351-400|pl|376 BEATYFIKACJA KOADIUTORA ARTEMIDE ZATTI

28


1. LIST PRZEŁOŻONEGO GENERALNEGO




BEATYFIKACJA KOADIUTORA ARTEMIDE ZATTI:



1. Element, którego brakowało. – 2. Koadiutorzy ks. Bosko. – 3. Aspekt biograficzny powolania Artemide Zatti. – 3.1. Spotkanie z ks. Bosko w Patagonii. – 3.2. Powołanie salezjańskie. – 3.3. Doświadczenie choroby i jej akceptacja. – 3.4. Zawsze z ks. Bosko jako salezjanin koadiutor. – 3.5. Dobry samarytanin na pełnym etacie. – 3.6. Ku z dalsza przygotowanemu spotkaniu z Bogiem: społeczne uznanie dla „krewnego wszystkich ubogich”. – 4. Przesłanie Artemide Zatti: perspektywy na dziś. – 4.1. Oryginalne świadectwo salezjańskiej świętości – zauroczenie ks. Bosko – Całkowite poświęcenie się posłannictwu – Pielęgniarz wychowawca – „Uświęcona praca”: synteza duchowości i profesjonalizmu – Boży obraz ewangelicznego radykalizmu. – 4.2. Jako salezjanin koadiutor – Postać salezjanina koadiutora – kilka szczególnych obserwacji - organizacyjna forma instytutów – salezjanin koadiutor i świeccy współpracownicy; - formacja salezjanina koadiutora – 5. Duszpasterstwo powołań: zaproszenie do szczególnego zadania. – Zakończenie: nasze powołanie do świętości.



Rzym, 31 maja 2001

Święto Nawiedzenia N.M.P.





1. Element, którego brakowało


Mozajka naszych błogosławionych i świętych będąc dość bogatą gdy idzie o reprezentatywność – Założyciel, Współzałożycielka, Przełożeni Generalni, misjonarze, męczennicy, kapłani, młodzież – była jeszcze pozbawiona drogocennego elementu jakim jest postać koadiutora. Teraz również i to zaczyna się spełniać.

11 marca br. mieliśmy tę radość uczczenia jako błogosławionych pierwszych siedmiu koadiutorów męczenników spośród 32 członków Rodziny salezjańskiej, męczenników beatyfikowanch przez papieża Jana Pawła II. Swoje życie i śmierć wyrazili w jasnej formie radykalizmu przynależności do Chrystusa i wierności powołaniu.

24 kwietnia został odczytany dekret o cudzie uzyskanym za wstawiennictwem koadiutora Artemide Zatti. W procedurze procesu etap ten zapowiada beatyfikację. Będzie on zatem pierwszym koadiutorem nie męczennikiem ogłoszonym jako błogosławiony. Również inni trzej członkowie naszej Rodziny Salezjańskiej są bliscy wyniesienia na ołtarze: siostra Maria Romero, ks. Alojzy Variara, siostra Euzebia Palomino. Przewidujemy, że beatyfikacja Pana Artemide Zatti’ego będzie mogła mieć miejsce podczas Kapituły Generalnej 25. Będzie to z pewnością szczególny moment zjazdu kapitulnych.

Zapraszam was do dziękczynienia Panu zarówno za ostatnią beatyfikację naszych męczenników hiszpańskich, jak i za tę zbliżającą się Artemide Zatti’ego. Ten mój list okólny ma na celu przygotować nasze wspólnoty na to wydarzenie przyjmując specyfikę orędzia jakie wypływa ze świętości naszego współbrata. Równocześnie pragnę naświetlić aktualność postaci salezjanina koadiutora, jego wartość w naszym życiu wspólnotowym i naszej misji, a przede wszystkim konieczność bardziej zdecydowanej propozycji powołaniowej.


Tytuł dany temu listowi może wzbudzać uzasadnione pytania. I trzeba przyjąć je bez obawy. Nie ma wątpliwości, że wśród naszych współbraci koadiutorów byli wzorowi salezjanie, opatrznościowi a nawet święci. Widzieliśmy ich, przebywaliśmy z nimi w zwyczajnych wspólnotach pracy i na terenach misyjnych. Doświadczyliśmy ich drogocennego wkładu w posłannictwo salezjańskie, udzielonego z kompetancją i wiernością. Być może niektórzy spełniali zadania, które wydawały się drugorzędne (portiernia, zakrystia, szpitalik, kuchnia, utrzymanie domu...); wszędzie jednak były obecne elementy wychowawcze o pierwszorzędnym znaczeniu, potwierdzające słowa ks. Bosko przekazane w Memorie Biografiche: „Dobry portier to skarb dla domu wychowawczego”1. A wszystko to nie umniejsza rangi zadań o wyższej kwalifikacji (kierownicy warsztatów, profesorzy i dyrektorzy, katecheci i animatorzy itd.) prowadzonych przez wielu koadiutorów wszystkim znanych.

Historię wielu z nich czytaliśmy lub o niej słyszeli. Przedstawione zostały noty biograficzne, z których jasno można zauważyć co znaczyło dla tych ludzi żyć odpowiedzialnością historyczną, włączeni w miłość Chrystusa i pracujący w przestrzeni ks. Bosko: realizować swoje pragnienie świętości poprzez miłość duszpasterską, przeżywając w pełni konsekrację jako służbę dla młodzieży. Podstawowe aspekty, które charakteryzowały ich doświadczenie powołania są jeszcze dziś wyznacznikami naszej historii. Życie konsekrowane było zawsze czymś poruszającym i wyrażało się przez świętość, która nie zna surogatów.

Nie mało z tych koadiutorów poznałem osobiście: wielu spośród nich napisano biografie, która pozwala poznać dokładnie drogę ich powołania. Ukazują się oni jako „ludzie ks. Bosko”, urzeczeni przez niego, utożsamieni z jego duchem i posłannictwem. Powiedzieliby jak ks. Cagliero: „Albo brat zakonny albo nie, to przecież to samo. Jestem zdecydowany jak byłem zawsze, aby nigdy nie odłączać się od ks. Bosko!”2 Istota rzeczy! Odczuwany związek z Ojcem, zachwycenie Jezusem Chrystusem, pragnienie świętości i doskonałej miłości, przekonanie o Bożym wezwaniu do przeżywania tego wszystkiego w posłannictwie i salezjańskim braterstwie.

Dzisiejsza wiadomość, do której odnosi się tytuł listu, opiera się na włączeniu koadiutora między tych, których Kościół uznał za godnych przedstawienia aktem publicznym za wzory życia duchowego i miłości swoim braciom zakonnikom, a mówiąc szerzej, wszystkim chrześcijanom. A wszystko to na bazie świadectwa wielu, potwierdzonym przez Boga przez cud przypisany jego wstawiennictwu.

Artemide Zatti jest pierwszym koadiutorem salezjaninem nie męczennikiem, który zostanie beatyfikowany, i fakt ten przyczyni się, jak powiedziałem, do dopełnienia serii wzorów duchowości salezjańskiej, które Kościół uznaje jako takie.

Nazwałem tę wiadomość „poruszającą”, ponieważ wstrząsa nami, pyta o naszą wierność charyzmatowi i o zdolność zaproponowania dzisiaj wzorów powołania salezjanina laika prawdziwie znaczących i przyciągających.

Odnosząc się w tym liście do salezjanina koadiutora nie zamierzam podejmować kwestii już pogłębionych w poprzednich wystąpieniach jak: niezbędny charakter takiej postaci3 lub związek między salezjańską posługą władzy i służbą kapłańską4. Nie zamierzam także podnosić kwestii natury naszego Zgromadzenia, o której jednak coś powiem nieco dalej. Są też inne okoliczności wskazane dla refleksji nad tymi czy innymi kwestiami i jest też słuszny czas oraz właściwe podmioty, które mogą się tym zająć.

Ja natomiast zamierzam zwrócić się z naglącym zaproszeniem do rozmyślania nad postacią Zatti’ego w celu wzbudzenia ukierunkowania i praktycznego zaangażowania, na poziomie inspektorialnym i regionalnym, na rzecz powołania salezjanina koadiutora. Tam gdzie na tym poziomie nie można tego przekazywać lub „zarażać” tym, tam mało wyrazista jest nasza praca i bezowocne są sny globalnych reform. Aby być naprawdę skutecznymi trzeba koniecznie myśleć na poziomie globalnym a działać przez decyzje na poziomie lokalnym.

2. Koadiutorzy Ks.Bosko

Wyjdźmy od ks. Bosko i początkowego doświadczenia naszego szczególnego stylu świętości. Już od pierwszych lat zderzamy się z postaciami koadiutorów, którzy formowani bezpośrednio przez Założyciela, mocno wpłynęli na fizjonomię zgromadzenia. Wystarczy pomyśleć np. o Pietro Enria, aby zrozumieć o ile byłoby uboższe Valdocco bez jego osoby. Wpłynęli oni w sposób determinujący na wielkość Zgromadzenia, przede wszystkim w obszarze szkolnictwa zawodowego i pomocy najuboższym.

Każda inspektoria, każdy naród, każdy kontynent ma swoją galerię obrazów. Nie brakuje właściwych publikacji, które naświetliły najbardziej znaczące twarze przekazując dla historii wkład który oni dali na rzecz świętości naszej Rodziny.

Popatrzmy np. na koadiutorów żyjących w Ziemi Świętej, którzy oddali cześć świętości w ojczyźnie Jezusa. Mają oni swojego najbardziej utytułowanego przedstawiciela w czcigodnym Simone Srugi, złączonym z Zatti’m przez tą samą rolę pielęgniarza w posłudze chorym braciom, którego mamy nadzieję zobaczyć szybko razem z nim na ołtarzach.


Wśród pierwszych koadiutorów ks. Bosko niektórzy byli chłopcami wyrosłymi w Oratorium, inni przyszli już jako dorośli z dojrzałą świeckością w świecie i w Kościele. Przez kontakt z ks. Bosko zrozumieli, że mogą wykorzystaś swoje uzdolnienia i zdobyty profesionalizm angażując się w jego dzieło wychwawcze i duszpasterskie. Budził się zatem w nich entuzjazm, który ks. Cagliero wyraził postanowieniem: „Ja zostaje z ks. Bosko!” Oto iskierka prawdziwego powołania jak na to wskazuje 21 artykuł naszych Konstytucji: urok posłannictwa i założyciela, pragnienie kontynuowania jego charyzmatu i ożywianie jego ducha.

Początkowy profesjonalizm, wsparty wysoką inteligencją o dojrzałym temperamencie i urobionej naturze, prowadził ich do ofiarowania wspólnotom i środowiskom wychowawczym szlachetnej posługi. Tak było nie tylko w Turynie, ale również na dalekim południu Patagonii. Serdeczni i zaufani portierzy, misjonarze granic, administratorzy placów budowy, kierownicy warsztatów.

Od samego początku powołanie salezjańskie dawało wielorakie możliwości realizacji, bardziej określone przez bodziec miłości i wezwanie posłannictwa niż przez powagę służby lub przyjętą rolę we wspólnocie. Dla usytuawania i tożsamości współbrata koadiutora nie było sztywnych norm, ale rozpoznanie, które doceniało szlachetność, dyspozycyjność, ducha wspólnotowego i radość z powołania.

Ksiądz Bosko patrzył na jakość. Nie wydaje się, aby zaistniał problem proporcji np. między klerykami a świeckimi. Przyjmował tych, których Bóg mu posyłał, księży i świeckich, a on jednoczył ich w konsekracji zakonnej, w posłannictwie i w miłości.

Aby potwierdzić to, co zostało tu powiedziane, przedstawimy kilka z pośród wielu krótkich opisów.

Józef Buzzetti był jednym z pierwszych „chłopców ks. Bosko”. Złożył śluby jako koadiutor bardzo późno gdyż „nie czuł się godnym”. Praktycznie jednak żył i współpracował z ks. Bosko przez całe życie. Przybywszy do Oratorium ze swoim bratem Karolem, który stał się przedsiębiorcą budowlanym i budowniczym wielu domów salezjańskich, początkowo chciał zostać księdzem, ale będąc potem trafionym kulą przez kogoś, kto chciał zabić ks. Bosko, zmuszony był odłożyć sutannę i przeżyć trudne chwile, pragnąc nawet porzucić Oratorium. W następstwie rozmowy z ks. Bosko zdecydował, że nigdy go nie zostawi. Był asystentem, nauczycielem religii, odpowiedzialnym za księgarnię, nauczycielem śpiewu, organizatorem loterii: prawdziwą prawą ręką ks. Bosko, wiernym świadkiem całej epopei naszego Założyciela.

Także Pietro Enria oficjalnie bardzo późno stał się koadiutorem. Był małym skarbem. Umiał robić wszystko: był nauczycielem muzyki, reżyserem teatralnm, malarzem, kucharzem, pielęgniarzem. Zwłaszcza w tym ostatnim zadaniu objawił swoje zalety wrażliwości i delikatności. Poświęcał je w różnych oklicznościach także dla samego ks. Bosko, szczególnie podczas ostatniej choroby, która doprowadziła naszego Ojca do śmierci.

Józef Rossi był pierwszym wśród koadiutorów, który nie pochodził z szeregów Oratorium. W wieku 24 lat miał w rękach Młodzieńca Zaopatrzonego, napisanego przez ks. Bosko. Szybko się tym zachwycił i zostawiwszy swoją wioskę w prowincji Pavia przybył na Valdocco. Złożył śluby w 1864 r. Był szatniarzem, asystentem pracowników, agentem handlowym w mieście, administratorem: mówiąc krótko człowiekiem zaufania, odpowiedzialnym za wszystkie dobra materialne Zgromadzenia. To zadanie prowadziło go do podjęcia licznych podróży po Włoszech i za granicę. Ks. Bosko bardzo go lubił i chętnie z nim żartował.

Marcello Rossi musiał oczekiwać pełnoletności, aby w sposób wolny móc zadecydować o sobie i pójść w życie z ks. Bosko. Ten powierzył mu ‘tymczasowe’zadanie portiera, zadanie, które ‘tymczasowo’ wypełniał z punktualnością, wiernością i zaufaniem aż przez 48 lat. Był nazywany strażnikiem Oratorium, a kard. Cagliero pewnego dnia pokazując palcem na niego przedstawił go jako <<prawdziwy pomnik ks. Bosko>>.


Moglibyśmy tak dalej przedstawiać postaci koadiutorów z najwcześniejszych czasów. Ze względu na podobieństwo z Zatti’m w doświadczeniu emigracji i swojego ‘wejścia ‘ w urzekającą orbitę ks. Bosko, pragnę jeszcze krótko odwołać się do koadiutora Sylwestra Chiappini’ego. Był synem włoskich emigrantów w Argentynie. Nie spełnił zadań godnych zapamiętania, ale był pierwszym synem ks. Bosko w nowym świecie5. Był kucharzem w pewnym hotelu w Buenos Aires. W wieku 18 lat spotkał Salezjanów w powierzonym im kościele, gdzie on sam często udawał się na modlitwę. Wszedł do wspólnoty spełniając zadanie kucharza. Następnie poprosił o przyjęcie go do salezjanów. Został przyjęty stając się koadiutorem. Przez 40 lat pełnił zadanie kucharza, pielęgniarza i przydzielonego do wielu innych małych obowiązków, których potrzebowała wspólnota.


