MB_PL_v04


MB_PL_v04

1 Pages 1-10

▲back to top

1.1 Page 1

▲back to top
S. J.B. LEMOYNE
M E M O R I E B I O G R A F I CH E
DI DON
GIOVANNI BOSCO
TOM IV
1850-1853
TŁUMACZ KS. CZESŁAW PIECZEŃCZYK SDB
Ur. 15.01.1912 w Kuźnicy Białostockiej.
Nowicjat 1928/1929 w Czerwińsku, święcenia kapłańskie 17.02.1940 w Krakowie.
Zm. 10.08.1993 w Otwocku, w 81 roku życia, 64 ślubów zakonnych i 53 kapłaństwa.
POGRZEBIEŃ 1970
1

1.2 Page 2

▲back to top
ROZDZIAŁ I
Koryfeusze sekt ustanawiali państwo nie uznające już Boga, ani rządzące się
jego prawami, natomiast fundamentem jego miała być rzekomo wola ludu, którą oni
sami interpretowali. Wszystko, co dawniej uznawane było za nienaruszalne, ulec
miało stopniowo zmianie pod wpływem prasy, książek, teatru, szkół i zebrań
politycznych tak by lud się nie spostrzegł. W tym celu deklarując samostanowienie
narodu ogłaszali się rzecznikami wolności słowa, wyznania i prasy. Była to jednak
wolność określona przez św. Piotra słowami: „Wolność, co służy za przykrywkę
złości”(1 P 2, 16). Jest ona w gruncie rzeczy niczym innym jak pychą umysłu
ludzkiego buntującego się przeciw Bogu! – Dlatego właśnie sekciarstwo
proklamowało powszechnie: my stanowiący prawo, ponad którym nie stoi żaden bóg
ani kościół. Uważano Kościół katolicki jako zwyczajne stowarzyszenie prywatne,
oddzielone od państwa, które winno się ustawicznie zwalczać. – „Ja jestem Królem” –
proklamował Jezus Chrystus; lecz oni mu odpowiadali: „Nie chcemy żeby ten
panował nad nami”.
„Lecz biada tym, co ustanawiają prawa niegodziwe” – woła prorok Izajasz. Siła
każdego państwa – mówi Bonald – zasadza się na uznawaniu religii, a upadek na jej
pomiataniu. Tam gdzie zaprzecza się szacunku papieżowi, nie czci się również
panującego”.
Sławny Colbert w swym testamencie tak odzywa się do Ludwika XIV
podpuszczanego przez przewrotnych doradców przeciwko Kościołowi: „ Nigdy nie
ujdzie synowi bezkarnie podnoszenie się przeciw swemu ojcu. Zamierzenia
podejmowane przeciw papieżowi obrócą się przeciw Waszemu Majestatowi”.
I panujący występowali przeciw papieżowi hołdując rewolucyjnym hasłom
suwerenności ludu, by władca był zależny od parlamentu, a parlament ulegał
nastrojowi mas. Ostatecznym wynikiem były hasła: Nie ma Boga, nie ma króla, ani
pana! Znieść własność prywatną! Socjalizm i komunizm!
Nie brakło jednak w różnych krajach, miastach, nawet wsiach wielu apostołów
– społeczników, kapłanów, zakonników, zwłaszcza biskupów, którzy zanosząc modły
do Boga za ludzi, równocześnie wspierali wszelką nędzę dziełami miłosierdzia,
2

1.3 Page 3

▲back to top
oddając Bogu i Kościołowi powinną daninę oddawaną przez pobożnych. Do nich
zaliczał się Ksiądz Bosko.
On to za fundament swego życia i działania postawił Dekalog, Przykazania
kościelne, obowiązki własnego stanu i przykładał się pilnie do ich wykonywania.
Trudno było nawet sobie wyobrazić, by Ksiądz Bosko mógł postępować inaczej.
W całym jego życiu nie można było nic zarzucić względem wypełnienia obowiązków
chrześcijanina, kapłana, kierownika zakładu, czy przełożonego społeczności zakonnej,
sam naprzód skrupulatnie praktykował regulamin, który przypisał.
Doznawał wielkiego bólu na widok tego, jak inni przekraczali Prawo Boże, czy
słyszał bluźnierstwa; bolał srodze wobec tak wielu sideł rozpiętych na niewinną
młodzież; „krwawiło” mu serce, ilekroć spotykał się ze zniewagą papieża,
pomiataniem praw Kościoła. Jego posłuszeństwo względem przepisów Kościoła
objawiało się w skrupulatnym przestrzeganiu św. ceremonii i rubryk podczas
odpawiania nabożeństw, zachowywaniu decyzji Kongregacji rzymskich oraz
dopilnowaniu, by je respektowali jego podwładni. W sprawach zaś, kiedy była
pozostawiona swoboda opinii, wybierał taką, która była najbardziej zgodna z duchem
Kościoła.
W tym względzie ks. Savio Askaniusz stwierdzał o nim: – „Znałem go
doskonale i nigdy nie miałem najmniejszych wątpliwości co do tego, że zachował
nieskalaną szatę chrztu św”.
Ks. Reviglio z swej strony dodaje: „Tak brzydził się grzechem, że przez 11 lat
życia , jakie z nim dzieliłem, nie zauważyłem, by popełnił jakiś grzech dobrowolny
powszedni”.
A ks. Michał Rua nie waha się twierdzić: żyłem z Księdzem Bosko przez lat 36,
i kiedy myślę o jego życiu i przykładach, jakie nam zostawił, rośnie we mnie
przekonanie o jego świętości tak iż rzec można życiem swym odtwarzał życie Pana
naszego Jezusa Chrystusa. Więcej budował mnie widok Księdza Bosko wśród
codziennych zajęć, niż czytanie, jakiejś pobożnej książki”. – To samo twierdziły setki
żyjących przy jego boku, od 1846 do jego śmierci 1888.
3

1.4 Page 4

▲back to top
ROZDZIAŁ II
Idźmy za naszym wątkiem. – Podczas gdy Ksiądz Bosko dbał pilnie
o wychowanie moralne i religijne ponad 700 chłopców swego Oratorium na Valdocco,
czuwał nad tysiącem młodzieży dwu innych oratoriów w mieście, nie tracił z oczu
swych sierot przygarniętych w rozbudowującym się zakładzie. W owym roku było ich
jeszcze niewielu. Ale zewsząd napływały prośby o przyjęcie nowych. Słysząc o wielu
poważnych potrzebach, szczerze się wzruszał i w obawie, by któryś z biednych
chłopców nie zeszedł na manowce przyjmował go do zakładu; zwłaszcza ich
osobistym prośbom nie mógł się nigdy oprzeć.
Miły epizod opowiada niejaki pan Bonino Alvaro nauczyciel pełniący od roku
1850 w Oratorium obowiązki katechisty. Otóż w pewnej rodzinie w Turynie ojciec dał
się namówić protestantom, którzy suto zapłacili mu za odstępstwo od wiary. Ten
nieszczęśnik nalegał, by też żona z synem poszli w jego ślady, lecz dzielna niewiasta
nie dała się nakłonić i strzegła pilnie swego skarbu. A byli to Savoiardzi. Biedna
matka zalewała się łzami i modliła się gorąco. Pewnej nocy syn jej miał dziwny sen.
Zdawało mu się, że znajdował się w zborze protestanckim, skąd nie mógł się
wydostać. W pewnej chwili zjawił się jakiś kapłan, który podał mu rękę
i wyprowadził ze zboru. Zbudziwszy się rano, dzieciak opowiadał swój sen matce,
która ze wszystkich sił zabiegała o umieszczenie go w jakiś zakładzie gdyż ojciec
nadal upierał się w niecnym postanowieniu. W ciągu tygodnia spotkała pewną osobę,
która jej poradziła, by poszła do Księdza Bosko na Valdocco a on na pewno jej
pomoże.
W następną niedzielę udała się do kaplicy na Mszę św. wraz z synem. Właśnie
Ksiądz Bosko wychodził do ołtarza. Wspomniany Pan Alvaro przyklęknął obok tego
chłopczyka, który zaledwie ujrzał Księdza Bosko, zaczął wołać z przejęciem: – C’est
lui, mama! C’est lui mama! (to on mamo, to on). Malec krzyczał, matka płakała. Pan
Bonino upomniał, że nie należy tak hałasować w kościele a widząc, że nie może ich
uspokoić, zaprowadził oboje do zakrystii i tam usłyszał o tym śnie i że malec
rozpoznał w Księdzu Bosko swego wybawiciela.
4

1.5 Page 5

▲back to top
Tymczasem Ksiądz Bosko wraca do zakrystii i jeszcze nie zdążył się rozebrać,
gdy malec przybiega i rzuca mu się do kolan wołając: – Padre mio, salvatemi! (ojcze
ratuj mnie).
Ksiądz Bosko przyjął go do swego domu i mały Savojarczyk pozostał parę lat
w Oratorium. Iluż innych chłopców potrzebujących pomocy napotkał Ksiądz Bosko
i przyjął do swego zakładu!
Pewnego dnia Ksiądz Bosko wstąpił do jakiejś kawiarni w mieście; zaraz
podszedł doń młody sympatyczny kelner. W czasie, gdy go obsługiwał Ksiądz Bosko
postawił mu parę pytań. Następnie przeszedł do poufniejszej rozmowy. Chłopiec ujęty
ojcowską dobrocią kapłana wyznał mu godny współczucia stan swej duszy. Raz po raz
rozmowa się urywała, gdyż musiał obsłużyć innych gości, wracał jednak zawsze pod
jakimś pretekstem do Księdza Bosko. Nikt z obecnych nie spostrzegł się
o interesującej rozmowie przez nich prowadzonej.
Ksiądz Bosko: Poproś swego szefa o pozwolenie przyjścia do Oratorium,
a następnie coś zadecydujemy.
Ależ szef nie da mi tego pozwolenia.
Ty jednak nie możesz dłużej pozostać w tym miejscu.
Rozumiem doskonale, lecz cóż mam zrobić?
Uciekać stąd!
Ale dokąd?
Do swych rodziców.
Już mi zmarli, zostałem sam bez opieki.
No to przyjdź do mnie.
A dokąd?
Na Valdocco, pod takim a takim numerem.
Dobrze, kiedy tam się stawić?
Zabierz swoje rzeczy i czym prędzej przychodź do mnie. Ale zrób tak, by nikt
nie spostrzegł się o twym zamiarze i przychodź; nie zabraknie ci chleba, dachu nad
głową, ani wykształcenia, które ci zapewni spokojną przyszłość. Ja ci zastąpię
rodziców.
5

1.6 Page 6

▲back to top
Ksiądz Bosko wyszedł z gospody. Nazajutrz chłopiec przybiegł do Oratorium
z małym węzełkiem pod pachą. Wychował się na dzielnego katolika i przez wiele lat
był przykładem dla swych kolegów w Oratorium.
Lecz w tym i wielu innych wypadkach na Księdzu Bosko ciążyło ich
wyżywienie, obuwie, odzież. Nie można było liczyć na żadną pensję. Większość jego
podopiecznych niewiele lub zgoła nic nie zarabiało. Nie było znikąd stypendiów ani
żadnej pomocy.
Cóż pocznie? Mają jego chłopcy cierpieć nędzę lub odeśle ich skąd przyszli?
Obie ewentualności były nie do przyjęcia dla jego szlachetnego serca.
Z tej przyczyny złożywszy ufność w Bogu i w obietnicach Madonny, pewny
swej misji, raz po raz robił wypady do miasta, do znanych z dobroczynności
i zamożności osób, pokornie i uprzejmie prosząc o wsparcie dla swych sierot.
Spotykając kogoś ze znajomych pytającego, dokąd tak się spieszy, rzucał: Szukam
pożywienia dla mych szpaczków! Było to doprawdy wielkie poświęcenie, które sam
Bóg zdolny ocenić. Świadczy ks. Cagliero: Miał z natury temperament ognisty nie
znoszący sprzeciwu i doznawał niewymownego wstrętu do żebraniny. A jednak przez
ciągłe zaparcie się doszedł do takiego opanowania, że udawał się nie tylko do takich
osób, o których wiedział, że chętnie go poprą, lecz i do zgoła wrogo usposobionych.
Nie otrzymawszy za pierwszym razem, szedł ponownie z pokorą, która mu podbijała
umysły i bywał zaspokojony. Mogę to stwierdzić osobiście, gdyż towarzyszyłem mu
nieraz w podobnych wizytach.
„Nie szczędził trudu ani fatygi dla swych chłopców. Często otrzymywał
zdawkowe ciepłe słowa; czasem spotykały go upokorzenia i zniewagi, wszystko
jednak znosił pogodnie nie obrażając się.
Pisał listy do osób zamożnych z prośbą o zasiłek. Raz gdy otrzymał zbywającą i
lekceważącą odpowiedź polecił odpisać następująco: „Jeśli szanowny pan nie może
lub nie chce poprzeć me sieroty jest w prawie lecz ubliżanie mi dlatego że zajmuję się
nimi nie jest rzeczą miłą Bogu. Mimo to przesyłam mu wyrazy szacunku zapewniając,
że nie chowam żadnej urazy”. Ów pan otrzymawszy ten list zrozumia swój błąd i od
tego czasu stał się gorącym przyjacielem i dobrodziejem Księdza Bosko.
Ksiądz Bosko nie był jednak natarczywy ani uprzykrzony. Poprzestawał na
przedłożeniu potrzeb swych chłopców zostawiając inicjatywę w ręku innych. Tak
6

