MB_PL_v15


MB_PL_v15

1 Pages 1-10

▲back to top

1.1 Page 1

▲back to top
Ks. Eugeniusz Ceria
PAMIĘTNIKIBIOGRAFICZNE
ŚWIĘTEGO JANA BOSKO
TOM XV
1881 – 1882
PPRZEMYŚL 1942
1

1.2 Page 2

▲back to top
2

1.3 Page 3

▲back to top
Słowo wstępne
W roku 2009 Zgromadzenie Salezjańskie obchodziło 150 – lecie swego istnienia,
a obecnie przygotowuje się do kolejnej ważnej rocznicy: w roku 2015 minie 200 lat od
narodzin św. Jana Bosko. Ojciec i Nauczyciel Młodzieży jest żywy i wyraźnie
widoczny w dziełach salezjańskich na całym świecie. Odczuwamy jednak potrzebę
odkrywania na nowo naszego Ojca poprzez osobiste i wspólnotowe studium
przekazów o Jego życiu. Najbardziej obszernym opracowaniem biografii Księdza
Bosko jest Memorie Biografiche di San Giovanni Bosco autorstwa ks. Giovanni B.
Lemoyne i innych. Dzieło zostało przetłumaczone z oryginału przez naszych
Współbraci i udostępnione w nielicznych egzemplarzach oprawionego maszynopisu.
Winni jesteśmy im wdzięczność za wieloletnią żmudną i pokorną pracę nad
tłumaczeniem. Proszę jednak spróbować wypożyczyć to dzieło do osobistej lektury –
niewykonalne wręcz zamierzenie, chyba, że jest się nowicjuszem lub studentem
w seminarium salezjańskim. W tej sytuacji należy oddać honor ks. Stanisławowi
Łobodźcowi, dyrektorowi Domu p.w. św. Jana Bosko w Lubinie i Ks. Stanisławowi
Gorczakowskiemu, którzy zainicjowali przepisanie całego dzieła i umieszczenie go
również na nośniku elektronicznym. Jest to dla Rodziny Salezjańskiej w Polsce
wydarzenie doniosłe na drodze wyznaczonej przez Kapitułę Generalną 26: powrócić
do Księdza Bosko. Niech Pan Bóg błogosławi wszystkim, którzy zaangażowali się
w umożliwienie szerokiego dostępu do Pamiętników Biograficznych, a ich
czytelnikom życzę głębokiego spotkania ze św. Jana Bosko.
Ks. Alfred F. Leja - Inspektor
Twardogóra, dnia 19 czerwca 2010 roku
3

1.4 Page 4

▲back to top
PRZEDMOWA
Ojciec św. Pius XI podczas prywatnej audiencji, która miała miejsce 29
kwietnia 1932 r. polecił piszącemu, by w Pamiętnikach biograficznych Księdza Bosko
pozostawił wiele miejsca dokumentacji. „Mogą być - mówił Papież - nie wiem, jakiej
wartości uwagi autora, prawdziwa jednak doniosłość tkwi w dokumentach. Te więcej,
aniżeli jakakolwiek inna rzecz służyć będą przyszłym pokoleniom i będą przez nich
wyszukiwane”. Są to słowa, które zatwierdzają bezwarunkowo i autorytatywnie
metodę, jakiej trzymaliśmy się dotąd przy pisaniu trzymali i które skłaniają nas do
tego, by nadal trzymać się tej drogi aż do zupełnego ukończenia dzieła. By zadość
więc uczynić obecnym i przyszłym badaczom, nie pominiemy niczego, co tylko
miałoby jakąś wartość do wyświetlenia tego żywota tak zawiłego a zarazem tak
interesującego.
Dlatego też, by nic nie uronić, gdyż często nieprzewidzialnie wydostają się na
światło dzienne nieznane dotąd dokumenty z czasów przeszłych, postanowiliśmy sobie
już na samym początku, by załączać je w dodatku, znajdującym się przy końcu
poszczególnego tomu.
Dać szerokie pole dokumentom, znaczy zanurzać postać Księdza Bosko
w świetle ustawicznie odmieniającym się, to dwuletnie bezstronne studium będzie dla
czytelników nowym doświadczeniem. Nie braknie mu bez wątpienia także
i przeciwników, lecz godzina wybiła, która oznacza kres cierpliwego i heroicznego
oczekiwania. Ksiądz Bosko w momentach największych sprzeczności zwykł
powtarzać: „Cierpliwości. W swoim czasie zrozumieją wszyscy; w swoim czasie Bóg
sprawi, że pojmie się wszystko”. Ten czas pełnego zrozumienia już nadszedł dziś.
Konieczność wymaga, by dodać jeszcze coś do tych dokumentów. W życiu,
bowiem Księdza Bosko kwestia dokumentów przedstawia się w ten sposób,
że zachodzi potrzeba małego jeszcze objaśnienia, by z biegiem lat nie powstały
trudności, które byłyby nie do pokonania dla kompetentnych i gruntownych nawet
historyków.
Dla nas wiele faktów z życia Księdza Bosko dziś jest pewnych; lecz kiedy
w przyszłości będzie się chciało poddać ich realność kryteriom historycznym,
zabraknie dokumentów prawdziwych i właściwych dla stwierdzenia ich
historyczności. Pewność ich wynika z okoliczności, do której dotąd nie przypisywano
wielkiego znaczenia, gdyż nie mając potrzeby brania ich pod uwagę, pomijano je
zwykle. My wiemy, że Ksiądz Bosko w prywatnych rozmowach, a często i na
publicznych zebraniach chętnie opowiadał o kolejach, jakie musiał przechodzić przez
długi okres czasu, zanim ostatecznie unormował sprawę swego Oratorium. Te
odwoływania się staną się z biegiem czasu coraz rzadsze; nie zostaną jednak nigdy
zupełnie porzucone. I tak w niniejszym tomie zobaczymy, jak on podczas uroczystego
przyjęcia we Francji opowiadał sławny epizod ze szpitala dla obłąkanych i jak
w zakładzie w San Benigno przytaczał ks. Barberisowi inne wypadki, które mu
4

1.5 Page 5

▲back to top
zdarzyły się wiele lat wstecz. A więc, podczas gdy w pierwszym wypadku jego słowa
były, jeżeli tak rzec można, powiedziane na wiatr i powierzone jedynie pamięci
audytorium, to w drugim pochodzą już od samego interlokutora, utrwalone na papierze
i skrzętnie zachowane. Gdyby częściej postępowało się w ten sposób,
udokumentowanie zdarzeń odległych, nie byłoby dziś tak trudnym; na co też może
narzekać będą potomni. Przede wszystkim podobne opowiadania i zwierzenia tylekroć
powtarzane, tworzą pewnego rodzaju tradycję, którą zachowuje się świeżą pod
kontrolą bezpośrednią tych, którzy byli w możności wskazać jej ewentualne
zboczenia, odwołując się w tej sprawie nawet do samego Księdza Bosko.
Z tego źródła czerpał obficie ks. Lemoyne, nie troszcząc się zbytnio o szukanie
oparcia w swych pozorach, które by je zagwarantowały i okazały jego pewność
w czasie odległych bogatych pokoleń. Otóż punkt, który zawsze trzeba mieć na
uwadze przy czytaniu jego dziewięciu tomów. Aż do ostatnich dziesięciu lat, za życia
jeszcze bezpośrednich świadków (lub w jakikolwiek sposób godni świadkowie
tradycji) przyjmowało się jego opowiadanie z pełnym zaufaniem, dając wiarę
informacjom i uczciwości ze znawcy. Zawsze jednak tak nie będzie. Przyjdzie czas,
gdy czytelnikom obce wydadzą się opisane wypadki i dlatego będą chcieli sięgnąć
głębiej. Zatem nim się odrzuci jakiś fakt opowiadany lub jakąś szczególną uwagę,
trzeba wziąć pod uwagę specjalne okoliczności, w których niestrudzony pisarz
kontynuował swoje dzieło.
Przejdźmy do konkretnych faktów. Weźmy na przykład bardzo znany epizod
„z Generala”. Kto żył w czasach Księdza Bosko lub odczuł jeszcze przez ustne
opowiadanie wpływ pierwotnego autentycznego podania, daje wszystkiemu wiarę bez
najmniejszego wahania. Lecz generatio praeterit et generatio advenit. I czyż tym,
którzy ów czas będą nazywać odległym nie będzie się to wszystko wydawać tylko
legendą? Może powiedzą: Samemu wyprowadzić z domu poprawczego kilkuset
opryszków, z powrotem ich wszystkich przyprowadzić tak, żeby żaden z nich nie
uciekł i to bez żadnej straży, jest wyłącznie cudem sprawności pedagogicznej.
Przecież o tak nadzwyczajnym wypadku musiały się rozpisywać współczesne
dzienniki, jak również musiała być zachowana o tym wzmianka w archiwum
więziennym. Lecz chociażby ktoś oddał się poszukiwaniu tych źródeł, trud jego byłby
bezskuteczny: Milczenie w prasie, żadnego śladu w archiwum. Powiem więcej: Nie
odszukałby żadnego dokumentu pewnego, którym by mógł określić rok owego
zdarzenia. Już w roku 1882 starania mające na celu ustalenie tej daty spełzły na
niczym. Nie wie się dokładnie, kto prowadził badania, o jakich wzmiankuje list pisany
ze Stupinigi. Jest pewien ksiądz, który z tej miejscowości tak odpisuje pytającemu:
„Z przykrością muszę stwierdzić, że daremne były moje starania, co do ustalenia
czasu, w którym chłopcy „z Generala” przyszli tu w towarzystwie Księdza Bosko.
Udałem się także z tym zapytaniem do ks. Proboszcza z Mirafiori, najbardziej
podeszłego wiekiem w tych okolicach. Pamięta on doskonale ów fakt; nie umie jednak
powiedzieć, w którym roku miał miejsce. Nie przypomniał go sobie dokładnie i sam
Ksiądz Bosko. W przeciwnym razie nie byłoby potrzeby zbierania zeznań daleko od
5

1.6 Page 6

▲back to top
Oratorium. Mniejsza o to: mamy też świadectwo tego, który własną swoją wiedzą
potwierdza prawdziwość zdarzenia. Jest to dotąd jedyny, cieszący się pewną powagą
pisany dokument o sławnym wydarzeniu:
Ten brak dokumentów, który może wprawić historyka przyszłej epoki
w niemałe zakłopotanie z tego wynikających, wydaje swoje owoce w naszym wieku.
Z wielu stron zwracają się do nas z zapytaniami: Dlaczego Soderini, który
w pierwszym tomie życiorysu Leona XIII przytoczył tak wiele drobiazgowych
szczególików, odnoszących się do przygotowań do konklawe, z którego wyszedł Leon
XIII Papieżem, nie wzmiankował o poczynaniach Księdza Bosko u Crispi’ego,
Ministra Spraw Wewnętrznych i u Mancini’ego ministra Sprawiedliwości? Racja tego
jest bardzo prosta: biograf nie znalazł dokumentów na ten temat. Misja Księdza Bosko
odbyła się w formie całkiem poufnej, bez najmniejszej oznaki oficjalności. Została mu
prawdopodobnie zlecona przez kardynała di Pietro, który jako Dziekan św. Kolegium
musiał się tym zająć bezzwłocznie i gorączkowo sprawą ustalenia miejsca dla
mającego odbyć się konklawe. Do tego kardynała nie omieszkał Mancini przesłać
bardzo poufnego listu, oddanego obecnie Soderiniemu, co do jego opublikowania,
w którym zapewnia Eminencję, że Rząd włoski nie będzie krępował wolności
mającego w Rzymie odbyć się Konklawe. Ten jednak list bynajmniej nie wyklucza
skuteczności misji Księdza Bosko.
W istocie kardynał, który musiał dobrze wiedzieć jak Crispi w dyskusji na
temat praw gwarancyjnych, wobec Parlamentu podtrzymywał konieczność dla władz
włoskich otoczenia opieką Konklawe, nie mógł nic od tego, że wypada doskonale pod
tym względem wybadać jego usposobienie i tak przekonać się, czy istotna myśl Rządu
odpowiada w skutkach zaleceniom danym na piśmie. Do osiągnięcia tego celu właśnie
nie miał osoby odpowiedniejszej nad Księdza Bosko. Kardynał znał jego zdolności
i roztropność od tego czasu, gdy biskup Albano konferował z nim na temat szkół.
Bardzo odpowiadała mu jego idea ugodowa, normująca możliwe stosunki między
Stolicą św. a Państwem włoskim dla dobra dusz.
W ten sposób otrzymało się także odpowiedź na wątpliwość jedną,
przedstawioną przez Mollat’a w jego cennym dziele o „Kwestii rzymskiej”. On
studiując artykuł naszego księdza Aufray’a o zachowaniu się Księdza Bosko w okresie
Odrodzenia włoskiego, w zachowaniu o ten punkt, konkluduje, że dokumenty
opublikowane przez wnuka Crispi’ego, zdają się osłabiać poglądy salezjanów. Z tych
dokumentów wynika, że Mancini, zaledwie Pius IX zmarł, postanowił przesłać
Prezydentowi Rady De Pretis prywatny list, w którym wyraża swoje usunięcia tego, co
mogłoby wpłynąć na przeniesienie konklawe poza Rzym. Lecz jedno nie wyklucza
drugiego z przyczyn wyżej podanych. U nas ta działalność Księdza Bosko została
w tym znaczeniu utrzymana aż dotąd, jako fakt niezbicie pewny; a wiadomość o niej
częściowo pochodzi od księdza Berto, który towarzyszył Księdzu Bosko do Rzymu
w roku 1878, a częściowo ze zwierzeń samego Księdza Bosko. Stąd też ks. Lemoyne
przekazał nam ją w formie sobie właściwej, z czym rozprawimy się pokrótce.
6

1.7 Page 7

▲back to top
Inna kwestia. Soderini w swoim drugim tomie mówiąc o Exequatur
skierowanym do biskupów włoskich, pisze: „W ten sposób kardynał Parocchi,
człowiek wielkiego umysłu, zamianowany arcybiskupem Bolonii, musiał czekać przez
pięć lat na Exequatur i pomimo ustawicznych nalegań dwóch senatorów i próśb
władzy cywilnej Bolońskiej, nie mógł osiągnąć niczego; stąd też, by przeszkodzić
większemu jeszcze złu, kardynał zmuszony był usunąć się z Bolonii i zamieszkać
w Rzymie”.
I tą sprawą, jak mogą czytelnicy sobie przypomnieć, Ksiądz Bosko miał się
zająć i to z wyraźnego zlecenia Stolicy świętej. Ze swej strony tak w Rzymie jak
i w Bolonii uczynił on wszystko, co mógł i osiągnął ten skutek, że opór został
złamany. Lecz po tych jego ustawicznych zabiegach i interwencjach zostały zaledwie
małe ślady zachowane w relacjach kardynała w Sekretariacie Stanu. Pewnym jest,
zatem, że co do Księdza Bosko, wszystko pochodzi z ust i ustnie też są przekazywane
niektóre szczegóły, o których na swoim miejscu czyni wzmiankę ks. Lemoyne.
Tak jak dla tych dwóch wypadków, podobnie i dla tylu innych, ksiądz Lemoyne
gromadząc materiał do swej pracy, nie pominął żadnej okazji, mogącej dostarczyć
pewnych dowodów, które stałyby się bardzo cenne i wartościowe dla zamierzonych
Pamiętników Biograficznych. Notował więc i gromadził wszystko skrzętnie. Jeszcze
dziś żyją świadkowie, którzy twierdza, że z takimi zapiskami w ręku zwracał się
niekiedy do samego Księdza Bosko, z prośbą o wyjaśnienie niektórych okoliczności
czy ustalenie daty. Po trzydziestu mniej więcej latach uporządkowany ten Pamiętnik
i uzupełniony dokumentami z Archiwum, oddał potajemnie do przedruku w San
Benigno Canavese, zadawalając się otrzymaniem z całego nakładu, jednym tylko
egzemplarzem i to coś w rodzaju zwykłej korekty. Prócz tego na nieszczęście nie
starał się o uznanie za wiarygodne swoich własnych zapisków oryginalnych, ani o ich
zachowanie; lecz otrzymawszy od korektora odbitki, usunął te kartki, które
wskazywały pewne podobieństwo z zebranymi już informacjami. Coś z tego autografu
pozostało drogą reprodukcji typograficznej, a które nie zostały jeszcze zamieszczone
w jego historii. Tak postępując, miał na względzie swoich współbraci, dla których
przede wszystkim pisał, nie licząc się wcale z tą możliwością, że obcy lub późniejsze
pokolenia salezjańskie mogą w jego pracy znaleźć pewne zadowolenie.
W posługiwaniu się, zatem tymi drukami nie można, dla wspomnianych wypadków,
domagać się innej gwarancji pewności poza niezaprzeczonym rozsądkiem
i uczciwością.
Sprzyjającym także było, ze Procesy Apostolskie dla sprawy beatyfikacji
i kanonizacji Sługi Bożego, zostały już wszczęte, możemy to śmiało powiedzieć,
prawie zaraz po jego śmierci. Stąd właśnie pochodzą liczne zeznania zaprzysiężone,
pierwszorzędnej doniosłości, zawierające w sobie wiele elementów porównawczych,
kiedy zaszła potrzeba sprawdzenia jakiegoś opowiadania biografa.
Inny opatrznościowy czynnik przyszedł także z pomocą w redagowaniu
ostatnich tomów, mianowicie pokaźna liczba dokumentów, które rzucają wiele światła
na zatarg między Błogosławionym Ojcem a ordynariuszem turyńskim. Nieraz już
7

1.8 Page 8

▲back to top
czytelnicy spotkali się na niektórej stronicy z uwagą, że oryginał jakiegoś dokumentu
jest w posiadaniu teologa Franchetti z Turynu. Duchowny ten miał niezwykłe
szczęście. Po śmierci kanonika Chiuso, sekretarza i spadkobiercy biskupa Gastaldi, on
nabył za tysiące lir jego bibliotekę. Między książkami tejże biblioteki ukryta była
paczka listów i rękopisów, odnoszących się, dotyczących tej kwestii. Zdawał on sobie
sprawę, jaką korzyść może mu przynieść tak cenna zdobycz, kiedy nadejdzie stosowny
czas napisania monografii na ten temat. Teolog ten z całą jednak wspaniałomyślnością
dozwolił nam nie tylko przeglądnąć te dokumenty historyczne, lecz przepisać to
wszystko, co uważalibyśmy za potrzebne. Dlatego też z tego miejsca składamy mu
publiczne podziękowanie. Bez pomocy tych źródeł byłoby niemożliwym przedstawić
należycie, jako to zresztą czytelnicy sami zobaczą, końcowej fazy tego przykrego
zatargu.
Co do mnie, który piszę, to chciałbym być ową cierpliwą prządką jedwabnicą,
zajęty duszą i ciałem przy utworzeniu wielkiego kokona, z którego inni kiedyś
wysnuwać będą jedwabne nitki, by z nich utkać płaszcz chwały naszemu
Założycielowi i Ojcu.
Turyn, 2 sierpnia 1933 roku.
8

1.9 Page 9

▲back to top
ROZDZIAŁ I
MISJE, MISJONARZE I DWIE EKSPEDYCJE
Rok 1881 rozpoczął się i zamknął dla Księdza Bosko wysłaniem nowych
pracowników do odległych zakątków winnicy, powierzonej jego trosce przez
ewangelicznego gospodarza. Wezwanie przyszło z Rzymu. Leon XIII pod datą 3
grudnia 1880 roku wystosował encyklikę do biskupów całego świata katolickiego,
w której zwrócił uwagę na trzy dzieła misyjne: Rozkrzewienie Wiary, Święte
Dzieciństwo i Szkoły Wschodnie. W niej Ojciec św. odzywa się z tym gorącym
apelem: „Was, Czcigodni Bracia, powołania do dzielenia naszych zabiegów, gorąco
zachęcamy, abyście wsparci ufnością w Bogu i nie licząc na żadne przeszkody,
z umysłami zgodnymi współpracowali z Nami w gorliwym krzewieniu misji
apostolskich. Chodzi o zbawienie dusz, dla których Zbawiciel nasz oddał życie swoje i
ustanowił nas, Biskupów i Kapłanów, dla kształtowania i udoskonalania świętych
i budowania Jego Ciała mistycznego. Stąd też każdy z nas, na tym stanowisku gdzie
został postawiony przez Boga, by mieć pieczę nad trzodą, niech dokłada wszelkich
starań, ażeby święte misje otrzymały te pomoce, o których wspomnieliśmy; że były
już stosowane od zarania dziejów Kościoła, to znaczy przepowiadanie Ewangelii,
modlitwy i jałmużny ludzi pobożnych”. Po tych słowach zachęty Papież tak dalej
ciągnie: „Jeżeli więc znajdziecie gorliwych o chwałę Bożą, ochoczych i zdolnych do
podjęcia wyprawy misyjnej, zachęcajcie ich, aby zbadawszy i poznawszy wolę Boga,
nie ociągali się, lecz poszli skwapliwie za głosem Ducha Świętego”.
Ksiądz Bosko zachwycony tak silną zachętą, doszedł do przekonania,
że nadeszła godzina, by podjąć na nowo przerwaną ekspedycję misjonarzy. Od dwóch
lat nie wysyłało się już nikogo. Wyjechało wprawdzie kilku, między nimi ks. Bernard
Sacchina, lecz pojedynczo i to ogółem w bardzo niepokaźnej liczbie. Potrzeba
personelu w Europie i brak środków finansowych stanęły na przeszkodzie temu dziełu.
Teraz, skoro granice Patagonii się otwarły i obserwować już można na nich było jeden
z tych namacalnych znaków żywotności Kościoła katolickiego, trzeba było
wykorzystać stosowny moment i podjąć dalej to dzieło. Nawet niektóre czasopisma
poza liberalne komentowały uroczyste zaproszenie papieskie. Sługa Boży przygotował
więc pierwszą ekspedycję złożoną z sześciu salezjanów i ośmiu sióstr, którzy stanęli
gotowi do drogi przy końcu stycznia. Do tych pierwszych dołączyło innych sześciu,
którzy w tym właśnie czasie mieli udać się do Hiszpanii. Co do potrzebnych
wydatków, Ksiądz Bosko, jak to w styczniowym liście jest zaznaczone, pokładał pełną
ufność w Pomocnikach swoich.
Chciał także Ksiądz Bosko pokusić się o uzyskanie zapomogi także od
ojczystego Rządu; dlatego wystosował do Ministra Spraw Zagranicznych, Benedykta
Cairoli, krótkie sprawozdanie ile się uczyniło i czego ma się dokonać w Argentynie
i Urugwaju zwłaszcza dla dobra rodaków, którzy w pokaźnej liczbie tam
wyemigrowali. Mówi w nim, że salezjanie są tam rozmieszczeni w 34 placówkach.
9

1.10 Page 10

▲back to top
Liczbę tę należy rozumieć w sensie szerokim, biorąc pod uwagę nie tylko stałe
rezydencje, lecz także miejsca, gdzie salezjanie zatrzymują się celem czasowego
spełniania swego urzędu. Godną uwagi jest następna myśl odnośnie do Patagonii: „Jest
naszym zamiarem, by rozciągnąć misje włoskie aż do Cieśniny Magellańskiej,
a stamtąd posunąć się aż do Przylądka Horn; lecz co do tej kwestii, muszę rozmówić
się osobiście z Waszą Ekscelencją, co spodziewam się uczynić, jeżeli nie zajdzie
przeszkoda, w najbliższym miesiącu marcu”. Planem Księdza Bosko było skłonić
ministra do podjęcia akcji dyplomatycznej, która by miała za zadanie skierowania
ówczesnej emigracji włoskiej do regionów patagońskich, opuszczonych przez Indian
i dzikich, gdzie rodacy mogliby w rożnych punktach skoncentrować się, z wielką dla
nich korzyścią gospodarczą i moralną, podnosząc kulturę rolną i spełniając wielkie
zadania cywilizacji. Odpowiedź, podobnie jak już kiedyś, była wymijająca. Ale
chociażby innego rezultatu nie osiągnął, to nie byłoby dla niego rzeczą do
pogardzenia, gdyby Rząd zwrócił uwagę na jego działalność religijno-patriotyczną za
granicą.
By uzyskać pomoc ze strony Stolicy św. zwłaszcza w sprzętach świętych
i ofiarach moralnych obrał jako pośrednika kardynała Nina – Protektora - do którego
napisał list, przez nas niestety nie odnaleziony. Dnia 12 stycznia kurier Południowej
Ameryki przywiózł mu pierwszą korespondencję z pieczątką Patagonii. Rzecz w sobie
tak małą, lecz dla niego tak wiele znacząca, która sprawiła mu tyle pociechy, że pisząc
do kardynała, dołączył ten list do koperty, by dać poznać, że rzeczywiście tam się
pracuje. W tejże samej korespondencji zamieścił dwa egzemplarze szkiców domów
i misji salezjańskich w Ameryce Południowej od roku 1875 do 1881.
Eminencjo!
Jak już miałem zaszczyt w poprzednim swoim liście wzmiankować Waszej
Eminencji, nasi misjonarze, celem zaoszczędzenia wydatków, są gotowi podjąć ciężką
ofiarę i nie udać się do Rzymu, by ucałować czcigodne stopy Ojca Św. i otrzymać od
niego osobiście apostolskie błogosławieństwo.
W tym celu proszę pokornie Waszą Eminencję, by raczył wyjednać im to
błogosławieństwo u Ojca Świętego i listownie zakomunikować je jeszcze przed ich
odjazdem.
Dzień 20 tego miesiąca jest przeznaczony na pobłogosławienie ich w kościele
Maryi Wspomożycielki; wyruszają z Genuy 22 chyba, o co się obawiam, że morze, tak
niespokojne w tym okresie, będzie chciało odwlec ten odjazd o kilka dni.
Na liście dzisiejszym otrzymałem pierwszy znaczek patagoński. Niepozorna
zdobycz; lecz jako pierwszy okaz w Europie, uważam za stosowne dołączyć go do
tego listu.
Sądzę ponadto, że sprawię rzecz miłą Waszej Eminencji i dobremu sercu Ojca
św., gdy dołączę także tu dwie kopie autentycznego szkicu naszych misji w Ameryce.
Jedną przeznaczam Waszej Eminencji; drugą, proszę łaskawie doręczyć Jego
Świątobliwości jako skromny podarek, jaki nasi misjonarze składają Stolicy św.,
10

2 Pages 11-20

▲back to top

2.1 Page 11

▲back to top
ofiarując razem z tym te małe owoce, które zebrali w ciągu pięciu lat swych trudów
ewangelicznych.
Będę miał sposobność zakomunikowania o naszych zdobyczach, jakie nasi
zakonnicy osiągnęli wśród Indian Pampas i Patagonii; a uczynię to po odjeździe, który
staramy się doprowadzić do skutku w terminie wyżej wzmiankowanym.
Z najgłębszą czcią polecamy się wszyscy łaskawości waszych gorących
modłów, podczas gdy mam zaszczyt pozostać Waszej Eminencji najbardziej
zobowiązanym sługą.
Turyn, 12 stycznia 1881 r.
Ksiądz Jan Bosko
Kardynał przedstawił pragnienia Księdza Bosko Papieżowi, który wspomniał
o nich w jednym z podniosłych momentów. Mianowicie 17 stycznia ks. Dalmazzo był
uczestnikiem szczególnej i niecodziennej audiencji, na którą Namiestnik Chrystusa
zaprosił wszystkich Przełożonych i Prokuratorów Generalnych zakonów i zgromadzeń
mających swą siedzibę w Rzymie. Celem tego posłuchania było przedstawienie stanu
różnych rodzin zakonnych. Gdy przyszła kolej na księdza Dalmazzo, Papież okazał
mu nadzwyczajną uprzejmość. Najpierw zapytał go o Sacro Cuore. Macie wzgórze
Eskwilińskie – mówił – oto dział, jaki wam został powierzony. Pracujecie? Jak
postępuje budowa? Spieszcie się, ponieważ jest wielka potrzeba. Nie dawajcie się
odstraszyć. Po czym dodał: Czytałem list Księdza Bosko, przesłany do kardynała
Nina. Wydaliśmy już stosowne zarządzenia, by coś dla niego przygotować. Będą
ornaty, kielichy i inne drobne rzeczy, by pomóc jego misjonarzom. Przyzwolił na
błogosławieństwo żądane przez Księdza Bosko mówiąc, że udziela go z całego serca.
I ciągnie dalej: Lecz cóż porabia Ksiądz Bosko? Nie zraża się trudnościami i takim
nawałem pracy? Widocznym jest, że Pan jest z nim.
Kardynał Nina obawiając się, że Papież może zapomnieć o ofiarach mszalnych,
podsunął księdzu Dalmazzo, by pomówił sam w tej sprawie. Dostojny Namiestnik
odpowiedział: Prosiliśmy już o nie we Francji i udzielimy ich także wam. Czy
wystarczą dwa tysiące? Otrzymawszy odpowiedź twierdzącą, zakończył: Damy, zatem
rozporządzenie, by je wam wyasygnowano.
Święty zmuszony był ponadto jeszcze odnieść się do życzliwości osób
prywatnych jak dotychczas zwykł był czynić w podobnych wypadkach. Lecz jeden
tylko list dotyczący tej sprawy doszedł do tego czasu do rąk naszych; a jest to list
wystosowany przez Księdza Bosko do jego wielkiego przyjaciela księdza Piotra
Vallauri z Turynu.
Drogi Księże Piotrze Vallauri!
Ab amicis honesta sunt petenda. Tak! Wiem o tym dobrze. Zatem muszę
cośkolwiek może przekroczyć granice dyskrecji.
11

2.2 Page 12

▲back to top
Oto, o co chodzi. 22 bm. jestem zmuszony doprowadzić do skutku ekspedycję
misjonarzy do Ameryki: dziesięć sióstr i dwunastu salezjanów mają udać się w pomoc
ich współbraciom, którzy uginają się pod brzemieniem pracy. Lecz znajduję się
w moralnej niemożności z powodu braku środków. Ksiądz zatem, by pocieszyć dusze
swoich drogich zmarłych rodziców, może by zechciał przyjść z pomocą Kościołowi
podtrzymać nasze misje, wybawić mnie z kłopotów i w jakiś sposób z łaskawości swej
użyczyć mi dziesięć tysięcy franków lub przynajmniej pożyczyć? Piszę z taką
poufałością, gdyż wiem, jakie są życzenia Księdza: mianowicie, aby przeznaczyć cały
majątek na większą chwałę Boga i zbawienie dusz.
Spodziewam się, że Bóg zachowa Księdza przy dobrym zdrowiu. Polecając
siebie i naszych biednych chłopców łaskawości jego skutecznych modłów, pozostaję
w Jezusie Chrystusie.
Turyn, 13.01.1881 r.
Ksiądz Jan Bosko
Największy dziennik katolicki we Włoszech, napominając o najbliższej
ekspedycji pisał: „Przyklaskujemy z żywym uczuciem odważnemu Księdzu Bosko
i godnym jego synom, a wiedząc jak on prowadzi naprzód doniosłe swe dzieła przy
pomocy jałmużny i życzliwości osób miłosiernych, bardzo polecamy to jego
szlachetne przedsięwzięcie uwagi i poparciu katolickiego społeczeństwa. Iść z pomocą
Księdzu Bosko jest dzisiaj /jak nigdy indziej/ nie tylko wyłącznym aktem wiary
katolickiej, lecz przede wszystkim i miłości ojczyzny, i prawdziwej humanitarności;
pomoc ta, bowiem dotyczy dobra tylu tysięcy rodaków naszych, przebywających
w Ameryce, służy do ukształtowania i rozkwitu społeczeństwa przez moralną kulturę
młodzieży i przyczynia się do chrześcijańskiego ucywilizowania niezliczonych
szczepów, które dotychczas nie znają jeszcze wielkich dobrodziejstw doczesnych
i wiecznych”.
Gdy zbliżał się dzień wyjazdu, Ksiądz Bosko przyspieszył termin zwyczajnej
konferencji wyznaczonej na dzień św. Franciszka Salezego do Pomocników, by
połączyć ją z ceremonią pożegnalną, która miała miejsce 20 stycznia. W pełnym
prostoty apostolskiej przemówieniu, w słowach, które płynęły z serca, Księdza Bosko
zwrócił się do licznie zebranego audytorium, słuchającego go przez prawie pół
godziny z wielką uwagą i natężeniem. Rozpoczął oznajmieniem specjalnego
błogosławieństwa Ojca św. udzielonego Pomocnikom, Pomocnicom i misjonarzom.
Przeszedł następnie do słów, odnoszących się do salezjanów i sióstr, którzy już
w latach poprzednich wybrali się na pole pracy ewangelicznej, opowiadając o błogich
owocach przez nich zbieranych; o dobru, jakie powinno sprawić wielką radość
licznym jego słuchaczom i życzliwym osobom, które przyczyniły się do jego
zdziałania swoimi ofiarami. Przedstawił również to, co należałoby podjąć dla
zbawienia plemion niewiernych, tułających się po bezbrzeżnych obszarach Pampasu,
Patagonii i Ziemi Ognistej. Oto, dlaczego zachodzi zawsze potrzeba wołania o nowych
pracowników na szerokie pola misyjne.
12

2.3 Page 13

▲back to top
Ostatni punkt został przeznaczony dla odjeżdżających. Podkreślił w nim
poświęcenie ich przez to, że porzucają wszystko z miłości dla Jezusa Chrystusa i dusz
przez niego odkupionych. W końcu, zwracając się do słuchaczy, tak mówił: „Jeżeli oni
tak wystawiają na próbę swoje życie, to i wy nie szczędźcie jakiejś ofiary. Prośmy
Boga, by ich wspierał i pocieszał; lecz kto może niech wzmocni /wesprze/ ich swoją
jałmużną. W ten sposób będziecie z nimi współpracować na chwałę Bożą i na
zbawienie dusz, stając się tym samym godnymi otrzymania stokrotnej zapłaty, jaką
Bóg przyrzekł temu, kto poda coś drugiemu z miłości ku Niemu i to, co najważniejsze,
zapewnicie sobie zbawienie własnej duszy”. Unità Cattolica pod datą dnia 23, pisze:
„Wiemy, że słowa Księdza Bosko nie padły na glebę nieurodzajną: ofiarni, bowiem
turyńczycy okazali się dla niego i dla jego misji godnymi narzędziami miłosierdzia
Bożego /miłości Bożej/”.
Misjonarze udali się bezzwłocznie do Sampierdarena. Nie wsiedli jednak na
okręt nie prędzej jak dopiero 3 lutego. Tam urządzono dla nich wewnętrzną
uroczystość w kaplicy schroniska. Ksiądz Bosko udzielił im z ambony trzy upominki:
1. Znajdziecie tam charaktery trudne i niepodporządkowujące się,
w postępowaniu z nimi kierujcie się miłością, miłością, miłością.
2. Niech każdy spełni swój obowiązek, by nie zdarzyło się to, że jeden
pracować musi za trzech, a inni za nikogo.
3. Nie oglądajcie się na błędy drugich, wszyscy je mamy. Zauważywszy je
u przełożonych, naśladujcie dwóch dobrych synów Noego, a nie Chama.
Odjeżdżający podzielili się na dwie grupy. Przeznaczeni do Urugwaju
i Hiszpanii wsiedli na okręt Umberto 1, należący do towarzystwa Rocco i Piaggio. Ci
zaś do Buenos Airos – na okręt Sud America z towarzystwa okrętowego Lovarello.
Ustąpmy teraz pióra księdzu Cagliero, który stał na czele pierwszej grupy:
„...Morze było przepiękne, a jeszcze piękniejszy księżyc tak, że w następnym
już dniu tj. w piątek, mogliśmy przybić do portu marsylijskiego weseli i bez żadnych
nieprzyjemności morskich.
Przez trzy dni musieliśmy pozostać zakotwiczeni w tym porcie, owszem,
wjechaliśmy do doku, bo musiano zmieniać liny. Dlatego też wszyscy wysiedliśmy na
ląd i odprawiliśmy Mszę św. w kaplicy naszego domu na Rue Beaujour.
Pod wieczór przybył z Nizza Ksiądz Bosko... ksiądz Bologna, chociaż tak
małego wzrostu, w tych dwu dniach naszego pobytu u niego, okazał się wielkim
w dobroci i miłości braterskiej. Jakaż to pociecha dla nas salezjanów! Prawda,
pozostawiamy drogich współbraci w kraju, lecz znajdujemy innych, nie mniej drogich,
we Francji. Opuścić musimy i tych, lecz o to oczekują nas tak samo usposobieni
i drodzy współbracia w Ameryce.
W niedzielę wieczorem wróciliśmy na pokład, a nasz drogi Ojciec, który
potrafił być tak odważnym /mężnym/, kiedy chodziło o okazanie uczucia, jakie żywił
ku swym duchownym synom, opierał się dzielnie najgwałtowniejszym wichrom...
Towarzyszył nam aż do portu, oddalonego o trzy kwadranse drogi od miasta.
13

2.4 Page 14

▲back to top
Tam został przyjęty przez p. Ewazjusza Piaggio, właściciela parowca „Umberto
1”, przez komendanta i innych urzędników z wielkimi oznakami szacunku i czci
nadzwyczajnej. Rozmawiano wiele; podejmowano go kawą i pieniącym się muskatem,
a z nim wszystkich tych, którzy mu towarzyszyli. Piaggio, osoba nie tylko nadzwyczaj
uprzejma, ale i zarazem dobry chrześcijanin, rozentuzjazmowany opowiadaniem
o dziełach salezjańskich w Europie, Francji i Ameryce, przyjął z wdzięcznością
zaproszenie, by zostać Pomocnikiem salezjańskim. I co więcej. Już jako oddany
zupełnie Księdzu Bosko, chciał mu towarzyszyć aż do naszych przedziałów wraz
z kapitanem. Tam zebrani wszyscy Salezjanie i Córki Maryi Wspomożycielki, wraz
z wielu innymi pasażerami, wysłuchaliśmy ostatnich poleceń pożegnalnych
i otrzymaliśmy jego święte i ojcowskie błogosławieństwo. Błogosławieństwo święte,
gdyż wstrząsnęło do głębi wszystkich otaczających; ojcowskie, ponieważ przeniknęło
aż do dna serca jego synów, spośród których wielu wyrzekło się, z wielkim z ich
strony poświęceniem, oglądania go, aż dopiero w raju”.
Późną już nocą i wśród szalejącego wichru, odprowadziliśmy go podtrzymując
- pan Piaggio po jednej, a my z drugiej strony - aż do mola, gdzie opatrznościowo
nadjechała dorożka z pasażerem. Mówię opatrznościowo, gdyż byłoby niemożliwością
dla niego odbyć tę drogę powrotną pieszo o tej godzinie i wśród tak strasznej burzy.
Wczoraj jeszcze trzymaliśmy się na mieliźnie, lecz w nocy, gdy skończono
prace koło lin, okręt wypłynął na wodę...
We wtorek rano, o godzinie 4 – tej, wraz z wschodzącą zorzą, wyjechaliśmy
z portu Marsylii w kierunku Barcelony. Przez godzinę nasi podróżni spokojnie
odbywali drogę; lecz czekał nas prąd lyoński. Bałwany i wiatr, wiatr i bałwany. Po
prostu góry i wały mas wodnych; rozszalałe fale rozbijały się wzajemnie o siebie,
a wszystkie znów uderzały w boki okrętu...
W porcie barcelońskim zarzuciliśmy kotwicę tego samego dnia we wtorek,
gdyż Imbertol płynął 14 mil na godzinę. Praca ładunkowa trwała przez noc całą i przez
cały następny dzień. My, zatem postanowiliśmy zejść na ziemię. I faktycznie,
zwiedziliśmy naprawdę podziwu godne starożytne zabytki katedry, kryptę św. Eulalii
i krzyż zachowany z bitwy pod Lepanto - ks. Piccono, ks. Branda, ks. Pane i ja, po
czym wróciliśmy na pokład.
Wieczorem w blasku świateł odpłynęliśmy w stronę Gibraltaru, spotkaliśmy się
z naszym szalejącym Eolem nad prądem Walencji, który nami kołysał przez całą noc
i zmusił nas do całodziennego postu.
W nocy z czwartku na piątek tj. 11 – go, zostaliśmy pogrążeni we mgle, która
spowodowała zwolnienie kursu parowca i ustawiczne syreny maszyn, by dać znać
innym łodziom o swej obecności i uniknąć możliwych a niebezpiecznych zdarzeń.
Poza tym w ciągu całej tej podróży mogliśmy celebrować Mszę św. każdego
rana i udzielać Komunii św. siostrom i współbraciom koadiutorom. W pozostałych
godzinach dnia modliło się, czytało cośkolwiek, wiele się spacerowało i jadło się
zawsze, kiedy się chciało... Na okręcie do niczego na serio nie można się zabrać:
każdy staje się dzieckiem i próżniakiem.
14

2.5 Page 15

▲back to top
W 48 godzin od Barcelony znaleźliśmy się w cieśninie Gibraltarskiej;
spożyliśmy jeszcze wszyscy razem wspólny posiłek w wieczór piątkowy, bezpieczni
i zakotwiczeni w porcie, a z nadejściem nocy pożegnaliśmy się wzajemnie, wzywając
błogosławieństwa Gwiazdy Morza – Maryi - dla siebie i drogich współbraci, byśmy
szczęśliwie przebyli wody oceanu.
Pozostali wyruszyli do Montevideo pod dowództwem ks. Angelo Piccono; mały
ten hufiec, składający się z dwóch salezjanów i czterech sióstr, znajdował się już na
pełnym oceanie. Szalejąca burza trzymała jednych i drugich przez trzy prawie dni
w wielkim niebezpieczeństwie życia.
W tym czasie, gdy biedni pasażerowie lękali się o własne życie, znane już
pismo periodyczne „Cronaca dei Tribunali”, godziło zabójczym swym jadem
przeciwko Księdzu Bosko. Atak ten wywołany został przede wszystkim przez artykuł
zamieszczony w Unità Cattolica, a zatytułowany: „Potęga katolickiego kapłana
i wzruszający obrzęd w Turynie”. Pod rzucającym się więc w oczy nagłówku: Don
Bosco e Don Margotti, skierował przeciw jednemu i drugiemu cały potok słów
ośmieszających i obelżywych. Zohydziwszy po grubiańsku redaktora dziennika
katolickiego, rozpoczął lżyć Sługę Bożego, dołączając jeszcze złośliwie do tych
wyzwisk posądzenie i podejrzenie, które poważnie obwiniały go wobec władz
państwowych. Zarzucano mu, że odrywa się synów od rodziców, dziewczęta od
rodzin, ojczyznę pozbawia rąk do pracy. Dowodził dalej, że w liczbie odjeżdżających
na misje byli i tacy, na których ciążył obowiązek służby wojskowej, lecz zmuszeni
przez niego, opuścili potajemnie Włochy i tu, fałszując prawdę, powoływał się na tzw.
caso Foligno, którego zakończenie jest nam wiadome. Podstępny manewr był tym
niebezpieczniejszy, że w tym właśnie czasie debatowano w Wyższej Radzie
Oświecenia Publicznego nad zamknięciem gimnazjum w Oratorium. Wojowniczy
ksiądz Margotti postanowił oddać wet za wet. Mimo to jednak w swoim dzienniku nie
wspomniał ani słówkiem na ten temat, bardzo prawdopodobnie, dlatego, że Ksiądz
Bosko będąc zawsze wrogiem walki, uznał za lepsze, pominąć wszystko milczeniem.
O tym fakcie napisał Ksiądz Bosko do misjonarzy - współbraci. Było jego
zwyczajem pisywać własnoręcznie listy /i to przez wszystkie lata/ do poszczególnych
salezjanów w Ameryce, księży, kleryków i koadiutorów, nie zapominając o żadnym.
Czynił to tak długo, dopóki jego siły pozwalały, tj. do roku 1884. Mamy cenny
naprawdę zbiór takiej korespondencji w liczbie 9, jaką udało nam się wytropić,
a nosząąc każda na sobie datę 31 stycznia 1881 r. Przytoczymy tu niektóre wiersze
z nich dla zapoznania się z ich treścią.
Księdzu Costamagna, nowo obranemu inspektorowi, w miejsce zmarłego
księdza Bodrato, udziela instrukcji, by dla zarządu kościelnego, udał się bezzwłocznie
do Patagonii zanim, posuwając się naprzód w dzienniku misyjnym, wyłonią się
niepotrzebne komplikacje. Wytyczył mu ponadto w ogólnym zarysie drogę działania,
jakiej ma się trzymać na stanowisku nowego swojego urzędu.
15

2.6 Page 16

▲back to top
Najdroższy księże Costamagna!
Wiele wiadomości od Ciebie otrzymałem. Wszystko dobrze. Pogoda z małymi
chmurkami. Lecz taka już jest natura rzeczy ziemskich. Otrzymasz towarzyszy, rzeczy
i listy. Rozdziel to odpowiednio. My tutaj robimy, co możemy, by wybrnąć ze
wspólnych długów. Wy czyńcie podobnie. W tym roku, jak mam nadzieję, sprawy
nasze pójdą pomyślnie.
Odczuwa się potrzebę wielką otwarcia Prefektury lub Wikariatu Apostolskiego
w Patagonii. Ojciec św. tego gorąco pragnie i poleca; jest to właśnie rzecz na naszą
korzyść. Bez tego bowiem nie mielibyśmy oparcia w Propagandzie Wiary w Rzymie,
ani w Lyonie, ani w Świętym Dzieciństwie. Tak mi się wydaje, że ani ksiądz Bodrato
ani ty nie widzicie tej doniosłości.
Wiadomości nasze otrzymasz od innych. Ja ograniczę się do słów: Tu vero
vigila, in omnibus labora, sicut bonus miles Christi.
Lecz nie zapominać, że jesteśmy salezjanami. Sal et lux. Sól łagodności,
cierpliwości, miłości. Światłość we wszystkich czynnościach zewnętrznych: ut omnes
videant opera vostra bona et glorificent Patrem nostrum qui in coelis est.
Pozdrów serdecznie ode mnie p. posła Frias, dr Carranza i p. Gazzolo, jeżeli
będziesz miał sposobność zobaczyć się z nimi.
Niech Bóg błogosławi Tobie, wszystkim naszym drogim współbraciom,
wszystkim naszym dziełom, aby każda rzecz wychodziła zawsze i jedynie na chwałę
Bożą. Amen.
Pamiętaj zawsze w swoich modlitwach o mnie, który jestem najszczerszym
w Jezusie Chrystusie Twoim przyjacielem.
Turyn, 31.01.1881 r.
Ksiądz Jan Bosko
PS. Przeinterpretuj moje myśli i w zastępstwie moim powiedz kilka słów dla
naszych sióstr.
Kapituła Wyższa wybrała Cię definitywnie na inspektora prowincji
amerykańskiej; w najbliższym czasie wyśle Ci się dekret. To jest dla normy
uświęcenia Ciebie i drugich.
Księdzu Vespignani, który miał pieczę nad nowicjuszami i faktycznie kierował
domem św. Karola w Almagro przesłał życzenia, rady i wiadomości rodzinne.
Mój drogi Księże Józefie Vespignani!
Wiele już listów otrzymałem od Ciebie i zawsze ku wielkiej mojej radości.
Proszę Boga, by dał Ci wystarczające zdrowie do pracy w tak ważnej misji. Niech Bóg
sprawi, byś mógł zdobyć dla mnie hufiec aspirantów, z których by wyszli nowicjusze,
profesi, a wreszcie zapaleni gorliwością o chwałę Bożą salezjanie.
16

2.7 Page 17

▲back to top
Powiesz swoim i moim drogim wychowankom, że ten ich przyjaciel z Europy
przesyła im radę, jakby mogli zostać szczęśliwymi: Unikajcie grzechu i przystępujcie
często do Komunii św. Wyjaśnij im jeszcze te słowa.
Dowiaduję się o Twoich rodzicach, że powodzi im się dobrze. Twój brat,
kleryk, jest najlepiej usposobiony i ma szczerą chęć zostać dobrym salezjaninem.
Niech Bóg Cię błogosławi, mój drogi księże Józefie i zachowa przy dobrym
zdrowiu. Proszę modlić się za mnie.
Turyn, 31.01.1881 r.
Najbardziej oddany w Jezusie Chrystusie przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
Księdzu Tomatis, następcy ks. Fagnano w kierownictwie zakładem w San
Nicolas de los Arroyos, udziela ojcowskiej nagany, ponieważ ten bardzo rzadko
pisywał do Księdza Bosko. Święty wielką przywiązywał wagę do korespondencji
listownej, zwłaszcza do przełożonych; przy jej, bowiem pomocy skuteczniej mógł
wywierać wpływ na ich domy. Wzmiankowany tutaj brat był jezuitą.
Mój najdroższy księże Dominiku Tomatis!
Otrzymałem kilka Twoich listów. Sprawiły mi niemałą radość. Były one jednak
zbyt skąpe. Twój wuj także nad tym ubolewa. Zatem staraj się, bym raz w miesiącu
miał wieści o Tobie i Twoim zakładzie.
Wiem, że masz wiele pracy i to tylko służyć Ci może na uniewinnienie /za
wymówkę/. Przyznaję to. Jednak uczucie, jakie żywię względem Ciebie budzi we
mnie silne pragnienie wtajemniczenia się w te sprawy, które odnoszą się do Ciebie.
Pisałeś mi, że sprawy finansowe w San Nicolas się porządkują. Bardzo dobrze.
Sprawimy, że otrzymasz krzyż honorowy... chwały, kiedy Bóg powoła Cię do
wieczności.
My tutaj zawsze życzymy Ci dobrze i często mówimy o Tobie i Twoich
wyczynach poetycznych. Ja nigdy nie zapomnę o Tobie we Mszy św. i jestem
przekonany, że i Ty także nie zapomnisz o starym przyjacielu Twej duszy.
Szczególnie polecam Ci zachowanie /tych/ Reguł, przez które poświęciliśmy się
Panu, zwłaszcza miesięcznego ćwiczenia dobrej śmierci.
Powiedz swoim chłopcom, że modlę się za nich i by pamiętali zawsze, że czas
jest wielkim skarbem, którego marnotrawienie najmniejszej odrobiny mają się
wystrzegać.
Niech Cię Bóg błogosławi, mój drogi Księże Tomatis. Niech Cię zachowa przy
dobrym zdrowiu i w swej świętej łasce.
Polecam się Twoim modlitwom.
Turyn, 31.01.1881 r.
Twój najbardziej oddany w Jezusie Chrystusie przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
17

2.8 Page 18

▲back to top
PS. Kapituła Wyższa definitywnie obrała księdza Costamagna inspektorem
amerykańskim. Możesz to zakomunikować, komu uważasz za stosowne.
Księdzu Remotti, jedynemu kapłanowi, przynależnemu do kościoła Matki
Miłosierdzia w Buenos Aires, a zatem przeładowanego pracą, wyraża uczucia, które
pod jego piórem nabierają siły niezwykłej zachęty.
Mój najdroższy księże Remotti!
Wielekroć otrzymywałem od Ciebie listy, które sprawiły mi wielkie
zadowolenie. Pisz do mnie częściej, lecz listy obszerne. Wiem, że pracujesz i to Cię
usprawiedliwia. Jednak troszcząc się o dusze drugich, nie zapominaj o własnej.
Ćwiczenie dobrej śmierci raz w miesiącu niech będzie zawsze praktykowane.
Nasze sprawy tutaj postępują krokiem olbrzyma. Ilekroć mamy jakiegoś
salezjanina dzielnego, wtedy zakłady ubiegają się o niego. Niekiedy jesteśmy
zmuszeni wysyłać na pole pracy zupełnie delikatne i świeże jeszcze roślinki. Dlatego
też módl się często, by one za łaską Bożą, wydały owoce.
Niech Cię Bóg błogosławi, Drogi Księże Remotti, który zawsze byłeś i jesteś
źrenicą mego oka. Pracuj; nagroda przygotowana. Niebo Cię oczekuje. Ibi nostra fixa
sint corda, ubi vera sunt gaudia.
Polecam się Twoim modlitwom i pozostaję
Turyn, 31.01.1881 r.
Twój najbardziej oddany w Jezusie Chrystusie przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
Klerykowi Józefowi Gioachino Quaranta w zakładzie w San Nicolas przesyła
pewnego rodzaju formularz dla jego sprawozdania duchowego, poprzedzony
i zakończony słowami przepojonymi głębokim uczuciem, które miały przedstawić mu
i wyobrazić, że jest w synowskiej rozmowie z ojcem swej duszy.
Mój Drogi Quaranta!
Dowiaduję się, że jesteś przy dobrym zdrowiu i że robisz to, co możesz.
Sprawia mi to wielką pociechę. Nauka i pobożność uczynią Cię prawdziwym
salezjaninem. Lecz nie zapominaj, że masz zabezpieczyć duszę swoją, a później
dopiero zająć się zbawieniem bliźnich dusz.
Ćwiczenie dobrej śmierci i częsta Komunia św. są kluczem wszystkiego. Ze
zdrowiem jesteś teraz w porządku? Stajesz się naprawdę dobrym. Czy dbasz
o pielęgnowanie swego powołania? Jak sądzisz, czy jesteś już przygotowany do tego,
by pójść między szczepy pogańskie? Oto temat listu Twego, na jaki oczekuję.
18

2.9 Page 19

▲back to top
Niech Cię Bóg błogosławi, mój drogi. Odwagi. Polecam się Twoim
modlitwom.
Turyn, 31.01.1881 r.
Twój najbardziej oddany w Jezusie Chrystusie przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
Bardzo zachęcające są także dwa liściki pisane do kleryków, Antoniego Paseri,
z zakładu św. Karola w Buenos Aires i Antoniego Peretto z zakładu w Las Piedras
/Urugwaj/.
Najdroższy Paseri!
Ty, mój Drogi Paseri, zawsze byłeś miły memu sercu, a teraz kocham Cię
jeszcze więcej, gdyż całkowicie poświeciłeś się sprawie misyjnej... opuściłeś
wszystko, by poświęcić się cały dla zdobywania dusz.
Odwagi, zatem, mój Drogi Paseri! Przygotuj się na dobrego kapłana i świętego
salezjanina. Będę się modlił często za Ciebie, lecz także i Ty nie chciej zapominać
o tym starym przyjacielu Twej duszy.
Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech będzie zawsze z nami, wzmacnia
nas w pokusach i ubezpiecza naszą drogę do nieba.
Módl się za mnie.
Turyn, 31.01.1881 r.
Pozostaję zawsze oddany w sercu Jezusa i Maryi
Ksiądz Jan Bosko
Z koadiutorem Sappa, ogrodnikiem, żartuje sobie na temat jego nazwiska sape i
sapa w narzeczu piemonckim znaczy kopać motyką i samą motykę; wyciągając z tego
stosowny dla niego upominek, gdyż cierpiał na neurastenię.
Drogi Sappa!
Staraj się mój Drogi wyprowadzać swoje nazwisko od sapere /wiedzieć,
rozumieć/, a nie od zappare /kopać motyką/, a sprawy ułożą się dobrze. Wiele razy
otrzymałem wieści od Ciebie. Rób, by zawsze były pomyślne, jak dotychczas. Praca
i posłuszeństwo będą Twoją fortuną.
Niech Bóg sprawi, byś zawsze mógł służyć drugim za przykład.
Módl się za mnie, a ja także modlił się będę za Ciebie.
Pozostaję zawsze oddany w Jezusie Chrystusie
Turyn, 31.01.1881 r.
Twój przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
Koadiutorowi Karolowi Audisio, wielkiemu pracownikowi a przybyłemu tam
ze starego Oratorium Świątecznego, przypomina dawne polecenia.
19

2.10 Page 20

▲back to top
Drogi Karolu Audisio!
Stary przyjaciel Twej duszy przesyła Ci pozdrowienie i poleca nie zapominać
nigdy o wiecznym zbawieniu swej duszy. Pracuj, lecz pracuj dla nieba.
Dokładność w praktykach pobożnych, oto wszystko. Posłuszeństwo następnie
jest kluczem wszystkich cnót.
Niech Cię Bóg błogosławi, drogi Audisio. Niech Cię zachowuje zawsze w swej
świętej łasce. Módl się za mnie, który pozostanę zawsze Twoim najbardziej oddanym
w Jezusie Chrystusie przyjacielem.
Turyn, 31.01.1881 r.
Ksiądz Jan Bosko
Pełny uczucia ojcowskiego jest również list, skierowany do kleryka Bartłomieja
Panaro, przebywającego w kolegium w San Nicolas de los Arroyos. Stał się on później
wielkim misjonarzem. Od roku 1884, w którym otrzymał święcenia kapłańskie, aż do
roku 1918, czyli do roku swej śmierci, żył życiem apostolstwa; dzielny
współpracownik najpierw księdza Pagnano w ewangelizowaniu licznych plemion
pogańskich, które zamieszkiwały brzegi Rio Negro, później księdza Milanesio
w tworzeniu pierwszego centrum cywilnego Andów patagońskich w Chosmalal.
Mój Drogi Panaro!
Co porabiasz? Idziesz naprzód w studiach i pobożności? Spodziewam się,
że tak i dlatego też polecam Ci kontynuowanie jednego i drugiego za cenę
jakiejkolwiek ofiary. Lecz nie zapominać o wielkiej nagrodzie, jaką już Bóg
przygotował nam w niebie.
Posłuszeństwo i ćwiczenie dobrej śmierci zawsze. Oto wszystko. Niech Cię
Bóg błogosławi, mój zawsze Drogi Panaro. Bądź wzorem salezjanina. Módl się za
mnie, który pozostanę na zawsze Twoim najbardziej oddanym przyjacielem w Jezusie
Chrystusie.
Turyn, 31.01.1881 r.
Ksiądz Jan Bosko
A jakże podniosłym jest ów ostatni liścik do kleryka Piotra Calcagno:
Przebywał w kolegium we Willa Colon w Montevideo. Stał później na czele ostatniej
ekspedycji, wyprawionej przez Księdza Bosko 6 grudnia 1887 r., a skierowanej do
Ekwadoru.
Najdroższy Calcagno!
Czy jesteś zawsze dobrym, mój Drogi Calcagno? Spodziewam się, że tak. Lecz
nie oglądać się poza siebie. Podziwiajmy niebo, które nas oczekuje. Tam mamy
20

3 Pages 21-30

▲back to top

3.1 Page 21

▲back to top
przygotowaną wielką nagrodę. Pracuj, zdobywaj dusze i zbaw swoją.
Wstrzemięźliwość i posłuszeństwo są dla Ciebie wszystkim. Pisz do mnie często.
Niech Cię Bóg błogosławi i zachowuje zawsze w swej świętej łasce. Polecam
się Twoim modlitwom. Pozostaję dla Ciebie zawsze najbardziej oddanym w Jezusie
Chrystusie przyjacielem.
Turyn, 31.01.1881 r.
Ksiądz Jan Bosko
Odnośnie do tych listów pisze ks. Vespignani w swoim pamiętniku: „Na
początku mniej więcej tego roku /1881/ nadszedł cenny podarek dla każdego
z salezjanów w Ameryce, a były to własnoręczne listy Księdza Bosko, który każdemu
przesłał jakieś słowo zachęty czy rady, będące wielkim bodźcem do wytrwania
/o wiele skuteczniejszym/ na obranej drodze; ... polecenia nieba pozostawiły w sercu
każdego niezatarte wrażenie”. Listy te nadeszły w karnawale. Ksiądz Costamagna
zaznacza, że adresaci czytali je po kilkakroć, w teatrach nawet, nie zwracając wcale
uwagi na pocieszne sceny, jakie przedstawiano. Urugwajczykom doręczył listy te
ksiądz Piccono, który podkreśla, że także i tam cenne te autografy wniosły wiele
zadowolenia i powitane zostały ze łzami w oczach.
Na krótko przed przybyciem nowych posiłków do Montevideo, monsignor Vera
chciał przeprowadzić za wszelką cenę, by salezjanie przyjęli parafię w Paysandù,
w starym mieście, rozłożonym na lewym brzegu wielkiej rzeki Urugwaj, liczące 25
tysięcy mieszkańców, a posiadające jeden tylko kościół. Zepsucie i niemoralność
szerzyły się w sposób zastraszający. By zadowolić biskupa, trzeba było, by ci, którzy
mieli ulżyć trudom współbraci w Urugwaju, skierowano ich do Paysandù. Już tak
ciężką sytuację pogorszyła jeszcze choroba dyrektora, księdza Lasagna. Dręczony
cierpieniami wewnętrznymi, pod koniec marca musiał poddać się zarządzeniom
lekarzy, którzy orzekli konieczność podjęcia bolesnej i bardzo trudnej operacji
i dlatego też radzili mu udać się w tym celu do Włoch. Przyjechał 1 - go maja. O jego
przybyciu Ksiądz Bosko donosi hrabinie Callori w swym liście pod datą 21 czerwca.
Nasza dobra mamusiu w Jezusie Chrystusie!
Nie otrzymuję żadnych wiadomości o zdrowiu Pani, jak również o tym, czy jest
we Vignale czy gdzie indziej. Gdyby Pani była tak łaskawa udzielić mi niektórych
wiadomości, sprawiłaby mi tym prawdziwą przyjemność, tym bardziej, że wiem,
iż Pani w swej podroży z Turynu do Vignale, znosić musiała pewne niewygody.
Na swoje usprawiedliwienie nic nie potrafię powiedzieć. Często na skutek
jednej i krótkiej modlitwy Bóg udziela łask niezwyczajnych. Modliliśmy się
i modlimy w dalszym ciągu w intencji Pani rano i wieczorem, wspólnie z 80.000
naszych chłopców; dotychczas jednak nie wiem, jaki rezultat tych modlitw. Biedny
Ksiądz Bosko. Stracił już wszelkie zaufanie u Pana Boga.
Wrócił z Urugwaju ksiądz Lasagna celem poprawienia cośkolwiek swego
zdrowia i zaopatrzenia się we współpracowników, by wrócić potem znowu na swoje
21

3.2 Page 22

▲back to top
pole ewangeliczne, gdzie żniwo bardzo obfite, a robotników mało. Pyta się o Panią
i o Jej rodzinę; pragnie wybrać się do Pani z Montemagno, dokąd się uda przy końcu
tego tygodnia.
Mam nadzieję, że cała rodzina Pani cieszy się dobrym zdrowiem i że Pani także
czuje się coraz lepiej. Proszę Boga, by wszystkim dał to zdrowie jak najlepsze
i wszystkich zachował w swej świętej łasce.
Dziękuję za wspaniałomyślny datek, ofiarowany mi przez księdza Cagliero.
Spodziewam się, że to, co najmniej stokrotnie wynagrodzonym zostanie. Tenże ksiądz
Cagliero doniósł mi, że Pani Hrabina nie zapomniała także o kościele Serca
Jezusowego w Rzymie. Czy Pani zgodziłaby się na zbieranie publicznej składki dla
Ojca św.? Jak Pani sądzi, czy mógłbym zwrócić się z takim zleceniem do hrabiego
Rainero? Jeżeli Pani hrabina da mi odpowiedź w tej kwestii, będzie to dla mnie
prawdziwym zaszczytem.
Niech Bóg Panią błogosławi. Proszę także pomodlić się za tego biedaczynę,
który pozostanie zawsze w Jezusie Chrystusie.
Turyn, 24.06. 1881 r.
Pokorny sługa
Ksiądz Jan Bosko
Ksiądz Lasagna mógł poddać się operacji dopiero około września. Zatem udał
się do szpitala Mauriziano, gdzie między doktorami chirurgii spotkał swego
ukochanego byłego wychowanka z Lanzo. To dodało mu trochę otuchy; mimo to
jednak krył się w nim pewien lęk. Ksiądz Bosko wiedząc o tych jego obawach,
powiedział mu z całą pewnością, że ma wrócić w jak najbliższym czasie do Ameryki,
gdzie czeka go inna bardzo ważna misja. Rzeczywiście. Operacja wypadła bardzo
szczęśliwie. Ksiądz Bosko pisze na ten temat w dwóch listach wrześniowych do
księdza Costamagna.
Mój Drogi Costamagna!
Kilka słów dla Ciebie i dla naszych drogich synów salezjanów i salezjanek,
wraz z serdecznym pozdrowieniem w Panu.
Ksiądz Lasagna przychodzi do siebie, lecz daleko mu jeszcze do dawnej
krzepkości. Jednak jego pragnieniem być pożytecznym Zgromadzeniu przynagla go do
powrotu na pole swej działalności. Jest on naprawdę dobry. Wyraża się o wszystkich
dobrze, zwłaszcza o Tobie. I to mi sprawia wielką pociechę. Ksiądz Cagliero pisał Ci
o zmianach, które zdają się być stosowne w inspektorii amerykańskiej, szczególnie
teraz, gdy otwieramy domy w Brazylii. W każdym więc wypadku pozostawiam Ci
swobodę iść za swoim zdaniem i zrób tak, jak uważasz za lepsze.
Rzecz, która niepokoi i której z pewną niecierpliwością oczekuje sam Ojciec
św., to otwarcie Prefektury lub Wikariatu Apostolskiego w Patagonii.
Muszę dać Papieżowi formalną odpowiedź, co do zapatrywania się Rządu
i Arcybiskupa. Czy uczyniło się już coś w tym kierunku? Daj mi, zatem pozytywną
22

3.3 Page 23

▲back to top
informację, bym mógł przedstawić ją Ojcu św., który osobiście pragnie zająć się tą
sprawą.
Nie mogę zrozumieć księdza Tomatis. On przecież ma obowiązek pisać do
Przełożonego o personelu swego zakładu. Napisz mi o stanie moralnym i materialnym,
o nadziejach i obawach na przyszłość naszych domów. Bez tego nie możemy iść
naprzód, chyba na niepewne. Niech nas wszystkich Bóg błogosławi. Niech salezjanów
uczyni świętymi, a Ty bądź wśród nich jako olbrzym. Módl się za mnie.
San Benigno, 01.09. 1881 r.
Najbardziej oddany przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
Uwaga.
Ksiądz Bonetti i ksiądz Bertello głoszą nauki rekolekcyjne 150 nowicjuszom,
którzy przygotowują się do złożenia ślubów na dzień 3 września. Ile misjonarzy!
Mój Drogi Costamagna!
Przesyłam Ci tu jedno przedsięwzięcie do wykończenia. Możesz posłużyć się
kimkolwiek. Wynik tego prześlesz mi, który znów ja zakomunikuję osobie pewnej,
która wiele dobrego zdziałała dla naszych synów w Ameryce.
W ubiegły czwartek dokonana została jedna z najpoważniejszych operacji na
drogim naszym księdzu Lasagna. Przez dwa dni zachodziła poważna obawa. Obecnie
jest już lepiej i lekarze mówią, że niebezpieczeństwo minęło.
Inni współbracia w Europie, dzięki Bogu, są przy dobrym zdrowiu.
Pozdrów serdecznie wszystkich naszych synów w Ameryce i ich
wychowanków i módlcie się wiele za mnie, ponieważ mam obecnie ciężkie i trudne
obowiązki, które wymagają specjalnego światła z nieba.
Niech Bóg nam wszystkim błogosławi i zachowa w swej świętej łasce. Amen.
Turyn, 10.09.1881 r.
Najbardziej oddany przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
Lasagna tymczasem, czekając na zabieg chirurgiczny, nie pozostawał
bezczynny z założonymi rękami, lecz poświęcił się zdobywaniu pomocników
i środków do misji, a równocześnie obmyślał sposób wykonania swych planów. Od
dawna bowiem nosił się z ulubioną myślą założenia obserwatorium
meteorologicznego w kolegium Piusa we Villa Colon. Obdarzony wzrokiem
wybiegającym w przyszłość, zdawał sobie sprawę, jaką korzyść odnieść by mogła jego
misja przez propagowanie w ten sposób nauk fizycznych. Kolegium Piusa zajmowało
bardzo dobre położenie dla wzniesienia obserwatorium, skąd by można przesyłać dane
o zjawiskach atmosferycznych do Stanów Zjednoczonych i Europy, przez co także
posunęłoby się naprzód i rozszerzyło zasięg badań meteorologicznych.
23

3.4 Page 24

▲back to top
Był we Włoszech, owszem niedaleko Turynu człowiek światowej sławy w tej
gałęzi wiedzy, O. Franciszek Denza, barnabita, dyrektor obserwatorium w kolegium
Karola Alberta w Moncalieri. Ksiądz Lasagna udał się do niego; jak to się zwykło
zdarzać podczas wymiany pojęć u osób niezwyczajnych zdolności, w tej rozmowie
plan jego urósł do dość obszernych rozmiarów.
Traktowano rzeczywiście o utworzeniu sieci meteorologicznej w Ameryce
Południowej, a centrum miało stanowić obserwatorium w Montevideo. Pieczę nad tym
mieli roztoczyć salezjanie. Ojciec Denza poddał ten projekt pod dyskusję na trzecim
Kongresie Geograficznym, który się odbył wkrótce w Wenecji i osiągnął ten rezultat,
że wyrażono się za jego życzeniem. Osiągnąwszy ten pierwszy sukces, ksiądz Lasagna
zwierzył się ze swym planem przed Księdzem Bosko, który jak zresztą się spodziewał,
bez żadnego sprzeciwu go zaaprobował i pochwalił. Napisał więc sprawozdanie
w imieniu trzeciej grupy, która na Kongresie roztrząsała problemy odnoszące się do
meteorologii i przesłał je do Komitetu Kierowniczego Związku Meteorologicznego.
Komitet ten docenił „owo wspaniałomyślne zapoczątkowanie”, poczynione przez
Księdza Bosko. Wyraził swoje żywe i głębokie uznanie, życząc zarazem z całego
serca powodzenia tak odważnej inicjatywie dzieła na pozór trudnego, lecz jak
pożytecznego i rokującego wiele dla fizyki globu. Takim był początek obserwatorium
meteorologicznego w Montevideo, o którym wypadnie nam jeszcze mówić na
dalszych stronicach naszej historii.
W miesiącu czerwcu ksiądz Lasagna otrzymał smutną wiadomość o nagłej
śmierci monsignora Vera, swojego wielkiego przyjaciela i prawdziwego ojca
salezjanów owej republiki. Później na krótki czas przed wyjazdem do Ameryki doszła
do niego pocieszająca wieść, że Leon XIII zamianował godnego następcę zgasłego
dostojnika w osobie monsignora Innocentego Yergui, również całym sercem oddanego
salezjanom, jak to już gdzie indziej wzmiankowano. Dlatego też z jak największym
pośpiechem chodził przy ukończeniu przygotowania do odjazdu.
Nie można dokładnie określić, czy przed, czy po operacji ksiądz Lasagna,
towarzysząc Słudze Bożemu w podroży do Ligurii, był świadkiem faktu, do jakiego
jedynie świeci są zdolni. Monsignor Boragini, biskup Savony, był w zatargu
z dyrektorem z Varazzo, księdzem Monateri, gdyż ten nie wysłał jak tego życzył sobie
Ekscelencja, kapłana ze swego zakładu, do jakiegoś kościółka w górach, poza
miastem, celem doraźnej posługi duchowej. Prócz tego były jeszcze pewne kwestie
sporne, co do prac parafialnych.
Ksiądz Monateri miał słuszność tym razem po swej stronie.
Ksiądz Bosko więc udawszy się z księdzem Lasagna z wizytą do biskupa, skoro
tylko znalazł się przed nim, ukląkł na obydwa kolana i z rękami złożonymi
i w tonie błagalnym odezwał się: „Monsignorze, proszę o przebaczenie przykrości
wyrządzonych Ekscelencji przez księdza Monateri, dyrektora zakładu w Varazzo”.
Lecz Księże Bosko, co Ksiądz robi? Niech Ksiądz wstanie.
Nie podniosę się prędzej, aż nie usłyszę słowa przebaczenia.
Tak, tak, przebaczam! Lecz niech Ksiądz wstanie.
24

3.5 Page 25

▲back to top
Ksiądz Bosko podniósł się więc z klęczek i obydwaj serdecznie się uścisnęli.
Tymczasem miesiąc październik zgotował jedną niewymowną pociechę.
Pielgrzymka argentyńska kierowana przez księdza biskupa Antoniego Espinosa,
Wikariusza Generalnego Buenos Aires, przybyła do Włoch, by oddać hołd Zastępcy
Jezusa Chrystusa na ziemi. Ojciec św. w rozmowie publicznie do niej skierowanej, po
słowach pochwały dla gorliwości biskupów argentyńskich i ich kleru, dodał te słowa:
„Niech nie przestają nalegać do jak najżywszej działalności, by przyprowadzić do
życia chrześcijańskiego i cywilizacyjnego szczepy jeszcze dzikie Patagonii, wśród
których, dzięki pomocy gorliwych zakonników, otworzono w tym celu nowe stacje
misyjne”. I w rozmowie, która potem się nawiązała, monsignor Espinosa,
przedstawiwszy Papieżowi to, co salezjanie dokonali w Republice, zwłaszcza
w Patagonii, Jego Świątobliwość wyraził się: „Skoro tylko dowiedzieliśmy się,
że uczniowie Księdza Bosko podjęli misje w Patagonii, serca nasze napełniła błoga
nadzieja, co do przyszłości owych biednych pogan”. Te solenne zeznania przepełniły
prawdziwą radością serce naszego dobrego Ojca.
W misjach patagońskich czyniono rzeczywiście wielkie postępy. Ich
przełożony, ksiądz Józef Fagnano, człowiek przedsiębiorczy i niezłomnej woli,
kosztem wszelkiej ofiary pchał naprzód dzieło ewangelizacji Indian. Było ono bardzo
trudnym do /osiągnięcia/ przeprowadzenia, gdyż biali byli znienawidzeni i na ich
widok tubylcy albo uciekali, albo grozili swym orężem.
W miesiącu kwietniu Rząd argentyński, który zawsze obawiał się przewagi
Chile nad Patagonią, wysłał generała Villegas’a z dwoma tysiącami żołnierzy przeciw
wojowniczym plemionom Sayueqesów, które swymi napadami i wyprawami
łupieskimi miały postrach w całej okolicy.
Ksiądz Fagnano stanął na czele wyprawy i konno przejeżdżał wzdłuż i wszerz
te bezbrzeżne równiny, by wyśledzić Indian więcej pokojowo usposobionych,
a przestraszonych uspokoić, stać się dla nich obrońcą, pouczać ich i ochrzcić. Było to
wszystko historią nienawykle uciążliwych, ale i zarazem dziwnych przygód, których
areną były okolice jeziora Nahuèl – Huapi, z którego początek bierze rzeka Limay,
stanowiąca główny dopływ Rio Negro.
Na końcu października, a także na początku listopada przedsięwziął inną
wyprawę, docierając tym razem do dwóch plemion indiańskich, osiadłych o 400 km
od Patagones. Osiągnięto pewien rezultat. Lecz niestety bliskość obozu wojskowego
między innymi stanowiło poważną przeszkodę w nawracaniu ich na skutek pijaństwa
i wynikających stąd nieporządków. Przebiegając brzegi Rio Negro napotkał kilka
rodzin kolonistów chrześcijańskich. „O, drogi Księże Bosko, pisał 10 grudnia, gdyby
było nas więcej, ile dobrego można by zdziałać!”.
Lecz powróćmy do księdza Lasagna. Podczas jego pobytu we Włoszech,
Ksiądz Bosko miał sposobność wyrobić sobie prawdziwe pojęcie o warunkach
i potrzebach nowo otwartych zakładów w Urugwaju. Mógł także z bliska obserwować
wielką roztropność i takt tego drogiego swojego syna. Ksiądz Bosko uważał za
potrzebne utworzenie nowej prowincji; jego więc zamianował inspektorem, tym
25

3.6 Page 26

▲back to top
więcej, że w roku następnym trzeba było założyć dom w Brazylii, a ksiądz Lasagna
właśnie miał w sobie wszystkie potrzebne zalety, by zapoczątkować i rozszerzyć
dzieło salezjańskie w tym olbrzymim kraju. Nie wysłał go samego, lecz przydał mu
zastęp towarzyszy, z których jedni mieli udać się do Urugwaju, inni zaś do Argentyny.
Święty nie chciał wysłać ich potajemnie, jak gdyby lękał się powstających na
niego gróźb. Owszem, niejednemu mogło się nawet wydawać, że chciałby ponowić
uroczystość pożegnalną. 10 grudnia był dniem całej ceremonii. Dzień burzliwy, zimny
i śnieżny, a mimo to kościół wypełnił się po brzegi. Po odczytaniu encykliki: Sancta
Dei civitas, cytowanej już przez nas na początku tego rozdziału, Ksiądz Bosko
powiedział kilka słów, by poinformować Pomocników i Pomocnice, o sukcesach
osiągniętych przez Zgromadzenie w kończącym się roku, o planach zebranych na
misjach i o stanie prac przy budowie kościoła św. Jana Ewangelisty w Turynie
i bazyliki Serca Jezusowego w Rzymie. Po czym oddał głos księdzu Lasagna, który ze
swej strony przedstawił życie misjonarzy salezjańskich.
Odjeżdżających było ośmiu. Lecz dwóch już czekało na swych towarzyszy
w Marsylli, gdzie wszyscy mieli wsiąść na okręt. Ksiądz Bosko, by ich dobrze
usposobić na drogę i księdzu Lasagna dać jeszcze wyraz ojcowskiego uczucia, chciał,
by ksiądz Lemoyne, już wtenczas jako dyrektor, towarzyszył mu aż do Marsylii. Stąd
na parowcu France, 15 stycznia nasi podróżnicy morscy wyjechali w drogę do swego
celu. Przeprawa odbyła się bez żadnych przygód. We Villa Colon ksiądz Lasagna
zastał współbraci zgromadzonych na rekolekcjach; był to bowiem czas ich wakacji
letnich. Nauki głosił on sam, z zapałem, uczuciem i przepojony prawdziwym duchem
salezjańskim, świeżo zaczerpniętym z serca Księdza Bosko.
Jeszcze przed końcem tego roku złożył wizytę Słudze Bożemu i z niezmierną
radością przez tegoż witany, ksiądz biskup Espinosa. Przybył on z dwoma swymi
towarzyszami w wigilię Bożego Narodzenia. Ksiądz Bosko uradowany, że osobiście
mógł zapoznać się ze szczerym przyjacielem jego synów argentyńskich, niczego nie
szczędził, by dostojnemu swemu gościowi ten pobyt w Turynie jak najbardziej
uprzyjemnić.
Goście urządzili sobie także wycieczkę do San Benigno, gdzie zostali powitani
piękną akademią. 4 stycznia wyruszyli w podroż do Francji.
Monsignor Espinosa przywiózł ze sobą dwa listy od swego arcybiskupa do
Księdza Bosko; jeden pisany w języku hiszpańskim, drugi we włoskim, a datowane
w Buenos Aires pod dniem 24 sierpnia. W pierwszym pisze dostojny Prałat: „Niech
Ksiądz powie swoim chłopcom, spośród których niejednego sam może poznam,
że polecam się ich modlitwom. Swoim czcigodnym kapłanom proszę powiedzieć, by
modlili się wiele za swoich współbraci tutaj, którzy powiększają się w liczbie i czynią
wiele dobrego. Na Kongresie Narodowym obradowano nad upoważnieniem Rządu,
co do przeprowadzenia ugody z Ojcem św. dotyczącej podziału biskupstw. To też
będzie okazja pomyślna do utworzenia Wikariatu Apostolskiego i powierzenia go
trosce gorliwych misjonarzy Księdza. Pragnę szczerze, by to przyszło do skutku, lecz
nie jestem bez pewnej obawy. Modlitwy jednak waszych dobrych synów mogą
26

3.7 Page 27

▲back to top
wyjednać tę łaskę, która zapewne przyniesie więcej owoców aniżeli liczne
dobrodziejstwa materialne.
Później prześlę Waszej Wielebności potrzebne wiadomości dotyczące tego
urzędu. Misjonarze Księdza, jak również siostry Maryi Wspomożycielki, które tutaj są
obecnie, przynoszą mi wielką pomoc i pociechę. Składam więc dzięki Bogu, a Waszej
Wielebności wyrażam swą wdzięczność i życzenia”.
W drugim zaś liście dodaje: „Do trzech księży, którzy byli już w Patagonii,
dołączył się w tych dniach czwarty do wielkiej i owocnej pracy, jaka się rozciąga
przed nimi w tych rozległych krajach. Zawsze mile sobie wspominam dni spędzone
w wesołym towarzystwie Księdza w 1877 r.”.
Trzeci list przesłany przez księdza Costamagna, który nadszedł do Turynu
w Boże Narodzenie, pisany przez monsignora Yeregui’ego, który zanim jeszcze objął
w posiadanie swą diecezję montewidejską, uznał za stosowne wyjawić uczucia swego
serca przełożonemu salezjanów w Ameryce.
„Niech Wasza Wielebność – pisze – wie, że salezjanie zawsze zajmować będą
w mym sercu miejsce szczególne i że dla nich czynić będę to, co tylko będzie w mojej
mocy, by ciągle wzrastała liczba tak dobrych pracowników i pomnażał się owoc ich
przedsięwzięć.
Pragnę, by Ksiądz zwracał się do mnie z całym zaufaniem i przedstawiał mi to,
co dobrego mógłbym uczynić dla nich. We wszystkim bowiem, co zależeć będzie ode
mnie, mogą zupełnie liczyć na mnie, jako na dobrego przyjaciela. Mimowolne
zapomnienie stało się przyczyną, że /zapomniałem/ nie przysłałem podziękowania za
zaszczytne zamianowanie mnie Pomocnikiem salezjańskim, z czego się teraz
wywiązuję i wyrażam najwyższą swą wdzięczność”.
Wyznania te tak gorące i szczere pobudziły także Papieża do szczególnego
uniesienia się w słowach. Z tymi drogimi pociechami skończył się dla Księdza Bosko
uciążliwy rok 1881. Boska Opatrzność przygotowała mu gorzki kielich, zmieszany
z kilku zaledwie kroplami słodyczy, który jednak z poddaniem przyjął.
27

3.8 Page 28

▲back to top
ROZDZIAŁ II
PÓŁTORA MIESIĄCA WE FRANCJI
Ksiądz Bosko bardzo był pożądany i oczekiwany w Marsylii nie tylko
z powodu rozgłosu, jaki sprawił jego tam pobyt w roku ubiegłym, lecz także z powodu
przeprowadzanych budowli, które pociągały za sobą coraz większe wydatki i co, do
których były potrzebne odpowiednie dyspozycje na najbliższą przyszłość. Wiele już
razy, mimo jego najszczerszych chęci udania się tam, stanęły zawsze na przeszkodzie
rożne okoliczności. Lecz ostatecznie wraz z życzeniami z okazji Świąt Bożego
Narodzenia mógł obwieścić swój przyjazd na pierwsze dni lutego. Nie można było
całkiem być pewnym od pewnych złowrogich niespodzianek ze strony władzy
państwowej, gdyż w dziennikach masońskich akcja przeciw zakonnikom nie była
jeszcze definitywnie zlikwidowana. Jednak /przyjaciele/ pocieszano się i uspakajano
słowami: „Don Bosco va arriver et lui apportera la puissante intervention de sa
saintete”.
Przybywszy lądem do Genuy i zatrzymawszy się jakiś czas w Nizza, przyjechał
do Marsylii w wieczór 5 lutego. Towarzyszył mu ks. Celestyn Durando, Generalny
Radca szkolny. Ksiądz Bosko zabrał go ze sobą, by zbadał i unormował prowadzenie
szkół w naszych zakładach. W San Benigno przybrał sobie jeszcze ponadto jednego
kleryka, Juliusza Reimbesu, który miał spełniać obowiązki sekretarza.
Tego samego wieczora chciał jeszcze spełnić uczynek miłosierdzia.
Wspomnieliśmy już o sławnym ojcu Piusie Mortara, kanoniku lateraneńskim. Dekrety
ostracystyczne, skierowane przeciwko zakonom, weszły w życie z dniem 31
października 1880 r. i zastały go w Marsylii poważnie chorego w kolegium Saint –
Louis u Bonifratrów; chory ten swoją obecnością nie chciał kompromitować braci
szpitalnych, a z drugiej strony nie wiedział także, dokąd się schronić. W trudnym
znalazł się położeniu. Opatrzność jednak, w tej przykrej dla niego chwili przyszła mu
z pomocą w osobie bardzo religijnej pani Marcoselles, która poznała O. Mortara
w Rzymie, w roku 1869. Ona to wspaniałomyślnie użyczyła mu gościny w swym
własnym domu przy Rue de Rome. Tam stan choroby do tego stopnia się pogorszył,
że był zmuszony nie opuszczać już łóżka. Zwyczajne względy roztropności skłaniały
do tego, by ukrywać jego ucieczkę, gdyż w tych nieszczęsnych dniach mogłoby to
nabawić pewnych przykrości, chociażby, dlatego, że, jak już mówiliśmy gdzie indziej,
był ogłoszony we Włoszech, jako dezerter ze służby wojskowej...
Ksiądz Bosko dowiedziawszy się o życzeniu chorego, iż pragnie z nim się
widzieć, postanowił bezzwłocznie zadość uczynić temu życzeniu. Udać się tam
późnym wieczorem zdawało mu się sprzyjać tajemnicy; a następnie gdyby w jakiś
sposób przeszkodzono mu w odwiedzeniu chorego, nie mógłby więcej tam się udać
bez zwrócenia na siebie uwagi. Oto jak Ojciec Mortara opowiada o wizycie Świętego:
28

