skąd
wywodził się św. Franciszek Salezy, od którego wzięło swą nazwę Zgromadzenie. Ów
pan poruszył ten temat wobec swego biskupa, monsignora Magnin, podnosząc wielkie
dobro, jakie działają salezjanie na korzyść młodzieży opuszczonej. Usłyszawszy to
monsignore zapewnił go, że w razie, gdy Ksiądz Bosko będzie miał po temu środki, by
ufundować swój zakład w Savoi, może liczyć na jego całkowite poparcie. Sposobność
rychło nastręczyła się w roku 1877. Komandor wraz ze swą siostrą postanowili nabyć
na ten cel budynki w Challonces, w Górnej Savoi, by Ksiądz Bosko mógł otworzyć
tam szkoły z konwiktem. Biskup proszony o wyrażenie swej zgody pisał księdzu
Durando:
Od dłuższego czasu interesuję się dobroczynnym Zgromadzeniem Księdza
Bosko i przyklaskuję serdecznie zamiarowi ufundowania zakładu w mojej diecezji,
w Challonces. Na widok dobra zdziałanego na korzyść młodzieży włoskiej, będę
szczęśliwy, gdy jak mam nadzieję, zechce pracować wśród moich diecezjan. Po
śmierci monsignora Magnin, również jego następca, biskup Iscard oświadczył,
że chętnie widział będzie salezjanów w swej diecezji.
Koszt nabycia i przeprowadzenia koniecznych adaptacji budynków
przeznaczonych na zakład, sięgał sumy 60 tys. franków, które wyłożył hojny
komandor, który ponadto zobowiązał się wypłacać rocznie Salezjanom 1300 franków.
Ksiądz Bosko posłał księdza Durando, by oglądnął je i zadecydował o ich
użyteczności. Ustalono otwarcie zakładu w listopadzie 1879 roku.
Nieco przed otwarciem zakładu, ukazała się broszurka, napisana przez pewnego
radcę gminnego w Challonces, zatytułowana: „Oratorium św. Jana Chrzciciela”.
Donosiła ona, że z upoważnienia biskupa Annecy i za wiedzą miejscowego
proboszcza, w domu pana Dupraz'a otwiera się kaplicę celem kształcenia religijnego
młodzieży w Challonces i pobliskich okolic, podawała szczegółowy program nauki
w szkole bezpłatnej, zatwierdzonej przez delegata kantonalnego. Przy końcu
informowała, że ma zamiar otworzyć niebawem szkołę wolną, względnie, jak to się
u nas mówi prywatną w zakresie nauki elementarnej.
Cóż, kiedy do prowadzenia tego rodzaju szkoły, zgodnie z ustawodawstwem
francuskim, potrzebne było zezwolenie rządowe, nadto dyrektor szkoły winien
posiadać obywatelstwo francuskie. Ksiądz Bosko przewidywał na to stanowisko
hrabiego Caysa, narodowości włoskiej. Wobec tego należało porozumieć się
z księdzem Vincent ze Saint Cyr, który by mógł reprezentować zakład wobec władz
szkolnych miejscowych.
199

20.10 Page 200

▲back to top


Salezjanie wkrótce przybyli na miejsce wraz z księdzem Durando. Zainicjowali
Oratorium ze szkołą muzyki i śpiewu. Oratorium było otwarte codziennie, zgodnie
z zarządzeniem Kurii biskupiej, nakazującej nauczanie katechizmu dzieci, począwszy
od 1 listopada do 14 marca. Z tego powodu cały dzień był zajęty nauczaniem dzieci
katechizmu, podzielonych na różne grupy. Nauka zaczynała się od godziny siódmej
rano do pół dziewiątej, potem Msza św. Następnie odbywała się nauka bezpłatna:
uczono tylko czytania, pisania i rachunków. Po południu młodzież bawiła się na
rekreacji. Wielu chłopców z daleka, przyniosło jedzenie ze sobą, pozostając aż do
wieczora. Dom przedstawiał się pięknie, sale były obszerne i wygodne.
Wszystko idzie jak najlepiej - pisał hrabia Cays - z wyjątkiem biednego
dyrektora, któremu wiele brakuje do tego, by godnie odpowiadał swej pozycji.
Prawda, przypominam sobie to, o czym często Wasza Przewielebność mi mówił:
Cania possum in eo qui me confortat. Z tym wszystkim pragnąłbym mieć więcej
ufności w pomoc Bożą, niż wymaga tego moja niezdarność. Piszę szczerze o moich
kłopotach, nie dlatego, bym wzbraniał się, od czegoś, lecz by Przewielebność Wasza
raczył modlić się za mnie do Boga. Tymczasem zaszło to, co miało miejsce gdzie
indziej: młodzież uciekała ze szkoły miejscowej i przychodziła na naukę do
Oratorium, w którym nauczanie nie miało publicznego zatwierdzenia i nie było zresztą
kompletne... Z tego powodu nasi musieli urządzić się tak, by młodzież nie traciła na
nauce. Dodano nowe przedmioty i pomyślano, by należycie funkcjonowała szkoła
prywatna, do czego zachęcało wielu dobrodziejów i znajomych. Za ich radą podjęto
starania u władz cywilnych, a więc wysłano do prefektury odpowiednie papiery
i przystąpiono do dzieła, by w przepisanym terminie miesięcznym otworzyć regularną
szkołę.
Wówczas rozpoczęła się przeciwko salezjanom diabelska nagonka. Dzienniki
masońskie zaatakowały przybyszów, zwłaszcza „Patriota Savoisian” w Chambery,
organ radykałów. Podsycał ten ogień miejscowy nauczyciel, któremu pozostało
zaledwie kilku uczniów. Inspektor szkolny, po zwizytowaniu domu zrobił doniesienie
do prefektury, która wystąpiła przeciw księdzu Vincent i dwom innym na drogę
sądową z dwoma zarzutami. Pierwszym było, że otwarto szkołę bez pozwolenia,
wskutek czego wezwano na przesłuchanie przed trybunałem karno - cywilnym w Saint
Julien, naczelnika okręgu. Drugi zarzut dotyczył zatrudnienia w szkole dwóch obcych,
w charakterze nauczycieli - to jest księdza Caysa i kleryka asystenta. Wobec tego
z miejsca wydano zarządzenie zamknięcia szkoły. Z uwagi jednak na to, że racją
dostateczną podobnego drakońskiego zarządzenia mogła być jedynie moralność
publiczna, jako wystarczający powód uznano ich pochodzenie zagraniczne, jakoby to
nie dawało dostatecznej gwarancji należytego poziomu szkoły. W taki sposób,
dyrektor 8 grudnia, musiał pożegnać swych uczniów i zawiesić szkołę do terminu
nieokreślonego. Ksiądz Vincent został skazany przez trybunał na grzywnę
w wysokości 25 franków i pozbawiony prawa otwierania publicznej szkoły.
Komandor tymczasem nie mogąc pogodzić się z tym stanem rzeczy, szukał
innej odpowiedniej osoby, by móc nadal prowadzić szkołę. Wobec powyższych
200

21 Pages 201-210

▲back to top


21.1 Page 201

▲back to top


trudności, ksiądz Rua uważał za konieczne wezwać dyrektora, by przybył porozumieć
się z Księdzem Bosko, co do dalszych, ewentualnych kroków. Ksiądz Bosko zaś uznał
za stosowne wycofać się z honorem z tej placówki. Zmuszony był do tego
z następujących powodów. Po pierwsze, ze względu na osobę dyrektora zakładu,
którym nie mógł być ktoś obcej narodowości. Można by postawić kogoś nominalnie
występującego wobec władz, ale komu wtedy podlegałaby reszta Współbraci? Nadto
Ksiądz Bosko widział niebezpieczeństwo, że ten ktoś poczułby się pewnego dnia
prawdziwym przełożonym. Z drugiej strony - po perypetiach sądowych, władze
zaostrzyłyby swą czujność i z łatwością spostrzegłyby się, że to jakiś zakon i do tego
zagraniczny i nie zaprzestałby sekatur.
Lepiej będzie - pisał ksiądz Rua do dyrektora Caysa - że komandor Dupraz
swoimi siłami, spoza Zgromadzenia, obsadzi szkołę, a gdy czasy się uspokoją
i nastroje burzliwe miną, wówczas będzie można powrócić na tę placówkę, zwłaszcza,
jeśli chodzi o szkołę.
Ksiądz Bosko wnet spostrzegł się o przyczynie tego zła: zbyt pośpieszono się
z zaczęciem szkoły prywatnej. Doświadczenie dało mu poznać, że do dzieł trwałych
wiedzie droga przez Oratorium świąteczne, dalszy rozwój przyjdzie z biegiem czasu
i stosownie do okoliczności. Polecił więc hrabiemu w ten sposób postępować na
przyszłość.
Car. mo Sig. Conte!
Czytałem zawsze jego listy z wielką radością, a nie rzadko i z przykrością.
Stało się widoczne, że szatan pokazał nam swoje rogi. Gdybyśmy się trzymali
pierwszego planu pana Dupraz'a, może byśmy uniknęli tej wojny. Otóż ów program
zakreślał na początek tylko Oratorium świąteczne, względnie szkołę wieczorową na
ten rok. Tymczasem można było zastanawiać się, co robić dalej. Widać, jak na tę rzecz
są czułe władze. To samo mieliśmy w Trinita di Mondovi. Tam nauczyciele starają się
dopomagać uczniom i magistrat udziela im swego poparcia. W każdym razie czekamy
na rozstrzygnięcie sądu, do którego trzeba będzie się zastosować. Uważam za
właściwe trzymać się w przyszłości Oratorium świątecznego i działać
bezinteresownie, udzielając wiadomości w zakresie ściśle alternatywnym. Ksiądz Rua
napisze mu o innych sprawach. Co do innych szkół naszych we Francji, nie ma na
razie przeszkód, gdyż tak w Nizzy, jak w Nawarze naucza się tylko w zakresie
wewnętrznym terminatorów. W Marsylii jest także szkoła dla tamtejszej Maitrise, lecz
pod nadzorem miejscowego proboszcza. Przesyłam ukłony dla pana komandora
Dupraza i jego małżonki zapewniając o swych modlitwach o ich zdrowie i pomyślność
naszych spraw.
Turyn, 12.12.1879 r.
Aff. mo. am. XJB
PS. Polecam się nie zważać na wydatki względem zdrowia własnego
i współbraci. Niech wszyscy mają dostateczną odzież.
201

21.2 Page 202

▲back to top


Hrabia nie mógł wcześniej wyjechać do Turynu, jak w styczniu 1880 r. Ksiądz
Bosko przedłożył tę delikatną kwestię do rozstrzygnięcia na Kapitule Wyższej.
Powiedzieliśmy „delikatną”, gdyż komandor Dupraz zasłyszawszy, że salezjanie
wycofują się tym mocno dotknięty i wystosował do księdza Rua stanowczy protest
przeciw podobnemu planowi, który mu w danej chwili wydawał się niedotrzymaniem
obietnic. Postanowiono więc na razie ograniczyć akcję, tak by nie wzbudzić
podejrzenia władz i poszukać ewentualnie jakiegoś innego wychowawcę, by zastąpił
księdza Vincent. Postanowiono nadto podjąć to dzieło na próbę - na jeden rok,
a w tym czasie Kapituła będzie je finansowała. Hrabiego Caysa upoważniono
poinformować o tej decyzji komandora Dupraza.
Po powrocie dyrektora do jego rezydencji zaszła nowa okoliczność, która
pokrzyżowała plany dalszego funkcjonowania Oratorium. Otóż napisał on do biskupa
Annecy w sprawie korzystania z przyznanych Zgromadzeniu przywilejów, a między
innymi kaplicy domowej, która ma się zamiar niebawem poświęcić. Biskup zaś
odpisał, że z uwagi na okoliczności nieprzychylne dla Zgromadzeń zakonnych,
roztropniej byłoby jego zdaniem nie dawać władzom pretekstu - tym więcej, że dla
otwarcia tego rodzaju kaplicy potrzebne jest upoważnienie z ministerstwa. W praktyce
przechodziło się często nad tym do porządku, lecz po zaistniałych wypadkach można
było przewidywać, że prefektura powołując się na wspomniany artykuł zamknie
kaplicę. Tymczasem nastąpiła śmierć pana Dupraza, który był duszą całego
przedsięwzięcia. Salezjanie wyjeżdżali na doroczne rekolekcje do Oratorium,
z prawdopodobnym zamiarem niepowracania, co rzeczywiście nastąpiło, pomimo
nalegań wdowy. Zresztą walka, którą prowadzono wówczas we Francji przeciw
zakonom, radziła usunąć się z widoku, by nie sprowadzić prześladowania na nasze
placówki we Francji, co zapewne nastąpiłoby, gdyby salezjanie wrócili do Challenges
po niedawnym zatargu.
Zresztą ten wypadek nie był jedyny, który radził księdzu Bosko nie narzucać się
zbyt, lecz przeczekać do lepszych czasów, by Dzieło salezjańskie mogło się
zakorzenić we Francji. Podobnie długa korespondencja hrabiego Caysa z księdzem
Comoy i księdzem Bologna, trwająca od stycznia do czerwca 1880 r., w sprawie
otwarcia domu w Fourchambault, depart. Nievre, została zawieszona z polecenia
Świętego, gdy ukazały się dekrety wrogie przeciwko zgromadzeniom zakonnym
niezatwierdzonym przez rząd.
Epizod z Annecy
Nim pozostawimy Savoię, nie chcemy pominąć pewnego ciekawego epizodu,
w którym brał również udział hrabia Cays, jako sekretarz Księdza Bosko w
załatwianiu korespondencji francuskiej. Otóż, po ogłoszeniu świętego Franciszka
Salezego Doktorem Kościoła św. (1877 r.). Siostry wizytki w Annecy przystąpiły do
wzniesienia swemu świętemu Ojcu artystycznej świątyni, w której znalazłyby godne
miejsce relikwie św. Doktora, przechowywane dotąd w kaplicy wewnętrznej. Prace
budowlane rozpoczęto w roku 1878, lecz po roku fundusze wyczerpały się,
202

21.3 Page 203

▲back to top


a pozostawał jeszcze wystrój wewnętrzny kościoła. Oto w maju 1879 r., nadszedł do
Księdza Bosko list do Matki Przełożonej Marii Luizy Bartolezzi, wyrażającej
pragnienie, by raczył uwiecznić swe imię w formie złożonej cegiełki na rzecz
przyozdobienia kościoła. Z Turynu sprowadzano bogate rzeźby w marmurach
i granitach, byłoby więc rzeczą naturalną, by nie brakło hołdu i ze strony tego, który
dla swego zgromadzenia wziął za patrona biskupa genewskiego. List kończył się
zapowiedzią wizyty spowiednika klasztoru. Wspomniana wizyta prawdopodobnie nie
nastąpiła, jak wynika z listu w miesiąc później wysłanego przez Księdza Bosko.
Święty, miedzy innymi pisał tam: „Życzeniem moim byłoby, by nasze Zgromadzenie,
pod opieką słodkiego doktora, miało w tej świątyni własny ołtarz ufundowany ku czci
Świętego. Obawiam się jednak, że na ten cel zabraknie mi funduszów. Przede
wszystkim chciałbym wprzód wiedzieć, czy jest jeszcze do dyspozycji ołtarz i ile
wyniesie jego koszt. O ile by wspomniany koszt był proporcjonalny do moich
możliwości, chętnie bym się go podjął. Nie mogę więc zobowiązywać się z góry, ani
nie robię zadatków, zanim nie poznam ciężaru, którego się podjąłem”.
Matka Przełożona z radością odpisała bezzwłocznie, że są do dyspozycji dwa
ołtarze, które dotąd nie znalazły fundatorów: ołtarz Najświętszego Serca Pana Jezusa
i Najświętszej Maryi Panny. Koszt każdego z nich wyniosą od trzech do trzech i pół
tysiąca franków.
Jeśli jednak Przewielebny Ojciec raczy przyłączyć się do ufundowania ołtarza
wspólnego, to nie potrzeba będzie takiej sumy - pisała Matka. Czymkolwiek raczyłby
się przyczynić do przyozdobienia naszej świątyni, zbudowanej wspólnym wysiłkiem
czcicieli św. Doktora, będzie przyjęte z głęboką wdzięcznością.
Ksiądz Bosko przekonany, że nadeśle mu się odpowiedni kosztorys, nie
odpowiadał więcej. Nie zapomniał jednak o swej obietnicy. Istotnie, hrabia Cays,
w czasie swego pobytu w Challonges, kiedy miał sposobność być w Annecy, otrzymał
polecenie złożenia ofiary w wysokości 500 franków na wspomniany ołtarz.
Tymczasem sprawy toczyły się swoim trybem: ołtarz Najświętszego Serca Pana
Jezusa stał już gotowy w kaplicy pięknie przyozdobionej, a to wszystko na koszt
Księdza Bosko, za sumę 5 tys. franków, gdyż sumę 500 franków uważano, jako
zadatek. Kto milczy, zgadza się - rozumowano tam. Ksiądz Bosko zaś uważał
odwrotnie: Kto milczy, do niczego się nie zobowiązuje, rezerwuje sobie ostatnie
słowo, aż nie zobaczy gotowego projektu. Pozostając przy swoich trzech tysiącach
franków, mógłby do tego się przyczynić i to raczej w postaci marmurów i rzeźb
wykonanych przez artystów turyńskich, z których wielu było jego przyjaciółmi. Ale
wyłożyć tak od razu pięć tysięcy franków - to była rzecz dla niego poważna, bo i sam
również posiadał wiele zobowiązań. Opatrzność jednak i tym razem przyszła mu
z pomocą. Otóż hrabia Cays wróciwszy w lecie z Challonges, opowiedział o tym
pewnemu znajomemu, gorliwemu Pomocnikowi Salezjańskiemu baronowi
Felicjanowi Ricci des Ferres. Było mu to na rękę tym bardziej, że chciał się pozbyć
pewnego skrupułu, ciążącego mu na sumieniu. Mianowicie, nabył on swego czasu
były majątek Sióstr wizytek, skonfiskowany im za panowania Francuzów. Prawda,
203

21.4 Page 204

▲back to top


że na mocy konkordatu zawartego miedzy Piusem VII a Napoleonem I, ten kto nabył
jakąś własność poklasztorną, mógł ją zatrzymać spokojnie. Lecz baron, człowiek
delikatnego sumienia, chciał na to mieć wystarczający dowód. Udał się więc do
Księdza Bosko i przedłożył projekt następujący: on wypłaci Siostrom w Annecy
cztery tysiące franków w dwóch ratach, a Siostry ze swej strony albo odkupią
nieruchomość za cenę jej nabycia z potrąceniem kosztów restauracji budynków,
względnie uzyskają dla niego dokument potwierdzenia nabytej własności ze strony
klasztoru wizytek w Turynie. Pośredniczyć w tej transakcji miał spowiednik Sióstr w
Annecy. W taki sposób sprawa została załatwiona bardzo szybko.
Randazzo
Jedną z fundacji szczycących się założeniem przez Księdza Bosko, jest
z pewnością Randazzo - kolegium św. Bazylego. W ciągu 53 lat istnienia na swym
koncie tak wiele zdziałanego dobra, iż nie można pominąć trudnych początków
i poważnych kłopotów finansowych, przez jakie musiała przebrnąć wspomniana
placówka. Przetrwała ona zwycięsko wszelkiego rodzaju próby, na jakie była
wystawiona. Pamiętny jest ów wieczór październikowy, gdy po długim oczekiwaniu,
zjawiła się grupa młodych kleryków, pod przewodnictwem starszego kapłana, z miną
jakby cierpiącego, która na przekór wszelkim przesądom antyklerykalnym, potrafiła
zainicjować szkoły prywatne pod kierownictwem zakonników!
Randazzo - to ludna osada na Sycylii, z dawna ciesząca się nazwa miasta.
Zbudowana z czarnej, zakrzepłej lawy, rozsiadła się na stokach dymiącego olbrzyma
połyskującego wiecznym śniegiem, zalegającym na jego szczytach, wznoszących się
ponad 2500 metrów ponad poziom morza. W latach, o których mowa, nie istniała
jeszcze kolejka podgórska, najbliższa linia kolejowa wiodła z Messyny do Catanii,
w odległości jakieś 30 km. Rozwijała ona szybkość według dawnego stylu - gdy się
wyjeżdżało z rana od podnóża Etny, wracało się dopiero późnym wieczorem
z powrotem. W tym to zakątku postanowił Ksiądz Bosko usadowić swój pierwszy
zakład na Sycylii.
Żyje w Randazzo jeszcze wiele rodów starożytnych i zamożnych, prawdziwie
szlacheckiej kondycji. Nic dziwnego, że i tam odczuwano potrzebę postawienia na
należytym poziomie wychowania młodzieży, zgodnie z wymogami współczesnymi.
Od roku 1862 istniał projekt wybudowania kolegium, lecz nie mało trudności piętrzyło
się na drodze. W 1867 r. poczyniono starania u rządu celem uzyskania na ten cel
byłych budynków pobazyliańskich. Nie było jednak nikogo, kto by się podjął
realizacji projektu i ewentualnego prowadzenia szkoły. Tak trwało do roku 1878,
kiedy z inicjatywy niektórych obywateli, wbrew panującym przesądom, postanowiono
zwrócić się do jakiegoś zgromadzenia zakonnego. Ale, do którego?...
Pewnego razu, ksiądz Franciszek Fisauli radził się w tej sprawie u biskupa
w Acireale, na którego terenie znajduje się Randazzo.
No, dlaczego nie udacie się do Księdza Bosko? - spytał monsignor,
A kto to jest ten Ksiądz Bosko? - spytał kapłan.
204

21.5 Page 205

▲back to top


Jak to, nie znacie Księdza Bosko z Turynu?
Ksiądz Fisauli zrobił gest zdziwienia. Wówczas biskup poinformował go
szczegółowo o Oratorium i zakładach Księdza Bosko. Ten rozentuzjazmowany,
wróciwszy do siebie, podzielił się wiadomościami ze swymi przyjaciółmi i zachęcił,
by niezwłocznie przystąpić do dzieła.
Inicjatywę podjęto natychmiast. Inspiratorem i duszą całej akcji okazał się
pewien wybitny i zasłużony obywatel z Randazzo, nazwiskiem Józef Vagliasindi
Romeo, który w charakterze radcy prowincjalnego, wystąpił do władz cywilnych
z projektem. A umiał popierać go skuteczniej, niż by to uczynić mogły władze
kościelne. Był on do końca wierny salezjanom i ochraniał kolegium przed wszelkimi
wrogimi zakusami.
Kto inny mógł patrzeć na kolegium pod kątem opłacalności zakładu. Pan
Vagliasindi, nie poprzestając na tym, miał wyższe cele: chodziło mu o religijne
wychowanie młodego pokolenia. Pełen energii pomimo młodego wieku, umiał
przeprowadzić swój zamiar i potrafił wydrzeć u masońskich władz potrzebne
upoważnienie dla nowo powstałej placówki. Postępował w działaniu z roztropną
rezerwą, którą dyktowały warunki współczesne i dopiero po śmierci ujawniła się jego
postać w pełnym blasku zasług, pomimo że za życia jego stawiano, kogo innego na
pierwszym miejscu.
Po wstępnym epizodzie z biskupem zaczęły się pertraktacje z Księdzem Bosko.
Początek dał list, w imieniu pana Vagliasindi, napisany przez księdza Fisauli i za
pośrednictwem biskupa przesłany Świętemu. Wydaje się, że już w kwietniu tego roku,
pan Vagliasindi przesłał mu szczegółowe informacje na temat położenia, warunków
zdrowotnych, okoliczności moralnych i finansowych placówki etc. Odpowiedź była
pozytywna. Ksiądz Bosko wyrażał gotowość otwarcia w Randazzo szkół zawodowych
i gimnazjalnych z internatem i podjęciu się nauczania podstawowego. Nie obiecywał
wiele gołosłownie, lecz żądał zawarcia kontraktu formalnego z magistratem, na wzór
tego z Alassio. Zapowiadał, że przyśle swego przedstawiciela. Być może, że uczynił
aluzję do przyszłego objazdu księży: Cagliero i Durando.
Oczywiście nie podawano oficjalnie nazwiska Księdza Bosko w pertraktacjach
z magistratem, dopiero po raz pierwszy usłyszało się o nim na posiedzeniu 28 stycznia
1879 r., z ust radcy pana Vagliasindi, który zreferował prowadzone z nim od dawna
pertraktacje, spotykając się z powszechną aprobatą. 2 marca przybyli owi dwaj
wysłańcy Księdza Bosko zatrzymując się w Randazzo przez sześć dni. Z tej okazji
ksiądz Cagliero pisał:
Zostaliśmy urzędowo przyjęci przez magistrat, który powodował się motywami
nie materialnymi, lecz z czystych pobudek chrześcijańskich, pragnąc dla młodzieży
wychowania gruntownego, zdrowego i religijnego.
Wobec zrozumienia przez społeczeństwo misji salezjanów, powołanych do
odbudowanie na Sycylii ducha religijnego na gruzach dawnych zakonów wymarłych
lub rozproszonych, dwaj wysłańcy widzieli możność otwartego traktowania spraw,
wykraczającego nawet poza granice ich uprawnień.
205

21.6 Page 206

▲back to top


Mając za podstawę dość luźny kontrakt z Alassio, zawarli z magistratem układ
na lat pięć, w dniu 7 marca zatwierdzony następnie dnia 29 kwietnia przez Radę
szkolną, parafowany wkrótce w formie legalnej. Gdy sprawy zostały już ustalone
zasadniczo, Ksiądz Bosko napisał do burmistrza „list treściwie i gładko ujęty, który
bardzo się podobał” - jak pisał ksiądz Fisauli - radnym, nie mniej jak wszystkim,
którzy go czytali. Wreszcie posłany został na miejsce ksiądz ekonom Sala, radca
Kapituły Wyższej, by pokierował pracami przedsięwziętymi przez magistrat, w celu
adaptacji lokali.
Zgodnie z brzmieniem kontraktu, miało się otworzyć szkoły z początkiem roku
szkolnego 1879 -1880. Dyrektorem nowego domu został mianowany ksiądz Piotr
Guidazio, zwolniony w międzyczasie z Montefiascone. Wyruszył on z Turynu,
19 października, ze swym personelem. W czasie podróży miał możność przekonać się,
jak wielce ceniony był Ksiądz Bosko w południowych Włoszech. W Neapolu na
przykład, nie chciano go początkowo dopuścić do ołtarza, gdyż nie miał ze sobą
celebretu. Ale gdy tylko powiedział, że jest salezjaninem, to wydobyto dla niego
najpiękniejsze paramenty i traktowano z wszelkimi możliwymi względami.
A w Messynie, arcybiskup Guariano, traktował naszych z najwyszukańszą
serdecznością. Było ich dziesięciu, sam podawał im kawę przy stole, potem polecił
przygotować dla nich w seminarium wygodne pomieszczenie i co potrzebne było dla
żywności. Dyrektor przyjmował tam wielu duchownych i świeckich, spragnionych
poznać bliżej salezjanów. Co więcej, napisał do Księdza Bosko list pełen serdecznych
uczuć, wyrażając nadzieję, że wkrótce będzie mógł osobiście podejmować
w Messynie.
W Randazzo oczekiwano salezjanów publicznie; w otoczeniu kleru i ludu
zaprowadzono do kolegium, podziwiając ich młody wiek, lecz pełen wdzięcznej
powagi. W zakładzie złożyły im wizytę władze cywilne. Echem tego wszystkiego był
list księdza Guidazio do Księdza Bosko, w którym pisał:
Ostatecznie znajduję tu wszystko piękne: błękit nieba, przyjemne okolice
obszerne kolegium i miłą pracę, gdy się wszystko ułoży jak najlepiej usposobioną
ludność... Trzeba jednak, by Oratorium pamiętało o nas w modlitwach i by Ksiądz
Bosko raczył nas polecić Matce Najświętszej Wspomożycielce i naszemu patronowi
św. Franciszkowi Salezemu, by dał nam, choć cząstkę tej słodyczy i gorliwości
o zbawienie dusz, dzięki którym zdziałał tak wiele dla chwały Bożej. Poślij nam drogi
Księże Bosko swe błogosławieństwo i bądź przekonany, że uczynimy, co w naszej
mocy, by okazać się godnymi imienia salezjanów i synów Księdza Bosko.
Zgłoszeń o przyjęcie było już około pięćdziesiątki. Ksiądz Sala, przebywający
tu do końca listopada, przekształcił budynek klasztorny z jego przyległościami na
wygodne pomieszczenie dla swych nowych mieszkańców. Objęcie budynku miało
nastąpić 12 listopada. Po miesiącu ksiądz Guidazio opisywał, jak sprawowali się
chłopcy, wykazując, że i na Sycylii zbawienna metoda Księdza Bosko przynosiła
owoce:
206

21.7 Page 207

▲back to top


Na prawdę, podziwu godne jest, z jaką chciwością słuchają ci chłopcy zaleceń
Księdza Bosko. Choćby im godzinę i dłużej mówić o Księdzu Bosko, słuchają bez
znudzenia. Są tak posłuszni i grzeczni nad podziw. Każdą niedzielę i święto
przystępują do sakramentów św. Rodzice są zadowoleni widząc swych synów
wesołych; nadto, że wolą przebywać w zakładzie niż w domu. Wielu z nich życzyło
sobie mieć ich przy stole na Boże Narodzenie. Na ich pisemne prośby odpowiadałem,
że nie mogę ich zadowolić, gdyż Reguła na to nie pozwala, a gdy nastawali, poleciłem
zawołać ich synów i w obecności rodziców pytałem, czy chcieliby iść na obiad do
domu lub wolą pozostać z nami w kolegium. Ani jeden nie znalazł się, który by
powiedział, że nie chce zostać w kolegium. Wobec tego rodzice zaprzestali nas
nakłaniać, natomiast posyłali wiele słodyczy dla chłopców i przełożonych. By sprawić
radość tym chłopcom, znaleźliśmy prosty środek, mianowicie przebieraliśmy ich po
ośmiu lub dziesięciu kolejno, jako Mały Kler, w czasie Nowenny do Bożego
Narodzenia... Trzeba ich widzieć, jak się ubiegają, by służyć do nabożeństwa, ubrani
jak klerycy!... Parę razy urządziliśmy dla nich przedstawienie.
Przy zakładzie salezjańskim nie może braknąć Oratorium. Ksiądz Stefan Trione
litując się nad tylu chłopcami ubogiego ludu, pozbawionych wszelkiej nauki,
gnieżdżących się w nędznych szopach i wałęsających się po ulicy, zajął się nimi,
gromadząc się na święta w jakimś porządniejszym pomieszczeniu. Przedstawił tę myśl
biskupowi, który nie tylko pochwalił inicjatywę, lecz zalecił, czym prędzej
wprowadzić w czyn przyrzekając poparcie swoje i kleru. I tak otrzymał ksiądz Trione
do dyspozycji opuszczony kościół wraz z ławkami odpowiednio rozmieszczonymi.
Zaczęło się w ten sposób Oratorium gromadząc blisko dwustu chłopców.
Było dla niego wielką pociechą widzieć, jak te łobuziaki, przyzwyczajone do
brudnych słów i przekleństw „per santo diavolo” i innych tego rodzaju, będących
w użyciu na wyspie, stopniowo się zmieniali. Oczywiście, by ich przyciągnąć do
Oratorium, urządzał loterie, pokazywał kukiełki, odgrywał bajki marionetkowe,
organizował przechadzki dłuższe z podwieczorkiem. Dopomagał mu w tym kleryk,
z paru starszymi chłopcami, którzy służyli mu za tłumaczy w dialekcie sycylijskim,
dopomagali do utrzymania porządku w kościele lub na rekreacji. Z czasem zdobył
u tych biednych dzieci wielkie przywiązanie, pouczał ich o sprawach religijnych
i podnosił z zaniedbania, w jakim dotychczas żyli.
Z wiosną, okazją do pewnego urozmaicenia życia zakładowego były dwie
wizyty arcypasterzy. Arcybiskup Guarino przebywający w sąsiednich
miejscowościach na wizytacji, postanowił odwiedzić kolegium w Randazzo, by się
przekonać, jak tam pracują ci osławieni salezjanie. Pozostał w zakładzie blisko
tydzień, przystosowując się do chłopców, obcując z nimi i biorąc udział w ich
rozrywkach, podobnie jak to czynili ich przełożeni. Bardzo mu się podobała akademia
urządzona ku jego czci. Odjechał głęboko przekonany, że system Księdza Bosko
odpowiada potrzebom współczesnych.
W miesiąc później zagościł biskup Genuardi. Ku czci arcypasterza odegrano
komedię łacińską na artystycznym poziomie, zdaniem wielu znawców. Lecz każdy
207

21.8 Page 208

▲back to top


medal ma i odwrotną stronę. Ksiądz Rua ostrzegał dyrektora, by nie dał się ponieść
pierwszym wrażeniom. Fakty potwierdziły jego przestrogę. Wrogie nastawienie władz
szkolnych, oziębłość ze strony władz komunalnych, wystawiły na twarda próbę
dyrektora i tylko dzięki pomocy pana Vagliasindi, trudności zostały przezwyciężone.
Ksiądz Bosko wysyłając go powiedział: W Randazzo dokonasz pięknych rzeczy.
Ksiądz Bosko ci błogosławi i będzie się modlił o to. I tak było. Dawał on wyraz
nadziei, że ten pierwszy dom na Sycylii będzie „nasieniem wielu innych”. Fakty
potwierdziły to proroctwo.
208

21.9 Page 209

▲back to top


ROZDZIAŁ XIV
Tu i tam w ciągu roku 1879
Podamy niektóre szczególiki, mające pewien związek z naszym opowiadaniem,
by nic nie uronić, co odnosi się do życia naszego Świętego z roku 1879. Będą to
pewne wiadomości odnoszące się do domów we Włoszech i we Francji.
W Lanzo: Odwiedziny; Magistrat; Rekolekcje.
Na uwagę zasługuje w Lanzo pewien ślub, do którego zobowiązało się
kolegium w roku 1873. Mianowicie, gdy zaledwie ukończono nowy budynek
wspaniale prezentujący się na tle podgórza alpejskiego, pojawiły się w ścianach rysy,
powodując wielkie zaniepokojenie u Przełożonych. Tym więcej, że poczynając od
szóstej kolumny portyków, budynek zaczął wyraźnie się obsuwać. Próbowano
zaradzić temu, a ksiądz Lemoyne pospieszył zawiadomić Księdza Bosko. Ten polecił
oddać pod opiekę św. Józefowi zwłaszcza filar zagrożony i uczynić ślub, że się
wystawi na dziedzińcu podobną kolumnę ze statuą św. Patriarchy. Niebezpieczeństwo
zostało zażegnane, a tymczasem - na skutek ciągłych zmian w personelu -o ślubie
zupełnie zapomniano. Lecz oto nowy wypadek przyspieszył jego wykonanie.
Mianowicie w roku 1877, pewien mały konwiktor z Turynu, nazwiskiem Wiktor
Emanuel Salvini, bawiąc się na drugim piętrze klatki schodowej, wychylił się tak
niebezpiecznie poza barierę, że stracił równowagę i spadł na dół. Szczęśliwym
przypadkiem, siedział w tej samej chwili na schodach ksiądz dyrektor Scappini. Jemu
to wprost na kolana spadł ów dzieciak. Obaj zdążyli wezwać świętego Józefa i obaj
wyszli bez szwanku. Ksiądz Bosko dowiedziawszy się o tym kazał natychmiast
spełnić ślub złożony.
Pomnik był gotowy dopiero na 13 marca 1879 r. Na tę miłą uroczystość przybył
Święty wraz z wielu zaproszonymi gośćmi i Dobrodziejami. Z tej okazji kleryk Grosso
- utalentowany muzyk - skomponował hymn okolicznościowy z towarzyszeniem
kapeli Oratorium, pod dyrekcją mistrza Doglianiego. Dla upamiętnienia tego faktu
ustanowiono, by, co środę było nabożeństwo ku czci św. Józefa z wystawieniem
Najświętszego Sakramentu, co dotychczas się praktykuje.
Odwiedziny Księdza Bosko w Lanzo były dość częste. Razu pewnego zawitał
tam na wiosnę, gdy gnieździły się ptaki. Przy tej sposobności zdarzył się pewien
charakterystyczny i ciekawy epizodzik. Otóż w czasie przechadzki kilku internistów
znalazło gniazdo szpaków, które ukryli w sypialni w jakiejś skrzynce. Niebawem
jednak biedne stworzenia, na skutek nieodpowiedniego traktowania ze strony
niedoświadczonych, swych żywicieli, jeden po drugim pozdychały. Po śmierci
209

21.10 Page 210

▲back to top


ostatniego ptaszka, chłopcy umyślili sprawić im uroczysty pogrzeb. W czasie rekreacji
wynieśli je z sypialni procesjonalnie, wśród śpiewów i pokropień miejsce
przeznaczone na pochowanie. Ksiądz Bosko obserwował wszystko ze swego okna.
Potem, w czasie studium kazał zawołać głównego prowodyra ceremonii.
Poważnie i surowo dał mu poznać, że tego rodzaju wyczyn zakrawał na profanację
rzeczy świętych i nie może się więcej na przyszłość powtórzyć. Ale gdy spostrzegł,
że łobuz przekonał się o swym wykroczeniu, zmienił ton. Powiedział, że wybacza to
wszystkim, a na dowód tego podarował mu torebkę cukierków, by rozdzielił między
swych kolegów. Lekcja była skuteczna, lecz udzielona w sposób charakterystyczny dla
systemu wychowawczego Księdza Bosko.
We wrześniu upływał termin zawartego z magistratem kontraktu. Ksiądz Bosko
zatem próbował bliżej wysondować teren, by dowiedzieć się, jakie projekty miał
w danej chwili magistrat i pisał do burmistrza:
Ill. mo Sig. Sindaco!
W czasie ubiegłego lipca znajdując się w Lanzo stwierdziłem, że budynek
potrzebuje poważnego remontu, by mógł nadal służyć dla celów szkolnych.
Celem zaoszczędzenia większych wydatków na przyszłość, zwracam się
z uprzejmą prośbą, by WP zechciał wydać odpowiednie zarządzenia odnośnie do
koniecznych remontów. Przy sposobności zwracam również uwagę, że z bieżącym
rokiem szkolnym l880/188l upływa termin kontraktu zawartego między piszącym
a magistratem, dlatego pragnąłbym się dowiedzieć, co zamierza on na przyszłość, by
zawczasu powziąć odpowiednie zarządzenia. Oczekując paru słów odpowiedzi z jego
strony, mam zaszczyt etc.
Turyn, 23.08.1879 r.
XJB
Odpowiedź nadesłana nie była dość jasna, przeto zarządził, by salezjanie
opuściwszy budynki poklasztorne przenieśli się do nowo wybudowanego skrzydła,
gdzie wkrótce została przeniesiona szkoła elementarna. Syndyk zachował się zresztą
obojętnie, jak można było stwierdzić w przeddzień otwarcia nowego roku szkolnego.
Natomiast prowedytor, który wówczas prowadził wojnę z Oratorium, zwrócił uwagę
z kolei na Lanzo, żądając od syndyka informacji o jego funkcjonowaniu, wykazu
nauczycieli zatrudnionych w szkole elementarnej i gimnazjum. Ksiądz Bosko
poinformowany o tym, napisał zdecydowaną odpowiedź, którą syndyk po prostu
skopiował. Było to następujące Pro - memoria:
Na pismo pana prowedytora z dnia 14 bm. odnośnie do funkcjonowania
kolegium w Lanzo, podpisany syndyk zwizytował szkoły, informował się u dyrektora
zakładu i stwierdził we wszystkim stan zadowalający. W poprzednich latach zakład
wysyłał od siebie listę nauczycieli do urzędu szkolnego, w bieżącym roku będzie ona
przesłana za pośrednictwem tutejszej gminy. Odnośnie zaś do gimnazjum uprasza się
by pan prowedytor zechciał zadowolić się listą przesłaną przez dyrekcję zakładu, a to
210

22 Pages 211-220

▲back to top


22.1 Page 211

▲back to top


ze wzglądu na to, że gmina asygnuje nieznaczną zapomogę na potrzeby gimnazjum.
Z tego też względu poprzestaje na tym, by personel nauczający wywiązywał się
należycie ze swych zadań, nie roszcząc zresztą pretensji do tego, by wszyscy
profesorowie posiadali patenty. Przy tej sposobności pozwalam sobie zaznaczyć, o co
zresztą byłem niejednokrotnie z urzędu pytany przez pana prowedytora, że tutejsze
kolegium stoi na poziomie - tak pod względem moralnym, jak dyscyplinarnym
i naukowym.
Ksiądz Bosko przedłożył listy żądane. Istnieje oprócz tego dokument
obrazujący stan kolegium, co prawdopodobnie pozostaje w związku z ówczesnymi
tendencjami w ministerstwie co do zreformowania istniejących zakładów
poprawczych (por. t. XIII) Mianowicie, w roku 1879, doktor Juliusz Benelli, dyrektor
domu poprawczego dla nieletnich w Turynie, być może celem zebrania odpowiednich
danych dla ministerstwa, zwiedził domy salezjańskie, rozpoczynając od zakładu
w Lanzo. Dał wyraz swym wrażeniom dziewięć lat potem, w artykule opublikowanym
w „Rivista di discipline carcerarie”. A oto w streszczaniu ów artykuł:
… W zakładach księdza Bosko, które zwiedziłem, panuje porządek, miłość
i posłuszeństwo względem Przełożonych. Wychowankowie czynią postępy w nauce.
Między wychowawcami, a uczniami panuje serdeczna, niewymuszona zażyłość.
Pierwszy zakład, jaki zwiedziłem w roku l879, było kolegium w Lanzo. Niewielu
księży zawiadywało administracją domową. Na każde ich skinienie, czy polecenie
wydane w miłej formie, wychowankowie gotowi byli sumiennie spełnić ich życzenia.
Naprawdę panowała tam atmosfera spokoju i wzajemnej życzliwości. Jest to
zrozumiałe tym bardziej, gdy się ma na uwadze, że przybyłem tu co dopiero
z więzienia „Generali”, gdzie za przybyłym więźniem zamykają się z trzaskiem
bramy, których strzegą strażnicy i żołnierze Stwierdziłem wówczas naocznie,
że prawdą była relacja hrabiego Connestabille, że pewnego dnia Ksiądz Bosko
wyprowadził stąd na przechadzkę 300 więźniów młodocianych na przechadzkę aż do
Stupiniggi. Z trudnością uzyskał na to zgodę ówczesnego ministra Ratazzi, który na
wszelki wypadek chciał dodać mu karabinierów w przebraniu. Wówczas nabrałem
przeświadczenia, że nie możliwe jest uzyskanie pozytywnego rezultatu, co do ich
poprawy, jeśli się nie umieści młodocianych przestępców w warunkach stałej
dyscypliny (bez przetargu) z uwzględnieniem pewnego ducha rodzinnego. W systemie
Księdza Bosko jest obcy terror.
Wystarczy jeden kleryk na wielką grupę chłopców. Prócz troski o odpowiedni
poziom naukowy, kładzie się nacisk na wychowanie serca. Rzadziej spotyka się wśród
wspomnianych kleryków Księdza Bosko wybitnych geniuszy pod względem wiedzy,
ale za to młodsi wychowawcy posiadają urobienie moralne. To właśnie są czynniki
gwarantujące odpowiednią atmosferę wychowawczą. Wychowanek wyrabia się
naśladując wzór, który widzi przed sobą. A chłopcom Księdza Bosko stawia się
doskonałe pod każdym względem wzory do naśladowania. Tym się tłumaczą
pomyślne rezultaty otrzymywane przez Księdza Bosko...
211

22.2 Page 212

▲back to top


We wrześniu, Ksiądz Bosko prowadził dwie serie rekolekcji. Pierwsza trwała
od 3 - 10, z przeszło 250 uczestnikami. Byli to klerycy, nowicjusze. Wyruszyli oni ze
San Benigno do Cirie pieszo i stąd jechali dalej koleją do Mathi; tu zwiedzili papiernię
(własność Księdza Bosko) i złączywszy się ze Współbraćmi z Turynu wspólnie
przyjechali do Lanzo. Zastali już na miejscu Księdza Bosko, przy zdrowiu
„zadowalającym”, jak pisze kronika.
Wieczorem, dnia 5 - go września, Ksiądz Bosko na temat ślubów trzyletnich
wyraził się jasno, że ma się składać od razu profesję wieczystą, wbrew opinii innych
Przełożonych, że profesja trzyletnia nastręcza sposobność lepszego poznania
jednostek.
Oto jak mówił:
„Względem tych, którzy pragną zapisać się do Zgromadzenia i wstępują do
nowicjatu, muszę obecnie dać następującą wskazówkę, ze względu na to, że po raz
ostatni w tym roku będzie się składało śluby trzyletnie. Od przyszłego roku każdy, kto
zechce składać profesję, będzie składał od razu śluby wieczyste. Doświadczenie dało
poznać, że śluby czasowe nastręczają zbyt wielką okazję dla wielu. Gdy ktoś spędzi
rok w Zgromadzeniu, może wyrobić sobie dostateczne przekonanie, czy jest powołany
do Zgromadzenia lub nie i czy czuje się na siłach złożyć profesję czy nie. I dlatego
winien dobrze namyśleć się i zadecydować!: Składam śluby wieczyste - albo obieram
sobie inną drogę życia.
W tym roku jeszcze będzie się składało śluby czasowe, ponieważ w ubiegłym
roku nie zapowiedziało się tego. Każdy ma jeszcze swobodę złożenia profesji
czasowej, pomimo że prosił o wieczystą, a także ten, kto prosił o śluby czasowe, może
składać wieczyste.
To samo zapowiadał Święty na następnych seriach rekolekcji w bieżącym roku.
Widzi się jednak, że w praktyce unikał nakładania większych ciężarów, podobnie jak
nie gasił „knota kurzącego się”. Istotnie, wystarczy zbadać Katalogi Towarzystwa, by
przekonać się, że nigdy nie brakło profesji trzyletnich.
Z okazji wspaniałej uroczystości składania ślubów, zachował się tylko wstęp
okolicznościowego przemówienia wygłoszonego przez Księdza Bosko.
Z dnia na dzień - mówił Święty - rosną szeregi Współbraci, którzy z duszą
i ciałem poświęcają się Bogu, by zapewnić zbawienie swej duszy i dopomóc
w zbawieniu innym. Jaka to wielka pociecha dla mnie widzieć, że tak wielu
zapoznanych przez świat gotuje się czynić tak wielkie dobro! To sam Pan Bóg do tego
natchnął i widomie błogosławi nam. Świat o tym wiedzieć nie chce, oprócz tych osób,
które tu są z nami i którzy mają z nami łączność. Wiele lat temu, było nas na
rekolekcjach zaledwie czternastu. Wówczas jeszcze właściwie Zgromadzenie nie
istniało. Z owych czternastu, dwunastu było członków eksternów, gdyż wówczas
Ksiądz Bosko nie miał więcej synów oprócz tych dwóch. Za następnym razem liczba
ich wzrosła do 32. A gdy Zgromadzenie zostało zatwierdzone, zaczęliśmy odprawiać
rekolekcje w Trofarello. Przypominam sobie, że w jednym roku na drugiej serii było
212

22.3 Page 213

▲back to top


ich zaledwie 16. Wkrótce jednak lokale okazały się za szczupłe i trzeba było przenieść
się do Lanzo. Zgromadzenie nasze rosło stopniowo w liczbę tak, iż od roku zeszłego
trzeba było urządzić jeszcze trzecią serię dodatkową w Alassio. Pierwsza seria liczy
250 a myślę, że i następna nie będzie mniejsza od tej.
Czy nie widać w tym wszystkim Ręki Boga? Na jednym miejscu jednak Pismo
św. mówi: „Multiplicasti gentem, sed non multiplicasti laetitiam”. Czy to ma również
odnosić się do nas?... Mam nadzieję, że nie. Starajmy się wszyscy dokładać wysiłków,
by to w nas nie miało miejsca. Wiecie, czego od was się żąda: tylko jedno słowo, gdyż
nie chcę mówić o wielu sprawach - tylko jedno słowo: Osservanza. Zachowujcie pilnie
nasze Ustawy. Zgromadzenia zakonne dopóty kwitły, dopóki kwitła wśród nich
obserwancja zakonna. A kiedy upadły? Gdy ta ustawała lub zanikła...
Przypominanie nikłych początków Zgromadzenia a potem dalszego rozwoju,
staje się u niego coraz częstsze - zwłaszcza, gdy zachęcał młodszych salezjanów do
ukochania swego powołania.
Także na zakończenia drugiej serii rekolekcji, Ksiądz Bosko wygłosił
przemówienie po profesji na temat umiarkowania, z którego urywek zamieściła
kronika. Zdaniem kronikarza, poniższe słowa Księdza Bosko rzucają światło na jego
punkt widzenia odnośnie do praktykowania tej cnoty. Oto one:
„Każdy niech zachowa swoją miarę w jedzeniu i piciu i używa tylko tyle, ile
potrzeba, a nie więcej. Gdy zostaniecie na przykład zaproszeni na obiad, względnie
pewne okoliczności przemawiają za przyjęciem takiego zaproszenia i gdy stół będzie
suto zastawiony, to wypada okazać się wesołym i towarzyskim i nie wzbraniać się
zbytnio. A ponieważ w takich okolicznościach jest więcej na stole niż zazwyczaj,
dlatego można wziąć nieco więcej niż zwykle. Trzeba jednak trzymać się miary i nie
wykraczać ponad potrzebę i zachować swoją godność przy stole. Zdarzyć się może
również, że zabraknie zwykłego pożywienia, wtedy skorzystać ze sposobności, by się
umartwić i to na wesoło. Wtedy powiedzmy sobie:
Muszę trochę pościć, by zwalczyć swoje pokusy, mam ku temu sposobność,
więc skorzystam z niej. Tym bardziej, gdy mamy apetyt i trzeba więcej pracować,
wtedy powiedzmy sobie:
„Ten post i praca z pustym żołądkiem będą miały większą zasługę przed
Bogiem, gdyż nie pochodzą z własnego wyboru, lecz ze zrządzenia Bożego”.
W Vallecrosia – budynki
W Vallecrosia protestanci widząc, że ich zamiary spełzły na niczym, nie dali za
wygraną. Pastor ewangelicki i dyrektor przytułku Waldensów wyładowali swój gniew
w propagowanej broszurze, zatytułowanej: Kilka słów do mieszkańców Vallecrosia
i pobliskich wiosek. Cóż to za gmatwanina historii, prawdy i zdrowego rozsądku!
Celem ich oczywiście, było wrogie nastawienie ludności przeciw domowi pod
wezwaniem Najświętszej Maryi Wspomożycielki. „Bollettino” z lipca, odparło ich
zarzuty po kolei. Potrzebna jednak była odpowiedź skuteczniejsza niż same słowa.
Heretykom zależało na tym, by salezjanie i Siostry CMW dobrowolnie opuścili
213

22.4 Page 214

▲back to top


Vallecrosia. A Ksiądz Bosko odpowiedział na to projektem wybudowania
obszerniejszej świątyni dla potrzeb wiernych, niż obecna skromna kaplica. Pragnął
przy tym wybudować należyte lokale szkolne dla młodzieży obojga płci. Nowy
arcypasterz, monsignor Tomasz Reggio kontynuując dzieło swego poprzednika
zachęcał gorąco do podjęcia się powyższej inicjatywy. W liście pasterskim z 12
czerwca, wobec grożącego zalewu protestanckiego, apelował do dusz szlachetnych
wszelkiego stanu i zamożności, by poprzeć wszelkiego rodzaju ofiarami zbożne
dzieło. Ustanowił także komisję mieszaną z duchownych i świeckich,
by przedsięwzięto odpowiednią propagandę w diecezji. Główny jednak ciężar zadania
spadał na barki Księdza Bosko, którego poświecenie biskup dwukrotnie wymieniał
w swym liście. Pomimo prześladowań, jakie znosił w owym czasie
i ciążących wydatków w związku z budową kościoła św. Jana Ewangelisty, Święty
ochoczo stanął do dzieła z właściwą sobie energią. Wypadało pokonać niemałe
trudności – w związku z nabyciem niezbędnego terenu. W sierpniu tak pisał do
dyrektora księdza Cibrario:
Car. mo D. Cibrario!
Dotąd nie możliwe mi było zająć się projektowaną budową w Vallecrosia. Lecz
obecnie jest czas na to. Postaraj się pomówić na ten temat z księdzem kanonikiem
Cassini i innymi i napisz mi:
1. Czy porozumiewano się z Papieżem i czy wypada, bym ja sam pisał
z dołączeniem okólnika względnie listu pasterskiego monsignora Reggio.
2. Czy lista wydrukowana w Oratorium doszła do was, czy należałoby poczynić
w niej jakieś zmiany.
3. Czy odezwa dołączona do listu jest gotowa, względnie czy ja sam winienem
tym się zająć. Czekam na odpowiedź możliwie najszybszą, etc.
PS. Czy plany gotowe? Prace zaczęte? Zbyteczne zwracać się do księżny di
Galliera, która nie przyjmuje.
Do Ojca św. zwracał się z prośbą o błogosławieństwo oraz zasiłek, licząc, że za
tym przykładem poszłoby wielu katolików:
Beatissimo Padre!
Pokornie upadając do stóp Waszej Świątobliwości, Ojcze święty największym
szacunkiem przedkładam, co następuje: W Vallecrosia, miejscowości między
Ventimiglia a Bordighera nastąpił taki zalew protestantów, że cała okolica jest nim
zagrożona. Biskup tej diecezji - monsignor. Reggio daje wyraz temu przykremu
stanowi swej diecezji w liście pasterskim, którego kopię załączam w imieniu tego
dostojnego prałata.
W celu położenia zapory szerzącej się herezji, parę lat temu wynająłem
prowizoryczne lokale na szkołę, kaplicę i mieszkania dla nauczycieli, lecz to nędznie
się przedstawia w porównaniu z eleganckimi i zbytkowymi budynkami wzniesionymi
przez heretyków. Obecnie, pomimo przykrych czasów i braku środków, pokorny
214

22.5 Page 215

▲back to top


proszący, wobec powagi sytuacji, na wezwanie biskupa diecezji, z zachętą ze strony
Waszej Świątobliwości, by zwalczać herezję, gdziekolwiek się pojawi, gotów jest
stanąć do dzieła i wznieść odpowiedniejszy kościół dla celów religijnych ludności.
Nabyto już odpowiedni teren, sporządzono plany i przystępuje się do budowy. Nie ma
na to przewidzianych funduszów, lecz wszystko zostawia się w ręku Opatrzności
i niewyczerpanej dobroci Waszej Świątobliwości. Tymczasem, za radą wspomnianego
monsignora Reggio i w imieniu komitetu dobroczynnego, proszę o błogosławieństwo
apostolskie dla wspomnianego przedsięwzięcia i dla wszystkich, którzy w jakikolwiek
sposób zechcą dopomóc temu dziełu. Pomoc ze strony Waszej Świątobliwości
posłużyłaby jako zachęta dla gorliwych katolików. Prosząc gorąco Boga, by zachował
Waszą Świątobliwość jak najdłużej przy zdrowiu, etc.
Turyn, 16.09.1879 r.
Umil. mo ed obbl. mo figlio
Ksiądz Jan Bosko
Ojciec św. odpowiedział na ten apel błogosławieństwem apostolskim
z dołączeniem ofiary w kwocie 500 lir. W liście do księdza Cibrario, Święty poleca
wypełniać listy imienne. ofiarodawców z wyszczególnieniem sumy złożonej przez
nich. Do wspomnianych list załączano następującą odezwę ułożoną przez niego
samego:
AI CATTOLICI!
Sprawę poruszoną w okólniku poleca monsignor Reggio, biskup Ventimiglia
wszystkim gorąco wziąć do serca. Nieprzyjaciele wiary nie szczędzą zabiegów
i środków, by rozsiewać fałsz i kaptować zwolenników. By położyć zaporę herezji
i zabezpieczyć wychowanie młodzieży, wynajęło się w miejscowości Vallecrosia
lokale służące tymczasowo za kościół, mieszkanie dla nauczycieli i sale szkolne. Nie
może to iść w porównanie wobec eleganckich budynków i zboru wzniesionego przez
heretyków liczących tylko około 20 wyznawców w tej miejscowości. Nieodzowną
więc jest rzeczą przystąpić natychmiast do budowy odpowiedniego kościoła wraz
z przyległymi szkołami i mieszkaniem dla nauczycieli, a z drugiej strony sióstr i ich
uczennic. Na ten cel przeznacza się teren około 2 tys. m/kw. powierzchni
i przygotowuje się plany. A gdzie środki potrzebne do uskuteczniania zamierzonego
dzieła? Nie ma żadnych funduszów. Liczymy na Opatrzność Bożą, która nie zawodzi
nikogo w potrzebie. Liczyliśmy na poparcie ze strony Ojca św., który choć sam żyje
w skromnych warunkach ofiarował na ten cel 500 lir wraz z błogosławieństwem
apostolskim dla tych, co pospieszą z wydatną pomocą w tym dziele. Liczy się na
poparcie Episkopatu, zwłaszcza biskupa Ventimiglia i polega się na pomocy dobrych
katolików, którym zależy na dobru naszej św. religii i wychowaniu chrześcijańskim
młodzieży. Komitet budowy podejmuje się zbierania ofiar wszelkiego rodzaju
w gotówce i w materiałach budowlanych. Dla ułatwienia zbiórek załącza się listę
ofiarodawców, w której każdy może zadeklarować sumę, jaką mu dyktuje miłość, na
215

22.6 Page 216

▲back to top


dwa lata, trzy itd. Po ukończeniu budowy kościoła ustanowi się wieczystą Mszę św.
fundacyjną odprawianą codziennie za fundatorów kościoła i zakładu. Kończymy
słowami Pisma św.: Dopomagaliście w budowie Domu Bożego na ziemi, a On wam
zapewni posiadanie szczęśliwości wiekuistej. W imieniu Komisji obywatelskiej
Obbl. mo servitore XJB
Skierował także prośbę podobnej treści do królewskiego Ekonomatu z prośbą
o poparcie budowli użyteczności publicznej.
W Borgo San Martino
W zakładzie w Borgo S. Martino, pomimo że nie było już dyrektora, księdza
Jana Bonettiego, nie zapomniano o dawnych dobrych tradycjach. Salezjanie cieszyli
się nadal szczerą sympatią obywateli. Dowodem na to ich reakcja, gdy Przełożeni
zamierzali wycofać nauczycieli szkół gminnych, składając rezygnację z ich
prowadzenia. Ojcowie rodzin zbierali podpisy pod petycję skierowaną do Księdza
Bosko, ksiądz proboszcz publicznie zapowiedział swą rezygnację z parafii. Ksiądz
Bosko nie mógł pozostać obojętny wobec tego plebiscytu powszechnego
przywiązania.
W każdym razie polecił księdzu Belmonte wstrzymać się na razie
z zakomunikowaniem decyzji i przyrzekł udać się do Borgo, na miejscu sprawę
rozpatrzyć i zdecydować. Z tego właśnie czasu pochodzi miły liścik skierowany do
wychowanków starszych klas gimnazjum, który przytoczyliśmy gdzie indziej.
W Varazze
W Varazze, na skutek zmian w personelu w roku 1879/1880 ustąpił ksiądz
Francesia - przeniesiony do Valsalice - pozostawiając następcę księdza Monateri,
który po zwinięciu placówki w Albano był do dyspozycji Przełożonych. Nie czując się
na siłach objąć tego stanowiska, wymawiał się proponując innych godniejszych. Ale
Ksiądz Bosko po ojcowsku go mitygował:
Car. mo D. Monateri!
Gdybym ci rozkazywał rzecz niezgodną z wolą Bożą, to bym Cię oddalił
z Varazze, lecz ani Ty, ani ja nie chcemy posuwać się do tego kroku. Zatem proszę
Cię, miej cierpliwość i zachciej mi dopomóc, nie robiąc trudności, których i tak jest
wiele i to poważnych. Ksiądz Francessia wprowadzi cię w urząd; porozumiejcie się
i uzgodnijcie wszystko. Wkrótce sam przybędę do Ciebie na parę dni. Niech Bóg Cię
błogosławi i zachowa ut sis bonus miles Christi. Twój najbardziej przywiązany
w Jezusie Chrystusie przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
W Magliano Sabino
216

22.7 Page 217

▲back to top


W Magliano Sabino, małe seminarium prosperowało dobrze. W październiku
Ksiądz Bosko dzielił się z przełożonymi na Kapitule pociechą, jaką mu zgotował list
kardynała Bilio. Jego Eminencja, który od miesiąca przebywał tamże, jako w siedzibie
swej diecezji suburbikarnej, obserwując z bliska postępy w pobożności i nauce
alumnów, wyraził Księdzu Bosko swe zadowolenie pisząc:
Jestem szczerze zadowolony i dziękuję Waszej Przewielebności za to, że działa
tak wiele dobrego dla mej diecezji w czasach tak trudnych i niepewnych. Nauczyciele,
księża i klerycy posłani przez niego, są wszyscy naprawdę wzorowi i pełni gorliwości.
Mam nadzieję w Bogu, że pod takim kierownictwem nasi alumni postąpią wiele
w nauce i cnocie. Szerzy się dobra opinia o małym seminarium w mieście i okolicy
tak, że liczba alumnów dochodzi do sześćdziesięciu i wciąż rośnie. Wszystko to
zawdzięcza się Przewielebnemu Księdzu i jego salezjanom. Niech za to będzie chwała
Bogu. Z mej strony nie omieszkam popierać go i jego Zgromadzenie wobec Ojca św.
Przed wyjazdem do Rzymu, kardynał przewodniczył w uroczystości rozdania
nagród wychowankom, dając wyraz swego zadowolenia z pracy salezjanów.
W Nizza Mare
Z trzech listów zachowanych możemy wysnuć, czym interesował się
w międzyczasie Ksiądz Bosko odnośnie do tego zakładu. Wszystkie trzy pochodzą
z miesiąca lipca i są adresowane do dyrektora. W pierwszym dziękuje dyrektorowi za
życzenia przesłane mu z okazji imienin, zapowiada przesłanie kopii Sprawozdania do
Stolicy św. i wyraża uznanie dla niektórych rodzin Pomocników i wspomina o małej
loterii rozszerzonej - jak się wyraża - i na Francję.
Car. mo D. Ronchail!
Postaram się odpisać na dziwny list księdza Bianchi i zobaczę, czy mi się uda,
dante Domino, ułagodzić go. Z początkiem przyszłego tygodnia przyjedzie do Nizzy
ks. proboszcz Guiol. Mógłby on przywieźć dla księdza Bologna przynajmniej 10 tys.
franków. Zobacz, czy się da pomówić z księdzem Couvin, względnie z innymi
w sprawie pożyczki. Zrób, co możesz, by mi ulżyć w kłopotach z przedsiębiorcą
budowy naszego zakładu w Marsylii. Chciałbym wiedzieć, czy D. Pirro i D. Macherau
są już kapłanami, względnie czy jest jakaś przeszkoda. A ten ksiądz, który mi pisał z
Annecy na św. Jana, kto to jest?
Czy chciałby zostać salezjaninem? A kleryk Pentore, czy rozmyślił się?
Powiedz wszystkim z Patronatu, którzy mi pisali, że przeczytałem z przyjemnością ich
listy, dziękuję im i będę prosił Boga, by ich wynagrodził i zachował w swej łasce. Jeśli
miałbyś, jaką dobrą wiadomość, dla mej pociechy prześlij ją szybko, gdyż mam wiele
kłopotów. Niech was Bóg błogosławi, etc.
Turyn, 14.07.1879 r.
Ksiądz Jan Bosko
217

22.8 Page 218

▲back to top


Wśród wielu kłopotów, które mu dokuczały w owych dniach, otrzymywał też
pociechę za wzglądu na przywiązania swych synów, solidarność dyrektorów, którzy
mu dopomagali w jego dziełach oraz pomyślne wiadomości nadchodzące
z poszczególnych domów.
Wynika to zwłaszcza z drugiego listu:
Mio Caro D. Ronchail!
Dziękuję tobie i wszystkim ukochanym synom z Nizzy za modlitwy i życzenia
przesłane. Niech was Bóg wynagrodzi i zachowa w swej łasce. Otrzymasz pocztą dwie
kopie sprawozdania. Sprawiłeś mi przyjemność podając wiadomości o panach Tiban.
Przy sposobności, pozdrów ich serdecznie ode mnie, powiedzcie dziękuję im z całego
serca za życzliwość względem naszego Zgromadzenia i sierocińca. Zapewnij, że co
dzień polecam ich Bogu we Mszy św. A co zrobiłeś dla naszej małej loterii? Czy
rozesłałeś już wszystkie listy i bilety? Masz ich wiele do zwrotu?, lub chcesz, by ci
posłano ich więcej? Módlcie się nadal, etc.
aff. mo am. XJB
Podobnie jak w Oratorium Ksiądz Bosko był do dyspozycji dla wszystkich
w swym pokoiku, także z daleka jego synowie mogli zwracać się do niego
z zaufaniem listownie pewni, że nie zapomni im napisać, jakieś słówko dla
rozproszenia złego humoru. Tak właśnie młody katecheta z Nizzy ksiądz Lorenzo
Bianchi zwierzał mu się ze swych przykrości, a Ksiądz Bosko po ojcowsku odpisywał
na „dziwny” list wyżej wspomniany, którym przecież zainteresował się jako dobry
Ojciec:
Car. mo D. Ronchail!
Napisałem długi list księdzu Bianchi, którego on nie otrzymał. Zobacz, czy nie
został na poczcie lub gdzieś w domu zarzucony. Jeśli nie znajdzie się, daj znać,
a napiszę mu inny. Powiedz o tym księdzu Bianchi zapewniając go, że nie zapominam
o nim, niech tylko on pamięta o mnie. O innych rzeczach kiedy indziej. Niech Bóg
błogosławi, etc.
Ksiądz Jan Bosko
PS. Czytałem listy od Damasceńczyków. Pozdrów ich ode mnie.
W roku 1681 pięciu chłopców z Damaszku posłanych z Oratorium do Nizzy,
zostało odwołanych przez Księdza Bosko z myślą, by zostali klerykami. Lecz
patriarcha melchicki z Antiochii, Grzegorz Jussef, dowiedziawszy się, że mają przejść
na obrządek łaciński, nie godził się na to.
Celem, dla którego zostali posłani do Nizzy - pisał księdzu Bosko - było, żeby
mogli odbyć odpowiednie studia, a następnie powrócić tu i pomagać mi w pracy
duszpasterskiej.
218

22.9 Page 219

▲back to top


Prosił zatem Księdza Bosko, by ich odesłał z powrotem do Marsylii i oddał pod
opieką kapłanowi, któremu zlecił pieczę nad nimi. Patriarcha kończył swój list
następująco:
... Nie ukrywam przed nim wielkiego braku kapłanów w tutejszych rozległych
diecezjach, dlatego niezbędna mi jest pomoc młodych kapłanów przy mej siedzibie
patriarszej. Gorąco mu dziękuję za opiekę, jakiej im udzielał w czasie ich pobytu
w jego domach.
Stało się całkowicie według życzenia Jego Świątobliwości.
W Marsylii
W Marsylii założono kamień węgielny pod nowy gmach w dniu Maryi
Wspomożycielki i prace postępowały wartkim rytmem, lecz za to i fundusze prędko
się wyczerpywały. Stąd wynikła konieczność zaciągnięcia pożyczki wspomnianej
przez Księdza Bosko w drugim liście, z którym ma pewien związek następny, do
proboszcza Guiola. Wynika z niego, że Ksiądz Bosko nosił się z myślą sprzedaży
domów pozostawionych w testamencie przez hrabiego di Barbania. Ksiądz Guiol
odwiedził Oratorium około połowy lipca, zatrzymując się zaledwie parę dni, gdyż
odwoływały go pilne obowiązki duszpasterskie. Niedługo potem Święty pisał mu:
Car. mo Sig. Curato!
Oto kilka słów informacji o naszych sprawach. Fotografie Oratorium św. Leona
są gotowe, lecz nie uda mi się prawdopodobnie wysłać ich wcześniej niż we czwartek,
do Marsylii, jak umówiliśmy się. Jesteśmy w trakcie sprzedaży jednego domu
w Caselle. W ten sposób mam nadzieję zaspokoić księdza Bologna. A jeśli księdzu
Ronchail uda się znaleźć osobę, o której mu pisałem, będzie mógł wywiązać się
z długu. Dołożymy wszelkich starań, by prowadzić pomyślnie sprawę i nie
zatrzymywać się w połowie drogi. Zgromadzenie nasze jest jeszcze młode i młodzi są
jego synowie, lecz z pomocą Bożą będą rośli i nabywali doświadczenia. Jego pobyt
u nas sprawił nam wielką przyjemność. Szkoda tylko, że był tak krótki. Myślę,
że zechce go ponowić, nieprawdaż? Proszę wybaczyć, jeśli nie miał ksiądz wielkich
wygód jak tego pragnęliśmy. Niech go Bóg zachowa, etc.
Turyn, 20.07.1879 r.
XJB
Ksiądz Bosko postarał się u Ojca św. o odznaczenie dla pana Rostanda, prezesa
Towarzystwa Beaujour. Chodziło o udekorowanie go w sposób uroczysty. W tej
sprawie pisał znów do księdza Guiola:
Car. mo Sig. Curato!
Jego Eminencja kardynał Nina przysłał mi Krzyż Komandorski św. Grzegorza
dla zasłużonego pana Rostanda. Piszę do księdza Bologna w tej sprawie, by urządził
mu piękną uroczystość w domu. Breve papieskie nosi charakter specjalny, jak wynika
219

22.10 Page 220

▲back to top


z tekstu, który załączam. Tenże Kardynał Sekretarz wspomina o innym odznaczeniu,
które zakomunikuję, gdy zostanie uskutecznione. Pragnąłbym doprowadzić wszystkie
sprawy do pomyślnego końca, potrzeba jednak trochę czasu na to. List do pana
Rostanda wysyłam otwarty. Po odczytaniu proszę go zapieczętować
i doręczyć mu. Niech Bóg błogosławi, etc.
Turyn, 29.07.1879 r.
XJB
Pan Rostand, pełen wdzięczności, dziękował Ojcu świętemu a nie mniej
Księdzu Bosko za pamięć o nim. W międzyczasie dokończył starań u władz, co do
uznania domu w Marsylii, jak i sierocińca w Saint Cyr. Ksiądz Bosko ze swej strony
dążył do uporządkowania sprawy Maltrise, z powodu, której ksiądz Guiol nie
przestawał pisać listów urągających. Znakomity ten mąż i gorliwy kapłan był
usposobienia porywczego i kiedy raz wbił sobie do głowy jakąś ideę, nie był skłonny
odstąpić od niej i realizował ją uparcie i bezwzględnie. Wówczas, jak w swoim
miejscu zaznaczyliśmy, porozumienie nastąpiło tylko dzięki taktowi i ustępstwom ze
strony Księdza Bosko.
Przed Nowenną do Bożego Narodzenia, Święty przesłał osobiste życzenia
trzem znanym Dobrodziejkom salezjanów w Marsylii. Dwie z nich są już znane,
trzecią była małżonka pana Rostanda. Oto one:
Madame Rostand tres respectable!
Kilkakrotnie donosił mi ksiądz Bologna o dobrodziejstwach wyświadczonych
przez nią i jej córkę względem ubogich chłopców Oratorium św. Leona. Czuję się
w obowiązku serdecznie za to podziękować. Przy tym pragnę złożyć jej prezent, który
jak sądzę, będzie dla niej miły. We czwartek najbliższy odprawię osobiście Mszę św.
do Najświętszej Maryi Panny Wspomożenia Wiernych, a młodzież przyjmie Komunię
św. na jej intencję. Niech Bóg błogosławi, etc.
XJB
Nostra Buona e Carissima Madre Madama Jacques!
Nie tylko podopieczni z Towarzystwa Beaujour lecz i ci z Turynu wspominają
z wdzięcznością swą dobrą matkę i dobrodziejstwa od niej otrzymane. W przekonaniu
że sprawimy jej przyjemność, zanosimy modły do Boga w jej intencji w tych dniach.
W piątek najbliższy odprawi się Msza św. a młodzież przyjmie Komunię św. na jej
intencję. Niech Bóg raczy ją zachować i przygotuje wieniec chwały w niebie, etc.
Turyn, 15.12.1879 r.
Obbl. mo come figlio Ksiądz Jan Bosko
Rispettabile Signore Noilly – Prat!
Szanowna Pani w swej dobroci raczyła zaopiekować się ubogą młodzieżą.
Oratorium św. Leona w Marsylii. Pragnąłbym okazać jej przed Bogiem swą
wdzięczność w sposób szczególniejszy. Dlatego w przyszłą sobotę w czasie Nowenny
220

23 Pages 221-230

▲back to top


23.1 Page 221

▲back to top


do Bożego Narodzenia odprawi się Mszę św. w jej intencji a młodzież ofiaruje
Komunię św., by Bóg zachował ją przy zdrowiu i w swej łasce. Niech pozwoli oglądać
piękne owoce dobroczynności na ziemi, a ponad miarę wynagrodzi ją w niebie.
Prosząc o przyjęcie tego skromnego dowodu wdzięczności, etc.
XJB
Nie mogło brakować przy sposobności, także listu do księdza proboszcza
Guiola tym bardziej że Ksiądz Bosko nie pisał mu od lipca. Prócz tego zależało mu na
przygotowaniu terenu z okazji bliskiego wyjazdu do Marsylii:
Car. mo Sig. Curato!
Pomimo, że od pewnego czasu mu nie pisałem, pamiętam jednak w Memento.
Z okazji świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku składam najserdeczniejsze
życzenia zapewniając, że w ciągu nadchodzącego roku nie zapomnimy o nim
w modlitwach... Równocześnie zawiadamiam, że w połowie stycznia, jeśli Bóg
pozwoli, będę w Marsylii w sprawach naszego Oratorium, by zająć się także spłatą
zaciągniętych długów. Należałoby urządzić również konferencję dla Pomocników
Salezjańskich. Celem jej będzie poinformować ich o tym, czego dokonano i co
zamierzamy na przyszłość oraz omówić formy ich współpracy. Zastosowałbym się do
jego: rady w tym względzie. Przy sposobności widzenia się z którymś z panów
Towarzystwa Beaujour, proszę ich pozdrowić ode mnie. Polecając się jego
modlitwom, etc.
PS. Dzięki Bogu, wzrok mój nieco się poprawił.
W wigilię Bożego Narodzenia, monsignor Ludwik Robert, następca biskupa
Place w Marsylii, dał publicznie wyraz swej życzliwości względem synów Księdza
Bosko. Mianowicie otwarto subskrypcję na rzecz przedsięwziętej budowy zakładu
w Marsylii. Biskup nie tylko błogosławił tej sprawie, lecz w piśmie zalecił gorąco
swym diecezjanom popierać ją. Szedł w tym w ślady swego poprzednika, który
przeniesiony na arcybiskupstwo w Rennes, mawiał: Choćbym nic innego nie zdziałał
w Marsylii, prócz sprowadzenia salezjanów, przemawiałoby to dostatecznie na moją
korzyść. W tym taż celu czynił starania, by także w Rennes mógł przed śmiercią ujrzeć
dokonane przez nich wielkie dzieło.
W Valdocco
W Oratorium liczyło się wiele na spadek po śp. baronie di Bianco,
by zrównoważyć finanse zakładu. Wszak były w budowie kościoły: św. Jana
Ewangelisty i w Vallecrosia, które pochłaniały znaczną cześć ofiar. Na pogorszenie
sytuacji wpływała zwyżka cen artykułów żywnościowych. Co poczniemy? - stawiał
Ksiądz Bosko pytania w liście noworocznym do Pomocników. Czy upadać na duchu?
Nie. Chodzi, bowiem o dobro dusz i społeczeństwa. W ubiegłych latach, dzięki waszej
dobroczynności, zdołaliśmy sprostać najpilniejszym wydatkom... Co do przyszłości,
221

23.2 Page 222

▲back to top


pokładam ufność Opatrzności Bożej, która w podobnych sytuacjach nigdy mnie nie
zawiodła, liczę również na waszą dobroczynność.
Gdy 29 maja debatowano na Kapitule nad sytuacją finansową, wobec
poważnych długów w różnych działach Oratorium, projektowano zaciągniecie
pożyczki w wysokości 100 tys. lir. Ksiądz Bosko to zaaprobował z uwagi, że było
pokrycie z dochodów ze sprzedaży willi w Caselle. O kłopotach finansowych
Oratorium niejaką wskazówkę podaje następujący list do pana Fava Karola:
Ill. mo e Car. mo Sig. Cavagliere!
Jestem pod wrażeniem wczorajszej rozmowy z pańską małżonką, która
wyrażała gotowość wspaniałomyślnego poparcia budowy kościoła św. Jana
Ewangelisty. Na razie jednak uważałbym za rzecz pilniejszą okrycie wielu chłopców
pozbawionych potrzebnej odzieży na zimę. Pełen wdzięczności za hojne miłosierdzie
okazywane tutejszym sierotom i dla mnie, proszę Boga, etc…
XJB
Wspomniany list zawierał dopisek Księdza Bosko, w którym mimochodem
potrącał o poważne uchybienia zdarzające się w kolegiach. Otóż pan Fava wstawiał się
za pewnym wychowankiem - rzemieślnikiem zagrożonym wydaleniem z zakładu.
Ksiądz Bosko wyjaśniał następujące powody tego kroku:
PS. Rozmawiałem z księdzem Branda w sprawie wychowanka Peano. Ten
powiedział mi, że ciotka chłopca zbyt często go odwiedza i przynosi za wiele słodyczy
wbrew regulaminowi. Skutek tych słodyczy jest taki, że chłopiec nic sobie nie robi
z upomnień i kar, a jeśli tak dalej pójdzie, będzie się zmuszonym odesłać go na Boże
Narodzenie do domu.
Na to zacna ciocia odrzekła: - To trochę za wcześnie, niechby przynajmniej
pobył do końca zimy w zakładzie...
Uważałbym za stosowne, by WP upomniał ją przy okazji, by nie przeszkadzała
w pracy wychowawcom, tym więcej że chłopcu niczego nie brakuje. Zresztą proszę
postąpić, jak uzna za stosowne…
Inna sprawa dotyczyła Oratorium w tym czasie. Już nie raz w poprzednich
tomach Memorie Biografiche wspominało się o zabiegach Księdza Bosko
naprowadzenia na dobrą drogę kapłanów wykolejonych. Często ich gościł
w Oratorium nie szczędząc delikatnych starań by mogli się zrehabilitować. I tak,
w lecie 1879 r. przyjął niejakiego księdza Machet, byłego proboszcza Gravere,
w diecezji Susa, który przeszedł do sekty starokatolików. W sprawie jego pojednania
z Kościołem pisał własnoręcznie do Leona XIII.
Beatissimo Padre!
Ksiądz Jan Bosko ścieląc się do stóp Waszej Świątobliwości błaga
o przebaczenie dla pewnego syna zbłąkanego, który zapomniawszy się popadł
w przepaść bezbożności. Jest nim ksiądz Serafin Machet z diecezji Susa. Był
222

23.3 Page 223

▲back to top


proboszczem w Gravere, lecz ze względu na naganne obyczaje, zasłużył na wydalenie
z parafii. Z jednej przepaści wpadł w drugą i skończył wstąpieniem do sekty
starokatolickiej. Twierdził, że popchnęły go do tego kroku warunki życiowe. Został
naczelnikiem tej sekty i predykantem, potem mianowany pastorem w Rancourt,
kantonu Berneńskiego w Szwajcarii. Pozostawał w herezji od 15 grudnia 1875 r. do
czerwca roku bieżącego 1879. Przyjęty do Oratorium św. Franciszka Salezego na
pobyt czasowy, oświadczył gotowość powrotu na łono Kościoła św. i od paru miesięcy
spełnia praktyki religijne. Obecnie zatem, w porozumieniu z biskupem diecezji Suza
uprasza się o potrzebny fakultet do absolucji z rezerwatów, kar i cenzur, w jakie
popadł przez swe występki. Delikwent jest gotów przyjąć wszelkie pokuty i naprawić
dane zgorszenie, według tego, co Wasza Świątobliwość uznałby za stosowne
i konieczne na niego nałożyć.
Prosi tylko o łaskę, by na razie nie musiał publicznie ogłaszać swego
nawrócenia, z motywu, aby nie osławiać swych dawnych towarzyszy herezji, którzy
podobnie noszą się z powrotem do Kościoła katolickiego. Ufając, że otrzymam tę
łaskę, ... etc.
Obb. mo figliolo Ksiądz Jan Bosko
Odpowiedź nadeszła z początkiem grudnia od monsignora Jacobini assesora św.
Oficjum, do którego to trybunału odesłano podanie za pośrednictwem Sekretariatu
Stanu. Z treści odpowiedzi wynika, że owa Kongregacja przesłała biskupowi Suzy
odpowiednie instrukcje, Ksiądz Bosko zaś miał się porozumieć ze wspomnianym
ordynariuszem.
Wielką pociechą dla Księdza Bosko było, że mógł liczyć na codzienne modły
i liczne Komunie św. wznoszone do Nieba przez jego wychowanków do tronu
Najświętszej Wspomożycielki.
Posiadając tak bogaty skarb duchowy, czerpał z niego obficie, by otrzymać
z Nieba łaski potrzebne dla pomyślnego rozwijania swej trudnej misji, bądź dla
okazania wdzięczności, jaką miał względem swych Dobrodziejów. Jak żywa była
w nim ufność w ich modlitwy, okazuje wymownie następujący list do młodzieńca
Alfonsa Fortis:
Mio carissimo Alfonso!
Otrzymałem dwa twoje listy, nie przynoszące niestety pomyślnych wieści,
co do stanu twego zdrowia. Doznałem z tego powodu niemałej przykrości, lecz mam
nadzieję w Bogu, że na skutek naszych próśb, przywróci tobie poprzednie zdrowie. Na
razie nie trap się o szkołę. Poprzestańmy tymczasem na zdrowiu, które po łasce Bożej,
jest największym skarbem na ziemi. Także nasz drogi Ryszard zapadł na zdrowiu jak
się dowiaduję. Jak mi to przykro! Ileż muszą z tego powodu wycierpieć rodzice!
Wobec tego ja muszę uciec się do Bramy Dawidowej, do Potęgi Maryi Najświętszej
i niejako zobowiązać Ją, by raczyła wam obu zapewnić potrzebne zdrowie do pracy
dla dobra dusz. Zróbmy więc tak: Przez cały miesiąc grudzień odprawiać się będzie
223

23.4 Page 224

▲back to top


Msza św. przed ołtarzem Madonny Wspomożycielki, a nasi wychowankowie ofiarują
na tą intencję Komunię św. w ciągu tego miesiąca. Ty zaś, wraz z innymi w domu,
odmówcie, co dzień jedno Ojcze nasz…, Zdrowaś Maryjo… i Chwała Ojcu… do Pana
Jezusa w Najświętszym Sakramencie i Witaj Królowo… do Najświętszej MB
Niepokalanej. Mam nadzieję, że nasze pokorne modły zobowiążą Niebo do
wysłuchania nas. Niech Bóg błogosławi ciebie, kochanego Ryszarda, Tatusia
i Mamusię oraz zachowa wszystkich w swej łasce. Do widzenia w dobrym zdrowiu,
etc.
Turyn, 29.11.1879 r.
aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
Pod koniec roku.
Wobec zbliżającej się Nowenny do Bożego Narodzenia i końca roku, Ksiądz
Bosko zwrócił swą myśl na wszystkie domy Zgromadzenia. Pod datą 13 grudnia,
skreślił dla salezjanów i ich wychowanków następujące polecenia:
Nowenna do Bożego Narodzenia - dla Współbraci i wychowanków domów
salezjańskich.
Uroczystość Bożego Narodzenia winna w nas wzbudzić następujące myśli
i postanowienia:
l. Miłość względem Boskiego Dzieciątka, przez wierne zachowanie Jago
świętego prawa.
2. Znoszenie wad drugich z miłości ku Bogu.
3. Ufność w nieskończone Miłosierdzie Boga i mocne postanowienie unikania
dobrowolnego grzechu.
4. Naprawienie zgorszenia przez dobry przykład z miłości do Dzieciątka Jezus.
5. Z miłości do Dzieciątka Bożego unikać nieskromności nawet w rzeczach
drobnych.
6. Ku czci Dzieciątka Bożego zbadać, czy w naszych zeszłych spowiedziach
był żal za popełnione uchybienia ze wszystkimi jego przymiotami.
7. Czy dotrzymaliśmy obietnic uczynionych na spowiedziach.
8. Zbadać nasze przeszłe spowiedzi, tak jak to uczyni Zbawiciel przed swym
sądem.
9. Postanowić kochać Jezusa i Maryję aż do śmierci.
10. Uroczystość Bożego Narodzenia – Komunia św. częsta na przyszłość.
Wraz z życzeniami obfitego błogosławieństwa Bożego od Waszego przyjaciela
Turyn, 13.12.1879 r.
Ksiądz Jan Bosko
Po upływie Świąt Bożego Narodzenia, Święty rozesłał po domach zwykłą
Wiązankę noworoczną w następującym brzmieniu:
224

23.5 Page 225

▲back to top


STRENNA DI DON BOSCO – AI SALESIANI E LORO ALLIEVI –
AUGURI PER ANNO 1880 –
1. Dla wszystkich bez różnicy: Dawać dobry przykład słowami i uczynkami,
wystrzegać się nawyków nawet obojętnych w rzeczach niekoniecznych.
2. Dla dyrektorów: Cierpliwość Hiobowa.
3. Dla Przełożonych: Słodycz św. Franciszka Salezego w traktowaniu drugich.
4. Dla Wychowanków: wykorzystać dobrze czas: nullum temporis pretium.
5. Dla Salezjanów: Dokładnie zachowanie ich Reguł.
Przełożeni są upoważnieni do zakomunikowania i wyjaśnienia powyższej
Wiązanki, nawet częściej w roku. Niech was Bóg błogosławi. Z podziękowaniem za
życzenia przesłane mi listownie
Turyn, 26.12.1879 r.
Ksiądz Jan Bosko
Przepowiednie
Z roku 1879 należy zanotować niektóre przepowiednie Księdza Bosko
pominięte w poprzednich rozdziałach. Otóż jedno z nich odnosiło się do Siostry
Klementyny, Józefitki w klasztorze turyńskim w 1875 roku. Wspomniana siostra
czując skłonność do pracy na misjach, nie miała odwagi przedłożyć przełożonym
swego pragnienia. Po kilku latach profesji została mianowana mistrzynią nowicjuszek.
Pragnęła na ten temat porozmawiać z Księdzem Bosko, lecz także krępowała się.
Aż pewnego razu towarzysząc wychowance do zakładu Cottolengo, zostawiła ją
w portierni, a sama udała się do Oratorium. Nabrawszy odwagi poszła do Księdza
Bosko, który dowiedziawszy się, o co chodzi, orzekł, że powinna jechać na misje.
Ale Przełożone nie chcą mi na to zezwolić.
W takim razie proszę oświadczyć, że chcę przejść do Zgromadzenia naszych
Sióstr udających się do Ameryki, a w Buenos Aires można się udać do domu swego
Zgromadzania. Siostra Klementyna postąpiła w ten sposób, lecz odmówiono jej
ponownie, może ze względu na to, że była potrzebna dla Zgromadzenia na miejscu,
bądź dlatego, że Zgromadzenie turyńskie nie posiadało domu na misjach. Po paru
miesiącach ponownie spotyka Księdza Bosko na dziedzińcu, idącego do kościoła.
Powiedziała, że ją spotkała odmowa i spytała o radę. Ksiądz Bosko wznosząc oczy
w niebo rzekł – Pazienza! i poszedł do zakrystii.
Po paru dniach wspomniana Siostra zapadła na jakąś dziwną chorobę, która ją
boleśnie dręczyła i nie pozwalała na spełnianie zwykłych obowiązków. Ponowiła swe
podanie na misje i znowu na próżno. Tak trwało przez lat dziesięć. W roku 1889
napisała o zwolnienie ze Zgromadzenia, by móc przejść do klasztoru w Chambery.
Pomimo przeszkód zdołała urzeczywistnić swe pragnienie i została serdecznie przyjęta
do nowej rodziny zakonnej.
Nie mniej i tam na przeszkodzie stanęła jej choroba tak, iż nawet nie miała
zamiaru zgłaszać swej gotowości na misje. W nadziei na poprawę zdrowia, Przełożona
225

23.6 Page 226

▲back to top


wysłała ją do Rzymu, lecz na skutek pogorszenia stanu zdrowia zmuszona była
odwołać z powrotem.
Tymczasem co się dzieje. W Christianii w Norwegii (dziś Oslo) zmarła
Przełożona pewnego dużego szpitala utrzymywanego przez zakonnice dla obsługi
katolików w tym mieście. Proponowano zastąpić ją przez jakąś zakonnicę z Francji,
lecz Delegat Apostolski sprzeciwił się temu. Przełożona z Chambery zakłopotana tym
sprzeciwem, myślała o Siostrze Klementynie i wezwawszy ją razu pewnego spytała
nieoczekiwanie:
Czy Siostra nie miałaby ochoty pojechać na misje? Zakonnica zdziwiona tym
niepomiernie, odrzekła z gotowością, że gdyby choroba jej pofolgowała, chętnie by
pojechała. Przełożona na razie nic na to nie odrzekła. Jej zaś dało to wiele do myślenia
i była pod wrażeniem myśli, że stoi wobec spełnienia się swych marzeń. Poszła zaraz
do kaplicy pomodlić się do Księdza Bosko, by jej dopomógł z Nieba zrealizować jej
dawne pragnienie w momencie tak decydującym. Modliła się jakiś kwadrans, gdy
Przełożona nadeszła pospiesznie z telegramem od Delegata Apostolskiego z Norwegii,
który godził się na przybycie Siostry narodowości włoskiej. Na tę wiadomość,
Siostra Klementyna promieniowała radością, że Bóg spełnił wreszcie jej
marzenia. Po upływie kilkunastu dni, wobec poprawy jej zdrowia, gotowała się
w drogę do Norwegii. W roku 1891, odwiedziła w Turynie swą rodzinę i przy tej
sposobności spotkała księdza Belmonte - salezjanina, któremu opowiedziała tę
przepowiednię Księdza Bosko, która się sprawdziła po tylu latach. Teraz jestem
szczęśliwa. Zdrowie poprawiło mi się na tyle, że mogę sprostać swym obowiązkom.
W naszym szpitalu lekarze protestanccy chętnie ofiarowują nam swe usługi.
Następny przykład dotyczy już nie jednej Siostry, ale całej społeczności
klasztornej, mianowicie Sióstr św. Anny. W roku 1879, zaproszono wspomniane
Siostry do otwarcia swego domu w Rzymie. Siostry wahały się z przyjęciem
propozycji, z obawy, że nie znalazłyby tam należytego poparcia. Postanowiły jednak
zasięgnąć rady u Księdza Bosko, który wypowiedział się zdecydowanie, by tam
poszły. Siostry tłumaczyły się brakiem odpowiednich funduszów na zapoczątkowanie
nowego domu.
Proszę iść spokojnie naprzód – rzekł Ksiądz Bosko - w krótkim czasie Siostry
otrzymają piękną, siedzibę. Ufając tym słowom Świętego, Siostry udały się do Rzymu
i wynajęły skromny domek, gdzie żyły przez parę lat w skrajnym ubóstwie, aż dwie
panie Rzymianki upodobawszy sobie tan klasztor i przywdziawszy ich habit,
przyniosły im w posagu znaczną sumę pieniędzy oraz wspaniały pałac, który w roku
1884 przepisały na własność Zgromadzeniu. Siostry przeniósłszy tam swą rezydencję
omal nie śmiały w nim zamieszkać, obawiając się, że tak wspaniały pałac nie licuje
z ich ubóstwem zakonnym.
Dwie dalsze przepowiednie odnosiły się do dwóch salezjanów. Ksiądz
Marchisio Secondo wspominał o pierwszej z nich, publicznie z okazji jubileuszu
kapłańskiego odprawianego w 1879 roku. Przy tej sposobności Ksiądz Bosko kładąc
226