Widoczna i działająca wspólnota salezjańska, poczynając od tej ks. Bosko, przyciągała świadectwem swoich wybitnych postaci. To oczarowanie nie ograniczało się do młodych, lecz opanowywało również dorosłych i ‘dobrych chrześcijan’. Instytucja stawała się domem i rodziną, także przez obecność i wrażliwość koadiutorów z ich twórczym wkładem.




3. Aspekt biograficzny powołania Artemide Zatti6


Skupmy teraz szczególnie naszą uwagę na Artemide Zatti’m i na jego doświadczeniu salezjańskiej świętości. U kogoś, kto z pewną głębią spotyka się z nim poraz pierwszy, spontanicznie rodzą się pytania. Kim był Artemide Zatti? Co przedstawia dla naszej Rodziny? Jakie słowa i jakie przesłanie przekazał nam swoim życiem? Jakie wyzwania stawia na dziś? To właśnie to, co pragniemy odkryć czytając na nowo jego biografię i nazywając po imieniu przesłania, których jest autorem.


3.1. Spotkanie z ks. Bosko w Patagonii


Wezwanie Artemide Zatti’ego do włączenia się w zastęp misyjny ks. Bosko pozwala odtworzyć poszczególne okresy powołania pierwszych koadiutorów. Oprócz tego każda osoba w sposób oczywisty jest nośnikiem własnej oryginalności.

Jako emigrant w poszukiwaniu lepszych warunków życia, Artemide Zatti przybył do Bahia Blanca w 17 roku życia. Przybywał tu wraz ze swoją rodziną z Włoch. Rodzice Artemide, Alojzy Zatti i Albina Vecchi, mieli ośmioro dzieci, czterech synów i czery córki. Zatti mieszkali w Boretto, w prowincji Reggio Emilia niedaleko rzeki Pad nie posiadając własnej ziemi, lecz pracując jako dzierżawcy u innych rodzin.

Artemide urodził się jako trzecie dziecko 12 października 1880 r. Tego samego dnia został ochrzczony otrzymując imiona Artemide Gioachino Desiderio. Mimo, że rodzina nie miała środów materialnych, to jednak prowadziła intensywne życie religijne, co jeszcze bardziej stało się widoczne kiedy wyemigrowała do Argentyny. W środowisku rodzinnym Artemide szybko nauczył się stawiać czoła trudnościom i odpowiedzialności w pracy.

<<W styczniu 1897 r. – czytamy w Positio -, nie wiemy czy przez niespodziewaną decyzję czy po bolesnym dojrzewaniu lub z jakiegoś szczególnego powodu rodzinnego, głowa rodziny Alojzy Zatti, zadecydował by opuścić Włochy i wraz z żoną i dziećmi emigrować do Argentyny. Pod koniec XIX wieku emigracja Włochów do Ameryki była zjawiskiem o dużych rozmiarach i wiele racji usprawiedliwiało tę tendencję... Na tę decyzję mogło wpłynąć zaproszenie wuja Jana Zatti, który był już w Argentynie w nowopowstającym mieście Bahia Blanca i znalazł tam niezłą pracę>>7

<<Rozłąka z ojczyzną stworzyła Słudze Bożemu możliwość wykorzystania w nowy sposób nie tylko pracę swoich rąk, ale jeszcze bardziej duchową energię solidnego wychowania chrześcijańskiego. Wydawało się, że idzie w nieznane, a on tymczasem podążał drogą wskazaną mu przez Boga>>8, która doprowadziła go do spotkania z ks. Bosko.

Rodzina Zatti przybyła do Buenos Aires 9 lutego 1897r., a 13 tego samego miesiąca osiągneła pociągiem Bahia Blanca włączając się w środowisko licznej już grupy emigrantów włoskich.

Trzeba powiedzieć, że środowisko emigracyjne, oprócz bardzo cenionych wartości takich jak mocne zaangażowanie w pracę, miłość rodziny i innych, ukazywało niejednorodne kulturowe elementy o znacznej wadze. Wśród emigrantów była też obecna mocna grupa, która przywiozła ze sobą ukierunkowanie antyklerykalne i pewną formę wrogości do Papiestwa i Kościoła robiąc karierę we Włoszech w drugiej połowie XIX wieku. Pokazywali się oni dorocznie swoim hałaśliwym zachowaniem w pewne szczególne dni biorąc jako cel parafię i wspólnotę salezjańską9.

W Bahia Blanca salezjanie byli odpowiedzialni za parafię Nostra Signora della Mercede (M.B. Wynagradzającej), na której to terenie zamieszkała rodzina Zatti’ch. Mieli dwie szkoły: liceum i centrum szkolenia zawodowego. W tym salezjańskim dziele chrześcijanie i ludzie dobrej woli, których nie brakowało także wśród fanatycznych manifestantów, widzieli znaki oraz skupiający ich ośrodek. Nie mało z nich zaczęlo gromadzić się wokół parafii. Wśród tych, którzy dokonali takiego wyboru i weszli w orbitę ks. Bosko był także Artemide Zatti. Jego rodzina zawiązała trwałą i owocną przyjaźń z proboszczem ks. Karolem Cavalli’m, pobożnym i dobrym misjonarzem, troszczącym się szczególnie o biednych i chorych.

Artemide znalazł w ks. Karolu serdecznego przyjaciela, mądrego spowiednika i kompetentnego kierownika duchowego, który formował go w codziennym rytmie modlitwy i cotygodniowym korzystaniu z sakramentów. Nawiązał z kapłanem współpracę i kontakt duchowy10.

Za przykładem i namową ks. Cavalli, Artemide coraz bardziej łączył zainteresowanie swoją formacją z niepokojem spełniania dobra. Czytamy bowiem, że spędzał on swój wolny czas w parafii gdzie czuł się jak u siebie, i towarzyszył proboszczowi w jego wizytach u chorych, w pogrzebach, w służbie ołtarza, w spełnianiu posługi zakrystianina11.

Rozległe środowisko społeczne robotników katolickich, było jednym z pól szczególnego zaangażowania misjonarzy. Artemide Zatti był stałym asystentem grup robotniczych, które gromadziły się w niedzielę. Z nimi spędzał popołudnie nawiązując przyjaźń, interesując się różnymi sytuacjami, dodając odwagi i ukierunkowując wolę na dobro.

Robił to wszystko spontanicznie, bez wynagrodzenia, jako serdeczną i szlachetną służbę dla Pana i bliźniego. <<Od młodego emigranta, w świecie materializmu i interesu jakim było Bahia Blanca, nie można było oczekiwać więcej. Takie życie i wewnętrzna postawa trwały przez ok. trzy lata, od przybycia do Bahia Blanca w 1897 r. do 1900, kiedy to dojrzała rzeczywistość jego powołania>>12.


3.2. Powołanie salezjańskie


<<Powołanie salezjańskie – czytamy w Positio – musiało zrodzić się w życiu Sługi Bożego spontanicznie, jako fakt niemal naturalny. Powaga jego duchowego zaangażowania i pragnienie służenia Panu i bliźniemu prowadziły właśnie do tego. Z drugiej strony żyjąc w codziennym kontakcie z ks. Cavalli’m i z innymi współbraćmi pracowitej wspólnoty salezjańskiej, miał przed sobą świadectwo, które musiało być najlepszą zachętą do poświęcenia życia w bardziej radykalny sposób>>13. Apostolska wspaniałomyślność ks. Cavalli, środowisko salezjańskie i sukces dzieła ks. Bosko w Patagonii, pociągały każdego dnia i stanowiły najbardziej zapraszający ideał, lepszy niż jakakolwiek perspektywa dla kogoś, kto był zagubionym, ale dobrym emigrantem przybyłym z Włoch14.

W bibliotece proboszcza miał okazję przeczytać biografię ks. Bosko. Został nią oczarowany. To był prawdziwy początek jego salezjańskiego powołania. U początków naszego powołania jest zawsze inspirujące spotkanie z Założycielemi i jego naśladowcami15.

Kiedy ks. Karol zaproponował mu podjęcie drogi do kapłaństwa w Zgromadzeniu ks. Bosko, Zatti pokazał już wtedy skromną dojrzałość o znaczeniu nadprzyrodzonym, nienaruszone przekonanie wiary, pobożność i zdolność kierowania małych i wielkich do Chrystusa.

W ten sposób w zgodzie ze swoją rodziną 19 kwietnia 1900 r. Zatti mając 20 lat, poruszony szczerym pragnieniem pójścia za swoim powołaniem wszedł z pełną wolnością w rytm życia aspirantatu w Bernal, gdzie byli także nowicjusze i postnowicjusze. Bez kompleksów zaakceptował to, że ma siedzieć w ławkach z chłopcami 11-14 letnimi. Przyjął na siebie wszystkie zajęcia, które Przełożeni widząc jego dojrzałość i szlachetność, powierzyli mu. Wciągnął się w naukę, aby nadrobić stracony czas i nie narzekając na prace fizyczne, które przeszkadzały mu przykładać się do studium. Kroczenie drogą powołania było ponad wszelką inną myślą i trudnościami, które mogły niepokoić. Pragną on wykorzystać talenty dane mu przez Pana do dyspozycji16.

<<Listy napisane do rodziny w tamtym okresie dają sugestywne świadectwo wewnętrznej postawy Sługi Bożego. Optymizm, radosna przynależność do wspólnoty, serdeczne i wierne poddanie się Przełożonym, głęboki zmysł religijny i jednocześnie praktyczny we wszystkim, pokorne poddanie się woli Bożej, pogoda ducha w obliczu każdej próby: te właśnie cechy wyłaniają się z jego listów17.

W aspirantacie w Bernal Artemide Zatti przeżył prawie dwa lata intensywnej formacji i nauki.


3.3. Doświadczenie choroby i jej akceptacja


Nieprzewidziana okoliczność zmieniła jego życie. Pewni jego odpowiedzialności przełożeni powieżyli mu asystencję młodego księdza chorego na gruźlicę. Zatti z oddaniem spełniał to zadanie, lecz niedługo potem zapadł na tę samą chorobę18.

Choroba ta, bądąc niebezpieczną dla jego życia oraz wynikające z tego opuszczenie Bernal, które stawiało pod znakiem zapytania jego drogę do kapłaństwa, stanowiły kluczowe wydarzenie w życiu Zatti’ego.

<<Można sobie łatwo wyobrazić jego stan ducha. Musimy jednak przyznać, że w jego ustach nigdy nie pojawiło się narzekanie, z powodu tego, co się stało: ani z powodu samej choroby, ani względem przełożonych, ani ze względu na okoliczności w których się znalazł>>19. Wręcz przciwnie, to doświadczenie trwające przez lata i niepewność jaką ono ze sobą niosło, ukazały jego wielkość duchową wyrażoną przez świadomą i prawą akceptację choroby, nie łatwą dla młodzieńca w tym wieku20.

4 września 1902 r. tak pisze z Viedma do rodziców, aby ich pocieszyć: <<Zdaje mi się, drodzy rodzice, że jesteście pod wrażeniem mojego listu, który wam napiasałem odnośnie mojego zdrowia, że chociaż się mówi iż czuję się lepiej, poznałem, że jest wam przykro, z powodu tego, co następuje, a mianowicie, że kaszel nie chce mnie opuścić. Drodzy rodzice, myślę że pamiętacie to powiedzenie: „nic się nie dzieje jeśli Bóg tego nie chce” i co za tym idzie jeśli jestem tu w Viedma kaszląc, to dlatego, że tak się Bogu spodobało, dla Jego większej chwały, potwierdzając mi jego boską wolę, również dla dobra mojej duszy i dając okazję do małej pokuty za moje grzechy... Mogąc spełnić dobre dzieło, abym tylko otrzymał od Pana łaskę wytrwania i zgodność z jego wolą, ponieważ podobają się Jemu dzieła dokonane z miłości. Bądźcie spokojni, a we wszystkim niech się stanie wola Boża>>21

Po konsultacji lekarskiej Przełożeni skierowali Zatti’ego do Viedma, które stanie się ostateczną ojczyzną jego misji. Prosperująca obecność salezjańska, promieniujące centrum ruchu misyjnego Patagonii i rezydencja Wikariusza Apostolskiego, łagodny klimat i obecność ks. Evasio Garrone, salezjańskiego lekarza, zdecydowały o tym wyborze.

Przybycie Artemide Zatti do Viedma łączyło się z równoczesnym pojawiniem się tam Zefiryna Namuncury, który przyjechał z Buenos Aires i był dotknięty przez tę samą chorobę. Żyli oni obaj w serdecznej przyjaźni, aż w 1904 r. Zefiryn wyjechał do Włoch z kard. Cagliero.

Kiedy w 1902 r. przybył do Viedma Artemide Zatti miasto liczyło nieco ponad 5000 mieszkańców, różnego pochodzenia i narodowości. Ludzie byli w większości biedni.

Obecność salezjanów była bardzo znacząca. Dwie szkoły z internatami Córek Maryi Wspomożycielki i Salezjanów miały ogromny wpływ na podniesienie pozimu moralnego i materialnego w życiu miasteczka. Salezianie posiadali duży kompleks, w którym mieściła się bursa, szkoła podstawowa z internatem, szkoła zawodowa, która dała pierwszych wykwalifikowanych robotników dla Patagonii oraz szkołę rolniczą na peryferiach. W centrum dzieła salezjańskiego była katedra, używana do funkcji parafialnych, a obok niej szpital i apteka.

Szpital św. Józefa został założony z odwagą pionierów w 1889r. przez kard. Cagliero i dyrektora dzieła salezjańskiego ks. Bernarda Vacchina jako odpowiedź na potrzeby ubogich. Ks. Evasio Garrone, który odbył studia i praktykę lekarską we Włoszech, a potem wstąpił do salezjanów i został misjonarzem, otrzymał zadanie stworzenia i kierowania szpitalem 15 czerwca 1889 r., zaledwie kilka godzin po swoich święceniach kapłańskich22.

Szpital i apteka staną się później miejscem pracy Zatti’ego.


3.4. Zawsze z ks. Bosko jako salezjanin koadiutor


Kiedy Artemide Zatti opuścił Bernal nie był jeszcze salezjaninem. Pomimo choroby przełożeni wysłali go do Viedma jako aspiranta zarówno ze względu na dobre cechy, które musieli zauważyć u niego, jak i z powodu chęci zostania salezjaninem, co bez żadnego wachania wykazywał. Był to akt wzajemnego zaufania między Zgromadzeniem i Sługą Bożym.

Artemide nie porzucił początkowego zamiaru. Nadal myślał o powołaniu kapłańskim w Zgromadzeniu Salezjańskim, również dlatego, że jego zdrowie zaczęło się poprawiać i mógł on podjąć nieustanną i angażującą go pracę w aptece ks. Garrone.

