MB_PL_v13


MB_PL_v13

1 Pages 1-10

▲back to top

1.1 Page 1

▲back to top
KS. Eugeniusz Ceria
MEMORIE BIOGRAFICHE
DEL VENERABILE
DON GIOVANNI BOSCO
1877 – 1878
Tom XIII
POGRZEBIEŃ 1960
1

1.2 Page 2

▲back to top
Słowo wstępne
W roku 2009 Zgromadzenie Salezjańskie obchodziło 150 – lecie swego
istnienia, a obecnie przygotowuje się do kolejnej ważnej rocznicy: w roku 2015 minie
200 lat od narodzin św. Jana Bosko. Ojciec i Nauczyciel Młodzieży jest żywy
i wyraźnie widoczny w dziełach salezjańskich na całym świecie. Odczuwamy jednak
potrzebę odkrywania na nowo naszego Ojca poprzez osobiste i wspólnotowe studium
przekazów o Jego życiu. Najbardziej obszernym opracowaniem biografii ks. Bosko
jest Memorie Biografiche di San Giovanni Bosco autorstwa ks. Giovanni
B. Lemoyne i innych. Dzieło zostało przetłumaczone z oryginału przez salezjanina
śp. ks. Czesława Pieczeńczyka i udostępnione w nielicznych egzemplarzach
oprawionego maszynopisu. Winni jesteśmy ks. Pieczeńczykowi wdzięczność
za wieloletnią żmudną i pokorną pracę nad tłumaczeniem. Proszę jednak spróbować
wypożyczyć to dzieło do osobistej lektury – niewykonalne wręcz zamierzenie, chyba,
że jest się nowicjuszem lub studentem w seminarium salezjańskim. W tej sytuacji
należy oddać honor ks. Stanisławowi Łobodźcowi, dyrektorowi Domu p.w. św. Jana
Bosko w Lubinie i Ks. Stanisławowi Gorczakowskiemu, którzy zainicjowali
przepisanie całego dzieła i umieszczenie go również na nośniku elektronicznym. Jest
to dla Rodziny Salezjańskiej w Polsce wydarzenie doniosłe na drodze wyznaczonej
przez Kapitułę Generalną 26: powrócić do Księdza Bosko. Niech Pan Bóg błogosławi
wszystkim, którzy zaangażowali się w umożliwienie szerokiego dostępu do
Pamiętników Biograficznych, a ich czytelnikom życzę głębokiego spotkania ze św.
Jana Bosko.
Ks. Alfred F. Leja - Inspektor
2

1.3 Page 3

▲back to top
PRZEDMOWA AUTORA
Kardynał Nina, kiedy jeszcze był Sekretarzem stanu, zapytany pewnego dnia
przez Leona XII, jakieby miał pojęcie o księdzu Bosko, odpowiedział – Ponieważ
Wasza Świątobliwość mnie pyta, to odpowiem, iż uważam go nie za zwykłego
człowieka, ale za olbrzyma o szerokich ramionach, który nimi zdołał objąć cały świat.
Dosadne to i dobrze powiedziane. Nie trudną będzie rzeczą dla historyka
wykazać, że ksiądz Bosko otrzymał z nieba specjalną misję szerzenia dobra nie
w jednym tylko kraju, ale po całym świecie. Na potwierdzenie tego można przytoczyć
choćby ten fakt, że w czasie obchodów jego beatyfikacji zdawało się, że wszelkie
bariery graniczne znikły, i każdy naród wychwalał go i czcił, jak gdyby chodziło
o jego własnego wielkiego syna.
I rzeczywiście ksiądz Bosko stanął wśród Kościoła Katolickiego, jako
wysłannik nieba, który zainicjował swoim przykładem i słowem najróżnorodniejsze
sposoby działalności apostolskiej, tej całkiem nowej, czy odnowionej, dla szerzenia
Królestwa Bożego. Jego to dziełem są: dwa zgromadzenia odznaczające się dziwną
elastycznością, tak, że nadają się do wszystkich nowoczesnych systemów i prądów
i do wszystkich klimatów; kilka zgromadzeń pochodnych od tychże; sposób
propagandy przyjęty początkowo z niedowierzaniem, a następnie przez wszystkich
naśladowany; nowe formy współpracy na polu religijnym nawiązujące do dawnych
Trzecich Zakonów, a dostosowane do czasów obecnych, tak, iż zapowiadały obecną
Akcję Katolicką; wielkie zainteresowanie się misjami rozbudzone między wszystkimi
warstwami społecznymi; chwyty pedagogiczne jemu właściwe, które powoli, powoli
odsunęły w cień dawne metody wychowawcze; szkoły drukarskie na usługach
propagandy dobrej prasy wśród ludu; przeróżne sposoby pracy młodzieżowej, już to
zupełnie nowe, już to odnowione stosownie do potrzeb chwili bieżącej; szukanie
powołań wśród młodzieży już dojrzałej; wspaniałość świętych ceremonii kościelnych,
które tak żywo oddziaływają na wiernych; niesłychana do owych czasów frekwencja
do Sakramentów Świętych i praktyka wczesnej pierwszej Komunii, która 20 lat
później tak uroczyście została usankcjonowana przez św. Piusa X, i to słowami, które
żywo przypominają sposób wyrażanie się księdza Bosko; apostolat kapłański bez
mieszania się do polityki; duch bezwzględnej wierności zasadom Chrystusowym, ale
bardzo pojednawczy w praktycznym ich zastosowaniu; oto pokrótce synteza śmiałych
poczynań księdza Bosko, których dzisiaj pełen jest cały świat, a które sto lat temu były
albo nieznane, albo w zapomnieniu, względnie uznane za niemożliwe, a w najlepszym
razie praktykowano je w bardzo skromnych rozmiarach.
I nie trzeba było dużo czekać, żeby okazało się, jak zgodne z duchem czasu
były metody jego apostolatu. Właśnie w tym roku /1931/ upływa setna rocznica od
chwili, kiedy Jan Bosko założył wśród swoich kolegów gimnazjalnych – towarzystwo,
które nazwał Towarzystwem Wesołości. Nie można się dość nadziwić, jak ten 16 –
3

1.4 Page 4

▲back to top
letni chłopak układając jego regulamin i stosując go w praktyce, uprzedził na
dziesiątki lat dzisiejsze czasy.
Okres dwu lat: 1877 – 78, które obejmuje niniejszy XIII tom Memorie, jest
okresem bardzo ważnym w życiu księdza Bosko. Dwa złowieszcze zdarzenia
koncentrują naszą uwagę w tym czasie: jedno dotyczy Zgromadzenia Salezjańskiego,
a drugie całego Kościoła Katolickiego. Mamy na myśli Pierwszą Kapitułę Generalną
naszego Zgromadzenia i przejście Kluczy Piotrowych z rąk Piusa IX do tych Leona
XIII.
Pierwsze zdarzenie było wielkim krokiem naprzód w rozwoju dzieł księdza
Bosko, i wycisnęło na nich wyraźnie swoje znamię; w drugim zdarzeniu,
okołokościelnym, ksiądz Bosko, za zrządzeniem Boskiej Opatrzności, był nie tylko
zwykłym obserwatorem, ale czynnym aktorem.
Te dwa zdarzenia poprzedzały, względnie łączyły się z innymi, które
następowały jedne po drugich, rzec można, z dziwną natarczywością z dnia na dzień.
Ksiądz Bosko był w owym okresie trzy razy w Rzymie, i trzy we Francji; wysłał dwie
ekspedycje misjonarzy: Salezjanów i Córek Najśw. Maryi Wspomożycielki, do
Ameryki Południowej i stworzył tam nowe placówki. W tym również czasie we
Włoszech otworzył domy w Spezia, Lucca, Este, Magliano, Sabino, i przejął pod
swoją administrację papiernię w Mathi. We Francji uruchomił Oratorium w Marsylii,
a szkołę rolniczą w Navarra. Dom macierzysty Córek Maryi Wspomożycielki
przeniósł z Mornese do Nizza Monferrato, i przygotował im inne placówki. Położył
kamień węgielny pod kościół św. Jana Ewangelisty w Turynie, zorganizował
Pomocników i zaczął wydawać Bollettino Salesiano. A to są tylko imprezy najbardziej
rzucające się w oczy.
Ale z powodu tych przedsięwzięć, względnie równocześnie z nimi, cały
szereg drobniejszych spraw wypełniał każdą godzinę dnia księdza Bosko tak jednak, iż
nigdy nie dał się on zaabsorbować do tego stopnia jedną sprawą, ażeby równocześnie
nie miał na oku kilku innych. By się o tym przekonać, wystarczyłoby ułożyć sobie
tablicę synchronistyczną tego, co będzie opowiadane w niniejszym tomie, podkładając
pod poszczególne daty zajęcia, praktyki, inicjatywy, imprezy, jakimi się wtedy
zajmował Święty. Wypadnie nam podziwiać, jak jeden człowiek mógł się mnożyć na
tyle sposobów, i to bez uszczerbku dla każdej poszczególnej sprawy, a co ważniejsze,
bez zatracenia panowania nad sobą i zupełnego spokoju. A uwydatni się to jeszcze
bardziej i osiągnie stopień heroiczny, kiedy przy tych wszystkich jego heroicznych
poczynaniach przyjdzie mu pić kielich goryczy. Nikt nie zetknął się z księdzem Bosko,
nawet w chwilach najbardziej krytycznych, by nie odniósł wrażenia, iż ma do
czynienia z człowiekiem, z którego serca wypływa Duch Pański.
I ten tom będzie ujęty w ten sam sposób, co dwa poprzednie, które spotkały
się z uznaniem i ze strony czcigodnych starszych Współbraci, co byli świadkami
czasów, które opisujemy, i ze strony magistrów nowicjuszów, którzy stale mają w
rękach żywot świętego Założyciela, i ze strony tych, co pracują naukowo i na tym polu
są kompetentni. Każdy, więc rozdział będzie koncentrował się około jednego
4

1.5 Page 5

▲back to top
głównego zagadnienia, czy zdarzenia, z uwzględnieniem szczególików, które w jakiś
sposób z nim się łączą. Położony będzie nacisk na ścisłość historyczną tego, co się
opowiada, i na odpowiedni styl we wyrażeniach. Dalej będzie naszą troską zebrać na
swoim miejscu, jako drogocenne relikwie, wszystkie wypowiedzi Świętego, czy to
ustne, czy pisemne. Tak pisma, jak i słowa księdza Bosko, noszą na sobie wyraźne
piętno języka świętych, który jeśli nie jest upiększony frazesami stylistycznymi, to
jednak zawsze wyróżnia się o wiele drogocenniejszymi zaletami, a mianowicie tym
czymś niebiańskim, w czym przebija się piękno ich duszy.
Czytelnicy zaś salezjańscy wyczują w tym tętno swego Ojca. Nie można ich,
zatem tej przyjemności i korzyści pozbawić.
Pewno, że żadne wysiłki, by dobrze odtworzyć postać moralną księdza Bosko
nigdy nie będą zbyteczne. Nie ma się on, co obawiać historii. Owszem, im bardziej
będziemy pogłębiać jego przedziwne życie, tym lepiej pojmiemy, dlaczego Papież
Pius XI, który przez kilka tylko dni przebywał w towarzystwie Świętego w pierwszych
latach swojego kapłaństwa, chlubił się tym in facie Ecclesiae. Z wysokości Watykanu
obejmował on lepiej ogrom działalności księdza Bosko w świecie, i nie małym jest dla
niego zaszczytem, iż już na przód dojrzał pod jego skromną powierzchownością, i w
tak krótkim czasie, Człowieka Opatrznościowego na dzisiejsze czasy.
Turyn, dnia 24 sierpnia 1931.
5

1.6 Page 6

▲back to top
ROZDZIAŁ I
Styczeń roku 1877 w Rzymie
Dominik Savio przepowiedział Księdzu Bosko we śnie z roku 1876 co
następuje: „O gdybyś wiedział - ile kłopotów cię czeka".
Rok 1877, który zamierzamy opowiedzieć, był dla świętego naszego Ojca
ciągłym brzemieniem trosk i zmartwień, by wspomnieć tylko sprawę, „Concettini”,
z powodu której musiał w ciągu roku wyjeżdżać do Rzymu. Ograniczymy się tu tylko
do poruszenia niektórych szczegółów, obszerniej zaś opowiemy o tym w osobnym
rozdziale.
Do Wiecznego miasta wybrał się Ksiądz Bosko w sam Nowy Rok, wieczorem
w towarzystwie swego sekretarza, księdza Berto oraz księdza Józefa Scapini,
przeznaczonego do kierowania Zgromadzeniem „Concettini” i aspiranta, koadiutora
Fiorenzo Bono, rodem z Biella, przeznaczonego do AIbano.
Ksiądz Scapini był prefektem w kolegium w Lanzo. Ksiądz Bosko pisał do jego
dyrektora:
Carissimo Don Lemoyne!
Ojciec św. polecił mi jak najprędzej przybyć do Rzymu wraz z jednym, co
najmniej salezjaninem, który pozostałby na miejscu po moim odjeździe.
Rozmyślałem i modliłem się, którego z was dwóch tam posłać ciebie, czy
księdza Scapini? W końcu doszedłem do wniosku, że twoja dłuższa nieobecność
w kolegium mogłaby spowodować zamieszanie. Dlatego pojedzie ksiądz Scapini.
Powiadom go o tym, zastąpi go ksiądz Porta. Najpóźniej 1 stycznia wyjeżdżamy
koleją do Rzymu. Ojciec święty powie co robić i z pomocą Bożą to spełnimy. Jest to
wciąż sprawa „Concettini”. Wystarczy, gdy ksiądz Scapini zjawi się w Oratorium na
dzień przed wyjazdem. Pozdrów ode mnie jak najserdeczniej wszystkich salezjanów
i chłopców oraz powiedz im, że ich kocham wszystkich w Panu i modlę się za nich.
Życzę im szczęśliwego Nowego Roku, a gdy przybędę do Rzymu, prześlę im
błogosławieństwo od Ojca św. Dodaj nadto, że Pan Bóg zsyła nam wiele pracy dla
zbawienia dusz w Australii, Indiach, Chinach. Potrzebuję więc, żeby jak najprędzej mi
rośli, nabierali wiedzy i cnoty, a tak stawali się dzielnymi i nieustraszonymi
misjonarzami, by nawrócić cały świat. Niech was Bóg błogosławi etc.
Turyn, 18.12.1876 r.
Ksiądz Jan Bosko
Z okazji odjazdu księdza Scapini, można było namacalnie stwierdzić
skuteczność systemu wychowawczego Księdza Bosko, wpajanego verbum et opera.
6

1.7 Page 7

▲back to top
Wyjazdowi temu towarzyszył ogólny płacz i sceny wprost wzruszające świadczące
o przywiązaniu ze strony młodzieży.
A przecież ksiądz Scapini, z natury raczej surowy i wymagający, bynajmniej
nie był przełożonym pobłażliwym, tym bardziej, że musiał brać na siebie przykre
obowiązki. A mimo to okazało się wtedy, jak bardzo był kochany przez młodzież.
Przełożony wymagający spełniania obowiązków, który umie pogodzić karność
z taktem i dobrocią salezjańską, ma zawsze wzięcie u chłopców.
Przybyli szczęśliwi do Rzymu około godziny drugiej po południu dnia
następnego. Pan Aleksander, jak zwykle, zaprowadził ich do własnego domu. Po
obiedzie, Ksiądz Bosko, w jego towarzystwie udał się do pałacu Gaffarello, do
monsignore Fiorani, Komendatora Ducha Świętego, zaś sekretarz z księdzem Scapini
zamieszkali w szpitalu. Ksiądz Bosko, jak zwykle, pozostawał w gościnie
u p. Sigismondi.
Na podstawie skromnych zapisków w dzienniczku ma się wrażanie, że Ksiądz
Bosko w pełni wykorzystywał swój pobyt w Rzymie. Co prawda pragnęlibyśmy mieć
więcej wiadomości o jego wizytach składanych różnym Prałatom, jak
i o zaproszeniach otrzymywanych od wielu osób, ale skoro nie zastawiono nam
„obfitszych dań, musimy się kontestować skromnymi okruszynami”.
Po pierwszej wizycie grzecznościowej, Ksiądz Bosko odbył szereg spotkań
z monsignorem Fiorani, zawsze w obecności jego audytora. Dyskusja dotyczyła
głównie sposobu wcielenia „dei Concettini” do salezjanów lub przynajmniej do
ujednolicenia ustaw obydwu zgromadzeń. Następnie monsignore polecił Księdzu
Bosko, aby na piśmie przedstawił swoje rezolucje, mające służyć za punkt wyjścia
dalszych debat w tej sprawie, aby „spokojnie mógł je rozważyć”, skonfrontować ze
swymi poglądami, ewentualnie poczynić własne uwagi. Możemy stąd wnioskować, że
ustalone w listopadzie ubiegłego roku punkty porozumienia nie miały już znaczenia.
Ksiądz Bosko przedstawił monsignorowi swe zastrzeżenia w następną niedzielę tj.
7 stycznia. W dniu 13 stycznia miała miejsce nowa konferencja, w której wyniku - jak
pisze sekretarz - powzięte decyzje tylko pozornie zdawały się odpowiadać wytycznym
Papieża. Dlatego ksiądz Bosko wysłał do monsignora, komendatariusza zgromadzenia,
pismo następujące:
Eccelenza!
W ubiegłych dniach studiowałem aktualny stan „dei Concettini” i doszedłem do
przekonania, że moja dobra wola nie może być zgodna z punktem widzenia naszej
Ekscelencji, stosownie do czcigodnych życzeń Ojca świętego. Gdyby po moim
przybyciu do Rzymu został zrealizowany pierwszy projekt, wtedy może by umysły
były lepiej przygotowane. Lecz w tej chwili tak są rozbieżne poglądy, że nie pozostaje
mi nic innego, jak skromna propozycja podjęcia się obsługi czysto religijnej tejże
instytucji, o ile to będzie odpowiadało Ojcu świętemu. Ksiądz Scapini osobiście
wyjaśni resztę. Obecnie muszę wyjechać do Albano i Ariccia, na dwa dni, wrócę we
środę. Pozostając zawsze do usług gotowy etc..
7

1.8 Page 8

▲back to top
Rzym, l5.01.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
Pius IX poinformowany osobiście przez Księdza Bosko o przebiegu debat,
podczas rozmowy z monsignorem Fiorani, chciał widzieć pismo Księdza Bosko. Prałat
okazał je. Gdy Papież przeczytał, zawołał: Biedny Ksiądz Bosko! To już wiele z jego
strony, że godzi się podjąć kierownictwa duchownego dei „Concettini”. Robi, co tylko
może. Proszę go zawiadomić, że chcę mu sprezentować piękny podarek. Tymi
słowami Papież chciał dać do zrozumienia, że Ksiądz Bosko wcale nie pretendował do
zarządzania „dei Concettini”, lecz respektował tylko życzenie z góry. Na następnym
posiedzeniu, w którym uczestniczyli wezwani przedstawiciele „dei Concettini”,
w obecności monsignora Fiorani, mistrza dworu tzw. syndyka, Ksiądz Bosko
przedłożył zarządzenie Ojca świętego, zakomunikowane mu przez monsignora, który
miał być rządcą in materialibus, a Ksiądz Bosko in spiritualibus. Ale faktem
znamiennym było, że tego samego wieczoru Ojciec święty wezwał monsignora
Fiorani i wręczając przyobiecany dla Księdza Bosko podarunek, sumę 20 tys. lir,
polecił mu by Ksiądz Bosko objął całkowity zarząd nad „Concettini” tak pod
względem materialnym jak i duchownym. Na to monsignor odrzekł:
Będziemy się starali, by osiągnąć porozumienie między obiema stronami.
A Papież: Proszę powiedzieć Księdzu Bosko, że ten dar nie ma nic wspólnego
z „Concettini”, lecz mamy na myśli jego Zgromadzenie. Święty mógł więc spokojnie
dysponować tą sumą według swego uznania. Napisał więc list do księdza Rua (bez
podpisu i daty) tej treści:
Otrzymasz przekazem bankowym 20.000 franków na imię Józefa Rossi.
Postaraj się zużyć je, czym prędzej, znaczną część daj Rossiemu, jeśli mu potrzeba
pieniędzy. Nie trzeba notować ich pochodzenia. Polecenie szybkiego zużycia
z zastrzeżeniem, jeśli Rossiemu potrzeba pieniędzy - to już ukazuje Księdza Bosko,
który zbyt dobrze orientował się w sytuacji domu.
Monsignor Fiorani powiadomił listownie Księdza Bosko a konieczności
złożenia wizyty delegatowi świeckiemu w zarządzie szpitalem Świętego Ducha,
dodając: Jeśliby Ksiądz zechciał wstąpić najpierw do mnie, miałbym mu coś do
powiedzenia. Ksiądz Bosko złożył wizytę delegatowi, przyjęty przez niego
z szacunkiem. Dwadzieścia dni później powrócił znów do niego i tym razem
traktowany z wielką uprzejmością. Tenże delegat ofiarował się towarzyszyć Księdzu
Bosko do swego następcy w urzędzie. Tym nowym delegatem był ksiądz Paweł
Borghese, który zaledwie ujrzał Księdza Bosko, zawołał: O, Ksiądz Bosko, mnie już
zna od chłopca; służyłem mu przecież do Mszy świętej.
Ksiądz Bosko odwiedził go ponownie, zanim odbyły się wybory Kapituły
zgromadzenia dei „Concattini”. Czekał na księcia całą godzinę, ale ten się nie zjawił.
Udał się, więc do monsignora Fiorani, by wziąć udział w utworzeniu Kapituły przez
nominację przełożonego głównego, ekonoma, superintendenta oraz mistrza
nowicjuszów.
8

1.9 Page 9

▲back to top
Przejdźmy teraz do audiencji papieskich.
Ksiądz Bosko, na próżno oczekując na zaproszenie z Pałacu Apostolskiego na
audiencję, po tygodniu czasu, bez niczego udał się do Watykanu rano 9 stycznia.
Monsignor Macchi, mistrz dworu papieskiego, widząc go w przedpokoju powiedział,
że nie ma audiencji. Ale mam bardzo ważny powód, by widzieć się z Papieżem -
odrzekł Ksiądz Bosko. Inni przychodzą tu we własnych interesach a ja przybywam
w sprawach samego Ojca św. Został wtedy natychmiast wprowadzony do niego.
Kiedy go Papież ujrzał, odezwał się:
Dlaczego to Księże Bosko tak długo zwlekasz z rozmową ze mną?
Bo jest wielką trudnością dostać się tutaj.
Papież spojrzał ze zdziwieniem na wprowadzającego monsignora, jakby chciał
się dowiedzieć, jaki mógł być tego powód. A Ksiądz Bosko w lot pochwycił: Każda
chwila zwłoki, Ojcze święty, może być fatalną dla naszej pertraktacji. Dość tego -
powiedział Papież. I zatrzymał Księdza Bosko bez świadków.
Druga audiencja miała miejsce 11 stycznia i trwała około pół godziny.
Z dziesięć jeszcze raz był u Papieża, tym razem przez trzy kwadranse. Ksiądz Bosko
czekał około kwadrans, gdy Papież, pożegnawszy kardynałów, będących u niego,
położył się do łóżka silnie zaziębiony. Po czym sekretnie posłał sekretarza po Księdza
Bosko. W takiej pozycji przyjął go, żartobliwie witając:
Ksiądz Bosko przedwcześnie kładzie mnie do łóżka. Rozmowa zeszła zaraz na
sprawę „Concettini”. Pomiędzy innymi Ksiądz Bosko wspomniał Ojcu świętemu,
że podejmuje się tylko kierownictwa duchowego.
Nie, proszę wziąć wszystko – powiedział Papież.
Zawarliśmy już umowę z monsignorem Fiorani.
To nic - odparł Ojciec św. Monsignore Fiorani nie jest papieżem.
Ksiądz Bosko go wyszedł skonsternowany, co nazbyt rzadko mu się zdarzało.
Schodził spokojnie w milczeniu po schodach z sekretarzem, który nie śmiał go
indagować. Poszli do poczekalni kardynała Simeoni, następcy kardynała Antonellego.
Tam utkwiwszy wzrok w swego sekretarza, jeszcze wzruszony głęboko, powiedział:
Ojciec święty jest w łóżku, a jest ono takie ubogie i skromne, jak naszych
chłopców. Nie ma żadnego dywanu na podłodze i stąpa po gołej posadzce, gdy idzie
do łóżka. Posadzka jest z surowych cegieł tak nierównych, że trzeba dobrze uważać,
by się nie potknąć. Ojciec święty gdym wchodził uświadamiając sobie, że nie do
widzę powiedział:
Proszę iść ostrożnie, więcej bokiem, bo tam dziura.
O tej niezwykłej audiencji Ksiądz Bosko pisał nazajutrz do księdza Rua pod
datą 22 stycznia. Zauważ dobrze, że Ojciec święty leżał w łóżku niedysponowany
i wszystkim odmówił posłuchania, tylko sam naczelnik łobuzów został do niego
wprowadzony na rozmowę, która trwała blisko trzy kwadranse.
Z pierwszej audiencji pewne dowcipne wyrażenie Ojca świętego do Księdza
Bosko rzuca światło jak zapatrywał się Papież na wówczas gorąco dyskutowaną
9

1.10 Page 10

▲back to top
kwestię dotyczącą filozofii Rosminiego. Papież Pius IX podchodził nieraz do spraw
bardzo zawiłych z wnikliwą i ciętą ironią, którą posłużył się i tym razem.
Wie Ksiądz, co? – zwraca się do Księdza Bosko. Mamy już obecnie jedenaście
przykazań Bożych! Zagadnięty zrobił gest zdziwienia. Papież zaś ciągnął dalej. Bo
widzi Ksiądz, kto twierdzi, że dzieła Rosmieniego są potępione przez Kościół grzeszy
ciężko...
A „przykazanie” to ogłoszono bez mojej wiedzy. Cóż Ksiądz na to?
Ja - odrzekł zagadnięty – sądzę, że tak długo przynajmniej nie obowiązuje
dopóki Wasza Świątobliwość go nie zatwierdzi!
A jednak ustanowili je beze mnie w Turynie.
Tą uwagą Papież czynił aluzję do notatki zamieszczonej w Kalendarzu
archidiecezji turyńskiej. Tło jej było następujące:
Kongregacja Indeksu pismem z dnia 20 czerwca 1876 roku skierowana do
arcybiskupa mediolańskiego, gdzie powstał spór na temat pism filozofa Rosminiego,
odnawiała nakaz „zachowania ścisłego milczenia, co do dzieł wspaniałego filozofa,
wstrzymując się od nakładania na nie cenzury w kwestiach poglądów związanych
z dziedziną religii, moralności i osoby autora". Pozwalało jednak na dyskusje
umiarkowane na terenie szkół i w książkach naukowych, „co do jego poglądów
filozoficznych przy objaśnianiu prawd teologicznych”. Taka była treść
wzmiankowanego reskryptu. Powołując się nań, kalendarz dawał wyjaśnienie
następujące: „Dlatego grzeszy ciężko przeciw zarządzeniom papieskim ogłoszonym
przez świętą Kongregację Indeksu, kto potępia dzieła Antoniego Rosminiego, do
czego się odnosi „dimittantur” ogłoszone przez Piusa IX dnia 3 lipca 1854”.
Poniżej tego twierdzenia przytaczało się powagę księdza biskupa Ferre z Casale,
który pismem z 26 kwietnia 1876 r. do przełożonego N. N. pisał:
Przez dwadzieścia blisko lat pozwalam wykładać poglądy Rosminiego
w seminarium i konstatuję pomyślne wyniki tak na polu wiedzy, jak pobożności.
My ze swej strony spróbujmy postawić pytanie: Jak zapatrywał się Ksiądz
Bosko na teorie Rosminiego? Ksiądz Bosko, którego uwagi nic nie uszło, co
interesowało cały Kościół, brał tę kwestię raczej od strony praktycznej niż teoretycznej.
Można by tu przytoczyć cały szereg anegdot, rzucających światło na tę sprawę, a które
wydarzyły się w stosunkach z biskupem Casale. Ten uczony i pobożny biskup żywił
swego rodzaju kult do osoby i dzieł Rosminiego, graniczący z pewnego rodzaju
zaślepieniem. Ksiądz Bosko, choć poważał go jako świętego kapłana, nie podzielał
tego entuzjazmu do dzieł filozofa z Rovereto. Z drugiej strony biskup nieraz usiłował
wciągnąć Księdza Bosko do dyskusji, a choć nie udawało mu się nigdy przeciągnąć go
na swą stronę, tym nie mniej pragnął usłyszeć z jego ust przychylną opinię dla
zapatrywań jego szkoły. Ksiądz Bosko umiał zręcznie zawsze uchylić się od
odpowiedzi, zmieniając temat rozmowy. Pewnego razu przyciśnięty do muru, uwolnił
się następującymi słowami: Ekscelencjo, nie będąc filozofem nie jestem w stanie
stanąć do dysputy tego rodzaju, lecz to wiem na pewno, iż chcieć udowodnić, jak chcą
10

2 Pages 11-20

▲back to top

2.1 Page 11

▲back to top
Rosminianie, istnienie Boga a priori, jest niemożliwością, a stąd idea bytu wrodzona
upada sama przez się.
Zazwyczaj umiejętnie unikał dysputy, wykorzystując na swą korzyść jakąś
okoliczność. I tak na przykład, gdy raz monsignore napierał go argumentami
filozoficznymi przeciwko tym, którzy zarzucają Rosminiemu odstępstwo od filozofii
św. Tomasza z Akwinu, Ksiądz Bosko widząc wchodzącego w tej chwili księdza Jana
Francesia, rzekł z uśmiechami: Bravo! Przyszedłeś w samą porę. Posłuchaj
i odpowiedz na wywody monsignore Ferre. Ja ich nie rozumiem... Te rzeczy mnie
nudzą, ty może lepiej to pojmiesz.
Kiedy indziej biskup zaprosił Księdza Bosko na obiad do swego Pałacu
w Casale. Siedzieli przy stole kanonicy oraz ksiądz Bonetti i ksiądz Bertetto. Zaledwie
usiedli zaczęto wznosić pochwały dla doktryn Rosminiego. Ksiądz Bosko milczał,
kanonicy zaś przytakiwali. Jeden z nich naprzykrzał się księdzu Bertetto, który znany
był, jako przeciwnik idei Rosminianów i spokojnie milczał. W pewnej chwili sam
monsignore zwrócił się do niego z wyzwaniem, a on bez namysłu, zgodnie ze swym
usposobieniem odpalił jako przeciwnik rosminianów. Rozgorzała gorąca dysputa.
Zacny biskup nie zdołał już przełknąć ani kęsa z obiadu. Proszono w pewnej chwili
i Księdza Bosko o wypowiedzenie zdania... Tak, tak, prosimy Księże Bosko zabrać
głos - napierał biskup. Ksiądz Bosko oświadczył, co następuje: Ja, proszę Ekscelencji,
nie chcę rozstrzygać wartości wywodów ani za, ani przeciw. Jeśli wolno zrobię tylko
jedną uwagę: Czy biskup byłby zadowolony, gdyby alumni jego seminarium
podzielali opinie przeciwne jego zapatrywaniom. Otóż uważam wszystkich księży
całego świata, jako jedno seminarium pod zarządem Ojca świętego. A teraz pytam:
Czy Ojciec święty może być zadowolony z tego, gdy jego kler lub choćby
pewna jego część, utrzymuje i propaguje idee, których on sam nie podziela? Zresztą
uważam, że Papieżowi, nawet, jako doktorowi prywatnemu należy się szczególniejszy
szacunek i posłuszeństwo. Przemawia również za tym ratio convenientiae, by brano za
miarodajne jego zapatrywania. Z takim szacunkiem odnoszą się synowie do swego
ojca. Obecni wszyscy przyklasnęli temu, biskup zaś nie odrzekł ani słowa. Polemika
zgasła.
Wieczorem ksiądz Rektor Seminarium gratulował Księdzu Bosko śmiałej
wypowiedzi, z którą sam nosił się od dawna, lecz brakło mu odwagi do jej
wypowiedzenia. Zresztą wychodzi na chwałę monsignorowi Ferre, że mimo swej
rozległej wiedzy i różnicy zapatrywań, w niczym nie zmienił szacunku do Księdza
Bosko, którego poważał i chciał zawsze w czymś mu się przysłużyć.
A choć Ksiądz Bosko zabierał niekiedy głos w sprawie Rosminizmu, czynił to
ze względu na zagorzałe polemiki wśród duchownych, lecz sam w niczym nie ubliżał
osobie Rosminiego. Poważał on nie tylko jego system filozoficzny, do którego oceny
nie czuł się kompetentny, lecz samą osobę autora, jako czcigodnego kapłana.
Świadczą o tym następujące słowa Księdza Bosko:
Ksiądz Rosmini okazał się prawdziwym uczonym filozofem w swych dziełach
napisanych, lecz bardziej jeszcze filozofem katolickim przez poddanie się wyrokom
11

2.2 Page 12

▲back to top
władzy kościelnej. Był w tym zgodny sam ze sobą, iż szacunek, jaki żywił do Stolicy
Apostolskiej potwierdził faktami, nie słowami.
Rossmini z głęboką wiedzą połączył stateczny rozsądek i pokorę dobrego
katolika. Nie wiem, czy jaki inny kapłan odprawiał Mszę świętą z taką wiarą
i pobożnością, jak Rosmini. Naocznie stwierdzono, jak z tej jego żywej wiary tryskała
miłość, skromność i powaga...
Drugie pytanie nie pochodzi od nas, lecz postawili je Księdzu Bosko inni:
Dlaczego to – spytał razu pewnego z zaufaniem sekretarz – sam Ksiądz Bosko
przyczynił się u Piusa IX do nominacji kanonika Gastaldiego na biskupa Salazzo
i arcybiskupa Turynu? Wszak wiedział, że był zwolennikiem rosminianów
i akarosminianinem? Na to Ksiądz Bosko, według pierwszego świadectwa księdza
sekretarza, miał dać taką odpowiedź: Widzisz, kanonik Gastaldi zapewniał mnie
wielokroć, że porzucił Instytut Miłosierdzia, gdyż niektórzy jego członkowie nie dość
okazywali uległości Papieżowi oraz zapewniał, iż wyrzekł się pewnych poglądów
liberalnych wyznawanych i bronionych przez siebie, zanim wstąpił do rosminianów.
Prócz tego spodziewałem się, że mogłem liczyć na jego życzliwość do nas. Ale
niestety zawiodłem się. Zaledwie został arcybiskupem, zmienił się zupełnie.
Popierał rosminizm prywatnie i publicznie, protegując jego zwolenników
a zwalczając nas, gdy Ksiądz Bosko nie chciał podzielać jego poglądów. Tak Ksiądz
Bosko daleki od bezpośredniej walki, przybrał taktykę defensywną, zdecydowany
wycierpieć wszystko od arcybiskupa, jako ofiara jego sekatur.
To samo pytanie po wielokroć mu stawiano w roku 1878 zaproszony na obiad
przez Benedyktów do św. Pawła na odpust ich założyciela, słuchał w milczeniu, co
opowiadano w refektarzu o arcybiskupie turyńskim, aż zaindagowany przez kardynała
Bartolini, czy nie on sam przyczynił się do jego wyniesienia na stolicę arcybiskupią,
odpowiedział:
Tak, Eminencjo, ale obecnie tego żałuję.
W pierwszych dniach pobytu w Rzymie Ksiądz Bosko złożył wizytę ministrowi
oświaty. Miał szczególny powód po temu. W listach poprzednich urządzono publiczne
egzaminy dla tych, którzy nie posiadając dyplomu nauczycielskiego, ubiegali się
o habilitację w szkołach średnich, co nie było mile widziane przez profesorów
zwyczajnych, którzy ukończyli normalne studia uniwersyteckie. Jako powód
przytaczano, że z tej koncesji korzystało najwięcej nauczycieli szkół prywatnych,
a więc katolickich, istniała zaś tendencja skasowania tych szkół. Za inicjatywą
Księdza Bosko wielu nauczycieli katolickich z całych Włoch i klerycy Księdza Bosko
oczywiście incognito wnosiło do ministerstwa podania o dopuszczenie do egzaminów
kwalifikacyjnych celem uzyskania pozwolenia na nauczanie. Naturalnie każdy
występował w swoim imieniu, podając coraz odmienne powody. Dwukrotnie już
udawało się Księdzu Bosko osiągnąć cel zamierzony. Jak wynikało ze sprawozdań
urzędowych, władze szkolne widząc wielką liczbę zgłoszeń, wobec braku sił
nauczycielskich, godziło się na uzupełnianie kadr tą drogą. Tak więc i teraz próbował
powiększyć liczbę swych dyplomowanych nauczycieli w zakładach.
12

2.3 Page 13

▲back to top
Minister Coppino zdawał się iść Księdzu Bosko na rękę, gdy mu przedłożył
listę kandydatów na nauczycieli w szkołach publicznych i prywatnych, zwłaszcza na
klasy niższe. Idąc za poradą ministra skierował do ministerstwa następujące podanie,
datowane z Turynu:
Ekscelencjo, wielka życzliwość i opieka, jaką otoczą W.S. zakłady naukowe
i wychowawcze skłaniają podpisanego do przedłożenia swej prośby, licząc na
przychylne jej załatwienie. Ta łaska dotyczy szczególnie instytucji zwanej Oratorium
św. Franciszka Salezego w Turynie. W oparciu o Opatrzność i publiczną ofiarność,
zorganizowane zostały w Piemoncie, w prowincji rzymskiej i Ligurii zakłady
naukowo-wychowawcze w celu kształcenia młodzieży klas uboższych. Ta
dobroczynna akcja doznawała zawsze poparcia przez władze szkolne, z uwagi na
lojalne podporządkowanie się w programach jak i kwalifikacjach nauczycieli do
obowiązujących praw państwowych.
Obecnie odczuwamy brak dyplomowanych nauczycieli z powodu nie
urządzania już od dłuższego czasu egzaminów publicznych dla uzupełnienia
kwalifikacji zawodowych personelu szkół ludowych. Dlatego zwracam się do W.E.
z uprzejmą prośbą o zezwolenie na sesję nadzwyczajną tychże egzaminów dla
gimnazjum niższego i wyższego, na uniwersytecie królewskim w Turynie, jak to miało
miejsce dla zakładów naukowych w Prowincji Rzymskiej, okólnikiem Ministerstwa
z dnia 01.08.1874 r.; 07.01.1875 r.; i 07.08.1875 r.
Listę kandydatów uznanych za zdolnych, w liczbie 30, załącza się. Przez to
zezwolenia W.E. przyczyniłby się do postępu studiów literackich wśród nauczycieli,
którzy zyskaliby uczciwe wynagrodzenie za swe trudy. Byłoby to również
dobrodziejstwem dla instytucji naszej, mogącej przysporzyć sił kwalifikowanych dla
Prowincji Rzymskiej, o co gorąco w niniejszym piśmie proszę. Za wszystkie łaski
i dobrodziejstwa uzyskane w przeszłości wyrażam dla Waszej Ekscelencji głęboką
wdzięczność prosząc Boga o błogosławieństwo, zachowanie w zdrowiu i mam
zaszczyt kreślić się etc.
Turyn, 06.01.1877 r.
Pismo przyjęto życzliwie. Księdzu Bosko zdawało się, że trafił w sedno. Lecz
jak wielkie było jego rozczarowanie, gdy dowiedział się o treści wydanego Dekretu
z 10 maja, o warunkach postawionych, które udaremniły większości z jego
kandydatów korzystanie z tegoż. Wymagało wieku lat 30 i 6 lat nauczania lub 25 lat
i jakiś dyplom ukończenia szkoły podstawowej lub technicznej. Zarządzenie zaś
ministra z 31 lipca nakładało na odnośne władze szkolne ścisłe stosowanie się do
wydanych zarządzeń.
Tak więc wbrew wszelkim pozorom minister Cappino odniósł się
nieprzychylnie do Księdza Bosko i jego poczynań.
Rano 16 –ego stycznia Ksiądz Bosko zrobił wypad do Albeno, gdzie
oczekiwano go z utęsknieniem. Zatrzymał się w klasztorze karmelickim, służącym za
13

2.4 Page 14

▲back to top
rezydencję dla salezjanów z Albano, do których przyłączyli się i ci z Ariccia. Według
swego zwyczaju złożył wizytę władzom cywilnym i duchownym.
Spędził mile wieczór ze swoimi, jak opowiada naoczny świadek, ksiądz
Vervello, bawiąc ich najświetniejszą konwersacją, jakby zapominając o wszystkich
niewygodach podróży.
W trzecim dniu odprawił ze współbraćmi ćwiczenie dobrej śmierci, po czym
złożył wizytę pożegnalną burmistrzowi Albeno, zwiedził lokal przeznaczony dla
salezjanów na kolegium i powrócił do Rzymu.
Tu w dalszym ciągu składał wizyty członkom Kongregacji rzymskich. Złożył
między innymi sprawozdanie Kongregacji Biskupów i Zakonników po raz pierwszy,
które obejmowało stan Zgromadzenia z trzech lat, zgodnie z Konstytucją Apostolską
„Romani Pontifices”. Sprawozdanie wykazywało: profesów wieczystych – 169;
trzyletnich - 78; nowicjuszów - 120; aspirantów - 79; kapłanów - 89. Skład Kapituły
Głównej przedstawiał się następująco:
Przełożony Główny- Ksiądz Jan Bosko;
Prefekt- ksiądz Michał Rua;
Kierownik duchowny - ksiądz Jan Cagliero;
Ekonom - ksiądz Karol Ghivarello;
Radcy szkolni: ksiądz Celestyn Durando;
drugi radca- ksiądz Antoni Sala.
Na miejsce nieobecnego księdza Cagliero, jako dyrektora duchownego, lub
inaczej Katechety Generalnego, Ksiądz Bosko zaproponował księdza Bonettiego, nie
mógł jednak zabrać go od kierownictwa kolegium w Borgo S. Martino. Ksiądz
Ghivarello będąc radcą, obejmował urząd ekonoma generalnego po księdzu Bodratto,
który udał się do Ameryki.
Ksiądz Durando jako radca przejmował kierownictwo ogólne szkół
salezjańskich, dodając do swego tytułu „radca szkolny”. Dalej wchodził do Kapituły
w charakterze radcy, ksiądz Sala, w zastępstwie księdza Lazzero, który został wice
dyrektorem Oratorium. Ksiądz Barberis, mistrz nowicjuszów, figuruje tylko, jako
radca kapituły domowej Oratorium. O poszczególnych domach będzie mowa gdzie
indziej.
Z Oratorium otrzymał Ksiądz Bosko adresy hołdownicze dla Ojca Świętego,
podpisane przez nowicjuszów i rzemieślników, zawierające wyrazy gorącego
przywiązania do Ojca świętego, które mu sprawiły wielką radość. Otrzymał również
noty okresowe ze sprawowania uczniów wszystkich klas, którzy otrzymali po dziesięć
punktów.
Pod koniec stycznia przybył do Rzymu arcybiskup Turynu z rektorem
seminarium i stanęli gościną u rosminianów. Trzeba nam tu wspomnieć
o komentarzach w prasie stołecznej na temat tego, co niektórym było znane a innym
nieznane, dając powody do różnych domysłów i wplątując w sieci intryg także samego
Księdza Bosko.
14

2.5 Page 15

▲back to top
W jednym punkcie wszyscy zgadzali się, mianowicie, że monsignor Gastaldi
przybył do Rzymu celem złożenia na ręce Ojca świętego rezygnacji z arcybiskupstwa
turyńskiego. Zgodnie przytaczały dzienniki motywy tego kroku, które by można
streścić w dwóch punktach:
1. Arcybiskup popadł w spór z Watykanem w sprawie rosminianów;
2. Jest w konflikcie z Księdzem Bosko, który bezkarnie przeszkadza mu
w zarządzie diecezją.
Brukowiec „Il fischietto” (Gwizdek) zamieścił karykaturę Księdza Bosko
i Arcybiskupa, w której ten ostatni otrzymawszy cios od gladiatora, Księdza Bosko,
leży u jego stóp rozciągnięty na ziemi. Z tych plotek dziennikarskich zdał sprawę
adwokat Menghini, który bronił wówczas monsignora Gastaldiego w pewnej zawiłej
kwestii prawa kanonicznego, pisząc już po wyjeździe Księdza Bosko z Rzymu. Co
dotyczy tego, co dzienniki piszą o zrzeczeniu się arcybiskupstwa, nie ma do tego
żadnej podstawy. Przypuszczam, że karta z mojej obrony przedostała się do
dziennikarzy, którzy ją wykorzystali dla zdobycia paru lir. Cytuję ze stronicy 37
wzmiankę obrony, która brzmi: „Dwukrotnie przedłożyłem Ojcu świętemu moje żywe
pragnienie ustąpienia ze stanowiska, na którym mam ręce związane nie tylko przez
władze cywilne, ale i kościelne”. Zresztą jestem przekonany, że arcybiskup nigdy
dobrowolnie nie zrezygnowałby z urzędu.
W Oratorium wówczas nie czytano w ogóle dzienników, z wyjątkiem kilku
Przełożonych i to nie na oczach wszystkich.
Pomimo to jakieś echo tego „cancan” dawało się od czasu do czasu usłyszeć,
o ile prasa katolicka lub umiarkowana występowała w obronie Kościoła lub Księdza
Bosko, chwaląc go. Zapytywany, co on na to - zmieniał temat rozmowy.
Razu pewnego spróbowano inaczej. Wśród otoczenia Księdza Bosko, zeszła
rozmowa na temat światowej chwały, jaką otaczały go światowe dzienniki. A wtedy
ktoś zapytał: Czy nie wbije to Księdza w pychę? Miałbym z czego pysznić się! -
zawołał Ksiądz Bosko. Obawiam się, że Pan Bóg karze mnie za inne grzechy a nie za
ten. Widzę tylko, że zbyt mały wkład daję w nasze dzieła! Gdyby Opatrzność nie
raczyła kierować sprawami do zamierzonego celu, my byśmy zbankrutowali! Moja
cześć jest w tej chwili tak nikła, że jestem zdumiony, jak pomimo wszystko nasze
Zgromadzenie i tyle innych dzieł przedsięwziętych może się rozwijać.
Zgodnie z naszym zwyczajem, nim powrócimy do Księdza Bosko w drodze
powrotnej do Turynu, przedstawimy czytelnikom chronologicznie ułożoną grupę
listów, pisanych przez Księdza Bosko z Rzymu w owym miesiącu. Oto te, które
zdołaliśmy zebrać:
1. Do księdza Jana Bonettiego. Ksiądz Bosko, ilekroć udawał się z Oratorium,
wynajdował różne sposoby znajdowania się wśród swoich chłopców i zachęcania ich
do dobrego. W tym roku posyłając im błogosławieństwo Ojca świętego, pisał, że tenże
prosi o Komunię św. wszystkich wychowanków a równocześnie prosi
i o Komunię św. dla siebie, by sprawy jego wzięły dobry obrót, jak tego pragnął.
15

2.6 Page 16

▲back to top
Wikariat Apostolski w Malabarze pozostał pobożnym pragnieniem kardynała Franchi.
Zgon Piusa IX i następujące po nim zmiany, że więcej o tym planie nie myślano.
Mój drogi księże Bonetti, posyłam ci liścik dla kleryka Zemo i Laurari. Wierzę,
że stanie się to, co obiecują. Powiedz Wincentemu, by pozdrowił bardzo ode mnie
swoją mamusię, której Ojciec święty przesyła szczególne błogosławieństwo. Inne
szczególne błogosławieństwo przesyła on naszym chłopcom imiennie, mianowicie
tym, którzy są wpisani do Małego Kleru, Towarzystwu św. Alojzego i Najświętszego
Sakramentu. Życzę wszystkim zdrowia, świętości i mądrości oraz heroicznego zapału
udania się na misje do Indii, gdzie przyjęliśmy Wikariat Apostolski, około 3 milionów
dusz. Polecam się, by wszyscy przyjęli Komunię św. na moją intencję, gdyż mam
wiele zawiłych spraw do załatwienia; ja zaś pomodlę się za wszystkich nad grobem św.
Piotra. Niech was Bóg błogosławi. Amen. Pozdrowienia od PP. Aleksandra i Matyldy.
etc.
2. Do pana Andrzeja Bossi. Ten pan, jak się zdaje był konfidentem rządowym,
a może nawet nawróconym masonem. Przychodził on często do Księdza Bosko,
okazując mu szacunek i zaufanie. Ksiądz Bosko według swego zwyczaju, traktował go
z uprzejmością, podsuwając mu myśli o zbawieniu własnej duszy. Nadchodzące
wieści od misjonarzy pobudziły aktywność Świętego, by coś więcej uczynić i dla
Brazylii, gdzie rządy wtedy sprawował imperator Don Pedro II, zdetronizowany przez
rewolucję w 1889 i zmarły na wygnaniu dwa lata później.
Carissimo Signor Bossi!
Rozpoczynam od podziękowania za pamięć o mnie i o naszym małym światku
na Valdocco. Często mówimy o panu, spodziewając się, że nie za długo nas odwiedzi.
Cieszę się, że zdołał otrzymać rodzinne wiadomości od cesarza Don Pedro i jego żony
imperatorowej Brazylii. Wierzę, że przy tym poparciu wielu biednych chłopców może
stać się dobrymi obywatelami kraju, a inaczej skończą w więzieniu. Ale wszystko
zostawiam roztropności pańskiej. Sprzedaż placu, który odstąpiłby pan Piano, już
nieaktualna. Buduje się tam kościół i już rozpoczęto wykopy. Niech Bóg zachowa
Pana w zdrowiu... etc.
3. Do księdza Michała Rua. W święto Trzech Króli odbyło się w Oratorium
pierwsze przedstawienie teatralne, potem miały się odbywać, co niedzielę. Od kilku lat
jednak Ksiądz Bosko nie był z teatrzyku zadowolony, bądź to dla treści sztuk
wystawianych, bądź też dla sposobu ich odgrywania. Mianowicie te tasiemcowe
komedie, stroje zbyt kosztowne, brak wytkniętego celu moralnego, naruszanie
porządku dziennego, dodatkowa kolacja dla aktorów po przedstawieniu, zbytnia
pobłażliwość i brak czujności u kierownika, spowodowały pewne nieporządki. Już
w roku 1876 Ksiądz Bosko wezwał do siebie koadiutora Dogliani - kapelmistrza
i Barale - księgarza, obaj w wieku około 28 lat, sprytnych i zdolnych, by mu
towarzyszyli w drodze do miasta i tak przedstawił im swoją myśl: Nasz teatrzyk
obecnie mnie nie zadawala, bo nie ma tego ducha, którego mieć winien. Chciałbym
wam obu więc powierzyć jego kierownictwo. Pragnąłbym, by były wystawiane sztuki
16

2.7 Page 17

▲back to top
proste i łatwe, a przy tym moralne. Chciałbym je wpierw widzieć, nim zostaną
wystawione na scenie. Obaj koadiutorzy dołożyli starań, by zadowolić Księdza Bosko.
Trzeba było dłuższego czasu, by zmienić dotychczasowy stan rzeczy. Ksiądz Bosko
był nawet zmuszony zawiesić dramat pt. „Poveri di Parigi” pomimo, że już role były
opanowane. W liście nalega, by wrócono do dawnego teatrzyku.
D. Rua Carissimo!
Zwróć więcej uwagi na ten kochany teatrzyk. Pomów z księdzem Lazzaro
i dołóżcie starań, by usunąć zeń sztuki tragiczne, pojedynki, wyrażenia sakralne.
Barale razem z Doglianim mogli, by wam pomagać. Jeśli Siostry pragną iść na
przedstawienie, niech idą. Dzisiaj wieczorem znowu mam audiencję u Papieża. Valete
et gaudate omnes in Domino.
Rzym, 11.10.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
4. Do tegoż księdza Rua. List jest bez daty, był jednak napisany po pierwszej
audiencji prywatnej u Papieża. Wzmianka o Oratorium w Chieri wymaga pewnych
wyjaśnień. Pierwsi, którzy zwrócili się do Księdza Bosko z prośbą o zainicjowanie
Oratorium w tej miejscowości, byli Bracia Apostolscy - związek kapłanów zakonnych
i świeckich wspólnie pracujących dla zbawienia dusz. Na posiedzeniu 18 sierpnia
1875 roku, jak wynika z protokołów, powzięto decyzję: powołać do życia Oratorium
świąteczne przy pomocy Czcigodnego Księdza Bosko, którego poproszą o to ks.
kanonik Calosso i kanonik Menzie.
Uprzedzając przybycie Salezjanów, kapłan ks. Sona wraz z jezuitą O. Alojzym
Testa, otworzyli pewnego rodzaju Oratorium w roku 1876 w San Bernardino, w roku
1877 w San Michele. Na razie przygotowano teren na przybycie synów Księdza Bosko.
W tym celu naturalnie musiały być przeprowadzone pewne pertraktacje
z Kurią turyńską. Do tego odnosi się „długi list”, o którym wspomina Ksiądz Bosko.
Również specjalne błogosławieństwo dla chorego księdza Vespignani wymaga
pewnego komentarza. Ks. Vespignani, wówczas już neoprezbiter, wstąpił do
Oratorium 6 listopada 1876 roku. A na Boże Narodzenie już go Ksiądz Bosko dopuścił
do złożenia profesji wieczystej. Przebywając w rodzinie od sierpnia do września pluł
krwią; w Oratorium po Trzech Królach powróciły ostre bóle w piersiach z kaszlem
i krwotokami. Posłano go do Alassio, by w łagodnym klimacie podleczył swe płuca,
lecz stan jego pogorszył się tak dalece, że musiał położyć się do łóżka. Ponieważ,
zdaniem lekarza, powietrze nadmorskie mu nie odpowiadało, powrócił do Turynu.
Gdy przyjechał do Bra, miał tak silne krwotoki, iż zdawało się, że tego nie przeżyje.
Powtarzały się one kilkakrotnie aż do święta MB Gromnicznej, gdy Ksiądz Bosko,
wróciwszy z Rzymu, poszedł go odwiedzić.
No, jak się ksiądz ma? – spytał. Czy czuje się lepiej?
Ech, źle. – odrzekł. Prosiłem o wyjazd do Ameryki a tymczasem trzeba było się
cofnąć. Teraz przygotowuję się na drogę do wieczności.
17

2.8 Page 18

▲back to top
Nie, nie - odrzekł Ksiądz Bosko. Ksiądz pojedzie na misje. To rzekłszy
pobłogosławił go.
Od tej chwili ksiądz Vespigniani poczuł się lepiej na zdrowiu, do tego stopnia,
że jeszcze tego samego roku wyjechał do Ameryki.
Pracował na misjach aż do roku 1922, a gdy to piszemy zajmuje w Turynie,
w Kapitule Wyższej stanowisko radcy zawodowego.
D. Rua Carissimo!
1. Daj znać panu Cride, że partia zrobiona. Niech się modli i ja również mu
będę towarzyszył w modlitwach i miejmy nadzieję w Bogu.
2. Urządźcie dla chłopców przedstawienie w tłusty czwartek, lecz niech to będą
rzeczy krótkie, wesołe i żeby nie przeciągnęły się za godzinę piątą.
3. Co do pani Pozzi, dobrze będzie oczekiwać testamentu. Jeśli pozostawi nam
jakiś legat, można odprawić obrzędy żałobne.
4. Nasz arcybiskup napisał mi długi list, przesyłając wiadomości o swym
zdrowiu, okazał swe zadowolenie z Oratorium w Chieri...
5. Powiedz księdzu Vespigniani, że prosiłem o specjalne błogosławieństwo dla
niego od Ojca świętego, jak również o drugie dla wszystkich chorych, a specjalnie dla
księdza Guidazio i Toselli.
6. Prześlij to samo błogosławieństwo babce Teresie, pani Cinzano, pani
Massarola, pani Mandillo etc., /bez podpisu i daty/.
5 i 6. Do tegoż księdza Rua. List bez daty, pisany w tygodniu poprzedzającym
wyjazd do Albano.
Carissimo Don Rua!
l. Posyłam ci kilka pism dla orientacji twojej i księdza Lazzaro.
2. Idź do mego pokoju, znajdziesz na biurku w drugiej przegródce „I1 Cattolico
proveduto” /z serii Letture Cattoliche/ poprawiony do druku; tam też będą arkusze,
w których jest mowa o istnieniu Boga etc., poślij mi je. Także prasę codzienną
zwłaszcza „Unita Cattolica” odnośnie do spraw naszych.
3. Przed wyjazdem złożyłem prośbę do Ministerstwa Wojny i Spraw
Wewnętrznych celem otrzymania pomocy dla Oratorium. Jeśli otrzymałeś, jakąś
odpowiedź, prześlij mi ją dla informacji.
4. Ksiądz Berto otrzyma wiadomość o pomyślnym wyniku naszych starań
u ministra Coppino.
5. Powiedz księdzu Guidazio, żeby nie marudził, ale leczył się skutecznie, by
mógł jeszcze wiele pracować.
6. Ksiądz Sospini i ksiądz Berto śpią i stołują się w szpitalu Świętego Ducha. Ja
jestem na stancji u p. Sigismondi i zabiegam o usystematyzowanie trudnych spraw
„dei Concattini” ze salezjanami.
18

2.9 Page 19

▲back to top
7. W przyszłym tygodniu, jeśli Bóg pozwoli, zrobię wypad do Albano.
Wracając do Turynu odwiedzę Magliano i Florencję.
8. Powiedz współbraciom i wszystkim kochanym chłopcom, że mam wiele
poważnych spraw do załatwienia, dlatego potrzebuję bardzo ich modlitwy. Powiedz
im, żeby ofiarowali Komunię świętą za mnie, a ja pomodlę się w ich intencji przy
grobie świętego Piotra.
9. Podaj mi wiadomości o zdrowiu Arcybiskupa i naszego drogiego Toselli.
10. Powiedz Juliuszowi, by dobrze zamiatał nasze schody i zbierał rozrzucone
kartki papieru.
11. Pozdrów serdecznie zacną babcię Teresę i wszystkie nasze Siostry
w Jezusie Chrystusie. Niech Ci Bóg błogosławi etc.
Ksiądz Jan Bosko
7. Do księdza Jana Cagliero. W manuskryptach z tym listem złączony jest
bilecik bez daty, powtarzający, co niżej z dodatkiem postscriptum następującego:
W tej chwili wracam od Ojca świętego, który przesyła Apostolskie błogosławieństwo
dla wszystkich salezjanów w Ameryce, dodając: Polećcie im w moim imieniu,
by dokładnie zachowywali swoje Reguły, zwłaszcza, co do moralności,
która w tamtejszych warunkach narażona jest na ciągłe niebezpieczeństwa.
Mio Caro Don Cagliero!
W tej chwili, jak sądzę, już powitałeś naszych drogich Współbraci, po ich
długiej a ufam i pomyślnej podróży, choć nie mam jeszcze od nich wiadomości. Tym
razem pomijam inne sprawy, a piszę tylko o najważniejszych. Otóż Ojciec święty
przedłożył mi nowe propozycje, które przyjąłem. A teraz zobaczymy, co się da zrobić.
Chodzi mianowicie o Wikariat Apostolski w Patagonii tj. Carmen, Santa Cruz lub
Puntaarenes, a raczej jeden wspólny, obejmujący wszystkie trzy prowincje. Można by
rozpocząć od zakładu wychowawczego i seminarium w Carmen vel Patagones, czy
Concepiton. Lecz środki na to?...
Propaganda przyjdzie z pomocą, również Kongregacja Rozkrzewiania wiary,
także Ojciec święty, resztę pomyślimy sami. Personel? Musi to być z naszego worka.
Mam na myśli zaprosić monsignora Ceccarelli, by stanął na czele tej inicjatywy.
Ty rozmówisz się sam z nim. Prawda, trzeba by go zrobić biskupem, mógłby przy tym
zatrzymać tytuł proboszcza, a posłać jednego lub dwu salezjanów w jego zastępstwie
do S. Nicolas. Dalej przejmiemy Wikariat Apostolski w Mangalote w Indiach z trzema
milionami dusz. Tak referuje mi kardynał Franchi.
Ksiądz Cagliero - Wikariuszem Apostolskim, ksiądz Bologna – jego
wikariuszem generalnym, reszta personelu z tych, co już są i co się przygotowują. Bez
trudności wyślemy 6 - ciu salezjanów dla Patagonii, 10 - ciu księży z 10-ciu
katechistami dla Indii. Resztę zrobi Bóg. Jak widzisz, ja daję zarządzenia, ty pomyślisz
o reszcie. Pomów więc z monsignorem Ceccarelli i z innymi oraz daj mi znać, coście
uradzili.
19

2.10 Page 20

▲back to top
Ojciec święty przesyła szczególne błogosławieństwo dla Salezjanów
w Ameryce, aspirantom i nowicjuszom, w szczególności dla p. Beniteza, dla którego
proszę Boga o zdrowie i długie życie. Nie mogłem ustalić ceny parceli przy kościele
MB Miłosierdzia; myślę, że to się stanie z początkiem lutego, wtedy ci napiszę.
Konsul jest dobrze usposobiony, lecz że to genueńczyk, dlatego długie z nim
pertraktacje. Powiedz wszystkim salezjanom, że Zgromadzenie zyskuje sławę
w Europie, rośnie w liczbę, a mogę powiedzieć, że i w gorliwość członków.
Otrzymuję prośby ze wszystkich na otwarcie nowych domów. Przekonasz się o tym
z Katalogu Salezjańskiego, który ci prześlę następnym razem. A w Ameryce jak
prosperują? Pisuję zawsze do ciebie 1 - go i 15 - go każdego miesiąca, zdaje się jednak,
że niektóre listy giną. Piszę również do Arcybiskupa, powiadamiając go o życzeniu
Ojca świętego, co do tej próby nawrócenia Patagonii, jak również w sprawie wysłania
relacji do Przewodniczącego Dzieła Propagandy Wiary w Lyonie. Deus nos benedicat
et in sua pace custodiat etc.
Rzym, 14.01.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
PS. Jeśli jeszcze nie widziałeś się z monsignorem Roncetti, to zawita on do was
niedługo. Jest upoważniony do pertraktowania w sprawach kościelnych w Brazylii.
Przybędzie do Buenos Aires zbadać sytuację salezjanów. Będzie rozmawiał
z biskupem na temat możliwości przejścia do Pampas w Patagonii. Jest dla nas
życzliwy. Przyczyniłem się również do jego nominacji. Dobrze, by też było, by
arcybiskup był o wszystkim poinformowany. Oczekuję na dobre wieści z Montevideo,
by przesłać wszystkim błogosławieństwo Ojca świętego.
8. Do Józefa Buzzettiego. Dlaczego Ksiądz Bosko nazywa go „Romanludem”
nie wiemy. Może to jedno z przyzwyczajeń Księdza Bosko lub aluzje do jakiegoś
słowa w liście, czy do jakiej osobistej okoliczności. To ten sam Buzzetti, o którego
wielkim przywiązaniu do Księdza Bosko pisze ksiądz Lemoyne /V tom Memorie
Biografiche/.
Mio Caro Romanludo!
Twój list podobał mi się bardzo, a ponieważ nie było w nim sekretów,
odczytałem go prałatom, którzy byli z niego nie mniej zadowoleni. Dobrze, mój drogi,
postępuj tak nadal. Pozdrów ode mnie twoich muzykantów i powiedz, że chciałbym
usłyszeć piękną sonatinę przy powrocie do Oratorium, za co im obiecuję napiwek, ale
taki... Niech Bóg Cię błogosławi, mój drogi Buzzetti, przyjmij, a raczej przyjmijcie
w mojej intencji Komunię świętą. W najbliższym tygodniu, jeśli Bóg pozwoli,
zobaczymy się. Do widzenia etc...
Rzym, 20.01.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
20

3 Pages 21-30

▲back to top

3.1 Page 21

▲back to top
9. Do monsignora Józefa Gastaldi. Ksiądz Bosko odpowiada na jego list,
w którym arcybiskup wspomina o Oratorium w Chieri. Pod datą 7 stycznia adwokat
Manghini, zdając sprawę swemu dostojnemu Klientowi z przeprowadzonej obrony
jego w procesie przed Kongregacją Soboru, wyraził się następująco: Wydaje mi się, że
byłoby stosownym i „politycznym” w tej chwili wyrazić pewne uznanie Księdzu
Bosko, który ma wielkie względy u kardynała Berardiego, jednego z sędziów
Kongregacji Soboru. Dlatego proszę wysłać do niego list według załączonego wzoru.
List arcybiskupa nie nosił daty, lecz kardynał di Canossa upewnia, że ta
korespondencja miała miejsce 14 stycznia. A oto treść listu:
Eccelenza Reverendissima!
List Waszej Ekscelencji sprawił mi największą pociechę, tym bardziej,
że upewnił mnie o jego zdrowiu, o które się modliłem do Boga. Gdy tylko będę na
audiencji u kardynała Berardiego i nie wątpię, że będę mile przyjęty. Jest on jednak
bardzo zajęty. Co do Chieri, uczynię, co będę mógł, by zaktualizować Oratorium dla
młodzieży; jest dla mnie wielką zachętą uznanie i poparcie ze strony władzy
duchownej. W tej chwili, gdy to piszę, przebywa monsignor Canossa, biskup Verony,
który pyta o zdrowie Waszej Ekscelencji i bardzo się cieszy dobrymi wiadomościami.
Upoważnia mnie do przesłania Jego ukłonów Waszej Ekscelencji. Przybył do Rzymu
i stara się o zwolnienie od arcybiskupstwa Bologni, na które został promowany przez
Papieża, mianującego go kardynałem. Wydaje mu się jednak trudnym uzyskanie
decyzji Ojca świętego. Proszę Boga, by raczył Ekscelencję zachować w dobrym
zdrowiu etc. Waszej Ekscelencji pokorny sługa
Ksiądz Jan Bosko
10. Do księdza Józefa Bologna. Listy Księdza Bosko do Oratorium były
czytane publicznie po modlitwach wieczornych. Ksiądz Bosko zazwyczaj imiennie
pozdrawiał wychowanków i współbraci. Ksiądz Bologna, prefekt eksternistów, nie
słysząc siebie wymienionego, był z tego niezadowolony. Ksiądz Bosko
dowiedziawszy się o tym pisze do niego żartobliwy wierszyk, w którym czyni tę aluzję
do różnych języków, jakie studiował ksiądz Bologna, pragnąc wyjechać na misje.
Wierszyk ten jest zawarty w liście do księdza Cagliero, przeznacza go na wikariusza
generalnego w Indiach.
Caro Don Bologna!
Ty, Bologna żal masz do mnie. A na Ceylon czas już jechać,
i za winę poczytywał, gdzie cię Mangalore czeka
żem cię w liście nie wymienił, i zaprasza na swe niwy,
żem ci długo nie pisywał.
Więc Apostoł niech nie zwleka.
21

3.2 Page 22

▲back to top
Jeśli o to idzie przecie. Zabierz z sobą liczne rzesze,
to cię chętnie uraduję, które śladem Ksawerego
lecz wpierw listem ty mnie uciesz, pójdą głosić słowa święte
czego bardzo oczekuję ku czci Boga Wszechmocnego.
Bo chcę wiedzieć, jak tam język? Żniwo czeka już dojrzałe,
czy hiszpański, czy niemiecki, czeka trud misyjny ciężki,
czy angielski idzie tobie, ale wahać się nie trzeba,
chyba postęp w nich nie kiepski, bo to będzie bój zwycięski.
Rzym, 22.01.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
11. Do księdza Juliusza Barberisa. Po śmierci księdza Chiala polecono księdzu
Barberisowi opracowywanie i wydawanie listów misjonarzy z Ameryki.
Drogi księże Barberis!
Posyłam ci list od misjonarzy. Staraj się usunąć z niego wyrażenia
obcojęzyczne – angielskie czy irlandzkie etc. – niezrozumiałe dla czytelników. Do
nowicjuszów w związku z ich listem do Ojca świętego, napiszę osobno. Ojciec święty
od dwóch dni jest w łóżku, dzisiaj ma się lepiej. Przyjął mnie w tej pozycji,
pozwalając mi towarzyszyć sobie przez blisko trzy kwadranse. Powiedz nowicjuszom,
że planuję dla nich poważne imprezy i że zdołają z nich się wywiązać pozytywnie
i z korzyścią przy pomocy trzech „S” – sanitas, sanctitas, sapientia. Pozdrów ode mnie
Peretto i powiedz, że pamiętam o jego liście. Poślij mi, czym prędzej dekret odnośnie
do Dzieła Maryi Wspomożycielki. Niech ci Bóg błogosławi, módlcie się wiele za mnie,
etc...
Rzym, 23.01.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
12. Do księdza Jana Branda. Był on katechetą rzemieślników. Nim jednak
przytoczymy list do niego, wypada najpierw zwrócić uwagę na wyjątek z listu do
księdza Rua z dnia 22.01.: Powiedz moim drogim przyjaciołom rzemieślnikom,
że przeczytałem Ojcu świętemu list pisany przez księdza Branda od nich i że Ojciec
święty był z niego zadowolony. Powtórzył parokrotnie: „Niech Bóg błogosławi tych
moich drogich synów. Sprawili mi naprawdę wielką radość. Niech nadal będą wielką
radością. Niech nadal będą dobrymi, modlą się za mnie, gdyż czuję, że zbliżam się do
wieczności”.
Drogi księże Brando!
Wiadomości od ciebie sprawiły mi wielką pociechę. Ojciec święty słuchał
uważnie, gdy mu czytałem twój list i był bardzo zadowolony. Przesyła wszystkim
rzemieślnikom specjalne błogosławieństwo. Powiedz Ariettiemu, że czas jeszcze mu
22

3.3 Page 23

▲back to top
służy, miłosierdzie Boga jest wielkie, lecz niech nie odkłada. Myślę, że sprawi mi
pociechę na świętego Franciszka Salezego...
Wszystkim powiedz, że pamiętam o nich zawsze we Mszy świętej. Dziękuję im za
modlitwy w mej intencji, które zostały częściowo wysłuchane... i proszę o dalszą
pamięć. Pozdrów ich wszystkich ode mnie... etc.
Rzym, 25.01.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
W dniu 29 stycznia, Ksiądz Bosko odprawił Mszę świętą ku czci św. Franciszka
Salezego w kaplicy domowej państwa Sigismondich i pożegnawszy się ze swymi
zacnymi gospodarzami, wyjechał z Rzymu do Magliano. Tu oczekiwał na niego, na
stacji Borghetto, biskup sufragan kardynała Bilio. Po drodze spotkali go klerycy
seminarium, chłopcy z konwiktu i eksterniści wraz ze swoimi nauczycielami, którzy
na przywitanie całowali Księdza Bosko w rękę. Po ojcowskim powitaniu ich, Ksiądz
Bosko wsiadł do karocy biskupiej, którą przybył do miasta. Tu znów witała go Rada
Miejska wraz z Przewodniczącym, niejakim panem Orsoli (niedźwiedź), którego
nazwisko odpowiadało jego usposobieniu względem duchownych, a którego Ksiądz
Bosko zdobył miłym obejściem. Następnego dnia Ksiądz Bosko był na akademii
urządzonej przez seminarzystów ku jego czci. Ksiądz Bosko w przemówieniu
końcowym - na tle słów klasycznego Agesilaosa, które wypowiedział z okazji
wizytowania szkoły - pozostawił uczniom upomnienie na pamiątkę swego pobytu: Nie
czynić tego, czego w przyszłości mielibyśmy żałować, a spełniać to, co będzie
korzystne. W trzecim dniu odbyło się ćwiczenie dobrej śmierci. Pod wieczór przybył
z Viterbo, z garnizonu wojskowego, podporucznik Graziano, były wychowanek
Księdza Bosko. Pod jego batutą podczas akademii wykonano dwa utwory księdza
Cagliero: „Sierotka” i „Kominiarz”, przy wtórze gitary.
Pierwszego lutego pożegnał się z dobrodziejami i współbraćmi i odjechał do
Florencji. Tam zatrzymał się trzy dni w domu niejakiej pani Uguccioni, pobożnej
dobrodziejki, będącej w żałobie po niedawnej śmierci swego małżonka.
W dniu 4 lutego stanął w Turynie, powitany w Oratorium ze zwykłym
entuzjazmem.
Trzy dni potem powrócił Ksiądz Bosko do Rzymu we śnie. Był to sen proroczy,
który opowiedział dyrektorom zebranym na konferencji dorocznej. Podajemy jego
opis według relacji księdza Barberisa i Lemoyne. Trzeba zaznaczyć, że Jego
Eminencja Monaco la Valetta, wikariusz Ojca świętego po śmierci kardynała Patrizi,
prosił Księdza Bosko o wysłanie kilku salezjanów do szpitala della Consolazione obok
Forum Romanum. Brakowało wtedy personelu, lecz Ksiądz Bosko z uwagi na to,
że ów kardynał Wikariusz po raz pierwszy zwracał się do Zgromadzenia o pomoc - za
wszelką cenę pragnął zadośćuczynić jego prośbie.
Lecz o to w noc poprzedzającą, 7 lutego, udając się na spoczynek z tą myślą
śnił, że znajduje się w Rzymie.
23

3.4 Page 24

▲back to top
Zdawało mi się, że jestem w Rzymie i idę do Watykanu. Gdy już znajdowałem
się w jednej ze sali papieskich, wchodzi Pius IX i przyjaźnie siada obok mnie w fotelu.
Zmieszany tą jego bezpośredniością, chcę powstać i złożyć mu należyte uszanowanie,
ale On nie pozwala, owszem przymusza mnie, abym bez żenady dalej siedział,
a równocześnie nawiązuje ze mną rozmowę:
Niedawno przecież widzieliśmy się...
Ksiądz Bosko – Tak, Ojcze święty, kilka dni temu.
Papież – Odtąd będziemy się częściej widywali, gdyż mam wiele rzeczy do
omówienia z Księdzem. Najpierw niech mi Ksiądz powie, co już załatwił po swoim
wyjeździe z Rzymu?
Ksiądz Bosko – Choć czasu nie było dużo, to jednak udało mi się załatwić
wszystkie sprawy zaległe z powodu mej nieobecności w domu. Następnie
rozpatrywaliśmy, co się da zrobić dla Koncepcjonistów. Przyszła też prośba kardynała
Wikariusza, abyśmy objęli opiekę duchową nad szpitalem Matki Boskiej Pocieszenia.
Jest to pierwsza prośba od wspomnianego kardynała, dlatego chcielibyśmy mu iść na
rękę, ale niestety brak nam personelu.
Papież – A ile księży wysłaliście do Koncepcjonistów?... Tu Papież, trzymając
mnie pod rękę, zaczął się ze mną przechadzać po sali.
Ksiądz Bosko – Dotąd posłaliśmy tam zaledwie jednego i właśnie namyślam się,
jak skombinować, by móc posłać więcej. Jestem w prawdziwym kłopocie...
Papież – Zanim uruchomicie inne placówki, to pomyślcie o szpitalu
Koncepcjonistów.
Po tych słowach Ojciec święty przystanął, wyprostował się, a twarz jego
rozpromieniła się dziwnym światłem.
Ksiądz Bosko – Och, Ojcze święty, gdyby moi chłopcy mogli ujrzeć teraz
oblicze Waszej Świątobliwości, jakże byliby zachwyceni i wzruszeni. Oni tak kochają
Waszą Świątobliwość...
Papież – To będzie bardzo trudno..... A zresztą, kto wie, czy się nie da
zaspokoić ich pragnienia...
W tej chwili zrobiło się Ojcu świętemu słabo. Opierając się o meble, dowlókł
się do kanapy, a usiadłszy, wyciągnął się na niej. Myślałem, że jest zmęczony
i chciałby trochę odpocząć, więc szukałem jakiejś poduszki, ażeby podłożyć mu pod
głowę. Nie zgodził się, tylko wyłożywszy nogi na sofę, rzekł:
Potrzebne jest prześcieradło i to długie, by mnie mogło okryć od stóp do
głowy...
Przerażony i zdziwiony patrzyłem na niego, nie wiedząc, co robić, ani co
powiedzieć.
Naraz Ojciec święty podniósł się i mówi: Chodźmy...
Weszliśmy do jednej z przyległych komnat, gdzie byli zgromadzeni liczni
dygnitarze kościelni. Papież nie zważając na nich, skierował swe kroki w stronę
sekretnych drzwiczek. Otworzyłem je szybko, by Papież mógł przejść swobodnie.
Widząc to jeden z prałatów tamże stojących, mruknął potrząsając głową: to do
24

3.5 Page 25

▲back to top
Księdza nie należy, są inni od tego... Słysząc to Papież, odwrócił się powiedział
z uśmiechem:
Pozwólcie Księdzu Bosko, niech ma tę przyjemność, bo ja sobie tego życzę.
Pius IX od chwili, gdy wszedł za te drzwiczki, już więcej się nie pokazał.
Zostałem sam, nie zdając sobie sprawy, gdzie się znajduję. Rozglądając się
wokoło, zauważyłem ku wielkiej mojej radości Buzzettiego. Zanim go zagadnąłem,
zwrócił mi uwagę:
Niech Ksiądz patrzy, jak ma już buciki przyniszczone.
Ksiądz Bosko – Wiem o tym, cóż chcesz, zrobiły one już bardzo długą drogę.
Byłem w nich w Lanzo, potem dwa razy w Rzymie, potem we Francji, a teraz znów
jestem we Wiecznym Mieście. Muszą więc być już nadniszczone.
Buzzetti – No tak, ale w takim stanie nie należy ich nosić. Podeszwy są już
zupełnie zdarte i Ksiądz chodzi właściwie bosą stopą po ziemi.
Ksiądz Bosko – Dobrze, dobrze, ale powiedz mi, gdzie właściwie jesteśmy? Co
tu robimy? Czy ty może wiesz, po co tu jestem?
Buzzetti – Pewno, że wiem...
Ksiądz Bosko – Powiedz mi zatem, czy śnię, czy też to, co widzę, jest
rzeczywistością? Mówże prędzej...
Buzzetti – Ależ na pewno Ksiądz nie śpi. Wszystko, co tu widzi jest
rzeczywistością. Znajdujemy się w Rzymie, w Watykanie. Papież umarł... na dowód
tego, gdyby Ksiądz Bosko chciał stąd wyjść, nie znajdzie schodów.
Wówczas podszedłem do okna, potem do drzwi i doprawdy wszędzie ujrzałem
domy zburzone, meble połamane i zniszczone. Klatka schodowa zerwana. Wszędzie
rumowiska.
Ksiądz Bosko – Nareszcie mam dowód, że to wszystko sen. Przecież przed
chwilą byłem w Watykanie z Papieżem i nic tam podobnego nie było...
Buzzetti – Właśnie, że te ruiny są spowodowane gwałtownym wstrząsem, jaki
nastąpi po śmierci Piusa IX, gdyż cały Kościół tą śmiercią będzie doprawdy
wstrząśnięty. Stałem bezradny nie wiedząc, co mówić, co czynić, a chciałem na
wszelki sposób wydostać się z tego miejsca, bałem się zaś runąć, w jakąś przepaść.
Mimo to próbowałem zejść, ale wielu powstrzymywało mnie: jedni za ręce, drudzy za
sutannę, inni wreszcie za włosy tak, że nie mogłem się ruszyć i zacząłem krzyczeć:
Aj, przecież to boli... Ból był tak przenikliwy, że wskutek tego... przebudziłem się...
Ksiądz Bosko nie przykładał zbytniej wagi do tego snu, jako do pewnego
objawienia. Nie mniej zabronił dyrektorom rozmawiać o nim z kimkolwiek i był
zdania, że nie ma powodu do żadnej obawy. Przekonano się jednak, po upływie
dokładnie roku, że nie był to zwykły sen: oto w nocy z dnia 6 na 7 lutego po
krótkotrwałej chorobie, Pius IX przeniósł się do wieczności.
25

3.6 Page 26

▲back to top
ROZDZIAŁ II
Sprawa Koncepcjonistów
Po pierwszej, tak wiele obiecującej fazie (porówaj tom 12, rozdział 17) sprawa
Koncepcjonistów zaczęła się coraz bardziej komplikować. Nie brakło głosów
niezadowolenia wśród kleru rzymskiego, że aż z obcej diecezji wzywa się kapłana do
kierowania instytucją w mieście Rzymie, jakby nie było miejscowych kapłanów, czy
zakonników zdolnych do tego. Podobne głosy dotarły aż do papieża i to ze strony
czynników oficjalnych.
Do zewnętrznych trudności dołączyły się wewnętrzne opory. Zarząd Instytutu
Koncepcjonistów tak dalece szwankował, że władze cywilne zamierzały odebrać im
szpital Świętego Ducha. Sam książe Borghese, delegat świecki, miał się wyrazić:
Mówią, że Ksiądz Bosko czyni cuda, ja w to nie wierzę. Ale gdyby zdołał
uporządkować sprawy Koncepcjonistów, byłby to jeden z największych cudów...
Istotnie panował tam okropny nieład. Niektórzy z braci nie byli dopuszczeni
jeszcze do Komunii św., od wielu lat nie uczęszczało do sakramentów świętych.
U wielu z biegiem czasu znikło zupełnie pojęcie o życiu zakonnym pomimo,
że jeszcze nosili habit. Ponadto tyle o Księdzu Bosko rozchodziło się złośliwych
plotek, że większość zakonników czuła przed nim obawę...
W ciągu stycznia odwiedził ich Ksiądz Bosko kilkakrotnie, odprawił im Mszę
św., rozmawiał z nimi i zdawało się, że za łaską Bożą wszystko jest na dobrej drodze.
Większa część z nich przystąpiła do spowiedzi i zaczęła uczęszczać do sakramentów
świętych. Nie mało zostało jeszcze do zrobienia i należało postępować roztropnie
i ostrożnie. Ojciec Święty powiadomiony o pomyślnych rezultatach nie posiadał się
z radości.
Nie mniej jednak odzywały się głosy niezadowolenia wśród niektórych
dostojników. Delegacja duchowna pod przewodnictwem pewnego prałata udała się do
Ojca świętego, przedkładając życzenie, by kierownictwo Instytutu powierzył Jezuitom.
Ojciec święty, niezadowolony z tego, odpowiedział z dobrocią, że gdyby posłał tam
Jezuitów, to tego samego jeszcze dnia wieczorem zmuszony byłby ich odwołać
z powodu tumultu, który by miał miejsce w szpitalu, a wobec tego, że salezjanie
osiągnęli już tam pomyślne rezultaty, nie widzi potrzeby posyłać tam innych. Proszę
powiedzieć Księdzu Bosko - zwrócił się do przewodniczącego Prałata - że jestem
z jego pracy zadowolony. Niech zatrzyma nadal kierownictwo Instytucji i czym
prędzej sprowadzi tam swych synów. Chcę też, by każdy salezjanin otrzymał należną
pensję regularnie oraz codzienną żywność i utrzymanie. A do pewnej zaufanej osoby
wyraził się następująco: Przeszkadzają na wszelki sposób, by mu się to nie udało.
Biedny Ksiądz Bosko! Jest on szlachetny i czyni wszystko, co może.
26

3.7 Page 27

▲back to top
Ale Papież nie poprzestał na tym. Aby położyć kres intrygom utrudniającym
pracę Księdza Bosko, postanowił, że dyrektor salezjański Koncepcjonistów miał
zależeć bezpośrednio od Papieża i raz w miesiącu miał mu składać sprawozdanie.
Ksiądz Bosko był bardzo zadowolony z tej decyzji, również ze względu na
korzyści, jakie mogło mieć Zgromadzenie z bezpośredniego kontaktu z Papieżem.
„Deus ex machine” stwarzanych trudności był monsignor Fiorani,
komandytariusz szpitala Ducha Świętego. Punktem zasadniczym jego planów było
podwójne kierownictwo Instytucji za pomocą dwóch wizytatorów apostolskich:
duchownego w osobie księdza Bosko oraz materialnego w osobie samego monsignora.
Ale jak mogła na dłuższą metę egzystować rodzina zakonna, mająca dwugłowy zarząd?
Ksiądz Bosko nabrał przekonania, że w ten sposób spodziewana reforma minie się
z celem. Chciał na serio rozmówić się z Ojcem świętym; cóż, kiedy udaremniano mu
audiencję i musiał kontaktować się z nim za pośrednictwem tegoż monsignora Fiorani.
W końcu stanęło na tym, że ten zaproponował Księdzu Bosko w imieniu Ojca
świętego, by ustalić taki podział władzy. Księdzu Bosko nie pozostało nic innego, jak
zgodzić się na ten eksperyment. Mówimy eksperyment, ponieważ uważał on zawsze,
podobny stan za przejściowy podtrzymując, że nie takie życzenie było Ojca świętego.
Zwierzył się z tego przed księdzem Barberisem, który zanotował w swej „cronaca”
słowa Świętego pod datą 1 maja: „Gdy zaproponowano mi po raz pierwszy w Rzymie
zarząd Koncepcjonistów, odpowiedziałem natychmiast, że konieczna jest dla
osiągnięcia tego celu integracja tej instytucji szpitalnej ze Zgromadzeniem
Salezjańskim z zachowaniem jej właściwego celu - obsługi szpitali. A gdy Papież
pochwalił tę myśl, napisałem projekt, który spotkał się z jego aprobatą. Ale
w następstwie powstały różne intrygi i przeszkody oraz trzeba było inaczej ułożyć
sprawy; miało to być jednak do czasu. Pozostaje więc w mocy pierwszy projekt
zaaprobowany przez Papieża”.
Wspomniany eksperyment nabrał konkretnych form w Dekrecie wydanym
w imieniu Ojca świętego przez Kongregację Biskupów i Zakonników, pod datą
06.02.1877 roku. Dekret ten zawierał 7 artykułów:
1. Ksiądz Bosko pozostaje Wizytatorem Apostolskim w sprawach duchownych
dożywotnio, jego zaś następcy ad nutum Stolicy Apostolskiej.
2. Monsignor Fiorani - Wizytatorem Apostolskim in temporalibus, jego
następcy pro tempore.
3. Zawieszona jest władza Przełożonego Generalnego Koncepcjonistów.
4. Obaj wizytatorzy mogą subdelegować swą władzę następcom, tj. salezjanin
i jeden duchowny z kleru diecezjalnego lub zakonnego.
5. Wizytator in spiritualibus ma obowiązek wydelegować jednego salezjanina
do kierownictwa duchowego profesów oraz drugiego do kierownictwa nowicjuszów
według ustaw zakonnych Koncepcjonistów, które pozostają bez zmian.
6. Wizytator in temporalibus, w porozumieniu z wizytatorem in spiritualibus,
ma prawo przyjmować kandydatów do zakonu, dopuszczać nowicjuszów do profesji,
27

3.8 Page 28

▲back to top
jak i wydalać niezdatnych; ma również prawo, zawsze w porozumieniu z drugim
wizytatorem ustanawiać i zmieniać profesów na urzędach.
7. Sprawozdanie trzyletnie składają tejże komisji obaj wizytatorzy.
Sytuację stworzoną przez powyższy dekret tak charakteryzuje Ksiądz Bosko:
Zdecydowano na razie by Ksiądz Bosko miał zarząd w tym, co dotyczy dobra dusz
i postępu duchowego Zgromadzenia Koncepcjonistów. Monsignor Fiorani ma być
głową w sprawach materialnych. Mieliby także tzw. syndyka lub dostawcę
generalnego, wzbogacającego się za ich plecami, prowadzącego bez niczyjej kontroli
zakupy i magazyn. Mieliby także dyrektora generalnego, wybranego z pośród nich
samych. Mając tylu przełożonych sądzę, że sami nie wiedzieliby, którego z nich mają
słuchać, a w takim stanie rzeczy, nie wiem jak zdoła rozwijać się Zgromadzenie. Idzie
o to, by z czasem urobić ich na prawdziwych salezjanów, zachowując nasze Reguły,
zaś, co do sposobu, trzymających się wytycznych własnych. Sami zaś oni, podburzeni
przez niektórych kapucynów i syndyków, żyjących na ich koszt, dając posłuch różnym
szeptanym plotkom, pragnęliby zachować swą autonomię. A Monsignor Fiorani, który
pisał i odpowiadał na moje pisma, że sprawa da się załatwić bez większych trudności,
przekonawszy się o mojej nieustępliwości, puścił wszystko w zwłokę. Dotąd nic się
nie postanowiło i kto wie jak długo przeciągnąłby się ten stan rzeczy, gdybym nie
oświadczył absolutnej konieczności wyjazdu, bez względu na wynik obrad. Jak dotąd
nic się nie zmieniło. A my musimy dążyć do naszego celu, zalecając posłuszeństwo
dla wszystkich przełożonych ogólnie, nie wyszczególniając nikogo.
A oto próbka nastrojów nurtujących w tym Zgromadzeniu. Miało to miejsce z
początkiem lata, w Turynie. Pewien Braciszek, imieniem Piotr, był powodem wielu
nieporządków swoim zachowaniem. Ksiądz Bosko, zgodnie ze swym uprawnieniem
zawezwał go do Turynu, by mu udzielić napomnienia. Braciszek przybywa na miejsce,
nie domyślając się, w jakim celu został wezwany. Ale gdy dowiedział się, o co chodzi,
wpadł w furię i bez spotkania się z Księdzem Bosko, natychmiast odjechał z powrotem.
A teraz cofnijmy się kilka miesięcy wstecz. W lutym rozgorzała polemika
wokół osoby Założyciela Koncepcjonistów, która powiększała ogień niezgody między
tymi, którzy byli za nowym kierownictwem, a tymi, którzy byli temu przeciwni po
ustąpieniu kapucynów. Okazją do tego była korespondencja nadesłana z Rzymu do
L'unita Cattolica, w którym to czasopiśmie 28 stycznia pod tytułem „Don Bosco
e i Concettini” czytało się: Od jakiegoś tygodnia mówi się dużo wśród nas o Księdzu
Bosko i o Koncepcjonistach i uważam za stosowne przedstawić wam, o co chodzi,
skorygować wiadomości, które tam łatwo możecie mieć nie całkiem dokładne, a nawet
wprost szkodliwe. Koncepcjonisci są to Bracia szpitalni Najświętszej Maryi
Niepokalanej, którzy za cel mają opiekę nad chorymi, gotowi dla nich do najniższych
posług. Założeni zostali przez niejakiego Pezzini Cipriano z Cremony w 1854 roku na
cześć Niepokalanego Poczęcia i od samego początku ich asystentem, kierownikiem
i organizatorem był kapucyn Ojciec Jan Chrzciciel Teggiasco z Genui. Ich domem
macierzystym był zawsze szpital Ducha Świętego w Rzymie. A ponieważ wśród nich
nie ma kapłanów i w ogóle nie uprawia się tam nauk klasycznych czy
28

3.9 Page 29

▲back to top
humanistycznych, stąd kierownictwo duchowe, stosownie do reguły, było stosowane
przez Ojców Kapucynów. Ale wobec warunków dzisiejszych czasów, a także i dlatego,
że ich wzywano do różnych szpitali, nie można było ustanowić prawdziwego
nowicjatu, a stąd trudno było zaprowadzić dyscyplinę i regularne zachowanie
konstytucji. A ponieważ w ostatnim czasie wobec sytuacji dzisiejszej zakonów,
kapucyni nie mogli roztoczyć nad nimi potrzebnej opieki, Instytut Koncepcjonistów
groził upadkiem. Ojciec święty, zawsze życzliwie nastawiony do Instytutu, który mógł
tyle dobrego zrobić zwłaszcza dla chorych pozostawających w niebezpieczeństwie
życia, postanowił sam się nimi zaopiekować. Zawoławszy, zatem Księdza Bosko,
przedłożył mu swoje życzenie, aby zajął się tymi synami Niepokalanej, zaznaczając
przy tym, że już postanowił wybudować na placu Mastai odpowiedni budynek na
nowicjat dla Koncepcjonistów. Ksiądz Bosko przyjął propozycję Jego Świątobliwości
z tytułem Wizytatora Apostolskiego ad vitem z pełną jurysdykcją. Tak będzie można
z pomocą kapłanów salezjanów otworzyć potrzebny nowicjat i zaprowadzić
wspólność życia, a nowy Instytut będzie w stanie osiągnąć cel tak bardzo pożyteczny,
jakim jest opieka nad duszami i ciałami chorych, zwłaszcza w ich ostatnich chwilach
życia.
Ojciec Valentino z San Remo, Kapucyn, dotychczasowy dyrektor
Koncepcjonistów, przeczytawszy powyższy artykuł czuł się nim dotknięty, uważając
go pod każdym względem za niezgodny z prawdą za wyjątkiem tego, co było w nim
powiedziane o trosce Ojca świętego odnośnie do Instytutu. Wysłał więc natychmiast
z Anagni do dyrektora dziennika turyńskiego ostry protest, załączając przy tym
sprostowanie własnoręcznie napisane przez Jana Chrzciciela Taggiasco, jego
współbrata rezydującego w Rzymie, którego przedstawił, jako rzeczywistego
założyciela Koncepcjonistów.
Miała to być odpowiedź na „kłamliwy” artykuł i przywrócenie dobrego imienia
zakonowi kapucynów i ostatecznym wyjaśnieniem stanu rzeczy, jaki był znany
w Rzymie tym wszystkim, którzy mieli jakąkolwiek styczność z tak wybitnym
szpitalem, jakim był szpital Ducha Świętego.
L'unita Cattolica, ze względu na Księdza Bosko, który napisał powyższy
artykuł według tego, co mu zreferowali starsi członkowie Koncepcjonistów, nie
wydrukował artykułu Ojca Valentino, który wobec tego opublikował go w jednym
periodyku franciszkańskim. Według tej wersji Koncepcjoniści mieli być założeni
w 1857 roku przez wspomnianego Ojca Taggiasco z pomocą jego współbraci, a to
w tym celu, aby opiekę nad chorymi mieli zakonnicy, a nie osoby świeckie. Na
potwierdzenie tej tezy przytaczał deklaracje podobnej treści jednego z braci
Koncepcjonistów - Kryspina, którego jednak świadectwo, według tego, co pisze
sekretarz Księdza Bosko, jest bardzo podejrzane, a to z powodów, o których lepiej tu
nie wspominać.
Pod tym względem w naszych archiwach istnieje jeszcze inne oświadczenie
własnoręczne pierwszego kronikarza Koncepcjonistów, który przywdział ich habit
w 1858 roku, a zaczął pisać roczniki Instytutu w 1860 roku. Otóż ten pod datą 23
29

3.10 Page 30

▲back to top
listopada 1876 roku oświadczał i podtrzymywał jako „czystą prawdę”, którą gotów
potwierdzić nawet pod przysięgą, że to, co on pisze o początkach Instytutu to pisze
pod wpływem Ojców Kapucynów, którzy wtedy byli dyrektorami Braci Szpitalnych
i nie zdawał sobie sprawy z tego, co zaszło między Ojcem Taggiasco a młodym
Pazzinim Cippriano z Cremony, którego potem uznał, że był pierwszym
i prawdziwym założycielem Instytutu i tak pisze dalej: „Stąd jak stwierdzam,
że wszystko jest prawdą, co opowiadam z czasu po moim wstąpieniu do Instytutu, tak
również podtrzymuję, że nie jest prawdopodobne, a w każdym razie o bardzo
wątpliwej wartości, wszystko to, co odnosi się do lat poprzednich”. Wynika stąd,
że Ksiądz Bosko był dobrze poinformowany.
Ale Ksiądz Bosko dalej się tą korespondencją nie zajmował i polemika ucichła.
Na początku marca monsignor Fiorani, opierając się na władzy udzielonej mu
dekretem z dnia 6 lutego, iż może mianować personel na poszczególne urzędy, za
porozumieniem z Księdzem Bosko wezwał brata Alojzego Monti, mediolańczyka, aby
objął urząd Przełożonego Instytutu. Był to Brat o dobrym duchu i należał do Instytutu
od samego początku. Jego pierwszą czynnością było złożenie uszanowania Księdzu
Bosko. Wyraził mu swoją wdzięczność za wszystko dobro, jakie świadczy Instytutowi
i jego biednym braciom. Ale jeszcze przed tym tak pisał do niego: „Nie mamy dość
słów podzięki dla Waszej Wielebności za to wszystko, co czyni dla polepszenia
naszych warunków. Niechże za wszystko Bóg i Niepokalana Dziewica wynagrodzi.
Dotąd nie miałem szczęścia poznać Waszej Wielebności osobiście, ale znam go
z działalności jego syna”. Miał na myśli księdza Scappini.
Pierwsze dwa miesiące dla nowego przełożonego pełne były różnych utrapień.
Nieporządki, jakie panowały w Instytucie doszły już do publicznej wiadomości.
Musiał wydalić z Instytutu ośmiu członków i 20 osób ze służby. Po usunięciu tego
kąkolu zapanował większy spokój wśród braci. Warto zwrócić uwagę, iż we
wszystkich tych pociągnięciach zawsze radził się dyrektora duchowego księdza
Scappini. Ale i nadal nie brakowało utrudnień w rozwoju Instytutu. Niektórzy z braci
utrzymując kontakt z wpływowymi osobistościami z poza Instytutu, ciągle
powodowali nowe trudności, pod pozorem troski o dobro ogólne. Monsignor Fiorani
dawał się powodować swemu służącemu, któremu za wiele ufał, a także i komuś
innemu, który choć może miał dobre intencje, nie okazywał zdrowego rozsądku
i różne drobiazgi wyolbrzymiał, z czego potem biedny ksiądz Scappini miał dużo
kłopotów. A jeszcze przy tym musiał podtrzymywać na duchu brata Monti, który nie
mniej strapiony, na nim dopiero się opierał.
Nie chcemy, aby poszło w zapomnienie jedno wyrażenie Księdza Bosko,
z jakim zwrócił się przy pewnej okazji do koadiutora Barale, wielce mu oddanego, gdy
ten zapytał go, czy nie ma zamiaru pozbyć się owej papierni, jaką kupił w Mati. Wtedy
święty odpowiedział rezolutnie: „Ksiądz Bosko, kiedy przyłoży rękę do jakiegoś
dzieła, nie ma zwyczaju zatrzymywać się w środku drogi...”. Iż tak było rzeczywiście,
dowodem tego jest właśnie sprawa Koncepcjonistów. Zobowiązał się zrobić próbę
ze wspomnianym Instytutem, choć niechętnie, bo wiedział całą beznadziejność
30

4 Pages 31-40

▲back to top

4.1 Page 31

▲back to top
sytuacji. Ale ponieważ zobowiązał się, stąd też mimo wszystkich trudności, dążył
według ułożonego problemu i stosownie do życzeń Papieża, do wprowadzenia tej
sprawy na lepsze tory. Z tego powodu wypadło mu po raz trzeci w ciągu ośmiu
miesięcy wybrać się do Rzymu. Przygotowywały się wówczas wielkie uroczystości
z okazji jubileuszu biskupstwa Ojca świętego. Na tych uroczystościach chciał Ksiądz
Bosko, aby byli obecni i księża z jego Zgromadzenia. Postanowił, zatem wysłać tam
księdza Lazzaro i księdza Barberisa, nie dając im do zrozumienia, że sam ich
wyprzedzi. Dla oszczędności prosił monsignora Fiorani, ażeby dla tych dwóch swoich
delegatów, przygotował pomieszczenie w domu Koncepcjonistów. Ale nie tyle
oszczędność kierowała nim przy tej prośbie, ile raczej to, żeby oni mogli porozumieć
się bezpośrednio z księdzem Scappini i zorientować się jak sprawy stoją. Na tym nie
koniec. Monsignorowi przedstawił następnie, że ci dwaj jego księża, to dyrektor domu
macierzystego i dyrektor nowicjatu salezjańskiego i zaproponował mu, ażeby im
ułatwił kontakt z owymi zakonnikami i żeby skorzystał z ich pomocy, w tym, czym by
uznał za stosowne.
Owszem, jeżeli by jeszcze Koncepcjoniści nie odprawili rekolekcji, to mogliby
je przeprowadzić przysłani dwaj księża. Monsignorowi bardzo ta propozycja się
spodobała. Ksiądz Scappini napisał do Księdza Bosko, że nie mógł zrobić lepszego
wyboru i że owi dwaj księża byli niecierpliwie oczekiwani.
Wyjechali z Turynu 28 maja. Po uroczystościach jubileuszowych,
przeprowadzili rekolekcje. O tych rekolekcjach tak pisze ksiądz Lazzaro do księdza
Rua: „Rekolekcje miały przebieg lepszy niż oczekiwaliśmy. Dzisiaj, w ostatnim dniu
rekolekcji, byliśmy na wspólnym obiedzie w szpitalu Ducha Świętego. Była to
wprawdzie uroczystość rodzinna. Koncepcjoniści są dla nas doprawdy życzliwi,
gotowi na wszelkie poświęcenie, ale bieda gdybyśmy chcieli naruszyć ich autonomię.
Stąd nasz stosunek do nich na przyszłość pozostanie bez zmian”.
Kiedy ten list wychodził z Rzymu, Ksiądz Bosko bawił już tam 10 dni.
Przyjechał on z arcybiskupem Buenos Aires, który przybył do Europy z pielgrzymką
argentyńską. W Rzymie, Ksiądz Bosko żył tylko sprawami Koncepcjonistów.
Wystosował długi memoriał do Ojca świętego, przedstawiając różne nieporządki, jakie
wynikły z dotychczasowego ułożenia spraw i nalegał, by powrócić do pierwszej
koncepcji. Pismo to odczytał księdzu Scappini i bawiącym tam dwóm swoim księżom
i z nimi go przedyskutował, zanim zostało ostatecznie zredagowane. Papież był bardzo
zajęty w związku z uroczystościami jubileuszowymi i wielu biskupów oczekiwało
audiencji. Ksiądz Bosko zastanawiał się, jakby do niego się dostać, chodź wiedział,
że Ojciec święty oczekiwał informacji. Ostatecznie zdecydował się 10 czerwca wziąć
udział w publicznym przyjęciu i wtedy, kiedy do niego podszedł, Papież zapytał, kiedy
mógłby z nim pomówić chwileczkę prywatnie. Bardzo chętnie Księdza przyjmę -
odpowiedział Pius IX - tylko trochę trzeba cierpliwości, aż minie nawał pielgrzymów.
Ksiądz Bosko prosił też pisemnie o audiencję, ale nie mogąc się jej doczekać, wręczył
swój memoriał kardynałowi wikariuszowi, by go w stosownej chwili przedstawił Ojcu
świętemu i nie czekając dłużej, wyjechał z Rzymu.
31

4.2 Page 32

▲back to top
Memoriał obejmował dwie części. W jednej były przedstawione nieporządki,
z których pięć było najważniejszych: brak regularnego nowicjatu, przekonanie
współbraci, że potrafią sami się rządzić, podczas gdy nie mieli najmniejszego pojęcia
o życiu zakonnym, zbyt wielka ilość przełożonych, z których każdy chciał rządzić bez
żadnego wzajemnego porozumienia, brak ślubów i brak jakiegokolwiek
przygotowania do ich złożenia. Stąd wzajemne kłótnie i odgrażanie się, brak
subordynacji względem przełożonych i występowania z Instytutu, a w razie gdyby
doszło do złożenia profesji zakonnych, to niepewność na ręce, którego przełożonego je
złożyć i według jakich Reguł. Pięć również głównych przedstawił środków zaradczych,
jeżeli by się chciało, aby Instytut dalej prosperował, a mianowicie: otwarcie nowicjatu,
lecz z dala od szpitala Ducha Świętego; profesja zakonna na Konstytucje salezjańskie;
nie przyjmować szpitali, w których współbracia mieliby pracować razem
z niewiastami, chyba, żeby dało się przeprowadzić całkowity rozdział! Nie
przyjmować pielęgniarzy świeckich; absolutna jedność w wydawaniu rozkazów.
Kończył memoriał oświadczeniem gotowości ze strony salezjanów do tego
wszystkiego, czego by sobie Ojciec święty życzył.
Ojciec święty w pełni doceniał ważność sprawy i tego pisma. Ponieważ jednak
osobiście nie mógł się tym zająć a bardzo mu zależało, aby ten Instytut nie podupadł,
zalecił prowadzenie tej sprawy kardynałowi Randi, zawiadamiając o tym Księdza
Bosko przez kardynała sekretarza stanu Simoni. Kardynał Randi czytając memoriał
Księdza Bosko, zwrócił uwagę na te punkty, z których wynikało, iż Święty z powodu
braku niezależności w działaniu ma wielkie utrudnienia w spełnianiu powierzonego
mu zadania.
I rzeczywiście przekonał się, że dekret z dnia 6 lutego, nie był dostatecznie
jasny odnośnie do prerogatyw wyznaczonego wizytatora apostolskiego, jakim był
Ksiądz Bosko i w praktyce powodował wiele wątpliwości. Postanowił więc temu
zaradzić i zwrócił się do drugiego wizytatora, który odpowiedzialny był za sprawy
materialne, a następnie do Księdza Bosko, by ten dokładniej jeszcze określił swoje
stanowisko w tym względzie.
Ksiądz Bosko, który wtedy towarzyszył biskupowi z Buenos Airos w podróży
po Ligurii i Francji, nie miał czasu na to pismo natychmiast odpowiedzieć.
Kardynałowi zaś zainteresowanemu spieszyło się z załatwieniem tej kwestii, bo o to
nalegał Papież. Napisał, więc drugi list do Księdza Bosko. W tymże czasie zachorował
w Rzymie ksiądz Scappini i na jakiś czas musiał wrócić do Piemontu dla poratowania
zdrowia. Nalegał, więc kardynał, aby przysłano kogoś innego na jego miejsce. Na ten
„urgens” mógł już Ksiądz Bosko odpisać, przepraszając Eminencję, za mimowolne
opóźnienie odpowiedzi. Przedstawił w niej cały przebieg pertraktacji w sprawie
Koncepcjonistów, zaznaczając ponownie, iż jego zdaniem nie można rozdzielać
kierownictwa nad nimi między dwóch wizytatorów, z których jeden byłby do spraw
duchowych, a drugi do materialnych, przy czym obstaje monsignor Fiorani i kończy,
iż „biorąc pod uwagę obecny stan Koncepcjonistów on, jako wizytator apostolski, nie
widział lepszego rozwiązania jak już przedstawił w swoim pro memoria, złożonym
32

4.3 Page 33

▲back to top
Ojcu świętemu, który to punkt widzenia został przez Jego Świątobliwość
zatwierdzony. Inne wyjście mogłoby być takie, by zarząd tym Instytutem objął
komandor szpitala Ducha Świętego a salezjanie byliby tylko wtedy kapelanami. Lecz
w takim wypadku nie mieliby żadnej odpowiedzialności, ani materialnej, ani duchowej
i żyliby poza domem Koncepcjonistów, dochodząc do nich tylko dla spełnienia
powinności kapłańskich”.
To dla salezjanów byłoby o tyle łatwiejsze, że i tak wypadnie im dla swoich
przyjezdnych otworzyć jakiś dom w Rzymie, w którym by owi kapłani mogliby też
zamieszkać. List nosi datę 7 sierpnia 1877 roku.
Jest rzeczą pewną, że ze strony Ojca świętego nie było najmniejszego
sprzeciwu, by dekret z 6 lutego zmienić odnośnie punktów niesprecyzowanych.
Dlatego Kardynał Randi pisał znów do Księdza Bosko, prosząc by sam zjechał do
Rzymu, względnie by dał księdzu Scappini, jako swemu pełnomocnikowi, potrzebne
upoważnienie i instrukcje. Obecność jednego z salezjanów była tym potrzebniejsza,
iż Koncepcjoniści w tym stanie nie mieli należytej obsługi, a trzeba było przygotować
kilku członków do złożenia profesji zakonnej na Niepokalaną.
W odpowiedzi na ten list, Ksiądz Bosko uzupełnia swój punkt widzenia
odnośnie do organizacji Koncepcjonistów, co, do których jest zdania, iż powinni oni
zostać agregowani do jakiegoś Zgromadzenia już istniejącego i przez Stolicę Świętą
zatwierdzonego. Mogą przy tym zachować dotychczasowy swój strój, imię, cel i te
Reguły, które dla osiągnięcia tego celu są odpowiednie. Jeśliby jednak mieli dalej
pozostać jak dotąd, to salezjanie mogliby im służyć, jako kapelani a przełożonym ich,
w pełnym słowa znaczeniu niech będzie osoba zaufana Ojca świętego. Kończy
zapowiadając powrót księdza Scappini w najbliższych dniach do Rzymu, bo sam
osobiście z powodu stanu zdrowia nie może opuszczać pokoju, a tym mniej wybrać się
w podróż.
Zapatrywanie się Księdza Bosko na sprawę Koncepcjonistów nie odpowiadało
zapatrywaniem tak monsignora Fiorani jak i kardynała Randi. Obydwaj byli przeciwni
ingerencji salezjanów do kierownictwa tego Instytutu. A oto ksiądz Scappini wybierał
się już do Rzymu i zawiadomił o tym brata Monti, ten w imieniu monsignora Fiorani
pisze mu, by zaniechał podróży, bo byłaby bezcelowa... Wiadomość ta spadła na
Księdza Bosko zupełnie niespodziewanie. Bezzwłocznie zwrócił się do kardynała
o wyjaśnienie zagadki. Wtedy dowiedział się, iż zreformowaniem Koncepcjonistów
zajmie się kler rzymski wedle wskazań kardynała Wikariusza. Wprawdzie przy tym
kardynał wyraził swe oburzenie na sposób, w jaki o tym został powiadomiony Ksiądz
Bosko, ale decyzja pozostała już nie zmieniona.
I tak Ksiądz Bosko za wszystkie swoje zabiegi dotyczące zreformowania
Koncepcjonistów otrzymał taką, nie do pozazdroszczenia odprawę.
Ażeby całkowicie zdać sobie sprawę, dlaczego sprawy wzięły taki obrót, trzeba
znać pewne manewry postronne, w których Ksiądz Bosko trochę się orientował, ale
mimo wszystko stosownie do życzeń Ojca świętego, nie zrażał się i szedł odważnie
naprzód. Wspomina o tym w liście do kardynała Alojzego Bilio, który od samego
33

4.4 Page 34

▲back to top
początku był wmieszany w sprawę Koncepcjonistów, gdy pod datą 29 listopada 1877
roku, pisze do niego:
Ojciec święty w swej dobroci za pośrednictwem Waszej Eminencji, wezwał
mnie do siebie i tak w pełnych życzliwości słowach się odezwał: „Pragnę, aby Ksiądz
zaopiekował się Koncepcjonistami, którzy mają ten wzniosły cel, by pielęgnować
chorych i przygotować ich do dobrej śmierci. Ale Ksiądz nie ma reformować, czy
ulepszać ich, ale stworzyć, albo raczej utożsamić Konstytucję Koncepcjonistów
z Regułami Salezjanów”. Chociaż zdawałem sobie dobrze sprawę z ważności
i delikatności zawierzonego mi zlecenia, to przecież, by dostosować się do
czcigodnych życzeń Ojca świętego, podjąłem się tego zadania, prosząc go, by mi na
piśmie swą wolę wyraził... Opierając się na nim zabrałem się do dzieła i w ciągu
miesiąca naszkicowałem w ogólnych zarysach swój projekt, pozostawiając
Koncepcjonistom ich nazwę, habit, cel, zakres ich działalności, a nawet i te punkty
Konstytucji, które nie były w sprzeczności z Regułami salezjanów. Ojciec święty był
całkiem z tego zadowolony i monsignor Fiorani dał mi znać, że wszystko jest na
najlepszej drodze i wystarczy tylko by przyjechał z jednym ze swoich księży do
Rzymu i wszystko się ugodzi... Pojechałem. I tu zaczęły się niespodziewane trudności.
Choć Ojciec święty swego zdania nie zmienił, monsignor nie chciał się do niego
zastosować, zwłaszcza odkąd Papież wyasygnował na konto Koncepcjonistów
poważną sumę 200.000 lirów. Miałem być tylko wizytatorem apostolskim a w moim
imieniu miał działać ksiądz Scappini. Ostatecznie zgodziłem się na to, że gdy
usłyszałem, że i Ojciec święty miał się do tego przychylić. Monsignor Fiorani więc
objął zarząd w sprawach materialnych i profesjonalnych, a ksiądz Scappini in
spiritualibus... Przedstawiwszy w liście dalszy przebieg sprawy, nam już znany, tak
kończy: Mam nadzieję, iż wkrótce będę w Rzymie, a wtedy będę miał okazję
przedstawić Waszej Eminencji ustnie to, czego nie wypada przedstawiać pisemnie..
Pełen wdzięczności... etc...
Otóż to, o czym nie można pisać w liście, zadecydowało, iż sprawy taki a nie
inny przybrały obrót.
Po śmierci Piusa IX, która nastąpiła w parę miesięcy potem, Stolica Święta nie
zapomniała o Koncepcjonistach. Zgodziła się, aby oni w swym gronie, mieli kilku
kapłanów dla ich kierownictwa duchowego i późniejszymi innymi przepisami
doprowadziła do tego, że ich działalność stała się wielce korzystna dla Kościoła
i społeczeństwa.
34

4.5 Page 35

▲back to top
ROZDZIAL III
ROCZNA KONFERENCJA DLA DYREKTOROW
Uroczystość Św. Franciszka Salezego odłożona została w Oratorium na
niedzielę, 4 lutego, ażeby umożliwić wzięcie w niej udziału Księdzu Bosko, który
przyjechał dopiero tegoż dnia rano o pół do dziesiątej. Witany był kapelą, oklaskami
i entuzjastycznymi okrzykami radości wszystkich. Dyrektorzy, którzy przyjechali na tę
uroczystość ledwo mogli docisnąć się do niego, wśród tłoczącej się wokoło
ukochanego Ojca młodzieży. Nigdy nie czuł on się bardziej szczęśliwy niż wtedy,
kiedy widział się otoczony przez swoich synów, współzawodniczących w okazywaniu
mu przywiązania i wdzięczności. Wieczorem, w teatrzyku odbyła się bardzo serdeczna
akademia na jego cześć. Przedstawiciele wszystkich kół młodzieżowych w różnych
formach wyrażali swoją radość z powrotu drogiego Przełożonego. Na zakończenie
odegrano dramat, pt. „La vocazione di san Luigi”, który bardzo się podobał, gdyż był
odegrany z brawurą.
Po południu, 5 lutego, zaczęły się konferencje. W pierwszej przewodniczył
ksiądz Rua. Omawiano sprawy personalne, administracyjne i nowe fundacje. Tutaj
zatrzymamy się głównie nad trzema sprawami, które bardziej nas interesują.
Rozwój Dzieła salezjańskiego i związane z tym różne sprawy, utrudniały
Księdzu Bosko bezpośrednie zajęcie się członkami Zgromadzenia. Stąd też powstała
obawa, ażeby nie ostygł duch pobożności, zwłaszcza u nowo wstępujących. Jest
faktem niezaprzeczalnym, że pod wpływem Księdza Bosko formowali się z roku na
rok klerycy, jakich chciałoby się mieć zawsze, a więc stateczni, pilni, gorliwi
w praktykach pobożności a jednocześnie skorzy do wszystkiego, gdy dowiedzieli się,
że jest to zgodne z wolą przełożonych. Prowadzili oni życie, które było syntezą
skupienia i aktywności, a które my dzisiaj moglibyśmy określić, jako odtworzenie
istotnej duchowości Księdza Bosko. Na te wzory wyróżniające się pomiędzy
towarzyszami patrzyli z uznaniem i pełnym podziwem, ci którzy się wybijali ponad
zwykły poziom życia a przez to czuli się zachęceni do ich naśladowania. Istotnym
czynnikiem tej formacji i takiego sposobu życia, to duch pobożności, na które składały
się częste przystępowanie do sakramentów świętych, umiłowanie modlitwy, gorliwość
o splendor w nabożeństwach liturgicznych, chętne słuchanie Słowa Bożego i czytanie
duchowe. Członkowie więc Kapituły i Dyrektorzy bardzo troszczyli się o to, ażeby
tego ducha powstrzymywać, zwłaszcza w sercach młodych współbraci, bacznie
czuwając, by na czas odkryć, względnie usunąć przyczyny, które mogłyby go osłabić.
To był pierwszy punkt zebrania.
Drugi temat dotyczył Synów Maryi. Dzieło to skoncentrowane
w Sampierdarena, dochodziło do szczytu swojego rozwoju. Podania o przyjęcie
35

4.6 Page 36

▲back to top
napływały ze wszystkich stron, nawet w ciągu roku szkolnego. I z początku te
spóźnione podania uwzględniało się. Ksiądz Albera, dyrektor z Sampierdarena,
wolałby, aby po rozpoczęciu roku, nowych do szkoły nie przyjmować, aż dopiero na
początku następnego roku, ale wiedząc, jaką uwagę przykładał do tych powołań
Ksiądz Bosko, nie chciał się sprzeciwiać. Święty, bowiem był zdania, że skoro jakiś
kandydat okaże się odpowiedni, był przyjmowany bez względu na porę roku
szkolnego. Za wielkich on oczekiwał korzyści z tego dzieła, ażeby pozwalać na
ewentualne opóźnienia. Wobec tego ustalono, że ci spóźniający się, zanim wejdą do
klasy, będą pracować w domu nadrabiając jednocześnie osobno materiał szkolny, aż
dogonią swoich kolegów z danej klasy; względnie w razie potrzeby utworzy się z nich
osobny oddział z regularnym nauczycielem.
Na końcu ksiądz Rua zakomunikował, iż jest życzeniem Księdza Bosko, ażeby
na początku roku, we wszystkich zakładach odbywało się triduum z kazaniami, które
by przygotowało uczniów do nowego roku szkolnego, a jednocześnie wyrównało
ewentualne, ujemne skutki pobytu na wakacjach. Tak zadecydowano w roku 1877
i tak pozostało na stałe z wielką korzyścią dla młodzieży zakładowej.
Na zebraniu w następnym dniu rano był obecny Ksiądz Bosko. Zatwierdziwszy
uchwały z dnia poprzedniego, mówił o rozwoju Zgromadzenia w ostatnich miesiącach
i przedłożył cały szereg projektów i wniosków, które miały służyć, jako wytyczne
normy w prowadzeniu zakładów w jego duchu. Przedstawił również sprawę
Koncepcjonistów.
Ksiądz Bosko był zawsze przeciwnikiem przyjmowania budynków
klasztornych, które miały być zamienione na kolegia, bo to łatwo mogło zrobić
wrażenie, że jedni zakonnicy przepędzają drugich. W rzadkich wypadkach i to wtedy,
gdy chodziło o wykupienie klasztorów z rąk świeckich chciał, żeby transakcje miały
aprobatę Rzymu. W sprawie Koncepcjonistów tak się dokładnie wyraził: Obecnie
w Rzymie Papież sam nie tylko mi pozwolił, ale wprost mi nakazał wykupienie
budynków należących kiedyś do klasztoru i zamieniane ich na nasze domy. A to
dlatego, by Kościół odzyskał to, co mu zostało zabrane i aby owe domy przeznaczone
ku chwale Bożej, dalej mogły temu celowi służyć, a nie pozostawały w rękach
świeckich. Odtąd, jeżeli to nam będzie odpowiadało, widzimy, że w Rzymie w tym
względzie nie spotkamy na trudności.
Z Albano i Mogliano nadchodziły urgensy, ażeby w tych miejscowościach
założyć konwikt dla młodzieży. Kardynał Berardi po raz trzeci ofiarował Księdzu
Bosko kolegium w Ceccano, które pijarzy chcieli opuścić, gdyż mieli w nim zaledwie
dziesięciu alumnów. Również w Ascano ofiarowano mu kolegium.
Zakomunikowawszy o tym, wyraził się: Zdaje się nieprawdopodobne! Idziemy do
miejscowości, gdzie kłopoty piętrzą się jedne na drugich, a jednak dotąd nigdzie nie
byliśmy zmuszeni zrobić kroku wstecz. Idziemy naprzód i każde przedsięwzięcie,
udaje nam się ponad nasze spodziewanie, podczas gdy inni muszą wycofać się
z dawno posiadanych placówek. Ale to tylko Bogu jest do zawdzięczenia, że płyniemy
z otwartymi żaglami.
36

4.7 Page 37

▲back to top
Następnie weszła na porządek dzienny ważna kwestia: mianowicie upływało
pięć lat od chwili przyjęcia kolegium w Valsalice. W ciągu tych pięciu lat nadaremnie
oczekiwano wzrostu małej dotychczas liczby wychowanków. Czy prowadzić je dalej,
czy zrzec się dzierżawy i oddać je pijarom? Quid agendum? - postawił pytanie Ksiądz
Bosko swym współpracownikom, po czym tak dalej rzecz ciągnął: Pragnąłem zawsze
bardzo, by to kolegium prosperowało, bo chciałem spróbować, czy z pomiędzy
młodzieńców zamożnych da się kogoś zdobyć do służby Panu Bogu. Parę owoców
pięknych dojrzało już, ale nie można stwierdzić, że Pan Bóg błogosławi nam w tym
domu, tak jak w innych. Kiedy chodziło o podjęcie się kierownictwa kolegium,
wszyscy byliśmy temu przeciwni jedynym motywem pozytywnym było posłuszeństwo
arcybiskupowi. Co do naszego Zgromadzenia, to zdaje się, że święty Franciszek
z Asyżu przyszedł nam z wolną pomocą. Znacie historyjkę, którą się opowiada:
Szatani miotali swe pociski ogniste przeciwko jego nowemu zakonowi i zebrali się na
naradę, by uknuć spisek przeciwko niemu. Podsuwali różne środki, by zniweczyć
nowy zakon tych żebrzących mnichów. Aż oto wychodzi jeden diabeł przebieglejszy
od innych i podaje wniosek, że zrujnuje się gorliwość i obserwancję zakonną przez
wprowadzenie do niego bogatych i szlachciców. Przez pełne względów traktowanie
tych paniczów, powstaną wyjątki, pozwoli się na odstępstwa od Reguły, potem te
wyjątki staną się powszechne i tak zakon rozluźni się stopniowo. Kapituła diabelska
zaaprobowała też ten wniosek. Otóż, przypuszczam, że święty Franciszek nas
wspomógł przez swój przykład. Byli u nas i bogaci chłopcy w nowicjacie, a inni
prosili o dopuszczenie do niego, lecz dotąd żaden z nich nie zdecydował się pozostać
z nami na zawsze... Ale i za to dziękujemy Panu Bogu.
Nie powzięto żadnej ostatecznej decyzji odnośnie do kolegium w Valsalice.
Ksiądz Bosko zalecił jedynie dalsze zastanowienie się i modlitwę. To polecenie
Księdza Bosko nie było tylko formalne; bowiem dziesięć dni później miała się zająć
losami Kolegium w Valsalice Kapituła Wyższa z udziałem księdza Dyrektora
Dalmazzo. We wrześniu upływał termin dzierżawy. Głosy były podzielone. Za
zatrzymaniem kolegium przemawiał fakt posłuszeństwa Arcybiskupowi, a ten motyw
dotychczas trwa. Opuszczenie go przyniosłoby salezjanom mało korzyści. Strona
przeciwna twierdziła, że utrzymanie bogatszych kolegiów nie odpowiadało celom
zgromadzenia; liczba wychowanków kurczyła się z roku na rok, było bardzo mało
powołań wśród tej młodzieży. Bilans finansowy był ujemny i z roku na rok zwiększał
się, aż do 6 tysięcy lirów i obciążał Oratorium - czy więc ubodzy mieli utrzymywać
bogatszych? Zważywszy wszystkie za i przeciw, przeważyło zdanie prowadzenie
nadal kolegium. Zalecono jedynie wprowadzić niektóre reformy ekonomiczne i środki
zapobiegawcze, by na przyszłość unikać deficytów. Projekt wprowadzenia tzw.
„półkwinktu” z dowożeniem i odwożeniem chłopców omnibusem nie zyskał aprobaty
Kapituły, ponieważ obawiano się ujemnych tego konsekwencji.
Powróćmy do konferencji 6 lutego. Przed ich zakończeniem Ksiądz Bosko
gorąco zalecił, jak to czynił już kilkakrotnie w latach poprzednich, by każdy dyrektor
prowadził kronikę własnego zakładu, poświęcając temu starannie wolne chwile.
37

4.8 Page 38

▲back to top
Na zamknięcie konferencji powiedział: Ojciec święty mówił mi, że jeśli
chcemy, by nasze zakłady zawsze kwitły, to musimy zaprowadzić je i utrzymywać
wśród naszej młodzieży i współbraci następujące rzeczy :
1. ducha pobożności;
2. moralność;
3. oszczędność.
Niech, więc każdy się postara w czyn wprowadzić te polecenia wśród swoich
współbraci i wychowanków. Niech o tym mówi w kazaniach, konferencjach i podczas
rozmów prywatnych. Pragnąłbym, by w tych dniach po naszych domach zastanowiono
się nad tym, jak stosować w praktyce te polecenia Ojca świętego.
Po południu wszyscy profesi nowicjusze i aspiranci Oratorium zebrali się na
konferencję generalną w kościele świętego Franciszka. Audytorium liczyło 211 osób.
Sprawozdanie o poszczególnych domach zamiast dyrektora jak to było dotąd, złożył
ksiądz Rua na podstawie otrzymanych informacji od poszczególnych księży
dyrektorów i samego Księdza Bosko. Konferencje otworzył Ksiądz Bosko
następującym wprowadzeniem: Konferencja dzisiejsza różni się nieco od tych, jakie
mamy w ciągu roku. Jest to jak zwykle konferencja doroczna na świętego Franciszka
Salezego, lecz nieco zmodyfikowana ze względu na różnorodność zagadnień. Mówić
o wszystkich byłoby rzeczą zbyt długą. Dlatego ksiądz Rua poda nam teraz
syntetyczne wiadomości o kolegiach w Piemoncie, Ligurii i Francji; Ja sam powiem
o Ameryce, jako też o Lacjum, gdyż je wizytowałem. Potem, odpowiadając życzeniu
wszystkich, by zachować nadal tego ducha, który winien panować we wszystkich
naszych domach, powiem, jak Pan Bóg ochrania nas i wspomaga. On sam pokieruje te
konferencje dla dobra Zgromadzenia ku zachęci ogólnej i dla zbawienia dusz.
Dotąd zwykliśmy podawać dosłownie przemówienia Księdza Bosko, lecz
wydaje się rzeczą korzystną zamieszczenie w drodze wyjątkowej sprawozdanie
księdza Rua przekazanego nam przez uczestnika konferencji. Jest ono sporządzone
z wielką dokładnością, jaką pierwszy następca Księdza Bosko, zwykł wkładać
w swoje czynności, a nadto widać, że było przygotowane pod bezpośrednim wpływem
Księdza Bosko. Otóż ksiądz Rua przemówił następująco: W moim sprawozdaniu
trzymał się będę porządku chronologicznego rozpoczynając od domów najstarszych.
A więc najpierw Borgo S. Martino. W tym zakładzie sprawy postępują bardzo dobrze,
tak, co do współbraci jak i wychowanków. Obawiano się z początku, że liczba
wychowanków, z racji na bliskość pól ryżowych i malaryczność terenu będzie
niewielka, lecz rzeczywistość była wprost przeciwna; liczba ich wzrastała, obecnie
sięga 200, licząc samych wychowanków bez personelu. Trzeba oczywiście zważać na
niebezpieczeństwo panującej w okolicy febry, ale dzięki Bogu, nikt jeszcze dotąd nie
zapadł na tę chorobę. Nawet coś więcej, z przyjemnością mogę stwierdzić,
że wizytując ten dom, nie znalazłem nikogo chorego. Od strony materialnej sprawa
przedstawia się dobrze; nie mają bogactwa w domu, lecz dzięki oszczędności idą
naprzód. Do tego przyczyniło się wydatnie umieszczenie Sióstr w szatni i kuchni.
38

4.9 Page 39

▲back to top
Wikt i odzież dostateczna dla wszystkich. Co do moralności, nie znajdują miejsca
słowa Proroka: „Multiplicaste gentem ed non multiplicasti laetitiam”. Kwitną
towarzystwa religijne: Najświętszego Sakramentu, Niepokalanej, Małego kleru, św.
Alojzego. Dobre wyniki w nauczaniu otrzymują księża i klerycy. W tym roku po
egzaminach końcowych przywdziało autunne wielu młodzieńców; część z nich
wstąpiła do Seminarium, lecz większa część pozostała u nas i przybyła tu do
Oratorium.
W tym roku otworzono Oratorium świąteczne dla nauczania młodzieży z poza
zakładu. Częściowo przychodzą do naszego małego kościółka, a częściowo do
parafialnego, mając swoją Mszę św., nabożeństwa, kazania, błogosławieństwa, nauki
i rekreacje. To samo, co robią klerycy dla chłopców, Siostry czynią dla dziewczynek.
Przechodzę do kolegium Lanzo. I tu stwierdzam powiększenie się liczby
młodzieży. Obszerny zakład był nie wypełniony. Jak przedziwna jest Opatrzność Boża!
Skutkiem tego jest także wzrost moralności wśród młodzieży. Zakład był
przygotowany na przyjęcie większej liczby chłopców.
W zeszłym roku było poświęcenie nowo zbudowanego odcinka kolei w sierpniu;
przybyły liczne delegacje na tę uroczystość, ministrów, deputowanych i senatorów.
Magistrat w Lanzo nie mając odpowiednich pomieszczeń, prosił Dyrektora naszego
zakładu, by łaskawie wyjednał u swego Przełożonego oddanie do dyspozycji gości
i reprezentantów królewskich portyku i ogrodu zakładowego. Zapowiedziani goście
przybyli. Uroczyście przywitani, zwiedzili zakład i pozostali w nim przez 1,5 godziny.
Na temat tej wizyty powstał wielki rozgłos i obawiano się przykrych następstw,
z powodu osądów niektórych ludzi nie biorących rzeczy w prawdziwym świetle.
Tymczasem nie wynikło z tego nic złego, lecz jeszcze przysporzyło to zakładowi
korzyści. Mianowicie na skutek tej okoliczności, że zakład zwiedzali ministrowie,
kolegium zyskało na opinii, jako poważny zakład naukowo - wychowawczy
i otrzymało wiele zgłoszeń o przyjęcie.
Nie mowię już o wysokim poziomie moralnym młodzieży, gdyż Lanzo jest
zakładem per excelence świętych wychowanków, którzy mając wielkie apetyty,
odczuwają przykrość w ich zaspokajaniu, pomimo, że wikt mają dostateczny.
W pobożności, nauce i dobrym zachowaniu się robią postępy. Odczuwa się brak
niektórych księży, którzy zostali przeniesieni do innych zakładów, zaś ksiądz Scappini
musiał wyjechać do Rzymu. Została po nich luka, która musi być wypełniona przez
większe poświęcenie tych, którzy pozostali przy pracy. Mamy nadzieję, że dzięki
wysiłkom nowych kleryków i przełożonych nie będzie braków w dalszym rozwoju
kolegium. Sprowadzono też Siostry do pracy w szatni.
A teraz zakład w Varazze. Na podstawie relacji dyrektora stwierdziłem,
że zakład postępuje dobrze tak w nauce jak i moralności. Mamy więc nowy powód do
radości. Kolegium jest przepełnione i nie da się go rozbudować, bądź dlatego, że jest
własnością Magistratu, bądź też z powodu, że przyległy teren nie pozwala na
rozbudowę. Nasi klerycy urządzają również lekcje dla eksternistów w mieście, gdyż
39

4.10 Page 40

▲back to top
zwiększająca się ich wciąż liczba zmusiła Magistrat do wynajęcia nowych lokali.
Dobre sprawowanie się uczniów należy przypisać gorliwości Współbraci.
Przejdźmy teraz do Alassio. Rozpoczęta trzy lata temu budowa nowego
skrzydła zakładu, została ukończona w 1876 roku. Jest to prawdziwy pałac, będący
podziwem dla wszystkich. Jego widok zwraca uwagę przejeżdżających pociągów,
a obywatele Alassio chlubią się, że w ich mieście jest zakład Księdza Bosko. Ten
pałac nie zamieszkały w zeszłym roku w ogóle, liczy obecnie 200 chłopców, pomimo,
że przełożeni na ogół okazują wielką rezerwę w przyjmowaniu zgłaszających się
kandydatów. Czynią tak, dlatego, że zachodzi konieczność oddzielenia liceum od
pozostałego kolegium. Praktyki religijne w tym domu są w wielkiej cenie. Licealiści,
którzy w zeszłym roku pozostawiali wiele do życzenia, teraz są wzorem dla
wszystkich. W tych okolicach salezjanie cieszą się dobrą opinią i z całej Ligurii
napływają prośby, aby Ksiądz Bosko założył w tych stronach podobne zakłady. A nie
są to prośby od prywatnych osób, lecz ze strony rad miejskich i naczelnych czynników
miejscowych. Przyszły zbiorowe podania z podpisami od rad miejskich z Novi Liguri,
Montaldo Ligure, Nizzy, etc. i to wskazuje na gotowość posłużenia się nimi dla
ogólnego dobra.
Kochają nas i szanują to całkiem słusznie, gdyż nasi księża chętnie udzielają się
przy pomocy duszpasterskiej, czy to przez odprawianie nabożeństw, słuchanie
spowiedzi, głoszenie kazań, przez co zyskują wdzięczność i uznanie okolicznych
księży proboszczów. Gdy nie raz zajdę do jakiegoś zakładu i pytam: gdzie jest ten lub
ów? - odpowiadają mi: głosi kazanie w tej a tej parafii, a ten drugi pojechał spowiadać
do pobliskiej kaplicy. I tak nie raz nie zastałem 4 czy 5 w domu. I tak jest dobrze, o ile
to nie wprowadza oczywiście zamieszania w kolegium. W Alassio również osiedliły
się Siostry, zajmując się szatnią, kuchnią i nauczaniem katechizmu dziewcząt.
Zauważyć należy, że w kolegium nikt nie narzeka na wikt, co na ogół jest powodem
do szemrania w innych domach, a przecież nawet przy stole królewskim zdarza się
ktoś, kto narzeka.
Niedaleko od Alassio jest Sampierdarena. O tym domu muszę mówić z pewną
zazdrością, gdyż grozi ono przewyższeniu samego Oratorium. Pięć lat temu był to
niewielki domek w Marassi, gdzie w kilku pokoikach mieściła się szkoła, sypialnia,
kuchnia i studium. Tu nie było widoków na rozrost zakładu. Dlatego pertraktowało się
przeniesienie do Sampierdarena, miasta słynnego z niereligijności i masonerii. Była to
inicjatywa ryzykowna. Lecz Opatrzność Boża tego chciała i nasz Przełożony nie
zważał na trudności. Zakupiło się budynek na ten cel i przeniosło się personel
z wydzierżawionego dotąd domu w Marassi. Lecz i tu nasi Współbracia znajdowali się
w trudnościach. Napływała wielka ilość zgłoszeń, zwłaszcza eksternistów. Potrzeba
było budynku odpowiadającego ówczesnym wymogom. Ksiądz Bosko udał się tam
z wizytą i oto wkrótce wyrósł piękny i wielki budynek dla internistów, jak
i eksternistów, który przed dwoma laty został ukończony. W krótkim czasie napłynęła
młodzież tak, że zakład obecnie liczy blisko 300 chłopców, a więc prawie tyle, co
Oratorium. Ten rozwój zakładu jest do zawdzięczenia Dziełu Maryi Wspomożycielki
40

5 Pages 41-50

▲back to top

5.1 Page 41

▲back to top
dla powołań. Kształci się tu około 80 starszych młodzieńców, którzy mają zasilić
szeregi Zgromadzenia oraz powiększyć kadry duchownych kościoła. Jest wiele
zgłoszeń o przyjęcie do nowicjatu lub na aspirantów. W tym roku dom ten dał kilku
nowych kleryków, inni wstąpili do seminarium diecezjalnego, a kilku jest pomiędzy
nami. W tym roku otwarto również Oratorium świąteczne dla młodzieży z poza
zakładu. Podwórze jest dość obszerne. Korytarz zamieniono na kaplicę, gdzie uczy się
katechizmu. Na błogosławieństwo przychodzą chłopcy do kościoła publicznego. Prócz
tego daje im się sposobność przystępowania do sakramentów świętych. Należy też
zauważyć, że w tym roku założono tam drukarnię, drugą w Zgromadzeniu, w której
wyszło już kilka dobrych książek, a spodziewamy się, że bardzo się on przyczyni do
rozszerzenia dobrej prasy w tych stronach i uczyni wiele dobrego dla tamtejszej
ludności.
A teraz przeniesiemy się z Włoch do Francji, gdzie mamy kolegium w Nizzy.
Wiecie, że Ksiądz Bosko po odjeździe misjonarzy, udał się w tamte strony, od kilku
bowiem już lat pertraktowano o otworzenie tam kolegium. Wynajęto domek, wysłany
został jeden ksiądz, jako Dyrektor, kleryk w charakterze nauczyciela i koadiutor, jako
kucharz. Rozpoczęto pracę nad młodzieżą przez Oratorium świąteczne; otwarto
schronisko dla ubogich chłopców ograniczające się do 14 - tu dla braku pomieszczeń.
Tak rzeczy przedstawiały się do roku 1875, kiedy przy pomocy wielu pomocników,
można było uzyskać dom w pobliżu Placu Broni, z wielką liczbą pomieszceń,
ogrodem i podwórzami. Trudność była w tym jak nabyć dom, który kosztuje 100.000
lirów, a my zawsze jesteśmy bez pieniędzy. Jedziemy wciąż na długach. Przełożony
nie stracił ducha i wobec tej przeszkody, zdawało się niepokonalnej. Zaufał
Opatrzności, która przyszła mu z pomocą i dom został zakupiony. Obecnie rozwija się
wspaniale, liczy już około 50 chłopców; 40 uczęszcza do rzemiosła, a 10 - ciu do szkół.
Także i z tego wyszedł nabytek dla Zgromadzenia, dwóch studentów zgłosiło się na
aspirantów. Są to pierwsi Francuzi. Mam nadzieję, że Bóg pobłogosławi nasze wysiłki
i będziemy mogli zdziałać wiele dobrego. Dom jest pod patronatem św. Piotra.
Prowadzi się szkołę dla eksternistów i Oratorium. Schronisko to jest wielkim
dobrodziejstwem dla tego miasta, będącego pomieszczeniem dla bezdomnych,
szukających pracy i zarobku ludzi, mało troszczących się o zbawienie swej duszy
i własnych dzieci, nie uczęszczających ani do szkoły, ani na katechizm. Dlatego tak
wielu wzrasta chuliganów. Stąd też jest dla nich wielce korzystne, że nie mając
żadnego wychowania, tam otrzymują pouczenie religijne i przygotowanie do
sakramentów świętych.
Dzienniki francuskie chwalą ten zakład i nawołują, by we wszystkich miastach
Francji powstały podobne zakłady salezjańskie. W zeszłym tygodniu dwa z nich
(dzienniki) pisały o salezjanach z taką życzliwością, wynosząc ich pod niebo, że takie
miasta jak Marsylia, Lyon, Bordeaux robią starania o otwarcie podobnego zakładu
u siebie. Przed kilku dniami pewna pobożna osoba zwróciła się do księdza dyrektora
listownie, ofiarując na ten cel obszerny budynek z przyległym podwórzem
i ogrodem pod tym warunkiem, by otwarto w nim zakład wychowawczy. W ubiegłym
41

5.2 Page 42

▲back to top
roku, Ksiądz Bosko wracając z Francji odwiedził Bordighere k/Valleostia, gdzie
osiedlili się protestanci, robiąc wiele szkody dla dusz. Biskup tamtejszy wielce tym
zasmucony, deliberował jakby położyć tamę tej bezbożności. Nie było tam żadnej
szkoły katolickiej, był tylko kościół parafialny, do którego nikt nie chodził. Dlatego
zwrócił się do Księdza Bosko, aby w jakiś sposób zaradził tej szkodliwej sytuacji.
Ksiądz Bosko przystał na propozycję założenia tam domu salezjańskiego. Wynajęto
kilka pokoików ubogich i niskich, mających służyć za mieszkanie i szkołę dla
chłopców i dziewcząt. Zaimprowizowano kaplicę w dotychczasowej szopie, nadając
jej możliwie najpiękniejszy wygląd zewnętrzny. Oczywiście, gdyby przyszedł tam
biskup dość pokaźnego wzrostu, musiałby zdjąć mitrę, gdyby chciał chodzić prosto.
Na to, by mógł ją mieć na głowie, musiałby być tak wysoki jak niektórzy z tych, co są
tu obecni. (Ksiądz Paglia - dały się usłyszeć szepty obecnych).
Przypomina to nam nasz dawny kościół, na miejscu dzisiejszej jadalni, którego
dach i sufit był bardzo niski. Nie było tam miejsca na klasy, które mieściły się jedna
w zakrystii, druga w kościele, oddzielona od prezbiterium zasłoną. Jest to szkoła
w ciągu dnia dla chłopców, wieczorem zaś dla ludzi z wąsami. Wszyscy odpowiadają
chętnie na zaproszenie do przystępowania do sakramentów świętych. Chłopcy
przychodzą ochotnie na naukę i religii i na przygotowanie ich do przyjęcia 1 - szej
Komunii świętej. W tym roku przystąpiło ich 40 - tu. Podobnie Siostry Córki Maryi
Wspomożycielki odnoszą sukcesy w pracy nad dziewczętami. A w jaki sposób się
utrzymują? Często braknie wina lub pokarmu na drugie danie, a poprzestają na
spożyciu nieco zupy lub przyprawy. Nieraz puka ktoś do bramy: cóż to takiego? Oto
przychodzi jakaś dobroczynna osoba i niesie baryłeczkę wina, ofiarując ją dla Sióstr.
Innym razem ktoś przynosi nieco owoców. I tak z dnia na dzień idzie się naprzód
dzięki pomocy Opatrzności Bożej, za która winniśmy dziękować.
Ludność odnosi się z wielką życzliwością i sympatią do salezjanów, posyła nam
swych chłopców, a gdy czasem wyjedzie proboszcz, spieszy do naszego małego
kościoła na jedyną Mszę św., wysłuchując jej stłoczeni za drzwiami na zewnątrz
kościoła. Powiedziałem „jedyna”, bo tylko czasem odprawia się drugą Mszę św. i gdy
przyjedzie jakiś ksiądz z niedalekiego Alassio. Na razie wszystko idzie dobrze.
Młodzież przestała uczęszczać do protestantów nie chcąc mieć z nimi nic wspólnego,
z wyjątkiem nielicznych eksternistów, mieszkających w ich kolegium, przybyłych
z dalszych okolic... Jest to dla nas i dla biskupa wielką pociechą. Protestanci zaś nie
mogą zdobyć więcej niż dwóch do swoich szkół, pomimo iż za darmo rozdają
chłopcom zeszyty, ołówki, książki i inne rzeczy.
Na Świętą Trójcę posłano w tym roku 1876 jednego księdza, jako dyrektora
wraz z dwoma klerykami do uczenia w szkole i jednego koadiutora. Otwarto
Oratorium dla chłopców oraz szkołę dzienną i wieczorną. Wielu z tych, co uczęszczało
do szkół miejscowych, zapisało się do Oratorium, trzeba było więc otworzyć kursy
elementarne wyższe. We dnie jest szkoła dla najmniejszych, a wieczorem odbywa się
nauka dla dorosłych. Korzystają chętnie ze sposobności i przystępują do sakramentów
42

5.3 Page 43

▲back to top
św. ku zbudowaniu całej wsi. Wychowankowie są wszyscy eksterniści. Oratorium
kwitnie, szkoły funkcjonują dobrze.
Pozostałoby jeszcze wspomnieć o innych kolegiach we Włoszech środkowych,
ale o tym powie nam nasz Przełożony.
A teraz Córki Najświętszej Maryi Wspomożycielki w Mornese. Ten dom
nabiera ogromnego rozmachu. Dwa czy trzy lata temu Córki liczyły zaledwie
trzydziestkę profesek, nowicjuszek i postulantek. Obecnie jest ich około 180. Dawniej
miały tylko jeden dom w Mornese, obecnie pracują już w siedmiu czy ośmiu
placówkach: w Turynie, w Lu, Biella, Lanzo, Borgo S. Martino, Sestri Levante,
Alassio i Bordyghiera itd. Dzięki nim przezwyciężone zostały trudności w domach
naszych, co do bielizny, szatni, kuchni. Równocześnie Siostry robią wiele dobrego dla
dziewcząt. W Mornese gromadzą je na naukę katechizmu. Dom wychowawczy dla
wychowanek internistek jest w stanie kwitnącym, pomimo odległości od stacji
kolejowej. W rękach salezjanów są również szkoły miejscowe. W tym roku wynikły
pewne trudności dla nauczycieli salezjanów ze strony pewnego urzędnika; lecz cała
ludność stanęła po naszej stronie i proboszcz zdołał skłonić niefortunnego
opozycjonistę do zaniechania swoich pretensji oraz wysłania do Księdza Bosko pisma
z prośbą o pozostawienie salezjanów i Córek Maryi Wspomożycielki w szkołach
podstawowych. Ksiądz Bosko przystał na to. Miałbym jeszcze wiele do powiedzenia
o cnotach naszych Sióstr, o pokutach, jakie czynią, lecz tym razem nie wypada o tym
wspominać; dość powiedzieć, że przypominają nam dawnych pokutników z Tebaidy
czy innych pustelni.
Teraz przejdźmy do nas. Został do omówienia nasz dom w Turynie, Dom
Macierzysty. Oratorium ciągle się rozwija. Nie mówię tego po to, by się chwalić, ale
po to byśmy umieli dziękować Bogu. W tym roku wielkim powodzeniem u studentów
cieszyły się Towarzystwa religijne - św. Alojzego, Niepokalanej i Najświętszego
Sakramentu. Wypada też zwrócić uwagę na nabożeństwa liturgiczne, w których liczny
udział bierze Mały Kler. Wynika z tego wiele dobrego. Wielu ludzi przychodzi do
naszego kościółka, by podziwiać tych małych kleryków (ministrantów) i budować się
ich pobożną postawą. Dla chłopców było to zachętą, by wstępowali do stanu
duchownego. Duża była w tym roku liczba kandydatów, którzy przywdziali suknię
klerycką, choć uczniów w piątej klasie nie było zbyt wielu, ale było wiele powołań
z innych szkół zwłaszcza w szeregach Synów Maryi Wspomożycielki. Wszystkich
razem było około 80 - ciu.
Rzemieślnicy ponieśli w tym roku dwie bolesne straty: śmierć księdza Chiala -
dyrektora i naczelnego asystenta kleryka Piacentino. Ustało ich życie, ale nie ustały
owoce ich zasług. Rzemieślnicy żyją nadal ich naukami i gorliwością, którą byli przez
nich natchnieni i mamy nadzieję, że i przy nowych przełożonych będą nadal
postępować wzorowo.
Rozwijają się wśród nich Towarzystwa Niepokalanej i św. Józefa, wśród
aspirantów rozwijają się też inne towarzystwa.
43

5.4 Page 44

▲back to top
Nowicjusze w tym domu licznie wzrastają. Odbywają swą formację z większą
regularnością, niż w inne lata. Otrzymali już oddzielną sypialnię, studium i podwórze
a ostatnio także jadalnię. Jest ich 140 nie licząc dwóch z Nizzy i tych, którzy wyjechali
do Ameryki. Ksiądz Barberis, ich magister mówił mi o ich gorliwości z zadowoleniem.
Oratorium dla eksternistów cieszy się frekwencją, karnością i liczebnością.
Nasze Siostry otwarły także Oratorium dla dziewczynek i mają ich tak wielką liczbę,
że trzeba powiększyć kaplicę, bo nie mogą się w niej pomieścić.
Nasze zgromadzenie rozwija się więc wspaniale z dnia na dzień tak, że prawie
namacalnie widzi się nad nim pomoc i opiekę Bożą. Wśród prześladowań i utrapień
rozrasta się coraz bardziej. Rośnie liczba członków, czy to profesów wieczystych czy
czasowych a zwłaszcza nowicjuszów. Coraz większa dyscyplina i regularność
w sprawach duchowych czy doczesnych. Liczba młodych salezjanów, którzy
opuszczają zgromadzenie jest o wiele niższa niż w poprzednich latach, dotyczy to
nowicjuszów czy profesów trzyletnich, jeśli natomiast chodzi o profesów wieczystych
to dzięki Bogu, od założenia Zgromadzenia żaden z nich go nie opuścił i mamy
nadzieję, że tak będzie nadal.
Kończąc zatem sprawozdanie, podziękujmy Panu Bogu za tą cudowną wprost
opiekę i uczyńmy wszystko, by godnie na to odpowiedzieć gorliwą pracą, dobrym
sprawowaniem się, dokładnym wypełnianiem Reguł. Dziękujmy również Matce
Najświętszej Wspomożycielce Wiernych za szczególną nad nami opiekę. Można
powiedzieć, że Pan Bóg trzyma w swym ręku Zgromadzenie, udzielając mu wszelkiej
pomocy, potrzebnej do dalszego rozwoju.
Gdy ksiądz Rua skończył mówić, głos zabrał Ksiądz Bosko, podając
następujące informacje: Postaram się streszczać, by nie przedłużać konferencji.
Pozostałoby do omówienia Oratorium św. Alojzego, św. Józefa, zakład i schronisko
św. Piotra, które się obsługuje.
Ale przejdźmy do Ameryki. O tych placówkach wiemy już prawie wszystko
z listów misjonarzy, które drukujemy i właściwie nie ma wiele do omówienia. Ostatnie
wiadomości są następujące:
Powstało kolegium w Montevideo, gdzie nie ma ani seminarium, ani szkół, ani
kandydatów do kapłaństwa. Panuje tu prawdziwy chaos tak w całej republice, jak
w stolicy. Kto by pragnął dać swojemu synowi wychowanie katolickie - musiałby
wysłać go do Europy. Dyrektorem tego kolegium jest ksiądz Lasagne. Otrzymało ono
tytuł Kolegium Piusa, jako pierwsze w Ameryce ku uczczeniu wielkiego Papieża.
Otwarto także kościół do obsługi alumnów i wiernych z przyległych okolic, gdyż
kolegium jest położone nieco poza miastem.
Zwłaszcza w niedzielę jest wielki natłok ludzi. Spodziewamy się stąd wielkiego
dobra! Otwarto szkoły dla ubogich chłopców eksternistów i internistów. Początkowo
było tu dziesięciu salezjanów, lecz okazało się, że ich jest za mało
i przyszli im z pomocą Współbracia z San Nicolas i z Buenos Aires. W miarę
z pomocą nadchodzenia dalszych wiadomości będzie się wam je podawało.
44

5.5 Page 45

▲back to top
W odległości o 15 godzin podróży statkiem parowym po rzece la Flata /od
Montevideo/ znajduje się Buenos Aires, stolica Republiki Argentyńskiej. Objęliśmy
tam kościół Matki Boskiej Łaskawej, gdzie odbywa się prawdziwa nieprzerwana misja
przez odprawianie nabożeństw, katechizowanie dorosłych i dzieci oraz wszelkie inne
praktyki pobożności. Powstała konieczność otwarcia sierocińca oraz dwóch oratoriów
świątecznych.
W San Nicolas otwarte kolegium jest w bujnym rozkwicie, w ostatnich
miesiącach liczy 140 - stu wychowanków. Obsługujemy także kościół publiczny,
gdzie wiernym daje się sposobność przystępowania do sakramentów świętych. Nasi
księża oprócz pracy w kolegium, udzielają się z pomocą okolicznym parafiom.
W Buenos Aires ma się objąć parafię w miejscu zwanym „bocca del diavolo” –
siedlisko szatana – i masonerii. Niemałe trudności czekają tego, kto się tu pierwszy
osiedli.
Obecnie chodzi o założenie misji Patagończyków, którzy jak wiecie, są jeszcze
poganami. Kilku chłopców z tego plemienia przyjęto do kolegium. Ksiądz Cagliero
przyjeżdżając do nas zabierze ze sobą jednego Patagończyka, a wtedy będziemy mogli
poznać ich fizjonomię, rasę i zdolności. Mamy propozycję objęcia Wikariatu
Apostolskiego. Patagończycy zajmują siedziby niezbyt dalekie od Concezione; są
okrutni i pożerają z rozkoszą chrześcijan. Któż więc pierwszy wystawi się na takie
niebezpieczeństwa? Któż zechce być pastwą tych ludożerców? Zobaczymy. Już wieli
zgłosiło się nieść światło wiary tym ludom. Chwalę bardzo ich odwagę i zapał, lecz
moim obowiązkiem jest postępować ostrożnie, by nie narażać lekkomyślnie niczyjego
życia. Jestem pewien, że nikt z naszych nie zginie. A jeśliby, pomimo środków
ostrożności i roztropności padł, który ofiarą, jako męczennik, to trzeba zdać się
w takim wypadku na wolę Boga i dziękować za to wyróżnienie. Któżby chciał uniknąć
łaski męczeństwa? Ufam jednak, że Pan Bóg otoczy nas swą opieką i pozwoli nam
uczynić coś dobrego także wśród Patagończyków, nie płacąc haraczu dzikusom przez
zabicie czy zjedzenie.
Muszę wam jeszcze powiedzieć, że z całego świata nadchodzi do nas wielka
liczba próśb o otwarcie naszych domów.
W Santiago, stolicy Chile, ofiarowują nam zarząd przytułku. Przyszła także
prośba o objęcie kierownictwa seminarium w Concezione, mieście najbardziej
wysuniętym na południe, na pograniczu Patagonii. Zarząd miejski popiera prośbę
i gotów nam pomagać.
W Paragwaju, Brazylii i gdzie indziej także nas oczekują, by uruchomić kolegia,
seminaria, schroniska. Tak więc sprawy w Ameryce kształtują się nadzwyczaj
pomyślnie. Lecz my musimy zaczekać na siły i środki. Ksiądz Ceccarelli pisał w liście:
Zgromadzenie salezjańskie jest naprawdę błogosławione przez Boga, ponieważ
w czterech miesiącach zrobiło tyle, ile inne zakony przez cztery wieki. Jest to
wrażenie, którego nie chciałem wam powtarzać, ale uczyniłem to, dlatego, by było dla
nas zachętą w prowadzeniu naprzód odważnie rozpoczętego dzieła. Odwagi, więc. Pan
45

5.6 Page 46

▲back to top
Bóg błogosławi nasze wysiłki, lecz pragnie byśmy odpowiadali Jego łaskom, jak
mówi św. Paweł.
A teraz przejdźmy do Włoch. W tych dniach byłem w Rzymie. Mówiono mi,
że młodzież tam jest odmienna od naszej i że nie można do niej podejść, że nie chwyci
się jej przez Oratoria tak jak to ma miejsce w Turynie. Możemy uznać za cud otwarcie
szkoły w Araccia, gdzie wpierw wszystkie szkoły należały do protestantów. I co?
Nasze szkoły dzienne od razu uzyskały większe wzięcie; protestanci musieli zmienić
swoje publiczne na prywatne, a chcąc mieć młodzież dawali im za darmo zeszyty,
książki, ołówki, ale mimo wszystko mieli ich niewielu. Gdy tam przybyłem nawet
tych niewielu opuściło mistrzów błędu ku wielkiej mojej pociesze i to na zawsze. Nie
mniejszym wzięciem, niż dzienne cieszą się także szkoły wieczorowe dla dorosłych.
Otworzymy tam również Oratorium świąteczne, a wtedy niech protestanci robią, co im
się żywnie podoba.
W Albano objęliśmy również gimnazjum miejskie i małe seminarium. Wszyscy
tak darzą salezjanów sympatią i uznaniem za ich pracę, że nie można życzyć więcej.
Pierwszą rzeczą owych alumnów, z którą zwrócili się do mnie, gdy ich odwiedziłem,
to była spowiedź. A gdy wróciłem do domu zastałem wielu eksternistów, którzy
pragnęli tego samego. Otóż spowiadałem od wczesnego ranka aż do południa
i zawsze ku zadowoleniu wszystkich. Niektórzy z niezwykłą cierpliwością czekali na
swoją kolejkę od godziny 6 - tej do 12 - tej. Naprawdę więcej już chyba nie można
było zrobić. Miasto czyni starania, by otworzyć tam również kolegium dla
eksternistów i obejrzeliśmy już odpowiedni ku temu celowi lokal.
Kardynał di Pietro, biskup Albano, ofiaruje salezjanom kierownictwo swego
seminarium spodziewając się stąd obfitych plonów. Nie, że my nie szukamy pieniędzy,
lecz trudów.
O dwie godziny drogi koleją z Rzymu po przeciwnej stronie Albano i Ariccia,
znajduje się miasto Magliano, miejsce osławione z niemoralności. Również tu
spotkałem chłopców porządnych, których nie mogłem zostawić bez spowiedzi, prosili
dyrektora, by nie puścił mnie stąd, a biskup, gdy miałem wyjeżdżać, zatrzymał mnie,
bym wyspowiadał eksternistów i internistów.
Musiałem, więc zatrzymać się i wyspowiadać wszystkich. To był powód
opóźnienia mego powrotu o parę dni. Ci klerycy prawie wszyscy pragną zostać
salezjanami. Rektor kolegium przedstawił mi trzy podania o przyjęcie do
Zgromadzenia i swoje, kierownika duchowego i ekonoma. Zostali przyjęci na
aspirantów. My jednak powinniśmy postępować roztropnie, spokojnie i przezornie, by
nie spowodować uszczerbku dla diecezji i nie wywoływać szumu. W poszczególnych
wypadkach rozeznawszy powołanie, zobaczymy, kogo będzie można przyjąć.
W okolicach Rzymu spotykałem się również z entuzjastyczną sympatią dla
salezjanów. Także tam proszą o otwarcie naszych zakładów.
A oprócz tego wszystkiego podjęliśmy się opieki nad Zgromadzeniem
Koncepcjonistów, założonych przez Piusa IX przed dwudziestu laty, które nie mogło
istnieć bez pomocy z zewnątrz. Życzył sobie tego Ojciec święty, więc zrobiliśmy to
46

5.7 Page 47

▲back to top
poświęcenie. Sprawy są już na dobrej drodze, wszystko będzie w porządku. Nowy
dyrektor już jest na miejscu. Sam Ojciec święty ofiarował 20 tysięcy lir.
W zeszłym roku, jak sobie przypominacie, Ksiądz Bosko powiedział,
że w obecnym roku zajdzie rzecz niezwykła. Rzucone zostały fundamenty pod dzieło,
które ma przynieść wielkie owoce. Powiedziałem to na konferencji dorocznej ogólnej,
niektórzy prosili mnie o wyjaśnienie. Więc powiem na ten temat kilka słów.
Są dwie sprawy w toku: jedna to otwarcie w Rzymie kilku naszych domów.
Początkowo były wielkie trudności, ale Pan Bóg pokierował biegiem wypadków
w sposób nadzwyczajny i po usunięciu przeszkód ustali się dobre dzieło. Także Papież
Pius IX życzył sobie, by objąć szkoły w Ariocie, Albano i Magliano. Jakim kosztem
naszym? – Żadnym! Wszystko, bowiem jest zapewnione: wikt i mieszkanie; tylko
wyprawa osobista nas będzie dotyczyć. Poszliśmy tam bez jednego solda, wszystko na
koszt Ojca świętego i Municypium.
Ksiądz Scapini objął już kierownictwo nad Koncepcjonistami, w czym
pomagać mu będą inni salezjanie. Właśnie dzisiaj mamy jeszcze jedną propozycję
z Rzymu, by otworzyć nowy zakład. Można, zatem rzec, że Zgromadzenie usadowiło
się w Rzymie.
Ojciec święty wyróżnił naszego kapłana w Rzymie przez to, że będzie odbywał
regularną audiencję, co miesiąc u niego, co dotąd nikomu się nie zdarzyło.
Wszczęte zostały również przygotowania w celu wysłania misjonarzy do Indii
i Australii; do mnie należy przygotowanie personelu, lecz na to jeszcze czas.
Drugim dziełem, które zapuszcza korzenie, są Pomocnicy Salezjańscy. Zostało
ono, co dopiero zapoczątkowane, a już wielu zdobyło członków. Celem jego jest
wzajemna pomoc duchowa i materialna. Czeka je w przyszłości wielki rozwój. Za
niewielki czas ujrzy się całe społeczeństwo złączone wzajemnym węzłem miłości
w Panu ze Zgromadzeniem salezjańskim.
Od strony organizacyjno - prawnej przewiduje się, że nie będzie się zależało od
żadnej władzy z wyjątkiem podlegania Ojcu świętemu. Oczywiście nie mogą mieć
miejsca zatargi z władzami świeckimi czy biskupami.
Burmistrz Magliano Cavagliere, najbogatszy w tych stronach człowiek,
skądinąd liberał otwarty, sam przecież pragnął figurować na liście Pomocników
Salezjańskich, twierdząc, że to jest dzieło Boże. W jego ślady poszli inni. Musimy
jednak postępować z wielką roztropnością w udzielaniu dyplomów.
Postanowiono wydawanie specjalnego organu dla Pomocników – „Bollettino”,
ponieważ wiele będzie spraw do zakomunikowania im. Ma on również spełniać rolę
łącznika między Pomocnikami a Współbraćmi salezjanami. Uważamy, że jeśli
zdołamy odpowiedzieć zamiarom Bożym, to w krótkim czasie nie będzie różnic
między salezjanami a dobrymi katolikami tak, iż być obywatelem i wzorowym
katolikiem, a Pomocnikiem Salezjańskim będzie znaczyło jedno i to samo. Teraz jest
ich setki, ale liczba ich pójdzie wkrótce w tysiące i miliony, jeśli jednak dołożymy
starań, by przyjmować takich, którzy są tego godni. Myślę, że taka jest w tym
względzie wola Boga. Starajmy się dać szeroko poznać to dzieło Opatrznościowe.
47

5.8 Page 48

▲back to top
O Dziele Synów Maryi było już tu wspomniane. Chciałbym, by to wszystko, co
tu powiedziano, doszło do wiadomości ogółu Współbraci, a nawet naszych
wychowanków. Ale ponieważ nie są tu obecni, przeto polecam się dyrektorom, by
poinformowali ich o tym wszystkim, co tu powiedziano, czy to na konferencjach, czy
przy innej okazji, krócej czy obszerniej. Powiedzcie mi, że salezjanie, jako ludzie są
lichym narzędziem w ręku Boga, lecz sprawy przez nas prowadzone są błogosławione
przez Boga. Zdawać by się to mogło bajką, gdybyśmy nie widzieli tego naocznie,
a przecież to są fakty. Nie, człowiek nie zdoła działać tyle – to działa Bóg. Posługuje
się nami, by spełnić swe zamiary i swą wolę. I będzie nam błogosławił.
Cóż, zatem pozostaje nam do czynienia? Jedna tylko rzecz! Gdy byłem na
audiencji u Ojca świętego w jego prywatnym apartamencie, przyjął mnie leżąc chory
w łóżku. Wśród wielu rzeczy wyraził się następująco:
Tak, proszę napisać i oznajmić swym synom na teraz i na przyszłość, powtarzać
zawsze, że bez wątpienia ręka Boża kieruje waszym Zgromadzeniem. Stąd jednak
ciąży na was wielka odpowiedzialność, byście godnie odpowiedzieli tej tak wielkiej
łasce. Oświadczam wam w imieniu Boga, że jeśli odpowiecie tej Pomocy Bożej
waszym dobrym przykładem, jeśli krzewić będziecie ducha pobożności, prawdziwej
moralności, zwłaszcza czystości i zachowacie go ustawicznie w sobie, będziecie mieli
współpracowników, pomocników, gorliwych kapłanów, ujrzycie mnożące się szeregi
duchowieństwa i powołań do stanu duchownego, tak dla siebie, jak dla innych
zakonów i diecezji, którzy gorliwi w służbie Bożej zdziałają wiele dobrego. Zdradzam
wam tajemnicę! Wierzę, że to Zgromadzenie jest wzbudzone przez Opatrzność Boską
w tych czasach, by okazać moc Bożą. Jestem przekonany, że dotychczas Bóg
zachowywał ten wielki sekret, nieznany w poprzednich wiekach i dla przeszłych
zgromadzeń. Wasze Zgromadzenie jest pierwsze w Kościele, jako nowy zakon,
założone po to, by ułatwiać życie zakonne pozostając w świecie, nakładając ślub
ubóstwa a pozostawiając prawo własności, żyjąc w zakonie, nie zrywając ze
społeczeństwem; członkowie jego pozostając zakonnikami mają styczność z ludźmi,
będąc duchownymi nie przestają być obywatelami państwa. Pan Bóg sekret objawił
w naszych czasach i to chcę wam powiedzieć. Zgromadzenie wasze powstało na
świecie, który według Ewangelii „we złym jest położony”, po to, by oddać chwałę
Bogu. Zostało powołane do życia, by pokazać, w jaki sposób należy oddawać Bogu,
co jest boskiego, a cesarzowi, co cesarskiego, jak to powiedział Chrystus w Ewangelii.
Przepowiadam wam i powiedzcie to waszym Współbraciom, że Zgromadzenie wasze
będzie kwitło i rozwijało się oraz rozszerzało cudownie. Trwać będzie na przyszłe
wieki i zawsze mieć będzie członków i pomocników, dopóki rozszerzać będzie ducha
pobożności i religii, a zwłaszcza moralności i czystości. Miałbym – ciągnął Ojciec
święty – wiele jeszcze innych rzeczy wam do powiedzenia, ale jestem zmęczony.
Niech mi Ksiądz opowie jakąś historyjkę... i tak przeszliśmy do innych spraw.
Teraz więc polecam któremukolwiek z was, kto ma dobrą pamięć, by spisał
powiedziane tutaj szczegóły, co chętnie przejrzę, dołączę coś od siebie, a w ten sposób
wszystko to zostanie upamiętnione dla Zgromadzenia, jako rzecz wielkiej wartości.
48

5.9 Page 49

▲back to top
Nie zapominajmy, zatem nigdy strzec skrupulatnie moralności. Chwała naszego
Zgromadzenia polega na moralności. Byłoby to nieszczęściem, gdyby została
przyćmiona, salezjanie staliby się wtedy degeneratami. Pan Bóg zniweczyłby
i rozproszył Zgromadzenie, gdybyśmy dopuścili do uszczerbku w czystości. Jest to
balsam rozsiewający swą woń na wszystkie narody, który zalecać trzeba wszystkim,
by wszystkie jednostki go zachowywały, jest on, bowiem środkiem wszystkich cnót.
Cieszę się w Panu także z tego powodu, że pomimo wielkich wydatków, jakie
mamy, nie jesteśmy obciążeni długami i nie czeka na nas jakiś gwałtowny wydatek.
Ta sprawa niech dla nas wszystkich będzie prawdziwą i głęboką pociechą.
Cieszę się razem z wami, którzy pracowaliście i pracujecie dotąd z silną wolą
wytrwania w tej pracy i na przyszłość. Jestem winien wdzięczność Najświętszej Matce
Bożej, że nas zawsze wspiera i towarzyszy w naszych poczynaniach.
Jako Przełożony Zgromadzenia dziękuję dyrektorom za ich osobiste trudy
i moralne wysiłki. Mówię teraz do nich:
Zanieście do każdego domu moje wyrazy wdzięczności i podziękowania.
Powiedzcie współbraciom, że jestem z nich zadowolony, że jako ich ojciec nie mogę
być obojętny na to i nie doceniać tego, co zdziałali i przecierpieli.
Powiedzcie im, że polecam równocześnie, by wszyscy chętnie składali ten swój
osobisty wkład własnych poświęceń do wspólnego skarbca, byśmy wszyscy
współdziałali nad zbawieniem naszym i bliźnich, nad wzrastaniem cnót i pobożności
w naszym sercu, nad powiększaniem się Zgromadzenia i zdobywania dusz, które
zbawione odnajdziemy w królestwie wiecznej chwały.
Konferencja ogólna nie miała być, jak po inne lata, zakończeniem
partykularnych konferencji dyrektorów. Tych konferencji szczegółowych, które
nastąpiły po ogólnej było cztery.
W dniu 7 lutego na pierwszej konferencji przewodniczył ksiądz Rua.
Przedmiotem jej obrad było wyznaczenie czasu i kaznodziejów rekolekcji dla
chłopców dla poszczególnych kolegiów. Świadczy to o tym, jak wielką wagę
przywiązywano do tego zagadnienia,
Druga konferencja w tym dniu odbyła się w obecności Księdza Bosko, który po
przedłożeniu propozycji objęcia przez salezjanów kierownictwa duchowego nad
szpitalem della Consolazione, opowiedział sen o śmierci Piusa IX, przytoczony przez
nas w pierwszym rozdziale tegoż tomu.
W dniu 8 lutego Ksiądz Bosko zjawił się zaledwie na koniec konferencji
wieczornej. Większą część czasu rano i wieczorem poświęcono czytaniu i debatom na
temat poszczególnych artykułów Regulaminu dla domów, który za niedługi czas miał
pójść do druku. W tekście uchwalonym na Kapitule w roku 1876 poczyniono pewne
poprawki i dodatki uwzględniając nowe nasuwające się uwagi. Ze szczególną
troskliwością opracowywano przepisy, które dotyczyły swobody i autorytetu dyrektora.
Nie chodziło o to, by władza dyrektora miała być nieograniczona, lecz o to, że ten
regulamin będą czytali także wychowankowie, klerycy i przełożeni niżsi, dlatego
chciano, by dyrektor zachował swój autorytet wobec poddanych. Panowało ogólne
49

5.10 Page 50

▲back to top
przekonanie, że zgodnie z Regułami Zgromadzenia i poufnymi wskazówkami, księża
dyrektorzy znali dostatecznie słuszne granice ich władzy. Jako jedno z ograniczeń
Kapitulni zlecili, by przestrzegano uchwały Kapituły Wyższej odnośnie do urzędów
przeznaczonych personelowi domowemu; jedynie w wypadku absolutnej konieczności
można zmieniać zajęcia, lecz z natychmiastowym powiadomieniem Radcy szkolnego
Zgromadzenia.
Na zakończenie ostatniej konferencji, spełniając życzenie Księdza Bosko
wyrażone na konferencji 6 lutego, studiowano różne środki i sposoby podniesienia
moralności w zakładach salezjańskich, tak wśród wychowanków jak i członków.
Wszyscy byli zgodni, co do następujących punktów.
a) Traktować wychowanków z dobrocią, by zyskać ich zaufanie.
b) Nie szczędzić poświęceń, gdzie tego trzeba, by asystować i czuwać.
c) Mieć kontrolę miejsc, które zajmują poszczególni wychowankowie
w sypialni, jadalni, szkole i uczelni.
d) W nocy nadzorować sypialnię.
e) Ustalić, by na przechadzce wychowankowie szli w trójkach, niech nie
zatrzymują się nigdzie, nikomu absolutnie nie wolno wychodzić z rzędów.
f) Polecać chłopcom, jako regułę porządku, by trzymali ręce na ławkach
w szkole, czy w studium.
g) Starać się rekreację ożywiać takimi zabawami, jakie chłopcy lubią.
h) Nie przedłużać zbytnio czasu studium dla malców lub tych, którzy nie mają
poważnych zadań do odrobienia.
Gdy posiedzenie miało się zakończyć, wszedł Ksiądz Bosko, a dowiedziawszy
się o czym traktowano, dodał na ten temat parę uwag jak zwykle bardzo praktycznych.
Do ośmiu uchwalonych punktów dodał dziewiąty: wielce umiarkowane spożywanie
potraw mięsnych i picie wina. Właśnie nadmiernemu spożyciu mięsa i trunków
przypisywał niemoralność panującą w niektórych krajach. Kto spożywa potrawy
postne, jest zazwyczaj wolny od pewnych przejść i pokus wewnętrznych. Pomocnym
będzie do uwolnienia się od tych kłopotów powstrzymywanie się od ciężkostrawnych
pokarmów i przesolonego mięsa, podniecającego ustrój. Kościół zalecając pokutę na
pierwszym miejscu zakazuje potraw mięsnych. Zauważcie – mówił Ksiądz Bosko –
że dotąd utrzymuje się opinia o wysokim poziomie moralnym naszych domów. Ale
czy tak będzie zawsze?! A więc uwaga! Dotąd sam Bóg ochraniał nas od
niebezpieczeństw.
Przyczyny tych niebezpieczeństw są wewnętrzne i zewnętrzne. Częsta
spowiedź i Komunia święta, regularna asystencja i czujność, będą wielkimi środkami
uprzedzającymi. Mogą zajść pewne nieporządki, ale tym będzie można zapobiec
i zaradzić. Asystencja niech będzie solidarna u wszystkich, nikt niech się od niej nie
wymawia, gdy chodzi o zapobieżenie obrazie Bożej. Następnie środkami
przeciwdziałającymi upadkowi będzie unikanie lenistwa i przyjaźni partykularnych,
choćby to był nawet przełożony, podeszły w wieku. Nic to nie znaczy. Nie ma takiego
50

6 Pages 51-60

▲back to top

6.1 Page 51

▲back to top
wieku, ani poprzednio nabytej świętości, która uwalniałaby od pokus tego
nieprzyjaciela. Nawet im wiek starszy, tym złość grzechu bardziej wyrafinowana.
Nawet miejsce zajmowane w pobliżu takiego jest niebezpieczne. Rozpoczyna się
podarunkami, krzyżykami, obrazkami, potem przyjdzie udzielanie dobrych rad, potem
dalej i dalej... Nie wolno nigdy prowadzić chłopców do swego pokoju. Chłopcy
obserwują wszystko; niektórzy z nich zaznali już tego zła, niektórzy czytali złe książki
– takim nie ujdzie uwagi, co robią Przełożeni, a biada, gdy któryś z nich zawini.
Wreszcie aut nullum aut omnes pariter dilige. Praca jest również środkiem
skutecznym ratunku. Niektórzy mi powiedzą: Ależ Księże Bosko, nie skazuj na tyle
pracy swoich księży. A na to jest odpowiedź: Kapłan umiera albo z pracy, albo
z powodu występku.
Zakończył zwykłą zachętą, by troszczyć się o powołania do stanu duchownego,
podsuwając trzy środki: mówić wiele i często o powołaniu, rozmawiać dużo o misjach,
dawać do czytania listy od misjonarzy.
Na tym powinien by się właściwie zakończyć ten rozdział. Wydaje się jednak
korzystnym dodanie tu kilku jeszcze rzeczy. Mianowicie po przeszło miesięcznej
nieobecności w Oratorium Ksiądz Bosko chciał skierować kilka swoich słów tak do
wychowanków, jak aspirantów i nowicjuszy.
Dotychczas pochłonięty konferencjami z dyrektorami, nawałem korespondencji
i innymi sprawami bieżącymi nie mógł znaleźć na to odpowiedniej chwili. Wydaje się,
że dwa przemówienia zwrócone do wychowanków i nowicjuszy posłużą do tego,
by dać kompletny zarys kierownictwa Zgromadzeniem i Domem Macierzystym w
ciągu roku szkolnego.
Do studentów i rzemieślników zebranych na modlitwach wieczornych
powiedział słówko dnia 11 lutego. Wypada nadmienić, że w dniu poprzednim Pan Bóg
powołał do siebie z Oratorium jednego z „sei piu due” przepowiedzianych przez
Dominika Savio. Był to Stefan Mazzeglio, urodzony w Lu, uczeń IV klasy
gimnazjalnej. Był to chłopiec pobożny, pilny i przykładny od swego wstąpienia do
Oratorium aż do śmierci.
Nareszcie jesteśmy znowu razem. Pragnąłem was dawno widzieć, a myślę,
że i wy chcieliście ze mną porozmawiać. Otóż jestem, by wam powiedzieć kilka słów,
żeby was ujrzeć wszystkich i żebyście wy mnie mogli widzieć, mimo słabego tutaj
światła! Już długi czas nie rozmawialiśmy ze sobą i wiele spraw zaszło
w międzyczasie. Wielu z was mnie znało osobiście. Są tu nowi, którzy mówią: „Nie
mogliśmy dotąd widzieć Księdza Bosko!”. No, więc widzicie mnie teraz wszyscy. Czy
jesteście zadowoleni?
Byłem w Rzymie i załatwiałem wiele ważnych spraw i zawsze na korzyść
Oratorium. Widzę, żeście wiele się modlili za swego ojca i że jesteście dobrzy! Zatem
powiedzmy to sobie między nami, gdy nikt nas nie słyszy, że wszystkie sprawy,
o których traktowałem, udały się dobrze. Z Rzymu pojechałem do Ariccia, gdzie też
mamy dom i sprawy w nim idą również dobrze. Z Ariccia udałem się do Albano, gdzie
otworzyliśmy nowy dom i tam wszystko poszło dobrze. Potem udałem się do
51

6.2 Page 52

▲back to top
Magliano, gdzie powstał trzeci dom i ułożone dobre projekty na przyszłość. Wróciłem
potem znów do Rzymu, gdzie przyjęliśmy nowy dom, sprawa z Koncepcjonistami
załatwiona, propozycje przyjęte...
Ojciec święty jest nam całkowicie oddany, udzielił nam specjalnego
błogosławieństwa, zrobił nam piękny prezent, nie licząc innych dobrodziejstw, które
nam jeszcze przygotowuje.
Przechodząc do innych spraw, chcę wam opowiedzieć jak odszedł od nas
kochany Mazzoglio. Wczoraj o 4 - tej rano wydał ostatnie tchnienie, a dzisiaj był jego
pogrzeb. Był dobrym chłopcem i przygotowanym na śmierć. Jego koledzy
potwierdzają, że w poprzednią niedzielę przyjął Komunię świętą. W poniedziałek
wieczorem położył się do łóżka, z którego już nie wstał. Gdy choroba przybrała
groźny obrót, zawezwano pospiesznie księdza Capeletti, który przybył natychmiast,
ale chłopiec nie był już w stanie wyspowiadać się i wkrótce oddał Bogu ducha.
Powiedzcie mi drodzy chłopcy, jaki byłby jego los, gdyby odwlekał spowiedź
wielkanocną? Ten fakt winien być dla nas nauką, że wtedy, kiedy się najmniej
spodziewamy, śmierć może nas zaskoczyć. A jeśli by ten wypadek nas spotkał, czy
bylibyśmy na to przygotowani? Niektórzy z was może powiedzą: Być może,
że wkrótce umrze drugi, bo jest przysłowie, że u nas umierają po dwóch naraz: gdy
jeden nie skończył postu, to drugi nie zacznie Wielkanocy. A ja wam powiem: niech to
będzie zwykłe powiedzenie, niech się dzieje, co chce, ale my bądźmy zawsze
przygotowani. Nie czekajmy na spowiedź generalną, by załatwić sprawy naszej duszy
przy końcu życia, bo może nas spotkać nagły koniec i to oczekiwanie skończy się źle
dla nas. Wyspowiadajmy się dobrze zawczasu, a wtedy śmierć może przyjść po mnie,
czy po nas, będziemy na nią gotowi. Śmierć dla tego, który ma sumienie spokojne jest
radosnym przejściem do szczęśliwości wiecznej. Przeciwnie, dla tego, który ma
grzechy w duszy, jest największym straszydłem, jakie tylko może być, jest torturą,
desperacją. Z tylu ludzi, którzy żyli od początku świata, żaden nie uniknął śmierci.
A choć nie ma pewniejszej rzeczy nad śmierć, to przecież nie ma nic bardziej
niepewnego jak jej godzina, miejsce i rodzaj. Jedni umierają w młodości, inni
w późniejszym wieku, czy wreszcie, jako staruszkowie. A kto wie, kiedy i jaka będzie
nasza śmierć? Kto może powiedzieć, kiedy ona nastąpi? Nikt też nie może powiedzieć,
gdzie ona nas zastanie. Czy w Oratorium, czy w czasie przechadzki, czy w chorobie na
łóżku – tego nie wiemy. Ale z taką pewnością, a zarazem niepewnością powinniśmy
mieć się zawsze na baczności. Przysłowie mówi: Kto ma czas, niech nie oczekuje na
czas. Pan Bóg nas ostrzega, że śmierć przychodzi jak złodziej, gdy ktoś najmniej się
jej spodziewa. Módlcie się do Boga za mnie, bym mógł być zawsze przygotowany,
by mnie śmierć nie zaskoczyła nagle. Ja również będę za was prosił Boga we Mszy
świętej, by żaden z mych chłopców nie umarł nie przygotowany.
Pojutrze, jak to było zwyczajem lat poprzednich, będzie ćwiczenie dobrej
śmierci. Potem prezes towarzystwa św. Alojzego rozda każdemu porządną porcję
kiełbasy dla wzmocnienia sił. Już od jutra rozpocznijcie przygotowanie do dobrego
odprawienia tego ćwiczenia. Kto potrzebuje wyspowiadać się, niech uczyni to już od
52

6.3 Page 53

▲back to top
rana. Teraz w okresie karnawałowym będzie to dla was prawdziwą radością: mieć
czyste sumienie, być spokojnym o stan swej duszy, aby w razie, gdyby Pan przyszedł
zabrać nas do siebie, zastał nas dobrze przygotowanych.
Wkrótce potem przemawiał do nowicjuszów i to w miejscu, gdzie można się
było tego najmniej spodziewać, bo w ich nowo urządzonej od dwóch miesięcy jadalni.
Poszedł do niej po raz pierwszy, przywitany kapelą i kilku wierszami. Kleryków było
65 - ciu. Widok ten uradował wielce Świętego, który rozpromieniony na twarzy, jak to
notuje ksiądz Barberis, ze wzruszeniem powtarzał: Jestem zadowolony, doprawdy
czuję się zadowolony. Wypadnie mi tu jeszcze nie raz przyjść. Owszem od czasu do
czasu poślę tu na obiad przejezdnych księży. Po skończonym obiedzie tak do tych
swych synów najmłodszych przemówił:
Powitaliście mnie wierszami, ale ja do was będę mówił prozą, aby mnie
zrozumieli i nie poeci. Przyszedłem tu nie z innego powodu, jak tylko, by zobaczyć tę
nową jadalnię, i zbadać jak dzielnie w tym miejscu się spisujecie. I mogę wam
pogratulować, że dobrze wywiązujecie się ze swego obowiązku, mam na myśli tu
w refektarzu, przez co nie chcę powiedzieć, żebyście gdzie indziej zaniedbywali się.
Owszem, jestem zadowolony ze wszystkiego, co dotyczy nowicjuszów, chociaż nie
wszyscy mają 10 ze sprawowania, ale i ci, co mają 9, też mogą być jeszcze uważani za
dobrych.
Na pierwszym miejscu polecam wam troskę o zdrowie. Słyszałem, że wielu
chce pościć teraz w zaczynającym się poście, czy to nie brać udziału w rekreacjach
i przygotowywać się w czasie nich do egzaminów, już to dla umartwienia, już to dla
innych celów. Otóż o podobne pozwolenie nie ma mnie, co prosić. Niech wasza
pokuta polega na zachowaniu rozkładu dnia. Zamiast podejmować się
nadzwyczajnych pokut uczyńcie pokutę z posłuszeństwa, będąc punktualnymi przy
wstawaniu rano, udawaniu się na spoczynek, przy każdym waszym obowiązku. Niech
pości język, któremu nie trzeba pozwalać na żadne rozmowy mniej odpowiednie. Ci,
którzy przedłużyli sobie karnawał, nie zasługując na dziesięć ze sprawowania, niech
teraz odprawią pokutę, uzyskując doprawdy zadawalający stopień. Gdybyście
postępowali inaczej, wynikłyby z tego tylko nieporządki. Ja Pragnę byście wyrośli na
młodzieńców silnych i zdrowych, którzy mogliby wiele pracować. Dlatego jestem
zadowolony, widząc, że apetyty macie dobre i że nie kaprysicie na podawane wam
potrawy. Obiecuję, że przyjdę czasem do was na obiad, bo widzę, że mnie traktujecie
dobrze, a ja ze swej strony również nie przynoszę wam wstydu.
Jezuici, przyjmując kandydata do swego Towarzystwa, w czasie pierwszej
próby, zapraszają go zaraz do swego stołu. Gdy widzą, że je wszystko, nie
przebierając w pokarmach i to z apetytem, to uważają go raczej za odpowiedniego dla
siebie. Bo mówią: widocznie jest zdrowy, silny i będzie dobrze pracował. Ale gdy ktoś
grymasi w jedzeniu lub zjada połowę porcji, lub narzeka na brak apetytu, takiego
zwykle nie przyjmują, bo chcą mieć tylko jednostki naprawdę pożyteczne dla zakonu,
a nie takie, które byłyby ciężarem dla niego.
53

6.4 Page 54

▲back to top
To, myślę, że gdyby was tu widział jakiś magister nowicjuszów, dałby wam na
pewno dziesiątkę ze sprawowania. Widać, że jesteście zdrowi. Jestem zadowolony
widząc was w tak pięknej liczbie, bo zewsząd o nas wołają, wszędzie dojrzewa wielkie
żniwo.
W tych dniach otrzymałem listy z prośbą o otwarcie nowych zakładów i to
bardzo dobrze się zapowiadających: z Francji, Anglii, z Wiednia w Austrii.
Zobaczymy, ale wpierw potrzeba, byście urośli.
Wszędzie mają o nas wielkie wyobrażenie, bo jesteśmy świętymi, że czynicie
cuda. Ja wierzę, że jesteście wszyscy dobrzy, a przy stole potraficie działać cuda;
zresztą, nie ubliżając wam, sądzę, że tak daleko jeszcze nie zaszliście. Ale mimo
wszystko trzeba starać się, by tej opinii nie stracić.
Wszędzie odnoszą się z wielkim entuzjazmem do salezjanów. Więc uważajcie!
Gdziekolwiek, który z was pójdzie, wszędzie bacznie będzie obserwowany, jak
wygląda ten, którego im Ksiądz Bosko posyła. Gdzie tylko byłem - w Mogliano,
Albano itd. spotykałem się u wszystkich z pragnieniem ujrzenia wśród siebie
salezjanina. A gdy ten stanął wśród nich mówiono: Patrzcie, to święty! Nawet ci,
którzy byli wydaleni z Oratorium za poważne uchybienia, gdy zjawili się w jakiejś
miejscowości i dowiedziano się skąd przybywają, choćby to były jednostki o miernych
lub słabych zdolnościach, otrzymywali natychmiast posady w szkołach lub kolegiach
i cieszyli się ogólnym zaufaniem. Wystarczy, gdy się powie: Przychodzę z Oratorium
– już nikt nie domaga się dalszych papierów. Niech się im dobrze powodzi, byleby
tylko postępowali lepiej, niż w przeszłości. Mówię wam, to jedynie, dlatego byście
wiedzieli jak dobrą opinią cieszymy się wszędzie. I pytam: A co by się stało,
gdybyśmy zawiedli położone w nas oczekiwania? A więc trzeba, byśmy dołożyli
wszystkich starań, by nie zawieść tych nadziei, pełniąc dokładnie nasze obowiązki tak
w szkole, jak w kościele i na każdym miejscu. Pan Bóg zrobi resztę.
Ksiądz Cagliero pisze mi z Ameryki, że misjonarze szczęśliwie przybyli na
miejsce i wszyscy są już na swych posterunkach. Poleca gorąco tym, którzy
w przyszłości wyjadą na misje, by przynosili zaszczyt imieniu salezjańskiemu.
W Ameryce wystarczy, jeśli się nie popsuje dotychczasowej opinii, wówczas rzeczy
pójdą same dobrze. Starajmy się, więc być takimi, za jakich nas uważają, ponieważ
niestety nie wszyscy jesteśmy świętymi.
Odnośnie do egzaminów powiem, że one wykażą czyście się uczyli pilnie, choć
nie wszyscy, którzy dużo dokładali się, będą mogli poszczycić się dobrymi stopniami,
czy to z powodu braków z poprzednich lat, czy też braku zdolności. Ale, gdy ktoś
sprawuje się dobrze zasługując na dziesiątkę, z pomocą Bożą będzie mógł i z tymi
wiadomościami, które zdobył dotąd, uzyskać wynik dostateczny. Zresztą spodziewam
się, że egzaminy wypadną dobrze.
A teraz zalecam wam unikać bardzo szemrania i przeszkadzać takowemu: to
znaczy, żebyście okazywali się zawsze zadowolonymi z tego stanu rzeczy, jaki jest
w domu. To pomaga bardzo do utrzymania wśród nas ducha wesołości, ponieważ
choćby nawet kto miał jakiś powód do niezadowolenia, ale nie będzie tego rozgłaszał,
54

6.5 Page 55

▲back to top
zachowa spokój zewnętrzny, a niezadowolenie przejdzie bez ujemnych skutków. Ale
jeśli to się rozgłasza, to zło się szerzy i nieznacznie powstaje niezadowolenie i kwasy
w całym domu. Nie mam na myśli złych rozmów, o których mówi święty Paweł: Nec
nominetur in vobis. Nawet nie przypuszczam, by to miało wśród was miejsce, lecz ma
na uwadze pewne słowa krytyki, którymi się osądza polecenie Przełożonego lub
sprawy domu. Wczoraj czytałem list, w którym pewien salezjanin pisze: Wystarczy, że
coś jest polecone przez Przełożonego, żeby mi się to podobało i nie pytam o powód
wydania tego polecenia! Chciałbym, żebyście tak postępowali wszyscy.
Szemranie powoduje też rozbudzanie się względu ludzkiego. Nie jeden
spełniłby jakiś akt cnoty, lecz hamuje go myśl o tym, co powiedzą inni i czy nie będą
tego krytykować. Z obawy tej krytyki powstrzymuje się od dobrego. Oto, jakie wielkie
zło bywa spowodowane szemraniem.
A jednak szemranie powtarza się u nas nazbyt często. To wielka szkoda
w ogóle dla zgromadzeń zakonnych, jak mi pisała niedawno pewna osoba. Po cóż tyle
rozumowania, gdy idzie o posłuszeństwo? Przełożony rozkazuje coś? Jeżeli tak, to
trzeba wykonać polecenie! Na co potrzebne to ciągłe: dlaczego?..., dlaczego?...,
dlaczego?... A dlaczego ten pyta ciągle o to - dlaczego? Spełniajmy swoją powinność,
a Przełożony uczyni, co do niego należy. Gdy ktoś zaczyna szemrać na Przełożonego,
asystenta, krytykować to, co zarządzili mówiąc, że można było zrobić to tak, czy
inaczej, to wnet znajdzie się jeden lub drugi, który się dołącza do tego i tak powstaje
cały zespół, który powiększa jeszcze niedorzeczności, zwłaszcza, gdy się znajdzie
wśród nich taki, co ma zdolności oratorskie. Wtedy niezadowolenie rozszerza się
wśród innych i cały dom jest nim zarażony. Uważajcie, więc, by o ile możecie,
przeciwdziałać temu, by się źle mówiło o Przełożonych i sami starajcie się unikać
krytyki i szemrania w swych rozmowach, gdyż robią one wielką szkodę.
A jeśliby w tej gadaninie miała miejsce obraza Boża, to trzeba by podnieść głos
przeciw nieprzyjacielowi dusz, krzyczeć na wilka, by nie wyrządzał szkody
i zastosować wszystkie środki, by zmusić go do milczenia. Właśnie w takim to
wypadku wolno szemrać, to jest wskazywać na grzechy innych. Kiedy tylko możecie
przeszkodzić obrazie Bożej uczyńcie to, a będziecie mieć zasługę.
Na zakończenie pragnę was zachęcić do trwania mężnie w swym
przedsięwzięciu, gdyż Bóg będzie błogosławił naszym wysiłkom. Zatem dbajcie
o swoje zdrowie, postępujcie statecznie w naukach, odważnie zwalczajcie szemranie,
a wówczas niczego nam nie zabraknie. Będziemy mogli wyzwać do walki wszystkich
szatanów i ich zwolenników, którzy chcieliby nam szkodzić i nie ulękniemy się ich
działając odważnie dla dobra swojej duszy i bliźnich.
Zważywszy to, że w Oratorium prócz nowicjuszów, znajdowało się również
wielu kleryków profesów, nie zdziwi nas, że nie jednemu mogła podpadać tak wielka
liczba czarnych sutann w tym samym miejscu, a złośliwi mieli pretekst do krytyki.
Otóż właśnie, by to zbyt nie podpadało oczom różnych postronnych osób, obłóczyny
odbywały się prywatnie i bez zbytniego rozgłosu. Oczywiście potrzeba osobnego
domu dla nowicjuszów z każdym rokiem stawała się coraz bardziej nagląca.
55

6.6 Page 56

▲back to top
Byłoby koniecznym - powiedział w tym względzie Ksiądz Bosko- żebym mógł
się znajdować częściej wśród nowicjuszów dla ich wewnętrznej formacji, by częściej
porozmawiać z ich mistrzem; lecz tutaj..., tutaj w Turynie jest ich zbyt wiele.
Wobec wyłaniającej się konieczności, Ksiądz Bosko, nie poprzestał na samym
projekcie teoretycznym. Natychmiast zaczął poszukiwanie odpowiednich środków, by
potrzebie zaradzić. Owocem tych poszukiwań było otwarcie w roku szkolnym
1879/1880 nowego domu dla nowicjuszów, obszernego i przyzwoitego, w pobliskiej
miejscowość S. Benigno Canavese.
56

6.7 Page 57

▲back to top
ROZDZIAŁ IV
Podróż do Francji
Wielki przyjaciel Księdza Bosko, ksiądz Giscomelli, widząc tak szybki rozwój
Zgromadzenia salezjańskiego, spytał się go pewnego razu, czy otworzy też domy we
Francji. Odpowiedź była wymijająca: I Francesi fanno, da se - Francusi działają sami.
Tenże ksiądz Giscomelli otrzymał od niego wyjaśnienie powyższych słów takim
przysłowiem; Rzeczy czynią ludzi, a nie ludzie rzeczy.
Ksiądz Bosko szedł za natchnieniem z góry, kierowany ręką Boga, a zbieg
okoliczności i natchnienie wewnętrzne wskazywały mu drogę, którą miał obrać. Tak
było w przedsięwziętych misjach, tak przy fundacji Dzieła Synów Maryi i tak też
miało się stać z podróżą do Francji. Widzieliśmy to już z okazji fundacji zakładu
w Nizza, wyraźniej się to okaże w dalszym ciągu tych Memorie biografiche odnośnie
do innych zakładów na ziemi francuskiej.
Otwarcie Patronatu świętego Piotra w Nizza oraz konieczność pertraktacji na
temat otwarcia Domu w Marsylii, były to główne powody przedsięwziętej podróży do
Francji pod koniec lutego 1877 roku. Mówimy główne, ale nie wyłączne, gdyż Jego
zamiarem było również udanie się do Tuluzy, Bordeaux i innych miast. Już około 19
lutego mówił Ksiądz Bosko o dwudziestu czterech prośbach do niego skierowanych ze
wszystkich stron Francji.
Ta podróż nie pozwoliła mu zatrzymać się w Oratorium na czas zapowiedzianej
urzędowej wizytacji. W owych dniach odbywała się wizytacja szkół w mieście przez
Prefekta i królewskiego Ministra oświaty. Mieli oni wpierw zwizytować wszystkie
szkoły podstawowe, potem prywatne, ze szczególnym uwzględnieniem Oratorium
Księdza Bosko. Nie było właściwszej osoby na ich przyjęcie i oprowadzenie po
Oratorium nad Księdza Bosko, który potrafił znaleźć się odpowiednio w takich
okolicznościach. Toteż przed odjazdem udzielił miejscowym przełożonym
szczegółowych instrukcji. Należy wizytujących przyjąć ze szczególną uroczystością.
Przywitanie ma się odbyć przy dźwiękach orkiestry Oratorium.
Po czym gości trzeba zaprowadzić do sali odpowiednio udekorowanej, gdzie na
ich cześć odbędzie się krótka odpowiednio przygotowana akademia. Należy stale
podkreślać, że liczba rzemieślników przewyższa znacznie studentów w zakładzie.
Najpierw pokazać im piekarnie, jadalnie, kuchnie, potem pracownie, na końcu lepsze
sypialnie. W drukarni niech maszyny będą w ruchu. Uczelnie bez chłopców nie
prezentują się należycie. Ten, kto ich będzie oprowadzał niech przy sposobności
57

6.8 Page 58

▲back to top
zaznaczy, że brak tego czy owego lub potrzebne byłoby tamto lub owo, lecz to są
rzeczy zbyt kosztowne, a my jesteśmy ubodzy.
Przy pożegnaniu niech też gra orkiestra, po czym sprezentować im egzemplarz
Historii Włoch, jako un saggio di tipografis o di legatoris /dzieło naszej drukarni
i introligatorni/.
Ksiądz Bosko mógł być pewny, że żadne jego słowo nie pójdzie na próżno, bo
był tam ksiądz Rua, dla którego nawet jedna litera Księdza Bosko nie mogła ujść
pilnej uwagi.
Święty wybrał się w drogę 21 lutego. Etapy podróży wiodły przez
Sampierdarena, Varazze, Vallecrosie i Ventimiglis. Zdaje się, że już 22 lutego stanął
w Vallecrosie. Potem tracimy ślady aż do dnia 28, gdy z Nizza wyjeżdża do Marsylii.
Odtwórzmy tę podróż na podstawie dokumentów z naszego archiwum i parafii
św. Józefa w tymże mieście, dość jednak szczupłych, gdy chodzi o pierwszą fazę
pertraktacji odnośnie do założenia zakładu salezjańskiego w stolicy Prowansji.
Pierwszy zapoznał Księdza Bosko z życzliwym mu środowiskiem Marsylii, na
konferencji wygłoszonej osobiście o dziełach salezjańskich, kierowanych przez
Księdza Bosko, adwokat Ernest Michel. Jeden z obecnych na konferencji Ksiądz
Klemens Guiel, proboszcz św. Józefa, który jej słuchał z wielkim zainteresowaniem,
zapragnął poznać osobiście Księdza Bosko, by zaproponować mu opiekę nad
chłopcami włoskimi, tułającymi się po ulicach Marsylii, a całkowicie zaniedbanymi
pod względem religijnym. Nie znając osobiście adwokata, zwrócił się do swego
przyjaciela kanonika Timon - Davida's, założyciela i przełożonego instytucji
młodzieżowej pt. Oeuvre de la Jeunesse ouvrere du Sacre Coeur, który przyjaźnił się
z adwokatem Michel'em. Dwaj kapłani porozumieli się natychmiast. Kanonik, na
życzenie księdza Guiole, zwrócił się listownie do adwokata, prosząc go
o skomunikowanie się z Księdzem Bosko.
Ksiądz Bosko wizytował domy w Ligurii i wszystko przemawiało za tym,
że przekroczy granicę, lecz to okazało się niemożliwe. Ksiądz Ronchail
powiadomiony o tym, pośpieszył, by widzieć się z nim, wioząc ze sobą list od
kanonika w Marsylii. Przywiózł potem adwokatowi następującą odpowiedź Księdza
Bosko dla owego kanonika.
Sig. Abate! Pan adwokat Michel z Nizza, mój przyjaciel, kilkakrotnie
wspominał mi o znacznej liczbie chłopców pochodzenia włoskiego, którzy wraz
z rodzinami czy też sami szukają chleba w Marsylii. Pozbawieni wykształcenia
zawodowego i religijnego, nie znając języka francuskiego są wystawieni na wielkie
niebezpieczeństwo moralne. Mówiąc to miał na myśli, że jakiś nasz zakład mógłby im
dopomóc. Taka była jego propozycja. Z mej strony oświadczam, że całym sercem
poprę tę propozycję, jeśli w czymś mógłbym być pomocny. Gdyby chodziło
o przyłożenie swego ziarenka do dzieł dobroczynnych, istniejących w Marsylii,
uczynię to chętnie w tym jednak, że:
1. Będzie na to zgoda bezpośrednia Arcybiskupa, od którego chcę całkowicie
zależeć, nie tylko w sprawach religijnych, lecz nawet, gdy chodzi o zwykłą radę;
58

6.9 Page 59

▲back to top
2. jeżeli Przewielebność Wasza uzna takie dzieło za odpowiednie, to udzieli mi
poparcia moralnego przez swój instytut dla młodzieży robotniczej;
3. nasze instytucje utrzymują się z dobroczynności publicznej i poprzestają na
ubóstwie, nie domagając się pensji. Dla mnie wystarczy jakiś pokój, gdzie można by
gromadzić w dni świąteczne chłopców ubogich oraz jakiś dach nad głową dla
pozbawionych schronienia. Zawsze było naszym staraniem, by nie dać powodów do
nieporozumień.
Biorąc pod uwagę, co powiedziano wyżej upraszam Waszą Przewielebność
o zakomunikowanie tego i porozumienie się w tej sprawie z Arcybiskupem Marsylii,
notując dokładnie jego cenną wypowiedź. A jeśliby Wasza Przewielebność miała mi
osobiście coś do zakomunikowania w tym względzie, proszę to łaskawie uczynić.
W ciągu bieżącej jesieni mam zamiar udać się do Nizza, będzie zatem okazja
przybycia do Marsylii i wtedy osobiście dam pewne wyjaśnienia.
Gdyby ksiądz lub inni chcieli przybyć w nasze strony, ofiaruje chętnie na
gościnę nasz dom i jakiekolwiek potrzebne usługi.
Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa niech będzie zawsze z nami.
(brak daty i podpisu)
Adwokat Michel przesłał natychmiast kanonikowi Timon - David pismo
Księdza Bosko, załączając swoje tłumaczenie francuskie. Tenże komunikując je
księdzu Guiole, użył budującego zwrotu: „Wyrażam gorące życzenie, pomyślnych
pertraktacji z Księdzem Bosko, choć byśmy nawet musieli coś wycierać, „dummodo
Christus annuntiator, in hoc gaudeo”. To „MY”, odnosi się zapewne do niego samego
i jego zakonników. Istniała bowiem w Marsylii instytucja pod nazwą „L'oeuvre de la
Providance” - utrzymywana przez Ojców Pijarów i toczyły się pertraktacje
o zastąpieniu ich przez Braci Najświętszego Serca Jezusa (założonych przez kanonika
Timon - David).
Ten więc był gotów ustąpić miejsca Księdzu Bosko i salezjanom, gdyby sprawa
doszła do skutku.
Ale dopiero w lutym 1877 roku, jak powiemy niżej, mógł Ksiądz Bosko udać
się do Marsylii. Pragnął on tutaj mieć oparcie dla swych misjonarzy wyjeżdżających
za morze, a tym bardziej zakład dla chłopców ubogich. Lecz w mieście, w którym
było i tak już wiele zgromadzeń zakonnych dla obsługi ludności - biskup Place -
niezbyt przychylnym okiem patrzył na nowe zgromadzenie zakonne. Ksiądz Bosko
jednak na audiencji u biskupa potrafił zjednać sobie jego życzliwość i przychylność.
I gdy mu przedłożył skromną propozycję uzyskania jakiegoś „przyczółka”, biskup
odpowiedział, że przyczółek to za mało, bowiem Marsylia potrzebuje takiego zakładu
dla młodzieży jak w Turynie. Posunął się jeszcze dalej. Polecił zwrócić się do księdza
Guiola jako najbardziej odpowiedniego do pomagania takiemu dziełu, nie tylko ze
względu na wybitną cnotę i zasługi oraz wziętość, jaką się cieszy wśród wiernych, ale
i ze względów materialnych, gdyż jego parafia należała do największych w Marsylii.
59