23.7 Page 227

▲back to top


mu rękę na ramieniu rzekł: Będziesz przez lat dwadzieścia prefektem, a potem,
potem... zobaczymy!
Rzeczywiście, od czasu gdy Przełożeni zlecili mu nowy obowiązek katechety w
Oratorium, upłynęło 20 lat bycia prefektem na Valdocco i w Borgo San Martini.
Drugie proroctwo dotyczyło księdza Franciszka Dalmazzo. W uroczystość
Niepokalanego poczęcia NMP, w Valsalice odbywał się obiad pożegnalny i powitalny
z okazji odejścia jego, a przybycia nowego dyrektora, księdza Francesia. Ksiądz
Dalmazzo został mianowany Prokuratorem naszego Zgromadzenia przy Stolicy św.
Wśród gości zaproszonych zasiadał także doktor Wincenty Gribaudi, lekarz domowy
Oratorium. Ten wiedząc, jak Ksiądz Bosko mu jest życzliwy, prosił go, by pozostawił
księdza Dalmazzo na dawnym stanowisku ze względu na jego matkę, która przyjęła ze
smutkiem wiadomość o jego odejściu. Święty zwracając się wtedy do księdza
Dalmazzo rzekł: Powrócisz do Turynu, gdy zbierze się Kapituła, celem wyboru
następcy Księdza Bosko. Istotnie wrócił on tam w styczniu roku 1888, na parę
tygodni, zanim Ksiądz Bosko uleciał do Nieba.
Przytoczyć warto, w związku z tymi przepowiedniami, jeszcze jedno zdarzenie.
W roku 1879, w październiku Ksiądz Bosko znajdował się w miejscowości Lu, gdzie
był podejmowany gościnnie przez małżonków Józefa i Marię Rota, rodziców naszego
Współbrata, księdza Piotra, przyszłego Inspektora w Brazylii, który podówczas był
jeszcze klerykiem.
Otóż, gdy Ksiądz Bosko wracał od pewnej chorej pani, nazwiskiem Grossetti
Izabelli, spostrzegł na skrzyżowaniu ulic pewnego chłopca, boso i w koszulinie,
wpatrującego się w niego ciekawie. Święty zatrzymał się i skinąwszy na niego spytał:
Jak się nazywasz?
Quartero.
Czy chciałbyś pójść ze mną do Turynu?
Bardzo chętnie. Właśnie po to tu przyszedłem.
Dobrze, chodź więc. Każę ci podzelować buciki...
Obecni uśmiali się z tego miłego żartu. A Ksiądz Bosko porozumiał się
z rodzicami i zabrał go do Oratorium i zatrzymał do końca stycznia. Jeśli dziś ksiądz
Quartero jest wzorowym proboszczem, to zawdzięcza opatrznościowemu spotkaniu
z Księdzem Bosko.
Z tegoż roku 1879 datuje się inne proroctwo o szerszym zakresie. Chodziło
mianowicie o przyszłość Zgromadzenia, wobec zapowiadającego się prześladowania
zakonów we Francji. Pewnego razu Ksiądz Bosko miał na ten temat wyrazić się
następująco:
Przyjdzie moment, kiedy salezjanie zostaną rozproszeni, ale wtedy zaopiekują
się nimi troskliwie Pomocnicy nasi. To jednak nie potrwa zbyt długo, a potem nasze
Zgromadzenie będzie w stanie jeszcze bardziej kwitnącym niż przedtem.
Proroctwo spełniło się. Przepowiedziane rozproszenie miało nastąpić nieco
później, na skutek uchwalonych przez parlament wrogich ustaw dla zgromadzeń
zakonnych.
227

23.8 Page 228

▲back to top


Wielu Współbraci mogło utrzymać się dzięki temu, że Pomocnicy Salezjańscy
ofiarowali im wspaniałomyślną gościnność, a później odpowiednio wykorzystując
prawo, popierali ich, dopomagali i umożliwiali dalszą działalność apostolską.
Później, jak wiadomo, sprawy wzięły nieco lepszy obrót tak, iż Dzieła
salezjańskie nabierały z roku na rok, coraz piękniejszego rozwoju.
Prorocze słowa świętego Ojca stały się dla naszych Współbraci dotkniętych
prześladowaniem, ostoją ducha i zachętą do przetrwania i doczekania się lepszych
czasów.
228

23.9 Page 229

▲back to top


ROZDZIAŁ XV
U progu 1880 roku
Z początkiem roku 1880 wypada nam rzucić okiem na stan liczebny
Zgromadzenia, by zdać sobie sprawę z jego rozwoju. Otóż skład Kapituły Wyższej
przedstawiał się następująco:
Rektor – Ksiądz Jan Bosko
Prefekt – Ksiądz Rua Michał
Katecheta Generalny – Ksiądz Cagliero Jan
Ekonom - Ksiądz Ghivarello Karol
Radca Szkolny – Ksiądz Durando Celestyn
Radca – Ksiądz Lazzero Józef
Radca – Ksiądz Sala Antoni
Prefekt Zakrystii – Ksiądz Bonetti Jan
Mistrz Nowicjuszów – Ksiądz Barberis Juliusz
Ksiądz Ghivarello figuruje również, jako dyrektor sierocińca w Saint Cyr.
W rzeczywistości Ksiądz Bosko postanowił w lutym 1879 r. posłać go tam na pewien
czas, jako że znał się na rolnictwie a mógł bez przeszkody wyjechać z Turynu. Imiona
księży: Benetiiego i Barberisa przychodzą nieco niżej w pewnym odstępie z racji na
to, że nie należeli oni do Kapituły Wyższej, pomimo, że często ich Ksiądz Bosko
zapraszał na posiedzenia, zapewne dlatego, by wobec współbraci podkreślić wagę ich
urzędu. Prefekt Kleru, względnie Zakrystii znaczyło tyle, co Rektor Kościoła.
Liczba członków zgromadzenia dochodziła do 732, a mianowicie: profesorów
wieczystych – 325; profesorów czasowych – 80; nowicjuszów – 146, aspirantów – 181
(w tym kapłanów 127).
Wszystkie domy stanowiły cztery Inspektorie z nazwami geograficznymi
stosownie do położenia, a mianowicie: piemoncka, liguryjska, amerykańska i rzymska.
Na czele trzech pierwszych stali: Ksiądz Francesia, ksiądz Ceruti i ksiądz Bodratto;
rzymską zawiadywał rezydujący w Turynie ksiądz Durando.
Katalog, według zwyczaju od roku 1875 zawierał biografie współbraci
powołanych do wieczności w roku poprzednim. Byli to: koadiutor Karol Tonelli oraz
pięciu kleryków: Piotr Scappini, Alojzy Bianchi, Klemens Benna, Karol Trivero
i Jakub Dalmaestro. Klerykowi Benna, wywodzącemu się ze znakomitej rodziny
turyńskiej poświęcono cztery stronice. Wyróżniał się on szczególnymi darami
naturalnymi jak i nadnaturalnymi, które go czyniły wyjątkowo „pożądanym
229

23.10 Page 230

▲back to top


w obcowaniu z młodzieżą jak i przełożonymi”, pozwalając rokować o nim jak
najśmielsze nadzieje.
Ksiądz Bosko przywiązywał wielką wagę do tego rodzaju rysów biograficznych
zmarłych współbraci. W przewidywaniu jednak, że z biegiem czasu zachodziłyby
pewne trudności w zebraniu odpowiednich danych do Katalogu z roku 1880 polecił
załączyć wzór formularza, według którego należało do Turynu przesłać odnośne
wiadomości. Formularz ten zawierał następujące pytania:
1. Fakty i przykłady z lat dziecinnych;
2. Rodzaj zajęcia w zakładzie z uwzględnieniem szkoły lub pracowni;
3. Sprawowanie się w okresie próby i po złożeniu profesji;
4. Urzędy piastowane;
5. Słowa i czynności dotyczące Służby Bożej, jeśli współbrat był kapłanem,
zwłaszcza misjonarzem;
6. Cnoty szczególne, słowa, fakty;
7. Osobliwe nabożeństwa i praktyki pobożne;
8. Dyskusję i odnoszenie się do bliźnich;
9. Pisma, jak książki, bilety, listy, sentencje i maksymy z nich wyjęte;
10. Okoliczności ostatniej choroby i śmierć.
Jak widać, ujawnia się w tym mentalność człowieka nie tylko robiącego, ale
i piszącego historię.
W Rzymie w pomieszczeniach oddanych do dyspozycji Księdza Bosko w Torre
de’ Specchi przez Szlachcianki Oblatki, rozgościł się ksiądz Franciszek Dalmazzo,
któremu zlecono dopilnowanie spraw Zgromadzenia przy Stolicy św. w charakterze
Prokuratora Generalnego. Urząd ten uchodzi za bardzo ważny we wszystkich
zgromadzeniach zakonnych, gdyż reprezentuje oficjalnie Zgromadzenie wobec
Papieża, Kardynałów i św. Kongregacji rzymskich, dba o opinię i interesy całego
Zgromadzenia. Przez parę lat nosił ten tytuł ksiądz Rua, jak wynika z Anuario
Pontificio. Ksiądz Bosko wysłał do Rzymu księdza Dalmazzo 12 stycznia
z następującym listem polecającym do kardynała Sekretarza Stanu:
Eminenza Reverdissima!
Mam zaszczyt przedstawić Eminencji naszego Prokuratora w osobie księdza
Franciszka Dalmazzo, doktora literatury, byłego dyrektora kolegium w Valsalice koło
Turynu. Będzie on mógł należycie przedkładać nasze sprawy Waszej Eminencji
i służyć mu za każdym razem do dyspozycji podając w razie potrzeby stosowne
wyjaśnienia odnośnie do Turynu, jak i innych naszych domów. Z końcem lutego mam
nadzieję osobiście złożyć mu uszanowanie i podziękować za list, jaki raczył skierować
do salezjanów. Uważam za zaszczyt ucałować jego św. Purpurę i z głębokim ukłonem,
etc.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
Turyn, 12.01.1880 r.
230

24 Pages 231-240

▲back to top


24.1 Page 231

▲back to top


List „skierowany do salezjanów”, o którym wspomniano, była to odpowiedź
kardynała na życzenia przesłane mu i tak się zaczynał: ... Dziękuję jak najserdeczniej
Waszej Przewielebności i wszystkim salezjanom - których jest tłumaczem - za
życzenia noworoczne mi przesłane. Były one mi bardzo cenne i miłe, ze względu na
osobliwe stosunki, jakie mnie łączą ze Zgromadzeniem. Informował również
o przekazaniu Ojcu św. dwóch listów osobnych od Księdza Bosko, a które Ojciec św.
przyjął z wielkim zadowoleniem i błogosławił salezjanom i misjonarzom
salezjańskim.
Wspomniana siedziba nowego Prokuratora Salezjanów była oczywiście
skromna i uboga. Był to niewielki pokoik, gdzie mieściło się zaledwie łóżko i stolik,
bez żadnych ozdób tak, iż gdy tam zagościł Ksiądz Bosko, ksiądz Dalmazzo musiał
mu odstąpić swoje łóżko, a sam zadowolić się kanapą. Święty na widok takiego
ubóstwa zawołał: O, to mi się podoba! Oto prawdziwy dom salezjański!
Na temat nowego Prokuratora Salezjanów w Rzymie Unita Cattolica
w korespondencji z Rzymu podawała: …Zasłużony kapłan Ksiądz Jan Bosko posłał
do Rzymu - w charakterze Prokuratora swego Zgromadzenia, które reprezentuje -
księdza Franciszka Dalmazzo. Spotkał się on z życzliwym przyjęciem, stosownie do
zasług Zgromadzenia, które reprezentuje, jak i ze względu na osobiste zalety. Zapewne
Jego Ekscelencje kardynał Wikariusz będzie mógł należycie wykorzystać naukę
i cnoty tego wybitnego kapłana na polu nauczania i wychowywania młodzieży.
Odpowiednikiem powyższej informacji może być list pisany do księdza Rua
w połowie lutego br.: … Nie zacząłem dotąd nauczania w szkole, oczekując na
jubilację emerytowanego profesora literatury łacińskiej w Seminarium rzymskim,
która nie odwlecze się zbyt długo ze względu na jego podeszły wiek i słabe zdrowie.
Uczęszczam jednak na wykłady prawa kanonicznego u św. Apolinarego…
Musiało mu nie brakować pewnych nie przyjemności, jak wynika z dalszych
słów: … Zostałem wreszcie przyjęty, ściślej mówiąc ,,wyprzecinkowany” przez
kardynała Ferrieri. Widać stąd jak ujemne musiał on mieć informacje o ,,naszym
Czcigodnym Księdzu Bosco”- by użyć słów Prokuratora kończącego swą relację
podkreśleniem: ,,Nesciunt guid faciunt”.
Dwie sprawy leżały na sercu Księdza Bosko z początkiem stycznia: to
propaganda na rzecz Letture Cattoliche i werbowanie koadiutorów.
Byłoby zbędną rzeczą wspominać, że Ksiądz Bosko kochał swoje Letture
Cattoliche, nie wielu jednak wie, z jaką troskliwością podtrzymywał je do końca życia,
zdobywał dla nich uznanie i propagował po całej Italii. Także w tym roku, polecał
w okólniku o zdobywanie dla nich nowych czytelników, by w ten sposób położyć
zaporę złej prasie, z tak wielką szkodą dla ludu. Doświadczenie 27 lat kazało mu
podnosić publiczne korzyści tej lektury, tak dostępnej dla wszystkich i taniej.
W innym okólniku wystosowanym do proboszczów, prosił o zaopiekowanie się
na terenie parafii młodzieńcami lub mężczyznami w wieku od 20 - 35 lat, pragnącymi
wstąpić do zakonu jako laicy; polecił kierować ich do Zgromadzenia Salezjańskiego,
231

24.2 Page 232

▲back to top


pod warunkiem żeby byli zdatni do jakiegoś rzemiosła lub pracy na polu, w ogrodzie,
kuchni, piekarni i innych zajęciach gospodarczych względnie biurowych w domu.
W razie posiadania jakiegoś innego fachu, będą mogli nadal się w nim ćwiczyć. Tą
drogą dawał szeroko poznać, w jakim charakterze pozostają w Zgromadzeniu
koadiutorzy, odmiennie od dawnych tradycyjnych konwersów. W miarę rozszerzenia
się zakresu pracy w Zgromadzeniu, rosło też zapotrzebowanie na koadiutorów.
Ponieważ z dnia na dzień rosła korespondencja i mnóstwo osób zwracało się
z prośbą o modlitwy, składając lub przyrzekając ofiary Księdzu Bosko nie mogąc już
sprostować nawałowi korespondencji, polecił odlitografować stosowny wzór
odpowiedzi na tego rodzaju listy. Zaznaczał w niej, że chętnie obiecuje modlitwy
w intencjach wymienionych w liście, a ze swojej strony prosi o dołączenie się do
modlitw wspólnych, odmawiając codziennie przez dziewięć dni 3 razy Ojcze nasz…,
Zdrowaś Maryjo… i Chwała Ojcu…, z dodaniem wezwania: Cor Jesu Sacratissimum,
miserere nobis i Maria Auxilium Christianorum, ora pro nobis, a przy tym
przystępować do Komunii św. będącej ,,źródłem łask” wszelkich oraz spełniając jakiś
uczynek miłosierny na korzyść chłopców ubogich. Do dziś utrzymuje się powszechnie
w użyciu Nowenna Księdza Bosko do Najświętszej Maryi Wspomożycielki. Jeśli do
tego czasu utrzymywała się opinia o wybitnej świętości Księdza Bosko, to fama ta
będzie z biegiem czasu rosłą. Z tą zaś powszechną opinią wiernych szła w parze
pokorne mniemanie o sobie samym ze strony Sługi Bożego. Do tego czasu należy
odnieść pewien charakterystyczny szczególik, opowiedziany przez sekretarza, księdza
Joachima Berto. Dla należytej oceny tego świadectwa, trzeba mieć na uwadze, że był
to człowiek pochodzenia wiejskiego, a przez to obcą mu była dążność do
przejaskrawienia czegoś, co choćby z dala trąciło pochlebstwem.
Słuchaj no księże Berto, chciałbym, żebyś notował sobie, co ujemnego we mnie
zauważysz i zwrócił mi na to uwagę...
Och, raczej ja bym powinien prosić o to Księdza Bosko - rzekł ksiądz Berto.
Nie, nie, proszę, byś ty zwracał mi uwagę na moje wady…
Ksiądz Berto, spostrzegłszy się, że Ksiądz Bosko mówił na serio, rzekł: Dobrze,
jeśli Ksiądz pragnie, bym się podjął tego obowiązku, to ja proszę go, by nawzajem
spełnił go względem mnie.
No dobrze. Odtąd zwracaj mi uwagę na to, co zauważysz ujemnego.
Jeśli Ksiądz życzy sobie, mogę od razu powiedzieć, co zauważyłem według
mnie nieodpowiedniego.
Lecz są rzeczy naprawdę nic nie znaczące…
Co takiego na przykład?
W rozmowie ma Ksiądz zwyczaj często wtrącać słowa: ,,ma” lub ,,dico che”,
choć nie mają one związku ze zdaniem. Osobiście jest mi nieprzyjemnie tego słuchać,
a myślę, że także drugim.
A co innego?
232

24.3 Page 233

▲back to top


W czasie Mszy św. mówiąc: Indulgentiam, absolutionem et remissionem… etc.,
zamiast ,,nostrorum”- mówi Ksiądz często ,,vestrorum”, oraz ,,tribuat vobis” zamiast
,,tribuat nobis”.
Ksiądz Bosko słuchał tego z głową schyloną, po czym z uśmiechem rzekł:
A co jeszcze?
Prócz tego zauważyłem, że spożywając ablucję, zamiast połknąć od razu,
bulgocze w ustach, jakby je płukał. Słyszy się to wielu przy ołtarzu i jest to bardzo
nieprzyjemne. Wydaje mi się to wadą, a ponieważ życzę jak najlepiej Księdzu Bosko,
pragnąłbym, by się pozbył tych nawyczek.
A Ksiądz Bosko:
Tylko tyle? Pragnąłbym, byś mi wytykał poważne uchybienia!
Na razie nie mam więcej uwag. W przyszłości, jeśli sobie tego Ksiądz życzy,
gdy spostrzegę coś ujemnego, niechybnie mu powiem. Zdaje Ksiądz sobie doskonale
sprawę z tego, co mówi Sallustiusz, że u ludzi wysoko postawionych nawet drobne
usterki wyglądają na coś poważnego…
Na te słowa Ksiądz Bosko spoważniał i zmienił temat.
Na uroczystość św. Franciszka Salezego wypadało mu wyjechać z Turynu,
dlatego zawczasu myślał o priorze i zwracał się z tym do małżonków Fava:
Benemerito Sig. Cavagliere Fava!
Doświadczyliśmy nie raz życzliwości od Szanownego Państwa i dlatego
wszyscy gorąco pragniemy, by Szanowny Pan wraz z małżonką, raczyli w tym roku
objąć przewodnictwo honorowe na naszej uroczystości parafialnej św. Franciszka
Salezego. Podejmujemy się przygotowania muzyki, kaznodziei, funkcji religijnych
w kościele. Prosilibyśmy w miarę możliwości, na jakąś uroczystą funkcję wciągu dnia
i na obiad, a wieczorem na teatrzyk. Proszę także na świadków w wypadku
Sakramentu Bierzmowania. Nadmieniam, że wszystkie modlitwy, Komunie św.
i Msze św. będą ofiarowane na ich intencje. Ksiądz Rua - mój alter ego - udzieli,
w razie potrzeby, dalszych wyjaśnień i przyjmie odpowiedź, która - jak mam nadzieję
- będzie przychylna. Niech Bóg błogosławi, etc.
Turyn, 11.01.1880 r.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
Cavagliere Fava nie tylko przyjął zaszczytne zaproszenie, lecz posłał nawet
ofiarę w kwocie 300 lir.
Z Turynu ksiądz Bosko wyruszył zapewne między 12 a 14 stycznia, do Francji.
Nim przekroczył granicę, zatrzymał się na parę dni w Alassio. Wnioskujemy o tym
z pewnej przepowiedni, która miała miejsce podczas obiadu i która dotąd jeszcze się
nie sprawdziła.
233

24.4 Page 234

▲back to top


Miły epizodzik zdarzył się przy tej okazji w Ventimiglia. Otóż Ksiądz Bosko
oczekiwał na pociąg do Francji i obserwował przez pewien czas małego chłopczyka,
syna restauratora, w wieku od 6 - 8 lat, kręcącego się niespokojnie jak żywe srebro.
Rozmawiał, z kim się trafiło, wpadł między ludzi, wracał do rodziców, to znów
odchodził itd. Od czasu do czasu wypowiadał słowo: ,,Chisto”. Ksiądz Bosko śledził
oczyma małego bluźniercę, aż ten znalazł się przy nim wraz z matką.
Choć no to, mały - rzekł. Pozwoli pani, że powiem mu słówko?
Ależ proszę bardzo – rzekła owa pani.
Otóż słuchaj mnie mój mały- rzekł - zwracając się do chłopca. Czy chciałbyś,
bym cię nauczył poprawnie wymawiać pewne słowa?
Dzieciak speszony nie wiedział, co odpowiedzieć.
No, odpowiadaj, czemu nie mówisz? –rzekła mama.
Si - wymamrotał bocząc się.
Uważaj więc, jak należy wypowiadać to słowo… Przede wszystkim zdejmij
czapkę. Malec nie ruszył się.
No zdejmij czapkę jak ci Ksiądz karze.
Chłopiec posłuchał. Wówczas Ksiądz Bosko ciągnie dalej. Otóż uważaj: Mówi
się ,,Cristo” a nie ,,Chisto”. I w taki sposób – uważaj: In nome del Padre, del Figliuole
e dello Spirito Santo. Cosi’ sia. Po zrobieniu znaku Krzyża Św. mówił dalej: Sia
lodato Gesu’ Cristo. A więc zapamiętaj sobie dobrze: Nie ,,Chisto”, lecz ,,Cristo”.
Tym czasem skupiła się gromadka ciekawskich. Znalazł się też wśród nich
ojciec, który zażenowany powiedział:
Ma Ksiądz rację. Człowiek nabiera jakby bezwiednie pewnych nawyków,
a dzieci uczą się od starszych. I ja, niestety, sam mam podobny zwyczaj, z którego
trzeba będzie się poprawić…
Mam nadzieję, że jak najrychlej - dodał Ksiądz Bosko.
Oberżysta oddalił się do klientów, a malec poszedł za nim i reszta się
porozchodziła. Po chwili matka podchodzi do Księdza Bosko i rzekła: Reverendo, czy
mogłabym prosić o odprawienie Mszy św.?
Bardzo chętnie!
Proszę łaskawie przyjąć intencję…
No, jeśli tak, dobrze, przyjmuję.
Dała mu w kopercie 10 lir i odeszła uszczęśliwiona. Od tego czasu, owa pani,
ilekroć Ksiądz Bosko tędy przejeżdżał, dawała mu zawsze na Msze św. Musiała
zorientować się, kim był ten ów kapłan.
Razu pewnego, Ksiądz Bosko przechodząc koło bufetu usłyszał czyjeś
pozdrowienie. Obróciwszy się ujrzał ową znajomą panią, która prosiła o pozwolenie
złożenia wizyty w Oratorium.
Bardzo chętnie - odrzekł Ksiądz Bosko - lecz zazwyczaj jestem poza domem
i trudno będzie mnie zastać. Dowiedział się, że pragnęła ona umieścić swego syna
w Alassio.
234

24.5 Page 235

▲back to top


Obcowanie z Księdzem Bosko było naprawdę urzekająco miłe. Pewien kapłan
z kantonu Ticino, w Szwajcarii, ksiądz Jakub Cavalli, pisał z dniem 5 stycznia, do
księdza Rua, dodając na końcu te słowa:
Proszę powiedzieć Księdzu Bosko, by raczył westchnąć za mną do Matki
Najświętszej, a jeśli możliwe posłał mi obrazek, który zachowam, jako drogocenną
relikwię. Choćby nawet jedno zdanie napisać przez niego! Och, Ksiądz Bosko ma tak
dobre serce i mam nadzieję, że uczyni mi tą łaskę, nie dla mej zasługi, lecz dla miłości
Jezusa i Maryi!
235

24.6 Page 236

▲back to top


ROZDZIAŁ XVI
Święty wizytuje domy we Francji
Konieczność podróży do Francji dyktowała zwłaszcza Marsylia. Podjęte tam
prace budowlane wymagały pieniędzy, których brakło. Pewne nieporozumienie
z parafii, choć nieco przycichły, stawiały nadal kwestię otwartą. Z tych powodów,
Ksiądz Bosko, pragnąć należycie uporządkować sprawy Francji, z pominięciem
innych względów i nie zważając na swoje dolegliwości fizyczne, puścił się i tym
razem w podróż. Pokazało się wkrótce, jak opatrznościowa była ta wizyta Świętego
w Marsylii.
Ksiądz Bosko przybył do Nizzy pod wieczór 14 stycznia, nieoczekiwany przez
nikogo w tak późnej porze. Sam dyrektor ksiądz Ronchail, który przez kilka dni rano
i wieczór biegał na stację, poszedł tym razem do swojego pokoju, gdy już ostatni
pociąg przyjechał. Aż to około godziny 10.30, usłyszał jakieś głosy i kroki pod oknami
swojego pokoju na dole i wychyliwszy się z okna dostrzegł, jak wyraził się ,,postać
naszego Drogiego Ojca”. Zbiegłszy szybko po schodach przywitał go i spytał, czy już
zapłacony powóz.
Jak to? - spytał - Czy sądzisz, że taki młodzieniec jak ja, potrzebuje powozu, by
przybyć tu ze stacji? Koadiutor Rossi wysłany na wszelki wypadek dla wynajęcia
jakiegoś pojazdu, oświadczył, że Ksiądz Bosko, mimo nalegań chciał udowodnić,
że potrafi przebyć drogę 2 km i to w porze nocnej!
Nie czując się zmęczonym, nie poszedł do łóżka przed godziną 12. Od rana,
następnego dnia, mimo że przyjazd Księdza Bosko nie był zapowiedziany, rozpoczął
się napływ wielu interesantów, którzy go oblegali aż do południa. Dopiero, gdy zszedł
na obiad do refektarza, mógł widzieć się z młodzieżą i pogwarzyć do współbraci przy
stole. Pod koniec obiadu, kapela kilku udanymi sonatami rozweselała Czcigodnego
Gościa. Początkowo kapela liczyła tylko 18 grajków, Ksiądz Bosko zauważył jednak,
że od ostatniego pobytu w Marsylii, poczyniła znaczne postępy.
Zaledwie wyszedł z obiadu, oczekiwała na niego karoca hrabiego Celebroni, by
zawieść go do chorej od 6 miesięcy hrabiny. W dalszym ciągu składał wizyty
w towarzystwie dyrektora, poczynając od biskupa. Nad wieczorem spotkali się
z księdzem Cagliero idącym ze stacji kolejowej. Jechał on z Księdzem Bosko, lecz po
drodze zatrzymał się u ksiądza Cibrario w Vallecrosia.
Przy tej okazji rozegrała się pewna miła scenka, która ściślej nie należałaby do
historii, lecz mimo to posłuży, jako dowód zażyłości panującej między Księdzem
Bosko a jego synami. Zmrok zapadający nie pozwalał na odróżnienie twarzy, pomimo
236

24.7 Page 237

▲back to top


to bystry ksiądz Ronchail rozpoznał wnet w idącym księdza Cagliero i pozdrowił go:
Bon soir, mon rewerend Pere, avez-vous fait bon voyage? Tres bon – rzekł ów. Na to
Ksiądz Bosko spytał po włosku, kim był ów kapłan. Dyrektor myśląc, że żartuje,
ciągnął dalej w tym tonie mówiąc, że jest to przyjaciel zakładu, który zwykł od czasu
do czasu odwiedzać salezjanów.
To chyba zagości dziś w Patronacie?
Z pewnością – rzekł ksiądz Ronchail. Ksiądz Cagliero, który miał liść
w ustach, szedł dalej swoją drogą nierozpoznany, gdy Ksiądz Bosko uprzejmie go
zagadnął: Alors a nous revoir dans quelques instants... Po pewnym czasie, gdy minęli
się Ksiądz Bosko pyta znowu:
Któż to jest ten kapłan?
Ależ to ksiądz Calgiero...
Jak to? Ksiądz Calgiero? Nie poznałem nawet po głosie. Kiepsko z moim
wzrokiem!
Nie poznał go po głosie, bo ów miał chrypkę, nad to mówił nieźle po francusku.
Powstał z tego śmiech ogólny i tak doszli do pałacu, gdzie wspólnie spożyli kolację.
Więcej śmiano się jeszcze po powrocie, gdy, gdy ksiądz Cagliero nadal odstawiał swą
komedię, wprowadzając w błąd niektórych współbraci swą francuszczyzną
i kapeluszem z hiszpańska, ze względu na podróż do Hiszpanii.
Z rana, dnia następnego Ksiądz Bosko udał się do Freju w towarzystwie księdza
Ronchail, gdzie monsignor Terris oczekiwał go z obiadem, na który zaprosił również
swojego wikariusza generalnego z kilku znaczniejszymi osobami. Rozmowa
przedłużyła się aż do momentu odjazdu o godz. 4.30. W pociągu znowu spotkali się
z księdzem Cagliero i Rossi, jadącymi w kierunku Marsylii, lecz niebawem Ksiądz
Bosko przesiadł się na Hyeres. Tym razem nie było już podobnej niespodzianki jak
w ubiegłym roku, gdyż na stacji zastali księdza Perrot, dyrektora sierocińca
w Nawarze i powóz pana De Bouting, który czuł się wielce zaszczycony tą niezwykłą
gościną. Na powitanie Księdza Bosko zebrała się w pałacu hrabiego piękna grupa
Pomocników, którzy na jego widok wznosili wiwaty i biegli, by się przywitać. Po
wieczerzy zatrzymano się w salonie aż do godziny jedenastej na miłej pogawędce.
W Hyeres podobnie jak w Nizzy, Ksiądz Bosko nie miał chwili wytchnienia.
Okoliczni duchowni i świeccy pragnęli mu złożyć wizytę, zasięgnąć porady,
przestawić swe troski i kłopoty i polecić się jego modlitwą. Odwiedzał również
chorych spragnionych jego słów pociechy i błogosławieństwa.
W niedzielę dnia 18 stycznia celebrował w kościele parafialnym przy
wspaniałym ołtarzu Matki Boskiej z Lourdes. Służyło mu do Mszy św. dwóch
kleryków, wobec zebranej sporej grupy wiernych a wśród nich wielu Pomocników
i Pomocnic. W czasie Mszy św. przyjmowano z jego rąk Komunię św., pomimo,
że nie było zwyczaju udzielać jej przy ołtarzu głównym.
Po Mszy św. spotkał się z wesoła grupą młodzieży z Nawary. Ugoszczeni suto
w schronisku przez pana De Bouting, towarzyszyli potem Księdzu Bosko na Mszę św.
237

24.8 Page 238

▲back to top


uroczystą, na której odśpiewali ku czci św. Alojzego mszę pod batutą księdza
Cagliero.
Po nieszporach wstąpił na ambonę wice proboszcz di Solliee - Pont gorliwy
Pomocnik Salezjański, który przemówił do licznie zebranych o dziełach i misjach
salezjańskich. Po kazaniu zebrano finanse księdza Perrot’a.
Przy końcu funkcji zaproszono Księdza Bosko do zakrystii, gdzie otoczyli go
zebrani księża okoliczni, spragnieni zasłyszeć jego słowa kapłańskiego. Jedni prosili
o radę, inni jakąś pamiątkę lub błogosławieństwo. Była to naprawdę scena
wzruszająca. Nazajutrz po odprawieniu Mszy św. da Pomocników, miał krótką
konferencję dla nich.
Co za niesamowita odwaga u tego Księdza Bosko! – mówiono. Zabrać się do
przemawiania po francusku do audytorium tak wykształconego i to przez cały
kwadrans, to nie żarty! A przecież jego proste, niewyszukane słowa chłonęli owi
panowie i panie z wielką przyjemnością! Około godziny 11- tej wyjechał w kierunku
Tulonu, a ksiądz Perrot powrócił do swej Nawary, skąd pisał w dniu 21do księdza
Rua: Ileż kłopotów i trudów nie szczędzi ten dobry Ojciec dla swych synów! Jakże
winniśmy być wdzięczni Bogu za to, że go nam dał! Jakże chętnie pracuje się za jego
przykładem! Na stacji La Pauline należało przesiąść się na inny pociąg. Gdy wysiedli,
zbliżył się jakiś 20 - letni panicz, a zwracając się do sekretarza pyta po francusku:
C’est bien le reverendissime Pere Don Bosco que j’ai l’honneur de voir lei?
Na twierdzącą odpowiedź ujął uprzejmie ich walizkę i zaprowadził do
czekającej karocy, noszącej herby hrabiowskie.
Był to pan De Vallavieille, u którego dzięki poleceniu biskupa Frejus, miał
zatrzymać się Ksiądz Bosko, by udzielić choremu błogosławieństwa. Umówiono się,
że podróżni mieli wsiąść na stacji la Garde, lecz tenże chciał zabrać Księdza Bosko
wcześniej i dał znać o tym telegraficznie. Telegram, który otrzymał Ksiądz Bosko, był
o tyle ciekawy, że nosił zmienione nie do poznania jego nazwisko: Bomb-Asco.
Pan De Vallavieille, były prefekt Lyonu za kadencji Mac - Mahona, gorliwy
katolik wraz ze swoją liryczną rodziną religijną, podejmował Księdza Bosko gościną
i odwiózł go na stację o godzinie 4 - ej po południu w kierunku na Marsylię. Wreszcie
o godzinie 6.30 Święty przybywał do Oratorium św. Leona, przy gromkich
aklamacjach: Viva Don Bosco!
Pierwszym wrażeniem Świętego było, że dom w Marsylii nabierał coraz
większego znaczenia i by zorganizować, go należycie, wypadało by tu zatrzymać się
dłużej, niż się przewidywało. To, co początkowo wydawało się życzeniem, stało się
koniecznością, jak niebawem zobaczymy.
Nie tracił z widoku pewnych chmur występujących na horyzoncie w stosunkach
między parafią a Oratorium. Że te chmury zaczęły się wnet rozpraszać.
„zawdzięczamy to jedynie dobremu sercu naszego Księdza Bosko” – pisał ksiądz
Ronchail. Tenże w innym liście mówi: Ksiądz Proboszcz Guiol rozpogodził się na
podobieństwo dnia słonecznego po burzy.
238

24.9 Page 239

▲back to top


Była więc burza i to porządna! Ksiądz Bosko słyszał już o tym, nim stanął we
Francji. Dnia 12 stycznia pisał z Sampierdarena do księdza Guiola, zapowiadając swój
bliski przyjazd w celu bliższego porozumienia się.
Myślałem – pisał - że nasze wzajemne stosunki będą serdeczniejsze. Ale mam
nadzieję, że gdy będziemy mówili z księdzem proboszczem i księdzem Bologna,
trudności zostaną usunięte, tak by zostało zapewnione obustronnie dobro dusz. Z tym
celem zabraliśmy się do pracy i Bóg nam dopomoże osiągnąć ten cel za cenę
jakichkolwiek ofiar z naszej strony. Miałem zawsze zaufanie do księdza i jestem
przekonany, że jego dobroć nie zawiedzie. Ustawiczne żądanie pomocy, której nie
można było udzielić, usposabiało proboszcza niechętnie do salezjanów, a nawet i do
Księdza Bosko, gdyż posądzał, że działa on w porozumieniu z dyrektorem. Źródło
jednak leżało głębiej. Otóż trzeba wiedzieć, że nierzadko z powodu różnych zajęć
w parafii musiało być poza domem trzech księży. Miało to miejsce zwłaszcza w czasie
pogrzebów dość częstych i długich, ze względu na pewne panujące zwyczaje w tych
stronach, nadto jechało się, jakąś godzinę drogi karawanem. Na salezjanach ciążył
obowiązek uczenia śpiewu i kierownictwo chóru parafialnego, opieka nad
ministrantami, towarzyszenie z grupą chłopców przy udzielaniu Wiatyku chorym
i pogrzebach, na każde zawołanie proboszcza. Jeden salezjanin wyznaczony był do
binowania w święta - w parafii a po drugiej Mszy udzielał wywodów - prowadził
kondukty na cmentarz. Ze względu na liczebność parafii, kondukty zdarzały się więcej
razy dziennie. Za te usługi księża nasi otrzymywali początkowo 150 franków
miesięcznie. Według umowy Księdza Bosko z księdzem Guiolem było 100 franków.
Trzeba mieć również na uwadze, że tego rodzaju funkcje pogrzebowe nie były
uważane w mieście, gdyż zazwyczaj spełniali je tacy księża, którzy nie głosili kazań
i nie spowiadali, byli to zazwyczaj duchowni zza granicy o niezbyt dobrej opinii,
uganiający się za groszem. Pewnego razu ksiądz Bologna usłyszał od Ojców
Dominikanów: Jakże to? Czy salezjanie przyszli do Marsylii za służących? Dodać
przy tym trzeba, że tego rodzaju ciężary miałyby trwać wiecznie…
Ksiądz Bosko przy zawieraniu umowy, nie znając miejscowych zwyczajów nie
uświadamiał sobie, tak wielkich ciężarów. Myślał, że pomoc przy parafii będzie
podobna jak we Włoszech, gdzie mimo posług udzielanych, daje się zawsze
pierwszeństwo zajęciom w zakładzie, bez cienia jakiejś służebności… Stąd
zrozumiałem jak często szły reklamacje do Turynu, Ksiądz Bosko zaś ze swej strony
nawoływał do cierpliwości. Gdy przybył do Marsylii, napięcie stosunków było na
punkcie szczytowym. Należało niezwłocznie omówić sporne kwestie i rozładować
zadrażnienia. Ksiądz Bosko zaprosił do siebie księdza Guiola. Świadkami tego
spotkania byli: ksiądz dyrektor Bologna, ksiądz prefekt Ghione, a może też i ksiądz
Ronchail - dyrektor z Nizzy. Proboszcz z miejsca dał się ponieść gniewowi i wyzwał
Księdza Bosko od oszustów i szalbierzy niedotrzymujących słowa, trzasnął drzwiami
i wyszedł. Ksiądz Bosko zniósł cierpliwie obelgi i wysłuchał spokojnie tyrady nie
podnosząc głosu.
239

24.10 Page 240

▲back to top


Pod wieczór proboszcz chciał powrócić do zakładu, by podjąć przerwaną
rozmowę na temat ciężarów, na które żalili się salezjanie. Lecz Ksiądz Bosko
dyplomatycznie przez posłańca prosił, by odłożył na lepszy czas tę sprawę.
Tymczasem zaprosił nazajutrz na obiad niektórych Dobrodziejów zakładu. Prosić
księdza proboszcza nie wypadało po tym co zaszło – pominąć też nie było właściwe,
ze względu na to, że mógłby to źle tłumaczyć i bardziej się jeszcze rozgniewać. Ksiądz
Bosko wziął więc księdza Bologna pod rękę mówiąc: Chodźmy do księdza
proboszcza.
By dostać większe wały? – rzekł dyrektor.
Nie, lecz by go uspokoić i zjednać sobie. Jest on wprawdzie impulsywny, lecz z
grunty dobry i zobaczysz, że uda się nam wszystko pomyślnie załatwić. I tak było.
Gdy przyszli nawiązała się następująca rozmowa:
Ksiądz powiedział dobrze, księże proboszczu – rzekł Święty.
Ma ksiądz rację, lecz Salezjanie nigdy nie zapomną o dobrodziejstwach od
niego otrzymanych. Po czym dodał, że nie ma odwagi prosić go na obiad do siebie,
gdyż nie potrafiłby go uczcić, jak należało, ale sam nazajutrz przyjdzie do niego, gdyż
nie wypada inaczej obchodzić tej uroczystości, jak na plebanii i tam wypadnie ona
lepiej niż w Oratorium św. Leona.
Gdy się pożegnali wyglądało na to, że proboszcz pozostał przy swoim.
A tymczasem tego wieczoru nie jadł kolacji, w nocy nie spał nad ranem zaś przyszedł
do Oratorium i chciał, by Ksiądz Bosko zebrał swą Kapitułę. Wobec wszystkich
publicznie przeprosił go za swe uniesienie i odwołał swe pretensje. Nadmienił tylko
o prowadzeniu la Maitrise, gdyż to było motywem sprowadzenia salezjanów do
Marsylii. Co zaś dotyczy Mszy św. i pogrzebów zdawał się na możliwość i dobrą
wolę. Słowem nastąpiła pełna zgoda i porozumienie.
Proboszcza tak ujęła i wzruszyła pokora Księdza Bosko, że odtąd pozostał jak
najwierniejszym jego przyjacielem i popierał do końca życia jego dzieła. A po śmierci
Świętego, gdy zabrakło funduszów na rozbudowę zakładu św. Leona w Marsylii
przybył z Dyrektorem odwiedzić i pomodlić się na jego grobie i środki wkrótce się
znalazły.
Wobec zbliżającej się uroczystości św. Franciszka Salezego, Ksiądz Bosko
byłby chętnie zwołał Pomocników marsylskich na konferencję, lecz trzeba było z tego
zrezygnować ze względu na panującą w mieście w tym czasie grypę, która zbierała
liczne ofiary. W dniu św. Patrona odbyła się akademia z okolicznościowym
teatrzykiem. Przy tej okazji miało miejsce osobliwe zdarzenie. Oto pewien chłopiec,
który miał odgrywać swoją rolę nas scenie dostał chrypki i stracił kompletnie głos.
Cóż było robić? Dyrektor strapiony tym poszedł do Księdza Bosko użalić się,
że będzie musiał odwołać przedstawienie i przeprosić gości. Ksiądz Bosko zastanowił
się chwilę, potem kazał mu przyprowadzić do siebie owego chłopca. Gdy ten stanął
przed Księdzem Bosko, by otrzymać jego błogosławieństwo, Święty rzekł do niego
żartobliwie: „Słuchaj no, zróbmy umowę: ja pożyczę ci swego głosu, żebyś mógł
dobrze odegrać swoją rolę, a ty mi dasz na razie swój. I tak było: chłopiec odzyskał
240

25 Pages 241-250

▲back to top


25.1 Page 241

▲back to top


swój piękny głos poprzedni, podczas gdy Ksiądz Bosko w tej chwili zachrypł.
Przedstawienie udało się znakomicie, gdy się skończyło, Księdzu Bosko wrócił
poprzedni głos.
W prasie miejscowej nie pojawiła się dotąd wzmianka o Księdzu Bosko. Za to
do jego mieszkaniu przesuwała się nieustanna procesja odwiedzających go osób
rozmaitego stanu. Tak, iż bez przesady można by powiedzieć, że ledwie żył ze
zmęczenia. Nic też dziwnego, że w ciągu tych dziesięciu dni nie miał sposobności
zwiedzić zakładu zwłaszcza przedsięwziętej budowy. Z tym wszystkim nie zapomniał
o Oratorium i z dniem 22 stycznia pisał do księdza Rua:-
Mio Caro D. Rua!
Otrzymałem twój list i wiadomości, które mi podałeś. Za wszystko niech będzie
Bóg uwielbiony. Powiesz madamie Legrand, że natychmiast wysyłam jej
błogosławieństwo Najświętszej Maryi Wspomożycielki wraz ze szczególnymi
modłami w jej intencji. Nie zapomnę pomodlić się za śp. Damigellę Occeletti
w intencji zacnej pani Pauliny, która nam czyni tak wiele dobrego. Boleję nad stratą
chłopca Della Torre. Dziękuję Bogu, że był przygotowany na śmierć i polecać będę
Bogu jego duszę.
Obawiam się, że kto inny nie przygotuje się do niej dobrze. Uważam,
że wypadałoby dać ogólne wskazówki chłopcom, co mogłoby wywołać zbawienne
skutki u tych, którzy mają coś na sumieniu.
Otrzymałem raport od księdza Bonettiego na temat placówki w Penango. Jeżeli
uważasz za odpowiedni, to ja nie mam nic przeciw. Można by na początek wyjść ze
stawką 20.000 lir. Jak dotąd załatwiam sprawy pospiesznie myśląc o swym powrocie.
Zatrzymam się jednak przez cały miesiąc w Marsylii, by dokończyć pewnych spraw
i zdobyć pieniądze.
Potrzebuję bardzo modlitw i polecam się naszym drogim chłopcom, by
ofiarowali w mej intencji Komunię św. Ksiądz Calgiero wyruszył stąd w ubiegłą
niedzielę do Sewilli i już mi donosi z Barcelony, że podróż udała się znakomicie. Inni
podadzą ci inne wiadomości. Niech Bóg zachowa cię przy łasce swej i przy zdrowiu
mój drogi księże Rua, wraz ze wszystkimi chłopcami, etc.
Marsylia, 22.01.1880 r.
Aff. mo amico XJB
To, co mówił o pewnym zmarłym i mającym umrzeć, wymaga wyjaśnienia.
Nim wyruszył z Oratorium i nie mając czasu przemawiać do chłopców, upoważnił
ksiądz Lazzero oznajmić chłopcom, że dwaj z nich przeniosą się do wieczności pod
jego nieobecność. Pierwszy z nich to Alojzy Della Torre z Mezzana Bigli -
rzemieślnik, lat 18, zmarł 14 stycznia; „drugi” to Antoni Borello z Grugliasco - lat 15,
także rzemieślnik, zmarł 9 marca - przeczuwając z powodu gwałtownej choroby bliską
śmierć, prosił, by mu udzielono sakramentów. Przed końcem miesiąca Ksiądz Bosko
posłał także list księdzu Barberisowi:
241

25.2 Page 242

▲back to top


Mio Caro D. Barberis!
Omnes quidem currunt, sed non omnes accipiunt bravium. D. Molini, jak wiesz
pragnąłby powrócić ad lares. Postaraj się go zaopatrzyć na drogę, jak możesz najlepiej.
Myślę, że zdrowie naszych nowicjuszów nie pozostawia nic do życzenia. Powiesz im,
że spodziewam się po nich wiele dobrego, postępów w nauce i świętości. Żniwo
ewangeliczne z dnia na dzień powiększa się przed nami. Odwagi więc moi drodzy
nowicjusze! Bóg wam przygotowuje wiele swych łask, a przy tym wiele pracy
i Niebo. Niech was błogosławi, etc.
Marsylia, 30.01.1880 r.
aff. mo amico in Gesu Cristo Ksiądz Jan Bosko
W dniu 30 stycznia Ksiądz Bosko poszedł ze Mszą św. do sióstr Wizytek.
Zastał tam ciężko chorą niejaką pannę Perrier, byłą wychowankę klasztoru i krewną
przełożonej. Toczona przez raka i omal nieprzytomna, oczekiwała na śmierć. Święty
mając pozwolenie wejść do klauzury udał się do infirmerii, gdzie zastał kilka chorych
i do każdej powiedział parę słów pociechy. Stanąwszy koło owej Perrier powiedział:
I pani nie prosi o pozwolenie na powstanie? Dalej, proszę powstać.
Nie wie Ksiądz, zauważyła pokornie Przełożona, że ona ma raka? To choroba
nieuleczalna.
W południe proszę wstać, mówię wam i iść na obiad wraz z innymi!
I pobłogosławiwszy ją wyszedł. Zaledwie opuścił progi klauzury, chora zaczęła wołać:
Ależ ja nie czuję się wcale chora. Jestem uzdrowiona, podajcie mi sukienkę.
Rzeczywiście złośliwy rak zniknął bez śladu. Ale to, co teraz nastąpiło, zasługuje na
uwagę. Ksiądz Bosko polecił Przełożonej, by prosiła lekarza o poświadczenie na
piśmie cudownego uzdrowienia owej osoby. Lekarz, dobry katolik, był tym zgorszony.
Chciał mieć, co do tego pewne wyjaśnienie od samego Księdza Bosko. W chwili, gdy
oczekiwał na swą kolej w przedpokoju, rzekł do księdza Bologna:
Czy wśród wielu innych cnót, które posiada Ksiądz Bosko, nie ma też miejsca
na pokorę? Czy jego życzenie nie zakrawa na próżną chwałę?... Czy może zamierza
stąd odnieść jakąś korzyść dla swych interesów?...
Ksiądz Bologna usiłował wytłumaczyć doktorowi rzecz całą, ale było to jakby
grochem rzucał o ścianę. Gdy nadeszła jego kolej, wszedł do Księdza Bosko.
Co potem się działo, nikt nie wie. Po godzinnej rozmowie ksiądz Bologna
zniecierpliwiony przedłużającą się audiencją ze względu na wiele czekających osób
zaglądnął przez drzwi i co ujrzał? Oto lekarz klęczał z rękoma nabożnie złożonymi,
a Ksiądz Bosko stojąc go błogosławił. Po odejściu lekarza, Ksiądz Bosko rzekł do
księdza Bologna:
Tak, to nie ze względu na siebie, lecz na innych i dla chwały Madonny…
Panna Perrier wstąpiła potem do Córek Maryi Wspomożycielki i zmarła w ich
domu macierzystym w Nizza Monferrato.
Oprócz wspomnianego cudownego uzdrowienia, inne nadzwyczajne fakty
przysporzyły mu rozgłosu. Przytoczymy poniżej kilka znaczniejszych. Otóż pewna
242

25.3 Page 243

▲back to top


dziewczynka nazwiskiem Barbarin od lat czterech przykuta była do łóżka. Nieraz
nagłe paroksyzmy bólu ściskały jej gardło, wydobywając język i oczy z orbit. Ksiądz
Bosko zaproszony przez tę rodzinę poszedł tam z księdzem Bologna. Po wymianie
serdeczności, zaprowadzono go do chorej. On zalecił jej wielką ufność w pomoc
Madonny, odmówił parę modlitw wraz z rodzicami i pobłogosławił ją.
No a teraz wstań, rozkazał jej – i chodź z nami na obiad.
Niemożliwe! – zawołała przerażona matka. Ona nie może się ruszać od lat
czterech.
To nieważne – rzekł Ksiądz Bosko. To, co było, już nie jest… Odchodzę.
Proszę kazać ją ubrać i niech przyjdzie z nami do stołu.
Tymczasem w salonie ze trzydziestka osób z rodziny prowadziła konwersację,
gdy do nich dołączył się Święty. Nie minął kwadrans, gdy drzwi się otwierają
i wchodzi swobodnie do sali w towarzystwie swej matki, dziewczynka. Łatwo
wyobrazić sobie zdumienie gości. Nikt nie śmiał otworzyć ust. Dziewczynka pierwsza
przerwała milczenie, prosząc gości uprzejmie do stoły.
Przy stole siedziała obok Księdza Bosko. Jadła wszystko z apetytem. Gdy
minęło poprzednie wrażenie, zapanowała radość powszechna. Tylko matka sama, coś
jakby nie brała w niej udziału i spoglądała wyczekująco. Wierząc - niedowierzając
podawała córce jakąś „zaczarowaną” wodę, myśląc, że w ten sposób przywróci jej
zdrowie. Przystawiała jej wciąż tę wodę do picia.
Po cóż to wędzisko?- spytał stanowczo Ksiądz Bosko. Czyż nie lepiej
spróbować trochę wina? Wodę można pić zresztą, byle tę czystą ze studni...
i wskazując na szklankę ze zwykłą wodą zaczął sam nieco dolewać do niej wina.
Proszę przynajmniej to pobłogosławić – rzekła matka. Święty ukontentował ją,
lecz polecił bezwzględnie usunąć tę poprzednio przygotowaną przez matkę. Chora
czuła się tak doskonale, że w dniu następnym przyszła wraz z matką złożyć wizytę
Świętemu.
Znany jest wypadek pewnego Marsylczyka, pana Benneta. Pojechał on swego
czasu do wód w Allevard, w okolicy Grenoble, leczyć się na niedomagania
żołądkowe. Zdawało się mu, że kuracja poszła tak dobrze, że przed wyjazdem chciał
złożyć wizytę doktorowi miejscowemu. Lecz w chwili, gdy się z nim żegnał, uczuł tak
silne bóle w krzyżu, że prosił o zbadanie powtórne. Lekarz zbadawszy go dokładnie
oświadczył, że jest to przypadek gruźlicy lokalnej. Polecił więc czym prędzej udać się
do Marsylii i poddać się operacji.
Pan Bonnet usłuchał natychmiast. W Marsylii radził się wielu specjalistów,
poddał się zabiegom długotrwałym, a wszystko bezskutecznie. W takim momencie
pewnego załamania psychicznego dowiedział się o pobycie Księdza Bosko w mieście.
Nie chciał już niczego, ale zawlókł się ostatkiem sił do niego, pełen ufności, że go
uzdrowi. Święty przyjął go z dobrocią, pobłogosławił i zachęcił, by był dobrej myśli,
gdyż odzyska zdrowie i zrobi piękną karierę. Jego słowa przywróciły mu siły duchowe
i postawiły na nagi. Najlepszym tego dowodem było, że po powrocie do domu wyjście
na zewnątrz ropy było zapowiedzą końca choroby.
243

25.4 Page 244

▲back to top


Doktor Chatain, gorliwy katolik, przytaczając ten fakt ze swej strony dodał,
że spełniła się nie tylko pierwsza część przepowiedni, lecz i druga, gdyż pan Bonet
otrzymał niebawem wysokie stanowisko i został najszczęśliwszym ojcem dwóch
zdrowych i pięknych synków, come due amorini.
Nie mniej interesujące opowiadanie przytacza ksiądz Lemoyne z listu swego
przyjaciela, kapłana z Genui. Otóż razu pewnego w Marsylii przyszła do Księdza
Bosko pewna pani, zbolała z tego powodu, że mąż jej stracił wiarę, a nadto synek ich 5
- letni był niemową. Święty pocieszył ją zapewnieniem modlitwy o nawrócenie męża
i uzdrowienie synka. Zalecił jej również odprawienie nowenny do MB
Wspomożycielki.
Wróciwszy do domu powiedziała mężowi, że była u Księdza Bosko. Ten
rozgniewany zawołał, że to klecha, a on klechom nie wierzy i bryzgał bluźnierstwami
oraz wyzywał żonę. Gdy gniew minął, zasiadł do stołu. W trakcie rozmowy żona
powiedział, że poleciła Księdzu Bosko uzdrowienie ich synka. Mąż wzruszył
pogardliwie ramionami. Ale oto naraz synek zaczął wołać:
Papa, papa! Było to po raz pierwszy od tylu lat, gdy dzieciak przemówił. Ojciec
wzruszony, walcząc ze sobą wyszedł z izby i zamknął się w swym pokoju. Nazajutrz
poszedł do Księdza Bosko i oświadczył z miejsca, że nie wierzy księżom.
Och, panie kochany – odrzekł Ksiądz Bosko – jeśli nie uważasz mnie pan za
kapłana, to przynajmniej miej mnie za przyjaciela!
Potem stopniowo obłaskawił go, pouczył, aż ten, który od wczoraj miał serce
poruszone pod wpływem łaski, złożył całkiem broń, pokonany dobrocią swego
rozmówcy. Wizyta skończyła się spowiedzią niedowiarka, który żegnając się złożył na
ręce Księdza Bosko pokaźną ofiarę.
Wypada wspomnieć również o darze intuicji i proroctwa. Szczególnie warto
przytoczyć miłe zdarzenie z wdową Pongeowa, ta przyprowadziła do Księdza Bosko
dwóch swoich synów, by ich pobłogosławił. Widocznie matka zamierzała pożalić się
na jednego z nich, który najwięcej przyczyniał jej zmartwień, bo Święty nie
dopuszczając ją do słów położył swą dłoń na ramionach właśnie owego urwisa
mówiąc do niego: Ejże, Karolu odtąd trzeba być pociechą dla swej mamusi!
A przecież nikt nie powiedział Księdzu Bosko jak się nazywał ów chłopiec, ani o jego
postępkach… Ów chłopiec pozostał pod tak wielkim wrażeniem owego spotkania,
że już nigdy nie przyczyniał swej matce zmartwienia i nie dawał powodu do żalów.
Pewnej chorej osobie przepowiedział ustanie choroby, lecz w formie nie dość
jasnej tak, że tego nie zrozumiała. Gdy pewnego razu Ksiądz Bosko znajdował się
w zakładzie Sióstr Najświętszego Serca Jezusowego, proszono go, by odwiedził chorą
cierpiącą na ból oczu, która prosiła go o uzdrowienie.
Tak, tak, rzekł z uśmiechem – pojutrze ujrzy ona bardzo piękne rzeczy!
Rzeczywiście, po paru dniach owa chora uleciała do Nieba.
Naprawdę cuda działy się nieustannie. W pensjonacie żeńskim Sióstr
Niepokalanek, konwiktorki zebrały się w salonie na przywitanie Księdza Bosko, który
tam przybył z wizytą. Święty przemówił do nich żartobliwie pytając:
244

25.5 Page 245

▲back to top


Vpus attendez Don Bosco, n’est-ce pas? Don Bosce viendra et Don Bosco le
voila. W tej chwili drzwi za nim się uchyliły i weszła jakaś niewiasta niosąc na ręku
dziewczę widocznie kalekie. Biedna niewiasta nie mogąc się docisnąć do Księdza
Bosko w klasztorze Sióstr św. Józefa w Cluny, gdy tam gościł, podążyła za nim aż
tutaj. Umieściwszy swą nieszczęśliwą córkę na dywanie w obecności Sługi Bożego,
błagała go o udzielenie jej swego błogosławieństwa. Święty pobłogosławił ją i
zachęcając do ufności w pomoc Najświętszej Dziewicy Wspomożycielki, rozkazał jej
natychmiast chodzić. Początkowo niepewnie stawiała kroki tak, iż matka chciała jej
dopomóc. Lecz Ksiądz Bosko zabronił mówiąc: Nie potrzebuje od pani pomocy. A
zwróciwszy się do dziewczęcia rzekł: Śmiało powstań samodzielnie i idź do kaplicy
podziękować Madonnie, że cię uzdrowiła. Usłuchała i poszła do kaplicy w
towarzystwie kilku pobożnych osób płaczących z radości. Ksiądz Cagliero obecny
przy tym, poświadcza, że odeszła stąd o własnych siłach, lekko tylko wspierając się o
ramię matki.
Ale powróćmy do pensjonariuszek. Gdy Ksiądz Bosko zwrócił się do nich,
dwie z nich oczekujące na sposobny moment, mogły wreszcie wywiązać się ze swej
roli. Najmniejsza podeszła do Księdza Bosko ofiarując mu bukiet kwiatów z wielu
kopertami, zawierającymi ponad 50 centów na ofiarę dla Księdza Bosko ze strony
wychowanek. Druga zaś starsza, przeczytała mu adres w imieniu przełożonych
i koleżanek. Święty podziękował grzecznie zebranym. Wówczas niektóre z nich miały
sposobność osobiście zamienić z nim, jakieś słówko.
Następnie przedstawione mu zostały oddzielnie wychowanki przygotowujące
się do dyplomu nauczycielskiego. Święty zapewnił, że wszystkie pomyślnie zdadzą
egzamin, a nawet pierwsze z nich z wyróżnieniem. Jednej zdającej z wyższego kursu
nauczycielskiego, otworzył książkę, którą trzymała w ręku i wskazał na stronicę, nic
nie mówiąc. Ta, która poprzednio odczytała adres, nazwiskiem Aiguier, miała niegdyś
zamiar wstąpić do Sióstr Niepokalanek, lecz obecnie pragnęła iść do zakonu
kontemplacyjnego. Przełożona jednak oponowała temu wymagając by zdobyła wpierw
dyplom i pozostała w Zgromadzeniu nauczającym.
Studentka upierając się w swym zamiarze nie chciała stawać do egzaminu,
zwierzyła się Księdzu Bosko ze swojego zamiaru. Święty obrzuciwszy ją
przenikliwym spojrzeniem, którego nie zapomniała przez całe życie rzekł: Pani nie
zostanie nigdy zakonnicą, lecz czeka ją praca. Proszę uzyskać patent otrzyma go
z odznaczeniem i kiedyś jej posłuży…
Panna Aiguier dotąd żyjąca w Marsylii, poświadcza prawdę tych słów,
iż pozostanie w świecie. Nie mniej dodała, że słowa: -Vous ne serez jammais
religieuse - zraziły ją nieco.
Wszystko spełniło się, co do joty. Na egzaminie otrzymała temat wskazany jej
przez Księdza Bosko. Zdała, jako celująca między koleżankami, które otrzymały
wyniki przodujące. Pytano ją dokładnie na temat, który palcem wskazał Ksiądz Bosko.
Aiguier nie została zakonnicą, pomimo że jej spowiednik nie przywiązywał zbytniej
wagi do przepowiedni Księdza Bosko. Zdawało się, że jako córka bogatej rodziny
245

25.6 Page 246

▲back to top


będzie miała zapewnioną przyszłość, nie potrzebując zabierać się do nauczania dzieci.
A tym czasem los się odmienił: ojciec, na skutek niepomyślnych operacji handlowych
stracił fortunę i oto musiała chwytać się pracy w szkole. Dzięki zdobytemu patentowi
uzyskała posadę i by dopomagać rodzinie i zarabiać na własne utrzymanie. Miała
w między czasie dość ponętne propozycje mariażu, lecz zrezygnowała z nich i żyje
samotnie jakby zakonnica w świecie.
Wieści o cudach tego rodzaju obiegały szeroko i powtarzane z ust do ust
ściągały mnóstwo ciekawych, co nie przyczyniało się do spokoju w domu.
Ksiądz Cagliero wróciwszy z Sewilli informował księdza Rua: Marseille est
bouleversee i nie posiada się z entuzjazmu na widok Księdza Bosko…Przypomina to
wypadki w Rzymie z roku 1864, kiedy to działy się podobne rzeczy. Wieści obiegają
miasto z szybkością iskry elektrycznej. Wszyscy komunikują sobie nawzajem,
co Ksiądz Bosko powiedział lub uczynił dla ulżenia nędzy ludzkiej. Ten niezwykły
napływ publiczności rośnie z dnia na dzień. W związku z tym wypadnie chyba
odłożyć nasz wyjazd z Marsylii do przyszłej niedzieli. Marsylia to miasto wielkich
banków, wielkiej wiary i większej jeszcze nędzy wszelakiego rodzaju. Nie
przesadzam, jeśli powiem, że Ksiądz Bosko podobny jest do proroka Jonasza
w Niniwie. Do jego stóp upadają groźni wąsacze, zestarzali grzesznicy, próżne
niewiasty i oziębli zakonnicy. Co więcej godne zachwytu i podziwu, otwierają się na
rzecz miłosierdzia sakiewki bogaczy, dawniej szczelnie zamknięte i nieczułe na
potrzeby bliźnich.
Pierwsze tygodnie nie zapowiadały się zrazu pomyślnie pod względem
ofiarności, „wiele entuzjazmu, lecz bez pieniędzy”- wyraził się Święty. Warto dodać,
że Ksiądz Bosko nie zwykł żądać od nikogo pieniędzy, ale tym razem, zapytywany
przed – stawiał śmiało swoje potrzeby, a pytający szedł za głosem swojego serca.
Mogło czasem powstać nieporozumienie, lecz nie chciał go wyjaśniać.
W towarzystwie proboszcza Guiola odwiedził na przykład panią Prat, gotową
popierać Dzieła salezjańskie. Czekała ona, aż sam Ksiądz Bosko o to poprosi, lecz nie
usłyszała nigdy, by choć słowem wspomniał, że potrzebuje pieniędzy. Gdy to nie
skutkowało, wyraźnie zwróciła uwagę, że istniejące w Kościele dzieła dobroczynne
potrzebowały poparcia, Ksiądz Bosko przytakiwał jej. Pani Prat mówiła następnie, ile
dawała na Córki Miłosierdzia i Małe Siostry Ubogich, a Ksiądz Bosko chwalił
i zachęcał, by tak czyniła nadal. Zdumiona, coraz bardziej, że nic nie żądał dla siebie,
zaznaczyła, że jej stan majątkowy pozwala na te i inne świadczenia.
A Ksiądz Bosko odrzekł, że w Marsylii jest rzeczywiście wiele nędzy, dającej
okazję na tego rodzaju dobroczynności.
Koniec końcem nie udało się jej nigdy doprowadzić do tego, by Ksiądz Bosko
dał poznać własne potrzeby. Wreszcie pożegnał ową panią wielce tym zaaferowaną
i nie umiejącą sobie wytłumaczyć tego dziwnego sposobu postępowania.
Zacna dama zwierzyła się ze swych myśli proboszczowi: ona pragnęłaby dać
sutą jałmużnę, a Ksiądz Bosko o nią nie prosi. Proboszcz wytłumaczył jej całą
zagadkę i podsunął, by wystąpiła z osobistą inicjatywą. Słysząc to prosiła, by nazajutrz
246

25.7 Page 247

▲back to top


przyszedł z nim raz jeszcze. Życzeniu jej stało się zadość: nastąpiły ponowne
odwiedziny. Pani Prat znów wszczęła rozmowę na temat dzieł miłosierdzia. Lecz i tym
razem Ksiądz Bosko nie był skłonny prosić o jałmużnę. Już miał pożegnać ją, gdy ona
schodząc z tematu pyta wprost:
A czy czasem Ksiądz Bosko nie potrzebuje, czego?
Tak, odrzekł z uśmiechem - potrzebuję wszystkiego.
A dlaczego nic o tym nie mówi?
Opatrzność wie dobrze o moich potrzebach.
A gdyby tak Opatrzność mną posłużyła się w tym wypadku?
Byłbym jej bardzo wdzięczny.
A jakie Ksiądz ma potrzeby?
Liczne i poważne. Mamy wiele długów w związku z budową obecną, wypadnie
i w przyszłości prowadzić wiele prac.
A ile wynoszą obecne długi?
Nie potrafiłbym tak z miejsca powiedzieć.
Zatem proszę zbadać.
Zapytam o to architekta.
Pragnęłabym chętnie dopomóc Księdzu.
Na tym rozmowa się skończyła. Ksiądz Bosko niezwłocznie posłał jej rachunki
opiewające na kwotę 60 tys. franków. Pani Prat zobowiązała się wspaniałomyślnie
wyrównać dług ratami do końca bieżącego roku.
Na tym punkcie, ze względu na specjalny dar intuicyjny, czy też może
doświadczenie, Ksiądz Bosko miał swój sposób postępowania. Jego rozumowanie
było następujące: Gdy się prosi o jałmużnę, otrzymuje się dziesięć, dwadzieścia,
najwyżej pięćdziesiąt lir i nic więcej. A kto raz coś dał, już nie tak łatwo skłonny jest
do dalszej jałmużny w przekonaniu, że ubogi winien być kontent z tego, co otrzymał.
A gdy dobrodziej sam pyta o to, w jaki sposób mógłby dopomóc, można mu bez
zażenowania przedstawić nawet poważną kwotę i jeśli nie wyrówna jej całkowicie, to
da może tysiąc lir i więcej. W takim wypadku jego honor jest zaangażowany, by nie
cofnąć się z zaofiarowaną pomocą.
Pieniądze zatem zaczęły płynąć stopniowo na poczet wyrównania dawnych
długów, zapłacenia realności domu Towarzystwa Beaujour, uregulowania spraw
w Saint Cyr i Nawarze oraz na to, by ksiądz Savio mógł dokończyć budowy zaczętego
skrzydła budynku i przystąpił do drugiej, środkowej części gmachu, bez obawy
przerwania prac w połowie z braku gotówki. Wszystko to naprawdę zadziwiająco
podobnie, jak sam fakt, że Ksiądz Bosko mówił doskonale po francusku i zabierał się
do wszystkiego z zapałem i odwagą.
Wyglądało na to, że pomimo trudów ciągłych audiencji, czuł się dość dobrze na
zdrowiu. W rzeczywistości często nie domagał. Po pacierzach wieczornych
zatrzymywał się czasem dłużej na pogwarce, gdyż był to dla niego jedyny czas wolny,
którym mógł dysponować. Razu pewnego przyznał się księdzu Anakletowi Ghone,
że podczas rannego wstania czuł się źle. Było to w chwili naciągania elastycznych
247

25.8 Page 248

▲back to top


pończoch, które nosił z powodu żylaków. Współbracia widząc, że miał je zniszczone,
kupili mu parę nowych. Zazwyczaj dopomagał mu w ubieraniu ich i zdejmowaniu
ksiądz Berto, gdyż samemu sprawiało to niemałe dolegliwości.
Przy tej sposobności pewnego razu ksiądz Berto ze współczucia ucałował go
w nogę.
Ucałowałeś stopę Judasza! – rzekł z akcentem głębokiej pokory Ksiądz Bosko.
Świadkiem tych dokuczliwych dolegliwości Świętego jest ksiądz dyrektor
Belmonte, który rozmawiał na ten temat z pewnym kaznodzieją wielkopostnym. Otóż
pewnego razu w czasie wizytacji domów na zachodniej Riwierze, wspomniany
dyrektor żalił się wobec Księdza Bosko:
Jestem ledwo żywy i prawie już nie mogę ustać na nogach! W odpowiedzi na to
Święty schylił się i uniósł nieco sutannę, a pokazując swe nabrzmiałe nogi jakby jakieś
kłody lub poduszki, rzekł:
Mio caro, fatti coraaggio! Riposermo in paradiso!
Wspomniany ksiądz Ghione, były prefekt w Marsylii, pewnego wieczoru
spotkał go na korytarzu zdenerwowanego i spytał, czy nie czuje się źle. Święty
zaprzeczył, ale dodał, że jest oburzony, gdyż pewna niewiasta cierpiąca na oczy,
chciała koniecznie, by dotknął ręką jej powiek.
Nie pozwolę sobie na to nigdy w życiu – rzekł Święty z uniesieniem.
Miał też innego rodzaju zmartwienie. Oto - mówił - lud nieuświadomiony
w rzeczach religijnych, wierzy mocno, że to za przyczyną Księdza Bosko dzieją się
w tych dniach cudowne uzdrowienia. Jest to gruby błąd. Nie przez Księdza Bosko,
lecz za wstawiennictwem Najświętszej Maryi Wspomożycielki dzieją się cuda i łaski
nadzwyczajne. Przy tej sposobności ksiądz Ghione chcąc zaspokoić swą ciekawość
spytał go poufnie:
Księże Bosko, czy Ksiądz wie na pewno, że dana osoba w momencie, gdy prosi
go o błogosławieństwo w celu uzyskania jakiejś łaski lub uzdrowienia uzyska ją lub
nie?
Ksiądz Bosko odrzekł. Względem tego, czy jest należycie dysponowana do
uzyskania łaski, nie jestem pewien. Niekiedy jednak w momencie udzielania
błogosławieństwa przychodzi mi pewne natchnienie, jakby kuszenie Pana Boga
i mówię wtedy danej osobie:
Proszę wstać i iść podziękować Madonnie za uzdrowienie. Istotnie, w tej chwili
dana osoba otrzymuje żądaną łaskę.
Z początkiem lutego Ksiądz Bosko wizytował domy w Saint Cyr i Nawarze,
skąd powrócił do Marsylii. Towarzyszył mu w podróży ksiądz Ronchail, którego
potem zastąpił ksiądz Cagliero, po powrocie z Hiszpanii. Ten stwierdził, że Ksiądz
Bosko chodził jako tako, ale wzrok miał kiepski. Istotnie, w tym czasie odnowiły mu
się poważnie dolegliwości oczne, połączone z zapaleniem spojówek.
Z tego czasu nie posiadamy wiadomości o Saint Cyr, a niewiele o Nawarze,
jedynie coś niecoś pozostało w pamięci żyjącego dotąd salezjanina, księdza Michała
Blain, owego Michasia Blaina, z pamiętnego snu z roku 1877 r. na temat kolonii
248

25.9 Page 249

▲back to top


rolniczej w Nawarze. Sierota od dawna bez ojca, matkę stracił w dniu otwarcia
nowego domu św. Józefa - 8 lipca 1878 r. Jego ciocia, siostra Karmelitanka skierowała
go do salezjanów, którzy go przyjęli 16 października tego roku. Miał doskonały słuch
i piękny głosik i dlatego z miejsca został zaliczony do chóru. Gdy Ksiądz Bosko
usłyszał go po raz pierwszy, od razu odgadł, że był tym samym, którego widział we
śnie już przez nas przytoczonym.
Wobec tego, że nadszedł czas odjazdu z Marsylii, Ksiądz Bosko zebrał
Pomocników na konferencję, która nie mogła się odbyć w dniu św. Franciszka
Salezego. Chciał w ich obecności dokonać otwarcia nowego skrzydła zakładu, by
namacalnie przekonali się o skuteczności jego wysiłków zmierzających do rozwoju
popieranego przez nich dzieła. Uroczystość miała się odbyć 20 lutego, w rocznicę
wyboru Leona XIII. Biskup Robert chętnie zgodził się przewodniczyć w towarzystwie
księdza proboszcza Guiola, członków Towarzystwa Beaujour i wielu duchownych
i świeckich oraz Pomocników Salezjańskich.
Jeden z wychowanków odczytał sympatyczny adres, wymieniając w nim
Księdza Bosko, jako „dobrego Ojca i Dobroczyńcę młodzieży” i twórcę powstającego
zakładu. Opowiadał z emfazą o odkrytym we śnie tylko skarbie, który chciał złożyć
u jego stóp, wiedząc, jak bardzo potrzebował środków materialnych do zrealizowania
swoich zamierzeń. Życzył mu gorąco, by ten sen stał się rzeczywistością, dzięki
szlachetnej współpracy Pomocników i Pomocnic marsylskich. Następnie kleryk złożył
homagium biskupowi wyrażając mu uczucia religijnej czci i oddając Oratorium św.
Leona pod jego ojcowską opiekę. W końcu zabrał głos Ksiądz Bosko.
„Gazetta du Midi” w dwu wydaniach podawała sprawozdanie z tej uroczystości
pisząc: Nic nowego nie powiemy naszym czytelnikom oprócz tego, że Ksiądz Bosko
jest istnym cudem miłości i gorliwości. Nic dziwnego więc, że pomimo pewnych
trudności językowych swym przemówieniem przykuwał uwagę licznych tłumów,
pragnących go posłuchać. A mówił wprost ze serca. Apostołowie mieli dar języków:
dusza zaś gorliwa potrafi znaleźć język zrozumiały dla tych, do których przemawia
jakby głosem z Nieba.
Święty wyjaśnił swój cel przyjścia z pomocą młodzieży narażonej na
niebezpieczeństwa. Opowiedział, jakimi drogami od 1841 r. próbował wcielać w czyn
zlecone mu posłannictwo; opowiedział o rezultatach osiągniętych - mianowicie,
co zdziałano dotychczas w Saint Cyr i Nawarze. Wspominając o wdzięczności byłych
wychowanków przytoczył najświeższy przykład.
Oto pewien dawny wychowanek przytoczył najświeższy przykład. Oto pewien
dawny wychowanek Oratorium w Turynie, który osiedlił się w Barcelonie,
zasłyszawszy o przybyciu Księdza Bosko do Marsylii, nie mógł się oprzeć pragnieniu
widzenia się ze swym najdroższym Dobroczyńcą. Drogą morską przybył do Marsylii,
by z nim pogwarzyć po tak długim niewidzeniu się, opowiedzieć o sobie i swej
rodzinie.
Zostałem wierny – mówił - twoim wskazówkom i naukom i dlatego dziś jestem
bardzo szczęśliwy. Ożeniłem się, moje interesy idą pomyślnie i niczego więcej nie
249

25.10 Page 250

▲back to top


pragnę. Wystarczy mi, że mogłem widzieć mojego Ojca i proszę go
o błogosławieństwo dla siebie, dla żony i dzieci; pragnę wyspowiadać się przed nim,
jak to zawsze czyniłem z wielką pociechą dla mego serca 35 lat temu.
Przy końcu, Ksiądz Bosko powtórzył historię powstania zakładu w Marsylii.
Gdy przybył tu po raz pierwszy w roku 1876 spotkał na ulicy wielu chłopców
wałęsających się bez celu. W rozmowie z księdzem proboszczem Guiolem ustalono,
że należy jak najspieszniej przyjść z pomocą licznym rzeszom młodzieży. Ale, od
czego zacząć? Radzono się w tej sprawie Arcypasterza i nie upłynęło wiele czasu,
aż powstał zakład przy ulicy Beaujour, przy pomocy, jakich środków, sam Bóg wie.
Widoczne jednak było, że Opatrzność otwarła swe niewyczerpane dłonie.
Podkreślił, że zapoczątkowane dzieło spotkało się z poparciem całego społeczeństwa,
gdyż jest dziełem dobroczynności publicznej i dlatego wszyscy powinni je popierać.
Tu posłużył się pewną anegdotą. Pewnego wieczoru zimowego spotkał na ulicy, tuż
pod bramą Oratorium św. Leona pewnego młodzieńca, który z widoku nie budził
zaufania. Zwrócił się jednak do niego ze słowami przyjaznymi i nawiązał się
następujący dialog.
Przyjacielu, co tu robisz na ulicy o tej porze?
Ach, jak mi zimno, wymamrotał szczękając zębami.
Głodny jestem…
To mówiąc podniósł rękę i upadł na ulicy. Święty podniósł go i zaciągnął do
portierni, gdzie udzielono mu pomocy. Odzyskawszy nieco siły na widok znajomego
kapłana zawołał:
Och, czcigodny Księże, spełniliście wielki uczynek miłosierdzia. Ocaliliście
i życie, i ustrzegliście od występku, bo nie wiem, co by się ze mną stało pod wpływem
rozpaczy. Czy nie mógłbym tu pozostać? Dom był już przepełniony, lecz jakiś kącik
jeszcze się znalazł. Jako tako go przenocowano. Pozostał już w Oratorium, modlił się,
pracował i sprawował się przy tym wzorowo.
Oto, moi drodzy - mówił Ksiądz Bosko – nasze zadanie wobec społeczeństwa
w dzisiejszych czasach, pogrążonego w niemocy: a czynić to winniśmy z miłości ku
Bogu, który dał nam przykazanie: Miłujcie się nawzajem!
W imieniu słuchaczy zwrócił się do niego z podziękowaniem prezes
Konferencji św. Wincentego a Paulo, witając w nim drugiego „jałmużnika”, który
zbierał młodzież i wyrywał dusze z więzów zepsucia i występków. Mówca podkreślał
niewyczerpaną gorliwość św. Matki Kościoła umiejącego podać skuteczne środki na
wszelkie niemoce i zło a z drugiej strony Dobroć Bożą zsyłającą raz po raz mężów
opatrznościowych społeczeństwu. W smutnych czasach obecnych widzimy tego Męża
z misją od Boga – w osobie Księdza Bosko, którego wraz z jego pomocnikami wnet
rozpoznano i przyjęto z powszechną radością ludu chrześcijańskiego.
Mamy na to dowód w obecnej placówce przy ulicy Beaujour, centralizującą
i mobilizującą akcję osób dobroczynnych, skupiających się wokół Męża Bożego.
W taki sposób Pan Bóg widomie błogosławi dziełom swoich wiernych sług: od
250

26 Pages 251-260

▲back to top


26.1 Page 251

▲back to top


skromnych zaiste początków na podobieństwo ziarnka gorczycznego do ogromnego
drzewa rozpościerającego swe dobroczynne konary na całą ziemię.
Końcowe przemówienie Arcypasterza ze swego podwyższenia dopełniło miary
powszechnej sympatii publiczności. Biskup podkreślił charakter opatrznościowy
publiczności i szczerze religijny Dzieła Księdza Bosko. Wszystkie Dzieła Boże
poczynają się od nikłych zalążków. Święci są zaiste narzędziami Boga, który nimi się
posługuje stosownie do swych ukrytych przed okiem ludzkim zamierzeń. I Ksiądz
Bosko dając swemu Dziełu za Patrona świętego Franciszka Salezego nie mniej
dokonał dzieła nieśmiertelnego, którego zasięgu ani znaczenia sam nie przewidział.
Słowa te były dowodem pełnego uznania i sympatii dla Oratorium św. Leona
w Marsylii. Po udzieleniu błogosławieństwa przez biskupa, Ksiądz Bosko stanął przy
wejściu z tacą w ręku. Pan Emilio Sumian, autor wspomnianego artykułu tak
komentował dalej:
Zatrzymaliśmy się nieco dłużej, by podziwiać ten niecodzienny widok.
Niektórzy przechodzący szeptali Księdzu Bosko do ucha parę słów, a on cierpliwie
odpowiadał każdemu i z uśmiechem błogosławił przedstawiane mu dzieci.
A tymczasem monety złote sypały się obficie na tacę razem z drobnymi miedziakami
a im więcej czyjeś ręce wkładały, tym dyskretniej się cofały nie chcąc być widziane.
Naprawdę motorem tej ofiarności była chrześcijańska miłość. Ksiądz Bosko dziękował
wszystkim serdecznymi słowy. Dało się jednak zauważyć, iż ze szczególną dobrocią
zwracał się do prostych ludzi, którzy składali mu grosz wdowi, doceniając ich
poświęcenie.
Wiele osób czekało, by móc z nim na osobności pomówić, otrzymać jego
błogosławieństwo, prosić o radę lub modlitwę, zwierzyć się z jakiegoś cierpienia. A on
starał się wszystkich zadowolić, nie licząc się ze zmęczeniem, pomimo, że proszono
go, by się oszczędzał i odpoczął nieco. Pomimo pewnej przerwy
w posłuchaniach dom się jednak nigdy nie opróżniał.
Tego rodzaju sceny - pisał naoczny świadek – zdarzały się codziennie,
podobnie jak w życiu znanych Świętych. Mogły one posłużyć na pociechę
Kościołowi, wśród rozlicznych cierpień i goryczy współczesnego życia, wlewając
w serce wiernych balsam pociechy i nadzieję na przyszłość.
Rozbudzony entuzjazm nie powinien przecież zgasnąć łatwo jak ogień
słomiany. By tak się nie stało, Święty postarał się zorganizować w Marsylii podobnie
jak w Nizzy, dwa komitety Pomocnic i Pomocników, które miały podtrzymywać
powzięte rezolucje i pobudzać aktywną miłość obywateli względem tutejszych Dzieł,
zainicjowanych przez niego w tak szerokich rozmiarach. Nawet z daleka, jak
zobaczymy, nie straci on z oczy swych gorliwych Pomocników i Pomocnic.
Posiadamy dokładne sprawozdania z odbytych posiedzeń komitetów pań, pod
przewodnictwem księdza proboszcza Guiola, od marca 1880 r. do lutego 1895 r.
Wielce interesujące będzie przytoczyć je tu i gdzie indziej. Otóż od marca do 30
grudnia 1880 roku odbyło się 21 posiedzeń, z których cztery nazwać by można
251

26.2 Page 252

▲back to top


organizacyjnymi. Zastanawiano się na nich na temat różnych form współpracy
praktycznej, a mianowicie:
1. Subskrypcje roczne, na sumę: 25, 50 i 100 franków, z odpowiednią
deklaracją;
2. Ustanowienie stypendiów również za pomocą subskrypcji zbiorowej;
3. Rozsyłanie list, na 10 osób każde, ofiarujących rocznie 2 franki;
4. Utrzymywanie w zakładzie jednego chłopca za 300 franków rocznie.
Tę ostatnią formę dobroczynności propagowano wśród różnych firm
handlujących i zakładów pracy.
Przypominamy niektóre szczegóły, dotyczące zarządu wewnętrznego.
Dyrektora zakładu uważano, jako członka honorowego obu Komitetów. Zebraniom
przewodniczył ksiądz Guiol. Oba komitety dzieliły się na trzy sekcje. Sekcje Komitetu
Panów zajmowały się sprawami żywności, pracowni i artykułów kancelaryjnych,
sprawami opłat i wydawaniem w języku francuskim Bollettino Salesiano.
Sekcja Pań zajmowała się bielizną, szatnią i potrzebami kaplicy. Ustanowiono
wspólną kasę dla obu sekcji. W komisji opłat wyłoniła się na początku kwestia, co do
obciążenia ofiarodawców opłatami pocztowymi. Zdania były podzielone, jedni
wypowiadali się za zwolnieniem ich z tych wydatków, drudzy uważali tę formalność
za konieczność. Wreszcie zadecydowano, że ma się opłacać porto. W następnych
posiedzeniach debatowano na temat księgowości oraz zakresu czynności komitetów.
Zauważyć przy tym należy, że przy ustanawianiu miejsc wolnych w zakładzie
pozostawiano dyrektorowi wolną rękę, co do wyboru kandydata. Wieczorem, przed
odjazdem Świętego w dniu 22 lutego, korytarze i podwórza były zatłoczone
publicznością. Niektórzy jeszcze pragnęli z nim zamienić jakieś słówko. Pewna pani
z wyglądu i ubrania zdradzająca wyższą sferę, jakby krępując się publicznie pokazać,
oczekiwała za drzwiami prowadzącymi od schodów do sypialni chłopców dobrych
parę godzin, wychodząc tylko na chwilę po zakupy.
Gdybym się tym nie był zainteresował – pisze ksiądz Ghione – nie zobaczyłaby
się nigdy z Księdzem Bosko, ale za moją interwencją uzyskała z nim trzyminutową
rozmowę.
Bardziej jeszcze zasługiwała na uwagę pewna wieśniaczka. Przykucnąwszy od
rana w kącie przedpokoju, wsparta o ścianę, trzymała na ręku małe dziecko, blade,
nieruchome i ślepe. Biedna niewiasta, cierpliwa i pełna wiary oczekiwała na swą
kolejkę, by się dostać do Księdza Bosko. Tłum bez przerwy tłoczył się i napierał.
Naturalna nieśmiałość nie pozwalała jej torować sobie drogę wśród osób wyższego
stanu. Po nieudanych próbach musiała cofnąć się odepchnięta przez tłum. Wybiła już
jedenasta i przyszedł ksiądz proboszcz Guiol zapraszając Księdza Bosko na śniadanie
do pani Prat. Ludzie bardziej stłoczyli się przy jego przejściu tak, iż ona musiała
pozostać w tyle, niewidziana przez niego. Gdy wyszedł Ksiądz Bosko, mąż jej
przyniósł jej kromkę chleba.
252

26.3 Page 253

▲back to top


Wszystko to obserwował ksiądz Cagliero i postanowił jej dopomóc. Gdy
powrócił Ksiądz Bosko, ona posunęła się trochę naprzód, lecz stłoczona ciżba znowu
odepchnęła ją w tył. Święty poszedł do swego pokoju, a ona wróciła do swego kącika.
Po chwili Ksiądz Bosko wyszedł ubrany do podróży. Powstało ogólne zamieszanie
i ścisk, gdyż wszyscy pchali się do niego. Nie było żadnej nadziei, by zwrócił na tę
biedaczkę uwagę. Naprawdę budziła politowanie.
Ale w pewnej chwili skierował na nią wzrok ksiądz Cagliero towarzyszący
Księdzu Bosko i rzekł:
Księże Bosko, owa niewiasta prosi o jego błogosławieństwo.
Ależ nie mam już czasu. Jest późno. Pociąg za chwilę odchodzi.
Czeka tu przez cały dzień. Nastawał ksiądz Cagliero i zwracając się do niej
zawołał głośno, by podeszła bliżej. Z wielkim trudem zdołała się przecisnąć do
Świętego. Niemowlę było wciąż nieruchome. Ksiądz Bosko podniósł prawicę
i pobłogosławił je. W tej samej chwili zaczęło kwilić i wyciągało rączki do mamy...
I przejrzało!... Było to w okamgnieniu, gdy Ksiądz Bosko nie zwalniając kroku
z trudnością przechodził wśród tylu osób cisnących się zewsząd do niego. Ogólny
rozgardiasz pokrył entuzjazm niewiasty tak, iż nikt nawet nie zauważył tego, co się
stało, a tylko sam ks. Cagliero to spostrzegł. Gdy odprowadzano go do karocy, jedni
usiłowali ucałować mu rękę, inni dotknąć przynajmniej sukni, koronki lub kawałka
płótna. Gdy znalazł się w powozie zauważono, że suknia była pocięta na strzępy tak,
iż po drodze musiał zaopatrzyć się w nową. A w pokoju wszystkie sprzęty poznikały,
jak myślę, za sprawą domowych, by móc zaspokoić pobożność Pomocników. Nie
oszczędzono nawet prześcieradła.
Miał zamiar udać się do Nizzy. Na razie jednak zatrzymał się Aubagne,
odległym nie całą godzinę drogi z Marsylii. W karocy, w pewnej chwili przerywając
milczenie odzywa się do ks. Cagliero:
Jak przedziwny jest Bóg i jak wielkie jest Jego miłosierdzie! Do poruszenia
tych tłumów i zdziałania swych cudów zechciał posłużyć się wieśniakiem z Becchi!
Do Nizzy przybyli pod wieczór 24 lutego. Prawdopodobnie Ksiądz Bosko
zagościł parę dni w zamku Hrabiego Villeneuve, który mu oddany całym sercem, czuł
się tym bardzo zaszczycony. Święty mógł więc zażyć nieco odpoczynku, którego tak
bardzo potrzebował. W Nizzy było tak samo dosłownie jak w Marsylii: Codziennie
oblężenie ze strony tłumów przy heroicznej cierpliwości Świętego. Podobne fakty
nadprzyrodzone, choć brak o nich bliższych szczegółów. Dodać do tego należy liczną
korespondencję: otrzymał w tym czasie około 800 listów. W patronacie Św. Piotra,
podobnie jak w Oratorium Św. Leona dały się odczuć kłopoty finansowe, w związku
z zaopatrzeniem warsztatów, rozbudową kaplicy, itd. Ciągle wołano o pieniądze,
podczas gdy zwyczajne dochody nie wystarczały na pokrycie ciążących długów. Ale
także w Nizzy Opatrzność nie opuściła Księdza Bosko, przy dobroczynności ze strony
wielu, lecz szczegóły, co do źródeł nie są dokładnie znane. Jeden tylko fakt
zanotowano. Otóż pewien pan G. lat 56, urzędnik państwowy, poszedł do Księdza
Bosko do spowiedzi. Po skończonych wyznaniu, Święty powiedział:
253

26.4 Page 254

▲back to top


A czy czasem Pan nie zapomniał o takim to a takim grzechu? Przywołując mu
na pamięć okoliczności jego popełnienia w młodości. Ów pan, pod wrażeniem tego
faktu pobiegł do ks. dyrektora Ronchiala i opowiadając o tym wyrażał się, że Ksiądz
Bosko jest święty. Wnet okazała się szczodrość obywateli tak publicznie jak
prywatnie. Na uroczystym obiedzie, wydanym ku czci Księdza Bosko, zasiadało 16
gości, których rozweselała najwięcej jego budująca konwersacja. Przy końcu, gdy
rozmowa stała się bardzo ożywiona, jeden z biesiadników powstawszy powiedział:
Panowie, dobrą jest rzeczą podziwiać i chwalić dzieła Księdza Bosko, jednak
lepsze jest podzielić z nim zasługę dopomagając mu w ich utrzymaniu. Jakże
chcielibyście, by powiększył zakład i przyjął więcej chłopców, jeśli brak na to
funduszów?
To mówiąc obszedł z tacą obecnych, z których czterech położyło po 1000
franków, a reszta po 600. Jeszcze na wystawniejszy obiad, przy udziale wielu
zapraszanych gości, zaproszono Księdza Bosko do Ernesta Harmel, zwanego ogólnie
bon pere. Był on tym samym, który rok przedtem na kongresie w Angers, informował
zebranych na temat Dzieł salezjańskich. Przebywał z wielu innymi w okresie
zimowym na lazurowym wybrzeżu, ze względów zdrowotnych. Gdy więc w salonie,
przed obiadem, prowadzono konwersacje, Święty przedstawił potrzeby kaplicy zbyt
szczupłej, jak na tak liczny zakład i nieodpowiedniej na przechowywanie
Sanctissimun.
Przedłożono mi projekt – rzekł Święty – architekta Levrot, na którego
zrealizowanie potrzeba by 30 tysięcy franków.
30 tysięcy franków?! – przerwał adwokat Michel – obawiam się, że w całej
Nizzy nie zdołano by ich zebrać. W tej porze odbywa się tyle loterii publicznych, tyle
różnych kwest, że sakiewki są wyczerpane.
A mimo to potrzebuję tych pieniędzy dzisiaj! – Rzekł Święty.
Tymczasem zaproszono do stołu. Przy deserze, notariusz Saiette powstaje
i zwracając się do Księdza Bosko mówi:
Księże Bosko, pewna osoba podała mi 30 tysięcy franków, by je doręczyć
Księdzu.
Są do odebrania w biurze.
Święty złożył pobożnie dłonie i wznosząc oczy ku niebu, dziękował Matce
Najświętszej Wspomożycielce za tę łaskawość i pamięć o nim.
Zwrócono się w dwóch publicznych odezwach o ofiarność wiernych. Pierwsza
była z ambony w kościele Najświętszej Maryi Panny, przez usta Jezuity o. Lacouture
kaznodziei wielkopostnego. Był przy tym obecny sam Ksiądz Bosko. Kwesta dała nad
spodziewane wyniki.
Z drugą zwrócił się Ksiądz Bosko osobiście podczas konferencji dla
Pomocników. W korespondencji z Nizzy czytamy na ten temat, co następuje:
Sprawy poruszone przez niego wywołały jak najwyższy oddźwięk wśród
pobożnych słuchaczy. Ksiądz Bosko przemawiał po francusku, którym to językiem
bardziej władał w lekturze niż na ambonie. Lecz styl jego wyrażeń, choć trącił nieco
254