Ze wzruszeniem zauważamy niezłomne przywiązanie do własnego powołania, ukazane również wówczas, kiedy choroba zdawała się całkowicie uniemożliwić tę drogę. Przeczytajmy np. to, co pisze do swoich bliskich 7 sierpnia 1902 r.: „Chcę wam powiedzieć, że nie było to tylko moim pragnieniem, aby przywdziać święty strój, ale także moich Przełożonych. Jest jednak przepis świętego Prawa, który mówi, że nie może otrzymać stroju ten, co do którego zdrowia coś się podejrzewa”23.

W pewnej chwili jednak, aby nieprzeciągać zbytnio tak zawieszonej sytuacji dano jasne rozwiązanie. Przełożeni, mimo, że wzięli pod uwagę poprawę zdrowia, nie mogli być całkowicie przekonani co do jego przyszłych możliwości. Gruźlica w tamtych czasach nie była całkowicie uleczalna. Przebieg studiów, jakiemu Sługa Boży musiałby sią poddać w swoim wieku (23-24 lata) był jeszcze długi i z pewnością nie do podjęcia dla gruźlika. On natomiast zaczął już pracować z powodzeniem i obopólnym zadowoleniem w aptece, mając zajęcie odpowiednie dla osoby świeckiej. Być może nawet sam ks. Garrone naciskał, aby zatrzymać go u siebie w pracy.

Przełożeni biorąc pod uwagę wszystkie te okoliczności, musieli zaproponować Zatti’emu, który trwał w decyzji poświęcenia się Bogu, aby złożył śluby jako koadiutor. Pozostawiając na boku stan zdrowia, przez co decyzja zdawała się być wyważona, pierwszą rzeczą, której pragną Artemide, było całkowite oddanie się Bogu w zgromadzeniu salezjańskim. Propozycja Przełożonych i przyjęcie jej ze strony Sługi Bożego musiało następić między rokiem 1904 a 1906, czego nie da się dokładnie ustalić.

Nie wynika z tego, że decyzja została podjęta z powodu negatywnej oceny jego zdolności intelektualnych. Wręcz przeciwnie, istniało zawsze powszechne przekonanie o zdolnościach intelektualnych współbrata, o jego przygotowaniu naukowym i równowadze24.

Nie wynika również jakoby Przełożeni już wówczas wiedzieli o jego obietnicy złożonej Matce Bożej za wskazaniem ks. Garrone, aby ofiarować się na rzecz dobra bliźniego w przypadku uzdrowienia. Wydaje się, że rzecz stała się powszechnie wiadoma dopiero kiedy Zatti dał temu świadectwo w 1915 roku25.

W tym właśnie roku przy okazji odsłonięcia pomnika grobowego ks. Garrone, został opublikowany jedyny numer pisma Flores de Campo, w którym też pojawiło się następujące świadectwo Sługi Bożego: <<To, że dobrze się czuję, jestem zdrowy i w stanie zrobić coś dobrego dla chorych, moich bliźnich, zawdzięczam to ks. doktorowi Garrone (tak zwykle nazywał go Zatti), który widząc, że z każdym dniem upadam na zdrowiu, jako że byłem zarażony gruźlicą i często plułem krwią, zdecydowanie mi powiedział, że jeśli nie chcę skończyć jak wielu innych, to powinnienem złożyć obietnicę Maryi Wspomożycielce, że zawsze zostanę przy nim pomagając przy chorych, a on ufając Maryi uleczy mnie. UWIERZYŁEM, ponieważ słyszałem, że Maryja Wspomożycielka pomaga mu w widoczny sposób. OBIECAŁEM, ponieważ było zawsze moim pragnieniem pomagać w czymś bliźniemu. A Bóg wysłuchał sługę swego i WYZDROWIAŁEM>>. Następuje podpis: Artemide Zatti26.

Widać w tym uroczystą deklarację, podpisaną i uczynioną publiczną, która jest jasnym wyrażeniem wiary Sługi Bożego i jego zdecydowanej woli całkowitego poświęcenia się na zawsze opiece chorym.

W ten oto sposób Artemide Zatti, świadomy swojej sytuacji i – jak czytamy w Positio - <<idąc za wolą Bożą jak zadecydowali Przełożeni chcę zostaś salezjaninem laikiem i żyć w ten sposób swoim trwały zadaniem poświęcenia się Panu. Obietnica złożona Maryi dla uzdrowienia wydaje się być zgodna z tym rozwiązaniem, abym mógł jako świecki pełniej i bezpośrednio spełniać „opiekę nad chorymi”, czego prawdopodobnie nie mógłbym robić jako kapłan>>27. <<Jego fundamentalną postawą było zawsze czynić to, co podoba się Bogu>>28.

Można zaobserwować jak Artemide Zatti szuka na pierwszym miejscu drogi Pańskiej, jak zdecydowaną ma wolę pozostania i bycia pomocą dla ks. Bosko, w tym co dla niego jest możliwe. On już należy do ks. Bosko, ponieważ Bóg przygotował dla niego spotkanie z tym Świętym, który jest urzekający, a w ziemi patagońskiej jest nawet prorokiem określającym ewangelizację i formację wielokolorowego i powszechnego Ludu Bożego. Jest więc bardziej niż dojrzałym do drogi świętości w salezjańskim życiu.

Kapłan? Koadiutor? Mówił on sam do jednego ze współbraci: <<Można służyć Bogu jako kapłan lub koadiutor: przed Bogiem jedno i drugie jest tak samo ważne, byle tylko przeżywać to z powołaniem i miłością>>29.

Zatem nie było żadnej reakcji czy smutku z powodu początkowej zmiany perspektywy powołania. Przeciwnie, głęboka wdzięczność za bycie salezjaninem i otrzymanie znaków woli Bożej. I tak pisze do rodziców i rodzeństwa w styczniu 1908 r., po złożeniu ślubów w wieku 27 lat: <<Z sercem przepełnionym świętą i godną zazdroszczenia radością za nadzwyczajną łaskę jakiej dobry Bóg, poza wszelkimi moimi nadziejami raczył mi udzielić (co ja zawdzięczam waszym i innych modlitwom w moich intencjach), zwracam się z gorącą prośbą do was, abyście wraz ze mną podziękowali dobremu Bogu i Najświętszej Dziewicy uczestnicząc we Mszy św. i przyjmując Komunię świętą...>>30.

Dla każdego dar wyrażony w miłości, w posłannictwie salezjańskim, w świętości: były to słowa kluczowe i ukierunkowujące jego życie. Zatti przygotował się do życia tym darem. A Pan go w tym wspierał.


3.5. Dobry samarytanin na pełnym etacie


W Viedma Artemide Zatti wrócił do zdrowia i odnalazł swoją misję w posłudze chorym; z chorego stał się pielęgniarzem, a choroba innych stała się jego apostolatem, jego posłannictwem. Oddał się temu w pełnym wymiarze godzin i z radykalizmem słów da mihi animas, stale rozszerzając pole swojego działania.

W tej perspektywie ustawił swoją przyszłość. Odtąd różnorodne aspekty jego oryginalnej osobowości, tryskająca pogoda ducha , dobry humor i zdobywane umiejętności wzrastać będą coraz bardziej pod wpływem wewnętrznej decyzji bycia wiernym Bożej łasce i uczynienia siebie w pełni użytecznym w posłannictwie, które przyjęte w pełni, dzień po dniu, przyjmie nowe oblicze i ukaże nowe wymagania do których Zatti dostosuje się w duchu służby i poświęcenia.

Szpital i przytułki odwiedzane w dzień i w nocy na rowerze, który niemal był uważany za historyczny w mieście Viedma, określały granice jego misji. Przeżywał całkowite oddanie się Bogu i całkowite poświęcenie swoich sił dla bliźniego najpierw jako mocny i szlachetny pomocnik ks. Garrone, potem w następstwie śmierci ojca (1911), a przede wszystkim od 1915 r. kiedy to została otwarta nowa siedziba, jako główny odpowiedzialny, prawdziwy dyrektor i administrator dzieła. On faktycznie był we wszystkim: przyjmował, formował, kierował, płacił personelowi, robił wszystkie zakupy, czuwał nad utrzymaniem, był przy lekarzach w czasie wizyt i przy zabiegach hirurgicznych, przyjmował rodziny; a przede wszystkim robił wszystko, aby pokryć wydatki związane z utrzymaniem, wciąż wyższe niż przychody31. Pozostaje znane jedno z jego wyrażeń: <<Yo no pido a Dios que me de dinero, sino que indique donde esta>> (Nie proszę Boga, żeby mi dał pieniądze, ale by wskazał gdzie je znaleźć)32.

Program pracy i jego poświęcenie się w codzienności świadczą w sposób konkretny o całkowitym oddaniu się dla posłannictwa, o zrozumieniu wspólnoty, trosce o życie duchowe i kompetencje zawodowe. Prześledźmy zatem jeden jego dzień33.

Sługa Boży wstawał o 4.30 lub o 5, najpierw poświęcał czas na modlitwę osobistą w kościele, następnie odprawiał rozmyślanie ze wspólnotą i uczestniczył w Eucharystii.

Potem już kierował się do sal chorych. Pokazywał się radosny i mówił: <<Dzień Dobry, niech żyje Jezus, Józef i Maryja>>. Następnie pytał: <<Wszyscy oddychają?>>. Staruszkowie odwracali się na swoich łóżkach i odpowiadali: <<Wszyscy, don Zatti>>. On zaś odpowiadał z radością <<Deo gratias>> i przechodzi od łóżka do łóżka, aby nie tylko zobaczyć kto czego potrzebuje, lecz także by sprawdzić czy nie ma kogoś, kto <<nie oddycha>>, a kogo trzeba wziąć na plecy i zanieść do kostnicy.

Po tej wizycie udawał się na śniadanie, a potem przychodził do poszczególnych chorych spełniając ich prośby. Skończywszy te zajęcia, siadał na rower i wyjeżdżał z odkrytą głową i w białym fartuchu, aby zaszczepić wielu chorych rozrzuconych po mieście. Kiedy pojawiły się antybiotyki wzrosła równocześnie ilość pracy, ponieważ często trzeba było dokonać szczepień co dwie godziny, a nawet w nocy. <<Rzadko – mówi pomocnik – spał całą noc>>. Jeździł ciągle na rowarze lub ciężarówką, jeśli trafiała się okazja, ale nigdy samochodem.

O godz. .12.00 - nie wiadomo jak zawsze punktualny – był gotowy by odnówić wraz ze wspólnotą modlitwy przed obiadem. Modlił się z wiarą, z zamkniętymi oczami, zaciskając wargi i ręce dla skupienia uwagi. Prawie zawsze uderzał w dzwon zapraszając współbraci, i dzwonił – jak mówią – z pobożnością: był głosem Boga!

Po obiedzie często grał w kule z rekonwalescentami robiąc to z wielkim entuzjzmem. Mniej więcej od 14 do 16 znów wracał na rower. Nie porzucał nigdy podwieczorku, po którym znowu wyruszał w miasto lub odwiedzał sale, dokonywał rozliczeń, naprawiał uszkodzenia.

O 18 – tej czytanie duchowe i posługa przy nabożeństwie eucharystycznym, gdy takie się odbywało. Po kolacji chorych znowu przechodził od sali do sali każąc się modlić i mówiąc salezjańskie <<słówko na dobranoc>>, zostawiając jakąś dobrą myśl z życia któregoś ze świętych, ks. Bosko lub z liturgii. Niewiele słów, ale za to bardzo treściwych. Potem na nowo praca i słówko dla pielęgniarek, którym zostawiał pamiątki i udzielał specjalnych nauk jako praktyczne ukierunkowania w ich pracy.

O godz. 20.00 kolacja ze wspólnotą, jeszcze jedna wizyta w salach i wreszcie udaje się do pokoju na lekturę i prace osobiste. W nocy, a działo się to notorycznie raz lub kilka razy, wstawał chętnie na każde wezwanie chorych.

Jego życiu upływało w środowisku gdzie trudności były codziennością odradzającą się nieustannie, ale gdzie jednocześnie znajdował zrozumienie i sympatię. Prawie osiągnięta dojrzałość i pomoc żarliwego życia wspólnotowego musiały umacniać jego gorące pragnienie i zdecydowaną wolę uświęcenia się. Sługa Boży nie stracił niczego, co Bóg ofiarował jego duszy i służył wszystkiemu i we wszystkim, po to by wyćwiczyć się w heroiczności cnót34.

Było to czterdzieści długich i pracowitych lat, w których postać Sługi Bożego wzrastała nieustannie w szlachetności posługi i wzdobywaniu profesjonalizmu. Artemide Zatti nie należał do niedokładych działaczy: był autentycznym dyrektorem szpitala, posiadającym głęboką wiedzę praktyczną, której lekarze nie mogli nie rozpoznać. „Publiczny Sekretariat Zdrowia” wpisał go do księgi pielęgniarzy dając mu upoważnienie z nr 7253, podczas gdy on sam angażując się w naukę, uzyskał na Uniwersytecie w La Plata kwalifikację i uprawnienie w zakresie farmacji, tytuł konieczny dla otwarcia i prowadzenie apteki szpitalnej35. Suma świadectw lekarzy, złożonych przez każdego z nich, jest godną podziwu próbą poświęcenia, kompetencji, wiary i pełnej szacunku ostrożności Zatti’ego względem nich.

Nie brakowało też przez te 40 lat spędzonych w Viedma momentów nadzwyczajnych świadczących na różny sposób o trwałej cnocie i salezjańskim duchu Zatti’ego. Moglibyśmy przypomnieć tę pogodę ducha z jaką stawił czoła kilku dniom spędzonym w więzieniu z powodu ucieczki ze szpitala więźnia, który został tam umieszczony z rozkazu dyrektora więzienia (1915r.); ostrożność i cierpliwość ukazaną przy okazji nieuzgodnionego burzenia szpitala i przeniesienia go na nowe i nie przygotowane miejsce (1941); wewnętrzną salezjańską radość przeżytą w 1934r. podczas trzech miesięcy przeżytych we Włoszech z okazji kanonizacji ks. Bosko.


3.6. Ku z dalsza przygotowanemu spotkaniu z Bogiem : społeczne uznanie dla „krewnego wszystkich ubogich”


Po wyzdrowieniu z gruźlicy w pierwszych latach XX wieku Artemide Zatti cieszył się dobrym zdrowiem, które pozwoliło mu podjąć się niestannych i ciężkich prac oraz poważnych wyrzeczeń. Faktycznie tylko gorący zapał dla dobra bliźniego tłumaczy trudności, którym stawił czoła z naturalnością i pogodą ducha aż do końca życia, prawie nigdy nie korzystając z odpoczynku.

Pan jednak wzywał go do ponownego zjednoczenia się w jego męce i dzielania bólu z tymi, którym służył. Był lipiec 1950 roku, kiedy to lecząc się po upadku ze schodów w czasie gdy dokonywał napraw, została u niego rozpoznana niewydolność, a następnie nowotwór wątroby.

Przyjął i żył w świadomości postępowania choroby (on sam przygotował dla lekarza świadectwo własnego zgonu), trwał w swojej radosnej pogodzie ducha, mimo wielkich bólów, wyczerpania sił, które zostawił w pracy i we wspólnocie, przeżył ostatnie miesiące w oczekiwaniu spotkania z Panem. Powtarzał często: <<Piędziesiąt lat temu przybyłem tutaj, aby umrzeć, a dożyłem aż do tej chwili. Czego mogę pragnąć więcej? Z drugiej strony przeżyłem całe życie przygotowując się do tej chwili...>>36.