3.9 Page 29

▲back to top
„Od Czcigodnego księdza Bologna, mojego drogiego przyjaciela, dyrektora Oratorium
św. Leona, który odwiedzał mnie i pocieszał, dowiedziałem się, że Ksiądz Bosko
przebywa w Marsylii. Wyraziłem wielkie pragnienie zobaczenia go, spodziewając się,
że on mógłby udzielić mi łaski uzdrowienia. Rzeczywiście, jednego dnia /5 lutego/
Czcigodny Kapłan przyszedł do mnie. Prosiłem o jego błogosławieństwa i o
wstawiennictwo za mną u Boga dla wyjednania łaski, bym w ten sposób mógł jeszcze
współpracować dla chwały Bożej i nawrócić moją drogą matkę /zmarła ona dopiero 17
października 1896 roku/.
On w odpowiedzi zachęcał mnie do cierpliwości i rezygnacji oraz do zrobienia
/z siebie/ ofiary z mego życia, jeżeli Bogu tak by się podobało. Co do mojej matki, to
powiedział, że moje modlitwy mogłyby być w niebie więcej dla niej skuteczne.
Pobłogosławił mnie ponownie i pożegnał. Od tego czasu nie widziałem już więcej
Księdza Bosko. W kilka lat po tym doszła mnie wiadomość o jego śmierci w opinii
świętości. Niezachwiana ufność obudziła się we mnie na myśl, że Mąż Boży, który tak
dobrze mi życzył za życia, będzie nadal mi błogosławił i modlił się za mną w krainie
chwały, którą na pewno osiągnął”.
Nawiązując do tejże wizyty pisze w liście z roku 1884 do Księdza Bosko:
„Kiedy Ksiądz zaszczycił mnie swoją wizytą w Marsylii w domu pani Marcoselles,
powiedział mi, że Bóg zawiesić może wyrok śmierci już wydany na mnie. Dekret
został zawieszony, jego wykonanie dzięki Księdzu, odwleczone. I biada mi teraz,
jeżeli życia, które mi pozostało, nie poświęcę całego na budowanie, bronienie
i rozszerzanie mistycznego królestwa Bożego”.
Ksiądz Bosko zastał Oratorium św. Leona zupełnie przekształcone
i czterokrotnie powiększone. Przed czasem nic nie mówiło się ani nie pisało o jego
przyjeździe, by uniknąć niebezpiecznego rozgłosu. Mimo to jednak w dwa dni później
osoby wszelkiego stanu zalegały pokój Świętego przez wszystkie prawie godziny.
Łatwe było do przewidzenia, że dni tego pobytu mogą być bardzo męczące dla
Księdza Bosko. Stąd też dyrektor zakładu zwrócił się do księdza Rua z prośbą, ażeby
polecił go modlitwom chłopców, by nieuniknione zmęczenie w takich razach nie
sprawiło mu za wiele cierpień. Każdy chciał mieć jego fotografię. Pewien wielce
zasłużony pan, zaprosiwszy go do siebie na obiad, osiągnął to, że Ksiądz Bosko
zgodził się na pozowanie celem naszkicowania jego sylwetki. Wiedząc jednak jak
rzadko i trudno jest odtworzyć wiernie fizjonomię, sfotografował go w pięciu rożnych
ułożeniach. Z tego czasu mamy list pisany przez niego do swego sekretarza
pozostałego w Oratorium.
Drogi Księże Berto!
Jeżeli mógłbyś zdobyć odpis dyspensy ze ślubów księdza Pirro, postaraj się
przesłać mi, gdyż jej potrzebuję.
29

3.10 Page 30

▲back to top
Sprawy nasze idą pomyślnie. Odczuwam wielką potrzebę waszych modlitw.
Powiedz to księdzu Carogli’emu i moim łobuzom /briganti – byli to oddani przyjaciele
Księdza Bosko spośród małego kleru/. Nie mam żadnych wiadomości z Oratorium.
Cieszę się dobrym zdrowiem, chociaż jestem bardzo utrudzony.
Niech Bóg uczyni Cię świętym jak Joba. Kochajmy się w Jezusie Chrystusie.
Marsylia, 10.02.1881 r.
Oddany przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
Z listu skierowanego do księdza Bonetti, pod tą samą datą, dowiadujemy się,
że myśl o kościele Serca Jezusowego towarzyszyła Księdzu Bosko ustawicznie
w czasie jego podroży. W istocie wysłał do niego brulion, zawierający trzy okólniki,
o których później więcej coś powiemy, by wysłał je do dziennikarzy, biskupów
i korektorów /jałmużników/.
Najdroższy Księże Bonetti!
Nie wiem, czy otrzymałeś relacje o pobycie i odjeździe naszych misjonarzy
z Marsylii; jest to najlepszy temat do naszego Bollettino.
Dołączam tu list do dziennikarzy a drugi do biskupów, pisane po włosku
i francusku. Przeczytaj, popraw i wyślij; postaraj się o inne przykłady. Będzie dobrze,
jeżeli w oświadczeniu do panów kolektorów doda się kilka słów, dokąd i jak często
mają składać uzbierane ofiary.
Żadnej wieści ani z Oratorium ani z innej części świata.
Sprawy nasze układają się dość pomyślnie. Potrzebuję wiele modlitwy. Niech
nas Bóg wszystkich błogosławi.
Marsylia, 10.02.1881 r.
Oddany w Jezusie Chrystusie
Ksiądz Jan Bosko
Proboszcz Guiol okazał się bardzo serdecznym względem Księdza Bosko;
trzeba by powiedzieć, że żadne inne wspomnienie bardziej w nim śladów nie wyryło
jak jeden przykry incydent, powiedziany w innym tomie. Nie można tu także
przemilczeć tego, że Ksiądz Bosko miał rękę szczęśliwą, co do wyboru kleryka Grosso
do prowadzenia śpiewu liturgicznego w kościele parafialnym. Chociaż był on bardzo
młodym, doznawał już nieograniczonego zaszczytu kanonika.
Panie Komitetowe pragnęły mieć Księdza Bosko za przewodniczącego na
jednym z ich zebrań. Z wielką radością przyjęły go na posiedzeniu dnia 12. Dwie tylko
nie mogły cieszyć się z tego zaszczytu, lecz w protokole czytamy: „Modlitwa
i błogosławieństwo Księdza Bosko dosięgnie bez wątpienia także i te nieobecne,
wyrównując ich ofiarę”.
Jako pierwszy punkt zostało odczytane dokładne sprawozdanie za rok 1880.
Suma zainkasowana osiągnęła cyfrę 20 tysięcy franków. Następnie ustalono program
30

4 Pages 31-40

▲back to top

4.1 Page 31

▲back to top
uroczystości św. Franciszka Salezego, która miała być obchodzona 16 – tego, tego
miesiąca. Na koniec zabrał głos Ksiądz Bosko, przemawiając w języku francuskim.
Protokół daje nam dokładne streszczenie jego przemówienia, które my tu
przetłumaczone już cytujemy: „Przybyłem podziękować, a także polecić wam moich
biednych chłopców. Lecz przede wszystkim, by dobrym /szlachetnym/ Paniom
podziękować za ich miłosierdzie. Jak to pięknie i miło jest widzieć Panie, gdy
wyrzekają się własnej wygody i idą od domu do domu, prosząc o ofiarę, która ma
służyć, jako środek do szerzenia dobra na ziemi. Nie odważam się bynajmniej chwalić
Was, gdyż obawiam się obrażenia waszej skromności; lecz dziękuję Bogu, którego my
jesteśmy narzędziami i do którego wszystkie dzieła i czynności nasze zmierzają.
Nie mogę nie cieszyć się i nie upatrywać w tym dowodu Opatrzności, ile się
dokonało w przeciągu zaledwie dwóch lat. Prawe skrzydło zostało wykończone
i zakład obecnie liczy już 150 internistów i 80 eksternistów; lecz ileż ponadto przyjęć
z powodu braku miejsc trzeba było jeszcze odrzucić! Ogólna liczba chłopców, odkąd
Oratorium zostało założone, sięga 5 tysięcy. I to jest dowodem, jak koniecznym
i potrzebnym było to dzieło. Wprawdzie nie ma jeszcze wiele zakładów dla chłopców;
ale we wszystkich, jakie istnieją, są warunki możliwe do przyjęcia... U św. Leona
wystarcza do przyjęcia chłopca odwrócenie niebezpieczeństwa dla jego ciała czy
duszy. Gdy się dokończy lewe skrzydło, liczbę chłopców będzie można podnieść do
trzystu.
Trzeba by się rozszerzyć; mam tu na myśli dom, którego okna zwrócone na
podwórze nasze, są szkodliwe dla chłopców. Tam można by dać pomieszczenie
siostrom Maryi Wspomożycielki, które mają przybyć, nie pozostawiając im jednak
żadnej innej łączności z zakładem, jak tylko tą, której domaga się staranie nad bielizną
i garderobą. Łatwo dałoby się przeznaczyć ów dom na taki użytek, a zarazem
zapobiegłoby się pokusom. Lecz na kupno jego potrzeba by pieniędzy. Opatrzność
Boża zdaje się chcieć, byśmy dom ten kupili, chociażby przez to, że pierwotna cena
żądana zmniejszyła się, stopniowo coraz bardziej spadając tak, że obecnie można by
go nabyć za 40 tysięcy franków.
Opatrzność Boża pragnąc jakiegoś dzieła udzieli także to, co jest konieczne.
I kiedy mówię Opatrzność Boża, to mam na myśli samego Boga. Ponieważ więc Bóg
pragnie naszego dzieła, da także środki do jego uskutecznienia. Kto pracuje dla
jakiegoś celu, ma prawo do środków i jesteśmy pewni, że je zdobędziemy. Jesteśmy
narzędziami w rękach Opatrzności Bożej. I ta Boża Opatrzność i Maryja
Wspomożycielka w tym roku opiekowali się nami w sposób oczywisty.
Jest jeszcze drugie miejsce do nabycia: teren 2 tysięcy metrów kwadratowych,
którego pozycja w tej części miasta nadawałoby się do założenia Oratorium
świątecznego. Pragnąłbym, by w celu nauczania katechizmu i zabezpieczenia
moralnego mogli tam zgromadzać się chłopcy, którzy w ciągu tygodnia zatrudnieni są
po rożnych pracowniach. I w ten sposób nie mieliby kontaktu z chłopcami, którzy
codziennie uczęszczają do Oratorium i można by tu osiągnąć to, co jest w Turynie
i czynić bardzo wiele dobrego, gdzie gromadzi się trzy tysiące chłopców.
31

4.2 Page 32

▲back to top
Potrzeba na to znacznej kwoty; dlatego też upraszam Komitet o pomoc
w modlitwach. Nie żądam miłosiernych ofiar, lecz jedynie wskazówek i poleceń
pożytecznych do ich zdobycia.
Będzie wiele wydatków na urządzenie domu, zaopatrzenie i bieliznę i we
wszystko to, co będzie potrzebne dla chłopców. Są także zaległości w sumie około 12
tysięcy franków z wydatków domu. Lecz jest to rzecz względnie małego znaczenia.
Najgorszą jest wizyta, z jaką przychodzą do mnie przedsiębiorcy, przynosząc mi
rachunek i domagając się wypłaty 120 tysięcy franków im należne za nowe prace przy
budowie. Jednak te trudności i te cyfry zawrotne niech nas nie przerażają. Oczywistym
jest, że pieniędzy nam potrzeba; lecz ufam w Opatrzność Bożą i nie wątpię w jej
pomoc, chociaż nie mogę określić, w jaki sposób ona nam się okaże.
Powiem wam jedno, czego jeszcze nigdy nie powiedziałem: nasza ufność
opiera się na silnych podwalinach, byle tylko nie bylibyśmy jej niegodnymi. Lecz
mam nadzieję, że to się nie stanie. Utrzymując dom w pobożności i moralności,
spełniamy dzieło Boże; przeciwnie, nie spełniamy dzieła Bożego, ilekroć
zaniedbujemy tych rzeczy. To jednak się nie zdarzy i dlatego też możemy spodziewać
się pomocy od Bożej Opatrzności”.
Święty mówił dalej udzielając informacji o powstaniu, celu i rozwoju dzieła
Maryi Wspomożycielki dla spóźnionych powołań, jak również o szczególnym
zainteresowaniu wyrażonym przez Ojca św. w sprawie tegoż dzieła. I tak dalej
ciągnął: „W roku ubiegłym, kiedy pojechałem do Rzymu, Namiestnik Chrystusa
głęboko dotknięty z powodu zagrabienia pozbawiającego propagandę jej
nieruchomości, obmyślał, jakby temu zaradzić przenosząc kolegium misyjne gdzie
indziej”.
Patagonia i Ziemia Ognista, które stanowią obszar równający się całej naszej
Europie, nie widziały jeszcze nigdy światła Ewangelii. Franciszkanie, jezuici,
dominikanie nie zdołali tam dotrzeć lub musieli porzucić takie zamiary. Lecz obecnie
godzina miłosierdzia wybiła już dla tych ludów, albowiem głosi się im Słowo Boże
i ewangelizacja święci tam wielkie tryumfy. Ojciec św. ponadto zadecydował
utworzenie Wikariatu i Prefektury Apostolskiej. Najważniejszą jednak rzeczą jest,
wysłać tam jak największą liczbę misjonarzy. Dlatego też, by pomnożyć szeregi
pracowników ewangelicznych, Papież wyraził życzenie otwarcia seminarium dla
kształcenia kleru misyjnego. Zwrócono oczy na Sewillę, by tam założyć nowicjat dla
kandydatów na misjonarzy z tego względu, że językiem używanym w tych krajach,
dokąd mają się udać, jest język hiszpański.
Również poszukiwano miejsca, gdzieżby takie seminarium otworzyć we
Francji. Lecz nasuwały się trudności, co do wyboru miasta; żadne, bowiem z nich nie
jest dość centralnym, ani też nie ma widoków odpowiednich do takiego celu.
„Pokładam nadzieję – mówił Ojciec św. w mieście Marsylii, gdzie kwitnie i duch
religijny i charytatywny. Niech Ksiądz się rozglądnie cośkolwiek, czy znajdzie osoby,
które by chciały się zająć tą sprawą i proszę mi powiedzieć, że nie wspierają was, ani
mnie, lecz przychodzą z pomocą samemu Kościołowi”.
32

4.3 Page 33

▲back to top
Przewidzieć można było, że biskupi, którzy ubolewali nad brakiem księży
w swoich diecezjach, nie będą zadowoleni z tego rodzaju powołań. Papież to
przewidział i myślał nad tym i Ksiądz Bosko także. Dzieło jednak Maryi
Wspomożycielki omija tę przeszkodę. Chłopcy, którzy mają powołanie do stanu
duchownego, odbywają studia przygotowawcze, po ukończeniu, których wybierają
z największą pozostawioną sobie swobodą czy wstąpienie do jakiegoś zakonu, czy
powrócić do swej diecezji. Tu z Marsylii jest już 32 uczniów tej kategorii, lecz dla
zwykłej roztropności zostali rozmieszczeni po rożnych zakładach, jak w La Navarra
i gdzie indziej. Mamy ponadto już niejaką pewność powołań około 300 z młodzieży
francuskiej, nie licząc 500 chłopców znajdujących się już w zakładzie w Turynie.
Dzieło to ma za zadanie wychowywanie biednych chłopców, a zarazem wyszukiwanie
pracy w warsztatach dobrze urządzonych i wzorowo prowadzonych. Lecz celem
zasadniczym jest wyszukiwanie wśród chłopców zarodku powołań duchownych
i rozwijanie ich.
Trudności te niech nie będą podnoszone na konferencji generalnej, by nie
rozszerzać wobec licznego zgromadzenia rzeczy, z którymi przewrotne nasze czasy
zniewalają nas do ukrywania się. Lecz powinny mimo to rozpalać waszą gorliwość,
gdyż ukazują wam wielki i doniosłego znaczenia cel, jaki ma się osiągnąć”.
Wiara Sługi Bożego nacechowana prostotą i ufnością, oczarowała zacne panie,
z których każda stanęła gotowa, by iść za jego zbożnym planem. Zebranie to
pozostawiło we wszystkich głębokie wspomnienie. Na zakończenie proboszcz Guiol
skłonił Księdza Bosko do udzielenia wszystkim swego błogosławieństwa mówiąc mu,
że wszystkie czuły by się bardzo uszczęśliwione, gdyby je otrzymały. Święty udzielił
go, lecz zaraz zaznaczył, że było to błogosławieństwo przywiezione im z wyraźnego
polecenia Ojca św.
Ufność księdza Bosko w Opatrzność Bożą została potwierdzona faktami, gdyż
jak podaje okólnik z 3 marca, wspaniałomyślne ofiary przyczyniły się do znacznego
zmniejszenia wielkich długów przez spłacenie w pierwszej racie 20 tysięcy franków,
potem nastąpiło uiszczenie wkrótce drugiej raty, a po dwóch miesiącach trzeciej,
równającej się sumą pierwszej. Dług więc został sprowadzony do połowy. Lecz
Komitet pragnął zwolnić Księdza Bosko zupełnie od tego widma przedsiębiorców,
które zdawało się niepokoić nawet jego sny. Dlatego też uchwalił nadzwyczajną
subskrypcję przy kierownikach zakładów przemysłowych i matkach rodzin. Dla
pierwszej subskrypcji Komitet zawezwał pomocy Panów na czele, których stanął pan
Rostand.
Ksiądz Bosko był oblężony od rana do wieczora tak, że z powodu tych
nieprzerwanych audiencji stracił prawie glos i wyczerpanie groziło poważnymi
następstwami. Rano - 14 - zmuszony był powiedzieć, że nie może już przyjmować.
Lecz wie się dobrze, że w podobnych wypadkach znajdą się zawsze uprzywilejowani.
Biedna siostra schorowana, prezes jakiegoś dzieła, wybitna dostojność, której już się
przedtem dało przyrzeczenie, pani nerwowo chora, ukryta gdzieś w kąciku... były to
osoby kolejno przez niego w dalszym ciągu przyjmowane, trzymając go zajętym aż do
33

4.4 Page 34

▲back to top
południa. Wyczerpany już był zupełnie. Duszność w piersiach dokuczała mu w sposób
litość wzbudzający. Po południu by uniknąć podobnego zmęczenia zamknął się
w swoim pokoju na klucz. Wyszedł z niego pod wieczór, gdyż czekano już na niego
gdzieś za miastem. Godzinna przejażdżka karetą była dla niego zarazem godziną
cierpienia, a potem tam musiał przemawiać tak, że dziewięć razy musiał przerwać
z powodu całkowitego osłabienia. Tylko wielkie widoki, jakie upatrywał w tym tłumie
otaczających go, zadawały mu gwałt i zmuszały do dalszego wytężania swoich
ostatnich sił. Niektóre osoby tam się znajdujące przychodziły i odchodziły przez trzy
dni z rzędu, by usłyszeć Sługę Bożego! Prócz tego wszystkiego stos listów
czekających jego odpowiedzi rósł na stoliku.
Jak się przewidywało - rano 15 - nie były już wizyty, ale formalne oblężenia.
Grupa złożona, co najmniej z 60 ludzi, hałaśliwie domagała się ujrzenia Księdza
Bosko. Przekonywano ich, że nie czuje się dobrze i nie może przyjmować; nic nie
pomogło i żaden nie ruszył z miejsca. Zmęczeni długim już oczekiwaniem,
upatrzywszy moment, w którym brakło dozoru, najodważniejsi zbiwszy się razem,
uderzyli na bramę. Ten, który co dopiero drzwi zamknął na klucz, nie podejrzewając,
co by mogło być, otworzył je. Gdyby wiedział, nie uczyniłby tego nigdy! Lecz za
późno. Wtargnęli wszyscy do pokoju. Widząc tę napaść odźwierny, chwycił pióro
i zeszyt, na którym pisał i umknął do przyległego pokoju księdza Durando. Lecz ci
wtłoczyli się za nim. Nabiegł w końcu na jego pomoc dyrektor i inni mieszkańcy
domu i z niemałym trudem zdołano, jako tako pokój opróżnić. Słaby, cierpiący, bez
głosu, Ksiądz Bosko nie widział innego wyjścia, jak schronić się u proboszcza św.
Józefa. Tam zażywał spokojnego wypoczynku aż do piątej wieczorem, nabierając
cokolwiek sił na następne dwa pracowite dni, jakie go czekały.
Uroczystość św. Franciszka Salezego została odłożona na dzień 16 lutego, aby
także Ksiądz Bosko mógł w niej wziąć udział. Ksiądz Biskup pragnąc na zewnątrz dać
dowody swej życzliwości względem Oratorium, odprawił wspólną Mszę św., podczas
której przemówił kilka słów o świętym Patronie i udzielił Komunii św. licznie
zebranym panom i paniom miasta. Panegiryk wypowiedział O. Guerin, sławny
kaznodzieja. W zakładzie wielkie ożywienie i wesołość aż do późnej nocy; Ksiądz
Bosko nie miał spokoju.
Dzień 17 lutego był dniem przeznaczonym dla Pomocników i Pomocnic.
Marsylia liczyła ich 900 zapisanych. Zgromadzili się także z miejscowości
okolicznych, a niektórzy aż z Tolony. Monsignor Forcade arcybiskup z Aix,
przewodniczył zebraniu. Ojciec Mendre zdał relację o warunkach instytutu; po tym
zabrał głos Ksiądz Bosko. Jego sposób mówienia prosty i ujmujący pobudzał
w niektórych momentach aż do łez. Pisze O. Mendre: „Ksiądz Bosko wyraża się dość
ciężko po francusku; lecz także i tutaj Opatrzność Boża, której święty imię tak często
miał na ustach i wypowiadał z tym namaszczeniem, które wnika wprost do serc tych,
którzy go słuchają; Opatrzność Boża, mówię, przyszła mu dziwnie z pomocą.
Audytorium tak rzadkie we Francji, zapomniało o tym uśmiechu, który zdaje się
spontanicznie zakwitać na wargach wobec jakiegoś błędu i niepoprawności; każdy
34

4.5 Page 35

▲back to top
słuchał oczarowany wdziękiem tego słowa, które widocznie z nieba nabrało takiej
mocy”.
Na zakończenie arcybiskup na skutek grzecznego zaproszenia ze strony
Księdza Bosko, przemówił jeszcze w krótkich słowach ojcowskich, z których punkt
kulminacyjny stanowić bez wątpienia mogą te zdania: „Dzieła salezjańskie, których
pokojowe zdobycze przewyższyły sławne podboje Aleksandra, Cezara i Napoleona,
potwierdzają w zupełności tę prawdę, że jedynie Kościół jest matką ubogich
i maluczkich. Ujmująca postać Księdza Bosko nie miała nic ze zdobyczy; jego szeregi
kapłanów nie są to groźni żołnierze owych wielkich dowódców; lecz z Księdzem
Bosko jest Bóg i to właśnie zdradza nam sekret dobrego powodzenia”.
Tylko na samą tackę, trzymaną przez Księdza Bosko przy bramie kapliczki
złożono 2 tysiące franków, lecz ponadto inne jeszcze jałmużny złożono mu osobiście
później na jego ręce. Duszą wszystkiego był kanonik Guiol, któremu też w najbliższą
niedzielę Sługa Boży publicznie wyraził swą wdzięczność. Proszony, by
przewodniczył w parafii pobożnemu ćwiczeniu, odprawianemu w trzecią niedzielę
każdego miesiąca ku czci Świętej Trójcy, zgodził się i gdy nadszedł moment
przemówienia w ten sposób rozpoczął: „Gdyby dozwolonym mi było odmówić czegoś
królowi, sama wdzięczność zabraniałaby mi tego odmówienia księdzu proboszczowi
św. Józefa”.
Obszerny kościół przedstawiał tego wieczora widok imponujący. Mieścił on
w swych murach doborowe audytorium, które zwykło gromadzić się licznie, by
słuchać wielkich mówców występujących na ambonie w kościele św. Józefa. Ksiądz
Bosko mówił o mannie, symbolicznej figurze Eucharystii i naszych obowiązkach
względem niej. Także, co do tej przemowy opat Mendre zaznacza: „Słuchacze nie
zważali na wymowę, lecz pobożnie przyjmowali Słowo Boże. Owszem, niektóre
nieprawidłowości zdawały się dodawać temu kazaniu, na wskroś apostolskiemu,
jeszcze większego uroku. Życzę tego samego powodzenia tym wszystkim, którzy będą
mieli zaszczyt występować na stopnie świętej kazalnicy”.
Relacja zdana przez opata Mendre na zebraniu Pomocników, oddana została do
druku, tworząc wraz z innymi jego artykułami o Oratorium w Marsylii bardzo
interesującą monografię, rozpadającą się na trzy części. Na sam przód mamy krótki
opis uroczystości św. Franciszka Salezego; po tym idzie pełne i dokładne
sprawozdanie, poprzedzone i zakończone uwagami o zebraniu. Mendre opisawszy
w najdrobniejszych szczegółach podziwiania godną aktywność dwóch Komitetów,
dodaje: „Podczas, gdy tamci pracują poza obrębem Oratorium, cóż w tym czasie robi
się wewnątrz?... Przestąpmy próg tego błogosławionego domu i pozdrówmy na
wstępie ze szczególniejszym uszanowaniem tego, który jest wśród nas wysłannikiem
bezpośrednim, przedstawicielem Księdza Bosko. Przyszedł on tu, ten robotnik
pierwszej godziny, skromny, niezmordowany, gotowy na wszelkie ofiary, jakich
domaga się /niespodziewany/ nadspodziewanie szybki rozrost naszego dzieła; zawsze
na poziomie swego obowiązku i wzór dla wszystkich doskonałego zapomnienia
o sobie. Obserwujcie nadzwyczajne prace osiągnięte w kilku miesiącach i nade
35

4.6 Page 36

▲back to top
wszystko błogosławcie Boga”. Przedstawiwszy następnie ówczesne warunki Instytutu
i rzuciwszy okiem w przyszłość, sprawozdawca czyni taką wzmiankę: „My nie
zwracamy niedyskretnego spojrzenia na intymne stosunki, jakie mają miejsce między
Bożą Opatrznością a naszym Czcigodnym Ojcem, Księdzem Bosko. Widzieliśmy już
jego cudowne, nadzwyczajne skutki i bez wątpienia będziemy je jeszcze oglądali”.
Duc in altum! – w górę, naprzód! – było jego wzniosłym zakończeniem mowy.
Opat Mendre opublikował, co stanowiło część trzecią monografii, apologię
Oratorium św. Leona, skierowaną do Strambio, Generalnego Konsula, lecz
przeznaczoną dla prefekta departamentu, by zbić zarzuty postawione Instytutowi przez
pewien dziennik marsylijski przy końcu roku 1880. Prefekt opierając się na długim,
a oszczerczym raporcie, przedłożył konsulowi poważne zażalenia obciążające
salezjanów, co też, gdyby obwinienia te opierały się na prawdzie, słusznie mogłoby
stać się następstwem przykrych kar, jakimi groziły ustawy obcokrajowcom,
nadużywającym prawa gościnności.
Strambio poufnie zakomunikował to zainteresowanym. Jak przedtem nie
dawało się wiary tym niecnym oszczerstwom, tak teraz nie można było dłużej milczeć,
nie tylko dlatego, by zapobiec możliwym skutkom takich przewrotnych donosów, lecz
także ze względu na samego konsula. Ten, czy to ze szczególnej życzliwości, jaką
żywił do Księdza Bosko jeszcze od czasów szkolnych, czy to w skutek naturalnego
sentymentu duszy narodowej, na widok postępów i przyszłych widoków Oratorium,
w najwyższym stopniu miał go w poważaniu i wyjątkowymi względami otaczał.
Faktycznie zganił więc wobec władzy francuskiej nieporządki opierające się na
oszczerczych słowach przeciw dziełu; lecz to było tylko doskonałym motywem, by
wszystko wyjaśnić i postawić rzeczy tak, jak się miały w rzeczywistości. Tego zadania
podjął się opat Mendre i wywiązał się z niego po mistrzowsku. Ksiądz Bosko czytał
manuskrypt roztrząsający to zagadnienie w listopadzie, jak o tym przekonuje nas list
zakomunikowany po opublikowaniu już czternastego tomu.
Mój Drogi Księże Mendre!
Ksiądz nie mógł lepiej przetłumaczyć moje myśli jak w ekspozycji, jaką łaskaw
był mi przedstawić. Można by jeszcze prosić pana konsula, by ją ogłosił, jeżeli to
osądzi za stosowne.
Dopuściłem się jednego uchybienia. Zamiast osobno napisać niektóre sprawy,
które może trzeba będzie dołączyć, nakreśliłem je na marginesie tego samego arkusza.
Proszę, zatem wziąć pod uwagę to, co będzie wydawało się lepszym.
Może dobrze by było także zaznaczyć, że do zakładów we Włoszech, zwłaszcza
w Turynie, bardzo często byli kierowani chłopcy francuscy, ubodzy i pozbawieni
opieki i by przeszkodzić podróżom, wydatkom, zmianie zwyczajów, obyczajów,
wymagań, byliśmy zmuszeni założyć we Francji zakłady o tym samym charakterze, co
i we Włoszech.
Sprawiła mi wielką pociechę wiadomość, że pokój i harmonia panuje
ustawicznie między parafią a schroniskiem św. Leona. Mam uzasadnioną rację
36

4.7 Page 37

▲back to top
spodziewać się, że te więzy miłości będą się coraz bardziej zacieśniały. Jeżeli to jest
tak potrzebnym w każdym innym czasie, to tym więcej w chwili obecnej.
Jeżeli ksiądz będzie widział, że mógłbym tutaj coś uczynić, proszę mi napisać,
a ja pójdę wiernie za każdą wskazówką księdza.
Niech Bóg księdzu odpłaci za opiekę i pomoc, z jaką spieszy naszemu
Zgromadzeniu. Po skończonym kresie ziemskiej wędrówki, jaki piękny hymn podzięki
/pochwały/ i wdzięczności! Niech Bóg Cię błogosławi zawsze Drogi i wielce nam
zasłużony Księże Opacie Mendre. Niech Bóg zachowa Księdza w najlepszym
zdrowiu. Chciałbym złożyć moje niskie uszanowanie naszemu Księdzu Proboszczowi,
Księdzu Bologna. Polecam się modlitwom i kreślę się ze słowami wysokiej czci
i głębokiej wdzięczności.
Turyn, 25.02.1880 r.
Najbardziej oddany sługa i przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
PS. Byłoby może także dobrze podkreślić, że my jesteśmy pobożnym
stowarzyszeniem dobroczynnym na korzyść chłopców ubogich i wystawionych na
niebezpieczeństwo. W najbliższym czasie napiszę do naszego Czcigodnego Księdza
Proboszcza.
Kanonikowi Guiol, opowiadał Ksiądz Bosko podczas swego pobytu w Marsylii,
na pół serio, na pół w żartach, o rzeczy widzianej we śnie, na krótko przed przybyciem
do Francji. Może było to przy końcu 1880 roku. Ksiądz Guiol był przekonany,
że zachodzi konieczna potrzeba nabycia jakiegoś domu na polu, dokąd można by
wysyłać chłopców od św. Leona w czasie bardzo gorących miesięcy. Święty zgadzał
się z tą myślą: owszem mówił, że potrzebuje przygotować miejsce w ten sposób
i uczynić je takim, by mogło służyć zarazem na nowicjat.
Co dotyczy zakładu, ciągnął dalej, to mam go już do swej dyspozycji. Obszerne
zabudowania, w miejscu uroczym, otoczone szerokim pasem lasu sosnowego, a
wchodzi się do niego wspaniałą aleją platanową; obfity strumień wody przecina cały
folwark.
Proboszcz, który bardzo dobrze wiedział, że Ksiądz Bosko nie posiadał jeszcze
niczego w Marsylii, ani nie wynajął żadnej nieruchomości poza kolegium, o mało,
że nie przypuszczał, iż dostał nagłego obłąkania.
Zdezorientowany więc trochę zapytał gdzie jest to miejsce.
Gdzie jest, tego nie wiem – odpowiada Ksiądz Bosko – lecz wiem, że jest
i że znajduje się w okolicy Marsylii.
To ciekawe – odparł proboszcz – lecz, w jaki sposób Ksiądz się dowiedział,
że dom jest i że jest dla was przeznaczony?
Wiem o tym, gdyż śniłem.
I co się Księdzu śniło?
37

4.8 Page 38

▲back to top
Widziałem dom, drzewa, folwark, wodę, wszystko jak opisałem, a oprócz tego
i chłopców, którzy biegali i zabawiali się na ścieżynach.
Opat Guiol, który gdy Ksiądz Bosko mówił o śnie, nie uważał go bynajmniej za
jasnowidza, nie przyjmował jednak na lekko jego słów, lecz starał się je sobie
zapamiętać i poddawać obserwacji.
Nie upłynęło wiele czasu, gdy pewni dobrodzieje ofiarowali dom na upragniony
cel; lecz Ksiądz Bosko nie przyjął go, dziękując i mówiąc, że to nie jest ów
przeznaczony dla niego. Tymczasem znów lata mijały tak, że nie widziało się żadnej
podstawy sprawdzenia się snu. Przy każdym spotkaniu dwaj przyjaciele przypominali
sobie i mówili na temat owej sławnej willi, mającej zamienić się na nowicjat, podczas
których rozmów opat zwykł uśmiechać się dobrodusznie.
Ksiądz Bosko mówił o tym także i innym. W istocie w październiku 1882 roku
napomknął klerykowi Cartier. Ten jadąc z Marsylii do San Benigno, dla otrzymania
tam subdiakonatu, zatrzymał się w Nizza, gdzie Święty przewodniczył rekolekcjom
salezjanów; miał on z nim długą konferencję, w której tak mówił: „Mamy w okolicach
Marsylii wielki dom, w którym założymy nowicjat i studentat filozoficzny. Ty
zostaniesz tam odtąd przeznaczony, jednak nie w pierwszym roku, gdyż będą wtedy
potrzebowali Ciebie do szkoły u św. Leona; będziesz więc chodził udzielać lekcji
dopóki nie ustabilizuje się twoja rezydencja.
W Marsylii mniemano, że dom widziany we śnie jest może identyczny z willą
pani Broquier, położona niedaleko od Aubagne; owszem, nawet Ksiądz Bosko skłaniał
się początkowo do tego zdania, wprowadzony w błąd na skutek niedokładnej
informacji. Napisał już do właścicielki prosząc ją, by zechciała odstąpić czy to na
własność, czy też oddała w dzierżawę. Wysłał także list do księdza Bologna by na
miejscu wszystko zbadał. Ten przekonał się, że Ksiądz Bosko został w błąd
wprowadzony, bo willa owa i jej położenie w niczym nie zgadzają się z opisem
widzenia sennego Księdza Bosko.
Inne zaofiarowanie nadeszło w 1883 roku od pani Pastre, bogatej wdowy
paryskiej, której Ksiądz Bosko uzdrowił córkę. Traktowano nad wydzierżawieniem
jednej z jej willi przy Santa Margherita, niedaleko od Marsylii. Ksiądz Bosko ze
względów personelu, nie widząc także odpowiednich warunków, oferty nie przyjął. Po
kilku miesiącach pisze mu ksiądz Bologna, że pani owa nalega w swym wniosku,
prosząc o jego przyjęcie. Święty odpowiedział, że jeżeli znajdują się tam sosny,
platany, strumyk... to dobrze, a jeżeli tego brak, to nie. Dyrektor udawszy się na
miejsce oglądnął wszystko i zakomunikował Księdzu Bosko, że rośnie tam około stu
sosen, są drożyny platanowe, i że strumyk przepływa przez mająteczek. Dom zatem,
Santa Margherita został wzięty w dzierżawę na lat 15 i tam otwarto w jesieni 1883 r.
nowicjat pod wezwaniem La Providenza.
Opat Guiol udawszy się tam po raz pierwszy z Księdzem Bosko w roku 1884,
zaobserwował ze zdziwieniem, że wszystko dokładnie odpowiada temu, co Sługa
Boży mu kiedyś mówił i powtarzał tyle razy o swoim widzeniu we śnie.
38

4.9 Page 39

▲back to top
O jednym fakcie nadzwyczajnym, który według wszelkiego
prawdopodobieństwa miał mieć miejsce w tym samym roku, słyszał Przełożony
Generalny, ksiądz Albera w 1921 r. od pewnego lekarza w Allevard–les–Bains
i opowiadanie to powtórzył zaraz współbraciom w Marsylii dnia 7 lutego. Niejaki pan
Guerin, marsylijczyk, dotknięty był gruźlicą kostną w jednej nodze. Oczyszczenie
kości nie przyniosło żadnego polepszenia. Choroba została uznana za nieuleczalną.
Rana musiała być stale otwartą, by ropa mogła swobodnie wydostawać się na
powierzchnię. Jak przystoi na dobrego chrześcijanina, cierpiący miał jedno tylko
życzenie: spełnić we wszystkim i przede wszystkim wolę Bożą. Jedna jego znajoma
mieszkająca przy ulicy San Giacomo radziła mu udać się do Księdza Bosko, nie
dlatego, by domagać się cudu uzdrowienia, lecz by otrzymać z jego słów trochę
pociechy duchowej. Udał się zatem, został przyjęty i wyjawił swoje dobre
usposobienie znoszenia z cierpliwością swego krzyża z miłości dla Boga. Święty dodał
mu otuchy i pobłogosławił.
Chory mieszkał przy drodze Meilhau. Od św. Leona do jego domu była droga
zbyt długa dla niego, mającego nogę w takim stanie. Postanowił więc wsiąść na
tramwaj przy rogu ulic Paradis i San Giacomo. Ponieważ jednak na tramwaj dosyć
długo trzeba było czekać, skierował się wolnym krokiem w stronę Borsa,
spodziewając się tam zastać autobus, jaki miał odjeżdżać z tej dzielnicy, lecz nie zastał
żadnego. Po bezskutecznym oczekiwaniu udał się na plac Canebiere, zawsze z tą samą
intencją, lecz tutaj żadnego pojazdu. To samo było także i na ulicy Noailles tak,
że krok za krokiem posuwając się, nie zauważył prawie, jak przyszedł do domu.
Zwyczajnie musiałbym natychmiast położyć się, spożywając wieczerzę
w łóżku. Tego wieczora jednak, nie zważając na perswazje otoczenia, postanowił
jeszcze załatwić niektóre sprawy, które też trzymały go na nogach aż do kolacji. Gdy
wszystko ukończył, nie czując najmniejszej dolegliwości, zasiadł z rodziną do stołu,
po czym udał się na spoczynek. I to, co jeszcze zdumiewającego: odwijając bandaże,
by opatrunek zmienić, nie widzi rany; znikła nie pozostawiając nawet śladu blizny.
Ksiądz Bosko, chociaż nie był o to proszony, uczynił cud.
Dla sióstr przystosowany został budynek trochę oddalony od instytutu; wilgoć
jednak murów i inne słuszne racje domagały się, by opóźnić ich przyjazd. Tymczasem
Ksiądz Bosko poświęcił dom w formie zupełnie prywatnej, nie zapraszając także na tę
ceremonię Panie Komitetowe, czym też te były trochę dotknięte. Panie te na wielu
posiedzeniach zajęły się już naprawdę urządzaniem domu dla nowej społeczności. Na
zebraniu z dnia 3 marca proboszcz usprawiedliwił postąpienie Księdza Bosko i na
potwierdzenie tego przytoczył dwie racje. Po pierwsze nie byłoby roztropnym
w obecnych czasach ściągać na tę drugą rodzinę zakonną uwagi obywateli; po drugie
Ksiądz Bosko w ostatnich dniach swego pobytu u św. Leona, był tak bezustannie
niepokojony przez tłumy odwiedzających, że proboszcz nie mógł z nimi się
porozumieć, co do dnia, godziny i sposobu mających odprawić się funkcji. Te
wyjaśnienia rozproszyły wszelkie niezadowolenie.
39

4.10 Page 40

▲back to top
Jeżeli rozważy się fakty opowiedziane w innym tomie, to bez wątpienia
roztropność w takich razach nie była nigdy za wielka. Przede wszystkim trzeba jeszcze
zaznaczyć, że u dobrych sympatie dla dzieła Księdza Bosko potęgowały się coraz
bardziej.
Komitet Panów osądził, że dzieło to powinno wszystko i wszystkich pozyskać
dla swego celu; a osiągnie się to, jeżeli da się je dokładniej poznać. Stąd też podczas
pobytu Księdza Bosko w Marsylii, rozszerzali na wszystkie strony broszurki,
zawierające artykuł opata Mandre, o której była już wzmianka wyżej.
Nic więcej godnego uwagi, co do pobytu Sługi Bożego w Marsylii nie wiemy.
Zdaje się, że w tym roku także miał miejsce zarzut postawiony mu przez jedną bardzo
zasłużoną panią Prot. Miała ona dwóch synów już żonatych i jedną córkę, którzy
swym nieodpowiednim prowadzeniem się przyczyniali jej wiele zmartwienia. Swego
czasu poleciła ich modlitwom Księdza Bosko, by za łaską Bożą zmienili swe
postępowanie. Ksiądz przyrzekłszy modlić się w tej intencji dołączył także do tego
przyrzeczenia wyrażenie swej nadziei otrzymania łaski. Matka tymczasem nie widząc
żadnej poprawy, skarżyła się przed Świętym. Ten z całą pokorą odpowiedział: „Tak,
wina jest moja, gdyż niedostatecznie się modliłem”.
Jeżeli nie z tego także roku, to zapewne z tego okresu pozostał jeden epizod,
który wyraźnie wskazuje, jaką wagę on przykładał do muzyki w Oratoriach
świątecznych. W Marsylii złożył mu wizytę pewien zakonnik, który w jednym z miast
francuskich sam ją wprowadził i pytał we śnie Księdza Bosko, czy aprobuje muzykę
wśród zabaw chłopców. Gość jego mniemał, że ten, z którym rozmawia, nie widzi
korzyści wielkich, jakie muzyka ma dla wychowania, zaczął więc je wyliczać. Ksiądz
Bosko wysłuchawszy wszystkiego ze znakami zupełnej zgody, odezwał się w końcu:
Oratorium bez muzyki jest jak ciało bez duszy. Niejeden tymczasem widział w niej
źródło nieporządków i to niemałych, jak rozproszenia i niebezpieczeństwa, że chłopcy
będą chodzić śpiewać czy grać do teatrów, kawiarni, na bale, festyny... Ksiądz Bosko
wysłuchawszy takich argumentów, odpowiadał zawsze: Czy lepiej jest istnieć lub nie
istnieć? Oratorium bez muzyki jest jak ciało bez duszy.
Cud oczywisty towarzyszył odjazdowi jego z Marsylii. Pamięć tego zdarzenia
przekazana jest z zeznania tego, który był nie tylko jego świadkiem naocznym, ale
także i jego przyczyną prowokacyjną.
Panna Flandrin, od pewnego czasu poważnie chora, zdawała się już dobiegać
kresu swego życia. Matka, podczas pobytu Księdza Bosko w Marsylii, codziennie do
niego przychodziła, by nakłonić go do odwiedzenia córki chorej. Lecz ksiądz Bologna,
nie wiemy dlaczego, uważał za rzecz niestosowną, by Sługa Boży tam się udawał,
przedstawiając mu całą sprawę, przedstawił w taki świetle, że ten skłonił się do jego
rady i chorej nie poszedł odwiedzić.
Nadszedł tymczasem dzień odjazdu. By odciągnąć Księdza Bosko od widoku
tych rzesz, które mogłyby oczekiwać na stacji w Marsylii, postanowiono, że podobnie
jak roku ubiegłego, pojedzie karetą aż do Aubagna. Jeszcze i w tej ostatniej godzinie
pani Flandrin przyszła ponowić swoje prośby i tym już razem uczepiła się habitu
40

5 Pages 41-50

▲back to top

5.1 Page 41

▲back to top
księdza Mandre, błagając go, by użył całego swego wpływu i skłonił Księdza Bosko,
ażeby udał się do chorej córki.
Opat, który znał tę panią jedynie tą drogą, że widział już wiele razy
w Oratorium, nie mógł oprzeć się na widok jej łez. Przyrzekł więc, że mając szczęście
towarzyszyć Słudze Bożemu aż do Aubagne, będzie starał skierować powóz w stronę
ich domu i prosić o odwiedzenie chorej.
Wybrano się w drogę pod wieczór. Opat był całkiem przekonany, że Ksiądz
Bosko nie zna drogi. Zdziwił się więc niemało, gdy ten zwrócił się nagle do niego:
Lecz mnie się zdaje, że zmieniamy drogę. I w istocie w tym momencie woźnica
poszedł za wskazaniami danymi mu w sekrecie przez O. Mendre, który sam tylko
zdawał sobie sprawę z celu zboczenia z drogi. Nie odpowiadając więc wprost na
pytanie, ograniczył się do uwagi: Niech Ksiądz jedzie na moją odpowiedzialność.
Proszę pozostawić to dla mnie, byśmy bezpiecznie dotrzeć mogli do celu.
Ksiądz Bosko zamilkł. Gdy pojazd się zatrzymał przed domem pani Flandrin,
na prośbę towarzysza zstąpił z karety. Matka wprowadziła go do chorej, podczas gdy
opat zatrzymał się w przyległym pokoju.
Od dni piętnastu dziewczyna miała gardło do tego stopnia ściśnięte, że nie
mogła przełknąć niczego; odżywiano ją w sposób sztuczny. Cierpiała ponadto straszne
pragnienie. Jej ojciec, urzędnik cywilny, zmuszony był iść do swego obowiązku, lecz
wychodził z tym przekonaniem, że gdy wróci, bez wątpienia zastanie już tylko trupa.
W istocie też ta przyjęła już ostatnie sakramenty św.
Sługa Boży zbliżywszy się do wezgłowia zapytał:
Napiłabyś się może trochę wody?
Nie może – uprzedziła ją w odpowiedzi matka.
Pomódlmy się, mówi Ksiądz Bosko.
Wszyscy, zatem obecni uklękli i modlili się przez jakiś czas; następnie Ksiądz
Bosko udzieli chorej błogosławieństwa i dodał rozkazująco:
Pij, zatem.
Ta zaczęła spokojnie połykać i stopniowo jak piła, czuła wyraźnie, że wstępuje
w nią nowe życie tak, że, gdy wypróżniła całą szklankę, krzyknęła: Jestem
uzdrowiona!
Zapanował prawdziwy zgiełk: krzyczano, płakano, biegano tu i tam, zdawało
się jakby wszyscy dostali pomieszania zmysłów. Opat Mendre, który natychmiast
nadbiegł, natknął się na Księdza Bosko, który wychodził uśmiechnięty i spokojny.
Sługa Boży udał się wprost do powozu a za nim jego towarzysz, który zdawał się być
zupełnie oszołomiony.
Umierająca tymczasem sama się ubrała, wyszła na schody, by czekać na ojca,
który wkrótce miał wracać. Skoro tylko posłyszała jego kroki, pobiegła naprzeciw
i rzucając mu się na szyję woła:
Jestem uzdrowiona ojcze. Ksiądz Bosko mnie uzdrowił.
Biedny człowiek, jakby rażony piorunem, zachwiał się i upadł. Przywołano
bezzwłocznie lekarza, który niemało się musiał natrudzić, nim przywrócił omdlałego
41

5.2 Page 42

▲back to top
do normalnego stanu. Córka już pomagała matce w niesieniu mu pomocy i czuwaniu
nad nim.
Tymczasem dwaj podróżni byli już daleko. W czasie drogi O. Mendre,
zadowolony uścisnął dłoń Księdzu Bosko i odezwał się: Teraz już ojcze, nie będę
więcej mówił, że Ksiądz Bosko cudów nie czyni! A Ksiądz Bosko z prostotą
i spokojem: Niech Bóg będzie błogosławiony, Bóg niech będzie za wszystko
błogosławiony! Opat zrozumiał, że byłby niedyskretnym, poruszając dalej ten
argument; dlatego też do Aubagne nie mówił już więcej na ten temat.
Uzdrowienie było tak kompletne, że 4 marca panna Flandrin, pisząc do Księdza
Bosko, a nie wiedząc o miejscu jego pobytu, wysłała list do księdza Bologna ze swym
bilecikiem, w którym czytamy: „Dziękujmy wszyscy Maryi Wspomożycielce za
cudowne uzdrowienie, na które ja biedna grzesznica nie zasłużyłam. Proszę modlić
się, bym stała się więcej cnotliwą i pożyteczną dla waszego dzieła. Obecnie
chciałabym prosić o odprawienie Mszy św. na podziękowanie tej dobrej Matce.
Proszę, zatem księdza Dyrektora o wyznaczenie jej na jakiś dzień w przyszłym
tygodniu, lecz nie nazbyt wczesną godzinę, gdyż mieszkamy daleko i o łaskawe
powiadomienie mnie dzień lub dwa dni przedtem, bym mogła przygotować się do
Komunii św. i powiadomić niektóre moje koleżanki”.
Dotychczas nie da się jeszcze ustalić, którego dnia Ksiądz Bosko wyjechał
z Marsylii; prawdopodobnie było to 25 lutego, gdyż w niedzielę 27 – go znajduje się
już w Roquefort w zamku hrabiego Villeneuve /po chwilowym wypoczynku/
i niepostrzeżonym przystanku w Aubagne. Stamtąd też pisze w języku francuskim list
do księdza Bologna, który my tu w tłumaczeniu przytaczamy.
Drogi Księże Bologna!
Odjechałem. W Aubagne działy się wielkie rzeczy. Obecnie jestem
w Roquefort, gdzie będę miał trochę wypoczynku. Pojutrze do St Cyr, jeżeli Bóg
pozwoli.
1. Przede wszystkim powiesz naszym chłopcom, że jestem bardzo zadowolony
z ich dobrej woli i ich pobożności i że spodziewam się, iż coraz większe czynić będą
postępy w dobrym. Niech się starają zetrzeć szatanowi rogi dwoma młotami, tj.
spowiedzią i Komunią św.
2. Zadowolony opuściłem naszych współbraci kapłanów i kleryków i innych
współbraci, widząc na ich twarzach najlepszą wolę stać się prawdziwymi salezjanami,
czyli być solą w słowach i światłem w uczynkach. Niech Bóg będzie błogosławiony.
Odwagi i wytrwałości!
3. Znalazłem jeszcze kilka banknotów między papierami /600 fr./ i jeżeli
koniecznie ich potrzebujesz, to postaraj się je odebrać. Jeżeli jednak mógłbyś się
obejść, zawiozę je księdzu Ghivarello /dyrektor w St Cyr/, który czeka na pieniądze
jak Żydzi na mannę na pustyni.
42

5.3 Page 43

▲back to top
Piszę do pani Jacques. W razie potrzeby mógłbyś zażądać od niej jakiś tysiąc,
a na pewno ci z życzliwością przyśle jak najprędzej.
Przeproś panią Brouqier, gdyż w pośpiechu musiałem odjechać z Marsylii, by
udać się do Aubagne, gdzie już wszyscy oczekiwali mnie w kościele, by powiedzieć
kilka słów do Pomocników.
Wszystko dobrze. Bóg niech będzie błogosławiony!
4. Włóż do kopert bileciki tutaj załączone i zostaw je na miejsce przeznaczenia.
Niech nas Bóg błogosławi i zachowa nas wszystkich w swojej świętej łasce.
Módlcie się za mnie, który pozostanę zawsze w Jezusie Chrystusie.
Roquefort, 27.02.1881 r.
Najbardziej oddany przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
Pod tą samą datą przesłał też sprawozdanie o swojej podroży do kardynała
Nina. Ważne wiadomości miały w intencji Księdza Bosko służyć do utrwalenia
ponawianych próśb dotyczących uzyskania przywilejów.
Eminencjo!
Przez trzy tygodnie przebywałem w Marsylii, gdzie mogłem zebrać konieczne
środki do założenia naszego Oratorium św. Leona. Wychowanków jest około 250,
z których 100 przeznaczonych jest do studiów i tworzą nasze seminarium dla Ameryki
Południowej, zwłaszcza Patagonii. Obecnie udaję się dla przeprowadzenia organizacji
i spłacenia długów innych domów. Spodziewam się, że będę mógł coś zawieźć także
Ojcu św. Jeżeli Bóg da, będę w Rzymie przy końcu następnego miesiąca. Lecz trzeba,
by Ojciec św. przyznał nam na nowo te przywileje, które są nieodzowne, i którymi się
cieszą wszystkie inne instytucje, definitywnie przez Stolicę św. zatwierdzone.
W Marsylii odbywają się już funkcje liturgiczne, w nowym kościele instytutu.
Ksiądz biskup miejscowy odprawił nabożeństwo w uroczystość św. Franciszka
Salezego; arcybiskup Aix przewodniczył w konferencji dla Pomocników, których była
rzesza wielka. Kwesta dociągnęła 3 tysięcy franków. St Cyr, Toulon, Frejus, Cannes,
Nizza – czekały na taką samą konferencję. Zobaczymy, co łaska Boża zdziała.
Polecając wszystkie nasze domy pamięci Waszych modlitw i opiece, podczas
gdy z głęboką wdzięcznością mam zaszczyt kreślić się Waszej Eminencji.
Roquefort, 27.02.1881 r.
Nabardziej zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Kanonik Bremond, proboszcz z La Lombiere w diecezji Tolone, posiada piękne
wspomnienie osobiste. Jeszcze, jako ministrant kościoła w Roquefort miał to szczęście
służyć Księdzu Bosko do Mszy św. Msza ta była odprawiona w sposób, jakiego nigdy
dotychczas nie widział. Postawa celebransa przy ołtarzu tak go pociągała, że nie mógł
43

5.4 Page 44

▲back to top
wzroku swego nasycić jego widokiem. I tym razem zupełnie zapomniał już o swoim
zwyczaju zabawiania się wraz ze swoim towarzyszem frędzelkami u dywanu, który
z predeli spadał, zakrywając ostatni stopień.
Z Roquefort udał się ksiądz Bosko do Tolone, gdzie z utęsknieniem go
oczekiwano, by przewodniczył konferencji. Przemówił w kościele parafialnym
Najświętszej Maryi Panny, natłoczonym po brzegi publicznością, chciwą usłyszenia
słów Świętego. W jednej korespondencji, która ukazała się drukiem w pewnym
katolickim dzienniku, czytamy: „Po Ewangelii wszedł na ambonę i zaraz od samego
początku pozyskał sobie audytorium. Nie ma postawy imponującej i wyraża się
z pewną trudnością w naszym języku. Lecz cała jego osoba wzbudza sympatię. Jest to
cudotwórca i więcej jeszcze: jest to apostoł miłosierdzia, człowiek według serca
Bożego, święty”.
Wytłumaczywszy się, że nie potrafi mówić po francusku z kwiecistością
Massillon’a, ani z wymową Bossueta, przedstawił skromne zaczątki i rozszerzenie się
jego dzieła, zatrzymując się coś więcej nad dwoma pobliskimi zakładami w St Cyr
i Navarra, które tak wielkiej potrzebowały pomocy. „Rozmowa – zauważa
wzmiankowany dziennik – była prowadzona w słowach żywych, energicznych,
obrazowych i same nawet nieprawidłowości językowe nadawały im tym większej
skuteczności”.
Po skończonej konferencji Ksiądz Bosko ze srebrną tacką w ręku wyszedł na
kościół po składce. Podczas tej czynności miał miejsce wypadek, godny zauważenia.
Pewien robotnik, gdy Ksiądz Bosko podsuwał mu tackę, odwrócił głowę w inną stronę
i ruszając znacząco ramionami. Sługa Boży odchodząc od niego, z całą dobrocią,
przemówił do niego: Niech Bóg wam błogosławi. Wtedy robotnik wkłada rękę do
kieszeni i kładzie solda na tacę: Niech Bóg wam wynagrodzi – dziękuje Święty
utkwiwszy wzrok swój przenikliwy w niego. Innym podobnym sposobem składa dwa
soldy. A Ksiądz Bosko: Mój drogi, Bóg stokrotnie ci to wynagrodzi. Człowiek ten,
usłyszawszy te słowa, wyciągnął portmonetkę i dał jeszcze jednego franka. Ksiądz
Bosko zwrócił na niego pełne wzruszenia spojrzenie i przeszedł do następnych. Ten
jednak, jakby pociągnięty jakąś siłą magiczną, chodził za nim po kościele, poszedł do
zakrystii, a gdy Święty wyszedł już z kościoła na miasto, on za nim i tak długo szedł
w ślad za nim, aż dopiero gdzieś stracił go sprzed oczu.
Także w Tolone, Maryja Wspomożycielka wsławiła swego sługę. Pewna
dziewczyna, lat około 18, mieszkająca w pobliżu miasta, cierpiała na bardzo dotkliwy
ból wątroby. Lekarstwa i wszelkie inne zabiegi nie dawały żadnego skutku. Jako
gorliwa Pomocnica salezjańska pragnęła udać się na konferencję Księdza Bosko. Lecz
jej stan, który pogorszył się jeszcze bardziej w początkach marca, trzymał ją przykutą
do łóżka. Gdybym przynajmniej mogła zobaczyć Księdza Bosko! – mówiła sobie.
Jego obecność przyniosłaby mi może pewną ulgę. Ksiądz Bosko, poinformowany o jej
życzeniu, postanowił zadość mu uczynić. Udawszy się do chorej, zachęcił ją, by
złożyła całą swą ufność w Maryi Wspomożycielce. Udzielił jej błogosławieństwa, a na
obchodne powiedział: Niech Bóg udzieli ci świętości... zatrzymując się tu, podobnie
44

5.5 Page 45

▲back to top
jak ten, kto zawiesza zdanie rozpoczęte. Matka obawiając się w tym zamilczeniu
przepowiedni śmierci, wybuchła płaczem. A Ksiądz Bosko dalej: … i świętości. To
powiedziawszy opuścił mieszkanie, ponowiwszy tylko zachęty, by matka i córka
położyły wielką ufność w Maryi Wspomożycielce.
I ufność ta nie była próżną. W osiem dni później Święty miał znowu
konferencję w kościele św. Izydora w Sauvebonne, w parafii nawarskiej i między
swoimi słuchaczami zauważył także ową dziewczynę zupełnie uzdrowioną.
Tolone było położone na drodze z Saint Cyr do Navarre. Ksiądz Bosko zwiedził
najpierw obydwa zakłady tam otwarte. Szczegółów jednak z wizytacji pierwszego
domu nie posiadamy żadnych, z drugiego zaś bardzo mało. W Navarre widział zajęty
każdy kąt; lecz ileż ponadto podań, chłopców naprawdę potrzebujących opieki, trzeba
było ciągle odrzucać! Jego miłość, która od Opatrzności wszystkiego się spodziewała,
zniewoliła go do przedsięwzięcia wzniesienia nowego gmachu, który by wystarczał
przynajmniej dla trzystu wychowanków. Dlatego też sam osobiście chciał pomówić
z inżynierem, by podsunąć mu projekt. Sprowadziwszy go, zatem z Tolone, wytyczył
wraz z nim ogólne linie, pozostawiając mu zupełne wykończenie. W trzy miesiące
potem, dyrektor ks. Perrot, wiózł gotowy już plan do Turynu, by przedłożyć go do
zatwierdzenia. Ksiądz Bosko dał go do zbadania Ekonomowi Generalnemu, księdzu
Sala i dwom znakomitym inżynierom turyńskim. Opierając się na ich zdaniu,
zatwierdził projekt, dodawszy jednak własnoręcznie pewne zmiany, które potem
skrupulatnie zostały wykonane. Prace zaczęto 16 grudnia.
Idźmy teraz za naszym Świętym do Costa Azzurra. Przyjechał do Nizza nie
później jak 8 albo 9 marca, gdyż już 10 tego miesiąca opat Guiol Komitetowi Pań na
posiedzeniu obwieszcza, jego list stamtąd pisany, zawierający jakieś ważne sprawy.
Nie posiadamy oryginału, lecz protokół posiedzenia przekazuje go nam w tłumaczeniu
francuskim.
Święty pisze:
Mam chwilkę wytchnienia i poświęcam ją na pisanie listu, co powinienem był
uczynić już wcześniej.
Przede wszystkim odjechałem z Marsylii trochę niezadowolony, gdyż nie
mogłem nigdy pomówić z Ojcem dostatecznie, jak tego pragnąłem, o obowiązkach
/zadaniach/ Oratorium. Jednak mam wrażenie, że ksiądz Durando opuścił szkoły
w dość dobrym porządku, także listownie wskazać będzie można tylko normy i dać
wyjaśnienia, jakie będą potrzebne. Zdaje się, iż to samo można powiedzieć
i o karności oraz moralności.
W Aubagne, Roquefort, St Cyr, Toulon, Hyere, Bóg nie ustaje nam błogosławić
i mamy wielkie powody, by odwdzięczać mu się i duchowo i materialnie.
Ksiądz Bologna pisze mi, że oddał przedsiębiorcom wszystkie pieniądze, jakie
zebrałem podczas mego pobytu w Marsylii i teraz znowu dostaje nowe upomnienia
płatnicze, a tymczasem kasa jego pusta, bez grosza. Zebrałem 1.500 franków, które
postanowiłem zostawić w Navarre, lecz zmuszony jestem mu je przesłać, by mógł
zaradzić potrzebom chwili. Mam nadzieje, że subskrypcje przemysłowców i matek
45

5.6 Page 46

▲back to top
rodzin potrafią zaradzić wszystkiemu. Ksiądz Bologna pisze mi ponadto, że Wasza
Wielebność pożyczyła 5.000 franków dla zapłacenia należności przedsiębiorcom;
spodziewam się, że także i to będzie można uregulować.
Cóż powiedzieć na podziękowanie zacnym Paniom i Panom naszych
Komitetów, którzy są podporą naszego Oratorium? Proszę im powiedzieć,
że wyrażamy wszystkim swoje uznanie, że modlimy się serdecznie do Pana, by hojnie
im odpłacił już tu na ziemi i w wieczności.
Mam jeszcze jedną sprawę, którą nie dość wyjaśniłem. Wszyscy są przekonani,
że biedny Ksiądz Bosko przez swoje modlitwy otrzymuje szczególne łaski od Boga.
A tymczasem nie tak się rzeczy mają. Bóg błogosławi naszym dziełom, popiera je
i opiekuje się nimi, lecz ilekroć nie posiadamy środków koniecznych do podtrzymania
ich, wtedy Bóg przychodzi nam z pomocą swoimi łaskami i darami, nawet
nadprzyrodzonymi, na korzyść tych wszystkich, którzy użyczają nam swej pomocy
materialnej. Proszę powiedzieć to wszystkim dobrodziejom, a zwłaszcza pani Rocca,
by zapisała to w protokole.
Przypuszczam, że będę mógł napisać także i o innych rzeczach przy najbliższej
okazji. Teraz polecam się gorąco pamięci w waszych modlitwach. Niech nas Bóg
wszystkich błogosławi i zachowa w swej świętej łasce. Proszę pamiętać o tym
biedaczynie, który pozostanie na zawsze w Jezusie Chrystusie najbardziej oddanym
przyjacielem.
Ksiądz Jan Bosko
Konferencja dla Pomocników została wyznaczona na piątek tj. 12 – go. Biedny
ksiądz Ronchail, który nie wiedział jak wybrnąć z długów, przygotował do niej
wszystko jak tylko mógł najlepiej. Samym dostawcom robotników winien był 36
tysięcy franków tak, że koadiutor Moro, księgarz i ekonom, nie odważył się już więcej
zamawiać potrzebne artykuły dla zakładu. Pewnego wieczora Ksiądz Bosko
przechadzając się z nim po podwórzu, odezwał się: Robicie długi i chcecie, by Ksiądz
Bosko je spłacał. Lecz przecież nie ma pieniędzy. Po czym rozkrzyżował ręce, jakby
prosząc i po pewnej chwili ciągnął dalej: Dobrze, będę prosił Matkę Najświętszą, by
Ona zrobiła to, co może.
Z konferencji dyrektorów zaniósł do domu więcej niż 14 tysięcy i 600 franków.
Nawet dwie panie, protestantki, Angielki, udały się do kościoła, by zbierać ofiary.
W kilka dni później przychodzi pewien pan, Francuz i pragnie się widzieć z Księdzem
Bosko; mówi, że chce uczynić coś dla jego dzieła; miał on właśnie 16 tysięcy franków
do dysponowania. Ksiądz Bosko mniemając, że ten ma zamiar pożyczyć tę sumę,
odpowiada, że już jest tak zadłużony, iż nie mógłby wrócić w przyszłości tej kwoty.
Pan ów wytłumaczył się lepiej mówiąc, że nie ma zamiaru pożyczyć, ale dać na
zawsze te pieniądze, by przyjść w pomoc dziełu Patronatu. Wtedy Ksiądz Bosko
dziękując mu mówi: Proszę tego mnie nie dawać. Niech pan porozumie się z księdzem
Ronchail, by on mógł w części przynajmniej zaspokoić swoich wierzycieli.
46

5.7 Page 47

▲back to top
Wkrótce popłynęły i inne jałmużny, które zsumowane z poprzednimi,
dosięgnęły cyfry 42 tysięcy franków, jak pisze wzmiankowany ekonom. Suma ta
jednak zdawała się być większą, gdyż ten nie miał możności dokładnie przeprowadzić
całego obrachunku.
Uciążliwe także były dni po przybyciu Księdza Bosko do Nizza z powodu rzesz
cisnących się zewsząd do niego, których liczba coraz bardziej wzrastała. „Ksiądz
Bosko! Wykrzykuje dyrektor w jednym ze swych listów. Niemożliwym jest opisać
entuzjazm, jaki budzi jego obecność. Od rana do wieczora bezustanny przypływ
i odpływ tych osób niezliczonych, pragnących ujrzeć Świętego. To wystarcza, by dać
pojęcie o wielkim szacunku, jakiego zaznaje i tu nasz najświętszy Ojciec.
W następnym tygodniu zatrzymał się 4 dni w Cannes, jako gość u pewnej
rodziny protestanckiej Moneiths narodowości angielskiej, która uważała sobie za
bardzo wielki zaszczyt, że mogła udzielić mu gościny. Cannes jest zimową stacją
klimatyczną; trwał właśnie jeszcze okres, w którym na jej nadzwyczaj urocze
wybrzeża napływały z różnych stron Francji i zza granicy, zwłaszcza z Anglii, bogate
rodziny, by tutaj spędzać dni wypoczynku i pokrzepiać swoje siły. I w tym
zbiorowisku ludzkim różnej narodowości, otwierały się wspaniałomyślnie portmonetki
tytułem miłości czy filantropii. Oto powód, dla którego Ksiądz Bosko zatrzymał się
tam i składał wizyty. Gdybym przedłużył wtedy swój pobyt w Cannes – pisał
żartobliwie do księdza Ronchail – doszłoby do tego, że obrabowane zostałyby z grosza
te miłosierne rodziny, gdyż każdego dnia przynoszono mi ofiary i to bardzo pokaźne.
Odjechał stamtąd w sobotę 19 - go, by w Nizza obchodzić uroczystość św. Józefa
i imieniny dyrektora.
Pozostało jeszcze kilka rodzin, które koniecznie chciał odwiedzić w Cannes,
dlatego też powrócił tam, by przepędzić jeszcze piąty dzień w tym mieście. Był to 21
marca. Bardzo wiele ludzi uczestniczyło w jego Mszy św. Obiad spożył u rodziny
Monteiths, gdzie krewna gospodyni domu, aczkolwiek protestantka, domagała się od
Księdza Bosko zanim odjedzie, jego błogosławieństwa i medalika Matki Boskiej.
Przez całe te pięć dni miał do swej dyspozycji ich powóz i dwa konie.
Podczas pobytu Księdza Bosko w Cannes, przyjaciele i dobrodzieje jego
w Nizza, wieczorem 16 - go, urządzili koncert dobroczynny na cele jego Oratorium.
Na festyn ten sprowadzono go z Cannes do Nizza. Odbył on się w wielkiej sali Koła
Katolickiego. Pierwszorzędni artyści po mistrzowsku wywiązali się ze swego zadania
wobec doborowej publiczności, która mogła poszczycić się Nizza w tym okresie.
Wieczorek przyniósł plon pożądany.
Głównym organizatorem całej imprezy był doktor D’Espiney, serdeczny
przyjaciel Księdza Bosko, który na temat jego dzieł napisał nawet piękną poezję.
W międzyczasie zwrócił się on do obecnych pań, a na końcu swej przemowy wyraził
się, że Ksiądz Bosko chce zdziałać wiele dobrego, jednak nie posiada funduszów, ma
jednak nadzieję osiągnąć swój cel, gdyż kieszeń jego jest kieszenią jego pań ofiarnych.
Trzecie zabranie otwarte dla całej, bez różnicy, publiczności Nizza, odbyło się
22 - go. Była to prawdziwa Sermon de Charite – Mowa Miłosierdzia. Po mówcy
47

5.8 Page 48

▲back to top
powiedział kilka słów Ksiądz Bosko, który następnie udał się między publiczność, by
zebrać ofiarę.
Pamiętał także i obmyśliwał kolekty na kościół Serca Jezusowego w Rzymie,
jak to trochę później jeszcze zobaczymy, nie mniej też o zorganizowaniu Pobożnego
Związku Pomocników we Francji. Wynika to z listu skierowanego do dyrektora
Wiadomości Salezjańskich.
Najdroższy Księże Bonetti!
Dostarcz mi kilka formularzy dla kolektorów i cyrkularzy w języku włoskim.
Skieruj je do księdza Cibrario, u którego się znajdę w najbliższą niedzielę.
W poniedziałek głoszę kazanie w Nizza, w kościele Zbawiciela i mam zamiar zebrać
coś grosza dla księdza Ronchail; to samo w środę w Cannes, w piątek w Grass. Po
czym wracam do Włoch.
Dziękujcie Bogu. Nie umiałbym sobie nigdy wyobrazić, że błogosławieństwo
nieba spływać będzie tak obficie w tych dniach. Niech Bóg będzie błogosławiony! Nie
przestawajcie się modlić.
Podaj wszystkim te pomyślne wieści.
Nizza, 20.03.1881 r.
Oddany przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
PS. Czynię wszelkie zabiegi około zorganizowania dekurionów.
W liście jest wzmianka o wyprawie Księdza Bosko do Grass. Jest to główna
miejscowość w okręgu powyżej Cannes, oddalona 40 km od Nizza. Doktor D’Espiney
w swoim dziełku Don Bosco pisze, że Ksiądz Bosko przepędził tam kilka dni,
że przyjmował wiele osób i że uzdrowił pewną podeszłą już w latach robotnicę. Ta
stanąwszy przed Sługą Bożym prosiła o jego błogosławieństwo. Bardzo chętnie,
odpowiada Ksiądz Bosko, lecz trzeba uklęknąć. Chora zwróciła mu uwagę, że nie
może uklęknąć. W istocie od ośmiu lat noga z powodu złamania, została w kolanie
sztywną i krzywą. Ksiądz Bosko mimo wszystko domagał się, by spróbowała
uklęknąć. Posłuchała, uklękła i otrzymawszy błogosławieństwo, wstała bez
najmniejszego trudu. Po czym poprosiła o kilkuminutową audiencję. Święty zgodził
się na to. Gdy weszli do przyległego pokoju, podczas gdy pracownica zajęta była
opowiadaniem swych ciężkich przeżyć, oto dwa koty zaczęły figlować ze sobą, biegać
jeden za drugim i skakać jak wściekłe po meblach. Pani ta puściła się w pogoń za
nimi. Chyżość jej pobudziła do śmiechu Księdza Bosko, który zauważył: Zdaje mi się,
że nie mieliście tak wielkiej przeszkody, jak to dawaliście mi zrozumieć.
Dziwne, odpowiada zagadnięta. Z moją nogą jest coraz lepiej.
Tak. Pani wyzdrowieje, lecz nie zaraz. Pożyteczniej będzie dla pani i dla mnie,
gdy Maryja Wspomożycielka nie udzieli swej łaski natychmiast.
48

5.9 Page 49

▲back to top
Pewnego dnia proboszcz z Grass, opat Maistre, wielki wielbiciel Księdza
Bosko, przedstawił razu jednego tzw. ekonomki, czyli panie, które złączone
w komitet, poświęcały się na usługi biednych w parafii.
Były one wszystkie Pomocnicami salezjańskimi od samego początku. Prezeska
w imieniu członkiń powitała go i przedstawiła kolejno wszystkie, kiedy on
z uprzejmością zwrócił się z tymi słowami: Bardzo mi miło powitać panie ekonomki.
Czy także mają panie między sobą skarbniczkę?
Skarbniczka, która stała razem z innymi, przedstawiła mu się, następnie
wręczyła mu zawartość całej swej kasy.
Sługa Boży zatrzymawszy się kilka dni w Grass, chodził odprawiać Msze św.
do zakonnic św. Tomasza z Villanova, które pod swym kierownictwem miały zakład
wychowawczy. Pewnego dnia matka przełożona, niewiasta głębokiego umysłu
i niezwykłej energii, zwróciła uwagę: „O, ojcze, jakie ojciec ma długie włosy!
Wypadałoby je obciąć!
Nie mam czasu troszczyć się o włosy – odpowiedział Ksiądz Bosko.
W takim razie – nastawała przełożona – jeśli Ksiądz pozwoli, blisko jest fryzjer,
który bezzwłocznie przyjdzie i przyprowadzi włosy trochę do porządku.
Jeżeli to matce ma sprawić przyjemność, to bardzo chętnie na tę propozycję się
zgadzam.
Było to podejście obmyślane już na kilka dni naprzód. Fryzjer zjawił się za
chwilę. Zabrał się do dzieła, skrzętnie zbierając zarazem wszystkie włosy, które potem
wręczył przełożonej. Ta strzegła ich jak relikwii i ekonomkom swoim, które udawały
się na swoje stanowiska po domach, rozdawała po trosze każdej, ze słowami: „Te
z was, które dojdą do późnej starości, będą świadkami kanonizacji Księdza Bosko,
gdyż jest to człowiek święty”. Z tych wszystkich szczęścia tego zaznała tylko
prezeska, nazwiskiem Teresa Chauve, od której też pochodzą te wiadomości.
Wspomnieliśmy o „Don Bosco” D’Espiney’go. Jest to pierwsza prawdziwa
biografia Świętego. Wydana została w Nizza w 1881 r. Szczupła w swej objętości,
lecz przejrzysta w formie i bogata w anegdoty, posiadała zatem wszystkie zalety
potrzebne, by stać się książką popularną. Autor, który pracował nad nią około roku,
przesłał manuskrypt hrabiemu Cays, aby go poprawił, zmodyfikował i dołączył
stosowne dodatki. Był przekonany, że dziełko to wiele dobrego zdziałać może we
Francji. Słusznie więc podkreśla: „Ze wszystkich stron domagają się od nas informacji
o Zgromadzeniu Księdza Bosko; a ci, którzy zwracają się do nas z tymi zapytaniami,
mogą stać się przyszłymi salezjanami albo Pomocnikami. Wyjaśnić wszystkim
listownie jest rzeczą zbyt uciążliwą, a praca zaś opata Mendre nie zadowala pod
każdym względem /we wszystkim/.
Także ksiądz Rua oglądał oryginał i wyraził wielkie uznanie dla autora, chociaż
zaznaczył, że wkradły się pewne niewłaściwości chronologiczne i że pewne rzeczy ze
względu na czasy, jakie nadchodzą, wypadałoby zamilczeć. Podsunął ponadto,
że o Zgromadzeniu dobrze by było mówić nie, jako o korporacji zakonnej, lecz jak
o zwykłym stowarzyszeniu dobroczynnym, w skład którego wchodzą duchowni
49

5.10 Page 50

▲back to top
i świeccy. Ksiądz Rua nie przeprowadził jednak dokładnej analizy dziełka, lecz tylko
powierzchownie je przejrzał; a jednak powinno się zwrócić uwagę na pewien fakt
opowiedziany na stronie 136 o hr. Viancino, które to nazwisko mylnie zostało
przytoczone i zmienione na Vianichino.
Viancino czytając książkę, zwrócił się z pewnym żalem do Księdza Bosko,
który z całą dobrocią odpowiada:
Drogi Panie Hrabio!
Pan doktor D’Espiney jest dobrym katolikiem, lecz zdaje się wziął sobie za cel
w swej książce wkładać ciężary na barki Księdza Bosko. Dlatego niech to pana nie
dziwi, jeżeli znajdą się niedokładności, a nawet błędy w jego ekspozycji.
W przyszłym miesiącu zobaczę się z nim w Nizza i nie omieszkam skłonić go
do skreślenia albo, co najmniej, skorygowania pewnych i to grubych bredni w jego
książce.
Jestem jednak zadowolony, że to dało Panu okazję napisania do mnie. Proszę
gorąco Boga, by zachował Pana Hrabiego i Panią Hrabinę w dobrym zdrowiu i w swej
świętej łasce.
Polecając się modlitwom, kreślę z wyrazami wdzięczności i poważania.
Turyn, 18.12.1881 r.
Uniżony sługa
Ksiądz Jan Bosko
Autor dokonał wiele poprawek do następnego już wydania, które w najbliższym
czasie miało być dokonane. Po tym nakłady się mnożyły w szybkim tempie. Także
tłumaczenie włoskie przeprowadzone z jedenastego wydania francuskiego, jak
również praca salezjanina, księdza Ercolini, cieszyły się wielkim powodzeniem.
Nawet i dzisiaj książka ta jest poszukiwana.
Odtąd biografie Księdza Bosko zaczynały oglądać światło dzienne w różnych
językach i było to opatrznościowym; nadchodził, bowiem czas, kiedy Ksiądz Bosko
nie mógł już kwestować jak to czynił w przeszłości czy to z powodu wieku, czy
olbrzymiego nawału zajęć. Książka więc kwestowała w miejsce niego.
Co dotyczyło jego osoby mawiał: O Księdzu Bosko mówcie albo dobrze, albo
źle, jak wam się podoba, żeby tylko słowa te wychodziły na zbawienie dusz. Sługa
Boży powtarzał słowa te często dlatego, gdyż zdawał sobie sprawę z dwóch rzeczy:
mianowicie, że mówienie o jego dziełach przygotowuje drogę do zbawienia dusz;
i drugie, że o jego dziełach nie da się mówić bez zahaczenia o jego osobę: jedno
bowiem z drugim jest ściśle złączone. Dlatego też pozwalał, by rozprawiano i pisano
cokolwiek; interweniował jednak zaraz, gdy spostrzegł, że coś mijało się z prawdą.
I tak, kiedy się dowiedział, że Du Boys /autor dzieła: Don Bosco et le pieuse Ciciete
des Salesiens/ pisał, że jego rodzice byli dość zamożni – opowiadał nam to ksiądz
Barberis – Ksiądz Bosko natychmiast poprawił: Nie, nie, lecz ubodzy! Podobnie
wyraził się w pewnej rozmowie, której uczestnikiem miał szczęście być piszący
50

6 Pages 51-60

▲back to top

6.1 Page 51

▲back to top
niniejsze Pamiętniki, w Valsalice w grudniu 1887 roku. Pewien współbrat z ówczesnej
Polski /austriackiej/ zwracał uwagę na jedną biografię niemiecką, nie przypominamy
już sobie, czy w oryginale, czy przetłumaczoną, w której przypisywano mu
pochodzenie mieszczańskie. Ksiądz Bosko żywo zaprotestował: Trzeba napisać
i powiedzieć, by poprawiono... Trzeba napisać... Napisz!
Lecz nieprzyjaciel dobrego nie spał. „Radical”, organ najbardziej fanatycznych
antyklerykałów, w swoim numerze z dnia 9 czerwca, zaatakował ostro salezjańskie
zakłady we Francji, pobudzając Rząd do ich zamknięcia i do wypędzenia salezjanów.
Ich założyciel – argumentują wrogowie – jest zwodzicielem, rzekomym działaczem
cudów; celem jego instytutów to sugerowanie młodzieży, by obrała stan duchowny ku
niezadowoleniu rodziców i wysyłanie ich /jej/, mimo ciążących na niej obowiązkach
obywatelskich do Ameryki; członkowie to zlepek biedoty, wyemigrowanej bez solda
w kieszeni z niebogatej Italii do Francji, by ją wykorzystywać; wszyscy razem są
podobni do rasy mnichów opasłych, z których część stanowią księża przybrani
w brody przepisów kanonicznych, cześć znowu klerycy i laicy – żebracy i dezerterzy;
wielka pobożność na zewnątrz, by uwodzić łatwowiernych i dobrodusznych, w życiu
zaś prywatnym pełno wad i występków; na początek przyjmuje się kilku chłopców
gratisowo, by potem móc wyciągnąć rękę do tej wielkiej kasy i zbierać jałmużny; po
czym chłopców tych się wydala pod pretekstem złego prowadzenia się, a przyjmuje
się innych już za opłatą; wychowanków traktuje się po barbarzyńsku, bije się,
zniesławia, zmusza do krzyczenia: Niech żyje Papież, precz z Republiką! Dyrektor
utrzymuje korespondencję z pretendentem do tronu francuskiego; niezrozumiałym się
staje tolerowanie Rządu podobnych „brutalów młodzieży”, a jeszcze bardziej staje się
niezrozumiałym ta obojętność rządu po informacjach i zażaleniach wniesionych przez
obywateli...
Oszczerczy pisarz, który złożył swój podpis pod tym artykułem przewrotnym,
tak zakończył: „Dziś gmach ich przy ulicy Beaujour został wykończony. Personel
składa się wyłącznie z samych Włochów, którzy żyją z ciężarów Francji i ją
zniesławiają. Czytelnicy, jesteśmy tego pewni, będą mogli poznać to ich oszustwo,
jakie starają się ukryć, by szerzyć dalej swoje dzieło deprawacyjne. My powracamy do
zapytania: Co czyni Władza w tym względzie, by wypędzić tych niegodziwych
mnichów o maskowanej pobożności i nie przestaniemy nigdy domagać się ich
wydalenia z granic państwa, zgodnie z wielkim stronnictwem radykalnym”.
Kiedy więc nastąpiła publikacja wspomnianej już biografii, zredagowanej przez
D’Espiney, cały jej nakład w krótkim czasie został sprzedany. Wielu zresztą
w Marsylii widziało osobiście Księdza Bosko i doświadczyło namacalnie tego, co
autor pisze na pierwszej stronicy swej książki: „Widzieć Księdza Bosko, a nie odczuć
w sobie pewnej siły pociągającej do niego i nie życzyć mu dobrze, jest niemożliwym”.
51

6.2 Page 52

▲back to top
R O Z D Z I A Ł III
HRABIA COLLE
Znakomity ten Pomocnik salezjański zasługuje, byśmy poświęcili mu oddzielny
rozdział. Stanowi on razem /w połączeniu z jego stosunkami z Księdzem Bosko/ dość
interesujący epizod w Życiorysie Sługi Bożego. Święty, po wizycie złożonej mu przez
hrabiego i jego małżonkę w Turynie, pisze do niego pod datą dnia 5 lipca 1882 roku:
„W Turynie, w naszym kolegium w Lanzo, w San Benigno, w Valsalice, wiele się
mówiło i mówi o Wielmożnym Panu i Pani Hrabinie. Wszyscy są zbudowani
uprzejmością Państwa i ich praktycznym duchem pobożności. Wyświadczyliście nam
dobro duchowne i materialne. Zewsząd dochodzą mnie zapewnienia, że pamięta się
często w modlitwach o Państwu”. Chociaż szereg dobrodziejstw wyświadczonych
przez nich był dopiero w początkach i gdyby już na tym poprzestano, to już tak imię
hrabiego Colle doznawałoby w zakładach salezjańskich żywej sympatii, która
wzrastałaby i potęgowałaby się z roku na rok, jak tego sami jesteśmy świadkami.
Dla naszej historii rzeczywistość, jaka się narzuca jest ta, że Alojzy Fleury
Colle i jego zacna małżonka Maria Zofia z baronów Buchet, ukochali naprawdę
Księdza Bosko, ukochali po katolicku jego dzieła, popierali je i przyczyniali się do ich
rozszerzania czy to we Francji, czy to we Włoszech lub w Ameryce i okazywali tyle
miłości czynem miłosierdzia, który nigdy nie mówi dosyć, kiedy chodzi o niesienie
pomocy Błogosławionemu Ojcu, pomagając i podnosząc na duchu w ciężkich
chwilach jego ostatnich lat.
Opatrzność zbliżyła hrabstwo Colle z Księdzem Bosko w wigilię ich wielkiej
żałoby rodzinnej. W lutym 1881 r., kiedy Sługa Boży znajdował się w Marsylii,
przybył z Tolone proboszcz od Santa Maria prosząc Księdza Bosko, by udał się do
tego miasta celem udzielenia błogosławieństwa jedynemu synowi państwa Colle. Syn
ich dochodził już do kresu dni swoich, w kwiecie wieku, bo liczył zaledwie lat 16.
Zacny kapłan opisał rozpacz rodziców; przedstawił jak wielką nadzieję pokładają na
przyszłość, gdyby chory przez niego pobłogosławiony, odzyskał zdrowie.
Ksiądz Bosko odpowiedział, że do Tolone pojechać nie może, ale zapewniał,
że będzie się modlił za chłopca; i chociaż wiele razy jeszcze nalegano nań i ponawiano
swą prośbę, zawsze dawał podobną odpowiedź. W tydzień potem znowu się stawił ów
proboszcz przed Świętym, zdecydowany już teraz nie ruszyć się stad, dopóki jego
prośba nie zostanie wysłuchana. Ksiądz Bosko tym razem uległ. Nie chcąc jednak dla
tego wyłącznie celu udać się do Tolone zaznaczył, że musi odbyć tam konferencję dla
Pomocników.
Zaledwie Ksiądz Bosko przybył do Tolone, udał się do chorego, który
oczekiwał go z rękami otwartymi, lecz bez najmniejszego znaku zniecierpliwienia.
52