6.10 Page 60

▲back to top
Nie zadawalając się poleceniem ustnym, dał świętemu bilecik polecający do
proboszcza św. Józefa.
W tym wszystkim okazała się interwencja Opatrzności, ponieważ było rzeczą
znaną, że na tle administracyjno - finansowym były napięte stosunki między
proboszczem a biskupem. Nie możemy więc pominąć przy tej okazji pewnego
wyrażenia Księdza Bosko: otóż powiadano, że pewnego razu, gdy w obecności
Księdza Bosko rozmawiano na temat pierwszego cudownego uzdrowienia w Marsylii,
które zdaje się miało miejsce w styczniu 1879, wówczas on dla uczczenia proboszcza
od św. Józefa, sprostował tę wersję, stwierdzając: Nie! Pierwszym cudem Księdza
Bosko w Marsylii było to, że ksiądz biskup Place przydzielił mi na pomocnika swego
dzieła, księdza Guiol'a...
Ksiądz Bosko udał się więc do wspomnianego kapłana na pertraktacje, które
musiały toczyć się przy pomocy tłumacza, gdyż jeden drugiego nie rozumiał należycie;
Ksiądz Bosko słabo wyrażał się po francusku, a ksiądz Guiola w ogóle nie znał
włoskiego.
Nie przeszkodziło to jednak temu, by dwie te dusze, wnet należycie się
zrozumiały. Co było tematem tych narad - nie wiemy. Bez wątpienia rozmowy te były
punktem wyjścia dla dzieła rozpoczętego już w roku następnym, w Marsylii.
Gdy Ksiądz Bosko opuścił Marsylię nadal trwała wymiana korespondencji,
między kanonikiem a proboszczem, która doprowadziła do formalnej propozycji
przejęcia przez salezjanów kierownictwa zakładu l'Estoile; istotnie w pierwszej
połowie maja, otrzymał Ksiądz Bosko listy odnośnie do tej sprawy. Zwizytował ten
zakład, lecz musiał stwierdzić, że nie odpowiadał on jego idei; przyjmowano bowiem
tam chłopców w wieku lat siedmiu, którzy pozostawali w zakładzie do 14 roku życia,
podczas gdy w jego domach i szkołach zawodowych przyjmowano tam chłopców
w wieku lat 13, którzy pozostawali tam aż do ukończenia nauki zawodu. Musiał także
zauważyć, że nie miałby wolnej ręki w działaniu i kierownictwie zakładu, zmuszony
podlegać komitetowi administracyjnemu zakładu. W dniu 11 maja, zdając o tym
sprawę przed Kapitułą Wyższą, wyraził się następująco: Będąc w Marsylii zwiedziłem
sierociniec. Lokal wspaniały, środki utrzymania obfite. Chłopcy w zakładzie nie
asystowani należycie, nie mają pracowni na miejscu i udają się do pracy do miasta tak,
że nawet dobrzy w krótkim czasie psują się. Dyrektor zakładu ma dobre chęci; prosił
mnie o radę. Powiedziałem, że uważam za absolutnie konieczne zorganizowanie
pracowni na miejscu i opowiedziałem mu, jak jest w naszym Oratorium.
Wczoraj otrzymałem list, w którym dyrektor oświadcza swą gotowość
i pragnienie, by Ksiądz Bosko wraz ze swymi synami przejął kierownictwo tego
zakładu, należącego do Braci Najświętszego Serca Jezusowego. Odpowiedź była,
że z powodu braku personelu, nie można podjąć kierownictwa.
W Marsylii gościł Ksiądz Bosko u księży Pijarów. Czy można sobie wyobrazić,
by Ksiądz Bosko znajdując się wśród młodzieży, nie zainteresował się nią? Pewnego
razu, przechodząc przez podwórze, spotkał chłopca, któremu dał znak, by się
przybliżył i powiedział mu słówko na ucho, jak to zwykł czynić wśród swoich
60

7 Pages 61-70

▲back to top

7.1 Page 61

▲back to top
chłopców. Co mu powiedział - nie wiemy, ale chłopiec był tak wzruszony, że pobiegł
do swoich kolegów i powiedział im: Widziałem Świętego. Podziałało to jak iskra
elektryczna. Wszyscy pragnęli go spotkać i z nim mówić.
Mimo słabej znajomości języka francuskiego, pozyskał wkrótce serca
wszystkich tak, że na wyścigi biegali do niego spowiadać się. Otrzymała na to
pozwolenie jedna klasa. Gdy kilku się wyspowiadało rozeszła się fama, że Ksiądz
Bosko wyjawia również grzechy, które się tai. Ta wiadomość poderwała całe
kolegium. Zewsząd proszono go o spowiedź generalną. Przełożeni zaoferowani tym,
nie pozwolili, by inne klasy również się spowiadały. Ksiądz Bosko, musiał
z przykrością zaprzestać spowiadania.
Czy Ksiądz Bosko mógł nie mówić o powołaniu w kolegium katolickim?
Przełożeni zapewniali go, że niemożliwą będzie rzeczą znaleźć wśród tutejszych
konwiktorów kogoś, kto by pragnął pójść do stanu duchownego. Nikt nie chce tu
zostać księdzem - powtarzali jeden za drugim w dobrej wierze. Ale wystarczył mały
dowód życzliwości i świętości Księdza Bosko, by rozbudziła się wśród wielu chęć aby
zostać kapłanem i salezjaninem. Faktem jest, że niektórzy pragnęli udać się z nim do
Turynu. A gdy powrócił zastał pakiet listów na biurku, w których tylu z nich
opowiadało się za udaniem się do Turynu, gotowi na wszelkie poświęcenie byle tylko
być przyjętymi przez Księdza Bosko. Tacy z bogatych rodzin, oświadczali gotowość
płacenia wszelkich kosztów utrzymania; był jeden, który z naiwną prostotą obiecywał
oddać wszystko, gdy tylko będzie majątkiem dysponować. Inny zaś uciekł z kolegium
pijarskiego i przybył do Oratorium, nie chcąc za wszelką cenę wracać tam skąd
przyjechał.
Nie zaniechał też Ksiądz Bosko przyjrzeć się lepiej metodom wychowawczym
stosowanym w tym zakładzie. Przełożeni pytali go, w jaki sposób potrafi pozyskać
sobie sympatie u chłopców, skoro tylko znajdzie się między nimi i dlaczego na jedno
jego wejrzenie czują się od razu do niego przywiązani, jakby jakaś siła magiczna.
Ksiądz Bosko tłumaczył swój system uprzedzający, oparty na miłości, przez którą
prowadzi się i wychowuje chłopców w zakładach salezjańskich. Wskazywał także na
następstwa innego systemu, według którego przełożeni winni być zawsze z dala od
swych wychowanków, rzadko im się pokazując i to jeszcze w złym humorze dla
podtrzymania swojej powagi. Wówczas jeszcze Ksiądz Bosko nie napisał jeszcze
owych złotych stronic swego systemu uprzedzającego; lecz już ten temat opracowywał
w myśli korzystając z różnych spostrzeżeń.
Również wkrótce po całym mieście rozeszła się wieść o jego w nim pobycie.
Konwiktorzy pijarscy z pewnością przyczynili się do tego, czy to sami, czy to przez
swoje rodziny. Pewien bogaty armator portowy, człowiek religijny, pobiegł zasięgnąć
dalszych wiadomości do swego proboszcza i wchodząc zawołał: Mamy świętego
w Marsylii, a nie wiemy o tym! Poszli więc razem szukać go. I w ten sposób, tak pan
Bergasse jak i monsignore Payan stali się przyjaciółmi i dobrodziejami Księdza Bosko.
Zwłaszcza imię pierwszego po dziś dzień jest wspominane przez salezjanów
w Oratorium św. Leona w Marsylii. Dzienniki również zamieściły wzmianki
61

7.2 Page 62

▲back to top
o Księdzu Bosko. I odtąd zaczęły się nieustanne pielgrzymki do niego. Niestety, nie
wszystkim mógł udzielić audiencji, ponieważ w tym czasie częste krwotoki kazały mu
chodzić wcześniej spać i później wstawać. Dlatego też zaniechał zamiaru udania się do
innych miast. Prosił wtedy biskupa, by rozpatrzył możliwości otwarcia nowych
placówek i wybrał odpowiednie obiekty. Monsignor chętnie odpowiedział temu
zleceniu, obiecując również usunąć ewentualne przeszkody i przywieźć do Turynu
rezultaty swych poszukiwań, gdzie pragnął bardzo zwiedzić Oratorium.
Wiatry i zmienna temperatura nabawiały Księdza Bosko zawsze chorób,
w czasie podróży po Rivierze.
Ksiądz Bosko pozostał w Marsylii blisko tydzień. Wnioskujemy to z listu
księdza Rua, bez ścisłej daty, lecz pisanego z pewnością stamtąd, jak to wynika
z kontekstu. Mianowicie pisząc do księdza Rua more solito oprócz komunikatów,
instrukcji, zezwoleń, upoważnień, przesyła mu spis dwunastu spraw, z których trzy
odnoszą się do jego pobytu w Marsylii. Pierwsza odnosi się do biskupa tamtejszego:
biskup marsylski dotąd nieobecny, wrócił wczoraj i dzisiaj Ksiądz Bosko udał się
z księdzem Ronchail na obiad do jego pałacu. Okazuje się bardzo życzliwym dla
naszego dzieła. Pójdę zbadać teren i pokopię tam, gdzie będzie wydawało się to
najstosowniejszym.
Inny punkt odnosi się do kolegium, które zwiedzał: wczoraj była akademia
z rozdaniem nagród dla najpilniejszych uczniów dla 600 konwiktorów. Zdaje się,
że mogłoby to być wzorem dla nas. Na program składały się deklamacje, śpiew,
muzyka, koncert, które ogromnie uradowały audytorium.
Trzeci punkt wspomina o odwiedzinach chorych na gruźlicę w ich przytułku.
Pojutrze rano wyjedziemy do Cannes, gdzie zatrzymam się na odwiedzinach pewnego
chorego i będę sporządzał memoriał do rządu, dzięki poparciu pewnego przyjaciela
Mac - Mahona.
Mac - Mahon, marszałek, był przedtem prezydentem Republiki francuskiej w
okresie od 1873 do 1879 r.
Celem tego memoriału miało być uzyskanie od Rządu Francuskiego
pozwolenia na otwarcie obok szkoły zawodowej, szkoły średniej prywatnej. Potem
dalej pisze: Wieczorem za wolą Bożą powrócę do Nizzy.
Choć pogrążony w interesach, nie zapomina o swoich dalekich synach. Pamięta
o chorych i pisze: Pozdrów ode mnie i pociesz księdza Vespignani, księdza Tonelli,
Giovanetti, zapewnij ich, że w sposób szczególny pamiętam o nich we Mszy św., a oni
niech tak samo modlą się za mnie.
Kleryk Giovanetti umarł 6 marca, jako pierwszy z dwóch wskazanych przez
Dominika Savio. Pamiętam o chłopcach z Oratorium. Powiedz im, że wydaje mi się,
jakbym ich pół wieku nie widział. Pragnę z nimi się zobaczyć, by powiedzieć im wiele
rzeczy oraz zalecić modlitwy za ich towarzysza, który nie chciał już z nimi obchodzić
Świąt Wielkanocnych. Tym kolegą był chłopiec, Giovanni Briatore z Daversi di
Garesio, uczeń klasy pierwszej gimnazjalnej, zmarły 28 marca, drugi z pomiędzy
sześciu wskazanych we śnie. Wielkanoc w 1877 roku, przypadała na 1 kwietnia.
62

7.3 Page 63

▲back to top
Pamięta również o Córkach Maryi Wspomożycielki. Pisze: „Wypadnie posłać
którąś na dyrektorkę do nowego domu; nie trzeba koniecznie brać jej z domu
macierzystego, lecz tak jak robimy z salezjanami z Turynu, poszukać jakiejś
w domach już otwartych, lecz z odpowiednimi zdolnościami, potem zastępując ją inną
siostrą, posłać na nową placówkę. O tym pomówimy, gdy przyjadę do Turynu".
Wspomina również o Albano, gdzie jednemu z kleryków przydałby się
fortepian. Pisałem do księdza Chigi o pianinie dla Trione i spodziewam się,
że dostanie. Zobaczymy, że w czasie drugiej fazy pertraktacji w Marsylii ksiądz Guiol
nie próżnował. Znakiem szczerości jego intencji było niecierpliwe oczekiwanie, kiedy
naprawdę rozpocznie się akcja Księdza Bosko. 1 maja dał znać o swoim
nieodwołalnym zamiarze udania się do Turynu i zatrzymania się przez kilka dni
w Oratorium. Ksiądz Bosko odwrotną pocztą, kazał przez księdza Rua dać mu znać,
by przyjeżdżał natychmiast:
Rev. Signore!
Z wielką przyjemnością otrzymał Ksiądz Bosko list od Waszej Przewielebności
z dnia 1 maja br. Nie mogąc sam odpisać, z powodu zajęć, polecił mnie, abym zaprosił
Waszą Przewielebność na rychłe odwiedziny. Polecił mi napisać, by ksiądz przybył do
nas i zatrzymał się kilka dni, oczekujemy go niecierpliwie i jesteśmy zadowoleni,
że będziemy mogli go gościć u siebie. Proszę zwiedzić również Patronat św. Józefa
z Nizza (plac Broni 1) i w Sampierdarena schronisko św. Vincentego a Paulo za
okazaniem niniejszego listu a będzie tam z wielką radością przyjęty. Życzymy mu
więc szczęśliwej podróży, prosząc Pana Boga, by mu towarzyszył i doprowadził go tu
pomyślnie. Gradisca i cordiali ossequi, etc.
Turyn, 05.05.1877 r.
Ksiądz Michał Rua
Wizyta była krótka. Zbliżały się Zielone Święta, które nie pozwoliły mu
pozostać przynajmniej do święta Maryi Wspomożycielki. Wróciwszy do siebie napisał
Księdzu Bosko list pełen wdzięczności za tyle grzeczności mu okazanej; Na ten list
Ksiądz Bosko nie mógł odpisać wcześniej jak dopiero z Rzymu, gdzie bawił
towarzysząc arcybiskupowi z Buenos Aires. List nosi datę 13 czerwca.
Carissimo in Gesu Christo!
Jestem od kilku dni w Rzymie i odpowiadam na list, którym mnie ksiądz
zaszczycił w ostatnich dniach maja, br. Zamiast słów podzięki, winieniem oczekiwać
raczej wybaczenia niedostatecznych z naszej strony względów w czasie jego krótkiego
pobytu w Oratorium. Zaledwie mógł widzieć przygotowania do uroczystości Maryi
Wspomożycielki, ale samej uroczystości nie oglądał. Och, jakże bylibyśmy
uszczęśliwieni, gdyby ksiądz był pozostał z nami na ten piękny dzień.
Pisałem do konsula włoskiego, komandora Strambio, którego przychylność jest
zapewniona dla naszego projektu humanitarnego i religijnego.
63

7.4 Page 64

▲back to top
Ojciec św. rozmawiając o naszym projekcie, pochwalił go i błogosławił
wszystkim, którzy z nim współdziałają. Pytał o wiadomości odnośnie do biskupa
Marsylii; odnosi się do niego z wielkim uznaniem.
W Marsylii - powiedział mi - jest obszerne pole pracy nad wieloma
przybyszami, którzy nie bardzo znają drogę do nieba. Potrzeba więc wielu wysiłków,
cierpliwości, lecz nie zabraknie nam pomocy Bożej w tym przedsięwzięciu.
Arcybiskup z Buenos Aires wraz z pielgrzymką spóźnił się nieco. W Genui
otrzymali gościnę w naszym domu w Sampierdarena. Stąd im towarzyszyłem do
Rzymu. Z powrotem przejadę przez Turyn. W Rzymie napływ pielgrzymów ogromny;
wystawa jest widowiskiem niecodziennym. Ojciec św. w najlepszym zdrowiu. Przy
sposobności załączam ukłony najniższe monsignorowi Place, któremu proszę
przekazać specjalne błogosławieństwo, które mu przesyła Ojciec św. Niech Bóg
Przewielebnego Księdza błogosławi etc. Ksiądz Jan Bosko
Rzym, 13.06.1877 r.
Jak widać z tego listu nawet wśród rozlicznych zajęć, zakład w Marsylii leżał
Księdzu Bosko mocno na sercu! Każde przedsięwzięcie tak traktował, jakby ono było
głównym przedmiotem jego myśli.
W Nizzy komitet najwybitniejszych obywateli przygotował uroczyste otwarcie
zakładu. W skład tego komitetu wchodzili: hr. de Bethune, hr. Michaud de Beauretour,
hr. De la Ferteč, Meun. adwokat Ernest Michel, baron Heraud, panowie Karol Cignaux
i August Feraut, którzy tak wiele przyczynili się do powstania tego dobroczynnego
dzieła. Starożytna willa Gautier, nabyta i przebudowana kosztem dobroczynnych
składek, pozwalała na przyjęcie większej ilości chłopców pozostających w nędzy,
spragnionych chrześcijańskiego wychowania i zawodowego wykształcenia.
Panowie z komitetu zredagowali odezwę publiczną, w której zapraszali
miejscowe społeczeństwo na uroczystość poświęcenia i otwarcia zakładu, mająca
odbyć się dnia 12 marca.
Właśnie tego rana zdarzył się epizod, który by można nazwać symbolicznym.
Oto zjawił się w Patronacie św. Piotra chłopak, prosząc o pomoc i opiekę.
Kim Jesteś? - zapytano go.
Biednym sierotą.
Masz jeszcze ojca?
Umarł nim zdążyłem go poznać.
A matka?
Matka moja jest biedna. Nie mogąc mnie wyżywić wysłała mnie bym szukał
sobie chleba.
A jak zarabiasz sobie na utrzymanie?
Grywam na skrzypcach.
A gdzie grywasz?
W restauracjach i kawiarniach. A gdy się lepiej nauczę muzyki, mam nadzieję
grać w teatrze i tak zarabiać pieniądze.
64

7.5 Page 65

▲back to top
Ile masz lat?
Piętnaście skończonych.
Umiesz czytać i pisać?
Bardzo mało.
Czy byłeś już u Pierwszej Komunii św.?
Nie jeszcze.
Po kilku dalszych pytaniach przekonano się o braku podstawowych wiadomości
i katechizmu. Znajdował się w niebezpieczeństwie zejścia na złą drogę. Przyjęto go
bez wahania.
Po południu cała kaplica i pokoje przyległe wypełniały się gośćmi. Na
podwórzu i na zadrzewionych chodnikach powiewało wiele barwnych chorągiewek.
Na uroczystości zaproszone zostały również władze cywilne, które chętnie wzięły
udział z oznakami szczerej sympatii. Syndyk miasta, komandor Reynaud z powodu
pewnych zajęć był reprezentowany przez assesora, komandora Tosselie.
Monsignor Piotr Sola wraz z towarzyszącym mu klerem, rozpoczął obrzędy
religijne o 2.30. Śpiewy doskonale wykonali wychowankowie hospicjum. Po
nieszporach Ksiądz Bosko pierwszy przemówił do zebranych. Przedstawił najpierw
historię Patronatu św. Piotra, którą już znamy. Podkreślił, że połowa sumy ciążąca na
nim z tytułu nabycia tego domu, została pokryta wspaniałomyślną ofiarnością Ojca św.
i wielu dobrodziejów. Wyraził nadzieję, że pozostałe 50 tys. franków też zostaną
spłacone. Przedstawił następnie cel instytucji oraz to, co czyni dla dobra młodzieży.
Opisał nędzę, w jakiej znajduje się tak wielu chłopców ubogich i opuszczonych, że
przeto trzeba ich gromadzić, nauczać religii, umieszczać pod opieką dobrych majstrów,
kształcić internistów w pracowniach własnych domu, nauczać ich rzemiosła, przez
które będą mogli zapewnić sobie uczciwe utrzymanie. I tak dalej ciągnął: Spytacie
mnie: Jak wielu jest chłopców? Odpowiadam: eksternistów znaczna liczba, internistów
jest zaledwie 65, a próśb, jako bardzo pilnych, wpłynęło ponad 200. Stopniowo jak
powiększymy lokale będzie można ich przyjąć, jak również w miarę ustalania się
porządku zakładu i o ile Opatrzność Boża ześle nam środki na ich utrzymanie,
W tym punkcie możecie postawić kwestie: szczupłość dotychczasowych
pomieszczeń, wielka liczba zgłoszeń napływających, naprawa i powiększanie lokali,
sama kaplica, w której się znajdujemy wymagałaby większego budynku,
wygodniejszego dla odprawiania nabożeństwa, nauczanie katechizmu, słuchanie
spowiedzi. Wszystko to prawda, są to rzeczy konieczne do dalszego rozwoju zakładu
i osiągnięcia przezeń swego celu, jakim jest dobro młodzieży i zbawienie dusz. A skąd
wziąć środki konieczne na ten cel? Skąd pieniądze na chleb dla internistów, ubranie
dla nich, opłacanie nauczycieli, mistrzów i asystentów? Skąd środki na prowadzenie
dalszych robót i finansowanie przedsięwzięć na przyszłość? To wszystko prawda,
nawet dodaje od siebie, że dla dalszego prowadzenia dzieł zaczętych, trzeba zaciągnąć
długi, a nawet ten sam dom jest zapłacony dopiero w połowie, to jest pozostała jeszcze
do uiszczenia kwota 50 tys. franków. Ale mimo to wszystko nie powinniśmy się
zniechęcać. Ta Boska Opatrzność, która jak matka kochająca czuwa nad wszystkimi
65

7.6 Page 66

▲back to top
rzeczami, żywi ptactwo powietrzne, ryby morskie i zwierzęta na ziemi, lilie polne -
czy nie zaopatrzy nas, którzy wobec Stwórcy jesteśmy daleko lepsi od tych istot
materialnych? Ten Bóg, który w naszych sercach wzbudził szlachetne pragnienie
popierania, założenia i utrzymywania tego dzieła czy nie będzie udzielał dalszej swej
pomocy? Coś więcej: ten Bóg, który jakby z niczego powołuje instytucje, w których
mieści się około 14 tysięcy dzieci, na których utrzymanie nie ma się ani jednego solda
przewidzianego w budżecie, czyż ten Bóg pozwoli, by pozostały bez pomocy dzieła
ustanowione dla klasy najuboższej i opuszczonej w społeczeństwie, by dusze ginęły
w niebezpieczeństwach; te dusze, dla których zostały stworzone ziemia i niebiosa
i wszystko, co się w nich znajduje; dusze, dla których Boski Zbawiciel oddał ostatnią
kroplę swej krwi? Nie! Nie możemy więc wątpić, ani lękać się, że nam zabraknie
pomocy Nieba. Nie róbmy tej krzywdy Boskiej Dobroci, nie obrażajmy waszej
religijności, waszej wielkiej, tyle razy dowiedzionej, szlachetnej wspaniałomyślności.
Jestem pewien, że ta miłość, która was skłoniła do uczynienia tak wielkich poświęceń
w przeszłości, nie pozwoli, by pozbawione zostało opieki dzieło tak szczęśliwie
zaczęte. Ta nadzieja oparta na szlachetności waszych serc ma silny i niewzruszony
fundament w nagrodzie, której szukacie a którą Bóg wam zabezpiecza.
Bóg jest nieskończenie bogaty i nieprześcigniony we wspaniałomyślność.
A jako taki udzieli też nieskończonej nagrody za najmniejszy nawet dobry uczynek
spełniony dla jego miłości. Kubka świeżej wody - jak mówi Ewangelia - nie dajecie
dla moich najmniejszych, to jest najbardziej potrzebujących, bez nagrody wiecznej.
Jałmużna - jak mówi księga Tobiasza - oczyszcza dusze z grzechów, pozwala
znaleźć miłosierdzie w obliczu Boga i zapewnia nam żywot wieczny; Elemosyna est,
quae a morte liberat, purgatopeccata, facit invenire misericordiam et vitam aeternam.
Nagrodą jest również to, że Boski Zbawiciel uważa jakby sobie uczynione
miłosierdzie okazane nieszczęśliwym. Gdybyście widzieli Boskiego Zbawcę, jako
ubogiego chodzącego po naszych ulicach, pukającego do drzwi naszych domów, czyż
znalazłby się między wami chrześcijanin, który by mu nie oddał ostatniego solda?
A przecież w osobie ubogiego tai się sam Zbawiciel. Wszystko, coście uczynili tym
najbiedniejszym, mieście uczynili. A więc nie ma już ubogich chłopców, żebrzących
o miłosierdzie, lecz jest sam Jezus w osobie swoich ubogich.
A cóż powiedzieć o nagrodzie wyjątkowej, zarezerwowanej w najbardziej
krytycznym momencie życia, w którym zadecyduje się nasz los w wieczności
szczęśliwej lub nieszczęśliwej? Kiedy my, panowie, staniemy przed trybunałem
Sędziego Najwyższego, by zdać rachunek ze swego życia, to pierwszą rzeczą, jaką
nam wspomni sam Sędzia to nie będą pałace wybudowane, oszczędności złożone,
sława zdobyta lub zebrane bogactwa; o tym nie będzie mowy, a tylko powie: Pójdźcie
błogosławieni Ojca mego, posiądziecie królestwo zgotowane wam od Ojca mego.
Byłem głodny, a wyście mnie w osobie ubogiego nakarmili, pragnąłem a wyście mnie
napoili, byłem nagi, przyodzialiście mnie, byłem bezdomny a wyście dali mi
schronienie (Mt 25,54-56).
66

7.7 Page 67

▲back to top
Te i inne słowa powie Boski Sędzia, jak mówi Ewangelia, po czym
pobłogosławi im i zaprowadzi do żywota wiecznego.
Lecz tenże Bóg, Ojciec Dobroci, wiedząc o tym, żę „duch jest ochoczy, ale
ciało mdłe”, chciał, aby nasza miłość otrzymała nagrodę stokrotną także w tym życiu
doczesnym. Iluż to sposobami Bóg wynagradza, panowie, już na tej ziemi dobre
uczynki! Stokrotnie, gdyż są to łaski specjalne: dobrego życia i dobrej śmierci,
urodzaju na polu, pokoju w rodzinach, powodzenia w interesach doczesnych, zdrowia
rodziców i przyjaciół, dobre wychowanie dzieci. Wynagrodzeniem za miłosierdzie
chrześcijańskie jest zadowolenie, jakie każdy odczuwa w swym sercu czyniąc dobrze.
Wszak nie mała to jest pociecha, że przez niewielką jałmużnę zapobiega się
wyrastaniu w społeczeństwie szkodników a wychowanie ich na ludzi pożytecznych dla
siebie samych, dla swych bliźnich, dla Kościoła. Jednostki mogące stać się postrachem
policji, gwałcicielami porządku publicznego, mające zapełniać więzienia i żyć
kosztem pracy obywateli, dzięki otrzymanemu dobremu wychowaniu stają się chlubą
społeczeństwa, dobrymi pracownikami i przynoszą korzyść narodowi, w którym żyją
i rodzinom, do których przynależą.
Prócz tych korzyści, którymi Bóg wynagradza w tym życiu i w wieczności,
wymienię jeszcze jedną, przez którą spłacać mogą swój dług względem dobroczyńców,
którzy korzystają z ich dobrodziejstw. A wiedzcie, panowie, że nie chcemy was
pozbawić i tej nagrody, którą jest całkowicie od nas zależna. Posłuchajcie.
Wszyscy księża, klerycy, wychowankowie aktualni i przyszli salezjanie,
a zwłaszcza ci z Patronatu św. Piotra, wznosić będą do Boga codziennie modły za
swych dobrodziejów. Rano i wieczorem wasi podopieczni wypraszać będą specjalne
błogosławieństwa Boga na was, na wasze rodziny, rodziców, krewnych i przyjaciół.
Prosić będą Boga o spokój i zgodę w waszych rodzinach, zdrowie i szczęśliwe życie,
by Bóg zachował was od wszelkich niebezpieczeństw duszy i ciała, a zwłaszcza
udzielił wam daru wytrwania aż do końca, by przy końcu dni waszego życia zostały
ukoronowane świętą śmiercią.
A jeśli kiedy spotkamy was, panowie, na ulicach lub w innym miejscu
i zapewne przypominając świadczone nam dobrodziejstwa, z wielką wdzięcznością
odkryjemy głowę na znak nie zatartej wdzięczności na ziemi, podczas gdy Bóg sam
udzielić raczy wam nagrody sprawiedliwych w niebie. Centuplum accipetis et vitem
ad eternam possidebitis.
Gdy Ksiądz Bosko kończył przemówienie niektórzy ze słuchaczy samorzutnie
porozumieli się między sobą, by pójść ze składką, która dała wynik przewyższający
wszelkie oczekiwania. Szczupłość lokalu pozwoliła na wejście tylko zwykłych
dobrodziejów tak, że nie uważano za odpowiednie zbieranie jałmużny. Mimo to
zebrano 1500 franków.
Ksiądz Biskup udzielił uroczystego błogosławieństwa Najświętszym
Sakramentem, po czym wszyscy goście udali się na podwórze, gdzie kilku chłopców
wygłosiło, skomponowany na powitanie monsignora Sola, dialog; orkiestra odegrała
okolicznościowy hymn a następnie inne utwory muzyczne. Potem goście poszli
67

7.8 Page 68

▲back to top
zwiedzić sale zakładowe, klasy i pracownie. W jednej sali wystawione były fanty na
loterię, której dochód przeznaczony był na korzyść wychowanków Patronatu. Gdy
rozeszło się po mieście, że dochód z loterii jest przeznaczony na chleb dla
podopiecznych, bilety w mig zakupiono.
Ksiądz Bosko na konferencji wspomniał o chłopcu przyjętym rano do zakładu.
Wszyscy goście pragnęli go teraz zobaczyć. Gdy zeszli się w ogrodzie, zjawił się ten
chłopiec ze swoimi skrzypcami, by zdumionym gościom dać przyjemną rozrywkę.
Jeden z gości ujęty jego dezynwolturą i wzruszony widokiem otartej odzieży, którą
nosił, dał polecenie, by mu sprawiono ubranie przez Konferencję Pań, zbierająca się
przy kościele NMP w Nizza. Nazajutrz biedny chłopiec stawił się ze swymi
skrzypcami po odbiór ubrania i rozweselił swoim wystąpieniem pracujące tam panie
komitetowe. Przebywał on w schronisku przeszło rok czasu przykładając się chętnie
do nauki i praktyk religijnych.
W dniu następnym stawił się przed Księdzem Bosko inny chłopiec 16 - letni,
który dotąd nie był u spowiedzi i Komunii św. Był to sierota, szukający zarobku,
żyjący w nędzy materialnej i niestety moralnej. Nie było rady jak tylko natychmiast
przyjąć go do schroniska.
Szczególny też zdarzył się wypadek w dniu 14. Pewni rodzice pod wpływem
nędzy zmusili swego syna wstąpić do hospicjum protestanckiego. Chłopiec przerażony
tym, co mówili tam przeciw katolikom, uciekł stamtąd, lecz schwytano go
i zaprowadzono z powrotem do zakładu. Po raz drugi spróbował ucieczki. Wówczas
miał szczęście natknąć się na dyrektora Patronatu, który słysząc tę nieprzyjemną
historię, otworzył mu bez niczego drzwi Patronatu.
Przemówienie Księdza Bosko tak porwało wszystkich, że powstała myśl
opublikowania go by lepiej dać poznać Francji idee Patronatu. Ta myśl spodobała się
również Księdzu Bosko i w czasie powrotu ułożył broszurkę, którą kazał wydrukować
w drukarni Oratorium pt. „Otwarcie Patronatu św. Piotra w Nizza Mare”. Opisawszy
w streszczeniu uroczystość, dodał dialog rymowany oraz świetnie zapowiadającą się
nowość, a mianowicie szereg artykułów na temat systemu uprzedzającego
w wychowaniu młodzieży, który z pewnymi zmianami ukazał się nieco później, na
wstępie Regulamin dla domów.
Nieco później mówiąc o tej pracy wyraził się, że kosztowała go ona wiele dni
trudów. Przerabiał ją trzykrotnie. Te moje pisma nie zadawalały mnie. Skreślałem
nieraz całe stronice nie powracając do nich więcej. Teraz znowu przepisuję,
przerabiam i poprawiam po raz czwarty i piąty i wciąż mnie nie zadowala moja praca.
Zresztą uważał, że to dziełko uczyni wiele dobrego we Francji. Rzeczywiście
w ówczesnej Francji i gdzie indziej to skromne dziełko miało przynieść wiele dobrego
właśnie przez ten dodatek, pomyślany li tylko, jako zakończenie, czyli dopełnienie
jakby sam autor nie doceniał pełnej jego wagi.
Pedagogia współczesna stworzyła wiele teorii, lecz niewiele osiągnęła.
Bezpłodność jej wynikała z faktu, że wnioski swoje wysuwała z zasad
68

7.9 Page 69

▲back to top
racjonalistycznych, które nadawały jej kierunek, ale też nie mogła się ostać na dłuższą
metę.
Ksiądz Bosko nie wychodząc z czysto naukowych i teoretycznych zasad, bez
najmniejszej pretensji dokonania odkrycia naukowego sztuki wychowania, czerpiąc
natchnienie z Ewangelii i nauki Kościoła, potrafił harmonijnie połączyć z zasadami
filozofii naturalnej środki nadprzyrodzone łaski a przez to stworzyć metodę, która na
polu wychowania przynosiła i przynosi ogromne owoce. To, co sam praktykował
przez tyle lat, streścił w niewielu wierszach swej rozprawki. Wystarczy zwrócić uwagę
choćby na jeden punkt - na wielką sprawę autorytetu oraz na kwestię nagród i kar.
Koryfeusz ówczesnych tendencji naturalistycznych w dziedzinie wychowania - Rafael
Lambruschini - w dziele swym „Dell' educazione”, poświęcił tym problemom dwie
trzecie książki, mówiąc tyle pięknych rzeczy zmieszanych z błędami teoretycznymi,
tym nie mniej pozostał o tysiąc mil w tyle od skuteczności osiągniętej przez Księdza
Bosko w jego systemie, w którym pogodził wiarę z rozumem i po mistrzowsku
praktycznie rozwiązał ten trudny problem.
Ta wielka skuteczność i uznanie powszechne dla „systemu uprzedzającego”
spowodowało, że Ministerstwo włoskie Wychowania Publicznego zaleciło go, jako
przedmiot studiów w szkołach i seminariach nauczycielskich. Na temat ten publicznie
zabrał głos były minister Fedele, senator królewski i profesor na Uniwersytecie
w Rzymie. Powiedział on: Bez czynnika nadprzyrodzonego dzieła Księdza Bosko nie
podobna zrozumieć i wyjaśnić. Jego dzieło to harmonijny rozkwit na zewnątrz jego
wewnętrznych cnót. Wystąpił on przeciwko materializmowi toczącemu dusze
młodzieży i wówczas zatrzymał naród włoski na niebezpiecznej pochylni. Gdy
zaproponowałem studium systemu wychowawczego Księdza Bosko, nie jeden filozof
idealista odpowiadał na to uśmiechem. Dzisiaj czas przyznał mi rację.
Na miejscu będzie tu przytoczyć świadectwo publiczne wydane w 1878 roku.
Otóż hrabia z Perugi, imieniem Karol Conestabile della Staffa, podał w tym roku do
druku swoje dziełko „Opere religiose e sociali in Italia”, w którym opowiada jak
Ksiądz Bosko wprowadzał w czyn zasady swego systemu wychowawczego, wcześniej
niż one zostały sformułowane na piśmie. Pewnego razu - opowiada hrabia - udałem się
do Księdza Bosko. Zastałem go przy biurku przeglądającego arkusz ze spisem
wychowanków. Oto niektórzy z moich łobuzów - odezwał się Ksiądz Bosko - których
sprawowanie pozostawia nieco do życzenia. Przyszło mi na myśl oczywiście spytać,
jakie kary im wyznaczy. Żadnych kar - odrzekł Ksiądz Bosko - oto jak sobie radzę.
Ten na przykład jest największym łobuzem, choć ma dobre serce. Spotkam go na
rekreacji i spytam go o zdrowie. Odpowie mi bez wątpienia, że dobre. Ale czy
naprawdę jesteś zadowolony? - spytam go wówczas. On w pierwszej chwili będzie
zaskoczony, potem zapewne spuści oczy, rumieniąc się. Ja będę nastawał życzliwie: Ej,
ty coś masz, co nie jest w porządku i ukrywasz to przede mną, jeśli ciało cieszy się
pełnym zdrowiem, to może dusza nie jest zadowolona...? Już od dłuższego czasu nie
byłeś u spowiedzi? Za kilka dni chłopiec ten przyjdzie do spowiedzi i jestem pewien,
że nie będzie więcej skarg na niego.
69

7.10 Page 70

▲back to top
Hrabia słuchał w milczeniu oczarowany wypowiedzią Księdza Bosko
i zrobił następujący daje komentarz: Odkryłem wówczas sekret tych wspaniałych dzieł,
które ten pokorny kapłan potrafił zrealizować. Często później, gdy nachodziły mnie
zwątpienia i gorzki smutek na widok zła pleniącego się w ówczesnym świecie,
przypominałem sobie słowa pewnego kapłana i powracała mi nadzieja na przyszłość
naszego społeczeństwa, któremu Bóg zesłał takich reformatorów.
Z kroniki Córek Maryi Wspomożycielki dowiadujemy się, że Ksiądz Bosko
wracając z Francji zatrzymał się we Vallecresia i zwizytował cały dom sióstr, od
sypialni do kuchni i dyspensy. Pochwalił ekonomie i ducha ubóstwa. Życzył sobie
jednak, by siostry przez nadmierne wysiłki nie rujnowały sobie zdrowia.
Okoliczni mieszkańcy przynosili im czasem różne dary w naturze. Otóż i wtedy
ktoś przyniósł główkę kapusty niezwykłej wielkości, piękny jakby jakiś kwiat
ogromny. Pokazały ją Księdzu Bosko, który spojrzawszy nań, po chwili namysłu
powiedział z uśmiechem do dyrektorki:
Chcecie mi sprawić przyjemność?
Ależ naturalnie, Ojcze.
Weźcie mój bilet wizytowy i wraz z nim wyślijcie do Turynu tę piękną główkę
kapusty pani Hrabinie Corsi. W ten sposób przekona się, że Ksiądz Bosko o niej
pamięta. Dyrektorka chętnie spełniła jego polecenie. W tym czasie właśnie Ksiądz
Bosko zajęty był pertraktacjami w sprawie kupna domu w Nizza Monferrato,
przeznaczonego dla sióstr z Mornese a owa hrabina interesowała się tym i pomagała
mu w tym przedsięwzięciu.
Kilka listów pisanych w czasie podróży powrotnej i zaraz potem uzupełni nasze
opowiadanie.
Z Alassio wysłał Ksiądz Bosko list do księdza Dominika Casella w Casale,
któremu zawdzięcza istnienie „Edukandat” Sióstr Córek Maryi Wspomożycielki
w Casale Monferrato.
Carissimo Don Casella!
Przeczytałem wyraźnie twój list, który wyraża twe pragnienie pospieszenia
z pomocą duszom, znajdującym się u progu śmierci. Myśl doskonała, lecz środki, jakie
proponujesz wydają mi się bardzo trudne tak dla ciebie, jak i innego kapłana. Racje
powiem ci, gdy przybędę po Wielkiej Nocy do Borgo S. Martino, jeżeli Bóg pozwoli.
Radziłbym podjęcie się innego dzieła łatwiejszego dla ciebie i pewniejszego, dającego
większą rękojmię powodzenia, a mianowicie popierać powołania do stanu
duchownego. Zapytasz jak to robić? Zatroszczyć się o wyszukiwanie i posyłanie do
odpowiednich zakładów wychowawczych chłopców okazujących powołanie do stanu
duchownego. Spotkawszy młodzieńców starszych o dobrym prowadzeniu, zachęcić
ich do nauki, a gdy potrzeba samemu udzielić lekcji lub posłać ich w odpowiednie
miejsce gdzie by się mogli kształcić ad hoc. Inne rzeczy powiem ci osobiście.
Tymczasem módl się za mnie etc.
Alassio, 17.03.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
70

8 Pages 71-80

▲back to top

8.1 Page 71

▲back to top
Z Alassio pojechał do Noli, by obejrzeć dom, należący do ojca jednego
zmarłego kleryka salezjanina Antoniego Vallega. Projektowano tam otworzyć zakład
z internatem i szkołę. Ojciec ów zgadzał się przeznaczyć budynek na ten cel pod
następującymi warunkami:
1. By salezjanie wzięli w zarząd szkoły komunalne;
2. By stworzyć fundusz dla nauczycieli w kwocie 3.500 lir;
3. By nie było innych obciążeń finansowych.
Przy tym wszystkim pan Vallega przybył w kwietniu do Turynu z nowymi
dodatkowymi i uciążliwymi warunkami tak, że projekt ten pozostał w aktach.
Kronika wspomina również o wizycie Księdza Bosko u Sióstr w Alassio. Gdy
zapytał je czy mają wiele pracy, odrzekły twierdząco. A na to usłyszały z ust Księdza
Bosko: No widzicie, gdziekolwiek wizytuję domy i znajduję w nim wiele pracy, mogę
być spokojny, bo gdzie jest praca, tam nie ma miejsca diabeł.
Przy sposobności odwiedził trzy z nich chore. Potem zwróciwszy się do innych,
które mu towarzyszyły, spytał: O jakiej cnocie chciałybyście bym wam opowiedział?
Siostry zaś, które od rana do nocy zajęte były pracą i nie wiedziały jak praktykować
przepis Reguł mówiący, by „pozostawać zawsze w obecności Bożej”, jednogłośnie
prosiły: Proszę nam powiedzieć, jak pozostawać nieustannie w obecności Bożej? Na to
on: Byłoby to bardzo piękne, aby Córki Maryi Wspomożycielki trwały nieustannie
w obecności Boga!... A możemy to uczynić odmawiając intencję czynienia
wszystkiego na większą chwałę Bożą, ilekroć zmieniamy zajęcie. Rozwinąwszy tę
myśl tak zakończył: Jak widzicie nie jest tak trudno nabyć zwyczaju ciągłego
zjednoczenia z Bogiem.
23 kwietnia zastajemy Księdza Bosko w Sampierdarena. Ale przed wyjazdem
z Alassio jak sądzimy, pisał do księdza Ronchail.
W liście tym daje mu normy rozsprzedania losów loteryjnych między
dobrodziejów, następnie wskazówki odnośnie odmawiania officjum w kościele,
organizowania katechizmu dla chłopców itd. Podkreśla przy tym, że istotnym zdaniem
dyrektora jest odpowiednie rozdzielenie zajęć, a następnie dopilnowanie, żeby były
wykonane. Kończy przesyłając pozdrowienia dla członków naszej Rodziny i dla
wszystkich dobrodziejów nominatim.
Sympatyczne jest też postcriptum: „Dai un pizzicone a Don Perrot... i powiedz
mu, by nie tracił humoru”.
Pisał też do księdza Rua, z listu którego przytoczymy tylko niektóre punkty.
Pierwszy odnosi się do zdrowia księdza biskupa Alba: „Zarządzić szczególną
modlitwę, ja zaś napiszę stąd: modlimy się wszyscy i ufamy w dobroć Bożą”.
Trzeci dotyczy kościoła św. Sekunda, o czym będzie mowa później.
Siódmy wyraża niezadowolenie z przedsięwziętych robót murarskich
w Oratorium, by wznieść przed jego pokojem galeryjkę, którą dziś można oglądać. Te
prace zostały podjęte podczas jego nieobecności, by Ksiądz Bosko miał nieco
przyjemniejsze mieszkanie. Otóż pisze tak: - powiedz księdzu Ghivarello, że chce
71

8.2 Page 72

▲back to top
widzieć w domu wszystko skończone, gdy tam przybędę; nie chcę słyszeć zgiełku prac
murarskich. Co za niegrzeczni chłopcy! Przyrzekli mi skończyć wszystko w paru
dniach, a tu macie...
Nie brak też wzmianki o chorych: Pozdrów też naszych drogich, chorych
współbraci - księdza Maspigniani i księdza Tonelli i powiedz im, że ucieszyła mnie
bardzo wiadomość o ich rekonwalescencji i proszę Boga, by im obu udzielił siły
Samsona, zważywszy na ogrom pracy, który ich czeka.
Szczególnej wagi jest punkt piąty: By rzecz załatwić z należną grzecznością,
sporządzę i poślę arcybiskupowi adres. Dla wyjaśnienia nadmieniamy, że Kapituła
i kler diecezjalny w mieście, jako milczący protest przeciwko szkalowaniu
arcybiskupa przez dzienniki, o czym była mowa w poprzednim tomie, urządził
publiczną owację na cześć wspomnianego Arcybiskupa Gastaldiego, po powrocie jego
z Rzymu. Ksiądz Bosko poinformowany przez księdza Rua wziął w tym solidarny
udział, dołączając i od siebie głos pochwalny. Oto powód wystosowania pisma do
Arcybiskupa, przesłanego nie z Sampierdarena, lecz z Turynu. List ma następującą
treść:
Eccelenza Reverendissima!
Wróciwszy z objazdu domów w Ligurii, dowiedziałem się z wielką
przyjemnością, że kler turyński urządził Waszej Ekscelencji publiczną owację
z wyrazami czci z powodu jego pomyślnego powrotu z Rzymu. Całym sercem
w swoim i Zgromadzeniu imieniu dołączam się do tych oznak czci i przywiązania
wyrażonych przy tej okazji przez innych. Wznosiliśmy swe modły do Boga za zdrowie
Waszej Ekscelencji w czasie jego choroby poprzedniej, teraz zaś zdwajamy je we
wszystkich naszych domach, błagając Boga, by raczył go zachować w dobrym
zdrowiu, by tak mógł pracować dla dobra Kościoła i naszego Zgromadzenia, które
jego łaskawości polecam. Proszę o przyjęcie tych wyrazów czci, bądź dla
zamanifestowania przeciw pozbawionym plotkom podstaw niektórych dzienników, jak
również dla zapewnienia, że salezjanie są zawsze na usługi Waszej Ekscelencji,
w imieniu których mam zaszczyt etc...
Turyn, 28.03 1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
Arcybiskup biletem odręcznym dziękował gorąco Księdzu Bosko za ten jego
list.
Ksiądz Bosko zasłużył też na wdzięczność Arcybiskupa z innego jeszcze tytułu.
A mianowicie wśród mieszkańców Bertulla, w małej osadzie podmiejskiej Turynu,
powstał ferment przeciwko zarządzeniom proboszcza z Badia macierzystej parafii
tejże osoby. Otóż ten, gdy zawakował rektorat Bertulli, usiłował przenieść na siebie
niektóre prawa, których ludność nie chciała uznać. Na przykład chciał, by ludzie
udawali się do niego ze chrztami, ślubami i na Mszę św. Monsignor Gastaldi popierał
roszczenia proboszcza. Na skutek tego zirytowana ludność groziła, że przywoła
pastora od waldensów i przejdzie na protestantyzm.
72

8.3 Page 73

▲back to top
Ksiądz Bosko dowiedziawszy się o tym i przestudiowawszy kwestię, mając na
uwadze więcej dobro dusz niż niechęci Arcybiskupa, udał się do niego. Starał się go
przekonać, że na podstawie dawnych praw, racja jest po stronie bertulanczyków.
Arcybiskup przekonany, opuścił sprawę proboszcza przywracając rzeczy do dawnego
stanu. Lud zadowolony zaniechał swych zamiarów opuszczenia Kościoła katolickiego
i przyjął nowego rektora z wielką radością.
Jeszcze, gdy w roku 1902 rektor Bertulla opowiadał księdzu Francesia ten fakt,
stwierdził, że parafianie mawiają: Jeśli dotąd jesteśmy katolikami, zawdzięczamy to
Księdzu Bosko.
Dnia 28 marca, Ksiądz Bosko znalazłszy wśród korespondencji prośbę
o przyjęcie do Zgromadzenia, tak na nią odpowiedział serdecznymi słowami:
Carissimo nel Signore!
Przybywam w tej chwili do domu, po wizytacji zakładów na Rivierze
i natychmiast odpowiadam na twój list. Nie może być cenniejszej propozycji nad jego
pragnienie zasilenia szeregów salezjańskich, przed którymi dziś stoi wielkie żniwo.
Proszę więc przybyć natychmiast wraz ze swoim przyjacielem księdzem.
Porozumiemy się w ojcowskim uczuciu, jakie do wielebnego księdza, żywię od tego
czasu. Do widzenia zatem. Niech Bóg nas błogosławi etc.
Turyn, 28.03.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
Z Turynu Ksiądz Bosko pisze drugi list do księdza Ronchail, w którym rzeczy
i osoby przesuwają się przed nami w świetle tej czułej miłości, którą Ksiądz Bosko
wkładał we wszystkie swe stosunki domowe i socjalne:
Carissimo Don Ronchail!
Posyłam ci expose de quo. Jestem bardzo zajęty tak, że nawet opóźniłem
powrót do Turynu; byłem niedysponowany.
1. Poproś p. adwokata Michel i p. Heraud o przetłumaczenie tekstu ze
wszystkimi potrzebnymi uwagami. Co do druku, spytaj ich o zdanie, czy mamy
drukować tu, czy w Nizzy. Zeszytu nie trzeba odsyłać, mamy kopię.
2. Zasmuciła nas wiadomość o nieoczekiwanym zgonie tak zasłużonego
p. adwokata Ferrant. Prośmy Boga, by wzbudził innych podobnych dobrodziejów.
3. Przy sposobności pozdrów hrabinę Calabrini i Madame Dolores,
nadmieniając, że 23 bm. rozpoczynamy miesiąc Maryi i zarządziłem specjalne
modlitwy w ich intencji.
4. Otrzymasz list przeznaczony dla małżonki p. Michel, którą pozdrów ode
mnie.
5. Opatrzność niech przypomni D’Lanza, by postarał się zrehabilitować swoje
postępowanie a ja napiszę do biskupa.
6. Na temat koła robotniczego i tych, którzy go propagują możesz zawsze
powiedzieć, że obca nam jest wszelka idea partyjna i trzymamy się ściśle słów
73

8.4 Page 74

▲back to top
Ewangelii: Dajcie, co jest cesarskiego cesarzowi a co Bożego Bogu - i niech się nikt
nie lęka nas co do słów czy czynów.
7. Już 3 ksiądz szykował się do wyjazdu do Nizza, ale ten znów zachorował.
Mimo to jakoś zaradzimy.
8. Daj mi wiadomości o loterii. Jeśli ci zostało wiele biletów, to postaram się,
by je wykupiono.
9. Oczekuję pięknego listu od p. Audoli, któremu zalecisz wesołość,
cierpliwość i przybycie na uroczystość Maryi Wspomożycielki.
10. Jeśli masz wiadomości o T. Giovan i o dyrektorze Pijarów, to mi je przyślij.
11. Czy rozmawiałeś już z D. Tiban na temat terenu pod kościół?
12. Mam nadzieję, że w ciągu tygodnia przyjdzie do was majster introligator,
który oprawi wam niektóre rzeczy.
Pozdrów serdecznie w Panu wszystkich księży, kleryków oraz wszystkich
naszych chłopców etc.
Ksiądz Jan Bosko
Pod nr 6 wspomina o stowarzyszeniu katolickich robotników założonym
z inicjatywy paru osób dobroczynnych w Nizza za sprawą dzielnego urzędnika
marynarki. Ksiądz Bosko właśnie od niedawna kupił willę Gautier; gdy dowiedział się,
że komitet poszukuje odpowiedniego miejsca, by zainaugurować to dzieło. Jeśli nie
macie nic lepszego - powiedział wówczas Święty do owych panów - przyjedźcie
zobaczyć mój dom a może będzie wam na początek odpowiadał.
Przekonali się, że pomieszczenie nad brzegiem rzeki wraz z przyległym
ogródkiem nadawałoby się na ich cel i prosili Księdza Bosko o wyznaczenie czynszu.
Nie chodzi o czynsz - odpowiedział Ksiądz Bosko - wystarczy mi, że robi się coś
dobrego, więcej nie trzeba.
I tak w dniu 19 marca monsignor Sola poświęcił lokal odstąpiony przez Księdza
Bosko dla Stowarzyszenia Robotników Katolickich, odprawił Mszę św., był na
obiedzie wydanym przez członków Stowarzyszenia.
Jasną jest rzeczą, że dwa odrębne dzieła nie mogły się nadal rozwijać
równolegle na tym samym miejscu. Stąd w sześć miesięcy potem Komitet
Stowarzyszenia przeniósł swą siedzibę do willi Paulini. Osoby zainteresowane
kierownictwem tego Stowarzyszenia zawsze odnosiły się do Księdza Bosko
z uznaniem za jego wspaniałomyślny gest, który okazał w początkach Stowarzyszenia.
Wróciwszy do Oratorium miał słaby głos z powodu bronchitu. Dlatego do
chłopców mógł przemówić dopiero po 10 kwietnia, na słówku wieczornym:
Nie widzieliśmy się już długi czas, lecz jak mówi przysłowie: „gdzie skarb tam
i serce”, tak samo ja będąc w Nizza czy w Marsylii, myślałem zawsze o mych drogich
chłopcach w Oratorium. Zdawało mi się, że i tam jest wielu chłopców od nas, bo
patrzeć na jednego lub drugiego z nich wydawało mi się, że to ten lub ten
z Oratorium lub, że ów, to ten którego tu zostawiłem. Lecz gdym się do nich odezwał,
74

8.5 Page 75

▲back to top
odpowiadali mi wszyscy po francusku: „qui, qui, qui...”. Wówczas spostrzegałem,
że to nie jest Oratorium.
Gdy chodzi o opinię, jaką mają o was, to nie można wyobrazić sobie lepszej.
I tak wysokie jest o nas mniemanie, że ktoś mi proponował, by posłać kilku uczniów
z Oratorium do Nizzy, którym gotów jest zapłacić podróż i nakładać dalsze studia,
tylko po to, jak mówił: by przybyli uświęcić te okolice i tych w Patronacie. Pytano
mnie, czy naprawdę ci chłopcy z Oratorium są podobni do św. Alojzego? - sądzą
bowiem, że każdy z was to drugi św. Alojzy, ale gdyby was zobaczyli na miejscu ech,
ta świętość chyba rozwiałaby się...
Otóż opowiadałem im: Z pewnością jest między nimi wielu takich, lecz złych
naprawdę nie ma. Oni nastawali coraz uporczywiej, bym im powiedział prawdę
i kogoś tam posłał, lecz ja obawiając się, byście nie zrobili jakiegoś psikusa, starałem
się uchronić i kozę i kapustę. Powiedziałem, że tak bardzo pragnę mieć was
wszystkich razem, aby jedni budowali drugich i że wszyscy tak się kochamy, że nie
chcielibyśmy się rozłączyć od siebie, chyba, że zaszłaby jakaś konieczność, a wtedy
przychodzi nam się rozstawać z wielkim żalem. Tak pozostawiłem ich z wielką o was
opinią. A oni podziwiali wzajemne przywiązanie Księdza Bosko i jego chłopców.
No, teraz przechodzę od żartów do nieco poważniejszych spraw, powiem wam,
że w Nizza panuje wielki entuzjazm dla naszego Zgromadzenia. A w samej tylko
Marsylii, proponują nam dziewięć placówek, trzydzieści zaś w całej Francji, nie licząc
tylu innych propozycji z różnych części świata. Wszędzie chcą podobnych zakładów
jak Oratorium wierząc, że wystarczy, by przyszli chłopcy do naszych zakładów oraz
aby stali się zaraz świętymi.
No, na razie niemożliwością jest przyjąć to wszystko, lecz z pomocą Bożą, coś
zrobimy.
Ja zaś w celu spełnienia wszystkich próśb potrzebowałbym byście wszyscy jak
tu jesteście, zostali księżmi i to salezjanami i byście potrafili z miejsca mówić biegle
po francusku, come Tani Biellesi - by was można posłać do zakładania nowych
domów. Ale to od razu nie da się uskutecznić, lecz mamy nadzieję w przyszłości. Wy
ze swej strony dokładajcie się byście zostali dobrymi kapłanami, których mógłbym
posłać na tę lub ową placówkę, na żniwo apostolskie wśród dusz młodzieży, którą nam
Opatrzność powierza. A jeśli już nie zostaniecie wszyscy salezjanami, to jednak
wszyscy zostańcie księżmi. I ci, co będą w diecezji niech potem wybierają chłopców
i posyłają do naszych zakładów, którzy by w przyszłości mogli pracować dla
zbawienia dusz. Nadmienię jeszcze, że w najbliższym tygodniu rozpoczną się
rekolekcje, mianowicie w niedzielę wieczorem. Więc w poprzedzających je dniach
przygotujcie się dobrze. Niech każdy poważnie zastanowi się nad wyborem swego
stanu. Może niektórzy, mimo różnych uroczystości w ciągu roku, nie uporządkowali
swego sumienia. Niech więc każdy pomyśli teraz o sobie, zrobi rachunek sumienia
i zapyta siebie: Czy jestem zupełnie spokojny w sumieniu? Jeśli mu ono odpowie,
że może w tym stanie stanąć w obliczu śmierci, niech idzie spokojnie naprzód. Ale
75

8.6 Page 76

▲back to top
jeśli któremu odpowie sumienie: Masz coś, co by cię zaniepokoiło przy końcu świata!
- och, to lepiej załatwić to zaraz, niż niepokoić się wtedy.
Pragnąłbym rozmawiać z wami osobiście, tak przed, jak w czasie rekolekcji
i po nich. I chętnie wam pomogę, w czym będę mógł. Widzicie jak chętnie z wami
rozmawiam i wy też, jak widzę, chętnie mnie słuchacie, zwłaszcza, gdy wam mówię
o tym, co dotyczy zbawienia duszy.
Starajmy się zachować więc tę łączność w Panu. On nam dopomoże. A gdy
zrobimy wszystko, co do nas należy, to stanie się zadość naszym życzeniom. Mam
nadzieję, że wszyscy dobrze odprawią rekolekcje i łaska Boża obficie zrosi wasze
dusze i wszyscy pójdziemy naprzód drogą świętości. Dobranoc.
W trzy dni po tym słówku Ksiądz Bosko pisał w liście do księdza Ronchail,
wspominając o chłopcach poleconych przez adwokata Michel do zakładu w Nizza.
Carissimo Don Ronchail!
Chłopcy, o których pisano do adwokata Michel, spodziewam się, że zostaną
przyjęci w Nizza. Postaraj się, by to podać do wiadomości publicznej w swoim czasie.
Zaś p. adwokat niech napisze piękny artykuł o tym do „Unita cattolica” gdyż sądzę,
że to będzie pożyteczne.
Wnet otrzymasz do pomocy jednego księdza i asystenta. Załączony obrazek
zanieś pani markizie Celebrini i powiedz jej, że w ciągu miesiąca maja i czerwca
spodziewam się być w Turynie. Niech Bóg was błogosławi...
Dnia 13.04.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
Nie brakło głosów zarzucających Księdzu Bosko, że się za bardzo reklamuje
w dziennikach czy ulotkach. My zaś chcemy tu podkreślić, że i w tym zajaśniała jego
cnota. Istotnie, Ksiądz Bosko, był świadom niezbyt życzliwego nastawienia niektórych
jednostek, które krytycznie odnosiły się do jego wystąpień w prasie i wiedział,
że w ten sposób traci na opinii u nie jednej wysoko postawionej osobistości. Nieraz
przecież mu to zarzucano. Jego zaś punkt widzenia był następujący: Żyjemy
w czasach, w których trzeba działać. Świat zmaterializował się, dlatego tak trzeba
działać, by poznano dobro, które się czyni. Nawet gdyby ktoś zdziałał cuda, pozostając
dzień i noc w swojej celi, świat przejdzie z lekceważeniem obok tego i nie uwierzy.
Świat chce widzieć i dotknąć się tego, co czyni się dla społeczeństwa.
Odnośnie zaś reklamowania, mawiał: Jest to jedyny środek na to, by świat
dowiedział się co się robi i popierał to. Świat dzisiejszy chce widzieć nasze dzieła,
chce pracy księży dla młodzieży biednej i opuszczonej, czy to w schroniskach,
szkołach zawodowych, czy internatach. Jest to jedyny środek podtrzymania jej,
kształcąc ją religijnie a przez to podtrzymując ducha chrześcijańskiego.
Przytoczymy tu zdarzenie pochodzące z tej podróży do Francji świadczące
o darze u Księdza Bosko przenikania myśli. Zeznane zostało ono publicznie w Nizza,
gdy obchodzono tam dekret o przyznaniu Księdzu Bosko tytułu: venerabilis servus
76

8.7 Page 77

▲back to top
Dei, w roku 1908. Opowiedziała go, przy wielu świadkach osoba, której się to
przydarzyło.
Pani Besulie, która znała dobrze świętego Jana Vianney, proboszcza z Ars,
uważała, że dobrze orientuje się, na czym polega świętość. Otóż, gdy przybył do Nizza
Ksiądz Bosko, o którym słyszała, że jest świętym, zapragnęła poznać go osobiście.
Wiedząc o tym pragnieniu, jej przyjaciółka, zaprowadziła ją do domu swoich
znajomych, u których w czasie obiadu Ksiądz Bosko siedział na pierwszym miejscu
przy stole. Owa pani wraz z przyjaciółką ulokowały się w głębi jadalni i obserwowały
go. Święty biorąc wesoły udział w rozmowie, w pewnej chwili wzniósł toast
z kieliszkiem w ręku. Owa pani została zgorszona tym widokiem. A to mi święty! -
pomyślała sobie, doznając wewnętrznego zawodu. Gdy wstano od stołu, przedstawiła
się Księdzu Bosko, siląc się na komplementy; lecz ten odezwał się do niej: czy jecie,
czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, w imię Pańskie czynicie. Zacna niewiasta
zrozumiała naukę, odzyskała swe uznanie do Księdza Bosko. Została Pomocnicą
Salezjańską i jako taka pracowała już gorliwie od trzech lat, gdy opowiedziała ten fakt
księdzu Albera.
77

8.8 Page 78

▲back to top
ROZDZIAŁ V
JUBILEUSZ BISKUPI PIUSA IX. WIZYTA ARCYBISKUPA
Z BUENOS AIRES U KSIĘDZA BOSKO.
W miarę jak chyliło się ku zachodowi życie Piusa IX rosła miłość wiernych ku
jego dostojnej osobie. Dowodem tego były uroczystości jubileuszowe jego sakry
biskupiej; można powiedzieć, że cały świat katolicki przez swych reprezentantów
pielgrzymował do Watykanu, pomimo gniewu sekt liberalnych i polityków
niechętnych Kościołowi. Zwłaszcza w miesiącu czerwcu całe zastępy wiernych
pielgrzymowały do stóp Czcigodnego Starca. Dary ofiarowane Ojcu świętemu
z każdego zakątka ziemi, złożyły się na wspaniałą wystawę, której wartość
przekroczyła 10 milionów. Świętopietrze zebrane przez cały świat z tej okazji
wyniosło 16 i pół miliona. Żaden Papież dotąd nie otrzymał tylu dowodów miłości.
Ten powszechny plebiscyt czci względem Ojca świętego napełniał radością
serce Księdza Bosko tak pełne zawsze miłości i czci dla Papieża. Postanowił, więc
wysłać do Rzymu przedstawicieli Zgromadzenia w osobach dyrektora Oratorium
i Mistrza nowicjuszów, którzy by złożyli w hołdzie Ojcu świętemu album
Zgromadzenia. Cóż ci się zdaje? – spytał żartobliwie pewnego dnia księdza Rua
w obecności kilku księży, wskazując ręką na księdza Lazzero i księdza Barberisa – co
sądzisz, czy wysłać tych dwu ratatui /podrostków/? Ksiądz Rua przytaknął a inni
przyklasnęli.
Przystąpiono zaraz do przygotowania albumu pamiątkowego, który oprawiony
w eleganckie okładki, nosił następujący napis złocony: Hołd synowskiej czci od
Salezjanów i ich wychowanków dla ich wielkiego Dobroczyńcy, Chwalebnego Piusa
IX, w roku XXXII Jego pontyfikatu, LXXXVI roku życia, z okazji Jubileuszu
biskupstwa, 3 czerwca 1877 roku.
Wewnątrz na ozdobnych arkuszach papieru podana była statystyka ogólna
Zgromadzenia salezjańskiego, a następnie statystyka poszczególnych domów.
Na pierwszym planie widniał Dom Macierzysty w Turynie z podpisem: Dom
Macierzysty ma swą siedzibę w Turynie pod nazwą: Oratorium świętego Franciszka
Salezego wraz z personelem salezjańskim, następowała fotografia Kapituły Wyższej
i spis członków przebywających w Oratorium. Strona graficzna była dziełem
wprawnej ręki.
Osobliwością było to, że każdy zakład przedstawiał różne gałęzie swej
działalności, podając imiona salezjanów pracujących przy nich oraz liczbę
wychowanków lub wiernych, którymi się oni zajmowali. Tej rzeczy nauczyłem się –
78

8.9 Page 79

▲back to top
mówił Ksiądz Bosko – w Rzymie, w Kongregacjach, ponieważ zdając sprawę
z naszego domu w Turynie, mówiąc o nowicjuszach, rzemieślnikach, gimnazjalistach,
Oratorium świątecznym, podsunięto mi myśl, że lepiej by było przedstawić wszystkie
gałęzie działalności, traktując je, jako odrębne całości. Według tego projektu ułożony
został ów album. Przy końcu po wyliczeniu domów w Ameryce, nastąpił Instytut
Córek Maryi Wspomożycielki, określony, jako „dopełnienie Zgromadzenia
Salezjańskiego” i od niego zależny. Ich celem jest czynić to samo dla dziewcząt, co
salezjanie robią dla chłopców. Dom Macierzysty znajduje się w Mornese, diecezji
Acqui. Skład Kapituły Wyższej jest następujący... Po Mornese następowały inne domy
ze statystyką, jak to miało miejsce przy domach salezjanów.
Stan Zgromadzenia w Ameryce był sporządzony przez księdza Cagliero. Zlecił
mu to Ksiądz Bosko: „Prosiłbym o przysłanie statystyki naszego Zgromadzenia
w Ameryce Południowej, która pójdzie do Ojca świętego z okazji Jego Biskupiego
Jubileuszu, którym interesuje się cały świat.” Ksiądz Cagliero załączył do niego
również specjalny list do Ojca świętego w imieniu zespołu swych misjonarzy. Ksiądz
Bosko utrzymywał, że tego rodzaju album nie pozostanie gdzieś w zakamarku, lecz
będzie troskliwie przechowany, jako dokument dla poznania stanu Zgromadzenia
w roku 1877. Dwaj delegaci, którzy mieli go wręczyć Ojcu świętemu, wyjechali
z Turynu 28 maja.
Przyjęcia pielgrzymów rozpoczęły się w Watykanie 30 kwietnia. Dwie rocznice
były obchodzone specjalnie uroczyście przez cały świat katolicki, mianowicie: 21
maja w bazylice świętego Piotra, 50 - lecie nominacji monsignora Mastai na
arcybiskupa apostolskiego oraz 3 czerwca u świętego Piotra w okowach, gdzie 50 lat
temu otrzymał sakrę biskupią. Na te dwie rocznice młodzież Oratorium ofiarowała
Komunię świętą i wzięła udział w specjalnych nabożeństwach. W dniu 21 maja
chłopcy z Oratorium świątecznego zebrali świętopietrze w sumie 70,35 lir.
W kościele zaś Maryi Wspomożycielki zostali zaproszeni na uroczystość
następującymi bilecikami: „Módlmy się w intencji Ojca świętego Piusa IX. W dniu 25
maja w kościele Maryi Wspomożycielki o godzinie 7 - ej będzie odprawiona Msza
święta z Komunią i modłami publicznymi. Uprasza się Szanownego Pana /Panią/
o przybycie wraz z innymi osobami, by pomodlić się o stałe zdrowie Ojca świętego”.
Roztropność doradziła ten sposób zaproszenia indywidualnego z wyraźnym
celem zebrania, by uniknąć możliwych nieprzyjemności ze strony czynników
sekciarskich i politycznych sprzeciwiających się publicznym oznakom czci dla
Piusa IX.
W uroczystości w dniu 21 maja wzięła udział liczna pielgrzymka francuska,
z której 300 osób, w drodze powrotnej odwiedziło Oratorium w Turynie, w przeddzień
święta Maryi Wspomożycielki. Przybyła tu wieczorem o godzinie 8.30, przywitana
kapelą ze śpiewem hymnu „A Rome fedeli”, skomponowanym przez księdza Cagliero.
Śpiewali przy tym wszyscy wychowankowie. Na powitanie przemówił Ksiądz Bosko
w języku francuskim. Słowa powitania zostały poprzednio wydrukowane i rozdane na
pamiątkę uczestnikom pielgrzymki. W imieniu pielgrzymki dziękował Księdzu Bosko
79

8.10 Page 80

▲back to top
za gościnę, opat Piccard, jej kierownik. Następnie w salach Oratorium staraniem
Stowarzyszenia Młodzieży Katolickiej odbył się poczęstunek, po którym pielgrzymi
udali się na stację kolejową. Młodzież Oratorium wiwatowała na cześć pielgrzymki,
wznosząc wyuczone okrzyki w języku francuskim: „Vive les pelarine francais” – ku
wielkiej radości przybyłych.
W ostatnim dniu maja telegram z Giblartaru donosił, że arcybiskup z Buenos
Aires przybędzie do portu w Genui 1 czerwca. JE Monsignore Leon Fryderyk Aneyros
przybywał z pielgrzymką argentyńską, by złożyć Ojcu świętemu hołdy w imieniu
katolików południowej Ameryki. Ksiądz Bosko ucieszony tą wiadomością, pospieszył
do Rzymu, mu zamówić odpowiednie mieszkanie. Rozmawiał ze wszystkimi o tym
przyjeździe z wielkim zadowoleniem. Pierwszego czerwca udał się do Sampierdarena.
Szczegółów wylądowania pielgrzymki argentyńskiej nie znamy. Wiemy tylko,
że Ekscelencja był gościem Arcybiskupa w Genui i że z Księdzem Bosko spotkał się
3 czerwca rano w kościele świętego Gaetana. Arcybiskup przybył do kościoła, gdy
Ksiądz Bosko kończył odprawiać Mszę świętą. Dyrektor ksiądz Albera chciał
pospieszyć do zakrystii, by go o tym uprzedzić, lecz Monsignor powstrzymał go
mówiąc: Nie trzeba niepokoić Świętego, gdy zatopiony jest w Bogu po Mszy świętej. I
tak oczekiwał na niego w kościele. Przy powitaniu miała miejsce scena doprawdy
wzruszająca. Cześć, jaką żywił wybitny prałat dla Księdza Bosko oraz wdzięczność
Księdza Bosko dla Arcybiskupa znalazły wyraz w serdecznym uścisku, potem przez
chwilę spoglądali na siebie w rozrzewnieniu i znów padli sobie w objęcia. Świadkowie
tego zdarzenia opowiadali, że nigdy nie widzieli Księdza Bosko tak wzruszonego,
który zawsze był taki opanowany.
Tuż przed wyjazdem do Rzymu, Ksiądz Bosko tak pisze do hrabiego Cays,
który przed paru dniami wstąpił do nowicjatu w Oratorium.
Carissimo Signor Conte!
Muszę wyjechać do Rzymu dziś o godz. 13.30. Rossi opowie ci o pielgrzymce
argentyńskiej. Jest imponująca. Proszę pomówić z Barale o tym, co należałoby
zamieścić w Letture Cattoliche.
Uważam, że trzeba by wziąć miarę na sutannę, aby gdy wrócę można było
urządzić obłóczyny, przez które stanie się cząstką naszego wspólnego dziedzictwa.
Panu adwokatowi Fortis proszę powiedzieć, by był fortis in bello i że za wielkie
poświęcenie jest przygotowana wielka nagroda (był kandydat do Zgromadzenia, ale
potem poszedł do jezuitów). Niech nam wszystkim Bóg błogosławi. Polecam się
modlitwom…
Sampierdarena, 03.05.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
Ksiądz Bosko wyruszył do Rzymu po południu. Monsignor Aneyros zdaje się,
nie jechał z nim, lecz dopiero za parę dni z arcybiskupem Magnasco. Prawdopodobnie
80

9 Pages 81-90

▲back to top

9.1 Page 81

▲back to top
z Księdzem Bosko jechali pielgrzymi z Argentyny, którzy nocowali w hospicjum
w Sampierdarena, wśród których był także Monsignor Ceccarelli.
Ksiądz Bosko miał wiele spraw do załatwienia w Rzymie. Najważniejszą ze
wszystkich była, znana już nam, sprawa Koncepcjonistów. Zamieszkał jak zwykle
w domu pp. Sigismondi. Upał był straszliwy, a w jego pokoiku na poddaszu, było
gorąco jak w piecu. Zmuszało go to do otwierania drzwi i okna. Nosząc sutannę
zimową bardzo się pocił. Łatwo, zatem powstały przeciąg mógł mu zaszkodzić.
Spowodował też gorączkę z wysypką. „Ale te sprawy nigdy nie były w stanie osłabić
działalności księdza Bosko”. – pisze ksiądz Barberis. Istotnie kontynuował swe zajęcia
jak zwykle. Dowiadujemy się o tym z jego korespondencji z księdzem Rua. Oto
pierwszy list:
Mio Caro Don Rua!
1. Załatw sprawę z klerykiem Rizzi, lecz po jego odejściu należy natychmiast
przesłać o nim wiadomości jego biskupowi.
2. Co do Odratto, módlmy się. Pomów z nim, pozdrów ode mnie powiedz niech
mi napisze długi list, a jeśli obstaje przy swych zamiarach, zaradzimy jakoś. Gdyby
natomiast zaistniało jakieś niebezpieczeństwo dla niego lub dla innych, to jak
najprędzej zrób wszystko, co należy.
3. Rzym jest stolicą świętą, w sensie dosłownym. Pius IX jest pierwszym
cudem tego świata, wystawa zaś z okazji jego jubileuszu drugim. Jedno i drugie jest
bez precedensu w historii, a myślę, że i na przyszłość.
4. Chciałem zawezwać hrabiego Cays i adwokata Fortis, by przyjechali
obejrzeć wystawę, ale zostanie jutro zamknięta; dowiem się czy będzie ponownie
otwarta. Zamkną ją ze względu na ogromny napływ odwiedzających i niedyskrecję
niektórych.
5. Dotychczas nie zdołałem uzyskać audiencji u Ojca świętego ani publicznej,
ani prywatnej. Mam nadzieję ją otrzymać w przyszłym tygodniu. Papież żalił się
parokrotnie, że Ksiądz Bosko nie przychodzi w sprawie Koncepcjonistów. Ale jak do
niego się dostać?
6. Monsignor Ceccarelli to kopia księdza Cagliero. Przybędzie ze swym
arcybiskupem, by spędzić parę chwil z nami w Turynie. To, co opowiadają
o salezjanach, przewyższa wszystko, co oni pisali w swych listach.
7. Parafia zwana Bocca, uważana za miejską, została definitywnie oddana
salezjanom. Jest to pierwsza parafia w Republice Argentyńskiej oddana zakonnikom.
Jest jedną z najtrudniejszych w mieście. Arcybiskup przed swoim wyjazdem podpisał
już dekret, o czym wspomina z wielkim zadowoleniem.
8. Ksiądz Lazzero i ksiądz Barberis odprawiają i udzielają rekolekcji dla braci
Koncepcjonistów. Zobaczymy, co będzie dalej.
9. Po audiencji u Papieża zamierzam wyjechać do Sampierdarena, dokąd chyba
przybędę na pół ugotowany, żeby być całkowicie ugotowanym w Turynie, jeśli nie
stanie się to przed wyjazdem z Rzymu.
81

9.2 Page 82

▲back to top
10. Pozdrów ode mnie serdecznie drogich chłopców, kleryków, księży,
studentów i rzemieślników i powiedz im, że proszę o przyjęcie Komunii świętej
w mojej intencji. Po powrocie wyjawię powód tego.
11. Pozdrów ode mnie księdza Vespignianii, powiedz mu, że gdy będę na
audiencji u Ojca świętego, poproszę o specjalne dla niego błogosławieństwo. Niech
Bóg nam błogosławi, etc.
Rzym, 08.06.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
PS. Powiedz księdzu Berto, że dotąd nie otrzymałem nic z tego, o co pisałem.
Może być, że list mój nie doszedł. Pamiętaj, że w tym roku pan Cassalegno Józef
będzie przewodniczył na uroczystości świętego Aliozjego.
Po inne lata, kiedy Ksiądz Bosko bawił w Rzymie, zawsze otrzymywał bez
trudności audiencję u Ojca świętego. W tym roku jednak ze względu na stan zdrowia
i posunięty wiek, Ojciec święty, nie udzielał audiencji nawet biskupom tak licznie
przybywającym na jubileusz, lecz przyjmował ich tylko w grupach narodowościowych.
Za Księdzem Bosko przemawiało wiele różnych przyczyn wymienionych
w historii Koncepcjonistów. Ksiądz Barberis pisze w swej kronice bez cienia
wątpliwości, że miał on „audiencję u Papieża na dwa dni przed wyjazdem z Rzymu”.
Lecz sam Ksiądz Bosko w liście z dnia 29 listopada do kardynała Bilio, streszczając
historię Koncepcjonistów, wyrazi się o tym następująco: Gdy przybyłem do Rzymu na
Jubileusz Ojca świętego czyniłem wszelkie starania, by uzyskać audiencję u Papieża,
choć na krótki czas. Złożyłem prośbę na piśmie; Ojciec św. na audiencji publicznej
wyraził chęć wysłuchania mnie, ale nie było to możliwe.
W liście do opata Guiol z 13 czerwca, Ksiądz Bosko mówi w prawdzie,
że Ojciec święty rozmawiał o dziele – placówce w Marsylii i pochwalił tamtejszego
biskupa, co mogłoby suponować rozmowę osobistą, lecz również mogło to być
powiedziane na audiencji publicznej, kiedy Ksiądz Bosko prosił o błogosławieństwo
dla tego nowego przedsięwzięcia lub w czasie audiencji prywatnej arcybiskupa
Buenos Aires, za pośrednictwem którego Ksiądz Bosko prosił o błogosławieństwo.
Jakkolwiek było w żadnym wypadku w dłuższym liście Księdza Bosko, w którym
mówi o stosunku Ojca świętego do niego ani jedno słowo nie wskazuje na to, by
Ojciec święty miał z nim rozmawiać osobiście. Wynika to stąd, że Ksiądz Bosko
widział Ojca świętego ostatni raz w życiu na audiencji dla dziennikarzy, która miała
miejsce 10 czerwca. Ksiądz Bosko wziął w niej udział, jako wydawca Letture
Cattoliche.
Ojciec święty raz jeszcze okazał mu niezwykłą sympatię. Przechodząc koło
niego zatrzymał się na chwilę i słuchał Księdza Bosko, a nawet przypomniał sobie
jedną jego prośbę, o której był poinformowany przez kardynała Oreglia.
Podobno – zagadnął Ojciec święty –potrzebuje Ksiądz paramentów
i utensyliów dla swych kościołowi dla misji, nieprawdaż?
82

9.3 Page 83

▲back to top
Ojcze święty – odpowiedział Ksiądz Bosko – mam wielką potrzebę takowych,
ponieważ wiele naszych kościołów i kaplic jest ich pozbawionych.
Dobrze. Proszę się porozumieć z kardynałem Oreglia. Upoważniam go, by was
zaopatrzył z przedmiotów znajdujących się na wystawie.
Ksiądz Bosko rozmawiał z kardynałem, któremu przedstawił listę potrzeb
w swoich kościołach, kaplicach, oratoriach. Sporządzenie tej listy kosztowało go wiele
czasu.
Dwie inne sprawy absorbowały Księdza Bosko w Rzymie: sprawa własnego
domu mieszkalnego dla salezjanów w Rzymie oraz odpowiedni lokal na hospicjum dla
chłopców. U gościnnych państwa Sigismondi czuł się zawsze skrępowany, mając do
dyspozycji pokoik, w którym ledwie zmieściło się łóżko. A on potrzebowałby
obszerniejszego pokoju z przyległym drugim lokalem dla swego sekretarza, którego
mógłby mieć zawsze pod ręką, a który dbałby o potrzeby i sprawy bieżące.
W tym wypadku poszczęściło mu się. Zacne PP. Oblatki z Tor de’ Specchi,
miały od dłuższego czasu względem Oratorium wierzytelności, które pragnęły spłacić,
oddając do dyspozycji Księdza Bosko pięć pokoi umeblowanych, położonych
w pobliżu ich rezydencji, by mogli tam zamieszkiwać salezjanie, ilekroć przybywają
do Rzymu. Ksiądz Bosko oglądając te pokoje, chętnie przyjął propozycję. Uczynił to
również dla sprostowania fałszywej pogłoski, rozchodzącej się po Rzymie, że dom
Koncepconistów miał się stać rezydencją dla salezjanów, przebywających czasowo
w Rzymie.
Poważniejszym zadaniem było wyszukanie odpowiedniego pomieszczenia na
hospicjum. Oglądnąwszy niektóre obiekty, rozpoczął pertraktacje o nabycie jednego
domu położonego w dzielnicach nowego miasta. Porozumiawszy się z Kardynałem
Sekretarzem Stanu, otrzymał nie tylko zachętę, lecz prawie formalną obietnicę,
że Ojciec święty poprze go finansowo. Wkrótce potem Kardynał Wikariusz
zakomunikował mu konieczność wybudowania nowego kościoła w owej dzielnicy
Rzymu, gdyż brak tam było nawet jakiejkolwiek kaplicy katolickiej, a tymczasem
w środku wznieśli swój zbór protestanci. Zaproponował, więc Księdzu Bosko
wybudowanie tam kościoła. Już blisko od trzech lat toczyły się pertraktacje w tej
sprawie, ale nie można było znaleźć odpowiedniego placu na budowę, ani też środków.
Ksiądz Bosko, słysząc to nie zwlekał.
Wyszedłszy od kardynała, udał się do hrabiego Berardi pytając, czy posiada
jeszcze do dyspozycji teren, o którym kilkakrotnie była już mowa. Otrzymał
odpowiedź pozytywną z tym, że zainteresowana jest też osoba trzecia. Natychmiast
Ksiądz Bosko udaje do niej, układa się o odstąpienie terenu i umawia o cenę sprzedaży.
Owa osoba zgadza się a cena zostaje ustalona na 200 tys. lirów. I tak pertraktacje
zostały ukończone jednego dnia. Pozostawały formalności prawne do załatwienia,
które zwykle wymagają dłuższego terminu, a Ksiądz Bosko musiał wyjechać z Rzymu.
Po jego wyjeździe powstały różne trudności i powikłania tak, że z tego w rezultacie
nic nie wyszło.
A oto list Księdza Bosko do księdza Rua z owych gorących dni:
83

9.4 Page 84

▲back to top
Car. mo Don Rua!
1. Sprawa Seminarium w Magliano została zakończona po naszej myśli. Będzie
to pierwsze seminarium administrowane w ten sposób. Poślę ci kopię umowy, gdy
ksiądz Berto sporządzi jej odpisy.
2. Jeśli czereśnie nie są zbyt drogie, uważam, że można, by z nich zrobić wino.
Pamiętaj, że im są bardziej dojrzałe, tym zdatniejsze na ten cel. Aby należycie
fermentowały, trzeba znacznej ilości wody.
3. Powiedz księdzu Berto, że otrzymałem kartki i listy, że wszystko pójdzie
dobrze; p. Matylda często wspomina o nim i przesyła mu pozdrowienia.
4. Uprawiaj praktykę księdza Cagliero, mam nadzieję, że i ja kogoś nauczę tego.
5. Sprawa kontraktu pałacyku Cambiano idzie dobrze. Jeśli nie wiesz, co zrobić
z pieniędzmi, które zdobędziesz ze sprzedaży - to Rossi i ksiądz Albera dopomogą ci
w ich użyciu.
6. Byłoby to miłą niespodzianką, gdyby dla gości z Argentyny odegrano
w Turynie dramat o Patagonii.
7. Czy druk formularzy dla Kapituły jest w toku?
8. Powiedz księdzu Orteli, że byłbym bardzo zadowolony, gdyby zatrzymał się
wśród nas aż do mojego powrotu.
9. Monsignor Lacerda, biskup Rio Janeiro jest w Rzymie; rozmawiałem z nim,
chce przybyć do Turynu i nie odjedzie z Oratorium, aż nie weźmie ze sobą pięciu
salezjanów, dla których wyrobił już bilety. Zobaczysz, co to za zacna osoba.
10. Postanowiono już, że ksiądz Cagliero uda się zwiedzić okolice Patagonii aż
do Santa Cruz. Dlatego jego powrót do Europy opóźni się o kilka miesięcy.
11. Dzisiaj spotkałem się z kardynałem arcybiskupem Malinea, który
w imieniu Ojca świętego prosi, byśmy otworzyli dom w jego diecezji. To samo
kardynał Nizza Simeoni dla diecezji Preneste, to samo dla Kanady, etc. Powiedz więc
nowicjuszom, by szybko zostali salezjanami, gdyż potrzeby wzrastają z dnia na dzień.
Nie wiem jak z tego wybrniemy. Pozdrów księdza Vespigniani. Powiedz również
hrabiemu Cays i adwokatowi Fortis, że żniwo jest ogromne i nieskończone, dlatego...
Ksiądz Capelletti ze swoimi niech się przygotuje do podróży. Pozdrów Cottini,
Pelazza, Barala. Niech Bóg etc,
Rzym, 12.06.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
Niewiele różniącym się, co do tonu i treści jest list do księdza dyrektora
z Varazze:
Car. mo Don Francesia!
Gdyby twój list miał treść deklaratywną, byłbym go wysłał wprost do samego
księdza proboszcza w Noli. Ale ponieważ tak nie jest, uważam, że sam możesz do
niego napisać, referując głosy opinii, przeciwne zdanie biskupa, etc. A w ten sposób
możemy pozostać na miejscu. Ale po upływie pięciolatki w Varazze, gdzie się udamy?
84

9.5 Page 85

▲back to top
Jeśli masz, coś pilnego o wysłania Ojcu świętemu, poślij to natychmiast do Tor
de’Specchi.
Arcybiskup Buenos Aires, Monsignor Cecarelli, biskup Lacerda z Rio de
Janeiro przybędą do Turynu i zatrzymają się u nas przez kilka dni. Być może,
że przyjadą, a raczej przyjedziemy również w odwiedziny do ciebie. W każdym razie
uprzedzę cię o tym; opowiesz nam przy okazji historię Pipetta w Turynie. Nie mogę
jeszcze bliżej ustalić daty mego wyjazdu, gdyż dotychczas nie otrzymałem
specjalnego posłuchania. Pozdrów Mancini Aleksandra, Talic, Cinzano i księdza
Turchi, mego dawnego ortopedystę. Niech Bóg nam błogosławi etc.
Rzym, 13.06.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
PS. Powiedz swoim uczniom z klasy III i IV - tej, że zewsząd do nas się
zwracają i że dlatego polecam im, by się przygotowali na dobrych salezjanów.
W listach tych są rzeczy, które wyjaśnią się w dalszym toku, są też takie, które
wyjaśnienia nie potrzebują lub wyjaśnienie ich jest niekonieczne, lub niemożliwe.
Cytujemy je jednak w całości, bo są to cenne dokumenty.
A oto trzeci list do księdza Rua, pisany w cztery dni później:
Car. mo Don Rua!
1. Powiedz księdzu Berto, by mi wysłał sutannę letnią, bo w tej uprażę się
w Rzymie. Wysyłka pociągiem pospiesznym w każdym razie mniej będzie kosztowała
niż kupienie nowej.
2. A jeśli nic nie stoi na przeszkodzie ze strony moralności kleryk Peret może
otrzymać cenzurę.
3. Posyłam ci między innymi list do zamieszczenia w Boletino Salesiano, który
o ile możności, niech ukaże się na przyszły miesiąc. Poślij mi to, co się ukazało
w druku. Jeśli Opera di M. Ausiliatrice została wydrukowana, przyślij mi kilka
egzemplarzy, lecz postaraj się o aprobatę władzy kościelnej w Genui.
4. Nie otrzymawszy dotąd audiencji osobistej, nie mogę i Ojciec święty nie
pozwala mi wyjechać. Myślę, że w tych dniach to nastąpi, po czym będę mógł
powrócić ad lares.
5. Moc spraw trzeba by zacząć załatwiać, cóż kiedy brak sekretarzy. Jakże
potrzebny byłby ksiądz Berto.
6. Załatwiam sprawy, o których jeszcze cię powiadomię, skoro tylko się udadzą,
lecz potrzeba wielu modlitw.
7. Powiedz panu hrabiemu Cays, że kurs teologii liczy się siedem lat, a może on
go zrobić w przeciągu siedmiu miesięcy. Po przybyciu opowiem następny sekret.
Pozdrów imiennie wszystkich zainteresowanych. /Bez podpisu/.
Wreszcie po raz czwarty i ostatni pisze mu przed wyjazdem z Rzymu:
85

9.6 Page 86

▲back to top
Car. mo Don Rua!
Zadecydowano, że arcybiskup Buenos Aires wstąpi w przejeździe do Turynu ze
swą pielgrzymką. Gości będzie 6 do 8. Monignor Ceccarelli uprzedzi nas; ja mu będę
towarzyszył w drodze i dam znać na dzień przed przybyciem.
1. W tym roku uczcimy świętego Jana i świętego Fryderyka razem,
prawdopodobnie na świętego Piotra. A więc kto układa wiersze, niech ma na uwadze
Piotra Ceccarelli, Leona Ansyros, jako w wigilię; zaś świętego Jana uczci Gastini
w swojej białej peruce.
2. Zatrzymają się osiem dni, zwiedzą w tym czasie Turyn, Valsalice, Lanzo,
gdzie wypadałoby, by coś przygotowano po łacinie, po włosku, francusku i hiszpańsku.
3. Monsignor Ceccarelli będzie miał kazanie w dniu św. Piotra oraz przemówi
w kościele Maryi Wspomożycielki; postaramy się, by coś o tym napisano w prasie.
Monsignor Aneyros odprawi Mszę św. pontyfikalną lub będzie asystował z tronu.
4. W niedzielę następną, 1 lipca, obchodzić się będzie świętego Alojzego
i prawdopodobnie Mszę św. pontyfikalną będzie odprawiać biskup z Rio de Janeiro.
Daj więc znać o tym księdzu kanonikowi Casalegno.
5. Wybierz się do naszego Arcybiskupa i powiedz mu, że ci goście przyjdą
złożyć mu wizytę i prosimy przy tej okazji o fakultety na celebrowanie dla kapłanów
im towarzyszących. Dam ci jeszcze znać, gdzie masz wysłać odpowiedź.
6. Co do wiktu, żaden nie ma specjalnych wymogów, byle były rzeczy dobre,
tzn. bez żadnych osobliwości. Prawdopodobnie udadzą się na przechadzkę na Supergę,
lecz o tym uprzedzimy opata Stellardi.
8. Dziś audiencja publiczna dla salezjanów. Zobaczę czy uda mi się otrzymać
choćby na chwilkę audiencję prywatną.
9. Bądź zdrów i wesół; pozdrów serdecznie naszych drogich salezjanów,
aspirantów i tych, którzy mogą być nimi w przyszłości. Powiedz wszystkim,
że pragnąłbym by wszyscy się cieszyli w Panu, a także przy stole. Pozostaję twój, etc.
Rzym, 20.06.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
PS. Z reguły wystrzegaj się mówić o różnych brakach w obecności hrabiego
Cays i adwokata Fortis. To by znaczyło prosić ich o pomoc, co nie wypada.
W Oratorium czyniono wielkie przygotowania na przybycie Arcybiskupa
Buenos Aires. Ksiądz Rua stosownie do wskazówek udzielonych mu w ostatnim liście,
prosił Arcybiskupa o zezwolenie dla arcybiskupa z Buenos Aires i jego kapłanów na
celebrę, szczególnie na Mszę św. pontyfikalną w uroczystość świętych Piotra i Pawła.
Arcybiskup Turynu udzielił obszernych fakultetów i już wszystko było gotowe,
ukazała się nawet notatka o tym w prasie, gdy Kuria w dniu 24 czerwca nowym
pismem zawiadamia w imieniu arcybiskupa, że z uwagi na to, że w uroczystość
świętych Piotra i Pawła odbywa się w katedrze solenna celebra, którą sprawuje
i głosi kazanie miejscowy Arcybiskup, nie wypada aby obcy biskup miał odprawiać
lub głosić kazania w innych kościołach; jest więc życzeniem arcybiskupa odwołać
86

9.7 Page 87

▲back to top
udzielone zezwolenie wydane z nieuwagi. Arcybiskup natomiast zezwala zamiast tego
na udzielenie błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem, lecz nie wcześniej, niż
o godz. 6 - tej po południu. Zezwala również na Mszę św. pontyfikalną w niedzielę
1 lipca pod warunkiem, że się zachowa przepisy ceremoniału biskupiego, zakazujące
towarzyszenia biskupowi poza własną diecezją, dwóch diakonów i subdiakonów,
a tylko po jednym.
W dniu 24 czerwca miały się odbyć imieniny Księdza Bosko, ale on
towarzyszył jeszcze wtedy w podróży wspomnianym już dostojnikom kościelnym.
22 czerwca udali się z Rzymu do Ancony. Gdzie wspaniale witał ich kardynał
Antonucci.
23 czerwca udali się do Loreto, opóźniając przyjazd do Oratorium o jeden dzień.
Z Ancony, zatem pisał Ksiądz Bosko do księdza Rua:
Car. mo Don Rua!
Jestem w Anconie u kardynała Antonucci i uczcimy świętego Jana na falach
Adriatyku. Jutro, jeśli Bóg pozwoli udamy się do Mediolanu, gdzie się zatrzymamy na
wtorek i środę, aż do godz. 4 po południu, skąd wyjedziemy w kierunku Turynu.
Przyjazd planowany jest około godziny ósmej. Dla twej orientacji wspominam,
że goście z Argentyny lubią mięso i są dość wybredni w jedzeniu, choć umieją
przystosować się do odmiennych warunków. O ile możliwe, przeznaczyć dla nich
pokoje wygodne i schludne. Zresztą wszystko będzie dobrze. Niech Bóg was
błogosławi. Powiedz chłopcom, że idę odprawić Mszę świętą i będę się za nich modlił,
by wszyscy się zbawili. Nie chciałbym też, by ponieśli uszczerbek przy stole, gdyż
quod differtur non sufertur, a przeto im nagrodzę tę stratę. Arcybiskup Aneyros
chciałby zabrać ze sobą całą armię misjonarzy, by wyprawić się na Pampas i do
Patagonii. Módlcie się za waszego w Chrystusie... – 1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
Dzień 24 czerwca w tym roku przypadał na niedzielę. Ksiądz Bosko poszedł na
Mszę świętą około godziny 10 - tej, do kościoła Zbawiciela, obsługiwanego przez
misjonarzy od Najświętszej Krwi Pana Jezusa. Służył mu do Mszy św. ministrant,
który przez całe życie pamiętał to spotkanie. Ujrzał wchodzącego do zakrystii kapłana
prostego i skromnego w wejrzeniu i postawie, którego pierwszy raz widział. Ale
„w oczach jego ciemnych” odkrył jakąś dziwną dobroć przyciągającą, która wzbudziła
wielki szacunek i zainteresowanie jego osobą. W czasie odprawiania Mszy świętej
zauważył u celebransa coś, co go pociągało do skupienia i nabożeństwa. Po
skończonej Mszy świętej i dziękczynieniu, Ksiądz Bosko położył mu na głowie rękę,
dał 10 centymów, zapytał o nazwisko, jego zajęcia i powiedział mu kilka serdecznych
słów. Jeszcze po 48 latach ów młodzieniec, który nazywał się Eugeniusz Marconi,
uczeń Instytutu Dobrego Pasterza, zanotował w dzienniczku: „Och, co za słodycz
w jego słowach, uprzejmość i miłość! Czuję dziś jeszcze wzruszenie, którego
wówczas doznałem”. Chłopak ten wróciwszy do Instytutu, zauważył niezwykłe
87

9.8 Page 88

▲back to top
poruszenie wśród przełożonych i kolegów. Powiedziano mu, że w Anconie jest Ksiądz
Bosko i że po południu przyjdzie odwiedzić zakład, i że należy przygotować się do
godnego przyjęcia. Około godziny trzeciej po południu wszyscy uszeregowani
oczekiwali przybycia gości w większej auli. I oto wchodzi ów skromny „pretarello”
znany mu od rana w towarzystwie dyrektora monsignora Pirarelli. Ja mu służyłem do
Mszy św. – pomyślał chłopiec. Ksiądz Bosko przechodząc wśród młodzieńców tu
i tam powiedział słówko lub pytał o coś, przemówił do nich i sprezentował im
książeczkę „Massime Eterne”. Gdy przechodził koło Marconiego, zatrzymał się przez
chwilę, spojrzał przenikliwie i powiedział: O, my się znamy, nieprawdaż? Brawo,
brawo. Po czym zwróciwszy się do dyrektora mówił dalej: Monsignore, polecam mu
tego chłopca; on z biegiem czasu stanie się bardzo pomocny. Dowiedziawszy się,
że chłopiec był krewnym dyrektora, odrzekł: Tym bardziej. Ten zakład przechodził
będzie wiele niebezpieczeństw i burz. Młodzi sternicy mogą być bardziej biegli, niż
starzy, byleby służyli ochotnie i znali swe rzemiosło. Młodzieniec ów został księdzem
i był dla zakładu przepowiedzianym przez Księdza Bosko dzielnym sternikiem, przy
boku różnych dyrektorów walcząc mężnie wśród burz groźnych, aż zdołał przybić
okrętem do portu.
Zrobiwszy jeszcze wypad do Mediolanu, przyjęci uroczyście przez przyjaciela
Księdza Bosko, adwokata Comaschi nasi podróżni wstępowali do Oratorium
wieczorem 26 czerwca. Co za triumfalny ingres! Cała młodzież stanęła szpalerem od
bramy, aż do portyków. Wszędzie powiewały flagi argentyńskie koloru biało -
niebieskiego, łącznie z papieskimi i włoskimi. Flagami ubrane były poręcze
krużganków. Różnokolorowe ozdoby pokrywały mury budynków. A między
dziedzińcem studentów a rzemieślników wznosił się łuk triumfalny, gustownie
zbudowany, tonący w kwieciu i świetle różnokolorowych lampek. Kapela oczekiwała
nieruchomo na przybycie gości przy wejściu. Na dźwięk dzwonów nastała cisza
oczekiwania i oto na progu pojawia się majestatyczna postać Arcybiskupa po lewej
stronie, za nimi jego księża. Kapela zagrała hymn argentyński, a tysięczne „Evviva”
rozbrzmiewały z rozradowanej młodzieży. W czasie przejścia na balkon Arcybiskup
błogosławił wszystkich, a chłopcy przyjmowali to błogosławieństwo klęcząc. Gdy
znaleźli się na balkonie wzniosły się na nowo wiwaty i aplauzy, dopóki Ksiądz Bosko
nie dał ręką znaku zaprzestania. Wśród podniosłej ciszy rozbrzmiewały jego słowa:
Oto Arcybiskup z Buenos Aires! – wymówił z takim wzruszeniem i namaszczeniem,
jakby chciał powiedzieć: oto nasz ojciec, nasz dobroczyńca, nasz przyjaciel, którego
tak bardzo pragnęliśmy ujrzeć. Te słowa tak wzruszyły Arcybiskupa, że zwrócił się do
Księdza Bosko z serdecznym uściskiem, wypowiadając kilka słów, które utonęły
wśród wiwatów. Wieczór uświetniła muzyka i śpiewy oraz fantastyczne oświetlenie
zakładu alla veneziana.
Następnego dnia w czasie obiadu wydanego na cześć gości miał miejsce taki
oto wypadek, który rozweselił, a równocześnie zbudował biesiadników. Po owacjach
na salę wszedł były wychowanek Gastini w ubiorze minstrela, znany ze swoich
oryginalnych pomysłów. Pozdrowiwszy gości deklamował i śpiewał swoje poezje ku
88

9.9 Page 89

▲back to top
czci Monsignora Aneyros i Księdza Bosko. Czynił to z takim wdziękiem i powabem,
że jeden z księży argentyńskich, kanonik Garcia Zuniga, zawołał go do siebie i dał mu
lira sterlina. Gastini ucałowawszy rękę ofiarodawcy pobiegł do Księdza Bosko
i z wdziękiem włożył mu w rękę otrzymaną monetę, jakby to była dla niego. Kanonik
ujęty bardzo tym gestem tak szlachetnym, zawołał powtórnie – mówiąc: Gdybym
chciał złożyć dar Księdzu Bosko, uczyniłbym to sam, lecz tym razem dałem to dla
ciebie. Masz tu więc drugi pieniądz i zatrzymaj go sobie. Gastini powtórnie złożył
pieniądz Księdzu Bosko. Ale słysząc jak kanonik wśród śmiechu obecnych wołał za
nim: To dla ciebie – zmienił ton i z powagą powiedział: My wszyscy należymy do
Księdza Bosko! Tu nie ma nic naszego, lecz wszystko jego. Brawo – zawołali goście.
Ale trzeciej już nie dostaniesz ode mnie odparł żartobliwie kanonik – widząc, że nie
skłoni go, by wziął sobie, choć jeden pieniądz.
Szczytem wszystkim obchodów tegorocznych w Oratorium były potrójne
imieniny. Mianowicie: Księdza Bosko, przeniesione z 24 - ego na świętego Piotra
i Pawła, które zwyczajowo zaczynano już wigilię akademią literacko-muzyczną
i również w tym roku pomimo obecności gości postanowiono nie zrywać z tradycją;
po drugie był to dzień świętego Leona, a więc patrona Arcybiskupa Aneyros i rocznica
objęcia przez niego katedry; a po trzecie była to wigilia świętego Piotra i Pawła,
a więc imieniny Monsignora Ceccarelli. Kombinacja jak wymarzona! Podwórze
wyglądało wprost cudownie! Pomysłowi współbracia przy pomocy byłych i obecnych
starszych wychowanków przekształcili je w otwarty teatr. Ponad wysokim podium
wyścielonym dywanem, wznosił się ogromny baldachim, pod którym stały trzy fotele
przybrane pięknie, najładniejszy przeznaczony był dla arcybiskupa Aneyros, dwa inne
dla Księdza Bosko i monsignore Ceccarelli. Ponad tym wszystkim las chorągiewek,
draperii, kwiatów, oświetlonych kolorowymi lampionami. Przed trybuną płonęły
gazowe znicze i lampy rozstawione poza kolorowymi szybami, które rozlewały wśród
zapadającego zmierzchu żywe blaski światła. W oknach przeświecały na
dwukolorowym tle różne emblematy i napisy ku czci Księdza Bosko i dostojnych
gości. Oczy jednak wszystkich kierowały się na widniejącą w transparencie ogromną
gwiazdę, zawieszoną nad tronem. Miała ona dwa metry średnicy, dwadzieścia
promieni, z których każdy nosił nazwę domu salezjańskiego wraz z datą jego
założenia. W środku błyszczało imię Księdza Bosko, okolone wstęgą noszącą inicjały
O.Ś.F.S. – Oratorium Świętego Franciszka Salezego. Oświetlona tylu
różnokolorowym światłem dawała efekt iście bajeczny. Publiczność zajęła miejsca na
podwórzu. Byli wśród niej Pomocnicy, byli wychowankowie, sympatycy,
wychowankowie interniści i eksterniści. Po bokach wznosiły się estrady dla kapeli
i chóru rzemieślników i studentów.
Około godziny 9 - tej solenizanci weszli na stopie podium. Ale gdy stanęli na
podwyższeniu i Ksiądz Bosko dał znak Monsignorowi Aneyros, aby zasiadł na
najwyższym fotelu, zaczęli sobie wzajemnie ustępować. To szlachetne
współzawodnictwo wywołało u widzów na dziedzińcu burzliwe oklaski. Triumf
odniosła skromność obydwóch, podsuwając im najlepszy wybieg: pozostawili ten fotel
89

9.10 Page 90

▲back to top
wolny, przeznaczając dla nieobecnego Ojca świętego Piusa IX, w tym dniu, w którym
Kościół obchodził święto Księcia Apostołów. Chór z orkiestrą wykonał dwa hymny
okolicznościowe, skomponowane jeden przez uzdolnionego muzyka Vecchi, a drugi
przez mistrza Dogliani do słów księdza Lemoyne. Deklamowano wiersze w języku
włoskim, francuskim, hiszpańskim, angielskim, polskim, łacińskim, greckim,
piemonckim. Niewyczerpany Gastini, świetny humorysta Oratorium dawał wyborowe
partie dowcipu i humoru, rozweselając gości. Tematem tych wszystkich wystąpień
były oczywiście w znacznej mierze misje salezjańskie, Pampas, Patagonia..
Imiona Księdza Bosko, Monsignora Aneyros i Monsignora Ceccarelli
rozbrzmiewały w różnych językach i we wszystkich tonach. Gdy deklamacje
skończyły się i umilkły śpiewy, Ksiądz Bosko, prosząc o pozwolenie Arcybiskupa,
zakończył akademię następująco:
Już późna pora i trzeba kończyć. Dziękuję uprzejmie wszystkim kompozytorom,
poetom i artystom, którzy w jakikolwiek sposób dali osobisty swój wkład
w przygotowaniu i wykonaniu tych obchodów. Sądziłem, że imieniny już minęły
i że stanie się według owego przysłowia: minęły odpusty, święty pusty; i że może już
nikt nie pomyśli o świętym Janie, a tymczasem widzę, że stało się inaczej.
Zapewniam was, że sprawiliście mi wielką przyjemność. Dziękuję również
serdecznie wszystkim, którzy raczyli spędzić z nami ten piękny wieczór, jak również
wszystkim, którzy przysłali prezenty i listy.
Wiem również, że modliliście się za mnie w czasie mej nieobecności. I wasze
modlitwy miały swój skutek, choć w tej chwili sprawa, w której wam się polecałem
modlić, nie jest jeszcze całkiem załatwiona. Dziękuję wam bardzo za to, coście
uczynili, a proszę również nadal o pamięć. Również Monsignor Aneyros pragnąłby,
aby ci, którzy jutro przystąpią do Komunii świętej, ofiarowali ją na jego intencję. Jutro
w ciągu dnia będzie wiele radości i urozmaicenia.
O godzinie dziesiątej będzie Msza św. uroczysta z muzyką, wieczorem również
uroczyste nieszpory. Kazanie wygłosi Monsignor Ceccarelli. Także przy stole
zapewniam wam urozmaicenie. Wystarczy, że wam powiem, iż mamy najlepszego
kucharza Turynu. Na widok zaś przynoszonych z piwnicy „krachli”, powiększy się
wasz apetyt. Tak, więc będzie, że na nieszporach muzycy zamiast śpiewać „festina”,
będą mogli zaśpiewać „festona”...
Mszę św. wspólną w dniu 29 czerwca odprawił Arcybiskup Aneyros. Gdy
nadszedł moment Komunii świętej zaczął ją sam rozdzielać, lecz już w połowie uczuł
się zmęczony i prosił o zastąpienie go. O godzinie dziesiątej Monsignor Ceccarelli
odprawił Mszę świętą uroczystą a po południu po nieszporach wygłosił kazanie, na
którym zabłysnął talentem oratorskim. Arcybiskup Buenos Aires nie mógł udzielić
błogosławieństwa, bo nie minęła jeszcze godzina szósta. Około godziny 6.30 odbył się
dalszy ciąg akademii z dnia poprzedniego ku czci Księdza Bosko. Wzięło w niej
udział wielu gości przybyłych z daleka. Były również delegacje z kolegiów
salezjańskich z dyrektorami. Po skończeniu deklamacji utworów muzycznych
90

10 Pages 91-100

▲back to top

10.1 Page 91

▲back to top
i wokalnych, powstał Ksiądz Bosko i wśród burzliwych aplauzów przemówił
z głębokim wzruszeniem do audytorium pogrążonego w uroczystym milczeniu:
Ten dzień jest jednym z najpiękniejszych w moim życiu. Będzie on
wspomniany w rocznikach Oratorium. Widząc tyle młodzieży, wyrażającej mi swe
uczucia miłości, wdzięczności naprawdę czuję się głęboko wzruszony. Dlaczego to
łoży się takie środki, by gromadzić i prowadzić liczne rzesze młodzieży do nieba?
Dlaczego tyle osób dobroczynnych i pobożnych, pozbawia się części swych dóbr
doczesnych w celu przyjścia z pomocą tym chłopcom? Dlaczego tyle osób opuszcza
świat i łączy się z Bogiem więzami cnoty i miłości braterskiej, poświęcając całe swe
życie na to, by te delikatne roślinki mogły róść dla nieba?! Wszystko to z miłości! Tak,
to te więzy miłości trzymają nas ściśle z Bogiem do tego stopnia, że spieszymy
z pomocą jedni drugim. To miłość przyciąga osoby znakomite z daleka do Oratorium,
by żyły w ubóstwie tego miejsca, niosąc światło Ewangelii w dalekie
nieucywilizowane kraje, powiększając przez to rodzinę wiernych Pańskich. Miłość
zmusza wielu wspaniałomyślnych żołnierzy Chrystusowych do opuszczenia swych
rodzin, ojczyzny i wszelkich rzeczy, by jechać w odległe kraje, by nieść dobrą nowinę
swym braciom, nie zważając na żadne trudności i przeszkody.
To miłość łączy wszystkich nas razem w tym miejscu. Powtarzam to z głębi
serca: pragnąłbym godnie przyjąć naszego dostojnego gościa, Arcybiskupa Buenos
Aires, w pałacu wysadzanym diamentami, wyścielonym różami i diamentami. Lecz
my jesteśmy ubogimi salezjanami, żyjącymi ze wsparcia osób pobożnych i nie
jesteśmy w stanie udzielić gościny, jakbyśmy tego pragnęli. A oni pod wpływem tej
samej miłości chętnie dzielą z nami niewygody Oratorium, by zdobyć środki na nowe
dzieła przedsięwzięte z miłości chrześcijańskiej. Dziękujemy, zatem i za to, i za wielki
zaszczyt i przyjemność, jaką nam sprawili. Zachowamy o tym dozgonną pamięć.
Powrócicie do waszych krajów, na pole waszej ewangelicznej pracy.
Powiedzcie swoim, że nasza wdzięczność za otrzymane dobrodziejstwa nie wyczerpie
się nigdy. Bądźcie pewni, że my tu, choć oddzieleni niezmiernym oceanem, będziemy
o was zawsze pamiętali, zachowamy was w swym sercu, w swych modlitwach.
Bądźcie pewni, że u salezjanów znajdziecie zawsze wierną pomoc oraz serdeczną
i szczerą miłość.
Ze świadectw pisemnych i ustnych wiemy, że przy końcu przemówienia głos
Księdza Bosko drgał niezwykłym tonem wzruszenia, czego nigdy u niego nie
spotykano.
Po nim zabrał głos Arcybiskup. Godność i powaga oraz uczucie wdzięczności
przebijające z jego słów porwały audytorium, chociaż przemawiał w języku
hiszpańskim. Będąc deputowanym w parlamencie swego kraju, zdobył rozgłos
świetnego mówcy. Otóż po skończonym przemówieniu, Ksiądz Bosko ucałował mu
pierścień. On zaś rękę Księdza bosko i uścisnęli się serdecznie pośród aplauzów
zgromadzonych. Po czym Ksiądz Bosko prosił Monsignora Ceccarelli
o przetłumaczenie na język włoski słów arcybiskupa, co ten uczynił bardzo dobrze.
91

10.2 Page 92

▲back to top
Opatrzność dała obecnym przeżyć również niezwykłe zdarzenie. Otóż obecna
tam dziewczynka Józefina Longhi, która przez przeszło miesiąc była niemą
i sparaliżowaną, odzyskała w cudowny sposób mowę i władzę w członkach,
odmawiając z Księdzem Bosko Zdrowaś Maryjo... Znajdowała się właśnie ze swoimi
rodzicami, którzy przyszli pisemnie poświadczyć ten cudowny fakt. Za radą księdza
Rua podeszli oni wraz z córką do tronu. Ucałowali rękę Księdza Bosko i pierścień
Arcybiskupa. Wówczas arcybiskup słysząc o tym cudzie, pragnął dowiedzieć się
szczegółów. Dziewczynka opowiedziała, a Monsignor Ceccarelli przetłumaczył to
Arcybiskupowi, który ją na koniec pobłogosławił i dał jej medalik. W parę chwil
później, gdy ojciec i matka składali swój podpis pod spisanym protokołem, Ksiądz
Bosko polecił również owej dziewczynce się podpisać. Ojciec tłumaczył, że nie potrafi
pisać. Przed chorobą potrafiła, ale teraz już nie umie. Usłyszawszy to Ksiądz Bosko
odpowiedział: Jeśli potrafiła przedtem, to może i teraz; Matka Boska nie robi rzeczy
połowicznie. To mówiąc podał jej pióro, którym się doskonale podpisała.
Pobyt Arcybiskupa amerykańskiego wzbudził wielki entuzjazm wśród
chłopców. Jego dostojny i miły sposób traktowania oczarował ich. Gdziekolwiek się
pojawił, czy to na podwórzu, czy na balkonie, podnosiły się zewsząd oklaski. Lecz
pobyt jego w Oratorium został skrócony przez bardzo niemiły incydent. Udawszy się
do rezydencji arcybiskupiej w Turynie, nie zastał ordynariusza w domu. Wróciwszy
nazajutrz ponownie dowiedział się, że Arcybiskup wyjechał do swej wilii w Pienezza,
skąd powiadomi o wizycie. Zawiadomił, by się nie fatygowano więcej, gdyż powróci
jedynie w celu odprawienia Mszy św. pontyfikalnej i zaraz wraca z powrotem do wilii.
Później posłał sekretarza z zaproszeniem Arcybiskupa Aneyros na obiad, nie wiemy
dokładnie, na który dzień. Sekretarz przyszedłszy do Oratorium, wręczył list
pierwszemu chłopcu, którego spotkał z poleceniem oddania go Księdzu Bosko
i odszedł. Chłopiec speszony, pobiegł do Księdza Bosko, lecz nie śmiał zapukać do
drzwi, widząc w przedpokoju wielu panów i pozostał przy progu. Baron Bianco di
Barbania spostrzegłszy zakłopotanie chłopca, spytał o powód, a dowiedziawszy się
o szczególnym zleceniu, sam poszedł zawiadomić Księdza Bosko. Monsignor Aneyros
był żywo dotknięty i nie tylko nie przyjął zaproszenia, lecz zdecydował się, czym
prędzej opuścić Turyn. Arcybiskupowi wytłumaczył się, podając, jako powód bliski
wyjazd. I rzeczywiście w dniu 30 czerwca wyjechał ze swym sekretarzem do
Sampierdarena, gdzie zgotowano mu w hospicjum wspaniałe przyjęcie. Zwiedził
następnie Varazze. Był w Savonie u tamtejszego biskupa. Następnie w kolegium
w Alassio oczekiwał na Księdza Bosko.
Gdy była jeszcze nadzieja zatrzymania Arcybiskupa na dłużej i odłożenie jego
wyjazdu, Ksiądz Bosko napisał do księdza Cagliero długi list, który tu przytoczymy,
co będzie rzeczą, jak sam czytelnik przyzna, pożyteczną:
Mio Caro Don Cagliero!
Chciałbym ci napisać długą encyklikę. Ale podam ci krótko wydarzenia
ostatnich dni. Monsignora Aneyros przywitałem w Sampierdarena wraz z całą
92

10.3 Page 93

▲back to top
pielgrzymką i towarzyszyłem im do Rzymu. Sam jak zwykle zamieszkałem u pp.
Sigismondi. Monsignor w Kolegium Amerykańskim i Łacińskim u św. Andrzeja na
Kwirynale. Postarałem mu się o audiencję u Ojca świętego wraz z pielgrzymką.
Otrzymał też audiencję prywatną i był bardzo zadowolony. Z powodu nadmiernych
upałów w Rzymie, udali się 22 czerwca do Ancony, gdzie wspaniale przyjmował ich
kardynał Antonucci i gościł wystawnie przez trzy dni. 23 udali się do Loretto. Dzień
24, świętego Jana, był uczczony wielkim obiadem kardynalskim, w którym wzięli
udział wszyscy pielgrzymi i inni goście. Wznoszono toasty, przemówienia, ucztowano
i wiwatowano. W dniu 25 z Ancony udaliśmy się bezpośrednio do Mediolanu
i gościliśmy u kard. Somaschi. Dnia 26 byliśmy już w Turynie.
W Turynie jedna wielka uroczystość, entuzjazm nieopisany. Monsignor był
bardzo uradowany i rozentuzjazmowany. Ale jak zawsze obok róż znalazły się kolce.
Nasz arcybiskup stosownie do prośby udzielił obszernej władzy kazań i celebry, lecz
w piątek wszystko odwołał. Monsignor udał się potem do niego z wizytą, lecz ten
wyjechał do Pianezza, skąd dał znać, by się nie fatygowano, bo powróci tylko dla
odprawienia Mszy św. pontyfikalnej i zaraz udaje się z powrotem do Pianezza.
Spostrzegłszy się potem o swojej niegrzeczności, posłał zaproszenie dla samego
Arcybiskupa na obiad, który jednak nie przyjął, wymawiając się wyjazdem. Otóż teraz
ja z Monsignorem Ceccarelli namawiamy wszystkich, byśmy pojechali do Lanzo,
stamtąd do Borgo S. Martino, następnie na Riwierę, gdzie by kanonik Wikariusz
monsignor Brid mógł wziąć kąpiele, których tak potrzebuje.
Tysięczne miłe zdarzenia – napiszę ci o nich innym razem. Arcybiskup jest
nami zachwycony, naszymi zakładami. Mówi z uniesieniem o salezjanach w Ameryce.
Wyjazd jego jest wyznaczony na 14 lipca.
Teraz, co do naszych spraw. Pisałem ci, byś się udał do Santa Cruz. Jest to mój
projekt, ale jeśli pensatis pensandis, zdaje ci się stosowniejszym odłożyć tę wizytę, fiat
sicut melius in Domino placuerit.
Personel przygotowany. Rok szkolny ma się ku końcowi i nic nie stoi na
przeszkodzie wyjazdowi, który według zwyczaju ustalono na 14 listopada. W razie
potrzeby przyspieszymy wyjazd, a z biletami jakoś zaradzimy. Przeczytaj list do
Maurizio Spinola, potem włóż do koperty i zanieś mu.
Tymczasem od jesieni będziemy mieli na barkach kolegium na Sycylii,
sierociniec w Trydencie, kolegium kantonalne w Szwajcarii, seminarium w Magliano
Sabino, gdzie podejmujemy się administracji, nauczania podstawowego w gimnazjum,
filozofii i teologii. Otwieramy dom w Marsylii etc. Skąd weźmiemy personel?
Przygotujemy odpowiedź. To, co piszę do ciebie, to samo dla księdza Bodratto
i innych. Na wyjazd Monsignora przygotowujemy listy i zlecenia. W najbliższym
czasie przyjedzie tu Monsignor Lacerda z Rio Janeiro, który nie odjedzie nie
wziąwszy ze sobą pięciu Salezjanów. Niech Bóg nam błogosławi. Dla wszystkich
zasyłam pozdrowienia etc.
Turyn, 30.06.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
93

10.4 Page 94

▲back to top
Ksiądz Bosko pragnął zatrzymać Monsignora Aneyros gościną w Oratorium
przez kilka dni. 1 lipca miało się obchodzić uroczystość świętego Alojzego i na
zaproszeniach podawano, że w kościele Maryi Wspomożycielki uroczystą celebrę
odprawi JE Arcybiskup Buenos Aires, ale na szczęście bawiący w tym dniu
przypadkowo w Oratorium Monsignor Formica, biskup Cuneo, zaproszony podjął się
chętnie celebry i nieszporów, prowadzenie procesji i udzielania błogosławieństwa
Najświętszym Sakramentem.
Program uroczystości zawierał wystawienie sztuki dramatycznej, zatytułowanej:
„Nadzieja, czyli przeszłość i przyszłość Patagonii” pióra księdza Lemoyne. Ksiądz
Bosko nie tylko dał autorowi pomysł tej sztuki, lecz pomagał także w trakcie jej
pisania. Rzeczywiście w czasie podróży do Francji zabrał ze sobą pierwszy projekt,
który odczytywał ze łzami. Potem w Nizzy 28 lutego pisał do księdza Lemoyne,
że uważa ten utwór za najlepszy w jego literackiej twórczości. Równocześnie polecił
mu jeszcze lepiej go opracować, zwracając uwagę na trzy rzeczy:
1. Skomponować prostszą i łatwiejszą do inscenizacji akcję dramatyczną;
2. Połączyć ze sobą ściślej poszczególne akty, ujednostajniając i podnosząc
stopniowo samą akcję w III i IV akcie, która jak mu się wydawało słabła;
3. Połączyć akt IV i V, by nie słabła akcja końcowa.
Przyrzekał przeczytać ten dramat ponownie i zakończył: Jest to rzecz nowa,
która na pewno będzie się podobała wszystkim. Tak też było. Scenę urządzono na
podwórzu rzemieślników. Oprócz młodzieży przyglądało się tej sztuce blisko 1.500
przybyłych osób z miasta. Lecz najwięcej upragnionego Gościa nie było na widowni.
Zastępował go Monsignor Ceccarelli, który chciał pozostać we Włoszech aż do chwili
wyjazdu trzeciej ekspedycji misjonarzy, którą Ksiądz Bosko przygotowywał. Nowość
tematu i różnorodność wątku wzbudziły entuzjastyczne oklaski wśród publiczności.
Sam dramat natomiast sprawił dobre skutki duchowe, rozbudzając w umysłach żywe
i gorące sympatie do misji i budząc w wychowankach i klerykach powołania misyjne.
Przedstawienie to było przedmiotem ożywionych konwersacji w domu i na zewnątrz.
Dnia 4 lipca Ksiądz Bosko wyjechał z Oratorium wraz z Monsignorem
Ceccarelli do Borgo S. Martino, a następnie do Alassio, gdzie bawił Arcybiskup
Aneyros wraz z innymi gośćmi.
6 lipca pisał do księdza Rua: Zdaje się, że w obecnym roku dobre żniwo na
salezjanów w czasie rekolekcji w Lanzo.
W tymże dniu przesłał swemu sekretarzowi w Sampierdarena szereg zleceń
w związku z aktualnymi potrzebami:
Carissimo Don Berto!
Polecam ci szereg spraw do załatwienia licząc na gibkość twoich nóg:
1. Jedną lub dwie skrzynki wina dla Arcybiskupa Aneyros - Bordeaux, Malaga,
Barbera, Grignolino, Nebbiolo, Moscati do Strevi: razem 15 – 20 butelek. Dla
94

10.5 Page 95

▲back to top
podniesienia, jakości i dojrzałości wina, trzymać je w ziemi... Przygotuj tę skrzynkę,
która na moje zawiadomienie będzie przesłana do Genui.
2. Gdy wyjdzie z druku zeszyt traktujący o Dziele Maryi Wspomożycielki,
przyślij mi zaraz kilka egzemplarzy.
3. Dopilnuj, by rzeczy dla naszych kleryków w Argentynie skierowano, dokąd
należy.
4. Pomagaj księdzu Rua w wyborze kandydatów, którzy cogente necessistate,
mogliby stanąć do święceń kapłańskich w najbliższym turnusie, który
prawdopodobnie będzie we wrześniu w diecezji Cassale.
5. Kopertę, którą Córki Maryi Wspomożycielki podarowały Księdzu Bosko,
dołączyć do pakietu z książkami i odpowiednimi pismami i drukami w obcych
językach, które już to dotyczą Argentyny, już to są w nowszych językach niech się
prześle konsulowi generalnemu Republiki Argentyńskiej w Genui, by doręczył je
Arcybiskupowi Buenos Aires. Ten sam adres dać na skrzynce z winem.
6. Oprawić wszystkie tomiki Biblioteki Włoskiej i Czytanek Katolickich wraz
z kopią wszystkich moich broszur, które w swoim czasie prześlę temu arcybiskupowi
za pośrednictwem konsula.
7. Rozpalaj miłością Bożą wszystkich salezjanów i aspirantów oraz módl się za
mnie etc., …
Alassio, 07.07.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
Około godziny 8 - ej przybył do Alassio. Arcybiskup wyszedł na jego spotkanie
na stację. Uścisnął go przy wszystkich, po czym szedł z nim pod rękę aż do zakładu.
W ten wieczór wychowankowie i przełożeni kolegium na cześć dostojnego gościa
urządzili akademię literacko - muzyczną, pod koniec której Arcybiskup wygłosił
krótkie i serdeczne przemówienie. Także i tu Monsignore Ceccarelli służył za
tłumacza. Ksiądz Bosko czuł się tak wyczerpany tego wieczoru, że zaraz po wieczerzy
udał się do swego pokoju.
Ksiądz Bosko wahał się, czy ma towarzyszyć Arcybiskupowi aż do Nizzy
i Marsylii, gdzie ten miał wsiąść na pokład statku udającego się do Ameryki.
Zdecydował się jednak nie opuszczać go aż do chwili wyjazdu. Towarzyszył mu więc
nierozłącznie, aż Arcybiskup wraz ze swymi księżmi wsiedli 17 lipca w Poitou na
okręt, gdzie się z nim pożegnał. Cieszyli się na myśl, że za kilkanaście dni ujrzą
znowu swą ojczyznę. Ale Święty słuchał i milczał, a w końcu z uśmiechem powiedział,
że rachunek się nie zgadza i ze spokojem zalecił im nie spieszyć się tak bardzo,
a raczej uzbroić się w cierpliwość; do Buenos Aires przybędą wszyscy zdrowi i cało,
lecz w dniu i podał datę o 12 dni późniejszą, niż zwykł przybywać statek tę drogę
z Marsylii do stolicy Argentyny.
Ależ to niemożliwe! – zawołali jednogłośnie odjeżdżający.
Nasza podróż nie może trwać tak długo! Ale przepowiednia Księdza Bosko
sprawdziła się dokładnie.
95

10.6 Page 96

▲back to top
Statek ten walczył z burzą aż do Zielonego Przylądka tak, że skutkiem
odniesionych awarii musiał zarzucić kotwicę koło wyspy św. Wincentego i czekać na
jakiś okręt, który by przyjął na swój pokład podróżnych i ładunek. Kiedy wreszcie
przybyli do Buenos Aires był właśnie piątek po oktawie Wniebowzięcia NMP
24 sierpnia - dzień, który przepowiedział Ksiądz Bosko.
Monsignor Aneyros pisał w liście do Księdza Bosko, z dnia 4 września: Mam
chwilę wolną, w której piszę, a chciałbym napisać długi list do Waszej
Przewielebności. Dni spędzone tam uważam za najmilsze w mym życiu. Podałem to
do wiadomości tutaj wszystkim i czuję się zobowiązany do głębokiej wdzięczności
względem Waszej Osoby, jego drogich salezjanów i miłych wychowanków. Podobnie
wyraził swe podziękowanie Monsignor Espinosa, późniejszy Arcybiskup.
W Marsylii Ksiądz Bosko czuł się źle ze zdrowiem. Opat Guiol otoczył go
staranną pieczołowitością; on chciał jednak, czym prędzej wracać do Turynu. Pisał
stąd do księdza Rua: Jestem zmęczony non plus ultra. Pozostaję w Marsylii a goście
udają się do Lourdes; będę im towarzyszył w niedzielę przy wsiadaniu na okręt, potem
natychmiast dadzą mi spokój.
Przewidywał jednak, że nie będzie miał spokoju od wierzycieli, dlatego pisał
dalej: Trzeba postarać się o pieniądze. Zewsząd ich się domagają od nas, ale nie mam
nikogo, kto by je nam dawał. Część punktów listu podaje sposoby pewnych
kombinacji finansowych, by zdobyć jakąś sumę, a jeden podaje myśl, jak skłonić do
milczenia wierzyciela.
Choroba zmusiła go do kilku przerw w podróży z Marsylii do Turynu.
Przybywszy wreszcie do Sampierdarena 22 lipca, nie mogąc pisać z osłabienia a nie
chcąc odkładać swego podziękowania dla zacnego opiekuna w Marsylii, podyktował
list księdzu Albera, w którym wyrażał się następująco:
Przyjechałem do Sampierdarena nieco zdrowszy. Wyrażam panu swe serdeczne
podziękowanie za szczególne względy, jakimi mnie darzył i proszę
o zakomunikowanie wyrazów szacunku dla JE księdza biskupa z mej strony, a przy
sposobności polecam się jego modlitwom.
Przed przybyciem do Sampierdarena zatrzymał się w Varazze i Alassio, jak
wynika z następnego listu:
Car. mo Don Rua!
Jestem w Alassio nieco osłabiony. Jutro mam zamiar udać się do Varazze
z księdzem Francesia. Napiszę do pana Ceriana. Prawdopodobnie rano 25 lipca
przybędę do Turynu. Napiszę ci jeszcze... Odpisałem w sensie negatywnym do
Magliano, w pozytywnym do Spezia. To, co chcesz posłać adresuj na Sampierdarena
aż do 24 bm. Spytaj księdza Berto, czy mój winogron zaczyna już dojrzewać, polecam
go jego trosce. Niech Ci Bóg błogosławi, etc...
Ksiądz Jan Bosko
PS. Monsignor Alimonda jest biskupem w Albenga. Dla nas doskonały wybór.
96

10.7 Page 97

▲back to top
W Alassio miał Ksiądz Bosko jedno z takich spotkań, w których zajaśniała jego
roztropność. W liceum w Genui profesor filozofii ksiądz Scioratti wraz z innymi
swymi kolegami mieli jak najgorsze pojęcie o kolegium w Alassio, dlatego chłopców
zgłaszających się tu na egzamin dojrzałości traktowali ze skrajną surowością. Dyrektor
ksiądz Cerruti udał się do Genui, by rozwiać te uprzedzenia i zaprosił księdza Sciorati
do Alassio na egzamin licealistów. Ten zgodził się. Był to ksiądz o liberalnych
poglądach i mało budującym życiu kapłańskim. Przyjechał w ubraniu świeckim. Ale
gdy dowiedział się na miejscu, że jest Ksiądz bosko, poczuł się zmieszany
i usprawiedliwił się przed księdzem Cerruti: Ksiądz rozumie sytuację, przyjechałem
po świecku gwoli wygody w podróży... by nie narazić się na możliwe ataki... Tak
rozmawiając stanęli przed Księdzem Bosko. Święty, który nie szczędził uwag tym, co
nie nosili ubioru kapłańskiego, wówczas nie powiedział ani słowa; zachował
względem niego wszelkie względy, okazując mu szacunek i poważanie. Ksiądz
Sciorati był tym ujęty i wzruszony tak dalece, że nie zapomniał tego spotkania nigdy.
Następnie przybywał już tu, jako przyjaciel i zawsze w sutannie. Ksiądz Cerruti
zauważył, że odnosił się do zakładu coraz lepiej i że odprawiał regularnie oraz
z pobożnością Mszę świętą. Zakończył życie naprawdę po kapłańsku. Uwaga zrobiona
nie w porę byłaby go poniżyła i zirytowała. Roztropne odniesienie się Księdza Bosko
sprawiło zbawienną przemianę.
W Oratorium Ksiądz Bosko z trudnością mógł spowiadać chłopców, nie mogąc
dźwignąć ręki do rozgrzeszenia. Słabość fizyczna nie przeszkadzała mu
w udzielaniu audiencji przez cały poranek, lub spędzeniu długich godzin przy biurku.
Właśnie wtedy powstał pomysł wydawania periodyku, o którym dawno myślał, a teraz
zadecydowano o jego wydawnictwie. Odnosiło się to do „Bolettino Salesiano”.
97

10.8 Page 98

▲back to top
ROZDZIAŁ VI
TRZY OŚRODKI SALEZJAŃSKIE W AMERYCE
Trzy ośrodki salezjańskie ustanowione regularnie w Republice Argentyńskiej
i Urugwaju stanowiły inspektorię amerykańską, zarządzaną przez księdza Cagliero,
który godnie reprezentował osobę Księdza Bosko w tych dalekich stronach. Ksiądz
Bosko ze swej strony utrzymywał z nim stały kontakt przez korespondencję.
Komunikował mu wiadomości, informował o biegu wypadków, udzielał instrukcji,
żądał informacji i opinii, słowem uważał go za swego męża zaufania w całym tego
słowa znaczeniu.
I tak w dniu 13 lutego, wróciwszy z Rzymu, komunikował mu zwierzenia
i projekty Ojca świętego odnośnie do salezjanów:
Car. mo Don Cagliero!
W tej chwili otrzymuję weksel od księdza Fagnano z datą 30 grudnia 1876 r.;
dwa miesiące opóźnienia to trochę za dużo, będzie to dla nas wskazówką jak na
przyszłość zabrać się do bankierów w takich wypadkach. Nie znaczy o jednak,
że rezygnujemy z ich usług i że obrazimy się...
Ksiądz Lasagna pisze, że ich kościół utrzymywany jest z hojności
zamożniejszych wiernych. Zwróć jednak uwagę, żeby te ofiary nie poszły na marne.
Chyba wiesz jak należy postępować w podobnych wypadkach. Zakupy powierz
koadiutorowi lub innej osobie zaufania godnej, żeby salezjanie nie byli w to
bezpośrednio wmieszani.
Ojciec święty jest rozentuzjazmowany naszym Zgromadzeniem. Oprócz
nowego domu w Rzymie, Koncepcjonistów, chciałby żebyśmy przejęli jeszcze drugi
szpital della Consolazione, a dla zachęty podarował nam 20 tys. franków. Wiele jest
propozycji i z innych stron. Nasze Siostry otworzyły Oratorium żeńskie w Chieri.
Komandor Gazzolo po tygodniowym namyśle i gderaniu, obniżył swoją cenę na
60 tys. franków za 600 metrów kwadratowych przy kościele MB Łaskawej. Daje do
zrozumienia, że obniża cenę, by uczynić nam dobrodziejstwo. Sprzedałby również swą
inną posiadłość w S. Nicolas wartości 3 tys. franków. Kiedy mu ze swej strony
zaproponowałem twoją cenę za obie posiadłości razem 18 tys. franków oburzył się:
Tyle zapłaciłem sam, gdy kupowałem. Jak wiesz sam zapłacił za to 19 tys. a od nas
żąda robiąc niby dobrodziejstwo, 60 tysięcy! Ach! Rogna! Rogna! (po niemiecku
używa się tego zwrotu na wyrażenie uciążliwej do traktowania osoby lub sprawy).
Pomów w tej sprawie z dr Carranza i obmyślcie, co robić dalej.
98

10.9 Page 99

▲back to top
Napisz zaraz, czy trzeba natychmiast przystąpić do nowej ekspedycji
misjonarzy, czy też można nieco poczekać. W tym wypadku lepiej załatwiłoby się
wszystko w Rzymie.
Postaraj się ułożyć swoje sprawy, a kiedy wezmą pomyślny obrót, podaj mi
termin swojego przyjazdu, który si fiori potest, nie powinien nastąpić później jak
w sierpniu.
Dobrze będzie uprzedzić Monsignora Aneyros, że Ojciec święty pragnąłby
uczynić coś dla Patagonii; kardynał Prefekt Propagandy w związku z tym napisze
prawdopodobnie przez tego samego kuriera o konieczności ustanowienia w Carmen
Prefektury Apostolskiej. Gdy się zorganizuje tam dom, mówi Ojciec święty, będzie
łatwiej przyciągnąć do nas tubylców i rozszerzyć zakres oddziaływania na nich. Papież
cierpi z powodu przykrych wiadomości nadchodzących z krajów sąsiadujących
z dzikimi jak Argentyna, Chile, etc., które chcą wytępić tubylców, a nie nawrócić ich.
Jeśli ze strony Brazylii lub Urugwaju otrzymasz formalną prośbę o misjonarzy,
możesz przyjąć pod następującymi warunkami:
1. pomoc finansowa w pokryciu zaległych wydatków i długów ciążących dotąd
za nie;
2. przybycie na rok 1878 .
Na razie mam przeszkodę, by dokończyć ten list i nie mogę też napisać do
księdza Fagnano, księdza Lasagna i Bodratto, jak bym tego pragnął. Uczynię to, kiedy
indziej. Ty mnie zastąp i zakomunikuj im, co jest do zakomunikowania.
Ojciec święty proponuje objęcie wikariatu Apostolskiego w Indiach
i Australii. Przyjąłem misje w Ceylonie na rok 1878. Niech Bóg błogosławi... etc.,
Turyn, 13.02.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
PS. Dobrze będzie, jeżeli poślesz mi nazwiska nowych Pomocników.
Następny list pisany był w połowie maja. Księdzu Bosko nie schodziła
z myśli Patagonia. Jedna z okoliczności zdawała się sprzyjać zamiarom. Rząd
argentyński rozszerzając swe granice aż do Kordylierów wytyczył linię załóg
wojskowych odległych od siebie o 20 km, 25 tys. żołnierzy, które z biegiem czasu
stały się osadami i miastami kolonistów, ale podówczas były odcięte od wszelkich
kontaktów z krajem i cywilizowanym społeczeństwem. Stąd z inicjatywy samego
rządu, w miejscowości zwanej Carluhe powstała osada zwana Alsina od nazwiska
ministra wojny, który ją zainicjował i proszono o przysłanie proboszcza, nauczyciela
i dwóch jeszcze pomocników zdolnych do nauczania. Zdawało się, że nie mogło być
lepszego zbiegu okoliczności dla salezjanów, skontaktowania się z Indianami
i uczynienia dla nich coś dobrego. Do tego projektu czyni aluzję Ksiądz Bosko
w pierwszej części listu:
99

10.10 Page 100

▲back to top
Mio Car. mo Don Cagliero!
To, co piszesz mi o Patagonii, zgadza się z moimi pragnieniami; nawiązać
z nimi bliższy kontakt stopniowo przez zakładanie domów w miastach lub osiedlach
pobliskich Indian. Resztę zdajemy na Boga.
Rabaglisti otrzyma dyspensę od wieku z tym, że nie będzie mógł z niej
skorzystać przed 1 czerwca; niech więc przyjmie wszystkie inne święcenia i
przygotowuje się do kapłaństwa, które otrzyma w pierwszą niedzielę lipca.
Wiem, że mówią zbyt wiele o nas, ale co zrobić? Zawsze usuwałem przyczyny
mogące nam zjednać pochwały, a popierałem te, które odnosiły się do innych.
Gdy przyślesz mi sprawozdanie o misjonarzach w Ameryce Południowej będę
mógł załatwić wszystko.
Widziałem się z adwokatem Ferrero, który przebywał u nas dzień i oddał wiele
listów, lecz mocno spóźnionych.
Otrzymasz dimisorie, z których możesz skorzystać sam lub ksiądz Bodrato.
Próbowałem wejść w układy, co do podróży przez ocean na statkach
francuskich. Prezes Towarzystwa Transportów Morskich w Marsylii, pan Bergasse,
obiecuje nam znaczne zniżki; ze strony rządu paryskiego otrzymamy kilka miejsc
gratisowo. Gdy sprawa zostanie załatwiona dam ci wiadomość.
Wobec mnożących się domów i braku przez to personelu, zawiesza się do
twego powrotu sprawę Ceylonu, Mangalore, Australii etc… Lecz nie rezygnuje
z zamiaru posłania dziesiątki dobrych pracowników do Dolores, jeśli osądzisz to za
rzecz konieczną.
Pozdrowienia etc...
Turyn, 12.05.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
Najnowszym zakładem było kolegium Piusa we Villa Collon w Montevideo;
w skład personelu wchodzili trzej kapłani, dwóch kleryków i czterej koadiutorzy.
Dyrektor ksiądz Lasagna, starał się trzymać w ścisłej łączności ze swym kolegą
z San Nicolas, dyrektorem zakładu podobnego typu. Oba zakłady miały chłopców
z jednej klasy społecznej, synów estanciores, kształcących się i aspirujących do
wolnych zawodów. Wzajemnie więc się wspomagali, naradzając się, co do wyboru
podręczników, stosowania środków wychowawczych właściwych domom
salezjańskim. Jednak dyrektor Kolegium Piusa miał trudność, której ten z San Nicolas
nie miał, bo położone na wsi, nie miało zbyt częstych odwiedzin ze strony rodziców
i udawało się z łatwością utrzymać alumnów w internacie poza domem przez cały rok.
Natomiast ci z Villa Collon, będąc niezbyt daleko od miasta, mieli zbyt częste wizyty
rodziców, którzy chcieli mieć swych synów w domu kilka razy w miesiącu, nawet
każdej niedziele. Kłopot był z tym nie mały, lecz ksiądz Lasagna umiał się z niego
wymotać za pomocą prostego środka.
100

11 Pages 101-110

▲back to top

11.1 Page 101

▲back to top
Wśród stowarzyszeń zaprowadzonych przez Księdza Bosko dla dobra
młodzieży pierwsze miejsce zajmowało Towarzystwo Najświętszego Sakramentu,
którym właśnie posłużył się ksiądz Lasagna.
Założył je wśród najbardziej dorosłych alumnów, którzy nadawali ton życiu
kolegium. Członkowie ci zachęceni do częstego przystępowania do sakramentów św.,
przywiązywali się do zakładu i ze swej strony wpływali na rodziców, by ich odwodzić
od nierozsądnych wymagań. Uzyskał nawet więcej niż pragnął; gdyż rodzice widząc,
jak ich synowie niezbyt chętnie i z ociąganiem się wyjeżdżają do domów, czuli się
zachwyceni zakładem i pod niebiosa go rozgłaszali, jak w nim jest dobrze, jaki tam
panuje porządek i karność.
Dyrektor na tym nie poprzestał, ale posłużył się członkami tego towarzystwa do
katechizacji chłopców spoza zakładu, w czym spotkał się z wielkim zapałem
u młodzieży.
Chłopcy ci, katechiści, czy to podczas wakacji czy na zawsze opuszczając
zakład, dawali początek Oratoriom świątecznym poświęcając się gorliwie, co niedziela
nauczaniu katechizmu.
Ta piękna inicjatywa młodzieży rozbudziła zapał wśród niektórych zacnych
rodzin katolickich, które popierały ją fundując nagrody i podarunki dla młodzieży; za
przykładem chłopców, poszły ich siostry, które to samo czyniły dla miejscowych
dziewczynek.
Tego rodzaju Oratoria domowe zapoczątkowały regularne Oratoria świąteczne
po parafiach miejskich, gdzie rozwijali swą działalność byli wychowankowie pod
kierunkiem księdza Lasagna. Ten zaś zorganizował związek Oratoriów świątecznych
pod prezesurą byłego wychowanka dr. Lenguas, według regulaminu pod nazwą;
Oratorios festivos de Montevideo regenteados por Exalumnos del Colegio Pio.
Posiadamy w archiwum naszym list pisany przez wychowanka gimnazjum do
Księdza Bosko, będący dokumentem ducha panującego w początkach owego
kolegium. Młodzieniec, wychowany w wygodach i dostatku, jako syn milionera,
pokochał do tego stopnia skromne życie zakładowe, iż poczuł się w nim lepiej niż
w domu własnym oraz dziękował Bogu, że go zaprowadził w te mury. Owszem nawet
po skończeniu gimnazjum nie chciał się z nim rozstać jak również ze swymi
wychowawcami. Wstąpił do nowicjatu nowo otwartego i został gorliwym synem
Księdza Bosko. Mowa tu o księdzu Mario Migone, kapłanie gorąco przywiązanym do
Zgromadzenia i gorliwie pracującym dla dobra dusz.
Kolegium Piusa, choć obszerne, nie mogło pomieścić zgłaszających się
kandydatów, toteż dyrektor z miejsca zabrał się do budowy. Zaraz z rozpoczęciem
nauki okazało się, że pracy było wiele, a robotników mało (rok szkolny zaczyna się
tam w marcu). Przejęci tym brakiem personelu byli więcej przyjaciele tego dzieła, niż
sami salezjanie.
Otóż ci pierwsi nie znali jeszcze pracowitości synów Księdza Bosko i nie mogli,
zatem uwierzyć, żeby w takich okolicznościach można było ciągnąć naprzód.
Obawiali się o zdrowie współbraci i o dobrą dotąd reputację tak świetnie
101

11.2 Page 102

▲back to top
zapowiadającego się zakładu. Dlatego nastawali na księdza Cagliero, by posłał
potrzebne posiłki. Przyszły one, choć nie zaraz, bo dopiero za rok. W każdym razie
dobrodzieje mieli dowód niezmordowanej pracowitości Księdza Bosko,
uzewnętrzniającej się w jego synach. Zakład w S. Nicolas ze swoimi czterema księżmi,
trzema klerykami i sześciu koadiutorami oprócz internatu, prowadził szkoły
komunalne, Oratorium świąteczne i kapelanię szpitalną. Budynek ukończony wreszcie
wyglądał okazale ze swymi podwórzami i portykami w obszernej oprawie sosen,
położony w przepięknym parku, z bogatym ogrodem pięknie uprawianym. Podróżni
przejeżdżający na statkach wzdłuż rzeki Parana podziwiali z daleka widok jaśniejącej
białością budowli na tle cienistych drzew, budzącej wrażenie ciszy i spokoju. Lecz
przedsięwzięte prace budowlane pociągnęły za sobą zwykłe troski, wszak „batie c’est
patir”. Nasze sprawy postępują dość pomyślnie – pisał dyrektor – z tym, że jestem
pogrążony w długach i nie wiem gdzie się udać. Banitez robi, co może. Pan Bóg daje
mu zdrowie, dopomoże nam je spłacić. Pan Banitez był serdecznym przyjacielem
salezjanów, zawsze pełen podziwu względem Księdza Bosko, którego powodzeniem
cieszył się jak własnym. Gdy dowiedział się, że otwiera się kolegium we Villa Collon,
czcigodny osiemdziesięcioletni starzec napisał list po łacinie, wspominając swe lata
młodzieńcze i radując się z sukcesów, które w duchu przewidywał w tym ojczystym
kolegium. Potem jeszcze przez księdza Ceccarelli przesłał Księdzu Bosko drugi list po
hiszpańsku, pisany z ręką przy sercu, w którym nie wiadomo, co bardziej podziwiać:
czy synowską miłość do Księdza Bosko i braterskie uczucie względem salezjanów czy
też pokorę doprawdy wzruszającą tego Pomocnika Salezjańskiego, który pisze:
Niewiele może pomóc ten pomocnik, pomimo otrzymanych odznaczeń od Ojca
Świętego i życzy sobie, by mogły nadarzyć się okoliczności, w których wykazałby
swoją przydatność większą, niż przedtem. Ksiądz Bosko dopiero 14 maja mógł
odpisać mu również po łacinie. W liście tym dziękuję za doznane dobrodziejstwa,
przedkładając z wielkim zaufaniem ciężkie położenie, w jakim znajdował się ksiądz
Bodratto w Buenos Aires, polecając go jego łaskawości. Wspomina Ksiądz Bosko
również o tym w liście do księdza Bodratto:
Mio Car. mo Don Bodratto!
Wypada mi zawiadomić cię, że pisałem do pana Banitez. Polecałem mu twoją
sytuację, a dziękując za już, prosiłem go o dalszą troskliwą opiekę nad księżmi
pracującymi przy kościele MB Łaskawej żyjących jedynie z ofiar wiernych. To tylko
dla twej wiadomości, gdybyś o to był pytany. Piszesz mi, że macie tyle pracy, wiem
o tym, chciałbym przyjść wam z pomocą. Niech cię pocieszy to, że i my tu mamy tyle
roboty, że nie wiemy, za co zaczepić ręce. Od kilku miesięcy już siedzę w biurze od
drugiej po południu do pół dziewiątej, by iść na kolację. Pomimo to, pamiętaj,
że zdrowie jest nieodzowne, dlatego róbcie tyle ile możecie. Będziecie mieli pomoc
z tych robotników, których wam stąd poślemy i od miejscowych, których tam mieć
możecie. Powiedz ode mnie wszystkim naszym drogim Współbraciom, Daniele,
Rablagiati i innym, szczególnie memu drogiemu księdzu Bacciano, że polecam was
102

11.3 Page 103

▲back to top
wszystkich Bogu we Mszy świętej codziennie. Łaska Pana Naszego Jezusa Chrystusa
niech będzie z wami etc... /bez daty/. NB. Zakupiliśmy dom w Nizza Monferrato,
gdzie będzie przeniesiony dom Sióstr z Mornese, z wielkim, jak ufamy pożytkiem.
Ksiądz Jan Bosko
Ksiądz Cagliero z klerykiem Rabagliati odwiedzali wtedy liczną kolonię włoską
w Villa Libertad, odległa o 300 mil od Buenos Aires. Od dnia 12 do 26 kwietnia
trwała nieustanna praca, która stała się bardzo uciążliwa w ciągu dziesięciodniowego
deszczu. Znamienny fakt stanowiło przybycie w odwiedziny doń pewnego kacyka,
któremu rząd przyznał tytuł pułkownika. Prosił on o udzielenie czterech chrztów.
Ksiądz Cagliero zrewizytował go, odbywając południową drogę konną. Chętnie zaś
podejmował te trudy, by pomnożyć swe kontakty z tubylcami. Uzyskane wyniki
daleko nieproporcjonalne do potrzeb, wydobywały z serca okrzyk: Więcej, więcej
misjonarzy! Inaczej te biedne dusze zginą, jak zwierzęta w puszczy. Salezjanie
w Buenos Aires pracowali nie mniej gorliwie od dwóch poprzednich placówek. Szkoła
rzemiosł otwarta została w kwietniu, o czym była już mowa. Uroczyście została
zainaugurowana we wrześniu. Znajdowała się ona o dwa kilometry od kościoła MB
Łaskawej. Jako prowizoryczna nie miała ustalonej nazwy, a ponieważ była
subsydiowana przez Konferencję św. Wincentego a Paulo, pospolicie zwano ją
przytułkiem świętego Wincentego. Właśnie w celu wybudowania nowego budynku
dogodnym miejscu, przy siedzibie salezjanów, czyniono starania, by zakupić od p.
Gazzolo teren obok kościoła, o czym już wspominaliśmy poprzednio. Sprawa ta
przewija się w korespondencji Księdza Bosko z księdzem Cagliero. Na początku tegoż
miesiąca września arcybiskup kanonicznie oddał salezjanom w osobie ks. Bodratto,
parafię della Boces del Riachuelo. Nowy ten teren pracy wymagał świeżych sił
i dzielnych pracowników ewangelicznych.
A tymczasem ta szczupła kadra została jeszcze bardziej uszczuplona przez
śmierć jednego z najbardziej aktywnych pracowników w osobie ks. Jana Baptysty
Baccino, który przybył do Argentyny z pierwszą ekspedycją. Pod skromną
powierzchownością ukrywało się serce wielkiego Apostoła.
Uczenie katechizmu, co dzień wieczorem szkoła dla dorosłych, spowiadanie
przez kilka godzin dziennie, głoszenie kazań po włosku i hiszpańsku, zaopatrywanie
chorych - składały się na codzienny ogromny trud, który mógłby utrudzić wielu
pracowników a nie jednego człowieka. Lecz on był niezmordowany. Bolał tylko nad
tym, że nie może sprostać wszystkiemu. Prosił o pomoc z Turynu. A gdy ta przyszła
w drugiej ekspedycji, to pracy znów przybyło wobec rozwoju dzieła salezjańskiego
w Buenos Aires. Niedługo po przybyciu nowych misjonarzy pisał do Turynu: Pan Bóg
widocznie błogosławi nasze trudy. Wpierw miałem wiele pracy, obecnie mam jej
jeszcze więcej. Gdy było nas trzech pracowaliśmy za sześciu, obecnie jest nas czterech
i pracujemy za dziesięciu. Ja tu jestem otoczony gronem młodzieńców, z których
wielu przekroczyło już dwadzieścia lat i muszę ich przygotować do chrztu i pierwszej
Komunii św. Są to po większej części emigranci włoscy. Ich rodzice przychodzą do
103

11.4 Page 104

▲back to top
nas z odległości kilkunastu i więcej mil, by słuchać kazań, spowiadać się
i komunikować, słuchać Mszy św. Również polecają chłopcom, by przychodzili do
nas na naukę katechizmu. Pomyśl, drogi Ojcze, w ośmiu a nawet mniej dniach, muszę
ich przygotować do spowiedzi, pierwszej Komunii św. i do całego życia
chrześcijańskiego. Czy wobec tego odważyłbym się oszczędzać samego siebie?
Byłoby dużo powołań kapłańskich, gdyby znalazły opiekę nad sobą; tylu już zgłaszało
się o przyjęcie na koadiutorów do Zgromadzenia. A w liście z 3 kwietnia pisze: Z jaką
radością przeczytałem bilecik, który do mnie Ojciec napisał! Pisze w nim bym miał
staranie o swe zdrowie. Dzięki Bogu, od chwili mego przybycia tutaj cieszę się
doskonałym zdrowiem. Lecz jeśli prędko nie przybędzie ta pomoc, musimy tu
z pewnością upaść... Proszę o łaskawe przysłanie książek. Gdyby Ksiądz wiedział jak
wielkie powodzenie ma „Młodzieniec zaopatrzony” i „Żywot Dominika Savio”!...
Proszę mnie nie pytać o wiadomości z Buenos Aires, gdyż nie wiem, co się tutaj dzieje.
Stałem się kompletnym samotnikiem. Nie wychodzę z domu, jak tylko do chorych.
A do ks. Barberisa pisał 18 maja: Muszę naprawdę czynić wysiłek, by znaleźć czas na
jedzenie.
Nie wiem jak ten czas mi leci; wiem tylko, że wstaję w czas i idę spać późno;
nieraz nie orientuję się, czy jadłem lub nie dzisiaj obiad, czy to jest rano, czy wieczór.
Mam żelazne zdrowie.
Cytujemy również pewien urywek z jego listu, z 20 kwietnia 1877 roku, który
był ostatnim listem pisanym do Księdza Bosko:
Można powiedzieć, że wszyscy Włosi w promieniu 50 - ciu lub więcej mil
spływają na nas, jak rzeki do mórz. Bóg daje nam wiele pociech... Gdyśmy się tu
osiedlili, powiedzieliśmy im, że przybyliśmy tu by czynić im dobrze; zrozumieli to
i dają nam robotę. Deo gratias!... Jestem bardzo zadowolony, że przyjechałem do
Ameryki, żyję spokojnie, robię co potrafię, lecz jestem nieukiem, tu trzeba by więcej
ludzi zdolnych ode mnie. Jednej tylko rzeczy pragnę na tej ziemi: zobaczyć jeszcze,
choć raz mego ukochanego Ojca, Księdza Bosko. Czy mogę osiągnąć to w tym życiu?
Przynajmniej proszę się modlić, byśmy byli złączeni po śmierci, abym mógł przez całą
wieczność być z nim blisko.
Świadectwa innych potwierdzają, że odnosił się on z całym oddaniem do Ojca
swego duchowego, Księdza Bosko. Wśród innych świadczy o tym pan Gazzalo, który
go widział przy pracy. W liście do Przełożonych w Turynie pisał, jak ten gorliwy
kapłan spędził drugą niedzielę lutego 1877 roku, który to miesiąc jest najgorętszy i ma
najdłuższe dnie.
Na godzinę przed wschodem słońca ks. Baccino wstaje i spieszy do
konfesjonału. Włosi i Argentyńczycy oblegają go, chcąc się u niego spowiadać; on się
nie rusza z miejsca, jak tylko wtedy, gdy trzeba celebrować. Po Mszy św. widząc
znów konfesjonał oblężony, zamyka się w nim aż do wyspowiadania wszystkich, to
jest blisko do południa. Salezjanie dotychczas nie mając swej kuchni, kazali przynosić
sobie posiłki z publicznej gospody. Gdy zasiedli do posiłku, zaledwie tknął jedzenie,
gdy donoszą, że przybyła znowu nowa rodzina, która pragnie wyspowiadać się
104

11.5 Page 105

▲back to top
i przyjąć Komunię św. Usłyszawszy, że ci biedacy przybyli drogę 6 godzin konno
i 4 godziny koleją i że muszą pospieszyć się, by wrócić do domu, zostawia obiad
i idzie do nich. Potem zaledwie przełyka suchy kąsek chleba lub jaką zimną potrawę
a tu trzeba odprawiać nieszpory i głosić kazanie. Przemawia blisko godzinę do
zebranych tłumnie wiernych i udziela błogosławieństwa sakramentalnego. Potem nie
kończąca się procesja wiernych, którzy proszą to o udzielenie ślubu, to o chrzest, to
o dobrą radę. Tymczasem dają znać, że dwaj chorzy oczekują jego przybycia. On
biegnie do jednego i drugiego. O godzinie wreszcie 10 może wziąć coś do ust
z wieczerzy i idzie na spoczynek. Kazanie na nieszporach odniosło skutek: od godziny
czwartej rano konfesjonał jego jest oblężony. Taki był codzienny tryb jego życia.
Zwłaszcza, gdy chodziło o chorych to wzywano księdza Baccino. Trzeba go było
widzieć, gdy od nich wychodził! Gromady chłopców czekały go na ulicach i placach,
a on z każdym rozmawiał, pouczał, błogosławił, zapraszał do Oratorium. A cóż to za
dobrzy księża ci z Bocca- wołali ludzie. Niech im Bóg da zdrowie.
Ksiądz Józef Vespigniani, który nastał kilka miesięcy po jego śmierci, był
nieraz wzruszony na skutek tego przywiązania, jakim darzył młodzież ks. Baccino.
Władze kościelne pisały o nim do Księdza Bosko, wysławiając jego gorliwość
kapłańską. Lecz kto mógł o nim lepsze świadectwo wystawić jak nie ks. Cagliero, jego
przełożony? Oto niektóre relacje o nim, wyjęte z korespondencji do Księdza Bosko:
Robi wybitnie wiele dobrego... Przysparza Kościołowi wiele dusz... Działa
przede wszystkim, jako pastor bonus dla dobra emigrantów włoskich w Buenos Aires...
Ksiądz Baccino zdobywa swych słuchaczy swą prostotą ewangeliczną, choć nie brak
i mocniejszych akcentów... Ksiądz Baccino nigdy nie mówi: dosyć!... Zastałem
ks. Baccino w dobrym zdrowiu (19.08.1876 r.), lecz wyczerpanego... Ksiądz Baccino
pracuje za czterech i wszystkiemu potrafi sprostać...
A skądże to przyszedł do Księdza Bosko tak wierny i gorliwy sługa w Winnicy
Pańskiej?
W sercu 23 letniego młodzieńca odezwało się pragnienie doskonalszego życia.
Posłyszał wówczas, że Ksiądz Bosko w Oratorium przyjmuje młodzieńców starszych,
którzy aspirują do kapłaństwa. Głos wewnętrzny mówił mu, że tam jest miejsce dla
niego. Miał tylko uwagę, że z powodu ubóstwa zastaną przed nim drzwi zamknięte;
lecz tak się nie stało! Porzucił więc pracę na polu, pożegnał się z rodzinnym Giusvalla
i wstąpił do Oratorium. Wobec pierwszych trudności drugi raz się zawahał: czy zdoła
sprostać studiom? Wytrwale jednak dążył do celu i w ciągu dwóch lat na tyle
opanował łacinę, że mógł zacząć studia teologiczne i filozoficzne. W czasie 3 lat
studiów teologii, uczył w Lanzo w klasach wyższych gimnazjalnych, zdobywając
sobie wziętość u uczniów z powodu niezwykłej jasności wykładu. Po jego śmierci
podniosły się głosy uwielbienia dla jego pamięci i zasług, gdyż wielu młodzieńców
pokierował na drogę życia kapłańskiego. Tuż przed święceniami posłany był do
Varazze, by dogodnie mógł się przygotować do ich przyjęcia. Wieści o misjach
w Ameryce rozentuzjazmowały go do tego stopnia, że wniósł podanie o wyjazd tamże.
Ksiądz Bosko, który znał go dobrze, przyjął jego wniosek w pierwszym roku
105

11.6 Page 106

▲back to top
kapłaństwa. Patrząc na fotografię, na której stoi między Księdzem Bosko a p. Gazzolo,
odczytuje się z twarzy rys energii i dobroci, które to cechy uczyniły zeń syna
gospodarskiego, zdatnego i godnego ministra Ewangelii.
Pomimo, że jego działalność kapłańska była krótka, wszakże na zawsze
pozostanie w pamięci przykład jego cnót.
W niedzielę 10 czerwca 1877 roku prowadził jeszcze procesję Bożego Ciała.
W środę około południa, wróciwszy od chorego, musiał się położyć. Mieszkał
w skromnej celi bez słońca pod dzwonnicą kościelną. Tam dostał tak gwałtownego
ataku kolki, że ledwie zdołano go przywrócić do przytomności i usposobić na
przyjęcie sakramentów świętych. Wkrótce potem zmarł.
Księdzu Cagliero, powiadamiającemu o tym Księdza Bosko, wyszło spod pióra
następujące zdanie, będące najtrafniejszym nagrobkiem dla zmarłego Współbrata:
Była to wielka dusza kapłańska. Był pokorny, czym zjednał sobie miłość całego
Buenos Aires.
Niedługo po tej śmierci miał ksiądz Cagliero wyjechać do Włoch, zawezwany
przez Księdza Bosko, który mu pisał:
Czy będzie możliwe, byś mógł przybyć na Kapitułę Generalną, mającą się
rozpocząć z początkiem miesiąca września? Mają być na niej rozważane rzeczy
wielkiej wagi. Rozpatrz się i daj mi znać, si fierimpotest!
W przeciągu zaledwie dwóch lat zdołał ksiądz Cagliero zdobyć sobie taką
miłość i uznanie ze strony Współbraci, jak i innych osób spoza Zgromadzenia, iż
ksiądz Baccino odpisał w liście do Księdza Bosko: Nazywasz nas synami, a traktujesz
nas tak surowo! Gdybyśmy byli już dojrzali, no to pazienza, ale my jesteśmy jeszcze
dziećmi. A Pan swe dziatki karmi mlekiem i słodyczami, na próbę wystawia dopiero
starszych, aby zdobywali sobie zasługi. Czy nie wiesz Ojcze, że zawsze jesteśmy
wszyscy tutaj jeszcze dziećmi, a ja najpierwszym? Jeśli nam zabierzesz głowę, to, co
uczynimy? „Lecz nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”.
Z wielu zachowanych listów przebija wielki smutek, jaki ogarnął przyjaciół
i znajomych, gdy wybiła godzina rozstania. Powszechne uczucia, wypowiadają
dobitnie słowa monsignora Vera: /Ksiądz Cagliero/ umiał sobie zdobyć serca
Amerykanów.
Nie brakło listów pisanych do Turynu, wyrażających pragnienie jego rychłego
powrotu.
Jego przyjazd do Oratorium poprzedziła wizyta monsignora Piotra Lacarde,
biskupa Rio de Janeiro, o którym już parokrotnie wspominano. Trudno powiedzieć –
pisze ksiądz Albera – czy był inny Prałat, który by dokładniej znał Księdza Bosko,
więcej go cenił i więcej był do niego przywiązany. Ksiądz Barberis przywitał go na
stacji kolejowej w imieniu salezjanów. Przy wejściu do Oratorium zaś powitała go
kapela uroczystym marszem. Tu na niego oczekiwał również Ksiądz Bosko.
Trzy zdarzenia upamiętniły tę jego wizytę. Pierwsze już wyżej opowiedziane, to
zasięganie opinii od chłopców. Wrażenie niemałe wywarł utwór księdza Lemoyna ku
jego czci.
106

11.7 Page 107

▲back to top
Monsignor życzył sobie za wszelką cenę mieć w swej diecezji salezjanów. Otóż
poeta nasz biorąc pod uwagę życzenie biskupa oraz imiona tegoż monsignora
i Księdza Bosko, osnuł wątek na tle opowiadania ewangelicznego o cudownym
połowie ryb. Podobnie jak Piotr święty nie mógł przyholować do brzegu ze swą łodzią
z mnóstwem złowionych ryb, wezwał do pomocy rybaków z sąsiedniej łodzi Jana, tak
samo i ksiądz biskup Lacerda Piotr dla zabezpieczenia wielkiego połowu dusz
dokonanego za czasów swojej posługi biskupa, wzywa do pomocy synów Księdza
Bosko, by wysiłkiem swym dopomogli mu w połowie dusz młodzieńczych.
Wszystko pozwoliło mu żywić nadzieję, że wkrótce ujrzy salezjanów
w stolicy Brazylii względnie w innych jego częściach. Nadzieja ta, choć późno, została
przecież jeszcze za jego życia urzeczywistniona, bo w roku 1882 przez księdza
Lasagna.
Trzeci fakt jest nieco odrębnej natury. Było to upomnienie skierowane do
księdza Rua ze strony Kurii Arcybiskupiej w Turynie odnośnie do biskupa Lacarda,
który już wyjechał. W Oratorium wszyscy byli przekonani, że arcybiskup Gastaldi, do
którego się zwrócono ustnie, udzielił obszernych fakultetów dla wspomnianego
biskupa odprawiania liturgii w kościele Maryi Wspomożycielki; tym więcej, że okazał
nawet na tyle grzeczności, iż zaprosił go do Eremu Kamedułów pod Turynem, gdzie
klerycy seminarium przebywali na wakacjach, na akademię urządzoną ku jego czci.
Lecz zaraz po jego odjeździe ksiądz Rua znalazł na biurku pismo z Kurii,
w którym z polecenia arcybiskupa zwracano mu poważną uwagę, iż biskupa Lacarda
dopuszczono do odprawiania Mszy św. pontyfikalnej w kościele Maryi
Wspomożycielki, wmawiając mu, że na to otrzymano pozwolenie od miejscowego
arcybiskupa, podczas gdy zezwolenie wydano, by ten biskup jak i biskup z Buenos
Aires, którzy zgłoszeni byli na pobyt w Turynie w czerwcu i z początkiem lipca, mogli
sprawować Mszę św. tylko w święto św. Alojzego, a nie w inne dni.
Arcybiskup zalecał więc odnośnie do tego delikatnego punktu największą
dokładność i zgodność co do litery z rzeczywistym stanem rzeczy.
Biskup Lacarda wynosił z Oratorium w swym sercu przepowiednię Księdza
Bosko. Wiele przykrości musiał już znieść w wykonywaniu swego obowiązku
pasterzowania, wiedział też, że czekają go inne doświadczenia. Księdzu Bosko zaś
zwierzył się z tych wszystkich swoich kłopotów. Święty zapewnił go, że w tym życiu
nie będzie miał chwały, lecz dopiero w wieczności. I tak było. W jego pogrzebie
wzięli udział przedstawiciele wszystkich stanów oraz samego Prezydenta Republiki.
W tysiącznych odbitkach rozszedł się portret zmarłego biskupa wraz
ze wspomnieniem pośmiertnym w prasie wszelkiego pokroju.
Monsignor Sila, biskup Goas, który przybył do Oratorium w marcu 1891 r.,
potwierdził spełnienie się proroctwa Księdza Bosko, opowiedzianego mu przez
zmarłego Prałata, bo sam brał udział w jego pośmiertnym triumfie.
Z początkiem września ksiądz Cagliero znalazł się przy boku Księdza Bosko.
Przyjęty z wielkimi honorami w Oratorium i poza nim, rozweselił swego dobrego Ojca,
zdając relację o wielkich rzeczach zdziałanych przez Jego synów w Ameryce i jeszcze
107

11.8 Page 108

▲back to top
większych nadziejach pokładanych w Zgromadzeniu przez tamtejsze społeczeństwo.
Pod wpływem tych wiadomości rozesłał szereg listów obrazujących dostatecznie jasno
całą działalność misjonarską salezjanów. Pierwsze sześć z nich poszło do Ameryki,
dwa z września i cztery z października.
A oto tekst listów:
1. Do p. Heleny Jackson. Ta wybitna dobrodziejka była siostrą Jana
Jacksona, którego imię nosi założona kolonia salezjańska w Mango (Urugwaj).
Rodzina Jackson, jedna z najbogatszych i wpływowych w Montevideo, popierała
zawsze wspaniałomyślnie Dzieło salezjańskie. Pani Helena łożyła na wydawnictwo „Il
Giovane Proveduto” po hiszpańsku i na inne dzieła Księdza Bosko. Jej zawdzięcza
swoje istnienie zakład Córek Maryi Wspomożycielki, otwarty w pobliżu Kolegium
Piusa.
Benemerita Signora Jackson!
Opatrzność Boska władająca sercami swych sług, zwykła poruszać je we
właściwym czasie do spełniania dzieł, służących jej niezgłębionym i świętym
zamiarom, nie bacząc na zasługi tych, którym wyświadcza te tak wielkie
dobrodziejstwa. Tak się ma sprawa i w naszym wypadku. Moi synowie salezjanie,
z gołymi rękoma, ufając jedynie Opatrzności, przybyli do Ameryki Południowej, by
pracować nad zbawieniem dusz. Wasza Wysokość była tą duszą wybraną przez Boga,
by zapoczątkować i popierać dzieło Boże we Villa Collon.
Ksiądz dr Cagliero i ksiądz dr Lasagna niejednokrotnie pisali mi o jej wielkiej
pobożności, przywiązaniu do Ojca świętego oraz szlachetnej dobroczynności
względem Kolegium Piusa. Poparcie udzielone w początkach Kolegium
wspaniałomyślna szczodrobliwość w wydawnictwie „Il Giovane Proveduto”, które się
drukuje, przetłumaczenie La Chiave del Paradiso, dom Córek Maryi Wspomożycielki
- są to dzieła, które uwiecznią jej imię, sprawiające, że za nią wznosić się będą modły
do Boga, dopóki będzie istnieć Zgromadzenie salezjańskie. Donoszę również, że imię
jej zostało zapisane w poczet Wybitnych Dobrodziejów, za których co dzień
wychowankowie zakładów salezjańskich, a liczba ich obecnie wynosi 15 tysięcy,
wznoszą do Boga specjalne modły, by błogosławił jej i jej brata księdza Jana i udzielił
łask upragnionych w nagrodę za tak wielkie dobrodziejstwa nam wyświadczone.
Z niemniejszą dobrocią raczy się też zajmować tłumaczeniem niektórych dziełek, nie
chciałbym, by trudziła się na próżno. Dusze, które zostaną pozyskane dla Boga przez
te dziełka, przysłużą się do upiększenia jej wieńca nagrody u Boga za wszystko dobro
zdziałane, który już teraz trzymają przygotowany dla niej aniołowie w niebie. Dziełem,
które również zapewni jej wielką chwałę u Boga i wobec ludzi jest Zgromadzenie
Sióstr Córek Maryi Wspomożycielki, które tak wspaniałomyślnie popiera. Księdzu
Cagliero zlecony został wybór Sióstr i sześć przeznaczonych do wyjazdu uczy się już
języka hiszpańskiego. Wszystkie Siostry nowego zakładu już odtąd modlą się za Panią,
jako za fundatorkę pierwszego zakładu w Ameryce Południowej. Może nawet Pani nie
zdaje sobie sprawy z wagi tego dzieła, które popiera. Ufundowanie instytucji
108

11.9 Page 109

▲back to top
wychowawczej w takim kraju, znaczy przyczynienie się do dobra i postępu
społecznego wszystkich klas społeczeństwa obecnie istniejącego i przyszłych pokoleń.
Ekspedycja misjonarska do Ameryki Południowej obejmie 40 salezjanów
i Sióstr, z których około 20 wyjedzie w najbliższym czasie w towarzystwie księdza
Caccarelli. Inni stopniowo wyjadą z księdzem Cagliero, jeśli nowe potrzeby nie
zmienią ich przeznaczenia. Zapewniam o swej pamięci w każdej Mszy św. oraz proszę
również modlić się za mnie, który etc...
Turyn,13.09.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
2. Do PW Rafaele Yeregui. Jest to już znany nam sekretarz księdza biskupa
Vera i factotum fundacji kolegium we Villa Collon. Z wylaniem serca Ksiądz Bosko
odpowiada na jego list z 6 sierpnia, w którym Don Yeregui wysławia Dzieło
salezjańskie w kolegium Piusa i żali się na odjazd księdza Cagliero, o którym wyraża
się, że zdobył sobie „las simpatias de todos, grandes y pequenos.” Będąc wyrazicielem
życzeń wszystkich wyraża pragnienie, by Ksiądz Bosko odesłał go jak najszybciej
z orszakiem nowych salezjanów.
Carissimo Don Raffaele!
Z wielu listów otrzymanych z Montevideo dowiaduję się o wielkiej
dobroczynności, jaką otacza ksiądz swych mieszkańców i innych. Lecz to, co
opowiadał mi ksiądz Cagliero przewyższa wszelkie dotyczące wieści o nim. Niech
Bóg będzie błogosławiony i niech raczy obficie nagrodzić za to Waszą Przewielebność,
Jego braci i siostry, którzy tyle uczynili dla Villa Collon i dla Kolegium Piusa.
Pragnąłem w jakiś sposób okazać księdzu wdzięczność. Zamierzam uczynić to przez
nową ekspedycją misjonarzy, których wyślę w najbliższym listopadzie. Ta ekspedycja
uzupełni personel w Villa Collon, który był dotąd zbyt szczupły i w porównaniu do
wielkiej pracy, która coraz bardziej się powiększała. Niech będzie dzięki Jezusowi
i Maryi, Matce Jego, którzy natchnęli myślą przyjście z pomocą skuteczną przez
rozpisywane listy odwołujące się do ofiarności publicznej, złożone ofiary i liczne
rekomendacje.
Jeśli możliwe prosiłbym o zapewnieniu w moim imieniu JE Księdza Biskupa,
że z najbliższą pocztą mam nadzieję dopełnić wszelkich zobowiązań swych względem
Dostojnej Jego Osoby. Ksiądz Cagliero powróci z Montevideo do Republiki
Argentyńskiej; wpierw jednak będzie musiał otworzyć dom w San Domingo, gdzie
biskupowi brak seminariów, księży i kleryków. Niech Bóg Księdza błogosławi etc.
Turyn, 13.09.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
3. Do Monsignora Jacka Vera. Ksiądz Bosko odpowiada na list przywieziony mu
przez ks. Cagliero. Wikariusz Apostolski z Montevideo ponawiał swe podziękowanie
109

11.10 Page 110

▲back to top
za podarunek uczyniony w osobach salezjanów dla Urugwajczyków. Równocześnie
wyrażał życzenie, by nieobecność księdza Cagliero nie trwała długo.
Eccelenza Rev. ma!
Kilkakrotnie ksiądz dr Lasagna i inni nasi Współbracia donosili mi o trosce
Jego Ekscelencji dotyczącej zainicjowania i podtrzymania domu w Villa Collon.
Z relacji zaś ustnych ks. Cagliero wynika, że po jego skutecznemu poparciu
zawdzięczamy powstanie tego instytutu. Dlatego ze swej strony wyrażam mu za to jak
najwyższą wdzięczność i zapewniam o pamięci przed Bogiem.
Ksiądz Cagliero nie będzie mógł natychmiast powrócić, dlatego wszelkie jego
uprawnienia wykonywać będzie ksiądz Bodratto, proboszcz della Boca w Buenos
Aires. Jak pragnę, by wszyscy salezjanie po synowsku ukazywali swą uległość tak
samo swoją władzę nad nimi przekazuje Waszej Ekscelencji tak w sprawach
duchowych jak i doczesnych, na czas jak długo pozostanę w Urugwaju.
W listopadzie wyjedzie, sześć Sióstr i ośmiu salezjanów, do Montevideo, inni
pojadą do Buenos Aires i S. Nicolas.
Wasza Przewielebność wyświadczy mi wielką życzliwość, powiadamiając mnie
w razie jakiegoś nieporządku wśród moich salezjanów, a ja dołożę wszelkich starań,
by temu zapobiec.
Zaczęliśmy pracę nie mając tego, czego potrzeba, prosimy więc o opiekę nad
nami a my będziemy pracować gorliwie, stosownie do jego wskazówek, by mu
pomagać i przyczyniać się do większej chwały Bożej. Polecając się pokornie etc....
Turyn, 30.09.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
4. Do doktora Edwarda Carranza. Również doktor Carranza, prezes konferencji
św. Vincentego a Paulo w Buenos Aires, przesłał list do Księdza Bosko za
pośrednictwem księdza Cagliero. List jego rozpoczyna się następującymi słowami:
“Duos ha favorecido muestro pueblo, envianco a el a los Padres de la Congreagasion
di San Francisco de Sales”. Następnie pisze pochwały pod adresem księdza Cagliero,
którego wszyscy cenią. Nie ma zatem wątpliwości, że Ksiądz Bosko zechce odesłać go,
by kontynuował szczęśliwie zaczęte dzieło.
Carissimo Dott. Carranza!
Wśród wielu środków, powołanych przez Boga dla dobra Kościoła
i społeczeństw, jest i to pobożne stowarzyszenie, którego Pan jest Prezesem. Nie
wspominam tu o dziełach miłosierdzia prowadzonych przez to Stowarzyszenie
w Buenos Aires i gdzie indziej, ograniczę się tylko do przypomnienia tego, co ono
zdziałało na korzyść salezjanów. Ci, bowiem przybyli do tego miasta, pozbawieni
wszystkiego, a bogaci tylko w dobrą wolę. Na szczęście zastali tam Konferencję św.
Wincentego, znaleźli życzliwych braci, znaleźli doktora Carranza. Oni to podali dłoń
pielgrzymom - salezjanom, otoczyli opieką, wskazówkami, radami życzliwymi; dzięki
110

12 Pages 111-120

▲back to top

12.1 Page 111

▲back to top
nim zostali przyjęci z życzliwością i mogli osiedlić się przy kościele MB Łaskawej
przy kościele della Bocca, w schronisku dla ubogich chłopców. To wszystko,
Czcigodny Panie Doktorze Carranza, dzieło członków Konferencji św. Vincentego.
Obecnie, gdy rzeczy zostały zapoczątkowane, potrzeba będzie nie małych poświęceń,
aby nabrały rozwoju i przynosiły owoce, których wszyscy oczekują. Nie szczędzić
będziemy niczego. Tu we Włoszech przygotowujemy nową ekspedycję pracowników
ewangelicznych, poślemy odpowiednich majstrów do nauki rzemiosła i nauczycieli.
Myślę, że nadal będziecie ich otaczać swą życzliwością jak to miało miejsce przy
poprzednich. Raczy pozwolić Szanowny Pan Doktor, że mu polecę szkoły zawodowe
dla ubogiej młodzieży. Doświadczenie dało poznać, że to jest jedyny środek
podtrzymywania społeczeństwa; opieka nad ubogą młodzieżą. Przyjmując pod opiekę
chłopców opuszczonych, zapobiega się włóczęgostwu, kradzieżom, zabezpiecza się
majątek w kieszeni, odpoczywa się bezpieczniej w mieszkaniu - a ci, którzy
zaludnialiby więzienia i staliby się ustawicznym biczem dla społeczeństwa, stają się
dobrymi chrześcijanami, uczciwymi obywatelami, chlubom dla tych, z którymi
współmieszkają, ozdobą i podtrzymaniem dla własnych rodzin, które stworzą
zdobywając uczciwą pracą środki na utrzymanie.
Raczy Szanowny Pan Doktor zalecać swoim współczłonkom nieustannie dzieło
wychowania młodzieży, jako takie, które zasługuje na wielką nagrodę
w obliczu Boga i ludzi. Proszę wybaczyć, że piszę z takim zaufaniem. Tyle pięknych
rzeczy, które opowiedział wasz Arcybiskup o Stowarzyszeniu św. Vincentego, budzi
we mnie podziw. Ten czcigodny Monsignor wraz z pielgrzymami z Argentyny, raczył
przyjąć gościnę w naszym skromnym domu w Turynie; budował nas swym obejściem
i pobożnością. Raczył przyjmować z zadowoleniem naszą cześć i wdzięczność, jako
nasz dobrodziej. Mówił nam wiele o Szanownym Panu Doktorze i o Stowarzyszeniu,
powtarzając wielokrotnie, że jest to dzieło Boże, od którego pochodzi wiele dobrego
dla Kościoła i narodu. Było nam również bardzo przyjemnie gościć doktora Martel,
lecz pozostał u nas tak krótko, że brakło czasu na okazanie mu naszej czci
i przywiązania, na które zasługuje.
Dziękuję wielce za list, którym raczył mnie zaszczycić za pośrednictwem
księdza Cagliero. Zatrzyma się on we Włoszech dla wykonania niektórych zleceń
odnośnie do S. Domingo i w Indiach, po czym wróci do swych przyjaciół w Buenos
Aires, tak jak sam tego pragnie. W zastępstwie jego do misji włoskiej przyjedzie
ksiądz Costamagna, dobry muzyk i zdolny mówca, z księdzem Milanesio, którego
zadaniem będzie zajmować się młodzieżą. Inni kapłani z dwoma katechistami będą
wysłani do Bocca z pomocą dla księdza Bodratto. Wyjazd ich jest naznaczony na 14
listopada. Polecając się, etc.
Turyn, 30.09.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
PS. Hrabia Cays został salezjaninem, przywdział sutannę i za łaską Bożą za
parę miesięcy zostanie kapłanem.
111

12.2 Page 112

▲back to top
5. Do pana Henryka Fynn. Wspaniałomyślny ten nasz Pan, w porozumieniu
z Wikariuszem Apostolskim, oddawał wielką realność Księdzu Bosko tak, że pełnym
prawem mógł Ksiądz Bosko jemu właściwie przypisywać zasługę fundacji
salezjańskiej w Villa Collon i za to mu z właściwą sobie serdecznością dziękuję,
zawiadamiając przy tym o szczególniejszym błogosławieństwie Ojca św., słowami:
Niech Bóg obdarzy tych szlachetnych ofiarodawców, obdarzy ich stokrotnie w życiu
teraźniejszym i udzieli im nagrody wiecznej w niebie. Niech sprawi także, by
pobożność Ojca stała się dziedzictwem jego syna Henryka, przez co zostanie
ubogacony świętą bojaźnią Boga.
6. Do Przewodniczącego Rady i do Członków Bractwa Matki Bożej
Miłosierdzia. W liście z 12 sierpnia, podpisanym przez Przewodniczącego Konferencji
Mater Misericordias, pana Romolo Finocchio i członków Rady, donoszono Księdzu
Bosko o powszechnym żalu z powodu nagłego wyjazdu księdza Cagliero.
Jego odjazd – pisano w liście – zasmucił nas wielce, a nie tylko nas, Bractwo,
lecz także lud wierny, który go słuchał tak często przemawiającego z ambon,
z wielkim pożytkiem. Spełniał niezmordowanie swoje wzniosłe posłannictwo, głosząc
z kazalnicy, że przyszedł czynić wszystkim dobrze.
Ksiądz Bosko tak im odpisuje: List wasz, kochani członkowie Bractwa
i najdrożsi synowie sprawił mi wielką radość. Widać z niego, że macie bardzo dobre
serce. Przyjęcie, jakie zgotowaliście księdzu Cagliero i jego towarzyszom, pozostanie
niezatartym w naszych sercach i rocznikach Zgromadzenia salezjańskiego. Tak, moi
drodzy bracia, historia wspominać będzie, że z końcem roku 1875 skromna grupka
misjonarzy z gołymi rękami, jedynie z pragnieniem czynienia dobrze bliźnim, opuściła
Europę i wylądowała w Republice Argentyńskiej. Spotkali tam gorliwych chrześcijan,
Bractwo Miłosierdzia. Ci ich przyjęli naprawdę z życzliwością nieporównaną, dali im
schronienie, kościół, utrzymanie, wygodę w odprawianiu, a z czasem ułatwili otwarcie
coraz to nowych domów na korzyść klasy najuboższej, społeczeństwa i narażonych na
niebezpieczeństwa chłopców, którzy, gdyby im się nie pomogło, staliby się biczem dla
społeczeństwa i zaludnialiby więzienia. Kończy list zapewniając o przyjeździe nowych
misjonarzy.
7. Do Przewodniczącego Stowarzyszenia Rozkrzewienia Wiary. Pod datą, jak
powyższe cztery listy zwrócił się Ksiądz Bosko po raz wtóry do Zarządu Głównego
Towarzystwa Rozkrzewiania Wiary z prośbą o wsparcie dla swych misji.
Il. mo Sig. Presidente!
Powodowany pragnieniem rozwijania misji w Ameryce zwracam się
z ponowną prośbą o udzielenie zasiłków na cele naszych misji.
Przedstawiwszy rozwój i potrzeby misji kończy: Dlatego w porozumieniu
z Arcybiskupem w Buenos Aires, udaje się ponownie do WE o przyjęcie również
naszych misji pod życzliwą i skuteczną opiekę i przyjście mi z pomocą w zakresie
wyposażenia i pokrycie kosztów podróży nowych misjonarzy, z których 24 wyjedzie
14 - ego listopada, a reszta nieco później. Otrzymałem z wielu stron polecenie do
112

12.3 Page 113

▲back to top
waszej łaskawości, toteż jak tylko umiem i zdołam pokornie o wsparcie
w przezwyciężeniu możliwych trudności w naszej pracy.
Z mojej strony zapewniam, że jak dotąd zawsze czyniłem, tak i dalej nie
zaniedbam słowem i drukiem rozpowszechniać to wielce pożyteczne dzieło, któremu
WE godnie przewodniczy, etc…
Odpowiedź, która nadeszła w tonie bardzo grzecznym, była negatywna z tej
prostej racji; nie było dostatecznie jasne, że misje salezjańskie zostały kanonicznie
ustanowione przez Stolicę Świętą.
113

12.4 Page 114

▲back to top
ROZDZIAŁ VII
Nowy Dom Macierzysty Córek Maryi Wspomożycielki Wiernych
Gdy Ksiądz Bosko zwiedzał po raz pierwszy lokale, do których miał się potem
przenieść Dom Macierzysty Córek Maryi Wspomożycielki, nie zamierzał przeznaczyć
go na ten cel. Rzecz cała ma swą historię, którą tu pokrótce przedstawimy.
Niedaleko od miasta Nizzy wznosiły się budynki klasztorne z kościołem,
których początki sięgają zamierzchłych czasów. Świątynia starożytna poświęcona
Matce Bożej delle Grazie słynęła, jako czcigodny przybytek kultu Bogarodzicy.
Wiadomo, że od wieków opiekowali się nią Bracia Mniejsi Obserwanci, potem
Minoryci Reformiści, a w roku 1817 oddano ją Ojcom Kapucynom. Czcigodni ci
Ojcowie przebywali tu spokojnie, otoczeni szacunkiem przez okoliczną ludność aż do
roku 855, czyli do chwili, kiedy skutkiem kasaty zakonów przez ustawę piemoncką
z 29 maja kościół z klasztorem przeszedł w ręce świeckich czynników. Opustoszałe
budynki i zamknięty kościół nabył magistrat miasta Nizza za sumę 24 tysiące lirów,
sumę niezbyt wysoką, jeśli idzie o wartość nieruchomości. Były to jednak pieniądze
zamrożone, gdyż nie przynosiły spodziewanych korzyści. Taki stan został aż do roku
1869. Magistrat chcąc pozbyć się tego ciężaru, pertraktował ze spółką profesorów
o otworzenie tamże kolegium i konwiktu prywatnego z obowiązkiem prowadzenia
gimnazjum. Projekt ten jednak nie został doprowadzony do skutku.
Otóż wtedy burmistrz, Filip Fabiani, natknąwszy się na Księdza Bosko
w pociągu dnia 3 marca 1870 roku, rozmawiał z nim na temat tych budynków,
proponując ich nabycie i otwarcie tam kolegium. Widocznie Ksiądz Bosko robił mu
dobre nadzieje, gdyż burmistrz 29 kwietnia, nawiązując do tej rozmowy, pisał do
niego w liście:
Znając dobrze, jakim wpływem cieszy się Przewielebny Ksiądz, przekonany
również o niewątpliwej konieczności ustanowienia w naszym mieście jakiejś szkoły na
stopniu gimnazjalnym dla biednych i zapomnianych chłopców, która by ułatwiła
dostęp do kapłaństwa kandydatom, których dzisiaj jest coraz mniej, ośmielam się
prosić Waszą Przewielebność o wzięcie pod uwagę tej sprawy i możliwie o szybkim
powiadomieniu mnie o możliwości otwarcia powyższej szkoły, o której swego czasu
rozmawialiśmy.
Gmina Miejska nie była w stanie wyłożyć pieniędzy na przeprowadzenie
remontu lokali; skłonna zaś była odstąpić je Księdzu Bosko za umiarkowaną cenę, pod
warunkiem, że on zobowiąże się zorganizować kolegium gimnazjalne.
114

12.5 Page 115

▲back to top
Nie mamy odpowiedzi od Księdza Bosko, ale możemy twierdzić, że Ksiądz
Bosko nie był wówczas w stanie podjąć się takiego obowiązku. Wystarczy wspomnieć,
że w roku 1870 miał on wśród księży, kleryków i koadiutorów, zaledwie 27 profesów
wieczystych i 33 czasowych, rozdzielonych pomiędzy Oratorium Świąteczne
w Turynie i dwa domy w Mirabello i Cherasco oraz przystępował do otwarcia,
w październiku, wielkiego kolegium w Alassio. W każdym razie wolno nam sądzić,
że nie na próżno zainteresował się tym obiektem.
Wkrótce jednak profanacja świątyni dosięgła szczytu. Rada miejska nie
znajdując lepszego wyjścia, zgodziła się ustąpić ten obiekt Stowarzyszeniu Winiarzy,
mającymi swą siedzibę w Sawigliano. Stowarzyszenie to zmieniło kościół na magazyn
wina, która to zmiana miejsca od dawien dawna przeznaczonego kultowi Bożemu,
rozgoryczyła obywateli miasta; ale bardziej jeszcze to, że w miejscu ołtarzy,
w kaplicach ustawiono ogromne kadzie, nadając im nazwy według stopni i urzędów
w zakonach. Tak daleko posunął się szyderczy cynizm jednego z członków
Towarzystwa, byłego zakonnika - apostaty. Przeliczyli się jednak ci handlarze
w bezbożnej profanacji, wnet okazało się na co i musieli na pokrycie długów sprzedać
zapas wina, a nawet wszystkie sprzęty w magazynach a z końcem roku 1876 wystawili
na sprzedaż nawet budynki i ich przyległości z winnicami.
Większość obywateli w Nizzy, którzy za przykładem swych Ojców odbywali
pielgrzymkę do tej mariańskiej świątyni, z zatroskaniem patrzyli na to jak się to
wszystko skończy.
Nikt jednak nie czuł się na siłach protestować. Biorąc pod uwagę okoliczności
czasu, zdawało się niemożliwością, by ten święty przybytek, został przywrócony
dawnemu przeznaczeniu, spodziewano się przecież, że będzie oddany na jakiś cel
użyteczności publicznej. I oto pewnego dnia 1877 roku, przybywa nieoczekiwanie
z Turynu Ksiądz Bosko, by oglądnąć te mury. Hrabiostwo Balbo, mający na
terytorium Nizzy wille i gospodarstwo oraz niektórzy znaczniejsi obywatele tego
miasta skłonili Księdza Bosko do tej wizyty, by położył wreszcie kres tej haniebnej
profanacji. Ksiądz Bosko, który właśnie poszukiwał nowego domu dla Sióstr
z Mornese nie zastanawiał się wiele nad historyczną przeszłością budynków po
kapucyńskich. Stwierdził, że solidna robota murarska, która sama tylko przetrwała
zdrowo zniszczenie, nie pozostawiała nic do życzenia i choć za cenę wielkich
wydatków i nakładów konwent będzie mógł służyć na zakład wychowawczy. Prócz
tego malownicze położenie, zdrowotność klimatu, bliskość miasta, dogodna
komunikacja, wszystko doskonale odpowiadało potrzebom nowego Zgromadzenia tak
licznego i ruchliwego. Lecz stanąwszy u wejścia kościoła, zawołał: Misericordia! Miał
przed oczyma przeraźliwą pustkę i ze zgrozą odsunął się wstecz. Zniszczone ołtarze,
popękaną i zdewastowaną posadzką, okopcone, pokryte dymem ściany, luki pokryte
pleśnią z powodu wilgotnych wyziewów, brzydkość i spustoszenia prawdziwie
rozsiadły się w miejscu świętym.
115

12.6 Page 116

▲back to top
Jedna rzecz tylko przetrwała, zdrowe mury. Trzeba było, bez wątpienia,
przywrócić ten przybytek kultowi Bożemu. Dla Księdza Bosko decyzja
o przeprowadzeniu dzieła była jednoznaczna.
Dwie sprawy, bardzo ważne, musiały być wzięte pod uwagę. Pierwsza to
podpisanie kontraktu z Towarzystwem Handlu Winem; druga uzyskanie zezwolenia
Rzymu. Pierwsza nagląca, druga raczej kwestia pragmatyki hierarchicznej. Kontrakt
kupna i sprzedaży został podpisany dnia 30 kwietnia i opiewał na sumę 30 tys. lirów;
resztę formalności dopełniono w dniach następnych, dlatego Ksiądz Bosko mógł pisać
5 maja do Franciszki Pastore, Pomocnicy Salezjańskiej z Valenza:
„Akt kupna... został wczoraj ostatecznie dokonany”. Z tego obrotu sprawy sam
Ksiądz Bosko był bardzo zadowolony. Istotnie w powyższym liście, wspomniawszy
fakty o przyjęciu do Oratorium pewnego chłopca, tak ciągnął dalej: Jest to rzecz
bardzo ważna, o której chcę Panią powiadomić. Wie Pani, że dom w Mornese,
stosowny z wielu względów jest niewygodny, bo niedostępny, jeśli idzie
o komunikacje. Oto teraz zakupiony został inny w Nizza Monferrato, gdzie Szanowna
Pani może dostać się bardzo wygodnie.
Starodawny klasztor i kościół NM Panny zostały zamienione na wielki
magazyn win i tam, gdzie głoszona była chwała Maryi, spełniano libacje ku czci
Bachusa, wśród najrozmaitszych bluźnierstw. Po wielu uciążliwych zabiegach obecnie
został zakupiony”.
Ksiądz Bosko nie spieszył się z ostatecznym podpisaniem aktu notarialnego, bo
nie chciał mieć noża na karku ze strony wierzycieli. Pisał odnośnie do tego tematu
2 maja do hrabiny Corsi:
„Umowa o kupno konwentu Maryi została zawarta. Po wielu targach doszło do
ugody na 30 tys. lirów, które jak zapewnili, gotowi byli zapłacić dobrodzieje.
Zastrzegałem sobie czas 3 miesięcy do ostatecznego podpisania aktu notarialnego
a w tym czasie będzie trzeba pomyśleć o zebranie potrzebnej sumy. O ile możliwe
najlepiej byłoby zapłacić od razu. Proszę uczynić, co możliwe, pomówić z tymi
osobami, które uważa się za odpowiednie. Jest to chluba dla Nizzy i religii, że kościół
zamieniony na magazyn winny, zostaje przywrócony do kultu Bożego. Mam nadzieję
odwiedzić Szanowną Panią przy sposobności. Wówczas pomówimy szczegółowo o tej
sprawie”.
Co zaś rozumiał przez wyrażenie „szczegółowo” w tego rodzaju sprawach
posłużą za przykład 3 listy, pisane do kanonika Edwarda Martini z Alassio. Ten jako
młody ksiądz wyjechał do Ameryki i przez 15 lat proboszczował tamże w Azul,
niedaleko Buenos Aires. Powrócił do ojczyzny, dysponując niemałym kapitalikiem,
mógł sobie pozwolić na pewien dostatek i oczekiwać spokojnej starości. Przy
pierwszym zetknięciu się z nim, Ksiądz Bosko, zapytał:
Co ksiądz Kanonik porabia?
Odpoczywam - była jego odpowiedź.
Co ?- odrzekł Święty. Kapłani odpoczywają w niebie.
116

12.7 Page 117

▲back to top
Te tak proste słowa zapadły mu głęboko w duszy i wzbudziły szczerą cześć dla
Księdza Bosko, który ze swej strony, starał się naprowadzić go by święcie zakończył
swe życie. Zaufanie, z jakim Ksiądz Bosko zwraca się do niego w listach, by pomógł
w nabyciu domu w Nizzy, dowodzi, że kanonik nie czekał na koniec życia i zaczął na
serio myśleć, by uczynić coś dobrego.
„Chata wiejska”, o której mu Ksiądz Bosko wspomina w liście, była to mała
willa, która przeszła potem na własność kolegium w Alassio i z której przeniósł się
potem do wieczności książę August Czartoryski.
Z drugiego listu dowiadujemy się, że w skład sławetnego Towarzystwa
Ekologicznego wchodzili także protestanci; wyrażeniem „e peggio” czyni aluzję chyba
do nieszczęśliwego brata apostaty.
Car. mo Sig. Canonico!
Karoca została zrobiona, obecnie trzeba by pomyśleć o kołach dla niej. Dom dla
naszych Sióstr położony w uroczym miasteczku Nizza Monferrato, na górzystym
miejscu, został zakupiony za sumę 30 tys. franków. Mamy trzy miesiące czasu do
podpisania aktu notarialnego, jeśli nie zdołamy tego uczynić w krótszym terminie.
Teraz do księdza należy inicjatywa. Jest to klasztor z kościołem, wartym nie mniej niż
150 tys. franków, zamieniony na magazyn z winem, który ksiądz może przywrócić
kultowi Bożemu, ku triumfowi naszej świętej religii! Proszę więc łaskawie
powiadomić, czy jego chęć i sytuacja finansowa pozwoli na współdziałanie z nami,
według tego, co omawialiśmy podczas karnawału w jego wiejskiej chatce. Niech Bóg
go błogosławi, etc...
Ksiądz Jan Bosko
A oto drugi list:
Car. mo Sig. Canonico!
Ksiądz dyrektor Cerruti poinformował mnie o zamiarze księdza Kanonika
i ja cenię bardzo jego wskazówki. Biorąc pod uwagę właścicieli nieruchomości
w Nizza, nie można na nich liczyć, gdyż niektórzy z nich są protestantami, a inni coś
jeszcze gorszego, trzeba więc byśmy wzięli wszystko w swe ręce. Przewielebny
Ksiądz zaś będzie miał zasługę, położenia kresu tej haniebnej profanacji, przywracając
kościół kultowi Bożemu i zakładając tu instytucję wraz z internatem wychowawczym,
gdzie po wieczne czasy będą modlić się za Niego do Boga. Proszę nie zapomnieć
o drugiej części mego poprzedniego listu. Ksiądz Cerruti otrzymał ode mnie wszelkie
upoważnienie. Niech Bóg go błogosławi, etc...
PS. Z dniem 15 bm. rozpoczyna się nowenna do MB Wspomożycielki
Wiernych. Czy nie raczyłby Wielebny Ksiądz przybyć, by z nami spędzić jakiś dzień,
lub samą uroczystość – 24 maja?
117

12.8 Page 118

▲back to top
Kanonik przesłał księdzu Cerrutiemu 25 tys. lir w obligacjach jednego banku w
Genui, a ksiądz Cerruti pospieszył wręczyć je Księdzu Bosko.
Ten czyn wspaniałomyślny doszedł do skutku także ze względu na Córki Maryi
Wspomożycielki, o których kanonik dowiedział się, że pracują na misjach w Ameryce.
Przed śmiercią w roku 1884, Kanonik pragnąc, by jego majątek przeszedł na
korzyść Zgromadzenia, które ma tam swych misjonarzy, gdzie on sam uczciwie go
zdobył, wyznaczył Księdza Bosko na swego totalnego spadkobiercę.
Równocześnie Ksiądz Bosko skierował prośbę do Ojca świętego wraz
z załączonym opisem powstałych zmian odnośnie do konwentu kapucynów. W dniu
14 września Kongregacja na podstawie relacji przychylnej ordynariusza diecezji
i również przychylnego wniosku Prokuratorii Generalnej Kapucynów, wydała reskrypt,
upoważniający biskupa diecezjalnego do udzielenia Księdzu Bosko żądanego
zezwolenia z tym, że na wypadek powrotu dawnych właścicieli, zwróci on zakonowi
Kapucynów klasztor z kościołem, oczywiście ze zwrotem ewentualnych kosztów
poniesionych przy remoncie, która to deklaracja miała pozostać w archiwum Kurii
Biskupiej w Acqui. Ksiądz Bosko posłusznie przyjął ten warunek. Również w tym
wypadku Ksiądz Bosko dał dowód powściągliwej aż do ostatnich granic delikatności.
Aczkolwiek nie brakło racji przemawiających za udzieleniem pozwolenia w Rzymie,
nie zważał na nalegania postronnych zainteresowanych sprzedażą, lecz oświadczył, że
nie podpisze aktu notarialnego przed uzyskaniem reskryptu od świętej Kongregacji
w Rzymie. Odnośnie do tego punktu odpisuje on pani Lansetti, pertraktującej z nim
w imieniu swego wspólnika pana Stefana Lansetti, głównego akcjonariusza
i przedstawiciela spółki handlowej.
Preg. ma Signora!
Szanowna Pani ma rację, by nalegać na uporządkowanie kontraktu sprzedaży
domu w Nizza, nie wiem doprawdy, co na to odpowiedzieć. Oczekuję z dnia na dzień
potrzebnego mi upoważnienia. Zwrócono się już o opinię do biskupa w Acqui, który
wydał ją przychylną. Gdyby Szanowna Pani miała, jakąś osobę, która by umiała
znaleźć sposób przyspieszenia tej sprawy, byłbym bardzo wdzięczny. W każdym razie
po upływie tego miesiąca naradzimy się, co dalej robić, by uniknąć dalszych strat
i postępować zgodnie z sumieniem. Łączę wyrazy etc...
Turyn, 25.08.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
Coś więcej Ksiądz Bosko wiedział z całą pewnością, że reskrypt był gotowy
w Rzymie i że jego wysłanie opóźniło się z przyczyn zewnętrznych. Pomimo to
odpowiedział drugiej stronie, że nie ruszy się z miejsca, nim go otrzyma. Oto
odpowiedź na nalegania tejże Pani:
118