Chwila spotkania z Panem nadeszła 15 marca 1951 roku.

W dniu jego pogrzebu chyba nikt z mieszkańców Viedma nie pozostał w domu: dorośli uczestniczyli w pogrzebie z podziwu i uznania, dzieci, aby poznać ważny „rozdział” historii swojego miasta.

Całe Viedma pozdrowiło „krewnego wszystkich ubogich”, jak nazywano go od dłuższego czasu; tego, który zawsze był na wezwanie do przyjącia chorych specjalnej troski i ludzi, którzy przybywali z odległych wiosek. Był tym, który mógł wejść do najbardziej podejrzanego domu o każdej porze dnia i nocy, bez jakiejkolwiek insynuacji względem niego. To ten, który będąc ciągle „pod kreską”, utrzymywał wyjątkowy związek z finansowymi instytucjami miasta, zawsze otwartymi na przyjaźń i szczerą współpracę z tymi, którzy stanowili lekarski zespół miasteczka.

Możnaby tak opowiadać dalej. Biografia, którą wspierają świadectwa Positio jest bardzo bogata, obfitująca w złożone wydarzenia i oceny. My, którzyśmy go poznali i pamiętamy jeszcze jego gesty i słowa, dajemy świadectwo prawdziwości tych faktów. Przekazane przez ludność anegdoty nie sposób zliczyć i przekroczyły one już granice rzeczywistości. Nic dziwnego, że przed procesem powszechne było przekonanie ludzi, że stoimy w obliczu giganta miłości, powiększonego jeszcze bardziej przez ogólne i wrogie oskarżenie o nielegalne paranie się medycyną, przez czym obroniła go sama ludność.

Chcąc przedłużyć jego obecność w życiu miasta, jedną z głównych ulic i nowoczesny państwowy szpital nazwano jego imieniem, a na jego cześć wzniesiono pamiątkowy pomnik.

Salezjanin koadiutor Artemide Zatti był naprawdę „dobrym samarytaninem” w stylu ks. Bosko, <<znakiem i nosicielem miłości Bożej>>, Bożego współczucia, obecności, która uzdrawia, pociesza i otwiera horyzonty wiary i nadziei dla chorych i dla młodzieży: kochał wszystkich i dał się kochać wszystkim jak tego pragnął ks. Bosko.




4. Przesłanie Artemide Zatti: perspektywy na dziś


4.1. Oryginalne świadectwo salezjańskiej świętości


Krótkie wzmianki z biografii Zatti’ego wprowadziły nas w serce jego duchowych przeżyć. Rozmyślając nad charakterystycznymi cechami jego salezjańskiego powołania, naznaczonymi działaniem Ducha Świętego, a teraz ukazanymi przez Kościół, odnajdujemy ślady tej znamiennej świętości, do której jesteśmy powołani. Pojęliśmy już niektóre jej charakterystyczne określenia: głębokie pojmowanie Boga oraz pełne i serdeczne poddanie się Jego woli, przylgnięcie do ks. Bosko i gorące uczestnictwo we wspólnocie salezjańskiej, animująca i umacniająca obecność, ducha rodzinnego, życie duchowe i życie modlitewne podtrzymywane osobiście i dzielone ze wspólnotą. Nie może ujść uważnemu obserwatorowi jego całkowite poświęcenie salezjańskiemu posłannictwu, przeżyte przez przyjęcie ubogich jakimi by nie byli, oddanie się potrzebującym i wymagającym opieki medycznej zaraźliwie i oddrażająco chorym, danie przestrzeni odrzuconym przez społeczeństwo, troska duszpasterska by doprowadzić chorych i umierających do spotkania z Bogiem. Chodzi zatem o aktywną obecność społeczną, całkowicie zaanimowaną przez miłość Chrystusa, która wewnętrznie go popychała.!

Nie brakuje gestów naznaczonych heroizmem i niezwykłością, jak ten związany z oddaniem własnego łóżka ostaniemu z przybyłych.

Nawet jeśli upłynęło już piędziesiąt lat od jego śmierci i dokonała się głęboka ewolucja życia zakonnego, doświadczenia salezjańskiego, powołania i formacji Salezjanina Koadiutora, to droga salezjańskiej świętości wyznaczona przez Artemide Zatti jest znakiem i przesłaniem otwierającym perspektywy na dziś dla nas wszystkich, wezwanych do życia przez konsekrację apostolską charyzmatem ks. Bosko. Spełnia się w ten sposób stwiedzenie naszych Konstytucji: <<Zachętą i pomocą na drodze do świętości są dla nas współbracia, którzy w swoim życiu już zrealizowali lub w pełni realizują ewangeliczny program Konstytucji>>37. Beatyfikacja tego naszego współbrata wskazuje nam konkretnie na tę <<wysoką miarę zwyczajnego życia chrzeżcijańskiego>> do której nas pobudza Jan Paweł II w Novo Millennio Ineunte38.

Jego świadectwo skierowane jest do każdego salezjanina, do każdej wspólnoty lokalnej i inspektorialnej. Mówi ono o powołaniu jako doświadczeniu życia w Bogu według znamion charyzmatu, którego Duch Święty nam udzielił. Taką drogę mamy pokonać: jeśli się zgubi ten ślad, wszystko zostanie stracone!


4.1.1. Zauroczenie ks. Bosko


Ciągle nas interesuje wydobycie z tajemniczego planu Boga, który On komponuje dla każdego z nas, nici przewodniej całej egzystencji. Gdybym miał przy pomocy syntetycznej formuły wyrazić tajemnicę, która inspirowała i kierowała całym życiem Artemide Zatti, przywołałbym jako wyczerpujące te słowa: naśladowanie Chrystusa wszędzie i zawsze, z ks. Bosko i jak ks. Bosko.

W tym sformułowaniu jest to zauroczenie, które pociągnęło go w sposób trwały i kierowało do naśladowania Jezusa: ks. Bosko! Jest to całkowite poświęcenie sięzawsze i wszędzie – bez zwracania uwagi na miejsca, zadania i obowiązki. Jest wymiar wychowawczy całego działania jak ks. Bosko.

Zatrzymajmy się, aby zwrócić uwagę na te właśnie elementy.


4.1.2. Całkowite poświęcenie się posłannictwu


<<Posłannictwo nadaje całemu naszemu życiu swój konkretny wyraz...>>, mówią nasze Konstytucje39. Artemide Zatti przeżył swoje posłannictwo salezjańskie na powierzonym mu polu wcielając miłość duszpastersko-wychowawczą jak dobry samarytanin w stylu ks. Bosko.

Jego wiara prowadziła go do rozpoznania Jezusa w chorym, nawet tym niebezpiecznym, oszpeconym i odrażającym. Istnieje seria anegdot, które ukazują go jak bierze i prowadzi przy sobie chorych, od których inni się odwracają, ponieważ są zaraźliwie chorzy, odrażający, odpychający, trudni do zniesienia. Już to pozwala zobaczyć w jakie perspektywie zmierzał. Ale jeszcze bardziej budują nas wyrażenia powtarzane przez Córki Maryi Wspomożycielki, które były w każdej chwili w szpitalu taktownymi współpracownicami, dobroczynnymi i usposobionymi, gdzie był też oddział zarezerwowany dla kobiet: <<Siostro, bardzo proszę! Odzież i łóżko dla jednego Jezusa 14 (lub 75) letniego>>.

Długie lata przebywania w bliskości ciężko chorych i umierających, nie pozwoliły mu przyzwyczaić się do takiej sytuacji: cierpienie i śmierć, zwłaszcza młodych, zawsze go poruszały wzbudzając głębokie współczucie, ale nigdy nie pozwalając w sobie stracić pogody ducha. Miał szczególną zdolność obchodzenia się z młodymi chorymi, a nawet pomagania im w umieraniu w Panu z poczuciem ufności, radości i zadowolenia. Spośród wielu lubię przypominać tę wzruszającą anegdotę usłyszaną przez jednego ze świadków. Zatti usiadłszy jak ojciec i brat obok chłopca, na którego przyszła ostatnia godzina, mówi: <<Idziemy do naszego Ojca: zamknij oczy, złóż ładnie rączki. A teraz mówmy: Ojcze nasz>>. Podczas modlitwy dusza chłopca odchodzi do nieba. W ten sposób towarzyszył w drodze na spotkanie z Panem.

Jest to z pewnością dar i owoc ciągłego zjednoczenia z Bogiem oraz miłości, która stała się nawykiem życiowym, zdolną do wylania się na tych, którym służymy i w których zauważamy miłość Ojca i oblicze Jego Syna. Jest to właściwe oddanie życia całkowicie poświęconego Panu i na służbę braciom, które jest motorem naszego posłannictwa: ks. Bosko zawierał to w słowach: da mihi animas, caetera tolle.

Artemide Zatti przypomina nam konkretnie głęboki sens naszej misji, całkowicie skoncentrowanej na miłości Boga: miłości, która nas wewnętrznie porusza i którą chcemy wylać na tych, do których jesteśmy posłani.


4.1.3. Pielęgniarz wychowawca


Artemide Zatti nie był zwykłym pielęgniarzem, lecz wychowawcą do wiary każdej osoby, w chwili próby i choroby. W szpitalu stworzył środowisko rodzinne, które – jak już to przypomniałem – miało swój poranny moment w pobudce jako odpowiedzi na niemal rytualne pytanie: <<Wszyscy oddychają?>>, po którym następowała posługa wobec potrzebujących i dziękczynienie Panu. Moment rodzinny miał miejsce również po obiedzie, gra w kule i jego najbardziej salezjański moment wieczornego „słówka na dobranoc” wypowiadanego każdego dnia. Do tego wszystkiego dochodzą spotkania osobiste Zatti’ego z Córkami Maryi Wspomożycielki i innymi współpracownikami.

Mówiło się, że jego podstawowym lekarstwem jest on sam: jego postawa, cięte odpowiedzi, radość i przywiązanie. Liczne są osoby, które o tym zaświadczyły. Nie chodziło tylko o to, aby podać leki dla zatrzymania choroby, lecz by pomóc bliskim i obecnym w udzieleniu pomocy, w dostrzeżeniu we własnej sytuacji znaków woli Bożej, zwłaszcza gdy śmierć była już bliska.

Tak naprawdę Zatti uczynił z misji wobec chorych własną przestrzeń wychowawczą, gdzie żył na co dzień zasadami systemu prewencyjnego ks. Bosko – rozum, religia, dobroć – w bliskości i serdecznej trosce wobec potrzebujących, w pomocy udzielonej dla zrozumienia i zaakceptowania sytuacji cierpienia, w żywym świadectwie obecności Pana i Jego nieprzemijającej miłości. Dlatego właśnie możemy mówić o wychowawczym wymiarze świętości tego naszego współbrata koadiutora pielęgniarza.

Ośmieliłem się wypowiedzieć słowo na temat troski o zdrowie jako przestrzeni naszego posłannictwa. Jest znaczącym, że dwaj koadiutorzy skierowani na ołtarze, Artemide Zatti i Simone Srugi, działali właśnie na tym polu; do nich należy dołączyć także ks. Alojzego Variara. Biorąc pod uwagę miejsce jakie w przepowiadaniu Jezusa zajmuje troska o chorych, jak również znaczenie jakie ma problem zdrowia w naszych misjach, a zwłaszcza w życiu osób i naszych wspólnot, możemy odnaleźć inspirację w Artemide Zatti’m, aby wyodrębnić nie znane jeszcze przestrzenie miłości braterskiej, gdzie nasze oddanie może stać się znakiem miłości Bożej w odpowiedzi na potrzeby osób, szczególnie młodzieży.

Chciałbym przyciągnąć uwagę na tę możliwość połączenia zdrowia i wychowania, ponad wszelkim profesjonalizmem formalnym. Czasem znajdujemy połączone te dwie potrzeby w naszych wychowankach. Osobiście miałem okazję i szczęście śledzić dwie Kapituły generalne jednego ze zgromadzeń żeńskich, które za pierwszym razem wyraziło charyzmat wychowawczy w specyficznych instytucjach, a następnie, w kontakcie z chorobą także dotykającą młodzież, przyjęło wynikającą z tego odpowiedzialność. Wyjaśniającą była dyskusja: potwierdzone zostało zadanie zakonnicy, która ma wychowywać w chorobie i do choroby. Pośrednictwo medyczne można było delegować.

Faktycznie w naszych rozległych wspólnotach wychowawczych musieliśmy się zatroszczyć o różnorodne aspekty dotyczące całości młodzieży: kształcenie i kulturę, ruch, zabawę i poczucie społeczne, katechezę, zdrowie fizyczne i psychiczne, w formie pośredniej i bezpośredniej, ochronę środowiska itd. Stąd pochodzi otwarcie na różnorodność zrealizowanych działań dokonanych ze stałością i jakością wychowawczą.


4.1.4. „Uświęcona praca”: synteza duchowości i profesjonalizmu


Uważne rozważenie życia czcigodnego Artemide Zatti prowadzi do rozpoznania, w sposobach i treściach jego posługi, poczucia własnej godności wartości stworzonych i codziennych działań, które są normalnym horyzontem życia i świata laickiego.

Dowodem, potwierdzonym całym życiem, że istnieje otwarcie całego człowieka na przyjęcie tego, co jest chrześcijańskie, a co się wyraża zarówno przez cnoty teologalne, jak i w szerokim wymiarze chrztu, który Sobór na nowo ukazał z wielką siłą.

Także życie Sługi Bożego było – jak nasze życie – naszpikowane drobnostkami codzienności, które przynależą do posługi, takiej jak pielęgniarska, mogącej łatwo wpaść w rutynę. Wszystko jednak naznaczone było nieustannym dopływem miłości, która przenikała każdą rzecz przemieniając ją aż do uczynienia energią jedności życiowej i cichą ewangelizacją. Również jego nieustanny wysiłek, aby być jak najbardziej zdatnym do swoich zadań – poprzez kursy dokształcające i formację permanentną – należy rozumieć jako rozwój miłości, dzięki której salezjanin stara się czynić wszystko dobrze, z umiarem i prostotą40.

Jeśli z jednej strony pochodzi to z prawowitego uznania autonimii praw i rzeczywistości ziemskich, to z drugiej wyraża przekonanie, że „dobro ma być czynione dobrze” i że członki Chrystusa – chodzi tu o chorych, ubogich, młodzież mającą trudności – powinny być przyjęte z miłością oświeconą twórczym rozumem.

Wynika, z określoną pewnością, z historii czcigodnego Artemide Zatti zamiłowanie w poszukiwaniu coraz dojrzalszej syntezy, między zdobywaniem faktycznego profesjonalizmu a wzrostem w duchowej autentyczności.

Zdobywanie profesjonalizmu, które dziś wydaje się wymaganiem nie do uniknięcia dla naszych społeczeństw, zwłaszcza bardziej rozwiniętych, prezentuje się jako wyzwanie dla życia zakonnego. Ono rzeczywiście ryzykowałoby, że ulegnie rozmyciu na płaszczyźnie doczesnej, gdyby uczynić z niej źródło własnej tożsamości, a ukrywając – lub zostawiając na drugim planie – tożsamość życia zakonnego, które połączone jest z uzasadnieniami nadprzyrodzonymi.