6.3 Page 53

▲back to top
Zniszczony już doszczętnie suchotami. Kiedy pozostali sami, Święty zdumiał się,
widząc taką prostotę i niewinność tej duszy; miał przed sobą Alojzego z imienia
i czynu. Uważając za dojrzałego już do nieba, zachęcił go do zrobienia ofiary Panu ze
swego życia. Ksiądz namacalnie wtedy mógł się przekonać, jak chłopiec ten okazuje
się uległym wobec poruszeń łaski, idzie ochoczo za uczuciami mu podsuwanymi
i oddaje się bez zastrzeżeń w ręce Boga. Uważał, że byłoby niestosownym odwodzić
go od modlitwy o swoje wyzdrowienie ze względu na jego zmartwionych rodziców;
nie omieszkał jednak zwrócić mu uwagi na warunek: jeżeli to ma wyjść na dobro mej
duszy.
Bóg powołał go do siebie 3 kwietnia tegoż roku. Otrzymawszy ostatnie
sakramenty św., powiedział do sowich najbliższych: Idę do nieba; Ksiądz Bosko mi to
powiedział.
Pamięć drogiego młodzieniaszka pozostawiła niezatarte wrażenie w sercu
Świętego tak, że przyszło mu na myśl napisanie jego życiorysu i rzeczywiście napisał
go z wielką skwapliwością. Kto czyta to dziełko zastanowi się nad językiem i stylem,
może słusznie przypuścić, że autorem jego to nie Ksiądz Bosko. W istocie Ksiądz
Bosko skreślił życiorys ten własnoręcznie, lecz powierzył jeszcze celem poprawienia
i ostatecznego wygładzenia we formie salezjaninowi ks. De Barruel’owi.
Dowiadujemy się o tym z jego listu z dnia 4 października 1881 r., w którym pisze
hrabiemu Colle, żeby nie powiększać sobie trudów, uważał za lepsze pisać od razu po
francusku, powierzając przeglądniecie manuskryptu swemu przyjacielowi, /którym
właśnie był ów wyżej wzmiankowany współbrat/.
Co do treści, to we wstępie zapewnia, że informacje dostarczone mu zostały
przez tego, który żył i przebywał ze zmarłym, albo miał sposobność rozmawiać z nim
i poznać jego ducha pobożności, miłości i gorliwości. O tej skrzętności Księdza Bosko
w zdobywaniu /zbieraniu/ pozytywnych wiadomości mamy potwierdzenie w trzech
listach wysłanych do ojca. W pierwszym dziękując za przysłane już wiadomości, prosi
go, by miał tyle cierpliwości i zebrał:
1. Powiedzenia, rozmowy, myśli wypowiedziane wobec rodziców; dawanie
jałmużny ubogim, spełnianie poleceń;
2. Czyny budujące w materii umartwienia, czy cierpliwości, jak również czyny
takie odnośnie do rodziców, przyjaciół, ubogich;
3. Okoliczności specjalne o wizycie złożonej Ojcu świętemu w kwietniu
1878 r., słowa jednego i drugiego, a przede wszystkim pewne frazesy Papieża;
4. To samo o odwiedzinach bazylik i kościołów lub uczestniczeniu
w uroczystych obrzędach religijnych.
„Każde słowo – pisze Ksiądz Bosko – każdy akt cnoty uwidoczniony będzie
w swoim miejscu. Proszę zatem łaskawie dopomóc mi w zbieraniu tych wiadomości”.
Nowe informacje nadeszły. „Każda rzecz, jakkolwiek mała by była, może stać
się ważną dla naszego dzieła, które wciąż posuwa się naprzód i można powiedzieć,
że już trzy czwarte jego dokonano. Mam nadzieję, że w najbliższym styczniu będę
mógł je Panu pokazać, kiedy wybiorę się z wizytą”. Na koniec, kiedy komunikował hr.
53

6.4 Page 54

▲back to top
Colle, że biografia została już ukończona, dodał: „Nie pozostaje mi nic innego, jak
przeczytać ją i zrobić jej odpis, który wezmę ze sobą w najbliższej mej podroży do
Tolone. Jest nieodzownym, byśmy tę książkę razem wspólnie przeczytali”. Już
w pierwszym, bowiem liście zaznaczył mu: „Zanim życiorys ten zostanie oddany do
druku, Wielmożny Pan łaskaw będzie zobaczyć go i poczynić wszystkie potrzebne
uwagi i modyfikacje”.
Ile zmysłu historycznego w tym sposobie postępowania! A rozdział drugi ze
swoją długą dygresją, osnutą na tle psychologii pedagogicznej, która dla niektórych
mogłaby mieć pozory rzeczy napisanej zupełnie przez kogoś innego! Została ona
wpleciona do tekstu, by podnieść znaczenie dzieła i rozciągnąć jego zakres. Jest tam
około osiem stronic o wychowaniu dzieci na łonie ich rodzin, które powinno być
uważane za podstawę kształtowania woli, gdy tymczasem jest zaniedbywane, nie
zwraca się na nie uwagi i nie rozwija się już zawczasu inteligencji, owszem staje się
prawie niemożliwym takie wychowanie z powodu zbytnich pieszczot i słabości,
zarodków zmysłowości i miłości własnej. Zapewne tu, jak i gdzie indziej forma nie
jest Księdza Bosko; lecz nie mniej tak tu, jak gdzie indziej trzeba powiedzieć, że jest
jego istota, zasadnicza myśl. Oczywiście, pisarz nie mógł przecież wyzuć się ze
swoich indywidualności do tego stopnia, by nie wprowadzić elementów
podmiotowych; jego umysłowość skłonna zawsze dawać górę studiom filozoficznym,
w tej części wycisnęła wyraźne znamię. Któż bowiem nie widzi tu odbicia idei
sformułowanych na krótko przedtem przez Księdza Bosko w jego zasadach o systemie
zapobiegawczym? Tu chciał on podać tylko szkic, który potem ktoś inny miał
ukształtować i wykończyć.
Lecz mamy jeszcze inny dokument na potwierdzenie tego. Zdaje się, że zarodek
krótkiego traktaciku wyłania się już z jedynego listu włoskiego, pisanego jeszcze
w tych czasach, kiedy to biografia była zaledwie w koncepcji myślowej. Ksiądz Bosko
pisząc o synu do Pani Colle zaznaczył jej, że niektórych rzeczy nie może powierzyć jej
na piśmie. To zamilczenie wzbudziło niepokój w sercu matki. Z tego wytłumaczył się
Święty przed jej małżonkiem, pisząc do niego list w języku włoskim, by przypadkiem
jego małżonka nie dowiedziała się o treści listu.
Wielce Szanowny Panie Hrabio!
Widzę, że Pańska małżonka jest cokolwiek zaniepokojona tym, czego nie
chciałem jej powierzyć na piśmie. Dlatego też opiszę tu w kilku słowach całą istotę
rzeczy... Serce rodziców zbyt ukochało i przywiązało się do swego dziecka. Było za
wiele pieszczot i słabości; mimo to jednak syn zachował się dobrym. Gdyby żył,
znalazłby się w wielkich niebezpieczeństwach, w których może byłby upadł po
śmierci rodziców. Dlatego też Bóg wyrwał go z tych niebezpieczeństw, zabierając go
do siebie, do nieba, gdzie już bez wątpienia oręduje za swymi rodzicami i tymi, którzy
prosili lub proszą o jego wstawiennictwo.
Ja ze swej strony modliłem się i polecałem modlić się o spokój duszy Alojzego,
drogiego we wszystkich naszych zakładach.
54

6.5 Page 55

▲back to top
Spodziewam się, że państwo urządzą sobie miłą przejażdżkę aż do Turynu.
Z przyjemnością oczekuję. A Maryja Wspomożycielka zapewne nie omieszka
odwdzięczy się jakąś pociechą dla Waszych zbolałych serc.
Niech Bóg błogosławi Pana Hrabiego, jak również jego Małżonkę i zachowuje
przy dobrym zdrowiu. Proszę także pomodlić się za mnie.
Turyn, 22.05.1881 r.
Uniżony sługa
Ksiądz Jan Bosko
PS. Swój przyjazd proszę skierować bezpośrednio do Albergo, gdzie zostaną
Państwo mile przyjęci. Wszyscy stamtąd będą już potrafili przyprowadzić tak
oczekiwanych Gości do naszego hospicjum.
Wyprawa do Turynu, by zobaczyć się z Księdzem Bosko i prosić Maryję
Wspomożycielkę było największym pragnieniem przygniecionych ciosem
małżonków, by podnieść swego ducha z tak wielkiej boleści - przyjęli zatem
zaproszenie. O ich przyjeździe jest wzmianka w jednym liście z tego okresu pod datą
3 lipca do pani hrabiny: „Mój sposób postępowania skłania bez wątpienia Panią do
nabrania przekonania, że zapomniałem o wizycie Państwa, o ich gotowej zawsze
szczodrości, gdy chodzi o uczynek miłosierny. Proszę jednak Wielmożną Panią, by
raczyła wziąć pod uwagę moje warunki i wybaczyła mi to. Jestem niejako oblężony
przez zajęcia, które pochłaniają wszystek mój czas. Lecz mimo tego mojego
zwlekania, zawsze, każdego dnia w modlitwach swoich poświęcam chwile na
szczególe wspomnienia za Wielmożną Panią Hrabiną i Pana Colle, jak również za
tych, którzy nas opuściliby udać się do raju”.
Mając na uwadze ostatnie zdanie, matka koniecznie chciała się dowiedzieć, jaki
jest rzeczywisty /stan/ los jej Alojzego w wieczności. Nalegała na to w zapytaniach
swoich u Księdza Bosko, który wiele razy pisał jej i mówił na ten temat w wizytach
składanych i przyjmowanych. Wejdziemy tutaj w świat zjawisk, przekraczających
stopień natury naszej i będziemy się starali na podstawie dokumentów dać ich
dokładny przegląd.
Święty pierwszy raz, w liście z 4 maja 1881 r. wyjawił Pani Colle niektóre
rzeczy: „Pani powinna być spokojna. Nasz drogi Alojzy jest już na pewno zbawiony
i żąda od Pani dwóch rzeczy: by się Pani na serio przygotowała, ażeby dostać się do
niego, do raju, kiedy Bogu będzie się podobało i by modliła się wiele za niego,
podczas gdy spraszał będzie dla Pani łaski szczególne”. Nie uważał za stosowne
powiedzieć więcej na piśmie; wyjawił to ustnie później, co w korespondencji
przemilczał. 3 kwietnia, podczas słuchania spowiedzi, przyszło mu, jak mówił,
roztargnienie: widział Alojzego w jakimś ogrodzie, gdzie zabawiał się z kilku
towarzyszami i zdawał się być szczęśliwy. Wizja trwała przez chwilę. Alojzy nic nie
mówił, lecz zjawisko to wpoiło w serce Księdza Bosko przekonanie, że zmarły
przebywa już w raju. Mimo wszystko nie przestał modlić się za niego, prosząc
55

6.6 Page 56

▲back to top
zarazem Boga, by dał mu to poznać inaczej; i spodziewał się otrzymać ten zaszczyt,
z nieskończonego Jego miłosierdzia, ponieważ żądał go w granicach możliwości,
celem pocieszenia ojca i matki pogrążonych w smutku po stracie swego jedynego
syna.
Bóg wysłuchał prośby jego w stopniu o wiele większym, aniżeli mógł sobie
wyobrazić. 27 maja, w dzień po Wniebowstąpieniu Pańskim, Święty nasz celebrował
w kościele Maryi Wspomożycielki, spełniając ofiarę wg intencji rodziców Alojzego,
którzy asystowali Mszy św., kiedy w momencie podniesienia ujrzał Alojzego w morzu
światła, z przepięknym obliczem, nadzwyczaj wesołego, świeżego i rumianego,
w szatach białoróżowych, ze złotymi haftami na piersiach.
Po co przychodzisz, drogi Alojzy? – zapytał go.
Nie potrzeba, bym przychodził – odpowiedział. W tym stanie jak jestem,
chodzić nie potrzebuję.
Drogi Alojzy, jesteś szczęśliwy?
Cieszę się doskonałą szczęśliwością.
Nie brakuje ci niczego?
Brakuje mi jedynie towarzystwa tatusia i mamusi.
Dlaczego im się nie ukazujesz?
To byłoby dla nich przyczyną niemałych utrapień.
To powiedziawszy zniknął. Lecz podczas ostatnich modlitw ukazał się znowu,
a po tym jeszcze w zakrystii i tym razem już w towarzystwie kilku chłopców
z Oratorium, zmarłych podczas nieobecności Księdza Bosko, który niezmiernie tym
się ucieszył /ich widokiem/.
Alojzy – zapytał go – co mam powiedzieć twoim rodzicom, by złagodzić ich
smutek?
By dali prowadzić się światłości i by starali się o pozyskanie przyjaciół
w niebie.
Te szczegóły opowiedział święty Sługa Boży państwu Colle podczas ich pobytu
w Turynie. Minął znów niecały miesiąc, a oto miało miejsce inne widzenie, przez
niego opisane w liście z dnia 3 lipca do matki. Ksiądz nie przestawał dalej prosić
Boga, by dał mu poznać coś dokładnego. Od maja do lipca raz tylko miał szczęście
widzieć chłopca i słyszeć jego głos. „21 czerwca, pisze w swym liście, podczas Mszy
św. na krótko przed konsekracją, widziałem /ujrzałem go w swoim zwykłym obliczu,
lecz w kolorze róż w całej ich piękności i jaśniejącym jak słońce/. Zaraz zapytałem go,
czy ma co do powiedzenia. Odpowiedział z prostotą: Św. Alojzy opiekował się mną
i wielkimi dobrodziejstwami mnie obdarzył. Powtórzyłem jeszcze pytanie: Może masz
coś do zrobienia? Oddał taką samą odpowiedź i zniknął. Odtąd nie widziałem go
więcej ani nie słyszałem niczego.
Po dwóch mniej więcej miesiącach oto nowe objawienie się. Opowiada o nim
30 sierpnia pani Colle w tych zdaniach: „W czasie oktawy Wniebowzięcia Matki
Boskiej, a szczególnie 25 bm. modliłem się i polecałem się modlić za naszego
drogiego Alojzego. W sam dzień 25, podczas podniesienia Hostii, miałem wielkie
56

6.7 Page 57

▲back to top
szczęście widzieć go, przybranego w szaty olśniewającego blasku. Był jakby
w ogrodzie, w którym przechadzał się z kilku towarzyszami. Wszyscy razem śpiewali
pieśń: Jesu, corona virginum, lecz w takich akordach głosów i w takiej harmonii,
że nie jest możliwym wyrazić tego ani opisać. W środku wznosił się wysoki pawilon
czy namiot. Chciałem go oglądnąć i przysłuchać się dziwnej /cudnej harmonii/; lecz
w tym momencie nadzwyczaj silne, oślepiające światło zmusiło mnie do zamknięcia
oczu. Gdy je otwarłem, znalazłem się przy ołtarzu w sprawowaniu świętej Ofiary.
Oblicze Alojzego było bardzo piękne. Zdawał się on być bardzo zadowolony, owszem
w zupełności zadowolony. W tej Mszy św. modliłem się za Panią, aby Bóg udzielił
nam tej łaski szczególnej, byśmy kiedyś wszyscy razem mogli się znaleźć złączeni
w niebie”.
List ten był pisany z San Benigno, gdzie także ukazał się Alojzy, jak o tym
opowiadał później Ksiądz Bosko w Tolone. Pewnego dnia, gdy Ksiądz Bosko w
swoim pokoju przygotowywał się do kazania, wtem zdawało mu się, że ktoś stanął
przy jego boku. Zwrócił się w tę stronę, lecz w tej chwili osoba ta przeszła na stronę
przeciwną. Była to rzecz jednego momentu. W akcie, kiedy bił się z myślami, kto to
mógł być:
Nie poznajesz mnie? – zdawało mu się dochodzić do uszu.
O! Alojzy! – wykrzyknął. Jak to? Jakże się tu znalazłeś w San Benigno?
Dla mnie jest jednakowo łatwym być w San Benigno, czy w La Farlade
/miejscowość hr. Colle/ lub w Turynie czy gdziekolwiek indziej.
Dlaczego nie ukażesz się swoim rodzicom, którzy tak cię ukochali?
Tak! Wiem to, że mnie kochają. Lecz, by mogli mnie widzieć, trzeba na to
zezwolenia Bożego. Gdybym mówił do nich, słowa moje nie osiągnęłyby tego samego
skutku. Z tego więc względu im się nie ukazuję.
Kwestia objawień poruszana jest dwa razy w listach Księdza Bosko w roku
1882. 30 lipca pisze do pani Colle: „Mam przyjemność powiadomić Panią, iż mogłem
widzieć naszego zawsze drogiego i kochanego Alojzego. Jest wiele szczegółów, które
spodziewam się przedstawić osobiście. Raz widziałem go zabawiającego się
w pewnym ogrodzie z towarzyszami, bogato ubranego, lecz w sposób niedający się
opisać. Kiedy indziej widziałem go w innym ogrodzie, w którym zbierał kwiaty,
znosząc je do wielkiej sali na wspaniały stół. Zechciałem go zapytać: Dlaczego te
kwiaty? Zlecono mi zbierać te kwiaty i z tych kwiatów upleść koronę dla mojego ojca
i mojej matki, którzy tyle się natrudzili dla mojej szczęśliwości. O innych rzeczach
napiszę, kiedy indziej”. A 4 grudnia donosi tejże samej Pani Colle: „Nasz kochany
Alojzy, nasz najdroższy przyjaciel znowu wiele razy mi się ukazał. Widziałem go
zawsze chwalebnego, otoczonego światłością, obleczonego w szaty tak jaśniejące, tak
piękne, że je oglądać i podziwiać, ale nigdy nie da się ich opisać. Ustnie będę mógł
powiedzieć coś więcej. Spodziewam się odwiedzić Państwa w Tolone w najbliższym
lutym i mieć możność spędzić trochę czasu w towarzystwie Pani i Pana Hrabiego, Jej
najdroższego Małżonka i wielkiego dobrodzieja dzieł salezjańskich”.
57

6.8 Page 58

▲back to top
Złożył rzeczywiście zapowiedzianą wizytę dopiero w marcu, z której to okazji
/sprawy/ wszystko dokładniej wyświetlił. Wtedy to opowiedział także o zjawieniu się,
które miało miejsce w Rzymie 30 kwietnia ubiegłego roku /1881r./. Było Święto
Opieki św. Józefa, przypadające w trzecią niedzielę po Wielkanocy. Znajdując się
w zakrystii kaplicy obok powstającego dopiero kościoła Serca Jezusowego, ujrzał
Alojzego zajętego czerpaniem wody ze studni.
Dlaczego wydobywasz tyle wody? – zapytał go.
Czerpię dla siebie i dla moich rodziców.
Lecz dlaczego w tak wielkiej ilości?
Nie pojmujesz? Nie widzisz, że jest to Najświętsze Serce Pana naszego Jezusa
Chrystusa? Im więcej skarbów łask i miłosierdzia z niego wydobywamy, w tym
większej obfitości tam je znajdujemy.
Jakże się tu znalazłeś?
Przyszedłem przedstawić się tobie i powiedzieć ci, że jestem szczęśliwy.
Ksiądz Bosko zatrzymał się w Tolone od 3 do 14 marca i opowiadał wiele,
wiele innych rzeczy, które nie wszystkie zostały opisane. Mówił, że Alojzy
w poszczególnych objawieniach ukazywał mu się zawsze odmiennie ubrany
i że zapytany o to odpowiedział: To jest tylko dla twego uprzyjemnienia. Na twarzy
miał zawsze te same rysy, co i za życia, lecz z policzkami pełnymi, na których
malowała się radość, cała jego osoba mieniła się złotym refleksem, a szaty jego
kolorami lilii i róż, lecz o niezwykłym blasku. Jego spojrzenie było promieniujące,
którego jasność wzrastała stopniowo aż do oślepienia wzroku. O zjawach, widzianych
w czasie Mszy św. mówił, że trwały tylko około minuty lub najwyżej półtorej
i że gdyby przedłużyły się cokolwiek, upadłby, nie mogąc znieść dłużej tego kontaktu
z nadprzyrodzonością.
Co do wartości wewnętrznej tych objawień, to hrabina, jako osoba oświecona,
rozważała je i zastanawiała się nad nimi. Raz zapytała także Księdza Bosko
o wypowiedzenie się odnośnie do nich, który, jak sama pisze, tak się wyraził:
„Nawiązując do tych objawień i studiując je, jestem silnie przeświadczony, że nie ma
w nich żadnej pomyłki, ani prostego złudzenia, lecz że są rzeczywistym faktem.
Wszystko bowiem widzę dokładnie i rozróżniam i widzę, że zgodne są z duchem
Bożym. Alojzy niewątpliwie zaznaje już szczęścia w niebie. Biorąc pod uwagę
częstotliwość tych wizji, nie wiem, jaki jest ukryty w nich cel Bożej Opatrzności.
Widzę w szczególności, że Alojzy przychodzi mnie pouczyć, ukazując, rozwiązując
przede mną tyle problemów z dziedziny nauk świeckich jak i teologicznych
dotychczas dla mnie nieznanych.
Lecz powróćmy do faktów przez niego opowiedzianych w owych
okolicznościach. Pewnego dnia Alojzy przedłożył mu różę, mówiąc:
Chcesz poznać różnicę, jaka zachodzi między naturą a nad naturą? Popatrz na tę
różę... Widzisz, że jest ona złota.
Lecz oto róża stała się tak błyszcząca, jakby osiągnęła blask diamentu, kiedy
padną na niego promienie słońca.
58

6.9 Page 59

▲back to top
Popatrz teraz na tę górę – mówił dalej Alojzy.
I oto góra dotychczas skalista, a w jej zapadlinach pełno błota odstręczającego
widok, w oka mgnieniu stała się górą wspaniałą, w miejsce zaś błotnistych
i zanieczyszczonych wąwozów i dziur ile kosztownych kamieni!
Pewnego dnia Ksiądz Bosko zaproszony został w Hyere na urządzany bankiet.
Zaledwie zasiadł przy biesiadnym stole, zdawało mu się, że jest zupełnie gdzie indziej,
a nie na obiedzie. Był przekonany, że znajduje się w pewnego rodzaju przestronnym
korytarzu, w którym Alojzy idąc naprzeciw niemu, odezwał się:
Widzisz, jaka wystawność bankietu i jakie wyszukane potrawy! Jest to zbytek.
Tyle ludzi umiera z głodu. Zbyteczne wydatki! Trzeba zwalczać ową przekraczającą
granicę wystawność przy stole.
Współbiesiadnicy zwracali się w swej rozmowie do Księdza Bosko, a sądząc
z jego zachowania się, że jest zamyślony czy roztargniony wołali: Księże Bosko!
Księże Bosko!
Innego razu między Księdzem Bosko a Alojzym potoczył się taki ciekawy
dialog:
Drogi Alojzy, czy jesteś szczęśliwy?
Bardzo szczęśliwy.
Jesteś umarłym czy żywym?
Jestem żywy.
A jednak umarłeś.
Moje ciało jest pogrzebane, lecz ja żyję.
Nie jest więc twoim to ciało, które widzę?
To nie jest moje ciało.
To może duchem twoim?
Nie jest moim duchem.
Także nie duszą twoją?
Także nie jest duszą moją.
Cóż za tym jest to, co widzę?
To jest moim cieniem.
Lecz cień jakże może mówić?
Za dopuszczeniem Bożym.
A dusza twoja gdzie jest?
Moja dusza jest u Boga, pozostaje w Bogu. Ty nie możesz jej widzieć.
A ty, w jaki sposób nas widzisz?
W Bogu ogląda się wszystkie rzeczy: przeszłość, teraźniejszość, przyszłość
widzi się jak w zwierciadle.
Co robisz w niebie?
W niebie powtarzam nieustannie: Chwała bądź Bogu! Bogu niech będą dzięki!
Podzięka Temu, który nas stworzył; Temu, który jest Panem życia i śmierci. Temu, od
którego wszystko bierze swój początek. Podzięka! Chwała! Alleluja, alleluja!
59

6.10 Page 60

▲back to top
A twoi rodzice? Co mam im powiedzieć?
Że modlę się ustawicznie za nich i w ten sposób im się odpłacam. Oczekuję ich
tutaj w raju.
Następnie bezpośrednio po tej zjawie Ksiądz Bosko zapytał go ponownie, co do
jego cienia.
Mówisz, że widzę tylko twój cień, gdyż dusza twoja jest u Boga. Lecz jak cień
może mieć taki pozór żywego ciała?
Zobaczysz to zaraz, odpowiedział zapytany. Będziesz miał potwierdzenie na to.
I Ksiądz Bosko oczekiwał tego potwierdzenia.
Jakiś czas po tym, jak opowiada Ksiądz Bosko, ukazał mu się w nocy zmarły
już proboszcz z Castelnuovo, który przechadzał się pod portykami Oratorium. Zdawał
się być w dobrym zdrowiu i bardzo zadowolonym.
O, księże proboszczu, ksiądz tu? – wykrzyknął Sługa Boży na jego widok.
Jakże się wam powodzi?
Jestem szczęśliwy. Bardzo szczęśliwy. Przejdź się ze mną.
Nie życzy sobie ksiądz niczego?
W niebie ma się wszystko, co tylko się zapragnie. Lecz przejdź się trochę ze
mną. Porozmawiamy sobie. Rozpoznajesz mnie dobrze?
O jakżeby nie!
Przypatrz mi się uważnie. Czy nie widzisz, że jestem w pełnej młodości
i doskonałej radości?
Tak, księże proboszczu, tak jest w istocie, nie mam, co do tego najmniejszej
wątpliwości.
Poprzechodziwszy się jeszcze cokolwiek, proboszcz zapytał:
A zatem pojąłeś już lekcję? To powiedziawszy zniknął. Oczywistym już teraz
było dla Księdza Bosko, że Alojzy dał mu ją do zrozumienia na przykładzie tego
zmarłego księdza.
Podczas podróży Księdza Bosko do Francji w roku 1883, pojawianie się
Alojzego było dość częste. W niedzielę „Laetare”, 4 marca od godz. 4 – tej do 6 – tej
po południu na linii Cannes – Tolone, Alojzy towarzyszył mu w pociągu od pierwszej
aż do ostatniej stacji. Rozmawiał z Księdzem Bosko po łacinie o wielkości dzieł
Bożych. Między innymi zwrócił jego uwagę na mgławicę i udzielił mu niektórych
wiadomości astronomicznych, całkiem nowych dla niego.
Gdyby pociągiem wybrano się w podróż bezpośrednio z ziemi na słońce,
potrzeba by na to czasu mniej więcej 350 lat, by udać się następnie na drugą stronę
słońca, trzeba by przebyć podobnie długą drogę, na co razem musiałoby się
przeznaczyć 700 lat czasu. Każda mgławica składa się z niezliczonych ilości gwiazd,
z których każda znów jest 50 razy milionów większa od słońca i jej światło, by ukazać
się mogło tu na ziemi, potrzebuje 10 milionów lat. Promień słoneczny przebiega 350
60

7 Pages 61-70

▲back to top

7.1 Page 61

▲back to top
tysięcy km na sekundę... W tym punkcie Ksiądz Bosko widząc, że ten ma zamiar dalej
jeszcze iść w swoich obliczeniach astronomicznych przerwał:
Dosyć, dosyć już! Moja myśl nie może już dalej podążyć za tobą...
A jednak to jest zaledwie początek wielkości dzieł Bożych!
Jakże więc to się dzieje, że jesteś w niebie i tutaj?
Przenoszę się z miejsca na miejsce o wiele prędzej, aniżeli biegnie promień
świetlny; z chyżością myśli przychodzę tu, do domu moich rodziców i gdziekolwiek
zechcę.
W kilka dni później w czasie Mszy św. zjawił się znowu Alojzy.
Co masz do powiedzenia Alojzy? – zagadnął Święty.
Alojzy wskazał na jedną z okolic Ameryki Południowej i zwrócił oczy Księdza
Bosko na źródła Chubut w Kordylierach.
Pozwól już mi teraz dokończyć Mszę św., gdyż tak już jestem zmieszany tym
wszystkim.
Trzeba, nalegał Alojzy, by chłopcy często przystępowali do świętej Komunii.
Powinieneś ich wcześnie do niej dopuszczać.
Bóg chce, by karmili się świętą Eucharystią.
Lecz jakże można dopuszczać ich, kiedy są jeszcze tak mali?
Tym, którzy liczą 5 do 6 lat, niech się już ukazuje Hostię św.
Niech modlą się do Jezusa, wpatrując się w Nią. Będzie to ich Komunia.
Chłopcy powinni dobrze rozumieć i wpoić w siebie trzy rzeczy: miłość Boga, częstą
Komunię św. i nabożeństwo do Serca Jezusowego. Lecz Serce Jezusowe zawiera już
w sobie te dwie poprzednie.
W poprzedzającej wizji ukazał mu studnię w środku morza, mówiąc:
Spójrz na tę studnię! Wody morskie spływają doń bezustannie, a mimo to
morze nie zmniejsza się nigdy. Podobnie rzecz się ma z łaskami mieszczącymi się
w świętym Sercu Jezusowym. Łatwo jest je otrzymać: wystarczy prosić!
W kwietniu tego samego roku celebrował w Paryżu w kościele Matki Boskiej
Zwycięskiej. Alojzy objawił mu się w czasie udzielania Komunii św. był jak zawsze
otoczony blaskiem aureoli, z naszyjnikiem zwisającym na piersi, na który składały się
kamienie różnych kolorów: biały, czarny, czerwony; lecz wśród tych trzech były
niezliczone inne, niedające się określić. Nagłe wrażenie sparaliżowało niejako jego
ruchy, przeszkodziwszy mu w ten sposób w dalszym komunikowaniu. Wikarzy
kościoła mniemając, że zasłabł, rozpoczęli sami rozdawać świętą Eucharystię.
Jakże się tu znalazłeś? – odezwał się Sługa Boży do Alojzego. Dlaczego
przychodzisz, gdy udzielam Komunii św.? Patrz - jak jestem zmieszany!
Tu, odpowiedział Alojzy, jest dom łask i błogosławieństw.
Lecz gdzie są? Nie widzę nikogo! Co należy robić?
Rozdawaj Komunię św.
Lecz gdzież są ci, którzy znajdowali się u stóp ołtarza?
Rozdawaj Komunię św. – powtórzył Alojzy. Oto ci, których chciałeś widzieć.
61

7.2 Page 62

▲back to top
Po tych słowach zjawa zniknęła, a Ksiądz Bosko znalazł się u ołtarza przy
kończeniu Mszy św.
W Paryżu także w niedługi czas od tej miała miejsce druga zjawa w kościele
św. Klotyldy. Ksiądz Bosko odprawiwszy Mszę św. bezskutecznie usiłował uwolnić
się od tłumu, by zrobić dziękczynienie. W zakrystii tłoczyło się do niego ze
wszystkich stron.
Dajcie mi, choć chwileczkę - mówił; pozwólcie zmówić mi przynajmniej Ojcze
nasz…!
Lecz nikt nie słuchał. Na ten widok proboszcz wprowadził go do jakiegoś
przyległego pokoiku. Zaledwie w nim się znalazł, ogarnęła go światłość niebiańska,
w której Alojzy już teraz bez słowa, powoli się przechadzał.
O! Alojzy! – wykrzyknął Ksiądz Bosko. Dlaczego przechadzasz się tak nie
mówiąc żadnego słowa do mnie?
Nie mam czasu na rozmowę, lecz na modlitwę.
O, niech porozmawiam z tobą cokolwiek. Powiedz mi kilka słów, jak to
czyniłeś zawsze dotychczas.
Mam rzeczywiście pewną rzecz ważną do powiedzenia ci, lecz nie nadszedł
jeszcze czas.
Mimo to trzeba, byś mi coś powiedział. Zobaczę się z twoimi rodzicami i jakąż
pociechę im zawiozę?
Pociechy? Te przyjdą. Niech nie przestają się modlić, służyć Bogu i Maryi
Dziewicy. Zaczynam dla nich przygotowywać szczęście.
Modlić się! Nie ma przecież potrzeby modlić się za ciebie. Wiemy, że jesteś
szczęśliwy. Dlaczego chcesz, by rodzice nużyli się ustawicznymi modlitwami?
Przez modlitwę oddajemy chwałę Bogu.
Dlaczego nie odwiedzasz swoich rodziców, którzy tak bardzo cię kochają?
Dlaczego chcesz wiedzieć to, co Bóg zastrzegł sobie?
To powiedziawszy Alojzy zniknął. Ksiądz Bosko zaznaczył, że miał on zawsze
głowę odkrytą.
W roku 1883 w nocy na 30 sierpnia miał Ksiądz Bosko długi sen, który
przytoczymy w swoim czasie. Zdawało mu się, iż znajduje się w obszernej sali
w gronie wielu przyjaciół, już przeszłych do wieczności. Jeden z nich w wieku lat
około 15, otoczony pięknością niebiańską i bardziej jaśniejący niż słońce, przybliżył
się do niego. Był to Alojzy. W błyskawicznej podróży ukazał Słudze Bożemu
dziedzictwo duchowe zarezerwowane salezjanom w Ameryce, trudy i krew, które
powinny użyźnić je i podnieść przyszły dobrobyt materialny tych ziem.
15 września poleca księdzu Lemoyne, by wysłał opis tego snu z Turynu do
Tolone. „Zrób mi tę przyjemność – pisze - i wykończ sen o Ameryce i przekaż mi
zaraz jego kopię. Hrabia domaga się go bardzo, lecz chce, by był przetłumaczony na
język francuski, co ja się już postaram uczynić bezpośrednio po otrzymaniu”.
Poruszając następnie ten temat w swoim liście do Hrabiego, dnia 11 lutego 1884 r.,
zaznacza: „Podróż odbyta przeze mnie z naszym drogim Alojzym wyjaśnia się coraz
62

7.3 Page 63

▲back to top
bardziej. Zdaje mi się w tej chwili, że weszło się do jądra rzeczy. Mówi się, pisze,
rozprawia wiele, by dać poznać i móc przeprowadzić nasze projekty. Gdy Bóg za
łaską swoją dozwoli nam się spotkać, będziemy mieli wiele rzeczy do powiedzenia”.
Z 1884 r. interesującym jest to, co zdarzyło się w Orte. Ksiądz Bosko wracając
14 maja z Rzymu, zmuszony był zatrzymać się cztery godziny na stacji. Była noc.
Chciał się cokolwiek przespać w poczekalni, lecz nie mógł zasnąć. I wtedy to ujrzał
w sali Alojzego. Powstawszy, podszedł ku niemu.
Czy to ty, Alojzy – zapytał.
Nie poznajesz mnie? Czyś zapomniał już o podróży jaką wspólnie odbyliśmy.
O tak rozumie się, dobrze ją pamiętam. Lecz jak przeprowadzić w czynie
wszystkie te rzeczy? Jestem wyczerpany, moje zdrowie szwankuje.
Źle z twoim zdrowiem? Nie, nie jest tak... Jutro dasz mi odpowiedź.
Wizja się skończyła w godzinie odjazdu. Nazajutrz był pierwszy dzień
nowenny do Maryi Wspomożycielki. Ksiądz Bosko, którego stan zdrowia po jego
powrocie z Francji stopniowo coraz bardziej się pogarsza doznał nagle wyraźnego
polepszenia, które z każdym dniem było jeszcze oczywistsze.
Kiedy wysiadł na stacji w Orte, wybiła godzina 2 – ga po południu. Ksiądz
Lemoyne, który towarzyszył wtedy Świętemu, zdumiał się obserwując jego sposób
zachowania się, w którym wszystko zdawało się być nacechowane nadnaturalnością.
W istocie Ksiądz Bosko napotkawszy kierownika pociągu, który zapraszał go do
usadowienia się w wagonie, odezwał się:
Wie pan, kim jestem?
Nie, nie wiem, odpowiada tenże.
Jestem Ksiądz Bosko.
Naprawdę?
Jestem Księdzem Bosko z Turynu.
Krótki ten dialog urwał się, gdyż pociąg ruszał. W tych słowach Sługi Bożego
i w sposobie ich wyrażania, dopatrzeć się można coś szczególnego, czego ksiądz
Lemoyne nie zauważył nigdy u niego. Dlatego też usiłując odkryć przyczynę tego,
przypuszczał nawet, że ten chciał dać naukę swemu sekretarzowi, który nie znał
jeszcze dostatecznie, kim jest Ksiądz Bosko. Fakt tego objawienia był opowiedziany
przez Księdza Bosko małżonkom Colle dnia 1 lipca 1885 r. w Turynie.
Następny sen, jaki miał miejsce w nocy 1 – go lutego 1885 r. otwiera przed
naszym Ojcem przyszłość jego misji. Tak o nim pisze 10 sierpnia do hrabiego: „Nasz
przyjaciel Alojzy skłonił mnie do urządzenia sobie wycieczki w centrum Ameryki, do
Ziemi Chama i do regionów Arfaxadu, czy Chin. Gdy Bóg dozwoli nam się zobaczyć,
będziemy mieli wiele rzeczy na ten temat do omówienia”. Z powyższych słów
poznajemy, kim mogła być ta osobistość, która w pewnym momencie stanęła przy
jego boku, kiedy to w jednej chwili z Ameryki został przeniesiony /znalazł się/
w okolice afrykańskie. Opowiadając sen wyraził się o tej osobistości tylko tyle:
„Uważałem ją za mojego tłumacza”. O tym samym śnie znajdujemy wzmiankę
63

7.4 Page 64

▲back to top
w innym jeszcze liście z datą 15 stycznia 1886 r.: „Otrzymają Państwo wiadomość
o podróży po Chinach, odbytej z naszym dobrym Alojzym. Gdy tylko Bóg dozwoli za
łaską swoją zobaczyć się, będziemy mieli wiele rzeczy do opowiadania”.
Ostatnie objawienie się, o którym doszła nas wiadomość, było w nocy 10 marca
1885 r. Święty nalegał na Alojzego wtedy, by powiedział mu kilka słów.
W zakrystii kościoła katedralnego w Tolone, tak rozpoczął:
Alojzy - prosiłem cię, byś się za mną wstawił o moje wyzdrowienie.
Tak prosiłeś o swoje wyzdrowienie
A jednak lepiej było, że nie wyzdrowiałem.
Jak to? Naprawdę? Zdziałałbyś może wiele dobrego, byłbyś może wielką
pociechą dla rodziców, zabiegałbyś wspaniałomyślnie około powiększenia chwały
Bożej…
Czy jesteś całkiem pewny tego? Sam przecież zresztą zwiastowałeś mi wyrok
gorzki dla mnie i dla moich rodziców; jednak był on dla mojego dobra. Kiedy prosiłeś
o moje przywrócenie zdrowia, Najświętsza Dziewica odezwała się do Pana naszego
Jezusa Chrystusa: „Oto mój syn. Chcę go już zabrać do siebie, gdyż jest moim”.
Kiedy nam należałoby się przygotować, by pójść do nieba?
Zbliża się chwila, w której dam ci wyjaśnienia tego, czego pragniesz.
To wszystko Ksiądz Bosko powiedział hrabstwu Colle na galerii obok swego
pokoju, 1 lipca 1885 r., w którym to dniu przypadała wtedy wigilia do uroczystości
Maryi Wspomożycielki.
Nie do opisania była piękność szat, mówił, jakie zdobiły postać naszego
drogiego Alojzego, by zbadać w szczegółach samą koronę, zdobiącą jego skronie,
trzeba by poświęcić na to nie dni czy miesiące, ale lata całe: tyle różności narzucało
się wzrokowi. A stawała się ona piękniejszą, bardziej błyszczącą i wyolbrzymiającą,
w miarę jak się w nią dokładnie wpatrywało.
Rodzice zanim się dowiedzieli o wszystkich tych zadziwiających rzeczach,
które zdarzyły się po marcu 1883 r., a opowiedzianych im w 1885 r., nie byli nigdy
dość spokojni o los swego dziecka. Stąd też zwracali się do Księdza Bosko z prośbami
o specjalne modlitwy za spokój jego duszy.
„Już rozpocząłem nowennę ze Mszą św. - odpisuje pewnego razu – komuniami
św. i modlitwami specjalnymi za naszego Alojzego, który jednak - jestem o tym
przekonany - śmieje się z nas, że modlimy się jeszcze za niego w celu niesienia mu
pomocy, bo w rzeczywistości jest on już naszym protektorem w niebie i będzie za
nami orędował, byśmy dostać się mogli do nieba i kosztować razem z nim wiecznej
szczęśliwości”.
Hrabina, zamykając swoje uwagi, zaznacza: „Ksiądz Bosko, ilekroć zwierzał
się dwom uciśnionym sercom ze swej komunikacji ze światem nadnaturalnym dla
większego ich pocieszenia, bywał tak rozpromienionym w toku opowiadania,
iż wnosiło się, że widzi Jeruzalem niebieskie. Opanowywało go wzruszenie i oczy
zalewały mu się łzami”.
64

7.5 Page 65

▲back to top
Nie pominiemy także milczeniem epizodu, jaki pani hrabina opowiedziała
Siostrom w Navarre; miał on się zdarzyć na krótko po śmierci syna. Ksiądz Bosko
powiedział jej, by w swoich potrzebach zwracała się także do Alojzego. I oto pewnego
dnia znalazł się u bramy jej domu człowiek jakiś podejrzany, który w sposób
pretensjonalny i gwałtowny domagał się pieniędzy. Ta nie zważając na jego sposób
zachowania się wręczyła mu jałmużnę, jak to zwykła czynić z wszystkimi ubogimi.
Lecz ten nabrawszy pewności siebie, zaczął wygrażać się. W domu poza hrabiną nie
było nikogo; nawet służącej. Wtedy to przypomniawszy sobie słowa Księdza Bosko,
westchnęła do swego syna, by przyszedł jej z pomocą na ratunek. Zaledwie to
uczyniła, bandyta, tak jak niespodziewanie się zjawił, podobnie prędko zawrócił
i w czterech skokach znalazł się na dole schodów, pośpiesznie uciekając.
Lecz wracając jeszcze do zjaw, postawmy sobie pytanie: Czy wyłącznie dla
pocieszenia dwojga uciśnionych serc Ksiądz Bosko otrzymywał i zwierzał się
małżonkom Colle z tej łączności z za światem? Czy przeciwnie przypuszczać trzeba,
że przez taki środek Opatrzność zmierzała przede wszystkim do zachęcenia owych
bogatych i chrześcijańskich ludzi, by chętnie przeznaczali poważną część swego
majątku, ażeby przyjść z pomocą Mężowi Bożemu, wzbudzonemu do podjęcia
w Kościele tylu dzieł dobroczynnych, stosownie do potrzeb czasu? To zdaje się miał
na myśli Ksiądz Bosko. W istocie pogrążonym w smutku małżonkom po stracie syna
powiedział te słowa z odwagą właściwą świętym: „Bóg zabrał Państwu tego jedynego
syna, dlatego niech uważają za swoich synów wszystkie moje sieroty”. I tak też
zrozumieli ci dwoje gorliwi chrześcijanie. Ojciec otwarcie oświadczył Księdzu Bosko,
że oddaje własną kieszeń do jego dyspozycji. Nie były to czcze tylko słowa ani
krótkotrwałe dobre uczucie. Z tej to właśnie kieszeni wydobywano przez więcej
aniżeli 6 lat sumy pieniężne na wzniesienie /naszego/ nowego zakładu w Navarze, na
kościół i hospicjum Serca Jezusowego w Rzymie, na hospicjum przyłączone do
kościoła św. Jana Ewangelisty w Turynie, na zakład Synów Marii z Mathi, na cele
misyjne, jak również na ewentualne potrzeby Oratorium /w Turynie i San Benigno./
Postanówmy sobie jeszcze kosztem małej cierpliwości ze strony czytelników
ukazać w jak największym możliwie świetle tak wielką ofiarność hr. Colle, badając
korespondencję listowną, która chociaż nie powie nam wszystkiego, mimo to
w wielkim stopniu zaspokoi naszą zbożną ciekawość.
Pierwsze żądanie pomocy sięga 3 czerwca 1881 r. Pisze do pani Colle:
„Dotychczas mogłem pchać naprzód; lecz z upływem miesięcy przewiduję, iż będę
zmuszony odwołać się z apelem do ofiarności Państwa Colle. Będzie to na wypadek
konieczności i w granicach możliwości”. Ten przyszły „wypadek konieczności”
odnosi się do kościoła Serca Jezusowego. Lecz podobne wypadki z czasem zaczęły się
mnożyć i rozszerzać. Na jedno żądanie tak nieokreślone, otrzymał Ksiądz Bosko
bardzo zachęcającą odpowiedź. Z tego też powodu pisze do pana Colle: „Pan Hrabia
udzielił mi cennej wiadomości; mianowicie, że wyasygnuje mi 20 tysięcy franków na
kościół Serca Jezusowego w Rzymie. To znaczy przyjść naprawdę w pomoc św. religii
65

7.6 Page 66

▲back to top
katolickiej i ogołoconej jej Głowie. Bóg odda to Panu stokrotnie już teraz,
a jeszcze więcej w swoim czasie na drugim świecie. Namiestnik zaś Chrystusowy
i wszyscy dobrzy chrześcijanie błogosławić będą Pańskie miłosierdzie”. Listem,
w którym Colle oznajmia wysyłkę pieniędzy, z powodu jego elegancji i uprzejmości
tak się Ksiądz Bosko zachwycił, że mówi sam o tym: „Odczytywałem go po kilkakroć
i sądzę, że zrobię rzecz miłą dla Pana Hrabiego i zaszczytną dla miasta Tulonu, gdy
prześlę go Ojcu św., który da mu poznać, jak adwokaci /Colle był adwokatem/
potrafią, kiedy zajdzie potrzeba, połączyć wiedzę z pobożnością. Bóg niech będzie
błogosławiony we wszystkich rzeczach”. Nie wydaje się dziwnym to wysłanie listu
całkiem prywatnego do Papieża. Przedsięwzięcie budowy bazyliki Serca Jezusowego
zostało zlecone Księdzu Bosko przez samego Ojca św., który osobiście tą budową
bardzo się interesował. Poza tym Ksiądz Bosko od tego czasu zamierzał kierować się
do pewnego specjalnego celu, o którym później jeszcze powiemy.
Za inne pieniądze wysłane mu w roku 1882, przesyła podziękowanie łącznie
z życzeniami imieninowymi w liście pod datą 7 lipca.
„Przy tej sposobności serdecznie dziękuję za pomoc okazaną nam przez Pana
Hrabiego, byśmy mogli zakładać, naprawiać, powiększać nasze domy. Dusze
zbawione z pomocą Bożą przez salezjanów będą dla Pana wielką radością, kiedy Pan
Hrabia i zacna Jego Małżonka przekroczą bramy nieba; na pewno zostaną powitani
i przyjęci przez owe dusze. Animam salvasti, animam tuam praedestinasti – jeżeli
zbawiłeś jakąś duszę, tym samym zapewniłeś zbawienie swej własnej”.
W liście z dnia 4 grudnia 1883 r. porusza tę samą myśl, lecz ze szczególnym
skierowaniem już uwagi na misje. „Przede wszystkim dziękuję Panu Hrabiemu za tak
wielką szczodrość, jaką w wielu okazjach nas obsypywał. Jeżeli my poczyniliśmy
postępy w Ameryce Południowej, a zwłaszcza w Patagonii, to mamy do
zawdzięczenia Pańskiej ofiarności. To słusznie może być powodem radości dla Pana
Hrabiego i Pani Hrabiny. Dusze, jakie pozyskają nasi misjonarze dla nieba, poniosą
przed Wami klucze, którymi otworzycie sobie bramy nieba. Obecnie przychodzi
znowu Pan Hrabia innym naszym zakładom z pomocą i innym szczepom pogańskim,
które przez Pańskie miłosierne uczynki przyjdą do prawdziwej wiary i powiększą
liczbę dusz, które modlą się już za Pana”.
W tymże samym liście informuje także hrabiego i o innych dwóch sposobach
wykorzystania jego pieniędzy, to jest na domy Synów Maryi z Mathi i św. Jana
Ewangelisty. „Mam miłą nowość do zakomunikowania. Dom Mathi kupiony został 10
października. Obecnie jest już uruchomiony i zaludniony przez pięćdziesiątkę
chłopców, którzy nie mogli się pomieścić w zakładzie w San Benigno i którzy teraz
zabierają się tam odważnie do studiów przygotowawczych do kapłaństwa. Dom ten
w ubiegły poniedziałek został pobłogosławiony i poświęcony Bogu pod wezwaniem
„Dom św. Alojzego”; a to dlatego, by przywoływać sobie ciągle na pamięć naszego
Alojzego i całą jego rodzinę. Niech Bóg będzie błogosławiony”. A odnośnie do
zakładu św. Jana Ewangelisty: „Zakład rozpoczęty przy kościele św. Jana Apostoła,
66

7.7 Page 67

▲back to top
mimo wielkiego naszego pośpiechu, nie jest jeszcze pod dachem. Mury wzniesione już
na wysokość trzeciego piętra. Pracuje się bez wytchnienia”.
Wreszcie 22 października 1884 r. zestawił te ostatnie wiadomości: „Bardzo mi
przyjemnie oznajmić Panu, że dom wznoszony kosztem Jego ofiarności na korzyść
Synów Maryi Wspomożycielki jest już ukończony i wyznaczyliśmy dzień 10 listopada
br. na przyjazd wychowanków, których na początek będzie około 150”. Później termin
oficjalnej inauguracji został odwołany, gdyż - jak pisał Ksiądz Bosko do hrabiego dnia
20 lutego 1885 r. - chciano dokonać tego aktu w obecności hr. Colle. „Zaludniliśmy
prawie cały już dom św. Jana Apostoła, lecz inauguracja nie została jeszcze dokonana.
Musimy w tym domu przygotować dobry obiad i wznieść toast razem z Panią Hr.
Colle. Jakże ma się Pani Hrabina, nasza dobra Mamusia w Panu naszym Jezusie
Chrystusie?”
Hrabiostwo Colle, jak to już mówiliśmy, przybyli na uroczystość Maryi
Wspomożycielki.
Na początku 1884 r. chwiejny stan zdrowia zdawał się przeszkodzić Księdzu
Bosko w podjęciu podróży, jaką w tej porze zwykł czynić po Francji. Hrabia
oczekiwał go z utęsknieniem. Święty odpisuje mu 11 lutego: „Każdego dnia, a nawet
kilkakroć na dzień składam duchową wizytę Państwu, lecz osobiście przybyć nie jest
dla mnie na razie możliwym. Dotychczas sprawy nasze układają się pomyślnie. Bogu
dzięki. Zakłady się pomnażają w liczbę, a jeszcze bardziej wychowankowie i dziełom
towarzyszy błogosławieństwo Boże. Niech Bóg będzie błogosławiony. Od kilku dni
zdrowie moje nie jest tak dobre i nie wiem, czy będę mógł przybyć i złożyć swoją
wizytę. W każdym jednak razie pewnym jest, że zobaczymy się w Rzymie”.
Jest prawdą, że spodziewał się uprzedzić ich z tą wizytą pragnąc przybyć
tamquam fur – jako złodziej, do La Farlede koło 20 września 1883 r. Później jednak
okoliczności stanęły mu na przeszkodzie. Mimo wszystko hrabia wciąż trzymał
w pogotowiu to, co miało być przedmiotem tej „kradzieży”, jak to wynika jasno
z korespondencji, na którą Święty 15 października tak odpisuje: „Dzięki za piękne
wiadomości. W tych dniach roboty idą naprzód. Przedsiębiorcy jednak domagają się
swego. Niech Bóg będzie błogosławiony, a Państwu - Panie Hrabio i Pani Hrabino -
tysięczne dzięki. Państwo naprawdę są naszą opatrznością i narzędziem wybranym
przez rękę Pana Boga, by przyjść nam z pomocą”.
By otrzymać dary z tej ręki Opatrzności, wyjechał w tym czasie ksiądz Rua do
hrabiów Colle. Jemu także zlecił nasz św. Ojciec umówienie się z nimi, co do podróży
do Rzymu, tak przez nich oczekiwaną. Sługa Boży przyjechawszy w kwietniu 1884 r.
do Wiecznego Miasta i donosząc pod datą 16 - go o postępach prac przy tamtejszej
budowie, zahaczył także o tę podróż. „Jestem w Rzymie. Drogę przebyłem
szczęśliwie. Dzięki Bogu zdrowie moje się polepszyło. Przyglądałem się uważnie
pracom koło kościoła, jak również hospicjum Najświętszego Serca Jezusowego.
Fundamenty jego przedstawiają bardzo poważne trudności ze względu na ich
głębokość. I dlatego też wiele jeszcze trzeba będzie się natrudzić, nim na swoim
miejscu położy się ogromną masę kamieni, już przygotowanych do tego celu. Obecnie,
67

7.8 Page 68

▲back to top
ponieważ Pan Hrabia wyraził swoje pragnienie udania się do Rzymu na ceremonię
poświęcenia kamienia węgielnego i to tylko na kilka dni, uważam za lepsze dla
zdrowia Pani i Pana Hrabiego, że sprawa ta odłożona zostanie na trochę później”.
24 - go zdawał sprawę z powrotu księdza Rua, który udał się był do Tolone, by od
Hrabiego otrzymać sumę 150 tysięcy franków; i który wysłał zaraz jej część do
Rzymu. „Miły list Pana zastał mnie w warunkach zupełnie normalnych; sprawa udała
się bardzo pomyślnie. Ksiądz Rua błogosławi wraz ze mną zacnych Państwa, którzy
wspierają nas tak wydatnie dla rozszerzania chwały Bożej. Ksiądz Rua przesłał mi
skwapliwie wszystko, co jest konieczne, by wprawić w ruch pracę; i obecnie rzeczy
posuwają się naprzód”.
Roboty jednak koło budowy w istocie nie szły tak prędko - tak, iż rzeczona
ceremonia odbyła się dopiero w maju 1885 r. Dnia 10 tego miesiąca Ksiądz Bosko
pisze do hrabiostwa: „W Rzymie czynności przygotowawcze dla położenia kamienia
węgielnego są już ukończone; będziemy mogli zaprezentować się po wielkopańsku:
ksiądz Dalmazzo postara się o to, lecz jest tu jednak rzecz, która nas dotyczy. Do
kamienia węgielnego dołącza się dokument pamiątkowy, w którym między innymi
zaznacza się krótkie dane o rodzinie i rodzicach chrzestnych. Dlatego też Pan łaskaw
będzie poszukać przyjaciela i w krótkości poda mi zasadnicze wiadomości: imię
i nazwisko jego, data urodzenia i szczegóły, jakie Pan Hrabia będzie uważał za
stosowne załączyć. Proszę o trochę cierpliwości: są to dokumenty historyczne, by
przekazać jej potomnym. Gdy otrzymam te dane, będzie już moim staraniem
powierzyć je temu, kto spisaniem tego aktu się zajmie”.
Z roku 1884 mamy odwołanie się Księdza Bosko do hrabiego w sprawie
pewnego kupna, które pociągało za sobą poważną sumę, a które jednak chciał
uskutecznić na wszelki sposób. Tak pisze mu 20 lutego: „Swego czasu, Panie Hrabio,
obserwowaliśmy z mojego balkonu jeden domek. Dom ten, mówił wtenczas Pan,
trzeba kupić, bo to byłoby bardzo korzystnym dla zakładu. W tym celu przeznaczam
do dyspozycji Księdza 30 tysięcy franków. Wtedy jednak sprawa ta się urwała, bez
doprowadzenia jej do skutku, gdyż właścicielka nie chciała sprzedać. Teraz natomiast
chciałaby sprzedać nie tylko domek, ale i teren przyległy. Sprawa jest ważną dla nas
pod każdym względem. Wszyscy nasi przyjaciele i wszyscy salezjanie tego kupna
pragną i je zalecają. Lecz cena jego jest już o wiele wyższa. Na wszystko razem trzeba
by okrągłej sumy 100 tysięcy franków. Nie chcę być niedyskretnym; mimo to nie chcę
także przemilczeć tego, co doprowadziłoby do porządku cały nasz zakład, Oratorium
świąteczne, szkoły i pracownie. Zatem, Panie Hrabio, czy Pan będzie mógł nam teraz
lub w najbliższym czasie przyjść w pomoc z tą sumą? Mówię tu z całą otwartością,
gdyż w swej wielkiej ofiarności powtarzał mi Pan już wielokroć, że w ręce moje
oddaje swą kasę we wszystkich rzeczach, które mogą przyczynić się do większej
chwały Bożej. Pan Hrabia zastanowi się chwilę nad tym, a po tym da mi odpowiedź
z taką samą otwartością, z jaką ja zwróciłem się do Pana”.
Dom wystawiony na sprzedaż należał do pani Bellezza, wiele razy już
wspomnianej w tomach księdza Lemoyne. Położony on był na zachód od kościoła św.
68

7.9 Page 69

▲back to top
Franciszka, oddzielony tylko murem od podwórza Oratorium. Cały ten dom wraz
z przyległościami kupiono za pieniądze hrabiego Colle. Ten, razem z bezpośrednią
obietnicą przesłania potrzebnej ofiary /miał podobno/, przedstawił pewne swoje
propozycje niezgodne z pokornym uczuciem, jakie Ksiądz Bosko miał o sobie, albo -
kto wie - z doskonałą prawością jego intencji. Faktem jest, że Ksiądz Bosko 27 tegoż
miesiąca odpisał: „Otrzymałem Pański zawsze mile widzimy list; lecz nie chcę, by Pan
podawał mi racje, dlaczego robi to albo tamto, dlaczego postępuje tak albo inaczej.
Pan pozwoli mi tylko przedstawić swoje potrzeby, po czym będę jednakowo zawsze
zadowolony, czy usłyszę Pańskie tak, czy nie. Moją myślą jest modlić się codziennie
za Pana Hrabiego i Panią Hrabinę, a czynię to każdego dnia przez specjalne
wspomnienie we Mszy św. w ich intencji. Lekarze powiedzieli, że będę mógł już
przejść się do naszych domów, a w sobotę, jeżeli Bóg dozwoli, udam się do Nizza
z księdzem Barberisem. Stamtąd mam zamiar pojechać do Nowary celem otwarcia
i poświęcenia naszego lub lepiej Waszego kościoła.
W tym roku inna poważna potrzeba zmusiła Sługę Bożego do odwołania się do
ofiarności jego szlachetnego dobrodzieja. W lecie wybuchła cholera, o której
następstwach tak czytamy w liście jego do hrabiego z dnia 10 października: „Cholera,
która poczyniła wielkie spustoszenia w różnych miejscowościach Francji, obecnie
dręczy w sposób zastraszający Włochy. Nasze zakłady i nasi chłopcy dotychczas nie
padli jej ofiarami. Lecz napełnia nas obawą coś innego: z powodu srożącej się zarazy
ofiarność społeczeństwa mniej się nam udziela tak, że znajdujemy się w ciężkich
potrzebach materialnych, by móc wypłacić żądane należytości za prace budowlane i za
utrzymanie w porządku naszych dzieł. Zatem, jeżeli w tym momencie Pan Hrabia
mógłby przyjść nam z pomocą, będzie jak zawsze naszym wybawieniem. Jednak niech
to Pana nie wprawia w kłopot, jaki łatwo mógłby być spowodowany tym, że Pan
Hrabia przebywając w Farlede, nie ma możności na skutek zarazy wyjść z domu.
Polecam pozostać spokojnie w swoim majątku, a my postaramy się już jak będziemy
mogli, wybawić z tego zakłopotania. Lecz jeszcze raz polecam nie martwić się, jeżeli
okoliczności staną Panu na przeszkodzie w czynieniu dobrze”. Mamy jednak na to
wyraźne dowody, że miłosierny ten Pan znalazł sposób pogodzenia własnego spokoju
z impulsem własnego serca, skłaniającym go do świadczenia dobrodziejstw.
Koniec roku nadarzył Księdzu Bosko okazję, by serdecznie podziękować
hrabiemu za tak wielką jego ofiarność. „Chciałbym we własnej osobie złożyć wizytę,
by podziękować za tyle względów. Nie mogąc jednak uczynić tego osobiście, pragnę
udać się listownie na zakończenie tego roku, Panie Hrabio i Pani Hrabino.
Błogosławimy i dziękujemy Bogu, że zachował Państwa w dobrym zdrowiu i jak się
spodziewam, w świętej swojej łasce. Między innymi Pan spłacił dług za księdza Perrot
w Nowarze. Bóg na pewno nie omieszka szczodrze to wynagrodzić. Nasze biedne
sieroty modlić się będą zawsze na intencję Pana Hrabiego. Szczęśliwy ksiądz Perrot,
że ma takiego rodzaju płatników! Lecz dlaczego nie możemy znaleźć podobnych
dobrodziejów we Włoszech? Jeżeli jest jeden taki płatnik we Włoszech, niech
69

7.10 Page 70

▲back to top
przyjdzie w pomoc i ofiaruje 75 tysięcy franków, które ksiądz Rua będzie musiał
wysłać dla naszych misjonarzy znajdujących się w Ameryce i drugą sumę prawie
równającą się pierwszej na wyprawę i podróż dla tych, którzy w najbliższym czasie
mają się udać na pole pracy misyjnej. Dlaczego więc nie przychodzi spłacać tych
długów ciążących na naszych zakładach w Turynie jak również na kościele
i schronisku w Rzymie? Racja tego jest prosta. We Francji i we Włoszech jest tylko
jeden taki dobrodziej, Hrabia Colle. Dlatego też my zanosimy gorące modły do Boga,
by Pan Hrabia i Pani Hrabina żyli jak najdłużej dla naszej pomocy i podtrzymywania
nas w naszych trudnościach. Niech łaskawy Bóg zachowa oboje Państwo jak najdłużej
przy dobrym zdrowiu i obdarzy ich łaską, by mogli długie, długie jeszcze lata
przebywać szczęśliwi tu na ziemi w nagrodę za ich ofiarność, a w końcu oddał im
prawdziwą nagrodę w drugim życiu, wielką nagrodę w przybytkach rajskich, gdzie jak
mam silną nadzieję, znajdziemy się razem z Jezusem i Matką Najświętszą i z naszym
drogim Alojzym będziemy wychwalać Boga i mówić o Bogu po wszystkie czasy”.
W kwietniu 1885 r. odwiedził Ksiądz Bosko razem z księdzem Viglietti
hrabiego w Tolone, otrzymując z rąk jego na odjezdne 100 tysięcy franków dla Rzymu
i misji. Zamierzał Ksiądz Bosko ponowić wizytę w październiku podczas rekolekcji
współbraci. Pisze mu więc 18 sierpnia z Mathi, gdzie przebywał prawie od miesiąca,
by cokolwiek podciągnąć swoje zdrowie i wzmocnić sterane już siły, albo lepiej, jak
sam mawiał, opóźnienia cokolwiek swojej starości. „Termin naszych rekolekcji – pisał
- jest prawie zawsze ten sam: zaczynają się 1 sierpnia, a ostatnia seria kończy się
10 września. Lecz wyprawa moja do Nizza i Tolone nie będzie prędzej, jak dopiero
w połowie sierpnia; o dokładnej jeszcze dacie Pana powiadomię. Pragnę bardzo
zobaczyć się z Panem, lecz nie jestem pewien, czy będzie to możliwe, gdyż moje
podróże w Mathi od miesiąca są urządzane tylko z mojego pokoju do ogrodu. Na teraz
Panu powiem, że stan zdrowia stoi na tym samym stopniu. Lecz zdaje mi się,
że spadek temperatury przyniesie mi wielką ulgę. W razie, gdyby zdrowie nie
pozwoliło mi wybrać się w drogę, Pan otrzyma listownie informacje o stanie naszych
interesów”.
Warunki zdrowotne Księdza Bosko przeszkodziłoby mu w regularnym
odprawieniu rekolekcji w Nizza; zamiast więc tam, spędził jeden miesiąc w Valsalice,
skąd przesyłając do Tolone swoje wiadomości, pisze 27 września: „Jestem na pół
ślepy i dlatego też z powodu tego mojego niezgrabnego pisma, Pan wiele będzie
musiał się namęczyć, nim je odczyta. Proszę mi to wybaczyć i mieć trochę
cierpliwości. Każdego rana polecam obydwoje Państwo we Mszy św. O, Maryjo, bądź
naszą przewodniczką na drodze do Nieba!”. W grudniu udał się do Tolone ksiądz Rua,
wywożąc stamtąd cenną paczkę dla Księdza Bosko od hrabiego i okazałą tutkę
z owocami od hrabiny, na co tak odpisuje 24 - go: „Podczas, gdy ksiądz Rua
przywiózł mi pakiecik, Państwo jeszcze osobno przysłali mi piękne owoce z ich
ogrodu. Przyjąłem to jako podarek od kochanej i współczującej Mamusi. Wywar
z owoców jujuby jest wyśmienity i służy, jako skuteczne lekarstwo przeciw kaszlowi.
Wyrażam tu całe moje uznanie i podziękowanie”. Z listu z dnia 15 stycznia jasno
70

8 Pages 71-80

▲back to top

8.1 Page 71

▲back to top
widzimy, jak wielkie były zamiary Boga w zbliżeniu i zawiązaniu tak serdecznych
stosunków Księdza Bosko z hrabią Colle. „Wspominam o Państwu – pisze Święty,
każdego dnia i mogę powiedzieć, nawet w każdej chwili. Lecz z moją biedną, zawsze
trochę zagmatwaną głową mogę pisać bardzo mało w porównaniu z tym, co
należałoby zrobić, ażeby odwdzięczyć się za tak wielką dobroć i ofiarność, z jaką
względem nas się odnoszą. Obecnie Państwo są podporą nie tylko naszych dzieł, ale
także i salezjanów; a w tych ostatnich czasach stali się prawie jedynymi naszymi
dobrodziejami. Ostatnio wpływ ofiar zmniejszył się w sposób budzący obawy, co
najwięcej daje się we znaki naszym zakładom we Francji i naszym misjom
w Ameryce. Lecz nasza miłosierna Kwestarka Maryja Wspomożycielka zaczyna nam
przychodzić z pomocą przez swoje nadzwyczajne łaski w Rosji, w Niemczech,
a przede wszystkim w Polsce. Ksiądz Rua prześle informacje do hospicjum
w Rzymie”.
W roku 1886 wybrał się Sługa Boży w podróż do Hiszpanii, przejeżdżając
przez Nizza i Marsylię. 26 - go tegoż miesiąca oznajmił Państwu Colle swą wizytę.
„W poniedziałek wieczorem, jeżeli Bóg dozwoli, będę u Państwa i będziemy mogli
swobodnie sobie pomówić o naszych interesach. Gdyby było możliwe przygotować
ołtarz w ich domu, chętnie odprawiłbym tam Mszę św. Poza tym jestem do ich
rozporządzeń”.
Od tego czasu korespondencja się urywa aż do 25 czerwca, kiedy Ksiądz Bosko
gościł u biskupa Pinerolo - monsignora Chiesa. Po czym znów 3 miesięczne prawie
milczenie. „Powróciłem do Valsalice, pisze 9 września, na jedną z serii rekolekcji i na
posiedzenie Kapituły, w której były poruszane sprawy naszego Zgromadzenia.
Zjechało się na nią 70 dyrektorów naszych zakładów. Wiele także mówiliśmy o Panu
i Pani Hrabinie i o naszych interesach”. A 23 - go: „W najbliższym tygodniu udamy
się do San Benigno, gdzie podwoiliśmy liczbę nowicjuszów i dlatego zmuszeni
byliśmy pośpiesznie przygotować nowy dom”. Nawiązując także do zakładu
w Foglizzo dopiero, co otwartego. Tu, jak i gdzie indziej, staram się zwrócić uwagę
swoich wielkich dobrodziejów na bieg rzeczy dokonywanych, uważając ich za
zainteresowanych w rozwoju dzieł przez siebie zainicjowanych.
Po tej korespondencji znów dłuższa przerwa. Następna wysłana nosi datę 14
grudnia. Ksiądz Lasagna z grupą misjonarzy nie omieszkał złożyć osobiście wyrazów
uszanowania i czci rodzinie Colle i oczywiście nie odszedł stamtąd z próżnymi
rękami. Święty pisze zacnym małżonkom: „Ksiądz Lasagna raczył mi napisać
szczegóły o ich pobycie u Czcigodnych Państwa i o podarku z serca naprawdę
ojcowskiego im udzielonego. Odjechali, lecz zachowując w sobie głębokie wrażenie
i zapewniając, że ich Dobrodzieje służyć będą za dwa wzory życia chrześcijańskiego
w Ameryce. Odjechali, by podbijać dusze dla Jezusa Chrystusa, zapewniając przez to
zbawienie własnej duszy i dusz Wielmożnego Państwa”. Po czym robiąc aluzję do
rozrywki, jaką mieli misjonarze w domu hrabiów, dodaje: „I oto taca, jaką oni
przedłożą Państwu pewnego dnia przy wejściu do raju: lecz tacę ponętną, tacę złotą,
tacę wysadzaną diamentami i pełną dobrych uczynków; a wśród tych uczynków
71

8.2 Page 72

▲back to top
dobrych, pomoc niesiona przez nas – salezjanów - w nawracaniu plemion pogańskich
i grzeszników; pomoc, która zapewni Państwu radość niewymowną i bez końca”.
Następnie wspomniał jeszcze o pokaźnej ofierze, którą charakterystycznie określa
nazwą „jujubę”, a to ze względu na owoce tej nazwy, które razem z pieniędzmi zostały
przysłane. „Cóż się stało z owymi „jujube”? Proszę posłuchać: Ich jujube - tak
wspaniałej jakości - podzielono w ten sposób:
1. 15 tysięcy na weksel, jaki biskup Cagliero przysłał mi z Patagonii.
2. 35 tysięcy do banku Tyberińskiego /za kościół Serca Jezusowego/.
3. Reszta poszła do św. Jana Apostoła, San Benigno, Foglizzo, gdzie mamy
chłopców odbywających studia przygotowujące ich do kapłaństwa.
Jak Państwo widzą, każde słowo tego listu potrzebowałoby osobnego
wyjaśnienia, lecz to uskutecznię, gdy będziemy mieli sposobność osobiście mówić
o naszych rzeczach. Chciałbym wiele jeszcze napisać, by zaświadczyć o uczuciach
i zobowiązaniach, jakie wszyscy salezjanie wyrażają dla Pana Hrabiego i Pani
Hrabiny; jednak moja już głowa nie bardzo dopisuje, a oprócz tego zacna Pani Hrabina
długo musiałaby się męczyć, by odsylabizować moje nieczytelne pismo”.
Z roku 1887 mało wiemy, co do ofiar hrabiego Colle. W jednym liście z dnia 23
marca pisze mu Ksiądz Bosko o świeżym trzęsieniu ziemi w Ligurii. „Powiem Panu
z wielką radością, że w strasznym trzęsieniu ziemi żaden chłopiec, żadna osoba nie
odnieśli szwanku na sobie. Jedynie budynki wiele ucierpiały; dom, szkoły i kościół
w Torrione uległy prawie doszczętnemu zniszczeniu. Lecz Opatrzność Boża zawsze
przychodziła nam z pomocą i nie opuści nas także i w tej chwili”. Prawdopodobnym
jest, że minister Opieki Społecznej nie pozostał na to nieczuły. Więcej pewne są dwie
inne wiadomości. Jedna zawarta jest w dopisku księdza Rua do listu pod datą
8 kwietnia; dziękuje tam hrabiemu za dobrodziejstwo wyświadczone księdzu Perrot,
który udał się do Colle z wizytą, bardzo prawdopodobnie, zniewolony potrzebą. Druga
dotyczy sumy 5 tysięcy franków przeznaczonych do San Benigno, jak to jeszcze
zobaczymy.
Lecz zamknijmy już ten argument. Z korespondencji w tak wielkiej ilości
nagromadzonej jest niemożliwym zrobić dokładnego zestawienia, brak bowiem
wszelkich zapisków, a dokumenty listowe nie zawsze podają nam cyfrę określoną.
Lecz z tego, co wiemy, można przyjąć, że całkowita suma otrzymana z ofiar hrabiego
Colle, dochodzi do około 120 tysięcy franków rocznie, która to cyfra w owych czasach
przedstawiała bez wątpienia wysoką wartość.
A teraz odwróćmy naszą uwagę od ofiarności hrabiego Colle, a skierujmy ją na
uznanie okazywane mu w różnej formie w czynie przez naszego świętego Ojca.
Hrabia Colle był zwykłym adwokatem i kawalerem orderu św. Grzegorza
Wielkiego, zaszczytne wyróżnienie przyznane mu przez Leona XIII na propozycję
jego ordynariusza. Ksiądz Bosko chciał postarać się dla niego o tytuł Hrabiego
rzymskiego. Do przeprowadzenia tego zabrał się jeszcze z większą skwapliwością
gdyż słusznie przypuszczał, że sprawi tym rzecz miłą adwokatowi Colle. Ten
72

8.3 Page 73

▲back to top
w istocie, katolik starej daty, chlubił się tym tytułem nie dlatego, że jest tak
zaszczytny, ale że jest papieskim i za tym węzłem najściślejszej łączności z najwyższą
Głową Kościoła.
Święty zajął się tą sprawą już w czerwcu 1881 r. Wysłał wtedy w rzeczy samej
do biskupa Frejus i Tolone przedstawienie go na kandydata, aby jego Ekscelencja
stwierdził, że nie zawiera się w tym poleceniu nic, co by nie było zgodne z prawdą,
a zatem, by kandydaturę poparł. Prośba ta wysłana została następnie Ojcu św. Oto jej
brzmienie:
Ojcze Święty!
Między ludźmi, którzy nie oglądając się w tych czasach na względy ludzkie,
stają się dobrodziejami przez wyznawanie i rozszerzanie kultu i chwały naszej świętej
religii, słusznie na pierwszym miejscu zaliczyć trzeba Pana Adwokata Alojzego
Antoniego Colle z Tolone.
Należy on do jednej z najbardziej poważanych i najzacniejszych rodzin tego
miasta.
Jest zięciem Barona Buchet, generała Dywizji, byłego senatora Francji.
Jest gorliwym prezesem Rady Związku Katolickiego i posłem departamentu
Varo.
Jest prezesem Stowarzyszenia św. Wincentego a Paulo w tymże samym mieście
Tolone.
Jest założycielem dziennika polityczno-religijnego: La Sentinelle di Midi,
jedynego czasopisma katolickiego w okręgu Varo.
Jest założycielem i prezesem Koła katolickiego w Prowansji.
W swej wielkiej pozycji majątkowej nie wzbraniał się nigdy od żadnego dzieła
miłosierdzia. W miesiącu marcu ubiegłego roku złożył wspaniałomyślną ofiarę 20 tys.
franków, by można prowadzić dalej rozpoczęte już prace przy kościele i hospicjum
Najświętszego Serca Jezusowego na Eskwilinie w Rzymie.
W sierpniu tego samego roku dowiedziawszy się, że zaczyna brakować
funduszów dla wymienionej budowy, przeznaczył kolejną ofiarę 20 tys. franków.
W kolonii rolniczej powierzonej salezjanom w Novarze, niedaleko Tolone,
brakowało pomieszczenia dla biednych chłopców tam przygarniętych i on także wtedy
wyasygnował taką samą kwotę 20 tysięcy franków, zapewniając ponadto o dalszych
80 tysiącach na przyszłość.
Dostojny ten i wielce zasłużony obywatel jest Kanclerzem Św. Grzegorza W.
Lecz mając gorące pragnienie związać jeszcze bardziej siebie i całą rodzinę
z Najwyższą Głową religii katolickiej i w ten sposób jeszcze wyraźniej okazać się
obrońcą Kościoła, uważałby za rzecz naprawdę zaszczytną dla swojego
pokrewieństwa i dla siebie, gdyby przyznany mu tytuł Hrabiego Św. Rzymskiego
Kościoła. Jest on gotów ponieść wszystkie ciężary budowy, pod tym wszakże
warunkiem, że przyczyni się to w pewien sposób do tego aktu wysokiego odznaczenia.
73

8.4 Page 74

▲back to top
Niżej podpisany, doświadczywszy już wielekroć dowodów jego ofiarności
w różnych schroniskach przez Opatrzność Bożą nam powierzonych, pokornie pada do
stóp Waszej Świątobliwości błagając o łaskę tu przedstawioną.
Turyn, 16.06.1881 r.
Ksiądz Jan Bosko
Po trzech miesiącach, nie widząc jeszcze żadnego rezultatu polecił tę sprawę
Kardynałowi Wikariuszowi, który znał szczodrość hr. Colle na cele kościoła Serca
Jezusowego. „Pan Colle z Tolone - pisze Ksiądz Bosko -zdaje się być gotowy
świadczyć nowe dobrodziejstwa na korzyść naszej religii; jest on osobistością dość
zamożną, lecz trzeba, by Wasza Eminencja tym się zajęła i wstawiła się u Ojca św., by
ten przyznał mu tytuł Hrabiego; wysłałem już do Papieża zwyczajną prośbę wraz
z listem polecającym od jego ordynariusza. O ile Eminencja nie będzie mógł sam
pomówić w tej sprawie z Ojcem św., to proszę ją zlecić Kardynałowi Sekretarzowi
Stanu, który wystarał się już przyznanie tego tytułu innym katolikom, którzy o ile
z zewnętrznych objawów sądzić można, mniej byli zasłużonymi. Sądzę, że Ojciec św.
będzie zadowolony, iż w ten sposób doda się jeszcze bodźca człowiekowi, który
przeznacza znaczną część swej majętności dla dobra Kościoła i żyje naprawdę jak
gorliwy katolik”.
W grudniu sprawa ta dostała się w ręce Kardynała Jaccobini, Sekretarza Stanu,
który uważał ją za rzecz już niemal załatwioną. „Lecz zwrócił mu uwagę Ksiądz
Bosko - Rzym jest wieczny - jak mówią - także i w interesach swoich”.
Faktycznie powiedzenie to potwierdziło się w tym wypadku. Ksiądz Bosko
udawszy się do Rzymu w kwietniu 1882 r. Przekonał się, że jeszcze ręki wcale nie
przyłożono do tej sprawy. Z Wiecznego Miasta tak informuje dnia 2 maja swojego
„najdroższego i godnego szacunku przyjaciela Colle”: „Jestem w Rzymie. Widziałem
się już z Ojcem św., z którym dozwolono mi było mówić obszernie o Panu i Jego
Małżonce. Mówiłem mu o ofiarach na kościół Serca Jezusowego i dla Nowary,
o obrzędach poświęcenia kamienia węgielnego i o innych dziełach miłosierdzia, jakim
Państwo się oddali. Ojciec św. wysłuchał z ojcowską cierpliwością i uwagą, po czym
zlecił mi zakomunikowanie Państwu apostolskiego błogosławieństwa, zapewniając
mnie, że będzie się modlił także o ich zdrowie, cierpliwość i wytrwanie w łasce Bożej.
W końcu dodał:
A order, o który prosiliście mnie?
Ojcze św. – odpowiedziałem - oczekuję go dotąd.
Jakże to? O niedbalstwo! Niedbalstwo wielkie. Proszę iść zaraz do kardynała
Jaccobini; on wam powie, że rzecz już zrobiona.
„Kardynał Jaccobini, Sekretarz Stanu Jego Świątobliwości, przyjął mnie z całą
otwartością, usprawiedliwiał się i zapewniał mnie, że nim wyjadę z Rzymu, wystawi
mi breve, które mam nadzieję doręczyć Panu w Turynie. Do Turynu zatem Państwo,
do Turynu na uroczystości Maryi Wspomożycielki!”.
74

8.5 Page 75

▲back to top
Do Turynu jednak państwo Colle nie przybyli, lecz przysłali tylko życzenia do
zakładu św. Jana Ewangelisty. „Było to wielkie święto - pisze Ksiądz Bosko 5 lipca;
uroczystość serdeczna, która często wyciskała mi łzy radosne z oczu”. Lecz gdyby
państwo Colle przybyli, odjechaliby i tak bez breve. W rzeczywistości nadeszło, lecz
jak informuje dalej Ksiądz Bosko: Breve z Rzymu można by nazwać brevem
sprzeczności. Przysłano mi do Turynu. Biorę i czytam: Comes Colle diecesis
taurinensis – Hrabia Colle z diecezji turyńskiej. Odesłałem natychmiast z powrotem do
Rzymu i czekam na korektę. Wreszcie po roku od wszczęcia starań o przyznanie tytułu
breve nadeszło 19 lipca, w którym to dniu już Ksiądz Bosko napisał. „Po bardzo
długim oczekiwaniu otrzymałem dopiero Breve od Stolicy św. Nie można pragnąć nic
lepszego, lecz chcę, by zostało ono wręczone Panu w odpowiedni sposób. Zlecam,
więc ks. Perrot ułożyć wszystko i zawiadomić o terminie określonym. On zapyta się
jeszcze Pana, jakie miejsce życzyłby sobie na dokonanie tej ceremonii, czy w jego
posiadłości podczas wizyty, czy w Tulonie, a może lepiej w Nowarze, skoro
dokonanym zostanie pokrycie nowego domu. Zastosuje się on do tego, jak Panu i Pani
będzie wygodniej.
Trzeba jeszcze zwrócić uwagę na wartość prawną tytułu. Na ten temat pisze
Święty do Hrabiego 30 lipca: „Breve to jest bardzo cennym dokumentem dla
Wielmożnego Pana, dla jego rodziny i dla historii Kościoła. Zobaczy pan. U nas
jednak we Włoszech nie można prawnie ani nosić orderów, ani przyjmować tytułów
bez upoważnienia rządu. Lecz Pan jest adwokatem i wie, jakie są wymagania we
Francji. Pragnę tylko, by dokument tego rodzaju był wręczony uroczyście a następnie
opublikowany w dziennikach”. We Włoszech „Consulta Araldica”, która zajmuje się
badaniem tytułów szlacheckich, by nie stawiała trudności dla upoważnienia tego tytułu
nadanego przez Papieża. We Francji tytuły szlacheckie zostały wycofane, lecz nic nie
przeszkadza, by prywatnie nimi się posługiwano; owszem, według powszechnego
mniemania, cieszą się zawsze swą tradycyjną sławą.
Któżby uwierzył? Przeciwności, co do breve jeszcze się nie skończyły. Na
wypadek, by podczas wysyłki tego breve do ks. Perrot, nie zaginęło w drodze lub
uległo, jakiemuś zniszczeniu, było koniecznym otrzymać z Rzymu duplikat, który
wymagał jeszcze dość długiego cierpliwego oczekiwania. W międzyczasie zaszedł
ciekawy incydent. W liście poprzednio cytowanym Ksiądz Bosko mówi: „W miesiącu
sierpniu zmuszony byłem zwrócić się do ofiarności Pana dla jednej sprawy, lecz
napiszę jeszcze o tym w swoim czasie z całą otwartością”. Rzeczywiście napisał mu ze
S. Benigno 28 tego miesiąca: „Znajduję się tu w S. Benigno Canvese, gdzie bardzo
często mówię o Wielmożnym Panu i Pańskiej Żonie z ks. Barberisem, ks. Rua,
ks. Durando i innymi, którzy mieli to wielkie szczęście zapoznać się z Panem. Lecz
w tej chwili, jak to już miałem zaszczyt pisać, znajduję się w wielkiej potrzebie
pieniężnej dla naszych chłopców, którzy przygotowują się do kapłaństwa i na
przyszłych misjonarzy zagranicznych. Gdyby Państwo mogli przyjść z pomocą przez
zakupienie zboża i dostarczenie chleba dla mieszkańców tego domu, jak również
przedmiotów, o które dopominają się u nas w Carmen w Patagonii, byłoby to bez
75

8.6 Page 76

▲back to top
wątpienia czynem wielkiej ofiarności. W innych razach Państwo przychodzili ze
swymi ofiarami samorzutnie; teraz ja o nie proszę, lecz proszę postępować ze mną
w ten sposób, jak ja z Państwem postępuję: z całą otwartością. I dlatego jeżeli w tym
momencie mogą albo nie mogą, odpowiedzą mi otwarcie tak, albo nie. Suma, jakiej
bym potrzebował wynosi 12 tys. fr. Ich dobre serca zrobią tyle ile mogą bez ich
niewygody”.
Hrabia przesłał połowę. „Zapłaciliśmy zaraz, pisze Ksiądz Bosko 6 września,
oznajmiając odbiór. Zasadniczy dług dostawcy zboża, który już odmówił mu dalszej
dostawy. Dlatego cały zakład z S. Benigno przesyła Państwu szczere podziękowanie
i zanosi częste i gorące modły na intencję Wielmożnego Pana i Pani Colle.
Tymczasem prosić będziemy Bożą Opatrzność, by przyszła pomoc naszym
misjonarzom w Patagonii i Ziemi Ognistej. Ks. Barberis pragnie złożyć jeszcze osobne
podziękowania w imieniu swoich wychowanków, którzy kształcą się na przyszłych
zagranicznych misjonarzy. „Faktycznie ks. Barberis dołączył Księdzu Bosko swój
własny list pisany po włosku. Tymczasem Hrabia, domyślał się, że Ksiądz Bosko musi
ponosić pewne koszty za wystawienie breve. Prosił go więc o informacje w tym
względzie. Sługa Boży zwlekał z odpowiedzią, dopóki nie otrzymał od Prokuratora ks.
Dalmazzo bardzo oczekiwaną kopię. Mając ją w rękach, wysłał do Dyrektora
w Nowarze załączając zarazem odpowiednie instrukcje.
Najdroższy Księże Perrot!
Oto nareszcie duplikat sławnego breve. Zobaczysz tu prawdziwy dokument
historyczny. Czy udać się według z deputacją do Tulonu, czy też, żeby pan Colle
zrobił sobie przejażdżkę do Nowary, jest to rzecz nastręczająca pewne trudności
w tych czasach. Jak będziesz uważał tak zrób. Jakkolwiek by było, postaraj się go
przetłumaczyć na francuski i oddać do gazet.
Zauważ także, że z chwilą, gdy adwokat Colle przybiera tytuł hrabiego, Pani
przysługuje także z tą chwilą miano Hrabiny.
Pozdrów serdecznie naszych współbraci i synów, życząc wszystkim zdrowia
i świętości.
Pamiętajcie o mnie w swoich modlitwach.
Turyn, 02.12.1882 r.
Wasz oddany w Chrystusie
Ksiądz Jan Bosko
Wtedy także dał odpowiedź Hrabiemu w sprawie wydatków za breve. I tu warto
przeczytać w całej rozciągłości odpowiedź Księdza Bosko.
76