1.7 Page 7

▲back to top
samo postępował zapytywany przez nich. Szczodrość ofiarodawców przechodziła
często najśmielsze oczekiwania.
Nie zawsze jednak występował w charakterze proszącego o jałmużnę;
w pewnych okolicznościach żądał wprost autorytatywnie złożenia znacznej sumy. To
właśnie najbardziej zadziwiające, że występował jako przedstawiciel autorytetu
wyższego. Fakty przytoczymy w swoim czasie.
Nie zatrzymywał dla siebie ani grosza, a często pozbawiał się wprost rzeczy
koniecznych, by dać je swym sierotom. Szafował pieniędzmi jak przystało na
doskonałego administratora; konieczne wydatki czynił w swoim czasie i miejscu. Taką
opinię miał u wszystkich, którzy go znali.
Kiedyś – opowiada Józef Brosio – wypadło mi z jakichś interesów znaleźć się
w otoczeniu przemysłowców, bankierów i dziennikarzy. Ci panowie, bynajmniej nie
przychylnie usposobieni do Księdza Bosko i Oratorium, słyszałem jak mówili między
sobą: Gdyby Ksiądz Bosko został ministrem, to państwo nie miałoby żadnych długów.
Ofiarność publiczna często zawodziła. W roku 1850 na skutek powojennego
kryzysu rodzina oratoryjna znajdowała się w trudnej sytuacji. Brakło na dzień
następny chleba, kasa była pusta. Lecz Ksiądz Bosko ani na chwilę nie zwątpił
w Opatrzność Bożą i z humorem zachęcał chłopców mówiąc: Jedzcie, kochani,
co mamy na stole, chleba nam nie zabraknie!
Istotnie Opatrzność posyłała mu zawsze środki i dobrodziejów a podczas gdy
liczba chłopców rosła z dnia na dzień nie oddalił ani jednego chłopca z zakładu.
To była nagroda za jego trudy i poświęcenia podejmowane dla ich dobra.
O ileż więcej nie szczędził fatygi dla dobra ich dusz! A sidła zepsucia stawały
się z dnia na dzień coraz bardziej wyrafinowane i zgubne. Na skutek nieograniczonej
swobody propagandy do sklepów i warsztatów gdzie pracowali chłopcy wciskały się
książki i pisma przewrotne szerząc demoralizację.
Wśród właścicieli i służących, przemysłowców i rzemieślników dyskutowano
zawzięcie na temat religii, moralności, ferowano sentencje na podobieństwo doktorów
Sorbony. Stąd wielkie niebezpieczeństwo dla wiary i obyczajów. Dlatego Ksiądz
Bosko wysyłając chłopców do miasta na naukę rzemiosła, zasięgał wpierw
szczegółowych informacji, co do uczciwości ludzi, którym miał ich powierzyć; nieraz
zmieniał im miejsce pracy. Często informował się u majstrów, co do sprawowania się
7

1.8 Page 8

▲back to top
swych podopiecznych, jak przykładają się do nauki rzemiosła, dbał zwłaszcza o to,
by nie groziło im niebezpieczeństwo demoralizacji. W domu poświęcał im dużo czasu
badając co ujemnego widzieli lub słyszeli w ciągu dnia, by później jako wprawny
i dbały o dobro dusz lekarz podawał wskazówki zaradcze aby zatrzeć w umysłach
młodzieńczych ujemny wpływ otoczenia, z którym się stykali lub którym nasiąkali.
Zwykł wieczorem po pacierzu przemawiać do nich parę słów na dobranoc.
Początkowo czynił to dość rzadko, raczej z okazji jakiejś uroczystości; tego zaś roku
czynił to częściej, prawie codziennie. W parominutowym przemówieniu naświetlał
jakiś punkt nauki względnie moralności. Zwłaszcza zależało mu na zabezpieczeniu
chłopców przed błędami heretyckimi rozsiewanymi przez protestantów w Turynie.
Czasem by skupić ich uwagę przytaczał coś z aktualnych wydarzeń, z historii, życia
świętych, stawiał do rozwiązania jakiś problem, rzucał pytanie, na które należało dać
odpowiedź, jak na przykład: co znaczy słowo „Bóg”? – Jezus Chrystus – Kościół
katolicki – Sobór? Dlaczego Pan Bóg karze grzesznika zatwardziałego piekłem? itp.
Dawał zazwyczaj parę dni na odpowiedź. Należało ją podać na kartce z imieniem
i nazwiskiem autora. Nagrody rozdzielano publicznie. W taki sposób Ksiądz Bosko
zmuszał chłopców do myślenia, torował drogę do wyciągania stosownych wniosków
utrwalonych w pamięci. Słówko poprzedzało ogłaszanie rzeczy zgubionych przez
wychowanych w domu czy na dziedzińcu, podnosił do góry przedmiot
a zainteresowani zgłaszali się po odbiór swych rzeczy.
Prócz wielu praktyk pobożnych czy świąt, które wykorzystywał dla zachęcenia
do spowiedzi i Komunii św. corocznie urządzał Nabożeństwo 40, Godzinnej Adoracji.
Odbywało się ono podobnie jak w parafiach przez trzy dni ze Mszą codzienną i
nieszporami z kazaniem. Śpiewacy mieli sposobność do popisu. Dzielił chłopców na
trzy grupy stawiając na czele każdej wprawionego w nutach.
„Ksiądz Bosko – pisze Tomatis Karol – brząkał na lichym pianinie by nauczyć
nas melodii, czasem przyuczał jakiegoś skrzypka do akompaniowania soliście.
Jakiegoś dnia 1850, usłyszawszy pobudkę żołnierzy ćwiczących musztrę w pobliżu
Oratorium zastosował melodię do Tantum ergo na jeden głos, które niejednokrotnie
sam śpiewałem z kolegami w różnych kościołach turyńskich. Dopomagał dzielnie
w tym Księdza Bosko Feliks Reviglio od 1850 do 1856.
8

1.9 Page 9

▲back to top
„Niebawem Ksiądz Bosko zrobił swym muzykom prezent. Mianowicie nabył
gdzieś stary organek z drewnianymi piszczałkami. Był już zniszczony i rozstrojony,
ale jeszcze służył dla ćwiczenia młodego muzyka. Wielu pamięta, jak jedna piszczałka
spróchniała wydawała niesamowicie piskliwy głos wywołując śmiech chłopców.
Instrument powyższy został umieszczony w pokoiku obok Księdza Bosko i niejeden
z ćwiczących na nim wyrósł na dobrego organistę”.
„Muzyka i teatr odpowiadały sobie wzajemnie i Ksiądz Bosko urządzał tę dla
chłopców miłą rozrywkę. Wykluczał jednak sztuki wymagające kosztownych
strojów”.
W związku z tym przytoczymy pewien humorystyczny epizod, o którym przez
wiele lat pamiętano. Mianowicie pewnego razu aktorzy umówili się między sobą
i pod pretekstem, że mają śpiewać uroczyste nieszpory poszli do Szpitalika Barolo
oraz sąsiednich parafii, by poprosić o cztery pluwiały. Potrzebny był także jakiś
płaszcz szkarłatny dla Heroda. Uzyskali je bez trudności powołując się na Księdza
Bosko potem ukryli do czasu przedstawienia. Wystąpienie na scenie trzech króli
ubranych w długie kapy wywołało wesołość chłopięcej widowni. Ksiądz Bosko
natychmiast kazał im zdjąć liturgiczne stroje i zejść ze sceny.
Tymczasem funkcjonowały prawidłowo stroje wieczorowe. Ksiądz Bosko uczył
arytmetyki, kaligrafii, a jego obecność dodawała wszystkim animuszu.
9

1.10 Page 10

▲back to top
ROZDZIAŁ III
Wyniki niezmordowanych zabiegów Księdza Bosko były widoczne dla
wszystkich tak, że Oratorium zyskiwało sobie większą renomę. W Turynie mówiło się
o nim powszechnie i pomimo początkowych nieporozumień wielu obywateli bardzo je
ceniło. Każdy faktycznie przyznawał, że było ono jedynym środkiem ocalenia przed
więzieniem tak wielu chłopców czyniąc ich wzorowymi katolikami i uczciwymi
obywatelami. Nikt temu nie mógł zaprzeczyć.
Głos opinii publicznej, relacje świadków, w końcu interpelacja podniesiona
w senacie musiały skłonić wreszcie rząd do zainteresowania się tą instytucją.
W owym czasie niejaki pan Valpotto będący na wysokim stanowisku państwowym
doradzał Księdzu Bosko oddanie jego dzieła w jakiś sposób pod opiekę państwa.
Ksiądz Bosko nie zgodził się. Wówczas ów pan bez jego wiedzy, we własnym imieniu
skierował za pośrednictwem wyższej instancji podanie do ministerstwa
o zasiłek dla jego sierot. Senat nim zalecił odpowiedni wniosek rządowi chciał wpierw
zasięgnąć szczegółowych informacji. Dlatego wyznaczono komisję do zwizytowania
zakładu. Komisja składała się z trzech senatorów: hrabiego Fryderyka Sclopis,
markiza Ignacego Pallavicini i hrabiego Alojzego di Collegno.
Celem wykonania powyższej misji wspomnianych trzech panów w styczniu
1850 roku udało się do Oratorium na Valdocco. Była może godzina druga popołudniu.
Na dziedzińcu panowała ożywiona rekreacja: ponad 500 chłopców zabawiało się
wesoło. Widok doprawdy niecodzienny. Owi panowie stanęli zdumieni obserwując.
Hrabia Sclopis po chwili rzecze: – Doprawdy, coś pięknego!
O szczęśliwy Turyn, jeśli powstanie w nim kilka podobnych zakładów! – dodał
hrabia di Collegno.
Ksiądz Bosko znajdujący się wśród młodzieży spostrzegłszy nieznanych gości
podszedł bliżej i przywitał się z nimi.
Sclopis: Obserwujemy ze zdumieniem i podziwem widok tylu rozbawionych
chłopców, zjawisko zaiste niepowszednie. Wiemy, że duszą tego wszystkiego jest
Ksiądz Bosko. Czy nie zechciałby ksiądz dobrodziej skontaktować się z nim?
Do usług szanownego pana. To ja jestem Ksiądz Bosko.
10

2 Pages 11-20

▲back to top

2.1 Page 11

▲back to top
To powiedziawszy zaprosił ich do swojego pokoju.
Sclopis: Cieszę się bardzo mogąc poznać go osobiście gdyż ze słyszenia znam
Księdza Bosko od dawna.
Ksiądz Bosko: zawdzięczam tę opinię nie tyle własnym zasługom, jak raczej
reklamie mych chłopców.
Pallavicini: Tak jest, oni są doprawdy kompetentnymi i wiarygodnymi
świadkami ponieważ – jak mówi prorok – ex ore infantium perfecisti laudem.
Sclopis: Wiadomość o jego dziele doszła właśnie do wiadomości senatu
i upoważniono nas do zabrania dokładnych o nim informacji i zreferowania. Ja jestem
hrabia Sclopis, tamten pan – markiz Pallavicini, ów zaś hrabia di Collegno.
Ksiądz Bosko: Zakład tutejszy miał już wiele wizyt miłych lecz dzisiejsza
doprawdy zaliczy się do najcenniejszych. Bardzo chętnie, szanowni panowie, gotów
jestem udzielić wywiadu.
Sclopis: Jaki jest cel tego dzieła?
Ksiądz Bosko: Celem naszym jest gromadzenie w dni świąteczne jak
największej liczby młodzieży zaniedbanej, bądź obcej i nieobznajomionej z miastem,
wałęsającej się po ulicach. Tu zaś przyciągnięci rozrywkami, jak również podarkami
i uprzejmym traktowaniem bawią się przyjemnie pod nadzorem wychowawców.
Z rana mają sposobność przystąpienia do Sakramentów św. uczestniczenia we
Mszy św. ze stosownym dla nich kazaniem. Po południu zaś gromadzą się w kaplicy
na katechizm, śpiewają nieszpory z nauką i końcowym błogosławieństwem
Najświętszego Sakramentu. W kilku słowach: celem jest gromadzenie chłopców,
by uczynić ich uczciwymi obywatelami i wzorowymi chrześcijaninami.
Pallavicini: Szlachetny to doprawdy cel. Byłoby rzeczą pożądaną, by tego
rodzaju instytucji powstało więcej w mieście.
Ksiądz Bosko: W roku 1847 podobne Oratorium zostało otwarte przy ul.
Królewskiej, trzecie zaś niedawno – na przedmieściu Vanchiglia.
Sclopis: Jaka jest w przybliżeniu cyfra młodzieży uczęszczającej do Oratorium?
Ksiądz Bosko: Około 500, często i więcej. Tyleż mniej więcej jest w innych
Oratoriach.
11

2.2 Page 12

▲back to top
Collegno: Średnio, więc około 1.500 chłopców z miasta otrzymuje tu
wychowanie religijne i moralne. Jest to doprawdy wielkie dobrodziejstwo dla miasta
i wielka podpora dla państwa.
Pallavicini: Odkąd datuje się Księdza praca nad tą młodzieżą?
Ksiądz Bosko: Rozpocząłem gromadzić chłopców w 1841, przekonałem się,
że wielu z nich choć rozbaciarzonych nie było w istocie złymi lecz pozostawiani sami
sobie dali się pociągnąć na manowce i lądowali w więzieniu.
Sclopis: Dzieło to jest doprawdy filantropijne i doniosłe dla społeczeństwa
dlatego godne poparcia przez państwo. Dla jego zachęty powiem, że dom królewski
bardzo sobie ceni jego dzieło i będzie je popierał.
Collegno: Jakich środków używa wielebny Ksiądz dla umoralnienia
i utrzymania w należytej karności tak wielkiej liczby chłopców?
Ksiądz Bosko: Życzliwość, cierpliwość, pouczanie i dobre ich traktowanie – są
jedynymi środkami. Miłość chrześcijańska przeważa nad kijem, owszem króluje tu
niepodzielnie.
Pallavicini: Dobrze by było, aby ta metoda była stosowana w wielu innych
zakładach, nawet poprawczych. Nie potrzeba by było tylu strażników i policjantów
a co ważniejsze zaprawiłoby się do cnoty tylu potencjalnych więźniów, którzy po
latach kary wychodzą z nich gorsi niż przedtem.
Sclopis: Czy wszyscy ci chłopcy pochodzą z miasta?
Ksiądz Bosko: Nie, panie hrabio, są tu chłopcy z Biella, Vercelli, Novary
i innych prowincji, niektórzy z Mediolanu, Como, a nawet ze Szwajcarii.
Przywędrowali do stolicy za chlebem, narażeni na tyle niebezpieczeństw. W tej chwili
jeden chłopiec, może 12–letni, zapukał do pokoju; Ksiądz Bosko kazał mu zaczekać.
Pan Sclopis zagadnął chłopca:
Jak się nazywasz mały? Józef Vanzino. Z jakich stron pochodzisz?
Z Varese. Jakiego zawodu jesteś? Rzeźbiarz. Żyją jeszcze Twoi rodzice? Ojciec już mi
zmarł. A twoja matka? Na to pytanie chłopiec spuścił głowę i milczał zawstydzony.
No odpowiedz mi, masz jeszcze mamę? A może i ona już zmarła? Moja matka jest
więzieniu. Przy tym rozpłakał się rzewnie.
12