12.9 Page 119

▲back to top
Stimabilissima Signora!
List jej przypomina mi o obowiązku, który winienem spełnić odnośnie do
sprawy kościoła NMP w Nizza. Nie mam innej trudności jak tylko ta, że nie posiadam
dotąd w ręku władzy sporządzenia aktu notarialnego. Napisałem do Rzymu do
Kongregacji Zakonników i Biskupów, odpowiadano mi kilkakrotnie, że otrzymam
wnet reskrypt żądany, a tymczasem nie nadchodzi. Ponowiłem prośbę. Zróbmy więc,
co można: Niech Spółka Winna zbierze winogrona i inne dochody bieżące. Skoro
tylko otrzymam konieczny reskrypt wnet zawiadomię o tym i wówczas uzgodnimy
rzecz całą. Jestem zdania, żeby owa Spółka nie poniosła szkody, tak samo jak jestem
przekonany, że Szanowna Pani i reszta wspólników nie chcą, abym ja poniósł szkodę.
Jeśli Szanowna Pani miałaby coś ponadto do zauważenia, proszę o zawiadomienie
mnie, a zapewniam, że przyjmę z wdzięcznością i będziemy zawsze zgodni we
wszystkim. Łączę wyrazy, etc...
Lanzo, Coleggio, 08.09.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
Wreszcie upragniony dokument nadszedł. O sprawie zawiadomił hrabinę Corsi
listem, w którym poleca również pod opiekę salezjanina, potrzebującego wytchnienia,
na miejsce innego, który już przez pewien czas wypoczywa…
Mia buona Mamma!
Posyłam jej księdza Bussi, prefekta z Sampierdarena, na miejsce księdza
Bartello, który jako zdrów może przybyć do Lanzo. Ksiądz Bussi jest wyczerpany
pracą i potrzebowałby kilku dni wypoczynku i dlatego oddaję go pod macierzyńską
opiekę Pani oraz polecam go szczególnym względom hrabiego Cezara, by swoją
uprzejmością ośmielił tegoż księdza, jakąś miłą przechadzką, czy opowiadaniem
anegdotek. Otrzymałem dziś pocztą pozwolenie nabycia kościoła i konwentu
Kapucynów. Zgadzam się na warunek wstępny, że jeśli OO Kapucyni zechcieliby
powrócić, odstąpię bardzo chętnie im ten obiekt. Obecnie musimy znaleźć potrzebne
pieniądze. Proszę mi powiedzieć, do kogo można by się zwrócić o pomoc,
a tymczasem niech Pani zainteresuje tym duchowieństwo i wiernych w Nizza. Jest to
na ich chlubę, że przywraca się kultowi Bożemu tak haniebnie sprofanowany
przybytek. Ksiądz Risio niech na razie zawiesi inne sprawy i odda się szukaniu
pieniędzy. Mam już 6 tysięcy franków, a potrzeba trzydzieści. Zatem te 23 tysiące
pozostałe trzeba na wszelki sposób znaleźć, inaczej byśmy zrobili plajtę. Hrabina
Babka też musi przyczynić się jakąś ofiarą do chwały Najświętszej Panny.
Ksiądz Francesia, ksiądz Rua wraz z blisko dwustu synami zasyłają ukłony,
zapewniają o pamięci w modlitwach oraz wzajemnie się o pamięć polecają. Niech Bóg
Panią błogosławi.
Lanzo, 26.09.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
119

12.10 Page 120

▲back to top
PS. Hrabia Cays przywdział kilka dni temu sutannę. Wygląda na prawdziwego
Serafina miłości Bożej. Jeśli Bóg nam go zachowa, będzie z niego dobry salezjanin.
Powiada, że nigdy nie czuł się tak dobrze na zdrowiu i nie miał tak dobrego
samopoczucia, jak teraz, kiedy rozpoczął życie salezjańskie.
Akt kupna podpisany został 12 października 1877 w Avigliano u notariusza
Ksawerego Negro. Księdza Bosko prawnie reprezentował ksiądz Rua. W tymże dniu
wpłacono sumę 15 tysięcy lir, a resztę zobowiązał się Ksiądz Bosko wpłacić do końca
kwietnia 1879 roku, płacąc odsetki 65. Kontraktem tym wszedł Ksiądz Bosko
w posiadanie samych gołych murów, jakby domu oddanego właścicielowi,
a doprowadzonego w budowie tylko pod dach, podczas gdy czekała jeszcze robota
stolarska, ślusarska i inne dodatki budowlane, by dom mógł zostać całkowicie oddany
do użytku. Po zapłaceniu ceny nabycia, ileż kosztów trzeba tu jeszcze było włożyć, by
zarówno kościół miał godny wygląd domu Bożego, a także budynki klasztorne mogły
zamienić się na zakład wychowawczy dla sióstr oraz ich nowicjat. Dlatego gdy tylko
nastał sezon budowlany, Ksiądz Bosko rozesłał list apelując o pomoc społeczeństwa
na ten cel.
Benemerito Signore!
W pobliżu miasta Nizza Monferrato od kilkunastu wieków znajduje się klasztor
z przyległym kościołem, jako świątynią MB della Grazia. Wielu obywateli pamięta
jeszcze, jak to święte miejsce zamieszkiwali pobożni zakonnicy, którzy świętością
życia i gorliwymi modłami wypraszali od Boga łaski na lud chrześcijański. Kościół,
regularnie obsługiwany przez zakonników, był spokojnym azylem pobożności, gdzie
wielu szukało pociechy wśród udręczeń życia i tak wielu odnalazło zagubioną drogę
zbawienia. Lecz po rozproszeniu się zakonników z powodu politycznych niepokojów,
kościół i klasztor został sprzedany i zamieniony na świecki użytek, jako magazyn
winny. Profanacja tego świętego przybytku rozgoryczyła serca wiernych, którzy
głośno domagali się przywrócenia go do czci. Otóż doszło do tego, że zachęcony przez
wielu czcigodnych kapłanów i świeckich osób, za zgodą biskupa diecezji
i zakonników, uzyskawszy zezwolenie Stolicy Świętej, nabyłem konwent
z kościołem, który obecnie się remontuje, by jak najprędzej przywrócić go kultowi
Bożemu. Kościół otrzyma na powrót kapłanów do obsługi wiernych, a w konwencie
umieści się zakład wychowawczy, który będąc ozdobą miasta Nizzy, zapewni zarazem
rodzinom skuteczny środek wychowania dzieci w nauce i pobożności.
Lecz celem przeprowadzenia tych planów potrzebne są wielkie sumy pieniędzy,
a samo nabycie ruin kosztowało 32 tysiące lir, która to suma w połowie została
zapłacona.
Na prowadzenie dalszego remontu oraz zaopatrywanie w sprzęty i utensylia
kościelne brak absolutnie koniecznych środków. Każdy wie, że biedny suplikant
podejmując się dzieła, ufał tylko Opatrzności Boskiej oraz życzliwości tych, którym
leżą na sercu dzieła dobroczynne na korzyść religii i społeczeństwa.
120

13 Pages 121-130

▲back to top

13.1 Page 121

▲back to top
Oprócz ofiar pieniężnych przyjmuje się również materiał budowlany, meble,
bieliznę, drzewo budulcowe i opałowe i każdą rzecz, która może posłużyć na
wspomniany cel. Wyrażając już naprzód wdzięczność szlachetnym ofiarodawcom za
poważnej wartości ofiary, tym nie mniej serdeczne Bóg zapłać i za drobne datki, gdyż
Bóg liczy na równi grosz wdowi z bogatą jałmużną zamożnego.
Celem zbierania ofiar od społeczeństwa wybrany został komitet charytatywny
w osobach: księża Risio, wikariusza od świętego Jana, p. geometry Terzani Alojzego
i p. Ferta. W Turynie zaś niżej podpisanego.
W miejscowościach zaś diecezji Acqui poleca się gorliwości i miłości
Czcigodnych Księży Proboszczów, upraszając ich, by raczyli podać je do wiadomości
wiernym, przyjmować datki i przesłać albo piszącemu, albo wymienionemu księdzu
Risio lub w inny sposób, jaki uznają za stosowny.
Z radością mogę zakomunikować wszystkim Ofiarodawcom o Apostolskim
błogosławieństwie, którego im udziela od niedawna panujący Papież Leon XIII, pod
datą 23 lutego.
Z mojej strony oprócz szczerej i niezmiernej wdzięczności, zapewniam,
iż modlitwy, Msze święte i inne posługi duchowne codziennie odprawiane w tym
kościele, ofiarowane będą w intencji Dobrodziejów. Mam zaszczyt, etc...
Turyn- marzec 1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
Choć prace były w toku, to jednak adoptowanie tego rodzaju budynków do
nowych przeznaczeń było sprawą wymagającą nie tylko wydatków, ale i dłuższego
czasu. Już sierpień upływał, a prace jeszcze się nie kończyły.
Następny list do hr. Falbo Cezara miał za cel uspokoić niecierpliwość hrabiego
Corsi, jej teściowej.
Car. mo Sig. Conte!
Gdyby Pan hrabia potrafił podróżować tak szybko jak ten list, okrążyłby
w krótkim czasie cały świat. Przyszedł on najpierw do Turynu, potem do Mornese,
gdy ja już wyjechałem stamtąd, dlatego musiał znowu powrócić do Turynu. Wreszcie
dotarł na mój stolik, pokryty pieczęciami i adresami. Otóż odpowiadając nań: chętnie
pomówię z młodzieńcem Simma, który jeśli możliwe niech stawi się w niedzielę
w godzinach od 3 - ej do 8 – ej wieczorem.
W najbliższym tygodniu muszę wyjechać na kilka dni, lecz wnet powrócę. Nie
możemy jeszcze ustalić terminu otwarcia domu w Nizza, ponieważ prace przy
pomieszczeniach dla sióstr i dla kapelana lub ich dyrektora, potrwają jeszcze przez
pewien czas. Już się przygotowało prospekt warunków przyjęcia do zakładu i wkrótce
otrzymam go z druku. Skoro tylko będzie można ustalić dzień poświęcenia, pierwszy
będzie zawiadomiony Szanowny Pan hrabia. Mam nadzieję odwiedzić go w kasynie,
lecz czas, który przeszkadza wszystkim dżentelmenom, to coś dziwnego,
121

13.2 Page 122

▲back to top
że przeszkadza również biednemu naczelnikowi łobuzów. Łaska Pana Naszego Jezusa
Chrystusa, etc...
Turyn, 23.08.1878 r.
PS. Polecam Panu księdza Bertello, bo obawiam się, by ten wyrwawszy się
z klatki, nie zrobił jakiegoś swoistego „wybryku”. Proszę mieć nad nim baczenie
i pozdrowić go ode mnie.
Trzeba przyznać, że zabiegi, które Ksiądz Bosko podejmował w celu
urządzania nowej siedziby dla Domu Macierzystego Sióstr z Mornese były konieczne,
a przeniesienie było palącą potrzebą.
Na konferencjach dyrektorów podnoszono wtedy po raz pierwszy trudności
komunikacyjne Mornese, z powodu zbytniej odległości od kolei i braku omnibusów na
przejazd z dalszych okolic, zwłaszcza w zimie. Powrócono do tej sprawy, gdy Ksiądz
Bosko oświadczył, że hrabina Corsi wszczęła kroki w celu zakupienia domu w Nizza
na wspomniany cel. Wyraził się w ten sposób, nie chcąc jeszcze przedwcześnie
wyjawiać tego, co już przy pomocy hrabiny zostało zrobione i nadal w milczeniu
prowadził swe dzieło.
Do wspomnianych motywów przeniesienia się z Mornese dołączyły się dwa
inne. W Mornese Siostry cierpiały na zdrowiu. Być może szkodził im zbyt ostry dla
nich klimat, przy skromnym odżywianiu i wytężonej pracy. Prócz tego
w perspektywie wzrastającego rozwoju Instytutu i coraz liczniejszej liczby postulantek,
dom był zbyt ciasny i niewygodny. Czy obywatelom Mornese odejście Sióstr
sprawiało przykrość, nie można by twierdzić tego z pewnością. W rzeczy samej dawne
urazy do Księdza Bosko, że zamiast dla chłopców, otworzył kolegium dla dziewcząt
ustępowały powoli, lecz nie wygasły zupełnie, a czasem gwałtownie wybuchały, jak to
było na przykład podczas karnawału 1877 r., kiedy pod oknami budynku Sióstr przez
całą noc rozlegały się lżące okrzyki przeciwko biednym mieszkańcom.
W pierwszych dniach lutego, Ksiądz Bosko wyraził życzenie, by matka
Mazzarello w towarzystwie jakiejś Siostry pojechała obejrzeć nową siedzibę i podała
swe uwagi. Matka wzięła za towarzyszkę Siostrę Henrykę Sorbone, asystentkę
wychowanek, jak gdyby widziała jej pierwszorzędną rolę w przyszłości
w Zgromadzeniu. Henryka mianowana przez Księdza Bosko Wikarią w Zgromadzeniu,
wykonywać będzie ten urząd przez blisko pół wieku nieprzerwanie, aż wreszcie, jako
żywy świadek tradycji, przeniesie siedzibę Generalną Kapituły Wyższej Sióstr na
Valdocco.
Powołanie Matki Henryki jest ciekawym epizodem w historii naszego Ojca.
Otóż ona po stracie matki zastępowała ją dla swego młodszego rodzeństwa, gdy
zdarzyło się, że w maju 1873 r., przybył do wioski ów, znany nam już odźwierny
salezjański, jej współrodak Marcelli Rossi. Zaczął on opowiadać jej przedziwne rzeczy
o Księdzu Bosko, o jego świętości, czemu pobożna dziewczyna przysłuchiwała się
uważnie i zazdrości do szczęścia swojego ziomka, myślała sobie: Och, jak to piękna
rzecz widzieć świętego! W końcu Rossi powiedział: Ksiądz Bosko wkrótce będzie
122

13.3 Page 123

▲back to top
w Borgo S. Martino, przyjedź tam a ja ci ułatwię widzenie z nim. Ta propozycja
zaostrzyła w niej pragnienie przekonania się na własne oczy, jak wygląda święty.
Dostawszy więc od ojca pozwolenie, w towarzystwie dwóch sióstr owego
koadiutora, udała się w drogę. Pogrążona w myślach, że idzie na spotkanie świętego,
przebiegła pieszo odcinek drogi od Rossignano do Borgo. Przybywszy około godziny
7 - ej do celu, zacne dziewczęta skierowały się do kościoła parafialnego, gdzie
przyjęły Komunię św., po czym poszły do kolegium. Rossi zaprowadził je do szwalni,
by tam czekały z kilkoma niewiastami zajętymi naprawianiem bielizny, dopóki
dźwięki orkiestry i wiwaty publiczności nie oznajmią, że przybywa Ksiądz Bosko.
Dziewczynki usłyszawszy powitalne okrzyki, wyszły na korytarz, którędy miał
przechodzić Ksiądz Bosko, skąd widziały tłum zapełniający zgiełkliwie podwórze,
entuzjastycznie witający Księdza Bosko. Po długim oczekiwaniu otwierają się drzwi
i oto wchodzi przez próg Ksiądz Bosko w otoczeniu przyjaciół i swych synów.
Henryka obrzuciła go wnikliwym spojrzeniem przekonana, że zobaczy nie byle, kogo
a tymczasem spostrzegła, że ma przed sobą księdza takiego, jak inni. Była jakby
rozczarowana tym, gdy tymczasem Ksiądz Bosko, podając jej rękę do ucałowania,
zatrzymał się i spoglądając na nią przez chwilę, mówi:
Czy zamierzasz iść do Mornese?
Mornese? A co to jest Mornese?
To jest piękna miejscowość, przekonasz się... No, chodźmy teraz na obiad,
potem pomówimy.
Dziewczynka pozostała na miejscu jak przykuta, rozmyślając, co jej Ksiądz
Bosko powiedział.
Och, bravo! Jak się nazywasz?
Henryka Sorbone z Rossignano Monferrato.
A jak się masz?
Jestem zdrowa i czuję się dobrze.
Ile masz lat?
Osiemnaście skończone.
Czy chciałabyś się uczyć?
O tak! Moja mamusia pragnęła, bym została nauczycielką, lecz ona zmarła
i ja obecnie muszę ją zastępować dla mego rodzeństwa.
A ile was jest w domu?
Cztery dziewczynki i dwóch chłopców.
Nie myślałaś nigdy o tym, by zostać zakonnicą?
Tak, moja mamusia chętnie widziałaby, gdyby któraś z jej córek poświęciła się
Bogu.
Doskonale, zobaczymy...
Lecz mój proboszcz powiedział mi, że jeśli będę dobra i dobrze będę pilnowała
moich siostrzyczek, on o mnie pomyśli. Nie chciałabym więc grać na dwoje.
Bądź spokojna. Pomówię sam z księdzem proboszczem.
Ale moje siostry, mój ojciec...
123

13.4 Page 124

▲back to top
Och! Opatrzność Boża pomyśli i o nich. No, więc tak: W Mornese mamy
zakład Córek Maryi Wspomożycielki. Tam możesz wstąpić do szkoły.
Któż to są Córki Maryi Wspomożycielki? Czy są to zakonnice?
Tak, to są siostry.
Ale mnie się podobają Siostry ubrane tak jak na obrazkach, mówiła tak dlatego,
że wiedząc iż w Borgo są Siostry, myślała, że to te co naprawiały bieliznę.
Tak, tak. Zapewniał Ksiądz Bosko. Siostry w Mornese są ubrane tak jak te na
obrazkach. Zobaczysz sama. Tam skończysz szkołę, pójdziesz do Sióstr i zrobisz wiele
dobrego... Dodał jeszcze inne szczegóły, których ona w tej chwili dobrze nie
rozumiała, lecz które w przyszłości miały się dokładnie spełnić. Potem wyciągnąwszy
z kieszeni bilecik, napisał parę słów i podał jej mówiąc:
Otóż teraz wróciwszy do Rosignano wręczysz ten bilecik księdzu proboszczowi.
A do Mornese udaj się jak najprędzej. Nim jednak wyjedziesz poza próg tego świętego
domu pozostaw za sobą swoją własną wolę.
Dziewczyna schowawszy bilet wyszła zamyślona. Jeszcze od drzwi zwróciła się
z ukłonem do Ksiedza Bosko, który z ojcowskim wejrzeniem, głosem szczególnie
dziwnie brzmiącym, powiedział: Pozostawmy ten świat fałszywy!
Te ostatnie słowa wyryły jej się głęboko w pamięci. Ponoć Ksiądz Bosko
widział obok niej bestię - szatana, rzucającego się, by ją pożreć.
Tak, świat musi być czymś wstrętnym!- myślała sobie w czasie powrotnej drogi.
Niełatwo było przekonać ks. Proboszcza i ojca. Lecz walka trwała krótko, bo
już 6 czerwca wstąpiła do Mornese. Ukończyła studia, jak jej powiedział Ksiądz
Bosko, wstąpiła do Sióstr, złożyła egzamin habilitacyjny nauczycielki, została Wikarią
generalną. Obchodząc niedawno temu złoty jubileusz swego urzędowania, (gdy to
piszę - ks. Ceria), matka Henryka opowiadała dzieje swojego życia z innymi jeszcze
szczegółami, które tu opuszczamy. Nie pominiemy tylko tego, że ojciec jej, jako dobry
chrześcijanin, złożywszy ofiarę Bogu przez to, że zgodził się, by poszła za głosem
powołania, obfitą otrzymał już w tym życiu nagrodę, bo Bóg mu błogosławił
w obfitszej mierze niżby się mógł tego spodziewać, nawet gdyby pierworodna córka
pozostała przy rodzinie. Stąd wyniki, że Bóg właśnie natchnął swego sługę, Księdza
Bosko, co do jej powołania a zarazem błogosławił tym, którzy współpracowali z jego
zamiarami.
Matka Założycielka, Dominika, miała za zadanie nie tylko otwierać domy, ale
także wizytować już otwarte. Tłumaczyła się ona i wymawiała od tego swoją
niezdolnością, zwłaszcza, że Siostry miały zapewnione kierownictwo ze strony
salezjanów; lecz Ksiądz Bosko nie był tego zdania. Nakazał jej wyraźnie wizytować
domy. Ona bowiem jako Przełożona Generalna, powinna była widzieć na własne oczy,
w jaki sposób są traktowane jej córki; czy nie mają jakichś potrzeb, czy są zadowolone,
czy pracują tak jak chce Pan Bóg, czy nie tracą czasu, czy nie zaniedbują praktyk
pobożnych oraz pieczy nad swym zdrowiem, czy porządek dzienny jest odpowiedni
dla nich, no i tym podobne rzeczy. Siostry też z większym zaufaniem będę
przedstawiały jej swoje kłopoty zewnętrzne czy wewnętrzne. Również księża
124

13.5 Page 125

▲back to top
dyrektorzy będą wtedy mogli w razie, jakiej trudności porozumieć się z nią i wyrazić
swe życzenia. Słowem, celem wizytacji miało być w ogóle dobro dusz i ciał.
Matka Mazzarello skrupulatnie dostosowała się do tych zaleceń. A gdy
przybyła na drugą serię rekolekcji jesiennych do Turynu, ustnie zdała sprawę
Drogiemu Ojcu, co godniejszego uwagi stwierdziła na wizytacjach.
Ta wierna obserwancja oraz głęboka cześć z jej strony względem Księdza
Bosko, przejawiała się w tysięcznych formach w jej postępowaniu. Otóż np. nawet
osoby skądinąd poważne były zdania, że strój Córek Maryi Wspomożycielki był zbyt
ponury i że trzeba by dodać coś niecoś trochę bieli przy całym ciemnym habicie.
Myślano nad tym w Mornese i opracowywano nowy model. Ale Matka chciała przede
wszystkim usłyszeć, co sądzi o tym Ksiądz Bosko. Dlatego na jej polecenie siostra
Katarzyna Baghero zrobiła ze siebie manekina i zjawiła się przed Księdzem Bosko
w tym stroju. Ksiądz Bosko wobec tej nowości, uśmiechnął się, popatrzył, a po chwili
odezwał się: Ech, la - non va mica male...! Możecie spróbować, wszak to wy go nosić
będziecie, próbujcie!
Wielkim dniem dla Sióstr w Mornese był dzień, w którym zaczęto zastanawiać
się nad wysłaniem Sióstr poza granicę Włoch - do Francji czy Ameryki. Roztropność
jednak doradzała zaczekać jeszcze jakiś czas, ponieważ Siostry były zbyt młode, nie
posiadały jeszcze potrzebnej wiedzy i doświadczenia. Lecz matka powiedziała: Jeśli
Ksiądz Bosko tak mówi, to sama Najświętsza Panna mu to podsunęła a Matka
Najświętsza wie, jakimi córkami rozporządza.
Niektóre Siostry, które składały egzaminy nauczycielskie w Cuneo, wynosiły
pod niebiosa szczególną grzeczność i troskliwą opiekę nad nimi ze strony Sióstr
Dominikanek, u których mieszkały.
A matka na to: Uczmy się i my również tak innych traktować i dodała, nie
zapominajmy jednak nigdy, że jeśli nas tak dobrze traktują, to tylko dlatego,
że jesteśmy Siostrami i Córkami Księdza Bosko.
Referując Księdzu Bosko o domu w Biella, wyraziła wątpliwość, czy zdołają
tam nadal pracować, ponieważ Siostry bardzo niechętnie tam pracowały. Na to
usłyszała odpowiedź: W zakładach Księdza Bosko nikogo nie trzyma się gwałtem.
Jeśli Siostry nie czują się tam, niech się zmienią, lecz domu nie będziemy zamykać.
Matka już nie rzekła ani słówka.
W roku 1878, wizytując Siostry w Alassio, zauważyła, że rozkład dnia był dla
nich uciążliwy, gdyż musiały wstawać rano zbyt wcześnie a na spoczynek chodzić
zbyt późno. Gdy zwrócono jej na to uwagę, odezwała się takimi słowami: Czy Ksiądz
Bosko wie o tym rozkładzie dziennym? Jeśli wie, dobrze, jeśli nie to należy go
zmienić!
Ten wysoki szacunek dla Księdza Bosko sprawił, że nie mniej poważała ona
i jego synów, salezjanów. Oto, gdy dowiedziała się, że w Bollettino Salesiano ukazały
się perspektywy nowych zakładów wychowawczych dla dziewcząt w Nizza
Monteferrato i w Chieri, zawołała: Oto widzicie jak Ksiądz Bosko i salezjanie
zaliczają nas do swojej rodziny. Nasze domy nie mogłyby istnieć i prosperować,
125

13.6 Page 126

▲back to top
gdyby nie Ksiądz Bosko i jego synowie. Nie wyszłoby nam na dobre, gdybyśmy
sądziły, że możemy coś także bez nich! Byłybyśmy gałązką oderwaną od pnia
winnego i niczym więcej. Tę myśl powtórzyła siostrze Elizie Roncallo, która unosiła
się radością, opowiadając tyle pięknych rzeczy o swym Oratorium świątecznym na
Valdacco. Tak, tak - powiedziała jej - wszystko to naprawdę piękne, lecz pamiętajmy
dobrze, że po Bogu wszystko zawdzięczamy Księdzu Bosko i jego dzielnym synom,
których on posyła dla naszego poparcia i kierownictwa. Ach, na miłość Boską! Nie
przestawajmy dziękować Matce Najświętszej za to, że nas wybrała na swe córki
i powierzyła takiemu wielkiemu Świętemu, jakim jest Ksiądz Bosko.
Pewnego razu dyrektorka z Turynu, opowiedziała jej rozmowę, jaką miała
z księdzem Rua, dyrektorem Oratorium.
Księże Dyrektorze - pytała go - czy możemy spożywać również na
podwieczorek owoce? Ofiarują nam ich tyle, że mamy za dużo.
A, co mówi ks. Rua?
Że można spożywać kawę z mlekiem lub owoce.
Acha, mówi: „lub” a nie „i”.
- Ale tyle tego się niszczy.
Lepiej, że zniszczy się owoc, niż obserwancja Reguł. A zresztą, czy za cenę
tych owoców, nie dałoby się wesprzeć w nędzy lub podtrzymać na dobrej drodze
niejednej dziewczynki?
Usłyszawszy to matka zakonkludowała: Otóż widzicie Świętych? Źle dla was,
jeśli nie będziecie umiały się podzielić z nami tym, co tam widzicie dla wspólnego
naszego zbudowania!
Uczucia Matki objawiające się w tylu okolicznościach poddawały podobną
myśl i córkom, których religijnej czci dla Księdza Bosko zawdzięczamy troskliwość
w przechowywaniu nam jego słów wypowiedzianych z okazji jego dość rzadkich
u nich wizyt. Tak też było po powrocie jego z Rzymu i z podróży do Francji w roku
1878. Dotychczas nigdy jeszcze tak długo nie przebywał poza Oratorium. Także
i Siostry uczyniły starania, by jak najlepiej okazać mu radość z powodu jego powrotu.
W nadziei, że go szybko zobaczą, przybrały jak najładniej skromną swą rozmównicę.
Ksiądz Bosko dowiedziawszy się o tym polecił im powiedzieć: Och, nie, ja nie
przyjadę tam, gdzie porozwieszane są dywany, dywaniki i stoi sofa!... Wówczas
Siostry zostawiły, jak było przedtem. Gdy zaś dobry Ojciec przybył, nie dając poznać
po sobie, iż wiedział o wszystkim, spytał zaraz czy mają wiele dziewczynek.
Usłyszawszy odpowiedź twierdzącą dodał: O to pięknie! Jesteśmy właśnie dla tego
wielkiego dzieła. Lecz pamiętajcie, by zdziałać wiele dobrego dla dziewcząt trzeba
być zawsze wesołymi, trzeba je kochać i szanować wszystkie, choćby nawet, która na
to nie zasługiwała. A czy przychodzą do was codziennie po pracy? Usłyszawszy,
że tak zauważył, że przez to tyle mniej grzechów jest popełnianych, tyle mniej nauczą
się złego, tyle dobrych myśli powstanie w ich umysłach na dzień następny. Lecz nie
tylko u naszych dziewcząt, ale i w ich rodzinach, gdzie chętnie opowiadają rzeczy
usłyszane u Sióstr.
126

13.7 Page 127

▲back to top
Spytały go też jak rozbudzić w nich nabożeństwo do Maryi Wspomożycielki,
a on na to: Rozmawiając o Niej tak z młodzieżą, jak i z osobami, z którymi się
spotykacie. Wspominając o Niej w waszych listach do krewnych, zwracając się do
Niej o łaski, opowiadając o już otrzymanych, rozdając obrazki i medaliki z Jej
podobizną, odmawiając i często polecając innym odmawianie westchnienia „Maria
Auxilium Christianorum ora pro nobis”, z zamiłowaniem śpiewając Jej pieśni na
rekreacjach czy w kościele, zwłaszcza w jej miesiącu, uroczyście obchodząc Jej święta,
urządzając akademie i procesje, podarowując rodzinom lub parafianom obrazy Maryi
Wspomożycielki itp.
Siostry, które pracowały na Valdocco, otrzymały szczególną łaskę od Maryi
Wspomożycielki za wstawiennictwem Księdza Bosko. Było to w czasie nowenny do
Niepokalanej, przez co zapaliły się jeszcze większą miłością do swej Niebieskiej
Matki i wdzięcznością względem Ojca ich dusz.
Nowicjuszka Józefina Quarello, oprócz w Mornese, również na Valdocco
pomagała siostrze Katarzynie Daghero w prowadzeniu szkoły. Gdy udała się do
Mornese na parę dni odpoczynku zachorowała tak poważnie, że doktor Albertetti
uznał ją za straconą. Pobożna nowicjuszka przygotowywała się zrezygnowana na
śmierć, lecz gorąco prosiła, by ją odwieziono do Księdza Bosko, bo pragnęła otrzymać
od niego błogosławieństwo, a przez to zapewnić sobie świętą śmierć. Nie bez
poważnych trudności można ją było zadowolić. Słaniając się przyszła do przedpokoju
Księdza Bosko, nie zdążyła jeszcze otworzyć ust, by wyrazić swą prośbę, gdy Święty
ją uprzedził: Chce Siostra iść do nieba? Spodziewam się i ja przez miłosierdzie Boga
tam się dostać. Ale Siostra ma jeszcze dużo do zrobienia. Przy tym wymawiał wolno
słowa a podniósłszy rękę pobłogosławił chorą. No, tym razem chyba się Ksiądz Bosko
pomylił – pomyślała sobie nowicjuszka sądząc, że nie był dobrze poinformowany o jej
stanie. A tymczasem ona się pochyliła, bo w tej samej chwili poczuła się lepiej
i w czasie nowenny do Matki Najświętszej zaczęła nadal uczyć w szkole.
Przytoczymy również wspomnienia z wizytacji Księdza Bosko w Lanzo,
w ciągu tegoż roku 1878. Zwiedzając jeden po drugim lokal w domu, skierował do
każdego z mieszkańców jakieś dobre słowo. Brawo – mówił do siostry posługującej
w jadalni – pamiętaj, że powinnaś zawsze przyświecać dobrym przykładem wszystkim
siostrom. Do kucharek powiedział: Marta i Maria! Jesteście Martami, lecz winnyście
być też Mariami. A te posiłki, które przyrządzacie, czy potrafiłybyście uczynić je
potrawami niebieskimi? Nie trzeba wiele, wiecie? Wystarczy przyprawić je prostą
intencją, zjednoczeniem z Panem Jezusem i Matką Najświętszą, by jak najlepiej je
podać przyrządzone.
Dyrektorce, która krępowała się zbytnio wobec osób świeckich, gdy zwłaszcza
w święta wchodzili do pomieszczeń zakładowych, do kuchni, pracowni lub szatni, dał
do zrozumienia, że nie było powodu obawy i że tak za wiele sposobności pociągania
ich do dobrego przez swój przykład.
127

13.8 Page 128

▲back to top
Dobrze scharakteryzowała te odwiedziny Matka Mazzarello mówiąc: Nasz
dobry Ojciec gdziekolwiek idzie, gdziekolwiek się znajduje, wszędzie czyni dobrze!
Jeśli taką wagę przywiązywano do słów Księdza Bosko wypowiedzianych
okazyjnie i jakby przelotnie, to łatwo wyobrazić sobie, z jaką czcią przyjmowano jego
przemówienia. Miało to miejsce dwa razy w 1878 roku. Pierwszy raz w czasie
rekolekcji w Mornese. Przeprowadzka Sióstr skłoniła go, by je tam odwiedzić, o czym
uprzedził księdza Lemoyne, który zastępował księdza Costamagna po jego wyjeździe
do Ameryki. Sempre mio caro D. Lemoyne! Pragnę przyjechać do ciebie
w odwiedziny. Jeśli Bóg pozwoli stanę w Mornese 16 - ego i pozostanę przez osiem
dni. Będzie czas na pogawędkę i policzenie wszystkich pieniędzy, które zdołaliście
zebrać, siostry i inni oraz oddać je do mej dyspozycji. Pozdrowienia załączam etc.
Turyn, 06.08.1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
Na zakończenie rekolekcji Ksiądz Bosko odebrawszy profesję kilku sióstr dał
upominki, zatrzymując się nad cnotą posłuszeństwa. Pozostał z tego przemówienia
pamiętny jeden przykład. Jeślibyście – powiedział – usunęli z worka szwy, to
wówczas wypadną z niego wszystkie zawartości; tak samo zakonnica, która nie
posiada szwów posłuszeństwa, nie może zachować żadnej cnoty i przestaje być
zakonnicą. Przy wyjściu z kościoła stanęła przed nim pokornie Matka, do której
powiedział: Chciałbym, żeby pod tym portykiem wypisano następujące słowa:
UMARTWIENIE JEST ABC DOSKONAŁOŚCI oraz KAŻDA MINUTA JEST
SKARBEM. Jeszcze Ksiądz Bosko nie wyszedł z domu, a już kartki z tymi napisami
wisiały na wskazanym miejscu. Dał również upominki dla Sióstr na drugiej serii
rekolekcji w Turynie. I tu powrócił do tematu posłuszeństwa zakonnego, przytaczając
przykład o chusteczce do nosa. Jak ona pozwala używać jej dowoli, kiedy się chce,
pozwala się prać, prasować, nic nie mówiąc, tak samo i my mamy postępować przez
cnotę posłuszeństwa zakonnego. Chcemy być zawsze wesołymi? Bądźmy posłuszni!
Chcemy być pewni wytrwania w swym powołaniu? Bądźmy zawsze posłuszni!
Chcemy wysoko postąpić w doskonałości i świętości i zyskać wysoki stopień chwały
w niebie? Bądźmy wierni w wykonywaniu drobnych rzeczy. Tego roku
w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, Ksiądz Bosko sprawił siostrom piękny
podarek i rozdał im wydrukowany egzemplarz Reguł, zgodny z tekstem
zatwierdzonym przed dwoma laty przez ordynariusza diecezji Acqui. Jeszcze przed
wywieszeniem owych dwóch, co dopiero wspomnianych sentencji, wisiał już
poprzednio pod portykami i na schodach napis podyktowany przez księdza
Costamagna : „Każda zakonnica winna być kopią Reguły”. Książka Reguł była dla
nich wielką pomocą do osiągnięcia celu. Jako wstęp do Reguł znajdowało się kilka
uwag skreślonych przez Księdza Bosko, które warto tu przytoczyć:
128

13.9 Page 129

▲back to top
Alle Figlie di Maria Ausiliatrice!
Dzięki Dobroci Ojca Niebieskiego Instytut Córek Maryi Wspomożycielki, do
którego macie szczęście należeć, nabrał od pewnego czasu pięknego rozwoju. W ciągu
kilku lat mogliśmy otworzyć domy w Piemoncie, Ligurii, we Francji oraz w dalekich
stronach Ameryki. Dopóki Instytut koncentrował się w Domu Macierzystym
w Mornese, kilka egzemplarzy Reguł, w manuskrypcie wystarczyło, by każda siostra
mogła się z nimi zapoznać, lecz w tej chwili, gdy dzięki Opatrzności Bożej liczba
domów wzrosła a wraz z nimi i sióstr, wspomniane egzemplarze już nie wystarczają.
Z tego powodu osądziłem, że będzie to ku chwale Bożej i pożytkowi wszystkich ich
dusz dać je wydrukować; a teraz wam je przedkładam. Mają one zatwierdzenie kilku
biskupów, którzy uznali je za całkowicie odpowiednie do uświęcenia się Córki, która
pragnie całkowicie oddać się Jezusowi, a zarazem chce poświęcić swe życie na usługę
bliźnim, zwłaszcza dla wychowywania biednych dziewcząt. Coś więcej: Instytut
Córek Maryi Wspomożycielki został zaaprobowany przez JE księdza biskupa Acqui,
w którego diecezji powstał w roku 1872 i dotąd się rozwija. Otóż macie teraz w ręku,
Drogie Córki, Reguły, które nim rządzą. Czytajcie je i rozważajcie. Ale nie
zapominajcie przy tym, że na nic zdałoby się je znać, nawet na pamięć, gdyby się ich
nie praktykowało. Dlatego niech każda dołoży starań, by je wiernie zachowywać. Do
tego niech zmierza gorliwość i zapał podwładnych jej zakonnic. Tak czyniąc
znajdziecie w swym Zgromadzeniu pokój serca, zdążać będziecie droga do nieba
i uświęcicie się. A ja tymczasem korzystam ze sposobności, by polecić waszym
młodym duszą Czcigodnego księdza Dominika Pestarino, pierwszego dyrektora Sióstr
Maryi Wspomożycielki, którym Pan Bóg się posłużył, by rzucić fundamenty pod ten
Instytut. Zasługuje on całkowicie przez swą gorliwość i miłość na naszą żywą
wdzięczność. Módlcie się również jedne za drugie, aby Pan Bóg uczynił was wiernymi
i wytrwałymi w swym powołaniu i sprawił skutecznym narzędziem do działania
wielkiego dobra na swoją chwałę. Módlcie się też szczególnie za Współsiostry, które
wyjeżdżają lub udały się już w dalekie strony świata, by roznieść szeroko Imię Jezusa
Chrystusa i dać je poznać i ukochać ludziom.
Módlcie się za Kościół katolicki, za Ojca świętego, za biskupów
i duszpasterzy miejscowych; módlcie się także za Zgromadzenie Salezjańskie, do
którego jesteście przyłączone. A nie zapominajcie i o mnie, który życzę wam
wszelkiej pomyślności. A Matka Boża Dziewica Wspomożycielka niech nami się
opiekuje i broni w życiu i przy śmierci; oraz wyjedna nam łaskę u Syna swego, byśmy
znaleźli się kiedyś wszyscy zebrani pod jej płaszczem macierzyńskim w wiecznej
szczęśliwości.
Turyn, Uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP 1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
Te Reguły w 16 rozdziałach, w punktach istotnych są, można powiedzieć,
wzorowane na Ustawach Zgromadzenia Salezjańskiego. Instytut Sióstr bezpośrednio
zależał od Głównego Przełożonego Salezjanów. By zrozumieć jego ducha
129

13.10 Page 130

▲back to top
przytoczymy tu niektóre charakterystyczne punkty, które nie mają odpowiednika
w Ustawach Towarzystwa Salezjańskiego. W rozdziale IX są podkreślone niektóre
cnoty, jako szczególnie ważne tak dla nowicjuszek jak i profesek:
1. Miłość cierpliwa nie tylko z dziećmi i małymi, ale również z dziewczętami
starszymi.
2. Prostota i skromność; duch umartwienia zewnętrznego i wewnętrznego;
skrupulatne zachowanie ubóstwa;
3. Posłuszeństwo woli i własnego mniemania; przyjmowanie chętne i bez
wymówek uwag i upomnień oraz tych urzędów (obowiązków), które nam powierzają;
4. Duch modlitwy, z jakim Siostry mają oddawać się dziełom pobożności,
zachowując zjednoczenie z Bogiem, odznaczając się z zaufaniem w Jego Opatrzność.
Odnośnie do sakramentów charakterystyczna jest Reguła druga z rozdziału XI:
Do spowiedzi uczęszczać będą, co osiem dni. W wyznawaniu swoich win unikać będą
okoliczności zbytecznych; będą krótkie i treściwe, wyznając swe przewiny z prostotą
i pokorą tak samo, jakby to uczyniły przed Jezusem. Niech mają dla swego
spowiednika wielki szacunek i zaufanie, jakie należy się temu, który otrzymał od Boga
posłannictwo być ich Ojcem, Mistrzem i Przewodnikiem ich duszy; niech nie mówią
nigdy między sobą o rzeczach dotyczących ich spowiedzi. We wstępie do rozdziału XI
o ślubie czystości, czyta się następujące słowa: Cnota czystości winna być
zachowywana i praktykowana w stopniu wybitnym przez Córki Maryi
Wspomożycielki. Ich zadaniem, bowiem jest nauczanie i wychowywanie bliźnich na
drodze zbawienia, a więc jest podobna do posłannictwa Aniołów świętych. Dlatego
konieczne jest, by miały serca czyste i żyły w stanie anielskim, jako że dziewice są
nazwane Aniołami ziemskimi; a dalej, iż ich powołanie dobrze spełnione wymaga
całkowitego oderwania się od wszystkiego tego, co nie jest Bogiem. Ostatni rozdział
zawiera 30 reguł ogólnych, niektóre z nich uwypuklają cechy charakterystyczne Córek
Maryi Wspomożycielki. A mianowicie : 9 - ta - Każda niech się uznaje za najmniejszą
ze wszystkich; niech więc żadna nie unika aktów upokorzenia, ani się wzbrania od
wykonywania prac najniższych w domu, w których Przełożona ćwiczyć je będzie
stosownie do jej sił, według tego jak uzna za stosowne w Panu. 10 - ta - Córki Maryi
Wspomożycielki niech będą zawsze wesołe ze współsiostrami, żartują, śmieją się etc.,
podobnie jak zdaje się zachowują się Aniołowie między sobą; lecz w obecności osób
innej płci zachowają zawsze postawę dostojną i poważną. Na ulicach chodzić będą
z największa skromnością, ale nie patrząc ani na osoby ani rzeczy napotykane. Na
pozdrowienie niech odpowiadają jedynie skinieniem głowy, względnie pozdrawiają
osoby duchowne, które spotykają. W domu i poza domem zawsze rozmawiać będą ze
skromnością nie podtrzymując swego mniemania, unikając przede wszystkim słów.
szorstkich, urażających, wymówek, próżności odnośnie siebie samych lub względem
tego, co Pan Bóg raczy wyprowadzić z ich pracy. Spełniać będą wszystkie swe sprawy
wspólne i prywatne według upodobania Bożego. Nie będą mówiły nigdy o swym
urodzeniu, zamożności, którą posiadały w świecie. Nie będą nigdy podnosiły głosu
130

14 Pages 131-140

▲back to top

14.1 Page 131

▲back to top
w rozmowie z kimkolwiek, nawet w czasie rekreacji. Znajdując się w obecności osób
innej płci, zachowają w rozmowie ton poważny i godny, ponieważ o ile to są osoby
wyższego stanu od nich - na przykład kapłani, wymaga tego należny szacunek ich
stanowi; jeśli laicy - wymaga tego przystojność i dobry przykład. ś12 - ta - Ich
usposobienie ujawni się w sposobie obejścia i powściągliwości wzroku i całej
osobowości, jak przystało tym, które są naśladowczyniami Jezusa Chrystusa
Ukrzyżowanego i służebnicami ubogich. W kościele zachowywać się będą
z największą pobożnością i ułożeniem, w postawie wyprostowanej, przyklękając aż do
ziemi przed ołtarzem, w którym się znajduje Najświętszy Sakrament.m21 - wsza -
Każda dbać będzie o swe zdrowie i dlatego gdy jaka siostra czuć się będzie źle, nie
ukrywając ani przesądzając słabości, powie o tym Przełożonej, aby mogła temu
zaradzić. W czasie choroby będzie posłuszna infirmerce i lekarzowi. Niech będą
cierpliwe znosząc wszystkie braki w duchu ubóstwa ze zdaniem się na wolę Bożą
i zachowują zawsze niezmącony spokój. Celem wzmocnienia chorych na duchu
udzieli się im Komunii świętej przynajmniej raz w tygodniu, gdzie rodzaj choroby
i miejsce na to pozwolą. 22 – ga - Troską Sióstr będzie utrzymywanie się w
zjednoczeniu wiązką wzajemnej miłości, gdyż byłoby to rzeczą opłakania godną,
gdyby te osoby, które postawiły sobie za cel życia naśladowanie Jezusa Chrystusa
zaniedbywały zachowanie tego przykazania, które tak bardzo było przez Niego
zalecane i nazwane Jego przykazaniem. Zatem prócz wzajemnego znoszenia się
i niepodzielnej miłości, zostaje w mocy przepis, by żadna nie chybiła komukolwiek
w miłości wzajemnej, prosiła o wybaczenie, gdy ze spokojnym umysłem uzna swą
winę lub przynajmniej przed spoczynkiem.
23 – cia - Dla większego udoskonalenia miłości własnej, każda przenosić
będzie wygodę i przyjemność drugiej nad własną. W każdej sposobności wszystkie
pomagać sobie będą i nieść ulgę, pocieszając się wzajemnie i okazując przyjaźń, nie
pozwalając się nigdy zwyciężyć przez jakieś uczucia niechęci jednej do drugiej.
27 - ma - Wszystkie niech przykładają wielką wagę do praktyk pobożnych,
z których zachowania wypływa wewnętrzna gorliwość, skłaniająca nas do pełnego
zjednoczenia się we wszystkim z Jezusem Chrystusem naszym Boskim wzorem
i Oblubieńcem dusz wiernych.
Imię Mornese pozostanie upamiętnione w rocznikach Zgromadzenia, gdyż
stamtąd wyszły pierwsze Córki Maryi Wspomożycielki, które przekroczyły granice
i Ocean, torując swym współsiostrom drogę do Francji i Ameryki Południowej.
W Nizza Maritima osiedliły się Siostry we wrześniu 1877 r., a w Saint Cyr -
w Prowansji, w październiku 1878 r. Przy wyjeździe do Ameryki, Święty polecił
Matce, by te, które chcą jechać napisały podania. Zgłosiło się wiele, wybrano sześć,
które udały się wraz ze salezjanami po błogosławieństwo do Ojca Świętego, z nimi
razem wsiadły na okręt i udały się do Villa Collona, gdzie otworzyły dom. Druga
grupa dziesięciu Sióstr wyruszyła z Genui 30 grudnia 1878 roku ze siostrą Magdaleną
Martini na czele, jako pierwszą inspektorką salezjanek. Dwie z nich pozostały we
Villa Collona, inne podążyły do Buenos Aires. Nim jeszcze przeniesiono się ze
131

14.2 Page 132

▲back to top
wszystkim z Mornese, najpierw opuściły ten dom we wrześniu w 1878 r. siostry
przeznaczone na otwarcie domu w Chieri.
W tym właściwie czasie małżonkowie Bertinetti, nie mając potomstwa,
pozostawili Księdzu Bosko w testamencie własny dom, by służył na cel dobroczynny.
Dom ten miał ponadto znaczenie historyczne, gdyż w dawnych wiekach należał do
rodziny Tana, z której wywodziła się matka św. Alojzego Gonzagi. Ksiądz Bosko
w młodości często też bywał i tamże składał egzamin przed obłóczynami kleryckimi.
Otóż ten właśnie dom przeznaczył Ksiądz Bosko Córkom Maryi Wspomożycielki, by
otworzyły tam Oratorium świąteczne dla dziewcząt, przez co sprawdziła się
przepowiednia św. Cottolengo, że ten dom stanie się mieszkaniem Sióstr.
Wreszcie naszedł czas wyjazdu z Mornese, nie masowo, lecz małymi grupkami.
Pierwsza grupa pięciu Sióstr zamieszkała w Nizza 19.09.1878 r., witana
entuzjastycznie przez duchowieństwo miejscowe i rodziny Pomocników Księdza
Bosko. Przygotowując dom na przyjęcie pozostałych, Siostry starały się stopniowo
pociągnąć dziewczynki do Oratorium. Kościół odrestaurowany i oczyszczony został
poświęcony 27.10.1878 r. Ceremonia odbyła się skromnie bez rozgłosu i aparatu
zewnętrznego z powodów, o których pisze Ksiądz Bosko w liście do hrabiny Marii
Balbo, córki hrabiny Corsi.
Mia buona e Car. ma Mammina!
Pomimo tylu projektów nie zdążyłem zrobić sobie, choć godziny wakacji
w tym roku, nawet nie jestem pewny czy zdołam znaleźć się na poświęceniu kościoła
Madonny della Grazia w Nizza. Czy to pewne racje związane z troską o dom tutejszy
i dwadzieścia innych otworzonych w ciągu tego krótkiego czasu, czy w związku
z bliskim wyjazdem misjonarzy do Ameryki, wszystko razem sprawia, że nie wiem
skąd zaczynać i gdzie kończyć. Pomimo tego nie zapomniałem nigdy modlić się w Jej
intencji, Jej synów i wnuków, zwłaszcza w czasie rannej Mszy św. i nie zaniedbam
nadal polecać Ją Bogu, by Ją zachował przy zdrowiu, darzył powodzeniem i swą łaską.
W niedzielę - czy ode mnie osobiście, czy przez księdza Cagliero dowie się Pani,
dlaczego nie chcemy robić wielkiego szumu z tej uroczystości. Główna racja, to brak
pomieszczenia na godne przyjęcie dostojnika kościelnego, który by odprawił funkcje.
Prócz tego jesteśmy tak wypompowani, że nie śmiemy rzucać się na nowe wydatki.
Wiem, że Buona Mamma dopomagała nam i nadal będzie pomagać, ale my, jako
dobrzy synowie musimy ocenić Jej dobroć i nie nadużywać jej. Dowiedziałem się,
że pan hrabia utworzył komitet dla zbierania składek na pokrycie naszych wydatków.
To jest dzieło prawdziwego Pomocnika Salezjańskiego. Ale ja nie chcę, by pracował
za darmo. Chcę modlić się do Boga łaskawego i hojnego, by mu raczył to stokrotnie
wynagrodzić. A Matka Najświętsza w swoim czasie też zrobi swoje.
Proszę powiedzieć pani hrabinie Babce, że pragnąłbym by Jej ołtarz był główny,
ponieważ w nim przechowuje się Najświętszy Sakrament i będzie miała udział we
132

14.3 Page 133

▲back to top
wszystkich Mszach św., odprawianych na nim i komuniach przyjmowanych. Ksiądz
Cagliero dopowie resztę. Niech Bóg Ją błogosławi, etc..
Turyn, 22.10.1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
W cztery dni później przybyły wychowanki z Mornese - te, które płaciły pensję
lub pobierały regularne nauki; w Maornese pozostały inne, zwane „córeczkami
domowymi”. Siostry i postulantki wyjeżdżały w grupach, aż wreszcie
w Mornese zostało tylko kilka Sióstr. Ksiądz Bosko dał również polecenie Matce
Generalnej, by przeniosła się do Nizza i ustanowiła tam swą siedzibę.
Siostry Córki Maryi Wspomożycielki – powiedział ksiądz Cerruti – przez
przyjście do Nizza, odnowiły dawne świetne tradycje.
133

14.4 Page 134

▲back to top
ROZDZIAŁ VIII
HRABIA CAYS
Będziemy nazywali go tak jak nazywali go współcześni mu współbracia i sam
Ksiądz Bosko i jak dotąd nazywają go najstarsi. W tym świecie w pełni
młodzieżowym i tak demokratycznym Oratorium, postać tego starszego dżentelmena,
który z chrześcijańską prostotą przystosował się całkowicie do życia domowego,
wynosiła niejako na szczyty Księdza Bosko i jego dzieło. Karol Albert Cays, hrabia di
Gilletta i Casaletta, pochodził ze starodawnego szlacheckiego rodu nicejskiego. Po
ukończeniu pierwszych nauk w Kolegium del Carmine w Turynie, pod kierownictwem
OO Jezuitów, zdobył doktorat z prawa. W roku 1837 ożenił się, lecz osiem lat później
owdowiał, mając jednego syna. Wówczas został ojcem ubogich. Ze szczególną
predylekcją, zajmował się ubogą młodzieżą, ucząc katechizmu w Oratoriach świętego
Franciszka Salezego, świętego Alojzego i Anioła Stróża; stał się przez to jednym
z pośród wielu ze szlachty turyńskiej, którzy pod kierunkiem Księdza Bosko,
współdziałali z nim w udzielaniu pomocy moralnej i materialnej synom ludu. Tak jak
jego przodkowie, cieszył się względami rodziny królewskiej, która w czasie epidemii
cholery, w roku 1854, zamieszkiwała przez 3 miesiące w jego zamku Casalette,
w zdrowotnej okolicy u stóp Alp.
Był również deputowanym w parlamencie podalpejskim w czasie szóstej
kadencji od 1857 do 1860 r. i zabierał wymowny głos, broniąc zdrowych zasad i praw
Kościoła. Lecz kiedy widział, ze polityka bierze kurs przeciwny jego uczuciom
religijnym, usunął się w zacisze, zajęty jedynie dziełami miłosierdzia. Odwiedzanie
chorych w ich prywatnych domach czy w szpitalach, wspomaganie biednych,
nauczanie dzieci katechizmu, zakładanie i kierowanie Konferencjami św. Wincentego
w mieście i na prowincji, popieranie dobrej prasy, gotowy na wszystko, gdy chodziło
o czynienie dobra a przeszkadzanie złu, oto najmilsze zajęcia hrabiego Cays.
Pomimo to nie oszczędzano mu sekatur policyjnych; tak jak Ksiądz Bosko
i inne osobistości, przeżywał i on złośliwe rewizje, które wykazały jeszcze bardziej,
że ten mąż żyje tylko dla świadczenia miłosierdzia chrześcijańskiego. W odważnej
obronie swej czci napisał memoriał, świadczący o jego odwadze i szlachetności
charakteru.
Niezdecydowane jego aspiracje zwróciły się wreszcie ku Zgromadzeniu
salezjańskiemu, z czego zwierzył się Księdzu Bosko w maju. Rozmowa, jaka miała
wtedy miejsce miedzy nim a Świętym, zamieszczona w jego liście pośmiertnym, może
być uważana za autentyczną, gdyż musiała być niewątpliwie przejrzana przez samego
134

14.5 Page 135

▲back to top
Księdza Bosko, który nie podawał do wiadomości corocznych wspomnień
pośmiertnych współbraci nie przeczytawszy ich poprzednio i nie poczyniwszy swych
uwag.
Ksiądz Bosko wysłuchawszy go spytał:
No dobrze, Panie hrabio, ale czy pan pomyślał, co znaczy być zakonnikiem?
Że to oznacza opuszczenie wszystkich bogactw, zaszczytów, przyjemności,
wszystkiego, co jest świeckie?
Od dłuższego czasu o tym myślę - odrzekł hrabia - i wiem dobrze, co pociąga
za sobą ten krok; z własnego doświadczenia wiem również, że bogactwa, zaszczyty
i przyjemności tej ziemi, nie zadawalają mego serca i na nic mi się nie przydadzą
w chwili śmierci.
Lecz Szanowny Pan jest przyzwyczajony mieć w domu różne wygody życiowe
a w zakonie, choć nie brak tego, co konieczne do życia, to mówię otwarcie, brakować
będzie wiele rzeczy, których używał Pan pod dostatkiem, co do wiktu, odzieży,
spoczynku, itd.
Wiem o tym. I wiem również, że wielu żyło i żyje bez tylu wygód
i przyjemności i mam nadzieję, że z Bożą pomocą zdołam i ja to uczynić.
W domu swoim jest Pan niezależny, a w zakonie trzeba będzie słuchać, jak
pokorny służący. Zastanowił się pan dobrze?
Tak, rozumiem to dobrze i jestem przekonany, że w chwili śmierci doznam
większej pociechy z tego, że słuchałem niż z tego, że rozkazywałem.
Proszę wybaczyć, Panie hrabio, że zrobię małą uwagę osobistą; jest pan już
w wieku posuniętym, czy on mu pozwoli na zachowanie wszystkich Reguł
Zgromadzenia?
To prawda - odrzekł hrabia po chwili zastanowienia się i z akcentem
wzruszenia - nie jestem już młody i to mi sprawia wielką przykrość, że dopiero
ostatnie resztki mego życia oddaję Bogu. Pociesza mnie jednak myśl, że nie jestem
starcem zgrzybiałym i przy moich 64 latach cieszę się doskonałym zdrowiem i mam
nadzieję dostosować się do życia wspólnego. Przynajmniej nie wydaje mi się
nieroztropnością spróbować.
Ksiądz Bosko widząc zdecydowanie i znając wypróbowaną cnotę, mógł bez
niczego utwierdzić go w świętym zamiarze i przyobiecać mu przyjęcie do
Zgromadzenia, lecz nie miał zamiaru przyspieszyć biegu rzeczy, dlatego, że była to
nowenna do Matki Boskiej Wspomożenia Wiernych, podsunął mu myśl jej
odprawienia, by otrzymać światło z nieba, spędzając kilka dni w skupieniu.
Ksiądz Bosko nie wykluczał w zasadzie ze Zgromadzenia swego ludzi bogatych
i szlacheckiego pochodzenia, lecz u początków Zgromadzenia widział jednolite
pochodzenie jego członków, tym nie mniej liczył się z możliwością,
że z biegiem czasu będą do niego wstępowali także dorośli z arystokratycznego
pochodzenia. Na ten temat mamy cenną rozmowę Księdza Bosko z księdzem
Barberisem, przechowaną nam przez tegoż w jego Cronaca pod data 17 maja 1876
roku.
135

14.6 Page 136

▲back to top
Inne Zgromadzenie powiedział Ksiądz Bosko w swych początkach znalazło
pomoc ze strony osób uczonych i zdolnych, które wstępując do nich, pomagały raczej
Założycielowi, zrzeszając się z nim. U nas nie: wszyscy są wychowankami Księdza
Bosko. Kosztowało mnie to 30 lat ogromnych i nieprzerwanych trudów, z tym
jednakże skutkiem, że będąc wszyscy ze szkoły Księdza Bosko, mają jednakowe
metody i system. Ci, którzy wstępowali do innych zakonów, by pomagać ich
założycielom, choć współdziałali z nimi w dobrej wierze, to jednak będąc już na swój
sposób uformowani w świecie, nie zdołali całkowicie „wyzuć się ze starego Adama”
i wnosili do zakonu rozmaitość elementów z wielką dla niego szkodą. Do nas jeszcze
nikt nie wstąpił z pochodzeniem arystokratycznym, z rodziny bogatej lub z wyższym
wykształceniem. To wszystko, co zdobył i co uczynił, zdobył i osiągnął tutaj. Nie
pojmie ważności tego punktu ten, kto nie zastanawiał się głębiej, czym są
zgromadzenia i zakony; lecz kto głębiej rozważał powody wzrostu i upadków różnych
zakonów, przyczyn różnych odszczepieństw, którym tyle zakonów podlegało,
przekona się, że przyczyną tego był brak jednolitości warstwy społecznej, z której
rekrutowali się członkowie danego zakonu.
Hrabiemu Cays, w momencie przełomowym jego życia, przyszedł z pomocą
znak z nieba. Oto po skończeniu swych rekolekcji i nowenny w przeddzień
uroczystości Maryi Wspomożycielki, hrabia miał przedstawić Księdzu Bosko stan
swej duszy. Tego ranka przedpokój Księdza Bosko był zapełniony ludźmi. Również
hrabia Cays czekał w swojej kolejce, gdy przyszła pewna pani z Turynu, częściowo
niosąc na ręku a częściowo ciągnąc za sobą swą jedenastoletnią córkę, Józefinę
Longhi. Ta na skutek strachu spowodowanego groźbami, dostała konwulsji, straciła
mowę i nie mogła poruszać prawą ręką.
Rodzice jej zasięgali porady wielu lekarzy, wiele się też modlili, ale
polepszenia nie było. Już od miesiąca córka nie wymówiła słowa, nawet zdradzała
jakby chorobę umysłową. Wówczas matka, słysząc, jakie cuda działa Matka Boża
Wspomożycielka Wiernych przez Księdza Bosko, zaprowadziła tam chorą, by
otrzymała od niego błogosławieństwo. Po upływie blisko godziny, nie mogąc
doczekać się swej kolejki, matka ociera pot z czoła dziecka i bierze je pod pachę,
wychodzi. Na zapytanie, dlaczego odchodzi, odpowiedziała, ze jest późna godzina
i że córka, jak się wydaje, cierpi bardzo zmęczona długim czekaniem a jeszcze tak
wiele osób jest przed nimi. Wówczas obecni, widząc stan chorej, oświadczyli,
że ustępują jej miejsca. Najwięcej orędował na rzecz nieszczęśliwej dziewczynki
hrabia Cays. Gdy wchodziła do Księdza Bosko, pomyślał sobie w duszy: Jeżeli ta
dziewczynka otrzyma zdrowie, będzie to dla mnie znakiem, że Matka Najświętsza
chce mnie mieć salezjaninem i pozbędę się wówczas wszelkiej wątpliwości i obawy.
Podczas, gdy on przeżywał w sobie taką myśl i postanowienie, co działo się
w przyległym pokoju?
Matka usadziwszy córkę na sofie, opowiedziała Księdzu Bosko bolesną historię,
kończąc, że już pokłada jedynie nadzieję w Bogu i Matce Najświętszej
Wspomożycielce, prosiła, więc o udzielenie jej błogosławieństwa. Ksiądz Bosko,
136

14.7 Page 137

▲back to top
zachęciwszy matkę do ufności w pomoc Matki Najświętszej, polecił jej uklęknąć
i pobłogosławił małą chorą. Po czym kazał uczynić dziewczynce znak Krzyża św.,
a ona posłuszna chciała go uczynić lewą ręką;
Nie lewą, ale prawą ręką – powiedział Ksiądz Bosko.
Ona nie potrafi - powiedziała matka.
Proszę, proszę pozwolić, niech próbuje. No, żegnaj się prawą ręką.
Dziewczynka uczyniła to doskonale.
Bravo - powiedział Ksiądz Bosko - przeżegnałaś się, ale nie wymówiłaś słów.
No, teraz powtórz znak Krzyża św. i mów za mną: W imię Ojca i Syna i Ducha
Świętego. Amen.
Dziewczynce, niemej od miesiąca, rozwiązał się język. Wymówiła słowa znaku
Krzyża świętego i zaczęła krzyczeć: Mamo, Najświętsza Panna mnie uzdrowiła.
Matka podniosła krzyk i wybuchła płaczem.
Pozostawało jeszcze stwierdzić czy mogła stać na nogach i chodzić bez
podpierania się. Otóż doskonale przechadzała się po pokoju tu i tam, krokiem
wesołym i rześkim. Wówczas szczęśliwa dziewczynka, nie mogąc utrzymać swej
radości, otwiera drzwi pokoju, ukazuje się obecnym i z przekonaniem właściwym
dorosłym, opowiada całe zdarzenie. O, co za wzruszenie ogólne! Matka i córka poszły
natychmiast do kościoła, by podziękować Matce Najświętszej Wspomożycielce.
Na ten widok hrabia Cays już nie potrzebował innego dowodu. Wszedł do
pokoju Księdza Bosko i opowiedziawszy o warunku postawionym i spełnionym,
zakończył:
Jeśli Ksiądz Bosko mnie przyjmie - jestem salezjaninem.
Dobrze, proszę przyjść do nas - odrzekł Ksiądz Bosko - będzie Pan przyjęty.
Kiedy mam przyjść?
Od zaraz.
Przyszedłbym jutro, w święto Maryi Wspomożycielki, w 40 - tą rocznicę mego
ślubu, ale wypada mi załatwić pewne sprawy i jeśli dobrze pójdzie, przybędę 26 maja.
Doskonale. W tym dniu jest świętego św. Filipa Nereusza. Ten święty, tak
pobożny do Najświętszej Panny, mam nadzieje wyjedna Panu wytrwanie.
Jak powiedział tak zrobił. Musimy jednak dla zachowania prawdy powiedzieć,
że w pierwszych 24 godzinach, zwłaszcza w nocy, musiał przejść walkę wewnętrzną.
Zmiana życia wydała mu się tak przykra, że obawiał się, iż długo nie wytrzyma. Czy
więc nie byłoby zaszczytniej wycofać się na początku, by nie być zmuszony do tego
później, narażając siebie samego na rozgłos publiczny a Zgromadzenie na przykrości?
Szczęśliwie dla niego, że nie miał tajemnic przed Księdzem Bosko. Poszedł do niego
następnego dnia i otworzył przed nim swe serce. Święty, spostrzegłszy się o pokusie
im bardziej przedtem był powściągliwy w zachęcaniu go do wstąpienia do
Zgromadzenia, tym więcej teraz zachęcał go do wytrwania w powziętej decyzji. Na
uwagi Księdza Bosko o trudnych początkach tej drogi i o znakach jego powołania,
hrabia uspokojony, odrzekł: Ma Ksiądz rację, nie przyszło mi to na myśl. Dałem się
wprowadzić w zamieszanie bez powodu.
137

14.8 Page 138

▲back to top
Zróbmy, więc tak - zakonkludował Ksiądz Bosko - niech pan nie tyle zwraca
uwagę na trudności, ile na pomoc Bożą, której panu nie zabraknie. Proszę spróbować
jakiś tydzień, dwa. Tymczasem módlmy się obaj. Jeśli Pan Bóg nie zechce, by Pan
pozostał w tym stanie, spodziewam się, że da to poznać.
Gdy odpędził zniechęcenie przyszła mu znów wątpliwość:, kto wie, czy
uzdrowienie owej dziewczynki jest trwałe? Ale oto pewnego ranka, przechodząc przez
zakrystię do kościoła, ujrzał tę dziewczynkę z rodzicami jak składa ofiarę - chodziła,
miała doskonały wygląd, czuła się doskonale. To spotkanie było opatrznościowe. Od
tej chwili jego postanowienie nie doznawało już wstrząsów ani pokus.
Wrodzona szlachetność uczuć, charakter silny i urobiony, wiara oświecona
przez tyle lat po męsku wypróbowana, uczyniły z hrabiego Cays salezjanina
zahartowanego. Przełamał natychmiast dawny nawyk spoczywania aż do godziny
późnej, dostosowując się do wspólnego porządku dnia. Miał swą celę na poddaszu, jak
najubożsi ludzie w Turynie. W zimie brakowało jakiegokolwiek opału, dlatego hrabia,
by zabezpieczyć się od przemarznięcia, owijał się w koc wojskowy. Siadał przy stole
do wspólnego posiłku, zapominając o dawnych, obfitych daniach, kontentował się
skromnym wiktem. Nie uszedł uwagi przełożonych jego wysiłek, by wyrzec się
dawnej, luksusowej odzieży i bielizny, dlatego z uwagi na niego sprezentowano mu
coś lepszego, lecz nie życzył sobie żadnych wyjątków. Nie dość tego, ponieważ
nowicjusze mieli jadalnię osobno, po kilku dniach opuścił mu tak miłe towarzystwo
Księdza Bosko, by znajdować się wspólnie z nimi do oznaczonego czasu. Jego
znajomi, wiedząc dobrze, jakich względów wymagało jego słabowite zdrowie, nie
mogli pojąć jak mógł wytrzymywać tak prymitywne warunki. Baron Karol Bianco di
Barbania mówił, że to był dla niego prawdziwy cud. Całe jego życie, jak pisze ksiądz
Vespigniani, było wypełnione nauką, modlitwą i obcowaniem ze współbraćmi.
Suknię klerycką otrzymał z rąk Księdza Bosko w 1877 roku. Po trzech
miesiącach rozpoczął studia teologiczne. Na zlecenie księdza Rua, udzielał mu tej
nauki ksiądz Vespigniani, który od niedawna wstąpił do Zgromadzenia i posiadał duży
zasób wiedzy i wykształcenia kościelnego. Wiedzę religijną hrabia posiadał już w dość
dużym stopniu, studiując od dłuższego czasu apologetykę, również i z tytułu
zasiadania, jako deputowany katolicki w parlamencie piemonckim, wrogim
Kościołowi. Władał biegle językiem łacińskim. Nawet w tymże roku ofiarowując
Księdzu Bosko na imieniny kosztowny krucyfiks, będący własnością błogosławionego
księdza Cafasso, dołączył napis po łacinie ułożony w dystychach.
Do teologii przykładał się z takim zapałem, że recytował świetnie na pamięć
wyuczoną lekcję po łacinie. Jego wnikliwa drobiazgowość, co do szczegółów, o które
pytał, wprawiała nieraz w zakłopotanie jego nauczyciela. Mógł się przekonać przy tym
jak bardzo orientował się jego uczeń w Piśmie św. Nikogo, więc nie zdziwiło,
że ksiądz Rua wyegzaminowawszy go, przedstawił Księdzu Bosko do święceń,
wkrótce po złożeniu profesji wieczystej, jeszcze przed ukończeniem roku 1877.
138

14.9 Page 139

▲back to top
Ksiądz Bosko postanowił dopuścić go do złożenia profesji wieczystej
w Uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP, skracając mu jak możliwie najwięcej
nowicjat, by tak dopuścić go do tonsury i czterech minorków na Boże Narodzenie.
W zakresie zarządu wewnętrznego Zgromadzeniem, Pius IX, znając dobrze
wielką roztropność Księdza Bosko, udzielił mu dość obszernej władzy, którą on się
posługiwał, nie ujawniając jej publicznie ani nie odwołując się do niej z okazji
różnych dysput, które na ten temat powstawały. Tylko Przełożeni o nich wiedzieli.
Oczywiście ze śmiercią Piusa IX władze te wygasły.
Ksiądz Rua złożył podanie o udzielenie święceń hrabiemu i dwom innym
klerykom na czterdzieści dni przedtem, jak arcybiskup wymagał od Oratorium i prosił
o udzielenie święceń wymienionym w sobotę, w Suche Dni, przed Bożym
Narodzeniem 22 grudnia, informując, że hrabia miał złożyć profesję zakonną w dniu 8
grudnia. Jego Ekscelencja odpisał nie księdzu Rua, ale hrabiemu jak następuje:
„Udzielę w tym dniu tonsury i święceń mniejszych pod warunkiem, że kandydat do
święceń zechce złożyć w Kurii Arcybiskupiej patrimonium ecclesiasticum; nie mogę,
bowiem za ważną uznać profesji złożonej przed czasem przypisanym przez Reguły
Salezjańskie z wyjątkiem gdyby kandydat posiadał reskrypt papieski lub pismo od
Kongregacji Biskupów i Zakonników, które należy mi przedstawić do zbadania.
Znając petenta od 1829 roku i wiedząc, że jest w zupełnym porządku, nie wymagam
przepisanych testimoniales dekretem papieskim z 25 stycznia 1848 roku i uważam je
za udzielone. Lecz w sprawie święceń nie mogę w sumieniu postąpić inaczej jak wyżej
powiedziałem”.
Po załatwieniu tej trudności w sposób zadawalający, ordynariusz w dniu 23
listopada, zawiadomił, że go dopuszcza do święceń wraz z dwoma innymi klerykami
salezjańskimi; ale już następnego dnia odpisał, że tych dwóch ostatnich nie dopuszcza.
Pomimo to ci dwaj udali się do Kurii, prosząc o dopuszczenie ich do egzaminu.
Monsignor podejrzewając, że Ksiądz Bosko może być autorem pewnego
anonimowego listu, o którym powiemy później, kazał dać im odpowiedz odmowną.
W tymże samym dniu zjawił się hrabia w Kurii, któremu powiedziano, że on sam jest
przyjęty a pozostali dwaj nie. Upokorzony i zdziwiony hrabia odrzekł, że jest również
salezjaninem jak tamci dwaj i że chce takim pozostać do śmierci; nie zadawalając się
tym oświadczeniem, w porozumieniu z Księdzem Bosko, napisał następujący list:
Eccelenza Reverendissima!
Wśród trzech salezjanów, którzy zwrócili się do WE z pokorną prośbą
o dopuszczenie do święceń - ja do mniejszych, dwaj zaś inni do subdiakonatu - ja
tylko miałem szczęście być uprzywilejowanym. Winieniem za to gorącą wdzięczność
WE. Czuję się jednak zobowiązany do spełnienia innego obowiązku, który acz
przykry, nie mogę od niego się uchylić.
Nie mogę zapewne dociekać przyczyn skłaniających WE do tak odmiennego
traktowania; nie mogę jednak przejść do porządku dziennego nad różnicą zbyt rażącą,
jaka zachodzi w traktowaniu mnie i dwóch pozostałych petentów, którzy już byli
139

14.10 Page 140

▲back to top
profesami w Zgromadzeniu, gdy ja nim jeszcze nie byłem i jako tacy złożyli prośbę
o udzielenie święceń. Z uwagi na to, więc czuję się zobowiązany w sumieniu
powiadomić WE, że jutro, to jest w dniu Niepokalanego Poczęcia NMP, będę miał
szczęście złożyć śluby, jako salezjanin tak, że w dniu święceń będę już salezjaninem
w sercu i faktycznie. Stawiając się, więc w identycznej sytuacji z dwoma innymi, czy
mogę ja sam stanąć do święceń wobec racji, które mogą powodować WE do
niedopuszczenia do święceń salezjanów w tych samych warunkach? Byłoby moim
najgorętszym pragnieniem nie opóźniać spełnienia jednego z mych najdroższych
pożądań, lecz nie mogę zapominać, że to pragnienie było nierozłączne od tego, by
połączyć się na zawsze ze Zgromadzeniem Salezjańskim, któremu się poświęciłem. A
jeśliby ten akt uroczysty mógł rzucić jakiś cień na to, że takie jest moje najgłębsze
przekonanie, winienem raczej, z wielką moją przykrością zrezygnować ze szczytnego
stawienia się do najbliższych święceń, zostawiając Bogu i Matce Najświętszej
Wspomożycielce Wiernych spełnienie tego pragnienia.
Jako członek Zgromadzenia Salezjańskiego, nie mogę się odłączyć od
wspólnego losu mych współbraci a jeśli ten krok jest dla mnie najbardziej bolesny,
muszę go przełożyć jednak nad ten, przez który okazałbym się niewdzięcznym
względem dobrej Matki (Zgromadzenia) i byłby okazją pogardy dla swoich współbraci.
Ufam, że WE nie uzna za niestosowne to moje pismo, podyktowane moją
szczerością względem mego Przełożonego kościelnego, do którego miałem zawsze
i mieć będę jak najszczersze uczucie szacunku i głębokiej czci. Całując z szacunkiem
pierścień WE, etc…
Dnia 07.12.1877 r.
K. Cays
W Turynie już zdążyły powstać plotki na ten temat i odpowiedź hrabiego,
mająca swoją wagę gatunkową, musiała być wzięta pod uwagę. Stąd Arcybiskup
z obawy, żeby nie posadzono go o stronniczość, polecił napisać, żeby wszyscy trzej
kandydaci zostali dopuszczeni do egzaminu. Po pozytywnym jego wyniku, otrzymali
święcenia z rąk Arcybiskupa Gastaldiego.
W dniu Niepokalanej wszyscy profesi i nowicjusze w Oratorium wraz
z aspirantami studentami i rzemieślnikami asystowali około godziny 6 - tej wieczorem
w kościele św. Franciszka Salezego przy profesji hrabiego Cays, poprzedzonej
profesją czasową trzech kleryków: Galavotti, Bielli i Calligaris oraz koadiutora Lisa.
W roku 1852 hrabia pomagał Księdzu Bosko przy budowie tego kościoła i był
przewodniczącym honorowym na uroczystości św. Alojzego. Ksiądz Bosko
zaczerpnął z tego zdarzenia temat do przemówienia, wskazując dziwne drogi
Opatrzności.
W tym dniu, poświęconym Matce Najświętszej Niepokalanej, doznaję wielkiej
radości i pociechy, że znajduję się tu, ze wszystkimi swoimi synami salezjanami,
profesami i nowicjuszami, aspirantami i mogę do wszystkich zebranych skierować
swe słowa. Cieszę się, że wśród różnych rzeczy, złożonej ku Jej czci, złożono też
140

15 Pages 141-150

▲back to top

15.1 Page 141

▲back to top
profesję zakonną, która jest ofiarą najmilszą Bogu i Jej samej. Największego blasku
dodało temu świętu to wyrzeczenie się własnej woli i wygód, by się podobać Maryi
i poświęcić się na służbę Jej Boskiego Syna. Z mojej strony wypada mi, mówiąc po
ludzku, cieszyć się z tymi i gratulować im, którzy złożyli śluby. Wśród innych jeden
mnie specjalnie wzruszył: hrabia Cays. Miał styczność z nami, gdy budował się ten
kościół, służąc nam pomocą w naszych kłopotach materialnych, przyjmując obowiązki
przewodniczącego naszych uroczystości. Któżby wówczas powiedział: przyjdzie czas,
że hrabia Cays w tym kościele złoży śluby ubóstwa, czystości i posłuszeństwa, porzuci
wszystkie dostatki, jakie posiada, przyjemności, jakich może się spodziewać w świecie,
by prowadzić życie skromne i umartwione oraz że zostanie salezjaninem. Wówczas
takiego nazwano by szalonym. Zapewne ani mnie, ani jemu to by na myśl wówczas
nie przyszło. Otóż właśnie to, czego nikt z nas nie mógł sobie wyobrazić, sprawiła
Opatrzność Boża. On właśnie w tym kościele, który pomagał budować, poświęcił się
Panu Bogu przez śluby i w przyszłości będzie przewodnikiem do nieba dla wielu
młodzieńców. Opatrzność Boska sprawiła to, prowadząc go dziwnymi drogami, a ja
go chętnie przyjąłem! Och, trzeba to powiedzieć, że dziwne i tajemnicze są drogi
Pańskie i gdy nadejdzie czas przeznaczony, objawia on swoją wolę. Szczęśliwi ci,
których wybiera Bóg, czy są oni młodzi czy starzy, bogaci i ubodzy, by pełnili Jego
wolę ku Jego większej chwale i dla swego zbawienia. Szczęśliwi oni, jeśli poznawszy
ją, natychmiast przyjmują i zabierają się do dzieła. Będą zbawieni na wieki. Chciałem
poruszyć jeszcze inną myśl, skierowaną ogólnie do wszystkich salezjanów, moich
synów tutaj zebranych. Jest to w tym roku szkolnym pierwsza okazja, gdy mogę
przemawiać do was wszystkich razem zebranych. Gdy składano profesję, przyszło mi
na myśl zdanie z katechizmu: Jestem stworzony przez Boga, by go znać, kochać
i służyć Mu w tym życiu i cieszyć się z Nim na zawsze w ojczyźnie niebieskiej.
Ileż wzniosłych myśli zawierają te słowa! Jest to przedmiot do rozmyślania dla
uczonych i nieuczonych, bogatych i biednych, szczęśliwych i nieszczęśliwych,
słowem dla wszystkich, którzy żyją na ziemi. Wszyscy jesteśmy przeznaczeni do tego,
by znać, służyć i kochać Boga. Lecz jest wiele przeszkód przeszkadzającym nam
w czynieniu tego, tak jak należy: a więc bogactwa, namiętności, szatan. Dlatego tak
niewielu jest na świecie ludzi, którzy żyją prawdziwie po chrześcijańsku i święcie. A
przecież jest wyraźną wolą Bożą, by wszyscy stali się świętymi: haec est voluntas Dei
sanctificatio vostra. Daje On przecież nam wszystkim środki ku temu, by nas zbawić,
mówi niejako: Postarajcie się posługiwać nimi dobrze, dla waszego zbawienia.
A jakiż może być najskuteczniejszy środek do zmniejszenia tych przeszkód do
tego, by zamiast walczyć ze stu przeciwnościami, walczyć z dziewięćdziesięciu,
sześćdziesięciu lub dziesięciu? Otóż należy czynić nam to, co zaleca Chrystus: „Idź,
opuść to, co masz, przyjdź i pójdź za mną”. Wstąpić do zakonu, to za jednym
zamachem zwalczyć trzech naszych wrogów przy pomocy ślubów ubóstwa, czystości
i posłuszeństwa.
I rzeczywiście, jaka to wielka różnica miedzy tymi, którzy poświęcają się Bogu
w zakonie a tymi, którzy żyją w świecie. Dwie myśli głównie zajmują ich umysły,
141

15.2 Page 142

▲back to top
dwa uczucia starają się zawładnąć ich sercem. Sądzą oni, że dostąpią szczęścia
używając do woli nędznych rzeczy tego świata, podczas gdy pewnym jest, że nie
można służyć przecież dwom panom. Kochając jednego trzeba z konieczności
nienawidzić drugiego a służąc jednemu trzeba wzgardzić drugim. Szatan chce nam
zawrócić w głowie rożnymi powabami świata: Eruamur bonis, coronemus nos rosis,
antequam marceascant. Natomiast Chrystus Pan poleca: Diliges Dominum Deum
tuum...
A wiec w całości powinniśmy należeć do Niego. A przecież nikt nie może
służyć Bogu i używać rozkoszy tego świata, czyli służyć i szatanowi. Jest napisane:
Nie można Bogu służyć i mamonie.
Ludzie żyjący w świecie znajdują się pomiędzy dwoma wrogimi sobie
potęgami: z jednej strony Bóg, któremu powinniśmy służyć, z drugiej strony szatan
z próżnością i pożądliwością. Czyż można dać za wygraną światu i szatanowi? A
wtedy nastąpią wyrzuty sumienia i utracony będzie spokój wewnętrzny. Mamy zatem
opierać się? Oczywiście i walczyć nieustannie. Życie musi być wypełnione walką,
gdyż stale nacierają na nas namiętności - to próżna chwała, to zazdrość, to łakomstwo,
to znów bogactwa, które przecież, jak mówi Boski Zbawiciel, są kolcami a wszystkie
te walki dniem i nocą nie ustają.
Na to wszystko daje nam Chrystus swoją radę: „Jeżeli chcesz być doskonałym,
idź sprzedaj, co masz, daj ubogim a przyszedłszy pójdź za Mną”. A wiec oderwać się
od wszystkiego, zerwać wszelkie stosunki z naszymi wrogami, stanąć po stronie
Boskiego Zbawiciela, czyli innymi słowami, wstąpić do zakonu. Oto środek pewny
pokoju i bezpieczeństwa.
Ale czyż nie można zbawić się w świecie? Można, ale z tylu trudnościami,
których się nie uniknie, opuszczając świat i poświęcając się całkowicie na służbę Bożą.
Może, kto zauważy: Czyż nie ma na świecie ludzi świątobliwych, którzy bardzo
wiernie zachowują Boskie przykazania, nie mniej jak ci, którzy żyją w zakonie?
Owszem są tacy, ale na ileż niebezpieczeństw są narażeni. I tak, gdy chcą się modlić,
to prawie zawsze w tym znajdują przeszkodę; przeciwnie w Zgromadzeniu są godziny
wyznaczone na praktyki pobożne. Czyż w świecie odprawia dużo ludzi rozmyślanie?
A tymczasem u nas wystarczy wstać o piątej, już potem bez żadnych trudności
możemy spełniać nasze praktyki, zaczynając od rozmyślania. A w świecie to zajęcia
domowe, to obowiązki towarzyskie, to zaproszenia na obiady, wszystko razem
przeszkadza pełnieniu praktyk religijnych. Nie mówmy, że mogliby wstać wcześniej,
by odprawić swe praktyki religijne. Zwykle wstają tacy bardzo późno. Nie tak dawno
byłem z wizytą u pobożnej zresztą osoby, koło godziny 10 - tej rano i usłyszałem,
że jeszcze jest w łóżku? Widocznie musiała się późno udać na spoczynek? No tak! -
odpowiedziano mi. Obiad był o czwartej, potem trochę konwersacji, potem teatr
względnie bal, no i idzie się spać o północy, dlatego trzeba i później wstawać. Kiedyż
więc mogą znaleźć tacy czas na rozmyślanie? Nawet przy ich dobrych chęciach to nie
wychodzi. Jedyny środek, by uniknąć tych wszystkich zamieszań i niebezpieczeństw,
to właśnie usunięcie się w zacisze domów zakonnych. Łaska powołania, to wielka
142

15.3 Page 143

▲back to top
łaska i nie wszyscy jej dostępują. Ale myśmy ją otrzymali. Wytrwajmy zatem
w zachowaniu Reguł, a zdążać będziemy pewną drogą do nieba. Na ziemi otrzymamy
centuplum a po śmierci życie wieczne. Świat oczywiście nie zna tego szczęścia, jakie
daje życie zakonne. Myśmy je poznali i wielki skarb mamy w naszym ręku. Nie
namyślajmy się więc. Wszyscy, którzy tu jesteście, macie powołanie od Boga. Trzeba
zatem tej łasce odpowiedzieć a bądźcie pewni, że doznacie słodyczy życia z dala od
świata.
Zauważy ktoś: Czy Ksiądz Bosko może nas doprawdy zapewnić, że wszyscy,
którzy tu jesteśmy, jesteśmy powołani do stanu zakonnego? Nie chcę się nad tym
rozwodzić, ale mam wrażenie, iż mogę wam odpowiedzieć, że tak. To samo, że tu
jesteśmy razem zebrani, jest już oznaką woli Bożej. Powtarzam: zachowajcie Reguły
i bądźcie spokojni. Oczywiście, że, kto by i w zakonie chciał służyć dwom panom, to
by nie znalazł spokoju. Już święty Bernard przestrzega: iż są tacy, co chcą być
ubogimi, ale pod warunkiem, by im na niczym nie zbywało. Taki na pewno oszukuje
sam siebie. W życie zakonnym nie będą nas wieńczyli różami. Wszak Chrystus
ukoronowany był cierniem. Powiedział, że ciasna jest droga do nieba.
Równocześnie chcę zaznaczyć, co może zainteresuje niektórych, iż nie trzeba
wmawiać w siebie, że w życiu zakonnym są same tylko wyrzeczenia. Będą najpierw
ciernie, ale potem i róże. Prawdą jest, że niezbędny jest w zakonie duch umartwienia,
pokorne zaparcie siebie, ale to samo będzie źródłem łask i pociech niebieskich.
Właściwa nasza nagroda będzie w niebie, jak mówi św. Paweł, ale i na ziemi w różne
sposoby nam Bóg oddaje to cośmy dla Niego poświęcili i osładza pociechami chwile
trudności a nasi współbracia podtrzymują nas na duchu. Ale tym właściwym
centuplum, które nam Chrystus daje w tym życiu, to jest pokój sumienia, ufność
i błoga nadzieja nieba. I my wszyscy, o salezjanie, do tego szczęścia dojdziemy,
strzegąc skarbu naszego powołania. Zachowując nasze Reguły, chroniąc się pod
płaszcz naszej Matki Najświętszej Wspomożycielki, która jest nam tak bardzo
życzliwa.
Przyspieszona profesja hrabiego Cays, spowodowała w następnym roku przykrą
korespondencję, którą tu tylko w głównych zarysach przytoczymy.
Arcybiskup zamiast najpierw porozmawiać z Księdzem Bosko, denuncjował
fakt do Rzymu, iż został ktoś dopuszczony do ślubów wieczystych, zanim skończył
nowicjat.
Nowy Prefekt Kongregacji Biskupów i Zakonników, zażądał wyjaśnienia
sprawy od Księdza Bosko. Święty odpowiedział, podając racje kanoniczne
a popierając je autorytetem jednego wybitnego kanonisty:
Eminenza Rev. ma!
Odpowiadając na zapytanie zwrócone do mnie jako do głównego przełożonego
Zgromadzenia Salezjańskiego, czy udzieliłem dyspensy hrabiemu Cays od odbycia
pełnego roku nowicjatu przed ślubami i z jakiej przyczyny to uczyniłem, na pierwszą
część odpowiadam twierdząco, a na drugą, z całą pokorą oświadczam, iż ze
143

15.4 Page 144

▲back to top
spokojnym sumieniem uważałem, że to mogę uczynić, bo według przepisów Soboru
Trydenckiego, który przepisuje sub poena nullitatis, odbycia roku nowicjatu, to
uważam, że to odnosi się tylko do ślubów uroczystych a nie prostych. Wprawdzie
autorzy nie są zgodni w tłumaczeniu tego, ale znany kanonista Bouix jasno oświadcza
się za ważnością takiej profesji przed ukończeniem nowicjatu. By się jednak upewnić
zwróciłem się z zapytaniem do jednego z kardynałów, który po rozmowie z Ojcem
świętym oświadczył, iż można spokojnie trzymać się zdania owego kanonisty. Wobec
tego, że rzecz jest wątpliwa i dotyczy prawa uciążliwego, to należy ją wziąć sensu
scritto. Obecnie jest ogólnie przyjętą zasadą, że śluby uroczyste muszą być
poprzedzone ślubami prostymi, ale nigdzie nie ma powiedziane, że śluby proste muszą
być poprzedzone całym rokiem nowicjatu. Także biorąc nasze Reguły salezjańskie nie
można by wykazać nieważności takiej profesji, gdyż nigdzie nie jest zaznaczone,
że przełożony nie może takiej dyspensy udzielić. Pewno, że podobna dyspensa byłaby
niedozwolona, owszem sprzeczna z interesami zakonu i nowicjuszy, gdyby nie było
poważnych powodów uczynienia wyjątku, a właśnie w naszym przypadku takie
powody istnieją. Wszak chodzi tu o profesję osoby bardzo wyróżniającej się
pobożnością, nauką, długim życiem czynnym w służbie Bożej; chodzi o człowieka
mającego doktorat in utroque iure, znającego dobrze teologię moralną i dogmatyczną,
który kiedyś był posłem do parlamentu, który dał dowody odwagi chrześcijańskiej,
zasłużonego dyrektora Konferencji św. Wincentego, człowieka ze szlachetnej
i bogatej rodziny, mającej tytuł do święceń kapłańskich, który zanim rozpoczął
nowicjat przez długi już czas przebywał w Domu Macierzystym salezjanów bez
wszelkich wygód, a posiada wiek 65 - ciu lat.
Nie budziło więc nic obaw, co do jego zalet moralnych czy dojrzałości jego
decyzji ani co do korzyści, jakie z tego będzie mógł mieć zakon czy Kościół święty.
Owszem, celem dyspensy było do pewnego stopnia wynagrodzić człowieka, który był
zbudowaniem dla otoczenia, postawić go na stanowisku, na którym tym bardziej
mógłby pracować dla dobra świętej religii. Na potwierdzenie tego niech służy sama
powaga Arcybiskupa Turynu, monsignora Gastaldi, który w liście napisanym do tego
nowicjusza uważał za stosowne, jako wyraz swego poważania i szacunku dla niego,
dyspensować go samorzutnie od litterae testimoniales, potrzebnych do dopuszczenia
do nowicjatu, tonsury i święceń mniejszych.
Przekonany, że się usprawiedliwiłem od błędu i od winy niniejszym
oświadczam, jak jest moim obowiązkiem, iż zawsze jestem gotów zachować wszelkie
prawa i normy dane przez świętą Kongregację dla dobra Zgromadzenia Salezjańskiego.
Turyn, 18.06.1878 R.
Obligatissimo et humilissimo servitore Don G. Bosco
Te wywody nie spotkały się z życzliwym przyjęciem i kardynał odpowiedział,
że należy zachować, co przepisują Konstytucje Salezjańskie odnośnie do ślubów. List
Kardynała został Księdzu Bosko przesłany urzędowo pod data 7 lipca przez adwokata
Księdza Konstantyna Leonori, którym od tego czasu Święty się posługuje w swych
144

15.5 Page 145

▲back to top
relacjach z kongregacjami rzymskimi. Dlaczego odsunął się od adwokata Menghini,
nie wiadomo. Być może, że dlatego, iż z posługi Menghiniego korzystał także
Arcybiskup Turynu, co stawiało adwokata w trudnej sytuacji. Ale Ksiądz Bosko
w przytoczonym powyżej liście, nie powiedział wszystkiego. Miał on, jak już
wspomniano, od Papieża Piusa IX szczególniejsze uprawnienia odnośnie do
wewnętrznego zarządu Towarzystwa. Ale On z wielką ostrożnością tym się
posługiwał, a jeszcze mniej o tym mówił.
Na przysłane mu upomnienie odpowiedział następująco:
Eminenza Rev. ma!
Dnia 8 lipca otrzymałem list WE, w którym żąda się ode mnie, bym prosił
o sanacje jakoby nieważnych ślubów hrabiego Cays, ponieważ złożył profesję przed
ukończeniem nowicjatu. Wstrzymuję się od jakiejkolwiek uwagi na ten temat, proszę
tylko w drodze łaski i przez szacunek dla Stolicy świętej, jako też dla honoru
Zgromadzenia, którego jestem Przełożonym, żeby zwrócono uwagę na racje, które już
poprzednio wyłożyłem, a którymi powodowałem się przy udzielaniu dyspensy:
1. wybitni kanoniści twierdzą, że dekret Trydencki, odnosi się wyłącznie do
profesji uroczystej;
2. o możliwości dyspensy zostałem upewniony od jednego z kardynałów
(prawdopodobnie był to kardynał Berardi - zaufany doradca księdza Bosko),
byłem więc spokojny, co do ważności profesji. Nie prosiłem o specjalny
reskrypt, gdyż chodzi o wypadek sporadyczny.
Przedłożywszy w ten sposób swoje racje, proszę W. E. najpokorniej o
przebaczenie błędu, popełnionego mimo woli i równocześnie proszę o potrzebną
sanację. Zaznaczam tylko, że czas przeznaczony hrabiemu Cays na nowicjat już
upłynął i dlatego zażądam od niego tylko powtórzenia formuły profesji i spełnię to, co
W. E. uzna za stosowne zarządzić. Mam zaszczyt kreślić się Waszej Eminencji...
Ks. Jan Bosko.
Niewątpliwie Ksiądz Bosko lepiej by zrobił, gdyby się postarał o jakiś reskrypt
w tym względzie, ale nie uważał tego za potrzebne, gdyż hrabia już regularnie
otrzymywał święcenia i nie przyszło mu nawet na myśl, żeby sprawa miała być
odniesiona do trybunału rzymskiego. A przy tym dodać trzeba, że główna podpora
jego, Papież Pius IX, już nie żył.
Prefekt św. Kongregacji, odpowiedział 29 lipca, że ma prosić tylko o sanację
nowicjatu i profesji hrabiemu oraz że ten ma na piśmie oświadczyć, iż chce takową
otrzymać. Mówić o tym wprost hrabiemu byłoby rzeczą przykrą, spowodowałoby
pewne dla niego niepokoje, przy czym mógłby myśleć, że Przełożeni nie znają
przepisów kanonicznych. Postanowił, więc Ksiądz Bosko zaczekać do stosownej
chwili - tym bardziej, że nie był podany termin załatwienia sprawy. Zresztą było lato,
kiedy to dykasterie rzymskie są prawie nieczynne. W ten sposób hrabia mógł
spokojnie odprawić swoją Mszę św. prymicyjną i odbyć z księdzem Rua podróż do
145

15.6 Page 146

▲back to top
Paryża w sprawach Zgromadzenia. Po powrocie wyglądało, że można było o tym
wszystkim spokojnie porozmawiać. I rzeczywiście przyjął wszystko bardzo spokojnie
i napisał do Ojca św. następującą prośbę:
Karol Cays, kapłan salezjanin w Turynie, z uszanowaniem przedstawia Waszej
Świątobliwości, iż mu powiedziano, jakoby jego profesja była nieregularna
i dlatego prosi pokornie o łaskawą sanację, oświadczając, że jest jego bezwzględną
wolą pozostać w Zgromadzeniu i odnowić w nim swoją profesję wieczystą.
Odpowiedź z Rzymu nakładała na niego obowiązek spędzenia jeszcze miesiąca
nowicjatu pod kierunkiem mistrza nowicjuszów i powtórzenia profesji wieczystej
według Konstytucji. Z całą prostotą ten wzorowy zakonnik wrócił do jadalni
nowicjuszów, brał udział w ich praktykach a następnie odnowił na ręce Księdza Bosko
swoją profesję wieczystą.
Tak się zakończyła ta drażliwa sprawa i już się więcej o niej nie mówiło.
Wszystko to nie przeszkadzało hrabiemu przyjąć święceń kapłańskich tytułem
własnego patrimonium. Subdiakonat otrzymał od biskupa Salvai z Aleksandrii,
diakonat od Arcybiskupa i od niego także 20 września święcenia kapłańskie. Te
ostatnie chciał Arcybiskup udzielić mu w katedrze, w obecności wielu wybitnych
panów i pań, krewnych, znajomych i przyjaciół, przy tłumach wiernych. Oczywiście,
mógłby uroczyście odprawić swe prymicje w Turynie, ale to by spowodowało za dużo
roztargnienia dla niego, dlatego zrzekając się wszelkiej zewnętrznej manifestacji,
wyjechał z Turynu do Sampierdarena, gdzie odprawił Mszę św. w kościele św.
Wincentego. Cały przejęty wielkością chwili, popełnił nieuwagę, jedną z tych, które
się przez dłuższy czas pamięta. Gdy doszedł do błogosławieństwa końcowego, miał
wypowiedzieć je po cichu, zaśpiewał je more episcoporum. Ksiądz Bosko, który także
był wtedy w Sampierdarena na rekolekcjach, asystował mu przy ołtarzu.
A kiedy ksiądz Cays odprawił dziękczynienie, to Święty pisał do adwokata
Fortis, który również chciał zostać salezjaninem:
Mio caro professor Alfonso
W tej chwili hrabia Cays kończy Mszę św. i podczas, gdy on odprawia
dziękczynienie, to ja piszę parę słów. We wtorek rozpoczynają się rekolekcje w Lanzo.
Oczekuje cię pod karą, że sam przyjadę po ciebie. Podwójny będzie zysk, jeżeli ze
sobą przyprowadzisz młodszego braciszka Ryszarda, który pragnie być dobrym
a w razie, czego czyni cuda. Myślę, że tatuś jest zdrów. Nie śmiem go zapraszać, ale
gdyby on także przybył,do Lanzo, to urządzimy una gran festa i otoczymy go
wszelkimi względami. Modlę się za niego każdego dnia i proszę, by mu Bóg udzielił
długiego i szczęśliwego życia. Niech nam wszystkim Bóg błogosławi. Wyrazy
uszanowania dla mamy i Ryszarda. Módl się za mnie etc...
Dnia 22.09.1878 r.
Ksiądz Jan Bosko.
146

15.7 Page 147

▲back to top
Odkąd hrabia Cays został kapłanem o trzy rzeczy modlił się codziennie do
Madonny, aby umarł asystowany przez Księdza Bosko; ażeby wiedział, że w jego
rodzinie jest zachowana w całej szczerości wiara ojców i ażeby nie cierpiał wiele
w chwili śmierci, gdyż jak mówił, ma na to za mało cierpliwości.
Pobożny, pokorny, posłuszny, umartwiony, delikatny, budował wszystkich
swym przykładem przez 5 lat, gdyż Pan Bóg powołał go do siebie 4 października 1882
roku.
Umarł w Oratorium, na rękach ks. Rua, któremu został polecony przez Księdza
Bosko w ostatnich dwóch dniach, bo sam Ksiądz Bosko musiał wyjechać do San
Benigno na zakończenie rekolekcji. Cnotliwy hrabia z poddaniem się woli Bożej
spełnił i tę ofiarę z nieobecności Księdza Bosko. Ale ksiądz Rua, jako ukochany syn
Księdza Bosko i przy umierającym godnie zastępował Ojca. Było ogólne przekonanie,
że ma w tym względzie szczególne dary z nieba.
Aż do ostatniej chwili akty i słowa umierającego były wzniosłym pełnieniem
cnót teologicznych i stałym dowodem jego szczerego przywiązania do życia
zakonnego. Rozmawiając często z księdzem Rua, żalił się tyle razy, że nie mógł
w ostatnich miesiącach pełnić wszystkich Reguł - jak na przykład te, by wstawać rano
ze wszystkimi innymi. Dziękował Bogu, że ze względu na jego słabość, zaoszczędził
mu ciężkich cierpień fizycznych. Ostatni wieczór pobłogosławił swych najbliższych
z rodziny i oddał Bogu ducha w dzień. św. Franciszka z Asyżu, jak to sobie
przepowiedział.
Mówiąc o tej spokojnej śmierci, ksiądz Rua, przypomniał tę piękna maksymę:
że przyjemność umierania bez cierpień warta jest cierpienia w życiu bez przyjemności.
Il piacere di morire senza pena, vale ben la pena di vivere senza piacere.
147

15.8 Page 148

▲back to top
ROZDZIAŁ IX
Pierwsza Kapituła Generalna
Upływało już trzy lata od ostatecznego zatwierdzenia Reguł, nadszedł, więc
czas, by zwołać Kapitułę Generalną, która do roku 1904 była zwoływana, co trzy lata.
Pierwszy raz publicznie o tym mówił Ksiądz Bosko do współbraci 21 kwietnia
1877 roku: Ponieważ będzie to pierwsza Kapituła w historii Zgromadzenia pragnę, by
odbyła się w sposób jak najuroczystszy. Akta jej pójdą do Rzymu. Zgromadzenie
przez to nabierze nowego aspektu. Będzie to wielki krok naprzód!
Sam Ksiądz Bosko opracował materiał, jaki miał być omawiany. Pragnę –
dodał - żeby ta Kapituła stała się epokową w Zgromadzeniu; w ten sposób, gdy ja
umrę, sprawy będą już należycie postawione i urządzone.
Tu kronikarz zaznacza: „Doprawdy niezwykle dziwną i pouczającą jest rzeczą,
jak Ksiądz Bosko przechodzi nad wielu sprawami drobniejszymi, jakby ich nie
zauważał; nie zwraca na nie uwagi i nie reaguje, ale rozważa i zastanawia się, a gdy
przyjdzie moment odpowiedni, ma wszystkie rozwiązania gotowe”.
Dominującą myślą u niego było wówczas ugruntowanie Zgromadzenia, aby nie
zostawić kłopotów następcy. Pierwszą Kapitułę uważał za wielkie wydarzenie, dlatego
odsunąwszy wszelkie inne sprawy na bok, zajął się wyłącznie jej przygotowaniem
i przeprowadzeniem.
Chodzi o to - mówił, by w całym naszym życiu zaprowadzić regularność. Dotąd
mówiło się: nasze sprawy idą dobrze! Ale jak daleko jeszcze jesteśmy od prawdziwej
regularności. Mówi się także: życie wspólne. Ale jak wiele brakuje nam do jego
urzeczywistnienia. Nasze Reguły są wprawdzie zwięzłe, lecz w wielu punktach jedno
słowo wymagałoby wiele rozdziałów objaśnień na temat ich wykonywania. Jeślibym
pisząc te Reguły, miał to doświadczenie, jakie mam obecnie, to bym je napisał jeszcze
krótsze, sprowadzając je do może do jednej piątej części tego, co jest. W Rzymie
bowiem przy zatwierdzaniu zważają tylko na to, co napisane, a resztą mniej się
interesują. Kongregacjom rzymskim przedstawia się stan organiczny Zgromadzenia,
co zaś odnosi się do praktyki, pozostawia się nam samym. Otóż obecnie na Kapitule
Generalnej debatować się będzie na temat praktyki Reguł. Obecnie jeszcze wiele
przepisów nie praktykuje się a o niektórych nawet się nie wie, że są zawarte w
Regułach.
Dlatego będą one rozważane dokładnie i poda się sposób ich zachowania.
Po opracowaniu ogólnego schematu, dał go do druku i kopie tegoż rozesłał
w ciągu lipca, dyrektorom domów, by rozdali je współbraciom; zapraszał, bowiem
148

15.9 Page 149

▲back to top
wszystkich, by rozważyli poruszane tam kwestie i poczynili własne uwagi, które
następnie miały być przesłane do odpowiednich komisji, upoważnionych do ich
przedyskutowania.
Do swego schematu Ksiądz Bosko, dodał następujące uwagi:
Nasze ustawy w rozdziale 6 art. 3 mówią, że, co trzy lata odbędzie się Kapituła
Generalna, która jest uprawniona do omawiania wszystkich spraw, mogących
przynieść pożytek poszczególnym członkom lub Zgromadzeniu w ogólności.
Ponieważ upłynęły dokładnie trzy lata od definitywnego zatwierdzenia naszego
Towarzystwa, obowiązuje nas zwołanie i odbycie tej Kapituły. Mają w niej wziąć
udział dyrektorzy i prefekci wszystkich naszych domów. Z uwagi na to, że jest to
pierwsza Kapituła Generalna, zainteresuje na pewno wszystkich członków, którzy ze
swej strony powinni przyczynić się, by przyniosła korzyści, jakich się po nich
spodziewamy. Odbędzie się ona w Lanzo, przed lub po rekolekcjach. Uchwały jej
staną się regulaminem do naszych Ustaw. Księża dyrektorzy, prefekci wraz
z kapitułami poszczególnych domów, powinni zaznajomić się uprzednio
z przedmiotem obrad w celu przygotowania tych dodatków i uwag, jakie mogłyby być
stosowne. Każdy dyrektor zatem niech zakomunikuje ten schemat poszczególnym
współbraciom kapituły domowej i da im sposobność przestudiowania przedstawionych
tematów.
Prefekci zostali zaproszeni, jako zwykli doradcy w celu nadania Kapitule jak
największej uroczystości, ale w praktyce okazało się, że po oddaleniu się z domów
dyrektorów, prefekci już nie mogli stamtąd wyjechać. Dlatego Ksiądz Bosko
postanowił, by na te tematy, w których byli kompetentni, wypowiedzieli się w czasie
rekolekcji, czy przy innej okazji.
O składzie Kapituły Generalnej będzie mowa niżej.
Do schematu dołączony był Regulamin Kapituły Generalnej, który
zatwierdzony z niewielkimi zmianami, służył również za normę dla następnych
Kapituł.
Schemat powyższy ma dla nas wielkie znaczenie, ponieważ został ułożony
przez samego Księdza Bosko po kilkudniowym namyśle; dlatego stosowną rzeczą
będzie przytoczyć te punkty, które pozwalają nam lepiej poznać myśl Księdza Bosko
odnośnie do najważniejszych problemów życia zakonnego; tym więcej, że niełatwo
dziś znaleźć egzemplarze tegoż. Z 21 paragrafów, które składały się na ten schemat
uwzględnimy te najbardziej znaczące:
1. Życie wspólne. Proponuje się różne kwestie wychodząc z założenia:
życie wspólne jest związkiem, utrzymującym instytucje zakonne w gorliwości
i obserwancji ich Reguł. Bez życia wspólnego wszystko obraca się w nieład.
2. Wzgląd na zdrowie współbraci. Także i tu wychodzi z zasad ogólnych:
Winniśmy troszczyć się należycie o zdrowie własne i naszych współbraci. Zdrowie
jest bardzo cennym darem danym nam przez Boga, dzięki któremu możemy czynić
wiele dobrego dla siebie i dla bliźnich. Dla zachowania zdrowia jest konieczny
odpoczynek, umiar w pracy i jedzeniu. Nie ma być zajęć po kolacji; po pacierzach
149

15.10 Page 150

▲back to top
wieczornych niech każdy udaje się na spoczynek. Sumienność członków w
wykonywaniu własnych obowiązków; roztropny podział pracy i zajęć stosownie do
stanu zdrowia, zdolności i skłonności jednostek, bardzo pomagają do zachowania
zdrowia.
3. Nauka. Jest mowa o naukach humanistycznych i teologicznych;
o wykształceniu kleryków i przygotowaniu ich do głoszenia kazań.
4. O nauce wychowanków. Zalecenia wstępne: Dbać szczególnie o to, by
wychowankowie nie próżnowali, ale nie należy również przeciążać ich nauką.
Nauczyciele niech nie nalegają na postęp w nauce tych, którzy są miernych zdolności;
uczniom słabszym należy zapewnić pomoc w poszczególnych klasach. W końcu
zaleca uwagi, które trzeba mieć na względzie, dbając o postęp uczniów w szkole,
dokładny rozkład godzin, zachowanie karności, przechadzki w swoim czasie, bez
zatrzymywania się i niezbyt długie, nie za długie wakacje, w czasie, których powinno
też być trochę nauki traktowanej raczej rozrywkowo.
5. Teksty podstawowe. Jako regułę zasadniczą podaję: teksty podręczników
używanych w szkołach niech będą napisane lub poprawione przez naszych członków
lub przez osoby znane z moralności. Chce również, by czuwać nad książkami, które
się daje w nagrodę; Lepiej dać książkę mniej ciekawą niż pasjonującą, ale zawierającą
zasady lub zdania szkodliwe dla wychowanków.
6. Moralność u członków salezjanów. Punktem wyjścia jest: Moralność jest
fundamentem instytutów zakonnych. Nie wystarczy przestrzeganie ich po wstąpieniu
do Zgromadzenia, ale winna być prewentywna, tzn. ma istnieć już przed przyjęciem
do zakonu. A oto podane przez niego kryteria odnośnie do przyjmowania do
Zgromadzenia aspirantów i dopuszczanie nowicjuszy do ślubów; Nim się przyjmie
jakiegoś kandydata, należy zasięgnąć informacji z pewnego źródła o jego uprzednim
prowadzeniu się moralnym. Można być pobłażliwym, co do zdolności i opłat, lecz
stosować wszelki rygor odnośnie do zalet moralnych. Nigdy nie przyjmować jednostki,
która z powodu niemoralnego zachowania się została wydalona z jakiegoś zakładu
wychowawczego lub z seminarium. Nowicjusze, którzy w ciągu roku nowicjatu nie
dają pewności pod tym względem, nie mogą być dopuszczeni do profesji zakonnej.
Naśladować przykład innych Zgromadzeń zakonnych, które wydalają nowicjusza, gdy
tylko jest poszlaka niezbyt ugruntowanej moralności.
Co do profesów nastaje na zachowanie Reguł, posłuszeństwo, praktyki pobożne
i niekonieczne wychodzenie z domu.
7. Moralność wśród wychowanków. Na pierwszym miejscu kładzie
przykład ze strony salezjanów. Młodzież przyjmuje to, co się jej podaje. Salezjanie zaś
nie potrafią dać jej tego, czego sami by nie posiadali. Należy dobrze rozważyć te
słowa i niech je dyrektorzy wezmą za przedmiot swych konferencji. Następnie
zasiewem dobrych obyczajów wśród wychowanków jest: dokładny porządek dzienny i
punktualność każdego na swoim stanowisku. Potem przychodzą pewne kanaliki, przez
które łatwiej spływają do serc wychowanków łaska i dobre natchnienie, a tymi są:
mały kler, stowarzyszenia religijne, sakramenty św., tridua, nowenny, rekolekcje,
150

16 Pages 151-160

▲back to top

16.1 Page 151

▲back to top
uroczystości i funkcje kościelne. Wreszcie skutecznymi środkami są rozrywki,
z których dawać należy pierwszeństwo ćwiczeniom, w których wyrabia się zręczność
całej osoby, a wykluczyć należy wszelkie uściski, pocałunki, pieszczoty, itp.
8. Odzież i bielizna. Duch Księdza Bosko ujawnia się w tych wskazówkach:
niech przełożeni starają się, by każdy miał przyzwoitą odzież i niech nie brakuje
rzeczy koniecznych do okrycia w przykrych porach roku.
9. Ekonomia w zakupach. Znamienne są dwa zdania: nasze utrzymanie jest
oparte na Opatrzności, która nigdy nas nie zawiodła i ufamy nie zawiedzie. Z naszej
jednak strony winniśmy troskliwie oszczędzać w tym, co nie jest konieczne, dbać o
ekonomię w sprzedaży i zakupach.
10. Ekonomia w oświetleniu. Zwykłe polecenia i uwagi.
11. Ekonomia w kuchni i opale. Jako norma praktyczna posłuży następujące
zalecenie: codziennie niech prefekt zaglądnie do kuchni czy czegoś nie brakuje, niech
uważa, by nikt tam nie wchodził, kto nie ma jakiegoś specjalnego zajęcia.
12. Oszczędność w podróżach. Uwagi ogólne: zalecenia zachowania umiaru
w korespondencji.
13. Oszczędność w robotach budowlanych. Mówi Ksiądz Bosko: Kłuje w
oczy naszych dobrodziejów widok elegancji, wyszukany styl budynków, mebli,
sprzętów oraz zastawy stołowej.
14. Uszanowanie dla Przełożonych. Przede wszystkim wielkie upomnienie:
Wszyscy, którzy wykonują jakiś urząd, jeżeli chcą być szanowani przez swych
podwładnych, niech sami czynią to samo względem swoich przełożonych. Poza tym
chyba nic nowego - uwaga, by każdy salezjanin kilka razy do roku pisywał do
Przełożonego Głównego o swym zdrowiu, trudnościach napotykanych w swym
urzędzie i innych sprawach, odnoszących się moralnie i materialnie do niego. Listów
tych nie może czytać nikt inny, prócz tego, kto pisuje lub komu on pozwoli przeczytać.
15. Inspektoraty lub prowincje. Trzy główne linie dla najbliższej Kapituły
Generalnej; sprawozdanie miesięczne dyrektorów; odprowadzenie części zbywających
pieniędzy z domów i ich użytek; wizytacje zwyczajne i nadzwyczajne. A oto dwa
główne obowiązki inspektorów: dbać o zachowanie Reguł, przeszkadzać temu, co
wiedzie do nadużyć.
16. Gościnność, zaproszenia i obiady. Grzeczność, względy i delikatność ze
wszystkimi.
17. Zwyczaje zakonne. Chodzi tu o praktyki pobożne nie nakazane przez
Reguły. Daje następujące wytyczne: każdy dyrektor niech trzyma się zwyczajów
panujących w Domu Macierzystym, niech je zachowuje w pamięci i przestrzega w
swoim domu.
18. Tradycje. Wszystko przeszło do regulaminów domów.
19. Jałmużny. Zasada: Według naszych Reguł nikt nie może trzymać
pieniędzy w dużej czy małej ilości bez szczególnego pozwolenia Przełożonego. Żyjąc,
więc z Opatrzności codziennej, nie jesteśmy w stanie udzielać jałmużny. Norma
praktyczna: Pomimo to, dla uniknięcia zgorszenia lub złorzeczeń każdy dyrektor może
151

16.2 Page 152

▲back to top
dać kilka złotych księżom w domu, by mogli w pewnych koniecznych wypadkach
udzielić jałmużny.
Ważne zastrzeżenie: ani przed ani po odbytej spowiedzi, ani w zakrystii nie
udzielać jałmużny, ponieważ mogłoby to być przyczyną nieporządków
i komentarzy, których każdy zakonnik winien bezwzględnie unikać.
20. O nowicjuszach. Punktem godnym uwagi jest ten, w którym poleca
natychmiastowe odesłanie do domu nowicjusza, który po roku próby nie został z
poważnych powodów dopuszczony do profesji zakonnej. Powody tej surowości
przytacza Ksiądz Bosko dwa: czego nie zrobił przez cały rok próby, to z trudnością
zdoła zrobić później, a choćby nawet zrobił, to będzie to wysiłek chwilowy, na który
nie można liczyć, zatrzymując takiego dłużej w Zgromadzeniu, powoduje się
niezadowolenie u innych.
21. Wakacje. Ksiądz Bosko okazuje się w każdym wypadku wrogiem
udawania się na wakacje do rodziny, przyjaciół czy kolegów. Powtarza tu również
znane swe powiedzenie: Doświadczenie nauczyło, że takie wyjazdy były zawsze
szkodliwe a jeśli komuś się zdawało, że odniósł z wyjazdu pozorną korzyść materialną,
to w każdym razie nie znajdzie się ani jednego, który by odniósł korzyść duchową.
Niewiele czasu upłynęło od rozesłania schematu do otwarcia Kapituły
Generalnej, które nastąpiło po południu 5 września. Dyrektorzy w dniu oznaczonym
zebrali się w Turynie, skąd udali się do Lanzo, miejsca Kapituły. Tu zebrali się
wszyscy wieczorem w kaplicy zakładowej. Ksiądz Bosko zaintonował hymn Veni
Creator. Po czym odczytano 3, 4, 5 - ty artykuł rozdziału 6 Reguł a następnie Ksiądz
Bosko przemówił do zebranych:
Rozpoczynamy naszą pierwszą Kapitułę Generalną, którą w tej chwili ogłaszam
za otwartą. Zabieramy się do sprawy wielkiej wagi dla naszego Zgromadzenia. Chodzi
o rozpatrzenie naszych Ustaw i stwierdzenie, które sprawy winny być ujednostajnione
w praktyce we wszystkich domach, które istnieją obecnie i które Opatrzność pozwoli
nam w przyszłości otworzyć. Wszyscy macie w ręku schemat zagadnień będących
przedmiotem obrad; poczyniliście pewne uwagi, otrzymaliście je od współbraci
i jesteście upoważnieni do przyjmowania wszelkich uwag od poszczególnych
członków Zgromadzenia, by przedłożyć je na Kapitule. Nie pozostaje nic innego, jak
zebrawszy się w Panu, debatować nad tymi sprawami, które zostaną przedłożone.
Boski Zbawiciel mówi w Ewangelii, że tam, gdzie są zebrani dwaj lub trzej
w imię Jego, tam On sam jest wśród nich. Nie mamy innego celu na tych zebraniach,
jak większą chwałę Bożą i zbawienie dusz, odkupionych Najdroższą Krwią
Zbawiciela. Możemy, więc być pewni, że Pan Jezus znajduje się pośród nas, sam
prowadzi rzeczy w ten sposób, by wyszły na Jego chwałę.
Chcemy w tej chwili oddać naszą Kapitułę pod specjalną opiekę Najświętszej
Maryi Panny; Ona jest wspomożeniem chrześcijan i nic bardziej nie leży jej na sercu
jak wspieranie tych, którzy nie tylko pragną kochać i służyć jej Boskiemu Synowi,
lecz zbierają się właśnie w celu ustalenia, jak praktycznie pociągnąć do tego, jak
152

16.3 Page 153

▲back to top
największe rzesze bliźnich. Maryja jest światłem ślepych; prośmy Ją zatem, by raczyła
oświecać nasze słabe umysły przez cały czas trwania Kapituły. A święty Franciszek,
nasz Patron, przewodniczyć będzie na naszych zebraniach i ufamy, że wyjedna nam
u Boga konieczną pomoc do podjęcia decyzji, zgodnych z Jego duchem.
Rzeczą zaś, którą najbardziej zalecam jest konieczność zachowania ścisłego
sekretu ze wszystkich traktowanych spraw, aż do ich uchwalenia i opublikowania.
Wówczas zostaną wydrukowane i posłane do zatwierdzenia przez Stolicę Świętą,
nieomylną mistrzynię w tych sprawach. Potem zostaną ogłoszone wszystkim.
Pragnąłbym bardzo, by w obradach postępowano poważnie i stosownie do
ważności chwili, bo od tego tu jesteśmy. Pozostawmy na uboczu inne myśli
i zajmijmy się tą sprawą poważnie. Jeśli nie wystarczy kilku dni - poświecimy czas
dłuższy, lecz ma to być rzecz ukończona.
A teraz wezwijmy pomoc Matki Najświętszej odśpiewaniem hymnu Ave Maria
Stella, potem udzieli się błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem i udamy się
wszyscy do sali Kapituły, by rozpocząć obrady.
Po udzieleniu błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem, przystąpiono
zaraz do wstępnych czynności w sali kapitularnej, którą była stancja Dyrekcji. Podamy
tu imiona kapitulnych i konsultorów w porządku i z kwalifikacjami każdego, według
przechowanego sprawozdania. W pewnych kołach turyńskich, krążyły wersje złośliwe,
że salezjanie są zbieraniną nieuków, zdatnych do czynienia hałasu, a nic więcej; to
tłumaczy troskliwość Księdza Bosko przy uwidocznieniu tytułów niektórych obecnych
członków; tym więcej, że na posiedzenia zapraszał On również osoby z poza
Zgromadzenia. A oto spis urzędowy uczestników I Kapituły Generalnej:
1. Ksiądz Jan Bosko - Założyciel i Przełożony Generalny Zgromadzenia
Salezjańskiego; autor wielu książek ogłoszonych drukiem na korzyść zwłaszcza
młodzieży.
2. Ksiądz Michał Rua - Prefekt Zgromadzenia Salezjańskiego, profesor retoryki.
3. Ks. Jan Cagliero - Katecheta Generalny Zgromadzenia, doktor św. teologii,
sławny mistrz i kompozytor muzyczny, inspektor domów w Ameryce Południowej.
4. Ks. Karol Ghivarello - ekonom Zgromadzenia, nauczyciel i wynalazca
niektórych urządzeń mechanicznych.
5. Ks. Celestyn Durando - Radca szkolny Zgromadzenia, profesor i autor
różnych dzieł literackich.
6. Ks. Józef Lazzaro- Radca Kapituły Wyższej, dyrektor domu Oratorium św.
Franciszka Salezego.
7. Ks. Antoni Sala - Radca Kapituły Wyższej i ekonom domu w Turynie.
8. Ks. Jan Bonetti - dyrektor Borgo S. Martino, profesor gimnazjum, autor
wielu utworów literackich.
9. Ks. Jan Francesia - dyrektor Kolegium w Varazze, doktor literatury.
10. Ks. Franciszek Cerruti - dyrektor Kolegium w Alassio, doktor literatury,
autor wielu podręczników szkolnych.
153

16.4 Page 154

▲back to top
11. Ks. Jan Lemoyne - dyrektor Kolegium w Lanzo koło Turynu, lic. teologii,
autor wielu utworów młodzieżowych.
12. Ks. Paweł Albera - dyrektor schroniska św. Wincentego w Sampierdarena,
profesor gimnazjum.
13. Ks. Franciszek Dalmazzo - dyrektor Kolegium w Valsalice, doktor
literatury.
14. Ks. Józef Ronchail- dyrektor Patronatu św. Piotra w Nizza, profesor języka
francuskiego i gimnazjum.
15. Ks. Jakub Costamagna - dyrektor Córek Maryi Wspomożycielki w Mornese,
nauczyciel i kompozytor wielu utworów muzycznych.
16. Ks. Mikołaj Cibrario - dyrektor szkół Córek Maryi Wspomożycielki
w Torrione Valcrosia.
17. Ks. Alojzy Guanella - dyrektor szkół i Oratorium w Trinita koło Mondovi.
18. Ks. Józef Scappini - dyrektor duchowny Koncepcjonistów w Rzymie.
19. Ks. Józef Monateri - dyrektor gimnazjum w Albano Laziale, profesor
gimnazjum.
20. Ks. Józef Daghero - profesor seminarium w Magliano Sabino, doktor
literatury.
21. Ks. Dominik Belmonte - profesor fizyki i przyrody w liceum w Alassio.
22. Ks. Juliusz Barbaris - dyrektor nowicjatu, doktor świętej teologii, autor
wielu dzieł literackich.
23. Ks. Joachim Berto - sekretarz Księdza Bosko i archiwista Zgromadzenia.
Brali także udział na niektórych posiedzeniach, zwłaszcza dotyczących
ekonomii:
Ks. Józef Leveratto - prefekt w Kolegium w Borgo s. Martino;
Ks. Antoni Pagani- dyrektor duchowny w seminarium w Magliano Sabino;
P. Józef Rossi - prowedytor generalny naszych domów;
oraz hrabia, obecnie ksiądz Karol Cays di Gilletta i Casallatte, doktor obojga
praw, były prezes Rady Głównej Konferencji św. Wincentego a Paulo w prowincji
Turyńskiej, były deputowany do parlamentu subsplińskiego i inni.
Niektórzy dyrektorzy przyprowadzili ze sobą współbrata z własnego domu, nie
w charakterze delegata, lecz jakby konsultorów. Zwłaszcza, gdy traktowano
o sprawach ekonomicznych, wzywany był z Turynu koadiutor Józef Rossi, dostawca
Oratorium.
Posiedzenia były dwojakiego rodzaju: jedne częściowo odbywane przez różne
komisje, drugie plenarne, w których brali udział wszyscy członkowie Kapituły. Na
niektóre z nich zaprosił Ksiądz Bosko dwóch sławnych OO Jezuitów: O. Secondo
Franco - doskonałego pisarza ascetyki i O. Giovanni Battista Rostagno - profesora
prawa kanonicznego na Uniwersytecie w Lowanium. Obaj odnosili się z wielką czcią
i poważaniem względem Księdza Bosko. Z nimi to Ksiądz Bosko w wieczory
154

16.5 Page 155

▲back to top
poprzedzające niektóre posiedzenia, odbywał konferencje w celu uzgodnienia spraw
z prawem kanonicznym i zwyczajami zgromadzeń zakonnych.
Konferencji ogólnych odbyło się 26, wszystkie pod przewodnictwem Księdza
Bosko. Członkowie Kapituły Generalnej zasiadali dookoła stołu na krzesłach, ale nie
było ustalonego żadnego porządku precedencji. Każde posiedzenie zaczynało się
i kończyło zwykłą modlitwą.
Na pierwszym posiedzeniu, po odczytaniu Regulaminu Kapituły Generalnej,
przystąpiono do wyboru moderatora, którym został ks. Rua i dwóch sekretarzy,
którymi zostali ksiądz Barberis i ksiądz Berto. Moderator miał obowiązek czuwać nad
zachowaniem regulaminu, dopatrzeć, by wszystkie komisje miały wszystko gotowe na
czas, dbać o rzeczy konieczne i być ośrodkiem kierowniczym. Jeden z sekretarzy miał
obowiązek spisywać protokoły z posiedzeń, drugi sporządzać akty autentyczne
i uchwały podjęte zgodnie na posiedzeniach.
Potem wybrano komisje, którym powierzono obowiązek dokładnego
przestudiowania zagadnień mających być omawianych na posiedzeniach ogólnych.
W każdej komisji wyznaczony był przewodniczący; potem każda komisja wybrała
sobie sprawozdawcę, który na konferencji ogólnej przedkładał wyniki posiedzeń
partykularnych na odpowiedni temat. Te sprawozdania miały być sporządzane na
piśmie - dlatego, by miały większą dokładność i formę, bądź, dlatego, by ułatwić
sekretarzom ich i tak trudne zadanie.
Na pierwszej konferencji ustanowiono 5 komisji, a w ciągu dalszych rozważań
wyłoniły się jeszcze trzy, odnośnie do kwestii, których początkowo nie wzięto pod
uwagę. Przewodniczącymi komisji byli oraz ich skład był następujący:
Komisja I - Przyjęcie i nowicjat, Studia teologiczne i kaznodziejstwo –
przewodniczący ks. Francesia, ks. Lazzaro, ks. Costamagna i ks. Barberis;
Komisja II - Nauki wychowanków. Prasa itp. Przewodniczący ks. Durando,
oraz ks. Cerruti, ks. Monateri, ks. Daghero.
Komisja III - Życie wspólne. ks. Rua - przewodniczący, ks. Ghivarello,
ks. Albera, ks. Cibrario.
Komisja IV - Moralność i sprawy z nią związane. ks. Cagliero jako
przewodniczący, ks. Lemoyne, ks. Ronchail, ks. Delmazzo.
Komisja V - Ekonomia. Ks. Bonetti- przewodniczący, ks. Sala, ks. Belmonte,
hrabia Cays oraz ks. Levaratto.
Komisja VI - Inspektorie i obowiązki inspektora. ks. Cagliero, ks. Rua i ks.
Albera.
Komisja VII - Córki Maryi Wspomożycielki, ks. Costamagna, ks. Bonetti, ks.
Cerruti, ks. Albera.
Komisja VIII - Uchwały przyjęte w latach poprzednich - które z nich
przedłożyć Kapitule Generalnej do zaaprobowania i włączenia w odpowiednie miejsce.
155

16.6 Page 156

▲back to top
Te prace przygotowawcze zajęły cały czas przeznaczony na pierwszą
konferencję ogólną. Skoro porządek dzienny był wyczerpany, wówczas Ksiądz Bosko
poprosił O. Franco, by przemówił do Zgromadzonych kilka słów. W przemowie
swojej główną uwagę zwrócił on na konieczność uformowania u salezjanów sumienia.
W końcu Ksiądz Bosko zakończył następującym przemówieniem:
Oto rozpoczęliśmy pierwszą Kapitułę Generalną naszego Zgromadzenia.
Oprócz, co dopiero odczytanego regulaminu, brak nam jakichkolwiek norm tradycji
w jej prowadzeniu. W szczegółach zaś postępować będziemy swobodnie, traktując
jednak wszystko poważnie, by to mogło służyć za wzór dla Kapituł, jakie
w przyszłości będą się odbywać. Prawda, że krótki mamy czas przeznaczony na
obrady, lecz ułatwieniem nam będzie to, iż wiele już praktykowało się u nas przez lata
i lata oraz nie będzie trzeba się nad niektórymi zagadnieniami zatrzymywać. Zresztą
nie będziemy traktowali spraw naukowo, według teorii książkowych, ale uwzględnimy
raczej stronę praktyczną, co nam najbardziej leży na sercu. Jeśli niektóre punkty nie
zostaną ostatecznie omówione, nie szkodzi, będzie czas powrócić do nich, kiedy
indziej.
Dla nas najważniejsza jest praktyka. Nie będziemy szperać po książkach
i traktatach, ale rozpatrując przedłożony schemat regulaminu, usuniemy z niego,
zmienimy, czy dodamy nowy artykuł według tego jak nam będzie odpowiadać. Niech
się przy tym studiuje Reguły i regulaminy kolegiów, dotychczasowe listy okólne
rozsyłane po domach w ubiegłych latach i uchwały powzięte na dorocznych
konferencjach dyrektorów, jakie miały miejsce w Lanzo, czy Turynie. Najważniejszą
jest rzeczą do przeprowadzenia na tej Kapitule, by reguły dotychczas organiczne,
weszły w praktykę i by zostały przestudiowane wszystkie środki i sposoby, jak je
w czyn wprowadzić i ujednostajnić we wszystkich naszych domach.
Powtarzam, że ważną przy tym jest rzeczą zachować sekret tak wobec osób
z poza Zgromadzenia, jak i wobec współbraci niebiorących udziału w Kapitule,
dopóki akta nie zostaną zatwierdzone przez Rzym. Nawet rozmawiając miedzy sobą
uważajmy, by nie było osoby trzeciej podsłuchującej. Na ogół po zakonach
obowiązuje ten sekret pod przysięgą i grzeszy ciężko, kto go łamie: u nas takiej
sankcji nie ma, lecz każdy z was widzi, jak potrzebne jest zachowanie ścisłego sekretu.
Poza tym niech każdy w tych dniach cierpliwie studiuje problemy do
omawiania, nawet gdyby sprawy nie szły całkiem sprawnie. Wszak to nasze zebranie
nie ma jeszcze precedensu i zwyczajów ustalonych. Ufamy jednak,
że z błogosławieństwem Bożym i pod specjalną opieką MB Wspomożenia Wiernych,
przyniesie ona Zgromadzeniu wielkie korzyści.
Na posiedzeniach plenarnych dyskusje zaczynały się od sprawozdań
z komisji specjalnych. Gdy zamierzono głosować nad tymi rezolucjami, formułowano
artykuły, które po zakończeniu miały być wysłane do Rzymu.
Artykuły te były dwojakiego rodzaju. Jedne czysto dyscyplinarne, mające
służyć jako podręcznik do użytku Zgromadzenia, drugie organiczne i dyrektywne,
156

16.7 Page 157

▲back to top
które miały być dołączone do Reguł już zatwierdzonych. Dla pierwszych wystarczyło
zwykle „visto” Rzymu; dla drugich było konieczne zatwierdzenie formalne, bez
którego nie miałoby mocy obowiązującej. Większa część artykułów uchwalona została
w roku 1878 i nie trudno zdobyć ich kopie, dlatego nie będziemy ich zamieszczali
w tym tomie. Dyskusje zaś, które je przygotowywały, tak jak je widzimy
w sprawozdaniach, nie przedstawiają nic szczególnego, by poświęcać im wiele
miejsca. Uważamy jednak za rzecz pożyteczną i przyjemną dla czytelnika, jeśli
przebiegniemy dawne karty i wydobędziemy z nich żywe słowa Księdza Bosko, które
tak często są zawarte w tekstach protokolarnych. Tam gdzie znajdzie się dla nas coś
interesującego z dyskusji, nie omieszkamy i tego przytoczyć.
KOADIUTORZY I RZEMIEŚLNICY NA STUDIACH. KAZNODZIEJSTWO.
Konferencja druga. W drodze zwykłej, kto został przyjęty do Zgromadzenia na
koadiutora nie zezwalano, by przeszedł do stanu kapłańskiego. Na tym punkcie dawne
zakony były nieubłagane. Wszakże, jeśli zachodziły czasem wyjątki, to udzielane były
wyłącznie przez Przełożonego Generalnego. Co do rzemieślników pragnących przejść
na studia, by wstąpić do Zgromadzenia jako klerycy, sprawę odsyłano do właściwych
dyrektorów. Zresztą - zauważył Ksiądz Bosko w konkluzji - dziś, kiedy jest taki brak
kapłanów, jestem zdania, że tam, gdzie są po temu zdolności i cnota, należy ułatwiać
drogę do kapłaństwa. I rzeczywiście, otrzymał on wspaniałe wyniki. Z koadiutora na
studenta przeszedł ten święty mąż, jakim był ksiądz Lago. Z pośród rzemieślników
później wstępowała do kapłaństwa coraz większa liczba, wzrastająca z roku na rok.
Z nich to rekrutowali się tacy, jak ksiądz Tamietti, ksiądz Pavia, ksiądz Rinaldi Jan,
ksiądz Cassinis, ksiądz Beavoir, ksiądz Davico i inni.
Na temat kazań - Ksiądz Bosko zrobił uwagę: O ile możności należy pisać
kazania. Staną się przez to korzystniejsze dla słuchaczy i dla samego kaznodziei, będą
kształcące. W wypadkach koniecznych, przygotować je należy opierając się na jakimś
popularnym, cieszącym się wzięciem, autorem.
PORZĄDEK I KARNOŚĆ. SKŁAD KAPITUŁY GENERALNEJ.
Konferencja trzecia. Na tej konferencji wyłoniła się okazyjnie kwestia historii
Reguł; trzeba więc o niej coś powiedzieć. A mianowicie - kto miał ściśle prawo do
uczestniczenia w Kapitule Generalnej. Reguły rozważając wypadek, kiedy trzeba było
zwołać Kapitułę Generalną, celem wyboru Przełożonego Generalnego, ustanowiły, by
zbierali się dyrektorzy i jeden profes wieczysty z każdego domu. Gdzie zaś była mowa
o Kapitule zbierającej się, co trzy lata, nie był podany jej skład. By wypełnić te lukę,
Ksiądz Bosko, drukując Reguły po włosku dodał do art. 3 rozdziału 6, następujące
zdania: Kapituła Generalna składa się z członków Kapituły Wyższej i dyrektorów
poszczególnych domów. Ta ogólnikowa notatka nie naruszyła naturalnie
rozporządzenia w sprawie wyboru Przełożonego Generalnego. Otóż pierwsza Kapituła
157

16.8 Page 158

▲back to top
Generalna zaaprobowała postylle dodając jeszcze inspektorów. Tematem tej
konferencji były nauki wychowanków; zastanawiano się również nad karnością.
W tym przedmiocie miał Ksiądz Bosko następujące ważne oświadczenie:
W przeszłości dwie rzeczy w sposób szczególny utrudniały regularne
funkcjonowanie zakładu:
1. Brak personelu, który sprawiał, że prawie wszystko centralizowało się koło
dyrektora, który był tak obciążony obowiązkami, że niemożliwym było dla niego
wywiązanie się ze wszystkich jak należy. Stopniowo ten szkopuł został
przezwyciężony i coraz bardziej się zmniejsza. Lecz i teraz jeszcze nie wszystko jest
w porządku. Otóż zasada powinna być taka: Dyrektor niech będzie dyrektorem, to
znaczy niech dba o to, by inni robili, co trzeba; winien czuwać, zarządzać, lecz sam
niech się nie miesza do przeprowadzania spraw. A jeśli nie ma ludzi zdolnych do
przeprowadzenia czegoś, niech powierzy to średnio uzdolnionym; niech jednak pod
wpływem gorączki robienia lepiej, sam nie podejmuje się robić wszystko. Jego rzeczą
jest doglądać, by wszyscy spełniali swój obowiązek a nie brać poszczególnych spraw
na siebie. Tak postępując, uważam, że zdoła wykonać to, na co nie przestałem nigdy
dość nalegać. Dyrektor, jeśli może, niech każdego dnia zwizytuje dom, zobaczy jak
wszystko idzie, niech wie o wszystkim, co się robi. W wielu miejscach nawet się niech
zatrzyma, w innych niech nie powie ani słowa, ale niech zaglądnie i do kuchni, i do
jadalni, nawet do sklepiku, a zwłaszcza do sali, gdzie są wychowankowie. Jeśli tak
będą dyrektorzy postępować w żadnym domu nie zagnieździ się zło i zapobiegnie się
wielu nieporządkom.
2. Nie mieliśmy stałego regulaminu. Pierwszy regulamin był dla rzemieślników,
którzy udawali się do pracy na miasto. Gdy się go już wypraktykowało, zaszła
konieczność zorganizowania pracowni w domu. Zrobiło się regulamin dla pracowni.
A oto założono gimnazjum i znowu trzeba było regulamin zmienić
i przystosować do nowych okoliczności. Już wchodził w życie ten regulamin a znów
powstawać zaczęły drobne kolegia dla gimnazjalistów. Teraz jest znowu, co innego,
bo otwieramy seminaria. W przyszłości czekają kolonie rolnicze, które proponują nam
prowadzić. Nie mogąc wiec mieć regulaminu stałego, zaszło to, że niektóre punkty,
nawet ważne, zostały zaniedbane. Obecnie jednak sprawa jest unormowana. Niech
wszyscy wtedy dołożą wszelkich starań, by zachowywać swoją część i innym do tego
pomagać a sprawy pójdą bez trudności.
Wiele i to poważnych osób zwracało mi uwagę, że lepiej by było,
zrezygnowawszy z dalszej ekspansji, usystematyzować dzieła już istniejące. Żaden
lepiej ode mnie nie orientował się w brakach personelu z powodu mnożących się
placówek, lecz z drugiej strony tyle jest dusz idących na zgubę wieczną, o które nikt
się nie zatroszczył. Równocześnie zdawałem sobie sprawę, jakie mogłyby powstać
wśród nas nieporządki, gdybyśmy nie mieli tyle pracy. Dlatego też będziemy szli dalej
naprzód, jak dotąd. W tym względzie trzymałem się rady Piusa IX, którą mi dał, kiedy
przedłożyłem mu trudności z personelem - kazał mi iść odważnie naprzód i zakończył:
Jeżeli Ksiądz ma jakiegoś dobrego kapłana lub kleryka, na którego można liczyć,
158

16.9 Page 159

▲back to top
otwierajcie nowy dom. A gdy zrobiłem uwagę, że w tych domach chłopcy nie byliby
odpowiednio trzymani w karności - odrzekł: Jeśli nie zrobicie z nich nowicjuszów, to
zrobicie z nich dobrych chrześcijan.
POMOCNICY SALEZJAŃSCY. BOLLETTINO SALESIANO.
Konferencja czwarta. Znaczna cześć tej konferencji dotyczyła stowarzyszenia
Pomocników Salezjańskich oraz „Bollettino Salesiano”, przeznaczonego na biuletyn
urzędowy stowarzyszenia. A teraz po krótce podamy historię tego periodyku, który
wnet zyskał sobie wielką popularność.
Przez dwa blisko lata wychodziła z drukarni Oratorium miesięczna ulotka,
mająca za cel zapoznać publiczność z wydawnictwami salezjańskimi i innymi
pożytecznymi wydawnictwami, zwłaszcza dla młodzieży i kleru, dlatego nosiła tytuł:
„Bibliofilo Cattolico”. Niestety aż do dziś nie zdołano odnaleźć ani jednego
egzemplarza tych ulotek. Zdaje się, że nie był to tylko biuletyn wydawniczy. Wiemy,
że jego drugi numer, z sierpnia 1875 roku, opublikował regulamin Dzieła Synów
Maryi, ułożony przez Księdza Bosko. Periodyk ten wychodził aż do sierpnia 1877
roku, kiedy to uległ gruntownemu przekształceniu. Osiem wielkich stronic zawierało
w dwóch szpaltach komunikaty i wiadomości czysto salezjańskie, dodatek zawierał
spis książek, dlatego nowy ten periodyk nosił podwójny tytuł: Bibliofilo Cattolico
i Bollettino Salesiano mensile. Pierwszy numer próbny kontynuując numerację
poprzednią, figurował, jako piąty zeszyt roku trzeciego. Wskazywał odtąd nie
drukarnię Oratorium, lecz Sampierdarena. Ksiądz Bosko musiał bowiem użyć tego
wybiegu, gdyż Kuria arcybiskupa w Genui nie robiła trudności z imprimatur,
co natomiast miało miejsce w kurii turyńskiej.
Podwójny tytuł nosiło pismo aż do numeru grudniowego; pierwszy numer
w roku 1878 nosi już pojedynczy tytuł Bollettino Salesiano. Dowolny abonament
wynosił 3 liry. Pierwsze numery wyszły pod redakcją samego Księdza Bosko, bądź,
dlatego, że chciał nadać pismu właściwy kierunek, bądź, dlatego, że nie miał wówczas,
komu powierzyć jego redagowania; myślał już o odwołaniu w tym celu, z Borgo s.
Martino, dyrektora Kolegium - księdza Bonettiego.
Warto usłyszeć jak Ksiądz Bosko wyrażał się o nowej publikacji. Dnia 10
sierpnia 1877 roku, gdy ukazał się pierwszy numer, powiedział do ks. Barberisa:
Celem Bollettino jest zapoznanie jak najszerszych mas publiczności z naszymi
dziełami. Pomoże nam ono do zdobywania zapomogi i zjedna społeczeństwo. Ten
periodyk stanie się główną podporą naszych dzieł; gdyby on upadł, upadłyby także
one. Należy zyskiwać mu jak najwięcej czytelników i sympatyków! Rozszerzać go
należy na wszelki sposób, nawet za darmo. Jako zasadę należy przyjąć, że nie chodzi
o te 3 liry na rok, ale chodzi o propagandę... Nieraz jeden zjednany w ten sposób
dobrodziej zapłaci za wszystkich.
Bollettino Salesiano przedstawił czytelnikom sam Ksiądz Bosko na dwóch
wstępnych stronicach pisma. Oto one w streszczeniu: W regulaminie dla Pomocników
159

16.10 Page 160

▲back to top
zapowiadało się miesięczny organ informujący o tym, co zrobiono lub co jest do
zrobienia dla osiągnięcia celu postawionego. Obecnie, więc spełnia się obietnica.
W ten sposób zapewni się jednolitą działalność na chwałę Bożą i dobra społeczeństwa.
Obejmował będzie trzy części:
1. Dezyderaty Pomocników i normy dla nich;
2. Sprawozdanie z działalności, epizody budujące, wiadomości listy od
misjonarzy, zwłaszcza salezjańskich;
3. Komunikaty, zawiadomienia, książki zalecane do rozpowszechniania.
Przedłożył też Ksiądz Bosko, jak pojmuje Pomocnika Salezjańskiego, pisząc:
Nazywają się Pomocnikami Salezjańskimi ci, którzy pragną zajmować się nie tylko
dziełami miłości ogólnie, lecz szczegółowo wspólnie i zgodnie z duchem
Zgromadzenia św. Franciszka Salezego. Mają więc wyszukiwać chłopców narażonych
na niebezpieczeństwa i bez opieki, posyłać ich na naukę katechizmu, zajmować ich
w dni świąteczne, posyłać do uczciwych majstrów, kierować nimi, doradzać, pomagać
tak, by zostali dobrymi chrześcijanami i obywatelami. Bollettino będzie w tym
względzie podawało odpowiednie wskazówki. Ksiądz Bosko nalegał na stronę
praktyczną tej instytucji: Nie organizuje się - pisał on - żadnej konfraterni ani
stowarzyszenia religijnego, literackiego czy naukowego, nie zakłada się dziennika.
Osoby dobroczynne dobrowolnie łączą się, gotowe nie do obietnic, lecz czynów,
starań, zabiegów, kłopotów i poświęceń, by pomagać bliźnim. Zamykał on swoją
odezwę tym kategorycznym stwierdzeniem: Jako obcy wszelkiej polityce, będziemy
się trzymali z dala od wszystkiego, co mogłoby kompromitować władze duchowne czy
cywilne. Nasz program będzie nieodmiennie ten sam: Pozwólcie nam zajmować się
chłopcami ubogimi i opuszczonymi, byśmy mogli przyczynić się do ich umoralnienia
z korzyścią wielką dla nich i dla społeczeństwa.
Nie brakło głosów, które określiły Bollettino, jako środek zapełnienia kasy
salezjanów. Ksiądz Bosko jak zwykle zbywał milczeniem te plotki i szedł naprzód.
Zaznaczył tylko, że z czasem jego przykład znajdzie wielu naśladowców, a nawet
wśród tych, którzy teraz go oczerniają. I był rzeczywiście prorokiem. Jakkolwiek było,
Bollettino Salesiano wśród wszystkich wydawnictw Księdza Bosko, zdziałało
najwięcej dobrego, bądź zdobywając ofiarodawców na misje i dzieła religijne lub
budząc powołanie kapłańskie i misyjne. I w tym Ksiądz Bosko uprzedził swe czasy;
w świecie nowe prądy zastąpiły dawne przyzwyczajenia, a to, co się przedtem
chowało skrycie, teraz ogłaszano publicznie obojętnie czy to było dobro, czy zło.
Ksiądz Bosko wybrał lepszą drogę posłużenia się propagandą do szerzenia dobra
w świecie.
Kapituła Generalna nie zaaprobowała propozycji zaprowadzenia miesięcznych
konferencji dla Pomocników, o których wzmiankę czynił regulamin. Rację
przekonywującą tego, zgodnie z duchem Księdza Bosko było, że ta praktyka może
tworzyć kłopotliwy obowiązek. Wielu istotnie pragnie być pomocnikami
160

17 Pages 161-170

▲back to top

17.1 Page 161

▲back to top
i czynić dobrze, lecz nie chcą występować z tym publicznie lub jest im niewygodnie
udawać się na takie konferencje.
Wystarczy, więc Bollettino, jako naturalna więź stowarzyszenia, przez to
uniknie się niepożądanych incydentów. A jeśli kto nie będzie zasługiwał na to, by
należeć do Związku Pomocników to nie wyśle mu się periodyku i sprawa skończona.
Stawiono obiekcje: Bollettino wysyła się gratis, ale nas kosztuje i powoduje
kłopoty.
Co do wydatków - brzmiała odpowiedź to koszty wydawnictwa były pokryte
i to z procentem. Wielu nie znając wysokości abonamentu przysyłało więcej aniżeli się
należy, inni nie dają nic chwilowo, ale przy sposobności przysyłają jałmużny lub
w inny sposób pomagają Oratorium.
Co do pewnych niedogodności zauważono, że Oratorium będące jedynym
ośrodkiem tak wielkiej liczby członków, miało z tym kłopoty, pomimo to, gdy raz się
ureguluje administrację, sprawy pójdą lepiej; potrzeba do tego osoby zdolnej i oddanej
tej sprawie ex professo. Takie uwagi podał Ksiądz Bosko i tak dalej mówił:
Znalazłbym zaraz na to środek bez większych trudności, lecz wówczas ten
związek nie odpowiedziałby celowi. Środek jest łatwy: stworzyć więcej ośrodków,
z których każdy niech działa w swoim zakresie, zdobywając lub skreślając członków.
W ten sposób zorganizowani są tercjarze franciszkańscy. Każdy u nich klasztor może
zapisać, kogo chce. Lecz wtedy nie ma się jednego ośrodka i jednolitej akcji. A mój
największy wysiłek odnośnie do Pomocników szedł właśnie w tym kierunku, aby
złączyć wszystkich z głową, która by się dzieliła swymi myślami ze wszystkimi. W tej
chwili nawet my sami nie zdajemy sobie sprawy, jaki rozwój weźmie ta organizacja,
jaki będzie miała wpływ na społeczeństwo. Gdy Pomocników będą tysiące - a jestem
przekonany, że wkrótce będzie ich przynajmniej pięć tysięcy - wówczas uzyska się
efekty nadzwyczajne. Sam Ojciec św. słysząc o tym ścisłym powiązaniu wszystkich
z głową a głowy ze wszystkimi, zawołał zdziwiony: Ależ to prawdziwa masoneria
katolicka!
Dalszym celem naszym jest jeszcze propagowanie dobrych zasad wśród rodzin,
które otrzymują Bollettino, a równocześnie porywać je do wspólnych zbożnych
wysiłków. Weźmy za przykład, że obecnie rzuci się hasło, by uczyli katechizmu
chłopców, wykazując korzyść z tego płynącą i podając metodę praktyczną, jutro zaś
będziemy reklamować nasze zakłady; w innym numerze będzie się mówiło
o ćwiczeniu dobrej śmierci podkreślając jego doniosłość i podając sposób praktyczny
jak je odprawić. Kiedy indziej zachęcimy ich do odprawiania rekolekcji, czy
propagowania prasy katolickiej, itd.
Jakżeż wielkie przyniesie to owoce, każdy z nas łatwo to sobie uświadomi.
A przypuśćmy, że w jakimś roku Zgromadzenie nasze znajdzie się w ciężkiej sytuacji
finansowej, wówczas apel w Bollettino sprawi, że otrzymamy pomoc większą niż
potrzeba, bo doprawdy wiele jest rodzin gotowych do ofiar na cele zgodne z naszym
duchem... Jest, więc konieczne, by każdy dyrektor znał swych Pomocników i umiał do
nich przemawiać, a gdy ci pytać będą, jaki jest zakres ich działania, to wtedy
161

17.2 Page 162

▲back to top
powiedzieć im, że ich celem jest współpraca nad dobrem młodzieży, zwłaszcza
opuszczonej tak moralnie jak i materialnie. Zaznaczyć im przy tym, że Ojciec św. sam
się chciał wpisać, jako pierwszy Pomocnik. W ten sposób nic nie przesadzając,
zdobędziemy wielu Pomocników, do których grona tylu będzie zgłaszać się
samorzutnie.
Ksiądz Bosko wezwał następnie obecnych do zastanowienia się nad
praktycznymi sposobami powiększenia liczby Pomocników. Spodobał się projekt
przesłania dotychczasowym czytelnikom Letture Cattoliche, dyplomu Pomocnika
Salezjańskiego... Na pytanie czy zakony i zakłady wychowawcze można zapisywać do
grona Pomocników, Ksiądz Bosko odpowiedział:
Owszem, tak jedni jak i drudzy mogą do nich należeć. Lecz dla zgromadzeń
zakonnych wypadnie posłać dyplom tylko dla Przełożonych zapisując na ich imię
instytucję, którą tym samym zostaje do związku afiliowana. Lecz trzeba ich
jednocześnie uświadomić, żeby wszyscy członkowie współpracowali materialnie czy
moralnie ze zgromadzeniem naszym. A ponieważ ta przynależność nie wiąże
w sumieniu to i Zgromadzenia zakonne mogą być zapisane, tym bardziej mogą
należeć do związku tercjarze franciszkańscy i dominikańscy. Nasz sposób dążenia do
celu, którym jest zbawienie dusz jest odmienny od ich sposobu, ich podejście jest
raczej ascetyczne, odmawiają wiele modlitw, oficjum, itp., my zaś działamy, ruszamy
się, spełniamy dzieła miłości na korzyść bliźniego. Jak jedni, praktykami pobożności,
tak drudzy praktyką miłości wspólnie mogą działać dobro, uzupełniając się wzajemnie.
Ogólnie mówiąc Związek Pomocników Salezjańskich jest mile widziany przez
wszystkich, gdyż nie wdaje się w politykę, co właśnie sprawia, że nas zostawiają
w spokoju. Ja chciałem żeby w naszych Regułach znalazł się artykuł, zabraniający
komukolwiek mieszania się do polityki i to było zamieszczone w manuskrypcie. Lecz,
gdy Reguły zostały posłane do Rzymu artykuł ten został usunięty przez Kongregację,
wyznaczoną do zbadania naszych Reguł. Gdy w roku 1870 chodziło o definitywne
zatwierdzenie Zgromadzenia i wtedy ponownie musieliśmy posłać Reguły do
przeglądu, ja znowu włączyłem wspomniany artykuł, zabraniający członkom
mieszania się w jakikolwiek sposób do polityki; lecz i tym razem został on skreślony.
Mimo to, będąc przekonany o jego ważności w roku 1874, gdy chodziło
o zatwierdzenie poszczególnych artykułów Ustaw i o ostateczne zatwierdzenie Reguł,
przesyłając je do Kongregacji Biskupów i Zakonników, jeszcze raz go załączyłem.
I znowu został skreślony. Ale tym razem podano powód skreślenia i napisano: po raz
trzeci skreśla się tenże artykuł. Choć wydaje się, że powinien on mieć rację bytu,
to w dzisiejszych czasach tylekroć zachodzi konieczność mieszania się w politykę,
gdyż sprawy polityczne są często nierozdzielne od religii tak, że zatwierdzenie byłoby
wykluczeniem polityki z życia dobrych katolików.
I tak ten artykuł został ostatecznie usunięty, a my w przypadkach koniecznych
możemy trochę politykować. Ale trzymajmy się w zasadzie tego, by nie zajmować się
polityką, a to nam bardzo naszą działalność ułatwi.
162

17.3 Page 163

▲back to top
W dniu następnym przypadało święto Narodzenia Matki Boskiej. Niektórzy
kapitularni chcieli wyjechać do Turynu, by pomóc w spowiedzi czy odprawianiu
nabożeństw, lecz Ksiądz Bosko zauważył, że nie mają się niczym innym zajmować jak
dobrym przebiegiem Kapituły. Pragnąłbym – dodał – żeby sprawy postępowały
naprzód ze spokojem. Nie rozpraszajmy się, ponieważ te posiedzenia będą dla
Zgromadzenia epokowe i od nich w znacznej mierze zależeć będzie ich dalszy jego
rozwój. Ustalono wiec, że do Turynu uda się tylko ksiądz Durando, którego wyjazd
tam był konieczny.
ASPIRANCI. KOADIUTORZY ZBYT MŁODZI.
Konferencja piąta. Odbyła się wieczorem 8 września po nabożeństwie.
Mówiono o aspirantach, nowicjuszach i profesach trzyletnich. Na temat aspirantów
Ksiądz Bosko powiedział: Przede wszystkim trzeba dobrze zrozumieć, co znaczy
słowo aspirant w naszym Zgromadzeniu. Aspirantem jest ten, który pragnąc usunąć się
ze świata, przychodzi by zobaczyć, co się u nas robi, czy nasze życie mu odpowiada,
słowem czy Zgromadzenie spodoba się mu czy nie. Bo przecież, kto przychodzi prosto
ze świata nie ma dokładnej idei o naszych rzeczach, jeden wyobraża je sobie tak, drugi
inaczej. Przychodząc, więc do Oratorium czy innego domu na parę tygodni czy
miesięcy, przekonują się tacy, czy Zgromadzenie jest chlebem dla nich,
a równocześnie Przełożeni mogą ich poznać, choć ogólnikowo. Przy tym
zainteresowany, albo częściowo opłaca swe utrzymanie, względnie pracuje na korzyść
domu. Gdy pozna nasze warunki, o ile zechce może w każdej chwili odejść, a jeśli
zapragnie pozostać, to wtedy napisze podanie o przyjęcie do nowicjatu. Nie potrzeba
oczywiście, by aspirant poznał dokładnie nasze Reguły, wystarczy, aby zapoznał się
ogólnie z duchem Zgromadzenia. Jeśli przyjdzie ktoś, który zna już trochę
Zgromadzenie i Przełożeni również go znają, to odbywanie aspirantury jest bezcelowe,
może spokojnie zaraz zostać przyjęty na nowicjusza. Co dotyczy wychowanków, to
zapisywanie ich na listę aspirantów jest zbyteczne, gdyż oni przebywając w naszych
zakładach, znają Zgromadzenie i my ich też znamy. Lecz dla dorosłych nie znanych
nam aspirantura jest nieodzowna. Ta właśnie rzecz daje nam przewagę nad innymi
zgromadzeniami zakonnymi, które nie mają środka, jak uprzednio poznać tych, którzy
proszą o habit, a muszą ich zaraz włączać do domu i życia wspólnego... Kto zgłasza
się u nas w dorosłym wieku, dobrze będzie, aby miał w czasie aspirantury od początku
dużo pracy; tak łatwiej nabywa ducha Zgromadzenia i co nie mniej ważne zarabia
sobie na utrzymanie. Ksiądz Bosko bynajmniej nie okazywał się skłonnym łączyć
młodszych koadiutorów ze starszymi, bo uważał, że takie zmieszanie kryje wiele
niebezpieczeństw. I mawiał, że jest w duchu Kościoła oddzielać dorosłych od
młodszych. Powierzanie zaś młodym bardzo współbraciom pewnych zajęć, jak np.
w kuchni, refektarzu, uważał zawsze za ryzykowne. Co do mnie - dodał – zamiast
zajmować w jadalni chłopca w wieku niedojrzałym, wołałbym ją sam sprzątać.
163

17.4 Page 164

▲back to top
ŻYCIE WSPÓLNE. PODARUNKI I KSIĄŻKI.
Konferencja szósta. Dyskusje nad życiem wspólnym prowadziły do
zastanowienia się nad tym przepisem, który każe oddać przełożonemu jakikolwiek dar,
który mogą otrzymać członkowie. Ksiądz Bosko podkreśliwszy stosowność tego
przepisu oraz, że taki jest powszechny zwyczaj we wszystkich zgromadzeniach
zakonnych, przytoczył dwa miłe przykłady: Pewnego razu – powiedział – byłem
obecny, gdy pewnej zakonnicy sprezentowano zegarek. Ona go wzięła z rąk
ofiarodawcy, oglądnęła i powiedziała: O jaki piękny, naprawdę! Dziękuję! Dziękuję!
Potem zwracając się do Matki Przełożonej, wręczyła go jej. Zdawało się,
że ofiarodawca został tym zaskoczony i powiedział: Ja go dałem siostrze. Lecz ona
odrzekła: Matka wie dobrze, co z nim zrobić. Jeśli będzie mi potrzebny, to mi go da,
teraz nie jest potrzebny. Pewien Dominikanin podeszły już wiekiem, otrzymał znaczną
sumę pieniędzy, by mógł nią dysponować na jałmużnę. Podziękowawszy grzecznie,
rzekł: Pomówię z ojcem przeorem i proszę być pewnym, że zostanie w najlepszy
sposób użyta. Tymczasem nadchodzi przeor, któremu natychmiast wręczą pieniądze
mówiąc, że dostał od owego pana, by rozdał ubogim. To dla ojca – powiedział
ofiarodawca. Tak - odrzekł zakonnik – czy pan nie wie, że wszystko, co posiadają
synowie należy do ojca? Omawiano następnie sprawy książek osobistych
i wspólnych i jak uniknąć ponoszenia wielu kosztów, gdy się zmienia dom. Ksiądz
Bosko wyraził się następująco: „myślę, że nasze Zgromadzenie zrobiło by wielki
postęp gdyby przy przenoszeniu członka z jednego domu do drugiego, nie potrzeba
było robić wielu pakunków, lecz by wystarczyła mała walizka”.
NOWICJUSZE: MORALNOŚĆ, SKRUPUŁY, ROZMYŚLANIE.
Konferencja ósma. Traktowano na niej o nowicjuszach. Podkreślono zaraz na
wstępie, że Zgromadzenie Salezjańskie nie ma na celu nawracanie u siebie
światowców i powolnego zaprawiania ich przez modlitwę i pokutę do praktyki życia
doskonałego, ale potrzebuje ono jednostek o życiu nienagannym i wypróbowanym,
które chcą poświęcić swe zdolności oraz trudy dziełom miłości bliźniego.
Nasz nowicjat – są to słowa sprawozdawcy, księdza Cagliero – nie jest tej
natury, by miał zmieniać zepsute obyczaje, lecz jest ustanowiony na to, by każdy
został w nim pouczony o życiu, które chce prowadzić i o zajęciach, jakie przyjdzie mu
spełniać w dalszym życiu. Ten cel naszego nowicjatu i naszego Zgromadzenia, trzeba
mieć mocno wyrytym w pamięci; w przeciwnym razie mogą stad wyniknąć najgorsze
konsekwencje. W sprawie jednolitości w postępowaniu wobec tych, którzy proszą
o przyjęcie do naszego Zgromadzenia, Ksiądz Bosko przedstawił następujący
wypadek. Pewien młodzieniec prosi o przyjęcie do Zgromadzenia i tak przedstawia
stan swej duszy: W czasie tego roku upadłem w rozmaitym czasie dwa lub trzy razy,
co do moralności. Albo: Upadłem raz, potem przez dłuższy okres byłem spokojny,
potem upadłem znów trzy lub cztery razy, a później już nie. Jaką należałoby dać jemu
164

17.5 Page 165

▲back to top
radę? Czy można by mu radzić wstąpienie do Zgromadzenia? Zasadniczą sprawą –
powiedział Ksiądz Bosko – jest rozpatrzenie czy chłopiec upadał za każdym razem,
gdy znalazł się w podobnej okazji. Przyjąwszy, że tak trzeba by jeszcze zobaczyć, czy
on należy do takich, którzy w sprawie powołania są stateczni, czy chwiejni i czy jego
wola jest zdecydowana. Przekonawszy się, że ma silną wolę, można mu dać
odpowiedź, by szedł naprzód, inaczej, bowiem trzeba by się obawiać, że seminaria
i zakony stopniowo poczęłyby pustoszeć, ponieważ nikt by do nich nie wstępował.
A jeśli biorąc pod uwagę warunki powyższe, młodzieniec nie ma silnej
i statecznej woli, należy dać mu odpowiedź negatywną. Na marginesie sprawozdania,
obok ostatniego zdania czyjaś ręka, prawdopodobnie księdza Cagliero, dopisała: Jest
tu zapewne mowa o uchybieniach cum se ipso solo; vae nobis si aliter foret. Z kolei
była mowa o skrupulatach, którzy w zakonach sprawiają wiele kłopotu. Trzeba
rozróżnić dobrze skrupulatów od skrupulatnych. Bardzo niewielu poświęcając się
Bogu nie doświadcza skrupułów w rozmaitej formie na początku życia zakonnego.
Pan Bóg pozwala na nie, celem większego oczyszczenia duszy. Trzeba takich
zachęcać, dopomagać i radzić im z wszelką miłością; wkrótce wejdą na dobrą drogę
i staną się pociechą dla Zgromadzenia. Inni zaś, to są naprawdę głowy zaprószone,
które nigdy nie biorą rzeczy z ich prawdziwej strony i to należy uważać za rodzaj lub
pierwszy stopień prawdziwej choroby umysłowej. Trzeba więc dobrze odróżnić
jednych od drugich i od tych drugich absolutnie się odciąć, bo prędzej czy później
spowodują wielkie nieprzyjemności.
Spytano tutaj, jakiej książki do rozmyślania używać dla początkujących. Dla
starszych używano O. Da Ponte i ogół był zdania, że należy nim się w dalszym ciągu
posługiwać bądź to dla obfitości przedmiotu, bądź dlatego, że gdy się skończy można
go powtarzać kilka razy. Dla początkujących zaś kapitulni polecili, jako bardzo
korzystny „Przygotowanie na śmierć”, św. Alfonsa i „Szkoła Jezusa Umęczonego”.
Protokół mówi dalej, co do Da Ponte, że pochwały były przesadzone. Najwyżej godny
zalecenia byłby wstęp, który można by odczytywać sto razy a nawet nauczyć się go na
pamięć, gdyż jest to prawdziwe złoto. Kto zastosuje się do tego, co tam jest napisane,
będzie miał rozmyślanie bardzo ułatwione.
SPOWIEDŻ ŹLE ODPRAWIONA. PÓŁKLAUZURA. MIESZANINA
NARODU NA UROCZYSTOŚCIACH. ASYSTENCJA W SYPIALNIACH.
Ksiądz Bosko tak mówił: Dotąd poruszono wiele kwestii związanych
z moralnością wśród młodzieży, lecz nie dotknięto zasadniczej sprawy. Punktem
kulminacyjnym dla otrzymania wysokiego poziomu moralnego wśród młodzieży jest
spowiedź i Komunia święta dobrze odbywana. Wypowiedziano na poprzedniej
konferencji zdanie, żeby dać chłopcom okazję wyspowiadania się przed
spowiednikami spoza domu danego, ale raczej, żeby byli to salezjanie. Opierano się
przy tym na twierdzeniu, że spowiednik rozumiejący się na naszych sprawach,
przynieść może wiele korzyści. Lecz to jeszcze nie wszystko. Litość bierze na widok
165

17.6 Page 166

▲back to top
sumień dziewięciu dziesiątych młodzieży. Nawet wszelkie udogodnienia nie zaradzą
sytuacji. Trzeba przekonać się o tym, że jeżeli chłopiec raz zagmatwa swe sumienie, to
będzie z tym chodził lata całe i żadne święto, żadne rekolekcje a nawet śmierć kolegi
nie wzruszy go. Trzeba powiedzieć, że uporządkowanie sumienia pochodzi z łaski
Pana Boga, który od czasu do czasu, nawet bez niezwykłej okazji ułatwia duszy
przyjść do siebie. Z łaską Boga rożne nieporządki w naszych domach są szczęśliwie
załatwiane. Można powiedzieć, że nie minie jakieś święto ani ćwiczenie dobrej
śmierci, bez szczególnego okazania się Miłosierdzia Bożego na naszych
wychowankach. Przy okazji zaś rekolekcji w sposób szczególny dzieje się to na
szeroką skalę. Lecz nie dotyczy wszystkich; nawet po kilku latach pobytu w zakładzie,
gdy zapytamy jednego z takich: Czy nie odprawiłeś rekolekcji? – odpowie. Tak,
odprawiłem. No, a jakże się stało, że nie załatwiłeś jeszcze tego? Hm, tak. Jeszcze
tego nie załatwiłem. I tak się to wszystko kończy. Pomimo to jestem zdania, że należy
studiować wszystkie sposoby ułatwiania spowiedzi, gdyż może trafić się ktoś, kto
skorzysta z tego Miłosierdzia Bożego. Nawet więc prawdopodobieństwo dobrego
wyniku zasługuje na to, byśmy się nim zajęli. Uważać należy to za rzecz wielkiej wagi.
W czasie debatowania nad moralnością członków, tak Ksiądz Bosko przedstawia
swoją myśl: Od dłuższego czasu zastanawiałem się nad tym problemem i mam już
sporządzony projekt, a teraz trzeba, byśmy wszyscy się nad nim zastanowili.
Mianowicie chodzi o to, by ustalić, aby salezjanie sypiali w jednej części domu, do
której nie miałby przystępu nikt z obcych, ani domowników, ani chłopców. Powinna
by tam być pewnego rodzaju klauzura, której nikt nie powinien przekraczać. A więc
przy schodach wiodących do celek księży profesorów i w ogóle przełożonych, nie
powinien by sypiać nikt inny, ani nie powinno by tamtędy być przejścia do sypialni
chłopców; absolutnie nie powinny by być w tej części mieszkania pomieszczeń dla
niewiast jakichkolwiek, choćby to była matka dyrektora lub pobożne niewiasty, które
naprawiają bieliznę, lub spełniają inne posługi. Racja jest jedna: przyjmujemy do
domu osoby nie dość znane; mogą być uczciwe, lecz nie znamy ich dostatecznie.
A wiemy też, że świat jest pełen złośliwości, a my wszyscy jesteśmy synami Adama.
Przez wiele lat nie zdarzy się nic złego, jak należy ufać, ale mogłoby się także zdarzyć.
Dzisiaj nie ma niebezpieczeństwa – trzeba jednak być przezornymi. A jeśli ta
przezorność nie była potrzebna, nawet zbyteczna, przekonajmy się jednak, że jest
bardzo stosowna ze względu na osoby z zewnątrz, które choć złośliwe, nie będą miały
podstaw do podejrzeń. Ja proponowałbym umieścić barierę oddzielającą wspomniane
pokoje i dać napis: zarezerwowane lub sypialnie przełożonych. W Oratorium jak
również w innych kolegiach w czasie odpustu Maryi Wspomożycielki odbywały się
pewne imprezy, w których brały udział osoby z zewnątrz i ta mieszanina ludzi mogła
spowodować pewne niebezpieczeństwa. Rozważywszy ten fakt, Ksiądz Bosko,
rozstrzygnął te kwestie następująco: Te rzeczy w początkach naszych domów są
niejako konieczne i nie spowodują żadnego niebezpieczeństwa, właśnie dlatego, że są
czymś nadzwyczajnym. Godzić się jednak na to, by stały się regułą, byłoby wielkim
błędem, ponieważ corocznie wkradają się pewne nieporządki, które raz zakorzenione,
166

17.7 Page 167

▲back to top
nie tak łatwo dadzą się usunąć. Z roku na rok te nadużycia nabierają szerszych
rozmiarów i co jest zastanawiające, że nadużycia raz dopuszczone powtarzają się na
pewno w latach następnych. Pewne ustępstwa na początku pozwalają innym poznać
nasz dom, wesołość wychowanków, co zyskuje naszą przychylność społeczeństwa.
Lecz później powinno to być stopniowo usuwane, aż wreszcie całkiem
wyeliminowane.
W Oratorium początkowo nie było nawet portierni i wychodziło się do pracy na
zewnątrz. Tu nowość i gorliwość sprawiały, że nieporządków nie było. Z biegiem
czasu zaszła konieczność otoczenia się murem i postawienia odźwiernego, lecz wolno
było wchodzić każdemu. Z czasem trzeba było i tego zabronić. Tak samo było
z imprezami na odpust Maryi Wspomożycielki. W pierwszych latach był niesamowity
zgiełk i harmider. Ale nowość sprawiała, że zdarzające się nieporządki nie były tak
groźne. Następnie napływ obcych zmniejszał się stopniowo i obecnie sprawa ta jest
zupełnie uregulowana. –Korzystnym będzie przypomnieć to, co powiedziano
w sprawie asystencji w sypialniach. Początkowo pozwalano mieć dla asystentów małe
celki w kątach sypialń, były to zasłony rozpięte na drutach. Często asystent miał
również stolik i parę książek. Ksiądz Bosko jednak nastawał bardzo na to, by
wyeliminowano celki i usunięto stoliki; asystentowi pozostawiono tylko łóżko
z zasłonami i to nie w kącie, lecz pośrodku między łóżkami. Obecnie odnawiał on swe
polecenie na tym punkcie, które bardzo leżało mu na sercu: precz z celkami i stolikami!
Stanowczość ta przebija również z odpowiedzi na zarzuty postawione przez niektórych
dyrektorów: Są nauczyciele – zauważył ktoś – którzy są asystentami w sypialniach
i potrzebują stolika na książki i zeszyty oraz celki, by przygotować się na lekcje. Ani
w tym wypadku nie pozwala się na to – odparł Ksiądz Bosko. W jaki sposób mają
postąpić nauczyciele? Mają mieć miejsce odpowiednie gdzie indziej; na przykład
stolik zamykany na kluczyk w studium wspólnym lub w szkole, lecz w sypialni nie!
Gdzie indziej brak pokoi, wobec wielkiej ilości chłopców zgłaszających się o przyjęcie.
W takim razie przyjmować mniejszą liczbę chłopców; lecz w sypialniach nie mają
miejsca stoliki i celki. Wystarczy łóżko z zasłonami w czasie wstawania i kładzenia się
na spoczynek. Potem trzeba je odsłonić. Potem Ksiądz Bosko podął niektóre środki
w celu utrzymania i rozkwitu moralności w kolegiach. Takie są środki, którymi można
otrzymać dobre rezultaty; lecz jedne i drugie nie wystarczą do utrzymania
bezwzględnej moralności u wszystkich, musielibyśmy nie być dziećmi Adama. Robić,
co można raz, tak drugi raz inaczej pamiętając, że mamy się wiele modlić, a modlitwa
uzyska nam to, czego nie zdołamy otrzymać naszymi wysiłkami. Pamiętajmy, że dwa
są środki zapobiegające niemoralności i wprowadzające wysoki poziom moralny
w zakładzie wśród młodzieży, mianowicie:
1. Uczęszczanie do sakramentów świętych; to jest środek pierwszorzędny
i nieodzowny oraz jeśli naprawdę uczęszcza się w należyty sposób do sakramentów
św., nie zakorzeni się w domu żaden występny nałóg.
2. Niech się odsyła do domu takich, którzy dają zgorszenie tego rodzaju.
Nie może być inaczej; gdy się weszło w nałóg trzeba cudu, by się taki poprawił. Taki
167

17.8 Page 168

▲back to top
się wyspowiada, będzie naprawdę żałował będzie przepraszał prywatnie i publicznie,
lecz niezadługo ponownie upadnie. Z takimi trzeba postępować zdecydowanie. Będą
może mieli żal dostateczny, by otrzymać rozgrzeszenie, ale nie możemy im ufać na
przyszłość.
RODZICE, KTÓRZY NIE PŁACĄ.
Konferencja jedenasta. Sprawy ekonomiczne były przedmiotem debat na
czterech konferencjach. Na pierwszej rozważono propozycje ustanowienia
prowedytora czyli kogoś, mającego za zadanie domagania się zapłaty pensji. Zdaje się,
że było wielu takich, którzy posławszy synów do zakładu dla zamożniejszych,
poprzestawali na obietnicy, nie płacąc nigdy. Wkraczać na drogę sadową, byłoby
stratą czasu i więcej byłoby kosztów niż korzyści. Gdy debaty przedłużały się, Ksiądz
Bosko uciął dyskusje tymi słowy: Z tymi, którzy zwlekają z zapłatą w kolegiach,
trzeba być święcie okrutnymi. Nie znajduję innego sposobu na to, jak odesłanie ich
synów do domu, aby jeśli są w stanie zapłacić pensję, byli tym przynagleni uczynić to
szybciej, jeśli zaś nie są w stanie zapłacić, niech zatrzymają chłopców w domu. Może
być tylko wyjątek, gdy chłopiec daje nadzieję wstąpienia do stanu duchownego.
Wówczas można mieć pewien wzgląd, a jeśli nie płacą, można takich przesłać do
zakładu w Turynie, w Sampierdarena lub jakiego innego zakładu dobroczynnego. Tu
jak i wszędzie Opatrzność zaopiekuje się nimi; lecz dobrze będzie, gdy kolegia będą
miały ustaloną pewną kwotę, poza którą w miarę możności nie powinno się wykraczać.
POMOC DLA UBOGICH.
Konferencja trzynasta. Czy wypadało rozdawać chleb i zupę u bramy kolegiów.
Publicznie nie. Prywatnie tak, lecz dla rodzin wskazanych przez proboszcza. Po tym
rozstrzygnięciu, Ksiądz Bosko podał mądre wskazówki na temat udzielania jałmużny,
które są wyrazem jego szlachetnej, lecz roztropnej miłości bliźniego. Polecam bardzo
wspieranie, o ile możności, biedaków, gdyż zazwyczaj nie są znani, a nawet znani nie
mają opieki należytej ze strony gminy. Gdy się stwierdzi, że są naprawdę w potrzebie,
trzeba wspierać ich na wszelki sposób, ponieważ są zawsze w większej nędzy niż ich
współrodacy. Trzeba mieć szczególny wzgląd na chłopców i na żebraków, którzy
proszą o jałmużnę, a to, dlatego, że tych zazwyczaj skoro są silni i zdrowi, zmusza do
żebrania prawdziwa konieczność i są oni dobrymi chrześcijanami. Gdyby nimi nie byli,
to nic by ich nie powstrzymało od wszelkich łotrostw. Tym więcej, że jeśli są
młodociani, zasługują na nasze współczucie i wsparcie ze względu na naszą misję.
Tacy nie mając wyrobionych zasad moralnych, byle drobnostką mogą zostać pchnięci
na drogę nieprawości, którą potem może pójdą przez całe życie. A gdy zdarzy się,
że proszą o wsparcie dziewczęta, to wtedy z całą wielkodusznością należy je hojnie
wspierać. Nie ma, bowiem bardziej narażonej kategorii osób w społeczeństwie na
życie niemoralne niż te osoby biedne i opuszczone. Jeśli chodzi o mnie, oddałbym im
168

17.9 Page 169

▲back to top
chętnie połowę swego obiadu, nie mając, czego innego, by ich uratować od
niebezpieczeństwa. Nie mówcie, że nie potrzebują tego lub, że są zepsute. Gdyby nie
potrzebowali, to by nie przyszli nas prosić o wsparcie. A jeśli skądinąd brak im cnoty,
to przynajmniej ten jeden raz będą wyrwane z niebezpieczeństwa, a to już wielka rzecz.
Nie wymawiać się ogólnikiem, że ci, co proszą o jałmużnę, nie są w potrzebie, lecz
wierzyć, że nędza w naszych czasach ma formy bardziej rozległe, niż to widać na
zewnątrz i znajdują się ludzie naprawdę godni współczucia, choć na zewnątrz wygląda,
że pochodzą z zamożnych rodzin. Iluż to prosiło mnie o wsparcie, choć zajmowali
stanowiska publiczne, a często byli dobrze ubrani. A otrzymawszy małą jałmużnę ze
łzami w oczach dziękowali za nią!
PRACE MURARSKIE. MONOGRAFIE.
Konferencja czternasta. Ksiądz Bosko zawsze ganił, gdy przeprowadzano
w poszczególnych domach remonty lub wznoszono nowe budynki bez uprzedniego
pozwolenia przełożonego. I ten punkt również teraz podkreślał jako wielkiej wagi:
Nie tylko przez wznoszenie nowych, ale i naprawę dawnych - zwłaszcza tam,
gdzie wchodzą w grę murarze, koszty rosną bardzo znacznie i przykro widzieć,
że oszczędza się grosze, a wydaje tysiące franków. Trzeba zatem pamiętać, że przed
rozpoczęciem takich prac, należy otrzymać zezwolenie obecnie od Przełożonego
Generalnego. W późniejszych latach przynajmniej od inspektora.
Zdawało się niektórym, że Ksiądz Bosko w tym wymaganiu był przesadny.
Owszem, należy tu być jak najsurowszym, bo chodzi o rzecz, której jeśli nie zakreśli
się granic, przekroczy się wszelkie granice! Jest naturalne, że jeśli komuś coś się
podoba, to chciałby zaraz to zmienić, tu należałoby przegrodzić, tamto zburzyć, tu
zamurować drzwi, a tam wybić. A przy zmianie dyrektora lub prefekta wyłoni się
nowa potrzeba zburzenia czy wybudowania czegoś innego i tak mnożą się wydatki bez
potrzeby. Poza tym dobrze jest uwolnić dyrektora od kłopotów. Trafi się,
że prefektowi, nauczycielowi, czy asystentowi nie podoba się to czy tamto i chcieliby
wprowadzić zmiany; idą do dyrektora, który także podzielając ich zdanie, nie będzie
mógł odmówić, by nie narazić się nikomu. Natomiast, gdy się wie, że te sprawy nie
zależą od dyrektora, nikt nie może tego żądać. Zresztą w tych jak w innych rzeczach
trzeba sięgać wzrokiem nieco dalej, a nie tylko widzieć doraźne korzyści. W pewnych
zgromadzeniach zakonnych przy końcu roku lub z okazji wizytacji Przełożonego, robi
się listę napraw, które należy uskutecznić i nawet w najmniejszych sprawach prosi się
tam o pozwolenie Przełożonego. Często nie zrobi on żadnej uwagi, ale zawsze może to
uczynić, a przeto wzgląd na to, że dany projekt musi przejść przez ręce Przełożonego,
powstrzymuje od podejmowania się rzeczy niekoniecznych. Nieco później wyłoniła
się sprawa monografii i kronik, poruszana już przedtem na dorocznych zebraniach
dyrektorów. Wyciągnięta przypadkowo, zajęła większą cześć posiedzenia. Ksiądz
Bosko zabrał glos w przemówieniu, z którego wynika, jak wielką wagę przykładał do
sprawy. U nas pracuje się wiele, robi się dużo, lecz nie pamiętamy o tym, co się robi.
169

17.10 Page 170

▲back to top
Jak dotąd wielka różnorodność zajęć nie pozostawia czasu do notowania tego, czego
się dokonało. Nie znaczy to, że teraz mamy mniej do roboty, ale wiele spraw
wykonuje się przez innych i obecnie wielu robi to, co dawniej robił jeden. Tym
bardziej, że przedtem nie zważało się zbyt na to, co się zrobiło; obecnie widzimy,
że powstaje zamieszanie, którego by nie było, gdyby zanotowano pewne szczegóły.
Poza tym spostrzegamy się, że Zgromadzenie jest zatwierdzone, trzeba zostawić jakieś
normy następcom. Otóż oni, mając na uwadze to, że pewne rzeczy u nas robiło się
w ten, a nie inny sposób i rzecz się udała, pójdą tą samą drogą. W tej chwili widzę,
że to jest sprawa ważniejsza od innych, dlatego uważam za konieczne, by każdy
dyrektor dołożył się w tym roku z dobrą wolą, obmyślał i znalazł sposób i czas
napisania monografii własnego zakładu; którą potem będzie uzupełniał następca.
Monografia ma się zacząć od chwili, kiedy w Turynie rozpoczęły się pertraktacje
o dany dom lub kolegium - spisać je, spisać trudności jednej i drugiej strony, pomoce,
rok i miesiąc fundacji, imiona Papieża panującego, króla, ordynariusza miejscowego.
Potem opisać chronologicznie ważniejsze poszczególne wydarzenia, uwzględniając
biografie tych osób, które na to zasługują, a są związane z treścią. Zwrócić uwagę na
to, ażeby popierać to dokumentacją autentyczną, wskazując, gdzie znajdują się owe
dokumenty. Kronika będzie sporządzona w dwóch kopiach: jedna zachowa się
w zakładzie, a drugą prześle się do Archiwum Centralnego. Gdy zbierze się w Turynie
więcej tych monografii, wówczas pomyśli się o innej pracy, by z nich sporządzić
historię rozwoju Zgromadzenia. My sami za kilka lat będziemy zdziwieni tym, jak
wiele można było zdziałać tak szczupłymi środkami i w tak krótkim czasie. Będziemy
się uczyć jedni od drugich, jak postępować w przyszłości. A powiem nadto, że sami
z tego skorzystamy, gdyż z biegiem czasu zapominamy o wielu rzeczach dokonanych
przez nas, a które odczytując, odświeżymy sobie własne pomysły. A ponieważ są to
zapiski prywatne, warto również zaznaczyć popełnione błędy, notując na przykład,
że w takich okolicznościach zastosowano takie środki i nie wyszło tak jak miało wyjść.
Dzięki temu historia będzie prawdziwsza i posłuży za przestrogę na przyszłość.
Wszystkie zgromadzenia zakonne mają tego rodzaju kroniki prowadzone
i udokumentowane, nie przestając ich prowadzić, choć zakon chyli się ku upadkowi.
Prowadzą ją nawet odnośnie do tych placówek, które już od pół wieku utracili, notując
ich dalsze koleje... straciliśmy ją np. w roku takim a takim, przeszły w posiadanie tego
a tego, potem przeznaczone zostały na taki użytek, potem na inny, potem powróciły.
I znają nawet nazwiska sprzedających i nabywców. U Jezuitów jest jeden współbrat
specjalnie przeznaczony do pisania kroniki domu i w katalogach członków drukuje się
obok jego nazwiska, że taki jest scriptor historiae domus. Taki lub ktoś wyznaczony
przez niego, wpisuje biografie zmarłego w domu współbrata, choćby to był
najmniejszy ze współbraci. I wszystkie te wspomnienia przechowywane są
w archiwum. Co trzy lata wszystkie domy przesyłają kopie swojej kroniki do
archiwum generalnego, aby służyła, jako źródło do kroniki Zgromadzenia. Historii
Zgromadzenia nie pisze się z roku na rok, lecz po pewnym okresie czasu, zwraca się
uwagę, by została napisana historia vera et autentica, doskonała tak pod względem
170

18 Pages 171-180

▲back to top

18.1 Page 171

▲back to top
treści literackim jak i stylu. By zaś nie była rozwlekła z kronik wypisuje się tylko
zdarzenia ważniejsze. Nawet kroniki domów nie mogą zawierać wszystkich
szczegółów. I one powinny być dobrze opisane i opracowane. Unikać należy
powtarzania się, rzeczy zbędnych i drobiazgowych. U Jezuitów np. dla podania
zdarzeń budujących mają inny sposób: są tam redagowane doroczne listy, w których
zaznacza się, jakie kazania głoszono w kościele, jakie były nabożeństwa, rekolekcje,
spowiedzi, ilość Komunii świętych w danym domu, a zwłaszcza opisy wszystkich
budujących faktów. Listy te przesyła się z domu do domu, z prowincji do prowincji,
celem odczytywania ich w refektarzu. W każdym domu jest przeznaczony jeden do ich
redagowania i w personelu domu zaznacza się: redigit litteras annuas. Z pewnością ta
monografia przysporzy nam teraz dużo pracy, ponieważ trzeba zacząć, a początki są
zawsze trudne oraz trzeba przypomnieć rzeczy od paru lat wstecz. Ale gdy
doprowadzona zostanie do roku obecnego, to nie będzie trzeba wiele dopisywać, jak
tylko to, co się ważniejszego wydarzyło w tym roku, wypełniając solidnie w miarę jak
zachodzą fakty. Wówczas nie będzie to zbyt trudnym dla żadnego dyrektora. Co do
wspomnień biograficznych tych współbraci, którzy już odeszli do Pana, trzeba
specjalnej staranności. O niektórych wystarczą krótkie wzmianki, co do innych trzeba
się zając tym ex professo. Wzmianki o współbraciach zmarłych w ostatnich latach
wystarczą te, które są w dodatku do naszych katalogów; lecz o dawniejszych trzeba
wiele wspomnień zebrać i dbać o to, by nie zginęły. Wydaje mi się, że owi kapłani,
klerycy czy koadiutorzy to są perły, które winny jaśnieć w historii naszego
Zgromadzenia. Ileż rzeczy można by powiedzieć o księdzu Alassonattim, a o księdzu
Ruffino? Jakże piękną pamięć pozostawili po sobie! Ten ostatni był to prawdziwy
wzór życia chrześcijańskiego. Nie porównując go ze św. Alojzym należy jednak
powiedzieć, że to, co czyni każdy dobry chłopiec, kleryk czy kapłan to czynił on z taką
gorliwością, iż można by go porównać z niejednym świętym wzorem życia
chrześcijańskiego i zakonnego. Jedną z ważniejszych i cennych stron tych biografii
będzie i to, że zobaczymy jak w tych ubiegłych latach u nas się pracowało. Powstaną
z biegiem czasu trudności, to w nich znajdziemy klucz do ich rozwiązania. Otóż ja
sam teraz znajduję się w pewnych kłopotach, które zachodziły już w poprzednich
latach. Inny zgubiłby się może w nich, ja zaś idę naprzód ze spokojem, gdyż
wystarczy, że sobie przypominam dobry lub zły wynik środków użytych wówczas.
SPOCZYNEK PO OBIEDZIE. INSPEKTORIE I INSPEKTORZY.
PRZEŁOŻONY GENERALNY . KAPITUŁA GENERALNA.
Konferencja szesnasta. Na dwóch następnych konferencjach zastanawiano się
nad dobrymi i złymi zwyczajami. Do zwyczajów przez się obojętnych, lecz
w praktyce złych i szkodliwych, Ksiądz Bosko zaliczył zwyczaj udawania się na
spoczynek do łóżka po obiedzie. W niektórych okolicach gorących wszedł zwyczaj
spoczynku. Niektóre zgromadzenia pozwoliły nań dla współbraci; wychowawcy
chrześcijańscy pozwalają nań swoim wychowankom. Co do mnie – powiedział Ksiądz
171

18.2 Page 172

▲back to top
Bosko - uważam go za rzecz jedną z najniebezpieczniejszych dla moralności i jestem
zdania, że to z trudnością da się pogodzić z moralnością, by nie powiedzieć, że jest
wprost niemożliwe. Jestem przekonany, że gdyby dyrektorzy poznali dobrze, jak
zgubny jest ten zwyczaj, woleliby raczej zamknąć kolegium niż pozwalać na ten
zwyczaj. Czy więc zabraniać wychowankom i współbraciom nieco odpoczynku po
południu? Jeśli zdarza się, że któryś jest bardzo senny, zwłaszcza w lecie, czy ma
walczyć i otrząsnąć się z tego? Nie, gdy się zdarzy, że w studium czy przy pracy
zaśnie, to niech przez chwilę zdrzemnie się, siedząc na krześle, opierając głowę na
stoliku, lecz niech nikt się nie kładzie do łóżka, by się przespać, gdyż uważam, że to
jest właśnie demonium meridianum, którego mamy się wystrzegać. U chłopców niech
się praktykuje to, co się dotąd u nas praktykowało. W okolicach gorętszych, po
rekreacji poobiedniej, niech się wszyscy zgromadzą w studium czy w szkole i tam
niech każdy zajmuje się nauką lub śpi, dowoli, byleby byli należycie asystowani i żeby
było milczenie, aby ten, kto chce odpocząć, miał spokój. Tak więc ten, kto ma
potrzebę snu, może spać, a inny, który jej nie ma, może zająć się, czymś innym
i wszystkie niebezpieczeństwa znikają. Pomimo to zauważono, że w okolicach
o gorącym klimacie stało się to ogólnym zwyczajem i niewielu inaczej postępuje.
Bądźmy więc z liczby tych niewielu – odrzekł Ksiądz Bosko – a sadzę, że nie
będziemy żałowali tego zwyczaju. Tak czyniąc będziemy więcej pracowali,
pozyskamy korzystniejszą opinie, a może inni pójdą za naszym przykładem. Po
wyczerpaniu tematu zwyczajów, resztę czasu przeznaczono na usankcjonowanie tej
nowości, jaką był podział Zgromadzenia na prowincje. Wynikiem tego był regulamin
dla inspektorów, który odczytano częściowo. Z rzeczy, które się tam wspomina,
powiemy o, dwóch, jako o materii historycznej.
A więc przede wszystkim sprawa nazwy. Kapituła nie zatwierdziła nazwy
„prowincja”, zwłaszcza tytułu „prowincjała”, jako niezbyt odpowiedniego w owych
czasach. Wobec świata Zgromadzenie wyglądałoby, jako jakiś zakon monastyczny, do
czego taką niechęć wzbudzili nawet w duszach zacnych ludzi nieprzyjaciele Kościoła.
Z drugiej strony zrywało się z dawną tradycją. Czy sam św. Ignacy nie zerwał
częściowo z dawną nomenklaturą konwentualną? Tak na przykład tytuł ojca
gwardiana, zastąpił on u nich tytułem ojca rektora. Zdawało się i u nas słusznym
pominąć pewne zewnętrzne formy, czy wyrazy przypadłościowe, które raziły uszy
współczesnych i mogłyby zniechęcić do nas społeczeństwo, dla którego chcemy
czynić dobrze. Przełożony, więc postawiony na to, by czuwał nad pewną liczbą
domów, nazywał się będzie inspektorem, a terytorium jego jurysdykcji – inspektoria;
te dwa terminy określały ściśle daną rzecz i były dobrze przyjęte przez publiczność,
gdyż były znane w administracji świeckiej i szkolnej. Na drugim miejscu wiek
inspektora. Czy należało określić minimum wymagań do wyboru kandydata? Ksiądz
Bosko układając Reguły uważał za stosowne przejść do porządku dziennego nad
wiekiem we wszystkich urzędach; dlatego w pierwszych projektach i w tekście
przesłanym do Rzymu dla zatwierdzenia, nie było mowy o wieku na jakimkolwiek
urzędzie. Rzym chciał jednak w wieku 35 lat dla urzędów wyższych. Tym bardziej,
172

18.3 Page 173

▲back to top
że z początku Zgromadzenia, członkowie nie dochodzili do pełni wieku dojrzałego;
dlatego było konieczne zwracać się od razu o dyspensę czasową od zachowania tej
Reguły. Co do inspektorów widocznie nie poruszono tego względu na wiek
w Ustawach, gdyż w czasie ich zatwierdzenia jeszcze ich nie było. Dlatego Kapituła
Generalna pozostawiła w zawieszeniu problem oczekując, co powie Kongregacja
Biskupów i Zakonników, gdy zostaną jej przedstawione uchwały Kapituły Generalnej,
co do inspektorów. Według myśli Księdza Bosko, jaką wyraził na Konferencji
siedemnastej, inspektor salezjański jest „ojcem, który ma za zadanie pomagać swym
synom w dobrym wykonywaniu ich obowiązków swą radą i pomocą; pouczać ich jak
wyjść z kłopotów w sytuacjach krytycznych itp.”. Sprawa inspektorii wyłoniła kwestię:
jaka władza przysługuje Przełożonemu Generalnemu. Ksiądz Bosko dążył otwarcie do
tego, by jej zakres jak najbardziej rozszerzyć, by cały ogólny bieg Towarzystwa
zależał od Przełożonego Generalnego. Znalazł się jednak ktoś, kto miał zastrzeżenia.
O ile chodziło o Księdza Bosko osobiście, wszyscy byli zgodni, by posiadał władzę
bez ograniczeń, ale mieli zastrzeżenia, co do jego następców.
Właśnie, dlatego – przerwał Ksiądz Bosko – obstaje mocno za tym, by nie
umniejszać autorytetu Przełożonego Generalnego. Jeśli chodzi o mnie, nie miałbym tej
potrzeby, bo tak w wielkich jak i małych rzeczach zostawiacie mi wolną rękę działania.
Zresztą, ponieważ mam w ręku główne nici spraw nie może być inaczej. Lecz muszę
baczyć na tych, którzy przyjdą po mnie.
EKS SALEZJANIE.
Konferencja dwudziesta. Ta konferencja miała raczej charakter Kapituły
Wyższej celem załatwienia spraw bieżących. Mówiono o tych salezjanach, którzy nie
pomni na swe powołanie, odeszli. Ksiądz Bosko polecił, żeby zawsze z nimi
postępować jak najgrzeczniej. Sprawa nastręcza jeden kłopot – jak zaznaczył –
ponieważ tacy nie rzadko mają obciążenie na swym koncie. Lepiej może więc będzie,
gdy nie będziemy im wypominali ich błędów, postępując z nimi z jak największą
życzliwością. A w ten sposób i oni zachowają szacunek i miłość do Zgromadzenia,
a my będziemy pewni, że po upływie pewnego czasu zyskamy w owym byłym
współbracie przyjaciela, pomocnika takiego, który co najmniej będzie mówił o nas
dobrze. A teraz należy wiedzieć, że trzeba nam tego, bo sprawia wielką szkodę
Zgromadzeniu taki, który mówi o nim źle, choćby niesprawiedliwie i niesłusznie.
Pragnąłbym, dlatego, by postępować z nimi jak najdelikatniej, choćby na to nie
zasłużyli, zamiast wymawiać im gorzko ich winy i odprawiać z niechęcią.
NABOŻEŃSTWA DODATKOWE NIEWSKAZANE.
Konferencja dwudziesta druga. Odczytywanie protokołów odbywające się
zwykle na początku posiedzenia było odłożone na koniec. Niniejsza konferencja
zaczęła się od pewnej dygresji, nad którą będzie dobrze trochę się zatrzymać. Otóż
173

18.4 Page 174

▲back to top
padło pytanie, czy nie byłoby dobrze, by udzielać każdego dnia wieczorem
w kolegium błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem. Taka jest praktyka od
wielu lat w Oratorium, również w Lanzo, czy nie byłoby korzystnym zaprowadzenie
jej wszędzie? Tak mało zajmuje czasu. Dobra to rzecz niewątpliwie, lecz nie chciano
wprowadzać tego w kolegiach poza miesiącem maryjnym i nowennami do świąt Matki
Boskiej, jak to było i dawniej w Oratorium, zanim powstał Kościół Maryi
Wspomożycielki. Przytaczano dwa powody. Pierwszy ten, by nie przeciążać chłopców
praktykami pobożności. Wielu z nich pochodziło z rodzin, w których mało się
troszczono o praktyki religijne. I tak codzienny pacierz ranny i wieczorny, Msza św.,
różaniec, inne modlitwy odmawiane w ciągu dnia wystarczą. Kto chciał ich więcej,
pozostawiono to własnej woli, zwłaszcza nawiedzenia Najświętszego Sakramentu
i Najświętszej Panny, ale wspólnie nie odbywano tego. Drugi powód był ten, by to nie
podpadało zbytnio złośliwym ludziom z zewnątrz. Wszyscy mieli oczy zwrócone na
salezjanów, tak prywatnie jak i publicznie o nich mówiono. Właśnie w tych czasach
wszelkie manewry nieprzyjaciół Kościoła zmierzały do tego, by zniszczyć instytucje
kościelne przez takie układanie programów szkolnych, aby zakonnicy, zwłaszcza
przywiązani do swych dawnych metod nie mogli sprostać wymaganiom
nowoczesnego nauczania, a gdyby spostrzegli w kolegiach salezjańskich wiele praktyk
religijnych, stałyby się rychło one celem ich ataków. My mamy do czynienia – mówił
Ksiądz Bosko - z duchem świata wyrafinowanym w miłości i potężnym
nieprzyjacielem. Nie możemy absolutnie mu się narażać. Bądźmy lojalni, gotowi na
ustępstwa wszędzie, gdzie to jest możliwe; dostosowujemy się do wymogów
nowoczesnych, również do miejscowych zwyczajów, byleby to nie było sprzeczne
z sumieniem. Zamiast otwarcie walczyć z władzami, znośmy raczej krzywdy, nawet,
gdy mamy rację; dostosujmy się do wszelkich regulaminów, dekretów, programów.
W ten sposób będziemy dobrze widziani u władz, pozwolą nam działać /co jest
najważniejsze/, a równocześnie nie będziemy w konflikcie ze sumieniem. Ta idea
unikania konfliktów ze świeckimi na tle zewnętrznych objawów, pobożności
niekoniecznej, dwukrotnie była poruszana na Kapitule Generalnej. Na ósmej
konferencji, gdy ktoś zwrócił uwagę, by paliła się lampa w sypialni przed obrazem
Madonny, jak w kościołach, by każdy obudziwszy się, biegł wzrokiem do Jej obrazu,
na co wszyscy przyklasnęli, Ksiądz Bosko przeciwstawił się temu - „mając w tym
specjalny cel” – jak komentuje protokół. Dajmy na to, że przyjdzie na wizytację
niechętny nam człowiek, to cóżby powiedział na temat tych ołtarzyków urządzonych
po sypialniach? Czy nie nazwałby tego zabobonem? Musimy więc być przezorni pod
tym względem, mając na uwadze okoliczności, w których żyjemy. Musimy starać się
jak najgłębiej zakorzeniać religię w sercach młodzieży, lecz z pominięciem możliwie
zewnętrznych objawów. A choć nie mamy oglądać się na nikogo, jeśli chodzi
o sprawy zasadnicze, w sprawach drugorzędnych wypada nam unikać wszystkiego,
co zbyt podpada drugim. Po czym na konferencji 15 - tej na temat zwyczajów dobrych,
które trzeba zachować i wprowadzać, powtórzone polecenie nie wprowadzania takich,
które by mogły wydawać się dla osób z zewnątrz praktykami zabobonnymi, licząc się
174

18.5 Page 175

▲back to top
i w tym ze zwyczajami miejscowymi. A cóż powiedzieć o znaku Krzyża św.
czynionym przez chłopców przed zjedzeniem bułki na podwieczorek? Oto odpowiedź
Księdza Bosko Zapewne jest to zwyczaj dobry, lecz ileżby powstało złośliwych krytyk,
gdyby oni czynili ten znak w swoim obecnym otoczeniu. Gdy ludzie się żegnają przed
obiadem, nikt się temu nie dziwi, wie, bowiem każdy, że katechizm tak każe czynić
katolikowi, a każdy dobry chrześcijanin tak postępuje. Na osobności i przed
zjedzeniem bułki możemy tak czynić, ale w tych miejscach, gdzie nie ma tego
zwyczaju, nie potrzeba tego wprowadzać. Zwłaszcza nie potrzeba na to nalegać
w naszych kolegiach. Są tam przecież i chłopcy, których rodzice wcale nie praktykują.
Gdy zobaczą ich żegnających się i modlących przed lub po obiedzie, nie zwrócą na to
uwagi, ale gdyby widzieli to na podwieczorku czy śniadaniu, podnieśliby kwestie i nie
posłaliby już może więcej chłopców do kolegiów, mówiąc: Tam nauczają ich zbyt
wiele bigoterii.
PRZEŁOŻONY GENERALNY. KAPITUŁA GENERALNA. KRYTYKI.
LETTURE CATTOLICHE.
Konferencja dwudziesta trzecia. Przy odczytywaniu jednego z artykułów
napotkano na zwrot, iż pewne sprawy należy odesłać do Kapituły Generalnej. Ksiądz
Bosko życzył sobie, by zastąpiono to wyrażeniem do Przełożonego Generalnego.
Wyjaśnił to następująco: Pod nazwą Przełożony Generalny wszystko jest zrozumiałe.
Reguły mówią, że w ważniejszych sprawach zbierze on swoją Kapitułę. Mówiąc
inaczej mogłoby się wydawać, że chce się robić coś bez wiedzy Przełożonego
Generalnego, a do niego należy zarządzać Zgromadzeniem we wszystkich sprawach.
We wszystkim, zatem należy zwracać się do Przełożonego Generalnego; on zaś
rozpatrując sprawy, jeśli uzna za stosowne, że coś należy do urzędu poszczególnego,
powie: to dajmy prefektowi, ekonomowi lub do kogo należy. W wypadku większej
wagi zbierze Kapitułę. Na temat zaś szerzenia dobrej prasy, Ksiądz Bosko takie dał
wskazówki :
„Nie krytykować książek innego, nie pomiatać autorem. To tylko jątrzy.
Zastosujmy u nas te teksty w szkole, które nam się więcej podobają; jeśli ktoś poprosi
nas o zdanie, odpowiedź będzie taka, jak nam się zdaje, lecz bez krytyk. To odnosi się
również do rożnych stowarzyszeń czy konfraternii po parafiach, w których robi się
często rzeczy tak z grubsza, jak się umie. Ale mimo to nie należy o nich źle mówić,
ani wyśmiewać ich działalności; owszem pouczać, dopomagać, doradzać,
podtrzymywać na wszelki sposób te instytucje, a przez to zyskamy sobie
błogosławieństwo Boże i życzliwość ludzi. Względem tych, którzy nas krytykują,
bądźmy uprzejmi, stosując, jako wytyczne znane powiedzenie: „Far bene e lasciar
dire” /Czyńmy dobrze i pozwólmy gadać/. Jeśli się atakuje zbyt zapalczywie, traci się
nawet zwyciężając. Gdy mówimy o krytykowaniu obcych, tym bardziej musimy
wystąpić przeciwko tym, co krytykują nasze dzieło. Polecam bardzo naszym
dyrektorom, by tępili ducha krytyki wśród współbraci. Każdy dyrektor niech popiera
175