8.7 Page 77

▲back to top
Najdroższy i Najlepszy Przyjacielu!
Niech Bóg będzie błogosławiony we wszystkich różach i kolcach. Po długim
oczekiwaniu nareszcie wszystko jest w porządku, chociaż z pewnym opóźnieniem.
Breve nadeszło i równocześnie zostało przesłane Panu Papieskie błogosławieństwo.
Pan domaga się ode mnie rzeczy, o której bym nie chciał mówić, lecz
z posłuszeństwa wszystko szczerze wyjawię. Pan pisze: „Proszę mi powiedzieć
w całym zaufaniu, co powinienem dać kancelarii watykańskiej za ten dokument. Nie
chcę, by Ksiądz miał pokrywać wydatki za mnie. „Zatem przejdę pokrótce historię
tego wszystkiego. Ojciec św. nie żądał ode mnie pieniędzy w podobnych wypadkach.
Tym razem najwyższy zwierzchnik Kościoła powiedział mi: „Wszystko jest zrobione,
trzeba tylko byście poszli do J. Em. Sekretarza Stanu”. Ten powtarzał mi wciąż:
wszystko gotowe. Lecz breve mi nie dawał. Wreszcie mój Prokurator Generalny
w Rzymie udał się do kardynała Jaccobini, pytając o rację takiego postępowania.
Wtedy ten odpowiedział, że potrzeba 12 tys. fr. Wnosił podania, starał się mówić z
Ojcem św. i w końcu sumę zmniejszono do 6 tys. franków. Także agent domagał się
swej cząstki, mówiąc, że należy mu się taksa 500 fr.
By wybawić Pana z wszystkich tych kłopotów i zapobiec pewnemu opóźnieniu
sprawy, pokryłem wszystkie te koszty, w sumie razem 6.500 fr.
Lecz Ksiądz Bosko przez ten gest wielkopański znalazł się w biedzie
i zamierzał już prosić o jałmużnę. Tymczasem Pan, na pewno natchniony od Boga
przysłał mi właśnie 6.000 fr. Obecnie już jest wszystko zapłacone i Wielmożny Pan
nie jest nikomu nic winien, oprócz trochę cierpliwości, w jakiej Ksiądz Bosko będzie
chciał się ćwiczyć przy odczytywaniu tej historii.
Powodzenia mój Panie Hrabio i mój przyjacielu w Bogu. Dziewica Najświętsza
niech roztoczy swą opiekę nad Panem i Panią Hrabiną i zachowuje ich w dobrym
zdrowiu długie lata, a w końcu obdarzy ich, a także i mnie chwałą i szczęściem
w niebie na wieki, razem z naszym ukochanym Alojzym.
Proszę się pomodlić za tego biednego Księdza, który pozostanie zawsze
oddanym w Jezusie Chrystusie.
Turyn, 13.12.1882 r.
Ksiądz Jan Bosko
Hrabia przekazem pocztowym przesłał ks. Bosko 6.550 fr. „My – odpowiada
Sługa Boży 20 grudnia, przyjęliśmy tę kwotę, jako ofiarę, którą Pan zechciał nam
przysłać i w tym znaczeniu ją przyjmuję z największą wdzięcznością; a ponieważ
pieniądze te zostaną przeznaczone na żywność i odzież dla naszych sierot, dlatego też
polecę im modlić się za wielce zasłużonego przyjaciela i za Panią Hrabinę, by Bóg dał
im wiele pociechy już tu na ziemi, a wieczną szczęśliwość w niebie. A ja, co mam
zrobić dla odwzajemnienia się? Nie posiadam nic takiego, ani czynem okazać, co by
mogłoby być dla Pana godną rekompensatą. Jedna rzecz mi tylko pozostaje i tą daję
z całego serca. W noc Bożego Narodzenia, jeżeli Bóg da doczekać, odprawię trzy
77

8.8 Page 78

▲back to top
Msze św. z Komunią św. naszych chłopców i naszych kleryków ofiarując wszystko
Bogu i Najświętszej Dziewicy na intencję Pani i Pana”.
Ze wzrostem otrzymywanych dobrodziejstw Ksiądz Bosko odczuwał,
że potęguje się w nim konieczność coraz większej wdzięczności. W tej myśli na
wiosnę 1884 r. wyraził ponownie Leonowi XIII wysokie swe pochwały o Hrabim
i Hrabinie Colle, by Papież zgodził się na przyznanie pierwszego innego zaszczytu,
Ksiądz Bosko zaprosił ich na uroczystość św. Jana Ewangelisty, a nie na Święto Maryi
Wspomożycielki, gdyż wtenczas był zbyt zaabsorbowany przez napływ gości.
Państwo Colle zaproszenie przyjęli i przybyli do Turynu. Przy świątecznym stole
Hrabina zajęła miejsce po prawej, a Hrabia po lewej stronie Księdza Bosko
w przestronnym refektarzu. Tu czekała ich niespodzianka. Ks. Dalmazzo, co dopiero
przybywszy z Rzymu, z pięknego listu odczytał nominację hrabiego na Komandora
Orderu św. Grzegorza Wielkiego, był to cios już naprzód dobrze przygotowany,
a który wywołał niezwykły entuzjazm. Ks. Dalmazzo po odczytaniu Dekretu, uścisnął
hrabiego, następnie położył Order przed Księdzem Bosko; ten przedłożył Hrabinie,
a ta wśród wiwatów i oklasków zawiesiła na szyi męża. Hrabia powróciwszy do
Tulonu, pisze Świętemu list, w którym taki zamieszcza podpis „Komandor całkowicie
oddany na rozkazy Księdza Bosko”.
„Słowa – komentował Sługa Boży – których znaczenie dobrze się rozumie. Pan
jednak go nie zna, Ksiądz Bosko ma zawsze kieszenie próżne, a ks. Rua jest znów
nienasycony w pożądaniu pieniędzy. Zatem jak Pan będzie mógł wybrnąć z tego, co
powiedział? Będziemy się starali być zawsze bardzo dyskretni i zawsze zadowoleni
z przyjmowanej ofiary udzielonej nam od Szanownych Państwa, by wspomagać nas
w pracy nad zdobywaniem dusz dla Boga. Pan, Panie Hrabio dobrze pojmuje,
że zakończenie niniejszego listu jest trochę śmieszne i że moje pismo nieczytelne,
a zatem sprawiam wiele trudności dla zrozumienia mnie. Niech Bóg błogosławi Pana
Hrabiego, a razem z Nim i Panią Hrabinę. Maryja Wspomożycielka niech ich zachowa
obydwu w dobrym zdrowiu, lecz zawsze na drodze do raju. Cały nasz dom, to jest nasi
księżą, klerycy i chłopcy, wyrażają Państwu swoje uznanie i cześć, polecają ich
w swoich modlitwach a jutro przyjmą Komunię św. na intencję Czcigodnych
Państwa”.
Dla wykazania swego uznania względem dobrodziejów, Ksiądz Bosko
posługiwał się małymi prezentami, o których przypuszczał, że sprawią przyjemną
niespodziankę. By obdarować niektóre osoby, np. bardzo dobrze w tym celu służyły
mu butelki wytwornego wina czy wyśmienitego likieru ofiarowane mu przez
szlachetne i bogate rodziny turyńskie. I tak do hrabiego posyłał od czasu do czasu
flaszkę dobrego wermutu. Pierwszy raz na przysłane podziękowanie za miły
podarunek Ksiądz Bosko odpowiedział 30 sierpnia 1881 r.: „Trochę wermutu jest to
rzeczą niemal za śmieszną; lecz Pan w swojej łaskawości przyjąć to raczył i mówi,
że przyjemnym to jest dla niego. Jestem bardzo zadowolony, że taka drobnostka mogła
przyczynić się do chwilowego pokrzepienia na siłach i zdrowiu”. A po innej wysyłce,
78

8.9 Page 79

▲back to top
dnia 4 grudnia 1883 r. pisze: „Jestem niezmiernie zadowolony, że vermut doszedł
w dobrym stanie. Jest to skromny, lecz jedyny sposób, jakim posługiwać się możemy,
by wykazać, że jesteśmy wdzięczni, że pragniemy dobra Pana i że za Pana modlimy
się”.
Mamy także trzeci list w tej samej materii z dnia 18 stycznia 1885 r. „Zapytuję
Pana Hrabiego mimochodem o jedną rzecz, a Pan łaskaw będzie mi odpowiedzieć:
Czy jest jeszcze vermut do dyspozycji? Pan wie przecież, że ja jestem jego dostawcą”.
Podobne środki, mające na celu okazanie wdzięczności, podsuwała mu sama
jego żywa wiara. Nie było listu, w którym by nie wspominał o modlitwach
zanoszonych, względnie mających się odprawiać za jego dwóch dobrodziejów;
z okazji różnych uroczystości, zapewnienia te zdawały się być szersze i gorętsze.
Widzieliśmy już tego kilka przykładów; przytoczmy jeszcze niektóre z najbardziej
wyróżniających się.
Na uroczystość Wniebowzięcia pisze do Państwa Colle, 10 sierpnia 1885 r.:
„Jestem przekonany, że w tej nowennie do Wniebowzięcia Najświętszej Dziewicy, nie
zapomną Państwo o swoim biednym Księdzu Bosko, który modli się każdego dnia za
nich i o ich szczęśliwość duchową i doczesną. My salezjanie prosimy bezustannie
w tej nowennie, by święta Dziewica zapewniła Państwu miejsce blisko siebie w raju,
którego jednak by nie dawała prędzej, jak po długim, długim pobycie obydwojga tutaj
na ziemi”. A z okazji Bożego Narodzenia, 8 grudnia 1886 r. tak rozpoczyna swój list:
„O Maryjo, nasza dobra Matko, w tym dniu, w którym Kościół katolicki obchodzi
uroczyście Twoje Poczęcie ześlij swoje szczególne błogosławieństwo na swoich
dwoje dzieci, Pana Hrabiego i Panią Hrabinę. Dziś rano odprawiłem Mszę św., a nasi
chłopcy ofiarowali Komunię św. o szczęście duchowe i doczesne Państwa. Proszę
także pomodlić się za tego biedaczynę, który Państwa kocha w Jezusie Chrystusie, jak
najwdzięczniejszy syn”.
Na dzień imienin Hrabiny Zofii Colle, takie przesyła słowa dnia 23 sierpnia
1886 r.: „W tym dniu chciałbym bardzo złożyć Pani wizytę. Lecz na jakiś czas,
z powodu przeszkód, projekt ten muszę odłożyć. Dziś muszę się ograniczyć do
odprawienia Mszy św., a nasze sieroty przyjmą Komunię św. na intencję Pani.
W modlitwach swoich będziemy prosili, by Bóg zachował Wielmożną Panią i Pana
Hrabiego Colle przy dobrym zdrowiu, w pokoju, w miłości, aż do ostatniej chwili
życia. A w ostatniej chwili zaś godzinie, Najświętsza Dziewica, w towarzystwie
chórów anielskich, by zabrała Ich ze sobą do raju wraz z ich krewnymi i przyjaciółmi,
i z biednym Księdzem Bosko, który tak wielce kocha ich w Panu”.
Dnia 23.08.1886 r.
W liście zaś datowanym 22.10.1884 r., w wigilię nowenny do Wszystkich
Świętych czytamy: „Jutro zaczynamy nowennę do Wszystkich Świętych i nie mogę
dozwolić, by każdy jej dzień przeszedł bez skierowania jakiejś modlitwy do Boga
według intencji Państwa. Między innymi podziękujemy Bogu, że zachował Ich
79

8.10 Page 80

▲back to top
w dobrym zdrowiu i jestem także pewien, że Dziewica Niepokalana kontynuować
będzie nadal swoją nad Nimi opiekę”.
Z okazji zbliżającej się uroczystości Niepokalanej, tak pisze 29 listopada
1881 r.: „Nie chcę, by nowenna do Niepokalanej Dziewicy minęła bez wspomnienia
w modlitwie o Państwu, Panie Hrabio i Pani Hrabino. W wigilię tego wielkiego święta
odprawię Mszę św., a nasi chłopcy przyjmą Komunię św. przy ołtarzu Maryi
Wspomożycielki na intencję Pana Hrabiego i Jego Małżonki”. A 4 grudnia następnego
roku do hrabiny pisze: „Jako oddany syn, który codziennie czyni memento za swoją
dobrą Mamusię w Jezusie Chrystusie, nie mogę pozwolić, by ta nowenna do
Niepokalanego Poczęcia przeszła bez specjalnych modłów za Panią i Pana Hrabiego
Colle. Dlatego w dniu tej wielkiej uroczystości, 8 grudnia, wszyscy salezjanie i ich
wychowankowie ofiarują swoje modlitwy i Komunie św. za nich. A sam biedny
Ksiądz Bosko? Ja odprawię w tym dniu Mszę św. na Ich intencję. Będziemy prosili
Dziewicę Niepokalaną, by obydwoje na długi czas zachowała w dobrym zdrowiu, lecz
zawsze w swej świętej łasce i pod Jej przemożną opieką, aż do chwili, kiedy wszyscy
razem się połączymy z naszym najdroższym Alojzym w towarzystwie aniołów
w niebie”. Podobnie do hrabiego 4 grudnia 1883 r.: „Całe Zgromadzenie Salezjańskie
wyraża swoje homagium, a w sobotę, według intencji Pana Hrabiego i Pani Hrabiny,
odprawimy jedną Mszę św. przy ołtarzu Maryi Wspomożycielki i nasi chłopcy
ofiarują swe komunie i modlitwy na Ich intencję”.
„Państwo wiedzą – pisze znów z okazji Bożego Narodzenia, 23 grudnia 1883 r.
– że salezjanie każdego dnia, rano i wieczór, zanoszą specjalne modlitwy za Nich
i że biedny Ksiądz piszący te słowa, codziennie we Mszy św. dołącza także swoje
memento. Lecz w tych dniach pragnę sprawić Państwu pewien podarek, podarek,
który z pewnością mile zostanie przyjęty. W noc Bożego Narodzenia o północy, jeżeli
Bóg da doczekać, odprawię trzy Msze św., wszyscy salezjanie zaś dołączą do tego
swoje modlitwy a nasi chłopcy modlitwy i liczne Komunie św.: wszystko to na
intencję Państwa. Nasze modlitwy skierowane będą do Bożego Dziecięcia, by
wybłagać u niego, ażeby zostało Państwu wiele pociechy na ziemi, zachowało na długi
czas przy zdrowiu i prowadziło bezpiecznie na drodze do nieba”. Dnia zaś 17 grudnia
1884 r. kieruje słowa do obydwu małżonków: „Rozpoczęliśmy nowennę do Bożego
Narodzenia i nie chcemy także o Państwu w niej zapomnieć. Każdego rana i wieczora
modlimy się za Państwo, za Ich zdrowie i zachowanie przy życiu, aby Pan zaś dał im
długie lata szczęśliwe, rano w uroczystość Bożego Narodzenia odprawi się Msza św.
w tej intencji”. Podobne listy wysyłał po wszystkie lata, czy to na Boże Narodzenie,
czy na rozpoczęcie nowego roku, czy z okazji uroczystości św. Franciszka Salezego
i innych uroczystości.
O zarazie cholery, która od roku 1884 do 1886 grasowała tu i ówdzie, czy to we
Włoszech czy we Francji. W korespondencji, jaką udało się nam zebrać, mamy częste
wzmianki. Zaraza wzięła początek w lecie 1884 roku. Hrabiostwo Colle, którzy
przybyli do Oratorium na uroczystość św. Jana Ewangelisty, o czym już
80

9 Pages 81-90

▲back to top

9.1 Page 81

▲back to top
wzmiankowaliśmy, po swoim odjeździe nie dali zaraz wiadomości o sobie tak,
że Ksiądz Bosko był w obawie. W końcu wieści nadeszły pocieszające, na które Sługa
Boży odpowiada 5 lipca: „Pański list tak oczekiwany przez nas, stał się naprawdę dla
nas aniołem pocieszycielem. Zewsząd zwracają się do nas z zapytaniami o Pana
i Panią Hrabinę, lecz nie mogliśmy udzielić żadnej informacji. Ksiądz Rua, ks.
Cagliero, ks. Durando, ks. De Baruel i wszyscy salezjanie pytają nas o Ich podróż
powrotną, o zdrowie i miejsce ich pobytu. Lecz nikt, aż do czasu nadejścia niniejszych
pomyślnych wieści, nie mógł powiedzieć niczego. Obecnie więc Pan Hrabia przebywa
we Farlede w dobrym zdrowiu. Niech Bóg będzie za to błogosławiony. Wiadomości,
co do publicznej zdrowotności, zdają się być coraz bardziej pocieszające. My
nieprzerwanie modlimy się za Pana i Panią Hrabinę i za wszystkich Ich przyjaciół, by
nie zakłóciło Ich zdrowia i spokoju. I modlić się tak będziemy każdego rana
i wieczora, ofiarując wszystkie prywatne i publiczne modlitwy na intencję Państwa.
A ja ponadto codziennie poświęcam memento we Mszy św.”.
Ksiądz Bosko sam tymczasem na zdrowiu nie czuł się dobrze. Gorąco, dla
niego zawsze szkodliwe, w roku 1884 wyczerpało go do reszty. Stąd też lekarze
nakłaniali go do szukania miejsca w więcej sprzyjającym klimacie. Monsignor Chiesa,
biskup Pinerolo, zaofiarował mu mieszkanie w swojej willi, gdzie Sługa Boży też udał
się w towarzystwie księdza Lemoyne. Jego Ekscelencja otoczył swego gościa
troskliwą naprawdę opieką. Zaraza tymczasem coraz większe zataczała kręgi. Także
wszystkie okoliczne miejscowości Pinerolo były przez nią bardzo zagrożone; coraz
częściej bowiem notowano wypadki. „Nasza ufność, pisze Ksiądz Bosko 11 sierpnia,
jest w pomocy Maryi Wspomożycielki. Dotąd wszystkie nasze domy zostały przez ten
bicz Boży wywrócone i spustoszone. Nasi chłopcy, którzy tylko mieli jakieś swoje
mieszkanie czy rodziców, udali się do swoich domów; najubożsi pozostali z nami i my
staramy się mieć o nich staranie i podnosić ich na duchu. Jeżeli wszystko w spokoju
się utrzyma, zobaczymy się przy końcu sierpnia. Zresztą Opatrzność Boża udzieli nam
koniecznych norm. Wszyscy salezjanie i ich chłopcy modlą się za Czcigodne Państwo
i my także wielką nadzieję pokładamy w modlitwach i Ich pobożności”.
Dnia 25 sierpnia wrócił do Turynu. W dniu tym pisze ponownie do hrabiego:
„Przybyłem z Pinerolo z zadowalającym zdrowiem. Bóg niech będzie błogosławiony.
Zastałem miasto otoczone cholerą, lecz samo miasto jeszcze dotychczas nietknięte.
Zdrowotność w naszych zakładach jest dobra dzięki wstawiennictwu Najświętszej
Dziewicy. Księża, klerycy i chłopcy modlą się i przyjmują Komunie św. w intencji
Pana i Pani Hrabiny. Dziękuję Państwu za koronkę, jaką odmawiają w naszej intencji.
Jezus i jego Boża Matka nie dozwolą, by daremni powtarzano: Maryjo, Wspomożenie
Wiernych, módl się za nami”. Nie poprzestawał on tylko na swoich modlitwach. Oto
jak dalej pisze: „Przebywając w Pinerolo, myślę na serio, czyby Pan i Pani Hrabina nie
mogli przyjechać i spędzić miesiące największych upałów tutaj w Pinerolo; byłoby to
81

9.2 Page 82

▲back to top
najlepszym dla ich zdrowia. Czy nie byłoby dobrze przygotować dla Państwa
mieszkanie na ten okres? Jest to sprawa do rozpatrzenia w tym roku”.
Co do tej ostatniej kwestii, w niczym przeprowadzoną nie została. W istocie
10 sierpnia 1885 pisze Ksiądz Bosko: „Dzienniki ogłaszają, że cholera zagrażać
zaczyna i we Francji. Przypuszczam i mam nadzieję, że Farlede oszczędzonym
zostanie; ilekroć jednak Pan zechciałby przybyć i spędzić czas jakiś w Lanzo,
miejscowości ze wszystkich najbezpieczniejszej, wystarczy, by zawiadomił mnie jakiś
dzień naprzód, a znajdzie przygotowany dla siebie i całej swojej rodziny
i przeznaczony do jego dyspozycji”. Tą propozycję ponowił w sposób jeszcze bardziej
zachęcający dnia 18 tego samego miesiąca: „Mój najdroższy i miłosierny Przyjacielu,
mamy pełną ufność, że zdrowie Pana i Pani Hrabiny jest w dobrym stanie; wszystkie
zakłady salezjańskie zanoszą bezustanne modły o Ich długie życie w zdrowiu
i w świętości. W razie jednak, gdyby Państwu pobyt we Farlede był niewygodny
i uważaliby za lepsze spędzić czas jakiś wśród nas, prosimy przybyć z całą swobodą;
wszyscy zgotujemy Państwu wielką uroczystość”.
W lipcu 1886 roku Ksiądz Bosko ponownie znajdował się u biskupa
w Pinerolo, skąd pisał 23 – go: „Moje myśli są zawsze przy Państwu i pobudzają mnie
do proszenia Boga, by zachował Ich na długi czas przy dobrym zdrowiu. Wszyscy
salezjanie trzymają się dobrze. Żadna cholera ani inne choroby nie będą nas trapić.
Dlatego też, jeżeli nasze domy i nasze osoby mogłyby przyjść z jakąś usługą, będzie to
dla nas największą pociechą i będziemy całkowicie oddani na Ich rozporządzenia”.
Ponowione zaproszenie nie miało innego skutku, jak tylko w jeszcze większym
stopniu okazało wdzięczność Księdza Bosko względem jego dobrodziejów.
Owym wyrażaniom wdzięczności z jednej strony i spełnianiu miłości
dobroczynnej z drugiej towarzyszyły wymiany wizyt, nad którymi wypadnie nam się
tutaj trochę zatrzymać, by przypatrzeć się lepiej tym uczuciom naszego świętego Ojca.
Ksiądz Bosko znajdował się na końcu marca i w początku kwietnia 1883 r.
w Tulonie. Dnia 5 kwietnia pisał z Walencji nadrodańskiej: „Noszę zawsze ze sobą
wspomnienie o uprzejmości, trosce i szczodrobliwości Państwa, tylekroć mi
okazywanej, a zwłaszcza w dniach, kiedy miałem zaszczyt i szczęście spędzić kilka
chwil w Tulonie. Pan Hrabia, rozumie, że ilekroć piszę do Pana, mam na myśli także
Panią Hrabinę, którą w tej chwili naprawdę możemy nazwać miłosierną Matką
salezjanów, którzy w swoich domach i wśród swoich zajęć nie przestaną nigdy modlić
się o Ich zdrowie i zachowanie przy życiu”.
10 czerwca zaprosił hr. Colle do Turynu na dzień swoich imienin. „Dzień
24 - ty tego miesiąca – pisze - to dzień, w którym obchodzimy uroczystość św. Jana
i gdyby Państwo na nią mogli przybyć do Turynu, uroczystość byłaby kompletna.
Uważam, że będziemy mieli czas porozmawiać ze sobą o naszych interesach, a nawet
urządzić sobie jakąś przejażdżkę. Gdyby jednak dla Szanownego Pana i Pani Hrabiny
wygodniej było przyjechać przed uroczystością względnie dopiero po niej, w takim
razie pozostawiam zupełną swobodę i na ten czas tak się urządzę, że będę w domu,
82

9.3 Page 83

▲back to top
oddany całkowicie do Ich dyspozycji. Uroczystość Maryi Wspomożycielki wypadła
naprawdę imponująco. Pomówimy sobie jeszcze o tym w Turynie”.
Zaproszenie przyjętym zostało z radością. Po odjeździe z Turynu, hrabia nie
czuł się zbyt dobrze. To też skłoniło Sługę Bożego do napisania listu dnia 7 lipca: „Po
Pańskim odjeździe z Turynu, mój Drogi Przyjacielu, byłem w niepokoju o jego
zdrowie, które nie było tak dobre; był, bowiem Pan /ciężko/ mocno zaziębiony
i miewał kaszel. Mam nadzieję, że obecnie czuje się już lepiej. Jednak uczyni mi Pan
wielką przyjemność, jeżeli mi napisze chociaż parę słów w tym względzie”. Jedna
z programowych wycieczek, jakie Ksiądz Bosko wykreślił dla Państwa Colle, miała
stanowić za cel Borgo San Martino, która jednak do skutku nie doszła. O niej to
wspomina w tymże samym liście: „W Borgo San Martino uroczystość cała była
przeznaczona dla Państwa. Mieszkanie, śpiew, muzyka, chłopcy, biskup – wszystko
z niecierpliwością oczekiwało Waszego przybycia. Wszystko starałem się jak mogłem
usprawiedliwić, zachęcając wszystkich do modlitw na intencję Państwa”.
Na początku 1884 r. Ksiądz Bosko, mając gorące pragnienie jak najwcześniej
udać się do Tulonu, przyspieszył swój dzień odjazdu. Wybrał się, jak to już
widzieliśmy, w marcu z ks. Barberisem. Hrabiostwo Colle ponownie przybyli do
Turynu na uroczystość św. Jana i wtedy to miało miejsce wręczenie hrabiemu
odznaczenia na Komandora św. Grzegorza Wielkiego. W tymże samym także roku
wyniesienie ks. Cagliero do godności biskupiej, dało powód Świętemu do zaproszenia
swoich zacnych dobrodziejów z Tulonu na jego konsekrację. „Przychodzę do Państwa
z jedną propozycją, pisze 7 września, trudną wprawdzie, ale nie niemożliwą.
Pozostawiam do osądzenia. Państwu, jak sądzę jest już wiadomym, że ks. Cagliero
będzie prekonizowany na biskupa 13 bm. przez naszego Ojca św. Leona XIII. W kilka
dni później będzie konsekrowany. Jest to pierwszy nasz wychowanek, wyniesiony do
takiej godności, pierwszy biskup Patagonii; on także jest jednym spośród tylu
protegowanych przez Państwo i bardzo Im oddany. Sprawimy uroczystość jedną
z najwspanialszych. Lecz oto wielka rzecz, jakiej pragniemy. Wszyscy wraz ze mną
pragniemy po pierwsze mieć naszych Państwa w swoim gronie, by w tym dniu przy tej
funkcji kościelnej konsekrowanemu mogli być za Rodziców chrzestnych. Takim jest
moje zaproszenie i takie jest życzenie wszystkich. Z drugiej jednak strony, mam
przede wszystkim zdrowie Państwa; i dlatego, jeżeli będą przewidywali, że zdrowie
ich odniosłoby z tego szkodę. Podejmuję już tę wielką ofiarę i domagam się
bezwzględnie, by Państwo pozostali w domu. Oto, Panie Hrabio i Pani Hrabino, moje
szczere i gorące zaproszenie, lecz z największą swobodą z Ich strony;
a mimo to z wielkim pragnieniem posiadania Ich w naszym gronie”.
Odpowiedź była taką, jakiej się obawiano. Biskup Cagliero udawszy się do
Rzymu w grudniu, powrócił stamtąd dnia 22 bm. ze specjalnym błogosławieństwem
dla Colle od Papieża; błogosławieństwo to zawiózł osobiście do Tulonu, gdzie został
bardzo gościnnie podejmowany, a na odchodnym otrzymał ponadto prezent z 1.500
franków. Przed końcem jeszcze 1885 roku biskup Cagliero ochrzcił jednego chłopca
83

9.4 Page 84

▲back to top
indiańskiego, któremu nadał imię Alojzego Colle; fotografię jego przesłał Księdzu
Bosko, który znów miał ją doręczyć państwu Colle.
Najbliższe spotkanie się Sługi Bożego z hr. Colle miało miejsce w kwietniu
1885 r. w Tulonie, gdzie też Ksiądz Bosko ustalił wraz z nimi ową podróż do Turynu
na uroczystość Maryi Wspomożycielki, odłożoną ze względów liturgicznych na dzień
2 – gi czerwca. W domu hrabiów Colle Sługa Boży mógł zażywać wszelkiej wygody.
Te miłe wspomnienia z jego tam pobytu tak wyraża w jednym ze swych listów:
„Moim rajem ziemskim jest i pozostanie zawsze mój pokój, a raczej pokój użyczony
mi przez Państwo na czas mego pobytu w Tulonie”. Z okazji zbliżającego się
wielkiego dnia uroczystości Maryi Wspomożycielki, pisze 26 maja: „Wszyscy
salezjanie oczekiwać będą Państwa 31 bm. w godzinach rannych. Ja nie mogę w żaden
sposób ten przyjazd ułatwić, gdyż Państwo nie powiedzieli mi, czy przybędą od strony
przez Savonę czy przez Genuę; mimo wszystko oczekujemy Ich w godzinach
przedpołudniowych i czekać na nich będziemy z obiadem… Państwo będą naprawdę
dwoma przyjaciółmi Maryi Wspomożycielki i naszymi najdostojniejszymi gośćmi
uroczystości. Codziennie we Mszy św. przeznaczam memento dla Państwa, by
szczęśliwie do nas przybyli”. Ksiądz Bosko rewizytował hr. Colle pod koniec marca
1886 r. Było to ostatnie spotkanie tych dusz tak świętych na ziemi.
Święty tych swoich wielkich dobrodziejów chciał mieć jeszcze gośćmi gdzie
indziej i z nadzwyczajnej okazji. Dnia 22 marca 1887 r. pisze do Colle: „Ustalono
dzień konsekracji kościoła Serca Jezusowego w Rzymie na 14 maja, a stąd przyjechać
na uroczystości Maryi Wspomożycielki, obchodzonej 24 tego samego miesiąca. Czy
będzie tak dobrze? Jeżeli rzecz jest ze strony Państwa możliwa, to napiszę jeszcze list
z wszystkimi szczegółami dotyczącymi. Wszyscy oczekujemy Pana Hrabiego i Panią
Hrabinę w oznaczonym dniu; zanosi się modły każdego dnia za ich zdrowie
i zachowanie przy życiu. A biedny, lecz najbardziej oddany Im Ksiądz Bosko
codziennie we Mszy św. nie zapomina o memento”. Ten sam temat porusza
8 kwietnia: „Ja bowiem jestem prawie zmuszony koniecznością pozostawić
korespondencję listowną, wyjąwszy sprawy całkiem poufne. Ostatecznie termin
określono, że kościół Serca Jezusowego ma być już całkiem na pewno konsekrowany
13 maja. Spodziewam się na ten dzień być w Rzymie i tam zastać obydwoje Państwa
w dobrym zdrowiu, gdzie też będziemy mogli w spokoju pomówić ze sobą. Z Rzymu
przyjedziemy tu do Turynu na uroczystość Maryi Wspomożycielki 24 maja”.
Lecz niestety także i zdrowie hrabiego zaczęło coraz bardziej szwankować.
Jego choroba sercowa dokuczała mu jak nigdy. Na taką wiadomość Ksiądz Bosko
pisze 12 maja: „List Pański zrobił na nas wrażenie uderzającego gromu, który
pokrzyżował wszystkie nasze plany. Nasze uroczystości przeniesie się na inny czas.
Pragnę podążyć do Rzymu, by na grobach św. Piotra i Pawła pomodlić się gorąco
w intencji Szanownego Pana i mam nadzieję, że Bóg dozwoli, że Pan Hrabia będzie
mógł przybyć na święto Maryi Wspomożycielki na Valdocco. Wszystkie nasze
modlitwy są przeznaczone na tę intencję. Od nas dowie się Pan wiele nowych rzeczy.
Niech Bóg nam błogosławi, a Maryja Wspomożycielka pozwoli nam na pewno się
84

9.5 Page 85

▲back to top
zobaczyć w Turynie. Nasi wszyscy wychowankowie modlą się tymczasem za Waszą
Wielebność i oczekują jej z wielką niecierpliwością: wizyta Waszej Wielebności
sprawi im wiele radości”. W Post scriptum ks. Rua zawiadamiał Hrabiego o słabym
stanie zdrowia Księdza Bosko. Zamiar odłożenia daty konsekracji, jak tego pragnąłby
Ksiądz Bosko, aby w ten sposób umożliwić państwu Colle wzięcie w niej udziału,
była już nieaktualną, bo byłoby to za późno, jak zauważył ks. Rua, a z drugiej strony,
już opublikowano datę 14 maja, jako termin ostateczny.
Powoli odbywała się podróż Księdza Bosko. Zaledwie przybył do Rzymu, wnet
pisał pod datą 1 maja: „Przybyliśmy do Rzymu; podróż udała się wyśmienicie.
Szczegółów dowie się Pan od mojego sekretarza ks. Rua. Jeżeli Pan nie może przybyć,
będziemy się wiele modlić o zdrowie dla Pana. Mimo wszystko mam nadzieję
zobaczyć Pana w Turynie, bo jakby wyglądało święto Maryi Wspomożycielki bez
Pana. Oczywiście, to wszystko będzie zależało od tego, czy zdrowie pozwoli na to,
a Pańskie zdrowie jest dla nas wszystkich ważne. Powrót mój nastąpi w dniu 20 maja,
albo i później; jeśli będę to wyruszę i prędzej. Wszystkie nasze prace tutaj już są
zaczęte; oby Bóg pozwolił nam ich dokończyć. Niech Bóg użyczy zdrowia
Wielmożnemu Panu i Pani Hrabinie i prowadzi oboje ścieżką do nieba. Amen”. Pod
listem podpisał się „pokorny i przywiązany jak syn”.
Odpowiedź była niepokojącą; dlatego Święty pisał mu 12 maja: „Wnioskuję
z Pańskiego listu, że stan zdrowia przedstawia się źle, a nie tak, jak pragnęliśmy;
dlatego postanawiamy się wiele modlić i by się tak wyrazić, wywierać nacisk na Boga
i Najświętszą Dziewicę. Wszyscy chłopcy w naszych zakładach modlą się w intencji
Wielmożnego Pana. Jutro ja wraz z ks. Rua odprawimy Mszę św. za Pana. W piątek
o 6 wieczorem będziemy mieli posłuchanie u Ojca św. Wspomnimy mu wiele o Panu
/.../. W sobotę odbędzie się konsekracja kościoła i zakładu Serca Jezusowego, który
tyle razy polecałem Pańskiej ofiarności”.
Podczas konsekracji wspomniano chlubnie rodzinę Colle, oprócz tego głosiły
ich imię trzy wielkie dzwony, na których widnieją wyryte nazwiska Hrabiego, Hrabiny
i Alojzego z odpowiednimi napisami w języku łacińskim, które ułożył sam Święty,
a które zachowały się w autografie aż dotychczas.
Ksiądz Bosko rzeczywiście uprzedził swój wyjazd, jak to zamierzał; 18 był już
w Pizie, w gościnie u Arcybiskupa Capponi; stąd pisał do Tulonu. Przytoczymy
w całości ostatnie listy Księdza Bosko do tych dwojga zacnych państwa.
W tłumaczeniu pomijamy usterki składni językowej, które w raz z niewyraźnym
pismem świadczą o zmęczeniu ręki i umysłu.
Panie Hrabio i Pani Hrabino Colle!
Ufam, że Czcigodni Państwo otrzymali już wiadomość, że Ojciec św. raczył
udzielić im swego błogosławieństwa. Ja ograniczam się do skreślenia kilku słów
w Arcybiskupim pałacu w Pizie, który również polecił mi złożyć od niego najgłębsze
85

9.6 Page 86

▲back to top
uszanowanie Szanownemu Państwu. Jutro rano wyjeżdżam do Turynu, gdzie
pragniemy bezwzględnie uprosić u Najświętszej Dziewicy pierwotne zdrowie.
Wszyscy salezjanie modlą się bezustannie za Pana i za Panią. Niech Bóg
Państwu błogosławi, a Niepokalana Dziewica prowadzi ich zawsze drogą do nieba.
Amen.
Piza, 18.05.1887 r.
Przywiązany po synowsku
Ksiądz Jan Bosko
Ojciec św. w czasie długiej audiencji, jakiej mi udzielił i wysłuchał łaskawie, co
powiedziałem o Panu, Pani i o wszystkich szlachetnych dziełach, które Państwo
czynią i w których nam dopomagają.
Bardzo mi przykro, że Pańskie zdrowie nie jest w takim stanie, jakiego się
pragnie i o jaki zasyła się wiele modlitw w kościele Serca Jezusowego, a zwłaszcza
w czasie nowenny i podczas Święta Maryi Wspomożycielki.
Przez dłuższy czas w czasie Mszy św. polecałem Pańskie zdrowie. Ojciec św.
mnie zapewnił i polecił mi, abym z jego ramienia przesłał Państwu specjalne
błogosławieństwo z odpustem zupełnym.
Proszę mi wybaczyć moje liche pismo.
W miesiąc później wysłał z Turynu do Tulonu długi list, w którym widać
borykanie się ze słabnącą już ręką, w której już pióro leciało w dół. Znajdujemy tam
również wzmiankę o zapisie.
Turyn, 14.06.1887 r.
Znajduję się w naszym zakładzie w Valsalice, który miał zaszczyt gościć
u siebie Szanowne Państwo, z którego to powodu często tu rozmawiają o Tobie,
Czcigodny Panie Hrabio i Szanowna Pani Hrabino. W wypadku, gdyby zdrowie
pozwoliło Szanownemu Państwu przybyć do nas na uroczystość św. Alojzego i św.
Jana, pokoje i stół już jest dla nich przygotowany.
Myślę, że byłoby to bardzo miłe dla Szanownego Państwa, chyba żeby ciepło
stanęło temu na przeszkodzie. Cały zakład będzie do rozporządzeń Państwa. Ale
przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na zdrowie Państwa, o którym nie mam
bliższych danych.
Pragnę z całego serca spędzić jakiś czas z Waszą Dostojnością i porozmawiać
nieco o naszych interesach w Rzymie, w San Benigno i o naszych misjonarzach, ale to
wszystko wymaga silniejszego zdrowia ze strony Pana i Pani Hrabiny. Wszyscy
salezjanie modlą się o ich zdrowie i mają niezachwianą nadzieję, że zostaną
wysłuchani.
Wiadomości od naszych misjonarzy są niepomyślne, zwłaszcza, co dotyczy
Biskupa Cagliero, który jadąc z Patagonii do Chile spadł z konia i pozostał bez życia
wśród dzikich Kordylierów. Obecnie już życie jest uratowane, a po miesiącu
86

9.7 Page 87

▲back to top
niebezpiecznej podróży dotarli wreszcie żywi do miasta La Conception i rozpoczęli
trudy nad nawracaniem tubylców.
Nasi misjonarze piszą bardzo często i polecają się zawsze modlitwom
miłościwego Państwa; ze swej strony zapewniają, że nigdy nie zapominają polecać
Wielmożnego Państwa modlitwom tubylców, a nade wszystko tych, którzy noszą imię
Szanownego Państwa otrzymane na Chrzcie św.
Niech Bóg błogosławi Państwu, a Najświętsza Dziewica będzie przewodniczką
wśród wszystkich niebezpieczeństw aż do bram Raju.
Ks. Rua wraz ze wszystkimi salezjanami składają Państwu swoje uszanowanie.
Kreślę się przywiązany przez całe życie po synowsku.
Ksiądz Jan Bosko
Turyn, Valsalice
Hrabia musiał prosić Księdza Bosko o nowennę. Bezzwłocznie otrzymał w tym
względzie następującą odpowiedź, w której nie ma wzmianki po raz drugi o zwykłym
zapisie. Również i Hrabina nie czuła się dobrze.
Będziemy odprawiać nowennę do Najświętszej Dziewicy nie tylko jeden raz,
ale, jak Pan tego pragnie, tyle razy, aż będziemy wysłuchani, jak nas zapewnia
proboszcz od św. Alojzego. Cały zakład modli się w intencji Waszej Wielebności.
U nas bawi obecnie Hrabia z Villeneuve z córką Anną Marią celem
podziękowania Matce Boskiej. Rozmawialiśmy wiele o Panu, a on mi przyrzekł
modlić się również za Pana o całkowite jego uzdrowienie.
O święty Janie nie pozwól, byśmy obchodzili twoje święto nie otrzymawszy od
Boga albo całkowitego uzdrowienia, albo przynajmniej znacznego polepszenia. Oby
się to stało!
Kiedy zechce Pan łaskawie odpowiedzieć na moje listy. Proszę, ale bez
żadnych komplementów o te kilka słów: „Czuję się dobrze, albo źle”. To mi
wystarczy, bo to trud zbyt wielki pisać list dłuższy.
Modlimy się również i za Panią Hrabinę Colle i ufamy w jej całkowite
uzdrowienie.
O Maryjo, Matko nasza łaskawa i litościwa, módl się za nami i miej w swej
opiece. Niech się tak stanie!
Pokorny i przywiązany po synowsku
Ksiądz Jan Bosko
Dowiedziawszy się od ks. Perrot, że stan Hrabiego nie wykazywał polepszenia,
Ksiądz Bosko uznał za stosowne wysłać ks. Rua, aby go odwiedził, tym bardziej,
że miał on do załatwienia pewne interesy w Marsylii. „Ks. Rua, pisał Błogosławiony,
najlepiej pozna i zrozumie intencje Pana, Pani Hrabiny i moje”. Po powrocie ks. Rua,
pisał Ksiądz Bosko do Hrabiny.
87

9.8 Page 88

▲back to top
Pani Hrabino Colle!
Ks. Rua powiadomił nas, że pan Hrabia ma się nieco lepiej. Niech Bóg będzie
za to błogosławiony. W dalszym ciągu modlimy się. Wierzę, że jeszcze krótko
będziemy się modlić, bo wnet nastąpi skutek. Ja prawie czuję się tak samo. Może
trochę lepiej, ale nie mogę przechadzać się bez towarzystwa dwóch osób.
Ale Pani Hrabina zaniedbuje swoje zdrowie. Proszę się starać o naszego
drogiego chorego, ale nie trzeba zapominać i o sobie.
Każdego ranka w czasie Mszy św. modlitwy moje ofiaruję za Pana Hrabiego
i za jego siostrę. Nasze sieroty każdego dnia przyjmują Komunię św. przed ołtarzem
Maryi Wspomożycielki w intencji Pani.
O, Chwalebna święta Anno, uproś od Boga zdrowie, łaskę i wytrwanie aż do
nieba – nieba – nieba.
Turyn, 26.07. 1887 r.
Przywiązany po synowsku
Ksiądz Jan Bosko
Niespodziewane i znaczne polepszenie wzmocniło nadzieje. Ksiądz Bosko
bezzwłocznie podzielił się swoją radością z Hrabiną.
Pani Hrabino Colle!
Hymn błogosławieństwa Bogu, a Najświętszej Dziewicy nieskończone dzięki.
Łaska uzdrowienia Pana Hrabiego Colle jest rzeczywiście rzeczą cudowną. Wiele razy
mówiłem i pisałem: Jeśli się tak Bogu podoba, zawezwie mnie do wieczności, ale da
czas swemu synowi panu Colle, aby mógł w dalszym ciągu opiekować się naszymi
misjonarzami i naszym rodzącym się Zgromadzeniem. Bóg zechciał w dniu moich
urodzin pocieszyć mnie taką wiadomością. Niech będą dzięki za to po wieczne czasy,
tak po wieczne czasy Najświętszej Dziewicy. Co za radosna wiadomość. Ks. Rua
również napisze: Wasza Wielebność raczy mieć wyrozumienie dla mojego lichego
pisma.
Maryja niech będzie zawsze naszą Opiekunką. Wasza Wielmożność zechce
modlić się dalej za tego biednego Księdza, który kreśli się przywiązany po synowsku.
Lanzo, 14.08.1887 r.
Ksiądz Jan Bosko
Ustne wiadomości podane przez Dyrektora z Navarre potwierdzały stan
polepszenia choroby; Błogosławiony tak się cieszył z tego wraz z Hrabią.
Mój Drogi i Najlepszy Przyjacielu!
Ufam Bogu, że Pańskie zdrowie będzie się coraz bardziej polepszało i że Pani
Hrabina oraz Wielmożny Pan będą się cieszyć zdrowiem normalnym. Modliliśmy się
zawsze w tej intencji, ale w dniu narodzin Najświętszej Panny będziemy się modlić
w sposób szczególny.
88

9.9 Page 89

▲back to top
Ja przebywam w dalszym ciągu na Valsalice; ks. Rua znajduje się w Este
w naszym zakładzie, aby kierować rekolekcjami salezjanów w Lombardii. W sobotę
powróci do mnie.
Ks. Perrot bawił z nami kilka dni tak, że mieliśmy czas rozmawiać
o uzdrowieniu Pana, o zaletach Pani Hrabiny i Pańskiej Siostry.
Niech Bóg nam błogosławi, a Najświętsza Dziewica wiedzie wśród
niebezpieczeństw aż do bram Nieba.
Pozdrowienia dla wszystkich.
Turyn, 06.09. 1887 r.
Pokorny i oddany po synowsku
Ksiądz Jan Bosko
20 października miał Ksiądz Bosko przyodziać w suknię klerycką we Foglizzo
dziewięćdziesięciu czterech kandydatów na księży; Hrabia przysłał na sukno
potrzebną sumę. List ten dziękczynny jest ostatnim, skierowanym do Hrabiego Colle
i w ogóle jednym z ostatnich napisanych przez Sługę Bożego.
Turyn, 17.10.1887 r.
Mój Drogi Panie Hrabio Colle!
Ks. Perrot przesłał nam szlachetną ofiarę Pana w sumie pięciu tysięcy franków,
aby nam w ten sposób dopomóc przy obłóczynach naszych młodych kleryków. Ciągłe
są wydatki na nich, a w najbliższy czwartek mają się odbyć kleryckie obłóczyny;
zapewniam, że w tym dniu modlić się będą i przyjmą Komunię św. za Pana i za Panią
Hrabinę i w intencji Pańskiego zdrowia. My w szczególny sposób będziemy się
modlić za żywych i umarłych z Pana rodziny.
Odwagi, my nie przestajemy się modlić. Zdrowie moje przedstawia się nieco
lepiej. Niech Bóg będzie błogosławiony, a Najświętsza Dziewica ma nas w swojej
opiece.
Czuję się bardzo szczęśliwy ilekroć mogę modlić się za Wielmożnego Pana i za
Panią.
Zobowiązany i pokorny sługa
Ksiądz Jan Bosko
Wielki przyjaciel i dobrodziej Księdza Bosko uprzedził o miesiąc Sługę Bożego
do wieczności; 1 stycznia 1888 r. niespodziewany atak serca pozbawił go życia.
Dwukrotnie w czasie choroby przyjął Wiatyk. Książę usposobił duszę słabego Księdza
Bosko do przyjęcia bolesnej wiadomości. Dla Hrabiego i dla Hrabiny, jak i do innych
największych swoich dobrodziejów Ksiądz Bosko zostawił list pisany drżącą ręką, aby
po jego śmierci go przesłano. Podpisując się „przywiązany po synowsku”, pisał
w nim: „Oczekuję Państwa tutaj, gdzie Bóg przygotował nam wielką nagrodę,
szczęśliwość wieczną z naszym drogim Alojzym. Boskie Miłosierdzie udzieli nam tej
89

9.10 Page 90

▲back to top
łaski. Oby Państwo byli w dalszym ciągu podporą Zgromadzenia Salezjańskiego
i pomocą dla naszych misji. Niech Bóg nam błogosławi”.
Ofiarność zmarłego trwała aż do chwili ostatecznej; w swoim testamencie
przeznaczył Księdzu Bosko, a w razie jego nieobecności ks. Rua legat 400 tys.
franków. Ale szatan zrobił tu swoje. Testament własnoręcznie napisany złożono
u notariusza Marquand w Tulonie, a nosił on datę 2 lipca 1884 r.; tylko, że filigran
stemplowanej karty, na którym był napisany, wykazywał rok późniejszy, to jest
1886 r. Daleki krewny, któremu Hrabia odmówił przyjęcia do swego domu, chwytając
się tego pozoru, wystosował prośbę o unieważnienie. Hrabia wprawdzie zachował
w domu identyczny testament, co do treści i daty, zgodny z testamentem pisanym na
specjalnej karcie; ale na nieszczęście własnoręczna notatka brzmiała: „To jest
dokładna kopia mojego testamentu złożonego u pana Marquand. Będzie ona w mocy,
jeśli testament złożony u notariusza zaginie”.
W rzeczywistości, testament oryginalny był ten u notariusza, a kopia była
późniejszą, tymczasem prawnie zdawało się być odwrotnie.
Przeciwnik na pierwszy rzut oka miał rację. Przytaczając dwa powody celem
unieważnienia prawnego skutku testamentu zachowanego w domu:
„1. Kopia nie może mieć większej mocy prawnej od oryginału. Ponieważ
nieważny jest oryginał, zatem i kopia jest nieważną.
2. Drugi testament, zgodnie z wolą spadkodawcy, ma być dopiero wtedy
wykonany, jeśli ten pierwszy złożony u notariusza zaginie. Ale ten testament nie
zaginął, a wobec tego nie można wykonać testamentu drugiego”.
Na szczęście trybunał cywilny wystosował prośbę o unieważnienie motywacji,
mianowicie, że testament zachowany w domu, będąc bezsprzecznie napisany,
datowany i podpisany przez spadkodawcę, zawierał w sobie trzy nieodwołalnie
konieczne warunki do ważności własnoręcznego testamentu; ten zatem testament miał
być wykonany. Ten wyrok potwierdził również sąd apelacyjny.
Hrabina jako wdowa, godna spadkobierczyni zmarłego, jakkolwiek w myśl
klauzuli testamentu wszystkie legaty miały być według porządku wypełnione w dwa
lata po śmierci małżonka, postanowiła bezzwłocznie zapłacić sumę przeznaczoną
Księdzu Bosko i ucieszyła się niezmiernie na wieść o zakończonych formalnościach.
Pociągnęło to za sobą z czystego dochodu hrabiów 80 tys. franków.
Nad grobem Hrabiego Colle czyta się werset z Psalmów, który dostatecznie
wyraża i daje wielkie świadectwo szlachetnej wdzięczności Księdza Bosko dla jego
błogosławionej pamięci. Trzy dni przedtem, zanim poszedł jego śladem do nieba,
wieczorem 28 stycznia 1888 r., kiedy Ksiądz Bosko męczył się już bardzo, aby mógł
rozumieć i okazać to na zewnątrz, rozmawiano przy jego łożu o sentencji, jaką
należałoby umieścić nad grobem zmarłego. Ks. Rua uważał za stosowny taki napis:
„Orphano tu eris adiutor”, monsignor Cagliero proponował znów: „Beatus qui
intelligit super egenum et pauperem”. Ksiądz Bosko, o którym obecni sądzili, że nie
90

10 Pages 91-100

▲back to top

10.1 Page 91

▲back to top
zdaje sobie sprawy z tego, co się mówi, otworzył na chwilę oczy i rzekł głośno: „Pater
meus et mater mea derelinquerunt me, Dominus autem assumpsit me”.
Bóg powierzył w swej dobroci wielkie dzieła zwłaszcza na korzyść młodzieży
biednej i opuszczonej; Sam Pan Bóg sprawił, że Ksiądz Bosko spotkał człowieka,
który w latach wielkich potrzeb na konsolidację jego dzieł był mu skarbnikiem
i ministrem z ramienia Boskiej Opatrzności.
91

10.2 Page 92

▲back to top
ROZDZIAŁ IV
Z FRANCJI DO RZYMU, A Z RZYMU DO TURYNU
Rozliczne sprawy, a niektóre nawet poważne i delikatne, wymagały
bezwzględnie obecności Księdza Bosko w Rzymie; stąd nastąpił jego powrót
z Francji bez pobytu w Turynie. W czasie zbliżającej się Wielkiej Nocy w Rzymie nie
mógłby wiele zdziałać, a najwyżej bardzo mało, wizytował więc zakłady w Ligurii,
a korzystając z tamtejszego pobytu poszukiwał ofiar.
Opuściwszy Nizza 27 marca w towarzystwie ks. Durando i kleryka Reimbeau,
skierował się naprzód do Vallecrosia. Tutaj zakład składał się z dwóch księży -
jednego kleryka i dwóch koadiutorów, którzy oczekując na objęcie nowego zakładu,
mieszkali w bardzo ciasnych lokalach, dlatego Ksiądz Bosko i jego towarzysze byli
bardzo wdzięczni Kawalerowi Moreno, że ofiarował on szlachetnie swoją gościnność.
Kleryk Reimbeau tak opisuje warunki, w jakich znajdowali się wtedy owi
współbracia: „Życie ich jest naprawdę budujące. Są tak biedni, że aż strach patrzeć.
Odwiedzałem jako członek Konferencji św. Wincentego a Paulo wiele
nieszczęśliwych rodzin, ale rzadko kiedy znalazłem biedniejsze. Często rzecz nie do
uwierzenia, przez całe tygodnie żywią się warzywami, zgotowanymi w wodzie
i osolonymi. Mimo wszystko braki te znoszą z radością, która budzi podziw, a ja,
rzadko kiedy widziałem weselsze twarze. Mieszkanie ich to jedna z chałup
patagońskich; kaplica to magazyn rozmaitości, niczym sala szkolna. Tak tam ciasno,
że wprost brak powietrza, a ja nie mogłem wytrzymać, czując, że mi słabnie oddech.
Ale wnet pójdą do obszernego domu, gdzie zostaną obficie wynagrodzeni za obecne
uciski”.
Bóg zechciał w Torrione nagrodzić ofiarność dobrego pomocnika i wsławić
świętość Księdza Bosko dwoma cudownymi faktami. Pani Moreno, krewna kawalera,
leżała chora od dłuższego czasu, kiedy rankiem 31 marca syn jej zapadł cały w letarg.
Zabiegi lekarskie, aby go przywrócić do przytomności, były bezskuteczne; stąd stan
jego zdrowia znalazł się nawet w oczach lekarskich bardzo niebezpiecznym. Matka na
tę wiadomość doświadczyła wielkiej boleści tak, że jej choroba wzmagając się
niespodziewanie, postawiła ją nad grobem. Nasz ks. Pesce z pośpiechem udzielił jej
ostatnich sakramentów. Ksiądz Bosko dowiedziawszy się o tym, zasmucił się
z powodu kawalera Moreno i aby go podnieść na duchu udał się do tej rodziny, celem
odwiedzenia chorych.
Syn nie dawał znaków życia, matka prawie już konała, a lekarz chodził od
jednego do drugiego bez żadnej nadziei. Ksiądz Bosko zbliżywszy się do obojga
i zatopiwszy się jakąś chwilę w modlitwie, pobłogosławił ich. I oto cudowny skutek!
Młodzieniec rozpoczął wyciągać swoje członki ciała, a potem zapadł w spokojny sen
tak, że koło wieczora chciał wstać i poczuł wielki głód, również pani poczuła się nagle
92

10.3 Page 93

▲back to top
o wiele lepiej tak, że przed nocą była już całkowicie zdrowa. Mąż widząc ten powrót
ze śmierci do życia, o ile już dotąd był Pomocnikiem salezjańskim, to od tego dnia
przyrzekł Księdzu Bosko serdeczną wdzięczność, którą stwierdzono hojnym czynem
ofiarując mu znaczne sumy.
Z Vallecrosie Ksiądz Bosko napisał dwa listy; przynajmniej tyle się do naszych
czasów zachowało. Pierwszy był skierowany do ks. Dyrektora w Nizza.
Najdroższy Księże Ronchail!
Postaraj się przysłać mi do Alassio list księdza Confortola i inny zaczęty,
którego jeszcze nie skończyłem. Zapomniałem, albo raczej została zapomniana
w wagonie moja suknia. Jeśli się odnajdzie to prześlij ją pod adres: Ksiądz Bosko
w Turynie.
Zapomnieliśmy o Bellet Matki Daprotis.
A teraz chcę Ci powiedzieć kilka rzeczy:
1. Główne Twoje długi już są zapłacone, ale dowiedz się o osobach i utrzymuj
z nimi stosunki, o których Ci wspomniałem, albo które są dobrze usposobione
do dawania.
2. Kiedy będziesz mógł odwiedź Panią Mada, Panią Guigon, a nie zapomnij
i o Pani Daprotis.
3. Jeśliby była potrzeba jakiegoś listu ode mnie w tym celu, powiadom mnie zaraz
o tym, a ja postaram się go natychmiast napisać.
4. Troszcz się o to, by często gromadzić swoją kapitułę i nastawaj na to, aby się
chłopcy nie bili, aby każdy czytał tę część regulaminu, która się do niego
odnosi. Mamy wiele pracy, a rąk do niej brakuje. Módlmy się więc.
Niech Bóg Ci błogosławi, zawsze mi drogi Księże Ronchail, niech Ci udzieli
czerstwego zdrowia, niech błogosławi wszystkich naszych synów i współbraci.
Pozdrów naszych przyjaciół i dobrodziejów. Miej mnie zawsze w Jezusie Chrystusie
za oddanego przyjaciela
Ksiądz Jan Bosko
Torrione, 29.03.1881 r.
PS. Spodziewam się, że jutro wieczorem będę się widział z ks. Cerutti
i rozmawiał o naszych interesach.
„Bellet Pani Daprotis” była to skrzyneczka zawierająca butelki z winem,
noszącym na sobie to miano winnicy, a które pani ta ofiarowała mu. Pochodziło ono
sprzed dwudziestu lat. Ksiądz Bosko chciał z niego zrobić prezent Ojcu św. Drugi list
odnosił się do ks. Barberisa.
93

10.4 Page 94

▲back to top
Mój Drogi Księże Barberis!
1. Otrzymałem wiadomości o tobie o naszych drogich chłopcach. Błogosławmy
Pana we wszystkich sprawach. Każdego dnia proszę Boga za naszym księdzem Buffa,
aby go zachował dla nas jeszcze długi czas.
2. Powiedz klerykowi Lucca, że jestem bardzo zadowolony z jego listu, jaki mi
napisał i że chciałbym z nim nieco porozmawiać zanim przystąpi do święceń,
a tymczasem może być pewny mej życzliwości i ojcowskich uczuć.
3. Co do podjęcia prac, dałem pełne uprawomocnienia ks. Rua; staraj się z nim
skomunikować.
4. Sprawy nasze postępują pomyślnie. Wiele mamy do zrobienia, módlcie się
przeto.
5. Bardzo się cieszę, że rekolekcje udały się wyśmienicie; dlatego powiedz
naszym kochanym klerykom i księżom, a szczególnie ks. Piscetta i ks. Merigi, że
potrzebuję bohaterów cnoty i że przynajmniej kilku powinno działać cuda. Bez tego
nie mogę postępować naprzód.
Niech Bóg wszystkim błogosławi, niech nas zachowa w świętej swojej łasce.
Módlcie się za mnie. Kreślę się wam w Panu
Oddany Przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
Ventimiglia, 29.03.1881 r.
Ks. Buffa zmarł w S. Benigno 7 kwietnia. Przerwawszy studia w drugim roku
liceum i prześladowany następnie przez rozmaite choroby po pewnym okresie
zmąconego życia, znalazł spokój dzięki Księdzu Bosko, który pozwolił mu spędzić
kilka miesięcy w Varazze i parę w Alassio oraz następnie przyjął go do nowicjatu.
Widząc, że jego dni są policzone przyspieszył mu w sposób nadzwyczajny święcenia
aż do prezbiteratu; sprawa ta nie przedstawiała dla niego żadnych trudności dzięki
przychylności nowego biskupa Ivrei Dawide z hrabiów Riccardi. Pamięć tego kapłana
czytamy w kronice zakładu w S. Benigno, trwać będzie na zawsze w pamięci tych,
co mieli szczęście go poznać i podziwiać jego nadzwyczajne cnoty.
Wieczorem 1 kwietnia udał się do San Remo, gdzie oczekiwał Dyrektora
z Alassio ks. Cerutti, który pokłoniwszy się Ojcu, wrócił do swego zakładu. Wszyscy
zamieszkali u Sióstr Nawiedzenia, między którymi znajdowała się siostrzenica ks.
Juliusza Barberis. Tam Ksiądz Bosko miał sposobność zbliżyć się do wielkiej damy
angielskiej, nawróconej niedawno na katolicyzm, a bardzo bogatej, która pod
wpływem jego zachęty zgodziła się wspierać zakład w Vallecrosia; ale nade wszystko
pragnęła ufundować jakieś dzieło w swej ojczystej Anglii. W San Remo pozostał
około czterech dni, tak podejmowany przez te zakonnice, że już lepiej nie można było
sobie tego życzyć. Ów wypoczynek i doskonałe powietrze przyczyniły się do
polepszenia jego zdrowia. „Cieszę się, pisał wspomniany wyżej Reimbeau, że ten
krótki pobyt w San Remo tak dobrze wpłynął na niego; mało odwiedzin, praca
94

10.5 Page 95

▲back to top
ograniczająca się tylko do pokoju, niewiele rozmów i wypoczynek. Dziś przeto czuje
się wyśmienicie. Zresztą siostry Nawiedzenia goszczą go należycie”.
W dniu, w którym opuścił San Remo wysłał z Alassio 4 kwietnia następujący
bilecik do ks. Rua: „Który wie, czy nie byłoby możliwym, abyś ty mój aniele stróżu
przybył z Sampierdarena do Rzymu? Nasze przystanki byłyby o wiele krótsze, ja
poczułbym się podniesionym na duchu, a ty ujrzałbyś wszystko na własne oczy.
Napisz mi, „quid tibi”. Cóż mógł odpowiedzieć, jak tylko słowami Dantego. „To dla
mnie piękne, co się tobie podoba. Wszelkie życzenia Księdza Bosko stanowiły dla ks.
Rua jak najściślejszy rozkaz.
Przed wyjazdem do Rzymu chciał widzieć się z głównymi przełożonymi;
między innymi z ks. Cagliero, który miał się udać do pełnienia swego świętego
obowiązku w Utrera; stąd tak mu pisał z Alassio:
Najdroższy Księże Cagliero!
Nie wiem, czy ten list jeszcze ciebie dogoni. Na wszelki wypadek ci donoszę:
jeśli możesz, przyjedź w Wielką Środę do Sampierdarena, gdzie będzie również
ks. Rua, abyśmy mogli ze sobą porozmawiać. Będzie on mi towarzyszył w czasie
wizytacji domów w Spezia, Florencji, Rzymie, a w drodze powrotnej w Lucca, Esta,
Wenecji itd., itd. Chciałbym się na 6 maja znaleźć w Turynie, aby obchodzić św. Jana
ante portam latinam. W głowie mi huczy jak w garnku. Ale mam nadzieję, że ks. Rua
mnie uspokoi. Pozdrów ks. Branda, ks. Pane, ks. Oberti, profesora muzyki i mistrza
kucharskiego Centre. Zakład we Florencji ustalił się ostatecznie 4 marca
a ks. Confortola dokonuje tam cudów.
Udało się nam załatwić wiele pięknych spraw we Francji także, co do Kościoła
i zakładu Serca Jezusowego. A ty i ks. Branda czy rozpoczęliście coś?
Pokłoń się z szacunkiem panu Markizowi Ulloa i całej jego rodzinie, jak
również jego Ekscelencji Arcybiskupowi, którego oczekujemy w Turynie.
Niech Bóg wam wszystkim błogosławi; módlcie się za mnie
Alassio, 06.04.1881 r.
Oddany wam Przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
Wysłał również poważne instrukcje do ks. Dalmazzo; O trzeciej z nich musimy
pomówić nieco później.
Najdroższy Księże Dalmazzo!
Ks. Rua przybędzie tu do mnie w Wielką Środę i będzie mi towarzyszył aż do
Rzymu, zatrzymując się jedynie na krótko we Florencji. Stamtąd ci napiszemy
i zawiadomimy o naszym przybyciu. Tymczasem.
1. Przygotuj rzeczy w ten sposób, że jeżeli nie będziemy mogli zamieszkać
w nowym domu, to żebyśmy mogli przynajmniej ulokować się po chrześcijańsku
choćby i z pewnymi wydatkami, jeśli tego zajdzie potrzeba.
95

10.6 Page 96

▲back to top
2. Przygotuj teren, co do możliwości otrzymania jakiejś pomocy na rzecz kościoła
i Instytutu Serca Jezusowego od zarządu miasta Rzymu, u ministra finansów, naszego
parafianina, ministra spraw wewnętrznych, ministra łask i sprawiedliwości oraz
ministra ekonomatu.
3. Kanonik Colomiatti adw. skarbowy nalega na zakończenie sprawy ks. Bonetti.
Odpowiadam ci więc, co zależy wyłącznie od nich:
a/ Zniesienie suspensy z księdza Bonetti.
b/ Odwołanie zarzutów skierowanych do Rzymu na niekorzyść wyżej
wzmiankowanego. Zobaczymy. W Rzymie porozmawiamy o wszystkim.
4. Jeżeli możesz powiedz panu Aleksandrowi, że tego roku nie mogłem zdążyć na
uczczenie świętej Matyldy w dniu oznaczonym i że święta uroczyste przenosi się tak,
że przynajmniej butelkę wina z Cypru albo jakiegoś innego chcę wypić z tej okazji.
5. Czy otrzymałeś 20 tys. franków na Kościół Najświętszego Serca Jezusowego
wysłane z Tulonu? Mam nadzieję, że wkrótce nadejdą i inne.
6. Pozdrów Panią Oblate ode mnie i Matkę Presidente. Również dom Vitelleschi,
Komandora Morello, Kawalera Vignolo itd. Pan Moreno może ci poradzić
i pokierować odnośnie do podjęcia subsydiów, o których wyżej mowa.
Módl się wiele za mnie Drogi Księże Dalmazzo. Niech Bóg Ci błogosławi. Miej
mnie zawsze w Jezusie Chrystusie za oddanego przyjaciela
Alassio, 06.04.1881 r.
Ksiądz Jan Bosko
PS. W najbliższą niedzielę będę przemawiał w San Remo, aby zebrać jakieś
ofiary. Potem jadę przez Varazze i Sampierdarena.
W końcu pomyślał o swoim ks. Berto, któremu zlecił około dziesięciu spraw
i podniósł go na duchu, aby w ten sposób rozpędzić jego usposobienie wybitnie
ponure.
Mój Drogi Księże Berto!
Potrzebuję wsparcia w rozmaitych drażliwych sprawach i dlatego ks. Rua
będzie mi towarzyszył po różnych naszych zakładach. Ale od ciebie zależy również
wiele rzeczy.
1. Poinformuj go o rozmaitych naszych zatargach w Rzymie, daj mu odpowiednie
dokumenty, co do nowicjatu w Marsylii, odnośnie do trzech przywilejów uzyskanych i
do kościoła Najświętszego Serca.
2. Możesz mi przygotować parę bucików, ale takich, które nie skrzypią, prócz
tego płaszcz letni, kilka chusteczek, Brewiarz wiosenny, kilka cyrkularzy
o Najświętszym Sercu w języku francuskim jak i we włoskim.
3. Posyłam ci nieco zasiłku do twego woreczka podróżniczego, abyś towarzyszył
ks. Rua do Sampierdarena w najbliższą środę. Tam porozmawiamy o rzeczach, o
96

10.7 Page 97

▲back to top
których nie wypada pisać i dam ci wskazówki, jak masz postępować w czasie mojej i
ks. Rua nieobecności. Potem powrócisz z Reimbeau do Turynu, aby pokierować
naszymi aspirantami.
4. A teraz mówię ci w zaufaniu. Mamy bardzo poważne sprawy do załatwienia
i dlatego potrzebujemy bardzo wiele serdecznych modlitw i Komunii św.
5. Jeśli już skończony druk naszych przywilejów, to mógłby je ks. Rua zabrać ze
sobą, bo chcemy je zostawić w domach, gdzie będziemy, a ja również ich potrzebuję.
6. Niech ci Bóg błogosławi zawsze, mój drogi księże Berto; niech cię Bóg
utwierdzi w świętej swojej łasce. Módl się dużo za mnie. Pozostaję zawsze
w Panu Naszym Jezusie Chrystusie
Alassio, 08.04.1881 r.
Oddany przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
PS. Pozdrowienia dla wszystkich naszych przyjaciół.
Wypada, abyśmy się nieco zatrzymali nad dwoma rzeczami wzmiankowanymi
w tym liście. Pierwsza dotyczy „okólników Najświętszego Serca”, a druga druku
przywilejów; ale będziemy je omawiać w rozdziałach trzynastym i czternastym.
Wyjechawszy do Alassio koło wieczora, dotarł tam o zmroku. Przełożeni
i chłopcy wyszli mu naprzeciw. Do pierwszej grupy zbliżającej się do niego rzekł
żartobliwie: Wyszliście na przywitanie Księdza Bosko z kijami i mieczami. Pisze ks.
Piotr Giordano: „Za każdym razem, ilekroć przyjeżdżał do Alassio witano go zawsze
triumfalnie, świątecznie, a czynili to szczególnie nasi chłopcy i przełożeni”. I dalej
powtarza z naciskiem: „Za każdym razem, kiedy Ksiądz Bosko przejeżdżał przez
Alassio, to wszyscy mieszkańcy Alassio i my, salezjanie, mieliśmy prawdziwe święto,
tak święto, święto”. Naglony potrzebą pieniędzy na kościół Najświętszego Serca
urządził w kościele parafialnym konferencję, po której ks. Cerutti i proboszcz Della
Valle zbierali składkę. Ks. Giordano zostawił nam ważne wspomnienie. Ksiądz Bosko
rozmawiając o Piusie IX rzekł, że Papież ten w czasie ostatniej swojej choroby pragnął
widzieć Księdza Bosko i skarżył się, że nie mógł go zobaczyć, bo bramy Watykanu
wtedy, jak opowiedzieliśmy w tomie trzynastym, były dla Księdza Bosko zamknięte.
Ksiądz Bosko opowiadał to w refektarzu przy kawie w gronie kilku salezjanów,
między którymi znajdował się i ks. Giordano, który wiernie przytacza słowa Świętego.
Powiedział on wówczas: „A co mnie najwięcej zabolało to wiadomość, że Papież, nie
widząc Księdza Bosko, rzekł do jednego ze swoich domowników te słowa: Kiedy
Ksiądz Bosko potrzebował Papieża, to ochoczo spieszył do Papieża, a Papież go
przyjmował, jak ojciec przyjmuje kochanego syna; teraz - kiedy Papież potrzebuje
Księdza Bosko, to Księdza Bosko nie ma”. Mówiąc te słowa Sługa Boży zamilkł
z oczami pełnymi łez.
Sługa Boży, przybywając z San Remo do Alassio, zastał dyrektora pogrążonego
w smutku z powodu wypadku świeżo, który się niedawno wydarzył. Od roku
97

10.8 Page 98

▲back to top
szkolnego 1878 – 1879 r. salezjanin, ks. Mateusz Torrazza chodził każdego dnia
z Alassio wraz z innym nauczycielem, celem nauczania w ogólnej szkole w Laigueglia
zatrzymując się tam przez obiad, a wracał dopiero pod wieczór. W pierwszych dniach
kwietnia z powodu tego nauczyciela zdarzył się skandal w Laigueglia, i oto
antyklerykalny dziennik Secolo w Mediolanie opublikował telegram z Alassio,
że pewien ksiądz salezjanin, zamieszkały w zakładzie salezjańskim w tym mieście,
psuł moralnie chłopców z wolnej szkoły w Laigueglia, gdzie był nauczycielem. Po tej
wiadomości ogłoszono dalszy telegram, który potwierdzał pierwszy i jeszcze bardziej
obwiniał, dając do zrozumienia, że Ksiądz Bosko udał się do Alassio dla pokrycia
sprawy milczeniem i zaradzeniu złemu, bo rodzice oburzeni odbierali swych synów
z zakładu. Dziennik Osservatore Cattolico z Mediolanu, zebrawszy informacje
współbrata z innego punktu widzenia, przytaczając niektóre nieprzyjazne głosy
rozsiane w tym zakątku Ligurii przeciwko Księdzu Bosko.
Ks. Cerutti zatelegrafował do oszczerczego dziennika, wyjaśniając, że zakład
w Alassio stoi całkowicie poza nawiasem niemoralnych wypadków w Laigueglia;
że fałszem jest przypisywanie ich salezjańskiemu księdzu; że nieprawdą jest jakoby
rodzice zabierali chłopców z zakładu. W granicach prawa organ sekty musiał
opublikować telegram, ale potem już nie odważył się poruszać tej delikatnej materii.
Kiedy ks. Cerutti ochłonął z tego bolesnego wrażenia, jakiego doznał z powodu
tych wypadków, zabrał go błogosławiony ze sobą do porto Maurizio, gdzie spodziewał
się urządzić bogatą kwestę. Przyjął ich w swoim domu przyjaciel kanonik ks. Fabre,
u którego spali dwie noce. Ksiądz Bosko w towarzystwie doskonałego adwokata
Ferraris, pukał do wielu bram, ale z bardzo lichym wynikiem. Mimo to, spokojny
i uśmiechnięty, żartował raz po raz, tak przy odbieraniu skromnych jałmużn, jak też
przyjmował odmowy, jakie go spotykały.
W nastroju dobrego humoru, który go nigdy nie opuszczał, dał pewną
zbawienną naukę, goszcząc jednego razu przy stole. W ostatnim dniu siedziały z nim
przy stole dwie panie, krewna kanonika, z których jedna dosyć zalotna zwracała do
siedzącego przy stole młodzieńca słowa, nie można powiedzieć żeby złe, ale też nie
całkiem obyczajne. Ksiądz Bosko, aby przerwać takie płoche żarty, odezwał się
żartobliwie, że przypomina sobie pewien sonet, który studiował za czasów swej
młodości, a w którym wciąż się powtarzały słowa: Donna i Danno /kobieta i szkoda/
i rozpoczął powoli deklamować pierwszą zwrotkę. Jak to? – zawołała. Ksiądz jest
gościem w naszym domu i przy naszym stole, i pozwala sobie na takie żarty? Ksiądz
Bosko jakby tego nie słyszał, deklamował w dalszym ciągu ze swoją flegmą. Panienka
przygryzła wargi, ale nie przerwała, ani po skończeniu nie odważyła się wypowiedzieć
ani słowa. Również i kawaler ten nie stroił dalej fanfarona. Zobaczymy potem jak
wesoło się ta rzecz zakończyła.
Tego wieczoru, zostawiwszy ks. Cerutti w domu kanonika, Ksiądz Bosko udał
się w towarzystwie adwokata Ferraris w poszukiwaniu ofiar. W Porto Maurizio
mieszkała pewna pani nazwiskiem Maria Acquarona, niezamężna, która od przeszło
dziesięciu lat leżała w łóżku na chorobę kręgosłupa. Całe miasto ją znało. Najpierw
98

10.9 Page 99

▲back to top
miała zamiar posłać skromną ofiarę Księdzu Bosko; ale potem doszła do przekonania,
że będzie lepiej, jeśli ją odwiedzi i udzieli jej swego błogosławieństwa. Ksiądz Bosko
poszedł do niej, witany oznakami szczerej radości. U chorej znajdowali się jej siostra
i szwagier adwokat Ascheri, który w kilku słowach wyłożył istotę i okoliczności
choroby, o której już lekarze zwątpili. Święty zachęcając ją do ufności
w wstawiennictwo Matki Najświętszej pobłogosławił ją i polecił odmawiać na
przyszłość niektóre modlitwy; następnie przeszedł do drugiego pokoju, gdzie
rozmawiał jakiś czas z obu adwokatami. W chwili, gdy miał opuścić pokój, zjawia się
chora ubrana, twierdząc, że nie czuje żadnych dolegliwości. Adwokat Ascheri
krzyczy, że to cud i wszystkich ogarnia dziwne wzruszenie.
Pani ta, która po tylu latach leżenia teraz pewnym krokiem towarzyszyła
Księdzu Bosko aż do końca ulicy i zapewniała go, że pójdzie go pożegnać na stację;
ale Ksiądz Bosko poradził jej, aby się w mieście nie pokazywała, a to celem uniknięcia
niepotrzebnego hałasu. Tak powrócił do księdza Fabre i tu, jak dobry ojciec rozmawiał
ze synem opowiadając dokładnie cały fakt ks. Cerutti a w końcu zauważył: Niepokoi
mnie tylko, że pani ta chce przyjść na stację. Będzie z tego hałas! Cierpliwości: niech
się dzieje wola Boża... Ale jestem zadowolony, drogi księże Cerutti, ciągnął z
dobrocią, która wzruszyła Dyrektora do łez; jestem zadowolony,
że wśród takich cierpień spotkała cię ta pociecha. Kiedy będziesz odmawiał hymn do
św. Józefa, a dojdziesz do miejsca: miscens gaudia fletibus /mieszając radość z bólem/
powiedz sobie: oto historia tego życia.
Wiadomość o tym fakcie wstrząsnęła krewną kanonika tak, że z wielką pokorą
przyszła do Sługi Bożego, rzuciła się na kolana i prosiła go bardzo, aby jej przebaczył
to, co się stało na obiedzie.
Kiedy nadeszła godzina odjazdu na stacji, co za niespodzianka! Rozgłos cudu
przebiegł miasto lotem błyskawicy, zgromadzając tłum żądny widoku Księdza Bosko.
Pani, która w powozie przybyła na stację przed naszymi podróżnymi przechadzała się
spokojnie przed wejściem i stanowiła przedmiot podziwu dla obywateli miasta, którzy
wprost nie wierząc własnym oczom, pytali ją czy jest rzeczywiście panią Marią. „Ja
sam widziałem ją, stwierdza ks. Cerutti w Procesie i wyznaję, że wcale nie wyglądała
na osobę chorą, choćby w przeszłości, tak dobrze się trzymała”.
Ona oczekiwała Księdza Bosko, aby mu jeszcze raz złożyć swoje
dziękczynienia. Święty po przybyciu na miejsce, chciał wejść na poczekalnię, aby tak
uniknąć ścisku tłumu i zaraz skarcił panią, że nie posłuchała go oraz polecił jej wrócić
do domu. Pani owa wymawiając się od winy, podała mu kopertę zapieczętowaną,
w której się znajdowało tysiąc lirów.
Sala wnet wypełniła się ludźmi. Nadszedł pociąg, a adwokat Ascheri prosił na
głos Księdza Bosko, aby udzielił obecnym swego błogosławieństwa. Wszyscy
przyklękli. Udzielił im swego błogosławieństwa i następnie wraz z ks. Cerutti wsiadł
do wagonu w kierunku San Remo. Pasażerowie ciekawi dlaczego na tak małej stacji
takie zgromadzenie ludzi, zaczęli w biegu pociągu rozmawiać z ożywieniem, a każdy
99

10.10 Page 100

▲back to top
twierdził swoje. W przedziale Księdza Bosko jakiś młodzieniec wykrzyknął: Ja tam
nie wierzę, ani w cuda, ani w Boga.
Ależ chyba będzie pan wierzył faktom stwierdzonym – odpowiedział Ksiądz
Bosko. W przeciwnym razie popełniłbyś pan niedorzeczność. I rozpoczął mu
opowiadać jak ta pani została uzdrowiona w jednej chwili za pomocą prostego
błogosławieństwa. Młodzieniec słuchał uważnie. Po skończonym opowiadaniu Ksiądz
Bosko go zapytał, jak mógłby wyjaśnić tę rzecz bez uciekania się do interwencji
nadnaturalnej; atakując go następnie kilku argumentami o istnieniu Boga, zakończył
pytaniem:
Jest więc ktoś nad nami?
Hm… może i tak – odpowiedział on.
A zatem?
Ja nie chcę o tym myśleć.
A dlaczego?
Dlaczego... bo nie chcę zmieniać życia, mówię otwarcie. A kto jest?
Nie potrzebuje pan o tym wiedzieć – odpowiedział mu Ksiądz Bosko,
a ponieważ nikt go nie znał, podniósł się i wyszedł, gdyż pociąg właśnie dojechał do
San Remo.
Do San Remo zdążał Ksiądz Bosko na konferencję zapowiedzianą już pięć dni
przedtem specjalnym okólnikiem do tych „zacnych obywateli”. Zabrakło środków do
prowadzenia dzieła w pobliskim Vallecrosia; celem zbierania zasiłków ustanowiono
komitet z 36 panów i pań, którzy mieli kwestować u osób miłosiernych, a sobie
znajomych. Oni też urządzili propagandę, ściągając ludzi na konferencję Świętego
i tak przyczynili się do jej skuteczności. W tej miejscowości klimatycznej i kąpielowej
protestanci siali hojną dłonią obfite ziarno obojętności religijnej, a mimo to nie tylko
kościół San Siro, ale i plac pełen był audytorium chciwego słuchać słów Księdza
Bosko. Teolog Margotti, który pochodził z San Remo i znał dobrze swoje miasto
powiedział, że zgromadzenie tak licznego tłumu na kazanie, który był nadzwyczaj
obojętny na praktyki pobożne, uważa za jeden z cudów i to wielkich zdziałanych przez
Księdza Bosko.
Przy końcu konferencji powiedział, że on sam poszedłby zbierać kolektę i tak
ciągnął: Może się zdziwicie, widząc księdza krążącego po kościele z torebką w ręku,
ale kiedy patrzę na Krzyż i myślę, ile to wycierpiał Pan Jezus dla naszego zbawienia,
chętnie biorę torebkę do rąk i idę prosić o jałmużnę dla jego miłości.
Zebrał w ten sposób 800 lir. Ksiądz Cerutti zeznawał w procesie, że widział go
potem w zakrystii tak zmęczonego, pochylonego i jakby ukrzyżowanego, że wyglądał
na pół żywy, mimo to dawał posłuchanie dość poważnej liczbie osób, które chciały
z nim rozmawiać i składać w jego ręce swoje ofiary.
Tego samego dnia powrócił do Alassio. Tutaj ułożył dokument, który jest
dowodem jego czujnej troski o utrzymanie w czystości każdej cząstki Zgromadzenia.
Jak już zaznaczyliśmy, ks. Cerutti dostał nominację na Inspektora zakładów we
Francji i Ligurii, a teraz, czy to celem ulżenia mu w jego kłopotach, czy to ze względu
100

11 Pages 101-110

▲back to top

11.1 Page 101

▲back to top
na jego słabe zdrowie, Sługa Boży naznaczył mu vice - dyrektora w osobie ks.
Alojzego Rocca. Urząd ten, z konieczności uznany także przez zakład św. Karola
w Almagro, stanowił jednak nowość, o której aż dotąd nie było wzmianki w żadnym
regulaminie. Aby więc sprawa przybrała charakter normalny i zgodny, nakreślił
następujące artykuły:
Urząd Vice - dyrektora.
1. Vice-dyrektor dzieli się we wszystkim z Dyrektorem, co dotyczy zarządu
Zakładem, a w razie jego nieobecności zastępuje go.
2. Jemu jest powierzone kierownictwo duchowne, moralne i karne internistów
i eksternistów, za których prowadzenie jest w szczególny sposób odpowiedzialny.
Powinien więc czuwać uważnie w tym względzie i komunikować się z Prefektem,
Katechetą, Radcą szkolnym, nauczycielami i asystentami, a tak zbierać wiadomości,
które mogą go zorientować o stanie rzeczy, by mógł przeszkodzić, albo usunąć
nieporządki i wpajać z miłością pobożność, moralność i karność.
3. Każdej niedzieli razem z Prefektem wysłucha próśb z całego tygodnia
odnośnie do szkoły i studium, jakie mu przedłoży Radca szkolny i co do sypialni,
wysuniętych przez Katechetę.
4. Poinformuje się w tym samym czasie o brakach, które mogły się zdarzyć
w czasie tygodnia w kościele, na przechadzce, w refektarzu i na rekreacji.
5. Będzie mógł zrobić jakieś wyjątki dla wychowanków i służby domowej,
biorąc jednak pod uwagę przepisy już ustalone i upewniając się nade wszystko o ich
prowadzeniu moralnym i ich warunkach religijnych. Zawiadomi następnie prefekta
o poczynionych postanowieniach, aby on mógł zanotować to w odpowiednich
księgach.
6. Każdego miesiąca wypełni razem z Dyrektorem specjalny formularz
drukowany, dotyczący sprawozdania z prowadzenia Zakładu.
7. Do niego będzie należało wypełnienie tego, co postanowiono w art. 8 i 10
Regulaminu Dyrektora w Rozważaniach Kapituły Generalnej a mianowicie:
8. Każdego dnia niech się stara Dyrektor zwizytować zakład; niech się przekona
o wszystkim, co się dzieje w pokojach, w kuchni, refektarzu i piwnicach; niech wie
o wszystkim, co się tam robi. Jest to środek celem zapobieżenia, by nieporządki nie
zapuściły głębiej korzeni.
9. Niech ma spis osób zasłużonych i dobroczynnych, aby je zaprosić z okazji
świąt, akademii i rozdania nagród wychowankom.
10. Nie będzie mógł jednak, z wyjątkiem poważnych i naglących wypadków,
wydalać wychowanków i osób z zakładu, ani robić zmian na urzędach nauczycieli
i asystentów bez zgody dyrektora, do którego należy w szczególny sposób ogólny
dozór nad zakładem, kierownictwo religijne i moralne członków i wszystko to,
co odnosi się do zewnętrznej reprezentacji w stosunku do rodziców wychowanków,
władz kościelnych, cywilnych i szkolnych.
11. Do Dyrektora mogą jednak zawsze się zwracać, z jakiegokolwiek tytułu,
członkowie czy wychowankowie.
101