Na takie wyzwanie należy odpowiedzieć szczególną „łaską zjednoczenia”, która przemieni profesionalizm w zasoby życia konsekrowanego, a co więcej, jeśli tak można powiedzieć, w późniejszą kwalifikację. U korzenia takiej jedności nie jest trudno zauważyć przemyślaną miłość, otwartą ufność w postęp wiedzy i techniki, potrzebę dialogu na równi z naszymi rozmówcami, aby dodać żywotności naszemu powołaniu i jego przesłaniu, by w ten sposób stało się energią ewngelizującą i wykwalifikowaną obecnością Kościoła.

Sługa Boży dobrze pojął i przeżył to, co bł. Filip Rinaldi nazywał „uświęconą pracą”, prosząc Ojca Świętego o specjalny odpust41, i rozpoznając w niej podstawowy rys salezjańskiej duchowości42. W pojęciu „pracy” zawarta jest cała rozwaga zawodowa do jakiej jesteśmy zdolni. Natomiast w słowie „uświęcona” żywy zaczyn uzyskany przez miłość, ofiarę, ducha poświęcenia.

Taka jakość naszej pracy jest owocem salezjańskiego życia zawsze gotowego uniknąć ryzyka profesjonalizmu egocentrycznego (w całości skupionego na promocji własnego obrazu), czysto współzawodniczącego i wyłącznie technicznego, aby osiągnąć cel profesjonalizmu ofiarnego, „napełnionego miłością”, całościowo wychowującego.

Salezjanin, dzięki sile swojego doświadczenia, będzie więc uzdolnionym do wychowywania swoich adresatów – najpierw domyślnie, a potem także wyraźnie – do nowego profesjonalizmu, inspirowanego ewnagelicznie, zdolnego do odnowienia jakości życia. Jest on harmonijnym wynikiem określonej kompetencji technicznej i kulturalnej, wyraźnej zdolności relacyjnej i solidarnej, głęboką motywacją etyczną i duchową. I zdaje się być w stanie wyzwolić i nadać nowe znaczenie pracy człowieka – która jest podstawową częścią jego życia – a równocześnie podtrzymać i wzmocnić cywilizację miłości.


4.1.5. Boży obraz ewangelicznego radykalizmu


To, co nadawało znaczenia temu wszystkiemu – poświęcenie posłannictwu oraz zawodowa i wychowawcza zdolność - a co uderzało, tych którzy go spotykali, to wnętrze Artemide Zatti, postać ucznia Pańskiego, który żył w każdej chwili swoją konsekracją, w trwałym zjednoczeniu z Bogiem i w ewangelicznym braterstwie.

Z oceny lekarzy, którzy byli przy nim przez długi czas w chwilach szczególnych pod względem zawodowym, jakimi są długie operacje, z opinii pomocników i współpracowników, ze słów zarządców publicznych, jak również ze świadectw współbraci, wyłania się pełna postać, także przez tę równowagę salezjańską, przez którą różne wymiary łączą się w osobowość harmonijną, zjednoczoną i pogodną, otwartą na Bożą tajemnicę przeżywaną w codzienności.

Jest godnym podziwu, że mimo tylu absorbujących zajęć, Artemide Zatti nigdy nie zagubił kierunku wspólnotowego, lecz zawsze uczestniczył i korzystał z codzienniej modlitwy, z braterskich chwil przy stole i chwilami rodzinnej radości, która w nim wyrażała się w sposób wyjątkowy. Wspólnota salezjańska była dla niego miejscem doświadczenia Boga i ewangelicznego braterstwa.

Skupmy się może na kilku świadectwach wybranych z Summarium dla potwierdzenia heroiczności cnót.

Na temat intensywności, z jaką Sługa Boży przeżywał swoją wiarę w nieustannym zjednoczeniu z Bogiem, M. Pèrez wyraził się tak: <<wrażenie jakie miałem, wskazywało na człowieka zjadnoczonego z Panem. Modlitwa była niczym oddech jego duszy. Całe jego zachowanie pokazywało, że żył w pełni pierwszym przykazaniem Bożym: kochał Go całym sercem, całym swoim umysłem i całą swoją duszą>>43.

To samo potwierdza P.F. López: <<Było wyraźnie widać, że Sługa Boży praktykował nieustanną modlitwę: jechał na rowerze i modlił się, kiedy czekał na chorych w sposób naturalny wypowiadał się w sprawach wiary przez słowa podnoszące na duchu, także pośród zakonników>>44.

Gdy idzie zaś ogólnie o jego życie zakonne i wspólnotowe w Positio stwierdza się, że święty pielęgniarz był przede wszystkim zakonnikiem i członkiem wspólnoty. Służba jakiej udzielał chorym nie stała się nigdy powodem odejścia od obowiązków życia wspólnotowego albo powodem roztargnienia w wielkiej zażyłości z Bogiem.

P.F.Prieto tak zaświadczył: <<W spełnianiu zadań wspólnotowych był przykładny. Stwierdzam, że nigdy nie skorzystał ze swobód, jakie miał przy swoim zajęciu, aby zwolnić się z jakiegoś działania wspólnotowego>>45. Świadek dodaje: << Sługa Boży był przykładnym i żyjącym wg. reguły zakonnikiem. Punktualnym, niezawodnym, nigdy od niego nie słyszałem: - Nie było mnie bo... Jego obecność była na wskroś braterska...>>46.

Posłuchajmy jeszcze P.F. López, który był jego dyrektorem, co do kwestii ewangelicznego ubóstwa: <<Praktykował przykładnie ubóstwo i wiele ponad to, co wymagane jest od koadiutora salezjanina. Wykazał w stopniu doskonałym, że oddzielonym jest od ziemskich zaszczytów i żądzy zachłanności. W czasie gdy był administratorem, nikt nigdy nie widział ani nie słyszał, ani do mnie też nie doszła wiadomość, żeby nabył coś dla własnej korzyści i dla luksusu lub osobistej sadysfakcji... Sługa Boży kochał ubóstwo. Moglibyśmy powiedzieć, że ożenił się z ubóstwem. On osobiście promieniował ubóstwem>>47.

Odnośnie ducha posłuszeństwa P.L.Savioli stwierdza: <<Wobec Przełożonych, jak mi wiadomo, praktykował synowski szacunek i posłuszeństwo. Pamiętam, że radził się ks. Podemonte i mam ogólne wrażenie, że tak samo robił wobec innych Przełożonych. Wiem, że był przyozdobiony prostym, otwartym i radosnym posłuszeństwem>>48.

To wszystko pozwala nam zobaczyć przykład ewangelicznego świadectwa naszego współbrata, którego możemy trafnie określić „odbiciem Boga”.


4.2. Jako Salezjanin koadiutor


Chciałbym teraz zatrzymać się na specyficznym charakterze powołania Artemide Zatti jako salezjanina koadiutora, który naznaczył całą jego działalność i drogę świętości.

Jeśli jest prawdą – jak to zostało autorytatywnie potwierdzone – że charyzmat salezjański nie będzie takim jakim być powinien bez postaci koadiutora, łatwo zrozumieć jaką wagę przybiera fakt, że Kościół wynosi na ołtarze reprezentanta tak oryginalnej i niezbędnej części składowej naszej tożsamości.

Słusznym jest zatem, żeby cała Rodzina Salezjańska ze szczególnym entuzjazmem świętowała to wydarzenie i by stanowiło ono okazję zaprezentowania postaci koadiutora jako wzrosłej przy ks. Bosko przez współudział w Da mihi animas, w ogniu jego miłości duszpasterskiej i wychowawczej, w nieustannym poszukiwaniu świętości: zatem nie jako odpowiednia siła do pracy, lecz w doświadczeniu Boga, przeżytym we wspólnocie i w służbie młodzieży.


4.2.1. Postać koadiutora we wspólnocie salezjańskiej


W doświadczeniu Artemide Zatti’ego, koadiutora salezjanina, uwidaczniają się wzniosłe cechy tego specyficznego powołania i dana jest nam szczególna łaska przyjęcia go, życia nim i zaproponowania go w naszych wspólnotach i w działalności formacyjnej.

Szlak życia Artemide Zatti’ego w powołaniu salezjańskim powinien zostać poddany ponownej i uważnej medytacji, ponieważ jest typowym wydarzeniem źródłowym, do którego trzeba nieustannie powracać.

Wskazaliśmy już jak uformowała się pierwsza grupa koadiutorów przy ks. Bosko i dla posługi w posłannictwie wychowawczym i apostolskim: niektórzy pochodzący z szeregów oratorian, inni, którzy przyszli z już ukształtowaną dojrzałością, ukierunkowaną na miłość, którzy we wspólnotach ks. Bosko znajdowali przestrzeń dla zastosowania i jej dalszego wzrostu dla dobra młodzieży poprzez różnoraki wkład zgodny z zawodostwem początkowo nabytym. W otoczeniu ks. Bosko wzrastali jako ludzie, znawcy zawodów, osoby religijne i stanowili prawdziwe skarby, nie z powodu roli jaką spełniali, ile przez jakość wychowowczą jaką prezentowali.

W ten sposób w środowisku oratoryjnym ks. Bosko i w pierwszych wspólnotach salezjańskich ukształtowała się postać salezjanina koadiutora z charakterystycznymi rysami, które pozostają w Zgromadzeniu, jako naturalny wyraz charyzmatu mimo dokonanych zmian i adaptacji.

Konstytucje w art. 45 przedstawiając w sposób skrótowy niektóre z tych rysów ustawiają salezjanina koadiutora w polu jedynego powołania i misji salezjańskiej, do której on wnosi swój specyficzny wkład jako świecki konsekrowany, <<świadek Królestwa Bożego w świecie, bliski młodzieży i rzeczywistościom świata pracy>>49, podczas gdy salezjanin prezbiter <<wnosi do wspólnej pracy nad rozwojem i wychowaniem do wiary wartości wynikające ze święceń>>50.


Postać salezjanina koadiutora powinna być widziana w kontekście konsekrowanej wspólnoty salezjańskiej, bogatej w różnorakie dary. Co do tego nie wydaje mi się nie odpowiednim przywołać to, co pisałem trzy lata temu w liście o naszej konsekracji apostolskiej:

Ojciec, który nas konsekruje51, a co uznaję za niezwylke ważne, w podtytule: Wielorakie dary naszej wspólnoty konsekrowanej.

<<Wspólnota salezjańska – mówiłem do was – ubogaca się znamienną i dopełniającą się obecnością salezjnina kapłana i salezjanina koadiutora52. Wspólnie tworzą nadzwyczajne źródło energii w świadczeniu i realizacji posłannictwa wychowawczego.

Możemy postawić sobie pytanie, co podkreśla osoba salezjanina koadiutora i salezjanina kapłana w doświadczeniu i w dawaniu świadectwa konsekracji apostolskiej; co świecki charakter akcentuje w "konsekracji" i co konsekracja wnosi do "świeckości", wspólnie ukształtowane i przepełnione duchem salezjańskim. Podobnie możemy zapytać, co posługa kapłańska akcentuje w konsekracji salezjańskiej i co konsekracja wnosi do kapłaństwa.

Prawdziwa wartość nie polega na zewnętrznym zsumowaniu jakości lub kategorii współbraci, ale na fizjonomii, jaką przyjmuje wspólnota salezjańska.


Salezjanin koadiutor “łączy w sobie dary konsekracji i laickości”53. Przeżywa on swoją świeckość nie w warunkach świeckich, ale w formie życia konsekrowanego; jako salezjanin żyje powołaniem świeckim i jako świecki przeżywa swoje wspólnotowe powołanie zakonnika salezjanina54.

Braciom konsekrowanym - podkreśla KG24 - przypomina wartości stworzenia i rzeczywistości świeckich; braciom świeckim przypomina wartość całkowitego oddania się Bogu z powodu Królestwa. Wszystkim daje szczególną wrażliwość na świat pracy, na środowisko, na wymagania zawodowe, które pośredniczą w spełnianiu jego zadań wychowawczych i duszpasterskich”55.

W osobie koadiutrora, wykształcenie techniczne, świeckie dziedziny pracy, praktyczne formy interwencji ukazują ludziom, szczególnie młodzieży, ich zasadnicze ukierunkowanie na ostateczny cel, jakim jest Królestwo Boże. “Wszystko jest przed nim otwarte, nawet te rzeczy, których kapłanie nie są mogą wykonywać ”; ale wszystko znajduje się w cieniu radykalnej miłości do Chrystusa, ukierunkowanej na ewangelizację i na zbawienie wieczne młodzieży.

Przede wszystkim w pewnych środowiskach i wobec pewnego pojmowania i postrzegania osoby kapłana, jako osoby sakralnej lub kultowej, styl konsekracji salezjanina koadiutora w konkretny sposób głosi obecność i komunikowanie się z Bogiem w życiu codziennym, potrzebę bycia najpierw uczniami a później dopiero mistrzami, obowiązek osobistego dawania świadectwa o wierze, ponad funkcjami lub posługą kapłańską.

We wspólnocie salezjańskiej księża i koadiutorzy budują i dają świadectwo przykładnego życia braterskiego, pomijając różnice wynikające z pełnionych zadań i posług i realizując różne dary we wspólnym projekcie. Obustronna relacja jest źródłem wzajemnego ubogacania się i bodźcem do harmonijnej pracy, gdzie kapłaństwo nie przyćmiewa tożsamości zakonnej a świecki charakter powołania nie przesłania radykalności konsekracji56.

Należy powiedzieć, że obecność zakonnika laika w Zakonach i w Zgromadzeniach jest czymś powszechnym, jego postać jest jednak wyróżniona w odniesieniu do pochodzenia, ewolucji, celów i pozycji we wspólnocie. Inną rzeczą jest urodzić się jako bracia, a inną „być braćmi wsród braci”; inną rzeczą jest słyszeć wezwanie do współpracy we wspólnocie „duszpasterskiej”, która stawia za główny cel formację młodzieży i wiernych sakramentalnej więzi z Trójcą. Z pewnością nie tylko nasze Zgromadzenie uznaje braci świeckich za część składową własnej tożsamości i posłannictwa. Ostatnie badania – także wewnątrz Komisji ustanowionej przez Zgromadzenie dla Instytutów życia konsekrowanego, z zadaniem pogłębienia tematu „kształt Instytutów” – wskazały, że w każdym instytucie postać i pozycja konsekrowanego brata jest określana zgodnie z własnym charyzmatem, przywiązując właściwą wagę do ogólnych wskazań socjologicznych i teologicznych, bez odrywania ich od charyzmatu i własnego posłannictwa.