2.3 Page 13

▲back to top
Na ten widok panowie, wraz z Księdzem Bosko patrzyli wzruszeni. Po chwili
pan Sclopis pytał dalej: – Moje dziecko, współczuję ci, ale powiedz mi gdzie ty
będziesz sypiał tej nocy?
Dzisiaj Ksiądz Bosko przyrzekł mnie zabrać do swego domu.
Jak to? – spytał pan Sclopis zwracając się do Księdza Bosko – to Ksiądz jeszcze
prócz Oratorium otworzył sierociniec?
Wymagała tego potrzeba; obecnie mam ich około 40, najbardziej
opuszczonych, kompletne sieroty. Utrzymują się w tym domu, chodzą do pracy
w mieście.
Pallavicini: To są doprawdy cuda miłości chrześcijańskiej.
Collegno: Lecz skąd Ksiądz czerpie środki na utrzymanie zakładu? Przecież
tych czterdziestu chłopców potrzebuje jeść!
Zaopatrywanie w pokarm i odzież biednych chłopców to doprawdy problem,
z którym trzeba się uporać. Większość z nich, bowiem nic nie zarabia, inni bardzo
mało. Muszę jednak wyznać, że jak dotąd Opatrzność mnie nie zawiodła. Licząc na
nią będziemy mogli wybudować obszerniejsze pomieszczenie, by można było przyjąć
więcej sierot.
Sclopis: Czy można zwiedzić wnętrze domu?
Ksiądz Bosko: Bardzo proszę, o ile panowie sobie życzą. Ten dom jest bardzo
ubogi; nie ma w nim nic ciekawego do obejrzenia.
Ksiądz Bosko zaprowadził owych panów do sypialni na parterze przez bardzo
niskie wejście. Senator Sclopis omalże nie strącił sobie kapelusza z głowy, gdyby go
nie podtrzymał Pallavicini, któremu spadł na nos. Hrabia z humorem zauważył:
W pałacu królewskim to mi się jeszcze nie wydarzyło.
Oglądnąwszy ubożuchne izdebki trzej senatorowie zostali zaprowadzeni do
kuchni gdzie Małgorzata stała przy garnkach.
Oto moja matka – rzekł Ksiądz Bosko – matka również naszych sierot.
Sclopis: Jak widać, pełnicie obowiązki kucharki, nieprawdaż?
Małgorzata: By zarobić na niebo, po trosze wszystko się robi.
Sclopis: Jakież to potrawy dajecie chłopcom?
To łatwo wymienić, tylko jedną!
Ależ to za mało, przynajmniej podajecie bardzo treściwą?
13

2.4 Page 14

▲back to top
Ach, on zwykle jada – wskazała na syna – zawsze tę samą, na obiad i na
kolację; od niedzieli aż do czwartku!
Panowie uśmiechnęli się.
Sclopis: A dlaczego do czwartku, a nie od jednej niedzieli do drugiej?
Ponieważ w piątek i sobotę przygotowuję mu potrawę postną.
Rozumiem. Widać, że jesteście kucharką bardzo ekonomiczną. Ale mam
wrażenie, że w naszych czasach wasza metoda kucharska nie ma wzięcia na świecie.
Pallavicini: Nie macie nikogo do pomocy w kuchni?
W dniach poprzednich miałam do pracy doskonałego kuchcika, lecz dzisiaj jest
on bardzo zajęty i muszę sama.
A któż to taki?
Oto on – wskazała palcem na syna.
Sclopis: Serdecznie gratuluję Księdzu, Księże Bosko. Nie wątpiłem, że jest on
doskonałym pedagogiem i zdolnym pisarzem, ale żeby zajmował się również
kucharstwem.
Ksiądz Bosko: Chciałbym popisać się przed panem hrabią, zwłaszcza gdy
gotuję polentę. Wszyscy w śmiech, po czym skłoniwszy się Małgorzacie wyszli
z kuchni. Tymczasem na zakończenie pauzy Ksiądz Bosko kazał zadzwonić: w jednej
chwili ustały wszelkie gry i chłopcy ustawili się w szeregach mając iść do kościoła.
Senatorowie zwiedzili następnie poszczególne salki katechetyczne, wzięli
udział w nieszporach budując młodzież swą pobożną postawą. Wyszedłszy z kaplicy
zatrzymali się z młodzieżą na dziedzińcu stawiając im różne pytania:
Jakiego rzemiosła się uczysz? Szewstwa. Mógłbyś mi powiedzieć, jaka jest
różnica między szewcem a łataczem?
Łatacz zszywa łapcie i naprawia podarte obuwie, szewc robi nowe, jak na
przykład te piękne pańskie kamasze.
Brawo, świetnie odpowiedziałeś!
Ksiądz Bosko: Ten uczeń pilnie uczęszcza do naszej szkoły wieczorowej.
Pallavicini: Co to za szkoła wieczorowa?
Prowadzimy ją od roku 1844 dla tych chłopców, którzy bądź zajęci pracą, bądź
posunięci wiekiem, nie mogliby uczęszczać do szkół publicznych. Za godzinę zacznie
się ona w tamtym lokalu.
14

2.5 Page 15

▲back to top
Pallavicini: Jakie przedmioty się uwzględnia?
Nauka czytania i pisania, gramatyka, Dzieje Biblijne i ojczyste, geografia,
arytmetyka, system metryczny. Jest także klasa uczniów studiujących rysunki i język
francuski; nie brak lekcji muzyki wokalnej i instrumentalnej.
A kto udziela lekcji?
Duchowni i laicy, moi współpracownicy. Wyszukują również dla chłopców
odpowiednich majstrów, starają się dla nich o odzież, by mogli zostać przyjęci do
pracy.
Collegno: Bravo! To są prawdziwi dobroczyńcy humanitarni, dobrze zasłużeni
ojczyźnie!
Sclopis: Księże Bosko – zakończył hrabia naczelnik komisji, nie lubię
pochlebstwa, lecz szczerym sercem wyznaję również w imieniu kolegów,
że odchodzimy stąd zadowoleni a jako katolicy i senatorzy królestwa przyklaskujemy
jego dziełu i życzymy, by się rozwijało pomyślnie. Żegnając się, hrabia Sclopis złożył
na ręce Księdza Bosko ofiarę na rzecz sierot. Wszyscy trzej od tego dnia zostali
dobrodziejami jego dzieła.
O ile jedne pochwały oddawane temu zakładowi były wielką zachętą dla
inicjatora, o tyle wzbudziły żywe zainteresowanie nim najwybitniejszych osobistości
państwa.
Niebawem nadeszła pozytywna odpowiedź na prośbę Księdza Bosko
przyrzekająca mu subwencję po uchwaleniu przez parlament budżetu państwowego.
Nie mniej od subwencji pieniężnej zależało Księdzu Bosko na rekomendacji
jego dzieła przez akt publicznej władzy. Miało to zrządzeniem Opatrzności złagodzić
niesłuszne i krzywdzące podejrzenia względem kleru, ze strony czynników
urzędowych a dla Księdza Bosko posłużyć za tarczę w nowych gotujących się
wystąpieniach przeciw Kościołowi.
Tajemnym zamiarem sekt rządu przez nich inspirowanego, było zniesienie
immunitetów kościelnych. Dla przykrywki jednak początkowo wszczęto rokowania
z papieżem dotyczące konkordatu niedoszłego do skutku w 1848 z przyczyn złej woli
komisarzy piemonckich, jak i też z powodu ucieczki Piusa IX do Gaety. W tym celu,
w zamiarze uzyskania przy tym zrzeczenia się arcybiskupstwa przez monsignora
Fransoniego, jak i biskupa Artico w listopadzie 1849 wysłany został do Gaety hrabia
15

2.6 Page 16

▲back to top
Józef Siccardi. Lecz papież nie zgodził się na żądanie rządu piemonckiego, pomimo
że skłonny był do niektórych ustępstw; odrzucił zaś zdecydowanie pretensje odnośnie
obu prałatów. Nastąpiło zerwanie rokowań.
Już od dłuższego czasu propaganda sekciarska starała się zohydzić ludowi
przywileje Kościoła proponując ich zniesienie. I to 25 lutego 1850 hrabia Siccardi jako
minister sprawiedliwości wystąpił w parlamencie z projektem całkowitego zniesienia
przywileju sądownictwa kościelnego.
Był to najdawniejszy ze wszystkich immunitetów kościelnych zarówno
w Piemoncie jak innych państwach katolickich opierał się na prawie publicznym, jak
wynika z Pisma św. oraz dekretów papieskich i soborowych. Czyż urzędnicy nie
podlegali własnym trybunałom, senatorowie i ministrowie senatorskim, handel
i marynarka odrębnym dykasteriom? Także deputowani w okresie sesji
parlamentarnych nie mogli być więzieni bez zgody izb. A kler usiłowano poddać
władzy cywilnej.
Tymczasem z początkiem tego roku monsignor Fransowi postanowił nie
zwlekać dłużej z powrotem do diecezji. Czasy stawały się coraz trudniejsze
i niepewne. Kler przyzwyczajony przez długi okres do spokoju i harmonijnego
współżycia obu władz, do podlegania ludów matczynej władzy Kościoła nie był
przygotowany na nadchodzącą burzę nie orientując się w tak niebezpiecznych wodach,
w jakich musiał żeglować.
Dnia 22 stycznia, arcybiskup rozesłał po diecezji list pasterski ogłaszając
odpusty wielkopostne, odnawiając zakaz czytania pism heretyckich i liberalnej prasy,
zapowiadając restaurację rządów biskupich. 25 lutego wyruszył z Chambery a 26–go
stanął w Pianezza zawiadamiając króla o swym powrocie do kraju przynaglony
głosem sumienia, któremu nie może się dłużej opierać bez ciężkiej winy.
Król przez posłańców na próżno perswadował mu pozostanie za granicą, on zaś
zdecydowanie odpowiadał, że musi wracać.
Ksiądz Bosko ze swej strony pospieszył do Pianezza odległej od Turynu
kilkanaście kilometrów. Udał się tam samotnie i pieszo. Monsignore na jego widok
żartobliwie powiedział: Vae domini soli! A Ksiądz Bosko z uprzejmością odparł:
Angelis suis Deus mandavit de te, ut custodiant te in omnibus viis tuis.
16

2.7 Page 17

▲back to top
Odwiedzał go parokrotnie mając wiele spraw do zakomunikowania. Otrzymał
również wiele sekretnych poufnych zleceń od arcybiskupa. Arcybiskup rozmawiał
z nim wiele, pomimo swych poważnych trosk, na temat oratoriów świątecznych, które
to dzieło uważał za swoje własne dając wyraz zatroskaniu o ich przyszłość. Wszak
nim opuścił Turyn, kilkakrotnie wzywał Księdza Bosko zalecając mu uczynić
wszystko, co w jego mocy, dla zapewnienia trwałości jego dziełu. Wyrażał życzenie
założenia zgromadzenia zdolnego prowadzić i rozwijać nadal dzieło wychowawcze
biednej młodzieży oraz zachowania ducha i tradycji, których tylko z praktyki można
się nauczyć. Obecnie zaś pytał: W jaki sposób zdoła Ksiądz zapewnić trwanie swemu
dziełu? Jest przecież śmiertelny, jak każdy człowiek. Jeśli zawczasu nie pomyśli
o tym, dzieło jego umrze wraz z nim. Proszę pomyśleć o swym następcy, który będzie
prowadzić je dalej. W konkluzji, należy pomyśleć o założeniu zgromadzenia
zakonnego.
17

2.8 Page 18

▲back to top
ROZDZIAŁ IV
Po odprawieniu Ćwiczenia Dobrej Śmierci 18 luteg w pierwszą niedzielę postu
rozpoczynano w Oratorium na Valdocco, Forta Nova i Vanchiglis – katechizm
przygotowawczy wielkopostny. Nic nie zmieniano z dotychczasowej tradycji
z wyjątkiem Różańca, który już odmawiano nie wieczorem, lecz przed lub po Mszy
św.
Tymczasem cały Turyn kierował wzrok na te oratoria z różnymi horoskopami.
Nie brakło przy tym nieorientujących się w rzeczy i złośliwców drwiących z Księdza
Bosko i jego wychowanków.
Są to łotrzyki – mówiono mu – i wy nic z nich nie zrobicie. Musieli w końcu
zrezygnować na widok tego jak potrafił z nich uformować doskonałych pracowników,
uczciwych kupców, profesorów, adwokatów, żołnierzy oraz świątobliwych kapłanów.
Odnośnie robotników warto wspomnieć, że w roku 1862 Ksiądz Bosko napisał
szkic historyczny na temat Oratorium im. św. Franciszka Salezego. Z dokumentu tego
wynika, że corocznie posyłał setki chłopców do różnych pracodawców, u których
uczyli się rzemiosła.
Co niedziela wiele osób zwiedzało Oratorium chcąc naocznie przekonać się,
w jaki sposób nauczano tu religii. Był to doprawdy widok godny podziwu. Oto gdy
jedna grupa uczyła się w kaplicy inna w zakrystii, czy w przyległych salkach, inni
na dziedzińcu, czy w ogrodzie przed domem. Ksiądz Bosko zbierał najbardziej
roztrzepanych i szedł z nimi gdzieś na łąkę na miejsce dzisiejszego kościoła Matki
Bożej Wspomożycielki lub pomiędzy ziemniaki i fasolę.
Monsignorg Cucchi razu pewnego przyprowadził do Oratorium kilku
Anglików, którzy pragnęli naocznie przekonać się ile w tym prawdy, co słyszeli
o dziwnym księdzu na Valdocco. Zacny prałat prowadził ich mówiąc: Zobaczycie
panowie, kto to jest Ksiądz Bosko!
Nie chcą, by został uprzedzony lub by nie dowiedziano się od chłopców,
których spotykali weszli bocznymi drzwiami i szukali go w domu i kościele lecz
bezskutecznie. Wyszedłszy przez bramę na zewnątrz prałat dostrzegł z dala na łące
18