26.5 Page 255

▲back to top


włoszczyzną, przypadał tym bardziej do gustu słuchaczy, gdyż czuli przed sobą
prawdziwego apostoła i świętego.
Wynik kwesty potwierdził tę opinię. Bo gdy wyszedł ze zbiórką, to wszyscy
obecni, poczynając od biskupa, do ostatniego wiernego, dali obfitą jałmużnę.
Gdy pewien pan położył na tacy złotego napoleodora.
Bóg zapłać panu – rzekł Ksiądz Bosko.
O, jeśli tak - podjął ów - to niech mi obficiej zapłaci. To mówiąc ofiarodawca
położył drugiego napoleodora. Niektóre rodziny nie poprzestają na kweście, listownie
przesyłały hojniejsze ofiary.
Pisał też zaraz do księdza Guiole:
Car. mo Sig. Curato!
Jestem w Nizzy. Musiałem wyjechać bez złożenia mu wizyty pożegnalnej
z podziękowaniem za tak wiele dobroci, jaką okazuje względem mnie i biednych
salezjanów. Piszę również w imieniu księdza Cagliero. Nich Bóg mu wynagrodzi,
a od nas należy się mu szczera wdzięczność. Obecnie pragnąłbym, by raczył spełnić w
moim imieniu u biskupa bardzo ważne zlecenie, gdyż niemożliwe jest mi obecnie
pisać do niego osobiście. Prosiłbym, by raczył łaskawie złożyć mu wizytę w moim
imieniu przepraszając, że odjechałem nie wziąwszy jego zleceń do Rzymu
i podziękować za ojcowską życzliwość, ofiarność, Słowo Boże, jakie raczył wygłosić
w Oratorium św. Leona. Jeśli będę mógł, czym służyć w Rzymie, chętnie to uczynię.
W pierwszych dniach pobytu w tym mieście miałem nadzieję nieco wypocząć,
a tymczasem nastąpiły zwykłe wizyty i jestem nimi zupełnie wyczerpany. Pojutrze
wyjadę do Rzymu, nie mogąc więcej traktować w sprawach tutejszego zakładu.
O jakże łatwowierny jest ten prosty ludek!
Przecież wszystko należy odnieść do Miłosierdzia Boskiego zamiast
przypisywać człowiekowi!... Niech go Bóg błogosławi etc.
Nizza, 04.03.1880 r.
Aff. mo amico XJB
Dwóch miłych epizodzików nie może pominąć ten, kto chce wniknąć głębiej
w ducha naszego św. Ojca. Pewnego razu wziąwszy dorożkę na placu, gdy trzeba było
płacić, spostrzegł się, że nie wziął ze sobą portmonetki. Powiedział więc
dorożkarzowi, by zgłosił się do Patronatu św. Piotra po należność.
Ale do kogo mam się z tym zwrócić?
Do mnie.
A jak się Ksiądz nazywa?
Abate Bonomo.
Pod wieczór dorożkarz zgłosił się po zapłatę. Ale tymczasem Ksiądz Bosko
zdążył o tym zapomnieć i nie powiedział w domu. Dorożkarz zgłosił się i pytał o abate
Bonomo. Sekretarz żachnął się zniecierpliwiony:
255

26.6 Page 256

▲back to top


Tu nie ma żadnego Bonomo - i chciał go wyprosić. Ów także podniósł głos tak,
iż Ksiądz Bosko usłyszawszy sprzeczkę uchylił drzwi.
Voila l'abbe Bonhome! - zawołał triumfująco dorożkarz. Ksiądz Bosko śmiejąc
się zapłacił mu hojnie ponad normę.
A drugi nieco innego rodzaju. Pewnego razu, późno wieczorem wracał do
domu, w towarzystwie ks. Ronchail'a prywatnymi ścieżkami i powalał sobie trzewiki.
Wróciwszy do zakładu, gdy znalazł się w swym pokoju, spostrzegł niemiły fetor. Nie
chcąc powierzać nikomu tej przykrej funkcji, zabrał się sam do oczyszczenia bucików.
Gdy już miał kończyć tą czynność, dyrektor wchodzi do pokoju. Wyrwawszy mu z rąk
trzewiki dokończył czynności, wzruszony i zbudowany wielce tym przykładem
pokory.
W ostatnim tygodniu Ksiądz Bosko był w poważnym kłopocie, gdyż
zachorowali mu dwaj jego pomocnicy, to jest ksiądz Ronchail i ksiądz Jan Bonetti,
który przybył zastąpić księdza Cagliero. Do tego właśnie czyni aluzję po piemoncku
w liściku do dyrektora domu w Vallecrosia, zapowiadając równocześnie swój
przyjazd:
Car. mo De Cibrario!
W najbliższą sobotę, o godzinie piątej po południu będę w Ventimiglia, wraz
z księdzem Bonetti, o ile zdąży wstać. Jeśli nie uda się znaleźć miejsca na nas obu, to
pomów z księdzem kanonikiem Casini. Piszę sam, gdyż z braku „di cavai i'aso a troto”
(z braku koni drepcą osły).
Nizza, 04.03.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
Z treści przygotowanego przez księdza Bonettiego podania, dowiadujemy się,
że dyrekcja kolei państwowych, na prośbę Księdza Bosko, rozszerzyła prawo 364
przyjazdu kolejami państwowymi na odcinkach południowych półwyspów, dla
personelu zakładów salezjańskich, przyznając zniżkę 50% na bilety kolejowe.
Ksiądz Bosko dziękując za uwzględnienie podania zapewniał, że w przyszłości
będzie się uwzględniało chętnie prośby o przyjęcie do zakładów salezjańskich, sieroty
po byłych funkcjonariuszach kolejowych.
Nadmieniał też o „Siostrach Córkach Maryi Wspomożycielki” i „dziewczętach
ich zakładów, które im podlegają”, wyrażając nadzieję, że także im zostanie przyznany
ten sam przywilej. Jego prośba spotkała się z przychylnym przyjęciem.
Wracając do Italii widział zawisłą nad swymi zakładami we Francji gwałtowną
burzę: zanosiło się na prześladowanie zakonów w tym kraju. Rozpoczynając od
stycznia, w parlamencie debatowano na temat publicznego nauczania, nie ukrywając
zamiaru wymierzenia okrutnego ciosu w kwitnące prywatne szkoły zakonne.
W Marsylii zastanawiano się nad tym na zebraniu odbytym pod
przewodnictwem księdza Guiola, w obecności panów Rozstanda i Bergasse, jakby
uprzedzić ewentualną niespodziankę. Ksiądz Bosko dał wyraz swemu przekonaniu na
256

26.7 Page 257

▲back to top


ten temat w stosownym czasie, jak jeszcze zobaczymy. W każdym razie nie chciał, by
wybrano rzeczy zbyt tragicznie.
Znieść szkoły zakonne - mówił - to tak jakby się klaskało rękoma na wróble,
zlatujące na zagony. Spłoszone uciekają, lecz wkrótce jeden po drugim wraca na
miejsce. I musiało by się cały dzień pilnować, by nie dziobały... W taki sam sposób
dzieje się z zakonami. Wypędzone znów powoli wracają do swej pracy.
257

26.8 Page 258

▲back to top


ROZDZIAŁ XVII
Poprzez Ligurię do Rzymu i Neapolu
Nasz Święty Ojciec, choć pragnął zatrzymać się dłużej w Oratorium po przeszło
dwu miesięcznej nieobecności, zmuszony był wyjechać do Rzymu.
Powoływały go tam bardzo ważne sprawy, niecierpiące zwłoki i wymagające
osobistej obecności. Przede wszystkim należało uporządkować stan prawny naszej
misji w Rio Negro, a to wymagało podjęcia negocjacji między Stolicą świętą a rządem
argentyńskim. Trwała wojna ze szkołami w Oratorium, głośny zatarg w Chieri, były
też i inne ważne sprawy do załatwienia. Pomimo to nie pojechał do Rzymu zaraz, lecz
zatrzymał się kilka dni w Ligurii.
Pierwszym etapem podróży była Vallecrosia, gdzie czekano na niego
z założeniem kamienia węgielnego pod kościół Najświętszej Maryi Panny
Wspomożycielki. Uroczystą ceremonię, 7 marca wieczorem, uświetnili swym
przybyciem trzej dostojnicy kościelni w osobach: monsignora Reggio - biskupa
miejscowego, monsignora Allegro - biskupa Albengi i monsignora Borraggi z Savony.
Dwaj ostatni przybyli do Ventimiglia z okazji konsekracji odrestaurowanej katedry
i przyjęli chętnie zaproszenie uczestniczenia we wspomnianej uroczystości.
Było to niecodzienne wydarzenie w tej okolicy. Wszystkie drogi zaroiły się
ludem spieszącym na zapowiedzianą uroczystości religijną. Ksiądz Bosko ze swojej
strony dołożył starań, by ceremonia odbyła się z należnym jej splendorem. Przybyli
uczniowie zakładu w Alassio i Sampierdarena, by uświetnić uroczystość swoimi
śpiewami. Pan Józef Moreno z Bordighera, obywatel dostojny wiekiem i swą szczerą
pobożnością, przyjął zaszczyt Priora i pierwszy położył wapno na pobłogosławiony
kamień. Dokument, który zwykło się przy takiej uroczystości składać na fundamencie,
oprócz nazwisk i innych danych „na wieczną rzeczy pamiątkę” - zawierał
w streszczeniu przemowę Księdza Bosko, jak następuje:
„W dniu dzisiejszym, Dostojni Goście, spełniam obowiązek wdzięczności
wobec wszystkich, którzy osobistym wkładem i ofiarą pieniężną przyczynili się do
wzniesienia tego Domu Bożego. Nim zostanie on oddany do użytku, musimy jeszcze
ponieść nie małe trudy. Pokładam jednak ufność w wasze poparcie, jak niemniej
w pomoc Nieba Najświętszej Matki Boga, której czci poświęcamy tę świątynię. Wasze
dzieło pozostaje w pamięci potomnych, których będą tu za was się modlili za życia
i po śmierci. Przyszłe pokolenia będą wspominać waszą ofiarność i gorliwość na
chwałę Boża i zbawienie dusz, a Bóg przyobiecuje wam zapłatę doczesną i żywot
wieczny w niebie, według swej obietnicy:
258

26.9 Page 259

▲back to top


Nie odejmę mego Miłosierdzia tym, którzy budują dom Imieniu Memu
i ustanowię im stolicę wiekuistej chwały”.
Po poświęceniu kamienia przemówienie wygłosił biskup, skazując na nowy
kościół jako ostoję wiary świętej. Wydaje się, że następnie Ksiądz Bosko skierował
swe kroki do Alassio i Sampierdarena. Tam zawezwał księdza Rua, z którym
konferował o wielu sprawach.
Widziałem się - pisał on - z Księdzem Bosko, którego zastałem przy możliwym
zdrowiu, choć wielce zmęczonego. Z tego pobytu przytoczymy pewien
charakterystyczny szczegół, będący wyrazem duchowości naszego świętego Ojca.
Otóż, gdy przechodził razu pewnego korytarzem do kościoła, spotkał służącego, który
zamiatał portyki i zauważył, że niezbyt dokładnie wykonywał swą czynność.
Daj no mi miotłę, przyjacielu – rzekł mu - pokarzę ci, jak to się zamiata.
I wziąwszy mu z rąk miotłę zamiótł, jakąś trzecią część korytarza, podczas gdy ów
śledził go z otwartymi ustami.
Widziałeś? – rzekł oddając mu jego narzędzie pracy. A pozdrowiwszy go
uprzejmie, poszedł do kościoła.
Około północy dnia 11 marca, wraz z sekretarzem księdzem Berto, który
przybył z Turynu, udał się w drogę do Rzymu. Na miejscu oczekiwał go już ksiądz
Dalmazzo, uprzedzony telegraficznie przez księdza Rua i zaprowadził ich do Tor de'
Specchi. Ksiądz Bosko tego dnia pod wieczór, udał się z wizytą do kardynała
wikariusza Monaco La Valetta. Następnego dnia poszedł do kardynała Nina,
protektora zgromadzenia, który już wiedział o podróży Księdza Bosko do Marsylii,
gdzie tak wiele dokonał dzieł. Kardynał prawdopodobnie nie miał na myśli spraw
materialnych. Ksiądz Bosko podchwytując go za słowo, rzekł:
Tak, Eminencjo, zrobiło się coś nie coś i na rzecz Ojca Świętego. Przywoził
rzeczywiście piękną sumkę złożoną przez katolików francuskich, jako ich
świętopietrze.
Ksiądz Berto w swym diariuszu podaje następujące szczegóły:
W niedzielę pod wieczór obchodziliśmy imieniny pani Matyldy Sigismondi,
gdyż był to dzień 14 marca. W poniedziałek dnia piętnastego Ksiądz Bosko,
w towarzystwie księdza Daghero, poszedł do banku wymienić walutę francuską,
niestety nie mógł tego na razie uskutecznić. Na obiedzie był pan Mateusz Pesce,
sekretarz z dyrekcji poczt. Pod wieczór poszedł z wizytą do kardynała Alimondy,
który przyrzekł wygłosić konferencję do pomocników w Rzymie. Środa dnia
siedemnastego. Konferował z monsignorem Jacobini na temat naszych misji; następnie
na błogosławieństwie u sióstr Stygmatyczek, gdzie ksiądz Dalmazzo głosił rekolekcje,
potem w domu. Dnia osiemnastego u monsignora Boccali, gdzie spotkaliśmy
monsignora Pawła Fortini, dyrektora pisma „Fiacolla di Roma”. Potem u monsignora
Sallua w sprawie Marcheta, byłego proboszcza, który przeszedł do sekty
starokatolickiej. Następnie u kardynała Oreglia, później u kardynała Bartoliniego.
Dnia 19 - uroczystość św. Józefa. Ksiądz Bosko na obiedzie u markizów Vitelleschich.
259

26.10 Page 260

▲back to top


Sobota dnia 20 - u księżniczki Odescalchi, pod wieczór u kardynała Consolini.
21 marca pod wieczór Ksiądz Bosko z księdzem Dalmazzo u deputowanego
Sanguinetti; u pana Moreno i Vignola w sprawie zakupu pewnego domu. Poniedziałek
22 - Ksiądz Bosko i ksiądz Dalmazzo na wizycie u księżniczki Odescalchi. Pod
wieczór - u kardynała Consolini.
Z Rzymu Ksiądz Bosko uregulował pewną sprawę, która ciągnęła się od
dłuższego czasu. Mianowicie - pierwszy Polak - nazwiskiem Mateusz Grochowski,
który wstąpił do Zgromadzenia i przez 4 lata przebywał w Oratorium, został
wyświęcony na kapłana. Otrzymał on jesienią 1879 roku pozwolenie udania się
w rodzinne strony, by zbierać ofiary na kościół św. Jana Ewangelisty. Długi czas nie
dawał jednak o sobie żadnych wiadomości. Dlatego ksiądz Cagliero, do którego jako
do Katechety Generalnego, należały podobne sprawy, zasięgał informacji u rektora
OO Pijarów w Krakowie, lecz bez skutecznie. W międzyczasie nadeszło pismo od
proboszcza z Bytomia na Górnym Śląsku, żądającej informacji o nim. Równocześnie
ktoś anonimowo donosił, że przebywa on u OO Franciszkanów w Krakowie.
Wówczas ksiądz Cagliero posłał suspensę ipso facto, jako zakonnikowi włóczędze.
Ten w odpowiedzi, usprawiedliwiał się z długiego pobytu. Nieco później nadesłał
pismo zręcznie ułożone po łacinie przez jakiegoś prawnika, w którym tłumaczył się ze
swego postępowania i żądał sekularyzacji ze względy na konieczność zaopiekowania
się starą matką, która pozostał bez środków do życia.
Ksiądz Bosko zwlekał z załatwieniem sprawy do czasu pobytu w Rzymie.
Zamierzał poradzić się u kompetentnych osób, by nadać aktowi odpowiednią formę.
Przygotował więc, z pomocą księdza Dalmazzo, dekret zwolnienia ze ślubów,
oświadczając, że wspomniany kapłan zostaje suspendowany tak długo, dopóki nie
znajdzie przychylnego biskupa, który zechce go inkardynować do swej diecezji.
Oświadczał nadto, że winien on uzupełnić traktat z teologii dogmatycznej. Prócz tego
wspomniany kapłan nie zdał jeszcze przepisanego egzaminu jurysdykcyjnego do
słuchania spowiedzi. Polecał go jednak z uwagi na wzorowe zachowanie się w czasie
pobytu w Zgromadzeniu Salezjańskim. Względem jego własnego ordynariusza,
zapewniając obfitą nagrodę od Boga tym, którzy nim życzliwie się zaopiekują. Zjawił
się on jeszcze później w Rzymie, w naszej Prokuraturze na Tor de’ Specchi, miał udać
się do Turynu, lecz później wszelki ślad po nim zaginął. Między jedną a drugą wizytą,
Ksiądz Bosko, w oczekiwaniu na audiencję u Papieża, pisywał listy do Turynu, do
Francji i gdzieindziej, lecz pozostało ich z tego czasu zaledwie sześć.
Odpowiadając księdzu Durando na niektóre punkty w związku z pertraktacjami
o przyjęcie kolonii rolniczej, ofiarowanej przez niejaką panią Astori w Mogliano
Veneto, ogranicza się do kilku słów, gdyż myślami ustawicznie przebywał
w Oratorium, wśród współbraci i chłopców.
Mio Caro D. Durando!
Odpisałem pani Astori, że ksiądz Sala pojedzie zbadać warunki na miejscu.
Załączam list, który posłużyłby jemu za normę. Cieszę się bardzo, że nasi chłopcy są
260

27 Pages 261-270

▲back to top


27.1 Page 261

▲back to top


zdrowi i że odprawiają pobożnie nowennę do św. Józefa. Powiedz wszystkim,
że odprawię w ich intencji Mszę św., a nawzajem proszę o ofiarowanie Komunii św.
w mej intencji. Pragnę jak najrychlej znaleźć się między nimi i staram się przyspieszyć
możliwie swój powrót do Turynu. W każdym razie możesz ich zapewnić, że pracuję tu
dla ich dobra. Powiedz księdzu Lazzero, że w dniu jego imienin, poproszę Ojca św.
o specjalne błogosławieństwo dla niego.
Pozdrów księdza Leveratto, księdza Bertello, Buzzetti wraz ze wszystkimi
drogimi współbraćmi. A sam nie zapominaj również, że Bóg nas powołuje do
uświęcenia się i do uświęcenia innych. Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech
będzie zawsze z nami, etc.
Rzym, 16.03.1880 r.
XJB
W tym samym dniu z ojcowską troskliwością myślał o Marsylii, pisząc do
księdza Cartier, który choć nie był in sacris, należał już do Kapituły domowej.
Amatissimo Cartier!
Z całą chęcią pomodlę się i polecę modlitwom drogiego Albrieux, dręczonego
długą chorobą.
Posyłam ci obrazek Maryi Wspomożycielki, aby ta droga Matka Niebieska
udzieliła mu swego błogosławieństwa. Niech nadal otacza opieką naszych chłopców,
my zaś będziemy za niego się modlili. Ponieważ niewiele piszesz o naszym domu,
znaczy to, że wszystko w porządku. Pozdrów ode mnie naszych współbraci, zwłaszcza
księdza dyrektora i Odaglia, od którego zależy pomyślny stan zakładu. Antoine,
Brogly, Bardon - czy mają się dobrze? A ksiądz Savio czy posuwa szybko nową
budowę? Niech was Bóg błogosławi. Módl się za mnie, etc.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
W parę dni potem pisał do dyrektora podając i prosząc o wiadomości. Poleca
dopomagać księdzu Rua, porusza sprawę stosunków z proboszczem Guiolem. Przede
wszystkim podaje złotą radę, będącą jednym z sekretów jego systemu
pedagogicznego:
Mio Caro Don Bologna!
Postaraj się przysłać mi dokładne nazwisko owego pana z Towarzystwa
Beaujour, który swego czasu dał mi dwa tysiące franków, a którego nie zastaliśmy
w domu, gdy chcieliśmy mu złożyć wizytę. Dobrze będzie także, gdy podasz nazwiska
prezesów i prezesek komitetów zorganizowanych przez księdza proboszcza dla dobra
naszego zakładu. Madam Prat pisze mi, że 1 kwietnia da ci 30 tys. franków na budowę
domu. Ze względu na kłopoty, w jakich znajduję się ksiądz Rua, czy nie mógłbyś
posłać mu 10 tysięcy lir na poczet zaciągniętego długu na rzecz Marsylii? Pomyśl
o tym. Odpisuję stąd na wiele listów Marsylczyków, którzy robią wielkie obietnice
261

27.2 Page 262

▲back to top


względem zakładu. Napisz mi także, czy przychodzą pieniądze. Nie miałem dotąd
audiencji u Ojca św. ale gdy ją otrzymam, postaram się napisać komu trzeba. Polecam
zwłaszcza tak rozdzielić różne funkcje w domu, by wszyscy byli w jakiś sposób
wzajemnie zależni. W obecnej chwili trzeba, nawet kosztem niemałych poświęceń,
utrzymać dobre stosunki z księdzem proboszczem i jego wikarym. Pozdrów
serdecznie ich obu ode mnie i powiedz, że natychmiast po audiencji u Ojca św. do
nich napiszę. Przy okazji pisania do mnie, podaj również wiadomości o innych
współbraciach, etc.
Ksiądz Jan Bosko
W Wielki czwartek uprzedzał księdza Rua zwykłym bilecikiem o wizycie
pewnego pana z Francji, który wstąpiłby do Oratorium po drodze do Rzymu.
Żałoba dotknęła znaną rodzinę Fortis, z powodu śmierci jej ojca. Ksiądz Bosko
pospieszył z wyrażeniem swych kondolencji następującym listem adresowanym do
najstarszego syna:
Mio Caro Riccardo!
Straciliśmy naszego drogiego Papa, lecz skłońmy głowę przed Boskimi
wyrokami. Sam nie spodziewałem się tak nagłej jego straty, dlatego żywo odczuwam
ból twój, Alfonsa, zwłaszcza przezacnej mamy. W takich sytuacjach, my katolicy,
mamy prawdziwą pociechę, dopóki żyjemy, módlmy się i wspierajmy dobrymi
uczynkami duszę zmarłego, pocieszając się nadzieją ujrzenia go w daleko lepszym
stanie, w wieczności. Dla wspólnej pociechy zapewniam, że modliłem się za duszę
zmarłego poleciłem to we wszystkich naszych domach.
Co do ciebie i Alfonsa, na razie nie wypadałoby niczego rozstrzygać. Modlić
się i pocieszać mamę poddaniem się woli Bożej. 20 kwietnia będę w Turynie i jeżeli
możliwe, chętnie porozmawiałbym z wami na ten temat. Niech Bóg błogosławi, etc.
Rzym, 26.03.1880 r.
XJB
Z Niedzieli Wielkanocnej pochodzi bardzo lakoniczny list. O kogo jednak
chodzi, łatwo można się domyśleć. Zresztą miłość i roztropność nie pozwalały mu
pisać jaśniej. Proboszcz z Rive - ksiądz Jan Piccini, zasięgał u niego rady w pewnej
sprawie. A oto odpowiedź Świętego:
Carissimo in Gesu Cristo!
Upadały i upadają cedry na Libanie, bolesne to upadki, módlmy się za nich i za
siebie, by Bóg nas od tego zachował. Należy utrzymać ścisły sekret. Jeśliby stąd
wynikły, jakie następstwa, wówczas należałoby bezwzględnie oddalić towarzyszkę, by
nikt nie wiedział, gdzie się znajduje. Gdyby i druga strona chciała się usunąć, niech się
262

27.3 Page 263

▲back to top


uda w całkiem przeciwnym kierunku. Otrzymałem lir 7, w intencji podanej w liście,
która będzie uwzględniona. Niech Bóg błogosławi, etc.
Do Rzymu w czasie Wielkiego Tygodnia przybyła pielgrzymka francuska.
Rano, dnia 24 marca, Ksiądz Bosko, w towarzystwie księdza Dalmazzo, poszedł do
kardynała Nina. Znaleźli się obaj w przedpokoju kardynała w chwili, gdy oczekiwało
tam na audiencję wielu panów i pań z Marsylii, a ci poznawszy otoczyli go wznosząc
okrzyki: Don Bosco! - i poklękali prosząc o błogosławieństwo. Ksiądz Bosko wobec
ich pobożnej natarczywości, czuł się wielce zakłopotany i chciał dyskretnie usunąć się
tłumacząc, że żadnemu kapłanowi nie wolno błogosławić w Rzymie, prócz samego
Papieża.
Niezwykłe zachowanie się pielgrzymów zwróciło uwagę monsignorów,
w pobliskich apartamentach, którzy ciekawie zaglądali przez drzwi. Również i sam
kardynał Sekretarz Stanu wyszedł z pokoju, a spostrzegłszy, co się dzieje, rzekł do
zaambarasowanego Księdza Bosko:
Księże Bosko proszę zadowolić ich pobożność, inaczej nie ruszą się
z miejsca!
Wówczas Ksiądz Bosko ich pożegnał. Licząc na życzliwość tego Dostojnego
Purpurata, Ksiądz Bosko dwa dni przedtem prosił pisemnie o audiencję prywatną
u Ojca św. Ponowił swą prośbę parę dni potem, lecz bez skutku. Wówczas napisał do
kardynała Protektora list następujący:
Eminenza Reverendissima!
Gdy się chce otrzymać od Pana Boga łaskę nadzwyczajną, zwracamy się do
jakiegoś świętego, stojącego najbliżej przed tronem Bożym. Tak samo ja zwracam się
do Waszej Eminencji. Od dziesięciu dni przybyłem do Rzymu, jak wiadomo
Waszej Eminencji, w ważnych sprawach, dotyczących misji w Patagonii,
wymagających zatwierdzenia Stolicy św. Od 9 dni oczekuję bezskutecznie na
audiencję Ojca św. Prosiłem o to Prałata Szambelana zaznaczając, że wiozę ze sobą
znaczna sumę zebraną na świętopietrze. Odpowiedziano mi, że w tym tygodniu nie
mogę na to liczyć, ani nie dano nadziei na przyszłość. Także kilkakrotnie zabiegałem
o to u kardynała Ferrieri, złożyłem nawet prośbę na piśmie i to na próżno.
Ponieważ muszę odpowiedzieć na niektóre pilne propozycje ze strony rządu
argentyńskiego w sprawie ewangelizacji Rive Rio Negro (Pampas i Patagonii), dlatego
mam odwagę zwrócić się do Eminencji, jako naszego Protektora i Dobrodzieja,
z prośbą o słówko przychylne za nami u Ojca św. Jeśliby jednak Jego Świątobliwość
miał, jakąś przeszkodę lub nie uważał za stosowne udzielić mi audiencji, pokornie
skłaniam głowę. W powyższej sprawie przyjdę osobiście usłyszeć odpowiedź
Jego Eminencji.
Rzym, 22.03.1880 r.
Obbl. mo servitore XJB
263

27.4 Page 264

▲back to top


Ksiądz Bosko chodził do Kardynała Prefekta św. Kongregacji Biskupów
i Zakonników przynajmniej ze sześć razy za swego pobytu w Rzymie, lecz nigdy nie
mógł uzyskać audiencji. Ostatnim razem, gdy pytał sekretarza, czy mógłby widzieć się
z kardynałem, usłyszał wymijającą odpowiedź. A gdy przypadkowo nawinął się
sekretarz osobisty monsignora, Święty zwrócił się do niego jakby z pewną wymówką:
Czy szefowie Kongregacji nie są od tego, by załatwiać sprawy? A jeśli je załatwiają to
gdzie i kiedy?... W odpowiedzi monsignore wzruszył tylko ramionami.
Ze wspomnianym kardynałem, Prefektem Kongregacji Biskupów i Zakonników
Ksiądz Bosko miał wiele do czynienia. Niestety, był on względem niego uprzedzony,
na skutek otrzymanych z Turynu jednostronnych i nieprzychylnych relacji. To
ustawiczne przedstawianie Księdza Bosko, jakoby występował on przeciwko władzy
biskupa w diecezji i gwałcił systematycznie św. kanony, musiały wywołać ujemne
wrażenie nie tylko na obecnym Prefekcie, jako przyjacielu monignora Gastaldiego
lecz i na każdym innym na jego miejscu.
Powodując się tego rodzaju fałszywym mniemaniem, należało stać na straży
praw biskupich i kościelnych. Oczywiście, gdy się przyjęło raz tego rodzaju postawę,
to zrozumiałe, że stałość Świętego w obronie praw i interesów swego Zgromadzenia,
wobec stawianych mu zarzutów i nieprzychylnych posunięć, musiała spotkać się
z opacznym tłumaczeniem jego intencji.
By zrozumieć ciężkie położenie Księdza Bosko oraz jak wiele musiał on z tego
powodu wycierpieć udręczeń w przyszłości, posłuży pewien dialog, jaki miał miejsce
przy pierwszym spotkaniu Prokuratora Generalnego z Jego Eminencją, o czym
wspomniał w liście do księdza Rua, jak wyżej była mowa. Przytoczymy go zgodnie
z relacją, usłyszaną z ust samego Prokuratora, przekazaną nam przez księdza
Lemoyne.
Najpierw wstępna uwaga, odnośnie do charakteru wspomnianej osobistości.
Zwięzłą charakterystykę Kardynała Ferrier podaje Edoardo Sederini (w książce „II
Pontificato di Leone XIII”, vol. I pag.225): „Ów purpurat odznaczał się wybitną
roztropnością i wiedzą, ale też surowość graniczyła w nim z szorstkością, rzec można
z cierpkością”. Za pierwszym razem, gdy zjawił się ksiądz Dalmazzo, powiedziano
mu, że kardynała nie ma w domu. Powrócił więc drugi, trzeci raz, zawsze z tym
samym skutkiem. Za trzecim razem, prosił sekretarza o powiadomienie kardynała,
że z pewnych ważnych powodów musi koniecznie widzieć się z Jego Eminencją.
Dlatego oczekuje wyznaczenia mu audiencji w ciągu najbliższego miesiąca. Wkrótce
nadeszło zawiadomienie, że może przybyć w sobotę o godzinie dziewiątej.
Ksiądz Dalmazzo był punktualny. Przez pewien czas oczekiwał w przedpokoju
na audiencję, gdyż kardynał jeszcze nie wstał. Wreszcie został wprowadzony do niego.
Eminencja był ubrany w zwykłym stroju kapłańskim, surowy wygląd kardynała
musiał zaimponować księdzu Dalmazzo, który również nie był lada jakiej postury i nie
dał się byle komu zastraszyć.
No, czym mogę służyć? - spytał kardynał oschle.
264

27.5 Page 265

▲back to top


Jestem z Turynu – rzekł ksiądz Dalmazzo. Przychodzę w imieniu Księdza
Bosko złożyć uszanowanie Waszej Eminencji i prosić, by raczył zakomunikować
swoje uwagi i życzenia pod adresem Pobożnego Towarzystwa. Życzeniem Księdza
Bosko jest dostosować się zupełnie do wszystkich życzeń jego Przełożonych.
Don Bosco! Don Bosco e bugiardo (kłamca) - zawołał podniecony kardynał,
Ksiądz Bosko jest szalbierzem, Ksiądz Bosko chciałby dyktować prawa świętej
Kongregacji! - powtarzał gniewnie kardynał.
Wybaczy wasza Eminencja - Ksiądz Bosko nigdy nie miał intencji narzucać się
świętej Kongregacji. Jeśli uciekał się do rekursu, zmuszony był do tego
postępowaniem arcybiskupa turyńskiego.
A to już inna sprawa… Na ten temat można by pisać tomy…
Moim zdaniem, zbyt wielkie pretensje ma ten wasz Ksiądz Bosko. Brak mu
przecież odpowiedniej wiedzy i świętości…. Lepiej, by zrobił gdyby poprzestał na
swoim Oratorium, nie pretendując do zakładania nowego Zgromadzenia…
Wybaczy Eminencja - my, którzy go lepiej znamy, mamy inne pojęcie
o Księdzu Bosko. A jest nas dwustu kapłanów!
Lepiej zrobilibyście, gdybyście zrezygnowali z jego kierownictwa i wrócili do
swoich diecezji, poddając się jurysdykcji własnych ordynariuszy. Ksiądz Bosko nie
jest człowiekiem od zakładania Zgromadzeń…
Wybaczy Eminencja, czy uważa nas za tak ograniczonych, byśmy pozostawali
pod kierownictwem Księdza Bosko, nie poznawszy się na Nim? Prosiłbym, by raczył
się przekonać, że my go szanujemy i kochamy oraz czujemy się urażeni, gdy się Go
znieważa i lekceważy Jego Dzieło.
Nie miałem zamiaru was obrażać - odrzekł nieco grzeczniej kardynał. Twierdzę
tylko, że Ksiądz Bosko nie powinien zabierać się za zakładanie Pobożnego
Towarzystwa. A zresztą, z czym ksiądz właściwie przychodzi?
Jestem w Rzymie w zakładzie Tor de’ Specchi, jeśli Wasza Eminencja życzyłby
sobie coś mi polecić, jestem na jego usługi!
Va bene…
Ilekroć pragnąłby jakich wyjaśnień, jestem gotów mu ich udzielić.
Sentiremo.
Ksiądz Bosko pragnie dostosować się do wszelkich zarządzeń św. Kongregacji.
E cio’ che vedremo…
Z tymi słowy kardynał pożegnał Prokuratora, lecz tym razem już z większą
uprzejmością i towarzyszył mu aż do drzwi.
Względem Księdza Bosko pozostawał nadal nieustępliwy. Było to dla naszego
Ojca, który tak miłował spokój i pragnął żyć w zgodzie z kimkolwiek, jak dalece tylko
pozwalało mu na to jego sumienie z pewnością jednym z najsroższych krzyży. Są,
mianowicie krzyże, jak stwierdza historia, którymi Bóg obarczał, w swych
niedościgłych wyrokach, wszystkich wszelkich założycieli zakonów i zgromadzeń
zakonnych. A ich pełne pokory i ufności poddanie się tak twardym i subtelnym
próbom, było wymownym dowodem ich świętości.
265

27.6 Page 266

▲back to top


Ale powróćmy do diariusza księdza Berto:
23 marca, Ksiądz Bosko pod wieczór, udaje się do kardynała D. Avanzo.
Z rana udaje się do kardynała Sekretarza Stanu. 25 - Wielki Czwartek – obiad
u monsignora Kirby, rektora Kolegium Irlandzkiego. W międzyczasie aż do Wielkiej
Soboty składał wizyty różnym osobistościom i zwiedzał różne obiekty interesujące go
w Rzymie.
Pozostał z tego czasu, między innymi, list spod dyktatu Księdza Bosko z jego
podpisem, do księdza proboszcza z Marsylii. Przebija z niego troska o zachowanie
dobrych stosunków między zakładem a parafią, jak nie mniej obawa wobec
możliwych śledztw ze strony rządu.
Car. mo. Sig. Curato!
Z jego cennego listu dowiaduję się, jak wielką troską otacza on Oratorium św.
Leona.
Wypada mi tylko za to serdecznie mu podziękować i prosić Boga, by nadal
otaczał to dzieło swą łaskawością i dopomógł doprowadzić je do końca, dla chwały
Bożej i zbawienia dusz. Proszę ode mnie złożyć wyrazy uznania dla pana Juliusza
Rostanda, wobec nowego dowodu gorliwości z jego strony. W razie, gdy przybędzie
jego przyjaciel z Paryża, zapewniam mu wszelkie względy i dołożę starań, by zdołał
uskutecznić projekt założenia kolonii rolniczej. Nie zdołałem dotąd uzyskać audiencji
u Ojca św. z racji na liczne pielgrzymki i wątłe zdrowie Papieża. Mam jednak nadzieję
uzyskać ją wkrótce. Proszę mi nadesłać nazwiska i urząd prezesów i prezesek naszych
komitetów dobroczynnych w celu uzyskania dla nich i wszystkich innych członków,
szczególnych łask duchowych. Ksiądz Bologna pisze mi, że jest zadowolony ze
stosunków panujących między Oratorium a parafią. Mam nadzieję, że Pan Bóg
dopomoże nam zachować jedność ducha, niezbędną dla rozwoju dzieła
zainicjowanego. Tenże ksiądz Bologna donosi również o owocach, jakie przynoszą
zorganizowane przez Przewielebnego Księdza komitety. Za wszystko dzięki Bogu!
Istnieje obawa, że w związku z rejestracją zgromadzeń zakonnych we Francji,
żądać będą również informacji o naszym zakładzie w Marsylii. W takim wypadku
należy powiedzieć księdzu Bologna, by w charakterze dyrektora zakładu podał
Taulaiego, narodowości francuskiej, jako prefekta - księdza Brogly, także obywatela
francuskiego. Ze szkół podać, by należało tylko la Maitrise, pozostającą pod
zwierzchnictwem Przewielebnego Księdza, posiadającego na to legalne upoważnienie.
Wszystko to w przewidywaniu tego, co nas mogłoby spotkać w myśl przysłowia:
iacula praevisa minus feriunt. Przy danej sposobności, proszę zapewnić członków
naszych Komitetów, że im dziękuję z całego serca i nie zapomnę o nich w codziennej
Mszy św. Niech Bóg zachowa ich przy zdrowiu. Proszę modlić się za mnie, etc.
Rzym, 26.03.1880 r.
XJB
266

27.7 Page 267

▲back to top


Ponieważ nic nie pozwalało przypuszczać o uzyskaniu bliskiej audiencji
u Papieża, ksiądz Bosko po Wielkanocy wyjechał do Neapolu. Odbył tę podróż nie dla
rozrywki i zachwycania się uroczą przyrodą lazurowej zatoki.
Był wypadek, jak się czyta w aktach Procesu Beatyfikacyjnego, że ksiądz
Barberis zaproponował mu raz obejrzenie jakiegoś zabytkowego kościoła, by go nieco
rozerwać. Na to Ksiądz Bosko odrzekł: Przybyliśmy tu nie dla oglądania kościołów!
Ksiądz Bosko nigdy nie podróżował dla ciekawości i pod pokrywką
wykształcenia, jak się to nieraz mówi. Wydaje się, że i tym razem wyjechał do
Neapolu, by pertraktować w sprawie jakiejś placówki. Rzeczywiście, z notatki
zamieszczonej w „L’ Osservatore Romano” z dnia 9 kwietnia wynika, że Ksiądz
Bosko udał się do Neapolu w sprawie otwarcia tam Kolonii rolniczej i sierocińca
z warsztatami dla ubogiej młodzieży. Sekretarz ksiądz Berto, z dniem 8 kwietnia, pisał
do księdza Rua:
Muszę wspomnieć o podróży do Neapolu, gdzie Ksiądz Bosko pertraktował ze
znaną osobą. Z powyższych słów wynika, że osobą tą musiała być markiza Gargallo,
a fundacja dotyczyła Syrakuzy, jak będzie o tym mowa w t. XV.
Na temat szczegółów tej podróży diariusz podaje wiadomości obfitsze niż
zazwyczaj. Podamy je w streszczeniu.
Po obiedzie u proboszcza Parafii św. Józefa, złożył wizytę wspomnianej
markizie Gargallo. Mogliśmy podziwiać przy tej okazji uroczą zatokę i port
neapolitański, Ksiądz Bosko był w przytułku Sióstr Miłosierdzia - w czasie, gdy
arcybiskup miejscowy podejmował obiadem 400 ubogich z miasta i osobiście im
usługiwał w towarzystwie innego biskupa. W spotkaniu z arcybiskupem, pomiędzy
innymi osobistościami duchownymi i świeckimi, znalazł się i burmistrz Neapolu.
Ksiądz Bosko zwiedził kościół Wizytek i był podejmowany przez nie kolacją. Podróż
powrotna trwała całą noc.
Między innymi, zaznacza też ksiądz Berto, że w czasie obiadu, po prawej ręce
Księdza Bosko zasiadał O. Ludwik da Casoria, zwany popularnie „Księdzem Bosko
neapolitańskim”. Wszyscy goście radzi byli widzieć jak najdłużej Księdza Bosko
w Neapolu. Ksiądz Lemoyne zaznacza, że miał sposobność spotkać się z głośnym
historykiem, monsgnorem Salzano, dominikaninem. Inną osobistością, która wtedy
była zainteresowana postacią Księdza Bosko, był późniejszy biskup Salvatore Meo,
wikariusz generalny Neapolu. Ułatwił on Księdzu Bosko audiencję u arcybiskupa,
przyszłego kardynała. Ten zachował do końca życia wysokie mniemanie o Świętym
i kazał umieścić jego portret w sali, w tym samym miejscu, gdzie Święty spoczywał na
kanapie. Z okazji pobytu Księdza Bosko zwiększyły się szeregi Pomocników, którym
po powrocie do Turynu kazał posłać dyplomy.
Wzmianka o klasztorze sióstr Wizytek przywołuje na pamięć inne zdarzenie,
przechowane dotąd w pamięci tamtejszych zakonnic, jak to miał sposobność
stwierdzić salezjanin ks. Tomasz Chiapello. Obecna Przełożona pamięta doskonale
odwiedziny Świętego, gdy raczył przyjąć ofiarowany mu skromny posiłek.
267

27.8 Page 268

▲back to top


Ale jest pewien ważniejszy szczegół. Otóż w klasztorze tym żyły dwie siostry
profeski od roku 1876: jedna z nich cierpiała bardzo na głowę, druga miała inne
dolegliwości. W nadziei, że błogosławieństwo Świętego je uzdrowi, Przełożona
przysłała je do Księdza Bosko. On zaś błogosławiąc pierwszą rzekł:
Pan Jezus chce mieć Siostrę za towarzyszkę swych cierni. Mimo to Siostra
dokona wiele dobrego dla tego domu. Rzeczywiście pracowała aż do roku 1920.
zajmując ważne urzędy w klasztorze, wciąż dręczona swą dolegliwością.
Pobłogosławił także drugą i zachęcił do mężnego znoszenia swych cierpień. Po czym
na osobności powiedział Przełożonej: -Ta Siostrzyczka jest już dojrzała dla nieba... -
rzeczywiście po paru miesiącach zmarła.
W dniu powrotu do Tor de’ Specchi zaszedł bardzo przykry dla Księdza Bosko
wypadek. Z rana 30 marca, ksiądz Dalmazzo, poczuł silny swąd spalenizny w swym
pokoju. Gdy wybiegł na korytarz, ujrzał wydobywający się dym przez dziurkę od
klucza z pokoju księdza Berto. Szybko otworzył go i co ujrzał? Wśród kłębów dymu
spostrzegł tlejący się ogień obejmujący górną część wielkiego saku podróżnego,
stojącego tuż obok łóżka, z którego już wydobywały się języki ognia. Ksiądz
Dalmazzo nie tracąc przytomności stłumił ogień i zaalarmował straż pożarną i przy
pomocy sąsiadów ugaszono wnet pożar.
Gdy zażegnano niebezpieczeństwo, ksiądz Dalmazzo zbadał walizę i stwierdził,
że była rozpruta i obrabowana. Na dnie znalazł kasetkę całą, lecz próżną. A wiedział,
że były tam pieniądze. Widocznie złodziej rozniecił ogień, by zatrzeć ślady po sobie.
Na szczęście ogień, mimo ze przerzucił się już na materac łóżka, z braku powietrza,
nie zdołał się rozpalić. Zniknęło sześć tysięcy lir w banknotach francuskich. Były to
pieniądze przysłane przez panią Noily- Prat i barona Monremy jako świętopietrze.
Złodziej musiał zwąchać, że ktoś chodził do banku i podpatrzył gdzie były schowane.
Musiał to być ktoś miejscowy. Zawiadomiona policja przeprowadziła śledztwo,
pytano kleryka, kucharza, nawet księdza Dalmazzo, ale skończyło się na spisaniu
protokołu. Dobrze, że nie roztrąbiono tego w gazetach. Ale i tak La Kapitale coś o tym
przebąkiwała drwiąc sobie z tego w sposób sobie właściwy, na co jej replikował L’
Osservatore Romano.
Sam ksiądz Berto pisał w liście do księdza Rua przyznając się, że omal nie
postradał zmysłów. Lecz Ksiądz Bosko wysłuchał relacji o tym bez mrugnięcia
powiek i nie dając oznak zdenerwowania.
Zaiste mogłem w nim podziwiać iście Hiobowy spokój i cierpliwość, z jaką przyjął złą
wiadomość i więcej go podziwiałem obecnie, niż swego czasu w Marsylii, gdy chodził
wśród poklasków tłumu.
Niewątpliwie poważna szkoda musiała zasmucić Księdza Bosko. Żył on jednak
w stałej łączności z Bogiem i nawet poważne przykrości nie zdołały wytrącić go
z równowagi i zamącić jego pokoju wewnętrznego. Jakby nic nie zaszło, załatwiał
spokojnie swe sprawy. Między innymi napisał dwie prośby do Ojca św., z których
jedna zasługuje na uwagę:
268

27.9 Page 269

▲back to top


Ksiądz Jan Bosko upadając do stóp Świętobliwości przedstawia, że hrabina
Callori, zamożna i gorliwa katoliczka, pragnęłaby złożyć znaczną sumę na budowę
kościoła św. Jana Ewangelisty w Turynie, wznoszonego tuż obok szkół
protestanckich. Jednak wspomniana osoba, ze względu na osobistą oraz własnej
rodziny pociechę, pragnęłaby, by Wasza Świętobliwość raczył własnoręcznie określić
kwotę, jaką ma złożyć. Petent składa powyższą prośbę do stóp Waszej Świętobliwości
wraz z osobistym poleceniem.
Być może, że hrabina pod wpływem skrupułów, a może też licząc się z własną
rodziną, nie mogła zdecydować się, co do wysokości sumy, ten zaś sposób był
najlepszym rozwiązaniem jej wątpliwości. Papież z miłą chęcią zadośćuczynił prośbie
petenta, lecz nie wiemy, jaką sumę oznaczył.
W drugiej prośbie prosił o udzielenie odpustów z okazji świąt dorocznych, dla
wiernych, jak również dla młodzieży w związku z ćwiczeniem dobrej śmierci.
A niektóre łaski udzielone przez Leona XIII ad tempus, by zostały przyznane na stałe.
Miał za cel zachęcać w ten sposób do częstej Komunii św.
Wróćmy znowu do diariusza księdza Berto.
3 kwietnia przybył adwokat Agnelli w towarzystwie drugiego pana, z wizytą do
Księdza Bosko, który w tym czasie egzorcyzmował pewną opętaną.
4 kwietnia - Niedziela Biała. Ksiądz Bosko na obiedzie u państwa Sigismondi.
Ponowna wizyta markiza Augusta di Baviera, pułkownika Gwardii Szlacheckiej, który
przyniósł bilet od pewnego dostojnika z Watykanu z wiadomością o bliskiej audiencji
u Papieża.
Monsignor Boccali pisał, że Papież nie ma nic przeciw Księdzu Bosko i że ma
wydać polecenie dopuszczenia go na audiencję. Stąd można wnioskować, że Ksiądz
Bosko obawiając się, że jest w niełasce u Papieża, porozumiał się z jego sekretarzem
osobistym a swoim przyjacielem.
Ową opętaną przyprowadzono do Księdza Bosko spoza Rzymu.
Egzorcyzmował ją w sposób prywatny. Gdy ją przeżegnał wymawiając imiona Jezusa
Chrystusa i Maryi Wspomożycielki, niewiele brakowało, iż szatan byłby udusił swą
ofiarę. Zapytał po łacinie złego ducha o jego imię a ten odrzekł: Petrus. Nawiasem
mówiąc, niewiasta owa, mimo iż była zwykłą wieśniaczką, w chwili napadów złego
ducha doskonale władała po angielsku. Święty spytał w Imię Boga od ilu lat opętał
swą ofiarę:
Od trzech lat.
A co tu robisz?
Pilnuję tę Santa (było to imię opętanej).
Gdzie byłeś przedtem?
W powietrzu. Musicie ze mną wiele walczyć by mnie zmóc.
Dlaczego nie chcesz z niej wyjść? Czy nie widzisz, że przez to pomnażasz swą
karę, swe zło?...
A ja właśnie chcę tego zła…
269

27.10 Page 270

▲back to top


Dał przy tym poznać, że do wyrzucenia go potrzebny jest egzorcyzm uroczysty,
lecz na to należało mieć zezwolenie od kardynała Wikariusza, który był nieobecny
w mieście aż do dnia 24 bm. Zabrano więc ją do monsignora Lenti - jego zastępcy.
Miało to ten dobry skutek, iż pewien pan towarzyszący adwokatowi Angelli, na widok
opętanej i słysząc odpowiedzi złego ducha, wstrząśnięty tym rzekł: Nie wierzyłem
dotąd w szatana, obecnie wierzę, gdyż na własne oczy widziałem go.
Nadszedł dzień oznaczony na audiencję. Zakomunikowano niebawem Księdzu
Bosko, że Ojciec św. raczył mu udzielić posłuchania tego wieczoru o godz. 6.45.
Święty zabrał się niezwłocznie do ustalenia szkicu spraw poruszanych na audiencji.
Audiencja u Ojca św. 05.04.1880 r. Pieniądze skradzione. Sprawy francuskie.
W sprawie Patagonii - Prefektura Apostolska – Wikariat Apostolski. Propozycje
Rządu, Seminarium misyjne.
Sprawy biskupów i Zakonników - Fakultety zawieszone - Kardynał Prefekt
niedostępny, Błogosławieństwo dla Pomocników, Dobrodziejów i dla chłopców.
Minuta audiencji w miesiącu na wypadek spraw pilnych.
Prokurator i sekretarz.
O wspomnianą audiencje miesięczną prosił dla prokuratora, który z własnym
sekretarzem miał być przedstawiony Ojcu św. po obecnej audiencji. To, o czym będzie
dalej mowa, wyjaśni nam, na jaki temat rozmawiał z Papieżem. O Francji opowie sam
w liście do księdza Guiola, przytoczonym niżej. W sprawach zaległych w Kongregacji
Biskupów i Zakonników należało zbadać referencje i opinie Kardynałów i Biskupów
nadchodzące zewsząd. Ale gdy nazajutrz poszedł do Sekretariatu, odpowiedziano mu,
że nie można nic w tej sprawie zasięgnąć, gdyż kardynał Ferrieri zabrał wszystkie
dokumenty do siebie.
W tym dniu, po południu, Święty zapowiedział konferencję dla Pomocników
Salezjańskich. Zebranie odbyło się w kaplicy Oblatek w Tor de’ Spichci, w obecności
trzech kardynałów: Nina, Sbarreti i Alimondy. Na wstępie ksiądz Dalmazzo odczytał
rozdział z żywotu św. Franciszka Salezego. Następnie kilka panien Oblatek
odśpiewało motet, który nastroił odpowiednio audytorium na wysłuchanie
przemówienia Księdza Bosko trwającego kwadrans.
Wykazał on, co się zdziałało przy pomocy Pomocników, w celu położenia
zapory szerzącemu się protestantyzmowi. Mówił o przeniesieniu Dzieła salezjańskiego
na teren Ameryki Południowej, wspominał o Patagonii, o nieudanych wysiłkach
ewangelizacji tego kraju przez 300 lat poprzednich i wyraził nadzieję, że jego Synowie
wkrótce zdołaliby dotrzeć w głąb tubylców i pozyskać ich dla Chrystusa.
Po nim wstąpił na ambonę kardynał Alimonda, który rozentuzjazmował
audytorium swą oryginalną wymową, snując głębokie refleksje na tle współczesnym
i ilustrując swe wywody aktualnymi przykładami. Zaczął na temat słów św. Pawła:
Dei sumus adiutores. Wyraził radość, że znalazł się wśród licznego grona tych, co nie
zeszli na drogę Kaina i nie pokłonili się Baalowi. Poruszył błędy poprzednich
Rzymian popełnione w nowej rzeczywistości i chlubił się, że należy do grona
Pomocników Salezjańskich. Po tym wstępie wykazał, że na wszystkich katolikach
270

28 Pages 271-280

▲back to top


28.1 Page 271

▲back to top


ciąży obowiązek szerzenia dobra na świecie i współpracy nad zbawieniem dusz.
Wskazał na przedmiot (my sami, młodzież zaniedbana, kształcenie powołań
kapłańskich, misje); środki (sakramenty, dobra prasa, szkoła katolicka, jałmużna,
modlitwa).
Po przemówieniu odśpiewano ponownie kantyk eucharystyczny i kardynał
Sekretarz Stanu udzielił błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem. Obecni
wychodząc pragnęli osobiście pożegnać się z Księdzem Bosko, przy czym każdy miał
mu coś do powiedzenia.
A już czas naglił. Należało, czym prędzej pospieszyć do domu, przywdziać
ferraiuolę i udać się na zapowiedzianą audiencję w Watykanie. Ksiądz Bosko
oczekiwał do godziny 7.30, gdy mistrz ceremonii monsignor Boccali wprowadził
księdza Bosko do Papieża. Audiencja była w toku, gdy przybył nieoczekiwanie
kardynał Manning z Anglii a wiadomo że kardynałów nie obowiązuje antykamera.
Monsignor Baccali natychmiast go wprowadził do Papieża. Wobec tego Ksiądz Bosko
musiałby odejść. Monsignor Boccali ciągnął go za sutannę szepcąc: Don Bosco esca!
A tymczasem Papież zatrzymał go ręką mówiąc: State qui, state qui! Była to scena
naprawdę arcyciekawa.
Papież tymczasem naznaczył kardynałowi audiencję na dzień następny
i rozmawiał dalej z Księdzem Bosko. Biorąc pod uwagę ścisłe przestrzeganie przez
Leona XIII obowiązującego protokołu, możemy stąd wnosić, jak w wyjątkowy sposób
wyróżnił Księdza Bosko. Musiała to być wszakże bardzo interesująca rozmowa!
Na ten temat będziemy mogli przytoczyć jedynie to, z czym zdradził się Ksiądz
Bosko w gronie swych najbliższych, względnie co mogliśmy wysnuć z jego
korespondencji i z tego, co przekazał nam ksiądz Lemoyne.
Otóż na wstępie Święty opowiedział Papieżowi historie kradzieży owych
sześciu tysięcy franków. Na to Ojciec św. zrobił uwagę:
A dlaczego nie oddano tego zaraz?
Ojcze Święty – rzekł Ksiądz Bosko - od dwudziestu dni oczekuję na audiencję.
Składałem o to prośbę kilkakrotnie, nim wyjechałem do Neapolu. Nigdy nie
otrzymałem odpowiedzi od monsignora Macchi; przeciwnie wciąż mi odpowiadano
odmownie i odkładano z tygodnia na tydzień.
Bardzo mi przykro to słyszeć. Nic mi o tym mosignor Macchi nie mówił. Ale
można było zwrócić się do innego prałata szambelana.
Mówiłem i także bez skutku.
Wyobraźcie sobie. I was nie przyjęto? Wciąż pełno tu osób nie mających
innego celu, oprócz widzenia się z Papieżem, ucałowania mu reski, etc. To
zdumiewające, nie przyjmować Założyciela i Przełożonego Zgromadzenia Zakonnego,
który przybył z tak daleka… Proszę być pewnym, że Papież nie ma nic przeciwko
wam ani waszemu Zgromadzeniu. Coś więcej: jestem wam wdzięczny, za pracę dla
dobra Kościoła. Ale czemu Ksiądz nie powiedział, że przywozi świętopietrze?
Mówiłem Ojcze Święty.
Można było dać znać o tym kardynałowi Nina.
271

28.2 Page 272

▲back to top


Także jemu mówiłem Ojcze Święty
A cóż on na to?
Powiedział, że nie może więcej zrobić, jak polecić mnie monsignorowi Macchi.
Gdy otrzymałem list od Księdza - spytałem go dlaczego nie pozwolił Księdzu
przyjść na audiencję. On zaś tłumaczył się, że słyszał od Księdza, że wybiera się do
Neapolu.
Właśnie dlatego, że wypadało mi podróżować do Neapolu prosiłem tylekroć
o audiencję, gdyż zależało mi na doręczeniu swych pieniędzy, o które się obawiałem.
A to mi się nie podoba… jest mi bardzo przykro, że mi o tym nie powiedziano!
Na przyszłość zrobimy tak: Ksiądz przyjdzie na audiencję publiczną, wówczas
naznaczę mu osobiście termin audiencji prywatnej.
Potem rozmowa zeszła na przywileje. Papież wyraził się, że z zasady przeciwny
jest wszelkim przywilejom zakonnym. A Ksiądz Bosko na to w tonie żartobliwym:
Ojcze święty, w takim razie zakony nie mogłyby istnieć. Zresztą Kościół
udziela przywilejów według uznania i w każdej chwili może je cofnąć.
Czegóż więc Ksiądz żąda?
Prosiłbym w tym względzie o dwa lub trzy przywileje, którymi zresztą cieszą
się wszystkie zgromadzenia zakonne zatwierdzone przez Kościół. Proszę jedynie
o potwierdzenie lub odnowienie tego, co już posiadaliśmy.
Dobrze. W takim razie, proszę porozumieć się z kardynałem Alimonda
a wszystko załatwimy. Także odnośnie do waszych misji, pomówcie z kardynałem
Alimonda i monsignorem Jakobini.
Prosiłbym również Ojcze święty, o nadanie tytułu monsignora księdzu
Ceccarelli proboszczowi w San Nicolas de los Arroyos w Republice Argentyńskiej.
Dobrze, dobrze – rzekł dobrotliwie Ojciec św.
Proszę jeszcze o tytuł monsignora dla księdza Migone, który odstąpił teren pod
kościół Najświętszej Marii Wspomożycielki w Vallecrosia. I to również uzyskał od
Papieża
Mam tu w Rzymie, Ojcze św., swego Prokuratora generalnego i prosiłbym
pokornie, by mógł dwa razy w miesiącu przyjść tu i ucałować stopy Waszej
Świątobliwości wraz z kardynałem Alimondą.
Si, si venga pure – odrzekł Ojciec św.
Audiencja trwała około 40 minut. Następnie zostali wprowadzeni również
ksiądz Dalmazzo wraz z księdzem Berto, do których Papież serdecznie przemówił.
Mieli ze sobą, oprócz przedmiotów religijnych, także słownik łaciński księdza
Durando, który Święty sprezentował Papieżowi wskazując, że jest owocem pracy
profesora - salezjanina. Papież polecił go złożyć na swoim biurku. W końcu udzielił
błogosławieństwa apostolskiego tymi słowy:
Błogosławię wam, waszym rodzinom, Zgromadzeniu, chorym, zwłaszcza
waszym wychowankom i misjonarzom, byście wzrastali w liczbę i odpowiadali godnie
waszemu powołaniu i celowi Zgromadzenia natchnionego przez Boga i które
wspaniale się rozwija, byście mogli pracować niestrudzenie dla chwały Bożej i dobra
272

28.3 Page 273

▲back to top


Kościoła oraz byście byli gotowi do wszystkich poświęceń, łącznie z ofiarą życia, by
szerzyć chwałę Bożą i dobro dusz, z odwagą i skutecznością i wytrwali w swym
powołaniu.
Jak ksiądz widzi - pisał ksiądz Berto księdzu Rua w cytowanym liście -
błogosławieństwo Ojca św. jest najpiękniejszą zachętą i pociechą dla nas. Przemawiał
zaś w tonie tak ciepłym, serdecznym i przyjacielskim, że wobec tej życzliwości
i uznania dla naszego Ojca i Zgromadzenia, byliśmy naprawdę jakby w ekstazie.
Zdawało się nam, że odżyła przed nami w tej chwili ukochana postać Piusa IX
w osobie Leona XIII…
W sprawie wyżej wspomnianych odznaczeń, Ksiądz Bosko skierował
odpowiednie pismo do Sekretariatu Stanu. Odnowił również prośbę o przyznanie
tytułu prałackiego księdzu Guiolowi, któremu też wysłał długi list z wiadomościami
przyobiecanymi na temat audiencji.
Car. mo Sig. Curato!
Wracam w tej chwili z Watykanu. Podaję na razie, że Ojciec św. wysłuchał
z zainteresowaniem tego, co referowałem na temat gorliwości i ofiarności
Marsylczyków a także na temat pracy komitetów ustanowionych dla opieki nad
zakładem. Przesyła wszystkim specjalne błogosławieństwo, obiecując jeszcze coś
innego na piśmie. Gdyby Przewielebny Ksiądz słuchał pochwał wypowiedzianych pod
adresem salezjanów, ich wychowanków, Pomocników i Pomocnic, byłby tym
wzruszony. Tym bardziej gdy była mowa o Oratorium Św. Leona, co tam zdziałało
i co w przyszłości się zamierza, o ofiarności Dobrodziejów, członków Towarzystwa
Beaujour, życzliwości biskupa, Ojciec św. okazał swe zadowolenie i dodał przy
końcu: To jest najlepszy sposób popierania dziś Kościoła i społeczeństwa trapionego
tylu klęskami. Resztę dowie się ksiądz z Bollettino, względnie napiszę mu w innym
liście. Odwagi mój dzielny księże Proboszczu; prawda, że trzeba się natrudzić nie
mało i szatan będzie nam przeszkadzał, lecz nie obawiajmy się: Bóg jest z nami a Jego
pomoc nie zawiedzie… Uczyni mi ksiądz wielką przyjemność pozdrawiając ode mnie
naszych Dobrodziejów, zwłaszcza panów z Towarzystwa Beaujour, księdza Mendle
i panie z naszych komitetów. Poddaję myśli, czy nie można by powołać jeszcze
jednego komitetu, z prezeską panną Gabrielą Arman na czele, wraz z innymi, które
okazują wielką gorliwość w naszych sprawach? Przy sposobności proszę powiedzieć
w zaufaniu księdzu Bologna, iż Ojciec św. nie byłby zdania by pokazać nasz Statut
rządowi.
W wypadku, gdyby tego władze żądały, nie spieszyć się z tym i chciałbym wpierw
o tym wiedzieć. Może wkrótce będę mógł osobiście zakomunikować mu o pewnej
zdumiewającej uwadze Ojca św. Tymczasem módlmy się. Bóg nam wskaże drogę.
Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa, etc.
Rzym, 06.04.1880 r.
XJB
273

28.4 Page 274

▲back to top


„Zdumiewająca uwaga” Ojca św. dotyczyła pewnego projektu, o którym mu
napiszę niebawem z Turynu. „Coś innego na piśmie” - aluzja do pewnej łaski
duchowej.
Przy odjeździe z Rzymu, Święty pozostawił na ręce monsignora Boccali
stronicowy spis odpustów dla czterech prezesów komitetów, którzy przeprowadzali
zbiórki na rzecz Oratorium św. Leona w Marsylii i Patronatu św. Piotra, z prośbą
o doręczenie kardynałowi Alimonda. Pomimo opóźnienia, otrzymał wreszcie
pozytywną odpowiedź, ale nie od monsignora Cretoni z Sekretariatu Stanu, pod datą
30 sierpnia: Ojciec św. mile przyjął wiadomość o popieraniu Dzieła salezjańskiego
w Marsylii. Chcąc zachęcić wspomniane panie i panów z komitetów dobroczynnych
działających tamże, udziela im z całego serca prócz swego błogosławieństwa
apostolskiego, odpustu zupełnego in articulo mortis ze zwykłymi warunkami.
Powiadamiając o tym Przewielebnego Księdza zlecam obowiązek zakomunikowania
o tym proboszczowi par. św. Józefa w Marsylii oraz zainteresowanym osobom.
Istnieje inny dokument z wiadomościami o audiencji z 5 kwietnia. Jest to
pewny autograf przesłany księdzu Dalmazzo dla jego informacji. Zawiera niektóre
myśli poruszone wobec Ojca św.:
- sprawy pilne, którym może zaradzić jedynie Ojciec św.;
- Pei fenciulli - katechizować młodzież, przynajmniej w święta. Niewiele jest
miejscowości, gdzie udziela się katechizacji, zwłaszcza dla dzieci zaniedbanych. Zbyt
mało dba się o to, by ich spowiadać i zachęcać do dobrego;
- Pel elero - więcej troski o nauczanie wiernych, zgodnie z normami podanymi
w Katechizmie dla proboszczów, wydanym z polecenia Soboru Trydenckiego.
Niewiele jest parafii, gdzie udziela się tej nauki, z wyjątkiem może Włoch
północnych. Słuchać z większa gorliwością spowiedzi wiernych. Większa część
kapłanów nie spełnia tego obowiązku, inni czynią to tylko w okresie wielkanocnym;
- Per le vocazioni ecclesiastiche - Powołania kapłańskie zmniejszają się
w sposób niepokojący. Nieliczni młodzieńcy posiadający je, są narażeni na ich utratę
z powodu obowiązującej służby wojskowej. Środkiem skutecznym celem zdobywania
i kształcenia ich jest Dzieło tzw. Synów Maryi Wspomożycielki, polecone
i ubogacone wielu odpustami przez Piusa IX. Jego celem jest gromadzić młodzieńców
dorosłych, mających szczerą chęć do kapłaństwa odpowiednimi przymiotami.
Zauważyć należy, że na stu chłopców zaczynających studia z myślą o kapłaństwie,
zaledwie sześciu lub siedmiu dochodzi do niego. Przeciwnie, wśród dorosłych
stwierdzono, że 93 na stu dochodzi do ołtarza;
- Ordini religiosi - Powołania zakonne przechodzą niepokojący kryzys. Dwie
rzeczy należy czynić. Zbierać zakonników rozproszonych i nastawać na życie wspólne
i na otwarcie odnośnych nowicjatów. Zakony mające za cel życie kontemplacyjne,
winny rozszerzyć zakres swej działalności na katechizowanie dzieci, nauczanie
dorosłych i kierownictwo duchowe wiernych w konfesjonale. Stolica św. niech
roztacza opiekę, doradza i kieruje nowymi instytucjami zakonnymi, by mogły
274

28.5 Page 275

▲back to top


osiągnąć swój cel i zaspokoić rosnące potrzeby Kościoła, tak wielu sposobami dziś
zwalczanego.
W czasie długiej rozmowy z Papieżem, Święty nie zapomniał o swych
współpracownikach, Dobrodziejach, zwłaszcza najbardziej zasłużonych. Sekretarz
miał wiele do roboty w dniach następnych, zawiadamiając, w imieniu Księdza Bosko,
poszczególne osoby o odpuście udzielonym przez Ojca św. Komunikował dyrektorom
o odpuście dla nich i ich wychowanków, z obowiązkiem podania do wiadomości
naszym Dobrodziejom. Uczynił to za pośrednictwem rozesłanych formularzy,
noszących firmę Dyrektora Zakładu.
Słuszną jest rzeczą wspomnieć tu o sekretarzu, księdzu Berto, który
nieznużenie, dzień i noc, był na usługach Księdza Bosko. Nic dziwnego, że pewnego
dnia w roku 1880, rzekł mu Święty:
Mój drogi księże Berto, powiedz mi, jaką przyjemność mógłbym ci sprawić
w zamian za to, co czynisz względem biednego Księdza Bosko?
Jestem już dostatecznie wynagrodzony- odrzekł ksiądz Berto, gdyż
przyjemność jest po mojej stronie, że mogę mu czymś usłużyć. Przykro mi tylko,
że nie mogę więcej, jakbym pragnął i jakby na to Ksiądz zasługiwał.
No dobrze mój drogi, wiedz zatem, że jesteś mi źrenicą moich oczu. A gdy
dostanę się do nieba, jak mam w Bogu nadzieję i jeśli Pan Bóg zostawi jakiś kącik dla
mej dyspozycji, zapewniam cię, że będzie zastrzeżony dla ciebie.
Ale powróćmy do diariusza:
Dnia 6 kwietnia, Ksiądz Bosko na obiedzie u kardynała Alimondy.
7 kwietnia, z monsignorem Jakobini traktuje na temat misji. W odwiedziny do
Księdza Bosko przybył pewien kleryk Zoia, były nasz wychowanek, potem kanonik
Colombi i adwokat Leonori oraz nijaki Ambrosi Natalino.
Z 6 - tego na 7 - go w nocy, Ksiądz Bosko znowu krzyczał, a gdy spytałem
o przyczynę - odrzekł, że to na skutek przeraźliwych snów.
Dnia 8 - go czwartek, Ksiądz Bosko udał się do Sekretariatu Stanu w sprawie
naszych misji.
Dnia 9 piątek, na obiedzie u pana Colony, gdzie był także ksiądz Omodeo
Zorini.
10 - dzisiaj Ksiądz Bosko udał się z księdzem Dalmazzo do monsignora
Jakobini na konferencję w sprawie misji.
11 niedziela - Ksiądz Bosko przez cały dzień w domu. Złożył mu wizytę Pan
Conti.
12 - Przybył monsignor Rota, by zaprosić na obiad na środę.
13 - Dzisiaj Ksiądz Bosko był na obiedzie u pp. Conti, pod wieczór poszedł do
kardynała Alimondy.
15 - Ksiądz Bosko u kardynała De Luca i monsignora Agnozji. Po czym
wszyscy czterej, to jest Ksiądz Bosko, ks. Dalmazzo, Zucchini i ja, byliśmy na
obiedzie u monsignora Kirby w Kolegium Irlandzkim.
275

28.6 Page 276

▲back to top


W południe zaniosłem podanie do kardynała Alimondy w sprawie erekcji Wikariatu w
Patagonii. Kardynał rzekł mi:
Szczęśliwy ksiądz, że pozostaje u boku Świętego!
Dnia 16 - Ksiądz Bosko udał się na pocztę.
17 - Ksiądz Bosko poszedł do Kancelarii. Na obiedzie był u nas O. Grzegorz
Palmieri.
Pod wieczór Ksiądz Bosko poszedł do kardynała Wikariusza z memoriałem do
Ojca św. w sprawie budowy świątyni Najświętszego Serca Pana Jezusa w Rzymie.
Kleryk Zoia, były alumn w Valsalice, rozmawiał z Księdzem Bosko dłużej na
temat metody wychowawczej stosowanej przez O. Barnabitów. Dziś, tenże na
wysokim stanowisku, przypomina sobie, że dyskutując na temat administracji szkół
zawodowych miał wyrazić się: Przy pierwszej okazji kryzysu ministerialnego,
zaproponowałbym księdza na ministra finansów. Jestem przekonany, że w niedługim
czasie uregulowałby długi państwowe.
Długów nie należy robić – rzekł z uśmiechem Święty. Ksiądz Bosko obawia się
długów, bo długi nie pozwalają spać spokojnie.
A czy Ksiądz nie zaciągał długów przy budowie Kościoła MB
Wspomożycielki?
Tak nie jest – odrzekł. Rozpoczynałem budowę z kilku soldami w kieszeni
i doprowadziłem ją do końca nie wydając nigdy więcej, niż to, co Opatrzność mi
posyłała.
Prawdą jest, że Ksiądz Bosko wzniósł ten Kościół, lecz nie zabierał się do jego
wystroju, który dokonany został po jego śmierci. Widocznie nie uważał, że posiada
środki na ten cel… Inaczej było z Kościołem św. Jana Ewangelisty, który pozostawił
wspaniale wykończony i wyposażony.
Przed zamknięciem niniejszego rozdziału, wypada wspomnieć o korespondencji
Świętego, jaka się dochowała z tego czasu… Przytoczymy tylko wyjęte zdania,
z pominięciem dalszej treści.
I tak w liście pod datą 9 kwietnia, do księdza Ronchaila, w ostatnim punkcie
jest wzmianka o kradzieży wraz z następującym poleceniem: postaraj się pójść
z wizytą do pana barona Monremy i powiedz, że Ojciec św. z całego serca dziękuje
mu i posyła błogosławieństwo dla niego i pani Menier, prosząc Boga o zdrowie dla
nich. Na wypadek, gdyby chciał na przyszłość coś posłać Ojcu św. pragnąłbym, by
posłużył się mną, by móc powetować ową kradzież, której padliśmy ofiarą. Mam
nadzieję przy sposobności napisać do owego naszego Przyjaciel i Dobrodzieja. Ze
swej strony staraj się, żeby należycie rozłożyć pracę i porozdzielać różne funkcje
w zakładzie, by należycie zachowywano Reguły, tak co do wstawania jak spoczynku:
Omnibus una quies, labor omnibus unus (Verg.Georg. IV).
Inny list adresowany do księdza Ruy z 12 kwietnia tak się zaczyna: Pragnąłbym
być na rekolekcjach naszych chłopców, dlatego odłóżcie je po 26 bm. Podsunąwszy
276

28.7 Page 277

▲back to top


następnie różne środki jak wydobyć się z „długów”, tak dalej ciągnie: Przyspieszę
swój powrót do Turynu, by ci dopomóc w szukaniu quibus. Niestety muszę w wielu
miejscach płacić i niewiele mi zostanie z tego dla Turynu. Mimo to wiadomo, że w
parę dni potem, z ojcowską troskliwością, wysłał dla księdza Rua trzy tysiące lir
„owoc naszych zabiegów”- to jest „różne ofiary przygodnie zebrane”. Kończy list
następująco:
Pozdrów ode mnie serdecznie naszych chłopców zapowiadając,
że w niedzielę, w uroczystość opieki św. Józefa, odprawię w ich intencji Mszę św. -
proszę, by w tym dniu przyjęli na moją intencję Komunię św., gdyż mam wiele
różnych spraw w ręku. Szykuję zasadzkę na księdza Cagliero. Być może jest to aluzja
do erekcji Wikariatu Apostolskiego w Patagonii i jego przewidywanej nominacji.
Trzeci list był dla księdza Barberisa i nowicjuszów w San Benigno Canavese.
Egzaminy, które chwali były półroczne.
Car. mo D. Barberis!
Posłałem błogosławieństwo Ojca św. dla wszystkich, lecz w sposób szczególny
dla naszych drogich nowicjuszów. Interesował się on nimi i jego ojcowskie słowa
przekażę im osobiście, gdy przyjadę do San Benigno. Ty jednak możesz ich zapewnić,
że Ojciec św. serdecznie im błogosławi, okazując wielkie zainteresowanie naszymi
sprawami. Powiedz im, że jestem zadowolony z wyniku egzaminów, tak ze stopni
otrzymanych, jak postanowień uzyskania dobrych not w przyszłości.
Itaque filioli mei, gaudium et corona mea; sumite omnes scutum fidei, ut contra
insidias diaboli certare possitis. Sed ipse Dominus Jesus factus est pro nobis oboediens
usque at mortem, ut et nos per oboedientiam et mortificationen introire possimus cum
ipso et per ipsum in gloriam Patris nostri, qui in coelis est. Igitur pugnate viriliter ut
omnes coronemini feliciter. Sacrosanctam Communionen ad mentem meam facite et
ego in Missae Sacrificio quotidie vestrum recordabor. Gratia D.N.J.C. sit semper
vobiscum. Vale et valedic.
Rzym, 16.04.1880
XJB
PS. Dla twojej informacji, napisałem księdzu Verolfo, by przyszedł ci
z pomocą. Ale jeśli nic o tym nie mówił, nie wspominaj mu o tym.
W przewidywaniu, że wdowa Fortis odżałowała swą stratę, napisał również do
niej list, podobnie jak do syna Ryszarda. Doznawszy wielokrotnie jej pomocy,
dołączył do kondolencyjnej swą prośbę. Mówi się, że czas jest najlepszym lekarzem,
nie mniej też miłosierdzie chrześcijańskie uświęca i łagodzi cierpienie.
Stimabilissima Sig. ra Giuseppina Fortis!
Swego czasu otrzymałem wiadomość o bolesnej stracie jej męża. Wziąłem
żywy udział w żałobie będąc w Turynie i poleciłem odprawić specjalne nabożeństwo
za spokój jego duszy. Wracam z audiencji od Ojca św., którego prosiłem o specjalne
277

28.8 Page 278

▲back to top


błogosławieństwo dla niej, drogich synów Alfonsa i Ryszarda, by Bóg udzielił im łaski
zdrowia, przykładnego życia i szczęśliwej śmierci. Teraz pragnąłbym wspomnieć
o naszych sprawach w Turynie. Ksiądz Rua pisze mi, że znajduje się w krytycznej
sytuacji finansowej, w związku z utrzymywaniem naszych misji w Ameryce oraz
żywnością dla chłopców. Dlatego polecam się gorąco jej miłosierdziu. Mamy wiele
spraw pod ręką, a przy tym koszty utrzymania w tym roku niepomiernie wzrosły, co
dotkliwie daje się nam we znaki.
Z końcem miesiąca spodziewam się być w Turynie i widzieć się z nią i jej
synami, swymi przyjaciółmi. Proszę modlić się, etc.
Rzym, 16.04.1880 r.
XJB
Pozostał jeszcze z tego czasu cenny list adresowany do byłego wychowanka
Oratorium, który został później wartościowym salezjaninem. Opuściwszy Oratorium,
wśród różnych kolei życia, pełnił obowiązki nauczyciela w różnych miejscowościach,
owocnie - aż wreszcie niepowstrzymana nostalgia za dawnym życiem w cieniu
świątyni Najświętszej Wspomożycielki, zaprowadziła go z powrotem w objęcia
Księdza Bosko, we wrześniu 1880 r.
Mio Carissimo Giacomo!
List twój sprawił mi wielką radość. Zawsze żywiłem ku tobie szczególny afekt,
zwłaszcza obecnie, gdy okazujesz chęć powrotu do dawnego gniazdka, wracają mi
wspomnienia z przeszłych twych studiów, twego zaufania, etc. Dlatego, o ile
decydujesz się zostać salezjaninem, wystarczy, że przyjedziesz do Oratorium
i powiesz: oto szpaczek, który powraca do gniazdka. Zresztą wszystko między nami
pozostanie po dawnemu…
Chciałbym jednak, byś nie nabawił kłopotów swoim aktualnym przełożonym
i może wypadnie na razie odłożyć twój przyjazd, byle nie ze szkodą dla twej duszy.
Będę w Oratorium z końcem miesiąca i oczekuję cię jak ojciec spragniony
widoku swego syna. Wówczas pomówimy o wszystkim. Niech ci Bóg błogosławi, etc.
Rzym, 17.04.1880 r.
Aff. mo amico XJB
Szósty list pisany do księdza dyrektora w Marsylii, uwypukla nie mniejsze
starania ojcowskie, wobec poszczególnych jednostek, jak co do spraw ogólnych,
dotyczących dobra zakładu:
Mio Caro D. Bologna!
Pojutrze wyjeżdżam do Rzymu dlatego załączam ci parę listów, które
zaadresujesz i roześlesz. Ojciec św. jak już powiadamiałem cię, posyła szczególne
błogosławieństwo dla ciebie, chłopców i naszych Dobrodziejów i Współbraci, łącznie
278

28.9 Page 279

▲back to top


z Gorghi i Bernard, którzy nie dokonają wiele, jeśli się nie uświęcą. Ważną jest rzeczą
byś często i po ojcowsku rozmawiał z księdzem Ghione i księdzem Pirro.
Są to dobre stworzenia, postępuj więc z nimi według uznania, lecz trzeba ich
wyrabiać, jak się wyrabia ciasto.
Ksiądz Rua pisze mi, że potrzebuje koniecznie pieniędzy. Posłałem mu coś
niecoś, lecz to tylko na smak. Poślij mu więc, ile możesz. Przedsiębiorcy mogłeś
wypłacić tylko 25 tys. franków, wliczając w to sumę 6 tysięcy już wypłaconych
a konto. Ale stało się… Wydaje się, że ksiądz proboszcz coś zebrał, trzeba jednak
postępować z nim z wielką roztropnością i cierpliwością. Możesz przytoczyć motyw,
że ksiądz Rua zapożyczył się na 25 tys. franków na rzecz Beaujour, etc. Pisałem tu
i tam, a wszyscy mi obiecują wiele dla Oratorium św. Leona. Na wypadek pisania do
mnie, kierować korespondencje do Lucca, do dnia 25 kwietnia, potem do
Sampierdarena, a w maju do Turynu. Niech Bóg zachowa wszystkich w swej łasce.
Pozdrów ode mnie chłopców, Współbraci, etc.
Rzym, 18.04.1880 r.
Aff. mo amico XJB
Nie mniej cenny list napiszą do barona Heraud w Nizzy. Uwypukla się w nim
charakterystyczny rys jego złotego humoru. Spotykając się niekiedy z Księdzem
Bosko poza Nizzą, miał często genialne dowcipy, którymi rozweselał Świętego
i osoby mu towarzyszące. Na przykład, pewnego razu, w Nawarze, przyszedł do
Księdza Bosko w czasie obiadu, gdy ten siedział przy stole z wielu znakomitymi
gośćmi. Potrafił tak doskonale zamaskować swą osobę, że służący, którego posłał do
Księdza Bosko, z prośbą o talerz zupy, nie spostrzegł się o co chodzi i przyniósł mu
minestrę. Baron siadał w kąciku i zajadał smacznie zupę. Potem zjawiał się
niespodziewanie wśród gości i rzekł filuternie do Księdza Bosko: dziękuję Księdzu za
zupę! - czym wywołał salwy śmiechu na sali. Świeżo otrzymał on nominację papieską,
jako cameriere di Spada e Cappa i miał pełnić swą służbę w Watykanie.
Mio Carissimo Sig. Barone!
Nim wyjadę z Rzymu, poczytuję sobie za obowiązek napisać mu list. Różne
zajęcia, wizyty z pobożności lub ciekawości zabrały mi wszystek wolny czas, nie
pozostawiając mi go wiele na załatwienie spraw prywatnych. Miałem sposobność
rozmawiania z wielu osobistościami, między innymi z kardynałem Bartolinim, Bilio,
Oreglia, Nina, Baccali, Cicolini i wielu innymi. Wszyscy wspominali mile pana
barona z jego świetnym humorem i prosili, by go od nich serdecznie pozdrowić
i złożyć gratulacje z powodu przyjazdu do Rzymu. W czasie audiencji mogłem
swobodnie rozmawiać z Ojcem św. Wspominał on miło pański pobyt w Watykanie
i wyrażał się o nim następująco: co za miła osoba! Jaki świetny humor!... Czyni wiele
dobrego osobistym przykładem i popieraniem dzieł dobroczynnych. Wiem, że wasze
Dzieła wiele mu zawdzięczają… Pytał następnie o pańską rodzinę. Ja
odpowiedziałem, że składa się ona z dwojga osób i że małżonka nie cieszy się dobrym
279

28.10 Page 280

▲back to top


zdrowiem. Na to Ojciec św.: Niech go Bóg pocieszy i obdarzy zdrowiem wraz
z małżonką i polecił mi zakomunikować błogosławieństwo apostolskie, co niniejszym
czynię.
Uznałem za stosowne dodać, że pan baron zajmuje się zbieraniem
świętopietrza.
Wiem o tym doskonale – rzekł Papież i dlatego o nim wspominam. Wracając
teraz do swoich spraw, miałem wizytę w pokoju nieproszonych gości, w czasie gdy
byłem w Neapolu. Przysłużono mi się zabraniem nieco bielizny, rozbito walizki
i kuferek i zabrano sumę 6 tysięcy lir, które wiozłem jako świętopietrze dla Ojca św.
Ci komornicy przy odejściu, nie wiem z jakiego powodu, podłożyli ogień w pokoju
mego sekretarza, czym narobili wiele popłochu u sąsiadów. Takie to są sprawy tego
świata…
Spełniłem zlecenie prosząc Najświętszą Dziewicę Wspomożycielkę, by raczyła
nawiedzić jego dom i rodzinę wnosząc swe błogosławieństwo stając się stróżką jego
spraw a nie tylko pieniędzy, które ma zamiar złożyć na budowę kościoła w naszym
sierocińcu.
Wyjeżdżam do Turynu, z końcem miesiąca, jeśli Bóg pozwoli. Polecając się
jego modlitwom, etc.
Rzym, 18.04.1880 r.
Obbl. mo XJB
PS. Nie mogłem odpisać na list pewnego pana, który polecał się modlitwom
o zdrowie swego krewniaka, ciężko chorego. Polecałem natychmiast modły w tej
intencji w kościele Najświętszej Wspomożycielki w Turynie oraz osobiście
pamiętałem we Mszy św. Nie wiem czy Pan Bóg raczył wysłuchać naszych modlitw,
względnie czy w inny sposób spełniła się Jego wola. Chciałbym o tym wiedzieć, gdyż
obiecywał on swe poparcie względem naszego kościoła.
A teraz jeszcze ostatnie wiadomości z diariusza księdza Berto:
19 kwietnia. Ksiądz Bosko udał się do kardynała D’ Avanzo, który wyraził się,
że chciałby zostać salezjaninem. Pod wieczór Ksiądz Bosko u monsignora Jakobini,
potem u kardynała Nina, zaś ksiądz Dalmazzo i ja na obiedzie w domu Vitelleschi.
20 rano. Ksiądz Bosko z wizytą u barona Tomasza Celesia, przy ulicy św.
Eustachiusza, później u kardynała Mertel i Martinellego, u markizy Cavalletti
i w domu Vitalleschi, ja zaś u pana Aleksandra Sigismondi, z pozdrowieniem dla pani
Matyldy i Adelajdy.
O godzinie 6.30 wyruszyliśmy pociągiem do Magliano. Na stacji bileter, nasz
dawny znajomy, nijaki pan Miglietta pozdrawiał księdza Bosko po piemoncku.
Wyjeżdżając z Rzymu, Ksiądz Bosko pozostawił prokuratorowi pewne
instrukcje celem dokończenia niektórych spraw zaczętych. Były one następujące:
- dwa odznaczenia; jedno dla pana barona di Monremy z Verdum, drugie dla
pana Józefa Bruschi w Spezia, oba będące w toku.
280

29 Pages 281-290

▲back to top


29.1 Page 281

▲back to top


- Dla pana inżyniera Levrot, obiecana przez kardynała Sekretarza Stanu;
starania w imieniu ordynariusza, który dał list polecający.
- Względem Ojca św., który zapraszał na audiencję, z której nie miałem okazji
skorzystać.
- Niedokończone starania w sprawie naszych misji, zwłaszcza wikariatu
w Patagonii . Gorące podziękowania dla kardynała Alimondy za zainteresowanie się
tymi sprawami. Polecić mu nasze przywileje cofnięte, posiada ich kopię, podobnie jak
i Ojciec św.
- Do monsignora Rampolla: odnośne dokumenty w sprawie wikariatu, zostały
złożone w sekretariacie dla Spraw Nadzwyczajnych Kościoła.
W czasie pobytu Księdza Bosko w Rzymie, Prokurator Generalny był
świadkiem spełnienia się pewnego proroctwa. Mianowicie, nadszedł list od pewnej
pani z Francji, w którym polecała gorąco modlitwom i prosiła o błogosławieństwo
Świętego dla swej ciężko chorej dwuletniej córeczki. Ksiądz Bosko, któremu list
powyższy referował ksiądz Dalmazzo powiedział:
Cóż można jej odpowiedzieć? Chyba to, że dziecko jej z pewnością umrze.
No, ale tego rodzaju odpowiedź nie przyjdzie dać łatwo… - zrobił uwagę ksiądz
Dalmazzo.
No to odpisz jej ty, w swoim imieniu.
A co ja mam jej napisać?
Napisz, że będziemy się modlili, by poddała się świętej woli Bożej…
Ksiądz Dalmazzo, jak umiał tak osłodził przykrą wiadomość, zachęcając, by
poddała się we wszystkim zrządzeniom Opatrzności i ze swej strony zapewnił
o modlitwach…
Owa pani odczytała między linijkami bolesną prawdę i natychmiast
telegrafowała powtórnie błagając o modlitwy, z zaznaczeniem, że list w drodze.
Ksiądz Dalmazzo pokazał telegram Świętemu, pytając, co ma nań odpowiedzieć:
Nessuna riposta - odrzekł twardo Ksiądz Bosko.
Nadszedł list zapowiedziany. Zrozpaczona matka, na myśl o tym, że mogłaby
stracić jedyne dziecko, usilnie błagała Świętego o jego ocalenie.
Ksiądz Bosko zapytany ponownie, powtórzył poprzednią odpowiedź:
Nessuna riposta. Nie umiałaby ona wychować swej córki, dlatego wyjdzie na
dobro jej duszy, gdy ją Bóg zabierze.
Za pięć dni nadchodzi telegram z zawiadomieniem o śmierci dziecka.
Biograf z satysfakcją zbiera tego rodzaju fakty przemawiające za tym, jak
zbawienny wpływ wywierał Ksiądz Bosko na swe otoczenie. Są one bowiem
nieustannym sprawdzianem jego uprzywilejowanej osobowości i charyzmatów duszy
i pracy kapłańskiej.
W seminarium rzymskim studiował w tym roku pewien kleryk, nazwiskiem
Peri-Morosini, przyszły administrator apostolski w Kantonie Ticino w Szwajcarii. Ten
pewnego razu idąc w grupie swych kolegów na przechadzkę, rozpoznał w idącym
281

29.2 Page 282

▲back to top


ulicą, pobożnym kapłanie, Księdza Bosko. Wybiegł natychmiast z rzędu, wbrew
obowiązującemu regulaminowi i ucałował go ze czcią w rękę.
Trudno mi wyrazić wrażenie, jakiego wówczas doznałem - opowiadał po latach,
jako biskup na akademii poświęconej Księdzu Bosko w Anconie.
Byłem głęboko przekonany o tym, że Ksiądz Bosko jest żywym odbiciem
Zbawiciela: słodycz, łagodność, pokora, skromność - oto, co mnie w nim urzekało!
282

29.3 Page 283

▲back to top


ROZDZIAŁ XVIII
W drodze powrotnej do Turynu
Wkrótce po wyjeździe Świętego z Rzymu, imię jego miało stać się głośnym na
pewnym, dostojnym zebraniu. Mianowicie, na Ogólnokrajowym Kongresie Katolików
włoskich, zwołanym dla ogółu Kościoła, uchwalono zorganizowanie komitetów
regionalnych, które zbierałyby się od czasu do czasu, celem zaradzenia pilnym
potrzebom wyłaniającym się w danej okolicy. Komitet rzymski obradował po raz
pierwszy w dniach od 21 do 22 kwietnia w lśniącej od marmurów sali pałacu
Altempis, pod przewodnictwem kardynała Wikariusza Rzymu. W prezydium
honorowym zasiadali także prezes aktualny książe Salviati, książe Kamil Rospigliosi,
asystent kościelny i wielu biskupów.
Otóż na rannym posiedzeniu, 22 kwietnia, wystąpił z wnioskiem adwokat
Frascari, by któreś z istniejących stowarzyszeń katolickich podjęło się obmyślenia
sposobów, jak pospieszyć z pomocą licznym rzeszom młodzieży wałęsającej się po
ulicach miast. Celem usprawnienia akcji, podawał myśl, by wspomniane
stowarzyszenie działało w ścisłym porozumieniu z Księdzem Bosko i salezjanami.
Zebrani gorąco przyklasnęli temu i wniosek został przyjęty, o czym Ksiądz Bosko
dowiedział się z prasy tuż przed wyjazdem z Magliano. Sprawa nabrała rozgłosu, co
dało poznać szerzej działalność Księdza Bosko.
Święty zatrzymał się na parę dni w seminarium w Magliano, gdzie pracowali
salezjanie. Dla uczczenia jego pobytu, przełożeni urządzili alumnom dłuższą
wycieczkę. Wziął w niej udział także Ksiądz Bosko przyczyniając się do utrzymania
ogólnego, wesołego nastroju. Metą wycieczki była willa seminaryjna położona na
stokach gór Calvi w Umbrii. Dzień upłynął w bardzo miłym nastroju. W czasie swego
pobytu w tym seminarium, Ksiądz Bosko chętnie udzielał się w słuchaniu spowiedzi
alumnów. Wszyscy, nie wyłączając służby domowej, mieli sposobność z nim
rozmawiać.
O tym, jak bardzo udzielał się on wszystkim, świadczy dosadne wyrażenie
sekretarza: papa jest wyczerpany - w Magliano chcieli wprost z niego zedrzeć skórę…
Tu także ujawnił się jego dar proroctwa. Wśród konwiktorów znajdował się
jeden taki, który bynajmniej nie był mąką do upieczenia z niej hostii, co więcej wprost
nie nawiedził księży i zakonników, jako że wbrew swej woli chęci oddany został do
kolegium. Nazywał się Nari. Ksiądz Bosko spotkawszy go położył mu rękę na czole
i powiedział:
Ty zostaniesz zakonnikiem i kapłanem.
283