11.2 Page 102

▲back to top
Udawszy się stąd do Sampierdarena, Ksiądz Bosko spotkał się z ks. Rua
i innymi z Kapituły Wyższej i obradował z nimi przez kilka dni. Z tego przeciągu
czasu możemy tylko opowiedzieć jeden fakt, zeznany przez ks. Berto w Procesach
świadka naocznego. Pewna pani z Genui, której imię z pewnych względów świadek
zamilczał, żyła w jawnej niezgodzie z mężem, że od lat dwunastu nie powiedziała do
niego ani jednego słowa, ale żądała dla córki wszystkiego, co jej było potrzeba. Przy
stole nigdy nie prowadziła rozmowy; nie było wypadku, aby przynajmniej dała
najmniejszy znak zainteresowania. W tym chronicznym stanie złego humoru
zapomniała o wszystkich praktykach religijnych; a więc nie chodziła na Mszę św., ani
nie modliła się. Życie w rodzinie stało się nieznośne.
W takim stanie żona, sama nie zdając sobie sprawy, co chce od Świętego, udała
się do Sampierdarena, aby zobaczyć Księdza Bosko, polecić się jego modlitwom
i usłyszeć jakieś słowo pociechy. Ale zastała go bardzo zajętego tak, że bez ogródek
jej rzekł: Nie będę mógł długo z panią rozmawiać. Biedaczka, zaledwie rozpoczęła
opowiadać mu historię swego życia i swych utrapień, gdy Błogosławiony przerwał jej
i rzekł: Proszę dać swemu mężowi ten medalik i w grzeczny sposób pożegnał ją.
Nie trudno odgadnąć powody roztropności, jakie nim kierowały przy tym
postępowaniu. Trudno jednak opisać smutek biednej niewiasty, gdy nie otrzymała
nawet tej spodziewanej pociechy. Natknąwszy się na ks. Albera, Dyrektora Zakładu,
pokazała mu medalik ze słowami: Jak ja mam dać ten medalik mężowi? Przecież on
się wcale nie modli. Rzuci go gdzieś w kąt i koniec. Zachęcana, by jednak wiernie
spełniła, co jej polecił Ksiądz Bosko, odpowiedziała, że nie ma odwagi tego uczynić,
ale ks. Albera powtórzył swoje polecenie. Dobrze – odpowiedziała – uczynię to, niech
się dzieje co chce.
W sobotę wieczorem więc, w czasie pobytu na wsi, pani ta po wieczerzy
zebrawszy się na odwagę, odezwała się do męża, że widziała Księdza Bosko, który
przyrzekł modlić się za ich rodzinę i ofiarował mu ten medalik. On zaś, cały
zaczerwieniony, wykrzyknął: Co? Medalik? Przy tych słowach wychodzi, czym
prędzej z jadalni i udaje się do pokoju. Żona ze strachem postępuje za nim. Mąż
znalazłszy się z nią sam na sam, wybuchnął płaczem i rzekł, że już czas to skończyć,
ucałował ją i przyrzekł, że będzie inny na przyszłość. Nazajutrz wśród ogólnego
zdumienia byli oboje na Mszy św.; spokój zupełny wrócił do ich domu. Ks. Albera
świadczył z całym przekonaniem o skuteczności rady danej przez Księdza Bosko.
Z korespondencji wyżej przytoczonej wynika, że jeśli tym razem w drodze do
Rzymu, chciał Ksiądz Bosko mieć przy swym boku ks. Rua, to miał do tego swoje
powody. Najważniejszy dotyczył kościoła Najświętszego Serca. Trzeba było zapoznać
się z kontraktami zawartymi przez poprzednią Administrację z dostawcami,
porozumieć się z architektem, przestudiować plany zakładu, zbadać wszelkie możliwe
sposoby zdobycia potrzebnych sum: praca to olbrzymia, w której ks. Rua miał mu
ulżyć, aby mu w ten sposób został czas do swobodnego załatwiania innych zajęć.
A wśród tych zajęć na pierwszy plan wysuwały się zabiegi koło otrzymania
przywilejów i zawikłana kwestia ks. Bonetti interesów w Chieri. Przykro nam tylko,
102

11.3 Page 103

▲back to top
że materiał informacyjny zebrany tu i tam, jest nieproporcjonalnie mały w stosunku do
zajęć, jakie Ksiądz Bosko tam wykonywał; owszem stają się jeszcze szczuplejsze, bo
odnoszą się do rzeczy, które należało raczej trzymać w roztropnym milczeniu.
Jedynym informatorem mógłby być ks. Rua, ale od niego mamy zaledwie jeden
list i trzy krótkie bileciki skreślone do ks. Lazzero. Widocznie był niezmiernie zajęty
innymi rzeczami i nie mógł wysyłać wiadomości do Turynu.
Zatrzymali się całe trzy dni we Florencji, gdzie przybyli 16 kwietnia, we wigilię
Wielkiej Nocy. Od 4 marca mieszkał tam ks. Faustyn Confortola przy ul. Cimabue,
w bardzo lichym domku, do którego starał się ściągnąć większą liczbę chłopców na
codzienny katechizm do Oratorium świątecznego. Pomieszczenie było tak szczupłe,
że nie można było absolutnie nikogo przyjąć na mieszkanie; dlatego Święty skorzystał
z gościnności ofiarowanej mu serdecznie przez hrabinę Hieronimę Uguccioni. Rano
w Wielkanoc, z powodu napływu odwiedzających w pałacu, wysłał swego towarzysza
do odprawienia Mszy św. w ubogiej kapliczce pretorium; ale po południu udał się tam
osobiście. W towarzystwie ks. Rua i ks. Confortola udzielił błogosławieństwa
Najświętszego Sakramentem; potem rozdawał chłopcom hojną dłonią cukierki
ofiarowane w tym celu przez pewną zacną pomocnicę.
Skorzystał oczywiście z okazji, aby nawiązać bliższy kontakt z młodzieżą.
W godzinach popołudniowych odwiedził Arcybiskupa Eugeniusza Cecconi, gdyż
przedtem nie mógł złożyć mu wizyty, bo arcypasterz odprawiał funkcje liturgiczne
w katedrze. Następne dwa dni spędził na składaniu wizyt dobrodziejom i załatwianiu
interesów, jak to później zobaczymy. Podczas tego pobytu zbliżył się do bardzo wielu
osób, pozostawiając u nich wrażenie refleksu świetlnego, by nie powiedzieć czegoś
więcej, podziwu dla swej ujmującej uprzejmości i czci ze względu na świętość, która
przebijała z jego twarzy, słów i całej postaci.
Nasi podróżni dotarli do Rzymu nocą 20 kwietnia. Przed i po pobycie we
Florencji, zapoznali się z wielu osobami, które albo już były pomocnikami, albo
zapragnęły nimi być. Tym razem Ksiądz Bosko nie zamieszkał w Tor de’Specchi, ale
ulokował się dyskretnie w domku w pobliżu kościoła Najświętszego Serca. Warunki
pobytu tak opisuje ks. Rua: „Miejsce, w którym przebywamy tutaj w Rzymie, jest
wygodne, miłe i zdrowe. Jest to jedno z pomieszczeń w Rzymie, w którym się bardzo
dobrze mieszka i nie jest się narażonym na malarię, ani na gorąco. Ale i tu w pobliżu
jest wielu protestantów. Zdaje się, że Bóg chce nas tu przeznaczyć do zwalczania
herezji modlitwą, nauczaniem i miłością tak, że jak wiesz, w Bordighiera znajdujemy
się w otoczeniu protestantów, w Spezia mamy ich ze wszystkich stron, we Florencji
nasz mały zakład, który ma się przeobrazić w wielki, nie może się gdzie indziej
rozwijać, jak w tej części miasta, w której protestanci szerzą swoją propagandę;
a w Rzymie zakład protestantów od naszego instytutu dzieli tylko szerokość ulicy.
Prośmy więc Boga, aby nam dopomagał w spełnianiu misji, którą chce nam
powierzyć, posyłając nam środki potrzebne do szybkiej budowy nowego gmachu,
który będzie kosztował kilkaset tysięcy, a może nawet jaki i milion. Ksiądz Bosko
modli się i pracuje jak tylko może, aby podołać temu przedsięwzięciu, nie zaniedbując
103

11.4 Page 104

▲back to top
niczego, co tylko może przyczynić się do pomyślnego wyniku; zawsze powtarza,
że potrzebuje modlitw chłopców. Na posłuchanie u Ojca św. nie czekał długo;
Błogosławiony wysłał wnet sprawozdanie do Pomocników, które umieściło Bollettino
z maja.
Z pewnością sprawi wam wielką radość, Wielce zasłużeni Pomocnicy
i Pomocnice, wiadomość o szczególnej życzliwości Ojca św. względem was, o czym
chcę was dokładnie powiadomić.
23 bm. wieczorem, Ojciec św. Leon XIII raczył mnie przyjąć na specjalne
posłuchanie, na którym powiedziałem mu o gorliwości, z jaką Pomocnicy wspierają
nasze dzieła dobroczynne we Włoszech, Francji, Hiszpanii i Ameryce. Z niezwykłą
troskliwością pytał się Ojciec św. o zakłady w Vallecrosia koło Ventimiglia, w Spezia
i Florencji. Te dzieła stanowią szczególny przedmiot trosk Ojca św., albowiem mówił
On, bezpośrednio przychodzą w pomoc Kościołowi świętemu zagrożonemu przez
błędy tych, co je rozszerzają. Powiedz w moim imieniu, że posyłam apostolskie
błogosławieństwo tym wszystkim gorliwym Pomocnikom, że dziękuję im za to,
co czynią i polecam im stałość w czynieniu dobra. Nie braknie trudności, ale Bóg nie
zaniecha przyjść nam z pomocą. Dzieło, które im zostało powierzone, jest wielkie.
Zbieranie biednych chłopców, wychowywanie ich, wyrywanie ich z mrocznych
więzień, aby ich wrócić społeczeństwu i wyrobić na dobrych chrześcijan i dzielnych
obywateli – to są rzeczy, które musi każdy rozsądny człowiek pochwalić.
A jak tam Kościół i Zakład Najświętszego Serca Jezusowego na Eskwilinie?
Czy prace postępują naprzód? Czy idzie się naprzód, czy też utknięto w miejscu?
Odpowiedziałem, że prace idą raźnie naprzód i że blisko 500 robotników
pracuje przy dziele tylokrotnie pobłogosławionym przez Jego Świątobliwość.
Parę chwil przedtem pewna osoba ofiarowała Ojcu św. pięć tys. franków, jako
świętopietrze. Oto, powiedział mi z dobrocią, pieniądze te znalazły się na czas;
otrzymałem prawicą, a dają je lewicą; proszę je wziąć, niech posłużą na zapłacenie
prac podjętych na Eskwilinie. Spodziewam się, że świat oceni należycie ten wysiłek
Ojca św., aby dopomóc mi w dziele, które bardzo mi leży na sercu i spodziewam się,
że wiele osób ofiarnych zechce nas wesprzeć środkami, które Bóg złożył w ich ręce.
Cieszę się bardzo, że ustaliliście już osoby do zbierania ofiar. Zbierając choćby
i skromne ofiary, będziemy mogli uzyskać sumy nam niezbędne.
W pewnym momencie Ojciec św. wzruszył się nieco i zawołał: Och, Najsłodsze
Serce Jezusa, bądź dla nas, wszystkich wiernych, źródłem łask i błogosławieństw.
Błogosław wszystkich, którzy trudzą się dla Kościoła na Twoją cześć w różnych
częściach świata, ale szczególnie swoje błogosławieństwo zlej na wszystkich
Pomocników i Pomocnice św. Franciszka Salezego, na wszystkich ofiarodawców,
a w szczególny sposób na wszystkich kolektorów, którzy nie szczędzą swej pracy, aby
szerzyć Twą cześć i chwałę. Tak, ciągnął dalej Ojciec św. pobłogosław wszystkich,
błogosław ich pracę, ich rodziny, ich zajęcia i obdarz ich szczęściem w czasie
i wieczności.
104

11.5 Page 105

▲back to top
Na te słowa Wikariusza Jezusa Chrystusa nie odważyłem się powiedzieć coś
innego, jak tylko złożyć podziękowanie, zapewniając, że Pomocnicy będą dalej z nie
mniejszą gorliwością pracować na chwałę Boga i Matki Kościoła.
Jakkolwiek dzieła polecone miłosierdziu naszych Pomocników kierują się do
przyjścia z pomocą najbardziej potrzebującym ze społeczności cywilnej i na wsparcie
naszej świętej religii, to jednak wierzę, że jałmużna, jaką należy złożyć celem
zdobycia odpustu jubileuszowego, trwającego z polecenia Ojca św. od 19 marca do
1 września br., może być bardzo dobrze obrócona na ten sam cel.
W końcu zapewniam was, wielce zasłużeni Pomocnicy i Pomocnice,
że wszystkie sieroty przez was obsypane dobrodziejstwami wznoszą codziennie rano
i wieczorem wraz ze mną swoje modlitwy do nieba, aby spraszać na was
błogosławieństwo doczesne i duchowe.
Jubileusz, o którym Ksiądz Bosko wspomina, ogłosił Leon XIII 20 lutego na
otwarciu posiedzenia świętego Kolegium, przypadającym w trzecią rocznicę jego
wyniesienia na tron. Odpowiadając na hołdy i życzenia ich Eminencji, po
przedstawieniu smutnych ataków, na jakie jest wystawiony Kościół na całym świecie
i przykrego stanu, w jakim postawiono Stolicę Świętą, kończył słowami:
„W przekonaniu, że głównie z nieba trzeba oczekiwać porządnego wsparcia, bez
którego próżny wszelki nasz wysiłek i praca oraz pomni, że w chwilach szczególnie
burzliwych i w momentach bardziej niebezpiecznych, Kościół zwykł używać modłów
publicznych i praktyk pokutnych, postanowiliśmy ogłosić w tym roku dla całego
chrześcijaństwa nadzwyczajny Jubileusz, ażeby wskutek pomnożonych modlitw
i dobrych uczynków, Bóg prędzej zmiłował się nad nami i przygotował dla Kościoła
pomyślniejsze czasy. Jubileusz ten, o ile z jednej strony jest dowodem, że Kościół
znajduje się w bardzo ciężkich warunkach, to z drugiej strony budzi w nas nadzieję
i pociechę, bo otwiera niewyczerpane źródło dobrodziejstw dla katolicyzmu i skarbów
przenajdroższych, z boskiej dobroci obfituje Oblubienica Jezusa Chrystusa”.
Kiedy Ksiądz Bosko między prałatami i paniami oczekiwał swej kolejki na
posłuchanie, zdarzył się jeden z tych miłych epizodów, które on umiał z taką
uprzejmością potraktować. Do przedpokoju wszedł Monsignor mu nieznany, ale
przedstawił mu go pan, z którym rozmawiał. Oto jest Monsignor Pio Delicati, rzekł.
Ksiądz Bosko miał więc przed sobą tego samego, który w sporze o dzieło „Życie
świętego Piotra” wydawał sąd tak nieprzychylny. On natomiast wcale nie poznał
Księdza Bosko; owszem, nie mógł nawet przypuszczać, że się on dowiedział, jak się
nazywał konsultor, który jego książkę tak okropnie krytykował, bo na podstawie
relacji mu danej otrzymał uwagę, aby swoje imię zataił.
Muszę się nieco zrewanżować – pomyślał Ksiądz Bosko i zbliżywszy się
grzecznie, ukłonił mu się i pozdrowił. Monsignor zapytał, z kim ma przyjemność
rozmawiać.
Z biednym księdzem z Turynu, z Księdzem Janem Bosko.
Ach, Ksiądz Bosko! To imię znane nazwisko! To imię dzielnego wielkiego
pisarza.
105

11.6 Page 106

▲back to top
Proszę wybaczyć, Ekscelencjo, pisarza tak, ale czy dzielnego to wielki znak
zapytania.
Ach, co za skromność. Książki Księdza czynią wiele dobrego.
Z pewnością, że nie mam zamiaru szerzyć zła, a mimo wszystko może
Ekscelencja jeszcze usłyszy o nieprzyjemnościach, jakie mnie spotkały z powodu
pewnej książki...
Jakiejże to?
Życie świętego Piotra.
To mnie dziwi.
A jednak tak. Znalazł się ktoś, kto wysunął niedorzeczne zarzuty, a ktoś drugi
bez niczego osądził mnie godnym zamieszczenia na indeksie. Wyszłoby to bardzo
pociesznie, bo ja trzymałem się we wszystkim autorów Cuccagni i Santorio, a więc
przez wyrok potępiający byliby również potępieni ci sławni autorzy, zatwierdzeni
przez tych naszych sędziów, którzy chcieli mnie potępić. Muszę dodać, że za to
dziełko otrzymałem list pochwalny od Piusa IX. Ale całe szczęście, że Ojciec św.
osobiście utrącił tę aferę.
No tak, całe szczęście!... A Ksiądz dużo ma chłopców tego... no... w swoich
zakładach?
O, bardzo dużo, Monsignorze... Ale ci, co jak mówię Ekscelencji, chcieli moje
Życie świętego Piotra...
Niech Ksiądz coś powie... jak wiele ma Ksiądz swoich zakładów.
Ksiądz Bosko widząc, że jego interlokutor wysilał się, aby zbiec
z podminowanego terenu, zaczął mówić o zakładach. Monsignor ani na moment nie
dał po sobie poznać, że on jest tym sławnym cenzorem; Ksiądz Bosko znów ze swej
strony nie chciał być niedelikatnym tak, że tylko polecił mu swoich chłopców,
ucałował z szacunkiem w rękę i cofnął się kilka kroków wstecz.
Przejrzyjmy teraz kilka listów napisanych z Rzymu, które do nas dotarły.
O jednym z nich mamy tylko wiadomość ustną, od żeńskiego komitetu z Marsylii, bo
opat Guiol powiadomił o nim Panie na posiedzeniu 28 kwietnia, czytając niektóre
ważniejsze ustępy po francusku. Ksiądz Bosko pisał: „Przychodzę właśnie
z posłuchania od Ojca św. i o tym powiadamiam Ojca przed wszystkimi innymi
rzeczami. Wiele rozmawiał o Marsylii. Słuchał z upodobaniem o tym, co mu mówiłem
o naszej budowie, o wielkiej, wciąż rosnącej, liczbie chłopców i aspirantów do
kapłaństwa. Zatwierdza i poleca założyć nowicjat w tym mieście. W końcu dodał: Nie
mogę napisać osobiście, ale proszę Księdza, aby podziękować w moim imieniu
Komitetowi pań i panów i tym wszystkim, którzy was wspomagają. W szczególny
sposób błogosławię wszystkich panów ze Stowarzyszenia Beaujour. Błogosławię im,
ich rodzinom, ich sprawom duchowym i doczesnym. W dalszym ciągu rozmowy
mówiliśmy o Pomocnikach, o kościele Serca Jezusowego, jak to będzie ogłoszone
drukiem w Bollettino Salesiano. Ks. Bologna mi pisze o wielkiej aktywności, z jaką
Ojciec i komitet rozwijają na korzyść naszych dzieł. Niech Bóg wszystkim sowicie
wynagrodzi”.
106

11.7 Page 107

▲back to top
Zostają jeszcze trzy listy, z których na pierwszym miejscu umieścimy
zaadresowany do markizy Fassati z powodu śmierci hrabiny De Maistre, jej krewnej.
Zmarła, tak jak za życia obsypywała dobrodziejstwami Księdza Bosko, tak
i w testamencie przeznaczyła mu trzy tysiące lir.
Wielce zasłużona Pani Markizo!
W czasie podróży doszła do mnie smutna wiadomość o śmierci nieodżałowanej
hrabiny De Maistre, łaskawej dobrodziejki Zgromadzenia Salezjańskiego.
Natychmiast dałem zarządzenie, aby we wszystkich domach Zgromadzenia
odprawiono szczególne modlitwy o wieczny spokój zmarłej, tej, która - jak wierzę
głęboko - z miłosierdzia boskiego została przez Boga przyjętą i otrzymała wieczną
szczęśliwość w niebie.
Mimo wszystko nie przestaję się modlić każdego dnia za zmarłą,
a w szczególny sposób także i za Wielmożną Panią, aby Bóg zachował ją przy tym
czerstwym zdrowiu, o które my i inni przez tak długi czas modliliśmy się.
Na prywatnym posłuchaniu u Ojca św. miałem możność rozmawiać o rodzinie
De Maistre i Fassati. Wspomniano tam z wielką czcią imię i przydomek pana
Hrabiego Franciszka, Eugeniusza i Karola. Okazał prawdziwy smutek z powodu
śmierci Hrabiny Matki i zapewnił, że pomodli się za nią podczas Mszy św.
W końcu rzekł: Wszystkim tym zasłużonym rodzinom /De Maistre, Fassati,
Ricci i Montmorency/ proszę udzielić w moim imieniu apostolskiego
błogosławieństwa. Ze swej strony polecam się ich modlitwie.
Spodziewam się, że Pani zdrowie jest w dalszym ciągu dobre, o to się każdego
rana modlę we Mszy św.
Niech Bóg Panią błogosławi, Pani Markizo, niech Bóg pozwoli jej doczekać
plonów swojej ofiarności, niech udzieli wszelkiego dobra Baronowej Azelia,
Baronowi Karolowi Ricci. Polecając się ich pobożnym modlitwom, mam zaszczyt
kreślić się w Jezusie Chrystusie.
Rzym, Porta S. Lorenzo 42, 30.04.1881 r.
Zobowiązany Sługa
Ksiądz Jan Bosko
PS. Mam zamiar być w Turynie na nowennie do Maryi Wspomożycielki.
Następująca odpowiedź jest skierowana do pani Marii Acquaron, która mu
donosiła, że popadła znowu w dawną chorobę.
Czcigodna Pani!
Otrzymałem list od Pani, który mnie z jednej strony pocieszył, a z drugiej
zasmucił wieścią o poprzedniej chorobie. Zaprawdę pragnąłem, jak to już pani
pisałem, nie robić hałasu, modlić się i dziękować Bogu.
107

11.8 Page 108

▲back to top
Obecnie jednak musimy podwoić nasze modlitwy, Bóg ostatecznie na pewno
nas wysłucha, jeśli tylko nasza prośba nie będzie się sprzeciwiała dobru naszej duszy.
W tej myśli prosiłem o szczególne błogosławieństwo Ojca św., który chętnie go
udzielił zapewniając, że będzie się modlił za Panią i za siostrę Pani Wincentę.
Proszę łaskawie przesłać moje korne uszanowanie księdzu Fabre, panu
adwokatowi Aschieri i rodzinie przy sposobności. Niech Bóg panią błogosławi,
zasłużona Pani Mario, niech ją wynagrodzi za jej hojność na kościół i zakład Piani de
Valle Crosia. Proszę się modlić za mnie. Kreślę się zawsze w Jezusie Chrystusie.
Rzym Porta S. Lorenzo 42, 17.04.1881 r.
Zobowiązany Sługa
Ksiądz Jan Bosko
Czy Bóg wysłuchał „ostatecznie” prośby, nie ma żadnej wątpliwości. W trzy
lata później szwagier tej pani, adwokat Aschieri spotkawszy się w pociągu z ks.
Cerutti, który go nie poznał, zaczął mówić o Księdzu Bosko i o tym, co widział na
własne oczy w Porto Maurizio i o tym młodym rozmówcy, jakiego spotkali podróżni
i słuchali z największym zaciekawieniem. Prócz tego, sześć lat później, dzięki temuż
ks. Cerutti uzdrowiona pojawiła się w zakładzie w Alassio, aby się pokłonić Księdzu
Bosko i złożyć ofiarę.
Przedkładając Radzie Stanu spór o szkoły gimnazjalne Oratorium, jak to już
opowiedzieliśmy w tomie poprzednim, Ksiądz Bosko usiłował widzieć się z nowym
ministrem Oświecenia Publicznego; następnie od 2 stycznia do Franciszka De Sanctis
zajął to stanowisko Guido Baccelli, arcyliberał.
Na podstawie trzeciego listu do hrabiego Tomasi dowiadujemy się, ile
przedpokojów musiał Ksiądz Bosko odwiedzać w Rzymie, po których nie zostało
żadnego śladu. Wiele zabiegów przedsięwziął z pewnością celem osiągnięcia
przywilejów. Co do innych spraw, to został nam tylko strzępek prośby o przyznanie
odznaczenia Zakonu Maurytańskiego panu Józefowi Repetto z Lavagna Ligure, który
podjął się na własny koszt przeprowadzić znaczne prace w zakładzie św. Jana
Ewangelisty w Turynie. Oto list do hrabiego Tomasi, zajętego przy ministerstwie
Oświecenia Publicznego.
Najłaskawszy Panie Hrabio Tomasi!
Z całego serca dziękuję Waszej Wielebności za dwa liściki, jakie raczył Pan
łaskawie skierować, abym mógł otrzymać posłuchanie u pana Ministra Bacelli.
Udałem się dokładnie o godzinie mi wyznaczonej, czekałem od 11 rano do 1 – szej
i kwadrans na drugą po południu. Wtedy powiedziano mi, abym przyszedł nazajutrz
o pierwszej. Tak też zrobiłem. Przyszedł minister i zaraz odszedł tak, że nie mogłem
ani z nim rozmawiać, ani prosić o inną godzinę na posłuchanie.
Również nie mogłem w żaden sposób zbliżyć się do Głównego Sekretarza.
Skieruję więc sprawę do urzędu, ale nie mogę rozmawiać o różnych sprawach,
odnoszących się do dobra publicznego...
108

11.9 Page 109

▲back to top
Mimo wszystko jestem szczerze zobowiązany za dobroć, z jaką raczył Pan
zająć się naszymi biednymi chłopcami. Proszę Boga, aby raczył zlać na Pana swoje
niebieskie błogosławieństwo. Mam zaszczyt kreślić się Waszej Wielebności.
Rzym, 09.05.1881 r.
Pokorny sługa
Ksiądz Jan Bosko
PS. Aby się upewnić, że moja sprawa pójdzie do rąk któregokolwiek
z głównych urzędników Ministerstwa uważam, że będzie lepiej, aby ze swej dobroci
raczył Pan mnie o tym zawiadomić.
W czasie swego pobytu w Rzymie Błogosławiony wysłał ks. Rua, aby
odwiedził współbraci i zakład w Magliano Sabino. Na linii z Rzymu do Magliano
zdaje się, że nastąpiło spotkanie sekretarza Księdza Bosko z przyszłym Eminencją
Lafontaine, Patriarchą Wenecji, a wtedy młodym klerykiem, który trzydzieści cztery
lata później tak o tym pisał: „Wielkie wrażenie wywarła na mnie jego uprzejmość,
skupienie, poufałość pełna szacunku, z jaką się do mnie odnosił”.
Rankiem 10 maja Święty brał udział w pięknej uroczystości. Kilka setek
pielgrzymów francuskich, pragnących uzyskać odpust Jubileuszowy, odwiedziło
bazyliki większe, zapraszając za każdym razem jakiegoś prałata, aby im odprawił
Mszę św. Do św. Jana na Lateranie zaproszono Księdza Bosko, zaznaczając
jednocześnie, aby przemówił do nich w ojczystym języku. Zgodził się na to bardzo
chętnie. W słowach do nich zwróconych wyraził dwie zasadnicze myśli: pochwalił ich
zbawienną myśl, aby się udać z pobożnością do tego kościoła, który jest Mater et
caput omnium ecclesiarum i złożyć hołd Wikariuszowi Jezusa Chrystusa, Pasterzowi
pasterzy i cieszył się z nimi, że przez to przybycie okazali swoją żywą wiarę
i przywiązanie do Katedry św. Piotra oraz miłość do jego następcy Leona XIII,
którego błogosławieństwo otrzymane krótko przedtem będzie zadatkiem dla ich
lepszych dni, dla ich rodzin i dla ich ojczyzny, gdzie wśród powodzi zła kwitnie tyle
dobrego tak, że naród ich nigdy nie sprzeniewierzył się swemu chlubnemu tytułowi
„Pierworodnej córki Kościoła”.
Do Tor de’Specchi Sługa Boży zwołał według swego zwyczaju Pomocników
Rzymskich po południu 12 maja.
Dziennik „Aurora” z 13, zamieszczając sprawozdanie z konferencji zaznaczał,
że wyglądał załamany, ale ciepło przemawiał. W konferencji brał udział kard.
Alimonda. Ten sam dziennik tak reasumował swoje rozważanie:
„Oznajmiwszy, że Jego Świątobliwość raczył przesłać szczególne
błogosławieństwo wszystkim biorącym udział w zebraniu, powiedział, że będzie
mówił najpierw o dziele salezjańskim w ogólności, a potem o kościele Serca
Jezusowego. Od roku zeszłego do obecnej chwili liczba domów salezjańskich się
powiększyła. Misja w Patagonii rozwija się pomyślnie. Fundacje w Nizza,
Ventimiglia, Spezia, Lucca i Florencji ugruntowały się i rozszerzyły; tam właśnie te
109

11.10 Page 110

▲back to top
nowe zakłady powstałe i rozwijające się pod bokiem podobnych instytucji
protestanckich, paraliżują ich szkodliwe działanie i wyrywają dusze ze szponów
szatana. Młodzież i przyszłość, według powiedzenia Dupanloup, to jest to samo,
a powinniśmy życzyć dla Włoch przyszłości pomyślnej, a to się dokonuje przez
wychowanie i zbawianie młodzieży, przy pomocy środków udzielanych przez
Pomocników salezjańskich.
Przechodząc następnie do omawiania kościoła Serca Jezusowego, wyraził się,
że była to wspaniała myśl, aby wybudować na wzgórzu Eskwilińskim, gdzie dawniej
wznosiła się świątynia dla bóstw, świątynię ku czci Boskiego Miłosierdzia, to jest ku
czci Serca Jezusowego. Przystało, aby na miejscu, gdzie kiedyś stały straże wojskowe,
i dziś powstał zakład, w którym czuwać będą straże nad zbawieniem dusz.
Genialny Ojciec Maresca rozpoczął prace z gorliwością, salezjanie prowadzą je
dalej. Przeszło 66 placówek protestanckich - sale, szkoły i olbrzymie zakłady, to
wszystko odwodzi dusze od wiary katolickiej, a wielu zwabionych obietnicą pracy czy
łatwych zapomóg, daje się uwieść. Trzeba więc przeciwstawić się tej propagandzie
i zbierać biednych chłopców pozbawionych rodziców, opiekunów, chleba, choć
pochodzą z różnych części Włoch; w tym celu przy kościele Serca Jezusowego należy
wznieść przytułek, gdzie by można wychowywać przynajmniej 500 chłopców.
Dlatego zwrócił się z apelem do ofiarności Rzymian, którzy - o ile przedtem hojnie
dawali datki na jego dzieła w różnych częściach Włoch -to obecnie powinni otworzyć
dłonie, bo byłoby to wstyd, aby tu w Rzymie protestanci okazali się gorliwszymi
i ofiarniejszymi szerząc triumf herezji niż Rzymianie pracujący nad zwycięstwem
wiary świętej. Zakończył słowami, że Jego Eminencja kard. Alimonda zechce
zachęcić ich do dawania jałmużny; on zaś czuje się szczęśliwy na widok wymownego
Purpurata przemawiającego w sprawie salezjanów.
Jego Eminencja, mówiąc o salezjanach, wydał następujący sąd: „To
Zgromadzenie zdaje się, że założyła sama Boska Opatrzność celem niesienia balsamu
na tyle ran, podnoszenia tylu upadłych, obdarzania pokojem tylu zdesperowanych, dla
chwały i imienia Bożego i przeszkadzania grzechom”. W końcu delikatnie zauważył:
„Wy Rzymianie macie dzielny kler to prawda, ale nigdy nie jest za wiele pomocy
moralnej i chętnie się ją przyjmuje, skądkolwiek by pochodziła”.
Konferencja w Tor de’Specchi była jednocześnie pożegnaniem; wieczorem 13
wyjeżdżał do Florencji, gdzie w niedzielę 15 przemawiał do Pomocników i przyjaciół
w kościele San Firenze obsługiwanego przez Filipinów. Aby dobrze przygotować to
zebranie wystosował okólnik, który wysłał do ks. Confortola wraz z następującym
listem.
Najdroższy Księże Confortola!
Przeczytaj to, co załączam, potem zapieczętuj list do Monsignora Wikariusza
i zanieś mu go razem z okólnikiem do Pomocników: ułóżcie sprawy jak można
najlepiej i każ wydrukować to jak najszybciej; a mianowicie:
1. Druków niech będzie około sześćset;
110

12 Pages 111-120

▲back to top

12.1 Page 111

▲back to top
2. Wyślij je do całego kleru we Florencji, do tych wszystkich panów i pań,
których wskaże ks. Justyn Campolini, pani markiza Uguccioni i inne osoby
dobroczynne;
3. Kiedy Biskup Wikariusz naznaczy kościół, proszę się natychmiast udać
tam: celem porozumienia się z proboszczem, aby później w niczym nie przeszkadzać
w zwykłych nabożeństwach. Zawiadom mnie potem o wszystkim.
4. Wysyłka druku kosztuje 2 centesimy, a może ci w tym dopomóc Pani
Markiza, jej córki, ks. Justyn i inni, których nasza dobra mama zna.
Ja przybędę do Florencji w piątek wieczorem, a odjedziemy w poniedziałek po
konferencji. Pozdrów naszych drogich Salezjanów, módlmy się, aby wszystko wyszło
na większą chwałę Bożą, a łaska Boża będzie zawsze z nami. Amen.
Rzym, 10.05.1881 r.
Oddany w Jezusie Chrystusie
Ksiądz Jan Bosko
Według sprawozdania przysłanego ks. Bonetti przez ks. Confortola, dyrektora
tego świeżo założonego Oratorium świątecznego, a które wydrukowano w Bollettino
z lipca, Święty dał tam poznać, kim byli salezjanie, jakie ich cele, czego już dokonali
gdzie indziej, po co przybyli do Florencji i jak wielkiego wsparcia potrzebowali od
Pomocników, od Pomocnic i wszystkich dobrych ludzi, aby wypełnić swoje zadanie.
Sprawozdawca przedstawiając publicznie wszystko inne, uwydatnił w szczególny
sposób jego przemówienie na temat jałmużny, jeden z tych argumentów Księdza
Bosko - szczególnie charakterystycznych w ostatnim dziesiątku jego życia, czy to
przemawiał z ambony, czy w prywatnych rozmowach, czy w korespondencji, czy
okólnikach; owszem, we wigilię śmierci uważał sobie jeszcze za obowiązek pisać
książeczkę na ten temat. W czasie, kiedy ludzkość pogrążała się coraz bardziej
w egoizmie i w nerwowej pogoni za dobrami materialnymi, Ksiądz Bosko robił co
mógł, aby przyjść światu z pomocą i nauczyć go korzystać po chrześcijańsku
z nadwyżki dóbr. Tak o tym mówił do Florentczyków:
Może mnie zapytacie: Jak my możemy mieć nadwyżkę na jałmużnę w latach
tak krytycznych, kiedy nie wiadomo po prostu, jak ciągnąć dalej? A ja wam odważnie
odpowiadam, że nadwyżki my wszyscy mamy, aby je ofiarować na biednych i dobre
dzieła trzeba tylko, abyśmy chcieli. Nadwyżka znajduje się w mieszkaniach
i przedmiotach luksusowych. Ileż to mebli, ile rzeczy cennych, a niepotrzebnych!
Nadwyżka jest w liczbie koni, pojazdów i dostaw rozmaitych. Nadwyżkę znaleźć
można w osobach służby, w odzieniu, we wikcie i wszędzie, gdzie tylko chcecie,
a nawet i na wielu torebkach. Ta więc nadwyżka według polecenia Pana naszego
powinna iść na biednych.
Niektórzy kwestionują, ile każdy powinien dać z własnej nadwyżki na jałmużnę
i jedni mówią, że piątą część; inni, że czwartą, a inni jeszcze inaczej. Co do mnie,
to uważam, że kwestię tę rozwiązują słowa Ewangelii, które nie mogą być jeszcze
111

12.2 Page 112

▲back to top
prostsze i jaśniejsze: Quod superast, date eleemosynam, to co zostaje, daj na jałmużnę.
A między tymi, którzy powinni korzystać z naszej jałmużny, jest tylu biednych,
opuszczonych chłopców brudnych, bosych, żebrzących po ulicach naszego miasta,
którzy żyjąc z żebraniny, błąkają się wieczorem po podejrzanych lokalach bez żadnej
opieki, co do duszy i co do ciała. Wzrastają w nieświadomości rzeczy Bożych, religii
i swych obowiązków moralnych, wychowując się na bluźnierców złodziei,
wszeteczników, pełnych wszelakich błędów, zdolnych do najgorszych czynów,
z których wielu popadnie w nędzę moralną i w ręce sprawiedliwości, która je skaże na
więzienie, albo też skłonią się do obozu protestantów. Ci otwarli we Florencji wiele
zakładów, w których biedna młodzież otumaniona zwodniczym złotem i próżnymi
obietnicami, utraciwszy wszystko, pozbawiona cnót, dochodzi wreszcie do tego,
że traci wiarę.
Tego rodzaju fakty możecie widzieć własnymi oczami każdego dnia. Wy sami
opowiadaliście mi, jak to protestanci uwodzili złotem i podarunkami wszelkiego
rodzaju, np. odzieżą, żywnością. Ofiarą ich padło wielu chłopców i dziewczyn, czasem
całe rodziny, według waszego wyrażenia zostały przekupione przez nieprzyjaciół
naszej wiary, przez sługi szatana.
Jak można powstrzymać to zło i przeszkodzić groźnym jego następstwom?
Ksiądz Bosko po to przybył do Florencji, przedstawiając się przede wszystkim Jego
Ekscelencji Arcybiskupowi, a następnie gorliwym Pomocnikom i Pomocnicom.
Ksiądz Bosko we Florencji, przy ul. Cimabue 31, gdzie istnieje otwarte Oratorium
świąteczne. Ksiądz Bosko chciałby jeszcze otworzyć zakład dla tylu biednych
opuszczonych dzieci, aby je ocalić od zepsucia i utraty wiary, i wychować ich na
dobrych obywateli i prawdziwych chrześcijan.
Ksiądz Bosko potrzebuje z tego powodu waszych ofiar; Ksiądz Bosko
potrzebuje, abyście mu przeznaczyli tę nadwyżkę, jaką posiadacie, którą on będzie
umiał użyć na większą chwałę Bożą i Matki Najświętszej, i dla większego dobra dusz,
zwłaszcza młodzieży.
Na zakończenie więc powiem wam: ja muszę odjechać z Florencji, wam
zostawiam mojego zastępcę, dyrektora istniejącego Oratorium. W jego ręce złóżcie,
w miarę swych sił, hojną jałmużnę, a w ten sposób moje pragnienie i wasze, będą się
mogły urzeczywistnić: zbawi się wiele dusz, a jak mówi św. Augustyn - wy, zbawiając
dusze waszych bliźnich, zapewniacie sobie zbawienie własnej duszy.
Na konferencję przybyli także klerycy kilku seminariów, pragnących poznać
Kisędza Bosko. Jeden z nich monignor Jakub Bonardi, biskup z Peru i pomocnik kard.
Mistrangelo, przypominał sobie miłe wrażenia, jakich doznał na jego widok, przy
całowaniu go w rękę i słuchaniu jego bardzo prostych, a tak pełnych namaszczenia
słów.
Ksiądz Bosko, mimo niektórych trudności, o których później powiemy miał tak
wielką wiarę w Opatrzność, że odjeżdżając do Turynu polecił Dyrektorowi nie cofać
się, a myślał nie tylko o budowie zakładu, ale także o wzniesieniu obok kościoła
112

12.3 Page 113

▲back to top
godnego Wielkiej Matki Bożej i pobożności wiernych; był gotów dołożyć wszelkich
poświęceń dla Florentczyków.
Zdaje się, że we Florencji nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Ks. Rua
w liście do ks. Lazzero zaznacza tylko o opatrznościowym, choć do pewnego
stopnia nieprzyjemnym, opóźnieniu przy odjeździe w czasie podroży, kiedy
w międzyczasie mógł Ksiądz Bosko otrzymać nieoczekiwaną i wielką ofiarę.
W Rzymie natomiast zdarzyło się coś, ale bez większego rozgłosu.
Według świadectwa ks. Dalmazzo były dwa fakty. W jednym z nich łaski się
wprost mnożyły. Dzięki błogosławieństwu Maryi Wspomożycielki Ksiądz Bosko
przywrócił zdrowie pewnej pani. Ta udała się wkrótce do swych znajomych, którzy
byli protestantami i na pytanie, jak uleczyła się nagle z tak ciężkiej choroby,
opowiedziała całe zdarzenie. I mając poważnie chorą córkę, nie oglądając się na
przekonania religijne postanowili zaprowadzić ją do Księdza Bosko. Błogosławiony
pobłogosławił ją i dziewczynka została uzdrowiona. Matka jej, pełna radości rzekła:
Oto nasz błąd protestancki. Nie czcimy Maryi. W r. 1885 Ksiądz Bosko otrzymał od
tej rodziny list, z którego się dowiedział o nawróceniu się wszystkich jej członków na
katolicyzm.
Innego dnia, kiedy odprawiał Mszę św. w naszym starym domu przy Via
Vicenza, wszedł jakiś pan, który od 18 lat chory na nogi, z trudnością wlókł się na
kulach i prosił ks. Dalmazzo, aby go przedstawił słudze Bożemu; ale ks. Dalmazzo,
który wracał do domu, aby przygotować śniadanie dla Księdza Bosko skierował go do
kleryka Zucchini. Ten zaprowadził go po Mszy św. do Księdza Bosko. Z pełną pokorą
zacny pan prosił go błogosławieństwo. Ksiądz Bosko zadawszy mu kilka pytań
i widząc jego żywą wiarę pobłogosławił go, zabrał mu kule i rzekł: Przechadzaj się.
Staruszek zaczął iść bez najmniejszej trudności i odszedł z kulami pod pachą
zapewniając, że schowa je sobie na pamiątkę. W czasie śniadania prokurator rzekł do
Księdza Bosko: A więc to prawda, że został ów człowiek całkowicie uzdrowiony po
błogosławieństwie Księdza?
Matka Najświętsza błogosławiła go i uzdrowiła – poprawił go Ksiądz Bosko.
Ależ i ja, powiedział znów ks. Dalmazzo – tyle razy udzielałem
błogosławieństwa Maryi Wspomożycielki tą samą formułą, a nigdy nie zdarzyło mi się
coś podobnego.
Mówisz jak dziecko – odpowiedział Ksiądz Bosko. A wiesz, dlaczego? Nie
miałeś wiary.
113

12.4 Page 114

▲back to top
ROZDZIAŁ V
UROCZYSTOŚCI, TROSKI I SEN O PRZYSZŁYM STANIE
ZGROMADZENIA
W Oratorium zachodził cykl świąt, które można nazwać właściwie
salezjańskimi, obecnie już ustalone przez zwyczaj. Mianowicie: Maryi
Wspomożycielki, św. Alojzego, św. Jana Chrzciciela i Wniebowzięcie – te dwa
ostatnie zwłaszcza, bo odnoszące się do imienin i urodzin Księdza Bosko. Za każdym
razem wszyscy je oczekiwali, bo wnosiły one wiele radości i pożytku duchownego.
Ogólne zarysy tegoroczne, gdyż trzeba by się zwrócić do historii rozwoju tych świąt.
Nadmieniamy tylko o tym, co odbiega od zwykłego porządku. Wszystko, co jest do
powiedzenia odnosi się do uroczystości 24 maja.
W Oratorium istniał piękny zwyczaj obmyślania wszystkiego zawczasu, żeby
nie napotkać jakiejś nieprzewidzianej okoliczności. Toteż, żeby znaleźć Biskupa do
celebrowania w świątyni Maryi Wspomożycielki na tę wielką uroczystość, ks. Rua
imieniem Księdza Bosko polecił z Rzymu pod koniec kwietnia ekonomowi
generalnemu ks. Sala, żeby w tej sprawie udał się do Kurii. Dzisiaj w którejkolwiek
diecezji taką formalność krótko się załatwia; ale w archidiecezji turyńskiej istniały
specjalne wymagania, jak to było jasno wyrażone w kalendarzu liturgicznym na rok
1882. Artykuł 14 tak opiewał: „Uchybia ciężko przeciwko uszanowaniu należnemu
swemu pasterzowi i godności biskupiej, kto zaprasza biskupa obcego do odprawienia
jakiejkolwiek funkcji kościelnej w tej archidiecezji bez uprzedniego wyraźnego za
każdym razem pozwolenia od swego arcybiskupa. Ks. Sala udał się 2 maja do biskupa
Gastaldi z prośbą, by zechciał pozwolić bp. Pampirio, nowemu ordynariuszowi z Alba,
przybyć na 24 maja pontyfikować i wygłosić kazanie. W czasie, gdy ks. Sala całował
go w pierścień, Arcybiskup zapytał: Jakaż sprawa do mnie księdza sprowadza?
Ks. Sala obchodząc z dala rzekł: Mając polecone staranie przez przełożonego przy
kościele św. Jana Ewangelisty i zwerbowawszy już malarzy, znajduję pewną trudność,
z którą się zwracam do Waszej Ekscelencji. Chodzi się o wymalowanie biskupów
siedmiu kościołów azjatyckich w postaci aniołów według tego, co się czyta
w Apokalipsie. Naprawdę – przerwał Arcybiskup – tę scenę z Apokalipsy należy
odtworzyć: co do mnie, róbcie jak chcecie. Kiedyś – mówił ks. Sala – udałem się do
Alba, by zobaczyć katedrę malowaną przez tego samego malarza Costa i wówczas Bp
Pampirio, mówiąc o nim i o Bazylice, dał do zrozumienia, że bardzo chętnie
pontyfikował by u nas w dzień święta Maryi Wspomożycielki. Ale bez uprzedniej
zgody Waszej Ekscelencji nie mógłbym mu dać definitywnej odpowiedzi; toteż tylko
nadmieniłem, że bylibyśmy bardzo szczęśliwi, gdyby był obecny u nas na tej pięknej
uroczystości. Właśnie przybyłem, aby prosić o to konieczne pozwolenie, jeżeli Wasza
Ekscelencja zechce na to zezwolić. Potrzeba, by w tej sprawie napisał mi sam Ksiądz
114

12.5 Page 115

▲back to top
Bosko. Ksiadz Bosko powiadomiony jednak o tym pragnieniu Bp Pampirio, polecił ks.
Rua napisać, żebym się udał do Waszej Ekscelencji i prosił zaraz o żądane
pozwolenie. Nie – odrzekł Arcybiskup – gdyż salezjanie postępują sobie niewłaściwie
w tym kościele Maryi Wspomożycielki, a wszystko w tym celu, by mnie jedynie
zignorować. Pozwolenie byłoby pochwałą takiego postępowania.
Ależ proszę tego nie mówić Księże Arcybiskupie. My pracujemy po to, by
wszystkim czynić dobrze, źle zaś nikomu, tym bardziej naszemu Arcypasterzowi:
owszem czyni się nawet poświęcenia, by być dla niego pomocą w diecezji,
a szczególnie w Turynie.
Tak, tak! – Ks. Lemoyne wydrukował sprawozdanie o cudach zdziałanych za
przyczyną Maryi Wspomożycielki bez mego pozwolenia i pod moim bokiem
rozszerza się je po całej archidiecezji, a to mi chyba uwłacza.
Pierwszy raz, Monsignor, słyszę słowa o cudach. Zawsze mówiono o łaskach
otrzymanych przez przyczynę Maryi Wspomożycielki.
Te, o których pisał ks. Lemoyne, są cudami, a cuda mają być aprobowane przez
władze kościelne, według dekretu świętej Kongregacji.
W tej chwili nie uprzytamniam sobie owego dekretu; lecz wiem, że nie wydano
żadnej książki o łaskach Maryi Wspomożycielki bez aprobaty władzy kościelnej.
Tak?!!! Z innej diecezji, a później pod osłoną tej władzy, chce się uważać
kościół za Sanktuarium. Żeby do tego doszło trzeba, aby fakty, cuda były aprobowane
przez ordynariusza, a nie zmyślone.
Na to ks. Sala, człowiek wysokiego wzrostu, ale pełen gołębiej prostoty,
powstał z krzesła, sięgał do kieszeni, wyciągnął zwój papierów, wyjął jedną kartę
i podając biskupowi rzekł:
Proszę czytać Ekscelencjo i przekonać się, że łaski otrzymane nie są zmyślone
przez Księdza Bosko.
A kiedy Arcybiskup nie chciał czytać. Proszę zatem pozwolić, że ja przeczytam
– rzekł. Czuję, że sama Opatrzność przysłała mi tę kartę dziś rano. Tymczasem czytał.
Piszącym był Kawaler Marcalli, który z Rzymu donosił o cudownym uzdrowieniu
swej żony, hrabiny Fenili. Arcybiskup dorzucał tylko frazesy. Jestem przekonany, że...
że... no... te osoby... w końcu rzekł: Jeżeli wszystkie łaski byłyby jak ta, to nie byłoby
trudności z aprobatą... A że z tego wynikłoby wiele dobra, to jasna rzecz.
A dlaczego jednak – powtórzył ks. Sala – tak się postępuje?
Tu zmienił się temat rozmowy i mówiono o kościele w Rzymie.
Arcybiskup w innym już tonie rozmawiał, nadmieniając nawet, iż podziwiał
Księdza Bosko i że Opatrzność zawsze go wspomaga, a sam Ksiądz Bosko robi
pieniądze choćby z kamienia... Przy pożegnaniu, ks. Sala powiedział: Jeżeli nic nie
stoi na przeszkodzie, to biskup Pampirio wygłosiłby kazanie! Odpowiedź: Bp
Pampirio niech zostanie w Alba walczyć z Rosminim. W końcu ks. Sala kłaniając się,
zwrócił się do wyjścia i usłyszał: Pomyślimy o tym. Żeby się upewnić jak rzecz
postanowiono, ks. Sala powrócił 19 maja i zapytał czy, jeżeli nie na pontyfikalną Mszę
115

12.6 Page 116

▲back to top
św., to przynajmniej może przybyć z kazaniem o Matce Boskiej. Lecz i teraz powtórna
nastąpiła odmowa.
Absolutnie nie zdawał się być Arcybiskup usposobionym do zrozumienia
salezjanów, następnego dnia ks. Francesia, dyrektor w Kolegium w Valsalice, prosił
o udzielenie internistom, o ile to nie będzie dla niego niewygodą, sakramentu
bierzmowania. Odpowiedział, że nie i nie pójdzie nigdy do żadnego zakładu
salezjańskiego, ponieważ salezjanie są mu przeciwni. W dwa tygodnie później, ten
sam ks. Francesia dał wspaniały dowód poddaństwa i uniżoności. Będąc już od
dwunastu lat spowiednikiem, został zawezwany do złożenia egzaminu z teologii
moralnej. Ks. Francesia dla uniknięcia podejrzeń, jakby nie miał jurysdykcji,
ograniczył się do wyjaśnienia w liście pełnym szacunku, że zgodnie z prawami
kościelnymi otrzymał swój patent spowiednika: lecz mimo to posłuchał, stawił się na
egzamin przed wyznaczoną komisją, która bardzo się zdziwiła, ale oczywiście
przyznała pełną aprobatę.
Musimy dodać, że z okazji zaproszenia Arcybiskup Gastaldi postawił zarzut, że
w drukarni w Sampierdarena ukazała się w Czytankach Katolickich broszura pt.
Specjalizm, hrabiego Emiliana Avogadro della Motta z dodatkiem tegoż autora
przeciw nauce i zasadom Rosmieniego.
W czasie tych ostatnich incydentów, Ksiądz Bosko już powracał do Turynu
i znalazł się na miejscu wieczorem 16 maja. Po czteromiesięcznej nieobecności,
chciano mu zgotować uroczyste przyjęcie, ale on przełożył godzinę przyjazdu
przybywając do Oratorium, gdy wszyscy byli w kościele na nowennie. Miało się
rozpocząć błogosławieństwo, przeto go chciał sam udzielić. Nieopisana radość
zapanowała w sercach wszystkich na jego widok, gdy wychodził z zakrystii ubrany
w szaty liturgiczne i zbliżał się do ołtarza, zabrzmiał śpiew radosny, a świąteczne
aplauzy zmieszały się z dźwiękami orkiestry.
Zaraz nazajutrz wysłał zaproszenie do Pomocników turyńskich na konferencję
do kościoła św. Franciszka na 19 i 23 maja. Tematem, pisze tamże, będą rzeczy
doniosłe, jakie się dokonuje na większą chwałę Bożą, korzyść społeczeństwa i za
przyzwoleniem wszystkich.
Do Pomocników miał jedno z tych szczegółowych przemówień, które całe
tchnęło rodzinnym zaufaniem i dlatego słuchano je ze szczególną uwagą. Pomocnicy
przekonali się, że prace posuwały się przy kościele i zakładzie św. Jana Ewangelisty
w Turynie, kościele Maryi Wspomożycielki w Vallecrosia, przy szkołach i Oratorium
w Spezia, w Oratorium we Florencji i przy kościele i zakładzie Serca Jezusowego
w Rzymie; Dalej podziwiali trudy apostolskie misjonarzy i sióstr w Urugwaju
i Patagonii. Kiedy te wszystkie wiadomości podnieciły już umysły obecnych, Ksiądz
Bosko z całą naturalnością uczynił zręczną dygresję. Porównał życie misjonarzy z tylu
chrześcijanami, co pędząc życie na rozkoszach nie dadzą się nawet nakłonić do
jałmużny, by wspomóc pracę nad zbawieniem dusz.
Do takich chrześcijan można zastosować słowa, jakie święty Piotr wyrzekł do
Szymona maga: Pecunia tua sit tecum in perditionem – Pieniądze twoje niech idą z
116

12.7 Page 117

▲back to top
tobą na potępienie. Owi chrześcijanie powinni się zreflektować, że Bóg któregoś dnia
zażąda od nich rachunku z dóbr, które im udzielił. Do każdego bogacza powie, żebyś
jego część użył na moją chwalę i na korzyść bliźnich, a tymczasem cóż uczyniłeś
z nim? Przepych, zabawy, hulanki, gra w karty, błyszczenie przed drugim – oto cel
twych pieniędzy. On odpowie: Swego majątku nie marnowałem. Był on mi drogim –
co roku go pomnażałem, utrzymywałem dom, pole, winnice. Także na to odpowie Pan
Bóg: Gromadziłeś je - tak, pomnażałeś! Tak, to prawda, a tymczasem ubodzy cierpieli
nędzę; tysiące opuszczonej młodzieży wzrastało w nieznajomości religii i złych
obyczajach, a dusze okupione moją krwią szły do piekła. Więcej ci leżały na sercu
twoje pieniądze niż moja chwała. Droższymi ci były sakiewki niż dusze twych braci.
Teraz więc z twymi skarbami, z twymi upodobaniami idź na potępienie. Pecunia tua
sit tecum in perditionem.
Wiem dobrze – dodał Ksiądz Bosko – że wy nie należycie do liczby tych, ale
dajecie jałmużnę wedle możności: na świecie jednak jest wielu takich, co mogą
naśladować wasz przykład, a jednak nie idą za nim.
W końcu dodał, że kilka godzin temu dowiedział się, iż zakład w San Benigno,
gdzie wychowują się przyszli wychowankowie, majstrzy i asystenci kolegów, znajduje
się w wielkiej potrzebie: od kilku miesięcy nie mogą wypłacić za chleb i dlatego nie
dostaną go więcej; miał wprawdzie Ksiądz Bosko zamiar polecić jałmużnę na korzyść
innych dzieł ważnych, lecz pośród wszystkich za najważniejsze uważał nie pozostawić
nadziei Zgromadzenia, toteż poleca ten cel szczodrobliwości Pomocników.
„Miłosierdzie, jakie czynicie – kończył - dziś w wieczór pocieszy moich drogich
synów, a waszych braci, zdanych całkowicie w ręce Bożej Opatrzności”.
Do Pomocnic mówił w tej samej formie, wykładając, ile w ubiegłym roku dla
dobra młodzieży zdziałali salezjanie i Córki Marii Wspomożycielki. Mówił
o powiększeniu i wzroście zakładów stale rozbudowywanych, o tej wielkiej liczbie
dusz kierowanej drogą cnoty, o koloniach rolniczych, przytułkach, szkołach,
Oratoriach świątecznych żeńskich. Jeżeli chciały mieć pojęcie dokładne o tych
Oratoriach, to powinny zobaczyć, co uczyniły siostry w Turynie, czy też w pobliżu
Chieri. A opisując życie tych Oratoriów mówił:
Na widok tego doznacie wielkiej pociechy i nie możecie nie pragnąć, aby
podobne instytucje założyć w różnych punktach miasta, owszem w każdym z krajów
świata. To, co można niedaleko zobaczyć w Turynie i Chieri, dokonuje się więcej, niż
w czterdziestu domach, prowadzonych przez Córki Marii Wspomożycielki, tak we
Włoszech, jak we Francji i Ameryce, a nawet w dzikiej Patagonii. O, gdybyśmy
rozporządzali potrzebnymi środkami, o ileż więcej można by dobrego zdziałać. Chcieć
dobra, to nie wystarcza. Aby zacząć i podtrzymać te dzieła, wymaga się olbrzymich
ofiar, a te są zawsze pożądane. Jak więc przyczynić się do tych dzieł miłosierdzia?
Naśladując niewiasty żydowskie na pustyni, gdy chodziło się o zrobienie bałwana
w miejsce prawdziwego Boga. Mojżesz znajdował się na górze Synaj, by otrzymać od
Boga tablicę przykazań i zwlekał z powrotem. Wtedy lud niecierpliwy zbuntował się
przeciw Aaronowi i chciał utworzyć sobie bóstwo podobne tym, jakie czcili
117

12.8 Page 118

▲back to top
Egipcjanie. Chciano zbudować cielca. Przynaglony przez rzesze Aaron - ustąpił; ale
z drugiej strony spodziewając się, że udaremni ten zamiar zażądał, by przyniesiono do
niego pierścienie, bransolety, diamenty i inne kosztowności żon i córek. Czy go
posłuchano? Zaledwie to powiedział, zobaczył u swych stóp mnóstwo tych
przedmiotów, z czego uczyniono cielca. Przed nim to mężczyźni i niewiasty kłaniali
się, wykonując bezbożne tańce, jak się to czyta w Piśmie św.
Czy to nie wstyd widzieć z jednej strony niewiasty żydowskie wyzbywające się
na rzeczy niegodziwe najdroższych przedmiotów, a z drugiej strony chrześcijanki
strojące się jak królowe i damy dworu i dlatego niebędące w możności złożenia
jałmużny na chwałę Boga prawdziwego, na ozdobę jego świątyń, dla ulżenia tylu aż
tylu sierotom opuszczonym!? O, na pewno nie chciałbym być na miejscu tych
chrześcijanek w chwili ich zgonu! Nie chciałbym być sądzonym z ich uczynków.
Nie chciał przez to powiedzieć, żeby jakiś pani czy panna była zobowiązana do
wyzbycia się ozdób, których używają według swego stanu. Jeżeli przystojność
wymaga posługiwać się nimi, wtedy owszem są dozwolone, ale zamierzał powiedzieć,
że nie należy przebierać miary i szukać próżności świata, że jest zobowiązana do
zachowania tego, co pozostaje z odpowiedniego utrzymania domu, swej osoby, ażeby
to użyć dla dobra religii i na korzyść religii. Wyście to dotąd czyniły; tak postępujecie
zacne Pomocnice i na przyszłość, szerząc wedle sił swoich chwałę i miłość Boskiego
Zbawiciela i wiodąc dusze drogą do nieba.
Do znaczniejszych Pomocników mieszkających dalej, zwyk posyłać listy, które
ich myśl miały zwrócić do tej uroczystości, ponieważ święto Maryi Wspomożycielki
nie było jeszcze tak rozpowszechnione jak dziś, przeto łatwo mogło ujść ich uwagi.
Oto jeden z tych listów skierowany do Hrabiego Eugeniusza De Maistre.
Najdroższy Panie Hrabio Eugeniuszu!
Nie pisuję często, ponieważ jestem zaangażowany w tysiącznych sprawach,
lecz pamiętam o Panu i o całej jego rodzinie w codziennej Mszy św.
W Rzymie Ojciec św. wiele mi mówił o Panu i o pańskich braciach Franciszku
i Karolu; dla wszystkich przesyła specjalne błogosławieństwo.
We wtorek w uroczystość Matki Bożej Wspomożycielki odprawię Mszę św.
w Pańskiej intencji przy ołtarzu tej Niebieskiej Opiekunki błagając, by zechciała
udzielić całej rodzinie dobrego zdrowia i cennego daru wytrwania w dobrem. Niech Ci
Bóg błogosławi Najdroższy Panie Hrabio Eugeniuszu; proszę się też pomodlić za
mnie, Twego oddanego w Jezusie Chrystusie Przyjaciela.
Turyn, 21.05.1881 r.
Ksiądz Jan Bosko
W wigilię święta Ksiądz Jan Bosko nie tylko cieszył się z wielkiej liczby
Pomocników turyńskich biorących udział w jego konferencji, ale także z obecności
pielgrzymów francuskich wracających z Rzymu. Ci, idąc za przykładem
współrodaków z roku zeszłego, zatrzymali się na pół dnia w Turynie, a większość tego
118

12.9 Page 119

▲back to top
czasu spędzili w Oratorium. Za ich przybyciem odśpiewano pierwsze Nieszpory
o Maryi Wspomożycielce, a po błogosławieństwie urządzono tym gościom godne
przyjęcie z muzyką, śpiewem i przemówieniem. Przemówił również sam Ksiądz
Bosko. Przypomniał niedawne spotkanie św. Jana na Lateranie, podziękował za wizytę
i przyrzekł ofiarować za nich modlitwy swoje i swych wychowanków.
Uważajcie mnie – kończył – i wszystkich salezjanów za swych najlepszych
przyjaciół: za każdym razem, kiedy potrzeba będzie wam usłużyć, uczynimy to bardzo
chętnie.
Przełożoną i przełożonym święta byli w r. 1881 Francuzi. Za przełożoną
wybrano znaną Pomocnicę z Marsylii, p. Jaques, która już w kwietniu była w Rzymie,
ona mogła po powrocie swoim zaspokoić żywe pragnienie Komitetu, który Ksiądz
Bosko nazywał swym wojskiem przeciw szatanowi. Zacne panie prosiły Księdza
Bosko o kilka kopii fotografii dokonanej, jak sobie przypomniano w Marsylii, ale on
nie posiadając ich wtedy przyrzekł je wysłać z Turynu z własnoręcznym podpisem.
Ale zdaje się nie otrzymały ich nigdy, dlatego polecały się p. Jaques, aby
przypomniała obietnicę czcigodnemu założycielowi. Pani ta, pragnąc zaspokoić swoje
towarzyszki, postarała się o jedną kopie i na jej podstawie narobiła odbitek większą
ilość, a potem poprosiła Sługę Bożego, aby się na każdej podpisał. Ksiądz Bosko
uczynił jej jeszcze coś więcej, na każdej z nich napisał jakąś pobożną i dłuższą
sentencję. Poświęcił na to cały czas nieszporów w dniu Wniebowstąpienia. Było widać
wielki wysiłek przy pisaniu, ale czynił to w celu wywiązania się z danego
przyrzeczenia. Prałat Guiol był wyrazicielem wdzięczności wszystkich razem z p.
Jaques w czasie pierwszego posiedzenia Komitetu.
Przełożonym, a trzeba powiedzieć małym przełożonym, jak go nazywano, był
6 – letni chłopczyk, syn hr. Flayose Villeneuve, tego samego z Rochefort, wielkiego
przyjaciela Ksiądz Bosko. W kwietniu 1881 r. chłopczyk ten zachorował na zapalenie
oskrzeli. Zrozpaczony ojciec straciwszy wszelką ludzką nadzieję zatelegrafował do
Księdza Bosko, który bardzo dobrze znał chłopca. Ksiądz Bosko otrzymał tę
wiadomość w Lucca. Odprawił za niego Mszę św. spraszając od Maryi
Wspomożycielki łaskę uzdrowienia. Tymczasem, jak się potem okazało, w czasie,
kiedy on odprawiał Mszę św., ojciec zbliżywszy się do chorego, aby zobaczyć czy
jeszcze żyje, usłyszał ku niezmiernej swej radości wołanie: Tatusiu daj mi jeść.
Odzyskał przytomność, znikła gorączka, uspokoił się kaszel i bez dłuższej
rekonwalescencji odzyskał siły i zdrowie. Ale oto w miesiąc później pojawiło się
nagle zapalenie opłucnej. Kiedy minęło przesilenie, lekarze przepisali delikatną
kurację przez kilka miesięcy. Ojciec jednak, pełen wiary, przybył do Turynu 24 maja,
prosił żarliwie Maryję Wspomożycielkę, a wróciwszy do rodziny zastał synka
zupełnie zdrowego i to do tego stopnia, że ten na uroczystość w r. 1881 zawiózł go do
Oratorium z całą ostrożnością, jakiej zwykli używać wielcy tego świata. Chłopczyk
swoim zachowaniem pozyskał sympatię wszystkich.
Wielka uroczystość odbyła się bez pontyfikalnych ceremonii, ale nie bez
biskupa. 28 i 29 maja miano obchodzić w Mediolanie jubileusz kapłański Arcybiskupa
119

12.10 Page 120

▲back to top
Alojzego Nazari z hr. Calabiana przy udziale Episkopatu nie tylko lombardzkiego, ale
i podalpejskiego, gdyż jubilat był Piemontczykiem i dawnym biskupem w Casale.
Biskup Pampirio w drodze do Mediolanu zahaczył o Turyn, a zamieszkawszy u św.
Dominika, u braci swojego zakonu, przybył prywatnie rano 24 maja odprawić Mszę
św. w kościele Maryi Wspomożycielki, gdzie swego czasu miał kazanie Ksiądz
Bosko, oczywiście prosił go o odprawienie Mszy św. wspólnej i o udzielenie Komunii
św. generalnej. Ale ordynariusz, skoro się o tym dowiedział, napisał do Monsignora
list z naganą zaznaczając, że nie mógł pozwolić na obecność w kościele Maryi
Wspomożycielki. Biskup z Alba powróciwszy do św. Dominika skoro otrzymał list
Arcybiskupa, wysłał natychmiast bilecik do Księdza Bosko z zawiadomieniem o tym,
co się stało; odpowiedział następnie Arcybiskupowi, że nie odprawia tu żadnych
funkcji, a będzie tylko miał kazanie wieczorem na cześć Matki Boskiej, jak to już
ogłoszono. Chciał przez to usunąć przeszkodę, motywując zgorszeniem, które
nastąpiłoby, gdyż wieść o tym rozniosła się już pomiędzy pobożnym ludem, licznie
zgromadzonym na uroczystości. Arcybiskup musiał się zgodzić wbrew swej woli, aby
wygłosił kazanie, ale w dalszym ciągu twardo obstawał przy swoim, nie pozwalając na
udzielenie błogosławieństwa.
Jakkolwiek był to dzień zwyczajny, to jednak rzeki ludu przeciągały od rana do
wieczora, a niezliczone tłumy zgromadziły się w krużgankach świątyni, by być
świadkami pierwszej wielkiej iluminacji gazowej. W tym roku po raz pierwszy
przekonano się, że kościół był za mały, aby pomieścić tłumy z okazji większych świąt
tak, że przy głównych funkcjach rzesze wiernych musiały znajdować się na placu.
Ponieważ nie było Mszy św. pontyfikalnej, Ksiądz Bosko już umęczony trudami dnia
był zmuszony podjąć się niemałej niewygody, a mianowicie, by odśpiewać Msze św.
i udzielić błogosławieństwa; ale jak mówi dziennik turyński, „rzecz ta ucieszyła
wszystkich”. Ten sam dziennik tak kończy swoje sprawozdanie „Oby Bóg zachował
jeszcze przez długie lata tego wielkiego kapłana, który w swej pokorze, gorliwości,
umie utrzymać tak żywą pobożność wśród ludu chrześcijańskiego”.
Napłynęło wiele sprawozdań o otrzymanych łaskach. Jeden donosił o tym
ustnie, inny na piśmie, Ksiądz Bosko nie chciał, aby zaginęła o tym pamięć, toteż
zachowało się wiele listów do niego skierowanych i wysłanych przez niego
w odpowiedzi, a załączony wykaz w zakrystii, zawiera długi ich spis. Główniejsze
z nich opublikowano później, jak to zawsze czynił ks. Lemoyne.
Przy odwiedzinach tylu pielgrzymów w Oratorium nadarzyła się okazja bardzo
dobra, aby zyskiwać nowych Pomocników. Celem poruszania tej propagandy, Święty
napisał ulotkę pod tytułem: „Kilka wiadomości o celu pobożnego Zgromadzenia
Salezjańskiego”, a wydrukowawszy ją pod datą 24 maja na zgrabnych kartkach kazał
rozrzucać je, gdzie tylko się dało. Prosto, krótko i jasno przedstawiono tam zasadnicze
wiadomości o Zgromadzeniu Salezjańskim, o jego pracy, o jego obecnym stanie
i o środkach potrzebnych do podtrzymania go. Po ukończeniu uroczystości Maryi
Wspomożycielki czyniono przygotowania do dwóch następnych, bardziej
wewnętrznych, tj. św. Jana i św. Alojzego. W czasie obu tych świąt nie znajdujemy
120

13 Pages 121-130

▲back to top

13.1 Page 121

▲back to top
nic nowego, czego byśmy nie opowiedzieli z okazji lat ubiegłych. Co do urodzin
Księdza Bosko, mylnie naznaczonych na dzień Wniebowzięcia, trzeba zauważyć,
że z roku na rok święto to przybierało większe znaczenie w zakładzie. Od roku 1881
rozpoczęto w tym dniu uroczyste rozdawanie nagród, tak rzemieślnikom, jak
i studentom i to w obecności Księdza Bosko. Nowość ta zwiększyła objawy publicznej
miłości z okazji jego 66 rocznicy narodzin. W słowach końcowych, wypowiedzianych
do chłopców w podziękowaniu zauważył: Wy powiadacie, że Bosko uczynił tyle
wielkich rzeczy, ale wasza miłość każe wam widzieć sprawy w odmiennym świetle
aniżeli są. Wszystko się dokonało przy pomocy Boga i za wstawiennictwem Maryi
Najświętszej. Gdyby Bóg nie udzielił nam swego poparcia i środków odpowiednich ku
temu, cóż moglibyśmy uczynić? A czy nie bierzecie pod uwagę pomocy tylu
dobrodziejów i dobrodziejek? Ksiądz Bosko nie jest niczym, jak tylko ślepym
narzędziem w ręku Boga, który pokazuje to, że jeżeli zechce, to może uczynić wielkie
rzeczy przy najskromniejszych środkach. Wspomniał następnie o Krzyżach, jakie
w tym roku spadły na jego ramiona. Chłopcy z pewnością niewiele z tego pojęli, ale
on chciał zachęcić swoich współpracowników i przyjaciół, którzy mniej lub więcej nie
wiedzieli wszystkiego. Rozwodził się następnie nad pochwałami dla byłego
wychowanka z Nizza Monferrato, który w swej ojczyźnie założył kwitnące i wzorowe
stowarzyszenie młodych pracowników katolickich, dając go za wzór i przedmiot
podziwu dla obecnych. Ostatnią myśl zwrócił w dziedzinę duszy: Kto wie, czy na
przyszły rok znajdziemy się wszyscy tak zgromadzeni? Czy wy o tym wiecie? Czy
wie Ksiądz Bosko? Przez inne lata było pomiędzy nami wielu żywych, wesołych,
radosnych, zdrowych i silnych, a obecnie już ich nie ma. Żyjmy, więc zawsze jakby to
był ostatni dzień naszego życia: czyńmy dobrze, dopóki mamy czas, a tak - kiedy
wybije dla nas ostatnia godzina, nie będziemy żałować naszych minionych dni,
któreśmy spędzili bezczynnie, bezużytecznie dla Boga i dla społeczeństwa.
Spodziewam się i ufam, że ta godzina zabrzmi późno dla was i dla mnie: gdyby jednak
tak nie było, niech się zawsze dzieje wola Boża.
Wspominając o świeżych uciskach Ksiądz Bosko tak się wyraził: A teraz
przechodząc do innej rzeczy powiem wam, że zawsze - ale szczególnie w tym roku -
otrzymaliśmy wiele wspaniałych pociech, prócz licznych, jak wspomniałem, kolców
i boleści. Ale znane to przysłowie: Nie ma róż bez kolców. W takich wypadkach cóż
mamy czynić synowie najdrożsi? W jednych i drugich, w radościach i cierpieniach,
niech się dzieje wola Boża i niech Bóg nie opuści nas nigdy, a zwłaszcza, kiedy
szaleje wokół nas straszliwa burza. Odwagi więc, odwagi: nie przestawajmy nigdy
czynić dobrze, a Bóg będzie z nami.
W r. 1881 dotknęły Księdza Bosko większe i mniejsze cierpienia. O większych
wspomnieliśmy już w tomie poprzednim, a inne będą przedmiotem opowiadania
w tomie następnym: tutaj powiemy tylko o tych, które należą do rzędu mniejszych,
a które nazwalibyśmy przykrościami. Nie dlatego, że należałoby o nich zapomnieć, ale
dlatego, że w porównaniu z innymi wydają się błahe. Takimi są, na przykład ataki
121

13.2 Page 122

▲back to top
dziennikarzy, o których opowiedzieliśmy już w rozdziałach poprzednich; ale tu
wypada o nich wspomnieć.
Ksiądz Bosko wedle zwyczaju umiał zamieniać i nagradzać otrzymane
dobrodziejstwa. Jednym z tych środków, to było staranie się dla dobrodziejów
honorowych odznaczeń cywilnych i kościelnych, które też zazwyczaj uzyskiwał. Nie
kierowała nim w tym względzie jakaś myśl pochlebstwa lub próżna żądza zdobycia
korzyści, ale pragnienie odpłacenia się dobrem za dobro. Rzecz to jasna,
że odznaczenia przyznane przez rząd pociągały za sobą wydatki, które wyrównywał
odznaczony: Inne, jakie uzyskiwał od Stolicy świętej, otrzymywali dobrzy katolicy.
Nie tak to pojmowali niektórzy, osądzając wszystko według samego siebie. Jednym
z takich był sławny dyrektor „Kroniki Trybunałów”.
Czasopismo to, w numerze swoim z dnia 26 marca, zawierało artykuł
zatytułowany: „Don Bosco i Cavalieri”, w którym autor po wystąpieniu z zarzutami
przeciw 37 tys. udekorowanym we Włoszech, skierował cały potok złośliwych słów
na biednego Księdza Bosko i tłumaczył na swój sposób fakt, jakimi to podstępnymi
i krętymi drogami pewien restaurator turyński, niejaki Rovelli, zdobył w roku 1870
Krzyż Kawalera. Faktem było, że pan ten, zabiegający o to odznaczenie, ofiarował
Księdzu Bosko kwotę 4 tys. franków; po czym pragnienie jego zostało zaspokojone.
Ksiądz Bosko jednak nie zdawał sobie sprawy, że stoi przed pośrednikiem odznaczeń,
który odgrywał rolę podwójną w tej aferze. Stąd nowy kawaler spostrzegłszy się
o intrydze, wciągnął w taniec także Księdza Bosko, jako że z innym panem miał
współpracować w celu pokrzyżowania jego planów i wniósł zażalenie na obydwóch
do pretora dzielnicy Borgo Dora, domagając się zwrotu sumy podstępnie wyłudzonej.
Urzędnik skazał oskarżyciela na karę i pokrycie kosztów; wyrok jednak nie podobał
się autorowi artykułu, który komponując dla swoich łatwowiernych czytelników
fantastyczne opowiadania w tej sprawie; kończył tymi złośliwymi słowy swój artykuł:
„Przekazuję ten fakt tym, którzy będą chcieli kanonizować kiedyś opata Bosko,
księdza chytrego lisa i pośrednika krzyży. Czekamy, co powie na to „Kurier
Turyński”. Dziennik jednak nie przedsiębrał żadnej obrony, bez wątpienia z woli
Księdza Bosko, wielkiego nieprzyjaciela polemik. Z tego wynurzenia się publicysty
można wywnioskować, jaką sławą świętości wielu otaczało Księdza Bosko, nawet
wbrew swej woli.
Jeszcze poważniejsze i bardziej zabójcze były ataki, z jakimi wystąpił przeciw
niemu dziennik florencki „Gazzetta d’Italia” z dnia 7 czerwca; autor tego artykułu
zdaje się, że był protestantem i niepokoił się obecnością salezjanów w tym mieście. Za
podłoże posłużyło mu ukazanie się nowej książki głośnego eksjezuity Karola Curci,
który, przytaczając zdania wypowiedziane już w innych jego publikacjach, ubolewał
nad niskim wykształceniem bardzo wielkiej liczby kleru włoskiego. Z konieczności są
oni pozbawieni wiedzy i wykształcenia cywilnego oraz nie mają żadnego wpływu na
swoich współobywateli. W słowach wprawdzie spokojnych, ale obłudnych, chce dać
do zrozumienia, że mówi niezaprzeczoną prawdę. Oto, co pisze: „I tu W Turynie jest
Ksiądz Bosko, który w kilku swoich zakładach wychowuje na służbę Kościoła setki
122

13.3 Page 123

▲back to top
i setki młodzieży; wielu z nich udaje się później na misje do Afryki i Ameryki
Południowej i Indii; lecz część zostaje, albo po kilku latach pobytu wśród niewiernych,
powracają do naszych kościołów. Każdy może sobie wyobrazić, jakimi są księżmi.
90% stoi niżej od najniższych warstw społeczeństwa”. A snując dalej artykuł w tym
samym tonie wyciągnął wniosek, że kwestią kościelną we Włoszech powinni się
wszyscy zainteresować. Przez „tych wszystkich” chciał dać do zrozumienia przede
wszystkim ludziom ze sfer rządu, którzy powiedziawszy prawdę, już od dwudziestu lat
interesowali się zagadnieniem przez niego poruszanym!
Tymczasem salezjanów przedstawiono w okolicach Toskany, jako grupę ludzi
niewykształconych, brutalnych i nieokrzesanych. Ksiądz Bosko miał na myśli te tak
niegodziwe insynuacje, kiedy mówił do byłych wychowanków, kapłanów na
dorocznym zebraniu 20 sierpnia. Okolicznościowy mówca uważał za obowiązek
zwalczać tak złośliwe obwinienia. Ksiądz Bosko na podstawie jego słów opowiedział,
że kilka lat wstecz pewna osoba, której imię zamilczał, napisała do Rzymu
pomawiając salezjanów o nieuctwo. Cóż się wtedy dzieje? Wzięto do rąk katalog i na
podstawie dokumentów autentycznych i opieczętowanych, przekonano się, że na
dwustu członków Instytutu, osiemdziesięciu poddało się ścisłym egzaminom
w Seminarium w Uniwersytecie Turyńskim, w liceach i kolegiach państwowych oraz
otrzymali dyplomy z teologii lub filozofii, czy listy pochwalne, czy też tytuły
profesorskie lub nauczycielskie. Otrzymawszy z Rzymu podobną odpowiedź,
przedstawiono ją oszczercy, który - wiecie co powiedział? Odpowiedział, że nie ma się
co dziwić, iż Ksiądz Bosko ma tylu laureatów i dyplomowanych, gdyż spośród swoich
chłopców wybiera i zatrzymuje dla siebie tylko uzdolnionych, pozostawiając innych
na uboczu. Widzicie sprzeczność, a równocześnie potwierdzenie tych słów Ducha
Świętego: „Mundus totus in maligno positus est” – Tak, świat cały jest przewrotny
i nie zamilczałby, nawet gdyby mu zatkano usta. Następnie, objaśniając swoją myśl
dodał: Zresztą nie chcę, by moi synowie byli encyklopedystami; nie chcę, by moi
stolarze, kowale, szewcy byli adwokatami; by drukarze, introligatorzy oddawali się
filozofii czy teologii; tym mniej, nie roszczę sobie pretensji, by moi profesorowie
i nauczyciele studiowali De Art Politica, jakby się mieli stać ministrami czy
ambasadorami. Dla mnie wystarcza, że każdy zna to, co do niego należy i każdy
rzemieślnik zdobył znajomości wystarczające i potrzebne, by dobrze wykonywać swój
fach, każdy profesor posiadał na tyle wiedzy, by mógł ją przekazać swoim uczniom,
każdy kapłan na podstawie przepisanych egzaminów jest uznany za zdolnego do
pełnienia swojego świętego posłannictwa i faktycznie ją spełnia na korzyść dusz – co
mówię, są uczonymi, ile tego potrzeba, by byli pożytecznymi dla Zgromadzenia
i religii oraz mają prawo, by inni ich szanowali. Czyńmy więc dobrze i nie troszczmy
się o złe języki i przewrotne pióra.
Zaprawdę, aż obrzydzenie chwyta człowieka dzisiaj to bezwstydne
występowanie niektórych dzienników, które od czasu do czasu atakowały z całą
gwałtownością i wyszydzały Księdza Bosko. Także w r. 1881 czasopismo Fischietto
dało dowód swej trywialności w stosunku do niego i opublikowało artykuł pod datą 11
123

13.4 Page 124

▲back to top
października, w którym zmyślając list kardynała rzymskiego do Księdza Bosko, jako
gotowego tylko do zwalczania protestantów, w słowach pełnych szyderstw
przedstawiało Sługę Bożego, jako sknerę i chciwca; a chociaż wszyscy znali użytek,
jaki czynił z publicznej ofiarności, mimo to urągano nawet kościołom przez niego
zbudowanym. To nie były już zwykłe docinki, ale wprost oszczerstwa. Z nie mniejszą
złośliwością ten sam autor pragnąc zdyskredytować świętego, wyciągnął na jaw nawet
mimowolnie pewien fakt, którego ironiczne naświetlenie na nic się nie zdało. W końcu
recytował słowa wyimaginowanego prałata: „Trochę przemocą, a trochę
pochlebstwem narzucacie się tej poczciwej ludności, a jednak nie znać, że już wasze
imię w sercach zagości” ... „Ości”... czy nie „ości”. To jednak jest pewne, że Ksiądz
Bosko był bożyszczem w całej rozciągłości.
Kilka dni później, w numerze z 20 września, Gazeta Piemoncka wystąpiła
również przeciwko Księdzu Bosko. Pan Anglesio, bankier ogólnie znany w Turynie
i dobry katolik, puścił się dla niskich interesów na mętne wody. Zanim wycofał się
z tej afery, uważał za najbardziej stosowne zniknąć zupełnie. Po jego ustąpieniu
z życia publicznego rozkiełznały się wyobraźnie pisarzy, mówili nawet, że uciekł do
Watykanu i został zamianowany dyrektorem fikcyjnego banku watykańskiego.
Wreszcie odezwały się głosy, cytujące za owym dziennikiem, że został przyjęty do
jednego z licznych zakładów osławionego Księdza Bosko, a nieco później wysłany do
Buenos Aires, do podobnego zakładu, należącego do jakiejś „bardzo wpływowej
osoby w Kościele”. Także i tutaj „w tych wielu zakładach” i co do tej „bardzo
wpływowej osobistości” czuło się, że sekciarze wylewali swoją żółć na tego
człowieka, który szedł przeciwko prądowi świata, czyniąc zawsze dobrze.
W rzeczywistości prawda tak się przedstawiała: Pan Anglesio, stały dobrodziej
Księdza Bosko zaopatrywał zawsze Oratorium w lekarstwa gratis et amore Dei. Ruina
jego majątku nie doprowadziła go do rozpaczy, ale przywiodła go do chrześcijańskiej
rezygnacji. Pozostawiony swojemu losowi, z pieniędzy, jakie mu jeszcze pozostały,
zatrzymał dla siebie, tylko sumę koniecznie potrzebną na podroż do Ameryki, resztę
zaś oddał, jako jałmużnę w ręce Sługi Bożego, który go przyjął do Zakładu
w Patagonii, gdzie świętobliwie żył i umarł.
Ostatnia przykrość tego samego pokroju w r. 1881 miała swój początek
w testamencie z r. 1878. W trzech latach rozrzucano całe masy ulotek w Genui i poza
Genuą w sprawie ks. Pawła Ricchino, brata spadkobiercy. Po raz ostatni rozrzucono te
ulotki w grudniu 1881 r. i w tym czasie wysłano takie egzemplarze także do wielu
osobistości - biskupów i kardynałów. My posiadamy jeden ich egzemplarz wysłany do
Kardynała Wikariusza i przez niego zwrócony do ks. Dalmazzo. Całe szczęście,
że pospolitość języka i nieudolność ekspozycji nie zdołały ukryć otwartego
wystąpienia przeciwko „cudotwórcy turyńskiemu” sprawcy „cudów”. Któż jednak
może wyliczyć wszystkie skutki tego oszczerstwa, aczkolwiek było ono nieco dziwne.
A chodziło tu o zwyczajne oszczerstwo. Ks. Anioł Ricchino rektor kościoła
Matki Boskiej Łaskawej, zachorował na nogi i przez kilka dni leżał w łóżku bez ruchu.
Wtedy ks. Albera posyłał we wszystkie niedziele całkiem bezinteresownie dwóch
124