2.9 Page 19

▲back to top
pod cienistym drzewem grupę chłopców i od razu zawołał: O tam są chłopcy, musi
być i on z nimi!
Istotnie, siedział tam na jakimś podwyższeniu Ksiądz Bosko nauczając
katechizmu grupę chłopców już starszych słuchających go z miną zawadiacką,
z natężoną uwagą.
– On tam jest, chodźmy doń – powtórzył monsignor Cucchi.
Anglicy stanęli z dala zdumieni tym widokiem szeptając między sobą: Gdyby
tak wszyscy księża nauczali katechizmu na polach, świat cały wnet by został
nawrócony!
Oczywiście, by to uzyskać Ksiądz Bosko musiał włożyć wiele zabiegów.
Zbiegały się tu rzesze chłopców także z dzielnic sąsiednich, dlatego Ksiądz Bosko
posyłał do tamtejszych Oratoriów większą liczbę swych kleryków i katechistów.
Osobiście zjawiał się nieoczekiwanie tu i tam dla skontrolowania pracy. Żeby chłopcy
nie spostrzegli się gdzie jest wychodził z Oratorium w birecie na głowie a tuż za
bramą od osoby czekającej nań pożyczał kapelusz.
Ale też dlatego, że starał się należycie obsadzić personelem oba wspomniane
Oratoria w Porta Nuova i Vanchiglis, brakowało mu często ludzi na Valdocco. Już
dawniej powierzył karność w domu nad eksternistami księdzu Grassino; lecz odnośnie
katechizmu często zdarzały się kłopotliwe sytuacje. Zaradzał temu brakowi angażując
osoby świeckie posiadające dostateczne wiadomości z katechizmu.
Czasem zjawiał się pan markiz Gustaw Gavour z jakimś swym przyjacielem,
gdy już zaczął się katechizm. Znając zwyczaje Księdza Bosko bez niczego szedł na
łąkę gdzie zastawał Księdza Bosko z jego łobuzami. Podchodząc przedstawiał
przyjaciela pytając, czy nie mógłby zwiedzić Oratorium.
Widzi pan markiz – mam tu kilkunastu katechumenów. Jeśli zechce na chwilę
mnie zastąpić jestem gotów służyć jego przyjacielowi. Markiz godził się i zasiadał
wśród tych chłopców zasmolonych i prowadził lekcję rozpoczętą przez Księdza
Bosko. Ten zaś oprowadzał gościa po zakładzie.
Po południu jakiegoś święta Ksiądz Bosko miał odwiedziny dwóch poważnych
kapłanów pragnących zapoznać się z nim i jego Oratorium. Była godzina druga.
Chłopcy zbierali się w grupy a Ksiądz Bosko wobec braku katechistów kłopotał się jak
19

2.10 Page 20

▲back to top
obstawić wszystkie klasy. W tej właśnie chwili nadeszli obaj księża przedstawiając
się: Ja i ten kapłan pragnęlibyśmy zwiedzić Oratorium i zapoznać się z jego metodami.
Bardzo chętnie – odrzekł Święty – oprowadzę i pokażę wszystkie szczegóły
lecz może po zajęciach. Mamy obecnie katechizm i brakuje mi katechistów.
Doprawdy księża przyszli opatrznościowo. Czy nie zechcieliby łaskawie dopomóc mi
w przeprowadzeniu lekcji katechizmu a później sobie pogawędzimy.
Czy ksiądz czcigodny – zwrócił się do starszego – zechciałby mieć katechizm
dla najstarszych w chórze?
Bardzo chętnie – odparł kapłan.
A ksiądz dobrodziej – zwrócił się do drugiego – raczy wziąć w prezbiterium
lekcję z najmniejszymi. Ksiądz Bosko podał obydwom katechizm diecezjalny
i zaprowadził do grup wyznaczonych a przez to sam mógł mieć nadzór ogólny nad
całością.
Młodzieniec Michał Rua ówczesny oratorianin był świadkiem tej sceny.
Obserwował jak zasiedli z powagą wśród młodzieży i prowadzili lekcję. Mogąc
usłyszeć tego, który uczył na chórze zorientował się, że mówił o wierze objaśniając
przykładami:
Wiara odnosi się do rzeczy, których zmysłami nie dostrzegamy; nie mówimy
o rzeczach, które spostrzegamy oczyma, „wierzę”, wypowiadamy tylko o nich swe
sądy. Natomiast wiarą pojmujemy rzeczy, które nie są dostępne naszym zmysłom.
Otóż podobnie, dokąd jesteśmy na ziemi wierzymy w życie wieczne ponieważ obecnie
nie jesteśmy w jego posiadaniu; ale gdy przypadnie nam w udziale znaleźć się
w niebie nie będzie nam potrzebna wiara w te rzeczy gdyż będziemy je oglądać
i cieszyć się nimi.
Ksiądz Bosko słysząc te gruntowne wyjaśnienia zastosowane do pojętności
chłopców prosił by raczył po nieszporach powiedzieć do nich parę słów. Ów kapłan
odrzekł, że jako obcemu nie wypada gdyż chłopcy chętniej słuchają sobie znanego.
Lecz Ksiądz Bosko nalegał i zaprosił drugiego, by udzielił błogosławieństwa
Najświętszym Sakramentem. Przyjęli więc obaj zaproszenie. W czasie przemówienia
ów drugi kapłan asystował młodzieży. Po nabożeństwie Ksiądz Bosko pytał o ich
nazwiska.
To jest opat Rosmini – przedstawił młodszy starszego.
20

3 Pages 21-30

▲back to top

3.1 Page 21

▲back to top
Ach, ten sławny filozof!
Och, tam filozof – oponował skromnie Rosmini.
Tak, głośny autor dzieł filozoficznych – kontynuował Ksiądz Bosko.
No tak, napisałem coś niecoś – powiedział skromnie Rosmini.
Teraz się nie dziwię, że tak treściwie wykładał młodzieży katechizm. A księdza
godność? – zwrócił się do młodszego kapłana. Ksiądz Józef Degaudenzi. Kanonik
z Vercelli?
Tak jest.
Ach, jakże się cieszę mogąc osobiście poznać osobę znaną mi
z korespondencji. Mąż tak znakomity i gorliwy kapłan!
Rozmawiali przez czas dłuższy z Księdzem Bosko i stali się odtąd przyjaciółmi
i rzecznikami Oratorium.
Gdy odeszli chłopcy ciekawi byli, kim był ów kanonik, który im wykładał
katechizm.
Jest to jeden z przyszłych biskupów. Mieszka w Vercelli i jest wysokim
dygnitarzem w tej archidiecezji.
Istotnie kanonik Degaudenzi został później biskupem Vigevano i luminarzem
Kościoła.
Opat Rosmini kilkakrotnie odwiedzał Księdza Bosko w towarzystwie markiza
Gustawa Cavoura.
Rosmini – pisał prof. Karol Tomatis z Fossano – zwiedzał szkoły wieczorowe,
kilkakrotnie miał lekcje katechizmu z chłopcami i uczestniczył
w nabożeństwach w Oratorium mając dla nas swoisty urok. Był tak nimi zachwycony,
że porównywał do tych, które odprawia się na misjach w krajach jeszcze pogańskich,
jak np. w Chinach lub Indiach. Zastawał czasem Księdza Bosko pod rozłożystym
wiązem nauczającego katechizmu chłopców. Spokój i pogoda tego kapłana jest
zadatkiem niebiańskiego odpoczynku, do którego wejdzie z tysiącznymi zbawionymi
duszami stanowiącymi koronę jego chwały – pisał później.
Razu pewnego przyszedł do Oratorium w jakiś dzień powszedni, gdy chłopcy
wracali z warsztatów z miasta. Ksiądz Bosko zawołał ich, by zatrzymali się przy
gościu, który stawiał jednemu to drugiemu pytania, miał dla wszystkich słowo
uznania. Następnie zwiedził nasz domek odnosząc wrażenie panującego tam ubóstwa.
21

3.2 Page 22

▲back to top
Następnym razem wychowankowie odegrali na scenie mały dramat napisany
i wyreżyserowany przez samego Księdza Bosko, w obecności Rosminiego i markiza
Cavoura, u którego opat często gościł w Turynie. Jan Turchi grał główną rolę.
Rosmini przybywając do Oratorium zwykł dłuższy czas rozmawiać z Księdzem
Bosko w jego pokoju. Miał mu się zwierzyć przy tej sposobności, że zamierzał
ulokować znaczny kapitał w banku i pytał o jego zdanie w tym względzie. Chętnie
ulokowałby go w jakiejś uczciwej rodzinie bez specjalnych formalności, byle otrzymał
odpowiednią gwarancję.
Doskonale – rzecze Ksiądz Bosko, który nosił się z zamiarem wzniesienia
budynku na Valdocco. Znam taką osobę i mam nadzieję, że cieszyć się będzie jego
zaufaniem. Przedstawię na piśmie projekt, który spodziewam się, będzie mu
odpowiadał.
Istotnie, parę dni później pisał do Stresa:
„Ill.mo e Reverendissimo Signore
Zainteresowanie, jakim darzy Wasza Przewielebność wszelką inicjatywą
publiczną zwłaszcza zbawienie dusz, skłania mnie do przedstawienia mu projektu już
zakomunikowanego księdzu D. Fradelizio, a obecnie księdzu Pauli. Chodziłoby
o wzniesienie nowego budynku w Oratorium mającego za cel wychowanie religijno –
obywatelskie młodzieży zaniedbanej. Powstało kilka już podobnych oratoriów
w Turynie, którymi zawiadują. Żniwo cierniste lecz rokujące bogate plony. Do tego
jednak potrzeba księży doskonale przygotowanych.
Czy nie można by w jakiś sposób sprowadzić Instytut Miłosierdzia do naszej
stolicy? Gdyby na przykład, Wielmożny Pan zechciał przyczynić się pieniężnie do
wzniesienia nowego budynku, w którym mogliby mieszkać studenci waszego Instytutu
i tak – uczestniczyć w rozlicznych dziełach miłosierdzia, zgodnie z aktualnymi
potrzebami? Proszę pomyśleć w swej roztropności o tej sprawie a jeśli zdecyduje
spróbować tego środka niech liczy na mnie w decyzjach zmierzających do dobra dusz
i większej chwały Bożej. Ksiądz Pauli obejrzał wszystko i znając doskonale me
intencje będzie mógł rzecz lepiej objaśnić ustnie. Prosząc o wybaczenie zbytniej
poufałości, zapewniam etc”.
22

3.3 Page 23

▲back to top
Celem sfinalizowania zamierzonego projektu opat Rosmini zaprosił Księdza
Bosko na rozmowę ustną do Stresa w umówionym terminie. Święty pospieszył raz
jeszcze wyjaśnić listownie swe idee kierując pod adresem wspomnianego zakonnika
swe pismo z dnia 15–4–1850:
„Molto Rev. e car. mo Sig. D.Carlo!
Bardzo się cieszę, że mój plan spotkał się z aprobatą czcigodnego opata
Rosminiego i sam również uznaję konieczność rozmowy z nim; nie mogę jednak bliżej
określić terminu przyjazdu do Stresa, jakbym pragnął. Dlatego uważam za stosowne
przedstawić mój plan w kilku punktach, gotów zawsze udzielić potrzebnych
wyjaśnień. Otóż mój projekt ma dwa aspekty: oparcie materialne i pomoc duchowa na
rzecz dzieła oratoriów, które Opatrzność pozwoli otworzyć w tym mieście; po drugie,
spróbować, czy Panu Bogu spodoba się wybrać ten czas na rozkrzewienie waszego
Instytutu w stolicy celem zaradzenia wielu plagom grożącym religii katolickiej. Ojciec
widzi, trzeba tu posłużyć się w całej pełni prostotą gołębicy i roztropności wężowej;
osłonić sprawy tajemnicą, by nieprzyjaciel przedwcześnie nie nasiał kąkolu.
Tym niemniej, celem należytej dokumentacji prawnej, by żadna ze stron nie
poniosła szkody przedkładam niniejszym jego Czcigodnemu Przełożonemu
następujący projekt, który uważam dostatecznie zadośćuczyni wymogom prawa nie
rzucając się zbytnio nikomu w oczy.
1. Chodzi o wzniesienie budynku 3–piętrowego z przyległym kościołem do
Oratorium. Budynek zostanie wzniesiony na placu o powierzchni 2 arów, w Porta
Susina – dzielnicy Valdocco.
2. Ksiądz Bosko odstąpi 6 pokoi Instytutowi Miłosierdzia dla studentów czy
innych, według życzenia Przełożonego. W ten sposób zapewni się szerokie pole do
wykonywania dzieł miłosierdzia na rzecz oratoriów, szpitali, więzień etc.
3. Ksiądz Bosko gotów jest dopomagać we wszystkim, co mogłoby przyczynić
się dla chwały i korzyści Instytutu.
4. Instytut Miłosierdzia przyczyniłby się swym wkładem wpłacając sumę
12 tys. franków ratami, na początku – w środku – i przy zakończeniu budowy.
5. Sumy powyższe zostałyby zabezpieczone hipotecznie na powyższej parceli
i budynku.
23

3.4 Page 24

▲back to top
6. W wypadku zgonu Księdza Bosko, Instytut nabywa na własność część
budynku, względnie będzie miał prawo do spłaty./…/
Taki jest mój plan; przy czym zauważa się, że rząd i miasto mając na względzie
oświatę publiczną okazują się przychylni dziełom Oratoriów i wielokrotnie wyrażali
pragnienie zorganizowania szkół dziennych we wszystkich trzech Oratoriach,
do czego nie mogłem dotąd przystąpić z braku nauczycieli.
Streszczając się, jest moim zamiarem popierać dobro Instytutu i jeśli taka
będzie wola Boża, możemy spróbować. Tymczasem proszę przyjąć ukłony dla
czcigodnego przełożonego, podczas gdy proszę Boga etc.
Umil. mo Servitore. Ksiądz Jan Bosko
24