18.6 Page 176

▲back to top
w naszych zakładach Letture Cattoliche i klasyków chrześcijańskich. Niech książki te
wysyła się do rodzin wychowanków, a przyniesie to wielki pożytek. Propagowanie
i czytanie dobrej prasy, zwłaszcza Bollettino Salesiano wytwarza między nami
łączność wzajemną. Trzeba robić wszystko, by związać się jednym duchem,
a otrzymamy to, gdy w naszych domach czytać się będzie te same książki, studiować
te same traktaty, tych samych autorów i dzieła napisane przez naszych współbraci. Nic
bardziej nie przyczyni się do tej łączności jak Bollettino Salesiano i Letture Cattoliche,
które powinny być szeroko rozpowszechniane i czytane.
NAZWA SALEZJANINA. ODDAĆ CESARZOWI, CO JEST CESARSKIEGO.
Konferencja dwudziesta czwarta. Nazwa „salezjanina” odnosząca się do
członków i ich spraw kilkakrotnie powtarzała się w czasie czytania protokołów.
Skłoniło to Księdza Bosko do zabrania głosu w tej sprawie tak bardzo delikatnej
i żywo obchodzącej wszystkich. Ten wyraz – mówił – powinien być u nas używany
oszczędnie. Kilka lat temu jeszcze nie była ta nazwa wprowadzona. Dopiero z okazji
wyjazdu pierwszej grupy salezjanów weszła w użycie. Zaczęto wtedy dużo mówić
i opowiadać o misjonarzach salezjańskich w Europie, pisano o nich w prasie
i książkach, a w ten sposób weszła w użycie nazwa „salezjanie”. Zresztą było to
koniecznością, by Zgromadzenie ustaliło swą nazwę. Imię świętego Franciszka
Salezego jest drogie dla Kościoła i społeczeństwa; jest to święty chrześcijańskiej
łagodności, cnoty, która podoba się najgorszym. Tego Świętego obraliśmy sobie za
patrona tak, że nazwa „salezjanin” brzmi dobrze - tak, że trzeba ją wprowadzać, ale
ostrożnie. Przede wszystkim oddając do druku jakieś dzieło, nie podpisywać się
„kapłan salezjanin” lub Towarzystwa Salezjańskiego. To, że tak dotąd było to nie
szkodzi; nawet w pewnych okolicznościach można, by kontynuować, lecz zasadniczo
nie. Jeśli autor książki jest np. dyrektorem kolegium, raczej można użyć: „Dyrektor
kolegium salezjańskiego”, ponieważ ten tytuł jest osobisty i posłuży zarazem do
reklamy kolegium i osobistej renomy. Coś więcej mogłoby spowodować niechęć,
złość a nawet prześladowanie.
W tym celu zrobiliśmy śmiały krok naprzód, bowiem złączona została ta nazwa
z Bollettino, które posyła się naszym Pomocnikom. Krok to śmiały
i ryzykowny, lecz przemyślany. Ale trzeba dać się poznać i to w naszym właściwym
sensie. Dotychczas, dzięki Bogu, wszystko, co wydrukowano o nas, przedstawia nas
we właściwym świetle. A to, co zostało wydrukowane ze strony naszych wrogów
przeciwko nam, ogranicza się do kilku zarzutów lub faktów partykularnych, które
w niczym nie ugodziły samego Zgromadzenia w jego podstawach. Jest to ważna rzecz,
że nie zostaliśmy mylnie zrozumiani, lecz tak, jakimi jesteśmy. Mam nadzieję,
że Bollettino, które drukujemy po to, by dać poznać nasz cel, pomoże skutecznie do
tego i przedstawi we właściwym świetle to, co się dzieje w Zgromadzeniu. Naszym
celem jest dać poznać ludziom, że można oddać cesarzowi, co jest cesarskiego nie
kompromitując nikogo, a to wcale równocześnie nie przeszkadza, by oddać Bogu, co
176

18.7 Page 177

▲back to top
jest Bożego. W naszych czasach mówi się, że to jest problem, a ja dodam, że to jest
jeden z najważniejszych problemów, lecz został rozwiązany przez naszego Boskiego
Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. W praktyce natrafia się na poważne trudności,
to prawda. Należy więc je rozwiązywać pozostawiając nienaruszoną zasadą. Moją
myślą jest: studiować sposób praktyczny oddanie cesarzowi, co jest cesarskiego,
a równocześnie oddania, co jest Bożego, Bogu. Ale mówi się – Państwo podtrzymuje
zbrodniarzy, a równocześnie propaguje fałszywe doktryny i błędne zasady. A my na to
powiemy: Pan Bóg w Piśmie świętym nakazuje szanować i słuchać przełożonych
etiam discolis, dopóki nie nakazują rzeczy wprost złych. A nawet w wypadku, kiedy
nakazują rzeczy złe, będziemy ich jeszcze szanowali. Nie będziemy czynili rzeczy
złych, lecz będziemy okazywali szacunek dla władzy cesarza, jak mówi święty Paweł,
by słuchać władzy, ponieważ nosi miecz karzący. Każdy chyba widzi w jak ciężkich
warunkach znajduje się Kościół i religia w tych czasach. Ja myślę, że od czasów
świętego Piotra nie było czasów tak trudnych. Nawet prześladowanie Juliana Apostaty
nie było tak pełne hipokryzji i zgubne dla dusz. A my z tym wszystkim, co? My
będziemy nadal lojalni! Jeśli nam nakładać będą kary, będziemy płacić. Jeśli nie będą
uznawać życia wspólnego, będziemy je prowadzić indywidualnie. Jeśli żądać będą od
nas egzaminów, poddamy się im; jeśli dyplomów i patentów, postaramy się je zdobyć
i tak pójdziemy naprzód. Ależ to wymaga trudów, wydatków; stwarza kłopoty. Żaden
z was lepiej o tym nie wie, niż ja. O większej części kłopotów nawet wam nie
wspominam, by was nie trwożyć. Pracuję i pocę się dzień cały, by jakoś zapobiec
szkodom.
A jednak trzeba mieć cierpliwość, umieć znosić i zamiast płakać - pracować, by
sprawy szły dobrze. Otóż, do czego zmierza się stopniowo i praktycznie przez
Bollettino Salesiano. Tę zasadę z pomocą Bożą i bez wielu słów, będziemy forsować
i będzie ona źródłem wielkiego dobra tak dla społeczeństwa jak i Kościoła. Również,
co do tej maksymy: „robić dobrze, zostawiając innym krytykę”. Ksiądz Bosko
doskonale wiedział, że każda reguła ma swoje wyjątki. Dlatego, choć był daleki od
odpowiadania przeciwnikom w prasie, to jednak w niektórych wypadkach uważał za
swój obowiązek uciec się do tej broni. Przykładem tego był wypadek, który miał
miejsce miesiąc temu. Oto osławiona „Gazetta del Popolo” opublikowała
korespondencje z Giavano, w której donosząc w zjadliwym tonie o aresztowaniu
pewnego kleryka asystenta w kolegium z powodu niemoralności, wyraziła się
ironicznie, że aresztowany był „wychowankiem instytutu Księdza Bosko”. Ksiądz
Bosko, skoro otrzymał konieczne informacje o tym, napisał następujący list, który
może być wzorem umiarkowania:
Il. mo Sig. Direttore della Gazzetta del Popolo!
W Pańskim dzienniku z 7 sierpnia opublikował WP korespondencję
z Giavano, przypisując memu wychowankowi pewne fakty, którymi zainteresowały
się władze sądowe w Susa. Proszę Pana o sprostowanie i oświadczenie, że osoba ta,
której przypisano te fakty, nie była nigdy wychowankiem moich zakładów. Mam
177

18.8 Page 178

▲back to top
nadzieję, że uczyni Pan rzeczowe sprostowanie z samego tytułu grzeczności i miłości
dla prawdy, bez uciekania się z mej strony do środków prawnych. Mam zaszczyt itd...
Turyn, 13.08.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
La Gazzetta w numerze z 19 bm. pod zwykłą codzienną rubryką „Pozzo nero”
opublikowała list Księdza Bosko bez żadnych komentarzy.
DEKRET KOŃCOWY. REKOLEKCJE CZŁONKÓW.
Konferencja dwudziesta piąta. Na 16 konferencji Ksiądz Bosko zaproponował,
by Kapituła zgodnie wystosowała dekret, udzielający Przełożonemu władzy
zredagowania ostatecznego i uporządkowania aktów, które miały być wysłane do
Rzymu, z władzą zmienienia wyrazów i rzeczy w sposób, który on uzna za stosowne.
Tego rodzaju praca nie może być dokonana przez wszystkich i stad konieczność
owego upoważnienia dla Przełożonego do jej wykonania.
Dnia 5 października zakończyły się obrady Kapituły Generalnej. Po miesiącu
trudów, wszyscy widzieli, że pozostaje jeszcze wiele do zrobienia, by dzieło mogło
być zakończone. Dyrektorzy zaś spieszyli się do swych domów na rozpoczęcie roku
szkolnego. Ksiądz Bosko w dniu 7 października, w święto MB Różańcowej, obiecał
być gdzie indziej. Dlatego powiedział do zebranych: Sprawy, które dotychczas były
traktowane, były raczej naszkicowane niż ukończone. Potrzeba jeszcze długiej
i żmudnej pracy, by ustalić brzmienie poszczególnych artykułów, uporządkować je,
by się nie powtarzały, żeby jeden nie nakazywał czegoś, co inny zabraniał. Potrzeba
zatem w tym duchu ująć dekret zakończenia Kapituły, który odczytamy i podpiszemy
dziś wieczorem. Resztę czasu poświecono ustaleniu tego, co dotyczyło rekolekcji
współbraci w przyszłych latach. Ksiądz Bosko przywiązywał wielka wagę tym
rocznym dniom skupienia. Aż do roku 1877 kolegium w Lanzo położone na wzgórzu
alpejskim, ofiarowywało w czasie letnim gościnę dla wszystkich rekolektantów. Lecz
wzrost Zgromadzenia pociągał za sobą konieczność wyznaczenia większej ilości tych
miejsc ustronnych. Ustalono, zatem, że domy Ameryki, Włoch środkowych i Ligurii
będą miały swoje serie rekolekcji w odpowiednim dla niech miejscu. Dwie serie miały
się odbyć w Piemoncie i dwie dla Córek Maryi Wspomożycielki. Lecz gdzie i kiedy?
Ksiądz Cagliero zapytany, co do pierwszej kwestii, był zaskoczony i nie wiedział,
co odpowiedzieć, przytaczając brak odpowiedniego lokalu. A Ksiądz Bosko na to:
Miejsce odpowiednie Opatrzność wyznaczy. W każdym wypadku trzeba na razie
prosić arcybiskupa z Buenos Aires, by pozwolił odprawić je w seminarium w czasie
wakacji kleryków. Buenos Aires jest miejscem centralnym. Zapewne coś kosztować
będzie podroż z Montevideo i San Nicolas – lecz pazienza. Widzieliśmy,
że Zgromadzenie wzięło bujny rozwój i to wyraźny od chwili, kiedy rozpoczęły się
odprawiać wspólne rekolekcje. Dla Włoch środkowych wyznaczono seminarium
178

18.9 Page 179

▲back to top
w Magliano, gdzie miał udać się ksiądz Rua w zastępstwie Księdza Bosko. Dla Ligurii
zastanawiano się nad wyborem między Sampierdarena, Alassio i nowo otwierającym
się domem w Spezia. Za dwa lata miano ustanowić nową serię dla Francji,
a tymczasem ci współbracia mieli przybywać na rekolekcje do Ligurii. Na dwie serie
w Lanzo oprócz współbraci z Piemontu, mieli przybywać wszyscy dyrektorzy i inni,
którzy nie mieliby sposobności udać się gdzie indziej. Zdaniem Kapituły
jednomyślnym było, aby takie rekolekcje przeprowadzali zawsze salezjanie.
Doświadczenie pokazało, że kaznodzieje obcy, skądinąd uczeni i święci, nie
zadowalali tak jak nasi. Dlatego Ksiądz Bosko zwrócił się do obecnych, którzy
przygotowywali się do ich głoszenia; w przyszłości, gdy się dowie, że ktoś ma
skłonność do kaznodziejstwa, należy iść mu na rękę i wykorzystać go. W ten sposób
uzyska się dobre rezultaty bez wielkich trudów.
ZAMKNIĘCIE KAPITUŁY.
Konferencja dwudziesta szósta. Kapituła otwarta 5 września, zamknięta została
wieczorem dnia 5 października; w ten sposób w miesięcznym odstępie czasu godzina
uroczystego Te Deum zeszła się z godziną Veni Creator. Przede wszystkim przejrzano
szkic ostatecznego dekretu. Jeden szczegół zasługuje na przytoczenie. Redagujący
zaznaczyli, że Kapitule Generalnej przysługiwało uprawnienie uporządkowania,
dodania etc, etc. Słowa „Kapitule Generalnej” Ksiądz Bosko chciał, by zastąpić
„Przełożonemu Generalnemu”, przytaczając trzy motywy :
1. Jest zwyczajem Kongregacji rzymskich adresowanie aktów urzędowych na
Przełożonego Generalnego;
2. Ponieważ wyraz „Przełożony Generalny” obejmuje także Kapitułę Generalną;
3. Dla ogólnej racji przytoczonej wyżej.
Przez pewien czas powrócono do sprawy kaznodziejstwa. Na drugiej konferencji
była mowa o tym, by któremuś współbratu powierzyć opracowanie krótkiego traktatu
o wymowie kaznodziejskiej, który by mógł służyć jako podręcznik w instytutach
teologicznych. Wybrano księdza Benettiego. Trzeba jednak zaznaczyć – powiedział
Ksiądz Bosko – by ten traktacik podawał nie tylko reguły kaznodziejstwa, lecz także
uwzględniał sprawy pedagogiczne. Trzeba w nim zamknąć nasz system uprzedzający
w wychowaniu młodzieży, który powinien być przejawem miłości pociągającej
chłopców do dobrego za pomocą ustawicznej czujności i kierownictwa; zatem nie
systematycznym karaniem uchybień, już po ich popełnieniu. Stwierdzone zostało,
bowiem, że ta druga metoda po większej części ściąga na wychowawcę nienawiść
młodzieńca, która trwa aż do śmierci. Samo kazanie niech będzie proste. Niech się
podkreśla temat, o którym będzie się mówiło z podziałem na części, które należy
objaśnić. Niech się nie gromadzi zbyt wielu tekstów lub faktów, lecz przytoczone
niech się dobrze objaśni. Zamiast więc przytaczać wiele faktów, lepiej jest wziąć jeden
stosowny do tematu i opowiedzieć go ze szczegółami, uwypuklającymi jego znaczenie.
179

18.10 Page 180

▲back to top
Takie ujęcie tematu najłatwiej młodzież zapamięta. W międzyczasie wykończono
dekret, przyniesiono go na salę obrad, odczytano publicznie i po wypowiedzeniu
swego placet każdy złożył na nim swój podpis. Tym aktem została zamknięta
Pierwsza Kapituła Generalna, której prace postępowały z przykładną szybkością.
O. Franco gratulując Kapitulnym, powiedział, że w przeciągu jednego miesiąca
dokonali dzieła, na które inni potrzebowaliby kilku miesięcy. Ale sformułowanie
w ostatecznej formie kanonicznej powziętych uchwał nie poszło tak prędko jak się
spodziewano. Faktem jest, że jeszcze po roku nie było gotowe.
Wówczas Ksiądz Bosko, by zadowolić ogólne życzenie współbraci kazał
wydrukować i rozesłać uchwały Kapituły w czterech częściach dotyczących: Życia
wspólnego, ekonomii, moralności w domach salezjańskich oraz inspektorii, resztę
odkładając na później. Był to piękny tomik, liczący około stu stron, zawierający na
wstępie serdeczny list ojcowski Księdza Bosko do swoich „najukochańszych synów
w Jezusie Chrystusie”. Gdy ta publikacja ukazała się Ksiądz Bosko prowadził zabiegi
w Kongregacji Biskupów i Zakonników o uzyskanie prorogacji o 5 miesięcy dla
Kapituły Generalnej. Trzy bowiem lata od uzyskania zatwierdzenia Reguł upłynęły 4
kwietnia 1877 roku, a więc Kapituła była otwarta o 5 miesięcy później. O uzyskanym
reskrypcie powiadomił go adwokat Leonori pismem z dnia 24 listopada 1878 roku
wraz z owym dla hrabiego Cays. Po konwalidacji więc prorogaty Pierwszej Kapituły,
można było zwołać ważne następne w okresie wakacji letnich. Ksiądz Bosko
tylokrotnie wspominał, że Uchwały Kapituły Generalnej pójdą do Rzymu. Ale skoro
ostateczna reakcja do roku nie była gotowa, zdecydował się nie posyłać. Stosownie do
swego zwyczaju, uważał, że lepiej uczyć się mądrości z praktyki, czekając czy życie
potwierdzi słuszność spisanych na papierze uchwał. Tak dotrwało do następnej
Kapituły Generalnej, w której do przejrzanych na nowo z poprzedniej Kapituły uchwał
dodano nowe rozporządzenia. Uchwały te połączone z dwóch Kapituł ujrzały światło
dzienne w roku 1882. O. Secondo Franco w czasie przygotowań do Pierwszej Kapituły
Generalnej powiedział, że głównym zadaniem tej Kapituły winno być uformowanie
sumienia zakonnego współbraci. Z tego cośmy podali w tym rozdziale wynika,
że w tym duchu były prowadzone obrady tejże Kapituły.
180

19 Pages 181-190

▲back to top

19.1 Page 181

▲back to top
ROZDZIAŁ X
Trzecia ekspedycja misyjna do Ameryki Południowej
Pierwszą wiadomość o wyjeździe trzeciej grupy misjonarzy salezjańskich do
Ameryki podała Unita Cattolica w dniu 13 września. Ukazał się w niej artykuł
zatytułowany: „Nowe ekspedycje misyjne Salezjanów do Ameryki”. Autor (prof.
Vincenzo Lanfranchi), wznosząc najpierw hymn dziękczynny Bogu za tak wiele
dobrego, które już zostało zdziałane na rozległym polu, jakie stanęło przed synami
Księdza Bosko, wskazuje potrzebę pracowników misyjnych w odległych krajach i
podaje wiadomość, że Ksiądz Bosko przygotował dalszy zastęp misjonarzy wśród
swych synów i córek w liczbie 40-tu osób. Pierwsza część miała odjechać w
listopadzie tegoż roku, a reszta w czasie późniejszym. Zwraca się, przeto z gorącym
apelem do ludzi dobrej woli, by otwarli swe sakiewki i pospieszyli z pomocą Księdzu
Bosko w pokryciu nadzwyczajnych wydatków. I tak dalej ciągnie: Wiemy dobrze, że
nie wszyscy życzliwym okiem spoglądają na wspomniane misje, przytaczając racje, że
jest wielki brak kapłanów do pracy w kraju. A przecież pewna osobistość, obeznana z
historią współczesną, wyraża pogląd, że w miejsce każdego misjonarza
wyjeżdżającego na misje zagraniczne, wstępuje dziesięciu kandydatów do seminarium,
którzy zajmują jego miejsce w szeregach kleru diecezjalnego, który on
wspaniałomyślnie opuścił, by głosić Ewangelię poganom. (Monsignor Besson, biskup
Nimes)
Zacytowane słowa były delikatną aluzją do skutków wywołanych wśród kleru
archidiecezjalnego długim okólnikiem, rozesłanym przez arcybiskupa do proboszczów
4 sierpnia. W nim to monsignore, żywo malując stan liczebny kleru zmniejszający się
coraz bardziej, odwoływał się do gorliwości pasterskiej proboszczów, by rozwijali i
kształtowali powołanie u chłopców, posyłając ich do seminarium biskupiego w Bra i
Giavano. Wśród wielu innych rzeczy można było wyczytać między wierszami dość
wyraźną naganę dla tych, którzy kierowali młodzieńców na misje zagraniczne z
podkreśleniem, że stan zakonny nie jest doskonalszy od stanu świeckiego. Ktokolwiek
czytał ten okólnik a znał Zgromadzenie Salezjańskie, zaraz mógł wywnioskować, że
jest on wymierzony przeciw niemu. Akcentem wyraźnie czyniącym aluzję do Księdza
Bosko było zdanie, że „wszyscy kapłani zostali bez różnicy powołani do doskonałości
przez Jezusa Chrystusa, a niezliczone rzesze wiernych, jak wszyscy widzą,
powierzone zostało przez Jezusa Chrystusa w ręce kapłanów należących do kleru
zwanego świeckim i niemożliwością jest przypuścić, że chciał on oddać te wszystkie
dusze odkupione Jego Krwią Najświętszą pieczy i duszpasterskiemu kierownictwu tej
181

19.2 Page 182

▲back to top
części kleru, która według mniemania niektórych, jest mniej doskonała, mniej
czcigodna i mniej święta”.
Sam kanonik Zappata, turyński wikariusz generalny, był przekonany, że to
odnosi się do Księdza Bosko i tak pisał do Arcybiskupa: „Pragnąłbym, by Ekscelencja
usunął lub złagodził nieco aluzję do Księdza Bosko, gdyż obawiam się skądinąd dla
Ekscelencji nieprzyjemnych skutków. Ekscelencja wie lepiej ode mnie, ilu możnych
protektorów ma Ksiądz Bosko w Rzymie, jak jest kochany przez samego Papieża. Czy
nie należałoby się liczyć z tym, że skutkiem nieporozumienia lub złośliwych
domysłów, mogłoby przyjść, jakie nieprzyjemnie dla Waszej Ekscelencji pismo?”.
Po tych precedensach, wspomniany artykuł z Unita Cattolica nie mógł przejść
bez echa. I rzeczywiście Arcybiskup dowiedziawszy się o nim, posłał do teologa
Margotti, dyrektora pisma, kopię swego okólnika z następującym od siebie dopiskiem
na marginesie: „uprasza się Czcigodnego Księdza Margotti, by nie popierał rosnące
z dnia na dzień uszczuplania kleru w Piemoncie i w diecezji turyńskiej, a do
tego właśnie przyczyniał się artykuł zamieszczony w numerze 213 Unita Cattolica z
roku 1877 i żeby nie stawiał tego pisma w opozycji do słów arcybiskupa, którego
autorytet nie może być zmniejszony ani na milimetr, a z którym jest związany również
autorytet Papieża. Niech jadą na misje ci, co mają powołanie od Boga; lecz nie należy
wlewać takiego powołania tym, którzy go nie mają, ani go nie objawiają. Powołanie
misyjne jest rzeczą całkiem specjalną”.
Dyrektor pisma, zażyły przyjaciel Księdza Bosko, przesłał mu natychmiast
kopię wspomnianego pisma wraz z załączonym bilecikiem, następującej treści:
„Veneratissimo e Carissimo Don Bosco. Proszę przeczytać niniejszej i pro bono pacis,
by nie obrażać ani Arcybiskupa, ani Papieża, proszę nie posyłać więcej artykułów do
druku bez „visto” Arcybiskupa. Suo dev. mo ed affez. mo etc.... Margotti”.
Ksiądz Bosko, który znajdował się na Kapitule Generalnej w Lanzo, odpisał mu
19 września następującymi słowami: „My, drogi Księże, mamy iść razem do nieba,
gdzie znajdzie się jeden, tam koniecznie musi się znaleźć i drugi...”. Ks. Margotti
umarł 7 miesięcy przed Księdzem Bosko.
A tymczasem zapał misyjny był stale podsycany wśród współbraci, zwłaszcza
młodszych, przez listy, które nadchodziły z Ameryki, opisujące w gorących słowach
poświecenie tamtejszego personelu, zbyt szczupłego, by sprostać wszystkim
potrzebom. Ta korespondencja, czytana przy stole, skłaniała wszystkich, by
pospieszyć im z pomocą. Niektórzy już w miesiącu kwietniu pragnęli zacząć naukę
języka hiszpańskiego, tym więcej, że Ksiądz Bosko skłaniał się do posłania zasiłków
do Ameryki, po uroczystościach Maryi Wspomożycielki. Następnie polecił księdzu
Barberisowi odpowiedzieć wszystkim proszącym o pozwolenie na wyjazd, by
postarali się jak najlepiej odprawić miesiąc maryjny i przygotować się dobrze na
egzaminy. Oświadczył również, że pragnie, by tym razem misjonarze lepiej nauczyli
się hiszpańskiego. Spodziewał się, że sam ksiądz Cagliero będzie mógł przynajmniej
przez miesiąc uczyć ich tego języka, by po przybyciu na miejsce, mogli natychmiast
stanąć do pracy.
182

19.3 Page 183

▲back to top
Wobec tego, że wyjazd misjonarzy miał nastąpić w listopadzie, wybór
kandydatów nastąpił na dwa miesiące przed rozpoczęciem Kapituły Generalnej:
czterech księży, ośmiu kleryków i sześciu koadiutorów. Oczywiście wszyscy byli
bardzo ciekawi, komu przypadło to szczęście i dlatego pilnie uważali na każde słowo,
by odkryć sekret. Dowiedziano się o wszystkim w sposób bardzo prosty: Pewnego
dnia, ksiądz Rua zaprosił księdza Vespigniani na śniadanie wraz z Księdzem Bosko.
Ten nie pozwalał powtarzać sobie tego dwa razy, pobiegł jak strzała do jadalni i usiadł
przy Księdzu Bosko. Podczas, gdy rozlewano kawę, Ksiądz Bosko zaczął żartować z
nim i z obecnymi, a kiedy wreszcie wszyscy otrzymali już filiżankę i czerpali z niej
wesoło aromatyczny napój, ksiądz Rua wyjmuje karteczkę, jaką zwykł mieć w ręku w
czasie rekreacji popołudniowej, a która mu służyła, jako pro memoria, celem
wydawania różnych poleceń, uwag, itp. i z uśmiechem, nieco tajemniczo, zwrócił się
do Księdza Bosko z pytaniem: Księże Bosko, czy mogę przeczytać nazwiska tych,
którzy mają wyjechać z nową ekspedycją misjonarzy do Ameryki? A otrzymawszy
odpowiedź pozytywną, powoli odczytywał: Don Costamagna, Don Vespignani, ...,
itd... Wszystkie te nazwiska pojawiły się na ustach całego Oratorium, wywołując
najrozmaitsze komentarze.
Ksiądz Vespignani, który nie spodziewał się tej promocji, promieniał ze
szczęścia. Wszak niedawno, prawie we wigilię drugiej ekspedycji misyjnej wstąpił do
Zgromadzenia, jako młody kapłan i natychmiast złożył podanie o wyjazd na misje.
Pomimo jednak pocieszających słów Księdza Bosko, obawiał się, że warunki
zdrowotne nie pozwolą mu na tę podróż.
Ksiądz Rua, widząc zakłopotanie księdza Vespignani spytał go z wielką
dobrocią, czy ma jakieś trudności. Na jego odpowiedź przeczącą, Ksiądz Bosko
przerwał - Ksiądz nie pojedzie, o ile lekarz zbadawszy go dokładnie, nie wyda
orzeczenia, że podroż nie zaszkodzi mu na zdrowiu. Zasięgnął, więc zdania lekarza,
który wystawił mu pożądane świadectwo.
Księża i klerycy wyznaczeni na wyjazd do Ameryki, wydawali się wszystkim
zbyt młodzi. Szeptano o tym już dawniej, ale obecnie na głos to krytykowano.
A przecież z pośród tych czterech księży, jeden został biskupem, mianowicie
ksiądz Costamagna; drugi inspektorem argentyńskim, a później Radcą
Rzemieślniczym w Zarządzie Generalnym - ksiądz Vespignani; trzeci - to bohaterski
misjonarz Patagonii, ksiądz Milanesio - a byli to ci najmłodsi z księży. Z kleryków
natomiast dwaj to przyszli organizatorzy inspektorii w Paragwaju, Urugwaju i Brazylii
ksiądz Gamba i ksiądz Rota. Trzeci z nich został pracownikiem na ambonie i w
konfesjonale ksiądz Paseri; czwarty współzawodniczył z księdzem Milanesio w Chos
Malal i Neuquen ksiądz Panaro; piąty odznaczył się, jako pedagog, kierujący
doskonale kolegium S. Nicolas i swoimi konferencjami zyskał wielkie rezultaty wśród
więźniów to ksiądz Galbusera.
Odnośnie do koadiutorów nie mających innych kwalifikacji poza tym, że byli
bardzo zacni, nikt nie mógł powiedzieć nic ujemnego. O dwóch jednak wspomnimy tj.
o Massa i Graziano. Pierwszy przez 50 lat blisko, będąc kierownikiem pracowni
183

19.4 Page 184

▲back to top
szewskiej, przyczynił się swoją wielką dobrocią i cierpliwością do wychowania
pięknej liczby dobrych rzemieślników. Jemu przypadło w udziale uczyć rzemiosła
pierwszego Indianina z Pampas, syna kacyka, posłanego przez Monsignora Aneyros
do kolegium Piusa IX. Ten przedstawiciel rasy patagońskiej, skorzystał tak wiele z
nauki u dobrego koadiutora, że sam został mistrzem szewskim w szkole zawodowej
we Viedma w Patagonii.
Graziano, którego spotkaliśmy swego czasu w Rzymie w roku 1875, świetny
oficer w wojsku, złożywszy swe epolety oficerskie w ręce Księdza Bosko, wniósł do
Zgromadzenia swe różnorodne zdolności, spełniając obowiązki głównego kancelisty
oraz położył wielkie zasługi w organizowaniu pierwszych szkół zawodowych
salezjańskich.
Po tym, co powiedzieliśmy łatwo zrozumiemy uwagi księdza Vespignani,
dającego syntetyczne ujęcie tych faktów z odległości blisko półwiecza od tej daty:
W trzeciej ekspedycji wyjechała z Oratorium grupa takich, którzy utorowali
akcji salezjańskiej drogę we wszystkich kierunkach Ameryki Południowej,
rozpoczynając kolejno od Argentyny, Chile i Boliwii, Urugwaju, Paragwaju i Brazylii,
stworzyli ośrodek promieniowania na misje w Matto Grosso, Amazzoni i Rio Negro.
Pierwsze dwie fundacje nad rzeką La Plata zapoczątkowały dalsze w
Ekwadorze, Kolumbii i okolicznych republikach. Słowem jest to powtarzająca się
historia z ziarnem gorczycznym, wciąż odnawiającym się w łonie Kościoła.
Pod wybitnym kierownictwem księdza Cagliero i opieką księdza Barberisa,
wybrani ćwiczyli się w języku hiszpańskim i doskonalili się w swej formacji duchowej.
W drugiej połowie sierpnia zebrali się wszyscy wraz z resztą współbraci na rekolekcje
w Lanzo. Przyczynkiem do biografii Księdza Bosko, jest uwaga księdza Vespignani
odnośnie do tych ćwiczeń duchownych: „Ksiądz Bosko, który przewodniczył naszym
rekolekcjom, znajdował się zawsze wśród nas, a myśmy go otaczali ze szczególna
miłością, słuchając chciwie jego słów, rad i zaleceń, stawiając wiele zapytań, radząc
się o tym, co mogło nas dotyczyć w przyszłości. Pragnęliśmy dosłownie wyryć w swej
duszy jego moralną postać, pragnęliśmy czerpać jak najobficiej z jego ducha. Nigdy
nie przyszło nam na myśl, że nie będziemy Go mogli już widzieć i słuchać, gdyż dla
nas Ksiądz Bosko nigdy nie miał umierać, a przed rozłączeniem się z nim pragnęliśmy
jak najwięcej od niego otrzymać napomnień i pamiątek”. Na kazaniu z upominkami,
Ksiądz Bosko opowiedział następujący sen:
Zdawało mi się, że przechodzę koło Porta Susa w Turynie, gdzie przed
koszarami zauważyłem niewiastę, którą wziąłem za przekupkę sprzedającą kasztany.
Właśnie obracała nad ogniem rodzaj cylindra, w którym przypuszczałem, że przypieka
owoce. Zainteresowany tym nowym dla mnie sposobem przypiekania kasztanów,
podszedłem do niej i wskazując cylinder zapytałem, co by miała w tym dziwnym
naczyniu. A ona na to: Cukierki dla Salezjanów.
Jak to? – zawołałem - Cukierki? Dla Salezjanów?
A no tak, potwierdziła i otworzyła cylinder, bym zobaczył. Rzeczywiście były
w nim cukierki i to w trzech gatunkach: jedne białe, drugie czerwone, a trzecie czarne
184

19.5 Page 185

▲back to top
- poprzedzielane płócienkiem. Skropione były lukrem, którego kryształki błyszczały
jakby krople rosy o odcieniu czerwonym.
A można by skosztować tych cukierków? - zagadnąłem.
Owszem, owszem i podała mi kilka.
No dobrze. Ale co to ma znaczyć, że jedne są białe, inne czerwone a te czarne?
Białe - odpowiedziała na to - mało kosztują trudu, ale też nie są tak smaczne; za
to czerwone wymagają krwi; a czarne kosztują nawet życie. Kto ich skosztuje nie
zważa na trud, nie obawia się śmierci?
A ten syrop cukrowy na wierzchu, co oznacza?
To symbol słodyczy Świętego, którego obraliście sobie do naśladowania. Te
jego jakby kropelki z odcieniem różowym przypominać mają, że czasem trzeba będzie
dobrze i to bardzo dobrze dołożyć się i spocić nawet krwią, aby cnoty słodyczy nie
utracić.
Zainteresowany tymi wywodami, chciałem jeszcze więcej pytać, ale widząc, że
nie otrzymam już więcej żadnej odpowiedzi, poszedłem dalej, zatopiony w myślach o
tym, co usłyszałem. Aż po paru krokach natknąłem się na księdza Picco i kilku innych
naszych księży. Byli jakoś dziwnie strapieni, jakby przerażeni, z włosami
nastroszonymi, więc pytam:
Cóż się to stało?
A na to ksiądz Picco:
Och, gdyby Ksiądz wiedział, gdyby wiedział...
Więc nalegam, by mówił, o co chodzi, co zaszło... A on pyta:
Czy Ksiądz wie?... Czy Ksiądz widział tę kobietę z cukierkami?
Widziałem, no i co z tego?
Otóż ciągnął dalej ona poleciła, by powiedzieć, że z Oratorium dużo wystąpi, że
będziemy prześladowani... Kazała powiedział, by Ksiądz Bosko zrobił wszystko, co
jest możliwe, by jego synowie pracowali i dużo pracowali... Mówiła też, że napotkają
na dużo cierni, ale nie zabraknie też i pięknych róż i to dużo..., że życie jest krótkie, a
żniwo wielkie... bo oczywiście życie jest krótkie w porównaniu z wiecznością, wobec
której jest niczym.
No, a czy u nas się nie pracuje? - zauważyłem.
Tak, pracuje się, ale trzeba o wiele więcej pracować.
Po tych słowach nikogo już więcej nie widziałem i jeszcze bardziej zadumany
szedłem ku Oratorium i tu u bramy... zbudziłem się.
Następnie Ksiądz Bosko wyjaśnił obszerniej to, co powiedziała owa niewiasta,
zachęcając swych uczniów do praktykowania tego, co zostało polecone. Dalej mówił
o wielkiej pracy, która czeka salezjanów i tak kończył:
Uważajmy, by być łagodnymi wobec wszystkich; módlmy się jedni za drugich,
aby nie było upadków, co do moralności; dopomagajmy sobie wzajemnie. Honor
jednego niech będzie honorem wszystkich, obrona jednego, obroną wszystkich; niech
wszyscy będą zainteresowani honorem i obroną Zgromadzenia w osobie każdego
185

19.6 Page 186

▲back to top
współbrata, gdyż honor lub niesława jednego spada na całe Zgromadzenie. Dlatego
dołóżmy wszystkich starań, aby ta dobra Matka, Zgromadzenie, nie musiała wstydzić
się z powodu nas. Odwagi, moi synowie! Napotkamy wiele kolców, lecz pamiętajcie,
że będzie również wiele róż. Nie zniechęcajmy się w niebezpieczeństwach ani w
trudnościach; módlmy się z ufnością a Bóg udzieli obiecanej pomocy temu, kto
pracuje na Jego chwałę. Złączmy się wszyscy razem, by stanowić, jak mówi Pismo
święte o pierwszych chrześcijanach: cor unum et animam unam.
Misjonarze więcej niż ktoś inny potrzebowali złączyć się, by tworzyć jedno
serce i duszę jedną. Pomyślał i o tym Ksiądz Bosko. Dnia 7 października przypadała
uroczystość MB Różańcowej. Po zamknięciu Kapituły Generalnej Ksiądz Bosko nie
chciał przerwać tradycji uroczystego obchodzenia tego święta w Becchi. Posłał już
przedtem księdza Milanesio z grupką aspirantów, by głosił kazania podczas nowenny.
W wigilię święta posłał innych, swych misjonarzy. Ci zajechawszy pociągiem do
Chieri i zwiedziwszy seminarium, w którym Ksiądz Bosko studiował teologię, dalszą
drogę odbywali pieszo, zatrzymując się czasem dla wytchnienia i wygrywając podczas
drogi rożne melodie na instrumentach dętych i smyczkowych, mniej lub więcej
piskliwych, jakie niektórzy ze sobą zabrali. Ksiądz Bosko dogonił ich wieczorem.
Uroczystość wypadła bardzo pobożnie i wesoło. W drodze powrotnej odwiedzili dom
rodzinny i grób świętego Dominika Savio w Mondonio. Takie wycieczki zespołowe
były u Księdza Bosko jednym ze środków zespalania serc a ta miała na celu zespolić
je u tych, którzy nie znając się od dawna, mieli teraz udać się daleko od dobrego ojca
na wspólny trud. Na wycieczce tej brakowało tylko naczelnika ekspedycji. Ksiądz
Costamagna, bowiem przygotowywał w Mornese część Córek Maryi Wspomożycielki,
które jako pierwsze z tego zespołu miały wyjechać do Ameryki. Udzielał im lekcji
języka hiszpańskiego; wspierał je na duchu w nieuniknionych trudnościach stawianych
przez ich rodziców; pomagał w przygotowywaniu podróżnych tobołków, ale nade
wszystko zbroił ich dusze. Nie ruszył się stamtąd aż do przybycia nowego księdza
dyrektora, Księdza Lemoyne. Wreszcie 28 października miał dla wszystkich sióstr
ostatnią konferencję na temat: „Świat pod nogami, a w sercu zawsze Jezus, w pamięci
wieczność”. Sceny pożegnania okazały się, jak bardzo był poważany i kochany przez
wychowanki i siostry.
Wśród wychowanek znajdowały się dwie siostry księdza Vespignani.
Niespodziewane u nich odwiedziny ojca uwolniły księdza Józefa od kłopotu. Sam,
bowiem nie pisał jeszcze nic do rodziny o swoim wyjeździe do Ameryki i ojciec
dopiero z okazji tych odwiedzin w Mornese, dowiedział się o tym. Naturalnie
natychmiast pojechał do Turynu, do Księdza Bosko. Spotkał się już z nim raz na
początku lutego, kiedy syn był ciężko chory. Mimo smutnego stanu swego dziecka,
uspokoił się pod urokiem dobroci Księdza Bosko, jaki ten wywierał na osoby z nim się
spotykające, to pozwoliło mu łatwiej pogodzić się z tą drugą niespodzianką. Obejście
się z nim Księdza Bosko podbiło go do tego stopnia, że przy pożegnaniu, wyjąwszy
duży złoty łańcuch, złożył go w jego ręce mówiąc: Proszę przyjąć ten skromny dar dla
Matki Boskiej Wspomożycielki. Nie koniec na tym, uczynił jeszcze tę ofiarę, że nie
186

19.7 Page 187

▲back to top
nalegał na przyjazd do domu syna przed wyjazdem do Ameryki, podjął się również
delikatnej misji uspokojenia matki.
Trzeba również powiedzieć coś o przygotowaniach finansowych, które ciążyły
na barkach Księdza Bosko. Czy tym razem, jak w dwóch poprzednich wypadkach,
wystosował okólnik z prośbą o pomoc w pokryciu wydatków, nie wiadomo. Zresztą
rozchodziło się już szeroko Bollettino. W numerze październikowym był
przedrukowany artykuł z Unita Cattolica, zaś w listopadowym zwracano się z gorącym
apelem do Pomocników z prośbą o poparcie misji. Sam Ksiądz Bosko osobiście
odwiedzał dobrodziejów, by pobudzić ich ofiarność.
Jestem w rozjazdach pisał do księdza Ronchail szukając quibus dla misjonarzy.
Równocześnie chwytał za pióro i pisał, pisał z pokorną natarczywością. A choć
czasem nic materialnie nie uzyskał, to nie uważał tych zachodów za daremne, gdyż w
ten sposób zwracał uwagę osób czy instytucji na swe dzieła. Spodziewając się
otrzymać od ministerstwa spraw zagranicznych, choć jeden tysiąc lir, wystosował do
ministra Melegari memoriał za pośrednictwem życzliwego mu komandora Malvano.
Lecz nie uzyskał nawet zwykle udzielanej mu sumy. Toczyła się wówczas wojna
turecko - rosyjska, która pochłaniała wszystkie rezerwy w budżecie ministerstwa.
Otrzymał jednak od ministra list pełen grzeczności i uznania. A tego rodzaju
odpowiedzi od najwyższych władz wysoko sobie cenił, uważając je za pośrednio
zatwierdzenie swej akcji.
Również nic nie uzyskał we francuskim ministerstwie spraw zagranicznych, do
którego zwrócił się z prośbą o udzielenie kilku gratisowych przejazdów okrętem,
jakich rząd francuski zwykł udzielać dla tych, co poświęcają się dla swych bliźnich na
misjach zagranicznych. Niestety z dobrodziejstwa bezpłatnych przejazdów korzystali
wyłącznie misjonarze narodowości francuskiej.
Z podobnym wynikiem spotkała się prośba skierowana do Rady Centralnej
Propagandy Wiary, jak wspomnieliśmy wyżej. Nie zapomniał również kardynała
Randi, do którego wysłał dwie prośby - jedną o pomoc w pokryciu wydatków trzeciej
wyprawy misyjnej do Ameryki Południowej; drugą w celu uzyskania owego
zatwierdzenia papieskiego, które było nieodzownym warunkiem, aby dzieło
Propagandy Wiary mogło objąć również Patagonię, jako jedną z misji przez nią
protegowanych.
Kardynał otrzymał oba listy. Pierwszy przesłał do Sekretariatu
Nadzwyczajnych Spraw Kościelnych, od którego zależała Ameryka Południowa,
uważając, że stamtąd otrzyma Ksiądz Bosko odpowiedź. Po otrzymaniu drugiego listu,
odesłał go również do wspomnianego Sekretariatu, o czym zawiadomił Świętego, by
tam się zwracał po „wszystkie dyspozycje, które były wskazane”. Ale gdy Ksiądz
Bosko otrzymał tę spóźnioną odpowiedź, misjonarze dobijali już do brzegów Ameryki.
Był to, więc szereg niepowodzeń. Lecz najdotkliwszą porażką dla Księdza Bosko była
ta od samego Papieża. Prosił on, bowiem w liście do kardynała Bilio
o wyjednanie u Ojca świętego subsydium dla owej ekspedycji. Proszę, więc
sobie wyobrazić, z jakim wrażeniem czytał następujący list:
187

19.8 Page 188

▲back to top
Caro e Rev. mo Don Boco!
Wróciwszy z wizytacji diecezji, znalazłem na biurku jego cenny list z 27 - ego
października. Na audiencji, jaka miałem miejsce wczoraj u Ojca świętego,
poinformowałem go o nowej ekspedycji 40 - tu salezjanów do Ameryki i palącej
potrzebie jakiegoś subsydium na konto kosztów wyjazdu. Otóż z przykrością muszę
donieść, że tym razem Ojciec święty nie był tak dobrze usposobiony dla Księdza jak w
poprzednim roku. Motywy tego, o ile się nie mylę, są dwa:
Pierwszy - to sprawa Koncepcjonistów;
A drugi Wasza Przewielebność za wiele rzeczy naraz się podejmuje.
Usiłowałem rozwiać ten nieprzychylny nastrój Ojca świętego do Księdza, ale
nie wiem czy zdołałem to osiągnąć. To pewne, że przyjazd Księdza do Rzymu
uważam za bardzo wskazany, jeżeli nie wprost konieczny. Ze swej strony proszę nie
wątpić, że dopomagał mu będę według swej możności quavis data occasione, nie tylko
z powodu mej osobistej dla niego sympatii, lecz również z tytułu wdzięczności
za dobro zdziałane przez jego zacnych salezjanów w Magliano, o czym nie
omieszkałem powiadomić Ojca świętego. Oczekuję na sposobność pomówienia z nim
swobodniej sam na sam. Polecam się, etc..
Rzym, 04.11.1877 r.,
Alojzy Kard. Bilio, biskup Magliano
Sprawa Koncepcjonistów, która przysporzyła Księdzu Bosko tyle kłopotów,
wiemy, że skończyła się utknięciem na mieliźnie, lecz nie z jego winy. Papież jednak
nie był poinformowany o zakulisowych machinacjach w tym względzie.
Co do przedsiębrania przez Księdza Bosko za wiele naraz spraw, to rzecz
widziana z daleka, mogła czynić takie zaskakujące wrażenie, lecz prawdą jest też to,
że nic nie przedsiębrał lekkomyślnie, ani też - za wyjątkiem Koncepcjonistów sprawy,
która upadła nie z jego winy - w żadnym przedsięwzięciu nie skapitulował w owym
czasie. Miał wprawdzie mniej przychylne wrażenie o nim Ojciec święty, ale dalszy
bieg historii rozświetli przyczyny działające wtedy na niekorzyść Księdza Bosko.
Tutaj ograniczymy się do jednego faktu.
W drugiej połowie roku 1877, Pius IX przesłał trzy listy do Księdza Bosko, na
które ten zaraz odpowiedział, lecz odpowiedzi te nie dotarły do rąk Papieża. Listy,
bowiem były przyjmowane przez osoby rezydujące w Watykanie. Z powodu tego
rzekomego milczenia Księdza Bosko, Papież był niemile zdumiony. Tłumaczył sobie
to tym, że rozliczne zajęcia Księdza Bosko były tego powodem. Przykro mu jednak
było i tak się żalił przed otoczeniem: Co uczyniłem Księdzu Bosko, że nawet nie raczy
mi odpisywać? Czy nie uczyniłem dla niego wszystkiego, co mogłem? Także wobec
kardynała Bilio, wyraził razu pewnego swoją przykrość: Cóż złego uczyniłem Księdzu
Bosko, że mi nie odpisuje? Kardynał oczywiście nie umiał znaleźć słów uniewinnienia,
które podsuwał mu szacunek dla Księdza Bosko. Gdy potem ksiądz Cagliero pojechał
188

19.9 Page 189

▲back to top
z misjonarzami do Rzymu, wyjaśnił mu dokładnie także to wszystko, o czym zaledwie,
w liście swym do Księdza Bosko wspomina. A wiedząc, że Ksiądz Bosko zaraz
odpisał na wszystkie trzy listy Papieża, zdziwiony, że odpowiedzi nie nadeszły,
upewnił kardynała o wysłanych listach.
Kardynał jednak nie miał dowodów w ręce, które rozwiałyby wątpliwości
Papieża i Papież na jego racje przedłożone, wzniósł oczy w niebo i zawołał: Pazienza!
Pomimo to, kardynał Bilio odniósł wrażenie, że Ojciec święty nie był zupełnie
przekonany o słuszności jego wywodów.
Pan Bóg pozwolił, by przy końcu życia dotknęły Anielskiego Papieża krzyże,
które najbardziej zwykły ranić serca świętych, oczyszczając je i odrywając coraz
więcej do ziemi.
Lecz nie ze wszystkich stron spotykał się Ksiądz Bosko z przeciwnościami.
I tak pewnego dnia, pod koniec października, otrzymał wiadomość, że
przedstawiciel nawigacji francuskiej w Genui, otrzymał od Buenos Aires zlecenie
zarezerwowania dziesięciu miejsc drugiej klasy do dyspozycji Księdza Bosko.
Jako dzień pożegnania wybrano 7 października. Przez cały ten dzień Ksiądz
Bosko miał przy sobie tych drogich synów. Droga już była przetarta; ksiądz Cagliero
zanim przyjechał do Europy, przeznaczył im już odpowiednie posterunki pracy, a teraz
z całym zapałem przysposabiał ich do przyszłych obowiązków, które ich czekały. Był
tu również Monsignor Ceccarelli, który na zaproszenie Księdza Bosko zatrzymał się
przez pewien czas w Turynie, udzielając im nauki języka hiszpańskiego i miał
towarzyszyć jednej grupie. Oderwanie się od swoich i wielka odległość musiały
wzbudzić pewien nastrój smutku u tych, którzy przebywali już dłuższy czas przy boku
Księdza Bosko i byli z małymi wyjątkami przyzwyczajeni do spokojnego życia w
starym Piemoncie.
Bardziej chyba niespokojne były Córki Maryi Wspomożycielki, lecz myśl, że
ksiądz Costamagna będzie nadal ich aniołem opiekuńczym dodawała im otuchy.
Wieczorem 6 października, ksiądz Lemoyne zarządził, by odbyła się w Mornese
podobna funkcja, jak w Turynie. Wzięły w nich udział rodziny i przyjaciółki
wyjeżdżających misjonarek. Po odśpiewaniu nieszporów skierował do nich słowa
pożegnania i zachęty. Po udzieleniu błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem,
odśpiewano itinerarium. Wśród ogólnego wzruszenia powstaje Matka Mazzarello i z
sześciu siostrami kieruje się do wyjścia, podczas gdy obecni żegnają je więcej sercem
niż ustami. Dwie z sióstr, które miały udać się z Matką do Rzymu, odjechały
natychmiast do Sampierdarena, by tam czekać na salezjanów, pozostałe cztery
przybyły tam 14 go października, gdy ich towarzyszki już wracały z Rzymu.
Ksiądz Bosko tak przemówił z ambony kościoła Maryi Wspomożycielki do
zebranej rzeszy wiernych:
Na początku mego przemówienia winienem przede wszystkim złożyć dzięki
Bogu i Matce Najświętszej za wielkie dobrodziejstwa otrzymane.
Większość z nas pamięta, jak dwa lata temu, inni odważni salezjanie w tymże
kościele pożegnali się ze swymi rodzinami i współbraćmi, by udać się w dalekie
189

19.10 Page 190

▲back to top
strony bez żadnych środków, nie wiedząc, co tam zastaną. To był powód niepokoju dla
wszystkich. Ale oto, gdy przybyli do Buenos Aires i do S. Nicolas, znaleźli wszędzie
pomoc i poparcie; sprawy zaczęły się dobrze układać i okazała się potrzeba nowej
ekspedycji pracowników ewangelicznych. Ufni, przeto nie we własne siły, lecz w
pomoc Maryi Wspomożycielki, wyjechała druga grupa misjonarzy w dalekie lądy
Ameryki, by dopomóc swym współbraciom. A oto wyjeżdża trzecia ekspedycja i to w
pięknej grupie; opuszcza swych rodziców i Ojczyznę, aby zanieść światło Ewangelii w
tak odległe kraje... Oto mamy tu przed sobą nowo wybranych misjonarzy. Czy wiecie,
co znaczy słowo misjonarz? Być misjonarzem? W ten sam sposób, w jaki nasz Boski
Zbawiciel wstępując do nieba, posłał swych Apostołów, aby głosili Słowo Boże na
każdym miejscu i pod wpływem tych słów uczniowie rozeszli się na cały świat, głoszą
ludziom naukę Boża, w ten sam sposób i tymi samymi słowami Widzialna Głowa
Kościoła, Zastępca Chrystusa na ziemi, posyła raz po raz kapłanów, by roznosili po
ziemi Światło Ewangelii.
Pójdą, więc oni do szczepów dzikich a zamieniając je na łagodne owce i
baranki, przyprowadzą je do owczarni Jezusa Chrystusa. In omnem terram exivit
sonus eorum et in fines orbis terrae verba eorum. Misjonarze muszą jednak być gotowi
na wszelką ewentualność, nawet na ofiary ze swego życia w głoszeniu Ewangelii
Bożej. Jak dotąd jednak salezjanie nie spotkali się z wielkimi ofiarami we właściwym
znaczeniu lub z prześladowaniami, może za wyjątkiem księdza Baccino, który umarł,
jako ofiara trudów apostolskiej pracy na polu ewangelicznym, za co śmiało należy mu
przyznać tytuł męczennika miłości dla dobra bliźnich. Nie straciliśmy, więc przez jego
śmierć, ale zyskaliśmy wielkiego orędownika w niebie. Pot i trudy naszych współbraci
cieszą się błogosławieństwem Bożym. Mamy już w Ameryce otwartych wiele domów,
schronisk, oratoriów i parafii.
Praca dotychczasowa obejmowała zasadniczo chłopców, a jest tam również
wiele dziewcząt w nędzy i opuszczeniu, nie znających Pana Boga. Trzeba było i o nich
pomyśleć. I oto właśnie teraz po raz pierwszy jadą tam siostry, Córki Maryi
Wspomożycielki w liczbie sześciu, które tak samo opuszczają wszystko, by iść tam,
dokąd je wzywa obowiązek. Otworzą tam szkoły, będą uczyły katechizmu, działać
będą wiele dobrego dla tamtejszych opuszczonych dziewcząt. Oto jest następny
uczyniony krok.
Muszę tu powiedzieć i to: również protestanci udają się na swoje tzw. misje.
Lecz jaka różnica między ich i naszymi misjami! Nie mam czasu, by wskazywać wam
wszystkie zachodzące różnice, wskażę tylko niektóre. Protestanci jadą na misje, lecz,
przez kogo posłani? Przez królową angielską, przez władców i królów oraz książąt.
Misjonarze katoliccy, od kogo otrzymują posłannictwo misyjne? Od Jezusa Chrystusa
reprezentowanego w swoim Wikariuszu na ziemi Ojcu świętym. Tamci są posyłani
przez ludzi, mają za cel interes ludzki, politykę lub walkę z prawdziwym Kościołem.
Nie Jezus Chrystus ich posyła. Ministrowie protestanccy i pastorzy przed wyjazdem
oglądają się czy zapłata, jaką otrzymają jest dostatecznie wielka. No, ile dostanę? Jeśli
mi dadzą tyle, to zgoda, inaczej nie pojadę. A czy będzie tam wygodne mieszkanie,
190

20 Pages 191-200

▲back to top

20.1 Page 191

▲back to top
wikt, odzież, obfite zaopatrzenie? Potem oglądają się, czy znajdą się tam środki na
utrzymanie żony i dzieci, wyjeżdżając biorą ze sobą tysięczne tobołki, ponieważ
pragną mieć wygodne i przyjemne życie. Czy tak czyni misjonarz katolicki? Nic z
tego wszystkiego! Żegna się z rodziną, współbraćmi i wyjeżdża mając jedyne swe
oparcie i bogactwo w Bogu, w niczym innym. Idzie zaś tam, dokąd go posłuszeństwo
wzywa, gdzie więcej potrzeba jego pracy, nie myśląc, dokąd, w jaki sposób i kiedy
zdobędzie środki na swe utrzymanie.
A teraz pozwólcie mi zwrócić kilka słów do moich synów, którzy odjeżdżają.
Lecz cóż mam im powiedzieć? Chcę wam dać te same rady i przestrogi, jakich
udzieliłem pierwszym, którzy wyjechali. Zostały one wydrukowane i będziecie je
mogli spokojnie odczytywać i rozważać. Inną rzeczą, którą wam gorąco polecam są
Reguły naszego Zgromadzenia. Weźcie te książkę, studiujcie ją, miejcie ją zawsze ze
sobą i niech będą normą waszego działania. Pojedziecie do Rzymu. Przedstawicie się
Ojcu świętemu, jakby to był sam Jezus Chrystus. Potem wyjedziecie do Ameryki.
Przybywszy na miejsce, podziękujcie tym wszystkim w moim imieniu, którzy nam
dobrze czynią. Powiedzcie im, że tu w tym kościele zawsze się modlą za nich i że
dobro, które czynią będzie ich skarbem.
Pamiętajcie, że czekają tam na was z upragnieniem gorliwi chrześcijanie;
znajdziecie tam współbraci, którzy wam już gotują przyjęcie i mieszkanie; spotkacie
chłopców gotowych was słuchać, pragnących was zobaczyć i powitać. Te myśli
niechaj was podnoszą na duchu. Otrzymałem dzisiaj list, w którym donoszą mi, że
wiele powołań religijnych budzi się i rozwija w tamtych stronach i jak wielu pragnie i
prosi o przyjęcie do Zgromadzenia. Czeka, więc was żniwo obfite i wiele pociech,
które osłodzą wam trudy.
Oto wszystko, co chciałem wam powiedzieć. Jedźcie, więc śmiało w Imię Boże.
Może być, że powrócicie, by odwiedzić znów wasz dom, kraj, rodziców, przyjaciół,
lecz nie ta myśl powinna być dla was przewodnią. Niczego innego nie powinniście
pragnąć, jak zdobywania dusz dla Boga.
Może niejeden z was już nie powróci, by zobaczyć te mury?... A zatem!... Tam
w niebie będzie prawdziwy powrót. Tam będziemy odpoczywać po naszych trudach.
Tam będziemy się cieszyli prawdziwą radością. Tam zobaczymy wśród
niewypowiedzianego szczęścia tylu współbraci i dusz przez nas zbawionych. Tam
będziemy na wieki szczęśliwi, chwaląc i błogosławiąc Boga.
Pod przewodnictwem księdza Cagliero, zastęp misjonarzy udał się do Rzymu.
Po południu dnia 9 października, Salezjanie i Siostry zostali przyjęci przez Ojca
świętego Piusa IX. Stali uszeregowani pod galeriami Rafaela, gdy przybył Ojciec
święty z kardynałami Bilio, Pacca i Ledóchowskim. Ksiądz Cagliero przedstawił Ojcu
świętemu misjonarzy tymi słowy:
Oto, Ojcze święty, trzecia ekspedycja misjonarzy salezjańskich,
wyjeżdżających na pomoc swym współbraciom na pola naszych misji w Ameryce. Są
tu również i Córki Maryi Wspomożycielki, udające się do Urugwaju, by otworzyć tam
pierwszy swój dom dla biednych dziewcząt. Przybyliśmy prosić o apostolskie
191

20.2 Page 192

▲back to top
błogosławieństwo, które w poprzednich dwóch latach, nie tylko było nam pociechą,
ale okazało się wielką pomocą w trudach misyjnych.
Tak, moi drodzy synowie, odrzekł Ojciec święty błogosławię wam całym
sercem. A przyglądnąwszy się temu pokaźnemu zastępowi, spytał: A skąd Ksiądz
Bosko bierze tyle narodu?
Ojcze święty, zsyła nam ich Opatrzność Boska.
Ach tak, Opatrzność! Dobrze Ksiądz mówi. Ona może wszystko. Ufajmy jej
zawsze.
Ksiądz Cagliero przedłożył Ojcu świętemu sprawozdanie pisemne ze stanu
misji salezjańskich w Ameryce, kopię książeczki, wydrukowanej z okazji otwarcia
Patronatu św. Piotra w Nizza Marittima oraz książkę o Dziele Synów Maryi dla
spóźnionych powołań kapłańskich. Ojciec święty specjalnie tym zainteresowany,
zawołał: Ach! Powołanie do stanu kapłańskiego. Doskonale, doskonale! Potem dał
wszystkim do ucałowania rękę, a stanąwszy przed nimi, głosem silnym pomimo
swych 85 lat życia, powiedział:
Cari figli!, teraz pozostaje mi dać wam specjalny upominek, który będzie dla
was pociechą na przyszłość. Otóż wyjawię wam myśl, która mi przyszła dzisiaj
podczas Mszy św. We wprowadzeniu do mszy na dzień dzisiejszy, uroczystość
poświęcenia bazyliki, będącej pierwszym kościołem Rzymu, czytałem słowa, które na
pierwszy rzut oka zadziwią nas: Terribilis est locus iste. Jak to? zapytałem sam siebie
Kościół ma być miejscem straszliwym? Przecież tu składamy nasze gorycze, by
podnieść swe serce i myśli ku Bogu, prosimy Go o pomoc w naszych strapieniach i
potrzebach. I odpowiedziałem: Tak, kościół jest straszny, ale tylko dla niektórych.
Musicie wiedzieć, drodzy synowie, że są ludzie nazywający się synami kościoła, lecz
są bardzo złymi. Oni nic innego nie czynią, jak tylko zasmucają Kościół, a jeśli
przyjdą do niego, to po to, by sprowadzić nań zniszczenie i pomnożyć klęski tej
biednej Matki. Otóż właśnie dla takich jest Kościół straszliwym, na nich to święcie
oburzony, ściąga wielkie klęski i kary, jak to widzimy po dziś dzień. Z drugiej strony,
Kościół nie jest groźny i straszny, lecz łaskawy i dobry, a to dla tych, którzy go
kochają, zachowują jego przykazania i żyją nabożnie. Do was, więc, drodzy synowie,
należy sprawić, by Kościół przestał być straszliwym. Wy, uzbrojeni w wielką
gorliwość, sprawicie, że ustaną grzechy, zniknie nieprawość z ziemi; wy wreszcie
uświęcając się w swym Zgromadzeniu, uświęcicie narody żyjące w odległych krajach.
Wówczas ujrzycie Kościół przychodzący w radości, z łaskawością i miłością, jako
Matka, by wszystkim błogosławić... Kończąc potem swoją myśl, mówił: Kochajcie,
moi drodzy synowie, Kościół święty, brońcie jego honoru, dbajcie o to, by go kochały
narody oto pamiątka, którą wam daje w tym momencie Wikariusz Jezusa Chrystusa.
Następnie pozwolił jeszcze zbliżyć się misjonarzom i ucałować pierścień. Gdy
przyszła kolej na księdza Vespignani, ksiądz Cagliero powiedział: Ten młody kapłan
nie posiada jeszcze władzy do spowiadania. Proszę Waszą Świątobliwość o udzielenie
mu jej aż do czasu przybycia do Buenos Aires. A Papież na to: Proszę spowiadać.
Daję księdzu w tej chwili wszystkie władze. Gdy staniecie w Buenos Aires i
192

20.3 Page 193

▲back to top
przedstawicie się tamtejszemu Arcybiskupowi udzieli wam władzy jurysdykcyjnej na
stałe.
Tenże ksiądz Vespignani pisze: Wyszliśmy z audiencji bardzo podniesieni na
duchu, błogosławiąc Boga. Zdawało nam się, że zstępujemy z Taboru, gdzie
widzieliśmy Pana i rozmawialiśmy z Nim sam na sam, jak Mojżesz i Eliasz.
W dniach następnych jeden z nich, kleryk Karol Fane, zachorował. W czasie
zwiedzania katakumb świętego Kaliksta, dostał febry. Pierwsza, która spostrzegła jego
dreszcze była Matka Mazzarello; zdjęła swój szal i podszedłszy do niego usilnie go
prosiła, by się nim owinął. Wzbraniał się z początku, ale naleganie Matki i zimne
dreszcze skłoniły go do przyjęcia. Przebywał następnie u OO Bonifratrów do czasu,
kiedy stan zdrowia pozwolił mu na odbycie podroży do Sampierdarena. Lecz jego
towarzysze już odjechali i musiał czekać na następną ekspedycję.
Ksiądz Bosko już 13 października oczekiwał ich w Genui. Dowiedziawszy się o
wypadku kleryka, powiedział: Uważajcie byście nikogo nie zgubili po drodze!
Wszyscy otoczyli go z szacunkiem, z entuzjazmem opowiadali o audiencji, powtarzali
na wyścigi całą rozmowę oraz swoje wrażenia z Rzymu. A dobry Ojciec słuchał ich z
zainteresowaniem, podając pobożne refleksje i dzieląc ich wspólną radość.
W Sampierdarena, ksiądz Vespignani, nie znalazł wolnej chwilki, by
porozmawiać z Księdzem Bosko sam na sam. Władza słuchania spowiedzi, udzielona
mu tak niespodziewanie, nasunęła mu pewne refleksje. Nie tyle, że brakło mu
odpowiedniego przygotowania, bo miał przecież odbyty regularny kurs teologii
moralnej w swojej miejscowości rodzinnej oraz uczestniczył w konferencjach
dwutygodniowych księdza Savio Ascanio. Lecz, gdy teraz przyszło mu sprawować ten
Święty urząd, zawahał się.
Trzeba było uciec się do śmiałego wybiegu, gdyż w Turynie niemożliwością
było uzyskać jurysdykcji do słuchania spowiedzi. Otóż poszedł do Księdza Bosko, do
spowiedzi i dopiero wtedy mógł mu przedstawić swe obawy, dotyczące trzech rzeczy:
po pierwsze kierownictwo dusz, po drugie, w jaki sposób wykorzeniać u młodzieży
pewne złe przyzwyczajenia i po trzecie o grzechach de sexto u osób dorosłych. Ksiądz
Bosko wysłuchał go z największy spokojem, poważnie traktując jego wątpliwości, po
czym rozwiązał mu kolejno wszystkie kwestie. Otóż, co do kierownictwa duchownego,
przytoczył tekst z Ewangelii: Quaerite primum regnum Dei et iustitiam eius et haec
omnia adicientur vobis. Starajmy się mówił ugruntować w duszach królestwo
sprawiedliwości Bożej, prowadząc je po ścieżkach łaski, tj. ćwicząc się we wszystkich
cnotach chrześcijańskich i za pomocą modlitwy - oto dwie najważniejsze rzeczy.
Reszta zaś, tj. rozstrzyganie wypadków nadzwyczajnych i udzielanie stosownie do
każdego stanu przyjdzie samo... Co do spowiedzi młodzieży, poradził mu podsuwanie
chłopcom częstego przystępowania do spowiedzi i Komunii świętej
i pamięć na rzeczy ostateczne. Zalecać im ciągle vigilate et orate oraz zachęcać
do nabożeństwa do Najsłodszego Serca Jezusa i Maryi Wspomożycielki. Odnośnie do
trzeciej kwestii, osób żyjących w małżeństwie, powiedział, że wystarczy przypomnieć
193

20.4 Page 194

▲back to top
im trzy punkty z katechizmu rzymskiego, to jest bonum fidei, bonum prolis i bonum
sacramenti, zalecając usilnie, by żyli po chrześcijańsku.
Siostry nie mogły oderwać się od swej Matki Generalnej. Ksiądz Bosko myślał
również o nich. Przyszedł do nich 13 października wieczorem ksiądz Cagliero z
obrazem Maryi Wspomożycielki, malowanym na płótnie. Ukradłem go z zakrystii na
Valdocco powiedział żartując, ukradłem go dla was. Ten obraz ma swą historię.
Malarz w poważnym niebezpieczeństwie utraty wzroku, przyszedł do Księdza Bosko,
by go pobłogosławił. Ksiądz Bosko pobłogosławił go i ten wyzdrowiał zupełnie, a w
podarunku złożył Księdzu Bosko ten właśnie obraz. Jest to, więc obraz cudowny
zakończył ksiądz Cagliero. Ksiądz Bosko poświęcił go i przesyła wam, byście zabrały
ze sobą.
Wyjazd miał nastąpić z trzech portów w rożnym czasie. Najliczniejsza grupa
miała wypłynąć z Genui 14 października, mniejsza z Lizbony 29 - tego, a dwóch
współbraci z Le Havre, między pierwszą a drugą grupą. Najliczniejsza, więc grupa
wsiadła na okręt Savoie z księdzem Costamagna na czele; siostry podążyły za nim.
Ksiądz Bosko po raz trzeci wsiadł na ten okręt, gdzie też po raz trzeci powtórzyła się
scena pożegnania wraz z ostatnimi poleceniami i błogosławieństwem. Tak o tym pisze
ksiądz Albera, naoczny świadek:
Znajdowałem się przy nim na statku, gdy żegnał się z misjonarzami.
Stwierdziłem w tym momencie, jak drogim dla wszystkich były dowody jego żywej
wiary i pałającej gorliwości. Do jednego mówił: Mam nadzieję, że zbawisz wiele dusz.
Drugiemu szepnął na ucho: Będziesz miał wiele do cierpienia, lecz pamiętaj, że niebo
będzie twą nagrodą. Temu, który miał zająć się parafią, polecał zajmowanie się
troskliwie dziećmi, ubogimi i chorymi. Potem Salezjanie i Siostry poklękali na
pokładzie, a Ksiądz Bosko stojąc udzielił im błogosławieństwa.
Wzruszenie przejęło jego ojcowskie serce. By go rozerwać, ksiądz Cagliero i
ksiądz Albera, wskazali mu czekającą na niego barkę. Zszedł, więc z pokładu.
Wysiadła także z okrętu Matka Mazzarello wraz z towarzyszącą jej siostrą. Zszedł też
ksiądz Vespignani, który miał odjechać z drugą grupą, a którego Ksiądz Bosko wziął
ze sobą na pokład. Mała przygoda, jaka się zdarzyła rozbawiła wzruszonego Księdza
Bosko. Gdy z okrętu dolatywały ich ostatnie krzyki pożegnalne, również ci z barki
wymachiwali rękami. Oto nagły podmuch wiatru zerwał Księdzu Bosko nakrycie z
głowy. Towarzysząca siostra szybko wyłowiła je z wody, a jeden dobrodziej, który się
tam znajdował, włożył mu na głowę swój cylinder. Ksiądz Bosko przyjął to z
uśmiechem i dziękował z miną humorystycznej powagi. Wyglądało to bardzo
komicznie. Naraz spoglądając w stronę księdza Vespignani, zagadnął go - Myśli
ksiądz o mamusi?.. No, o niej teraz ja pomyślę. Nie, Księże Bosko odrzekł zagadnięty,
wzruszony tą głębią delikatności ta myśl mnie zbyt nie zajmuje. Moja matka prędko
godzi się z wolą Bożą, skoro ją pozna.
Ale Ksiądz Bosko nie był człowiekiem słów tylko, bez czynów. Po 22 latach od
tego co zaszło, synowi swemu, który wrócił z Ameryki, matka pokazała list Księdza
Bosko, tak się zaczynający:
194

20.5 Page 195

▲back to top
„Pani Vespignani, ksiądz Józef odjeżdża, ale Ksiądz Jan zostaje na jego miejsce
przy niej. Czy jest z tego zadowolona? Udaje się on do Ameryki, by zbawić wiele dusz,
a przez to zapewnić zbawienie swojej własnej duszy i jemu drogich osób. Morze w
Lizbonie jest spokojne i Maryja Wspomożycielka przykryje go swym płaszczem.
Niech, więc Pani będzie spokojna i raduje się oraz ma mnie za swego przyjaciela
w Jezusie Chrystusie”.
Ksiądz Jan Bosko.
Savoie przybił do Marsylii. Nasi podróżni skorzystali z okazji, by zejść na ląd i
odwiedzić proboszcza Guiol, który ich przyjął z otwartymi rękoma, a na widok tak
pięknej grupy, zawołał: Kiedyż przybędzie i do nas liczniejsza grupa salezjanów?
Marsylia jest bliższa niż Ameryka. Chciałbym ich mieć już w tym roku. Doznawszy
tyle życzliwości, misjonarze napisali o tym Księdzu Bosko w serdecznych słowach
wyrażając swą wdzięczność. Ksiądz Bosko nie zapomni o tej uprzejmości księdza
proboszcza.
Mniejsza grupa misjonarzy wyjechała z Sampierdarena w dwa dni później.
Towarzyszył jej monsignor Ceccarelli, który opóźniwszy swój wyjazd za wiedzą
ordynariusza, wracał do Argentyny. Dotychczas nie wyjaśniliśmy, dlaczego przebywał
on w Ameryce. Urodzony w Mantui, studia odbył w Rzymie, uzyskując doktorat
teologii i prawa kanonicznego. Gdy zmarł w Rzymie podczas soboru watykańskiego
Monsignor Escalada, poprzednik Monsignora Aneyros, on ofiarował się wtedy
odprowadzić ciało do Buenos Aires, oddając w ten sposób cenną usługę diecezji, za
którą go Kuria wynagrodziła, dając mu parafię w S. Nicolas de Los Arroyos, jedną z
największych w diecezji. Reszta jest znana.
Gdy tenże ze swej rodzinnej miejscowości przybył do Sampierdarena, Ksiądz
Bosko był już w Turynie, zostawił jednak dla niego list, zdaje się pisany po łacinie jak
zwykł był czynić w wypadku szczególniejszej życzliwości i zażyłości, zwłaszcza, gdy
chciał dać jakąś dobrą radę. Na list ten również Monsignor odpisał po łacinie. List ten
jest dowodem miłości i czci, jaką Ksiądz Bosko umiał zdobyć u tych, którzy
pozostawali z nim w zażyłej przyjaźni. Im bardziej i dłużej Ksiądz Bosko się z kimś
znał, tym większy zdobywał szacunek i życzliwość. Możemy domyślać się, że z
właściwą świętym swobodą, nie szczędził Dostojnemu Pomocnikowi Salezjańskiemu
ojcowskiego upomnienia dla dobra jego duszy. Tyle się czyta między linijkami listu.
Była to forma miłości duchowej, którą Ksiądz Bosko zwykł spłacać otrzymywane
dobrodziejstwa.
Pragnąc zaspokoić świętą ciekawość czytelników, chcących poznać całą
korespondencję naszego Ojca, podajemy pięć jego listów pisanych z Sampierdarena.
Trzy pierwsze były przesłane przez ręce misjonarzy.
1. Do księdza Józefa Fagnano. Kierował on kolegium w S. Nicolas. Ksiądz
Bosko odpowiada na list pisany przez niego 2 marca na temat projektów wszczęcia
akcji misyjnej w Patagonii.
195

20.6 Page 196

▲back to top
Mio Caro Don Fagnano!
Otrzymałem twe listy. Ale dlaczego ty sam nie przyjechałeś na nasze rekolekcje
do Lanzo? Obawiałeś się, że tu zabraknie miejsca? Myślę, że je odprawisz nieco
dłuższe w następnym roku. Zbadałem to, co mi pisałeś o rożnych ratach. Gdy lokal
będzie przygotowany, siostry wyjadą. Od tej korespondencji mamy nadwyrężone nogi
i kieszenie. Myślę, że i ty otrzymasz pomoc. Wszystkie rzeczy, o które prosiłeś,
zostały załatwione i otrzymasz je wraz z nowymi współbraćmi. Lecz jeśli możesz,
poślij mi trochę grosza. Miej na względzie, że Ojciec święty wciąż myśli o Patagonii i
prawdopodobnie ty zostaniesz wybrany na przeprowadzenie próby, jeśli ksiądz
Cagliero opóźni swój wyjazd do Ameryki. Przypominaj zawsze wszystkim salezjanom
hasło przez nas przyjęte: „Labor et temperanza”. Jest to podwójna broń, przy pomocy
której pokonamy wszystkich i wszystko.
Wiadomości otrzymasz osobiście przez współbraci, którzy wyjeżdżają. Powiem
tylko, że przyjechawszy do Europy zastaniesz nowe domy salezjańskie w Marsylii,
Tolon, Nawara, Cannes, Nizza, Ventimiglia, Spezia, Lucca, Maglianox, Sabino,
Albano, Ariccia, etc....
Pozdrów serdecznie wszystkich ode mnie, których codziennie polecam we
Mszy świętej Bogu, etc…
Sampierdarena, 14.11.1877 r.
Ksiądz Bosko
2. Do księdza Dominika Tomatis. Czuł się podówczas zniechęcony, więc
Ksiądz Bosko dodaje mu otuchy.
Car. mo Don Tomatis!
Z pewnością będzie dla ciebie przyjemne otrzymanie kilku słów od przyjaciela
twej duszy. Wiadomości otrzymasz od współbraci, którzy do was przyjadą oraz od
Monsignora Ceccarelli, który jest wtajemniczony we wszystko. Jest to dusza szczera i
dobre serce. Polecam ci, byś dla nowych współbraci był wzorem pracy, umartwienia,
pokory, posłuszeństwa. Z pewnością to uczynisz, nieprawda? Chciałbym otrzymać od
ciebie długi list, który by był jakby rediconto z rekolekcji, w którym byś mi szczerze
opowiedział o swym życiu, cnotach, cudach obecnych, przeszłych i przyszłych. Drogi
księże Tomatis, bądź zawsze przyjacielem Księdza Bosko, tak jak on jest twoim.
Polecam cię z całego serca Panu Bogu we Mszy świętej, a ty módl się za mnie, etc.
Sampierdarena, 14.11.1877 r.
Ksiądz Bosko
3. Do księdza Tadeusza Remotti. Gorliwy ten kapłan pełnił pracę duszpasterską
przez długie lata w parafii św. Jana Ewangelisty alla Bocca, przy pomocy również
księży diecezjalnych.
196

20.7 Page 197

▲back to top
Mio Caro Don Remotti!
Ksiądz Bodratto był upoważniony dać ci kuksańca i myślę, że spełnił swój
obowiązek... Cóż to znaczy? Kiedy szatan chce ci dokuczyć w twych obowiązkach,
zrób z nim to samo przez umartwienie, akty strzeliste, prace dla chwały Bożej.
Polecam ci dwóch towarzyszy, z których jak przypuszczam, będziesz zadowolony.
Obchodź się z nimi z wielką miłością i cierpliwością. Ja jestem zresztą zadowolony
z ciebie. Idź naprzód w ten sposób. Uległość twoja, uczy posłuszeństwa innych:
oto sekret naszego Zgromadzenia. Niech cię Bóg błogosławi, etc....
Sampierdarena, 11.11.1877 r.
Ksiądz Bosko
PS. Pozdrów ode mnie tych kapłanów, którzy z tobą współpracują w parafii
Bocca dla zbawienia dusz.
4. Do księdza Piotra Vallauri. Z księdzem tym - pobożnym, oddanym akcji
charytatywnej w Turynie, żył Ksiądz Bosko jak z bratem. Do niego często zachodził
po południu, by usunąć się od wyczerpujących wizyt, czy aby załatwić spokojnie
korespondencję. Nierzadko wracając z podroży zapowiadał się do niego na obiad;
robił to bądź z powodu późnej godziny powrotu, bądź też, by prędzej załatwić jakieś
sprawy w mieście.
Car. mo Don Pietro!
Chi ben trova, ritorna (przysłowie włoskie o znaczeniu: chętnie się wraca tam,
gdzie się udało coś załatwić). W piątek w południe jestem u PW Księdza, by mnie
poczęstował minestrą z miłości ku Bogu. Mam nadzieję zastać również Panią Teresę,
siostrę, którą proszę pozdrowić ode mnie. Nasi misjonarze i Siostry dziś odpłynęli do
Ameryki o godz. 19 - tej. Reszta załaduje się w porcie Le Havre, bądź w Lizbonie w
pierwszych dniach przyszłego tygodnia. Niech Bóg błogosławi, etc....
Sampierdarena, 14.11.1877 r.
Ksiądz Bosko
5. Do księdza Joachima Berto. Wiadomości, że Ojciec św. był zadowolony
z obrotu sprawy z Koncepcjonistami i odnośne wiadomości przywiezione z Rzymu
przez księdza Cagliero zmusiły Księdza Bosko do przygotowania odpowiedniej relacji.
Znane „Breve”, jak wynika z kontekstu listu, odnosiło się do wspomnianej sprawy;
musi więc to być dekret z 6 lutego.
Car. mo Don Berto!
Znane „Breve” znalazłem wśród moich papierów i kazałem z niego zrobić
odpis. Teraz potrzeba:
1. Sporządzić kopię z reskryptu, w którym Ojciec święty upoważnia Księdza
Bosko do uporządkowania sprawy Koncepcjonistów, analogicznie do Salezjanów;
197

20.8 Page 198

▲back to top
2. List pisany przez kard. Randi do mnie i moją na to odpowiedź. Pamiętaj, że
list tego kardynała jest u mnie;
3. List brata Alojzego, w którym zawiadamia się księdza Scappini, by nie
przyjeżdżał do Rzymu;
4. Pro memoria przesłane kardynałowi Wikaremu, celem doręczenia go Ojcu
św.
Pozostaję, etc...
Sampierdarena, 15.11.1877 r.
Ksiądz Bosko
PS. Pierwsza grupa misjonarzy wyjechała. Jutro jeśli Bóg da, wrócę do Turynu.
W Lizbonie Monsignor Ceccarelli znał osobiście Nuncjusza Apostolskiego,
Monsignora Sanguigni, którego odwiedzili misjonarze. Przyjął ich nadzwyczaj
serdecznie i zatrzymał u siebie ich przywódcę. Nie wiedzieli oni, że bawił w mieście
również zaufany przyjaciel Księdza Bosko Monsignor Pietro Lacerda, biskup Rio de
Janeiro, który przed dwoma miesiącami gościł w Oratorium. Znajdował się tu od 15
dni a wsiadł na okręt 24 - tego miesiąca tak, że mieliby jeszcze czas się z nim widzieć
i byłoby to dla nich bardzo pożyteczne podczas długiego pobytu w tym mieście,
ponieważ gorliwy biskup, wiele opowiadał wśród wpływowych kół miasta o Księdzu
Bosko i jego dziełach. Cóż, kiedy nie znając języka i nie mając żadnych rekomendacji
od jakiejś wpływowej osoby, przeszli przez stolicę Portugalii zgoła niezauważeni.
Z ich wyjazdem wszyscy misjonarze płynęli już do przeznaczonego sobie pola
misyjnego.
198

20.9 Page 199

▲back to top
ROZDZIAŁ XI
Utrapienie ćwiczy w cierpliwości
(św. Paweł, Rzym 5,3)
W lutym 1877 roku Arcybiskup Gastaldi odniósł w Rzymie wrażenie, że byłoby
dla niego pożyteczne uniknąć podejrzeń, że sprzeciwia się Księdzu Bosko i
salezjanom. Dlatego też po powrocie do swej stolicy, rozesłał do wszystkich
kardynałów i wielu innych osób drukowany list, noszący tytuł: „Arcybiskup Turynu i
Zgromadzenie św. Franciszka Salezego”.
Rozpoczynał się on słowami: „Nieprzyjaciel dusz, mając zawsze na celu
rozszerzenie zła, a niszczenie dobra, bądź stawianie mu możliwe najwięcej przeszkód,
burzenie powstałego już dzieła lub zepsucie go choćby częściowo, od pewnego czasu
usiłuje budzić wrażenie nieprzyjemne, rozszerzając wiadomości, że Arcybiskup
Turynu nie jest życzliwy nowemu Zgromadzeniu św. Franciszka Salezego, zwanemu
salezjańskim, założonemu przez Czcigodnego Księdza Jana Bosko. To podpuszczenie
jest z pewnością dziełem ducha kłamstwa, które wszystkie osoby obdarzone
chrześcijańską roztropnością, z łatwością mogą odkryć. Ale ze względu na to, że w
umysłach niektórych nieuświadomionych rozsiewa to niepewność i wątpliwości,
dlatego jest rzeczą stosowną, by te niepewności i wątpliwości zostały rozwiane”.
Następował opis dziewięciu faktów, jakie miały miejsce między rokiem 1848 a
1876, z których można było wnioskować, że Arcybiskup Turyński udzielał i udziela
nadal Zgromadzeniu Salezjańskiemu i jego Założycielowi tylu dowodów życzliwości,
by rozwiać wszelkie podejrzenia o charakterze przeciwnym. Zaś notatka własnoręczna
Arcybiskupa na kopii przez nas posiadanej, oświadcza: „Jest, przeto rzeczą jasną, że
Arcybiskup Turyński - o ile od czasu do czasu jest zmuszony czynić pewne uwagi
względem Księdza Bosko i jego Zgromadzenia, czyni to nie z braku życzliwości, ale
tylko z poczucia swego obowiązku”.
Kardynałom, Członkom Kongregacji Soboru, przysłano 28.II.1877 roku dwie
kopie, z których jedna nosiła podpis kanonika Chiuso, sekretarza Arcybiskupa
Turyńskiego.
Chociaż nie wszystko było tam dokładne, ale nie było nic krzywdzącego
Zgromadzenie, Ksiądz Bosko na ten list nie zareagował i sprawa nie miała większych
następstw.
199

20.10 Page 200

▲back to top
Ale o to w sierpniu wybuchł spór, który spowodował wylanie całego morza
atramentu. Sprawa, sama w sobie małej wagi, została wyolbrzymiona przez
Monsignora i nabrała rozgłosu. Opowiemy poszczególne jej koleje bezstronnie,
oddając głos tylko dokumentom, które przytaczać będziemy w ten sposób, by całość
wyszła uporządkowana i jasna.
Ksiądz Perenchio, jeden z kapłanów diecezji Ivrea, zjawił się dnia 17 sierpnia w
Oratorium, prosząc o przyjęcie na salezjanina. Przełożony zasięgnąwszy treściwych
informacji, dopuścił go do pierwszej próby. A ten zadowolony, że uczyniono zadość
jego życzeniom, prosił o pozwolenie wyjazdu na kilka dni, po czym wrócił, by
rozpocząć życie zakonne, jako aspirant. Ponieważ wiedziano, że jego prowadzenie się
było dobre, pozwolono mu na odprawianie Mszy świętej. Ale oto w dniu 22 sierpnia
ksiadz Józef Lazzero, wicedyrektor Oratorium, otrzymał za pośrednictwem kanonika
Chiavarotti, sekretarza, nakaz zawiadomienia Kurii, czy ksiądz Perenchio znajduje się
w Oratorium, czy odprawia Mszę świętą i od jakiego czasu wstąpił do Zgromadzenia
Salezjańskiego.
Ksiądz Lazzero odpowiedział następująco: Tak, ksiądz Perenchio znajduje się
między nami od kilku dni; prosił o przyjęcie do naszego Zgromadzenia, ale nie został
jeszcze przyjęty. Ksiądz Bosko w miedzy czasie kontaktuje się z jego biskupem.
Nazajutrz, tenże sam sekretarz, na polecenie Monsignora, prosił księdza
Lazzero o odpowiedź na dwa dalsze pytania. Ksiądz Lazzero chętnie to uczynił,
odpisując 24 - ego tegoż miesiąca: Ksiądz Perenchio znajduje się w tym domu od
dwunastu dni. Dotychczas odprawia Mszę świętą na podstawie zaświadczenia jego
proboszcza, który przybył z nim razem i oświadczył, że nie ma nic przeciwko niemu.
Zatrzymano go czasowo, a równocześnie pertraktuje się z jego biskupem.
Podajemy teraz w nawiasie. Odnośnie do tych pertraktacji Arcybiskup pisał do
kardynała Ferrieri: Jakie pertraktacje prowadzi Ksiądz Bosko z aktualnym biskupem
Ivrei - tego nie wiem, ale jest rzeczą powszechnie znaną, że Monsignor Moreno
wyraźnie jest przeciwny Księdzu Bosko i, że z wielką trudnością wydałby swój placet
na to, by jeden z jego księży mógł wstąpić do Zgromadzenia Salezjańskiego.
Pertraktacje były zwykłe o uzyskanie od biskupa urzędowych litterae
testimoniales. Proszono o nie najpierw na piśmie, a później, gdy nie nadchodziła
odpowiedź, odnowiono prośbę za pośrednictwem osoby delegowanej.
Dla zrozumienia sytuacji Księdza Bosko, należy mieć na uwadze:
1. Było rzeczą jasną, że był on wolny od cenzury kościelnej;
2. Niepotrzebne mu było pozwolenie biskupa na wyjście z diecezji, gdyż
chodziło o wstąpienie do zakonu;
3. Odbywając swą pierwszą próbę zakonną, należał już do Zgromadzenia
Salezjańskiego i mógł korzystać z jego praw i przywilejów;
4. Ordynariusze nie mogą odmawiać swym podwładnym testimonialiów,
jeżeli chcą wstąpić do zakonu w przeciwnym razie należy się odnieść do Stolicy
świętej.
200

21 Pages 201-210

▲back to top

21.1 Page 201

▲back to top
A teraz powróćmy do sprawy. W tymże samym dniu przychodzi z Kurii „do
księdza Rua lub jego zastępcy”, trzecie zarządzenie: Nie dopuszczać księdza
Perenchio do odprawiania Mszy świętej, ponieważ nie ma potrzebnych dokumentów.
Fakt przyjęcia na nowicjusza do Zgromadzenia Salezjańskiego nie daje mu prawa do
celebrowania, jeśli wstępuje do Zgromadzenia nieregularnie, to jest bez testimonialiów
od swego biskupa. Było tam jeszcze dodane: Ani on, ani żaden inny profes nie może
celebrować w kościołach nie należących ściśle do Zgromadzenia Salezjańskiego bez
pozwolenia ordynariusza.
Ale skąd dowiedziano się w Kurii o pobycie w Oratorium księdza z obcej
diecezji. O ile wiadomo, to zaledwie ksiądz Perechio opuścił swą diecezję, Kuria z
Ivrei wysłała do turyńskiej dekret suspensy „a divinis” przeciwko wspomnianemu
kapłanowi z następującą motywacją: quem constat esse reum maleficiorum. Do
dekretu załączony był list, w którym proszono o zakomunikowanie mu tego przez
kursora Kurii turyńskiej.
W odpowiedzi zakomunikowano biskupowi z Ivrei, że pozwala się na
wręczenie owemu kapłanowi dekretu, lecz nie udziela się kursora. Postanowiono, więc,
że dokument doręczy woźny trybunału cywilnego. Gdzie, kiedy i przez kogo to zostało
dokonane, nie wiadomo. Salezjanie nigdy o tym nie dowiedzieli się. Ksiądz Perenchio
zapytany o to, twierdził, że nigdy tego dekretu nie otrzymał. Jednak ksiądz Lazzero w
porozumieniu z księdzem Rua, dał polecenie księdzu Perenchio wstrzymania się od
celebry, a żeby to nie robiło wrażenia, posłał go do Sampierdarena.
Oczywiście uraziło przełożonych silne końcowe upomnienie w przytoczonym
liście w sprawie testimonialiów, gdzie było powiedziane: „(Arcybiskup) poleca mi
dodać, że chodzi tu o rzecz bardzo delikatną i bardzo ważną. Jeśli Zgromadzenie nie
zachowuje w tym względzie praw kościelnych, to arcybiskup będzie obowiązany użyć
swej władzy i odwołać się do Stolicy Świętej”. Jeszcze bardziej uwaga przełożonych
była skierowana na ostatnie słowa listu z dnia poprzedniego: „Ani on, ani żaden inny
profes nie może celebrować w kościołach nie należących ściśle do Zgromadzenia, bez
pozwolenia ordynariusza”. Możemy, czy nie możemy, więc celebrować poza domem,
debatowano. Dotychczas nigdy nie prosiliśmy o to pozwolenie. Istnieje uwaga w
kalendarzu odnośnie do tego, lecz myśmy rozumieli ją, jako ogólne powołanie się na
prawa ordynariusza. A teraz sprawa przybiera inny aspekt. Profesi w tym wypadku są
zrównani z aspirantami z poza diecezji i jak dla niego, tak zdaje się i dla wszystkich
naszych współbraci arcybiskup wymaga wyraźnego pozwolenia. A wiec nakłada się
odtąd szczególniejszy obowiązek i to wyłącznie na salezjanów. Trzeba, zatem do tego
się zastosować. Konsekwencją tej interpretacji było to, że ksiądz Lazzero, w imieniu
Księdza Bosko, tak odpowiedział kanonikowi Chiaverotti:
Rev. mo Signore!
Z listu Przewielebności Waszej, przesłanego mi w imieniu Jego Ekscelencji
Najprzewielebniejszego naszego Arcybiskupa wynika, że żaden z księży
201

21.2 Page 202

▲back to top
Zgromadzenia Salezjańskiego nie powinien wychodzić ze Mszą św. poza kościoły
wspomnianego Zgromadzenia; przykre jest dla nas to surowe zarządzenie, ale się do
niego dostosujemy. Wobec tego postaram się na czas zawiadomić niektóre kościoły,
dokąd nasi księża chodzili ze Mszą święta, aby sobie zarządziły inaczej. Co zaś
dotyczy księdza Perenchio z innej diecezji, który jako nowicjusz nie ma prawa
odprawiać, gdyż nie okazał testimoniales swojego biskupa, proszę Przewielebność
Waszą, by raczył wskazać mi kanon, czy inne zarządzenie kościelne na mocy, którego:
1. Jakieś Zgromadzenie, definitywnie zatwierdzone przez Kościół ma
zdawać sprawę ordynariuszowi diecezjalnemu ze swojej wewnętrznej administracji
i przedstawiać mu ewentualne dokumenty, dotyczące przyjęcia nowego
kandydata; tym bardziej, że wiele zakonów cieszy się dyspensą od testimoniales;
2. Jakiś kapłan, przyjęty, jako nowicjusz, nie może odprawiać w kościołach
należących do Zgromadzenia, zwłaszcza, gdy przedstawi potrzebne zaświadczenie od
swego proboszcza, a względnie ten mu towarzyszy i poleca go.
Oczekując z należną czcią wyjaśnień do wspomnianych dwóch punktów,
poczuwam się do obowiązku zapewnić Jego Ekscelencję, że wspomniany ksiądz
Perenchio już dzisiaj rano nie odprawiał i że on sam przedstawi motywy, które według
niego powinny być wzięte pod uwagę przed wydaniem tak surowego zarządzenia. Sam
zapewnia, że o wszystkim jego biskup został zawiadomiony przez upoważnioną osobę
i listownie oraz, że dotąd jeszcze nie ma odpowiedzi. To przedstawiwszy mam
zaszczyt kreślić się z największą czcią i szacunkiem uniżony sługa Waszej
Przewielebności.
Turyn, 25.08.1877 r.
ksiądz Józef Lazzero
Drugą konsekwencją wspomnianej interpretacji było to, iż uznano, że nie wolno
wysyłać żadnego księdza z Oratorium ze Mszą świętą do kościołów w mieście, bez
uprzedniego pozwolenia na to. Takie same instrukcje zostały skierowane do kolegiów
w Valsalice i Lanzo, jako należących do tej samej diecezji. A czas naglił. Zakaz
przyszedł w sobotę, trzeba było spieszyć się, by otrzymać pozwolenie na najbliższy
dzień.
List księdza Lazzero doręczono w Kurii po południu, kiedy zamykano już biura,
a Arcybiskupa nie było na miejscu. Pewno, że mógł te sprawy załatwić Wikariusz
Generalny, ale ten oświadczył, że nie chce się w te rzeczy mieszać. Ksiądz Lazzero
czekał do rana niedzieli, spodziewając się, iż przyjdzie jakaś odpowiedź, ale skoro nic
nie otrzymał, skierował do rektorów kościołów następującą informację:
Surowe zarządzenie Jego Ekscelencji księdza Arcybiskupa zabrania nam
odprawiać Msze święte poza kościołami Zgromadzenia. Jeżeliby ksiądz potrzebował
pomocy naszego kapłana, to chętnie poślemy byle miał pozwolenie od władzy
kościelnej.
202

21.3 Page 203

▲back to top
I tak w niektórych miejscach nie było Mszy świętej, w innych zaś, gdy
otrzymano zawiadomienie na czas, uzyskano pozwolenie. Łatwo sobie wyrazić
zamieszanie, jakie z tego powodu powstało i gadki, jakie na ten temat szerzyły się po
zakrystiach.
Tym, którzy z Turynu, Valsalice czy Lanzo zwrócili się do Arcybiskupa o
pozwolenie, powtarzał, że on nigdy nie zabronił kapłanom salezjańskim odprawiać w
jakichkolwiek kościołach publicznych czy prywatnych w archidiecezji i że przypisane
mu zarządzenie było wyimaginowane. Równocześnie bez należnych upomnień
kanonicznych i bez podania przyczyny zasuspendował 26 sierpnia na 18 dni księdza
Lazzero od słuchania spowiedzi w całej diecezji.
Pod tą datą napisał do kardynała Ferrieri list, w którym obwinia Księdza Bosko
o trzy rzeczy: iż nigdy nie prosił o testimoniales ani jego samego, ani biskupa Ivrea,
ani innych biskupów, dotyczących ich podwładnych, którzy chcieli wstąpić do
Zgromadzenia, wreszcie odnośnie do kazusu księdza Perenchio i tak kończył: Jeżeli
się będzie patrzeć przez palce na taki sposób postępowania, to domy Księdza Bosko
staną się zbiegowiskiem księży ukaranych przez ich biskupów. W ten sposób ja mam
w swojej diecezji drugą diecezję; Ksiądz Bosko jedną ręką buduje a drugą rozwala.
Działa dużo dobrego a otwiera drogę wielkiemu złu, pomniejsza powagę Arcybiskupa
Turynu, wywołuje schizmę pomiędzy klerem. Ja tyle uczyniłem dla Księdza Bosko jak
nikt, poza Ojcem świętym, a teraz jestem zmuszony prosić o protekcję Stolicę świętą
przeciwko atentatom tego duchownego, który ma umysł opanowany duchem
autonomii i niezależności i tym zraża swoje otoczenie.
Z końcem sierpnia pisał ponownie do kardynała Ferrieri w sprawie Mszy św.,
przedstawiając, że salezjanie przez swoje postepowanie chcą poróżnić biskupa
z diecezjanami i spowodować mu zamieszanie i nieprzyjemności.
O tym ostatnim liście tak pisał kardynał Oreglia do Księdza Bosko: Chcę
uprzedzić Księdza, że Arcybiskup napisał piorunujący list przeciwko Księdzu, jakoby
Ksiądz spowodował, że nie zostały odprawione w rożnych kościołach Msze święte w
ubiegłą niedzielę. Proszę na to odpowiedzieć potrzebnymi dokumentami.
Na to Ksiądz Bosko posłał następujący memoriał do kardynała Oreglia z
należnymi dokumentami prosząc, aby je przedstawił kardynałowi Ferreri:
Eminenza Rev. ma!
Pobożne Towarzystwo czyli Zgromadzenie św. Franciszka Salezego przez
swojego pokornego Głównego Przełożonego, zwraca się do Waszej Eminencji o
światło i wskazówki odnośnie do faktów, które tu krótko, z całym uszanowaniem
przedstawiam:
1. Za każdym razem, gdy jakiś salezjanin prosi Arcybiskupa Turynu o
dopuszczenie do święceń kapłańskich względnie o egzamin do spowiedzi, ten wymaga
zawsze, ażeby mu przedłożyć testimoniales, na podstawie jakich został dopuszczony
do nowicjatu;
203

21.4 Page 204

▲back to top
2. Dowiedziawszy się, że ksiądz Perenchio z Ivrea został przyjęty do
Zgromadzenia Salezjańskiego - przez swego sekretarza kanonika Chiaverotti, zakazał
dyrektorowi i jego zastępcy dopuszczać owego kapłana do odprawiania Mszy św. w
jakimkolwiek kościele i tenże zakaz został rozciągnięty na wszystkich kapłanów
wspomnianego domu, iż nie mogą odprawiać poza kościołami swego Zgromadzenia;
3. Ksiądz Lazzero, stosując się do zarządzeń Arcybiskupa, zażądał jednak z
całym szacunkiem wskazania prawa, które by obowiązywało Zgromadzenie wyjęte do
zależności od ordynariusza diecezjalnego w sprawach przyjmowania nowych
członków, zwłaszcza jeżeli ci pochodzą z innych diecezji; oraz czy jakiemuś
nowicjuszowi można zabronić odprawiania tylko z tego powodu, że nie ma
testimoniales od swego biskupa. Odpowiedzią na ten list była surowa kara nałożona na
księdza Lazzero, któremu zabroniono spowiadać przez dwadzieścia dni.
Konsekwencje - ażeby uniknąć skandalu, ksiądz Perenchio nie odprawiał już
więcej, jak również salezjanie nie odprawiali poza ich kościołami. Rektorzy
niektórych kościołów, gdzie zwykle odprawiali salezjanie, w nieobecności biskupa,
prosili Kurię o takowe pozwolenie. Wikariusz Generalny odpowiedział, że nie może
mieszać się do tych spraw. Wobec tego wiele kościołów, nie mogąc otrzymać
pozwolenia, odesłało wiernych bez Mszy świętej. Ksiądz Lazzero zaś, który bardzo
gorliwie głosi kazania i spowiada, musiał tylko z daleka patrzeć na swój konfesjonał
otoczony penitentami, nie mogąc im pospieszyć z posługą duchową.
Przedstawiając to, niżej podpisany nie chce nikogo oskarżać, prosi tylko Waszą
Eminencję, aby łaskawie wpłynął, by się podobne nieprzyjemne fakty już nie
powtarzały.
Osobno załączam niektóre uwagi, a tu wysunę tylko niektóre wątpliwości:
1. Czy Arcybiskup Gastaldi mógł słusznie stawiać się w roli sędziego o
ważności dopuszczenia księdza Perenchio do nowicjatu, a jeżeli mógł, to czy nie
powinien był zawołać najpierw Przełożonego i zażądać wyjaśnień?;
2. Czy była dopuszczalna kara wymierzona księdzu Lazzero, za to,
że odważył się przedstawić swoje uwagi na temat jego decyzji?;
3. Czy mógł zakazać salezjanom odprawiania Mszy św. poza kościołami
ich Zgromadzenia, bez jego pozwolenia?;
4. Czy nie wystarczy w takim wypadku przedstawić tylko testimoniales
przełożonego z podpisem honorowym Kurii?;
5. Jeżeli jakiś salezjanin prosi o święcenia lub egzamin do spowiedzi, czy
można od niego wymagać oprócz zaświadczenia ze strony Przełożonego jeszcze
i testimoniales od biskupa originis?
Każde słowo Waszej Eminencji będzie przyjęte przez salezjanów
z największym szacunkiem. Mam zaszczyt... itd.
Na osobnym arkuszu były uwagi Jezuity O. Rostagna, wybitnego kanonisty,
dotyczące wspomnianego kazusu księdza Perenchio i księdza Lazzero. Odnośnie do
testimoniales, na tymże arkuszu Ksiądz Bosko zaznaczył, że otrzymał od Papieża
204

21.5 Page 205

▲back to top
Piusa IX vivae vocis oraculo najpierw upoważnienie przyjmowania bez testimoniales
do Zgromadzenia wszystkich, którzy byli wychowankami jego zakładów a później
także innych. Na to otrzymał pismo z Kongregacji Biskupów i Zakonników pod datą
16 grudnia 1876 roku.
We wrześniu Arcybiskup po raz trzeci pisał do kardynała Prefekta świętej
Kongregacji Biskupów i Zakonników skargę odnośnie faktu z 26 sierpnia. Dokument
ten wypisany na dwunastu stronicach formatu kancelaryjnego, tłumaczy sens, jaki
należało dać słowom użytym przez sekretarza Kurii, dotyczącym odprawiania Mszy
świętej przez zakonników w kościołach do nich nienależących. Jest rzeczą jasną,
czytamy w memoriale, że owe słowa „ani on ani żaden profes”, itd., były dodane tylko
dlatego, by powiedzieć, że nawet gdyby ksiądz Perenchio był nowicjuszem w pełnym
słowa znaczeniu czy nawet profesem, to Arcybiskup mógł mu zabronić celebrowania
w kościołach diecezji, jak to może zabronić każdemu zakonnikowi. W tych słowach
nie było żadnego ogólnego zakazu dla kapłanów Księdza Bosko odprawiania po
kościołach diecezji bez nowego pozwolenia i nie było mowy wcale o pozwoleniu na
piśmie. Ani też tymi słowy nie odbierało się im pozwolenia danego uprzednio, z
którego korzystali przez wiele lat... sciente et non contradicente archiepiscopo... Tyle z
memoriału.
Zauważono słusznie, odnośnie do listu Arcybiskupa, że dla jednych był on
jasny, dla drugich wątpliwej treści, dla innych całkiem niejasny. Salezjanie nie
powiedzieli zresztą, że biskup zabraniał im odprawiać poza domem bez pozwolenia
pisemnego, a tylko oni sami wymagali od rektorów kościołów, by ci takie pozwolenia
przedłożyli im na piśmie. W owych warunkach całkiem to łatwe do wytłumaczenia.
Arcybiskup Gastaldi zgorszenie, jakie wynikło z powodu braku Mszy świętej,
przypisuje salezjanom i żąda naprawy zła z ich strony, zaznaczając, na czym ona ma
polegać, ta naprawa. A stało się to tak. Ksiądz Chaverotti, słuchając wyrzutów
Arcybiskupa, przyszedł do Oratorium i prosił o ów list, który tyle spowodował
nieprzyjemności; przy czym oświadczył, że napisał go pod dyktatem Arcybiskupa.
Ksiądz Lazzero odesłał, zatem oryginał do Kurii. Równocześnie ksiądz Rua z Lanzo,
gdzie zaczynała się Pierwsza Kapituła Generalna Zgromadzenia pisał do Arcybiskupa
następujące oświadczenie Księdza Bosko: Podpisany, Ksiądz Jan Bosko, Główny
Przełożony Towarzystwa Salezjańskiego, poczuwa się do obowiązku zawiadomić
Waszą Ekscelencję, że do grona aspirantów naszych został przyjęty ksiądz Jan
Perenchio z diecezji ivrejskiej. Tamtejszy biskup nie uznał za stosowne przysłać
testimoniales, o które był proszony o czym niniejszym komunikuję Waszej
Ekscelencji, stosownie do dekretu „Regulari disciplinae” i mam zaszczyt, itd...
Postąpiono w ten sposób, ażeby stosownie do upomnienia Arcybiskupa,
zadośćuczynić odnośnie do rzeczy bardzo „delikatnej i bardzo ważnej”. Arcybiskup
upoważnił swego sekretarza do potwierdzenia odbioru listu, ale równocześnie i do
oświadczenia, że Ekscelencja wtedy da odpowiedź na niego, kiedy się dowie, że
ksiądz Lazzero i inni przełożeni Zgromadzenia, żałują tego, co zaszło 26 sierpnia i są
gotowi prosić o przebaczenie del gravissimo disturbo spowodowane przez nich per un
205

21.6 Page 206

▲back to top
errore enormissimo, jaki popełnili. O tym powinni go upewnić listownie z podpisem
księdza Lazzero, czy księdza Rua, czy Księdza Bosko, inaczej postąpi jak będzie
uważał za stosowne, by zapewnić należny sobie szacunek i decor swej władzy.
Salezjanie byli w kłopocie, bo nie wiedzieli, za co mają przepraszać. Tym
bardziej zdawało im się niepotrzebne to pismo do Arcybiskupa, bo sprawa została
odniesiona do Rzymu. Owszem, zależało im ażeby właśnie, dlatego mieć oryginał
owego pisma Wikariusza z powrotem. Proszony o to Monsignor Zappata odpowiedział,
że ów list jest u Arcybiskupa, a więc do niego trzeba się zwrócić. Na to ksiądz Lazzero
pisał po raz drugi do niego, dziękując mu za szybką odpowiedź i tak ciągnął dalej:
Arcybiskup zwrócił się ze skargą na nas do Rzymu, właśnie na temat owego listu i
teraz z Rzymu żądają go od nas. Jakże go będę mógł wysłać, skoro go nie mam. Jeżeli
zwrócę się do Arcybiskupa ten łatwo może mi odpowiedzieć odmownie, gdyż
właściwie ode mnie nic nie otrzymał, zatem tylko ksiądz Wikariusz może temu
zaradzić, abyśmy mogli zrobić kopię owego pisma, zalegalizowaną przez Kurię. Jeśli
by i to było niemożliwe, proszę mi dać taką odpowiedź, na którą mógłbym się
powołać w Rzymie, w tej sprawie. Wobec znanej mi życzliwości, etc.
List został rzeczywiście zwrócony księdzu Lazzero, ale dołączony do niego był
dekret Arcybiskupa, odbierający temuż księdzu Lazzero jurysdykcję do spowiedzi na
czas nieograniczony. W tymże samym dniu przyszły zażalenia z Kurii odnośnie do
nabożeństwa pontyfikalnego, które odprawił Monsignore Lacerda w bazylice Matki
Boskiej. Trzy dni przedtem, miała miejsce suspensa księdza z Bologni, Cezarego
Cappelletti, na temat, którego wysłał Arcybiskup 19 września długi list do
Kongregacji Biskupów i Zakonników, w którym czytamy:
/.../ Jest rzeczą konieczną, aby w takiej miejscowości jak Turyn, gdzie ciągle
przejeżdżają księża z innych diecezji i w takim ośrodku, jakim jest Oratorium Księdza
Bosko, gdzie kapłani z innych diecezji ze szczególną łatwością są przyjmowani, aby
biskup czuwał, gdyż Ksiądz Bosko często jest poza Turynem, a jego podwładni nie
zawsze mają oczy otwarte. Przed paru miesiącami przyjęto tam jednego księdza z
Bolonii. Na naleganie kapłanów Księdza Bosko, pozwoliłem mu spowiadać, co ten
rzeczywiście robił w kościele NMP Wspomożycielki, który to kościół należy do
Zgromadzenia Salezjańskiego. Otóż przed paru dniami zadenuncjowano mi go według
wszelkich wymogów prawa, jako kapłana, który popełnił sollicitudo, o czym już
napisałem do świętego Officium. Po owej suspensie, Ksiądz Bosko natychmiast
zwrócił się o informacje do Bolonii odnośnie do suspendowanego, nie podając jednak
bezpośredniej przyczyny. Otrzymał odpowiedź, że ksiądz Cappelletti jest człowiekiem,
który powinien być kierowany i trzymany pod korcem, gdyż jest lekkiego charakteru,
mało rozgarnięty, a chętnie robi się ważnym. Ale pod kierownictwem może zdziałać
dużo dobrego, gdyż jest gorliwy i przedsiębiorczy. Pod względem moralnym nic
ujemnego o nim nie słyszano i dlatego polecano go dalszym łaskawym względom.
Ksiądz Lemoyne wspomina, że nie wiadomo czy doprawdy został on zadenuncjowany.
W każdym razie normalną drogą było zawiadomić najpierw o tym przełożonego, bez
206

21.7 Page 207

▲back to top
zwracania się zaraz z oskarżeniem na Zgromadzenie do Stolicy Świętej. Kapłan ów
powrócił do swojej diecezji.
Chronologicznie z tymi wypadkami pozostaje w związku list teologa Murialdo
do Arcybiskupa Gastaldi, którego on był współuczniem. Między innymi tak mu pisze:
Jestem przekonany, że wszyscy salezjanie widzieliby Ekscelencję z największą
radością w swoim Oratorium, jako ojca i przyjaciela z dawnych czasów. Pewnego dnia
spotkałem na ulicy zacnego księdza Rua, którego znam od dzieciństwa. W rozmowie
z nim wspomniałem o jego arcypasterzu. Okazał się tak zbolały z powodu
nieporozumień ostatnich dni, iż mało brakło, by się nie rozpłakał na ulicy tak, że dalej
nie poruszałem tego tematu. Obecnie Ksiądz Bosko i jego pomocnicy odprawiają
rekolekcje w Lanzo i uważam, że byłby to moment bardzo odpowiedni do nawiązania
dawnych serdecznych, przyjemnych stosunków. Gdybym, więc ja mógł w tym
pośredniczyć, to chętnie ofiaruję swoje usługi według tego, jak sobie Ekscelencja
będzie życzył. Gdyby się dało doprowadzić do zgody, jestem przekonany, że
ucieszyłoby to wszystkich ludzi dobrej woli, a także samego Ojca świętego, iż
nareszcie nieporozumienia między Arcybiskupem Turynu a Księdzem Bosko ustały. A
czyżby przez to i z serca arcybiskupa nie był wyjęty cierń wielki i bolesny. Może
Wasza rozmowa osobista w obecności kogoś trzeciego mogłaby rozproszyć ciężkie
chmury. Oby tak było jak najprędzej, owszem zaraz. Nie rozwodzę się dłużej. Proszę
mi wybaczyć, że może zapominając na chwilę o twojej wielkiej godności i o moim
niskim stanowisku, postanowiłem sobie napisać, co wyżej. Jeżeli tak uważasz, jestem
na twoje rozkazy, a w każdym razie niech list ten świadczy o mojej dobrej woli i
życzliwości ku tobie. Całuję w duchu święty pierścień i proszę o błogosławieństwo, itd.
18.11.1877 r. Uniżony sługa i przyjaciel, teolog Robert Murialdo
Również w tym czasie była inna próba pośrednictwa tym razem ze strony
Jezuitów z Chieri. Wprawdzie nie miało to żadnego rezultatu, ale list z tym związany
jest bardzo interesujący. Z końcem września O. Alojzy Festa, Jezuita, tak pisał do
Księdza Bosko:
Rev. mo Signore!
Chociaż nie znam Założyciela osobiście, to jednak jestem szczerym
przyjacielem jego Zgromadzenia. Należę do Towarzystwa Jezusowego i od kilku lat
jestem profesorem w seminarium w Suzie. Ciesząc się dawną przyjaźnią z
arcybiskupem Turynu i znając się z O. Carpignani, zaufanym tegoż, po długiej
modlitwie, udałem się do niego i prosiłem o konferencję w ważnych sprawach.
Zacząłem od sprawy dotyczącej proboszcza kościoła św. Męczenników i Bractwa MB
Pocieszenia, założonego przez nasze Towarzystwo za zgodą Stolicy Świętej... Ale o
tym nie będę pisał, gdyż te sprawy nie dotyczą PW Księdza.
Potem wspomniałem, że byłby już czas skończyć te rożne nieprzyjemne sprawy
dotyczące Księdza Bosko i jego Zgromadzenia zatwierdzonego przez Stolicę Święta,
bo to już przeszło na języki ludzkie w całych Włoszech, Kongregacjach rzymskich a
207

21.8 Page 208

▲back to top
nawet we Francji o tym można usłyszeć. Na to O. Carpignani opowiedział mi o
konferencji Arcybiskupa Turynu z Arcybiskupem Fissore i Księdzem Bosko, która
jednak nie dała pozytywnych rezultatów, gdyż Ksiądz Bosko nie chciał podpisać
jakiegoś oświadczenia. Ja, nie wiedząc wtedy, o co chodziło w owym oświadczeniu
(teraz już wiem), wtrąciłem żeby podchodzono do spraw dyplomatycznie i że to nie
jest sposób, ażeby podobne poważne nieporozumienia łagodzić. Zaproponowałem,
żeby Arcybiskup zawołał Księdza Bosko do siebie z tą samą życzliwością, z jaką
zawezwał, za moją radą, przywódcę opozycji w kwestiach Chieri i również tak
wyrozumiale omówił sprawy, które ich dzielą. Wypadnie, ażeby z każdej strony
troszkę było ustępstwa, jak to przystoi miedzy świętymi, kiedy mają do rozwiązania
jakieś kwestie prawne, a nie czysto osobiste. O. Carpignani, który jest dobrym
dyplomatą, zapytał mnie wtedy grzecznie, czy ja mam jakieś upoważnienie urzędowe
do traktowania tak delikatnej sprawy. Odpowiedziałem: Od ludzi - ani jednego, ani
drugiego, ale od Boga pokoju i Kościoła świętego, a oto jak do tego przyszło, a
powołuję się na swego świętego Założyciela, iż mówię prawdę.
Otóż więcej niż od roku, ciągle podczas modlitwy słyszę ten głos wewnętrzny:
Ty jesteś od lat chłopięcych przyjacielem i towarzyszem arcybiskupa. Już tyle rzeczy
dało się z twoją pomocą załatwić, choćby to, że przeszkodziłeś awanturze grożącej w
Chieri. Przyjmuje od ciebie spokojnie uwagi, których nie przyjąłby nawet od drugiego
arcybiskupa, do tego stopnia, iż nie obraził się, gdyś mu wprost powiedział to, o czym
nikt nawet nie śmiał mu wspomnieć. Zaznaczyłeś mu przy tym, że nic od niego nie
masz się spodziewać ani też niczego bać, nawet zagroziłeś mu odprawić pewną
nowennę, aby go Bóg ukarał, a on nie tylko się nie obraził, ale bardzo serdecznie cię
prosił, żebyś taką nowennę odprawił o błogosławieństwo Boże dla niego. Czemuż
wiec teraz nie skorzystać z tego wpływu na niego, ażeby uczynić coś dla dobra moich
sług?
Mimo tego, znając ogromne przeszkody, jakie stoją na drodze do pogodzenia
a równocześnie znając myśl swoich Przełożonych, by się nie mieszać do spraw
Arcybiskupa Gastaldiego, ostatecznie zadowoliłem się ciągłą modlitwą i napisaniem
kilku listów do wpływowych osobistości w rzymskich kuriach, ażeby jakoś wpłynęli
na załagodzenie tych spraw, które według mnie są prawdziwym skandalem. Aż oto
tego poranka przechodząc przypadkowo przed kościołem św. Filipa, poczułem się
bardzo silnie pociągnięty, by rozmówić się z Waszą Przewielebnością, któremu
oddałem już pewne usługi w sprawie elekcji, której sprzeciwiały się pewne jednostki z
rządu. Trzy razy chciałem iść naprzód i trzy razy musiałem zawrócić. A jednak
zdawało mi się, że to jest wyraźna wola Boża. Niech, więc Przewielebność Wasza
uroczyście mnie zapewni, że zajmie się tą sprawą, która już obecnie cuchnie
(przepraszam, wyrwało mi się) i jest przyczyną zdziwienia, no i zgorszenia między
uczciwymi ludźmi. Ksiądz, jeżeli chce może, ja natomiast uważam za pewne, że
według moralnej św. Alfonsa (który jest jedynym autorem nominatim zatwierdzonym
przez Stolicę św.) tak Arcybiskup jak i Ksiądz są zobowiązani sub gravi, doprowadzić
do szczęśliwego końca tę przykrą sprawę iuxta mentem S . Sedis.
208

21.9 Page 209

▲back to top
Na te, tak zdecydowane słowa O. Carpignano przybladł trochę na twarzy i z
całej jego twarzy widać było przeżywaną przykrość i zmieszanie. Po chwili odezwał
się głosem przyciszonym: Wielebny Ojcze, widzę, że nasze poglądy w tej sprawie są
zgodne. Najtrudniejsza sprawa to to, jak praktycznie do tego podejść. Przecież ojciec
wie, że mamy do czynienia z dwoma świętymi, nieustępliwymi w swoich ideach
(przerwałem mu: to znaczy upartymi jak wszyscy z Piemontu). Uśmiechnął się i
mówił dalej: To zróbmy tak. Módlmy się dużo do Boga, ażeby On się w to wmieszał.
Doprawdy dziwna to rzecz. Obydwaj są przekonani, że działają według woli Bożej i
może obydwaj mają trochę racji, a trochę nie. Cóż w takim razie robić? Na to mu
odpowiedziałem głosem poważnym i powoli: Na razie niech Wielebność Wasza nie
podaje Arcybiskupowi mego nazwiska, ale może to uczynić później, jeżeli to uzna za
potrzebne. Niech, więc Ksiądz wie, że według informacji, jakie mam z Rzymu, już
tam wszyscy mają dosyć tego, co się dzieje w archidiecezji tak, iż poważnie się
obawiam, że postąpią z arcybiskupem podobnie, jak Pius IX postąpił z innymi i jak
obecnie załatwia się sprawę z biskupem z Nizza, chociaż ten ma bardzo silne plecy i
jest sprytny i chytry (ponieważ mój interlokutor nie znał sprawy, więc mu ją
opowiedziałem). Niech więc wszystkie te sprawy będą załatwione według życzenia
Ojca świętego, bo zresztą na przyszły rok znajdzie się taki, który o tym pomówi .
O. Carpignano wyjąkał jakieś słowa i rozeszliśmy się w bardzo poważnym
nastroju. Tak się skończyła nasza konferencja. Od tego czasu ustała nasza
korespondencja z arcybiskupem, a jego przyjaciele odnoszą się do mnie z pewną
obawą. Ale wiem skądinąd, że coś się tam u niego zmieniło i trochę boi się, byśmy -
czy ja, czy Wasza Przewielebność nie pisali do Rzymu. Tyle niech wystarczy o O.
Carpignano .
A teraz niech mi Ksiądz pozwoli powiedzieć, że ja na miejscu Księdza nigdy
bym nie zgodził się zrezygnować z przywilejów Zgromadzenia za życia Arcybiskupa
Turynu. Ale owszem, jako głowa zakonu, podtrzymywałbym je, broniłbym w Rzymie
według wszelkich możliwości. Tak postępowaliśmy zawsze od czasów św. Ignacego
aż do rozprawy z arcybiskupem Darbois z Paryża, który musiał ustąpić. Z tych samych
powodów, nie puściłbym płazem tego, iż biskup z Ivrea nie pozwala celebrować
kapłanom Wielebności Waszej w swojej diecezji. Owszem, wytoczyłbym proces
kanoniczny (O. Rostagnio z Towarzystwa Jezusowego w sam raz do prowadzenia
takich procesów) odnośnie do owego „księżoszka” - waszego nowicjusza, który został
suspendowany po wyjściu z Ivrea. Jeżeli winien, no niech będzie, ale jeżeli niewinny,
to broniłbym go w pierwszej instancji w Kurii turyńskiej, która wydała dekret
suspensy, a potem w Kurii rzymskiej. Tak postępowali nasi święci Założyciele. Jedno
uderzenie, ale mocne, przeszkodzi tylu innym atakom. Niech Przewielebność Wasza
pozwoli, że ucałuję pokornie ręce. Oddany w Chrystusie
O. Alojzy Festa TJ.
Chieri, w uroczystość Michała Archanioła 1877 r.
209

21.10 Page 210

▲back to top
Oczywiście podczas posiedzeń Kapituły Generalnej, nikt nie spostrzegł się o
suspensie księdza Lazzero. Ale kiedy ten wrócił do Oratorium, wówczas sprawa
przedstawiła się gorzej. Zwrócił się, więc do Wikariusza Generalnego, żeby te sprawę
jakoś przychylnie załatwił względnie przynajmniej, żeby podano mu powody takiego
zarządzenia. Monsignor Zappata odpowiedział, że kto pragnie od przełożonego
kondonacji, powinien przedstawić swoją prośbę, z całym szacunkiem, na piśmie;
odnośnie zaś do suspensy, to on nie wie, jakie były jej powody... Ksiądz by powinien
wiedzieć. Niech, więc napisze wprost do Arcybiskupa, prosząc o uwzględnienie swej
prośby, choćby w sumieniu uważał, że nie jest do tego zobowiązany. Na razie ani
ksiądz Lazzero, ani inni nic nie uczynili, z czego by wynikało, że przyznają się do
winy. Natomiast trzy listy arcybiskupa do kardynała Ferrieri odniosły ten skutek, że
Ksiądz Bosko otrzymał następujący komunikat urzędowy z Rzymu:
Rev. mo Signore!
Na skutek zażaleń Arcybiskupa Turyńskiego do Kongregacji Biskupów i
Zakonników, wspomniana Kongregacja uważa za stosowne zwrócić się do
Przewielebności Waszej, żeby nadal nie miały miejsca zajścia, które niepokoją
ludność gromadzącą się na Msze św., a te nie są odprawiane. Uznając, że zarządzenia
arcybiskupa nie przekraczają jego uprawnień, a tym samym niczym on nie obraził
Zgromadzenia, niech Przewielebność Wasza będzie łaskawa zastosować się do tych
przepisów i postarać się, ażeby Msze św. były w swoim czasie w odpowiednich
kościołach odprawiane. Również Kongregacja zaleca zachowanie przepisów
papieskich odnośnie do dopuszczania kandydatów do Zgromadzenia Salezjańskiego,
itd.
Oczywiście Ksiądz Bosko nie zwlekał z odpowiedzią i na powyższe
upomnienie z dnia 10 października, odpisał zaraz 12 - ego tegoż miesiąca, wyrażając
swoje zdziwienie, jak można było Zgromadzeniu Salezjańskiemu przypisać winę, iż
nie zostały odprawione w swoim czasie i miejscu Msze św. przez salezjanów dla
wiernych i następnie cytuje przepis umieszczony w kalendarzu diecezjalnym, w
którym było: „Regulares omnes monemus... wszystkim zakonnikom przypominamy,
że bez naszego pozwolenia ani raz nie mogą celebrować Mszy świętej w żadnym
kościele ani oratorium prywatnym naszej diecezji”. Do tego salezjanie dostosowali się,
ale w sierpniu nadszedł list od arcybiskupa, który ten zakaz ponawia odnośnie do
salezjanów. Na prośbę o wyjaśnienie tego zarządzenia, jako odpowiedź nadeszła
suspensa dla księdza Lazzero. Wówczas zawiadomiliśmy zainteresowanych, że o ile
nie otrzymają dla nas pozwolenia, to nie możemy przyjść celebrować. Nie wszędzie
takie pozwolenie doszło i stąd nieprzyjemności. A chociaż arcybiskup twierdzi, że ten
zakaz był wyimaginowany, to jednak faktem jest, że niektórzy proboszczowie naszych
członków do ołtarza nie dopuścili. Następuje oświadczenie, co do testimoniales i
gotowości na każde zarządzenie Kongregacji rzymskiej. Podpisany był Ksiądz Bosko.
210

22 Pages 211-220

▲back to top

22.1 Page 211

▲back to top
W owych dniach miał miejsce jeszcze jeden wysiłek, ażeby doprowadzić do
załagodzenia sporu z arcybiskupem. Zabrał się do tego teolog Tresso, który znał cały
przebieg sprawy, gdyż będąc wikariuszem w Lanzo, stykał się z głównymi
Przełożonymi. Należał on do byłych wychowanków Księdza Bosko i ten prosił go, by
spróbował doprowadzić do porozumienia, oświadczając arcybiskupowi, że salezjanie
nie pragną niczego innego, jak tylko pracować dla diecezji, słuchając jej przełożonego
i w niczym nie robić mu przykrości.
Ksiądz Tresso przyjęty został na posłuchanie, trwało ono półtorej godziny.
Właściwie nie była to rozmowa, ale monolog, który prowadził arcybiskup z takim
żalem i złością, że ksiądz Tresso nie mógł przejść do słowa i w ogóle odeszła mu chęć
tą sprawą się zajmować, czy nawet w ogóle mówić o przebiegu posłuchania Księdzu
Bosko. Między innymi Monsignore powiedział: O, Ksiądz Bosko się chełpi, że on
spowodował moją nominację na biskupa; odważył się nawet napisać mi to w liście.
Wysłałem to do Rzymu, ażeby wiedzieli, jakiego mają świętego i komu ufają, itd.
O przebiegu posłuchania opowiedział ksiądz Tresso profesorowi Anfossi, który
treść tego podał Księdzu Bosko.
A oto 15 października znów wielkie wydarzenie w związku z arcybiskupem.
Kazał on wydrukować anonimową broszurę przeznaczoną dla kardynałów i niektórych
biskupów pt.: „Arcybiskup Turyński a Zgromadzenie św. Franciszka Salezego”.
Początek broszurki był taki: Z tego domu w sierpniu wyszły poważne nieprzyjemności
dla arcybiskupa Turynu, o których uważa on, że wypada powiadomić
najdostojniejszych kardynałów i biskupów.
Zaraz potem była historia księdza Perenchio, a następnie Mszy świętych i tak
się te wywody kończyły: Arcybiskup Turynu napisał do księdza Rua, że z chwilą,
kiedy listem podpisanym przez Księdza Bosko, czy księdza Rua, czy też księdza
Lazzero, salezjanie oświadczą, że im bardzo przykro z powodu popełnionej obelgi i że
proszą o przebaczenie, arcybiskup będzie uważał to, jako pełne dla siebie
zadośćuczynienie, inaczej będzie zmuszony uczynić, co uzna za stosowne dla
zachowania należnej mu czci i powagi.
Dotąd nie przyszła żadna odpowiedź i dlatego pisze się tutaj o tych rzeczach, a
przecież choćby sama pokora chrześcijańska, bez której nie może być mowy o duchu
zakonnym, powinna by wystarczyć do uznania, że w zdarzeniach z 26 sierpnia
salezjanie popełnili poważne gafy, jeżeli nie ze złej woli, to z braku rozumu i należnej
orientacji. Wobec tego słuszne są żądania władzy kościelnej, żeby dali znaki jakiegoś
zadośćuczynienia.
Obecnie cała sprawa należała do Rzymu. Kardynał Oreglia pisał Księdzu Bosko:
Trudno mi wytłumaczyć sobie list kardynała Ferrieri, zwłaszcza, że teraz Kongregacje
nie urzędują. To jednak nie przeszkadza, żeby Ksiądz zwrócił się wprost do Ojca
świętego i nalegał, żeby ta sprawa była załatwiona na pełnym posiedzeniu Kongregacji.
Stosownie do tych słów kardynała Oreglia, Ksiądz Bosko zmienił tylko adres
memoriału do kardynała Ferrieri z 14 września i przedłożył go Ojcu świętemu. Na
potwierdzenie, że salezjanie dobrze zrozumieli zakaz arcybiskupa jest to, że kiedy do
211

22.2 Page 212

▲back to top
niego zgłoszono się o pozwolenie na odprawienie Mszy świętej, to on ze wszystkimi
formalnościami takiego udzielał. Po co dawać takie pozwolenie, jeżeli nie było zakazu?
Także kilku naszych księży, gdy udali się do rodzin, nie mogli odprawiać, gdyż
proboszczowie zabraniali im, powołując się na wyżej wspomniane rozporządzenie.
Ale wróćmy do owej broszurki, której kopię mamy w archiwum z
charakterystycznymi uwagami na marginesie jednego z członków Kongregacji
Biskupów i Zakonników. Na pierwszej stronicy u góry jest nota ołówkiem: Lepiej te
sprawy było załatwić inter te et ipsum solum, a dopiero postea dic Ecclesiae. Podobny
sposób podejścia całkiem nie jest godny chwały. Na dole zaś atramentem fioletowym:
Puerilita che sanno di pettegolezzo e giochi di parole - dziecinady, które trącą
bajdurzeniem i grą słów.
Po owych wypadkach pierwszy list, jaki był wysłany znowu do Arcybiskupa,
był odpowiedzią na pismo sekretarza Kurii, który zapytywał księdza Rua, czy
Monsignor Ceccarelli ma odpowiednie upoważnienie do odprawiania Mszy świętej w
Archidiecezji i wezwanie, by takowe przedstawić Kurii, bo „bardzo byłoby przykro
arcybiskupowi, gdyby ten kapłan powróciwszy do Ameryki miał powiedzieć, że w
diecezji turyńskiej nie zachowuje się przepisów”. Chodziło dalej o pozwolenie
spowiadania dla księdza Pavia, który miał już jurysdykcję w diecezji sąsiedniej, a nie
mógł stawić się do egzaminów przed Wszystkimi Świętymi, żeby mógł w tych dniach
świątecznych spowiadać swoich chłopców. Na to ostatnie arcybiskup powiedział, że
żadnych pozwoleń nie udzieli salezjanom, dopóki go przełożeni nie przeproszą. Dalej
była sprawa księdza Porrani – salezjanina, który choć miał już pozwolenie na
spowiadanie, zażądano ponownego egzaminu. Zdał go świetnie, ale odpowiedź
przyszła ta sama. Wtedy ksiądz Rua napisał do teologa Maffei, sekretarza Kurii:
Carissimo Don Maffei!
Potwierdzam odbiór listów, jakie mi przysłałeś w ostatnich dniach. Na
pierwszym miejscu proszę, abyś oświadczył JE Księdzu Arcybiskupowi, iż bardzo
nam jest przykro z powodu nieprzyjemności, jakie miał JE w sierpniu w związku z
mszami. Tym bardziej było nam to przykre, iż otrzymaliśmy w tym względzie
upomnienie od świętej Kongregacji Biskupów i Zakonników. Chciałem już w tej
sprawie pisać wcześniej, ale wobec tego, że została odniesiona do Rzymu, nie
chciałem szkodzić ani jednej, ani drugiej stronie. Skoro teraz dowiedziałem się, że JE
w swojej mądrości pragnie, abym w tym względzie napisał, spełniam jego życzenie.
Co do Monsignora Ceccarelli, to jest wszystko w porządku i mam wrażenie, że
on już swoje papiery przesłał do Kurii, choć nie jestem tego pewien, gdyż na razie jest
poza Turynem. Bądź łaskaw ucałować w naszym imieniu święty pierścień JE
i przyjmij, itd.
4.10.1877 r.
ksiądz Michał Rua.
212

22.3 Page 213

▲back to top
Ale może zdziwić czytelnika, dlaczego takie ociąganie się z uczynieniem
zadość życzeniom biskupa. Wyjaśni nam to list księdza Rua pisany do Księdza Bosko,
który był wtenczas w Rzymie: A teraz pisze on przechodząc do innej sprawy
zawiadamiam o tym, co może Przewielebność Wasza zapomniał. Arcybiskup oskarża
nas w swojej broszurce, że na jego propozycję nie prosiliśmy o przebaczenie w znanej
sprawie i że na to nie otrzymał od nas odpowiedzi. Otóż, przypominam, że wtedy
byliśmy w Lanzo bardzo zajęci i trudno było pisać listy, nad którymi wypadało
poważnie zastanowić się. Po powrocie z Lanzo poszedłem do pałacu arcybiskupiego, a
nie mogąc dostać się do Ekscelencji, rozmawiałem z sekretarzem Chiuso i wyraziłem
mu swoje ubolewanie z powodu przykrości uczynionej arcybiskupowi, zaznaczając
jednak, że z naszej strony postępowaliśmy według tego, co nam dyktowała
roztropność i miłość. Wkrótce potem sekretarz dał mi do zrozumienia, że arcybiskup
oczekuje listu. Wtedy napisałem to, o czym przedtem powiedziałem.
Otóż na ten list księdza Rua do arcybiskupa przyszła odpowiedź 4 listopada, że
arcybiskup nie jest z niego zadowolony.
Powodem opóźnienia była niemożliwość napisania deklaracji żądanej, bo
salezjanie nie poczuwali się do winy, której nie popełnili.
A oto inny incydent.
Ksiądz Angelo Rocca został zaproszony przez swego proboszcza ze Mszą
świętą i kazaniem. Poproszono o pozwolenie. W odpowiedzi arcybiskup chciał
najpierw wiedzieć cztery rzeczy: gdzie ten ksiądz odbył studia teologiczne, skąd miał
pozwolenie wstąpienia do Zgromadzenia Salezjańskiego, kiedy złożył śluby, czemu
nie był dla otrzymania święceń u niego? Temu życzeniu uczynił zadość, wbrew woli
księdza Rocca, ksiądz proboszcz. Na to kanonik Chiuso odpowiedział, że mimo
wszystko nie pozwala się mu celebrować, a to zdaje się z tego powodu, iż ksiądz
Rocca opuścił seminarium ipso invito. Wobec tego ksiądz Rocca tylko na chwilę
pokazał się na owej uroczystości odpustowej św. Jana Chrzciciela. Ale we wrześniu
wypadło mu znowu udać się do rodziny. A wtedy, żeby mógł odprawiać użył takiego
wybiegu. W domu jego ojca była kapliczka prywatna, przyznana Zgromadzeniu
z częścią budynków jemu zapisaną. Uważał, więc tę kapliczkę, jako kapliczkę
Zgromadzenia i w niej przez tydzień odprawiał. Arcybiskup dowiedziawszy się o tym,
natychmiast kazał napisać list do księdza Rua:
Molto Reverendo Signore!
Arcybiskup polecił mi powiadomić Wielebność Waszą, że doszło do jego
wiadomości, iż ksiądz Rocca, który wystąpiwszy z seminarium diecezjalnego wstąpił
do Zgromadzenia Salezjańskiego bez testimoniales swojego arcybiskupa, niedawno
temu przebywając w miejscowości rodzinnej, odprawiał Mszę świętą w domu swoim,
oświadczając administratorowi parafii, że czyni to na podstawie „przywileju oratorium
prywatnego”, jaki mają salezjanie. Arcybiskup, ażeby spełnić jeden z
najpoważniejszych swoich obowiązków, jakim jest czuwanie nad czcią Najświętszej
Eucharystii, żąda od księdza za moim pośrednictwem przedłożenia mu reskryptu
213

22.4 Page 214

▲back to top
papieskiego, w którym Ojciec święty pozwala salezjanom w ogóle na oratorium
prywatne. Z należną czcią, itd.
09.10.1877 r.
Ksiądz Rua odpowiedział na to, że ksiądz Rocca opuścił seminarium za
pozwoleniem Przełożonego, z powodu zdrowia, a wstąpił do Zgromadzenia
poprosiwszy przedtem sam i przez przełożonych, o testimoniales. A ponieważ ich nie
można było otrzymać, zwrócono się do Kongregacji Biskupów i Zakonników. Na to
arcybiskup kazał odpowiedzieć, że on nie pamięta, by go o takie testimoniales
proszono, ale dobrze sobie uświadamia, iż dotąd żadnych testimoniales nie żądano od
niego ze strony Zgromadzenia, a tylko w jednym czy dwóch wypadkach proszono
o pozwolenie a nie o testimoniales.
Wreszcie, jeżeli by w sprawie księdza Rocca otrzymano upoważniające pismo z
Rzymu, to na pewno Arcybiskup byłby o tym powiadomiony, jak to jest w zwyczaju i
zapytano by go, dlaczego testimoniales odmówił. Z tego wnioskuję, że nie jest prawdą,
jakoby proszono o testimoniales dla księdza Rocca i bardzo mu przykro, że salezjanie
raz w ten, raz w inny sposób powodują nieprzyjemności i dają poważne powody do
zażaleń. Podpisany był Franciszek Maffei.
W tym czasie nastawano na Księdza Bosko ze wszystkich stron.
I tak pod datą 14 listopada kardynał Ferrieri zażądał od niego, by przedstawił
facultates et privilegia przyznane mu przez Papieża Piusa IX.
Ze strony zaś Arcybiskupa przyszło pismo z zaznaczeniem, że jest to coś
nienormalnego ogłaszać odpusty dla Pomocników bez zawiadomienia o tym biskupa i
całego duchowieństwa, a to nie, dlatego, jakoby się nie podobała działalność
Zgromadzenia Salezjańskiego, popierana tylu względami Stolicy Świętej, ale że jest
obowiązkiem arcypasterza czuwać nad życiem diecezji i nad tym, by Zgromadzenie
rozwijało się według przepisów kanonicznych. A choć zaniechał, za poradą
roztropnych osób unieważnienia owych odpustów, dążył przecież mimo wszystko do
anulowania Breve o odpustach, aż wreszcie zakomunikowano mu, że stowarzyszenie
Pomocników Salezjańskich zostało kanonicznie erygowane w Genui i w tamtej
diecezji ma ono swe centrum. Nie pozwolił jednak wydrukować tego Breve w diecezji
turyńskiej.
W owych też dniach odnieśli zwycięstwo ci, którzy pragnęli usunąć salezjanów
od zarządu Koncepcjonistów i już rozpoczynali machinacje odnośnie do święceń
hrabiego Cays. Nie zapomnijmy również, że odjeżdżający wtedy misjonarze nie
otrzymali błogosławieństwa od Arcybiskupa.
Ksiądz Bosko powróciwszy po pożegnaniu się w Sampierdarena
z misjonarzami, pisał do swego sekretarza, księdza Berto z Borgo s. Martino:
214

22.5 Page 215

▲back to top
Don Berto car. Mo!
Buon giorno. W tej chwili doręczono mi list od kardynała Ferrieri, który na
skutek nowych zażaleń ze strony arcybiskupa do Stolicy Świętej, żąda od nas kopii
wszystkich przywilejów udzielonych naszemu Zgromadzeniu. Poszukaj, więc kogoś,
kto ma czytelne pismo i każ mu sporządzić odpisy dekretów w porządku
chronologicznym, począwszy od roku 1864 aż do dziś, wraz z reskryptami i Breve
papieskimi. Nie potrzeba elegancji i arkusz czysty wystarczy. Zresztą zobaczymy się
w piątek; daj znać o tym O. Rostagna.
Borgo s. Martino, 21.11.1877 r.
Ksiądz Bosko
Nie zaniedbał też uczynić wszystkiego, by podtrzymać swoje prawo u innych
Kongregacji rzymskich. W tym celu zlecił księdzu Berto zebrać dokumenty o
zasadniczym znaczeniu. Pierwszym takim dokumentem było oświadczenie księdza
Perenchio, od którego wzięło początek prima mali labes.
Niżej podpisany oświadcza: w okresie mego pobytu w Turynie w domu
Oratorium św. Franciszka Salezego, nie doręczono mi żadnego oświadczenia lub
dekretu suspensy, ani ze strony biskupa Ivrea, ani ze strony biskupa Turynu. Tylko w
dniu 24 sierpnia ksiądz Michał Rua powiedział mi, że Monsignore Lorenzo Gastaldi
nie życzy sobie, by mi pozwalano na celebrowanie Mszy świętej w jego diecezji,
dlatego poradził mi oddalić się z tego domu. Pomimo, że był to kościół salezjański,
zaprzestałem zaraz odprawiania i natychmiast opuściłem Oratorium św. Franciszka
Salezego i diecezję turyńską.
Costigliole di Saluzzo, 22.11.1877 r.
ksiądz Jan Perenchio, nauczyciel komunalny.
W tymże samym dniu nadszedł list od księdza proboszcza z Pecetto,
z wyjaśnieniem sprawy księdza Cinzano, któremu zakazał odprawiać w swej parafii:
Czcigodny Księże Bosko
Nie tylko nie jestem przeciwny Księdzu Bosko, lecz podziwiam go i czczę oraz
uważam jego Zgromadzenie za dzieło Opatrznościowe naszych czasów i takie uczucie
żywię nie tylko w sercu, ale i na ustach, w czym mogę powołać się na świadectwa
innych osób... Dlatego podejrzenia niektórych na moją korzyść trącą złośliwością; z
tego też powodu proszę ich nie brać wcale pod uwagę. Stawia mi się zarzut:, dlaczego
nie pozwoliłem księdzu Cinzano salezjaninowi odprawiać Mszy św. w uroczystość
MB Różańcowej? Kto jest świadom rzeczy i jest prawym człowiekiem łatwo zrozumie,
dlaczego. Wielebność Wasza także mnie nie potępi poznawszy motywy tego.
Odnośnie zarządzenia Arcybiskupa, podano w Calendarium na ten rok, mogłem,
traktując je liberalnie, zrobić wyjątek dla swego parafianina i pozwolić mu na
odprawienie Mszy świętej przynajmniej raz jeden i gotów byłbym, byle go zadowolić,
215

22.6 Page 216

▲back to top
ściągnąć na siebie upomnienie ze strony Arcybiskupa i zmniejszenia jego afektu do
siebie. Ale stał na przeszkodzie specjalny zakaz od niego. A było to tak. Gdy
przebywałem w S. Eremo, Monsignore, który znał już księdza Cinzano, pytał mnie o
nowe o nim informacje. Odpowiedziałem mu, że o ile wiem, to w tym roku zostanie
kapłanem. Wówczas Monsignore spytał:
A czy przybędzie celebrować do Pecetto?
Nikt mi o tym nie mówił, ale przypuszczam, że kiedyś przybędzie. Odrzekłem.
W takim razie zakonkludował monsignore pamiętaj o poleceniu z Kalendarza
i stosuj się do niego.
I czyż po tym wszystkim mogłem pozwolić księdzu Cinzano celebrować
w parafii i czy jest w tym moja wina? Sądzę, że nie i że Ksiądz zechce mnie
uniewinnić, i że nie da wiary plotkom, które mnie wobec niego oczerniają, itd.
Pecetto k/ Turynu, 22.11.1877 r.
ksiądz Perlo
W tych też dniach wysłał Ksiądz Bosko do Arcybiskupa odpowiedź w sprawie
odpustów oraz księdza Rocca. Treść poniższego listu przygotował O. Rostagna:
Eccelenza Rev. ma!
Odpowiadając na list WE, czuję się zobowiązanym upewnić go, że w sprawie
Mszy świętej celebrowanej przez jednego z księży salezjanów, w dniu 16 września br.
w kaplicy prywatnej w Rivara, nie mam zamiaru powoływać się na jakikolwiek
przywilej. Kapłan, który to uczynił, nie mogąc uzyskać pozwolenia od tamtejszego
proboszcza na odprawianie Mszy świętej, był w dobrej wierze, uważając, że może się
oprzeć na racjach, które uważał za dostateczne, iż w tym wypadku wolno mu
odprawiać w miejscu, które jest własnością Zgromadzenia Salezjańskiego. Ja sam,
gdyby on miał czas zwrócić się do mnie, nie dałbym mu pozwolenia, ani też nikomu
innemu, dopóki trwa dotychczasowy stan rzeczy. Mam nadzieję, że o ile przed
Bogiem nie popełniło się żadnej winy, to moje szczere oświadczenie będzie przyjęte
życzliwie przez WE, o co Go z uszanowaniem proszę.
Co zaś dotyczy odpustów dla Pomocników, to odczułbym wielką przykrość,
gdyby opinia WE miała przejść do wiadomości publicznej, choćby do samych księży
proboszczów, zanim zbada się sprawę w Kongregacji. Dlatego uważam, że takie
opublikowanie stałoby się zgorszeniem i kamieniem obrazy dla wiernych i
niewierzących. Już samo ujawnienie tego nieporozumienia dałoby okazję do wielu
krytyk i sprzecznych sądów, które niezupełnie wyszłyby na moją niekorzyść.
Musiałbym, bowiem wtedy apelować do Kongregacji rzymskich, a gdyby, jak
spodziewam się tego, wyrok ich wypadł na moją korzyść, to musiałoby to być wielce
nieprzyjemne dla WE. Nie mam zamiaru przeciwstawiać się temu, co WE dyktuje
gorliwość dla dobra religii, lecz proszę pozwolić swemu pokornemu słudze prosić WE,
by raczył, zanim przedsięweźmie jakieś kroki, zasięgnąć rady osób mądrych i
roztropnych, by nie dać czasem okazji do złośliwych krytyk przeciwników, jak to
216

22.7 Page 217

▲back to top
miało miejsce z powodu opublikowania rozporządzenia w Kalendarzu. Dalej, dlaczego
nie zdać się przede wszystkim na autorytatywny i dojrzały osąd Kongregacji rzymskiej,
która nie zaniedba zbadać sprawy dogłębnie i wydąć wyrok, opierając się na prawie
kościelnym?
Już naprzód proszę o przebaczenie, a jeśli w czymkolwiek wykroczyłem, to
proszę to przypisać konieczności obrony i wielkiej przykrości, jakiej doświadczam.
Lecz czemu nie traktować tych trudności po ojcowsku i z tą pobłażliwością, na jaką
zasługuje Zgromadzenie dopiero powstałe, pragnące szczerze dobra Kościoła, a które
może zbłądzić z nieświadomości, lecz nigdy ze złości?
Nie mogę pominąć również zarzutu uczynionego mi, że przyjąłem do
Zgromadzenia bez testimonialiów pewnego kleryka (teraz księdza) Rocca,
wydalonego z seminarium turyńskiego. WE pozwoli mi przypomnieć, że pięciokrotnie
prosił o nie sam kleryk Rocca, raz ksiądz Rua i raz piszący, nie mogąc ich uzyskać; w
następstwie tego trzeba było postąpić w myśl instrukcji świętej Kongregacji Karności
zakonnej, wydanych dnia 25 stycznia 1848 roku. Całując z uszanowaniem ręce, etc.
Turyn, 22.10.1877 r.
Ksiądz Bosko
W dniu 23 bm. nadeszła odpowiedz od Arcybiskupa, w której pisze:
To, co najlepszego mógłby Przewielebny Ksiądz uczynić, to byłoby zjawienie
się u swego Arcybiskupa nie z innym duchem, jak pokory i miłości; bo w takim tylko
razie dla dobra Księdza, jego Zgromadzenia i archidiecezji turyńskiej można by
prawdopodobnie usunąć przeszkody dla uzyskania pokoju. O ile, bowiem obecny
Arcybiskup współdziałał chętnie przy powstawaniu Zgromadzenia Salezjańskiego, tak
nadal pragnie współdziałać w jego zachowaniu i rozszerzaniu, byleby były zachowane
prerogatywy władzy arcybiskupiej, które on pod przysięgą przyrzekł podtrzymywać i
aby stąd była korzyść a nie szkoda dla archidiecezji turyńskiej.
Następnie porusza dwie inne bieżące kwestie: święceń dwóch kleryków,
towarzyszy hrabiego Cays i budowy kościoła św. Jana Chrzciciela. O tej ostatniej
kontrowersji powiemy później.
Pod tą samą datą nadszedł do Księdza Bosko list od proboszcza Favria
rzucający światło na wypadek podobny do tego, w którym brał udział proboszcz
Pecetto:
Molto Rev. mo Signore!
Odpowiadam na jego list z dnia 21 - go, otrzymany dziś rano. Wiadomości na
temat kapłanów najczęściej zdarzają się z ignorancji faktów lub okoliczności. Na
nieszczęście ksiądz Paglia właśnie nie wiedział o drugiej części nr. 12 Dekretów i
Upomnień zamieszczonych w Kalendarzu na ten rok. Ale skoro przeczytał zakaz
znajdujący się w tymże dekrecie, zastosował się natychmiast do niego, mówiąc: Nie
mam tego pozwolenia, nie mogę celebrować. I ku mojej przykrości powstrzymał się
217

22.8 Page 218

▲back to top
od celebrowania. Lecz inny salezjanin, który przybył do Favria, ksiądz Vota, posiadał
żądane pozwolenie i celebrował kilka razy. Ksiądz Paglia powstrzymał się od
odprawiania z posłuszeństwa cytowanemu dekretowi, ale złe języki pochodziły z
ignorancji. Otóż chciałbym prosić, by na przyszłość tak wszystko przewidzieć, aby
podobne wypadki nie powtórzyły się ani tu, ani gdzie indziej. Pozostaję, etc.
Favria, 23.10.1877 r.
Ksiądz Michał Bonino, dziekan.
A oto inny list, od teologa Arpine, proboszcza od św. Apostołów Piotra i Pawła,
choć z nieco późniejszą datą, treścią jednak łączy się z poprzednimi listami:
Rev. mo Signor Don Bosco!
W dniu 25 sierpnia listem od księdza Lazzero zostałem zawiadomiony,
że w niedzielę bieżącą, 26 - go, na skutek surowych zarządzeń JE naszego
Arcybiskupa, kapłan salezjanin nie mógłby odprawiać Mszy św. dla chłopców mojej
parafii w Oratorium św. Józefa. Nie mogąc zastąpić go innym kapłanem udałem się do
Wikariusza Generalnego, prosząc o wyjątek w zarządzeniach, których nie znałem.
Wikariusz odpowiedział mi, że nie chce się w to mieszać. JE Arcybiskupa nie było w
Turynie, lecz na szczęście powrócił wieczorem dnia tego i mogłem otrzymać
upragnione pozwolenie i chłopcy Oratorium mogli być obecni na Mszy świętej
odprawianej przez salezjanina. Zawsze pełen jestem wdzięczności za pomoc w
duszpasterstwie ze strony salezjanów nad młodzieżą mej pieczy powierzoną. Kreślę
się, itd., ...
Turyn, 12.12.1877 r.
P. Maurizio Arpino.
Nowej podniety do ognia dostarczyło wydrukowanie dziełka Księdza Bosko
zatytułowanego „Maryja Wspomożycielka”. Rozważaliśmy to już w innej części
naszej pracy (mianowicie w tomie XI) - tutaj dodamy to, o czym tam nie pisaliśmy.
Kwestia rozdmuchana została po paru latach w maju tego roku 1877, przez ukazanie
się w Letture Cattoliche, zeszytu napisanego przez księdza Lemoyne, lecz wydanego
w Sampierdarena. Dnia 18 - go, tego miesiąca, za wiedzą Arcybiskupa, ukazał się w
Emporio Populare następujący artykulik za potwierdzeniem Kurii Arcybiskupiej:
„Piąty zeszyt Letture Cattoliche, ukazujący się w bieżącym maju pod tytułem: „La
nuvoletta del Carmelo” - Chmurka na Karmelu, zamiast wyjść z druku, jak dotychczas
od 25 lat tu w drukarni turyńskiej, został wydrukowany poza nią, w Sampierdarena.
Przy końcu stronicy 113 czyta się: „Con licenza delle Autorita Ecclesiastica”. Ostrzega
się, że władza kościelna tam wspomniana nie jest Kurią Arcybiskupią w Turynie”.
Jaka była podstawa tej nagany dla dziełka, można wnioskować z pewnych słów
artykułu, usuniętych później na skutek uwag pewnej życzliwej osoby, które były
następujące:, „której to (kurii) nie była rzeczona książka przedstawiona i na mocy
rozporządzenia tejże Kurii odtąd każda książka przedrukowana musi otrzymać
218

22.9 Page 219

▲back to top
zezwolenie z podpisem arcybiskupa, jego wikariusza generalnego lub kogoś z
prowikariuszy, lub innego upoważnionego kapłana. Dodać trzeba, że Sobór Trydencki
na 25 sesji i w dekrecie o wzywaniu świętych postanawia, że nie należy stwarzać
nowych cudów, jak tylko w wypadku, gdy biskup ordynariusz je uzna i zatwierdzi. Z
tego bardzo mądrego zarządzenia Soboru Trydenckiego wynika, że opowiadanie o
rzeczach nadprzyrodzonych i faktów zewnętrznych, nierozpatrzonych i
niezatwierdzonych przez biskupa, nie daje podstawy do wierzenia”.
Zresztą ta część artykułu zniesiona, ukazała się później w tyt. XVIII dei Monita
et decreta w Kalendarzu Diecezjalnym w 1878 r. z dodaniem ogólnikowej kary pro
forma, iż należy zasłaniać obrazy i zamykać kościoły, gdzie ogłaszano otrzymane cuda,
niezatwierdzone poprzednio przez władzę biskupią.
Po tym wspomnianym wyżej artykule, monsignor pod datą 19 maja nakazał:
„Uważam za swój najpoważniejszy obowiązek zbadania opowiadania o faktach
nadprzyrodzonych, które jak się twierdzi, miały miejsce w mej diecezji za
wstawiennictwem Maryi Wspomożycielki w kościele WP w Turynie”.
Na co ksiądz Bosko taką dał odpowiedź:
Eccellenza Rev. ma!
Otrzymałem zawiadomienie z Giblartaru, że arcybiskup z Buenos Aires, z 15
pielgrzymami z Argentyny, przybędą nazajutrz do Genui i zatrzymają się w gościnie
w naszym hospicjum w Sampierdarena. Skoro powrócę odpowiem na list WE
i przedłożę niektóre fakty, które jak mi się wydaje stosownym, potrzebują
regularnego zbadania a względnie osoby, do których się one odnoszą, lepsze zdołają
złożyć wyjaśnienia ode mnie w sprawach powyższych. Z wyrazami najgłębszej czci,
itd.
Ksiądz Bosko
To badanie nie nastąpiło nigdy, gdyż sprawy potoczyły się innym torem, gdy
kwestia została odniesiona do Rzymu, jak już opowiedzieliśmy. (Por. t. XI).
Przy sposobności nadmienimy, że zakaz trydencki odnosi się ściśle do cudów
przypisywanych niebeatyfikowanym lub niekanonizowanym, zmarłym w opinii
świętości.
W dniu 24 listopada, gdy wyszło nowe wydanie wspomnianego dziełka,
arcybiskup odpowiadając na list księdza Rua na ten temat, powtarza, że „drukarnia
salezjańska zawiniła wielkim uchybieniem względem Kurii Arcybiskupiej w Turynie i
prawom kościelnym, że przedrukowała dziełko „Maryja Wspomożycielka”... nie
zatwierdzone przez Kurię, lecz tylko przez Ojca Saraceno, rewizora kościelnego i
opublikowane wbrew intencjom samego arcybiskupa”.
W dniu 25 listopada dwa nowe listy nadeszły z Kurii do Oratorium. Jeden
zaadresowany do księdza Rua na temat proszenia przez Zgromadzenie o przebaczenie.
219

22.10 Page 220

▲back to top
Drugi list napisany przez arcybiskupa do Księdza Bosko, był szczególnej wagi
nie tylko przez rzucenie na jego postać moralną cienia ujemnego, lecz i dlatego także,
że zamykał mu usta i wiązał ręce, nie dając mu możności żadnej obrony:
Rev. mo Signore!
Powtarzam to, co Księdzu napisałem dnia 23 bm.: najlepsze, co Ksiądz może
uczynić, to zjawić się u swego arcybiskupa z pokorą i miłością, które by mogło
rozproszyć wszelkie przeszkody do obopólnej harmonii. Jak dawniej arcybiskup
turyński współdziałał życzliwie przy powstawaniu Zgromadzenia Salezjańskiego, tak
obecnie jest gotów współdziałać nad jego utrzymaniem i rozwojem i nie żąda nic
innego, jak tylko by był zachowany autorytet arcybiskupi i dobro jego diecezji. Przeto
ufam, że PW Ksiądz przystanie na tę propozycję.
W wypadku jednak, kiedy PW Ksiądz dałby do druku lub powielał
litograficznie, lub innymi środkami jakiekolwiek pismo nieprzychylne obecnemu
arcybiskupowi Turynu; pisał sam, lub polecił pisać, komu innemu jakiekolwiek pismo
przeciwko temuż arcybiskupowi i przedstawił je jakiejkolwiek osobie, za wyjątkiem
Ojca świętego, kardynałów, członków Kongregacji rzymskich, oświadczam, że od tej
chwili ustaje jurysdykcja Księdza do słuchania spowiedzi sakramentalnej, ipso facto
w mojej diecezji, gdyż nie mogę zaufać mu w kierownictwie dusz kogokolwiek
z moich poddanych na spowiedzi. Gdyby zaś PW Ksiądz przystał na moje rady,
podałoby się to natychmiast do wiadomości Kardynałom i biskupom, którzy są
poinformowani o stanie naszych prac. Z należnym mu szacunkiem, etc.
Turyn, 25.11.1877 r.
Wawrzyniec arcybiskup”.
Był to miecz Damoklesa, który stale wisiał nad głową Księdza Bosko, na co on
tymi słowami skarży się w liście do kardynała Oreglia: To surowe zarządzenie istnieje
dotąd, choć on sam ogłasza, drukował i drukuje dziełka i listy pasterskie przeciwko
nam, choć my na to nie reagujemy, idąc za radą Waszej Eminencji.
Wszystkie te zakazy jednak nie powstrzymały Księdza Bosko od zbierania
dokumentów na swoją korzyść i obronę przed Świętymi Kongregacjami. Do już
znanych dołączymy tu jeszcze jeden z Kurii turyńskiej, w którym porusza się sprawę
testimonialiów. Pisze sekretarz arcybiskupa do Księdza Bosko:
Rev. mo Signore!
JE Ks. Arcybiskup poleca mi napisać do Waszej Przewielebności, co następuje
odnośnie do księdza Rocca. Zarówno ksiądz Rua, jak i Ksiądz, ustawicznie powtarzali
w swych listach, że zanim przyjęty został jakiś kandydat do Zgromadzenia
Salezjańskiego, zawsze proszono arcybiskupa o testimoniales. I właśnie ksiądz Rocca
jest jednym z tych, który wydalony z seminarium arcybiskupiego, został przyjęty do
Zgromadzenia, na co arcybiskup bardzo się żalił. Odnośnie do księdza Rocca,
Przewielebność Wasza w liście z 29 maja 1873 roku pisał: Kleryk Rocca nie został
220

23 Pages 221-230

▲back to top

23.1 Page 221

▲back to top
przyjęty do Zgromadzenia, ani nie figuruje w nim, jako kleryk diecezjalny, lecz
jedynie przebywa na kilkutygodniowym wypoczynku w kolegium W Lanzo.
Pozwolono mu na to z wyraźnym warunkiem, że przedstawi zezwolenie na piśmie, od
swej władzy duchownej. Jest zaś przyjętą zasadą, że żaden kleryk wydalony z
seminarium nie może być zdatny na członka Zgromadzenia zakonnego. Takiej reguły
trzymano się dotychczas nie tylko na terenie archidiecezji turyńskiej, lecz i we
wszystkich innych diecezjach.
Po takich oświadczeniach arcybiskup miał prawo uważać, że kleryk Rocca
opuścił definitywnie domy salezjańskie. Tymczasem z wielkim swym zdziwieniem
dowiaduje się, że on już jest kapłanem wyświeconym nie wiadomo, przez kogo, a
uważając, że może korzystać z przywileju kaplicy prywatnej i ołtarza przenośnego, jak
biskup, odprawia sobie Mszę świętą w swym domu w Rivara. Arcybiskup musi
podnieść przeciwko temu, tak widocznemu anormalnemu postępowaniu, nowe
poważne zażalenie. Z największym szacunkiem, etc....
teolog, Francesco Maffei pro secet. arch.
Aż do 9 listopada podtrzymywano w Kurii, że ksiądz Rocca opuścił seminarium
turyńskie samorzutnie, bez niczyjej wiedzy. Natomiast 4 grudnia z tejże Kurii pisano,
że ksiądz Rocca został wydalony z seminarium. Jest, zatem w tych oświadczeniach
widoczna sprzeczność. Można przypuszczać, że następne twierdzenie opiera się na
błędnych informacjach zasięgniętych po pierwszym. Można również przyjąć, że
prośby o litterae testimoniales nie zostały doręczone arcybiskupowi przez osoby z jego
otoczenia.
Na zakończenie sprawy księdza Rocca jeszcze jedna uwaga: Ołtarz kaplicy
domowej księdza Rocca był starodawny, przyzwoity i zupełnie zgodny z wymogami
rubryk, nikt przecież nań nie zwracał uwagi. Dopiero ksiądz Rocca zatroszczył się o
niego, odprawiając na nim Mszę świętą.
Ten już i tak zawikłany wątek spraw z Kurią, jeszcze bardziej się poplątał. Otóż
w pierwszych dniach miesiąca grudnia ukazała się czcionkami drukarni Camilla
i Bartollero ulotka pod tytułem „Lettera sul Arcivescovo di Torino e sulla
Congregazione di S. Francesco di Sales”. Podtytuł: „un po di luce” napomykał o celu,
którym było uświadomienie czytelników o wydawnictwie anonimowym z miesiąca
lutego. I to pisemko również anonimowe było skierowane do pewnego wikariusza
anonimowego. W miejscu podpisu był napis: „dawny wychowanek Oratorium,
szczycący się, że jest Pomocnikiem Salezjańskim”. Zaczynało się ono w ten sposób:
„W ciągu zeszłorocznej zimy miałem zamiar powiedzieć kilka słów na temat pisma
wydanego przez Monsignora Wawrzyńca Gastaldi o Zgromadzeniu Salezjańskim;
niestety nie mogłem go mieć w ręku, jak dopiero obecnie, gdy Ksiądz raczył mi je
przesłać. Za to dziękuję mu serdecznie tym bardziej, że jak sam mnie o tym zapewnia,
pochodzi ze źródła autentycznego, mianowicie z rąk samego arcybiskupa.
Przeczytałem je uważnie; a ponieważ jestem jednym z najstarszych wychowanków
221

23.2 Page 222

▲back to top
Oratorium Salezjańskiego, sądzę, że mogę wydać opinię sumienną o sprawach tam
wyłożonych i podać mu wyjaśnienia, jakich żąda”.
Faktom tam opowiedzianym nie można zarzucić fałszu, lecz uszczypliwość i
nieuszanowanie; co do formy przesądzały o treści. Wysłano kopię tegoż do wielu
proboszczów i osób, które zdaniem autora interesowały się sprawami Księdza Bosko.
Otrzymało je również wielu salezjanów. Wszyscy potępili ostatnie zdania. Arcybiskup
obraził się do żywego i kazał napisać Księdzu Bosko, że ten druk zawiera „szereg
kłamstw i przeinaczeń przeciwko dostojnej osobie JE Arcybiskupa Turynu” i wzywał
Księdza Bosko lub jego zastępcę, by na piśmie oświadczyli do dnia 15 bm., że
potępiają, ganią i odrzucają to piśmidło”. Po tym terminie konkludował prosekretarz,
w wypadku nie przesłania arcybiskupowi takiej deklaracji, Monsignore uczyni, co
uzna za stosowne dla obrony swej powagi”.
List ten nosił datę 5 grudnia.
Dnia 6 grudnia, Ksiądz Bosko posłał do Rzymu, żądaną przez Kardynała
Ferrieri kopię przywilejów udzielonych sobie przez Stolicę Apostolską, z
następującym listem polecającym:
Eminenza Rev. ma!
Mam zaszczyt przedłożyć Eminencji autentyczną kopię wszystkich łask
duchownych i przywilejów, udzielonych przez Stolicę Świętą Zgromadzeniu św.
Franciszka Salezego. Dla ułatwienia ich czytania poleciłem je wydrukować
w oddzielnych książeczkach, których egzemplarze załączam. Uważałem za
niecelowe odpisywanie niektórych zezwoleń, już nieaktualnych. Jeśli będzie potrzebne
jakieś pismo lub wyjaśnienie, chętnie służę. Przykro mi, że robię fatygę Waszej
Eminencji. Nasz arcybiskup dopuścił naszych kleryków do święceń, ale dzisiaj bez
podania powodów tego, zakomunikował, że nie wyświęci żadnego salezjanina. Proszę
Boga, by raczył zachować Waszej Eminencji dla dobra Kościoła i podtrzymania
naszego Zgromadzenia, podczas gdy, etc.,...
Turyn, 06.12.1877 r.
Ksiądz Bosko
Po uroczystości Niepokalanego Poczęcia NMP, która mu przysporzyła wiele
pracy w konfesjonale, Ksiądz Bosko napisał do Arcybiskupa na temat anonimu, w
formie poufnej:
Eccelenza Rev. ma!
Przedwczoraj pocztą nadeszło do jednego z salezjanów pismo drukowane, który
natychmiast mi je doręczył. Trudno mi wyrazić, z jakim obrzydzeniem je
przeczytałem; zawsze, bowiem jestem przeciwny polemikom prasowym. Ze swej
strony mogę zapewnić WE, że:
1. Nie wiem, kto jest autorem tego pisma i kto je rozpowszechnia;
222

23.3 Page 223

▲back to top
2. Nie mam w tym żadnego udziału - ani sam, ani przez moich
podwładnych;
3. Boleję bardzo i potępiam sposób lekceważący, z jakim się mówi o WE i
jak już o tym pisałem do WE, nigdy nie użyję tego niskiego środka dla poparcia
jakichkolwiek swych racji, a zwłaszcza teraz, gdy WE przekazał sprawę do Rzymu, do
Ojca świętego, który jest najwyższym sędzią w sprawach spornych kościelnych i
którego wyrokowi chętnie i pokornie się poddaję.
Proszę jednak WE o zauważenie, że kimkolwiek jest autor podpisujący się
„Pomocnikiem Salezjańskim”, nie on, jak wydaje mi się, opublikował owo pismo, lecz
ten proboszcz, który mu dostarczył i pierwszy i drugi druk.
Polecam się w końcu o niedrukowanie innych rzeczy na ten temat dla tej
jedynej racji, że niektórzy moi i WE nieprzyjaciele oczekują z niecierpliwością takiego
pretekstu do nowych publicznych ataków. WE niech będzie pewny, że u salezjanów
nigdy nie będzie miał wrogów, lecz biednych ludzi, którzy pracują jak mogą dla dobra
diecezji, choć często są uwikłani trudnościami, które napotykają w swej pracy. Z mej
strony, etc.,...
Turyn, 09.12.1877 r.
Ksiądz Bosko
Ksiądz Bosko obiecał nowicjuszom, że przyjdzie do nich na obiad w dzień
obłóczyn. Ostatni otrzymali je w przeddzień uroczystości Niepokalanego Poczęcia.
Nie mógł jednak wtedy dotrzymać słowa, gdyż miał wówczas wielu zaproszonych
gości na obiedzie. Ale poszedł nazajutrz po wysłaniu swej „reservata” do Arcybiskupa.
Dnia 10 go bm. otrzymał na nią odpowiedź; arcybiskup nie był zadowolony.
Rev. mo Signore!
Arcybiskup upoważnia mnie napisać, że otrzymał list księdza z dnia 9 bm. oraz
zaznaczyć, że Ksiądz ma ścisły obowiązek opublikowania w Unita Cattolica lub
Emporio jak najprędzej energicznego protestu podpisanego przez siebie, że sam i całe
Zgromadzenie potępia i odrzuca to wszystko, co napisano w tym zniesławiającym
paszkwilu, rozpowszechnionym w Turynie, w diecezji i poza nią. Z należną czcią, etc.
Turyn, 10.12.1877 r.
teolog, Fr. Maffei, prosecr.
Przez cały dzień 10 i 11 grudnia, Ksiądz Bosko był zajęty na posiedzeniach
Kapituły Wyższej. Trzeba było ostatecznie wystylizować uchwały Kapituły
Generalnej zgodnie z dekretem, który znamy, zanim czas nie zatrze pamięci. Trzeba
było przeczytać wszystkie te sprawozdania, przejrzeć artykuły, uporządkować cały
materiał. Dnia 12 odpowiadał na list Kurii:
223

23.4 Page 224

▲back to top
Eccellenza Rev. ma!
List skierowany do mnie z polecenia WE z poprzedniego dnia dał mi wiele do
myślenia. Pragnę gorąco zadowolić Go, a przy tym nie chciałbym skompromitować
Zgromadzenia Salezjańskiego wobec Kongregacji rzymskich. Dlatego proszę o
łaskawą odpowiedź, które to rzeczy, poza nieprzyzwoitą formą, mam ścisły obowiązek
odrzucić i potępić. Ponownie oświadczam, że nie miałem żadnego udziału w znanym
paszkwilu i że ani ja, ani Zgromadzenie Salezjańskie, nie zamierza brać na siebie
żadnej odpowiedzialności. Bardzo mi przykro drukować pewne rzeczy, które jak mi
się wydaje, sprowokują nowe artykuły w prasie. Pomimo to posłucham i wydrukuję to,
co mi się wskaże, jako błędne a przeto godne odrzucenia i potępienia. Zapewniam, że
nigdy nie miałem, ani nie mam animozji do Waszej Ekscelencji i uważam sobie za
zaszczyt, etc., ...
Turyn, dnia 12.12.1877 r.
Ksiądz Bosko
Arcybiskup już nie odpowiedział, lecz wieczorem dnia 13 - ego tegoż miesiąca,
kanonik Chiverotti kazał wezwać do Kurii dwóch kleryków Amerio i Bonora, pokazał
im pismo tak zwanego Pomocnika Salezjańskiego i chciał, by podpisali własnoręcznie
formułę napisaną przez samego arcybiskupa: „Potępiam to wszystko, co zawiera się w
tym piśmie” - aut, aut albo podpisać, albo zrezygnować ze święceń. Dwaj klerycy,
którzy nie tylko nie znali tego paszkwilu, lecz nawet o nim nie słyszeli, byli tym
zaskoczeni i chcieli go najpierw przeczytać. Zdziwieni do najwyższego stopnia tą
lekturą odpowiedzieli, że nic o tym nie wiedzą i że zanim podpiszą jakąś deklarację,
muszą wpierw porozumieć się ze swoim Przełożonym, gotowi uczynić, co im rozkaże.
Przez tę odmowę zaryzykowali swe święcenia; lecz od słów do czynów były jeszcze
motywy roztropności ze strony ordynariusza.
Niektórzy czytelnicy skłonni będą może posądzić owych dwóch kleryków, że
udawali, iż nic nie wiedzą sądząc, że niemożliwością było, aby w Oratorium salezjanie
nie znali spraw bieżących. A jednak musimy stwierdzić, że tak było. Istotnie, także
ksiądz Vespignani, który stykał się ustawicznie z Przełożonymi domu w biurach, przy
stole i w czasie rekreacji, zapytany przez nas na temat sprawy księdza Perenchio i
suspensy księdza Lazzero, zapewnił nas przy obopólnym zdziwieniu, że słyszy o tym
po raz pierwszy. To był skutek skrajnej powściągliwości Księdza Bosko oraz jego
zupełnego panowania nad samym sobą.
Ksiądz Bosko postanowił wyjazd do Rzymu na dzień 15 grudnia, powodowało
nim pragnienie załagodzenia sporu z arcybiskupem; wypadek jednak, nieprzewidziany,
opóźnił nieco wyjazd. Otóż tego dnia po obiedzie, ujrzał wchodzącego do refektarza
teologa Margotti wraz z hrabią di Castagnetto, dawnym ministrem i senatorem
królestwa. Przyszedł on z upoważnieniem arcybiskupa, który zapraszał Księdza Bosko
do siebie, by po przyjacielsku załatwić wszelkie nieporozumienia. Ksiądz Margotti
cieszył się bliskością porozumienia; ale Ksiądz Bosko, bystry obserwator, ze słów
hrabiego wywnioskował, że arcybiskup wszczynał te pertraktacje w tym celu, by je
224

23.5 Page 225

▲back to top
przewlekać a nie załatwić. Przyjął jednak natychmiast zaproszenie, odłożył wyjazd i
udał się do arcybiskupa.
Monsignore chciał wysondować, z jakimi planami udaje się Ksiądz Bosko do
Rzymu.
W czasie swej wizyty u Księdza Bosko, hrabia Castagnetto, ofiarował się
pośredniczyć na wszelką ewentualność. Jako człowiek wykształcony, obeznany ze
światem i wzorowy katolik, pragnął najpierw wysłuchać, co zaszło pomiędzy obiema
stronami, potem otrzymał od Księdza Bosko upoważnienie do pertraktowania z
arcybiskupem we wszystkich sprawach i pisemny protest przeciwko anonimowemu
pismu. Święty postawił tylko dwa warunki: żeby Arcybiskup traktował Zgromadzenie
Salezjańskie na równi z innymi w mieście; oraz, by na znak zakończenia
nieporozumień przybył celebrować Mszę święta lub jakąś inną funkcję religijną w
kościele Matki Boskiej Wspomożycielki. Nie dodając nic z naszej strony, podajemy
po prostu czytelnikom dwa dokumenty mówiące wszystko. Jeden z nich to jest list
Księdza Bosko do hrabiego, pisany w przeddzień swego wyjazdu do Rzymu:
Benemerito Signor Conte!
Odłożyłem aż dotąd swój wyjazd do Rzymu, oczekując na skutek jego dobrych
usług u naszego Czcigodnego Arcybiskupa. Mógł Szanowny Pan przekonać się, jak
bardzo pragnę, by doszło wreszcie do jakiegoś porozumienia. Obecnie stwierdzam z
największą przykrością, że jego mądre zabiegi spełzły na niczym. Pazienza! Także w
tym ujawniają się niezbędne wyroki woli Bożej. Mnie, jako Przełożonego
Zgromadzenia, któremu odmawia się nieustannie bądź święceń kandydatów do
kapłaństwa, bądź jurysdykcji do głoszenia kazań, spowiadania czy nawet odprawiania
Mszy świętej, stawia się w konieczności udania się do legalnego i najwyższego
Przełożonego, by otrzymać odpowiednie instrukcje i rady. Jeśli Szanowny Pan będzie
się widział z Arcybiskupem, proszę mu powiedzieć, że udaję się do Rzymu nie po to,
by oskarżać, lecz jedynie, by odpowiedzieć na reklamację, którą on sam uznał za
stosowne wnieść do Ojca świętego.
Dziękuję Panu w sposób szczególny za fatygę, jakiej podjął się dla naszego
biednego Zgromadzenia, które nieustannie modlić się będzie do Boga, by zlał hojnie
łaski na Niego i na całą jego rodzinę. Był Pan zawsze naszym wybitnym dobrodziejem,
a przeto proszę, by nadal nim pozostał, zwłaszcza w modlitwach, aby Miłosierdzie
Boże pozwoliło nam usunąć wszystkie trudności, jakie nasuwają się w pracy nad
zbawieniem dusz. Z głęboką wdzięcznością, etc....
Turyn, 17.12.1877 r.
Ksiądz Bosko
Znakomity ten patrycjusz turyński nie miał więcej sposobności konferowania z
Księdzem Bosko, by go poinformować o skutkach swego pośrednictwa, lecz ten
potrzebując jego sprawozdania na piśmie, poprosił go o nie i taką otrzymał odpowiedź:
225

23.6 Page 226

▲back to top
Molto Rev. mo e venerato Don Bosco!
Po konferencjach odbytych z Waszą Przewielebnością na temat nieprzyjemnych
zajść z JE naszym arcybiskupem, zwłaszcza w związku z anonimowym paszkwilem
„Cooperatore Salesiano”, udałem się do Niego, porozumiawszy się wpierw, co do
dogodnej dla niego chwili, w której by mógł mnie przyjąć. Przedłożyłem mu treść
naszej rozmowy i gorące pragnienie Księdza, by żyć w harmonii ze swoim
Przełożonym kościelnym, z którym go łączyło tyle wspólnych więzów.
Potem przedłożyłem Monsignorowi projektowany do druku w Unita Cattolica
artykuł dodając, że mam nadzieję, że teolog Margotti postara się go opublikować.
Arcybiskup przeczytał raz i drugi przedłożony mu artykuł i nareszcie powiedział mi:
Ksiądz Bosko, nie rozwodząc się długo, mógłby podpisać formułę daleko krótszą,
którą przed paru dniami mu przesłałem. Tutaj dezaprobuje się formę pisma
anonimowego, napomykając, że jest nieprzystojna i nieodpowiednia, lecz nie potępia
się faktów inkryminowanych; tu Ksiądz Bosko nie daje nagany swoim podwładnym.
Na to odpowiedziałem, że misja, do której mnie upoważniono pozwala mi zabrać głos
z całą swobodą. Otóż ja widzę w przedłożonym artykule wystarczającą naganę. Takie
oświadczenie Przełożonego rozciąga się na wszystkich podwładnych jego
Zgromadzenia. Zwróciłem uwagę JE na trudne czasy i ansę u przeciwników Kościoła,
pragnących widzieć w łonie kleru niezgodę. Bardzo konieczna jest jedność, a
nieporozumienia i konflikt między arcybiskupem i kapłanem, tak zasłużonym dla
Kościoła, jak Ksiądz Bosko, może jedynie wywołać w prasie opłakania godne
następstwa. Co do mnie, to pragnąłbym zatrzeć pamięć o poprzednich
nieporozumieniach przyjazną zgodą, i by arcybiskup został protektorem Zgromadzenia
i przyjął tam celebrę w jedną z najbliższych niedziel oraz udzielił błogosławieństwa w
Oratorium.
A on mi na to odpowiedział, że na to jeszcze nie czas i że do niego należało
określić sposób i czas pojednania, lecz, że tymczasem pozostaje jeszcze wiele spraw
do uregulowania. Dodał, że osobiście zredaguje formułę do umieszczenia w prasie,
którą mi prześle.
W ten sam wieczór oczekiwałem u siebie na zapowiedziany artykuł, a oto
otrzymałem pakiet od arcybiskupa, zawierający zwrócony projekt artykułu Księdza
wraz z wizytówką. Zrozumiałem, że nie mam więcej mieszać się do tej sprawy.
Obecnie zaś na prośbę mego przyjaciela, hrabiego Cays, czynię to sprawozdanie
Księdzu, przesyłając mu niskie ukłony, etc.
Turyn, 23.12.1877 r.
hrabia di Castagnetto
Artykuł Księdza Bosko, wspomniany przez hrabiego, było to następujące
oświadczenie, które za zgodą uprzednią arcybiskupa, miało ukazać się w prasie
katolickiej, lecz na skutek zerwania układów, ukazało się później w Bollettino
Salesiano:
226

23.7 Page 227

▲back to top
Oświadczenie:
Od paru dni rozszedł się w prasie anonim bez podania miejsca i czasu
podpisany jedynie „Pomocnik Salezjański”, który pod pretekstem odpowiedzi na
poprzednie pismo Najczcigodniejszego Arcybiskupa Turyńskiego omawia fakty
dotyczące wspomnianego Arcybiskupa i Zgromadzenia Salezjańskiego. Daleko od
zabierania głosu na arenie publicznej, byłbym zgoła pominął go milczeniem, gdyby
nie obawa, że swoim milczeniem zdawałbym się aprobować nieprzystojne wyrażenia i
sposób odnoszenia się w tym piśmidle do samego Arcybiskupa tej diecezji, względem,
którego oświadczam osobiście, jako prywatny oraz kapłan, jak najgłębszy i szczery
szacunek. Uciekam się do publicznej prasy, by oświadczyć w sposób jak
najwyraźniejszy, że to pismo zostało wydrukowane bez mojej zgoła wiedzy oraz, że
nie znam absolutnie osoby autora i że wobec tego zrzucam z siebie formalnie
odpowiedzialność za wspomniany artykuł w imieniu własnym jak i ze strony moich
współpracowników, zarówno, co do druku, jak i rozpowszechniania go. Ogłaszam
wreszcie publicznie ten swój protest, by oświadczyć w ten sposób anonimowemu
autorowi, że opłakuję tę nieproszoną obronę i nie podając pod publiczną dyskusję
faktów do niej nie należących, nie przyjmuję żadnej publikacji na ten temat.
Pragnąłbym, by to oświadczenie sparaliżowało skutek tego nieprzyzwoitego druku,
dając poznać mój pełen czci stosunek, który nieustannie zachowuję i z pomocą Bożą
mam nadzieję zawsze zachować aż do końca mego życia względem Arcybiskupa
naszej diecezji.
Na temat tego oświadczenia pisał opat Bardessono do Księdza Bosko: „Na
wszystkie osoby czcigodne, mające naprawdę ducha Bożego, zrobiło bardzo dodatnie
wrażenie mądre oświadczenie opublikowane w ostatnim numerze Bollettino Salesiano
na temat pewnego paszkwilu autora, rzekomego Pomocnika Salezjańskiego.
W powyższej deklaracji osoby poważne dopatrzyły się prawdziwego ducha
Bożego, który w nim się ujawnia, a który zresztą uwidacznia się we wszystkich Jego
dziełach, zawsze, nieustannie a tak przedziwnie budująco. Spokój, roztropność,
dyskrecja, godność, oszczędność słów ze strony Księdza podobają się duszom
poważnym i nade wszystko czynią kontrast z niepokojem, utarczkami, wycieczkami
słownymi. M.A.”.
Dnia 18 grudnia ksiądz Bosko udał się do Rzymu. Będziemy mu towarzyszyli
nieco poniżej do miasta wiecznego, gdzie Opatrzność Boska kierowała go nie tylko,
jako widza, lecz jako aktora wielkich zdarzeń. Nie możemy jednak zakończyć tego
rozdziału bez opowiedzenia ostatnich wypadków w Turynie, będących lokalnym
epilogiem wielkiej rozgrywki.
Z woli arcybiskupa kanonicy katedralni odbyli dwa posiedzenia. Na pierwszym,
w dniu 17 grudnia, wzięli udział tylko kanonicy efektywni. Na nim zaproponowano
podpisanie protestu na anonimowy list, który następnie miano wysłać arcybiskupowi.
Sugerowano w tym proteście, że autorem owego anonimu był Ksiądz Bosko; lecz
227

23.8 Page 228

▲back to top
powstali dzielni obrońcy wśród kanoników, miedzy innymi kanonik Ortalda i Peinetti,
którzy obronili Księdza Bosko od tego oskarżenia. Dlatego adres, który był już gotowy,
został w swej treści nieco złagodzony i zmieniony tak, iż ta sugestia zniknęła. Gdy
poddano pod głosowanie projekt wysłania go arcybiskupowi, wniosek przeszedł
większością jednego głosu. Podpisali jedynie Wikariusz Generalny kan. Zappata, jako
przewodniczący zebrania i kanonik Pelletta, jako sekretarz kapitulny. Kanonicy
uważali, że ta sprawa pozostanie prywatna, a tymczasem została opublikowana ku ich
zdziwieniu w Emporio populare pod datą 20 grudnia.
Ta publikacja była iskrą, która spowodowała pożar. Anonim znany tylko
niektórym, był teraz poszukiwany, czytany i komentowany w dziennikach rożnego
pokroju i przypisywany powszechnie pióru jakiegoś salezjanina. Niektórzy chłopcy z
Oratorium pragnęli, by Ksiądz Bosko bronił się również w prasie, gotowi poprzeć
swymi podpisami, co im odradzono. Niektórzy proboszczowie w obronie Księdza
Bosko, zadecydowali, że gdyby powtórzyły się napaści na niego, będą apelować o
interwencję do Ojca świętego. Dziennik Unita Cattolica otrzymał skarcenie od
kanonika Chiuso za to, że nie umieścił protestu Kapituły; lecz teolog Margotti wysłał
księdza Scolari z następującym tłumaczeniem:
1. Nie publikował żadnego protestu, gdyż wynikłoby stad większe
zgorszenie;
2. Ojciec święty, który regularnie czytywał dziennik, zasmuciłby się tym
faktem niepomiernie; dlatego wołał zaoszczędzić mu tej przykrości ze względu na
Jego wiek.
Kanonik Soldati przedstawił do podpisu klerykom seminarium adres, drugi zaś,
podobny, księżom z Konsolaty w zamiarze opublikowania, lecz nie śmiał, by nie być
osamotnionym.
Teolog Tresso, wikary z Lanzo, wezwany ad audiendum verbum, posądzony
był o autorstwo anonimu. Ale odparował zręcznie zarzut. Namawiany, by zredagował
list z podpisami księży, zręcznie się wymówił. Sprawa nabierała coraz większego
rozgłosu.
Przypomnijmy jeszcze kronikę posiedzeń, odbytych w celu zebrania podpisów.
Dnia 17 grudnia miało miejsce powtórne posiedzenie Kapituły. Przedłożono wniosek
przesłania prośby do Ojca świętego z żądaniem potępienia Księdza Bosko i jego
Zgromadzenia. Lecz większość nie chciała o tym słyszeć. Stąd dyskusja przeciągnęła
się i zabrała wiele czasu. Zdecydowano wreszcie wysłać Ojcu świętemu list
gratulacyjny z życzeniami świątecznymi, prosząc, by raczył zabrać głos w sprawie
zgody między arcybiskupem a Księdzem Bosko. Podpisy na list zebrano 22 grudnia,
lecz nie wiadomo czy i kiedy został on wysłany do Rzymu. Również proboszczowie
miejscy, za przykładem kapituły metropolitarnej, zebrali się na konferencję 21 grudnia.
Z pośród 22 zjawiło się zaledwie 14 - tu. Po debatach glosowanie wykazało równość
głosów za i przeciw. I tu list zredagowany, pozostał w teczce prezesa zebrania.
228

23.9 Page 229

▲back to top
W obronie Księdza Bosko odznaczył się teolog Reviglio, proboszcz od św.
Augustyna. Ksiądz Bosko dowiedziawszy się o tym, przesyła mu swe ojcowskie
podziękowanie, następującym listem:
Car. mo Don Reviglio!
Z rożnych źródeł doszła mnie wiadomość o zebraniu proboszczów w Turynie
dnia 21 grudnia. Przemawiałeś świetnie w obronie twego papa, za co ci dziękuję. Było
to opatrznościowym dla arcybiskupa, że tak się skończyło, ponieważ zarzuty zawarte
w piśmie zostały przekazane do rozstrzygnięcia w Rzymie. Zrobisz mi przyjemność,
gdy prześlesz dokładne sprawozdanie z odbytego zebrania. Ojciec św. od wczoraj
wstał z łóżka. Była to wielka radość dla całego Rzymu. Lecz mimo to upada już na
siłach z trudów i dolegliwości. Niech Bóg zachowa nam jak najdłużej ten drogocenny
skarb. Buone feste. Módl się za mnie, etc.
Rzym, Boże Narodzenie, 1877 r.
Ksiądz Bosko
Teolog wzruszony dobrocią Księdza Bosko, zreferował mu szczegółowo
przebieg posiedzenia:
Rev. mo Padre ed Amatissimo mio Don Bosco!
Na próżno próbowałbym wyrazić mą niezmierną radość z otrzymania tak
drogiego listu. Na widok słów skreślonych ręką mego dobroczyńcy i kochanego ojca,
byłem doprawdy głęboko wzruszony. Usłyszeć pochwałę tego, co zrobiłem z ust
Księdza Bosko, którego mam zawsze w pamięci, na ustach i w sercu! Odczytałem
kilkakrotnie i ucałowałem ten list pochodzący z ręki, która mnie obsypywała tyloma
dobrodziejstwami i darzyła swą ojcowską miłością.
Doprawdy ujęły mnie za serce i rozpłomieniły te słowa: „Te ne rengrazio”. Och,
mój drogi Księże Bosko, dziękujesz mnie, który wszystko po Bogu zawdzięczam tobie,
który bez ciebie byłbym może najpodlejszym ze zwykłych śmiertelników! Dziękować
mi za akt nie tylko winnej wdzięczności, lecz ścisłej sprawiedliwości! To mnie
doprawdy zawstydza i miesza! Proszę nigdy mi nie dziękować, lecz rozkazywać! Na
teraz powściągam swoje uczucia, by spełnić jego życzenie i opisać to, co pragnie
wiedzieć. Zebranie proboszczów turyńskich nie było tak chętne. Sam proboszcz od św.
Franciszka a Paulo, jako najstarszy zwołując nas do swego mieszkania, oznajmił, że
był do tego skłoniony przez innych. Zagaił zebranie słowami: „Księża, wiecie, po co
zebraliśmy się”; Na co jednogłośnie odpowiedziano, że nikomu nic nie wiadomo. Stąd
wynikało, że sam arcybiskup musiał wyrazić życzenie przed którymś z kanoników, by
otrzymać dowody czci i współczucia na swą korzyść.
Wielu proboszczów zdziwionych nagłą propozycją podpisania adresu,
wypowiedziało się, że w przyszłości nie będą brali udziału w zebraniach nie
zapowiedzianych przedtem, co do treści omawianych spraw i wotowania tajnego. Inni
zaś, przewidując, o co chodziło, nie zjawili się na zebraniu. Obecnych było czternastu.
229

23.10 Page 230

▲back to top
Zaproponowano im, by solidaryzując się z arcybiskupem obrażonym przez
zniesławiający paszkwil anonimowy, wyrazili mu swe ubolewanie i potępili to
piśmidło. Zauważono jednak, że sama forma to jeszcze za mało wobec zniesławiającej
treści paszkwilu, co zresztą podkreślało pismo od Kapituły, ale o tym nie mogli
wyrokować proboszczowie; fakty, bowiem przytoczone w ulotce anonimowej poddane
były wyrokowi Stolicy świętej i wobec tego nie wolno nam uprzedzać jej wyroku.
Niestosowne zaś to było na obecne okoliczności, kiedy wrogowie Kościoła żerują
skwapliwie na wywlekanych skandalach między duchownymi z powodu pożałowania
godnych następstw opublikowania adresu ze strony Kapituły. Zgromadzenie zaś
Salezjańskie zatwierdzone przez Papieża trzeba respektować. Zdecydowanie odparto
oszczerstwo jakoby Ksiądz był autorem wspomnianego paszkwilu. Po dłuższej
dyskusji zarządzono głosowanie tajne, czy należy pójść za przykładem kanoników,
czy nie. Siedem głosów padło za i siedem przeciw wniosek, więc upadł. Zauważyć
trzeba, że nawet w wypadku, gdyby za wnioskiem wypowiedziała się większość, to i
tak wypowiadano się tylko, co do formy użytej przez anonima, nie przesądzając
bynajmniej o faktach, a to nie wiele pomogłoby arcybiskupowi.
Na tle jednak przeprowadzonych rozmów z otoczeniem arcybiskupim,
wyglądało, że taka czy inna odpowiedź byłaby tłumaczona, jako potępienie Księdza
Bosko. Tak samo pewne było, iż chociażby wszyscy byli obecni, większość
wypowiedziałaby się negatywnie. Bez wątpienia ja powiedziałem, co czułem, ale
szczególnie odznaczyli się T. Arpino i proboszcz del Carmine, z którym
porozumiałem się poprzednio. O ile słyszałem, zachowanie się proboszczów oceniano
bardzo pochlebnie przez wszystkich uczciwych ludzi. Obecnie nie potrzeba już
polemizować z uchwałą kanoników, gdyż powszechnie wiadomo, że i pomiędzy nimi
byli tacy, którzy wypowiedzieli się przeciw adresowi; prawie wszyscy zaś narzekali,
że podano do druku to, co przesłano arcybiskupowi modo privato. Nadto zawsze
potępiano formę a nie treść. Nawet jeden z kanoników miał się wyrazić do proboszcza:
Nasz Monsignore usiłuje popierać swą sprawę przez adresy, lecz zyskuje coś wręcz
przeciwnego. A jest powszechne przekonanie, iż więcej żadnych zebrań nie będzie a
gdyby były, to triumf księdza Bosko bardziej wyjdzie na jaw. Z okazji tej, stwierdzić
było można namacalnie, jak ocenia się w Turynie dobro zdziałane przez Księdza dla
Kościoła i społeczeństwa, a modlitwy dobrych dusz poczynają wywierać swoje skutki.
Nie chcąc dłużej się rozwodzić, proszę o błogosławieństwo Ojca św., jeżeli
Przewielebny Ksiądz może mi go udzielić oraz o jego własne, za co będę szczerze
wdzięczny do końca życia. etc....
Turyn, 29.12.1877 r.
Feliks Reviglio
Następne zebranie proboszczów odbyło się w pałacu arcybiskupim, drugiego
stycznia. Tak o nim pisze teolog Bertagna: Odbyło się to zebranie u arcybiskupa o
godz. 3.30 po południu; było spokojne; traktowano na temat katechizmu. W końcu na
zakończenie polecono, byśmy byli zawsze zgodni i jednomyślni. Doskonale. Zdaje się
230

24 Pages 231-240

▲back to top

24.1 Page 231

▲back to top
jednak, że końcowy punkt był zasadniczym celem zebrania i że zmierzało się do
przygotowania nowego glosowania. Nadeszły jednak tak doskonałe zdarzenia
publiczne, że na pewien czas przysłoniły inne prywatne dążenia.
Ksiądz Rua, pozostawszy sam na placu w Turynie, utrzymywał ciągły kontakt z
Księdzem Bosko. Na jeden z listów o sytuacji Bożonarodzeniowej, Ksiądz Bosko
dawał mu po świętach tę ważną odpowiedź:
Car. mo Don Rua!
Jest to prośba, którą Bóg zsyła na nasze biedne Zgromadzenie. Co nam
dopomoże wybrnąć z tego, jak w tylu innych sprawach. Zdajcie się na moje starania w
tym wypadku. Z waszej strony zaś milczenie, modlitwa i zachowanie naszych Reguł.
Jeśli brak miejsca na zamieszczenie znanego oświadczenia w Bollettino, można
by je wydrukować, jako dodatek. W wątpliwościach radźcie się O. Rostagno, który
jest naszym przyjacielem. Uważam, że ksiądz Cagliero mógłby złożyć wizytę
kanonikom Nasi i Pelletta, ostrzegając ich, żeby zbyt się nie zagalopowali, ponieważ
mogliby znaleźć się w niemałych tarapatach, gdyby musieli udowodnić to, co
doniesiono w Rzymie: „Ulotka anonima pochodzi od Księdza Bosko”.
Zwrócić też warto uwagę, że arcybiskup czterokrotnie prowokował nas w prasie
i to posyłał do Rzymu. Ale w takim razie, dlaczego nie piętnuje się fałszu i nie ogłasza
się tego? To ustawiczne pisanie na nas bez tego, by go ktoś o to interpelował, jest dla
nas prawdziwą obroną.
Uważałbym za bardzo stosowne, by któryś z naszych księży poszedł z
uszanowaniem i podziękowaniem do tych proboszczów, którzy stanęli w jego obronie.
Każdą szczególną wiadomość zbierać i przesyłać mi.
Jesteśmy przy końcu roku. Przykro mi, że znajduję się z dala od moich drogich
chłopców. Pozdrów ich wszystkich ode mnie i poleć im na Nowy Rok:
1. Zwalczajcie nałóg palenia i szemrania;
2. Dokładność w wykonywaniu obowiązków swego stanu, począwszy od
księdza Rua aż do p. Juliusza;
3. Niech przyjmują Komunię św. i ofiarują ją w intencji domów świeżo
otwartych i nowo otwartych placówek na misjach, gdzie Bóg przygotował nam bogate
żniwo.
Przygotuj katalog członków: przesłać mi krótką biografię zmarłych członków;
prześlij także kalendarze. Niech Bóg błogosławi, etc....
Rzym, 27.12.1877 r.
Ksiądz Bosko
W czasie pobytu Świętego w Spezia, w drodze do Rzymu, gdzie otwarto na
życzenie Piusa IX od kilku dni dom salezjański, nadszedł na jego adres do Oratorium
następujący list:
231

24.2 Page 232

▲back to top
Reverendo Signore!
Nadeszły do tejże św. Kongregacji Biskupów i Zakonników żądane pisma i
dokumenty i z polecenia otrzymanego od Ojca św. zostaną poddane dokładnemu
zbadaniu. Wypada mi tymczasem wspomnieć, że św. Kongregacja pragnie gorąco, by
w swej roztropności przeszkodził temu, by nikt z członków czy Pomocników
Towarzystwa Salezjańskiego od niego zależnych, nawet pośrednio nie podawał do
druku lub publikował pism jakiegokolwiek rodzaju, odnośnie do trwających
nieporozumień z arcybiskupem Turynu.
Będąc pewien, że się zastosuje do powyższego, życzę mu, etc.
Rzym, 21.12.1877 r.
S. Kard. Ferrieri pref. Arcybiskup Miry
To dało okazję do przedstawienia temuż kardynałowi, co następuje:
Eminenza Rev. ma!
Niewiele dni upłynęło od audiencji, na której zapomniałem złożyć
podziękowania za list, który mi raczył przesłać oraz za życzliwe uwagi, zalecając mi
unikać jakichkolwiek publikacji na temat nieporozumień między Zgromadzeniem
Salezjańskim a arcybiskupem Turynu.
Mogę równocześnie zapewnić WE, że ani obecnie, ani w przeszłości, ani przeze
mnie, ani przez żadnego mego podwładnego nie było nic drukowane, co by mogło
uchodzić za nieprzychylne względem naszego Czcigodnego Arcybiskupa. Winienem
tego tym bardziej skrupulatnie przestrzegać po udzieleniu mi tej rady, zwłaszcza od
chwili, gdy skargi zostały wniesione przez Najwyższy Trybunał Stolicy Apostolskiej,
któremu katolicy wszelkiego stanu winni posłusznie ulegać, a nawet przyjmować z
radością wszelki wyrok ogłoszony przez ten nieomylny trybunał.
Oby Bóg sprawił, by tak samo odnosił się do tego nasz arcypasterz. Wtedy
sprawy nie dochodziłyby do takiego napięcia, jak właśnie obecnie się znajduje.
Od wielu miesięcy spada na salezjanów prawdziwy deszcz pism, grożących
karami kościelnymi, odmawiających święceń klerykom, nakładających suspensy na
kaznodziejów i spowiedników, Rektora domu macierzystego i samego Przełożonego
Zgromadzenia. Pisałem i prosiłem rożne wybitne osobistości, by pośredniczyły w
złagodzeniu tak napiętych stosunków, tym więcej, że Arcybiskup odniósł się ze
skargami do Stolicy świętej. Daremne zabiegi. A chcąc się zabezpieczyć i postawić
nas w niemożliwości obrony, napisał dwa listy do mnie grożące, z których jeden
zawiera następującą treść: Gdyby ksiądz...(patrz wyżej).
Gdy wtedy salezjanów postawiono w niemożliwości wyrażenia w jakikolwiek
sposób swych racji, nie pozostała mi inna droga, jak uciec się do Matki i Nauczycielki
prawdy; dlatego z niemałą szkodą musiałem przerwać interesy Zgromadzenia w
Europie i na misjach zagranicznych, by udać się do Rzymu, otrzymać sprawiedliwość i
wskazówki na przyszłość. Po moim wyjeździe Monsignor Gastaldi nie zaprzestał pisać
listów, bądź odręcznie, bądź drukiem do wielu wybitnych osobistości; następnie 18
232

24.3 Page 233

▲back to top
grudnia 1877 roku zwołał kanoników kapitulnych, by potępili anonim, który
bezpodstawnie przypisuje się salezjanom. Kanonicy nie potępili, lecz tylko zganili
sposób, w jaki ten druk zwraca się do Arcybiskupa. Adres ten przesłał On do
wydrukowania w dzienniku Unita Cattolica, lecz dyrektor tegoż wydawnictwa
odmówił drukowania go. Natomiast wydrukował go Emporio Populare pod datą 20
grudnia br.
Następnie zwołał proboszczów Turynu, proponując im potępienie
Zgromadzenia Salezjańskiego. Proboszczowie jednak, opierając się na tym, że
poruszone kwestie zostały przekazane przed Sąd Stolicy świętej, nie chcieli w tej
kwestii zajmować stanowiska. Wówczas arcybiskup w dniu 22 bm. ponownie zwołał
kanoników, by oni potępili znany druk i Zgromadzenie Salezjańskie. Lecz oni tym
razem też odmówili, jak zapewniają niektórzy z obecnych, ograniczając się do
skierowania prośby do Ojca św., by swoją powagą położył kres tym
nieporozumieniom.
Monsignore niezadowolony tym wynikiem, zwołał ponownie proboszczów
miejskich w swoim pałacu arcybiskupim na dzień 2 stycznia. Po przemówieniu do
nich na temat katechizmu, przeszedł na temat zsolidaryzowania kleru ze swym
pasterzem. Przypomniał dobrodziejstwa im uczynione, prosząc o pomoc w sprawie
ważnej, którą w krótkim czasie im oznajmi. Wszyscy zrozumieli, że chodziło o
następne zebranie, w którym mieli wspólnie się złączyć na szkodę salezjanów.
Dzienniki podchwytują wszystko i publikują, zaopatrując te notatki w złośliwe
komentarze i w ten sposób złośliwi trąbią na wszystkie strony, podnosząc swój triumf
nad religią.
O tym wszystkim może wyrobić sobie pojęcie Wasza Eminencja z tych
wycinków gazet, które mi pogardliwie nadsyłano i które przesyłam w załączeniu.
Jestem przekonany, że to wywlekanie na publiczny widok naszych spraw i złośliwe
ich tłumaczenie nie miałoby miejsca, gdyby trzymano się tego, o czym Wasza
Eminencja pisał mi poprzednio. Arcybiskup chciałby, by na wszelki sposób obarczyć
odpowiedzialnością nasze Zgromadzenie za propagandę anonimu i w tym celu nie
przestaje pisać do Rzymu i gdzie indziej. A jest to przecież oszczerstwo. Wielokrotnie
oświadczyłem arcybiskupowi, że żaden salezjanin nie miał z tym nic do czynienia oraz
wielokroć na piśmie potępiłem naganny sposób, z jakim się mówi o władzy kościelnej,
lecz zarazem bezwzględnie wykluczyłem wszelką odpowiedzialność za to
Zgromadzenia. Ale nie chciano mi dać wiary i dotąd usiłuje się sugerować, że to
wszystko, co mówię jest fałszem.
Ja tymczasem nie mogę i nie chcę kłamać, gdyż chodzi tu o rzeczy prawdziwe.
Prosiłem samego Arcybiskupa, by raczył mi wskazać te błędy, które natychmiast
formalnie bym potępił w tym piśmie, lecz nie uznał za stosowne dać mi na to
odpowiedzi.
Zatem, wobec takich oskarżeń i publikacji wszelkiego rodzaju, nie widzę
możliwości, w jaki sposób można by załatwić tę kwestie. Pewne tylko jest, co
następuje:
233