13.5 Page 125

▲back to top
księży do odprawiania Mszy św., słuchania spowiedzi i głoszenia kazań w kościele.
Sam również często go odwiedzał i pocieszał. Kiedy trzeba było się poddać operacji
chirurgicznej całego amputowania wielkiego palca u nogi, ks. Albera był jedynym,
który łagodził jego smutek i niepokój spowodowany obawą operacji. Pewna osoba
wpływowa, ale mało roztropna nałożyła mu, jako obowiązek sumienia, poddać się tej
operacji. Stąd, biedak ów cierpiał na myśl o obowiązku i o obawie następstw.
Ks. Albera chciał go uwolnić od tych tortur moralnych, zapewniając, że nie ma
obowiązku; w końcu powoli skłonił go do poddania się woli lekarzy. Ale było już za
późno. Pacjent krótko przed śmiercią chciał nagrodzić, w jaki sposób miłość tego,
który mu tak wiernie towarzyszył, a jednocześnie zapewnić byt siostrze, która sama
zostawała na tym świecie. Powierzył siostrę ks. Albera, który ją przyjął do
Zgromadzenia Sióstr, a w testamencie naznaczył go na głównego spadkobiercę.
Spuścizna zresztą nie była wielka.
Tymczasem odezwał się brat ks. Pawła i zaczął stawiać zarzuty. Ksiądz ten
prowadził się całkiem wzorowo, jak o tym świadczą procesy, jakie prowadził.
Zwalczał on ważność testamentu - on, który niegdyś swego chorego brata zostawił
nawet w ostatniej chwili śmierci. Zarzucał, że ksiądz Albera nie był prawdziwym
spadkobiercą, lecz osobą podstawioną przez Księdza Bosko, a sekciarskie sądy
przyznały mu rację. Ale przed ostateczną decyzją, cóż ów biedak nie uczynił, aby
zohydzić Księdza Bosko w dziennikach, w ulotkach i żywym słowem. Niech
sprawiedliwość Boża nie raczy mu tego pamiętać. Czterech dziennikarzy, którzy się tą
smutną sprawą zajmowali zostali osądzeni na trzy do siedmiu lat z zagrożeniem,
że jeszcze inne sprawki wyjdą na wierzch na ich konto, przed czym się ratowali płacąc
grube sumy. Sam autor tej sprawy smutno zakończył swoje dni; zresztą miał prócz
tego bardzo nieprzyjemny proces i umarł bez sakramentów świętych.
Jakby dla podniesienia ducha Księdza Bosko, który nie zwątpił wśród tylu
przeciwności wielkich i małych - niebo, że tak powiemy, od czasu do czasu zsyłało na
niego niebiańskie natchnienia, które go utwierdzały w spełnianiu misji zleconej mu
z wysoka. W miesiącu wrześniu miał jeden z tych ważnych snów, które dotyczyły losu
Zgromadzenia w najbliższej przyszłości, dawał mu poznać wielki rozrost, lecz również
odkrywał mu niebezpieczeństwa, grożące ruiną, jeżeli nie zapobiegnie się zawczasu
złu. Rzeczy widziane i usłyszane zrobiły na nim takie wrażenie, że nie zadowolił się
tylko przedstawieniem ich ustnie, lecz także przekazał na piśmie. Oryginał dziś już
zaginął; pozostały jednak liczne jego kopie, które wspaniale się ze sobą zgadzają.
Łaska Ducha Świętego niech oświeca umysł i serca nasze. Amen. Ku nauce
Pobożnego Zgromadzenia Salezjańskiego.
10 września br. /1881 r./ - w dniu, kiedy kościół obchodzi uroczystość Imienia
Maryi, salezjanie zebrani w San Benigno Canavese, odprawiali ćwiczenia duchowne.
W nocy z 10 na 11, w czasie snu myślą znalazłem się we wielkiej sali wspaniale
ozdobionej, zdawało mi się, iż przechadzałem się z dyrektorami naszych zakładów,
kiedy nagle stanął między nami człowiek o tak majestatycznym wyglądzie, że nie
mogliśmy oderwać wzroku naszego od niego. Spojrzawszy na nas w milczeniu zaczął
125

13.6 Page 126

▲back to top
się przechadzać niedaleko od nas. Był tak ubrany: bogaty płaszcz w rodzaju peleryny
okrywał jego osobę. Część bliższa szyi wyglądała na przepaskę, z przodu związaną,
a tasiemka zwisała mu na piersiach. Na przepasce widniał napis jaśniejącymi literami:
Pobożne Zgromadzenie Salezjańskie w r. 1881, a na jednym z końców przepaski
można było czytać te słowa: Jakim być powinno. Dziesięć diamentów o niezwykłej
wielkości i blasku nie pozwalało zatrzymać wzroku, jak tylko z wielkim wysiłkiem na
tej Dostojnej Postaci. Trzy z tych diamentów tkwiły na piersi, i nad jednym z nich był
napis: Fides – Wiara, na drugim Spes – Nadzieja i Caritas – Miłość - na tym, który był
na sercu. Czwarty diament znajdował się na prawym ramieniu i nosił napis: Labor –
praca; na piątym umieszczonym na lewym ramieniu czytało się napis: Temperantia –
powściągliwość. Pięć innych diamentów zdobiło drugą część płaszcza, a były tak
rozmieszczone: największy i najbardziej jaśniejący widniał na środku jako centrum
czworoboku i miał napis: Obedientia – posłuszeństwo. Na pierwszym po prawej
stronie widniał napis: Votum paupertatis – ślub ubóstwa. Na drugim nieco niżej:
Praemium – nagroda. Po lewej stronie wyżej był diament z napisem: Votum castitatis
– ślub czystości. Posiadał on całkiem odmienne światło i tak przyciągał wzrok, jak
magnes przyciąga żelazo. Na drugim po lewej stronie umieszczonym niżej był napis:
Ieiunium – post. Wszystkie te cztery diamenty kierowały swoje świetliste promienie
do środkowego.
Brylanty te wydawały z siebie promienie, które jak smugi płomieni jaśniały
w rozmaitych kierunkach i nosiły na sobie różne sentencje.
Na promieniach wiary unosiły się te słowa: Weźcie tarczę wiary, abyście mogli
walczyć przeciwko zasadzkom szatańskim. Inny promień ma napis: Wiara bez
uczynków martwa jest. Nie słuchacze, lecz czciciele prawa posiądą Królestwo Boże.
Na promieniach nadziei: Ufajcie w Bogu, nie w ludziach. Niech wasze serca
będą tam utkwione, gdzie są prawdziwe radości.
Na promieniach miłości: Jeden drugiego ciężary noście, jeżeli chcecie wypełnić
prawo moje. Miłujcie, a będziecie umiłowani, lecz miłujcie dusze waszych i wasze.
Niech Oficjum odmawia się nabożnie, Mszę św. celebruje się uważnie, często
nawiedza się Świętego świętych.
Na diamencie praca: Środek przeciwko pożądliwości, potężna broń przeciwko
wszelkim zasadzkom szatana.
Na powściągliwości: Jeżeli drzewo usuniesz, ogień wygaśnie. Zawrzyj
przymierze z oczami twymi, z łakomstwem, ze snem, aby nieprzyjaciele tego rodzaju
nie uwiedli dusz waszych. Niepowściągliwość i czystość nie mogą razem mieszkać.
Na promieniach posłuszeństwa: Fundament całego budynku i istota świętości.
Na promieniach ubóstwa: Tych jest Królestwo niebieskie. Bogactwo jest
w cierniach. Ubóstwo wyznaje się nie w słowach, lecz sercem i uczynkiem. Ono
otwiera bramę nieba i wchodzi.
Na promieniach czystości: Wszystkie cnoty przychodzą razem z nią. Którzy są
czystego serca, widzą tajemnice Boże i samego Boga oglądają.
126

13.7 Page 127

▲back to top
Na promieniach nagrody: Jeśli cieszy wielkość nagrody, niech nie przestrasza
wielkość pracy. Kto ze mną cierpi, będzie się ze mną cieszył. Chwilką jest, co
cierpimy na ziemi, wiecznym jest, co będzie radować w niebie moich przyjaciół.
Na promieniach postu: najpotężniejsza broń przeciwko zasadzkom
nieprzyjaciela. Straż wszystkich cnót, wszelki rodzaj szatanów przez niego bywa
wyrzucany.
Szeroka wstęga koloru róży biegła jako obramowanie dołem płaszcza, a na
wstędze tej był napis: Treść kazania, rano, w południe i wieczór. Zbierajcie ułomki
cnót, a wybudujecie sobie wielki gmach świętości. Biada wam, którzy gardzicie
małymi rzeczami, powoli upadniecie.
Aż dotąd jedni z dyrektorów stali, inni klęczeli, ale wszyscy zdziwieni
i milczący. W tej chwili ks. Rua jakby nie zdając sobie sprawy z tego, co mówi, rzekł:
trzeba to zanotować, by nie uleciało z pamięci. Szuka pióra i nie może go znaleźć;
wyciąga portfel; szpera w nim, lecz niestety nie znajduje w nim ołówka. Ja sobie
zapamiętam, powiedział ksiądz Durando. Ja sobie jednak zapiszę – dodał ks. Fagnano
i zaczął pisać kolcem róży. Wszyscy ze zdziwieniem czytali pismo. Kiedy ks. Fagnano
przestał pisać, ksiądz Costamagna dodał te słowa: Miłość pojmuje wszystko, znosi
wszystko, zwycięża wszystko, głośmy ją słowami i czynami.
***
W czasie, gdy ksiądz Fagnano pisał, znikło światło i wszyscy znaleźli się
w głębokiej ciemności. Milczenie, rzekł ks. Chivarello, klęknijmy i módlmy się,
a światło wróci. Ks. Lasagna zaintonował Veni Creator, potem De profundis, Maria
Auxilium Christianorum, na co wszyscy odpowiedzieli. Kiedy zabrzmiało „ora pro
nobis” - rozbłysło światło, które otaczało afisz; na nim czytamy: Pobożne
Zgromadzenie Salezjańskie i doświadczenia, na jakie narażone będzie w roku 1900.
W chwilę później światło stało się tak żywe, że mogliśmy się widzieć i rozpoznać
kolejno.
W powodzi tego światła ukazała się na nowo Osobistość z poprzedniego
obrazu, ale z wyrazem smutku bliskim płaczu. Płaszcz jej stracił błysk, był poszarpany
i podarty. Na miejscu diamentów widniały głębokie dziury, wycięte przez mole i inne
robaki.
Zobaczcie, powiedziała Osobistość i zrozumcie - widziałem, że dziesięć
diamentów zamieniło się na dziewięć robaków, które toczyły płaszcz.
Na miejscu wiary widniały napisy: sen i lenistwo.
Na miejscu nadziei: śmiech i błazeństwo.
Na miejscu miłości: niedbalstwo w wykonywaniu rzeczy Bożych. Miłują
i szukają, co ich jest - a nie, co Jezusa Chrystusa.
Na miejscu wstrzemięźliwości: obżarstwo i których bogiem brzuch jest.
Na miejscu pracy: sen, kradzież i bezczynność.
Na miejscu posłuszeństwa nic nie było, jak tylko szeroka i głęboka dziura bez
żadnego napisu.
Na miejscu czystości: Pożądliwość oczu i pycha żywota.
127

13.8 Page 128

▲back to top
Na miejscu ubóstwa: łoże, odzienie, napój i pieniądze.
Na miejscu nagrody: cząstką naszą będą te rzeczy, które są na ziemi.
Na miejscu postu była również dziura bez napisu.
Na ten widok wszyscy wystraszyliśmy się. Ksiądz Lasagna upadł zemdlony.
Ks. Cagliero zbladł jak ściana i padając na krzesło zakrzyknął: Czyż możliwe żeby
rzeczy doszły aż tak daleko? Ks. Lazzero i ks. Guidazio stali jak nieprzytomni
i chwycili się za ręce by nie upaść. Ks. Francesia, hr. Cays, ks. Barberis i ks. Laveratto
klęczeli z różańcem w ręku modląc się żarliwie.
W tym momencie usłyszeli głos: Oto jak zmienił się kolor najpiękniejszy!...
***
Ale wśród ciemności wydarzył się nadzwyczajny wypadek. W pewnej chwili,
pogrążeni w głębokim mroku, ujrzeliśmy nagle silne światło, które miało formę ciała
ludzkiego. Nie mogliśmy patrzeć na nie, ale zauważyliśmy, że był to przystojny
chłopiec odziany w białe szaty, tkane złotem i srebrem. Całą szatę zdobiło
obramowanie utkane z najpiękniejszych diamentów. Wzrokiem majestatycznym, ale
słodkim i miłym spojrzał na nas i zwrócił ku nam te słowa:
Słudzy i narzędzia Boga Wszechmocnego, słuchajcie: Wzmacniajcie się i silni
bądźcie. Co widzieliście i słyszeli, to jest napomnienie niebieskie, które teraz wam
i braciom waszym ogłoszone zostało. Zauważcie i zrozumiejcie mowę. Pociski
przewidziane mniej ranią i można się ich ustrzec. Słowa usłyszane niech będą treścią
kazań. Nieustannie głoście w czas i nie w czas - ale to, co głosicie, stanowczo sami
czyńcie tak, żeby uczynki wasze były jako światło, które jako wierna tradycja do braci
i synów naszych przejdzie z pokolenia na pokolenie. Uważajcie i zrozumiejcie.
Bądźcie ostrożni w przyjmowaniu nowych, silni w ich kształceniu, roztropni
w wydalaniu. Wszystkich doświadczajcie, lecz tylko co dobre zatrzymujcie. Płochych
i niestałych odsyłajcie. Uważajcie i zrozumcie. Rozmyślanie ranne i wieczorne niech
będzie zawsze o zachowaniu Reguł. Jeżeli to uczynicie, nigdy nie zabraknie wam
pomocy Wszechmocnego. Będziecie widowiskiem światu i aniołom, a wtedy chwała
wasza będzie chwałą Boga. Ci, którzy będą widzieć wiek ten u schyłku, a następny
u progu swego, oni o was mówić będą: Od Pana się to stało i dziwne jest w oczach
naszych. Wtedy bracia wasi i synowie wasi jednozgodnie śpiewać będą: „Nie nam
Panie, nie nam, ale Imieniu Twemu daj chwałę”.
Ostatnie słowa zabrzmiały w śpiewie, a do głosu tego, który przemawiał
dołączyło się mnóstwo innych głosów tak harmonijnych i słodkich, że staliśmy jak bez
zmysłów i dołączyliśmy się do tego chóru bliscy omdlenia. W chwili, gdy się śpiew
skończył, światło zgasło.
Wtedy się obudziłem i spostrzegłem, że robił się dzień...
***
Ku pamięci. Sen ten trwał prawie przez całą noc, a rano byłem jakby bez sił.
W obawie jednak, aby go nie zapomnieć wstałem czym prędzej i nakreśliłem kilka
punktów, które mi miały służyć do przypomnienia sobie tego, co wygłosiłem w dniu
Ofiarowania NMP w świątyni.
128

13.9 Page 129

▲back to top
Niemożliwym było abym wszystko zapamiętał. Między wielu rzeczami
mogłem jednak z całą pewnością stwierdzić, że Bóg używa względem nas wielkiego
miłosierdzia. Niebo błogosławi nasze Zgromadzenie, ale Bóg chce abyśmy
wykonywali pracę naszą. Złu grożącemu nam możemy zapobiec, jeżeli będziemy
nawoływać do cnót i do unikania błędów nam wskazanych; jeżeli to, co głosimy
będziemy sami praktykować i przekażemy je naszym współbraciom za pomocą
praktycznej tradycji.
Mogę również dowiedzieć się, że grozi nam wiele cierni, wielkich trudów, które
jednak sprowadzą na nas wiele pociech. Około roku 1890 czeka nas wielki strach;
około 1895 wielki triumf. Maryjo Wspomożenie Wiernych módl się za nami.
Ks. Rua bezzwłocznie zastosował w praktyce napomnienie tej osobistości, która
poleciła głosić na kazaniach o rzeczach widzianych w czasie tego snu; wygłosił
bowiem do współbraci Oratorium szereg konferencji, na których komentował
dokładnie obie części snu. Czas, jaki Ksiądz Bosko naznaczył na triumf i nieszczęście
odpowiadał w Zgromadzeniu tej chwili, która w życiu ludzkim jest początkiem
młodości, okresem ważnym a niebezpiecznym, od którego zależy cała przyszłość.
W czasie ostatniego 10 - lecia ubiegłego wieku rozwój zakładów i liczby członków
oraz rozpiętość dzieła salezjańskiego rozszerzająca się wśród tylu narodów rożnych
sobie, mogła bez wątpienia sprowadzić Zgromadzenie z prawej strony drogi tak,
iż gdyby się temu nie opierano z całą stanowczością zeszłaby daleko na manowce. Ale
po śmierci Księdza Bosko, Opatrzność wybrała sobie na jego następcę człowieka
o umyśle oświeconym i woli energicznej, jakiej trzeba było na ten okres krytyczny.
Ks. Rua, którego można nazwać uosobieniem tego wszystkiego, co przedstawia
pierwsza część snu, był rzeczywiście czujnym strażnikiem, nieustraszonym wodzem,
zdolnym wieść te nowe hufce w zwartych szeregach bezpieczną drogą.
Treść snu nie odnosiła się ściśle do określonego czasu. Ksiądz Bosko wskazał
ten okres, który miał nastąpić po jego śmierci; ale to zagadnienie „qualis esse debet”
i „qualis esse perliclitatur” /jakim być powinno i na jakie jest narażone
niebezpieczeństwo/ nigdy nie traci na swojej aktualności tak, że zawsze będzie
prawdziwym oświadczeniem zwróconym przez Księdza Bosko do przełożonych; „Zła
grożącego nam unikniemy, jeżeli będziemy nawoływać do wykonywania cnót
i wykorzenieniem wskazanych błędów”.
129

13.10 Page 130

▲back to top
ROZDZIAŁ VI
SPRAWA KS. BONETTI NA FORUM KONGREGACJI SOBORÓW
2 listopada 1881 r. Ksiądz Bosko udał się do S. Benigno celem odprawienia
z nowicjuszami ćwiczenia dobrej śmierci i 42 z nich miało przywdziać suknię
klerycką. Wygląd jego zawsze był ten sam, a z zewnętrznego zachowania nie można
się było domyślać żadnych przykrości. Ale rozmawiając poufnie z ks. Barberis,
opowiedział mu kilka zdarzeń, które wedle jego wyrażenia sprawiały mu w całym
życiu najwięcej boleści. Wczoraj – dodał – prosiłem serdecznie Boga, aby strzegł mój
umysł od obłąkania; są sprawy, na wspomnienie, których mącą się myśli. Zwłaszcza
w tych dwóch dniach zgromadziło się wiele rzeczy różnego rodzaju i wielu się o nich
już dowiedziało, ale na naszą niekorzyść. Potem zatrzymał się chwilę i uśmiechając się
smutno zakończył: Ach, tak pragnę, aby ktoś mnie, choć trochę pocieszył. Oto słowa,
które wystarczająco objaśniają, dlaczego z takim wylaniem uczuć rozmawiał ze swoim
drogim ks. Barberisem. Po kolacji, aby odpędzić ponure myśli zaczął opowiadać
rozmaite epizody, jakie mu się wydarzyły w przeszłości.
Większość utrapień z tego czasu sprawiała Księdzu Bosko kwestia, którą
załatwiano w Radzie Stanu, a chodziło tu o zamknięcie szkół Oratorium, dalej sprawa
księdza Bonetti w Oratorium w Chieri, a wreszcie wpadki dotyczące niektórych dzieł
przeciwko arcybiskupowi w Turynie. Co do pierwszego punktu, to już wystarczająco
objaśniliśmy go w rozdziale VI poprzedniego tomu: o ostatnim powiemy później; tutaj
naszkicujemy historię, o której nie wspomniano nic aż do 14 - go tomu.
W krótkości rzucamy okiem na wypadki poprzednio się rozgrywające. Po dwu
pierwszych fazach sporu, powstałego w sferach duchowieństwa turyńskiego nastała
trzecia; w chwili, gdy ks. Bonetti zwodzony ciągłymi zwłokami, co do zniesienia
suspensy, postanowił dla ratowania swego honoru kapłańskiego i godności
salezjanina, jako członka rodziny zakonnej, wnieść spór na forum Kongregacji
Soborów. Trzy razy odwoływał się on do wymienionej Kongregacji żądając, aby
arcybiskup turyński albo pozwolił mu wykonywać swobodnie urząd kapłański, albo
przynajmniej raczył podać kanoniczny powód swej odmowy.
Św. Kongregacja pisała raz po raz do Biskupa na ten temat, który - po dosyć
długim milczeniu - podał powody całkiem niewystarczające. Dlatego też 3 lipca 1881
roku Kongregacja postanowiła rozstrzygnąć sprawę przy pełnym posiedzeniu
kardynałów i 17 bm. zawiadomiła o tym monsignora Gastaldi. W końcu, 11 grudnia
przysłała mu rozporządzenie, aby drogą urzędową zawiadomił ks. Bonetti, co też
uczynił w Wigilię Bożego Narodzenia sekretarz Chiuso, który tak kończył
130

14 Pages 131-140

▲back to top

14.1 Page 131

▲back to top
zawiadomienie: „Jego Ekscelencja naznacza Waszej Wielebności termin jednego
miesiąca licząc od daty otrzymania tego listu, ażeby ksiądz wyłożył swoje racje przed
Św. Kongregacją Soborów.
W międzyczasie, od 11 do 24 grudnia, Arcybiskup skomponował obszerne
sprawozdanie, które wysłał do Kardynała Prefekta J. E. Caterini w dniu 29 grudnia.
Jest to zażalenie na salezjanów, w którym monsignor tak się wyraża: „Jest mi bardzo
przykro, że muszę z konieczności oskarżać dzieło wielce zasłużonego Księdza Bosko,
a muszę zaznaczyć, że jedną z moich żywych trosk kapłańskich, to było wspomaganie
Księdza Bosko, w jego powstających instytucjach i jako biskup Saluzzo i arcybiskup
Turynu, nie myślałem nigdy inaczej o tym dziele i tych zakładach wciąż
zwiększających się, które cieszą się błogosławieństwem niebieskim”.
Na dowód swej sympatii dla dzieła Księdza Bosko przytacza dwa fakty: „Kiedy
– pisze – zakład na Valsalice w tym mieście był w początkach, ja starałem się, aby
kapłani - salezjanie otrzymali go na własność, pod pozorem, że to dom prywatny
Księdza Bosko. W tym celu wypłaciłem z mojej kasy 10 tys. lir na pokrycie długów,
które Czcigodny Ksiądz Bosko nie chciał pokryć ze względu na konieczne wydatki
przy administracji. Również w tym roku 1880 przy końcu lutego zaofiarowałem
Wielce Czcigodnemu Księdzu Bosko dom mój przylegający do kościoła parafialnego
Najświętszego Serca Pana Jezusa o wartości 40 tys. lir pod warunkiem, że salezjanie
otworzą w nim dwie elementarne szkoły za darmo dla mężczyzn. Oferta ta pozostała
bez odpowiedzi”. Czy na tę ofertę rzeczywiście nie odpowiedziano, widzieliśmy już to
gdzie indziej. Co dotyczy Valsalice, to suma 10 tys. lir nie stanowiła z pewnością
bagatelki, ale z tej ofiarności skorzystała administracja, która wypłaciła długi, a nie
salezjanie, którzy nie otrzymali z niej ani centesima, zresztą salezjanie otrzymali
nieruchomości tylko do użytku, a nie na własność, oprócz tego, przez osiem lat mieli
płacić Braciom Szkół Chrześcijańskich osiem tys. lir rocznie, o których arcybiskup
przy zakupie bynajmniej nie wiedział. Po tym wstępie dołączył obciążające oskarżenia
na konto ks. Bonetti: zgwałcenie praw parafialnych z okazji śmierci jednej z sióstr w
Chieri, sprawę z Rektorem kościoła MB della Scala dotyczącą dziewczyn
uczęszczających do Oratorium świątecznego, kwestię suspensy niepoprzedzonej przez
napomnienie kanoniczne, dziełko pod tytułem „Arcybiskup Turynu, Ksiądz Bosko
i ks. Oddenino na pewno wydrukowana jak on powiada przy udziale ks. Bonetti”.
W końcu żarliwie oskarża samego Księdza Bosko: „Wielce Czcigodny Ksiądz Bosko
– pisze przełożony Zgromadzenia Salezjańskiego, który tyle dobrego czyni w Turynie
i w innych miejscach w czasie jednej rozmowy z ks. kanonikiem – proboszczem
w Chieri, toczącej się na temat spraw Oratorium wyraził się do niego, że jeśliby
chodziło jeszcze o jakieś sprawy do wzmiankowanego Oratorium, to niech on,
kanonik – proboszcz, nie zwraca się więcej do arcybiskupa, ale wprost do Księdza
Bosko, aby załatwili co potrzeba bez monsignora. Ks. kanonik zgorszył się taką
propozycją wielce Czcigodnego Księdza Bosko, poważanego dla swoich cnót, a który
namawiał go do niesubordynacji proboszcza względem jego przełożonego kościelnego
i to arcybiskupa”.
131

14.2 Page 132

▲back to top
Ks. kanonik – proboszcz, wielce zawzięty, strzelił rzeczywiście głupstwo na
sucho. Rozmowa odnosiła się do roku 1878, kiedy arcybiskup udzielił Księdzu Bosko
potrzebnych pełnomocnictw do otwarcia Oratorium świątecznego w Chieri. Wtedy
Święty nie wiedząc o tym, że proboszcz zgrzyta na to zębami i przeczuwając, że nie
potrzeba się we wszystkim uciekać do arcybiskupa, w jednej rozmowie z nim
powiedział: „Widzi ks. kanonik, ponieważ arcybiskup zgadza się na sprawowanie tych
funkcji, nie potrzeba go trudzić za każdym razem z powodu błahych spraw, jakie
mogłyby zajść. Jeśliby, więc Wasza Wielebność spostrzegła coś nieodpowiedniego
w Oratorium, proszę mi o tym napisać, a my obaj sprawę uzgodnimy. O to wielkie
zgorszenie, które robiło tyle zamieszania w czułym sumieniu ks. kanonika.
Ks. Bonetti przedstawił w Rzymie swoje powody 8 stycznia 1881 roku. Miesiąc
później arcybiskup wysłał do Rzymu kanonika Colomiatti, skarbnika swojej Kurii
w celu, aby zbadał jak stoi sprawa w Św. Kongregacji Soborów i odpowiednio go
o tym powiadomił. Przybył on tutaj w piątek 4 lutego, a 8 tego miesiąca w rannych
godzinach uzyskał posłuchanie papieskie, dzięki gorliwości monsignora Macchi,
mistrza kamery papieskiej. W międzyczasie monsigor Verga, sekretarz Kongregacji
Soboru przedstawił mu stan kwestii, pozwalając czytać dokumenty i robiąc swoje
uwagi, jeśliby to uważał za stosowne. Kanonik poświęcił więcej niż jeden dzień na
studiowanie wszystkich pism ks. Bonetti; Potem wysilał się, aby zreasumować
wszystkie fakty i prawnie na nie odpowiedzieć.
W liście, w którym donosił o tych sprawach arcybiskupowi znajdujemy dwa
punkty, które wcale ze sobą się nie zgadzają, przestudiowawszy stan rzeczy nie waha
się twierdzić, że ks. Bonetti dozna pogromu; z drugiej strony znów pragnie widzieć się
z kard. Nina, usprawiedliwiając się w pierwszych wierszach, że nie mógł go widzieć
zaraz po przybyciu do Rzymu: „Nie poszedłem zaraz do kard. Nina, ponieważ
chciałem najpierw zbadać sprawę”, miał więc specjalne zlecenie do Jego Eminencji,
a jakim ono było, dowiadujemy się wyraźnie z tego, co niżej następuje: „Dzisiaj udaję
się osobiście do wspomnianego kardynała i będę próbował sforsować tam pewne
kombinacje poza sądowe, nie poruszając kwestii św. Kongregacji Soborów, aby nie
stawiać przeszkód samemu sobie”. Jak widać, machał rozpaczliwie rękami w próżni,
aby nie upaść, tak słaby czuł fundament swego zwycięstwa.
Złożył więc wizytę kardynałowi Protektorowi salezjanów nie w innym celu jak,
by go zainteresować ze sporem w sensie co dopiero wspomnianym. Wyjawił mu żywe
pragnienie, aby sprawa „de bono et de aequo” została załatwiona polubownie między
stronami motywując, że jeżeli ks. Bonetti jest gotów cofnąć swoje oskarżenie na
arcybiskupa, to można dojść do porozumienia ku wzajemnemu zadowoleniu. Kardynał
roztropnie odpowiedział, że ponieważ Św. Kongregacja wzięła sprawę już w swoje
ręce, lepiej będzie, jeśli ona wyda wyrok ostateczny. Mimo to kanonik nastawał,
prosząc Jego Eminencję, aby się wstawił u Księdza Bosko. W tym celu Kardynał,
po dojrzałym namyśle, nie uważał za stosowne pominąć tego; dlatego też napisał do
Księdza Bosko, odwołując się do jego roztropności i miłości oraz zapewniał,
że adwokat Colomiatti był gotów cofnąć sprawę z drogi sądowej.
132

14.3 Page 133

▲back to top
Kardynał Nina napisał wnet do Księdza Bosko wykładając mu swój sposób
widzenia i załączając list pisany przez samego ks. kanonika, ale Błogosławiony nie
mógł od razu odpowiedzieć osobiście, bo jak wiemy, znajdował się wtedy we Francji,
gdzie mu te listy wysłano. Jasna odpowiedź Sługi Bożego przygwoździła sprawę u jej
podstaw.
Wasza Eminencjo!
Łaskawy list, który mi Wasza Eminencja raczyła napisać w sprawie zatargu ks.
Bonetti, długo iść musiał, zanim mnie dogonił w Roquefort blisko Tulonu.
Szczerze pragnę, aby każdą rzecz załatwiano w duchu zgody. Przecież rok mija,
jak arcybiskup mnie zawezwał i zawiadomił, że nałożył suspensę na ks. Bonetti i ja
„pro bono pacis” nie wysłałem więcej tego syna do miasta Chieri, by tam wykonywał
swój święty urząd. Zakomunikowałem to samemu ks. Bonetti, który przyjął to w jak
najlepszym duchu, jest on wzorowym kapłanem, bardzo pracowitym.
W następny dzień po takim załatwieniu sprawy otrzymuję nagle list od
arcybiskupa, w którym cofa każdą myśl i każde słowo układu przywracając rzeczy do
dawnego stanu.
Ale w obecnym stanie warunki porozumienia są nie do przyjęcia. Jeżeli Ksiądz
Bosko – pisze teolog Colomiattini – nie przychyli się do układu, arcybiskup wytyczy
mu proces, jako autorowi oszczerczych książek, które opublikowano dla zniesławienia
arcybiskupa. Jeśli ja zgodzę się na układ, to przez to samo przyznam się, że jestem
winnym tych oszczerczych książek, które zawsze miałem w nienawiści. Ile razy potem
chciano zakończyć kwestię „Extra forum iuridicum”, nie widziałem innej drogi od tej,
którą już ustaliliśmy, a mianowicie zdjęcie suspensy z ks. Bonetti i sprawa byłaby
skończona.
Trzeba też zauważyć, że groźba suspensy ipso facto incurrenda ciąży
dotychczas na piszącym, ilekroć by, czy to osobiście, czy przez inne drukiem, czy
pismem opublikował jakąś rzecz na niekorzyść naszego arcybiskupa. Zwróciłem się
więc do arcybiskupa Turynu prosząc go, aby zechciał wyjaśnić, co on zamierza przez
to uczynić.
Składam pokorne dzięki Waszej Eminencji, że raczy zajmować się naszymi
sprawami i zapewniam o ogólnej wdzięczności za pomocą naszych modlitw. Mam
wysoki zaszczyt kreślić się z głęboką wdzięcznością wobec Waszej Eminencji.
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Równocześnie Święty wysłał do ks. Rua potrzebne instrukcje w tym względzie.
Ks. Rua z całą gotowością je wypełnił, udając się 4 i 5 marca do adwokata fiskalnego
Kurii Arcybiskupiej, któremu powiedział, że salezjanie, stosownie do pragnień ich
kardynała Protektora, chcieliby pokojowo załatwić sprawę ks. Bonetti i cofnąć skargę
wniesioną przez niego do Św. Kongregacji Soborów przeciwko arcybiskupowi;
owszem, to było życzeniem Księdza Bosko i wszystkich przełożonych, jeżeli
133

14.4 Page 134

▲back to top
odniesiono się do Stolicy Świętej, to tylko dlatego, że arcybiskup nie chciał nigdy
cofnąć dobrowolnie karę nałożoną na zakonnika wbrew formalnemu dekretowi Św.
Kongregacji Biskupów i Zakonników. Po namyśle z jednej i drugiej strony, kanonik
dał nadzieję, że można by zdjąć suspensę z ks. Bonetti także i dla miasta Chieri - pod
warunkiem jednak - że będzie on prosił o przebaczenie.
Ale z jakiego tytułu prosić o przebaczenie? – zapytał ks. Rua.
Ponieważ opierał się – odpowiedział kanonik – i nie chciał się poddać
rozporządzeniom arcybiskupa, dalej napisał list uwłaczający i za jego apelację
zeszłoroczną do Rzymu, wskutek której zamieniono mu suspensę na prosty zakaz
wykonywania posługi kapłańskiej w Chieri.
Były to powody niewystarczające. W rzeczywistości arcybiskup w swoim liście
z 27 maja 1879 roku pisał do Księdza Bosko całkiem wyraźnie: „Zabraniam księdzu
Bonetti rozgrzeszać sakramentalnie”. W ten sposób czynił go w dalszym ciągu
winnym przestępstw, których on się nie dopuścił, zniesławiając go publicznie wobec
całego miasta. Ale w tym względzie Colomiatti chciał iść na ustępstwa: żądał jednak,
aby proszono o przebaczenie za drukowane dziełka przeciwko arcybiskupowi,
zwłaszcza za wypadek dotyczący Chieri. Na takie postawienie kwestii ks. Rua
odpowiedział, że suspensa nie ma żadnego związku z dziełkami opublikowanymi
w kilka miesięcy później; zresztą w rzeczywistości salezjanie nie mieli nic wspólnego
z tą publikacją. Owszem, nie mogli się poczuwać do żadnej odpowiedzialności w tym
względzie.
Z tego wszystkiego ks. Rua wywnioskował dwie rzeczy:
1. Że arcybiskup nie mogąc zaprzeczyć oskarżeniu wniesionemu na niego
do Rzymu, chciał przynajmniej wymusić od salezjanów mniej lub więcej wyraźne
przyznanie się do winy w sprawie publikacji broszur, aby w ten sposób chwycić wodę
na swoje koło młyńskie.
2. Że obawiając się nagany za suspensę niesłusznie nałożoną, chciał ich
zastraszyć skargą za opublikowane dzieła i tak zawiesić całą sprawę i odłożyć ją ad
calendas grecas.
„To są moje podejrzenia, pisał ks. Rua do Księdza Bosko, nie pozbawione
jednak fundamentu. Prawdą jest, że kanonik Colomiatti zapewniał mnie, iż w czasie
swego pobytu w Rzymie wywnioskował, że jeżeli będzie ogłoszony wyrok, to ks.
Bonetti zostanie potępiony; jednak uważam, że w rzeczywistości chodzi tu o wyrok
nieprzychylny dla arcybiskupa”.
O dwóch sprawach mógł ks. Rua z całą pewnością donieść Księdzu Bosko:
1. Że arcybiskup zdejmując suspensę, nie uczyniłby nic, aby wynagrodzić
krzywdę wyrządzoną księdzu Bonetti; dalej, że nastawał, aby mu nie pozwolono
pracować w Chieri, chyba po nieokreślonym czasie; a przecież ksiądz Bonetti miał
prawo żądać rehabilitacji, zwłaszcza tam, skąd cała kwestia wzięła początek.
2. Że kanonik pragnął załatwić całą sprawę z ks. Rua nie zawiadamiając
Księdza Bosko, a argumentował to tym, by się te rzeczy za bardzo nie odwlekały.
134

14.5 Page 135

▲back to top
Dlatego ks. Rua dobrodusznie zauważał: „Obawiam się, że rozchodzi się tu
o zwykły podstęp”.
Obawa ks. Rua miała swoje uzasadnienie. Jeżeli przypuścimy szczerą wolę
polubownego załatwienia, to droga do niej prowadziła prosta i jasna. Arcybiskup
byłby przede wszystkim zniósł z ks. Bonetti karę kościelną nałożoną wbrew
dekretowi, który zakazuje ordynariuszom suspendować spowiedników zakonnych,
z wyjątkiem spraw odnoszących się do sakramentu spowiedzi; w naszym jednak
wypadku na pewno nie było uchybienia faktycznego ani podejrzanego. Dlatego też,
powinien się starać o publiczne naprawienie wyrządzonej krzywdy, rozwiewając
przynajmniej podejrzenia skierowane przeciwko niemu, a spadające jednocześnie na
całe Zgromadzenie. Mogła istnieć obawa, że w ten sposób zostanie naruszony
autorytet arcybiskupa; ale można było bardzo łatwo tego uniknąć, pozwalając jemu
samemu na kilkakrotne wygłoszenie kazań w Chieri, albo przez pismo udzielające mu
ogólnej władzy słuchania spowiedzi w żeńskich instytucjach istniejących w diecezji,
jeśliby go tam zawezwano.
Na uwagi Księdza Bosko kardynał Nina odpowiedział dyplomatycznie. Albo
ksiądz Bonetti mógł ze spokojnym sumieniem, mógł prawnie bronić się od
zarzucanego mu współudziału w publikacji broszury przeciwko arcybiskupowi,
a wtedy jego honor, jako członka Zgromadzenia, nie pozwalał mu na jakiekolwiek
wycofywanie się; albo też ks. Bonetti nie był całkowicie spokojnym i ze względu na
przypadkowe okoliczności, nawet od niego niezależne, mógł być posądzonym o ten
współudział, a w takim razie zdaje się, że nie wypadało mu prosić o przebaczenie,
gdyż z tego wynikłaby faktyczna prawda z okolicznościami jej towarzyszącymi. Po
takich rozważaniach tak dalej pisał: „Ksiądz rozważywszy dobrze, że chodzi tu
o osobistość sui generis, osądzi lepiej w swej roztropności, co należy czynić; Ksiądz,
który lepiej zna osobę ode mnie, będzie mógł osądzić, czy w postępowaniu strony
przeciwnej kryje się zasadzka i nieszczerość. Niech Ksiądz nie traci odwagi i pamięta,
że próba doświadczeń nieodłączna jest od spraw Bożych”.
Kardynał, który po tylu dowodach szczerego szacunku dla Księdza Bosko,
używał wyrażeń w takiej formie, nie możemy w to uwierzyć, że 8 lutego wyraził się
naprawdę tak, jak o tym pisał Colomiatti do swojego przełożonego: „A teraz
w nawiasie: Kardynał nie stoi po stronie Księdza Bosko, chociaż jest przekonany
o niewinności Pawła Anglesio z Małego Domku”.
Ksiądz Bosko wysłał z Nizza Marittima list Jego Eminencji do ks. Bonetti,
który głosił kazania w Aosta. Ten, przekonawszy się, że przeciwnicy drżą ze strachu
z powodu wyrządzonej niesprawiedliwości, polecił księdzu Rua, by twardo nastawał
na naprawę swojego imienia i krzywdy wyrządzonej mu przez niekanoniczną
suspensę, naprawę bez żadnych warunków przepraszania, bo prawdopodobny brak
szacunku nie był przyczyną kanoniczną. To samo nieustępliwe stanowisko polecał
w stosunku do broszur.
„My – pisał – wzięliśmy na siebie rolę ofiar”. Prócz tego pozwalał, aby
w rozmowach z osobami, które udały się celem wyszpiegowania stanu rzeczy,
135

14.6 Page 136

▲back to top
otwarcie mówiono o niesprawiedliwych karach, aby w ten sposób podkreślać własną
niewinność. Przecież z pewnością żadne prawo, ani boskie, ani ludzkie nie zakazuje
potępionemu dać upust swemu żalowi i bronić się w gronie swych przyjaciół: jeżeli
oni potem nadużyli zaufania, to on już za to nie może odpowiadać. Radził oprócz tego
księdzu Rua, aby zwlekał z całą sprawą, dopóki Ksiądz Bosko nie przybędzie do
Rzymu.
W Kurii natomiast postępowano z wielkim pośpiechem, niecierpiącym zwłoki.
29 marca wyszedł z Turynu list ks. Colomiatti do Kisędza Bosko z zaproszeniem, aby
przybył do arcybiskupa na układy. Święty odpowiedział z Alassio stawiając dwa
zasadnicze warunki, aby kwestię zakończyć szybko i sprowadzić pokój upragniony.
Wielce czcigodny Ks. Kanoniku, Adwokacie Colomiatti!
Udzieliłem ks. Rua wszelkich pełnomocnictw celem załatwienia sporu odnośnie
do biednego ks. Bonetti. Zaznaczyłem, że środkiem najprostszym do porozumienia, to
zdjęcie z tego księdza suspensy, która - mówiąc prawdę - nie ma żadnej podstawy
kanonicznej. W tym duchu już się ugodziłem tak z Jego Ekscelencją, naszym zawsze
najczcigodniejszym arcybiskupem, ale następnego rana po naszych układach, w liście
do mnie skierowanym, arcybiskup odwołał ten układ i zgodę wyrażoną w tym
względzie.
Kiedyśmy potem zbadali ten stan rzeczy, dowiedzieliśmy się, że istnieją
oskarżenia, które błotem obrzucają honor i dobre imię kapłana cieszącego się wśród
nas nieskażoną sławą, tak pod względem prowadzenia się moralnego, jak i cywilnego.
A nawet jak tego nie umiem pojąć wymaga się, aby ten sam ks. Bonetti przyznał się do
rzeczy, które on z wstrętem odrzuca. Gdyby istniało tylko samo podejrzenie o to
musiałbym go wydalić bezwzględnie z naszego Zgromadzenia wystawionego na tyle
prób.
Jedynym środkiem do zakończenia tych niemiłych sporów wydaje mi się być
ten:
1. Zdjąć z ks. Bonetti suspensę, jak to już swego czasu uczyniono;
2. Odwołać ciężkie zarzuty wytyczone w Rzymie przeciwko temuż siędzu,
chyba, że istnieją wystarczające dowody na ich potwierdzenie, a w takim wypadku ks.
Bonetti zostanie wydalony ze Zgromadzenia, do którego należy. On jednak zapewnia,
że nie ma najmniejszej obawy przed tymi zarzutami i prosi tylko o pozwolenie, by
mógł dać w swoim czasie potrzebne wyjaśnienia;
Oto Drogi i czcigodny ks. Kanoniku moje zapatrywania i mój sąd, co do
przyjacielskiego i polubownego załatwienia. Ks. Rua, który rzecz praktycznie ma
w swoich rękach będzie mógł jeszcze dokładniej porozumieć się z Waszą
Wielebnością. Niech Bóg nam wszystkim błogosławi i zachowa nas w swojej świętej
łasce. Mam zaszczyt kreślić się pełen szacunku dla waszej Czcigodnej Wielebności.
Alassio, 05.04.1881 r.
Uniżony sługa Ksiądz Jan Bosko
136

14.7 Page 137

▲back to top
List dostał się do rąk ks. Rua, a ten go chętnie doręczył kanonikowi.
Z rozmowy, jaką z nim odbył wyniósł wrażenie, że będzie można wszystko załatwić
pokojowo pod tym warunkiem, że ks. Bonetti w sprawie broszurki, albo jak ją nazywa
arcybiskup, książeczki i Chieri, napisze i wydrukuje także w Bollettino parę słów,
których zrzuci ze siebie wszelką odpowiedzialność za jej publikację i zgani jej treść.
Ks. Bonetti dowiedziawszy się o tym natychmiast wyjechał z Aosta do Turynu, bo ks.
Rua musiał bezzwłocznie wyjechać do Księdza Bosko do Sampierdarena, skąd miał
mu towarzyszyć do Rzymu. Uzgodnili razem, że jeżeli chodzi o szerokie
oświadczenie, iż nie miał żadnego wpływu, ani pośrednio, ani bezpośrednio
ze zmienioną publikacją, to nie istnieje żadna trudność. Ks. Rua zawiadomił o tym
kanonika z Sampierdarena, ponieważ w dniu swego wyjazdu, po kilku godzinach
czekania w przedpokoju, nie mógł się z nim widzieć. W dalszym ciągu nastawał na
punkt zasadniczy tymi słowy: „Zdaje się jednak, że kwestia suspensy nieodłączną jest
od sprawy broszur i że zdjęcie pierwszej i naprawienia dobrego imienia, nie zależy od
tej deklaracji”. Jeszcze skromniej potem dodawał: „Ponieważ suspensę nałożono
pisemnie, czy nie wypadałoby, aby ją także pisemnie odwołać? Albo lepiej, gdyby się
oświadczyło, że nałożono jej z tych powodów, z jakich można na zakonnika, tj. ze
względów zniesławiających go, ale dla innych racji? Niech Wasza Wielebność
zobaczy, co się da zrobić w tym względzie”.
Ks. Rua otrzymał od kanonika kopię broszurki na temat spraw w Chieri, ażeby
je przestudiował i przekonał się czy nie jest to mąka z worka ks. Bonetti, a oto jego
pogląd: „Jeżeli chodzi o moje zdanie to, ponieważ ze względu na mnogość zajęć, nie
mogłem przeczytać jej całkowicie, ale tylko częściowo, ośmielam się jednak twierdzić
że ks. Bonetti nie jest jej autorem. Gdyby on rzeczywiście wymyślił te rzeczy trzeba
by powiedzieć, że zbyt często mylimy się w osądach naszych”. Zakończenie listu nosi
na sobie cechę stylu świętych: „Z resztą podziwiając Waszą Wielebność z powodu
zainteresowania się do tego stopnia tymi sprawami, mogę jedynie wyrazić jej moje
serdeczne uznanie; Życzę Wesołego Alleluja i wszystkich łask niebieskich na
najbliższe święta Wielkanocy i mam zaszczyt kreślić się..., itd.”.
Kiedy minęła Wielkanoc, adwokat fiskalny następnego dnia zapraszał ks.
Bonetti’ego skromnym liścikiem, aby przyszedł do niego rano w poniedziałek na
rozmowę. Przez te pięć dni ks. Bonetti miał czas naradzić się z Księdzem Bosko, który
z Rzymu odpowiedział lakonicznie: „Myślę, że możesz się udać, gdzie cię wzywają,
obstając zawsze przy dwóch zasadniczych warunkach: Aby zdjęto z ciebie suspensę i
odwołano wszystkie zarzuty doniesione do Stolicy Świętej. Przyspieszymy nasz
powrót”. Kiedy i jak spotkało się dwóch antagonistów nie wiemy; ale 26 kwietnia
doręczono do Oratorium pod adresem ks. Rua, dotąd jeszcze nieobecnego drugi list
Colomiatti z zawiadomieniem, że patent do spowiadania przez ks. Bonetti został
podpisany; Niech więc on albo ks. Bonetti uda się do Kurii celem odebrania go.
Ksiądz Bosko dowiedziawszy się o tym polecił ks. Bonetti: „Otrzymałem drugi list
odnośnie do toczącego się sporu. Staraj się nic nie mówić, ani nic nie pisać, co
137

14.8 Page 138

▲back to top
mogłoby się dostać do rąk innych. Na razie nam obiecują. Ze wszystkim bardzo
ostrożnie”. Tej ostrożności on sam dawał przykład, jak to widać z dwóch jego pism.
W naszych dokumentach w przeciągu dwóch tygodni czasu nie znajdujemy nic,
co by świadczyło o jakimś ruchu. Potem następuje list arcybiskupa do Księdza Bosko,
który go otrzymał w Rzymie krótko przed odjazdem do Florencji. Arcybiskup
powtarzał tam swoje zasługi względem Zgromadzenia Salezjańskiego, ale dla nas
ważne są tylko te zdania „bardzo bym się cieszył, gdyby między niżej podpisanym,
a Waszą Wielebnością sprawy wróciły do tego stanu, w jakim były od roku 1848 do
1872 w okresie pełnego rozkwitu, jakiego można było sobie tylko życzyć. Ja jestem
zawsze ten sam, jakim byłem przedtem, czego dałem Waszej Wielebności i jego
bliskim wspaniałym dowodem... Jeżeli Wasza Wielebność i jego synowie chcą
ściągnąć na siebie pełność łask św. Maksyma, biskupa Turynu, to niech najpierw
poznają krzywdę, jaką wyrządzili obecnemu jego następcy i niech proszą za to
o przebaczenie. Niech przyrzekną nic nie czynić, ani mówić, ani drukować
w jakimkolwiek miejscu coś z tych rzeczy, które dotyczą diecezji turyńskiej, chyba za
zgodą jej pasterza, a wtedy zobaczą, że wróci niezwłocznie pokój i szczęście czasów
minionych”.
Ksiądz Bosko ufając temu oświadczeniu zgodził się na propozycję
Arcybiskupa; dlatego też kanonik Colomiatti przybył do niego 27 maja z wszystkimi
pełnomocnictwami, aby w imieniu Arcybiskupa zakończyć sprawy. Rozmowa trwała
bardzo długo. Święty wierzył solennym przyrzeczeniom i pokładał nadzieję w ich
szczerości; w następstwie tego ustalono słownie, że ordynariusz odwoła wszystkie
zarzuty wysyłane do Rzymu przeciwko ks. Bonetti, przeciwko Księdzu Bosko
i przeciwko całemu Zgromadzeniu i że ks. Bonetti ma być uwolniony od wszelkich
przykrości i suspensy, jak to już przedtem ustalono 12 i 14 lutego 1879 r. i jak się na to
już zgodził Arcybiskup wieczorem 26 maja tegoż samego roku, a co odwołał w parę
godzin później. Pod tymi dwoma warunkami Księdza Bosko złożył w ręce ks.
Colomiatti swój autograf, który miał służyć za pozę do polubownego załagodzenia
sprawy, ale oczywiście z tym zastrzeżeniem, że podobne pismo dołączy do biletu
Księdza Bosko również i Arcybiskup, w którym zgodzi się na podane warunki. Tak
więc sprawę ułożono. List Księdza Bosko opiewał: „Niżej podpisany, jako Rektor
Pobożnego Zgromadzenia Salezjańskiego zadowolony, że spór między kapłanem
Janem Bonetti i Jego Czcigodnym Ekscelencją Arcybiskupem zakończył się po
przyjacielsku. prosi Jego Eminencję Kard. Prefekta Św. Kongregacji Soborów, aby
zechciał wycofać dokumenty przesłane w tym celu”. Następowała data i podpis.
Arcybiskup zaledwie dostał do rąk to pismo, wysłał go ze swą deklaracją, ale
nie do Księdza Bosko, ażeby on zobaczył, czy zgadzało się z układami
przeprowadzonymi z adwokatem, ale do kard. Prefekta Kongregacji Soborów.
W liście załączonym Arcybiskup tak pisał: „Niżej podpisany, biorąc pod uwagę
oświadczenia uczynione jego adwokatowi przez Wielce Czcigodnego Księdza Jana
Bosko, jako Generalnego Przełożonego Zgromadzenia Salezjańskiego, a również
138

14.9 Page 139

▲back to top
Oratorium Żeńskiego prowadzonego w Chieri przez siostry Salezjanki, które aż dotąd
nie zostały wyjęte spod władzy Arcybiskupa, powodowany szczerym pragnieniem
czynienia wszelkiego dobra Zgromadzeniu Salezjańskiemu, oświadcza, że jest jego
wolą nie prowadzić dalej sprawy wniesionej do Św. Kongregacji Soborów przeciwko
ks. Bonetti, do czego był zmuszony skargą zaniesioną przez tego ks. Bonetti; i stąd
prosi Jego Eminencję Kard. Prefekta, aby mu pozwolił wycofać dokumenty
w wymienionej sprawie”.
Musimy tu zaznaczyć kilka rzeczy. Przede wszystkim nie ma żadnej wzmianki
o warunkach wyrażonych słownie; nie ma odwołania zakazu skierowanego do ks.
Bonetti, a zabraniającego słuchać spowiedzi w mieście Chieri; Z adwokatem
arcybiskupa ustalono nie tylko wycofanie dokumentów odnośnie do sprawy ks.
Bonetti, ale i innych jeszcze tam wniesionych. Wzmianka o Oratorium Sióstr
Salezjanek stanowiła insynuację, że ks. Bonetti został zawieszony wyłącznie za
słuchanie spowiedzi w prywatnej kaplicy Sióstr, a nie w kaplicy publicznej należącej
do salezjanów. Na drugim miejscu prosty projekt przedstawiony poufnie nie był takim,
aby go można skopiować na czysto skoro monsignore miałby dać swoją zgodę na
przedłożone warunki i nie można było go rozważać jako dokumentu definitywnego
i to do tego stopnia, aby go można było wysłać do kard. Prefekta.
Ale nie skończyły się jeszcze i na tym te anomalia. Zdarzyło się, że kanonik
miał udać się do Księdza Bosko, aby dać odpowiedź słowną; tymczasem kanonik
wysłał ją listownie załączając swoją kopię arcybiskupiego orzeczenia. Nie dosyć na
tym: Kanonik zwlekał kilka dni z zawiadomieniem o wysyłce do Rzymu. I na tym się
jeszcze nie skończyło: zamiast wysłać list przez posłańca wysłał go przez pocztę.
W ten sposób upłynął tydzień, a Kisądz Bosko nie wiedział zupełnie o niczym, bo list
otrzymał 2 czerwca krótko przed obiadem. W tym wszystkim dopatrywał się
manewru, jak to wynika z telegramu, który celem przeszkodzenia następstwom, wysłał
około 7 – mej po południu do monsignora Verga, sekretarza Kongregacji Soborów:
„Proszę nie wycofywać ze sądu żadnych dokumentów, co do naszego sporu. Wyślemy
list. Ksiądz Bosko”. Tego samego wieczoru Święty napisał do monsignora Verga.
Ekscelencjo!
W tej chwili otrzymuję z poczty zawiadomienie, że Arcybiskup turyński wysłał
do tejże Św. Kongregacji Soborów moje pismo, które miało służyć za podstawę do
polubownego załatwienia sprawy z ks. Bonettim.
Pismo to, wręczone poufnie adwokatowi kanonikowi Colomiatti celem
przedstawienia go Arcybiskupowi, mieliśmy następnie otrzymać wraz z załączonym
pismem podobnej treści. Orzeczenie Arcybiskupa rzeczywiście przysłano, ale nie
odpowiada ono temu, co postanowiliśmy z jego adwokatem fiskalnym, tzn. nie
wspomina nic o zdjęciu suspensy z ks. Bonetti i o odwołaniu nie tylko doniesień na
niego samego, ale także wszystkich listów skierowanych w celu zniesławienia
Księdza Bosko i jego Zgromadzenia. W przeciwnym razie w nie wysłałbym tego do
139

14.10 Page 140

▲back to top
Rzymu, a gdy się to już stało, nie byłbym skierował tego pisma bez załączenia listu, na
jaki zasługuje Jego Eminencja Kard. Prefekt tak dostojnej Kongregacji.
Proszę zatem Waszą Eminencję, aby raczyła zatrzymać spór w normalnym
toku, w jakim się obecnie znajduje: W innym liście wyślę bardziej szczegółowe
wyjaśnienia.
Mam wielki zaszczyt kreślić się z głębokim szacunkiem i poważaniem Waszej
Eminencji
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Nie pozostawił bez odpowiedzi i ks. Colomiatti. Leżało mu bowiem na sercu
aby wyjaśnić, że sprawa pokojowego załatwienia sformułowana przez monsignora nie
odpowiadała porozumieniu przez nich ułożonemu.
Czcigodny Księże Adwokacie!
Otrzymuję w tej chwili list z poczty, z którego się dowiaduję o orzeczeniu
Arcybiskupa. Bardzo mi przykro, ale zdaje mi się, że ono nie zgadza się z naszymi
postanowieniami. Dlatego jest rzeczą konieczną, abyśmy mogli porozmawiać celem
lepszego porozumienia. Ja pozostaję w domu, jeżeli ks. kanonik może, to bardzo
proszę, aby zechciał pofatygować się do mnie, a tak spodziewam się, że w kilku
słowach będziemy mogli dojść do porozumienia.
Z głębokim szacunkiem kreślę Waszej Wielebności
Turyn, 09.06.1881 r.
Pokorny sługa
Ksiądz Jan Bosko
Ksiądz Bosko wiedział, dlaczego się tak spieszył. Gdyby wycofano dokumenty,
sprawa weszłaby na drogi pokojowe, jeśliby jednak potem zgoda okazała się
niemożliwa, trzeba by znowu zacząć to samo, wysyłając nasze dokumenty i na nowo
motywując, jeśliby więc Ksiądz Bosko nie wykorzystał chwili, znalazłby się bez
wyjścia, bez żadnej satysfakcji - owszem, w kłopotliwym położeniu wprowadzenia
sprawy od początku. Całe szczęście, że na czas zdołał zapobiec złemu, przeszkadzając
zawieszeniu spraw sądowych.
Colomiatti dwa dni zwlekał ze swoim przyjściem, a kiedy przybył, otwarcie się
zaparł, jakoby w poprzedniej rozmowie zgodził się na te dwa warunki. Na tak
nieoczekiwany zwrot w tej sprawie, Ksiądz Bosko spostrzegł się jasno, o co chodzi.
Przy pożegnaniu przyrzekł mu, że namyśli się jeszcze jakiś dzień, zanim ostatecznie
przerwie układy; bo Ksiądz Bosko nie chciał zawrócić z drogi do polubownego
załatwienia, ale tylko wyjaśnić punkty niejasne. Tydzień później pisał do Kanonika:
140

15 Pages 141-150

▲back to top

15.1 Page 141

▲back to top
Najczcigodniejszy Księże Kanoniku Colomiatti!
Zgodnie z przyrzeczeniem w ciągu tego tygodnia myślałem, modliłem się, jak
również radziłem się osoby bardzo przychylnej naszemu arcybiskupowi odnośnie
do naszego sporu.
W dalszym ciągu jednak jestem przekonany, że orzeczenie Arcybiskupa nie
odpowiada naszemu porozumieniu, zostawia bowiem ks. Bonetti w stanie, w jakim się
znajduje i nie odwołuje wcale zażaleń wysłanych do Rzymu na niekorzyść piszącego
i naszego biednego Zgromadzenia. To potwierdza się również z zachowania samego
Arcybiskupa względem nas jak to dobrze ks. Kanonikowi wiadomo.
Gdyby może ks. Kanonik zatrzymał moje pismo, jako rzecz poufnie mu
złożoną, a potem dał mi poznać treść orzeczenia Arcybiskupa, to może spór wszedłby
na inne tory; obecnie jest to jednak niemożliwe. Owszem, sam ks. Kanonik mnie
zapewnił, że nie zmieni się ani jednego słowa z tego, co napisano.
W takim stanie rzeczy nie widzę innego wyjścia jak tylko powierzyć Stolicy
św. moje zmartwienia i moje racje, a jakkolwiek ona rozstrzygnie, przyjmę wszystko
z całkowitym poddaniem. Myślę, że i Arcybiskup będzie z tego zadowolony, bo jest
ona autorytatywną władzą, która daje przyzwolenie i ogranicza możności i reguluje
wykonanie ich samych.
Ze swej strony zapewniam, że zawsze cieszę się ilekroć mogę kreślić się
Waszej Wielebności.
Turyn, 18.06.1881 r.
Pokorny sługa
Ksiądz Jan Bosko
W międzyczasie ks. Bonetti napisał do Rzymu, wyjaśniając monsignorowi
Verga, w jaki sposób i dlaczego zerwano warunki porozumienia, przesłane kard.
Catarini. Jasna to rzecz, że ktokolwiek ma szczerą wolę przyjść z drugim do
porozumienia, to musi poczynić pewne ustępstwa stronie przeciwnej, ale chcieć
zakończyć sprawę, a odrzucać myśl o jakichkolwiek ustępstwach, to nie zakrawa
wcale na ugodę, ale na szukanie własnej korzyści.
Arcybiskup Gastaldi, po ostatecznej odpowiedzi Księdza Bosko, powierzył
adwokatowi Menghini obronę swojej sprawy. Colomiatti, nieco później, na swój
sposób poinformował kardynała Protektora salezjanów. W tym samym czasie Ksiądz
Bosko otrzymał list bez oznaczenia miejscowości, daty, a do tego z podpisem
nieczytelnym. Autor listu radził na podstawie wiadomości, jakie zaczerpnął w kołach
rzymskich, o jego telegramie i jego liście z dnia 2 czerwca do monsignora Verde, aby
starał się sprawę załatwić pokojowo. Dokument ten pochodzi prawdopodobnie od
osoby przyjaznej arcybiskupowi i tłumaczy nam uczucia jego przyjaciół, którzy chcieli
zrzucić z niego winę. Jednym z tych przyjaciół był kard. Hohenlohe, który mu radził
ostatecznie spór zakończyć, ale jeden i drugi postępował swoją drogą i jakkolwiek
zamierzał postąpić arcybiskup Gastaldi, to Ksiądz Bosko był zdecydowany sprawę
141

15.2 Page 142

▲back to top
załatwić definitywnie: Polecił jedynie swemu adwokatowi, aby się odnosił
z należytym szacunkiem do arcybiskupa.
Czcigodny Panie Adwokacie Leonori!
Wbrew memu szczeremu pragnieniu, by po przyjacielsku zakończyć spór, jaki
od przeszło dwóch lat toczy się pomiędzy arcybiskupem Gastaldi z Turynu, a ks.
Janem Bonetti, dotychczas jeszcze obłożonym suspensą, nie widzę innej drogi, jak
całkowite oddanie sprawy pod Sąd Kongregacji Ich Eminencji Kardynałów i to
w krótkim czasie.
W tym celu proszę Waszą Wielebność, aby zechciał łaskawie podjąć się obrony
naszej sprawy. Polecam przy tym, aby Czcigodny Pan adwokat unikał troskliwie tego
wszystkiego w sposobie mówienia i wyrażania swoich uczuć, co można by osądzić
jako nieodpowiednie w ustach podwładnego, w stosunku do swego Przełożonego.
Wszelkie wydatki postaram się uregulować.
Kreślę się pełen szacunku i wdzięczności Waszej Wielebności
Turyn, 08.07.1881 r.
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Aby na chwilę odwrócić oczy od tego nieprzyjemnego widoku, przerwijmy na
chwilę opowiadanie i przeczytajmy list wysłany przez Księdza Bosko do kard.
Protektora, właśnie w chwili największego napięcia tych nieprzyjemnych wypadków.
Wasza Eminencjo!
Przynajmniej od czasu do czasu mogę przesłać Waszej Eminencji pomyślne
wiadomości. Po wielu ciężkich wysiłkach, udrękach i ofiarach, mogliśmy ostatecznie
w Spezia wykończyć kościół i nowy zakład, który obecnie już zamieszkujemy. W ten
sposób mogliśmy uchronić przeszło 500 chłopców od uczęszczania do szkół
protestanckich i skierować ich do nauki, gdzie się wychowują na dzielnych katolików.
Gdybyśmy mieli obszerniejsze lokale, moglibyśmy ich przyjąć jeszcze więcej.
Będziemy się o to starać, a ufamy, że Bóg nam nie odmówi swej pomocy.
Nowy zakład i nowy kościół dei Piani di Valle Crosia zostaje właśnie
ukończone i cieszą się wielką liczbą do niego przybywających. Z opisu
umieszczonego w Bollettino Salesiano można się dowiedzieć szczegółów o uroczystej
funkcji, jakiej dokonał biskup przenosząc Najświętszy Sakrament z kościoła
dotychczasowego do kościoła świeżo wykończonego. Ja tylko zaznaczam z wielką
pociechą serca, że odtąd szkoły prowadzone przez protestantów nie będą mogły więcej
działać ze szkodą dla młodzieży. Dotychczas bowiem nawet katolicy uczęszczali do
świątyni Waldensów przynęcani rozmaitymi obietnicami, które oni zarzucali na
nieostrożnych.
Zakład w Lucca wznosi się wśród bardzo ciężkich trudności. Jeszcze
w trudniejszym stanie znajdują się rzeczy z Florencji, gdzie protestanci rozporządzają
142

15.3 Page 143

▲back to top
wielką sumą pieniędzy, a my znajdujemy się w ostatecznej nędzy, nie mając nawet
własnego zakładu. Mimo to ufamy, że będziemy się mogli we wszystko powoli
zaopatrzyć i w niedługim czasie wzmocnić się na tym stanowisku. W tym celu
prosimy o modlitwę Waszej Eminencji i o szczególne błogosławieństwo Ojca św.
Ks. Dalmazzo będzie mógł jeszcze szczegółowo poinformować o wszystkim. Ja
tylko proszę Waszą Eminencję, aby zechciał o tych wynikach donieść Ojcu św., który
wielokrotnie dawał do poznania, jak mu te sprawy bardzo leżą na sercu.
Polecam się gorąco modlitwom Waszej Eminencji i mam wielki zaszczyt
kreślić się pokornie Waszej Eminencji
Turyn, 30.07.1881 r.
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Sprawa prawdopodobnie miała być rozpatrywaną we wrześniu – tymczasem
miesiąc ten dobiegał końca, a nie było najmniejszych oznak jej rozstrzygnięcia. Ks.
Bonetti, który się czuł jak na rozżarzonych węglach, rzucał gromy na adwokata
Leonori, przypisując jemu winę zwłoki. Nastawał na niego, aby na czas napisał
obronę, by można ją było drukiem przesłać kardynałom jeszcze przed wakacjami,
a w ten sposób przyspieszyć rozpatrzenie sprawy bezpośrednio po ich ukończeniu.
Ostatniego września zdarzył się szczególny wypadek. Ksiądz Bosko przebywał
w zakładzie w San Benigno na serii rekolekcji dla nowicjuszów, którzy
przygotowywali się do złożenia ślubów, gdy nagle pojawił się kanonik Menghini,
adwokat Arcybiskupa z urzędową sprawą, aby mianowicie ustalić wspólne punkty
porozumienia. Święty zawezwał ks. Bonetti i przy obopólnym porozumieniu zgodzono
się na trzy następujące, podstawowe artykuły:
1. Ksiądz Bosko, przełożony salezjanów oświadcza, że odwoła skargę
zaniesioną przez ks. Bonetti do św. Kongregacji Soborów z powodu suspensy
nałożonej na niego trzy lata temu przez Arcybiskupa Turynu z tytułu Oratorium św.
Teresy w Chieri i przyrzeka, iż nakaże temu samemu nie słuchać spowiedzi w tym
instytucie, dopóki nie zostaną usunięte powody nieporozumienia z miejscowym
proboszczem.
2. Ze swej strony, Jego Ekscelencja Czcigodny Arcybiskup Wawrzyniec
Gastaldi, arcypasterz Turynu oświadcza na piśmie, że zawiesił ks. Bonetti, nie
z powodu rzeczy dotyczącej spowiedzi albo z powodu przestąpienia zakazu, ale ze
względu na nieporozumienia z miejscowym proboszczem; Pozwala mu bez ograniczeń
słuchać spowiedzi, także i w Chieri i postanawia odwołać jakiekolwiek pismo albo
druk skierowany przeciwko Księdzu Bosko i Zgromadzeniu Salezjańskiemu, nie tylko
w tej kwestii, ale i we wszystkich innych.
3. Celem całkowitego zadośćuczynienia Jego Ekscelencja pozwoli ks. Bonetti
słuchać spowiedzi z zachowaniem przepisu Konstytucji Klemensa X, dotyczącej osób
zakonnych, albo też zarządzeń podlegających jurysdykcji Arcybiskupa.
143

15.4 Page 144

▲back to top
Menghini przedłożył swojemu klientowi te postanowienia, odesłał do Rzymu,
a sprawa sicut erat in principio et nunc... Ksiądz Bosko daremnie oczekiwał jakiegoś
rezultatu. Arcybiskup tymczasem wysłał do Rzymu swojego adwokata celem
wszczęcia innej jeszcze sprawy przeciwko Słudze Bożemu, która miała jeszcze
bardziej obciążyć pierwszą. Zajął się oczywiście i pierwszą tak, że gdy miano potem
przystąpić do drugiej, trzeba było siłą rzeczy czekać na wyniki pierwszej. Z tego
powodu po porozumieniu się ustalono, że Kongregacja Biskupów i Zakonników ma
przestudiować cztery zasadnicze punkty:
1. Czy siostry Maryi Wspomożycielki są wyjęte czy nie spod jurysdykcji
Arcybiskupa.
2. Czy są wyjęte albo nie ich zakłady i Oratoria.
3. Czy są wyjęci kapłani - salezjanie zatrudnieni w tych zakładach i Oratoriach.
4. Czy ci sami salezjanie zajęci w Oratoriach i zakładach sióstr Maryi
Wspomożycielki mają być uważani jako pracujący w zakładach własnego
Zgromadzenia Salezjańskiego albo nie.
Colomiatti napisał potrzebny wstęp do tej kwestii, który jako zawierający
punkty zasadnicze, miał pierwszeństwo przed sprawą należącą do Kongregacji
Soborów.
Czytelnicy niech mają zawsze przed oczyma zasadniczy punkt sporu, który się
w krótkości tak przedstawia; 12 lutego 1878 r. ordynariusz turyński, pod pretekstem
braku szacunku względem rektora w Chieri i zaistniałej tam niezgody, bez odniesienia
się do zainteresowanego, albo do jego przełożonego; wbrew prawu kanonicznemu
zawiesił ks. Bonetti od słuchania spowiedzi wiernych, nie tylko w mieście Chieri, ale
w całej archidiecezji, hańbiąc go w ten sposób, a z nim razem całe Zgromadzenie.
Suspensę tę następnie ograniczono tylko do Chieri. Cóż więc za związek ze sprawą ks.
Bonetti miały wyżej wzmiankowane kwestie? Absolutnie nic; ale miały posłużyć do
odwleczenia sprawy.
Tylko, że ta zwłoka czasu wyszła także na rękę ks. Bonetti, pozwalając mu
zakrzątnąć się koło niektórych spraw. W październiku dał do druku tzw. „Pro
memoria”, które zaofiarował Ojcu św. i przesłał kardynałom. Jest to broszurka
o objętości 15 stron szerokiego formatu, zawierająca trzeźwe wyłożenie faktów.
W godny sposób zwalcza tam powody przytoczone przez Arcybiskupa, który go nie
chciał za żadną cenę rehabilitować.
Ta zwłoka przyniosła jeszcze i inną korzyść. Po śmierci czcigodnego kardynała
Caterini /liczył już 86 lat/ 10 września został zamianowanym prefektem Kongregacji
Soborów. Jego Eminencja kard. Nina, który znał bardzo dobrze Księdza Bosko.
Święty bezzwłocznie przesłał mu gratulacje z okazji nominacji. Jego Eminencja
odpowiedział mu 24 września: „Odpisuję na akt szczególnej dobroci Waszej
Wielebności i nadzwyczajne oznaki czci, jakie mi swoim listem z dnia 11 bm. Wasza
Wielebność raczyła okazać z powodu mej nominacji na prefekta Św. Kongregacji
Soboru. Szczerze dziękuję. Nie ufając słabym moim siłom, czuję tym większy
obowiązek prosić Waszą Wielebność, aby upraszał mi od Boga pomoc i łaski do
144

15.5 Page 145

▲back to top
dźwigania ciężaru, jaki z łaskawości Ojca św. został włożony na moje ramiona. Przy
całej mojej słabości będę się starał za wszelką cenę odpowiedzieć oczekiwaniom
i sprawiedliwym wymaganiom w sferze moich możliwości”.
Na początku listopada Ksiądz Bosko doznał wielkiej boleści na wieść
o publicznych objawach pogardy ze strony głowy diecezji. 10 - go tego miesiąca
monsignor na synodzie diecezjalnym, odbywającym się w katedrze, w dwóch
przemówieniach, wyrażał się trochę życzliwiej o salezjanach i ich Przełożonych, nie
wymieniając naturalnie nazwiska. Na początku podkreślając użyteczność Oratoriów
świątecznych dla młodzieży nie zaznaczył wcale o tych, które od czterdziestu lat
Ksiądz Bosko prowadził w Turynie. Rozwodził się szeroko nad pochwałami
Filipinów, którzy przede wszystkim tym się różnią od innych, że wspomagają
własnego biskupa i nie robią mu przykrości. Słuchacze w lot pojęli aluzję.
W wieczornym przemówieniu wyraził się jeszcze jaśniej: Polecam wam poddanie się
i szacunek dla waszego biskupa, abyście nie czynili tak, jak „pewni zakonnicy”, którzy
z całą rewerencją i nabożeństwem odnoszą się do dalekiego Ojca św., a mało by
powiedzieć, wcale nie szanują bliskiego swego biskupa; Z należytym poddaniem
odnoszą się do katedry św. Piotra, czego nie czynią w stosunku do katedry św.
Maksyma. Tak sobie postępuje w diecezji „pewien duchowny”, który oświadcza się
stale z Ojcem św. a przykłada rękę do spraw, które nie cieszą jego arcybiskupa,
owszem sprawiają mu przykrość. Omijając następnie prasę katolicką, która zwalczała
doktryny rosminiańskie użył słów jeszcze bardziej cierpkich: Periodyki, dzienniki
i czasopisma, które się chlubią tytułem katolickim, a są tymczasem nieszczęściem dla
Kościoła, bodajby nie było jednego z nich, który by nie wykraczał poza granicę sobie
nakreślone, który by nie wdawał się w rzeczy, które do niego nie należą, który by nie
czynił więcej złego niż dobrego i nie był zgorszeniem dla wiernych. Na te słowa jeden
z obecnych teolog, Alojzy Fiore, doznał tak ujemnego wrażenia, że doniósł o tym
natychmiast Ojcu św.
Było to niezmiernie ważną rzeczą rozpraszać w kołach duchownych
i cywilnych w Rzymie rozmaite zarzuty rozsiewane przez złe języki. W tym celu
adwokat Leonori przystąpił do pisania dziełka o Księdzu Bosko i jego dziele, aby je
w wielkiej liczbie rozrzucić po mieście. Praca ukazała się przy końcu tego roku.
W siedmiu rozdziałach mówił w nim o Księdzu Bosko, o Zgromadzeniu Salezjańskim
jako takim, o jego rozroście we Włoszech, we Francji, o misjach, o szacunku, jakim
się ono cieszy. Na koniec podkreślał, że Ksiądz Bosko przez swoje dzieła wskazał
klerowi drogę, której się powinien trzymać w praktyce, jeśli chciał iść z duchem czasu.
Rozgłośne echa napływające ze wszystkich stron wskazywały Księdzu Bosko
na konieczność obrony w zakresie nieco ścieśnionym, ale bardziej stanowczym. Biada
Zgromadzeniu jeśliby wtedy w wyższych sferach duchownych, tj. między biskupami
we Włoszech, a kardynałami w Rzymie utarło się zdanie, że salezjanie na czele ze
swoim założycielem, to ludzie pozbawieni subordynacji dla władzy biskupiej! A jak
dotychczas, to sprawa posuwała się właśnie w tym kierunku. Dlatego za wszelką cenę
trzeba było dokumentu, który by znalazł się w rękach prałatów i w dostateczny sposób
145

15.6 Page 146

▲back to top
oświetlił istotny stosunek Oratorium salezjańskiego do Kurii turyńskiej, Księdza
Bosko do Arcybiskupa Gastaldi. Do pracy tego rodzaju zabrali się właśnie ks. Bonetti
i ks. Berto, który oprócz tego, że był sekretarzem Księdza Bosko, miał w swojej
opiece również archiwum Zgromadzenia. Monografia ta nosiła tytuł: „Do ich
Eminencji Kardynałów Św. Kongregacji Soborów – wyjaśnienie Księdza Jana
Bosko”. Powody tego wyjaśnienia jasno wyłuszczono na pierwszych stronach
introdukcji napisanej przez ks. Bonetti, ale przejrzanej i poprawianej przez Księdza
Bosko.
Powody tego Wyjaśnienia.
Dziesięć lat już mija odkąd niżej podpisany i powstające Zgromadzenie
Salezjańskie cierpią srogi ucisk ze strony Arcybiskupa Turynu monsignora
Wawrzyńca Gastaldi, który oprócz innych niezliczonych krzywd im wyrządzonych,
przeszkadza im w pracy nad zbawieniem dusz. I tak prałat ten zakazał korzystać
z przywilejów udzielonych nam przez Stolicę świętą; teraz znów występuje przeciwko
przepisom kościelnym wtrącając się w wewnętrzny i dyscyplinarny zarząd
Zgromadzenia, jakby było ono Zgromadzeniem diecezjalnym; często bez żadnego
powodu nie chciał naszych kleryków dopuszczać do święceń. Wielekroć z błahych
powodów zabraniał naszym kapłanom głosić kazań, słuchać spowiedzi, a nawet
odprawiać Mszę św. w jego diecezji. Wiele razy nakładał na nich suspensę bez
kanonicznej winy i bez przestrzegania formalności wymaganych przez święte kanony;
Zabronił nam opublikować w swojej diecezji breve otrzymanych od Papieża na
korzyść naszych dzieł – ganił zakłady dobroczynne, polecone i błogosławione przez
Ojca św.; Pisał listy do osób wysoko postawionych i innych oraz drukował
i publikował broszurki celem zniesławienia salezjanów i ich Przełożonego. Tych
wszystkich aktów mógł chyba dokonać nieprzyjaciel wszelkiego dobra, celem
zniszczenia i zdruzgotania naszego biednego Zgromadzenia, a przynajmniej tak
działać na jego szkodę, by nie mogło osiągnąć celu, do którego go zawezwała
i zatwierdziła Stolica św.
Wszystkie te i inne jeszcze niezliczone krzywdy cierpieliśmy aż dotąd
w milczeniu. Czasy idą ciężkie dla św. Kościoła i dlatego ja nie chciałem mu
przyczyniać kłopotu odwołując się uroczyście do autorytatywnego i najwyższego sądu
na naszą obronę. Przykro mi, że występuję przeciwko osobistości względem, której
żywiłem zawsze szacunek i należną cześć.
Bylibyśmy i dalej znosili w milczeniu te przykrości i trudności, ale ponieważ
ostatecznie Arcybiskup zwrócił się do św. Kongregacji Soborów i opublikował rzeczy
zniesławiające niżej podpisanego i całe Pobożne Zgromadzenie Salezjańskie, przeto
znalazłem się w konieczności odwołania się do Stolicy św. z niniejszą ekspozycją.
Bolesny ten obowiązek spełniam z wielkim smutkiem mojej duszy, pomijając
milczeniem wiele faktów i wypowiedzeń, które dotyczą jedynie mojej pokornej osoby,
146

15.7 Page 147

▲back to top
a wyjaśniają szerzej to wszystko, co odnosi się do Zgromadzenia, albo też do mnie
samego, jako głowy i Przełożonego tego Zgromadzenia.
Turyn, 15.12., w oktawie święta Niepokalanej, 1881 r.
Ksiądz Jan Bosko
Tekst w chronologicznym układzie od roku 1872 do roku 1881 zawiera na
przeszło 70 stronach akty nieprzychylnego odnoszenia się Arcybiskupa turyńskiego do
Księdza Bosko i salezjanów. Następnie na dwóch stronach reasumując szkodliwe
skutki stąd wynikłe kończy się modlitwą i oświadczeniem; Modlitwą o pomoc
i obronę ze strony Stolicy św. oświadczeniem zaś bezwarunkowego poddania się
jakiemukolwiek rozporządzeniu, radzie i poleceniu, jakie Ojciec św. raczy mu dać.
„Obowiązek posłuszeństwa”, który go zmuszał do napisania tej ekspozycji nie
wyklucza natchnienia z góry. Konfrontacja pierwszego tekstu z ostateczną redakcją na
czysto pozwala nam w rzeczywistości wnioskować, że sama Stolica Św. zatwierdzając
Kongregację i powierzając jej czuwanie i zarząd, nałożyła na nią obowiązek strzeżenia
interesów i obrony honoru. Pracę tę kazał wydrukować bez rozgłosu i z pewnymi
zastrzeżeniami zachowując u siebie oryginał, arkusze korektowe i kopie. Również
przy wysyłce tej ekspozycji postępowano z całą ostrożnością przesyłając ją jedynie do
osobistości wysoko postawionych w kościelnej hierarchii i to zawsze w zamkniętej
kopercie. Dziełko to opuściło drukarnię przy końcu roku 1881 i dostało się także do
rąk Leona XIII, który przejrzawszy je zawołał z uniesieniem: Och, oby wreszcie
położono kres tej niezgodzie, bo w przeciwnym razie monsignore Gastaldi przejdzie
do historii ze znakiem hańby na czole. Wtedy prawdopodobnie błysnęła po raz
pierwszy myśl przejęcia całej sprawy w swoje ręce, jak o tym powiemy w następnym
rozdziale. Skoro przybliżał się dzień rozprawy, Arcybiskup pojechał do Rzymu.
Wzywała go tam również niezwykła uroczystość: W święto Niepokalanej Najwyższy
Pasterz miał dokonać kanonizacji czterech błogosławionych: Benedykta, Józefa Labre,
Wawrzyńca z Brandizjum, Jana Chrzciciela de Rossi i Klary z Montefalco. Skorzystał
więc z tej okazji, aby zapoznać się z bliska z terenem i przyczynić się, o ile tylko było
można, do polepszenia własnej sprawy.
Dwa razy był na posłuchaniu u Ojca św. W czasie drugiej audiencji trwającej
przeszło półtorej godziny Papież zapytał go o jego stosunku do salezjanów. Podczas
całej rozmowy był obecnym Jego Eminencja kard. Nina, od którego pochodzą
szczegóły w tym względzie. W pewnej chwili Jego Świątobliwość zapytał, kiedy się
nareszcie skończą te ciągłe kwestie z Księdzem Bosko i jego Zgromadzeniem? Biedny
Ksiądz Bosko! Pracuje niezmordowanie i czyni tyle dobrego; o salezjanach zaś słyszę
same pochwały i bardzo bliscy są memu sercu; Dlaczego Ekscelencja traktuje ich
w ten sposób? Można by już wreszcie raz skończyć! Zamiast ich popierać i pomagać,
Ekscelencja wciąż krępuje ich rozwój!
Ojcze św. – odpowiedział Arcybiskup – nie jest to prawdą: Ja życzę Księdzu
Bosko bardzo dobrze, jak również i Zgromadzeniu; używałem wszelkich sposobów,
aby ich wspomagać i Bóg jeden wie, jak bardzo pragnę, abyśmy to polubownie
147

15.8 Page 148

▲back to top
zakończyli. Gdyby Ksiądz Bosko zjawił się u mnie, uścisnąłbym go z całego serca.
Zawsze pragnąłem przyjacielskiego zakończenia tej sprawy, ale Ksiądz Bosko
sprzeciwił się temu i wniósł sprawę do Kongregacji Soborów. Niech przyjdzie Ksiądz
Bosko, a zobaczy jak ja go przyjmę.
Jakżeż Ekscelencja chce ażeby przyszedł do niego, kiedy skoro się tam zjawi
nie chce go w ogóle przyjąć? To w ten sposób traktuje się kapłana tak gorliwego i tak
owianego duchem Bożym?
Ależ ja go przyjmę bardzo chętnie i jestem gotowy iść mu we wszystkim na
rękę.
A więc proszę tak zrobić; Trzeba wreszcie raz skończyć, bo w przeciwnym
razie będę musiał chwycić się środków, do których nie chciałbym się uciekać.
Obrony adwokatów już gotowe zostały wydrukowane. Praca adwokata
Menghini robiła na czytelniku wrażenie prawie dodatnie i nazywała ten spór kwestią
toczącą się między „dwoma ozdobami diecezji turyńskiej”. Obaj zgadzali się, co do
zasadniczej sprawy, tak określonej: „An suspensio seu interdictum locale ab audiendis
confessionibus sit confirmandum vel infirmandum in casu” /Czy suspensa, czyli
interdykt lokalny od słuchania spowiedzi ma być potwierdzony, albo jeszcze
stwierdzony w tym wypadku/. Adwokat Księdza Bosko, poświęciwszy pierwszą część
zaistniałym wypadkom, w drugiej usiłował udowodnić, że dekret Arcybiskupa
powinien być uznany za nieważny, gdyż był niesprawiedliwym, bo brakowało winy,
a krzywda wychodziła na niekorzyść Zgromadzenia Salezjańskiego i był pozbawiony
wymaganej formy. W trzeciej części zbijał zarzuty. Obrona Arcybiskupa
przedstawiała wypadek nie jako nałożenie suspensy, ale jako proste ograniczenie
jurysdykcji motywując tym, że ordynariusz miał prawo to uczynić, kiedy i jakby mu
się to podobało, nawet bez zachowania przepisanej formy. W tym i w wielu innych
punktach ks. Bonetti, który pilnie czuwał na straży tej sprawy, uważał za stosowne
podać kardynałowi Prefektowi Kongregacji Soborów niektóre uwagi, przedstawiając
w krótkości faktyczny stan kwestii. Dowiedziawszy się potem, że przygotowywano
wielkie oskarżenie jakoby salezjanie chodzili w Chieri z wiatykiem i ostatnim
namaszczeniem do jednej ze Sióstr Maryi Wspomożycielki, wysłał do tego samego
kardynała wyjaśnienia kanonika Bona, który zaświadczał, że on osobiście zaopatrywał
umierającą siostrę. Drogą pośrednią wysłał ten dokument do św. Kongregacji
przeciwko innym twierdzeniom, uzyskując nawet zamieszczenie go w inwentarzu
dokumentów.
Sprawa weszła na forum sądu 17 grudnia. Z pomiędzy ośmiu kardynałów
dwóch głosowało na korzyść Arcybiskupa; najbardziej zdecydowanymi obrońcami
Księdza Bosko byli: Ich Eminencja Randi, Chigi, Hergenroether i Ledóchowski.
Papież po przedłożonym mu sprawozdaniu powrócił do projektu wyrażonego przez
Arcybiskupa. Nie wydawać na razie – rzekł – żadnego wyroku, a zaprojektować zgodę
polubowną, by w ten sposób ocalić powagę biskupa. Ksiądz Bosko jest tak cnotliwym,
że na wszystko się zgodzi. Arcybiskup albo się zgodzi albo nie. W pierwszym
wypadku Ksiądz Bosko będzie zadowolony, bo on tylko pragnie pokoju, a wtedy
148