29.4 Page 284

▲back to top


Młodzieniec słysząc te słowa roześmiał się szyderczo. Ale przyszła chwila,
że zmienił się zupełnie. W roku 1890 przejeżdżał przez Turyn w habicie
franciszkańskim udając się na misje do Ameryki Południowej. Odwiedził wtedy
Oratorium, gdzie przy obiedzie opowiedział Przełożonym swe dzieje.
Rano, dnia 23 kwietnia, cały dom hucznie odprowadzał Księdza Bosko
odjeżdżającego w kierunku Florencji. Swobodna wesołość, głośne śmiechy, jakie
towarzyszyły temu pożegnaniu, musiały stanowić dość osobliwy wyjątek
w ówczesnym stylu, w stosunkach między przełożonym a podwładnymi. Ksiądz
Bosko uważał to jednak za skuteczny środek wychowawczy. Ksiądz Daghero
towarzyszył mu aż do miejscowości Orte, gdzie należało przesiąść się i w niecałą
godzinę jazdy nocnej przybywało się do miasta kwiatów. Tu markiza Uguccioni i pani
Nerli, obie „prawdziwe mamy salezjańskie”, prześcigały się wzajemnie
wspaniałomyślną gościną okazywaną Księdzu Bosko. Według świadectwa sekretarza,
spędził w tym mieście dwa dni składając i przyjmując wizyty. Lecz bliższych
szczegółów brak.
Bogata dokumentacja znajdująca się w naszych archiwach, którą wykorzystamy
jeszcze przy sposobności, wskazuje, że od dawna istniał w tym mieście komitet
obywatelski w sprawie otwarcia zakładu salezjańskiego. Usiłowano przyspieszyć
negocjacje. Lecz zbyteczny był wszelki nacisk, gdyż Święty w swej gorliwości
apostolskiej rozumiał doskonale potrzeby młodzieży, którym starał się zaradzić, o ile
tylko warunki mu na to pozwalały.
Za pierwszym zetknięciem się z młodzieżą we Florencji, ojcowskie serce
Apostoła musiało doznać głębokiego bólu na widok szeregów chłopców
uczęszczających do szkół protestanckich. Mówił o tym ze łzami w oczach,
zdecydowany zrobić wszystko by zapobiec tak wielkiemu złu. Dał wyraz temu
w liście do kardynała Niny, na co tenże odpowiedział pod datą 5 maja:
„… Dziękuję za wiadomości, które i mnie zasmuciły, nie mniej wywołały we
mnie, jak u Ojca św. Także pociechę, na widok jego gorliwych zabiegów, by położyć
tamę szerzącej się herezji, zwłaszcza w miejscowościach, gdzie ona najwięcej atakuje.
Jego Świątobliwość przesyła mu swe błogosławieństwo apostolskie błagając Boga, by
wspierać raczył jego wysiłki i uwieńczył powodzeniem podjętą inicjatywę”.
W Lukka wizyta księdza Bosko rozbudziła podobny entuzjazm jak w roku
poprzednim. Ksiądz dyrektor Marenco w okólniku rozesłanym zapowiadał
konferencję dla Pomocników Salezjańskich w kościele św. Krzyża. Nic w tym
dziwnego, że w dniach od 26 kwietnia do 1 maja, Ksiądz Bosko miał pełno pracy,
spowiadając, przyjmując wizyty, nie mogąc wyjść poza dom.
Zapowiedziana konferencja odbyła się wieczorem, 29 kwietnia. W kościele
oratoryjnym zebrała się śmietanka społeczeństwa Lukki. Konferencja przebiegła
w tradycyjnie uświęconym porządku. Ksiądz Bosko z ujmującą uprzejmością
i skromnością dziękował zebranym Pomocnikom za współpracę z salezjanami
w ubiegłym roku; zaprosił, by wspólnie podziękować Bogu za dobrodziejstwa
otrzymane. Następnie rozwijał temat dalszej akcji w zakresie potrzeb ogólnych
284

29.5 Page 285

▲back to top


i partykularnych; a więc popieranie misji salezjańskich w Ameryce, prace przy
otwarciu nowych placówek we Włoszech i we Francji, zwłaszcza przy miejscowym
Oratorium św. Krzyża w Lukka. Wymienił świeżo otwarte placówki, podkreślił wagę
podjętych misji w Patagonii, gdzie przez trzy wieki daremne były wysiłki misjonarzy,
usiłujących dotrzeć w głąb terytorium Indian, z powodu ich dzikości. Salezjanie zaś
podjęli i rozwijają z powodzeniem prace nad ich nawróceniem. Potem tak mówił dalej:
Obecnie wydaje się, że poprzednie niepokonalne trudności ustąpiły. Stopniowo
założyliśmy stacje misyjne w Carmen Patagones u ujścia rzeki Rio Negro. Wypływa
ona z dalekich Kordylierów odcinających Pampas i Patagonię od Republiki Chile i po
przepłynięciu 1000 kilometrowej przestrzeni, wpada do Oceanu Atlantyckiego.
Równocześnie stanowi ona granicę pomiędzy Pampas i Patagonią. Olbrzymi obszar
położony w jej dorzeczu stanowi obecnie teren pracy dla misjonarzy salezjańskich,
których trzeba zasilać nowymi pracownikami ewangelicznymi. Ale skąd wziąć na to
środki? To niech więc będzie przedmiotem miłosierdzia Pomocników Salezjańskich.
Niech każdy przyczyni się według swej zamożności pomocą pieniężną, albo w razie
niemożności, przez innych - na przykład swych krewnych, przyjaciół, znajomych.
Misjonarze gotowi są poświęcić swe życie w ofierze, my zaś spieszmy im z pomocą
materialną.
Przechodząc z kolei do spraw lokalnych, chciałbym podziękować wszystkim za
pomoc wydatną na potrzeby salezjanów, co na pierwszym miejscu będzie na chwałę
Bożą, następnie zaś wyjdzie na chlubę i korzyść miasta Lukki. Dzięki waszemu
poparciu, otwarto Oratorium świąteczne, szkoły wieczorowe, dzienne
i sierociniec, gdzie już ze 40 chłopców zdobywa potrzebną w ich zawodzie wiedzę.
Wszyscy otrzymują solidne wychowanie religijne i wzrastają na dobrych katolików
i obywateli ojczyzny. Zdołaliśmy, dzięki waszej pomocy, kupić dom na ten cel, na
którym jeszcze ciąży dług około 40 tys. lir. Prócz tego trzeba utrzymywać chłopców,
którzy chcą jeść, a także personel wychowawczy i nauczycielski. W tym celu,
w porozumieniu z tutejszym arcybiskupem, pośle się każdemu Pomocnikowi
odpowiednią listę subskrypcyjną, by według swego uznania mógł zadeklarować
odpowiednią kwotę, stosownie do zamożności, względnie postarać się zdobyć ją przez
ofiarność innych obywateli. W taki sposób Pomocnicy staliby się kwestarzami
posyłając w każdym miesiącu zebrane datki, względnie sam dyrektor udałby się do ich
domów po odbiór ofiary. Przez to rozłożyłoby się ofiarność na wszystkich i mniej
odczuwałoby się jej ciężar.
Są i inne sposoby dopomagania. Wiem, na przykład, że pewien klasztor Sióstr
Benedyktynek posyłał salezjanom trzy razy w tygodniu dobrą minestrę. Inni nie
dysponując pieniędzmi dawali bieliznę, prześcieradła, sprzęty kuchenne, krzesła,
sprzęty szkolne, itp.
Lecz powiecie: Jaką otrzymamy nagrodę za to? Słusznie. Jest to rozumne
i człowiek zazwyczaj stawia sobie takie pytanie, wpierw nim przedsiębierze do
wykonania jakieś dzieło. Otóż nagrodą jest już samo podejmowanie się zabezpieczenia
od ruiny duchowej i materialnej tylu chłopców, którzy inaczej byliby straceni
285

29.6 Page 286

▲back to top


i skończyliby w więzieniach, przez co także odejmujemy społeczeństwu srogie plagi,
które by mu w innym wypadku groziły w przyszłości. Bądźcie przekonani, że gdyby
im się obecnie nie zabezpieczyło dobrego wychowania waszymi pieniędzmi,
przyszedłby czas, że wzięliby je przemocą. Ale gdy otworzycie im szlachetną dłoń,
sprawa weźmie całkiem inny obrót. Będą oni w przyszłości wam wdzięczni za
dobrodziejstwa otrzymane i gdy zajdzie potrzeba, gotowi będą bronić was nawet
z narażeniem własnego życia. Prócz tego, będą oni modlić się za tych dobrodziejów,
a modlitwa ubogiego znajdzie przyjęcie przed Tronem Najwyższego.
Lecz my katolicy mamy motyw jeszcze wyższy, z pobudki wiary. Pan Bóg
przyrzeka stokrotną nagrodę w tym życiu i żywot wieczny w przyszłym za pomoc
udzieloną bliźnim z miłości ku Niemu. Prócz tego, w Ewangelii poleca, co jest
wyraźnym nakazem obowiązującym wszystkich: „Quod superest date pauperibus”,
czyli dawać ubogim, co zbywa. A gdzie znajduje się owo, „co zbywa”? Może to być w
formie oszczędności w wydatkach na niepotrzebne podróże, odzież zbyt wykwintną,
stół bogaty, dywany i zbędne kobierce, bale i teatry, itp. Oczywiście, nie dotyczy to
was tu obecnych, lecz innych, których tu nie ma. Wracając do stokrotnej nagrody
obiecanej nam przez Boga, któżby z nas nie dał ochotnie, gdyby na przykład w tej
chwili stanął ktoś u bram kościoła i zwrócił się do wszystkich z pytaniem: No, kto
z was chciałby pożyczyć swe pieniądze na sto procent, niech się zgłosi? Myślę, że nie
zabrakłoby nikogo, kto by nie podjął nadarzającej się sposobności korzystnego
ulokowania swych kapitałów.
Pan Bóg wynagradza stokrotnie, już tu na ziemi, uczynki miłosierdzia, czy to
zachowując w zdrowiu dzieci, błogosławiąc plonom pól i winnic, darząc zdrowiem
i strzegąc od chorób, które pochłonęły, jeśli nie cały, to znaczną część majątku,
zachowując pokój, zgodę i miłość w rodzinie, etc. Słowem, tysiącznymi sposobami
Pan Bóg błogosławi wam stokrotnie za dobro i miłosierdzie spełnione na korzyść
ubogiej młodzieży, a oprócz tego zapewnia nagrodę wieczną.
Lecz najbardziej pocieszające będzie to, gdy zwróci się do nas, gdy staniemy
przed jego Boskim Trybunałem ze słowami: Byłem nagi a przyodziałeś mnie, byłem
głodny a nakarmiłeś mnie, byłem pielgrzymem a przyjąłeś mnie w dom swój… Pójdź
po nagrodę wieczną, którą przygotowałem ci od wieków. Przeciwnie, do tych, co nie
spełniali uczynków miłosierdzia zwróci się z groźnymi słowy: Byłem nagi, a nie
przyodzialiście mnie, byłem głodny, a nie nakarmiliście mnie, byłem opuszczony,
a nie przyjęliście mnie w dom swój…
W końcu, największej pociechy doznamy w chwili śmierci, gdy ci chłopcy
których wspieraliśmy, zwrócą się do Boga mówiąc: Ci zbawili nasze dusze, daj im,
Panie, nagrodę wieczną: Animam alvasti, animam tuam praedestinasti.
Wiele zgromadzeń zakonnych poczytywało sobie za szczęście gościć Świętego,
choćby na chwilę wśród swych murów. Siostry Benedyktynki, na przykład, zaprosiły
go do swego konwentu, by pobłogosławił ich chora siostrę i być może późną porą
zasiadał, wraz z kilku salezjanami, do skromnego posiłku przygotowanego mu przez
owe zacne zakonnice, w obecności czcigodnej Ksieni Opatki. Po otrzymaniu
286

29.7 Page 287

▲back to top


wiadomości o zgonie wspomnianej siostry, wspominając o doznanej gościnie pisał
następujący list:
„… Niech Bóg Miłosierny błogosławi czcigodną Ksienię Nazzarena. Opatkę
klasztoru Benedyktyńskiego na Monte Cassino wraz z cała jej Rodziną zakonną. Niech
da Niebo siostrze powołanej do wieczności i udzieli świętości pozostałym przy życiu.
Niech sprawi Dobrotliwy Bóg, żeby po długim życiu doczesnym, wszystkie bez
wyjątku cieszyły się niebieską szczęśliwością w nagrodę za minestrę daną salezjanom
i za wiele innych dzieł miłosierdzia. Amen. Polecając się ich modlitwom pozostaję,
etc…
Turyn, 11.06.1880 r.
Umile servitore Ksiądz Jan Bosko
Przełożona po dziś dzień wspomina mile życzenie Księdza Bosko „długiego
życia” pod adresem Sióstr i potwierdza, że wszystkie przekroczyły siedemdziesiątkę,
a ostatnia, która niedawno przeszła do wieczności, miała lat 90 życia.
Również najznakomitsze rodziny w Lukka współzawodniczyły ze sobą
w udzielaniu gościny Księdzu Bosko, który cieszył się powszechną opinią
świątobliwości. Na dzień przed konferencją dla Pomocników, przyjął zaproszenie
pana Bertocchini, od którego nabył za dość względną cenę spłacaną ratami, budynek
przeznaczony na zakład. Ci panowie gościli go w swej willi podmiejskiej.
Księdzu Bosko towarzyszyli dyrektor i ksiądz Borgatello, katecheta. Ten
ostatni, na piśmie poświadczył, że w czasie obiadu Ksiądz Bosko, ku powszechnemu
zdumieniu i zachwyceniu współbiesiadników, opowiadał o dwóch zjawiskach
cudownych, jakie się zdarzyły w Oratorium na jego oczach, w kościele MB
Wspomożycielki Wiernych. Trzymamy się wiernie relacji księdza Borgatello, który
twierdzi, że przytacza „dosłownie” co wówczas usłyszał.
Wielu – mówił Święty – przypisuje Księdzu Bosko dobro, które czyni
Zgromadzenie Salezjańskie, lecz mylą się. Jeśli jeszcze udaje mu się uczynić coś
dobrego, zawdzięcza to swoim synom, doprawdy cnotliwym i świętym chłopcom. Ci
czynią prawdziwe cuda i dzięki nim Ksiądz Bosko może jechać naprzód jakby
triumfator. Mógłbym przytoczyć wiele dowodów na potwierdzenie tego, co mówię,
lecz wystarczy następujące świadectwo. Pewnego razu, pod wieczór wstąpiłem do
kościoła MB Wspomożycielki od drzwi frontowych. Gdy znalazłem się w środku
nawy obserwując obraz Matki Boskiej Wspomożycielki, spostrzegłem jakby ciemną
zasłonę przed nim. Któż wie, pomyślałem sobie, w jakim celu zakrystian przysłonił
obraz Madonny? Zbliżając się do prezbiterium spostrzegłem, że zasłona się porusza.
Po chwili ten cień lekko spłynął na ziemię oddając pokłon Najświętszemu
Sakramentowi i czyniąc znak Krzyża św. Usunął się przez zakrystię. Tym płaszczem
było nic innego jak pewien pobożny chłopiec, który w porywie miłości ku Matce
Najświętszej, uniósł się aż do Jej stóp, by móc ją lepiej widzieć, adorować, uczcić
i ucałować Jej Najświętsze stopy.
287

29.8 Page 288

▲back to top


Innym razem, wszedłem do kościoła przez zakrystię i ujrzałem chłopca
uniesionego na wysokości Tabernakulum obok chóru, w akcie adorowania
Najświętszego Sakramentu, w pozie klęczącej, z twarzą schylona do drzwiczek
Tabernakulum, jakby jakiś Serafin miłości. Zawołałem go po imieniu, a on
natychmiast się ocknął, stanął na ziemi zatrwożony prosząc mnie, bym nikomu o tym
nie wspominał, co tu zaszło. Powtarzam, że mógłbym przytoczyć wiele innych faktów
podobnych, by stwierdzić, że wszystko dobro zawdzięcza Ksiądz Bosko swym synom.
Wypada wspomnieć o jednym fakcie, który zdarzył się w tym dniu, po
konferencji dla Pomocników. Ksiądz Bosko celebrował o godzinie 8 - ej Mszę św.
W kościele św. Krzyża przepełnionym ludźmi. W czasie Mszy św. przyprowadzono
chłopca 16 - letniego, dającego wyraźne oznaki opętania. Pochodził z okolic Lukka.
Towarzyszyli mu rodzice wraz z wielu innymi osobami. Pragnęli, by Ksiądz Bosko
udzielił nieszczęśliwemu błogosławieństwa. Chłopiec szedł na razie samodzielnie aż
do bramy miasta zakładu. Lecz skoro tylko ujrzał jakiegoś kapłana, wnet musiano go
przytrzymywać i ciągnąć gwałtem, gdyż wzbraniał się wejść do kościoła. Przewracał
się na ziemię, szukał kryjówki, zacinał się milczeniem, kopał i rzucał się na każdego,
kto do niego podszedł. Obezwładniony silnymi ramionami mężczyzn, którzy go
trzymali za ręce i nogi, miotał się, gryzł i wierzgał próbując się uwolnić. Pod koniec
Mszy św., pomimo jego oporu, zaciągnięto go siłą przez kościół do zakrystii. Przed
Najświętszym Sakramentem zgrzytał zębami i wydawał z ust świszczący oddech, na
podobieństwo skwierczącej sztuki mięsa w brytfannie. Stawiono go wobec Świętego
odprawiającego po Mszy św. dziękczynienie.
Ksiądz Bosko podniósłszy się z klęczek i spojrzawszy na niego ze
współczuciem, przeżegnał opętanego i pomodlił się nad nim. Następnie polecił
krewnym odmawianie pewnych praktyk do Matki Boskiej przez cały maj. Skierował
następnie kilka pytań do nieszczęśliwego. W odpowiedzi usłyszał tylko niewyraźny
bełkot, jakby od kompletnego niemowy. Ale gdy podsunął mu do ucałowania medalik
Madonny, opętany zaczął się pienić usiłując go złapać rękoma i pogryźć. Ksiądz
Marenco przypomniał sobie, że ma w teczce relikwie Madonny; spróbował więc
doświadczyć ich autentyczności i podsunął mu ją trzymając mocno zaciśniętą w dłoni,
by opętany nie widział. Ten w tejże chwili wydał przeraźliwy wrzask...
Rodzice mówili, że nazywał się Franciszek. Zachowywał się niemożliwie
w czasie wspólnej modlitwy rodzinnej, a tym mniej dał się do nie nakłonić. Stało mu
się to od uroczystości św. Józefa. Wyskakiwał nieraz z okna z wysokości 5 metrów nie
ponosząc żadnej szkody.
Odprowadzony stamtąd, zaledwie znalazł się z dala od miejsc świętych,
odzyskał władzę w nogach i normalnie rozmawiał. Powiedział między innymi,
że wziąłby medalik poza miastem, lecz w mieście samym nigdy, inaczej czeka go
śmierć na miejscu. Dodać trzeba, że z końcem maja obsesje ustały, a to dzięki
modlitwom poleconym przez Księdza Bosko. Co się z nim dalej stało, nie wiadomo.
Dwaj przyjaciele Księdza Bosko: markiz Massoni i pan Burlamacchi, zakupili
domek w Viareggio dla salezjanów i zaprosili Księdza Bosko, by obejrzał go
288

29.9 Page 289

▲back to top


i zadecydował. Święty pojechał tam, lecz jaki był wynik wizyty, nie wiemy.
Nawiasem przytoczymy pewien fakt świadczący o tym, w jakim mniemaniu był
u wszystkich, którzy mieli z nim jakąkolwiek styczność. Otóż z okazji gościny
u państwa Burlamacchi, pani domu zaprosiła Świętego do apartamentów własnych
i prosiła, by raczył porozmawiać z domownikami, z każdym z osobna, udzielić im
wskazówek i pobłogosławić.
Tego dnia, pod wieczór, wyjechał do La Spezia. Tu był gościem
u wspomnianego pana Bruschi, gdyż domek wynajęty był zbyt szczupły, by pomieścić
Księdza Bosko i jego towarzysza. Święty widząc namacalnie potrzebę obszerniejszych
pomieszczeń nałożył na dyrektora - księdza Rocca - obowiązek postarania się o środki,
celem wzniesienia nowego budynku z odpowiednimi salami. Gwoli prawdy, trzeba
zaznaczyć, że początki nie szły łatwo. Okólniki, konferencje wygłaszane przez księdza
Rocca, nie robiły żadnego wrażenia na obywatelach. Lecz Ksiądz Bosko nie zamierzał
pozostawać tam na komornym i przystąpił do działania. Na razie wystarczył niewielki
domek, reszta miała przyjść stopniowo, co faktycznie nastąpiło.
Nie wracając więcej do rozbudowy zakładu, zaczętej 16 sierpnia, dodamy tylko
pewien szczegół. Gdy wszczęto prace, Ksiądz Bosko sporządził dla kardynała
Protektora sprawozdanie z obecnego stanu Pobożnego Towarzystwa i podejmowanych
przez nie dzieł oraz dobra zdziałanego wśród społeczeństwa.
Przy tej sposobności przedstawił sytuację w La Spezia wskazując na
konieczność wybudowania odpowiedniego domu. Dotychczas otrzymywał od Ojca
św. zapomogę miesięczną w kwocie 500 lir. Otóż obecnie, za pośrednictwem
kardynała Protektora prosił, by mu przyznano zaliczkę z góry, która by mu umożliwiła
rozbudowę zakładu, na co otrzymał odpowiedź kardynała z dnia 26 sierpnia.
Eminencja pisał, że z uwagi na wyjątkowo trudne położenie finansowe Stolicy św.
oraz liczne potrzeby, którym musi sprostać w tych czasach, Jego Świątobliwość
postanowił uwzględnić jego prośbę, choć częściowo i udzielić zapomogi w sumie
6 tys. lir, łącznie z wypłacaną miesięczną subwencją 100 lir, a osobno dwa tysiące lir
tytułem missaliów.
Otrzymawszy tę podwójną subwencję, Święty w miejsce prowizorycznego
budynku parterowego, polecił księdzu Rua, by dobudowano jeszcze jedno piętro. Na
tym piętrze miały się pomieścić sypialnie na 30 łóżek dla sierot.
Ksiądz Bosko stopniowo zbliżał się do Turynu. Dnia 3 maja był
w Sampierdarena. Wiadomości z tego czasu streszcza ksiądz Berto:
Poniedziałek (3 maja), około drugiej, wyjechaliśmy do Genuy i przybyliśmy
tam około szóstej. –
4 maja, Ksiądz Bosko wraz z księdzem Albera, poszedł na obiad do
arcybiskupa; w sierocińcu pozostał ksiądz Ronchail.
We środę, 5 maja, Ksiądz Bosko w domu na obiedzie z baronem Heraud.
O godz. 4 - ej rozpoczęła się konferencja dla 150 Pomocników Salezjańskich,
odczytaniem rozdziału XIV Żywota św. Franciszka Salezego, na temat cnoty
chrześcijańskiej i miłości bliźniego. Ksiądz Bosko przemawiał blisko godzinę
289

29.10 Page 290

▲back to top


i kwadrans, słuchany z pilną uwagą. Następnie udzielił błogosławieństwa
Najświętszym Sakramentem. Po błogosławieństwie sakramentalnym, wielu
duchownych - panów i pań otoczyło - go poruszając różne sprawy osobiste; żegnając
się całowali mu rękę. Jedni prosili o błogosławieństwo prywatne, inni o medalik, a on
wszystkich zadowolił. Zbiórka dała około 600 lir.
Arcybiskup, jak również wielu kapłanów Pomocników z miasta, nie mogli być
obecni, ze względu na uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Posłał jednak
uczestnikom swe błogosławieństwo arcypasterskie. Przed zejściem z ambony, Ksiądz
Bosko uprzedził, że przygotowano dla nich na podwórzu zakładu rozrywkę. Goście
zeszli posłuchać pięknej muzyki kapeli zakładowej.
Nazajutrz, we czwartek, 6 maja, uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego,
którą spędziliśmy w Sampierdarena.
8 maja, o godz. 7.15 odprowadzeni na stację przez księży Cerrutiego
i Francesię, przybywamy do Oratorium, o godz. 12.30, gdzie zebrani przy portierni
księża, klerycy i chłopcy powitali uroczyście kapelą przybywającego Ojca. W czasie
obiadu grała muzyka. Cały dom cieszył się z powrotu Księdza Bosko, po przeszło 4 -
miesięcznej nieobecności.
Zaledwie odetchnął po długiej podróży, zabierał się do odpisania na dwa listy
księdza Guiola, dotyczące spraw budowlanych w Marsylii. Z tonu odpowiedzi Księdza
Bosko przebija, jak bardzo wysoko sobie cenił jego zasługi oraz troska o to, by niczym
go nie urazić. Znajdujemy tam również pewne przyczynki odnośnie do audiencji
u Papieża.
Mio Car. mo Sig. Curato!
List jego z 25 kwietnia, zastał mnie w Lukka, następny w Sampierdarena. Oba
sprawiły mi pociechę i potwierdzają opinię Ojca św. odnośnie do jego zasług na polu
dobroczynności. Ksiądz Bologna pisze mi również często podkreślając nieustanne
zabiegi Przewielebnego Księdza około Oratorium św. Leona i prosi by mu za to
podziękować, co też niniejszym czynię. Dowiadując się o wystawieniu na sprzedaż
terenu około 2.000 m/kw. obok naszych pracowni, modliłem się sam i poleciłem
naszym wychowankom szczególne modły w tej intencji, by można było znaleźć na to
potrzebne środki. Pan Bóg nam pozwoli niezadługo znaleźć je, gdyż jest to dzieło
przedsięwzięte ku większej Jego chwale. Nie zapomnę napisać o tym do damy Prat,
ale bez narzucania się.
Ojciec św. postanowił erygować Wikariat Apostolski dla misji salezjańskich
w Patagonii. A ponieważ potrzeba na ten cel wielu kapłanów, proponuję założenie
odpowiedniego kolegium jako seminarium misyjnego dla Patagonii, możliwie
złączonego z Oratorium noszącym jego imię. Marsylia – mówił – jest miastem
głęboko katolickim i gotowym do wspaniałomyślnych ofiar, nadto nadaje się do tego
przez swe centralne położenie i żywą komunikację między Europą a Ameryką.
Napiszcie w moim imieniu do owego Dobroczynnego Towarzystwa, zajmującego się
290

30 Pages 291-300

▲back to top


30.1 Page 291

▲back to top


waszymi zakładami w mieście i powiedzcie o moim zamiarze, który pragnę polecić
ich gorliwości. Po otrzymaniu od nich odpowiedzi, zakomunikujcie mi ją...
Dlatego Wielebność Przewielebność raczy pomówić ze wspomnianym
Towarzystwem i z naszymi komitetami, po tym prosiłbym napisać mi, bym mógł
wywiązać się z polecenia Ojca św. Jak widać stąd, Towarzystwo Beaujour i nasze
komitety są powołane doprawdy do niezwykłych rzeczy: Omnia possumus in eo qui
nos confortat. Dokument doręczony Ojcu św. w sprawie łask duchowych dla członków
komitetów, jest wyrazem myśli Przewielebnego Księdza, lecz na wszystko potrzeba
czasu. Kardynał Alimonda był proszony o uzyskanie powyższej i innej jeszcze łaski
(odznaczenie dla księdza Guiola). Wróciłem do Turynu przemęczony. We wszystkich
naszych placówkach oblegał mnie tłum ludzi nie dając ani chwili wytchnienia. Mimo
to doznałem też i wielkiej pociechy. Jedność ducha, miłość braterska i obserwancja
zakonna panują w naszych domach. Także Ojciec św. poinformowany o tym,
powiedział, że to doprawdy wielki cud, zdziałany adiuvante Deo. Także wśród
wychowanków panuje miłość wzajemna, a w tym roku, da Bóg, podwoi się liczba
powołań do Zgromadzenia.
Proszę powiadomić naszych zacnych Pomocników w komitetach, że w dniu 16
maja w uroczystość Zielonych Świątek, pragnąłbym odprawić w ich intencji Mszę św.
a chłopcy przyjmą Komunię św. by wyjednać błogosławieństwo Boże dla nich i ich
rodzin. Ksiądz Cagliero otrzymał wspaniałomyślną ofertę od madam Jacques na
korzyść naszych Sióstr. Napiszę na przyszły raz o tym. Da Bóg, wstępując krok za
krokiem coraz wyżej, dojdziemy do nieba. Obecnie wszyscy w domu: ksiądz Rua,
ksiądz Cagliero, ks. Durando, etc. przesyłają formalną prośbę, by raczył nas odwiedzić
w odpust MB Wspomożycielki. Czy zechce przychylić się do tej prośby? Oczywiście,
że może wziąć ze sobą, kogo zechce. Kończę. Niech go Bóg zachowa. Jeśli można,
prosiłbym poinformować o każdej sprawie księdza Bologna, do którego teraz nie
mogę pisać. Proszę pamiętać o mnie w modlitwach, etc.
aff. mo amico XJB
Dnia 11 maja przybyła pielgrzymka z Francji, pod przewodnictwem księdza
Piccarda i wicehrabiego Damas. Nadarzyła się więc okazja wyrażenia serdecznych
uczuć pod adresem katolików tego kraju. Ksiądz Bosko gościł u siebie dwie
wspomniane osobistości, podczas gdy pielgrzymi byli podejmowani w siedzibie
Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej w Turynie. Pod koniec posiłku, grupa
pielgrzymów przybyła złożyć osobisty hołd Księdzu Bosko w refektarzu, gdzie
towarzyszył on swym gościom. Po nabożeństwie z błogosławieństwem Najświętszym
Sakramentem przyszła reszta, powitana przez kapelę oratoryjną pod portykami
studentów.
Odśpiewano hymn okolicznościowy, wznoszono wiwaty i przemówienia. Po
powitalnym przemówieniu markiza Garassini, prezesa Stowarzyszenia Młodzieży
Katolickiej, zabrał głos po francusku Ksiądz Bosko. Prosił, by nie zważano na usterki
językowe, gdyż przemawiał nie w swoim języku. Dziękował serdecznie pielgrzymom
291

30.2 Page 292

▲back to top


za zaszczyt, jaki sprawili Oratorium swą wizytą, dał wyraz przykrości, że nie mógł ich
należycie ugościć w pałacu wystrojonym na ich powitanie. Chwalił ich wiarę
i przywiązanie do Stolicy św. Piotra i Papieża, jakich przykłady dali nie licząc się ze
względami ludzkimi. Wspominając o fundacjach we Francji podał, jaki jest jego ideał
Pomocnika Salezjańskiego, zachęcając wszystkich do wpisywania się w poczet
członków Pobożnego Związku. Gdy wrócili do ojczyzny, wielu z nich przypomniało
sobie swych przyjaciół z Turynu, którzy modlą się za nich i podzielają te same
przekonania.
O. Piccard wymownie podziękował Księdzu Bosko i salezjanom oraz
Stowarzyszeniu Młodzieży Katolickiej podnosząc ich zasługi dla Kościoła. Jako
ostatni przemawiał sekretarz Stowarzyszenia, inżynier Buffa, wielki przyjaciel
Księdza Bosko, znakomity mąż, którego imię nie powinno zaginąć dla potomności.
Gdy skończył swą przemowę, członkowie stowarzyszenia rozdali pielgrzymom
fotografię kościoła MB Wspomożycielki wraz z podobizną Księdza Bosko. Ze swojej
strony O. Piccard wręczył Księdzu Bosko paczkę medalików, pobłogosławionych
przez Leona XIII, by rozdzielił swym wychowankom. Przed odejściem, pielgrzymi
prosili Księdza Bosko o błogosławieństwo.
Zachęta Księdza Bosko wnet odniosła skutek: pielgrzymi na wyścigi wpisywali
się do Związku Pomocników Salezjańskich. A Święty ze swej strony przejrzał
dokładnie listy i komu uznał za stosowane, kazał wysłać dyplom. Katolicy z Marsylii,
nie zapominając o serdecznym przyjęciu im zgotowanym, zaczęli korespondować,
a Święty nie omieszkał polecać im potrzeb Oratorium, jak świadczy list pisany do
dyrektora księdza Bologna:
Mio Caro Don Bologna!
Posyłam ci pewien list, byś odpowiedział na niego oraz inny dla madam
Jacques, który jej doręczysz po zapieczętowaniu; odpisuję w dalszym ciągu na wiele
listów Marsylczyków, dodając: Io prego ecc. ma vengano in aiuto ai poveri ragazzi
dell’Ospizio di S. Leone. Nie wiem, jaki rezultat tego będzie… Coś, niecoś przychodzi
także do Turynu. Brogly okazuje chęć przybycia do Turynu. Jeśli jedziesz na odpust
MB Wspomożycielki, to możesz go zabrać ze sobą, pod warunkiem, że nic nie zbroił.
Pisałem do proboszcza zapraszając go na nasz odpust. Odnów i ze swej strony
zaproszenie. Mamy z nim wiele spraw do mówienia. Pozdrów serdecznie współbraci
i chłopców. Niech Bóg ich błogosławi, etc.
Turyn, 13.05.1880 r.
XJB
PS. Piszę list do księdza Pirro, w którym udzielam mu nagany, że przeczy sam
sobie, zdradza Kościół i Zgromadzenie. Wzywam go, by przejrzał, etc. Będzie
rozmawiał z tobą. Słowa powyższe znajdą wytłumaczenie w rozdziale XX. Obecnie
czas widzieć dobrego Ojca wśród swych synów w ukochanym Oratorium.
292

30.3 Page 293

▲back to top


ROZDZIAŁ XIX
W Oratorium od maja do grudnia 1880 r.
Uroczystości, konferencje, niektóre ważniejsze epizody, pamiętne wypowiedzi,
sny, listy i inne luźne wiadomości podamy tu razem zebrane i uporządkowane według
treści. Stanowić one będą dla czytelnika wielce miłą i pożyteczną lekturę.
Odpust MB Wspomożycielki.
Trzy charakterystyczne zjawiska podkreślimy w czasie nowenny przed
uroczystością MB Wspomożycielki: napływ pątników, wiele łask i cudów
otrzymanych za wstawiennictwem NMP zwanej Madonną Księdza Bosko oraz wiarę
w skuteczność błogosławieństwa Maryi Wspomożycielki. O wielkim napływie
pątników pisało Bollettino Salesiano z czerwca: Od czasu konsekracji świątyni MB
Wspomożycielki, nie widziano tak wielkich tłumów. Zapisano także w kronice wiele
cudów, szczegółowy opis kilkunastu z nich zamieściło Bollettino. Była to jednak
„znikoma cząstka” łask odbieranych w całej Italii i Francji. Oczywiście, że tak wielka
łaskawość Matki Najświętszej kazała zwracać oczy na Jej wiernego Sługę,
zmuszonego pozostawać całymi godzinami w zakrystii, by zadowolić pobożność
niezliczonej liczby osób, pragnących od niego otrzymać błogosławieństwo.
W międzyczasie Święty miał dwie konferencje dla Pomocników i Pomocnic
turyńskich w kościele św. Franciszka Salezego. Pierwsza odbyła się po południu 20
maja. Ksiądz Bosko wytłumaczył różnicę, jaka zachodzi między tym, kto kieruje
jakimś dziełem, a tym kto mu dopomaga. Operator odpowiada za całość imprezy,
współpracownik zaś spełnia różne czynności pod jego kierownictwem. Ten, mimo
swych talentów, nie zdołałby osiągnąć wielkich rezultatów bez pomocy innych. I tak,
na przykład kierownik oratorium, do którego uczęszczają setki chłopców, choć jest
główną sprężyną dzieła, niewiele zrobiłby mimo wszelkich zabiegów. Nadszarpnąłby
tylko zdrowie i nie osiągnąłby pożądanych rezultatów w kościele czy gdzie indziej.
Ale inaczej dzieje się, gdy mu pomagają inni w nauczaniu katechizmu, w urządzaniu
nabożeństw, występów gimnastycznych itp. W taki sposób praca, która by od początku
szła nieskładnie, będzie rozwijać się coraz lepiej i przyniesie lepsze wyniki. Podobnie
dzieje się w maszynie, gdy mniejsze kółeczka obracają się wprawione w ruch przez
koło napędowe, wówczas cały mechanizm funkcjonuje sprawnie i wykonuje wielką
pracę. Pozostawiony sam sobie i ksiądz Bosko nie zdziałałby wiele, lecz dzięki
współpracy naszych Pomocników, dzieła mnożą się i prosperują ku chwale Bożej.
Nie omieszkał przy tym zaznaczyć, że Pobożny Związek otrzymał
błogosławieństwo i zatwierdzenie od Piusa IX i Leona XIII. Po takim wstępie, dał
293

30.4 Page 294

▲back to top


zestawienie działalności salezjańskiej w roku ubiegłym: otwarto nowe zakłady,
wzniesiono kościoły, celem przeciwstawienia się propagandzie protestanckiej,
zainicjowano misje wśród Indian w Patagonii, oprócz rozwoju dzieł już dawniej
prowadzonych. Konferencja osobna dla Pomocnic odbyła się wieczorem 22 maja.
Święty ciesząc się na widok znacznego wzrostu liczby Pomocnic wskazał, jakim
błogosławieństwem Bożym cieszy się praca salezjanów i Córek Maryi
Wspomożycielki. Następnie opowiedział, ile dobra działają one dla dziewcząt, od
początku aż po dzień obecny, otwierając wciąż nowe placówki w Italii, Francji,
Ameryce i Patagonii.
Z okazji odpustu postarał się o prionów. Widać to z biletu datowanego
z 19 maja, w którym pisze:
Ksiądz Bosko prosi niniejszym pana hrabiego Pamparato wraz
z małżonką, by raczyli łaskawie podjąć się honorowego przewodniczenia w naszej
uroczystości odpustowej NMP Wspomożycielki Wiernych w dniu 24 bm. Hrabiostwo
nie uczestnicząc osobiście w uroczystości, co nie było konieczne, wyrazili chętnie swą
zgodę przesyłając prezenty, jak wynika z następującego listu Świętego:
Stimabilissima Sig. Contessa!
Nie mogąc osobiście, ze względu na swą nieobecność w domu, zasyłam
pisemnie serdeczne podziękowanie za dwie skrzynki wina przysłane przez jej zacnego
małżonka oraz za wspaniałomyślną ofiarę w kwocie 200 lir od obydwojga. Składam za
to jak najserdeczniejsze podziękowanie i proszę Boga o długie życie w zdrowiu oraz
by błogosławił wszelkim ich poczynaniom. Nasza młodzież będzie o to zanosić
specjalne modły.. Licząc na to, że zostaniemy zaszczyceni obecnością Szanownego
Państwa, mam zaszczyt, etc.
Turyn, 30.05.1880 r.
Ksiądz Jan Bosko
Widzieliśmy już, jak zapraszał księdza Guiola, który istotnie przybył, jak
zanotowano w sprawozdaniu komitetu marsylskiego. Święty cieszył się z przybycia
wielu znakomitych Dobrodziejów i gościł ich u siebie serdecznie, a nie mniej pamiętał
i o nieobecnych, których zasługi podnosił przy każdej sposobności. I tak na przykład,
pisał do hrabiego Eugeniusza De Maistre:
Car.mo Conte Eugenio!
W tym roku nie mieliśmy szczęścia gościć go u siebie, lecz nie zapominam
o nim. Codziennie wspominamy go we wspólnych pacierzach, a w niedzielę przed
odpustem odprawi się w jego intencji Mszę św. Dowiaduję się, że pani hrabina,
przybędzie do nas z wizytą… W dniu 20 bm. chciałbym udać się do Borgo, by
zasięgnąć wieści o całej rodzinie, którą mam nadzieję zastać przy zdrowiu.
Otrzymałem wiadomości o jego matce z korespondencji hrabiny Charles De Maistre…
Życząc błogosławieństwa Bożego, etc.
294

30.5 Page 295

▲back to top


XJB
W czasie nowenny, codziennie odprawiało się uroczyste błogosławieństwo
Najświętszym Sakramentem, odprawiane przez księży kanoników lub proboszczów
miejskich, zaś we wigilię udzielił go ks. monsignor Alojzy Anglesio, następca bł.
Cottolengo. Była obawa, że na sam dzień odpustu nie będzie żadnego biskupa
pontyfikującego, lecz Opatrzność zarządziła, że znalazło się aż trzech arcypasterzy dla
uświetnienia nabożeństw. Ksiądz Bosko nosił się od dawna z myślą zaproszenia na
triduum z kazaniami wymownego dominikanina O. Wawrzyńca Pampirio, ten jednak
miał odbyć w tych dniach swój ingres do diecezji. Pragnął jednak w inny sposób
zadowolić Księdza Bosko. Mszę wspólną św. z Komunią św. generalną celebrował
monsignor Corna - Pellegrini, sufragan Brescia, który przybył do Turynu, jako
pielgrzym, by uczcić NMP Wspomożycielkę. Niespodzianką było przybycie
monsignora Daniela Comboni, Wikariusza Apostolskiego środkowej Afryki.
Majestatyczna postawa, długa broda misjonarza, donośny głos słyszany aż na placu
kościelnym, pobożność, jaką tchnął wokół siebie, zwracały uwagę wiernych na jego
dostojną osobę.
Był to naprawdę wielki misjonarz. Kształcił się w Instytucie misyjnym
w Veronie. Od roku 1859 podejmował szereg wypraw misyjnych bardzo
niebezpiecznych w Nubii. Mianowany Wikariuszem Apostolskim Afryki Środkowej
w 1877 r., założył szereg szkół dla tubylców, między innymi w Kairze i Chartumie,
zorganizował placówki misyjne w swym Wikariacie i chciał nawracać „czarnych”
przez misjonarzy plemiennych. Forsując swą ideę walczyć musiał z przeciwnymi
zapatrywaniami i zakorzenionymi przesądami wśród sfer duchowieństwa. Powracał
często do Italii zbierając fundusze na ten cel, jeździł do Paryża, a po drodze wstępował
do Turynu odwiedzając Księdza Bosko. W roku 1864 zatrzymał się nieco dłużej
w Oratorium entuzjazmując chłopców misjami afrykańskimi. Zmarł w Chartumie
w roku 1881, zaszczycony imieniem pierwszego biskupa Afrykańczyków.
Pod wieczór 24 maja, proszony przez Księdza Bosko przemawiał na słówku do
młodzieży. Wyraził się o uroczystości, w której brał udział, jako o istnym święcie
rajskim, a kościół MB Wspomożycielki nazwał jednym z najsławniejszych świątyń
w całej Italii. Wyraził gorące życzenia pod adresem Księdza Bosko, by mu posłał do
pomocy misjonarzy salezjańskich. Zwiedził następnie kolegium Valsalice, gdzie
udzielił pierwszej Komunii św. kilku wychowankom. Żegnając się z Księdzem Bosko
rozmawiał z nim dobrą godzinę, która wydała się chwilą.
Ksiądz Lazzero podaje świadectwo o tej uroczystości w kilku słowach: „Była to
naprawdę uroczystość wspaniała, udział wiernych niezwykle liczny”. Pewien poczytny
dziennik katolicki w Turynie, pomimo że z zasady nie interesował się działalnością
Księdza Bosko, tym razem napisał:
Zaiste, godna podziwu była pobożność Turyńczyków. Liczne rzesze przez cały
dzień przesuwały się przez obszerną świątynię w pobożnym skupieniu i bez
roztargnienia, w porządku i z gorliwością naprawdę wzruszającą. Liczba
295

30.6 Page 296

▲back to top


komunikujących się w same święto sięgała wiele tysięcy. Między innymi szczegółami
zwraca uwagę na muzykę i śpiewy liturgiczne:
Wykonano z podziwu godną maestrią, Mszę Benedykta Marcello, w której nie
wiadomo, czy podziwiać wzniosłą harmonię godną świętych misteriów,
sprawowanych na ołtarzu, czy interpretację muzyczną chłopców śpiewaków,
wykonujących tak doskonale kompozycję wielkiego mistrza.
Reporter kończył:
Chwała Bogu, że w tak przykrych czasach możemy jeszcze uczestniczyć w tak
wzniosłych nabożeństwach, podnoszących ducha ku Bogu! Dopóki Najświętsza
Wspomożycielka roztaczać będzie nad nami swój płaszcz opiekuńczy i dopóki nasz
lud okazywać będzie swą miłość, nie będziemy się obawiali panowania szatana
w naszym kraju. Taki byłby nasz komentarz do słów, które wyrwały się z ust
monsignora Comboni, w czasie Mszy św. pontyfikalnej, gdy ze swego tronu kierował
wzrok na lud pobożny przepełniający świątynię po brzegi: Digitus Dei erat hic!
Tu i gdzie indziej, cytujemy zapiski księdza Lazzero, dyrektora zewnętrznego
Oratorium. Wynika z nich, że funkcjonowanie całego domu scentralizowało się około
kościoła Matki Boskiej Wspomożycielki.
Notujemy jeszcze jeden szczegół. Rodzina Księdza Bosko podwajała się z tej
okazji. Prócz wielu gości okazyjnych, zjeżdżała młodzież z pobliskich kolegiów.
Dodać do tego wychowanki i wiele pań, które podejmowały Siostry w swym domu.
O wszystko troszczył się Ksiądz Bosko. Ale skąd zaopatrzyć stół dla tylu gości?
Myślała o tym Najświętsza Maryja Wspomożycielka, za pośrednictwem swych
czcicieli, którzy - jak na komendę - znosili wino, mięso, ser, owoce, słodycze pod
dostatkiem. Bez przesady, można by w tych okolicznościach przytoczyć słowa Pana
Jezusa z Ewangelii: Szukajcie naprzód Królestwa Bożego, a wszystko inne będzie
wam przydane.
Nie oddalimy się zbyt od naszego argumentu, gdy potrącimy o niektóre
szczegóły zawarte w przydługiej relacji, znajdującej się w naszym Archiwum,
odnośnie do tego święta w roku 1880.
Pewien gorliwy Pomocnik Salezjański, wenecjanin, ksiądz Antoni Agnolutto,
pragnąc wziąć udział w odpuście, przybył do Oratorium pod wieczór dnia 18 maja,
powitany serdecznie przez księdza Rua i innych Przełożonych. Mógł zaledwie
przywitać się z Księdzem Bosko nazajutrz rano, zaś następnego dnia wieczorem
zamienić z nim parę słów. Zacny kapłan tak opisuje swe wrażenie: Odczułem
z miejsca wielką dobroć Księdza Bosko, co mi rozwiązało język, jakbym rozmawiał
z największym przyjacielem, który pozwalał mi się wywnętrzyć. Pozwalał, że mu
przerywałem od czasu do czasu, ale on nigdy, owszem widząc, że mam coś na języku,
gotów był słuchać mnie cierpliwie… Cierpliwie wysłuchiwał intencji ofiarodawców;
chcąc wiedzieć, jaka była suma wszystkich ofiar, czekał cierpliwie, aż je zliczyłem,
czego zaniedbałem uczynić pierwej, nawet pożyczył mi ołówka i widząc me
zaambarasowanie, by nie przeszkadzać, usunął się na bok, jakby miał coś innego do
296

30.7 Page 297

▲back to top


zrobienia. Rozmowa z nim przeciągnęła się aż do dzwonka na wieczerzę. Wtedy
Święty powiedział łaskawie:
Gdybym wiedział, że nie narażę się biskupowi, zamknąłbym mu bramę, by nie
wyszedł z Oratorium.
Nie wzbraniałbym się pozostać - rzekł – ksiądz Agnolutto – lecz byłbym dla
was zawadą.
Czy nie chciałby Ksiądz zostać proboszczem 10 tysięcy dusz w Ameryce?
Przyjąłbym chętnie propozycję, gdyby taka była wola Boża. Ale musiałby
Ksiądz Bosko po mnie naprawiać...
A może by Ksiądz chciał taką na 15 tys. dusz?
Te same racje miałbym na przeszkodzie.
Na tym rozmowa się urwała i rozeszli się życząc sobie buona notte. Słowa
Świętego zapadły mu głęboko w duszy tak, że nie chciał stad wyjechać, nie
rozmówiwszy się raz jeszcze z nim. Dlatego w dniu 25 bm. przed wyjazdem,
oczekiwał w miejscu wskazanym mu, którędy miał przechodzić Ksiądz Bosko. Gdy
usłyszał jego kroki, wyszedł na schody i na klęczkach prosił o błogosławieństwo
i towarzyszył mu aż do zakrystii, po czym nabrawszy odwagi prosił o radę co do
swych wątpliwości. Ksiądz Bosko zastanowiwszy się chwilę polecił mu wrócić do
swej diecezji i zachęcił, by był zawsze gorliwym Pomocnikiem Salezjańskim. Obiecał,
że napisze przy sposobności. Obietnicy dotrzymał i wysłał mu list z dołączeniem
bilecików dla czterech kleryków, którzy przysłali zebrane ofiary:
Jest już późno, lecz muszę dotrzymać danej obietnicy. Proszę doręczyć
załączone bilety pod adresem wskazanym, jeśli można, otrzyma pocztą parę obrazków
Maryi Wspomożycielki, które pośle wspomnianym klerykom, dodając, że ich kocham
bardzo w Chrystusie. Drogi księże Agnolutti, jestem mu wdzięczny za wszystko,
co czyni, jako Pomocnik Salezjański. Niech mu Bóg nagrodzi za to, błogosławi
i zachowa w zdrowiu. Jeśliby, jakiś Pomocnik trafił się, skierować go tu jak do
własnego domu. Modlę się za wszystkich, byśmy mogli zdobyć wiele dusz dla Boga
na ziemi i kiedyś cieszyć się razem w niebie. Amen.
Turyn, 17.06.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
PS. Proszę wybaczyć moje brzydkie pismo.
W przeddzień uroczystości MB Wspomożycielki przybył z wizytą do księdza
Bosko redaktor dziennika katolickiego w Budapeszcie, ksiądz Antoni Lonkay. Wracał
z pielgrzymki do Rzymu i słysząc wiele o księdzu Bosko, pragnął złożyć mu osobiście
uszanowanie. Święty przyjął go serdecznie; rozmawiano po łacinie, którym to
językiem gość władał znakomicie. Złożył księdzu Bosko swą ofiarę i prosił o wpisanie
go w poczet Pomocników Salezjańskich. Wizyta sprawiła miłe wrażenie u wszystkich
w Oratorium.
297

30.8 Page 298

▲back to top


Imieniny księdza Bosko.
Na doroczny obchód Imienin Księdza Bosko przybywało wiele osobistości
i byłych wychowanków. Dawało to okazję wyrażenia mu czci i miłości w formie
rozmaitych prezentów, utworów literackich i muzycznych, wzbudzając powszechny
entuzjazm zwłaszcza wśród młodzieży. Wieczorem na słówku, Święty dziękował
chłopcom za ich przywiązanie, którego dali wyraz na akademii i tak mówił:
Jestem niczym innym jak świerszczem polnym, który swoim cykaniem coś
wam przypomina, a potem znów milknie. Powyższe słowa dały okazję do
skomponowania pięknego utworu recytowanego przez jednego z księży oraz dialogu
wygłoszonego przez trzech wychowanków. Aktorzy uwydatnili tę myśl następująco:
Ksiądz Bosko jest świerszczem, który przypomina nam nieustannie zbawienie naszej
duszy, a my winniśmy odpowiedzieć na jego głos, jako małe świerszczyki… Na
fantastycznie kolorowych transparentach uwidocznione były nazwy 38 miejscowości,
w których znajdowały się zakłady salezjańskie.
A w dużej kopercie zawarte było 29 listów z powinszowaniem od chłopców
z Oratorium w dniu Imienin Księdza Bosko. Autorzy, to po większej części obecnie
salezjanie; wielu z nich żyje dotąd. Przytoczywszy z nich niektóre myśli w porządku,
w jakim nas doszły. Posłużą do wczucia się w rytm życia w czasach Księdza Bosko.
I tak, Zaio Józef poleca się modlitwom w sprawie swego powołania. Olivazzo
Maggiorino pragnie być nazywanym przez Księdza Bosko jego synem. Rossi Józef
z III kl. gimnazjalnej pragnąłby wziąć udział w rekolekcjach w Lanzo, lecz obawia się,
że rodzice mu nie pozwolą, pyta, więc o radę. Dwaj bracia Fracchia wyrażają Księdzu
Bosko prawdziwą miłość. Lombardi Ramiro pragnie zostać misjonarzem. Baudo
Emanuel pragnąłby coraz lepiej odpowiadać dobrodziejstwom otrzymanym od
Księdza Bosko. Carmagnole Albin poleca się jego modlitwom, by Pan Bóg uczynił go
pokornym i czystym oraz aby nie podlegał służbie wojskowej. Aceto Jan, murarz, chce
iść na misje na wszelki sposób. Rzeczywiście został kapłanem i gorliwym
misjonarzem. Coatto Albert czuje, że wdzięczność względem Księdza Bosko nie
zgaśnie nigdy w jego sercu. Guazzotti Franciszek z rozrzewnieniem wspomina
o odebranych dobrodziejstwach. Fauda Jan Baptysta, uczeń IV kl. gimnazjum
w Lanzo, chce powiedzieć, że ma mocne postanowienie zostać misjonarzem
salezjańskim. Garlando Horacjusz wzruszająco wyraża swą pokorną wdzięczność.
Pirola Celestyn przedstawia się jako biedaczek, który pragnąłby okazać wdzięczność,
lecz nie potrafi inaczej jak gorącą modlitwą, itd.
Wobec delegacji byłych wychowanków, Ksiądz Bosko podawał do
wiadomości, że w tym roku urządzi im dwa przyjęcia oddzielnie: jedno dla
urzędników - w najbliższą niedzielę, a drugie dla duchownych - we czwartek następny.
Na pierwszym przyjęciu znalazł się również pewien O. kapucyn ze Smyrny. Zacny
zakonnik, który nigdy czegoś podobnego nie widział, dał wyraz swemu zdziwieniu
i wrażeniu, jakiego tu doznał.
298

30.9 Page 299

▲back to top


Jeśli z owoców poznaje się drzewo - mówił - to ja mogę wnioskować
z waszego zachowania się, wdzięczności okazywanej i obietnic waszej wierności
zasadom stąd wyniesionym, że zakład, z którego wyszliście, jest naprawdę dobrym
drzewem, które rozpostrze swe konary na całą ziemię. Ksiądz Bosko zaś dał wyraz
swej radości na widok tylu dawnych swych synów; wspominał o początkach
Oratorium, o owej szopie Pinardiego, szczupłym podwórku... I mimo to, z tych
początków powstało to wszystko, co widzą teraz w Turynie i czego nie widzą poza
Turynem, a nawet poza Europą...
Cieszę się bardzo - mówił dalej - że prowadzicie się wzorowo, jako dobrzy
katolicy i obywatele. Niektórzy z was wspomnieli w swym przemówieniu, że znaleźli
się niektórzy niewdzięczni, co postępują wbrew zasadom wyniesionym z Oratorium
i sprawiają tym przykrość swym kolegom. Trzeba jednak mieć na uwadze dwie
rzeczy: po pierwsze - ci niewdzięcznicy nie są z liczby pierwszych wychowanków
Oratorium, po wtóre - nie dokończyli tu swych studiów i musieli być wydaleni za złe
sprawowanie się. Zresztą nie mamy się temu dziwić: przecież i wśród Apostołów,
którzy byli przez trzy lata w szkole Boskiego Mistrza, który stał się Człowiekiem
z miłości ku nam, znalazł się Judasz - zdrajca. Bolejmy nad nimi, gdyż są
nieszczęśliwi. Naszą zemstą będzie modlitwa za nich, by przejrzeli przed śmiercią.
Jesteśmy salezjanami i jako tacy przebaczamy wszystkim i wszystko i chcemy czynić
wszystkim dobrze a źle nikomu. Jeśli jednak winniśmy życzyć i traktować dobrze
wszystkich, nie należy jednak zawierać przyjaźni z takimi, którzy nie są naszego
ducha. W taki sposób naśladować będziemy prostotę gołębicy i roztropność wężową,
strzegąc się zdrajców, by nie paść ich ofiarą.
Przede wszystkim polecam wam, moi drodzy synowie, jedno: gdziekolwiek się
znajdziecie, bądźcie zawsze dobrymi chrześcijanami i uczciwymi ludźmi. Kochajcie,
szanujcie i praktykujcie naszą św. religię, w której was wychowałem i ustrzegłem od
niebezpieczeństwa tego świata: tę religię, która będzie wam ostoją w trudach życia
i pociechą w chwili śmierci i otworzy wam bramę wiecznego życia.
Wielu z was ma już własne rodziny, otóż to wychowanie, które otrzymaliście
w Oratorium od Księdza Bosko, przekazujcie swym dzieciom. Wielu waszych
kolegów udało się do dalekiej Ameryki poszukując dusz, szerząc światło Ewangelii
i wskazując drogę godnego ludzkiego życia, tam gdzie dotąd panowały ciemności
błędu i występku. Wy zaś według możności czynić będziecie to samo
w swoim otoczeniu. W ten sposób wszyscy działać będziemy dla chwały Bożej,
zbawienia dusz i przeciwstawiać się złu. Przez to okażecie się prawdziwymi
salezjanami - synami Księdza Bosko, który pragnie zaludnić niebo a powstrzymać od
piekła. Nasza wesoła biesiada kończy się, zapraszam wszystkich na ucztę, która nie
kończy się nigdy: W Imię Boga i Matki Najświętszej Wspomożycielki, zamawiam was
na bankiet niebieski i proszę gorąco, by nikogo z was nie zabrakło!
Spotkanie z byłymi wychowankami - kapłanami miało miejsce w salonie
pięknie udekorowanym. Na naczelnym miejscu widniał duży napis: FIGLI
299

30.10 Page 300

▲back to top


RICONOSCENTI E PII - DA VARIE CITTA E PAESI - RACCOLTI A LIETA
MENSA - COL MIGLIORE DEI PADRI.
W czasie toastów głos zabrał ksiądz Feliks Reviglio, proboszcz parafii św.
Augustyna w Turynie, wyrażając wspólne uczucia biesiadników. Nawiązując do słów
Księdza Bosko powiedział, co następuje:
Serca nasze dziś przepełnione wdzięcznością i słodko jest na ten temat mówić.
Jakże moglibyśmy zapomnieć tak wielu starań i poświęceń naszego Ojca za dni naszej
lekkomyślnej i niedoświadczonej młodości? Wspominając dziś tę dobroć
niewysłowioną, ojcowskie nauki i zachęty, jakich nie szczędził, cierpliwość
wyrozumiałą dla naszych młodzieńczych wyskoków i wytrwałą troskę o nasze dobro,
któż by nie czuł żywej wdzięczności?.. Nie, wśród nas nie ma i nie będzie nigdy
niewdzięczników! Pokażemy to przez wzorowe prowadzenie się w życiu kapłańskim,
jak tego pragnie Ksiądz Bosko: przez szerzenie znajomości jego dzieł wśród ludu,
podtrzymywanie i obronę Księdza, gdy na skutek nieświadomości lub przewrotności
ludzkiej, próbowano by oczernić jego imię lub źle tłumaczyć intencje, choćby nawet
ze strony osób wysoko postawionych...
Zrozumiano końcową aluzję. Rzęsiste oklaski potwierdziły słowa mówcy. Po
czym Ksiądz Bosko w tonie ciepłym i spokojnym według swego zwyczaju, znowu
przemówił do swych drogich słuchaczy:
Nie wyobrażacie sobie, moi drodzy synowie, jaką radość czuję na widok was
wszystkich tu zebranych i nie potrafię tego wyrazić (wzruszenie ogólne, gdy Ksiądz
Bosko przerwał mowę). Tak, chciałem zawsze waszego dobra, lecz dzisiaj pragnąłbym
jeszcze więcej wam to okazać. Pozostaniecie zawsze moimi najdroższymi synami.
Pragnieniem moim byłoby widzieć was ustawicznie przy sobie i rozmawiać jak
najczęściej z wami. Większość z was może jednak rzadko znaleźć się w Turynie. Sam
również zmuszony jestem oddalać się z domu i nie możemy się spotkać. Mam
nadzieję, że odtąd przynajmniej raz w roku będziemy się spotykać, gdyż zamiarem
moim jest urządzać tego rodzaju zebrania, dopóki Opatrzność pozostawi mnie przy
życiu.
Miałbym wiele rzeczy do powiedzenia. Przede wszystkim pragnieniem moim
jest, byście każdy w swej parafii czynili jak najwięcej dobrego dla młodzieży
w miastach, wioskach i wśród waszych rodzin. Ksiądz Bosko i jego współbracia nie są
w stanie znaleźć się wszędzie i zadbać o młodzież we wszystkich miejscowościach,
gdzie jest pilna potrzeba. Na was, moi drodzy, którzy otrzymaliście wychowanie
w tym domu w duchu salezjańskim i potraficie podejść odpowiednio do młodzieży,
ciąży obowiązek według sił, współdziałać i dopomagać Księdzu Bosko do osiągnięcia
szeroko zakreślonego celu, to jest dobra religii i społeczeństwa, za pomocą
wychowania biednej młodzieży. Oczywiście nie należy zaniedbywać dorosłych.
Wiecie jednak dobrze, że ci - z małymi wyjątkami - nie odpowiadają należycie naszym
staraniom. Zatem zajmujmy się dziećmi, chrońmy ich od złego, przyciągajmy do
katechizmu, do sakramentów, utrzymujmy ich, względnie przywołujmy do cnoty. Tak
czyniąc ujrzycie wielkie owoce swej pracy kapłańskiej, przyczynicie się do
300

31 Pages 301-310

▲back to top


31.1 Page 301

▲back to top


uformowania dobrych katolików, wzorowych rodzin katolickich, dobrego
społeczeństwa, zgotujecie pomyślną przyszłość dla religii i położycie tamę
występkowi. Lecz by pozyskać młodzież, starajcie się postępować z nimi w sposób
uprzejmy, starajcie się by was kochali a nie tyle lękali się; okażcie im i przekonajcie
ich, że pragniecie zbawienia ich duszy; upominajcie ich cierpliwie, unikajcie
zwłaszcza bicia. Słowem - róbcie tak, by widząc was biegli do was, a nie uciekali, jak
to się dzieje w wielu okolicach. Mają zresztą rację, gdy obawiają się uderzeń. Być
może, że będą wypadki, gdy wasze wysiłki i trudy wydawać się będą daremne.
Chwilowo może tak być, lecz nie będzie tak zawsze - nawet, gdy zdarzą się chłopcy
niepoprawni. Wpajane im nauki i zalecenia - importune et opportune - grzeczne
obejście się, utkwią im w pamięci i sercu. Przyjdzie czas, że dobre nasienie zakiełkuje,
zakwitnie i przyniesie owoc. Na potwierdzenie tego, co mówię, opowiem wam fakt,
który zdarzył się parę tygodni temu. Z początkiem miesiąca, widziano w pobliżu
Oratorium jakiegoś wojskowego w randze kapitana. Zdawał się szukać wzrokiem
jakiegoś miejsca, które zniknęło. Wreszcie spytał któregoś z naszych, idącego przez
bramę:
Przepraszam, czy mógłbym się dowiedzieć, gdzie jest Oratorium Księdza
Bosko?
Eccolo, signore.
Ach tak! Ależ tu przedtem była łąka, stała tu nędzna szopa waląca się; za
kościół służyła licha kaplica, z dala nawet niewidoczna.
Słyszałem, że tak kiedyś było, jak pan mówił. Lecz osobiście nie miałem
szczęścia tego widzieć. Ale zapewniam, że to, co pan widzi, jest Oratorium św.
Franciszka Salezego, względnie jak pan mówi, Oratorium Księdza Bosko. Jeśli pan
życzy sobie, to proszę ze mną.
Kapitan wszedł do zakładu, oglądał wszystkie sale i zdziwiony pyta: A gdzież
mieszka Ksiądz Bosko?
Tam na górze..
Czy można z nim się widzieć?
Myślę, że tak.
Zaprowadzono go do mnie. Ujrzawszy mnie zawołał: O!, Don Bosco, mi
conosce ancora?
Naprawdę sobie nie przypominam pana.
A przecież tyle razy mnie widział i rozmawiał ze mną. Nie pamięta Ksiądz
niejakiego NN. który w latach 1847,1848 i 1849 sprawiał mu tyle kłopotów? … tyle
razy musiał go upominać Ksiądz w kościele: zitto! - trzymać przy sobie w czasie
katechizmu, by nie przeszkadzał… jak go zachęcał do spowiedzi?...
No, naprawdę, nie przypominam sobie! Ale za to pamiętam, że gdy dzwoniono
do kościoła, to pan wchodził jednymi drzwiami a uciekał drugimi, zmuszając Księdza
Bosko, by za nim gonił…
Tak było rzeczywiście, to ja jestem.
301

31.2 Page 302

▲back to top


Po czym opowiedział mi swe dzieje od roku 1850 aż do tego czasu i kończył:
Nie zapomniałem jednak nigdy Księdza Bosko i Oratorium i przy sposobności
przyszedłem go odwiedzić. Teraz proszę o spowiedź. Oczywiście chętnie go
wyspowiadałem. Żegnając się z nim spytałem:
Proszę mi powiedzieć, co skłoniło pana do spowiedzi? Chcecie wiedzieć, co mi
odpowiedział? Posłuchajcie: Widok Księdza Bosko przypominał mi jego starania, bym
był dobry, jego słówka na ucho, jego zachęty i prośby, bym szedł do spowiedzi... to
wszystko skłoniło mnie, by tu przyjść.
Otóż, moi drodzy synowie; jeśli ten żołnierz, mimo tylu niebezpieczeństw jego
rzemiosła, pomimo niesłychanych oszczerstw na księży, prosi mimo to o spowiedź, to
dlaczegóż mielibyśmy tracić ochotę i nadzieję pracy nad młodzieżą, gdy nie widzimy
natychmiast rezultatów? Siejmy więc wytrwale, wzorem rolnika, który cierpliwie
wyczekuje żniwa. Ale, powtarzam, postępujmy ze słodyczą, pozyskujmy serca
młodzieży miłością. Przypominajmy sobie często złotą maksymę św. Franciszka
Salezego: „Więcej much złowi się na kroplę miodu niż na beczkę octu!”. Mówił
jeszcze dłużej, lecz brak wiadomości. Nie mniej z humorem zapowiadał na Niedzielę
Świętej Trójcy 1891 roku swe Złote Gody Kapłańskie.
To prawda - mówił - będzie jeszcze wiele czasu na to, by rozesłać zaproszenia.
Od dzisiaj jednak zapraszam wszystkich obecnych na obiad i prosiłbym, by nikogo nie
zabrakło. Równocześnie z góry wyznaczam funkcje w kościele: ksiądz Reviglio,
proboszcz św. Augustyna będzie diakonem; ksiądz Vaschetti, dziekan
z Volpiano - subdiakonem; ksiądz doktor Ballesio, proboszcz i prepozyt Moncalieri -
archiprezbiterem; ksiądz Savio Ascanio, rektor Rifuggio - ceremoniarzem. Resztę
wyznaczy się w swoim czasie. Lecz gdy ten, który trzyma w ręku klucze życia
i śmierci, zarządzi inaczej niż my, to postaramy się, moi drodzy synowie, znaleźć się
wszyscy niechybnie w niebie na uroczystościach, które nie kończą się nigdy.
Dwa zamachy.
Sukcesy odnoszone przez Księdza Bosko spędzały sen z powiek jego wrogom,
do tego stopnia, że posunięto się nawet do zamachów na jego życie. Czytelnikom
znane są podobne zakusy godzące na niego, w życie Świętego. Wobec tak wielkiej
popularności dzieł i osoby Świętego, zdaje się nieprawdopodobne, by posunięto się do
tego rodzaju aktów zwierzęcej brutalności. A jednak w roku 1880, w krótkich
odstępach, nastąpiły dwa zamachy, związane ze sobą pewnymi okolicznościami.
Pierwszy zamach miał być dokonany w ostatnim tygodniu czerwca przez
pewnego ex - wychowanka Oratorium, nazwiskiem Dasso Aleksander, rzemieślnika,
zamieszkałego w Turynie. Pewnego dnia przyszedł on do portierni żądając widzenia
się z Księdzem Bosko. Znając dobrze rozmieszczenie domu, znalazł z łatwością jego
pokój i wszedł tam. Wodził błędnie oczyma i mówił bez związku. Ksiądz Bosko
przyjął go ze zwykłą dobrocią oczekując, co mu powie. Ale ten jakby opętany, miał
usta zamknięte i miotał się niespokojnie.
302

31.3 Page 303

▲back to top


Czego życzysz sobie ode mnie? Mów! Wiesz przecież, że Ksiądz Bosko życzy
Ci dobrze - zwrócił się do niego Święty. Wówczas ten upadł na kolana
i spazmatycznie szlochał. Ledwie zdołał wykrztusić z siebie jakieś słowo. Gdy się
nieco uspokoił, opowiadał ciemną historię. Oto zapisał się do masonerii, która na
Księdza Bosko wydała wyrok śmierci. Wylosowano dwunastu ochotników, którzy
mieli dokonać morderstwa, jeden po drugim, gdyby, któremu się nie powiodło.
Na mnie pierwszego padł los. Ja miałem być twym zabójcą, Księże! Po to tu
przyszedłem... Ach, nie, nigdy nie zdołałbym tego dokonać... Ściągnę na siebie zemstę
sekty, przez zdradę sekretu wypisuję na siebie wyrok śmierci. Tak, jestem stracony!
Lecz zamordować Księdza Bosko, przenigdy! To mówiąc wyciągnął ukrytą broń
i rzucił ją na ziemię.
Ksiądz Bosko podniósł go, usiłował uspokoić i pocieszyć. Lecz wszystko
daremnie. Nieszczęśliwy wybiegł spiesznie z pokoju, jakby pchany tajemniczą siłą do
przepaści. Święty natychmiast napisał list do ojca, który był mu znany ze swej
uczciwości i wezwał go do Oratorium. Tu powiedział o nieszczęściu syna. Ten - 22
czerwca - usiłował popełnić samobójstwo rzucając się do rzeki Po. Lecz strażnicy
wyciągnęli go z wody i oddali w ręce policji, która go odstawiła do domu. Dwa dni
później ojciec pisze do Księdza Bosko zawiadamiając o wypadku i błaga o ratunek dla
nieszczęśliwego:
Drogi Ojcze synów marnotrawnych - pisał - polecam jego niewyczerpanej
dobroci mego zbłąkanego syna.
Ksiądz Bosko kilkakrotnie odwiedził nieszczęśliwego ojca, z którym usiłował
sprowadzić syna na dobrą drogę, chroniąc go równocześnie przed zemstą wspólników
spod znaku kielni. Zaopatrzywszy go hojnie na drogę, zdołał ułatwić mu ucieczkę za
granicę do bezpiecznego miejsca, gdzie żył do śmierci w ukryciu pod zmienionym
nazwiskiem.
Ale bardziej wyrafinowany był następny zamach. Otóż jakiś osobnik w sile
wieku, wszedł niespodziewanie do pokoju Księdza Bosko, który ze zwykłą
uprzejmością zaprosił, by usiadł na sofie zasłanej dywanem. Z wyglądu nie budził
zaufania, z tępego spojrzenia zdradzał jakieś niecne zamiary. Ksiądz Bosko
zorientowawszy się nie spuszczał go z oka i obserwował bacznie wszystkie jego ruchy
zdradzające podniecenie. Usiadłszy rzucał urywane i chaotyczne pytania. Ksiądz
Bosko zauważył, że wysunął mu się z kieszeni mały pistolet 6 - strzałowy; w mgnieniu
oka zręcznie podniósł go i schował. Ów zachowywał się coraz bardziej prowokująco.
Zwierzęcy błysk w oczach był znakiem, że gotuje się do ataku. W pewnej chwili
sięgnął do kieszeni, raz i drugi… Zdenerwowany wstał, powiódł dokoła błędnym
wzrokiem nie mogąc się połapać w sytuacji. Ksiądz Bosko wstał również i spokojnie
spytał:
Czego pan szuka?
Miałem ze sobą w kieszeni - mruczał - i nie wiem, gdzie się to podziało...
Pewnie pan coś zapomniał?
303

31.4 Page 304

▲back to top


Ech, nie! - zaprzeczył gwałtownie. W podnieceniu szukał po podłodze
i zaglądał do prywatnego pokoju obok.
Ksiądz Bosko w tej chwili znalazł się u wejścia, nacisnął lewą ręką klamkę
uchylając drzwi, a w prawej dłoni skierował ku niemu lufę pistoletu i dobitnie
akcentując każde słowo spytał:
Czy nie tego rekwizytu pan szukał?
Bandyta zaskoczony, w momencie osłupiał. Po chwili ochłonąwszy widać było,
że gotował się do ataku na Księdza Bosko, by odebrać swój pistolet. Lecz ten
stalowym wzrokiem panował nad nim i energicznie rzucił wskazując drzwi: Precz
stąd! Pamiętaj na sąd Boski! Wypchnął go za drzwi. W porę czekało tam dwóch
silnych chłopców.
Odprowadzić tego pana do portierni i za bramę - rozkazał.
Skoro bandyta znalazł się na ulicy, oczekiwała tam już grupa podejrzanych
typów, wyglądających spoza stojącej dorożki. Widocznie spostrzegli się o nieudanym
zamachu, skoro w jednej chwili kilku wskoczyło do powozu, który wnet zniknął,
a reszta rozpierzchła się. Ich niefortunny zaś kompan skręcił w ulicę Cottolengo.
Uniknąwszy cudem śmierci Ksiądz Bosko wezwał swego przyjaciela księdza
Margottiego, by naradzić się wspólnie, czy podać to na policję. Zdecydowano jednak
nie robić publicznego rozgłosu.
Dom Nelva.
Ksiądz Bosko, w celu zaokrąglenia posiadłości Oratorium, dokupywał
stopniowo prywatne grunty sąsiednie. Dom przytykający obecnie do teatru z biustem
marmurowym Don Pavia od frontu, ongiś był na uboczu i należał do Jana Baptysty
Nelvy wraz z parcelą przyległą, ciągnącą się aż do ulicy Cottolengo, 2.015 m/kw.
powierzchni. Ksiądz Bosko dowiedziawszy się, że realność powyższa została
wystawiona na sprzedaż, postanowił ją nabyć. W międzyczasie wyłoniły się z obu
stron pewne trudności. Mimo to, Ksiądz Bosko dał księdzu Rua upoważnienie do
zawarcia kontraktu, podpisanego w dniu 17 sierpnia 1880 r., na parę dni przed
wyjazdem do Marsylii na rekolekcje Współbraci. Kontrakt opiewał na cenę lir 13.500,
drogą zamiany. Ksiądz Bosko ustępował panu Nelva, za sumę 12.000 lir teren
budowlany u zbiegu ulic Cottolengo i Allione, dzisiejszej Salerno. Przez szereg lat
dom był siedzibą, a teren służył za dziedziniec dla Oratorium świątecznego.
Druga Kapituła Generalna.
Z drugiej Kapituły Generalnej zwołanej na rok 1880, nie pozostało tak wiele
wiadomości jak z pierwszej, ponieważ albo nie spisano należytego sprawozdania albo
zaginęło. Z tych, którzy brali w niej udział, pozostał przy życiu jedynie ksiądz Anioł
Maria Rocca, ówczesny dyrektor domu w Spezia. Z dość niejasnych wspomnień, które
mu utkwiły w pamięci z tych odległych wydarzeń, można by wnioskować, że sprawy
traktowano raczej zdawkowo.
304

31.5 Page 305

▲back to top


Kapitulni zgromadzili się jak poprzednio w Lanzo, w miesiącu wrześniu. Tym
razem jednak Ksiądz Bosko, odmiennie niż za poprzedniej Kapituły, nie zarządził
starannego przygotowania. Dodać trzeba, iż znaczna liczba dyrektorów będąc w zbyt
młodym wieku i nie mając doświadczenia, nie mogła mieć poważnego wkładu
w obrady. Starsi zaś - zdaniem księdza Rocca - byli wypracowani i nadto znużeni, by
mogli odbywać długo męczące obrady. Przedłożone zaś materie pod dyskusje nie
wnosiły właściwie nic nowego. W konkluzji, postanowiono odesłać wszystko do
opracowania Kapitule Wyższej i przedstawienia ostatecznych wniosków.
Z tej Kapituły przechowały się trzy dokumenty: pismo zwołujące Kapitułę,
w którym podaje się do wiadomości, że z racji na upływającą kadencję Członków
Kapituły Wyższej, z wyjątkiem Przełożonego Generalnego, przystąpi się do nowych
wyborów. Następnie okólnik Księdza Bosko w języku łacińskim, do dyrektorów
domów o innych przełożonych, noszący datę - Turyn, w pierwszym dniu Nowenny do
Niepokalanego Poczęcia NMP.
Ponieważ potrzebny był na to pewien czas, by skonkretyzować, uporządkować
i dać do druku powzięte uchwały, Księdzu Bosko wydało się stosowanym przedłożyć
pod rozwagę następujących osiem punktów:
1. Przejrzeć uważnie uchwały powzięte na poprzedniej Kapitule Generalnej,
zwłaszcza, co dotyczy moralności i ekonomii.
2. Odprawiać należycie sprawozdania miesięczne i Ćwiczenie Dobrej Śmierci.
3. Nie udawać się do kąpielisk, nawet w wypadku przepisu lekarskiego.
4. Trzymać się ściśle poleceń Przełożonych, nie wydalać się nigdy z własnego domu
bez należytego pozwolenia i bez rozumnego powodu; nie trzymać, ani nie wydawać
pieniędzy bez koniecznej potrzeby lub poza granicami upoważnienia danego przez
Przełożonego.
5. Wyeliminować absolutnie przyczynę wszelkiego zła, jakim są wakacje
w rodzinie lub u przyjaciół.
6. Prowadzić życie przykładne, unikając wszystkiego, co mogłoby dawać choćby
pozór zgorszenia dla drugich.
7. Cierpliwość, miłość i słodycz w postępowaniu i w słowach.
8. W lutym i marcu wszyscy mają napisać do Przełożonego Generalnego list podając
wiadomości o swym zdrowiu i powołaniu. Księża dyrektorzy mają brać to za temat
swych konferencji dla Współbraci, wyjaśniając praktycznie punkty istotne zachodzące
w życiu salezjańskim.
Dokumentem większej wagi jest ukazanie się w druku w dwa lata później,
„Delibarazioni” - czyli uchwał powziętych na Kapitule Generalnej. Po starannym
zbadaniu tego dokumentu wynika, że druga Kapituła była zrewidowaniem
i uzupełnieniem pierwszej. Dotyczyło to nieznacznych zmian w sformułowaniu
niektórych punktów, po uwzględnieniu doświadczenia zdobytego. Wprowadzono
również pewne uzupełnienia. Prowizoryczne zarządzenia z roku 1877 zawarte
w rozdziałku pod tytułem „Studio tra i Salesiani”, zostały zastąpione dwoma
305

31.6 Page 306

▲back to top


obszerniejszymi rozdziałami: „Studi Ecclesiastici” i „Studi filosofici e letterari”. Prócz
tego do poprzednich Regulaminów, poprawionych i rozszerzonych - dla Inspektorów,
Dyrektorów, dla Kapituł Generalnych i na temat kierownictwa duchowego Sióstr,
dodane zostały dwa nowe rozdziały, nad którymi debatowano w roku 1877, to jest
Regulamin o wyborze członków Kapituły Wyższej i o obowiązkach każdego
z poszczególnych członków. To tłumaczy nam dlaczego druga Kapituła Generalna nie
miała tak ważnego znaczenia jak pierwsza.
Prezentując Współbraciom nowy zbiór Uchwał Kapituł Generalnych, Ksiądz
Bosko pisał:
„Rozwój naszego Zgromadzenia w Europie i w Ameryce jest pewnym znakiem,
że Bóg w sposób szczególny błogosławi mu. Dlatego winno być szczególniejszym
staraniem każdego salezjanina, by zasługiwać na łaskawość Bożą przez ducha
modlitwy, posłuszeństwo i ofiary. Osiągniemy to przez dokładne wypełnianie naszych
Ustaw i powyższych uchwał Kapituł”.
306

31.7 Page 307

▲back to top


ROZDZIAŁ XX
Oskarżenie - rewizja - nieporozumienie – sen
Z kolei opowiemy o nowych przykrościach zniesionych przez Świętego
w wykonywaniu jego świętej misji dla chwały Bożej, dobra Kościoła i zbawienia dusz.
Przedstawiamy ostatnią fazę sporu zapoczątkowanego rozgłaszaniem łask, które
wierni przypisywali wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny Wspomożycielki (por.
t. XI). Monsignor Gastaldi, niebawem po uroczystości NMP Wspomożenia Wiernych,
w roku 1880 oskarżył Księdza Bosko i salezjanów o rozgłaszanie drukiem, bez jego
aprobaty, wiadomości o rzekomych cudach, przypisywanych wstawiennictwu NMP
Wspomożycielki. Będzie więc rzeczą stosowną przytoczyć ten dokument w całości.
Beatissimo Padre!
Nowe Zgromadzenie Salezjanów, od roku 1868, otwarło w Turynie kościół pod
wezwaniem Maryi Wspomożycielki. W parę lat potem, wydało ono drukiem książkę
zawierającą wiele łask i cudów otrzymanych za przyczyną Najświętszej Maryi
Wspomożycielki, wzywanej w tym kościele. Książkę powyższą podano jednemu
z cenzorów kurialnych do przejrzenia, który dał swoje „visto”. Na tej podstawie
rozpowszechniono ją drukiem, bez mego zezwolenia, czy Wikariusza generalnego,
względnie innego urzędnika Kurii turyńskiej. Co więcej, wydrukowano ją z napisem:
„Cum approbatione Archiepiscopi”. Wobec tego zmuszony byłem publicznie
zaprotestować przeciwko temu i stwierdzić, że zwyczajne „visto” jednego z cenzorów
diecezjalnych nie wystarcza, by głosić, że książka otrzymała aprobatę arcybiskupa.
Wnet ukazało się następne wydanie tej książki z dodaniem nowych cudów,
z potwierdzeniem Kurii genueńskiej. To nowe wydanie zostało wydrukowane poza
moją diecezją, w drukarni, którą salezjanie mają w Sampierdarena,
i rozpowszechnione na terenie całej archidiecezji turyńskiej.
Świeżo w roku 1880, wyszła z całą pewnością w Turynie, lecz drukowana
czcionkami drukarni w Sampierdarena, za wiedzą Kurii arcybiskupiej w Genui,
staraniem salezjanów. Pewna książka, pod tytułem... (uwaga: brak tytułu w oryginale.
Chodzi o książeczkę księdza Lemoyne – „La Citta di riuggio”), w której pełno opisów
łask cudownych otrzymanych w ostatnim czasie za wstawiennictwem NMP
Wspomożycielki, czczonej we wspomnianym kościele.
Otóż Sobór Trydencki, na sesji XXV, w dekrecie o wzywaniu i oddawaniu czci
etc. postanawia, co następuje: Statut S. Synodus... ullo in loco vel ecclesia
quomodolibet exempta, aulla admittenda nova miracula, nisi recognoscente et
adprobante Episcopo. A Ferraris pod słowem „miracula” wskazuje, że biskup ma
prawo kazać zasłonić obrazy, zamknąć kościół, nawet zakonny, dopóki nie
307

31.8 Page 308

▲back to top


przeprowadzi się badania o prawdziwości cudów, które rzekomo zostały zdziałane na
skutek oddawania czci rzeczonym obrazom w powyższych kościołach.
Dlatego ja zażądałem od Przełożonego Generalnego Salezjanów, by przedstawił
w mej Kurii dowody na prawdziwość powyższych łask cudownych, lecz nie
otrzymałem nic prócz odpowiedzi listownej niewiele mówiącej.
W międzyczasie rozdaje się broszury i książki po mieście Turynie w diecezji,
w Piemoncie, nawet w całej Italii, z opisem tego rodzaju cudów, które jak się twierdzi,
dzieją się od ośmiu laty w tym kościele. Gdyby były prawdziwe, ujawniono by je
przede mną, a tymczasem ogłasza się je bez jakiegokolwiek zbadania, względnie
zatwierdzenia za strony ordynariusza diecezji, a nawet wbrew jego zarządzeniom
opublikowanym w Kalendarzu liturgicznym w 1878 r.
Prawda, że w powyższych książkach kładzie się na początku oświadczenie,
że zgodnie z Dekretem Papieża Urbana VIII, nie przywiązuje się innej wagi do
przytaczanych faktów i zdarzeń cudownych prócz czysto ludzkiej wiary. Lecz czy to
wystarcza do zachowania wyżej cytowanych przepisów Soboru Trydenckiego? Mnie
się zdaje, że nie. Chodzi tu bowiem nie o cuda, które zdarzyły się dawniej lub
w miejscach odległych, lecz w czasie obecnym i to w siedzibie arcybiskupa i pod jego
okiem. A Sobór Trydencki daje mu władzę ich zbadania, zanim zostaną poddane do
wiadomości publicznej. Zatem jest rzeczą jasną, że wspomniane cuda nie powinny być
w jakikolwiek sposób publikowane, a tym mniej w diecezji, w której miały miejsce,
bez uprzedniego zbadania ze strony biskupa miejscowego.
Nie można tu powoływać się na wiarę ludzką - ta bowiem może mieć miejsce
jedynie wtedy, gdy wspomniane zeznania zostaną zbadane i zatwierdzone przez
władzę kościelną. A do kogo należy przesłuchanie świadków i orzeczenie
wiarygodności ich zeznań, jeśli nie do biskupa? Sobór Trydencki przyznaje mu
wyraźnie tę władzę. Zatem nie można przykładać do wspomnianych cudownych
zdarzeń wiary ludzkiej przed ich uprzednim zbadaniem.
Dodaje się, że Turyn jest miastem liczącym ponad 240 tys. ludności, ze znaczną
liczbą profesorów, doktorów i studentów na uniwersytecie; jest siedzibą urzędów
i funkcjonariuszy państwowych. Publikowanie zaś wspomnianych cudów przez
salezjanów zyskuje z łatwością wiarę u prostego ludu, co przysparza im niemałego
lucrum temporale. Władza kościelna uważa jednak, że mogłoby to wywołać przeciwną
reakcję ze strony wielu osób wykształconych, skłonnych skądinąd do niedowiarstwa,
które stąd wezmą asumpt do zaprzeczania w ogóle wszelkim pierwiastkom
duchowym, a nawet cudom zawartym w Piśmie św. i Tradycji kościelnej. Należy
zaznaczyć, że w 1877 roku pewna dziewczyna, przyjęta do Przytułku Cottolengo
w Turynie, przez 9 miesięcy potrafiła wprowadzać w błąd mieszkańców Turynu swoją
magią podając się jako medium w stanie hipnozy. Dlatego, moim zdaniem, należy
surowo zabronić salezjanom publikowania jakichkolwiek cudów i łask otrzymanych
w kościele MB Wspomożenia Wiernych w Turynie, bez zatwierdzenia miejscowego
ordynariusza oraz nakazać im wycofanie wszelkich druków o tego rodzaju cudach.
Poczytuje sobie za obowiązek poinformowanie o tym Waszej Świątobliwości, by
308

31.9 Page 309

▲back to top


w swej mądrości wydał odpowiednie zarządzenie. Błagając o błogosławieństwo
apostolskie dla swej diecezji, etc...
Ojciec św. przesłał powyższe pismo Prefektowi św. Kongregacji Obrzędów,
kardynałowi Bartoliniemu, który zażądał od arcybiskupa kopii książek zapewniając,
że przeprowadzi ścisłe ich zbadanie. Monsignore przesłał mu wspomniane broszury
wraz z listem zawierającym krytyczne uwagi pod adresem Księdza Bosko.
Przeprowadzenie badania powierzone zostało monsignorowi Wawrzyńcowi Salvati,
Promotorowi Wiary.
Nie ma wątpliwości - oświadczył on w sporządzonym Votum pro Veritate -
wręczonym na sesji kardynałom w dniu 16 lipca, że biskupowi, a nie komu innemu
przysługuje prawo kanonicznego zbadania i stwierdzenia prawdziwości cudów,
przypisywanych Wszechmocy Bożej, wstawiennictwu NM Panny i Świętych. Lecz nie
zawsze to zbadanie jest łatwe do przeprowadzenia i stosowne, jeśli chodzi o formę
kanoniczną, zwłaszcza, gdy pewne fakty cudowne, jakimi wydają się być te
w Turynie, często noszą charakter raczej łask niż wyraźnych cudów.
W takich wypadkach byłby on zdania, żeby biskupi, zgodnie z dekretem
wydanym przez św. Inkwizycję w dniu 23 maja 1868 r., zanim dadzą swą aprobatę,
przekonali się, czy w danej książce nie ma nic niezgodnego z dogmatami Wiary
katolickiej, nic śmiesznego, budzącego zdziwienia lub niezgodnego ze zdrowym
rozsądkiem. Niech jednak wstrzymają się od wydawania wyroku pozytywnego, co do
samych faktów nadprzyrodzonych, przytaczanych przez autorów, pozwalając na
drukowanie ich w oparciu o argumenty czysto ludzkiej wiary, na karb
prawdopodobieństwa moralnego, z jakim je przyjmuje czytelnik. Dlatego wystarczy
oświadczenie autora, zgodnie z dekretem Urbana VIII.
Powyższa reguła, jak dowodził obszernie relator, była w pełni stosowana przez
św. Kongregację Obrzędów w dwóch świeżo wydanych dekretach, na prośbę
biskupów w Santiago (Chile) i Kapui (Włochy). Po czym tak dalej pisał - Jest
w powszechnym użyciu, nie wyłączając Rzymu, praktyka następująca: w wielu
głośnych miejscach kultu notuje się otrzymane szczególniejsze łaski przez wiernych,
noszące znamię interwencji Bożej, o których wierni składają zeznania z wdzięczności
Matce Najświętszej, powodowani osobistym przeświadczeniem o ich prawdziwości,
a często spełniając ślub złożony. W stosowanym czasie sporządza się z nich wyciąg
i ogłasza drukiem za pozwoleniem władzy kościelnej, trzymając się podobnej metody
jak biografowie Świętych, Błogosławionych i Sług Bożych.
Monsignor Salvati odpierał po kolei zarzut czerpanego stąd zysku
w następujących słowach: Hojne dary drogocenne, składane przez wiernych
w kościele MB Wspomożycielki nie mają nic wspólnego z czyimś zyskiem
materialnym. Pochodzą bowiem z motywu religijnej czci i wdzięczności i są dowodem
łask otrzymanych od Boga za przyczyną Matki Najświętszej. Są to pomniki
wdzięczności stworzenia względem Dobroci Bożej, która raczy je przyjmować dla
chwały swojej i dla zbudowania wiernego ludu. Stąd tyle nagromadzonych
drogocennych wotów i kosztowności w świątyniach Matki Bożej, jak tablice wotywne
309

31.10 Page 310

▲back to top


i obrazy, na dowód cudownych uzdrowień i wielu innych łask udzielonych przez
Matkę Najświętszą jak na przykład w Lourdes, które powstało li tylko z ofiar
wotywnych i hojnych darów czcicieli Matki Bożej.
Promotor Wiary dodawał przy końcu pewne wskazówki. Mianowicie, podsuwał
monsignorowi Gastaldiemu większą godność w stylu wyrażania się i oględność co do
pewnych szczegółów. Proponował następnie doradzenie „zacnym Ojcom
Salezjanom”, by w miarę możności postarali się o nowe poprawione wydanie
wspomnianych książeczek, zaopatrzonych w aprobatę miejscowego ordynariusza. To,
że zwrócono się po aprobatę książek zawierających opisy faktów cudownych
dziejących się w kościele MB Wspomożenia Wiernych w Turynie do innego biskupa,
tłumaczył zwykłą pomyłką. Powyższa opinia monsignora Salvati została
zakomunikowana Księdzu Bosko.
Ten ze swej strony prosił uczonego Jezuitę O. Rostagno, by w odpowiednim
elaboracie rozwiązał kwestię. Ten zaś przygotował memoriał, w którym ujął
zagadnienie w czterech punktach następujących:
1. Cuda zdziałane przez Świętych kanonizowanych nie potrzebują ścisłego
badania i zatwierdzenia ze strony ordynariusza, gdy się podaje o nich wiadomość
w prasie.
2. Zgodnie z opinią teologa Avanziniego, w książce wydanej z aprobatą Mistrza
Pałacu Apostolskiego w Rzymie, nie istnieje obowiązek poddawania rewizji kościelnej
książek wydanych przez autora na terenie innej diecezji, przynajmniej
w naszych krajach, podobnie jak nie istnieje to prawo w Belgii, we Francji, a nawet
nie jest przestrzegane przez duchowieństwo w samym Turynie.
3. Salezjanie mimo to, mieli aprobatę ordynariusza, w którego diecezji
znajdowała się drukarnia i to wystarcza. Gdy zaś czyni się zarzut, że de facto książki
były drukowane w Turynie, można na to odpowiedzieć, że mosignor Gasteldi również
uznawał książki wydawane przez autorów, nie posiadających jego jurysdykcji na
terenie innych diecezji.
4. Żądanie arcybiskupa poddania ścisłemu zbadaniu przez niego cudów
dziejących się w kościele, znajdującym się na terenie jego diecezji, jest
nieuzasadnione, gdyż Sobór Trydencki żąda tego z całkiem odmiennych powodów.
Święty, jako wyjaśnienie, posłał eleborat O. Rostagno kardynałowi
Bartoliniemu informując również o tym monsignora Salvati i zapraszając go do
Oratorium. Szkoda, że nie zachowała się kopia tego listu, gdyż oznajmiał w nim, co
miał zamiar przedsięwziąć dla załagodzenia nieporozumienia. Wynika to z odpowiedzi
monsignora, z której zamieszczamy parę zdań. Mianowicie, pisał on w liście z 26
sierpnia: … Pragnę wyrazić uczucia mej czci i wdzięczności, jaką żywię względem
jego czcigodnej osoby za list, w którym tak dyskretnie precyzuje zagadnienie
i oświadczam, że nie zasłużyłem na uznanie, gdyż spełniałem tylko prosty obowiązek.
Na temat samego sporu, wracam do uwag przedstawionych po zbadaniu faktów hinc
inde, jak wynikało z dokumentów. Zainteresowała mnie najbardziej strona praktyczna
zagadnienia, by móc wskazać drogę do usunięcia przykrych nieporozumień.
310