3.5 Page 25

▲back to top
ROZDZIAŁ V
Po upływie paru miesięcy od wizyty trzech senatorów w Oratorium
na Valdocco, z początkiem marca przyszła wiadomość, że na posiedzeniu senatu
rozpatrywano dwa wnioski o podobnej treści, pierwszy pod nr 47 brzmiał następująco:
„Bruno Józef Karol profesor wnosi, by senat uchwalił opiekę nad młodzieżą
niezatrudnioną, wałęsającą się po mieści”.
Drugi pod nr 48: „Ksiądz Jan Bosko przedstawia, że zorganizował trzy Oratoria
młodzieżowe na przedmieściach Turynu i prosi, by senat odpowiednią uchwałą
przyczynił się do utrzymania tych dzieł”.
Sprawozdawcą był markiz Ignacy Pallavicini, który w imieniu powołanej
poprzednio komisji złożył następujące sprawozdanie, jak wynika z akt urzędowych
senatu z 1 marca 1850:
„Profesor Józef K. Bruno lekarz chirurg w zakładzie poprawczym dla
małoletnich przestępców podnosi kwestię znacznej liczby chłopców wałęsających się
bez nadzoru rodzicielskiego, bez stałego zajęcia, przyzwyczajonych do lenistwa
i występków, kradzieży ulicznej etc. Celem zapobieżenia jej zepsuciu, wnosi, by
skierować ich do odpowiednich zakładów wychowawczych /.../.
Na poparcie swego wniosku cytuje przykłady z Losanny w Szwajcarii, Belgii,
Francji i żąda odpowiedniej ustawy w tym względzie. Śmiem twierdzić, że komisja
senacka jest przekonana o słuszności wniosku /…/ dlatego proponuję przekazać go
ministrowi spraw wewnętrznych, by niezwłocznie podjął środki zaradcze przeciw
deprawacji młodzieży ulicznej”.
Senator Giulio: Proszę o głos.
Przewodniczący: Głos ma senator Giulio.
Giulio: Wszyscy podzielamy akcenty humanitarne powyższego wniosku
i pragniemy by położono kres złu, na jakie się wnioskodawca i komisja uskarżają.
Można jednak wątpić czy środki zaproponowane będą skuteczne dla wykorzenienia
zła, czy nawet nie powiększą go skutkiem wynikłych gorszych następstw. Senat
rozważy zapewne, czy będzie możliwe, by rząd zajął się bezpośrednio wszystkimi
chłopcami /…/.
25

3.6 Page 26

▲back to top
Nie mam zamiaru dłużej zatrzymywać się nad tym: wystarczy przestrzec senat,
że skutek mógłby być całkiem odmienny od tego, jaki się proponuje. Następnie
senator proponuje przejść do porządku dziennego nad wnioskiem prof. Bruno.
Przewodniczący: – Poddaję głosowaniu wniosek senatora Giulio. – Wniosek
przeszedł w głosowaniu, przeto propozycja poprzednia została odesłana do akt.
Zachodziła obawa, czy następny wniosek nie spotka podobny los; sprawa
potoczyła się jednak innym torem, mimo opozycji senatora Giulio.
Senator Pallavicini: Analogiczny do poprzedniego, który obecnie przedłożę jest
wniosek pod nr 48 dotyczący znakomitego i gorliwego kapłana w tym mieście Księdza
Jana Bosko. Otóż on w trosce o dobro wspomnianej młodzieży
i społeczeństwa, od dłuższego czasu z upoważnienia władz kościelnych i cywilnych,
gromadzi w dni świąteczne chłopców od lat 12 do 20 w kilku miejscach w mieście.
Zorganizował trzy ośrodki młodzieżowe, gdzie udziela się nauki elementarnej,
arytmetyki i systemu metrycznego; otworzył sierociniec dla kilkudziesięciu chłopców
całkowicie opuszczonych.
Wspomniane dzieło prowadzone jest przy współpracy gorliwych kapłanów
i świeckich tak, że miasto Turyn może się poszczycić zorganizowaną akcją
dobroczynną na korzyść biednych. Wydatki mnożą się, petent obciążony jest samą
dzierżawą lokali wynoszącą rocznie 2.400 lir, utrzymaniem sierot, wraz z kaplicą tak
że zmuszony będzie zawiesić wspomnianą akcję dobroczynną bez pomocy ze strony
władz… dlatego pragnie, by senat uznając wagę tego dzieła powziął odpowiednią
uchwałę.
Komisja odnośnie dostatecznej dokumentacji wniosku żądała dalszych
wyjaśnień. Wynikło z nich, że prócz wychowania moralnego naucza się również
innych przedmiotów fachowych, jak rysunku technicznego, muzyki, gimnastyki etc.
Dla uzyskania poparcia wniosku urządzano wystawy prac uczniów
z nagrodami. Zakreślono szeroki program lecz do jego wykonania brak środków.
Sama w sobie wspomniana instytucja jest doniosła zarówno na polu religijnym, jak
socjalnym tak, że zbyteczne nad tym się rozwodzić. Byłoby wielką szkodą dla miasta
gdyby tego rodzaju instytucja miała upaść skutkiem braku należytego poparcia ze
strony władz.
26

3.7 Page 27

▲back to top
Giulio: Z przykrością spełniam powtórnie przykry obowiązek przeszkodzenia
wejścia na drogę legalnego miłosierdzia. Dlatego również nad tym wnioskiem
proponuję przejść do porządku.
Sclopis: Uwagi mego przedmówcy dotyczą kwestii poważnie nurtującej
współczesną społeczność europejską. Nie tu czas i miejsce dyskutowania nad tym
zagadnieniem lecz byłoby to moim zdaniem nie tyle przesądzaniem kwestii, co
pomiataniem instytucji zmierzających do zapełnienia ogromnej luki w istniejącym
ustroju, jeśli rząd nie udzieli im poparcia.
Zdaje mi się również, że nie zachodzi kwestia miłosierdzia legalnego gdy mowa
o doraźnym zasiłku materialnym. Gdy debatowano w innych krajach tę doniosłą
kwestię dobroczynności publicznej myślę, że ci, co usiłowali wyłączyć zasady
absolutne to właśnie uznawali, że gdzie nie nadąża inicjatywa prywatna tam państwo
dla zapełnienia luki prawnej, przynajmniej doraźnie powinno poprzeć inicjatywę
dobroczynną obywateli.
Otóż ja widzę tu potrzebę pilną, bo chodzi o młodzież dorastającą, opuszczającą
szkołę elementarną, jak w przypadku Księdza Bosko, która jest doprawdy pozbawiona
oparcia i kierownictwa, zwłaszcza w wieku krytycznym dojrzewania. Uważam, więc
za konieczne, by państwo subwencjonowało dzieła dobroczynne nie biorąc zresztą na
stałe na siebie obowiązku utrzymywania tych instytucji. Dlatego w tym wypadku
wezwałbym rząd do zasiłku na rzecz wspomnianej instytucji deklarując przy tym,
że komisja senacka nie ma zamiaru wchodzić na drogę miłosierdzia legalnego lecz
domaga się subwencji, jakiego udziela się wielu innym zakładom publicznym.
Twierdzę to z głębokim przeświadczeniem, gdyż (jak miałem honor referować
wobec senatu w innej okoliczności) Rada Komunalna przeprowadzając badanie
rynków bytowych robotników musiała stwierdzić brak zainteresowania tą sprawą
czynników społecznych. Dlatego nie zmuszając rządu do powzięcia absolutnej
uchwały, w tym wypadku jednak zaleca się podtrzymać te instytucje, które przy
pomocy prywatnej inicjatywy utrzymują się długo przy życiu. Rząd winien to czynić
dysponując środkami zapobiegającymi obecnemu złu, skąd wyniknie korzyść dla
społeczeństwa.
Giulio: Odpowiadam najpierw na uwagi senatora Sclopis dwoma słowami:
Rządy winny rozdzielać sprawiedliwość obywatelom a nie jałmużny ponieważ
27

3.8 Page 28

▲back to top
szafując dobrami nie własnymi lecz obywateli nie mogą ich rozdzielać inaczej jak
tylko z motywu sprawiedliwości. Uwagi te, które uważam za niewątpliwie słuszne,
wydają mi się dostateczne do wykazania, że państwo nie ma obowiązku z dóbr
niewładnych dopomagać dziełom dobroczynnym, skądinąd godnym zalecenia
z punktu humanitarnego czy religijnego.
Sclopis: Rząd winien być przede wszystkim sprawiedliwy, ale także
zapobiegliwy, dbałość jego o zakłady dobroczynne winna się zaznaczać
w okolicznościach nadzwyczajnych. Z tego powodu bezwzględność nie będzie tu
najlepszą metodą. Ekskluzywność, zwłaszcza w potrzebach aktualnych, mogłaby się
minąć z ogólnym dobrem państwa i instytucji zaleconych nie tylko głosem
miłosierdzia, lecz także ze strony przezorności politycznej.
Sauli: Dodam, że wspomniane instytucje chce się poprzeć nie tylko z tytułu
jałmużny, lecz jako zakłady użyteczności publicznej względem, których państwo ma
pewne zobowiązania.
Pallavicini: Pozwalam sobie zauważyć, że niedawno senat zajmował się
wychowaniem młodzieży wałęsającej się po ulicach, co ujęto w formie projektu
ustawy przedłożonej przez ministra parlamentowi. Jeśli więc rząd gotów był
utrzymywać to wychowanie to może z łatwością także ponosić wydatki z tym
związane nie wchodząc w teorie miłosierdzia legalnego.
Przewodniczący: Mamy dwa wnioski: jeden od komisji domagający się od
rządu subwencji (dla Księdza Bosko); drugi – senatora Giulio, proponującego by senat
przeszedł nad nim do porządku dziennego. Przedkładam pod głosowanie drugi.
Wynik głosowania był ujemny.
Przewodniczący: Zarządzam głosowanie nad wnioskiem komisji senackiej.
Wniosek został formalnie przyjęty, dlatego prośba Księdza Bosko została przekazana
przez senat ministrowi spraw wewnętrznych, by wyznaczył subwencję dla jego
zakładu.
Uchwała senatu miała doniosłe znaczenie. Od tego, bowiem dnia Oratorium
miało zapewnione poparcie ze strony rządu czy to w formie dotacji, czy uznania dla
jego osiągnięć i posyłania doń ubogich chłopców jako do bezpiecznej instytucji gdzie
zostaną wychowani na uczciwych i pożytecznych obywateli.
28

3.9 Page 29

▲back to top
W związku z powyższą debatą, nawet dzienniki liberalne zamieściły artykuły
pochlebne o Księdzu Bosko i czasowo zaprzestały nagonki na niego.
Ksiądz Bosko zadowolony ze wspomnianej debaty w senacie musiał
równocześnie przeżywać przykrości, jakie spotkały Arcybiskupa, do którego Wiktor
Emanuel napisał list, by nie próbował wrócić do diecezji dopóki nie zostanie
odwołany. A ponieważ wiedziano ogólnie, że arcybiskup jest nieprzychylnie
nastawiony do monarchii konstytucyjnej byłoby wskazane, by w liście pasterskim
oświadczył, że nie będzie przeciwko niej występował. Arcybiskup, zatem 4 marca
zapowiadał swój rychły powrót do Turynu. Dziękował duchowieństwu i ludowi za
dowody wierności, chwalił ich stałość w wierze katolickiej, wyrażał się chlubnie
o dynastii sabaudzkiej podkreślając, że wszyscy winni podlegać konstytucji wydanej
przez Karola Alberta, której pierwszy artykuł brzmiał: Religia rzymsko-katolicka
i apostolska jest panującym wyznaniem większości obywateli w państwie.
29

3.10 Page 30

▲back to top
ROZDZIAŁ VI
Miesiąc marzec, w którym katolicy w tym roku przygotowywali się do obchodu
Paschy niósł ze sobą przykre wydarzenia.
W dniu 4 marca, jako rocznicy nadania Konstytucji odbyło się oficjalne
nabożeństwo w kościele Wielkiej Matki Bożej ze Mszą św. pontyfikalną i Te Deum,
w którym wziął udział sam król Wiktor Emanuel, gwardia narodowa oraz wszystkie
zakłady wychowawcze i szkoły w mieście. Było także miejsce zarezerwowane dla
młodzieży z Valdocco. Ksiądz Bosko zdecydowanie przeciwstawiał się udziałowi
Oratorium w jakiejkolwiek imprezie o posmaku politycznym wiedząc z góry, do czego
to zmierza.
Musiał nieraz – jak stwierdza kanonik Anfoasi – używać wszelkich możliwych
wybiegów, by osiągnąć swój cel w latach 1850–1855. Zawsze jednak postawił na
swoim i wybrnął na cało.
Istotnie, w tymże dniu 4 marca niepohamowane wyskoki antyklerykalnych
szumowin na ulicach miasta, urągliwe demonstracje pod oknami pałacu nuncjusza
papieskiego dawały dużo do myślenia. Groźby zmusiły właścicieli i mieszkańców
kamienic do wywieszenia flag. Wybijano kamieniami okna nieoświetlone zmuszając
w ten sposób obywateli do iluminacji miasta.
Tymczasem w parlamencie dobiegały końca burzliwe debaty nad projektem
ustawy antykościelnej znoszącej privilegium fori. Na próżno najzdolniejsi mówcy
katoliccy zwalczali ten projekt, lecz większość deputowanych nie dbała o swą religię
i jej obowiązki. Odpowiadano na przemówienia katolików hasłami na sali, natomiast
nagradzano aplauzami nienawistne wystąpienie Broderio i jemu podobnych. Dzięki
temu 9 marca większością 120 głosów przeciwko 26, przegłosowano projekt. Nie
pomogły energiczne protesty kardynała Antonellego, nuncjusza i episkopatu oraz
prasy katolickiej, by nie lekceważono praw publicznych Kościoła i respektowano
pierwszy artykuł konstytucji. – Dziennik Armonia został skonfiskowany i zakazany;
kaznodziejów wielkopostnych terroryzowano, niektórych wydalono z Turynu.
Zakazano klerowi wnoszenie instancji za obaleniem ustawy, zachęcano do
30