15.9 Page 149

▲back to top
wszystko się zakończy. W drugim wypadku „chwycimy woła za rogi”, a wtedy dla
niego rzecz stracona.
W tej chwili kard. Nina obruszył się i rzekł, że byłby czas zakończyć rzecz
inaczej, bo i w Rzymie prześladowano Księdza Bosko i paraliżowano dobroczynne
działanie Zgromadzenia Salezjańskiego, pozbawiając go przywilejów.
Trybunał Rzymski wydał wyrok odraczający z uwagą: Dilata et ad mentem ab
Eminentissimo Praefecto panditam. Jaka to była myśl, Kardynał Prefekt wyjawił ją
poufnie Księdzu Bosko w tym liście.
Riservata /Zastrzeżone/.
Czcigodny Księże Bosko!
W niedługim czasie otrzyma Ksiądz list od Świętej Kongregacji Soborów
dotyczący toczącego się sporu, którego ostateczne rozstrzygnięcie zostało odłożone,
bo, nie zadając kłamu prawdzie, Ojciec św. ma nadzieję, że zostanie on załatwiony
polubownie, tym bardziej, że sam Arcybiskup miał się wyrazić a voce do Jego
Świątobliwości, że chętnie przystanie na zgodę. Ufając, że tym razem Arcybiskup
szczerze przychyli się do tej propozycji, powiadamiam Księdza, bo bardzo mi leży na
sercu jego Zgromadzenie, by nie stawiał przeszkód, ale ochotnie zgodził się na
przedłożone warunki, bynajmniej jednak nie rezygnując ze swej strony z tego, co mu
zostanie wskazane. Przedstawiając się Arcybiskupowi, a nie mam tu zamiaru apelować
do cnót Księdza, jestem przekonany, że Ksiądz tak się zachowa i użyje takiego
sposobu wyrażenia się pełnego szacunku i oględności, aby jak najszybciej dojść do
porozumienia i - o ile to możliwe - całkowicie się uzgodnić. Niech Ksiądz mu powie,
że bardzo się cieszy, iż Stolica św. ze swej łaskawości dała mu okazję jeszcze raz
pokłonić się Arcybiskupowi i że nigdy go Ksiądz nie przestał kochać i czcić. Niech
Ksiądz nie wchodzi w dyskusję o kwestiach i kwestyjkach i niech się ograniczy do
przedstawienia sprawy w imieniu ks. Bonetti zdając się w tym, co do czasu na
podsunięte mu propozycje. Niech Ksiądz okaże się przychylnym do zgody na temat
zarządu Oratorium w ramach prawa i we wzajemnym szukaniu dobra dusz. Niech
również i ks. Bonetti bardzo będzie ostrożnym w wyrażaniu się i w tym wszystkim,
co może dotyczyć Arcybiskupa i miejscowego proboszcza. Poprawny sposób
zachowania się w tej okoliczności, choćby kosztem, jakiegoś poświęcenia ze strony
Księdza, jak również jego podwładnych, zjedna jeszcze większy szacunek
Zgromadzeniu i utoruje drogę do usunięcia innych trudności, których się jeszcze tyle
naokoło znajduje. W ten sposób wzrośnie większa chwała Boża. Proszę i to wziąć pod
uwagę, aby wiernie zebrać wszystko, co zajdzie pomiędzy Księdzem i Arcybiskupem.
Dokładny przebieg wypadków prześle potem Ksiądz do św. Kongregacji.
Oto, co chciałem Księdzu powiedzieć. Korzystam z okazji, aby z całego serca
życzyć od nowo narodzonej Dzieciny szczęścia duchowego i doczesnego, które - jak
jestem o tym przekonany - na pewno zajaśnieje po tylu zniesionych uciskach
i przykrościach i będzie stanowić wielką zapłatę i pociechę do odważnego rozwijania
149

15.10 Page 150

▲back to top
dzieła Księdza. Spraszając od Boga obfite błogosławieństwo na całe Zgromadzenie
kreślę się ze szczególniejszą czcią Waszej Wielebności oddany w Panu.
Rzym, 20.12.1881 r.
Chętny ku służeniu
L. Kardynał Nina Prefekt
Zamierza więc kardynał, aby przed wydaniem ostatecznego wyroku usiłowano
rozwiązać spór de bono et de aequo cum partis utriusqua decore. Św. Kongregacja
zawiadomiła o tym urzędowo Księdza Bosko, przypisując mu odpowiedni sposób
postępowania: Miał złożyć wizytę Arcybiskupowi, przedstawić mu pokorną prośbę ks.
Bonetti o pozwolenie słuchania spowiedzi w Oratorium w Chieri i odpuszczenie mu
wszelkich przewinień. Miał się zgodzić na sposób uregulowania spraw w Chieri tak,
żeby ani salezjanie nie przeszkadzali we właściwych funkcjach parafialnych i aby
salezjanom nie stawiano przeszkody w działalności dla dobra dusz, jaką z wielkim
pożytkiem przedtem rozwijali.
Inny urzędowy list skierowano w tym samym czasie do Arcybiskupa, który
jednak był o wiele dłuższym. Poruszono tam 5 rzeczy:
1. Określono, jako zbyt surowe postępowanie przeciwko ks. Bonetti.
2. Przedstawiono radę kardynałów i sposób jej uskutecznienia.
3. Arcybiskup miał przyjąć statim atque humeniter /chętnie i grzecznie/ Księdza
Bosko i pozwolić księdzu Bonetti na wykonywanie władzy nulla interposita mora /bez
zwlekania/.
4. Miał napomnieć Rektora w Chieri i jego pomocników, aby postępowali
z większą oględnością ze salezjanami.
5. Miał znieść groźbę suspensy ipso facto incurrenda, gdyby Ksiądz Bosko
cokolwiek napisał albo wydrukował na swoją, albo swojego instytutu obronę.
W końcu apelowano do słodyczy i uprzejmości monsignora, ażeby wszystko wykonał,
z jak największą troską.
Przed otrzymaniem pisma z Rzymu Ksiądz Bosko tak odpowiedział kard. Nina:
Eminencjo!
Jakąż dobroć Wasza Eminencja raczył okazać naszemu biednemu
Zgromadzeniu.
Dziękuję za to z całego serca. Dotychczas nie otrzymałem jeszcze żadnego listu
z Kongregacji Soborów. Skoro jednak tylko dostanę go do swych rąk, wiernie
wykonam ojcowskie rady, które Wasza Eminencja raczyła mi podsunąć. Będzie
jednak trudno dojść do zgody. Już trzy razy w przeszłości sam Arcybiskup nawoływał
do tego, ale nasz układ kończył się zawsze zerwaniem i czczym zwodzeniem. Mimo to
jestem gotów wrócić do niego i myślę, że nie będzie powodu do dawniejszego
zwodzenia. Jak dotychczas prognostyki przygotowawcze nie wróżą nic dobrego.
17 bm. miałyby nastąpić układy. 20 - go wysłano napomnienie, które sprawę ks.
150

16 Pages 151-160

▲back to top

16.1 Page 151

▲back to top
Bonetti stawia w początkowym stadium w nastroju całkiem nie pokojowym. 23 tego
miesiąca klerycy z Seminarium turyńskiego, dawniejsi nasi wychowankowie prosili
o pozwolenie, aby mogli przyjść i złożyć życzenia wesołych świąt Księdzu Bosko,
który był im ojcem w sprawach doczesnych i duchowych. W tym jednak roku
otrzymali surowy nakaz, aby nie przychodzili ani grupą, ani prywatnie.
Wczoraj nasz dawny wychowanek, obecny kapłan w Seminarium, prosił rektora
Seminarium, aby pozwolił mu złożyć wizytę Księdzu Bosko i wyjawił swoje
pragnienie, że od wielu lat chce zostać salezjaninem, aby udać się na misje
zagraniczne. W odpowiedzi na to otrzymał ojcowskie zero, a na dodatek tych kilka
słów, które proszę mi wybaczyć, że załączę: „Jeżeli chcesz zostać salezjaninem
i jechać na misje, przez to samo udajesz się do domu diabła rogatego”. Myślę z bólem
serca, że przecież można było pozwolić na ten grzech zostania salezjaninem i udanie
się na misje zagraniczne. Ze wszystkich stron otrzymuję kondolencje od przyjaciół,
którzy zawiadamiają mnie, jak głośne staje się „całkowite zwycięstwo nad ks. Bonetti,
Księdzem Bosko i wszystkimi salezjanami” odniesione przez Arcybiskupa.
Mimo to byłem i jestem aż dotychczas skorym do poniesienia wszelkich ofiar,
aby wreszcie położyć sprawie, która mi tyle czasu zabiera.
Proszę mi przebaczyć tę poufałość, z jaką piszę i pozwolić, że z głęboką czcią
mam wielki zaszczyt kreślić się Waszej Eminencji
Turyn, 28.12.1882 r.
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Leon XIII uważa, że wiele przyczyni się do dobra sprawy jego słowo
skierowane do Księdza Bosko. Polecił to monsignorowi Boccali, tajnemu
sekretarzowi, który w imieniu Jego Świątobliwości napisał do niego pod datą 27
grudnia.
Pierwsza część listu jest dyplomatyczna: „Jaśnie Oświecony i Czcigodny
Monsignor Arcybiskup Turynu, kiedy bawił w Rzymie biorąc udział w uroczystości
kanonizacji, wyraził Ojcu św. życzenie pokojowego załatwienia sprawy ku
zadowoleniu obu stron, który znajduje się obecnie na forum św. Kongregacji Soborów,
a dotyczy Księdza kapłana - salezjanina ks. Bonetti w związku z zajściami w Chieri.
Ojciec św. cieszył się słysząc taką propozycję – właśnie, aby do tego doprowadzić św.
Kongregacja na ostatnim posiedzeniu nie rozstrzygnęła ostatecznie sporu, ale
odroczyła wyrok i postanowiła, aby tymczasem zakomunikować obu stronom
w odpowiedni sposób, w jaki mogłyby dojść do zgody. Wasza Wielebność otrzyma to
urzędowe zawiadomienie ze św. Kongregacji Soborów; to samo również
i Arcybiskup”. Druga część wskazuje na przychylne opinie, jaką Jego Świątobliwość
miał o Księdzu Bosko. „Ojciec św. zdaje sobie dobrze sprawę, że Wasza Wielebność
zawsze chętnie spełniała nie tylko rozporządzenia, ale życzenia nawet i nie wątpi,
że Wasza Wielebność okaże i w tym wypadku ochotę i zechce uczynić wszystko,
czego żądać będzie wyżej wzmiankowane zawiadomienie. A między innymi będą tam
151

16.2 Page 152

▲back to top
radzić, by przedstawić się Arcybiskupowi; niech więc Ksiądz się zjawi w sposób
odpowiedni i pełen szacunku, jaki się należy władzy biskupiej. Załagodziwszy ten
pierwszy spór z ks. Bonetti, nie będzie już trudności przyjść i w innych punktach do
zgody i ostatecznie usunąć tarcia”. Na końcu sekretarz zauważał: „Będę się cieszył,
jeśli dowiem się o wyniku rozmów i przebiegu rzeczy, jaki wezmą sprawy; to
wszystko przedstawi się Jego Świątobliwości”.
Ksiądz Bosko tak odpowiedział monsignorowi Boccali, a przez niego
Papieżowi:
Ekscelencjo!
Miałem wielki zaszczyt otrzymać łaskawy list Waszej Ekscelencji odnośnie do
sporu ks. Bonetti i Arcybiskupa. Zapewniam z całego serca, że otrzymawszy list ze
św. Kongregacji Soborów zastosuję się wiernie do jego brzmienia, jak również pójdę
za wskazówkami Waszej Ekscelencji.
Dotychczas jeszcze nie otrzymałem żadnego listu w tym względzie.
Obawiam się jednak, że będzie pewna trudność ze strony Arcybiskupa,
ponieważ wiem z pewnych źródeł, że odniósł on w Rzymie całkowite zwycięstwo
w sprawie wyżej wspomnianej. Owszem, 20 bm. przysłał nowe zagrożenie ks. Bonetti
wzywając do Kurii jego w tym samym celu, o czym jest mowa w dekrecie „Dilata”
z 17 bm.
Proszę całkowicie zapewnić Ojca św., że jestem gotów do wszelkich
poświęceń, aby zakończyć wreszcie tę kwestię bez znaczenia, która mi zabrała tyle
czasu; Czasu, którego ja tyle potrzebuję, aby się zająć naszym biednym
Zgromadzeniem i służyć dobru dusz.
Proszę Waszą Ekscelencję złożyć ode mnie Jego Świątobliwości mały dowód
synowskiej miłości ze strony naszych 80 tys. chłopców. Jutro, pierwszego stycznia
1882 roku przyjmą oni Komunię św. dołączając szczególne modlitwy celem
otrzymania od Boga łaski, aby Ojciec św. przez długie jeszcze lata pędził szczęśliwe
życie dla dobra Kościoła św., jak również dla naszego Pobożnego Zgromadzenia.
Z głęboką wdzięcznością mam zaszczyt kreślić się Waszej Ekscelencji.
Turyn, 30.12.1881 r.
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Ale Ksiądz Bosko zbyt dobrze znał swego przeciwnika. Arcybiskup oburzał się
na reskrypt z Rzymu poddając go szczegółowej i surowej krytyce, co wyraził w liście
wysłanym do kard. Nina. „Ach cóż to za sposób pisania! Odzywa się w pewnym
miejscu. Znajduję w nim dokładnie określony czas, rozkazy, nakaz posłuszeństwa
i tyle słodyczy, której nawet nie posiadam. Eminencjo! Jakaś zachodzi różnica
pomiędzy układami i ostatecznym rozstrzygnięciem św. Kongregacji? Oto ta – decyzja
nigdy nie ma oznak złośliwości w stosunku do potępionego. Tymczasem nałożona mi
152

16.3 Page 153

▲back to top
ugoda powiada wyraźnie „humaniter excipere”, a nieco dalej: „Prócz układu
w terminie naznaczonym ma być to ex bono et aequo /.../. Ależ to porządek przeciwny
sprawiedliwości i jestem przekonany, że podobnych rozporządzeń nie znajdzie się
chyba w aktach św. Kongregacji /.../. Układ narzucony /.../ to wierutne głupstwo, które
pozostawiam innym do osądzenia /.../. Wyraźnie się mówi, że nie chcę zadośćuczynić
sprawiedliwości, ale niech się nie przykrywają przestępcy płaszczem, który jest mi
za ciężki i jest jedną z tych kap, o których wspomina Dante w piekle” /.../. Proszę
zobaczyć, co za nie normalne ujęcie układu /.../ Precz! Nie mogę i nie powinienem
wierzyć, że Stolica Św. usankcjonuje treść tego listu. Z jednej przesady wpada
w drugą, aż wreszcie kończy takim wykrzyknikiem: „Eminencja, jako Protektor
Zgromadzenia Salezjańskiego przechylił się na korzyść jego adwokata. Muszę się
więc żalić, że Protektor sam jako sędzia wystąpił przeciwko mnie i na mocy swojego
urzędu i władzy Prefekta Kongregacji Soborów nakłada na mnie rozkaz, jaki nie
wydaliby nigdy ich Eminencje Ojcowie, przy pełnym posiedzeniu Kongregacji.
Pokorny i najniższy sługa, itd.”.
Można było przewidzieć, co zajdzie po tym ognistym liście. Ks. Bonetti napisał
swoją prośbę według wskazań. Oto ona w dwóch zasadniczych punktach: „W dowód
posłuszeństwa Najwyższej Władzy Stolicy Świętej i na znak szacunku względem
Waszej Czcigodnej Ekscelencji, proszę ją na nowo, aby ze swej dobroci raczyła
pozwolić mi słuchać spowiedzi sakramentalnej nie tylko w całej archidiecezji
turyńskiej, ale przede wszystkim w mieście Chieri i Oratorium św. Teresy. Również
proszę pokornie o przebaczenie jakichkolwiek przykrości, które z jakiejkolwiek
przyczyny, nawet wbrew mej woli, sprawiłem Waszej Czcigodnej Ekscelencji
i przyrzekam, że odtąd będę się zawsze odnosił do niej, jak przystoi na posłusznego
i pełnego kapłana zgodnie z moją profesją zakonną”. Z tą prośbą Ksiądz Bosko
2 stycznia w towarzystwie koadiutora Józefa Rossi, udał się około godziny 10 po
południu do pałacu arcybiskupiego i prosił o posłuchanie. Ustępujemy miejsca jemu
samemu, aby nas poinformował o jej wyniku. Napisze bowiem bezpośrednio do kard.
Nina:
Eminencjo!
Po otrzymaniu listu od św. Kongregacji Soborów na temat sporu między ks.
Bonetti i Arcybiskupem Gastaldi’m kazałem natychmiast przygotować prośbę, którą
sam zaniosłem do osoby, od której byłem gotów znieść jakiekolwiek zarzuty i łajania
z należną czcią i z pokojem. Tego ranka około 10 minut 30 stawiłem się w pałacu
biskupim, chociaż był to dzień publicznych audiencji nie zastałem nikogo z obcych
w przedpokoju, dlatego sekretarz biskupi, nasz dawny wychowanek, powiedział mi,
że gdy wyjdzie ksiądz również nasz dawny wychowanek, obecny proboszcz, będę
mógł wejść na posłuchanie. Wychodzi ten ksiądz, tymczasem dają mi znak abym
czekał. W międzyczasie przybywa jakiś świecki pan, którego natychmiast wpuszczają.
Po godzinie czekania w przedpokoju arcybiskup zawiadamia mnie, że ponieważ ma
153

16.4 Page 154

▲back to top
załatwić pewne sprawy z prokuratorem królewskim, a potem kilka spraw ze swoim
adwokatem fiskalnym, wobec tego nie może mi udzielić w tym dniu posłuchania.
Prosiłem więc czy by Jego Ekscelencja nie oznaczył mi jakiegoś dnia i godziny,
w której mógłbym przybyć. Sekretarz zakłopotany i zmartwiony odpowiedział mi,
że nie.
W tej chwili uznałem za stosowne podać arcybiskupowi prośbę ks. Bonetti
mówiąc, że to było powodem mojej wizyty i że przynoszę mu na polecenie tej władzy,
o której wspomina, pismo. Nie otrzymałem na to żadnej odpowiedzi. Zobaczymy. Jeśli
będę mógł coś uczynić, natychmiast zawiadomię o tym Waszą Eminencję, a jeśliby
Wasza Eminencja miała jakąś radę do zakomunikowania mi, przyrzekam, że wiernie
się do niej zastosuję z tą powolnością i szacunkiem, z jakim należy się odnosić do
głowy diecezji.
Proszę zauważyć, że w minionym czasie wielokrotnie spotykało mnie to samo,
gdyż nie byłem dopuszczony na posłuchanie. W kilku innych znów wypadkach
dopuszczono mnie, ale nie zyskałem nic więcej prócz poniżających przykrości.
To samo sprawozdanie przesłałem monsignorowi Boccali, ponieważ tego żądał
ode mnie. Niech Bóg wynagrodzi Waszej Eminencji za nowe kłopoty, które musi
znosić dla nas. Ale proszę być pewnym, że salezjanie potrafią być wdzięcznymi.
Pracowali i pracują niezmordowanie i będą nadal pracować dla dobra Kościoła św.,
jak to Wasza Eminencja będzie mógł wywnioskować ze sprawozdania, które jak mam
nadzieję w krótkim czasie dostanie się do rąk Waszej Eminencji jako łaskawego
Protektora naszego pokornego Zgromadzenia. Prosimy o udzielenie nam swego św.
błogosławieństwa i przyjęcie w hołdzie modlitw salezjanów i ich wychowanków /80
tys. a niedługo już 100/, którzy wznoszą swoje modły do nieba, aby sprosić od Boga
łaski i długie życie dla Waszej Eminencji, której mam zaszczyt kreślić się
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Sprawozdanie do monsignora Boccali ułożone przez ks. Bonetti, a poprawione
przez Księdza Bosko opisuje prócz tego zdziwienie powstałe między krewnymi
arcybiskupa i innymi, którzy wiedzieli albo dowiedzieli się o porażce. Zaznacza
następnie o nowych, a poważnych, świeżo zaistniałych wypadkach, o których jest
mowa w następnym rozdziale. Dołączono tam również kopię prośby ks. Bonetti. Jedno
i drugie pismo odpowiada monsignor Boccali zostało przeze mnie doręczone do św.
Kongregacji Soborów. W niej też trzeba będzie starać się w dalszym ciągu
o rozstrzygnięcie sprawy skoro zawiodły układy na drodze pokojowej.
Kanonik Colomiatti i sekretarz arcybiskupi teolog Corno, który 2 stycznia miał
służbę w przedpokoju, usiłowali w procesie apostolskim wyjaśnić, że monsignor
Gastaldi „był całkowicie nieusposobionym do przyjęcia Księdza Bosko na posłuchanie
w jakimkolwiek dniu i o jakiejkolwiek godzinie. Byliby lepiej obaj zrobili gdyby
w tym wypadku milczeli. Dwie rzeczy wspaniale zauważył ks. Cossu: Monsignor
Gastaldi nie znał celu przybycia Księdza Bosko /.../, ale w jakim duchu
154

16.5 Page 155

▲back to top
przygotowywał się na jego przyjęcie /.../ można bez wątpienia wywnioskować z listu
/.../ do kardynała Nina”. Nie, po takim liście nie mógł być rzeczywiście usposobionym
na przyjęcie Księdza Bosko, ani zaraz ani nigdy. W tym samym liście wyjaśnił on bez
ogródek: „Zresztą ja, dopóki nie przyznano specjalnych przywilejów /salezjanom/, nie
mogę z obowiązku i na mocy urzędu biskupiego, na który niegodnie zostałem
naznaczony, podpisać ten układ, w którym nie zachowano godności obu stron „Servate
utriusque decore”.
Sprawa więc na nowo została podjęta 28 stycznia 1882 r., na wątpliwość „czy
suspensa albo zakaz słuchania spowiedzi może być potwierdzony, albo odrzucony w
tym wypadku”. Ich Eminencje odpowiedzieli „negative”, co do pierwszej części,
„affirmative” co do drugiej i „ad mentem”. A myśl ta ujawniła się wtedy, kiedy
arcybiskup został surowo napomniany w imieniu i z rozkazu Św. Kongregacji
z powodu nieroztropnego listu /severe moneatur nomine et iussu S. Congregationis ob
inconsultam epistolam/ przysłanego 31.12.1881 roku do Jego Eminencji kard. Prefekta
- listu, który św. Kongregacja surowo zganiła /quam epistolam S. Cogregatio graviter
improbat/. Adwokat Leonori zawiadamiając o wyniku pisał do ks. Bonetti: „Zdaje mi
się, że można być zadowolonym /.../. Nie przestaję jednak polecać, z całą adwokacką
swobodą, ostrożność i roztropność. Proszę mi wybaczyć, ale bardzo dobrze życzę
Księdzu Bosko”. Urzędowe zawiadomienie przesłano Arcybiskupowi 31 stycznia. Ks.
Bonetti wnet skreślił pomyślną wiadomość do Księdza Bosko, który się wtenczas
znajdował we Francji. Arcybiskup się jednak nie poddał, ale wniósł apelację;
oznaczało to nową rozprawę w Św. Kongregacji i zawieszenie skutków wyroku. Tak
więc ks. Bonetti pozostawał dalej pod zarzutem złośliwych podejrzeń na jego konto.
Z tego powodu prosił kard. Nina, aby jeśli jego sprawa pójdzie jeszcze po sąd,
uczyniono to możliwie jak najprędzej; 12 kwietnia ponowił swoje nalegania w liście
do Księdza Bosko przybyłego do Rzymu: „Proszę kochanego Ojca, aby zechciał także
i mnie sobie przypomnieć. Od czterech lat jestem ukarany w imieniu Kościoła wbrew
jego prawom. Dokąd jeszcze będę musiał pozostawać w takim stanie? Męczy mnie to
wszystko i proszę o zmiłowanie”, ale według ustalonej procedury nie można było
wznowić sprawy dopóki nie upłynęły trzy miesiące. Ostatni wyrok prawdopodobnie
definitywny byłby zapadł w maju, gdyby Papież, jak to zaznaczyliśmy i jak wkrótce
zobaczymy, nie wziął sprawy do własnych rąk.
155

16.6 Page 156

▲back to top
ROZDZIAŁ VII
USIŁOWANY PROCES KRYMINALNY W SPRAWIE BROSZUR
Wkroczyliśmy w najbardziej tragiczny okres życia Księdza Bosko. Ciężkie
utrapienia nie tylko następowały jedne po drugich, ale zgromadziły się jednocześnie na
jego głowie. Jedynie człowiek oddany całkowicie Bogu mógł oprzeć się tylu
przeciwnościom. Rozszalała straszliwa burza o istnienie, aby nie powiedzieć za wiele,
coś się sprzysięgło na zgubę Zgromadzenia; jedno możemy na pewno stwierdzić,
że zohydzanie nie ograniczyło się tylko do imienia Księdza Bosko, ale godziło
śmiertelnym ciosem na Zgromadzenie przez niego założone. Wielu go opuściło,
a innych wielu zawahało się wstąpić do niego. Wśród tego niebezpieczeństwa,
ze znakiem ohydy w obliczu świata mało brakowało do całkowitej jego ruiny.
Miłą jest rzeczą zobaczyć jak dusze pobożne widząc te jego utrapienia,
kierowały do Księdza Bosko słowa chrześcijańskiej pociechy. Pewien młody kapłan,
Pomocnik salezjański pisał mu z Rzymu: „Podzielam z Księdzem wszystkie
nieszczęścia, które dotykają salezjanów od jedenastu lat. Bóg, który uczynił
Zgromadzenie Salezjańskie wielkim i potężnym narzędziem apostolstwa, cementuje
fundamenty wodą utrapień /.../. Bóg dopuścił, że salezjanie znaleźli w tym, który miał
być ich naturalnym opiekunem, potężnego wroga. Bóg wie wszystko i zna też triumf,
który Zgromadzenie Salezjańskie, choć z opóźnieniem, nie minie”. Również pewna
Pomocnica przemawiając w imieniu innych Pomocnic z Acqui, zauważyła delikatnie:
„Przyjmujemy z bólem serca, jak liczni nieprzyjaciele toczą wojnę z Księdzem Bosko,
z jego świętym dziełem; ale z drugiej strony, aby wykazać Księdzu jak nasze serce jest
przywiązane do niego, wyznajemy, że wojna ta nie zniechęca nas, owszem, wlewa
nam jeszcze więcej odwagi, zapala nas gorliwością i jesteśmy coraz bardziej
przekonane, że Bóg powiększy swoje dzieło i pocieszy je, jak pocieszył św. Teresę,
która cierpiała z powodu zadanych jej prześladowań”.
Wielokrotnie wspominaliśmy już o broszurkach i wynikłych stąd sporach; teraz
nadszedł odpowiedni moment, aby się z bliska zająć się kwestią, ponieważ wiąże się
ona z wypadkami wyżej opisanymi.
W roku 1878 ukazała się w Turynie w drukarni Bruno, książeczka zatytułowana
„Upominek dla kleru”, czyli przegląd kalendarza liturgicznego archidiecezji turyńskiej
na rok 1878 napisany przez pewnego kapelana. Po roku, ta sama drukarnia, wydała
drugą książeczkę pod tytułem „Arcybiskup Turynu, Ksiądz Bosko i ks. Oddenino”,
czyli wypadki komiczne, poważne i bolesne, zebrane przez pewnego mieszkańca
z Chieri. Ów mieszkaniec Chieri podpisał się pod przemową „Głowa rodziny”. Na
temat tych dwóch publikacji nie mamy nic tutaj do zauważenia oprócz tego, cośmy
powiedzieli już gdzie indziej.
156

16.7 Page 157

▲back to top
Gdy się już raz zaczęło, kwestia się wikłała, a materii do nowych książeczek nie
brakowało. W tym samym roku 1878 wyszła znów w Turynie, ale w drukarni Fina pod
tytułem: „Mały mędrzec o doktrynie monsignora Gastaldi, arcybiskupa Turynu”.
Autor „kapelan” długa introdukcja pisana w dowcipnym stylu poddaje krytyce
niektóre pociągnięcia arcybiskupa, a wyliczając najlepszych kapłanów
prześladowanych przez monsignora Gastaldi pisze: „Najpokorniejszym, najcichszym
i najpracowitszym z kapłanów turyńskich, to Ksiądz Bosko”. Osnowa książki zwraca
się przeciwko twardej doktrynie i zwalcza ją bogatą erudycją 24 teorii, wyjętych
z rozmaitych druków Jego Ekscelencji. Następują cztery dodatki w tonie introdukcji.
Pierwszy z nich dotyczy pewnych liberalnych tendencji, wyznawanych przez
Gastaldiego, kiedy był jeszcze prostym kanonikiem. Drugi opowiada, jak przestał
istnieć dzięki monsignorowi Konwikt duchowny, cytując szeroko wyjątki z Bollettino
Salesiano na temat historii tego ważnego instytutu. I w tym miejscu anonimowy autor
przypomina, że Ksiądz Bosko był swego czasu w konwikcie uczniem ks. Caffasso
i że wiele razy słyszał go jak mówił: „jeśli uczyniłem coś dobrego, to zawdzięczam to
ks. Caffasso, w którego ręce złożyłem każdą moją myśl, całą naukę i każdą czynność
mojego życia”.
Trzeci dodatek reprodukuje okólnik arcybiskupa z dnia 4 sierpnia 1877 r.,
w którym występuje przeciwko zakonnikom w ogóle, a robi pewne aluzje do Księdza
Bosko, który rzekomo miał odradzać młodzieńcom pójścia do seminarium
diecezjalnego w Giaveno i Bra. Z tego powodu „kapelan” ironicznie komentuje:
„Kiedy trzeba narzekać przeciwko „Takiemu”, można równie dobrze zwalczać
Ewangelię, historię, Tradycję i wszystko inne”. Czwarty dodatek opowiadał historie
Oratorium św. Teresy w Chieri, załączając entuzjastyczne pismo kanonika Gastaldi
o Oratorium na Valdocco i drukując rozstrzelonym drukiem końcową apostrofę, którą
warto przytoczyć: „Witaj więc o nowy Filipie, witaj wielki kapłanie: Twój przykład,
oby znalazł wielu naśladowców w każdym mieście; Niech spieszą kapłani
ze wszystkich stron, aby wstępować w twoje ślady: niech otwierają młodzieży święte
przybytki, gdzie rozkwitnie głęboka pobożność. Tylko w ten sposób będzie można
zwalczyć jedną z najstraszniejszych plag społeczeństwa i Kościoła, który leży
w zepsuciu młodzieży”.
W końcu ten sam „kapelan”, jako „upominek dla kleru” na rok następny wydał
w drukarni Bruno i pod datą poprzedniego dziełka w marcu 1879 r. czwarte dziełko
pod tytułem „Kwestia rosminiańska i arcybiskup Turynu”. Składa się ona z krótkiej
przemowy i nieco zbyt długiego zakończenia, a tu i tam zawiera stronice zapełnione
dosadnymi wiadomościami, albo wetkniętymi w tekst gwałtownymi wycieczkami
osobistymi. Główna część książki zestawia i publikuje serię listów wymienionych
pomiędzy monsignrem Gastaldi i jego poplecznikami w sprawie „rosminianizmu”
i historykiem ks. Piotrem Balan, zapalonym polemikiem na temat doktryny
rosminiańskiej. Polemika ta zaczęta w Unità Cattolica, podjętą potem przez teologa
Bigninelli na łamach rosminiańskiego Anteneum w Turynie, prowadzona następnie
przez Balan w Osservatore Cattolico w Mediolanie. W ostatniej części autor zestawia
157

16.8 Page 158

▲back to top
szereg artykułów opublikowanych przez kanonika Gastaldi w Gazecie „Conciliatore”
w roku 1848 - 1849 w obronie książki Rosminiego pod tytułem: „Pięć plag Kościoła”,
jeszcze wtedy niepotępionego przez Rzym. Również w tym dziełku znalazły się pewne
wzmianki o Księdzu Bosko. Pierwsza wiadomość na stronie 79 przypomina sprawę
książki „La nuvoletta dell’ Carmelo”, w drugiej wzmiance na stronie 48 autor wyraża
się, ze diecezja turyńska jest „zgorszona, ponieważ wie, jakich straszliwych
prześladowań doznaje Założyciel i Przełożona Zgromadzenia Zakonnego
zatwierdzonego przez Piusa IX”; w poprzedniej uwadze w trzeciej części autor
przytacza słowa monsignora Gastaldi, który miał Rosminiego za świętego i pobożnego
kapłana, odnosił się z pochwałami do Księdza Bosko wyjętymi z dziełka poprzedniego
i tak mówi: „Również i innego kapłana dotąd jeszcze żyjącego uznawał on i osądzał za
świętego i pobożnego; a to nam wystarcza. Gdybyśmy nie mieli innego dowodu,
że ten kapłan jest naprawdę wzorowy, to nie moglibyśmy temu dać wiary, ponieważ
z biegiem czasu Gastaldi zmienił swoje zdanie i nazywa go obecnie pysznym
nieukiem, człowiekiem spod ciemnej gwiazdy”.
Również w pierwszym dziełku wspominano wielokrotnie Kisędza Bosko, jak
zaznaczyliśmy to już w innym tomie; W drugim tytuł mówi sam za siebie.
Usiłowaliśmy dotychczas wyodrębnić wzmiankę o Księdzu Bosko, ponieważ to nam
pozwoli lepiej zrozumieć fakty, które nastąpią. Przyda się zrobić tu jeszcze jedną
uwagę. Monsignor Gastaldi nazywał zawsze te książki oszczerstwem. Tymczasem
teolog - cenzor św. Kongregacji Obrzędów wydelegowany celem zbadania pism,
o które się toczył spór między arcybiskupem a Sługą Bożym, utrzymywał, że nie mógł
je łatwo za takowe uznać. A teraz zobaczymy krzyże, jakie spadły na ramiona Księdza
Bosko z powodu tych mało pożądanych publikacji.
Kuria, co zresztą jest rzeczą naturalną, starała się odkryć kuźnię, z której
wychodziły pisma tak szkodliwe. Proste zestawienie tych książeczek wskazywało na
rożnych autorów, chociaż jeden mógł być źródłem natchnienia, prawdopodobnie ten,
który się podpisywał, jako „kapelan”. Badania skierowano przeciwko Oratorium, na
Księdza Bosko i na ks. Bonetti. Ileż włożono wysiłków, aby wykryć, chociaż jeden
rządek, chociaż jedno słowo, które mogłoby ich skompromitować. Z tego właśnie
powodu wymagano od Księdza Bosko, aby prosił o przebaczenie za drugie dziełko,
wypierając się go; ale gdyby on pro bono pacis to uczynił, byłby się właśnie przez to
samo przyznał do winy i skierował odpowiedzialność na innych. Roztropność jego
jednak nie pozwoliła mu nigdy na takie postępowanie. W następstwie tego Colomiatti,
który w sprawie tej był sędzią delegowanym do wytoczenia procesu, okazał wielkie
zadowolenie, że ks. Bonetti nie spostrzegł się, iż może być posądzonym o ich
autorstwo; ale ks. Rua, który zastępował Księdza Bosko i ks. Bonetti w czasie ich
nieobecności, rozwiał te jego pomysły.
Już w liście z 29.12.1880 r., do kardynała Caterini, monsignore Gastaldi wyraził
swoje podejrzenie, że ks. Bonetti, jeśli nie był autorem, to przynajmniej pomocnikiem
kompozycji tego drugiego dziełka. Stąd zwalał winę i na innych,
w których stylu, według jego zdania, objawiało się identyczne pochodzenie. Stąd
158

16.9 Page 159

▲back to top
twierdził bez najmniejszego wahania: „Uważam sobie za obowiązek wystąpić przeciw
ks. Bonetti i Kisędzu Bosko, który jako najwyższy Przełożony Zgromadzenia
powinien wiedzieć o wszystkim w tym względzie i przeszkodzić temu zgorszeniu oraz
ukarać tych, którzy na to zasłużyli, a mnie o karze zawiadamiając”. Potem zmieniając
ton nastaje: „Eminencjo, fakt jest bardzo poważny; niech, więc Wasza. Eminencja
sprawi, aby w należny sposób naprawiono zło zdziałane przez książeczkę wydaną przy
współdziałaniu salezjanów. Ufam, że św. Kongregacja uwzględni moją prośbę, stając
w obronie godności biskupiej tak zdeptanej i postąpi według norm sprawiedliwości.
Aby wzmocnić swoją pozycję, przeczytał prokuratorowi królewskiemu
adwokatowi Demisoglio te oszczercze książeczki, zostawił mu je do przestudiowania,
aby się przekonał czy są możliwości wytoczenia procesu sądowego Księdzu Bosko
i tym, którzy je układali. Urzędnik po zbadaniu ich odpowiedział: „Pewnie, że powód
do sądu można by tu znaleźć, ale czy w tych wszystkich zarzutach nie ma jednak
prawdy?
Naturalnie – odpowiedział monsignore. Pewne fakty można rożnie
interpretować... są one niektóre dwuznaczne... pewnych rzeczy nie można by się
wyprzeć.
W takim razie dajmy temu spokój – odpowiedział adwokat, nie wsadzajmy
palca między drzwi, skoro nie moglibyśmy wyjść z tej afery na cało.
Tymczasem wszczęto dochodzenia. 11 i 13 lipca 1881 roku kanclerz Kurii,
kanonik Chiuso i adwokat fiskalny Colomiatti, zawezwali ks. Turchi, ówczesnego
dyrektora zakładu dla ślepych i wychowanka Oratorium, poddając go szczegółowemu
badaniu na temat winy Księdza Bosko w publikacji książeczek. W tym samym celu 12
tego miesiąca zaprosili do Kurii eks - jezuitę O. Pellicani. W tym momencie
znajdujemy się w obliczu pewnego epizodu nieco skomplikowanego o nadzwyczaj
poważnych następstwach.
W roku 1880 o. Alojzy Leoncini ze Zgromadzenia Szkół Pobożnych,
w przejeździe z Savony do Turynu, odwiedził arcybiskupa i rzekł do niego, że jest
w posiadaniu wiadomości pewnego faktu, który uważa za stosowne zakomunikować.
Kiedy niedawno rozmawiał w Piacenza na różne tematy z O. Pellicani, ten mu
opowiedział, jako rzecz niewątpliwą, że Ksiądz Bosko zachęcał go do pisania
przeciwko monsignorowi Gastaldi, obiecując mu za to wynagrodzenie materialne;
Pellicani odrzucił ten projekt mówiąc, że jeszcze tak nisko nie upadł; Natomiast on, O.
Leoncini porównując „Upominek dla kleru”, z książką niedawno wydaną przez
Pellicani spostrzegł w obydwu tę samą rękę i uważał, że Pellicani skorzystał
z propozycji i pod ukrytym nazwiskiem „kapelana” był autorem tych książek.
Arcybiskup nie zapomniał tej cennej informacji; Stąd 6 czerwca 1881 roku, prosił
listownie O. Leoncini, czy gotów jest potwierdzić to, co mu przedtem powiedział
zapewniając go, że oddałby mu przez to cenną przysługę, której mu nigdy nie
zapomni.
O. Leoncini odpowiedział mu listownie, nie wspominając mu więcej o dziełku,
ale o dziełkach anonimowych, napisanych przeciwko monsignorowi Gastaldi. Mówił,
159

16.10 Page 160

▲back to top
że Ojciec Pellicani po przeczytaniu mu ich opowiadał, jak Ksiądz Bosko swego czasu
zachęcał go i prosił do napisania czegoś podobnego przeciwko Arcybiskupowi
Turynu, ale on nie chcąc się puszczać na tak niebezpieczne wody, a jednocześnie
wycofać się z tego, bez obrazy przyjaciela, miał mu odpowiedzieć, że nie posiada
odpowiednich materiałów do kompozycji takich pism. Wtedy Kisądz Bosko
oświadczył, że jest gotów osobiście postarać się o potrzebny materiał. Po jakimś czasie
spotkawszy się z Księdzem Bosko, dowiedział się od niego, że wskutek jego odmowy
znalazł on sobie kogoś innego, który się podjął napisać te broszurki. O. Pellicani
zawezwany niespodziewanie do Kurii potwierdził przysięgą treść doniesienia;
następnie list Piara i zaświadczenie eks - jezuity, bez załączenia jednak dokładnego
tekstu jego przysięgi, zostały wysłane do Rzymu, gdzie stanowiły trzon oskarżenia.
Ksiądz Bosko dowiedziawszy się o tym w kilka miesięcy później zawezwał O.
Pellicani, uświadomił go o niesprawiedliwości, jakiej się dopuścił i przekonał go, aby
odwołał ten fałsz; potem jednak, nie zadawalając się płynnym słowem, wysłał mu
pismo, które miał zatrzymać, a w którym wyjaśniał istotną prawdę faktu.
Wielce Czcigodny Ojcze Pellicani!
Rozmyślałem długo nad naszą rozmową i biorąc to wszystko pod uwagę cośmy
mówili myślę, że z historyczną pewnością mogę napisać, co następuje:
Ojciec przybył do Oratorium w sprawie swoich drukowanych dzieł, albo też
będących jeszcze w druku. W czasie rozmowy poruszono niektóre fakty odnośnie do
naszego przełożonego kościelnego. Wasza Wielebność wyraził się, że byłoby to
bardzo dobrze, poinformować o tym Ojca św. Ja odpowiedziałem: „Wasza Wielebność
mógłby to, uczynić, mając ku temu czas i zdolność. Oto wszystko.
Być może, że użyłem innych słów, ale sens jest dokładnie ten sam. Uważam za
odpowiednie takie oświadczenie, ponieważ z dochodzenia, jakie czyni arcybiskup
mogę wywnioskować z wielką prawdopodobnością, że będę zmuszony przesłać mu
nowe wyjaśnienie. Ojciec mógłby zaświadczyć, biorąc pod uwagę rozmowę, jaką
mięliśmy ze sobą, że poczuwa się do obowiązku zmienić swoje zeznanie.
Proszę przyjąć wyrazy głębokiej czci.
Turyn, 14.10.1881 r.
Pokorny sługa
Ksiądz Jan Bosko
Dzień poprzedzający powyższą datę adwokat fiskalny Kurii wyjechał do
Rzymu. Opierając się na jego korespondencji z monsignorem postępujmy za nim ślad
w ślad, towarzysząc mu w składaniu wizyt kardynałom, prałatom i innym
osobistościom. 14 października pisał: „Dzisiejszego rana, udawszy się do Watykanu,
ustaliłem z sekretarzem kardynałem Jaccobini, że dziś w wieczór otrzymam
posłuchanie od Jego Eminencji. Udałem się również do adwokata Achillesa Carcani,
który widział kartę zażaleń, dotyczącą współudziału Księdza Bosko w wydaniu
książeczek i wielce się zdziwił takim postępowaniem Księdza Bosko. Jeśli on w tej
160

17 Pages 161-170

▲back to top

17.1 Page 161

▲back to top
sprawie będzie odnośnym sędzią, prosił mnie, abym nie interpelował do jego sądu;
posłał mnie do swojego przyjaciela, adwokata sądowego, bardzo poważnego,
adwokata Sinistri, aby on mnie poinformował w tym względzie” 16 bm. W piątek (14
bm.) wieczorem, udałem się do kard. Jaccobini i zaledwie miałem czas wręczyć list
Jego Ekscelencji i świętopietrze, gdy Papież nagle zawezwał go do siebie. Czcigodny
kardynał polecił mi, abym przyszedł do niego w najbliższym dniu w godzinach
wieczornych. Gdy się znalazłem na posłuchaniu wyłożyłem mu obszernie całą kwestię
o ks. Bonetti i Księdzu Bosko.
Jego Eminencja przeczytawszy list O. Leoncini osądził to za rzecz poważną
i zapytał mnie czy rozmawiałem już o tym z kard. Ferieri. Odpowiedziałem mu,
że właśnie miałem sposobność rano tego dnia mówić z kardynałem, a kard. Ferieri
odpowiedział, że wcale się nie dziwi z powodu zarzutu przeciwko Księdzu Bosko,
wystosowanego przez O. Leoncini, ponieważ na podstawie wielu spraw dotyczących
jego, a poruszanych w św. Kongregacjach Ich Eminencji, poznał dokładnie tego
człowieka, z którym w ogóle nie można poważnie pertraktować. I że byłoby dobrze
przeprowadzić w Kurii proces informacyjny celem zdemaskowania go. Byłem tam
z kard. monsignorem Agnozzi, sekretarzem tejże św. Kongregacji. Na wieść o tym
kard. Jaccobini dodał: „Ja też byłbym tego samego zdania, aby zebrano potrzebne
dokumenty, stwierdzające przewrotne postępowanie Księdza Bosko, by go tak zmusić
do uznania władzy”. Dnia 17 bm.: tego rana miałem szczęście paść do nóg Ojcu św.
i ucałować mu je /.../. Przedtem udałem się do kardynała Nina, który podczas czytania
listu O. Leoncini, powtarzał: możliwie? możliwie?, następnie rzekł: będzie! /…/. Czy
tutaj widzę list oryginalny? Zauważyłem, że dokumenty stwierdzające współudział
Księdza Bosko w układaniu broszur nie wydostaną się na światło dzienne, ażeby
Ksiądz Bosko nie postąpił sobie tak, jak to zrobił w czasie układów. Tymczasem teraz
/ciągnąłem dalej/ Ksiądz Bosko, który nie zna wiele z tych dokumentów, zamiast udać
się do arcybiskupa mówi, że jest oczerniony, a arcybiskup z konieczności musi się
bronić zbierając potrzebne dokumenty. W końcu kard. Ferieri i kard. Jaccobini,
poznawszy stan kwestii powiedzieli, że trzeba koniecznie przeprowadzić proces
informacyjny. Kardynał Nina usłyszawszy to wszystko dodał: „Uważam za
sprawiedliwe, aby tak postąpić. Proszę mi dokładnie napisać o rozwoju całego
procesu”. Jak widzi Wasza Eminencja sprawa stoi dobrze i gotuje triumf prawdy
i sprawiedliwości, aby raz na zawsze udowodnić, że salezjanie posunęli się do takiego
czynu”. 19 tego miesiąca: „Przychodzę od adwokata Jana Sinistri - adwokata, który
należał do świeckiego sądu papieskiego w Rzymie i to sekcji karnej, a który od
obecnego rządu nie otrzymał żadnego zajęcia. Przedstawiłem mu akty zebrane w Kurii
odnośnie do sprawy Księdza Bosko i salezjanów. Uznał, że wszystko jest w porządku
i odpowiedział zadowalająco na wątpliwości i pytania, jakie mu stawiłem odnośnie do
przeprowadzenia takiego procesu. Jestem z niego bardzo zadowolonym, tym bardziej,
że przyrzekł mi, iż w razie gdybym w ciągu procesu potrzebował jakiejś pomocy
i jakiegoś wsparcia w wydaniu wyroku, chętnie mi w tym dopomoże. On sam również
w wypadku gdyby Ksiądz Bosko apelował do wyroku, podejmie się obrony. Cieszy się
161

17.2 Page 162

▲back to top
on wielkim szacunkiem i poważaniem w Kongregacji Biskupów i Zakonników,
w których sędzią w sprawach karnych jest adwokat Carcani, który mnie do niego
skierował. Tak więc zabezpieczyłem się pod każdym względem, nawet i w wypadku,
gdyby salezjanie chcieli tu przedstawić swoją sprawę; dlatego nie chcą żadnych
układów: oby się to stało – tym lepiej!” /.../. Rozmawiałem z osobistościami, o których
wspominałem w tym i w innym liście do Waszej Eminencji i wysłuchałem ich zdania.
Podzieliłem na trzy części całą kwestię, czyli sprawa ks. Bonetti w Kongregacji
Soborów, sprawa suspensy w Kongregacji Biskupów i Zakonników i wreszcie proces
karny. Do adwokata Menghini powiedziałem, że wszystko idzie dobrze, a on mnie
w tym upewnił: Divide et impera!
Najważniejszym zajęciem Colomiatti, po jego powrocie do Turynu, było
zebranie dowodów winy Księdza Bosko. Na nic się nie zdały moralne tortury, którym
poddano kilku proboszczów, między innymi ks. Wincentego Minella i kanonika
Mateusza Sona, aby świadczyli przeciwko salezjanom; Kuria namówiła inspektora
policji turyńskiej, który w swoim własnym imieniu i w imieniu całej policji oddał się
ochoczo na jej usługi. Nie zaniechano żadnych środków policyjnych, aby rzucić
podejrzenie na drukarza, dawnego wychowanka Oratorium. Nieznani ludzie
odwiedzali kilkakrotnie jego dom w czasie jego nieobecności i dręczyli żonę
podsuwaniem pytań: Kto przychodził do ich rodziny, z kim przestawał jej mąż, czy
miał jakieś stosunki z księżmi i z którymi? Próbowano ją także zastraszyć groźbą
zabrania do więzienia jej męża, jeśli nie powie wszystkiego, co wie. Zastawiono nawet
sieć pajęczą na dziury, których nie było, bo oto 23 października inspektor publicznego
bezpieczeństwa zawezwał do swego biura tego biednego człowieka i poddał go
długiemu badaniu. Używał brutalnych słów, gróźb, że wytoczy mu proces i wsadzi go
do więzienia, nęcił obietnicami nagrody, słowem zachowywał się jakby chodziło
o wielkiego zbrodniarza, który wpadł w ręce policji, aby mu tylko wyciągnąć z ust to,
czego inni pragnęli. Ksiądz Bosko nie pozostawił bez obrony swego dawnego
wychowanka, który się do niego zwrócił; Tak pisał do inspektora:
Jaśnie oświecony Panie Inspektorze Publicznego Bezpieczeństwa na Borgo.
W tej chwili przyszedł do mnie p. Ferdynand Brunetti, cały drżący i blady
z powodu częstych wizyt w jego domu, połączonych z groźbami, których jego żona
musiała się nasłuchać. Uważam za stosowne podać do wiadomości p. Inspektora,
że wyżej wzmiankowany p. Brunetti był przez 5 lat wychowankiem w tym zakładzie
i prowadził się bez zarzutu a od dwudziestu dwu lat, jakie spędza poza tym zakładem
znaliśmy go zawsze, jako szlachetnego i pracowitego robotnika, który zdobywał na
codzienny chleb w pocie czoła. Przeto proszę z szacunkiem, nie mniej jednak
nalegając, aby dano spokój jego domowi i wolność zagwarantowaną przez
obowiązujące obecnie prawa. Niech wreszcie zaprzestaną swoich natręctw nieznani
ludzie, którzy wchodzą do jego domu.
Turyn, 24.10.1881 r.
162

17.3 Page 163

▲back to top
Ksiądz Jan Bosko
Ksiądz Bosko zadał również wyjaśnienia w Inspektoracie Policji; ale
Inspektorat nic o tym nie wiedział, a prawdopodobnie nie chciałby się mieszać do
spraw, które go nie dotyczyły. Robotnik ten świadomy, że ma tu do czynienia
z policją, aby się uwolnić od tych przykrości, napisał na początku listopada do
Ministra Łask i Sprawiedliwości. Kiedy potem zjawił się w jego domu jakiś
policjancik przebrany za księdza i podał się za salezjanina, nie mógł się oprzeć
domysłowi, iż człowiek ten przebrał się specjalnie za duchownego, aby zyskać sobie
tym większy autorytet, a musiał być przy tym upoważniony przez przełożonych
duchownych, wobec czego pełen rozgoryczenia napisał do Papieża.
W tym jednak skandalu powinien był przede wszystkim dać wyjaśnienie O.
Pellicani. Jako też 23 listopada zjawił się u ks. Colomiatti, aby wyjaśnić swoje
poprzednie doniesienie; nawet zostawił mu list Księdza Bosko. Adwokat fiskalny
w tych słowach donosił o tym arcybiskupowi znajdującemu się w Rzymie: „Wczoraj
zapukał do naszego urzędu O. Pellicani, który w odmiennym świetle przedstawił
swoje poprzednie doniesienie; powiedział również, że Kisądz Bosko żąda od niego tej
zmiany, tak słownej, jak i pisemnej. O. Pellicani pokazał mi ten list. O mores!
O tempora! Obecne oświadczenie O. Pellicani nie mogłoby niestety mieć tak fatalnych
następstw dla Księdza Bosko. O. Pellicani zaznaczył również, że Ksiądz Bosko miał
podobno także namawiać także O. Sekundyna Franco do napisania książek przeciwko
Waszej Ekscelencji. On jednak, jak i O. Pellicani odmówił tej propozycji. Dlatego
zawezwałem O. Franco na najbliższy poniedziałek”.
Rzecz szczególna, to oskarżenie O. Pellicani stanowiło najsilniejszy argument,
aby Kisędzu Bosko przypisać współudział w wydaniu tych książeczek, a jednak nie
wiadomo jak naprawdę ono brzmiało. W procesach beatyfikacyjnych Colomiatti
ograniczył się do nazywania go „przeciwnym Księdzu Bosko”, ale ani nie podał jego
treści, ani nie pokazał tekstu. A o Ojcu Franco, któż wie coś więcej w całym tym
zajściu? Świadectwo takiego człowieka byłoby zmiażdżyło winowajcę. Jeśli jednak
przeprowadzono tam badania, to O. Franco, jako przełożony zmieszał na pewno
swojego inkwizytora, który ani wtedy, ani później w „procesie” nie uczynił o nim
żadnej wzmianki. A jeżeli badania nie było, to Colomiatti, który go na nie zawezwał,
otrzymał w tej odmowie wspaniałą odpowiedź. Zresztą, jeżeli Ksiądz Bosko uczynił
O. Franco podobną propozycję, którą miał on rozgłosić w rozmowie ze swoim byłym
współbratem, to jest to rzecz tak wielce nieprawdopodobna, w którą jedynie może
uwierzyć słaba głowa. Możemy to sobie tylko w ten sposób wytłumaczyć na
podstawie listu adwokata do monsignora, że Pellicani mówił o tym w innym sensie,
a Colomiatti przekręcił to na swoją korzyść; wspaniałe potwierdzenie tego mamy w
następującym liście.
We wzmiankowanym liście Colomiatti tak pisał: „Jego Ekscelencja zauważa,
że na razie nie należy wspominać nikomu o doniesieniu złożonym przez O. Pellicani,
bo dopóki rzecz pozostanie sub secreto, Ksiądz Bosko nie będzie się mógł przeciwko
163

17.4 Page 164

▲back to top
niej bronić. Tymczasem gdyby się ją rozgłosiło, wnet wieść doszłaby do uszu Księdza
Bosko, a ten przedsięwziąłby środki obrony. Proszę więc wybaczyć Wasza
Ekscelencjo, że Go poproszę, aby nie wspominał o niej żadnemu kardynałowi i innym
osobom w Rzymie”. Bojaźliwe ostrożności płynące z obawy, aby nie grać w otwarte
karty, na nic się nie przydały.
Ksiądz Bosko dowiedział się o tych zamachach; dlatego przy końcu listopada,
a na początku grudnia /kopia listu nie posiada bowiem daty/ pisał do Ojca Świętego:
Ojcze Najświętszy!
W czasie, kiedy przygotowuję nową ekspedycję misjonarzy salezjańskich do
Ameryki, a szczególnie do Patagonii, dowiaduję się o pewnym oskarżeniu wniesionym
do Stolicy Św. przeciwko mnie i naszemu biednemu Zgromadzeniu przez
Czcigodnego monsignora Wawrzyńca Gastaldi, arcybiskupa Turynu, w sprawie kilku
broszur opublikowanych przez anonimowych autorów. Arcybiskup oskarża mnie
i salezjanów o autorstwo tych publikacji i podobno ma żądać, aby wyrok wydano
w przeciągu kilku dni. Ponieważ nie znam dokładnie zarzutów, a spodziewam się,
że wszystko opiera się na kilku przypuszczeniach i uwagach, dlatego nie mogę dać
odpowiednich wyjaśnień i nie mogę się bronić ani mojego Zgromadzenia, jak mi to
nakazuje sumienie. Z tego powodu proszę, aby Kongregacja 17 bm. wydała jedynie
wyrok na temat sporu ks. Bonetti i odnośnie do jego suspensy. Błagam również, aby
mnie wysłuchano, zanim przystąpi się do definitywnego wydania sądu odnośnie do
zarzutów pozbawionych naprawdę fundamentów, które posądzają mnie o współudział
w wyżej wzmiankowanych dziełkach.
Tymczasem chcę wyjaśnić, że nie miałem żadnego udziału, ani pośrednio, ani
bezpośrednio w publikacji tych broszur, których nawet nie czytałem. Dwie jedynie
rzeczy wiem odnośnie do tej sprawy, a mianowicie, że omawiają one niektóre teorie
arcybiskupa o Rosminim, i że arcybiskup w tym samym czasie chciał, abym wydał
orzeczenie potępiające te dziełka. Ale z wiadomości, jakie zasięgnąłem przekonuję się,
że rzeczy w nich zawarte, nie mogą być całkowicie odrzucone - owszem, są godne
pochwały, jako zgodne z doktryną katolicką i opiniami, które słusznie cieszą się
przychylnością Waszej Świątobliwości; odmówiłem zatem wydania takiego
orzeczenia i nie pozwoliłem, aby ktokolwiek z moich współbraci to uczynił, a to
jedynie z obawy, by nie zganiać tego, co może zasługuje na pochwałę. Myślę,
że ze względu na tę moją odmowę arcybiskup podejrzewa mnie, iż te broszurki ja
wydałem albo salezjanie.
Ojcze Święty! Jestem gotów potępić lub odrzucić jakąkolwiek rzecz zawartą
w tych książkach, którą Stolica Św. uzna za godną potępienia i odrzucenia. Ponieważ
książki te, czytane przez szerokie masy, wzbudziły wątpliwości, co do niektórych
ważnych punktów nauki, przeto proszę pokornie, ale i stanowczo Waszą
Świątobliwość, aby zechciał jeszcze zbadać i osądzić, kto je powinien czytać.
W nadziei, że Wasza Świątobliwość ze swej dobroci i miłości raczy przyjąć
modlitwy, które pokornie za Nią zasyłam, łączę się z wszystkimi salezjanami, aby
164

17.5 Page 165

▲back to top
paść do Jej stóp i prosić o święte apostolskie
Świątobliwości, której się mam zaszczyt kreślić.
błogosławieństwo Waszej
Pokorny i zobowiązany syn
Ksiądz Jan Bosko
Leon XIII przy nadarzającej się okazji, wyjawił prywatnie, bez
dwuznaczników, co o tym myśli; tak na przykład postąpił w rozmowie z baronem
Heraut, wielkim Pomocnikiem salezjańskim z Nizza Mare. Przybył on do Rzymu, aby
odbyć swoją piętnastodniową służbę w charakterze szambelana, 30 listopada został
dopuszczony na audiencję prywatną, w czasie, której złożył Ojcu św. hołd w imieniu
Księdza Bosko. Papież uśmiechnął się na dźwięk tego imienia i rzekł:
Ach, Ksiądz Bosko, który tyle działa dobrego... i jak działa...
Opatrzność jest z nim, Ojcze św. – odpowiedział baron.
Może by mi pan powiedział, podchwycił Papież, dlaczego doznaje tylu
przeciwności w Turynie.
Ech, Ojcze św., jego przywileje rażą oczy bliźnich.
Cały Episkopat, zauważył Jego Świątobliwość, kler, we wszelkich swoich
rozgałęzieniach, stoi po jego stronie, z wyjątkiem tylko jednego... Dlaczego się tak
dzieje?... Ach, wiem już, odgrywa tu rolę „zazdrość” /dosłowne wyrażenie Ojca św./,
zaznacza w nawiasach baron...
Tak, tak! Błogosławię go, jak błogosławię wszystkie jego dzieła, a w sposób
szczególny to powstające w Rzymie.
Arcybiskup Gastaldi pojechał do Rzymu, jak mówiliśmy, na kanonizację
w dniu 8 grudnia, ale jego podróż nie tylko to miała na celu. Spotkawszy się tam
z monsignorem Ronco, nowym biskupem Asti, odezwał się do niego: Przyjechałem
kilka dni naprzód do Rzymu, ponieważ mam kilka spraw do załatwienia
w Kongregacjach. Monsignor chyba wie coś o tych dziełkach, jakie wydrukowano w
Turynie; otóż teraz jasno i niezbicie się okaże, że autorem ich jest Ksiądz Bosko.
Takim sposobem mówienia zgorszył się wielce jego sufragan, który doskonale znał
Księdza Bosko.
Kwestia tych dzieł, tym więcej sprawiała kłopotu, że toczył się proces odnośnie
do suspensy, który wkrótce miano zakończyć. Dlatego Ksiądz Bosko otrzymawszy od
adwokata Leonori i przeczytawszy kopię obrony przygotowanej przez adwokata
Menghini, spostrzegł, że wplątano tam także sprawę książeczek i wysłał szerokie
wyjaśnienie do kardynała Nina.
Dostojny Księże!
Podczas gdy byłem zajęty przygotowaniem nowej ekspedycji misjonarzy do
Ameryki Południowej i Patagonii, którzy dziś właśnie wyjeżdżają z Turynu, przesłano
mi pismo arcybiskupa Turynu odnośnie do sporu między nim a kapłanem Janem
165

17.6 Page 166

▲back to top
Bonetti, członkiem Zgromadzenia Salezjańskiego. Z pisma tego dowiaduję się
ze zdziwieniem, że Czcigodny Arcybiskup zamiast ograniczyć się do przytoczenia
argumentów na dowód, że prawnie nałożył suspensę na wyżej wzmiankowanego
kapłana salezjańskiego, wmieszał do sprawy mnie i pokorne Zgromadzenie
Salezjańskie, oskarżając o publikację kilku broszur, które się z tą kwestią wcale nie
wiążą. Opiera się on jedynie na przypuszczeniach i twierdzeniach bez żadnej
podstawy.
Ponieważ sprawa ma się odbyć przy pełnym posiedzeniu Ich Eminencji 17 bm.,
ja, z braku czasu i przygnieciony ogromem trosk, jakich mnie nabawia wzmiankowany
odjazd misjonarzy, nie mogę absolutnie przygotować należnego wyjaśnienia, aby
bronić siebie i moich podwładnych, zgodnie z głosem sumienia; proszę więc pokornie,
aby Św. Kongregacja zechciała na najbliższym swoim posiedzeniu rozpatrzyć jedynie
sprawę suspensy nałożonej przed przeszło trzema laty na księdza Bonetti, a nie brać
pod uwagę oskarżeń, jako nie mających z tym związku.
Prośbę tę pragnę uzasadnić:
1. Wzmiankowane dziełka nie były przyczyną suspensy, która stała się
powodem tego zatargu, ponieważ wtedy jeszcze nie istniały.
2. O ile wiem od tych, którzy je czytali, nie zawierają one nic przeciwnego
wierze, ani obyczajom, ani karności kościelnej; owszem, mówiono mi, że są
prawowierne, a zwalczają jedynie pewne teorie i pewne akty niezgodne z łaskawymi
zarządzeniami Stolicy Św.
3. Aby sprawiedliwie osądzić, czy i kto brał udział w ich pisaniu i publikacji
oraz, o ile on jest winnym albo nie, trzeba koniecznie naprzód wiedzieć, czy one same
w sobie są dobre albo złe. Jakiś czas wstecz monsignor arcybiskup żądał, abym wydał
orzeczenie celem zganienia ich, owszem potępienia; ja jednak w obawie, aby nie
zganić tego, co należałoby raczej pochwalić, odmówiłem wystosowania takiego
orzeczenia i nie pozwoliłem, aby któryś z moich podwładnych to uczynił, a to się
wielce nie podobało arcybiskupowi.
Ponieważ te dziełka czytało i czyta wielu, a w ten sposób nabawia się
wątpliwości sumienia, przeto mam zamiar napisać do Jego Świątobliwości i prosić Ją
pokornie, aby zechciał je zbadać i wydać sąd o tym, co je czytali i czy w ogóle czytać
je można.
Tymczasem pragnę wyjaśnić, że nie miałem żadnego udziału w kompozycji
i publikacji tych dziełek i nie wydałem żadnego rozkazu w tym względzie.
Protestuję, zatem przeciwko sprawozdaniu umieszczonym w dokumencie, które
się czyta na str. 40, wzmiankowanego pisma Czcigodnego przeciwnika. Opowiadanie
to jest z gruntu rzeczy fałszywe. Oto jak w rzeczywistości sprawa się przedstawia.
Swego czasu Ojciec Antoni Pellicani, eks - jezuita, przyszedłszy do naszej
drukarni w Turynie celem oddania do druku jakiegoś swego dziełka, wstąpił także do
mojego pokoju. W czasie rozmowy poruszono kilka faktów znanych w archidiecezji,
o których szeroko mówiono, a które - jak się zdaje - nie przyczyniały się do większej
chwały Boga i dobra dusz. O. Pellicani rzekł: Byłoby dobrze zebrać te fakty i napisać
166

17.7 Page 167

▲back to top
o nich do Ojca św., ażeby wiedział jak sprawy stoją i mógł złemu zaradzić. Ja mu
odpowiedziałem: Ojciec ma czas, niech napisze o tym do Jego Świątobliwości. Oto
wszystko. Powiedziałem, żeby napisał tak, ale do Ojca św. Dlatego nie jest prawdą,
że ja zachęcałem i prosiłem Pellicani do napisania i opublikowania książeczki;
również i to nieprawda, że po dokonaniu tej publikacji, przy spotkaniu się z Ojcem,
miałem mu powiedzieć, że wskutek jego odmowy znalazłem kogoś innego, kto się
podjął tego obowiązku i ciężaru napisania pożądanych broszurek. Wystarczy mieć
trochę zdrowego sensu, by przekonać się, że ja - tak jak fakt ten przedstawiają - nie
byłbym nigdy tak naiwny, aby w ten sposób rozmawiać z eks - jezuitą czy
z jakąkolwiek inną osobą.
Cóż więc sądzić o liście Ojca Leoncini, pijara? Albo przeinaczył, albo źle
zrozumiał opowiadanie Pellicani’ego; albo on wiedząc, że niektórzy jego samego
posądzali o autorstwo tych książek, a był nawet w tym celu wzywany do Kurii
w Turynie, skomponował opowiadanie w ten sposób, aby odwrócić burzę od siebie
i zwalić ją na barki biednego Księdza Bosko. Bóg, który widzi i wie wszystko, widzi
i wie, że nie kłamię, a to mi wystarczy.
Monsignor w swoim liście, jak czytamy na str. 22, mówi także o pewnym
piśmie księdza Wincentego Minella na moją niekorzyść. Ponieważ go jednak nie
widzę między dokumentami, przeto nie wiem, o co tam chodzi i nie mogę na to
odpowiedzieć. Zauważam, że Kuria arcybiskupia w Turynie w całym tym sporze
wykazała brak delikatności i odpowiedniego postępowania. Zawezwała kilku
kapłanów z diecezji, dawniejszych moich wychowanków i poddała ich podstępnym
badaniom, grożąc im nawet, aby w ten sposób złożyli przeciwko mnie zeznania, a na
korzyść arcybiskupa, jako strony zainteresowanej. Zdaje mi się, że nie mógł tu
występować, jako sędzia i strona zainteresowana. A jednak tak uczynił. Owszem,
użyto nawet prześladowań, szykan, gróźb, przy pomocy inspektoratu policji
w Turynie, w stosunku do przychylnych osób dla naszego zakładu, a nawet sam
arcybiskup dawał bogate obietnice.
Chcę zaznaczyć również, że sprawozdanie skreślone przez adwokata
skarbowego do arcybiskupa na temat usiłowanego porozumienia polubownego,
wykracza w wielu miejscach i to ciężko przeciwko prawdzie. Wystarczy mnie zapytać:
czy prawdą jest, że ja zgodziłem się z adwokatem, aby ks. Bonetti nie udał się więcej
do Chieri, jak się tam insynuuje i jak w takim razie dojść do pokojowego
porozumienia? Jeśliby rzeczy miały zostać po staremu, to czcze są wszelkie słowa
i bezużyteczne pisanie listów.
Coś więcej: we wzmiankowanym sprawozdaniu na str. 42, adwokat skarbowy
przytacza niektóre moje zdania z listu z dnia 2 czerwca i z drugiego listu Księdza do
Czcigodnego Sekretarza Św. Kongregacji, w których to listach prosiliśmy
o zatrzymanie dowodów i dalsze prowadzenie sprawy; ale opuszcza on istotne słowa,
przez które wyrażałem ja, iż oświadczenie mu powierzone było poufne i miało jedynie
służyć za podstawę do ułożenia arcybiskupiego aktu, zgodnego z ustnym
porozumieniem, a nieprzeznaczone do wysyłki do Rzymu, bo w takim wypadku nie
167

17.8 Page 168

▲back to top
napisałbym go na tak miernym świstku, lecz na odpowiednim formacie. Tych moich
słów adwokat nie przeczyta. A więc jest to sprawozdanie nieszczere, a w wielu
miejscach daleko odbiegające od prawdy.
Co zaś dotyczy drugiego dokumentu, o którym czytamy na stronicy 44,
pozwalam sobie zapytać: co za związek ma on z tą kwestią? Czy mamy przypuścić,
że arcybiskup przytacza go w intencji zmiażdżenia naszego Zgromadzenia? A jeżeli
nie ma tego zamiaru, dlaczego nie załączył triumfującej odpowiedzi danej w liście
przez samego biskupa Casale w jego i moim imieniu? Ten sposób przytaczania
dokumentów nie wydaje się być uczciwym.
Ostatecznie twierdzę, że zamiast przytaczać dokumenty, które nie dotyczą
naszego wypadku, byłoby lepiej, a nawet konieczne, aby przytoczono dokumenty,
o których się wspomina w tekście pisma, a z których monsignor się szczycił, iż ma je
w posiadaniu. Między innymi musiałby załączyć sławne oświadczenie księdza
Michała Sorasio, sekretarza jego Kurii, który wyjaśnia, według zdania monsignora,
sprawę niemało kompromitującą Księdza Bosko. Dlaczego więc nie załączył tego
oświadczenia tak kompromitującego? Strona przeciwna ma prawo je poznać, aby się
przekonać o jego sile dowodowej i zbadać, czy nie zostało przekręcone przechodząc
w ręce zainteresowane.
Tu powinienem dołączyć, że 26 maja 1879 r. arcybiskup zawezwał mnie do
siebie i przy wspólnych naradach zakończyliśmy sprawę zadowalająco; ale nazajutrz
o wczesnej godzinie przysłał mi list, w którym odwołał wszystko, cośmy
poprzedniego dnia wieczorem postanowili. Muszę jeszcze dodać, że od grudnia
1877 r., podczas gdy on pisał i drukował rzeczy dla pohańbienia naszego biednego
Zgromadzenia, mnie zagroził suspensą ipso facto incurrenda, jeżeli bym osobiście,
albo przez innych napisał cokolwiek na jego niekorzyść, choćby nawet dla mej
słusznej obrony, albo obrony moich podwładnych.
Na taki zakaz, jakkolwiek zwykłem tylko pisać dobrze, proszę pokornie Waszą
Eminencję, aby ze swej dobroci raczyła cofnąć groźbę suspensy, która od czterech lat
wisi mi nad głową, jak miecz Damoklesa.
Eminencjo! Miałbym jeszcze wiele innych rzeczy do napisania, ale czas
i sprawa nagli. Z przytoczonych wyżej powodów, czasu tego w tych dniach mam
bardzo mało. Przepraszając pokornie za nowy kłopot, ośmielam się prosić Waszą
Eminencję, a przez Niego wszystkich Dostojnych Sędziów, aby zechcieli wziąć pod
rozwagę główną sprawę, to jest suspensę nałożoną na ks. Bonetti, a odłożyli na bok
skargę wniesioną z powodu broszur, aby ją rozstrzygnąć w odpowiedniejszym czasie.
W nadziei, że Wasza Eminencja z łaskawym współczuciem okaże mi swą
dobroć, jak to czynił dotąd względem powstającego Zgromadzenia Salezjańskiego
wystawionego na tak bolesne próby, spraszam na Waszą Eminencję wszelkie łaski
i kreślę się z najgłębszą czcią i należnym szacunkiem.
Turyn, 10.12.1881 r.
Waszej Eminencji oddany i posłuszny syn
Ksiądz Jan Bosko
168

17.9 Page 169

▲back to top
Wypadki szły swoim torem. 17 grudnia Kongregacja Soborów rozpatrywała
sprawę suspensy nałożonej na księdza Bonetti i postanowiła zawezwać obie strony do
zgody. To oznaczało dla ks. Bonetti połowę zwycięstwa. Dlatego strona przeciwna
musiała się spieszyć, aby zniwelować ujemne wrażenie, jakie by ta wiadomość
wywołała na pewno w Turynie. Cóż więc się nie dzieje? Zanim przyszło urzędowe
zawiadomienie, zaplątano księdza Bonetti w proces kryminalny. List urzędowy
z Rzymu wystosowano dopiero 22 – go. Tymczasem 20 zawezwano księdza Bonetti
przed kościelny Trybunał jako winnego oszczerstwa, wskutek wydania książki:
„Arcybiskup Turynu, Ksiądz Bosko i ksiądz Oddenino”. Doniesienie robił teolog
Sorasio, promotor skarbowy arcybiskupiej Kurii, sędzią delegowanym był kanonik
Colomiatti. W tym składzie Trybunał figurował już od 22 czerwca. Wyznaczono 30
dni czasu do zjawienia się oskarżonemu; jeżeli bez usprawiedliwienia nie stawi się
w tym czasie, będzie uznany za opornego. Księdza Bosko powiadomił o tym
kardynała Protektora posyłając mu kopię „Ekspozycji”.
Eminencjo!
Posyłam Waszej Eminencji wyjaśnienie niektórych prześladowań, jakich
doznaliśmy od arcybiskupa, a to posłuży również na odpowiedź na gwałtowne napaści
pozbawione całkowicie podstawy, którymi on atakuje Księdza Bosko i nasze
Zgromadzenie. Milczałem jednak, dopóki chodziło o poniżenie mojej osoby.
Lecz któżby uwierzył? W czasie, gdy sprawa jest sub iudice, w wyższym
trybunale, wczoraj wysłał napomnienie księdzu Bonetti, w którym mu grozi procesem
i wzywa go do Kurii, aby bronił się z zarzutów odnośnie do osławionych broszur,
w które wmieszali go jak Piłata w Credo.
Tymczasem korespondencja, tłumaczenia się, zabierają wiele czasu, który
można by użyć dla dobra dusz i religii. Ja wciąż prosiłem i proszę, by mi pozwolono
pracować w tym czasie z większym pożytkiem.
Wszyscy salezjanie proszą Boga, aby użyczył Waszej Eminencji czerstwego
zdrowia dla dobra Kościoła św. i na korzyść naszego zohydzanego Zgromadzenia.
W czasie Pasterki chłopcy nasi przyjmą Komunię św. w intencji Waszej Eminencji.
Wszyscy polecamy się miłościwym modlitwom Waszej Eminencji. Mam
zaszczyt kreślić się Waszej Eminencji.
Turyn, 22.12.1881 r.
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Ksiądz Bosko zaofiarował kopię „Ekspozycji” Ojcu św. dołączając wiadomości
o ostatnich wypadkach.
169

17.10 Page 170

▲back to top
Ojcze Święty!
W hołdzie Ich Eminencjom Kardynałom Św. Kongregacji Soborów, celem
wyjaśnienia zarzutów, jakie arcybiskup Wawrzyniec Gastaldi, metropolita turyński,
wniósł do Czcigodnej Kongregacji na niekorzyść piszącego i Pobożnego
Zgromadzenia Św. Franciszka Salezego, uważam za obowiązek dać krótką
„Ekspozycję” niektórych poważnych szykan, które przeszkodziły nam w szerzeniu
tego trochę dobra, które biedni salezjanie starają się działać w Europie i na misjach
w Ameryce. Posyłam, Ojcze Święty, jedną kopię tej Ekspozycji, abyś, jako najwyższy
Przełożony Zgromadzenia Salezjańskiego, poznał istotny stan rzeczy.
Jeśli szykany w przeszłości były wielkie, to wcale nie zmniejszyły się w czasie
obecnym. Dziś usiłuje się zmusić nasze Zgromadzenie do przyjęcia filozoficznej
doktryny, zganionej przez Waszą Świątobliwość, jako błędną i niebezpieczną.
Opieraliśmy się aż dotąd i opierać się będziemy za cenę jakichkolwiek poświęceń
i prześladowań. Ale wyznaję, iż potrzebuję odpowiedniej rady, aby przekazać moim
zakonnikom doktrynę pewną i abyśmy w ten sposób we wszystkich naszych
kolegiach, studentatach i seminariach - w Piemoncie, we Włoszech, we Francji,
Hiszpanii i Ameryce - mogli się dokładnie trzymać zasad katolickich, w granicach czci
dla najwyższej Hierarchii Kościoła.
Jeśli w przeszłości, w ciągu dziesięciu lat, doznaliśmy wielu utrapień
i niemałych krzywd, to obecnie mnożą się one, odrywając nas od zajęć kapłańskich
i pochłaniając nam niezmiernie wiele czasu, który bylibyśmy wykorzystali na większą
chwałę Bożą i dla dobra dusz. Jakiż ja biedny! W chwili pisania tego listu
i w momencie, kiedy Św. Kongregacja Soborów rozpatruje sprawę pomiędzy
arcybiskupem Turynu i ks. Janem Bonetti - salezjaninem, otrzymuję wezwanie, aby
wyżej wzmiankowany kapłan stawił się przed adwokatem skarbowym arcybiskupa.
Ma on się bronić przed nowymi zarzutami. Grożą mu karami kościelnymi, jeżeli się
nie zjawi przed tym, który jest sędzią we własnej sprawie i w kwestii zaniesionej przed
Najwyższy Trybunał Stolicy Św. Tak więc, wbrew wszelkiemu oczekiwaniu,
prześladowania trwają w dalszym ciągu, znów tracimy drogocenny czas i pozycja
nasza staje się nie do wytrzymania.
Nieprzyjaciele religii sprzysięgli się, aby z demoniczną siłą wyrywać wiarę
i dobre obyczaje wielkim i maluczkim, szerząc spustoszenie i godną opłakania ruinę.
Salezjanie widzą z każdym dniem, jak praca ich, zwalczając zło, szerzy triumf dobra.
Ale do tego potrzebujemy spokoju i pomocy, a przynajmniej, żeby nam nie
przeszkadzano w działaniu dobrego, czego wymaga cel naszego Zgromadzenia.
W przeciwnym bowiem razie, nie można iść naprzód.
Z tego powodu Ojcze Święty, proszę pokornie, ale z pewnym naleganiem,
o jakąś oświeconą radę i o wsparcie Twoje. Mów do nas, a my Cię posłuchamy.
Wykonamy nie tylko Twoje rozkazy, ale i Twoje życzenia, pójdziemy za Tobą nie
tylko jako za Powszechnym Nauczycielem, ale także jako nauczycielem prywatnym;
mamy Twoją Osobę w najgłębszej czci nie tylko sami, ale tchniemy i rozniecamy te
170

18 Pages 171-180

▲back to top

18.1 Page 171

▲back to top
same uczucia w sercach 80 tysięcy wychowanków, których Boska Opatrzność
zgromadziła w naszych zakładach - w Europie i w Ameryce. Słowem, chcemy być
najbardziej przywiązanymi względem Twojej Katedry Apostolskiej w każdym czasie
i na każdym miejscu, gdzie Bóg nas powoła.
Ale abyśmy mogli wypełnić dokładnie ten zaszczytny obowiązek, abyśmy
mogli ochoczo pracować według potrzeb tych smutnych czasów, aby wreszcie niżej
podpisany mógł rządzić swymi podwładnymi i kierować ich do właściwego celu -
racz, Ojcze Święty, zwrócić skuteczne słowo do tego, który jeden, z pomiędzy tysięcy
episkopatu katolickiego zdaje się, że chce zniweczyć biedne nasze Zgromadzenie
i godzi w sam dom macierzysty, a przez to samo we wszystkie inne, rzuca kłodę po
kłodzie pod stopy, abyśmy się powalili i wstrzymali w biegu.
Ufam, że Ty, Ojcze Święty, zechcesz łaskawie i po ojcowsku przyjąć tę prośbę,
którą w imieniu swoim i w imieniu wszystkich salezjanów składam przed Twój
dostojny tron i że zechcesz przyjść z pomocą tylu Ci oddanym synom.
Korzystam z wielką radością serca z pomyślnej okazji świąt Bożego
Narodzenia, aby życzyć Waszej Świątobliwości wszelkiego szczęścia. Zapewniam,
że każdego dnia w domach salezjańskich odprawi się specjalne modlitwy i zasyła
serdeczne westchnienia do Boga, aby urzeczywistnił wszystkie pragnienia Twego
wielkiego serca.
W końcu pochylony u Twych świętych stóp, proszę o apostolskie
błogosławieństwo dla mojej biednej osoby, dla całego Zgromadzenia Salezjańskiego,
dla naszych chłopców, dla naszych misjonarzy, którzy w tych dniach prują fale
Atlantyku w kierunku dalekiej Patagonii. Mam szczęście kreślić się z najgłębszą czcią
Waszej Świątobliwości.
Turyn, 22.12.1881 r.
Pokorny, zobowiązany i posłuszny syn
Ksiądz Jan Bosko
Odpowiedź kardynała nadeszła natychmiast. Była „poufną” i zawierała te
zasadnicze zdania: „Polecam przede wszystkim spokój i zimną krew, aby nie dać
w niczym pretekstu do sprzeciwu temu, który „ex adverso est” /.../. Co do tej groźby,
to wskazuje ona na brak talentu urzędników Kurii i tego, który nią kieruje. Co do
określeń /.../ użytych w groźbie, gdzie ks. Bonetti nazwany jest scriptor libelii etc.,
to trzeba się bronić i to oskarżyciel musi mieć namacalne dowody wskazujące na winę
oskarżonego. Według listu O. Leoncini - oskarżenie pada na Księdza. Dlaczego jednak
w tym wypadku Ksiądz nie został zawezwany do sądu? Może dla uniknięcia
nienawiści i wyzwisk publiczności, która by nie szczędziła ich na konto
oskarżających? Widzę, że „ks. Colomiatti jest godnym sługą swego mistrza”. Radził
mu dalej przerwać na razie wysyłanie „Ekspozycji” do kardynałów, ponieważ czas nie
sprzyjał temu. Dobrze mówił kardynał odnośnie do pozwania Księdza Bosko, ale co
się odwlecze, to nie uciecze. Otrzymał i on pozwanie, a nastąpiło to 5 stycznia 1882 r.,
które jednak otrzymał dopiero 7 - go około 10 wieczorem z rąk pana Aghemo,
171

18.2 Page 172

▲back to top
posłańca Kurii. Publiczny oskarżyciel stawiał Księdzu Bosko dwa zarzuty: Dał
polecenie napisania książek i dostarczył materiału piszącemu. Trzeba to sobie dobrze
wbić do głowy: była to istotna odpowiedź na prośbę o posłuchanie 2 - go stycznia,
a jednocześnie wspaniały krok do polubownego porozumienia proponowanego przez
Rzym!!! Pomyślmy więc chwilkę, że tego rana i w następnych dniach arcybiskup był
naprawdę „bardzo nieusposobionym” do przyjęcia Księdza Bosko według pretekstu
wysuniętego przez Colomiatti w procesie beatyfikacyjnym!
Trzeba zauważyć tu jeszcze jedną ekstrawagancję: sprawa książek znajdowała
się już u Św. Kongregacji Soborów i to na żądanie arcybiskupa. Tymczasem w liście
z dnia 29 grudnia 1880 r. donosi do tej Kongregacji, że Ksiądz Bosko i ks. Bonetti są
autorami tych książek, a w summarium sprawy ks. Bonetti zredagowanym przez
niego, czytamy na str. 20: „Proszę Św. Kongregację i nastaję, aby już naprzód
odnosiła się do tego ks. Bonetti jako współautora, jeśli nie autora oszczerczej książki”.
To samo doniesienie powtórzył on 21 czerwca 1881 r. żądając środków zaradczych. A
więc sprawę karną tych książeczek monsignor przedłożył już Św. Kongregacji
Soborów i wybrał ją za sędziego. Jeśli więc sprawa znajdowała się
w takim stanie, nie wolno mu było wytoczyć nowego procesu karnego.
Ksiądz Bosko prosił kardynała Protektora o radę, jak ma sobie postąpić.
Eminencjo!
Oto jeszcze jeden dowód więcej do polubownego załatwienia sprawy. Jasno to
wykazuje kopia załączonego pozwania. Zdaje się, że sam arcybiskup chce to rozciągać
w nieskończoność i zabierać mi czas i pieniądze.
1. Teraz miałbym się u niego zjawić, w chwili, gdy spór jest sub iudice
w Trybunale Wyższym. Jeżeli sprawy tak mają się w istocie, to czy mogę apelować
będąc pytany przez inny trybunał? Czy może ordynariusz pozywać wedle kaprysu
Przełożone Zgromadzenia kościelnego i tak wprowadzać zamieszanie w biedną
społeczność zakonną, której ordynariusz nie mógł nigdy zarzucić winy, a która jedynie
pragnie pracować dla dobra dusz, staczających się gromadnie w przepaść potępienia.
2. 10 – go bm. powinienem wyruszyć do Francji celem zbierania ofiar na
kościół i zakład Najświętszego Serca Jezusowego, gdzie już brakuje pieniędzy. Mogę
się oddalić, czy mam pozostać w Turynie z wielką szkodą dla dzieł tak bardzo
poleconych przez gorliwość i ofiarność Ojca św.?
3. Postanowiłem odwlec mój wyjazd do 15 - go, ale dłużej nie mógłbym
zwlekać ze względu na pomyślny wynik kolekty.
Ja i moi salezjanie potrzebują pomocy, rady i pociechy.
Pokładamy pełną ufność w Waszej Eminencji, naszym zasłużonym Opiekunie.
Nigdy nie żądałem i nie będę żądał, jak tylko pokoju dla wykonywania pracy
kapłańskiej na korzyść dusz wystawionych na tyle niebezpieczeństw.
Początkiem tych nowych oskarżeń jest to, że Ksiądz Bosko nie chce zmienić
systemu: Ksiądz Bosko jest przeciwnikiem Rosminiego, to powód, dla którego
poczytuje się mnie za autora wzmiankowanych dzieł.
172