32 Pages 311-320

▲back to top


32.1 Page 311

▲back to top


Odpowiada to memu przekonaniu, dowiadując się od Waszej Przewielebności, że spór
jest bezprzedmiotowy. Nie pierwszy raz szatan usiłuje nagromadzić stek
bezpodstawnych trudności przeciwko Dziełu Bożemu. Poznawszy się więc na jego
zasadzkach, tym łatwiej przyjdzie mu ich uniknąć i dzięki jego szczególnej
roztropności, którą się odznacza, odnieść zwycięstwo... Co do odwiedzenia go
w Turynie, przyjmuję z wdzięcznością propozycję, z której skorzystam przy
nadarzającej się sposobności. Bedę wówczas miał zaszczyt poznać go osobiście...
Jaki był koniec wspomnianych wersji, opowiedzieliśmy w tomie jedenastym.
Słabą stroną oskarżenia było to, że brano za cuda, co wydawało się czytelnikom, jako
zwykłe łaski. Okazuje to cały przebieg sporu, a potwierdza epizod, który zdarzył się
6 listopada. Mianowicie, drukarz Binelli, który przygotowywał wydanie „Mistica Citta
di Dio - Agredy”, osobiście sprezentował monsignorowi Gastaldiemu pierwszy arkusz
odbitki. Ten oglądnąwszy składkę nie przyjął oferty zakupienia wspomnianego dzieła,
powiedział tylko, że co najwyżej nie będzie stawiał przeszkód w jego drukowaniu.
Wreszcie spytał wydawcę, w jaki sposób spodziewa się je upłynnić.
Mam nadzieję znaleźć poparcie u osób życzliwych mi. Znaczną ilość kopii
zdeponuję w Oratorium św. Franciszka Salezego.
W Oratorium św. Franciszka Salezego? - spytał zdziwiony monsignore.
Tak, w księgarni Księdza Bosko.
Ach! Va molto bene. Cuda opowiedziane w „Mistica Citta di Dio” są bardzo
zbliżone do tych, które działa Ksiądz Bosko - rzucił ironiczną uwagę. Jeśli Madonna je
czyni, bene quidem, a jeśli nie, to on sam je sfabrykuje dla własnego użytku i puści
w obieg...
Nadal więc publikowało się tego rodzaju fakty i zdarzenia niezwykłe,
zwłaszcza za pośrednictwem Letture Cattoliche na miesiąc maj, mając na to
zezwolenie z Kurii w Genui. Wychodziły również książki drukowane
w Sampierdarena. Dołożono tylko starań, by unikać wyrażeń mogących naprowadzić
na myśl, że chodzi o cuda prawdziwe, a nie zwyczajne łaski.
Z tego roku również należy wymienić przykrą rewizję, jaka miała miejsce
w Oratorium. Rano, dnia 18 sierpnia, zjawili się w drukarni, delegat kwestury wraz
z grupą policjantów. Wydano nakaz wszystkim osobom pozostania na swym miejscu,
po czym rozstawiwszy posterunki, zaczęli przeprowadzać dokładną rewizję, nie
wiadomo, w jakim celu. Dopiero, gdy urzędnik skonfiskował odbitkę Bollettino
Salesiano - zrozumiano, o co chodziło. W periodyku podana była drukarnia
w Sampierdarena, podczas gdy pewne okoliczności zmuszały go czasem drukować
w Oratorium. Było to jedyne wyjście, by uniknąć zatargów z Kurią i przetrzymywania
odbitek przez cenzorów kurialnych, co powodowało przestoje w drukarni. Po
skończeniu rewizji, urzędnik odwołał swych ludzi i oświadczył, że wykonał swe
zadanie. A gdy ktoś ciekawy spytał o powód rewizji, odrzekł z ironicznym
uśmiechem: Zazdrość zawodowa! …
311

32.2 Page 312

▲back to top


Przed opuszczeniem drukarni, proszono go o sporządzenie protokołu
i stwierdzenie, że drukarnia w Turynie i Sampierdarena tworzą jedną całość.
Księdza Bosko nie było w domu w czasie rewizji, gdyż głosił wtedy rekolekcje
dla pań w Nizzy, potem następną serię dla Córek Maryi Wspomożycielki.
Poinformowany o tym pisał do księdza Rua następująco:
Car. mo D. Rua!
Nie orientuję się, jaki był cel rewizji. Uważaliśmy zawsze drukarnię
w Sampierdarena jako pomocniczą tej w Turynie. Drukujemy tam, by dać naszym
uczniom okazję ćwiczenia się w różnego rodzaju pracach, stosownie do okoliczności.
Obie drukarnie mają zezwolenie od władz. Jeśli potrzebna, jakaś formalność, niech
dadzą znać, a chętnie dostosujemy się do ich żądań, lecz musimy wpierw o nich
wiedzieć. W celu porozumienia się ze mną, możesz tu przybyć w niedzielę o godz. 9,
trasą Turyn – Bra – Nizza, etc.
Ksiądz Jan Bosko
Po powrocie z Nizzy, by nie dać miejsca szkodliwym podejrzeniom pod
adresem Oratorium, pisał wprost do prokuratury królewskiej chcąc dowiedzieć się
o przyczynie zarządzonej rewizji:
Ill. mo Sig. Procuratore del Re!
W dniu 18 bm. zjawiła się w tutejszym zakładzie policja w celu
przeprowadzenia rewizji w domu, by stwierdzić, czy Bollettino Salesiano, jak któryś
z funkcjonariuszy się wyraził, drukuje się w tutejszej drukarni, czy w Sampierdarena.
Ponieważ stało się to podczas mojej nieobecności, a osoba zapytana o to, nie była
w stanie dać wyczerpującej odpowiedzi, przeto uważam za stosowne przedstawić stan
faktyczny rzeczy.
Otóż Bollettino Salesiano w początkowej fazie nosiło nazwę „Bibliofilo”
i dopóki drukowane było na miejscu, stosownie do przepisów, wysyłano odpowiednią
ilość egzemplarzy, komu należało, jak stwierdzić można w kwitariuszach. Od roku
1877, w związku z otwarciem sierocińca w Sampierdarena, by dostarczyć zajęcia
tamtejszym uczniom drukarskim, posłano z Turynu agregat z obsługą i tam zaczęto
drukować „Bibliofilo” względnie Bollettino Salesiano. Należy przy tym mieć na
uwadze, że dopóki periodyk nosił pierwotną nazwę „Bibliofilo”, nie potrzebował
zatwierdzenia, jako katalog naszych wydawnictw; a dopiero w Sampierdarena na
żądanie prokuratury z Genui, przedstawiono odpowiedzialnego urzędowego
kierownika w osobie pana Ferrari Józefa.
W tym czasie, to jest od września 1877 r. do sierpnia br. dopełniono wszelkich
formalności prawnych dotyczących drukarni, jak wynika z odnośnych poświadczeń.
Introligatornia zaś i ekspedycja Bollettino Salesiano znajdowała się zawsze w Turynie,
druk zaś w całości lub częściowo w Sampierdarena, a nieraz w Turynie, gdy czas
naglił.
312

32.3 Page 313

▲back to top


Z powyższego wynika, że drukarnie w Turynie i w Sampierdarena mogą
uchodzić jako całość, gdyż ten sam jest ich właściciel, wspólne kierownictwo i sprzęt,
nadto uczniowie jako podopieczni zakładu, pracują w obu drukarniach, stosownie do
potrzeby. Tak w tej, jak w innych okolicznościach uważałem za ścisły swój obowiązek
stosować się do zarządzeń władz i nie poczuwam się do jakichkolwiek wykroczeń.
Dlatego, gdyby potrzebne były jakieś formalności, których nie znam, proszę WP
prokuratora, by raczył mnie powiadomić, bym nie miał przeszkód
w wychowywaniu biednych chłopców, dla których poświęciłem swe życie... Gdyby
zaś wspomniana rewizja była zarządzona z innych nieznanych mnie motywów,
zwłaszcza politycznych, proszę pokornie, lecz usilnie o natychmiastowe
powiadomienie mnie, dla dobra innych sierocińców, oczywiście z tym, że to nie
stałoby w sprzeczności z obowiązkiem dochowania sekretu urzędowego ze strony
Pana prokuratora. Proszę wybaczyć zaufanie, z jakim się zwracam, etc.
Turyn, 31.08.1880 r.
Umill. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
Z czasem doszło do wiadomości Księdza Bosko, za pośrednictwem pewnego
byłego wychowanka, urzędnika prokuratury, że rewizja nastąpiła na skutek dwóch
anonimów z doniesieniem, że w Oratorium drukuje się potajemnie różne rzeczy.
A ksiądz Berto na marginesie wspomnianego listu dopisał uwagę, że to sprawa
kanonika Colomiati, adwokata fiskalnego kurii. Jaka zaś była odpowiedź na list
Księdza Bosko, nie wiadomo.
W międzyczasie poszły do Rzymu z oskarżeniem na Księdza Bosko dwa listy:
jeden do kardynała Protektora, a drugi do św. Kongregacji Soboru. Z poprzedniego
listu do kardynała Nina nie mamy żadnego tekstu, natomiast w drugim, między innymi
czyta się: ... W bieżącym roku, w dowód zaufania dla Księdza Bosko, postanowiłem
oddać mu swój dom prywatny z ogrodem w Turynie, z warunkiem, by dwaj jego
księża udzielali bezpłatnie nauki chłopcom ubogim z tej dzielnicy i otwarli Oratorium
świąteczne, na co nie otrzymałem żadnej odpowiedzi...
Ale rzeczy przedstawiały się następująco: monsignor Gastaldi, zamierzając
otworzyć przy kościele Najświętszego Serca szkołę bezpłatną i Oratorium dla
chłopców, zwrócił się do księdza Cagliero 22 marca 1880 r., oświadczając, że gotów
ofiarować mu, a przez niego Zgromadzeniu Salezjańskiemu, lokal własny wraz z sumą
6.000 lir, by salezjanie podjęli się obowiązku utrzymywania szkoły elementarnej dla
chłopców, bezpłatnie, przez 10 miesięcy oraz otwarli Oratorium świąteczne. W tym
celu należało sporządzić dwa dokumenty: jeden - notarialny akt sprzedaży - kupna na
imię trzech członków Zgromadzenia; a drugi, ze strony monsignora Gastaldiego,
księdza Rua, księdza Cagliero oraz trzech innych nabywców, którzy w imieniu
Zgromadzenia przyjmowaliby na siebie wszystkie obowiązki z tytułu własności.
W wypadku niedotrzymania umowy obiekt powróciłby do arcybiskupa turyńskiego
pro tempore. Akt powyższy miał być potwierdzony przez św. Kongregację Biskupów i
Zakonników. Do pisma dołączony był plan lokalu.
313

32.4 Page 314

▲back to top


Monsignore pisał w tej formie do księdza Cagliero, gdyż wiedział
o nieobecności Księdza Bosko, który był w tym czasie w Rzymie. Ksiądz Cagliero,
rzecz jasna, zwlekał z odpowiedzią oczekując powrotu Księdza Bosko. Arcybiskup
jednak naglił pisząc mu ponownie orgens z 8 kwietnia:
Proszę możliwie o natychmiastowe przybycie w sprawie wiadomej, na której
załatwieniu bardzo mi zależy.
Ksiądz Cagliero poszedł do arcybiskupa. Wiedział skądinąd, że taką samą
ofertę składał arcybiskup innym zgromadzeniom zakonnym, które odmówiły jej
przyjęcia. Po dłuższym namyśle dał zdecydowaną odpowiedź, że również
Zgromadzenie Salezjańskie, dla braku personelu i środków, nie jest w stanie podjąć się
otwarcia nowego domu z takimi ciężarami i z sumą 300 lirów rocznej pensji na
jednego członka, jak wynikało z oferty arcybiskupa. Sam monsignore zmuszony był
przyznać, że to uposażenie było niewystarczające, dlatego pertraktacje zostały
zawieszone do czasu otwarcia nowego kościoła pod wezwaniem św. Jana Ewangelisty
wraz z zakładem przyległym, położonym niedaleko od wspomnianego domu, gdyż
stamtąd będzie można posyłać nauczycieli rano i wieczór do wspomnianej szkoły.
Wszystko zdawało się być w porządku, gdy pod datą 23 czerwca, Ksiądz Bosko
otrzymuje od kardynała Nina następujący list:
Dowiaduję się z pewnych źródeł, iż parę miesięcy temu arcybiskup turyński
ofiarował Zgromadzeniu Salezjańskiemu odpowiedni dom z przyległym terenem,
obok kościoła Najświętszego Serca Pana Jezusa w zamiarze, by salezjanie otwarli
w nim dwie klasy elementarne dla ubogich chłopców tej dzielnicy. Prócz tego gotów
dać sumę 6 tys. lir a nawet ją powiększyć, by ułatwić przyjęcie jego propozycji.
Tymczasem jego oferta przyjęta została chłodno przez Zgromadzenie, do tego stopnia,
że arcybiskup listownie prosił Waszą Przewielebność o pofatygowanie się do niego,
celem porozumienia się w tej sprawie. Zamiast udać się tam osobiście, wydelegował,
kogo innego, w celu wybadania zamiarów arcybiskupa. Wspomniany członek
oświadczył wręcz, że oczekuje decyzji Waszej Przewielebności odnośnie do
wspomnianej oferty, że on sam udzieli definitywnej odpowiedzi.
Nie ukrywam, że tą wiadomością zostałem zaskoczony. Wobec istniejących
nieporozumień między Waszą Przewielebnością a arcybiskupem należałoby dołożyć
starań i udowodnić przy tej sposobności, że pragnie się żyć w harmonii ze
wspomnianym prałatem. Nie mogąc o tym wątpić skłonny jestem przypuścić,
że poważne racje przemawiały za zawieszeniem decyzji w tej sprawie. Mimo to
jednak, podobne zachowanie się nie bardzo odpowiadałoby - moim zdaniem - chęci
załagodzenia istniejących zadrażnień wzajemnych, na które Przewielebny Ksiądz się
żalił. Nie chcąc jednakże opierać się na wyłącznie na jednostronnych informacjach,
proszę bardzo o nadesłanie mi swych wyjaśnień, podczas gdy pozostaję, etc.
Rzym, 23.06.1880 r.
Aff. mo per servirla L. kard. Nina
A Ksiądz Bosko wysłał następującą odpowiedź kardynałowi:
314

32.5 Page 315

▲back to top


Eminenza Rev. ma!
Odnośna sprawa na temat, której traktowano z arcybiskupem turyńskim pod
moją nieobecność, została mu, jak sądziłem należycie naświetlona przez samego
projektodawcę. A tymczasem z przykrością stwierdzam, że wszystko przedstawiono
na opak. Tego rodzaju jest suspensa, nałożona na księdza Józefa Lazzero, dyrektora
Domu Macierzystego, bez liczenia się z jakąkolwiek formą kanoniczną. Podobnie
ksiądz Jan Bonetti, od półtora roku jest zawieszony od słuchania spowiedzi w mieście
Chieri. Arcybiskup, mimo ponawianych wezwań Kongregacji Soboru, by wytłumaczył
się ze swego postępowania, nie chciał odpowiadać i suspensa trwa. Zagroził mi
dwoma listami, jeden pod datą 29 listopada 1877 r., a drugi z grudnia 1877 r., na
mocy, których pozostaję ipso facto suspendowany. Jeśli piszę, drukuję sam lub za
pośrednictwem innych, o sprawach dotyczących arcybiskupa turyńskiego, to nie
wysyłam pism komukolwiek, oprócz samego Papieża. A tymczasem on pisze, co mu
się podoba, na niekorzyść salezjanów do Kongregacji rzymskich, wobec których nie
można się bronić. A przecież ponad 300 salezjanów pracuje w jego diecezji
bezinteresownie nie żądając żadnego wyróżnienia ani stanowiska. Na nikogo z nich
dotychczas nie podniesiono najmniejszej skargi. Osobiście nie prosiłem o nic innego,
jak tylko by mi otwarcie powiedział, co ma przeciwko nam, lecz niech nie przeinacza
sprawy wobec Stolicy Apostolskiej. Ale wszystko na próżno. Stąd tak wiele kłopotów
i trudności poważnych ze strony św. Kongregacji Biskupów i Zakonników względem
należytego ustabilizowania Zgromadzenia Salezjańskiego, podobnie jak inne
zgromadzenia zakonne zatwierdzone przez Stolicę św.
Pomimo tego nie podnoszę z tego tytułu żadnych skarg: czasy są na to zbyt
poważne. Będziemy się starali podwoić nasze wysiłki, dla chwały Bożej, a nie dla
czego innego. Salezjanie wraz ze mną dziękują Waszej Eminencji za łaskawą
protekcję, jakiej nam udziela i prosimy Boga, by go zachował przy dobrym zdrowiu.
Turyn, 10.07.1880 r.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
W swym liście załączył oświadczenie ze strony księdza Cagliero, naświetlające
przebieg i rezultat prowadzonych przez niego pertraktacji i kończące się
następującymi słowy:
„Ja, Ksiądz Bosko, ksiądz Rua i wszyscy inni, którzy zapoznali się z projektem
arcybiskupa, po tysiąckroć nie podawaliśmy w wątpliwość jego propozycji i tym mniej
braliśmy pod uwagę konsekwencje mogące wyniknąć z powodu tej odmowy.
Wspomniany projekt spotkał się z negatywnym ustosunkowaniem się ze strony innych
zgromadzeń, podczas gdy my prosiliśmy jedynie o zwłokę”.
Lecz na tym nie koniec. Pomimo że Święty nie wracał do tego więcej sądząc,
że podane motywy były wystarczające, oto dnia 26 - go sierpnia nadszedł nowy list od
kardynała Nina, w którym pisał:
315

32.6 Page 316

▲back to top


Oczekuję odpowiedzi na moje pismo z dnia 23 czerwca, z tym większą
niecierpliwością, im poważniejsze mam ku temu powody, pragnąc położenia kresu
zadrażnieniom pod każdym względem opłakania godnym. A więc dwa pisma z 10
lipca nie dotarły do rąk kardynała. Dopiero odnalazły się 3 września. Odtąd już nie
wracano do tej sprawy z Rzymu, choć jak zaznaczyliśmy na początku, arcybiskup
turyński uważał za stosowne powtórzyć swe oskarżenie w grudniu.
Zaszło również pewne przykre nieporozumienie w roku 1880. Samo przez się
nie miałoby ono tak wielkiej wagi, nie znaczy to jednak, by je pominąć. Nie wszystkie
kolory na obrazie mają jednakową intensywność, ale wszystkie razem składają się na
pożądany efekt. Otóż dnia 12 października, monsignore odbywając wizytację
pasterską w Volpiano, na granicy swej diecezji, uznał za stosowne zwizytować
pobliski zakład salezjański w San Benigno. Przybył tam nieoczekiwanie
i niezapowiedziany, wszedł przez główną bramę prowadzącą do warsztatów, gdzie
oczywiście nikogo nie zastał, oprócz biednych umorusanych terminatorów, którzy
przybiegli ucałować mu pierścień. Po dziesięciu dniach, w liście do Księdza Bosko,
chwalił okazaną mu przez Przełożonych uprzejmość, lecz zarazem żalił się na
zachowanie się prostackie chłopców, zwłaszcza wypominał nieobecność kleryków,
którzy na jego widok zwiali z podwórza. Na to odpisał mu ksiądz Barberis tłumacząc
się, że klerycy szli do swoich zajęć i nie byli w stanie w danej chwili przedstawić się
arcybiskupowi.
Ileż nieporozumień narosłych w ciągu tych dziesięciu lat! Największe z nich
było uparte przekonanie, że Ksiądz Bosko i salezjanie z zasady stawali w otwartej
wojnie z arcybiskupem. Tak przedstawiał sprawę arcybiskup w swym liście do
monsignora Belasio, który licząc na dawną zażyłość z arcybiskupem, ponawiał swe
dobre usługi, by skłonić go do zmiany w ustosunkowaniu się do Księdza Bosko. Tak
widocznie dopuścił Bóg w niepojętych wyrokach swej mądrości! Ale mimo to nie
opuszczał swego sługi i umacniał go światłem z nieba.
W lecie 1880 roku, Ksiądz Bosko miał sen, w którym symbolicznymi znakami
została mu objawiona przyszłość. Ujrzał tajemniczy deszcz, którego znaczenie
wyjaśnić mogą następujące uwagi księdza Lemoyne:
Walka wytoczona przez monsignora Gastaldiego doszła do swego szczytu.
Sprawa księdza Bonettiego była w napięciu. W Rzymie sprzyjano bardziej
arcybiskupowi niż nam. Wydawało się, że po ludzku mówiąc nie było żadnej nadziei.
Gdyby w tych okolicznościach przyszła z Rzymu nagana, dopełniłoby to miary
kielicha cierpień…
A oto ów sen.
Zdawało się Księdzu Bosko, że jest na konferencji ze swoją Kapitułą w pokoju
przyległym do jego biura. Gdy mówiono o sprawach Oratorium, zauważył, że niebo
gwałtowanie się chmurzy. Wnet zerwała się też gwałtowna burza z błyskawicami
i piorunami. Wnet grzmot silniejszy od innych wstrząsnął domem. Ksiądz Bonetti,
jeden z kapitulnych, zerwał się i wyszedł na ganek przed salę zebrań.
316

32.7 Page 317

▲back to top


Deszcz cierni pada – krzyknął przestraszony. Rzeczywiście padały ciernie tak
gęste jak ulewny deszcz.
Po chwili znowu huknął grzmot, mimo że już trochę zaczęło się przejaśniać.
Wtedy ksiądz Bonetti głosem trochę spokojniejszym zawołał:
Och... pięknie. Pączki padają... pączki...
Z nieba padały liczne pączki kwiatów, które grubo pokryły całe podwórze.
Za trzecim, niesłabnącym grzmotem, ukazały się skrawki błękitu a nawet
przejściowo wyjrzało spoza chmur słońce. Ksiądz Bonetti zaś ogłaszał:
Kwiaty... deszcz kwiatów pada...
Powietrze całe pełne było przeróżnego kwiecia. Prześliczne kształtem i barwą
płatki w mgnieniu oka zasłały ziemię i dach, które teraz zajaśniały blaskami tęczy.
Jeszcze jeden grzmot potężny przewalił się po nieboskłonie. Wtedy chmury
znikły, a wypogodzone niebo uśmiechnęło się pełnią światła słonecznego.
Uszczęśliwiony zaś ksiądz Bonetti wykrzykiwał:
Chodźcie, chodźcie... oglądać przecudny deszcz róż...
Z nieba spływały bujając w powietrzu kłąbki róż, które napełniały powietrze
upajającą wonią.
Och... nareszcie!...zawołał ksiądz Bonetti z ulgą.
Wizję tę przyjął Ksiądz Bosko jako pocieszenie z nieba i zapowiedź
spokojniejszych czasów. To też następnego dnia po owej pokrzepiającej nocy zwołał
Kapitułę, a streściwszy krótko przykrości ostatnich lat, zapewnił, iż jeśli dotąd nie
brakowało wielkich cierni, to od tego czasu sprawy zaczną się układać. Rzym
w zasadzie stanął po stronie Księdza Bosko. W ostatniej fazie sam Papież
interweniował, a Ksiądz Bosko przyjął z pokorą wszystkie punkty ugody, co zrobiło
w Watykanie bardzo dodatnie wrażenie. Wkrótce nastąpiła nagła śmierć arcybiskupa
Gastaldiego, a objęcie arcybiskupstwa w Turynie przez kardynała Alimonda było
dobrą zapowiedzią. Także sprawa przywilejów, o jakie dla swego Zgromadzenia od
długich lat zabiegał Ksiądz Bosko, weszła na dobrą drogę. Kardynał Ferrieri, główny
przeciwnik tych przywilejów, gdy dostał nagle silnego ataku nerwowego na
Zwiastowanie 1884 roku, zmiękł i wycofał się z zajmowanego stanowiska. Przywileje
zostały przyznane właśnie w rocznicę powyższego snu, 9 lipca 1884 roku.
Odtąd działalność Księdza Bosko już nie napotykała na większe trudności.
Zgromadzenie, jeszcze za życia swego wielkiego Fundatora, jak i po jego
błogosławionej śmierci, poszło śmiało na podbój świata właściwą mu aleją róż, by
uczyć ludzi, jak kolce życia zamieniać na róże.
317

32.8 Page 318

▲back to top


ROZDZIAŁ XXI
Pierwsza konferencja dla Pomocników w S. Benigno Canavese i w Borgo
S. Martino
Mimo tylu kłopotów, Ksiądz Bosko znalazł czas i sposobność, by spotkać się
z Pomocnikami, omówić z nimi te sprawy i polecić się ich poparciu. W tym celu,
w roku 1880 udał się do S. Benigno Canavese i do Borgo S. Martino, by wygłosić do
nich konferencję.
W San Benigno konferencja miała miejsce 4 czerwca. Podajemy ją czytelnikom
w streszczeniu. Święty na wstępie wyraził swą radość spotkania się z nimi. Po czym
przedstawił duchowe korzyści płynące z przynależności do Pobożnego Związku,
zatwierdzonego przez Kościół i obdarzonego odpustami. Podobny on jest do trzecich
zakonów, lecz dostosowany do czasów współczesnych. Dzisiaj słyszy się hasła;
LAVORO – ISTRUZIONE - HUMANITA: Praca – wykształcenie - humanizm. Otóż
nasi Pomocnicy spełniają doskonale powyższe hasła. Otwierają pośrednio lub
bezpośrednio po miastach warsztaty i szkoły zawodowe, organizują po wsiach szkoły
przysposobienia rolniczego, zakładają kolegia męskie i żeńskie, szkoły dzienne,
wieczorowe i świąteczne, oratoria niedzielne, by podnosić kulturalnie i duchowo
młodzież wzbogacając ich umysły w pożyteczne wiadomości. Otwierają schroniska
dla sierot, uprzystępniają ludom pogańskie dobrodziejstwa cywilizacji. Przez swe
modły, współudział duchowy oraz niesienie pomocy materialnej. Pomocnicy są tylu
ramionami współpracującymi ze swą: Głową - Przełożonym Generalnym i innymi
członkami Zgromadzenia Salezjańskiego, by przynieść potrójny zamierzony owoc.
W innych czasach, gdy społeczeństwo żyło wiarą, wystarczała wspólnota
modlitewna, dzisiaj to już nie wystarcza. Trzeba działać i to intensywnie, inaczej
poniosłoby się klęskę.
Schodząc do szczegółów wskazał na pierwszym miejscu katechizację
młodzieży. Każdy Pomocnik czy Pomocnice, mogą wprawdzie działać materialnie lub
swym wpływem oddziaływać na bliźnich, ale szersze pole otwiera się przed nimi
w dziedzinie katechizacji młodzieży. Nauczanie bowiem katechizmu jest dziś jedynym
środkiem zaradczym na zepsucie wielkich rzesz młodzieży, pozostawionej bez opieki,
zwłaszcza po wsiach i miastach. Księża proboszczowie i wikarzy nie mogą się znaleźć
wszędzie i dlatego potrzebują skutecznej pomocy dorosłych, którzy by przyprowadzali
dzieci na naukę do kościoła, wpływali na rodziców w tym kierunku, asystowali
w czasie katechizmu i sami nauczali swe dzieci w domu. Na ten temat przytoczył
następujący przykład. W pewnej wiosce liczącej sześć tysięcy dusz, zaledwie
czterdziestka dzieci przychodziła na katechizm. Niebawem, przy współdziałaniu
naszych Pomocników, zaczęło przychodzić czterysta a na Wielkanoc przystąpiło do
318

32.9 Page 319

▲back to top


sakramentów św. około sześciuset. Do I Komunii św. przygotowano 400 dzieci.
Przykładowo wyliczał inne dostępne dla nich sposoby czynienia dobrze, jak godzenie
powaśnionych rodzin, naprowadzanie na dobrą drogę błądzących, wspieranie
materialne tych, co są w skrajnej nędzy, a to wszystko w formie uprzejmej
i z roztropnością właściwą Pomocnikom Salezjańskim. Następnie zalecił ich
miłosierdziu nowo otwarty sierociniec w San Banigno. Z tej konferencji możemy
prawie dosłownie przytoczyć pewne partie z przemówienia Księdza Bosko. Honorowo
przewodniczył na niej monignor Ferre’ biskup Casale. Ksiądz Bosko rozwijał wątek
swego przemówienia następująco:
Swego czasu miałem szczęście być na audiencji udzielonej przez Piusa IX dla
dziennikarzy katolickich. Pamiętam do dziś jego słowa wypowiedziane wówczas.
Wezwał ich, by zachowali jedność ducha między sobą, a jako przykład przytoczył
walki toreadorów w Hiszpanii. Oczywiście nie miał zamiaru chwalić tego okrutnego
widowiska, przypominającego panowanie Maurów w tym kraju, lecz w ten sposób
ilustrował myśl o konieczności wspólnych wysiłków w walce z mocami zła. Po
wejściu toreadorów na arenę wypuszczano byka. Zwierzę podjudzane krzykiem
i drażnione przez toreadorów, rzuca się to na jednego to na drugiego, by go nadziać na
rogi, lecz ten zręcznie uskakuje na bok zadając cios bykowi szpadą w łeb lub w kark.
Rozwścieczone tym zwierzę rzuca się znowu na drugiego i podobny otrzymuje cios
i tak dalej. Rozjuszony byk przeraźliwie rycząc krąży po arenie szukając
przeciwników i brocząc obficie krwią, aż wreszcie jeden z nich w stosownej chwili
zadaje mu cios decydujący w kark i byk pada martwy na ziemię. Otóż właśnie, dzięki
swemu porozumieniu co do taktyki działania, toreadorzy mogą skutecznie zwalczyć
i pokonać dzikiego zwierza. Przeciwników Boga i Kościoła przyrównuje Pismo św. do
byków: „Tauri pingues obsederunt me... - byki tłuste otoczyły mnie” - żali się Prorok
królewski. Tak samo możemy mówić i my o obecnych czasach. Jeśli chcemy odnieść
nad nimi zwycięstwo, musimy mocno zewrzeć swe szeregi i wystrzegać się
podnoszenia jedni na drugich skarg, słowem lub piórem.
Taka była mniej więcej treść ówczesnego przemówienia Ojca św. Piusa IX
Przypomniałem powyższe słowa i przykład by wam uświadomić zadanie chrześcijan -
katolików w obecnych czasach. Łączyć się trzeba między sobą w czynieniu dobra
i zwalczaniu zła, gdyż vis unita fortior - łącząc się razem stajemy się silniejsi.
Jak wiadomo, od roku 1841, ten biedny kapłan rozpoczął gromadzić młodzież
w niedzielę i święta, dla rozrywki i nauki katechizmu. Czuł konieczność
współdziałania Pomocników, którzy by stanęli przy jego boku. Odtąd wielu panów
i pań świeckich dobrowolnie złączyło się z nim dopomagając w gromadzeniu
chłopców, nauczaniu ich i asystowaniu. Niewiasty ze swej strony i niektóre klasztory,
dopomagały w naprawianiu bielizny i praniu jej i zaopatrywaniu najbiedniejszych.
Przy pomocy Bożej i współdziałaniu tych osób dobroczynnych, mogło się uczynić
wiele dobrego, które działają nadal salezjanie, o czym dowiadujecie się z Bollettino
Salesiano, tak iż zbędne jest o tym mówić. Mając na uwadze dobro ubogiej młodzieży
pomyślało się o formalnym ustanowieniu stowarzyszenia pod nazwą „Pobożny
319

32.10 Page 320

▲back to top


Związek Pomocników Salezjańskich” oraz zatwierdzeniu go przez Wikariusza Jezusa
Chrystusa. Wielu biskupów aprobowało go na terenie swych diecezji i poleciło gorąco
Stolicy Apostolskiej. Do tych, którzy najgorliwiej popierali go, należy ksiądz biskup
Piotr Maria Ferro, nasz najdostojniejszy arcypasterz. Sam Ojciec św. Pius IX
niewygasłej pamięci, pochwalił tę organizację i otworzył Skarbiec Odpustów, by
zachęcić wielu do wstępowania do niej. Od roku zatwierdzenia, to jest od 1876 r.,
liczba członków wzrosła do 30 tysięcy i z dnia na dzień powiększa się, w miarę jak
Zgromadzenie zatacza coraz szersze kręgi wśród społeczeństwa.
Następnie przeszedł mówca na obowiązki wynikające z przynależności do
Pobożnego Związku, by móc uczestniczyć w łaskach udzielonych mu przez Kościół.
Na wstępie – mówił - przypominam wam, że by móc zyskiwać odpusty, trzeba
dopełnić przepisanych warunków. A zatem, jeśli odpust jest przywiązany do pewnej
praktyki religijnej - na przykład odwiedzanie kościoła, spowiedzi i Komunii św. - to
trzeba je wypełnić, podobnie jak to czynią na przykład tercjarze franciszkańscy. Lecz
dla zyskania wspomnianych odpustów nie wystarczy odmówienie modlitw, trzeba
oprócz tego zapisać się do Związku Pomocników Salezjańskich. Cóż jeszcze ponadto?
Potrzeba, by każdy był zapisany przez Przełożonego Salezjańskiego lub jego zastępcę
i nie był skreślony ze spisu Pomocników. Zasadniczo przyjmuje się przez wysłanie
dyplomu wraz z regulaminem. Prócz tego należy praktykować czynną miłość
bliźniego zgodnie z duchem i celem Pobożnego Związku.
Ale może ktoś spyta: Czy trzeba wypełniać wszystkie uczynki wyszczególnione
w regulaminie? Nie jest to konieczne, nawet nie określa się ściśle czasu na to.
Wystarczy, gdy się je praktykuje przy nadarzającej się okazji. Zadaniem Pobożnego
Związku jest dostarczyć Zgromadzeniu współpracowników, którzy by troszczyli się
o młodzież. Słowem, trzeba się zabrać do pełnienia jakiegoś zadania związanego z tym
szlachetnym celem, gdyż inaczej nie miałoby sensu udzielanie mnogich odpustów
przez Kościół jego członkom. Kiedyś wystarczyło dzielić pewne praktyki pobożne, ale
dzisiaj wobec tylu niebezpieczeństw grożących młodzieży obojga płci, trzeba
współdziałać aktywnie. Zaznaczyłem, że wystarczy praktykować miłość
chrześcijańską, gdy nadarzy się po temu sposobność. To nie przekracza niczyjej
możliwości. Ileż tych okazji nastręcza się codziennie! Udzielić dobrej rady chłopcu
czy dziewczynce, pokierować na dobrą drogę, powstrzymać od występku, zachęcić
rodziców, by wychowali swe dzieci po chrześcijańsku, posyłali je do kościoła,
wyszukiwali uczciwych pracodawców, wybierali dobre szkoły o zasadach katolickich,
dopomagać w katechizacji parafialnej, rozszerzać dobre książki, usuwać i niszczyć złe,
udzielać się z pomocą w jakiejś robocie, postarać się o ubranie dla biednych
i zdolnych uczniów, przeznaczać swe oszczędności na jałmużnę, popierać różne dzieła
na chwałę Bożą i dobro Kościoła oraz zachęcać do tego drugich. Okazji do dobrego
nie zabraknie nigdy, byle nie brakło dobrej woli, miłości Boga i bliźniego, a wtedy
niespostrzeżenie czy jako rodzice, czy nauczyciele, bądź jako kapłani, czy laicy,
bogaci, czy ubodzy staniemy się naprawdę Pomocnikami Salezjańskimi,
przeszkodzimy złu i zdziałamy wiele dobrego. Lecz ktoś mi powie: Jeśli chodzi
320

33 Pages 321-330

▲back to top


33.1 Page 321

▲back to top


o czynienie dobrego słowami, to jestem gotów, ale materialnie nic nie mogę uczynić,
gdyż jestem ubogi. Odpowiadam: Kto jest ubogi, niech czyni jak ubogi. Pomimo
ubóstwa, Pomocnik Salezjański, gdy będzie miał dobrą wolę, zawsze potrafi zdziałać
coś dobrego nawet materialnie. Uboga wdowa, o której mówi Ewangelia, naprawdę
nie posiadała więcej niż dwa grosze, a przecież pragnęła w swym ubóstwie przyczynić
się do przyozdobienia Domu Bożego jak bogaci, przez co zyskała pochwalę Pana
Jezusa. Skądinąd jest wielu takich, którzy biadolą na swe ubóstwo, gdy się tylko im
wspomni, o jakiejś dobrej sprawie, na przykład o przyodzianiu ubogiego chłopca,
dopomożeniu ubogiej rodzinie, przyozdabianiu kościoła, ale gdy chodzi o sprawienie
luksusowej sukni, wystawnego obiadu czy przyjęcia, podróży dla przyjemności, balu,
och wtedy znika ubóstwo: Zdobywa się gdzieś pieniądze lub się je pożycza, byle nie
zrobić złej figury i wysadza się ponad stan!
Są i tacy, którym wydaje się wciąż, że tracą grunt pod nogami, widzą wszystko
w czarnych kolorach. Podobni są do tych, o których mówi Zbawiciel w Ewangelii,
że pytają sami siebie z niepokojem: Co będziemy jedli jutro lub pili – albo, czym się
odziejemy? I wciąż gromadzą, składają i oszczędzają. A tymczasem przychodzi śmierć
i zastaje ich z próżnymi rękoma. I tak przepadają ich bogactwa lub dostają się
chciwym krewnym, którzy je rozdrapują, względnie zostają pożarte przez sądy.
Dzisiaj wielu lokuje swe kapitały w bankach na procent. Lecz nawet najsolidniejsze
z nich niosą zawsze ryzyko bankructwa. Ileż ich widzimy obecnie, ileż to rodzin
z powodu nich znalazło się w nędzy? Ale choćby to był bank najsolidniejszy, nie
będzie mógł dać zysku większego ponad 5 lub 6%. Ale ja znam bank niewyczerpany,
który daje gwarancje niezawodne i nie płaci – mówię - pięć, dziesięć, trzydzieści,
pięćdziesiąt procent, lecz sto! A któż jest tym niewyczerpanym bankierem? Pan Bóg,
właściciel nieba i ziemi, który obiecał nagrodę stokrotną temu, kto używa swego
majątku na Jego większą chwałę i dla dobra najbiedniejszych. Kto opuści dla mnie
swój majątek, otrzyma stokrotnie w tym życiu – zapewnia Jezus Chrystus
w Ewangelii - a po śmierci żywot wieczny. Otrzyma stokrotną nagrodę, jako
błogosławieństwo, które Bóg ześle na jego osobę majątek, interesy, zajęcia, stokrotnie
odbierze w pokoju serca, w zgodzie rodzinnej i łaskach duchowych w życiu
i w godzinę śmierci. Mało tego: Pan Bóg zapewnia jeszcze nagrodę nieprzemijającą
w życiu przyszłym. Niektórzy sadzą, że dawanie jałmużny jest radą a nie nakazem
i myślą, że wystarczy do zbawienia, żeby nie czynili złego użytku ze swych bogactw.
Jest to błąd, który pociąga tyle dusz do zguby wiecznej, jak to się stało z bogaczem
ewangelicznym. Łatwiej jest – powiada Zbawiciel – przeciągnąć postronek przez ucho
igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Niebieskiego, jeśli ten przywiązuje się do
bogactw, a nie troszczy się o ubogich. Taki, jak ktoś chce, nie grzeszy przeciw
sprawiedliwości, lecz wykracza przeciw miłości. A cóż za różnica dostać się do piekła
z braku przeciw miłości czy z powodu niesprawiedliwości? To, że mamy nakaz, a nie
tylko radę dopomagać bliźnim, wynika jasno z Pisma św. Nie zabraknie ubogich
w twojej ziemi - mówi Bóg w Starym Testamencie - dlatego rozkazuję ci otworzyć
dłoń potrzebującemu i ubogiemu. A Boski Zbawiciel mówiąc o jałmużnie używa trybu
321

33.2 Page 322

▲back to top


rozkazującego: „Co zbywa, dajcie ubogim”. I byśmy nie mieli żadnej wątpliwości
w tej materii, zapowiedział, że w dniu Sądu zawoła po nagrodę wieczną tych, którzy
nie czynili miłosierdzia, a do piekła pośle tych, którzy od tego się wzbraniali. A na
innym miejscu powiada, „Nie każdy, który mi mówi Panie, Panie wejdzie do
Królestwa Niebieskiego, ale który czyni wolę Ojca mego niebieskiego. A ten nie
zadawala się słowami, lecz chce czynów. Stąd św. Jakub apostoł mówi, że sama wiara
nie wystarczy do zbawienia, jeśli nie jest złączona z uczynkami. Zatrzymałem się
nieco dłużej na ten temat - kończył Ksiądz Bosko - nie, dlatego bym uważał,
że niektórzy z was tego potrzebują, lecz ze względu na to, by każdy potrafił przy
sposobności, jeśli zajdzie potrzeba, wytłumaczyć to drugim i zwalczać zgubne
przesądy w ich głowach. Co dotyczy Pomocników i Pomocnic, to ja codziennie
doświadczam, że oni praktykują miłosierdzie chrześcijańskie i mam nadzieję, że nadal
będą je praktykowali, okazując się przez to godnymi naśladowcami św. Franciszka
Salezego, który stal się wszystkim dla wszystkich, by wszystkich zdobyć dla Boga
i powtarzał często; „Dajcie mi duszę o resztę nie stoję”. Słyszeliście i co miesiąc
czytacie, na co idą wasze ofiary. Nadzieja, owszem, pewność, że dopomagacie tylu
ubogim chłopcom, chronicie ich od złego, wychowujecie po chrześcijańsku dla Boga,
dla Kościoła i Nieba, powinny być dla was zachętą i uczynić wam łatwe ofiary.
Bądźmy więc odważni i idźmy za radą Boskiego Zbawiciela: Czyńcie z waszych dóbr
sobie przyjaciół, aby gdy ustaniecie, przyjęto was do wiecznych przybytków.
Waszymi przyjaciółmi będzie tyle dusz zbawionych przez nas, przyjaciółmi będą ich
Aniołowie Stróżowie, Święci, dla których przysporzymy towarzyszy ich chwały
w niebie, a co najważniejsze, przyjacielem naszym będzie Jezus Chrystus, który nas
zapewnia, że jemu samemu uczyniliśmy to, co uczyniliśmy dla najmniejszych jego
uczniów;” Następnie Święty prosił Ekscelencję o arcypasterskie błogosławieństwo dla
zebranych. Monsignore dał wyraz przekonaniu o opatrznościowej misji Księdza Bosko
i salezjanów i zalecił szczodre popieranie ich dzieł. Z tej okazji odegrano następnie
komedię łacińską „ Phasmatonices” należącą do tradycyjnego repertuaru w domach
salezjańskich.
322

33.3 Page 323

▲back to top


ROZDZIAŁ XXII
Drogocenne dokumenty życia wewnętrznego
Czystość ubóstwo i dobrze odprawiana spowiedź – to trzy tematy ulubione, do
których Ksiądz Bosko często powracał w przemówieniach do swych Synów.
Przytoczymy z roku 1880 dwa wydarzenia, trzy przykłady, jedno upomnienie i sen,
odnoszące się do wspomnianego potrójnego tematu. Nasz monsignor Costamagna
otrzymał od osoby zainteresowanej szerokie upoważnienie zakomunikowania
pierwszemu historykowi Księdza Bosko wiadomości o sprawach, o których wkrótce
będzie mowa, pod warunkiem zamilczenia jej nazwiska. Otóż pewnemu
wychowankowi Oratorium zdarzyły się ciężkie upadki w grzech nieskromny w czasie
wakacji, w jesieni 1880 roku. Wróciwszy do Oratorium z duszą splamioną grzechem,
pobiegł natychmiast do Księdza Bosko, który potraktował go inaczej niż wielu innych.
Usłyszawszy jego wyznanie, przycisnął mocno jego twarz do swojej i powiedział mu
te słowa. Chcę, by te grzechy w przyszłości więcej ci się nie zdarzały. Od tej chwili,
rzec można, zamiłowanie cnoty czystości z duszy spowiednika jakby przelało się
w duszę penitenta. Ten, gdy dorósł i został salezjaninem, w roku 1899 gotów był pod
przysięgą potwierdzić skuteczność swej obietnicy i tej „niezwykłej pieszczoty
świętego Ojca”. Czuł bowiem namacalnie, iż od tego czasu zostało z jego serca
wykorzenione wszelkie zdrożne uczucie. Powrócił na wakacje do domu, potem wstąpił
do wojska, a pomimo że był narażony na poważne niebezpieczeństwo obrazy Boga,
nie popadł już więcej w poprzednie występki. Święty, czuły bardzo w materii ubóstwa
salezjańskiego, energicznie powstawał nie tylko przeciw wszelkim wykroczeniom
w tym względzie, lecz przestrzegał przed tym, co nawet z daleka według niego, mogło
zagrażać doskonałej obserwancji ubóstwa. Zdarzyło się, że w San Benigno pewien
przełożony życzył sobie, by wszystkim klerykom naprawiono płaszcze /pastrano/
i dano na okna w pokojach prywatnych firanki. Prefekt ówczesny ksiądz Nai nie
wiedząc, jak wybrnąć z kłopotów finansowych, wobec nalegań owego współbrata,
pożalił się Księdzu Bosko z okazji wizytacji domu. Święty usłyszawszy to uczuł się
mocno dotknięty i rzekł: Dobrze, dzisiaj wieczór zrobię konferencję dla personelu
w domu. Gdy Przełożeni gromadzili się w bibliotece, przemówił na temat ubóstwa
w odzieży i urządzeniu pokoju używając przy tym wyrażeń mocnych
i zdecydowanych. Owemu przełożonemu ten sposób mówienia wydał się zbyt surowy.
Gdy po skończonym przemówieniu Ksiądz Bosko udzielił głosu słuchaczom,
ów zrobił uwagę, że nie należałoby jego zdaniem, oddzielać przyzwoitości od
ubóstwa. Na to Święty ze słodyczą lecz zdecydowanie odrzekł: Ozdobą zakonnika jest
ubóstwo. Na tej konferencji był obecny kleryk Filip Rinaldi, późniejszy Przełożony
Generalny, który wspomniał o niej Współbraciom Oratorium w grudniu 1930 roku
323

33.4 Page 324

▲back to top


z okazji Ćwiczenia Dobrej Śmierci. Przyznał się, że sam wówczas myślał, że ubóstwo
praktykowane przez zakony żebrzące nie było tak surowe jak to, którego żądał Ksiądz
Bosko. Tenże ksiądz Rinaldi mówił, że Ksiądz Bosko budował dla swej drukarni
obszerniejsze pomieszczenie w porównaniu do ówczesnych istniejących w Turynie,
a równocześnie wznosił wspaniale kolegium i kościół św. Jana Ewangelisty.
Podsunęło mu to pewne refleksje, którym dał wyraz na wspomnianej konferencji. Nie
powinniśmy- mówił Przełożony Generalny - mieszać ubóstwa wewnętrznego
salezjańskiego obowiązującego każdego członka, z potrzebami Dzieła Salezjańskiego,
które musi iść zawsze na czele postępu, według wyrażenia Świętego w rozmowie
z przyszłym Papieżem Piusem XI. W sprawie dopuszczenia do nowicjatu i do ślubów,
Ksiądz Bosko na posiedzeniu Kapituły Wyższej przedłożył do rozpatrzenia trzy
kazusy. Pierwszy był następujący: Pewien młodzieniec prosi o przyjęcie do nowicjatu.
Biedaczek miał szereg upadków do czasu rekolekcji, lecz odtąd zdecydowanie wszedł
na dobrą drogę i trwa na niej. Można go dopuścić na próbę - zakonkludował Ksiądz
Bosko. Drugi kazus: Inny prosił o dopuszczenie do ślubów i trzymał się dotąd
wzorowo. Ale przed profesją chciał pojechać jeszcze do rodziny, no i tam „abyssus
abyssum invocat”. Po wysłuchaniu zdania któregoś z Przełożonych, którego nazwiska
nie znamy, Ksiądz Bosko rozstrzygnął: Nie, nie! Chłopcom, którzy do ostatka mają
„pasticci – upadki” odpowiadam: nie, nie – daj spokój z kapłaństwem. Tacy bowiem
w czasie nowicjatu potrafią się opanować, lecz zarzewie występku tkwi w nich nadal.
Musimy więc porozumieć się w tym względzie i postępować stanowczo, gdyż z dnia
na dzień życie staje się trudniejsze i rosną pokusy do złego
i spotykamy się z upadkami kapłanów budzącymi powszechne zgorszenie.
W powyższej uwadze Ksiądz Bosko ma na myśli także dopuszczenie do
nowicjatu. Nie wydaje się jednak, by była w tym jakaś sprzeczność. To co nazywa
„pasticci - upadki” należałoby rozumieć w sensie wspomnianym poprzednio; „abyssus
abyssum invocat,” nie mając na myśli tylko pewnych słabości osobistych, lecz
wyraźne poniżające upadki. Na temat drugiego kazusu zrobił uwagę następującą:
Jakże taki mógłby głosić kazanie w swej okolicy? Zatem myśl Księdza Bosko była,
że nie należało dopuszczać nie tylko do profesji zakonnej, lecz nawet do obłóczyn na
kleryka takich, u których „nieprzerwanie” zdarzały się uchybienia w cnocie czystości.
A trzeci kazus był następujący: Ktoś żył dotąd na świecie i strawił lekkomyślnie
swą młodość. Od roku zachowuje się nienagannie i prosi o przyjęcie na kleryka.
Ksiądz Bosko nie życzył sobie takich w Zgromadzeniu, jeśli na ich koncie była
Sodoma. Wszyscy wspólnie, mówił Święty, dopomóżcie mi, by podobnych
kandydatów nie przyjmowano do nas.
Wreszcie w dniu 14 listopada podał poważne upomnienia z okazji
debatowanego na Kapitule Wyższej Regulaminu nakreślonego przez drugą Kapitułę
Generalną. Wyraził się wtedy następująco:
Widzę obecnie potrzebę ustrzeżenia naszego Towarzystwa od oziębłości oraz
chciałbym wskazać środki zaradcze celem podniesienia życia wspólnego. Pragnąłbym
położyć zaporę przed manią udawania się do kąpielisk bez ścisłego przepisu lekarza.
324

33.5 Page 325

▲back to top


Są bowiem tacy, którzy wyjeżdżają tam bez porozumienia się z Przełożonymi.
Większe niebezpieczeństwo w tym wypadku grozi klerykom. Co do chłopców
mieszkających na riwierze, to trudno będzie im tego zabronić. Dobrze będzie
przypomnieć uchwały Kapituły, co do moralności w różnych typach naszych
zakładów. Należałoby skrupulatnie przestudiować ten punkt. Widzimy bowiem jak
często są zamykane kolegia, których wychowawcy wędrują do więzień. We Włoszech,
jak dotąd, nie podaje się nas w złośliwe podejrzenia. Lecz w Nawarze w Saint Cyr
przejęliśmy zakłady, niestety z obciążoną hipoteką pod względem moralności.
Z początkiem roku napiszę do dyrektorów okólnik na temat zasadniczych punktów
w zachowaniu moralności. Bądźmy dokładni w zachowaniu przepisu, by wszyscy
odprawiali Ćwiczenie Dobrej Śmierci - by księża, klerycy i koadiutorzy mieli się
zawsze na baczności, by trzymano się dokładnie rozkładu dziennego, co do wstania
i spoczynku, by wszyscy byli na rozmyślaniu. We wszystkich czasach, zwłaszcza
obecnie moralność jest sprawą życia i śmierci. Biada, gdyby wyszły na jaw pewne
sprawy zniesławiające nas w opinii publicznej. Poświęcajmy nasze życie dla dobra
młodzieży, lecz przy tym zachowajmy zawsze i wysoko nieśmy sztandar moralności:
Ksiądz Bosko miał sen z dnia 8 na 9 - ty sierpnia, który sam opowiedział
wieczorem dnia 10 - go w czasie rekolekcji dla nowicjuszów w San Benigno. Istnieją
dwie redakcje tego snu: jedna pochodzi od księdza Barberisa i jest określona
pospiesznie, druga widocznie z tłumaczenia francuskiego niezbyt udanego. Posłużymy
się drugą dla uzupełnienia pierwszej. Sen mógłby nosić tytuł: „Tajemnicza biesiada”.
Ksiądz Bosko rozpoczął następująco:
„Śniło mi się, że jestem tu w San Benigno, we wspaniałej oświetlonej sali
jadalnej. Nakrycie, obrusy, serwetki... lśniły bielą, aż nasze najczystsze wobec nich
wyglądały brudne. Sztućce, kieliszki, szklanki, talerze były tak piękne, że przyszło mi
podejrzenie, iż ja chyba śnię. Skąd by się tu w San Benigno, takie bogactwa wzięły?...
W tej chwili wszyscy zabrali się do jedzenia. Wśród tej młodzieży byli chłopcy
z naszych zakładów; byli i ci, co tu są na rekolekcjach. Nie umiejąc sobie zdać sprawy
ze sytuacji, poprosiłem swego Przewodnika o objaśnienie.
Chwilkę cierpliwości, a wszystko zrozumiesz – odrzekł. Gdy to mówił, zabłysło
nowe światło o wiele silniejsze od poprzedniego i naraz ujrzałem orszak chłopczyków
ślicznych jak aniołki, którzy z bukietami lilii na ręku, unosili się nad stołami wcale ich
nie dotykając. Młodzi biesiadnicy, uradowani tym widokiem, powstawali ze swych
miejsc oczekując, co będzie dalej. Wtedy aniołowie zaczęli rozdawać lilie to temu, to
innemu, a kto ten kwiat otrzymał, również unosił się w górę jakby jakiś duch.
Poznałem owych szczęśliwych z liliami a byli tak śliczni
i promienni, że chyba w niebie piękniejszych nie ma. Zapytałem więc co by to byli za
chłopcy? Odpowiedziano mi: Czyż nie mówiłeś często na kazaniach o pięknej cnocie
czystości? Oczywiście, że mówiłem i usilnie chciałem ją wpoić w serca owych
wychowanków. Otóż właśnie ci, z lilią w ręku, zachowali tę cnotę.
Gdy onieśmielony napawałem oczy tą przecudną wizją, oto naraz zjawia się
nowy orszak chłopięcy unosząc się również nad stołami. Ci nieśli w rękach róże. Kto
325

33.6 Page 326

▲back to top


je otrzymał, tego twarz rozbłysła dziwnym blaskiem i już w tej świetlistej aureoli
pozostawała?
Pytam więc Przewodnika, co by to znowu miało znaczyć.
Ci z różami – odpowiedział – płoną miłością Bożą. Mieli oni na czołach
złotymi literami wypisane swoje imię. Chciałem je więc sobie zanotować, ale kiedy się
do nich zbliżył, znikali mi z oczu. A z nimi przygasało i światło tak, że zrobiło się
ciemno, choć coś jeszcze w tym mroku można było rozeznać. I rozeznałem twarze
tych, co nie mieli lilii, ani róż. Straszne one były... czerwone, jakby płonące ogniem.
Niektórzy z nich kręcili się około jakiejś oślimaczonej liny, chcąc się na nią wspiąć,
ale lina za każdym razem poddawała się i oni spadali na ziemię brudząc się coraz
bardziej. Zaskoczony tym wszystkim, co się działo na tej sali, pytam niecierpliwie,
co znowu ta scena ma znaczyć?.. I usłyszałem odpowiedź: Lina – to spowiedź,
o której tak często mówisz na kazaniach. Kto umie dobrze uchwycić się tej liny, na
pewno dostanie się do nieba. Ale ci chłopcy koło liny, to są ci, co chodzą wprawdzie
do spowiedzi, czyli chwytają się tej liny, ale nie należycie, bo nie spełniają warunków
dobrej spowiedzi, nie mają żalu, ani nie robią mocnych postanowień poprawy. Stąd im
ta lina się urywa, nie mogą wspiąć się na górę pozostając stale w swoich nałogach.
Chciałem, czym prędzej zapisać sobie ich nazwiska, a nawet już kilka zanotowałem,
gdy naraz światło zupełnie zgasło i pogrążyłem się w ciemnościach. Ale i w tych
ciemnościach mogłem dojrzeć jeszcze coś straszniejszego. Byli to młodzieńcy
o wyglądzie ponurym, z wężem szkaradnym na szyi, którego ogon sięgał im serca,
a paszcze rozwarte były naprzeciw ust tych nieszczęśników, jakby w oczekiwaniu
chwili, kiedy się otworzą, by pogryźć w nich język. Twarz ich szpetnie zdeformowana,
oczy wybałuszone, usta skrzywione cynicznym uśmiechem, czyniły całą ich postawę
odrażającą.
Gdy drżący od tego wrażenia zapytałem o wyjaśnienie, usłyszałem, co
następuje:
Nie widzisz? … wąż starożytny podwójnym zwojem ściska im gardło, by ich
zmusić do przemilczenia grzechów na spowiedzi i z paszczą zatrutą czyha, by skoro
tylko usta otworzą, ukąsić im język. Biedacy… gdyby śmiało przemówili, śmiało się
wyspowiadali, diabeł byłby bezradny… ale oni przez wzgląd ludzki, nie mówią, kryją
grzechy w swym sumieniu i choć się spowiadają, nie mają odwagi wypluć jadu, jaki
kazi im dusze.
Mówię więc do mego przewodnika, co to tłumaczył:
Powiedz mi choć, którzy to są, bym sobie ich zapamiętał.
Owszem… owszem… możesz sobie ich nawet zapisać.
Ale mało na to czasu.
No… tylko pisz zaraz.
Zapisałem, ale tylko kilku, bo reszta znikła mi z oczu. A wtedy mój Przewodnik
rzekł:
Idź i powiedz tym chłopcom, by słuchali uważnie, gdy im będziesz opowiadał,
coś widział.
326

33.7 Page 327

▲back to top


Dobrze, ale daj mi jakiś znak, czy to jest tylko sen, czy też wyraźna przestroga,
jaką Bóg raczył zesłać dla moich chłopców.
Zgoda, uważaj więc.
Wtedy z powrotem zabłysło światło, które potężniało z każdą chwilą. Ukazali
się też owi chłopcy z liliami i różami, o twarzach rozradowanych jakby u Aniołów
w niebie. Patrzyłem na nich z zachwytem… a światło potężniało coraz bardziej,
aż wreszcie dała się słyszeć jakaś straszna detonacja w tym momencie… przebudziłem
się… byłem w łóżku strasznie wyczerpany. Zmęczenie to czuję jeszcze do chwili
obecnej. Myślcie sobie – kończył Ksiądz Bosko – o tym, co chcecie, bo to był tylko
sen, ale zdaje się, że jest w nim, mimo wszystko, trochę prawdy, o czym miałem
sposobność przekonać się rozmawiając w ciągu dnia z niektórymi z was. Widoczna to
przestroga dla tych, których tylko nadzwyczajne Miłosierdzie Boże może zbawić. /MB
t. XIV/.
Bardzo na miejscu będą dwa upomnienia skierowane do księży, by przestrzec
ich przed próżnością światową i uporem we własnym zdaniu, co do pewnych spraw.
Używał przy tym wyrażeń dość oryginalnych, umiejąc wplatać pewne refleksje,
zdolne pobudzić ich do poprawy.
Pewnego razu w roku 1880, siedział przy stole wśród wielu gości pana M.
w jego willi w Moncalieri. Wielu biesiadników dla dodania splendoru uczcie, nosiło
na piersiach różne odznaki honorowe; także wielu duchownych przypięło sobie do
sutanny różne krzyże. Gdy rozmowa zeszła na interesujący wszystkich temat, Ksiądz
Bosko zabrał głos i powiedział:
Kiepską figurę robię ze siebie w tak dostojnym towarzystwie! Nie noszę
żadnego orderu, nawet nie posiadam patentu nauczyciela pierwszej elementarnej! Jak
stanę wobec św. Piotra, który z pewnością spyta mnie: No jakże? Czy to wiele
kosztowałoby zdobyć jakiś patent lub odznaczenie? Wynoś mi się stąd! I wyświęci
mnie swoimi kluczami…
Towarzystwo uśmiało się szczerze, słysząc to humorystyczne przekomarzanie
się. Pani domu zaś rzekła: Ksiądz nie ma żadnego odznaczenia, bo nigdy nie chciał go
przyjąć… Biesiadnicy umilkli.
Jak to – powiedział Ksiądz Bosko – ja nie chciałem nic przyjąć? Niech no Pani
spróbuje dać mi z parę tysięcy lir na moje sieroty, a przekona się, czy nie zechcę ich
przyjąć! Interlokutorka zakłopotana nie wiedziała, jak wybrnąć z tego i próbowała
jakiejś sensownej wymówki. Ksiądz Bosko wybawił ją z kłopotu zręcznie zmieniając
temat. W ten sposób dał porządną lekcję próżności księży.
Kiedy indziej miała miejsce lekcja nieco innego rodzaju. Otóż w listopadzie
udał się z kazaniem na Dzień Zaduszny do parafii św. Marcina z Tánaro. Tamtejszy
proboszcz znany z uporu, z jakim podtrzymywał swe idee, założył niewielkie
zgromadzenie zakonne żeńskie i przeznaczył na ten cel kapitał 12 tysięcy lir. Od
każdej kandydatki wymagał przy wstąpieniu tysiąc lir posagu, którą to sumę
zabezpieczał na hipotece, o ile nie została natychmiast wpłacona. Z okazji Dnia
327

33.8 Page 328

▲back to top


Zadusznego zaprosił na obiad kilku duchownych. Gdy zjawił się na półmisku okazały
indyk, Ksiądz Bosko odkroił sobie głowę i pałaszując ją nożem mówił do siebie: Och,
co za twardy łeb, jaka twarda głowa! Proboszcz podsunął usłużnie półmisek, by wziął
sobie lepszy kąsek.
Proszę mi pozwolić dokończyć poprzedni – rzekł Święty – i nadal zawzięcie
krajał nożem twardy łeb indyka. Wreszcie zdołał się z nim uporać i rozciąć kości. Kto
by pomyślał – powiedział – że w tak twardej głowie będzie tak mało mózgu!
Goście spostrzegli, kogo miał na myśli. Proboszcz jednak nie zrozumiał
przymówki. Dalsze koleje i koniec jego życia potwierdziły, że naprawdę potrzebował
podobnej lekcji. Gdy umarł w roku 1890, pozostał po nim testament dość mętny
i niezdecydowany. W magistracie, mimo że uznawano niemałe zasługi, jakie położył
dla dobra gminy, nie podjęto jednak uchwały położenia choćby zwykłego nagrobku na
jego mogile dla uwiecznienia jego pamięci potomnym.
328

33.9 Page 329

▲back to top


ROZDZIAŁ XXIII
Korespondencja
Korespondencja Księdza Bosko opublikowana jest oczywiście znacznie
mniejsza w rozmiarach niż ta, która zaginęła lub o której zapomniano. Z czytania jego
listów pisanych nawet pospiesznie odnosi się wrażenie, że wychodziły one wprost
spod jego pióra, dlatego noszą charakter czegoś bezpośredniego, płynącego od serca.
Widać z nich, że nigdy nie opuszczały go spokój wewnętrzny i pełne panowanie nad
sobą, okazujące się w jego życiu wewnętrznym. Kto przeczytał choćby parę jego
listów, jest zbudowany i odczuwa ducha miłości chrześcijańskiej i pokoju, którymi są
owiane. Ten Duch Boży, który żyje w Świętych, kieruje nie mniej ich piórem jak
językiem.
Podamy w niniejszym rozdziale kilka listów wyjętych ze zbioru korespondencji
Świętego rozpoczynając od trzech listów ojcowskich.
Trzy listy ojcowskie.
Pierwszy jest skierowany do dyrektora w Varazze. Widać, że ów
z niecierpliwością oczekiwał odpowiedzi na jakiś swój list.
Car. mo D. Monateri!
Odpowiada się na listy, kiedy można, dlatego miej cierpliwość. Odpowiadam
więc, jak następuje:
1. Dla naszego dobrego przyjaciela, przyszłego proboszcza w Varazze, nie mogę na
razie dać do pomocy kapłana, a tylko w formie dorywczej, będą mogli udzielać się
nasi księża z zakładu i to w granicach swych możliwości.
2. Chłopiec Fassio z V - ej klasy niech napisze powtórnie list, gdyż poprzedni gdzieś
się zapodział w morzu korespondencji, którą załatwiam codziennie.
3. Z całego serca błogosławię i modlę się w intencji młodzieńca Corazzale
i jego braciszka od trzech lat chorego.
4. Proszę Boga, by ci udzielił zdrowia, wiedzy i świętości, byś dobrze rządził swymi
gilami, byś z nich uczynił tyluż św. Alojzych i nieustraszonych salezjanów. Niech ci
Bóg błogosławi, mój zawsze drogi księże Monateri, a wraz z tobą wszystkich naszych
drogich Współbraci i wychowanków. Módlcie się również za mnie, który etc.
Turyn, 08.06.1880 r.–
Aff. mo amico XJB
329

33.10 Page 330

▲back to top


Dwa inne adresowane były do dyrektora kolegium Manfredini w Este.
W pierwszym Święty odpowiada na życzenia imieninowe. Dołączył do listu arkusz ze
spisem robót w kościele św. Jana Ewangelisty, których sfinansowania mogliby się
podjąć wyszukani w tym celu Dobrodzieje.
Kościół św. Jana Ewangelisty.
Kościół św. Jana Ewangelisty prezentował się okazale na tle Corso Vittorio
Emmanuele II w Turynie, wewnątrz jednak pozostało wiele do zrobienia. Zebraliśmy
razem poniższą grupę dokumentów wskazujących, jak Święty na wszelki sposób
potrafił zdobywać pieniądze. Są to listy, z których tchnie prostota Świętego, z jaką
umiał wpływać na osoby zamożne, by poparły jego dzieła. I tak baronowi Ceriana,
który patronował poświęceniu kamienia węgielnego, przypominał jego obietnicę
z roku 1878. Baron nie pozostał głuchy na ten apel.
Benemerito Sig. Giuseppe Ceriana!
Zeszłego roku miałem zaproponować JWP pewne dzieło, które wsławiłoby imię
tego, który dopełnił aktu położenia kamienia węgielnego. Pan baron zrobił mi
wówczas nadzieję podjęcia się ufundowania wielkiego ołtarza obustronnego oraz
balustrady otaczającej prezbiterium. Obecnie koszty zostały znacznie zmniejszone,
gdyż majstrowie chcąc ze swej strony mieć zaszczyt przyczynienia się do wykonania
tego działa wiekopomnego, zniżyli jego cenę z 14 tys. franków na 8 tysięcy, to jest
pięć tysięcy za ołtarz i trzy tysiące za balustradę. Otóż jeśliby Szanowny Pan baron był
łaskaw podjąć się jednego lub obu razem tych dzieł, byłbym mu bardzo wdzięczny
i zapewniam o swoich modlitwach w intencji jego i całej rodziny. Prace miałyby się
rozpocząć natychmiast, lecz termin odbioru i zapłaty określa się na początek roku
1881. Niech go Bóg Błogosławi i zachowa w zdrowiu, etc.
Obbl. mo serv. XJB
Ksiądz Bosko skompilował i wydrukował spis prac do wykonania wewnątrz
kościoła i odnośną ich cenę, kładąc na początku następujące oświadczenie:
„Prace do wykonania w kościele św. Jana Ewangelisty, których koszty poleca
się pokornie o pokrycie Sz. P. Pomocnikom i Pomocnicom, ku uczczeniu pamięci
wielkiego Papieża Piusa IX”. Niektórym osobom osobiście przesyłał ów spis wraz
z listem odręcznym, jak na przykład panu Karolowi Comaschi w Mediolanie, którego
przywiązanie do Księdza Bosko jest dobrze znane czytelnikom.
Car. mo Sig. Avv. Comaschi!
Apostoł Miłości, uprzywilejowany uczeń Boskiego Zbawcy poszukuje osoby,
która by mu dopomogła zbudować przybytek ku chwale Boga. W jego imieniu ja
polecam miłosierdziu Szanownego Pana którąkolwiek z załączonych na liście prac.
Z Nieba nie przestanie on błogosławić go wraz z całą rodziną, ja zaś wraz
330

34 Pages 331-340

▲back to top


34.1 Page 331

▲back to top


z wychowankami nie omieszkam, co dzień wznosić modłów do Dawcy wszelkich
łask, by zachował całą Rodzinę przy zdrowiu i w swej łasce etc.
Turyn, 27.06.1880 r.
Aff. mo amico in Gesu Cristo Ksiądz Jan Bosko
Pan ów przyjął propozycję, za co mu Święty dziękuje następującym miłym
listem:
Car. mo Sig. Cavagliere!
Va tutto bene. Dziękuję serdecznie za przyjęcie propozycji wykonania pewnej
pracy na rzecz kościoła św. Jana Ewangelisty. Przy okazji pobytu w Turynie proszę
o nas nie zapomnieć i uprzedzić o swej wizycie bilecikiem, by nie powtórzyła się
przykrość z powodu mej nieobecności przy innej okazji. Widziałbym również
z przyjemnością syna Alfonsa. Niech Bóg błogosławi, etc.
Przypominają sobie czytelnicy owego Alfonsa Fortis, który o włos nie poszedł
za przykładem hrabiego Cyasa i który jak widzieliśmy, stracił ojca w kwietniu. Do
niego również kierował swój apel:
Mio Caro Alfonso!
Mam nadzieję, że odpoczynek w Crabia podreperował znacznie twe zdrowie,
i że wszyscy w domu wraz z Mamą i Ryszardem, cieszycie się zupełnym zdrowiem,
według tego, jak prosiłem Pana Boga. Jeśli zechce mi przysłać wiadomości o sobie,
sprawi mi wielką przyjemność. Kościół św. Jana Ewangelisty napotyka na pewne
trudności z powodu braku środków. Pragnąłbym, by do tego przyczyniła się cała
rodzina, podejmując się sfinansowania którejś z umieszczonych na liście prac, którą
załączam. Jeśli się godzi na to, chętnie każę umieścić napis: OD RODZINY FORTIS
lub inny stosownie do życzenia. Proszę pomówić o tym z Mamusią i Ryszardem i jeśli
projekt odpowiada, proszę o powiadomienie mnie. W innym wypadku przepraszam za
sprawiony kłopot, etc.
Turyn, 29.06.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
W czasie pobytu w San Benigno, w sierpniu, posłał wspomniany druk
z odręcznym listem do dwóch osób w tej okolicy; na pierwszym miejscu panu Cena,
przyszłemu Pomocnikowi w pobliskim Montanaro:
Stimabilissimo Sig. Cena!
Brakuje mi czasu na osobistą wizytę, nie pomijam jednak sposobności, by nie
wyrazić mu swego współczucia z powodu nieszczęścia, które dotknęło go przed
niedawnym czasem. Zapewniam o swych modlitwach, by Pan Bóg przywrócił mu
poprzednie zdrowie. Przy sposobności pragnąłbym polecić mu pewne dzieło
dobroczynne, za które z pewnością Bóg go wynagrodzi. Proszę wziąć pod łaskawą
331

34.2 Page 332

▲back to top


uwagę brakujące w kościele św. Jana Ewangelisty rzeczy według załączonej listy.
Niech go Bóg błogosławi, zacny panie Pomocniku, udzieli mu zdrowia i zachowa
w swej łasce. Proszę wybaczyć zaufanie, z jakim do niego piszę, etc.
San Benigno, 13.08.1880 r.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
PS. Najniższe ukłony dla małżonki z życzeniami dobrego zdrowia i łask
Bożych.
Pod tą samą datą i w tym samym celu pisał do pani Merlini z Volpiano:
Preg. ma. Signora Merlini!
Wczoraj Szanowna Pani przyszła z wizytą do mnie, podczas gdy słuchałem
spowiedzi i przykro mi bardzo, że nie mogłem się z nią porozumieć
w pewnej doniosłej sprawie dotyczącej większej chwały Bożej. Wiem, że popiera
wiele dzieł dobroczynnych i dlatego właśnie prosiłbym o przyjście z pomocą
w ukończeniu kościoła św. Jana Ewangelisty według załączonego spisu. Gdyby nawet
nie mogła mi przyjść z pomocą, nie zaniecham modlić się o jej zdrowie…
Chcąc pomieścić niektóre szczegóły, dla których nie było miejsca gdzie indziej,
podamy obecnie pewien zbiór listów okolicznościowych.
Listy różne.
Pierwszy adresowany jest do księdza Eugeniusza Bianchi. Ksiądz Bianchi
zgłosił się do Zgromadzenia w czwartym roku swego kapłaństwa. Był wówczas
zastępcą proboszcza w Verucchio, historycznej siedzibie panów Malatesta, w diecezji
Rimini. Ten list nie miałby znaczenia decydującego w jego powołaniu, gdyż jak sam
opowiadał, przedsięwziął podróż krajoznawczą po znaczniejszych miastach włoskich,
korzystając z biletu turystycznego.
Po zetknięciu się z Księdzem Bosko, przerwał dalsza podróż i udał się do Lanzo
na rekolekcje, przy końcu, których nieodwołalnie powziął zamiar pozostania na
zawsze z Księdzem Bosko. W październiku, po odwiedzeniu swej rodziny, rozpoczął
nowicjat w San Benigno.
Carissimo in Nostro Signore Gesu Cristo!
Ze swej strony zawsze jestem szczęśliwy mogąc dołączyć do skromnych
oddziałów salezjańskich jakiegoś dzielnego wojaka. Proszę zatem przybywać do nas,
według tego jak sam mówi, by spędzić z nami jakiś czas. W tym celu mógłby zawitać
na jakąś serię naszych rekolekcji, które będą miały miejsce w Lanzo od dnia 9 do 16
września br. Jeśli ten termin mu nie odpowiada, proszę mi dać znać, a wyznaczę mu
inny czas, względnie inną serię. Przed rekolekcjami i po nich będzie sposobność
porozmawiania i zadecydujemy zgodnie z większą chwałą Bożą. Oczekuję go z wielką
przyjemnością i polecam się jego modlitwom rad oświadczając się
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
332

34.3 Page 333

▲back to top


PS. Wyjeżdżając z Rimini, proszę tak ułożyć swe sprawy, by móc oddalić się na
dłuższy czas z domu bez przeszkód.
Ksiądz Bianchi przez cztery lata był socjuszem księdza Barberisa dopomagając
w formacji nowicjuszów, aż został przez Księdza Bosko mianowany dyrektorem
i mistrzem nowicjuszów – kleryków w Foglizzo. Po jedenastu latach na tym urzędzie,
stan jego zdrowia skłonił Przełożonych do powierzenia mu mniej męczącego
stanowiska, aż wreszcie osiadł w szkole rolniczej w Beitgemal w Palestynie, gdzie
przez 19 lat pracował gorliwie na stanowisku dyrektora, a później spowiednika.
Zakończył swe pracowite życie w 1931 roku. Będąc z ducha salezjaninem, już przed
wstąpieniem do Towarzystwa, oddał się bez zastrzeżeń w ręce Księdza Bosko i jego
godnego tłumacza - księdza Barberisa. Pod surową powierzchownością atlety ukrywał
się serdeczny przyjaciel i ojciec święcie oddany wszystkim. Swym życiem i cnotami
salezjańskimi - mimo, że w późniejszym wieku wstąpił do Zgromadzenia - dowiódł,
jak skuteczna i prosta jest metoda życia wewnętrznego Świętego Założyciela, który
niezawodnie doprowadzi do świętości tego, kto bez zastrzeżeń powierzył się jego
kierownictwu.
Następny list adresowany jest do kleryka Alojzego Cartier. Ten, we wrześniu
1880 roku, znajdował się w San Giovanni di Moriana w Savoi, swej ojczyźnie. Biskup
monsignor Rosset dowiedziawszy się, że ma minorki, był zdziwiony, że nie proszono
go o dimisorie do święceń. Nie wiedział tymczasem, że sprawy były w zupełnym
porządku. Po otrzymaniu wyjaśnień od Księdza Bosko nie miał już nic do
powiedzenia.
Mio Carissimo Cartier!
Bądź spokojny co do swych święceń i biskupa, który cię będzie przedstawiał do
święceń. Nasze Zgromadzenie, jako definitywnie zatwierdzone ma władzę
przedstawiania swych członków do święceń i nie potrzebuje dimisorii od biskupów,
którym podlegaliby z racji swego pochodzenia lub innego tytułu kanonicznego.
Używaj dobrze wakacji, lecz nie zapominaj, że wszędzie powinieneś być
salezjaninem, to znaczy solą w rozmowach i światłem dobrego przykładu. Pozdrów
ode mnie swych rodziców i księdza proboszcza oraz pamiętaj o mnie w modlitwach,
etc.
Turyn, 19.09.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
Markiz Landy z Piacenzy, do którego odnosi się następny list, miał
zarezerwowaną dla Księdza Bosko pewną sumę, którą chciał mu wręczyć osobiście,
gdy powróci do Turynu; a tymczasem upływał wrzesień, a Świętego nie było. Być
może znajdował się na Kapitule Generalnej lub w Sampierdrena na rekolekcjach
współbraci. List nie nosi daty, lecz prawdopodobnie pisany był w październiku.
333

34.4 Page 334

▲back to top


Mio Carissimo Sig. Marchese!
Szanowny Pan raczył pofatygować się aż na Valdocco, by przynieść mi
pieniądze, o czym mnie nie powiadomiono, gdyż byłbym przerwał natychmiast swoje
zajęcie, by należycie go przyjąć, jak na to zasługuje. Miałem oczekiwać jego wizyty
późną jesienią, lecz ze względu na to, że miał od dawna przygotowaną swą ofiarę,
a z drugiej strony znajdujemy się w pilnej potrzebie, dlatego przyjmuję chętnie
przyspieszenie jego obietnicy. Zresztą może Szanowny Pan przesłać tę sumę w liście
poleconym wartościowym na mój adres: Lanzo k/Turynu, gdzie zatrzymam się do dnia
16 bm. Pisze mi Szanowny Pan polecając się modlitwom w intencji jego rodziny:
zapewniam, że to od lat czynię w „memento” we Mszy św. Jestem przekonany,
że podobnie i Szanowny Pan pamięta o mnie i mojej armii, która liczy już około 60
tys. żołnierzy, nieustraszonych zjadaczy bułek. Niech Bóg nam błogosławi, etc.
Umilissimo serv.
Wspomnimy też o liście, który Ksiądz Bosko podyktował do pana Karola Fava
ograniczając się do swego podpisu. Do listu dołączył prezencik z okazji jego imienin:
Al caritatevole Signore Cav. Carlo Fava nel suo giorno onomastico!
Viva San Carlo e chi ne porta il nome!
W dniu jutrzejszym postaram się odprawić w jego intencji i całej rodziny Mszę
św. Nasi wychowankowie zaś ofiarują Komunię św. wraz z modlitwami przed
ołtarzem Najświętszej Wspomożycielki, prosząc o łaskę by w jego domu panowało
u wszystkich zdrowie, pokój i zgoda. Zapewne Szanowny Pan otrzymuje wiele listów,
których nie może od razu załatwić, dlatego raczy ode mnie przyjąć teczkę na listy.
Viva San Carlo e chi ne porta il suo nome!
Obbl. mo servitor Ksiądz Jan Bosko
Hojny Dobrodziej pospieszył odpowiedzieć w tym samym tonie:
Viva Don Bosco e i suoi moltissimi amici!
- między których mam zaszczyt być policzonym, jeśli jestem przez niego tak
uprzejmie traktowany i otrzymałem miły prezent imieninowy. Zachowam wspaniałą
teczkę, jako cenny dokument jego dobroci względem mnie i cieszę się mogąc wyrazić
swą szczerą wdzięczność. Moja małżonka dołącza również ukłony od siebie
i serdeczne podziękowanie za skuteczne modły w intencji naszej rodziny. Polecamy
się nadal jego pamięci w czasie Mszy św. Prosząc o przyjęcie najniższych ukłonów,
etc. Godne uwagi, że wielu wybitnych Dobrodziejów, którym Ksiądz Bosko
nieustannie - rzec można - się naprzykrzał – nie tylko nie okazywało znudzenia, lecz
dawało coraz większe dowody swego przywiązania. Rodziło się to
z głębokiego przekonania, że mają do czynienia ze Świętym.
Finanse Oratorium znajdowały się wciąż w kiepskim stanie. Wzruszający jest
poniższy apel wystosowany do wszystkich Współbraci, by pospieszyli z pomocą
Domowi Macierzystemu, znajdującemu się w poważnych opałach. Środki podsunięte
334

34.5 Page 335

▲back to top


były tak proste i praktycznie łatwe do wykonania. Stosownie wybrany również został
okres świąt Bożego Narodzenia. Podajemy ów okólnik w oryginalnym brzmieniu:
Car. mo D…
Gdy matka znajduje się w wielkiej potrzebie, zwraca się z ufnością o pomoc do
własnych dzieci. W takiej właśnie sytuacji znajduje się obecnie nasz Dom
Macierzysty. Wielkie wydatki, jakie ponosimy w tymże mieście, w Boedighera,
Spezia, w Rzymie i gdzieindziej; ekspedycja misyjna, która się obecnie przygotowuje,
nowe domy otwarte kosztem tutejszego Domu Macierzystego (między innymi i dom
w San Benigno), to wszystko doprowadziło do ostatecznego wyczerpania zasobów
materialnych Oratorium.
Dlatego uznaliśmy za konieczne zaapelować do skrzętnej miłości każdego dyrektora,
by pospieszył nam z pomocą, a mianowicie:
1. By zawiesił na kilka miesięcy prace budowlane, które nie są konieczne
w tej chwili;
2. By zebrał pensje wychowanków i jakąkolwiek choćby niewielką sumę
i przeznaczył ją na powyższy cel;
3. By polecił gorąco i pokornie Pomocnikom Salezjańskim i innym
Dobrodziejom, by zechcieli pospieszyć nam z pomocą swymi ofiarami, względnie
przeprowadzili zbiórkę na ten cel.
Gdy się zdobędzie jakąś sumę, uprasza się by jak najprędzej nam ją posłać.
Tymczasem prośmy Pana Boga tak hojnego względem wszystkich, by raczył się
okazać nim względem nas. Kapłani niech w tym celu czynią memento we Mszy św.,
a inni Współbracia i wychowankowie niech ofiarują na tę intencję częste Komunie
święte. Niech Bóg wam błogosławi i zachowa w swej łasce.
Oratorium – Turyn, 21.12.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
Dyrektorowi w Marsylii, który nalegał o zwiększenie personelu, Ksiądz Bosko
posłał księdza Emanuela Cesari z przeznaczeniem na prefekta; innym potrzebom
obiecywał zapobiec w czasie najbliższej wizytacji domu. Na razie leżało mu bardzo na
sercu przygotowanie konferencji dla Pomocników w Marsylii, stąd poprosił go
o potrzebne dane, które posłużyłyby mu, jako materiał do wspomnianej konferencji.
Caro D. Bologna!
Otrzymałem listy od ciebie, od Lassepas i innych moich drogich synów
z naszego Oratorium św. Leona. Podziękuj im ode mnie i pozdrów serdecznie,
zapewniając, że w swoim czasie odpowiem wszystkim listownie. Mam nadzieję,
że Cesari znajduje się już na swoim miejscu. Na razie cierpliwości, gdy przybędę na
wizytację, ułożymy wszystko. W dniu 22 grudnia, nasi misjonarze wyjadę z Genui do
Ameryki.
335

34.6 Page 336

▲back to top


Po czym wybiorę się i ja koleją do Marsylii. Postaram się powiadomić cię o dniu
mego przyjazdu, który prawdopodobnie nastąpi w pierwszych dniach lutego.
Potrzebowałbym, byś mi zobrazował stan kolegium, mianowicie:
1. Jakie prace budowlane przeprowadzono i na jaki cel przeznacza się lokale;
2. Liczba wychowanków internistów, eksternistów i rezultaty nad nimi uzyskane;
3. Prace planowane w prawym skrzydle domu i ich kosztorys;
4. Jakie masz długi i zaciągnięte pożyczki (są one liczne?).
Działalność Komitetów Dobroczynnych i wszystkie szczegóły, które mogłyby
posłużyć do konferencji dla Pomocników, mającej się odbyć w parę dni po moim
przybyciu. Poślij mi te dane na piśmie w języku francuskim, gdyż to lepiej mi posłuży.
Przy sposobności, pozdrów ode mnie panie: Jacques, Prat, Brouquier, etc. Niech cię
Bóg błogosławi, mój drogi księże Bologna, naszych drogich synów, dla których proszę
Boga o dobre zdrowie i Jego łaskę wraz z wytrwaniem w dobrym. Polecaj wszystkim
częstą Komunię św. na moją intencję, etc.
Turyn, 23.12.1880 r.
Ksiądz Jan Bosko
PS. Jak się ma Taulaigo? Czy robi cuda?
Z tego lakonicznego postscriptum wynika, że wymieniony biedak był
przyczyną niemałych kłopotów w domu, o czym Ksiądz Bosko wiedział.
W następnym liście przesyłał ojcowską radę księdzu Dominikowi Griglia,
proboszczowi w Bagnasco, diecezji Mondovi:
Carissimo Signor Prevosto!
Rozumiem doskonale jego sytuację. Chcąc być spokojnym teraz i zawsze, niech
podda się całkowicie zarządzeniom swego Przełożonego kościelnego. Jeśli on radzi
mu zajmować nadal dotychczasowe stanowisko, nich tak postąpi. Zapewniam o swych
modlitwach i proszę również modlić się za mnie, etc.
Turyn, 30.12.1880 r.
Suo buon amico Ksiądz Jan Bosko
Nasz św. Ojciec służy wszystkim, jako wspaniały wzór dyskrecji
w korespondencji licząc się z tym, że scripta manent i że mogłyby dostać się w inne
ręce, z ujmą dla reputacji osób, do których lub o których pisał. Tego rodzaju dyskrecję
zachowuje niezmiennie podświadomie. Nie raz wyraźnie o niej wspomina, jak
w następującym liście adresowanym do Varzo, gmina Domodossola:
Mio Caro Borello G.!
Nie mogę powierzyć karcie prawdziwej odpowiedzi na twój list. Lecz jeśli
zwrócisz uwagę na to, co ci powiedziałem osobiście, będziesz miał normę, co o tym
myśleć i jak postąpić. Radziłbym otworzyć swe serce spowiednikowi i iść za radą,
336

34.7 Page 337

▲back to top


jakiej ci udzieli. Niech Bóg błogosławi, mój drogi Borello i módl się za mnie, który ci
jestem, etc.
Lanzo Tor., 07.09.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
337

34.8 Page 338

▲back to top


ROZDZIAŁ XXIV
Kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa w Rzymie
Nie ma założyciela lub założycielki zgromadzenia zakonnego, którzy by nie
pragnęli w głębi duszy założenia swej placówki w centrum katolicyzmu w Rzymie,
w kolebce i siedzibie władzy, jedności i nauki, skąd rozlewa się ona rozlicznymi
strumieniami i zrasza cały świat. Od wielu lat, nim jeszcze Reguły salezjańskie zostały
zatwierdzone przez Kościół, Założyciel nosił się z zamiarem swej fundacji
w Wiecznym Mieście, lecz żadna próba nie powiodła się aż do roku 1880, kiedy
wreszcie w sposób nieoczekiwany, od dawna pieszczone w sercu Świętego marzenie
mogło się zrealizować. Kosztowało to jednak Księdza Bosko sześć lat blisko,
nieprzerwanych cierpień moralnych i fizycznych. Opowiemy obecnie, w jakich
okolicznościach powstała pierwsza placówka salezjańska w Rzymie – kościół
Najświętszego Serca Pana Jezusa na Castro Pretorio.
Otóż pierwotny plan usytuowania przyszłej świątyni pochodzi od monsignora
De Merode, ministra Piusa IX. Przewidywał on rozbudowę miasta w kierunku dzielnic
wyżej położonych, w okolicy Castro Pretorio. Że taka orientacja była słuszna,
przemawiał fakt szybkiej rozbudowy tej części miasta począwszy od roku 1870 tak,
iż rzec można, powstało tam jakby nowe miasto. O wszystkim jednak myślano, tylko
nie o zaspokojeniu potrzeb duchowych mieszkańców tej rozległej dzielnicy. Myślał
o tym poważnie udręczony Papież Pius IX, który mimo wyczerpania środków po
utracie swych państw, nie zaniechał myśli zapobieżenia potrzebom duchowym
Rzymu.
Dnia 8 grudnia 1870 r. ogłosił św. Józefa Opiekunem Kościoła Powszechnego,
zrobił nawet krok dalszy zakupując z własnej inicjatywy kawałek terenu na wzgórzu
Eskwilińskim, z intencją otwarcia tam kościoła poświęconego wielkiemu Patriarsze.
Z czasem jednak zmienił plan. Od roku 1871 większość biskupów we Włoszech
poświęcała swe diecezje Najświętszemu Sercu Jezusowemu, skąd powstała myśl, aby
i w Rzymie wznieść wielką świątynię ku czci Boskiego Serca, skąd jakby z ogniska
promieniowało na cały świat to nabożeństwo wśród wiernych. Rzecznikiem tej myśli
był Barnabita Ojciec Maresca, redaktor Posłańca Najśiętszego Serca Jezusowego. Stąd
to Pius IX ostatecznie zadecydował, by na wspomnianym terenie wznieść kościół nie
ku czci św. Józefa, lecz Najświętszego Serca Jezusa, by z tego najwyższego punktu
miasta Najświętsze Serce Zbawiciela błogosławiło całemu światu.
Lecz sprawa przeciągała się, a sąsiednie parafie nie wystarczały dla
zapobieżenia potrzebom tylu dusz. Usiłował temu zapobiec gorliwy O. Franciszkanin
338

34.9 Page 339

▲back to top


Ludwik da Casoria, przy pomocy grupy młodzieży z Akcji Katolickiej, z adwokatem
Petricoli na czele. Otwarto tymczasową kaplicę w pobliżu terenu przeznaczonego pod
kościół, służącą potrzebom kultu. Tymczasem zmarł Pius IX pozostawiając swe plany
niezrealizowane.
Wstąpienie na tron papieski Leona XIII dało nowy impuls dla tej inicjatywy.
On będąc biskupem w Perugii, jako jeden z pierwszych ordynariuszy poświęcił swą
diecezję Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, a kiedy został Papieżem, podjął
natychmiast myśl swego poprzednika i z całym zapałem zaczął ją realizować. Od
1 sierpnia 1878 roku, za pośrednictwem swego wikariusza, kardynała Monaco La
Valletta, listem łacińskim skierowanym do biskupów świata katolickiego, z wyjątkiem
Francji, gdzie wznoszono monumentalną bazylikę na Montmartre, zwrócił się
z zachętą poparcia tej wielkiej inicjatywy.
Przeprowadzenie zbiórek zostało powierzone Federacji Piana, stojącej na czele
wszystkich stowarzyszeń kościelnych w Rzymie, wyłoniony zaś spośród patrycjatu
rzymskiego komitet, pod przewodnictwem markiza Juliusza Merighi, miał czuwać nad
postępem prac.
Nabrały one z miejsca wielkiego rozmachu. Na wstępie przystąpiono do
zniwelowania pagórka osłaniającego teren, wznoszącego się kilka metrów nad
poziomem ulic. Po czym zabrano się do wykopów ziemnych, celem przygotowania
fundamentów i konstrukcji podziemnych świątyni. Tu jednak robotnicy natknęli się na
poważną przeszkodę, zresztą często spotykaną na terenie rzymskim: były to
podziemne chodniki, względnie galerie, zbudowane w dawnych czasach celem
wydobywania tufu wulkanicznego, używanego w Rzymie do wapna podobnie jak
gdzie indziej piasku. Musiano wtedy doprowadzić wykopy w głąb do 14 metrów, by
dotrzeć do gruntu trwałego, na którym można by założyć fundamenty. Pierwszy
kamień poświęcił kardynał Wikariusz, 17 sierpnia 1879 r., w imieniu Ojca św. w dniu
jego Patrona.
Plany bazyliki w stylu Bramantego przygotował hrabia Franciszek Vespignani,
architekt papieski, kiedy niespodziewanie wyniknął głośny incydent belgijski. A było
to tak. Okólnik wysłany do biskupów belgijskich w 1878 r., wzbudził zainteresowanie
baronowej De Monier, która gotowa była złożyć sumę stu tysięcy franków na budowę
bazyliki - pod warunkiem, że zastosuje się plany jej ojczystego architekta barona De
Bethune. Nie dość na tym. Ofiarodawczyni nie chciała słyszeć o stylu renesansowym
pragnąc mieć w Rzymie świątynię w stylu gotyckim względnie romańskim. Kardynał
Dechamps arcybiskup Malines zgodził się przedstawić ten projekt w Rzymie.
Oczywiście powyższy warunek stwarzał poważne trudności, zwłaszcza z uwagi
na to, że już założono fundamenty pod świątynię według planów Vespignaniego;
pomimo to kardynał Wikariusz prosił Eminencję Prymasa Belgii o przesłanie planów
nie tając przed nim, że wspomniane dwa style nie mają wzięcia w Rzymie. Na to
arcybiskup Malinea przesyłając plany odpisał: Rzym jako stolica chrześcijaństwa,
winien mieć pomniki wszystkich epok historycznych i przykrą jest rzeczą, że oprócz
bazylik konstancjańskich i w stylu odrodzenia nie zawiera pomników wspaniałych
339