Wśród nas odnośnie tej kwestii miała mniejsce refleksja zaproponowana autorytatywnie przez KG2157, ponownie podjęta przez ks. E. Vigano58 i zatwierdzona przez Konstytucje59. Uwydatnia się w niej to jak wymiar świecki przechodzi przez nasze życie i naszą rodzinę, aż do naznaczenia ich głębokiej fizjonomii: jesteśmy wychowawcami, usytuowani na wielu polach działalności świeckiej, gdzie utrzymanie, administracja i kierownictwo duszpasterskie mają swoje oparcie. Są w naszym posłannictwie zadania na polu świeckim, które przyjmują humanizm i przechodzą drogami rozwoju ludzkiego t.j. przez pracę, wykształcenie czy sport. W obrębie Rodziny Salezjańskiej i w naszych dziełach pracujemy z członkami świeckimi znaczącej miary (współpracownicy salezjańscy i świeccy, byli wychowankowie). Dlatego też wspólnota zakonna, a jeszcze bardziej wspólnota wychowawcza, ukazuje oblicze Kościoła jako Ludu Bożego włączonego w historię ludzkości.

A jednak punkt przyciągania lub też cel naszego działania jest jasny: wprowadzić młodzież w skaramentalną łączność z Bogiem, przedstawić i dać im żyć łaskę dzicięctwa Bożego.

W naszych wspólnotach wymiar świecki łączy się w formie początkowej z wymiarem duszpasterskim i posługą kapłańską, w której uznaje się szczególne zadanie reprezentownia i ożywiania podstawy wspólnoty, jaką jest Jezus Chrystus. Ksiądz Bosko pragnął, aby przełożeni zaangażowali dary i urzędy kościelne dla dobra wspólnoty, przez posługę Słowa, uświęcenia i ukierunkowania wszystkich ku szczytowi jakim jest sakramentalne zjednoczenie z Bogiem. Dlatego wg. Konstytucji60, Dyrektorzy, Inspektorzy, Przełożony Generelny powinni być „kapłanami” poszczególnych wspólnot, a nie tylko kierownikami i koordynatorami działania.

Konsekwencje tego nie są małe dla sposobu sprawowania władzy, ani dla duchowego życia wspólnoty. Nie są one bowiem zwykłymi grupami do technicznego ukierunkowania lub do prowadzenia, lecz wspólnotami dla uświęcenia na równio z tym, co uczynił Jezus wobec swoich uczniów jednocząc ich żywotnie z Ojcem przy pomocy wszystkich środków.


W tym kontekście jednak współbrat koadiutor nie ma bynajmniej mniejszych możliwości wpływania na uświęcenie swoich współbraci i młodzieży, przyjęcia poważnych odpowiedzialności w pośrednictwie wychowawczym lub dojrzałego przejścia drogi duchowości salezjańskiej.

Nie brakuje koadiutorom przestrzeni pełnej i dojrzałej odpowiedzilności, odpowiednich do wpływania na życie wspólnotowe i posłannictwo apostolskie. Jest wiele możliwości pośrednictwa wychowawczego i laickiego, skrajnie rozległego i niezbędnego dla uzupełnienia duszpasterstwa. Powołanie koadiutora jest otwarte na miłość w różnych formach. I są one wyrazami jego powołania do konsekracji.

Uwydatnia to wielość realizacji powołania salezjanina koadiutora w środowisku wspólnoty salezjańskiej. <<Konkretne możliwości przeżywania w Zgromadzeniu świeckości konsekrowanej są liczne i różne>>61, jak potwierdza to życie Artemide Zatti’ego i wielu innych współbraci. Świecka charakterystyka misji salezjańskiej, uwaga zwrócona na biedną młodzież i sytuacje naglące, wrażliwość i kompetencja w świecie pracy, włączenie się w kontekst społeczny i ludowy, pola działania jakie otwierają się w wymiarze misyjnym, w rzeczywistości ludowej i komunikacji społecznej znalazły i znajdują szczególną harmonię z powołaniem salezjanina koadiutora, wyrażają się w wymiarach tradycyjnie znanych i otwierają się na nowe formy i kształty, jak wykazuje to obecne doświadczenie.

Historia salezjańska uczy nas, że często współbrat koadiutor przez szczególny wkład wzmocnił i uskutecznił posłannictwo młodzieżowe i ludowe wspólnoty, również jako ten wysunięty punkt na granicach posłannictwa. Wystarczy pomyśleć o początkowym zwiazku jaki przebiega między poświęceniem dla biednej młodzieży, szkołami sztuk i zawodów, ewangelizacją ludów a salezjaninem koadiutorem.

Chodzi tu o wieloraki wkład, lecz nie nieokreślony. Nieokreśloność bowiem prowadzi do powierzchowności, wielość w komplemnetarności ubogaca wspólnotę i posłannictwo. Nie należy jednak myśleć, że proste zadania, uważane czasem po ludzku za mało ważne, są bez znaczenia. Przypomniałem już wcześniej wyrażenie ks. Bosko: <<Dobry portier jest skarbem domu wychowawczego>>. Jest to wyrażenie kogoś, kto wie dobrze, że wychowuje się w zespole. Ja sam mógłbym opowiedzieć historię któregoś z portierów – skarbu umieszczonego w najdalszych „pampas” Patagonii.



4.2.2. Kilka szczególnych obserwacji


Jak już zaznaczyłem mówiąc o salezjaninie koadiutorze nie zamierzałem dokonać wyczerpującego przedstawienia różnorodnych aspektów odnoszących się do jego misji i powołania. Biorąc inspiraję z postaci i doświadczenia świętości Artemide Zatti’ego wziołem pod uwagę kilka elementów, które odnoszą się do tożsamości salezjanina koadiutora, jego szczególnego wkładu w posłannictwo i jego pozycji we wspólnocie62. Inne mogą być pogłębione później. Obecnie wskażę na kilka znaczących aspektów.


4.2.2.1. Organizacyjna forma Instytutów


Kiedy mówiłem w poprzednim paragrafie o obecności braci świeckich w wielu Zakonach i Zgromadzeniach, nawiązałem do organizacyjnej formy Instytutów. Wiemy, że jest ona dzisiaj przedmiotem rozpoznania na szczeblu kościelnym. I rzeczywiście, przy okazji Synodu poświęconego życiu konsekrowanemu, została na nowo zaproponowana refleksja na temat relacji pomiędzy poszczególnymi charyzmatami, postaciami członków a różnymi formami organizacyjnymi Istytutów (Instytutów kleryckich i Instytutów świeckich). W adhortacji Vita Consecrata papież odniósł się do specjalnej Komisji, ustanowionej przy Kongregacji dla Instytutów Życia Konsekrowanego i Towarzystw Życia Apostolskiego, w celu pogłębienia w tym kontekście tematu Instytutów nazywanych ‘mieszanymi’63.

Zwracając się właśnie w tym kierunku i w związku z pracą wspomnianej Komisji, KG24 wyznaczyła następujące ukierunkowanie w obliczu odnowionej refleksji odnośnie „formy” naszego Towarzystwa: <<W świetle Adhortacji Apostolskiej Vita Consecrata i przeprowadzonych rozwiązań prawnych na temat „formy” Instytutów zakonnych, KG24 uznaje niezbędnym studium nad możliowścią formy „mieszanej” naszego Towarzystwa i dodatkowe pogłębienie, w jakim stopniu nowości związane z taką fomą odpowiadają naszemu charyzmatowi i pierwotnym planom Założyciela>>64.

Wiemy, że wyżej wspomniana Komisja nie zakończyła jeszcze tego studium i nie mamy zatem miarodajnych i zdefiniowanych wskazań. Nie mniej jednak wiemy, że przeważa kryterium wierności charyzmatowi w każdym Instytucie.

Pozostaje ważną usilna prośba KG24, która będzie musiała być na nowo podjęta gdy znane będą rezultaty studium przeprowadzonego przez Komisję, które będą mogły rozjaśnić naszą refleksję, w połączeniu z tym co już zostało uzyskane odnośnie aspektów naszego charyzmatu przy okazji poprzednich Kapituł.


4.2.2.2. Salezjanin koadiutor i współpracownicy świeccy65


Temat, na który w kontekście KG24 zadano mi pytania powtarza się w tego typu pytaniach: Jakie miejsce zajmuje salezjanin koadiutor w nowym modelu działania zlożonym z salezjanów i świeckich? Jeśli podmiot misji, grupa operacyjna jest złożona z salezjanów i świeckich, jaki jest specyficzny wkład lub znaczenie salezjanina koadiutora? Obecność wielu świeckich, którzy podzielają duch i posłannictwo ks. Bosko, czyni mniej znaczącą obecność salezjanina koadiutora jako przedstawienie wymiaru świeckiego powołania i posłannictwa salezjańskiego?

Powiedzmy od razu, że jeśli wstawimy w nawias konsekrację zakonną, aby rozważać ją w terminach odnoszących się do działania i zadań użytecznych, to nie tylko zburzy to plany, lecz sfałszuje jej wymiary. Słusznie w ostatnich czasach sama Kongregacja dla Instytutów życia konsekrowanego i Towarzystw Życia Apostolskiego podkreślała potrójne założenie, wg. którego chrześcijanin żyje swoim włączeniem się w Chrystusa: sprawujący urząd lub kapłan, świecki, konsekrowany wg. charyzmatu.

Taka jest zatem pierwsza podstawowa różnica zakonnika laika – salezjanina koadiutora – wzgędem świeckich współpracowników nadana przez tożsamość ‘konsekrowanego’, lecz ze znamieniem świeckim: zatem od tego jak przeżywa związek przymierza, jaki Bóg z nim zawarł i swoją osobistą relację z Bogiem. Nie ma nadziei na przyszłość dla postaci zakonnika który nie wyrazi w sposób natychmiastowy i niemal emocjonalny transcendentnego znaczenia; jeśli nie będzie to znak wskazujący na to, co boskie i na miłość bilźniego, która od Boga pochodzi. Nieużytecznym i błędnym byłoby szukać różnicy na bazie zadań, zestawienia i hierarchii. Będziemy musieli na nowo przeczytać fragmenty Ewangeli o służbie uczniów wobec innych.

Osłabienie tożsamości salezjańskiej wspólnoty zakonnej jako swoistego ośrodka animacji lub jej tylko użyteczna pozycja w WWD nie będąca świadectwem, mogłaby doprowadzić zrównania różnych postaci salezjanina konsekrowanego i świeckiego współpracownika, do skutecznych uogólnień bycia i prezentowania się. Są to niepokoje, o których czytamy w dokumencie kapitulnym: <<Dojrzewanie posoborowe powołania świeckich stawia pod znakiem zapytania tożsamość salezjanina SDB w jego specyfice osoby konsekrowanej. U niektórych SDB zauważa się odczucia, które budzą zatroskanie: (...) niektórym wydaje się, że świecki pozostając świeckim może robić wszystko lub prawie wszystko to, co robiła i robi osoba konsekrowana; inni uważają, że dobro, wykonywane przez nich jako osoby konsekrowane we wspólnocie, która „ogranicza”, mogliby czynić o wiele bardziej efektywnie poza nią, jako zaangażowani świeccy>>66.

Wobec tych niepokojów KG24 udzieliła odpowiedzi odnosząc się do wspólnoty salezjańskiej i do salezjanina widzianego jako członka wspólnoty konsekrowanej, szczególnie mówiąc o „wspólnocie osób konsekrowanych jako duszy WWD”67. Ja sam podkreśliłem ten punkt na zakończenie Kapituły stwierdzając, że wielu uczestniczy w charyzmacie ks. Bosko, <<lecz ma to we wspólnocie SDB jakiś szczególny stopień koncentracji: na mocy konsekracji, przez doświadczenie wspólnotowe, przez projekt życia (profesja), przez całkowite poświęcenie się posłannictwu>>68. A w niedawnym moim liście o duszpasterstwie powołań, zapraszając was do otwartego zaproponowania powołania do życia konsekrowanego, pisałem: <<To prawda, że ludzie świeccy mogą wnieść wiele, ale jest także prawdą, że Ksiądz Bosko w centrum swej rodziny postawił wspólnotę konsekrowanych>>69.

Z drugiej strony oczywistym jest, że nikt nie może żądać, aby jakiś człowiek przez pośrednictwo wychowawcze wyraził tylko wymiar religijny. Istnieją zajęcia o znaczeniu doczesnym, wymagają różnych kompetencji i rozkładają się na takich, którzy odznaczają się takimi kompetencjami. Ale jest jeszcze inny wymiar, głębszy, dla człowieka konsekrowanego, którego ideałem życia jest związek z Bogiem, których Jezus chce jako swoich uczniów: chodzi tu o konsekrację jako wzorzec i paradygmat świętości.


4.2.2.3. Formacja salezjanina koadiutora


Inne pytanie, które podejmuje się ostatnio, i słusznie jeśli jest zaproponowane „z rozpoznaniem”, dotyczy drogi i poziomu formacyjnego salezjanina koadiutora. Istotnie formacja i kwalifikacja współbraci koadiutorów pozostaje główną drogą dla znaczącego doświadczenia, formacji, która uczyni wymowną jego obecność i jego wkład.

Sprawa powinna być przedstawiona „z rozpoznaniem” w taki sposób, aby było jasne, że formacja duchowa, wychowawcza i pastoralna są podstawą naszego powołania apostolskiego. Natomiast formacja techniczna i specjalistyczna zawodowa są dopasowane do konkretnych i osobowych form pośrednictwa wychowawczego. Ratio na nowo przepracowane w tych latach, także przy zaangażowaniu współbraci koadiutorów, przyjęło wyżej wymienione ukierunkowanie wg. słusznych środków. W różnych regionach widać już konkretną tego realizację.

Można stwierdzić, że jakościowa formacja, która czyni znaczącym powołanie salezjanina koadiutora, jego obecność i specyficzny wkład w posłannictwo, stanowi sekret przyszłości koadiutorów. W „galerii” wcześniej przedstawionych koadiutorów widać złączenie między codzienną kwalifikacją a ćwiczeniem się w miłości wychowawczo-duszpasterskiej.

Co do tego przeszliśmy już znaczącą drogę na polu formacji początkowej i ciągłej, drogę, do której Ratio nas pobudza, aby ją kontynuować.

Podstawowe ukierunkowanie Zgromadzenia jest jasne, w tym co dotyczy każdego salezjanina, koadiutora, kandydata do kapłaństwa i kapłana, i powinno być przyjęte odpowiedzialnie przez Inspektorie.

Gdy idzie o formację, mówią Konstytucje, że ona <<przebiega na równorzędnym poziomie, ma te same fazy oraz podobne cele i treści. Zróżnicowanie bywa warunkowane przez specyficzne powołanie każdego, osobiste przymioty i uzdolnienia oraz zadania naszego apostolatu>>70.

Ratio wskazuje na wymagania formacyjne dla każdego salezjanina wychowawcy i duszpasterza; kryteria, treści i warunki, które trzeba zapewnić dla formacji równorzędnej, lecz nie ograniczającej; właściwej i zróżnicowanej; dla kwalifikacji i zawodostwa odpowiedniego do posłannictwa, wielorakich form uczestnictwa w nim i do konkretnych możliowści współbraci.