24.4 Page 234

▲back to top
1. Zgromadzenie Salezjańskie ma w diecezji turyńskiej kapłanów
zawieszonych od słuchania spowiedzi, niektórych od głoszenia kazań, innych od
celebrowania Mszy świętej, klerykom odmawia się święceń. A to się czyni, kiedy
zewsząd podnoszą się głosy, domagające się większej pracy od kapłanów i sam
arcybiskup żali się na wielki brak księży w swojej diecezji.
2. W czasie ostatnich suchedni, przed Bożym Narodzeniem, inkardynował
do diecezji naszego kleryka profesa wieczystego, udzielił mu tonsury
i czterech minorków, choć on wytrwale twierdził, że jest salezjaninem -
profesem i chce wytrwać w nim do końca życia i przed święceniami przedłożył
dimisorie od swego Przełożonego.
3. Zniesławiał Zgromadzenie Salezjańskie we wszystkich stronach Włoch,
zdyskredytował je w mieście Turynie i wywołał takie zniechęcenie wśród salezjanów,
że niektórzy postulanci cofnęli swój zamiar, a inni już przyjęci nie chcieli należeć do
Zgromadzenia tak napiętnowanego publicznie i wystąpili zeń. Na salezjanów wolno
rzucać wszelkie obelgi, ale im pod karą suspensy, nie wolno się bronić.
4. Spowodował wielkie szkody moralne i materialne. Musiałem zawiesić
rozpoczęte prace, czynić wydatki na podróże i to w momencie, kiedy trzeba było
przyłożyć ręki około domów nowoprzyjętych, by je należycie zorganizować i oderwać
się od wielu projektów w rożnych częściach Europy i poza nią.
5. Wyrządził wielką szkodę dla naszych domów utrzymujących się
z Opatrzności. Tak zniesławieni salezjanie jakże mogą stanąć przed wiernymi z
prośbą o ich poparcie na korzyść naszych chłopców podopiecznych, których liczba
sięga ponad 20.000 i którym salezjanie muszą zapewnić chleb i chrześcijańskie
wychowanie.
Proszę mi wybaczyć, Eminencjo, jeśli czuję się nieco rozgoryczony. Jestem
przekonany, że przeszkadza się większej chwale Bożej i dobru dusz oraz bez powodu
prześladuje się Zgromadzenie zatwierdzone przez Stolicę świętą i pozostające pod jej
ojcowską opieką.
Tylko Wasza Eminencja potrafi położyć kres temu złu i wydać odpowiednie
zarządzenia, by to się więcej nie powtórzyło. Ufam, że Wasza Eminencja w swej
dobroci, której tyle razy dała dowód, raczy mi udzielić ponownej audiencji w celu
należytego wyjaśnienia spraw poruszonych, a tymczasem, itd....
Rzym, 07.01.1878 r.
Ksiądz Bosko
Były jeszcze inne dwie przyczyny, o których Ksiądz Bosko nie mógł
wspomnieć. Wszyscy wiedzieli, jak wielce różniły się charaktery Księdza Bosko i
monsignora Gastaldi, stąd wiele utyskiwania oczywiście na korzyść pierwszego, lecz
również z poważnym uszczerbkiem dla powagi autorytetu kościelnego drugiego. Do
Rzymu zaś nieustannie szły donosy o Księdzu Bosko i Zgromadzeniu jakoby się nie
liczył z powagą Arcybiskupa, szerząc w ten sposób u nieuświadomionych kardynałów
pewne niezadowolenie.
234

24.5 Page 235

▲back to top
Zarazem te ciągłe ujemne opinie o Księdzu Bosko, jako o człowieku upartym
i narzucającym swe wpływy, podkopało nieco jego wziętość i przyjaźń u Piusa
IX, tym bardziej, że niejeden prałat podzielał poglądy arcybiskupa Gastaldiego.
Prawdą jest także, że kardynałowie, biskupi i wybitne osobistości usiłowały rozwiać te
wątpliwości Papieża; równocześnie jednak na samym dworze papieskim tliło się
zarzewie niechęci, którego wkrótce ujrzymy bolesne następstwa. Pomimo wszystko,
ujrzymy również Księdza Bosko, ukazującego się, „jako sługę Bożego, w wielkiej
cierpliwości..., w łagodności, w Duchu Świętym, w nieobłudnej miłości, w słowie
prawdy, w mocy Bożej, przez broń sprawiedliwości po prawicy i po lewicy”.
/2 Kor 6, 47/.
235

24.6 Page 236

▲back to top
ROZDZIAŁ XII
Epizody z roku 1877
POUFNE ROZMOWY
Rozmowy Księdza Bosko nie były tylko zwykłym rzucaniem słów na wiatr, ale
zawsze kryły w sobie jakąś myśl pouczającą i krzepiącą. Stąd też jego otoczenie
słuchało ich zawsze z zainteresowaniem, a wielu notowało je skrzętnie. Najgorliwszy
w tym okazał się ksiądz Barberis, którego notatki wielce przyczyniły się do
wzbogacenia tego żywota. Niestety od roku 1876 zapiski te stają się coraz rzadsze,
aż wreszcie całkowicie ich brak.
Kiedy w kwietniu 1877 r., zeszła rozmowa na życie zakładów wychowawczych,
wypowiedział Święty niektóre myśli, wielce przydatne na wypadek, gdy trzeba
zapobiegać pewnym nieporządkom w domu.
W takich wypadkach mówił on nigdy nie trzeba tracić nadziei, iż zdoła się
opanować sytuację, jeśli tylko między Przełożonymi Zgromadzenia panuje świętość
i zaradność... Jeśli czasem zdaje się, że jakiś kleryk zasługuje na usunięcie, dobrze
będzie poradzić mu, by odprawił przedtem trzydniowe rekolekcje... Lepiej zmniejszyć
o połowę liczbę wychowanków, niż dopuścić, aby zło się rozszerzało... Nasze zakłady
muszą postępować po gruncie pewnym. Gdy się zauważy w zakładzie jakieś zło
moralne, nie trzeba koło tego robić wielkiego szumu. Ale zorientowawszy się, kto jest
tego głównym sprawcą - caporione - usunąć takiego; po jakimś czasie drugiego,
a może jeszcze następnego. Gdy tych zabraknie, atmosfera się oczyści, bo strach
padnie na innych na widok takich stanowczych i niespodziewanych kroków ze strony
Przełożonych i obejdzie się bez krzyku... Usunąwszy ze społeczności naszych domów,
szemranie i stronniczość, zapanuje w nich spokój.
Kiedy indziej, rozmowa z księdzem Barberisem zeszła na temat
nieumiarkowana w jedzeniu i piciu. Ksiądz Bosko zamyślił się, a wreszcie rzekł:
Uważajcie, bardzo uważajcie! Kto jest podatny na ten występek, ten na ogół jest
niezdolny opanować się, zrobić zdecydowane postanowienie; bardzo trudno taki się
poprawia. A za obżarstwem i pijaństwem idą w ślad inne występki. Św. Hieronim
mówi, iż wino i cnota czystości nie mogą obstać się ze sobą razem...
Tu opowiedział kilka wypadków z czasów swoich seminaryjnych i z czasu
swego pobytu w konwikcie księdza Gaula i księdza Cafasso, którzy nieraz powtarzali:
Choćby tacy działali cuda, nie wierzcie im! Po chwilowych wysiłkach upadną znowu.
W tym względzie bardzo dbał o to, aby zapobiec choćby najdrobniejszym objawom
tego nałogu i zwalczał go w zarodku.
236

24.7 Page 237

▲back to top
Z okazji święta Matki Boskiej Wspomożycielki otwarty był sklepik, w którym
można było kupić jakąś książeczkę czy inną pamiątkę, ale też przy tym były i napoje
do nabycia za pieniądze, a dla internistów na bony. Mogli z tego korzystać też
nowicjusze i inni klerycy. Otóż w roku 1877 Kapituła Wyższa zabroniła tego i to
miało być ogłoszone publicznie. Wtedy ktoś zauważył przy Księdzu Bosko, czy by dla
uniknięcia szemrania nie było dobrze pozwolić, na jaki kieliszek wina na osobności.
Ten nie zgodził się, jak również nie zgodził się na to, aby współbraciom dawano po
kilka centesimów, by sobie coś w czasie uroczystości mogli kupić.
Co im potrzeba dodał dać im to bez trudności, ale bez tego się obejdzie.
Doraźne ustępstwa łatwo stają się prawem, na które będą się powoływać i nadużycia
będą rosły.
Gdy znów zeszła rozmowa na szemranie:
Oto powiedział inna zaraza: szemranie. Gdy one zakradną się do jakiegoś domu
zakonnego, to jego ruina staje się nieunikniona. Po prostu nie ma ratunku! Jedyny
środek zaradczy to uciąć bezlitośnie, bez żadnych względów. Potrzeba doprawdy,
abyśmy w tym zaczęli naśladować inne zakony, gdzie, kto okaże się zarażony tą wadą,
jest natychmiast wydalany, bez pozostawienia mu czasu na poprawę.
W rozmowie o rekolekcjach, jakie głosił ksiądz Barberis w kolegium dla
szlachciców na Valsalice, Ksiądz Bosko zwrócił uwagę na konieczność wygłoszenia
zawsze podczas rekolekcji, konferencji na temat powołania, podając wzór, jak do tego
można podejść i mówił: Pan Bóg, stwarzając człowieka, miał względem niego jakiś
wyraźny zamiar. Postawił go, powiedziałbym, na drodze, gdzie czekają na niego różne
łaski. W naszym życiu nadchodzi chwila, kiedy trzeba koniecznie powziąć decyzję;
trzeba zdecydowanie i odważnie wejść na tę drogę sobie przeznaczoną. Może to być
droga podwójna: jedna życia świeckiego, a druga duchownego; ta zaś z kolei
rozchodzi się także w dwóch kierunkach, z których jednym idą duchowni pracujący
w diecezji, a drugim zakonnicy, którzy usuwają się ze świata, by uniknąć jego
niebezpieczeństw. I tak dalej prowadzić rozumowanie w tonie zwykłej egzorty dla
młodzieży. Polecać i to usilnie, by nikt nie szedł po omacku, lecz niech się zastanawia
i to poważnie, modli się dużo, gdyż to jest chwila najważniejsza w życiu ludzkim.
Można potem dodać: Czy jest tu ktoś, kto czuje specjalny pociąg do życia
kapłańskiego i zakonnego? W takim razie niech idąc za tą myślą, zaciągnie jeszcze
rady w czasie tych rekolekcji. Jeśli znajduje się ktoś już w starszym wieku i nie czuje
żadnej skłonności do tych dwóch stanów, to ten nie jest powołany, niech wybierze
sobie inny rodzaj życia, który mu się najwięcej podoba. W taki sposób, sądzę, można
by przemawiać do wszystkich o powołaniu, gdziekolwiek się głosi rekolekcje lub do
jakiejkolwiek klasy społecznej należą chłopcy, czy to do arystokracji, czy do
mieszczaństwa, czy do stanu chłopskiego. Tego punktu nie należy nigdy pomijać
w naszych rekolekcjach dla młodzieży.
Wszystkie pisma wychodzące z Oratorium, dotyczące w jakiś sposób osób lub
spraw domowych, Ksiądz Bosko chciał osobiście widzieć:
237

24.8 Page 238

▲back to top
Nie potrzeba mówił, aby te pisma zbytnio nas chwaliły; ale trzeba uważać, by
chwaląc Zgromadzenie, nie ubliżyło się innym, choćby to było szczerą prawdą i był
nawet powód do tego.
Ksiądz Barberis, komentując w uwadze to polecenie, uważa się sam za
szczęśliwego, gdyż nierzadko Ksiądz Bosko, zlecając mu napisanie czegoś,
własnoręcznie to poprawiał, co miało wyjść drukiem. Często również udzielał mu
wskazówek stylistycznych:
Ty, mój drogi - powiedział raz - najpierw szukasz myśli, potem je
uporządkowujesz a następnie wyciągasz z nich odpowiedni wniosek. A tymczasem
wpierw trzeba obmyśleć całą argumentację, uporządkować ją i dopiero do niej
dostosować poszczególne myśli. Wykazawszy mu niektóre błędy lingwistyczne,
ciągnął dalej. Zawsze zdania krótkie i zwięzłe; w miejsce jednego długiego, jeśli
można, zrobić dwa lub trzy zdania, ale krótkie. Zdarza się również często, że na różny
sposób wałkuje się jedną i tę samą myśl, ale to jest manierą kiepskich pisarzy.
Natomiast trzeba po wyrażeniu jednej myśli, przechodzić zaraz do następnej.
Lubiłem czasem wybiegać myślą w przyszłość; lecz nie chciał, by tracono
z oczu tego, czym Oratorium było w swych początkach. I tak rozmawiając razu
pewnego, w jakich warunkach pracowało się w Oratorium w dawnych czasach
powiedział:
Dobrze będzie przechować pierwotny plan Oratorium, nawet wypadałoby go
wyrysować a nawet sfotografować. Będzie to rzecz droga dla przyszłych pokoleń, gdy
będą mogli oglądać tę wiejską chatę, w której zapoczątkowało się Oratorium
i Zgromadzenie.
Wśród byłych wychowanków był również malarz, niejaki Rellisio, który to
odtworzył z precyzją w kilku kopiach. /W znanej pracy L'Oratorio di Don Bosco,
ksiądz Giraudi nieświadomie doskonale zaktualizował tę myśl Księdza Bosko/.
Co więcej, byłoby miłym zdobyć fotografię lub szkic dawnych chłopców
modlących się w kościele, by pokazać jak byli ustawieni, jacy i ilu ich było. Zwłaszcza
dodał zasługiwaliby na uwiecznienie ci policjanci w mundurach, którzy byli posłani do
szpiegowania Księdza Bosko, czy nie mówi o wojnie, powstaniu i o rewolucji. Byłby
to piękny obraz, wyobrażam sobie, mieć przed sobą kilkuset chłopców siedzących
i słuchających uważnie mego kazania i sześciu gwardzistów w pełnym rynsztunku,
wyprostowanych, stojących po dwóch w rożnych punktach kościoła i z założonymi
rękoma przysłuchujących się uważnie kazaniu. Ci, doskonale pomagali mi
w asystowaniu chłopców, choć przysłani byli, by mnie samego asystować. Piękny
byłby to obraz, gdyby ich przedstawiono, jak ręką ocierali ukradkiem łzy z oczu lub
chusteczką zasłaniających twarz, by nikt się nie spostrzegł o ich wzruszeniu, albo
widzieć ich na klęczkach razem z chłopcami przy moim konfesjonale, oczekujących
na swoją kolejkę. Dlatego moje kazania kierowałem raczej do nich, niż do chłopców,
rozwijając punkt po punkcie rzeczy ostateczne: grzech, śmierć, sąd, piekło. Potem
wezwani przez swych przełożonych i syndyka, a zapytani czy Ksiądz Bosko mówił
o rewolucji, odpowiadali: Tak, spowodował rewolucję w mej duszy i poszedłem
238

24.9 Page 239

▲back to top
odprawić spowiedź po tylu latach jej zaniedbania... Mówił o śmierci, jakbyśmy mieli
już w tej chwili umierać... A potem piekło! Och, nigdy nie słyszałem czegoś
podobnego! A przecież Ksiądz Bosko powiedział przy końcu, że rzeczy opisywane
były niczym, cieniem tylko słabym w porównaniu z rzeczywistością. A te sceny
pomiędzy Księdzem Bosko, a margrabią Cavour, ojcem Gustawa i Kamila?... Albo te
debaty urzędników państwowych zebranych u arcybiskupa i dyskutujących, czy na
Oratoria można pozwolić?...
Tak mówiąc, jakby odżywał i dawał przeżywać swoim te sceny
charakterystyczne z owych heroicznych czasów. A jeśli wtedy nie namalowano obrazu,
to w słowach tych pozostawił elementy na jego odtworzenie.
Pod datą 1 maja, ksiądz Barberis, żebrał kilka cennych zwierzeń uczynionych
mu przez Księdza Bosko w bibliotece, gdzie usuwał się, gdy chciał chwilkę odpocząć.
Ileż rzeczy można tu odczytać miedzy wierszami:
Widzę naprawdę mówił do niego, że jest niemożliwością, bym dał baczenie na
wszystko. Wyłania się, zatem potrzeba zwolnienia Kapituły Wyższej od spraw
domowych oraz by każdy z jej członków miał swego sekretarza. Gdybym miał pięciu
czy sześciu księży niezajętych, czym innym, jak tymi tylko pracami, które bym im
zlecił, mieliby naprawdę dużo do roboty. Dotychczas spowiadałem codziennie, lecz
widzę, że dalej nie będę mógł tego robić. Wypadnie mi odprawiać Mszę świętą
w pokoju, bym mógł mieć nieco czasu do zastanowienia się nad naszymi sprawami.
Między spowiedziami a posłuchaniami nie pozostaje mi ani minuty przez całe do
południa, na inne sprawy a i po południu przychodzą a ja muszę zostawiać sprawy
Zgromadzenia, ani nie mogę wyjść z domu; a tego i zdrowie nie wytrzymuje i brak
bułek dla chłopców, bo jeśli Ksiądz Bosko idzie do dobrodziejów, otwierają mieszki,
inaczej nie....A w sierpniu mówił: Ja w tych warunkach niedługo jeszcze zdołam
pociągnąć. Czynię ostatnie wysiłki!
A ksiądz Barberis komentuje od siebie: Osłabiony po rannych audiencjach, nie
zaprzestaje pracy przy swym biurku, od godziny drugiej po południu, nie ruszając się
z miejsca aż do pół do dziewiątej, do kolacji. Dla załatwienia spraw bieżących nie
wychodzi wcale z domu. Pracuje z myślą, by dać Zgromadzeniu należyty kierunek.
Obawiam się, mawiał czasami, że z dnia na dzień umrę, a nie chciałbym pozostawić
swych synów w kłopotach.
W dniu 30 czerwca, przechadzając się jak zwykle po obiedzie w refektarzu,
polecił księdzu Barberisowi, by odpowiedział w jego imieniu pewnemu proboszczowi,
który prosił go o radę, jak kierować pewną penitentką, skrupulatną i nieposłuszną.
Chciałaby ona nawet zmienić spowiednika, lecz proboszcz w obawie, że sytuacja
jeszcze się pogorszy, nie pozwalał jej na to. Odpowiedź miała być następująca. Jeżeli
innym w ogóle pozwala się na zmianę spowiednika, to tego rodzaju penitentom trzeba
ułatwiać zmianę spowiednika; jeśli zaś powrócą do poprzedniego, należy ich przyjąć
i nadal wymagać posłuszeństwa; lecz jeśli znowu zapragną innego spowiednika,
pozwolić im na zmianę.
239

24.10 Page 240

▲back to top
Wieczorem po kolacji, w czasie pogwarki między monsignorem Ceccarelli
a innymi księżmi Oratorium, wypowiedziano słowo: „beata”, na oznaczenie tym
terminem dewotki, czyli osoby zamiłowanej w praktykach pobożnych w sposób nieco
przesadny i niedyskretny. Ksiądz Bosko przekonany, że tego rodzaju niewiasty robią
wiele dobrego, nigdy nie stawał po stronie krytykujących je. Przy tej okazji zaś,
powtórzył zdanie usłyszane od księdza Cafasso:
Le beate zwykle są podporą wioski czy parafii. Lekceważenie ich jest powodem
zmniejszenia się frekwencji do sakramentów świętych. Często są one wielce pomocne
do podniesienia pobożności wśród ludu. Powodem, że są nieco uprzykrzonymi jest ich
ignorancja i zbyteczna trwożliwość. Lecz na ogół są to dusze, żyjące całe lata bez
popełnienia grzechu, nie mówię śmiertelnego, ale nawet powszedniego. Jeżeli
zauważą, że się nimi pomiata, nie śmią więcej zbliżyć się do księdza, a idą do swych
przyjaciółek i kum zwierzając się ze swym rozgoryczeniem, a przez to stopniowo
oziębiają pobożność u wszystkich. Przypominam sobie, że proboszcz w Castelnuovo,
który od początku zwalczał je, tak prywatnie jak i z ambony, mówiąc, że zabierają mu
czas i że mogłyby wyrażać się treściwiej itp. wnet nie miał penitentów przy
konfesjonale. Parafianie oddalili się od niego, woląc spowiadać się u wikarego. Razu
pewnego żalił się na to u mnie. Przypomniałem mu wtedy radę księdza Cafasso, by tak
więcej nie mówił, ale raczej zachęcał do spowiedzi, dobrze traktując zwłaszcza te
niewiasty, postępując z nimi z wielką łagodnością i dobrocią, polecając, by także
innych przyprowadzały. Proboszcz zastosował się do tego i wkrótce znowu cała wieś
spowiadała się u niego, a liczba komunii wzrosła.
Co do spowiedzi chłopców powiedział następującą uwagę:
Przychodzą nieraz tacy spowiadać się, którzy nic nie mówią, nawet zapytani nie
odpowiadają. Takich lepiej wziąć przed siebie, a nie przez kratę mówić, wtedy łatwiej
z nimi jest nawiązać rozmowę. Czasem wypadnie ująć ich głowę rękoma, by nie mogli
się kręcić w tą, czy inną stronę, a powiedzą wszystko. Lecz z początku trzeba mieć
wiele, wiele cierpliwości i dużo pytań, gdyż wtedy zaczynają otwierać usta. Ale
zdarzyło mi się spotkać i takich, od których było niemożliwe wydobyć ani słowa.
Natenczas chwytałem się takiego wybiegu. Stawiałem pytanie: Czy jadłeś śniadanie?
Tak. Czy masz dobry apetyt? Tak. A ilu masz braci w domu? ... I tak dalej, stopniowo
odpowiadali na pytania coraz poważniejsze.
FESTE
Uroczystością nad uroczystościami było i jest zawsze w Oratorium święto 24
maja. Na nowennę i uroczystość rozdano w wielkiej liczbie egzemplarze Invito Sacro,
wydrukowane na cienkiej bibułce, bardzo starannie wykonane przez drukarnię.
Zawierała orario, czyli rozkład nabożeństw i modlitw wraz z programem muzycznym:
wielka msza na 4 głosy Rossiniego. Nieszpory z Saepe dum Christi, czyli bitwą pod
Lepanto i Tantum ergo księdza Cagliero. Na dole uwaga: „Ofiara, którą wierni złożą
w tym roku przeznaczona jest na naprawę posadzki oraz chóru i pozłocenie statuy
Maryi Wspomożycielki”. Posąg Madonny na kopule poczerniał bardzo i wyglądał
240

25 Pages 241-250

▲back to top

25.1 Page 241

▲back to top
nieestetycznie. Trzeba, więc było postarać się, by znowu, jak dawniej, rozsiewał
złociste blaski.
Ksiądz Bosko w tym czasie miał dwukrotnie słówko wieczorne do chłopców;
raz na początku nowenny, a powtórnie na rozpoczęcie triduum. Dnia 13 maja mówił:
Od czasu do czasu czuję potrzebę przyjść do was w odwiedziny i przemówić.
Mamy w tych dniach tyle pięknych okazji zdobywania sobie zasług, bo jest miesiąc
Maryi, nowenna do Ducha Świętego, niedziela św. Alojzego, Nowenna do Maryi
Wspomożycielki. Och, ile to pięknych rzeczy! A są to jakby nici złote, ściągające nam
łaskę z nieba, od Boga. A zwłaszcza w tej nowennie do Ducha Świętego, polecam
wam modlitwę i zastanowienie się nad wartością swego powołania. Wszyscy powinni
nad tym pomyśleć, ale zwłaszcza ci, którzy już przywdziali sutannę i wstąpili do stanu
duchownego, tj. klerycy, którzy potrzebują łaski wytrwania. Ci niech na serio pomyślą
o sprawach swej duszy, niech zobaczą, czy ze swego sprawowania nie powinni czegoś
usunąć, jakiejś cnoty nabyć, czegoś poprawić. Potem niech proszą Boga o łaskę, by
mogli wykonać to, nad czym zastanawiali się i co postanowili. Tych łask Pan Bóg nam
nie odmówi.
Nie tylko klerycy, ale i chłopcy powinni pomyśleć o swym powołaniu,
zwłaszcza ci z piątej gimnazjalnej, którzy mają zadecydować o sobie w tym roku; ale
i ci z czwartej, a nie jeden i z niższych klas, niech zaczną myśleć o tym, co będą robili
w przyszłości, by zapewnić sobie pomyślny stan w życiu także doczesnym. Zawczasu
niech zastanowią się i podejmą decyzję, a przy końcu roku będą pewni i zadowoleni.
Pragnę, byście wszyscy w tym miesiącu i w nowennie do Maryi
Wspomożycielki, prosili tę dobrą Matkę o łaskę zachowania was od niebezpieczeństw
światowych. Wy nie znacie świata i niebezpieczeństw, na jakie narażeni są wasi
przyjaciele i rodzice. Tu jesteście jak w arce Noego, w miejscu zbawienia,
zabezpieczonym od potopu tysięcznych niebezpieczeństw, które od zewnątrz wciąż
grożą. Tu jesteście z dala od zgorszenia, od złych kolegów i macie wszelką wygodę
czynienia dobrze. Ale po wyjściu z tej arki... Ach! Ile niebezpieczeństw czyha na
nieświadomych i nieobytych w świecie. Natomiast tu mamy to wielkie szczęście,
że Matka Najświętsza Wspomożycielka jest gotowa nas bronić. Ona, która co dzień
udziela tylu łask nawet, co do ciała. Oto ślepi odzyskują wzrok, epileptyk staje się
zupełnie zdrowy, jak zdarzyło się dziś rano; to znów sparaliżowany, nie mogący się
poruszać od ośmiu lat, zaczyna chodzić, jak to było wczoraj; i inne naprawdę wielkie
łaski mógłbym wam przytoczyć, jakie Maryja Wspomożycielka rozdaje tym, którzy Ją
o nie proszą.
Jeśli tak dalece hojną jest ta dobra Matka względem ciała, przeznaczonego
wkrótce na zgnicie w ziemi, to czegoż nie uczyni dla dusz naszych przeznaczonych do
wiecznego życia z Bogiem? Ileż łask ma ona przygotowanych i pragnie bardzo, by
o nie proszono. Pamiętajcie, drodzy synowie, że Matka Boska rezerwuje przeliczne
łaski dla naszej duszy i ciała, dla naszych rodziców, krewnych, przyjaciół. Wystarczy
byśmy o nie prosili!
241

25.2 Page 242

▲back to top
Poza tym matki mają zawsze specjalny czas, w którym są skłonne udzielać
swoim dzieciom podarunki, będzie to rocznica urodzin, imienin, itp.
Jeśli tak jest u matek ziemskich, czy nie będzie tak samo u tej dobrej Matki
Niebieskiej? O, wierzcie w to, jest Ona tak dobra i nieskończenie więcej posiada
potęgi i miłości niż matki ziemskie, Ona może nam udzielić wszystkiego i wszystko
pragnie nam dać.
Dlatego jeśli z całego serca się jej polecimy, będzie chętnie nam dopomagać
ponieważ jesteśmy w sposób szczególny Jej dziećmi.
Skorzystajmy, więc z tej okazji w tym miesiącu, w Jej nowennie, w Jej
uroczystość, by się Jej polecić, jako Wspomożycielce o łaski duchowe, łaski dla ciała,
zdrowie, pomyślność w naukach, błogosławieństwo dla naszych rodziców i krewnych,
dla ich interesów, i dla ich pól. Prośmy Ją o to gorąco. A przy tym każdy niech
poweźmie dobre postanowienie, zastosuje je w praktyce, a Bóg i Matka Najświętsza
dopomogą wam wyjść cało ze wszystkich okazji do grzechu. Dobranoc.
Drugie słówko miał 20 maja. Jeden z chłopców, jak to było zwyczajem,
podszedł do niego i całując go w rękę podał mu przedmiot zgubiony przez kogoś,
owinięty w papier. Ksiądz Bosko rozpoczął od tego, by potem skierować
przemówienie na właściwą drogę:
Mam tu bilet... a raczej, jest to moneta złota, pięć centymów /śmiech na sali/.
Widzicie, ile błędów gramatycznych /śmiech/. A ponieważ zakazane jest trzymanie
pieniędzy, to na pewno nikt się nie głosi po nie - /schował monetę do kieszeni/ -
i posłuży do spłacenia długów w Oratorium /śmiech/ oraz dla podtrzymania wesołości
w święto Maryi Wspomożycielki.
Jesteśmy w uroczystości Zielonych Świątek i w nowennie do Maryi
Wspomożycielki. W tym miesiącu otrzymuje się nie jedną, ale wiele łask codziennie,
od Matki Boskiej. Są osoby, które przychodzą do naszego kościoła prosić o łaski lub
dziękować za już otrzymane dobrodziejstwa. Nadsyłają do nas z daleka listy z opisami
nadzwyczajnych łask, przypisywanych wstawiennictwu tej naszej dobrej Matki,
wyrażając w nich swą wdzięczność.
Z tych największe są na ogół nieznane. Ileż to osób za Jej przyczyną
uporządkowało sprawy swej duszy. Ale nie potrzebujemy szukać daleko; także
w naszym domu ile to łask otrzymuje wielu chłopców, którzy wzywają Maryję
tytułem Wspomożenia Wiernych. Niejeden zdołał porzucić zły nałóg, niejeden nabył
cnoty trudnej do praktykowania...
Polecam wiec gorąco, by każdy modlił się serdecznie do Matki Najświętszej
w czasie tej nowenny. Posiada Ona przemożną potęgę i wszelką łaskę, o którą Syna
swego prosi, uzyskuje. Kościół dając nam poznać moc i dobroć Maryi, modli się do
Niej: Si coeli queris ianuas, Mariae nomen invoca. Jeśli szukasz bram nieba, wzywaj
imienia Maryi. By wejść do nieba, wystarczy wzywać Jej imienia. Samo Jej imię jest
bramą do nieba i wszyscy, którzy chcą tam wejść, muszą polecić się Maryi. Na samo
imię Maryi szatani sromotnie pierzchają. Dlatego Ona jest nazwana Auxilium
242

25.3 Page 243

▲back to top
Christianorum - Wspomożenie Wiernych - tak w walce z wrogami zewnętrznymi, jak
i wewnętrznymi.
My zwłaszcza powinniśmy się Jej polecać, którzy Jej święto w sposób
szczególny obchodzimy, jako nasze, choć jest ono uznane przez cały Kościół. Dlatego
też polecam wam gorąco i chcę, by ta rada była wyryta w waszym umyśle i sercu,
abyście przez całe życie wzywali imienia Maryi pod tytułem: Maryjo Wspomożenie
Wiernych, módl się za nami. Jest to modlitwa krótka, ale skuteczna. Doradzałem ją już
wielu i mogę powiedzieć, że ci wszyscy doznali wielkich łask.
Wszyscy mamy swoje usterki, wszyscy potrzebujemy pomocy. Jeżeli więc
chcecie otrzymać jakąś łaskę duchowną, powtarzajcie często ten akt strzelisty. Jako
łaskę duchowną można uważać uwolnienie od pokusy, od udręczeń ducha, braku
gorliwości, wstydu utrudniającego nam wyznanie win na spowiedzi. Jeżeli więc ktoś
z was pragnie otrzymać ustanie pokus dotkliwie nagabujących, zwyciężenie pewnych
namiętności, unikniecie wielkich niebezpieczeństw w tym życiu lub nabycie jakiejś
wielkiej cnoty, to uzyska to za wstawiennictwem Maryi Wspomożycielki.
Nie mam zamiaru odczytywać tu imion tych osób, które wzywając Ją pod tym
tytułem otrzymały łaski specjalne. A ilu osobom doradziłem już ten akt strzelisty:
Maria Auxilium Christianorum ora pro nobis. Były ich setki, tysiące. Poleciłem im, by
mnie powiadomili, jeśli nie otrzymają, o co prosili w tym wezwaniu. I nikt dotąd nie
przyszedł z wiadomością, że nie otrzymał żądanej łaski. Mówię źle, muszę się
poprawić, był jeden ktoś, kto przyszedł dziś nawet do zakładu, lamentując, że nie
został wysłuchany. Ale wiecie, dlaczego? Gdy go spytałem, wyznał mi, że miał
intencję wzywania Maryi, ale Jej nie wzywał. W tym wypadku to nie Maryja
Wspomożycielka zawiodła, lecz my zawodzimy, nie modląc się do Niej; to nie Maryja
nie wysłuchuje nas, lecz my nie chcemy być wysłuchani. Modlitwa winna być
ustawiczna, wytrwała, z wiarą, z intencją otrzymania łaski. Chcę, zatem byście
wszyscy spróbowali jak również wasi krewni i przyjaciele. Czy w tę nadchodzącą
uroczystość Maryi Wspomożycielki, gdy do was przyjadą. A jeśli nie przyjadą, to
napiszcie do nich list z poleceniem w moim imieniu: Ksiądz Bosko zapewnia, że jeśli
pragniecie otrzymać jakąś łaskę duchową to proście Najświętszą Pannę o nią pod
wezwaniem Maryjo Wspomożenie Wiernych, módl się za nami, a będziecie
wysłuchani. Rozumie się, że to wezwanie powinno być wymawiane z warunkami
potrzebnymi przy każdej modlitwie. Jeżeli nie zostaniecie wysłuchani, Ksiądz Bosko
chciałby o tym wiedzieć. Jeśli dowiem się, że niektórzy z was modlili się bez skutku,
a modlitwa ich była dobra, napiszę natychmiast list do świętego Bernarda mówiąc,
że pomylił się, odmawiając: „Pomnij o Najdobrotliwsza Panno Maryjo, iż od wieków
nie słyszano, żeby od Ciebie został opuszczony, kto Ciebie o łaski prosił”. Bądźcie
jednak pewni, że nie wypadnie mi pisać do św. Bernarda. A gdyby się zdarzyło,
to święty doktor wnet znajdzie jakiś defekt w modlitwie proszącego. Śmiejecie się
z pisania listu do św. Bernarda. A czy nie wiem gdzie się On znajduje? Czy nie jest
w niebie? Na poczcie będą mieli trudności zawołał ksiądz Rua nie będą wiedzieli jak
doręczyć taki list.
243

25.4 Page 244

▲back to top
Zapewne odrzekł Ksiądz Bosko, żeby dotrzeć do św. Bernarda, trzeba by dobrej
kartki pocztowej, która by pędziła, kto wie jak długo. Nie wystarczyłby także telegraf,
choć prąd przebiega w jednej chwili olbrzymie odległości, ale w tym wypadku
zabrakłoby przewodów. My chcąc pisać do świętych mamy pocztę szybszą, niż
pojazdy, niż parowa maszyna, niż telegraf i nie obawiajcie się, że święci nie otrzymują
naszych listów natychmiast, nawet gdyby posłaniec się spóźnił. Otóż – ja teraz, gdy do
was mówię wznoszę się w przestrzeń do nieba, wzbijam się wysoko, ponad gwiazdy,
przebywam przestrzenie nieskończone i przybywam do stolicy świętego Bernarda,
jednego z największych świętych niebieskich. Spróbujcie, więc, co powiedziałem,
a gdybyście nie zostali wysłuchani, nie będzie trudności posłać listu do świętego
Bernarda.
Pozostawiając żart na stronie, powtarzam wam, żebyście wzięli sobie za cel tej
nowenny wyryć głęboko w sercu te słowa: Auxilium Christianorum ora pro nobis
i żebyście je wymawiali w każdym niebezpieczeństwie, w każdej pokusie, w każdej
potrzebie, zawsze; byście także prosili Maryję Wspomożycielkę o łaskę godnego Jej
wzywania. A ja was zapewniam, że szatan poniesie klęskę, zbankrutuje. A wiecie, ·co
to znaczy, że szatan zbankrutuje? To znaczy, że nie będzie miał wtedy władzy nad
wami, nie zdoła was nakłonić do popełnienia grzechu i musi się oddalić. Ja zaś we
Mszy św. i w innych praktykach pobożnych, polecać was będę wszystkich Panu Bogu,
by wam dopomógł, błogosławił wam i udzielał swych łask za pośrednictwem
Najświętszej Maryi Panny. Dobranoc.
W czasie triduum znikły ze ściany dookoła obrazu niezliczone serca srebrne;
dopiero w wigilię zrozumiano, dlaczego. Chłopcy wchodząc do kościoła, spostrzegli
wielki obraz Maryi Wspomożycielki okolony szeroką wstęga karmazynowego
aksamitu, na której błyszczały owe serca, głosząc wdzięczność tylu wiernych za łaski
od Niej odebrane. Odświeżenie serc srebrnych i ich przeznaczenie podsunęły Księdzu
Bosko temat do kazania, z którego mamy przechowane tylko wspomnienia, a nie cały
tekst: Otóż powiedział on mamy symbol tego, co powinniśmy uczynić sami na święto
Wspomożycielki odświeżyć nasze serca przez dobrą spowiedź i ofiarować je, nawet
przywiązać je do Matki Najświętszej, by były zawsze blisko Jezusa.
Niejako preludium do rozlicznych łask, jakie Maryja Wspomożycielka udzieliła
w dniu swego święta, było cudowne uzdrowienie, którego świadkiem był hrabia Cays,
a które zadecydowało o jego powołaniu. Matka przyprowadziła, raczej przyniosła
córkę najpierw do zakrystii, gdzie ksiądz Vespigniani siedział przy stoliku, spisując
łaski i rozdając medaliki. Biedna niewiasta prosiła, czy może widzieć Księdza Bosko
i prosić go o pobłogosławienie jej córki. Ksiądz Vespigniani, wzruszony głęboko,
kazał usiąść jej na fotelu, na którym zawsze słuchał spowiedzi Ksiądz Bosko, a gdy
nadeszła godzina audiencji, wprowadził ją do Świętego. To, co się stało później, już
znamy.
Wielki dzień, przygotowany nowenną kazań, wygłoszonych przez O. Dominika
Pampiro z Zakonu Dominikańskiego, późniejszego arcybiskupa w Vercelli, widział
takie objawy pobożności, jakich nie spotyka się w największych świątyniach. Mszy św.
244

25.5 Page 245

▲back to top
odprawiono w tym dniu 67 i rozdano około 5000 Komunii św. Za pozwoleniem
arcybiskupa pontyfikowal Monsignor Dominik Agostini, biskup Chioggia, który
w dniu następnym otrzymał w Turynie oficjalną wiadomość o swojej nominacji na
stolicę patriarchalną w Wenecji.
Kult Maryi Wspomożycielki z dniem każdym wzrastał i rozszerzał się.
Dowodem, czego były pielgrzymki przybywające z dalekich okolic. Dowodem na to
jest również prośba Księdza Bosko do Ojca świętego, aby arcybractwo turyńskie
mogło agregować do siebie inne bractwa pod tym samym imieniem, nawet spoza
granic określonych brewem z 1870 roku. W prośbie pisano: „Ksiądz Jan Bosko pod
datą 5 kwietnia 1870 roku otrzymał od Stolicy świętej pozwolenie na założenie
Arcybractwa Pobożnego Stowarzyszenia Czcicieli NMP Wspomożenia Wiernych,
erygowanego przy kościele pod tym samym wezwaniem z władzą agregowania doń
innych stowarzyszeń w diecezji turyńskiej. Ponieważ podobne prośby wpłynęły
z innych miejscowości i zdaje się, że to będzie ku większej chwale Bożej i dobru dusz,
by to stowarzyszenie rozszerzało się dalej, dlatego prosi on pokornie Stolicę Świętą,
by zechciała rozszerzyć władzę agregowania także na inne diecezje”. Dnia 2 marca
1877 Breve Piusa IX łaskawie rozszerzyło tę władzę na inne diecezje Piemontu na
wieczne czasy.
Na odpust Maryi Wspomożycielki przybył z pielgrzymką na Valdocco wielki
dobrodziej i pomocnik salezjański, kapłan odznaczający się niezwykłą gorliwością
w pracy nad duszami i gorącym nabożeństwem do Madonny Księdza Bosko,
zamierzamy mówić o księdzu Pawle Taroni, kierowniku duchownym w seminarium
w Faenza. Obecność jego ucznia w Oratorium, księdza Vespigniani, zadecydowała
o podjęciu przez niego tej pielgrzymki tak dawno upragnionej. Także Ksiądz Bosko
pragnął go poznać.
Pod wieczór dnia 16 maja stanął on u progu Oratorium, gdy nadjechał powóz, z
którego wysiadł jakiś kapłan. Ksiądz Taroni pozdrowił go z uszanowaniem i spytał:
Czy Ksiądz też do Oratorium?
Tak, a Ksiądz także? Czy zna Ksiądz może kogoś z Oratorium?
Owszem, znam księdza Vespignani. Czy Ksiądz go również zna?
Tak, zaraz go zobaczymy.
Weszli razem w momencie, kiedy cały zakład wychodził z kościoła po
błogosławieństwie wieczornym. Ksiądz Vespignani spostrzegłszy swego Przełożonego,
pobiegł do niego ucałować mu rękę z pozdrowieniem: Buona sera Signor Don Bosco!
– po czym zwrócił się do księdza Taroni. Ten zaś zaskoczony, spytał – Powiedziałeś:
„Księże Bosko”. Ale gdzie jest ten Ksiądz Bosko? Na znak księdza Vespignani, który
go wskazał, świątobliwy kapłan rzucił się przed nim na kolana, wołając:
Ach, to Ksiądz Bosko sam w swej osobie! A ja go nie poznałem!
Ksiądz Bosko podniósł go, uściskał serdecznie i usłyszawszy nazwisko:
Rozumiem – powiedział – rozumiem! Oto jest ten wielki wróg Księdza
Bosko!... Księże Vespignani, proszę zaprowadzić gościa do pokoju, zanieść walizkę,
bo potrzebuje odpoczynku i dzisiaj na kolację niech go posadzi na moim miejscu, aby
245

25.6 Page 246

▲back to top
wam mógł „boscheggiare”. A jutro zawrzemy pokój. Po czym uprzejmie się pożegnał
z gościem.
Ksiądz Taroni powiedział, idąc: Teraz rozumiem, dlaczego Ksiądz Bosko czyni
tyle wielkich rzeczy! Czyż nie widzisz, z jakim spokojem i dobrocią mówi i chodzi?
Tak, to przecież Święty!
Pozostał w Oratorium przez 10 dni, wiele obserwując i notując sobie. Dnia 18
wyspowiadał się w pokoju Księdza Bosko po raz pierwszy; potem rozpromieniony
powiedział do księdza Vespignani: Oddałem się w jego ręce, by robił ze mną,
co zechce. Lecz on zadecydował, bym wrócił do seminarium dla dalszej pracy nad
urabianiem powołań kapłańskich, bo to jest moje powołanie; następnie powinienem,
jako gorliwy pomocnik salezjański, rozpowszechniać dobrą prasę, zwłaszcza Letture
Cattoliche.
Otóż to właśnie Letture Cattoliche stały się jego pasją; zdobył blisko 400
abonentów, przyjąwszy sobie za hasło: „Nigdy nie zmniejszać, zawsze zwiększać ich
liczbę.” Nieco później zwykł powtarzać: Ksiądz Bosko mnie nie chciał, lecz ja się
mszczę nad nim, posyłając mu swoich synów. A posłał mu ich sporo.
W swoim notatniku pod datą 23 - ego, napisał: Dnia 23 maja pozostałem z nim
w pokoju aż do północy. Przedłożyłem mu łaski, o które miałem prosić nazajutrz
Matkę Najświętszą, a między innymi o męstwo i odwagę.
Odpowiedział mi: Dodaj jeszcze: Fac ut ardeat cor meum im amando Christum
Deum...
Przed wyjściem z pokoju, prosiłem o błogosławieństwo, którego mi udzielił.
Pod datą 25 maja: „W piątek rano znowu wyspowiadałem się u Księdza Bosko
w zakrystii, gdzie jeszcze do godz. 10 - tej spowiadał. Prosiłem go o błogosławieństwo
dla moich seminarzystów a on zwyczajem Świętych odrzekł: „Tak, módlmy się, aby
wszyscy zostali świętymi, a niektórzy i salezjanami, jeśli będzie taka wola Boża”.
Powiększając swój depozyt poufnych zwierzeń Księdza Bosko, ksiądz Taroni
zapisał również następujące słowa w notatniku: Dzisiaj Ksiądz Bosko powiedział mi,
że nie miałby trudności zdjąć kapelusza przed diabłem, byleby mu pozwolił zbawić,
choć jedną duszę. Podobne myśli, choć na pierwszy rzut oka wydają się zbyt pochopne,
wyraził Papież Pius XI dnia 24 maja 1929 roku w rozmowie z alumnami kolegium w
Mondragone: „Gdy chodzi o zbawienie jakiejś duszy, zapobieżenie szkodom jej
grożącym, zdobylibyśmy się na odwagę traktowania nawet z diabłem”.
Wróciwszy do Faenzy z nastrojem radosnym przepełniającym duszę, przesłał
swe uczucia w wiersze, ponieważ hołdował aż do śmierci swej wenie poetyckiej
prostej i miłej. Te utwory złożyły się na tomik poetycki, na czele, którego umieścił
napis: „Przyjaźń z wielkim człowiekiem jest darem boskim”.
Po uroczystości Maryi Wspomożycielki nadszedł dzień imienin Księdza Bosko,
o którym już była mowa; potem świętego Alojzego, którego zazwyczaj odkładano na
pierwszą niedzielę lipca. Pontyfikował na niej ks. bp Formica z Cuneo. Wieczorem,
jak zwykle, na akademii rozdano nagrody rzemieślnikom. Ksiądz Bosko zakończył
akademię okolicznościowym przemówieniem:
246

25.7 Page 247

▲back to top
Monsignor Formica z Cuneo był bardzo zadowolony z tej pięknej manifestacji,
którą mu urządziliście i poleca mi podziękować wam za to. Gdy chodzi teraz
o nagrody, to sądzę, że i Ksiądz miałby do niej prawo. Otrzymał ją szanowny pan
Prior /przewodniczący honorowy uroczystości/, otrzymali ją inni panowie dostojni,
mógłbym ją otrzymać i ja. Ktoś powie: Ksiądz odebrał swą nagrodę przez huczne od
swych chłopców oklaski! Dobra! To jest już piękna rzecz, lecz ja chciałbym jeszcze
otrzymać inną w postaci dobrego zachowania się waszego... Ale tej nagrody nie
oczekuje się z rąk ludzi; oni nie potrafią wydać słusznego wyroku, gdyż sądzą tylko
z powierzchowności. O jak wielkiej satysfakcji doznaje się, pracując z gorliwością, nie
dla niskiego celu czy interesu ziemskiego, lecz dla spełnienia swego obowiązku. Jakaż
to pociecha przykładanie rąk do wspaniałomyślnych dzieł miłości chrześcijańskiej! To
jest największy zysk, jaki człowiek może zdobyć w swych trudach na tej biednej ziemi.
Lecz naszego celu nie uzyskamy tutaj. Jest on o wiele szlachetniejszy
i zaszczytniejszy: winniśmy go oczekiwać w ojczyźnie błogosławionej, wśród
nieprzemijających rozkoszy nieba.
O tym rozdawaniu nagród tak pisze hrabia Conestabile:
Brałem udział, parę miesięcy temu, w rozdawaniu nagród w Oratorium Księdza
Bosko. Dla niego i dla jego synów była to wielka uroczystość. Pewien pan z Piemontu,
dobrodziej oraz protektor Oratorium, przyczynił się wydatnie do urządzenia tej
uroczystości, a Bóg go nagrodził widokiem niezwykłego i szczerego entuzjazmu tej
młodzieży, wznoszącej okrzyki na cześć swego dobroczyńcy. A gdy zabrał głos
Ksiądz Bosko, zapanowała cisza: nie był to zwykły mówca, lecz ojciec ich i przyjaciel,
który do nich przemawiał, a jego słowa brali sobie głęboko do serca ci, którzy go
słuchali. Entuzjastyczne aklamacje synowskiej wdzięczności pozdrawiały tego kapłana,
gdy skończył mówić, Ksiądz Bosko obróciwszy się do mnie, powiedział: Podobają mi
się te okrzyki młodzieży! Mają dobre płuca, nieprawda? Przyznałem mu słuszność i
gratulowałem serdecznie.
Ze święta Niepokalanej mamy tylko jedno przemówienie Księdza Bosko do
chłopców; jest to zachęta do dobrego odprawienia nowenny.
Oto, Ksiądz Bosko przychodzi do was, by was pozdrowić wszystkich
i powiedzieć parę słów. Cieszę się, że mogę podać wam dobrą wiadomość to jest,
że jutro wieczorem rozpoczyna się nowenna do Niepokalanego Poczęcia NMP,
do której zawsze nasi chłopcy mieli wielkie nabożeństwo. Dominik Savio, gdy był to
w Oratorium, odprawiał ją z niezwykłą gorliwością. Mamy tu również obecnie
Towarzystwo Niepokalanej. Dominik właśnie je zainicjował, a należeli do niego tylko
chłopcy najlepsi. Otóż on z kilkoma współtowarzyszami ułożył regulamin, który
przechowuje się dotąd, wydrukowany w jego życiorysie i praktykowany jest także
teraz przez członków tego towarzystwa, a jest ich wielu i to odznaczających się we
wszystkich cnotach.
Jakąż mam wam dać radę, byście dobrze odprawili tę nowennę? Dwie rzeczy:
dokładność i schludność. Dokładność w zachowaniu wszystkich przepisów
regulaminu domowego, ochocze przykładanie się do nauki, rozigrana rekreacja,
247

25.8 Page 248

▲back to top
punktualność przy posiłkach i spoczynku, żwawe wstawanie z łóżka, udawanie się do
kościoła i aby każdy starał się spełniać dokładnie swe obowiązki przez cały rok, ale
w sposób szczególny w czasie tej nowenny.
Następnie schludność. Przez tę schludność mam na myśli nie tyle oczyszczenie
bucików i ubrania, lecz czystość duszy. Dobrze, żebyście myli się często jak przystoi,
ale ważniejszą jest rzeczą, by każdy miał sumienie czyste od wszelkiego grzechu.
A jeśli kto nie odbył spowiedzi generalnej, może ją odprawić przy tej okazji. Niektóry
spostrzeże może, że nie miał żalu lub mocnego postanowienia na zeszłych
spowiedziach, albo nie robił dobrze rachunku sumienia lub też spowiedź nie była
zupełna z jakiegoś powodu: braku pokory, szczerości, itd. Otóż niech skorzysta z tej
nowenny, by załatwić wszystko. Jeśliby, kto uczuł jakiś niepokój w sumieniu
i przejrzawszy swe spowiedzi poprzednie, widział zawsze te same grzechy, te same
kłamstwa, stratę czasu, uchybienia przeciw regulaminowi, tak iżby ciągle powtarzała
się ta sama historia grzechów i spowiedzi, spowiedzi i grzechów, to niech, więc wyzna
to wszystko, a jeśli spowiednik uzna za stosowne, niech uczyni przegląd całego życia
w spowiedzi generalnej lub w tych punktach, które uważać będzie za konieczne.
Powie ktoś: Od pewnego czasu czuję się niespokojny. Mam wątpliwości, pewne
trwogi. Dobrze, niech i ten zwierzy się swemu spowiednikowi, a jeśli chce może
odprawić spowiedź generalną według pytań spowiednika, gdyż na to ten czas jest
najodpowiedniejszy.
Błędem jest, gdy się niektórzy oskarżają następująco: popełniłem to trzy lub
cztery razy, podczas gdy zdaje sobie sprawę, że na pewno popełnił to cztery razy.
W taki sposób zmniejszać nieco swą winę. Inni wyznają: Uczyniłem to dwa lub trzy
razy, podczas gdy wiedzą, że uczynili to pięć razy. Wówczas spowiedź jest niezupełna.
Przypuśćmy, że macie oddać komuś cztery franki, a oddajecie dwa lub trzy, to ten by
nie przyjął i powiedział: Mów jasno, masz dług czterech franków i oddaj cztery.
Uporządkujmy, więc dobrze nasze sumienia. Pamiętam, jak na początku
nowenny do Niepokalanej, Savio Dominik postanowił dobrze ją odprawić. Przyszedł
do mnie odprawić swą spowiedź generalną, a potem zachował swe sumienie tak czyste
przez cały czas nowenny, że codziennie mógł przystępować do Komunii św.
Naśladujcie i wy Dominika Savio. Przypuśćmy, że tej nocy mielibyście umrzeć. To
jakbyście odprawili swą spowiedź? Otóż tak się wyspowiadajcie, jakbyście mieli
umrzeć przy końcu tej nowenny. Zachowujcie w takim stanie wasze sumienie, byście
mogli godnie przyjmować Komunię świętą i codziennie. O, z jaką pobożnością czynił
to zawsze Dominik Savio! Odprawiwszy dobrą spowiedź i sprawując się dobrze, mógł
codziennie zbliżać się do uczty eucharystycznej. A w ciągu dnia odwiedzał
Najświętszy Sakrament, zapraszając innych kolegów ze sobą do stóp Jezusa. Oto
prawdziwy wzór młodzieńca, naśladującego św. Alojzego Gonzagę. Oto wzór chłopca,
który przystępuje do Pierwszej Komunii św. mając siedem i pół roku, napisał
postanowienie: Raczej śmierć, niż grzech. Dobranoc.
248

25.9 Page 249

▲back to top
REKOLEKCJE
Gimnazjaliści rozpoczęli je w niedzielę, 15 kwietnia. Kaznodziejami byli:
ksiądz Francesia - od instrukcji i ksiądz Dalmazzo - od rozmyślań. Na słówku
wieczornym Ksiądz Bosko tak przemówił do chłopców:
Miałbym wam do powiedzenia wiele rzeczy, lecz wspomnę tylko o niektórych.
Dzisiaj wieczorem rozpoczęliście rekolekcje. Jestem bardzo zadowolony. Każdy
będzie miał sposobność zastanowić się poważnie nad sprawami swej duszy bez żadnej
przeszkody i roztargnienia. Naprawdę mogę powiedzieć, że wielu z was niekoniecznie
potrzebowałoby tych rekolekcji, bo są już dobrymi, nawet mogę powiedzieć,
że większa część zwłaszcza gimnazjalistów odpowiada nadziejom przełożonych i są
wzorowymi uczniami.
Lecz wśród tych wielu dobrych znajdują się też niektórzy, których jeszcze
przed rekolekcjami chciano wysłać na... stałe wakacje. Listę tych mam w swym
pokoju. Przeczytałem ją, zbadałem motywy usunięcia i uznałem je za słuszne. Należą
ci chłopcy do klas niższych, średnich i wyższych. Wystarczy... odkładałem sprawę na
jeden dzień, drugi, i jeszcze czekałem z wykonaniem przykrych zarządzeń, no
i przyszliśmy do rekolekcji; pomyślałem sobie, jeśli ci nie odprawią rekolekcji
w Oratorium, nie będą mieli już nigdy okazji ich odprawienia i zastanowienia się nad
swoją duszą. Dlatego wziąłem te wykazy i złożyłem je u stóp Ukrzyżowanego i Jego
Matki. Niech On uczyni z nimi według swej woli; jeśli skruszą ich serca będzie to dla
nich wielkim szczęściem. Ci są tutaj i słuchają mnie. Nie będę ich wymieniał, nawet
nie zawołam do siebie, lecz każdy sam wie, czy należy do tej liczby.
Powodem moich nieprzyjemności są: złe sprawowanie się, złe rozmowy, zła
lektura i rozpowszechnianie złych książek. Dzisiaj wieczorem musiałem spalić pewną
ich ilość, które, gdyby dostały się w ręce towarzyszy, wyrządzić by mogły wielką
szkodę. Nie chcę, by z powodu niektórych chwastów, miał się zniszczyć cały zasiew.
Ci, którzy są sprawcami tego i teraz mnie słuchają, niech pomyślą, że o nich mowa.
Rekolekcje są właśnie dla nich; niech się zdecydują na poprawę, zmianę obyczajów
i nie zmuszają przełożonych do przerywania im roku szkolnego. Ponieważ Ksiądz
Bosko, a przez Księdza Bosko rozumiem wszystkich przełożonych, przyjmując kogoś
do zakładu, pragnie uczynić mu tyle dobra, ile tylko można i pragnie, by pozostał
z nami aż do ukończenia nauk, dlatego tylko w ostateczności oddala kogoś z zakładu,
z Oratorium. Takich, którzy zasługiwaliby na wydalenie nie ma wielu, piętnastu lub
szesnastu najwyżej, a na ośmiuset, jak nas tu jest, to nie jest dużo. Teraz zobaczymy
czy oni wejdą w siebie, czy dadzą na to dowody, czy trzeba będzie ich wysłać gdzie
indziej, czy zatrzymać z nami.
Niektórzy zaś, kilku, bo też nie ma ich wielu, ustawicznie się żalą, rozsiewając
przez to niezadowolenie wśród swych kolegów i mówią: Nie możemy dostać do
czytania książek według naszego gustu, bo zaraz nam się przerywa ich czytanie,
a wciąż patrzą na nas, w każdym miejscu! No i tym podobne rzeczy. Och, biedacy
bezrozumni! Wasi asystenci byliby naprawdę niegodziwymi, gdyby tak nie czynili. To
jest ich obowiązek, tego wymaga wasze dobro. Asystenci muszą zdać Panu Bogu
249

25.10 Page 250

▲back to top
rachunek, jeśliby zaniedbali asystowania swych chłopców, i jeśliby ci z ich winy
dopuścili się jakiegoś grzechu. To dla tych, którzy tego potrzebują.
Ale są inni, którzy w czasie rekolekcji muszą pomyśleć o swym powołaniu,
zwłaszcza ci z IV i V gimnazjalnej oraz ci ze szkoły wyodrębnionej /Synowie Maryi/.
Mają oni pomyśleć, czy wypadnie im wybrać stan świecki czy duchowny. Ci niech
zasięgają rady spowiednika, bo to jest czas najstosowniejszy. I ja też postaram się być
do dyspozycji tego, który by mnie potrzebował.
Pierwsi, więc, tj. dobrzy, niech te rekolekcje odprawią dobrze; ci, którzy mają
trochę nieporządku w duszy, niech je odprawią lepiej; inni niech idą za ich przykładem.
Prośmy Pana Boga o pomoc i tak wszyscy odniesiemy stąd dobry owoc, damy
początek dobremu życiu, a w końcu wszyscy śpiewać będziemy w niebie uroczyste Te
Deum. Dobranoc.
Kilka dni potem, Ksiądz Bosko znów poruszył na słówku temat powołania, by
objaśnić gruntownie niektóre punkty, na które kładł wielki nacisk:
Załatwiliśmy wielką sprawę jesteśmy w dobrym usposobieniu, odprawiliśmy
rekolekcje. Nie wszyscy, co prawda, bo dopiero gimnazjaliści, lecz wkrótce, mam
nadzieję, odprawią je także rzemieślnicy. Dajecie mi przez to powód wyprawienia
wielkiej uroczystości! Tak! Doprawdy, dla Księdza Bosko jest wielkim świętem
zajmować się troską o dusze swych chłopców. To jest cel, dla którego tu pracujemy,
dlatego istnieje ten dom, by chłopcy starali się o dobro swej duszy. Pozostali jednak
niektórzy, co nie mogli jeszcze zadośćuczynić swemu pragnieniu – niejeden dotąd nie
zdołał odprawić spowiedzi generalnej, by naprawić swą przeszłość, jak chciał; a ci ze
szkół dalszych nie mieli sposobności porozmawiać o powołaniu. Dlatego od jutra
będzie sposobność załatwienia tych spraw, a i ja będę do waszej dyspozycji. Kto
z większą swobodą chciałby pomówić ze mną o powołaniu, znajdzie mnie w pokoju
wieczorem po błogosławieństwie.
Niejeden pyta mnie o regułę ogólną, co do rozpoznawania swego powołania.
Otóż pierwszą zasadą jest, że jeśli kto nie czuje skłonności do stanu kapłańskiego,
niech nie zostaje księdzem; jeśli nie czuje ochoty do życia w świecie, niech nie idzie
do świata; jeśli pomimo skłonności ktoś czuje, że ten stan niesie niebezpieczeństwa
dla jego duszy, niech zasięga rady. Tak samo niech uczyni ten, kto nie czuje
skłonności do żadnego stanu. Jeśli zaś, ktoś nie tylko nie ma skłonności do stanu
kapłańskiego, ale nawet ma wstręt do niego; to, ponieważ może to być pokusa
szatańska, niech nie namyśla się nad tym sam, ale niech zasięgnie rady.
Ja zaś podaję wam łatwą radę celem dobrego wyboru swego stanu. Uklęknąć,
mając przed oczyma krucyfiks i modlić się:
Mój Boże, chcę obrać sobie taki stan, który przyniesie mi najwięcej pociechy
w godzinę śmierci. Oświeć mnie i daj poznać swą wolę. Potem odmówić: Ojcze
nasz… i słuchać, co ci powie twe serce. Wielu, którym podsunąłem tę radę, obrali
sobie potem inny stan, nie ten, który zamierzali przedtem. Pan Bóg udziela swej łaski
temu, kto szczerze o nią prosi, gotów pójść za Bożym wezwaniem.
250

26 Pages 251-260

▲back to top

26.1 Page 251

▲back to top
Jeszcze inni pytali mnie, jaka jest różnica między kapłanem salezjaninem,
a księdzem diecezjalnym. Odpowiadam na to: żadna - biorąc pod uwagę urząd i osobę,
oraz Mszę św., którą odprawiają.
Lecz jest wielu, którzy zostają salezjanami, a którym ja bym nie radził zostawać
kapłanami diecezjalnymi, ponieważ z pewnością natrafiliby na wielkie
niebezpieczeństwa. I to są ci, którzy doświadczyli na sobie tego, jak fatalnie dla nich
jest żyć w świecie. Gdy mnie pytają o radę, to ja ich pytam: A jak się sprawujesz
w kolegium? Jesteś tu zadowolony i spokojny? W kolegium układa się wszystko
bardzo dobrze – odpowiadają mi – tu nie napotykam na żadne niebezpieczeństwa, a co
do spraw sumienia jestem zawsze spokojny. Ale wakacje wychodzą u mnie fatalnie!
Otóż ten, któremu wakacje są okazją upadków, jakże będzie mógł ostać się
przebywając nieustannie pośród świata? Zapewne stanie się łupem szatańskich ponęt.
Natomiast w Zgromadzeniu będzie mógł zostać dobrym kapłanem i zbawić swą duszę.
Na ogół uważa się, aby zostać zakonnikiem trzeba większej świętości.
Nieprawda. Jeśli się jest świętym, to zapewne lepiej; lecz dla tego, który zostaje
w świecie, więcej potrzeba świętości niż dla zakonnika. I dlatego ktoś może być
dobrym salezjaninem, dominikaninem, augustianinem, franciszkaninem, etc. - podczas
gdy nie byłby dobrym kapłanem w diecezji. Kto wstępuje do zakonu, jeśli upadnie ma
zapewnioną pomoc od współbraci. Częsta spowiedź i Komunia św., rozmyślanie,
nawiedzanie Najświętszego Sakramentu, czytanie duchowne, upomnienia
przełożonych, częste konferencje dla wszystkich współbraci zebranych, podniosą go
i podtrzymują przed następnym upadkiem. A tego nie ma z pewnością kapłan żyjący
w świecie.
Także rzemieślnicy, a nie tylko panicze gimnazjaliści mają pomyśleć o swoim
powołaniu. Jeżeli któryś z nich wyrazi chęć bycia salezjaninem, to bardzo mi będzie
miło i troskliwie zabiorę tę drogocenną perłę, by ją zatrzymać w Oratorium.
Wszyscy zaś modlić się będziemy do Boga, by każdy odniósł jak najwięcej
korzyści z tych rekolekcji, by Bóg raczył opiekować się tymi, którzy już obrali sobie
stan kapłański, a oświecił tych, którzy zastanawiają się czy doń wstąpić czy też inny
stan sobie obrać, byśmy wszyscy, cnotliwie spędziwszy dni życia naszego, po świętej
śmierci znaleźli się razem w niebie. Dobranoc.
Rekolekcje dla rzemieślników rozpoczęły się 27 maja, lecz z tego czasu nic nie
mamy, co by dotyczyło Księdza Bosko. Nieco więcej możemy zebrać z drugiej serii
rekolekcji w Lanzo dla aspirantów, nowicjuszów i profesorów. Są to dwa słówka oraz
jedno kazanie.
22 września. Kto chce wstąpić do Zgromadzenia, trzeba, by kochał pracę:
Czas mija jak cień; zaledwie zaczęliśmy rekolekcje, a oto jesteśmy już
w połowie. Dziś rano rozpoczęła się spowiedź, nie można było wysłuchać wszystkich,
ale będzie jeszcze czas w następne dni. Jutro ci, którzy chcą zapisać się do
Zgromadzenia i nowicjusze pragnący złożyć śluby, mogą złożyć podanie. Ci, którzy
chcą iść do nowicjatu, niech udadzą się do księdza Barberisa, on jest upoważniony do
tego i będzie umiał przeczesać dobrze każdego. Tymczasem chcę, byście się
251

26.2 Page 252

▲back to top
przekonali o jednej rzeczy: dla tego, kto wstępuje do Zgromadzenia, nie zabraknie
niczego do życia, ale trzeba pracować. Nieraz przełożony chce powierzyć asystencję
komuś. Ale ja już mam szkołę wymawia się. Chce mu powierzyć inne zajęcie: on
również znajduje wymówki tak, iż przełożony zniechęcony zostawia go w kącie
niezajętego. Nie taki jest duch Zgromadzenia; nikt nie może wstąpić doń w nadziei,
że będzie tylko patrzył na pracę innych z założonymi rękoma.
23 września. Kto chce złożyć śluby, niech nie ma celów postronnych:
Otóż jesteśmy w połowie naszych rekolekcji. Dotąd stało się, teraz trzeba
zbierać. Dzisiaj już wielu zapisało się do Zgromadzenia, a jeśli jeszcze kto miałby
takie pragnienie, może to załatwić jutro... Teraz czas już uderzyć szatana młotem
między rogi i zerwać z nim, zerwać ze światem i ciałem, przez złożenie ślubów
czasowych czy wieczystych. Nie czynię wielkiej różnicy miedzy tymi ślubami z tej
przyczyny, że stawiam na intencję każdego pozostania w Zgromadzeniu. A jeśliby, kto,
myśląc, że nie zdoła się gdzie indziej ulokować, myślałby oszukiwać Księdza Bosko,
zrobiłby brzydko i haniebnie. Mógłby się trafić i taki, który by mówił: Przez rok
pozostanę z Księdzem Bosko, a tymczasem będę jadł na jego koszt i uczył się kosztem
drugich. Inny powie może: Ja zostanę przez trzy lata w Oratorium, nie żaląc się na
wikt i odzież, potem pójdę szukać gdzie indziej sobie miejsca, które mi się spodoba.
Tacy lepiej zrobią, oświadczając Przełożonemu: Nie mam ochoty pozostać
w Zgromadzeniu, chciałbym jednak ukończyć szkołę, ale nie mam środków. Niech
Ksiądz zechce łaskawie mi dopomóc. Wówczas przełożony zobaczy, czy znajdzie
sposób, by ułatwić mu studia. Zresztą może i gdzie indziej się udać, jeśli chce
spróbować, lecz niech nie składa ślubów. Właśnie w ubiegłym roku byli tacy, którzy
w ten sposób postąpili - i już poszli parę miesięcy temu. Mamy nadzieję, że w tym
roku tak nie będzie. Ci, którzy sprawowali się dobrze, niech się nie obawiają złożyć
śluby wieczyste, lękając się, że gdyby zaszło coś ważnego, nie będą mogli już wyjść
ze Zgromadzenia; zapewniam, że gdyby zachodziły poważne przyczyny, przełożony
może takich dyspensować i od tych ślubów...
26 września. Przemówienie po złożeniu ślubów; Co cieszy zakonnika w życiu
i przy śmierci: Gdyby ktoś z tych, którzy znajdują się w świecie, był obecny w czasie
tego obrzędu, może pomyślałby ci młodzieńcy mogliby cieszyć się przyjemnościami,
ubiegać się o chwałę świata, a oni jak szaleńcy zamykają się w klasztorze, porzucając
bezmyślne przyjemności, które mogliby mieć. I nazywałoby się ich godnymi
pożałowania. Ale my, którzy lepiej na tych sprawach się rozumiemy, to tak myślimy:
Jeśli nie opuścimy teraz tego świata materialnego, musimy go opuścić i tak kiedyś.
Z tą różnicą, że jeśli go opuszczamy teraz dobrowolnie, otrzymamy w zamian za to
stokrotną zapłatę już w tym życiu i wieczną szczęśliwość w niebie. Pan Bóg stokrotnie
nagradza nas w różny sposób. Po pierwsze zadowoleniem serca... Również pozostając
w Zgromadzeniu, opuszczając faktycznie świat, zdobywa się chwałę. Jakąż wielką
chwałę zyskali św. Wincenty a Paolo, św. Sebastian Valfre, św. Karol Boromeusz
i wielu innych! Ale także pod względem materialnym nie zostaniemy zawiedzeni.
Pomimo naszego ubóstwa, mamy wszystkiego pod dostatkiem. Opuściliśmy naszych
252

26.3 Page 253

▲back to top
braci, a zyskujemy innych, może lepszych, którzy nas wspierają aż do śmierci. A jeśli
kto zachoruje, to modlą się wszyscy za niego rano i wieczorem; inni nawiedzają
Najświętszy Sakrament w jego intencji. Jeśli umiera wtedy wszyscy przed
Najświętszym Sakramentem polecają jego duszę Bogu. W świecie natomiast chory
widzi się otoczony przez swych krewnych i przyjaciół, którzy ubiegają się jedynie
o spadek po nim i oto stoją już świadkowie, czeka notariusz, a biedny kapłan zawołany
czeka na swoją kolejkę, próbując na wszelkie sposoby, by mógł zbliżyć się do łoża
chorego. A tu jakiś krewny zabiega mu drogę, prosząc, by się wstawił za nim, by
i jemu coś umierający zostawił w spadku, a nie tylko jednemu. I w tym rozgardiaszu
spraw materialnych, co się stanie z duszą biednego umierającego?
W Zgromadzeniu zaś nie ma takiej żądzy za rzeczami materialnymi. Gdy ktoś
zachoruje, są inni, którzy pracują za niego i podtrzymują go. Jeśli jest zdrów - pracuje,
robi to, co inni robili za niego. Jeśli gotuje się na śmierć, nie pożąda żadnej rzeczy
ziemskiej, ponieważ wszystkie je już opuścił i umiera otoczony przez swych drogich
współbraci, którzy modlą się i jeszcze po śmierci pamiętać będą o nim przez lata
i wieki, dopóki trwa Zgromadzenie.
Gdy zaś jakiś światowiec umiera, inni biorą w posiadanie to, co on posiadał
i jeden się żali, że za mało dostał, inny krytykuje jego testament, ten zaś, który
obejmie spadek, wchodząc do zapisanego mu domu, mówi: Tu mieszkał nasz zacny
zmarły requiescat in pace, a na zdrowie nam żyjącym. A gdzie jest piękny zegar, gdzie
się podziało to nowe ubranie? Nie chciałbym, żeby się to gdzieś zapodziało. I tak
zbierają jego rzeczy, a nie myślą już więcej o nim i jego duszy.
Jesteśmy ubodzy, lecz póki żyjemy, nie mamy znów tak wiele do cierpienia
z powodu ubóstwa. Opuściliśmy jeden dom, a zyskujemy wiele innych. Mamy
w Turynie własne mieszkanie, pojedziemy do Lanzo - jesteśmy w naszym domu,
w Varazze nie potrzebujemy prosić o mieszkanie u obcych, itd.... Żaden bogacz, ani
książe nie posiada tylu domów, co my. Jeśli czasem wypadnie znosić jakąś niewygodę,
to trzeba ją chętnie przyjąć, a nie postępować tak jak owi, którzy pragnąc być ubogimi
nie chcą towarzyszy ubóstwa. Dotychczas, dzięki Bogu, nie zabrakło nam niczego, co
konieczne, owszem Pan Bóg często daje nam nawet rzeczy zbędne i trzeba baczyć,
byśmy się do nich nie przywiązywali. A co dotyczy korzyści duchowych, którymi
cieszymy się w zakonie, to któż zdołałby je wyliczyć! Ale o tym była już mowa w
czasie rekolekcji... Wspomnę tylko jedną: do tych na świecie mówi się: biada samemu,
ponieważ, gdy upadnie, nie ma nikogo, kto by go podźwignął. O nas zaś, można
powiedzieć z całą słusznością: o jak dobrą i miłą rzeczą jest mieszkać braciom społem!
W zakonie żaden nie jest sam.
Miałbym jeszcze wiele rad do udzielenia, lecz poprzestaję na tych już
powtórzonych: unikać próżnowania, zachować umiarkowanie, przestrzegać Reguły.
Gdy ujrzycie kogoś niezadowolonego w Zgromadzeniu - to wiedzcie, że powodem
tego jest niezachowanie Reguł...
253

26.4 Page 254

▲back to top
WAKACJE I PO WAKACJACH
Burze zewnętrzne opisane w poprzednim rozdziale, zmusiły Księdza Bosko do
niewdzięcznego trudu przygotowania swej obrony w Rzymie i z tym związanych
konieczności poszukiwania dokumentów. Mimo to nie zapominał o swoich chłopcach,
wszak zbliżały się wakacje /są one we Włoszech o wiele później niż u nas w Polsce/.
Wieczorem, 21 sierpnia, stanął jak zwykle na podwyższeniu i zaczekawszy chwilkę,
aż rzemieślnicy zajmą miejsca obok gimnazjalistów, po krótkim wstępie rozwinął
myśl o obecności Bożej, która jest skutecznym środkiem spędzenia bez grzechu
wakacji, i tak mówił:
Proszę o chwilkę uwagi, byście dobrze rozumieli i wzięli do serca to, co chcę
wam powiedzieć. Otóż najpierw chcę wam uświadomić, że mimo wielkich upałów, na
pewno większych niż te styczniowe jesteśmy wszyscy z łaski Bożej zdrowi i nie brak
nam apetytu, nawet piekarz się żalił, że w tym roku, w lecie ilość bulek spożytych nie
zmniejszyła się. I to nas powinno cieszyć. Za to też mamy dziękować serdecznie Bogu.
Ale przejdźmy do innych spraw. Zbliżają się wakacje. U gimnazjalistów odpocznie
głowa, u rzemieślników ramiona i plecy. Otóż kilka uwag w celu przepędzenia dobrze
wakacji. Na wakacjach bawcie się swobodnie, możecie nawet wyprawiać awantury,
tylko wtedy trzeba byście poszukali miejsca, gdzieby was Bóg nie widział. Czy w
pokoju, czy w piwnicy, możecie ukryć się w wieży, czy zaszyć się w głębi lasu, ale
czy tam zdołacie ukryć się przed Bogiem? Nikt z was tego nie przypuści. Otóż ta myśl
powinna wam towarzyszyć w każdym czasie, w każdym miejscu i w każdej czynności.
Jakże śmielibyście popełnić jakiś czyn w oczach Boga, który w mocy swojej może
sprawić, by w jednej chwili uschła wam ręka, którą chcielibyście grzeszyć, by
zmartwiał wam język, gdy wymawiacie słowa plugawe! Gdy więc ktoś, by wam radził
trzymać się z dala od kościoła lub nakłaniał do jakiejś okazji do grzechu,
odpowiedzcie jak to uczynił Józef egipski: Jakże mógłbym obrazić mego Boga w jego
obecności...
A czy nie mogłoby się zdarzyć, że poszedłszy dziś na spoczynek, jutro nie
wstalibyśmy już z łóżka? Gdyby tak jutro rozeszła się wieść:
Dzisiaj w nocy umarł jeden.
Kto taki?
Ksiądz Bosko!
O, biedaczek, wczoraj jeszcze do nas przemawiał, a dzisiaj jest już
w wieczności!...
To, co mogłoby się stać ze mną, może się stać z każdym z was. Wielu umarło
w czasie nauki, jedzenia, przechadzania się... Na przykład trzy dni temu w Lanzo,
ksiądz Oggero, po kazaniu przechadzał się w ogrodzie ze swym proboszczem, który
gratulował mu powodzenia na ambonie, a tu naraz proboszcz nie widzi go przy sobie,
ogląda się, a ów kapłan leży na ziemi; podchodzi, podnosi go, Co z tobą księże?... ale
on już nie żył. Pewno nie ma się, co niepokoić o owego kapłana, bo był wzorowym
sługą Bożym, ale jakiż to wymowny przykład. A inny kapłan, który jakiś czas
254

26.5 Page 255

▲back to top
przebywał i tu w Oratorium umarł w kościele na rękach księdza Cagliero w San
Nicolas.
Mógłbym przytoczyć wiele innych podobnych przykładów. Żyjmy, zatem stale
w łasce Bożej. Jeśli by, kto miał sumienie niespokojne, niechże stara się zaraz
pojednać z Bogiem. Jest On samą dobrocią i miłosierdziem i dlatego bardziej pragnie
obsypywać nas dobrodziejstwami niż nas karać. Tylko ten, co ma grzech na sumieniu,
powinien bać się Boga, ale kto żyje w łasce Bożej, może żyć spokojnie i w weselu.
Żyjmy, więc zawsze tak, byśmy się nie musieli obawiać śmierci. Dobranoc.
W dniu 1 sierpnia rozpoczęły się egzaminy licealistów. Kandydaci z Oratorium
zdali je świetnie, a dwóch otrzymało wyróżnienie. Dla innych egzamin miał się zacząć
w poniedziałek i trwać cały tydzień. Ksiądz Bosko, życzył sobie, by aspiranci nie
wyjeżdżali do rodzin. Zaznaczył to na słówku 24 sierpnia, przy czym położył nacisk
na to, by tak ci, którzy jadą do domu, jak i ci, którzy pozostają na miejscu, nie tracili
czasu w czasie wakacji, ale wykorzystali je na dobrą lekturę, na wyuczenie się czegoś,
co by im się mogło później przydać, na uzupełnienie sobie wiadomości mniej
opanowanych, itd. Ale najważniejszą rzeczą jest, by wakacje nie były czasem
leniuchowania. Co do egzaminów pamiętajcie, że Maryja Najświętsza jest Stolicą
Mądrości, a więc w tych dniach polecajcie się jej modlitwą strzelistą Maria Sedes
sapientiae , ora pro nobis. Życzę wam pomyślnych wyników i dobrej nocy.
Dnia 31 sierpnia, Ksiądz Bosko powrócił na słówku wieczornym znowu do
tematu wakacji. Tłumacząc wyraz wakacje, które według niego pochodzi od: vaco,
vacas, vacare, co nie znaczy spocząć, nic nie robić, jak niektórzy myślą, lecz właśnie
oznacza zajęcie się czymś, jakąś sprawą: i tak vacare studio, znaczy zająć się nauką,
a vacare agriculturae znaczy zajmować się uprawą roli, a vacare orationi znaczy zająć
się modlitwą. Otóż pragnąłbym i polecam wam, byście zawsze byli czymś zajęci, bo
gdy jesteście nie zajęci, to pracuje wtedy diabeł. Zapytacie może: Czy mamy, więc
zawsze pracować ciężko i ani chwili nie odpoczywać? Nie o to chodzi. Unikać
próżnowania znaczy, nigdy nie być bezczynnym, ale stale być czymś
zainteresowanym, czy to pracą ręczną, czy umysłową, czy modlitwą, czy rozrywką...
Sam przypominam sobie, gdy jechałem na wakacje, to brałem ze sobą skórę
i reperowałem drugim obuwie, czasem postarałem się o sukno lub płótno i szyłem,
co mi trzeba było. Imałem się też stolarki, a dzisiaj jeszcze są w moim domu sprzęty,
które sam zrobiłem. Chodziłem kosić na łąkę, a odpoczywając czytałem Wergiliusza.
Musiało to dość swoiście wyglądać, kosa i sierp z Wergiliuszem. Mówię o tym, aby
wam przedstawić, jak można zająć czas na wakacjach. A czy w domu nie mógłby
każdy z was oddać pewnych przysług swoim najbliższym, np. zamieść izbę, przynieść
drzewa, rozpalić ogień, usłużyć rodzicom, itd., itd., … Ale jeśli ktoś będzie się upierał
przy tym, by nic nie robić i będzie stał z założonymi rękoma wówczas szatan, który
wszystko bacznie obserwuje, powie sobie z szyderczym uśmiechem: Ten jest już mój!
Zaraz zabierze się do kuszenia takiego, czy przez kolegów, czy myślami i wnet taki
wpadnie w jego pazury.
255

26.6 Page 256

▲back to top
Pracujcie też uczciwie na obiedzie i kolacji, bo to też praca, „czy jecie, czy
pijecie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie”. Ale w jedzeniu, a zwłaszcza w piciu wina
bądźcie umiarkowani. Są w tym względzie pewne przysłowia piemonckie i dosyć
dosadne, jak na przykład to: Pancia piena, roba di tentazione - pełen żołądek jest
powodem pokus. Ojcowie święci mówią, że żyjemy z nieprzyjacielem, a tym jest ciało.
Jeśli mu damy wszystko, czego od nas się domaga, wtedy rozzuchwala się
i może nam szkodzić; lecz jeśli mu damy niewiele pokarmu to podobnie jak koń, jeśli
dostanie mało siana i owsa, pokornieje i podporządkowuje się duchowi. Pamiętajcie,
że tak mówią doktorzy Kościoła, zadowolenie smaku i cnota czystości nie chodzą
w parze. A święty Paweł, dając różne polecenia wszelkim osobom, do młodzieńców
pisze: ut sobrii sint. Jak to? - powiecie czyż święty Paweł nie miał już nic
ważniejszego im do powiedzenia? Nie. gdyż, jeśli młodzieniec jest trzeźwy, zdolny
jest wielkie czynić postępy w cnocie. Gdy zabraknie trzeźwości, szatan kusi do złego
i taki popada w wielkie postępki.
A teraz inna sprawa. W czasie wakacji możecie odpocząć więcej niż zazwyczaj,
wieczorem i rano. Lecz wystrzegajcie się pewnego rodzaju spoczynku, który nazywa
się daemonium meridianum. Jest to najstraszniejszy z demonów, którego moglibyście
spotkać. Przez to rozumie się kładzenie się do łóżka po obiedzie. Och, jak wiele złego
ono wyrządza. Wtedy czart krąży dookoła. Zbliża się i szepce do ucha złe myśli,
przypomina złe rozmowy. Przysuwa się bliżej, wpatruje się złośliwymi oczami,
przedstawia jakąś postać, czy obraz oglądany kiedyś w złej książce. Podchodzi
z drugiej strony i szepce jakieś wspomnienia, o którym powinien był chłopiec
zapomnieć i rozpala wyobraźnię. I te pokusy nagabują go, a on nie może się od nich
uwolnić. Fantazja idzie za tymi pokusami dalej i dalej... aż popada w opłakania godny
występek, a szatan triumfuje. Wystrzegajcie się więc spania po obiedzie. Nawet, gdy
będziecie już starsi, nie miejcie tego zwyczaju. Jeśli potrzebujecie odpoczynku, to
wystarczy usiąść na krześle, czy fotelu i prosto lub z głową pochyloną odpocząć, to
dobrze wam zrobi.
No, ależ uciął sobie gadkę Ksiądz Bosko! Zbierzmy myśli i streśćmy sobie
całość. Korzystajcie z wakacji i nie próżnujcie nigdy. Bo jeśli wy nie będziecie
pracować, pracował będzie diabeł. W ciągu dnia pracujcie trochę, bawcie się,
rozmawiajcie, szukajcie rozrywki. Jak kolacja, to kolacja; jak obiad, to obiad; niech
będzie stały rozkład czasu. Także w nocy starajcie się zająć swoją wyobraźnię. A co
robić! Spać, więc śpijcie. W jedzeniu zachować umiar, nic więcej nie potrzeba, aby
wraz ze zdrowiem ciała zabezpieczyć zdrowie duszy.
Miałbym jeszcze wiele spraw do powiedzenia, lecz powiem to w niedzielę lub
w poniedziałek przed wyjazdem. Jutro i pojutrze są to ostanie dni pobytu waszego
z nami, pragnąłbym każdego z was widzieć, gdyż miałbym wam coś specjalnego do
powiedzenia. A teraz chciałbym, byście zanotowali sobie, jakie rady daje wam Ksiądz
Bosko, byście dobrze spędzili wakacje. Jeśli do nich się zastosujecie, to sami
doświadczycie, jak przyczyniłem się do tego, byście byli zadowoleni i szczęśliwi.
256

26.7 Page 257

▲back to top
Powracając do Oratorium powiecie mi, jaką korzyść wam przyniosły i podziękujecie
mi za rady. Dobranoc.
Dnia 2 września rozdano nagrody gimnazjalistom. Monsignor Ceccarelli
odczytał dialog, wydrukowany w drukarni Oratorium. W związku z przybyciem
w tych dniach z Ameryki księdza Cagliero - autor, będą wyrazicielem wspólnej
radości, zakończył wznosząc entuzjastyczny okrzyk ku jego czci. Ksiądz Bosko nie
przemawiał na akademii, lecz nazajutrz rano w kościele. Jego słowa były słowami ojca,
zatroskanego o dobro swych synów, mających wnet oddalić się z pod jego pieczy. I
tak mówił:
Gdy ojciec ma opuścić swych synów lub gdy posyła ich z jakimś zleceniem
w dalekie strony, choć wie, że są rozumni i wiedzą, co mają robić, to jednak obawia
się zawsze, by jakieś nieszczęście nie spotkało tych, których tak bardzo kocha. A gdy
już odjechali, wciąż jest niespokojny, czy nie wpadli w jakiś dół lub nie ześlizgnęli się
po stromym zboczu góry, nie zostali rozszarpani przez wilka w lesie, lub zadźgani
przez zbójców. A jak długo żyje w niepewności? Dopóki nie ujrzy ich z powrotem
w ojcowskim domu i nie przyciśnie ich znowu do swego serca. Wierzcie w to! Tym
ojcem, który jest zatroskany o was, ojcem niegodnym, lecz z całego serca was
kochającym, jestem ja. Tymi synami, którzy odchodzą w dalekie strony, jesteście wy,
którzy odjeżdżacie na wakacje. Ukończyliście swe trudy, macie teraz słuszne prawo
do odpoczynku; lecz według mnie ten rok szkolny jest jednym rokiem więcej,
z którego mamy zdać rachunek przed Bogiem; rokiem więcej - nagrody lub kary.
A kto wie, czy w krótkim czasie Pan Bóg nie zabierze któregoś z was i zamiast
odbywać wakacje, zażąda rachunku z tego, jak spędziliście rok ubiegły.
U wszystkich czuję podniecenie i wszyscy wołacie: wakacje, wakacje!
I o niczym innym nie myślicie, niczego innego nie pragniecie, nie chcecie słuchać
niczego innego, jak tylko o wakacjach. Dobrze, zatem. Udajcie się, więc na wakacje,
lecz z dobrymi postanowieniami; ale ja obawiam się, że jakiś nieprzyjaciel zechce
wam wyrwać te dobre postanowienia, byście stracili życie duszy. A jakie mogą was
spotkać niebezpieczeństwa? Wszystkie, o których wspomniałem: wilki, przepaście,
zbóje, to wszystko obrazy tych niebezpieczeństw, na które możecie się natknąć. I to
sprawia mi ból w sercu i każe was napomnieć, byście się bardzo strzegli. Od chwili,
gdy nie będziecie mocno trzymać się postanowień, gdy będziecie w domu nie mając
nad sobą oka i mając tyle sposobności do złego, bardzo łatwo upadniecie. Oto jeden
wychowanek Oratorium idąc do kościoła widzi, że któryś nie żegna się wodą świeconą,
sam również nie żegna się z obawy, by z niego się nie śmiano. Zobaczy,
że inny źle lub wcale nie przyklęka przed Najświętszym Sakramentem, on tak samo
z fałszywego wstydu zaprzecza obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie
lub jakby drwi z niego swym klękaniem. To znów będziecie mieli okazję służyć do
Mszy świętej. Mógłbym do niej służyć, ale co powiedzą na to moi koledzy? Powiedzą,
że jestem dobry na kościelnego. Ja na kościelnego? I tak pozwoli, by inny służył, a on
stanie gdzieś w kącie, żeby go nie widziano i zadawala się wysłuchaniem tylko Mszy
św. A ja wam powiadam, że taki, który szuka miejsca ustronnego w kościele, żeby go
257

26.8 Page 258

▲back to top
nie widziano, drugim razem w ogóle nie pójdzie do kościoła. Potem przyjdą koledzy:
O, przyjacielu, dawnośmy się nie widzieli! Chodź na lemoniadę. Idą, bawią się
i prowadzą złe rozmowy. Chłopiec wraca do domu, trochę odurzony, tym, co usłyszał
od kolegów, uchybiać poczyna swoim rodzicom, nie słucha już matki, poczyna kraść
pieniądze w domu. I oto ten chłopiec tak dobry w Oratorium, staje się nieposłuszny
i roztrzepany. Nie chcę rozwodzić się dalej w opisywaniu smutnych następstw wakacji.
Wzgląd ludzki, złe towarzystwo do iluż to występków może doprowadzić! Ilu, którzy
powrócili złymi z domu, trzeba potem wydalać z powodu złego zachowania się lub
dlatego, że nie przynieśli dobrego świadectwa z wakacji od swego księdza Proboszcza.
I nie może być inaczej, bo ksiądz proboszcz może go wystawić pod warunkiem
rzeczywiście dobrego sprawowania się chłopca.
Mam nadzieję, że to wam się nie zdarzy, dlatego pomijam te nieprzyjemne
sprawy i podam niektóre wskazówki, byście się zachowali dobrze na wakacjach.
Uważajcie, więc. Gdy przyjedziecie do domu i przywitacie swych rodziców,
pozdrówcie ich serdecznie ode mnie. Szanujcie ich i słuchajcie, by byli z was
zadowoleni. Potem idźcie przedstawić się księdzu Proboszczowi lub innemu
kapłanowi, który ma pieczę nad waszą wioską, ukłońcie mu się ode mnie, powiedzcie,
że oddajecie się pod jego opiekę i jesteście na jego usługi, jeśliby chciał się, w czym
wami posłużyć. Powiedzcie, że jeśli ma potrzebę pisania listów, pomocy
w nabożeństwach lub w zbieraniu winogron w ogródku, jesteście chętni dopomóc mu
w tym. Na ogół księża proboszczowie chętnie interesują się i zajmują chłopcami
przybywającymi ze szkół, częstują ich, zapraszają na obiad, czy na podwieczorek,
zachęcają do wspólnej przechadzki. Możecie, więc sprawić im wiele przyjemności.
Lecz przede wszystkim pamiętajcie o unikaniu próżnowania i miejcie zawsze
w pamięci obecność Bożą, o czym już mówiłem. Teraz powtarzam, ten czas wolny,
który macie w domu, byście się zmitrężyli i cokolwiek czynicie, pamiętajcie, że Pan
Bóg was widzi. Starajcie się, więc zachować jak dobrzy chrześcijanie, jak nimi
byliście w Oratorium. Dlatego codziennie służcie do Mszy św., lub jeśli nie możecie,
to przynajmniej nabożnie jej wysłuchajcie. Odprawcie trochę rozmyślania, a jeśli nie
możecie przedtem lub potem, to w czasie Mszy św. Trzymajcie się tej praktyki, by, co
tydzień przystępować do Komunii świętej, czy to w niedzielę, czy w inny dzień
tygodnia. Byłbym zadowolony, gdybyście nawet codziennie ją przyjmowali. Ale
wystarczy przynajmniej raz na tydzień. Pan Jezus w Najświętszym Sakramencie
dopomoże wam do ostania się wśród wielu czekających was niebezpieczeństw.
Ażebyście mogli Komunię św. przyjmować z większym owocem i przygotowaniem,
odmawiajcie te modlitwy, które wam podałem przed i po Mszy świętej.
Chciałbym wam jeszcze polecić, byście praktykowali te praktyki pobożności,
które macie tu w Oratorium, a więc odmawianie pacierza wieczorem i rano, udział
w błogosławieństwie Najświętszym Sakramentem i w innych nabożeństwach
podsuniętych przez księdza proboszcza. Unikajcie czytania złych książek oraz złych
kolegów; ale o tych rzeczach mówiłem już wam, kiedy indziej i mam nadzieję, że się
258

26.9 Page 259

▲back to top
do nich zastosujecie. To wam polecam, jako ojciec, który kocha bardzo swych synów,
byście mogli dobrze spędzić te wakacje.
Powtórzmy to, co powiedziałem: unikanie próżnowania, obecność Boga, Msza
św. i codzienne rozmyślanie, spowiedź i Komunia tygodniowa, pacierze rano
i wieczór. W ten sposób wasze wakacje staną się prawdziwym wypoczynkiem i co
najważniejsze bez obrazy Bożej.
Pomimo to, jak powiedziałem, boję się, by się nie zdarzyło jakieś nieszczęście.
Od 20 lat, jak moi chłopcy wyjeżdżają na wakacje, nie pamiętam, by, choć jeden mi
powiedział, że w domu był lepszym niż w Oratorium, nie pamiętam by któryś
powiedział, że odniósł korzyść duchowną z wakacji. A co rok musiałem opłakiwać
wiele upadków i dlatego lękam się i lękał się będę zawsze, aż dopóki was nie zobaczę
wszystkich tutaj zebranych. Czas powrotu naznaczony jest od 15 do 20 października,
a przeciętnie wszyscy powinni się tu znajdować dnia 18. Polecam, by każdy był
punktualny, by jego miejsce nie zostało zajęte lub by nie czekano nań kilka dni,
a niektórych nie trzeba było wracać do domu, jak to zdarzało się w ubiegłych latach.
W każdym razie, pierwsi wracający będą lepiej obsłużeni.
Kto wie jednak, czy wszyscy powrócicie?... Obawiam się, że Pan Bóg może
zabrać któregoś z was w czasie wakacji. Miejmy nadzieję, że nie, lecz w każdym
wypadku bądźmy zawsze gotowi. Patrzcie! Oto przed paru dniami jeden z was udawał
się wesoły z Oratorium na rekolekcje do Lanzo. Lecz za kilka dni przeniósł się do
wieczności. Miał dobrą wolę i nie doczekał się spełnienia swych pragnień.
Zatem żegnam was słowami: do widzenia w przyszłym roku. Zapewne nie
spotkamy się już wszyscy. Niektórzy pójdą do innego zawodu, inni zostaną
zatrzymani przez rodziców w domu lub uznają za lepsze udać się do innych szkół.
Jakkolwiek wtedy będzie, czy wrócimy wszyscy, czy nie do Oratorium, spędzimy te
wakacje wesoło lub smutnie, jedno wam polecam: nie popełnić nigdy grzechu. Jeśli
wystrzegać się go będziecie jak węża, wrócicie wszyscy zdrowi na następny rok nauki,
aby po dłuższych czy krótszych trudach osiągnąć upragnioną nagrodę. Życzę wam,
zatem szczęśliwych wakacji i powrotu.
Powrót do Oratorium był naznaczony od 15 do 20 października; lecz już od 7
pewna liczba chłopców była na miejscu, ponieważ wśród nich znajdowali się tacy,
którzy mieli składać lub powtarzać egzamin. Zaraz też w ten wieczór powitał ich
Ksiądz Bosko. Jego słowa skierowane były i do kleryków, którzy chcąc słyszeć słowa
Księdza Bosko, przychodzili razem z chłopcami.
Większa część z was przygotowuje się do egzaminu, czy to poprawczego czy
wstępnego. Ci, więc będą mieli zajęty czas nauką. Inni, którzy nie mają określonego
zajęcia, czy mają nic nie robić? Gdyby brakło książek do czytania w księgarni czy
w bibliotece lub wszystkie już by przeczytali, wtedy powiedziałbym odpocznijcie
sobie! Lecz dopóki są jeszcze książki, będę mówił zawsze: czytajcie, czytajcie jak
najwięcej. Między wami są tacy, co studiują filozofię i im radziłbym przeczytać traktat,
który będą studiować w tym roku; mogliby również przeczytać lub wyuczyć się na
259

26.10 Page 260

▲back to top
pamięć Wergiliusza, Horacego, Owidiusza, Dantego lub przerobić i powtórzyć
autorów, których studiowali w latach niższych.
Książkę, którą poleciłbym wszystkim, to Historia Włoch, a takiemu, który już
ją czytał, to powiem: przeczytaj ją jeszcze raz. Nie, dlatego, że jest ona przeze mnie
napisana, ale dlatego, że w dzisiejszych czasach wszystkie podręczniki historii są
fałszowane; wrogowie Kościoła korzystają z każdej okazji, by Kościół zniesławić,
a w niej znajdziecie wprawdzie w krótkości podane fakty historyczne, na których
potem będziecie mogli uzupełnić dalsze swoje wiadomości...
Otrzymałem wiadomość o śmierci ojca księdza Cerruti'ego i jutro pomodlimy
się za spokój jego duszy. Jeszcze w tych dniach doszła mnie wiadomość dosyć dziwna
sama w sobie, że na scenie umarł sławny artysta - aktor, a drugi widząc go
upadającego, przerażony tym widokiem, również zmarł w tej chwili. Widzowie już nie
czekali końca przedstawienia wobec takiej tragedii. Żyjmy, więc przygotowani, ażeby,
gdy przyjdzie nie było nam trudno powtórzyć z Abrahamem: Oto Panie jestem.
Dobranoc.
Wieczorem dnia 28 października podał Ksiądz Bosko do wiadomości, iż w tym
roku - rok szkolny rozpocznie się trzydniowym nabożeństwem z kazaniem
w godzinach wieczornych. Wybrano na to trzy dni poprzedzające uroczystość
Wszystkich Świętych. Oto słowa Księdza Bosko do zebranej po wakacjach młodzieży:
Motywem, dla którego was zgromadziłem, jest pragnienie powitania was
i przemówienie do was po wakacjach. Rozpocznę od najświeższej nowiny. Dzisiaj
przed wieczerzą otrzymałem depeszę od księdza Ronchail o otwarciu nowego domu
w Cannes, ale myśli się już o uruchomieniu innych w Marsylii, Bordeaux i innych na
Rivierze francuskiej. Następnie przejdziemy do Hiszpanii, a jakżeż milowe kroki
będzie trzeba zrobić, żeby przejść do Rio de Janeiro, Montevideo, dokąd statek płynie
15 dni. Również i tutaj, w naszym kraju, ileż próśb nadchodzi o otwarcie zakładów
salezjańskich... Potrzebni, więc nam są kapłani, nauczyciele, majstrowie, których by
można posłać tu i tam, na cały świat dla sprawy Bożej. Jestem przekonany,
że przyszliście tu wszyscy właśnie z tym zamiarem, by zostać dobrymi pracownikami
ewangelicznymi...
Lecz w tej chwili inna rzecz leży mi na sercu. Powróciliście, co dopiero
z wakacji, no a, że błota nie było po drodze, nie jesteście zabłoceni, ale za to może
dużo jest zakurzonych lub z jakąś plamą na ubraniu, oczywiście chodzi o wasze dusze.
Zwróćcie, więc uwagę na swoje ubrania, czy one są czyste, czy w duszy waszej nie
zostały jakieś ślady z przepędzonych wakacji i co złe, to trzeba z nich usunąć. A może
przynieśliście i coś dobrego ze sobą? Oto np. jeden mi powiedział, że ksiądz
Proboszcz jego dał mu następującą uwagę: Każda chwila czasu jest skarbem, bardzo to
mądra wskazówka.
Inny zaś ze szkoły zawodowej pamięta, że ojciec mu powiedział na pożegnanie:
Staraj się czynić postępy w swoim rzemiośle, a czy potem zostaniesz bogatym czy
ubogim to już nie tyle od ciebie zależeć będzie, lecz w każdym razie swoją pracą
260

27 Pages 261-270

▲back to top

27.1 Page 261

▲back to top
będziesz mógł sobie wybudować dom, który weźmiesz ze sobą i w którym będziesz
zawsze mieszkał.
Pewna matka tak żegnała syna: Bądź nabożnym do Najświętszej Maryi Panny.
Bardzo mi przyjemnie słuchać podobnych wskazań i pragnąłbym, żebyście z nich
korzystali.
Otóż macie teraz sposobność z okazji uroczystości Wszystkich Świętych zrobić
przegląd waszego sumienia; w tym celu urządza się właśnie triduum z krótkim
kazaniem. Postarajcie się zastosować w czynie, co usłyszycie. Przypomnę wam
jeszcze, byście w tych dniach, poświęconych duszom w czyśćcu starali się wszelkimi
sposobami pospieszyć im z pomocą. Okażecie w ten sposób miłość ku krewnym, tak
bliższym jak i dalszym, a na pewno wszyscy macie między krewnymi już zmarłych.
A te modlitwy i zasługi, które ofiarujecie za nich, dobro uczynione na korzyść dusz
czyśćcowych w istocie będzie waszą zasługą, jak pokarm, który ręka podaje do ust,
a on jakby wraca i ożywia samą rękę. Kończąc polecam, więc bardzo, byście dobrze
spędzili te dni, zrobili dokładny przegląd swego sumienia i ofiarowali swoje zasługi za
dusze czyśćcowe. Tak, kiedy staniecie w wieczności, zastaniecie tam wiele dobrych
uczynków, które zabezpieczą was od płomieni czyśćcowych i otworzą bramy do raju.
Dobranoc.
Liczba wychowanków w tym roku przewyższyła znacznie stan normalny i dom
był przepełniony młodzieżą. Nie wiedząc, gdzie umieścić tych, którzy wciąż napływali,
przesłano do Lanzo misjonarzy, by zrobić więcej miejsca w Oratorium. Prócz
wychowanków zgłaszało się wielu dorosłych, duchownych i laików, jako kandydaci
do Zgromadzenia. Ci powiększali ciasnotę i im samym było ciężko. Stąd też nic
dziwnego, że przekonawszy się naocznie o poświęceniach, jakie ich czekają, prawie
wszyscy się wycofali. Ostatnią formalnością przed rozpoczęciem roku szkolnego było
publiczne odczytanie regulaminu, co odbyło się w uczelni w ciągu dwóch wieczorów,
5 i 6 listopada, w obecności wszystkich Przełożonych. Regulamin ten, wydrukowany
już wówczas i przeznaczony nie tylko dla Oratoriów, ale
i kolegiów, kosztował Księdza Bosko wiele nocy nieprzespanych. Ważniejsze jego
części, dotyczące personelu, odczytano po raz pierwszy na konferencjach odbywanych
z okazji św. Franciszka Salezego. Następnie ksiądz Rua przejrzał go od początku do
końca, ksiądz Barberis zajął się głównie artykułami dyscyplinarnymi i znów odesłano
go do Księdza Bosko, by poczynił ewentualnie ostateczne poprawki. Wreszcie ksiądz
Vespignani pod okiem księdza Rua, przepisał go na czysto. Pospiesznie wydrukowany,
rozesłany został wszystkim domom w miesiącu listopadzie. Drugie jego wydanie
wyszło w roku 1899 bez zmian. W wydaniach w latach 1906 i 1920 dawny tekst został
złączony z dawnymi dodatkami opracowanymi przez Kapituły Generalne, lecz czyniąc
te uzupełnienia liczono się zawsze z pierwotnym zarysem, który za wyjątkiem
rzadkich i mniejszych zmian formalnych pozostał nienaruszony, nosząc na sobie,
znamienny dla wszystkich styl Księdza Bosko.
ZAPROSZENIA NA OBIADY
261

27.2 Page 262

▲back to top
O zaproszeniach na obiady, jakie Ksiądz Bosko często otrzymywał
i przyjmował, więcej pisał ksiądz Lemoyne. Ale z lat, którymi się obecnie zajmujemy
mało mamy w tym względzie do zanotowania. A mianowicie: pozostawał Ksiądz
Bosko w wielkiej zażyłości z bogatą rodziną i dobroczynną Ruggieri w Turynie, dla
której dzień jego odwiedzin był zawsze wielkim świętem. Z chwilą śmierci rodziców
zaproszenia i odwiedziny ustały. Syn jednak Józef, adwokat, pragnął te zażyłe stosunki
podtrzymać i w maju 1877 roku, poprosił Księdza Bosko, aby mu sprawił tę
przyjemność i raczył zaszczycić go swą obecnością na obiedzie jak to było za czasów
jego rodziców. Ponowił to zaproszenie wraz z żoną, spotkawszy Świętego na mieście;
ten zgodził się, ale zastrzegł sobie wyznaczenie daty odwiedzin. I jeszcze raz się o tym
przypomniał pan Józef, pisząc o przyjęcie pewnego chłopca, niejakiego Clary, który
potem został księdzem, do Oratorium i prosił o wyznaczenie nareszcie dnia. Na to
otrzymał odpowiedź:
Mio car mo-avvocato!
...quod differtur non aufertur /co się odwlecze, nie uciecze/ nie mogę
powiedzieć kiedy, ale przyjdę na pewno i o tym naprzód zawiadomię, ażeby kucharz
miał czas przygotować wszystkie smakołyki, dobrze? Co do owego chłopca, to
pomyśli ksiądz Bologna. Niech Pan Bóg błogosławi twojej rodzinie, itd.
Pobyt księdza Bosko w rodzinach, do których chodził, był zawsze dla nich
zbudowaniem i pozostawiał zbawienne skutki. Pewnego dnia poszedł on na obiad do
Markizy Durando, zaproszono na to przyjęcie liczne panie, które pragnęły bliżej
poznać Świętego. Przybyły one z całym przepychem swych strojów, ale zbyt
swobodnych i bez rękawów. Święty wszedłszy do salonu, gdy to zauważył odezwał się:
Byłem pewien, że do tego domu może kapłan zawsze przychodzić bez żenady...
Bardzo paniom współczuję: tyle materii zużyły na fałdy swych sukien, aż jej zabrakło
na okrycie ramion. To mówiąc zabierał się do odejścia. Panie pokraśniały,
przepraszając Świętego i prosiły, by został. Szalami, więc, czy odpowiednim
udrapowaniem sukni, okryły się jak należało. Ksiądz Bosko pozostał, poprawiając
skonfundowane humory jednym z tych właściwych jemu żarcików, którymi umiał
zawsze zabawić towarzystwo.
Dyrektorzy kolegium na domowych uroczystościach starali się o ile możności
mieć swego przełożonego, a goście zaproszeni cieszyli się, że będą mieli szczęście
spędzić z nim chwil parę na miłej konwersacji. W roku 1878 w czasie jednej
z uroczystości na Valsalice, siedziało u stołu wraz z Księdzem Bosko kilku panów,
znanych ze świata naukowego.
Rozmowa zeszła na matematykę: dyskutowano nad nowym systemem
numeracji, wykombinowanym przez jednego z wybitnych profesorów. Ksiądz Bosko
nie zabierał głosu. Wreszcie spierający się dla komplementu, zwrócili się do niego
o zdanie. Okazało się, że śledził on bacznie ich wywody, gdyż in quatro e quatro e otto
w paru zdaniach wykazał całą niedorzeczność tej teorii tak jasno i dobitnie,
262

27.3 Page 263

▲back to top
że wszyscy mu przyklasnęli, a jeden zagadnął zdziwiony, czy nie jest on czasem
specjalistą od matematyki. Owszem, okazywałem pewne skłonności do tej gałęzi
wiedzy, a w szkole miałem zawsze z niej stopień celujący.
PRZEPOWIEDNIE
Pan Bóg oświecał często swego sługę i dawał mu poznać przyszłość tych z jego
najbliższych, którzy mieli jako pierwsi odziedziczyć po nim spuściznę. Znając ich
przyszłość mógł ich sobie tak przysposabiać, by potem stanęli na poziomie swego
zadania. Jak w wypadku pierwszego /ks. Rua/ tak i co do drugiego /ks. Albera/ swego
następcy w zarządzie Zgromadzeniem, otrzymał on specjalne światło z nieba. Tak
wolno nam wnioskować z faktu, jaki miał miejsce w roku 1877 w Borgo S. Martino,
dokąd Ksiądz Bosko, o ile tylko mógł, przyjeżdżał zawsze na uroczystość świętego
Karola, jaka odbywała się w tamtejszym kolegium salezjańskim. Ażeby go mieć na
tym świecie, nie raz opóźniano je specjalnie. We wspomnianym roku obchodzono je w
czwartek, 22 listopada. Przy stole, zaszczyconym obecnością biskupa Ferre z Casale,
siedział między biesiadnikami niedaleko od Księdza Bosko, dwudziestoletni
młodzieniec Filip Rinaldi, wówczas jeszcze żyjący w świecie. Rozmowa zeszła na
księdza Albera i na trudności, jakie mu księża kompatrioci i sam biskup Riccardi robili
po skończonym gimnazjum, by go odwieźć od zamiaru pozostania z Księdzem Bosko.
Biskup, który z zainteresowaniem słuchał opowiadania, zapytał czy ksiądz Albera
przezwyciężył te przeszkody... Naturalnie odpowiedział Ksiądz Bosko. Przecież on
jest moim drugim... To mówiąc potarł ręką czoło, jak to się robi, kiedy jedna myśl
nasuwa się na drugą i trzeba chwilki czasu, by się zorientować. Nikt z biesiadników
ani na te słowa, ani na gest nie zwrócił uwagi. Ale nasz młodzieniec /Rinaldi/, który
był dobrze obeznany z atmosferą Oratorium i sprawami salezjańskimi, zaczął te słowa
rozważać i tak kombinował sobie: Ksiądz Albera nie był wcale drugim, który wstąpił
do Zgromadzenia... nie jest też drugim i co do godności w Zgromadzeniu, bo nawet do
Kapituły Głównej nie należy, nie był też drugim dyrektorem zamianowanym
w Zgromadzeniu... Czy on przypadkowo nie ma zostać drugim następcą Księdza
Bosko? - zachował dla siebie to przypuszczenie w sercu i czekał, co pokaże przyszłość.
Minęło od tego czasu 33 lata. Ksiądz Rinaldi był wtedy prefektem generalnym
Zgromadzenia. Kiedy w lutym 1910 roku widział w jak poważnym stanie jest zdrowie
księdza Rua, swoje tajone w sercu przypuszczenia napisał na papierze, nikomu nic nie
mówiąc o treści pisma, włożył do koperty, zapieczętował i na niej napisał: Otworzyć
po wyborach Głównego Przełożonego, jakie odbędą się po śmierci księdza Rua.
Rinaldi F. Dokument ten oddał księdzu Lemoyne, sekretarzowi Kapituły Wyższej, nie
dając nic nikomu do domyślania się, co do treści pisma. Po wyborze następcy księdza
Rua na Głównego Przełożonego, którym jak wiemy został ksiądz Albera, ksiądz
Rinaldi kazał sobie przynieść to pismo, odpieczętował je i wobec zebranych na
Kapitule Generalnej, przeczytał. Wszyscy mieli wrażenie, że to glos ich Ojca i
Założyciela zza grobu potwierdzający wybór i uspokajający elektorów. Łatwo
wyobrazić sobie ogólne wtedy wrażenie.
263

27.4 Page 264

▲back to top
Wspomnimy tu również kilka proroctw, które spełniły się w roku 1877. Są to
zwykle przepowiednie śmierci wśród chłopców z Oratorium. Przepowiadając liczbę
tych, którzy w ciągu roku mieli się przenieść do wieczności, Ksiądz Bosko nie podał
żadnej wskazówki ani co do czasu, ani co do zgonu, ani co do okoliczności
określających bliżej zmarłego. Uczynił to dwa razy nieco później. Podczas karnawału
po raz pierwszy to uczynił. Istotnie, 10 lutego, w sobotę przed niedzielą Wielkopostną,
zakończył życie chłopiec, Stefan Mazzoglio, wychowanek IV gimnazjalnej, urodzony
w Lu Monferrato. Chorował zaledwie kilka dni i nikt nie spodziewał się, by tak szybko
zeszedł z tego świata.
W czasie postu powiedział drugie proroctwo. Na jednym ze słówek, polecając
wspólnym modlitwom zmarłego towarzysza, tak mówił: Tak jak jeden z was nie
skończył karnawału, tak inny nie skończy Postu i nie będzie mógł przystąpić z nami
do Komunii Wielkanocnej.
Spełniło się, co do joty. Chłopcy Oratorium do uroczystej Komunii św.
wielkanocnej przystępowali w czwartek, a we wtorek w infirmerii, w czasie Mszy św.,
gdy kapłan już kończył, pewien chłopiec chory poszedł, by przyjąć Komunię św., lecz
celebrans, nie uprzedzony o tym, nie za konsekrował partykuły i powiedział mu, by
cierpliwie zaczekał do jutra. Lecz tego rana chłopiec już nie doczekał. Nagłe boleści
spowodowały zgon. Miał zaledwie czas przyjąć Ostatnie Namaszczenie. Było to 28
marca. Nazywał się on Jan Briatore z Deversi Cuneo, z pierwszej gimnazjalnej.
264

27.5 Page 265

▲back to top
ROZDZIAŁ XIII
Pertraktacje w sprawie fundacji 1877
W rozdziale tym omawiać będziemy nie tylko pertraktacje w sprawie
istniejących zakładów, ale tych także, które nie doszły do skutku.
LANZO
Magistrat w Lanzo na posiedzeniu 11 kwietnia 1875 roku postanowił
wypowiedzieć Księdzu Bosko dalszy pobyt w byłym klasztorze, który on zajmował od
roku 1864 na szkołę podstawową. Ponieważ według umowy wypowiedzenie powinno
nastąpić pięć lat naprzód, a więc w ciągu pięciolecia 1875 – 1880 wypadało Księdzu
Bosko opróżnić te lokale. Powodem wypowiedzenia był zamiar Zarządu Miejskiego
sprzedania tego budynku, bo potrzebował pieniędzy na założenie kolei żelaznej.
W związku z tym ksiądz Alojzy Botto, rodem z Lanzo, dawny towarzysz z ławy
szkolnej Księdza Bosko, podsunął mu myśl, ażeby nie przepuścił okazji nabycia na
stałe tej budowli, tym bardziej, że cena nie była zbyt wygórowana, wahała się między
40 a 30 tys. lir. Sam ofiarował się w tym względzie pośredniczyć. Ksiądz Bosko tak
mu odpowiada:
Mio car. mo Teologo!
... Odnośnie do kolegium w Lanzo, uważam, że tak ja, jak i Magistrat, musimy
oprzeć sprawę na orzeczeniu biegłego rzeczoznawcy, a ty wiesz dobrze, że przy
szacowaniu takim liczy się nawet gwóźdź złamany i że cena sprzedaży powinna być
niższa od tego, jaka by była, gdyby się kupowało nieruchomości odpowiednio już
budowane. Jeżeli się na to godzi Magistrat, to ja również się zgodzę, a inne szczegóły
będą łatwe do ustalenia. Pieniędzy nie mam, ale w razie konieczności zaciągnie się
pożyczkę, aby Magistrat zadowolić. Proszę jednak na dwie rzeczy zwrócić uwagę:
1) Że już poczyniłem poważne wydatki na restaurację kolegium;
2) ktokolwiek je kupi, na pewno nie obróci go na korzyść miasta, jak my to od
tylu lat czynimy i czynić będziemy na przyszłość. Dziękuję ci bardzo za gotowość
przeprowadzenia tej sprawy i bardzo chętnie do tego cię upoważniam. Nie zapomnę
też o swych dwóch młodych obywatelach z Lanzo: Perta i Castanga, których mi
polecasz. W każdym razie wiedz, że jestem zawsze twoim najbardziej przywiązanym
przyjacielem.
Turyn, 17.02.1877 r.
Ksiądz Bosko
265

27.6 Page 266

▲back to top
Tymczasem wyszedł okólnik Rady Ministrów, pod datą 20 kwietnia 1877 r.,
unieważniający wszelkie umowy między zarządami miejskimi, a osobami prywatnymi
odnośnie do szkół komunalnych, które powinny pozostawać pod bezpośrednią opieką
magistratur miejskich. Było to chytre zarządzenie, wydane celem usuwania coraz
bardziej od szkolnictwa zakonów. Wobec tego i Ksiądz Bosko miał z końcem roku
opuścić ową szkołę. Bawił on wtedy w Rzymie, gdy się o tym dowiedział.
Poradziwszy się wybitnych adwokatów rzymskich, doszedł do wniosku, że podobne
zarządzenie Rady Ministrów nie może bezwzględnie unieważnić kontraktów
zawartych według wszelkich przepisów prawa. W związku z tym tak pisał do księdza
Rua:
Car. mo Don Rua!
Załączam pismo dotyczące kolegium w Lanzo, przedstaw adwokatowi Alessio
i poproś go o radę. Tymczasem ja piszę do księdza Scappini, ażeby zapytał burmistrza
w Lanzo, czy przez to pismo chce powiedzieć, iż uważa naszą umowę za skończoną,
czy że sprawy nadal pójdą normalnym torem, aż do czasu umówionego. W razie
gdyby w tym roku miał być kontrakt zerwany, to trzeba będzie żądać wynagrodzenia
za dochody, których mieć nie będziemy i za szkody poniesione w związku
z nieoczekiwanym skróceniem czasu umówionego. Po tych wyjaśnieniach
w porozumieniu z adwokatem damy odpowiedź. Nasze sprawy postępują dobrze. Nie
brak powikłań i kłopotów, ale to wszystko się przyda. Milczenie, modlitwa, żadnego
strachu. Napisz mi, co wiesz. Pozdrów wszystkich w Panu i niech nam Bóg błogosławi.
A co porabia p. Klara? Bądź zdrów, wnet ci znów napiszę.
Na razie jednak ksiądz Bosko zaniechał myśli o wysuwaniu zastrzeżeń, tym
bardziej, że zgodzono się, by zakład pozostał w jego rękach jeszcze rok po
wyznaczonym terminie. Po upływie tego czasu zrzekł się wszystkich pretensji,
zaniechał nawet myśli kupna i we wrześniu 1879 roku opuściwszy stary klasztor,
przeniósł szkołę podstawową do pobliskiego budynku, wybudowanego już przez niego
na konwikt i gimnazjum prywatne.
ALBANO
Na rok 1877 - 1878 Ksiądz Bosko pragnął, ażeby lepiej zaopatrzyć swych
synów w Albano. Ich mieszkanie było bardzo niewygodne i odległe od szkół, do
których dostęp, zwłaszcza w czasie niepogody, był bardzo przykry. Dochody ich nie
wystarczyły na codzienne potrzeby, tym bardziej, że personel był liczniejszy, niż to
było umówione. Polecił, więc ich bardzo wikariuszowi generalnemu i burmistrzowi,
ażeby jakoś swoim wpływem temu zaradzili. Warunki, w jakich salezjanie się tam
znajdowali, uważał Święty, jako przejściowe, gdyż postanowił otworzyć w Albano
swoje kolegium, a to na nalegania wielu urzędników piemonckich, którzy przeniesieni
wraz ze stolicą do Rzymu, bardzo chętnie oddaliby swoich synów salezjanom pod
266

27.7 Page 267

▲back to top
opiekę. Oczywiście nie wszyscy mieszkańcy Albano patrzyli na salezjanów życzliwie,
czy to z powodów sekciarskich, czy politycznych. Chcieli, więc uprzedzić świętego
i otworzyć kolegium w swoim stylu. Na to zwrócił uwagę Ksiądz Bosko wikariuszowi
generalnemu następującym pismem:
Rev. mo Signor Vic. Generale!
Z początkiem tego roku szkolnego polecałem jego dobroci moich nauczycieli,
którzy mieli objąć szkoły w Arizia i Albano. A teraz proszę Waszą Przewielebność
o opinię, czy oni odpowiedzieli ogólnym oczekiwaniom i co by tam jeszcze można
zrobić ku większej chwale Bożej. Byłoby bardzo pożądane, by otrzymali lokal bliższy
szkół i więcej niezależny od otoczenia, w którym by wygodnie mogli odprawiać swoje
praktyki pobożne. Ponieważ Przewielebność Wasza robił mi w tym względzie dobre
nadzieje, więc jestem pewien, że powie jakieś słówko burmistrzowi z dobrym
rezultatem. Przypuszczam, że Przewielebność Wasza wie, iż projektuje się otwarcie
kolegium innego w Albano, jeśli nie w tym roku, to w przyszłym. Byłoby to z wielką
korzyścią dla diecezji, gdyby się dało to uprzedzić i w porozumieniu z burmistrzem
i przy obecnym Małym Seminarium uruchomić takie kolegium. Gdy już będzie jedno,
to nikomu nie będzie przychodziła chętka otwierać drugie. Niech, zatem
Przewielebność Wasza o tym pomyśli. Nic w tym względzie nie mówiłem
z burmistrzem, tylko prosiłem, aby uregulował pensję nauczycielom i postarał się dla
nich bardziej odpowiednie mieszkania. Dziękuję itd.
Turyn, 12.08.1877 r.
Do burmistrza zaś pisał dosyć jasno i stanowczo, przedstawiając swoje słuszne
żądania:
Illustrissimo Signor Sindaco!
W zeszłym roku, wobec spóźnionej pory urządziliśmy się, jak to było wtedy
możliwe w przekonaniu, że w ciągu roku będzie można otrzymać dla nauczycieli
odpowiednie mieszkanie i pensje. Pragnę, ażeby nareszcie te sprawy zostały
uregulowane i w tym celu daję wszelkie potrzebne upoważnienie profesorowi
Monateri, który jest pełen dobrej woli, ale trochę niespokojny:
1. Z powodu zbyt odległego lokalu od szkoły, nie można w nim prowadzić
życia wspólnego, ani też zorganizować jakiejś szerszej działalności dla dobra
miejscowej młodzieży;
2. Z powodu warunków zdrowotnych; tylokrotne chodzenie, czy to w lecie,
czy w zimie nadwyręża zdrowie nauczycieli, niezbędne, więc jest mieszkanie bliższe
budynku szkolnego, możliwie z kapliczką dla nauczycieli;
3. Gdy się ustalało pensje dla nauczycieli, przewidywało się, że ich będzie
tylko czterech, a tymczasem trzeba było więcej. Trzeba by, więc ustalić, co Magistrat
ma zamiar płacić i ile personelu mam ja tam przeznaczyć.
267

27.8 Page 268

▲back to top
Zapewniano mnie, że mons. D’Annibale jest gotów odstąpić nam obsługę
jednego kościoła i części jego domu. To tak dla prywatnej wiadomości Szanownego
Pana. W tej sprawie piszę również do monsignora Wikariusza... Proszę Boga, żeby
błogosławił całemu zarządowi, itd.
Z tym wszystkim do roku 1879 pozostał status quo. Wobec tego salezjanie
zadecydowali zlikwidować tamtą placówkę i przenieść się gdzie indziej.
MENDRISIO
Długie i uciążliwe były pertraktacje odnośnie do zarządu kolegium
kantonalnego w Mendrisio, w kantonie Ticino. Młodzież tamtejsza koniecznie
potrzebowała odpowiedniego wychowania. Ludność zbuntowana przez miejscowych
masonów przez dłuższe lata pozostawała pod tyranią radykałów. W Mendrisio
Manzini miał swój dom. Dopiero w roku 1878 doszła do władzy partia konserwatywna,
która popierała projekty zmierzające do zreformowania tamtejszego kolegium.
Propozycja objęcia przez salezjanów tamtejszego kolegium wyszła od niejakiego pana
Croce, którego syn był wychowankiem Oratorium. W związku z tą propozycją ksiądz
Rua wybrał się na miejsce, by zorientować się w sytuacji. Kiedy przedstawił Kapitule
rezultat swej wizyty, zjawił się w Oratorium biskup z Suzy. Ksiądz Bosko musiał
wyjść do niego. W czasie jego nieobecności członkowie Kapituły Wyższej zapoznali
się z regulaminem owego kolegium, którego dyrektor, człowiek świecki, zgłosił już
swą rezygnację z zajmowanego stanowiska. Piętrzyły się doprawdy wielkie trudności
w tej sprawie: Personel powinien być świecki, aby nie drażnić radykałów. Potrzebny
był profesor języka niemieckiego. Program szkolny był zbyt różny od naszego; ciągłe
zmiany partii rządzących źle na przyszłość wróżyły. Kapitulni nie wiedzieli, co
zadecydować.
W momencie najżywszej wymiany zdań, wraca Ksiądz Bosko i wcale nie
wiedząc, o czym była mowa, odzywa się już od drzwi:
Ksiądz biskup ze Suzy był zdania, aby przyjąć kolegium w Mendrisio, gdyż
w ten sposób dopomoże się Szwajcarii do jej duchowego odrodzenia. Oczywiście,
że rzucamy się do labiryntu bardzo zawikłanego, ale będzie to prawdziwy krok
naprzód naszego Zgromadzenia. Tam także będziemy mieć powołania. Personel laicki
łatwo znajdziemy, a zresztą w ostatecznym razie możemy tam posłać kleryków po
cywilnemu aż do czasu ich święceń. Ubranie nie jest przeszkodą do uczenia się
teologii i odbywania praktyk religijnych przepisanych regułami.
Trzeba, zatem napisać do owego pana Croce, by upewnić się, czy tam któryś
z profesorów, dobry katolik jest gotów współpracować z nami. Takiego wypadałoby
zaprosić do Oratorium na kilka tygodni, byśmy się zapoznali z tamtejszymi metodami
nauczania. Następnie napisze się do obecnego dyrektora, że w niczym nie chcemy mu
zaszkodzić, ani się sprzeciwiać, ale gdy będziemy wezwani, to przyjdziemy, wiedząc,
że on sam już wypowiedział swoją służbę. Co dotyczy pensji dla nauczycieli, to rząd
płacił dotychczas dziesięć tysięcy lir; nam chciałby płacić tylko sześć tysięcy. My
268

27.9 Page 269

▲back to top
żądamy osiem tysięcy na pierwsze wydatki, a potem zobaczymy, czy będzie można,
co spuścić. Kontrakt zawrzemy na pięć lat, a wypowiedzenie również czy z jednej czy
z drugiej strony powinno być na pięć lat naprzód. Warto jednak przestudiować
konstytucję tego kraju i upewnić się jak długo może trwać obecny zarząd kantonalny.
Zadecydowano, więc ostatecznie, by prowadzić dalsze pertraktacje. Kiedy już
były one na ukończeniu powstały nowe trudności.
Otóż urzędowo odpowiedzialnym za kolegium ze względów taktycznych
powinien być nie Ksiądz Bosko, ale ktoś inny, zaufany Szwajcar czy Włoch, obojętnie.
I tym się Ksiądz Bosko nie zniechęcił i pertraktował z trzema kapłanami diecezjalnymi,
ażeby przejęli kolegium na swoje imię. Ale odnośnie do jednego sprzeciwił się biskup
Como, do którego diecezji należał kanton Ticino. Drugi zrezygnował z powodów
osobistych, co również uczynił trzeci, którym był proboszcz z Mendrisio.
Wtedy to rząd sam zamianował opiekuna kolegium w osobie profesora
Cattaneo, laika. Na liście, w którym żądano zgody Księdza Bosko, ten napisał jako
dyrektywę dla księdza Rua przy dawaniu odpowiedzi: „Non expedit” – taki opiekun
w praktyce odebrałby nam wszelką autonomię. –
To było przeciwne idei Księdza Bosko, który liczył, że proponowani przez
niego opiekunowie, byliby takimi tylko z imienia, a on miałby całkiem wolną rękę.
Stosownie do uwagi Księdza Bosko, ksiądz Rua odpowiedział, iż wobec tego, że nie
można znaleźć pomiędzy tamtejszymi księżmi nikogo, kto by na swoje imię przejął
kolegium, pozostawia się władzom wolną rękę i salezjanie wycofują się
z zamierzonego przedsięwzięcia. W każdym razie wielu uważało te pertraktacje za
zawieszone, a niezerwane i rzeczywiście po kilku latach do nich wrócono.
MEDIOLAN
Do Mediolanu zapraszał Księdza Bosko tamtejszy proboszcz Jan Usuelli, który
prowadził kolegium, ale nie mógł sobie z nim dać rady wobec swoich zajęć
duszpasterskich. Ksiądz Bosko bardzo chętnie przyjął propozycję i zwrócił się do
tamtejszego arcybiskupa o jego zgodę na wejście salezjanów do Mediolanu. Ten
arcypasterz, jak chętnie i życzliwie przyjął Salezjanów do Mirabello swego czasu, tak
i teraz bardzo życzliwym pismem powitał wiadomość o przybyciu salezjanów do swej
diecezji Lombardo – Weneckiej. Ale w liście zwrócił uwagę Księdza Bosko na
przysłowie: Patti chiari, amicizia longa układy jasne, przyjaźń długa i doprawdy
Księdzu Bosko nie udało się zawrzeć tych układów jasnych w detalach i z tego
powodu projekt wejścia salezjanów w owym czasie do Mediolanu, upadł.
ORATORIUM
Także w Oratorium w roku 1877 były do załatwienia sprawy bardzo poważne.
A mianowicie chodziło o szkoły, o pracownie, o projekty rozbudowy. Pismo
królewskiego prowedytora szkolnego dało Księdzu Bosko podstawę do poważnych
obaw, iż jego gimnazjum znajdzie się w ciężkich kłopotach, skoro władze zażądają od
wszystkich nauczycieli odpowiednich dyplomów. Dyplomowanych nauczycieli
269

27.10 Page 270

▲back to top
w Zgromadzeniu była wprawdzie już pokaźna liczba, ale ci byli zajęci w kolegiach.
Jak te sprawy wyglądały w Oratorium i jak Ksiądz Bosko z tym sobie radził, możemy
wyczytać w piśmie skierowanym do komandora Barberisa dawnego jego kolegi z ławy
szkolnej, a w owym czasie prowedytora głównego oświaty w Rzymie:
Car. mo Amico!
Powołując się na dawną przyjaźń, zwracam się do ciebie w sprawie, w której mi
możesz pomóc. Otóż szkołą dla naszych ubogich chłopców na Valdocco władze
szkolne dotąd pozostawiłaby w spokoju, gdyż uczyli w niej nauczyciele gratis. Ale
w tym roku prowedytor szkolny zawiadomił nas, iż od 15 października każdą klasę
musi prowadzić nauczyciel dyplomowany. Ja nie mogę zdobyć tylu nauczycieli, ani
nie byłbym w stanie ich opłacić. Prosiłem, zatem ministra Coppino, aby jeszcze na
trzy lata zatwierdził dotychczasowych nauczycieli, a następnie, to jakoś zaradzimy.
Minister, jak się zdaje, odniósł się do tej sprawy życzliwie, ale mają ją odesłać do
departamentu szkolnego, któremu to przewodniczysz. Bądź, zatem łaskaw zrobić mi tę
przysługę, a raczej przysługę ubogim chłopcom i powiedz słówko na naszą korzyść,
a my będziemy się modlili o błogosławieństwo dla ciebie i twojej rodziny. Zrobisz mi
również wielką przysługę zaszczycając mnie kilkoma słowami odpowiedzi. Miej
wyrozumienie dla poufałości, z jaką ci piszę, a Bóg niech Cię obdarzy szczęściem
w tym i przyszłym życiu. Podczas gdy ja itd. Ksiądz Bosko
Widocznie pismo to odniosło dobry skutek, gdyż szkoły mogły postępować
nadal jak dotąd.
W styczniu 1878 roku Ksiądz Bosko bawiąc w Rzymie, zaryzykował pismo do
ministerstwa oświaty, które gdyby przyniosło pożądane rezultaty, byłoby uwolniło
Oratorium od sekatur na dalsze lata. Chodziło o to, by nauczyciele Oratorium nie
musieli mieć tytułów akademickich.
Eccellenza!
Przypuszczam, że Ekscelencja słyszał, że od 25 - ciu lat istnieją w Turynie tzw.
oratoria męskie, których jest cztery, gdzie młodzież opuszczona może się zabawić po
odbyciu swych praktyk religijnych. Ale z biegiem czasu okazało się, iż wielu z tych
chłopców potrzebuje stałej opieki i stąd otworzono dla nich na Valdocco pracownie,
a dla innych gimnazjum. Szkoły te były uważane zawsze, jako instytucje dobroczynne
i cieszyły się poparciem Ministerstwa Oświaty. Wychowawcami był dyrektor
Oratorium, wspomagany przez starszych wychowanków i osoby z miasta, które
pracowały darmo. Władze szkolne zostawiły nam w naczyniu zupełną wolność
i swobodę nie zważając na to, czy nauczyciele mają dyplomy, czy nie. Dopiero od
roku królewski prowedytor szkolny, uważając naszą szkołę za Publiczne Gimnazjum -
Konwikt, zażądał, w sposób zresztą bardzo delikatny, ażeby te szkoły dostosowały się
do wszystkich przepisów dotyczących szkolnictwa państwowego, a nauczyciele, żeby
mieli odpowiednie dyplomy. Wobec tego, że nie byłoby nas stać na opłacenie tylu
nauczycieli, cała ta szkoła byłaby w niebezpieczeństwie zamknięcia, z wielką szkodą
dla tej biednej młodzieży, która przecież okazuje wiele zdolności i ma ułatwione
270

28 Pages 271-280

▲back to top

28.1 Page 271

▲back to top
zapewnienie sobie dobrego stanowiska w życiu. Wobec tego ośmielam się prosić
Waszą Ekscelencję, by biorąc pod uwagę art. 251 prawodawstwa dotyczącego oświaty,
który zezwala, by rodzice, względnie ich zastępcy mogli kształcić swoje dzieci na
poziomie szkoły średniej bez żadnej interwencji państwowej, zwolnił osoby, które
uczą darmo w szkołach elementarnych i technicznych wg art. 359 od przedstawienia
dowodów ich zdolności. Po trzecie biorąc pod uwagę, to, co Ekscelencja powiedział
niedawno w Izbie Deputowanych, że pozostawia wszelką swobodę w nauczaniu, prosi
się o udzielenie Księdzu Bosko, dyrektorowi Oratorium św. Franciszka Salezego
pozwolenia na nauczanie ubogiej młodzieży na poziomie gimnazjalnym przez
nauczycieli nie mających dyplomów. Tu nie chodzi o korzyści prywatne, gdyż szkoły
są gratisowe, ale chodzi tylko o dobro ubogiej młodzieży. Pragnienie Waszej
Ekscelencji tyle razy wyrażone, by ułatwić kształcenie się młodych obywateli,
pozwala mi spodziewać się itd.
Ksiądz Bosko
W tymże czasie musiał on szukać poparcia u innych ministrów. Dopóki
ministrem oświaty był Coppino, Oratorium pozostawiono w spokoju, ale kiedy
w marcu 1877 roku odszedł i nastąpił po nim de Sanctis sprawy wzięły gorszy obrót.
Nie mniej, niż o uczniach gimnazjalnych myślał Ksiądz Bosko i o swoich
rzemieślnikach i chciał koniecznie ulepszyć ich pracownie. Wtedy wszystkie maszyny
poza drukarskimi, poruszały się siłą ramion, a więc z wielkim wysiłkiem, a z małym
stosunkowo rezultatem. Wielkim ulepszeniem, jak przewidywał, miało być
wprowadzenie energii hydraulicznej. Ksiądz Bosko postanowił, więc zwrócić się do
magistratu, ażeby doprowadzić do jego pracowni na Valdocco siłę wodną, o mocy 30
koni mechanicznych i polecił inżynierowi Spezia, aby postarał się o odpowiedni motor
dla Oratorium.
Niestety okazało się, że magistrat nie był przychylny tej prośbie, podając, jako
powód, iż wobec tego, że woda jest wykorzystana przez inne fabryki, do Oratorium
nie może być przydzielona. Nie pomogły żadne nalegania.
Szczęśliwy obrót wzięły pertraktacje z magistratem turyńskim w innych dwóch
sprawach. Plan regulacyjny Valdocco przewidywał przedłużenie ulicy Fiando tak,
że ta przechodziłaby środkiem ogrodu Oratorium oraz podwórze rzemieślników
w miejscu gdzie biegnie aleja, prowadząca do pomnika Dominika Savio. Ksiądz
Bosko bardzo był zaniepokojony tym projektem i stąd zwrócił się do burmistrza listem
z dnia 21 listopada, w którym zapewniając go, że nie jest zamiarem utrudniać
regulację miasta magistratowi, dodawał:
Niżej podpisany ogranicza się tylko do przedstawienia, iż przedłużenie ulicy
Fiando odetnie część ogrodu Oratorium i utrudni dostęp do niego. Prośba ta została
uwzględniona.
Były poza tym jeszcze inne projekty magistratu odnośnie do regulacji dzielnicy
Valdocco, które groziły zabraniem terenów, należących do Oratorium, ale temu
przeszkodziły przedstawione przez Księdza Bosko plany dalszej rozbudowy
Oratorium, jak je dziś widzimy.
271

28.2 Page 272

▲back to top
ROZDZIAŁ XIV
Od jednego do drugiego pontyfikatu
Wiele wybitnych osobistości zachęcało księdza Bosko, ażeby pojechał do
Rzymu dla wyjaśnienia różnych zarzutów, jakie na niego tam wpłynęły, a które mogły
mieć poważny wpływ na rozwój co dopiero organizującego się Zgromadzenia
Salezjańskiego. Mamy na myśli nieporozumienia z arcybiskupem turyńskim. Ta
podroż tak mało przyjemna ze względu na jej cel, była poprzedzona smutnymi
przeczuciami czy przewidzeniami, czy jak je tam chcemy nazwać. Przed swoim
wyjazdem dał Święty wyraźnie do zrozumienia, że Oratorium podczas jego
nieobecności będzie wystawione na ciężkie próby. Ksiądz Vacchina, który w owym
czasie uczył w pierwszej gimnazjalnej, przypomina sobie dokładnie, jak Ksiądz Bosko
powiedział na jednym ze słówek wieczornych: „W tym roku ze sceny tego świata
zejdą dwie wielkie osobistości, o czym cały świat będzie mówił, a także Oratorium
będzie nawiedzone przez śmierć”. Do Rzymu przyjechał 22 grudnia zatrzymawszy się
na dwa dni przedtem w La Spezia. Tym razem zamieszkał przy ulicy Tor da Specchi
i od tego czasu tak on, jak i inni salezjanie zawsze się tam zatrzymywali, będąc
w Rzymie. O tym miejscu chcemy powiedzieć kilka słów. Zasłużona Matka
Magdalena Galeffi, przełożona Oblatek, bardzo dbała o wykształcenie religijne swego
otoczenia, gorliwie rozszerzała wydawnictwa Księdza Bosko, a także obrazki,
medaliki, koronki, krzyże itp. Zarobek, jaki z tego miała, przekazywała Księdzu Bosko.
Tą sprzedażą zajmowała się aż do swojej śmierci. W ostatecznych obliczeniach
okazało się wtedy, iż pozostał po niej dług względem wydawnictw salezjańskich. Otóż
dla wyrównania tego długu, Ksiądz Bosko zaproponował, ażeby mu odstąpiono przy
ulicy Tor de Specchi, bez żadnego wynagrodzenia, kilka pokoi dla jego personelu.
Oblatki, których Przełożoną po matce Galeffi była matka Canonici, chętnie się na to
zgodziły, odstępując mu piętro w jednym z domów należących do klasztoru, pod
numerem 36, który już dzisiaj nie istnieje. Dzierżawa opiewała na 30 lat
z wykluczeniem możliwości podnajmu. Niech czytelnicy nie wyobrażają sobie,
że były to jakieś wyjątkowe apartamenty. Ciasna furtka prowadziła na jeszcze
ciaśniejsze schody, wiodące do pięciu ciasnych i niskich pokoi, gorących w lecie,
a tym przykrzejszych w zimie.
Pierwszy tydzień spędził Ksiądz Bosko na badaniu nastrojów między
kardynałami względem niego i na zbieraniu informacji odnośnie do stawianych mu
zarzutów. Poufnie pokazano mu kilka ważnych listów skierowanych do Piusa IX.
W jednym z nich oskarżano go, że wprost zmusza chłopców do zatrzymania się
w Zgromadzeniu bez wybadania, czy mają powołanie, czy nie. Owszem, że stawiało
272

28.3 Page 273

▲back to top
się ich w niemożliwości obrania sobie innego kierunku życia. W drugim oskarżano go,
że lekceważy święte kanony, wprost je depcząc, aby tylko powiększyć liczbę swoich.
W trzecim podkreślano, że u salezjanów nie ma żadnego porządku ani dyscypliny
i że w podwładnych wpaja się pogardę dla biskupów. Zorientowawszy się w sytuacji,
Święty zabrał się do przygotowywania obrony. Sekretarz całymi dniami pisywał listy
do tych, którzy, mogliby coś bliżej na ten temat mu powiedzieć. Przyjaciele Księdza
Bosko, którzy orientowali się, po co pojechał do Rzymu, posyłali mu sprawozdania
z różnych zebrań w Turynie, które mogły być dla niego interesujące. Dla Księdza
Bosko pracowali w Turynie O. Rostagno i ksiądz Bertagna, przygotowując mu
memoriały obronne z całym aparatem prawnym. Ksiądz Bertagna, wybitny profesor
teologii moralnej, późniejszy biskup sufragan w Turynie, tak pisał pod datą 2 stycznia
1878 r.: Wszystko jest już gotowe i będzie wysłane listem poleconym najpóźniej do
Trzech Króli. Będzie tam wzmianka także i o ostatnich publikacjach, słowem będzie
tam wszystko, co tylko było możliwe do zebrania. Serdeczne pozdrowienia ode mnie
i od wszystkich przyjaciół dla tego, który niezmordowanie pracuje dla dobra nas
wszystkich i przez wszystkich jest kochany. Ksiądz Bosko miał tyle do zrobienia,
że nie zabiegał zaraz po przyjeździe o posłuchanie u Papieża. Postarał się o nie
dopiero w połowie stycznia, o czym nawet nie wiedział jego sekretarz. Ksiądz Bosko
rozumiał dobrze, co to znaczy tempus tacendi. Sam milczał i chciał, by zachowano
milczenie w jego otoczeniu, ale działał intensywnie. Trzeciego stycznia tak pisze do
księdza Rua:
„Nasze milczenie i modlitwa przyczynią się do większej chwały Bożej, ale ja
nie pozostaję bezczynny. Życzliwość spotykam u wszystkich. Ogromnie dużo pracy.
Zdobyłem nowego sekretarza”. /był nim ksiądz Turchi, nauczyciel, bardzo oddany
Księdzu Bosko/. W kilka dni później znowu pisze: Nasze sprawy idą dobrze.
Kłopotów rożnych nie brak, ale są one wielce pożyteczne. Milczenie, modlitwa, ale
niczego się nie trzeba lękać.
A oto, co było podstawą, iż Ksiądz Bosko z nadzieją patrzył w przyszłość,
według tego, co pisze w połowie stycznia do księdza Rua: Możesz także poufnie
powiedzieć Kapitule, że nasze sprawy w Rzymie idą bardzo dobrze. Konsultor
Kongregacji Biskupów i Zakonników przestudiował już wszystkie zarzuty arcybiskupa
z konkluzją, że żaden się nie ostoi i że naszemu Zgromadzeniu nic nie można zarzucić.
A ja tymczasem przedstawiłem cały stos napastliwych listów. Wszyscy kardynałowie
są zafrapowani i zaskoczeni, nie wiedząc, co zadecydować. Lecz wszyscy stoją po
naszej stronie, pragnąc doprowadzić nasze sprawy do stanu normalnego i spokojnego,
Jeden tylko kardynał miał pewne zastrzeżenia, a tym był kardynał Ferrieri, prefekt
Kongregacji Biskupów i Zakonników, bardzo życzliwy arcybiskupowi Gastaldiemu,
z którym podzielał zapatrywania filozoficzne. Nie dawno rozmawiając ze swymi
podwładnymi wyraził się, że kiedy miałby rozmawiać z Księdzem Bosko, to musi
bardzo uważać, by ten nie podchwycił go na jakimś słowie. Na posłuchaniu u niego
był Ksiądz Bosko z początkiem Nowego Roku, po której to audiencji napisał mu list
uzupełniający, to, czego nie powiedział w czasie posłuchania. O przebiegu tej
273

28.4 Page 274

▲back to top
audiencji dowiadujemy się coś niecoś dopiero z listu pisanego w 1882 roku do księdza
Dalmazzo, ówczesnego prokuratora generalnego Zgromadzenia w Rzymie. Pisze tam:
Upływa już pięć lat, kiedy przyjął mnie na posłuchaniu kardynał Ferrieri i od tego
czasu mimo moich próśb i listów nie mogłem otrzymać ani posłuchania, ani
odpowiedzi. Na owej audiencji robił mi zarzut, jaki stawiał arcybiskup z Turynu,
że nie wymaga się u nas litterae testimoniales w przyjmowaniu do Zgromadzenia.
Odpowiedziałem, że się ich zawsze wymaga i tylko wtedy, gdy nam robi się trudności
w ich wystawieniu, posługiwałem się przywilejem udzielonym przez Stolicę św., na
mocy, którego mogłem je pominąć. Kto mógł udzielić podobnego przywileju? – pyta
wtedy podniecony kardynał. Ojciec święty – powiedziałem – chwalebnie nam
panujący Pius IX. Wszystko to jest przechowane w Kongregacji Biskupów
i Zakonników. Ja mam kopię. Od tej chwili kończy się ten przywilej i niech się Ksiądz
nie odważy posługiwać się nim na przyszłość. Ze swej strony nie wiem czy Prefekt
jakiejś Kongregacji może zawieszać jakiś przywilej formalnie udzielony. Jakkolwiek
jest, ograniczyłem się tylko do oświadczenia, że zastosuje się do jego zarządzeń
i rzeczywiście od tego czasu nie posługiwałem się już tym przywilejem. Dnia 8
stycznia, jak grom z jasnego nieba przyszła z Kwirynału wiadomość o chorobie
Wiktora Emanuela II, który nazajutrz zmarł. Ta żałoba, tak niespodziewana
wiadomość, zwróciła uwagę salezjanów w Oratorium na jedno zarządzenie Księdza
Bosko wydane z końcem 1877 roku. Od roku 1862 już w żadnym kościele
w Piemoncie nie był wspominany w modlitwach liturgicznych król Włoch, Wiktor
Emanuel. W pierwszej chwili niektórzy gorliwcy donosili to do urzędów, ale w 1863
roku minister Pisanelli oświadczył, iż to opuszczenie nie może podlegać sankcjom
karnym i prawnym. Także w Oratorium dostosowano się do tego. A tymczasem przed
wyjazdem swoim do Rzymu, Ksiądz Bosko bez podania racji zarządził, aby w czasie
błogosławieństwa odmawiano Cremus pro Rege. Ksiądz Lazzero na słówku
wieczornym nauczył wychowanków wersetu: Domine salvum fac regem nostrum
Victorium Emanuelem. Z tego zarządzenia Księdza Bosko wywnioskowano,
że przewidywał on, iż dusza króla wnet będzie potrzebowała szczególniejszego
miłosierdzia Bożego. Mamy jeden dokument świadczący o uczuciach Księdza Bosko
z tej okazji. A mianowicie list jego pisany do hrabiego Cays 12-tego stycznia,
z Rzymu: Znajduję się tu między tańcem a pogrzebem, jak mówi komedia. Bo
wszystko przygotowywało się do pogrzebu Papieża i do konklawe i powiadano,
że cały Kwirynał miał się przyoblec w żałobę. Lecz Bóg pomieszał szyki ludzkie. Bo
oto stan zdrowia Ojca św. polepszył się tak dalece, że obecnie można powiedzieć
czuje się dobrze jak na jego wiek. Odżywia się, przyjmuje na audiencje, żartuje.
Lekarze zapewniają, że z wiosną będzie mógł powrócić do swych przechadzek po
salach Watykanu. Natomiast żałoba Kwirynału posłużyła dla tych, którzy ją
przygotowywali dla Papieża. Mamy, więc powód do szczególnego podziękowania
Bogu. Król przyjmując ostatnie sakramenty święte, zapewnił sobie, jak ufamy
zbawienie duszy, a posłuży, jako groźna przestroga dla całej Europy widok króla w
sile wieku zstępującego w trzech dniach do grobu. Przyjmując ostatnie pociechy
274

28.5 Page 275

▲back to top
religijne uwolnił Kościół od prawdziwego kłopotu, w którym by się znalazł, gdyby
musiał odmówić pogrzebu i innych pociech religijnych. Opowiada się, że u kardynała
Wikariusza jest formalne odwołanie przeszłości z podpisem króla. To pewne,
że w ostatnich chwilach życia zażądał papieru i pióra, którego mu odmówiono
twierdząc, że w takiej chwili mogłoby mu to zaszkodzić. To wszystko, o czym
wspomina Ksiądz Bosko odnośnie do żałoby przygotowanej na dworze królewskim
z myślą o bliskiej śmierci Piusa IX, odpowiada zupełnej prawdzie. Zanim ostre
zapalenie płuc pozbawiło monarchy życia, obawiano się powszechnie śmierci
Piusa IX. Od września zdrowie jego pogarszało się tak dalece, że Wiktor Emanuel
wydał 31.12. zarządzenie przygotowań do żałoby po ewentualnej śmierci Papieża. Ale
oto w ciągu miesiąca Papież zaczął z wolna odzyskiwać siły tak, że obawy, co do jego
życia w Rzymie i na całym świecie na razie ustąpiły. Również fakt przywrócenia
audiencji pozwalał wróżyć lepsze nadzieje. Pogrzeb króla stał się okazją zagorzałych
polemik a nawet procesów przeciwko biskupom. Pomiędzy katolikami spotkało się
z krytyką postępowanie i wypowiedzi monsignora Gastaldi, jak to wskazują nam głosy
prywatnej korespondencji kapłanów Turynu; lecz prasa katolicka tym się nie
zajmowała z wyjątkiem, gdy pewien liberalny dziennik chciał zniesławić imię Księdza
Bosko. La Nazione, dziennik florencki w numerze z 1 lutego podał swym czytelnikom
wiadomość, że Ksiądz Bosko udał się do Rzymu właśnie celem „wyrażenia protestu
przeciwko postępowaniu arcybiskupa turyńskiego z okazji śmierci Wiktora Emanuela”.
Ta złośliwa wiadomość nie mało mogła Księdzu Bosko zaszkodzić, dlatego
opatrznościową uwagę umieścił L’ Oservatore Romano, który po zacytowaniu
artykułu gazety florenckiej na temat „celu, w jakim wybitny kapłan turyński, Ksiądz
Bosko udał się do Rzymu”, pisze – „Źródło i autorstwo powyższych uwag uwalniają
nas od oświadczenia, że są one wyssane z palca”. Ale Ksiądz Bosko miał rzeczy
ważniejsze do załatwienia, niż mu przypisywano. Prócz sprawy z arcybiskupem
turyńskim, chciał jeszcze załatwić sprawę przywilejów i tak pisał do O. Tosca:
Przesyłam kopię reskryptu przyznającego communicationem przywilejów
Redemptorystom i Oblatom... Oby jak najprędzej mógł ojciec uzyskać to dla nas!
Byłby na zawsze jednym z największych naszych dobrodziejów. A tymczasem
bałagan rośnie. Nowe publikacje w dziennikach, nowe suspensy, w Turynie wielkie
poruszenie. Niech Ojciec robi, co może, ażeby temu położyć kres, a my się
odwdzięczymy mu za wszystko modlitwami. Proszę mi pobłogosławić itd.
Dnia 11.01.1878 r.
W owych tez dniach nadchodziły z Oratorium wieści bardzo alarmujące.
Prefekt Oratorium pisał do księdza Berto: Powiedz Księdzu Bosko, aby jak najprędzej
przysłał swe błogosławieństwo dla całego Oratorium, gdyż odnosimy wrażenie,
iż choroby i śmierć założyły w nim swoją kwaterę. W kilka dni potem znowu tenże
pisze: W ciągu dwóch tygodni przeszło stu chłopaków musiało wyjechać do domu
z powodu choroby; do pierwszego lutego zmarło siedmiu, kilku jest umierających.
A 4 lutego pisze ksiądz Rua: O naszych wychowankach muszę podąć doprawdy jak
275

28.6 Page 276

▲back to top
najbardziej rozpaczliwe wiadomości, po śmierci Omodei, umarło jeszcze pięciu
innych w domach rodzinnych... Wczoraj umarł kleryk Arata w Lanzo, po czterech
dniach gwałtownej choroby. U nas też jeden jest w niebezpieczeństwie życia... Więcej
niż piąta część gimnazjalistów pojechała chora do domu; widzisz, zatem, że doprawdy
potrzebujemy modlitw. Módl się, zatem ty i poproś o to Księdza Bosko, choć to może
nie wypada. Piszę to tak w zaufaniu, gdyż ani chłopcy całego rzeczy stanu nie znają,
by nie alarmować ich oraz ich rodziców. Na te tak alarmujące wieści Ksiądz Bosko nie
pozostał obojętny i zaraz napisał do księdza Rua: Biorę żywy udział w klęsce, jaka
spotkała Valdocco, ale za wszystko dziękujmy Bogu za to, co dobre i za to co przykre.
Ja ze swej strony każdego dnia zrobię szczególne memento we Mszy św. w naszej
intencji. To samo niech uczynią kapłani w Oratorium, wychowankowie niech
przystąpią do Komunii św.... a po modlitwach wieczornych niech się odmawia Salve
Regina… i Pater noster… do Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie przez dwa
tygodnie. Poproszę tez Ojca św. o szczególniejsze błogosławieństwo...Ty odwiedzając
naszych drogich chorych, pozdrów ich ode mnie i powiedz, że modlę się w ich intencji
we Mszy św. I z całego serca ślę im swe ojcowskie błogosławieństwo...
I rzeczywiście, koło połowy lutego liczba chorych poważnie się zaczęła zmniejszać.
Zdaje się, że była to epidemia tyfoidalna.
Do 24 stycznia Ksiądz Bosko jeszcze nie mógł dostać się do Papieża, mimo, ·że
o to nalegał, tym bardziej, iż przeczuwał, że dni Piusa IX są już policzone. Przy czym
bolało go też bardzo to, iż Pius IX cierpiał z jego powodu. Ponowił swoje nalegania
dwa razy u mistrza dworu, ale zawsze nadaremnie; kręcił się koło Watykanu
w nadziei, że się spotka z kimś, kto mu ułatwi otrzymanie audiencji. Także Pius IX
oczekiwał go i doszło do wiadomości Księdza Bosko, że ten kilkakrotnie się żalił:
Wiem, że Ksiądz Bosko jest w Rzymie, a nawet nie raczy mnie odwiedzić, a przecież
mam mu do powiedzenia ważne rzeczy. Przecież ja go tak źle nie traktowałem! Och,
ja się lepiej do niego odnosiłem! Ksiądz Bosko przedstawił swoje zmartwienie
kardynałowi Oreglia. Kardynał wziął sobie to do serca i zorientowawszy się, że tu
chodzi o jakąś intrygę, przedstawił całą rzecz Papieżowi i zrobił wyrzuty Mistrzowi
Dworu; ale wszystko nadaremnie. A przecież tenże Prałat, wspomniany mistrz dworu
zawdzięczał swoje stanowisko właśnie Księdzu Bosko... Koniec końcem stało się,
że Ksiądz Bosko już nie zobaczył Anielskiego Papieża za jego życia.
Stąd widać, jakich przeciwników miał Ksiądz Bosko w Watykanie. Ale miał na
to inne dowody. Arcybiskup z Sewilli, monsignor Joachim Luch y Garriga, prosił go
o otwarcie domu salezjańskiego w jego diecezji. Ksiądz Bosko odpowiedział,
że bardzo chętnie, jeżeli wyrobi mu u Kongregacji Biskupów i Zakonników przywilej
komunikacji przywilejów. O, to rzecz bardzo łatwa – odpowiedział prałat. No, niech
Ekscelencja nie uważa tego znowu za tak łatwe. Zobaczymy, zobaczymy… Ja
w jednej chwili uzyskam to, o co chodzi. Przyszedłszy do kardynała Ferrieri, biskup
zaczął rozmowę z całą pewnością siebie. Ale kardynał uciął wywody jednym słowem:
Nie! – i odwrócił się do biskupa plecami. Tenże sam kardynał powiedział swego czasu
276

28.7 Page 277

▲back to top
do Ojca św. Santita!. Jeżeli chcą przyznać przywileje Księdzu Bosko, to niech
poczekają do mojej śmierci.
Niemożliwość bezpośredniego zetknięcia się z tym kardynałem, jako Prefektem
Kongregacji Biskupów i Zakonników, utrudniała bardzo Księdzu Bosko pozycję
w Rzymie. Ostatni kalendarz diecezjalny Turynu powtarzał stare i dodawał nowe
dyspozycje na niekorzyść Zgromadzenia. Pewne pociągnięcia świeżej daty obniżyły
prestiż salezjanów w oczach kleru archidiecezjalnego. Od sześciu miesięcy ksiądz
Lazzero był suspendowany; nie utraciły nic na swym znaczeniu biskupie pogróżki
suspensy dla samego Księdza Bosko. Wobec tego czuł się on zmuszony zwrócić się
z memoriałem, a raczej prośbą do kardynała Bianchi, sekretarza Kongregacji,
załączając odpowiednie allegaty:
Eccelenza Rev. ma!
Z wielką przykrością przychodzi mi donieść Waszej Ekscelencji, iż arcybiskup
turyński nie przestaje wydawać dyspozycji, które - jeżeli są ciężarem dla wszystkich
zgromadzeń zakonnych - to tym bardziej są uciążliwe dla naszego Zgromadzenia,
dopiero przecież początkującego. Stolica święta zabroniła temu prałatowi podawać do
publicznej wiadomości obecne nasze nieporozumienie, a tymczasem on ogłasza je
w swoich listach pasterskich. W tym roku potwierdzą dawne dekrety i dodaje nowe,
przez które chce wedrzeć się do wewnętrznej administracji domów zakonnych
i pozbawić je drogocennej autonomii, jaką im przyznała Stolica święta. /załącza się
autentyczne kopie/... Pod datą 12 stycznia wydał list pasterski, który odczytać mieli
proboszczowie. Wszyscy w tym liście dopatrują się dwóch wyraźnych aluzji pod
adresem Zgromadzenia Salezjańskiego, a mianowicie:, że się gwałtem wciąga naszych
wychowanków do zakonu, a drugą, że arcybiskup zachęcając proboszczów,
by posyłali młodzieńców z dobrą wolą do seminariów, żadnego z naszych zakładów
miedzy nimi nie wymienia, a tymczasem – trzy czwarte obecnego kleru diecezjalnego
w diecezji turyńskiej wyszło z naszych domów. A ponoć są jeszcze gotowe inne
publikacje w tym duchu, co już ogłoszono, mające być podane do ogólnej wiadomości.
Przedstawiając z największym uszanowaniem powyższe rzeczy, co uważam za
swój święty obowiązek, wnoszę gorącą prośbę do Waszej Ekscelencji, a przez niego
do Kardynała Prefekta, żeby raczyli swoją powagą unieważnić wspomnianą suspensę
od sześciu miesięcy, jaka spotkała księdza Lazzero, dyrektora naszego domu
macierzystego w Turynie, a równocześnie, by przestano odrzucać stale podania
o udzielenie święceń klerykom, byśmy w ten sposób mogli zaradzić ogólnemu
brakowi kleru; wreszcie, by pogróżki suspensy na głównego przełożonego
Zgromadzenia Salezjańskiego zostały odwołane. Ta interwencja jest niezbędna, żeby
nareszcie zapanował spokój u salezjanów, którzy niczego innego nie pragną, jak tylko
pracować na większą chwałę Bożą.
Rzym, 04.02.1878 r.
277

28.8 Page 278

▲back to top
Tymczasem śmierć Piusa IX wstrzymała na dłuższy czas normalne
funkcjonowanie dykasterii watykańskich. Różowe nadzieje powrotu do zdrowia
Papieża, zwłaszcza, gdy zaczął udzielać audiencji i przyjął 2 lutego proboszczów
rzymskich i przedstawicieli zakonów z okazji ofiarowania mu świec, prędko znikły.
Modlitwy wznoszone w jego intencji przez niewinne dzieci i wszystkich wiernych,
miały już mu tylko towarzyszyć w drodze do wieczności. W nocy na siódmy lutego
choroba gwałtownie się wzmogła. Rano przyjął Ojciec święty ostatnie sakramenty
i przy odgłosie dzwonów na wieczorny Anioł Pański, 7 lutego wielki, sędziwy Papież
zasnął w Panu, dokładnie o tej godzinie, jaką przewidział Ksiądz Bosko siódmego
lutego poprzedniego roku. Do ostatnich chwil życia ten kochany Papież wspominał
Księdza Bosko. Mimo wszystkich nieprzyjemności, jakie ustawicznie niepokoiły
Księdza Bosko w Rzymie, miał on 29 stycznia, w uroczystość św. Franciszka
Salezego konferencję do Pomocników Salezjańskich, na której był obecny kardynał
Wikariusz Monaco Lavalletta. Otóż w kilka dni potem Papież chciał mieć dokładne
relacje od tegoż kardynała o tej konferencji i z przyjemnością jej słuchał. Prawie we
wigilie swojej śmierci rozmawiał znowu o Księdzu Bosko z kardynałem Simeoni,
sekretarzem stanu i tak się wyraził o Świętym: Och, Ksiądz Bosko, to jest człowiek,
który działa wiele dobrego, to jest człowiek nadzwyczajny. Ja go bardzo cenię i mu
bardzo dobrze życzę. Ale na misje wysyła on ludzi zbyt młodych i boję się, żeby jego
misje nie skończyły się jak te.... Wiemy, że obawy płynące z dobrego serca Papieża
nie sprawdziły się. Ale też możemy być pewni, że nie były one wyrazem jego
osobistego przekonania, ale tylko skutkiem insynuacji tych, którzy chcieli
zdyskredytować u niego misje salezjańskie, by ich tak nie popierał.
W tenże sam wieczór śmierci Papieża napisał Ksiądz Bosko te pamiętne słowa
do biskupa elekta Aosty Rosaz: Dziś po południu zgasła, niezrównana w swym blasku,
gwiazda Kościoła, św. Pius IX. Z dzienników dowie się Ekscelencja szczegółów.
W Rzymie panuje ogólna konsternacja i mam wrażenie, że tak jest w całym świecie...
Na pewno w niedługim czasie będzie on wyniesiony na ołtarze. I rzeczywiście już
w marcu zaczęły napływać listy od katolików o beatyfikację, co dopiero zmarłego
Papieża. A św. Pius X zgodził się, ażeby proces beatyfikacyjny został wszczęty.
Ciekawy szczegół nieprzytoczony nawet przez dziennikarzy, wspomina ksiądz Berto,
a potwierdza go, Ksiądz Bosko. Otóż około godziny piątej i trzy kwadranse tegoż
wieczoru Ksiądz Bosko i jego sekretarz schodzili z Kapitolu, gdy naraz owe wilki,
które dla upamiętnienia starej legendy są chowane na tymże pagórku przez magistrat
rzymski, zaczęły gwałtownie wyć przez przeszło pięć minut i to tak smutnie,
że przechodnie zatrzymywali się, a jeden pan w pobliżu przechodzący zawołał:
Płaczcie, płaczcie, słusznie, wszak umarł nasz Ojciec Święty! I rzeczywiście, napisał
potem Ksiądz Bosko na marginesie pamiętników księdza Berto, umarł Papież
dokładnie w tym czasie, jak to potem stwierdzono. Papieża, którego Ksiądz Bosko nie
mógł oglądać w ostatnich dniach jego życia, mógł oglądać teraz, na marach przez
cztery dni od 10 do 13 lutego, wystawionego w kaplicy Najświętszego Sakramentu,
według dawnego zwyczaju ze stopami wysuniętymi poza kratę zamykającą kaplicę.
278

28.9 Page 279

▲back to top
Tłumy ludu cisnęły się, by ucałować stopy wielkiego Papieża. Między nimi był także
Ksiądz Bosko i jego sekretarz. Ksiądz Bosko odszedł z sercem pełnym wzruszenia,
które wzmogło się jeszcze bardziej, gdy wrócił do swego pokoju. Powodem tego był
dziwny zbieg okoliczności. Dnia 27 stycznia, nie mogąc dostać posłuchania, Ksiądz
Bosko napisał prośbę do Ojca świętego o odznaczenie papieskie dla swoich wybitnych
dobrodziejów. I otóż wróciwszy, na biurku w swoim pokoju znalazł właśnie
odpowiedź na to pismo, które przyznawało hrabiemu Prospero Belbo odznakę
komandora św. Grzegorza. Był to ostatni wyraz przywiązania Piusa IX do Księdza
Bosko.
Z chwilą śmierci Papieża skończyła się władza sekretarza stanu, a zarząd Kurii
Rzymskiej objął kardynał Pecci, Kamerling Świętego Rzymskiego Kościoła.
Podczas dziewięciu dni poprzedzających pogrzeb Papieża, największą
reokupację świętego Kolegium było przygotowanie konklawe. Chodziło o to, czy
wyborcy będą mogli zebrać się w Rzymie, czy wybór będzie mógł odbyć się
swobodnie i spokojnie bez manifestacji ulicznych, bez zewnętrznych presji.
Wyczuwało się pewien nacisk na rząd włoski, ażeby wbrew prawom gwarancyjnym
utrudniał wybór Papieża. Po miastach dały się już słyszeć okrzyki tłumu: Abbaso le
gusrantiggie! Oczywiście, iż rząd był zaniepokojony. I tak pod datą 13 lutego Gazeta
Capthiale pisała w artykule pt.: „Obawy ministerialne” i „Jeżeli mamy wierzyć
pozorom, to ministerstwa przeżywały godziny wielkich niepokojów. Obawiano się
mianowicie, żeby między kardynałami nie przeważył zamiar odbycia konklawe poza
Rzymem. Ewentualność tę rozpatrywano ze strachem, uważając ją za nieszczęście nie
do naprawienia”. W tymże samym dniu inna gazeta pod tytułem „Konklawe
a parlament” pisała: Nie ma, co dużo dyskutować na temat obecnej sytuacji. Jest ona
poważana sama przez się, ale mogłaby stać się jeszcze groźniejsza, gdyby popełniono
najmniejszą nieroztropność. Dzisiaj, właśnie, dlatego, że jest dzisiaj, naszym
największym interesem jest, aby Konklawe odbyło się w Rzymie i to nie tylko przy
zachowaniu całkowitego porządku, ale wśród takiego spokoju, by wszelkim
fanatykom odjąć pretekst podtrzymywania tego, iż lepiej byłoby ażeby kardynałowie
wyszli z Rzymu.
W tych dniach tak gorących i niepewnych działalność Księdza Bosko okazała
się drogocenna. Otrzymał on oficjalne upoważnienie, by zbadał nastawienie w sferach
rządowych. Myśl tę poparł kardynał Pecci.
Poszedł, więc Ksiądz Bosko do ministra Stanisława Mancini, który stał na czele
ministerstwa sprawiedliwości i kultu. Ale ten przyjął go w sposób tak ordynarny,
że nawet nie raczył obrócić się twarzą do Księdza, który stał w jego gabinecie
z kapeluszem w ręce. Na pełne uszanowania pytania Księdza Bosko, dawał
odpowiedzi suche, rzec można ironiczne i pogardliwe, tak, iż Ksiądz Bosko odchodząc
uznał za stosowne odezwać się do niego z całym spokojem: Proszę pana, jeśli już nie,
co innego, to niechże pan ma przynajmniej trochę względu na tych, którzy mnie
przysłali.
279

28.10 Page 280

▲back to top
Ale głównym zadaniem Księdza Bosko było pertraktować z ministrem spraw
wewnętrznych panem Crispi. Pierwsze spotkanie w jego gabinecie było mało
zachęcające. Kiedy Ksiądz Bosko wszedł, on ziewał rozwalony na fotelu, z nogą na
nodze, z papierosem w ustach. Ksiądz Bosko stanął przed nim, minister ani się nie
ruszył.
Kto Ksiądz jest? – spytał z przekąsem.
Jestem Ksiądz Bosko.
Czego Ksiądz chce ode mnie?
Przychodzę zapytać się, czy rząd zamierza zapewnić wolność konklawe?
A któż Ksiądz jest, żeby mi stawiał takie pytania? Jakie Ksiądz ma
upoważnienie?
Mam zanieść odpowiedz kardynałowi kamerlingowi.
No, dobrze rząd spełni swój obowiązek – odpowiedział sucho.
A co pan minister rozumie przez ten wyraz „obowiązek”?
Ależ koniec końcem, od kogo Ksiądz jest upoważniony, by mi natarczywie
stawiać te pytania?
Lepiej niech pan nie pyta o to – odpowiedział spokojnie Ksiądz Bosko. Ja tylko
chcę mieć rychłą odpowiedź. Jeżeli rząd nie zamierza zapewnić konklawe pełnej
i absolutnej wolności, to potrzeba, żebym ja to wiedział zaraz. Kardynałowie chcą bez
zwłoki w tej sprawie zadecydować. Zresztą już w tym względzie jest wszystko
ustalone. W razie, czego konklawe zbierze się niezawodnie w Wenecji albo
w Wiedniu lub w Awignonie zależy od okoliczności. Ale pozwolę sobie zauważyć, że
jest w interesie Waszej Ekscelencji i rządu, ażeby Papież został wybrany w Rzymie.
Niech panowie nie zapominają o prawach gwarancyjnych i że mocarstwa europejskie
bacznie śledzą rozwój wypadków, które interesują cały świat. Crispi zamyślił się
bardzo poważnie przez chwilę, a wreszcie wstawszy, podał rękę Księdzu Bosko,
mówiąc: Proszę z mej strony zapewnić Kardynałów, że Rząd uszanuje i każe
uszanować Konklawe i porządek publiczny nie zostanie w najmniejszej mierze
zakłócony To rzekłszy usiadł i zaprosił Księdza Bosko do zajęcia miejsca. A więc
Ksiądz, to jest Ksiądz Bosko, ciągnął dalej. Rozmowa zeszła na Turyn i Oratorium na
Valdocco. Znał on Oratorium już od roku 1852, kiedy to zajmował małe mieszkanie
o dwóch czy trzech pokoikach przy ulicy Delle Orfane koło Consolaty i w tymże
w kościele często się modlił. Przywoławszy sobie te dawne przeżycia na pamięć,
spytał: Czy Ksiądz nie przypomina sobie, że ja czasem przychodziłem do niego do
Oratorium spowiadać się? Już nie przypominam sobie odrzekł z uśmiechem Ksiądz
Bosko, ale - jeśliby pan sobie życzył, to jestem gotów zaraz mu służyć. Pewno, że
dobrze by mi to zrobiło – przytaknął minister dowcipkując niby na słowie, jakie mu
się wymknęło.
I wspominał dawne czasy, kiedy to przychodził do Świętego porozmawiać
z nim, szukać u niego pociechy i pomocy - i to nie tylko tej słownej. Przyznał, iż
wtedy jednak nie miał tylu zmartwień, co obecnie... No tak, ale wtedy miałem wiarę –
dodał – dziś jej nie mam. Rozmowa przeszła następnie na temat rozwoju dzieł Księdza
280

29 Pages 281-290

▲back to top

29.1 Page 281

▲back to top
Bosko i na trudności, jakie ministerstwo miało w prowadzeniu domów poprawczych.
Rozmowa na ten temat była długa. Minister wyraził życzenie, że może by nieźle było,
gdyby te domy oddać pod opiekę ludzi wychowanych w Oratorium. Ksiądz Bosko
zdawał sobie dobrze sprawę, że to jest myśl utopijna, pozwalał jednak ministrowi
wypowiedzieć się. Ten na końcu prosił go, by mu przesłał szkic regulaminu takich
zakładów, jak w Turynie... Rozmowa nie mogła zakończyć się w lepszym nastroju.
Niezwłocznie po tej rozmowie, Ksiądz Bosko zdał sprawę ze swej misji
w Watykanie. Rezultaty jej uznano za zadawalające. Minister dotrzymał słowa. Jakby
za machnięciem różdżki czarodziejskiej ucichły naraz wszelkie awantury po miastach.
W owych dniach zależało Księdzu Bosko na rozmowie z kardynałem Simeoni,
sekretarzem stanu, więc chodził po salach watykańskich, gdzie wrzały gorączkowe
przygotowania do konklawe. Uprzednio, kiedy konklawiści zbierali się w Kwirynale,
sprawa była łatwiejsza, ale obecnie trzeba było odbyć je w Watykanie. Wiele
napotykano trudności z przygotowaniem miejsca na 400 osób. Samych kardynałów
elektorów było 76-ściu. Pracami kierował kardynał kamerling, Joachim Pecci. Otóż
raz na pewnym zakręcie klatki schodowej, Ksiądz Bosko ze swym przewodnikiem
natknęli się na jakiegoś Prałata, na widok, którego przewodnik odezwał się: A oto
mamy przed sobą kardynała kamerlinga, Eminencję Pecci. Święty spojrzał na
Purpurata i podchodząc do niego, z akcentem pewnej poufałości powiedział:
Eminencja pozwoli, że ucałuję mu rękę. A któż Ksiądz jest, co podchodzi do
mnie z taką śmiałością? Jestem un povero prete, taki sobie zwykły Ksiądz, który
całując rękę Waszej Eminencji modli się pełen ufności, że za kilka dni będzie mu
danym ucałować jego stopy. Tylko proszę się zastanowić nad tym, co czynicie,
zabraniam Księdzu modlić się w tej intencji. Dostojność Wasza nie może mi zabronić
prosić Boga o to, co Mu się /Bogu/ podoba. Jeżeli Ksiądz będzie się modlił o to, to
czekają go kary kościelne. Na razie jeszcze Eminencja nie ma władzy rzucać klątwy,
a kiedy ją będzie miał, to wtedy potrafię ją uszanować. Ależ, kto Ksiądz jest,
że ośmiela się mówić te rzeczy z takim autorytetem. Jestem Ksiądz Bosko. Na miłość
Boską... tylko o tym niech Ksiądz nie mówi. Teraz jest czas na działanie, a nie na
żarty... To rzekłszy, Kardynał, poszedł dalej ze swymi sprawami.
Wiemy, że to, co Ksiądz Bosko powiedział, spełniło się. Konklawe zaczęło się
19 lutego, a już 20-tego kardynał Pecci został wybrany Papieżem i przyjął imię Leona
XIII, czcząc pamięć swego poprzednika Leona XII, którego wielce poważał. Wybór
ten został przyjęty z wielkim uznaniem tak przyjaciół jak i nieprzyjaciół Kościoła.
W tym samym dniu Ksiądz Bosko skierował do nowego Namiestnika Jezusa
Chrystusa następujące pismo hołdownicze:
Beatissimo Padre!
Nadzwyczajny wybór waszej Świątobliwości na Głowę Kościoła napełnił
radością cały świat katolicki. Do uczuć radości tylu przybranych jego dzieci i to
ze szczególniejszą czcią i przywiązaniem dołączają się salezjanie, czyli zakonnicy
281

29.2 Page 282

▲back to top
Towarzystwa św. Franciszka Salezego. Myśl założenia tego Zgromadzenia podsunął
czcigodnej pamięci Pius IX, on też nim kierował i je zatwierdził. Ale to Zgromadzenie,
aby mogło się skonsolidować i nadal pracować na większą chwałę Bożą, potrzebuje
teraz nie mniej protekcji Waszej Świątobliwości. Wszyscy wtedy salezjanie złączeni
jednym sercem i jedną duszą ścielą się u stóp Waszej Świątobliwości, czcząc w Nim
następcę św. Piotra, Najwyższą Głowę Kościoła, Wikariusza Jezusa Chrystusa. Tak
salezjanie, jak i ich młodzież z synowską miłością ofiarują Mu swe trudy, prace, swe
mienie, owszem życie tak w Europie jak i w krajach misyjnych, jeśliby Wasza
Świątobliwość raczył się nimi posłużyć. Z najgłębszą czcią i przywiązaniem proszę o
apostolskie błogosławieństwo, podczas gdy w imieniu ich wszystkich mam
niezrównany zaszczyt po raz pierwszy uklęknąć u stóp Waszej Świątobliwości.
Affezionatissimo, obligatissimo figliuolo sac Giovanni Bosco Rettor Maggiore
dei Salesiani, delle Congregazione Salesiana.
Rzym, 21 lutego 1878 r.
W sobotę, 23 lutego, Leon XIII udzielał po raz pierwszy audiencji wielkiej
rzeszy Francuzów, przybyłych w pielgrzymce do grobu Piusa IX i do stóp jego
Następcy. Zebrali się oni w skrzydle zachodnim, ale równocześnie i w innych salach
było dużo osób dopuszczonych do oglądania Ojca świętego. Był między nimi i Ksiądz
Bosko ze swoim sekretarzem. Papież wyszedł ze świtą z apartamentów Sekretarza
Stanu. Kiedy doszedł do Księdza Bosko, Monsignor Cafaldi, tymczasowy mistrz
dworu i ceremoniarz papieski, odezwał się: Nie wiem, czy Wasza Świątobliwość zna
Księdza Bosko?...A wtedy Papież: A któżby to nie znał Księdza Bosko; Słyszałem,
że Ksiądz chce otworzyć swój zakład także tutaj... Zależy od Waszej Świątobliwości –
odrzekł na to Ksiądz Bosko. Tak, tak, pewnie, pewnie – przyznał Ojciec św., któremu
Ksiądz Bosko w kilku słowach wyraził swój hołd w imieniu całego Zgromadzenia,
prosząc dla wszystkich o szczególne błogosławieństwo.
Zdaje się, że nowy Papież po raz pierwszy spotkał się z synami Księdza Bosko
w Ariccia, latem roku 1877. Było to po południu, kiedy wszedł do ich ubogiego
mieszkania jakiś Prałat bardzo szczupły i blady. Wszyscy poznali zaraz kardynała
Pecci, który do tamtej okolicy przyjeżdżał na letnisko. Było to dla nich zaszczytem
i radością, a równocześnie pewnym zakłopotaniem. Kardynał bardzo grzecznie
odezwał się: Moi drodzy salezjanie, bardzo mi się chce pić. Nie macie tu wody?
I doprawdy nie mieli nic innego jak tylko świeżą wodę i trochę cukru.
Niespodziewany gość i tym się zadowolił. A wypytawszy, jak się im powodzi
i podziękowawszy za przysługę, poszedł dalej.
Mimo życzliwych słów, z jakimi zwrócił się do Księdza Bosko w czasie owej
publicznej audiencji, pewną jest rzeczą, że w pierwszych dniach swego pontyfikatu
nowy Papież był uprzedzony do niego do tego stopnia, że nie spieszył się z przyjęciem
go na prywatne posłuchanie. Biskup Manacorda kilka razy nawiązywał rozmowę na
temat Świętego, ale skoro tylko wymienił Księdza Bosko, Ojciec święty zaraz
zmieniał temat rozmowy, wychwalając Józefa Cottolengo i stwierdzając, że to był
282

29.3 Page 283

▲back to top
doprawdy Mąż Święty. Biskup wtedy zwracał uwagę, że świętość ma u rożnych osób
rożne aspekty, wedle tego, jaką misję zawierzyła mu Opatrzność. Niektórzy
wyróżniają się duchem gorliwości w głoszeniu słowa Bożego, inni mądrością, wiedzą,
jeszcze inni pokutą heroiczną i pogardą bogactw itd. Cottolengo wyróżniał się swoim
bezgranicznym zdaniem się na Opatrzność Bożą. Ksiądz Bosko stara się najpierw
wyczerpać wszystkie środki ludzkie do osiągnięcia swoich celów i dopiero potem
zdaje się ślepo na Opatrzność.
I trzeba było trochę czasu, aby rozproszyć te uprzedzenia u Papieża, powstałe
pod wpływem innych. Ale w końcu udało się je zniwelować. Prawdziwa cnota, czy
prędzej czy później utoruje sobie drogę.
Leon XIII zorientował się, kim jest Ksiądz Bosko z drugiego listu, jaki ten mu
przesłał. Opowiada o tym były wychowanek, ksiądz Jan Turchi, mieszkający
w Rzymie, jako pedagog u hrabstwa Mirafiori. Otóż, kiedy przyszedł do Księdza
Bosko, zastał go przy pisaniu jakiegoś długiego listu; a wtedy Święty odezwał się do
niego: Zaczekaj aż skończę, bo pisze właśnie do Papieża de modo tenendi w obecnych
czasach. Ksiądz Turchi jednak nie mógł zorientować się, czy to pismo było
skierowane bezpośrednio do Papieża, czy do jakiejś Komisji kardynalskiej. A oto treść
tego dokumentu, którego skrót ksiądz Berto znalazł miedzy autografami Księdza
Bosko.
Pokorny sługa Boży, który tyle razy przesyłał papieżowi Piusowi IX
wiadomości, jakie uważał, że pochodzą od Boga, pragnie i teraz pokornie
zakomunikować Waszej Świątobliwości Leonowi XIII niektóre rzeczy, które zdaje się
mogą mieć wielkie znaczenie dla Kościoła. Mówi głos: chce się zburzyć fundamenty
sanktuarium, rozwalić mur i przedmurze i tak wywołać zamieszanie w mieście i na
Syjonie. Nie uda im się to, ale spowodują wiele nieszczęść. Do Najwyższego Sternika
Kościoła na ziemi należy zapobiec temu i naprawić szkody, jakie czynią nieprzyjaciele.
Początkiem zła jest brak pracowników ewangelicznych. Trudno spodziewać się,
lewitów ze sfer pędzących życie wygodne, a więc niech ich się szuka wśród łopat i
młotów bez względu na wiek i pochodzenie. Należy ich zbierać
i kształcić, aż będą zdatni przynosić owoce, jakich ludy oczekują. Jakikolwiek wysiłek,
jakakolwiek ofiara na ten cel, to wszystko jest mało w porównaniu do zła, któremu
można w ten sposób przeszkodzić i dobra, jakie można przez to uzyskać. Członków
klasztorów, którzy dzisiaj żyją rozproszeni należy na powrót zgromadzić.
A jeśli z nich nie można uformować 10 klasztorów, to niech się zorganizuje jeden, ale
z zachowaniem ścisłej karności. Synowie świata pociągnięci blaskiem obserwancji
zakonnej, przyjdą powiększyć liczbę synów modlitwy i kontemplacji. Nowe rodziny
zakonne powstaną pod wpływem potrzeby czasu.
Silną wiarą, ich działalnością zewnętrzną da się zwalczyć idee, które widzą
w człowieku tylko materię. Tacy pogardzają tymi, którzy się modlą i rozmyślają, ale
w końcu będą zmuszeni uznać tę działalność naszych zakonów, której sami będą
świadkami. Te nowe zakony potrzebują pomocy, podtrzymania i życzliwości ze strony
tych, których Duch Święty postanowił, by rządzili i kierowali Kościołem Bożym.
283

29.4 Page 284

▲back to top
Trzeba, zatem zapamiętać; popierać i pielęgnować powołania kapłańskie, zgromadzić
zakonników rozproszonych i przywrócić wśród nich ścisłą karność zakonną, pomagać
nowym kongregacjom i kierować nimi, a wtedy nie zabraknie pracowników
ewangelicznych dla diecezji, dla zakonów i dla misji.
Trzecim pismem do Ojca świętego, Ksiądz Bosko prosił o zatwierdzenie
formuły błogosławieństwa Najświętszej Maryi Wspomożycielki. List w tej sprawie,
chociaż pisany w Rzymie, datowany jest z Turynu:
Beatissimo Padre!
W obecnych smutnych czasach zdaje się, że Pan Bóg chce w szczególny sposób
wsławić swą Najświętszą Rodzicielkę pod tytułem Maria Auxilium Christianorum. Na
dowód tego mogą służyć nadzwyczajne łaski udzielone przez Nią na skutek
błogosławieństwa z wezwaniem jej pod tym tytułem. Błogosławieństwo to jest
udzielane w rożnych miejscach, a zwłaszcza w świątyni Maryi Wspomożycielki
w Turynie. Ażeby formuła takiego błogosławieństwa była stała i w duchu Kościoła,
Ksiądz Jan Bosko, rektor wspomnianej świątyni i arcybractwa tamże założonego,
pokornie prosi, by załączona formuła była wzięta do rozpatrzenia, w razie potrzeby
poprawiona, a następnie zatwierdzona, ażeby można się nią posługiwać przy
udzielaniu wspomnianego błogosławieństwa Maryi Wspomożycielki w świątyni Jej
poświęconej w Turynie.
Tam napływają stale rzesze wiernych, prosząc o to błogosławieństwo z wielką
korzyścią dla swojej duszy a także i ciała. Formuła tego błogosławieństwa składa się
z modlitw już zatwierdzonych przez liturgię, które się tu załącza na większą chwałę
Bożą i Najświętszej Maryi Panny. –
Turyn, 10.03.1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
Formuła błogosławieństwa została zatwierdzona przez Kongregacje Rytów
18 maja, ale odnośny reskrypt otrzymał Ksiądz Bosko dopiero w połowie grudnia. Jest
to formuła błogosławieństwa, które dzisiaj znajduje się w dodatku Rituale Romanum.
Do nowego Papieża starał się Święty zbliżyć przynajmniej przez pisma, skoro
nie mógł stanąć przed nim osobiście. Jedni obawiali się, że poruszy znowu sprawę
Koncepcjonistów, drudzy, że będzie chciał pozyskać sobie Papieża w sporze
z turyńskim arcybiskupem, tym bardziej, że w owym czasie zjawił się tenże wraz ze
swoim sekretarzem i zamieszkał u Rosminianów, gdzie również zatrzymał się
kardynał Hohenlohe, jego wielki przyjaciel. Z nimi trzymał dawny mistrz dworu, który
został zatwierdzony na swym dotychczasowym urzędzie. Ten doprawdy osobiście nie
miał żadnych racji robić trudności Księdzu Bosko, który w roku 1867 przywrócił go
do łaski u Piusa IX, nie bardzo mu wtedy przychylnego. Dopiero, gdy otrzymał tak
ważne stanowisko w Watykanie, Święty mógł się przekonać o jego wartości moralnej.
Ale na to już nie było rady i musiał ponosić konsekwencje swojej życzliwości.
284

29.5 Page 285

▲back to top
W tych też dniach miał miejsce ciekawy epizod z owym mistrzem dworu, który
na żaden sposób nie chciał się spotkać oko w oko z Księdzem Bosko. A tymczasem
pewnego poranka Święty przyszedł do kościoła przy ulicy Tor de’Specchi odprawić
Mszę świętą, a równocześnie w konwencie zjawił się ów pan. Przełożona nic o tym nie
mówiąc, zaprosiła po Mszy świętej Księdza Bosko na śniadanie, o którego przybyciu
ów pan również nie wiedział. Święty przyjął zaproszenie, ale też niemile czuł się
zaskoczony, gdy go zobaczył przed sobą. Ten jednak nie stracił rezonu. Siedząc
w Towarzystwie dwóch eleganckich, ale płochych panien ze Szwajcarii, na widok
Księdza Bosko odzywa się bezczelnie do niego, wskazując na dwie owe nimfy. Proszę
Księdza, niech Ksiądz zobaczy, jakie to dwa wspaniałe kwiatki łaski Bożej! Ksiądz
Bosko nic na to nie odpowiedział. Ów zagaduje dalej; No i co Ksiądz sądzi
o tych dwóch panienkach? Ależ ja się na tych rzeczach nie znam i nie wiem, co panu
powiedzieć... Uważam jednak, że to nie jest temat odpowiedni do rozmowy z księżmi.
No znowuż – zawołał ironicznie pierwszy. Gdyby wszyscy księża byli tacy jak Ksiądz,
to na pewno byłoby na świecie lepiej... Nie chodzi o to, by byli jak ja, ale mają być
takimi, jakimi chce ich mieć Pan nasz Jezus Chrystus.
Niemiły ten dialog przerwała Przełożona, zwracając się do owego pana
z zapytaniem: A kiedyż pan postara się o audiencje u Ojca świętego dla Księdza
Bosko? Och, proszę matki, Ojciec święty ma tyle spraw do załatwienia, że nie ma
czasu, przynajmniej na razie, na udzielenie audiencji Księdzu Bosko. No, ale,... ale
zobaczymy..., zobaczymy. A my chełpiły się owe panny – w tym miesiącu już cztery
razy byłyśmy na audiencji. Usłyszawszy to Ksiądz Bosko nie mógł powstrzymać się
od zauważenia: Jak to? One cztery razy w ciągu jednego miesiąca były dopuszczone
przed Ojca świętego, a ja, co już czekam parę miesięcy, co mam tyle spraw do
przedłożenia mu i ubiegam się o audiencję od tak dawna, a nie mogę spraw załatwić,
by wrócić do Turynu? Na to ów pan trochę zmieszany odpowiedział, iż będzie się
starał, że się zobaczy, że może tak, ale zresztą i dalej prawił komplementy owym
dziewczynom. Ksiądz Bosko miał już dość tego; wstał i wyszedł razem z Przełożoną,
mówiąc jej: Nie przypuszczałem, by mi Siostra mogła zrobić podobną niespodziankę!
Bardzo przepraszam – wymawiała się zagadnięta, ale chciałam, by się Ksiądz mógł
zetknąć z owym panem i wywrzeć nacisk na niego, by nie przeszkadzał w otrzymaniu
audiencji. No, dobrze, ale na przyszłość niech Siostra nie dopuści, bym się miał
spotkać z tym indywiduum.
Ksiądz Bosko w tymże miesiącu dał wielki dowód miłości chrześcijańskiej
i bezinteresowności, która przejęła podziwem osoby oznajmione ze stanem rzeczy.
Otóż dnia 1 marca zmarł w Rzymie adwokat, Franciszek Sertorio z Pieve di Teco,
zaprzyjaźniony z Księdzem Bosko, który mu towarzyszył w ostatniej chorobie
i zamknął mu oczy. Mieszkał on na ulicy Barbieri 1. Pożyczył on Księdzu Bosko sumę
40.000 lir na 5,5%, na zwykłe poświadczenie odbioru. Nie istniał inny dokument
potwierdzający kredyt zmarłego. Można było mieć nadzieje, że ów pan, nie mając
koniecznych spadkobierców, podaruje Oratorium tę sumę. Kilkakrotnie wspominał
o tej możliwości, lecz należał do tych ludzi niezdecydowanych, którym trudno zdobyć
285

29.6 Page 286

▲back to top
się na konkretne postanowienie i testamentu nie zrobił. Gdy zachorował, posłał po
Księdza Bosko. Ksiądz Bosko przyszedłszy do niego przekonał się, że była z nim
w domu tylko służąca a krewni mieszkali w Ligurii. W czasie choroby żaden się nim
nie zainteresował. Ksiądz Bosko przez dwa tygodnie codziennie go odwiedzał i był
jakby jego pielęgniarzem, ale o długu nie było wzmianki. Po jego śmierci Święty
napisał do księdza Rua, żeby się przygotował płacić 40.000 lir. I rzeczywiście, krewni
zgłosili się. Jeden z nich architekt, człowiek niewierzący był głęboko wzruszony
uczciwością Księdza Bosko, który zaraz przyznał się do długu, zawołał: Dzisiaj
uczciwość można spotkać tylko między księżmi. Przecież mógł Ksiądz Bosko
w czasie choroby, odwiedzając adwokata usunąć wszelkie ślady, a jednak tego nie
uczynił. Ksiądz Bosko to jest doprawdy „galantuomo”, to człowiek raczej jedyny niż
rzadki na świecie...
Tak, Ksiądz Bosko w 1878 roku był taki sam, jak w 1829 r., kiedy mógł
spokojnie zabrać sobie pieniądze pozostawione przez księdza Calosso, a jednak tego
nie uczynił. Ostatecznie za wzajemnym porozumieniem spłata owych 40.000 została
rozłożona na raty. Spadkobiercy nie byli zbyt natarczywi, ale sumę ostatecznie trzeba
było spłacić.
W pierwszych dniach marca Ksiądz Bosko uczestniczył w koronacji Papieża
i to z bliska, jako jeden z otoczenia kardynała Oreglia. Ten też nareszcie po wielu
doprawdy zabiegach a nawet nieprzyjemnościach wyrobił Świętemu posłuchanie
u Ojca świętego w dniu 16 marca tegoż roku, o godz. 7.30 wieczorem. Audiencja
trwała godzinę. A oto w skrócie jej przebieg, zredagowany pisemnie przez Księdza
Bosko:, Ponieważ ta pierwsza audiencja prywatna u Ojca św. Leona XIII dotyczyła
ważnych rzeczy, to uważam, iż stosownym będzie przechować jej przebieg na piśmie.
1. Była mowa o kościele św. Jana Ewangelisty i o placówkach we
Ventimilia i Spezzia. Zaznaczyłem, że te instytuty były bardzo popierane przez Piusa
IX, gdyż dotyczyły młodzieży, a równocześnie były zaporą przeciwko z rozmachem
prowadzonej działalności protestantów, którzy w tamtych miejscowościach prowadzili
przedszkola, szkoły podstawowe męskie i żeńskie, zakład wychowawczy i swoje
„kirchy”. Ja również – odpowiedział Ojciec święty – bardzo chętnie będę te instytucje
popierał. Każdy w tych czasach powinien robić, co może, ażeby zwalczać herezje,
a przynajmniej umniejszać jej wpływy... O jaka zasługę będą mieli ci gorliwi
chrześcijanie, którzy oddają swój majątek na podtrzymanie dzieł dobroczynnych.
Przykro mi, że obecnie Stolica święta nie może dopomagać tyle, ile by chciała, ale
uczynię wszystko, co będzie można tak moralnie jak i materialnie.
2. Następnie prosiłem go pokornie, aby pozwolił zapisać się do
Pomocników Salezjańskich, jak to uczynił Pius IX i inni kardynałowie. Wtedy chciał
mieć pewne wyjaśnienia w tym względzie, ale skoro usłyszał, że to stowarzyszenie
było bardzo popierane przez Jego poprzednika i jego celem jest ratować młodzież
opuszczona - zawołał: To mi wystarczy, w takim sensie nie tylko jestem Pomocnikiem,
ale właściwym pracownikiem na tym polu i jako Papież i jako zwykły wierny.
Wszystkie instytucje, mające za cel dobro społeczne, będę popierał, ale zwłaszcza te,
286

29.7 Page 287

▲back to top
które zajmują się młodzieżą narażoną na tyle niebezpieczeństw. Jestem przekonany, że
nie ma nic szlachetniejszego, jak przyczyniać się do zmniejszania liczby
wykolejeńców, a wychowywać uczciwych obywateli i dobrych chrześcijan. Nie tak
dawno przechodząc przez dzielnice Citta Nuova, widziałem całą zgraję chłopaków,
którzy robili nieznośny hałas, kłócąc się i przeklinając. Mówiłem o tym następnie z
Piusem IX. Rozumiał on dobrze potrzebę ratowania tych biedaków, ale wtedy nie dało
się. Czyżby teraz nie było możliwym coś w tym względzie zrobić? Niech Ksiądz
pomyśli i wystąpi z jakimś projektem, a wspólnie zrobimy co się da. Tak, Ojcze
święty – odpowiedziałem – od wielu lat i ja o tym myślę. Owszem cieszę się na myśl,
kiedy będzie można przysłać salezjanów, którzy by razem z kapłanami rzymskimi
zaopiekowali się tą młodzieżą. Niezbędne są przytułki dla młodocianych, oratoria
świąteczne, szkoły wieczorowe itd. A jakby do tego podejść? - zapytał Ojciec św.
Zdaje mi się, że można by chwycić się takiego środka – odpowiedziałem. Ja
zwróciłbym się z memoriałem w tej sprawie do Waszej Świątobliwości.
Wspomniałbym w nim o wielkiej działaczce społecznej, jaką jest księżna Galliera.
Świątobliwość Wasza napisałby mi wtedy list polecający do Niej, a ja razem z
teologiem Margotti udalibyśmy się do owej zacnej pani, która jako pobożna katoliczka
i przywiązana do Stolicy świętej, myślę, że zainteresowałaby się tą sprawą. Dobrze –
zadecydował Ojciec św. - można tak postąpić, jestem gotów na wszystko. Ale niech
Ksiądz się porozumie w tym względzie z kardynałem wikariuszem, niech on mi o tym
zda relację, a względnie niech Ksiądz sam przyjdzie do mnie. Niczego nie zaniecham,
aby tylko nasze plany doszły do skutku na większą chwałę Bożą i zbawienia dusz.
3. Przedstawiłem prośbę u kardynała prorektora, przez którego mógłby
stale utrzymywać kontakt z Jego Świątobliwością. W pierwszej chwili zdawało się, że
sam Leon XIII życzył sobie nim zostać, ale kiedy usłyszał, że kardynał protektor
proponowany był referendarzem naszych spraw salezjańskich przed Stolica Świętą,
gdyż my wszystkie nie możemy bezpośrednio załatwiać z powodu wielkiej odległości
i że jego Świątobliwość mógłby być protektorem rzeczywistym, a kardynał
załatwiałby sprawy w dykasteriach przy Stolicy św. Wówczas Papież zadecydował:
Bardzo dobry będzie to sposób i zakomunikuje o tym Kongregacji Biskupów
i Zakonników. Odtąd kard. Oreglia będzie naszym protektorem w sprawach misji;
Pomocników Salezjańskich, Sióstr Córek Maryi Wspomożycielki; Arcybractwa
Najświętszej Maryi Wspomożycielki i całego Zgromadzenia Salezjańskiego, jakie są
do załatwienia w Rzymie w Stolicy świętej.
4. Przeszła rozmowa na niektóre sprawy, które już są rozpoczęte
w dykasteriach Kurii rzymskiej. Była również mowa o nieporozumieniach
z arcybiskupem turyńskim. Co do tego Papież oczekiwał urzędowego sprawozdania od
Kongregacji i wyraził się, że ma już projekt, który myśli, że zadowoli obydwie strony.
5. Prosiłem o odznaczenie dla dwóch panów, którego już Pius IX nie mógł
użyczyć przed śmiercią. Otrzymałem zapewnienie, że będą przyznane, co rzeczywiście
nastąpiło.
6. Wręczyłem mu ofiary niektórych rodzin, które przyjął z uznaniem i
287

29.8 Page 288

▲back to top
polecił mi w jego imieniu im podziękować wraz z zapewnieniem o jego szczególnym
błogosławieństwie.
7. Na zakończenie prosiłem go o jakieś życzliwe słowo, które mógłbym
zakomunikować wszystkim salezjanom, wychowankom, Pomocnikom, nowicjuszom
i naszym misjonarzem z Ameryki. Dla każdej z tych grup miał osobne polecenie.
Powiedzcie WSZYSTKIM, którzy należą do Waszego Zgromadzenia, ażeby
uświadomili sobie wielką łaskę, jaką im Bóg wyświadczył, wzywając ich tam, gdzie
mogą czynić dużo dobrego dla siebie i dla bliźnich. Założenie tego Zgromadzenia,
wielka liczba wychowanków w jego zakładach, jego szkoły, kościoły, misje, wszystko
to świadczy o szczególniejszym błogosławieństwie Bożym. Uważam, że wszyscy ci,
którzy nie wierzą w cuda, gdyby chcieli wytłumaczyć, jak jeden ubogi kapłan może
utrzymać dwadzieścia tysięcy chłopaków, zaopatrując ich we wszystko, uważam,
że musieliby zawołać: Digitus Dei est hic. Niech wiec salezjanie będą za wszystko
wdzięczni Bogu, a wdzięczność swoją niech wyrażą skrupulatnym zachowaniem
Reguł. Reguły są zdolne zapewnić postęp w doskonałości. Ale doskonałość Reguły nie
jest doskonałością zakonników. Zakonnicy postąpią w doskonałości, praktykując
czynnie Reguły. Powiedzcie, zatem swym synom, ażeby je studiowali, starali się
przeniknąć ich duchem i przykładnie je praktykowali. A wtedy ku wielkiemu
własnemu zdziwieniu, będą widzieć jak codziennie rośnie liczba ich współbraci,
zbawia wiele dusz, a Bóg miłosierny będzie ich pomocą i zbawieniem...
Waszym wychowankom przez Opatrzność Bożą wam powierzonym powiedzcie,
aby zwalczali tego strasznego nieprzyjaciela dusz, jakim jest wzgląd ludzki. Niech się
ich uczy prawd wiary świętej; niech się ich uświadamia o powadze Stolicy świętej i
Papieża, który jest ośrodkiem wszelkiej prawdy.
Niech zawczasu poznają i ukochają Matkę Naszą, Kościół Święty, Kotwicę
Zbawienia, do którego koniecznie trzeba być przywiązanym, żeby się zbawić. Wiem,
że modlą się za mnie i są przywiązani do Stolicy Świętej. Proszę im podziękować za to
i powiedzieć, że i ja ich kocham w Jezusie Chrystusie i proszę Boga, aby wzrastali
w latach i w świętej Bojaźni Bożej oraz byli pociechą swoich rodzin, a chlubą dla
Kościoła.
A teraz POMOCNIKOM. Mają oni szerokie pole działalności. Żyjąc w świecie
złączeni ze Zgromadzeniem korzystają z waszych zasług. Ich misją jest uświęcać
własne rodziny dobrym przykładem, pomagać w pracy salezjanom, zwłaszcza na tych
odcinkach, na których praca dla zakonnika jest nieprzystępna. Przypominajcie im
powiedzenie ewangeliczne, że bogactwa tej ziemi to są ciernie, a ci, którzy je
posiadają mają obowiązek użyć je na święte cele, aby w chwili śmierci zamieniły się
dla nich w pachnące kwiaty, którymi Aniołowie ozdobią ich korony w chwale
niebieskiej.
NOWICJUSZOM przypomina drogocenne roślinki zamknięte w ogrodach.
Biada, gdyby płot został połamany. Złodzieje by weszli, skradli owoce dojrzałe,
połamali rośliny słowem zrujnowaliby wszystko. A więc nowicjuszom, tej nadziei
288