34.10 Page 340

▲back to top


katedr w rodzaju kolońskiej, d’Amiens, Yorku, Reims, Westminsteru i wielu innych
wspaniałych kościołów, nie mówiąc już o katedrze mediolańskiej. Ten ekskluzywizm,
rozumiem doskonale, był wynikiem odrębnych warunków historycznych, lecz
nadeszła okazja, by go zaniechać.
W każdym razie projekt inżyniera Bethune był starannie rozpatrzony.
W sprawozdaniu podkreślono: Oczywiście, gdyby się ustaliło wznieść świątynię
w stylu gotyckim, wspomniany projekt mógłby być zastosowany. Ale w Rzymie
w tego rodzaju budowlach cieszy się uprzywilejowaniem styl klasyczny. Prócz tego
całkowity koszt zaprojektowanej budowy w szczegółach wyniesie znacznie więcej od
zaofiarowanej, choć znacznej sumy stu tysięcy franków.
Ze swej strony, Vespignani jako wybitny znawca klasycyzmu rzymskiego,
pisał: W Rzymie -stolicy sztuk pięknych - nie cieszy się absolutnie wzięciem styl
gotycki, jako wywodzący się z epoki barbarzyńców i obecnie przeważa jedynie
w zborach ewangelickich.
Jednak Ojciec Maresca był nieco innych poglądów i radził baronowej, by
skłoniła kardynała Dechampsa do osobistych pertraktacji z Papieżem. Lecz Eminencja
odmówił nie licząc bardzo na powodzenie przedłożonego poprzednio planu. I tak
postawienie sprawy po bizantyńsku skończyło się niepowodzeniem. Jesteśmy
przekonani, że gdyby tę sprawę wziął w ręce Ksiądz Bosko, udałoby się ocalić
przysłowiowa kozę i kapustę, lecz wtedy nie myślano jeszcze o nim.
To pewne, że niewielu w świecie, podobnie jak Ksiądz Bosko, posiadało talent
zdobywania środków na przeprowadzenie tak kolosalnych i rozlicznych dzieł.
Podobnie powyższa inicjatywa rzymska, pomimo, że lansowana ze szczytów
i honorowo popierana ze strony wielu znakomitych osobistości, po pierwszych
krokach całkowicie utknęła. Z braku pieniędzy stanęły prace, gdy budowla zaledwie
wyłoniła się spod ziemi. Papież mający już na swych barkach absydę św. Jana na
Lateranie i wspaniały szpital św. Marty w Watykanie, załamywał ręce, lecz nie poddał
się przecież rezygnacji.
To, co niżej opowiemy, zaczerpnęliśmy ze świadectwa kardynała Alimondy.
Pewnego razu Ojciec św. w rozmowie z kardynałami wyraził swą przykrość z powodu
zawieszenia robót nad bazyliką.
Nie możemy się cofnąć – mówił Papież – związane są z tym chwała Boża
i dobro dusz tylu wiernych.
Ojcze święty – przerwał kardynał Alimonda – proponowałbym środek pewny,
by dopiąć celu.
Jakiż on jest – spytał Papież zaintrygowany.
Powierzyć tę sprawę Księdzu Bosko.
Ale czy on zechciałby to przyjąć?
Ojcze święty, znam dobrze Księdza Bosko i jego pełne, nieograniczone oddanie
się Stolicy św. Gdy Wasza Świątobliwość mu zaproponuje - jestem przekonany,
że przyjmie.
340

35 Pages 341-350

▲back to top


35.1 Page 341

▲back to top


Powyższa rozmowa miała miejsce w marcu 1880 roku, w czasie pobytu
Świętego w Rzymie. Leon XIII niezwłocznie zlecił kardynałowi Wikariuszowi
przedłożenie tej propozycji Księdzu Bosko w imieniu Papieża. Jego Eminencja
rozmawiał o tym ze Świętym pod wieczór 24 marca, nic nie wspominając o życzeniu
Ojca św. Powtórzył ją znowu z większym naciskiem w dniu 28 marca, zawsze jakby to
pochodziło od niego. Ksiądz Bosko nie odpowiedział tak ani nie, gdyż uświadomił
sobie olbrzymi ciężar i trudności związane z powyższą inwestycją. Wynika to
z licznych świadectw złożonych na Procesie Beatyfikacyjnym.
Na pierwszym miejscu trudności finansowe. Od Rzymian niewiele można było
się spodziewać, jak wskazywało doświadczenie, co wynika również z listu kardynała
Wikariusza. Ludność była materialnie wyczerpana. Nie można było również liczyć
wiele na ofiarność Francuzów, zajętych w owym czasie budową swej narodowej
świątyni, jako votum Najświętszemu Sercu Jezusowemu, nadto ciążyło na katolikach
utrzymywanie szkół religijnych. Zresztą przewidywał słusznie, że Dobrodzieje łożąc
wspaniałomyślnie na jego dzieła i na sieroty niewiele byliby zainteresowani nowym
kościołem w Rzymie. Niewiele także mógłby wydobyć z ojczystej Italii, bądź ze
względu na katastrofalny stan gospodarczy i finansowy państwa, czy też z racji na
utrzymanie licznych dzieł dobroczynnych lokalnych. Nie mniej brał też pod uwagę
wysokie ceny robocizny w Rzymie - wyższe niż w innych miastach Włoch. Zresztą
czyż nie miał już na swych barkach tak licznych przedsięwzięć budowlanych? Wszak
prowadził budowę kościoła św. Jana Ewangelisty w Turynie, kościoła Najświętszej
Maryi Wspomożycielki w Vallecrosia, budował w Marsylii, w Nizzy, w Spezia. Czyż
było rozsądne brać na siebie jeszcze większe ciężary?
Innym motywem, by się nie angażować w tę sprawę, było według niego dość
chłodne stanowisku wielu względem wznoszenia kościoła na Castro Pretorio. Rozeszła
się wieść po świecie, że projektowana świątynia miała stanąć ku czci Papieża Piusa
IX, wezwano wszystkich biskupów do przeprowadzenia kwesty na powyższy cel,
a jaki wynik? Zdołano zebrać jakąś setkę tysięcy lir i na tym koniec…
Był jeszcze trzeci kłopot. Ksiądz Bosko podejmując się tego zadania, musiałby
także przejąć poprzednie agendy administracyjne, które przewidywały kontrolę
Komitetu nad budową; tym bardziej, że były to pewne kontrakty obciążające jako,
że chodziło o budowę prowadzoną w imieniu Papieża.
/Uwaga: Podkreślano gdzie indziej, że pewne sfery rzymskie odnosiły się
niechętnie do Piemontczyków, nazywając ich pogardliwie „buzzurri”. Widzieć
Piemontczyka na czele takiego dzieła, tym bardziej musiało podsycać zawiść. Istotnie,
gdy rozeszła się Wieść o powierzeniu Księdzu Bosko budowy bazyliki, grupa księży
wysłała protest do kardynała Wikarego w związku z tym rzekomym upokorzeniem dla
kleru rzymskiego. Eminencja wysłuchał dobrotliwie delegacji, po czym spytał wprost,
czy gotowi są podjąć się tego ciężaru. Oświadczyli, że tak. Kardynał przyrzekł
poprzeć ich życzenie u Papieża, bo z Księdzem Bosko – rzekł– sprawa łatwa. Ci
wówczas zadowoleni spytali, ile Ksiądz Bosko otrzymał funduszów od Ojca św. na tę
budowę. Żadnych – odrzekł kardynał. Po czym chłodno przedstawił im przewidywane
341

35.2 Page 342

▲back to top


wydatki, dodając, że w Rzymie niewiele da się zebrać. Był to jakby kubeł zimnej
wody na rozpalone głowy, które się wnet uspokoiły/.
Ponad tymi czysto ludzkimi rachubami dwa motywy przeważały w decyzji
Księdza Bosko: honor Kościoła i Stolicy Apostolskiej. Była obawa, by nie
skompromitować się wobec protestantów, którzy wszelkimi siłami i olbrzymim
nakładem środków finansowych, wznieśli w Rzymie kilka swoich zborów. A jak
wyglądałaby odpowiedź katolików, gdyby nie potrafili zbudować ani jednego
kościoła? Mogło też uchodzić za ujmę, że głos Papieża uzyskał tak mały efekt
w świecie. Nad tymi sprawami zastanawiał się i ważył swą decyzję Święty, czy podjąć
się tak wielkiego ciężaru.
Potrzebny był w tym momencie rozstrzygający głos Ojca św. Na audiencji dnia
5 kwietnia, Papież wyraził swe życzenie zapewniając, iż podejmując się tej rzeczy
uczyniłby rzecz świętą i nader miłą Papieżowi. Zawieszenie prac nad budową
sprawiało mu wielkie strapienie.
Życzenie Ojca św. jest dla mnie rozkazem – rzekł Święty. Przyjmuję zlecenie,
które Wasza Świątobliwość raczył mi powierzyć.
Ale ja nie mogę dać księdzu pieniędzy – dodał Papież.
Nie żądam pieniędzy od Waszej Świątobliwości. Proszę tylko o jego
błogosławieństwo ze wszystkimi łaskami i przywilejami, jakich zechce udzielić dla
mnie i osób, które będą ze mną współpracować nad tym, by Boże Serce miało
w stolicy chrześcijaństwa godną świątynię. Gotów jestem również, jeśli
Wasza Świątobliwość pozwoli, otworzyć przy kościele Oratorium świąteczne wraz
z zakładem dla ubogiej młodzieży rzemieślniczej potrzebującej opieki w tej dzielnicy.
Doskonale – odrzekł Papież. Błogosławię wam oraz wszystkim, którzy
w jakiejkolwiek formie zechcą współdziałać w tym tak świętym dziele, którem już
teraz serdecznie błogosławię. Co do innych formalności z tym związanych, proszę
porozumieć się z kardynałem Wikariuszem.
Ale gdy rozeszła się pogłoska, że Ksiądz Bosko otrzymał od Papieża zlecenie
otwarcia kolegium na Castro Pretorio i zbudowanie tam kościoła, niektórzy niechętni
członkowie Rady miejskiej wnieśli zażalenie do ministra pieczęci Villa chcąc
wiedzieć, jak ustosunkuje się rząd do wspomnianego projektu. Było to w niecałe 10 lat
po nieudanym wypadzie protestanckim w okolicy Porta Pia, dlatego sekta wrażliwa na
najmniejszy ruch Watykanu podnosiła alarm. Minister, który znał dobrze księdza
Bosko, gdyż, jako deputowany pochodził z okręgu Castelnuovo, wysłuchawszy tych
panów machnął ręką: - Ksiądz Bosko robi wiele dobrego młodzieży zaniedbanej dając
im zajęcie i wykształcenie, a przy tym nie zajmuje się polityką. Możecie być spokojni.
Markiz Scati, któremu Ksiądz Bosko z końcem roku 1880 opowiadał o tym, dał
wyraz swej obawie, by nie naraził się masonerii mającej tak wielkie wpływy
w rządzie. A Święty na to:
Rozumie się, trzeba postępować roztropnie, jak węże a być prostymi jak
gołębice. Ksiądz Bosko zawsze postępował lojalnie wychodząc z zasady: oddać
342

35.3 Page 343

▲back to top


cesarzowi, co cesarskiego… Ale biada mu, gdyby popełnił jakąś nieroztropność!
Musiałby to przypłacić wyrzuceniem na bruk wielu chłopców!
Wróciwszy z audiencji u Papieża, Ksiądz Bosko wystosował Pro memoria na
ręce kardynała Wikariusza, wieczorem, dnia 18 kwietnia, w przededniu swego
wyjazdu do Rzymu. W tym dokumencie zawarte są wszystkie elementy, które później
posłużyły do zredagowania ostatecznego kontraktu.
A sua Eminenza Reverendissima il Sig. Cardinale Raffaele Monaco La
Valletta Vicario di Sua Santità in Roma!
I. Kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa jako monument dla uczczenia
pamięci Piusa IX.
Mając na względzie jedynie większą chwałę Bożą i dobro wiary katolickiej,
chętnie podejmuję się wraz z mymi zakonnikami współpracować z Waszą Eminencją
w celu prowadzenia robót nad budową bazyliki Najświętszego Serca. Co dotyczy
ustalenia warunków porozumienia - pragnąłbym, by Eminencja wziął pod uwagę dwie
strony: Władzę kościelną i Zgromadzenie Salezjańskie, które traktował zawsze po
ojcowsku. Zgodnie z życzeniem Eminencji, by przedstawić swe zapatrywania, czynię
to chętnie niniejszym przystając na wszelkie modyfikacje, według jego roztropnego
uznania.
II. Zgromadzenie św. Franciszka Salezego.
1. Pobożne Towarzystwo św. Franciszka Salezego, za pośrednictwem swego
Przełożonego, gotowe jest wziąć na siebie obowiązek współdziałania wszystkimi
możliwymi i dostępnymi dla siebie środkami w prowadzeniu budowy, szukaniu
środków pieniężnych i materiałów budowlanych celem doprowadzenia do końca
zaczętego dzieła, które planuje się ukończyć w przeciągu dwóch i pół, a najwyżej
trzech lat.
2. Po ukończeniu budowy świątyni, to Zgromadzenie gotowe wziąć na siebie
koszty wyposażenia jej w sprzęty i paramenty kościelne, pokryć wydatki związane
z instalacją, utrzymaniem, reperaturami, itp.
3. Postara się o potrzebny personel dla wykonywania kultu religijnego, to jest
dostateczną ilość kapłanów w celu odprawiania Mszy św., dla wygody wiernych,
słuchania spowiedzi i katechizacji młodzieży.
4. Przy budującym się kościele wzniesie się odpowiedni gmach na zakład dla
biednych chłopców. Prócz tego otworzy się Oratorium dla dzieci przebywających
w tej dzielnicy, celem nauczania katechizmu, udzielania nauki wieczorowej, a w miarę
potrzeby także dziennej, podobnie jak się to praktykuje w innych domach
Zgromadzenia otwartych dla podobnego celu.
5. Po konsekracji kościoła i oddaniu go do użytku wiernych, salezjanie będą
zależni całkowicie od władzy kościelnej, podobnie jak kościoły innych zgromadzeń
zakonnych. O ile wspomniana władza kościelna uzna za stosowne erygować w tym
343

35.4 Page 344

▲back to top


kościele parafię, proboszcza zaproponuje spośród salezjanów Przełożony Generalny
i przedstawi do zatwierdzenia Kardynałowi Wikariuszowi w Rzymie. Ten zaś, gdy
uzna go zdatnym do pracy duszpasterskiej, da swe zatwierdzenie.
III. Władza kościelna.
1. Jego Eminencja Wikariusz Rzymu będzie nadal otaczał swym poparciem
moralnym i materialnym wspomniane dzieło, z tak wielkim nakładem przez niego
zapoczątkowane; odda do dyspozycji Księdza Bosko teren i mury budynku w stanie,
w jakim się znajdują. Fundusze zebrane za staraniem Jego Eminencji lub innych na ten
cel, zostaną całkowicie i wyłącznie obrócone na budowę kościoła monumentalnego.
2. Upoważni do zbierania składem w miejscach wskazanych odpowiednie
osoby.
3. Jego Eminencja kardynał Wikariusz nie ponosi odpowiedzialności za
wykonane prace, względnie za nabycie terenów potrzebnych do budowy.
4. Upraszam Jego Eminencję kardynała Wikariusza o przedłożenie powyższego
projektu Ojcu świętemu, by zechciał go zmodyfikować według życzenia. Nadto nie
będzie on miał żadnej mocy, o ile nie zostanie przez Ojca św. zatwierdzony
i pobłogosławiony.
Rzym,10.04.1880 r.
Ksiądz Jan Bosko
Zgodnie z naszymi Ustawami, Ksiądz Bosko nie mógł przystąpić do tak
wielkiego dzieła nie zasięgnąwszy rady swej Kapituły. Gdy więc przybył do Turynu,
przedłożył życzenie Ojca św. Długo była dyskusja. Wszyscy zgadzali się z tym,
że propozycja Papieża była wysoce zaszczytna, lecz ogromnie uciążliwa. Na
Zgromadzeniu ciążyły w tym czasie długi w wysokości 300 tysięcy lir. W tych
okolicznościach nie wydawało się, więc roztropne ani zgodne z sumieniem przykładać
ręki do inwestycji, która pochłonęłaby miliony. Po dyskusji przeszło do głosowania.
Rezultat był następujący: sześć głosów negatywnych, a tylko jeden pozytywny, chyba
Księdza Bosko. Ten widząc w ten sposób odrzucony projekt Ojca św. z uśmiechem
rzekł:
Daliście wszyscy głos negatywny tak na okrągło i to nie jest źle, gdyż
działaliście według roztropności ludzkiej. Ale jeśli mi dacie zamiast „no” – „si” mogę
was zapewnić, że Boskie Serce ześle nam potrzebne środki na wybudowanie mu
świątyni, zapłaci nasze długi i jeszcze wynagrodzi nas pięknym napiwkiem.
Te słowa Księdza Bosko natchnione wielką wiarą w Opatrzność zmieniły
natychmiast ich sąd tak, iż gdy przyszło do powtórnej licytacji, sześć „no” zamieniły
się w „si”. Coś więcej: po rozpatrzeniu planów stwierdzono, że były one nadto
skromne. I oto w czasie tego samego posiedzenia zaproponowano przedłożyć Ojcu św.
projekt obszerniejszy i bardziej godny Boskiego Serca w Rzymie. I tak się stało.
Nagrodą zaś obiecaną przez Księdza Bosko miało być Hospicjum, czyli zakład
salezjański, który zasadniczo nie wchodził w rachuby Ojca św. Długi Zgromadzenia –
344

35.5 Page 345

▲back to top


jak zeznał na Procesie Beatyfikacyjnym kardynał Cagliero - zostały spłacone bez
większych trudności.
Podjęto więc bezzwłocznie pertraktacje. W ciągu nich wyłonił się nowy
pomysł. Mianowicie Rada Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej włoskiej rezydująca
w Bolonii pod przewodnictwem hrabiego Acquaderni, debatowała nad projektem
wzniesienia pomnika trwałego ku pamięci wielkiego Papieża Piusa IX, nie precyzując
na razie, w jakiej formie zamierza się to uskutecznić. W roku 1880, kardynał
Wikariusz wyraził życzenie złączenia powyższego projektu z budową kościoła
Najświętszego Serca Jezusowego. Wyłoniły się wówczas niektóre propozycje,
z których uznano za najbardziej aktualną wzniesienie przy świątyni budynku pod
imieniem Piusa IX, w którym by się mieścił Instytut Pedagogiczny mający formować
kadry wzorowych wychowawców młodzieży. Acquaderni wystosował więc pismo do
Świętego zgłaszając swą ofertę. A Ksiądz Bosko, jak czyta się w postylli na
marginesie wspomnianego pisma, odpowiadał, że przyjmuje po myśli projektu
kardynała Wikariusza. Na próżno usiłowaliśmy dociec w dokumentach w Bolonii, jaki
był skutek tej propozycji. Widocznie jednak odpowiedź musiała być w sensie
negatywnym, by uniknąć możliwych ingerencji postronnych.
Tymczasem, gdy Kapituła opracowywała schemat mającej iść do Rzymu
umowy, Ksiądz Bosko pospieszył się z nabyciem przyległego terenu, na którym stał
jakiś budynek, między ulicami Marsala a Marghera, za cenę 49 tys. lir. We
wspomnianym domku zamieszkali salezjanie w ciągu trwania budowy. Ksiądz Bosko
być może nie wiedział, że w owym miejscu protestanci zamierzali wybudować swój
zbór, pomimo że był o tym poinformowany kardynał Wikariusz, który z tej transakcji
był bardzo zadowolony. Eminencja nie był jednak bardzo rad z proponowanego
powiększenia kościoła, lękając się w ogóle o powodzenie całej inwestycji
i ponownego impasu. Trzeba było na wiele sposobów go przekonywać, wreszcie
przeważyło zdanie architekta z jego racjami.
Jakimi myślami był ożywiony Święty Założyciel w owym czasie i do jakich
zabierał się kroków, by sprostać finansowo przedsięwzięciu, świadczą trzy następne
listy do Prokuratora Generalnego Salezjanów w Rzymie. Trzeba mieć na uwadze,
że wspomnianym terenem zawiadywał Bank Tyberyjski, którego dyrektorem był
komandor Caranti, wspomniany w korespondencji. Treść pierwszego listu jest na ogół
zrozumiała:
Car. mo D. Dalmazzo!
Zaledwie wróciłem z Casale, zająłem się naszym projektem kościoła
Najświętszego Serca w Rzymie i zarządziłem, by uwzględniał uwagi Jego Eminencji
kardynała Wikariusza. Daję ci pełnomocnictwa do przeprowadzenia zmian, jakie uzna
Jego Eminencja kardynał Wikariusz i podpisanie kontraktu w formie, w jakiej zostanie
przez Eminencję przedłożony. Jesteśmy gotowi pójść mu na rękę, jak daleko nasze
możliwości pozwolą.
345

35.6 Page 346

▲back to top


Prosiłbym tylko, by nas poparł w tym, by projektowany kościół był jak
najobszerniejszy. W dotychczasowych planach, dla wiernych przypada zaledwie 400
metrów, według nas zaś powinno być dwa razy tyle. Nowa parafia będzie liczyła
blisko 6 tys. dusz. Wymagałoby to około 900 m/kw. przestrzeni, by mogły się
pomieścić przynajmniej jedna trzecia parafian.
Co dotyczy pieniędzy, jest pewna osoba, gotowa dać 100 tys. lir na 5,50%
włączając w ty ruchomości. Jeśli Bank Tyberyjski otworzy nam konto, byłoby na nim
znacznie więcej ze względu na to, że moglibyśmy spieniężyć nasze tereny i zwiększyć
saldo.
Pomów z panem Sigismondi na ten temat i jeśli miałby coś większego pod ręką,
przyjmiemy z wdzięcznością. Powiedz temu naszemu prawdziwemu Papà,
że przystępujemy do wielkiej inwestycji, lecz Bóg jest z nami, nie potrzebujemy się,
więc niczego obawiać.
Ukłony niskie dla Eminencji Kardynała Wikariusza z podkreśleniem, że
salezjanie pragną być zawsze wiernymi i posłusznymi synami. Niech Bóg błogosławi
wszystkich i zachowa w swej łasce św. Pozdrów moich synów Zucchini i Giaretto
i módl się za mnie, etc.
Turyn, 07.07.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
By zachęcić do ofiarności osoby zamożne, Ksiądz Bosko starał się je związać
bliżej z Kościołem i Stolicą św. przez wyjednanie stosownych łask i przywilejów.
Dodawał im w ten sposób bodźca do pewnych ofiar, które chętnie spełniały widząc,
jak wielką przyjemność sprawiają tym Ojcu św. Do tego właśnie nawiązuje następny
list. Jest tam również mowa o pewnych transakcjach na korzyść przedsięwziętej
budowy. Pan Sigismondi jako pożyczkę złożył Księdzu Bosko sumę 20 tys. lir. Dość
suche negocjacje okrasza i rozjaśnia niewyczerpany humor Księdza Bosko:
Car. mo D. Dalmazzo!
Posyłam ci dwie prośby, byś je dostarczył kardynałowi Giannelli, względnie
lepiej kardynałowi Mertel. Madama Prat ofiarowała już sumę 65 tys. franków jako
świętopietrze. Wkrótce pośle więcej. Gdyby zaszły jakieś wydatki, wziąłbym je na
siebie, by móc złożyć tę sumę w darze Ojcu świętemu. Na pewno na tym nie stracimy.
Gdy tylko otrzymasz akt notarialny o przejściu kościoła Najświętszego Serca
Jezusowego na własność salezjanów, daj mi znać o tym natychmiast. Wszystkie
sprawy debatowane na Kapitule zostały zaaprobowane. Dla twej normy - wiedz,
że jeśli zbankrutujemy, to schronimy się do Patagonii u księdza Fagnano. Zatem
śmiało bez odwagi… Jeśli panu Sigismondi potrzebna będzie pożyczona suma, to
możesz mu wypłacić z naszego konta, albo napisz a jakoś załatwimy. Niech Bóg
błogosławi, etc.
Turyn, 09.07.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
346

35.7 Page 347

▲back to top


Klauzula, o której wspomina Ksiądz Bosko w trzecim liście, że wiele nad nią
rozmyślał, odnosiła się do trzeciego artykułu schematu umowy, zmienionego w sensie
przez niego proponowanym. Przytaczamy tu pierwszą część listu, gdyż reszta odnosi
się do czegoś innego, o czym będzie mowa w rozdziale XXVI.
Mio Caro D. Dalmazzo!
Zastanawiałem się długo na temat wypadku, gdyby nasze Towarzystwo miało
zbankrutować. Lecz przecież wobec prawa nie jesteśmy stowarzyszeniem prawnym
względnie osobą moralną. Zresztą w wypadku jakiejś katastrofy, zawsze więcej będzie
znaczyła parafia, zależna od władz kościelnych, niż jako własność nasza, której zresztą
nie możemy posiadać inaczej jak własność prywatną. Uważam jednak, że gdy sprawa
jest w toku, lepiej będzie określić rzecz następująco: kościół i budynek parafialny
należą do Ordynariatu w Rzymie, lecz używanie ich pozostanie na zawsze przy
Zgromadzeniu Salezjańskim. Resztę pozostawiamy w ręku Boskiej Opatrzności. Jeśli
rzecz nie została rozstrzygnięta, możesz w takim sensie przedstawić ją wobec
kardynała Wikariusza. Inaczej pozostaniemy przy tym, co napisane w dokumencie…
Turyn, 14.07.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
W czasie debatowania z księdzem Dalmazzo na temat uregulowania sprawy
własności budowanego kościoła, zacnemu kardynałowi Wikariuszowi wyrwały się
z ust następujące słowa: Wszyscy uważają, że Zgromadzenie Salezjańskie, to Ksiądz
Bosko. Dopóki on żyje - bene. Lecz gdy umrze - wszystko się rozwieje, jak mgła
przed rannym słońcem.
Kardynał wysłuchał przecież grzecznie argumentów swego interlokutora, który
dowodził stałości Zgromadzenia. Swoje wywody zakończył on uwagą, że gdyby
Księdzu Bosko i Towarzystwu Salezjańskiemu było dane mieć zawsze Kardynałem
Wikariuszem Jego Eminencję, który odnosi się do Zgromadzenia jak prawdziwy
ojciec, to Ksiądz Bosko nie nalegałby tyle na tytuł własności pozostawiając wszystko
w jego rękach. Ale ponieważ sprawy mogłyby się zmienić, roztropność radziła nie
zrezygnować z tego.
Uwaga powyższa podobała się kardynałowi i przyrzekł w tym sensie
przedłożyć rzecz Ojcu świętemu.
Pod dniem 14 lipca ksiądz Dalmazzo pisał do Księdza Bosko:
… Kardynał Wikary długo rozmawiał z Ojcem św., na powyższy temat i ten
zlecił Kardynałowi: Pomówcie z księdzem Dalzmazzo i powiedzcie mu, żeby napisał
do Księdza Bosko w moim imieniu, by nie stawiał żadnej trudności w budowie
kościoła, gdyż chodzi o zbawienie dusz.
Ksiądz Bosko natychmiast ekspresem przesłał księdzu Dalmazzo następujące
instrukcje: Własność kościoła po wieczne czasy należy do władzy kościelnej, użytek
zaś do Towarzystwa Salezjańskiego. Zwróć jednak uwagę Kardynałowi Wikariuszowi,
347

35.8 Page 348

▲back to top


że ja całkowicie jestem do jego dyspozycji. Chce on dla nas dobrze, a my mamy do
niego pełne zaufanie. Stosownie więc do tego, co poprzednio mu napisałem, niech
raczy reprezentować obie strony po linii większej chwały Bożej. Tym więcej,
że Ojciec św. wyraźnie polecił usunąć wszelkie trudności, dlatego winny być one
usunięte przez miłość i roztropność kardynała Wikariusza.
Korespondencja z jednej i z drugiej strony, odnośnie do ustalenia ostatecznego
tekstu umowy trwała jeszcze dłużej, zwłaszcza gdy Święty przedstawił oficjalnie
kandydata na proboszcza parafii, której uznanie przez władze cywilne uzyskano pod
koniec marca, a erekcja kanoniczna nastąpiła już poprzedniego roku pod datą 2 lutego.
A oto nowy list Świętego do kardynała:
Eminenza Reverendissima!
Z różnych źródeł jestem poinformowany, że Eminencja zamierza powierzyć
prowadzenie nowej parafii Najświętszego Serca Jezusowego kapłanowi ze
Zgromadzenia Salezjańskiego. O ile by takie było życzenie Waszej Eminencji, to ja
bym zaproponował osobę naszego Prokuratora Generalnego księdza Franciszka
Dalmazzo, doktora literatury, syna Jakuba. Gdyby nastąpiła nominacja, postarałbym
się o odpowiedni personel pomocniczy, mając na uwadze kapłanów z odpowiednimi
zaletami moralnymi, wymaganymi od tych, którzy poświęcają się pracy
duszpasterskiej. Nasze pokorne Zgromadzenie ma już wiele tytułów do wdzięczności
względem Waszej Eminencji, ja zaś w imieniu wszystkich zapewniam go,
że odpowiadać będziemy dobrodziejstwom, którymi nas obsypuje. Niech mi wolno,
etc.
Turyn, 31.07.1880 r.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
Dekret nominacyjny wydany został dopiero w dniu 12 lipca 1881 r.
i zakomunikowany nowemu proboszczowi, księdzu Franciszkowi Dalmazzo z dniem
3 sierpnia br.
Pomimo dobrej woli z obu stron powstawały wciąż nieporozumienia i tak
ciągnęło się do jesieni. Ksiądz Bosko dążył do wyeliminowania wszelkich możliwych
powodów sporów na przyszłość. W połowie października dyskutowano jeszcze nad
kwestią wynagrodzenia proboszcza. Przełożeni w Turynie nie byli pewni, czy ma się
tego domagać od Rady miejskiej, od rządu, czy od Stolicy św. Wreszcie, z dniem
18 października Święty napisał do Prokuratora: - Odnośnie uposażenia parafialnego
zdajemy się na to, co zarządzi Ojciec św. i co doradzi kardynał Wikariusz. Kwestię
zakończono w oparciu o art. 10 kontraktu. Stopniowo roboty zostały podjęte na nowo,
a ksiądz Sala udawał się na wędrówkę w celu zdobycia odpowiednich ciosów granitu
na kolumny zaplanowane przez architekta, dla ozdobienia wnętrza świątyni.
W liście Święty pisał: … Ksiądz Sala wędruje za granitem na kolumny dla
kościoła Najświętszego Serca Jezusowego. Podam ci dalsze wiadomości - a ty, jeśli
348

35.9 Page 349

▲back to top


masz coś ważnego, napisz mi zaraz… Fede, preghiera e avanti! Tymczasem w ciągu
listopada przypadła do płacenia pierwsza rata kredytów w banku, a nie wiadomo było
skąd wziąć pieniądze. Uciekać się do ofiarności publicznej nie wypadało wobec tego,
że nie były ukończone formalności prawne. Daje temu wyraz następujący list Księdza
Bosko:
Car. mo D. Dalmazzo!
Mamy do zapłacenia poważną ratę bankowi Caranti w sumie 39.500 lir. Nie
spostrzegłem się nawet o tym. Powszechnie utyskuje się na kryzys ekonomiczny
a zamykają się sakiewki. Czy moglibyśmy w Rzymie liczyć, na kogo? Zorientuj się
z bliska w sytuacji i daj mi znać. Sprawą palącą jest znaleźć obecnie pieniądze, a tu nie
wypada odwoływać się do ofiarności Dobrodziejów, skoro ostatecznie sprawy nie
zostały uregulowane. (…) Załatw więc szybko sprawę kontraktu. Vale et valedic in
Domino!
Turyn, 24.11.1880 r.
Aff. mo in Gesu Cristo Ksiądz Jan Bosko
Ostateczne załatwienie kontraktu opóźniało się jednak, gdyż Ksiądz Bosko miał
pewne zastrzeżenia co do dwóch artykułów. Mianowicie art. 8 stawiał termin
prekluzyjny ukończenia budowy a 13 przewidywał ewentualność, że Władzy
kościelnej, z braku odpowiedniej osoby ze Zgromadzenia Salezjańskiego,
przysługiwało prawo ustanowienia w parafii wikariusza nawet dożywotniego.
Powyższe dwa artykuły – pisał Ksiądz Bosko do kardynała – winny być
zmodyfikowane.
W tym celu załączał uwagi Kapituły zredagowane przez księdza Rua,
stwierdzone własnoręcznym podpisem. Z powyższych aktów przebija wielka
roztropność i święta prostota znamionująca ducha naszego świętego Ojca.
Eminenza Reverendissima!
Kapituła Wyższa Pobożnego Towarzystwa Salezjańskiego, za pośrednictwem
piszącego Przełożonego Generalnego prosi Eminencję Najdostojniejszą
o zmodyfikowanie dwóch artykułów odnośnie do kościoła Najświętszego Serca Pana
Jezusa. Gdyby zawsze miało się do czynienia z Waszą Eminencją, przyjęłoby się te
i inne warunki bez zastrzeżeń. Ale chodzi o to, by w przyszłości uniknąć możliwych
sporów, które łatwo mogłyby wyniknąć, gdy przyjdą inni po nas. Dlatego do art. 8 –
go dodaje się, co następuje: „byleby to nie było spowodowane siłą wyższą i ustalony
termin prac budowlanych nie przekraczał lat dziewięciu.” Art. 13 – y: w tym artykule
usunięto słowa po „wikariusz lub ekonom” – anche a vita – by zapewnić z jednej
strony pełne prawa Władz kościelnych, a z drugiej strony dać możliwość
Zgromadzeniu Salezjańskiemu wykonywanie opieki duszpasterskiej nad parafią
i zapobiec trudnościom, jakie mogłyby zajść nieuchronnie, gdyby wychowankowie
zakładu względnie Oratorium świątecznego i uczniowie szkół musieli uczęszczać do
349

35.10 Page 350

▲back to top


kościoła parafialnego, zarządzanego przez rektora obcego spoza Towarzystwa
Salezjańskiego. Z mej strony zgrzeszyłbym przeciw Opatrzności Boskiej, gdybym
choć na chwilę przypuścił, że mogłyby się zdarzyć wypadki wspomniane w art. 8 i 13
a przeto nieograniczone zaufanie, z jakim przystępujemy do tak śmiałej inicjatywy,
zasługuje także na dalszą życzliwość ze strony Waszej Eminencji.
Nie wiem, czy dobrze wytłumaczyłem się; myślę, że czego nie
dopowiedziałem, zrozumie doskonale Wasza Eminencja, względnie będzie mógł mu
służyć z wyjaśnieniami nasz Prokurator Generalny, który ma wszelkie
pełnomocnictwa w tej, jak i w innych sprawach Towarzystwa. Z najgłębszą czcią mam
zaszczyt, etc.
Turyn, 11.12.1880 r.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
Powyższe uwagi Księdza Bosko zostały uwzględnione przez kardynała
Wikariusza przez zmianę odpowiednich terminów i tak wreszcie doszło do
uzgodnienia tekstu umowy, którą 11 grudnia podpisał Ksiądz Bosko, a dnia 18 – go,
po uprzednim zatwierdzeniu przez Papieża, kardynał Wikariusz. Między obiema
datami Prokurator złożył homagium Ojcu świętemu w imieniu Księdza Bosko
i salezjanów. Papież spytał, na jakim punkcie stanęły pertraktacje. Gdy usłyszał,
że jeszcze brakuje podpisu kardynała Wikariusza, rzekł:
Fate presto e fate gran bene!
Tymczasem należało uiścić ratę bankowi w kwocie 42 tys. lir z terminem
nieprzekraczalnym do końca grudnia. Tu nie ma nadziei na znalezienia pieniędzy –
pisał 1 grudnia Świętemu Prokurator . Gdyby był tu Ksiądz Bosko, to rzecz jasna, coś
by się znalazło…
A Ksiądz Bosko pisał z humorem do zrezygnowanego Prokuratora dnia
9 grudnia: … Nie możemy zadowolić roszczeń Banku Tyberyńskiego, gdyż nie
mogliśmy dotąd sprzedać pewnego areału ad hoc i nie mamy gotowych funduszów.
Dlatego będziemy spłacać nasze zaległości z rozłożeniem na raty i z pewną
prolongatą… Postaramy się w każdym razie zadowolić wierzyciela w możliwie
najkrótszym terminie. Ty zaś in omnibus labora, by zebrać ofiary, a gdybyś nie mógł,
to albo zrób jakąś znaczną defraudację, albo lepiej skreśl, jakąś sumę matematycznie
w banku. Inni może poddadzą ci inne rady…
Bank po nabyciu pewności w firmę Księdza Bosko zgodził się na rozłożenie
kredytu na raty, a księdzu Dalmazzo jako pełnomocnikowi Świętego udzielał przez
6 lat znacznych sum za prostym pokwitowaniem, bez hipoteki. Raz nawet dał mu
sumę 80 tys. franków na zaręczenie dyrektora, który mówił: To ze względu na Księdza
Bosko, który ma pełne pokrycie w Opatrzności nigdy go nie zawodzącej.
Rzeczywiście, tylko dzięki nieograniczonej ufności w Opatrzność, Święty
podjął się tak wielkiego ciężaru. Kto patrzył na rzeczy tylko po ludzku, kiwał
z niedowierzaniem głową. Święty zapytany przez pewną osobistość wysoko
350

36 Pages 351-360

▲back to top


36.1 Page 351

▲back to top


postawioną, gdzie spodziewa się znaleźć pieniądze w czasach tak krytycznych,
odpowiedział: U Opatrzności… Wówczas postawiono mu pytanie, czy ma specjalny
przywilej uciekania się do Opatrzności na każde zawołanie. Ksiądz Bosko odrzekł:
Dzięki Bogu, nigdy mnie nie zawiodła. Istotnie - jak zobaczymy - wydał dwa miliony
na kościół, a półtora na zakład - sumy, jak na owe czasy, bardzo znaczne.
Należy jednak zaznaczyć, że nie kusił Opatrzności, lecz jak mógł, zabiegał na
wszystkie strony. Nie do pojęcia były kłopoty i cierpienia, jakie przeżył w związku
z wykonaniem zlecenia Papieża. Ksiądz Cerutti będąc naocznym świadkiem tego
twierdził, że to skróciło mu życie. Stąd po śmierci Świętego, Leon XIII wyraził się
wobec jego następcy, że był to zaiste szczęśliwy pomysł powierzyć budowę kościoła
Najświętszego Serca Księdzu Bosko!
Ksiądz Bosko sięgał duchem daleko. Nasz monsignor Marenco Jan wspominał
tajemnicze słowa naszego Ojca, które nie powinny być pokryte zapomnieniem. W tym
samym dniu, gdy otrzymał tę uciążliwą ofertę, Święty w rozmowie zagadnął go:
Czy wiesz, dlaczego przyjęliśmy placówkę w Rzymie?
Nie uświadamiam sobie – rzekł monsignore.
Otóż słuchaj. Przyjęliśmy ją dlatego, iż kiedy Papież zostanie w Rzymie tym,
kim obecnie nie jest, a czym ma być, wtedy nasz zakład stanie się centrum
ewangelizacji rejonu rzymskiego. Będzie to dzieło nie mniej doniosłe jak
ewangelizacja Patagonii. Wówczas salezjanie będą należycie docenieni przez
społeczeństwo i wzrośnie ich chwała.
Czy te słowa były proroctwem? Nie chcemy tego twierdzić. Dzisiaj Papież już
nie jest tym, kim był przedtem, lecz tym, czym ma być. Co do reszty czas pokaże.
W każdym razie w tych słowach jaśnieje gorliwość Księdza Bosko, która nieustannie
płonęła w sercu Świętego Ojca, który podejmował wciąż nowe inicjatywy z myślą
o przyszłych zdobyczach!
351

36.2 Page 352

▲back to top


ROZDZIAŁ XXV
Domy we Francji w okresie prześladowania zakonów
Burza, na którą się zanosiło w chwili, gdy Ksiądz Bosko wyjeżdżał z Francji,
rozpętała się pod koniec marca i stanowi ważny rozdział w historii Kościoła. Minister
Freycinet przedłożył w parlamencie wniosek domagający się zamknięcia pięciu
uniwersytetów utrzymywanych przez katolików we Francji. Zawierał on artykuł /VII/
wykluczający z nauczania publicznego członków zakonów nie uznanych przez
państwo. Projekt przeszedł w izbie niższej, lecz senat dwukrotnie odrzucił
wspomniany artykuł siódmy, odsyłając tę poprawkę z powrotem do izby
deputowanych. Rząd poirytowany postanowił osiągnąć swój cel na drodze
administracyjnej. Powołując się na dawne ustawy wygasłe i zaostrzając dotychczas
obowiązujące, wydał dnia 29 marca 1880 roku dwa dekrety: w pierwszym zamykał
szkoły prowadzone przez Jezuitów, a zakonników wydalał z państwa, a w drugim
nakazywał zgromadzeniom niezalegalizowanym w przeciągu trzech miesięcy postarać
się o zezwolenie pod karą ich zamknięcia. Dekret powyższy został rozciągnięty i na
kolonie francuskie. Nie było wątpliwości, że chodziło o usunięcie młodzieży spod
wpływu zakonów.
Spis powszechny z roku 1877 ujawnił istnienie we Francji 500 zgromadzeń
zakonnych niezalegalizowanych, liczących około 20 tys. zakonników obojga płci.
Prawie wszystkie z nich postanowiły podzielić los Jezuitów i nie prosić
o zatwierdzenie rządowe. Wiadomo bowiem było, jakie warunki on stawiał;
Przełożeni Generalni mają rezydować we Francji, należy przedłożyć reguły i statuty
poszczególnych zgromadzeń do zbadania przez władze. Episkopat wystosował protest
do prezydenta Grevy, do senatu, apel do ministerstwa spraw zagranicznych i premiera
rządu. Ujawnił on trzy rzeczy: dekrety marcowe były pogwałceniem praw Kościoła,
zamaskowanym targnięciem się na interesy religijne obywateli i zamachem na
wolność sumienia. Wszystko było głosem wołającego na puszczy. Despotyzm
Gambetty i radykałów stłumił głosy w obronie pogwałconej sprawiedliwości.
Wykonanie dekretów neroniańskich nastąpiło 30 czerwca, rozpoczynając od
Jezuitów. Równocześnie we wszystkich departamentach o godzinie 4 – ej rano
wtargnęła do ich siedzib policja z żołnierzami, rozbijali bramy, wyrzucali przemocą
zakonników z mieszkań i opieczętowywali lokale. Zbędne jest opisywanie brutalnych
aktów bezprawia oraz oburzenia obywateli. Katolickie społeczeństwo w innych
krajach z otwartymi ramionami użyczyło schronienia prześladowanym.
Ksiądz Bosko przekonany o tym, że pierwsi Ojcowie Jezuici padną ofiarą
gwałtów po ogłoszeniu dekretów rządowych, napisał do Ojca /Beckx/ Generała
Towarzystwa Jezusowego ofiarując mu „w tym powszechnym zamieszaniu swe domy,
352

36.3 Page 353

▲back to top


z tym wszystkim, co by mogło im służyć.” O. Beckx przyjął z wdzięcznością
„wspaniałomyślną ofertę” pisząc: … O jak piękna jest miłość Pana naszego Jezusa
Chrystusa! Jak wspaniale odwzorował ją na sobie nasz drogi św. Franciszek Salezy!
Jak godnie noszą jego imię ci, którzy odziedziczyli jego ducha! Jednym z tych
słodkich owoców prześladowania, które Bóg dopuszcza na swe sługi jest ten,
iż pozwala dobrym dzielić ich przykrości, jakby były ich własne i daje natchnienie
niesieniu im ulgi za cenę wszelkich poświęceń. Nie wiem w tej chwili, czy wypadnie
nam skorzystać z jego wspaniałomyślnej ofiary; przyrzekam jednak, że nie
zapomnimy nigdy o okazanym nam miłosierdziu prosząc Boga, by już w tym życiu
wynagrodził błogosławiąc i pomnażając dzieła jego gorliwości. /A. M. D. G./. Proszę
modlić się za mnie i za nasze złupione Towarzystwo …, etc.
Trzej dyrektorzy domów we Francji nie dali się zaskoczyć wypadkom i już
zawczasu myśleli, jak się zabezpieczyć przed ewentualnościami. Księdzu Ronchail
jako najstarszemu tłumaczowi myśli Księdza Bosko wobec swych kolegów, Święty
przesłał z Rzymu odpowiednie instrukcje na wszelki wypadek, z poleceniem ich
zakomunikowania księżom Bologna i Perrot.
Carissimo D. Ronchail!
1. Trzymać się zasady, że nie jesteśmy zgromadzeniem zakonnym, lecz
stowarzyszeniem wykonującym wszystkie prawa cywilne. Przybyliśmy do Francji
celem opiekowania się młodzieżą biedną i opuszczoną. Nasze zadanie spełniamy
całkiem bezpłatnie. Powołani zostaliśmy przez odnośnych biskupów do pomocy
w gromadzeniu najbardziej zaniedbanych chłopców. Gdyby żądano naszych Ustaw,
dać te łacińskie. Zawsze uwydatniać rozdział I, gdzie mowa o celu naszego
stowarzyszenia. W rozdziale o poszczególnych domach, położyć nacisk na to,
że wszelkie ofiary pozostają w domu i są na miejscu zużyte, zgodnie z wolą
ofiarodawców.
2. Można powiedzieć, że Nizza jest domem centralnym, a w innych jesteśmy
jako dzierżawcy na usługach Towarzystwa Beaujour.
3. Nie potrzeba myśleć o księstwie Monaco. Myślę, że do tego nie dojdzie, lecz
na wszelki wypadek dać mi znać, a przyślę zlecenia. Pracy nam nie zabraknie.
Oczekują nas w Hiszpanii, w Urugwaju, w Republice Argentyńskiej, w Patagonii.
4. Co do ewentualności zgłoszenia naszego stowarzyszenia, to w obecnej chwili
dobrze będzie jeszcze z tym zaczekać. Dies diei eructat verbum et nox nocti scientiam.
5. W wypadku jakiejś propozycji w tym kierunku, trzeba się ze mną
porozumieć.
6. Co do innych domów we Francji, trzymać się tego mocno, że naszym
zadaniem jest zajmowanie się rolnictwem i rzemiosłem. Jeśli któremuś
z wychowanków udziela się wykształcenia, względnie nauki łaciny to dlatego, by mieć
pomoc w nadzorowaniu młodzieży, majstrów i nauczycieli, zwłaszcza drukarzy,
zecerów, itp.
353

36.4 Page 354

▲back to top


7. Gdy zdobędę kopię testamentu naszej Mamy, odczytam go natychmiast.
8. Co dotyczy robót budowlanych, porozumieć się zawsze z panem Levrot.
Mieć przy tym na uwadze, że kościół jest ośrodkiem, wokół którego skupiać się winna
reszta budynków. Wszystko mija: każdy dzień ma swoje blaski i cienie. Prześlij mi
wiadomości o innych domach we Francji. Módlmy się bardzo wiele, by Pan Bóg
zażegnał ten huragan, który w tej chwili zagraża Łodzi Piotrowej. Niech Bóg
błogosławi, etc.
Rzym, 23.03.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
Do księdza Bologna Święty pisał dwukrotnie za pośrednictwem księdza Guiolo.
Za pierwszym razem, 26 marca pisał: … Istnieje obawa, że z okazji rejestrowania
zgromadzeń zakonnych we Francji wystosuje się takie żądanie również do
Towarzystwa Beaujour. W takim wypadku może ksiądz powiedzieć księdzu Bologna,
by podano dyrektorem domu - księdza Taulaigo, obywatela francuskiego, prefektem -
księdza Brogly, również narodowości francuskiej. Co do nauczania - niech figurują
tylko szkoły w Maitrise, otwarte przez niego i pod jego nadzorem legalnym, Tak radzi
roztropność w myśl adagium: „Iacula praevisa minus feriunt”.
Po raz wtóry, z dnia 6 kwietnia polecał: Proszę mu powiedzieć /w zaufaniu/,
że Ojciec św. nie życzy sobie, by okazywano władzom Reguły. Gdyby zaszedł taki
wypadek, należy mnie przedtem powiadomić.
Dwukrotnie pisał do księdza Ronchaila - pierwszy raz, dnia 9 kwietnia
z Rzymu:
… Pamiętaj odpowiadać zawsze, że jesteśmy stowarzyszeniem dobroczynnym
a nie zakonnym i że każdy ma swobodę wykonywania i faktycznie wykonuje prawa
i obowiązki cywilne.
Do tegoż, z dnia 26 kwietnia, pisze: Postąpisz - jak inne zgromadzenia zakonne;
w każdym razie wypadnie porozumieć się z biskupem, gdyż jest on najlepiej
poinformowany w sytuacji zakonów. Ksiądz Cartier informował nas, że w czasie, gdy
wiele dyskutowano nad tym między zakonami, czy należy lub nie, prosić
o zalegalizowanie, Ksiądz Bosko pisał do księdza Ronchaila, by się nie
kompromitował żadnym wnioskiem. I tak istotnie było, jak widzieliśmy, gdy pisał, by
nieco zaczekać z tym, dopóki w garnku wrze…
Oczywiście naszym czytelnikom wydaje się łatwe do pogodzenia, że nasi są
„stowarzyszeniem dobroczynnym, a nie zakonnym”. Takimi istotnie byli wobec
państwa, któremu mieli obowiązek odpowiedzieć o tyle, o ile ono miało prawo pytać.
Rząd uważał ich za wolnych obywateli stowarzyszonych w celach uczciwych, pod
ochroną prawa ogólnego. Z tym celem zgłaszali się do prefektur o zalegalizowanie ich
domów otwieranych dla dobra młodzieży biednej i zaniedbanej. To zaś, że w obliczu
Kościoła byli czymś więcej, państwo się tym nie interesowało i nie pretendowało do
tego, by obywatele zgłaszali swe prywatne przekonania religijne, pozostawiając im
swobodę żyć w swych domach według zasad, które im odpowiadają.
354

36.5 Page 355

▲back to top


Przeglądając kronikę Komitetu Dobroczynnego Pań w Marsylii zdziwienie
budzi fakt, z jaką swobodą odbywały się nadal ich zebrania regularne pod
przewodnictwem księdza Guiola. Zajmowano się wielorakimi potrzebami Oratorium
św. Leona, jakby nic się nie działo na zewnątrz. Przygotowywano uroczyste
poświęcenie nowej kaplicy, które odbyło się w obecności biskupa w dniu 27 czerwca.
Z czasem jednak wypadki polityczne miały się odbić echem i na ich spokojnych
zebraniach. W każdym razie nie widać w nich żadnych oznak niepokoju.
Pierwsza wzmianka o nich znajduje się w sprawozdaniu z dnia 1 lipca,
nazajutrz po osławionej nagonce na Jezuitów.
Ksiądz Bosko zrobił nadzieję odwiedzenia Marsylii w sierpniu. Proboszcz
informując o tym panie prosił, by tego nie rozgłaszano i tak wyraził się: Św.
Założyciel wstąpi na krótko do Marsylii i będzie bardzo zajęty udzielając rekolekcji
salezjanom. Byłoby raczej wskazane uniknąć zbytniego napływu interesantów, którzy
go tak oblegali w poprzednim roku. Względy roztropności dyktowałyby też unikanie
zbytniego rozgłosu ze względu na czasy krytyczne, jakie przeżywamy oraz żeby nie
podpadać władzom. Przypisuje się Księdzu Bosko wiele proroctw; choć nie bierze się
ich na serio, to jednak niczym nie ujmuje jego osobistej świętości. Charakterystyczne
i uderzające są niezmącony spokój i zupełne panowanie nad sobą u tego Męża Bożego.
Otóż radzi on teraz niczym się nie przejmować i iść śmiało naprzód, gdyż nic nam nie
zrobią złego. Pochodzi to z wielkiej wiary w Opatrzność Bożą i sądzę, że nie potrzeba
nadawać jego słowom znaczenia jakiegoś proroctwa.
Później Ksiądz Bosko sam wyraził opinię, że nie było by stosowne, ze względu
na obecne okoliczności, gromadzić w Marsylii większą grupę księży. Tam jednak
gorąco nastawano, by przybył, ze względu na poważne sprawy dotyczące domu
w Marsylii, które wymagały jego obecności. Wiedziano, że nie czuł się zbytnio na
zdrowiu: bóle oczu, nawroty gorączki – radziły wstrzymać się od tak dalekiej podróży.
Co prawda, on sam nie liczyłby się z tym i pojechał, gdyby nie wyraźny zakaz lekarzy.
Posłał więc w swym zastępstwie księdza Rua. Ten jako wierny jego przedstawiciel
znalazł się tam w ostatniej dekadzie sierpnia i zbadał z bliska warunki lokalne i ogólną
sytuację, o czym złożył dokładne sprawozdanie Świętemu na drugiej Kapitule
Generalnej, która odbyła się w Lanzo po jego powrocie.
Między wrześniem a październikiem ksiądz Guiol udał się do Rzymu, gdzie
z ust dostojnych Leona XIII usłyszał słowa pochwały pod adresem Księdza Bosko,
którego Papież nazwał mężem niezwykłym. W czasie podróż powrotnej spotkał się on
z Księdzem Bosko w Sampierdarena, gdzie Święty dawał rekolekcje pod koniec
września. Pragnąłby zabrać go ze sobą do Marsylii, lecz musiał przyznać, że moment
na to był nieodpowiedni. Świeże wypadki doradzały zachowanie jak największej
ostrożności, by nie wpaść w oko władzom. Ustalili natomiast wspólnie metodę
postępowania, by ocalić dom w Marsylii i pożegnali się z obietnicą zobaczenia się jak
najprędzej, gdy tylko będzie to możliwe.
Wszystko przemawiało za tym, że po wypędzeniu Jezuitów przystąpi się
obecnie do wykonania drugiego dekretu przeciwko zgromadzeniom zakonnym
355

36.6 Page 356

▲back to top


niezalegalizowanym przez państwo. Były to jednak tylko pogróżki, by zmusić je do
starania się o zatwierdzenie. Rząd znalazł się w wielkich kłopotach: z jednej strony
wydane sankcje zmuszały go do surowego postępowania względem opornych;
z drugiej zaś za złagodzeniem kursu przemawiał niepomyślny rezultat pierwszego
eksperymentu. Wzrastała również opozycja ze strony wielu wybitnych prawników we
Francji, którzy wypowiadali się przeciw dekretom w tej formie. Prócz tego, w 166
okręgach poddali się do dymisji urzędnicy administracyjni. Rzecz to znamienna
i podnosząca wagę sprawy. Ksiądz Bosko jednak opłakiwał ten krok nieroztropny
obawiając się słusznie, że miejsce dobrych zajmą źli ze szkodą dla Kościoła.
Szukając wyjścia z kłopotliwej sytuacji, by nie skapitulować, minister Freycinet
wszedł w sekretne pertraktacje z episkopatem. Kombinowano pewien modus agendi,
gdy prasa radykalna zwąchawszy ten manewr podniosła alarm zarzucając premierowi
zdradę i podjudzając opinię publiczną przeciw rządowi. Ferment rósł tak dalece,
że spowodował kryzys ministerialny. Nowy gabinet sformowany przez Juliusza Ferry,
posłużył się siłami zbrojnymi w napadach na klasztory i wysiedlaniu zakonników.
Akcję rozpoczętą 16 października wypędzeniem Karmelitów kontynuowano nadal
przeciwko wszystkim zgromadzeniom zakonnym męskim do dnia 8 listopada,
w przeddzień otwarcia nowej sesji parlamentu.
Zależało bardzo na tym, by zabezpieczyć dom w Marsylii, co miało by swój
wpływ na inne placówki. Sytuacja prawna wobec rządu opierała się na oświadczeniu
urzędowym księdza proboszcza Guiola wobec władz, że Oratorium św. Leona było la
Maitrise parafialną otwartą przez niego samego, posiadającą wszelkie tytuły prawne.
Później ustalono, że wice proboszcz, ksiądz Mendre posiadający odpowiednie
kwalifikacje występowałby jako dyrektor wraz z personelem nauczycielskim od niego
zależnym, złożonym z ośmiu osób narodowości francuskiej. W ten sposób ksiądz
Bologna wraz z innymi salezjanami, którzy ze względu na obcą narodowość nie mogli
mieszkać w zakładzie, zdołaliby uniknąć indagacji, aż huragan przeminie. By uniknąć
ciosu i zachować przy tym pozory legalności, kKsiądz Bosko przesłał proboszczowi
odpowiednio ułożone pismo adresowane do inspektora szkolnego:
Signor Ispettore Accademico!
Otrzymałem Pańskie pismo z dnia… i powodowany należnym szacunkiem
względem pana inspektora i wobec władz, zgodnie z powinnością obywatelską
uważam za stosowne podać niniejszym kilka wyjaśnień, by Szanowny Pan mógł
wyrobić sobie właściwe pojęcie o zakładzie zwanym Oratorium św. Leona, przy ulicy
Beaujour nr 9, dokąd uczęszczają chłopcy z mojej parafii. Zakład powyższy ma za cel
zbierać młodzież ubogą, żywić ją i kształtować zabezpieczając od zepsucia, a przez
nauczanie, jakiegoś rzemiosła zapewnić jej na przyszłość utrzymanie. W tym celu
zorganizowano tu różne warsztaty, jak krawiecki, szewski, stolarski, kowalski,
murarski, rolniczy, ogrodniczy, itp. Znaczną ilość tych chłopców wyrwano wprost
z więzienia i przywrócono społeczeństwu. Niektórzy z nich, między innymi, część
przychodnich stanowią Maitrise parafialną, jako Mały Kler. Dla tych uczniów
356

36.7 Page 357

▲back to top


wybranych udziela się nauki podstawowej, a niektórym także kursu klasycznego.
Szkoła otwarta jest przez piszącego posiadającego odpowiedni dyplom, który załącza
się. W klasach humanistycznych uczą M. l’Abbé Beyrnard N. i Cartier Luis. Klasę
podstawową prowadzi M. l’Abbe’Ricard, M. l’Abbé Lassepas. Dyrektorem zakładu
jest ks. Taulaigo. Księża Vincent i Cavagnac są wychowawcami. Wszyscy wymienieni
są narodowości francuskiej i spełniają swoje obowiązki gratis. Gdyby potrzebne były
jakieś wyjaśnienia, gotów jestem zawsze nimi służyć. Polecając ten zakład
dobroczynny jego łaskawej opiece, etc.
Niestety najgorsi wrogowie znaleźli się we własnym domu. Szczególnie
odznaczyli się w tym podłym zadaniu pewien kleryk Francuz oraz inne indywiduum
tej samej narodowości przebywające w domu, którego nazwiska nie mogliśmy dojść.
Kleryk jako konfident udzielił wywiadu władzom. Przyjęty do zakładu z obcego
zgromadzenia traktowany był jako współbrat i spełniał jakiś tam urząd, lecz wewnątrz
bruździł nieustannie na niekorzyść Oratorium. Dostarczył władzom kopię Ustaw
Salezjańskich wraz z innymi dokumentami opisującymi życie naszych zakładów we
Włoszech i we Francji. Przedstawił naszych podających się dotychczas wolnymi
obywatelami, jako zgromadzenie zakonne podpadające pod ustawy rządowe. „Ten
Judasz”, któremu Ksiądz Bosko okazał zaufanie pozwalając być na odpuście MB
Wspomożycielki, wykonywał nadal skrycie swe podłe zadanie, wreszcie został
wykryty i wydalony. Opuściwszy zakład złożył w prasie oszczercze zeznania
o okrucieństwach salezjanów nad chłopcami przypisując im nawet szerzenie
nienawiści wśród podwładnych do państwa francuskiego, a nawet podał księdza
dyrektora Bologna do sądu, pod zarzutem gwałcenia tajemnicy pocztowej. Jednym
słowem określił salezjanów, jako zgraję obcokrajowców maltretujących młodzież
francuską.
Była to broń straszliwa we Francji - tym bardziej, że wśród robotników
francuskich i włoskich wybuchały czasem krwawe bójki na tle motywów
narodowościowych. Dodać trzeba, że zdrajca ów otrzymał posadę nauczycielską, lecz
wkrótce Bóg go skarał jawnie. Nie minął rok, gdy podczas pewnego obchodu
państwowego trybuny, na których stał zawaliły się. Z wypadku wyszedł ciężko ranny
z połamanymi żebrami. Podobno wyszedł z tego, a nie mając sposobu utrzymania się,
pukał ponownie do bram Oratorium o przyjęcie, dyrektor zaś nie mogąc go zadowolić,
udzielał mu z litości wsparcia.
Temu indywiduum balansował nieźle inny anonim, mający zwolenników wśród
lekkomyślnych głów niektórych jednostek w zakładzie, które rozsiewały plotki
usłyszane w domu wywołując nieporozumienia między proboszczem a Oratorium. Ten
jednak spostrzegłszy się na czas o niecnych intrygach, na zebraniu pań wyraził się
następująco: Są to próby, które nie powinny nikogo zniechęcać, lecz napełniać otuchą
na przyszłość, gdyż, jeśli jest to Dzieło Boże, to sam Bóg je broni. My jednak
winniśmy postępować roztropnie.
357

36.8 Page 358

▲back to top


Wobec opisanych powyżej okoliczności, nasi nie mieli wyjścia z opresji,
w jakiej znalazły się wszystkie zakony. Agenci policyjni poczynili już wstępne
dochodzenia stwierdzające, że nasze placówki należały do zgromadzenie zakonnego
niezalegalizowanego. W Dniu Zadusznym przyszło ostrzeżenie, że w ciągu jednej
doby mieli być usunięci. Tę uzasadnioną obawę potwierdzała dokonująca się
w pobliżu eksmisja OO Dominikanów.
Jak postanowiono, współbracia tego domu udali się do księdza proboszcza
Guiola, a pozostali naśladowali przykłady rozproszonych zgromadzeń. Wysiedlenie
mało spotkać także Nizzę i Navarę. W każdym domu przygotowano dokument
protestacyjny w celu wręczenia władzom policyjnym. Zamknięto i zabezpieczono
mocno bramy tak, iż wtargnąć można było do wnętrza jedynie przemocą.
Opowiemy, co się działo w domu głównym, bo zresztą podobnie postępowano
we wszystkich innych. Proboszcz parafii św. Józefa, Rada administracyjna
Towarzystwa Beaujour, wielu Dobrodziejów i Pomocników z dostojnych rodzin
miejskich, wczesnym rankiem zebrali się w zakładzie św. Leona, by być świadkami
i protestować przeciwko gwałtowi. Zamknięto mocno bramę wiodącą na ulicę, a z tyłu
wzniesiono barykadę z mebli i stołów. Wszyscy zeszli się w sali Oratorium
w oczekiwaniu na wypadki.
O świcie już wielu ciekawych gromadziło się wokół budynku, choć takie
widowiska nie były już nowością. Wśród gapiów kręcili się emisariusze sekt, których
zadaniem było agitować przeciwko zakonnikom orędując rzekomo w interesach ludu.
Wybiła godzina ósma. Wszystko w domu na swoim miejscu. Nie słychać
jednak żadnego szmeru od bramy, ani sygnału wojskowego. Wybiła dziewiąta,
dziesiąta, jedenasta… Wobec pojawienia się komisarzy, motłoch powoli rozprasza się.
Około dwunastej słychać stukanie do bramy. Odźwierny, zacny współbrat włoski,
który miał obowiązek zawiadomić o nadejściu komisarzy, podszedł do bramy i spytał
głośno: Kto tam? Nieznany głos mówił coś po francusku, czego on nie rozumiał. Po
paru chwilach głos powtórzył: Je na suis pas la Commissaire. Otwierać szybko! Jestem
zmoczony do nitki. Rzeczywiście lało jak z cebra. Zacny współbrat zapamiętał tylko
słowo Commissaire – przesadził jednym skokiem schody i przybiegł do sali wołając:
Le Commissaire! Le Commissaire! Zrobił się ruch. Panowie i panie wkładają
rękawiczki, po czym wszyscy idą ku portierni. Tam, co chwila ktoś gwałtownym
pukaniem dobijał się do wnętrza. Kto tam? – zapytano znowu. Tym razem odpowiedzi
nie było. Gość, którego obawiano się, podstawiwszy drabinę wszedł do domu przez
okno.
Można sobie wyobrazić uciechę towarzystwa, gdy usłyszeli za plecami znajomy
głos księdza Mendre, który z nich żartował… Pozostał sam jeden w parafii, gdyż miał
Mszę św. o późnej godzinie i teraz przybył na wyznaczoną placówkę. Oczywiście
scena ta wprowadziła pewne urozmaicenie w długim monotonnym oczekiwaniu…
Ale co teraz? Gdy wrócili do sali, ksiądz Guiol odczytał list Księdza Bosko,
który tak pisał: … Będą wam naprzykrzać się po to tylko, by was nękać. Gdyby chcieli
was wyrzucić, żądajcie czasu na to, by odesłać chłopców do rodzin,
358

36.9 Page 359

▲back to top


a tymczasem Bóg zrobi resztę. Usłyszawszy te słowa pan prezes Rostand rzekł do
swych kolegów: Panowie, po cóż mamy mitrężyć czas. Jeśli Ksiądz Bosko tak
powiedział, to chodźmy do domu, gdyż nic nam się nie stanie. Po czym
w towarzystwie wielu innych wyszedł.
Przez kilka dni jednak trzymano chłopców przy bramie na straży, aż nastał
spokój. Po czym wszystko powróciło do normalnego trybu w zakładzie. Dzienniki
Radical i Petit Provencal nie zaprzestały paplaniny, dopóki zarządzenie prefektury nie
zamknęło im ust.
Warto wiedzieć, jak zachowali się chłopcy podopieczni w czasie tej burzy. Nie
trzeba dowodzić, że podzielali oni w tym czasie kłopoty swych Przełożonych.
List księdza Mendre pisany do Księdza Bosko z końcem listopada przynosił mu
wiele przyjemnych wiadomości o nich. W notesiku księdza Cartier z 3 listopada,
czytamy: A 9 heures classe comme à l’ordinaire. (o 9 – ej nauka regularna).
Z następującego epizodu można wnioskować, że Ksiądz Bosko był pewny tego,
co miało nastąpić. Ksiądz Bologna uprzedzony o mającym nastąpić wysiedleniu,
telegrafował do dyrektora w Alassio, by przygotował, jakieś 40 łóżek dla salezjanów
i sierot wysiedlonych. Dziś wieczór, będziemy u was, kończył się telegram.
Ksiądz Cerruti napisał do księdza Rua, by zakomunikował Księdzu Bosko tę
wiadomość. Nawet licząc się z tym, że pod wieczór już goście znajdą się w domu,
napisał, że przybyli do Alassio salezjanie wysiedleni z Marsylii. Ksiądz Rua pobiegł
do Księdza Bosko z tą przykrą wiadomością.
Co mówisz? – spytał Święty. Ależ to niemożliwe. Nie będą wysiedleni, pisałem
do księdza Bologna.
Ależ ksiądz Cerruti pisze, że są już w Alassio.
Ależ nie, to niemożliwe!
Przepraszam, list mówi o tym jasno.
A ja ci mówię, że nie będą wysiedleni!... Pokaż mi ten list.
Wziął go do ręki i odczytał. To musi być jakieś nieporozumienie, pomyłka…
Pozwól mi ten list, sam odpiszę księdzu Bologna. Zobaczysz, że jest tak jak mówię.
Poszedłszy do swego pokoju napisał do księdza Bologna po informacje. Lecz
ponieważ ksiądz Rua nadal upierał się, że ksiądz Bologna jest już w Alassio, sam
napisał na kopercie MARSIGLIA i niczym się nie frasując zakleił kopertę i wysłał list
natychmiast pocztą.
Taką samą pewność okazywał wobec księdza Lemoyne, który udał się z Nizzy
do Turynu i z niecierpliwością spytał, dlaczego w ten sposób napisał księdzu Bologna:
„Non temere. Avrete noie, secature, disturbi, ma non vi scacceranno”. Także nie mógł
zrozumieć, dlaczego nie dawał wiary słowom księdza Rua. A Święty z ojcowskim
zaufaniem, z jakim zwykł był odnosić się do swych synów, wtajemniczył go w sekret,
na czym się opierała jego tak wielka pewność.
Wprawdzie ograniczył się do kilku słów, ale dokładniej wytłumaczył się wobec
Kapituły Głównej, zebranej w tych dniach w San Benigno. Debatowano tam pilnie
przez kilka dni nad uchwałami powziętymi przez Kapitułę Generalną, jak mówi
359

36.10 Page 360

▲back to top


kronika. Tego wieczoru z uśmiechem zapowiedział kapitulnym, że im opowie pewien
sen, który poprzedził następującym wstępem:
Już od roku 1858 i w innych okolicznościach, gdy byłem w Rzymie, Pius IX
nakazał mi spisywać lub opowiadać to wszystko, co nawet z dalsza miało jakiś
związek z nadprzyrodzonością. Dlatego właśnie o niektórych rzeczach tego rodzaju
opowiadam lub piszę. Jestem zadowolony, że te rzeczy znajdują posłuch, gdyż wyjdą
one na większą chwałę Bożą i pożytek dusz.
Ten, który opowiem miałem około uroczystości Narodzenia NMP. Nie
mówiłem o nim dotąd, gdyż nie dowierzając mu chciałem wpierw wypróbować, czy
się sprawdzi. Ale obecnie rzeczy nabrały pewnej wagi i dlatego wam go opowiem.
Oto jednej nocy śpiąc ujrzałem Matkę Najświętszą, stojącą wysoko jakby na
kopule naszego kościoła. Miała na sobie płaszcz rozciągnięty szeroko tak, że tworzył
jakby wielki salon, w którym mieściły się wszystkie nasze domy we Francji. Madonna
spoglądała na mnie uśmiechnięta. Naraz zrywa się gwałtowna burza, połączona
z trzęsieniem ziemi, z piorunami i gradem… straszna. Pojawiły się też jakieś potwory
o kształtach trudnych do opisania. Dały się słyszeć huki i strzały tak, że wszyscy
drżeli. Pioruny, pociski i ataki tych bestii skierowane były przeciwko tym, którzy stali
pod płaszczem Madonny. Nikomu jednak nie przyniosły szkody, kto był chroniony
przez tą potężną Wspomożycielkę. Pociski wszystkie uderzały w płaszcz opadając
bezskutecznie. Najświętsza Dziewica stojąc w morzu światła, z rajskim uśmiechem
powtarzała po wielokroć razy w tym czasie:
Ego diligentes me diligo – Ja kocham kochających mnie.
Powoli burza uspokoiła się, a z naszych nikt nie poniósł najmniejszego
obrażenia w czasie tak groźnego tajfunu.
Nie przypisywałem większej wagi do tego widzenia, ale jednak napisałem do
wszystkich domów we Francji, aby tamtejsi Współbracia niczego się nie obawiali,
a kiedy mi mówiono:
… Jak to? Wszyscy są w strachu, a tylko Ksiądz Bosko jest spokojny –
odpowiadałem: UFAJMY MADONNIE…
Nie chciano mi wierzyć, a jednak nie zawiedliśmy się i doprawdy, rzecz ta ma
w sobie coś nadzwyczajnego. Stare zakony, co tyle dobrego zdziałały we Francji,
zostały wypędzone, a nasz zakon obcy – włoski - żyje spokojnie i to właściwie na
koszt Francuzów, mimo krzyków prasy bezbożnej, czemu się salezjanów nie wypędza.
To nas zobowiązuje do tym większej ufności względem naszej Madonny.
Ksiądz Rua: Ale przecież i inne zakony są też nabożne do Najświętszej
Panienki. Jak to więc jest?
Ksiądz Bosko: A no, Madonna robi jak uważa. Zresztą wszystkie nasze
poczynania - już, od kiedy miałem dziewięć lat - przybierają taki dziwny obrót.
Kazano mi wtedy iść i wychowywać chłopców, a kiedy powiedziałem, że nie umiem,
usłyszałem:
Idź… idź… Ja cię posyłam. I tak idziemy ciągle naprzód.
360

37 Pages 361-370

▲back to top


37.1 Page 361

▲back to top


Faktem jest, że salezjanie pozostali we Francji, mimo iż ich wypędzenia
wszyscy - także salezjanie - byli tak pewni, że ksiądz Cerruti w Alassio polecił
przygotować miejsce dla naszych uciekinierów z Francji.
Otóż komisarz, któremu zlecono wywożenie zakonników, kiedy już prawie
wszystkie zakony zlikwidował, miał dużo kłopotów w zdobywaniu z policją
zabarykadowanego klasztoru OO Dominikanów /ulica Monteux/ tak, że późna noc
przeszkodziła mu zabrać się do domu salezjanów, który był jednym z ostatnich do
likwidacji. W nocy minister, ze względów politycznych, kazał dalsze egzekucje
wstrzymać i tak salezjanie pozostali w spokoju.
Myliłby się, kto by wnioskował, że Ksiądz Bosko zaniedbywał środków
ludzkich, by zażegnać niebezpieczeństwo. Istotnie zwrócił się do konsula włoskiego
w Marsylii, Annibale Strambio, byłego swego współkolegi, z gorącą prośbą o
poparcie. Za radą konsula i przy aprobacie Księdza Bosko, ksiądz Mendre zredagował,
memoriał z odwołaniem się do władz przeciwko atakom prasowym i nie bez skutku,
gdyż za ingerencją prefektury oszczercze artykuły w dziennikach przestały się
ukazywać.
Święty nie tylko sam nie zaniedbywał środków ludzkiej roztropności, lecz
chciał również, by Współbracia nie poprzestawali na słowach jego zachęty. W liście
z 16 listopada - którego oryginału nie posiadamy - zalecał, by pomimo tymczasowego
spokoju, nie zaniechano dalszych modlitw, gdyż huragan wprawdzie przycichł, lecz
nie ustąpił zupełnie. Istotnie parę tygodni później wpłynął do parlamentu wniosek
zniszczenia pozostałych zakonów za pomocą nacisku finansowego. W tymże samym
liście wspomina, że o wszystkim powiadomił Ojca św. i jeśli sprawy nie wezmą
niepomyślnego obrotu, obiecywał swą wizytę w styczniu. Godził się na projekt
posłania do Marsylii Sióstr Córek Maryi Wspomożycielki w przebraniu i pozostawił
proboszczowi decyzję ustalenia terminu ich wyjazdu.
Inny krok doniosłej roztropności uczynił względem władz włoskich.
W październiku skierował prośbę do premiera i ministra spraw zagranicznych Cairoli
o przyznanie zapomogi z tytułu opieki nad dziećmi emigrantów włoskich we Francji.
Posyłam ci – pisał do księdza Dalmazzo – podanie do ministra Cairoli i do pana
Malvano, który okazywał nam zawsze życzliwość, pomimo że jest Izraelitą. Zaadresuj
pięknie oba listy i wyślij jak najspieszniej, ze względu na sytuację we Francji.
List do ministra był następującej treści:
Eccelenza!
Parę lat temu, osobiście miałem zaszczyt rozmawiać z panem ministrem spraw
zagranicznych w sprawie zupełnego opuszczenia, w jakim pozostaje wielu chłopców
rodzin włoskich przebywających w południowej Francji. Proponowałem zajęcie się
nimi, co minister pochwalił i zapewnił o swym poparciu. W tym celu, ufny
w Opatrzność, otwarłem dwa sierocińce: jeden w mieście Nizzy, drugi w Marsylii dla
terminatorów, kolonię rolniczą w pobliżu Fréjus, a drugą koło Tulonu. Znaczna liczba
361

37.2 Page 362

▲back to top


tych chłopców zajęła wspomniane budynki, które okazały się wnet za szczupłe wobec
wielkiej ilości zgłaszających się, dlatego przystąpiło się do ich rozbudowy.
Wobec braku środków, w porozumieniu z konsulem włoskim w Marsylii,
w kwietniu 1879 r. ośmieliłem się zwrócić z ponowną prośbą do Waszej Ekscelencji
o pomoc dla tych biedaków, walczących z nędzą i okazją do występków. Nie
otrzymawszy odpowiedzi ponawiam swą prośbę. Żywię nadzieję, że pan minister
zechce dopomóc mi do polepszenia sytuacji klasy tak narażonej na niebezpieczeństwa
i tak zarazem groźnej dla społeczeństwa i proszę Boga, etc.
Minister odniósł się życzliwie do powyższej prośby i zarządził, by wciągnięto
do budżetu ministerstwa na rok 1881, sumę lir 1.000 tytułem stałego zasiłku
wypłacanego corocznie domowi w Marsylii i jego filiom. Lecz celem uniknięcia
kłopotów w parlamencie, udzielił zasiłku globalnie wraz z innymi sumami
przeznaczonymi dla konsula włoskiego w tym mieście na korzyść dzieci włoskich.
Było to również zręczne podejście Księdza Bosko, by zwrócić uwagę rządu włoskiego
na jego dzieła we Francji w obecnej krytycznej sytuacji.
Wreszcie w wigilię Bożego Narodzenia, konsul Strambio w liście serdecznym
pisał „do swego drogiego Księdza Jana”, że niebezpieczeństwo zdaje się być
zażegnane i że Oratorium św. Leona zwróciło na siebie uwagę publiczną jako dzieło
wysoce umoralniające i korzystne dla młodzieży opuszczonej. Wówczas Ksiądz Bosko
zachęcił swych Marsylczyków, by podziękowano Bogu za łaski odebrane w roku
ubiegłym, ufając w opiekę Boga i na przyszłość podnosząc duch zachętą: „Andiamo
avanti senza timore”. Nie brakło jednak nigdy przykrości Księdzu Bosko. W tym
czasie odnośnie do Francji, spotkała go nieprzyjemność, którą bardzo odczuł.
Czytelnicy pamiętają uwagi, jakie otrzymał z Rzymu odnośnie do pierwszego
sprawozdania trzyletniego, o czym była mowa w rozdziale VIII. Pomiędzy innymi
wątpliwościami był punkt odnoszący się do nowicjatu w Marsylii. Po wtórnej
odpowiedzi z dnia 12 stycznia wysłanej do św. Kongregacji Biskupów i Zakonników,
nie otrzymał więcej dalszych pytań. Lecz po upływie 4 miesięcy, Prokurator
dowiedział się ubocznie, że wyjaśnienia Księdza Bosko na ten temat uważane były -
co najmniej jako wybieg, jeżeli nie wprost kłamstwa. Wiadomość powyższa dotknęła
go do żywego. Dlatego napisał list do księdza Dalmazzo, z którego przebija głęboki
ból:
Mio Caro D. Dalmazzo!
Nowicjat w Marsylii jest w budowie, pozostało do wykonania jeszcze wiele
prac, lecz dotąd nie przebywał w nim żaden nowicjusz. W aktualnym stanie rzeczy
wydaje się niemożliwością otwarcie nowicjatu, jak planowano w roku 1879. Dlatego
nowicjusze francuscy nadal będą przebywać w Turynie oczekując, kiedy wypadki
pozwolą przedsięwziąć coś korzystniejszego dla naszej św. religii.
Skierowałem już trzy podania w sprawie tego nowicjatu i jeśli nadejdzie
moment jego otwarcia, zrobi się jeszcze nową prośbę do św. Kongregacji Biskupów
i Zakonników. Gdybym od trzech lat uzyskał audiencję u Jego Eminencji kardynała
362

37.3 Page 363

▲back to top


Ferrieri i mógł udzielić odpowiednich wyjaśnień, oszczędziłoby to wiele kłopotów
i niemałej szkody dla naszego Zgromadzenia. Lecz nie mogłem tego uzyskać. Nie
mogę taić mej głębokiej przykrości, że nie jestem zrozumiany. Pracuję i żądam, by
wszyscy salezjanie pracowali aż do ostatniego tchnienia dla dobra Kościoła. Nie
żądam pomocy materialnej, lecz tylko pobłażliwości i miłości, dających się pogodzić
z Autorytetem Kościoła. Oczekuję dalszych zapytań, by mnie źle nie zrozumiano, etc.
Sampierdarena, 07.05.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
Trzy rzeczy są niewątpliwie pewne: po pierwsze - Ksiądz Bosko w styczniu
1879 r., pod wpływem zachęty ze strony nowego biskupa Marsylii, skierował do św.
Kongregacji Biskupów i Zakonników prośbę w sprawie kanonicznego otwarcia
nowego nowicjatu. Po drugie - wspomniana Kongregacja w dniu 5 lutego przesłała
ową prośbę biskupowi diecezji, zasięgając informacji. Monsignor Robert w dniu 23
tegoż miesiąca wysłał do Rzymu obszerny list polecający, w którym stwierdzał,
że w zakładzie salezjańskim w Marsylii można otworzyć convenientissime nowicjat.
Po trzecie - pomimo wspomnianego polecenia, Ksiądz Bosko nie uczynił nic w tym
kierunku, gdyż w nowym domu brak jeszcze było odpowiedniego pomieszczenia
oddzielnego, by móc zgromadzić nowicjuszów i zwlekał aż do roku 1882 z otwarciem
nowicjatu.
W owych latach aspiranci francuscy przybywali do Italii, lecz nie wszyscy.
Niektórzy odprawiali nowicjat w domach we Francji. Powtórzymy raz jeszcze rzecz
znaną, do której więcej nie powrócimy, chyba tylko przytaczając jakieś dokumenty.
Otóż na procesie sumarycznym w Kurii turyńskiej w 1917 – 1918, kardynał Cagliero
złożył następujące oświadczenia: „Ksiądz Bosko aż do roku 1884, kiedy otrzymał
przywileje, miał wszelkie indulty od Papieży: Piusa IX i Leona XIII, którymi
posługiwał się roztropnie, gdy uważał za konieczne dla chwały Bożej i dla dobra
dusz…”.
Poważanie i cześć, jakimi cieszył się Ksiądz Bosko we Francji, szerzyły się
i rosły aż do jego śmierci. W Nizzy dr Espiney napisał biografię Księdza Bosko,
o której będzie mowa w następnym tomie, by zaspokoić życzenia wielu Francuzów,
pragnących dowiedzieć się o życiu i dziełach Świętego.
W Marsylii, w protokołach z posiedzeń Komitetu Dobroczynnego czytamy
często słowa: „Święty”. Jego świętości przypisuje się skuteczność jego słów, modlitw
i błogosławieństwa.
Z Paryża, sławny ksiądz Moigno - znakomity fizyk i matematyk, założyciel
przeglądu naukowego „Cosmos” i autor monumentalnego dzieła „Światła wiary” -
pisał do dyrektora w Marsylii, że radził się go w sprawie systemu ogrzewania:
Je suis dévoué coeur et âme à Don Bosco et a ses merveil - leuses oeuvres
(Jestem całkowicie oddany Księdzu Bosko i jego cudownym dziełom).
363

37.4 Page 364

▲back to top


Tak szczere wyrazy sympatii tym bardziej są godne zanotowania, gdy się
zważy, że oddawane są Włochowi we Francji. Jest to wyraz głębokiego przekonania
o jego świętości, która nie mogła być niedostrzeżona w którejkolwiek części Kościoła.
364

37.5 Page 365

▲back to top


ROZDZIAŁ XXVI
Misje w Patagonii
Patagonia dzisiejsza to nie Patagonia sprzed 60 laty. Warunki zmieniły się do
tego stopnia, że gdy się opowiada dzisiejszej młodzieży patagońskiej o dawnych
plemionach dzikich względnie Indianach w Patagonii, doznają oni uczucia odrazy
i oburzenia za to, że się pomiata ich ojczystym krajem lecz ich dziadkowie, którzy
mieszkali w okolicach Buenos Aires, jeszcze przed ekspedycją wojenną generała
Rocca i musieli nieraz doświadczać bądź przyjaźni, bądź też zdrady owych
mieszkańców lasów i stepów, musieliby wyrazić odmienną opinię. Zresztą wystarczy
rzucić okiem na cenne dzieło geograficzne De Moussy sprzed 60 laty na temat
Argentyny, by mieć jakieś pojęcie o owych bezkresnych obszarach. Na mapie czyta
się następujące napisy: Traversias, Pampas, okolice niezbadane, Indianie, pustynne
obszary Sur…, etc. Biada temu śmiałkowi, który zapuściłby się niebacznie w te
połacie, gdzie patrzono nienawistnie na białych, jako najeźdźców!
Mieszkańcy pobliskich kolonii byli narażeni na napady dzikich, którzy rabowali
bogate trzody kolonistów argentyńskich, by je odsprzedać z powodzeniem w Chile,
nie wspominając już o napadach połączonych z rabunkiem i mordem na małe osady.
Strach przed bronią palną trzymał oczywiście Indian w należytej odległości
i spychał ich coraz bardziej w niedostępne wąwozy And, względnie kryjówki leśne
nad wielkimi rzekami południowymi. Nie mniej obecność Indian wstrzymywała
kolonizację wielkich obszarów, do których stopniowo docierała cywilizacja.
W tym dziele cywilizacyjnym odegrali wybitną rolę salezjanie, którzy po
przejściach oddziałów zwycięskich osiedlali się w odpowiednich miejscach, skąd
następnie organizowali opiekę religijną nad Indianami, nawiązując stopniowo coraz
bliższe kontakty z pozostałymi szczepami. Owe szczepy wraz ze swoimi kacykami
uznały w salezjanach swych najlepszych przyjaciół, którzy nieśli im światło wiary
i usiłowali zapoczątkować jakieś współżycie zwycięzców z podbitymi ku obustronnej
korzyści.
Liczba Indian nie była tak wielka jak oni sobie sami wyobrażali, gdy próbowali
jak zorganizowane szczepy stawić czoło Republice Argentyńskiej i przeciwstawić się
jej siłom zbrojnym. Realnie liczba ich sięgała do 80 tysięcy. Przeszkodą do ich
ucywilizowania i przejścia do spokojnego życia, jako osadników i poddanych
argentyńskich były pamięć o doznanych krzywdach od białych i obawa utracenia
własnej niezależności. Jako władcy absolutni swych tajemniczych pustyń nie chcieli
też odstąpić od swych religijnych tradycji.
365

37.6 Page 366

▲back to top


Dlatego żaden misjonarz nie mógł przeniknąć do ich wiosek, gdzie mieszkali
pod szałasami i nieudane próby dotychczasowe powstrzymywały ich od ryzyka
zapuszczania się do tak niegościnnych ziem.
Duma tego rodzaju granicząca rzec można z szałem utrzymywała Indian
w przekonaniu, że byli wyłącznymi panami swych stepów i nikt nie odważyłby się do
nich wtargnąć bez ich zgody. Kres temu położyła przedsięwzięta przez rząd
argentyński wyprawa wojskowa w 1879 r.
Poznawszy mieszkańców, pora przejść do zapoznania się bliżej z terenem, który
będzie polem pracy apostolskiej misjonarzy salezjańskich. Otóż Patagonia w całej
rozciągłości obejmuje tereny Pampas, Rio Negro, Chubut, Santa Cruz i Ziemię
Ognistą - z tym, że właściwą nazwę Patagonii nadaje się tylko terenom północnym
w dorzeczu Rio Negro, wpadającej do Atlantyku wraz ze swymi dopływami Neuquen
i Limy, długości 1.137 km. Terytorium to jest blisko dwa razy większe niż cała Italia.
Po przełamaniu zuchwałości Indian trzeba było sprostać surowości natury
stawiającej trudności nie do przebycia.
Obecnie – posłużymy się słowami dra Gabriela Carrasco – od brzegów
Atlantyku po skaliste łańcuchy Andów napotykamy rozrzucone na tarasach gór wioski
i osiedla mniej lub więcej bogate. Parowce kursują po niebezpiecznej dawniej rzece
Rio Negro docierając do dawnych osad Indian i niosąc wszędzie kulturę. Lokomotywy
pociągów swym gwizdem budzą z uśpienia zagubione doliny, a dalekie jeziora górskie
w Andach oglądają ze zdumieniem na masztach statków prujących fale, lśniąca
w słońcu banderę argentyńską.
Lecz przed pół wiekiem, co tam czekało misjonarza? W pasie przybrzeżnym
piaszczyste wydmy, po których hulał wiatr usypujący piaskowe góry tzw. medanos,
w rejonie środkowym ciągnął się tarasowaty płaskowyż z ubogą roślinnością,
poprzecinany lagunami ze słoną wodą, zagubionymi w bezkresnych piaskach zwanych
traversias, pozbawionymi wilgoci, z pierwotną roślinnością. W porze letniej straszliwy
upał pozbawiał oddechu, tumany kurzu oślepiały a pragnienie przyprawiało o mdłości
ludzi i zwierzęta. W rejonie łańcuchów And ciągnących się między podgórzem
argentyńskim a Kordylierami Królewskimi Chile, znajdują się piękne lasy, łąki, liczne
strumienie z hukiem wpadają do jezior, wzrok podróżnego przyciąga i wabi potężna
górska przyroda. Cóż, kiedy dostęp do niej był niemożliwy w braku wszelkiej
komunikacji. W takich to warunkach znaleźli się salezjanie biorąc udział
w formowaniu się nowego społeczeństwa patagońskiego. Budowali kościoły, do
których chętnie ciągnęły rzesze kolonistów, organizowali szkoły zawodowe i rolnicze
dla białych i Indian, podnosili rolnictwo, zakładali szpitale nie zapominając
i o szerzeniu dobrej prasy.
Prawdziwa historia misji salezjańskich w Patagonii zaczyna się dwoma
fundacjami w Patagones i Viedma, w miejscowościach położonych o 15 km od ujścia
rzeki Rio Negro.
/Uwaga: Obie miejscowości stanowiły właściwie jedną osadę zwaną Carmen de
Patagones, aż do roku 1879. Od tego czasu część osiedla położona po prawej stronie
366

37.7 Page 367

▲back to top


rzeki nazwano tak od imienia fundatora Franciszka Viedma, a drugą zwała się
Patagones. Dziś jest to siedziba okręgu administracyjnego - Gubernation Rio Negro/.
Przez dziewięć lat ograniczano się do tych dwu placówek przygotowując się
równocześnie do rozszerzenia terenu działalności misyjnej. Z tych punktów
wyjściowych, salezjanie kierując się wzdłuż rzek, z heroicznym poświęceniem
docierali do dolin i łańcuchów górskich, by odwiedzić położone tam nędzne toldos –
szałasy Indian, względnie fazende – siedziby kolonistów i osady, które wszędzie
powstawały. Zbadawszy dobrze teren wybierali stosowne miejsce na założenie
nowych placówek misyjnych zapoczątkowując tak szeroką ekspansję na całą
Patagonię północną i środkową, Pampas, by w taki sposób przeprowadzić
ewangelizację szczepów patagońskich.
Jako pierwsza, powstała placówka w Patagones. Arcybiskup Buenos Aires,
w sierpniu 1879 r. przekazując Księdzu Bosko misję w Patagonii, a w szczególności
dwie parafie w Patagones i Viedma, zaczął pertraktować z księdzem Bodratto na temat
ich usystematyzowania, pozyskując równocześnie od rządu konieczną pomoc. Cały
teren misyjny podzielono na dwie parafie. /Przykładowo: jedna od rzeki Po do Alp,
druga od tej rzeki aż po Kalabrię/. W listopadzie pertraktacje ze salezjanami były
ukończone i nadeszła pora wyjazdu, który odwlókł się do 15 stycznia następnego roku.
Odbyła się w tym dniu w kościele św. Karola w Buenos Aires, ceremonia podobna jak
przy wyjeździe naszych misjonarzy z Turynu. Arcybiskup w otoczeniu kanoników
i innych kapłanów, przy udziale Dobrodziejów i przyjaciół salezjanów, wygłosił
okolicznościowe przemówienie i odprawił itinerarium clericorum. Po czym misjonarze
salezjańscy zostali odprowadzeni procesjonalnie aż na pokład statku Santa Rosa, który
następnego dnia podniósł kotwicę. Dyrektorem misji był ksiądz Józef Fagnano
z dwoma kapłanami i tyluż koadiutorami, czterema siostrami salezjankami, które także
jechały założyć swój pierwszy dom w tych okolicach. Dziennik stołeczny pisał na
temat tych ostatnich: Po raz pierwszy odkąd świat światem, pojawiły się w tych
dalekich południowych ziemiach zakonnice.
Ksiądz Fagnano mianowany proboszczem w Patagones i wszystkich kolonii
i szczepów Indian osiadłych między Rio Negro a Rio Colorado, niezwłocznie zabrał
się do wykonywania swej misji. W Patagones już we wrześniu otwarto dwie szkółki
misyjne dla chłopców i dziewczynek. Specjalną troskę poświęcano Indianom, którzy
docierali do Patagones w celach handlowych czy z innych powodów. Samemu Bogu
wiadome są poświęcenia i trudy pierwszego pięciolecia - z braku personelu, środków,
wobec trudności ze strony władz stawianych działalności księdza Fangano, który
mimo swego nieustępliwego temperamentu musiałby zapewne złożyć broń, gdyby nie
wyraźna pomoc Boża, która go podtrzymywała w tym dziele. W roku 1884, złożywszy
tę misję w ręce innych udał się w charakterze Prefekta Apostolskiego do Patagonii
Południowej i Ziemi Ognistej, gdzie ten wielki syn Księdza Bosko zdziałał cuda
gorliwości apostolskiej.
367