Odpowiedziali powinni zwrócić szczególną uwagę na jakość drogi formacyjnej, na specyficzną formację zakonną i kwalifikację zawodową, na inicjatywy podtrzymujące drogą formacji ciągłej. W niektórych przypadkach dla osiągnięcia tego celu będzie niezbędnym nawiązanie współpracy międzyinspektorialnej. To, co istotne nie powinno być zagubione lub odłożone na drugi plan w życiu młodych kandydatów i dojrzałych salezjanów: <<My, Salezjanie – przypominają nam Konstytucje – tworzymy wspólnotę ochrzczonych, którzy, posłuszni wezwaniu Ducha Świętego, pragną przez określoną formę życia zakonnego realizować program apostolski Założyciela: być w Kościele znakami i nosicielami miłości Bożej do młodzieży, zwłaszcza uboższej>>71. Jeśli to upadnie, to upadnie nasza tożsamość i nasz projekt.




5. Duszpasterstwo powołań: zaproszenie do szczególnego zadania


Z refleksji nad powołaniem salezjanina koadiutora, także w świetle doświadczenia świętości Artemide Zatti’ego, z przekonania o znaczeniu jego obecności w posłannictwie salezjańskim, a więc w Zgromadzeniu, wydobywa się konieczność i ważność szczególnego zadania zaproponowania dzisiaj tego powołania.

Jeśli jest prawdą, że wokół naszego Ojca i innych salezjanów, Bożych ludzi, zauważało się ten ruch przyciągania, który nie potrzebował podręczników czy wielkich organizacji, jest również prawdą, że historia poprzez wsiłki działania i łączenie doświadczeń, ukazała różne drogi i warunki powstawania i wzrostu tej formy powołania dla posłannictwa salezjańskiego i jego pełnej realizacji w świętości. Pogłębienie jakiego w tym względzie dokonano ukazało jego orginalność, piękno i skuteczność.

Trzeba zatem odszukać ten dar tam gdzie on jest i gdzie powinin być podtrzymywany. Winniśmy się zdecydowanie zaangażować w duszpasterstwo powołań, które jest podobieństwem, relacją i zaproszeniem. Rozpoznanie i przyjęcie daru Bożego jest pierwszym gestem każdego duszpasterstwa powołań. Jesteśmy przekonani, że Duch Święty wzbudził i nadal wzbudza tę postać zakonnika w naszej wspólnocie.

O duszpasterstwie powołań jako jednym z najważniejszych zadań naszego posłannictwa i jego znamionach w chwili obecnej mówiłem kilka miesięcy temu w liście „Oto teraz czas odpowiedni”72. Specyfice duszpasterstwa powołań zostało także poświęcona trzecia część książki „Salezjanin koadiutor”73.

Nie jest moim zamiarem podejmowanie tego, co możecie znaleźć w tych dwóch pismach. Chciałbym raczej przy nadzwyczajnej okazji beatyfikacji koadiutora Artemide Zatti prosić w najbliższych latach każdą inspektorię, każdą wspólnotę i każdego współbrata – poczynając od tego roku – o odnowione, nadzwyczajne i właściwe zaangażowanie w sprawę powołania salezjanina koadiutora, w ramach duszpasterstwa powołań: modląc się o nie, przedstawiając i proponując je, wzywając, przyjmując i towarzysząc, żyjąc nim osobiście i razem ze wspólnotą.

Pierwsza refleksja i konkretne zaangażowanie powinny mieć miejsce w kontekście lokalnym: w każdym domu i w każdej inspektorii; potem na poziomie inspektorialnym i regionalnym. Konteksty w jakich żyje światowe zgromadzenie takie jak nasze są bardzo różne, jak różne są wrażliwości, możliwości i perspektywy, również w tym co odnosi się do postaci salezjanina koadiutora. Wśród Przełożonych Generalnych zauważamy często ten pluralizm w rozległym zjawisku globalizacjii i jesteśmy świadomi ważności jedności charyzmatycznej wyrażonej bez sztywnego trzymania się wzorów i zatwierdzania szlaków formacji.


Zaangażowanie w sprawę powołań zostało zaproponowane przez niektóre inspektorie jako temat na najbliższą Kapitułę. Nawet jeśli nie został wybrany jako punkt zasadniczy, znajduje on swoje mniejsce w ramach rozpoznania kapitulnego, które zweryfikuje warunki mogące wspomóc radosne i wzmacniające doświadczenie powołania we wspólnocie, a przy tym nie jest trudno przewidzieć możliwości odniesienia do różnych form salezjańskiego powołania.

Wiem, że za każdym razem jak dzielimy się refleksją na ten podstawowy temat pojawiają sią zaraz wyzwania i trudności, które trzeba podjąć i przezwyciężyć.

Pierwsze wyraźne wyzwanie spowodowane jest niedostateczną liczbą powołań koadiutorów oraz ich powolnym i postępującym spadkiem w Zgromadzeniu. Jest to zjawisko, kóre odczuwają wszystkie Instytuty, czasem w formie jeszcze gorszej, szczególnie Instytuty świeckie. Kiedy zmarł Artemide Zatti przeżywaliśmy w zgromadzeniu epokę mocnego rozwoju powołań salezjanów koadiutorów, zarówno gdy idzie o wzrost liczbowy jak i zaangażowanie kwalifikacyjne. Z tego punktu widzenia sytuacja poważnie się zmieniła. Niektóre dane statystyczne każą nam zwrócić uwagę na rozmiary zmian. Są one wskaźnikami do usytuawania w najszerszym kontekście sytuacji powołaniowej życia konsekrowanego i różnych pól, na których jest obecne zgromadzenie74.

Aspekt statystyczny może być też następstwem innych wyzwań lub trudności, które w ten sposób są przedstawione w cytowanej książce o salezjaninie koadiutorze: <<Znajduje się pewną trudność w przedstawianiu młodzieży fizjonomii zakonnej, duchowej i apostolskiej salezjanina koadiutora w całym jej bogactwie, w sposób zrozumiały i bliski ich aspiracjom. Różne zjazdy na temat powołania zakonników laików poszukiwały tego przyczyn: brak wzorów tożsamości, mantalność ‘klerykalna’ niektórych obszarów, nieobecność znaków wyróżniających zakonnika laika, usytuowanie duszpasterstwa powołań, naturalna tendencja młodzieży do łączenia powołania ze służbą religijną wobec ludu>>75.

W moim liście na temat powołań podkreśliłem dzisiejszą trudność zaproponowania powołania do życia konsekrowanego. <<Współczesne społeczeństwo, a często także sama wspólnota chrześcijańska, - pisałem – nie posiadają odpowiedniej znajomości życia zakonnego tak, aby mogły zrozumieć jego znaczenie i wartość. Nasza forma życia konsekracją zatraciła swoją widzialność i pod wieloma aspektami wydaje się być trudna do odszyfrowania. Co staje się jeszcze bardziej niepokojące w obliczu rosnącej obecności świeckich w Kościele, i również dla nas, w posłannictwie salezjańskim>>76.

Te trudności, których wpływu jesteśmy świadomi, dalekie od osłabienia, powinny pobudzić i uczynić bardziej przakonującym nasze zaangażowanie. W tym kontekście wydają mi się odpowiednie słowa Jana Pawła II z adhortacji apostolskiej Vita Consecrata, odnoszące się do trudności i perspektyw powołaniowych: <<Nowym sytuacjom niedostatku należy zatem stawić czoło ze spokojem, jaki płynie z przekonania, że od każdego oczekuje się nie tyle sukcesu, co raczej wysiłku wierności>>77. Chodzi o wysiłek wierności: wierności darowi Bożemu i wierności projektowi Księdza Bosko.

Naszą pierwszą postawą powinno być zaufanie Chrystusowi i odwołanie się do Niego. Odnośnie do tego przywołam słowa napisane mi przez jednego ze współbraci koadiutorów: <<Także dziś rozbrzmiewa to „pójdź za mną”. Z wielkim zdziwieniem wciąż się zauważa, że również dzisiaj są młodzi, którym nic nie brakuje, by skierować się ku kapłaństwu, a oni jednak wybierają powołanie zakonnika świeckiego, także w zgromadzeniu salezjańskim. Dlatego w duszpasterstwie powołań trzeba wierzyć w to powołanie samo w sobie kompletne i przekazać przez osmozę jego wartość, bez forsowania i zniekształcania w kierunku postaci klerykalnej. Trzeba być przekonanym, że są młodzi, którzy nie utożsamiają się z wzorem kapłańskim, a są przyciągani przez wzór konsekrowanego laika. Jakie są powody tego wyboru? Wszelkie motywacje są niewystarczające: na końcu pozostaje tajemnica Łaski i wolności>>.

Wielorakie są drogi przedstawiania powołania salezjanina koadiutora: opowiadać o ks. Bosko i historii salezjańskiej, przedstawić aktualne doświadczenia Zgromadzenia, nawiązać kontakt pośredni lub bezpośredni z wzorami, pogłębić świecki charakter powołania.

Znamy warunki jakie trzeba zapewnić, aby obudzić zainteresowanie, aby zaanimować, przyjąć i towarzyszyć powołaniom.

Jest niezbędnym dać poznać powołanie salezjanina koadiutora poprzez bezpośrednią i rzeczową prezentację, która uwypukli życie konsekrowane wg. autentycznego charyzmatu ks. Bosko i pozwoli zrozumieć jego realizację jako koadiutora i prezbitera. W tej perspektywie można wskazać na kryteria właściwego rozpoznania dla uniknięcia decyzji opartych na stereotypach i prostego braku zalet do powołania kapłańskiego.

Tego rodzaju prezantacja może być odpowiednia, a czasem nieodzowna na polu „kościelnym”, gdzie powołanie chrześcijanina laika, a więc zakonnika laika – jak salezjanina koadiutora – często jest mało znane lub nawet ignorowane, także w kontekście Rodziny Salezjańskiej.

Nie przypominam sobie odkrytych powołań salezjańskich, które nie miałyby tych czterech cech: ducha i pragnienia Boga aż po danie mu pierszeństwa w miłości i programowaniu życia; urzeczenie ks. Bosko; zamiłowanie do posłannictwa młodzieżowego przez wychowanie i duszpasterstwo; poczucie bratniego uzupełniania się bez kompleksów podporządkowania, życzliwego, tolerancyjnego i wspaniałomyślnego we wspólnicie.

Mówi się często, że powołanie salezjanina koadiutora, będąc w sobie pełne i znaczące, jest słabo widzialne, co odnosi się przede wszystkim do jego doświadczenia konsekracji, do jego bycia wychowawcą - duszpasterzem, do jego zdolności animacji i przekazywania wartości charyzmatu. Jest to uwaga, która żąda wyjaśnień od każdego salezjanina i od każdej wspólnoty w aktualnym kontekście i w nowym modelu działania. Jak zrobić, aby młodzież i współpracownicy zrozumieli najgłębsze powody, które kierują naszym życiem i stanowią o jego autentyczności, aby poczuli się pociągnięci do pójścia naszą drogą?78 Odpowiedź może przyjść z zainteresowania się osobistym doświadczeniem życia i dzielenia się nim, z jakości formacji, z właściwej oceny tych form „widzialności”, które ukazują „znaczenie” tego, co przeżyte i doświadczone. Trzeba będzie także uważać na pewne formy „widzialności”, do których odwołują się Konstytucje i Regulamimy, t.j. „odpowiedzialne i skuteczne” uczestnictwo w życiu wspólnoty lokalnej, inspektorialnej i światowej, w wyborze odpowiedzialnych za kierowanie, obecność na Kapitułach i w ekipach formacyjnych i animacyjnych79.

Jest oczywiste, że bezużytecznym będzie organizacja i przedstawienie niezbyt autentyczne. Wprowadzenie osób znaczących w praktyce Systemu prewencyjnego, obecność otwarta i udzielająca się, zaświadczona i radykalna przynależność do Jezusa Chrystusa, prymat Boga i miłości, są także dzisiaj i może jeszcze bardziej pobudkami lub motywacjami każdego powołania zakonnego. Staje się złudnym uzasadniać wezwanie powołaniowe w oparciu o inne osobliwości. Tylko solidna formacja chrześcijańska może pobudzić do naśladowania Jezusa Chrystusa. I tak jak zawsze, kto jest depozytariuszem tego daru, jest „pierwszym” odpowiedzialnym za przekazywanie go i udzielanie go innym. Powołanie przekazuje się przez kontakt bezpośredni lub przez udzielanie się. Tak się zdarzało zawsze charyzmatykom i tak będzie dla piękna tego powołania. Im bardziej będą przekonani i pogodni współbracia przeżywając swoje życie w Bogu, tym bardziej będą zdolni przyciągnąć kogoś swoim doświadczeniem.

Pożytecznym jest, aby nasze centra duchowości i fomacji permanentnej inicjowały spotkania i kursy naukowe na temat powołaniowych postaci laików i prezbiterów, które wchodzą w skład naszej wspólnoty i są motorami naszego posłannictwa wg. właściwej specyfiki. Badania te wtedy gdy okazują się użyteczne dla pogłębionej i odnowionej znajomości naszego powołania, są z pewnością pobudką do skuteczniejszego duszpasterstwa powołaniowego. Prosiłem szczególnie inspektorię Bliskiego Wschodu i centrum w Cremisan, aby uczynili się promotorami inicjatyw tego typu: rys biblijny jaki go charakteryzuje – w Ziemi, która przeżyła doświadczenie Słowa , które stało się ciałem – może otworzyć znaczące horyzonty.


Wstawiennictwo Artemide Zatti’ego i urodzaj powołań: wyjątkowe świadectwo.

Nie będzie nie właściwym posłuchać kogoś, kto doświadczył skuteczności wstawiennictwa Artemide Zatti’ego właśnie w aspekcie powołania do konsekracji świeckiej i raczył opowiedzieć nam swoje przeżycie. Chodzi o Jego Eminencję kard. Giorgio Mario Bergoglio, dziś arcybiskupa i kardynała Buenos Aires, a Prowincjała Jezuitów w czasie gdy przedstawił to świadectwo.

Przekazuję tekst listu napisanego do ks. Cayetano Bruno (SDB) z datą: Buenos Aires, 18 maja 1986r.

<<Drogi Ojcze Bruno: Pax Christi! W swoim liście z 24 lutego prosił mnie ksiądz, abym spróbował napisać coś o doświadczeniu jakie miałem z Panem Zatti’m (którego stałem się wielkim przyjacielem) odnośnie powołań współbraci koadiutorów. (...)

Mieliśmy dość duży niedostatek współbraci koadiutorów. Odnieśmy się do roku 1976, tego, w którym ja poznałem życia Pana Zatti. W owym roku najmłodszy współbrat koadiutor miał 35 lat, był pielęgniarzem i zmarł cztery lata później jako ofiara nowotwora mózgu. Następny po nim miał 46 lat, a kolejny 50. Pozostali byli już staruszkami (wielu z nich nadal pracuje aktualnie jako wioślarze mając na karku 80 lat). Ten „obraz demograficzny” współbraci koadiutorów w prowincji Argentyńskiej prowadził wielu do uznania, że ta sytuacja jest nieodwracalna i nie będzie już żadnych innych powołań. Wielu nawet zadawało sobie pytanie o „aktualność” powołania współbrata koadiutora w Towarzystwie, ponieważ patrząc na fakty wydawało się, że się wyczerpały. Ponadto w wielu miejscach dokonywano wysiłków, aby nakreślić „nowy obraz” współbrata koadiutora i zobaczyć czy tą drogą uzyska się mocniejsze wazwanie ze strony młodych do pójścia za tym ideałem.