4 Pages 31-40

▲back to top

4.1 Page 31

▲back to top
manifestowania na rzecz uchwalonego projektu. Patronujący przeciwnikom Koscioła
i religii oraz mentorujący deputowanym dziennik La Gezetta del Polpolo wraz z całą
liberalną prasą wyśmiewał wściekle senatorów i deputowanych obrońców
praworządności.
W takich okolicznościach 15 marca arcybiskup Fransoni odważył się wrócić do
Turynu do swego pałacu arcybiskupiego i udawał się z wizytą do króla w jego
siedzibie. Wiktor Emanuel przyjął go chłodno i niemalże z resentymentem.
28 marca z rana w Wielki Czwartek Ksiądz Bosko rzecze do księdza
Giacomellego: Chodźmy do katedry zobaczyć, co tam nowego. Wzięli udział we Mszy
św. z poświęceniem Olejów św. Na placu w pobliżu powozu arcybiskupiego stanęła
zdecydowana grupa silnych młodzieńców z Valdocco, wraz
z przedstawicielami dziennika „Campana”, gotowi siłą odeprzeć wszelki atak na
arcybiskupa. Gdy przechodził z katedry do pałacu rozległy się gwizdy. Taki sam
afront spotykał go na ulicach w Wielki Piątek. Spokojnie było natomiast, gdy w
Wielką Sobotę udawał się do pałacu królewskiego udzielić Komunii św. królowi i jego
rodzinie.
Podczas gdy w centrum Turynu działy się takie demonstracje przeciwko
arcybiskupowi Fransoniemu, na peryferiach miasta w trzech Oratoriach: Porta Nuova,
Vanchiglia i Valdocco blisko dwa tysiące młodzieży katechizowanych w poście,
po trzydniowych rekolekcjach spowiadało się gorliwie i przystąpiło do Komunii św.,
wielu po raz pierwszy. Na zakończenie rekolekcji Ksiądz Bosko rozdał chłopcom
wydrukowane obrazki z upominkami rekolekcyjnymi.
TRZY WSKAZÓWKI dla młodzieży celem zachowania owoców rekolekcji św.
Drodzy chłopcy, jeśli pragniecie zachować owoc Komunii św. Wielkanocnej,
praktykujcie następujące trzy zalecenia. One sprawią, że będziecie zawsze zadowoleni
i zapewnicie zbawienie swej duszy.
1. Uświęcę dzień święty, nie opuszczając nigdy Mszy św. i kazania.
2. Będę unikał jak zarazy złych kolegów, to jest takich, którzy przeklinają,
bluźnią i prowadzą złe rozmowy. Będę się wystrzegał towarzystwa takich,
co krytykują kapłanów i papieża; namiestnika Jezusa Chrystusa na ziemi. – Podobnie
jak złym jest syn krytykujący postępowanie swojego ojca, tak samo chrześcijanin
wygadujący na Ojca św. będącego Ojcem wszystkich wiernych.
31

4.2 Page 32

▲back to top
3. Będę przystępował często do spowiedzi. Nie opuszczę spowiedzi miesięcznej
i Komunii zgodnie z radą spowiednika. „Po Komunii św. zatrzymam się dłużej na
modlitwie dziękczynnej prosząc Boga, by nie umrzeć w grzechu śmiertelnym”.
Nie tylko młodzież korzystała z gorliwości Księdza Bosko. Także jej rodzice
spieszyli do Oratorium, by pojednać się z Bogiem w spowiedzi od dawna zaniedbanej.
Zauważali jak z biegiem czasu synowie ich stawali się coraz posłuszniejsi. Słuchali, co
im opowiadały dzieci o nauce słyszanej w Oratorium, to jest, że należy być grzecznym
i posłusznym swym rodzicom, modlić się za nich, bo tak chce Bóg.
Z wdzięczności za tyle poświęceń ponoszonych dla dobra rodziny. To budziło
szacunek i sympatię do księży. Gdy pod wieczór wracali do domu, widzieli ich tak
rozweselonych, że to rozpraszało wszelkie uprzedzenie względem Sakramentu Pokuty.
Gdy dzieci zgodnie z radą Księdza Bosko przepraszały rodziców za sprawione
im przykrości i przyrzekały posłuszeństwo to w sercu ich budziły się wyrzuty na myśl
o niezbyt budujących przykładach, jakie im dawali. W dniu Pierwszej Komunii św.,
gdy razem z dziećmi przystępowali do Stołu Pańskiego oczy ich napełniały się łzami
gdyż przypominali sobie lata niewinności dziecięcej. W tym dniu nie szli do gospody
lecz wspólnie z rodziną obchodzili tę uroczystość religijną. Wobec swego niezbyt
budującego życia budziła się zaduma i rozterka w ich sercu. Wreszcie łaska boża
triumfowała na skutek modlitw ich dzieci. Jedni szli do spowiedzi, inni oczekiwali na
Księdza Bosko po Mszy w zakrystii, względnie dopiero pod wieczór przychodzili doń
porozmawiać prywatnie w pokoju. Święty przyjmował ich uprzejmie, wysłuchiwał
zwierzeń, wreszcie spowiadał.
Wracali do domu z innym usposobieniem. Odtąd wspólnie z rodziną odprawiali
modlitwę, uczęszczali na nabożeństwo i do Sakramentów św., odwiedzali Oratorium
dla spędzania wolnych chwil. Oto, jakie dobrodziejstwa przynosiły dla mieszkańców
Turynu Oratoria świąteczne.
Na nowo celem ataków stał się gorliwy arcypasterz w święto wielkanocne.
W chwili, gdy opuszczał katedrę, pomimo eskorty karabinierów towarzyszących mu
aż do karocy, przyjęto go wściekłymi gwizdami zagłuszającymi entuzjastyczne e viva,
jakimi go żegnali dobrzy katolicy. Wśród odważnych znajdowała się grupa starszych
młodzieńców Księdza Bosko, wysłanych przez niego, by towarzyszyli arcybiskupowi.
32

4.3 Page 33

▲back to top
Świadectwo o tym posiadamy od księdza Feliksa Reviglio. Banda otaczająca karocę
tłukła pięściami w szyby, wobec biernie zachowujących się żołnierzy.
Na szczęście w sukurs przyszedł przewidujący woźnica, który strzelił potężnie
kilkakroć z bata ponad uszami owych hultajów i z nagła poderwał konia do biegu.
Na wszelki sposób usiłowano zmusić arcybiskupa do opuszczenia Turynu.
Tymczasem w senacie decydowała się ustawa o zniesieniu immunitetów kościelnych.
Dnia 8 kwietnia na 80 senatorów tylko 28 głosowało przeciw i tak większością głosów
przeszła. Wieczorem tego dnia i następnych, zbiegowisko „patriotów” emigrantów,
popieranych przez rząd i szumowinę zwerbowaną przez agitatorów, która
poprzedniego dnia wygwizdała biskupa Chambery wchodzącego do senatu,
przebiegała ulice miasta wznosząc okrzyki: Viva Siccardi! (promotor uchwalonej
ustawy). Ale gorsze wyczyny gotowano przed pałacem arcybiskupa. Wśród
piekielnych wrzasków: „Abbasso arcivescovo! Abbasso la Curia! Abbasso il delegato
pontificio!”, hołota obrzuciła kamieniami pałac wybijając szyby i próbowała wyważyć
bramę. Kres demonstracji położyła policja i wojsko.
Dnia 9 kwietnia król sankcjonował ustawę, która między innymi paragrafami
poddawała biskupów i księży trybunałom świeckim. Nuncjusz apostolski założył
protest i opuścił Turyn.
W tajnych zamiarach sekt leżało pozbawienie wszelkiej powagi biskupów
i bunt kleru niższego. Spodziewano się, że proboszczowie wiejscy i podlegli księża
złamią dyscyplinę i uformują kler cywilny pobierający pensje i zostający całkowicie
na usługach państwa. Lecz Kościół miał wtedy zabłysnąć nowym blaskiem; odnowiły
się przykłady ofiary, wielkoduszności i stałości wśród duchowieństwa i laikatu.
Tymczasem ku pokrzepieniu serc katolików nastąpiło wydarzenie
opatrznościowe: powrót Piusa IX do Rzymu. Po odebraniu Wiecznego Miasta z rąk
republikanów przez Francuzów, niebawem przywrócono porządek i zreorganizowano
władze miejskie. Papież wygnaniec w kolejnych etapach po ośmiodniowej podróży
dnia 12 kwietnia stanął wreszcie w Rzymie, triumfalnie witany wśród aklamacji
i festynów niewidzianych długo przedtem. Wraz z Rzymem radował się cały świat
katolicki. Także młodzież Księdza Bosko dawała entuzjastyczny upust swej radości.
Ksiądz Bosko otrzymawszy z Rzymu wieści z tej podróży Ojca św. postarał się
to wydrukować; dziennik Armonia przedrukował artykuły z Osservatore Romano.
33

4.4 Page 34

▲back to top
Na polecenie arcybiskupa Fransoniego w kościołach diecezji, także w Oratorium na
Valdocco, odprawiano oktawę modłów dziękczynnych.
Nie o wszystkich dobrodziejstwach udzielonych przez Boga papieżowi
dowiedziano się publicznie. W czasie jego pobytu w Gaecie grupa anarchistów
i republikanów, z inspiracji Mazziniego miała dokonać zamachu na papieża przez
czterech zbrodniarzy przebranych za księży. Policja paryska uprzedziła o tym gabinet
ministrów w Turynie zaś adwokat Giambattysta Gal, wyższy urzędnik przy
ministerstwie spraw zagranicznych wiedząc o tym doniesieniu zawiadomił w tej
sprawie księdza Cafasso. Być może i Ksiądz Bosko był wtajemniczony, jak
wynikałoby z osobistych zwierzeń owego pana w roku 1890.
Ksiądz Cafasso dał znać o tym do Gaety i plan nie został zrealizowany. Rzecz
ta pozostawała w ścisłej tajemnicy aż do roku 1898 do śmierci adwokata Gal. Fakt
powyższy jest autentyczny i świadectwa o nim znaleźć można w notach
dyplomatycznych włoskiego ministerstwa spraw zagranicznych.
Dla upamiętnienia tego faktu Ksiądz Bosko urządził uroczystą akademię, na
której deklarowano i śpiewano wspaniałą odę okazyjnie skomponowaną w Rzymie.
34

4.5 Page 35

▲back to top
ROZDZIAŁ VII
Lecz oto nowe przykrości czekały arcybiskupa w Turynie. W dniu 15 kwietnia
nieustraszony arcypasterz pełniący swój urząd apostolski rozesłał poufny okólnik do
proboszczów diecezji z poleceniem zakomunikowania jego treści swym podwładnym.
Podawał w nim dokładne normy postępowania dla kleru, by unikali otwartego
konfliktu z prawem niemogącym ich zwolnić od powinności kapłańskich a tak
zachowali czyste sumienie. Równocześnie informował, że w wypadku pozwania przez
trybunał nie mają stawać przed sądem świeckim bez upoważnienia Przełożonego
kościelnego.
Czujna policja nakazała syndykom szpiegować czy księża otrzymują jakieś
instrukcje od biskupów sprzeczne z prawem a gdy dowiedziała się o wydaniu pisma
arcybiskupiego skonfiskowała je w drukarni, w urzędach pocztowych i w pałacu
arcybiskupim gdzie w jego pokoju prywatnym przeprowadzono ścisłą rewizję.
Niebawem arcybiskup otrzymał pozew w sprawie wydanego okólnika pasterskiego.
Oświadczył on, że stawi się tylko za zezwoleniem Papieża. Trybunał nie przyjął jego
racji i arcybiskup został skazany zaocznie na zapłacenie 500 lirgrzywny i miesiąc
wieży. Dnia 4 maja w dniu poświęconym czci św. Prześcieradła (prawdopodobnie
Całunu Turyńskiego) został przewieziony do cytadeli w Turynie. Na wieść o tym
niesłychanym fakcie zadrgały oburzeniem serca wiernych, ludzie płakali w kościołach,
między nimi także wychowankowie Księdza Bosko, którzy tak gorąco kochali
arcypasterza jako swego ojca i dobroczyńcę. Także sam major hrabia Viallardi
przyjmując dostojnego więźnia nie mógł powstrzymać łez a komendant Imparor
ustąpił mu własnej kwatery. Tego samego wieczoru za zgodą komendanta arcybiskup
przyjął wyrazy współczucia od delegacji Kapituły Metropolitalnej;
w następnym dniu dotarły doń przedstawicielstwa kleru i laikatu turyńskiego.
Nie mogło wśród nich zabraknąć i Księdza Bosko, który polecił niektórym
chłopcom w imieniu Oratorium wyrazić uczucia synowskiej czci. Wysłany z kolegami
Feliks Reviglio opowiadał jak w cytadeli spotkali mnóstwo żołnierzy, jak wreszcie
dotarli do arcybiskupa. Arcybiskup Fransoni w swej celi przyjął wyrazy uczuć złożone
w imieniu Księdza Bosko. W następnych dniach udało się kilku innych młodzieńców
35

4.6 Page 36

▲back to top
z Oratorium, między nimi Bellisio lecz zostali zatrzymani na dziedzińcu więziennym
a tylko jednego wpuszczono do arcybiskupa, który dla wszystkich podarował różaniec.
Tymczasem wikariusz generalny zarządził modły w archidiecezji w intencji
arcybiskupa.
27 maja w Armonia ukazał się apel do społeczeństwa o ufundowaniu pastorału
arcybiskupowi Fransoniemu. Podjęło go wiele osobistości spośród kleru
i laikatu, co rozgniewało sekciarzy. Ponieważ Armonia raz po raz ogłaszała nazwiska
ofiarodawców to oni przedrukowali ten wykaz w nadzwyczajnym dodatku
i rozrzucili po mieście pod nagłówkiem: Spis zacofańców i wsteczników. Gazeta Del
Popolo zniesławiała w swych artykułach tych, co orędowali za tym, między innymi
był również kanonik Gastaldi. Nie zdołali jednak przeszkodzić w ufundowaniu
wspaniałego pastorału. Na liście ofiarodawców figurowało również nazwisko Księdza
Bosko.
2 czerwca po 30 dniach więzienia arcybiskup został zwolniony. Przy tej okazji
miał się wyrazić: „Następnym razem znajdę się już nie w cytadeli, lecz
w Fenestrelle!”.
Zatrzymał się parę dni w Turynie, po czym usunął się do Pianezza,
by odetchnąć po bolesnych przejściach.
Ksiądz Bosko podążył tam wkrótce, by usłyszeć definitywne zdanie względem
metod, jakimi posługiwał się w kierownictwie Oratorium oraz czy mogłoby ono
stanowić trasę pośrednią i podstawę reguł przyszłego zgromadzenia zakonnego.
Monsignore pochwalił i zachęcił Księdza Bosko słowami:
„Pragnąłbym Księdzu udzielić skuteczniejszego poparcia lecz jak sam widzi,
żyję w niepewności jutra. Proszę czynić co można, kontynuować zaczęte dzieło: daję
mu wszelkie pełnomocnictwa, moje błogosławieństwo, wszystko co tylko mogę.
Jednego tylko nie mogę mu dać: uwolnić go od kłopotów jakie mogą spaść na niego w
niedalekiej przyszłości”.
Arcybiskup jeszcze w więzieniu miał tę pociechę usłyszeć o dwu wydarzeniach,
zapowiadających nieocenione dobro dla dusz.
Mianowicie, w tym roku zawiązało się wśród gorliwych kapłanów i świeckich
w Turynie stowarzyszenie pod patronatem św. Wincentego a Paolo. Wśród tego grona
znajdowali się mężowie wielkiej wiedzy i świątobliwości jak ks. kanonik Vogliotti, ks.
36