37.8 Page 368

▲back to top


W parafii Viedma pracował na razie jeden z pomocników księdza Fangano aż
do przybycia w grudniu właściwego proboszcza, którym był ksiądz Dominik
Milanesio, kilkakrotnie wspominany w Memorie. Może już miał pewne wyobrażenie
o olbrzymich rozmiarach terytorium mu powierzonego, gdyż z miejsca zabrał się do
odwiedzania Indian okazując w tym biegłość tak, iż Przełożeni przysłali mu zastępcę
w duszpasterstwie w Viedma w osobie dzielnego księdza Beauvoir, by mógł bez
przeszkody oddawać się swym umiłowanym wyprawom apostolskim. Był on
naprawdę opatrznościowym wysłańcem Bożym dla wszystkich mieszkańców Rio
Negro, a zwłaszcza prawdziwym ojcem Indian, których językiem doskonale władał.
Samo imię jego wystarczyło im na obronę w wypadku, gdy byli krzywdzeni przez
urzędników państwowych. W ciągu 33 lat pracy misyjnej wielokrotnie konno
przemierzał wzdłuż i wszerz całą Patagonię, a 26 razy przekroczył Kordyliery. Wiele
zniósł ofiar, lecz obfite owoce wynagrodziły mu jego trudy. Zwłaszcza jego osobistą
zasługą było doprowadzenie do zgody niektórych uzbrojonych grup Indian
z komendantami wojsk rządowych. Jemu zawdzięczać trzeba pierwsze kontakty
z wojowniczym kacykiem Manuelem Namuncura’, ochrzczonym później wraz z całą
rodziną przez misjonarza biskupa ks. Jana Cagliero, któremu przypisać można
ucywilizowanie Patagonii.
Gdy księdza Fagnano nazywali Indianie Padre Grande, to księdza Milanesio
witali pozdrowieniem Padre Buono. Obu tych dzielnych pracowników wychował
sobie Ksiądz Bosko spośród powołań spóźnionych, których wykształcił na kapłanów,
nim jeszcze stworzył Dzieło Synów Maryi Wspomożycielki.
Wspomniani i inni misjonarze tej pierwszej ery popełnili jeden błąd: pracowali
i padli na polu apostolskiej pracy nie troszcząc się o to, by przekazać na piśmie dla
potomnych świadectwo swych walk i zwycięstw. Stąd mogła zrodzić się wątpliwość
w czasach późniejszych, czy rzeczywiście dokonali dzieła im przypisywanego.
Historia musi im jednak oddać sprawiedliwość, jak wyraził się pewien mówca
zaznajomiony z misjami salezjańskimi.
W swoim czasie i miejscu opowiemy o postępach misji salezjańskich w ciągu
ostatnich lat życia Księdza Bosko, który do końca towarzyszył zachętą, radą
i modlitwami krokom swych synów w rozwijaniu na tych krańcach kontynentu dzieł
wiary i cywilizacji. Oprócz pomocy moralnej, Ksiądz Bosko dał impuls przyszłego
rozwoju swych misji stwarzając dla nich bez wielkich trudności trwałą organizację
kościelną, jak obecnie i później jeszcze zobaczymy.
Już od dłuższego czasu Święty przewidywał konieczność erygowania
w Patagonii Wikariatu Apostolskiego i czytelnicy znają już wstępne kroki, jakie
poczynił u Stolicy św. W miarę jak szło się naprzód, uświadamiał sobie bardziej tę
konieczność, jeśli miało się zapewnić akcji misyjnej regularny rozwój i trwałość.
Przez stworzenie odrębnej jurysdykcji kościelnej, niezależnej od miejscowych
ordynariuszów, podlegającej Kongregacji Propagandy Wiary, był zapewniony
odpowiedni skład personelu, swoboda ruchów w wykonywaniu czynności kapłańskich
i możliwość utrzymywania bezpośrednich stosunków z rządem, na którego życzliwość
368

37.9 Page 369

▲back to top


można było liczyć. Ta właśnie sprawa najwięcej zajmowała Księdza Bosko w czasie
jego pobytu w Rzymie w roku 1880. Ze zwykłą sobie roztropnością zasięgał rady
u wielu prałatów. Następnie, 5 kwietnia, w czasie audiencji przedłożył Ojcu Św. rzecz
całą, który ustanowił komisję złożoną z monsignora Jacobini - sekretarza Kongregacji
dla Nadzwyczajnych Spraw Kościelnych oraz kardynała Alimonda z Kongregacji
Propagandy. Święty, w towarzystwie księdza Dalmazzo, odbył szereg konferencji
z powyższymi osobistościami - rezultatem, czego był odręczny Memoriał doręczony
wspomnianemu kardynałowi, który tego samego dnia przedłożył go Papieżowi. Do
pisma dołączył następujący list:
Beatissimo Padre!
Mam zaszczyt przedłożyć Waszej Świątobliwości krótkie objaśnienie na temat
stanu misji salezjańskich w Ameryce oraz niektóre projekty, które uważam za
konieczne dla ugruntowania ich wśród tamtejszych plemion Pampas i Patagonii.
Stosownie do zlecenia Waszej Świątobliwości konferowałem długo z Jego Eminencją
kardynałem Alimonda oraz Przewielebnym monsignorem Dominikiem Jacobini.
Korzystając z ich roztropnych rad doszedłem do wniosku, że konieczne jest
erygowanie nowego Wikariatu Apostolskiego wśród kolonii nad rzeką Rio Negro oraz
założenie seminarium misyjnego w Europie dla kształcenia pracowników
ewangelicznych. Jakiekolwiek zarządzenia raczyłby wydać w tym względzie Wasza
Świątobliwość, posłuży to za normę w rozwijaniu dalszej współpracy z rządem
Republiki Argentyńskiej i monsignorem Anayroz, arcybiskupem Buenos Aires.
Upadając wreszcie pokornie do stóp Waszej Świątobliwości proszę
o błogosławieństwo apostolskie dla wszystkich członków Zgromadzenia, zwłaszcza
misjonarzy w Ameryce, którzy tak bardzo go pragną.
Rzym, 13.04.1880 r. -
Umill. mo ed obbl. mo serv. XJB
Memoriał zawiera dokładne i jasne przedstawienie tego, czego dokonano i co
jest do zrobienia w przyszłości w Ameryce Południowej, a co pociąga za sobą
konieczność ustanowienia w Patagonii Wikariatu Apostolskiego i otwarcie w Marsylii
seminarium misyjnego.
MISJE SALEZJAŃSKIE I STOSUNKI ZE STOLICĄ APOSTOLSKĄ
Misje zagraniczne od początku interesowały Zgromadzenie Salezjańskie.
Konieczność utwierdzenia we wierze już ochrzczonych, rozszerzenie jej wśród pogan
i uwolnienie ich od uroków błędu były zawsze wśród nas przedmiotem studiów,
lektury i aspiracji. Od dłuższego czasu przez nas wychowani młodzieńcy wyjeżdżali
na misje, bądź wstępując do innych zgromadzeń, bądź wezwani przez biskupów
Ameryki, Australii, Indii, Chin i Japonii. Pierwsze pertraktacje o wysyłanie misjonarzy
miały miejsce w roku 1872 z Jego Eminencją kardynałem Barnabo Prefektem
Propagandy Wiary. Następnie Papież Pius IX zachęcał, by zebrać zakonników
369

37.10 Page 370

▲back to top


chętnych do pracy na misjach i wysłać w okolice, gdzie istnieje wielka ich potrzeba.
Między innymi Papież wskazywał szczególnie na Amerykę Południową, zwłaszcza
Republikę Argentyńską.
Osobiście znając te kraje wiedział, w jakim zaniedbaniu religijnym żyje wiele
rodzin emigrantów włoskich z braku kapłanów, wyczuwał też konieczność zbliżenia
się do Indian Pampas i Patagonii. W swej dobroci dopomógł materialnie do wysłania
pierwszej ekspedycji misjonarzy salezjańskich, których przed wyjazdem po ojcowsku
zachęcił gorącymi słowy do wytrwania w powziętym zamiarze. Dał im list polecający
od kardynała Sekretarza Stanu do Arcybiskupa Buenos Aires. Tymże misjonarzom
udzielone zostały konieczne fakultety, dekretem św. Kongregacji Propagandy Wiary,
z dnia 14 listopada 1875 r. Nieco później breve Apostolskie, pod datą 17 listopada br.
pochwalało i zatwierdzało nową ekspedycje misyjną. W celu nadania większej
stabilizacji owej misji, św. Kongregacja Propagandy Wiary, powiadomiona o obfitym
żniwie ewangelicznym i licznych powołaniach budzących się tamże, upoważniła do
otwarcia nowicjatu, dekretem z dnia 06 lipca 1876 roku. Panujący Papież, którego
niech Bóg jak najdłużej zachowa przy zdrowiu, pod datą 18 września 1878 r., przesłać
raczył inne breve Apostolskie pełne ojcowskiego uznania, w którym zatwierdza
i błogosławi misje salezjańskie w Ameryce.
Tenże panujący Papież Leon XIII, pomimo szczupłości swych środków
materialnych, powiadomiony o braku funduszów potrzebnych w związku z czwartą
ekspedycją misjonarzy, udzielił wspaniałomyślnie pomocy i zachęcał do prowadzenia
zaczętego dzieła, listem apostolskim z dnia 23 listopada 1878 roku.
CEL MISJI SALEZJAŃSKICH W AMERYCE
Papież Pius IX stawiał przed misjonarzami salezjańskimi trzy cele:
1. Troska o starszych, zwłaszcza o młodzież emigrantów włoskich,
rozproszonych w wielkiej liczbie w Ameryce Południowej;
2. Otwarcie sierocińców w sąsiedztwie Indian, by mogły służyć jako małe
seminaria dla kształcenia powołań tubylczych i przytułki dla biednych i opuszczonych;
3. Torować w ten sposób drogę do ewangelizacji Indian w Pampas
i Patagonii.
4.
Pierwszą ekspedycję misjonarzy, jak wspomniano, uskuteczniono dnia 14
listopada 1875 r. Przybyli do Buenos Aires, stolicy Republiki Argentyńskiej dnia 14
grudnia.
OBECNY STAN MISJI SALEZJAŃSKICH W AMERYCE
Obecna liczba Salezjanów w Ameryce sięga 120, którzy zajmują następujące
placówki. W diecezji i mieście stołecznym – Buenos Aires – prowincjalat, ośrodek
kierowniczy i administracyjny. Inspektor vel prowincjał rezyduje w parafii świeżo
erygowanej pod tytułem św. Karola w Almagro, liczącej około 6 tys. dusz.
370

38 Pages 371-380

▲back to top


38.1 Page 371

▲back to top


Sierociniec Piusa IX, w którym około 150 sierot uczy się rzemiosła. Szkoły
publiczne, Oratorium – ogródek dziecięcy dla przychodzących w dni świąteczne.
Nowicjat i studentat dla członków Zgromadzenia. Parafia, zwana „Bocca” pod
wezwaniem św. Jana Ewangelisty, licząca około 27 tys. dusz, prawie wyłącznie
Włochów. Szkoły dla ubogich chłopców.
Włoski kościół pod tytułem Mater Misericordiae, przy którym sprawuje się
opiekę duchową nad dorosłymi i prowadzi się różne dzieła dla dobra miasta
i pobliskich wiosek. W mieście S. Nicolas de los Arrcyos, w pobliżu Indian znajduje
się małe seminarium dla kształcenia powołań dla misji, gdzie już jest wielu
kandydatów. Pod opieką Zgromadzenia jest również parafia w Ramallo - wiosce
liczącej około 4 tys. mieszkańców. Ta parafia jest dość rozrzucona, a pomimo to
frekwencja wielka.
W republice Urugwaju otwarto za pomocą Bożą wiele placówek, a to: kolegium
Piusa w Villa Colon, uważane za seminarium misyjne i zrównane z prawami
uniwersytetu państwowego; kościół publiczny czynny dla ludności okolicznej
w okręgu Villa Colon.
W Montevideo - stolicy republiki - otwarto Oratorium ze szkołami dla
młodzieży ubogiej narażonej na niebezpieczeństwa. W mieście Las Piedras
administruje się parafią 6 - tysięczną ze szkołami publicznymi i Oratorium
świątecznym.
SIOSTRY CÓRKI MARYI WSPOMOŻYCIELKI
Od trzech lat Siostry CMW pracują przy boku salezjanów w Ameryce
Południowej, zajmując się ubogimi dziewczętami, których tak wiele, i narażonych na
niebezpieczeństwa pod każdym względem. W diecezji Montevideo, we wspomnianej
parafii Las Piedras, Siostry pomagają misjonarzom w katechizacji, opiekują się
dziewczętami - Indiankami, przygotowują je do spowiedzi, Komunii św. i sakramentu
Bierzmowania.
We Villa Colon prowadzą szkołę i pracownię, gromadzą młodzież żeńską
dorosłą w święta. W Montevideo założyły szkoły i zakład dla dziewcząt, którym grozi
propaganda protestancka.
W mieście Buenos Aires prowadzą wiele szkół, pracowni i roztaczają opiekę
nad dziewczętami dorosłymi.
KOLONIE NAD RIO NEGRO
Podawszy krótki zarys działalności misji salezjańskich w Ameryce
Południowej, należy po krótce wyłożyć to, co byłoby do dokonania na przyszłość, by
polepszyć sytuację tubylców Indian w Pampas i Patagonii nad Rio Negro. Rio Negro
wypływa z gór Kordylierów /Andów/ i po długim /ponad 1.000 km/ biegu wpada do
Atlantyku pod 40 stopni szerokości południowej. Odnoga północna tej rzeki wyznacza
rozległe obszary Pampas. Południowa opływa Patagonię Wschodnią.
371

38.2 Page 372

▲back to top


Przez czterysta lat misjonarze katoliccy podejmowali bohaterskie trudy, by
przeniknąć do wnętrza Patagonii - lecz bezskutecznie, gdyż żaden, o ile wiadomo, nie
powrócił.
W roku 1878 również salezjanie próbowali tam się dostać. Wyruszyli statkiem
idącym do Rio Negro, lecz z powodu gwałtownej burzy omal nie stracili życia
i musieli się cofnąć. W 1879 roku próbowali z lepszym skutkiem innej drogi. Przeszli
Pampas, nawiązali znajomość z wielu kacykami zyskując sobie ich przyjaźń. Ochrzcili
już ponad 400 dzieci Indian. Przybywając do Rio Negro zwiedzili kolonie, o których
wspomina arcybiskup Buenos Aires w liście z 15 sierpnia ofiarując te misje
salezjanom. Pisał on między innymi: Wreszcie nadszedł moment, kiedy mogę
ofiarować misję w Patagonii, która mi tak leżała na sercu, jak również parafię
w Patagones, która może służyć jako ośrodek misyjnej pracy. Jak dowiedział się z listu
od księdza Costamagna, parafia w Patagones obejmuje:
1. Carmen Patagones, z 3.500 mieszkańcami, jako rezydencja proboszcza;
2. Guardia Mitre położona w odległości 17 leghe od Patagones, liczącą 1.000
dusz.
3. Kolonia Conesa w odległości 34 leghe od Patogones, w której mieszka 800
Indian ze szczepu Catriel;
4. Nowa osada w Choele-Choel w odległości 70 leghe od Patagones z 2.000
mieszkańcami - częściowo chrześcijan, częściowo Indian.
Wszystkie te miejscowości położone są na rzeką: Nord Rio Negro, łatwo dającą
się przejść w bród ze względu na swą szerokość koryta około 270 m. Naprzeciw
Carmen Patagones, nad rzeką Sud Rio Negro, we właściwej Patagonii znajduje się
Mercedes Patagonia, siedziba gubernatora terytorium. Znajduje się tu kościół dla
obsługi ludności liczącej 1.500 dusz.
W odległości 8 leghe od Mercedes znajduje się Kolonia św. Franciszka
Ksawerego również nad rzeką Sud Rio Negro, a więc także w Patagonii. Składa się
z 400 Indian szczepu Linares. Wszystkie powyższe miejscowości obsługuje tylko
jeden kapłan, który po odprawieniu Mszy św. w swej rezydencji przeprawia się na
drugi brzeg rzeki do Mercedes della Patagonia. Jak Wasza Świątobliwość widzi,
niemożliwością jest, by jeden kapłan obsłużył wszystkie wspomniane parafie, choćby
nawet miał pomocnika. Tej palącej potrzebie nie można było dotąd zaradzić.
Ojcowie Łazarzyści parę lat temu próbowali się tu osiedlić, zbudować dom na
swą rezydencję, lecz z braku personelu musieli tę misję opuścić. Na domiar złego
dołącza się nasilająca się w tych stronach propaganda protestantów.
By zapobiec tym potrzebom i ustalić misje w Patagonii, by tamtejsze szczepy
nie padły ofiarą nieprzyjaciół wiary św. przyjęło się propozycję ze strony gorliwego
arcybiskupa Aneyrosa, powołującego się również na poparcie rządu argentyńskiego
względem ewangelizacji Patagonii. Wysłano więc ekspedycję misyjną złożoną z 12
salezjanów, w dniu 15 grudnia ubiegłego roku, którzy przybyli szczęśliwie do Carmen
372

38.3 Page 373

▲back to top


w dniu 2 stycznia br. Inni pójdą im z pomocą i jeśli Opatrzność nam dopomoże, będzie
można w krótkim czasie uskutecznić nową ekspedycję.
Rząd argentyński ustanowił w tych koloniach nową prowincję, popiera misje
a obecnie ofiarowuje swą pomoc w ewangelizacji obszarów położonych nad dwoma
dopływami Rio Negro, to jest w Pampas i Patagonii. Ostatnio prezydent państwa
zażądał formalnej umowy z wyszczególnieniem warunków zapewniających zgodną
współpracę między misjonarzami, rządem a Indianami.
Salezjanie przybyli do Patagonii zgodnie z życzeniem Arcybiskupa w Buenos
Aires, ustanowili Caremn jako ośrodek pracy misyjnej. Pierwsze wysiłki skierowali ku
wzniesieniu kościołów, domów mieszkalnych i szkółek dla dzieci. Jedni poświęcają
się nauczaniu rzemiosła i rolnictwa w nowo powstałych koloniach, inni wyprawiają się
do terytoriów zamieszkałych przez Indian w celu ich katechizowania
i zakładania, o ile możliwe, nowych kolonii wewnątrz pustkowia.
Córki Maryi Wspomożycielki rozpoczęły również pracę w koloniach przez
organizowanie szkółek i przytułków dla dziewcząt.
RZECZY DO PRZEPROWADZENIA
By ustalić religię w Patagonii i skutecznie działać dla rozwoju tych misji,
wydaje się, że trzy rzeczy są do przeprowadzenia:
1. Zorganizowanie Prefektury lub Wikariatu Apostolskiego jako centrum
powstałych kolonii lub tych, które za pomocą Boską powstaną w przyszłości;
2. Założenie seminarium dla tubylczej młodzieży dla studiowania zwyczajów,
charakteru języka, historii, geografii, etc. tych ziem;
3. Zawarcie pewnego rodzaju umowy z rządem argentyńskim mając na uwadze
potrzeby religijne i społeczną sytuację Indian nawróconych. A ponieważ wymienione
pertraktacje wymagają czasu i odpowiednich wyjaśnień, dlatego mogą być one
przewlekłe. Można natychmiast przystąpić do sformułowania dwóch punktów, to jest
utworzenia Wikariatu Apostolskiego i seminarium misyjnego w Patagonii.
WIKARIAT APOSTOLSKI W PATAGONII
Ze względu na to, że rząd argentyński ustanowił świeżo nową prowincję
Patagonii, obejmującą kolonie na tym terytorium, podobną nazwę można przyjąć dla
nowo utworzonego Wikariatu względnie Prefektury Apostolskiej. Obejmowałyby one
kolonie położone nad brzegami dwóch rzek: Północnej i Południowej Rio Negro,
łącznie ze wszystkimi terytoriami na wschód od Patagonii, do czasu ustanowienia
nowego Wikariatu w Santa Cruz, kolonii położonej nad cieśniną Magellana u ujścia
wspomnianej rzeki do Atlantyku. Wspomniany więc Wikariat rozpościerałby się od 36
stopnia do 30 stopnia szerokości południowej. Należy zauważyć, że łańcuch
Kordylierów dzieli Patagonię na dwie części: wschodnią i zachodnią, położone nad
Pacyfikiem i Atlantykiem. Zachodnia część należąca do Chile nie wchodziłaby
w skład projektowanego Wikariatu. Poniżej cieśniny Magellana zaczyna się Ziemia
373

38.4 Page 374

▲back to top


Ognista wraz z przyległymi wyspami, to jest od 50 stopnia do 63 stopnia szerokości
południowej. Te sporne dotąd tereny między Argentyną a Chile lepiej będzie pominąć.
Po erygowaniu przez Stolicę św. Wikariatu Apostolskiego w Carmen uzyska
się, oprócz stałej siedziby i ośrodka działalności misyjnej, także tytuł do wsparcia ze
strony Propagandy Wiary i Działa Najświętszego Dziecięctwa Jezusowego. Niemniej
zyska się także pomoc od miejscowych komitetów dobroczynnych zorganizowanych
w Buenos Aires w celu popierania misji wśród Pampas i Patagonii.
Można mieć uzasadnioną nadzieję, że rząd argentyński przeznaczy na ten cel
roczną dotację, rzec można nieodzowną, ze względu na warunki polityczne i religijne
w tych stronach.
SEMINARIUM MISYJNE DLA PATAGONII
Dotychczas założone zostały trzy małe seminaria w Ameryce Południowej dla
kształtowania powołań miejscowych do stanu kapłańskiego: jedno w Villa Colon,
drugie w Buenos Aires, trzecie w S. Nicolas de los Arroyos - ostatnim mieście
argentyńskim na granicy Pampas. Niejedno powołanie już otrzymano, lecz na ogół są
one rzadkie i niewystarczające dla wielu potrzeb tutejszych diecezji cierpiących na
brak kapłanów. Konieczne jest zatem ustanowienie seminarium misyjnego w Europie
dla kształtowania misjonarzy dla Patagonii.
Po przeprowadzeniu prób we Włoszech, Francji, Hiszpanii, wydaje się,
że najodpowiedniejszym na to miejsce byłaby Marsylia, nadto ustanowić należałoby
odpowiedni studentat w Hiszpanii, by ułatwić kandydatom zdobycie języka
hiszpańskiego, jako panującego w tych krajach, którego będą uczyli się również
krajowcy.
Wspomniane seminarium i studentat będą mogły otrzymywać stały zasiłek od
Propagandy Wiary i Działa Najświętszego Dziecięctwa, można by również
organizować składki na ten cel za wiedzą Ojca św. Zauważyć trzeba ponadto, że dla
uniknięcia zadrażnień pomiędzy odnośnymi diecezjami, cierpiącymi na brak
kapłanów, można by utrzymywać kandydatów do filozofii wspólnie, po czym mogliby
powrócić do swoich diecezji, względnie wstąpić do jakiegoś zgromadzenia zakonnego
lub poświęcić się misjom w Pampas, w Patagonii, względnie też, jeśli Bóg zechce,
w Ziemi Ognistej.
Wszystkie powyższe kwestie były dyskutowane z monsignorem Dominikiem
Jacobini, Sekretarzem św. Kongregacji dla Nadzwyczajnych Spraw Kościelnych
i z Jego Eminencją kardynałem Alimonda, członkiem Kongregacji Propagandy Wiary,
specjalnie wydelegowanymi ad hoc przez Ojca św. Leona XIII, któremu będzie
zakomunikowana każda rzecz, by raczył zgodnie z wolą Bożą zatwierdzić
i pobłogosławić dla większej chwały Bożej i zbawienia dusz.
Rzym, 13.04.1880 r.
Dwa dni potem, po należytym naświetleniu sprawy na wspomnianych
konferencjach, komunikował formalnie o wszczętych praktykach ze Stolicą św.
374

38.5 Page 375

▲back to top


arcybiskupowi Fryderykowi Aneyrosowi oraz księdzu Bodratto, inspektorowi
salezjanów. W pierwszym liście można podziwiać wyszukaną delikatność a zarazem
ewangeliczną prostotę, z jakimi Święty porusza kwestię z natury drażliwą w materii
jurysdykcji:
Eccellenza Reverendissima!
W swoim czasie otrzymałem pismo od W.S. oraz monsignora Espinoza, jego
Wikariusza Generalnego, w którym - w imieniu rządu argentyńskiego -
zaproponowano salezjanom objęcie misji w Patagonii oraz w koloniach Rio Negro.
Chętnie przyjąłem tę propozycję i postarałem się natychmiast wysłać kilku
zakonników celem obejrzenia, zbadania i przygotowania terenu na przyjęcie innych
misjonarzy, którzy właśnie przygotowują się do wyjazdu. Rozważywszy rzecz od
siebie przedłożyłem wszystko Ojcu św., by otrzymać od niego światłe wskazówki,
rady i kierownictwo w tak ważnej sprawie. Jego Świątobliwość pragnąc rzecz
należycie zbadać zamianował komisję złożoną z kilku wybitnych osobistości, które
wydały swą opinię, iż rzecz ta wyjdzie na chwałę Bożą i zbawienie dusz.
A mianowicie:
1. Pochwalili inicjatywę arcybiskupa Buenos Aires i gorliwość, z jaką zabiega
o rozszerzenie Ewangelii zwłaszcza wśród pogan Pampas i Patagonii;
2. Biorąc pod uwagę znaczną odległość kolonii Rio Negro od siedziby
arcybiskupiej (15 dni drogi), zaproponowali utworzenie Wikariatu Apostolskiego,
obejmującego nowo powstałe kolonie, względnie mające tu powstać w przyszłości nad
brzegami Rio Nergo. Nowy Wikariat obejmowałby terytorium od 36 stopnia do 50
stopnia szerokości południowej i otrzymałby nazwę Wikariatu Apostolskiego
Patagonii, ze względu na podobną nazwę prowincji ustanowionej przez rząd. Siedzibą
jego byłoby Carmen, jako ośrodek działalności misyjnej salezjańskiej wśród Indian,
według zdania Waszej Ekscelencji;
3. Prosić Waszą Ekscelencję o łaskawe pośredniczenie u rządu, by zechciał
łożyć stały roczny zasiłek na utrzymanie wymienionego Wikariatu, nieodzownego dla
zabezpieczenia położenia cywilnego i religijnego tych kolonii. W tym celu wysyłam
również odpowiednie pismo do przełożonego naszych zakonników, by w
porozumieniu z Waszą Ekscelencją poczynił wszelkie starania odnośnie do wzrostu i
utrwalenie nowej misji;
4. Wszelkie uwagi, jakie raczyłby Wasza Ekscelencja uczynić w tym
względzie, proszę łaskawie kierować na ręce Jego Eminencji kardynała Nina
Sekretarza Stanu Jego Świątobliwości. Ze swej strony nie zaniedbam uczynić niczego,
co w mej mocy wysyłając nowych misjonarzy z pomocą dla już działających w
Patagonii, bądź wspierając misje środkami materialnymi, które zdoła się zebrać w
Europie.
Wasza Ekscelencja - w swej gorliwości - raczył powołać moich zakonników do
Ameryki Południowej i otacza ich swą życzliwością. Mam przeto pełną ufność,
375

38.6 Page 376

▲back to top


że nadal okazywać się będzie dla nas ojcem, podczas gdy my ze swej strony
przyrzekamy, jako synowie posłuszni być zawsze gotowi do jego usług w tym
wszystkim, co będzie dla nas możliwe. Rad oświadczam się z największą czcią Jego
Eminencji
Obbl. mo, etc.
Ksiądz Jan Bosko Przełożony Generalny Zgromadzenia Salezjańskiego
Również drugi list jest ułożony z największą przezornością będąc dokumentem,
który w każdej chwili mógłby być przedłożony kompetentnym władzom.
Mio Caro D. Bodratto!
Szczere usposobienie arcybiskupa Buenos Aires i rządu argentyńskiego
w sprawie ucywilizowania i nawrócenia Indian mieszkających w koloniach Rio Negro,
skłoniły mnie do przyjęcia z całą chęcią zaproszenia objęcia misji na tych rozległych
terenach dziewiczych. W tym celu, jak wiesz, posłaliśmy księdza doktora Fagnano
wraz z kilkoma towarzyszami w celu przygotowania środków i pomieszczeń na
przyjęcie innych salezjanów, którzy wkrótce mają wyruszyć dla wzmocnienia
szeregów Współbraci pracujących w Patagonii.
Pragnąc nadać pożądaną stabilizację dziełu cywilizacji owych szczepów przez
nauczenie ich rzemiosł i rolnictwa, udałem się do Rzymu, by przedstawić Ojcu św.,
że rząd argentyński okazuje poparcie salezjanom tak, co do przejazdów jak
zabezpieczenia środków koniecznych do życia. Ojciec św. był bardzo uradowany
widząc uzasadnioną nadzieję rozszerzenia Królestwa Chrystusowego na tym
terytorium. W celu należytego zbadania sprawy powołał specjalną komisję do
zbadania, co już dotąd zostało zrobione i co należało przedsięwziąć w przyszłości dla
ucywilizowania i „uchrześcijanienia” tych szczepów, będących również dziećmi Ojca
Niebieskiego i powołanych do wiary katolickiej, która jest religią panującą
w państwie argentyńskim. Komisja zbadała dokładnie warunki geograficzne,
historyczne, cywilne i religijne Pampas i Patagonii, wzięła pod uwagę wielką
odległość nowych kolonii od stolicy arcybiskupiej w Buenos Aires. Mając na
względzie ponad 10 - tysięczną liczbę mieszkańców wciąż rosnącą, dała wyraz
przekonaniu, że ustanowienie Wikariatu Apostolskiego byłoby więzią moralną
i religijną dla tego ludu oraz ośrodkiem skutecznej działalności misyjnej wśród
nawracających się szczepów Indian, ponadto licząc na wspaniałomyślną gotowość
rządu argentyńskiego poparcie dzieła ucywilizowania tak wielkiej prowincji tego
państwa przyszła do następujących konkluzji:
1. Podziękować rządowi argentyńskiemu za gotowość do popierania pracy
misyjnej wśród Indian;
2. Utwierdzić sytuację społeczną i religijną kolonii Rio de Negro przez
ustanowienie Wikariatu Apostolskiego o tejże samej nazwie jak prowincja Patagonii,
obejmującego kolonie powstałe i przyszłe na terenach zamieszkałych przez Indian tak,
376

38.7 Page 377

▲back to top


iż nowy wikariat rozciągałby się od 36 stopnia do 50 stopnia szerokości geograficznej
południowej;
3. Zwrócić się do rządu z prośbą o wyasygnowanie rocznej subwencji dla
zapewnienia egzystencji Wikariatu Apostolskiego tak odległego od terenów
cywilizowanych;
4. Życzenia ze strony rządu argentyńskiego kierować pod adresem Jego
Eminencji kardynała Nina, Sekretarza Stanu Jego Świątobliwości.
Ze względu na regularny tok pertraktacji i zapewnienie wykonania dobrej woli
rządu wypada, by odpowiedź była dana na piśmie.
Po otrzymaniu odpowiedzi ze strony władz świeckich, powiadomisz mnie, by
można było powziąć odpowiednie kroki dla pomyślnego uskutecznienia
przedsięwzięcia. Mam na myśli, że niniejszy list mógłby posłużyć, jako
podziękowanie rządowi Republiki Argentyńskiej za protekcję, życzliwe
ustosunkowanie się i gotowość pomocy, jakiej udziela zakonnikom – salezjanom
i siostrom CMW.
Rzym, 15.04.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
Do powyższego pisma mogącego służyć w kopii dla władz cywilnych dołączył,
inny list tchnący ojcowskim afektem, który zawsze żywił względem salezjanów
i CMW.
Mio Caro D. Bodratto!
Posyłam Ci pismo, które mogłoby posłużyć w kopii dla innych. Podobnej treści
list wysłałem arcybiskupowi, z którym będziesz pertraktował i w miarę, jak coś się
postanowi, powiadomisz mnie. Debatowano nad tą sprawą długo, gdyż Ojciec św.,
który osobiście się nią interesował, chciał wziąć w swe ręce sprawę. W omawianiu
sprawy uczestniczyłem ja z księdzem Dalmazzo, monsignor Jacobini sekretarz
Kongregacji dla Spraw Nadzwyczajnych Kościoła i kardynał Alimonda ze strony
Kongregacji Propagandy. Gdy dojdzie do erekcji Wikariatu, nasze misje będą
otrzymywać stały zasiłek od Dzieła Propagandy Wiary i z jej pomocą otworzy się
w Europie seminarium dla powołań misyjnych. Często otrzymuję wiadomości
o salezjanach i siostrach CMW i błogosławię Boga, że widzialnie okazuje im pomoc.
W moim imieniu wyraź im moje wielkie zadowolenie. Ojciec św. entuzjazmuje się
naszymi misjami i posyła wam specjalne błogosławieństwo. Rozmawia o was często
i chce osobiście przyjść wam z pomocą materialną. Poleć naszym drogim
Współbraciom co następuje:
1. Pracować tyle, na ile siły pozwolą, a nie więcej. Lecz każdy winien się
wystrzegać lenistwa.
2. Zalecić zachowanie naszych Ustaw. Biada, jeśli będziemy je znali, a nie
praktykowali.
377

38.8 Page 378

▲back to top


3. Daj mi znać, czy choć jeden z was przybędzie na Kapitułę Generalną we
wrześniu. Pragnąłbym tego w granicach możliwości. Nie mamy wieści o księdzu
Fagnano i jego towarzyszach. Myślimy o przygotowaniu współbraci z pomocą dla
was.
Niech Ci Bóg błogosławi, mój zawsze drogi księże Bodratto, a z tobą niech
błogosławi naszych drogich salezjanów i siostry CMW. Ukłony dla doktora Carranza,
monsignora Espinoza
Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech będzie zawsze z nami.
Rzym, 17.04.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
W czasie trwania tych dość przewlekłych pertraktacji, Ksiądz Bosko zamierzał
przedstawić do święceń dwudziestkę salezjanów z okazji nadchodzących rekolekcji,
lecz wciąż napotykał na trudności w związku z brakiem przywilejów. Dlatego, jak
dawniej, tym więcej w obecnych warunkach, pragnął otrzymać dwa extra tempus,
a jako powód podawał konieczność wysłanie pracowników misyjnych, co tak mile
było widziane przez Leona XIII. Skierował więc do Ojca św. następującą prośbę:
Beatissimo Padre!
Misje w Urugwaju i w Patagonii, które Wasza Świątobliwość raczył powierzyć
Zgromadzeniu św. Franciszka Salezego, nabierają wielkiego rozmachu i rokują
nadzieję obfitych plonów. Znaczna liczba kapłanów, katechistów, majstrów
koadiutorów i sióstr, z pomocą Bożą zdołała pobudować kościoły i kaplice, domy,
szkoły i sierocińce dla chłopców i dziewcząt pogan, których parę tysięcy w krótkim
czasie zostało nawróconych do wiary św. Liczba pracowników ewangelicznych jest
jednak dotąd niewystarczająca w stosunku do potrzeb. Dlatego stosownie do życzenia
Waszej Świątobliwości przygotowuje się obecnie nowa ekspedycja misyjna
w najbliższym listopadzie. Lecz by zamierzone przedsięwzięcie mogło dojść do
skutku - potrzeba, by Wasza Świątobliwość aktem najwyższej łaskawości raczył
udzielić Przełożonemu Towarzystwa św. Franciszka Salezego władzy, by w ciągu
nadchodzących miesięcy: sierpnia, września i października, mógł posłużyć się dwa
razy przywilejem extra tempus i wyświęcić kapłanów z Włoch i Francji, mających
wiek i odpowiednią wiedzę oraz wszelkie inne przymioty wymagane przez Kościół od
kandydatów do kapłaństwa.
Upadając pokornie do stóp Waszej Świątobliwości błagam o tę wyjątkową
łaskę, która jak ufam, przyczyni się do większej chwały Bożej i korzyści dusz Indian,
którzy z upragnieniem oczekują, kto by im przyniósł światło Ewangelii i wprowadził
na drogę wiecznego zbawienia.
Turyn, 17.07.1880 r.
Umile supplicante Ksiądz Jan Bosko
378

38.9 Page 379

▲back to top


Prokurator mający przesłać prośbę Ojcu świętemu, otrzymał od Księdza Bosko
następujące instrukcje:
Przeczytaj załączoną prośbę do Ojca św. wraz z listem do monsignora Agnozzi,
nastepnie włożysz wszystko do jednej koperty i zaniesiesz do pałacu Kancelarii,
starając się widzieć z Ekscelencją. Dla twej normy, przed dwoma laty prosiłem
o ten sam przywilej, lecz udzielono mi go dopiero po wyjeździe misjonarzy. Gdybyś
przewidywał trudności, proś monsignora Agnozzi, by nie wziął tego za złe,
że posłużysz się kardynałem protektorem lub innym sposobem, jakim uznasz za
stosowne w tej sprawie. Miej na uwadze również, że monsignor Agnozzi był dla nas
zawsze przychylny; facultates dla naszych misjonarzy, pozwolenie na otwarcie
nowicjatu w Ameryce to jego zasługa.
Święty pokładał wielkie nadzieje w usługach monsignora Agnozzi; lecz obecnie
sytuacja się zmieniła. Monsignore z sekretariatu Propagandy przeszedł pod urząd
sekretarza Kongregacji Biskupów i Zakonników i na tym nowym stanowisku musiał
dostosować się do poglądów swego szefa kardynała Prefekta odnośnie do Księdza
Bosko. Próbką tego jest list księdza Dalmazzo, gdy ten zgodnie z instrukcjami Księdza
Bosko zwrócił się do kardynała Nina w sprawie uzyskania exktra tempus.
Powiadomiony o tym Ksiądz Bosko był tym niemile dotknięty. Daje temu wyraz
w swym liście doprawdy godnym Świętego. Zaczyna go i kończy z humorem czyniąc
aluzję do skutków, jakie wywołuje mroźna aura i kończy zdaniem będącym wyrazem
jego pogodnego usposobienia.
Mio Caro D. Dalmazzo!
Jesteśmy tu na pół przemrożeni z powodu zimna. Musimy się uciec do wielkiej
oszczędności w opale, kaloryferach, itp. Będziemy składać wspólnie grosze. Nie
orientuję się, jaki obrót wzięła prośba księdza Bonettiego do Kongregacji Biskupów
i Zakonników. Tu tracimy 90 %. Jeśli możesz, podaj mi jakieś wyjaśnienie. Myślę,
że wypadałoby ci samemu lub w towarzystwie adwokata Leonori złożyć wizytę
kardynałowi Nina naszemu Protektorowi. Przy tej sposobności okaż prośbę w sprawie
extra tempus. Jeśli kardynał Protektor pragnie, byśmy przyjęli misje proponowane,
trzeba, by on i Ojciec św. poparli nas w sprawie uzyskania przywileju, którym już
cieszą się wszystkie zgromadzenia zakonne, co do wystawiania dimisorii absolutnych.
Czy nie uważałby za stosowne zezwolić, byśmy udali się z tą sprawą do
Kongregacji Soboru, kompetentnej co do tego? Prosić extra tempus w wypadkach
sporadycznych nie rozwiązuje sprawy. Zrobiłem to już parę razy, lecz skierowano
mnie do biskupów ordynariuszy, którymi nie mogłem się posłużyć. Poza tym, za
każdym święceniem odpowiednia taksa. Posłuchasz, co ci odpowie kardynał Nina,
któremu przedłożysz prośbę. Gdyby zaszła konieczność skierowania się na drogę
sądową, wówczas trzeba by zebrać wszystkie nasze sprawy, a byłoby ich bardzo dużo.
Dla twej normy podaję, że arcybiskup świeżo przesłał reklamację, o czym powiadomił
mnie kardynał Sekretarz Stanu. Według niego, jesteśmy nie ugodowi, gdyż nie
przyjęliśmy jego propozycji /dom w parafii Serca Jezusowego/. Ksiądz Berto wyśle ci
379

38.10 Page 380

▲back to top


kopię odpowiedzi naszemu Em. Kardynałowi. Ilekroć spotykają mnie kłopoty,
odpowiadam na nie zawsze otwarciem nowego domu. Właśnie zastanawiam się, gdzie
by go tworzyć. Gdy zobaczysz przy stole, że twoi towarzysze z powodu mrozów są
w niebezpieczeństwie zaziębienia się, poślij ich do Piemontu i sam udasz się za nimi,
względnie zaradzisz w jakiś inny sposób. Gdyby powyższe sprawy się przeciągnęły na
jakieś parę tygodni, myślę, że nasz drogi Sigismondi da ci chętnie papu. A jak stoisz
finansowo? Pocę się przy pisaniu listu i nie mogę więcej...
Niech ci Bóg błogosławi, etc.
Turyn, 21.07.1880 r.
Aff. mo amico XJB
Dzięki pośrednictwu kardynała Nina, dyspensa na dwa extra tempus została
uzyskana.
Tymczasem odpowiedź Księdza Bosko nadeszła do Argentyny w momencie
całkiem nieodpowiednim, gdyż arcybiskup i rząd nie mogli się nią zająć. Zanosiło się
na wojnę domową.
Między wrześniem a październikiem kończyła się kadencja dotychczasowego
prezydenta Avellaneda. Dwóch kandydatów ubiegało się o fotel prezydencki; generał
Rocca, pochodzenia włoskiego, urodzony w Argentynie i adwokat Tejedor. Pierwszy
miał w ręku rząd, wojsko i jedenaście prowincji, drugi – prowincję Buenos Aires,
której był gubernatorem i dwie inne oraz całą arystokrację po swej stronie. Wojsko
było pod rozkazami pierwszego. Ale przeciwnik również szybko zbierał i uzbrajał
dość licho swe oddziały, zdecydowany utrzymać się siłą. Niebawem doszło do
krwawych starć dwóch obozów z punktem kulminacyjnym działań w czerwcu.
Wojska generała Rocca obległy stolicę, skutkiem czego kolegium św. Karola
znalazło się na linii frontu. Ksiądz Bodratto zaopatrywał się naprędce w zapasy mąki,
owoców, sztokfiszu i innych środków żywności. Rozpuszczono chłopców,
posiadających rodziny do ich domów, lecz mimo to jeszcze pozostała jakaś
czterdziestka. Księża chcieli stanąć na placu boju jako kapelani. Lecz ksiądz inspektor
odczytał wyraźne zarządzenie Księdza Bosko, że naszym pierwszym obowiązkiem jest
zajmowanie się młodzieżą i nikt nie ma się narażać bez potrzeby, chyba w wypadku,
gdyby brakło innych zakonników, względnie walki toczyły się w pobliżu naszych
domów i parafii, wówczas salezjanie winni by nieść pomoc pierwsi.
Dnia 21 czerwca była zażarta potyczka, w której padło parę tysięcy ofiar na
krańcach naszych parafii św. Karola i Bocca. W tym dniu ksiądz Bodratto sam chory,
na prośbę wielu współbraci, zdołał uzyskać pozwolenie na wejście do miasta
oblężonego, by udać się do lekarza. Lecz jakiż bolesny widok uderzył jego oczy!
Stosy trupów i rannych broczących krwią na ulicach, a niewiasty i dzieci z płaczem
szukały swych bliskich. Zawrócił więc co rychlej przerażony do swoich.
Zwykle klęski towarzyszyły bolesnym scenom owych dni; głód mieszkańców,
łapanki i rozstrzeliwania pod zarzutem szpiegostwa, pobór dorosłych mężczyzn,
rabunek mienia. Zasmucał do reszty Współbraci widok upadającego z sił ich
380

39 Pages 381-390

▲back to top


39.1 Page 381

▲back to top


przełożonego, któremu nie można było pospieszyć z pomocą lekarską, w tak
tragicznych okolicznościach.
Choroba już od dłuższego czasu niszczyła siły chorego, który wyczerpywał się
w nieustannej „prady”, a ostatnie wypadki przyspieszyły katastrofę. Gdy zamieszki
przycichły, było już za późno na leczenie. Lekarze stwierdzili raka żołądka. Dni 21
czerwca do 4 sierpnia, to pasmo nieustannych ostrych cierpień. Do raka dołączyły się
suchoty. Próby leczenia przymnożyły tylko choremu cierpień. Nie skarżył się, ani nie
myślał o sobie. Gdy przyszedł z wizytą arcybiskup, rozmawiał z nim o publicznych
klęskach i polecał mu szkołę zawodową salezjanów. Zajmował się jeszcze różnymi
sprawami do lipca, aż razu pewnego wyraził się wobec księdza Costamagna: Nie mam
już nic do czynienia. Ofiaruję Panu Bogu swe życie o pomyślny rozwój naszych dzieł.
Teraz przygotowuję się na śmierć. Odtąd już przestał mówić, odpowiadał tylko na
pytania. Pewnego ranka, w czasie Komunii św. prosił o przebaczenie swoich błędów
Współbraci, zalecił wszystkim miłość braterską, pilność w praktykach pobożnych i
zamiłowanie skromności. Po chwili, w obecności księdza Vespignani, księdza
Bourlota i koadiutora Caprioglio rzekł: Widzę w tej chwili przed sobą całe swe życie,
pewne momenty niepokoją mnie, gdyż nie myślałem jak należało, o Bogu
i zbawieniu duszy. Tych jednak 16 lat spędzonych w Zgromadzeniu napełnia mnie
pociechą. Wstąpił do Księdza Bosko w Mornese, gdzie był nauczycielem mając lat 41,
a lat 46 był kapłanem.
W czasie Wiatyku, zwrócił się do Współbraci klęczących u jego łoża
z następującymi zaleceniami: Jedność w miłości, jedność w czystości - to wam
zalecam jak najgoręcej! Gdy oddał ducha Bogu, w całym domu powstał lament.
W mieście zaś wznoszono powszechne pochwały za cnoty i pracę tego gorliwego
ucznia Księdza Bosko. A ksiądz Vespignani zaręcza, że rychło dało się odczuć
skuteczne jego pośrednictwo u Boga we wielu sprawach.
Ksiądz Bosko zawiadomiony telegraficznie o bolesnej stracie nadesłał telegram
do Kurii w dniu 7 lipca, a tą drogą zawiadamiał wszystkich salezjanów, że w jego
miejsce mianował tymczasowo inspektorem księdza Costamagna. Arcybiskup zaś,
który z racji na sytuację wewnętrzną w kraju, nie mógł wykonać zleceń otrzymanych,
a nawet odpisać na list Księdza Bosko, przesłał z tej okazji następujące pismo:
Rev. mo D. Bosco!
Przewielebność Wasza zapewne przyjął z rezygnacją apostolską smutną
wiadomość o śmierci Przewielebnego Księdza Bodratto, jego ukochanego syna w
Jezusie Chrystusie, a naszego drogiego przyjaciela. Śmierć jego przyniosła nam
bolesną stratę Przełożonego Zgromadzenia Salezjańskiego w Ameryce tak, iż tym
bardziej odczuwamy jego brak. Znosił on wielki ciężar po bohatersku, a Bóg
nagrodził, jak ufamy, jego trudy i cierpienia. Ufamy, że z Nieba spraszać będzie
błogosławieństwo Boże dla swych Współbraci, sierot, których tak gorliwie gromadził
w swych domach. Ostatnie czasy były smutne dla Buenos Aires z racji na wojnę
domową. Skutkiem tego nie mało ucierpiał zakład św. Karola w Almagro znajdując się
381

39.2 Page 382

▲back to top


na linii działań wojennych dwóch walczących armii. Musiano rozpuścić prawie
wszystką młodzież zatrzymując tylko bezdomnych. Wszyscy cierpieliśmy, lecz
najwięcej chyba ksiądz Bodratto! Mimo krytycznej sytuacji w kraju, kolegium, szkoła
zawodowa i inne domy salezjańskie są czynne.
Przewielebny Ksiądz ucieszy się zapewne wiadomościami, które mu przesyłam
o misji w Patagonii. Niestety, nie mogłem dotąd uzyskać od rządu przyrzeczonej
subwencji. Zwrócę się z tym ponownie i mam nadzieję uzyskać szybko, gdyż figuruję
w bilansie państwowym. Nie przestanę zabiegać, aż otrzymam wspomniany zasiłek
i prześlę go na rzecz misji znajdujących się w ostatecznej potrzebie... Otrzymałem
telegram donoszący o mianowaniu księdza Costamagna Przełożonym misji
w Ameryce. Wybór ten z pewnością był najlepszy. Raczy Przewielebność Wasza
zakomunikować pozdrowienie wszystkim drogim salezjanom i rozkazywać mi
zawsze, etc.
Buenos Aires, 10.08.1880 r.
Suo aff. mo + Federico arch.
Święty skierował ojcowskie słowo pociechy do Współbraci w Ameryce
z Nizzy, gdzie kierował rekolekcjami dla pań. Opóźnił swój list do czasu otrzymania
szczegółów od księdza Costamagna. Ksiądz Bodratto miał się udać na Drugą Kapitułę
Generalną do Turynu w miesiącu maju. Ze względu na swe zdrowie został zwolniony
przez księdza Rua w imieniu Księdza Bosko, który upoważnił do tego księdza
Costamagna. Wobec straty Księdza Bodratto, ani jego następcy nie było wskazane
opuszczać posterunku. Święty skreślił do niego następujący list, wraz z dwoma
innymi, do księdza Vespignaniego i księdza Fassio.
Sempre Caro D. Costamagna!
Nie możesz wziąć udziału w Kapitule, nawet w wyborze Radców
Zgromadzenia. Cierpliwości, zatem dla ciebie, a dla mnie gorzki ból. Ale podnieśmy
serca. Przeczytaj dokładnie Reguły i uczyń, co możesz, by popierać obserwancję
zakonną. Nie zabraknie ci naszych modlitw i pomocy z nieba. Zbieraj często swą
Kapitułę, pytaj o zdanie księdza Vespignaniego, radź się także arcybiskupa. Gdy
otrzymam wszystkie dane o naszych sprawach, przystąpi się do definitywnej
nominacji inspektora. Na razie ty musisz sprostać wszystkim obowiązkom. Postaraj
się, by nie zaginęły listy i dokumenty księdza Bodratto. Między innymi znajduje się
tam dokument o erekcji Wikariatu Patagonii. Sprawa ta leży bardzo na sercu Ojcu św.
Gdy rząd ustabilizuje się, pertraktować z nim, lecz zawsze w porozumieniu
z arcybiskupem. Tak on sam, jak i rząd, mają dać odpowiedź na piśmie Stolicy św.
Nie szczędzić starań, by zebrać wiadomości o wszystkich sprawach księdza Bodratto.
Nie trzeba koniecznie, by te wiadomości były uporządkowane. Poślij to wszystko, by
można razem z innymi już posiadanymi wydać drukiem. Niech ci Bóg błogosławi, mój
zawsze drogi księże Costamagna, a z tobą naszych Współbraci i wychowanków. Módl
się za mnie, etc.
382

39.3 Page 383

▲back to top


Nizza Monf., 22.08.1880 r.
XJB
PS. Zrozumiałe, że pozdrowisz ode mnie imiennie wszystkich zwłaszcza
arcybiskupa, dra Carranza, monsignora Ceccarelli, któremu powiesz, że Ojciec św.
zatwierdził tytuł prałata, o czym ja mu napiszę quanto prima.
Do księdza Józefa Vespignani, po czterech latach, po raz pierwszy zwraca się
per „tu”. Święty miał niewątpliwe wyobrażenie o jego cnotach; owo „lei”, z jakim
przedtem odnosił się do niego, wskazuje na pewną rezerwę, jakby chciał go wystawić
na próbę. Nadszedł najodpowiedniejszy moment na okazanie mu ojcowskiego
zaufania. Dla zrozumienia treści listu, należy wiedzieć, że w kronice wyżej
wspomnianej ksiądz Vespignani napomyka o niektórych usterkach zachodzących
w kolegium św. Karola. Ksiądz Bosko poinformowany doskonale o wszystkim
nakreśla mu w paru słowach właściwą linię postępowania.
Mio Caro D. Vespignani !
Otrzymałem twój list z wielką przyjemnością. Doskonale! Obecnie trzymaj się
jednak śmiało. Pazienza, preghiera, coraggio – oto nasz program w obecnej chwili.
Uczyń wszystko, co w twej mocy, by natchnąć dobrą myślą Współbraci i usunąć
niezadowolenie. Powiesz studentom i nowicjuszom, że spodziewasz się po nich
wielkich rzeczy. Moralność, pokora, pilność w nauce – oto ich program codzienny.
Niech was Bóg błogosławi, etc.
Nizza Monf., 22.08.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
Także list do księdza Michała Fassio zdaje się czynić aluzję do wspomnianych
warunków w domu.
Carissimo D. Fassio!
Dobrze, jeśli wszystko idzie, jak mi napisałeś. Rób tak dalej. W obecnej chwili
praebe teipsum exemplum bonorum operum. - Nikt nie powinien się zniechęcać
w tych okolicznościach, żalić się lub cofać się wstecz. Odwagi! Pan Bóg jest z nami.
Polecam cię i twoje trudy we Mszy św. To, co piszę do ciebie, zakomunikuj również
księdzu Rabaglisti, księdzu Remotti, księdzu Milanesio, panu Bettinetti, do którego
spodziewam się napisać wkrótce. Niech Bóg wam błogosławi, zachowa w swej św.
Łasce. Amen.
Nizzy Monferrato, 22.08.1880 r.
Aff. mo amico XJB
W czasie walk wewnętrznych oczywiście poczta argentyńska nie
funkcjonowała sprawnie. Dlatego nie wiadomo, jaki los spotkał listy Księdza Bosko
i księdza Fagnano. W październiku dotarł jeden z owych listów do Turynu, na który
383

39.4 Page 384

▲back to top


Ksiądz Bosko natychmiast odpisał. Mamy oryginał owego listu przechowany między
papierami zmarłego misjonarza.
Carissimo D. Fagnano!
Wreszcie otrzymałem twój list z 6 września, po raz pierwszy od czasu, kiedy
udałeś się do Patagonii. Byłem naprawdę niespokojny, gdyż nie miałem żadnych
wieści od ciebie, mimo że trzykrotnie pisałem podając niektóre polecenia, jako normę
dla ciebie. Cierpliwości. Zobaczymy, czy ten dojdzie do twych rąk. Będziesz stąd miał
odpowiedź na pierwsze pytanie, na które ci odpisałem, lecz list nie doszedł. Co do
drugiego pytania, odpowiadam, że całkowicie byłem za tym, byś się wyprawił do
Patagonii. Miałeś też dotrzeć do Paragwaju, zgodnie z życzeniem Ojca św. Wobec
tego, że potrzebna była osoba zaufana i zdolna załatwić pewne sprawy, pewna pod
względem moralności, Kapituła Wyższa nie znalazła, kogoś innego prócz twej
czcigodnej osoby. Nie powstał też żaden cień wątpliwości, co do tego. Powiesz może:
A ksiądz Costamagna? Ksiądz Costamagna, z przyczyn, które tu nie na miejscu byłoby
wyliczać, nie mógł się tam udać.
W obecnej chwili jesteśmy bardzo zajęci z księdzem Cagliero przygotowaniem
ekspedycji sióstr i salezjanów z pomocą dla ciebie. Lecz cóż chcesz? Zgromadzenie
przechodzi burzliwe czasy, choć mimo to postępuje krokami olbrzyma. Sprawiłeś mi
przyjemność swoim listem oraz od Siostry Vallese. Jeśli dojdzie ten list, napisz mi,
a przyślę ci nowy. Pozdrów wszystkie Siostry i naszych Współbraci, powiesz
wychowankom i wychowanicom, że im wszystkim błogosławię i kocham w Jezusie
Chrystusie. Czy zobaczymy się jeszcze na tej ziemi? Myślę, że tak. Obliviscere
domum et parentes, iacta super eos curam Domini. Niech ci Bóg błogosławi, mój
zawsze drogi księże Fagnano, módl się i polecaj modlić się za mnie, etc.
Turyn, 21.10.1880 r.
XJB
Obecnie na księdza Vostamagne spadło zadanie popchnięcia naprzód sprawy
Wikariatu Apostolskiego. Poprzedni prezydent Argentyny, za którego doszła do
skutku wyprawa wojenna w 1879 r., pozwolił salezjanom towarzyszyć oddziałom
wojskowym i był jak najżyczliwiej do nich ustosunkowany i można było spodziewać
się, że nie stawiałby żadnych trudności, co do tego. Zamieszki politycznie nie
pozwoliły księdzu Bodratto na wszczęcie pertraktacji. Obecnie należało je prowadzić
z nowym prezydentem generałem Juliuszem Roca, który zawsze okazywał życzliwość
naszym. Ksiądz Bosko w listopadzie zachęcał księdza Costamagna, by się zabrał do
tego dzieła. W liście pisanym w tej sprawie wspomina o pewnym panu Antonim
Oneta, który już od roku 1876 czynił zabiegi w sprawie przysłania, jakiegoś
salezjanina do Chubut /por. t. XII/.
384

39.5 Page 385

▲back to top


Carissimo D. Costamagna!
Otrzymałem różne wiadomości od ciebie. Wszystko doskonale... Przesyłam ci
kopię listu do generała Roca dla twej normy. Przy sposobności wizyty u niego porusz
sprawę projektowanego Wikariatu Patagonii. Ojciec św. tak sobie życzy i bez tego
Propaganda Wiary nie da zasiłków na nasze misje w prowincji Patagonii, nawet gdyby
stosunek władz rządowych w tej prowincji byłby zawsze pod znakiem zapytania.
Pracujemy usilnie na nową ekspedycją salezjanów do Ameryki. Ksiądz Cagliero jest
obecnie na Sycylii. Gdy wróci, wszystko załatwimy. Pisałem też ogólnikowo do pana
Oneta, który robi mi wielkie obietnice. Przestudiuję je sam, a również ty i inni.
Wszystkim korespondującym z nami z Ameryki, polecam nasze długi tamże. Gdybyś
podał mi jakąś osobę, do której wypadałoby napisać, chętnie bym to uczynił. Inni
napiszą ci co innego. Pozdrów ode mnie moich drogich synów w Ameryce. Powiedz
im, że ich kocham z całego serca i każdego dnia polecam we Mszy św.
Niech wam Bóg błogosławi, módlcie się za mnie, etc.
Turyn, 12.11.1880 r.
Aff. mo amico Ksiądz Jan Bosko
Konstytucja argentyńska w art. 67 głosi, że do kompetencji Kongresu
Ustawodawczego należy nawrócenie szczepów Indian na katolicyzm. To, co
pozostawało przez długi czas jedynie pobożnym życzeniem, nabierało obecnie
realnych kształtów, z korzyścią dla Kościoła katolickiego i państwa argentyńskiego.
W taki to sposób zaczęły się ziszczać w Patagonii przepowiednie Księdza Bosko,
wypowiedziane z ambony w świątyni Maryi Wspomożycielki, podczas ceremonii
uroczystego pożegnania pierwszej ekspedycji misjonarzy w roku 1875:
ZAPOCZĄTKUJEMY NAPRAWDĘ WIELKIE DZIEŁO!
385

39.6 Page 386

▲back to top


R O Z D Z I A Ł XXVII
Druga Kapituła Generalna CMW – ich nowe fundacje – wspomnienia
W roku 1880 Przełożona Generalna Sióstr CMW i jej Kapitulne kończyły swą
sześcioletnią kadencję i dlatego, zgodnie z ich Ustawami, w celu dokonania wyboru
nowych Przełożonych, została zwołana druga Kapituła Generalna. Osiemnaście Sióstr
było uprawnionych do głosowania, to jest Matki z Kapituły Wyższej i Dyrektorki
poszczególnych domów. Zgodnie, więc z ustalonym terminem zgromadziły się dnia 20
sierpnia w domu w Nizza Monferrato na rekolekcje, po czym przystąpiły do wyborów.
Z upoważnienia Księdza Bosko, przewodniczył im ksiądz Cagliero, Dyrektor
Generalny Instytutu, w towarzystwie księdza Lemoyne, dyrektora miejscowego.
Jednocześnie została wybrana ponownie na Przełożoną Generalną S. Maria
Mazzarello, a większością głosów wyszły następujące, S. Katarzyna Daghero, jako
Wikaria, S. Joanna Ferrettino Ekonomka; S. Emilia Mosca I Asystentka, S. Henryka
Sorbone II Asystentka.
Dla ważności wyboru i wprowadzenia w urząd poszczególnych wybranych
potrzebna była zgoda Przełożonego Generalnego Księdza Bosko, który chętnie położył
swój podpis na protokole, z dnia 1 września życząc, by Bóg udzielił wszystkim ducha
miłości i gorliwości, by to pokorne Zgromadzenie rosło w liczbę i rozszerzało się po
wszystkich krajach, gdzie Córki Maryi Wspomożycielki uświęcając się same w pracy
apostolskiej zdobędą dla Boga wiele dusz. Matka Mazzarello pragnąc być zwolniona
z tego ciężaru przytaczała niektóre motywy, których on wysłuchał w milczeniu.
A gdy powiedziała, że nie dosłyszy na lewe ucho, odrzekł: Tym lepiej, Siostro,
bo w taki sposób nie będzie słuchała wiele słów zbytecznych.
W tym roku liczba Sióstr dosięgła 167. Po zlikwidowaniu i wystawieniu na
sprzedaż domu w Mornese, otwarły niebawem osiem nowych domów. W styczniu,
dom w Patagones w Argentynie, o czym była mowa w rozdziale poprzednim. W lutym
udały się trzy siostry przeznaczone do Sycylii. Wezwała je do Catanii księżna Carcaci
oddając im w zarząd sierociniec ufundowany przez siebie. Towarzyszył im na tę nową
placówkę ksiądz Dalmazzo, od miesiąca rezydujący na Tor de Secchi w charakterze
Prokuratora Generalnego Salezjanów. Pozostały tam tylko siedem lat i musiały ustąpić
pod wpływem intryg postronnych, nie mniej czekało ich w tym mieście w przyszłości
większe zadanie.
Trzy inne Siostry, z Katarzyną Daghero na czele, w kwietniu podjęły
kierownictwo sierocińca w Saint Cyr. Niestety trafiły na kłopoty nie lada. Ksiądz
Vincent, którego Ksiądz Bosko zgodził się pozostawić dyrektorem, przyłączył do
386

39.7 Page 387

▲back to top


naszych Sióstr cześć zakonnic założonego przez siebie zgromadzenia. Zrozumiałe,
że w takich warunkach harmonia współżycia napotykała na trudności wynikające
z uprzedzeń narodowościowych, dołączył się do tego trudny charakter podeszłego już
wiekiem dyrektora, który o lada, co zrzędził na nowo przybyłe Siostry. Lecz nie na
próżno Święty posłał tam Siostrę Daghero, osobę subtelnego taktu, obdarzoną wybitną
roztropnością i szerokim sercem, która niebawem miała zająć miejsce Matki
Generalnej.
Idąc w porządku chronologicznym, następny dom otwarły w Borgomasino,
diecezji Ivrea z Oratorium świątecznym i szkołami komunalnymi. Nowe cztery
placówki przyjęły w miesiącu październiku, mianowicie: w Este i Penango, gdzie
obsługują kuchnię i szatnię w miejscowych zakładach salezjańskich, prowadziły
Oratorium świąteczne dla dziewcząt. Dom w Melazzo, diecezja Acqui, oddany im
przez księdza proboszcza Chiabrera jako sierociniec i pracownia.
Wybitnie współdziałał z ta placówką markiz Scati. Ów pan, przy sposobności
widzenia się z Księdzem Bosko, podnosił pod niebiosy aktywność Sióstr zwłaszcza na
polu Oratorium świątecznego.
Oratoria świąteczne – rzekł Ksiądz Bosko – przynoszą niezmierne korzyści dla
społeczeństwa, jak już wspomniałem kiedy indziej. Pracownie, nawet sierociniec dużo
robią, lecz w ograniczonym tylko zakresie, podczas gdy Oratoria młodzieżowe
wywierają szeroki wpływ i zapobiegają wielkiemu złu, jakim jest niebezpieczeństwo
zepsucia dorosłych dziewcząt przez towarzystwo rozchuliganionych chłopców,
zwłaszcza w dni świąteczne. Pamięta pan, parę lat temu, jaką odrazę i współczucie
budził widok chłopców i dziewcząt skupionych przy kataryniarzach, zachowujących
się nieraz skandalicznie. Otóż w Oratorium zaczęto gromadzić młodzież męską, potem
przyszła kolej na dziewczęta. Obecnie kościół jest zatłoczony młodzieżą, wystają
cierpliwie pod bramą całymi godzinami spragnieni Słowa Bożego.
Zawdzięcza się to szczególnie łasce Bożej – przerwał markiz, gdyż po ludzku
się nie da wytłumaczyć.
Oczywiście łaska Boża na pierwszym miejscu, której nigdy nie zabraknie gdy
się pracuje rzetelnie i z ufnością. Tu opowiedział znany epizod z wizyty owego
Anglika w Oratorium.
Wreszcie w drugiej połowie października otwarte zostało kolegium Santa Maria
w Bronte - dużej wsi położonej na stokach Etny, niezbyt odległej od Randazzo. Siostry
objęły kierownictwo szkół żeńskich elementarnych i szpitale miejscowe.
Ale zdumienie ogólne budził widok Sióstr, które wyszły na szeroki świat ze
swego skromnego życia wiejskiego i rozwinęły szeroką działalność w dalekich krajach
obcojęzycznych. Mieć trzeba na uwadze okoliczność, że w owych czasach nie
przedsiębrano tak często i z łatwością dalekich podróży jak dzisiaj. Tak wielki był
wpływ ich świętego Ojca, że gotowe były na wszelkie poświęcenie, by zbawiać dusze.
Pomimo to Ksiądz Bosko nie posyłał ich zazwyczaj samych. I tak na przykład, do
Bronto towarzyszył im ksiądz Cagliero i przez Rzym, Catanię, Messynę – zaprowadził
do ich rezydencji.
387

39.8 Page 388

▲back to top


Przybyli tam dotąd w dniu 22 października po ośmiodniowej podróży.
Mieszkańcy Bronte nie posiadali się z radości i zgotowali im godne przyjęcie. Władze
kościelne i cywilne urządziły wspólnie festyn. Dnia następnego rano, w kościele
farnym, zatłoczonym ludem, ksiądz Cagliero wstąpił na ambonę i wykazał, jakie
zadania podejmują Siostry - Córki Maryi Wspomożycielki na polu wychowania
chrześcijańskiego dziewcząt. Przez dwa dni następne pertraktowano wspólnie
z magistratem i miejscowym Stowarzyszeniem Miłosierdzia w sprawie ułożenia
warunków pomyślnego rozwoju nowego konwiktu żeńskiego, który miało się, czym
prędzej otworzyć.
W drodze powrotnej wstąpili do Randazzo, gdzie zastał zakład salezjański
w rozkwicie; po czym odwiedził Catanię, Caltanisetta, Syrakuzy, Noto i Acireala.
Wszędzie był podejmowany entuzjastycznie przez tamtejszych arcypasterzy, którzy
niecierpliwie wyglądali przybycia salezjanów do ich diecezji.
Wśród sióstr - nauczycielek wysłanych do Bronte, była również S. Karolina
Sorbone, rodzona siostra Henryki. Jej to wypowiedział Ksiądz Bosko dwa proroctwa
na parę miesięcy przed wyjazdem do Sycylii. Dręczyły ją dwa kłopoty; pierwszy to
obawa, że jej brat, który wstąpił do salezjanów, nie wytrwa w powołaniu. Przy tej
sposobności miała możność porozmawiania osobiście z dobrym i drogim Ojcem, jak
sama pisze. Ksiądz Bosko uspokoił ją, mówiąc, że czyta w jej sercu jak w otwartej
książce i dodał: Na razie proszę złożyć Bogu ofiarę z Ameryki i przygotować się na
wyjazd do Sycylii. Tam czeka ją wiele cierpień i trudności wewnętrznych
i zewnętrznych, lecz błogosławieństwo, którego udzielę, umocni ją do ich
przezwyciężenia. Istotnie wszystko się spełniło. Siostra wyznaje, że tylko na skutek
otrzymanego błogosławieństwa mogła wytrwać w walkach wewnętrznych, w których
była pogrążona. Co do brata Karola, który od dziewięciu lat służył w wojsku, obawiała
się, że nie wytrwa w Zgromadzeniu, do którego wstąpił. Spytała więc Świętego, czy
brat jej wytrwa w zakonie. Tak – rzekł on – pozostanie w Zgromadzeniu Salezjańskim
aż do końca życia.
Brat wróciwszy z Randazzo znajdował się wówczas w Magliano i zdawałoby
się, że był omal na progu, by wyjść ze Zgromadzenia. Lecz wkrótce po przybyciu do
tego domu, został złożony ciężką chorobą i stanął prawie nad grobem.
Zreflektowawszy się wrócił do dawnego postanowienia i zmarł budującą śmiercią,
jako wierny syn Zgromadzenia.
W archiwum Sióstr Domu Centralnego znajduje się dużo różnych wiadomości,
pochodzących od Sióstr, które znały Księdza Bosko. Zaczerpniemy z nich wiadomości
dotyczące roku 1880. Będą to niektóre myśli, zdarzenia, względnie przepowiednie
oddające pewne rysy charakterystyczne Świętego.
Opowiada Matka Petronela Mazzarello, że razu pewnego w jej obecności,
Święty spotkał na korytarzu pewną Siostrę niezbyt pilną w obserwancji zakonnej
i pozdrowiwszy spytał po ojcowsku, jak się ma?
Co do zdrowia ciała – odrzekła Siostra – dobrze, lecz pod względem duszy.......
nie wiem. A na to Ksiądz Bosko:
388

39.9 Page 389

▲back to top


Zdrowie ciała, widzi Siostra, jest w ręku Boga, lecz zdrowie duszy od nas
samych zależy...
Siostra Wincentyna Bessone została przez Księdza Bosko przyjęta na
postulantkę. Przy tej okazji położył jej delikatnie rękę na czole i spytał:
Włosy ma złociste, a czy serce jest także złote? Potem dodał:
Poczekaj jeszcze rok czasu, potem zgłosisz się do Zgromadzenia. Panienka
wiernie dostosowała się do polecenia.
Siostra Angiolina Demartini wspomina, że widziała Księdza Bosko w Lu
w 1880 roku, gdy będąc małą dziewięcioletnią dziewczynką, uczęszczała do szkoły
prowadzonej przez Siostry. Święty wszedł do klasy i błogosławił po ojcowsku kładąc
rękę na główki dziewcząt pytając je o nazwiska. Wiele z nich dorósłszy zostało
zakonnicami i nie zapomniały nigdy owej wizyty i błogosławieństwa Świętego.
Siostra Zofia Miotti pisze, że razu pewnego niektóre współsiostry, co jeszcze
nie widziały Księdza Bosko, prosiły dyrektora by zabrał je ze sobą do Turynu.
Wówczas Ksiądz Bosko napisał do niego: Powiedz Siostrom, że nie jesteśmy po to, by
widzieć się i rozmawiać na tym świecie, lecz by być zawsze razem w niebie.
Siostry Teresyna Germano i Hiacynta Morzoni przytaczają dwa fakty
świadczące o dobrotliwości Księdza Bosko. Pierwsza opowiada epizod, który zaszedł
w Nizzy w sierpniu 1880 r.
Będąc jeszcze postulantką, znajdowała się przypadkowo w grupie starszych
Sióstr po portykiem, tuż obok dawnego refektarza. Tym razem posiłek miał być
pobłogosławiony przez Księdza Bosko, który udał się tam w towarzystwie księdza
Cagliero. Profeski, nowicjuszki i postulantki były wewnątrz przy stole. Święty
przyszedłszy pobłogosławił posiłek, potem oglądnąwszy się rzekł do księdza Cagliero:
No, jest ich już spora liczba! Ale przyjdzie czas, gdy Matki Przełożone nie będą już
razem z resztą Sióstr, lecz osobno w Turynie w gmachu ich własnym. Postulantce
utkwiły te słowa głęboko w pamięci i często pytała, czy przepowiednia się sprawdzi,
gdyż tak jej jak i innym wydawał się nieprawdopodobna i niemożliwa. Tymczasem
obecnie jest to fakt dokonany.
Przy tej sposobności Ksiądz Bosko spytał Siostrę Asystentkę: Czy można
widzieć porcję waszej minestry i potrawy?
Spytana, zakrzątała się by przyniesiono mu talerz jak najlepiej przyrządzony.
Lecz Święty powiedział:
Siostro Wielebna, cóż to robicie? Wasze Siostry czeka ciężka praca
w przyszłości. Trzeba, więc je dobrze odżywiać. Róbcie tak jak u nas, gdzie podaje się
dwa dania. Siostra Asystentka przy pomocy innych tłumaczyła się, że Siostry są
kontente z tego skromnego pokarmu i że nie potrzebują tyle, co mężczyźni. Zresztą już
się pomywa talerze... No tak – przerwał Ksiądz Bosko - mięso, rybę, czy co innego
można podać na jednym talerzu, ale obficiej! Macie tak wiele do pracy!...
A druga Siostra wspomniana opowiada następującą anegdotę:
Jako postulantka słyszałam zawsze, jak nam mówiono, że kto nie ma zdrowia,
powinien wrócić do rodziny. Otóż będąc słabowitą i obawiającą się, że spotka mnie
389

39.10 Page 390

▲back to top


podobny los, pragnęłam przedstawić Księdzu Bosko swą obawę i prosić go o radę.
Przekonana, że to Święty, jak wszystkie mówiły, byłam pewna, że jego słowa będą
nieomylne. Dlatego w sierpniu 1880 r., szukałam sposobności, by do niego się zbliżyć.
Naturalna nieśmiałość trzymała mnie jednak zawsze z dala. Pewnego przecież dnia,
dowiedziawszy się, że Ksiądz Bosko ma wyjść z domu, nabrałam odwagi i poszłam do
domu księży, a choć tam nigdy nie byłam, potrafiłam jakimś cudem trafić przed drzwi
pokoju, gdzie Ksiądz Bosko przyjmował posłuchania. Niektóre Siostry czekające tam
powiedziały, bym się wróciła, gdyż Ksiądz Bosko spieszy się z wyjazdem. A oto w tej
samej chwili zjawia się na progu Ksiądz Bosko kładąc kapelusz na głowę, z teczką
w ręku, gotowy do podróży. Brakowało niewiele czasu do odejścia pociągu, którym
miał wrócić do Turynu. Postulantka zobaczywszy go, podniósłszy się na palcach za
plecami Sióstr rzekła głośno:
Ojcze, mam jedną rzecz do powiedzenia.
Ksiądz Bosko skinął, by ją przepuszczono do niego, przyjął ją łaskawie
w pokoju, kazał usiąść i spytał, czego by sobie życzyła.
Ojcze, rzekła mu postulantka – czy Bóg da mi zdrowie konieczne, by zostać
w Zgromadzeniu? A Ksiądz Bosko:
Tak, Pan Bóg udzieli ci zdrowia i świętości. Widząc, że nie mam już nic do
powiedzenia, wstał, pożegnał mnie i najspokojniej skierował się na stację kolejową.
W roku 1919 owa Siostra pisała: Minęło już 39 lat od owego szczęśliwego
spotkania i ja, mimo słabego zdrowia, mogłam wywiązywać się dotąd z obowiązków
w szkole, pomimo że nie obiecywano mi więcej jak dwa lata życia. A co do drugiej
części proroctwa, to już inna para kaloszy...
Siostra Urszula Rinaldi nie mogła zdecydować się na wstąpienie do Sióstr
Córek Maryi Wspomożycielki. Miała bowiem pewną dolegliwość w prawej nodze, jak
dotąd nieuleczalną. Jakże więc mogłaby prowadzić życie czynne i ruchliwe,
wymagane w Zgromadzeniu? Poradzono jej zasięgnąć rady u Księdza Bosko. Toteż
pewnego ranka udała się do zakrystii kościoła MB Wspomożycielki i ujrzała Księdza
Bosko słuchającego spowiedzi chłopców. Zaczekała, aż skończy, po czym zbliżywszy
się wyjawiła swe pragnienia i trudności. On spojrzawszy na nią powiedział,
że potrzeba większej energii i zdecydowania; ta dolegliwość nic nie znaczy, a on
poszukuje Sióstr, by je wysłać daleko, daleko... Po czym kazał jej uklęknąć, odmówił
z nią Zdrowaś Maryjo… i udzielił błogosławieństwa Maryi Wspomożycielki.
Odsyłając ją kazał zgłosić się do Matki Mazzarello i powiedzieć w jego imieniu, by ją
przyjęła na postulantkę. Została przyjęta w listopadzie 1880 roku i dotąd już nie
odczuwała żadnych dolegliwości w nodze, pomimo wielu podróży.
Siostra Hiacynta Laureri w Nizzy jako nowicjuszka, przez jakąś chorobę oczu
zaniewidziała i to w samym przededniu profesji. Gdy przybył Kam ksiądz Bosko 1880
r., w czerwcu, Matka Mazzarello kazała jej iść do niego z prośbą o błogosławieństwo
i uzdrowienie, by mogła złożyć śluby. Nowicjuszka chętnie usłuchała. Święty jakby
niezorientowany, o co chodzi, spytał ze zdziwieniem:
Och! Jeśli Madonna chce was mieć ze sobą w niebie, nie chcecie tam pójść?
390

40 Pages 391-400

▲back to top


40.1 Page 391

▲back to top


Ależ tak, Ojcze – odrzekła – chcę iść do nieba, lecz obecnie mam zmartwienie,
że mnie usuną ze Zgromadzenia z powodu choroby oczu... Byłabym nieszczęśliwą
przez całe życie.
Nie, nie, bądź spokojna, odrzekł Ksiądz Bosko. Madonna, która cię tu
sprowadziła, chce cię mieć u siebie; chce, byś tu zdziałała wiele dobrego i uświęciła
się …. Udzielę ci błogosławieństwa Maryi Wspomożycielki, a jutro pomodlę się we
Mszy św. Proszę wziąć ten medalik Madonny, a jutro złożyć prośbę o dopuszczenie do
złożenia profesji.
Siostra modliła się gorąco, wreszcie pewnego dnia odzyskała zdrowie
i doskonały wzrok, jakby nigdy nie miała żadnych dolegliwości, tak iż po rekolekcjach
została bez trudności dopuszczona do profesji.
Siostra Alojza Boccalatte wspomina dwie przepowiednie niezbyt wesołe
z okazji, gdy Ksiądz Bosko głosił rekolekcje dla pań w Nizzy. Na jego przybycie
urządzono uroczyste powitanie ze śpiewami i muzyką. Po deklamacjach i muzyce
wokalistki zeszły z estrady, by ucałować mu rękę. A on spojrzawszy na nie po
ojcowsku rzekł: Przygotujcie się dobrze na lepszą muzykę w niebie. Cztery z was
pójdą tam w tym roku.
Rzeczywiście zmarły wkrótce Siostry: Luigina Arecco, Maria Mazzarello,
Klotylda Turco, Tersilla Ginepro, tam obecne, na które zgodnie ze świadectwem
Matek, specjalnie skierował wzrok Święty, gdy całowały mu rękę.
A nieco później powiedział też do rekolektantek:
Także cztery z was mają wkrótce stanąć przed Trybunałem Bożym.
Przejęte tymi słowy panie rekolektantki nie chciały iść spać. Matka Asystentka
poszła więc do Księdza Bosko i powiedziała:
Per carita, Ojcze, proszę nie mówić więcej podobnych rzeczy, gdyż nie
możemy ich uspokoić! A na to Ksiądz Bosko:
Muszę wypełnić wolę Bożą. Jeśli On mi zsyła podobne natchnienie, muszę być
posłuszny i wyjawić je.
A oto jeszcze jeden fakt podobny do poprzednich, lecz nieco z innego źródła.
Siostra Celestyna Torretta udała się po błogosławieństwo do Księdza Bosko przed
swym wyjazdem do Nizzy jako postulantka. Ksiądz Bosko zaś powiedział przy tej
sposobności:
Idźcie w imię Boże, od tego dnia wasza rodzina będzie w sposób szczególny
błogosławiona przez Boga. Czy macie jeszcze siostrę?
Mam jeszcze dwie.
Otóż i ta najmłodsza pójdzie za wami.
Najmłodsza nazywała się Felicyna. Celestyna nie odrzekła nic, chcąc widzieć,
czy to proroctwo się spełni. Tymczasem matka ciężko zachorowała. Cierpiała już od
dwóch lat, gdy córka Felicyna zaproponowała jej pojechać do Turynu, by otrzymać
błogosławieństwo Księdza Bosko. Biedna niewiasta nie miała spokoju we dnie ani
w nocy, nie mogła rozmawiać, ani znosić czyjejś obecności w pokoju, gdyż to ją
391

40.2 Page 392

▲back to top


bardzo drażniło i męczyło, przychodziły częste osłabienia. Pielęgnowała ją tylko córka
Felicyna.
Dnia 24 maja 1878 r., wspomniana 16 - letnia córka, w towarzystwie matki
przybyła do Oratorium, pozostawiła ją w poczekalni, a sama udała się do Księdza
Bosko, który udzielał posłuchania wielu osobom. Prosiła czekających, by ustąpili
pierwszeństwa jej matce, na co się zgodzili i matka została wprowadzona do Księdza
Bosko. Ten spytał o jej nazwisko, rodzinę i córkę zakonnicę. Matka dała poznać swą
przykrość, że jej córka, zamiast w klasztorze klauzurowym, przebywa pośród świata,
a ona tak bardzo pragnęła ustrzec ją od wszelkiego niebezpieczeństwa. Ksiądz Bosko
uśmiechnął się, lecz nic nie powiedział.
Wówczas matka spytała, czy może mieć nadzieję wyzdrowienia. Święty
w milczeniu spojrzał na matkę i na córkę. Ta, w obawie, że Ksiądz Bosko, o którym
słyszała, że jest Święty, dojrzał coś w jej duszy niepożądanego, skryła się za plecami
matki. Święty rzekł więc do matki: Otóż pani wyzdrowieje, gdy pozwoli, że i ta druga
wasza córka zostanie również zakonnicą. Matce, która to słyszała, dwie łzy spadły
z oczu. Lecz nie odrzekła ani słowa.
W tej samej chwili Ksiądz Bosko zwróciwszy się do Felicyny powiedział: No
cóż? Jesteś zadowolona? Dziewczynka, która od dziecka miała tę skłonność w duszy,
lecz nikomu o tym nie mówiła, a tym mniej matce, gdyż wiedziała, jak bardzo ona
cierpiała z powodu odejścia tej drugiej, słysząc te słowa i przekonana, że Ksiądz
Bosko czyta w jej sercu, wzniosła ręce i oczy do nieba.
Święty dostrzegł to i zrozumiał. Pobłogosławił matkę i powtórzył:
Pani wyzdrowieje, gdy pozwoli, że także ta druga wstąpi do zakonu.
Upłynęło dwa lata od tego czasu. Biedna niewiasta czuła się coraz gorzej, ale
nie wspominała w domu o tej wizycie u Księdza Bosko. Wreszcie Felicyna, pełna
wiary w słowa Świętego, nabrawszy odwagi pewnego wieczoru rzekła do matki:
Mamo, czy pamiętasz słowa Księdza Bosko, że wyzdrowiejesz, gdy ja wstąpię
do zakonu?
Więc ja wyjeżdżam jutro, a Najświętsza Maryja Wspomożycielka uzdrowi
ciebie. Zresztą już pisała i porozumiała się z Matką Przełożoną Generalną.
Istotnie pojechała do Nizzy. Matka po trzech dniach poczuła się lepiej, aż
zupełnie wyzdrowiała.
Ksiądz Lemoyne, który to słyszał z ust owej Siostry i zanotował, pisze – żyje
jeszcze dotąd i ma 78 lat.
Dopiero, gdy ujrzała swą siostrę Felicynę w Nizzy, Celestyna zwierzyła się jej z
owego proroctwa wypowiedzianego przez księdza Bosko przed czterema laty.
392

40.3 Page 393

▲back to top


R O Z D Z I A Ł XXVIII
Propozycje nieprzyjęte - odłożone lub zainicjowane w 1880 r.
Jedynymi w pełnym tego słowa znaczeniu domami, które otwarto w roku 1880,
były Patagones i Viedma nad brzegami rzek Rio Negro w Argentynie. Inne były tylko
obietnicą lub nie pozostało po nich śladu w dokumentach z tego roku, bądź też
spotkały się z odmową, względnie odłożone zostały na przyszłość.
Były dwie propozycje, co do których nie doszły do skutku pertraktacje. Jedna
wyszła z Rzymu. Mianowicie, księżniczka Odescalchi miała zamiar otworzyć szkoły
w Bracciano, swej posiadłości w Lacjum, gdzie osiedlił się pewien eks zakonnik, który
publicznie głosił liberalizm w dziedzinie moralności. Owa pani prosiła Księdza Bosko
o trzech księży, z których jeden byłby profesorem gimnazjum, dwaj inni zaś
nauczycielami klas elementarnych. Gotowa była oddać do dyspozycji dom, odzież,
bieliznę, sprzęty i 600 lirów pensji na głowę. Godziła się również zaczekać do
przyszłego roku oraz zgodzić się na pewne zmiany warunków według uznania Księdza
Bosko.
Ten odpisał jednak, że w danym wypadku nie czuje się na siłach zadowolić
życzeń księżniczki. Więcej nie było o tym mowy. Ksiądz Bosko z zasady nie
rozpraszał się na dzieła mniejszej wagi, które nie miały perspektywy dalszego
rozwoju.
Drugi projekt, który upadł z przyczyny wręcz odmiennej niż poprzedni,
dotyczył wysłania salezjanów do Spalato w Dalmacji. Episkopat tamtejszy postanowił
otworzyć gimnazjum prywatne względnie liceum, w seminarium w tymże mieście,
jako szkołę między diecezjalną. Poczyniono już od roku potrzebne przygotowania tak
co do lokali jak funduszów niezbędnych. Wszystkie jednak wysiłki były
sparaliżowane z braku personelu nauczającego, zwłaszcza z filozofii, łaciny, języka
greckiego i włoskiego oraz nauk przyrodniczych. Zatem biskup Spalato, w imieniu
episkopatu zwrócił się do Ojca św. o pomoc w otwarciu szkoły w roku 1880/1881.
Ojciec św. za pośrednictwem Sekretariatu Stanu dał do zrozumienia Księdzu Bosko,
że byłoby mu przyjemnie, gdyby mógł dostarczyć tej szkole własnych profesorów.
Fakultatywne postawienie sprawy przez Ojca św. ułatwiło Księdzu Bosko wycofanie
się z tego zadania. Jasne, że wobec bezwarunkowego zlecenia Stolicy św. byłby on
próbował znaleźć sposób wywiązania się z tego, lecz w obecnej sytuacji mógł
swobodnie oświadczyć, iż nie dysponuje tak licznym personelem kwalifikowanym.
W Lugo, z niecierpliwością oczekiwano salezjanów. Ponawiano raz po raz
zabiegi u Księdza Bosko, lecz nie widać było w tym nic konkretnego i stałego. Wizyty
księdza Lazzero, księdza Barberisa, potem księdza Bretto ożywiły nadzieje
Lukańczyków, a jeszcze bardziej przejazd księdza Cagliero i księdza Durando. Ksiądz
Bretto w sprawozdaniu napisał:
393

40.4 Page 394

▲back to top


„Mogę zapewnić o dwóch rzeczach; że w Romanii odczuwa się wielki brak
wychowawców biednej młodzieży narażonej nieuchronnie na deprawację; następnie,
że w Lugo i okolicy wiele osób jest dla nas bardzo życzliwych”.
Pewien kapłan w Lucca, monsignor Józef Emaldi ofiarowywał dwie
nieruchomości stosowne do kolegium. Ten starszy wiekiem Prałat zmarł jednak
w 1879 r. bez wzmianki o tym w testamencie, pośrednio tylko legował na wspomniany
zakład, o ile zostałby otwarty, dochód 20 tys. lir, co nie wiele znaczyło. Hrabiostwo
Emaldi byli gotowi poprzeć sprawę, lecz nic pozytywnego nie wyszło.
W naszym mieście znana rodzina Vespignani, od roku 1877 poruszała wciąż tę
sprawę, zwłaszcza Karol Vespignani, starszy brat księdza Józefa, który znał osobiście
Księdza Bosko, nie dał sprawie zasypiać.
Ksiądz Bosko jednak, co do fundacji postępował z wielką rozwagą. Podkreślał
zawsze, że wyklucza się z jego zakładów wszelkiego rodzaju zabarwienie polityczne.
W Romanii, zwłaszcza w Lugo, od pewnego czasu toczyła się walka z republikanami,
będącymi wykładnikiem antyklerykalnych nastrojów. Nic dziwnego,
że w korespondencji z panem Karolem znalazło to swój wyraz:
Sig. Carlo mio Carissimo!
W sprawach dotyczących dobra młodzieży narażonej na niebezpieczeństwo,
czy odnoszących się do zbawienia dusz, ja gotów jestem narazić się na ryzyko.
Dlatego inicjatywa wasza jest pochwały godna. Proszę zatem przygotować pole do
żniwa, a ja chętnie obejrzałbym wszystko i osobiście podziękował tylu współbraciom
kapłanom, którzy nie znając mnie osobiście, odnoszą się do nas z tak wielką
życzliwością. Zastosowałem się do podsuniętej rady i prosiłem księdza Karola Cavina
o przyjęcie zaszczytu dekuriona Pomocników Salezjańskich, by stworzyć tu ośrodek
działalności salezjańskiej. Proszę więc nawiązać z nim kontakt. Ksiądz Józef posyła
25 dyplomów dla Pomocników, inne będzie można wysłać w razie potrzeby. Zaprasza
mnie pan do tańca, przyjmuję zaproszenie, lecz musimy wszelkimi środkami
i ofiarami doprowadzić rzecz do końca. Lecz trzeba pamiętać, że jeśli chcemy iść
naprzód, to nie należy nigdy zajmować się polityką ani pro ani contra. Naszym
programem jest czynić dobrze ubogiej młodzieży. Nie zapomnę o innych sprawach,
o których mi pan pisze i proszę je w innym liście. Niech Bóg błogosławi jego rodzinę
małą i wielką. Przesyłam ukłony dla naszych współpracowników. Proszę im
powiedzieć, że codziennie we Mszy św. polecam się ich modlitwom. Łaska Pana
naszego Jezusa Chrystusa, etc.
Turyn, 11.04.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
Nieustanne też nalegania otrzymywał Ksiądz Bosko z Teano, małego
miasteczka w Campanii. Nie mógł tam na razie posłać salezjanów, lecz zaproponował
tymczasowe załatwienie. Ów magistrat utrzymywał gimnazjum z internatem, który
394

40.5 Page 395

▲back to top


dawał nikłe rezultaty, dlatego zdecydował się zreformować je, zwolnił personel
i pragnął oddać szkołę w ręce Księdza Bosko.
By popierać tę sprawę u księdza Dalmazzo w Rzymie, przybył nawet specjalny
wysłannik z Neapolu, z poręczeniem kardynała D’Avanzo, biskupa Calvi i Teano,
markiz Dal Pezzo, radca prowincjonalny i prezes stowarzyszeń katolickich. Usiłowano
skłonić Księdza Bosko do przyjęcia proponowanej placówki. Warunki, tak na oko
wydawały się pomyślne. Święty pisał do Prokuratora: W sprawie Teano jesteśmy
w kłopocie z braku personelu. Wszakże jutro i pojutrze zrobimy przegląd „ślepych
i chromych” a w niedzielę na Kapitule zrobimy wszystko, by zadowolić tych, którzy
położyli swe nadzieje w salezjanach.
Sprawa była debatowana na Kapitule, lecz dobra wola rozbiła się o brak
personelu. Wówczas postanowiono zaproponować magistratowi, by powierzył zarząd
instytucji profesorowi księdzu Józefowi Manfredi kanonikowi od św. Ambrożego
z Mediolanu, na okres nie mniejszy niż trzy lata, a w tym czasie wspomniany
postarałby się o całkowity personel. Propozycja została przyjęta i zawarto umowę na
12 lat, a od 15 października 1880 r. do 15 października 1892 r. Magistrat oddawał
lokale dotychczasowe odrestaurowane, by mogły służyć swemu celowi. W wypadku,
gdy liczba konwiktorów przekraczałaby pięćdziesięciu, tenże magistrat
przeprowadziłby odpowiednią rozbudowę gmachu. Ponadto udzielałby rocznej dotacji
12 tys. lir plus 1.500 lir, przy otwarciu szkoły tytułem indemnizacji za przeniesienie
personelu.
Ksiądz Dalmazzo dwukrotnie udawał się do Teano zawsze gorąco
podejmowany. Kanonik Manfredi, po skompletowaniu profesorów, przyjął
kierownictwo szkoły, z myślą przyjęcia jej w swoim czasie przez salezjanów. Do tego
jednak nie przyszło z powodu zmiany okoliczności.
Z kolei powiemy i o dwóch domach: pierwszy otwarty w 1880 r., dopiero
w następnym zaczął regularnie funkcjonować; drugi - po długich pertraktacjach
zaczęto budować w 1881 r.: chodzi o domy w Penango i Mogliano Veneto.
Penango, to mała gmina w prowincji i diecezji Casale Monferrato. Był tam
wystawiony na sprzedaż budynek położony na uroczym pagórku. Proboszcz - ks. Józef
Gavarelli dołożył starań, że Ksiądz Bosko zdecydował się nabyć ten obiekt za cenę 60
tys. lir. Jednym z motywów, które skłoniły Księdza Bosko do nabycia go, był
przyległy kościół pod wezwaniem MB Bolesnej, który stał się, podobnie jak ów
w Nizzy, magazynem filtrów, beczek, butelek, kadzi, itp.
Bezpośrednio po tym objęto w posiadanie obiekt z wielką uroczystością dnia 6
czerwca. Wzięło w niej udział kolegium w Borgo S. Martino ze swymi 225
wychowankami. Monsignor Manacorda, biskup Fossano, pochodzący z Penango,
celebrował, poświęcił, a nadto wygłosił kazanie. Ludność w Moncalvo, Cagliano,
Casorzo, Vignale i innych wiosek okolicznych, powiadomiona o tym, ściągnęła
zewsząd do Penango, które nie widziało dotąd tak mnogiej rzeszy i podobnego
nastroju pobożnego. Imię Księdza Bosko wszędzie wychwalano z uniesieniem,
a otwarcie zakładu dla młodzieży stanowiło osobliwe wydarzenie. Cel, jaki zakładano
395