29.9 Page 289

▲back to top
Zgromadzenia Salezjańskiego, należy zalecić skupienie i praktykę tych cnót, które im
potrzebne będą w całym życiu. Dbać również o ich zdrowie, gdyż ono jest potężnym
środkiem, by móc zdziałać wiele dobrego dla bliźnich. Przypominać im też ową myśl
świętego Hieronima: Nie zapominaj, nigdy, czym byłeś w świecie i nie miej pretensji
o więcej od tego, co miałeś, czego używałeś przed wstąpieniem do zakonu. Zwracać
uwagę na cnoty już nabyte, a nie tylko na te, co ma się dopiero nabyć. Niech magister
nowicjuszów kładzie duży nacisk na ten ostatni punkt.
Gdy zeszła rozmowa na misje, Ojciec święty zapytał, ile mamy tam domów,
jaki personel itd. Odpowiedziałem, że placówek mamy 12, a salezjanów z Europy
wyjechało już 60-ciu. Jeden z nich - najgorliwszy, już umarł. Prócz tego mamy
trzydziestu kandydatów miejscowych. Kolegium zaś w Colo’n, hospicjum w Buenos
Aires i drugie kolegium S. Nicolas de Los Arroyos, to są jakby trzy seminaria,
z których spodziewamy się doczekać większej liczby pracowników ewangelicznych.
Deo gratias – odpowiedział. Mówiąc o misjach Ojciec św. musi używać języka
szczególniejszego. Misjonarz, który idzie oddać życie swoje za wiarę, ma prawo do
szczególniejszych przywilejów. Misjonarze - to są wysłańcy Kościoła, którzy mają
nieść cywilizację i religię w odlegle kraje a strzec jej tam, gdzie ona jest już znana.
Wszystkie trudy misyjne czy to z powodu klimatu, otoczenia dzikiego i nieraz
niebezpiecznego, czy to niewygody w podroży, spoczynku czy wikcie, to wszystko
zasługuje na szczególniejsze uznania. Proszę wiec im powiedzieć, że im dziękuję za te
przysługi oddane Kościołowi, że ich kocham, bardzo ich poważam i proszę Boga, aby
ich zachował w swej łasce i uchronił od wszelkich niebezpieczeństw. Błogosławię im
całym sercem. Niech Ksiądz nie zapomni mówić im często o czujności nad samym
sobą. Dużo znaczą ich nauki, ale więcej jeszcze znaczy ich przykład. Wyznaczając zaś
tych, którzy mają iść na misje, trzeba zawsze dać pierwszeństwo tym o cnocie już
doświadczonej. Wszak wiadomą jest rzeczą, że oddalenie od Ojczyzny, krewnych,
przyjaciół, łatwo mogą spowodować pewne zniechęcenie. Ale wtedy niech sobie
przypominają, że pracują dla chwały Boga i że przygotowana jest dla nich nagroda
w niebie.
Błogosławię was wszystkich, wasze Zgromadzenie, wychowanków,
dobrodziejów, Pomocników, chorych, którzy mi zostali zleceni...
Et benedictio Dei Omnipotentis...
O innych sprawach, załatwianych w tym czasie przez Księdza Bosko w Rzymie
niestety nic więcej nie wiemy. Ale te trzy miesiące spędzone w wiecznym mieście
utkwiły na długo w pamięci Świętego. W lutym 1879 roku pewnego wieczora
w Alassio, rozmawiając o tym ze swymi najbliższymi, dał do zrozumienia, ile wtedy
wycierpiał; audiencje, do których go nie dopuszczano, listy przetrzymywane, tajne
i otwarte opozycje z rożnych stron, odezwanie się twarde i upokarzające... Wspomniał
także wtedy o śnie, w którym widział Watykan zdewastowany i prałatów wleczonych
po schodach jakby za karę, że nie przyjęli jego rady. Wyjawił także wtedy z pewnym
żalem, że podarł niektóre korespondencje ze swymi przeciwnikami, w miarę jak ci
289

29.10 Page 290

▲back to top
umierali. Tak prawie jedna trzecia źródeł do jego życia została zniszczona. Ksiądz
Rocca, który tego wszystkiego słuchał, nie mógł nigdy zapomnieć podniecenia
i drżącego głosu Księdza Bosko, gdy o tym mówił. Ksiądz Cerruti zaś stwierdza,
że nic w tym nie zauważył przesadnego, czy złośliwego. Ale w pewnym punkcie
Ksiądz Bosko przerwał, pomyślał przez chwilę i wreszcie odezwał się do wszystkich:
Powiedziałem trochę za wiele. I tego samego wieczora poszedł do spowiedzi do
księdza Rocca.
290

30 Pages 291-300

▲back to top

30.1 Page 291

▲back to top
ROZDZIAŁ XV
Ostatnie dni w Rzymie
Jak już wiele razy przedtem, tak również w niedzielę 27 marca został Ksiądz
Bosko zaproszony na obiad, w którym brało udział trzech kardynałów: Cullen,
arcybiskup Dublina, Franchi, nowy Sekretarz stanu i Falloux, kardynał kurialny. Przy
końcu bankietu zjawił się i kardynał Manning, biskup z Westminster, który zaprosił
Księdza Bosko do siebie na następny czwartek. W czasie tego spotkania omawiano
długo sprawy dotyczące stosunku Stolicy świętej z rządem włoskim. Po wielu
naradach na ten temat, Ojciec święty polecił właśnie kardynałowi Manning zasięgnąć
opinii Księdza Bosko w tej sprawie. W pierwszych, bowiem latach pontyfikatu Leona
XIII bardzo żywo była dyskutowana sprawa pojednania. W pierwszych dniach
stycznia wyszła sławna wtedy książka eksjezuity Ojca Curci, pod tytułem: Il moderno
dissidio della Chiesa e l’Italia – w której autor na swój sposób udowadniał
konieczność i możliwość załatwienia tego wielkiego sporu. Miesiąc zaś przedtem kard.
Manning wydał broszurę, w której w trzecim rozdziale wykazał całą absurdalność
takiego porozumienia. Dwa te dziełka były punktem wyjścia dla niekończących się
sporów
dziennikarskich
odnośnie
do
kwestii
rzymskiej,
w oczekiwaniu, jakie stanowisko zajmie nowy Papież. Stanowisko Księdza Bosko
w tej tak trudnej sprawie nie było tajemnicą, ani dla Piusa IX ani dla wybitniejszych
osobistości rządu włoskiego. Pojednaniem między Kościołem a Państwem włoskim?
Tak, owszem, było ośrodkiem wszystkich jego myśli i uczuć, ale w sensie, w jakim
ono mogło być u sługi wiernego i roztropnego: nie chodziło mu o pojednanie takie,
jakie bądź, jak to wielu kombinowało i wróżyło, nie orientując się w tej sprawie, ale
o pojednanie, które by zapewniło honor Boga, Kościoła i dobro dusz!
Tak o poglądach Świętego mówił Papież Pius XI w swej allokucji dnia 19 marca 1929
roku przy ogłaszaniu dekretu zatwierdzającego cuda, oświadczając, iż sam usłyszał to
z ust Księdza Bosko 46 lat temu.
W uroczystość św. Józefa wpadła w ręce Księdza Bosko książeczka
Monsignora De Segur, pod tytułem: Tous Les huit jours i bardzo mu się podobała.
Prosił więc hrabiegoViancino o jej przetłumaczenie na język włoski, by ją można
następnie wydać jako jeden tomik Lektur katolickich:
Car. mo Signor Marchese o meglio Signor Conte Francesco!
Przesyłam książeczkę, którą uważam, dobrze by było wydać po włosku. Proszę,
zatem o jej przetłumaczenie, względnie poszukanie kogoś, co by to zrobił. W sobotę
291

30.2 Page 292

▲back to top
byłem na posłuchaniu prywatnym u Ojca św., prosiłem o błogosławieństwo dla pana
hrabiego; udzielił go bardzo chętnie i polecił mi o tym panu zakomunikować. Potem
pobłogosławił wszystkich salezjanów i sam raczył zaliczyć się do ich Pomocników.
W ciągu tygodnia będę chciał zawrócić w stronę Turynu. Dużo rzeczy będzie do
opowiadania. Niech pan nadal mnie kocha w Chrystusie Panu i pomoże do ukończenia
budowy kościoła św. Jana... Niech Bóg błogosławi jego rodzinę i niech ona też modli
się za biednego Księdza Bosko, który jest dla niej zawsze itd. ...
W książeczce tej omawiana była tygodniowa Komunia świętą z podkreśleniem
korzyści z niej płynących zwłaszcza tej, iż zapewnia nam ona zbawienie wieczne.
Hrabia spełnił życzenie Księdza Bosko i owa rozprawa wyszła w lipcu, jako numer
307 ogólnego zbioru Lektur Katolickich.
W dniu 21 marca w uroczystość św. Benedykta, benedyktyn ksiądz Grzegorz
Falmieri, wyprowadził Księdza Bosko za mury Rzymu do kościoła św. Pawła, robiąc
niespodziankę dla całego tamtejszego konwentu, który był bardzo tą wizytą
uradowany. Święty bawił tam po raz pierwszy i wziął udział w obiedzie, a następnie
w rekreacji benedyktyńskiej. Kiedy rozmowa zeszła na temat nieporozumień
z arcybiskupem Gastaldim, wtedy, jak to wspomina ksiądz Grzegorz, Ksiądz Bosko
zawołał: A przecież to my wysunęliśmy jego kandydaturę na arcybiskupa!...
Ksiądz Palmieri był bibliotekarzem i oczywiście nie omieszkał oprowadzić
Księdza Bosko po swej rezydencji. Podsunął mu przy tym album wybitnych gości,
między którymi na pierwszym miejscu widniał podpis Papieża Piusa IX i poprosił
o wpisanie się. I rzeczywiście jest tam pod datą 21 marca 1878 roku napisano: Joannes
Bosco, sacerdos amico suo patri Gregorio. Vita et gaudium. Po latach, ksiądz Grzegorz,
mając już 90 lat a przy tym pełen wigoru i rześki ze wzruszeniem
i serdecznie wspominał owe kontakty z Księdzem Bosko, podkreślając, iż jego
życzenia spełniły się tak jedno jak i drugie /długie życie, dobry humor/.
Po posłuchaniu u Ojca św. Ksiądz Bosko rozpoczął swe wizyty pożegnalne.
Wieczorem 23 marca udał się do kardynała Wikariusza, który upewnił go, że będzie
się starał o jakąś placówkę dla salezjanów w Rzymie. W końcu zapytał: Czy Ksiądz
spowiada tu w Rzymie? Owszem, jeżeli Wasza Eminencja da mi jurysdykcję! No to
proszę mnie wyspowiadać. I wyspowiadał się.
Z podobnymi objawami zaufania spotkał się i u innych kardynałów, którzy nie
tylko prosili go o modlitwy, ale i o błogosławieństwo. Podobała im się ta pełna
uszanowania swoboda, z jaką się do nich odnosił, kiedy tym, którzy utrudniali
otrzymanie upragnionych przywilejów, tak ważnych dla początkującego
Zgromadzenia, mówi: Ja potrzebuję, aby mi pomagano w pokonywaniu trudności,
a nie by je stwarzano. Pragnąłbym, by się brało pod uwagę nie tylko Księdza Bosko,
ale dobro Kościoła i dusz, bo ja dla nich pracuję!
W przeddzień wyjazdu skierował do kard. Oreglia, jako do protektora
Zgromadzenia pismo, przedstawiając w nim sumarycznie doraźną sytuację odnośnie
do arcybiskupa Gastaldi. Wspomina o wiszącej stale nad nim suspensie ipso facto,
gdyby coś przed obcymi osobami o sporze z nim mówił, o odmawianiu święceń,
292

30.3 Page 293

▲back to top
o suspensie księdza Lazzero itd. Podkreśla też tę nową krzywdę, jaka spotyka
Zgromadzenie przez to, iż stale odmawia się communicationem privilegiorum, którą
cieszą się wszystkie inne zgromadzenia zakonne zatwierdzone i poleca się o łaskawą
interwencję w tym względzie. Pociechą mu w tych ciężkich chwilach jest tylko
życzliwość kardynała Protektora, do którego właśnie pisze i łaskawość Ojca świętego,
z jaką spotkał się w czasie udzielonej mu ostatnio audiencji.
Nie wiemy czy do powodów, jakie sprowadziły księdza arcybiskupa Gastaldi
do Rzymu, były także dołączone te nieporozumienia z Księdzem Bosko. Miał on już
dosyć innych spraw do załatwienia: coś 30 rekursów jego księży do rożnych
Kongregacji; dużo mówiło się o jego zachowaniu się z okazji śmierci króla i Papieża.
Kłopotów, więc miał niemało. A jednak zaledwie przybył do Wiecznego Miasta, zaraz
napisał do Dominikanina, O. Tosa, konsultora Kongregacji Biskupów i Zakonników,
przedstawiając mu niektóre kwestie pozostające w związku z Księdzem Bosko,
którymi widocznie interesował się w czasie swego pobytu w Rzymie. Pismo to było
raczej wyrazem pewnej obawy o ostateczny wynik rozprawy. Wysłanie tego pisma już
trzy miesiące przedtem radził mu jego adwokat Manghini, pisząc: Ksiądz Bosko od
tygodnia przebywa w Rzymie. Ostatnie zażalenie z dokumentami przesłane zostało O.
Tosa, rektorowi seminarium Piusa. Kardynał Ferrieri dziś rano polecił mi napisać do
Waszej Ekscelencji z zapewnieniem, iż nic nie zadecyduje bez uprzedniego
porozumienia się z Waszą Ekscelencją. Z mej strony postaram się dobrze o wszystkim
poinformować O. Tosa, ale byłoby dobrze, gdyby i Ekscelencja napisał do niego
i przedstawił swój punkt widzenia... Z mej strony robię wszystko, aby tylko
zabezpieczyć powagę arcybiskupa i by zadość stało się sprawiedliwości. Ksiądz Bosko
jest w ruchu, ale Wasza Ekscelencja może się pocieszyć, bo Kongregacja jest dla
Waszej Ekscelencji przychylnie nastawiona.
A oto dobitna i rzeczowa odpowiedź konsultora Tosa na wywody arcybiskupa:
Eccelenza Rev. ma!
Odpowiadam na szanowne pismo Waszej Ekscelencji skierowane do mnie po
jego powrocie do Turynu. Czynię to tym chętniej, iż spodziewam się, że ono przyczyni
się do wzajemnej zgody ze Zgromadzeniem Salezjańskim, czego gorąco pragnę.
A najpierw, nie ukrywam mego zdziwienia, że Ekscelencja twierdzi, iż Zgromadzenie
Księdza Bosko dotąd nie może wykazać się, iż jest wyjęte spod jurysdykcji biskupiej.
Wynikałoby z tego, że Ekscelencja nie otrzymał niektórych dokumentów, które ja
w grudniu miałem w swoich rękach. Jest prawdą, że Stolica św. nie wydała żadnego
Breve w tym względzie, jak to uczyniła względem niektórych innych zakonów w tym
wieku powstałych. I prawdą jest, że dotąd Zgromadzenie Salezjańskie nie otrzymało
communicationem privilegiorum, czym cieszą się na ogół inne zakony i zgromadzenie
najpierw zatwierdzone; ale faktem też jest, że owo Zgromadzenie zostało
zatwierdzone dekretem świętej Kongregacji Biskupów i Zakonników w roku 1874
i że Kongregacja zapytana w tym względzie, o ile się nie mylę, przez Waszą
Ekscelencję, jak dalece rozciąga się owa egzempcja salezjanów spod jurysdykcji
293

30.4 Page 294

▲back to top
arcybiskupa, na podstawie dekretu, odpowiedziała, że w tym, co dotyczy życia
wewnętrznego i zarządu domami, jest już obecnie wyjęte spod wizytacji i jurysdykcji
ordynariusza, z zastrzeżeniem wszystkich innych praw przynależnych ordynariuszom.
Stąd nie ma, co się dziwić, że w Annuarium Hierarchii Katolickiej ogłaszanym
corocznie w Rzymie, między zakonami podległymi bezpośrednio Stolicy świętej jest
także Zgromadzenie Salezjańskie, co wyrażone jest tymi słowami „Congregazione
de’preti Salesiani – D. Giovani Bosco Superiore Generale, D. Michele Rua,
Procuratore Generale”. Biorąc to pod uwagę, to oczywiście, jeżeli Wasza Ekscelencja
nie jest przekonany o tej egzempcji spod jego jurysdykcji, to może to doprowadzić do
wielu nieprzyjemności i nieporozumień. Co dotyczy innych punktów poruszonych
w piśmie, to zgadzam się całkowicie z Ekscelencją, że żaden z nowicjuszów nie może
być przyjęty do Zgromadzenia zakonnego bez świadectw ordynariusza. Ale przy tym
nie wolno ordynariuszom odmawiać testimoniales komukolwiek, choćby niegodnemu,
jeżeli chce wstąpić do zakonu nawet o ślubach prostych, jak to wyraźnie oświadczyła
Kongregacja Biskupów i Zakonników. Również wspomniana Kongregacja
oświadczyła, iż brak testimoniales czyni przyjęcie nowicjusza niedozwolonym, ale nie
czyni go nieważnym i gdy się raz zdarzyło, że biskup odmówił testimoniales komuś,
o którego uczciwości główny przełożony zakonu miał wyraźne dowody, to
Kongregacja zgodziła się, żeby był przyjęty, jakby owo testimoniales były mu przez
owego ordynariusza wystawione.
Jednym słowem Stolica święta trzyma się ogólnej zasady, że każdy kleryk czy
laik, jeżeli czuje się powołany od Boga do zakonu, powinien mieć wszelką swobodę
poświecenia się takiemu życiu, które nie tylko jest doskonalsze, ale, jak to zauważa
Benedykt XIV, więcej bezpieczne. Warto tu jeszcze zauważyć, że jeżeli przedstawi się
Przełożonemu zakonu jakiś kapłan, który ma ze sobą zaświadczenie, iż nie ma
żadnych przeszkód ze strony diecezji, a w tym czasie żadne prawo kanoniczne, ani
dawne ani obecne nie zabrania Przełożonemu przyjąć go, jeśli już nie, jako nowicjusza,
to przynajmniej, jako aspiranta, dopóki nie otrzyma potrzebnych testimoniales. Co zaś
dotyczy tych tak bardzo nieprzyjemnych zajść w niedziele 26 sierpnia ubiegłego roku,
to niech mi Ekscelencja pozwoli, iż zauważę, iż owe Monitum Kalendarza
diecezjalnego powtórzone następnie przez sekretarza Kurii Przełożonemu Domu
Salezjańskiego w Turynie, było wyrażone słowami tak wyraźnymi, że na pierwszy
rzut oka musi się nasunąć, że jest życzeniem Waszej Ekscelencji, ażeby żaden kapłan
zakonny, a zwłaszcza salezjanin, nie mógł odprawiać Mszy świętej poza domem
zakonnym bez wyraźnego zezwolenia Waszej Ekscelencji. Ale nad tym nie chcę się
dłużej zatrzymywać, tym bardziej, że już Ekscelencja ongregacji chce, żeby się
przeszło nad tym do porządku dziennego. Nie wiem, co zadecyduje wspomniana
Kongregacja, ale właśnie w tym oświadczeniu Ekscelencji widzę najroztropniejszy i
najbardziej skuteczny sposób, ażeby jak najprędzej skończyć z owymi
nieporozumieniami, które do niczego dobrego nie prowadzą. Ekscelencja mi daruje
śmiałość, z jaką wyłożyłem swój punkt widzenia po bezstronnym przeglądnięciu całej
sprawy i proszę nie zrozumieć tego inaczej jak tylko jako wyraz mego pragnienia,
294

30.5 Page 295

▲back to top
ażeby rządy diecezji Waszej Ekscelencji powierzonej były spokojne. Z tą myślą całuję
pokornie święte ręce i pozostaję z największym szacunkiem Waszej Ekscelencji
Najprzewielebniejszej Devotissimo obligatissimo servo
O. Tosa, Zak. Kazn.
Roma, 28.03.1878 r.
Na marginesie oryginału tego listu znajduje się następująca notatka napisana
własnoręcznie przez Arcybiskupa O. Tosa da Roma także on „Frate” /mnich/
e protettore wszystkich przywilejów dei Freti. Również sekretarz Kurii Kan. Chiuso
dołączył ołówkiem do wspomnianej notatki słowo: „frate”.
Ksiądz Bosko wyjechał z Rzymu 26 marca po południu, po trzech miesiącach
i trzech dniach pobytu. Ponieważ chciał bezpośrednio jechać do Francji, stąd zwołał
członków Kapituły Wyższej do Sampierdarena i ci tamże go oczekiwali, by omówić to,
co w owej chwili było do omówienia.
A teraz kilka szczegółów z życia Oratorium w czasie nieobecności Księdza
Bosko, który zawsze robił, co mógł, aby jego nieobecność jak najmniej zakłócała
życie Domu Macierzystego. Pisywał on często do księdza Rua, dając mu wskazówki
w rożnych sprawach, wysyłał bileciki do wychowanków, zwłaszcza tych z V klasy,
którzy się nimi bardzo cieszyli. Nieraz wysyłał listy zbiorowe tak do gimnazjalistów
jak i rzemieślników polecając rożne sprawy ich modlitwie. W owych tygodniach
wielkie wrażenie zrobiła depesza przysłana przez niego do Oratorium o śmierci Piusa
IX. Kronikarz notuje: „Jakiż to wstrząs był w Oratorium na wiadomość o śmierci
Papieża”.
Księdzu Rua nie brakowało kłopotów; przychodziły weksle i trzeba było je
płacić. Umiał to jednak przy braku gotówki tak jakoś załatwiać, że w domu nie
domyślano się nawet pewnych poważnych kłopotów finansowych. Również bardzo
spokojnie zachował się ksiądz Rua w czasie owego tyfusu z powodu, którego dwustu
chłopców wyjechało do domu, a z tych 10 zmarło, pięciu zaś w Oratorium. Ksiądz
Bosko jak już wspomnieliśmy zarządził specjalne modlitwy, które odniosły skutek i po
piętnastu dniach od ich rozpoczęcia choroba minęła.
W czasie nieobecności Księdza Bosko odwiedził Oratorium nowo mianowany
biskup Albengi, monsignore Alimoda, późniejszy arcybiskup Turynu i anioł
opiekuńczy, pocieszyciel dla Księdza Bosko. W Oratorium, dokąd przyszedł po
zwiedzeniu Valsalice przygotowano mu owacyjne przyjęcie, ale ponieważ jego
przybycie się opóźniło, to już wszyscy wychowankowie byli w kościele na
egzekwiach hrabiego Giriodi. Był to członek Najwyższego Sądu Apelacyjnego, ale
zrzekł się tego urzędu, gdy miano sądzić arcybiskupa Fransoni. Od tego czasu
zajmował się dziełami miłosierdzia. I otóż, kiedy monsignore Alimonda wszedł do
kościoła, chłopcy śpiewali Dies irae. Śpiew ten bardzo mu się podobał.
W pierwszy czwartek Wielkiego Postu, 17 marca odprawiono w Oratorium
nabożeństwo żałobne za Papieża Piusa IX. Pod kopułą postawiono majestatyczny
295

30.6 Page 296

▲back to top
katafalk. Dekoracja świątyni, jak też i występy muzyczne były godne wielkości
zmarłego i wdzięczności salezjanów dla Jego Osoby. Na drzwiach świątyni jak i na
ścianach widniały napisy wychwalające zasługi wielkiego Papieża. Śpiewacy
z Oratorium brali też udział w następnych nabożeństwach żałobnych w Oneglia,
Alassio i w innych kościołach.
Na zakończenie tego rozdziału mielibyśmy, jak zwykle, przytoczyć całą
korespondencje Księdza Bosko z Rzymu, a jest obszerna. Niektóre listy przytoczymy
w ostatnim rozdziale.
Dowiadujemy się z nich o niektórych szczegółach, o których skądinąd nam nic
nie wiadomo. I tak między innymi o jego pobycie w Albano w styczniu, a w lutym
w Magliano, o naruszaniu przez czynniki rządowe sekretu listów do niego
skierowanych itd.
W ostatnich tygodniach swego pobytu w Rzymie Ksiądz Bosko podjął się
jeszcze jednej pracy, która doprawdy była bardzo na miejscu i korzystna dla ogółu.
Mianowicie zdecydował się wydać dziełko pt. „Il piu’ bel fiore del Coleggio
Apostolico”. Dzieli się ono na trzy części. W pierwszej podane są wiadomości
historyczne i liturgiczne, które lepiej dają zrozumieć, czym jest i jak się odbywa
Konklawe. Następnie opisane były ostatnie dni Piusa IX, jego pogrzeb, po czym został
szczegółowo przedstawiony przebieg elekcji Leona XIII i następujących po niej
ceremonii. W drugiej części był z całą prostotą przedstawiony życiorys Leona XIII,
w trzeciej biografie 63 kardynałów elektorów nowego Papieża. Życiorys Ojca św.
napisał ksiądz Jan Bonetti.
A oto w streszczeniu przedmowa Księdza Bosko do owego dziełka:
Wstąpienie na tron papieski nowego Namiestnika Jezusa Chrystusa jest
zdarzeniem wielkiej wagi dla wszystkich katolików; przez to biskupi otrzymują swego
najwyższego zwierzchnika, a wielka rodzina chrześcijańska nowego Ojca, świat cały
może oglądać swoimi oczyma nieustanne następstwo Papieży od Świętego Piotra,
którzy są zawsze widzialną Głową Kościoła... Wobec tego wszyscy katolicy chętnie
chcieliby być obecni na tych wielkich przeżyciach społeczności chrześcijańskiej, ale
ponieważ jest to niemożliwe, uważam, że miłą będzie dla nich rzeczą zapoznać się
z obchodami, jakie towarzyszą temu nadzwyczajnemu wypadkowi w dziejach
Kościoła. Czynię to z tą większą przyjemnością, że sam byłem naocznym świadkiem
opisanych poniżej wypadków... Aby nie powoływać się ciągle na źródła zaraz
zaznaczam, że przy pisaniu posługiwałem się Baroniuszem, Morcellim i innymi,
a także encyklopedią kościelną Moroniego. Niechże Bóg nam błogosławi i zachowa
nas wiernymi i posłusznymi nieomylnemu głosowi Najwyższego Pasterza Kościoła.
Wspomniane życiorysy kardynałów wyjęte były z Unita Cattolica z małymi
zmianami, mającymi na celu podkreślenie głównie pobożności i działalności
charytatywnej poszczególnych kardynałów. Dziełko to przesłał wszystkim kardynałom
i innym prałatom Dworu Papieskiego i oczywiście Ojcu świętemu z następującym
listem:
296

30.7 Page 297

▲back to top
Beatissimo Padre!
Opatrzność Boża tak zrządziła, że byłem w Rzymie w czasie owych wielkich
zdarzeń, jakimi była śmierć nieodżałowanego Piusa IX i chwalebne wyniesienie
Waszej Świątobliwości na tron papieski. W czasie tych wypadków starałem się zebrać
najważniejsze wiadomości dotyczące wyboru Papieża, które by mogły zainteresować
tak naszych wychowanków, jak i wiernych. I otóż owoc mej pracy ośmielam się
przedstawić Waszej Świątobliwości. Bardzo mi przykro, że nie jestem w stanie godnie
mówić o Osobie Waszej Świątobliwości i o tym, co Go dotyczy. Proszę, zatem mieć
wyrozumienie i wziąć pod uwagę najlepszą wolę autora, którą ta książka pragnie
jedynie dać wyraz głębokiego szacunku i czci wobec Najwyższej Głowy Kościoła.
Równocześnie łączę zapewnienie, że wszyscy salezjanie i ich wychowankowie
zanoszą szczególne modlitwy, aby Bóg zachował w najdłuższe lata Waszą
Świątobliwość. Niech Wasza Świątobliwość, o co pokornie Go proszę, raczy udzielić
swego apostolskiego błogosławieństwa dla nich wszystkich, a zwłaszcza dla tego
biedaka, który uważa za najpiękniejsze dni w swoim życiu te, w których może
oświadczyć się Waszej Świątobliwości zobowiązanym sługą.
Turyn,11.11.1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
Odpowiedź na to pismo przysłał kardynał Nina, Sekretarz Stanu, w której
zaznaczone było między innymi, iż w owym dziełku Ojciec św. dopatruje się nowego
dowodu gorliwości, jaką Ksiądz Bosko ożywiony jest o dobro dusz i jego
synowskiego przywiązania do Stolicy św. Ale jeszcze przed tym listem ze źródła
dobrze poinformowanego Ksiądz Bosko dowiedział się, że Papież kazał sobie położyć
ową książeczkę na biurku, mówiąc do tego, który ją przyniósł: Chcę ją sobie
przeczytać.
Święty posyłając to dziełko chciał zwrócić uwagę Papieża na gorliwość, z jaką
salezjanie pracują i na ich przywiązanie do Katedry świętego Piotra, jak i na wysiłki
czynione z ich strony, by we wszystkich obudzić cześć i miłość do Zastępcy Jezusa
Chrystusa na ziemi.
Listy przedstawiające owe dziełko kardynałom były następujące: Proszę
pokornie Waszą Eminencję, aby raczył przyjąć tę skromną pracę, w której także
uważałem za stosowne wspomnieć o dostojnej Osobie Waszej Eminencji. Jeżeli dobra
chęć nie odpowiedziała zamiarom, proszę to zrozumieć i proszę przyjąć to, jako wyraz
hołdu i wdzięczności, jaką żywię wobec Waszej Eminencji. Ponieważ będą jeszcze
dalsze wydania tej książeczki, będę sobie uważał za łaskę, jeżeli Eminencja raczy
przesłać swoje cenne uwagi. Polecając siebie i swoich wychowanków itd.
Turyn, 08.11.1878 r.
A oto niektóre wyjątki z listów dziękczynnych za przesłaną książeczkę:
Kardynał Serafini nazywa dziełko Księdza Bosko „Ottimo frutto” - najlepszym
owocem niestrudzonej gorliwości, z jaką on /Ksiądz Bosko / zabiera się do
297

30.8 Page 298

▲back to top
wszystkiego, co może przynieść korzyść religii i duszom. Kard. Di Canossa,
arcybiskup Verony uważa książkę „za bardzo pożyteczną dla tych, którzy może
w dobrej wierze mówią źle i nie do rzeczy odnośnie do Konklawe, a to, dlatego,
że blasfemant, quod ignorant”.
Kard. Antinuzzi wspominając o serdeczności, z jaką odnosił się do niego
Ksiądz Bosko, kiedy on był jeszcze nuncjuszem w Turynie, dodaje: „Z mej strony
zawsze ceniłem Waszą Przewielebność podziwiając ile dobra działa doprawdy
z gorliwością ewangeliczną dla dusz i na większą chwałę Bożą. Niechże Bóg Księdzu
błogosławi. Niech się Ksiądz za mnie modli i poleci mnie gorąco Najświętszej
Dziewicy czczonej pod wezwaniem Auxilium Christianorum, co tyle łask udziela
wszystkim uciekającym się pod Jej obronę”. Jest to wartościowa historia współczesna,
wyraził się kard. Consolini. Kardynał Martinelli dołączył w liście 50 lir na potrzeby
Księdza Bosko. Kardynał Sbarreti, który miał sposobność poznać Księdza Bosko, jako
sekretarz Kongregacji Biskupów i Zakonników, wyraża żal „iż mimo swej najlepszej
chęci, tak mało mógł uczynić dla tego, który osobiście ma prawo do wszelkich
względów, a jeszcze do większych jako Założyciel Zgromadzenia, które w tak krótkim
czasie przez swą gorliwość, karność i wiedzę, rywalizuje z najbardziej zasłużonymi
instytucjami kościelnymi i świeckimi”. Tylko w liście kard. Orelia były rzeczy przykre.
Ten usprawiedliwiając się z opóźnionej odpowiedzi pisze: Bardzo współczuję Waszej
Przewielebności wobec ciężkiej sytuacji, w jakiej się znajduje i nie mogę go łudzić
obietnicą, że to się prędko skończy. Otóż przyjęto, jako zasadę, by już żadnemu więcej
Zgromadzeniu nie przyznać communicationem privilegiorum. Czyż, więc Ksiądz
może się spodziewać, że kard. Ferrieri zrobi właśnie dla niego wyjątek?
Była to odpowiedź na prośbę Księdza Bosko skierowaną do niego, aby poparł
sprawę przywilejów przedłożoną Papieżowi a końcem października przez Monsignora
Boccali, jego sekretarza osobistego.
Wspomniane dziełko wyszło, jako dwa numery Letture Cattoliche 309 i 310.
W nich, jako zakończenie było podane zestawienie najważniejszych poczynań nowego
Papieża, po czym tak Ksiądz Bosko kończy: „Wspomniane wyżej fakty jak i wiele
innych, które pomijamy, każą nam widzieć w Papieżu Leonie XIII jakby zorzę -
przepiękną poprzedniczkę wspaniałego triumfu Kościoła katolickiego. Do nas należy
to przyśpieszyć ”. A jak? – Modlitwą, uległością na głos naszych pasterzy, życiem
prawdziwie chrześcijańskim. Zabierzmy się do dzieła; każdy w swoim środowisku
a przynajmniej w swojej rodzinie niech przywraca dobre obyczaje i praktyki religijne.
Każdy niech trzyma z dala od siebie grzech. A Dzień Paski nie każe na siebie czekać.
298

30.9 Page 299

▲back to top
ROZDZIAL XVI
Ponowna podróż Świętego do Francji i jego choroba
Podróż do Francji stanowiła część podroży powrotnej z Rzymu. Ksiądz Bosko
chciał po zwiedzeniu domu w Nizza Marittima wstąpić do Marsylii, gdzie od
dłuższego czasu oczekiwał go kanonik Guiol, a następnie udać się do Frejus, aby tam
omówić z biskupem sprawę dwóch nowych placówek. W Nizzy przewidziana była
konferencja na temat dobroczynności, które to konferencje Francuzi bardzo lubią. Na
prelegenta zaprosił sławnego wtedy monsignora Dupanloup, biskupa Orleanu. Spotkał
się z nim Ksiądz Bosko na obiedzie u arcybiskupa Gastaldi, zaproszony tam na
wyraźne życzenie biskupa orleańskiego, który chciał się z nim bliżej zetknąć. Wtedy
zdaje się omówili sprawę Nizzy. Ze swej strony starał się jak najżyczliwiej usposobić
dla siebie obywateli tego miasta, więc pisał do księdza Ronchail 2 lutego z Rzymu:
„Już dwa razy pisałem do biskupa Dupanloup i dotąd nie mam odpowiedzi. Nie
umiem sobie tego wytłumaczyć. Wszak przyobiecał formalnie. A zatem zorientuj się
jak sprawy stoją; inaczej będzie trzeba pomyśleć o kimś innym, a względnie w razie
konieczności to powiem ja konferencję, ale musiałbym to wiedzieć trochę naprzód.
Myślę, że wyczytałeś z dzienników o pierwszej konferencji do Pomocników
w Rzymie, której przewodniczył Kardynał Wikariusz i na niej przemawiał. Był
i kardynał Sbarreti oraz wielu biskupów. Bardzo to ważne dla nas zdarzenie...
Pozdrów wszystkich przyjaciół”.
Przyjechawszy do Sampierdarena, znów pisał do księdza Ronchail:
„Posyłam brulion tego, co ma być wydrukowane. Będziesz miał może kłopot
z odczytaniem, ale wzbudź sobie serdeczny akt żalu, a wszystko zrozumiesz. Pan
Barone niech to jeszcze przejrzy, bo on będzie umiał ubrać to w kwiatki stylistyczne.
Potem jedną kopię przedstaw biskupowi i poproś go o trzy rzeczy:, aby pozwolił to
wydrukować; aby wziął udział w konferencji; i aby pozwolił zapisać się na listę
naszych Pomocników. Gdybyś sam nie mógł, niech to załatwi ksiądz Jan /krewny ks.
dyrektora/ i postarajcie się to rozreklamować.
W sobotę po południu za wolą Bożą będę u ciebie, przygotuj mi coś lekkiego
do jedzenia, jak to potrzeba dla biednego starca bez zębów. Zatrzymam się u was aż
do „po kweście”. Potem pojedziemy do Frejus, S. Cyr, Navarre i Marsylii. Nie
wykluczone, że przyjedzie ze mną ksiądz Rua, albo inny „malfattore” z Kapituły
Wyższej. Porządkujemy tu /w Sampierdarena/ nasze obrady z Lanzo. Resztę
omówimy osobiście... Módl się za mnie”.
299

30.10 Page 300

▲back to top
W roku szkolnym 1877/1878 w Nizzy prowadzono dalej szkoły zawodowe
i rozpoczęto gimnazjum. Internistów było około 60-ciu; oprócz nich byli jeszcze sami
konwiktorzy i eksterniści, no i Oratorium kwitło wspaniale. Ów druk, o którym mowa
w liście powyższym, to była odezwa do obywateli miejscowych z zaproszeniem na
konferencję i prośbę o ofiary na dzieła salezjańskie. Ksiądz Bosko przedstawiał w niej
działalność miejscowych salezjanów i potrzeby zakładu tak na utrzymanie młodzieży,
jak i na spłacenie znacznego długu, który wynosił 45 tys. lir, z procentami. Zachęca
obywateli, by zapisywali się na Pomocników, do których zapisał się sam Ojciec święty,
który wszystkim uczestnikom konferencji udziela swego błogosławieństwa
i odpustu zupełnego na zwykłych warunkach.
Wreszcie nadeszła oczekiwana odpowiedź od biskupa, ale nie z Orleanu, lecz
Hyeres i choć utrzymana w tonie bardzo grzecznym, to jednak odmowna. Biskup był
na kuracji.
W Sampierdarena Ksiądz Bosko zatrzymał się trzy dni. Do Francji wybrał się
z księdzem Rua. W Nizzy wobec wielkich wydatków, kasa była pusta; za samą
żywność dług wynosił 10 tys. franków. Konferencja św. Wincentego a Paulo także
była bez grosza. Ale Święty nie robił z tego powodu nikomu wyrzutów; współbraci
podtrzymywał na duchu, a na zewnątrz podkreślał dobrą wolę wszystkich. Ta
bezgraniczna ufność w Opatrzność dała dobre wyniki, obudziła nowe zrywy miłości
i dobroczynności; ofiary zaczęły napływać tak, że popłacono długi i można było
pomyśleć o rozbudowie Patronatu. Jedna ze spraw do przeprowadzenia z chwilą
przyjazdu Księdza Bosko, było zebranie prefekta miejscowego, księdza Jana -
bratanka Dyrektora i mianowanie go dyrektorem w Navarra lub w Marsylii. On
o niczym nie wiedząc z całym zespołem zabiegał, ażeby przyjęcie Księdza Bosko
odbyło się okazale. W sam dzień przyjazdu, 31 marca, ponieważ dyrektor był chory,
musiał wygłosić dwa kazania, a wieczorem zmordował się, urządzając dla zebranych
gości przedstawienie teatralne, które wypadło dobrze ku ogólnemu zadowoleniu. To
był jego ostatni wysiłek. Na drugi dzień musiał pozostać w łóżku. Nie mógł, więc
z tego powodu towarzyszyć Księdzu Bosko do Frejus, gdzie miał zostać podpisany
kontrakt w sprawie domu w Navarra i Saint Cyr. Ale tak się złożyło, że zainteresowani
kontraktem nie zostali na czas zawiadomieni i nie stawili się. Odłożono, więc sprawę
na piątek, a Ksiądz Bosko wyjechał zaraz do Marsylii. Tutaj w projektach kanonika
Guiol zaszły pewne zmiany. A mianowicie, po swym pobycie w maju 1877 roku na
Valdocco, postanowił otworzyć w swej parafii nie tylko Oratorium, ale zakład
wychowawczy podobny do turyńskiego. Podobnie myślał Monsignor Place.
Przemyśliwali, więc obydwaj, jakby ten projekt zrealizować. Otóż w Marsylii istniało
Towarzystwo Bonjour, składające się z rzetelnych katolików, a którego celem było
popieranie instytucji dobroczynnych. Towarzystwo to miało w mieście zabudowania
zwane Maison Bonjour. W nich Bracia Szkół chrześcijańskich prowadzili szkołę
podstawową dla dzieci robotników. Próbowano, więc z nimi pertraktacji na ten temat,
aby odstąpili te zabudowania salezjanom. Nie byli temu przeciwni, a kiedy potem ich
wizytator przeniósł do innego ośrodka jednego z braci, którego działalność
300

31 Pages 301-310

▲back to top

31.1 Page 301

▲back to top
podtrzymywała życie całej szkoły, i mimo nalegań Towarzystwa Bonjour, nie chciał
go pozostawić na miejscu, nie było już dalszej zwłoki i zdecydowano, że zakład ten
przejmą salezjanie.
Tymczasem Ksiądz Bosko był bardzo zaabsorbowany przeżyciami
poprzedzającymi jego podroż do Rzymu, a następnie wiemy już jak intensywnie był
zajęty w czasie swego trzymiesięcznego pobytu w wiecznym mieście. Wobec tego
sprawa się przeciągała. Jeszcze przed wyjazdem do Rzymu pisał do kanonika Guiol;
Car. mo Signor Curato!
Z radością czytałem w ostatnim jego liście wiadomość, iż są już na ukończeniu
pertraktacje w sprawie otwarcia domu dla chłopców opuszczonych. Deo gratias!
A księdzu kanonikowi naszą wdzięczność! Pragnąłem jak najprędzej udać się do
Marsylii, ale co dopiero otrzymałem nalegające wezwanie do Rzymu i muszę się tam
bezzwłocznie udać, aby uczynić zadość życzeniu Ojca św., który na własny koszt chce,
byśmy otworzyli dom w Spezzie, mieście bardzo zarażonym protestantyzmem
i opanowanym przez masonerię tak, że trudno mi będzie przybyć do Marsylii przed
końcem stycznia. Gdyby jednak załatwienie jakiejś sprawy nie cierpiało zwłoki, to
wysłałbym do Przewielebnego Księdza Kanonika, księdza Ronchail dyrektora. Adres
do mnie w Rzymie jest: Tor de Specchi. Równocześnie, choć może z pewnym
opóźnieniem, pragnę jak najserdeczniej podziękować za życzliwość, z jaką Ksiądz
Kanonik przyjął naszych misjonarzy. Wszyscy byli rozentuzjazmowani jego
gościnnością i pisali mi: Proboszcz od św. Józefa to jest prawdziwy Pomocnik
Salezjański. Niech Go Bóg zachowa na długie lata. Nasi misjonarze są już obecnie na
morzu, a w najbliższych dniach zawiną do Montevideo, a inni do Buenos Aires.
Polecając się itd...
Turyn, 12.12.1877 r.
Ksiądz Jan Bosko
W związku ze wzmianką o misjonarzach należy wyjaśnić, o co tu chodzi. Otóż
nie tylko grupa pod przewodnictwem księdza Costamagna, ale także i ci, co jechali
z monsignorem Ceccarelli, mieli sposobność poznać wielkie serce kanonika Guiol. Ci,
bowiem wyjeżdżając z Nizza przekonani, iż przyjadą do Marsylii już późna nocą,
gdzie nikogo nie znali, zatelegrafowali do proboszcza od św. Józefa: Przyjeżdżamy
czterech salezjanów o 10-tej wieczorem. A ponieważ ich nazwiska nic nie mówiły
same przez się, podpisali tuot - court Don Bosco. Kanonik przekonany, że przyjedzie
sam Ksiądz Bosko, przygotował wspaniałe przyjęcie. A gdy pociąg zatrzymał się na
stacji, misjonarze zostali otoczeni przez dostojnych panów, którzy ze wszelkimi
względami ich witając, zapraszali do wspaniałych powozów. A ksiądz proboszcz
biegał tu i tam zaaferowany powtarzając: Gdzie jest Ksiądz Bosko? Wtedy dopiero
spostrzegli się, że zaryzykowali trochę za wiele z owym podpisem Księdza Bosko.
Tym bardziej czuli się skonfundowani, gdy wszedłszy do mieszkania kanonika,
zobaczyli we wspanialej sali iluminowanej, zastawioną sutą wieczerzę. Musieli przy
301

31.2 Page 302

▲back to top
tym odpowiadać na komplementy dam z wyższego towarzystwa, które jednak stale
oglądały się za oczekiwanym Księdzem Bosko. Nadrabiali miną jak umieli i nie
wiadomo, czy ksiądz Guiol uwierzył twierdzeniem monsignora Ceccarelli, że Ksiądz
Bosko został zatrzymany w Nizza nieprzewidzianą przeszkodą, ale ostatecznie zacny
kanonik nie okazał większego niezadowolenia, a pożegnawszy zaproszone
towarzystwo, zajął się z całą serdecznością misjonarzami.
W styczniu podwoił on swoje nalegania o przyjazd Księdza Bosko. Ksiądz
Bosko, ażeby go uspokoić pisał mu jeszcze z Rzymu zaznaczając, że nie może ustalić
dnia swego przyjazdu, ale żywi nadzieję, że w pierwszych dniach kwietnia będzie
mógł znaleźć się w Marsylii i pisze: Niech Ksiądz wybaczy moje opóźnienie, ale
winien temu jest Ojciec święty, proszę, zatem do niego zwrócić się z wyrzutami.
Posyłam Księdzu jedną z ostatnich fotografii Piusa IX, a spodziewam się, że będę
mógł osobiście wręczyć fotografie obecnego Papieża Leona XIII. Jeśli będzie Ksiądz
miał okazję spotkać się z księdzem biskupem, to proszę mu powiedzieć, że mówiłem
z Ojcem świętym o zakładzie dla ubogiej młodzieży w Marsylii. Ojciec św. okazał
wielkie z tego zadowolenie i polecił mi zakomunikować mu o jego szczególniejszym
błogosławieństwie. Drogi mój Księże Proboszczu, ileż to spraw mamy do załatwienia!
Ileż dusz trzeba zbawić! No, ale pomówimy o tym osobiście itd.
Wreszcie 2 kwietnia Ksiądz Bosko stanął w Marsylii, w towarzystwie księdza
Rua, jako gość księdza proboszcza od św. Józefa. Spotkał u niego dwie osoby zesłane
przez Opatrzność Bożą dla dobra dzieła salezjańskiego we Francji; była to pani Prat -
Noilly i ksiądz Mendre. Otóż owa pani, uczestnicząc we Mszy świętej w kościele św.
Józefa, zauważyła kapłana odprawiającego Mszę święta, którego zachowanie bardzo
ją zainteresowało tak, iż sobie powiedziała: To musi być na pewno jakiś święty
zakonnik. Pragnienie nie do przezwyciężenia popchnęło ją do zakrystii, gdzie chciała
się zapytać, co by to był za kapłan, który tak pobożnie odprawiał Mszę święta.
Proboszcz oczywiście poinformował ją o wszystkim z entuzjazmem: Czy mógłby
mnie ksiądz proboszcz przedstawić temu księdzu? – zapytała nieśmiało. Ależ
naturalnie i to zaraz proszę pani, odrzekł ksiądz Guiol.
Prezentacja odbyła się na miejscu i od tego czasu owa pani była całkowicie
pozyskana dla sprawy Księdza Bosko i zdziałała wiele dobrego dla Oratorium
świętego Leona. Wystarczy powiedzieć, że do ostatniej chwili życia była dla niego
doprawdy matką.
Także kanonik Mandre w bardzo prosty sposób poznał się z Księdzem Bosko,
o którym do kwietnia 1878 roku nic nie wiedział. Pewnego dnia proboszcz Guiol,
u którego był wikarym, zawezwał go do siebie i rzekł mu: Ksiądz Bosko rozpoczyna
swą działalność w Marsylii, niech się ksiądz odda do jego dyspozycji. Od pierwszego
spotkania się ze Świętym był ksiądz Mandre do jego dyspozycji. Między francuskimi
salezjanami krążyło potem powiedzenie Księdza Bosko: Ksiądz Mandre ukradł serce
Księdzu Bosko! Ale można by to także odwrócić, że Ksiądz Bosko ukradł serce
księdzu Mandre. Przez 40 lat nie minął jeden dzień, w którym by wikary, a następnie
proboszcz od świętego Józefa nie dał dowodu swej życzliwości synom Księdza Bosko.
302

31.3 Page 303

▲back to top
Odjeżdżając z Marsylii, Ksiądz Bosko zlecił kanonikowi ostateczne ustalenie
warunków kontraktu z Towarzystwem Bonjuor. W czasie pobytu swego w Marsylii
pisał do księdza Lemoyne tajemniczy list, którego tekstu nie mamy, ale mamy notatkę
autograf adresata, który notuje sobie:
„Pewnego dnia siedziałem w przedpokoju Księdza Bosko bardzo zmartwiony
i trapiony już nie pomnę jakimi myślami. Po paru dniach, czy nazajutrz, widzę list
przysłany mi przez Księdza Bosko, pełen serdeczności i zbawiennych słów zachęty,
które były balsamem w moich strapieniach, choć nikomu się z nich nie zwierzałem.
Kiedy zaś Ksiądz Bosko wrócił do Oratorium, odezwał się do mnie: Napisałem ci ów
liścik, aby cię pocieszyć w twoich zmartwieniach, w jakich widziałem cię tutaj
pogrążonego. I rzeczywiście siedziałem w miejscu wskazanym przez naszego Ojca”.
W tychże, samych notatkach księdza Lemoyne mamy przekazane świadectwo
księdza Franciszka Ghiliotto, który pamięta, że w roku 1877, gdy był jeszcze
klerykiem, usłyszał jak Ksiądz Bosko po uroczystości Najświętszej Wspomożycielki,
mówił na słówku wieczornym: Podziękujmy Najświętszej Dziewicy, bo w tym roku
częściej, niż kiedy indziej udziela mi łaski czytania w sumieniach wszystkich, jakby
w jakimś zwierciadle.
W dniu oznaczonym Ksiądz Bosko był we Frejus, aby ustalić warunki otwarcia
domu w Navarre. Była tam większa posiadłość obejmująca 233 ha. Cały ten obszar
stanowił kolonię rolniczą, zwaną: Sierociniec św. Józefa. Zorganizował ją ksiądz
Jakub Vincent z pomocą panu Roujou, właściciela tejże posiadłości, który ją oddał
swemu przyjacielowi z tym zastrzeżeniem, by została obrócona na cele dobroczynne.
Tenże po dziesięciu latach odstąpił sierociniec z przyległym terenem na 99 lat trzem
księżom, którzy marzyli o uaktywnieniu trzeciego zakonu Trintarzy. Ci jednak
najemcy już po pięciu latach byli tak pogrążeni w długach, że nie widzieli dla siebie
ratunku. Idąc za poradą biskupa decydowali się odstąpić wszystko Księdzu Bosko,
żądając od niego tylko 20 tys. franków za melioracje poczynione w tymże zakładzie.
Inicjatorem i gorącym zwolennikiem tej cesji był jak wspomnieliśmy biskup Frejus
i Tulon, monsignor Ferdynand Terris. Stał się on nieświadomym instrumentem
Opatrzności Bożej. Pierwszy jego list odnośnie do kolonii rolniczej, otrzymał Ksiądz
Bosko w sierpniu 1877 roku. Trzeba też zauważyć dwie rzeczy: propozycja
przychodzi do Księdza zupełnie niespodziewanie, po drugie Ksiądz Bosko zasadniczo
był przeciwny zakładaniu szkół rolniczych, gdyż według niego nie dają one pełnej
rękojmi moralnego wychowania młodzieży. Otóż właśnie w nocy poprzedzającej list
monsignora Terris, Ksiądz Bosko miał sen, który zmienił mu zapatrywanie na szkoły
rolnicze i usposobił życzliwie do propozycji biskupa. We wrześniu podczas rekolekcji
w Lanzo opowiadał on, co widział. Między słuchaczami byli hrabia Cays, wtedy
jeszcze kleryk, ksiądz Barberis i ksiądz Lemoyne, który przekazał nam go
w następującym ujęciu:
Śniłem jakąś okolicę z dala od Turynu. Stała tam chata wiejska z przyległym
podwórkiem, opuszczona i bez żadnych ozdób. Izba zaś, w której się po chwili
znalazłem miała kilka drzwi prowadzących do przyległych stancji położonych jednak
303

31.4 Page 304

▲back to top
nie na tym samym poziomie tak, że trzeba było do nich wchodzić czy schodzić po
schodkach. Naokoło pod ścianami były poopierane o długi stojak rożne narzędzia
rolnicze i gospodarskie. Obszedłszy wszystkie izby nikogo nie spotkałem. Dom był
zupełnie pusty. Aż tu naraz słyszę głos chłopaka, przyśpiewującego sobie jakąś
melodyjkę. Śpiew dochodził z zewnątrz, więc wyszedłem na podwórko. Zobaczyłem
chłopaka, raczej krępego, ubranego po wiejsku, który stał wpatrzony we mnie. Mógł
mieć lat około 12. Przy nim stała niewiasta czysto ubrana też w stroju wieśniaczym.
Śpiewał po francusku bardzo miłym głosem:
Ami respectable Czcigodny przyjacielu
Soyez notre pere aimable Bądź ojcem dla nas wielu.
Zawołałem go w progu chaty:
Chodź tu, chodź chłopczyku. Kto ty jesteś? Ale ten śpiewał spokojnie dalej
swoją piosenkę. Więc zapytałem znowu:
Czego więc sobie życzysz? On jednak nie przestawał nucić tej samej melodyjki.
Więc nalegam:
Ależ wytłumacz się, o co ci chodzi? Chcesz bym cię wziął do swego zakładu?
Masz mi coś do powiedzenia? Może chcesz jakiś upominek? Medalik? A może
potrzebujesz pieniędzy? Ten nie zważając na moje pytania rozglądał się naokoło, a
zmieniwszy słowa śpiewał dalej:
Voil’a mes compagnons
Qui diront ce que nous voulons
Chłopcy, co mi towarzyszą
Wskażą czego sobie życzą.
I rzeczywiście w dali ukazało się mnóstwo chłopców, którzy maszerując przez
puste pola ku nam, śpiewali z zapałem:
Notre pere du Chemin
Guidez - nous dane le chemin
Guidez nous au jardin
Non su ja jardin des fleurs
Mais au jardin des bonnes moeurs
Wiedź nas Ojcze swoją drogą
Synów wiernych rzesze mnogą
Do ogrodów, gdzie nie w kwiaty
Ale w cnót się zdobią szaty
A któż wy jesteście? – zapytałem zdziwiony, gdy ta rzesza młodzieńcza stanęła
przede mną. Ten, który przedtem śpiewał swoje solo i teraz odpowiedział sam
śpiewając:
Notre patrie
Naszą ojczyzną
C’est le pays de Marie
Jest kraj Maryi...
A ja na to: Nie rozumiem! Co wy tu robicie? Czego chcecie ode mnie?
A wtedy oni wszyscy chórem:
Nous attendons l’ami
Przyjaciela nam potrzeba
Qui nous guide au Paradis
by prowadził nas do nieba.
304

31.5 Page 305

▲back to top
Jeśli tak, to jesteśmy zgodni – przytaknąłem im. Chcielibyście być przyjęci do
mych zakładów? Trochę was za dużo, ale jakoś się zrobi. A oni na to prześpiewali
swoje:
naszą ojczyzną – jest kraj Maryi.
Zamilkłem, myśląc sobie: gdzie ja jestem właściwie? W Turynie czy we Francji?
Przecież jeszcze do Oratorium nie wróciłem /Ksiądz Bosko był wtedy
w Lanzo/. Dziwna to doprawdy rzecz. Gdy tak głowiłem się nad tą zagadką owa
niewiasta, towarzysząca chłopakowi, wzięła go za rękę i dając znak innym, aby się
ustawili i przeszli na pobliskie większe boisko, rzekła do mnie: Niech Ksiądz idzie
z nami. I poszła naprzód, a chłopcy otoczywszy mnie ruszyli za nią w stronę swego
boiska.
Gdyśmy tak maszerowali nowe gromady młodzieży przyłączały się do nas.
Jedni nieśli sierpy, inni grabie, łopaty, inni jeszcze inne narzędzia pracy. To mnie
przekonało, że nie byłem w Oratorium, no i że to nie było żadne marzenie senne, bo
przecież chodziłem, a cała ta gromada tłoczyła się wkoło mnie i popychała, gdy
zwalniałem kroku. Nie traciłem też z oka owej niewiasty, która budziła we mnie coraz
większe zainteresowanie. Jej skromny strój, góralski czy pasterski, czerwona chusta na
szyi, biały pektoralik zdradzały w niej coś tajemniczego... Kiedy już wszyscy
stanęliśmy na wielkim boisku niewiasta rzekła mi:
Popatrz na te pola na ten dom, na tę młodzież… Gromada chłopców była
rzeczywiście olbrzymia o wiele większa niż z początku. Oni wszyscy twoi – rzekła.
Moi? – odpowiadam zdziwiony. A jakim prawem mi to oddajesz, przecież oni nie są
ani twoi, ani moi, ale są Boga. Jakim prawem, pytasz? Bo to moje dzieci i ja je tobie
powierzam. Ale jak ja upilnuję tyle młodzieży? I to tak żywej? Och, wystarczy
popatrzeć na tych tam, co gonią jak zwariowani, ścigani przez im podobnych, albo na
tych, co tam skaczą przez rowy lub włażą na drzewa. Och, o, a tamci jak się biją!
Jakże ja to całe zbiegowisko mam pilnować i zaprowadzić wśród nich porządek?
Pytasz jak to masz zrobić? O patrz!... – zawołała. Oglądnąłem się i zobaczyłem nową
grupę młodzieży, która szła ku nam. Gdy się przybliżyła, owa niewiasta rozciągnęła na
nas wielki welon. Sam nie wiem skąd. I okryła te całą świeżo przybyłą gromadę. Gdy
go ściągnęła z powrotem, okazało się, że wszystka młodzież zmieniła się w ludzi
dojrzałych w kleryków i księży. Czy ci księża i klerycy to też moi? – pytam. Będą
twoimi, jeśli sobie ich wychowasz – usłyszałem odpowiedź. A jeśli chcesz wiedzieć
jeszcze coś więcej, to przybliż się. Podszedłem i pytam: Ale niech mi gosposia powie
łaskawie, gdzie właściwie jestem? Niewiasta nic nie odpowiedziawszy dała znak, by
się wszyscy chłopcy koło niej zebrali. Chłopcy przybiegli chętnie, a ona do nich po
francusku: Attention, garcons, silence. Ouvriere,Ateliers chsntez zous ensemble –
uwaga chłopcy, spokój. Robotnicy, rzemieślnicy śpiewajcie wszyscy razem.
I uderzeniem ręki dała znak do rozpoczęcia. Wtedy wszyscy chłopcy zaśpiewali
chórem: Chwała, cześć, dziękczynienie Panu Bogu zastępów... Wspaniały to był śpiew.
Dwie melodie przeplatały się między sobą od najniższych głosów, które wychodziły
305

31.6 Page 306

▲back to top
jakby spod ziemi i z tymi najwyższymi wzbijały się w niebo. Śpiew zakończył się
ogólnym akordem na słowie Amen... I ja się zbudziłem.
Interesująca jest odpowiedź Księdza Bosko biskupowi, napisana z wielką
poufałością, niezwykłą u niego na początkach pertraktacji. Prawdopodobnie kanonik
Guiol znał plany Monsignora i dlatego nic nie mówiąc Księdzu Bosko zaplanował
spotkanie z nim, o czym jest wzmianka na początku listu:
Eccelenza Rev. ma!
Nie mogłem otrzymać milszego listu od tego, jakim Ekscelencja był łaskaw
mnie zaszczycić. Gdyby nie moja niedyspozycja na szczęście przejściowa, to byłbym
z kanonikiem Guiol mógł złożyć osobiście uszanowanie Waszej Ekscelencji. Owe dwa
sierocińce, które mi proponuje, to ja w zasadzie na nie się godzę, a ponieważ mam
pełne zaufanie do Ekscelencji, to zupełnie zdaję się na jego decyzję w ustaleniu
warunków. Abym zaś tym lepiej mógł poznać jego zamiary i aby Ekscelencja mógł
zorientować się w naszej działalności pośle do niego księdza Ronchail, dyrektora
Patronatu św. Piotra w Nizza.
On ma ode mnie wszelkie pełnomocnictwa i może sprawę ostatecznie załatwić.
W zakres naszej działalności wchodzi gromadzenie ubogich chłopców
w oratoriach, a tych najbardziej zaniedbanych przyjmować do naszych zakładów
rzemieślniczych. Im bardziej jakaś dzielnica jest przeludniona, tym nam to bardziej
odpowiada. Mając to na względzie, czyby nie dało się oprócz sierocińca w Navarre
otworzyć jednego we Frejus, a przy nim zorganizować świetlicę i szkoły świąteczne
i wieczorowe, podobnie jak mamy w Turynie. Ekscelencja może sobie pomyśleć,
że mam głowę zbyt poetyczną. Być może, że to prawda, ale zanim się coś zrobi, trzeba
to jakoś wyrazić. Wszystkie te moje projekty podaję pod światło dyrektywy Waszej
Ekscelencji, zapewniając, że jego punkt widzenia będzie normą dla naszych poczynań.
A tymczasem będę się modlił itd.
Ksiądz Jan Bosko
Kluczem, zatem do snu były wiadomości, jakie kilka godzin po nim przyszły
z Francji, że sen trzeba było tak wytłumaczyć, jak wyglądało na pierwszy rzut oka, to
potwierdziły następujące dalej fakty.
Ksiądz Lemoyne odwiedzając nowy dom, wkrótce po jego otwarciu, miał
pierwszy tego dowód. Wszedłszy do budynku, gdzie była dyrekcja, zaraz na
pierwszym piętrze widzi stancje ze stoiskiem naokoło ścian i drzwi, do których
dochodziło się po stopniach, by wejść do następnej sali. A oto przed tym domem małe
podwórko i obszerna, zaniedbana laka, otoczona drzewami. A dalej drugie podwórko
większe, gdzie stało mieszkanie pierwszych przyjętych chłopców. A więc było to tak
jak we śnie, co do litery. Ksiądz Lemoyne, który nie przewidywał podobnej
niespodzianki, napisał o tym zaraz Księdzu Bosko. Ale jeszcze większa niespodzianka
oczekiwała samego Świętego, kiedy ten przyjechał w swoim czasie odwiedzić zakład
już z młodzieżą. Za jego zbliżaniem się, wyszli mu naprzeciw chłopcy, poprzedzeni
306

31.7 Page 307

▲back to top
przez jednego z pomiędzy nich, niosącego bukiet kwiatów. Święty na kilka kroków
przed nim z wielkiego wzruszenia zmienił się na twarzy. Ów chłopczyk był takiego
wzrostu i takich rysów twarzy, jakie on widział we śnie. Był to Michaś Blain, który
zostawszy salezjaninem żył jeszcze w Nizza Marttima, kiedy ksiądz Ceria pisał
Memorie. Wieczorem zaś na akademii ku czci Księdza Bosko, podczas gdy aktorzy
wykonywali kantatę powitalną, a ów Blain śpiewał solo, Ksiądz Bosko wskazując go
dyrektorowi księdzu Ferrot, rzekł: Doprawdy, to ten ze snu.
W snach Księdza Bosko napotyka się często pierwiastek proroczy, ale
z interpretacją tych proroctw nie należy się spieszyć, gdyż nieraz odnoszą się one do
rzeczy odległych. Jeżeli sami prorocy nieraz nie rozumieją swoich proroctw, to cóż
dopiero ich komentarzy! Otóż odnośnie do ostatniej części snu do nie tak dawna była
zagadka, co by miała oznaczać ową ostatnią grupę młodzieży zamieniona w księży.
Niektórzy twierdzili, iż to oznacza uczniów szkoły rolniczej, którzy następnie przejdą
do seminarium, ale to nie zadawalało, jako zbyt ogólnikowe. Aż tu pewnego dnia,
kiedy wcale nie myślano o śnie, zadecydowano otworzyć w Navarre dom dla synów
Maryi, a następnie nowicjat. Wtedy dopiero zrozumiano właściwą treść snu. Pierwszy
na niego zwrócił uwagę ksiądz Candela, Radca Kapituły Wyższej, kiedy to jesienią
1929 roku przeprowadzał obłóczyny dla dwudziestu aspirantów tamże wychowanych.
I wtedy właśnie mówił o tej ich przemianie, przewidzianej przez Księdza Bosko 50 lat
naprzód.
Ale wróćmy do piątku, 5 kwietnia 1878 roku. Biskup i Ksiądz Bosko ustalili
wtedy linię generalną całego ich działania. Ale od słów do czynów droga jeszcze
daleka i ciernista. Trudności powstały z powodu trzech innych podjętych już przedtem
pertraktacji, a mianowicie odnośnie do sierocińca S. Cyr, założonego przez księdza
Vincent, domu w Cannes i fundacji w Marsylii.
Monsignore Terris interesował się również i fundacją w S. Cyr, co do której
pertraktował już z nim ksiądz Ronchail. Wobec szybkiej zgody Księdza Bosko po śnie,
na propozycję biskupa, ten myślał, że już w roku szkolnym 1877 - 1878 salezjanie
będą do jego dyspozycji. Ponieważ to nie nastąpiło, stąd w miarę przybliżania się zimy,
ogarniał go niepokój i stale słał ponaglenia do Turynu i do Nizza. Ksiądz Ronchail w
październiku pisze do Księdza Bosko: W tej chwili otrzymuje list księdza biskupa z
Frejus, który nalega na przyspieszenie otwarcia domu. Wspomina, iż pisał do Księdza
Bosko, ale nie otrzymał odpowiedzi. Ja również pisałem po powrocie z rekolekcji i
dotąd nie mam odpowiedzi.
List ten podał Święty księdzu Rua z notatką, już napisaną księdzu Ronchail, aby
rozpoczął załatwiać sprawy w S. Cyr, dokąd przybędzie jeden ksiądz i Siostry. Niech
ułoży kontrakt. Potem Cannes... Potem Nawarre... Wspomniany list do księdza
Rinchail był następującej treści : Nawał interesów zawiódł moją dobrą wolę, no ale już
czas rozpocząć. Weź ze sobą księdza Perrot, albo księdza Jana Ronchail, z jednym
koadiutorem i jedźcie do Frejus. Umieściwszy tych dwóch w jakiejś możliwej sytuacji,
powiedz im, ażeby rośli in multam gentes. Następnie oglądnij się za miejscem dla
Sióstr i napisz mi ile ich potrzeba, a zaraz zostaną wysłane, gdyż na to czekają. Napisz
307

31.8 Page 308

▲back to top
mi również, jak podejść do uruchomienia placówek w Cannes i Navarre. W tym
względzie już pisałem do biskupa. Ja tu mam jednego księdza, którego chcę ci posłać
i mam nadzieję, że będziesz z niego zadowolony pod każdym względem. Ty zaś
musisz działać cuda, załatwiając wszystko dobrze... Miłe pozdrowienia dla wszystkich
itd.
Wysłanie wspomnianego personelu nie nastąpiło. Kiedy Ksiądz Bosko
przyjechał do Nizza w kwietniu, tamtejszy prefekt ksiądz Jan Ronchail był zdrowy,
zachorował dopiero jak już wiemy po uroczystościach powitalnych, kiedy to Święty
wyjeżdżał do Frejus. Wnet jednak musiał wracać, gdyż alarmujące wiadomości
o stanie zdrowia prefekta do tego go skłoniły. Zachorował on poważnie na zapalenie
płuc. Wprawdzie w niedzielę Męki Pańskiej zdawało się, że kryzys minął, ale
nazajutrz nastąpiły komplikacje i już nie było nadziei. Chory zdawał sobie sprawę ze
swego stanu. Jedyna przykrość, jaką odczuwał, było zmartwienie, że nie może już
pomagać w pracy swym współbraciom, którzy go bardzo kochali. Ale we wszystkim
zdawał się na wolę Bożą. Dnia 9 kwietnia przyjął sakramenty święte, pocieszony
myślą, że ma u boku Księdza Bosko. Śmierć nastąpiła w dwa dni później, kiedy
odprawiała się Msza św. wspólna. Zmarły miał lat 25. Taka strata oczywiście bardzo
zasmuciła Księdza Bosko. Wyczuli to wszyscy współbracia, kiedy odjeżdżał i udzielał
im swego błogosławieństwa. Jako troskliwy ojciec zdawał sobie sprawę, że po jego
odjeździe miejscowy dyrektor, jako krewny zmarłego tym bardziej odczuje próżnię,
jaką jego bratanek po sobie zostawił. Dlatego bardzo serdecznie polecił go względem
barona Heraud, prosząc go, by, o ile mu zajęcia pozwolą, jak najczęściej odwiedzał
dyrektora, który ma do niego pełne zaufanie.
Nie znając smutnego wypadku, proboszcz od św. Józefa nalegał na jak
najszybsze przysłanie salezjanów do Marsylii. Zaraz po wyjeździe Księdza Bosko
pospieszył się ze zredagowaniem wynajmu wszystkich nieruchomości od
Towarzystwa Bonjour na 50 lat. Kontrakt nabierał mocy z dniem 21 kwietnia 1878 r.
Skoro więc oczekiwany personel nie nadchodził, słał do Turynu jeden list za drugim,
ale dopiero z pewnym opóźnieniem odpowiedział mu ksiądz Rua, dziękując za
życzliwość i wszystkie zabiegi dla ułatwienia działalności salezjanów. Opóźnienie ich
przyjazdu, zaznacza, spowodowane zostało chorobą Księdza Bosko, śmiercią kapłana
przewidzianego na dyrektora i śmiercią innych jeszcze kleryków mających prawo
nauczania w szkole, itd....
Otóż jak widać z tego listu Ksiądz Bosko poważnie zachorował i musiał
zatrzymać się w Sampierdarena, dokąd przyjechał z Nizza wstępując na krótko do
Ventimilia, Alassio i Varazze. Wyczerpany niewygodami podroży wobec bardzo
przykrej aury nie mógł już dojechać do Turynu. Dręczyła go też pamięć bolesnych
strat, przy czym aby drugich nie zniechęcać, sam musiał panować nad sobą i nadrabiać
miną. Usiłował, więc utrzymać się na nogach, ale jego siły fizyczne jak i moralne nie
wytrzymały. I ostatecznie położył się do łóżka. Zwierzył się wtedy koadiutorowi Enria,
że przed oczami stale stoi mu śmierć księdza Ronchail. Otóż od tego koadiutoria,
308

31.9 Page 309

▲back to top
który z synowską troskliwością asystował chorego, mamy trzy listy skierowane do
Józefa Buzzetti, które najlepiej przedstawiają przebieg choroby.
Drogi Józefie!
Wczoraj wieczorem przyjechał z Varazze nasz kochany Ojciec w towarzystwie
księdza Rua. Wyszedłszy mu naprzeciw na stację, zauważyłem, że jest bardzo
zmęczony, ale humoru nie tracił. Towarzyszyłem mu aż do domu, gdzie zapytałem czy
czego nie potrzebuje; odpowiedział, że nie i życzył mi dobranoc.
Ale jakiż był nasz niepokój, kiedy o godz. 8 - ej nie wyszedł jeszcze, by
odprawić Mszę świętą. Czekałem chwilę, a nie mogąc się go doczekać, zapukałem do
pokoju. Ksiądz Bosko już wstał, ale siedział na krześle, blady, szarpany torsjami.
Odczuwał wielkie zimno tak, że musieliśmy mu ogrzać łóżko. Położył się dopiero
o trzeciej po południu. Gorączka wzmagała się aż do północy. Dopiero o pierwszej
mógł trochę zasnąć. Lekarz wezwany oświadczył, że to wynik przemęczenia i na
pewno owe torsje nie były spowodowane niestrawnością, gdyż wiemy wszyscy jak
mało jada, a we Varazze zjadł tylko trochę minestry.
Piotr Enria,
Sampierdarena 17.04.
Drugi list:
Dzisiaj Ksiądz Bosko przez cały dzień ma gorączkę, twarz stale rozpaloną
z dwoma wypiekami, które raz znikają raz występują na policzkach. Widoczne to
skutki przemęczenia, ciągłych zmian wiktu i poważniejszego już wieku. Jest północ,
stale przewraca się na łóżku i nie może zasnąć. Dzisiaj rano również męczyły go torsje,
po których był zlany potem i tak wyczerpany z sił, że nie mógł sobie poprawić
poduszki pod głową. Boję się, by nie nastąpiły komplikacje grypowe. Jest już godzina
po północy, a jeszcze oczu nie zamknął. Całe ciało zimne i nakrycia nic nie pomagają.
I tutejszy muzyk Ferrari jest ciężko chory i leży bez przytomności... Widocznie tego
roku zakład przechodzi ciężkie próby; wielu chorowało, złodzieje okradli kuchnie,
nieco przedtem wdarli się do kościoła przez zakrystię, poprzewracali święte naczynia,
rozrzucili święte partykuły na ołtarzu i po stopniach. To świętokradztwo bardzo
przygnębiło cały dom. Kilka pobożnych osób starało się nam straty materialne
wynagrodzić. Ale wracam do Księdza Bosko. Jeżeli możesz przyślij mi biszkopty.
Oczywiście chory nic o tym nie mówił, ale gdybyśmy mieli na to czekać, nigdy byśmy
się nie doczekali. Dla innych zaraz, by zamówił, ale nie dla siebie. Teraz jest godzina
czwarta rano, przed godziną dałem mu trochę rosołu i to go rozgrzało... Zasnął, ale
budził się co parę minut... O pół do piątej usnął do piątej, miejmy nadzieję, że dzień
będzie dla niego lepszy od nocy. Powiedz o stanie Księdza Bosko baronowi Bianco i
hrabinie Corsi, jeżeli ich spotkasz.
List był pisany 18 i 19 kwietnia.
309

31.10 Page 310

▲back to top
Trzeci list, 20 kwietnia:
Drogi Józku! Miałem nadzieję, że Ksiądz Bosko spędzi dzień spokojnie.
Niestety febra nie ustawała. Według lekarza choroba polegała na pewnego rodzaju
nerwicy żołądkowej, spowodowanej przemęczeniem. Najwięcej mi przykro, bo widzę,
że nie może spać, albo śpi bardzo niespokojnie. Przed chwilą krzyknął tak przeraźliwie,
iż zerwałem się z krzesła i pobiegłem do niego. Widocznie miał sen. Słuchałem, by
zrozumieć, co mówi we śnie, ale nie mogłem się połapać... Co chwila wołał tylko,
holla, fermi!... innych słów nie mogłem zrozumieć. Widząc jak oddycha niespokojnie
wstrząsnąłem go. Zbudziwszy się popatrzył na mnie mówiąc: A to ty? A co ja
mówiłem krzycząc? Odpowiedziałem, że nic nie zrozumiałem. Nic mi nie
odpowiedział na to. Z nastaniem dnia pytałem, co mu się śniło, Na pewno śnił
o swoich drogich synach tych z Oratorium. Długa nieobecność w Turynie już mu się
sprzykrzyła i często powtarzał: Mam tyle spraw, które czekają na mnie w Turynie!
Pazienza! Niech się dzieje wola Boża! Zdaje się, iż nastąpiła mała poprawa, gdyż po
owych krzykach usnął na dwie godziny. Nad ranem zmieniłem mu bieliznę, bo był
cały spocony. Potem znów zasnął. Ksiądz Rua już wrócił ze Spezzia i w tej chwili
pisze chyba list do księdza Lazzero do Oratorium. Ja nie odstąpię Księdza Bosko ani
na chwilę, choćby mnie to miało kosztować życie. Jakiekolwiek poświęcenie dla niego
nigdy nie wynagrodzi trudów, jakie dla nas ponosi.
Łatwo, więc zdać sprawę z wrażenia, jakie choroba Księdza Bosko wywołała
w Oratorium: chłopcy tłoczyli się do kościoła, nowicjusze całe noce chcieli klęczeć
przed tabernakulum, klerycy prosili, by na nich zesłał chorobę Księdza Bosko, byle on
wyzdrowiał, nie brakło i takich, co swoje życie za niego ofiarowali. Wielu chłopców
radykalnie poprawiło swoje postępowanie już to, by ich Pan Bóg łatwiej wysłuchał,
już to, by nie robić przykrości Księdzu Bosko. To samo działo się po innych zakładach.
Niebo nie zostało głuche na tyle błagań. Na Wielkanoc, 21 kwietnia, do
dyrektora Oratorium, księdza Lazzero, nadszedł po południu telegram od Enria, w tych
słowach: Modlitwy wysłuchane. Ojciec czuje się lepiej. Obiaduje z nami. State allegri.
Było to drugie „Alleluja wielkanocne”, które po tym liturgicznym wypełniło
niewypowiedzianą radością cały dom.
Z chwilą polepszenia się zdrowia Księdza Bosko zaczęły się wizyty
dobrodziejów, pomocników, przedstawicieli władz duchownych i cywilnych, deputacji
ze sąsiednich miejscowości. Wszyscy prosili o błogosławieństwo Najświętszej
Wspomożycielki dla siebie i swych chorych. Przybył także jeden pan ze swą żoną,
którzy wręczyli Księdzu Bosko poważną sumę dla jego wychowanków i na misje. Ten
ich pobłogosławił i zostali uwolnieni od poważnej dolegliwości, która ich od
dłuższego czasu poważnie męczyła. Taką o tym robi notatkę ksiądz Lemoyne, który
towarzyszył księdzu Bosko do Sampierdarena:
Widziałem jak ci państwo wchodzili do pokoju Księdza Bosko przygnębieni,
a wychodzili z niego rozpromienieni /contenti come una pasqua/. Większość
odwiedzających też nie wchodziła z próżnymi rękoma. Było, za co dziękować
Opatrzności. Po czterech miesiącach, w których Ksiądz Bosko nie wychodził
310

32 Pages 311-320

▲back to top

32.1 Page 311

▲back to top
w poszukiwaniu za zapomogą, wszędzie odczuwało się wielkie braki. Ale ten deszcz
dobroczynny odświeżył finanse wysuszone, o czym tak Ksiądz Bosko odezwał się do
Enria: Jakżeż dla nas dobra jest Madonna! Byliśmy w wielkich kłopotach, a jednak
Opatrzność wszystkiemu zaradziła. Dziękujmy jej całym sercem.
Wspomnieliśmy wyżej o śnie Księdza Bosko. Otóż ksiądz Lemoyne, który jego
treść usłyszał od samego Świętego tak nam go przekazuje: W nocy na Wielki Piątek,
czuwałem przy boku Księdza Bosko aż do drugiej po północy, kiedy to zastąpił mnie
Piotr Enria. A ponieważ z przyległego pokoju słyszałem zduszone krzyki chorego
świadczące o jakiś nieprzyjemnych snach, zapytałem go, co mu się śniło, na co
usłyszałem następujące opowiadanie Zdawało mi się, że jestem w jednej rodzinie,
która zawyrokowała zabić kota. Przebieg sądu i wyrok zostały przesłane biskupowi
Mancorda. Ale biskup z oburzeniem odmówił zajmowania się takimi błahostkami...
W owej rodzinie z tego powodu nastąpiło wielkie zamieszanie.
Przypatrywałem się temu wszystkiemu oparty na lasce, a tu naraz widzę, jak
czarny kociak z najeżoną sierścią pędzi ku mnie, a za nim dwa wielkie psiska, które
już, już miały to biedne zwierzę dopaść. Widząc kota przebiegającego koło mnie
zawołałem: kici, kici. Kociak przystanął niezdecydowany, ale kiedy zawołałem nań po
raz drugi, unosząc nieco kraj swego płaszcza, kot ośmielony przytulił się do moich
nóg. Wtedy owe dwa brytany stanęły naprzeciwko mnie, groźnie warcząc.
Pójdziecie wy stąd! Krzyknąłem na nie. Co wam ten kot winien? A tu owe
kundle ku mojemu zdziwieniu rozwarły swe pyski, a wywiesiwszy ozory, zaczęły
mówić po ludzku:
Przenigdy! Musimy słuchać naszego pana, który polecił nam porwać tego kota.
A to, jakim prawem?
No, bo on sam oddał się w służbę naszemu panu, a pan przecież może
bezwzględnie dysponować życiem swego niewolnika. Mając, więc rozkaz rozszarpać
kota, rozszarpiemy.
Właściciel może dysponować pracą swego sługi – zauważyłem – ale nie jego
życiem. Co do kota, to bezwzględnie nie pozwolę go rozszarpać?
To rzekłszy psy rzuciły się gwałtownie na owo biedne kocie.
Wtedy ja podniosłem laskę i zacząłem je okładać bez pardonu, krzycząc:
Hola, stać! Pójdziecie wy! A do budy! Wynosić się!
Psy jednak nie ustępowały, doskakując ku mnie i odskakując. Walka trwała
długo! Już ustawałem ze znużenia... Kiedy na chwilę i owe psy zelżyły atakować,
popatrzyłem na mego czworonożnego pupila i ze zdziwieniem zobaczyłem, że zmienił
się w baranka. Czekam więc co psiska na to. Ale i te zmieniły się na dwa straszne
niedźwiedzie. Po chwili znowu wyglądały jakby tygrysy, to jak lwy, wreszcie jak
jakieś pokraczne małpoludy o ciągle innych kształtach i to coraz straszniejszych.
Wyraźnie poznałem, że mam do czynienia z dwoma szatanami. Ci wyjąc przeraźliwie,
krzyczeli:
Lucyfer jest naszym władcą! Ten, którego bronisz, oddał mu się dobrowolnie w
służbę, on musi być nasz!...
311

32.2 Page 312

▲back to top
Słysząc to zwracam oczy na jagniątko, leżące u moich stop, ale na jego miejscu
widzę chłopca drżącego z przerażenia, który patrząc na mnie błagalnie powtarzał:
Księże Bosko, niech mnie Ksiądz ratuje, niech mnie Ksiądz broni. Nie bój się!
– uspakajam go. Chcesz się doprawdy poprawić?
Ależ tak, tak, Księże Bosko. Co mam jednak robić, aby się uratować.
Niczego się nie bój, klękaj, masz tu medalik Matki Najświętszej. No, bierz i
módl się teraz ze mną....
Chłopak ukląkł, ale diabły nie dały jeszcze za wygraną... Ja stałem z laską,
podniesioną do góry i to trzymało ich w należytej odległości... Wtedy to Enria, widząc
moje podniecenie we śnie, zbudził mnie. I co by się dalej stało, gdybym nie został
obudzony, nie wiem. Ów chłopiec jest mi znany.
Drugi telegram z 23 kwietnia donosił, że Ksiądz Bosko już wraca i wieczorem
tego dnia będzie w Turynie. Na tę wiadomość zdawało się, że chłopcy zwariują
z radości; skakali – jak czytamy w kronice – biegali, krzyczeli, sami nie wiedzieli, co
ze sobą zrobić. Kapela zabrała się zaraz do przygotowania odpowiedniego marsza,
a kantorzy - hymnu, inni pomyśleli o iluminacji. Wszyscy byli przekonani, że stał się
cud. I rzeczywiście to wyzdrowienie było, jeżeli zaraz nie całkowite, to w każdym
razie – nagłe. Sam lekarz czegoś podobnego nie przewidywał. Enria, kiedy mu Ksiądz
Bosko kazał przygotować walizkę, z całą serdecznością starał się mu to wybić
z głowy, żeby mógł udać się w podroż, ale usłyszał odpowiedź: Bądź spokojny, już
jestem wystarczająco silny. Przecież jestem Bosko /las albo drewno/ i to dosyć twarde.
Pan Bóg i Najświętsza Wspomożycielka dopomogą mi. Bardzo ci dziękuję za twoją
troskliwą opiekę. Módl się za mnie i ja o tobie nie zapomnę...
Wstał bardzo rano, odprawił Mszę św. i wybrał się w drogę w towarzystwie
księdza Rua i księdza Albera. Byli jeszcze w znacznej odległości od stacji, kiedy
pociąg nadjechał. Enria, który podbiegł naprzód po bilety, prosił naczelnika stacji, aby
zaczekał, bo Ksiądz Bosko idzie....
Dla księdza Bosko, zrobię wszystko, co mogę – odpowiedział zacny urzędnik.
Enria, więc pobiegł do nadchodzących, by przyspieszyli kroku. Pociąg czekał coś
siedem minut, ale pasażerowie nie narzekali specjalnie. Kiedy usłyszeli, że to Ksiądz
Bosko przychodzi, wszyscy podeszli do okien, by go widzieć, spoglądając nań
z uszanowaniem i podziwem, jak zbliżał się z naczelnikiem stacji i księżmi do wagonu?
Dodamy jeszcze jeden szczególik. Miesiąc później, gdy Enria przyjechał do
Turynu, Ksiądz Bosko zauważywszy go, powitał po ojcowsku i rzekł: Widzisz, już od
paru dni chcę ci napisać list a nie mam czasu. Ale to, co chciałem ci napisać, to teraz
powiem: Dziękuję ci za serdeczność, z jaką mnie pielęgnowałeś i zawsze otaczasz.
Bądź pewien, że w codziennej Mszy św. polecam cię Bogu i Matce Najświętszej...
Przykro mi, że wyjechałem ze Sampierdarena wbrew twej woli, ale widzisz przecież,
że jestem zdrów. Chyba z tego jesteś zadowolony? – wzruszony koadiutor wyszeptał
kilka słów przez łzy na temat dobrodziejstw otrzymanych od Księdza Bosko, które
zobowiązywały go i do czegoś więcej jeszcze. A Święty zakończył: Zanim odjedziesz,
wpadnij do mnie; jeszcze chcę się z tobą zobaczyć.
312

32.3 Page 313

▲back to top
Rozdział XVII
Z powrotem w Oratorium
Nareszcie po blisko czterech miesiącach nieobecności i po chorobie, Ksiądz
Bosko wracał 23 kwietnia do Oratorium. Już z daleka słyszał głosy chłopców
oczekujących go na podwórzu obok kościoła Najświętszej Wspomożycielki. Kiedy
ukazał się w bramie, rzesze młodzieńcze ogarnął szał radości, jej okrzyki zagłuszały
nawet najwyższe tony kapeli. Kronika zamiast to opisywać cytuje list jednego
wychowanka, piszącego do swego kolegi, który nie był na powitaniu z powodu
choroby, bez podania nazwiska piszącego. I tak czytamy:
Cóż ci radośniejszego mógłbym podać do wiadomości, jeśli nie to, że ukochany
Ksiądz Bosko szczęśliwie do nas powrócił!... Wszyscy tłoczyli się koło niego, aby go
zobaczyć, aby ucałować mu rękę. Wszyscy asystenci razem nie byli w stanie
rozdzielić ich i utorować mu drogi. Kiedy następnie zszedł do jadalni na wieczerzę,
każdy znów go chciał zobaczyć i nacieszyć się jego widokiem. Cisnęli się do drzwi,
otwierali je i zaglądali do środka, a komu tylko udało się dojrzeć go w głębi za stołem,
ten oddychał z ulgą, jakby mu ciężar spadł z serca. Piszący ten list na pewno nie
podejrzewał, że przejdzie przez niego do historii; ale ten skromny dokument jakże
wymownie świadczy o atmosferze panującej wówczas w Oratorium koło osoby
Księdza Bosko.
Nazajutrz po obiedzie każda klasa osobno przez swego przedstawiciela witała
po włosku czy po łacinie swego drogiego Przełożonego, a kapela pod portykami
i śpiewacy urozmaicali to swymi występami. Ksiądz Bosko w otoczeniu dostojnych
gości i przełożonych słuchał z ojcowskim uśmiechem. Na koniec trzech
rzemieślników wystąpiło z sympatycznym dialogiem. Po czym ofiarowali mu obraz
przedstawiający kościół i Oratorium. Święty wszystkim za powitanie dziękował nie
szczędząc słów uznania i zadowolenia... W pierwszych dniach po powrocie nie mógł
jeszcze zabrać się do regularnej pracy, ale przyjmował sprawozdania przełożonych
i dawał wytyczne dalszego działania. Już z 25 kwietnia mamy listy świadczące, iż
czasu nie tracił i żywo zabierał się do załatwienia spraw, które czekały na jego decyzję.
DOMY POPRAWCZE
Na pierwszy plan wysunęła się sprawa poruszona kiedyś w Rzymie z ministrem
Crispi. Wprawdzie jego gabinet już upadł, ale właśnie, dlatego trzeba się zorientować,
czy przy nowych ministrach sprawa domów poprawczych jest nadal aktualna. Ksiądz
Bosko pisze, więc pod datą 25 kwietnia do komandora Aluffi, sekretarza
w ministerstwie spraw wewnętrznych, swego dobrego znajomego i pyta między innym,
jak sprawa domów poprawczych przedstawia się w nowej sytuacji, przy czym
313

32.4 Page 314

▲back to top
zaznacza, iż nowy minister spraw wewnętrznych Zanardelli odnosi się do niego
życzliwie. Zapewnia też, że polecony przez niego chłopiec zostanie do Lanzo przyjęty.
Kończy życzeniami zdrowia i łaski Bożej.
Nie wiadomo, jaka była bezpośrednia reakcja Ministerstwa na ten list, ale już
w lipcu Ksiądz Bosko wysyła swoje uwagi na ten temat do wspomnianego ministra.
Była to kopia tego, co już przedtem wysłał do ministra Crispi. I tak w obu wypadkach
pisał:
Ekscelencjo!
Mam zaszczyt przedstawić Waszej Ekscelencji schemat regulaminu, jaki
mógłby być zastosowany przy wychowywaniu chłopców opuszczonych, wałęsających
się po ulicach, a zebranych w sierocińcach czy domach poprawczych. Równocześnie,
stosownie do życzenia Waszej Ekscelencji pozwalam sobie zwrócić uwagę na pewne
obiekty w Rzymie, które moim zdaniem są odpowiednie na ten cel, a które pozostają
pod opieką Rządu. Takimi obiektami byłyby:
1. Budynek i podwórze przed parafią św. Bernarda, który to obiekt zajęty
jest obecnie przez dowództwo 20 - ego pułku kawalerii, które prawdopodobnie ma
zmienić siedzibę. Na załączonej mapce jest ten obiekt, zaznaczony kolorem
czerwonym.
Gdybyśmy otrzymali ten obiekt to markiz Berardi gotów jest odstąpić swój
przyległy tam plac, co w sumie byłoby w sam raz dobre dla zgromadzenia młodzieży
itd. Następują dalsze obiekty, których razem wyliczonych jest sześć. Gdyby Rząd
którykolwiek z tych obiektów zechciał mi odstąpić, wykorzystam go wyłącznie na cele
wychowawcze młodzieży ubogiej i opuszczonej. Da się to przeprowadzić bez
większych wydatków z kasy rządowej. W ten sposób zaradziłoby się potrzebom
znacznej ilości chłopców pozbawionych opieki i ewentualnie uniknęłoby się kosztów
przesyłania ich do zakładów w Turynie czy Sampierdarena... Prosząc, by Bóg
zachował Waszą Ekscelencję, itd....
A oto regulamin zasadniczy:
Dwa mogą być systemy w wychowaniu religijnym i obywatelskim młodzieży:
represyjny i prewencyjny. Obydwa nadają się do domów wychowawczych czy dla
starszych czy dla młodszych. Ale nam odpowiada system prewencyjny... Tu następuje
wyjaśnienie w kilku słowach, czym oba systemy różnią się miedzy sobą. A oto dalsze
uwagi. Chłopców opuszczonych można by podzielić na kilka kategorii. Uważam, iż
nie należy zaliczyć do zepsutych, ale tylko do zagrożonych zepsuciem takich:
1. Którzy przechodzą z jednego miasta czy miejscowości do drugiej
w poszukiwaniu pracy. Ci zwykle mają ze sobą trochę pieniędzy, ale wnet je
rozpuszczą. Skoro do tego czasu nie znajdą zajęcia, wówczas zaczynają kraść i już są
na drodze katastrofy moralnej;
2. Którzy są sierotami i nie mają, kto by się nimi zaopiekował. Tacy
wałęsając się po ulicach, bardzo łatwo schodzą na manowce. A gdyby ktoś życzliwy
314

32.5 Page 315

▲back to top
podał im rękę i nimi się zajął, to by ich łatwo wprowadził na ścieżkę uczciwego życia;
3. Którzy mają rodziców, ale ci nie mogą, czy nie chcą nimi się zająć i po
prostu wypędzają ich z domu... A takich nieludzkich rodziców nie brakuje;
4. Łazęgów już przez policję przetrzymywanych, ale jeszcze nie całkiem
zepsutych. Ci umieszczeni w odpowiednich zakładach, w których by byli zaprawiani
do pracy i karności, na pewno wróciliby do uczciwego życia.
Środki zaradcze:
Doświadczenie wykazało, że tym czterem kategoriom młodzieży można przyjść
z pomocą, a mianowicie:
1. Przez ogródki rozrywkowe świąteczne, wspólne gry, muzykę,
gimnastykę, deklamacje, teatrzyk itp. Służą one, jako wabiki, by chłopców koło
siebie zorganizować; uzupełnią wychowanie, lekcje - czy to wieczorne, czy
świąteczne - katechizmu czy innych przedmiotów dla nich odpowiednich, które
dostarczą im potrzebnej strawy dla rozwoju moralnego i fizycznego;
2. Wśród tak zebranej młodzieży łatwo będzie wykryć tych, którzy nie
mają opiekuna, a równocześnie postarać się, by w ciągu tygodnia byli odpowiednio
zajęci i dozorowani;
3. Gdy się zaś napotka takich, którzy nie mają w ogóle ani czym się
przyodziać, ani czym pożywić, ani gdzie spać, dla takich nie ma innego ratunku, jak
tylko przyjąć ich do jakiegoś schroniska na naukę odpowiedniego dla nich zawodu.
Ingerencje rządowe:
Rząd bez podejmowania się szczegółowej administracji i bez większych
kłopotów dla siebie mógłby w tym względzie współpracować w następujący sposób:
1. Udzielając miejsca na ogrody rozrywkowe i zaopatrując je w potrzebne
przybory;
2. Przeznaczając na schroniska odpowiednie lokale i ułatwiając otwarcie
w nich pracowni;
3. Rząd nie zajmowałby się bezpośrednio przyjmowaniem wychowanków,
ale tylko wyznaczałby jakąś miesięczną zapomogę tym, którzy nie byliby
w stanie płacić. Ta zapomoga ograniczałaby się do trzeciej części tego, co płaci się na
chłopaków w zakładach poprawczych państwowych, a więc do mniej więcej 80
centesimów dziennie. W ten sposób i Rząd miałby swój udział w ratowaniu młodzieży
i dobroczynność publiczna również.
Wyniki:
Na podstawie 35 - letniego doświadczenia mogę stwierdzić, że:
1. Wielu chłopców wziętych z więzienia, chętnie zabiera się do rzemiosła
i następnie uczciwie zarabia sobie na kawałek chleba;
2. Wielu z tych, o których już można było zwątpić, którzy powodowali
wiele kłopotów swemu otoczeniu interesując sobą władze bezpieczeństwa publicznego,
315

32.6 Page 316

▲back to top
tacy, gdy im się odebrało okazje występku, powoli weszli na dobrą drogę;
3. Z registrów zakładowych wynika, że tysiące chłopców wychowanych
według systemu uprzedzającego zdobyło wykształcenie średnie, inni zaś nauczyli się
zawodów i zostali pożytecznymi obywatelami. Nie brak między nimi i takich, którzy
odbyli studia wyższe i zdobyli tytuły naukowe.
Warto tu też przytoczyć rozmowę Księdza Bosko na temat wychowania
młodzieży opuszczonej z prefektem prowincji turyńskiej. Nie mamy tylko pewności
o czasie, kiedy się ta rozmowa odbyła i kto był wtedy przy władzy. Ale zdaje się,
że to, co było traktowane w ministerstwie odnośnie do młodzieży opuszczonej
w Rzymie, to było równocześnie omawiane w Turynie. Okazją do tego były
nieporządki, jakie panowały w Generalii /więzienie dla małoletnich/, które mocno
zaniepokoiły władze, bo nieporządki były tego rodzaju, iż policja musiała otworzyć
ogień do młodocianych przestępców i były ofiary... Otóż prefekt przy nadarzającej się
okazji, zapytał Księdza Bosko, czy by on nie zaopiekował się tą młodzieżą. Ksiądz
Bosko odpowiedział, że z jego strony nie ma trudności, ale na pewno ministerstwo nie
zgodzi się powierzyć jemu tego więzienia.
A to czemu?
Dlatego, że na ogół twierdzi się, iż Ksiądz Bosko za dużo w to wszystko wciska
religii. I to prawda. Bo ja jestem przekonany, iż bez religii nic się nie da zrobić
dobrego wśród tej młodzieży.
No, niech Ksiądz tak nie mówi. Rząd miałby sobie nie życzyć religii? My
pierwsi uznajemy jej potrzebę i dlatego będziemy Księdzu wdzięczni, jeżeli z jej
pomocą zdoła opanować tych młodych niegodziwców. Jeśli Ksiądz pozwoli, to ja
zaraz napiszę do ministra spraw wewnętrznych, proponując mu, żeby Księdzu
powierzono dyrekcję tutejszego poprawczaka.
Powtarzam panu, że mój system wychowawczy nie będzie odpowiadał
Rządowi... Tu Ksiądz Bosko wyłożył swój system, z którego zakres wchodzi
uczęszczanie do sakramentów św. katechizacja, czujna asystencja, serdeczność
w obejściu itd. Prefekt słuchał z uwagą i nie mógł dopatrzyć się przeszkód
w przeprowadzeniu swego projektu. No, to zróbmy próbę – rzekł w końcu. Napiszę do
ministra i zobaczy Ksiądz. Jestem pewien, że to będzie bardzo trudno przeprowadzić.
A ja uważam, że bardzo łatwo.
I prefekt napisał. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Zaczynała się ona
od pochwał dla Księdza Bosko, aprobowała projekt i pozwalała na dalsze pertraktacje...
Nie mogłoby być nic lepszego, jak polecić kierownictwo Generalii Księdzu Bosko.
Wynik będzie niezawodny i godne opłakania wypadki na pewno już się więcej nie
powtórzą. Zaraz zawołano Księdza Bosko, ażeby podzielić się z nim tą dobrą
wiadomością. A widzi Ksiądz, widzi, że miałem rację! Partito tropo largo – zanadto to
pociągające, żeby mogło być prawdziwe – odpowiedział Ksiądz Bosko, potrząsając
głową. Podjął się jednak pertraktacji, nie chcąc, żeby na niego spadła wina, iż projekt
nie doszedł do skutku. Zażądał przy tym zupełnie wolnej ręki
316

32.7 Page 317

▲back to top
w wychowaniu religijnym. Kierownictwo miało pozostać wyłącznie w jego rękach.
Rząd miałby płacić 80 centesimów dziennie za każdego podopiecznego. Mieliby być
wykluczeni stróże bezpieczeństwa, najwyżej jeden mógłby stać u bramy. Prefekt nic
w tym nie widział zdrożnego.... Ale minister ostatecznie zadecydował, że „Ksiądz
Bosko chciałby wszystkich wykierować na księży, a księży to już Włochy mają aż za
dużo”. Tak to prozaicznie skończyła się szlachetna inicjatywa. Tak tez mniej więcej
zakończyły się i projekty rzymskie.
SPORY Z ORDYNARIUSZEM
Kiedy Ksiądz Bosko po swoim powrocie do Oratorium z Francji przeglądał
czekającą na niego korespondencję, zainteresował go plik listów nadesłanych
z Rzymu; adwokat Leonori przesyłał mu dwa dokumenty z podpisem kardynała
Ferrieri, prócz tego wykaz przywilejów zatwierdzonych dla Zgromadzenia. Parę słów
o tych przywilejach.
W listopadzie ubiegłego roku kard. Ferrieri zażądał od Świętego, by przedstawił
dowody na przywileje, jakie rzekomo miał w poprzednich latach otrzymać od Ojca św.
Piusa IX. Oto z tych jedne zostały uznane za autentyczne, inne nie. Między nie
zatwierdzonymi znalazł się przywilej, na którym tyle zależało Księdzu Bosko, bo go
zwalniał od obowiązku proszenia o testimoniales dla swoich kandydatów. Ale sprawa
przywilejów nie była jeszcze najważniejszą rzeczą. Najważniejszą rzeczą było, iż
kardynał przesyłał kopie pisma do arcybiskupa turyńskiego dotyczącego
nieporozumień miedzy nim a Księdzem Janem Bosko, w którym były decyzje, mające
według niego przyczynić się do załagodzenia znanego sporu. Pismo miało taką treść:
Święta Kongregacja Biskupów i Zakonników celem wyeliminowania
niektórych nieporozumień pomiędzy Przewielebnością Waszą a Księdzem Janem
Bosko, Generalnym Przełożonym Zgromadzenia Salezjańskiego, odnośnie do
przywilejów, z których on korzysta a tamtejszej diecezji, uznała za wskazane, zażądać
od wspomnianego Przełożonego autentycznych dokumentów na owe przywileje. Otóż
z przedstawionych przez niego pism okazało się, że niektóre wystawione zostały
w formie nieautentycznej, a inne jak się twierdzi, zostały przyznane vivae vocis
oraculo, między tymi przywilej zwalniający go od testimoniales. O tych praktykach
Przewielebność Wasza został zawiadomiony. W związku z tym, ażeby usunąć
wszelkie podstawy do nieporozumień, przedstawił Przewielebność Wasza niektóre
życzenia zawarte w jego liście z 27 grudnia, w tym ujęciu: Zobowiązać formalnie
Zgromadzenie Salezjańskie:
1. Do zachowania reskrypytu papieskiego z 25 stycznia 1848 r.;
2. Aby salezjanie wygłaszali kazania i administrowali święte sakramenty
w zupełnej zgodzie ze świętymi kanonami;
3. Aby nie ogłaszali cudów, jakie miały miejsce w Turynie, czy w jego
diecezji, za jego rządów, bez jego pozwolenia;
4. Nie ogłaszali odpustów, interesujących diecezjan turyńskich, zanim by
się mógł upewnić o ich autentyczności;
317

32.8 Page 318

▲back to top
5. Nie pozwalali celebrować obcym księżom w kościołach Zgromadzenia
bez pisemnego pozwolenia;
6. Zresztą w ogóle zobowiązać wspomniane Zgromadzenie do utrzymania
się w należnej zależności od arcybiskupa za wyjątkiem spraw, o których
w statutach zatwierdzonych przez Stolicę świętą jest przewidziana egzempcja.
A kończył Przewielebność Wasza, że – „nic innego nie żądam i bardzo proszę
Świętą Kongregację, aby zaniechała egzaminowania faktów zaistniałych
w przeszłości, bo je ze serca wybaczam Księdzu Bosko i jego podwładnym, wraz ze
wszystkimi nieprzyjemnościami, jakie mi sprawiły, to w tym celu, aby na przyszłość
wszystko mogło postępować spokojnie”. To rozważywszy święta Kongregacja, zdała
z tego relacje Ojcu świętemu, który odnośnie do owych punktów zarządził, co
następuje :
Ad 1. Trzeba zauważyć najpierw, że chociaż Ksiądz Bosko otrzymał jak
twierdzi, vivae vocis oraculo od zmarłego niedawno Papieża Piusa IX dyspensę od
dekretu z 25 stycznia 1848 r., to jednak trzeba przyjąć, iż wspomniany Papież
bynajmniej przez to nie chciał derogować ogólnemu rozporządzeniu tak ważnemu dla
zakonów, których rozwój bardzo mu leżał na sercu, jak to wyraził jeszcze krótko przed
swym zgonem. Wobec tego niniejszym deklaruje się, iż powyższy dekret powinien
być wiernie zachowany na przyszłość przez Zgromadzenie Salezjańskie /chodzi
o testimoniales/.
Ad 2. Zgromadzenie powinno stosować się do świętych kanonów w głoszeniu
słowa Bożego i administrowaniu sakramentów św.
Ad 3. Nie powinno ogłaszać cudów, jeżeli przedtem nie otrzymało zezwolenia
biskupa, w którego diecezji miały się one zdarzyć.
Ad 4. Ile razy chodzi o odpusty partykularne przyznane Zgromadzeniu
Salezjańskiemu, to tych nie ma ono ogłaszać bez uprzedniego przedstawienia
odnośnego dokumentu arcybiskupowi, by ten mógł stwierdzić ich autentyczność.
Ad 5. Nie powinno się dopuszczać obcego księdza w diecezji turyńskiej bez
celebretu.
Ad 6. Zgromadzenie Salezjańskie zobowiązane jest odnosić się z należną
uległością względem arcybiskupa we wszystkim, co przypisują święte kanony
i apostolskie konstytucje, z wyjątkiem spraw, które w Regułach zatwierdzonych przez
Stolicę świętą podlegają egzempcji i z uwzględnieniem przywilejów, jakie
Zgromadzenie otrzymało odpowiednimi reskryptami, dekretami i rezolucjami
wydanymi w formie autentycznej.
Chociaż po wspomnianych oświadczeniach ufamy, że wszelkie
nieporozumienia zostaną, to jednak, żeby na przyszłość usunąć nawet możliwość
jakiejś dwuznacznej interpretacji odnośnie do tego, co zostało przyznane
Zgromadzeniu Salezjańskiemu, Jego Świątobliwość rozważywszy wszystkie łaski
i przywileje przyznane owemu Zgromadzeniu przez swego Poprzednika, zarządził,
ażeby te przywileje zostały spisane w trzech egzemplarzach, z których jeden będzie
318

32.9 Page 319

▲back to top
przedstawiony przez Księdza Bosko Waszej Przewielebności, ażeby na nim mógł
umieścić swoje visto i to pozostanie u Księdza Bosko; drugie podpisane przez tegoż
kapłana pozostanie w Kurii Arcybiskupiej, a trzecie podpisane przez obydwu zostanie
złożone w sekretariacie niniejszej Kongregacji, która wyraża nadzieję, iż odtąd
współżycie będzie postępowało spokojnie na przyszłość. Ta święta Kongregacja
równocześnie zawiadamia, że Przełożony Salezjanów otrzymuje kopię niniejszego
listu, ażeby mu służyła za normę we wszystkim, co tu postanowiono. Przewielebności
Waszej come fratello afezz.
kard. Ferrieri, prefetto arc. Di Mira, segret.
Roma,12.04.1878 r.
Adwokat, który przesyłał Księdzu Bosko te akta, mimo, że przyznawał, iż jest
z nich niezadowolony, to jednak radził mu ślepo usłuchać i zaraz udać się do
arcybiskupa, by tam porozumieć się, co do dyspozycji rzymskich i omówić sprawę
kapłanów suspendowanych.
Oczywiście, co do posłuszeństwa, to Księdzu Bosko wcale nie trzeba tego
specjalnie przypominać. Podczas wizyty u arcybiskupa, co, do której nie wiemy daty,
kiedy nastąpiła, towarzyszył mu ksiądz Lazzaro. Ten podczas posłuchania, pozostał
w przedpokoju i słyszał jak Monsignore bardzo głośno mówił. Święty wyszedł
z posłuchania zamyślony i ze swoim towarzyszem szedł blisko kwadrans w milczeniu.
Nareszcie koło Consolaty odezwał się z uśmiechem: Ma che buon uomo!...nie dał mi
nawet ust otworzyć, cały czas on tylko mówił.
W każdym razie zdawało się, że lody zostały przełamane. I rzeczywiście 4 maja
arcybiskup zapraszał w formie poufałej Księdza Bosko do swego pałacu na następny
dzień. Nazajutrz, po tej wizycie przyszedł znowu list z Eremu, który był letniskiem
Ekscelencji, do Księdza Bosko, a zaczynał się tak:
Jeżeli Przewielebność ma swoich do święceń na najbliższe suche dni, to proszę
nie zwlekać i przysłać ich spis do Kurii z podaniem imienia i nazwiska, diecezji
pochodzenia i z zaświadczeniem, że są związani ze Zgromadzeniem ślubami
wieczystymi i względnie z uwagą, jakie już świecenia otrzymali... Następnie dodawał,
że jeżeli do 24 maja pewne jego sprawy wezmą obrót pożądany, to dotrzyma obietnicy
i przyjdzie podziękować za to Najświętszej Maryi Pannie Wspomożycielce...
I kończył: jeżeli Przewielebność Wasza modlitwami swoimi i swoich
wychowanków otrzyma dla mnie wspomnianą łaskę, to mam nadzieję, że na
przyszłość nastąpi miedzy nami era pokoju i dobrej harmonii... Jestem tutaj /w Eremie/
na odpoczynku - na dwa lub trzy dni, myślą i sercem przebywając wśród owych
świętych pustelników, którzy przez wieki uświęcili to miejsce pustelnicze. Najpóźniej
w piątek będę już przy swoim biurku.
Na to ksiądz Bosko odpowiedział:
319

32.10 Page 320

▲back to top
Eccellenza Rev. ma!
Z serca dziękuję za dopuszczenie naszych kleryków do święceń. Ich papiery
zostaną w swoim czasie przesłane do Kurii. Chętnie pomodlę się i innych wezwę do
modlitw na intencje Ekscelencji przed ołtarzem Najświętszej Wspomożycielki,
w szczególniejszy sposób o Jego zdrowie, które zdaje mi się mocno nadwyrężone.
W niedzielę otrzymałem list od kardynała Franchi, w którym była wzmianka
o wezwaniu zamieszczonym w Bollettino do składek na kościół św. Jana Ewangelisty.
Odpowiedziałem na to tak, jak to przedstawiłem Waszej Ekscelencji, a mianowicie, że
to była odezwa zwrócona do Pomocników Salezjańskich drukowana
w Sampierdarena i że budowa wspomnianego kościoła ma zatwierdzenie tak Piusa IX
jak i miejscowej władzy kościelnej. Ponieważ zarządziłem, żeby już nie używać słowo
„monumentum” spodziewam się, że wszelkie zastrzeżenia ustaną. W nadziei,
że Ekscelencja zaszczyci swoją obecnością uroczystość Najświętszej Wspomożycielki,
pozostaje itd....
O kwestii poruszonej przez kardynała Franchi będzie mowa w następnym
rozdziale. Arcybiskup ponownie zaprosił Księdza Bosko na 12 maja dla omówienia
sprawy kandydatów do święceń i bierzmowania. Ponieważ ten nie mógł dokładnie
oznaczyć daty bierzmowania, więc dopiero po powrocie do domu, rozejrzawszy się
jak przygotowania były zaawansowane, pisemnie o tym zawiadomił arcybiskupa,
proponując dzień 2 czerwca. W tymże piśmie zawiadamia Go o mającej się odbyć
konferencji dla Pomocników Salezjańskich w sprawach ściśle ich dotyczących, a czyni
to, by arcybiskup mógł ewentualnie ustosunkować się do tego jak uważa.
SPRAWY SANITARNE
Zaraz po swoim powrocie Ksiądz Bosko miał do odparowania ciężki atak na
Oratorium. Z końcem marca odkryto, iż w mieście szerzy się zaraźliwa choroba oczu –
zapalenie spojówek. W związku z tym prefekt prowincji ustanowił komisję, która
miała zwizytować wszystkie szkoły i instytucje wychowawcze pod względem
sanitarnym. Pierwsze zamknięte zostały szkoły państwowe, potem kolegium misyjne
księdza Ortalda, wreszcie komisja przyszła do Kratorium. Pracowała i to bardzo
gorliwie, aż za gorliwie U przełożonych obudziło to podejrzenia i skłoniło katechetę
księdza Veronesi do pewnego podstępu. Otóż w drugim dniu inspekcji przedstawił
z innymi także niektórych chłopców, których stan lekarze prywatni określili, jako
bardzo poważny, a owi panowie nic nie podejrzewając uznali ich za zdrowych. Kiedy
potem spostrzegli się o podstępie, łatwo wyobrazić sobie jak się czuli. No, ale choroba
była. Po przebadaniu personelu nastąpiła wizytacja domu. W swoim sprawozdaniu do
prefekta zaznaczyli, że normy higieniczne są w Oratorium nie przestrzegane, a celem
zapobiegania szerzeniu się zarazy wydali dwa zarządzenia do bezpośredniego
przeprowadzenia:
1. Kompletna izolacja zarażonych;
320

33 Pages 321-330

▲back to top

33.1 Page 321

▲back to top
2. Wybudowanie nowych lokali, względnie remont dotychczasowych, ale takich,
by one lepiej odpowiadały wymogom higienicznym.
Drugi punkt był równoznaczny ze zamknięciem Oratorium. Prefekt okazał się
mniej wymagającym. Zamiast zarządzić bezpośrednie wykonanie owych poleceń,
wołał zdać się na roztropność Księdza Bosko, zawiadamiając go, iż po jakimś czasie
nastąpi druga wizytacja dla sprawdzenia, czy zalecenia zostały wykonane.
Zawiadomiony o tym Ksiądz Bosko wydał odpowiednie zarządzenia:
1. Usunąć wszystkich bardziej zarażonych; kilku z nich powróciło wnet z
domu całkowicie zdrowych;
2. Natychmiastowa separacja tych, którzy byli lekko zarażeni;
3. Troskliwe zabiegi lekarskie, by przeszkodzić dalszemu rozszerzaniu się
choroby;
4. Obielenie portyków, schodów, korytarzy itd.;
5. Odłożenie przyjęć na nowy rok szkolny;
6. Powiększyć liczbę obsługi domowej w sypialniach, szkołach, jadalniach
itd.
Zresztą władze więcej nie żądały. Oczekiwano, więc ponownej wizytacji
sanitarnej. A oto 13 maja przychodzi zarządzenie z prokuratury, by zamknąć
Oratorium, gdyż jak wynikło z drugiej wizytacji, nic tam nie uczyniono z tego, co było
zalecone. Ksiądz Bosko tym razem miał prostą odpowiedź, gdyż pisał do prefekta:
Illustrassimo Signor Prefetto!
Ze zdziwieniem otrzymuję zawiadomienie o wizycie sanitarnej, która jakoby
miała się odbyć w tutejszym zakładzie. W jej raporcie miano zaznaczyć, że znaleziono
wiele nieporządków bez uwzględnienia tego, co było zarządzone przez pierwszą taką
komisję. Niniejszym uprzejmie proszę pana prefekta, ażeby raczył przekonać się,
że po jego ostatnim zarządzeniu nie było żadnej wizytacji sanitarnej w tym domu.
A gdyby owi panowie pofatygowali się przyjść jak twierdzą, że to miało miejsce,
mogliby się przekonać, że wszystkie ich zarządzenia zostały według możności
spełnione. A mianowicie: zrobiono itd. – jak opisano wyżej. Zresztą mogę zapewnić
pana Prefekta, że było zawsze staraniem tutejszego instytutu współpracować,
zwłaszcza dla dobra publicznego tak pod względem higienicznym, jak materialnym
i moralnym i że nadal to czynić będziemy, mimo, że nasz instytut nie ma żadnych
stałych dochodów, a utrzymuje darmo chłopców ubogich i opuszczonych. Liczę na
łaskawe poparcie itd.,...
Ambaras, w jakim znalazł się prefekt Turynu, opóźniał odpowiedź. Tymczasem
Ksiądz Bosko poszukał wybitnego specjalistę od chorób ocznych, jakim był młody
lekarz Losanna, którego znał jeszcze, jako małego chłopca i to przyniosło dla
Oratorium zbawienne skutki. Oratorium nie zostało zamknięte, ale jednak nie ustały
nagabywania higieniczne.
321

33.2 Page 322

▲back to top
Została wyznaczona nowa komisja do zbadania Oratorium, ile ono może
pomieścić wychowanków, tak, by mieli warunki wymagane przez higienę,
a równocześnie miała jeszcze raz przekonać się o stanie owej groźnej choroby oczu.
Rozporządzenie to wydano w czerwcu, a wykonane zostało dopiero we wrześniu.
Doktor Polto, który przewodniczył komisji, miał najlepsze intencje.
I rzeczywiście przy zwiedzaniu sypialni, gdy towarzyszący lekarze zwracali uwagę na
brak powietrza, on trochę zniecierpliwiony odrzekł sucho: Idźcie zobaczyć na
poddasza, gdzie mieszkają rodziny całymi dniami i gdzie w jednym pokoju jest
kuchnia, sypialnia, pralnia, którego mieszkańcy nie mogą się wyprostować z powodu
niskiego sufitu!... Zwierzył się on Józefowi Rossi, iż jego koledzy namawiali go do
podpisania sprawozdania niezgodnego z prawdą, ale on gotów był raczej podać się do
dymisji, niż coś podobnego uczynić. Komisja oświadczyła, że Oratorium może
pomieścić w warunkach normalnych około 275 wychowanków. W ten sposób
zamknięcie zakładu nie doszło do skutku, ale Ksiądz Bosko został zobowiązany do
ograniczenia liczby chłopców. Gdy matki przychodziły do Oratorium z prośbą
o przyjęcie ich dzieci, odpowiadał: Nie mogę ich przyjąć. Idźcie do pana prefekta
i proście o pozwolenie. Mówi się, że prefekt zdenerwowany tą niekończąca się
procesją, miał posłać kogoś do Księdza Bosko z oświadczeniem: Niech Ksiądz
przyjmuje ilu chce chłopców, byleby nikt więcej nie przychodził zawracać mi głowy.
Owa kłamliwa informacja o drugiej wizycie w Oratorium najlepiej świadczy o tajnych
machinacjach, zmierzających do zamknięcia zakładu. Ale gdy nie dało się go zamknąć,
Kuratorium szkolne chwyciło się innego środka, a mianowicie postanowiło zamknąć
gimnazjum, o czym będzie mowa w następnym tomie.
INNE KWESTIE SZKOLNE
Nieprzychylne wiatry dla Oratorium wiały nie tylko z prefektury, ale
i z zarządu miejskiego. W drugiej połowie maja odmówiło miasto Księdzu Bosko
zapomogi w sumie 300 lir, jakie były wypłacane od dawien dawna szkołom
wieczorowym. Ksiądz Bosko był pierwszym, który takowe zaprowadził w Turynie, co
tak się spodobało władzom miejskim, że przyznano mu ową kwotę tytułem opłaty za
światło. Ksiądz Bosko żalił się przed niektórymi ze swoich księży na taką obojętność
ze strony zarządu miejskiego, którego członków Oratorium traktowało zawsze
z największymi względami, a samo przez się było chlubą miasta Turynu. Poza tym
zdecydowano zamknięcie szkół elementarnych dla eksternistów, które Ksiądz Bosko
prowadził już od szeregu lat. Jako powód Kuratorium szkolne podało, że lokale dla
nich przeznaczone były w stanie opłakanym. Zanim jednak doszło do zamknięcia,
Oratorium wymogło na Zarządzie Miejskim, ażeby zapewnił możliwość wykształcenia
elementarnego dla dzieci tej dzielnicy. W związku z tym Ksiądz Bosko pisząc do
prefekta miasta, wyraził swoje uznanie dla tych poczynań magistratu, ale przy tym
zwracał uwagę, że jest pewna różnica między tymi dziećmi, które są w szkołach
miejskich a tymi, które uczęszczają do Oratorium. Otóż te z Oratorium – pisał - są to
dzieci zaniedbane, źle ubrane i dlatego niechętnie są przyjmowane w innych szkołach.
322

33.3 Page 323

▲back to top
Zwolnione z Oratorium zakończą w krótkim czasie w więzieniu. Odnośnie zaś do
lokali, które miałyby być całkowicie nieodpowiednie na szkołę, chciałbym
poinformować pana prefekta, iż klasy wizytowane były tymczasowe, to jest aż do
chwili, kiedy właściwie klasy zostaną odpowiednio odremontowane, jak to już zostało
przeprowadzone. Pracując stale dla dobra tej klasy społecznej, która najwięcej jest
zaniedbana, zawsze chętnie przyjmę wskazówki, które mogłyby się przyczynić do jej
dobra itd....
Kuratorium szkolne widząc stanowczą wolę Księdza Bosko dalszego
prowadzenia zaczętego dzieła, zażądało urzędowego spisu nauczycieli i dokładnego
wskazania miejsca, gdzie się prowadzi szkoły, jak też ilu jest uczniów
w poszczególnych klasach. Odpowiedź jego musiała być zadawalająca, gdyż już nie
było dalszych zastrzeżeń, ale za to wyszła wspomniana już sprawa zamknięcia
gimnazjum.
ŚMIERĆ TRZECH WIELKICH DOBRODZIEJÓW
Kłopotów finansowych w Oratorium nie brakowało mimo ofiar jakie napływały
na prośby zamieszczane w Bollettino. Ale to wszystko było mało. Opatrzność jednak
zrządziła, że właśnie w tym czasie nadzwyczajna zapomoga podparła finanse Księdza
Bosko, chociaż połączona z wielką żałobą. Dnia 27 kwietnia umarł w Turynie baron
Camillo Bianco di Barbania, dla którego Ksiądz Bosko miał wielkie zaufanie i cieszył
się wzajemnością. Wobec tego, że jego prawny spadkobierca umarł, któremu swego
czasu zapisał cały majątek, unieważnił on ten testament i Księdza Bosko wyznaczył na
uniwersalnego spadkobiercę, choć z ciężarem licznych legatów. Z taką pomocą można
było spłacić poważne długi. Ale jeszcze przed otwarciem testamentu odprawiły się
w Oratorium za zmarłego szczególniejsze nabożeństwa. A klerycy w jego pałacu
u trumny na zmianę odmawiali po czterech przez cały dzień officjum i różaniec.
Ksiądz Bosko mimo swej słabości, w ostatnich chwilach odwiedził chorego, który
usłyszawszy jego głos, choć był na pół przytomny, okazał swoje zadowolenie i przyjął
jego błogosławieństwo. Pamięć tego dobrodzieja była zawsze żywa u księdza Bosko.
Jeszcze w ostatnich dniach swego życia, wyciągnął z biurka jego fotografię i podał ją
w milczeniu księdzu Lemoyne. Ten biorąc ją odezwał się: Tak, tak to jest fotografia
Barona Bianco... Mojego wielkiego przyjaciela dodał Ksiądz Bosko ze łzami
w oczach. Ksiądz Lemoyne chciał położyć fotografię na swoje miejsce. Nie! – rzekł
Ksiądz Bosko – zatrzymaj ją ty i pilnuj jej. Ksiądz Lemoyne interpretował te słowa,
jako polecenie, by uwiecznić pamięć tego wielkiego dobrodzieja. Pewnie,
że zachowanie się Księdza Bosko w owej chwili musiało go zastanowić tak,
że dopatrzył się w nim czegoś tajemniczego. Dla nas godne uwagi są niektóre
wyrażenia w testamencie. Który nosi datę 22 stycznia 1877 roku. Nazywa w nim
Księdza Bosko: „Wielkim Przyjacielem”, a mianując go uniwersalnym spadkobiercą
zaznacza, że czyni to „w przekonaniu, iż sprawi tym przyjemność Ojcu świętemu
Piusowi IX, od którego oczekuje błogosławieństwa”. I tak się kończy: „A ponieważ
ten wielki człowiek, jakim jest Ksiądz Bosko, ma jednak swoich nieprzyjaciół,
323

33.4 Page 324

▲back to top
uważam za konieczne oświadczyć, iż on nic nie wie o moim obecnym postanowieniu
/czyli o tym, iż zostaje spadkobiercą/ i na to daję słowo honoru”.
A przecież złe języki, jeżeli nie pod tym względem, jakoby Ksiądz Bosko
wpłynął na zmianę testamentu, to znalazły inny temat, aby dać upust swej złośliwości...
Szerzyły się mianowicie fantastyczne plotki o olbrzymim spadku, jaki przypadł
świętemu, że miały to być miliony, miliony, jakie spadły mu z nieba, że od tego czasu
już nie potrzebuje niczyjej dobroczynności... Ale w rzeczywistości sprawa
przedstawiała się o wiele inaczej. Mimo wszystko Ksiądz Bosko uznał za stosowne
w Bollettino przedstawić rzeczy zgodnie z prawdą. By zaś dać publicznie wyraz swej
wdzięczności dla zmarłego w trigesimę śmierci, 20 maja, urządził nabożeństwo za
niego w kościele świętej Teresy z licznymi zaproszeniami.
Druga bolesna strata dla Księdza Bosko to śmierć Markiza Dominika Fassati,
bardzo oddanego Papieżowi. A tych dwóch poprzedził do grobu inny wielki protektor
Świętego, kardynał Józef Berardi, zmarły 6 kwietnia na atak apoplektyczny po
dziesięciu latach kardynalatu. Śmierć tych trzech wielkich dobrodziejów była jednym
z najcięższych przeżyć dla Księdza Bosko w owych latach. Ich pamięć powinna
pozostać na zawsze wśród jego synów.
324

33.5 Page 325

▲back to top
ROZDZIAŁ XVIII
Kościół świętego Jana Ewangelisty
Dzień położenia kamienia węgielnego pod kościół świętego Jana Ewangelisty
był bez wątpienia jednym z piękniejszych dni w życiu Księdza Bosko.
Na przeprowadzenie tej budowy trzeba było blisko 12 lat. Idea wystawienia kościoła
ku czci świętego apostoła Miłości na Viale del Re powstała w roku 1869. Tą budowlą
chciał święty uczcić Piusa IX, który na chrzcie otrzymał imię Wizjonera z Apokalipsy.
O tej swojej intencji jednak nie wspominał, aż dopiero po śmierci wielkiego Papieża.
Ale dowodem, iż ten zamiar był wcześniejszy jest to, że znalazłszy w roku 1877
ofiarodawcę skłonnego fundować główną bramę tego kościoła, polecił wykonawcy
ozdobić je emblematami z życia Piusa IX. Architektem planującym kościół był
Edward Arborio Mella, który ujął świątynię w stylu romańsko lombardzkim. Miała
mieć 60 m długości 24 m szerokości, podzielonej na trzy nawy, z których środkowa
była dwa razy wyższa i szersza od bocznych. Kościół mógł zmieścić 2.500 osób.
Wieża jest wysoka 45 metrów. Wkoło kościoła miał powstać zakład dla 300 chłopców
– internistów. Przewidziane też były lokale dla Oratorium świątecznego i dla innych
szkół, którego by przeszkodziły rozszerzaniu się mocno tam zagnieżdżonych
waldensów.
Ale jakie środki miał na przeprowadzenie tego przedsięwzięcia Ksiądz Bosko?
Wiarę w Opatrzność Boską i pobożność wiernym. Już w okólniku
12 października 1870 roku zwracał się z odezwą do publicznej ofiarności, wyrażając
nadzieję, że prace zostaną wykończone w ciągu dwóch lat. Niestety nie wziął pod
uwagę olbrzymich przeszkód, jakie mieli mu stawiać okoliczni heretycy, narażając go
na wielkie straty czasu i grosza. Ale Ksiądz Bosko, gdy sobie raz uświadomił,
że jakieś dzieło jest wolą Bożą i przyczyni dobra dla bliźnich, to choćby diabeł
poruszył wszystkie moce piekielne, to na końcu musiał sobie rogi złamać. Faktem jest,
że w maju 1877 roku mógł Święty przedstawić arcybiskupowi Gastaldiemu rysunki
świątyni do zatwierdzenia.
Arcypasterz 13 - ego tego miesiąca napisał na nich i podpisał: „Przeglądnąwszy
rysunki nowego kościoła, świętego Jana Ewangelisty, jaki ma powstać w naszym
mieście, z miłą chęcią go zatwierdzamy”. Tak została spełniona ostatnia formalność.
Pod kierownictwem inżyniera Antoniego Spezia prace postępowały szybko
naprzód i już w sierpniu 1878 roku mury zaczęły wychodzić z pod ziemi.
Jakiej metody trzymał się Święty przy budowie sakralnych obiektów, ujawnia
nam to list, jaki napisał do pewnej pani, która go zapytywała w sprawie budowy
kościoła w Castanietto koło Pizzy, a mianowicie skąd wziąć na niego fundusze:
325

33.6 Page 326

▲back to top
Pregietissima Signora Marianna Noschetti!
Trzeba by najpierw zbadać, jakie ma pani projekty i jakie jest
prawdopodobieństwo, że będzie je można uskutecznić. Z mej strony powiem to, co mi
się zdaje za stosowne w Panu, a więc:
1. Modlić się, innych prosić o modlitwy, przystępować do Komunii św., to
najskuteczniejszy sposób, by wyjednać u Boga upragnione łaski;
2. Poprosić księdza proboszcza, aby stanął na czele dwóch komitetów jak
najliczniejszych, z których jeden złożony z panów, drugi z pań. Każdy
z członków niech będzie zobowiązany uiścić sumę w trzech ratach do roku.
Równocześnie niech każdy z nich stara się zyskać nowych ofiarodawców.
Zaproponować chętnym osobom ufundowanie jakiejś części kościoła, czy jakiegoś
przedmiotu sakralnego np. kazalnicy, okien, drzwi, szkła itd...
Gdybym mógł mówić z księdzem proboszczem, to bym mu jeszcze
zaproponował inną rzecz, ale to listownie nie wskazane... Dla mnie w tych sprawach
największą pomocą to Najświętszy Sakrament i Najświętsza Wspomożycielka...
Turyn, 11.04.1877 r.
Owo rozdzielenie poszczególnych części budowy między dobrodziejów było
już wypraktykowane przez Księdza Bosko zawsze z dobrym rezultatem. Do ofiarności
wzywał też przez dzienniki, przy czym powoływał się na polecenie z dawnych lat
Monsignor Riccardi, w imieniu, którego tak pisał swego czasu jego wikariusz
generalny Zappata:
Z wielką radością przyjmujemy do wiadomości projekt budowy kościoła oraz
tak zasłużonego kapłana, jakim jest Ksiądz Bosko i życzymy mu powodzenia
w podjętym zamiarze z polecenia i w imieniu Jego Ekscelencji
Najprzewielebniejszego Księdza Arcybiskupa Aleksandra Riccardi.
Z niewiadomych przyczyn to odwołanie nie spodobało się monsignorowi
Gastaldi, który zażądał od księdza Rua oryginału tego pisma, ale oryginał był w Kurii.
Można było przedstawić tylko kopię, co arcybiskupa nie zadowoliło i stale o to nalegał.
Nie pozwolił tez księdzu Anfossi wydrukować w Unita Cattolica artykułu
wskazującego potrzebę wzniesienia kościoła w dzielnicy tak zagrożonej przez
protestantów. Zanosiło się więc na nową burzę.
Rozpoczęła się ona tak:
Swego czasu rozpoczęto budowę kościoła ku czci św. Sekunda w Turynie, ale
odkąd Ksiądz Bosko przestał się tą budową bliżej interesować, nie można było jej
dokończyć. Wtedy proboszcz owej parafii wpadł na myśl, by jego wykończenie stało
się hołdem turyńczyków dla pamięci „della bell’anima di Pio IX”.
I myśl tę rozgłosił przez L’Unita Cattolica. Zawiadomiony o tym Ksiądz Bosko
w Rzymie pisał do księdza Rua: Powiedz Bonettiemu, aby przygotował do Bollettino
artykuł o kościele świętego Jana Ewangelisty, zaznaczając w nim:
326

33.7 Page 327

▲back to top
1. Że to jest budowa doradzona, pobłogosławiona i poparta przez Piusa IX;
2. Nie można dla niego wznieść lepszego pomnika /monumentu/ jak właśnie
wykończyć dzieło pod imieniem budowane i według jego ostatniej myśli:
dbajcie zawsze o młodzież opuszczoną;
3. Jest to obowiązkiem Pomocników dokończyć dzieła rozpoczętego przez
założyciela promotorów salezjańskości.
Ksiądz Bonetti spełnił zlecenie, ale artykuł ukazał się dopiero w kwietniu, gdyż
numer marcowy cały był poświęcony pamięci Piusa IX... I ofiary płynęły bardzo
obficie, o czym pisało Bollettino majowe. Aż tu naraz niespodzianka.
Pod datą 28 lutego ordynariusz turyński wydaje list pasterski o pomniku
/monumento/, jaki ma być wzniesiony w Turynie ku uczczeniu wielkiego Piusa IX.
Chodziło właśnie o kościół ku czci świętego Sekundusa. A już 3 marca ukazuje się
w Unita artykuł o „Monumento dei Torinesi alla santa memoria di Pius IX”, w którym
było wezwanie i życzenie, aby stanęła taka budowla w stolicy Piemontu, na której
kopule widniałby posąg wielkiego Papieża, błogosławiącego Turynowi, Italii i światu.
W następstwie tego arcybiskup zakazał pisać w Bollettino o jakimś drugim
pomniku /monumento/ i równocześnie słał jeden list za drugim do Rzymu skarżący się
na domniemaną z nim rywalizację ze strony Księdza Bosko. W związku z tym
z Rzymu zaczęły nadchodzić listy ostrzegawcze.
Pierwszy do księdza Bosko pisał kard. Franchi, który nawiązując do odezwy
w Bollettino dotyczącej kościoła św. Jana Ewangelisty, jako pomnika /monumento/ ku
pamięci Piusa IX, zwraca mu uwagę, iż wobec tego, że arcybiskup turyński pierwszy
rzucił myśl, aby takim pomnikiem był nowy kościół parafialny ku czci św. Sekundusa,
nie wypada zwracać się z dwoma apelami do ofiarności publicznej pod tym samym
hasłem, tym bardziej, że pierwszy pochodzi od wyższej władzy kościelnej, a drugi od
kapłana, który czyni to bez upoważnienia swego przełożonego, co łatwo może być
interpretowane przez miejscowe społeczeństwo, jako brak należnego szacunku dla
arcybiskupa. Tym bardziej zasługuje na to uwzględnienie, gdyż znaną jest ogólnie
rzeczą, jakie są stosunki między Oratorium a Arcybiskupem. Zaleca, zatem Eminencja,
by Ksiądz Bosko znalazł jakieś wyjście, które by nie pogarszało już tak napiętej
sytuacji.
Na to pismo odpowiedział Święty zaznaczając, że cała jego ta inwestycja ma
zatwierdzenie Ojca św. i miejscowego arcybiskupa, który przed paru laty zalecił ją
wiernym; dalej, że odezwa Księdza Bosko została napisana przed tą arcybiskupa i to
tylko do Pomocników Salezjańskich w Bollettino, które zresztą drukuje się
w Sampierdarena za wiedzą tamtejszego arcybiskupa, a nie w Turynie.
Kilka dni potem już był nowy list z Rzymu. Tym razem od kard. Ferrieri, który
chwaląc samą ideę uczczenia pamięci Piusa IX, uważa jednak, iż w znanej sytuacji nie
jest wskazane głosić tej budowy, jako pomnik /monumento/, skoro takie /monumento/
arcybiskup widzi w kościele świętego Sekundusa.
W dwa dni po tym liście, znowu list z Rzymu drugi od kardynała Franchi, który
warto tu dodać, był mianowany sekretarzem stanu przez Leona XIII, ale był nim
327

33.8 Page 328

▲back to top
krótko bo umarł 31 lipca tegoż roku. Otóż on przyjmuje do wiadomości racje
przytoczone za budową kościoła, ale też uważa, że niewskazane jest, aby on był
reklamowany jako „monumento” Piusa IX, bo już inne racje wystarczą dla zachęcenia
wiernych do poparcia jego budowy. Zaznacza przy tym dość wyraźnie, że głównie
chodzi mu o to, by nie drażnić arcybiskupa i podtrzymać nawiązywanie się między
nimi stosunków.
Po tym liście Ksiądz Bosko uznał za stosowne jeszcze lepiej naświetlić całą
sprawę sekretarzowi stanu i tak pisał:
Niech Eminencja raczy zezwolić, bym jeszcze dołączył kilka słów wyjaśnienia
do tego, co już napisałem, a to w związku z drugim listem Waszej Eminencji, którym
mnie raczył zaszczycić. Do tego skłania mnie i to, że ostatnio nasz arcybiskup słał na
mnie jeden list za drugim do Kongregacji rzymskich. Proszę, zatem mieć na względzie,
że to nie ja zaczynam konkurować z innymi, ale ci inni mnie robią konkurencję gdyż
ja już od dziesięciu lat ogłosiłem budowę św. Jana Ewangelisty z przyległym
zakładem. Bollettino wychodzi w Sampierdarena na koszt i odpowiedzialność
tamtejszego dyrektora naszego zakładu. Nie przypuszczam, żeby aż tak daleko chciał
rozciągać swą władzę nasz arcybiskup. Bollettino jest rozsyłane do rożnych
miejscowości we Włoszech do Pomocników, których informujemy o naszych
poczynaniach i na co są obracane ich ofiary. Ich liczba wobec trudności stawianych
przez naszego przełożonego kościelnego jest w Turynie bardzo nikła. Ale ostatecznie,
żeby nie dać mu pretekstu do nowych napastliwości i spełnić życzenie Waszej
Eminencji zapewniliśmy go, iż poza tym, co już zostało wydrukowane, nic nowego się
nie wyda ani napisze, gdzie by była wzmianka o pomniku /monumento/ dla Piusa IX.
Postąpiliśmy tak mimo protestów naszych Pomocników, którzy taki zakaz uważają za
krzywdzący dla nich, bo zabrania się im uczczenia tego, który był założycielem ich
organizacji... A przecież, choć z tego oświadczenia arcybiskup okazał się zadowolony,
to jednak wciąż jeszcze wysyła listy do Rzymu z zażaleniami
i tak trzeba tracić na wyjaśnienie czas, który by o wiele z większą korzyścią można
obrócić na inną pracę ku chwale Bożej. Proszę, zatem Waszą Eminencję, aby był
łaskaw wziąć nas pod swoją obronę i napisał do arcybiskupa, aby ten jeśli ma jakieś
zażalenie, powiedział mi to wprost, a gdy jakaś sprawa zostanie między nami
załatwiona, to po cóż jeszcze ma pisać o tym do Rzymu? Przecież od lat prawie
codziennie muszę pisywać do rożnych kongregacji, by się bronić i dawać wyjaśnienia,
co przecież dzieje się z wielką szkodą dla nowego naszego Towarzystwa, które chce
się spokojnie ustabilizować. Raczy Eminencja wybaczyć, jeśli w tym liście używam
wyrażeń trochę mocniejszych, ale pragnę przedstawić rzeczy w prawdziwym świetle
wobec najwyższego trybunału kościelnego. Proszę, więc mieć dla mnie wyrozumienie
i przyjąć itd.
Ksiądz Jan Bosko
Po kilku dniach oczekiwania, czy nie nadejdzie jakieś nowe pismo z wyrzutami,
wysłał odpowiedz kardynałowi Ferrieri jeszcze dosadniejszą:
328

33.9 Page 329

▲back to top
Eminenza Rev. ma!
Otrzymałem list Waszej Eminencji zabraniający mi zbierać ofiary na budujący
się kościół świętego Jana Ewangelisty wśród naszych Pomocników, gdyż ma to
wyglądać na robienie konkurencji tutejszemu arcybiskupowi, który miałby jakoby
pierwszy ogłosić zbiórkę na kościół świętego Sekundusa. Proszę wtedy pozwolić mi
ponowić wyjaśnienia, jakie już przesłałem do Sekretariatu Stanu, dokąd też doszły
ponowne na mnie skargi. Otóż:
1. Najpierw zauważam, że ja osobiście nie pisałem, żadnej odezwy, a ta o
którą chodzi, napisana została w mej nieobecności w Sampierdarena na
odpowiedzialność tamtejszego dyrektora za zgodą tamtejszej kurii arcybiskupiej;
2. Nic w tym względzie nie drukowano w Turynie, więc nie ma ordynariusz
turyński podstaw do reklamowania tego;
3. Trzeba pamiętać, iż o budowie świętego Jana Ewangelisty zaczęło się już
myśleć 10 lat temu, za błogosławieństwem Ojca św. Piusa IX, a to, że aby położyć
tamę działalności protestantów w tej dzielnicy, gdzie oni wybudowali swą „kirchę”,
szkoły i ochronki. Budowa zatwierdzona została także przez arcybiskupa tutejszego,
który ją zalecił ofiarności wiernych. Czyżby teraz chciał to odwołać?!;
4. /ten najważniejszy/ Kościół św. Sekundusa, to ja sam zacząłem budować
kilka lat, już po rozpoczęciu zabiegów o uzyskanie placu budowlanego pod świątynię
Apostoła Miłości. A kiedy włożyłem już w budowę dużo własnych pieniędzy,
arcybiskup chciał ją przenieść na siebie. Ustąpiłem, skoro takie było życzenie władzy
kościelnej. Więc nie ja robię konkurencję innym, ale inni robią ją wglądem mnie. I to
w sprawie, która tyle mnie kosztowała zabiegów wobec przeszkód stawianych przez
innowierców;
5. Ale obecnie pro bono pacis, skoro tylko arcybiskup przedstawił mi swój
punkt widzenia, zaraz zadeklarowałem, iż na przyszłość, gdy się będzie mówić o
kościele św. Jana ewangelisty, to już nie będzie go się nazywać pomnikiem
/monumento/.
Przekonany, że tak uczyniłem zadość dostojnemu życzeniu Waszej Eminencji,
z gotowością na każde jego słowo, mam zaszczyt kreślić itd.
Dnia 01.06.1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
Ta wymiana listów nie była znana szerszej publiczności. Ale Bollettino nie
uważało za stosowne przestać reklamować kościoła św. Jana, jako pomnika ku czci
Piusa IX, bez usprawiedliwienia tego kroku przed czytelnikami turyńskimi, bo
przecież o nich głównie chodziło. Stąd w czerwcu wyszło to pismo w dwóch ujęciach,
jedno dla Pomocników diecezji turyńskiej bez „monumento”, a drugie dla reszty
pomocników z osławionym „monumento”. Był w tym numerze artykuł pt.:
Wyjaśnienie odnośnie do kościoła św. Jana Ewangelisty, jako pomnika /monumento/
329

33.10 Page 330

▲back to top
ku czci Piusa IX, w którym ksiądz Bonetti pisał: „Z pewnych względów ograniczamy
się do zalecenia tego kościoła wyłącznie tylko naszym Pomocnikom, podkreślając jak
piękną jest rzeczą i zaszczytną dla nich wybudować go, jako pomnik /monumento/ dla
Piusa IX naszego pierwszego i największego dobrodzieja, promotora naszego
pobożnego związku. A mimo wszystko doszło do naszej wiadomości, że niektórym się
to nie spodobało. Przykro nam bardzo, jeśli komu to się nie spodobało, ale
oświadczamy, iż nawet gdyby nie umarł Pius IX, kościoły tak Świętego Jana
Ewangelisty, jak i świętego Sekundusa budowałyby się dalej. Wobec tego, jaką szkodę
przynosi nazwa pomnika /monumento/ jednemu, jeśli ją się nada także drugiemu?
Z naszej strony polecamy bardzo Pomocnikom kościół świętego Jana Ewangelisty,
jako upamiętnienie wobec przyszłych pokoleń wielkiego Papieża i wyraz naszej ku
niemu wdzięczności. A również całym sercem polecamy także pomoc na wykończenie
kościoła świętego Sekundusa, który będzie drugim pomnikiem dla tego Papieża.
Opatrzności Bożej na pewno nie zabraknie środków na jeden i drugi”. Artykuł kończył
się dwoma dokumentami na to, iż o budowie kościoła św. Jana Ewangelisty myślało
się już poważnie w roku 1870.
Do tego artykułu robił aluzje monsignor Gastaldi pisząc do Księdza Bosko 20
lipca: Proszę bardzo gorąco zwrócić uwagę redaktorowi Bollettino, by zostawił
w spokoju arcybiskupa turyńskiego. Przecież to jest prawdziwy skandal i wielka
szkoda dla naszej świętej religii, jeśli redaktorzy niektórych pism, które nazywają się
katolickie, chcą być nauczycielami, egzaminatorami, sędziami, karmicielami
biskupów, którym to powiedziano: doceto omnes gentes. Ja takim pretensjom
sprzeciwiam się totis viribus, bo to jest coś bezbożnego i wprost schizmatyckiego.
Również proszę zwrócić uwagę, aby już nie umieszczał publikacji o kościele świętego
Jana jakoby miał być na uczczenie pamięci Piusa IX, ani niech o tym nie wspomina,
ani do tego zachęca. Przewielebność Wasza doceni wagę tego, co pisze i spodziewam
się, iż nie będę miał więcej powodu, by zmienić moje oświadczenie życzliwości dla
Zgromadzenia Salezjańskiego.
Przy tych wszystkich przykrościach, Ksiądz Bosko zabiegał o pomoc w tej
inicjatywie na wszystkie strony. Kolej przyznała mu pewne ulgi w transporcie
materiału, ale tylko do końca maja 1878 r. Niektórzy kapłani zgodzili się /był wysłany
okólnik/ odprawiać Msze święte w jego intencji odstępując stypendium na cele
budowy. Bollettino również robiło, co do niego należało i na lipiec umieściło już
widok budującego się kościoła. Była to pierwsza ilustracja w tym czasopiśmie.
Wobec tego, że mury mocno wzrastały, był czas, by położyć uroczyście kamień
węgielny. Święty zaczął o tym myśleć zaraz po powrocie z Francji. Pierwszy, któremu
zaproponował zaszczyt położenia kamienia węgielnego, był hr. Eugeniusz De Maistre,
ale ten miał zwyczaj z wiosną wyjeżdżać do Francji i zaproszeniu nie mógł
zadośćuczynić. Wówczas zwrócił się święty do Duca di Genowa, potem do
Eugeniusza di Carignano, ale ci książęta wobec ówczesnej sytuacji politycznej
i stosunku domu sabaudzkiego do Stolicy św. w grzeczny sposób odmówili. Nie było
to jednak oznaką niechęci do Księdza Bosko. Owszem na dworze królewskim Ksiądz
330

34 Pages 331-340

▲back to top

34.1 Page 331

▲back to top
Bosko cieszył się poważaniem. Synowie księcia Amadeusza, duca di Aosta uczyli się
historii swej Italii z książek napisanych przez Księdza Bosko, gdy mieli za pedagoga
księdza z Violino. Byłego wychowanka Oratorium. Książęta czasem zapytywały
swego instruktora, kto to był Ksiądz Bosko. To jest święty Ksiądz – odpowiadał –
święty naszych czasów. Ciekawi byli, więc prosili, by ich do niego zaprowadził.
Owszem – brzmiała odpowiedź. I rzeczywiście od czasu do czasu prowadził ich do
kościoła Najświętszej Wspomożycielki, ale nie zapuścił się nigdy do Oratorium, gdyż
ojciec w obawie, by dzienniki nie narobiły hałasu, nie życzył sobie tego.
Warto zaznaczyć, iż ksiądz Violino był to charakter szlachetny i nieustraszony.
Kiedy Amadeusz za rządem miał się przenieść do Rzymu, odmówił towarzyszenia mu.
Zamieszkał w Mondowi. Książę ceniąc jego postawę, nadal płacił mu pensję,
a wróciwszy później do Turynu, przyjął go z powrotem na swój dwór.
Prócz tego, kto by miał kłaść kamień węgielny, trzeba było jeszcze pomyśleć
o celebransie, który by go poświecił według przepisu rytuału. Mimo wszystkich
perypetii, jakie Ksiądz Bosko przeżywał z arcybiskupem, zwrócił się do niego
z prośbą o to, przy okazji konferencji, na jaką on sam go zaprosił. Arcybiskup
w zasadzie zgodził się, prosił tylko o ustalenie daty. Ale nazajutrz po tej obietnicy
napisał do Księdza Bosko: Kiedy zastanawiałem się nad poświęceniem kamienia
węgielnego pod kościół św. Jana Ewangelisty, przyszło mi na myśl, iż może sprawi
przyjemność Waszej Przewielebności, jeżeli sam osobiście dokona tego aktu. I gdyby
Ksiądz sobie tego życzył, to udzielam mu wszystkich do tego potrzebnych upoważnień.
Ale proszę wziąć pod uwagę, iż jeśliby tej ceremonii nie dokonał arcybiskup i jeszcze
do tego brał w niej udział burmistrz, czy prefekt Turynu, albo ktoś z rodziny
królewskiej, to w sytuacji, jaka się teraz wytworzyła, dałoby to podnietę do
kombinowania niestworzonych rzeczy, kłamstw i oszczerstw, tak w gazetach, jak i po
knajpach i omnibusach z wielką szkodą dla Kościoła świętego i dusz. Ani Ksiądz, ani
ja nie bylibyśmy w tym bez winy. Dlatego uważam, że jednak najlepiej będzie tak
postąpić, jak umówiliśmy wczoraj.
Księdzu Bosko nawet na myśl nie przyszło, by on sam miał dokonać tego aktu;
ale przypuszczenie takie u ordynariusza na pewno podsunęli mu podżegacze jego
otoczenia.
Nie mogąc mieć na przewidywanej uroczystości nikogo z książąt sabaudzkich,
zwrócił się Ksiądz Bosko do burmistrza Turynu z zaproszeniem, a to przez hrabiego
Cays. Burmistrz po omówieniu sprawy w Radzie Miejskiej, odpowiedział chwaląc
inicjatywę Księdza Bosko mającą na celu dobro młodzieży, ale zaznaczył, iż ponieważ
jest to inicjatywa prywatna, magistrat ani nie chce jej przeszkadzać, ani jej też nie
popiera, wobec czego nie uważa za wskazane brać udziału w uroczystości i tak już
samej przez się wielkiej, iż nie potrzeba jego osoby do jej uświetnienia. Ksiądz Bosko
tak zawiadomił o tym arcybiskupa:
331

34.2 Page 332

▲back to top
Eccelenza Rev. ma!
Nareszcie burmistrz Turynu odpowiedział na moje zaproszenie na uroczystość
położenia kamienia węgielnego pod kościół św. Jana Ewangelisty, a odpowiedział
odmownie. Zaprosiłem wtedy i zaproszenie przyjął pan Ceriana Józef Banchiere.
Poświęcenie odbędzie się 12 sierpnia o 10 - ej rano.
Gdyby Ekscelencja uznał za stosowne przybyć na tę uroczystość, o co pokornie
proszę, to sprawiłby tym wszystkim wielką przyjemność. Gdyby zaś nie mógł, to ja
sam stosownie do udzielonej władzy przez Waszą Ekscelencję dokonałbym aktu. Ale
ufamy, iż nasze prośby zostaną uwzględnione, więc proszę o łaskawe wskazanie
miejsca, dokąd mam posłać po Niego karocę.
Posłałem List Ekscelencji odnośnie do Bollettino jego redaktorowi, który mi
poufnie na niego odpowiedział i ja też obecnie w drodze poufnej tę odpowiedź Waszej
Ekscelencji przekazuję, nie jakobym ją aprobował, ale tak dla wspólnego lepszego
zrozumienia się. Dziękuję z całego serca za życzliwość, jaką zapewnił Wasza
Ekscelencja, że będzie nadal darzył nasze Towarzystwo i zapewniam o naszej
najlepszej woli, by, czym nie spowodować jej zmniejszenia.
Z mej strony o nic innego nie zabiegam, jak tylko, by nasze Zgromadzenie było
przez Waszą Ekscelencję traktowane jak wszystkie inne zakony w naszym mieście.
A łaska, o jaką bym chciał prosić teraz, to ta, by księża, a zwłaszcza dyrektorzy, którzy
już zdali egzamin do spowiedzi gdzie indziej i przez lata spowiadają, byli od niej
zwolnieni, jeśli bywają przeniesieni do archidiecezji turyńskiej. Zresztą pozostawiam
to do łaskawej decyzji Waszej Ekscelencji.
W uroczystość świętego Wawrzyńca 10 sierpnia, w dzień imienin Waszej
Ekscelencji wszyscy wychowankowie razem ze mną modlić się będą o obfitość łask
niebieskich dla swego Arcypasterza i przyjmą Komunię św. w Jego intencji.
Z wyrazami itd.
Dnia 06.08.1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
A oto treść owej „poufnej odpowiedzi” księdza Bonnettiego. Ksiądz Bosko jej
nie aprobuje, bo jest w niej w niektórych miejscach trochę ukrytej ironii. Jest ona
pewnego rodzaju zakończeniem jednego okresu przeżyć Księdza Bosko w stosunku do
swego ordynariusza.
Rev. mo e Car. mo nostro Don Bosco!
Otrzymaliśmy, co dopiero jego list z gorącym zalecaniem Monsignora
Gastaldiego, aby redaktor Bollettina pozostawił w spokoju arcybiskupa turyńskiego
i każdego innego biskupa oraz by nie publikował więcej żadnej wiadomości, czy
uwagi, czy wezwania, czy też zachęty do popierania budowy kościoła św. Jana, jako
hołdu pamięci Piusa IX. Otóż otwarcie wyznajemy, iż pierwsza część zalecenia była
dla nas nie tyle niespodzianką, ile raczej nas przeraziła, bo wygląda jakoby redaktorzy
Bollettino chcieli prowadzić wojnę z arcybiskupem turyńskim, podczas gdy oni
332

34.3 Page 333

▲back to top
niczego innego nie szukają, jak tylko przysporzenia chwały Kościołowi i sianie dobra
wśród naszych Pomocników... Zaraz przeglądnęliśmy poszczególne artykuły naszego
pisma, szukając, gdzie to chcemy grać rolę „nauczycieli, egzaminatorów, sędziów
i karcicieli biskupów”, ale nic podobnego nie wpadło nam w oczy.
Dwa razy była tam wzmianka o naszym arcybiskupie, ale to w najlepszym celu.
Pierwsza to przy uroczystości ku czci Maryi Najświętszej Wspomożycielki, gdzie
napisano, iż do uświetnienia tego dnia przyczyniła się celebra monsignora Nowary,
który odprawił Mszę święta pontyfikalną za zgodą naszego Najprzewielebniejszego
Pasterza Arcybiskupa Gastaldi. Nie widzimy w tym nic ubliżającego, tym mniej, iż
przy udzielaniu pozwolenia na to nabożeństwo, udzielający życzył sobie, by przy
ogłoszeniu tego było zaznaczone, iż to jest za zgodą ordynariusza.
Druga wzmianka była w lipcu w odpowiedzi czasopismu „Ateneo illustrato”,
który wychodząc z „visto” archidiecezji turyńskiej tłumaczy po swojemu dekret
Urbana VIII, jakoby nie wolno było ogłaszać cudów, które miały się dziać
za wstawiennictwem Piusa IX, zanim te nie zostały zatwierdzone przez Stolice świętą.
Ale występując przeciwko temu pismu my nie występowaliśmy wcale, jako
„nauczyciele, egzaminatorzy, sędziowie i karciciele biskupów”, lecz właśnie
powstaliśmy przeciw temu pismu, które pozwoliło sobie nie tylko robić zarzuty
dziennikom ogłaszającym wspomniane cuda, ale i biskupom, pod których aprobatą
one wyszły, przypisując sobie lepszą znajomość prawa, niż jest u rewizorów biskupich,
nawet tych rzymskich. Tym samym broniliśmy arcybiskupa, który przez owo pismo
przedstawiony był, jako przeciwny powadze tylu sławnych i dostojnych prałatów.
Czyż wobec tego nie może nas zdziwić zarzut, jakobyśmy ubliżali powadze władzy
kościelnej i zakłócali spokój diecezji? Jeżeli zaś arcybiskup uważa, iż naszymi
artykułami byliśmy powodem „ ciężkiego zgorszenia i szkody niebywałej” dla religii
świętej, to koniec końcem nie nasza wina, ale rewizora diecezjalnego Kurii z Genuy...
a tym samym należy przypuścić, iż tak czcigodny i uczony i gorliwy arcybiskup dał
swe „visto” dla wydawnictwa bezbożnego i schizmatyckiego. Ze swej strony prosimy
Najprzewielebniejszego Księdza Arcybiskupa Gastaldiego, by nam raczył wykazać
artykuliki, które by mu ubliżały i niech będzie pewny, że każda jego uwaga będzie
z wdzięcznością przyjęta.
Co dotyczy nazwy „monumento” odnośnie do kościoła św. Jana Ewangelisty, to
odkąd dowiedzieliśmy się, iż tego nie życzy sobie kuria turyńska, to bezwzględnie
unikaliśmy tego słowa w Bollettino przeznaczonym dla diecezji turyńskiej
i uważaliśmy, by zecerzy przy tym słowie czynili odpowiednie zmiany
w układzie. Całkiem zaś nie możemy przestać mówić o tym kościele, bo przecież
musimy informować naszych Pomocników, na co idą ich ofiary. A zresztą odezwy idą
nie do wszystkich wiernych, ale tylko do zrzeszonych w Pobożnym Związku
Pomocników Salezjańskich, których i tak niewielu jest w archidiecezji turyńskiej.
Piszemy to poufnie i z tym pismem może Przewielebność Wasza uczynić, co uważa.
Z naszej strony prosimy wyrazić Arcybiskupowi naszą głęboką cześć
i szacunek oraz zapewnić go, że się modlimy o jego zdrowie i obfitość łask
333

34.4 Page 334

▲back to top
niebieskich dla niego i że będziemy się starać nic takiego nie wydrukować, oby nie
było uznane przez władze kościelne, iż nie wyjdzie na większą chwałę Bożą i korzyść
dusz.
Sampierdarena, 01.08.1878 r.
Redaktorzy
Przytoczymy teraz ciekawy epizod pozostający w związku z budową kościoła
św. Sekundusa. Postawi on w odpowiednim świetle en tourage – otoczenie
arcybiskupa, które swym ujemnym wpływem na niego, czyniło go raczej ich ofiarą
w sporze z Księdzem Bosko, niż samodzielnym aktorem. Budowę kościoła prowadziła
firma Braci Karola i Jozuego Buzzetti. Zawarli oni kontrakt z arcybiskupem Gastaldim,
według którego mieli otrzymać płace, w miarę jak postępowała budowa.
I arcybiskup płacił im normalnie za odpowiednim pokwitowaniem. Od roku 1874 do
listopada 1877 suma płac doszła do 80 tys. lirów Otóż dnia 1 lutego Jozue Buzzetti
przyszedł do pałacu biskupiego, jak zwykle po wypłatę. Przyjęty był bardzo grzecznie
przez Monsignora, który dał mu trzy tysiące i poprosił, ażeby na wszystkie
dotychczasowe wypłaty wystawił mu globalne pokwitowanie dla uproszczenia – jak
mówił rachunków. Zaraz też to pokwitowanie przygotował, nic nie wzmiankując
o kwitach poprzednich. Kręcił się biedny Buzzetti, gdyż poszczególnych kwitów nie
dostał z powrotem, ani o nich nie było wzmianki, upomnieć się zaś o nie wydawało
mu się wprost nietaktem wobec osoby tak dostojnej. Tymczasem monsignor zawołał
sekretarza Maffei, kazał mu zanotować owe 3 tys. lir i podsunął Buzzettowi kwit
globalny do podpisania na 83 tys. lir. Ten rad nierad podpisał... A tu nagle wchodzi
kanonik Chiuso anonsując i wprowadzając gości Francuzów. Monsignor zwinął
szybko ogólne pokwitowanie i ująwszy Buzzettiego pod ramię wyprowadził go bramą
boczną. Kwity poszczególne pozostały u arcybiskupa...
Buzzetti ze sposobu postępowania podejrzewał jakiś podstęp. Opowiedział
wszystko bratu, który wysłuchał tego z niemałym oburzeniem, przeczuwając,
że przepadnie im słuszny zarobek. Wypędził wtedy brata, by, czym prędzej wracał do
pałacu i zażądał owe kwity, ale biskup już go nie przyjął.
Dnia 10 maja Jozue otrzymał po raz ostatni z rąk samego arcybiskupa 10 tys. lir.
Odważył się przy tym wspomnieć o owych kwitach, ale biskup zbył go wymijająco tak,
że ten doszedł do przekonania, iż kwitów nie otrzyma, ani one nie zostaną
unieważnione. Od tego czasu już się z arcybiskupem nie widział, bo sekretarze
odsyłali go zawsze do kanonika Chiuso. Ten zaś stale przyobiecywał, że je osobiście
przyniesie, ale nigdy się nie zjawił. A przecież Buzzetti przedtem stale miał wstęp do
arcybiskupa i nigdy go bez wypłacenia nie wypuszczano. Przez dwa lata tak chodził,
co 15 dni, aż wreszcie zdecydował się napisać list do arcybiskupa, prosząc o ogólne
zestawienie sum wypłaconych, by je mógł głównemu inżynierowi przedstawić. Na to
nie otrzymał odpowiedzi.
Kiedy monsignor w roku 1883 umarł, uniwersalnym jego spadkobiercą został
kanonik Chiuso i na niego przeszedł cały milionowy spadek biskupa, z którego przed
334

34.5 Page 335

▲back to top
nikim nie musiał się wyliczać. Oczywiście Buzzetti nie zwlekał i udał się do niego, by
odebrać owe nieszczęsne pokwitowania. Kanonik przyjął go, jakby o niczym nie
wiedział. Bojąc się jednak, by ten nie wpadł w furię, wyprowadził go do przedpokoju,
skąd przez okienko sekretarze mogli być świadkami rozmowy i jeszcze raz zapytał
Jozuego, o co mu właściwie chodzi. Na jego przedstawione sprawy odpowiedział,
iż on nie poczuwa się do żadnego długu względem niego, a jeśliby nalegał to owo
pokwitowanie uregulują łatwo rachunki. W sprawie dalszych wypłat za budowę –
kończył – proszę zwracać się do proboszcza od św. Sekundusa.
A więc szantaż. Buzzetti czuł się jakby piorun w niego strzelił. Byłby płakał,
gdyby mógł. W głowie mu szumiało... nie mógł słowa przemówić. Wszak chodziło
o prawdziwe oszustwo na 80 tys. lir. i to ze strony księdza. Przybiegł biedak wynurzyć
się ze swym żalem do Księdza Bosko, który już o tym był poinformowany. Ten mu
rzekł: Słyszałem, iż się ujemnie wyrażałeś przed przyjaciółmi o kanoniku Chiuso, gdy
cię pytano w tej spawie, a to niedobrze. Buzzetti odpowiedział na to, że czuje taki
wstręt do kanonika Chiuso, że gdyby zobaczył go przy ołtarzu to by zaraz wyszedł
z kościoła. A Ksiądz Bosko na to: Kapłan jest przy ołtarzu zawsze kapłanem. Uspokój
się... wszystko przejdzie... nie trać odwagi, bo jeśli zauważę, że się załamałeś, to ci
uszu natrę... I nie powiedział ani słowa ujemnego o kanoniku Chiuso, ani nie
wspomniał o dawnych jego sprawach. Buzzetti był tym zdziwiony.
Ostatecznie sprawa poszła do trybunału cywilnego. Kanonik twierdził
uporczywie, że nie wie o żadnym kontrakcie monsignora Gastaldiego z firmą Buzzetti.
Nawet nie słyszał, że tacy istnieją i o podobnych zobowiązaniach względem nich nic
nie wie. Buzzetti przedstawili sądowi swe księgi rachunkowe, a teolog Maffei okazał
gotowość stanąć za świadka... Lecz kwity miały też swoją wymowę... Kiedy kan.
Chiuso na rozprawie zaczął czytać swoją obronę przygotowaną mu przez adwokata.
Przewodniczący Sądu przerwał i sam zadał krótkie pytania, na które kanonik miał
odpowiedzieć tylko „tak” lub „nie”, w mianowicie: Był zawarty kontrakt między
monsignorem Gastaldim a braćmi Buzzetti? Czy ksiądz kanonik zna braci Buzzetti?..
Czy Gastaldi jest coś winien wspomnianym braciom?...
Ta rezolutność sędziego zmusiła kanonika do wyraźnego oświadczenia się, tym
bardziej, że w razie, czego pozostał jeszcze sąd karny. Przyszło, więc do ugody i kan.
Chiuso musiał zapłacić, co się jeszcze należało i zwrócić owe pokwitowania.
Ale przejdźmy do rzeczy przyjemniejszych. Założenie kamienia węgielnego
odbyło się w wigilię Wniebowzięcia. Kamień położył wspomniany baron Józef
Ceriana, a poświęcił Arcybiskup w otoczeniu wielkiej liczby księży i znaczniejszych
osób i wielu Pomocników i Pomocnic Salezjańskich. Przed rozpoczęciem ceremonii,
Ksiądz Bosko odczytał odpowiednio przygotowany akt do umieszczenia go następnie
w fundamencie i tak potem przemówił:
Eccellenza Rev. Ma!, Rispottabili Signori!
W tej chwili pragnę spełnić mój obowiązek wdzięczności względem tych
wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się czy to modlitwą, czy ofiarami
335

34.6 Page 336

▲back to top
do wzniesienia tego „monumentum” wdzięczności i miłości do wielkiego Piusa IX.
Nie mogąc inaczej zapewniam, że odwdzięczymy się modlitwami do Najświętszej
Wspomożycielki, a nie za długo w tym kościele wzniesionym ku czci Apostoła
Miłości i ku pamięci Piusa IX, który nosił imię tegoż Apostoła.
Niechże Bóg stokrotnie wynagrodzi wszystkim w tym i przyszłym życiu. Wy,
przezacni Pomocnicy, którzyście dotąd tak chętnie przykładali rękę do tego dzieła,
pamiętajcie o jego wykończeniu i nadal. Za to dopóki żyć będziecie, będzie wam
towarzyszyć uznanie społeczeństwa i błogosławieństwo nieba. Po waszym odejściu
zaś z tego łez padołu, nasi następcy będą się tu modlić za was i błogosławić waszą
pamięć. Wy tam w rajskich ogrodach już od długich lat będziecie chwalić Pana,
a w tej świątyni będą się rozlegać harmonijne głosy waszych wnuków, prawnuków
i tylu wiernych. Wy, jako nieustraszeni żołnierze Chrystusa triumfować będziecie
w niebie a w tej świątyni inni zapalać się będą do boju dla sprawy Kościoła, będą
karmić się Chlebem Mocnych, będą ćwiczyć się w manewrowaniu zbroją wiary
i modlitwy, by później również jak wy odnieść ostateczne zwycięstwo. Wy, jako
podróżni, którzy szczęśliwie dotarli do celu swej podroży odpoczywać będziecie w
ojczyźnie niebieskiej, ciesząc się na widok tych, którzy do celu swego docierać będą
drogą wskazaną im właśnie w tym kościele przez was wybudowanym... I tak oglądając
z nieba to wielkie dobro, jakie ten kościół, a potem i przyległy mu zakład, przynosić
będą społeczeństwu. A tym samym chwałę Kościołowi, Bogu i miastu naszemu, wasz
duch radować się będzie tymi nowymi perłami w jego koronie chwały.
Po tych słowach Arcybiskup, baron Cariana i wszyscy obecni, podpisali
odnośny akt, który włożony do naczynia ze szkła, razem z innymi wartościowymi
rzeczami, jak fotografie obecnych, plan kościoła, numer Bollettino z kwietnia, monety
- szczelnie ołowiem zapieczętowany, umieszczony został w wydrążeniu fundamentu.
Nastąpiły modlitwy liturgiczne z odpowiednimi śpiewami. Po czym przemówił
sam Arcybiskup, nawiązując do chwalebnej historii Turynu, sławił świętego Patrona
budującego się kościoła i tak kończył:
Raduje się moje serce tu, u powstającego kościoła na cześć świętego, tak
drogiego Sercu Boskiego Zbawiciela, tak oddanego Maryi Najświętszej, tak pełnego
czci dla Papieży, którymi za jego życia byli Linus, Klet i Klemens. Niech ta świątynia
rozpala naszą miłość do Najświętszego Sakramentu i Maryi Najświętszej oraz coraz
ściślej łączy nas ze Stolicą świętą. Dopóki w Turynie te trzy nabożeństwa trwać będą,
tak długo nie ostygnie w nim i wiara święta katolicka…
Męstwo heroiczne i wytrwałość niezłomna świętego Jana Bosko możemy z całą
słusznością stwierdzić, że przyśpieszyły urzeczywistnienie się tych pragnień Pasterza
Turyńskiego.
336

34.7 Page 337

▲back to top
ROZDZIAŁ XIX
Organizacja Pomocników Salezjańskich
W jednej z notatek Księdza Bosko mamy zaznaczone, jaki według niego miał
być cel, jakie środki i jacy członkowie Związku Pomocników. Celem tego Związku
jest – pisze tam – zebrać w stowarzyszenie pewną liczbę świeckich, czy duchownych
osób, które by intensywniej zajmowały się dziełami, przynoszącymi większą chwałę
Bogu a pożytek bliźnim. Zdołają to uskutecznić przez większą gorliwość w służbie
Bożej i przez czynną miłość, gotową czynić wszystko, co może przyczynić się do tego
celu bez oglądania się na zyski doczesne, czy opinie ludzkie. Żaden rodzaj działalności
społecznej nie będzie pominięty, byleby tylko przyczyniał się do tego celu, jaki sobie
Związek zamierzył. Może do niego należeć każdy chrześcijanin, skory do pracy we
wspomnianym wyżej kierunku. Owo wyrażenie „pewną liczbę” osób i to, że nie ma tu
wzmianki o młodzieży narażonej na niebezpieczeństwa, świadczy, iż ten szkic powstał
w latach, kiedy Święty nie zdawał sobie całkiem sprawy, jaki Związek przybierze
kierunek w praktyce.
Na tym szkicu opiera się pierwszy regulamin Związku z roku 1874, poszerzony
w latach następnych, a ustabilizowany właśnie w latach, które omawiamy.
Do podtrzymania danego stowarzyszenia i jego pełnego rozwoju nie jest tak
ważne, jak jedność ducha u jego członków. Otóż właśnie Bollettino Salesiano mimo
rożnych zadań pod tym względem, miało służyć do utrzymania tej jedności.
Redagowane bez pretensji, rozsyłane darmo Pomocnikom, powoli, powoli wytwarzało
więź jedności między członkami a członkami, między Salezjanami
a stowarzyszonymi, więź, którą by nazwać można rodzinną.
Drugim warunkiem dobrego rozwoju Związku Pomocników była zgoda na
niego i poparcie władz kościelnych. Nie wystarczało wykazać korzyści, jakie by dla
diecezji przyniósł, ale trzeba było równocześnie i wykazać się, że jest on prawnie
zatwierdzony, co wymagało dużo czasu i roztropności. Wprawdzie Pius IX brewem
z dnia 9 maja udzielił dla niego pewnych przywilejów duchowych, a tym samym
stwierdził jego istnienie w niektórych diecezjach, pobłogosławił go i życzył mu
dalszego rozwoju. Ale w Turynie to oczywiście przy panującej tam aurze nie
wystarczało, gdyż nie było poprzedzone żadną erekcją diecezjalną. Sytuacja stała się
tym poważniejsza z chwilą, kiedy w listopadzie 1877 roku Arcybiskup uznał za rzecz
anormalną ogłoszenie w Bollettino odpustów Związkowi przyznanych przez Stolicę
świętą. Zagroził przy tym, iż to poda do wiadomości wszystkim proboszczom,
a równocześnie napisał w tej sprawie zażalenie do Rzymu. Na szczęście uratowało
sytuację ogłoszenie erekcji diecezjalnej Związku w archidiecezji genueńskiej. Akt ten
z 15 grudnia tego roku potwierdził erekcję Związku z trzech lat przedtem, o czym
wcześniej nie podał Arcybiskup do publicznej wiadomości, obecnie zaś zatwierdzał go
337

34.8 Page 338

▲back to top
amplissimis verbis i wyznaczył mu w swej diecezji, jako siedzibę centralną, dom
salezjański w Sampierdarena.
Skoro to doszło do wiadomości Kurii turyńskiej, dotychczasowe zastrzeżenia
ustały. Ostatecznie zadecydował Papież Leon XIII, bo zezwolił Księdzu Bosko ogłosić
jego uznanie, błogosławieństwo i poparcie dla Pobożnego Związku Pomocników
Salezjańskich, co podkreśliło Bollettino na kwiecień, nazywając to milowym
kamieniem w jego rozwoju.
Trzeci warunek trwałego rozwoju Związku – była jego ścisła zależność od
Zgromadzenia Salezjańskiego. Nie wszyscy współpracownicy jego Założyciela byli
tego samego zdania... Ale Ksiądz Bosko spokojnie, nie narzucając się, odczekał,
a równocześnie swoją ideę przeprowadzał, aż okazało się, iż myśl jego była najlepsza
i już w roku 1877 na Kapitule Generalnej nie miał opozycjonistów. Regulamin dla
Pomocników został uznany, jako część Regulaminu ogólnego Zgromadzenia i tak
węzeł prawny został zawiązany… Związek stanowi odtąd część integralną
Zgromadzenia. Regulamin ma osiem artykułów. W pierwszym jest nazwany
„stowarzyszeniem dla nas bardzo ważnym” i „prawą ręką naszego Zgromadzenia”.
W drugim określone są cel i środki; Pomocnicy, to właściwie dobrzy chrześcijanie,
którzy żyjąc we własnych rodzinach, żyją w duchu Zgromadzenia świętego Franciszka
Salezego i pomagają mu tak materialnie, jak i duchowo. Stanowią oni jakby trzeci
zakon i postanawiają sobie praktykować miłość bliźniego, zwłaszcza wobec
opuszczonej młodzieży. Trzeci artykuł mówi o warunkach przynależności: „Aby ktoś
mógł zostać Pomocnikiem Salezjańskim potrzeba:
1. Aby miał ukończonych 16 lat, nie był karany sądownie;
2. By nie był obciążony długami i mógł w jakiś sposób pomagać Zgromadzeniu;
3. By stosował się do Regulaminu Związku.
Czwarty artykuł przedstawia Bollettino, jako organ stowarzyszenia i środek
wzajemnej łączności. Gdyby ktoś nie zasługiwał na miano Pomocnika, to mu się
przestaje wysyłać owo pismo, a tym samym przestaje być członkiem Związku.
Piąty artykuł zaznacza, iż do Związku należeć mogą i całe stowarzyszenie oraz
zakony, byle ich członkowie odnosili się życzliwie do poczynań salezjanów
i wspomagali ich wedle owych warunków.
Siódmy artykuł podaje normy samych salezjanów, jak mają rozszerzać Związek,
jak do niego zachęcać.
Aby łączność Pomocników ze Zgromadzeniem Salezjańskim zacieśniać coraz
bardziej; służyło do tego informowanie coroczne członków Związku o działalności
Zgromadzenia. Stąd wszedł zwyczaj sprawozdania o stanie Zgromadzenia z końcem
roku i przedstawienie planów na rok najbliższy. Umieszczane to było w każdorocznym
numerze styczniowym Bollettino. Sprawozdanie takie pisał sam Ksiądz Generał,
a pierwsze ukazało się w roku 1879, napisane przez samego Księdza Bosko. Ono to
stało się prawzorem dla wszystkich przyszłych podobnych dorocznych zestawień. Oto,
jak pisze sam Ksiądz Bosko:
338

34.9 Page 339

▲back to top
Miei Venerati Banefattori!
Sprawia mi wielką przyjemność to, że mogę się wam, Zasłużeni Pomocnicy
i Przezacne Pomocnice, przedstawić i pomówić o dziełach, które w roku ubiegłym
były przedmiotem waszego zainteresowania i waszej dobroczynności. A najpierw chcę
spełnić swój tak ważny obowiązek, by podziękować wam za waszą dobroć
i gorliwość, z jaką odpowiadaliście mi na moje wezwanie. Stąd myślę, że sprawi wam
przyjemność dowiedzieć się coś o owocach waszej szczodrobliwości.
A najpierw wspomnę o tym, co zostało zrobione, by następnie przedstawić
nasze zamiary na przyszłość. Otóż w roku 1878, z waszym poparciem zdołaliśmy
wiele dzieł rozpocząć, które na pewno przyczynią się ku większej chwale Bożej. I tak
na korzyść młodzieży narażonej na liczne niebezpieczeństwa zdołaliśmy otworzyć
w Europie i w Ameryce 22 zakłady. Także pole działalności misyjnej zostało znacznie
powiększone, tak, że okazała się konieczna nowa wyprawa misjonarzy i Sióstr
misjonarek do Ameryki, dla podtrzymania prac tam rozpoczętych. W ten sposób już
nie setki, ale tysiące młodzieży mogliśmy skierować na drogę uczciwego życia...
Budowa kościoła świętego Jana Ewangelisty jest już doprowadzona pod dach.
To powinno was napełnić radością, iż tyle dobrego zdołaliśmy z waszą współpracą
uczynić dla społeczeństwa. Ta też myśl pobudziła panującego nam obecnie Papieża
Leona XIII, którego niech nam Bóg zachowa w najdłuższe lata, iż przyszedł nam
z pomocą i ofiarował na nasze cele 2.000 franków, załączając do nich list od siebie.
Ale na wyprawę misjonarzy zabrakło nam jeszcze dalszych 10.000... i otóż Opatrzność
Boża posłużyła się jednym zacnym katolikiem, który nam tę sumę nadesłał z takim
listem:
Wyczytałem, jak Ojciec święty, mimo obecnych ograniczeń Stolicy św.
przysłał na cele salezjańskie dwa tysiące franków. Tym wzruszony i ja posyłam na
cele salezjańskie, zwłaszcza na misje dalsze dziesięć tysięcy franków. Zebrałem je
własną pracą już od lat młodocianych, Niechże mi one rozświecą drogę do wiecznej
szczęśliwości, do której zbliżam się szybkim krokiem. Pomocnik Salezjański
/anonimowo/.
Niechże Bóg wynagrodzi tego tak szlachetnego ofiarodawcę teraz i w
wieczności.
Na nowy rok 1879 zalecam wam w szczególniejszy sposób: popieranie
katechizacji po parafiach, aby tak młodzież ratować od następstw obojętności
religijnej; dalej dzieło spóźnionych powołań, które rozwijają się pięknie
w Sampierdarena - jakże ono jest ważne wobec braku księży do obsługi wiernych;
wreszcie dalszą budowę kościoła św. Jana Ewangelisty, przez którą chcemy uczcić
pamięć Piusa IX.
Zapytacie, skąd ja przewiduję środki na przeprowadzenie tych zamierzeń.
Moja nadzieja w Boskiej Opatrzności i waszej hojności. Na razie polecam wam losy
loterii, jaką zamierzamy w najbliższym czasie urządzić i wy zajmijcie się ich
sprzedażą.
339

34.10 Page 340

▲back to top
Odezwa kończy się zapewnieniem modlitw za Pomocników we wszystkich
Salezjańskich kościołach, które to modły nie tylko zanoszone są za żywych, ale i za
tych, co poprzedzili nas do wieczności; oraz poleceniem modlitwom Pomocników,
Ojca św., jako głowy wszystkich, którzy pracują dla dobra Kościoła.
Takie doroczne sprawozdania wielce przyczyniały się do pozyskania dla
Zgromadzenia życzliwości czytelników i wytworzenia miłej więzi rodzinnej. Niemniej
miłe były wszystkie modlitwy za zmarłych, których listę podawało zawsze Bollettino
na ostatniej stronicy, dołączając przy wybitniejszych krótki życiorys z podkreśleniem
ich cnót i zasług. I tak w tym roku 1879 na pierwszym miejscu był zmarły wielki
dobrodziej i przyjaciel Księdza Bosko, kardynał Berardi. Również bogaty skarbiec
odpustów przyznany przez Papieży Pomocników wielce był dla nich pociągający.
Kiedy pewnego razu jeden Pomocnik wyraził przed Księdzem Bosko chęć
zapisania się do tercjarzy franciszkańskich, by zyskiwać ich odpusty, na to mu Ksiądz
Bosko: nie potrzeba!
Wszak wszystkie ich odpusty są przyznane naszym Pomocnikom. Staraj się
tylko powiększać ich liczbę, a będziesz miał tym większe zasługi.
W myśli Księdza Bosko Pomocnikiem był nie tylko ten, kto wspomagał wprost
Zgromadzenie Salezjańskie, ale każdy, kto w duchu Zgromadzenia pracował dla dobra
Kościoła świętego. I tak w jednym z pierwszych numerów Bollettino stawiał za
przykład taką działalność Pomocników Salezjańskich: Otóż jeden proboszcz
w miejscowości niezbyt odległej od Turynu żalił się na małą ilość dzieci
uczęszczających na katechizm. Żadne zabiegi nie odnosiły skutku, by młodzież
pociągnąć na te zajęcia. Wreszcie wpadł na taki pomysł: w jego parafii było kilku jak
on Pomocników Salezjańskich. Tych zachęcił na zebraniu, by wpływali na swych
znajomych, czy nieznajomych, by ci przecież pomyśleli o religijnym wychowaniu
swych dzieci... Usłuchali i odwiedzali krewnych, czy nawet nieznajomych bliżej,
a nawet przy przygodnym spotkaniu sprowadzali rozmowę na temat katechizacji
dzieci... Skutek był nadspodziewany. Dzieci zaczęło uczęszczać tyle, iż już sam
proboszcz nie mógł sobie dać rady, bo ich było z górą czterysta. Wtedy znów
potrzebna okazała się pomoc i właśnie ci Pomocnicy okazali się tu niezbędni.
Tak pojmował działalność Pomocników Salezjańskich Ksiądz Bosko.
Konsolidując Pobożny Związek Pomocników, trzeba było równocześnie pomyśleć
o jego rozszerzaniu. Myśl sama podobała się na ogół wszystkim. Wielu uważało sobie
za zaszczyt, by zostali zaliczeni do Pomocników.
Ksiądz Bosko ze swej strony nie czekał nawet, aż ktoś o to poprosi, ale tym,
których znał, jako osoby uczciwe i przykładne, bez pytania się posyłał dyplom
Pomocnika z pismem: Niżej podpisany ośmiela się przesłać dyplom Pomocnika
Salezjańskiego Waszej Przewielebności i prosi o łaskawe przyjęcie go. Gdyby W. P.
znał jeszcze inne osoby, które by chciały do tego Związku należeć, to wystarczy nam
to podać do wiadomości, a zaraz się wyśle podobne oświadczenie. Prosząc Boga
o wszelkie łaski dla W. P. potrzebne, kreśli się z wdzięcznością zobowiązany sługa
ksiądz J. Bosko.
340

35 Pages 341-350

▲back to top

35.1 Page 341

▲back to top
Tak postępował przy każdej nadarzającej się sposobności. Polecając raz
księdzu Rua, by posłał 23 rodzinom turyńskim z okazji winobrania ładne winogrona,
przypomniał mu, by załączył też „libretto dei Cooperatori”. A jak z całą serdecznością
poprosił Papieża Leona XIII, by pozwolił się zapisać na czele grona Pomocników, tak
samo postępował z kardynałami, biskupami, a także z wysoko stojącymi osobami
z towarzystw, a nawet z rodzinami książęcymi. I tak pisał do hrabiego Chabord,
pretendenta do tronu francuskiego, z którą to rodziną zapoznał się przez jej sekretarza
Sacre Reali Maesta. Zasady katolickie, jakie z taką otwartością wyznaje rodzina
Waszej Książęcej Mości, ośmielają niżej podpisanego zwrócić się z pokorną prośbą do
niego, by pozwolił umieścić swoje nazwisko na liście członków Pobożnego Związku
Pomocników Salezjańskich, który wzbogacony nadzwyczajnymi łaskami od
czcigodnej pamięci Papieża Piusa IX, jest popierany również i od obecnie panującego
Ojca świętego, który raczył się do niego zapisać. W nadziei, że prośba moja zostanie
uwzględniona, załączam dyplom i Regulamin tegoż Związku prosząc Boga, ażeby całą
jego rodzinę obsypywał najpiękniejszymi łaskami.
Waszej Książęcej Mości – umilissimo, devotissimo ed affezionatissimo
Salvatore sac. Giovanni Bosco
Miły jest liścik słynnego historyka Cesare Cantu, jakim potwierdził odbiór
przysłanego mu dyplomu:
Epifania 1878 –
Reverendissimo Padre!
Przewielebność Wasza wybrał sobie do współpracy bardzo kiepskiego
pomocnika. Podziwiam gorliwość Księdza i niewyczerpaną w pomysłach miłość, ale
nie czuję w sobie ani zdolności, ani siły do jej naśladowania. Mogę tylko cieszyć się
z tego, iż będę uczestnikiem tylu modlitw, których tak bardzo potrzebuję. Proszę
przyjąć skromną ofiarę i uważać się za suo ossequentissimo
C. Cantu
Gdy w jakiejś miejscowości była większa grupa pomocników, choćby
dziesięciu, to dla usprawiedliwienia ich działalności, ustanawiał dziesiętników.
Zwykle prosił, by takim został miejscowy ksiądz proboszcz, a względnie, by ten raczył
kogoś z gorliwszych w ich zespole wyznaczyć na to stanowisko.
Do podtrzymania Związku i jego rozwoju, wielce też przyczyniały się dwie
doroczne konferencje: jedna na świętego Franciszka Salezego, druga w maju - z okazji
uroczystości Najświętszej Wspomożycielki. Pierwsza taka konferencja odbyła się
w Rzymie. Ponieważ miała ona służyć za wzór dla podobnych zebrań w następnych
latach, przygotował ją Ksiądz Bosko w szczególniejszy sposób starannie. Wybrał na
nią miejsce bardzo chętnie uczęszczane przez arystokrację rzymską; kaplicę
szlachcianek Oblatek na Tor de’ Specchi. Zapewnił sobie w niej udział dostojników
duchownych i świeckich. Uprosił kardynała Monaco La Valletta na przewodniczącego,
do którego dołączył się kardynał Sbarretti... Rozesłał drukowane zaproszenia z
341

35.2 Page 342

▲back to top
zaznaczeniem, kto zebraniu przewodniczy, miejsce zebrania, czas i to, że Ociec święty
udzielił odpustu zupełnego jego uczestnikom. Składka była przeznaczona na cele
misyjne. Przebieg jej przeszedł wszelkie oczekiwania. O godzinie trzeciej po południu
na przygotowaną odpowiednio mównicę wstąpił najpierw jeden z salezjanów i
odczytał rozdział z życia św. Franciszka Salezego pod tytułem: Miłość Świętego
względem ubogich, z książki kanonika Jacka Galizia. Następnie jedna sławna artystka
odśpiewała motet: „Tu es Petrus” z akompaniamentem organu. Następnie Ksiądz
Bosko w birecie i w ferraiuoli wygłosił konferencję trwającą trzy kwadranse
przytoczoną później w całym szeregu czasopism włoskich. A oto jak nam ją przekazał
w skrócie ksiądz Berto.
Eminenza Reverendissime, nobilie rispettabili Signori!
W tym pięknym dniu poświęconym czci św. Franciszka Salezego, w którym po
raz pierwszy czcimy go, jako doktora Kościoła, odbywa się ta pierwsza konferencja
Pomocników Salezjańskich i mnie przypadł zaszczyt, w obecności tak dostojnej
assemblei przemawiać. Ojciec święty błogosławi nam i udziela odpustu zupełnego
a przewodniczy nam najdostojniejszy kardynał Wikariusz. Na konferencję wybrana
została ta kaplica szlachcianek oblatek św. Franciszki, gdyż one pierwsze w tym
czcigodnym mieście poparły akcję wychowywania ubogiej młodzieży w domach
salezjańskich. Choć dzisiaj wypadałoby mi być gdzie indziej, to jednak bardzo
poważne motywy zatrzymały mnie, i tak mogę wziąć udział w tym dostojnym
zebraniu. Niech we wszystkim dzieje się wola Boża i jej niech będzie od wszystkich
chwała. Nie mam tu zamiaru wygłaszać mowy akademickiej, ani głosić kazania, ale
podam tylko historię początków i rozwoju Związku Pomocników Salezjańskich...
a omówiwszy jego rozwój tak kończył gorącymi słowami:
„Illustri Signori!
Protestanci, niedowiarkowie, sekciarze wielkiego pokroju niczego nie
zaniedbują, by usidlić niedoświadczoną młodzież i jak wilki krążą, by podrzeć na
kawałki owce Chrystusowe. Druki, fotografie, szkoły, przytułki, kolegia, subwencje,
obietnice, groźby, oszczerstwa – wszystkim tym posługują się, aby zdeprawować
dusze, wydrzeć je z łona Matki Kościoła, przywabić do siebie, a następnie rzucić
w szpony szatana. Co jeszcze bardziej boli, jest to, że do tego przykładają pomocną
rękę nauczyciele, majstrowie, a nawet niestety niektórzy rodzice. Czyż my na ten
widok stać będziemy obojętni, zimni? Non sia mai, o anime cortesi! Przenigdy, o
dusze szlachetne! Nie! Niech się nie sprawdzi, by synowie ciemności mieli się okazać
chytrzejszymi i bardziej przedsiębiorczymi, niż synowie światłości w dobrym.
Każdy, więc z nas postanowi sobie zostać nauczycielem, przewodnikiem,
stróżem młodzieży! Złośliwym, a chytrym zabiegom przewrotnych niech się
przeciwstawi zapobiegliwość dobrych, drukom – druki, szkołom – szkoły; kolegiom –
kolegia! Czuwajmy nad dziećmi naszych rodzin, parafii, zakładów. Stańmy się dla niej
ojcami, ratujmy je, umieszczajmy w miejscach bezpiecznych, by ich powab zła nie
omamił. Niech nam żywo stanie przed oczyma boski przykład naszego Zbawiciela,
342

35.3 Page 343

▲back to top
który równocześnie obiecał stokrotnie wynagrodzić, cokolwiek uczynimy dla jego
maluczkich...
Ksiądz Bosko przewidując możliwe obiekcje, zaraz na nie odpowiedział,
a mianowicie: Na trudność, że w Rzymie wobec sytuacji politycznej, praca salezjanów
nie będzie tolerowana, odpowiedział podkreślając, iż w tym, by umniejszyć liczbę
włóczęgów i podtrzymywać dobre obyczaje, nikt nie będzie na pewno przeszkadzał...
choć przy tej pracy w tak ciężkich czasach trzeba na pewno w szczególniejszy sposób
umieć łączyć prostotę gołębią z roztropnością węża. Będziemy umieli – mówił –
posłużyć się tą roztropnością szerząc wszędzie zdrowe chrześcijańskie zasady, nikogo
nie dotykając a szanując wszystkich. Na możliwy jeszcze zarzut drugi:, Po co mają
Rzymianie pomagać w pracy dla dobra młodzieży poza Rzymem, mając w swoim
mieście tyle biedoty - odpowiedział, że już w zakładach poza Rzymem jest znaczna
ilość właśnie chłopców z Rzymu. Zresztą Rzym był zawsze tym ośrodkiem, z którego
rozchodziła się jego dobroczynna działalność na cały świat. Czyżby teraz miał się
zacieśniać w swej szlachetnej inicjatywie? Wszak Rzym jest centrum katolicyzmu,
czyli Bożej wspólnoty - interesy katolicyzmu w jakimkolwiek kraju są jego interesem,
jako miasta, w którym przebywa Głowa Kościoła Katolickiego. Uznając Papieża
i ucząc go czcić, sławi się tym samym i miasto wieczne; Te per orbem terrarum sancta
confitetur Ecclesia...
Po Księdzu Bosko wszedł na mównicę kardynał Wikariusz, który nawiązując
do słów Świętego wołał:
„Nie zapominajcie wtedy, salezjanie, o Rzymie, gdy tak bardzo w tych czasach
odczuwa się potrzebę waszej działalności. Na Rzym zwróćcie wasze oczy, tu
rozwińcie wasze sztandary! Niech jak najprędzej tu powstanie wasz dom, ostoja
młodzieży, nadzieja nowego życia Bożego życia pracy cnoty, pobożności, miłości
Boga i bliźniego”. Następnie Eminencja rozwinął słowa świętego Pawła: Vos autem
fratres, nolite deficere benefacientes – zaznaczając, iż trzy są głównie przeszkody w
pracy dobroczynnej: nuda, zniechęcenie, bojaźń. Nie dać się opanować nudzie, wobec
jednostajności naszych wysiłków, ale wzmagać swą gorliwość; nie zniechęcać się tym,
iż zaraz nie widać owoców naszych wysiłków; nie obawiać się prześladowań, lecz
nieustraszenie iść do celu, choćby przez śmierć...
Następnie po odśpiewaniu antyfony „Panis vivus” kardynał udzielił
błogosławieństwa Najświętszym Sakramentem i tak zakończyła się pierwsza
konferencja dla Pomocników Salezjańskich.
Tego wieczoru pisał Ksiądz Bosko do księdza Rua: Dziś odbyła się konferencja
Pomocników. Przewodniczył jej kardynał Wikariusz, wygłaszając na końcu wspaniałe
przemówienie uno stupendo discorsatto. Szczegóły dostaniesz. Fara opoca nella storia!
Święty myślał o historii Zgromadzenia, ale my możemy dziś powiedzieć,
iż także w historii Kościoła była epokowym zdarzeniem, biorąc pod uwagę, że stała
się ona jakby uroczystym wprowadzeniem Pobożnego Związku Pomocników
Salezjańskich przez wikariusza Rzymu, z błogosławieństwem Ojca świętego, na arenę
szerokiej działalności katolickiej w świecie. Wszak to Pomocnicy, którzy obecnie
343

35.4 Page 344

▲back to top
urośli już w miliony, torują drogę misjonarzom i salezjanom do rożnych krajów, tam
ich podtrzymują, tam ich bronią. Jeśli więc dziś rozwija się działalność misjonarska,
jeśli Towarzystwo Salezjańskie ma tak poczesne miejsce w Kościele świętym, to
w tym jest wielka zasługa Pomocników, a równocześnie i ich chluba. Wobec takiego
powodzenia idei Księdza Bosko dynamizującego społeczeństwo katolickie, diabeł
musiał być mocno niezadowolony i kręcił ogonem. Sprawozdania z tej konferencji
w diecezji turyńskiej nie ogłosił ani redaktor Emprio Populare – jezuita - bo zabronił
mu Arcybiskup, ani redaktor Apologisty, monsignor Ighina, rektor seminarium
w Mondovi. L’unita Cattolica ogłosiła, ale redaktor za to miał swoje. To, co ogłosił
teolog Margotti, tak określił kanonik Anfossi: Ucieszyło to dobrych, przywiązanych
do Księdza Bosko, a upokorzyło przewrotnych. Zrozumieli oni, iż był to potężny
policzek dla ich podłej zarozumiałości. A Ksiądz Bosko jest stale podziwiany dla swej
energii i umiłowania dobra... Powód tych zakazów podał sam Arcybiskup,
oświadczając, iż on uważa, że w tym wszystkim, co się pisze o Księdzu Bosko, są
zawarte wycieczki przeciw niemu. I właśnie znowu w owych dniach ukazała się rzecz
przeciw Arcybiskupowi Gastaldiemu gorsza od zwykłego artykuliku gazeciarskiego.
Była to broszura 86 - stronicowa pod tytułem: Strenna del Clero, ossia Rivista sul
Calendario Liturgico dell’Archidiocesi di Torino per l’anno 1878, scritta da un
cappellano. Anonimowy autor poddając bardzo drobiazgowej krytyce kalendarz
archidiecezjalnej Kurii, używał sobie przy tej okazji na Arcybiskupie, a robił to
doprawdy z szatańskim cynizmem, wykazując cały szereg zawartych w nim
nieścisłości i błędów ortograficznych, gramatycznych, historycznych, dogmatycznych,
liturgicznych, a także jego potknięcia w stosunku do Księdza Bosko. I tak
w zakończeniu na 23 notatki pod „Si dice” – były trzy dotyczące Księdza Bosko.
Jedna z nich brzmiała: „Si dice”, że monsignore zabrania dziennikowi l’Emporio
Populare drukować cokolwiek, by było zaszczytnego dla Księdza Bosko, do tego
stopnia, że ten dziennik, który ma wiele do zawdzięczenia właśnie Księdzu Bosko, aby
go nie chwalić, nie drukuje rzeczy, które by były chlubą Zgromadzenia, kardynałów
i samego Ojca świętego, a nawet samej archidiecezji turyńskiej, jak np. nie napisał nic
o wyjeździe misjonarzy itd…
Książka ta narobiła szumu w mieście. Księża zwłaszcza nie mogli sobie dać
spokoju dochodząc, kto mógł być tego autorem.
Przypuszczano, iż Ksiądz Bosko naprzód coś o tym wiedział, ale on
bezwzględnie zaprzeczył, owszem bardzo go to bolało. Książka znalazła się też
w Oratorium. Ktoś go zapytał, czy ją czytał? Nie – odpowiedział – i nie będę czytał!
Pewnego dnia ksiądz Barberis nieoględnie wyraził się, iż może dla informacji
wypadałoby się z nią zapoznać, by wiedzieć, co odpowiedzieć w razie czegoś. I za to
został zgromiony. Na ten temat pisze w swej kronice: Broszura ta Księdzu Bosko nie
zaszkodzi, owszem raczej przynosi mu zaszczyt; ale on płacze na jej wspomnienie,
nad każdą jej kartą.
Chociaż w Turynie nie wolno było mówić o konferencji, jaka odbyła się
w Rzymie, to jednak nikt nie mógł zabronić urządzenia podobnej w Oratorium.
344

35.5 Page 345

▲back to top
Została ona zaplanowana na 16 maja, przed uroczystością Najświętszej
Wspomożycielki i na nią jak na tę rzymską, zostały rozesłane zaproszenia
z programem. Odbyła się w kościele św. Franciszka Salezego odpowiednio
przyozdobionym, a tak żywo przypominającym początki Zgromadzenia. Po południu
dnia oznaczonego zebrało się tam przeszło dwieście osób, ale nie samej arystokracji,
jak w Rzymie, ale ze wszystkich warstw społecznych. Porządek był taki sam jak
w wiecznym mieście, a więc odczytano wyjątek ten sam ze żywota św. Franciszka
Salezego, potem odśpiewano motet, wreszcie sam Ksiądz Bosko, na tym samym
miejscu, gdzie rozgrywały się dzieje pierwotne Oratorium, przedstawił barwnie całą
historię Zgromadzenia od szopy Pinardiego aż do chwili bieżącej. Słuchacze, których
większość była świadkami tego wszystkiego, przytakiwali tylko temu, co mówiono
o rozwoju cudownego Dzieła Najświętszej Wspomożycielki, Madonny Księdza Bosko.
Święty stale podkreślał, iż on jeden, „povero prete” nigdy by czegoś podobnego, co
teraz oglądają, nie był w stanie zdziałać, ale wszystko to po Bogu
i Madonnie ich współpracy i pomocy zawdzięcza. To, że w Turynie powstały trzy
Oratoria w rożnych punktach miasta, że wybudowano już tyle zakładów,
że rozpoczęto misje, że można wychować tylu kleryków, a przy tym zwalczać
wyrastające wszędzie herezje, to wszystko jest zasługą tych panów, co pomagali mu
w katechizacji i asystencji młodzieży; tych pań, co naprawiały podartą bieliznę
i ubrania oberwańców z ulicy i tych wszystkich, co umieli sobie odjąć od ust, by
biedocie spieszyć z pomocą. Dziękując drogim słuchaczom za dotychczasową tak
różnoraką pomoc, prosił o dalszą, przypominając im, iż kto przyczyni się do zbawienia
duszy bliźniego, tym samym i swoją zbawi i stokrotna nagroda go nie minie...
Po błogosławieństwie zebrani zatrzymali się jeszcze przeszło godzinę
z Księdzem Bosko na interesującej pogawędce. Odtąd już, co roku na wszystkich
placówkach salezjańskich podobne konferencje się odbywały, o czym stale
zawiadamiało naprzód Bollettino.
Ksiądz Rua na procesie beatyfikacyjnym Księdza Bosko zeznał, iż on miał trzy
cele przy organizowaniu Pomocników, a mianowicie:, aby się odwdzięczyć za ich
pomoc w jego dziełach przez zapewnienie im bardzo licznych łask i przywilejów
duchowych i udział w zasługach obu zgromadzeń: Salezjańskiego i Córek Maryi
Wspomożycielki, a dalej zachęcić do stałej współpracy ze Zgromadzeniem i do
zyskiwania nowych członków, wreszcie łączyć ich koło ich proboszczów, a przez to
z biskupami i Ojcem świętym. Cel, jak dziś widzimy, został osiągnięty.
345

35.6 Page 346

▲back to top
ROZDZIAŁ XX
Nieuskutecznione projekty nowych domów
Według tego, co się mówiło w Oratorium, to w ciągu tych dwóch lat nas
interesujących, miało wpłynąć do Księdza Bosko sto propozycji otwarcia nowych
placówek. Jak dalece ta cyfra jest zgodna z rzeczywistością, nie da się ustalić, ale
pewnym jest, że takich propozycji mniej więcej realnych było wiele. Nawet z Monaco
przyszło wezwanie od niejakiego księdza Pavarino, byłego kapelana królewskiego
i członka kilku komitetów obywatelskich, który zaniepokojony zgorszeniem
szerzącym się koło tamtejszego domu gry, tak pisał do Świętego: Wielki Boże, racz
natchnąć swego niezmordowanego sługę, apostoła młodzieży, Księdza Bosko, aby on
znalazł sposób na zniszczenie tej obrzydliwej spelunki bezmyślnych, zaślepionych
degeneratów, zbuntowanym przeciwko Twoim świętym Prawom. Wzmocnij go swoją
wszechpotężną łaską, aby potem na tych ruinach danym mu było wznieść instytucje,
w której sieroty i nieszczęśliwi znaleźliby przytułek, pracę, wyżywienie i wychowanie,
gdzieżby twoje święte Imię było czczone i błogosławione na przyszłe wieki.
Ale nie tylko z zamiarem spieszenia z pomocą młodzieży zapraszano Księdza
Bosko, ale także i w tym celu, by pomagał parafiom do odbudowy ich walących się
kościołów. Wszystkie te wezwania świadczą tylko, jak wielkim uznaniem i wzięciem
cieszył się on wszędzie i jak szeroko znane było jego imię. My na razie zatrzymamy
się tylko nad niektórymi ważniejszymi projektami, które choć nie doszły do skutku, to
jednak dają poznać sposób traktowania podobnych spraw przez niego i świadczą
o jego wielkiej roztropności, a zarazem o jego wielkim sercu.
Castelnuovo d’ Asti
Rozpoczniemy od stron rodzinnych Księdza Bosko. Magistrat Castelnuovo
d’Asti życzył sobie, aby jego sławny rodak otworzył tam gimnazjum, a siostry Córki
Maryi Wspomożycielki, by prowadziły ochronkę. Proboszcz miejscowy, ksiądz Rossi
poinformował o tym poufnie Księdza Bosko, który - ponieważ chodziło o jego strony
rodzinne - zaraz się tym zainteresował. Zlecił, więc księdzu Rua i księdzu Cagliero,
również tamtejszemu rodakowi, aby omówili sprawę, z kim należało. Ci
zaproponowali magistratowi takie oto warunki, na podstawie których można by było
otworzyć tam kolegium – konwikt.
1. Magistrat ustępuje Księdzu Bosko na własność dom Pescarmona w stanie,
w jakim jest obecnie;
2. Ofiaruje w tym premię 10.000 lir;
3. O ile by w tym domu nie prowadził Ksiądz Bosko przez całe dziesięć lat
gimnazjum, to proporcjonalnie do ilości lat opuszczonych, cześć kwoty ofiarowanej
zwróci;
346