18.3 Page 173

▲back to top
Nie jestem autorem tych broszur, mój system to podtrzymywanie doktryny
katolickiej i postępowanie wedle wskazań, rad i pragnień Najwyższego Pasterza.
Kreślę się w Panu naszym Jezusie Chrystusie z najwyższą wdzięcznością i głęboką
czcią Waszej Eminencji.
Turyn, 07.01.1882 r.
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Ksiądz Bosko zawiadamiając monsignora Boccali o zawiedzionej audiencji
u arcybiskupa, posłał mu również kopię pozwania. Prałat odpowiedział mu 9 stycznia
1882 r.: „Proszę mieć cierpliwość i nie tracić odwagi. Jeżeli Ksiądz do niczego się nie
poczuwa względem tych dziełek, to wynik tego nowego zatargu nie przyniesie mu
ujmy”.
W Turynie ciągnęły się wypadki po dawnemu. W kilka dni po przesłaniu
pozwów, a mianowicie 12 stycznia wyszedł akt arcybiskupi, na mocy, którego
Colomiatti został delegowany sędzią w procesie o broszurki - akt noszący datę sprzed
siedmiu miesięcy. 18 - go tego miesiąca ks. Bonetti założył protest, w którym zwalczał
prawowitość i kompetencję owego trybunału, już to z powodu uprzedniego jego
zamianowania, czy też dlatego, że arcybiskup sam jest tu główną stroną
zainteresowaną w sprawie. Zawiadamia, przeto Kurię, że rzecz polecił swojemu
Prokuratorowi w Rzymie, by prosił Św. Kongregację, już przedtem zaangażowaną
w sporze, aby zechciała wydelegować specjalnego sędziego w osobie najbliższego
biskupa, albo też jakiegoś innego duchownego, odpowiedniego i bezstronnego, który
by przejrzał akty i przeprowadził kanoniczny proces, wysyłając do Św. Kongregacji
jego wyniki, aby ta wydała wyrok, albo też odpowiednie zarządzenia. Według rady
adwokata Leonori protest był napisany w imieniu księdza Bonetti ze względu na
szacunek należny Księdzu Bosko, gdyż jak pisał ten prawnik, „ów człowiek naprawdę
święty i dobroczynny, nie miał potrzeby mieszać się do tego zatargu”. Colomiatti
odrzucił go z wyjątkiem niekompetencji i po raz drugi zawezwał księdza Bonetti.
Ks. Bonetti zaapelował do Rzymu. Apel odesłano bez najmniejszej trudności.
Stąd Św. Kongregacja zabroniła arcybiskupowi prowadzenia procesu przeciwko ks.
Bonetti i Księdzu Bosko oraz wydelegowania monsignora Fissore, arcybiskupa
z Vercelli, celem przeprowadzenia samego procesu, który miał być przesłany do
Kongregacji Soborów, która zastrzegła sobie wydanie wyroku. W ten sposób
oskarżeni nie odwiedzili więcej turyńskiej Kurii z powodu tego procesu.
Przerwijmy na chwilę nasze opowiadanie. W ostatnim tygodniu stycznia
znajdował się w Turynie biskup z Ivrea, monsignor Riccardi, prawdopodobnie za
pozwoleniem swego metropolity i tu odprawia Mszę św. raz w jednym miejscu, raz
w drugim, gdzie go zaproszono. Salezjanie prosili go dwa razy. Raz prosił go ks. Rua,
aby odprawił Mszę św. z Komunią św. generalną 29 bm. w uroczystość św.
Franciszka, a drugi raz ks. Francesia, aby odprawił w to samo święto na Valsalice,
173

18.4 Page 174

▲back to top
obchodzone tam dwa dni później. Monsignor Riccardi z wielką radością przyjął oba
zaproszenia; następnie jednak, będąc na obiedzie u arcybiskupa, napisał do Oratorium,
że z wyższych powodów nie może dotrzymać danego słowa, jak również
i dyrektorowi na Valsalice, nad czym bardzo bolał z tego samego powodu. Przy
wyjeździe z Turynu wyraził się do teologa Margotti, iż jest bardzo niezadowolony
i nie może zrozumieć, jak metropolita może zakazać sufraganowi odprawić Mszę św.
w kościele zakonnym i polecił mu, aby salezjanom złożył od niego kondolencje.
Kiedy monsignor Fissore przybył do Turynu celem spełnienia powierzonej mu
misji, Ksiądz Bosko bawił w Rzymie. Dlatego skomunikował się z ks. Rua. Nie miał
on innego zadania, jak przesłuchać świadków, jeżeli jacyś byli, zebrać ich
oświadczenia i wszystko wysłać do Rzymu; tymczasem ulegając pragnieniom
monsignora Gastaldi, zaczął nalegać na zgodę między stronami, w czym ksiądz Rua
miał być pośrednikiem. Owszem, jeszcze coś więcej: monsignor prosił biskupów Eula
i Riccardi, przybyłych do Turynu, aby przyczynili się do polubownego załatwienia za
pośrednictwem księdza Durando. Obaj prałaci udali się na Valsalice, gdzie ks.
Durando był z teologiem Margotti z okazji święta, a po akademii wziąwszy go na
stronę, przedstawili mu życzenie arcybiskupa. Święty czytając o tym w listach księdza
Bonetti i księdza Durando, płakał z bólu na wieść o tak łatwowiernym usposobieniu
swoich synów i napisał natychmiast do ks. Rua te ważne słowa: „Niech ani ks.
Bonetti, ani nikt inny z zakładu nie omawia tej kwestii bez uprzedniego
zawiadomienia Kongregacji Soborów, a zawsze w porozumieniu z Księdzem Bosko.
Rada ta pochodzi od kompetentnej władzy”. Tak gorączkowe szukanie sposobu
pokojowego załatwienia sprawy wskazuje na nikłą nadzieję zwycięstwa, gdy
tymczasem salezjanie wyrażali słuszną obawę sprawiedliwego potępienia.
Biskup Fissore mając wciąż na względzie pokojowe załatwienie, uzyskał już
twierdzące orzeczenie od księdza Rua i ks. Bonetti odnośnie do tych dziełek i chciał
mieć takie samo od Księdza Bosko, aby je przedstawić arcybiskupowi Gastaldi. Ale
Ksiądz Bosko nie przysłał go - przeciwnie, kazał przerwać bezużyteczne usiłowania,
pomny na zaistniałe wypadki; w tej też sprawie przesłał następujący list do kardynała
Nina.
Eminencjo!
Pragnąłem zawsze szczerze przyjacielskiego załatwienia sporu księdza Jana
Bonetti. Wiele razy proponowałem to Jego Ekscelencji, arcybiskupowi Turynu, na co
ten się początkowo godził, a potem odrzucał. Tak np. było w maju 1879 r. Dnia 26 –
go zawezwał mnie monsignor Gastaldi; udałem się więc i postanowiliśmy, że ks.
Bonetti uzyska pozwolenie na słuchanie spowiedzi wiernych w całej diecezji
turyńskiej. Według roztropności piszącego ten list miał on nie przebywać dalej
w Chieri, ale gdyby się tam doraźnie znalazł, miałby prawo głosić kazania i słuchać
spowiedzi zgodnie z zarządzeniem władzy kościelnej. Propozycja ta została przyjęta.
Zawiadomiłem o tym ks. Bonetti, który był z tego bardzo zadowolony, z czegośmy się
174

18.5 Page 175

▲back to top
wszyscy cieszyli, że ostatecznie zakończono bezużyteczną kwestię, która nam
zabierała tyle czasu, tak nam potrzebnego do pracy dla dobra dusz. Ale następnego
zaraz ranka, to jest 27 tego miesiąca, otrzymałem ekspresem list od arcybiskupa,
w którym odwołał na czas nieokreślony to wszystko, co postanowiliśmy dnia
poprzedniego.
W obecnym stanie rzeczy nie widzę innej drogi, na której strony mogłyby dojść
do porozumienia, jak tylko tę już proponowaną i przyjętą w maju 1879 r., tj.:
1. Arcybiskup Turynu pozwoli ks. Bonetti słuchać spowiedzi wiernych w całej
diecezji turyńskiej.
2. Ks. Bonetti będzie w dalszym ciągu pracował jako kapłan, na większą chwałę Bożą,
jak przystało na uczciwego i gorliwego kapłana.
3. Aby wciąż nie wracać do tej samej kwestii, arcybiskup odwoła dwa listy pod
datą 25 listopada i drugi z dnia 1 grudnia 1877 r., w których grozi Księdzu Bosko
suspensą ipso facto incurrenda, jeżeli napisze, wydrukuje, albo będzie rozszerzał
pisma lub też ustnie wyrażać się będzie na niekorzyść arcybiskupa Turynu.
Listy te po odwołaniu zostaną spalone i nie będzie o nich żadnej wzmianki.
Odnośnie do sprawy dzieł - wyjaśniam, że ani ja, ani salezjanie, o ile dotąd
wiem, w żadnej mierze w tym nie współdziałali. Ganiłem zawsze i ganię dotychczas
nieodpowiedni sposób, w jaki się mówi o władzy kościelnej. Jestem również skory
potępić w nich treść zawartą, jeżeli w obliczu Kościoła na to zasługuje. Tymczasem ci,
co ją czytali i rozważali, twierdzą jednozgodnie, że treść tych dziełek zgadza się
całkowicie z zasadami i z ideami, zaleconymi w ostatnich czasach przez Ojca Św.
Wszystko, co Jego Świątobliwość, albo Wasza Eminencja osądzi za
odpowiednie dla większej chwały Bożej, przyjmę chętnym sercem bez żadnych
warunków.
Proszę mi pozwolić się kreślić z głęboką czcią Waszej Eminencji.
Rzym, 08.05.1882 r.
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Do tego listu dołączył następujące uwagi:
Trzeba zauważyć, że takie same propozycje polubownego porozumienia czynił
wielokrotnie arcybiskup Turynu. Kiedy się je przyjęło, zostały potem zmienione,
a w końcu całkowicie odwołane.
W niegrzeczny sposób odmówił mi przyjęcia 2 stycznia 1882 r., kiedy się
u niego stawiłem i w imieniu Waszej Eminencji i samego Ojca św., aby sprawy
załatwić po przyjacielsku.
Kilka dni temu sam arcybiskup Turynu mówił publicznie i kazał to powiedzieć,
mnie przez moich zakonników, że Ksiądz Bosko jest najgorszym między ludźmi,
że jest oszustem; wymyśla rozmaite cuda, a potem je zbiera i drukuje na cześć Matki
Najświętszej.
175

18.6 Page 176

▲back to top
Dowody te wskazują, że trudno myśleć o przyjacielskim załatwieniu sprawy,
tym mniej po wyroku ogłoszonym przez autorytatywną Kongregację Soborów.
Rzym, 08.05.1882 r.
Kardynał uważał tę relację za zbyt szczupłą i domagał się jej w obszerniejszej
formie. Ksiądz Bosko polecił wtedy napisać je ks. Bonetti. Ten sam kardynał doradził
również, aby uzyskano odwołanie od O. Leoncini i O. Pellicani odnośnie do tego listu,
któremu Papież nie mógł dać spokoju. Pierwszy nie chciał o tym słyszeć. Trybunał
w Turynie w procesie beatyfikacyjnym określił go, jako człowieka nimis simplex,
czyli krótko, jako prostaka. Bez wszelkiej uwagi, jako osobę zmienną i wielce niestałą.
Drugi, nie zadawalając się, że już wyjaśnił oskarżenie na niekorzyść Księdza Bosko,
powodowany miłością prawdy i głosem sumienia, wydał następujące odwołanie:
Oświadczenie
Słysząc, że na podstawie doniesienia, które złożyłem na mocy posłuszeństwa
i na propozycję przedłożoną mi przez zarząd archidiecezji turyńskiej, montuje się
oskarżenie przeciwko czcigodnemu Księdzu Janowi Bosko, przełożonemu salezjanów,
jakoby miał mnie zachęcać do napisania książek przeciwko Jego Ekscelencji
arcybiskupowi Turynu. Oświadczam wobec Boga, że wyżej wzmiankowany Ksiądz
Jan Bosko, nie czynił mi nigdy podobnych propozycji, a jedynie wspomniał
o napisaniu sprawozdania, celem przesłania go Ojcu św. Piusowi IX i że prócz tego,
nie rozmawialiśmy już nigdy na ten temat; zaznaczam, że to oświadczenie wyraźne
i oczywiste sporządziłem i przekazałem powtórnie adwokatowi (askarbowi) ks. kan.
Colomiatti, który mnie wzywał do stwierdzenia sprawy.
Jeśli to samo oświadczenie nie jest tak wyraźne, jakbym tego pragnął,
w doniesieniu przeze mnie uczynionym, podpisanym i zaprzysiężonym, to jedynie
dlatego, że wyrażenie w niej użyte „przesłać do Rzymu”, uważałem za równoznaczne
jak to w rzeczywistości jest, z wyrażeniem „przesłać do Ojca Świętego”.
Co zaś dotyczy listu, w którym O. Leoncini doniósł arcybiskupowi o rozmowie
między nami prowadzonej, w której ja broniłem się jedynie od zarzutu, jaki sam ten
Ojciec /może tylko celem wybadania mnie/ skierował przeciwko mnie, iż jestem
autorem niektórych książek opublikowanych przeciwko arcybiskupowi, a w którym to
liście, przeze mnie przejrzanym i podpisanym, jako prawdziwym co do treści istotnej,
jest wzmianka, o której ja jednak nie pamiętam, iż namawiał mnie do napisania
przeciwko arcybiskupowi, to oświadczam, iż trzeba ją interpretować zgodnie
z orzeczeniem wyżej wystawionym, a przypisywanie jej innego sensu nieprzychylnego
w stosunku do Czcigodnego Księdza Bosko byłoby przeciwnym prawdzie. To
wszystko stwierdzam z miłości dla prawdy, nie stając ani po stronie arcybiskupa, ani
po stronie Księdza Bosko, chociaż cieszyłbym się, gdyby między nimi nastał wreszcie
pokój dla chwały Bożej.
Turyn, 30.05,1882 r.
176

18.7 Page 177

▲back to top
O. Antoni Pellicani
Pisać do Papieża i układać książki, to dwie rzeczy całkiem odmienne. Z drugiej
części tego oświadczenia wynika jasno, że trzeba bujnej wyobraźni, aby z jego słów
doniesienia wyciągnąć sens, o którym on nawet nie myślał. Możemy teraz lepiej
zrozumieć, dlaczego doniesienie to stwierdzone przysięgą przez O. Pellicani trzymano
w takiej tajemnicy, podczas gdy opublikowano list O. Leoncini, wydrukowany nawet
w „summarium” wydanym przez Gastaldi’ego w sprawie ks. Bonetti.
W czasie rozwoju tej sprawy inne fakty doszły swego kresu. 12 maja 1882 r.,
kiedy Ksiądz Bosko opuścił Rzym, zjawił się tam Colomiatti, przyjęty przez kardynała
Jaccobini, aby zwalczać „Ekspozycję” i pomówić o pokojowym załatwieniu.
Arcybiskup prosił listownie Ojca św., aby pozwolił wysłać delegata celem wyjaśnienia
sprawy, a Ojciec św. poradził się w tym względzie kardynała Nina. Leon XIII, który
już postanowił skierować wszystko do siebie, zaledwie usłyszał, że monsignor
Gastaldi chciał polubownego zakończenia, wstrzymał bezzwłocznie procedurę i kazał
telegraficznie zawezwać Księdza Bosko do Rzymu. Ks. Dalmazzo zatelegrafował
18 maja po południu i otrzymał od księdza Rua taką odpowiedź: „Ciężki stan zdrowia
przeszkadza Ojcu udać się w podroż”.
Prokurator poszedł natychmiast do kardynała Nina, aby się przekonać, czy
możliwym jest zwolnienie Księdza Bosko od przybycia, a przynajmniej, czy można je
opóźnić. Jego Eminencja powiedział, że polecenie to wydał Ojciec św., a na uwagę
zwróconą mu jak postąpić, jeżeli Ksiądz Bosko nie będzie mógł zaraz przybyć
i pozostanie w Turynie, Ojciec św. odpowiedział: cierpliwości. Ponieważ arcybiskup
Turynu ma teraz te dobre chęci, ja sam chcę załagodzić spór i dlatego proszę
zatelegrafować, aby przyjechał. Z Turynu polecono kanonikowi Colomiatti zatrzymać
się w Rzymie wedle potrzeby, choćby nawet i cztery miesiące, aby tylko nie opuszczał
obiecanego raju.
Ksiądz Dalmazzo po raz drugi nadał taki telegram: „Starałem się o zwolnienie
z podroży. Kardynała Nina smuci ta zwłoka i dlatego też Ksiądz Bosko powinien
przybyć 28 - go”. A ksiądz Rua znowu odpowiedział: ”Podroż Ojca wykluczona.
Oczekujemy was w Turynie”. Do kardynała zaś Ksiądz Bosko przez ręce księdza
Dalmazzo wysłał ten liścik.
Eminencjo!
Bardzo mi przykro, że nie mogę natychmiast wyruszyć w podroż do Rzymu, jak
tego pragnę. Nie mogę wcale siedzieć i mam nogi spuchnięte, niezdolne do chodzenia.
Mimo wszystko, jeżeli moja wizyta u Waszej Eminencji jest nieodzowna, wyruszę
w drogę 24 albo 25 bm. Będę musiał się gdzieś krótko zatrzymać, ale mam nadzieję,
że 26 w południe stanę w Rzymie.
Proszę mi przebaczyć tę niedobrowolną zwłokę. Mam zaszczyt kreślić się
Waszej Eminencji.
177

18.8 Page 178

▲back to top
Turyn, 20.05.1882 r.
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Z listu załączonego do Prokuratora dowiadujemy się o istotnych powodach tej
zwłoki. Trzeba było tak jasno pisać, aby wykluczyć podejrzenie choroby
dyplomatycznej.
Najdroższy księże Dalmazzo!
Przeczytaj i zanieś ten list kardynałowi Nina. Moja choroba nie ma większego
znaczenia. Z powodu wrzodu nie mógłbym siedzieć w pociągu. Mam spuchniętą nogę
i nadwyrężone ścięgna. Postaraj się dowiedzieć, dlaczego tak nastają na mój przyjazd
do Rzymu. Jeśli byłoby to koniecznym, mógłbym i zaraz udać się w podroż.
Jeślibyś mógł przybyć, to porozumielibyśmy się o wszystkim i towarzyszyłbyś
mi w drodze.
Pozdrów Ventrelli’ego i ks. Barale z innymi naszymi współbraćmi, z ks. Braga,
ks. Savio, ks. Cagnoli, itd. Jeśli potrzeba, napisz mi natychmiast. Niech Bóg nam
wszystkim błogosławi. Amen.
Turyn, 20.05.1882 r.
Oddany przyjaciel
Ksiądz Jan Bosko
Ksiądz Bosko cierpiał wtedy na hemoroidy, jak oświadczył ks. Albera
w procesie beatyfikacyjnym.
Po wysłuchaniu kanonika Colomiatti, Ojciec św. żalił się przed kardynałem
Protektorem na „Ekspozycję” mówiąc, że zawiera ona rzeczy nie tylko
nieodpowiednie, ale niezgodne z prawdą, ponieważ arcybiskup przytaczał dowody
przeciwne, wykluczając wszystko z góry; dlatego Ksiądz Bosko o tym
poinformowany, polecił napisać ks. Bonetti do Jego Eminencji te uwagi z prośbą, aby
miał je przed oczyma w rozmowie z Colomiatti’m.
1. Należy rozłączyć sprawę ks. Bonetti od wszystkich innych. Nie ma ona nic
do czynienia ani z kwestią broszur, ani z „Ekspozycją” - wyłożonych w niej faktów,
ani z jakąkolwiek inną sprawą, wysuniętą przed tym, czy po tym. Trzeba przy tym
wziąć pod uwagę decyzję wydaną przez autorytatywną św. Kongregację Soborów.
2. Należy zauważyć, że „Ekspozycję” spowodowały napaści arcybiskupa
Turynu wydane drukiem; napaści te wymagały godnej ich odpowiedzi; w przeciwnym
bowiem razie należałoby uznać za prawdę bardzo ciężkie oskarżenia skierowane
przeciwko Zgromadzeniu Salezjańskiemu, którego jednym bogactwem jest dobre imię
i moralne poparcie, którego potrzebuje do pracy na większą chwałę Bożą i zbawienie
dusz.
3. Rzeczy opisane w tej „Ekspozycji”, opierają się na autorytatywnych
dokumentach.
178

18.9 Page 179

▲back to top
4. Jeżeli ks. adwokat Colomiatti podaje powody, którymi wykazuje
nieprawdziwość przytoczonych faktów, to w takim wypadku Ksiądz Bosko żąda, aby
uwidocznił on je nie ustnie, ale pisemnie, by można uwierzyć im albo je odrzucić.
Nie zaszkodzi również zaznaczyć, że już po zaprojektowanej zgodzie
wydarzyły się fakty, które każą się obawiać, iż złudną jest nadzieja pomyślnego
wyniku. W tym celu Ksiądz Jan Bosko zawezwał telegraficznie księdza Dalmazzo do
Turynu, aby mu przedstawić obecny stan rzeczy.
Święty dopisał tych kilka wierszy do powyższych uwag:
Eminencjo!
Ksiądz Bonetti pisze z mojego polecenia. Listy te posyłamy przez ręce
monsignora Marini, który zaszczycił nas wizytą w tym dniu. Oczekują ks. Dalmazzo,
aby mu udzielić potrzebnych pełnomocnictw.
Polecam się miłościwym Jego modlitwom i proszę o błogosławieństwo.
Mam zaszczyt kornie kreślić się Waszej Eminencji.
Turyn, 22.05.1882 r.
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Jeden z faktów wzmiankowanych przez ks. Bonetti, a mało obiecujących,
dotyczył zakładu Valsalice. W kwietniu odbył się w Turynie Katolicki Kongres
Prowincjonalny pod kierownictwem ks. Salviati, a bez udziału nieusposobionego
arcybiskupa. Na cześć osobistości, które brały w tym udział, ks. Francesia wystawił
dramacik po łacinie wraz z akademią, która odbyła się w obszernej wewnętrznej
kaplicy, doraźnie przemienionej na salę. Nie było tam nic, co mogłoby się sprzeciwiać
godności miejsca; owszem, biskupi Novary i Ivrei tam obecni, nie znaleźli nic
godnego nagany. Przecież w samym Rzymie tyle razy urządzano akademie
w publicznych kościołach, np. w grudniu 1881 r. u św. Apostołów, a w maju 1882 r.
u św. Wita! Ale na Valsalice ordynariusz uznał w tym kazus belli; księdza Francesia
zawezwano do Kurii, a nie pozwoliwszy tłumaczyć mu się, doniesiono go do Rzymu.
Ks. Francesia pisał: „Chcieliśmy z tej okazji pogłębić naszą wiarę katolicką,
apostolską, papieską, a tymczasem wpadliśmy w podejrzenia krańcowe. Bezbożny
dziennik w Turynie, jeśliby znalazł w tym coś, choćby zbliżonego do profanacji, nie
byłby zapewne zamilczał i wytoczył nam zaciętą walkę jako papistom, a tymczasem
dowiaduję się, ze nasz arcybiskup traktuje nas, jako profanów świątyni”.
To „traktowanie” nas trzeba także odnieść do innego faktu, który świeżo się
wydarzył. Na Valsalice był świeckim profesorem od języka niemieckiego kawaler
Besson, nawrócony protestant i przewodniczący bardzo popularnego pisma noszącego
tytuł: „Coraggio cattolico”. Pewnego dnia otrzymał zaproszenie na obiad do
arcybiskupa. Gość musiał od początku do końca prowadzić bez przerwy rozmowę
o Księdzu Bosko, o salezjanach, o ich zakładach, a nade wszystko o ich
wykroczeniach; ale to nie było wszystko. Skoro się podniesiono od stołu, arcybiskup
179

18.10 Page 180

▲back to top
zawołał na stronę profesora i rzekł mu: Pan uczęszcza do zakładu na Valsalice
i powinien wiedzieć wiele rzeczy. Proszę więc powiedzieć: czy to prawda,
że niektórzy z przełożonych w tym zakładzie dopuszczają się niemoralnych
uczynków? Pan ów boleśnie zaskoczony i zgorszony, zaprzeczył temu stanowczo,
a potem ustnie i pisemnie poinformował dyrektora, wyrażając wielkie swoje
niezadowolenie.
Wiele innych podobnych faktów, pełnych sprzeciwu ze strony arcybiskupa,
zdarzyło się w związku z konsekracją kościoła św. Jana Ewangelisty, jak to opowiemy
na swoim miejscu. Nie wolno nam jednak zamilczeć o ostatnim liście pasterskim,
wydanym z okazji Wielkiego Postu. Całe dwie końcowe strony zawierały oczywiście
aluzje do Kisędza Bosko i salezjanów. Arcybiskup nałożył obowiązek czytania go
i objaśniania ludowi. Mimo to, niektórzy przy czytaniu opuścili tę część.
Skoro już się znajdujemy na tej krzyżowej drodze, której dalsze dzieje
opowiemy w następnym rozdziale, zobaczymy tragiczny ból Świętego wyrażony
w rozmowie w 1882 r. z kanonikiem Colomiatti, którego prosił, aby jego słowa
powtórzył arcybiskupowi. Tylko tego mi jeszcze brakuje, aby uderzeniem noża
w serce, zadał cios ostateczny. Nie oznacza to bynajmniej u niego rozpaczy. Ale
wielką ufność w Bogu, opartą na słuszności swej sprawy. Kilka lat później, ks. Berto
wyraził mu współczucie, że w czasie tej zaciętej wojny nie walczył równą bronią, ale
uciekał się do rożnych sztuczek, zamiast przeciwnika powalić jego własnym
sztyletem.
Ksiądz Bosko tak mu odpowiedział: Bóg kieruje każdą sprawą.
180

19 Pages 181-190

▲back to top

19.1 Page 181

▲back to top
ROZDZIAŁVIII
„CONCORDIA” LEONA XIII
W lecie 1884 r. Ksiądz Bosko, ze względu na słabe zdrowie, udał się na kilka
tygodni do Pinerolo, do biskupa tego miejsca, w towarzystwie Lemoyne. Pewnego
dnia niespodziewanie rzekł do swego przyszłego biografa: Może byłoby dobrze,
abyśmy zniszczyli całą kartotekę zebraną w sprawie biednego monsignora Gastaldi
i wszystkie odnośne dokumenty. Ks. Lemoyne, kryjąc swoje przerażenie, zapytał: Ale
w takim razie cóż nam świadczyć będzie o historii Oratorium od 1872 r. do 1883 r.?
On odpowiedział: Powiecie, że Ksiądz Bosko w tych latach spełniał swoje zwyczajne
zajęcia. I w dalszym ciągu rozmawiał na ten temat z takim przekonaniem, że ks.
Lemoyne, obawiając się, aby nie wydał wyraźnego rozkazu w tym względzie,
skorzystał, iż ktoś nadszedł w tej chwili i odszedł, czym prędzej. Po powrocie do
Turynu, nie mówiono o tym już więcej. Takie zniszczenie dokumentów, roztropnie
dokonane, miałoby jakiś sens, jeśliby i strona przeciwna rzuciła w płomienie całą
korespondencję odnoszącą się do salezjanów; w przeciwnym razie prawda historyczna
wiele by na tym ucierpiała. Jeśliby dziś na przykład można było czytać listy kan.
Colomiatti do arcybiskupa Gastaldi, wysyłane z Rzymu na temat, jakim obecnie się
zajmujemy, bez zaznajomienia się dzięki autentycznym kopiom z tym, co pisał
jednocześnie, albo kazał pisać Ksiądz Bosko, trudno byłoby usprawiedliwić zarzuty,
zawarte w dokumentach adwokata skarbowego. Możemy, więc dziś oddać unicuique
suum, do czego się obecnie zabieramy.
Ks. Dalmazzo posłuszny wezwaniu księdza Rua, wyjechał bezzwłocznie do
Turynu, skąd wysłał do kardynała Nina mało pomyślne wieści o zdrowiu Księdza
Bosko, który wprawdzie znajdował się na nogach i poruszał się w domu, ale nie był
w stanie wybrać się w drogę. Załączył również wierne informacje, co do akademii na
Valsalice, których żądał kardynał, aby się przekonać o tym nowym zatargu. Jego
Eminencja tak odpowiedział:
Czcigodny Księże!
Za otrzymany list i załączniki serdecznie dziękuję. Dzięki monsignorowi Marini
poznałem istotny stan rzeczy.
Wszystko, co się dzieje, pochodzi od Opatrzności Bożej. Gdy się zobaczysz
z księdzem Bonetti, proszę go zawiadomić, że otrzymałem jego list. Dziękuję
mu za niego i pozdrawiam go.
Wiadomości, które mi ksiądz przesyła o zdrowiu zacnego Księdza Bosko
z jednej strony mnie smucą, a z drugiej napełniają pociechą. Nie chciałbym, aby wiele
cierpiał, ale w tej podroży powinien on przedstawiać cierpliwego Joba. Tymczasem
181

19.2 Page 182

▲back to top
proszę go pocieszyć w moim imieniu; jeśli jego zdrowie nie pozwala mu na podroż, to
powinien przynajmniej wypełnić polecenia Ojca św., który nawołuje go, na mocy swej
władzy, do zgody z arcybiskupem, który wyraził swój zamiar kardynałowi
Protektorowi. Ten zaś dał poznać Ojcu św., że Ksiądz Bosko przyjmie chętnie
wszelkie dyspozycje, które Jego Świątobliwość swoim światłym umysłem za stosowne
osądzić raczy, jako posłuszny syn Stolicy św.
Proszę spiesznie wracać i przyjąć ode mnie wyrazy szczególnego szacunku.
Rzym, 27.05.1882 r.
Oddany
Alojzy kardynał Nina
Protektor
Ksiądz Bosko bezzwłocznie wypełnił zarządzenie kardynała protektora, kreśląc
te dwa listy do Jego Świątobliwości i do Jego Eminencji.
Ojcze święty!
Zdrowie moje, Ojcze św., przeszkadza mi udać się do Rzymu, aby paść
z szacunkiem u Twoich nóg i wysłuchać wszystkiego, co Wasza Świątobliwość uzna
za stosowne dla większej chwały Bożej.
Poleciłem jednak naszemu współbratu, księdzu Dalmazzo, udzielając mu
potrzebnej władzy, aby mnie zastąpił we wszystkim, co Wasza Świątobliwość zażądać
raczy.
Proszę pokornie Waszą Świątobliwość, aby zechciała w szczególny sposób
pobłogosławić mój wzrok poważnie zagrożony, bym mógł poświęcić dni życia,
których mi Bóg udzielić jeszcze raczy, na załatwienie spraw naszego pokornego
Zgromadzenia, które mi Wasza Świątobliwość w swej dobroci powierzyła.
Kornie schylony u stóp Waszej Świątobliwości mam zaszczyt kreślić się
Waszej Świątobliwości.
Turyn, 30.05.1882 r.
Oddany i pokorny syn
Ksiądz Jan Bosko
Eminencjo!
Ponieważ nie mogę przybyć do Rzymu, by oddać się do całkowitej dyspozycji,
Ojca św. Leona XIII, powierzam potrzebne pełnomocnictwa naszemu współbratu
ks. profesorowi Franciszkowi Dalmazzo, Generalnemu Prokuratorowi Pobożnego
Zgromadzenia św. Franciszka Salezego, Rektorowi kościoła Najświętszego Serca
Jezusowego, pozwalając mu traktować, zakończyć i zatwierdzić jakąkolwiek rzecz,
której zażąda jego Świątobliwość, w sprawie sporu z Jego Ekscelencją monsignorem
Gastaldi, arcybiskupem Turynu.
Ten sam nasz Prokurator ma obowiązek dać wyjaśnienia na niektóre fakty
nieistniejące, a przypisywane naszemu biednemu Zgromadzeniu Salezjańskiemu.
182

19.3 Page 183

▲back to top
Ksiądz Jan Bosko
Przełożony Generalny Zgromadzenia Salezjańskiego
Ojciec św. był zadowolony, że ksiądz Dalmazzo, mając potrzebne
upoważnienie, mógł całkowicie zastąpić swojego przełożonego u Sekretarza Stanu,
celem zakończenia sporu.
Sprawy więc znajdowały się w ręku Jego Eminencji kard. Jaccobini, który
działał w charakterze delegata kardynała Nina, ale odnosił się wprost do Ojca św.
Colomiatti przedstawił kardynałowi Sekretarzowi Stanu schemat polubownego
załatwienia, składający się z siedmiu artykułów, które dotyczyły wszystkich kwestii,
toczących się między arcybiskupem Turynu a Księdzem Bosko. Artykuły te przesłano
Świętemu, który kazał je przestudiować i ułożył siedem innych punktów, podając
powody, domagające się zmiany. Przytaczamy jedne i drugie, podając pierwsze
drukiem normalnym, a drugie w nawiasie (w oryginale: kursywa). Odpowiednie
motywacje znajdują się w dodatkach.
1. Ksiądz Bosko napisze list do arcybiskupa, w którym wyrazi swoje
niezadowolenie, że w tych ostatnich latach zaszły pewne wypadki, które zniweczyły
pokojowe stosunki, istniejące między nim a Kurią i spowodowały przykrości
arcybiskupowi; a jeśli arcybiskup ma dowody, że on albo jakiś członek Zgromadzenia
wpłynął na taki bieg rzeczy, Ksiądz Bosko będzie prosił o przebaczenie arcybiskupa
i puszczenie w niepamięć przeszłości.
1. Ksiądz Bosko napisze list, w którym wyrazi swoje niezadowolenie,
że w tych ostatnich latach zaszły pewne wypadki, które zniszczyły pokojowe stosunki
istniejące między nimi i mogły spowodować przykrość arcybiskupowi.
2. Monsignor arcybiskup odpowie Księdzu Bosko wyraźnie, że uczucia przez
niego wyrażone są mu bardzo miłe i że ufając ich szczerości zapomina o wszystkim
i przypuszcza go do swej łaski.
2. Monsignor arcybiskup w przeciągu trzech dni odpowie, że uczucia wyrażone
przez Księdza Bosko bardzo go ucieszyły i że nie wątpiąc w ich szczerość, przyrzeka
dać mu i salezjanom nowe dowody swojej pierwotnej przychylności.
3. Po upływie trzech dni od tej wymiany listów, monsignor prześle pozwolenie
na słuchanie spowiedzi księdzu Bonetti na ręce Księdza Bosko, bez ograniczenia
miejsca. Ksiądz Bosko da słowo, że przez rok nie wyśle ks. Bonetti do Chieri. Po
upływie tego terminu nie ma żadnych trudności ze strony Kurii, by wrócił do
wymienionego miejsca i z jakiejkolwiek okazji głosił kazania albo słuchał spowiedzi.
3. Po upływie trzech dni od tej wymiany listów, monsignor arcybiskup na
podstawie Reskryptu św. Kongregacji Soborów z dnia 28 stycznia 1882 r., prześle
pozwolenie księdzu Bonetti na ręce Księdza Bosko do słuchania spowiedzi bez
ograniczenia miejsca; Ksiądz Bosko da słowo, że przez rok nie wyśle ks. Bonetti
w charakterze dyrektora do Chieri. Po upływie tego terminu Ksiądz Bosko, albo też,
kto będzie miał władze posłużyć się według swej roztropności pracą księdza Bonetti,
jakiej wymaga potrzeba Zgromadzenia Salezjańskiego, wyżej wzmiankowany kapłan,
183

19.4 Page 184

▲back to top
biorąc pod uwagę przede wszystkim cytowany Reskrypt i wymierzoną karę niesłusznie
przez niego 4 lata, uzyska wszystkie prawa innych spowiedników w archidiecezji,
którzy po normalnym egzaminie zostali osądzeni za odpowiednich i zatwierdzonych;
i stąd Kuria nie będzie mogła zabronić mu spowiedzi, albo ograniczyć władzę
spowiadania wiernych, jak tylko zgodnie z przepisami kanonów świętych.
4. Jakakolwiek publikacja „Ekspozycji” faktów odnoszących się do
arcybiskupa, nie zostanie odtąd uskuteczniana; egzemplarze wysłane do kardynała
Kongregacji, Ksiądz Bosko wycofa i zniszczy.
4. Jakakolwiek „Ekspozycja” faktów odnoszących się do arcybiskupa, nie
zostanie odtąd opublikowana, a była ona prostą obroną wniesioną do Ich Eminencji
Sędziów, celem obalenia zarzutów opublikowanych drukiem przez arcybiskupa
przeciwko salezjanom i opierała się na faktach i dokumentach, mimo to Ksiądz Bosko
postara się o wycofanie kopii w tym celu rozesłanych, skoro zostanie mu wykazanym
ustnie albo piśmiennie, że rzeczy tam zawarte nie zgadzają się z prawdą.
5. Aby zapobiec dalszej niezgodzie, arcybiskup wycofa i zniszczy oba listy,
jeden pod datą 25 listopada, drugi z dnia 1 grudnia 1877 r., w których grozi Księdzu
Bosko uprzednią karą suspensy ipso facto incurrenda, jeśli napisze albo wydrukuje,
albo będzie szerzył pisma, albo ustnie wszystko to, co mogłoby wyjść na szkodę
monsignora arcybiskupa.
5. Celem przywrócenia sławy salezjanom i wymazania winy im przypisywanej w
tym zajściu, a szczególnie ich założycielowi i głównemu przełożonemu, jako też dla
zapobieżenia czemuś podobnemu na przyszłość, arcybiskup wycofa i zniszczy dwa
listy, jeden z 25 listopada, a drugi z 1 grudnia 1877 r., w których wbrew świętym
kanonom, grozi karą uprzedniej suspensy na Księdza Bosko ipso facto incurrenda,
jeśli napisze, wydrukuje i szerzyć będzie pisma, albo ustnie rozgłaszał to wszystko, co
mogłoby wychodzić na niekorzyść arcybiskupa. Oświadczy również, że wycofa
jakikolwiek druk albo manuskrypt, zawierający oskarżenia, albo zarzuty przeciwko
salezjanom, bez dostatecznych powodów.
6. W sprawie dzieł potępionych przez Kurię, Ksiądz Bosko oświadczy,
że zawsze ganił i gani sposób i nieodpowiednią formę, w jakiej się mówi o władzy
kościelnej i jest gotów za każdym razem, gdy się tego od niego zarządza, zaświadczyć
to formalnie. Jest również gotowy treść w nich zawartą, której poszczególne punkty
albo zadania są godne potępienia przez Kościół.
6. Cały punkt przyjmuje się bez zastrzeżeń.
7. To oświadczenie trzeba mieć ze względu na przerwany proces, wszczęty
przez Kurię arcybiskupią.
7. To oświadczenie, oprócz tego, że monsignor da pozwolenie na słuchanie
spowiedzi ks. Bonetti, trzeba mieć ze względu na przerwany proces wszczęty przez
Kurię arcybiskupią.
Te kontrapunkty napisał ksiądz Bonetti.
184

19.5 Page 185

▲back to top
Propozycje i kontrpropozycje spisano na jednej karcie układu nazwanego
„Concordia”. 15 czerwca ks. Dalmazzo i kan. Colomiatti otrzymali wezwanie do
kardynała Nina, który kazał im przestudiować nawzajem ich dokumenty, aby mogli na
nich jak najprędzej złożyć swoje podpisy. Pozwolił im jednak przedstawić swoje
uwagi. Ks. Dalmazzo podniósł kwestię, że jeśli z jednej strony cieszy go sprawa
dotycząca Księdza Bosko, to z drugiej strony smuci się z rozwiązania kwestii księdza
Bonetti. W tej myśli napisał tego wieczoru do Jego Eminencji; jednak według
życzenia Papieża prośby jego nie uwzględniono. Prosi wtedy, aby mógł podpisać
z pewnymi zastrzeżeniami. Kardynał odmówił i rozkazał mu złożyć swój podpis.
Ksiądz Dalmazzo podpisał.
Po dokonaniu tego Jego Eminencja wyjaśnił mu, dlaczego tak postąpił. Papież
miał nadzieję ściągnąć do siebie arcybiskupa i nakazać mu zmianę postępowania na
całej linii, zwłaszcza zaś w dziedzinie nauki; zdaje się nawet, że i Colomiatti to
przyrzekł. Dalej Papież miał w ręku artykuł pełen zjadliwości, napisany przez ks.
Bonetti przeciwko arcybiskupowi, a zamieszczony w „Bollettino Salesiano”, który
tchnął bolszewickim duchem, a dowodem tego nastawienia - wyraził się Papież - jest
list do niego przysłany. Oto tekst „Concordii”:
„Jego Świątobliwość uważając, że rozmaite spory powstałe od jakiegoś czasu
pomiędzy Arcybiskupem Turynu a Kongregacją Salezjanów, są źródłem niesnasek
i tarć ze szkodą dla władzy i zgorszeniem dla wiernych, postanowił strony przeciwne
skłonić od odstąpienia od wszelkiej niezgody. Za pomocą następujących punktów
ustala się między nimi prawdziwy trwały pokój:
1. Ksiądz Bosko napisze list do arcybiskupa, w którym wyrazi swoje
niezadowolenie, że w tych ostatnich latach zaszły pewne wypadki, które zniweczyły
pokojowe stosunki istniejące między nim a Kurią, i spowodowały przykrości
arcybiskupowi; a jeśli arcybiskup ma dowody, że on albo jakiś członek Zgromadzenia
wpłynął na taki bieg rzeczy, Ksiądz Bosko będzie prosił, aby arcybiskup mu
przebaczył i puścił w niepamięć przeszłe wypadki.
2. Monsignor arcybiskup odpowie Księdzu Bosko wyrażając, że uczucia przez
niego wyrażone są mu bardzo miłe i że ufając w ich szczerości, zapomina o wszystkim
i przypuszcza go do swej łaski.
3. Po upływie trzech dni od tej wymiany listów, arcybiskup prześle na ręce
Księdza Bosko pozwolenie na słuchanie spowiedzi księdzu Bonetti, bez ograniczenia
miejsca. Ksiądz Bosko da słowo, że przez rok nie wyśle ks. Bonetti do Chieri. Po
upływie tego terminu nie ma żadnych trudności ze strony Kurii, by wrócił do
wskanego miejsca i z jakiejkolwiek okazji głosił kazanie albo słuchał spowiedzi.
4. Jakakolwiek publikacja „Ekspozycji” faktów odnoszących się do
arcybiskupa, nie zostanie podana do ogólnej wiadomości; egzemplarz wysłany do
kardynała Kongregacji, Ksiądz Bosko wycofa i zniszczy.
5. Aby zapobiec dalszej niezgodzie, arcybiskup wycofa i zniszczy dwa listy.
Jeden z dnia 25 listopada, a drugi z dnia 1 grudnia 1877 r., w których grozi Księdzu
Bosko uprzednią karą suspensy ipso facto incurrenda, jeśli napisze albo wydrukuje,
185

19.6 Page 186

▲back to top
czy też będzie szerzył pisemnie albo ustnie to, co mogłoby wyjść na szkodę
arcybiskupa.
6. W sprawie dzieł potępionych przez Kurię Ksiądz Bosko oświadczy,
że zawsze ganił i gani nieodpowiednią formę, w jakiej się mówi o władzy kościelnej
i jest gotów za każdym razem, gdy się tego od niego zażąda, formalnie to
zaświadczyć. Jest również gotowy potępić treść w nich zawartą, której poszczególne
punkty albo zdania mu wskazane, zasługują na potępienie ze strony Kościoła.
7. To oświadczenie trzeba mieć ze względu na przerwany proces, wszczęty
przez Kurię arcybiskupią.
Rzym, 16.12.1882 r.
Na mocy udzielonych mi pełnomocnictw, przez mego ukochanego
Przełożonego, Jego Ekscelencji arcybiskupa Wawrzyńca Gastaldi, przyjmuję
i zatwierdzam to wszystko, co wyżej zostało ustalone.
Kanonik Emanuel Colomiatti
Na mocy udzielonych mi pełnomocnictw przez mego Przełożonego
Generalnego, Czcigodnego Księdza Jana Bosko, przyjmuję i zatwierdzam to wszystko,
co wyżej zostało ustalone.
Ksiądz Franciszek Dalmazzo
Prokurator Generalny
Kardynał Nina wysłał Księdzu Bosko dokument autentyczny 23 czerwca,
dołączając te słowa: „Jak Ksiądz widzi, z treści wzmiankowanej „Concordii”,
pierwszy i zasadniczy punkt opiera się na tym, że Ksiądz napisze list do arcybiskupa
o treści wzmiankowanej w tymże pierwszym punkcie. Nie potrzebuję chyba dodawać,
że im bardziej Ksiądz użyje słów przepełnionych umiarkowaniem i pokorą, tym
większa będzie nadzieja pozyskania przychylności tego prałata. Nie zaszkodziłoby
widzieć się z nim i porozmawiać. Powinien się przede wszystkim Ksiądz starać, aby
za wszelką cenę przekonać go, że Ksiądz, według życzeń Ojca św., pragnie trwałej
i prawdziwej zgody. Gdyby on się na nieszczęście zbytnio do tego nie przychylał,
proszę się nie martwić, gdyż Bóg temu zaradzi /.../. Jeżeli rozstrzygnięcie dotyczące
ks. Bonetti może się zdawać nieco za surowe, niech Ksiądz go przekona, że przecież
honor jego został całkowicie zrehabilitowany, a i czas w tym względzie zrobi swoje,
skoro po roku będzie się mógł udać do Chieri. Powinienem wreszcie, o ile wiem
i umiem, polecić wypróbowanej roztropności Księdza dwie rzeczy: po pierwsze, aby
ani w „Bollettino Salesiano”, ani w jakikolwiek inny sposób nie pozwolił
komukolwiek ze swoich podwładnych (nie pozwolił!) publikować rzeczy, które by
mogły trącić aluzją do arcybiskupa albo jego Kurii. Po drugie, gdyby się zdarzył jakiś
inny powód, albo pretekst dający okazję do niezgody, proszę niczego nie przedsiębrać,
zanim Ksiądz nie zasięgnie u mnie rady, którą mogę przesłać dla dobra Zgromadzenia.
186

19.7 Page 187

▲back to top
W nadziei, że mam do czynienia z wypróbowaną cnotą Księdza, ufam w pomyślny
praktycznie wynik, o którym proszę mnie zawiadomić”.
Aby lepiej zrozumieć odpowiedź wysłaną przez Księdza Bosko do kardynała,
trzeba wiedzieć, co ksiądz Dalmazzo pisał w liście z 18 - go bm.: „Papież udzielił mu
(kanonikowi Colomiatti) ponownie posłuchania, które trwało półtorej godziny, gdy
tymczasem mnie nie zawezwano ani nie wysłuchano”. Stąd nasuwa się wątpliwość,
że artykuły potwierdzone przez Jego Świątobliwość, zostały przedstawione tylko przez
stronę przeciwną; tym bardziej można to podejrzewać, że kardynał Nina spostrzegł się
o sprzeczności wyroku wydanego przez niego w św. Kongregacji Soborów, a tymi
punktami. Ksiądz Bosko tak odpowiedział Eminencji:
Eminencjo!
Otrzymałem list od Waszej Eminencji, z którego się dowiaduję o projekcie
adwokata Colomiatti, przedstawionym Ojcu św. Znajdują się w nim rzeczy bardzo
trudne do wykonania. Proszę o kilka dni zwłoki, celem przesłania niektórych
wyjaśnień w najbliższym czasie Waszej Eminencji.
Proszę mi wybaczyć, że może piszę w nieodpowiedni sposób, ale chciałem
napisać osobiście, chociaż tak marnie władam piórem.
Kreślę się z najgłębszą czcią Waszej Eminencji.
Turyn, 27.06.1882 r.
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Prośby Księdza Bosko nie można uważać za pretekst celem zyskania na czasie
i odwleczenia sprawy, jak to mógł myśleć kard. Nina. Był on naprawdę szczerze
przekonany, że zawezwanie księdza Dalmazzo przez jego Eminencję do wyłożenia
swoich powodów, w porównaniu ze sposobem obejścia się z Colomiatti’m, to
zakrawało na czystą komedię. W rzeczywistości sprawa z kanonikiem była potajemnie
uknuta. Mówi o tym bez ogródek w swoim liście z 28 - go do Prokuratora: „Sprawy
się bardzo skomplikowały. Otrzymałem to sławne zawiadomienie. Przygotowuję
niektóre uwagi, ale widnieje tam twój podpis. Jeśli masz coś do zauważenia, napisz mi
natychmiast. Kardynał Nina chciał cię wystrychnąć na dudka. Będziemy próbowali się
wywinąć z tego”.
Jakkolwiek wchodziły tu w grę intrygi przeciwnika, „Concordia” wyrażała
naprawdę wolę papieską, jak zapewniał ksiądz Dalmazzo 30 czerwca. Kardynał Nina
obowiązany przedstawić kartę z uwagami księdza, a nawet warunki porozumienia,
pozwolił usunąć punkt, który radzi Księdzu Bosko zatrzymać ks. Bonetti przez rok
w Turynie i za to otrzymał naganę od Papieża, że dobrze tego nie zrozumiał. Kazał
odczytać sobie wszystkie punkty i w swojej obecności porobić kilka zmian. Zatem
Papież i tylko on sam ustalił to wszystko; słyszałem zapewnienie, że było nie tylko
Jego życzeniem, ale wyraźną Jego wolą, aby pro bono pacis, Ksiądz Bosko na to się
187

19.8 Page 188

▲back to top
zgodził. Z drugiej strony pomny na zapewnienia Księdza Bosko, że w duchu
zupełnego poddania przyjmie wszystko, co Papież postanowi, ja nie mogłem zrobić
nic innego, jak tylko podpisać”.
Sługa Boży już wszystko teraz rozumiał. Ale trzeba było czasu na odpowiedź
kardynała, a odpowiedź nadeszła dosyć surowa, ponieważ nie uwzględnił racji, które
Ksiądz Bosko wysuwał, co do istotnego pochodzenia artykułu.
Czcigodny Księże Bosko!
List Księdza z 28 czerwca otrzymałem właśnie dziś rano i wielce mnie on
zdziwił, a nawet nabawił przykrości.
Mówi w nim Ksiądz o jakimś projekcie adwokata Colomiatti przedstawionym
Ojcu św., dodając, że znajdują się w nim rzeczy bardzo trudne do wykonania.
Tymczasem ja wysłałem Księdzu „Concordię”, podpisaną przez strony
uprawomocnione przez swoich przełożonych, która zawiera punkty nie adwokata
Colomiatti, ale zatwierdzone i wystawione przez samą Jego Świątobliwość.
Ta sama okoliczność powinna usunąć wszelkie trudności w jej wykonaniu, bo
chyba Ksiądz jeszcze nie zapomniał tego, co tylokrotnie ustnie i pisemnie zaświadczał,
a mianowicie, że nie chce się nigdy uchylać od woli Ojca św., w którym dopatruje się
woli Bożej. Poddawać więc dyskusji zatwierdzone punkty, to jest to samo, co
kontrolować wolę Ojca św., czy opiera się lub nie na zasadach sprawiedliwości
i korzyści dla obydwu stron. W tym względzie muszę jeszcze dodać, że Ojciec św.
w ostatnich dniach przez Sekretarza Stanu przynaglał do wykonania tego, co
postanowiono. Cóż mam więc odpowiedzieć? Nie mam odwagi zawiadomić go,
że jeszcze nic nie uczyniono, a nawet owszem, że Ksiądz wysuwa ze swej strony
trudności, bo wiem, że Jego Świątobliwość doznałby przykrego wrażenia i musiałby
zmienić swoje zdanie, co do tylokrotnie stwierdzonego poddania się Jego
rozporządzeniom. Może nawet musiałby inaczej się ustosunkować do Zgromadzenia
Księdza.
Nie zdaje mi się, aby trudności powstały ze strony księdza Bonetti; jeśliby
jednak tak było, z przykrością musiałbym stwierdzić w nim poważny brak
uszanowania względem przełożonych. Jeśliby chodziło o sprawiedliwość warunku
jemu postawionego, to zdaje mi się, że w całym tym splocie faktów i okoliczności, nie
ponosi on znów tak ciężkiej ofiary.
Jeszcze raz proszę i zaklinam Księdza, aby nie tracił czasu na nowe uwagi,
które w obecnym stanie na nic się nie zdadzą, a nawet mogą zaszkodzić. Niech raczej
zastosuje się do wykonania wyżej wzmiankowanej „Concordii”, abym mógł jak
najprędzej donieść Ojcu św. o tym, jako o fakcie dokonanym, sprawiając Jego duszy
i tak już bardzo zasmuconej, chociaż trochę pociechy.
Z należna czcią kreślę się Waszej Wielebności
Rzym, 05.07.1882 r.
Oddany
Alojzy Kardynał Nina
188

19.9 Page 189

▲back to top
Protektor
Wtedy Ksiądz Bosko przeczytał Kapitule artykuły „Concordii”. Zmieszanie
było ogólne. Ks. Bonetti wpadł po prostu w rozpacz; wszystkich przygniatał smutek
z powodu poniżenia zgotowanego ich dobremu Ojcu. Kiedy ochłonięto z pierwszego
wrażenia, powstała w Kapitule żywa dyskusja, czy wypada prosić o zwłokę dla
zyskania czasu i zorientowania się w okolicznościach. Jeden ks. Cagliero milczał.
Ksiądz Bosko po wysłuchaniu wszystkiego w milczeniu zwrócił się do niego: A ty się
nie odzywasz? Ks. Cagliero tak zagadnięty, zwrócił się do swoich kolegów i ze
zwykłą otwartością oświadczył, że nie podziela ich zdania. Papież powiedział, a więc
trzeba słuchać. Papież rozstrzygnął sprawy w ten sposób, ponieważ znał Księdza
Bosko i wiedział, że może polegać na jego cnocie, zatem nie ma, co kręcić.
Ksiądz Bosko przeczytał „Concordię” w Kapitule jedynie dlatego, ażeby
urzędowo zawiadomić członków Kapituły, a nie, aby ją poddawać dyskusji, albo też
szukać rady jak sobie postąpić. 8 lipca prosił o przebaczenie monsignora Gastaldi
w tym liście.
Ekscelencjo!
Jego Świątobliwość uważając, że rozmaite spory powstałe od jakiegoś czasu
pomiędzy Arcybiskupem Turynu a pokornym Zgromadzeniem Salezjanów, są źródłem
niesnasek i tarć ze szkodą dla władzy i zgorszeniem dla wiernych, raczył mi objawić
swoją wolę, aby zaprzestano tej niezgody i ustalono między nami trwały i prawdziwy
pokój.
Dlatego idąc według ojcowskich i słodkich wskazań Dostojnego Pasterza,
wyrażam Waszej Ekscelencji moje niezadowolenie, że w ostatnich czasach zdarzyły
się niektóre wypadki, które zniweczyły pokojowe stosunki istniejące między nami
i sprawiły wiele przykrości Waszej Ekscelencji. Prócz tego, jeśli Wasza Ekscelencja
słyszał kiedyś, że ja, albo jakiś członek Zgromadzenia wpłynął na taki bieg rzeczy, to
bardzo za to Waszą Ekscelencję przepraszam i proszę o zapomnienie przeszłych
wypadków.
W nadziei, że Ekscelencja zechce łaskawie przyjąć te moje uczucia, korzystam
z radością z tej okazji, aby życzyć Waszej Ekscelencji od Boga wszelkich
błogosławieństw. Mam zaszczyt kreślić się z głęboką czcią i należnym szacunkiem
Waszej Ekscelencji.
Turyn, 08.07.1882 r.
Uniżony sługa
Ksiądz Jan Bosko
189

19.10 Page 190

▲back to top
Tego samego dnia napisał do kardynała Protektora, przyznając się całkowicie
do winy i zawiadamiając, że już wypełnił pierwszy i najważniejszy punkt „Concordii”.
Nie dał wcale przy tym poznać przykrości, jakiej doznał z powodu strofowań
w poprzednim liście.
Eminencjo!
Z początku myślałem, że siedem artykułów „Concordii” podpisane przez
naszego księdza Dalmazzo, nie były, czym innym, jak zwykłym projektem
pokojowego załatwienia sprawy, wysuniętym przez ks. kan. Colomiatti i że stąd wolno
stronie przeciwnej dawać, albo prosić o wyjaśnienie. Ale z łaskawego listu Waszej
Eminencji poznałem, że jest to wyraźna wola Ojca św. i dlatego bezzwłocznie
zabrałem się do wypełnienia pierwszego punktu, który - jak Wasza Eminencja
wyraziła się - jest pierwszym i najważniejszym moim obowiązkiem. Dla informacji
Waszej Eminencji załączam kopię listu wysłanego przeze mnie do Czcigodnego
Arcybiskupa.
Niech Wasza Eminencja raczy w dalszym ciągu okazywać mi swoją
przychylność i modlić się za mnie, jak również za nasze biedne Zgromadzenie,
wystawione dzisiaj na tyle przeciwności. W nadziei, że będę mógł niedługo donieść
o skutku mojego listu, skreślonego do Arcybiskupa, proszę Boga o łaski dla Waszej
Eminencji. Mam zaszczyt kreślić się z wysokim poważaniem Waszej Eminencji.
Turyn, 08.07.1882 r.
Uniżony sługa
Ksiądz Jan Bosko
Arcybiskup, zgodnie z terminem przepisanym w artykule trzecim, odpowiedział
Księdzu Bosko w tej formie.
Wielce Czcigodny Księże!
Otrzymałem list Wielebnego Księdza z dnia 8 lipca 1882 r. i bardzo się cieszę,
iż mogę oświadczyć, że uczucia w nim zawarte sprawiły mi wiele radości.
Dlatego z całego serca udzielam przebaczenia Księdzu i wszystkim członkom
Zgromadzenia Salezjańskiego, których mogłem obwiniać, że wpłynęło na taki stan
rzeczy, z którego Ksiądz wyraża mi swoje niezadowolenie; bardzo chętnie puszczam
wszystko w niepamięć i przyjmuję Księdza do swej łaski.
Chętnie również odwołuję żądanie aktu formalnego oświadczenia i potępienia
dzieł, uznanych za nieodpowiednie przez moją Kurię.
Ponieważ dwa moje listy, jeden z dnia 25 listopada 1877 r. drugi z 1 grudnia
tego samego roku, wskutek obecnego listu Księdza, tracą swój cel, w jakim je wydano,
uważam je za odwołane i nieistniejące.
Niniejszym pozwalam księdzu Janowi Bonetti kapłanowi - salezjaninowi na
słuchanie spowiedzi bez ograniczenia miejsca, ale trzymam się słowa Przewielebnego
190

20 Pages 191-200

▲back to top

20.1 Page 191

▲back to top
Księdza według pragnień Ojca św., które on Księdzu wyjawił. Znoszę również proces
wszczęty przez moją Kurię.
Dziękuję Bogu i najwyższemu Pasterzowi, który w tych sprawach postąpił
naprawdę po ojcowsku i w nadziei, że Zgromadzenie Salezjańskie będzie zawsze
pociechą arcybiskupa Turynu, udzielam Księdzu i salezjanom mego arcypasterskiego
błogosławieństwa, jako zadatek tego błogosławieństwa, jakie spraszam od
miłościwego Boga na Wielebnego Księdza i całe Jego Zgromadzenie.
Pozostaję w Jezusie Chrystusie Waszej Wielebności.
San Ignazio koło Lanzo, 11.07.1882 r.
Oddany
+ Wawrzyniec
Arcybp. Turynu
Trzeba jeszcze było wykonać artykuł piąty. W tym celu Ksiądz Bosko odesłał
mu dwa listy, grożące Księdzu Bosko suspensą.
Eminencjo!
Zgodnie z listem, który mi Wasza Ekscelencja przysłała pod datą 11 – go bm.,
odsyłam dwa listy, z 25 listopada i 1 grudnia 1877 r., w których grożono mi suspensą
ipso facto incurrenda z powodów tam przytoczonych.
Z całego serca błogosławię Boga, że usunięto zarzewie niezgody pomiędzy
Waszą Ekscelencją a biednym Zgromadzeniem Salezjańskim i mam nadzieję,
że w przyszłości jedyną naszą troską będzie chwała Boża, w tych trudnych czasach,
które nadchodzą dla naszej świętej religii.
Z najgłębszą czcią i poważaniem mam zaszczyt kreślić się Waszej Ekscelencji.
Turyn, 18.07.1882 r.
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Pod tą samą datą zawiadomił krótko kardynała Protektora o swoich
pociągnięciach i swoich uczuciach.
Eminencjo!
Posyłam kopię odpowiedzi wystosowanej przez arcybiskupa, a dziś właśnie
posłałem mu dwa listy, które dały początek tylu przykrościom.
Chociaż przez ten fakt, to biedne Zgromadzenie Salezjańskie doznało
poniżenia, to przynajmniej życzyć sobie trzeba, aby rzeczy pozostały w tym stanie.
Bardzo się jednak o to obawiam. Powszechnie się głosi, że Ksiądz Bosko został
potępiony, księdzu Bonetti nie wolno więcej iść do Chieri, itd.
Mimo to, sprawę traktuję poważnie i w milczeniu idę naprzód. Z głęboką
wdzięcznością i szacunkiem mam zaszczyt kreślić się Waszej Eminencji.
Turyn, 18.07.1882 r.
191

20.2 Page 192

▲back to top
Zobowiązany sługa
Ksiądz Jan Bosko
Odnośnie do tych faktów wyraził swoje zdanie kardynał Protektor. Pisał do
Księdza Bosko 26 lipca: „Otrzymałem miły list od Księdza o wynikach, o których już
się dowiedziałem od kanonika Colomiatti. Naturalnie, nie omieszkałem podzielić się
z tymi wiadomościami z Ojcem św., który jest bardzo zadowolony i ucieszony,
że usunięto wszelkie rozdźwięki i nastał pokój, który - jak On sądzi - będzie trwały
i szczery. Nie warto teraz mówić i dysputować, kto odniósł zwycięstwo, a kto porażkę.
Według mnie, zwycięstwo jest po stronie Zgromadzenia, bo słuszność sprawy ani na
chwilę nie uległa wahaniu, a przypadłości nie zmieniają stanu rzeczy. Trzeba też
pamiętać, że akty pokory, chociaż w oczach świata uchodzą za słabość, to w obliczu
Boga i dla umysłów zdrowo myślących, stanowią zawsze akt pokory, który przynosi
zaszczyt temu, kto go spełnia i mają za sobą obietnicę Boga: „kto się poniża, będzie
wywyższony”. Dlatego proszę być spokojnym i w tym tonie utrzymywać swoich
podwładnych, aby wszystko wyszło zgodnie z pragnieniem Ojca św. na korzyść
Zgromadzenia i chwałę Bożą.
Pod tęczą pokoju, rozlewającą się od brzegów Dora do nizin św. Ignacego, nie
zabrakło dziennikarzy ujadających zmieszanymi głosy. Gazeta Piemoncka pod
tytułem: „Czarna kwestia” opublikowała w numerze z 26 lipca artykuł, w którym
przypomniawszy stare nieporozumienia pomiędzy arcybiskupem Gastaldim
a Księdzem Bosko, opowiadała bardzo niedokładnie ostatnie zajścia. Gazeta stała po
stronie arcybiskupa. W rzeczywistości przypisywano tam „patronom z Watykanu”
zasiadającym w Kongregacji, iż początkowo przyznali Księdzu Bosko rację z krzywdą
dla arcybiskupa. Dalej objaśniano, że Papież „zniósł tę decyzję” Kongregacji
i „poczytał winnym” Księdza Bosko oraz, że Ojciec św. „zobowiązał” Księdza Bosko
„do aktu poddania się” i do zniszczenia kopii, jeszcze „niesprzedanych”, albo
niezaginionych tych dziełek. Autor tak poinformowany, nie czerpał na pewno
wiadomości do tego artykułu z Valdocco. Dlatego Ksiądz Bosko pisząc do kardynała
Nina o konsekracji kościoła św. Jana Ewangelisty, tak zaznacza: „Z Kurii rozchodzą
się głosy o poniżeniu, jakie zgotowano Księdzu Bosko. Podobno czekają go jeszcze
inne. Te dykteryjki szerzą zło, zło interpretowane na niekorzyść biednych Salezjanów.
Już dwóch naszych dyrektorów zamierza wystąpić ze Zgromadzenia, które stało się
pośmiewiskiem władz. Wielu naszych księży i kleryków prosi o to samo. Mimo
wszystko chcę się zachować całkiem poprawnie, według tego, co pisałem Waszej
Eminencji”. Dla tych powodów, 29 lipca wynurzył się przed ks. Dalmazzo w tych
słowach: „Sprawa z arcybiskupem przybiera wciąż nowe fazy. Dziś panuje pokój,
jutro wojna na całej linii, a ja to wszystko znoszę i muszę iść naprzód”. Biedny ksiądz
Bonetti nie mógł połknąć swojej pigułki. Na pierwszą wieść dał upływ swoim
uczuciom w długim liście przeznaczonym do Papieża; ale kiedy przepisał go na
czysto, doszedł do wniosku, że przecież z „Concordii” zawiera się wola Ojca św.
Przeto zamknął w biurku swój list, który jednak nie stracił swego znaczenia,
192

20.3 Page 193

▲back to top
wskazując jasno na uciski, jakich doznali Ksiądz Bosko i jego synowie. Żalił się
później do ks. Albera na spokój, z jakim Kisądz Bosko przyjął i wykonał
postanowienie papieskie. Wyjawił nawet swój zamiar wystąpić na jakiś czas ze
Zgromadzenia, aby bronić siebie i Salezjanów. Teolog Margotti ofiarował się ze
swoim piórem na usługi jego na łamach własnego dziennika. Porównanie księdza
Bonetti i Księdza Bosko w tej okoliczności wykazuje nam w całej pełni cnotę Ojca
św., o której świadczył ks. Albera: „W tym czasie miałem sposobność bardzo wiele
razy załatwiać z Księdzem Bosko rozmaite sprawy, a nigdy nie zauważyłem, aby
odczuwał tę karę lub kierował się uprzedzeniem”.
Ks. Bonetti w czasie swego największego bólu, aby się nieco rozerwać, zabrał
się do napisania dziełka pod tytułem: „Przystępny życiorys św. Teresy”, który wyszedł
w drugiej połowie sierpnia. Praca mimo trudności, jakie przedstawiała, udała się
całkiem dobrze. Dwa jej egzemplarze wysłał do kardynała Nina, z prośbą, aby
zechciał ją przedstawić Ojcu św. W liście swoim tak do niego pisał: „W swoim czasie
dowiedziałem się o 7 artykułach „Concordii” pomiędzy Jego Ekscelencją
arcybiskupem Turynu a Zgromadzeniem Salezjańskim. Wyznaję Eminencjo,
że niektóre z tych punktów w pierwszej chwili bardzo mnie zasmuciły, ponieważ
zdawało mi się, że został ukarany Czcigodny Przełożony Ksiądz Bosko, jak również
i moja biedna osoba. Ale zaledwie doszedłem do przekonania, że wzmiankowane
artykuły wydał sam Ojciec św., uczułem w mym sercu taki szacunek i taką cześć dla
Niego, i w jednej chwili przyjąłem to Jego rozporządzenie z całkowitym poddaniem,
jak tego ma prawo oczekiwać od swoich prawdziwych synów”.
Kardynał otrzymał list z wielką radością i odpisał mu, że będąc z wizytą u Ojca
św. przedstawił mu jego książkę oraz przeczytał list. I oto po trzech tygodniach Ojciec
św. zapragnął na nowo przeczytać ten list w całości i polecił Jego Eminencji, aby
przesłał mu jego osobiste podziękowanie i załączył słowa pociechy; uczynił on to
z całą skwapliwością.
W listopadzie na nowo donosił ks. Bonetti kardynałowi o nieprzyjaznym
usposobieniu, jakie strona przeciwna rozsiewała na niekorzyść Księdza Bosko
i salezjanów. Wyliczywszy fakty tak kończy: „Uważają nas za nieposłusznych, za
rewolucjonistów, za zarzewie buntu wśród kleru; gorzej, że ci właśnie ludzie
przytaczają na swoją obronę rozporządzenie Ojca św. Chodzi tu o życie albo zagładę
Zgromadzenia Salezjańskiego, które potrzebuje dobrego imienia i czci u swoich
dobroczyńców, ponieważ wyciąga do nich rękę po jałmużnę na rozliczne swe dzieła,
na korzyść religii i społeczności cywilnej. Musi mieć zaufanie wśród wiernych, aby
zdobywać nowe powołania zakonne; musi budzić ufność wśród swoich członków, aby
nie wystawiło na szwank ich powołania”. „Plotkarzy nigdy nie brak”, odpowiedział
mu kardynał przez adwokata Leonori, dlatego nie trzeba się tym przejmować i tracić
spokoju. Plotkarze jednak, których było pełno w zakrystiach i mieszkaniach
kanoników, gdzie rozsiewali swoje oszczerstwa, powodowali wśród kleru
diecezjalnego oziębłość i brak sympatii względem salezjanów. W lutym 1883 r. ks.
Bonetti jeszcze raz uważał za obowiązek zaprotestować u kardynała Nina przeciwko
193

20.4 Page 194

▲back to top
napaściom, które wciąż wychodziły z Kurii dokładnie przeglądającej druki
salezjańskie, aby udzielić swego Imprimatur oraz przeciwko pewnym zakazom,
wydanym do proboszczów, aby nie rozdawali z okazji Wielkiej Nocy książeczki
zatytułowanej „Jezus Chrystus nasz Bóg i nasz Król”, a ułożonej przez samego ks.
Bonetti. Zwalcza on w niej praktycznie przekleństwa, które pewien brukowy pisarz,
nazwawszy się świętokradzko Jezusem Chrystusem, miotał między lud. Kiedy Jego
Eminencja dał odpowiedź, monsignor Gastaldi opuścił już ten padół: rano
w Wielkanoc znaleziono jego zimnego trupa. O incydentach więc zaistniałych nie było
potrzeby już rozprawiać. „Uwielbiajmy, pisał Jego Eminencja 29 marca 1883 r., nie
przeniknione plany Boże i módlmy się z chrześcijańską miłością. Wyznaję jednak
księdzu, że wiadomość o nieszczęściu przejęła mnie najgłębszym smutkiem na myśl,
że ostatni akt jego pasterskiej władzy wyrządzał tyle krzywdy moim biednym
salezjanom i na pewno nie przyczyniłby się do Jego kanonizacji. Teraz zostaje nam
jedynie modlić się wiele, tak by Bóg przysłał nam pasterza iuxta cor suum”. Śmierć
arcybiskupa wzbudziła wątpliwości, czy rozporządzenia zawarte w „Concordii” na
niekorzyść ks. Bonetti pozostają w mocy prawnej. Zainteresowany zapytał o to św.
Kongregację Soborów, która mu odpowiedziała: Nihil innovetur – żadnej nowości – aż
do ingresu następcy. Ale on za wszelką cenę chciał zrzucić z siebie to straszliwe
odium. Trzeci punkt opiewał, że po upływie roku wolno mu wrócić do Chieri, ale
tylko z powodu jakiejś szczególnej okoliczności. Kiedy więc minął rok od podpisania
„Concordii”, prosi, aby go tam posłano przy najbliższej sposobności. Papież
przychylając się do prośby, odwołał całkowicie to rozporządzenie. Tę decyzję Ojca
św. Święta Kongregacja zakomunikowała urzędowo Księdzu Bosko reskryptem,
w którym wyjaśnia, że wymienione rozporządzenie nie ma więcej mocy prawnej post
archiepiscopi funus. Na reskrypcie tym ks. Bonetti napisał: I tak się wszystko
zakończyło. Nareszcie!!!”.
Ale dla historii nie wszystko się skończyło. Przed nami stoją jeszcze dwa
ciemne punkty, na które szukamy odpowiedzi. Pierwszy dotyczy początku procesu
kryminalnego. Dekrety Kurii turyńskiej, które wzywały Księdza Bosko i ks. Bonetti
do odpowiedzialności za dzieła, naznaczały teologa Michała Sorasio jako urzędowego
obrońcę oskarżenia podkreślając, że doniesienie jego opierało się na mocnych
dowodach. Nieco później prawda wyszła na jaw. A mianowicie w r. 1917 Sorasio
w liście z 8 listopada do kardynała Prefekta św. Kongregacji Obrządków wyznał
pokornie i odważnie, jak się wtedy sprawy miały. Kto go skłonił do tego zeznania,
mówił we wstępie: „Proces Apostolski Czcigodnego Księdza Bosko już dawno się
skończył, a ja - jako wikariusz - przez Jego Eminencję naszego kardynała
Arcybiskupa, dołączyłem się do moich Kolegów, aby brać w nim udział; jako 80-letni
starzec w obawie bliskiej śmierci, pozwalam sobie przedłożyć Waszej Eminencji mój
osobisty fakt, który może rzucić pewne światło na sprzeciwy wysunięte przeciwko
procesowi i myślę, że to wyjaśnienie zostanie załączone do procesu po mojej śmierci”.
A fakt ten jest następujący.
194

20.5 Page 195

▲back to top
W r. 1881 Sorasio był sekretarzem Kurii. Pewnego dnia kanonik Chiuso,
sekretarz arcybiskupa i kanclerz powiedział mu, że jako promotor stołu, powinien
nastawać na adwokata skarbowego kanonika Colomiatti, aby wytoczył proces
przeciwko Księdzu Bosko, jako autorowi oszczerczych dzieł. Odpowiedziałem mu
energicznie, że to niemożliwe, by Ksiądz Bosko upadł tak nisko. Ma on przecież wiele
innych rzeczy do roboty, choćby starać się o chleb dla tylu chłopców w Oratorium,
troszczyć się o kolegia i misje; zdaje mi się również, że nie byłby zdolny poruszać
tych zagadnień filozoficznych, które stanowiły treść tych dzieł. Jako współuczeń
księdza Chiuso w studiach moralnej, miałem odwagę powiedzieć mu: Widzisz, w tej
chwili Ksiądz Bosko to kolos, który zmiażdży wszystkich.
Kanonik Chiuso uderzony tym sposobem jego mówienia, odpowiedział:
W takim razie, jak sądzisz, kto jest ich autorem? Odpowiedział mu, że nie wiem, ale
podejrzewam o to Ojca Rostagno, jezuitę, gdyż swego czasu słyszał go mówiącego:
Ach, omalujemy waszego arcybiskupa!
Chiuso nie mogąc nic więcej zyskać, wysłał go do kanonika Colomiatti, aby mu
powtórzył to samo zaproszenie, czy polecenie i otrzymał te same odpowiedzi, również
z wyrażeniem o kolosie. Wtedy Colomiatti z wyrazem pewności zapytał: A jeśli go
potępimy? Złożył po tym ręce i zakończył, że w takim wypadku skłania się do tej
myśli, ufając, iż znajdzie wystarczające powody jasne i pewne, by mógł go potępić.
W tej chwili Colomiatti, który miał przed sobą olbrzymi zwój papierów zapytał:
Widzisz? Nie będziemy robić procesu /beatyfikacyjnego/ Księdza Bosko, jak
zrobiliśmy to dla Cotolengo. Usłyszawszy to Sorasio powtórzył prośbę o wszczęcie
procesu przeciwko Księdzu Bosko /Pareat mihi Deus/ niech mi Bóg przebaczy –
wykrzykuje on w swoim liście, uniewinniając się twierdzeniem, że to były czasy
„przemocy, a nawet coś więcej”.
Mimo wszystko podjął się on obrony Księdza Bosko. Czuł potem, że toleruje
się go tylko w Kurii. Arcybiskup nie mówiąc mu nigdy, o co właściwie chodzi,
ponawiał propozycję i to z pewnym naleganiem, aby objął wakujące parafie, najpierw
poza archidiecezją, a potem poza Turynem, a wreszcie księża od Bożego Ciała, znając
jego nieprzyjemne stanowisko w Kurii, przyjęli go do swego Zgromadzenia.
Drugi punkt odnosi się do istotnego pochodzenia dzieł. Czy Colomiatti
zgromadziwszy rozliczne dokumenty, nie miał żadnego poszlaku rzucającego cień na
Księdza Bosko i salezjanów? Odpowiedzi na powyższe pytania dostarczył nam ks. Jan
Turchi, który w r. 1881 kierował Zakładem dla Ociemniałych w Turynie. Zawezwany
do zeznań w Procesie Apostolskim, prosił sędziów i otrzymał pozwolenie, aby mógł
przedstawić Trybunałowi swój plik dokumentów zastrzeżony wyłącznie do
rozporządzeń św. Kongregacji Obrzędów. Był tam jeden bardzo długi list, który
stwierdziwszy własną przysięgą, przesłał do Kardynała Prefekta zaznaczając, że nie
kieruje się tu uprzedzeniem do monsignora Gastaldi, któremu współczuł jako
człowiekowi kierującemu się nastrojami chwili, z powodu jego anormalnego umysłu
i złego otoczenia. Wyłożywszy najpierw szczegółowo stan archidiecezji turyńskiej
podczas episkopatu monsignora Gastaldi i opowiedziawszy obszernie
195

20.6 Page 196

▲back to top
o okolicznościach, które poprzedziły i towarzyszyły sławnym publikacjom
„napisanym przez kapelana” oświadczał wyraźnie: „Tym kapelanem byłem i jestem ja,
Jan Turchi”.
Turchi, krajan Księdza Bosko, przebywał w Oratorium przez 10 lat, od trzeciej
klasy gimnazjalnej aż do czasu na kilka miesięcy po święceniach kapłańskich; należał
on do tej grupy seminarzystów, których podczas zamknięcia seminarium, Sługa Boży
przyjął do zakładu, aby im pomagać w dokończeniu ich studiów. Kochał on bardzo
Księdza Bosko, dlatego krew mu uderzyła do głowy na widok złego postępowania
arcybiskupa Gastaldi, kanonika Chiuso i Colomiatti’ego. W Rzymie, gdzie przebywał
w latach1877 i 1878 w charakterze prywatnego nauczyciela, dzięki swoim wielkim
znajomościom, miał sposobność dowiedzieć się o zapatrywaniach wysokich
dostojników kościelnych na temat spraw w Turynie. I tak powoli, powoli
krystalizowała się w nim myśl tego, co napisał. Ksiądz Anfossi, doktor teologii
i filozofii, który razem z nim przebywał w Oratorium i był Księdzu Bosko bardzo
oddany, posyłał mu z Turynu rozmaite wiadomości, które on zużytkował w swojej
pracy. W ten sposób powstało pierwsze dziełko „Upominek dla kleru”.
W czasie swego pobytu w Rzymie dowiedział się, że O. Antoni Ballerini, pisał
na temat doktryny monsignora Gastaldi. W rzeczywistości przygotowywał on dziełko
„Mały mędrzec”, które wysłał potem do Turynu po powrocie księdza Turchi do swego
miasta, a które Turchi oddał do druku, załączając napisaną przez siebie przedmowę,
introdukcję, dodatki i końcowe uwagi. Ale ani Turchi, ani Ballerini nie mieli nigdy do
czynienia z drukarzem, ponieważ o druk troszczyli się ks. Anfossi i dwaj zaufani
pracownicy, byli wychowankowie Oratorium; oni załatwiali kontrakt i wydatki. Ze
sprzedaży pokrywano koszty nakładu i dawano odpowiednią sumę miejskiemu
schronisku. Postępowano z tak wielką ostrożnością, że żaden drukarz nie wiedział,
kim byli autorzy.
Ks. Anfossi na własne konto napisał książeczkę zatytułowaną „Kwestia
rosminiańska”, do której ks. Turchi dołączył kilka stronic. Odnośnie do dziełka
„Arcybiskup Turynu, Ksiądz Bosko i ks. Oddenino”, Turchi napisał: „Początkowo
myślałem, że napisał ją sam ks. Bonetti, ale później dowiedziałem się od pewnej
osoby, dobrze poinformowanej i godnej wiary, że autorem nie był ks. Bonetti, ale ktoś
inny spoza Oratorium salezjańskiego; dotąd jeszcze nie wiem, kto był rzeczywiście
autorem”.
Może zdawać się bardzo dziwnym, że ks. Turchi zwlekał z wyjawieniem tego,
aż do roku 1893. Jeżeliby proces kryminalny wszedł w stadium decydujące, bez
wątpienia poczytałby on sobie za obowiązek wyjawić całą prawdę: „że ja byłem
jednym z autorów tych książek – oświadczam w swoim liście – byłbym otwarcie i za
jakąkolwiek cenę wyznał, ale tylko w tym wypadku, gdyby sprawy doszły do
najwyższego swego napięcia, a Ksiądz Bosko nie mógłby uniknąć poważnych
następstw”. Wdanie się Papieża, które rozwiązało oskarżenie, zdjęło również z niego
obowiązek natychmiastowego wyznania prawdy.
196

20.7 Page 197

▲back to top
Po tym wszystkim cośmy opowiedzieli w trzech ostatnich rozdziałach -
uważamy, że będzie najlepiej, jeśli przytoczymy sąd, wydany przez teologa cenzora,
deputowanego urzędowo przez Św. Kongregację Obrzędów do zbadania sporu
wynikłego pomiędzy monsignorem Gastaldi i jego Kurią a Księdzem Bosko. „Z tego
wszystkiego wynika - pisał on - jak wszystkie wzmiankowane spory, w które Ksiądz
Bosko wbrew swojej woli został wciągnięty, sprowokował i obciążał słowami
i czynami Jego Ekscelencja arcybiskup Gastaldi, który wciąż wynajdował coś nowego,
tak, że trzeba by powiedzieć za św. Pawłem: „Quae quaestiones praestans magis,
quam sedificationem, quae est in fide”. W każdym razie to pewne, że Sługa Boży
podczas tych sporów, nie tylko w mowie, ale i w czynie zachował się w pełnym
szacunku, pokornym, oddanym i skłonnym do zgody, jak przystało na jego godność
Założyciela i Głównego Przełożonego Zgromadzenia Salezjańskiego, widział,
bowiem, jak wielką siłę dowodową posiada prócz miłości i stałości osobiste
prowadzenie się, dla obrony i bezpieczeństwa jego Zgromadzenia zakonnego”.
Słowa te jasne jak słońce rozpraszają wszelki cień, choć nie rozbłyskują z czoła
Księdza Bosko, jaśniejącego takim blaskiem, ale pochodzą z ust ścisłego historyka.
Wielkie bogactwo chrześcijańskiej mądrości zawiera sąd wyrażony w okresie
najburzliwszym dla arcybiskupa, a potem kardynała Józefa Guarino, arcybiskupa
Messyny. „Wiem wszystko, pisał do Sługi Bożego, ale dopóki sprzeciwy pochodzą od
ludzi, można je łatwo znieść. Niech Ksiądz się nie zniechęca. Nieodzownym znakiem
dzieł Bożych są przeciwności: szatan musi coś uczynić przeciwko nowemu
Zgromadzeniu: proszę pozwolić nieco rozszalałej bestii, aby na chwilę zionęła złością,
bo w końcu, jej przewrotne czyny wydadzą wielki owoc, a będzie nim wypróbowana
nasza cierpliwość”.
I tak było w rzeczywistości...
197

20.8 Page 198

▲back to top
SPIS RZECZY
SŁOWO WSTĘPNE ……………………………………….………………………...5
PRZEDMOWA ……………………………………………………………..………..7
ROZDZIAŁ I – MISJE, MISJONARZE I DWIE KSPEDYCJE.….…………......…12
ROZDZIAŁ II – PÓŁTORA MIESIĄCA WE FRANCJI .........................................31
OZDZIAŁ III – HRABIA COLLE ………………………………............................55
ROZDZIAŁ IV – Z FRANCJI DO RZYMU, A Z RZYMU DO TURYNU.............95
ROZDZIAŁ V – UROCZYSTOŚCI, TROSKI I SEN O PRZYSZŁYM
STANIE ZGROMADZENIA …………………………………………...…..……. 117
ROZDZ IAŁ VI – SPRAWA KS. BONETTI NA FORUM KONGREGACJI
SOBORÓW ………………………………………………………….…………… 133
ROZDZIAŁ VII – USIŁOWANY PROCES KRYMINALNY W SPRAWIE
BROSZUR ………………………………………………………………………... 159
ROZDZIAŁ VIII – „CONCORDIA” LEONA XIII …………………...……….... 184
198