4.7 Page 37

▲back to top
Borel, ks. Alojzy Anglesio rektor małego Domku Opatrzności, ks. Józef Cafasso, ks.
Vola, O. Durando przełożony księży misjonarzy, ks. kanonik Eugeniusz Galletti, prof.
historii kościelnej Franciszek Barone, ks. kanonik Bottino, ks. Ponsati,
ks. Destefanis, ks. Cocchi i wreszcie nasz Ksiądz Bosko.
Ks. Robert Murialdo pełnił funkcję sekretarza. Zastanawiano się na zebraniach
nad rozbudzeniem gorliwości kapłańskiej na różnych polach pracy. Zwrócono uwagę
na zaniedbaną katechizację, zwłaszcza na odległych przedmieściach; proponowano
kaznodziejów misyjnych diecezjalnych, wyszukiwano katechistów dla oratoriów
świątecznych uznanych za dzieło najbardziej aktualne. Zapoczątkowano
stowarzyszenie religijne zwalczające bluźnierstwa, gwałcenie świąt zwrócono uwagę
na szerzenie dobrej prasy. Inicjowano katechizację wśród więźniów etc. Ksiądz Bosko
brał w tym żywy udział.
Równocześnie formował się zastęp pomocniczy dla duchowieństwa. Pierwsza
Konferencja św. Wincentego a Paolo na wzór zorganizowanych we Francji przez
Czanama w 1833 r. Do Turynu przybył w tym celu z Genui Roch Bianchi prezes
pierwszej Konferencji włoskiej. Ksiądz Bosko poparł go swymi radami. Inauguracyjne
zebranie odbyło się w zakrystii kościoła św. Męczenników. Na członka honorowego
zaproszono Księdza Bosko. Konferencję oddano pod opiekę Najświętszej Maryi
Pannie Niepokalanie Poczętej oraz św. Męczenników Turyńskich: Solutora,
Adwentora i Oktawiusza. Prócz Księdza Bosko członkami honorowymi byli ponadto
arcybiskup Fransoni i pisarz Silvio Perlico. Konferencje św. Wincentego nabierały
odtąd stale rozmachu. Odwiedzenie rodzin żyjących w nędzy, upomnienia i rady były
uważane jakby z nieba przynoszone. Dbano o katechizację, starano się o legitymację
małżeństw cywilnych. Członkowie wpłacali do wspólnej kasy składki; z tego funduszu
wspierali nędzę w odwiedzanych domach. Szczodrymi ich dobrodziejkami były
królowe Maria Teresa i Maria Adelajda oraz markiza Barolo.
Konferencja turyńska pod wezwaniem św. Męczenników została przyłączona
do Generalnej w Paryżu a już w roku 1853 powstały cztery odrębne Konferencje.
Prezesem naczelnym wybrany został hr. Karol Cays, który nim pozostał do roku 1868,
do czasu kiedy wstąpił do Zgromadzenia Salezjańskiego.
Ksiądz Bosko brał czynny udział w sformowaniu wspomnianych Konferencji,
dopomagał im i bronił, gdy powstały przeciw nim poważne sprzeciwy. Między nim
37

4.8 Page 38

▲back to top
a Stowarzyszeniem istniały zawsze jak najlepsze stosunki. On polecał pod szczególną
opiekę młodocianych przestępców opuszczających więzienie, których sprowadził na
dobrą drogę. Niektórzy współpracując z nim stworzyli pewien rodzaj protektoratu nad
byłymi więźniami.
Ksiądz Bosko szczególnie polecał członkom dzieci odwiedzanych biedaków,
a ci ze swej strony popierali katechizację i szkoły dla nich. Nikt nie zdoła opisać jak
wysoce zasłużyli się względem Kościoła i Ojczyzny. Liczba podopiecznych dzieci
w okresie 25 lat wynosiła do 100.000. Ksiądz Bosko uczestniczył w konferencjach
plenarnych zabierając głos. Znał dobrze ducha św. Wincentego i przytaczał często
jego myśli i przykłady.
Niektóre wypowiedzi dotyczyły formacji katolickiej zgodnej z duchem
Ewangelii oraz nabycia słodyczy i łagodności w obcowaniu z ludźmi. Inne odnosiły
się do samych biedaków odwiedzanych, którym należy podawać motywy ufności
w Opatrzność, jak też nagrody dla tych, co cierpią z rezygnacją z miłości ku Bogu.
Słowa jego sprawiały cudowny efekt, gdyż uważano go powszechnie za męża
Bożego i wielu członków prześcigało się w popieraniu jego dzieł.
Pod koniec życia przestał bywać na tych posiedzeniach. Uważał swą misję za
skończoną. Tymczasem Konferencje prosperowały nadzwyczajnie. W roku 1900 było
ich w samym Turynie 19, a 31 w całym Piemoncie. W ciągu lat 50 odwiedzono ponad
40.000 chorych i rozdzielając ponad milion zapomóg.
Razu pewnego ks. Francesia spytał Księdza Bosko, dlaczego nie chodzi na
konferencje wśród których liczy tak wielu swych Dobrodziejów. Na co otrzymał
odpowiedź: Nie mam już tam nic do czynienia. Wolę się więc nie pokazywać. Unikał
aplauzów, z jakimi by go przyjmowano.
Dowodem wdzięczności Stowarzyszenia św. Wincentego a Paolo było 6 maja
1900 roku uroczyste nabożeństwo przy grobie Księdza Bosko na Valsalice.
Obchodzono 50-rocznicę powołania do życia Konferencji św. Wincentego
we Włoszech. W obszernej sali odbyło się plenarne jubileuszowe zebranie wraz
z braterską agapą. Czyniono często aluzję do Księdza Bosko, którego kości radowały
się z triumfu miłosierdzia chrześcijańskiego.
38

4.9 Page 39

▲back to top
39

4.10 Page 40

▲back to top
ROZDZIAŁ VIII
Uroczystości ku czci św. Alojzego i św. Jana Chrzciciela były rokrocznie
obchodzone w Oratorium z wielką pompą. Korytarze rozbrzmiewały hymnami ku czci
Księdza Bosko, choć utwory te nie dorównywały późniejszym, co do kunsztu
literackiego.
Ksiądz Bosko wobec tego przywiązania chłopców dawał im nowe dowody swej
miłości. By je należycie zrozumieć, trzeba dać wyjaśnienie historyczne.
W roku 1847 istniały jeszcze w Turynie szczątki dawnych korporacji
powszechnych, jak cechy mieszczańskie, gildy kupieckie ze swymi konfraterniami
(stowarzyszeniami) i duchowymi moderatorami. Ostatnie dbały o dobro duchowe
swych członków ułatwiając im wypełnienie obowiązków religijnych; pierwsze zaś
zabezpieczały ich interesy materialne czuwając nad kształceniem adeptów w rzemiośle
czy zawodzie, dostarczały pracy, utrzymywały kasy oszczędnościowe, dbały
o chorych, starców, wdowy i sieroty, zabezpieczały publiczność przed wyzyskiem
nieuczciwych rzemieślników i kupców, zdobywając fundusze na urządzanie
nabożeństw w swych wspaniałych oratoriach.
Lecz duch liberalny z czasem przeniknął i do owych stowarzyszeń, odebrał im
charakter religijny, jaki miały, usuwając spod wpływu władz kościelnych.
W istniejących wtedy widziało się już podwójne kategorie członków:
liberalnych interesujących się jedynie majątkiem dzieł dobroczynnych, oraz przyjętych
i włączonych do bractw religijnych, noszących strój i uczestniczących
w nabożeństwach.
Wraz z zanikaniem dawnych korporacji, powstawało wiele nowych
stowarzyszeń pod wpływem masonerii, które pod płaszczykiem miłosierdzia
i filantropii zmierzały do całkiem innych celów.
Rozsiewano zmyślone baśnie przeciw Kościołowi katolickiemu: wynajdywano,
drukowano i propagowano historyjki zniesławiające biskupów, kapłanów i zakony,
nie szczędząc niczego, by je zdyskredytować wśród ludu. Ten z biegiem czasu
obałamucony, był złowrogo nastawiony do religii tak, że kapłanowi nie zawsze było
bezpiecznie pokazać się na ulicach samego Turynu.
40

5 Pages 41-50

▲back to top

5.1 Page 41

▲back to top
Jednym z rzeszonych stowarzyszeń było tzw. zrzeszenie robotnicze. Niektórzy
wstąpiwszy doń, szybko mogli się zorientować, że wpadli w pułapkę i zdołali jeszcze
na czas się wycofać. Wielu pozostało ze szkodą dla swej wiary i obyczajów.
Ksiądz Bosko zorganizował Towarzystwo św. Alojzego jakby nową
konfraternię, ale wnet spostrzegł, że to nie wystarczy, by przyciągnąć doń młodzież
robotniczą. Należało ich przywabić jakąś korzyścią materialną.
Otóż celem odciągnięcia starszych od wstąpienia do stowarzyszeń
niebezpiecznych Ksiądz Bosko postanowił zorganizować takie stowarzyszenie wśród
nich samych, zapewniając im prócz korzyści materialnych również duchowe.
Warunkiem podobnym jak w Towarzystwie św. Alojzego, było zalecenie
przystępowania, co dwa tygodnie do Sakramentów św.
Rozpoczął, zatem rozmawiać o tym z dorosłymi, wyjaśnił cel i korzyści
nowego stowarzyszenia i projekt spotkał się z jednomyślnym aplauzem. Inicjatywę
zorganizowania stowarzyszenia chciał jednak zostawić samym chłopcom, co też
doszło do skutku.
Stowarzyszenie pod nazwą Towarzystwo Wzajemnej Pomocy zostało
zainicjowane w kaplicy z dniem 1 lipca 1850 i zyskało pełen sukces.
Tu był początek powstających niebawem w całych Włoszech stowarzyszeń
i związków robotniczych. Uważam za stosowne przytoczyć poniżej ich regulamin,
zarówno dla upamiętnienia samego faktu, bądź dla normy tego, kto zechciałby założyć
podobną organizację w zmienionych warunkach życia.
Na wstępie znajdowały się uwagi:
„Macie, drodzy chłopcy regulamin nowego stowarzyszenia wzajemnej pomocy.
Posłuży wam za normę, by stowarzyszenie rozwijało się pomyślnie. Muszę pochwalić
wasz zapał i staranie o jego rozkrzewienie. Jest to prawdziwa roztropność. Odkładacie
sobie tygodniowo jednego solda, który niewiele znaczy, lecz bardzo się wam przyda,
gdy znajdziecie się w potrzebie.
Zalecam jedynie, byście dbając o postęp stowarzyszenia nie zapominali
o regulaminie Towarzystwa św. Alojzego, od którego zależy korzyść waszej duszy.
„Niech Bóg wleje prawdziwą miłość i wesołość w wasze serca, a bojaźń boża
niech towarzyszy waszym wysiłkom”.
Następował regulamin stowarzyszenia.
41

5.2 Page 42

▲back to top
1. Celem stowarzyszenia jest nieść pomoc towarzyszom w chorobie lub
będącym w potrzebie z powodu niezawinionego braku pracy.
2. Nikt nie może zostać przyjęty do stowarzyszenia, kto nie należy do
towarzystwa św. Alojzego lub, który, z jakiego bądź powodu przestał być członkiem
rzeczonego Towarzystwa.
3. Każdy członek uiści, co niedziela solda i nie będzie miał prawa cieszyć się
przywilejami stowarzyszenia, jak dopiero w sześć miesięcy po swoim wpisie. Będzie
jednak miał prawo do zasiłku z kasy stowarzyszenia, jeśli przy wstępie wpłaci 1,50 lir
byle nie był chory lub bez pracy.
4. Zasiłkiem dziennym dla chorego będzie 50 centymów dokąd nie odzyska
zupełnie zdrowia. W wypadku gdy chory zostanie przyjęty do jakiegoś zakładu
dobroczynnego ustanie zasiłek i nie będzie wypłacany do czasu opuszczenia zakładu
na okres rekonwalescencji.
5. Ci, co z własnej winy są pozbawieni pracy będą otrzymywać zasiłek po
8 dniach od chwili utraty pracy. Gdy zasiłek będzie przekraczał 20 dni Rada poweźmie
stosowną uchwałę jego zmniejszenia lub zwiększenia.
6. Przyjmowane będą wszelkie ofiary na rzecz Stowarzyszenia a corocznie
przeprowadzi się zbiórkę na ten cel.
7. Kto przez znaczny czas zaniedba się w opłacaniu składek nie będzie mógł
korzystać z zapomogi od Stowarzyszenia dopóki nie uiści zaległej kwoty
a przez miesiąc nie będzie miał prawa do niczego.
8. Towarzystwo jest zarządzane przez dyrektora, wice dyrektora, sekretarza,
jego zastępcy, 4 radców, wizytatora, jego zastępcy i skarbnika.
9. Członkowie zarządu oprócz ścisłego wpłacania solda każdej niedzieli będą
dbali o zachowanie regulaminu Towarzystwa św. Alojzego celem własnego
uświęcenia się i zachęty innych do cnoty.
10. Stałym Dyrektorem Towarzystwa jest Przełożony Oratorium. Będzie miał
staranie, by administratorzy spełniali swój obowiązek oraz żeby członkowie byli
zaspakajani zgodnie z niniejszym regulaminem.
11. Wice-dyrektor będzie pomagał dyrektorowi, dawał odpowiednie wskazówki
dla sekretarza odnośnie zebrań i przedstawi na zebraniu to co uzna za korzystne dla
Towarzystwa.
42