40.6 Page 396

▲back to top


sobie, był konwikt dla chłopców klas podstawowych, jako szkoła pomocnicza tej
w Borgo S. Martino, gdzie rok rocznie z braku miejsca, musiano odrzucać wiele
zgłoszeń. Ksiądz Bosko przybędzie tu z wizytą w październiku 1881 roku.
Początki domu w Mogliano Veneto sięgają roku 1879, lecz prawdziwe
funkcjonowanie datuje się dopiero od roku 1882. W tych latach staje się głośne imię
owego adwokata Paganuzzi, który był dzielnym chorążym Akcji Katolickiej włoskiej
w okresie Dzieł Kongresów, a obok niego inżynier Piotr Saccardo, inny katolik
aktywista z Wenecji. Wstrząśnięci widokiem gromad chłopców włóczących się po
ulicach i placach tego miasta na lagunach, ci dwaj gorliwi laicy zastanawiali się, jak
położyć kres tak wielkiemu złu. Istniały, co prawda instytucje dobroczynne, lecz nie
były w stanie sprostać bieżącym potrzebom. Nieliczne patronaty wieczorowe
pozbawione były środków i odpowiednich lokali i wywierały niewielki wpływ. Jakże
więc ocalić tyle młodzieży?
Porzucając, więc myśl ożywienia istniejących instytucji dobroczynnych
i podejmując ideę zmarłego patriarchy Ramazzotti nosili się z zamiarem stworzenia
kolonii rolniczej, która by była arką zbawienia dla tylu biednych chłopców. A zyskują
na tym nie tylko chłopcy, lecz samo społeczeństwo, ponieważ przewrotne idee,
nienawiść klas ubogich do posiadających i inne zgubne zasady nurtujące wśród mas
nie znajdą dalszej pożywki. Prosili więc gorąco Księdza Bosko, by zajął się tym
problemem tak poważnym i zwrócił uwagę na proponowane środki zaradcze.
Patriarcha Agostini poinformowany o tym, błogosławił z całego serca tym projektom.
Opatrzność zdawało się przychodziła z pomocą tej dobroczynnej inicjatywie.
Pewna pobożna pani w Wenecji, Elżbieta Bellavite Astori, pragnęła stworzyć
w pobliskiej wsi Mogliano, gdzie miała swe posiadłości, kolonię rolniczą, nie
testamentalnie, lecz za życia i to bezzwłocznie.
Zasięgała porady u senatora Rossi di Schio, który przedłożył kosztorys
nadmiernie wysoki tak, iż zdecydowana była zrezygnować z myśli o kolonii
i ograniczyć się tylko do przytułku dla ubogich starców.
Lecz inżynier Saccardo, który miał przygotować szkic planów, zachęcał ją, by
wróciła do pierwotnego zamiaru proponując do przeprowadzenia go Księdza Bosko.
Ucieszona tym pani, gotowa była podarować na ten cel konieczny teren w Mogliano
Veneto wraz z sumą 150 tys. lir, na wybudowanie na nim budynku według planów
inżyniera Saccardo. Z okazji odpustu Matki Boskiej Wspomożycielki, owa pani, na
zaproszenie Księdza Bosko, przybyła do Turynu, gdzie miała okazję konferowania
z nim. Święty zrobił na niej wielkie wrażenie, jak wynika z jej korespondencji.
Uważała ona odtąd fundację kolonii rolniczej, jako najwyższe zadanie swego
życia i spełnienia sobie powierzonej misji, by móc spokojnie odejść z tego świata.
Dlatego nie ustawała w wysiłkach, aż Ksiądz Bosko przejął jej inicjatywę w swe ręce,
liczyła, bowiem na świętość i błogosławieństwo Boże, jakim cieszyły się jego dzieła.
Ksiądz Bosko, po naradzie ze swą Kapitułą, przyjął to dzieło formalnie, po
czym owa pani złożyła na jego ręce ustaloną sumę. Pragnęła, by Ksiądz Bosko
osobiście przybył do jej pałacu; zrezygnowała jednak z tego pisząc mu: Przykro mi, że
396

40.7 Page 397

▲back to top


nie było mi dane gościć u siebie czcigodną osobę Księdza Bosko. Mam jednak
nadzieję, że to nastąpi w stosownym czasie. Jak bowiem Pan Bóg zwykł udzielać
swych łask po długim wyczekiwaniu, tak spodziewam się, że i mnie ta łaska nie
minie...
W zastępstwie księdza Bosko odwiedził ją ksiądz Sala, do którego z urzędu
należały sprawy budowlane. Przedłożył on umowę podpisaną przez Księdza Bosko
prosząc o jej własny podpis. Budynek zaczęto wznosić już z wiosną 1881 roku i stanął
dość szybko jak na tego rodzaju przedsięwzięcie.
Przede wszystkim jednak proszono o zatwierdzenie ze strony władzy
kościelnej. Mogliano Veneto należy jurysdykcyjnie od Treviso, która to diecezja
wtedy wakowała i zarządzał nią, jako wikariusz kapitulny, kanonik Józef Sarto.
Zgodził się on nie tylko chętnie, czego żądano, lecz własnoręcznie podpisał odnośny
akt używając wyrazów wysoce pochlebnych pod adresem Księdza Bosko, którego
osobiście poznał w Oratorium w 1875 roku. Dom ten został otwarty przez dyrektora
Mojżesza Veronesi 8 lipca 1882 roku. Lecz nieodpowiednie warunki na szkoły
rolnicze zmusiły później Przełożonych do zmiany przeznaczenia tego zakładu, który
dotychczas doskonale prosperuje.
W roku 1880 wszczęto w Oporto /Portugalia/ pertraktacje w celu otwarcia tam
zakładu, które przeciągnęły się bardzo długo. W tym drugim, co do wielkości mieście
portugalskim, wiele wybitnych osobistości wśród duchowieństwa ubolewało nad
opuszczeniem religijnym, w jakim znajdowała się ludność. Protestanci faworyzowani
na skutek ogólnej ignorancji i liberalizmu w tym kraju, czynili wielkie spustoszenie
w duszach. Celem położenia kresu temu złu, grupa duchownych, kosztem zebranych
składek otwarła szkoły katolickie, które niebawem zaczęły wydawać swe owoce.
Niestety nie były one trwałe. Młodzież, bowiem wychodząca z nich zmuszona była
uczyć się zawodu w środowisku niereligijnym i niemoralnym, tracąc wszystko, co
poprzednio w nich zyskała. Jeden z tych kapłanów, znany nie tyle ze szlacheckiego
pochodzenia jak ze swej gorliwości, Sebastian Leita De Vasconcellos, późniejszy
biskup Beja, nosił się w sercu z myślą otwarcia zakładu, gdzie by młodzież katolicka
pobierała naukę zawodu, by stać się katolickimi rękodzielnikami.
Otóż w czasie, gdy rozmyślał nad zorganizowaniem „Officina di San Giuseppe”
dowiaduje się o Księdzu Bosko i jego szkołach zawodowych. Pisze więc do niego list
błagając w imię Najświętszego Serca Jezusa, by posłał, choć trzech salezjanów, w celu
otwarcia pracowni krawieckiej, szewskiej i stolarskiej. Ileż tych listów jeszcze napisał!
Odpisywał mu na nie ksiądz Durando, zawsze jednakowo: że nie jest to na razie
możliwe z braku personelu, lecz można mieć nadzieję uwzględnienia jego prośby
w przyszłości. Naprawdę wzruszają te listy gorliwego kapłana, zwłaszcza, gdy
otrzymał choćby nikłe wyrazy nadziei.
Spodziewając się wywrzeć skuteczniejszy wpływ na Przełożonych w Turynie,
uzyskał poparcie ze strony O. Ficarelli, Przełożonego Jezuitów w Portugalii. Ksiądz
Bosko zlecił księdzu Cagliero w roku 1881, gdy udawał się w podróż do Sevilli
397

40.8 Page 398

▲back to top


w sprawie pewnej fundacji, o której następnie powiemy, by wstąpił do Oporto i zbadał
rzeczy na miejscu. Ta wizyta dodała otuchy gorliwemu kapłanowi, który wkrótce
przyjechał do Turynu, by osobiście rozmówić się z Księdzem Bosko, zwiedzić jego
zakłady i otrzymać błogosławieństwo. Święty wysłuchał go łaskawie, dał odpowiednie
rady i przy końcu dodał: Uważam wobec Boga, że ksiądz powinien obecnie już
otworzyć zakład dla młodzieży, a później poślę mu salezjanów.
Ów kapłan wróciwszy do siebie, za radą Księdza Bosko, przy pomocy komisji
spośród znanych osobistości w mieście otworzył „Officina di San Giuseppe”
z wyraźnym planem ustąpienia wszystkiego w przyszłości salezjanom, gdy tam
przybędą. Musiał jednak na to zaczekać i dopiero po śmierci Księdza Bosko obietnicę
tę wykonał jego następca.
Jeśli nie otwarto nowych domów w roku 1880 w starym kontynencie,
w każdym razie zrobiono wiele dla rozwoju tych, które już istniały. O tym Ksiądz
Bosko powiadamiał Pomocników w sprawozdaniu dorocznym w styczniu 1881. We
Francji – kolonia rolnicza w Nawarze - rozbudowała swe pomieszczenia, powiększył
się sierociniec w Nizza Marttima, dodano nowy budynek w Marsylii, który pozwolił
na trzykrotne zwiększenie liczby wychowanków. W Vallecrosia we Włoszech
ukończono budowę szkół dla chłopców i dziewcząt oraz mieszkania dla personelu
nauczycielskiego; postąpiły również prace wokoło przyległego kościoła. W Turynie
kontynuowano prace wokół kościoła św. Jana Ewangelisty i zakładu. Podjęto naprawę
w Spezia uszkodzonego poważnie z powodu huraganu budynku wzniesionego dla
szkół i kościoła; zabrano się do gigantycznego przedsięwzięcia budowy świątyni
Najświętszego Serca Pana Jezusa w Rzymie.
Pragnąc, by wśród rozlicznych sideł zastawianych na jego dzieła przez
przeciwnika wszelkiego dobra, nie brakło mu poparcia najwyższej Głowy Kościoła,
bez czego upadłyby wszelkie poczynania, w sierpniu 1880 r., wysłał dokładne
sprawozdanie z działalności Zgromadzenia w Ameryce i Europie, do kardynała
Protektora, jako temu, który z urzędu i swej przychylności do Zgromadzenia, mógł
więcej niż ktokolwiek inny dopomóc Księdzu Bosko w jego stosunkach ze Stolicą św.
Eminenza Reverendissima!
Myślę, że Wasza Eminencja, jako protektor naszego pokornego Towarzystwa
przyjmie mile sprawozdanie ze stanu niektórych naszych domów, godnych uwagi
szczególnej w Ameryce i Europie.
Nasze misje w Urugwaju i Patagonii postępują pomyślnie. Rząd jednak mimo
swej obietnicy udzielania subwencji przy zakładaniu kolonii, budowie kościołów,
zakładów, szkół, a w ten sposób przenikania do tubylców, obecnie z powodu waśni
wewnętrznych nie może dotrzymać słowa pozostawiając nas zdanych na własne siły.
Wydałem więc odpowiednie zarządzenie, by przynajmniej najpilniejsze długi zostały
spłacone. Jeszcze bardziej skomplikowane są sprawy w Buenos Aires, stolicy
Republiki Argentyny. Szkoły, zakłady wychowawcze męskie i żeńskie musiały być
rozwiązane ze względu na niebezpieczeństwo dla życia wychowanków, zakonników
398

40.9 Page 399

▲back to top


i zakonnic. Na nieszczęście domy te były położone w okolicy działań wojennych.
Szkody materialne są znaczne, lecz najboleśniejszą jest strata księdza Franciszka
Bodratto, Przełożonego Misji w Ameryce. Wyczerpany nieustannymi trudami, uległ
chorobie z początkiem rozruchów. To ból, że nie może zapobiec rosnącym potrzebom
powiększył jego chorobę. Egzekucje, rozgrywające się w pobliżu jego rezydencji
walki przyspieszyły jego zgon, który nastąpił dnia 4 sierpnia. Telegraficznie
przesłałem wiadomość arcybiskupowi stolicy, że tymczasowo mianowałem jego
zastępcą, księdza Jakuba Costamagna, znanego kaznodzieję, który pierwszy
przekroczył Pampas poza Rio Negro i zaczął misje w Patagonii. Gdy otrzymam dalsze
wiadomości, powiadomię o wypadkach Waszą Eminencję i przystąpi się do
definitywnej nominacji nowego przełożonego. W tym celu przybywa do Europy jeden
z naszych kapłanów, by złożyć dokładne sprawozdanie z terenów misyjnych.
Przechodząc z kolei do domów w Europie mogę powiedzieć z pociechą moją,
że dotąd nasze zakłady we Francji nie poniosły szkody i rokują dobre nadzieje na
przyszłość. W Marsylii pracuje się intensywnie w sprawie zorganizowania nowicjatu
i seminarium dla Patagonii. Spodziewam się, że z końcem października zostanie
budynek ukończony i zamieszkany. Już przyjęto ośmiu nowych alumnów w dawnym
budynku i rozpoczęli studia klasyczne. Wielu innych prosi również o przyjęcie.
Budowa kościoła przy zakładzie w Nizza Mare dobiega końca i zostanie on
oddany do użytku w listopadzie. Z zapałem postępują prace budowlane wokoło szkół
i kościoła w Vallecrosia. W ciągu lutego mamy nadzieję zamieszkać w nowych
lokalach. Szkoły i zbór protestancki opustoszały, gdyż uczniowie przeszli do naszych
szkół i kościoła.
Z podobnym zapałem pracuje się przy kościele i zakładzie św. Jana
Ewangelisty, obok zboru protestanckiego w Turynie. W listopadzie zostanie tam
przeniesione Oratorium dla dzieci, a w czerwcu 1881r. - cały kościół będzie oddany do
użytku.
Lecz, w jakim punkcie znajdują się nasze prace w małej Genewie, to jest
w Spezia? Nie tracono czasu, lecz starano się pokonać trudności, które mnożą się
z każdym dniem. Tym nie mniej przezwyciężono zasadzki, które tylko są zdolne
tworzyć bezbożność i nikczemność protestantów. W dniu św. Wawrzyńca sporządziło
się akt prawny nabycia terenu, na którym planuje się wzniesienie kościoła, szkół
i domu dla nauczycieli. Pragnęliśmy, by ten akt został dokonany nieco wcześniej, by
móc go sprezentować niejako w bukiecie Waszej Eminencji w dniu imienin. Lecz
powstały nowe trudności grożące dotychczasowym staraniom. Pomimo tego
zdołaliśmy w tym samym dniu w Turynie zawrzeć kontrakt, dający nam prawo
własności 1.500 m/kw. placu budowlanego za cenę tyluż jednostek. Odnośne plany są
gotowe i w dniu 17 bm. przybędzie na miejsce Ekonom Zgromadzenia by
zapoczątkować prace, tak by w marcu można było przenieść tam naszą działalność.
Nie wiem, czy w tak krótkim czasie zdołamy wykonać tak wiele pracy, lecz
konieczność zmusza do tego i ufamy, że z pomocą Bożą żądaniu podołamy.
399

40.10 Page 400

▲back to top


Co do wydatków bieżących w Marsylii, Nizzy Mare, Vallecrosia i w Turynie,
mam nadzieję im sprostać. Lecz nie tak jest w Spezia, w której nie można liczyć na
żadną pomoc materialną. Dotychczas egzystencję swą opieraliśmy na
niewyczerpanym miłosierdziu Ojca św. W załączonym arkuszu wyrażam swą myśl,
którą proszę Waszą Eminencję łaskawie przeczytać i zakomunikować Ojcu św. - jeśli
w swej mądrości uzna to za stosowne.
Błagam wreszcie o przedłożenie Ojcu św. skromnych wysiłków salezjanów dla
dobra Kościoła, prosząc o apostolskie błogosławieństwo dla wszystkich, zwłaszcza dla
naszych misjonarzy w Ameryce. Mam zaszczyt, etc.
Z domu w Nizza Mare, 20.08.1880 r.
Obbl. mo servitore Ksiądz Jan Bosko
Wobec takiego ogromu dzieł spoczywających na barkach prywatnego
człowieka było naturalną rzeczą, że Świętemu wyszły z ust następujące słowa:
Dla dokonania wielkich dzieł na chwałę Bożą i pomocy dla znękanej ludzkości,
pierwszą trudnością, jaką zwykła się wyłaniać, jest brak środków. W jaki sposób
zaopatrzyć tylu chłopców przygarniętych, jak prowadzić tyle dzieł zaczętych? Skąd
wziąć żywność, odzież dla tylu nauczycieli i uczniów?
Tego rodzaju poważnym pytaniom odpowiadał:
Opatrzność Boska ma niewyczerpane źródła. W przeszłości nie zawiodła nas
nigdy. Czy możemy, przeto wątpić na przyszłość?
Zapewne nie. Uczyńmy wszystko, na co nas stać, a Bóg uzupełni to, czego nam
brakuje. Pokładając nieograniczoną ufność w Dobroci Bożej, nie odmawiajmy własnej
współpracy. Niech każdy zastanowi się przez chwilę nad poleceniem Boskiego
Zbawcy, który powiedział: Dajcie, a będzie wam zwrócone z obfitą miarą.
A gdzie indziej mówi: Dajcie, co zbywa na jałmużnę. Co zbywa, mają wszyscy,
a niektórzy posiadają nawet wiele.
Na te apele ponawiane często przez Księdza Bosko i z natarczywością, w miarę
jak rosły jego dzieła, odpowiadać będzie zawsze ochotnie i wspaniałomyślnie
miłosierdzie jego Pomocników.
400

41 Pages 401-410

▲back to top


41.1 Page 401

▲back to top


R O Z D Z I A Ł XXIX
Przepowiednie - dar intuicji - uzdrowienia - przypadek bilokacji
Niewielu znamy świętych Założycieli zakonów, w których życiu spotkałoby się
tak nadzwyczajne dary, jak w św. Janie Bosko, zwłaszcza w ostatnich latach jego
życia, kiedy pierwiastek nadprzyrodzony ujawnił się w nim coraz częściej, o czym
okazyjnie wspomniano w niniejszym tomie. Pozostaje jeszcze w tym ostatnim
rozdziale uzupełnić pewne rysy.
Ileż to razy Święty przepowiedział przyszłe wypadki, jak śmierć, długie życie,
czy inne zdarzenia, których nie można było przewidzieć po ludzku! Trzy następujące
przepowiednie, co do daty zgonu dotyczyły z wszelkim prawdopodobieństwem roku
1880. Między innymi, pan Tomasz Buffa, inspektor kolei państwowych, wzorowy
ojciec rodziny, którego syn salezjanin zmarł, jako kleryk w opinii świątobliwości,
w rozmowie z Księdzem Bosko na temat, ile to lat życia mogło mu jeszcze pozostać,
wyraził się następująco: Wypadnie mi pójść przed księdzem.
Ksiądz Bosko zaś odrzekł: Nie, może pan sobie liczyć jeszcze osiem lat życia
po mojej śmierci. Rzeczywiście, przeszedł do wieczności w roku 1896, pozostawiając
w swych papierach kartkę, z której synowie dowiedzieli się o wspomnianej rozmowie
i proroctwie Księdza Bosko.
Ksiądz Jan Maria Gazza, ze Zgromadzenia Filipinów w Turynie, w wieku lat
24, popadł w ciężką chorobę. Rodzina życzyła sobie, by Ksiądz Bosko go odwiedził
i pobłogosławił. Chętnie poszedł tam spełnić ten uczynek miłości chrześcijańskiej.
Żegnając się z rodziną oświadczył wyraźnie, że ich syn umrze 27 listopada. Siostra
obecna przy tym, złożyła zeznanie wobec księdza Filipa Rinaldiego o usłyszanym
proroctwie i jego spełnieniu się.
Inne proroctwo o śmierci nie mniej prawdziwe, choć nieco zawoalowane,
wypowiedział wobec baronowej Jocteau. Owa pani, której jeden z synów był
wychowankiem kolegium w Valsalice, w czasie dyrektorstwa księdza Francesia,
przyprowadziła do Księdza Bosko drugiego mniejszego synka z prośbą
o pobłogosławienie go. Malec był rachityczny tak dalece, iż budził litość. Biedna
matka na klęczkach błagała Świętego o ratunek: ten zaś, rzecz niezwykła u niego,
uniósł go, posadził na kolanach i rzekł z dobrocią:
Och, tak, tak, chętnie udzielę mu błogosławieństwa. Przy tym zwrócił do malca
parę słów o niebie, po czym dodał:
W roku ... w dniu … o godzinie ... będziesz się czuł lepiej. Po czym
pobłogosławił go i oddał matce. Matka wróciła do domu z wielką pociechą
w sercu. Lecz oto w dniu i godzinie przepowiedzianej syn umarł. Baronowa widząc się
zawiedzioną w swych nadziejach, doznała wielkiej przykrości tak, iż przez pewien
401

41.2 Page 402

▲back to top


czas w ogóle nie przychodziła do Księdza Bosko. Udało się jednak kanonikowi
Anfossi, który często wspominał o tym fakcie, natchnąć ją dobrą myślą. Gdy
mianowicie, wywnętrzała mu się ze swego bólu, wytłumaczył jej w uprzejmej formie,
że owo „lepiej”, Księdza Bosko był Raj i wyperswadował z głębokim przekonaniem,
że jej syn na skutek modlitwy Księdza Bosko spoczywał z pewnością na Łonie Boga,
co winno być dla niej wielką pociechą. Wówczas baronowa - jakby spadły jej z oczu
łuski - zrozumiała i podziękowała gorąco Bogu.
A teraz, z kolei proroctwo o długim życiu. W klasztorze Sióstr Sakramentek
w Bassano del Grappa, zmarła dnia 20 czerwca roku 1931 zakonnica Matka Maria
Ausiliatrice di San Giuseppe, która pomimo swej delikatnej kompleksji, została
dopuszczona do nowicjatu w Turynie w 1880 r. jedynie z tego względu, że Ksiądz
Bosko pytany przez nią o radę, oświadczył, że zdoła zachować reguły zakonne. Tenże
Święty podarował jej medalik, mający z jednej strony wyobrażenie Najświętszej
Maryi Wspomożycielki, a z drugiej świętego Józefa. Lecz co dziwniejsze, Przełożone
wiedząc o tym, nadały jej takie właśnie imiona zakonne. Co więcej, Święty powiedział
jej następującą przepowiednię: Upłynie wiele lat, a opatka wraz z kilkoma
zakonnicami z Vento, złączą się z Sakramentkami; wówczas Siostra zostanie tam
Przełożoną, gdzie się uświęci, by pójść potem do Raju w wieku, w którym ja zejdę
z tego świata.
I tak było. Zakonnica została posłana w 1901, by założyć klasztor Bassano della
Grappa w Veneto, nie wspominając przed nikim o proroctwie Księdza Bosko.
Następnie w roku 1916, po upływie swej kadencji, została ponownie wybrana
przełożoną klasztoru. Budując siostry swą świętością, zachorowała poważnie. Mimo to
ogólnie spodziewano się, że obchodzić się będzie jej Złoty Jubileusz profesji zakonnej.
Ona zaś pytała, kiedy zmarł Ksiądz Bosko. Wiadomość o zgonie Księdza Bosko w
wieku 72 lat życia dała jej wiele do myślenia; wszystko dotąd sprawdziło się, co on jej
przepowiedział; musi się zatem sprawdzić i ostatnia część proroctwa. Istotnie, w tym
samym wieku 72 lat życia, co Ksiądz Bosko, przeniosła się do lepszego życia.
W wypadku innej siostry miało miejsce proroctwo połączone z darem intuicji.
Otóż panna Brambilla N. przywdziawszy habit Siostry Miłosierdzia dnia 4 września
1880 r. w Turynie, została posłana do sierocińca w Sassari. Udała się więc do Sardynii
w towarzystwie dwojga starszych sióstr. W swym notatniku, który doszedł do nas, tak
opowiada o swej podróży: Wyjechaliśmy dnia 11 września 1880 roku. Zająwszy
miejsce w przedziale nie postawiłam swej walizki /noszącej me nazwisko/ wysoko na
półce, jak zrobiły me towarzyszki, lecz umieściłam ją pod siedzeniem, tak iż nie było
jej widać. Parę minut potem weszli do tego samego przedziału pewien kapłan z jakimś
panem i usiedli naprzeciwko nas. Przez pewien czas siedzieliśmy w milczeniu. Lecz
przy następnym przystanku – w Asti - wielu panów podchodząc do otwartych drzwi
przedziału pozdrawiało z szacunkiem owego kapłana, słowami: „Cereia Don Bosco”
witając się z nim serdecznie. Wówczas nabrawszy śmiałości spojrzałam na Świętego
kapłan i zrozumiałam, że to był właśnie Ksiądz Bosko, który tak wiele czynił dobrego
dla młodzieży i że ci panowie byli zapewne jego wychowankami. Doznałam z jego
402

41.3 Page 403

▲back to top


widoku wielkiej radości, gdyż miałam w sercu wyobrażenie, że to wielki Święty. Jako
wpływowy wychowawca młodzieży musiał to być – myślałam sobie – ktoś wysokiego
wzrostu, barczysty, o imponującym wejrzeniu. Natomiast widziałam zwykłego
kapłana i zrobiłam spostrzeżenie /osobiście/, że miał nieco wielkie uszy.
Gdy pociąg ruszył, naraz Ksiądz Bosko zwrócił się do swego towarzysza
podróży i rzekł: - Razu pewnego miałem chęć sfotografować się. Gdy fotograf pokazał
mi sześć małych odbitek, spojrzałem na jedną i zdumiony zawołałem: Och! Myślałem,
że jestem... To mówiąc powtórzył gestem to, co miała w myśli siostra na widok jego
uszu. Biedaczka zarumieniła się. On zaś, przechodząc na inny temat spytał z
uśmiechem:
A dokąd to Siostrzyczka jedzie?
Do Sardynii.
A w Sardynii co będzie siostra robiła?
Jestem przeznaczona do sierocińca dziewcząt.
A gdyby tak miała się zajmować chłopczykami?
Och!
Nie podobałoby się jej?
Nie.
A właśnie z łobuzami można zdziałać wiele dobrego. Jedna z towarzyszących
sióstr zabrała głos mówiąc:
Niech Ksiądz Bosko pośle tam swoich księży. Będą mogli naprawdę zdziałać
wiele dobrego!
Na razie – odrzekł potrząsając głową – nie wydaje się, że Sardynia jest dla nas
przeznaczona. Później zobaczymy!...
Tymczasem przybyli do Sampierdarena. Ksiądz Bosko wysiadł, pożegnał
swych towarzyszy swoim „cereia” i zwracając się do siostry rzekł:
No, Siostro Brambillo, pracuj wiele nad chłopcami!
Gdy Siostry przybyły do Livorno, zastały u swych współsióstr listy
przeznaczone dla nich. Przełożona otrzymała zlecenie zakomunikowania siostrze
Brambilli, że miała się udać nie do sierocińca żeńskiego, lecz do chłopców. Wówczas
z miejsca zrozumiała, dlaczego Ksiądz Bosko dał jej taką radę przy spotkaniu się
w pociągu. Dom, do którego przybyła był bardzo ubogi, z 50 sierotami, których trzeba
było żywić i wychowywać. Spośród pięciu sióstr przeznaczonych do ich obsługi, dwie
w ciągu sześciu miesięcy poszły po nagrodę do Nieba. Jej zatem wypadło teraz dzielić
pracę z pozostałymi siostrami. 50 lat później, ku chwale nowego Świętego,
opowiadała o tym spotkaniu ustnie i na piśmie.
O innym proroctwie przypomnieli sobie Współbracia w Marsylii w roku 1932.
Ongiś otaczały Oratorium św. Leona budynki wraz z terenami innych właścicieli
i nikomu nie przyszłoby na myśl, że zostaną kiedyś one własnością alezjanów,
względnie Towarzystwa Beaujour – z wyjątkiem Księdza Bosko. Naprzeciwko
północno-wschodniego narożnika domu po nr 60, przy ulicy des Princes, a więc dość
daleko od pierwotnego budynku, tryskała urocza fontanna. Pewnego dnia Ksiądz
403

41.4 Page 404

▲back to top


Bosko przechodząc tędy w towarzystwie dyrektora - księdza Bologna i koadiutora
Nasi - zatrzymał się przez moment obserwując fontannę, po czym rzekł: Z czasem
Oratorium rozbuduje się aż do tej fontanny. Lecz w dniu 24 maja 1932 r. doszło się aż
do tego miejsca. Ksiądz Bologna i koadiutor Nasi zmarli niebawem. Przejęli ich plany
w spadku następcy, zwłaszcza, koadiutor Karol Fleuret, który doskonale pamiętał
przekazaną mu przez jego Współbrata Nasi, przepowiednię wypowiedzianą przez
Księdza Bosko z tej okazji.
O darze czytania w sumieniach, pomijając świadectwa ogólnikowe,
przytoczymy pewien fakt charakterystyczny. Oto w roku 1880, pewien chłopiec,
zabrany przez rodziców z kolegium świeckiego „Garibaldi” i oddany wbrew swej woli
do Oratorium, poszedł do spowiedzi do Księdza Bosko, lecz ze złym nastawieniem
zatajenia rzeczy istotnych. Święty nie dając mu otworzyć ust, wysypał mu wszystkie
jego grzechy. Chłopiec skonfundowany uciekł nie czekając na rozgrzeszenie, po które
zgłosił się w następnym dniu, po odzyskaniu spokoju i z postanowieniem
uporządkowania swego sumienia. Wkrótce doprawdy zmienił życie tak, iż nawet
w parę lat później został przyjęty do nowicjatu w San Benigno, gdzie opowiedział
szczegółowo o tym wypadku znanemu profesorowi, księdzu Piscetta.
Spytany przez niego, czy doprawdy były to sprawy tajemne i czy o nich nie
mówił nikomu, odrzekł, że były to grzechy popełnione osobiście, poza Oratorium
i o których przed nikim się nie zwierzał.
Mamy też dwa wypadki uzdrowienia, mające znamię nadzwyczajności. Pewien
pan, nazwiskiem Jan Bisio, pośredniczący w interesach w Turynie i znany
w Oratorium, gdyż od chwili powrotu z wojska w 1864 r., spędził tam siedem lat
i figuruje wśród świadków zaprzysiężonych w procesach apostolskich zeznaje,
że przed 15 laty miał żonę chorą na zawał serca, którą już opuścili lekarze. Pragnął, by
poszła do Księdza Bosko po błogosławieństwo, na co ona chętnie się zgodziła. Ksiądz
Bosko, gdy ją zobaczył, dodał otuchy i powiedział, że nie umrze jeszcze tak prędko.
I rzeczywiście, żyła jeszcze przez blisko 15 lat, ku zdumieniu lekarzy.
Kiedy indziej znów błogosławieństwo Księdza Bosko powstrzymało częściową
atrofię u koadiutora Alojzego Tabasso, gdy ów uczył się jeszcze rzemiosła. Od czasu,
gdy jako chłopiec przyszedł do Oratorium w Turynie, był chorowity. Rzecz w tym,
że jego organizm rozwijał się nierównomiernie: rósł więcej z prawej strony niż
z lewej. Dlatego lewe ramię i noga były krótsze i ta sama nieprawidłowość ujawniła
się w innych członkach. Na skutek tego cierpiał na serce, co mu utrudniało
oddychanie, odczuwał bóle spazmatyczne na twarzy. Wielu lekarzy turyńskich
studiowało ten ciekawy fenomen, lecz nie mogli znaleźć na to skutecznych środków.
Wreszcie przyszła z pomocą wiara. Pewnej niedzieli, biedaczek poszedł do
Księdza Bosko, opowiedział o swym nieszczęśliwym stanie i prosił
o błogosławieństwo. Święty polecił mu uklęknąć, odmówił z nim modlitwę i udzielił
błogosławieństwa. I oto młodzieniec ów powstając uczuł zmniejszony nacisk na serce
i nie miał już w lewym policzku bolesnego skurczu. Za parę dni nabrał sił i lewe ramię
wracało do normalnego stanu. Tylko na twarzy pozostało mu zagłębienie, jakby blizna
404

41.5 Page 405

▲back to top


po wyjęciu kości, język został spierzchnięty i nieco podany na lewo. Choroba
właściwie znikła. Ksiądz Bosko sprawdziwszy skutek błogosławieństwa zabronił mu
rozgłaszanie tego, polecił natomiast podziękować gorąco Matce Najświętszej. Po
dwóch latach, tenże czując się źle na nodze prawej prosił Księdza Bosko o ponowne
udzielenie mu błogosławieństwa. Święty pobłogosławił go powtórnie - z warunkiem,
że zdrowie ciała będzie z korzyścią dla zbawienia duszy, inaczej dolegliwość
pozostanie. Tak też się stało: choroba towarzyszyła mu aż do śmierci.
Pan Augustyn Calcagno z Arenzano był jednym z pierwszych Pomocników
Salezjańskich. Ilekroć dowiedział się o zapowiedzianej konferencji Księdza Bosko
w Turynie lub w jakimkolwiek innym mieście Ligurii, udawał się tam niosąc ze sobą
zebrane składki i prowadząc osoby z różnymi dolegliwościami. W roku 1881 udał się
na konferencję, w czasie Nowenny do Najświętszej Maryi Wspomożycielki i wręczył
Księdzu Bosko pięć ofiar.
Święty położył je na biurku tak, jak je otrzymał, nie zaglądając wcale, od kogo
pochodziły. Po czym wskazując palcem rzekł: Te trzy pierwsze uzyskają łaskę, a te
dwie następne – nie. Zaledwie skończyła się nowenna, trzy osoby chore wyzdrowiały,
a jedna dotąd żyje, gdy to piszemy /1933/ i dosięgła pięknego wieku 90 lat życia.
Dwie inne osoby zmarły.
Wypadek bilokacji, o której mieliśmy opowiedzieć w poprzednim tomie, został
odłożony ze względu na to, że dokumentacja nie była sporządzona należycie, jak tego
fakt wymagał. Mianowicie, pewna pani podała w liście do księdza Rua relację o tym
dość sumaryczną, jak to się zwykło czynić, gdy się przypomina komuś o rzeczach
dobrze znanych. Obecnie zaś wiele szczegółów zostało wyświetlonych przez osobę
doskonale poinformowaną, w tym wypadku córkę wspomnianej pani. Udało nam się
odszukać miejsce jej pobytu i zdobyliśmy od niej pewne szczegóły uzupełniające list
matki. Po stwierdzeniu już świętości Męża Bożego sądzimy, że nie powinno się
zamilczać cudownego zjawiska, które w życiu Świętych nie jest czymś nowym i które
jak wynika z wielu dokumentów niezbitych, nie jest faktem odosobnionym w życiu
naszego Świętego Ojca.
Otóż w dniu 14 października 1878 r., Ksiądz Bosko był na pewno w Turynie.
W tym dniu, do domu pani Adeli Clement w Saint Rambert d' Albon, departament
Drome, wszedł kapłan, który mówił po francusku i nie chciał wyjawić swego
nazwiska, lecz wobec usilnych nalegań oświadczył: Za parę lat od tej chwili, o moim
nazwisku dowiecie się z książek, które dostaniecie do rąk. Wówczas poznacie, kim ja
jestem.
Przyprowadził go do domu mąż owej pani, handlujący oliwą i węglem. Wracał
on właśnie z Chanas, małej wioski odległej jakie pół kilometra od Saint Rembert,
gdzie zawiózł swój towar, kiedy w pewnej chwili ujrzał jakiegoś księdza, który szedł
wolno, bardzo zmęczony. Żal mu się go zrobiło i zbliżywszy się do niego powiedział:
Księże dobrodzieju, widzę, że ksiądz jest bardzo sfatygowany.
405

41.6 Page 406

▲back to top


Tak, mój panie, odrzekł kapłan; odbyłem dziś daleką drogę.
Wybaczy ksiądz dobrodziej, chętnie bym go zaprosił, gdybym miał powózkę
trochę lepszą niż ta nędzna „bitka”...
Och, doprawdy zrobi mi pan wielką przyjemność. Przyjmuję. Doprawdy już
dalej nie mogę iść...
To rzekłszy, przy pomocy owego pana, wsiadł na wóz. Zdawał się mieć jakieś
trzydzieści lub czterdzieści lat i prezentował się doskonale. Znamienny szczegół,
z którego sobie początkowo nie zdawał sprawy ów pan, a co dopiero później sobie
uświadomił – był, że ów kapłan mimo że zajął miejsce w głębi wozu, głową w birecie
wystawał spod zasłony budy, choć nikt z przechodzących na to nie zwrócił uwagi.
Gdy przybyli do domu, pan Clement podał rękę księdzu i pomógł mu wysiąść;
potem pobiegł uprzedzić żonę, że przywiózł księdza bardzo zdrożonego
i potrzebującego posiłku. Owa gospodyni będąc niewiastą dobrego serca i pobożną,
zaprosiła go zaraz na wspólną wieczerzę. Przyjął chętnie zaproszenie i w czasie
posiłku słuchał z zainteresowaniem opowiadanie o jej nieszczęściu. Najboleśniejszym
było to, że jej synek na skutek nagłej choroby, stał się ślepy, głuchy i niemy.
Biedaczka nie zaznała spokoju: modliła się do wszystkich Świętych, lecz nic nie
mogło ukoić jej bólu. Kapłan rzekł na to: -
Módlcie się nadal, zacna pani, a zostaniecie wysłuchana.
A może by go ksiądz dobrodziej obejrzał?
Mąż tymczasem w czasie posiłku dolewał mu wina. Na stole znajdował się
obok karafki z winem, kielich powszechnie używany, w którym mieszano wino
z wodą, z kryształu posrebrzanego.
Kapłan rzekł: Zachowajcie ten kielich, jako pamiątkę po mnie. Tak uczynili, jak
potwierdza córka, wówczas jeszcze będąca dzieckiem; oprócz tego dodaje ona: Ojciec
mój przed śmiercią powiedział mi: Ten kielich nie powinien znaleźć się
w rękach twoich braci. Daruję go tobie, a ty go zachowaj na pamiątkę. Jest to relikwia
po świętym kapłanie.
Pod koniec wieczerzy, pan Clement wyszedł napoić konie, gdyż musiał zaraz
odjechać. Tymczasem ów kapłan powstał i rzekł do gospodyni:
Zacna gosposiu, muszę już odejść, gdyż wzywa mnie pewien głos.
Proszę zaczekać jeszcze trochę, księże dobrodzieju, rzekła niewiasta. Mąż mój
wraca wkrótce i odwiezie go, by mógł obejrzeć mego syna.
Wzywa mnie pewien głos – powtórzył – i muszę odejść. I wyszedł z domu.
Gospodyni pobiegła do męża i pospieszyli oboje w jego ślady pewni, że go
wnet dopędzą. Lecz więcej go nie widzieli i myśleli, że zboczył z drogi. Lecz jakież
było ich zdumienie, gdy znaleźli się u mamki, a ta im powiedziała, że był tu pewien
ksiądz, który uzdrowił ich synka! Mamka mieszkała w Coinaud, wiosce odległej, jakie
trzy kilometry od Saint Rambert. Wynikało więc z obliczeń, że moment przybycia
kapłana tamże odpowiada temu, kiedy wychodził z domu Clement.
Zacni owi ludzie pragnęli za wszelką cenę dojść, kim była owa tajemnicza
istota. Jedna z osób obecnych przy cudownym uzdrowieniu dziecka, która zapamiętała
406

41.7 Page 407

▲back to top


sobie fizjonomię kapłana, przyszła do małżonków Clement i przyniosła książkę,
życiorys Księdza Bosko, zawierający jego podobiznę.
Oto ów kapłan, który uzdrowił waszego syna! - zawołała sąsiadka.
Istotnie, nie było już żadnej wątpliwości. Stwierdzili to oboje naocznie.
10 kwietnia 1888 r., owa pani, uzdrowiona cudownie za wstawiennictwem, jak
mocno w to wierzyła - Księdza Bosko, przesłała opis tego faktu księdzu Rua. Co się
jednak stało z owym listem, nie wiemy. Nie była widocznie zaspokojona ona sama,
skoro napisała ponownie 13 kwietnia 1891 r., jakby pod wpływem wyrzutu sumienia,
że nie uczyniła, co należało, by podać do wiadomości następcy Księdza Bosko ów
cud. Mówiła też między innymi:
Żyją dotychczas świadkowie tego cudu, których można o to pytać. Nie zwracać
się jednak do proboszcza w Saint Rambert, gdyż on nie wierzy w świętość Księdza
Bosko. Staram się wszelkimi siłami popierać dzieła Księdza Bosko. On jednak zakazał
mi twierdząc, że nie należy wprowadzać dzieł nadzwyczajnych, które uważa za
chimery i że dość jest we Francji dzieł dobroczynnych... Gdybym musiała opisywać
wszystkie przykrości ze strony proboszcza w Saint Rambert, a także dowody
cudownej opieki Bożej za wstawiennictwem Najświętszej Maryi Wspomożycielki
i Księdza Bosko, musiałabym napisać chyba cały tom. Proszę wyznaczyć jakiegoś
kapłana, który by zbadał zjawisko i przesłuchał świadków. Mógłby nim być na
przykład proboszcz z Breuil koło Lyonu, względnie proboszcz Diemaze koło Vienne.
Jaka była odpowiedź na ten list? Nasze archiwa milczą o tym. Córka państwa
Clement, która nadesłała obszerny list pod datą 18 kwietnia 1932 r., żyje w Lyonie,
zamężna z panem Durand. Matka jej zmarła w 1914 r., ojciec w 1925 r., braciszek
cudownie dożył do 1928 r. Dostał zawrotów głowy. Lekarze wróżyli bolesną śmierć,
on natomiast zgasł spokojnie, co uważano za nową łaskę Księdza Bosko. /Według
ostatnich wiadomości, które nadeszły przed oddaniem do druku niniejszej składki,
pani Durand zmarła 23 stycznia 1932 r. Córka jej zeznała wobec naszego współbrata,
księdza Jana Simeon, że miała śmierć spokojną bez cierpień, którą to łaskę przypisuje
ona świętemu Janowi Bosko/.
Mirabilis Deus in Sanctis suis! Z podobnych niezwykłych rzeczy Święci brali
powód do tym większego własnego upokorzenia. Ksiądz Bosko był przekonany,
że gdyby Pan Bóg znalazł narzędzie słabsze i mniej zdatne od niego, byłby je sobie
wybrał z pominięciem niego samego.
Osoby słuchające tych wynurzeń, które on uczynił dość często, mogły
stwierdzić naocznie z wyrazu jego twarzy i brzmienia głosu, że mówił szczerze. Nie
mniej pełna szczerości jest jego wypowiedź przy końcu życia: Ileż cudów zdziałał Pan
Bóg wśród nas! Ileż więcej byłby ich zdziałał, gdyby Ksiądz Bosko miał więcej wiary!
Dlatego ustawicznie zaklinał swoich, by nie dopuszczali się niewdzięczności
przypisując nawet w najmniejszej mierze sobie samym, a nie Bogu – dobro, które
Opatrzność Boska raczyłaby zdziałać za ich pośrednictwem w świecie.
407

41.8 Page 408

▲back to top


DODATEK
WSKAZÓWKI UDZIELONE PRZEZ KSIĘDZA BOSKO NA SPOWIEDZI
– 4 czerwca 1879 r., w czasie rekolekcji dla Współbraci w Turynie
Staraj się dobrze wywiązywać z asystencji, studium osobistego i nauczania
w szkole. Co do trzymania pieniędzy, nie wiem, czy z tym nieposłuszeństwem można
iść do Komunii św. Gdy spotkają cię nieprzyjemności, przyjmij je jako pokutę za
grzechy swoje i znoś cierpliwie z miłości do Jezusa. Jako pokutę odmów: Siedem
Radości NMP.
12 czerwca, Uroczystość Bożego Ciała – poleć się Matce Najświętszej by ci
wyjednała u swego Boskiego Syna, byś zawsze modlił się z należnym skupieniem.
Poza tym wspominaj często Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie, którego
uroczystość dzisiaj obchodzimy. Zresztą bądź spokojny. Jako pokutę odmów: Pange
Lingua.
21 czerwca 1879 r., Wigilia uroczystości św. Alojzego – wyznaj ponownie
przeszłe grzechy i uczyń akt skruchy. Jako pokutę odmów jedno Ojcze nasz…,
Zdrowaś Maryjo… i Chwała Ojcu.... Módl się i za mnie.
17 lipca 1879 r., ostatni dzień 40 - godzinnego Nabożeństwa - nawet po
dziesięciu lub dwunastu dniach od ostatniej spowiedzi uważam, że możesz bez
skrupułów przystąpić do Komunii św. Dziś proś Pana Jezusa w Najświętszym
Sakramencie, by ci udzielił dobrego zdrowia, lecz obiecaj mu, że będziesz go zawsze
używał na większą chwałę Bożą, czyniąc we wszystkim Jego św. wolę. Jako pokutę
odmów Salve Regina... Idź w pokoju.
9 sierpnia 1879 r. – pamiętaj, że jesteśmy w Nowennie do Wniebowzięcia
NMP. Oddaj się Jej w opiekę i rozważaj, że jesteś pod płaszczem nie tylko Matki
najmiłościwszej, lecz i potężnej Królowej. Maryja Najświętsza została ukoronowana
w Niebie przez swego Boskiego Syna na Królową nieba i ziemi i podniesiona ponad
wszystkich Świętych. Pomyśl więc, że Ona może zawsze pospieszyć nam z pokorą.
Zaufaj Jej, a zobaczysz, że otrzymasz gorliwość i skupienie we wszystkich twoich
praktykach pobożnych. Jako pokutę odmów: trzy razy Salve Regina… oraz akt
strzelisty: Regina Angelorum ora pro nobis. Idź w pokoju i bądź wesół.
Wrzesień 1879 r. – na rekolekcjach w Lanzo, Ksiądz Bosko dał mi następujące
wskazówki: Pomyśl o przeszłym życiu, staraj się słuchać uważnie Słowa Bożego
i podejmij mocne postanowienia, które ci posłużą na przyszłość.
8 listopada 1879 r. – dzisiaj zaczyna się miesiąc ku czci Niepokalanej a zarazem
nowy rok szkolny. Postaraj się więc dobrze rozpocząć ten nowy rok szkolny oddając
swe sprawy pod opiekę Najświętszej Maryi Niepokalanej, a zobaczysz, że Ona będzie
twą niezawodną pomocą i ostoją we wszystkich twych potrzebach. Odmówisz raz
jeden De profundis… za dusze w czyśćcu. Idź w pokoju i niech cię Bóg błogosławi.
408

41.9 Page 409

▲back to top


30 listopada 1879 r. – jesteśmy w Nowennie do Niepokalanego Poczęcia.
Postaraj się jak najgorliwiej rozpocząć tę nowennę. Przystępuj do Komunii św. przez
całą nowennę i proś Matkę Najświętszą Niepokalaną, by była twą pomocą we
wszystkich czynnościach. Jako pokutę trzy razy akt strzelisty: O Maryjo bez zmazy
pierworodnej poczęta, módl się za nami. Idź w pokoju i niech ci Bóg błogosławi.
14 maja 1880 r. – dobrze zrobiłeś, że wyznałeś wszystkie grzechy przeszłego
życia. Pomyśl, że zbliżamy się do Nowenny do Niepokalanego Poczęcia NMP. Oddaj
się Jej pod opiekę, postaraj się uczcić Ją w czasie tej nowenny, jak również, by uczcili
Ją twoi chłopcy, a Ona ci dopomoże w sposób szczególny zwyciężyć wszystkie
pokusy. Jako pokutę - raz Zdrowaś Maryjo… i trzykrotnie akt strzelisty: Matko
Nieskalana módl się za namis. Idź w pokoju, a niech ci Bóg błogosławi.
22 lipca 1880 r. – jest dziś święto Marii Magdaleny. Pamiętaj, że była to wielka
grzesznica. Lecz zdecydowanie się nawróciła i odtąd wytrwała w powziętej decyzji.
Proś ją, by ci wyjednała u Boga taką samą łaskę. Jako pokutę jedno Ojcze nasz…,
i Zdrowaś Maryjo… ku czci tej Świętej. Uczyń akt skruchy doskonałej z wyznaniem
swych win dawniejszych. Idź w pokoju i niech ci Bóg błogosławi.
8 sierpnia 1880 r. – zbliżały się rekolekcje. Ksiądz Bosko wezwał mnie do
siebie i rzekł: Znamy się, prawda? Będę się modlił za ciebie, byś mógł dobrze
odprawić te św. rekolekcje. Uczynię również wszystko, co możliwe, dla twego dobra.
Ty również módl się i dbaj, by dobrze spełniać swe obowiązki. Do spowiedzi
przygotuj się z całego roku. Miej na uwadze tylko, by nie tyle zwracać uwagi na
drobiazgi, lecz na rzeczy ważniejsze. Idź w pokoju z Bogiem.
13 sierpnia 1880 r. – ostatni dzień rekolekcji w D. Benigno; Ksiądz Bosko
zalecił mi: Odpraw spowiedź generalną i bądź spokojny. Postaraj się jednak lepiej
praktykować postanowienia, które czynisz. Idź w pokoju.
3 września 1880 r. – w trzy dni po odprawieniu rekolekcji w S. Benigno, Ksiądz
Bosko mówił do pewnego kapłana: Pamiętaj, że kapłan nie idzie nigdy sam po
nagrodę w niebie, ani po karę do piekła.
27 sierpnia 1880 r. – rozpoczynały się rekolekcje w S. Benigno i ksiądz Bosko
mówił do mnie: Bądź spokojny, odtąd zwrócisz szczególną uwagę na dokładne
i skrupulatne zachowanie nawet najmniejszych przepisów naszych Reguł, gdyż one
nas mają zaprowadzić do nieba.
11 września 1882 r. – aa rekolekcjach w S. Benigno, Ksiądz Bosko powiedział
mi: Odpraw spowiedź generalną ze wszystkich grzechów wyspowiadanych
i niewyznanych z zapomnienia; poweźmij odpowiednie postanowienia, a gdy
zauważysz jakieś usterki, względnie niedokładność w swych obowiązkach, uznaj swą
winę i żałuj za nią. Uczyń mocne postanowienie poprawienia się z twych zwykłych
ułomności.
11 listopada 1883 r. – po święceniach kapłańskich ; osiągnąłeś swój cel, odtąd
nie myśl o niczym innym jak o tym jedynie, by dobrze przygotować się na śmierć;
postępuj więc tak, jakbyś miał umrzeć zaraz, a nie czekaj aż śmierć cię zabierze
niespodziewanie.
409

41.10 Page 410

▲back to top


WSKAZÓWKI I NORMY PRAKTYCZNE OGÓLNE
Ksiądz Lemoyne zebrał z dwóch źródeł już nie istniejących pokaźną liczbę
Wskazówek i Norm pochodzących od Księdza Bosko. Wielu notowało
wypowiedziane przy danej okazji uwagi, które przechowywali pilnie w swych
notatkach. Pomijając pewne nieścisłości ze strony zapisujących pewne jest, że w tych
wskazówkach przejawia się żywo duch Księdza Bosko. Niektóre z nich pozwalają
zapoznać się z warunkami Oratorium. W tych czasach wspólnie z wychowankami
formowali się klerycy, należący początkowo do różnych seminariów diecezjalnych,
zamkniętych przez władze w Piemoncie; następnie -jako nowicjusze Zgromadzenia,
w czasie gdy ono nie było jeszcze ustabilizowane zewnętrznie, jak tylko w myśl
Założyciela są to drogocenne fragmenty, które posłużą do lepszego poznania systemu
wychowawczego Księdza Bosko.
A. Wskazówki odnośnie do prowadzenia chłopców – przed rokiem 1870
PRZECHADZKI
1. Jeśli droga na to pozwala, chłopcy niech idą trójkami lub czwórkami.
2. O ile możność, nie zbaczać z dróg uczęszczanych lub ścieżek.
3. Asystent nie ma prawa dać chłopcom pozwolenie na kupowanie owoców. Nie
posyłać nigdy chłopców po takie pozwolenie do dyrektora. W pewnych
nadzwyczajnych okolicznościach sami asystenci niech odniosą się do
dyrektora.
4. Asystenci niech obserwują chłopców. Niech nie tworzą wokół siebie
specjalnych grupek zaniedbując innych. Nie opowiadać bajeczek, podczas gdy
inni chłopcy się oddalają. Nie czytać książek. Wy studiujecie, a szatan również
studiuje z wami. Trzymać chłopców w takiej odległości, by słyszeć ich
rozmowy.
5. Nie udawać się nigdy do mieszkań prywatnych, nie przyjmować owoców ani
wina. Starajmy się nie ulegać rzekomym potrzebom i nie zmuszajmy
Przełożonych do udzielania pozwoleń szkodliwych dla ogólnego porządku. By
ratować honor asystenta wobec rodziców, którzy go zapraszają do siebie.
NORMY CO DO NAUKI KATECHIZMU NIEDZIELNEGO
1. Przerabiać mały Katechizm.
2. Nie gubić się w objaśnieniach i przykładach. Idzie o pouczenie dzieci
o prawdach wiary koniecznych do zbawienia. Czas do nauki jest krótki, zająć się więc
objaśnianiem należycie słowo po słowie odpowiedzi katechizmowych. Pouczać ucznia
należy na wzór kaznodziei. Nie dajmy się powodować próżności zyskiwania pochwał,
dlatego że opowiadamy ciekawie. Pan Bóg zażąda od nas rachunku, czy pouczaliśmy
młodzież, a nie czy ją bawiliśmy.
410

42 Pages 411-420

▲back to top


42.1 Page 411

▲back to top


3. Nie odchodzić nigdy od katechizmu, by zagłębiać się w mądrości teologiczne.
Wyjaśniać go wiernie i dosłownie. Młodzież nie rozumie pewnych racji, względnie
myli się lub gorszy. Mały Katechizm nie jest tylko symbolem wiary, lecz i regułą
postępowania. Przyjmować go prosto nie dodając ani ujmując, jego zasady i poglądy.
Dla młodzieży, Mały Katechizm winien być jak Biblia lub św. Tomasz dla teologów.
Jest to streszczenie wiedzy religijnej dostosowane do ich wieku. Nie chciejmy być
bardziej uczeni i święci niż owi św. Biskupi, którzy go ułożyli. I tak na przykład
katechizm mówi, że grzechy wątpliwe należy wyznawać, jako wątpliwe, a pewne jako
pewne. Teologowie utrzymują, że wątpliwych grzechów nie należy wyznawać na
spowiedzi, lecz czy młodzież rozumie, co znaczą grzechy wątpliwe? Nie! Nawet
pomieszają
z nimi pewne grzechy, których się wstydzą wyznać i stąd świętokradztwa. I tak dalej.
4. Jeśli katecheta w czasie wykładu siedzi wysoko tak, że jest widziany przez
wszystkich, może siedzieć; ale gdy znajduje się na tym samym poziomie, co młodzież,
to niech stoi.
NORMY, CO DO UCZELNI
1. Uważać pilnie na książki, które czyta młodzież i kontrolować ławki
i przeglądać zeszyty. Zanotować, gdy ktoś chowa po lekcji książki do kieszeni.
2. Obserwować, czy nie zachowują się zbyt poufale chłopcy siedzący obok
siebie i zwrócić uwagę Radcy szkolnemu, by zmienił im miejsca.
3. Wymagać, by wszyscy trzymali ręce na ławce, tłumacząc to względami
dobrego wychowania, przyzwoitości, należytej uwagi. Zawsze jednak zachować przy
tym roztropność i prostotę.
4. Nie puszczać równocześnie za potrzebą kilku naraz chłopców i tylko
nauczający może na to pozwolić, a nie ktoś inny.
5. Zabraniać absolutnie pisanie bilecików. Nie dawać pretekstów
pożyczania wzajemnie książek, obrazków, notatek z lekcji. Każdy ma mieć, co
potrzeba do nauki. Baczyć szczególnie na czułe bileciki, które wędrują zazwyczaj po
sali. Gdy się złapie takiego delikwenta, posłać do Radcy, który surowo za to ukarze,
jako wykroczenie w porządku i nauce. Uważać na gest, umowne pismo, etc.
6. Zauważono, że pewne wykroczenia przeciwko obyczajności pochodzą
od przeczytanych w słownikach wyrazów. Tą sztuczką posługuje się również zły
kolega, by wypróbować serce towarzysza i zbadać jego skłonności. Jeśli któryś posyła
drugiemu słownik, zanotuj go sobie; gdy podkreśla pewne nawet obojętne słowa, które
poprzedzają następujące o ujemnym znaczeniu uważaj, jakie wrażenia wywołują one
odczytane przez tego, kto otrzymuje słownik. Jeśli się uda przeszkodzić złu,
odniesiono wtedy wielkie zwycięstwo.
7. Wszyscy asystenci mają obowiązek dzielić się swymi uwagami
i zastrzeżeniami w tym względzie.
8. Obserwować tych, którzy wychodzą ze studium w czasie spowiedzi.
411

42.2 Page 412

▲back to top


WSKAZÓWKI DLA TEATRZYKU
1. Ksiądz Bosko nie zezwala, by klerycy występowali na scenie w Oratoriach
i zakładach.
2. Chłopcy aktorzy zazwyczaj stają się pyszni i poczynają wierzgać przeciw
regulaminowi, dlatego nie należy ich nigdy chwalić, jakby dokonali jakiegoś cudu,
nawet w żartach. Jedno słowo: Nieźle – wystarcza.
3. Nie pozwalać i czuwać, by aktorzy pod pretekstem przedstawienia nie
absentowali się od wspólnych praktyk religijnych i ze studium. Nauczyciel
w klasie może czasem być wyrozumiały, jeśli wypracowanie nie jest należycie
odrobione, lecz wprzód niech sprawdzi, czy uczeń rzeczywiście nie miał czasu.
4. Kierownik teatrzyku niech nie pozwala, by chłopcy chodzili uczyć się roli do
ogrodu lub pokoju, gdy tam nie ma asystenta – bo to jest czas niebezpieczny.Po
skończonej próbie niech nie zatrzymują się na pogawędkach. Nie należy absolutnie
pozwalać na pewne podwieczorki ani podawać wina bez pozwolenia. Kto da powód
podobnym nieporządkom, będzie odpowiadał przed Bogiem.
REKREACJE
1. Jest obowiązkiem wszystkich księży i kleryków być z wychowankami na
rekreacji. Niech organizują ożywione zabawy. Pan Bóg ich wynagrodzi za trud
poniesiony przy tym.
2. Do każdej grupki oddzielnej niech wkroczy zręcznie asystent. Można
uważać za pewne, że gdy wejdą nieodpowiednie rozmowy wśród chłopców, zepsują
im serca lub co najmniej będzie to szemranie przeciwko nauczycielom, kolegom czy
asystentowi. Przezwyciężajmy wstręt i opór, jaki szatan wprowadza przed spełnieniem
tego dobra.
3. Bardzo niebezpieczny czasem jest szatan południowy, nadto podwórze
nieoświetlone wieczorem. Inne miejsca niebezpieczne to: ustronne zakątki na
podwórzu, framugi okienne, ustępy, względnie grupki tworzące się przy nich. Ksiądz
Bosko nie życzył sobie, by podczas rekreacji siedziano. Czuwanie i nadzór nade
wszystko.
4. Nadzorować pilnie miejsca wymienione i tych, którzy by się tam
zatrzymali, donosząc o tym dyrektorowi. Czuwać, gdy dwaj przez dłuższy czas chodzą
razem. Szczególnie uważać, gdy który na osobności spędza rekreację. Niech
przełożony zbliży się i zagadnie takiego, jak się ma, czy nie ma, jakiegoś zmartwienia,
etc.
DYSPENSA
1. Przybory szkolne rozdzielać wszystkim wychowankom bez wyjątku. Także
Letture Cattoliche dawać każdemu - nawet tym, którzy nie mają pieniędzy
w depozycie. Tak samo Młodzieńca Zaopatrzonego.
412

42.3 Page 413

▲back to top


2. Temu, kto nie oddaje pieniędzy do depozytu, nie sprzedawać książek, ani
zabawek, obrazków, nie oddawać do oprawy książek, poza szkolnymi
podręcznikami i to w wypadku pilnej potrzeby. Nie zapisywać nikogo do
prenumeratorów Biblioteki Włoskiej bez pozwolenia rodziców, nie wydawać
znaczków pocztowych ani owoców i słodyczy. Wszystkie powyższe rzeczy
mają być płacone przez wychowanka z jego depozytu.
3. Co do Młodzieńca Zaopatrzonego, niech go katecheta podstempluje na
pierwszej stronicy i wymaga, by był utrzymywany czysto i niepotargany i od
czasu do czasu niech sprawdzi. Nie należy dawać innej książeczki dla chłopca,
który już raz ją otrzymał bez wiedzy katechety.
NAUCZYCIELE
1. Nauczyciele są odpowiedzialni za wszystko, co się dzieje w szkole.
2. Niech dołożą starań, by przeszkodzić wszelkiemu handlowaniu pomiędzy
chłopcami internistami i eksternistami; roztropność najwyższa w rozdziale miejsc,
baczenie na różne sekrety, jakie mają wychowankowie między sobą, by przeszkodzić
choćby cieniowi niemoralności.
3. Zwracać pilnie uwagę, by chłopcy byli umyci i dołożyć starań, by brudy i pot
były usunięte ze szkoły.
4. Wymagać, by wychowankowie odrabiali należycie zadania i mieli zajęcie
w studium.
5. Nauczyciel niech nie wpada w gniew, gdy musi skarcić lenistwo lub
lekceważenie czegoś ze strony wychowanka; ale niech tak postępuje, by uczeń
wiedział, że kara spotyka jego niedbalstwo.
6. Niech każe zawsze trzymać ręce na ławce.
7. Niech nie wyróżnia nawet wzorowych, zwłaszcza poza szkołą, niech traktuje
wszystkich równo.
8. Gdy uczeń poprzednio nieudolny lub mierny zaczyna robić postępy, a nie zdoła
jeszcze wykonać wszystkich zadań, względnie zdać całej lekcji, należy cierpliwie
znosić, zachęcać i dopomagać, a nie upokarzać i zniechęcać.
NIEKTÓRE REGUŁY OGÓLNE DOTYCZĄCE ZACHOWANIA
MORALNOŚCI
1. Jakąkolwiek rzecz by się odkryło, należy donieść dyrektorowi. Nie ma przed
nim żadnego sekretu, z wyjątkiem spowiedzi, gdyż dyrektor jako ojciec rodziny, ma
prawo o wszystkim wiedzieć, co się odnosi do jego synów, by móc spełnić swój
obowiązek. Zamilczanie tego, co może spowodować szkodę dla całej rodziny równa
się wspólnictwu w złym i jest się za to odpowiedzialnym w sumieniu.
Dyrektor będzie umiał postępować roztropnie, by nikogo nie skompromitować.
Nie należy się lękać, że się kogoś obrazi lub wyrządzi przykrość przez wyjawienie
pewnych rzeczy. Zdarza się, że ukrywa się przed nim całe miesiące pewne sprawy
i szemra się, że dyrektor tego nie widzi i nie reaguje.
413

42.4 Page 414

▲back to top


Tym mniej obawiać się o zbyt surową karę, która może spotkać tego, o którym
się donosi. Naszym zadaniem jest zawsze chwała Boga i zbawienie dusz.
Należy wyjawić dyrektorowi nawet podejrzenie. Przełożony może swobodnie
podejrzewać nie popełnienie grzechu, lecz skłonność wychowanka. Jest więc rzeczą
miłości przewidywać pewne rzeczy. Dyrektor niech często zasięga informacji
i uczniach u tych, którzy mają z nimi do czynienia.
2. W czasie przechadzki nie pozwala się nikomu oddalać od towarzyszy. Gdy
w niektórych wypadkach daje się pewne pozwolenia, niech idzie sam asystent wraz z
chłopcami. Na przechadzkach zdarzają się złe rozmowy. Nie pozostawiać chłopców
samych w klasie, zwłaszcza gdy za karę zostają po lekcjach w klasie.
3. Klerycy niech nigdy nie prowadzą dochodzeń w sprawie moralności, lecz
pozostawią to dyrektorowi, zwłaszcza, że na skutek ich niedoświadczenia chłopiec
może się nauczyć złego, którego nie znał.
URZĄD KAPŁAŃSKI
1. Nie pozwalać, by obcy kapłani nie należący do Zgromadzenia głosili kazania,
spowiadali chłopców, podawali na pamiątkę sentencje pobożne, czy propagowali inne
tego rodzaju dewocje. To należy do kompetencji Księdza Bosko. Gdyby pytano o
powód zakazu, powiedzieć wyraźnie, że Ksiądz Bosko sobie tego nie życzy i bierze
odpowiedzialność za taką odpowiedź.
Co do spowiedzi, to stwierdzono, że tacy kapłani nieupoważnieni przez
Przełożonych powodują zamieszanie w sumieniach wychowanków nie znając tradycji
i ducha domu.
Zająć się troskliwie chłopcami, którzy jeszcze nie byli u Pierwszej Komunii
św., a zatem:
a. Niech ich jakiś kleryk uczy Małego Katechizmu;
b. Dyrektor niech poświęci jakieś pół godziny tygodniowo na wyjaśnienie
im tego wielkiego aktu;
c. W dniu ustalonym na Komunię św. niech się urządzi z tej okazji miłą
uroczystość domową.
Wszyscy, którzy z dobrym przygotowaniem przystąpili do Komunii św.
zmieniali zawsze na lepsze swoje życie.
RÓŻNE POLECENIA
1. Ksiądz Bosko przypisuje: ucałowanie ręki należy się, jako znak szacunku
samemu dyrektorowi.
2. Przy przyjmowaniu chłopca do zakładu wymagać, by złożono w depozycie
pieniądze dane przez rodziców dla jego przyjemności. Należy oświadczyć wyraźnie,
że jeśli wychowankowie trzymają pieniądze u siebie, nie odpowiadamy za ich
wydawanie.
414

42.5 Page 415

▲back to top


3. Przyjmując nowego chłopca do zakładu, dyrektor niech wytłumaczy mu,
dlaczego Pan Bóg przysyła go do tego domu.
4. Z początkiem nowego roku szkolnego, nauczyciele niech podadzą uczniom
wzór listów pisanych do rodziny i znajomych, w których zaznaczy się, że ich kochają
przepraszają za uchybienia popełnione w domu, przyrzekają być dobrymi i uczyć się
pilnie. To jest pierwszy znak dobrego wychowania, którego tu nabierają.
5. Gdy wychowankowie udają się na wakacje, wręczyć im prospekt warunków
przyjęcia do zakładu, by podali go swym krewnym lub znajomym. Co miesiąc napisać
list do domu.
6. W pierwszych tygodniach roku szkolnego odczytać wszystkim zebranym
regulamin domu w obecności przełożonych.
NIEKTÓRE UWAGI DLA WSPÓŁBRACI
1. Oddać prefektowi pieniądze, z których Reguły pozwalają korzystać w razie
potrzeby, podarowane przez krewnych lub jako honorarium autorskie. Będą one do
dyspozycji za pozwoleniem Księdza Bosko, lecz nie na rzeczy zbytkowne
i fatałaszki.
2. Nie kupować książek bez porozumienia się z dyrektorem, co do ich treści. Nie
uważać się zbyt pewnym w obcowaniu pieniędzmi. Jesteśmy ubodzy, mimo
że Ksiądz Bosko pozwala na ich używanie.
3. Słowa księdza Bosko: Nie zabrania się bezwzględnie zerwania owocu, moreli,
itp. w ogrodzie, lecz nie pozwala się na spożywanie ich, kiedy komu się zechce.
Wstyd, gdy ktoś rzuca się na owoce w ogrodzie, jakby umierał z głodu. Chcę, by
produkty sadu szły na użytek wspólny do refektarza. Z tego powodu kazałem ogrodzić
parkanem ogród w Trofarello. Zresztą powinniśmy wystrzegać się tego nadużycia ze
względu na dobry przykład dla służby. Ich uchybienie w tym względzie karze się
przecież surowo, niekiedy nawet wypędzeniem. Co wieczór wyjaśnia się im regulamin
domowy i wypada, by Prefekt mógł im postawić za wzór kleryków.
4. Gdy klerykowi powierzono jakiś urząd i poleca się jeszcze nowe zajęcia
niezgodne z poprzednim, zawiadomić grzecznie, kogo należy i wybaczyć nieuwagę.
5. Nie przyjmować nigdy zaproszeń na obiady, zwłaszcza ze strony rodziców
wychowanków. Doświadczenie poucza, że traci się zazwyczaj na szacunku, gdyż
uważają na każdy nasz gest i obserwują jak dana jednostka zachowuje się w
towarzystwie, żądają w zamian ulgi w pensji, itp… Nieprzyjaźń rodzi się ze zbytniej
poufałości. Ksiądz Rua jako rekonwalescent przyjął spomiędzy tysiącznych zaproszeń
dwa na obiad u rodzin wychowanków i kosztowało go to dwie obniżki pensji.
6. Klerykowi nie przystoi nigdy kłamać. Kto nie mówi prawdy wobec
Przełożonego, popełnia znaczne uchybienie, a dyrektor kompromituje się na honorze
zmuszony wierzyć na słowo klerykowi, który kłamie.
7. Osoby z domu są naszymi braćmi a nie służącymi, zwłaszcza ze względu na
śluby zakonne, które złożyli. Nikt nie ma prawa im rozkazywać z wyjątkiem
415

42.6 Page 416

▲back to top


Przełożonego lub kogoś upoważnionego przez niego. Jak się szanuje nauczyciela w
szkole, tak samo winno się poważać kucharza w kuchni, ogrodnika w ogrodzie. Jeśli
uchybiają w szacunku klerykom, należy donieść Przełożonemu, lecz bez obelg, etc.
Nikomu nie wolno przez nich załatwiać zakupów poza kolegium bez pozwolenia.
Byłoby to zgorszeniem i okazują do nadużyć.
REGUŁA OGÓLNA DLA WSZYSTKICH BY MŁODZIEŻ BYŁA
ZADOWOLONA I ZACHOWAŁA O NAS WDZIĘCZNE WSPOMNIENIE
1. O Oratorium należy mówić zawsze dobrze. Często jednak mówi się
o pewnych nieporządkach i brakach w wikcie, lokalach, asystentach, itp.
Przypuszczając, że są one wiadome wychowankom - odpowiedzmy, że nie wiemy nic
o tym. Winniśmy sobie cenić i kochać Oratorium jak matkę i ukrywać jego wady.
Nasi nauczyciele byli tam wychowywani – pomyślą sobie chłopcy i będą
odnosić się z pogardą do Oratorium. Nasz wspólny honor jest związany z Oratorium.
Chłopcy będą później opowiadali w domu, co od nas usłyszeli. Gdy się mówi źle
o Oratorium, sprawi to ten skutek, że chłopcy z innych zakładów utworzą sobie
ujemne o nim pojęcie i będą płakać, gdy jakby za karę, rodzice zechcą ich tam
umieścić. Przybędą tam źle usposobieni i uprzedzeni, bo będzie powodem złego dla
tylu innych.
2. Nie zwierzać się chłopcom ze spraw domowych, nie omawiać błędów naszych
Współbraci, w naszych rozmowach brońmy, co się da obronić; uniewinniajmy, co się
da uniewinnić; nie zapominajmy podnosić zalet Współbraci. Gdy chodzi o naszą
własną opinię, to wtedy jesteśmy wymowni. Nie słuchać i nie brać udziału w ich
szemraniu przeciwko Przełożonym. Nie wyśmiewać się publicznie z czyjegoś
prostactwa, nie wywoływać oskarżeń ze strony chłopców przeciwko klerykom,
zwłaszcza, gdy nam wyrządzono obrazę. Tym mniej pytać o to bezpośrednio,
wyrażając chęć słuchania, obiecywać dotrzymanie sekretu lub grozić karą. Nie
posługiwać się chłopcami we własnych intrygach, a tym gorzej szpiegować jakiegoś
Współbrata, pod pozorem, że chce nam wyrządzić przykrość. Nie wyzywać publicznie
towarzysza, a tym mniej odstręczać od niego chłopców.
Gdy Współbrat, w czym uchybi, upomnieć go prywatnie, a jeśli nie macie
odwagi, lub obawiacie się go obrazić, powiedźcie dyrektorowi, który spełni swój urząd
z miłością. Twórzmy jedno serce. Mówić zawsze dobrze o naszych towarzyszach,
gdyż ujma jednego jest ujmą dla wszystkich.
3. Nie posługiwać się między sobą słowami gburowatymi lub
gwałtownymi, gdyż to gorszy chłopców i jest przeciw miłości. Pogarda spadnie w
końcu na tego, kto urąga drugiemu. Jeszcze dotąd chłopcy spoza zakładu używają
słów słyszanych przy sposobności w zakładzie. Musiałem się rumienić, gdy mnie
rodzice pytali, czy to prawda, o czym opowiadali ich synowie, że klerycy używali
416

42.7 Page 417

▲back to top


pewnych wyrazów, a mogli nawet wymienić ich po nazwisku. Musiałem dawać
wymijające odpowiedzi, gdyż inaczej musiałbym skłamać.
Pewien kleryk używał wyraźnie słownictwa nie licującego, którym nie
posługują się nawet osoby świeckie: „Corpo – do diabła”. Usłyszał je chłopiec
i powtarzał w domu. Matka skrzyczała go za to. Chłopiec tłumaczył się, że tak wyrażał
się pewien kleryk w zakładzie.
Widzicie więc, jak każde słowo ujemne wychodzi poza mury zakładu.
4. Nie kłaść rąk na drugich, nie boksować choćby z żartów Współbraci.
Pewne gesty nie uchodzące między chłopcami nie uchodzą też wśród kleryków.
Obserwować przełożonych zmagających się ze sobą i taczających się po ziemi, co za
widowisko dla chłopców! Gorzej, gdy tak się dzieje ze złości. Chłopcy zauważą
wszystko. Nie powiedzą: taki a taki kleryk tak postępuje, lecz: Przełożeni tak
postępują.
5. Ważna rzecz, wzbudzać zaufanie do dyrektora. Gdy jakiś chłopiec podrażniony
karą mówi: Pójdę do dyrektora, nie podwajać wówczas mu kary, nie posuwać się do
rękoczynów, lecz powiedzieć:
Dobrze, idź. Chłopiec nie pójdzie, a jeśliby poszedł, to wina będzie po jego
stronie. Nie mówić; Nie chciałbym, by ktoś, nawet dyrektor, o tym się dowiedział, co
zaszło na przechadzce.
Nie współczuć z chłopcami, jeśli któryś boczy się na zarządzenia Przełożonego;
pomówić raczej z dyrektorem, który postara się zaspokoić wszystkich. Szemranie
rozjątrza i chłopcy wnet spostrzegą, że ktoś się nie kłania, wzrusza ramionami, czy
oschle odpowiada dyrektorowi. Nieraz musiałem z tego powodu rumienić się
i milczeć. Pewnego razu, gdy powoływano się na dyrektora, jakiś kleryk wyraził się
wobec chłopców: -Co mi tam dyrektor?... Gdy jakiś Współbrat upomina chłopca,
niech nie mówi: Choćby cię przełożeni nie ukarali za to, ja ci tego nie przepuszczę,
raczej wyjdę stąd!
Nigdy nie brać chłopca stojącego przy dyrektorze, by go ukarać, choćby ten
celowo się schronił; nie używać słów obrażających pod adresem władzy. Tego rodzaju
wrażenia tłumaczą sobie chłopcy, że albo dyrektor nie umie sobie poradzić, albo
kleryk jest impertynencki. Czy to nauczyciele, czy asystenci winni zgodzić się na to,
że dyrektor swą władzą złagodzi karę lub ją przebaczy. Przypuszcza się, że dyrektor
nie wyda wyroku przeciwnego niż inny przełożony i nie postąpi wbrew autorytetowi
nauczyciela. W interesie dyrektora jest salwować autorytet swych podwładnych.
Przebaczenie jest dowodem, że przestępca uznał swą winę, że chłopiec obiecał
satysfakcję, że nastąpi poprawa, przeproszenie, etc. Zresztą w pewnych
okolicznościach nie wypada postąpić inaczej, gdy się ma na uwadze, że pozycja
dyrektora jest nieraz ciernista i nastręcza mu niemiłe trudności do pokonania, gdy
idzie za natchnieniem Bożym i kieruje się zasadą zbawienia dusz. A gdyby nawet
trzeba było poświęcić trochę waszego honoru, waszej władzy, czy byłoby to
poświęcenie zbyt wielkie?
417

42.8 Page 418

▲back to top


Pozwólcie więc dyrektorowi swobodnie działać, by nie był zmuszony cofać się
wobec waszej drażliwości, nie mogąc dobrym słowem, gestem przebaczenia zbawić,
jakiejś duszy...
6. Nie mówić źle ani żartować z rzeczy drogich chłopcom -jak ojczyzna,
odzież, przyjaciele, gdy nie są źli. Nie wygadywać na ich szlacheckie pochodzenie ani
na ubóstwo, ani na słabe zdolności, fizjonomię lub defekty cielesne. Nie pozwalać, by
chłopcy dworowali sobie ze swych towarzyszy. Wystrzegać się, by nie popadać w ten
sam błąd: nie opowiadać rzeczy zniesławiających daną wioskę, rodzinę, nawet czynić
aluzji do nazwiska śmiesznego lub dwuznacznego. Nie wyobrażacie sobie, jak urażają
chłopców pewne wrażenia i jak zachowują długo w pamięci. Rodzice również są
obrażeni, gdy dowiadują się od synów, o jakiej przymówce pod ich adresem. Ubogi
jest nie mniej drażliwy jak bogaty, a nawet często zapalczywszy.
Słowem, traktujmy chłopców, jak by samego Chrystusa, gdyby był
w zakładzie, jako chłopiec. Traktujmy ich z miłością, wówczas i oni nas będą kochali
i szanowali. Gdybyśmy chcieli ich upokarzać tylko, dlatego że stoimy od nich wyżej,
bylibyśmy śmieszni.
7. Nie chwalić nigdy żadnego chłopca specjalnie: takie pochwały rujnują
zazwyczaj ich dobre zalety. Gdy ktoś na przykład ma dobry głos, dobrze deklamuje, to
już się go chwali, wywyższa. Musiałoby przyjść do ruiny w zakładzie, gdyby na
pierwszym miejscu stawiano teatr.
Oratorium daje na to wiele przykładów. Opowiadał mi pewien uczeń:
Zacząłem zaniedbywać Sakramenty św. i stałem się zły, gdy zbierałem oklaski na
scenie. Niektórzy klerycy, obecnie wzorowi salezjanie, zapewniali mnie, że z powodu
teatru byliby stracili swe powołanie, gdyby Ksiądz Bosko nie zabronił im
występowania na scenie przez jeden rok. Wówczas dopiero ochłonęli od oklasków
i weszli w siebie. Wyznał mi któryś z nich: Najnieszczęśliwszą chwilą mego życia
było, gdy występowałem na scenie. Zdarzało się, że ci, których obsypywano kwiatami,
tracili nieraz głowę. Stąd potem rodziły się przyjaźnie partykularne... Wystrzegać się
więc pilnie wynagradzania ich specjalnymi podarunkami.
Najzdolniejsi w szkole będąc wyróżniani wpadają w pychę, a niektórzy słabsi
nie mogąc ich doścignąć zniechęcają się i obwiniają nauczycieli, że o nich nie dbali.
Dla takich raczej nie szczędzić pochwał i zachęty. Również, gdy kleryk usłyszy
pochwały chłopca z ust nauczycieli, niech ich nie powtarza, by zaskarbić sobie jego
miłość.
8. Nie zdradzać się wobec wychowanków z zażyłościami między
Przełożonymi, dokonuje się oceny zachowania się wychowanków. Gdyby, więc
zaproponowano dyrektorowi jakąś decyzję, a rzecz ta wyszłaby na jaw nim przyszło
do wykonania, dany chłopiec mógłby mówić: Przełożony robi tak jak nastawiają go
klerycy i rodziłby się animozje do Przełożonego, że nie potrafi wymierzać
418

42.9 Page 419

▲back to top


sprawiedliwości. Nie wyjawiać nigdy chłopcom, jakie ktoś otrzymał stopnie na
egzaminie, nim to się nie uczyni publicznie. Jest to reguła wciąż powtarzana a nigdy
nie jest dotrzymywana, powoduje rozdźwięki wśród chłopców i stawia w kropce
dyrektora. z konferencji, na których się omawia sprawy nieprzyjemne, względnie nie
rozgłaszać wobec chłopców lub innych domowych o tym, co się działo w szkole czy
studium. Jeśli zajdzie jakiś nieporządek, zajmie się tym dyrektor; zresztą uczniowie
jednej klasy winni mieć zawsze dobre wyobrażenie o swych kolegach w innych
klasach.
Nie uświadamiać chłopców o naszych sprawach materialnych lub innych
kłopotach. Śmieszne to, gdy jakiś kleryk zwierza się przed chłopcami: będą go uważali
za równego sobie i straci wszelki autorytet.
9. Nie mówić źle o innych zakładach, jakby nasz nie był na poziomie i nie
chełpić się naszymi trudami i bezinteresownością pracy nad młodzieżą. Chłopcy mogą
czasem przejść z jednego zakładu do drugiego, o którym się mówiło ujemnie i narobić
nam wrogów. A gdy przyjdą chłopcy nie znający innych kolegów, nie będą nam
wierzyć i spytają, czy tylko my sami na świecie prowadzimy zakłady.
Szkodzimy sobie niezmiernie, gdy opowiadamy o naszych trudach i potach.
Wystarczy wtedy, gdy jakiś złośliwiec to powtórzy, a tym samym nas ośmieszy:
Wiecie, co nas mówiono roku ubiegłego? Tak, tak, pracują za darmo. Bez nas nie
byliby nauczycielami, gdyż nie mieliby gdzie iść. Gdyby mieli posadę, nie byliby tu
z nami. Gdy zdobędą patenty, zobaczymy, co zrobią!
Choćby to były słowa jakiegoś złośnika, przyjdzie chwila, że ktoś ukarany
będzie podzielać zdanie owego i powoli, powoli ta opinia szerzy się dalej...
Gdy my sami podajemy im na język plotki pleciemy na siebie bicz własnymi
rękoma. Milczmy więc, chłopcy mają dobre oczy i własny rozsądek i poznają, czy
jesteśmy najemnikami lub pracujemy dla ich dobra.
10. Słuszna surowość: nie tolerujmy gwałtownych odpowiedzi i
przekraczania Reguł, zwłaszcza przez dorosłych i silniejszych. Prawo winno być
jednakowo zachowywane przez wszystkich, dlatego pewne uchybienia należy zawsze
karać. Względy, z jakimi ubiegłego roku traktowano licealistów, przyniosły przykre
owoce. Tolerowanie dało okazję do lekceważenia. Szemrali otwarcie wobec
asystentów i uchodziło im to płazem. Urągali, kto nie szedł im na rękę i nie reagowało
się na to. Chwytano ich na gorącym uczynku i nie wyciągano stad konsekwencji. To
już dorośli – tłumaczono.
A gdyby młodszy uczeń dopuścił się tego samego, czy tak samo by go
traktowano? Czy to nie jest niesprawiedliwość krzycząca? Zbytnia pobłażliwość
sprawia, że doszedłszy do pewnego punktu nie wie się, co dalej. Wtedy apeluje się do
dyrektora, by to załatwił. Lecz czy między alternatywą wydalenia ich, a zwlekanie
dłużej nie ma innych środków? Łatwo wydalić, lecz oni wiedzą o pewnych sekretach,
z których ktoś się im zwierzył. Tolerować dłużej? Wówczas malcy buntują się. Nie
419

42.10 Page 420

▲back to top


chodzą do sakramentów, ponieważ nie robią tego starsi, nudzą się w kościele, gdyż zły
przykład dają starsi, stają się zarozumiali, bo tacy są starsi. I cóż robić.
Nauczyciel w liceum, na początku roku niech wykazuje swym uczniom, ile
dobrego mogliby uczynić dla kolegium przez swój dobry przykład.
11. Nie bronić łobuzerskich wyczynów chłopców, nie taić ich z fałszywej
ambicji lub z obawy utraty popularności. Wystrzegać się, by nie być wspólnikami
przekraczania Reguł przez pewne nadużycia, podwieczorki, kąpiele, trzymanie
pieniędzy, zakupy bez pozwolenia dyrektora. W takich wypadkach odpowiedzialność
spada na tego, kto samowolnie postępuje i nie dyrektor, lecz ten, kto daje takie
pozwolenie, odpowiadać będzie przed Bogiem. Kleryk, kapłan winni pierwsi
zachować Regułę i to, że są przełożonymi nie uwalnia ich od Reguł Zgromadzenia ani
zakładu. Teologowie są zdania, że prawodawca jest obowiązany zachowywać prawo
ze względu na zgorszenie. Nie jesteśmy zobowiązani do tego na mocy posłuszeństwa
zakonnego.
Winniśmy być usposobieniem Reguł i setne słowa nic nie znaczą bez dobrego
przykładu. Chłopiec widząc, że zachowuje je jego przełożony, chętnie będzie sam ich
przestrzegał i nie będzie się słyszeć wymówek: Dlaczego przełożonym wszystko
wolno? My Przełożeni winniśmy spełniać nie naszą wolę, lecz to, co chce Reguła.
Reguła jest wyższa ponad wszystkich, jest to Głos Boży!
12. Szanować reputację alumnów – nie poniżać ich publicznie przez pewne
wyrażenia lub nagany. Nie dawać im poznać, że się im nie ufa, lecz czuwać tak, by się
nie spostrzegli, nie besztać - nie będąc pewnym uchybień, dlatego nie wierzyć tak na
ślepo donosom, nie działać pod pierwszym wrażeniem, lecz zbadać rzecz z zimną
krwią.
Nie opowiadać chłopcom o ujemnych przykładach ich kolegów, choćby
w przeszłości prowadzili się niemoralnie, nie wspominać o tym, zwłaszcza gdy się już
poprawili.
Gdy ktoś nie może płacić pensji czy ma zaległości, nie ujawniać tego.
Widziałem chłopców płaczących z tego powodu.
Czuwajmy nad nimi tak, jakby wszyscy byli źli, lecz postępujmy tak, jakby
wszyscy wierzyli, że ich poważamy, jako najzacniejszych.
Gdy chłopiec opuścił kolegium, nie mówić więcej o nim, choćby prowadził się
źle. Niech będzie dla nas jakby umarły. Nie powinna żyć poza grobem
nieprzychylność!
Nawet bez uchybienia Regułom i gdy nie ma niebezpieczeństwa zgorszenia,
brońmy zawsze wobec chłopców oskarżonego kolegę. Nawet, gdy go spotka kara,
okazujmy mu współczucie i dodawajmy otuchy, choć nie pominiemy okazji
wykazania jego winy. Wtedy chłopcy będą nas kochali. Starajmy się też przeszkodzić,
by ukarany nie był pogardzany przez innych. Wiadomo, że irytuje się
i zacina bardziej w uporze ten, którego wystawia się na pośmiewisko.
420

43 Pages 421-430

▲back to top


43.1 Page 421

▲back to top


13. Karać sprawiedliwie i z miłością nie okazując gniewu; inaczej powiedzą,
że nie za przekroczenie Reguły, lecz z miłości własnej chce się zemścić. Nie wolno bić
chłopców z żadnego powodu. Prawa cywilne, karzą więzieniem lub grzywną
wychowawców za bicie. Często zdarza się, że jeden zły chłopiec okryje niesławą
kolegium przez swe oskarżenie. Pewnego N. wymierzenie policzka kosztowało 100
lir.
Nie grozić nigdy wychowankowi wydaleniem z zakładu przy końcu roku: taka
groźba zniechęca ucznia i gdy nie otrzyma promocji -powie, że to na skutek zemsty
nauczyciela.
Odsiadywanie kozy, wystawanie w kącie, pozbawienie potrawy zależą od
prefekta, któremu winno się donieść o uchybieniu.
Karanie wykroczeń w sypialni, na rekreacji lub w kościele, należy do prefekta.
Do niego też należy karność w zakładzie. Wyjdzie stąd korzyść podwójna: raz
- że kleryk nie karząc sam, lecz zawiadamiając prefekta, nie narazi się na
niebezpieczeństwo skarcenia niesprawiedliwie lub, że kara wymierzona będzie zbyt
wielka w stosunku do wykroczenia, po wtóre nie trzeba będzie się obawiać złości
wychowanka, gdy uczyni z tego użytek z zimną krwią nawet parę minut później.
Przekonajcie się o tym, że wasz autorytet nie poniesie nigdy szwanku, gdyż dyrektor
jest zdecydowany bronić go za wszelką cenę. Asystenci w szkole niech doniosą
nauczycielowi, a nie karzą własną powagą.
421

43.2 Page 422

▲back to top


SPIS RZECZY
Słowo wstępu ………………………………………………………………………….5
Przedmowa autora…………………………………………………...…………………7
Rozdział
I. Święty wizytuje domy we Francji…….………………………………..... 10
II. Z Alassio do Lucca – doroczne konferencje dla dyrektorów…………….. 26
III. Cztery tygodnie w Rzymie …................................................................. 43
IV.Wstępne represje władz szkolnych …...................................................... 55
V. W drodze powrotnej do Oratorium …...................................................... 61
VI.Święty w centrum swojego królestwa ….................................................. 71
VII. Zamknięcie szkół w Oratorium …........................................................... 88
VIII. Pierwsze sprawozdanie trzyletnie przesłane do Rzymu........................... 132
IX.Oratorium żeńskie w Cheri …................................................................ 143
X. Siostry a Żydówka Bedarida …............................................................. 157
XI.Misje- historia pewnego oskarżenia …................................................... 168
XII. Fundacje niezrealizowane – placówki zwinięte w roku 1879................... 184
XIII. Nowe domy otwarte w 1879 r................................................................. 197
XIV. Tu i tam w ciągu roku 1879 …...................................................... …….. 212
XV. U progu roku 1880 …............................................................................ 232
XVI. Święty wizytuje domy we Francji …...................................................... 239
XVII. Poprzez Ligurię do Rzymu i Neapolu …................................................ 261
XVIII. W drodze powrotnej do Turynu …........................................................ 286
XIX. W Oratorium od maja do grudnia 1880 r. ….......................................... 297
XX. Oskarżenia – rewizja – nieporozumienia – sen …................................... 311
XXI. Pierwsza konferencja do Pomocników Salezj. w S. Benigno................... 322
XXII. Drogocenne dokumenty życia wewnętrznego ….................................... 327
XXIII. Korespondencja …............................................................................... 333
XXIV. Kościół Najświętszego Serca Pana Jezusa w Rzymie …........................ 342
XXV. Domy we Francji w okresie prześladowania zakonów …....................... 356
XXVI. Misja w Patagonii …..........................................................................…369
XXVII. Druga Kapituła Generalna CMW - ich nowe fundacje …................... 390
XXVIII. Propozycje nieprzyjęte - odłożone w 1880 r...................................... 397
XXIX. Przepowiednie - dar intuicji – uzdrowienia, przypadek bilokacji…….... 405
DODATEK - Wskazówki dla wychowawców.................................................... 413
422