Z drugiej strony Ojciec Generał Pedro Arrupe S.I. silnie naciskał na konieczność powołania współbrata koadiutora dla całości Towarzystwa. Dochodził do stwierdzenia, że Towarzystwo nie jest Towarzystwem bez współbraci koadiutorów. Wysiłki poczynione przez ks. Arrupe na tym polu były olbrzymie. Kryzys nie dotyczył kilku prowincji, lecz całego Towarzystwa (co do powołań koadiutorów).

W 1976 r., w przybliżeniu było to w miesiącu wrześniu, podczas wizyty kanonicznej misjonarzy jezuickich półn. Argentyny, zatrzymałem się kilka dni w arcybiskupstwie Salta. Tam w pogaduszkach pod koniec posiłku Mons. Pèrez opowiedział mi o życiu Pana Zatti’ego. Dał mi także do przeczytania książkę o jego życiu. Zwrócił moją uwagę na tak pełną postać koadiutora. W tamtej chwili pomyślałem, że muszę poprosić Pana za wstawiennictwem tego wielkiego koadiutora, aby wzbudził nam powołania koaditorów. Odprawiłem nowennę i prosiłem nowicjuszy, aby zrobili to samo. (...)

W Salta przy różnych okazjach czułem wezwanie do powierzenia Panu i Maryi przyrost powołań w Prowincji (tu mówiąc ogólnie, a nie tylko koadiutorów, to co uczyniłem przez Pana Zatti’ego). Ponadto złożyłem obietnicę, że nowicjusze pójdą w pielgrzymce na święto Cudownego Chrystusa jeśli osiągniemy liczbę 35 nowicjuszy (spełniło się to we wrześniu 1979).

Powracam do prośby o powołania koadiutorów. W lipcu 1977 wstąpił pierwszy młody koadiutor (obecnie ma 32 lata). 29 października tamtego roku wstąpił drugi (aktualnie ma 33 lata)>>.

List przedstawia dalej rok po roku wykaz innych 16 koadiutorów, którzy wstąpili w latach 1978 - 1986 r. Po czym stwierdza dalej:

<<Od kiedy zaczęliśmy modlitwy do Pana Zatti’ego wstąpiło 18 młodych koadiutorów, którzy trwają i innych 5, którzy wystąpili z nowicjatu lub z junioratu. W sumie 23 powołania.

Nowicjusze, studenci i młodzi koadiutorzy wiele razy odprawili nowennę ku czci Pana Zatti’ego, prosząc za jego przyczyną o powołania koadiutorskie. Ja sam ją odprawiłem. Jestem przekonany o jego wstawiennictwie co do tej kwestii, ponieważ biorąc pod uwagę liczbę jest to rzadki przypadek w Towarzystwie. W uznaniu tego, w 2 i 3 wydaniu Modlitewnika Najświętszego Serca umieściliśmy nowennę, aby prosić o kanonizację Pana Zatti’ego.

Interesującą sprawą jest jakość tych, którzy wstąpili i trwają. Są młodzieńcami, którzy chcą być koadiutorami takimi, jakimi św. Ignacy chciał żeby byli bez „osładzania im pigułki”. Dla nas powołanie współbrata koadiutora jest bardzo ważne. Ks. Arrupe mówił, że Towarzystwo bez nich nie jest Towarzystwem. Mają specjalny charyzmat, który żywi się modlitwą i pracą. Czynią dobro dla całego Towarzystwa. (...) Są litościwi, weseli, pracowici, zdrowi. Bardzo silni i świadomi powołania, do którego zostali wezwani. Czują szczególną odpowiedzialność modlenia sią za młodych studentów jezuitów, którzy przygotowują się do kapłaństwa. Nie widać w nich „kompleksu niższości” przez fakt, że nie są kapłanami, ani nie przechodziło im przez myśl dążyć do diakonatu...itd. Wiedzą jakie jest ich powołanie i tego chcą. Jest to zbawienne i dobrze robi.

Taka była w zarysie historia mojego związku z Panem Zatti’m wokół problemu powołań współbraci koadiutorów w Towarzystwie. Powtarzam, że jestem przekonany o jego wstawiennictwie, ponieważ wiem ileśmy się modlili mając jego jako wsparcie.

Wystarczy na dzisiaj. Wasz oddany w Naszym Panu i Jego Najświętszej Matce

Giorgio Mario Bergoglio S.I.>>

Wspaniałe wezwanie również dla nas, aby wzywać wstawiennictwa Artemide Zatti’ego o wzrost dobrych i świętych powołań salezjanów koadiutorów.


Zakończenie: nasze powołanie do świętości.


Drodzy współbracia! Otwórzmy się na przjęcie łaski i orędzia jakie Kościół przedstawia nam przez świadectwo salezjańskiej świętości tegoż współbrata koadiutora.

Postać Artemide Zatti’ego jest bodźcem i inspiracją dla uczynienia nas wrażliwymi na nowe, dzisiejsze i naglące pola duszpasterstwa i przede wszystkim by popchnąć nas do przemyślenia z otwartością i szlachetnością obecności salezjanina koadiutora naznaczonego tymi oto znamiennymi rysami:

  • całkowite pragnienie pozostania i pracy z ks. Bosko wg. hasła da mihi animas

  • przeżycie pełnej konsekracji, która ma swoje mocne i bezpośrednie wyrażenie przez uczestnictwo w posłannictwie wspólnotowym i bratniej miłości

  • wciąż odnawiany i jasny rozwój własnego przygotowania zawodowego jako środek dla czynienia dobra.

Wydarzenie jakim będzie jego beatyfikacja, która przedstawi go jako wyjątkowy wzór dla naszej Rodziny i dla Kościoła, podkreśla podstawowy element naszego życia jako konsekrowanych na początku trzeciego tysiąclecia: jest to pierwszeństwo dane duchowemu wymiarowi istnienia, nowość i proroctwo przyniesione przez Wcielenie, które ukazuje się w miłości zdolnej czynić rzeczy przerastające człowieka. Chodzi zatem o zasadniczą formę profetyzmu chrześcijańskiego: zaskoczyć radykalnym wyborem miłości, kontestując bez obawy każdą dwuznaczność, działając zdecydowanie przeciwko złu, które poniża osoby. Może nie jest koniecznością dzisiaj zakładać wielką liczbę instytucji (ściśle wychowawczych), lecz zobaczyć na nowo przesłanie przekazane przez nasze życie osobiste i wspólnotowe jako Ewangelię ukazaną w czasie80, i przedłużenie życia i działania Jezusa. Jednym słowem, naszą świętość.


Nie mogę zakończyć bez zaznaczenia obecności i roli jaką miała Wspomożycielka w powołaniu i w drodze do świętości Artemide Zatti’ego.

<<Wierzę – zapewnia jeden ze świadków – że Sługa Boży odczuwał jak mało kto pobożność do Maryi Wspomożycielki>>81. Natomiast w Positio czytamy: <<Aby skorzystać z inspiracji z jaką był zakochany w Maryi trzeba przejżeć jego listy, gdzie poleca swoim bliskim zwrócić się do Maryi, gdzie stwierdza, że to iż jest w zgromadzeniu zawdzięcza Jej, gdzie uznaje, że Maryi zawdzięcza życie i gdzie często znajduje się wezwanie o Jej pomoc i wstawiennictwo>>82.

Faktycznie przypisywał on Maryi – jak to widzieliśmy – swoje uzdrowienie z gruźlicy i z tego powodu poświęcił całe swoje życie Bogu służąc chorym i ubogim. Przez wszystkie dni czcił Ją odmawiając różaniec, nawet wtedy gdy jechał na rowerze ulicami Viedma i to samo kazał czynić wszystkim chorym. Charakterystycznym było jego zawołanie maryjne gdy wchodzi do domów: „Bądź pozdrowiona Maryjo najczystsza”83.

Wiele jest znaków, które świadczą o obecności Maryi nieustannie odczuwanej, która podczymywała Sługę Bożego w jego posłannictwie i którą brał za wzór poruszającej go wiary i miłości dobrego samarytanina w służbie potrzebującym. Olśniewająco zrealizowało się w Artemide Zatti’m – jak powinno się spełniać także w nas – to, o czym mówią nasze Konstytucje: <<Maryja Niepokalana i Wspomożycielka wychowuje nas do pełnego oddania się Panu i dodaje nam odwagi w służbie braciom>>84.

Drodzy współbracia, Dziewica Maryja, nasza Matka i Wspomożycielka niech wspiera postępowanie każdego z nas i całego Zgromadzenia na drogach świętości salezjańskiej dla dobra młodzieży, do której jesteśmy posłani.

Jest to najlepsze życzenie w obliczu KG25.

Wasz oddany w ks. Bosko



Juan Vecchi










1 Zob. MB IV, s. 550

2 MB VI, ss. 334-335

3 Por. KG21, nr 197-198

4 Sulla autorità salesiana, anche in rapporto al ministero sacerdotale si può vedere la riflesione del CG21 sul ruolo del direttore (CG21, 49 ss); la lettera circolare di Viganò E. L’animazione del Direttore salesiano in ACS 306; e Vecchi J. Spiritualità salesiana, LDC Torino 2001, pag. 184-194

5 To świadectwo o Sylwestrze Chiappini (lub Chiappino jak wynika z niektórych dokumentów) pochodzi od Józefa Vespignani’ego, który w liście pośmiertnym mówi o „pierwszych ślubach salezjańskich w Nowym Świecie”.

6 Treść tego rozdziału pochodzi w większej części, często dosłownie, z Positio procesu beatyfikacyjnego, nawet jeśli brak jest odnośników i nie daje się cudzysłowu, tam gdzie ma miejsce dosłowny cytat.

7 Positio, s.27

8 Tamże

9 A Bahia Blanca c’è una storia quasi comica di mazziniani, garibaldini e settembrini. Ogni anno questi gruppi si prendevano cura di celebrare con sempre maggiore fragore l’anniversario della breccia di Porta Pia, con relative marce e grida contro Pio IX e il Papato. Nella storia della nastra presenza salesiana di Bahia Blanca, documantata dalla stampa locale, dalle cronache della casa, dal rapporti inviati al Vescovo, si legge che il martirio maggiore per il direttore salesiano fu “il 20 settembre” garibaldino, ricordo di mille battaglie. Si vedeva questa data sopraggiungere come una grandinata sui seminati. Le cronache del collegio don Bosco cominciano ad annunciare la temuta data già dal 1889. Quell’anno, il 20 settembre, i settembrini cominciarono a passare di fronte alla chiesa mentre si celebrava la novena della Patrona, “Nostra Signora della Mercede”, facendo suonare dalla banda l’inno a garibaldi ed altre musiche ostili alla Chiesa. Nell’anno 1893 si legge nella cronaca: <<La notte del 20 settembre i garibaldini disturbarono molto. Passarono di fronte alla Chiesa gridando: muoia il Papa, morte al parroco Borghino, abbasso i preti!>>.

10 Por. Positio, s.35

11 Por. Positio, s. 36

12 Tamże

13 Tamże

14 Por. Tamże

15 Por. Konstytucje, art.21

16 Por. Tamże, art. 41

17 Tamże

18 Por. Positio, s. 47

19 Por. Tamże

20 Por. Tamże, s. 76

21 Positio, s. 76

22 Informacje o salezjańskim dziele w Viedma: por. Positio, s. 61-65

23 Positio, s. 79

24 Por. Tamże, s. 79nn

25 Por. Tamże, s. 74

26 Istnieje oryginał w języku hispańskim.

27 Positio, s. 80

28 Tamże, s. 81

29 Summarium, s. 310, nr 1224

30 Positio, s. 84

31 Por. Tamże, s. 93

32 Tamże, s. 149

33 Por. Tamże, s. 104-105

34 Por. Tamże, s. 103

35 Por. Tamże, s. 92

36 Tamże, s. 198

37 Konst., art. 25

38 Novo Millennio Ineunte, 31

39 Por. Konst. Art. 3

40 Tamże, art. 18

41 Rescritto del Papa Pio XI a don Filippo Rinaldi, 10 giugno 1922. Si fa presente che questa Indulgenza, dopo la Costituzione Apostolica Indulgentiarum doctrina di Paolo VI del 1 gennaio 1967 e il successivo decreto attuativo della Penitenzieria Apostolica, non è più in vigore. La Penitezieria, in data 31 gennaio 1968, ha concesso speciali Indulgenze plenarie, lucrabili dai Salesiani e dalle Figlie di Maria Ausiliatrice, in particolari occasioni.

42 Por. Konst., art. 95

43 Summarium, s. 43, nr 160

44 Tamże, s. 179, nr 73

45 Tamże, s. 60, nr 231

46 Por. Tamże, s. 65, nr 248

47 Por. Tamże, s. 187, nr 768-771; s. 51, nr 199

48 Por. C.P. f. 730t.

49 Konst., art. 45

50 Tamże

51 Por. DRG 365

52 Por. KG24, 174; Konst., art. 45

53 KG 24, 154; por. 236

54 Por. Il Salesiano coadiutore, Roma 1989, s. 107-108

55 KG 24, 154

56 DRG 265, s. 37nn

57 Por. KG21, Dokument 2, Salezjanin koadiutor, nr 166-211

58 Por. La componente laicale della comunità salesiana, lettera circolare del 24 agosto 1980, ACS 298

59 Por. Konst. art. 45; Il progetto di vita dei Salesiani di Don Bosco, s. 377-380

60 Por. Konst., art. 121

61 KG21, nr 301; FSDB 324

62 Su questi elementi della vocazione e missione del salesiano coadiutore, si può vedere: CG21, Documento 2 citato; Il progetto di vita dei Salesiani di Don Bosco, pag. 377-380; Il salesiano coadiutore. Storia, identità, pastorale vocazionale e formazione, Editrice SDB – Roma 1989; FSDB, passim

63 Por. VC 61

64 KG24, nr 192

65 Il CG24 ha trattato ampiamente il tema. Si può vedere l’Indice analitico alla voce: Rapporti tra salesiani e laici. Specificamente sui coadiutori, n. 154

66 KG24, nr 45

67 Por. Tamże, nr 149-155

68 Tamże, nr 236

69 DRG 373, s. 38

70 Konst. art. 106

71 Tamże, art. 2

72 Por. DRG 373

73 La vocazione del salesiano coadiutore nella pastorale vocazionale, in Il Salesiano coadiutore. Storia, identità pasorale vocazionale e formazione, Editrice SDB – Roma 1989, pag. 133-161

74 Nie można jednak powiedzieć, że brakuje powołań na koadiutorów. Średnia roczna pierwszych ślubów i ślubów wieczystych salezjanów koadiutorów w latach 1990 – 1999 (10 lat) wynosiła: I śluby 57,3; śluby wieczyste 32,8.

75 Il Salesiano coadiutore, pag. 141

76 DRG 373, s. 38

77 VC nr 63

78 DRG 363, s. 23

79 Por. Konst., art. 123; Reg., art. 169; FSDB 234.284

80 Por. VC 62

81 Summarium, s. 270, nr 1080

82 Positio, s. 229

83 Por. Tamże

84 Konst., art. 92