35.7 Page 347

▲back to top
4. Magistrat oddaje również Księdzu Bosko szkoły elementarne męskie
i prowadzenie kursu dla dziewcząt za wynagrodzeniem 5.000 lir. Rocznie.
W szkole elementarnej będzie uczyć jedna z sióstr z przedszkola;
5. Do szkół tych będą miały prawo uczęszczać dzieci i młodzież miejscowa;
6. Nauczyciele dotychczasowi, jeśli tego sobie życzą, mogą nadal pozostać;
7. Przy remoncie domu Pescarmona magistrat, w dowód uznania dla Księdza
Bosko za jego usłużność, będzie chętnie pomagał przy remoncie budynku;
Kiedy jednak przyszło do ostatecznego zredagowania kontraktu ojcowie miasta
zaczęli się wahać, targować, wysuwając coraz to nowe trudności. Skończyło się na
niczym... Nie docenili oni, ile by korzyści mieli z pracy synów duchowych ich
Świętego Rodaka. Zamiast pójść mu na rękę, uważali, iż, to oni czynią mu łaskę, a on
ma obowiązek ich dziećmi się zajmować.
Castelnuovo di Garfagnana
A teraz przejdźmy do innego Castelnuovo o wiele odleglejszego od Turynu, niż
poprzednie. Było w tym miasteczku seminarium biskupie z gimnazjum wyższym
i niższym. Biskup z Massa Carrara, monsignor Tommasi, potrzebował profesorów
z kwalifikacjami państwowymi i w tej sprawie zaapelował do Księdza Bosko. Ksiądz
Bosko zgodził się w nadziei, iż jego księża będą w najbliższym czasie dopuszczeni do
egzaminów państwowych, które wtedy miały być zorganizowane. Egzaminy zostały
ogłoszone, ale w warunkach, w jakich dotąd nie stawiano, tak, że z 12 salezjanów,
którzy wnieśli podanie, zaledwie paru odpowiadało warunkom. Wobec tego mimo
groźby zamknięcia, jaka wisiała nad seminarium, nie mógł Ksiądz Bosko biskupowi
usłużyć. Ksiądz Durando jednak zdołał dwie świeckie siły znaleźć. Z tej okazji
rozpoczęto pertraktacje o kupno większego budynku, jaki był do nabycia w tymże
mieście, a który byłby odpowiedni na gimnazjum prywatne. Odniósł się życzliwie do
tego i magistrat... Ale z niewiadomych bliżej przyczyn pertraktacje się urwały.
Santuario della Mellea
We Farigliano koło Mondovi magistrat od roku 1825 był właścicielem klasztoru
z przyległą świątynią pod wezwaniem NMP della Mellea, z obowiązkiem
utrzymywania przy nim kapłana, który by świątynię obsługiwał. Ale kiedy prądy
antyklerykalne zaczęły podnosić głowę, we Włoszech znaleźli się tacy, co
proponowali klasztor sprzedać na cele dla nich obojętne. Zgłosiła się spółka
przemysłowców, którzy chcieli go nabyć na przędzalnię wełny. Wiadomość ta jednak
zaniepokoiła lepszych obywateli i wtedy powstała myśl, aby te zabudowania odstąpić
Księdzu Bosko z obowiązkiem obsłużenia kościoła. Ksiądz Bosko zaś wtedy
poszukiwał miejsca na nowicjat. Projekt, więc ten zainteresował go i sam osobiście
przyjechał obiekt zobaczyć. Bardzo mu przypadł do gustu, nadto i okolica była
zdrowotna i spokojna, a kolej blisko. Samo położenie między Piemontem a Ligurią
mogło z tej placówki uczynić centrum zakładów okolicznych. Zdawało się,
że wszystko jest na najlepszej drodze, a tymczasem zaraz spiętrzyły się trudności.
347

35.8 Page 348

▲back to top
Rozmawiając z franciszkaninem, który wtedy właśnie obsługiwał kościół, Ksiądz
Bosko dowiedział się, iż ci zakonnicy chcieliby jak najprędzej powrócić do tego
swego klasztoru skonfiskowanego im za czasów Napoleona I. I rzeczywiście ich
prowincjał dowiedziawszy się o projektach magistratu, wyraźnie zaprotestował
przeciw temu, by klasztor miał przypaść salezjanom.
Ksiądz Bosko wyjaśnił mu zaraz, iż jeśli reflektował na ten obiekt, to tylko,
dlatego, że nie był poinformowany dobrze o stanie rzeczy, a chciał nie dopuścić, aby
to święte miejsce zostało sprofanowane. Bynajmniej jednak nie chce wchodzić
w drogę pierwotnym jego właścicielom. Ponieważ jednak przewidywał, iż wobec
ogólnej sytuacji religijnej we Włoszech, powrót franciszkanów nie tak prędko nastąpi,
nie przestał się tą sprawą zajmować i dalej pertraktował z magistratem. Również
proboszcz miejscowy bardzo zabiegał o wprowadzenie tam salezjanów. By zaspokoić
franciszkanów i oprzeć całą sprawę na solidnych podstawach, za zgodą Księdza Bosko
i biskupa, zwrócił się do Stolicy świętej. Odpowiedź z 11 grudnia 1877 roku,
podpisana przez kardynała Ferrieri, upoważniała biskupa do decyzji pro suo arbitrio et
conscientia, ze zwykłymi zastrzeżeniami /a więc powrót franciszkanów nie był
przesadzony/ i z uwagą, że alumni Congregationis Salesianae zamieszkają tam tylko
w liczbie, jaka jest potrzebna do obsługi świątyni, ale żadnego kolegium nie wolno im
w klasztorze otwierać... To było trochę za mało i mijało się z zamiarami Księdza
Bosko. Widoczna tu była interwencja biskupa miejscowego, który obawiał się
o prowadzone przez niego tzw. szkoły apostolskie. Proboszczowi bardzo żal było,
że Ksiądz Bosko się wycofywał, i pisał mu: ... Ufam, iż Ksiądz nie tak łatwo zniechęci
się wobec zaściełających drogę cierni i głazów, skoro przecież chodzi o sprawę dobrą
i świętą... By tych wszystkich zastrzeżeń uniknąć, ktoś podsuwał myśl o kupnie
obiektu, bo wtedy Ksiądz Bosko, jako prawny właściciel miałby całkiem swobodną
rękę... Ale to mu nie odpowiadało tym bardziej, że biskup odnosił się do tego z coraz
większą rezerwą. Zaprzestał, więc dalszych pertraktacji, nie chcąc się nikomu
narzucać.
Cremona
W Cremonie kanonik Manini założył siedem ośrodków opiekuńczych zwanych
domami Opatrzności dla chłopców i dziewcząt, dla opuszczonej młodzieży, dla sióstr
zakonnych i innych. Oddał na to cały swój majątek. Sam doglądał codziennie każdej
placówki, zatrzymując się na noc, gdzie go ta zastała, bo nawet swego domu nie miał.
Opiekę moralną nad tymi domami sprawował inny młody kapłan, który przychodził
tam spowiadać, kiedy mu czas na to pozwalał. Rząd uznał te domy, jako „opera pia”.
Kiedy ksiądz Sala salezjanin, zwiedziwszy te instytuty, opowiedział Księdzu Bosko
wszystko, ten odezwał się z uśmiechem: Pamiętaj, iż kiedy w takich domach nie
kładzie się nacisku na częste przystępowanie do sakramentów świętych, to one nie
mogą się pomyślnie rozwijać. Otóż owemu kanonikowi zalecił miejscowy biskup
Jeremiasz Bonomelli, by porozumiał się z Księdzem Bosko, którego księża mogliby
mu być wielce pomocni, a sam pisał do Świętego: Oby się Panu Bogu spodobało,
348

35.9 Page 349

▲back to top
abym mógł w moim mieście oglądać działalność synów Księdza Bosko, którym
wszędzie towarzyszy szczególniejsze błogosławieństwo Boże. Proszę pamiętać,
że mój dom jest jego domem...
Warunki jednak postawione przez księdza kanonika ani nie były tego rodzaju,
iż ze śmiercią Księdza Bosko można by było łatwo usunąć stamtąd salezjanów.
Wszelkie propozycje odmienne nie przekonywały drugiej strony... Wobec tego biskup
wystąpił z inną inicjatywą, a mianowicie zaproponował Księdzu Bosko nabycie na
własność większego obiektu położonego w miejscu bardzo wygodnym w centrum
miasta, z przyległym kościołem. Warunki były do omówienia. Na ten temat szły
dalsze pertraktacje, które przeciągną się, a więc będzie o nich w dalszych tomach
wzmianka.
Lugo
Za inicjatywą księdza Franciszka Grilli, gorliwego Pomocnika salezjańskiego,
powstał w Lugo komitet chętnych obywateli, którzy wzięli sobie za cel, przygotować
odpowiednią placówkę dla salezjanów. Na wiadomość o tym ksiądz Rua pisał im
dziękując za zaufanie, że to będzie wzięte pod uwagę, ale raczej później, wobec braku
personelu i środków. Ma jednak nadzieję, iż w ciągu roku salezjanie znajdą pierwsze
/personel/, a przyjaciele z Lugo, drugie /środki/. Jednak nie rok, ale czternaście lat
upłynęło, zanim ten projekt został zrealizowany.
Bologna
Ciekawe zdarzenie przenosi naszą uwagę na stosunkowo odległe od Turynu
miasto Bologne. Pewien kapłan z końcem listopada 1878 roku przechodząc
przypadkowo koło kościoła Najświętszej Wspomożycielki w Turynie zainteresował
się jego stylem, a oglądnąwszy go dookoła, wszedł do środka pomodlić się.
Napotkawszy tam kogoś, zapytał, czyj to jest kościół i przylegle zabudowania.
Odpowiedziano, że to wszystko należy do Księdza Bosko, wielkiego wychowawcy
młodzieży. Ponieważ ten kapłan już od dłuższego czasu szukał odpowiedniego
zakładu dla jednego ze znajomych mu chłopców, poszedł zaraz do prefekta Oratorium,
sprawę omówił, zapłacił z góry pensję i chłopak został przyjęty. Następnie zapytał,
czy mógłby się widzieć z samym Księdzem Bosko, bo już o nim coś słyszał. Ale
osobiście nie miał sposobności go poznać. Zaprowadzony do Świętego bez dłuższych
wstępów wypróżnił przed nim na stół sakiewkę mówiąc: Ja jestem sobie taki ksiądz
Antoni Fuscono... Zapewne otrzymał ksiądz mój okólnik, w którym podawałem do
wiadomości, że za aprobatą kardynała Parocchi, i błogosławieństwem Ojca św. Leona
XIII, mam zamiar w Bologni otworzyć dom poprawczy, a raczej rekolekcyjny dla
kapłanów, których biskupi uznaliby za stosowne poddać takiej karze, a względnie,
którzy jakiś czas chcieliby się nad sobą zastanowić. Obecnie jestem przejazdem przez
Turyn i tak jakoś Opatrzność Boża zarządziła, że znalazłem się u Waszej
Przewielebności. Co Przewielebny Ksiądz o tym projekcie sadzi?
349

35.10 Page 350

▲back to top
A kto księdzu podsunął projekt – pyta Ksiądz Bosko, nad którym ja się od lat
zastanawiam? My już podobną działalność prowadzimy i to ze skutkiem; w naszych
domach już mamy takich księży. Ale podobne podejście do tej sprawy, jakie ksiądz
przedstawia, nie wydaje mi się trafne, choćby, dlatego, że żaden kapłan nie będzie
chciał tam się udać, bo byłoby to to samo, co przyznać się: jestem księdzem... no
powiedzmy załamanym! A potem jak zająć tych, co by tam się dostali?. Zróbmy tak:
Niech ksiądz zatrzyma się parę dni u nas, zobaczy nasz sposób życia i pogadamy
jeszcze o tym i o innych rzeczach. Ksiądz Fuscono przyjął te słowa, jako pochodzące
z nieba. Zatrzymał się na obiad, a rozmawiając dłużej z Księdzem Bosko, doszedł do
wniosku, że będzie dobrze poznać bliżej dzieło Księdza Bosko, a nawet zostać
salezjaninem. Zamieszkał w mieście, ale na ósmą rano przychodził do Oratorium,
gdzie do późnego wieczora nie brakło mu pracy. Po jakimś czasie wyjechał on do
Novary, gdzie głosił kazania adwentowe jego przyjaciel, ksiądz Paracchini i obaj
postanowili całą sprawę owego domu dla księży oddać w ręce Księdza Bosko. Ale
zrobili jak to mówią - i patti senza l’oste – umowę bez właściciela. Don Parrachini
napisał o wszystkim do swego arcypasterza kardynała Parrochi, przedstawiając mu
trudności, w ewentualnym prowadzeniu domu dla księży wedle pierwotnego planu.
Następnie wspomniał o spotkaniu księdza Fusconi z Księdzem Bosko i o rozmowie
z nim, wreszcie o myśli, jaka im się nasunęła, aby sprawę księży potrzebujących
odosobnienia oddać w ręce Księdza Bosko. Na końcu oświadczył, że on jest również
tego samego zdania, ale zdaje się we wszystkim na decyzję Eminencji. Kardynał,
który już tę sprawę omawiał z owymi dwoma kapłanami, odpowiedział na to, iż jeżeli
oni sami nie czują się zdolni do przeprowadzenia tego, to on sobie zastrzega dalsze
prowadzenie tego przedsięwzięcia, a między innymi pisał: Do diecezji przez nikogo
innego nie może być wprowadzone jakieś zgromadzenie, jak tylko przez ordynariusza
i nikt w tym względzie nie ma prawa występować z inicjatywą, którą ja sobie
wyłącznie rezerwuję! Łatwo pojąć, jak owi poczciwi księża poczuli się przygnębieni
ową przyganą. Nic nikomu nie mówiąc, jak szczerze i z prostotą wyrwali się ze swym
projektem, tak po cichu każdy wrócił na swe miejsce, i wszystko ucichło. Ksiądz
Bosko dowiedziawszy się o tym, powiedział księdzu Barberisowi, co ma napisać
księdzu Fuscono:
1. Proszę zaznaczyć Eminencji, że Ksiądz Bosko nie mówił zgoła o otwieraniu
domu salezjańskiego w jego archidiecezji, ale tylko oświadczył gotowość przyjęcia
księży, którzy zaniedbawszy swoich obowiązków, chcą wrócić na dobrĄ drogę;
2. Skoro by się okazało, iż byłaby sposobność otwarcia domu salezjańskiego
w diecezji bolońskiej, to pierwszą rzeczą będzie, stosownie do Reguł, prośba do jej
arcypasterza o zgodę na to;
3. Ksiądz Fusconi może całkiem swobodnie obrać sobie stan wyższej
doskonałości, jakim jest praca na misjach, pozostawiając sprawę owych księży
dowolnej dyspozycji kardynała ...
Ksiądz Barberis tak odpisał i na tym ten epizod się skończył.
350

36 Pages 351-360

▲back to top

36.1 Page 351

▲back to top
Caccano
O przejęcie przez Księdza Bosko kolegium w Ceccano, prowadzonego wtedy
przez Braci szkół chrześcijańskich, nalegał ten wielki opiekun Księdza Bosko, jakim
był kardynał Berardi. Pisze, więc Ksiądz Bosko z Rzymu do księdza Rua: W obecnym
stanie rzeczy trzeba by koniecznie owo kolegium przejąć. Czy to będzie możliwe?
Czyby można księdza Quidazio z klerykiem i z jakimś koadiutorem zabrać wam
i posłać do prowadzenia wspomnianego kolegium? A wtedy ksiądz Durando wróciłby
na swe stanowisko kierownika szkoły, które przez tyle lat zajmował. W kolegium
w Ceccano jest 20 internistów i coś dziesięciu eksternistów na kursie technicznym
i gimnazjalnym. Nauczyciele dochodzą z zewnątrz tylko na lekcje. Porozmawiajcie
miedzy sobą i dajcie mi odpowiedź. Odpowiedziałem kardynałowi, iż napiszę do
Turynu i zrobię, co będzie możliwe... Ksiądz Rua usłuchał... i odtelegrafował, iż na
razie niemożliwe...
Kardynał z przykrością musiał się z tym pogodzić. Nareszcie jednak trzeba było
myśleć o personelu... Ale w jesieni kardynał już nie żył. Mimo to jego brat markiz
Berardi dalej obstawał przy planach zmarłego. Także rektor kolegium nalegał, by
salezjanie to objęli, gdyż ma rozkaz opuszczenia tej placówki, a szkoda by było ją
likwidować. Wobec braku personelu w Turynie, Ksiądz Bosko postanowił wziąć
swoich z Albano, gdzie się im warunki pracy nie układały, a przenieść ich do Ceccano.
Pisze, więc do dyrektora Albano, księdza Monaterii:
Mio caro Don Monaterii!
Wielkie rzeczy nas czekają... markiz Berardi koniecznie chce nam oddać
kolegium w Ceccano. Już o tym była mowa parę miesięcy temu, ale nie doszło to do
skutku, bo ja wtedy nie chciałem, ale obecnie na to się decyduję. Pisałem do markiza,
że do niego wstąpisz i omówisz z nim sprawę, a mianowicie:
1. Czy kolegium ma być całkowicie przejęte na naszą odpowiedzialność?;
2. Czy tylko będzie nasza administracja z należną pensją dla personelu?
Ustalamy, iż się likwiduje Albano, gdzie teraz jesteś i ..... buon giorno.
Ale pamiętaj, iż ten pan jest bardzo bogaty, przy tym chytry spekulant. Kiedy
pozbierasz wszystkie dane i z nim ostrożnie sprawę omówisz, to przyjeżdżaj zaraz do
Turynu i tam zobaczymy, co dalej? W tym tonie też pisałem do owego pana. Życząc ci
wszelkiego dobra itd.
Dnia 04.09.1878 r.
Było dużo słów bez konkluzji. Później kolegium dostało prawa państwowe
i to je ożywiło. Prowadzili je dalej Bracia szkolni. Markiz jeszcze zwracał się z tą
sprawą do Księdza Bosko, ale wobec nowych trudności administracyjnych jak
i szkolnych sprawa utknęła.
351

36.2 Page 352

▲back to top
Roma
Ksiądz Bosko bardzo pragnął otworzyć swój dom i oczywiście z możliwością
pracy dla młodzieży w Rzymie. O potrzebie zajęcia się tamtejszą dzieciarnią,
przekonał się tym bardziej, gdy bawił przeszło trzy miesiące w roku 1878, w owym
mieście. Stąd zanim wyjechał, przedłożył Ojcu świętemu Leonowi XIII prośbę,
w której przedstawiwszy nędzę młodego pokolenia wałęsającego się po ulicach,
podaje środki zaradcze, jakie już swego czasu wyłuszczył ministrowi Crispi, a więc
otwarcie Oratorium w jego stylu, szkoły wieczorne, a nawet dla całkiem opuszczonych
przytułki i hospicja, by tak zmniejszyć liczbę tych, co przepełniają więzienia. Dla tego
celu zaoferował swój personel, a co do środków materialnych liczy na Opatrzność
Bożą.
Prośba ta na pewno doszła do rąk kardynała wikariusza Rzymu. Ten w parę
miesięcy później zwraca uwagę proboszczów wiecznego miasta na rozpanoszenie się
rożnych sekt protestanckich w tym centrum katolicyzmu, które za pieniądze
amerykańskie otwierały szkoły, przytułki a nawet budowały swe zbory z oczywistą
niepowetowaną szkodą dla tych, co dawali się ułowić w ich sidła.
To memorandum kardynała wikariusza było bardzo na rękę Księdzu Bosko,
który do niego pisał:
Eminenza Reverendissima!
Kiedy ostatni raz miałem zaszczyt rozmawiać z Waszą Eminencją, usłyszałem
od niego słowa zachęty, by studiować sprawę dotycząca młodzieży opuszczonej
i działalność sekciarzy w wiecznym mieście. Właśnie nad tym się zastanawiałem, gdy
wpadł mi w ręce złoty ostatni okólnik Waszej Eminencji, przestrzegający katolików
rzymskich przed propagandą sekciarską.
Wzruszyło mnie to pismo i postanowiłem zaraz oddać do dyspozycji
12 salezjanów, którzy pracują na bardzo wąskim odcinku w Albano, bo dla
35 wychowanków pracuje ich dwunastu, a z tych kilku dyplomowanych. Tych oddaję
do dyspozycji Waszej Eminencji... Ale gdzie będą mieszkać, z czego żyć? Z pomocą
Waszej Eminencji ufam, iż jakoś damy radę. Otworzyliśmy rzec można, bez żadnych
środków materialnych na początku, w innych miastach domy dla 25.000 młodzieży,
dając jej wszystko, co potrzebne. A tu w Rzymie przy poparciu Waszej Eminencji
z pomocą Bożej Opatrzności, która nigdy nie zawodzi, nie mielibyśmy dać rady?
Jestem w porozumieniu z monsignorem Dominikiem Jakobini, który zgłosi się do
Waszej Eminencji, by otrzymać jego zezwolenie i zaczynamy. Postaramy się przy tym
nie sprawić Waszej Eminencji zawodu ani kłopotu. Piszę z poufałością syna do ojca
i proszę nie skąpić mi swych cennych uwag. Księżna Galliera jest obecnie w Paryżu,
ale wnet ma być w Genui. Wtedy prześlę jej odpowiednie pismo i zawiadomię
o wyniku Eminencję. Prosząc o błogosławieństwo itd.
Turyn, 06.08.1878 r.
352

36.3 Page 353

▲back to top
Kardynał wikariusz zaraz na to odpowiedział wyrażając swe zadowolenie
z oferty tak licznego personelu ze strony Księdza Bosko, przy czym rad jestem
przeczekać do powrotu księżnej Galliera, bo uważa, iż na dobroczynność prywatną
poszczególnych osób w Rzymie nie ma, co liczyć, jak to już doświadczenie wykazało.
Owa księżna Galliera urodzona w Genui 1812 roku, a zmarła 1888 r. w Paryżu, gdzie
stale prawie mieszkała, dysponowała milionowym majątkiem, używając go na wiele
dzieł miłosierdzia chrześcijańskiego, a miedzy innymi ufundowała wielki szpital
w swym mieście rodzinnym. Do niej to przesłał kardynał wikariusz prośbę Księdza
Bosko skierowaną do Ojca św. z odpowiednim listem, w którym zawarte było
poparcie dla jego inicjatywy i prośba o łaskawe umożliwienie rozpoczęcia wielkiego
dzieła ratowania młodzieży.
Tymczasem w Rzymie pod przewodnictwem monsignora Jacobini, sekretarza
od brewe papieskich, powstał komitet, który postawił sobie za cel otworzyć szkołę
zawodową pod patronatem św. Józefa. Jako miejsce odpowiednie na to uznano
fabryczkę z przyległym gruntem koło Forta Cavalleggieri, blisko Watykanu. Ci
panowie postanowili znaleźć pieniądze na kupno tego obiektu. Projekt ten Ksiądz
Bosko uważał za tak pewny, iż już ułożył ramową umowę z owym komitetem, który
miał według umowy administrować tą nieruchomością, a Ksiądz Bosko miał
prowadzić kierownictwo i administracje wewnętrzną, z obowiązkiem postarania się
o odpowiedni personel wychowawczy i nauczający, jak i gospodarczy domu. Personel
ten jednak miał być opłacony przez komitet. Ten miał prawo przysyłać do zakładu
chłopców przez się wyznaczonych, za opłatą 30 lir miesięcznie za każdego. Liczba
tych miała być ustalana za wzajemnym porozumieniem.... Są to punkty zawsze
wysuwane przez Księdza Bosko w podobnych umowach, w których głównie zależało
mu na pewnej niezależności w zarządzie wewnętrznym i na swobodnym stosowaniu
swego systemu uprzedzającego.
Uruchomienie tej placówki w Rzymie poddał on pod obrady Kapituły Głównej
w grudniu, pytając jak ma odpowiedzieć komitetowi... Lokal jest odpowiedni i może
być rozbudowany... Dom dla nas koniecznie jest potrzebny w Rzymie. Powietrze
w tamtej dzielnicy zdrowe... Z remontem mamy nadzieję, iż sobie damy radę. Dobrze
jest być blisko Watykanu... Kapituła odpowiedziała „si”. I tak też Ksiądz Bosko dał
znać do Rzymu.
Ale dwie przeszkody stanęły na drodze urzeczywistnienia tych zamiarów.
W owym gmachu mieściła się drukarnia państwowa, która miała kontrakt do 1881
roku. Wprawdzie mówiło się o jej przeniesieniu, ale to szło ciężko. Druga przeszkoda
o wiele ważniejsza była odmowna odpowiedź księżnej Galliera, która mimo najlepszej
woli wobec wydatków na utrzymanie dwóch szpitali innych jeszcze zobowiązań, na
zakład wychowawczy już nic nie mogła użyczyć i na tym cała sprawa utknęła.
O placówce przy Porta Cavallegeri już nie było mowy. Zaczęto, zatem myśleć
o przeróbce jednego z konwentów rzymskich. Monsignor Jacobini i kardynał Oreglia
do tego parli. Ksiądz Bosko poszedł, więc do prefekta Rzymu dla załatwienia
potrzebnych formalności. Kiedy już wszystko zostało szczęśliwie przeprowadzone,
353

36.4 Page 354

▲back to top
owi rzymscy inicjatorzy uważali, że się bez Księdza Bosko obejdą. Najwyżej godzili
się, aby on przejął kierownictwo duchowe tego zakładu pod ich dozorem. Ksiądz
Bosko odmówił. Od tego czasu kardynał wikariusz stał się dla niego mniej życzliwy.
Z tego wszystkiego widzimy, jak ostrożny był Ksiądz Bosko przy otwieraniu
nowych placówek. Z biegiem czasu wyznaczył księdza Cagliero i księdza Durando, by
oni jechali zawsze naprzód oglądnąć proponowane obiekty i zorientować się
w sytuacji. Tę samą ostrożność zachował i przy proponowaniu swym siostrom
Córkom Maryi Wspomożycielki nowych domów. Otworzyły one wtedy pierwszą
ochronkę w Quargnento, wprowadzone tam przez ich dyrektora księdza Cagliero.
Norma, jaką kierował się Ksiądz Bosko przy tych praktykach było to, co pisał
w liście do jednego z biskupów:
Ekscelencja wie, że w takich przypadkach robię, co mogę i wykorzystam każdą
okazję. Proszę, więc rozglądnąć się i powiedzieć mi, jak do tego należy podejść. Z mej
strony nie będę szczędził żadnej fatygi, byle pozyskać jakąś duszę dla Boga.
354

36.5 Page 355

▲back to top
ROZDZIAŁ XXI
Nowe placówki we Włoszech
Każda nowa placówka salezjańska z owych czasów ma swoją właściwą historię,
która tym lepiej naświetla postać naszego Założyciela. W tym rozdziale będzie mowa
o tych pertraktacjach, które doszły do szczęśliwego skutku.
Mathi
Wobec tego, że Ksiądz Bosko miał już dwie drukarnie /Turyn i Sampierdarena/
odczuwał coraz bardziej potrzebę uniezależnienia się od firm papierniczych.
Przyświecała mu przy tym idea, aby sam mógł innym drukarniom katolickim
dopomagać dostarczając im materiału odpowiedniej, jakości i po przystępnych cenach.
I podjął się tego dość ryzykownego przedsięwzięcia.
Mianowicie w Mathi pewna wdowa Klotylda Varetto gotowa była odsprzedać
swoją papiernię. Zainteresował się tym Święty i za 12.000 lir rocznego dożywocia
nabył tę fabrykę aktem kupna sprzedaży, który opiewał na sto tysięcy lir. Sprawa
załatwiona została zbyt łatwo, aby stąd nie miały wyniknąć nieprzyjemności. Bo oto
kierownictwo techniczne fabryki zaproponował niejakiemu panu Dominikowi Varetti,
który prowadził handel pończoszniczy w Genui. Ale ponieważ to nie bardzo mu się
opłacało, chciał się przemieścić do Turynu. Varetti chętnie się zgodził i ostatecznie
założył z Księdzem Bosko spółkę. Ale już przy układaniu zasad tej spółki doszło do
nieporozumień, bo ów pan w pierwszym punkcie zaraz chciał umieścić, iż „Ksiądz
Bosko nabył na własność spółki papiernię w Mathi...” a przecież Ksiądz Bosko
zakupił papiernię na swoją własność. Zaproponował więc takie brzmienie pierwszego
punktu umowy: Societa’ Bosco – Varetti sopra un fabbrica de carta in Mathi .
Niniejszym pismem tworzy się spółkę mająca na celu wyrób papieru na następujących
zasadach:
1. Ksiądz Bosko na własne konto i swoim kosztem nabył papiernię od p. Klotyldy
Varetto w Mathi. Do spółki wnosi on tamtejsze zabudowania większe
i mniejsze, ogrody, maszyny, motor na wodę i wszystkie inne urządzenia, jakie tam są
w owym budynku.
2. Wydatki związane z prowadzeniem fabryki będą ponoszone wspólnie w oparciu
o dochody przedsiębiorstwa.
3. Stan inwentarza sporządzony będzie, raz na rok.
4. Kasa i magazyny będą się mieścić w Turynie.
5. Dożywocie dla Klotyldy Varetto wynoszące 12 tysięcy rocznie wpłacone
będzie przez obie strony spółki.
6. Spółka będzie miała nazwę: Ditta Varetti e Comp. Każdy z uczestników może
355

36.6 Page 356

▲back to top
pod tą firmą występować, ale jeśli chodzi o zobowiązania finansowe, żaden nie może
ich samowolnie podpisywać bez uprzedniego porozumienia się ze wspólnikiem.
Każdy jednak z nich ma w każdej chwili wgląd do kasy i rejestrów.
7. Wspólnicy rocznie otrzymują 6 % kapitału wniesionego, prócz tego połowę
z dochodów na czysto.
8. Spółkę zawiązuje się na trzy lata z możliwością rocznego wypowiedzenia.
Z chwilą śmierci któregoś ze wspólników spółka zostaje rozwiązana z końcem roku.
9. Pan Varetti obowiązuje się mieszkać w Mathi i bierze na siebie
odpowiedzialność za poziom moralny całego personelu i za wykonanie robót. On
również odpowiedzialny jest za utrzymanie w należytym stanie ogrodów i całej
posiadłości z tym, że może do woli użytkować dla siebie ich produkty.
10. Obydwaj wspólnicy, chcąc pomagać dobrej prasie, zobowiązują się dostarczać
papieru drukarniom salezjańskim w Turynie i Sampierdarena po cenie kosztów
własnych.
Ale Varetti nie chciał słyszeć, jakoby papiernia była wyłączną własnością
Księdza Bosko i spór trwał nadal. Drugim powodem nieporozumienia było miejsce
urzędowania kasy i magazynów, które Ksiądz Bosko chciał mieć w Turynie i nawet
odstąpił na ten cel dwa lokale w Oratorium. A tymczasem Varetti przenosił je
z miejsca na miejsce, płacąc wysoki czynsz. Oprócz tego codziennie z Turynu
dojeżdżał do Mathi wbrew umowie. Ale fabryka była w ruchu. Varetti, choć był tylko
kierownikiem technicznym, występował stale, jako właściciel i w aktach nie
podpisywał „per procura”, ale zawsze w imieniu własnym i bez wyliczania się przed
kimkolwiek. Przy wystawianiu rachunków drukarni dla Oratorium, podawał ceny
wyższe niż normalne, a ewentualne ceny makulatury znacznie obniżał.
Poczynił też wiele innych innowacji w fabryce bardzo kosztownych bez
porozumienia się z Księdzem Bosko. Szczęście, że niektóre były korzystne. Do tego
stopnia czuł się panem całej papierni, iż z biegiem czasu przeniósł do niej swoją
rodzinę i innych jeszcze przyjmował lokatorów, nie mówiąc o tym ani słówka Księdzu
Bosko. Koszty, jakie pociągały za sobą innowacje i doraźne funkcjonowanie papierni,
były bardzo wielkie. Na ich pokrycie wystawiano weksle, ale to już za zgodą Księdza
Bosko. Kiedy jednak nadszedł termin płatności, to Varetti odsyłał je do Oratorium
i tak w ciągu kilku miesięcy przyszło salezjanom wpłacić ni mniej ni więcej, jak
przeszło 70.000 lir. Wobec grożącego bankructwa, Ksiądz Bosko wyraził wspólnikowi
swoje poważne zastrzeżenia do całej jego gospodarki. Bo rzeczywiście Varetti zaczął
się w niej gubić i wyraził zamiar wycofania się z tej inwestycji. Wtedy Ksiądz Bosko
zażądał od niego ogólnego sprawozdania, by się móc zorientować, czy warto dalej
ciągnąć czy też odstąpić z powrotem fabrykę pani Klotyldzie. Na to sprawozdanie
trzeba było długo czekać, aż wreszcie Varetti przedstawił jedną księgę rachunkową,
z której mało, co można było wywnioskować. Wówczas Ksiądz Bosko już nie zwlekał,
ale delikatnie przez znajomych zaproponował mu, by się dobrowolnie wycofał ze
spółki i z zarządu papierni, a on gotów jest ewentualne należności mu wypłacić. Ten
356

36.7 Page 357

▲back to top
się jednak uparł. Trzeba było sprawę oddać do sądu. Varetti w sądzie przegrał...
Wobec tego Ksiądz Bosko zaproponował mu ugodowe załatwienie sprawy przez
sędziów polubownych. W notatkach dotyczących tej sprawy czytamy miedzy innymi:
W każdym razie trzeba przyjąć, iż Ksiądz Bosko nie ponosi żadnej winy, co do szkód,
jakie poniósł Varetti. Owszem, Ksiądz Bosko właśnie mógłby po lepszym zbadaniu
wszystkiego, wystawić poważne kwoty do wypłacenia mu za szkody spowodowane
samowolną administracją papierni przez pana Varetti. Co dotyczy honorarium jego,
jak dyrektora fabryki, zaznacza się, iż wspomniany pan nigdy nie był dyrektorem, a
najwyżej odbywał praktykę administracyjną w owej papierni.
Było to całkiem zgodne z prawdą, bo właściwa firmą dla papierni był sam
Ksiądz Bosko. Ostatecznie stanęło na tym, iż panu Varetti przy odejściu wypłacono
odszkodowanie 23.000 lir i tak ostatecznie Spółka Bosco – Varetti rozwiązała się...
Wówczas Ksiądz Bosko dyrektorem i kierownikiem papierni mianował Józefa
Buzzetti salezjanina. Kierownictwo techniczne oddał panu Pancaldi, zawierając z nim
lepiej przygotowany kontrakt. Do pomocy przydzielił im jeszcze koadiutora Andrzeja
Pelazza. Z biegiem czasu przysłany tu został ksiądz Antoni Varaja i ci już mogli razem
spokojnie fabryczkę prowadzić.
La Spezia
W owym czasie nędzna mieścina La Spezia zaczęła się rozrastać na wielki
ośrodek przemysłowy. To też napływały do niej rodziny robotnicze, rzec można,
z całych Włoch. Łatwo sobie wyobrazić, jak wyglądało życie religijne wśród takiego
środowiska. Na domiar złego postanowili oponować to środowisko przemysłowe
protestanci. Na niebezpieczeństwa, na jakie w tych warunkach wystawiona była
młodzież, zwrócił uwagę misjonarz apostolski, ksiądz Józef Persi, który tam przybył
głosić kazania majowe.
On też przedstawił tę groźną sytuację Ojcu świętemu Piusowi IX, podsuwając
mu myśl otwarcia tam Oratorium salezjańskiego... Och, tak, tak, rzekł Ojciec święty,
napiszę zaraz, napiszę - a Don Giovanni /Bosko/, siamo tanto amici!
Papież napisał nie do Księdza Bosko, ale do biskupa ze Salzano, do którego
należała La Spezia, zaznaczając, iż 500 lir miesięcznie przeznacza dla tego domu
zakonnego, który by w La Spezia zajął się młodzieżą. Biskup w tej chwili zwrócił się
do Turynu: Taki zakład, co by zajął się młodzieżą, a przy tym pomagał w pracy
duszpasterskiej, byłby w sam raz dla naszego miasta... Księdzu Bosko jakby urosły
skrzydła. Często on myślał o La Spezia, a zwłaszcza zainteresowało go to miasto,
o którym dowiedział się, że tam wciskają się protestanci i budują swój zbór. Wszak
zawsze on z nimi miał na pieńku... Na liście, więc biskupa odsyłając go do załatwienia
księdzu Rua, napisał: Przyjmuję w zasadzie. Niech biskup zacznie odpowiednie kroki
i przedstawi sytuację…
Biskup Rosatti bardzo się tym ucieszył... Jednak ze znalezieniem miejsca szło
trudno. Miejscowy proboszcz Don Battolla gotów był odstąpić swą starą plebanię, bo
nowa się budowała, a w razie, czego nawet tę nową. Można też było reflektować na
357

36.8 Page 358

▲back to top
inną budowlę, ale ta nie była ukończona. Biskup nie wiedząc, na co się zdecydować
prosił bardzo serdecznym listem Księdza Bosko, aby on sam przyjechał i zorientował
się w sytuacji... Przyjechał ksiądz Rua... Ten poza dwoma obiektami mógł jeszcze
oglądać trzeci, wprawdzie bez obszerniejszego podwórza, ale z placem odpowiednim
pod kościół, szkołę i kolegium... A to właśnie było blisko owego zboru
protestanckiego. Jemu raczej podobała się plebania. Zreferował sprawę Księdzu Bosko,
przedstawiając mu wszystkie za i przeciw tych obiektów.
A wtedy Ksiądz Bosko zapytał /świadkiem tego jest ksiądz Garino/ po
piemoncku księdza Rua: A czy jest tam fuiot /czyli jakaś patelnia/ do usmażenia
dwóch jajek? Ksiądz Rua odpowiedział, iż przypuszcza, że tak. A na to Święty: No to,
w takim razie można tam iść i otworzyć dom.
Stanęło ostatecznie na posiadłości Braci Chiappetti, która właśnie była
w pobliżu ośrodka protestanckiego. O czym tak Ksiądz Bosko pisał z zadowoleniem
do Papieża: Świątobliwość Wasza raczył łaskawie pomyśleć o La Spezia. Już tam
prace postępują szybko naprzód i zabiega się o sprowadzenie mebli i pomocy
szkolnych dla szkół dziennych i wieczorowych. Przewidziany jest również kościół
w pobliżu zboru i szkół protestanckich. Już w najbliższym czasie przynajmniej trzech
naszych nauczycieli pojedzie, by zająć się tamtejsza młodzieżą, która jest bardzo
zagrożona... I rzeczywiście w grudniu przybyli tam w towarzystwie księdza Cagliero,
ksiądz Anioł Rocca jako dyrektor, klerycy Carlo Pane jako pełniący obowiązki
prefekta i Józef Descalzi z koadiutorem Dominikiem Clara... Ponieważ miejsce ich
stałej pracy nie było całkiem gotowe, zamieszkali tymczasowo w domu wynajętym
przy ulicy Fazio. Przedstawieni nazajutrz po przyjeździe, biskupowi ze Salzano,
powitani zostali przez niego z największą radością i serdecznością. Niedługo potem
odwiedził ich Ksiądz Bosko w drodze do Rzymu. Byli jeszcze zdezorientowani
i niepewni od czego zacząć, tym bardziej, że ludność na razie odnosiła się do nich
zimno. Także warunki pracy i lokale nie były zachęcające, ale Święty pocieszył ich
wspomnieniem, że Oratorium z początku było jeszcze w gorszych warunkach
terenowych i lokalowych. W czasie rozmowy zapytał go dyrektor: A jakiego Świętego
Ksiądz Bosko da za patrona temu domowi? Już pomyślałem o tym – odpowiedział.
Zostawiam was pod opieką św. Pawła Apostoła. Poznajcie dokładnie jego życie
i działalność i naśladujcie go. Będzie waszym wodzem; trzyma on miecz, aby
zwalczać nieprzyjaciół Boga i Kościoła.
Gdy tak sobie rozmawiali, idąc jedną z ulic, napotkał ich kanonik d’Insegard,
z którym zeszła rozmowa na konieczność założenia internatu dla młodzieży w La
Spezia. A wtedy Ksiądz Bosko jakby zapatrzony w przyszłość rzekł: Trochę
cierpliwości... powoli, powoli. Przyszliśmy do La Spezia i tu pozostaniemy! Wnet
pokaże się, co zdolna jest zdziałać Najświętsza Wspomożycielka z pomocą
i poparciem osób dobroczynnych, jakich tu z pewnością nie zabraknie. Powstanie tu
kolegium dla gimnazjalistów, szkoła dla rzemieślników, wybudujemy i kościół piękny,
poświęcając go naszej Madonnie. Zakład w La Spezia będzie w przyszłości
rywalizował z największymi naszymi domami. Sprawdziły się te słowa: a jaką musiały
358

36.9 Page 359

▲back to top
one być pociechą i zachęta dla tych pierwszych salezjanów, co kładli fundamenty pod
tak wielkie dzieło. A takiej zachęty bardzo potrzebowali, bo braki były wielkie
i sekciarze zaczęli podnosić głowę. Jeden brukowiec pisał: Kruki przyleciały, ale
miejmy nadzieje, iż żeru nie znajdą!...
W teatrze również nie szczędzono wystąpień przeciw salezjanom..., pokazały
się napisy rozplakatowane po słupach jak np. takie: Braciszek Paolo Sarpi
zamordowany przez jezuitów, czyli szkody wynikające z wychowania religijnego.
I protestanci ze swej strony robili wszystko, aby terenu nie tracić, a raczej poszerzyć
pole swej aktywności.
Ale nowi siewcy Prawdy Bożej tym się nie zniechęcili i rozpoczęli lekcje dla
chętnych chłopców, zbierając wieczorami tych na naukę katechizmu, którzy jeszcze
nie byli u pierwszej Komunii św. Wreszcie 1 marca mogli już osiąść na stałym
miejscu przy swojej kaplicy. Wtedy biskup odetchnął i śmiałym apelem przestrzegł
rodziców przeciw wysyłaniu dzieci do szkół sekciarskich. Skutek był widoczny:
młodzież masowo opuszczała innowierców, przenosząc się do salezjanów. Resztę
zrobił miesiąc maj ze swymi nabożeństwami, które pociągały nie tylko dzieci i
młodzież, ale i starszych.
Gdy zdawało się, iż wszystko jest na najlepszej drodze, zjawia się w zakładzie
inspektor szkolny i pyta:, Kto pozwolił na prowadzenie szkoły?... Dyrektor był
przekonany, iż Turyn zrobił wszystko, co w tym względzie było do zrobienia, więc był
spokojny, a tu taka niespodzianka!... Pozostawiono mu osiem dni do uregulowania
sprawy. Przerażony pisze, telegrafuje, „leci” do Turynu... i na długie lata pamiętał
będzie jeszcze „una ben umiliante ramanzina”, jaką usłyszał od księdza Rua, który mu
trochę, mówiąc po polsku, przytarł uszu. Otrzymał jednak dwóch patentowanych
nauczycieli i niebezpieczeństwo przeszło.
Aby zaopatrzyć dom lepiej w potrzebne meble i sprzęty domowe, Ksiądz Bosko
zwrócił się do ministerstwa marynarki, u którego wiedział, iż dużo podobnych
sprzętów leży po magazynach. Jaka była jednak reakcja na tę prośbę nie wiemy.
Papież Leon XIII posyłał, co miesiąc zapomogę przyrzeczoną przez swego
poprzednika. W związku z tym zachęcony przez Księdza Bosko dyrektor, ksiądz Rota,
z okazji Bożego Narodzenia wraz z życzeniami, przedstawił pokornie Ojcu świętemu
na ręce kardynała Nina, sekretarza stanu rezultaty dotychczasowej pracy salezjanów
w La Spezia. Zaznaczył w tym piśmie, iż mają już 300 wychowanków, z których stu
zostało wydartych protestantom: w kaplicy poświęconej świętemu Pawłowi urządzają
nabożeństwa dla wszystkich wiernych, których kaplica nie może pomieścić. Bardzo,
więc byłby potrzebny większy kościół, na którego budowę poszukuje się hojnych
ofiarodawców…
Na to odpowiedział kardynał Nina w imieniu Ojca świętego, wyrażając jego
zadowolenie z tak pięknych owoców pracy salezjańskiej, które same już mogą im być
zachętą do dalszych tym gorliwszych poczynań dla dobra opuszczonej młodzieży
i przesyła im jego ojcowskie błogosławieństwo.
359

36.10 Page 360

▲back to top
Projekt budowy kościoła został uskuteczniony przy poparciu dyrektora poczty
cavaliere Józefa Bruschi, wielkiego przyjaciela Księdza Bosko. Został on potem
w siedemdziesiątym roku życia salezjaninem i już, jako kapłan mógł być na
konsekracji kościoła MB Śnieżnej wzniesionego przez salezjanów w La Spezia. Czego
nie dokonał Ksiądz Bosko dokonał jego świątobliwy następca ksiądz Michał Rua. Dziś
są tam dwa ośrodki salezjańskie: wielki zakład prowadzący różne szkoły, w którym
pracuje 30 współbraci i drugi mniejszy, parafia z Oratorium. Pamiątką owych
skromnych początków działalności salezjańskiej jest nazwa, jaka do dziś daje
tamtejszym współbraciom ludność miejscowa, a mianowicie „i previn” /księżulki/, bo
tak ich „ochrzczono” w pierwszych latach dla ich podpadającego młodzieńczego
wyglądu.
Lucca
O placówce salezjańskiej w Lucca już była mowa w roku 1875. Ale dopiero
dwa lata później sprawa stała się aktualna, kiedy to nadszedł do Księdza Bosko list
pisany przez księdza Menesini, z polecenia tamtejszego biskupa monsignora Ghilardi,
który oświadczał, iż bardzo chętnie powitałby salezjanów w swojej diecezji.
Monsignore Reverendissimo!
– odpisuje Ksiądz Bosko – z uczuciem głębokiej wdzięczności otrzymałem list
od Waszej Ekscelencji, w którym mnie zawiadamia, iż Opatrzność Boska już
przygotowała środki do otwarcia w Lucca szkoły zawodowej. Chcąc zadośćuczynić
życzeniu Waszej Ekscelencji postaram się przygotować odpowiedni personel w jak
najkrótszym czasie. Jednak wobec wielkich potrzeb na innych naszych placówkach, na
listopad nie mógł jeszcze służyć kapłanami, jak sobie Ekscelencja życzy. Ale w tym
mniej więcej czasie, albo sam, albo, który z moich księży przyjedzie tam, aby sprawę
omówić na miejscu. Całe Zgromadzenie Salezjańskie łączy się ze mną w uczuciu
wdzięczności, iż Ekscelencja raczył zwrócić swoją uwagę na nas i modlimy się itd.
Ksiądz Jan Bosko
Pojechał tam w grudniu ksiądz Cagliero i zastał dom bardzo piękny
i odpowiedni na mieszkanie dla Salezjanów oraz majestatyczny kościół pod
wezwaniem św. Krzyża, z przyległym podwórkiem odpowiednim dla oratorium.
Salezjanie weszli tam jednak dopiero 29 czerwca 1878 roku. Byli to ksiądz Jan
Marenco, kleryk Karol Barrata i koadiutor Filip Cappellano.
Ale ci pokojowi wysłańcy Księdza Bosko nie zostali pokojowo przyjęci. Rzec
by można, iż całe piekło zerwało się do walki z nimi. Zew alarmowy wyszedł od
szmatławca miejscowego „Fulmina” – „piorun” w numerze 30 - tym, gdzie
zamieszczony był następujący „telegram”: Z ostatniej chwili... Jezuici przepędzeni
z Europy wdarli się do Lucca... zamieszkali na ulicy Croce, nr. 1242. Otworzono
kościół wczoraj, 29 czy władze będą coś podobnego tolerować?...firmato
- Diavolo – Diabeł.
360

37 Pages 361-370

▲back to top

37.1 Page 361

▲back to top
Ten komunikat spoza świata miał swój skutek. Koło mieszkań naszych i koło
kościoła zaczęły się kręcić jakieś podejrzane indywidua. Walka jednak miała
rozgorzeć dopiero 7 lipca. Rano owego dnia z okien domu po przeciwnej stronie ulicy,
na której mieszkali salezjanie zaczęły lecieć kamienie na podwórze, gdzie bawili się
chłopcy. Na to niewiasty wybiegłszy z sąsiednich domów, narobiły tyle hałasu,
iż przyszła policja no i kamienie ustały. Koło południa inspektor policji zawiadomił
księdza Cagliero i księdza Marenco, że przygotowuje się na nich napad. Mogą jednak
być spokojni, byle tylko nie pokazywali się w oknach, a nic złego im się nie stanie...
Do późnego wieczora odkładali nasi popołudniowe funkcje kościelne. Aż dopiero o
10- ej w nocy, kiedy siedzieli przy wieczerzy, dał się słyszeć zgiełk nadciągających
tłumów. Hałastra ta zatrzymała się najpierw u bramy podwórza, przy ulicy Krzyża
świętego. Po chwilce na wezwanie jakiegoś stentorowego głosu, podeszli pod okna
salezjanów.
Ci siamo – no jesteśmy – zawołał ksiądz Cagliero. I zaczęły się ryki: Abbasso
i Gesuiti!... A na to gromada jeszcze głośniej ryczała: Abbasso!!! Abbasso!!! Biedny
kleryk Barrata dostał rozstroju nerwowego i ledwie na drugi dzień trochę się uspokoił.
Inni z różnymi uczuciami coś przez kwadrans musieli wysłuchiwać tej piekielnej
muzyki. Tłum wył przeraźliwie: Abbasso i Gesuit! ... Abbasso le scuole
gesuitiche!..Abbasso i Paolotti! Abbasso il municipio! ... Wtedy odbyły się, co dopiero
wybory samorządowe, w których zwyciężyli katolicy! Powyższe wezwania były
przeplatane innymi: Viva Garibaldi! – Viva Trento e Triest ! Viva la rep. /domyślna
republika, ale tego nie kończono, bo by mogło być niedobrze, wszak Włochy wtedy
były monarchią/. Nie brakło i wołań takich jak: Fuori il petrolio, fuori! dajcie tu nafty,
dajcie... Ale wtedy zjawiła się policja i tłum pierzchnął. Demonstrujących gapiów
mogło być około cztery tysiące. Oddział policji konnej stał, opodal, ale nie trzeba było
korzystać z jego interwencji. Przez miesiąc wieczorami policja miał na oku ulice
w pobliżu zakładu, gdzie od czasu do czasu słyszało się przyśpiewki z akcentowaniem
wyrazu gesuiti.. Powoli spokojne zachowanie się salezjanów rozbroiło prowokatorów
i wszystko ustało. Oczywiście współbracia unikali jakichkolwiek pozorów, które by
mogły dolać oliwy do ognia. Ksiądz Cagliero odwołał nawet konferencję do
Pomocników. Wielu księży przychodziło naszych pocieszyć i wyrazić im współczucie.
Wnet i „Piorun” się zreflektował i 14 lipca umieścił artykuł pod tytułem: Noi
non siami Paolotti w owym żargonie znaczyło początkowo członków konferencji św.
Wincentego a Paulo, a potem dewoto. Żonglując tym frazesem pisał autor artykułu,
że choć nie jest żadnym bigotem /paolotto/, to jednak po wypadkach 7 lipca, zebrał od
przyjaciół swoich osób kochających ojczyznę i dla niej pracujących, następujące
wiadomości, którymi chce się podzielić z czytelnikami, a mianowicie: owi księża, na
których tak krzyczano, to nie jezuici a salezjanie, którzy należą do zgromadzenia
zakonnego w Piemoncie, bardzo zasłużonego dla kraju, a niedawno jeden młodzieniec
z Lucca wrócił do domu, wykształcony przez owych księży w rzemiośle, jakie mało,
kto u nas zna; ci księża nie zajmują się polityką wypada, więc przeczekać, niech fakty
pokażą lepiej, co oni znaczą...
361

37.2 Page 362

▲back to top
Ale innego był zdania drugi dziennik brukowiec miejscowy „Il Progresso”,
który przysięgał się wobec swych czytelników, iż to doprawdy mnichy jezuickie
wtargnęły do Lucca tylko, jak zawsze chytre, pod przybraną nazwą innego zakonu.
Dowodzą tego fakty, także jak ten, że właśnie najważniejsi sanfedysci /od sanat fede –
tak nazywano reakcjonistów przeciwko prądom rewolucyjnym/ sprowadzili ich do nas
i tychże popierają. Te mnichy należą do zakonu, ale nie religijnego, lecz politycznego
i reakcyjnego, który wszyscy potępili nawet sam Papież, jako nieprzyjaciół
i zakłócających porządek społeczny, wrogów wszelkiego postępu. W cieniu tej
wolności obywatelskiej, której mnichy codziennie urągają, próbują się do nas wcisnąć,
przywabiając do siebie chłopców, obiecując im pomoc i wsparcie, aby następnie
opanowawszy ich umysły, a przez nich ich rodziny szerzyć swobodnie hasła
wywrotowe i zdobywać nowych zwolenników reakcji klerykalnej itd. Aż wreszcie
kończy: Baczność, zatem, a ten, do kogo należy, niech złemu zapobiegnie! W innym
miejscu tego samego numeru były inwektywy na władze miejscowe, iż tolerują
pewnego jezuitę, który głosi bezkarnie kazania podburzające i pozwala sobie na
robienie niesmacznych aluzji pod adresem obecnych rządów...
Podobne artykuły dziennikarskie podniecały zwolenników Mazziniego,
dodawały odwagi pastorom protestanckim, którzy zabrali się do zbierania podpisów
protestacyjnych, by je wysłać do ministerstwa spraw wewnętrznych. Agitatorzy
przebiegali ulice po ulicach, ale wynik był słaby. Zebrano jakieś 500 nazwisk
mężczyzn i niewiast, prawdziwych i podrobionych wszelkiej hołoty i zbieraniny.
Prefekt /nasz wojewoda/ uznał za stosowne listę tę wrzucić do kosza. Ale i katolicy nie
zasypali gruszek w popiele. Do zbierania podpisów przystąpił katolicki dziennik
il Fedele i ten w krótkim czasie zebrał 8.000 nazwisk. Jaki los spotkał te listę, nie
wiadomo z całą pewnością, ale wnet przyszła do dyrektora zakładu nota ministerialna,
która zasadniczo zalecała, aby salezjanie zastosowali się lojalnie do przepisów
prawnych, jeżeli chcą prowadzić szkoły w Lucca i żeby o ile od nich zależy, starali się
nie dawać okazji do jakichś rozruchów. Jednak do prefekta wysłane zostały tajne
instrukcje, aby zwrócił uwagę na kazania, czy w nich nie podsyca się nastrojów
przeciwrządowych.
I rzeczywiście, pewnej niedzieli przyszedł do kościoła przebrany jakiś
ouesturino /milicjant tajny/, gdy zaczynało się nabożeństwo. By nie zwrócić na siebie
uwagi chłopców, klęczał biedak przez całą Mszę św. i kazanie, które było o grzechu.
Nie mógł wyjść, bo drzwi były zamknięte. Prosić, by mu je otworzono, nie miał
odwagi. Po skończeniu nabożeństwa prędko się ulotnił i więcej się nie pokazał.
I tak Salezjanie, choć nieliczni i młodzi zostali panami sytuacji. „Gdyby
salezjanie Księdza – pisał ksiądz dyrektor Marenco do Księdza Bosko – działali tyle
dobrego, ile im się przypisuje i w proporcji do opinii, jaką tu się cieszą, to działali by
już cuda”. Oratorium wspaniale kwitło, a wierni tłoczyli się do konfesjonałów i na
nabożeństwo. Błagał, więc dyrektor o pomoc tym bardziej potrzebną, że przy nawale
pracy, „chłopcy tutejsi –pisał do Turynu –są o wiele żywsi i svegliati /niespokojni/ niż
ci w naszych okolicach piemonckich. Potrzebny przynajmniej jeden ksiądz, jeden
362

37.3 Page 363

▲back to top
kleryk i koadiutor. Z tym wszystkim, co nas spotyka, my pilnujemy swoich spraw
i wycia ulicy nas nie przejmują. Jedynie, co mogło, by nas przygnębić, to utrata łaski
Bożej. Gniew niegodziwych jest znakiem szczególniejszej względem nas opieki
Najświętszej Wspomożycielki”.
Zainteresowani tym wszystkim księża z miasta przychodzili od czasu do czasu
przypatrzeć się poczynaniom salezjanów, oświadczając gotowość do współpracy. Ale
na widok tej biedoty w podartej koszuli, bosej, brudnej, i nieokrzesanej, unus post
alium abierunt - jeden po drugim odchodził.
Biskup widząc tę pracę tak owocną, zaczął oglądać się za miejscem bardziej
odpowiednim dla Oratorium i szkoły. A nasi oczekiwali upragnionej pomocy
z niedzieli na niedzielę. Nadeszła wreszcie w sierpniu. Wtedy odbyło się uroczyste
przyjęcie oratorianów, których na pierwszy raz było 90. Liczba ta stale rosła i chłopcy
powoli się cywilizowali. Ksiądz Marenco tak o tym pisze: Z początku mówiono, że nie
damy rady, bo nie znamy miejscowego elementu. A teraz ci sami przychodzą
z pomocą na czas nabożeństw, w nauczaniu katechizmu, prowadzeniu odpowiednich
dla młodzieży pogadanek i mówią: Och, ci salezjanie, mają jakąś inną metodę.
Chcieliby ci panowie, aby te chłopaki z ulicy na rekreacjach zachowali się jak trusie,
nie biegali, nie bawili się, nie robili hałasu. My tymczasem, według tego, czego nas
nauczył ukochany Ksiądz Bosko, chcemy czegoś wręcz przeciwnego...
Teraz wyszła jeszcze inna trudność... Proboszczowie obawiali się, iż salezjanie
rozbiją im życie parafialne. Wobec tego ksiądz Marenco miał dla nich konferencję
przy udziale biskupa i ta ich uspokoiła. Nie brakło obaw i wśród starszych zakonów...
Pewnego razu OO Franciszkanie zaprosili na obiad księdza Marenco z jego
współpracownikami i przyjęli ich jak najserdeczniej. Ale jeden z ojców starszych
siedział w czasie przyjęcia milczący i zamyślony. Zapytany, czy ta wspólna radość mu
nie odpowiada, odrzekł kiwając głową: Owszem, owszem wszystko to bardzo mile...
ale ja rozważam jak to ci młodzi salezjanie tak pełni życia, są przez Opatrzność
wybrani na to, by nas podminować i zając nasze miejsce.
Oczywiście Ksiądz Bosko pokazywał nowe metody pracy nad zbawieniem dusz,
jeśli się nie chce zostać całkiem wyeliminowanym poza bieg wypadków.
Ale przy tym wszystkim na wszelkie sposoby starał się, by nie utknąć na
mieliźnie polityki... Arcybiskup zaproponował księdzu Marenco, aby stanął na czele
stowarzyszenia Gioventu’ Cattolica. Pytał wtedy dyrektor, czy ma się zgodzić? Nie
znamy odpowiedzi, ale faktem jest, że z postępowania księdza Marenco nie można
było wywnioskować, jakoby miał otrzymać odpowiedź pozytywną. Taka organizacja
w owych czasach, oprócz kierunku religijnego, miała i swoje zadania do
przeprowadzenia w rozgrywkach politycznych. Ksiądz Bosko zaś o polityce nie chciał
słyszeć. W takim też duchu dawał wskazówki tym, co go na ten temat zagadywali.
I tak, gdy hrabia Wiktor Phaon di Revel, po skończeniu liceum we Valsalice zapytał
go, czy ma się zapisać do Gioventu’ Cattolica, on po chwilce zastanowienia
odpowiedział na pół żartobliwie: E, daj spokój na razie! Stanowisko twojej rodziny
i twój zamiar, by poświęcić się dyplomacji pomogą ci w zdziałaniu czegoś dobrego…
363

37.4 Page 364

▲back to top
A gdybyś się zapisał do tej organizacji, natrafiłbyś na wiele utrudnień w życiu. Kiedy
o tym hrabia później opowiadał księdzu Rinaldiemu dodał: Przekonuję się, iż Ksiądz
Bosko dobrze orientował się na przyszłość. Gdybym go nie usłuchał, nie byłbym na
pewno zrobił kariery, jaką zrobiłem.
Jest jeszcze inny epizod naświetlający nam ustosunkowanie się Świętego do
konfliktów między władzą polityczną a kościelną we Włoszech w dniach 11 i 12
grudnia 1878 roku odbywał się w Turynie kongres religijny piemoncki, zalecony przez
Leona XIII, mający na celu skoordynowanie poczynań katolików przeciw atakom
sekciarskim. Oratorium w tym nie brało wprost udziału, a złożyło tylko składkę 20 lir
jako wyraz swej duchowej z kongresem łączności. Przewodniczyli zebraniom hrabia
Castagnetto i monsignor Gastaldi. Papież wprawdzie wyznaczył na prezesa księcia
Salviati i kardynał Nina przesłał jemu odpowiednie pismo. Ale Książe zapytał jeszcze
dla grzeczności arcybiskupa Gastaldi, czy nie ma nic przeciw. Ten swemu otoczeniu
powiedział, iż wcale go sobie nie życzy, a pytającemu nie dał wprost żadnej
odpowiedzi. Ten upokorzony powrócił do Rzymu. Otóż na jedynym posiedzeniu
monsignor Bodoira z Ivrei, w czasie swego przemówienia wymienił Księdza Bosko,
wspominając o jego zakładzie w S. Benigno Canavese, a wtedy zerwała się na sali
burza oklasków i powtarzane wołania: Viva Don Bosco! Ale na to była zaraz znacząca,
choć milcząca reakcja, bo monsignore Gastaldi przemawiając i rozwodząc się długo o
Rosminim, jego dziełach i rodzinach zakonnych, nie uznał za stosowne ani wspomnieć
o Księdzu Bosko, ani o księdzu Cottolengo. L’Unita Cattolica jednak wyliczając
wybitniejsze osobistości biorące udział w kongresie zaznaczyła, iż czcigodny
założyciel Zgromadzenia Salezjańskiego przysłał już naprzód wyrazy swej łączności z
kongresem. Wszystko to przynosiło zaszczyt Świętemu; a jednak on nie był z tego
zadowolony, bo zdawał sobie dobrze sprawę, jakie skutki mogły mieć wszelkie
objawy przychylności dla poczynań skierowanych przeciw antyklerykalizmowi
rządowemu, który wszędzie węszył ewentualnych swych wrogów. Jak zaś cenione
było w tym względzie zdanie i roztropność Księdza Bosko, świadczył o tym w owych
dniach nieustanny napływ do Oratorium biskupów, czy ich delegatów, względnie
wybitnych teologów, którzy przychodzili zasięgnąć jego zdania.
Jednym z zakładów salezjańskich najpiękniej prosperujących jest kolegium
Manfredini w Este. Dzięki tamtejszemu proboszczowi, księdzu Perin, także
pertraktacje o jego nabycie były bardzo ułatwione i krótkie. Gorliwemu owemu
duszpasterzowi bardzo zależało, aby jakąś instytucję katolicką przeciwstawić
panoszącemu się coraz bardziej laicyzmowi w nauczaniu w prowincji weneckiej.
Przyjechał, więc osobiście do Turynu, a już w roku następnym salezjanie byli w Este.
Budynek dla nich przewidziany nosił nazwę Ca’ Pesaro. Był to wspaniały pałac
z XVIII wieku położony w przepięknej okolicy, otoczony polanami i ogrodami. Służył
jego właścicielom na letnisko, ale ci już od dłuższego czasu tam się nie pokazywali.
Remont, jaki trzeba było przeprowadzić i ewentualna adaptacja, nie wymagały
większych nakładów. Biskup na to chętnie się zgodził i przesłał Księdzu Bosko na
rozpoczęcie „cento e cento benedizioni”. Właściciele nie robili żadnych trudności
364

37.5 Page 365

▲back to top
z odstąpieniem budynku, owszem pozwolili jeszcze przed ostatecznym sporządzeniem
kontraktu kupna i sprzedaży przeprowadzać remont. Do tej inicjatywy wszyscy
w okolicy odnosili się bardzo przychylnie, nawet liberałowie. A dziekan z Este, ksiądz
Zanderigo pisał do biskupa: Jeśli ten projekt, jak ufam, dojdzie do skutku, to będę
Panu Bogu całym sercem dziękował, bo wyznam szczerze, że co mi najbardziej ciąży
na sumieniu, to duch, jaki panuje w szkołach niższych i średnich w Este... Ja na nie
mogę mieć żadnego wpływu… Dlatego umożliwienie wychowania młodzieży, którą
rodziny chcą po Bożemu wychować to doprawdy łaska nieba dla nas.
Kontrakt kupna i sprzedaży za cenę 35.000 lir i koszty podpisany został z hrabią
Grandenigo 16 września. Za Księdza Bosko podpisał w jego imieniu inicjator, ksiądz
Peri. Ale skąd na to pieniądze? O te rzeczywiście postarała się Opatrzność Boska.
Niech świadczy o tym następujący epizod: żył w owym czasie w Este niejaki pan Pela
Benedykt, który ze zwykłego robotnika swą zapobiegliwością i pracą został
multimilionerem. Dla ubogich był hojny, ale znów nie tyle na ile jego fortuna mu
pozwalała, tym bardziej, że nie miał prawnych spadkobierców. Dwom swoim
siostrzenicom dał każdej w posagu 200.000 lir. Otóż wobec braku gotówki na kupno
owego pałacu Ca’ Pesaro, zwrócił się ksiądz Perin do jednej z tych szczęśliwych
siostrzenic pani Legnaro, by ona jakoś wysupłała od swego wuja potrzebną sumę.
Zacna ta pani nie kazała się prosić. Pewnego poranku tak zaczęła rozmowę ze swym
wujkiem: Wujek wie, jak go kocham i jak całym sercem życzę mu dobrze. Mam pełne
uznanie dla jego szlachetnego serca, okazanego nam tak hojnym zapisem. Ale niech
wujek wie, iż gdybym wiedziała, że dusza wujka miałaby cierpieć, a ja tym posagiem
mogłabym temu zapobiec, to jestem gotowa zaraz go zwrócić i żyć ubogo, jak
przedtem. Wiem, że wujek jest prawdziwy galantuomo; ale kto wie, czy przy tylu
interesach, jakie prowadzi, czasem jednak nie zgrzeszył przeciw sprawiedliwości, to
przecież tak łatwo! A ja bym nie chciała, aby wuj miał kłopoty na sądzie Bożym...
Doprawdy jestem gotowa zrzec się pieniędzy, byle wuj był szczęśliwy...
Wuj słuchał, patrzył... mrużył oczy, usiłując dociec, do czego zmierzają te
serdeczne wyznania, ale nie mógł się połapać. Pyta, więc po chwili nieco podniecony:
Ależ koniec końcem, czy można wiedzieć, o co właściwie chodzi?
Chciałabym, by wuj uczynił jeszcze jeden dobry uczynek więcej...
O, zdaje mi się, że czynię ich już dosyć... Utrzymuję szpital, pomagam
ochronce, no i tak dalej. Jeszcze mało?
Mało, nie mało, ale byłaby jeszcze jedna rzecz do zrobienia, drogi wujciu i to
doprawdy nadzwyczaj piękna i ważna!
No gadaj prędzej. O co chodzi dla ciebie i to zrobię.
Niech wujcio posłucha wujcio wie, w jakich warunkach dzisiaj pobiera nauki
młodzież w Este. Wie przecież, jak szkoły są przepojone duchem laicyzmu. Otóż
ksiądz proboszcz Perin chce tu sprowadzić Księdza Bosko, a właściwie już go
sprowadził i kupuje dla niego odpowiedni budynek... Ale nie ma pieniędzy... Ksiądz
Bosko też jest bez grosza.. A tu zaraz potrzeba by było, na pierwszą ratę, przynajmniej
18.000 lir.
365

37.6 Page 366

▲back to top
Więc co chcesz przez to powiedzieć?
Wujcio jest tak bogaty... Czyby wujcio nie mógł spełnić jeszcze i tego uczynku
dobrego?...
Co? Tylko ci o to chodziło? Trzeba było zaraz wyraźnie mówić, bez tego
umoralniającego wstępu... No widzisz. Tam jest kasa; tu masz klucze. Bierz je, otwórz,
weź, ile potrzeba... i zanieś proboszczowi! Owa pani wzięła klucze, poszła, otworzyła,
wzięła ile było potrzeba... i kontrakt był załatwiony... Kiedy potem ksiądz Sala
/salezjanin/ przybył do Este dostał jeszcze dalsze 6.000 od owego Pana, który
w ciągu następnych lat na rozbudowę zakładu salezjanów wydał z górą milion lir.
Pierwszym dyrektorem zakładu został ksiądz Jan Tamietti, na które to
stanowisko Ksiądz Bosko wyznaczył go już osiem lat naprzód. A było to tak. W roku
1870 jeden z Pomocników salezjańskich już coś kombinował, by salezjanie mogli
osiąść w Este. Było wtedy jeszcze za wcześnie, ale o tym już się mówiło między
współbraćmi. Wtedy to Święty przechadzając się z księdzem Tamiettim, naraz go
zapytał: A co? Pójdziemy do Este? Owszem możemy iść! – odpowiedział zagadnięty
z uśmiechem. Zobaczysz, zobaczysz!... I zobaczył 10 października 1878 roku, kiedy
z tysiącem lir w kieszeni stanął w owym historycznym miasteczku. Ksiądz Parin
oczekiwał go i jego towarzyszy z otwartymi ramionami. Ugościł ich, zaprowadził na
wieczerzę, a potem na spoczynek. Na razie zamieszkali w domu samotnych państwa
Grandis, aż remonty Ca’ Pesaro zostały ukończone, czyli 18 listopada. I odtąd
mieszkali już w kolegium pod nazwą Manfredini, ku uczczeniu miejscowego
ordynariusza, monsignora Fryderyka hr. Monfredini.
Po pierwszym roku szkolnym tak pisze sam ksiądz Tamietti w swej zwięzłej
kronice domu: Jak ten rok przeszedł, trudno to określić; raz było wesoło i różowo, to
znów ogarniało nas zniechęcenie; raz marzyliśmy o wspaniałej przyszłości, to znów
zdawało się, iż cud będzie, jeśli dociągniemy do końca roku... I zamykamy barak, bo
trudności nie brakło i stale wyskakiwało coś nowego. Gdyby nie p. Augustyn Pela,
brat Benedykta, który nam wszystkiego ze sklepu dostarczał na kredyt, to nie
moglibyśmy pociągnąć ani miesiąca. Na domiar złego zima była mroźna i śnieżna,
a budynek przewidziany na willagiature nie miał pieców, i grzaliśmy się chodząc tam
i z powrotem. Ale humor nas nie opuszczał i było go tyle w tym pierwszym roku, jak
może nigdy już potem.
Czuliśmy, że Bóg jest z nami i Madonna, pewni ich opieki. Mimo tych
wszystkich wspomnianych w kronice braków, z końcem roku dyrektor miał
satysfakcję owych tysiąc lir, jakie przyniósł z Oratorium, przyjeżdżającemu do Este
w pięciuset banknotach dwulirowych, odnieść z powrotem księdzu Rua.
Księdzu Tamiettiemu przepowiedział też Ksiądz Bosko i przyszłość, które to
proroctwo spełniło się, co do joty. Mianowicie zapowiedział mu, że będzie pracował
do pięćdziesiątego roku, a nie umrze przed siedemdziesiątym drugim rokiem życia.
I stało się... Urodzony w 1848 r., ksiądz Tamietti zapadł w 1898 r. na tyfus i odtąd
stracił pamięć. Umarł w 1920 roku, w dwa miesiące przed ukończeniem 72 roku życia.
Także jednemu z jego następców w Este długo naprzód zapowiedział, iż nie umrze we
366

37.7 Page 367

▲back to top
własnym domu, ale w drodze za interesami. I rzeczywiście. Gdy ten wyjechał do
Bologni w celu uzyskania zniżki kolejowej na wycieczkę wychowanków do Madonny
na Monte Berico, został rażony apopleksją, gdy wsiadał do tramwaju i zmarł kilka dni
później w domu naszym w Bologni. Kiedy o tym przyszła wiadomość do Esta, jedna
rodzina wspominała, iż ów ksiądz mówił jej o tej przepowiedni niedługo przed
wypadkiem.
Montefiascone
A teraz mowa będzie o inicjatywie na mniejszą skalę. Nowemu biskupowi
monsignorowi Rotelli bardzo leżało na sercu, by podnieść trochę podupadające swoje
seminarium biskupie w Montefiascone. Prosił, więc Księdza Bosko, ażeby tam
przysłał mu profesorów patentowanych. Ksiądz Bosko, który właśnie wtedy
wycofywał swoich z Albano, zgodził się tym chętniej, że o to nalegał i Ojciec św.
Leon XIII, który miał szczególniejsze względy dla wspomnianego monsignora,
a nawet zrobił go później nuncjuszem w Paryżu, a następnie kardynałem. Otóż
sekretarz Ojca świętego pisał do Księdza Bosko: Wystarczy, choć jeden salezjanin,
byle miał patent do prowadzenia czwartej i piątej gimnazjalnej, nie musi nawet uczyć
w obu tych klasach. Wystarczy, że będzie uczył w jednej, a może i to nie będzie
konieczne, byle dawał swój podpis... Ksiądz Bosko wobec tego nie zwlekał, ale
równocześnie przy tym chciał zrobić i swój interes. A mianowicie przypuszczał, że ten
prałat tak bliski Ojca świętego i załatwiający jego sprawy, będzie chyba mógł poprzeć
skutecznie jego prośbę o communicatio privilegiorum. Monsignor spełnił życzenie
Księdza Bosko, przedstawił prośbę Ojcu świętemu, ale odpisał, iż ona tak czy owak
musi przejść do odnośnej św. Kongregacji. Pazienza! – pomyślał sobie Ksiądz Bosko,
któremu uregulowanie przywilejów z myśli nie schodziło.
Jako ten nauczyciel z patentem do Montefiascone posłany został ksiądz
Guidazio. Wybór był doprawdy szczęśliwy. Pozyskał sobie cały personel i cieszył się
uznaniem ze strony wszystkich, także biskupa, który pisemnie gratulował Księdzu
Bosko, iż umie sobie wychować kapłanów o tak wysokim poziomie moralnym
i intelektualnym. Na program nauk ani na system wychowawczy młodzieży ksiądz
Guidazio nie miał żadnego wpływu i żalił się Księdzu Bosko na ten rodzaj dyscypliny,
jaki tam panował, a z powodu którego ani dziesiątej części nie można było zrobić tego,
co by było przy innym systemie do zrobienia. Uważam się – pisał za jednostkę
bezużyteczną. Tu przełożeni lubią mnie bardzo, powiem, aż za bardzo, szanują mnie,
ale tutejszego regulaminu i karności nie wolno tknąć, bo ona taka musi być, jaka jest
od dwóch wieków wstecz. Było zamiarem Księdza Bosko, aby owo seminarium
zamienić na zwykłe gimnazjum i liceum. W tym celu gotów był przysłać swych
profesorów do wszystkich klas, ale ponieważ spostrzegł się, iż to nie ma widoków
realizacji i że biskup nie zgodzi się, aby cały zarząd wewnętrzny zakładu przeszedł
w ręce salezjańskie, polecił księdzu Guidazio, by zapowiedział, iż na przyszły rok
szkolny już nie powróci - i tak się stało.
367

37.8 Page 368

▲back to top
Magliano Sabino
W Magliano Sabino okoliczności więcej sprzyjały Księdzu Bosko otworzenia
tam gimnazjum, gdyż takiego w pobliżu nie było. Dlatego w roku 1877, w styczniu
napisał do kardynała Bilio, biskupa ze Sabina, przedstawiając mu swój zamiar
otworzenia konwiktu w seminarium. Kardynał zadowolony z dotychczasowych
rezultatów pracy dwóch salezjanów, którzy uczyli w seminarium, nie chciał mu
niczego odmówić, ale na razie trochę zawahał się, gdyż Ksiądz Bosko chciał, by
w tym był również zainteresowany miejscowy burmistrz, jako rzeczą wychodzącą na
korzyść miasta. Burmistrz nie był osobą godną zaufania, a świeży okólnik ministra
oświaty Coppino oddawał instytuty wspierane przez magistraty, samowoli zarządów
miejskich. Z tego powodu Eminencja ociągał się z odpowiedzią cztery miesiące.
Tymczasem dla przestudiowania całej sprawy powołał komisję złożoną z trzech
wybitnych duchownych. Wydała ona opinię bardzo przychylną i między innymi tak
pisała w sprawozdaniu do Księdza Bosko, jak i kardynała: Komisja widząc wyraźny
postęp u młodzieży chodzącej do szkół drogich synów Księdza Bosko, biorąc pod
uwagę wielki pożytek dla miasta i diecezji sabińskiej, czyni swoim życzenie Jego
Eminencji i prosi Księdza Bosko, żeby zajął się zarządem szkoły w sposób, jaki będzie
uważał za najbardziej korzystny dla młodzieży i przynoszący większą chwałę Bogu.
Wobec tej opinii komisji, kardynał polecił prowadzić jej dalsze pertraktacje
z Księdzem Bosko. Ten zażądał od niej informacji, a mianowicie:
1. Jaki jest stan aktywny i pasywny finansów seminarium i ile gotówki byłoby
na początek na opłacenie profesorów;
2.Czy będzie można przyjmować konwiktorów, którzy by chcieli chodzić do tej
szkoły, oczywiście z obowiązkiem ścisłego dostosowania się do ogólnej dyscypliny;
3. Czy będą mogli przychodzić chłopcy z miasta, jako zwykli wychowankowie,
względnie, jako semi konwiktorzy;
4. Czy można liczyć na obecny personel naukowy, czy też trzeba postarać się
o własny.
Przewodniczący komisji przysłał zaraz wyjaśnienie, zaznaczając, że chłopców
poza diecezjalnych będzie można przyjmować, ale z tym, że będą chodzić w sutannie.
Co do miejscowych eksternistów były poważniejsze zastrzeżenia, ale ostatecznie będą
mogli zostać przyjęci, o ile zwrócą się o to wprost do kardynała. Profesorowie
w pierwszym roku byliby potrzebni nowi do gimnazjum do trzeciej i czwartej
elementarnej. Na wyższych kursach uczyliby dotychczasowi profesorowie ze
seminarium.
Wstępny projekt umowy przedłożony przez Księdza Bosko omawiany był tak
przez Komisję jak i przestudiowany przez kardynała, który poczynił swoje uwagi.
Ostatecznie umowa została podpisana 21 sierpnia. Na mocy tej umowy kierownictwo
studiów i administracja seminarium przechodziła na Księdza Bosko z następującymi
zastrzeżeniami:
1. Po zestawieniu rozchodów i dochodów pozostaje saldo 4.939 lir włoskich, którą
to sumę otrzymuje Ksiądz Bosko na opłatę nauczycieli;
368

37.9 Page 369

▲back to top
2. W razie zerwania umowy rzeczy mają być oddane w tym stanie, w jakim
w owej chwili były;
3. W razie potrzeby poważniejszych remontów potrzebne jest wzajemne
porozumienie, co do pokrycia kosztów;
4. Kardynał, jako biskup Sabino zachowuje pełną władzę, co do materiału
nauczania, jak i ogólny nadzór nad wszystkim, co odnosi się do dyscypliny
i moralności wychowanków, stosownie do Konstytucji Apostolskich;
5. Na początku roku szkolnego Ksiądz Bosko będzie przedstawiał kardynałowi
listę personelu zakładowego;
6. Program studiów i warunki przyjęć będą zależne od aprobaty ordynariusza;
7. Kontrakt ważny jest na pięć lat.
Księdzu Bosko owo pomieszanie seminarzystów z uczniami nie aspirującymi
do kapłaństwa, chociaż zgodne z konstytucją seminarium i dotąd praktykowane, nie
podobało się. Mając wtedy w zarządzie seminarium, postanowił jedną jego cześć
przeznaczyć tylko na kolegium dla chłopców nie kandydujących do kapłaństwa.
Dyrektorem przez pierwsze trzy lata tego seminarium konwiktu Niepokalanego
Poczęcia, jak się ten zakład nazywał, był dawny rektor, ksiądz Franciszek Ribaudi, ale
i za jego rządów właściwie wszystkim kierował ksiądz Józef Daghero, doktor filozofii,
salezjanin. Po trzech latach on sam już rządził zakładem aż do roku 1879, ciesząc się
poparciem kardynała Bilio, dopóki ten żył.
Chieri
Jeszcze wypada nam kilka słów powiedzieć o placówce, która rozpoczęła swą
działalność w 1878 r. w Chieri. Tutaj kilku księży, za zachętą O. Testa, jezuity,
prowadziło Oratorium świąteczne, oczekując, kiedy wreszcie Ksiądz Bosko przyśle
swoich. Ksiądz Mateusz Sons, który był factotum tego Oratorium, tak pisał 9 listopada
1878 roku do wspomnianego jezuity: Co dotyczy Oratorium, a właściwie rekreatorium
dla chłopców, to już zebrano na nie dosyć znaczne ofiary, a oprócz tego mamy
zobowiązania niektórych dobrodziejów. Spodziewamy się, że z pomocą Boskiego
Serca i Księdza Bosko na przyszły rok będzie można zrobić coś więcej.
Tymczasem w następnym roku placówka ta przeszła poważną metamorfozę:
Ksiądz Bosko otworzył tu Oratorium nie męskie, ale żeńskie, pod wezwaniem św.
Teresy. A oto jak do tego doszło.
W roku 1870 niejaki pan Karol Bartinetti z Chieri, ustanowił Księdza Bosko
spadkobiercą wszystkich swoich dóbr. Święty chciał jego dom zamienić na zakład
wychowawczy, ale widząc w tym kierunku niechęć ze strony mieszkańców,
a zwłaszcza kanonika miejscowej katedry, tereny wydzierżawił, a budynki zaczął
sprzedawać. To wywołało oburzenie w mieście i poważniej myślące osoby prosiły go,
aby przecież budynku nie oddawał w ręce prywatne. Wobec tego główny budynek
pozostał własnością Księdza Bosko, który oczekiwał stosownej pory, by w nim
rozpocząć jakąś działalność użyteczności publicznej. I okazja się nadarzyła.
369

37.10 Page 370

▲back to top
W roku 1876 dwie panie tamtejsze, za radą Księdza Bosko, zaczęły w niedzielę
po południu zbierać dziewczynki, właśnie na podwórzu przed wspomnianym domem
i tam się z nimi zabawiały, a w swoim czasie wysyłały na katechizm do kościoła
parafialnego. A więc było to Oratorium. Z biegiem czasu owe panie przekonały się,
że praktyczniej by było uczyć katechizmu na miejscu i proboszcz na to się zgodził.
Sam nawet przychodził, a względnie posyłał innego kapłana na miejsce zbiorki,
zachęcając dziewczynki, zwłaszcza starsze, by uczęszczały na te zebrania. Ale mimo
najlepszej woli tak owych pań, jak księdza proboszcza, poczynania te nie
funkcjonowały, jak należało. Wobec tego Ksiądz Bosko postanowił w 1878 roku
wysłać do tego swojego domu Córki Maryi Wspomożycielki. Oczywiście zwrócił się
uprzednio do Arcybiskupa z prośbą o pozwolenie na zamieszkanie w jego domu
wspomnianym siostrom, by się zajęły dziewczętami, a równocześnie mogły otworzyć
w nim kaplicę. Dekret wnet nadszedł. Biskup pochwaliwszy gorliwość Świętego
udzielał mu wszystkich potrzebnych zezwoleń, z zastrzeżeniem, aby wszystko
odbywało się w zupełnej zgodzie z miejscowym duszpasterzem.
Dnia 20 lipca ksiądz kanonik Oddenino, z polecenia ordynariusza, poświęcił
kaplicę św. Teresy. Równocześnie przyszło i pozwolenie na udzielanie w niej
błogosławieństwa Najświętszego Sakramentem na okres jednego roku, byle nie miał
nic przeciw temu miejscowy proboszcz. Wszystkie te upoważnienia Ksiądz Bosko już
miał od Stolicy świętej, a więc tych upoważnień nie było, ściśle mówiąc, potrzeba,
a ograniczenia nie były aktualne. Ale na razie dla spokoju domowego wolał, ażeby
wszystko odbyło się bez zgrzytów.
Siostry objęły ten dom 28 czerwca. Przygotowaniem mieszkania zajął się
ksiądz Sala wraz z siostrą Roncallo członkinią Kapituły Wyższej. Kierownictwo
duchowe sióstr miał oddane ksiądz Bonetti, którego obowiązkiem było, co sobotę
wieczorem przyjeżdżać do Chieri. Ksiądz Bosko odpowiednim dekretem
nominacyjnym nadał mu ten urząd, ażeby tak podkreślić swoją jurysdykcję, którą
kanonicznie posiadał. Dekretem tym powierza mu dyrekcję i administrację duchową
tego publicznego Oratorium i zobowiązuje go, aby ten dochodził spełniać według
przepisów liturgicznych wszystkie funkcje religijne. Równocześnie zaleca, by okazał
się we wszystkim godnym naśladowcą św. Franciszka Salezego. Dekret nosi datę
24 września 1878 roku, podpisany Ksiądz Bosko.
Siostry pracowały bardzo gorliwie. Dziewczynki uczęszczały bardzo licznie
i chętnie. Czyż, więc diabeł miałby nie wsunąć tu swego ogona? Otóż zdawało się
proboszczowi miejscowemu, że owe funkcje religijne w Oratorium były sprzeczne
z prawami synodalnymi, zwłaszcza, dlatego, że odbywały się razem z funkcjami
katedralnymi. Tak też przedstawił rzecz Księdzu Bosko, jako: „contravvenzioni i
abusi” pismem pod datą 3 grudnia. Ponieważ wtedy Ksiądz Bosko chorował poważnie
na oczy, więc nie mógł pospieszyć się z odpowiedzią. Wobec czego proboszcz przesłał
swoje zażalenie do Arcybiskupa powiadamiając o tym Księdza Bosko. Ten upoważnił
księdza Bonetti, by się usprawiedliwił. Ksiądz Bonetti, więc naświetlił sprawę ze swej
strony jak należało, a mianowicie, że w Chieri odbywają się funkcje kościelne tak
370

38 Pages 371-380

▲back to top

38.1 Page 371

▲back to top
samo jak w Turynie, gdzie władze kościelne nie robią żadnych zastrzeżeń mimo,
że one odbywają się równocześnie z nabożeństwami parafialnymi. Dalej zaznaczył,
że innej godziny odpowiedniej dla dziewcząt nie można ustalić.
A tymczasem w Turynie ksiądz Rua został wezwany przez Wikariusza
generalnego, który zakomunikował mu zażalenie proboszcza z Chieri. Wtedy zastępca
Księdza Bosko napisał do Arcybiskupa, podając dokładny rozkład zajęć w Oratorium
żeńskim w owym mieście i wykazał, że nie można ani przyspieszyć, ani opóźnić
praktyk religijnych popołudniowych. Kanonik Sona, który w tym dopatrywał się
jakichś machinacji, zdążających do zamknięcia Oratorium w Chieri, którym się bardzo
interesował, polecał się roztropności i miłości księdza Bonettiego i wielkoduszności
Księdza Bosko, ażeby nie tracili odwagi i nie zamykali dzieła tak dobroczynnego,
tylko z tego powodu, że napotykają trudności wywołane chyba przez samego diabła.
Przy tym dawał księdzu Bonetti wskazówki, jak ma się zachować, a zwłaszcza jak
przechowywać skrzętnie pisma obustronne w związku z tym nieporozumieniem, by się
nimi w razie potrzeby posłużyć. Ani prorok nie mógłby lepiej poradzić.
Ksiądz Bonetti 21 grudnia, po konferencji z arcybiskupem i po porozumieniu
się z Księdzem Bosko zaproponował kanonikowi Lione, dziekanowi w Chieri, sposób
wzajemnego porozumienia, podając mu przy tym do wiadomości upoważnienia
rzymskie, z których nie może zrezygnować. Według przedłożonego porozumienia,
to na parafialne funkcje, które odbywały się równocześnie z tymi w Oratorium i na
katechizm, miały chodzić dziewczęta starsze, młodszym pozostawiało się to do
wyboru. Dziekan na to się nie zgodził, owszem on i proboszcz zażądali ażeby
z Oratorium wprost przepędzono wszystkie dziewczynki, mające ponad trzynaście lat.
No, ale nasuwa się samo przez się pytanie, czyż właśnie to starsze nie potrzebowały
dalszej opieki i wykształcenia religijnego?
I otóż na te tak proste uwagi owi dwaj kanonicy odpowiedzieli księdzu Bonnetti,
że jeżeli owe dziewczęta będą postępowały źle to nie on będzie za to odpowiadał!
Oczywiście przy takiej logice, trudno było dojść do porozumienia. Co się dalej stało,
zobaczymy jeszcze. Tutaj trzeba zwrócić uwagę na dwie rzeczy,
a mianowicie, że kanonik Oddenino, zacny zresztą kapłan w prywatnym życiu był
zarażony zasadami jansenistycznymi i że do podtrzymania walki podburzał go ksiądz
Tamagnone od św. Jerzego w Canavese.
Z początkiem roku szkolnego 1878-1879 dom w Chieri jak i ten w Nizza
Monferrato, otworzyły swoje bramy dla konwiktorek. Warunki przyjęć podane zostały
do publicznej wiadomości, z uwagą, że zgłoszenia można kierować tak do dyrektorki
zakładu, jak i do Księdza Bosko. Odpowiedzią na sekatury było rozszerzenie
działalności salezjańskiej.
371

38.2 Page 372

▲back to top
ROZDZIAŁ XXII
ZABIEGI O POMOC FINANSOWĄ
Gdyby Ksiądz Bosko chciał mierzyć swą działalność według pieniędzy, jakie
każdorazowo miał do dyspozycji, na pewno nie byłby dokonał ani jednej setnej tego,
czego dokonał. W roku 1878 poza zwyczajnymi wydatkami na nowo otwarte domy,
nie brakło kłopotów ze zdobyciem sum odpowiednich dla uporządkowania prawa
własności zakładu Valsalice. Koszty dzierżawy tego obiektu, wynosiły rocznie 5.500
lir. Bracia szkolni chcieli obiekt ten odsprzedać za 230.000 lir, następnie spuścili na
200.000, potem na 180.000. Ksiądz Bosko zaproponował 130.000 i po długich
przetargach zgodzili się. Kapituła projekt kupna zatwierdziła. Ale nowe potrzeby stale
wzrastały, a doraźne dochody szły na utrzymanie codzienne zakładów. Mąż święty
jednak zaufał Boskiej Opatrzności, a ta go nie zawiodła. Oczywiście przy tym nie
zaniedbywał ludzkich zabiegów, by pozyskać sobie nowych dobrodziejów, którzy by
chętnie sięgali do kieszeni dla jego wsparcia. Przed wyjazdem z Rzymu w marcu
1878 r. Ksiądz Bosko zwrócił się ze czterema prośbami do Ojca św.:
Beatissimo Padre!
Ksiądz Bosko ścieląc się pokornie do stóp Waszej Świątobliwości, ośmiela się
przedstawić, iż za poparciem moralnym i materialnym Papieża Piusa IX,
Zgromadzenie Salezjańskie mogło zainicjować następujące dzieła:
1. Misje w Ameryce Południowej, gdzie pracuje około stu salezjanów dla dobra
starszych i młodzieży;
2. Kościół i zakład wychowawczy św. Jana Ewangelisty w Turynie, w pobliżu
ośrodka działalności protestantów, prace już postąpiły znacznie i mury wyszły
z ziemi;
3. Koło Ventimiglia w kilku latach powstało skupisko ludności, wśród którego
protestanci wybudowali już zbór, szkołę, kolegium, opanowując w ten sposób
całkowicie wychowanie tamtejszej młodzieży. Aby powstrzymać ten zalew herezji,
wynajęto na razie lokal jeden na szkołę dla chłopców, a drugi dla dziewcząt i
wzniesiono prowizoryczny kościół. Te wysiłki salezjanów doprowadziły do tego, że
protestanci musieli zaprzestać swej działalności... Obecnie zakupiono teren pod nowe
gmachy, aby w ten sposób umocnić tam swoją działalność;
4. W La Spezia, które to miasto jest całkowicie opanowane przez masonerię
i herezję, ludność ostatnio wzrosła z pięciu do 25 tysięcy, a niektóre kościoły
i konwenty zostały obrócone na cele świeckie. Zabrakło wobec tego posługi duchowej
i całe to pole ewangeliczne przeszło w ręce nieprzyjaciół wiary świętej. Ojciec święty
dowiedziawszy się o tym polecił salezjanom założyć tam swój zakład dla młodzieży.
372

38.3 Page 373

▲back to top
W listopadzie ubiegłego roku najęliśmy, zatem większy budynek, który częściowo
służy na kaplicę, częściowo na szkołę i na mieszkania dla salezjanów. Ponieważ dotąd
zawsze Ojciec święty hojnie wspierał te dzieła, a na rozbudowę w La Spezia
wyznaczył 500 franków miesięcznie, dlatego polecam się pokornie i Waszej
Świątobliwości, ażeby, jako Ojciec całego Kościoła, łaskawie raczył nadal
podtrzymywać dzieła zapobiegające upadkowi wiary świętej.
Prosząc o ojcowskie błogosławieństwo itd., …
Ksiądz Jan Bosko
O Ameryce będziemy mówić później; o zakładzie św. Jana Ewangelisty i o La
Spezia powiedzieliśmy już, a o Vallecrosii tak Ksiądz Bosko pisał jeszcze
w październiku 1878 roku do Piusa IX: Działalność nasza rozwijała się ku wielkiej
radości tamtejszego biskupa Biale. Ale kiedy ten umarł zabrakło mu skutecznej
pomocy. On, bowiem płacił koszty najmu budynku i opłacał personel. Obecny zaś
biskup oświadczył, że nie będzie mógł nam tyle pomagać... Dlatego ośmielam się
pokornie prosić, ażeby Wasza Świątobliwość raczył wziąć tę placówkę pod swoją
opiekę i dopomagać jej w takim stopniu, w jakim uzna za stosowne.
Prosząc o pomoc równocześnie zabierał się do dalszej rozbudowy budynków
szkolnych i do wzniesienia kościoła. Ciężkie pasywa ciążyły na hospicjum
w Sampierdarena za ostatnie roboty budowlane i z powodu wydatków na
uruchomienie drukarni. Tutaj zorganizował on dla zdobycia pieniędzy loterię, którą
tak ogłaszał: Zwracanie się do publicznej dobroczynności za pomocą loterii jest tak
częste, że nie śmiałbym korzystać z tego środka, gdybym doprawdy nie był bez
wyjścia. Uważam ten ośrodek za najwłaściwszy, gdyż tak wyciąga się rękę po
jałmużnę i tę wielką i tę małą, a równocześnie w ten sposób możemy prosić o pomoc
najbliższych naszych współobywateli, jak i mieszkających na prowincji. W komitecie
zorganizowanym dla przeprowadzenia loterii, na którego czele stali markiz Cattameo i
markiz Durazzo. Księdza Bosko zastępował ksiądz Paweł Albera. Ofiarowane fanty
siegały kwoty 1.182 lir. Na pierwszym miejscu między nimi imponowała statua
Niepokalanej, wyrzeźbiona z krzemienia spod Wezuwiusza, a przysłana przez Piusa
IX. Loterię zatwierdził prefekt Genui. Sprzedażą losów zainteresował się i sam Ksiądz
Bosko rozsyłając je swoim znajomym z dopiskiem: „Biedni chłopcy z hospicjum św.
Wincentego, polecają się łaskawości Szanownego Pana i proszą, ażeby sprzedał
załączoną liczbę losów osobom znajomym, zapewniając je za to w swoich
modlitwach”. Ciągnienie losów wyznaczone zostało na dzień 2 maja. Wynik był
bardzo pomyślny. Za dochód z loterii można było w kościele wystawić chór i organy.
W roku 1878 Święty zorganizował nową loterię, a to na korzyść Oratorium,
w którym nie brakło coraz nowych kłopotów finansowych, między innymi trzeba było
zapłacić za trzy świeżo sprowadzone maszyny drukarskie z Niemiec. Nie chodziło
jednak w tym wypadku o jakąś większą loterię. Wygrane po większej części były
obrazy i antyki, jakie Oratorium otrzymało w spadku po baronie Bianco. Ciągnienie
373

38.4 Page 374

▲back to top
nastąpiło dopiero z końcem sierpnia 1879 roku. Wszystkich wygranych było 501. Ale
o tym będzie mowa w następnym tomie.
W związku z tą loterią mamy zachowane interesujące wypowiedzi Księdza
Bosko. Otóż dnia 2 grudnia zakomunikował on swej Kapitule list kardynała Nina,
w którym dziękował w imieniu Ojca św. za ofiarowaną mu książkę pod tytułem: „Il
piu bel fiore del Collegio Apostolico i równocześnie list z prefektury upoważniający
do przeprowadzenia loterii. Prefekt Turynu na końcu upoważnienia zaznaczył jeszcze,
iż bardzo chętnie w każdej chwili przyjąłby Księdza Bosko u siebie i sam by chętnie
odwiedził Oratorium. W związku z tym Ksiądz Bosko powiedział do swoich: Te dwie
odpowiedzi to są właśnie tym, co chciałem otrzymać; Ojcu świętemu posłałem książkę,
ażeby mu wykazać nasze przywiązanie do Stolicy świętej i nasze wysiłki, jakie
łożymy, aby w drugich obudzić cześć i miłość do Wikariusza Jezusa Chrystusa
i tego dopięliśmy. Co zaś dotyczy prefekta Turynu, to chodziło o dwie rzeczy; trochę
się obawiałem, że loterii nie zatwierdzą, gdyż nasz zakład nie figuruje, jako opera pia,
ale jest traktowany, jako prywatna posiadłość Księdza Bosko i dlatego chwyciłem się
takiego środka. Prosząc o pozwolenie na loterię, zaznaczyłem, że już, kiedy indziej na
to mi pozwolono i że byłem zwolniony od związanych z tym opłat. Odczuwałem,
że tego ostatniego mi odmówią teraz, ale przedstawiając im względy, jakimi uprzednio
się cieszyło, spodziewałem się, że tym razem pozwolą przynajmniej na samą loterię.
I to się udało. Drugim moim celem, dla którego zwróciłem się aż powyższą prośbą do
prefekta, było przekonać się, jak ten nowy prefekt jest do nas ustosunkowany, czy on
nadal, jak jego poprzednicy będzie dla nas wrogi, czy raczej nie. Wobec tych chorób,
jakie w Oratorium wybuchły, zwłaszcza owe choroby oczu, trzeba było dobrze się
bronić przed komisjami sanitarnymi. Teraz widzę, że prefekt jest raczej łaskawy dla
Oratorium skoro ze mną chce się widzieć, a nawet nas odwiedzić i to jest właśnie
bardzo nam na rękę. Jeśliby doprawdy przyszedł z wizytą przyjacielską do Oratorium,
to możemy być spokojni, że w tym roku nie będzie z jego strony żadnych przykrości.
A więc i w tym względzie otrzymaliśmy, o co nam chodziło. Są to, więc tym większe
motywy, ażeby za wszystko Boskiej Opatrzności serdecznie podziękować.
374

38.5 Page 375

▲back to top
ROZDZIAŁ XXIII
SALEZJANIE I CÓRKI MARYI WSPOMOŻYCIELKI WE FRANCJI
W roku 1878 Dzieło Księdza Bosko we Francji było już, rzec można,
ustabilizowane. Zakład w Nizzy rozbudowywał się, nowy założony został w Marsylii,
a zaproszenia do otwierania nowych placówek przychodziły nie tylko z Paryża.
Wszędzie budził on zainteresowanie swą osobą i zyskiwał ogólną sympatię dla swej
działalności. Sam również bardzo życzliwie odnosił się do pierworodnej córki
Kościoła, a nawet z pewnym podziwem i chętnie rozmawiał o sprawach Francji.
NIZZA
Salezjański posiew w Nizzy padł na dobrą glebę. Zaczęło się od ciasnej
przędzalni. Z niej wnet przeszli salezjanie do obszernej i pięknie położonej willi
Gauthier, którą rozbudowali otwierając tam szkołę, pracownię i Oratorium. Wkrótce
przyjechały tam siostry Córki Maryi Wspomożycielki. Jedna, jako dyrektorka, już
w starszym wieku i dwie siostrzyczki dopiero po obłóczynach. Matka Mazzarello
odwiedziła je w trzy miesiące po ich przybyciu. Przyjechała sama zostawiając
towarzyszkę w Alassio, bo miała na uwadze ciasnotę miejsca. Opowiada się, że tam
wystąpiła z całym autorytetem przełożonej, nakazując swym córkom, aby nie
przeszkadzały jej przespać nocy, tak jak ona uważa. Chodziło mianowicie o to, by
siostry nie ustępowały jej swoich łóżek. Przespała się na stołku, opierając głowę na
stole. Usprawiedliwiła to mówiąc do zmartwionych sióstr: Wy jutro musicie pracować
cały dzień, a ja nie będę miała nic szczególnego do roboty... Odjechała uradowana, bo
zobaczyła jak jej córki wiernie zachowują ducha Mornese. Również i dyrektor
miejscowy był z nich zadowolony i przyobiecał Matce, iż wystara się dla nich o lepsze
mieszkanie, choćby i dlatego, żeby ich mogła więcej przysłać. Z biegiem czasu
patronat św. Anastazji przez nie kierowany stał się ośrodkiem szerokiej bardzo akcji
wychowawczej dla młodzieży żeńskiej.
A oto kilka listów Księdza Bosko do księdza Ronchail, z których dowiemy się
nieco interesujących szczegółów o placówkach we Francji. Pierwszy list pisany był
przez Księdza Bosko w dniu jego urodzin, które pierwszy raz uwzględnione w roku
1875, już potem obchodzone były corocznie z wielką okazałością. W liście jest
wzmianka o dwóch siostrach tercjarkach franciszkańskich w Tolone. Od Tolone
zależał sierociniec w St. Cyr, który chciano oddać Księdzu Bosko.
375

38.6 Page 376

▲back to top
Mio Caro Don Ronchail!
Przyjmę bardzo chętnie dwie siostry franciszkanki Tercjarki z Tolone, ale
wypada, by zatrzymały się dłuższy czas w Mornese. Przyjechać mogą w każdej chwili.
O koszty na podroż postaraj się ty, a one niech wezmą ze sobą tyle, ile uniosą.
Wczoraj było poświęcenie kamienia węgielnego pod kościół św. Jana Ewangelisty.
Wspaniała ta uroczystość będzie opisana w najbliższym Bollettino. Uważam, żeś
otrzymał list dla księdza Perret. Jeśli chodzi o nowy utwór, to sprawa będzie bardzo
trudna. W domu u nas panuje wielki ruch w związku z moimi urodzinami
i z przygotowaniem do rozdania nagród dla rzemieślników. Najserdeczniejsze
pozdrowienia tobie i drogim chłopcom itd. Ksiądz Jan Bosko
PS. nie zapominaj nigdy, że ty jesteś ojcem wszystkich i masz wszystkich
prowadzić do Jezusa.
Drugi list: Jest w nim wzmianka o księdzu Antonim Chauvin, proboszczu
w Nev York, który bardzo pomagał Księdzu Bosko i pożyczył mu 50.000 franków na
pierwszą wyprawę misjonarzy. Sumę tę następnie gratyfikował. Umarł w Nizzy
w 1902 roku.
Carissimo Don Ronchail!
Posyłam ci list dla księdza Chauvin, który sobie przeczytasz, a następnie
poślesz mu, dodając, że wszystkie nasze domy modlą się w jego intencji. Postaraj się
o kogoś, co by w twojej sprawie przemówił u tamtejszych władz departamentu,
przedstawiając im, iż my nie zajmujemy się polityką, a tylko opuszczoną młodzieżą,
aby ta nie sprawiała kłopotu policji, Niech także zaznaczy, że wielu młodych
Francuzów znajduje się we Włoszech i tylko dla ich wygody otwiera się nowe
przytułki nie tylko we Francji. Warto także podkreślić, że w każdym kraju jest osobny
przełożony, którym rządzi dana inspektoria. Informuj mnie z dnia na dzień o rzeczach
bieżących... Następują pozdrowienia. /List nosi datę 15.10. 1878 r./
W trzecim liście jest wzmianka o relikwiach Piusa IX. Relikwie te były bardzo
pożądane i tak ksiądz Taroni pisał z Faenzy: Mówiono mi, że ksiądz może mieć
relikwie Piusa IX. Jakże przyjemnie by mi było mieć je od Księdza Bosko. To dwaj
kapłani, których kochałem i kocham najwięcej. Co by to było za szczęście, prawdziwa
łaska Boża!... Mówiło się już wtedy o wielu nadzwyczajnych faktach przypisywanych
wstawiennictwu Piusa IX, miedzy innymi o nagłym uzdrowieniu jednego chłopaka
z gwałtownych ataków epilepsji, na które jak wiadomo, cierpiał od młodości Pius IX,
a uzdrowiony z nich został przez Najświętszą Dziewicę Niepokalaną.
Carissimo D. Ronchail!
Dowiaduję się z prawdziwą przykrością o chorobie naszego przyjaciela
p. Delpiano. Z całego serca posyłam mu swoje błogosławieństwo. Poleciłem, aby
przed ołtarzem Najświętszej Wspomożycielki, rano i wieczór w szczególny sposób
376

38.7 Page 377

▲back to top
modlono się w jego intencji. Załączam relikwie Piusa IX. Zawieź mu je z zachęta, by
ufał jego wstawiennictwu. Zapewnij także jego małżonkę o naszych modlitwach. Nie
mogę go odwiedzić, bo jestem zajęty wyjazdem misjonarzy. Ale skoro tylko będę miał
trochę czasu, zaraz wpadnę do niego. Następują pozdrowienia...
W czwartym liście Święty wyraża swoje zadowolenie, że może dla domów we
Francji posłać więcej personelu. Równocześnie zapytuje dyrektora, czy ten może
posłać mu coś pieniędzy. Kończy żartobliwym postscriptum: Mam trochę na pieńku
z p. Audoli, bo jakoś nic się nie odzywa. Niechże, więc albo mi napisze długi list, albo
przyśle 10.000 franków.
W piątym liście najważniejszy punkt jest ten, w którym poucza dyrektora, jak
się przyjmuje profesję zakonną w jego imieniu od młodych współbraci. Chciał zaś,
aby ta funkcja odbyła się półpublicznie, a to dla podkreślenia, iż w Zgromadzeniu są
nie tylko sami Włosi, i że wcale nie ma się zamiaru wszystkich „italianizować”.
Owszem w jednym z listów pisał: Potrzebuję kleryków i księży Francuzów, niech ich
będzie liczba jak największa... Zmarły pan Delpiano wyznaczył Księdza Bosko na
swego legatariusza generalnego, ale z tym, że jego żona będzie użytkowała majątek do
swej śmierci, z prawem korzystania i z kapitału. Następstwem tego było, iż wszystko
rozdała swej rodzinie i dla salezjanów nic z tego nie zostało.
Mio Caro Don Ronchail!
Niechże Bóg da wieczny odpoczynek zmarłemu Delpiano. Dobry to był
chrześcijanin i będziemy się za niego modlić. Pozdrów ode mnie jego żonę i powiedz
jej, że codziennie pamiętam o niej we Mszy św. Zaproś ją, by przyszła spędzić kilka
dni w domu naszych sióstr. Może jej to sprawi przyjemność.
1. Przykro mi, że twoje zdrowie jakoś nie bardzo. Pracuj, więc tyle, na ile ci ono
pozwala, nie więcej i miej wzgląd na nie.
2. Przygotuj owych dwóch kleryków do złożenia ślubów. W swoim czasie
otrzymasz do tego delegacje. Na funkcje zaproś zaufanych przyjaciół.
3. Chłopcy niech odśpiewają na glosy Ava verum… i sit Nomen Domini
benedictum… księdza Cagliero. Potem ty zaintonujesz Veni Creator… itd. Na końcu
przemówisz, podkreślając zadowolenie w życiu i przy śmierci tych, którzy poświęcili
się Panu Bogu… Piękny przykład mamy tego w śmierci twego kuzyna księdza Batta.
Ostatnie jego słowa były: Dziękuję Bogu, że mnie powołał do salezjanów i udzielił mi
łaski, że mogę umierać na rękach Księdza Bosko. Te myśli ci podsuwam, ale ty
zresztą zrób jak uważasz i jak uznasz za lepsze.
Piszę jeszcze o święceniach innych kleryków i pozdrawiam.
CANNES
W roku 1877 proboszcz z Cannes ksiądz Barbe, pertraktował z księdzem
Ronchail w sprawie małego ośrodka młodzieżowego, który on sam założył, a teraz
377

38.8 Page 378

▲back to top
pragnął rozbudować przy pomocy salezjanów. Ponieważ w zasadzie Ksiądz Bosko
odniósł się życzliwie do tej propozycji, proboszcz ucieszony wypowiedział zaraz pracę
dotychczasowemu personelowi, pracującemu w tym ośrodku. Wobec tego Ksiądz
Bosko rad nie rad, by proboszcza nie zostawiać w ambarasie, musiał tam wysłać
trzech swoich ludzi, aby objęli przynajmniej nauczanie w szkole parafialnej.
Równocześnie zażądał jednak od księdza Barbe, aby mu przedstawił regulamin tej
instytucji i projekt ewentualnej umowy. Wynikało z niej, iż zakładem kierować miałby
komitet, do którego należałby także dyrektor salezjanów, a na czele komitetu stałby
sam proboszcz. Zakład miałby utrzymywać się z dobroczynności publicznej.
W związku z tym pisał Ksiądz Bosko do księdza Ronchail: Statut ten jest dla nas nie
do przyjęcia. Za dużo w nim niedomówień, jeżeli nie zostawi nam się całkowitej
swobody i niezależności, lepiej pertraktacje przerwać, a my będziemy mogli osiedlić
się trochę dalej, to jest w Saint Cyr, albo w Marsylii. Skończyło się na tym, iż wobec
niemożliwości uzgodnienia punktów kontraktu, wobec ciasnoty miejsca zamieszkania
salezjanów i nieodpowiedniego otoczenia dla nich, zostali stamtąd wycofani i do tej
miejscowości już nie wrócili.
LA NAVARRE
Do domu w La Navarre na pierwszego dyrektora przeznaczony został ksiądz
Perrot. Ten przestraszony nałożoną na niego odpowiedzialnością i brakiem życiowego
doświadczenia, przedstawił przełożonemu swoje obawy, na co otrzymał taki list:
Mio Caro Don Perrot!
I ja wiem dobrze, że jesteś jeszcze młody i przydałoby ci się bardzo jeszcze
poduczyć trochę i nabyć praktyki pod kierownictwem kogoś o większym
doświadczeniu. Ale cóż zrobić? Święty Tymoteusz wezwany do przepowiadania
Ewangelii, choć również był jak ty młody, bez wahania zaczął głosić Królestwo Boże
poganom i Hebrajczykom. Więc i ty idź naprzód śmiało w imię Boże. Zabierz się do
dzieła nie, jako przełożony, ale jako przyjaciel, brat, ojciec. Źródłem twych rozkazów
niech będzie miłość, która pragnie wszystkim czynić dobrze, nikomu źle. Czytaj,
rozważaj, praktykuj nasze Reguły, to jest ważne dla ciebie i twoich. Niech ci Bóg
błogosławi i tym, co pójdą z tobą do Navarre i módl się zawsze za mnie, co jestem
twoim w Chrystusie Panu oddanym ci przyjacielem.
Turyn, 02.07.1878 r.
Ksiądz Bosko
Święty zarządził, aby personel przyjechał na miejsce nie z Turynu, ale
z francuskiej Pizzy. Dyrektor otrzymał do pomocy subdiakona Giordano, jako
nauczyciela i młodego koadiutora, Mariana Gay, jako asystenta - młodych, przyszłych
rolników. Pieniądze na podroż zdobył nowy dyrektor, przyjmując na siebie obowiązek
odprawienia 30 Mszy św. Z biedą mu to wystarczyło. Na domu warto zaznaczyć,
ciążył dług 20.000 franków. Do tego sierocińca salezjanie przybyli pół do szóstej po
378

38.9 Page 379

▲back to top
południu 5 lipca 1878 roku. Przyjęci zostali jak najserdeczniej przez jego nielicznych
mieszkańców i miejscowe nieliczne osoby, które ucieszyły się, iż nareszcie ktoś
zajmie się tą instytucją podupadłą tak moralnie, jak materialnie. To podniosło trochę
na duchu nowo przybyłych, Ale kiedy później wieczorem znaleźli się sami i przyjrzeli
się, w jakich warunkach mają rozpocząć pracę, miny im zrzedły. Budynek w połowie
rozsypywał się w gruzy, pola przyległe były zachwaszczone, a przy wspomnianym
długu kasa pusta. Wszystko to zapowiadało ciężką i niewdzięczną harówkę bez
widoków jakichś doraźnych rezultatów. Nie ma się, więc co dziwić, że ogarnęło ich
zniechęcenie. A za to dziwić się trzeba, że przy tych warunkach z miejsca nie uciekli
stamtąd skąd przyjechali. Zwyciężyła ufność a Opatrzność Boża i zaufanie do tego,
który był pokornym, a tak cudownym narzędziem Najświętszej Wspomożycielki. Ta
nadzieja ich nie zawiodła i wnet odczuli jej skutki. Prostota, z jaką podjęli się tak
ciężkiego zadania, bezpretensjonalność, z jaką odnosili się do swego otoczenia,
zrobiły jak najlepsze wrażenie na obywatelach miasta i na sąsiednich proboszczów,
którzy wszyscy pospieszyli im z wydatną pomocą. Oczywiście i Ksiądz Bosko o nich
nie zapomniał. Na ich nalegania posłał im jeszcze 6 koadiutorów do uprawy pola i do
pomocy przy odbudowie. Nie chodziło tyle o ciągnienie zysków z roli. Ale
o uruchomienie szkoły rolniczej dla okolicznej młodzieży. Wnet po pierwszych
remontach przyjęto 40 uczniów, bo tyle na razie mógł dom pomieścić. To spotkało się
z ogólnym uznaniem, a tym samym wzmogły się znacznie zapomogi z rożnych stron
na wyżywienie i ubranie sierot.
Wkrótce odwiedził ich biskup miejscowy, następnie Ksiądz Bosko,
a zainteresowanie się salezjanami tak dzielnie sobie poczynającymi było ogólne.
Niedługo potem przybyły do pracy im właściwej także siostry - Córki Maryi
Wspomożycielki, poprzedzone wizytą ich Matki Założycielki. Ta po zwiedzeniu
sierocińca w La Navarre, w którym dzieci były mocno przerzedzone przez tyfus, a ze
sióstr franciszkanek dotąd nimi się opiekujących pozostała tylko jedna, która przyjęła
Matkę jak mogła najlepiej, pojechała ona do Saint Cyr, gdzie był również sierociniec
koedukacyjny. Zadecydowano, więc, iż dziewczęta pozostaną na miejscu,
a chłopców przeniesie się do La Navarre. Po przeprowadzeniu tego siostry mogły
spokojnie w roku 1880 rozpocząć swą pracę także w Saint Cyr. Do La Navarre
przyszły w owym roku 1878 r., 5 października, nie zważając na niewygody, jakie ich
tu czekały. Spały wprawdzie pod dachem, ale przez niego deszcz przeciekał, ze ścian
sypał się tynk, wiatr świstał przez nadwyrężone okna, a szczury i nietoperze
uganiające się po klatce schodowej nie dawały spać spokojnie. Mimo, iż zaczęło się od
łez sióstr płaczących nad biedotą im powierzoną, którym to sierotom nie mogły tak
szybko i tak obficie wszystkiego dostarczyć jak pragnęły, ośrodek ten opiekuńczy
rozwinął się wspaniale i aż do kasaty zakonów we Francji bardzo owocnie pracował
ku chwale Bożej i dobru biednej dzieciarni.
379

38.10 Page 380

▲back to top
MARSYLIA
Między domami założonymi przez Księdza Bosko we Francji pierwszeństwo
należy się w każdym razie placówce w Marsylii. W miarę jak zbliżał się dzień jej
otwarcia stale jakieś przeszkody opóźniały krok ostateczny. Jeszcze w maju 1878 roku
ksiądz Rua usprawiedliwiał się przed kanonikiem Guiol, iż z powodu niedyspozycji
Księdza Bosko opóźni się przyjazd salezjanów do tego miasta. Kapituła Główna
odnosiła się do otwarcia domu w Marsylii bardzo życzliwie, by nie powiedzieć
z entuzjazmem, a jeżeli na niej podsuwano w kontrakcie pewne poprawki, to tylko
w tym celu, by przy zmianie w przyszłości przedstawicieli obu stron, wprost
uniemożliwić jakiekolwiek w tym celu nieporozumienia. W połowie czerwca umowa
już była gotowa a pewne jeszcze drobne niejasności załatwiano listownie. Lada dzień,
więc mieli tam udać się pierwsi pionierzy salezjańskości, których przybycie tak
zapowiadał listem z 26 czerwca Ksiądz Bosko do księdza proboszcza od św. Józefa:
Mio Caro Signor Vurato!
Aby ruszyć wreszcie z miejsca, posyłam księdza Bologna prefekta tutejszego
domu. On już ma doświadczenie w prowadzeniu internatów, szkół zawodowych,
Oratorium, więc spodziewam się, iż nie zawiedzie pokładanych w nim nadziei. Ale
i na to trzeba być przygotowanym, że nie od razu będzie mógł działać cuda i upłynie
trochę czasu, zanim będziemy mogli oglądać owoce naszych wspólnych wysiłków.
Ale ufam, iż z pomocą Bożą dom pod wezwaniem św. Leona nie pozostanie w tyle
w porównaniu z innymi zakładami. Co do pewnych niejasności jeszcze, to on będzie
mógł przedstawić nasz punkt widzenia. Chodzi o to, aby instytut mógł mieć stałe
podstawy, a to jest możliwe tylko wtedy, jeżeli działalność salezjanów będzie całkiem
nie zależna. W tym względzie jeszcze są pewne trudności do rozwiązania, gdyż
salezjanie nie mogą ani okrążać, ani przeskakiwać, ale muszą trzymać się tego, co
ustalone i nic więcej. Niech wiec ksiądz na to zwróci uwagę. Moim pragnieniem jest,
aby ta placówka przetrwała długie lata po nas. Na razie wyjedzie tam trzech księży
i jeden koadiutor. W razie potrzeby dośle się innych. Zasyłam wyrazy uszanowania dla
monsignora Martin i dla jego Wiktora i wszystkich z jego domu. Prosząc o modlitwy
itd., …
Ksiądz Jan Bosko
I rzeczywiście wkrótce dosłał tam Ksiądz Bosko jeszcze czterech kleryków
i tyluż koadiutorów tak, iż w roku 1879 w katalogu Marsylia miała 12 współbraci.
W liście powyższym nazywa Święty ów dom w Marsylii „domem pod
wezwaniem św. Leona”. Trudno ustalić, czy to było z tego względu, iż salezjanie mieli
tam przybyć 28 czerwca, tj. w dniu, w którym Kościół święty czci właśnie św. Leona
Papieża /a właściwie przyjechali tam dwa dni później/, czy też ku uczczeniu Papieża
św. Leona XIII. Zdaje się, iż jedna i druga okoliczność decydowała by a masońskiej
Francji nie raziło kogoś przypominanie Papieża, kryło się go za świętym jego
380

39 Pages 381-390

▲back to top

39.1 Page 381

▲back to top
poprzednikiem. Ale od roku 1880 dzień św. Leona, 28 czerwca, był zawsze świętem
Patrona domu.
Wspomniano już, iż w dniu 28 czerwca nie objęli tej placówki salezjanie. A to
dlatego, że gwałtowna burza zmusiła ich do zatrzymania się w Nizza. Tu spędzili
uroczystość świętych Piotra i Pawła, dopiero nazajutrz stanęli w Marsylii. Ale i ten
dzień był słotny a okoliczności przyjazdu jeszcze przykrzejsze, bo w mieście wrzała
walka miedzy tymi, co chcieli zburzyć pomnik biskupa Belzunce, który w latach 1720
do 1722, w czasie zarazy był dla ludności jakby drugim Karolem Boromeuszem a tymi
co chcieli by dalej był przypomnieniem i ozdobą ulicy o jego nazwie. Nasi przybysze
musieli przeciskać się przez podniecone tłumy wyklinające wszystko na wszelki
sposób… To im właśnie wykazało namacalnie, jak w takim mieście potrzebna jest
praca oratoryjna. Stad też bez żadnych formalności, już 2 lipca, w uroczystość
Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny rozpoczęli pracę oratoryjną.
Ksiądz Bologna, którego potem zwano ogólnie Don Bologna /Boloń/ nie miał
postawy okazałej, gdyż był raczej niskiego wzrostu, ani też nie miał łatwego
wysłowienia się. Miał natomiast ducha swego Świętego Założyciela: dobroć, słodycz,
wesołość, roztropność, dar pozyskiwania sobie serc, niepospolita zręczność
w załatwianiu spraw, rzetelna gorliwość o rozwój zleconego mu dzieła i to, co nad tym
dominowało, to pobożność szczera i głęboka. Znał także dobrze język francuski.
Przyjęty do Oratorium, jako sierota, spędził w nim 20 lat, jako uczeń – wychowanek,
kleryk, kapłan i prefekt. Był wiec doprawdy rodzonym dzieckiem Oratorium. Przed
samym wyjazdem jeszcze uczestniczył w obchodzie imienia swego Ojca
i Wychowawcy, który już nazajutrz po jego wyjeździe posłał mu bilecik:
Carrissimo Don Bologna!
Załączam trzy listy, które przeczytawszy zaniesiesz, dokąd trzeba. Rozpoczynaj
wiec in Nomine Domini... Gdzie możesz oszczędzaj; jeśli będziesz w potrzebie wołaj
o pomoc, a twój Papa’ w potrzebie zaradzi. Dla współbraci bądź ojcem, wobec
społeczeństwa przedstawicielem Zgromadzenia i drogim przyjacielem Księdza Bosko.
Pisz mi i co czarne, i co białe. Kochaj mnie w Chrystusie Panu. Niech Bóg cię
błogosławi i dzieło tobie powierzone. Przy okazji podziękuj tym, co mi przysłali
życzenia na św. Jana. Módl się za tego, który zawsze itd.,...
Miejscowy biskup Place, zaledwie poświęcił 15 lipca Oratorium, odwołany
został na stolicę arcybiskupia do Rennes: ale jego następca monsignor Alojzy Robert,
przeniesiony z Oran, bardzo życzliwie odniósł się do działalności salezjanów, której
owoce już przy swym ingresie mógł oglądać.
Skromne bardzo były początki tej placówki. Pierwszych 8 wychowanków na
noc szło spać do stodoły. Trzeba, zatem było myśleć o rozbudowie. Z listu księdza
Rua do nowego dyrektora dowiadujemy się źródłowo, wobec jakich trudności stanął
ksiądz Bologna.
381

39.2 Page 382

▲back to top
Caro Don Bologna!
Masz rację żalić się, iż nie piszemy ci, ale chyba wyrozumiesz nas, biorąc pod
uwagę, jak „mało” mają do roboty piszący i inni. Czekaliśmy zresztą posiedzenia
Kapituły, by ci odpowiedzieć w sprawach przez ciebie poruszanych. Wczoraj
zebraliśmy się i ja już dziś piszę. A wiec:
1. Prosisz z księdzem proboszczem tamtejszym o dwóch księży. Na razie
niemożliwe, ale twe życzenie będziemy mieć na uwadze.
2. Kapituła uważa, że jeszcze nie czas zaczynać rozbudowę - już to, dlatego,
że brak gotówki, już to i z tego powodu, że jeśli tamtejsi obywatele zobaczą,
iż coś się robi i to planowo /remonty trzeba robić i chłopców przyjmować/ to wtedy
chętniej pospieszą z pomocą. Rozplanowanie domu przysłane; przeglądaliśmy, ale
przeznaczenie poszczególnych lokali nie uważamy za praktyczne, więc posyłam ci
inne... W Nizzy nawet przy większej jeszcze ciemnocie, a mogli przyjąć większa
liczbę młodzieży niż z twego projektu wynika.
3. Czy odnośnie do umowy nic nie zaszło nowego?
4. Na razie posyłamy jednego stolarza, który zna swe rzemiosło. Skoro tylko
będziecie mieć 30 chłopców, poślemy pomocnika.
5. Wkrótce będę pisał do księdza proboszcza waszego, co jest na kuracji. List
będzie podobnej treści jak ten,
6. Ostatnie twe sprawozdanie bardzo nas ubawiło. Skoro będziesz miał jakieś
nowości, czy wesołe, czy kłopotliwe, to pisz mi, bo będą miłą pożywką dla
wszystkich.
No niech to wystarczy; Ksiądz Bosko ma się dobrze. Pamiętaj o nas
w modlitwach itd., …
Turyn, 16.07.1878 r.
ks. Rua
List do proboszcza księdza Guiol, o którym była wyżej wzmianka, miał być
odpowiedzią na jego pismo, w którym widząc poczynania salezjanów we Francji i ich
trudności, proponował otwarcie nowicjatu dla Francuzów w Marsylii i zorganizowanie
tam kursu dla tych, którzy by mieli poduczyć się języka francuskiego. Myśl ta
spodobała się bardzo Księdzu Bosko, który też o czymś podobnym myślał i tak pisał
do owego proboszcza:
Carissimo Signor Curato!
Otrzymałem jego list i cieszy mnie bardzo, że nasze projekty w zupełności są
zgodne. Konieczny jest nowicjat we Francji. Projektowałem sobie na ten cel Nizzę, ale
owszem Marsylia również mi odpowiada i na to się godzę. Zróbmy wiec tak: Naprzód
postawmy dobrze na nogi hospicjum św. Leona. Pracownia stolarska już się
zorganizowała; ma dzielnego majstra, który był dwa lata we Francji; wnet poślę
krawca, a potem innych. Równocześnie z konsolidacją zakładu będziemy myśleć
o nowicjacie. Wielkie to przedsięwzięcie, ale też bardzo pożyteczne. Z naszych
382

39.3 Page 383

▲back to top
uczniów więcej niż polowa idzie do seminarium, względnie pozostaje u nas. W tym
roku w naszych zakładach jest coś 300 młodzieńców, którzy po ukończeniu
gimnazjum pójdą na kleryków, z tych osiemdziesięciu na salezjanów, dwudziestu na
misjonarzy, piętnastu do innych zakonów, sto osiem lub sto dwudziestu pięciu do
seminariów diecezjalnych.
Trzeba będzie dużo popracować, żeby doprowadzić sytuację we Francji do
takiego poziomu, ale z pomocą Waszej Przewielebności i do tego dojdziemy. Miałbym
jeszcze inne rzeczy do omówienia, ale to może w następnym liście, względnie przy
spotkaniu. Niechże Bóg błogosławi itd., …
Ksiądz Jan Bosko
Dnia 31.07.1878 r.
Trzeba było doprawdy mieć dużo odwagi, ażeby planować erekcję nowicjatu
we Francji i to właśnie w owym czasie, kiedy masoneria na wszelkie sposoby dążyła
do kasaty zakonów. Również podziw może budzić, iż Ksiądz Bosko mówi
o nowicjacie na ziemi francuskiej, kiedy tam zaledwie może posłać trzecią cześć tego
personelu, którego tam potrzeba. Ale nowicjat będzie kanonicznie erygowany i to
w niedługim czasie.
W miesiącu wrześniu ksiądz Bologna przyjechawszy do Turynu na ćwiczenia
duchowne mógł spokojne konferować z Księdzem Bosko i przedstawić mu projekty
kanonika Guiol. W związku z tym tak pisał Święty do niego:
Carissimo Signor Curato!
Wobec nawału zajęć w tych dniach nie mogłem wszystkiego ostatecznie ustalić
z księdzem Bologna. Będzie on trochę niezadowolony, że nie weźmie ze sobą
personelu, o który prosił. No, ale nie naraz Paryż zbudowano. Niedługo jednak
otrzyma dwóch księży, jednego kleryka bliskiego święceń, a w razie dalszych potrzeb
przyjdą inni. Jest trochę kłopot z tym personelem, bo otwarliśmy 15 nowych domów.
Pragnę jednak całym sercem iść na rękę Waszej Przewielebności gdyż zaliczam go do
rzadkich naszych Pomocników. Ja na razie nie mogę jeszcze wybrać się do Marsylii.
Najwcześniej może to nastąpić późną jesienią. Ale wszystko, co ksiądz załatwi
z księdzem Bologna, będzie przeze mnie aprobowane. Trzeba koniecznie poszerzyć
tamtejsze budynki, ale skąd wziąć pieniędzy? Dopiero w przyszłym roku można by
liczyć na jakieś 20.000 franków. Jeśliby ksiądz Bologna potrzebował od czasu do
czasu jakiejś sumy pieniężnej, to niech ksiądz będzie łaskaw mu takowej pożyczyć
udzielić i o tym mnie zawiadomić, a ja postaram się takową zwrócić, chyba, żeby
ksiądz raczył nam coś z tego podarować...
Był tu u nas ksiądz Roussel, który chciałby zapewnić byt swojemu instytutowi
przez przyłączenie go do Zgromadzenia Salezjańskiego. Podobne jednak sprawy
trzeba załatwiać powoli, powoli i modląc się wiele. Wspominam o tym, gdyż on
powraca do Paryża i będzie przejeżdżał przez Marsylię, gdzie chce oglądnąć nasz
zakład i mówić z Waszą Przewielebności. Jak ksiądz widzi, odnoszę się do niego jak
383

39.4 Page 384

▲back to top
do swego drogiego i godnego wszelkiego zaufania przyjaciela. Proszę mnie traktować
podobnie. Niech ksiądz aprobuje, względnie nie aprobuje moich projektów... Chętnie
skorzystam z jego mądrych rad, byle wszystko wyszło na większą chwałę Bożą. Niech
nas Bóg zachowa w swojej św. łasce itd.,…
Takie były skromne początki zakładu św. Leona, gdzie ubóstwo królowało
przez pierwsze dwa lata, bo takie to są drogi Opatrzności Bożej w kierowaniu jej
dziełami, przez co daje jednym okazje do umocnienia swej ufności w jej rządy,
a drugim do zdobywania zasług przez uczynki miłosierdzia, a dla wszystkich
sposobność podziwiania jej wszechmocy, która umie wszystko z niczego wywołać.
PARYŻ
Wspomniany w powyższym liście ksiądz Roussel założył w Paryżu w dzielnicy
Auteuil sierociniec dla rzemieślników. By temu dziełu zapewnić trwałość, Ojciec św.
Pius IX podsunął mu Księdza Bosko, który wówczas również znajdował się
w Rzymie i na ten temat obydwaj rozmawiali. Podobny sierociniec całkiem
odpowiadał idei Świętego, wiec odniósł się do niego z zainteresowaniem. Ksiądz
Roussel w roku 1878 zwiedził Valdocco i tak mu się owo życie spodobało, iż już
bezzwłocznie wszedł w pertraktacje, co do objęcia jego sierocińca przez Księdza
Bosko. Na Kapitule projekt został bardzo życzliwie przyjęty z tym, by salezjanie nie
mieli żadnych przeszkód w stosowaniu swego systemu i żeby mieli zapewnione
prowadzenie tego zakładu także po śmierci jego założycieli. Korespondencję w tej
sprawie w języku francuskim miał załatwiać hrabia Cays. Dla ustalenia punktów
umowy wysłani zostali do Paryża do księdza Roussel wspomniany hrabia i ksiądz Rua.
Kiedy ci zajechali na miejsce, Ksiądz Bosko napisał dwa listy: jeden do hrabiego Cays,
w którym wyraża swą radość z ich podroży i ze serdecznego przyjęcia, jakie im
zgotował ks. Roussel, następnie oświadcza, że mają całkowite pełnomocnictwa do
wspomnianych pertraktacji i zezwala im na zatrzymanie się w Paryżu tak długo, jak
długo będą trwały rozmowy. Wspomina też o tym, że projekt otwarcia tam nowicjatu
podoba mu się. Tylko to trzeba będzie jeszcze omówić osobno, mając na względzie
podobny projekt w Marsylii. Wyraża też swoje zadowolenie, iż arcybiskup i jego
sufragan okazali się raczej przychylni dla poczynań salezjanów. A oto list do księdza
Rua, z datą 16 listopada 1878 roku:
Mio Don Rua!
List do hrabiego Cays wykorzystajcie wedle potrzeby. A teraz parę uwag dla
ciebie:
1. Punkty zasadnicze kontraktu odpowiadają mi… Jakieś drobne zmiany mogłyby
nastąpić, byle myśli zasadniczej nie naruszały. Nie zaznaczać zależności instytucji od
Kapituły Głównej a raczej od Przełożonego, bo jest to bardziej zrozumiałe dla
zainteresowanych kontraktem.
2. Zwrócić trzeba uwagę, czy nie ma długów hipotecznych, które by potem
przeszły na nas.
384

39.5 Page 385

▲back to top
3. Czy nie ma zastrzeżonych miejsc gratisowych dla wychowanków? Na których
fundusz byłby już wyczerpany.
4. Choć macie ode mnie wszelkie upoważnienia, to jednak definitywnie nie trzeba
obiecywać naszego przybycia do Paryża, aż będzie całkiem wyjaśnione, czy
w jakich nieprzewidzianych sytuacjach nie bylibyśmy zmuszeni placówki opuścić.
Oczywiście, że otwarcie naszej placówki w Paryżu jest dla nas wielce korzystne tak
ze względów religijnych, jak i politycznych.
W razie potrzeby możesz swój powrót opóźnić. Dbajcie o swoje zdrowie.
Pozdrowienia od wszystkich itd.,…
Ksiądz Jan Bosko
Trzeba tu zaznaczyć, iż dzieło księdza Roussel nie miało dotąd podstawy
prawnej swego istnienia. By je legalizować formalnie jego założyciel proponował
założyć spółkę akcyjna, w której on miałby 1/3 akcji, Ksiądz Bosko druga, a życzliwe
osoby trzecią… Jaki przy tym byłby stosunek salezjanów do owej spółki, to byłoby do
omówienia. Obaj delegaci wrócili do Turynu 30 listopada, w czasie wieczerzy. Ksiądz
Bosko zatrzymał się z nimi do późnej nocy. Nazajutrz zebrała się Kapituła Główna,
którą on takim żartobliwym przemówieniem zagaił: Kiedy Krzysztof Kolumb wrócił
ze swej odkrywczej wyprawy, zgromadzili się wokół niego wszyscy wielcy panowie i
urzędnicy dworu, razem z królem pełni podziwu i ciekawości co do rzeczy oglądanych
przez niego w owych dalekich krajach. W ich obecności Krzysztof Kolumb opowiadał
o swych przygodach. Otóż i my tu zebrani posłuchajmy, co nam opowie ksiądz Rua.
Ubawieni takim wstępem kapitulni wysłuchali z uwagą relacji. Projekt spółki akcyjnej
nie natrafił na sprzeciwy; ale to jeszcze nie rozwiązywało wszystkiego. Duże
zastrzeżenia wywołał stosunek dyrektora salezjańskiego do zarządu spółki. Tu łatwo
mogły wystąpić nieporozumienia, bo dyrektor miałby dwu przełożonych, czyli
przełożonego Zgromadzenia i zarząd spółki, który łatwo mógłby mijać się z intencjami
salezjanów. To znowu ujemnie wpływałoby na ducha współbraci owego domu.
Kapituła nic nie zadecydowała, czekając na ostateczne wyjaśnienie tego problemu.
A jednak takie ujęcie sprawy było jedynym środkiem, by uniknąć wydatków
i niebezpieczeństw przy testamentarnym przepisywaniu własności. Ksiądz Roussel
proponował, by na początek salezjanie występowali formalnie, jako jego pomocnicy,
ale z prawem następstwa. To było wskazane także ze względu na ambicje narodowe
Francuzów, którzy niechętnie patrzyli na obcokrajowców, rządzących się na ich
terenie. Na to zwrócił uwagę i kardynał paryski, który ze swej strony zaproponował,
aby salezjanie nie angażowali się zaraz na całego, ale na razie rozlokowali się tam na
próbę na jeden rok.
Ksiądz Bosko chciał osiedlić się w Paryżu, ale z godnością jak przystało na jego
Zgromadzenie, które już miało swoją renomę i we Francji. Znany księgarz Lethellieux
na wiadomość, iż salezjanie mają przybyć do Paryża, wyraził gotowość odstąpienia im
swojej drukarni. Nic, więc dziwnego, iż zewsząd Ksiądz Bosko słyszał zachęty, by
zaryzykował, a tymczasem gdyby miał teraz objąć proponowaną placówkę, zaraz też
385

39.6 Page 386

▲back to top
musiałby posłać odpowiedni personel, przygotowany naukowo i fachowo... a takiego
w dostatecznej ilości nie miał. Wypadało, zatem na jakiś rok sprawę przewlec.
Również ta jednoroczna próba wcale mu nie odpowiadała. Jakby to wyglądało, gdyby
po roku przyszło się wycofać z Paryża! Zorientował się też, iż ksiądz Roussel nie liczy
się z wydatkami i łatwo może pozostawić po sobie cały ten obiekt mocno zadłużony.
Rozważywszy to wszystko, postanowił rozpocząć swą działalność w bardzo
skromnym zakresie, a dopiero z biegiem czasu, w miarę przysposobienia sobie
odpowiedniego personelu, poszerzać swą działalność. Stosownie do tego przygotował
projekt umowy i wysłał go w połowie grudnia do Paryża. Według tego Towarzystwo
Salezjańskie nie brało na siebie żadnej odpowiedzialności, ani moralnej, ani
materialnej za prowadzenie zakładu a tylko ustanawiało tam ośrodek dla kształcenia
swego personelu, który z biegiem czasu mógł przejąć kierownictwo całości.
Utrzymanie tego zespołu salezjańskiego ciążyłoby na ogólnej administracji zakładu.
Odpowiedź na ten projekt kazała na siebie czekać, choć wszyscy główniejsi
współpracownicy księdza Roussel nalegali na niego, aby sprowadzał jak najprędzej
salezjanów, gdyż cały personel wychowawczy miał zbyt słaby wpływ na
wychowanków zakładu. Opóźnienie zdaje się było spowodowane tym, iż wobec
stanowiska Księdza Bosko, ksiądz Roussel chciał z nim osobiście odbyć konferencję,
która też doszła do skutku w połowie maja w Marsylii. Ksiądz Roussel zaskoczony
entuzjazmem, z jakim widział, iż był przyjmowany Ksiądz Bosko w tym mieście, bez
dłuższych dyskusji podpisał umowę. Wobec tego Ksiądz Bosko wyznaczył personel
dla Paryża z księdzem Cays na czele, a do Rzymu napisał prośbę o pozwolenie na
otwarcie kanonicznego nowicjatu w tejże stolicy
Rzym przed udzieleniem odpowiedzi zażądał statyki Zgromadzenia. Wobec
tak życzliwego ustosunkowania się Księdza Bosko do projektów paryskich, miał on
prawo spodziewać się, iż owa niefortunna klauzula próby jednorocznej zostanie
pominięta. Niestety kardynał arcybiskup Paryża nie ustąpił. Wobec czego przerwano
pertraktacje. W liście odmownym było zaznaczone, iż salezjanie już zdali egzamin
z tego, do czego są zdolni, tak we Włoszech jak we Francji, więc niesłusznie wystawia
się ich na próbę... a przy tym Rzym nie zgodzi się, by wydawać dekret na otwarcie
domu formacyjnego na jeden tylko rok. Wypada im, zatem zrezygnować na razie
z placówki paryskiej, ale ich pragnieniem jest utrzymywać nadal jak najserdeczniejsze
stosunki z księdzem Roussel, inicjatorem tak wielkiego dzieła. Reakcja na tę odmowę
przyszła w tonie bardzo delikatnym, ale z wyrazem żalu, iż nie doszło do
porozumienia. Ksiądz Roussel zdawał sobie dobrze sprawę, iż jego system
prowadzenia zakładu wychowawczego, nie daje tych owoców, jakich można by od
niego wymagać, a on sam nie miał czasu młodzieżą się interesować, zajęty
wydawnictwem La France illustre’e. Wyraźnie to sam wyznał, dlatego pragnę oddać
swe dzieło w ręce bardziej powołane... Wobec jednak warunków, w jakich przyszłoby
pracować tam salezjanom i wobec pewnej rezerwy, jaką wyczuwało się u kardynała
arcybiskupa, roztropność nie pozwoliła Księdzu Bosko zaryzykować i postanowił
odczekać jeszcze.
386

39.7 Page 387

▲back to top
Ale z tym wszystkim imię salezjanów i ich Założyciela stawało się coraz
głośniejsze we Francji i zaczęły się nim interesować na większą skalę różne pisma
i periodyki. Bretoński pisarz Jerzy Bastard w swej książce „Pięćdziesiąt dni we
Włoszech” poświęca dziełom Księdza Bosko trzy ciepłe stronice.
387

39.8 Page 388

▲back to top
ROZDZIAŁ XXIV
UROCZYSTOŚCI W ORATORIUM
Na uroczystościach, jakie w roku 1878 przypadały od 23 kwietnia do końca
grudnia, chłopcy cieszyli się obecnością kochanego Ojca. Wrócił on właśnie ze swoich
długich podroży w dniu, w którym zaczynał się miesiąc Najświętszej Wspomożycielki.
Kazanie w czasie nowenny głosił kanonik Schiapparelli, o którym w kronice czytamy:
Było go słabo słychać, a kazania były zbyt podniosłe. W naszym kościele potrzebny
jest silny głos a styl popularny. W pierwszym dniu tejże nowenny odczytał Ksiądz
Bosko swoim najbliższym list, jaki co dopiero otrzymał z Bolsena. Pewna pani
toczona przez raka od trzech lat, odprawiła nowennę do Najświętszej Wspomożycielki
o zdrowie. I oto w dziewiątym dniu nowenny nowotwór złośliwy znikł. Oczywiście,
że podobna wiadomość rozbudziła tym większą ufność do Niebieskiej Patronki
Zgromadzenia.
W owych dniach Ksiądz Bosko pragnąc zawsze pozostawać w łączności
z Wikariuszem Jezusa Chrystusa, pisał do kardynała Bartollini, ażeby przedłożył Ojcu
świętemu, jako wyraz hołdu i przywiązania dar, o którego jakości dowiadujemy się
z odpowiedzi wspomnianego kardynała: Przedstawiłem Jego Świątobliwości, co mi
Przewielebny Ksiądz zlecił, a mianowicie owe praktyki pobożne i pięć tysięcy
Komunii św., które będą przyjęte w najbliższy piątek przed uroczystością Auxilium
Christianorum za pomyślność pontyfikatu panującego nam Papieża. Ojciec święty
przyjął tę piękną ofiarę z wielkim zadowoleniem, na dowód, czego przesyła swoje
specjalne błogosławieństwo, o które był proszony.
W liście Eminencji była również zawarta odpowiedź w sprawie zupełnie innego
rodzaju. Otóż w owym czasie wakowała stolica biskupia w Ivrei po śmierci
monsignora Moreno. Ksiądz Bosko dowiedziawszy się o pewnych intrygach, ażeby na
nią wprowadzić jednostkę całkiem nieodpowiednią, uznał za stosowne, ażeby
przedstawić ze swej strony dwóch innych bardzo zacnych kapłanów, których nazwiska
jednak nie są nam znane. O tej propozycji Świętego nic byśmy nie wiedzieli, taką on
zawsze w tych rzeczach zachowywał rezerwę, gdyby nie nota kardynała we
wspomnianym wyżej liście, która brzmi: Przedstawiłem także Jego Świątobliwości
owych dwóch kapłanów, których Przewielebność Wasza uważa za godnych stolicy
biskupiej w Ivrei. Papież zalecił mi przekazać owe imiona kardynałowi Sekretarzowi
Stanu, jako Prezesowi komisji wyznaczonej do mianowania biskupów, aby ich
umieścił na liście kandydatów.
388

39.9 Page 389

▲back to top
Biskupem Ivrei mianowany został monsignor Dawid z hrabiów Riccardi, który
przeniesiony później do Novary, został następnie metropolitą w Turynie po kardynale
Alimonda. Odnosił się on zawsze życzliwie do Księdza Bosko i jego następcy.
Na dzień 24 maja spodziewał się Święty, iż przyjdzie do Oratorium celebrować
ordynariusz. Ale ponieważ ten nie mógł uczynić zadość zaproszeniu, poprosił go
o zezwolenie, by mógł postarać się na tę uroczystość o innego biskupa, mianowicie
tego z Aleksandrii. Chciał także zachować zwyczaj ustanowienia „priorów”
uroczystości. Tym razem zaproszenie wysłał do cavaliere Maco Gonella i jego zacnej
małżonki, pisząc mu:
Carissimo Signor Marco!
Moja dłuższa nieobecność w Oratorium sprawiła, że zbliżamy się do
uroczystości Najświętszej Wspomożycielki a jeszcze nie mamy na ten dzień „priora”.
Proszę, zatem Szanownego Pana, aby raczył przyjąć ten tytuł wraz ze swoją małżonką.
Już od dłuższego czasu nie pokazał się Pan między nami w tym charakterze. Dlatego
będzie mi bardzo przyjemnie, jeżeli Pan zaproszenie przyjmie. Wiadomo Panu
zapewne, że wszystkie modlitwy i Komunie św. owego dnia będą ofiarowane właśnie
w intencji „priora” święta. Prosząc Boga, żeby zachował drogiego Pana i całą jego
rodzinę w zdrowiu i swojej łasce, a polecając się równocześnie jego modlitwom, mam
przyjemność kreślić się w Chrystusie Panu przywiązany i oddany przyjaciel
Dnia 09.05.1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
Według regulaminu na święto Wspomożycielki Wiernych miała odbyć się
konferencja dla Pomocników i o tej konferencji, która odbyła się z początkiem
nowenny już mówiliśmy. Na tych zebraniach największą przyjemnością dla Księdza
Bosko było, gdy widział na nich także Pomocników z daleka, a do niektórych wysyłał
bezpośrednio zaproszenia.
W czasie wspomnianej nowenny usiłowano okraść świątynię Madonny. W nocy
na 19 maja jakiś drab ukrył się w kościele, by po jego zamknięciu mógł w stosownym
momencie otworzyć drzwi dla swoich wspólników. Wszystkie jednak ich usiłowania
z wewnątrz i zewnątrz, by drzwi otworzyć, spełzły na niczym, tak, że szczur nie mógł
się wyrwać z pułapki i został ujęty.
Jeśli już w czasie nowenny wielki był napływ wiernych do kościoła, to w samej
uroczystości brały udział prawdziwe tłumy. Msze święte rozpoczęły się już przed
trzecią rano. Naliczono ich 62. Jeszcze o pół do pierwszej po południu prosili wierni
o Komunię św. Od rana sześciu spowiedników zasiadało w konfesjonałach, zmieniając
się, co pewien czas. Muzyka święciła swoje triumfy. Dwustu kantorów chłopców
i starszych wykonało Mszę św. księdza Cagliero na 6 głosów. Antyfonę Sancta Maria
succurre miseris, po nieszporach odśpiewano na trzy chóry, ale już nie rozstawione
w świątyni, tylko złączone razem. Cała uroczystość była doprawdy imponująca
i pociągająca do pobożności. Na uroczystość zjechali wychowankowie z Lanzo. Wielu
389

39.10 Page 390

▲back to top
było przyjezdnych księży, dla których mieszkańcy Oratorium musieli odstąpić swoje
pokoje. Po raz pierwszy przybyły pielgrzymki z Lombardii i Novary. Wielu
z uczestników zatrzymało się jeszcze na nabożeństwie żałobnym odprawionym
następnego dnia za członków Arcybractwa Najświętszej Wspomożycielki. Ksiądz
Barberis w swojej „Cronaca”, która już niestety z tym rokiem dobiega końca,
wspomina o licznych posiedzeniach organizatorów uroczystości, którzy korzystając
z doświadczeń lat poprzednich, starali się zapobiec wszelkim nieporządkom. Także
i w tym roku mówiło się, że tak wielkiego napływu wiernych jeszcze dotąd nie było,
ale trzeba też pamiętać, iż podobne określenie powtarza się stale z roku na rok
odnośnie do podobnych obchodów.
Dnia 2 czerwca, stosownie do swej obietnicy, raczył monsignor Gastaldi
przybyć do Oratorium, by udzielić Sakramentu Bierzmowania. Bierzmowanych tak
eksternistów, jak internistów było przeszło dwustu. Ksiądz Bosko, jak łatwo możemy
to sobie wyobrazić, nie skąpił względem Ekscelencji objawów swego szczerego
szacunku, ale nie było to przyjmowane tak, by mogło zadowolić obecnych, gdyż
Ekscelencja przechodził koło niego z gestem ręki, jakby chciał powiedzieć,
że wszystkie te komplementy są zbyteczne.
Tego wieczoru gimnazjaliści rozpoczęli z nowicjuszami rekolekcje. Kazania
głosił monsignor Belasio. On także miał kazania do rzemieślników od 7 czerwca.
Kiedy Ksiądz Bosko przybył na słówko wieczorne w pierwszym dniu rekolekcji,
przyjęty został niekończącymi się oklaskami. Wszak od 20 listopada poprzedniego
roku nie miał sposobności przemawiać do chłopców razem zebranych. I tak mówił:
Nareszcie po kilku miesiącach mogę zwrócić do was kilka słów. Widzicie, ile to czasu
upłynęło, co nie mogłem życzyć wam „dobrej nocy”. A wy bądźcie pewni, że choć
chciałem - nie byłem pośród was, to myślą często wracałem do was w czasie swoich
podroży i modliłem się w czasie każdej Mszy św., aby Bóg miał was w swojej opiece.
A już wieczorami, kiedy byłem sam na sam, myśl moja ulatywała zawsze do
Oratorium. Zdawało mi się, że was widzę, że z wami rozmawiam, że jestem wśród
was i z daleka życzyłem wam dobranoc. Ale w tej chwili już to nie jest fantazja, bo
jestem między wami i spodziewam się, że pozostanę na dłuższy czas. Otóż, co
chciałbym wam teraz powiedzieć, to jest to, że rozpoczynamy rekolekcje. Mój
upominek na rekolekcje zamyka się w jednym zdaniu: Uważajcie na kazania
i praktykujcie, co na nich usłyszycie. W każdym z nich na pewno będzie coś takiego,
co dla każdego z was będzie odpowiednie. Zróbmy w tym czasie dobrze obrachunki
z naszym sumieniem. Pomyślmy o tym, co było, co jest i co będzie, bo na to są święte
rekolekcje. Pomyślcie również o waszej przyszłości, zastanówcie się nad waszym
powołaniem. Także i rzemieślnicy niech pomyślą o swym powołaniu, bo kto wie, czy
nie jest wolą Bożą, żeby niektórzy z nich pozostali w Zgromadzeniu i w nim pracowali.
Rekolekcje to wielka łaska Boża. Trzeba, więc z nich skorzystać, a doprawdy je
wykorzystać... Ilu z waszych towarzyszy, którzy w poprzednich latach słuchali tutaj
podobnych zachęt, dzisiaj już należy do tych, co przeszli do wieczności. A co by było,
gdyby byli dobrze rekolekcji nie odprawili? A któż może nas o tym zapewnić, że na
390

40 Pages 391-400

▲back to top

40.1 Page 391

▲back to top
przyszły rok znowu się tutaj spotkamy? Więc zawsze trzeba być gotowym; także i
młodzi umierają. Ja w tych dniach będę do waszej dyspozycji i mam, nadzieję, że
jeszcze będę miał sposobność do was przemawiać. Codziennie będę się modlił wraz z
innymi waszymi przełożonymi, byście z tych dni skorzystali. A więc kończę
podkreślając, że rekolekcje są wielką łaską Bożą, jakiej nie wszyscy dostępują. A
ponieważ wszystkie łaski otrzymujemy z dobroci Bożej, to trzeba byśmy się wszyscy
modlili gorąco o światło do Ducha Świętego Dobranoc.
Dwie bardzo miłe uroczystości nastąpiły niedługo po rekolekcjach,
a mianowicie św. Alojzego i imieniny Księdza Bosko. Z okazji uroczystości Patrona
młodzieży, miał Ksiądz Bosko miłą niespodziankę, bo kiedy wrócił po krótkiej
nieobecności do Oratorium, zobaczył na biurku bilet od Arcybiskupa tej treści: Na
najbliższą uroczystość św. Alojzego chętnie przyjdę odprawić Mszę św. i rozdać
Komunię św. w kościele Najświętszej Wspomożycielki, bylebym tylko mógł odprawić
ją wczesnym rankiem, gdyż ja zwykle przystępuję do ołtarza już o szóstej rano. Proszę,
zatem przysłać mi na czas powóz, abym mógł odmówić przepisane modlitwy przed św.
funkcją. Proszę o słówko odpowiedzi.
Ksiądz Bosko natychmiast odpowiedział:
Eccelenza Reverendissima!
Wróciwszy z Nizza Monferrato znajduje list od Waszej Ekscelencji świadczący
o wielkiej Jego życzliwości dla nas, iż raczy przyjść na Mszę św. i udzielić Komunii
św. w kościele Najświętszej Wspomożycielki. Dziękuję za to całym sercem. Godzina
przewidziana byłaby jak w inne święta. Uroczystość obchodzimy w niedzielę 23 bm.
Powóz będzie na oznaczoną godzinę. O ileżby zaś późniejsza godzina była
nieodpowiednia dla Waszej Ekscelencji, zgadzam się na szóstą rano, o siódmej Mszę
św. wspólną odprawi, kto inny. Zastanawiam się nad sprawą kościoła i domem św.
Michała, ale zawsze to pieniądze… Prosiłem księdza kanonika Merozzo, aby rzecz
zbadał dokładnie i poinformował mnie. Dziękuję całym sercem itd., ...
Ksiądz Jan Bosko
Odnośnie do końcowej treści listu, wypada zaznaczyć, iż monsignore Gastaldi
zawiadomił wtedy Księdza Bosko, że kościół św. Michała z przyległym konwentem
w Turynie, dawniejsza własność trynitarzy, miał być sprzedany żydom na synagogę
i tak kończył: Jeżeli Przewielebność Wasza miałby natchnienie i chęć uchronić ten
kościół od profanacji, byłoby to wielką jego zasługą, apud Deux et homines. Obiekt
ten oceniony został na 300.000 lir.
Równocześnie 17 czerwca rozpoczynała się nowenna do Najświętszego Serca
Pana Jezusa, którą po raz pierwszy mieli uczcić nowicjusze szczególniejszymi
modlitwami.
Wieczorem 23 czerwca, po skończonym nabożeństwie ku czci św. Alojzego
rozpoczęły się uroczystości związane z imieninami ku czci Księdza Bosko. Program
ich był jak zwykle corocznie, ale entuzjazm synowski był, co rok tak spontaniczny jak
391

40.2 Page 392

▲back to top
gdyby je obchodzono po raz pierwszy. Deszcz niestety zmusił przerwać akademię na
podwórku, jaka odbywała się 24 czerwca. Zdecydowano się, zatem powtórzyć ją na
św. Piotra i Pawła. Z chwilą przerwy Ksiądz Bosko przemówił krótko wyrażając swoje
zadowolenie z rożnych recytacji w językach krajów, gdzie powstawały domy
salezjańskie. W akademii prócz wybitnych osobistości i dobrodziejów miejscowych,
wziął udział także przedstawiciel przy dworze hiszpańskim Republiki Argentyńskiej
i kaznodzieja ksiądz Belasio. Ten wzruszony wszystkim, czego był świadkiem, znalazł
sposób, aby swoje przeżycia umieścić w jednym z wydawanych przez siebie dziełek.
Rozwodząc się w nim nad zamieszaniem pojęć, jakie panuje wśród nieprzyjaciół Boga,
podczas gdy wierni Kościołowi katolickiego przeżywają stale Zielone Świątki, pisał:
Cud Zielonych Świąt powtarza się po dziś dzień wśród nas. Pragnę tu podzielić się z
czytelnikami wrażeniem doznanym w dniu św. Jana Chrzciciela w Turynie. Otóż
w Oratorium salezjańskim, gdzie jak Apostołowie w Wieczerniku skupiają się około
Najświętszej Maryi Wspomożycielki rzesze młodzieży, obchodzono imieniny
Założyciela tej instytucji. Przy tej okazji wychowankowie wyrażali mu swoje uczucia
w różnych językach: we włoskim, francuskim, angielskim, irlandzkim, szkockim,
niemieckim, polskim, hiszpańskim, a nawet próbowali oddać akcent dzikusów
z Pampasów i Patagonii. A wtedy ja już nie mogłem wytrzymać i wśród łez zawołałem:
Oto powtórzony cud Zielonych Świątek! W tej chwili usłyszałem, jak ten Mąż
Opatrznościowy, jakim jest Ksiądz Bosko, z rękami wzniesionymi ku niebu westchnął
słowami Boskiego Zbawiciela: O jakie obszerne jest żniwo! Prośmy Pana żniwa,
ażeby nam posłał tylu pracowników, którzy by byli zdatni rozdzielać chleb żywota
wiecznego pogańskim ludom, naszym braciom wszystkich kolorów, a których Ojciec
nasz niebieski zaprasza na ucztę swego Syna. I ja szlochając powtarzałem: Ojcze
nieskończonego miłosierdzia! Przyspiesz ten dzień, w którym wszystkie narody
stanowić będą jedną owczarnię pod jednym dobrym pasterzem.
O godz. 6 - tej po południu, w sobotę 29 podjęto obchody imieninowe na nowo
i wtedy Ksiądz Bosko miał okazję obszerniej wyrazić uczucia, które w nim nurtowały,
mówił: Muszę wam się przyznać, że w tym momencie czuję silną pokusę pychy, nie
tyle z powodu pochwał, jakie wygłosiliście pod moim adresem, gdyż to wszystko było
tylko zwrotem retorycznym zwanym hiperbolą i wyrażało wasze pragnienia, jakim
chcielibyście mnie widzieć. Ale pycha ogarniała mnie z innej przyczyny. Czytałem
i słuchałem w tych dniach tyle wypowiedzi, jakie do mnie skierowano. I oto pomijając
już frazeologię, w jaką były ujęte, wyczułem w nich wasze dobre serce, waszą
wdzięczność, waszą miłość tak, iż musiałem sobie powiedzieć. Przecież ja mam
bardzo dobrych chłopców, i ci chłopcy takimi pozostaną, gdyż niemożliwą jest rzeczą,
aby kto ma cnotę wdzięczności, nie praktykował innych także cnót! To właśnie
obudziło we mnie uczucie pychy, ale jestem z tego zadowolony, Druga rzecz, która
mnie bardzo cieszy, jest ta, że w tym roku wychowankowie wszyscy są doprawdy
dobrzy i dlatego poczuwam się do obowiązku podziękowania tym wszystkim, którzy
pracują nad tym, byście takimi byli. Dziękuję również tym wszystkim, co grali,
śpiewali, recytowali, czy w jakikolwiek sposób przyczynili się do dzisiejszego święta.
392

40.3 Page 393

▲back to top
A teraz chcę wam jeszcze powiedzieć to, czego nie mogłem powiedzieć
w poniedziałek z powodu deszczu. Chodzi o owe przeżycia dwóch naszych misjonarzy
w Ameryce, którzy wyjechali z Buenos Aires do Patagonii. Doszła nas wiadomość, nie
tylko o ich wyjeździe, ale także o nawałnicy, na jaką natknęli się na pełnym morzu,
a potem wiadomości się urwały. Co gorsza powiedziano nam, iż statek zatonął. Łatwo
sobie wyobrazicie, jak to gorzko przeżywaliśmy. Ale Bóg pocieszył nas w samą
wigilię św. Jana, kiedy to nadszedł list od arcybiskupa z Buenos Aires, iż po trzynastu
dniach strasznego zmagania się z wichurą, kiedy to śmierć im groziła w każdej chwili,
wrócili nasi misjonarze do Buenos Aires na mocno nadwyrężonym okręcie,
śmiertelnie wyczerpani, ale żywi. Po tej radosnej wiadomości arcybiskup wspomina
swoje zeszłoroczne tutaj przeżycia wśród nas i oświadcza, iż uważałby sobie za
szczególniejszą łaskę Bożą, gdyby jeszcze mógł znaleźć się pomiędzy nami... Cóż
jeszcze mam wam powiedzieć?... Coraggio, coraggio, coraggio!!! Kto chce zostać
misjonarzem - wystarczy, że się zgłosi i może wyjeżdżać zaraz nie tylko do Patagonii,
ale i na San Domino, gdzie to szkoły są zamknięte, seminarium zamknięte, katedra
zamknięta. To mówi samo za siebie. Jeśli zaś ktoś nie ma odwagi jechać na misje, to
mamy przecież domy we Francji, koło Rzymu, w Ligurii, w Piemoncie, gdzie można
również pełnić Bożą misję. No, naturalnie, nie wszyscy są powołani, by wstąpić do
Towarzystwa św. Franciszka Salezego. Tym wystarczy, że będą żyć w duchu tego
Świętego, że będą misjonarzami w swoim otoczeniu, w swoich domach, przez dobry
przykład i dobre słowo. W ten sposób wszyscy jak tu jesteście zebrani, będziecie tymi,
o których Chrystus Pan powiedział; Będą solą ziemi i światłością świata wszyscy
kiedyś staniecie się obywatelami nieba i przekonacie się jak łatwą rzeczą było zbawić
swoją duszę i być misjonarzem.
Jakby echem imienin księdza Bosko był zjazd rodzinny byłych wychowanków
Oratorium, którzy zebrali się około swego ukochanego Przełożonego, 4 sierpnia. Jako
dar imieninowy, złożyli mu faldistorium i dwie pary dalmatyk: czerwone i białe.
W czasie obiadu wielu wznosiło miłe, serdeczne toasty, ale pomiędzy wszystkimi
wyróżnił się znany komik Gastini. Zebrano też składkę na egzekwie za zmarłych
towarzyszy. A oto treść przemówienia Księdza Bosko:
Zawsze mi to sprawia wielką przyjemność kiedy widzę się otoczony, przez
swoich przyjaciół i synów. Dzisiaj radość moja tym większa, iż zebraliście się tak
licznie i w tak pogodnym nastroju. Obiady zwykle przeplata się toastami. Rożne są
one i na rożnym poziomie. Ja pragnę podąć wam jedną myśl. I w dalszym
przemówieniu wysunął projekt utworzenia pomiędzy byłymi wychowankami kasy
wzajemnej pomocy. Jakże podobna organizacja – mówił byłaby dla was korzystna.
Ale ja stawiam jeden warunek. Wszyscy ci, którzy biorą udział w naszych zebraniach
rodzinnych, względnie chcą być członkami tej kasy wzajemnej pomocy, powinni
prowadzić życie naprawdę chrześcijańskie. Jeśliby ktoś nie żył wedle wskazówek
wiary św., nie tylko nie ma wstępu na nasze zebranie, ale żaden z nas nie powinien z
nim utrzymywać nawet kontaktów.
393

40.4 Page 394

▲back to top
Nie mówię o jakimś upadku sporadycznym, o jakimś chwilowym załamaniu się,
ale mam na myśli takiego, który by się stale prowadził niemoralnie. Takich nie należy
zapraszać na nasze zebranie. Postarajcie się, więc wszyscy przynosić chlubę
imieninowi, jakie nosicie; zakładowi, w którym byliście wychowani; religii św.,
w której żyjecie i organizacji Pomocników Salezjańskich. Tak postępując przez cale
życie będziecie mogli być doprawdy zadowolonymi. Mam nadzieję, że jeszcze tyle
razy będziemy mogli zbierać się na nasze rodzinne uroczystości, nieprawda?
I będziemy mogli kiedyś utworzyć jedną zwartą, radosną rodzinę, wszyscy tam
w niebie. Już teraz dajmy sobie na to słowo, umawiając się, że nikogo z nas tam nie
zabraknie.
W Uroczystość Wniebowzięcia rozdano nagrody uczniom szkół zawodowych
w obecności wszystkich domowników Oratorium. Z przemówienia Księdza Bosko
przy tej okazji mamy tylko przechowane uwagi kronikarza, który pisze: Przemówienie
Księdza Bosko podobało się głównie, dlatego, iż zawsze widać, że jest on ojcem
kochającym, który umie dużo wyrozumieć, pragnie, aby wszyscy dali sobie radę
w życiu i do tego im pomaga. Jeżeli ktoś mu się sprzeciwia, to przechodzi nad tym do
porządku dziennego i nic nie mówiąc, zaczyna od nowa, albo lepiej powiedziawszy
zachodzi z drugiej strony, aby przeprowadzić to, co trzeba przeprowadzić. A czyni to
pod pozorem robienia czegoś innego. Prawie zawsze zamiast łamać przeszkody, to je
omija. Moje życie w zasadzie – mówił Ksiądz Bosko, zawsze według tego co pisze
kronikarz – pragnę, aby całkowicie było poświęcone tym, którzy mnie słuchają.
Mniejsza o to czy wypadnie mi cos przecierpieć, to nic nie znaczy bylem tylko
zapewnił wam szczęśliwość wieczna. Różnorodność moich zajęć nie pozwala stale
bezpośrednio wami się opiekować, ale cokolwiek czynię to wszystko dla waszego
dobra. Odwagi, zatem, kto jest uczniem niech się uczy, kto rzemieślnikiem, niech
pracuje fizycznie, ale nasze wysiłki niech zmierzają ku temu, by czynić sobie
wzajemnie dobrze, by żyć uczciwie i być pożytecznym dla społeczeństwa. Wy
jesteście doprawdy uprzywilejowani. Ileż to młodzieży w waszym wieku i z takich
samych ośrodków pracuje o wiele więcej od was. A przecież nie usłyszą słowa zachęty,
nie żyją tak radośnie, bo nie ma, kto by się nimi zajął. Umiejcie być wdzięczni
względem tych, co wam świadczą dobrodziejstwa, starajcie się swoją pilnością, swoim
dobrym zachowaniem być pociechą waszym przełożonym i rodzicom.
Po tym streszczeniu przemówienia Księdza Bosko ksiądz Barberis zaznacza,
że w swoich przemówieniach nigdy on do nikogo nie odnosił się z pogardą czy
z niechęcią, ani nawet do ludzi złych, nie załamywał rąk wobec przeżywanych czasów
i spotykanych złośliwych jednostek, ani nigdy wprost nie atakował instytucji
przewrotnych. Działalność jego polegała na podsuwaniu myśli twórczych, na
popieraniu rzeczy i instytucji dobrych bez tracenia czasu, na urąganie temu, co było
złego.
Niestety od tej daty brak nam źródeł związanych z treścią niniejszego rozdziału.
A oto kilka jeszcze drobnych szczegółów, jakie można było zebrać. O wręczeniu
nagród uczniom gimnazjalnym wiemy tylko tyle, że tej uroczystości 1 września,
394

40.5 Page 395

▲back to top
przewodniczył zamiast Księdza Bosko - Wikariusz generalny z Montevideo. Coś
więcej wiemy o uroczystości MB Różańcowej w Castelnuovo, obchodzonej
6 października.
Brał w niej udział także Ksiądz Bosko i ci wychowankowie, którzy pozostali na
wakacjach w Oratorium. Ksiądz Bonetti głosił kazania w czasie nowenny, ksiądz
Cagliero w samą uroczystość. Mówił ode drzwi kościoła do otaczających go tłumów.
W uroczystości wzięła także udział orkiestra Oratorium. Było to po ośmiu latach
przerwy, bo od roku 1870, po zaborze państwa kościelnego, nie uważał on za
stosowne jakiekolwiek objawy większej radości, kiedy Ojciec chrześcijaństwa był
więźniem Watykanu. O tej racji swojego postępowania Ksiądz Bosko zwierzył się
tylko księdzu Alberze i tak przetrwało to do roku 1878. W owych latach w świecie
brało udział tylko kilku kantorów z Oratorium. Po wspomnianej uroczystości chłopcy
zjedli obiad w Becchi, podwieczorek w Castelnuovo, wieczerzę w Chieri skąd
pociągiem wrócili do swego gniazdka. Ksiądz Bosko i ksiądz Lazzero zatrzymali się
jeszcze trzy dni w Chieri dla uregulowania spraw świeżo otwartego domu dla
dziewcząt, który miały prowadzić Salezjanki.
Z tego czasu mamy przechowany jeszcze sen, opowiedziany przez Księdza
Bosko 24 października. Zaledwie dał on do zrozumienia, że ma coś podobnego im
opowiedzieć, w całym audytorium dał się słyszeć szmer ukontentowania. Tak więc
zaczął: Bardzo rad jestem mogąc oglądać swoje wojsko uzbrojone do walki contra
diabolum. Myślę, że tyle łaciny rozumie także i Sottino /był to służący w jadalni
przełożonych, który kandydował na poetę/. Wiele rzeczy miałbym, moi drodzy wam
do powiedzenia, choćby z tego powodu, że mówię po raz pierwszy do was po
wakacjach. Ale na razie zadowolę się opowiedzeniem wam mego snu. Wy wiecie
dobrze, że śni się we śnie, i ze trzeba snom wierzyć. No, ale jeśli nie ma nic złego
w tym, że się snom nie wierzy, to tyle razy nie ma nic złego i w tym, że im się wierzy,
bo niekiedy mogą one być nauczką, jak na przykład ten, który wam w tej chwili
opowiem.
Otóż byłem w Lanzo na pierwszej serii rekolekcji i spałem a naraz znalazłem
się w miejscu, którego nie umiałbym określić, co by to była za okolica. Ale było to
blisko ogrodu, obok, którego zieleniła się obszerna łąka. Kilku znajomych, co mnie
otaczali, zapraszali mnie bym wszedł do tego ogrodu. Wszedłem i ujrzałem wielką
ilość baranków, które baraszkowały miedzy sobą, jak to jest w ich zwyczaju. Wtem
otwiera się brama prowadząca na łąkę i owe baranki rzuciły się przez nią, by
skorzystać z pięknej paszy. Niektóre jednak nie pobiegły z tymi, ale pozostały
w ogrodzie szczypiąc tu i tam rosnącą trawkę, choć nie tak bujną jak ta na łące, na
która wybiegły tamte. Chciałbym widzieć, co robią owe baranki za bramą, rzekłem do
siebie i wyszliśmy na łąkę. Owe zwierzątka pasły się spokojnie. Naraz niebo
zaciemnia się. Migają błyskawice, dają się słyszeć grzmoty, słowem nadciągała burza.
Cóż teraz będzie z tymi barankami, jeśli na nie runie nawałnica pytałem siebie.
Wypada je spędzić do miejsca bezpieczniejszego wtedy ja z jednej strony, moi
towarzysze z drugiej usiłowaliśmy je naganiać z powrotem do ogrodu. Ale baranki
395

40.6 Page 396

▲back to top
w ogóle nie chciały wracać. Jedne uciekają tu, drugie gdzie indziej... no, pewno miały
lepsze nogi od naszych!... A tu już zaczęły padać pierwsze krople deszczu, który wnet
lunął strugami, a my nie mogliśmy się z tą trzecią uporać. Parę tylko owieczek wróciło
do ogrodu, inne, a było ich dużo, uparcie kręciły się po łące, no dobrze, jak nie chcą
się schronić, to gorzej dla nich, a my uciekajmy. I weszliśmy do ogrodu.
W ogrodzie była fontanna, na której widniał napis: FONS SIGNATUS.
Fontanna dotąd przykryta, naraz się otworzyła, strumień wody buchnął do góry,
rozdzielił się i utworzył wspaniałą tęczę na kształt sklepienia, jakby tego tutaj portyku
/Ksiądz Bosko opowiada sen po portykiem/. Tymczasem pioruny biły coraz częściej
i z wielkim szumem zaczął padać grad. My z barankami, które pozostały w ogrodzie,
schroniliśmy się i skupili pod owym cudownym sklepieniem, przez które nie mogła
nas dosięgnąć ani ulewa, ani grad. A cóż to wszystko ma znaczyć - pytałem swoich
przyjaciół – a co będzie z tymi niebożątkami, które zostały za bramą? Zobaczysz! –
odpowiedzieli. A przypatrz się, co te baranki mają na czołach... Popatrzyłem lepiej
i zauważyłem, że na ich czołach wypisane były imiona chłopców z Oratorium. A co to
ma znaczyć? – zapytałem. Zobaczysz! Zobaczysz! Już nie mogłem wytrzymać
i koniecznie chciałem przekonać się, co jest z tymi barankami poza bramą; Jeśliby,
który został zabity, to go wezmę i odeślę do Oratorium myślałem sobie. Wyszedłszy
spod tęczowego sklepienia dobrze zmokłem, a owe biedaczki za bramą zobaczyłem
leżące na ziemi, poruszające nóżkami, jakby chciały wstać i schronić się do ogrodu.
Lecz nie miały na tyle siły. Nawoływałem, ale bezskutecznie. Deszcz i grad tak je
stłukł i dalej bardziej kaleczył, że doprawdy litość brała. Jedne miały rozbite głowy,
drugie szczęki, inne oczy, czy nóżki, względnie inne części ciała... Nareszcie burza
ustała.
Zobacz no – mówi jeden z tych, co stali koło mnie. Zobacz na czoła tych
baranków. I na tych czołach ujrzałem imiona wychowanków Oratorium. Ach,
powiedziałem sobie. Znam, tego chłopca, którego tam imię wypisane, ale wcale na
baranka nie wygląda. Zobaczysz, zobaczysz – odpowiedziano – i podano naczynie
złote z przykrywką srebrną. Namaść swoją rękę, namoczywszy ją w tej maści, rany
tych zwierząt a zobaczysz, iż zaraz wyzdrowieją. Zacząłem, więc wołać: brr, brr, brr,
ale one się nie ruszyły. Powtarzam wołanie i nic. Podchodzę do jednego, a on
czołgając się umyka. Co nie chcesz? Gorzej dla ciebie, zawołałem i podchodzę do
drugiego, ale i ten wymyka się. I każdy, do którego chciałem podejść i namaścić go,
by wyzdrowiał, uciekał. Biegłem za nimi, ale to było bezskuteczne. Nareszcie jednego,
co miał oczy wybałuszone na zewnątrz dogoniłem. Dotknąłem go ręką i zaraz
wyzdrowiał, a podskakując radośnie pobiegł do ogrodu.
Wówczas inne baranki zauważywszy to, nie stroniły już ode mnie, ale
pozwoliły się namaścić i tak zdrowe, mogły wrócić do ogrodzenia. Niestety wiele
jeszcze pozostało za bramą, a były to te najbardziej poranione. Jeśli nie chcą zostać
uleczone, gorzej dla nich... Ale jak je tu spędzić do ogrodu? ...
Daj spokój – rzekł jeden z tych, co mi towarzyszyli. Przyjdą, przyjdą sami.
Zobaczymy i odłożyłem złote naczyńko, powracając do ogrodu, u którego wejścia
396

40.7 Page 397

▲back to top
odczytałem napis: Oratorium. Zaledwie wszedłem, a owe uparte baranki, co nie
chciały wejść, podchodzą ku bramie, ukradkiem wciskając się do środka i rozbiegają
się tu i tam, tak, że i tu jeszcze nie mogłem się do nich zbliżyć. Kilka było takich, co
niechętnie przyjmowały zabiegi ową maścią i dla takich, ona zamieniła się w truciznę
zamiast je leczyć. Patrz, patrz, widzisz ten sztandar? rzekł mój przyjaciel. Oglądnąłem
się i widzę sztandar z napisem: WAKACJE. Tak widzę! - odpowiedziałem. Oto skutek
wakacji – tłumaczył mi jeden z towarzyszy, bo ja prawie byłem nieprzytomny
z boleści, na widok tego, co oglądałem. Twoi chłopcy wyjeżdżają na wakacje
z najlepszą wolą, aby i w czasie wakacji korzystać ze Słowa Bożego i zachować się
dobrymi. Ale nadchodzi burza, czyli pokusy, potem lunie deszcz, czyli nastąpią ataki
szatana, wreszcie spadnie grad, czyli biedni chłopcy popadają w grzechy. Niektórzy
wyleczą się jeszcze przez spowiedź. Wielu jednak nie umie z niej korzystać, albo
w ogóle do spowiedzi nie przystępuje... Zapamiętaj to sobie i nie przestawaj powtarzać
swoim chłopcom, że wakacje dla nich będą burzliwym przeżyciem. Patrzyłem
wzruszony na owe baranki, tym bardziej, że niektórych rany były doprawdy śmiertelne
i przemyśliwałem nad sposobem ich wyleczenia... Ale ksiądz Scapini, który spał
w sąsiednim pokoju, wstawszy spowodował jakiś hałas, obudził mnie.
To jest sen, ale chociaż jest to tylko sen, to jednak wyraża on coś, co może
dobrze zrobić tym, co się nim zainteresują. Mogę również wam powiedzieć,
iż zapamiętałem sobie imiona owych baranków ze snu, a zestawiwszy ich
z odnośnymi chłopcami, przekonałem się, że ci ostatni byli doprawdy w takim stanie,
w jakim widziałem ich we śnie... W każdym razie w czasie tej nowenny do
Wszystkich Świętych, skorzystajmy z Miłosierdzia Bożego i dobrą spowiedzią
uleczmy rany naszej duszy.
Ten sen bardzo korzystnie wpłynął na słuchaczy i wielce przyczynił się do
dobrego rozpoczęcia nowego roku szkolnego. I rzeczywiście w czasie nowenny do
Niepokalanej, mógł Ksiądz Bosko z radością oświadczyć, że chłopcy w tym roku
w grudniu są na tym punkcie, na jakim zwykle bywali dopiero w lutym.
W samą uroczystość Niepokalanej odbyła się funkcja pożegnania czwartej
wyprawy misjonarzy. Podczas nowenny do Niepokalanej w Oratorium miało miejsce
nawrócenie się pewnego 16 - letniego młodzieńca. Jego matka pani Guglielminetti
dobrodziejka Księdza Bosko, już nie wiedziała, jakiemu świętemu polecać się
w sprawie swego niepoprawnego syna. Chłopak ten był już w Lanzo, skąd został
wydalony; był w Pinerolo, ale stamtąd uciekł. Przyprowadzony przez policję do matki,
został przez nią przedstawiony Księdzu Bosko, aby on coś poradził. Święty wziął go
na bok porozmawiał z nim chwilę, wreszcie głośno zapytał: Może byś się zatrzymał na
trzy dni u nas?
Pozostając tu, odprawiłbyś trochę rekolekcje i będziesz mógł następnie
zadecydować, czy chce się uczyć, czy chcesz ćwiczyć się w jakimś fachu, jednym
słowem, co sobie postanowisz na dalsze życie. Chłopak zgodził się i został
powierzony księdzu Barberisowi pod opiekę. Odprawił krótkie rekolekcje,
wyspowiadał się, przystąpił do Komunii świętej i nawet chętnie przebywał
397

40.8 Page 398

▲back to top
z nowicjuszami. Kiedy odwiedziła go matka, prosił ją o przebaczenie i by mu
pozwoliła zatrzymać się w Oratorium aż do uroczystości Niepokalanej. Czytał książki
religijne, służąc księdzu Barberisowi za sekretarza. W sam dzień uroczystości tak był
wzruszony, iż oświadczył:, Jeżeli tu dłużej jeszcze pozostanę nie będę mógł oprzeć się
chęci przywdziania sukni kleryckiej. Matka wobec tak szczęśliwego obrotu sprawy,
nie posiadała się z radości.
Nowenna do Bożego Narodzenia, w czasie, której głosił kazania ksiądz
Cagliero, rozbudziła nową gorliwość wśród młodzieży. Przyczyniły się do tego
i prymicje dwóch neoprezbiterow: księdza Amerio i księdza Deppert, którzy
24 grudnia, wśród śpiewów, muzyki i ogólnej radości obchodzili pierwszy dzień
swego kapłaństwa.
Tego dnia wieczorem Ksiądz Bosko przechadzając się po wieczerzy
z kilku księżmi, opowiadał im o wielkiej świętości niektórych wychowanków. Mówił
jak nie tak dawno temu zauważył, że dwóch chłopców przy spowiedzi podnosiło się
od ziemi w powietrze przez jakąś minutę. Jeden z nich podniósł się do połowy
klęcznika i dopiero po spowiedzi pomału, pomału znowu ukląkł, by odmówić akt żalu.
Zdaje mi się, iż koledzy otaczający nie zauważyli tego. Kiedy tych chłopców
spotykam na podwórzu czuję się sam trochę zmieszany. Są to chłopcy bardzo bystrzy.
Stale są w ruchu. Koledzy uważają ich za dobrych, ale nie zdają sobie sprawy, jak
bardzo są oni dobrzy.
W Boże Narodzenie o północy Ksiądz Bosko odprawiał jak zwykle pasterkę,
ale po niej usłyszano od niego, iż to chyba ostatni raz. Cierpiał, bowiem na oczy
i w sposób alarmujący tracił wzrok. Było to zdaje się skutkiem pioruna, jaki koło
niego uderzył w 1850 roku w Sant’ Ignazio. Prawe oko mocno zachodziło mgłą.
W tym roku1878 jesienią, kiedy długo musiał pracować przy świetle lampy, choroba
tak się rozwinęła, iż na prawe oko zupełnie zaniewidział. Lekarz kurujący go
oświadczył, iż również lewe oko jest zagrożone. Zabronił mu bezwzględnie pisać
i czytać po zachodzie słońca. Tą wiadomością oczywiście przejęli się bardzo
współbracia, nowicjusze i wychowankowie. Wszyscy oni, nie wykluczając tych
ostatnich chodzili często na nawiedzenia Najświętszego Sakramentu i organizowali się
w przystępowaniu do Komunii św., do której codziennie zbliżała się jakaś setka.
Wielu nowicjuszów modliło się, żeby raczej oni oślepli, byle Ksiądz Bosko miał
wzrok zachowany. Tak samo modlono się i w innych zakładach, dokąd poszła
wiadomość o chorobie.
W ciągu grudnia Księdzu Bosko nie było ani lepiej ani gorzej. Mimo wszystko
na dwa dni przed końcem roku wybrał się w podroż do Genui. Przed opuszczeniem
Oratorium polecił księdzu Rua, żeby w jego imieniu podał wiązankę na Nowy Rok.
Wiązanka zawarta była w jednym słowie: Unione – wielka łączność miedzy
przełożonymi, wielka łączność pomiędzy wychowankami a przełożonymi
i asystentami. Jako środek do podtrzymania tej łączności miało służyć uczęszczanie do
św. sakramentów, wyrozumiałość Przełożonych – uległość podwładnych, przy czym
zalecone było powstrzymywać się od tego wszystkiego, co by mogło zrywać tę
398

40.9 Page 399

▲back to top
łączność, a więc unikać kłótni i innych złośliwości, nie nawiązywać przyjaźni
partykularnych itd.
Na zakończenie ksiądz Rua zakomunikował inną wiadomość, którą poufnie mu
zawierzył Święty, a mianowicie, że ten wróciwszy do Oratorium, już wszystkich nie
zastanie przy życiu, gdyż w czasie jego nieobecności niektórzy będą musieli pożegnać
się z tym światem.
399

40.10 Page 400

▲back to top
ROZDZIAŁ XXV
CZWARTA EKSPEDYCJA MISJONARZY
Pod datą 31 grudnia 1877 roku Ksiądz Bosko, który już od kilku dni przebywał
w Rzymie, wysłał do kardynała Franchi, Prefekta Propagandy memoriał, w którym
wnosił o ustanowienie prefektury i wikariatu apostolskiego na dwóch odległych
terytoriach Argentyny. Zaznaczył w tym piśmie, co salezjanie dotąd już
przeprowadzili, jakimi środkami i określił położenie owych dwóch terytoriów, dla
których uważał za stosowne prosić o ustanowienie Wikariatu i Prefektury Apostolskiej.
A oto jak zaczął ów memoriał:
W burzliwych czasach, w jakich żyjemy, wszyscy dobrzy katolicy, a zwłaszcza
Zgromadzenia zakonne powinny coraz bardziej skupiać się około Stolicy Apostolskiej,
tej jedynej Mistrzyni Prawdy, by od niej otrzymać wskazówki i rady, jak skutecznie
pracować wśród narodów cywilizowanych i w krajach misyjnych. I oto z tą myślą
przed kilku laty miałem zaszczyt zwrócić się do Waszej Eminencji, przedstawiając mu
gotowość wielu salezjanów udania się na misje zaoceaniczne. Wtedy to usłyszałem
radę, by przygotować personel. Z błogosławieństwem Ojca św. zabrałem się do tego
dzieła i zorganizowałem odpowiednie seminaria w Turynie i Genui - /chodziło
o Dzieło Synów Maryi/. Już po kilku latach mogłem zakomunikować Waszej
Eminencji, iż mam księży gotowych na misje. Wówczas otrzymawszy do wyboru
Indie, Australię i Amerykę Południową, za radą Waszej Eminencji zdecydowałem się
wybrać Amerykę. I otóż teraz po dwóch latach chcę przedłożyć, co już salezjanie tam
zdziałali i równocześnie prosić o dalsze dyspozycje, które by przyczyniły się do
większej chwały Bożej.
W dalszym ciągu memoriału zaznaczam, iż już poprzednio niektóre zakony
próbowały pracy misyjnej wśród Patagończyków. Niestety wielu z nich zginęło,
a dotychczasowe rezultaty tej pracy są nikłe. Postanowiłem, więc chwycić się innego
środka, a mianowicie zorganizować swoje placówki misyjne, na pograniczu miedzy
dzikimi a częścią kraju już cywilizowaną. W ten sposób można było nawiązać kontakt
z ludnością tubylczą, zainteresować się jej dziećmi, a te potem by światło wiary niosły
do swych rodzin.
Oczywiście przy tym rozwijała się praca wśród ludności cywilizowanej
w Oratoriach i szkołach zawodowych, jak również opieka duszpasterska zwłaszcza
wśród Włochów. Aby mieć misjonarzy miejscowych, utworzony został nowicjat
400

41 Pages 401-410

▲back to top

41.1 Page 401

▲back to top
oraz studentat w stolicy Argentyny i tak do pracy misyjnej będzie można
w przyszłości posłużyć się także kapłanami miejscowymi. Jedynymi środkami
finansowymi na podtrzymanie tych dziel, na które można liczyć, to niewyczerpana
dobroć Ojca świętego. Salezjanie, ściśle mówiąc, nie posiadają żadnych dóbr ani
w Europie ani w Ameryce, a jednak Opatrzność Boża nie pozwoliła, aby im rzeczy
koniecznych kiedyś brakowało. Wśród licznych miejsc, gdzie by można założyć
ośrodki misyjne, to najodpowiedniejsze byłyby Carnhue’ i Santa Cruz.
W Carnhue’ jest posterunek wojskowy, który ma przeszkadzać w napadach
dzikich na miejscowości cywilizowane, a równocześnie jest to punkt, gdzie nawiązują
kontakty handlowe dzicy z cywilizowanymi. Do salezjanów - tak jedna jak i druga
strona - odnoszą się bardzo życzliwie. Drugi taki ośrodek, to Santa Cruz na samej
granicy Patagonii. Miejscowość ta nabywa tym większego znaczenia, iż, jak czytamy
w dziennikach, ma się tam osiedlić dwieście rodzin rosyjskich. Konieczną, więc jest
rzeczą ażeby ich katolicy uprzedzili, by, gdy one przyjdą zastały już sprawy kościelne
uregulowane. Przedstawiwszy tak ogólnie działalność salezjańską w Ameryce, kończy
prośbą: Po tym, co powiedziałem, ośmielam się prosić Waszą Eminencję, aby swoją
powagą i swoimi radami przyszedł mi z pomocą. Mnie zaś wydaje się, iż byłoby
rzeczą wielce korzystną dla ustabilizowania w tamtych stronach wiary katolickiej, aby
pierwsze misje w Carnhue podnieść do godności Prefektury apostolskiej: drugie
ustanowić Wikariat apostolski w Santa Cruz, która to miejscowość jest bardzo
oddalona od ośrodków katolickich i jest rzeczą prawie niemożliwą, aby mógł tam
dotrzeć jakiś biskup z posługą duchową.
Memoriał ten ułatwił Księdzu Bosko osobistą rozmowę z kardynałem
Prefektem w czasie, której mógł dokładnie przedłożyć swoje projekty. Rozmowa ta
jednak odbyła się stosunkowo późno z powodu śmierci Piusa IX, bo dopiero 16 marca,
w wigilię pierwszej audiencji u Leona XIII. Na ten temat oczywiście rozmawiał on
i z Papieżem oraz zaraz zdał sprawę z tej rozmowy kardynałowi. Zdaje się,
że skutkiem pierwszej rozmowy z kardynałem było, iż Ojcu świętemu przedstawił
tylko prośbę o wikariat i to w innej miejscowości, niż było zaznaczone w Memoriale,
bo oto co Ksiądz Bosko pisał znowu do wspomnianego kardynała:
Eminencja Reverendissima!
Po rozmowie z Waszą Eminencją na temat misji w Ameryce Południowej,
byłem też u Ojca świętego, by mu przedstawić powyższą sprawę. Wspomniałem
krótko o tym, czego tam już dokonano i że według mnie nadszedł już czas
miłosierdzia Bożego dla tych ludów. Dlatego warto zaryzykować eksperyment
w samej Patagonii, dokąd misjonarzy zapraszają dwaj znaczniejsi kacykowie,
zapewniając im opiekę i bezpieczeństwo życia. Stąd zdaje się być rzeczą wskazaną
ustanowienie Wikariatu, względnie Prefektury apostolskiej w Carmen, która to
miejscowość położona jest na północnym brzegu Rio Negro. Założywszy tu szkołę
średnią i drugą zawodową, z łatwością można by wejść w kontakt z dzikimi i przez ich
synów uświadamiać o religii świętej rodziców. Przedstawiłem także Ojcu świętemu,
401

41.2 Page 402

▲back to top
że w ciągu roku mogę przygotować dziesięciu kapłanów i tyluż katechistów dla Indii,
względnie dla innej placówki misyjnej.
Jego Świątobliwość z właściwą sobie dobrocią wysłuchał tych moich
wywodów, pochwalił je i pobłogosławił, skierował do Waszej Eminencji, ażeby
w swej wielkiej mądrości rozpatrzył dokładnie te sprawy, co zaś do ewentualnych
środków na podtrzymanie misji, sam jeszcze porozmawiał z Ojcem świętym...
Przy tym piśmie do kardynała załączał równocześnie Ksiądz Bosko wykaz tego,
co mu było potrzebne, tak pod względem jurysdykcyjnym na misjach, jak
i materialnym /brewiarz, książki, czy to religijne czy szkolne itd.
Podobne sprawozdanie o misjach swoich przedłożyli Papieżowi z adresem
hołdowniczym salezjanie, pracujący w Ameryce z podpisami tamtejszych dyrektorów.
Niedługo potem wysłali drugi list holowniczy na uroczystość św. Joachima, Patrona
Ojca świętego, w którym przedstawili mu delikatnie, iż byłoby rzeczą wielce
wskazaną ustanowić centralny dom misji wśród Patagończyków nad ujściem rzeki Rio
Negro. Pisma te oczywiście wysłane były za wiedzą Księdza Bosko, który przez nie
chciał dać poznać Ojcu świętemu, tym lepiej działalność salezjanów, a tym samym
uzyskać dla nich potrzebne przywileje, także i poza misjami.
Oto odpowiedź Ojca świętego na pierwsze pismo z Ameryki: To, co nam
napisaliście odnośnie do waszej działalności misyjnej, napełniło nas wielką radością.
Mogliśmy z tego poznać jak gorliwie zabiegacie o chwałę Bożą i zbawienie dusz. To
też całym sercem dziękowaliśmy Panu, że użycza wam sił i wynagradza obfitymi
owocami wasze fatygi. Na pewno, ukochani synowie, ta łaskawość Stwórcy dodaje
wam odwagi, ażebyście w ścisłej łączności ze Stolicą Apostolską, nadal ochoczo
i nieustępliwie pełnili przedsięwziętą misję nad pomnażaniem liczby synów światłości.
A ponieważ naszym największym pragnieniem jest chwała i rozszerzanie Królestwa
Chrystusowego, to będzie rzeczą dla nas miłą okazywać wam całą naszą ojcowską
życzliwość i upraszać z nieba obfitość łask, byście byli zawsze wartościowymi
instrumentami chwały Bożej i zbawienia dusz.
Gorliwość misyjna Księdza Bosko nie ograniczała się tylko do samej Ameryki,
obejmowała ona cały świat. Delegat Apostolski ze San Domingo monsignore Rocco
Cocchia pragnął gorąco, ażeby salezjanie objęli kierownictwo seminarium i szkoły
średniej. Katolicy o tejże samej nazwie owej republiki, mówili, że sprawy religii stały
bardzo źle. Małe seminarium było zamknięte z braku dyrektora i nauczycieli. Wielkie
seminarium było zamknięte z braku kleryków. Katedra była zamknięta z braku księży,
którzy by tam pełnili funkcje kapłańskie. Zamknięty był i uniwersytet z braku
profesorów i studentów. Monsignor Cocchia błagał, więc o pomoc Księdza Bosko,
oświadczając, iż wszystko oddaje w jego ręce. Ksiądz Bosko oświadczył swoją
gotowość pospieszenia mu z pomocą, skoro tylko okoliczności na to pozwolą, ale na
razie to jeszcze niemożliwe.
Z tą odpowiedzią Świętego odjechał biskup do Rzymu, przedstawiając
wszystko kardynałowi Franchi, nalegając ażeby on zobowiązał Księdza Bosko
zainteresować się jego diecezją. Kardynał zgodził się pewny, że Ksiądz Bosko zawsze
402

41.3 Page 403

▲back to top
gotów stanąć jest do pracy, gdy chodziło o chwałę Kościoła świętego. Na to
odpowiedział Święty, że w ciągu roku sześciu salezjanów będzie mogło wyjechać do
San Domingo, a kilku później. Stawiał przy tym warunek, a mianowicie, żeby
kardynał wyjednał dla Salezjanów dyspensę od testimoniales, extra tempus i inne
przywileje. Prefekt Propagandy, podziękował, czym prędzej za gotowość Księdzu
Bosko, ale co do drugiej części zauważył:, Ponieważ Wielebność Wasza rozpoczęła
praktyki w Kongregacji Biskupów i Zakonników, odnośnie do spraw, co do których
prosi o poparcie u Ojca świętego, to niestety musiałem się ograniczyć tylko do
rozmowy na ten temat z Prefektem wspomnianej kongregacji...
15 dni po tym liście kardynał Franchi umierał. Pod datą 2 sierpnia, adwokat
Leonori zakomunikował Księdzu Bosko: Kardynał Oreglia mówi mi, żeby Ksiądz nie
przyjmował misji w San Domingo, jeżeli mu nie przyznają żadnych przywilejów.
Niech Ksiądz nie łudzi się obietnicami, że je otrzyma później, gdyż od chwili, gdy
przyjmie misję, sprawa przywilejów znów zostanie odsunięta, nie rozpatrzona.
Ksiądz Bosko zainteresował tym również kardynała Bilio, który obiecywał,
oczywiście jak zawsze swoje poparcie, ale ponieważ nie należał do Kongregacji
Biskupów i Zakonników, oświadczył, iż co do przywilejów nic nie może uczynić...
Podsuwał przy tym myśl, aby się zwrócił do kardynała Oreglia, który nie powinien się
wymawiać. On w tym względzie może więcej zrobić, gdyż ma więcej czasu i jest
członkiem wspomnianej kongregacji, a przy tym jest rodakiem Księdza Bosko.
Kardynał ten zainterpelowany wprost przez Księdza Bosko, nie ukrywał przed nim, iż
obecnie wiatry nie są w tej sprawie przychylne. Także adwokat Leonori, odsyłając
Księdzu Bosko listy dotyczące dwóch diakonów, którzy prosili o dyspensę od wieku
zaznaczył, że ta została udzielona mu in forma gratiosa - bo to znaczy, że nie musi
przechodzić przez ręce arcybiskupa Turyńskiego, jakby to normalnie powinno być
i w tym dopatrywał się dobrej wróżby, pisząc: Dziękujmy Bogu! Mam nadzieję,
że swoją cierpliwością i roztropnością, zdoła Ksiądz otrzymać upragnione przywileje,
ale na razie trzeba jeszcze być cicho...
Ksiądz Bosko jednak nie uważał za stosowne milczeć. Ufając życzliwości
kardynała Bilio, przesyła na jego ręce prośbę do Ojca świętego, ażeby mógł
przyjmować przynajmniej aspirantów na koadiutorów bez testimoniales, choćby ten
przywilej był na jeden rok, czy nawet jednorazowy. Widać z tego, że zadowalał się
małym, aby tylko stworzyć odpowiedni precedens. Rozumiem Księdza intencję - pisał
kardynał - ale z przykrością muszę zakomunikować, że w tym wypadku
partykularnym, nic nie mogę pomóc. Wiem z całą pewnością, iż Ojciec św. absolutnie
nie życzy sobie, by podobne prośby dochodziły do Niego. Łatwo z tego Wielebność
Wasza domyśli się, iż moja interwencja byłaby bezcelowa.
By osłabić przykrą odpowiedź, zakomunikował Księdzu Bosko, iż jest gotów
zaraz wyświecić na kapłana diakona Błażeja Giacomuzzi i że sam postara się
o potrzebne do tego extra tempora.
Oczywiście, że jeżeli Ksiądz Bosko tak starał się o przywileje, to miał po temu
rację. Właśnie wtedy potrzebne mu było testimoniales dla jednego kleryka
403

41.4 Page 404

▲back to top
z seminarium turyńskiego, który chciał wstąpić do Zgromadzenia i udać się na misje.
Ja bez niczego zaraz go odesłałem - pisze Ksiądz Bosko - do Arcybiskupa Turynu, ale
po kilku dniach znowu przyszedł do mnie, przynosząc jak najlepsze świadectwa od
swego proboszcza i od kanonika Ariccio, którzy go bardzo gorąco polecają. Wobec ich
nalegań, no i ustępując na prośby i obietnice zainteresowanego, chciałbym przedstawić
z nim prośbę, o ile Wasza Ekscelencja zgodzi się wystawić mu testimoniales.
Mówiono mi, że będą świecenia extra tempora... Jeżeli to prawda, to bardzo bym
prosił, ażeby wśród kandydatów do święceń przewidzieć i kilku naszych kleryków.
Proszę Boga, ażeby zachował Waszą Ekscelencję przy dobrym zdrowiu
i aby synod, który w najbliższym czasie ma się odbyć, przyniósł obfite owoce ku
większej chwale Bożej i na pociechę Waszej Ekscelencji. Z wdzięcznością i czcią
prawdziwą mam zaszczyt kreślić się Waszej Ekscelencji zobowiązany sługa Ksiądz
Jan Bosko.
Ten list zaniósł do Arcybiskupa ksiądz Jan Deppert. Biskup przeczytawszy go,
odesłał Księdzu Bosko bez żadnej odpowiedzi, a tylko wręczając oddawcy mruknął:
Nie potrzeba mi jego rad! Słowa te odnosiły się do życzeń dobrego wyniku synodu
diecezjalnego.
Ale Ksiądz Bosko nie ustępował i ponowił swoje zabiegi w sprawie
przywilejów, wysyłając prośbę do Papieża niedługo potem, jak mu złożył w hołdzie
swoje dziełko „Il piu bel fiore del Collegio Apostolico". Wynika to z listu adwokata
Leonori, z dnia 16 grudnia: Wiem, że Ksiądz pisał znowu o przywileje, ale na razie
będzie to bezskuteczne.
Skuteczne, czy nieskuteczne, Ksiądz Bosko nieustannie przez dalsze sześć lat
zabiegał o przywileje opportune i importune, dopóki zresztą, za widoczną interwencją
Nieba, nie otrzyma nagrody za 10 letnią swoją wytrwałość. I niech nas nie dziwi,
że podporządkował przyjęcie misji w San Domingo sprawie przywilejów; świadczy to
tylko o tym, jaką on wagę do nich przykładał. Wszak skoro miał się podejmować
nowych ciężarów, to wypadało mu najpierw zapewnić sobie swobodę działania.
Po śmierci kardynała Franchi o San Domingo już nie było mowy, ale zaraz
przyszło nowe wezwanie. W Oratorium bawił wtedy monsignor Innocenti Teregui,
wikariusz generalny z Montevideo, ażeby wydrzeć Księdzu Bosko zgodę na wysłanie
kilku salezjanów do tamtejszej diecezji. Skoro jednak od Księdza Bosko usłyszał
wymijającą odpowiedź, zwrócił się do Ojca świętego, podkreślając ile dobrego
działają w Ameryce salezjanie na korzyść młodzieży. I tak pisał dalej: Jest naszym
gorącym pragnieniem, Ojcze święty, aby ci zacni salezjanie otworzyli szkołę
zawodową dla uboższych chłopców i dlatego zwracamy się z prośbą, aby raczył, choć
jednym słowem poprzeć nas u Księdza Bosko. U dołu tego pisma Ojciec święty raczył
dopisać: Odsyłamy to do Wielebnego Księdza Bosko, Przełożonego Salezjanów
w Turynie, ażeby pragnieniom piszącego możliwie stało się zadość.
Watykan , 24.08.1878 r.
Leon P.P. XIII
404

41.5 Page 405

▲back to top
Ale i temu życzeniu nie stało się zadość, aż dopiero po śmierci Księdza Bosko.
Na końcu roku wyszła wreszcie sprawa Paragwaju. Kraj ten, przez wojny
z Brazylią i Argentyną, jak i przez wewnętrzne rewolucje doprowadzony został do
ogólnej ruiny. Pius IX w 1876 roku wysłał tam swego delegata, ażeby pertraktował
z prezydentem Janem Gill, pierwszym prezydentem, z którym po tylu innych,
nieprzystępnych, można było rozmawiać. Z nim to Delegat Apostolski miał omówić
miejscowe sprawy kościelne. Paragwaj stanowił wtedy jedną diecezję bezprawnie
administrowaną przez pewnego nieszczęśnika duchownego, który zabił biskupa.
Pertraktacje z prezydentem zaczęły się dobrze, niestety został i on zamordowany,
w którym to morderstwie maczał ręce i ów renegat wyżej wspomniany.
Po śmierci prezydenta, przy którym to monsignor Roncetti był akredytowany,
skończyła się także i jego misja. Wówczas czas Pius IX polecił monsignorowi Di
Pietro, Delegatowi Apostolskiemu w Argentynie, zając się diecezją paragwajską. Ten
bardzo życzliwy dla Zgromadzenia salezjańskiego prałat koniecznie chciał mieć
u boku salezjanów. Prosił, więc Leona XIII, aby wpłynął w tym kierunku na Księdza
Bosko. I rzeczywiście z końcem roku 1878 do Oratorium nadszedł list od kardynała
Nina z zapytaniem: W jakim stopniu salezjanie mogliby przyjść Kościołowi na pomoc
w Paragwaju? Ksiądz Bosko zadeklarował dziesięciu i tyleż Córek Maryi
Wspomożycielki. Równocześnie pisał do księdza Bodratto, ażeby wypowiedział się ilu
ze swego personelu może odstąpić, zaznaczając, że reszta zostanie dosłana z Turynu.
Zapytany z wielkim bólem serca zdecydował się odstąpić trzech kapłanów. Ale
Monsignor Di Pietro chciał, aby zaraz jeden z salezjanów mógł być wyznaczony na
wikariusza generalnego, a drugi na rektora seminarium, trzeci zaś na proboszcza do
Villa Ricca, która to parafia była najważniejsza w całej republice. Na Wielkanoc już
zabrał ze sobą do spowiadania wiernych, księdza Allavena. Działalność tego kapłana
tak mu się spodobała, że już skory był mianować go wikariuszem generalnym. Wobec
tego jednak, że przyjazd salezjanów się opóźniał i nawinęli się Lazaryści, więc
skorzystał z ich gotowości i tak Salezjanie nie weszli wtedy do republiki paragwajskiej.
A teraz zatrzymamy się nad owocną działalnością synów Księdza Bosko
w Argentynie i w Urugwaju. Wspomnieliśmy już o szkole zawodowej, otwartej
w Buenos Aires w 1877 roku. Mieściła się ona w budynku prowizorycznym i dopiero
we wrześniu następnego roku oddano do jej dyspozycji nowy budynek w dzielnicy,
zwanej Almagro. Tym samym rozwiązano bardzo poważny problem dla owego miasta,
które miało wspaniałe kolegia dla zamożnych, ale nikt nie zajmował się włóczęgami
ulicznymi. Wprawdzie rząd myślał i o nich, ale nie mógł znaleźć osób tak
bezinteresownych, by poświęciły się pracy wśród oberwańców ulicy. Wprawdzie
jeden Anglik podjął się tego, ale po roztrwonieniu 400.000 pesos, przy budowie
gmachu odpowiedniego, uciekł. Co nie udało się rządowi, udało się salezjanom, którzy
wspomagani przez członków Konferencji św. Wincentego, środkami o wiele
skromniejszymi, w oparciu o Opatrzność Bożą, zabrali się do dzieła i postawili na
swoim.
405

41.6 Page 406

▲back to top
Ksiądz Bodratto wszedł w kontakt z grupą obywateli, którzy przed ośmiu laty
wybudowali piękny kościół ku czci św. Karola, właśnie na owym przedmieściu
w Almagro i tam utrzymali kapelana, kościelnego i nauczyciela szkoły elementarnej.
Ale rzeczy im się jakoś nie układały. Nie mogąc sobie dać rady z obsługą tej świątyni,
panowie owi zwrócili się do salezjanów, ażeby ci objęli zarząd wspomnianego
kościoła. Ksiądz Bodratto znając sytuację, ociągał się. Ale kiedy owych panów poparł
sam Arcybiskup, a doktor Carranza oświadczył gotowość pomocy w zakupieniu terenu
sąsiadującego z kościołem, ostatecznie zdecydował się podpisać kontrakt. Salezjanie
zaraz wzięli się do budowy i do pracy duszpasterskiej. Frekwencja do kościoła była
z początku bardzo słaba. Dopiero piękne ceremonie Wielkiego Tygodnia
zainteresowały wiernych, którzy odtąd coraz liczniej brali udział w nabożeństwach
i wreszcie poprosili Arcybiskupa o ustanowienie parafii. Proboszczem został ksiądz
Bourlot. Równocześnie ksiądz Bodratto zorganizował naukę łaciny, co stało się
następnie zaczątkiem miejscowych powołań. Niedługo potem wybrał grupę
młodzieńców dobrej woli i otworzył dla nich nowicjat pod kierownictwem księdza
Vespignani. Budowa nowego zakładu postępowała szybko. Znaczna cześć była już
gotowa w ciągu sześciu miesięcy i mogli się do niej przenieść krawcy, szewcy
i stolarze. Równocześnie przygotowywano miejsce na maszyny drukarskie. Zakład
otrzymał nazwę Scuola de Artes y Officios. Szkoła zawodowa imienia Piusa IX,
którego pamięć żywa jeszcze była w Argentynie. Inauguracja owego zakładu stała się
wielką uroczystością całego miasta, a gazety nie szczędziły życzliwych z tej okazji
artykułów. W inauguracji wzięły udział najwybitniejsze osobistości Argentyny
z Arcybiskupem na czele. W okolicznościowej akademii, ksiądz Bodratto przedstawił
budżet budowy, przez co zyskał sobie opinię dzielnego administratora, a równocześnie
umiał pobudzić do ofiarności zebranych tak, że bez wielkiego hałasu, w ciągu kilku
miesięcy, wpłynęły do jego kasy na dalszą budowę przeszło milion pesos.
Przemawiało na tej akademii wielu innych mówców, których przemówienia
zwyczajem salezjańskim przeplatane były deklamacjami i śpiewami. Na końcu
podniósł się monsignor Aneyros, który z taką apostrofą zwrócił się do salezjanów: Tak,
o Reverendi Salesiani, wyście się kształcili w szkole zaparcia samych siebie
i doskonałości, która wam już wyrobiła imię na całym świecie. Nie mogę, dlatego i nie
mam prawa dawać wam wskazówek, czy podtrzymywać was jakimiś zachętami na
duchu. Mogę tylko złożyć wam jak najserdeczniejsze gratulacje z oświadczeniem
naszej prawdziwej i dobrze zasłużonej przez nas wdzięczności. Modlił się będę, by
Bóg nadal błogosławił waszym dziełom, a rodzinę waszą zakonną pomnożył, jak ową
Abrahama. Jako on, tak i wy patrzcie bez trwogi na falujące losy ludzkości, ochronieni
zawsze przez Boską Opatrzność, a z wami niech cieszą się błogosławieństwem Nieba
wasi uczniowie i dobrodzieje.
Dzień ten tak pomyślny nie minął bez widocznego znaku Nieba. Uporczywy
kaszel po prostu rozrywał płuca już i tak słabe biednego księdza Vespignani, iż ten nie
mógł mówić i zachodziła poważna obawa o jego życie. Wtedy dyrektorowi, księdzu
Bodratto, przyszła szczęśliwa myśl do głowy: miał on piękną rokietę Piusa IX. Otóż
406

41.7 Page 407

▲back to top
na czas nabożeństwa kazał wdziać ją księdzu Vespignani, który w tej chwili uczuł się
uwolniony od dręczącego go kaszlu.
W październiku konwiktorów było 115. Wśród nich 60 gimnazjalistów i 65
rzemieślników. Znalazł się między innymi także pierwszy Indianin z Patagonii, który
poduczony w katechizmie przez księdza Vespignani, otrzymał na chrzcie św. imię
Wincenty Diaz. Do zakładu przysłał go arcybiskup. Chłopak ten, nauczywszy się
czytać i pisać i rzemiosła szewskiego, z biegiem czasu został majstrem szewskiej
pracowni w Patagonii.
Również w osławionej Bocca sprawy postępowały coraz lepiej. Szkoły
salezjańskie były bardzo uczęszczane, a rząd zezwolił salezjanom uczyć religii
i w szkołach państwowych.
W Ramallo, miejscowości dość odległej od San Nicolas arcybiskup otworzył
nową parafię, powierzając ją salezjanom. Ponieważ jednak dla proboszcza nie było
tam mieszkania, musiał ksiądz Tomatis, co sobotę przejeżdżać na koniu 18 mil, by
w niedzielę obsłużyć powierzone sobie owieczki.
Sława Salezjanów i ich działalności z Argentyny i Urugwaju, rozchodziła się po
innych republikach Ameryki Łacińskiej, budząc u biskupów pragnienie sprowadzenia
ich do swojej diecezji. Ksiądz Bosko jednak dbał o wzmocnienie placówek już
istniejących, których rozwój wymagał coraz większej liczby personelu. Pisał mu
ksiądz Bodratto:
Widzę, że nasza działalność w Ameryce poszerza się gwałtownie, ale gdy sobie
uświadomiłem ile do tego potrzeba personelu, to mi się robi zimno. Tu nie można
żartować. Dla utrzymania tylu placówek, potrzeba księży, majstrów, kierowników
pracowni, katechistów, a my takich nie mamy. Nas wszystkich jest tutaj
sześćdziesiątka, a pracy jest dla setek. Gdybyśmy mogli otrzymać jakąś pięćdziesiątkę
gorliwych pomocników ewangelicznych, ileż dobrego można by zdziałać, ileż dusz
pozyskać dla Boga i iluż dzikusów wprowadzić do owczarni Chrystusowej!
Pięćdziesiątka tak, ale skąd ją weźmie Ksiądz Bosko? A przecież połowę tego
ze salezjanów i sióstr przygotowywał on do czwartej ekspedycji misyjnej.
Ażeby zdobyć środki potrzebne na tę wyprawę, już wtedy nie było potrzeba
wysyłać okólników na całe miesiące naprzód. Bolletino Salesiano wówczas dobrze już
rozpowszechnione i czytane z wielkim zainteresowaniem wystarczyło całkowicie. Na
jego apel ze wszystkich stron napływały ofiary, a z nimi listy do Księdza Bosko.
Pewna osoba posyłając mu 17 marengów anonimowo, pisała: Uciułałam sobie te
trochę grosza na podroż zagraniczną, ale teraz pragnę, by służyły na podroż do
Ameryki dla salezjanów. A ja proszę o modlitwę na intencję, bym mogła odbyć
podroż szczęśliwą do wieczności. Jeden ojciec rodziny, przeczytawszy Bollettino,
wysłał: Byłem wzruszony, czytając o misjonarzach i zdecydowałem się uszczknąć uno
scudo z mej kasy, poświęcając go na tak święty i szlachetny cel. Niech, więc drogi
Ksiądz Bosko przyjmie moją skromną ofiarę, którą daję z całego serca. Proszę się nie
martwić, że na tym ucierpi moja rodzina. Zaoszczędzę na wydatkach niekoniecznych.
407

41.8 Page 408

▲back to top
Jeden kanonik z Tortony przysłał 400 lir ze słowami: Niech to będzie wyrazem
mego podziwu i przywiązania do synów św. Franciszka Salezego, co stali się za
sprawą Waszej Przewielebności, nowymi apostołami narodów.
W kilka dni przed odjazdem misjonarzy, okazało się, że jednemu z nich brak
płaszcza. A oto nadchodzi pakunek... Jakiś kapłan nie mający gotówki przysłał nowy
płaszcz zimowy, aby służył misjonarzom: Dla mnie jeszcze wystarczy ten stary, który
znowu nie jest tak bardzo wytarty...
Poniższy list Księdza Bosko zaadresowany zdaje się do księdza Józefa Perei,
mówi o poważniejszej ofierze:
Carissimo Don Giuseppe!
List twój był doprawdy opatrznościowy. Właśnie ubiegałem się o pożyczkę dla
uzupełnienia wyprawy dla misjonarzy, a wczorajsze moje zabiegi były bezskuteczne.
Potrzeba mi było 10 tysięcy franków. A oto nadchodzi twój list i to właśnie
z 10 tysiącami... Z wdzięcznością przyjmuję ofiarę, ale pod warunkiem, że jeśliby
ksiądz znalazł się w potrzebie, gotów jestem zwrócić i sumę i procenty. Co do tego zaś,
by ksiądz został salezjaninem, nie przewiduję trudności, ale na ten temat lepiej będzie
osobiście rozmawiać w Turynie, albo w Sampierdarena. Niech Bóg błogosławi, itd.
Ksiądz Jan Bosko
I w tym wypadku święty nie zapomniał o Papieżu. Choćby najskromniejszy
zasiłek z jego strony, byłby dla niego dowodem, iż aprobuje jego poczynania, co
znowu zyskałoby nowych ofiarodawców.
Ucieszył się, więc bardzo otrzymawszy list od sekretarza stanu:
Illustrissimo Signore!
Ojciec święty jest bardzo dobrze poinformowany, ile dobrego czyni Wasza
Przewielebność dla dusz. Dlatego też chciałby się przyczynić do rozwoju jego
instytucji. Ale obecnie ograbiony ze swego państwa, które przedtem pozwalało mu
popierać wszelkie dobre dzieła i katolickie wychowanie młodzieży, zmuszony sam żyć
z jałmużny, jaką miłość wiernych składa u jego stóp, musi ograniczać się w swoich
wydatkach, mimo właściwej mu hojności. Pragnąc jednak zadośćuczynić prośbie do
niego skierowanej, choć go boli, że w tak małej mierze polecił mi, ażeby tytułem
nadzwyczajnej zapomogi wysłać księdzu 2.000 lir, a równocześnie zaznaczyć, iż jego
błogosławieństwo będzie zapowiedzią szczególniejszych łask, o które prosi
nieskończone Miłosierdzie Boże dla Waszej Przewielebności.
Spełniając to życzenie Ojca świętego łączę, itd… kardynał Nina
Koniec końcem owych 14 salezjanów i 10 sióstr, co wybierali się do Ameryki
zostali zaopatrzeni we wszystko, co było potrzebne. A warto zaznaczyć, że zbiórka nie
trwała dłużej jak 15 dni.
Zawsze wzruszająca funkcja pożegnania dla salezjanów odbyła się dnia
8 grudnia, w Uroczystość Niepokalanej. Były wtedy trzy nowości: mowę pożegnalną
408

41.9 Page 409

▲back to top
wygłosił ksiądz Rua w zastępstwie Księdza Bosko; misjonarze po skończonej funkcji
nie wyjechali zaraz na stację, ale później dopiero wybierali się grupami do portów,
skąd mieli wyjechać; dla oszczędności tym razem zrezygnowali z podróży do Rzymu.
Niektórzy musieli odłożyć swój wyjazd, ażeby przedtem otrzymać święcenia
kapłańskie.
Jednym z odjeżdżających był kleryk Karol Ferrato. Raz Ksiądz Bosko odezwał
się do niego: Ty będziesz bardzo długo pracował. Następnie wziąwszy pomarańcze,
podął mu go ze słowami: Weź go sobie, przypomni ci się, kiedy będziesz w kraju
pomarańczy. Kiedy ten przyjechał do Paragwaju, gdzie nie ma tych drzew, myślał
sobie: Widocznie to nie jest miejsce dla mnie. I rzeczywiście niedługo potem
przeszedł do Brazylii, kraju pomarańczy. Tak, zawołał, to jest miejsce dla mnie...
Faktycznie, po śmierci biskupa Lasagna, kierował tamtymi domami, jako inspektor
przez wiele lat.
W czasie funkcji pożegnalnej Ksiądz Bosko był w Oratorium, ale
z misjonarzami chciał mówić później. Kiedy tłumy opuściły już świątynię, nowicjusze
i profesi zostali zwołani do kościoła św. Franciszka Salezego, gdzie Ksiądz Bosko
przyjął profesję 14 swych synów, między którymi byli misjonarze. W czasie
następującej po ślubach konferencji, najpierw polecił podziękować Boskiej
Opatrzności, za wszystko, co przeżyli w tym dniu, następnie kazał odczytać telegram
kardynała Nina, który nadszedł w czasie, gdy ksiądz Rua był już na ambonie. A oto
treść telegramu:
R.D. Giovanni Bosko
Torino!
Ojciec święty ciesząc się, że tak liczni misjonarze salezjańscy wybierają się do
Urugwaju i Argentyny, przesyła im z głębi serca upragnione błogosławieństwo.
Następnie zatrzymał się nad tym, jak Oratorium powstało w uroczystość Niepokalanej,
i jak w tymże samym dniu została poświęcona pierwsza kaplica Oratorium, ku czci św.
Franciszka Salezego. Na zakończenie dał dwa upominki: Zachować Regułę,
a zachować ją zawsze, nawet wtedy, gdy to przychodzi z trudnością i praktykować
posłuszeństwo zakonne, poddając mu się bez zastrzeżeń. Słuchaczy było dwustu.
Chociaż większość sióstr mieszkała już w Nizza Monferrato, to jednak wyjazd
owych 10 misjonarek nastąpił z Mornese 30 grudnia. Wieczorem dnia poprzedniego
żegnał je ksiądz dyrektor Lemoyne, porównując je do dziesięciu panien
ewangelicznych, które w tym wypadku były wszystkie roztropne. Następnie rozdał im
obrazeczki św. Józefa, z trzema upominkami:
1. Chętne posłuszeństwo wyraźnej woli Bożej.
2. Pogodne zdanie się na wolę Bożą.
3. Zupełna obojętność na wszystko, co nie pozostaje w związku z wolą Bożą.
Na czele tych sióstr była Magdalena Martini, pierwsza inspektorka Ameryki.
409

41.10 Page 410

▲back to top
Siostry, kiedy przyjechały do Sampierdarena, otrzymały pożegnalne
błogosławieństwo Księdza Bosko. Przed błogosławieństwem, jedna z nich odezwała
się: Ojcze, niech nas Ojciec pobłogosławi z tą myślą, ażeby żadna z nas nie umarła
w czasie podroży. Święty po chwilce zastanowienia się, odrzekł: Nie, nie spotka was
żadne niebezpieczeństwo. Zresztą, choćby, która miała skończyć w nurtach oceanu,
jadąc na misje i tak byłaby szczęśliwa, bo nie poszłaby do czyśćca.
Siostry wsiadły na okręt 2 stycznia 1879 roku z księdzem Cipriano, księdzem
Beavoir i z jednym koadiutorem. Patrząc na tę grupę oddalająca się, Ksiądz Bosko
wzruszony odezwał się pół żartem, pół serio: W przyszłości wypada, ażebym udzielał
błogosławieństwa misjonarzom, jakieś 15 dni przed ich odjazdem...
W latach pierwszych wypraw misyjnych do Patagonii, w Oratorium była inna
rzecz, która wszystkich elektryzowała, a był to dramat napisany przez księdza
Lemoyne'a. Iluż to wtedy po takim przedstawieniu marzyło o przygodach wśród
wolnych synów Patagonii! Wielu prosząc o wyjazd za morze, wyobrażało sobie,
że będą przeżywać rożne awantury z owymi dzikimi szczepami... Zanim jednak do
tego doszło, trzeba było czekać, aż dojrzeją czasy i ludzie. Ksiądz Costamagna, ksiądz
Fagnano, ksiądz Lasagna, czy z Buenos Aires, czy z San Nicolas, urządzali dalekie
wycieczki duszpasterskie ze swoich zakładów do kolonii rozrzuconych na tych
bezkarnych obszarach. Nigdzie jednak nie natknęli się na prawdziwych dzikusów. Ale
Ksiądz Bosko nalegał, ażeby jak najprędzej zacząć pracę właśnie wśród nich,
co siedzą jeszcze w cieniu śmierci.
Na temat Patagonii - mówił monsignor Costamagna - Ksiądz Bosko pisywał do
Ojca św., do prezydenta Argentyny, do Arcybiskupa Aneyros, do księdza Bodratto
i do mnie. A spostrzegłszy się, że z tą tak ważną dla niego sprawą, ociągamy się, robił
mi wyrzuty tymi słowami: Ani ty, ani ksiądz Bodratto mnie nie rozumiecie. Waszym
obowiązkiem jest iść do wnętrza Patagonii. Tak chce Ojciec święty, tak chce Pan Bóg.
Ruszże się nareszcie! Idź do rządu, mów o tym..., nalegaj żeby nam ułatwiono drogę
do tej misji...
Ażeby zadośćuczynić tym życzeniom Księdza Bosko, monsignor Aneyros,
zadecydował, żeby jego sekretarz, prałat Espinoza i dwaj salezjanie wybrali się do
Patagonii i tak rozpoczęli pierwsze próby pracy wśród dzikich. Ksiądz Bodratto, który
po odjeździe księdza Cagliero kierował pracami tamtejszych salezjanów, zgodził się
na to i na wyprawę przeznaczył ze swoich księdza Costamagna i księdza Rebagliati.
Ci dwaj, 7 marca 1878 roku w Campana, na brzegach Parana, wsiedli na parowiec
Santa Rosa, który miał ich przewieźć do Bahis Blanca, skąd by już mogli dotrzeć do
Carhue i Patagones.
Plan podroży łatwo zrobić na mapie, ale sama podroż kryła w sobie wiele
niespodzianek. Pierwsza była zaraz w San Pedro, niedaleko od San Nicolas, gdzie
gwałtowny wicher mocno nadwyrężył ich piroskaf. Kiedy wypłynęli na Parana do Rio
La Plata, w pobliżu wyspy Martin Garsia, czekała ich nowa niespodzianka; okręt
natrafił na mieliznę i wrył się w piasek. Trzeba było trzech dni wysiłku ze strony
410

42 Pages 411-420

▲back to top

42.1 Page 411

▲back to top
marynarzy, ażeby uwolnić się z tej zasadzki. Wreszcie wpłynęli na ocean Atlantycki
i skręcili ku południowi. Dalsza podroż była doprawdy tragiczna. Co tylko groźnego
i strasznego czytali nasi podróżni w książkach o nawałnicach morskich, tego
wszystkiego doświadczyli na sobie. Całą dobę trwał niebywały orkan, a kiedy trochę
stracił na sile, okręt był już na dalekim morzu igraszką spienionych fal. Pozbawiony
masztu, bariery i steru, znajdował się, jakie sto mil od lądu. Doświadczeni marynarze
zagadnięci o sytuacji, oświadczyli wyraźnie, że nie ma nadziei ratunku. Biedni trzej
misjonarze, zamknięci w swej kabinie zalanej wodą, wyspowiadali się wzajemnie,
a wzywając pomocy Najświętszej Wspomożycielki, oczekiwali w każdej chwili, kiedy
okręt się rozbije, o jaką rafę, względnie rozsypie się i pozostawi ich swemu losowi.
Pocieszali się tym, że życie swe złożą w ofierze przyszłej misji. Długie jeszcze dni
i noce trwała powolna agonia, a jednej nocy już odmówili nad sobą Proficiscere. Ale
następnego poranku wszystko się zmieniło. Ukazało się słońce, morze szybko się
uspokajało i nadzieja wstąpiła w serca biednych rozbitków. Po raz czwarty jakoś
skombinowano z drągu ster, który odpowiednio przymocowany do rufy statku,
popychał nieszczęśliwą Santa Rosa do Buenos Aires. Dobili do portu po trzech dniach.
Stanąwszy na lądzie i otrząsnąwszy się z makabrycznych przeżyć, na drugi dzień,
począwszy od kapitana do ostatniego członka załogi i wszyscy podróżni, nawet ci, co
przy pomyślnym wietrze, chełpili się ze swojego niedowiarstwa, pospieszyli do
kościoła na odśpiewanie Te Deum.
Usłyszawszy o całej tej przygodzie, Arcybiskup zaraz napisał list do Księdza
Bosko:
Molto Reverendo Amico, Carissimo Don Bosco!
List ten będzie miał Ksiądz w swoich rękach dokładnie w rok od czasu, gdy
byłem przez niego goszczony tak serdecznie w Turynie, co na zawsze pozostanie
w mojej pamięci. Mój pobyt w tamtejszym Oratorium tyle mi sprawił radości i był dla
mnie takim przeżyciem, że chciałbym ponownie tam się znaleźć i uściskać
czcigodnych kapłanów i tamtejszych chłopców. Niechże Przewielebność Wasza raczy
to uczynić w moim imieniu. Po chwilach strasznej niepewności nareszcie wczoraj
znów mogłem oglądać mego sekretarza i obu salezjanów, od których dowiedziałem się
z przerażeniem o strasznej nawałnicy, jaką im przyszło przeżywać, a z, poza której nie
mogli dotrzeć do Patagonii. Wielka to łaska Boża, że nie utracili życia. Niech będą za
wszystko dzięki Bogu, który i z takich przeżyć będzie umiał wyprowadzić dobro.
Mogą ci misjonarze śmiało powtarzać za świętym Pawłem: Ter naufragium feci... a to
tylko idąc za żądzą zbawienia dusz. Najserdeczniej pozdrawiam Przewielebność
Waszą, wszystkich jego domowników i ślę życzenia na 24 czerwca, w którym to dniu
jego chłopcy będą obchodzić z entuzjazmem imieniny swego Przełożonego i Ojca. Mi
creda:
Federico, arcybiskup Buenos Aires – 2005.
1878 r.
411

42.2 Page 412

▲back to top
Ksiądz Costamagna również po jednym dniu odpoczynku, wysłał długi list do
Turynu, opisując swoje ostatnie przeżycia, na co Ksiądz Bosko tak mu pisał:
Mio Caro Don Costamagna!
Twój list opisujący burzę morską, był czytany we wszystkich częściach świata.
Dziękujmy Bogu, że nas ocalił, ciężkie było to doświadczenie, ale to znak
równocześnie, że sprawa się układa. Twoje imię i księdza Rabagliati stały się sławami
europejskimi i amerykańskimi, a groziło niebezpieczeństwo, że staną się sławą
atlantycką. Czas pokaże, co robić dalej. Tymczasem módlmy się. Pozdrów ode mnie
najserdeczniej księdza Rabagliati, któremu jeszcze osobno napiszę; księdza Daniele,
księdza Ghisalbertis, od którego oczekuję listu; kleryka Botta Jana, księdza Cassinis,
od których też oczekuję wiadomości. Jeżeli będziesz miał sposobność zetknąć się
z przewodniczącym Bractwa Miłosierdzia lub innymi jego członkami, pozdrów
wszystkich ode mnie i powiedz im, że codziennie się za nich modlę i polecam się ich
modlitwom. Umawiamy się na spotkanie w Niebie. Biada, jeśliby tam ktoś się nie
znalazł. Był tutaj twój brat ze swoim synem, który na pewno zostanie salezjaninem.
Wszyscy czują się dobrze. Do widzenia mój drogi synu. Odwagi! Nad nami trud
i praca, w Niebie radość wieczna. Niech ci Bóg błogosławi. Pozostaje zawsze
w Chrystusie Panu, twój affezionatissimo amico
Ksiądz Jan Bosko
Było ogólne przekonanie, że tylko szczególniejszej łasce Madonny należy
zawdzięczać ocalenie z tak strasznej burzy tych pierwszych misjonarzy. Dlatego też
zostało to umieszczone w Letture Cattoliche na maj, między łaskami przypisywanymi
Najświętszej Wspomożycielce. Zdarzenie to zaczynało się w ten sposób: Viva Maria
Santissima Ausiliatrice Viva in eterno!! Och, caro Don Bosco! Niech Ksiądz
przypomni sobie zdarzenie proroka Jonasza, który wrzucony do morza, przebywał trzy
dni w brzuchu wieloryba, a następnie został przez niego wyrzucony żywy i zdrowy na
brzeg, a to będzie historia jego salezjanów. Tak, nasze przygody są doprawdy aliquid
simile jak tamta. Lecz viva sempre Maria Ausiliatrice!
Tak! Diabłu mogło się zdawać, że sprawę zdusi na zawsze, a dla naszych to
właściwie było tylko odroczeniem przedsięwzięcia.
412

42.3 Page 413

▲back to top
ROZDZIAŁ XXVI
INTYMNE WYPOWIEDZI CZY ZDARZENIAW ROKU 1788
W tym ostatnim rozdziale omówimy sprawy, które nie zmieściły się
w poprzednich, a które nazywamy intymnymi już to dlatego, że miały miejsce
w poufnych rozmowach w gronie najbliższych, czy też, że zachowane są
w korespondencji osobistej Księdza Bosko. Omówimy tu również epizody, jakie
zdarzyły się tak raczej w cztery oczy między Księdzem Bosko a jego otoczeniem.
Rozpoczniemy od konferencji na temat cnoty czystości. Ostatnia to konferencja
przechowana nam w całości przez księdza Barberisa. Odbyła się w kościele św.
Franciszka Salezego, a brali w niej udział wszyscy profesi, nowicjusze i aspiranci
Oratorium w dniu Wniebowstąpienia Pańskiego. Pięciu z obecnych złożyło śluby
wieczyste. Ceremonia poprzedzona została, jak to bywało w owych czasach krótkim
czytaniem duchownym z książeczki: „O naśladowaniu Chrystusa”.
Ileż w owych okolicznościach - zauważa kronikarz - powodowały dobra słowa
Księdza Bosko! Jakże one przyczyniały się do rozbudzenia ducha zakonnego. Po nich
aspiranci niezdecydowani, ostatecznie się decydowali, nowicjusze wahający się przed
profesją, składali prośbę o dopuszczenie ich do ślubów, a profesi zaniedbujący się
w karności zakonnej, nabierali nowego zapału i gorliwości. Na wspomnianej
konferencji, tak mówił Ksiądz Bosko:
CONFERENZA SULLA CASTITÀ.
Już od dłuższego czasu drodzy synowie, pragnąłem mówić do was i niestety nie
składało mi się. Wprawdzie pojedynczo już z wieloma rozmawiałem, ale nie miałem
przyjemności oglądać was tak wszystkich razem zgromadzonych. Nareszcie mam tę
pociechę dzisiaj wieczorem, kiedy to mogliśmy być świadkami całkowitego
poświecenia niektórych z was Bogu ślubami wieczystymi. Przez profesję zakonną
rozstajemy się ze światem, z jego przyjemnościami i powabami, ażeby zapewnić sobie
owo centuplum, przyobiecane przez naszego Boskiego Zbawiciela. Ponieważ dziś jest
święto Wniebowstąpienia Pańskiego, wypadałoby mi mówić o oderwaniu się naszym
od dóbr tej ziemi. Wszak Chrystus Pan wstąpił w niebo, ażeby przygotować nam
w nim miejsce, jak sam powiedział: Vado parare vobis regnum. Jeżeli zatem
przygotowane mamy królestwo w niebie, to nie powinny nam imponować rzeczy tego
świata. Czyż to nie jest radosne przeżycie uświadomić sobie, iż ja mam już swoje
miejsce przygotowane w Niebie? A jeżeli to odnosi się zasadniczo do wszystkich
chrześcijan, to ileż bardziej do nas zakonników, którzy poświęciliśmy się Bogu na
413

42.4 Page 414

▲back to top
służbę? Tak, cieszmy się!... Otrzymasz, mój drogi, owo wieczne królowanie, którego
tak pragniesz! A więc odwagi. Podnieś dzisiaj swoje serce od doczesności ku
wieczności. Tam niech tkwią nasze serca, gdzie prawdziwe są radości i niech się nie
kalają brudem tej ziemi.
Bardzo piękny byłby to temat do rozwinięcia, ale jest za obszerny i dlatego
chciałbym przejść do rzeczy praktyczniejszych, zwłaszcza odnośnie do ślubów.
Będzie to odpowiednie tak dla tych, co już je złożyli, jak i dla tych, co się do nich
przygotowują. Oprzemy się na świętym Filipie Nereuszu, który zapytany, jaka jest
najważniejsza cnota w zakonie, odpowiedział: Zachować czystość! Jeśli ta będzie
zachowana, będą jej towarzyszyć wszystkie inne cnoty. Jeśli się ją utraci, będą
utracone także inne. Przez tę właśnie cnotę zakonnik osiąga swój cel: poświęca się
całkowicie Bogu. Ale jak zachować cnotę czystości? Święty Filip podsuwał pięć
środków: trzy negatywne i dwa pozytywne. I otóż nad tymi chce się zatrzymać dzisiaj
z wami.
1. Na pierwszym miejscu święty Filip zaleca: Unikajcie złych towarzystw! Ale
jakże? Tutaj w Oratorium trzeba unikać złych towarzystw? Czyżby między nami byli
źli towarzysze? Nie chcę tego przypuszczać. Ale zwróćcie uwagę: złym towarzyszem
jest każdy, który w jakiś sposób staje się dla was okazją do obrazy Boskiej. A wiele
razy może się zdarzyć, że nawet ci, co w gruncie rzeczy nie są źli, dla kogoś mogą
być okazją do grzechu. Często spotyka się przyjaźnie partykularne, które same w
sobie nie będą jeszcze złe, to znaczy, iż tacy nie popełnili jeszcze grzechu. Ale
przypuśćmy, że jeden z tych dwóch, choć jeszcze nie zły, jest trochę za swobodny w
zachowaniu się, a drugi takiej przyjaźni nie chce porzucić. A wtedy wnet zauważy
się, że u takich pobożność słabnie, rzadziej będą przystępować do świętych
sakramentów, wystąpią objawy lekceważenia swoich obowiązków i regulaminów.
Wreszcie wyłoni się zła wola i lekkomyślność w rozmowach. Następstwem tego
będzie, że i ten lepszy powoli, powoli się opuści i jeżeli przełożeni na czas nie
zaradzą, bardzo łatwo obydwaj zejdą na manowce. Zresztą, ponieważ te przyjaźnie są
przeciwne zaleceniom przełożonych, to już w tym samym nie są dobre i nie ściągają
błogosławieństwa Bożego.
Będzie może jednak utrzymywał któryś dalej, że nie ma złych kolegów
w naszym domu; ja was jednak zapewniam, że łatwo i tutaj tacy być mogą. Szatan ma
wszędzie swoich służalców. Nie można ich zaraz czasem odkryć, ale po dłuższym
czasie okazuje się, że ten czy ów był drapieżnym wilkiem, który dużo szkód wyrządził.
Niestety byli tacy między nami w ubiegłych latach. Pewno, że za łaską Bożą takich nie
jest wielu, ale są. Czyż między apostołami nie znajdujemy Judasza,
a w zakonach czyż nie spotyka się odstępców? Czyż, więc niemożliwą jest rzeczą, by
i wśród nas znalazł się Judasz? A więc uwaga: Trzymajmy się z dala od
niebezpiecznych, obcujmy chętnie z cnotliwymi, którzy dla innych są zachętą do
dobrego, a nasze przywiązania niech będą równe względem wszystkich.
Unikać należy tych, co szemrają, podburzają, uchylają się od praktyk
pobożnych. Stosując się do tych wskazówek, nie dacie szatanowi wykraść wam tej
414

42.5 Page 415

▲back to top
najpiękniejszej cnoty. Jakże zły duch śmiałby się, gdybyśmy ponownie wpadli w jego
szpony. Mógłby szydzić z nas: Tyś się wyrzekł świata i moich spraw i moich obietnic.
Otóż ty, któryś mi wypowiedział wojnę, wpadłeś w moje sidła i to zresztą bez żadnej
z mej strony szczególnej zasadzki...
2. Drugą rzeczą, którą zalecał św. Filip Nereusz, dla zachowania cnoty anielskiej,
jest unikanie lenistwa. Lenistwo i ta cnota mawiał, nie mogą chodzić w parze.
Leniwy jest ten, kto nie pracuje, myśli o rzeczach płochych, wyleguje w łóżku ponad
potrzebę; kto w uczelni traci czas, rozgląda się, w szkole ziewa,
w kościele w czasie modlitwy szuka wygodniejszej pozycji, na kazaniach drzemie, a
najradośniejszą chwilą dla takiego, to moment, gdy się kończy nabożeństwo, czy
lekcja. Są tacy, którzy nawet na rekreacji próżnują. Nie będziecie wy pracować,
będzie pracował szatan, nieprzyjaciel dusz waszych, który krąży wokoło, szukając,
kogo by pożarł. Skoro tylko widzi, że ktoś jest niezajęty, zaraz wykorzystuje tę
chwilę, przypomni mu jakieś dawne rzeczy widziane, słyszane, czy przeczytane, a
jeśli tych myśli nie odsunie, to wspomnienia coraz bardziej obejmą mu serce i pokusa
zwycięży.
Wielce niebezpieczną rzeczą jest wypoczywać ponad potrzebę, zwłaszcza
w ciągu dnia. Drzemka poobiednia, to doprawdy jest owo demonium meridianum,
o którym mówi Pismo św. Przekonał się o tym król David. Jest to chwila, w której
dusza jest najmniej przygotowana do walki, gdyż ciało jest syte, więc szatan łatwo
rozpali wyobraźnię i umysł i pokona wolę. Bądźmy, więc stale zajęci. Nie chodzi
wyłącznie o to, by czytać i uczyć się, ale takim zajęciem może być śpiew, miła, wesoła
rozmowa, gry na podwórzu, byle tylko szatan nie zastał nas bezczynnych, gdyż
multam malitiam docuit otiositas. Pracujmy pełnią sił naszych na Niwie Pańskiej,
pomagajmy jeden drugiemu, pobudzajmy się do świętego entuzjazmu w służbie Bożej.
Nawet w czasie rekreacji, jak wspomniałem, baczcie, by nie stać bezmyślnie, ale i tu
pełnijcie swój obowiązek. Jeżeli jesteście asystentami, czuwajcie nad młodzieżą,
kierujcie jej zabawami, pilnując by nikt nie oddalał się z podwórza. To samo niech
czynią ci, co nawet nie są asystentami. Niech rekreacja dla wszystkich będzie
rozrywką, która odpędzi melancholię, uprzedzenia i inne troski. Ale ja się zmęczę
powie ktoś. Ano trudno! Niech się ciało męczy. Uważać tylko, by mu coś nie
zaszkodziło, a zresztą niech pracuje i pracuje, byle tylko zachowało najpiękniejszą
cnotę.
3. Nie dogadzać swemu ciału. To nie znaczy, że nie mamy dać mu czego
potrzebuje, ale nie szukać pokarmów wybrednych. Święty Piotr Apostoł nawołuje:
Fratres sobrii estote et vigilate..., a więc trzeźwość kładzie przed czuwaniem i przed
trwałością w wierze; gdyż, kto nie jest wstrzemięźliwy, ten nie będzie czujny i
utwierdzony w wierze... Tylko trzeźwi i wstrzemięźliwi, mogą czuwać i mocno
opierać się szatanowi. Wykracza przeciwko tej radzie, kto żali się na zastawy do stołu,
że chleb nie jest dobrze wypieczony, że minestra nie omaszczona, że wino to cienkusz
415

42.6 Page 416

▲back to top
(sikacz!), że potrawa niedobra, bo za chuda lub za tłusta, względnie mięso za twarde,
czy za miękkie, a ser nadpsuty, mleko zaś ochrzczone, itd. Kto ciągle pragnie tylko
dobrych kąsków i zabiega o nie, a jeszcze gorzej, gdy trzyma u siebie napiwki lub
łakocie dla zadowolenia smaku, taki oczywiście wydelikaca swoje ciało. Ach, nie
szukajmy dla ciała wygód. Jedzmy, co dają, czy lepsze, czy gorsze bez ciągłych
narzekań.
Jedynie można zrobić wyjątek, gdyby nam coś wyraźnie szkodziło. Nie podoba
się nam jakaś potrawa, pocieszmy się: będzie druga, a na razie zróbmy umartwienie.
Jeżeli minestra jest zbyt rzadka, nadróbmy chleba; jeżeli za gęsta, dolejmy wody;
niedosolona, no to na stole stoi solniczka. A jeżeli ostatecznie coś nam nie przypada
do gustu, to i tak można zjeść dla umartwienia, które na pewno będzie miłe Bogu. Tak
będziemy sobrii i będziemy trzymać w cuglach nasze ciało. Jest ono jakby osłem,
który nosi duszę, jako swego pana; ale biada temu panu, który za wiele pozwoli osłowi
na wybryki i będzie mu dogadzał. Wtedy dusza zostaje jego służąca, co wychodzi na
to samo, jakby pan miał nosić osła... Nie dopuszczajmy do tego dziwactwa. Unikajmy
objadania się, a tym bardziej opilstwa. Wielu młodzieńców straciło powołanie tylko
dlatego, że w tym względzie nie umieli nad sobą zapanować. I tak stali się
zgorszeniem dla drugich. Umiejmy, więc trzymać w karbach nasze ciało, umartwiać je,
a nie będzie ono wierzgać. Będziemy mogli żyć spokojnie, w zgodzie ze swoim
sumieniem.
Trzy wspomniane wskazówki, to są środki negatywne dla zachowania czystości,
czyli są to rzeczy, których gdy się unika, unika się równocześnie i niebezpieczeństw
popełniania pewnych grzechów. Ale św. Filip Nereusz wspomina równocześnie o
środkach pozytywnych, czyli takich, których praktykowanie zapewni nam wytrwałość
w cnocie anielskiej, a tymi są modlitwa i sakramenty święte.
4. Modlitwa. Pod tym wyrazem rozumiemy wszelki rodzaj modlitwy, czy myślnej,
czy ustnej, akty strzeliste, kazania, rozmyślania, itd. Kto się modli, na pewno oprze się
najsilniejszym pokusom, kto się nie modli stoi nad przepaścią. Ma ona być bronią,
którą stale trzymamy pod ręką, ażeby odeprzeć ataki nieprzyjaciela. W szczególniejszy
sposób polecam wam modlitwę wieczorną, gdy się kładziecie na spoczynek. Chwila to
najniebezpieczniejsza dla tej cnoty, bo gdy się nie może zasnąć, szatan zaraz podsuwa
myśli o tym, co się słyszało, czy widziało mniej dobrego w ciągu dnia. Ażeby temu
zaradzić zachowajmy milczenie po modlitwach. Dobrze będzie nie przechadzać się już
pod portykami, czy na podwórzu. Kto nie może zasnąć niech się modli. Bardzo piękne
modlitwy księżom podsuwa brewiarz: Salva nos Domine vigilantes, custodi nos
dormientes... Omnes insidias inimici a nobis repelle... Można też odmawiać psalm
Miserere..., czy De profundis…, Litanię loretańską. Jeżeli zaś zaraz zasypiamy, to na
zakończenie dnia przeżegnajmy się pobożnie. Jeśli ktoś się zbudzi w nocy, niech się
modli, ucałuje krzyżyk lub medalik, jaki polecam wam nosić zawsze na szyi. Każdy na
pewno może potwierdzić: dopóki się modliłem, nie upadłem, a było źle, kiedy
416

42.7 Page 417

▲back to top
zaniechałem modlitwy. Dobrze będzie przypomnieć sobie westchnienia św. Józefa
Egipskiego: Jakże mógłbym uczynić coś złego w obecności Boga mojego. Ta myśl, iż
go Bóg widzi, przeszkodziła, by zboczył ze ścieżki cnoty.
Ta myśl i nas ochroni od grzechu. Pamiętajmy, że jesteśmy stworzeni na obraz
i podobieństwo Boże..., że Bóg interesuje się każdą naszą czynnością..., że jesteśmy
katolikami, naśladowcami Chrystusa Pana..., że sakramenty uświęciły nasze ciało...
Pamiętajmy, że jesteśmy zakonnikami, a więc podwójnym węzłem złączeni z Bogiem,
że jesteśmy Jego ministrami, a więc obowiązanymi do tym większej świętości.
Pamiętajmy wreszcie, że Bóg będzie naszym Sędzia!
Praktyka, którą wam najbardziej zalecam, to ucałowanie medalika Najświętszej
Wspomożycielki i wzywanie Jej pomocy aktem strzelistym: Maria Auxiulium
Christianorum ora pro nobis. Już tylu mogło się przekonać o nadzwyczajnej
skuteczności zaufania do Najświętszej Wspomożycielki. Jeżeli ona wszystkim pomaga,
to tym większą troskę ma o nas, jako o swoje, w szczególniejszy sposób ukochane
dzieci i wzywana na pewno nie omieszka nam pospieszyć z pomocą
w niebezpieczeństwach.
5. Ostatnia rzecz, którą chcę wam zalecić, to uczęszczanie do sakramentów
świętych. Zalecają to nasze Regulaminy... Ja tylko polecę, żeby do sakramentów
przystępować z wielką pobożnością i skupieniem. Zwrócę też uwagę i na spowiedź.
Roślinę poznaje się po owocach, czy dobra, lub nie: to samo można powiedzieć i o
spowiedziach naszych. Niektórzy spowiadają się zawsze z tych samych grzechów. Cóż
to znaczy? W takim wypadku doprawdy trzeba się obawiać, że spowiedzi nie są dobre,
że brakło na nich postanowienia poprawy. O takich by można powiedzieć, że idą
spowiadać się, jakby dla parady i że żartują sobie z Pana Boga. Polecam, więc bardzo
żal doskonały za popełnione grzechy i zastanowienie się od czasu do czasu nad
owocami naszych spowiedzi. Trzeba sobie doprawdy postanowić umiarkowanie
w jedzeniu i piciu, unikanie szemrania, zachowanie milczenia, większą pobożność,
pilność, punktualność, większe umartwianie oczu w domu, czy poza domem, jednym
słowem robić jakiś wysiłek, by była poprawa. Jeżeli nie ma prawdziwego wysiłku, to
cnota słabnie, a z tym słabnie obrzydzenie do grzechów. Św. Grzegorz Wilki mówi, że
kto nie postępuje, ten się cofa, a więc nie tylko regularnie uczęszczajmy na praktyki
pobożne, ale bierzmy w nich udział z coraz większym skupieniem, nie zapominając w
ciągu dnia o aktach strzelistych do Najświętszego Serca Jezusowego i Madonny
Wspomożycielki,
a tak zdołamy zachować cnotę czystości, matkę wszystkich cnót, tę cnotę, która zowie
się anielską.
No, ale wystarczy. Chciałbym wam dzisiaj otworzyć swoje serce. Jestem
bardzo zadowolony z postępu Zgromadzenia, tak z postępu profesów, jak kleryków
i nowicjuszów. Są wyjątki, ale to bardzo małe, na pewno i to się wyrówna.
417

42.8 Page 418

▲back to top
Mam bardzo dobre wiadomości ze wszystkich naszych domów, tak z Ameryki,
jak i z Francji i innych części świata. Z różnych stron przychodzą zaproszenia do
otwierania nowych placówek, gdzieniegdzie są one już gotowe i czekają tylko na
salezjanów. Wyraźny to dowód, iż Bóg nam błogosławi. A więc - avanti! Zabierzmy
się do pracy z całą dobrą wolą. Jeśli Bóg z nami, któż przeciw nam! Trwajmy
w naszych dobrych postanowieniach! Starajmy się o zbawienie dusz, pomni słów
Ojców Kościoła, iż: Animam salvasti, animam tuam praedestinasti... Wiele dusz czeka
na naszą pomoc... W takiej Patagonii, do której staraliśmy się przedostać do tego czasu,
obecnie już tamtejsze ludy niecywilizowane wzywają nas, by im głosić Ewangelię.
Nawet i domy są już tam gotowe; potrzebny tylko personel... Tak! Bóg nam
błogosławi! Będzie nam i nadal błogosławił. Madonna nie zawiedzie ze swej strony.
My starajmy się tym łaskom odpowiadać! Trwajmy w dobrych postanowieniach, a na
pewno osiągniemy szczęśliwość wieczną, która jedynie powinna być celem naszego
życia i nagrodą za nasze fatygi.
Już tyle razy widzieliśmy, jak Ksiądz Bosko, przemawiając do swoich
w Oratorium, czy na konferencjach lub na słówkach, podkreślał rozwój Zgromadzenia
i z pewną emfazą przedstawiał życzliwe przyjęcie, z jakim spotkali się salezjanie ze
strony rożnych wybitnych osobistości. Z nie mniejszym upodobaniem mówił zawsze
o swych audiencjach u Ojca świętego. Ale tymi powodzeniami nie dał się oszołomić,
to zaś, co mówił, to mówił zawsze z najlepszą intencją. Te jego opowiadania miały
związać tym bardziej wszystkich salezjanów ze Zgromadzenia, a względnie zachęcić
do niego nowych kandydatów. I widocznym było, jak owe przemówienia
entuzjazmowały i współbraci, i chłopców, którzy tym bardziej przywiązywali się nie
tylko do Jego Osoby, ale i do Oratorium, do nazwy salezjanina i do wszystkiego, co
było salezjańskie. Te zaś ich uczucia promieniowały na zewnątrz w rożnych formach,
przysparzając Dziełu salezjańskiemu rożnych Przyjaciół i dobrodziejów.
Jeżeli cnota czystości była jednym z ulubionych argumentów Księdza Bosko
w czasie konferencji, czy słówek, to drugim nigdy nie wyczerpanym tematem jego
przemówień był temat o powołaniu.
LA VOCAZIONE
Krótko po skończonych rekolekcjach chłopców, Ksiądz Bosko 18 czerwca na
słówku, poruszył temat o powołaniu, a mianowicie, że nikt nie powinien obierać stanu
kapłańskiego w tym celu, by dobrze zarabiać i pomagać rodzinie. Przy tym poruszył
wartość cnoty czystości w życiu kapłana.
Cóż, wypada powiedzieć wam, drodzy chłopcy?... Bo samo stwierdzenie,
że cieszę się na wasz widok, to trochę za mało. Pomówmy raczej na temat więcej
konkretny. Otóż w czasie tych wszystkich uroczystości, które już były, a względnie,
które jeszcze będą, jak uroczystość Madonny della Consolata, świętego Alojzego, /św.
Jana dały się słyszeć podpowiadania ze strony chłopców.../ tak i św. Jana, i św. Piotra,
i inne, trzeba byście ostatecznie pomyśleli o swoim powołaniu. Niektórzy już to
418

42.9 Page 419

▲back to top
uczynili, tylko czekają dnia, żeby ostatecznie zadecydować. Jestem do waszej
dyspozycji, jeśliby któryś chciał ze mną mówić. Ale pewne rzeczy można poruszyć
i tutaj publicznie. Otóż, jeżeli ktoś czuje powołanie na kapłana, to jeszcze warto
zastanowić się, czy chce być kapłanem diecezjalnym, czy zakonnym; a każdy, który
chce zostać kapłanem, powinien powodować się wyłącznie zbawieniem własnej duszy
i dusz bliźnich.
Ale zapyta ktoś: Czy nie można pomagać potem i krewnym?
Owszem. Jest rzeczą słuszną i świętą pomagać swoim krewnym. Dlatego
dobrze będzie, gdy tacy zostaną handlarzami, szewcami, czy obiorą inny zawód,
w którym by mogli spieszyć z pomocą swym najbliższym.
Ale czyż ksiądz nie może także i krewnym, jak każdemu innemu przyjść
z pomocą? Owszem, może, ale nie za dużo, nie by ich wzbogacić. I tutaj często słyszy
się zarzut: Przecież wielu księży takich, czy innych pomagali krewnym, kupili im
majątek, bogacili swoje rodziny, itp. Czy wszyscy ci źle zrobili?
Nie chce nikogo sądzić: zwracam tylko uwagę na to, czego nas uczy Boski
Zbawiciel i co ustanowił Kościół w swoich kanonach. Otóż Apostoł mówi wyraźnie,
że kto chce oddać się na służbę Bożą, niech się nie wikła w sprawy doczesne, non
implicet se negotiis saecularibus. Bardzo to wyraźne słowa. Jeden z Ojców Kościoła
dodaje: że majątek księży jest majątkiem ubogich. Praca kapłana ma być ku chwale
Bożej, jego zarobki należą do Boga i do ubogich.
Dodam jeszcze, że kto nie czuje się powołany do stanu duchownego, niech
w ogóle nie myśli o tym, by zostać kapłanem. Kto nie czuje się na siłach, by zachować
cnotę czystości, nie jest powołany do kapłaństwa, by, jako ksiądz zaszkodziłby nie
tylko sobie, ale i innym. Mówię o tym teraz, abyście mieli czas zastanowić się nad tym,
co będzie lepiej dla waszej duszy.
Zapatrywanie Księdza Bosko w tym względzie, wystąpiły jasno w niektórych
faktach, jakie miały miejsce w owych miesiącach. W czasie rekolekcji w Lanzo,
przyjęto do Oratorium kilku kleryków z seminarium diecezjalnego, którzy mieli
intencje zostać salezjanami, także niektórych wychowanków z innych zakładów, co się
spóźnili z podaniem. Gdy na Kapitule, 4 listopada, omawiano te sprawę, ksiądz
Cagliero tak się wyraził: Nasze Zgromadzenie nie jest dla tych, którzy przychodzą
opłakiwać swoje grzechy. Dla takich są zakony kontemplacyjne. My powinniśmy
przyjmować takich, którzy są zdatni pójść w świat i korzystnie pracować dla
zbawienia dusz. Ksiądz Bosko pozwolił mu się wypowiedzieć i jego zapatrywania
potwierdził.
W czasie tego posiedzenia okazało się, jak Świętemu leży na sercu troska
o licznych kapłanów diecezjalnych. W Oratorium byli dwaj seminarzyści, którzy
chcieli odbyć kurs filozoficzny, ale w ubraniu cywilnym. Takiej grupy w Oratorium
nie było i Przełożeni nie wiedzieli, czy ich zatrzymać, czy nie. Ale Ksiądz Bosko
chciał przyjść z pomocą diecezji mantuańskiej, z której owi pochodzili, a w której był
wielki brak kapłanów. Biskup jej prześladowany przebywał poza swoim pałacem,
seminarium było zamknięte i kandydatów nie miał gdzie umieścić. Stąd Ksiądz Bosko
419

42.10 Page 420

▲back to top
zadecydował, iż wypada owych kleryków zatrzymać, choćby to było trochę
niewygodne. Oczywiście stało się jak sobie życzył.
Trzecia kwestia omawiana kilkakrotnie i dotąd ostatecznie nie zadecydowana,
to była sprawa kleryków o powołaniu wątpliwym, których zachowanie pozostawiało
wiele do życzenia, co jednak było stosunkowo łatwo tolerowane. Gdzie takich
niezrównoważonych jest mniej, to oczywiście ich kaprysy wszystkim podpadają
i można temu zaradzić. Zresztą dotąd Ksiądz Bosko bywał stale w Oratorium i mógł
na tych lekkomyślnych wpływać dodatnio. Otóż tym razem Przełożeni zadecydowali,
a Ksiądz Bosko się zgodził, że takich kleryków trzeba jednak odsyłać, gdyż lepszą
będzie rzeczą zawczasu ich się pozbyć, aniżeli mieliby powodować w Oratorium
rozluźnienie.
Powzięto to postanowienie z ciężkim sercem, ale inaczej nie można było iść
dalej.
Jeśli Ksiądz Bosko był wymagający pod względem moralnego prowadzenia się
swoich, to i tyle był pobłażliwy pod względem finansowym. Wychowanek Attilio
Vercellini, który przez dwa lata był jego gimnazjalista w Oratorium, zabrany został
przez ojca, gdyż nie był w stanie płacić pensji. Ukończył potem gimnazjum Cavoura,
gdzie zdał maturę, lecz dalej nie mógł kontynuować studiów, ani nawet znaleźć zajęcia.
Ksiądz Barberis, który zauważył w nim objawy powołania kapłańskiego, podsunął mu
myśl, żeby zgłosił się do Księdza Bosko z prośbą o przyjęcie na kleryka. Święty
polecił mu przyjść do siebie, do spowiedzi nazajutrz, zapowiadając, iż wtedy
zadecyduje o jego powołaniu. Młodzieniec usłuchał, wyspowiadał się i... przywdział
suknię klerycką. Bardzo się tym ucieszył Attilio, ale zaraz oświadczył, iż nie ma
widoków, by na niego rodzice płacili. Mimo to Ksiądz Bosko go przyjął, wysyłając do
domu tylko po rzeczy osobiste. Rodzice jednak nie tylko nic mu nie dali, ale nawet nie
pozwolili zabrać książek, którymi się posługiwał. Ksiądz Bosko wcale się tym nie
przejmował. Tak - zaznacza ksiądz Barberis w kronice - zostało przyjęte dwie trzecie
naszych kleryków.
Ale przy tym, nie brakło kandydatów i z rodzin zamożnych i szlacheckich. Tu
zaznaczymy, iż tylko wzgląd na powołania był głównym powodem, dla którego mimo
rożnych trudności, Ksiądz Bosko obstawał przy prowadzeniu szlacheckiego kolegium
w Valsalice. Tak on się na ten temat wyraził do swojej Kapituły: Wcale mi nie zależy
specjalnie na prowadzeniu kolegium dla rodzin szlacheckich. Jeśli to na Valsalice
prowadzimy, to głównie, dlatego, że we Włoszech w ogóle nie ma takiego kolegium
dla młodzieńców zamożnych, do którego rodzice mogliby oddawać swych synów dla
zapewnienia im wychowania moralnego i gdzieby wśród takich pielęgnowało się
powołanie kapłańskie. I rzeczywiście, już kilku wychowanków z tego kolegium
zgłosiło się tak do seminarium diecezjalnego, jak i do Zgromadzenia.
W protokole Kapituły z dnia 27 grudnia, spotykamy kilka nazwisk
seminarzystów, którzy oczekiwali decyzji, czy będą przyjęci do nowicjatu, czy nie.
Kapitulni byli raczej przeciwni, a wtedy Ksiądz Bosko zauważył: Wypadałoby raczej
surowo traktować przyjmowanie kleryków, czy księży do naszego Zgromadzenia, ale
420

43 Pages 421-430

▲back to top

43.1 Page 421

▲back to top
jednak warto wziąć pod uwagę słowa świętego Pawła: Omne probate, quod nonum est
tenete. Zresztą przy tym nie będziemy przyjmować takich, o których nie mielibyśmy
dobrych, poufnych informacji.
Na temat powołań opowiedział swoim, 13 grudnia, po obiedzie następujący sen,
tak raczej pół żartem: /ZACZAROWANE GOŁĄBKI, zob. Sny, str. 336/
Zdawało mi się, że jestem w swym rodzinnym domu, gdzie przyniesiono mi
koszyk z nie upierzonymi jeszcze gołąbkami. Ptaszki te, ku wielkiemu memu
zdziwieniu, w jednej chwili urosły i zmieniły częściowo swój wygląd. U trzech
wyrosło pierze tak czarne, że wyglądały jak kruki. Zdziwiony myślę sobie: To są
chyba jakieś czary... Ale oglądam się i nie widzę w pobliżu czarownika. W tej chwili
gołąbki poderwały się i uleciały wysoko. Niestety! Ktoś stojący opodal chwycił za
strzelbę i wypalił: dwa spadły, trzeci zbiegł. Podszedłem do leżących na ziemi,
wziąłem je do ręki i głaskając powtarzałem /…/ jaka was szkoda! Kiedy tak się nad
nimi rozczulałem, nie wiem jak się to stało, a oto one zamieniły się w dwóch kleryków?
Tym bardziej byłem zdumiony, oglądam się znowu, czy doprawdy nie ma gdzieś,
jakiego czarownika. Wtem czuję, że mnie dotyka jakiś ksiądz, którego nie
rozpoznałem i mówi: Rozumiesz? Na trzech, dwóch... Powiedz to księdzu Barberisowi.
W koszyku było więcej gołąbków, ale nie zważałem na nie, kończył Ksiądz
Bosko swoje opowiadanie księdzu Barberisowi i kilku jeszcze księżom. Chciałem już
dawniej wam opowiedzieć to, lecz stale zapominałem. A teraz wytłumaczcie mi ten
sen.
Różni różnie tłumaczyli. Wreszcie on sam zakonkludował:
Oratorium jest tym koszykiem z nieopierzonymi gołąbkami. Z tych, co po
skończonym gimnazjum zostają klerykami w Oratorium, na trzech dwóch wytrwa. Nie
ma się, co łudzić. Spodziewamy się, że zostaną wszyscy. Ale wreszcie, czy z powodu
zdrowia, namówieni przez krewnych, czy z innych racji, ten i tamten traci powołanie,
a także ktoś umrze i tak ich ubywa, że już jest dużo, jeśli na trzech pozostanie dwóch
w Zgromadzeniu i wytrwa.
Poważnym ubytkiem dla Zgromadzenia, ale nie można by tego nazwać stratą,
było opuszczenie go przez księdza Guanella.
DON GUANELLA
W ciągu naszego opowiadania spotykaliśmy często nazwisko księdza Guanella.
Ostatnio był w Trinita di Mondovi, dyrektorem domu. Był on jeszcze nie
zdecydowany, czy ma zostać w Zgromadzeniu, czy nie. Stale powracała mu myśl
o założeniu, jakiego dzieła diecezjalnego, które by zajmowało się największą biedotą,
ale nie mógł sobie zdać sprawy, czy ta idea pochodzi z Nieba, czy jest zwykłym
kaprysem. Stąd też szukał porady u wielu osób, które uważał, że mogą mu trudność
rozwikłać, ale życie prowadził doprawdy święte, w łączności z Bogiem. Myśl
o biedocie z dnia na dzień stawała się coraz bardziej natrętna i z tym nie krył się przed
Księdzem Bosko, który tak mu pisał:
421

43.2 Page 422

▲back to top
Mio Caro Don Luigi!
Jeżeli Ksiądz da się ponosić myślom, które mu się codziennie nasuwają, to nie
będzie mógł poznać woli Bożej: Non in commotione Dominus. Kto jest związany
ślubami zakonnymi i tych nie chce lekceważyć, to musi zrzec się wszelkich doradców
ubocznych i wszelkich projektów, które nie są zgodne z jego ślubami i z wolą
przełożonego. Jeśliby się tak postępowało ogólnie, to powstanie tyle zgromadzeń, ile
będzie indywiduów, a więzy zakonne pozostaną bezskuteczne, a nawet szkodliwe.
Niechże, więc Ksiądz na razie się tym nie zajmuje, na ten temat nie rozmawia, ani nie
pisze do innych, aż mu się skończy trzylecie ślubów, a w tym czasie niech rozmawia
z Chrystusem Ukrzyżowanym, żeby mu dał poznać, co by było dla Księdza
największą pociechą w godzinę śmierci. To jest jedyny środek, ażeby nie pobłądzić w
życiu i nie udaremnić tylu łask, jakimi nas Pan Bóg obsypuje. Drogi Księże Alojzy,
niech mi Ksiądz pomaga zbawiać dusze. Europa i Ameryka potrzebują tylu
pracowników ewangelicznych, niech, więc Ksiądz nie opuszcza mnie w wirze walki,
owszem niech mężnie się boryka, a będzie miał zapewnioną koronę chwały.
Kiedy Ksiądz Bosko otrzymał z Rzymu wezwanie, aby kilku salezjanów wysłał
na San Domingo, spodziewał się, iż ksiądz Guanella będzie tym, co poprowadzi tę
misję. I pisał mu:
Carissimo Don Luigi!
Otrzymałem list z życzeniami na św. Jana i ze sprawozdaniem o tamtejszym
domu. Jestem z tego zadowolony... Co do naszych spraw, to donoszę, iż Ojciec święty
zalecił, byśmy w tym roku wysłali misjonarzy na San Domingo, objęli tam
kierownictwo wielkiego i małego seminarium, uniwersytetu, opiekę nad katedrą.
Czyby Ksiądz nie zainteresował się tą wyprawą? I tą nową misją? Jest tam język
hiszpański. Uważam, że bardzo opatrznościowa misja dla Księdza. Będę się modlił,
Ksiądz również niech na tę intencję się pomodli. Niech Bóg błogosławi, itd.
Ksiądz Guanella stał wobec ciężkiej alternatywy: z jednej strony ma
przełożonego - dość wyraźny, z drugiej natarczywa myśl, choć nie całkiem jeszcze
skrystalizowana o zmianie kierunku życia. Tak o tym później napisał: Ten list był dla
mnie wtedy i jest po dziś dzień ostrym kolcem w sercu... Ale czułem potrzebę
i obowiązek przede wszystkim przez założenie jakiejś instytucji, uczynić coś dla dobra
mojej diecezji i obecnie przekonuję się, że jednak to było moim obowiązkiem.
Na wyżej wspomniany list Księdza Bosko nie znamy odpowiedzi księdza
Guanella. Znamy natomiast, co mu pisał znowu Ksiądz Bosko: ... Otrzymałem twój
list i zeszyty. Zaraz jednak nie będzie można dać ich do druku, bo maszyny zajęte. Co
zaś dotyczy twojej przyszłości, to pamiętaj przysłowie: Chi sta bene, non si muove;
a chi fa bene, non cerchi meglio. Komu dobrze niech się nie rusza, a kto dobrze
pracuje niech nie szuka lepszego. Wielu doznało ciężkiego zawodu, nie licząc się z tą
maksymą, a chcąc działać więcej, nie mogli niczego dokonać, gdyż mówi inne
422

43.3 Page 423

▲back to top
przysłowie: że il meglio e il nemico del bene - czasem lepsze jest nieprzyjacielem
dobrego. Piszę całkiem otwarcie, gdyż pragnę twego dobra i szczęścia w czasie
i w wieczności. Pozdrów, zachęć współbraci i podtrzymuj ich na duchu, niech się
modlą za mnie, który jestem zawsze dla nich w Chrystusie Jezusie najbardziej
przywiązanym przyjacielem.
- Villa Santa Anna, 27.07.1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
Zeszyty, o których wzmianka, zawierały tłumaczenie psalmów z komentarzem.
Druk tego nie doszedł jednak do skutku, gdyż nie było widoków, by podobne
wydawnictwo miało wzięcie i opłacało się.
Ostatecznie ksiądz Guanella powrócił do diecezji w Como, gdzie czekało go
wiele bolesnych przeżyć, aż ostatecznie w roku 1881, otrzymał kierownictwo Małego
Domu Opatrzności Bożej, po śmierci jego założyciela. To jednak, co później zdołał
wśród wielkich trudności zorganizować, zapewniło mu poważne miejsce w historii
Kościoła.
W roku 1891 pisał tak do księdza Rua: Ksiądz Alojzy Guanella, niniejszym
wyraża swe bezgraniczne przywiązanie do Księdza Bosko. Rozłąka z nim była nie
mniej bolesną, jak rozłąka z ukochanymi rodzicami, którzy w krótkich odstępach
czasu zmarli na jego rękach.
Dwie rzeczy wypada tu zauważyć: Opatrzność zrządziła, iż ksiądz Guanella
odbył jakby okres próby życia zakonnego i apostolstwa u Księdza Bosko, co mu się
następnie bardzo przydało, ale temu ostatniemu nie udzielił Bóg światła, które by mu
umożliwiło, przewidzieć misję tego świątobliwego kapłana.
KLERYCY
Ksiądz Bosko pragnął by klerycy jego byli weseli, zdrowi, pilni w nauce,
dobrzy. Oni też zawsze cieszyli się, gdy mogli z nim się spotkać i zamienić z nim,
choć kilka słów. Z początkiem maja poszedł Ksiądz Bosko zwiedzić kolegium na
Valsalice; ale wieczorem przedtem umówił się z księdzem Barberisem, aby zrobić
nowicjuszom niespodziankę. Tak, więc odezwał się do ich magistra: Przyprowadź ich
jutro tam do kolegium, by się ze mną spotkali.
Magister w swoim czasie uczynił jak mu polecono i było to dla tych młodych
adeptów prawdziwie wielkie święto. Większość z nich nie widziała jeszcze Valsalice;
ale co najważniejsze, że przyjmował ich tam i gościł Ksiądz Bosko.
Także na uroczystość Niepokalanej był na obiedzie u nowicjuszów. Ci urządzili
mu uroczyste przyjęcie i odczytali kilka wierszy, potem do nich przemawiał po
ojcowsku, ku wielkiej ich radości.
W roku 1878 mógł już Ksiądz Bosko urządzić swoim najmłodszym wakacje
w Willi Św. Anny koło Caselle. Najpierw wysłany tam został ksiądz Barberis, ażeby
wszystko oglądnął na miejscu. Uradowani nowicjusze zaś przybyli tam dopiero 5 lipca,
po egzaminach. Na czas tych wakacji ksiądz Barberis otrzymał takie wytyczne:
423

43.4 Page 424

▲back to top
Carissimo Don Barberis!
Jeżeli w Caselle nie będziecie zaproszeni do służby w kościele, niechże nikt się
tam nie ciśnie. Jeżeliby zaś was zaproszono, to chętnie usłużcie, wyrażając następnie
swoją przykrość księdzu proboszczowi, że nie możecie mu się odwzajemnić za
przyjęcie i zaprosić go do siebie, wobec braków, jakie macie w domu, w którym
przebywacie tymczasowo. Allegria virtu vi accompagni.
Ksiądz Jan Bosko
A oto krótki bilecik do nowicjusza Fabrizi, który widocznie przeżywał ciężkie
utrapienia duchowe:
Mój drogi, niczym się nie przejmuj, ale trwaj spokojnie w swoim powołaniu.
Korzystaj z czasu do nauki i zachowaj Reguły, resztę Pan Bóg zrobi. Będziemy mogli
pomówić sobie w Lanzo. Módl się za mnie, itd.
Ksiądz Bosko
Ksiądz Bosko obiecał nowicjuszom, że ich odwiedzi w Caselle, to też
oczekiwali go jak mesjasza. Nareszcie po 20 dniach przyszła wiadomość,
że przybędzie na uroczystość św. Anny. Przyjechał w wigilię wieczorem. Na
powitanie entuzjastycznie wyszli nie tylko klerycy, ale także księża z sąsiednich
parafii i miejscowe władze cywilne. Księdzu Bosko wyczerpanemu upałami bruków
turyńskich, ta wycieczka doprawdy zrobiła dobrze. Na drugi dzień spowiadał
nowicjuszów, zwiedził okolice, a po obiedzie w miłej altanie przez dłuższy czas bawił
rozmową przybyłych proboszczów i innych gości. Rozmowa ta była przedmiotem
sympatycznych komentarzy między jej uczestnikami przez dłuższy czas. W miesiącu
październiku miały miejsce liczne obłóczyny. Między tymi, którzy przywdziali suknię,
byli także synowie markizów i hrabiów, którzy jednak zmarli w młodym wieku.
Wielka gorliwość jak i serdeczność Księdza Bosko kazała im nie zwracać uwagi na
braki ubogiego życia ówczesnych zakładów salezjańskich.
Odnośnie do studiów wypada nam zaznaczyć, iż w tymże roku 1878, Ksiądz
Bosko upoważnił kleryka Alojzego Piscetta, a z nim dwóch księży i jednego
subdiakona, by ubiegali się o doktorat w seminarium biskupim na wydziale papieskim,
gdyż od pięciu lat na uniwersytecie królewskim, wydział teologiczny był zamknięty.
Najlepsze stopnie otrzymał ówczesny kleryk Piscetta, którego olbrzymia wiedza
mocno kontrastowała z nikłością jego wzrostu. Wszyscy oni przygotowali się do
egzaminu w Oratorium, a w seminarium nastawienie do takich kleryków było bardzo
niechętne. W owym czasie kleryk Vacchina z kilku kolegami poszli tam zdawać
egzamin z pierwszego kursu teologii, przedstawiając się, jako klerycy Księdza Bosko.
Właśnie Vacchina był pod obstrzałem. Kiedy podchodzi rektor seminarium do
egzaminatora i szepce mu stosunkowo dość głośno na ucho: Klerycy Księdza Bosko
nie mogą otrzymać stopnia lepszego jak 13 lub 14 na 20.
Jak to? - zareagował zagadnięty.
424

43.5 Page 425

▲back to top
Taki jest rozkaz z Kurii.
Egzaminator zdziwiony i speszony spuścił głowę. Oczywiście stopnie były
bardzo słabe, ale było kilku kleryków, którzy poszli na egzamin w grupie tych, co byli
z Cottolengo. Egzaminatorzy nie zwrócili uwagi skąd przychodzą i tak ci otrzymali
notę celującą. W czasie czytania stopni jeszcze bardziej naszych upokorzono.
Seminarzyści stali w auli po jednej i drugiej stronie katedry, a klerycy z Oratorium
w głębi, naprzeciw podium, na które wszedł kanonik Soldati i przeczytawszy stopnie
seminarzystów, zakończył: Klerycy Księdza Bosko mają stopnie bardzo słabe. A już
specjalnie jeden z nich wyszedł tak nędznie, że wstydzę się stopień przeczytać. Ale
upokorzony nie dał za wygraną! Nazywał się Mateusz Grochów, pierwszy Polak, jaki
wstąpił do Zgromadzenia. Ten, po takim upokorzeniu porozumiał się z klerykiem
Vacchina i razem poszli do Kurii, prosząc o wyznaczenie im dwóch egzaminatorów
synodalnych, pod pretekstem, że spóźnili się na egzaminy. I tutaj otrzymali stopnie
bardzo dobre. Oczywiście, za to ci klerycy oberwali od Przełożonych, ale po cichu
mogli sobie spokojnie powiedzieć: Cosa fatta, capo ha. Co się stało, to się nie odstanie.
Ażeby lepiej podkreślić, jak klerycy w Oratorium przykładali się do nauk,
przytoczymy tu świadectwo teologa Banardi, który był profesorem na uniwersytecie
w ostatnim roku, jak istniał na nim jeszcze wydział teologiczny. Egzaminował on
czterech kleryków Księdza Bosko, między innymi Józefa Bertello. Egzamin wypadł
tak świetnie, że profesor zawołał: Co? Klerycy Księdza Bosko się nie uczą? Wszak oni
tak wybijają się nad wszystkich. Już ja to powiem, komu potrzeba... I rzeczywiście
powtarzał swoje zapatrywania tak przed biskupem Gastaldi, jak Księdzem Bosko, jak
i innymi, przy każdej okazji.
Tu zwrócimy jeszcze uwagę na swoisty punkt widzenia Świętego, odnośnie do
studiów ówczesnych jego kleryków. Otóż ci, oprócz nauki teologii, mieli jeszcze
zlecone lekcje w szkole dla chłopców. To zabierało im nie mało czasu, ale Ksiądz
Bosko utrzymywał, iż gdyby nie mieli zajęć zewnętrznych, to by się mniej gorliwie
przykładali do teologii. A tak napierani mnogością przedmiotów, tym gorliwiej
musieli korzystać z czasu. To wychodziło im na korzyść. Tłumaczy nam to jeden
zwrot Księdza Bosko, jaki usłyszał swego czasu ksiądz Borio, który jako kleryk
w Borgo San Martino, zwrócił się do niego z zażaleniem:
Ależ Księże Bosko, mamy tyle różnych zajęć poza naukowych, że zostaje nam
mało czasu na studium. Na co Ksiądz Bosko z miejsca tonem energicznym
odpowiedział: Tego właśnie chcę! Obecni zamilkli i nie śmieli więcej zagadywać.
Ksiądz Bosko życzył sobie, aby salezjanie uczyli się pracując, a nie, by uczyli się
tylko dla samej nauki.
Jak zaś Świętemu Założycielowi leżał na sercu postęp duchowy klas kleryków,
to nam wskazuje jedno przeżycie kleryka Vacchino. Ten, opiekując się pierwszą klasą
Oratorium, kiedy z domu otrzymywał trochę grosza na święta, czy z innej okazji,
rozdawał go swoim uczniom najuboższym. Aż pewnego dnia sumienie nie dało mu
spokoju i przyznał się, iż przekroczył Regułę, trzymając przy sobie pieniądze.
No i co? Przystępowałeś dalej do Komunii świętej? zapytał go Ksiądz Bosko.
425

43.6 Page 426

▲back to top
Och, povero me! zawołał kleryk. Czyż ja może popełniłem świętokradztwo?
Tego nie twierdzę. Byłeś w dobrej wierze. Chciałeś chłopcom pomagać, i to
z dobrą intencją... Basta!... Widać, że jesteś nieodrodnym synem Księdza Bosko.
Zdaje się, iż przez to Święty chciał powiedzieć: Widzę, że i ty postępujesz tak
jak ja. W ten sposób upomniał kleryka bez większej przykrości dla niego.
W roku 1878 umarło czterech kleryków profesorów: pierwszy, Stefan Omodei,
który był w Oratorium od 1876 roku. Trapiła go bardzo nostalgia, która przeszła mu
dopiero, gdy się wyspowiadał u Księdza Bosko. Wtedy to napisał do swej siostry: Nie
wyobrażam sobie innego miejsca, gdzie bym mógł żyć świecie, tak jak tutaj, gdzie
jestem. Och, gdybyś widziała Księdza Bosko, to naprawdę ojciec nas wszystkich.
Drugi umarł w Lanzo, kleryk Jan Arata, liguryjczyk. O nim po śmierci napisał
Ksiądz Bosko do księdza Rua: Bardzo odczułem stratę naszych kleryków, a zwłaszcza
tego rokującego najlepsze nadzieje, jakim był Arata.
Następni dwaj umarli w lipcu: Cezar Peloso, był dopiero trzeci rok klerykiem.
Miał wiele przeszkód ze strony rodziny, by pójść za swoim powołaniem. Umarł
w domu, zaopatrzony na śmierć przez księdza Barberisa. Kleryk, Paweł Salvo cierpiał
na skrupuły, obawiając się, że będzie potępiony, co odbierało mu spokój wewnętrzny
dniem i nocą. Tylko Ksiądz Bosko był zdolny go uspokoić. Stąd też często odzywał
się do niego, robiąc aluzję do jego nazwiska: Oto ten, który ma zapewnione zbawienie
/salvo znaczy zbawiony/. Nawet gdyby grzechy popełnił, to na udry diabłu, jeszcze
będzie salvo zabawiony. Pamiętaj, więc, że ty jesteś salvo zbawiony i to salvo za
wszelką cenę, i będziesz salvo na całą wieczność. Nikt nie rozumiał właściwie tego
żartu, ale Salvo czuł się rozpogodzony i zapominał o swoich obawach. Pragnął on
wyjechać do Patagonii. Kiedy w czasie choroby wyjechał do domu, pisał do Księdza
Bosko: Oratorium i Ksiądz Bosko, i tamtejsi przełożeni i współbracia, zawsze stoją mi
przed oczyma... Zmarł w wigilię Matki Boskiej Szkaplerznej.
Teraz kilka słów o stosunku księdza Bosko do koadiutorów.
I COADIUTORI
W owym czasie Ksiądz Bosko już był otoczony znaczną grupą laików,
zdecydowanych na zawsze z nim pozostać. Ci złożywszy śluby zakonne, tak mu byli
oddani, iż mógł im powierzać najdelikatniejsze sprawy. Do nich należał Józef Rossi.
Oto, jakie zaświadczenie wystawił mu Święty: Józef Rossi, prowedytor generalny
w naszym domu, udając się do Francji na zakupy, zasługuje na wszelkie względy.
Niniejszym polecamy go łaskawości wszystkich naszych przyjaciół i tym,
którzy by mieli z nim do czynienia. Ma od nas upoważnienie zawierania wszelkich
umów, jakie uzna za stosowne. Gdyby w czasie załatwiania rożnych agend
potrzebował pieniędzy, upoważniamy go do zaciągania zobowiązań, na sumę od 1 do
30.000 franków. Na tę sumę dajemy pełną naszą gwarancję według przepisów prawa
cywilnego i handlowego. Turyn, 17.07.1878 r.
Rossi miał jakieś przykrości ze strony jednego z dostawców Oratorium tak
dalece, że musiał się w to wmieszać Ksiądz Bosko, który podsunął mu treść listu, jaki
426

43.7 Page 427

▲back to top
wypadało owemu niegrzecznemu panu napisać. Oto autograf, jaki mamy w naszym
archiwum:
Pregiatissimo Signore!
Moje zajęcia zmusiły mnie na kilkudniową nieobecność w Turynie i nie
mogłem odpowiedzieć na jego list z 17 bm. Obecnie muszę oświadczyć,
że dotychczasowe moje wychowanie nie pozwala mi na posługiwanie się słowami
wyszukanymi, do jakich musiałbym się uciec i dlatego zastanowię się jeszcze, co mi
wypadnie uczynić, ażeby zachować swoją godność, jak również powagę dyrekcji,
którą mam zaszczyt przedstawiać i przeszkodzić, by się nie powtórzyły podobne sceny,
jakie miały miejsce w jego przedsiębiorstwie między panem a mną i także innymi z
Oratorium. Skorzystam z jego rady i nie przyjdę już osobiście wyrównać zaległości u
pana. Niech, więc pan przyśle osobę należycie upoważnioną, a może być spokojny, że
spotka się ona ze wszelkimi względami należnymi uczciwemu człowiekowi. Józef
Rossi, prowedytor.
Jeden fakt niech będzie jeszcze wyrazem dobroci Księdza Bosko wobec
koadiutorów. Kajetan Rizzaghi w chwili zdenerwowania opuścił Zgromadzenie, ale
nie mógł sobie znaleźć spokoju. Często powracał do bramy opuszczonego domu,
opłakując to, co stracił. Jego wytrwałość zwróciła uwagę przełożonych, którzy
pozwolili mu odprawić rekolekcje w Oratorium. Rozmyślanie o synu marnotrawnym
zrobiło resztę. Zaledwie skończyło się kazanie, pobiegł do Księdza Bosko, rzucił mu
się do nóg i wśród łez i szlochań krzyczał na cały głos, iż go było słychać po
korytarzach: Ach, ojcze, także ja nie jestem godny zwać się twoim synem! Ksiądz
Bosko, na ten widok ujął go pod ręce, podniósł, pocieszył i zaprowadził sam do
dyrektora, mówiąc: Traktuj go dobrze, wiedz, że to jest mój przyjaciel. Na te słowa ów
człowiek wybuchnął znów płaczem i zawołał: Teraz czuję się jakbym był w raju!
Obym mógł zmyć swe plamy.
Od tego dnia na samo imię Księdza Bosko łzy mu stawały w oczach. Gdy
przyszła godzina śmierci, dziękował Bogu, iż mu danym było powrócić do
Zgromadzenia.
Kiedy Ksiądz Bosko usłyszał, iż koadiutor przebywający w Buenos Aires,
Bartłomiej Scavini, chwiał się w swoim powołaniu, napisał mu: Mój drogi Scavini,
słyszę, iż ponoć napada cię pokusa opuścić Zgromadzenie. Nie rób tego... Wszak
poświeciłeś się Bogu ślubami wiecznymi... Jesteś misjonarzem salezjańskim i to
jednym z pierwszych... Ty, dla którego Ksiądz Bosko ma pełne zaufanie, teraz chcesz
wracać do świata, gdzie będziesz narażony na tyle niebezpieczeństw? Polegam na
tobie, iż podobnej niedorzeczności nie zrobisz.
Napisz mi, więc, co masz za kłopoty, a ja, jako ojciec, podam ci środki
odpowiednie, które uczynią cię szczęśliwym w życiu i w wieczności. Scavini odzyskał
spokój i wytrwał w powołaniu.
427

43.8 Page 428

▲back to top
W Ameryce, w S. Nicolas, umarł koadiutor, Karol Barberis, uczestnik drugiej
wyprawy misyjnej, pochodzący z zamożnej kmieciej rodziny, który został w 21 roku
życia salezjaninem.
A teraz przejdźmy do omówienia sposobów, w jaki Ksiądz Bosko wychowywał
swój personel. Wprawdzie będzie to wypadek sporadyczny, ale dlatego, że znany
w najdrobniejszych szczegółach dobrze nam daje poznać ducha i metody Księdza
Bosko. Nie można go jednak rozciągać na wszystkie sytuacje, a mianowicie chodzi
o historię jednego kleryka, Bernarda Vacchina.
STORIA DI UN CHIERICO
Kleryk, Bernard Vacchina, wychowanek Oratorium, przywdział suknię
klerycką w jesieni 1876 roku, w swej parafii, na co ksiądz Bosko się zgodził, już to, by
sprawić przyjemność jego rodzicom, już to, by dla dobrego przykładu innym
młodzieńcom. Po kilku dniach pobytu w domu, odprawił rekolekcje w Lanzo i zaraz
po nich został przeznaczony do Oratorium, aby tam asystował nowo przybyłych,
których było 170. Widocznie musiał nieźle wywiązać się ze swego zadania, skoro
z początkiem roku szkolnego jemu - dopiero nowicjuszowi - zlecono prowadzenie
regularne pierwszej klasy gimnazjalnej. Tak, więc był i nowicjuszem i wychowawcą
równocześnie. Po paru miesiącach zatrzymał go Ksiądz Bosko po spowiedzi, mówiąc:
Zaczekaj no chwilkę... Otóż wypada mi powierzyć ci lekcje w klasie wstępnej... Co ty
na to?
Ależ księże Bosko! - zawołał zagadnięty przecież ja jestem, co dopiero
w suknię ubrany chłopak. Absolutnie sobie z tym nie dam rady... Niech mi Ksiądz
uwierzy!
No, a czy te rzeczy, których się uczy w klasie wstępnej, umiesz już?
Źle by było, gdybym ich nie umiał.
A więc skoro je znasz, to możesz także innych uczyć. Zresztą ja ci sam pomogę
i wskażę ci takiego, kto by ci mógł jeszcze służyć radą. Resztę powiem ci w swoim
pokoju.
Biedaczysko odszedł roztrzęsiony, jakby miał febrę. W pokoju tłumaczył mu
Ksiądz Bosko tak: Widzisz, muszę zwolnić ze szkoły kleryka P., który nie oszczędza
swoich dość silnych rąk, ani nie żałuje pensów, czyli kar przepisywania z rożnych
tekstów. Wyobraź sobie, że kazał 30 razy jednemu przepisać całe modlitwy poranne.
Jakże ci biedni chłopcy mogą temu podołać?... Ile razy ty sam będziesz miał jakiś
kłopot, to przyjdź do mnie... A co miesiąc pokażesz mi wypracowania klasowe,
poprawione przez ciebie. Zresztą zrób tak, jak widziałeś, że robią inni!
I na spowiedziach tygodniowych podsuwał klerykowi różne wskazówki, jak
odnosić się do uczniów, a więc aby modlił się w ich intencji, dawał im dobry przykład,
zwłaszcza w kościele, opowiadał budujące przykłady, starał się dobrze ich poznać,
sam niewiele mówił, a im pozwalał wypowiadać się, by pomagał mniej zdolnym,
zachęcał swych wychowanków do obcowania z Przełożonymi.
428

43.9 Page 429

▲back to top
Kiedy indziej zaś radził mu ofiarować napotykane trudności Bogu, jako
wynagrodzenie za swe grzechy, czy dla zebrania sobie więcej zasług, albo dla
uniknięcia pokus, itd.
Pewnej chwili napotkawszy Bernarda pyta Święty: Czy dajesz sobie radę
z karnością w klasie?
Nie zawsze odpowiada zagadnięty.
Otóż mówi Ksiądz Bosko, jeżeli chcesz, by cię słuchano i szanowano, postaraj
się, by cię chłopcy lubili. Oczywiście nie trzeba się z nimi pieścić i głaskać, ale brać za
ręce...
W praktyce rożnie to bywało. Nachodziły biednego kleryka zniechęcenia
i oschłości. Nieraz czuł się wyczerpany, zupełnie wyczerpany. Wszak miał 20 godzin
lekcji tygodniowo, codziennie 60 zeszytów do przeglądnięcia i rożne asystencje...
Kiedy już sobie nie mógł dać rady, szedł do Księdza Bosko, który mu powtarzał:
Tylko nie trać wiary. Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia. Słowa te
wypowiedziane z tonem właściwym Księdzu Bosko, miały magiczny wpływ na
młodocianego nauczyciela. Nieraz ten budząc się rano i uświadamiając sobie, co go
czeka w ciągu dnia, walił pięścią w szafkę nocna, i wołał: Omnia possum in ec...
wszystko mogę w tym, który mnie umacnia!... Ksiądz Cipriano, jego sąsiad czasem aż
podskoczył na ten hałas i pyta Vacchinę, czy nie zwariował. Mało brakuje odpowiadał
zagadnięty, ale znowu się powoli uspokajał.
Za przykładem innych profesorów starał się budzić pobożność w swej klasie,
zachęcał ją, by uczęszczała do Komunii św., a nawet podsunął chłopcom myśl,
by każdy sobie obrał jeden dzień w tygodniu na to, by tak nie było dnia, w którym
by żaden nie przystąpił do stołu Pańskiego. To na pewno miłe będzie Bogu i Księdzu
Bosko. Chłopcy godzili się i Vacchina wypisywał na pięknie wymalowanej tabliczce
na każdy dzień imiona chętnych i z nią udał się do Księdza Bosko, z prośbą o podpis.
Ten spojrzał na kleryka z serdecznym uśmiechem, pochwalił jego gorliwość, ale... Ja
tego nie podpiszę! Powiedział.
A to, czemu, Księże Bosko? Przecież to rzecz dobra!
Owszem, bardzo dobra, ale musi być bez żadnego nacisku...
Gdybym ja to podpisał, to wyglądałoby, iż Ksiądz Bosko nakazuje Komunię
świętą, a to nie w naszym duchu. Także i ty, gdybyś zauważył, że któryś chłopak nie
przystąpił do Komunii św. w swoim dniu, nie daj mu do poznania, iż to zauważyłeś,
tym mniej nie trzeba go za to karcić. Zachęcać..., zachęcać... i nic więcej.
Pewnego razu Ksiądz Bosko zawołał Vacchinę, tak niby by pogadać
o wszystkim i o niczym. Ale ten spostrzegł się, o co chodzi. Ksiądz prefekt żalił się na
niego... Rozmowa z początkiem obojętna, zeszła następnie na temat, czy przełożeni są
wszyscy z niego zadowoleni...
Nie wszyscy odpowiedział ksiądz prefekt ma do mnie pretensję, że nie odnoszę
się dobrze do muzyków, którzy mają za wielkie mniemanie o sobie i powiedział,
że mnie zwolni ze szkoły.
429

43.10 Page 430

▲back to top
Tak, drogi Vacchina! Potrzeba nam dużo cierpliwości, a muzyka pomaga
w wychowaniu młodzieży. Zaś do szkoły, kto cię przeznaczył?
Ksiądz Bosko!
Otóż - ciągnął dalej Ksiądz Bosko - kto cię do szkoły wyznaczył, ten cię z niej
nie zwalnia. Powiedz to w razie potrzeby, komu trzeba. Mimo wszystko jestem z
ciebie zadowolony. Pracuj nadal, jak możesz, a resztę zostawmy Bogu.
Nareszcie rok szkolny skończył się 9 września i klasa naszego kleryka wyszła
w stopniach bardzo dobrze. Wyczerpany jej wychowawca spodziewał się dłuższego
wypoczynku w swej rodzinie. Ksiądz Bosko myślał sobie na pewno mi go nie odmówi.
A ponieważ inni jego współnowicjusze używali wczasów w górach,
w Lanzo, więc podszedł i on do Świętego, prosząc o kilka dni urlopu do domu.
Bądź spokojny usłyszał od Księdza Bosko ja o tobie pamiętam.
Po kilku dniach poszedł kleryk prosić o wyjazd do Sampierdarena, gdzie mógł
zobaczyć morze. A wtedy usłyszał. Ty wakacje spędzisz ze mną... Wakacje
z Księdzem Bosko? Cóżby to miało znaczyć?... A tymczasem dni upływały. Ilekroć
kleryk zauważył Księdza Bosko biegł ucałować mu rękę i spoglądał nań znacząco, ale
za każdym razem nic z tego nie wychodziło. Wreszcie zebrawszy się na odwagę,
zapytał: Księże Bosko, ale kiedyż to wyjedziemy na te wakacje?
Do nieba! Co, nie podoba ci się? W niebie będziemy razem!...
Ojej! To przecież jeszcze tak daleko...
A kto cię zapewnił, iż tak daleko?... Biedaczysko stracił na rezonie i już nie
pisnął ani słówka.
W czasie rekolekcji w Lanzo, wniósł prośbę o śluby wieczyste. Wtedy na
spowiedzi rekolekcyjnej usłyszał od Księdza Bosko: Poverino, zrobiłeś, co mogłeś.
Jestem z ciebie zadowolony. Na przyszły rok poprowadzisz pierwszą klasę
gimnazjalną. Nie trać odwagi. Chyba nie żałowałeś, iż jesteś z Księdzem Bosko.
Nie żałowałem, ale proszę słuchać: Kiedy ksiądz prefekt groził mi, iż mnie
usunie ze szkoły, a także ksiądz Barberis mnie zbeształ, powiedziałem sobie: haruj tu
człowieku cały dzień, a potem jeszcze otrzymasz burę!... A przecież na kawałek
chleba mógłbym sobie zarobić i gdzie indziej... Ale niech mi Ksiądz Bosko wierzy, ja
nie mówiłem tak tego z serca... Moje miejsce jest tutaj!
Owszem, wierzę ci. Śluby będziesz mógł złożyć, tylko, jakie?
Ja uważam, że lepiej byłoby zaraz złożyć wieczyste.
Ja nie mam nic przeciw. Ale wiesz, iż nie jestem sam... Są jeszcze inni
przełożeni...
No to mogę złożyć trzyletnie. Moje postanowienie pozostaje niezmienione.
I złożył śluby wieczyste.
Z nowym rokiem szkolnym prowadził pierwszą gimnazjalną, z której potem
wyszło bardzo wielu dzielnych salezjanów. Trudności i w tym roku nie brakowało.
Owszem, nawet było ich więcej niż poprzednio, gdyż klasa liczyła przeszło stu
uczniów. I tak zaraz z początkiem roku miał miejsce fakt niesubordynacji. Jeden
chłopak przeznaczony do klasy wstępnej, nie chciał opuścić pierwszej gimnazjalnej,
430

44 Pages 431-440

▲back to top

44.1 Page 431

▲back to top
a przełożeni nie interweniowali w tym względzie. Nauczyciel chciał chłopca z klasy
usunąć, ale bezskutecznie. Wobec tego podszedł do niego i bez większych ceremonii,
wyciągnął go z ławki. Urwis ten, który od niedawna był w Oratorium, postawił się
i zamierzył się na asystenta. Wówczas Vacchina złapał go za kołnierz i wyrzucił
z klasy, mówiąc: Nie wrócisz tu łotrze więcej, jeżeli nie przeprosisz.
Radca szkolny odesłał go do klasy, ale kleryk odesłał go z powrotem za drzwi.
Interweniował ksiądz prefekt, ale nic nie pomogło; nawet, kiedy dyrektor odesłał
chłopaka z powrotem do szkoły, młody nauczyciel nie ustąpił. Wówczas zawołał go
Ksiądz Bosko i pyta:
Czemu buntujesz się przeciw przełożonym? To nie dobrze, chyba sam to
rozumiesz...
Proszę posłuchać Księże Bosko. Ten chłopak zbuntował mi się przed całą klasą
i odgrażał się. To było publicznym zgorszeniem. Mam stu dziesięciu chłopców i nie
można żartować, jeśli się chce utrzymać własny autorytet. Przełożeni znają cały
przebieg sprawy, a słuszność jest po mojej stronie. Czemu nie zmuszą go do
posłuszeństwa?
No tak, aleś ty przeszedł do rękoczynów, a w takim wypadku nie masz racji.
Prawda, ale gdybym tego nie zrobił, to nie wyszedł by ten opryszek z klasy.
Ja nie mam do niego żadnego uprzedzenia, owszem życzę mu dobrze, ale on musi zło
naprawić i dane zgorszenie. Nie mogę mieć za dużo względów z klasą tak liczną
i z uczniami, między którymi znajdą się starsi ode mnie.
No dobrze. A jeśli przyjdzie cię przeprosić, to się dogadacie?
Owszem, Księże Bosko. Ja chcę, żeby przyszedł i doprawdy przykro mi po tym
wszystkim, co zaszło, względem przełożonych.
Więc się rozumiemy... Zatem przyślij mi chłopca.
Chłopak upomniany przez Księdza Bosko, usłuchał i został przyjęty do klasy,
a do swego nauczyciela odtąd odnosił się z wielkim przywiązaniem.
W roku szkolnym 1878/1879, Vacchina prowadził drugą klasę gimnazjalną ze
130 uczniami nie bardzo dobranymi. Klasa ta przedstawiała poważne trudności
i w pierwszych tygodniach młody nauczyciel nie mógł sobie z nią dać rady. Pewnego
dnia podszedł w refektarzu do księdza dyrektora, by przedstawić mu swoje kłopoty.
A skoro zauważył, iż ten nie bierze poważnie jego zażaleń, stracił cierpliwość
i podniósł głos... Ksiądz Bosko obserwował to z daleka, nie rozumiejąc, o co
właściwie chodzi, odezwał się głośno:
A cóż tam ten kleryk tak znowu się czupurni, jak kogucik?
Po dwóch dniach zawołał kleryka i rzekł: Słuchaj no, przedwczoraj stawiałeś
się księdzu dyrektorowi. Cóż tam znowu zaszło?
A no zaszło, że już sobie nie mogę dać rady w szkole. Mam 130 uczniów,
których trzeba by koniecznie podzielić na rożne sekcje, wobec wielkiej różnicy ich
poziomu naukowego. Ja się wprost zabijam i nic z tego nie wychodzi. Przecież
w podobnych warunkach niemożliwą jest rzeczą prowadzić lekcje, jak i Ksiądz to sam
dobrze rozumie. Ksiądz dyrektor zaleca mi cierpliwość... Cierpliwość cierpliwością,
431

44.2 Page 432

▲back to top
ale z cierpliwością całego świata, nie jestem w stanie czynić cudów. Tu trzeba inaczej
zabrać się do sprawy!...
Słusznie rzekł Ksiądz Bosko, masz trochę słuszności. Załatwimy to.
I rzeczywiście po kilku dniach ubyło klerykowi 25 najsłabszych uczniów, odesłanych
częściowo do rodziny, częściowo do klasy niższej.
Wtedy Ksiądz Bosko spotkawszy Vacchinę na podwórzu, woła go i pyta:
No, jak tam z twoją klasą?
O, już lepiej!
A ilu tam jeszcze masz?
Ponad setkę.
No, dobrze, ale i z tymi masz jeszcze dość roboty. Wiedz przy tym, że ksiądz
dyrektor jest z ciebie niezadowolony...
To nie moja wina. Chciałem, żeby kilku wyłączyć z klasy i by ostatecznie
poszli sobie... Przecież w ubiegłym roku nie otrzymali promocji.
Ksiądz Bosko nic na to nie odpowiedział. Vacchina ucałował go serdecznie
w rękę i pierwszą myślą jego po tej rozmowie było, żeby jakoś udobruchać dyrektora.
Tu mógłby ktoś zapytać: Jakże, więc była sprawa ze studiami tego kleryka?
A potem, czy należało wziąć pod uwagę jego zdrowie? Otóż, co do studiów, to miał on
osobnego profesora, adwokata Forti, a względnie starsi współbracia chętnie mu
pomagali. Ale pewno, że od czasu do czasu Vacchinę napadało zniechęcenie i z tym
wynurzał się przed Księdzem Bosko, który z dobrocią mu odrzekł:
Nieodzowna jest cierpliwość, mój drogi. Rób, co możesz, Bóg zrobi resztę i nie
opuści cię, jeśli będziesz pracował dla Niego. Zresztą w Zgromadzeniu mamy wiele
stanowisk i na każdym można służyć Bogu. Kto nie jest zdolny być dyrektorem, czy
prefektem, czy innym przełożonym, to będzie kościelnym i otrzyma tę samą nagrodę.
Pamiętaj też, iż to samo, że innych uczysz dużo w życiu będzie ci pomocnym.
Przekonasz się o tym! I miał Ksiądz Bosko słuszność. Vecchina w tym roku został
zaciągnięty do wojska, do bersalierów. Ale czasu nie tracił i szczęśliwie doszedł do
swego celu.
Co dotyczy zdrowia tego kleryka, to on się tym nie przejmował, gdyż był silnie
zbudowany, a przy tym miał jeszcze inny motyw po temu specjalny. Jako
gimnazjalista przechodził ciężką chorobę, po której na rekonwalescencję, przełożeni,
za radą lekarza chcieli go wysłać do domu rodzinnego. A wtedy on poszedł do
Księdza Bosko i tak rzekł: Przełożeni chcą mnie wysłać do domu, a ja nie chce iść...
A to ci dopiero! Nie chcesz iść? A czemu?
Ponieważ Ksiądz mówi, że jeden z nas ma wnet umrzeć. A jeślibym to miał być
ja, to wolę umrzeć raczej w Oratorium, mając u swego łóżka Księdza Bosko...
W czasie rozmowy Ksiądz Bosko stał na progu swego pokoju. Objął właściwym sobie
spojrzeniem chłopaka, a podniósłszy oczy w niebo, rzekł: Możesz jechać spokojnie do
domu. Ty jeszcze nie umrzesz, owszem, pożyjesz bardzo długo.
I rzeczywiście, ksiądz Bernard Vecchina doczekał złotego jubileuszu
kapłańskiego.
432

44.3 Page 433

▲back to top
A teraz przejdźmy do korespondencji. Listy te podzielimy na kilka grup,
mianowicie te skierowane do osób świeckich, do kapłanów, wreszcie do salezjanów.
Trzymać się będziemy porządku chronologicznego.
- A Signore
Do pani Teresy, wdowy Lyerre. Była to matka dawnego wychowanka Karola,
stenografa w parlamencie i korespondenta do dzienników.
Pregiatissima Signora!
Nasze życie usłane jest krzyżami, ale Pan Bóg w swej dobroci nie omieszka nas
pocieszyć. Opuściła Pani Rzym zmartwiona, ale tymczasem natrafiła na świętego
biskupa, który jej posłuży radą i nią pokieruje. Niech Bóg we wszystkim będzie
błogosławiony. Proszę ode mnie złożyć uszanowanie monsignorowi Galletti,
kanonikowi Fassini, których mam w wielkiej czci i poważaniu. Niech Pani często
pisze do swego Karola, przedstawiając mu znikomość życia i przypominając mu
pobożność rodziców. Ja nie omieszkam zrobić dla niego, co będzie w mej mocy,
ilekroć go spotkam. Niech Bóg błogosławi ją, jej córkę Serafinę i pomódlcie się za
mnie, który będę zawsze, etc. Ksiądz Bosko
Do hrabiny Solopis.
Jest to list pocieszenia napisany na odwrotnej stronie obrazka, gdzie Chrystusa
otaczały kwiaty zebrane w Ogrodzie Oliwnym. Hrabinie, 8 marca, umarł mąż
Fryderyk. Ten, jako minister, podpisał prawo wypędzające jezuitów z Piemontu. Ale
potem żałował tego. W roku 1855, zwalczając ministra Rattazziego przeciw
zgromadzeniom zakonnym, potępił ten swój postępek i wyznał odważnie, że tylko
ustąpił pod presją ulicy. Od chwili, kiedy senat przeniósł się do Rzymu, już w nim nie
brał udziału. Ostatnie lata spędził bardzo bogobojnie, pisząc dzieła prawnicze. Był
wielkim przyjacielem Księdza Bosko, który tak pisał do wdowy po nim:
Alla nobilissima Contessa Solopis!
Wy, o kwiatki zebrane w Ogrodzie Oliwnym, byłyście na grobie św. Piotra.
Zanieście obfite błogosławieństwo tej, która was będzie miała w swych rękach.
Kwiaty i ciernie będą koroną szczęśliwej wieczności.
Do Pani Fava Bertolotti.
Do tej wielce zasłużonej pani Ksiądz Bosko często pisywał, przy rożnych
okazjach, posyłając jej małe podarunki z odpowiednim bilecikiem, utrzymane w tonie
bardzo miłym i tak na przykład pisze: Gruszka jest twarda, ale ją ugotujemy w bojaźni
Bożej. W innym bileciku zapewnia jej odpowiednie miejsce na nabożeństwie w
bazylice. Kiedy indziej przesyła winogrono zaznaczając, iż ono dojrzało pod jego
oknem, w cieniu bazyliki Najświętszej Wspomożycielki? Niech to będzie wyrazem
wdzięczności za wszystko dobro, jakie pani nam świadczy. Albo, kiedy indziej:
433

44.4 Page 434

▲back to top
Ksiądz Jan Bosko prosi Waszą Łaskawość o przyjęcie skromnego daru kilku czereśni
z ogrodu Najświętszej Wspomożycielki z życzeniami wszelkich łask niebieskich, itp.
Do Pani Józefy Armelonghi.
Była to stryjenka jednego salezjanina, liścik zawiera normy postępowania dla
dusz trapionych skrupułami... Co dotyczy spraw sumienia, to niech pani trzyma się
następujących norm:
1. Nigdy nie powtarzać spowiedzi już odbytych.
2. Nie spowiadać się z myśli, pragnień, jak i przeżyć wewnętrznych.
3. Spowiadać się tylko z uczynków i z rozmów pozostawiając je do osądu
spowiednika.
4. Posłuszeństwo ślepe względem kierownika duchowego.
Niech pani jest całkiem spokojna o stan swojego sumienia, i niech modli się za
mnie, który, itd.
Do hrabiny Callori.
Tę pobożną panią bardzo często trapiła melancholia. To, co było zdolne
polepszyć jej humor, to wiadomości o dziełach salezjańskich. Stąd Ksiądz Bosko
często jej pisywał stosunkowo długie listy, czego do innych zaś nie czynił.
Mia buona Mamma!
Gdyby moje listy w intencji drogiej Mamy zamieniły się na tyle osobistych
wizyt u niej, to byłbym tam kilka razy dziennie i nie mało by musiała pani ze mną
tracić czasu. Ale przechodzę do rzeczy. Ksiądz Cagliero przygotowuje energicznie
nową ekspedycję misyjną do Ameryki i na pewno nie odjedzie bez pożegnania się
osobiście z panią. Z dnia na dzień odczuwamy coraz większą potrzebę księży. Robię,
co mogę, ażeby ich przybywało. Prośmy, zatem Pana żniwa, ażeby posłał żeńców na
swoje pola. Mam nadzieję, że na jakiś czas będę mógł posłać pani jednego z księży, by
u niej odprawiał Mszę św. Nasze siostry są rozesłane po rożnych zakładach i one
mogą skorzystać z tych lekcji, jakie mogłyby mieć u nauczycielek, pracujących w jej
azylu. Za tę propozycję serdecznie dziękuję. Chcę odwiedzić Vignale, ale nie mogę
ustalić jeszcze dnia. Jedynie, co mogę ustalić to to, że mi potrzeba dużo pieniędzy.
Przyszedł do mnie kierownik budowy kościoła św. Jana z taką sobie wiadomością,
że jeśli ja nie zapłacę robotników, to roboty staną, a ja mam próżne kieszenie. Oby
pani mogła mi przyjść z pomocą, tylko nie wiem, jak tam stoi jej ministerstwo
finansów. Co do innych naszych spraw, to zapewniam, iż pod względem moralnym
i naukowym, bardzo dobrze, dzięki Bogu. Mamy 80 kandydatów na kleryków.
Wprawdzie, pójdzie wielu do diecezji, ale mniejsza o to, byle pracowali w Winnicy
Pańskiej. W Sampierdarena mamy 200 starszych młodzieńców, zwanych Synami
Maryi. Jest to prawdziwy skarb dla nas. Ale i tu zwykła antyfona: piekarz nie chce
piec chleba, bo mu się należy 11 tysięcy franków. Jak więc pani widzi, kłopotów nie
brak w naszych domach. Od roku otworzyliśmy ich 20, z czego 6 w Ameryce
Południowej. Dio la benedica, mia, buona Mamma, a z nią całą jej rodzinę, córki i ich
434

44.5 Page 435

▲back to top
rodziny, niech im udzieli świętości z pełnym zdrowiem. Niech pani pomodli się i za
tego biedaczynę, który zawsze jest dla niej w Sercu Jezusa, pokornym sługą.
Ksiądz Jan Bosko
PS. Chłopców w naszych domach jest obecnie 27 tysięcy.
Do markizy Fasatti!
Tyle razy przyszła pani nam z pomocą, dlatego byśmy ją nie prosili, ale teraz
jestem zmuszony prosić o pomoc i jestem pewien, że pani jej nam nie odmówi. Niech
pani posłucha. Nadzwyczajny rozwój naszego Zgromadzenia i potrzeby Kościoła św.
spowodowały, że otworzyliśmy domów ponad nasze siły, bo 20 w jednym roku. Przy
tym wyprawy misyjne, budowa kościoła św. Jana Ewangelisty, by tak uprzedzić
działalność protestantów itd., wszystko to nas zmęczyło i obciążyło długami.
Ośmielam się, zatem przedłożyć nasze potrzeby, ufając, itd.
Do pani Teresy Vallauri.
Wybitna Pomocnica, siostra księdza Piotra, zmarła 10 marca 1879 roku; godna
podziwu była jej cierpliwość z jaką znosiła swą bolesną chorobę. Bardzo dobroczynna
i roztropna, przy sporządzeniu testamentu, zachowała osobną sumę, którą chciała
własną ręką wręczyć Księdzu Bosko na jego dzieła i misje.
Stimabilissima Signora Teresa!
Kiedy ostatni raz widziałem panią, przekonałem się, że jej stan jest o wiele
gorszy niż sobie wyobrażałem. Nasi chłopcy modlą się w jej intencji rano i wieczór.
A teraz przypuścimy prawdziwy szturm do nieba, byle nasza prośba nie była
przeciwna większej chwale Bożej i dobru jej duszy. Od przyszłej niedzieli aż do
Niepokalanej, nasi chłopcy będą przyjmowali Komunię św. w jej intencji, a ja będę
odprawiał Msze święte... Prócz tego, grupa chłopców najlepszych codziennie jeszcze
osobno pomodli się w czasie nawiedzenia Najświętszego Sakramentu. Niech pani
łączy się w duchu z nami, odmawiając modlitwy, o których już mówiłem i ofiaruje
pokornie swe cierpienia Bogu. Myślę, że któregoś wieczoru będę mógł ją odwiedzić.
- A Signori
W liście do ministra spraw wewnętrznych, Franciszka Crispi, prosi
o przydzielenie orderu kawalerskiego doktorowi Albertotti, który od dłuższego czasu,
całkiem gratis, opiekował się chorymi w Oratorium. Prośba miała pozytywny skutek,
ale order nie został wręczony z powodu upadku gabinetu. W liście tym Ksiądz Bosko
podkreśla wielkie zasługi wspomnianego doktora w czasie epidemii cholery, jak
i w szpitalu umysłowo chorych, na uniwersytecie turyńskim, gdzie wykładał,
a wreszcie względem chłopców z Oratorium.
Inną podobną prośbę wysłał w sprawie pana Feliksa Faja, która została
uwzględniona. Z tej okazji urządził on wielkie przyjęcie, ciesząc się otrzymanym
435

44.6 Page 436

▲back to top
krzyżem kawalerskim, na które to przyjęcie zaproszony został Ksiądz Bosko z innymi
salezjaninami, doktor Fissora i inni. Podczas bankietu jeden z uczestników odzywa się
do Księdza Bosko: W kościele Księdza Bosko jest coś takiego, co nie bardzo przystoi.
Cóż to by było?
A no, że Anieli są piękniejsi od Madonny... Chciał przez to powiedzieć,
że Aniołowie na dwóch wieżyczkach bocznych więcej lśnili złotem, aniżeli Madonna
na kopule, która pod wpływem atmosfery zupełnie z czerniała.
Ma pan słuszność! - odpowiedział Ksiądz Bosko. Trzeba o tym pomyśleć.
Następnie podnosząc głos zwraca się do wszystkich biesiadników: Niech panowie
zwrócą uwagę na to, co mi w tej chwili powiedziano, że Aniołowie są piękniejsi od
Madonny. Potrzeba temu jakoś zaradzić i Madonnie dać należytą pozłotę... Może by
mi panowie w tym pomogli?...
Ależ tak, owszem! - zawołali wszyscy.
No to dobrze. Niech, zatem pan doktor Fissora, który jest profesorem anatomii,
podejmie się rozdziału pomiędzy obecnych poszczególnych części statuy, którą każdy
miałby opłacić. Tak potroszę wszyscy płacąc, nie odczują wydatków. Doktor Fissora
chętnie zabrał się do anatomicznych poczynań, jednemu przeznaczając głowę, innemu
ramię, tamtemu połowę płaszcza, drugiemu drugą, itd.,... Gdy już wszystko było
rozdane, odzywa się Ksiądz Bosko dotąd milczący i uśmiechnięty: No, a dla pana
doktora to nic?... wybuchnął ogólny śmiech a Ksiądz Bosko kończył: No, to niech
doktor podejmie się ozłocić lo stomaco. Zagadnięty nie oponował. W ten sposób
sprawa pozłocenia figury została pomyślnie załatwiona.
Do barona Karola Ricci pisał mu dziękując za sto franków i donosząc, że Msze
św. zostały odprawione za zdrowie jego córki, która była zakonnicą i kończy:
Przesyłam panu baronowi kawałeczek z szat Piusa IX. Kto wie, czy do cudów, jakie
ten wielki Papież działa, nie będziemy mogli zaliczyć uzdrowienia pańskiej córki.
Niech Najświętsza Dziewica, Uzdrowienie Chorych, otrzyma nam tę łaskę od swego
Syna.
Do Antoniego Massara.
Był on sekretarzem gminnym w roku 1891, kiedy wręczył poniższe listy
księdzu Rua. Za młodu studiował teologię. A oto list: Widzę z twojego listu, że jesteś
szczery, co mnie skłania, by z równą szczerością traktować i ciebie. Bóg jest wielki i
miłosierny. Nawet, gdy my o nim nie myślimy, myśli o nas, a kiedy widzi, że od niego
się oddalamy, to jakimś szturchańcem zatrzymuje nas i każe wracać. Niech, więc we
wszystkim będzie błogosławiony. O ile twoje zdrowie pozwoli, to ucz się dalej. Ja nie
mam nic przeciw, żebyś dążył do kapłaństwa. A nawet gdybyś chciał usunąć się od
świata i przyjść do mnie, to bym cię chętnie zaliczył do swoich drogich synów. A
tymczasem modlitwa, praca, umartwienie, częsta spowiedź, zapewnią ci zwycięstwo
nad nieprzyjacielem twej duszy. Inne rzeczy trudno załatwiać pisemnie. Z Bogiem mój
drogi. Twój, itd.
436

44.7 Page 437

▲back to top
Ów kleryk /wtedy kiedy pisał/ czytając słowa Księdza Bosko, że o pewnych
rzeczach nie chce pisać w liście, zgłosił się osobiście do niego. W Oratorium jednak
musiał czekać trzy dni na posłuchanie. Przyjęty był przez Świętego bardzo serdecznie
tak, iż to go wzruszyło do łez i tak o tym pisze: Z początku stałem przed siedzącym
Kiędzem Bosko u stołu w jadalni. W pewnej chwili ten wstał i zaprosił mnie, bym
siadł na jego miejscu w środku stołu, ale temu się oparłem. Wtedy pozwolił mi zostać,
gdzie byłem, mówiąc do księdza Cagliero, który prawie nadszedł, że ja będę następcą
księdza Bonettiego w prowadzeniu Bollettino. Zgodziłem się i on wyznaczył mi
najlepszy wolny pokój. Trudno mi opisać radość, jakiej doznałem, kiedy mogłem
pozostać w tak świętym miejscu... Tak on wtedy pisał, ale jego słabe zdrowie nie
nadawało się do życia wspólnego. Trochę, więc z tego powodu, trochę za namową
jednego ze swoich krewnych, postanowił wrócić do domu. Przed odjazdem udał się
pożegnać z Księdzem Bosko, który go i tym razem przyjął z wielką serdecznością, ale
nie całkiem był zadowolony z tej decyzji. Owszem stawiał mu piękne propozycje, ale
się na nie jednak nie zgodził. Niestety pisze dalej Massara niedługo potem musiałem
tego żałować, gdyż, kiedy wróciłem do Oratorium z intencją, by zgodzić się na owe
propozycje, uczynione mi przed dwoma miesiącami, już wtedy prośby mojej nie
uwzględniono. Odszedłem ze łzami w oczach, a wróciwszy do domu, by sobie ulżyć
napisałem list, wyrażając gorące pragnienie powrotu. Ksiądz Bosko odpowiedział mu,
iż go cieszy jego dobra wola i że nie ma do niego żadnego uprzedzenia, ale odnośnie
do powrotu do Zgromadzenia, to dobrze będzie, żeby najpierw upewnił się, co do
sprawy swego zdrowia.
Do inżyniera Franciszka Bocca.
Na służbie u tego pana była siostra Józefa Sandrone, korektora w drukarni
salezjańskiej. Między nim a siostrą były jakieś kwasy z powodu spraw finansowych.
Inżynier prosił Księdza Bosko, ażeby to nieporozumienie jakoś załagodził. I ten
odpisuje:
Stimabilissimo Signor Geometra Bocca!
Rozmawiałem z Józefem Sandrone i jego żoną. W swoim czasie powiem jak
sprawa poszła. Józef nie neguje wcale tego, co jego siostra Maria dla niego uczyniła.
Owszem, zapewnia o swej wdzięczności i gotów dla niej wydać ostatni grosz, gdyby
była w potrzebie, a nawet podpisze oświadczenie, jakie sobie będzie życzyć. Niech,
więc pan inżynier sformułuje na piśmie pretensje Marii i niech mi to przyśle, a Józef
zobowiązał się to firmować. Tak on, jak i jego żona, zapewnili mnie, że do Marii nie
żywią żadnego uprzedzenia i bardzo chętnie ją ugoszczą ile razy przejeżdżałaby przez
Turyn. Jeżeli czymś czuje się urażona, to proszą o zapomnienie. Chciałem się także
zorientować o warunkach finansowych Józefa i zdaje mi się, że wychodzi na cało przy
całej swojej oszczędności. Jest to rodzina na dorobku, ale wobec tego, że zarabia nie
najgorzej - tak on, jak i żona - to obecnie kończą się ich długi i będą mogli
437

44.8 Page 438

▲back to top
w przyszłości odpowiednio się urządzić. Oto rezultaty mojej misji. Zresztą
pozostawiam roztropności pana inżyniera tę sprawę. Bardzo przyjemnie mi było, iż
mogłem przy tej okazji nawiązać kontakt z Szanownym Panem, o którym słyszałem
tyle pochlebnych relacji. Bardzo bym się cieszył, gdyby pan odwiedził mnie
w Turynie. Proszę wybaczyć kiepską kaligrafię i przyjąć, etc.
- A Ecclesiastici.
A Don Faustino Confortola.
Należał do diecezji Brescia. Wstąpił później do Zgromadzenia, został
pierwszym dyrektorem we Florencji, następnie proboszczem i dyrektorem w Padwie.
Zmarł we Florencji w 1913 roku.
Carissimo nel Signore!
Bardzo mnie cieszy, iż ofiarujesz mi swą pomoc w posługach kapłańskich,
Messis multa, messis multa!... Jego list, jak i szczerość, z jaką pisze, dają mi pełną
gwarancję jego dobrej woli. To też niech ksiądz zarządzi swymi sprawami
i przyjeżdża do nas. Otrzyma zajęcie według swych sił i zdolności. Niech przyjeżdża,
jako brat w grono licznych braci pod jednym ojcem. Wszyscy będą bardzo go kochać
serdecznie w Chrystusie Panu. W takich wypadkach prawo przewiduje, by Kuria
wydała certyfikat moralności i to mnie zadowoli. Co do spraw materialnych wystarczy
mi osoba księdza i nic więcej. Ponieważ jednak nasze Zgromadzenie utrzymuje się
z Opatrzności Bożej, to jeśli ksiądz może przywieźć ze sobą jakąś pomoc materialną,
posłuży ona do podtrzymania naszych dzieł. Ja na razie jestem w Rzymie do połowy
lutego, potem wracam do Turynu. Gdyby ksiądz chciał w tym roku przyjechać do nas,
to najlepiej będzie zaczekać aż do końca miesiąca maryjnego. Niech Bóg księdzu
błogosławi i da mu łaskę skuteczności w pracy na jego chwałę, by mógł pozyskać
jakąś duszę dla nieba wśród tylu niebezpieczeństw świata. Niech się modli i za mnie,
któremu będę zawsze najbardziej przywiązanym przyjacielem.
Rzym, 25.01.1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
Do Monsignora Edwarda Rosaz.
Został on mianowany biskupem w Suzie, gdzie dotąd był kanonikiem, do
Księdza Bosko odnosił się zawsze serdecznie.
Carissimo et Reverendissimo Monsignore!
Już w Turynie dowiedziałem się, a następnie z listu Jego Ekscelencji
o mianowaniu go przez Ojca św. Piusa IX, na biskupa w Suza. Nie mało się temu
zdziwiłem, wobec znanej mi skromności i niskiego mniemania o sobie Waszej
Ekscelencji, któremu teraz przyjdzie ustosunkować się do swego stanowiska novo
verbo et opera. Ale też zaraz podziękowałem za to Bogu, bo przeświadczony jestem, iż
438

44.9 Page 439

▲back to top
kościół otrzymał biskupa wedle Serca Bożego, który będzie mógł zdziałać wiele dla
diecezji sobie powierzonej. Bardzo się tym cieszę i oddaję do jego dyspozycji
wszystkie nasze domy, w czym tylko mogłyby mu służyć. Nie chcę uchodzić za
mentora, ale pewne jest, iż Ekscelencja wkrótce pozyska sobie serca wszystkich, jeśli:
1. Otoczy specjalną troską chorych, starców i dziatwę ubogą;
2. Będzie bardzo powolny przy zmianach personalnych poczynionych
przez poprzednika;
3. Zrobi wszystko możliwe, by pozyskać sobie wzięcie u tych, co może
spodziewali się tego stanowiska, na jakie wyniesiony został Wasza Ekscelencja i
czują się teraz zawiedzeni w swych nadziejach;
4. Jeśli trzeba by było wystąpić surowiej, przeciw komu, to należy
zachować wielką ostrożność i zawsze pierwej wysłuchać obwinionego.
Zresztą, da Bóg, zobaczymy się w marcu. Dzisiaj we wczesnych godzinach
rannych zgasła wielka gwiazda Kościoła Pius IX. W Rzymie panuje konsternacja, nie
mniejsze wrażenie jest w całym świecie katolickim. Wnet chyba zostanie on
wyniesiony na ołtarze. Ufam, że i nadal będę się cieszył zaufaniem Waszej Ekscelencji,
itd.
Rzym, 07.02.1878 r. Torre dei Specchi, 36.
W liście z dnia 2 lipca do księdza Grzegorza Palmieri, który odnalazł
w Archiwum Watykańskim kilka listów św. Franciszka Salezego, skierowanych do
ówczesnego nuncjusza apostolskiego w Turynie, wyraża gotowość wydania ich
w swojej drukarni. Równocześnie zaprasza go, jego współbraci, na wakacje do
jakiegokolwiek swego zakładu, jeśliby im się składało.
Jak księdza Palmieri i jego współbraci, tak i innych przyjaciół, Ksiądz Bosko
chętnie zapraszał do swych domów, goszcząc ich zawsze z wielką serdecznością.
Gościny tej nie można by nazwać komfortową, a przecież przyjezdni odnosili z niej
jak najmilsze wrażenia. Oto, jak się o niej wyraża proboszcz z Ventimiglia: Nie
umiem wyrazić Waszej Wielebności swego zadowolenia ze zbratania się serc, z jakim
spotkałem się w czasie ostatniego pobytu w tym ziemskim raju, gdzie oddycha się
atmosferą spokoju, bratniej rodzinnej miłości, gdzie anielska pogoda rozjaśnia
wszystkie czoła, a z oczu tamtejszych mieszkańców uśmiecha się słodko niewinność.
Adwokat zaś, Leonori pisze: Prawdę mówiąc, wyjechałem z Oratorium
z pragnieniem, by do niego powrócić i da Bóg powrócę jeszcze. Delikatne względy
i serdeczność, z jakimi spotkałem się ze strony Wielmożnego Księdza i całej dyrekcji,
zrobiły na mnie przez tę bezpośredniość wielkie wrażenie. Otwarcie mówię, że jeszcze
nie jeden raz tam powrócę...
Nie inaczej pisał sekretarz jednej z kongregacji rzymskich, O. Pio Saccheri,
dominikanin: Ponawiam swoje najserdeczniejsze podziękowanie za tyle względów,
439

44.10 Page 440

▲back to top
jakich byłem przedmiotem w Turynie i w Lanzo. Zachowam je we wdzięcznej
pamięci...
Księdzu Franciszkowi Serenelli - rektorowi seminarium biskupiego w Weronie
– Ksiądz Bosko w liście do niego załączył obrazek Najświętszej Wspomożycielki
z odpisem: Domino Francisco sacerdoti. Maria sit tibi et tuis auxilium in vita, levemen
in periculis, solatium in morte, gaudium in coelo. Amen. Joannes Bosco sacerdos.
W liście zaś dziękował za przysłaną ofiarę zaznaczając, iż była mu tym milsza wobec
wielkich kłopotów finansowych, jakie jego zakłady przechodzą. Zalicza go do swoich
dobrodziejów i zaprasza do Turynu, aby pomówić o swoich projektach.
Do księdza Pawła Taroni. List jest odpowiedzią na list księdza Taroni,
w którym była i ofiara na Oratorium oraz wiadomość o pobycie tam księdza Bretto
i zapytanie w sprawie kleryka, który chciał wstąpić do Zgromadzenia, ale nie wiedział,
ile będzie musiał płacić i czy będzie mógł chodzić nadal w sutannie.
Carissimo in nostro Signore Gesu Cristo!
Piszę telegraficznie... List otrzymałem i 10 franków. Msze święte odprawię
przed ołtarzem Najświętszej Wspomożycielki. Wychowankowie będą się modlić
i przyjmować Komunię św. Pomodlimy się również za owego zacnego kapłana, co
choruje w seminarium, jak mi to mówił ksiądz Bretto. Kleryk, co pragnie do nas
wstąpić, będzie mógł suknię klerycką nosić nadal. Warunek zasadniczy jest, aby tylko
przyjechał. Resztę łatwo się ułoży. A Ksiądz, kiedy do nas się zgłosi? Załączam
relikwie Piusa IX. Pozdrowienia od wszystkich salezjanów. Życzenie trzech „s.s.s.”
dla seminarzystów /owe trzy „s” to po włosku: zdrowie, mądrość i świętość/. Polecam
się modlitwom, itd.
Turyn, 04.10.1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
Kleryk nazywał się Henryk Foschini. Jego powołanie wzięło początek z lektury
dramatu „La vocazione di San Luigi Gonzaga”. /.../ Resztę zrobiła książka do
nabożeństwa „Giovane provveduto”. Kiedy ksiądz Taroni przyjechał na uroczystość
Najświętszej Wspomożycielki do Turynu, na pożegnanie usłyszał takie słowa: Będę
się modlił za jego seminarzystów, aby wszyscy zostali świętymi, a niektórzy
salezjanami, jeśli taka wola Boża. Kiedy ksiądz Lazzero i ksiądz Barberis wracali
z Rzymu, wstąpili do Faenzy i wtedy zawiązała się liga modlitw między Oratorium,
a tamtejszymi seminarzystami, którzy wszyscy zapisali się do arcybractwa
Najświętszej Wspomożycielki. Rodzina kleryka Foschini była przeciwna jego
wstąpieniu do Oratorium, ale Ksiądz Bosko zdołał ją udobruchać. Jej syn stał się
poprzednikiem wielu powołań z pomiędzy młodzieży seminaryjnej faenckiej.
Przeniósł się do wieczności zaledwie po roku kapłaństwa. Owo wyrażenie „a ksiądz,
kiedy się do nas zgłosi” wyrażało tylko wielkie przywiązanie Księdza Bosko do
440

45 Pages 441-450

▲back to top

45.1 Page 441

▲back to top
księdza Taroni, któremu Święty, kiedy indziej wyraźnie zaznaczył, iż jego misją jest
wychowanie seminarzystów. W innym liście do tegoż księdza Taroni donosi, iż kleryk
Rambelli może bez niczego przyjechać, o ile tylko skończył gimnazjum. Jeżeli pragnie
zostać salezjaninem, niech przyjedzie do Oratorium, jeśli tylko chce skończyć studia,
lepiej żeby pojechał wprost do Alassio, gdzie jest liceum.
Do proboszcza z Barbania.
Carissimo nel Signore!
Doszło do mojej wiadomości, iż w tamtejszej parafii jest chory ciężko jeden
człowiek, religii wcale nie przeciwny, tylko łudzi się, iż ma jeszcze czas i na Sąd
Boski nie przygotowuje się jak należy. Poleciłem go modlitwom w naszym kościele.
Wielebność Wasza, by spełnić swój obowiązek niechże uda się do domu chorego
i powie, że mu pozostaje mało czasu na tej ziemi, a Pan Bóg chce go zbawić, byle
tylko się nie ociągał. Niewykluczone, iż na modlitwy chorego Opatrzność zarządzi
inaczej, a wtedy chory powróciłby do zdrowia, ale to już leży w dekretach niebieskich.
Ja chorego w ogóle nie znam, ale Wielebność Wasza wie o kogo chodzi. Niech nam
Bóg błogosławi, itd.
Do proboszcza z Forli.
Carissimo nel Signore!
List otrzymałem i za ofiarę 18 franków dziękuję. Niech ją Pan Bóg wynagrodzi.
Zresztą niech Wielebność Wasza będzie całkiem spokojny, iż parafii się nie rusza. Ma
dużo do pracy? No to umrze na polu pracy, sicut bonus miles Christi... Nie nadaje się
do niczego? Omnia possum in eo qui me confortat... Są kolce? Przecież z tych kolców
Aniołowie w niebie uplotą dla niego koronę chwały. Są ciężkie czasy? Przecież
zawsze takie były, a Bóg nigdy nie zwlekał z pomocą. Christus ieri et hodie! Prosi
ksiądz o radę? Oto ona: Niech ksiądz zatroszczy się o chorych, starych i dzieci,
a pozyska sobie serca wszystkich. Zresztą niech mnie ksiądz odwiedzi, a pomówimy
sobie do woli.
Turyn, 25.10.1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
- A Confratelli Salesiani.
Do hrabiego Cays.
Mio Caro Signor Conte! Jeżeliby wszystkie razy, kiedy myślę o panu, zmieniły
się na wizyty u niego, to bym mu cały dzień przeszkadzał. W tej chwili chcę listem
zaznaczyć swoją pamięć. Przyjmuję ze smutkiem wiadomość o śmierci hrabiego
Barago. Będę się modlił o spokój jego duszy...
Nowy król przybrał imię Umberto I, a nie Umberto IV, nie wiadomo, dlaczego?
Baron Bianco mówi, że to ma wielkie znaczenie. Jeśli pan do niego wstąpi, to proszę
441

45.2 Page 442

▲back to top
mu ode mnie złożyć uszanowanie i powiedzieć, że potrzebuję bardzo jego modlitw.
Nasze domy rozwijają się ładnie i mam nadzieję, że sam Arcybiskup powinien być
z tego zadowolony. O szczegółach pomówimy. Pozdrowienia dla naszych bliskich,
a zwłaszcza dla adwokata Rossi i księdza Barberisa, o którym słyszę, że ponoć choruje.
Na razie pan ile może, niech pomaga księdzu Bonetti w drukarni, która mu daje dużo
pracy. Odnośnie do święceń, to tę sprawę w swoim czasie załatwimy.
Wzmianka o baronie Bianco, naprowadza nas do zacytowania słów, jakie on
powiedział do księdza Lemoyne w roku 1875: Swego czasu miałem w rękach list
Księdza Bosko do króla. Własnymi oczyma wyczytałem w nim te słowa: Regi vita
brevis - i od tego czasu obserwowałem bieg wypadków politycznych. Kiedy Sabaudia
została odstąpiona Francji, która to prowincja była kolebką i chlubą naszych królów
i kiedy Wiktora Emanuela proklamowano królem i tak przerwały się dawne tradycje.
Wtedy powiedziałem sobie: Oto jak sprawdza się proroctwo: Wiktor już nie jest
królem Sabaudii; król Sabaudii jakby umarł. Zresztą słowa te całkiem nie straciły na
swej doniosłości w ścisłym ich znaczeniu. Wiktor Emanuel umarł w pełni sił, mając
lat 57.
Do księdza Anioła Lago. Pan Lago usłyszawszy kazanie Księdza Bosko na
temat ubóstwa zakonnego w Lanzo, zostawił swą aptekę w Peveragno i wstąpił do
Oratorium, by się oddać w ręce Księdza Bosko, a ten przezwyciężając jego pokorę
nakłonił go, by przyjął świecenia kapłańskie w wieku 43 lat życia. Stale był przy boku
księdza Rua, aż do jego śmierci. Umarł w 1914 roku.
Carissimo Lago!
Z przyjemnością czytałem twój list i zawsze jestem do twej dyspozycji.
Podzielam twoje zdanie: zlikwidować wszystko z miłości Pana naszego Jezusa
Chrystusa. Świat ten i tak nam przyjdzie opuścić w godzinę śmierci z konieczności,
a takie wyrzeczenie się go warte skórkę z pomarańczy. Ci zaś, co rozumieją
roztropność ewangeliczną, otrzymują stokrotną nagrodę. Dziękujmy Bogu, że dał nam
poznać znikomość tego świata i odwagę, by go porzucić. Zawsze byłem tego zdania, iż
najlepiej nic nie posiadać. Co dotyczy należenia do III Zakonu, to o tym pomówimy,
itd.
Do księdza Jana Bonetti, redaktora Bollettino, o usposobieniu zadzierżystym
i wojowniczym…
Przestań wojować - pisze mu - Ksiądz Bosko i nie pomijaj słów pokojowych.
Czytałem twój artykuł o Piusie IX. Zwróć uwagę na wątek myślowy. Piszesz tam coś
o sześciuset księżach, jacy wyszli z naszych szkół, a dla ścisłości trzeba by tę cyfrę
pomnożyć przez cztery. Pamiętam, iż kiedy ksiądz Francesia prowadził klasę piątą, to
na 84, suknię klerycką, przywdziało 80... Ale lepiej zbyt nie uwypuklać tych liczb, by
nie drażnić władz kościelnych ani państwowych. Nie zapominajmy, iż jesteśmy „sub
hostili potestate”. Wypisujesz mi całe stronice, a nic nie wspominasz o swym zdrowiu.
442

45.3 Page 443

▲back to top
Pamiętaj dbać o nie, jakbyś dbał o zdrowie samego Księdza Bosko. Na razie Rzym
zamarł. W przyszłym tygodniu pójdę złożyć homagium nowemu Papieżowi i wyjadę.
Chciałbym, ażeby Ghione i Ghilione doprawdy stali się dobrymi. Czuwaj nad
zdrowiem księdza Barberisa. Tu puoi stare buono, se vuoi ancora sanita. Niech nam
Bóg błogosławi, itd.
Rzym, 14.02.1878 r.
Ksiądz Bosko
Do księdza Branda, ówczesnego katechety rzemieślników. Podziękowawszy
mu za modlitwy i Komunię św. chłopców, pisze dalej: Jutro będę na koronacji Ojca
świętego, a we wtorek na specjalnej u Niego audiencji, kiedy to przedstawię mu
wianek Komunii naszych rzemieślników. Jestem z nich zadowolony, to im powiedz
oraz, że po powrocie będę umiał okazać im swoją życzliwość. Pozdrów Ferrarisa,
księgowego Rossiniego portiera i innych moich przyjaciół, jak Cottini, Cipriano,itd.
Inny list do księdza Bonettiego.
Carissimo Don Bonetti!
Powiedz Baralemu, by mi przysłał jakieś 10 egzemplarzy książki „La figlia
christiana” dobrze pięknie oprawione. Kościół św. Jana Ewangelisty jest dziełem
założyciela Pomocników i do nich należy wykończenie go. Niech w to będą
wciągnięci i ci z daleka. W tym duchu napisz artykuł i przyślij do przeglądnięcia. Co
dotyczy urzędu „prefekta kleru”, to omówcie tę sprawę z naszym senatem kapitulnym
i na pewno z waszych uchwał będę zadowolony. Pamiętajcie jednak, że nasza
działalność ma się opierać na cierpliwości i miłości. Tej cierpliwości trzeba dużo
z klerykiem Rossi. Przy okazji wybierz się z nim na przechadzkę. Załączam listy
misjonarzy do wykorzystania, ale bacz, by rzeczy poufne nie wychodziły poza nasz
zespół. Zresztą porozumiej się z księdzem Cagliero, co wypada, a co nie podać do
publicznej wiadomości. Tylko nie dokładać słomy do ognia, a więc unikać wszelkich
aluzji dotyczących rządu. Napisał: „Dedit mini frontem duriorem itd.” był
komentowany bardzo wrogo. Pazienza! Trzeba wielkiej ostrożności. Pozdrów
wszystkich w domu. Dzisiaj o jedenastej idę na audiencję do Ojca świętego. Dbając
o swoje zdrowie i księdza Barberisa. Powiedz słówko wieczorne do rzemieślników
w moim imieniu i życz im buona notte. Módlcie się za mnie itd.
Rzym, 06.03.1878 r.
Ksiądz Jan Bosko
Figlia christiana – to książeczka do modlitw dla dziewcząt, jak „Giovane
proveduto” był dla chłopców. Spotkała się z bardzo życzliwym przyjęciem przez
zainteresowane. Tytuł „prefekt kleru” napotykany w katalogu Zgromadzenia po raz
pierwszy w roku 1878, koło nazwiska księdza Bonettiego, zaraz po Kapitule głównej.
Już sam prefekt zakrystii nie wystarczał wobec ruchu, jaki panował w kościele
Najświętszej Wspomożycielki. Okazała się, więc potrzeba kogoś starszego, co by
443

45.4 Page 444

▲back to top
mógł dysponować księżmi i tam właśnie był prefekt kleru. Kiedy ksiądz Bonetti
wszedł do Kapituły Głównej, tytuł ten wygasł. Ów napis biblijny: „Dedit mini frontem
duriorem…” zdaje się był umieszczony przy jakimś katafalku na uroczystościach
pogrzebowych Piusa IX... Przypomina on stanowczość Papieża wobec możnych tego
świata, jak na przykład wobec cara w obronie Polaków, czy wobec zakusów Bismarka
względem katolików. A w tym dzienniki dopatrywały się również i aluzji do spraw
włoskich, nie ma się, co dziwić.
Audiencja u Papieża nie doszła wtedy do skutku. Oto kilka w tym względzie
interesujących szczegółów. Dnia 5 marca kardynał Oreglia idąc na pokoje papieskie,
wziął ze sobą Księdza Bosko. Stali właśnie przed apartamentem sekretarza stanu, gdy
wyszedł Leon XII, i zauważywszy Świętego odezwał się: E lei sta a Roma?
Co, Ksiądz jest w Rzymie?
Nie, proszę Waszej Świątobliwości, mieszkam w Turynie, ale obecnie jestem tu.
Pragnąłbym być przyjęty na krótką prywatną audiencję.
Owszem. Niech Ksiądz przyjdzie dzisiaj na Ave Maria… wieczorem. O szóstej
po południu Ksiądz Bosko już był na przedpokojach. Ale ówczesny Mistrz dworu,
monsignor Cataldi oznajmił mu, co następuje:
Jego Świątobliwość polecił mi bym, gdy przyjdzie Ksiądz Bosko, powiedział
mu, że dziś nie może być przyjęty, ale żeby przyszedł jutro o jedenastej. Właśnie
wtedy Papież rozmawiał z arcybiskupem turyńskim, rozmowa ta trwała półtorej
godziny.
Ksiądz Bosko stawił się na Watykanie nazajutrz o jedenastej. Wtedy podszedł
do niego monsignor Macchi, który wtedy rozpoczynał swoje urzędowanie przy boku
Papieża i odezwał się tonem raczej kategorycznym: Jego Świątobliwość powiedział,
iż dzisiaj już tyle narodu czeka na posłuchanie, że nie może Księdza przyjąć...
W stosownym momencie pośle się zawiadomienie, albo dziś wieczór, albo jutro..
Gdzie Ksiądz przebywa?
Zatrzymałem się w Torze de Specchi.
Kardynał Oreglia, który wiedział, iż Papież pragnie się widzieć z Księdzem
Bosko, podszedł do monsignora Macchi, przedstawiając mu to. Ten grzecznie się
usprawiedliwił i obiecał, że będzie wszystko dobrze. Ale wezwanie na audiencję nie
przychodziło. Wówczas kardynał wziął ze sobą do Watykanu osobistego sekretarza,
Księdza Bosko, gdyż jest zwyczajem, że każdy kardynał idąc na sale papieskie, idzie
zawsze w towarzystwie jednego księdza. Kardynał wszedł do Papieża, zapewniając
swego towarzysza, że mu się postara o audiencję. Ksiądz Bosko zaczekał na
przedpokojach. Pomijamy już ze zrozumiałych względów dialog między nim,
a monsignorem Macchi, gdy ten zauważył Księdza Bosko. Po wyjściu kardynała
nastąpiła zaraz audiencja publiczna i Papież znów nie mógł zatrzymać się z Księdzem
Bosko. Kardynał poczuł się obrażony i robił wyrzuty mistrzowi ceremonii, grożąc
nawet nieprzyjemnymi następstwami, jeżeli nadal będzie sekował Księdza Bosko.
444

45.5 Page 445

▲back to top
Dopiero 16 maja mógł on po raz pierwszy stanąć przed nowo wybranym Papieżem
Leonem XIII.
Do hrabiego Cays. Hrabia po śmierci księdza Chiala prowadził wydawnictwo
„Letture Cattoliche” i innych dzieł religijnych. Wtedy miał właśnie w rękach Fabiolę
i o tym jest mowa w poniższym liście.
/…/ Już i ja odczuwam, że za długo jestem poza Turynem, ale chyba wnet
wrócę… Odnośnie do owej powieści z III wieku, uważajmy, aby tam nic nie było,
co by mogło zrobić ujemne wrażenie na młodych umysłach pod względem moralności.
Także co do polityki bądźmy ostrożni. Zostawiam to jego roztropności. Kłopoty nasze
powoli się wyjaśniają. Niechże za to Bogu będą dzięki. Polecam dbać o swoje zdrowie.
Następują końcowe pozdrowienia.
Do księdza Jana Bonetti.
Carissimo!
Wczoraj miałem serdeczną, długą i bardzo interesującą audiencję u Ojca
świętego, który chce być naszym pomocnikiem. Trzeba, zatem, żeby Castini
przygotował odpowiedni Dyplom /chodzi o kierownika introligatorni/. Ojciec święty
przesyła szczególniejsze błogosławieństwo naszym chłopcom, przy czym powiedział:
Niech Ksiądz im napisze, by byli silni w wierze i praktykowali ją bez liczenia się
ze względami ludzkimi. Nasze sprawy pomału się układają. O ile nic nie zajdzie,
myślę, że w dniu zapowiedzianym, będę w Sampierdarena. List ten kończy się
pozdrowieniami dla niektórych pań, którym Ojciec święty przesyła specjalne
błogosławieństwo.
Do wychowanka Piotra Radicati. Był to syn hrabiego Radicati, uczył się
w Alassio i był aspirantem do Zgromadzenia. Jesienią wraz z bratem Karolem
przywdział sutannę.
Mio Caro Pietro Radicati!
Z przyjemnością czytałem twój liścik. Bardzo się cieszę, że mogę cię przyjąć
w poczet swych synów duchowych. Potrzebna ci będzie wiedza i cnota, ale z pomocą
Bożą i tego nabędziesz. Jeśli sobie tego będziesz życzył, w stosownym czasie
niewykluczony i wyjazd na misje, ale o tym pomówimy. Niech ci Bóg błogosławi itd.
Do kleryka Tomasza Pentore. To jeden z pierwszych, których Ksiądz Bosko
posłał do Marsylii. Został w późniejszych latach świetnym kaznodzieją.
Mio Caro Pentore!
Pamiętaj, że mówi się vadano, non vadino bene /widocznie błąd w liście/.
Wiem, że masz dobre serce i kochasz Księdza Bosko, więc zastanawiałem się, czy cię
wysłać do Marsylii. Wobec tego jednak, że nasze Zgromadzenie rozszerza się
445

45.6 Page 446

▲back to top
gwałtownie, to i Marsylia weszła w jego zasięg. Na razie nie mogłem cię odwiedzić,
ale myślę, że spotkamy się w czasie rekolekcji. Z mej strony daj szturchańca
Bianchiemu, pozdrowisz Wazzi, ucałujesz rękę księdzu Bologna i proboszczowi od
świętego Józefa, jeżeli już wrócił, sta allegro. Nie zapominaj o miesięcznym ćwiczeniu
dobrej śmierci zastanawiając się quid sit addendum, quid corrlgendum, quidna
tollendum, ut sis bonus miles Christi. Niech ci Bóg, mój drogi Pentore, błogosławi,
a pomódl się i za mnie, który zawsze będę ci w Jezusie Chrystusie oddanym
przyjacielem.
Dnia 15.08.1858 r.
Ksiądz Jan Bosko
Do kleryka Karola Baratta. Był on w Lucca, wrodzona mu nieśmiałość w owym
czasie nie pozwalała przewidzieć, co z niego będzie za salezjanin w przyszłości.
Odznaczył się potem wybitną kulturą ducha i pobożnością.
Mio Caro Baratta!
Trochę próby nie zaszkodzi, a z pomocą Bożą wszystko się uspokoi. Napisz do
Mamusi, że jesteś w Lucca, bo tam jest zdrowe powietrze i masz więcej sposobności
do nauki i muzyki. Wyjazd do domu w tym by ci przeszkodził. Zresztą zapewnij ją,
że się modlisz i odwiedzisz ją, kiedy indziej. Odwagi, drogi Baratta. Czy tak, czy
inaczej, z pomocą Bożą pragnę doprowadzić cię drogą prostą do Nieba. Powiedz
księdzu Marenco, że przyobiecany mu ksiądz zachorował, ale zdaje się w tym
tygodniu będzie mógł dojechać. Pozdrów moich znajomych, itd.
Do księdza Joachima Berto.
/.../ Jeśli masz relikwie Piusa IX, to mi ich poślij kilka. Przyślij mi także pismo
adresowane do Ojca świętego, a dotyczące domu, który chcemy otworzyć w Rzymie.
Jeżeli ksiądz Bologna jeszcze nie wyjechał, to powiedz mu, żeby wpadł do mnie
i przywiózł, co miał przywieźć. Pilnuj, żeby żadna ręka złowroga nie zepsuła nam
nowej fasoli. Niech ci Bóg błogosławi itd. Sampierdarena, 19.08.1878 r. Ksiądz Bosko
Owe „fasole” nowe, to oczywiście nowo przybyli wychowankowie, którzy
mieli opiekować się kwiatami i fasolą, jaka rosła na balkonie przed oknem Księdza
Bosko, by powstrzymywać kurz, cisnący się z podwórza do jego pokoju.
Do kleryka Alojzego Carthier. Ten przywdziawszy suknię klerycką już
w starszym wieku, stawiał pierwsze kroki na niwie salezjańskiej w Marsylii, a potem
długie lata pracował w Nizza Marittima:
Mio Caro Cartier!
Trochę mi przykro, że cię nie widziałem przed wyjazdem do Francji, ale cieszę
się, że jesteś zadowolony ze swego zajęcia. Wiedz, że zawsze jestem ci życzliwy
446

45.7 Page 447

▲back to top
i modlę się za ciebie. Twoje postępowanie całkiem mnie zadowala. Postępuj tak dalej,
a pisz mi często. Nie zapominaj, że pracujemy dla Nieba, gdzie będą wynagrodzone
wszystkie nasze trudy. Bądź skrupulatny w zachowaniu Reguł. Pozdrów współbraci.
Powiedz księdzu Porani, ażeby odegrał na moją cześć piękną serenadę. Co do twoich
ślubów nie będzie trudności. Niech was Bóg błogosławi itd.
- A Direttori Salesiani.
Do księdza Francesia. Był dyrektorem kolegium we Varazze. Wstępne słowa
listu są odpowiedzią Księdza Bosko na wyrazy współczucia, jakie ten dyrektor
przesłał swemu przełożonemu, dowiedziawszy się o jego poważnych kłopotach.
Mio Caro Don Francesia!
Wszelkie próby uczą nas tylko, jak oddzielić złoto od gliny. Całe życie nasze
jest próbą, ale pomocy Bożej nigdy nie zabraknie. Ufajmy, że i na przyszłość nie
staniemy się jej niegodnymi. Wskazaną rzeczą jest na św. Franciszka Salezego
zgromadzić garstkę Pomocników tamtejszych i z nimi odbyć konferencję. Sprawy
w Rzymie idą dobrze, chociaż się przewlekają. Pazienza! Wnet ci odpiszę, kiedy
będziemy się mogli spotkać w Sampierdarena, a potem na Varazze. Pozdrowienia
współbraciom i wychowankom, którym Ojciec św. przesyła specjalne
błogosławieństwo. Postaraj się uprzyjemnić im ten dzień, w którym by rano muzycy
przystąpili do Komunii św. w mojej intencji, ponieważ tego bardzo potrzebuję. Do
miłego widzenia itd.
Do księdza Józefa Lazzero, zastępcy dyrektora w Oratorium...
Podziękuj z mej strony Orsiglii, i wszystkim członkom Towarzystwa św. Józefa
za modlitwy i pamięć o mnie. Gdy wrócę, osobiście im wyrażę swoje zadowolenie.
Wśród różnych uroczystości na tym świecie, zawsze wypadnie nam ronić łzy. Skandal
ze strony G. wymaga zadośćuczynienia. Dlatego postąpisz tak, jak mi napisałeś.
Powiedz Buzzetiemu, żeby, jako kierownik pracowni, postarał się o odpowiedniego
introligatora i zwolnił G. To jednak wypada zrobić bez powoływania się na mnie.
W razie czego, to ty wystąpisz jako prawny właściciel szkoły. Mam dużo do
opowiadania naszym chłopcom. Wkrótce będę pomiędzy nimi. Powiedz księdzu Rua,
że za wolą Bożą, będę we wtorek w Sampierdarena.
Powiesz Pellazemu, że miły mi był jego list i żeby był wesół i pozdrowił Barale,
Ferrari i Ghilione. Co dotyczy tego ostatniego, to zawiadom księdza Rua
i przynieś go na nasz stół. Owego V. zapytaj czy chce sobie pójść, czy chce być
zaliczony do aspirantów. Nie byłoby na miejscu, gdybyśmy go przyjęli do naszej
jadalni, a w jakiś dzień potem by sobie poszed. Jak zadecydujecie, tak będzie dobrze.
Dowiedz się, czy ksiądz biskup z Casale mógłby wyświęcić naszych w Wielką Sobotę,
tych z Borgo San Martino. Cio ad evitanda gusi itd.
447

45.8 Page 448

▲back to top
W sierpniu pisze do tego samego zalecając mu oddanie pewnego listu
prefektowi miasta Turynu i kończy taką uwagą: Gdy ktoś przychodzi do Oratorium
jako aspirant, zwłaszcza jeżeli jest to kapłan lub nauczyciel, należy baczyć, by nie
zostawał bezczynny ale wyznaczyć mu jakieś zajęcie. Dopatrzeć też trzeba, aby księża
mieli osobny pokój. Mam nadzieję pojutrze być w Turynie.
Do księdza Francesia.
Pod datą 8 listopada 1878 roku pisze, żaląc się na wielkie długi, co na nim ciążą
i poleca, ażeby dla ubogiego Księdza Bosko odłożył wszystkie grosze, jakie ma do
dyspozycji, a względnie nawet zaciągnął pożyczkę, a w najbliższych dniach przywiózł
mu najmniej 20.000 franków i kończy: A pamiętaj, jeżeli mi przyniesiesz dobry
marsupium, urządzimy dobry obiad z kilku przyjaciółmi... zobaczysz...
i porozmawiamy o rzeczach bieżących.
W innym liście przysłał mu następujące uwagi odnośnie do koadiutorów:
1. Każdego czwartku lub w inny dzień po nawiedzeniu Najświętszego Sakramentu
niech prefekt ma krótką konferencję, jeżeli nie do wszystkich salezjanów, to
przynajmniej do koadiutorów.
2. Jeżeli tych ostatnich masz za dużo, to roześlij ich do innych domów.
3. Pono Cantu’ /profes 3 letni/ robi się ważnym, względnie traktuje innych zbyt
surowo. Jada i pija poza godziną, także w kantynie z innymi. Każe się obsługiwać w
pokoju bardziej, niż dyrektor; tak przynajmniej mówią.
4. Wypada, żeby wszyscy koadiutorzy, czy o ślubach trzyletnich, czy wieczystych,
byli jednakowo traktowani u stołu i o ile możliwe, żeby byli razem z księżmi. Tak jest
u jezuitów, oblatów, franciszkanów, itd.
5. Każdego miesiąca niech odprawią sprawozdanie.
6. Niech będzie tylko jeden klucz do kantyny.
7. Dyrektor sam, albo przez kogoś innego, któryby mu potem zdał sprawę, niech
raz przynajmniej w tygodniu przejdzie przez studium, kuchnię, dyspensę, refektarz,
kantynę, itd.
8. Zapewnić wychowankom wszelką swobodę w spowiedzi.
Do księdza Józefa Lazzero.
Między autografami Księdza Bosko znaleźliśmy cztery grupy uwag napisanych
przez niego w rożnych czasach dla bezpośredniego kierownika Oratorium.
A.
1. Kiedy jest Mały kler, niech nikt nie wychodzi po Mszy św. zanim nie są
skończone wspólne modlitwy.
2. Jeśli się zastosuje więcej oszczędności w posługiwaniu się gazem, to
zmniejszy się jego koszty o jedną trzecią.
3. Usunąć zaprowadzony niedawno zwyczaj dzwonienia na Agnus Dei…, czy na
Domine non sum dignus...
448

45.9 Page 449

▲back to top
B.
1. Niech ksiądz Lazzero przypomni na konferencji, żeby od modlitw
wieczornych,
aż do śniadania było absolutne milczenie.
2. Po modlitwach wieczornych każdy ma udać się na spoczynek.
3. Każdy, który ma jakikolwiek urząd, czy prefekt, czy dyrektor, czy nauczyciele,
czy asystenci, niech mają odnośny do nich regulamin i niech go zachowują.
C.
1. Zwrócić uwagę, by nie zaniedbywano lektury przepisanej.
2. Starać się o zachowanie milczenia od wieczora do Mszy św.
3. Nie pozwalać, by chłopcy kręcili się po podwórzu w czasie szkoły, studium,
nabożeństwa.
4. Przestrzegać milczenia w przejściu ze studium do kościoła i z powrotem.
5. Modlitwy i śpiewy odbywają się za prędko.
D.
1. Ksiądz Lazzero niech się stara, by zachowywano dawny artykuł Regulaminu,
który nie pozwala na przechowywanie wina, czy innych likierów u siebie.
2. Zachować umiar w potrawach podawanych. Kto wysuwa motyw choroby,
niech idzie do szpitalika, względnie do domu wraca. To odnosi się do wychowanków,
nie do profesów.
- A Missionari Salesiani
Do księdza Tadeusza Remotti. Kapłan ten przez wiele lat pracował, jako wikary
w parafii św. Jana Ewangelisty w Bocca.
Ksiądz Bosko dziękuje mu za przysłane życzenia i podtrzymuje na duchu, aby
się nie zniechęcał początkowymi trudnościami i pamiętając o słowach św. Pawła:
Omnia possum in eo qui me confortat. Na końcu przesyła pozdrowienia.
Teraz podajemy treść listu za pozwoleniem właściciela, ale bez podania jego
nazwiska:
Mio Caro D...!
Pan Bóg wystawia cię na wielką próbę, ale to nie będzie bez korzyści.
Modlitwa wszystko przezwycięży, praca, umiarkowanie, zwłaszcza wieczorem. Nie
kłaść się na spoczynek w ciągu dnia. Nie przebywać w łóżku ponad siedem godzin. Są
to środki wielce korzystne.
Principiis obsta: zatem skoro tylko spostrzeżesz się o pokusie, to w ciągu dnia
zabierz się do intensywnej pracy, a w nocy módl się i nie przestawaj, dopóki nie
zaśniesz. Zastosuj w praktyce te wskazówki, a ja pomodlę się za ciebie we Mszy
świętej. Resztę pozostawmy Bogu. Coraggio, mio caro... Chiudi il cuore, spera nel
449

45.10 Page 450

▲back to top
Signore e va avanti senza incisterti - zamknij serce, ufaj Bogu i idź naprzód spokojnie.
Módl się za mnie, itd.
Do księdza Tadeusza Remotti.
Otrzymałem twoje listy i czytałem je z przyjemnością. Nie trać odwagi. Pan
Bóg żąda od ciebie poświecenia, ale równocześnie przygotowuje nagrodę bardzo
wielką. A więc cierpliwości. A oto kilka uwag, które przyjmij, jako mój testament:
1. Znosić wady drugich, nawet wtedy, kiedy są na naszą niekorzyść.
2. Pokrywać braki drugich i nie żartować z innych, kiedy się czują obrażeni.
3. Pracuj, a pracuj z miłości ku Jezusowi, znoś wszystko, ale nie ukrywaj miłości.
Alter alterius onera portate, a tak wypełnicie prawo Chrystusa.
Niech ci Bóg błogosławi, drogi księże Remotti. Do widzenia na ziemi, jeśli taka
wola Boża, a jeśli nie to w niebie, które nam jest przygotowane.
Do księdza Vespignani który był prefektem w domu Mater Misericordia, potem
w zakładzie w Buenos Aires miał zleconą troskę o nowicjuszów.
Ksiądz Bosko zwyczajnie zwracał się do swoich synów przez „ty”, nawet, gdy
zostali biskupami. Wyjątek czynił względem tych, co weszli do Zgromadzenia
w wieku dojrzałym, na przykład z hrabią Cays, do którego odzywał się przez „lei”,
czyli „pan”. Ksiądz Vespignani chciał także usłyszeć od Księdza Bosko „ty”,
ale Święty mu odpowiedział: Będę ci mówił przez „ty”, kiedy się poprawisz! I tak
zeszło do roku 1880.
Carissimo Don Vespignani!
Wiem, że Wielebność Wasza czuje się dobrze i wiem, że pracuje. Ale w tym
trzeba być ostrożnym. Jeżeli ktoś chce robić wiele, musi robić mało, nie więcej nad to,
na co mu siły pozwalają. Czekam wiadomości o zakładzie, o nowicjuszach,
o postępach w naukach, itd. Brat księdza, Ernest, ma się dobrze. Chce zostać prędko
całym sercem salezjaninem i odwiedzić księdza. Robi najlepsze wrażenie. /Ksiądz
Ernest Vespignani, zmarły w Ameryce był tam ceniony, jako wybitny architekt/.
Proszę pozdrowić bardzo, a bardzo serdecznie księdza Milanesio, któremu wnet
napiszę. Niechże Bóg księdzu błogosławi, jego chłopcom, współbraciom i pomaga
nam w bojowaniu ku chwale Bożej na ziemi, abyśmy się stali godnymi korony
niebieskiej. Ksiądz Nanci czuje się lepiej i niecierpliwie czeka wyjazdu do Patagonii.
Do księdza Michała Fassio który był katechetą w Willa Colon, a ksiądz
Augustyn Mazzarello był tam prefektem.
Cieszę się, że jesteś zdrów a masz dobre chęci. Niech cię Bóg w w tym
podtrzymuje. Powiedz mojemu Grazianowi, że nie zapominam o nim we Mszy świętej.
Napiszę mu przez misjonarzy. Weź pod rękę księdza Mazzarello i między wami
dwoma rozpalcie wielki ogień miłości, który swymi płomieniami objąłby cały dom i
jego sąsiedztwo. Co do spraw sumienia, to postępuj jak napisałeś. Po burzy będzie
450

46 Pages 451-460

▲back to top

46.1 Page 451

▲back to top
pogoda. Nie wolno ci wątpić o mojej życzliwości, która jest doprawdy bardzo wielka
dla ciebie i dla wszystkich moich synów w Ameryce.
Do księdza Franciszka Bodratto pierwszego inspektora salezjanów w Ameryce
i dyrektora domu św. Karola w Almagro.
Carissimo Don Bodratto Francesco!
Listy otrzymałem. Postaram się każdemu odpowiedzieć z osobna i te
odpowiedzi potem rozdasz destynatariuszom. Dziękujmy Bogu, że tak nas obsypuje
swoimi łaskami. Dla swojej orientacji zapamiętaj sobie:
1. Bądź gotów na każde poświecenie, aby tylko zachować miłość i łączność
pomiędzy współbraćmi.
2. Jeżeli wypadnie ci upomnieć kogoś, nie czyń tego publicznie, ale zawsze inter
te et illum solum.
3. Kiedy kogoś skarciłeś, to zapomnij potem o jego uchybieniu i okazuj pierwotną
życzliwość.
Taki jest testament twego przyjaciela i ojca, Księdza Bosko. Inne wiadomości
będziesz miał od tych, którzy przyjadą wam pomagać. Pozdrów tamtejszych
wychowanków. itd.
W innym liście do księdza Fassio spotykamy się z takim znaczącym zdaniem:
Uświęcaj innych, uświęcając samego siebie.
W tylu listach, jak widzieliśmy, Ksiądz Bosko prosząc o jałmużnę, czy
dziękując za nią, zawsze łączy zapewnienie modlitw z jego strony, salezjanów
i chłopców. Widać z tego, że uważał je za wielki zysk dla swoich dobrodziejów
i sposób godny odwdzięczenia się im. Równocześnie to zachęcało ich do hojności. Tak
postępował i święty Paweł, który wzywał Koryntian do szczodrobliwości dla
potrzebujących współbraci, podając, jako motyw do tego modlitwy tych, którym się
dobrze czyni. In ipsorum obsecratione pro vobis./ 2 Kor 9,14/.
A teraz przejdziemy do niektórych myśli wyrażonych przez Księdza Bosko
okolicznościowo.
Frammenti di conversazioni.
Ksiądz Bosko zawsze był przeciwny wszelkim polemikom w prasie.
Widzieliśmy to już z listu do księdza Bonettiego, w którym zalecał mu, by zaniechał
battagliare w Bollettino. A oto treść rozmowy z 18 maja, z tymże kapłanem i księdzem
Barberisem:
451

46.2 Page 452

▲back to top
Ty myślisz, żeś dokonał nie wiadomo, czego, gdy trochę sobie w jakimś
artykule użyłeś. Twierdzisz, że trzeba czasem jasno stawiać kwestie i bronić się
piórem przeciw nagabywaniom zewnętrznym. No i cóż z tego wychodzi? Nic to nie
pomoże dobrym, którzy łatwo przyjmują do wiadomości rzeczy po prostu powiedziane;
nic też nie pomoże tym, którzy w ogóle całej sprawy nie znają; a za to otwiera drogę
do złośliwości ze strony tych, którym takie urąganie sobie wzajemnie podobają się. Ci
łatwo podchwycą cię na słowie, na jakimś wyrażeniu mniej szczęśliwym,
niedokładnym i wtedy dopiero zacznie się to, co się zacznie. Ale co najważniejsze
musimy pamiętać, iż żyjemy w czasach - in tempi cattivi! Władze państwowe starają
się szkodzić instytucjom religijnym i stawiają im różne zarzuty, niestety często cum
fundamento in re. A nas, jak widzicie, dotąd zostawiono
w spokoju... Na pewno nie z miłości do nas, ale tylko, dlatego, że na wszelki sposób
staramy się nie zadzierać z nimi i lawirować jakby między jedną kroplą deszczu a
drugą, mimo, że leje ulewa. Nigdy też nie podnosiliśmy głosu przeciw tym, którzy
zaczynają nam dokuczać i zachowaliśmy największą roztropność, czy w mowie, czy w
piśmie. Ja, widzicie, orientuję się w sytuacji i wyczuwam, gdzie na nas zastawia się
sidła: ale nie pozwolę nigdy, aby wydrukowano choć jeden rządek, który by mógł nas
choćby z lekka skompromitować. Oczywiście i nadal trzeba się trzymać tych
wytycznych. Mamy dość pola do działania przez nasze Bollettino. Niech ono daje
poznać co u nas się robi, jak sprawy postępują, a niech nie podejmuje się kwestii
drażliwych. W ten sposób propagując zdrowe idee spokojnie, działa się dużo dobrego,
e tutto procede a meraviglia.
A niech tylko się zacznie polemika, to już jutro na twój artykuł będzie gotowa
odpowiedź, pojutrze jakiś dziennikarz zdenerwowany twoim wyrażeniem ostrzejszym,
napisze, kto wie co, przeciwko nam: wnet i władze poczują się obrażone jakimś
wyrażeniem, a sprawa pójdzie do ministerstwa, a wtedy ze wszystkich stron zacznie
się wrzawa koło nas i już nic nie da się zdziałać, a tylko staniemy się przedmiotem
złośliwego prześladowania.
Weź pod uwagę nasze Letture Cattoliche. Ileż one już sprawiły dobrego.
A przecież nie ma, zdaje się, czasopisma, które by tak dawno wychodziło, a dotąd nie
miało większych przykrości. Niektóre zostały nawet zawieszone. Tymczasem nasze
Letture wychodzą spokojnie. By to otrzymać, miałem dużo kłopotów z autorami,
którzy zamierzali między naszymi książeczkami wcisnąć swoje utwory tendencyjne.
Nawet z władzami kościelnymi nie brakło trudności, gdyż chciano w naszych
zeszytach prowadzić dyskusje polityczne. Stale się temu opierałem i dobrze na tym
wychodziłem. Raz tylko powstał zamęt, a to wtedy, gdy biskup z Ivrei nakazał mi
wydrukować tomik, którego tytułu już nie pamiętam... Ale zresztą i to przeszło. Wierz
mi, że jeżeli chcemy działać dobrze, to przedstawiajmy rzeczy takimi, jakimi są, a nie
wszczynajmy polemik.
Otóż tomik, który narobił zamętu, to był ten ze stycznia 1854 roku
zatytułowany: „Il Catechismo Cattolico sulle rivoluzioni”. Nie była to rzecz nowa,
ale tylko przedruk dzieła anonimowego, które miało juz cztery wydania. Rozkaz
452

46.3 Page 453

▲back to top
przedrukowania wyszedł od biskupa Moreno z Ivrei. Ksiądz Bosko zdawał sobie
sprawę, że polemika w owej książeczce podrażni wielu i nie chciał „wpychać kija do
mrowiska”. Musiał jednak ustąpić wobec powagi prałata. Fakty potwierdziły
przewidywania. Święty był wzywany do urzędu, gdzie nasłuchał się wielu wyrzutów,
a nie brakło i innych nieprzyjemności. Jeżeli to się ostatecznie skończyło bez dalszych
następstw, to zasługa jego wielkiej roztropności.
Przejdźmy z maja do miesiąca listopada, z którego to czasu mamy przechowane
trzy rozmowy. Pierwsza dotyczy IV Synodu diecezjalnego, który skończył się dzień
przedtem. W rozmowie księża wyrażali żale, iż biskup zbyt twardo zwracał się do
swoich kapłanów i zamiast ich zachęcać do pracy, robił im tylko wyrzuty, jakby oni
byli przyczyną wszystkich trudności w diecezji. Ostatecznie przeważało zdanie,
że zachęta, wyrazy zaufania, uznanie za pracę, której kler podejmował się,
z podkreśleniem, że można by zrobić więcej, na pewno pobudziłyby gorliwość
i entuzjazm w uczestnikach, a tymczasem, co? Jako przemówienia, to była jedna seria
wyrzutów.
Po tej uwadze Ksiądz Bosko podniósł się i rzekł: No, teolodzy i moraliści,
którzy tu są, mamy kazus moralny do rozwiązania: Czy cała ta nasza rozmowa była
grzeszna? Czy ostatecznie możemy stwierdzić, że to tylko z lekkomyślności, czy jako
wynik naszej niedoskonałości ona się zdarzyła, z czego byśmy powinni się
poprawić? ... Nastało milczenie. Po chwilce wszyscy się roześmiali. Każdy powiedział
swoje racje, dla których uważał, że rozmowa była w porządku. Jeden został
zamyślony... I na końcu rzekł: Jakieś uchybienie jest - przecież to były puste słowa. Na
to Ksiądz Bosko: No, jeżeli u nikogo nie było złośliwości, to w tym nie ma ani
grzechu powszedniego. Nie można też rozmowy nazwać słowami próżnymi... Wszak
stoimy wobec poważnych trudności, jak ktoś, co wśród skał płynie na słabej łódce.
Trzeba bardzo uważać, by się nie rozbić. Trzeba być przygotowanym na obronę.
Trzeba, więc przewidywać niebezpieczeństwa i by się w nich orientować, trzeba je
omawiać.
Druga rozmowa listopadowa dotyczyła zarządu wewnętrznego Oratorium i jego
stosunków do innych domów. Boję się, mówił Ksiądz Bosko do swego otoczenia, iż
więzy wzajemne domów powoli się rozluźnią.
Dopóki są dyrektorami ci, którzy wychowali się u boku Księdza Bosko,
wszystko pójdzie normalnie, ale gdy przyjdą na ich miejsce, co, którzy mało mieli
kontaktu ze mną, to bardzo łatwo ten serdeczny węzeł rodzinny się rozluźni. Trzeba,
zatem, by członkowie Kapituły Wyższej, nie zajmowali się już sprawami samego
Oratorium, ale więcej mieli kontaktu z innymi placówkami. Każdy członek Kapituły
powinien mieć sekretarzy potrzebnych do szybkiego załatwienia korespondencji.
Nieregularna korespondencja z dyrektorami mogłaby być powodem rożnych
niedociągnięć, a nawet poważnego oziębienia. Z biegiem czasu potrzebni będą
i wizytatorzy, którzy by dom za domem minutamente od czasu do czasu zwiedzili.
Dotąd idzie wszystko „alla buona...”, ale idąc naprzód w ten sposób, łatwo, który
453

46.4 Page 454

▲back to top
z dyrektorów mógłby nawet schizmę zrobić, gdyż nikt by mu w tym nie przeszkodził.
Pewno, że to obecnie nie zdarzy się, przy wzajemnym zaufaniu i przywiązaniu, jakie
pomiędzy nami panuje...
W owym czasie argumentem drażliwym była sprawa dyplomów
nauczycielskich po naszych szkołach, na co rząd zaczynał kłaść wielki nacisk.
Oczywiście, że o tym często rozmawiano. A oto, jak się na ten temat wypowiedział
Ksiądz Bosko: Dotąd udawało nam się jakoś iść naprzód, zachowując na wszelki
sposób pozory legalności w tym względzie, ale obecnie rozpoczęła się walka na serio.
Wszak władze koniecznie chcą zlikwidować wszelkie zakłady wychowawcze
prowadzone przez biskupów i zakony. Coraz złośliwiej odnoszą się i do nas. Trzeba
zatem zawczasu zabezpieczyć się. Otwierając, co roku nowe kolegia bez nauczycieli
dyplomowanych, nie ujedziemy daleko. Dotąd zdołaliśmy opanować sytuację,
posyłając naszych na egzaminy nadzwyczajne profesorskie, ale obecnie i to się
skończyło. Na szczęście mamy kilku, co uczęszczają na uniwersytet, jak ksiądz
Bertello, ksiądz Cezary Cagliero i inni. Będzie trzeba w dalszych latach stale posyłać
świeże grupy na wyższe studia. Właśnie, gdy to mówił, wszedł ksiądz Deppert ze
Spezia, oświadczając, iż tam konieczny jest przyjazd Księdza Bosko, bo w domu się
narzeka, jakoby on zapomniał o tej placówce. Nawet w mieście dziwią się, że Ksiądz
Bosko tak mało tam przebywa.
Odnośnie do placówki w La Spezia ciągnął Ksiądz Bosko uważam za stosowne
postępować bardzo oględnie. Lepiej niech tam występują inni z inicjatywą, nie ja. Ale
prawdę mówiąc, gdyby tamtejszy dyrektor osiem miesięcy temu był mi przysłał
sprawozdanie, jakiego żądałem, to z pomocą Ojca świętego i niektórych kardynałów,
już by było można wybudować tam gmach o wiele piękniejszy.
Zaraz podał szkic pisma, jakie miał zredagować ksiądz Rocca, by je następnie
wysłać do Rzymu.
Trzecią konwersację przechował ksiądz Barberis. Zawierała ona rożne uwagi na
temat rzeczy bieżących: Dwie konferencje tygodniowe zalecał mu Ksiądz Bosko,
które masz do nowicjuszów, należą do twoich obowiązków, ale raz na miesiąc niech
te konferencje ma ksiądz Cagliero, względnie ksiądz Bonetti. Tobie to ulży,
a nowicjusze będą mogli poznać także innych Przełożonych i nawiązać z nimi bliższy
kontakt. Ale jest jeszcze inny motyw tego. Niektóre sprawy trzeba stale poruszać.
A jeżeli mówi zawsze ten sam, to staje się nudny; jeżeli natomiast idzie ktoś nowy, to
inaczej podejdzie do rzeczy, inne przytoczy przykłady i porównania. W ten sposób
utrwala się daną zasadę lepiej w umysłach słuchaczy.
Zresztą są uwagi, które nie wypada, byś ty je dawał i wskazaną jest rzeczą,
by je dali inni, a wtedy ty sam podaj temat konferencji... To powiedziawszy zrobił
uwagę o znaczeniu ogólnym: Powinniśmy nauczyć się, jak wciągać innych do pracy.
Jeżeli napotka się kogoś, kto chętnie podejmuje się pewnych zajęć, to przecież jest
ulgą dla nas. A jeśli nie może zrobić czegoś jeden, to wypadnie szukać innego.
W dawnych czasach moim największym wysiłkiem było znaleźć sobie osoby, które by
mi pomagały i wskazać im jak to mają czynić. I ciągnął dalej swoje uwagi
454

46.5 Page 455

▲back to top
partykularne: Dopatrz, by nowicjusze nauczyli się pisać listy. Jest rzeczą nie do
uwierzenia, jakie w tym względzie spotyka się braki u osób wykształconych, nawet
księży. Wszak nieraz z listu będą sądzić nie tylko o tym, kto pisze, ale o całym domu,
z którego list wychodzi. Był i taki wypadek, że z powodu listu nieodpowiednio
napisanego przez jednego z prefektów, odebrano z kolegium kilku wychowanków...
Oto zrobimy tak: Polecisz wszystkim nowicjuszom, aby w ciągu najbliższej nowenny
do Niepokalanej, napisali do mnie list. Z góry im zaznaczysz, że to ma być list
napisany według wszelkich reguł, jakie przy tym obowiązują. Dwaj, którzy najlepiej
napiszą, otrzymają nagrodę. Mogą pisać, co chcą; zdarzenia ze swego życia,
względnie życzenia świąteczne mi złożyć... ale tak jak to ma być według wymagań
stylistyki. Będzie dobrze przedtem odczytać im przepisy regulaminu dotyczące listów.
Przeszła następnie rozmowa na temat, czy wypada bardzo dzielnego kleryka,
asystenta przenieść do innego kolegium, gdzie wychowawca nie może sobie dać rady.
Nie psujmy w jednym miejscu odrzekł Święty, by naprawić w drugim. Dalej
rozmawiano o owocach, jakie przynosi praca salezjanów po zakładach. Słuszność miał
wczoraj ksiądz Cagliero - zauważył Ksiądz Bosko – twierdząc, że wielu naszych
chłopców mogłoby godnie odbywać rekreację ze świętym Alojzym. Nie brak tu takich,
którzy zachowali dotąd niewinność Chrztu świętego i mimo krytycznego wieku,
trwają nadal w swym postanowieniu. Są też tacy, a jest ich więcej, którzy przed
przyjściem do Oratorium potknęli się, a tutaj zmienili życie i panując nad swymi
nałogami, przeżywają całe lata nawet bez grzechu powszedniego. Jest to wielką dla
nas pociechą i to właśnie nakłania mnie, żeby otwierać jak najwięcej naszych
zakładów, gdyż zdaje mi się, iż gdziekolwiek nasze Zgromadzenie zacznie swą
działalność, tam doprawdy spływa szczególniejsze błogosławieństwo Boże na całą
okolicę.
Spotkanie z biskupem Ferre’ z Casale, człowiekiem bardzo uczonym i bystrym
obserwatorem dało okazję do poruszenia podobnego tematu. Podkreślając szybki
rozwój Zgromadzenia, ów arcypasterz, w obecności Księdza Bosko i innych
poważnych osób, wypowiedział dwie uwagi, które Święty potwierdził, jako zgodne
z prawdą, a które w wyżej wspomnianej rozmowie z księdzem Barberisem przytoczył.
Ksiądz Bosko mówił Monsignore posiada dwa sekrety, które są kluczem do
rozwiązania zagadki powodzenia jego dzieł. Na pierwszym miejscu on tak przepoi
swoich chłopców pobożnością, iż można powiedzieć, iż ci chodzą nią odurzeni.
Atmosfera, która ich otacza, powietrze, którym oddychają, jest przesiąknięte
pobożnością. W tej sytuacji choćby chcieli czynić źle, wychowankowie nie mogą, bo
i nie mają do tego sposobności i musieliby żeglować przeciw prądowi, a poczuliby się
wtedy jak ryba poza wodą. To także kształtuje ich sumienia, tak, iż do żadnego
złośliwego kaprysu nie są zdolni. Wobec tego sprawy muszą postępować dobrze.
No, ale jak utrzymać tylu kleryków i księży w tej działalności tak delikatnej,
których wielu jest jeszcze w wieku krytycznym, ażeby przy tej pracy sami nie upadli?
Oto w tym jest drugi sekret... Ksiądz Bosko nakładzie na każdego tyle roboty, tyle da
mu zajęć, tyle spraw do obmyślenia, iż ten nie ma czasu na zaprzątanie sobie głowy,
455

46.6 Page 456

▲back to top
czym innym. Czyż ktoś, który ledwie dyszy może jeszcze mieć jakieś pokusy? Są
w Borgo San Martino dwaj klerycy. Tak na pierwszy rzut oka zdaje się do niczego,
a jednak i sami się uczą, przygotowując się do egzaminów, uczą w szkole i asystują
chłopców. Jakże by tacy nie utrzymali się na odpowiednim poziomie moralnym, gdy
są tak obciążeni pracą?
Zreferowawszy powyższe słowa biskupa z Casale, tak je Ksiądz Bosko
następnie skomentował: Zdaje mi się, że rzeczywiście ten biskup powiedział wielką
prawdę. Co do praktyk pobożnych, to staramy się, aby ich nie było za wiele i żeby nie
budziły przesytu. Mają one, jak powietrze, które nas przytłacza, a mimo to nie męczy,
być naszym życiem i orzeźwieniem. Co dotyczy zaś pracy, czyli że się dużo pracuje...
ależ naturalnie!! Zwłaszcza w tym roku. Niech no ksiądz policzy, ile domów
otworzyliśmy ostatnio - na to ksiądz Barberis: W ubiegłym roku otworzyliśmy
20 placówek w rożnych krajach Europy i Ameryki... No tak, łatwo to powiedzieć
ciągnął Ksiądz Bosko. Ale to sprawa bardzo poważna. A jeszcze trzeba dodać te domy,
o których otwarcie prowadzi się obecnie pertraktacje i na pewno wkrótce będą
otworzone. A ileż było takich, o które pertraktacje trwały aż do znużenia, a potem nic
z tego nie wyszło? We wszystkim triumfuje łaska Boża. Jakie zdroje tej łaski spływają
na nas, chciejmy się tylko tego dopatrzeć. Jej owocem jest dobre sprawowanie
młodzieży i rozrost Zgromadzenia. To na zewnątrz, a jeszcze większe są jej skutki
wewnętrzne.
Tutaj Święty zwierzając się przed księdzem Barberisem, którego traktował
z wielką poufałością dla jego niewinności i prostoty, wspomniał o rzeczach bardziej
intymnych. O gdyby Ksiądz Bosko mógł mówić! Tak otwarcie we wszystkim... I tak
na przykład, gdy zaczynamy jakieś przedsięwzięcie, to zawsze jestem pewny, że się
musi udać... Ile razy mówi się po cichu, że Ksiądz Bosko posyła na dyrektora do domu
chłopaka jeszcze, że przecież taki dom nie może się pod takim przełożonym rozwijać,
zwłaszcza przy jego słabym charakterze, czy innych brakach i oczywiście krytykuje
się samego Księdza Bosko, ale on idzie naprzód swoją ścieżką i nie wypadło mu się
nigdy wycofać. A cóż mówić o tym, co dzieje się w duszach! Ot przychodzi jeden do
spowiedzi i mówi swoje grzechy.
Czy już nie masz nic innego? - pytam.
Nic, brzmi odpowiedz penitenta.
No, a przecież to i to, wtedy i wtedy, w taki i taki sposób, pamiętasz?
O ja nieszczęśliwy, to prawda! Nigdy nie odważyłem się tego wyznać.
Przychodzi drugi i skończywszy spowiedź mówi: Już wszystko. A ja na to:
Przecież ty jeszcze masz coś na sumieniu.
Już nic wiecej.
No to ja nie mogę ci dać rozgrzeszenia.
Zdarza się niekiedy, że taki nic nie powiedziawszy odchodzi, zmienia
spowiednika i znów zamilcza, czego nie powinien zamilczeć. Wreszcie powraca do
mnie i rzucając się na kolana, pod wpływem wyrzutów sumienia mówi:
456

46.7 Page 457

▲back to top
Tak Księże Bosko! Jestem świętokradcą najgorszego rzędu. Nigdy nie
spowiadałem się dobrze, ale teraz juz zmienię życie i powiem wszystko, dziękując
Miłosierdziu Bożemu, które mnie wyratowało.
A bywają to młodzieńcy, starsi niekiedy, nawet bliscy święceń kapłańskich. To
są doprawdy łaski nadzwyczajne i to właśnie sprawia, że możemy postępować naprzód
spokojnie.
A ten rozwój nadzwyczajny Zgromadzenia? Czasem można by powiedzieć,
że wszyscy są przeciw nam i że będziemy musieli walczyć ze wszystkimi. Władze
państwowe są nam bezwzględnie przeciwne, a nawet niektóre zakony chylące się ku
upadkowi, widząc nasz rozwój, patrzą na nas cosi, cosi. Wieje nam wiatr przeciwny
także i w niektórych kuriach biskupich, w rodzinach, organizacjach... Bez pomocy
Bożej nie możnaby zrobić tego, co się robi. A tym bardziej trzeba tę dobroć Bożą
podziwiać, że nie tylko idzie się naprzód, ale przed oczyma mamy olbrzymie
horyzonty. Znamy drogę i wiemy, dokąd się zwrócić...
W owym roku miano obawy co do zdrowia i dalszego życia Księdza Bosko, ale
jego wypowiedzi raczej świadczyły, że nie uważa on, by był bliskim śmierci. Raz tak
się na ten temat wyraził: Żebym ja miał umrzeć obecnie, to pozostawiłbym
Zgromadzenie jeszcze nie zorganizowane i wiele spraw pozostałoby zagmatwanych.
Pewno, że moglibyście sami nadal pracować, jak pracowały inne zakony po śmierci
swych założycieli. Na razie jednak rzeczy nie są na tym punkcie, do którego
pragnąłbym je doprowadzić. Trzeba jeszcze poczynić pewne kroki, o których w ogóle
nawet nikt nie marzył. O tym może wiedzieć tylko ten, który od samego początku miał
wszystko w ręce. Pozostają też do przeprowadzenia rożne szczegóły organizacyjne.
Mam na przykład swoje projekty odnośnie do studiów, które pomału, pomału trzeba
będzie przeprowadzić. Ale na razie nikt tego nie wysuwa jeszcze. Dalej chodziłoby
o napisanie historii Kościoła w ujęciu całkiem nowym, w której byłaby podkreślona
nauka apostołów z uwzględnieniem, że oni wszyscy umierali, by zadokumentować
prawdziwość tego, co napisali i uczyli o Jezusie Chrystusie. Odnośnie do pierwszych
trzech wieków chrześcijaństwa, trzeba szczególnie zwrócić uwagę, iż zawsze
jednakowa nauka była w Kościele od czasów apostolskich i to zostało
przypieczętowane krwią męczenników. W dalszych wiekach nacisk położyć zawsze na
niezmienność dogmatów wiary naszej świętej...
I tutaj kończy się sprawozdanie naszego kronikarza słowami, że „o innych
rzeczach jeszcze się mówiło, ale dla braku czasu nie zdołałem ich zanotować”.
Z argumentem studiów złączona jest sprawa biblioteki, którą Ksiądz Bosko
bardzo się w Oratorium interesował. Raz chodząc z księdzem Barberisem, zawołał
wskazując na bibliotekę: Ta sala jest pełna książek i nawet dość obszerna. Ale
wypadnie ją jeszcze poszerzyć, aby zrobić miejsce na dalsze tomy. Któż by to był
kiedyś powiedział, a mianowicie wtedy, gdy 33 lata temu Ksiądz Bosko przychodził
na to miejsce, gdzie stoi Oratorium i całą swoją bibliotekę przywiózł w jednym koszu.
Był w nim brewiarz i kilka książek kaznodziejskich.
457

46.8 Page 458

▲back to top
Obecnie z biblioteką jest tak samo jak z innymi rzeczami. Jest na nią ta wielka
sala, jest pokój przyległy, ale to nie wystarczy, trzeba ją będzie powiększyć.
Ksiądz Barberis zwrócił wtedy uwagę, że chce się postawić piec w sali większej,
a około szaf poręcz, żeby nie można było bez pozwolenia bibliotekarza zabierać
książek; księża i profesorowie powinni przychodzić na miejsce do konsultowania dzieł.
A na to Ksiądz Bosko: Jeśli coś potrzebne, to owszem, można to zrobić, ale nie
mówcie mi o piecach. My w seminarium nie mieliśmy w żadnym miejscu pieca; nikt
nie narzekał i czuliśmy się wszyscy dobrze. Teraz w domu u nas jest prawdziwa mania
stawiania pieców i to mnie drażni, iż niepotrzebnie wyrzuca się pieniądze. Jeśli w
jakimś pokoju dobrze zamkniętym przebywa kilka osób, to, po co tam piec stawiać?
Gdy się weźmie pod uwagę dzisiejsze wygody, to tylko budzić się może w nas
podziw dla surowych zwyczajów naszych ojców.
- Carismi straordinari
Do nadzwyczajnych charyzmatów księdza Bosko należą: czytanie
w sumieniach, proroctwa dotyczące życia i śmierci niektórych, o czym już zresztą była
mowa w poprzednich tomach. Jest rzeczą niezaprzeczalną, że Ksiądz Bosko miał
ducha proroczego. I tak w owych latach, gdy był w Mornese, wychodząc raz z jadalni
między klerykami a jednym profesorem świeckim, którzy przyszli z kolegium z Borgo
San Martino, położył rękę na ramię profesora i wskazując głową na kleryka, rzekł
głosem zrozumiałym dla, obydwu: Co będzie z tego kleryka? Zagadnięty odrzekł:
Chyba wielki kaznodzieja, albo wielki grzesznik - dodał Ksiądz Bosko. I rzeczywiście
ów kleryk wystąpił ze Zgromadzenia, a wyświecony na kapłana wycisnął wiele łez
Kościołowi w diecezji tortońskiej.
W roku 1878 zmarła matka księdza Belmonte. Otóż ona w roku 1874,
przyszedłszy odwiedzić swego syna kleryka w Oratorium, wyraziła obawę czy go
zobaczy u ołtarza. Na co Ksiądz Bosko: Nie tylko go zobaczy u ołtarza, ale będzie się
u niego spowiadać. I tak się stało. Zachorowała, bowiem na wielki karbunkuł i
znalazła się nad grobem. Syn pospieszył z Borgo San Martino, gdzie był dyrektorem,
do niej. Matka prosiła, by wezwał proboszcza, jej spowiednika, ale go nie było.
Wówczas rzekła synowi: To wyspowiadaj mnie ty!... I stało się jak przepowiedział
Ksiądz Bosko.
W lipcu 1878 roku jeden ze salezjanów w Oratorium przychodzi zmartwiony do
Księdza Bosko, mówiąc mu, że matka jest umierająca. Na to Święty: Bądź spokojny!
Twoja mama nie umrze i jeszcze parę lat pożyje. Jutro rano, zanim wyjedziesz do
domu, przyjdź do zakrystii, o pół do ósmej, a ja ci dam błogosławieństwo dla twej
matki. Zainteresowany był punktualny. Ksiądz Bosko kazał mu uklęknąć, a dawszy
mu błogosławieństwo Najświętszej Wspomożycielki, rzekł: Posyłam je twojej matce...
Ty przyszedłszy do domu, zastaniesz ją całkiem zdrową. Uszczęśliwiony, ale
i zaciekawiony, jak się rzecz ma, wyjechał... U progu domu czekała na niego ukochana
mama całkiem zdrowa. Tegoż dnia o pół do ósmej rano, naraz uczuła wracające siły
i jakby ją ktoś z łóżka wyciągał.
458

46.9 Page 459

▲back to top
Ale w tym względzie szczególnie interesująca jest historia księdza Marone.
Zawarty w niej jest kompleks faktów spotykany tylko u największych Świętych.
Ewazjusz Garrone wstąpił do Oratorium, jako uczeń gimnazjalny, 4 sierpnia
1878 roku. Miał wówczas 18 lat. W domu rodzinnym zajmował się handlem. Była
godzina siódma wieczorem, kiedy przekroczył progi Oratorium. Wszedłszy na plac
przed kościołem zauważył szereg młodzieży spieszącej do zakrystii. Zaciekawiony, co
tam się dzieje, wszedł razem z innymi. Zobaczył tam księdza, który spowiadał,
otoczonego gromadą chłopców modlących się w skupieniu. Ukląkł i on między nimi,
ale tak całkiem bezmyślnie, zajęty raczej ostatnimi wspomnieniami z domu
rodzinnego. Kiedy przyszła na niego kolejka, nieprzygotowany podszedł do owego
kapłana, i... nie wiedział, od czego zacząć. Jakoś żaden grzech nie nasuwał mu się na
pamięć. A wtedy ów kapłan: No to może ja będę mówił: i zaczął wyliczać mu po
porządku wszystkie grzechy, dodając ich czas, liczbę, miejsce i inne okoliczności.
Skończywszy wyliczanie grzechów, dał mu kilka wskazówek praktycznych, uczynił to
z takim namaszczeniem, że każde słowo działało na zauroczonego penitenta,
w którego sercu zapanowała jakaś niebiańska radość i spokój. Na zakończenie
spowiednik dodał, nazywając go po nazwisku: Garrone, podziękuj Matce Najświętszej,
bo oto po sześciu latach wysłuchała cię i udzieliła ci łaski, na której tak bardzo
zależało ci. Miej do niej zawsze szczególne nabożeństwo, a ona uchowa cię od tylu
niebezpieczeństw duszy.
I rzeczywiście, od 12 roku życia Garrone pragnął zostać kapłanem, ale wobec
ubóstwa swej rodziny, nikomu tej skłonności nie wyjawił. Dopiero w 18 roku życia,
gdy usłyszał o Księdzu Bosko, obudziła się w nim żywo nadzieja dojścia do
upragnionego celu. Poszedł, więc do swego księdza proboszcza, który wysłuchał go
dobrotliwie i wyrobił mu przyjęcie do Oratorium. Łatwo sobie wyobrazić,
co przeżywał w czasie tej pierwszej swej spowiedzi przed Księdzem Bosko.
Po otrzymaniu rozgrzeszenia cisnął się w kąt zakrystii, ukląkł i zdziwiony wpatrywał
się w tego tajemniczego spowiednika, który znał wszystkie jego sekrety. Myślał sobie:
Czy może ten ksiądz, skoro mnie zna tak dobrze, nie pochodzi z mojej wioski? Ale ja
go przecież nie widywałem, skąd przecież może mnie znać?... Wytrącony
z równowagi i wzruszony, nie wiedział, co ze sobą począć...
Nazajutrz, gdy znalazł się na podwórzu zobaczył, jak w pewnym momencie
wszyscy chłopcy biegną do jednego księdza, który się tam pojawił. Pobiegł, zatem i on.
Był to ten sam ksiądz, który go wczoraj wieczorem spowiadał. Kiedy zbliżył się do
niego, usłyszał jak ów kapłan mówi do jednego chłopca: Chciałbym, ażebyś nauczył
się gotować... A zaraz zwróciwszy się do Garrone, dodał: Także i ten Garrone
chciałbym, żeby nauczył się gotować.
Ale w końcu myśli sobie niezorientowany Ewazjusz któż jest ten Ksiądz, który
wszystko o mnie wie, a przy tym chce mnie uczyć gotować? Zebrał się, więc na
odwagę i pyta wprost:
Niech no Ksiądz powie, czy Ksiądz jest z mojej wioski?
459

46.10 Page 460

▲back to top
Ale gdzież tam! - odpowiada Ksiądz - czy ty mnie znasz?
Nigdy Księdza nie widziałem... To rzekłszy Garrone zwrócił się do stojącego
obok kolegi i spytał, ktoby był ten Ksiądz.
To jest Ksiądz Bosko, dyrektor Oratorium...
Tak, jestem Ksiądz Bosko potwierdził z uśmiechem nieznany mu dotąd kapłan.
A to może Ksiądz mi przysłał list przyjęcia?...
Tak ja mówiłem, tłumaczył się potem ksiądz Garrone, opowiadając to swoje
pierwsze przeżycie w Oratorium, gdyż byłem jeszcze takim sobie prostakiem ze wsi
i nie umiałem się wśród ludzi obracać. Ale od tego czasu czułem zawsze do Księdza
Bosko wielkie zaufanie, które zwiększało się w miarę, jak zauważyłem, iż jest on
kapłanem niezwykłym i świętym. Nie upłynęło dużo czasu i Garrone zapoznał się
z nowymi kolegami, zwłaszcza z kilkoma, którzy tworzyli „Kółko ogrodników”
/pielęgnowali oni roślinki przed pokojem Księdza Bosko/, do którego został po jakimś
czasie przyjęty.
Kiedy pewnego dnia Ksiądz Bosko zastał go podlewającego kwiaty, odezwał
się do niego w te słowa trochę zagadkowe:
Dobrze, dobrze! A jeśli pozwolisz, to uczynię cię swoim ogrodnikiem.
Ależ Księże Bosko, ja chcę zostać księdzem odpowiedział Garrone.
Owszem, nawet misjonarzem!
Garrone nie miał zamiaru zostać salezjaninem, ale nic nie odpowiedział, żeby
Księdzu Bosko nie sprzeciwiać się i dalej podlewał.
Owi, mali ogrodnicy, kiedy im pod jesień fasola dojrzała, zebrawszy ją
ugotowali i z radością przynieśli Księdzu Bosko. Ten się nią z nimi podzielił, mówiąc:
Postaram się i ja was ugotować.
Na początku wakacji jesiennych 1879 roku, zebrał Ksiądz Bosko te swoje
fasolki, czyli chłopców z „Kółka ogrodników” i miał do nich konferencję, którą
zakończył tymi słowy: Wielu z was pojedzie teraz na wakacje do swoich rodzin. Jeden
wyjedzie z nadzieją, że wróci do Oratorium, ale rodzina zmieni mu w głowie i wstąpi
do seminarium. Inni wrócą, by przywdziać suknię klerycką i zostać z Księdzem Bosko.
Jeden umrze. Inny wróciwszy, nie będzie mógł pojechać do Lanzo na rekolekcje, gdyż
będzie musiał opiekować się ciężko chorym kolegą.
Wszystko spełniło się, co do joty. Garrone był tym, który po powrocie nie mógł
wyjechać do Lanzo, bo mu zlecono opiekę nad ciężko chorym kolegą, który zresztą
umarł następnego dnia.
Kiedy w roku 1881 Garrone spowiadał się u Księdza Bosko, usłyszał od niego
te słowa: Mój Garrone, przez jakiś czas nie będziemy się mogli widzieć. Zostaniesz
powołany do wojska i wysłany daleko od Turynu. Ale nie zapominaj, że twoją
opiekunką jest Madonna i w Niej pokładaj swą nadzieję. Ona cię pocieszy i zachowa
we wszystkich przygodach. Pamiętaj na obietnicę uczynioną przy pierwszej spowiedzi
w Oratorium.
Garrone, który był małego wzrostu i wątłej budowy, pomyślał sobie:
460

47 Pages 461-470

▲back to top

47.1 Page 461

▲back to top
Tym razem Ksiądz Bosko na pewno się myli! Ja do wojska?
Taki chuderlak na łokieć wysoki? Zresztą to przekonanie Garronego podzielali
inni, do tego stopnia, że ksiądz Lazzero słysząc, jak Garrone z pewną
pretensjonalnością zapowiada, że pójdzie do wojska, żartobliwie mu przemówił: No,
no, znowu! A cóżby z tobą robił król Humbert?
Faktem jest, że ku wielkiemu zdziwieniu wszystkich Garrone został zaciągnięty
do wojska i niedługo potem musiał opuścić dom rodzinny, by udać się do
wyznaczonego mu pułku, zostawiając w domu konającą matkę, która w godzinę po
jego odejściu zmarła. Na domiar złego choroba matki spowodowała, że spóźnił się do
miejsca przeznaczenia. Za to zaraz na początku służby wojskowej dostał się do „paki”
na całą noc.
Służbę wojskową rzeczywiście odbywał daleko od Oratorium, bo na Sycylii,
skąd po kilku miesiącach został powołany do Turynu i przydzielony do szpitala
wojskowego. Uradowany przyszedł zaraz do Księdza Bosko do spowiedzi i wtedy
usłyszał: Dla twoich chorych bądź bardzo serdeczny, nie trać czasu. Ucz się i korzystaj
z twojego zajęcia, bo to, czego się nauczysz, jako sanitariusz, bardzo ci się
w przyszłości przyda. Miej się na baczności, gdy się znajdziesz w Suzie.
Garrone znów nie rozumiał tych ostatnich słów, aż dopiero, gdy w kilka
miesięcy potem, już w randze kaprala, został przydzielony, jako sanitariusz, do piątego
regimentu wojsk alpejskich w Suzie. Tutaj zaczął zaniedbywać się i doprawdy bez
szczególniejszej łaski Madonny byłby zrujnował się na duszy i na ciele.
Gdy wpadł na krótko do Turynu, Ksiądz Bosko go skarcił, iż zapomniał o Tej,
która tak bardzo się nim opiekowała, ale na końcu dodał:
To, coś przeżył, niech ci posłuży, jako doświadczenie na czas, kiedy będziesz
pracował wśród młodzieży.
Zorientowawszy się w niebezpieczeństwie, w jakim się znalazł, Garrone
poprosił swych przełożonych o przeniesienie go z powrotem do Turynu. Tu już mógł
spowiadać się, co soboty u Księdza Bosko. Przy jednej takiej spowiedzi usłyszał od
niego: Weź w opiekę swego chorego i postaraj się, ażeby mu wszystko zostało
udzielone, co potrzeba. Garrone, w spowiedzi o chorych nie wspominał. Gdy jednak
wrócił do szpitala, wypadło mu zainteresować się chorym protestantem, który chciał
przejść na łono Kościoła katolickiego. Widząc jego stan ciężki, szukał kapłana, który
by go ochrzcił i przygotował na śmierć, ale nie znalazł. Sam, więc ochrzcił go
warunkowo. Chory tak się tym ucieszył, że rzucił mu się na szyję i... za 10 minut już
nie żył.
Zwolniony ze służby wojskowej Garrone został wysłany do zakładu św. Jana
Ewangelisty, między Synów Maryi. Kiedy z końcem jednego roku szkolnego
spowiadał się przed Księdzem Bosko, że tracił cierpliwość z chorym w zakładowym
szpitaliku, Ksiądz Bosko mu na to odpowiedział: Jeszcze trochę cierpliwości. Za trzy
dni już nie będziesz miał z nim kłopotu. I rzeczywiście chory na trzeci dzień umarł.
Garrone, jako kleryk, wyjechał z biskupem Cagliero do Ameryki, gdzie
wyświęcony na kapłana, pracował i dla dusz gorliwie i dla ciał, korzystając z praktyki,
461

47.2 Page 462

▲back to top
jakiej nabrał w szpitalach wojskowych. On to założył pierwszą aptekę i pierwszy
szpital we Viedmie. Na misjach pracował z górą 25 lat nad ewangelizacją Patagonii.
Warto tu jeszcze przytoczyć inny fakt z życia Księdza Bosko, którego Garrone
był świadkiem. W roku 1878 Ksiądz Bosko odprawiał Mszę św. w kapliczce
przyległej do jego pokoju. Do Mszy św. służyło mu dwóch wychowanków: Franchini
i nasz Garrone. Podczas podniesienia zauważyli, że Ksiądz Bosko wpadł w ekstazę;
twarz jego nabrała dziwnego, rajskiego wyglądu, pokój napełnił się światłością. Nogi
odłączyły się od stopni ołtarza i tak pozostał uniesiony w powietrzu, przez jakie
10 minut. Ministranci nie mogli dosięgnąć ornatu. Garrone, na widok tego, wybiegł
szukać któregoś z księży, ale nikogo nie napotkał. Wraca, więc czym prędzej, ale
Ksiądz Bosko już się opuszczał na dół. W kapliczce odczuwało się jakąś rajską
atmosferę. Kiedy po długim dziękczynieniu Garrone przyniósł śniadanie Księdzu
Bosko, zapytał go w swej prostocie, co mu się stało, że podniósł się tak wysoko.
Ksiądz Bosko popatrzył na niego chwilkę, potem odezwał się: Usiądź sobie i napij się
ze mną kawy. Garrone zrozumiał, że tego tematu nie należy poruszać i w milczeniu
skorzystał z zaproszenia do śniadania. Był on świadkiem takich ekstatycznych
lewitacji Księdza Bosko aż trzy razy i to zadecydowało o jego powołaniu salezjańskim.
Sława świętości, jaka otaczała Księdza Bosko przez całe jego życie, opierała się
na solidnych podstawach. Z początkiem roku 1879, ksiądz Rua i ksiądz Barberis
głosili rekolekcje siostrom Wincentkom Małego Domku, którego przełożonym był
kanonik Anglesio, następca św. Józefa Cottolengo. Po ostatnim kazaniu tenże kanonik
przyszedł do zakrystii podziękować za rekolekcje. Ksiądz Barberis ze swej strony
poczuwał się do obowiązku podziękowania mu za modlitwy, jakie zalecił swemu
domowi o zdrowie dla Księdza Bosko, który wtedy cierpiał na oczy. Wyraził przy tym
nadzieję wszystkich salezjanów, iż wnet Cottolengo zostanie wyniesiony na ołtarze.
To usłyszawszy, świątobliwy ten kapłan, utkwił wzrok w księdza Barberisa, czego
nigdy względem innych nie czynił i oparłszy rękę na jego ramieniu, nacisnął je dwa
razy, po czym jakby w natchnieniu rzekł: Tak, tak! Miejmy nadzieję, miejmy
nadzieję... a po nim Ksiądz Bosko.
Powiedzenie to obiegło zaraz całe Oratorium, przyjęte, jako prorocze, tym
bardziej, iż kanonik Anglesio był bardzo wyrachowany w słowach. Przyszłość to
proroctwo potwierdziła. Owszem, postać Księdza Bosko z dnia na dzień wyolbrzymia
się i jego duch obejmuje już świat cały, czego wyrazem zewnętrznym był triumf jego
relikwii, razem z Papieżem Piusem X, w Rzymie 1959 roku.
462

47.3 Page 463

▲back to top
Spis rzeczy.
Słowo wstępne …………………………………………………………………………3
Przedmowa autora ………………………………………………………….………….4
Rozdział I. Styczeń roku 1877 w Rzymie ……………………………………………..7
Rozdział II. Sprawa Koncettynów …………………………………………………....27
Rozdział III. Roczne konferencjae dla dyrektorów …………………………………..36
Rozdział IV. Podróż do Francji ………………………………………………………58
Rozdział V. Jubileusz biskupi Piusa IX i Wizyta arcyb. z Buenos Aires u księdza
Bosko …………………………………………………………………………………79
Rozdział VI. Trzy ośrodki salezjańskie w Ameryce …………………………………99
Rozdział VII. Nowy Dom Macierzysty Córek M.W.W. ……………………………115
Rozdział VIII. Hrabia Cays …………………………………………………………135
Rozdział IX. Pierwsza Kapituła Generalna …………………………………………149
Rozdział X. Trzecia ekspedycja misyjna do Ameryki Poł. …………………………182
Rozdział XI. Utrapienie ćwiczy w cierpliwości /Rz V, 3/ ………………………….200
Rozdział XII. Epizody z roku 1877 …………………………………………………237
Rozdział XIII. Pertraktacje w sprawie fundacyj 1877 ………………………………266
Rozdział XIV. Od jednego do drugiego pontyfikatu ………………………………..274
Rozdział XV. Ostatnie dni w Rzymie ………………………………………………293
Rozdział XVI. Ponowna podróż Świętego do Francji i jego choroba ………………301
Rozdział XVII. Z powrotem do Oratorium …………………………………………316
Rozdział XVIII. Kościół św. Jana Ewangelisty …………………………………….328
Rozdział XIX. Organizacja Pomocników Salezjańskich …………………………...340
Rozdział XX. Nieuskutecznione projekty nowych domów ………………………...349
Rozdział XXI. Nowe placówki we Włoszech ………………………………………358
Rozdział XXII. Zabiegi o pomoc finansową ………………………………………..375
Rozdział XXIII. Salezjanie i Córki M. W. W. we Francji ………………………….378
Rozdział XXIV. Uroczystości w Oratorium ………………………………………..391
Rozdział XXV. Czwarta ekspedycja misjonarzy …………………………………...403
Rozdział XXVI. Intymne wypowiedzi czy zdarzenia w 1878 ……………………...416
463