5.3 Page 43

▲back to top
12. Sekretarz postara się zebrać składkę niedzielną notując skrzętnie nazwiska
uiszczających, grzecznie traktując wszystkich. Jego staraniem będzie przesłać
skarbnikowi nazwisko i adres chorego. Zanotuje skrzętnie powzięte uchwały na
zebraniu. Będzie mu dopomagał wice-sekretarz, który w razie potrzeby go wyręczy.
13. Czterej radcy podadzą swą opinię odnośnie spraw tyczących się
Towarzystwa jak też odnośnie nominacji kandydatów.
14. Wizytatorem z urzędu jest każdorazowy Dyrektor Towarzystwa św.
Alojzego. Uda się on osobiście do domu chorego celem sprawdzenia stanu rzeczy
i złożenia relacji sekretarzowi. Otrzymawszy bilet zaniesie do mieszkania skarbnika
i dostarczy choremu zasiłek. Wręczając zasiłek, wspomni jakąś prawdę naszej
świetej religii, zachęci do przyjęcia Sakramentów św. o ile choroba jest poważna.
Współpracować z nim będzie zastępca, który okaże staranie, by dopomagać
wizytatorowi w rozdzielaniu zapomóg i odwiedzaniu chorych.
15. Skarbnik administruje funduszami Towarzystwa, z czego zda sprawozdanie,
co trzy miesiące. Nie będzie mógł udzielać komukolwiek pieniędzy
bez kwitu podpisanego przez dyrektora z uzasadnieniem potrzeby.
16. Każdy na urzędzie pozostanie rok czasu; może być ponownie wybrany.
17. Rada co trzy miesiące złoży sprawozdanie ze swej administracji.
18. Obecny regulamin nabiera mocy z dniem 1 lipca 1850r.
Członkowie otrzymali jako legitymację broszurkę zatytułowaną:
Towarzystwo wzajemnej pomocy, założone w Oratorium św. Franciszka
Salezego w Turynie, 1850 r”. . Na tytułowej okładce była sentencja: „O jak
korzystnie i miło mieszkać braci społem” (Ps.133). Na dole znajdował się formularz
zgłoszenia i zapisu.
Stowarzyszenie służyło doskonale swemu celowi wywołując gniew tych, którzy
usiłowali zdemoralizować lud i prowadzić go na pasku swej kłamliwej propagandy.
Oto co napisał Józef Brosio do księdza Jana Bonetti: „Wprost naprzeciw
naszego kościółka na Valdocco, przedzielona murem Oratorium znajdowała się
osławiona karczma Giardiniera. Było to siedlisko łotrów i włóczęgów. Tu zbierali się
nieroby, szalbierze, wędrowni muzykanci, poskramiacze niedźwiedzi i wszelkie
szumowiny a wraz z nimi członkowie stowarzyszenia robotników powstałego
wówczas, a mającego za siedzibę zaułek zwany Santa Maria w podziemnej piwnicy.
43

5.4 Page 44

▲back to top
Naczelnicy stowarzyszenia to niektórzy protestanci i pewne typy najgorszego
autoramentu”.
„Jeśli w poprzednich latach awantury dawnych awanturników Giardiniery
wywoływały niepokój to w każdym razie nie były skierowane przeciw Oratorium.
Lecz w tym roku okrzyki i szpetne wyzwiska w czasie nabożeństw wyraźnie były
obliczone na ataki przeciwko Księdzu Bosko. Ta hołota była opłacana przez pewne
czynniki by dać mu odczuć ich wściekłość”.
„Ksiądz Bosko był zmuszony usunąć od Valdocco te ataki wzniecone przez
szatana. Lecz co tu począć, gdy brak pieniędzy a przy tym należało być ostrożnym
wobec tej kanalii gotowej na wszelkie ekscesy, która uważała dom ten za własną
domenę”.
„Ksiądz Bosko już miał w tym względzie przykre doświadczenie. Pewnego
razu wezwano go do zakrystii. Poszedł myśląc, że chodzi o spowiedź. Czekało nań
dwóch mężczyzn, którzy zamknęli za nim drzwi. Lecz kilku starszych chłopców,
między nimi Buzzetti i Arnaud, podejrzewając jakąś zasadzkę przeszli przez
prezbiterium i dziurką w zamku podglądali, co się dzieje wewnątrz. Słyszą
wyzywające głosy owych niegodziwców, jakby kłótnię z Księdzem Bosko. On im
odpowiada spokojnie a oni obrzucają go wyzwiskami i wydobywają noże. W tym
momencie chłopcy czynią hałas i otwierają drzwi; owi złoczyńcy czmychnęli przez
drzwi wiodące na dziedziniec”.
„W międzyczasie – pisze jeszcze Brosio – wystąpiło z Oratorium kilku
starszych chłopców należących do naszego Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy. Oto
pewnego dnia spotyka mnie dwóch panów elegancko ubranych mówiących biegle po
francusku. W pewnej chwili ofiarowują mi wielką sumę 600 lir obiecując dobrą
posadę jeśli opuszczę Oratorium wraz z towarzyszami, na których wiedzieli, że mam
wpływ. Oburzony odrzuciłem tę ofertę mówiąc: Ksiądz Bosko jest moim ojcem i nie
opuszczę go za żadne skarby świata! Owi panowie, o których wiedziałem, że byli
z kliki robotniczej nie obrazili się radząc bym się jeszcze zastanowił; kilkakrotnie
jeszcze ponawiali obietnicę pieniędzy, którą zawsze odrzucałem. Zrozumiałem
wówczas, że to marny pieniądz uwiódł tych nieszczęśliwych kolegów i skłonił do
opuszczenia Oratorium”.
44

5.5 Page 45

▲back to top
„Opowiedziałem o wszystkim Księdzu Bosko i uznaliśmy za słuszne zachować
to w tajemnicy, by nie rozbudzić chciwości u niektórych zbyt słabej cnoty
a równocześnie modlić się zdwajając czujność i atrakcyjność Oratorium”.
Pomimo tych przeszkód Stowarzyszenie Wzajemnej Pomocy w następnych
latach rosło w liczbę. Przyjęto w drodze wyjątkowej kilku rzemieślników z miasta,
zresztą wzorowych katolików, dając początek następnym. W 1856 r. Stowarzyszenie
było w stanie kwitnącym i nawet Jan Villa chciał się zapisać zachęcony przez kolegę
Gravano. W 1857 stowarzyszenie przekształciło się w Konferencję św. Wincentego na
czas dłuższy.
Ksiądz Bosko działał czynnie także w tej organizacji i innych z dwóch
poważnych motywów. Był on jednym z, niewielu, którzy zorientowali się od
początku, że ruch rewolucyjny nie był przejściową burzą, gdyż nie wszystkie
obietnice, które rzucał ludowi były nieuczciwe i wiele z nich odpowiadało aspiracjom
powszechnym obywateli. Pragnęło się uzyskać zrównanie wszystkich wobec prawa,
bez przywilejów klasowych, większą sprawiedliwość i polepszenie losu.
Z drugiej strony i on widział, że bogactwa stają się domeną kapitalistów bez
ludzkiego uczucia a pracodawcy nakładają robotnikom opuszczonym i bezbronnym
niesprawiedliwe umowy, co do zapłaty i godzin pracy z pogwałceniem odpoczynku
niedzielnego. Przynosiło to zgubne skutki: utratę wiary, nędzę rodzin i przyjmowanie
zgubnych doktryn.
Dlatego dla oświecenia i kierownictwa robotników potrzebna jest koniecznie
obecność kapłana. Nie mógł on dać swemu stowarzyszeniu rozmachu pożądanego
w czasach obecnych, choć rozważał i planował zorganizowanie dla młodzieży
zawodowej wiele instytucji. Obecnie przewidywał, że administracja, nadzór i rozdział
funduszów w szerszym zakresie będą niemożliwe. Na razie szedł naprzód lecz
ostatecznie musiał się zatrzymać tym więcej, że w swej inicjatywie był odosobniony.
Ale wystarczyło, że dał impuls do zorganizowania się robotników dla polepszenia ich
losu i uniezależnienia się od tyrańskich wpływów rewolucyjnych.
Pierwszym ze stowarzyszeń robotniczych katolickich we Włoszech było
właśnie turyńskie zorganizowane w 1871 z inicjatywy młodzieży choć już istniało
zorganizowane przez sekciarzy stowarzyszenie Wzajemnej Pomocy wśród
robotników.
45

5.6 Page 46

▲back to top
Wspomniane stowarzyszenia rosły liczebnie w Piemoncie i we Włoszech mając
swoich asystentów kościelnych ku pociesze Księdza Bosko. Wielu z nich obwołało go
swym prezesem honorowym. Duch Boży unosił się nad światem i nowoczesnymi
instytucjami i przynosił ulgę dla ludzkości. Ksiądz Kolping w Niemczech związki
młodzieży czeladniczej po miastach liczące wiele tysięcy młodzieży. Podobny
przykład dała Francja: bogaci przemysłowcy współdziałali wspaniałomyślnie nad
zaprowadzeniem sprawiedliwego systemu płac w ich fabrykach z zapewnieniem rent
i opieki społecznej dla robotników. Między innymi wystarczy wymienić O. Harmel,
zwanego „le bon père” zaufanego przyjaciela Księdza Bosko, z podobnymi mu
poglądami.
46

5.7 Page 47

▲back to top
ROZDZIAŁ IX
Jeśli na Valdocco wszczepiano w młodzież miłość i szacunek względem
kapłaństwa to gdzie indziej rozpalała się nienawiść przeciwko Kościołowi. Benedykt
XIV ustąpił swego czasu Piemontowi tytułem dzierżawy wieczystej niektóre dobra
kościelne z obowiązkiem rocznego podatku dzierżawnego w sumie 2 tys. skudów.
Fakt powyższy został potwierdzony uroczystą konwencją 3 stycznia 1740 i był wiernie
dotrzymany przez szereg lat.
Tymczasem w roku 1850 odmówiono płacenia podatku, gdyż państwo
ogłaszało się właścicielem wszystkich dóbr a Kościół uznano ledwie za
stowarzyszenie bez tego prawa.
Lecz Pius IX pomimo niejednej przykrości ze strony państwa kochał
Piemontczyków i sprawił swym gestem wychowankom Księdza Bosko wielką radość.
Czytelnicy przypominają sobie jak swego czasu w Gaecie papież otrzymał od
Oratorium świętopietrze w kwocie 33 lir, odłożył je osobno, by zrobić w swoim czasie
z nich użytek. Pokazywał ten dar wszystkim odwiedzającym w Gaecie. Pewnego dnia
wezwał do siebie kardynała Antonellego, wyjął z szuflady owe pieniądze, dołożył od
siebie co brakowało i wręczając kardynałowi polecił zakupić większą ilość różańców.
Polecenie zostało wykonane. Zakupiono 60 tuzinów koronek w dwóch dużych
paczkach; papież osobiście pobłogosławił i polecił wysłać dla chłopców Księdza
Bosko jako dowód swej ojcowskiej życzliwości „względem swych najdroższych
synów”.
Kardynał przesłał je na ręce nuncjusza apostolskiego w Turynie wraz z pismem
następującej treści:
“ Ill. mo e Rev. Signore!
W ślad za mym poleceniem w piśmie z 14 maja ub. roku przysyłam mu za
pośrednictwem generalnego konsula papieskiego w Genui dwie paczki
pobłogosławionych przez Jego Świątobliwość koronek dla chłopców Księdza Bosko
w Turynie. Miałem zamiar wcześniej uskutecznić życzenie Ojca św. lecz stanęły temu
na przeszkodzie liczne zajęcia. Chciałem doręczyć ten dar osobiście”.
47

5.8 Page 48

▲back to top
Portici – 2-4-1850. G. kard. Antonelli.
Tak cenny dowód dobroci i wspaniałomyślności Ojca św. ukazuje
charakterystyczny rys postaci Piusa IX, który przy tylu ważnych sprawach pamiętał
jednak o Oratorium i okazał wdzięczność biednym chłopcom. To też nie do opisania
była ich radość gdy Ksiądz Bosko powiadomił ich na słówku wieczornym. Wręczenie
koronek odbyło się z wielką uroczystością po jego powrocie z rekolekcji
u św. Ignacego. Dla upamiętnienia tego faktu wydrukował broszurkę: „Sprawozdanie
z wręczenia różańców podarowanych przez Piusa IX wychowankom Oratoriów
w Turynie1850 r”. .
Nadeszła oznaczona niedziela 21 lipca. Kaplica była uroczyście przybrana. Pod
wieczór dnia tego wszystka młodzież zgromadziła się w Oratorium św. Franciszka
Salezego. Józef Brosio przy pomocy swych podkomendnych utrzymywał porządek.
Wybitny kaznodzieja O. Barrera wygłosił podniosłe kazanie. Przedstawiając postać
najwyższego Pasterza Kościoła, między innymi powiedział:
„Wiecie, droga młodzieży, dlaczego Pius IX posłał wam ten upominek? Ojciec
św. kocha bardzo młodzież. Nim jeszcze został papieżem zajmował się chłopcami,
pouczał ich, wychowywał, kierował do cnoty. Posyła wam różańce, bo sam
od młodości pielęgnował w sobie nabożeństwo do Matki Najświętszej. Sam
wielokrotnie go widziałem z różańcem w ręku.
Po kazaniu i błogosławieństwie eucharystycznym, chłopcy długim szeregiem
podchodzili do ołtarza otrzymując koronkę z rąk ks. kanonika Ortalda. Czerwone
paciorki były nanizane na białym lśniącym druciku. Z chłopcami dostali różaniec
niektórzy kapłani i świeccy zajęci w Oratorium. W przewidywaniu, że zabraknie
koronek ze względu na wielką liczbę obecnych, zakupiono jeszcze parę setek ich
w Turynie.
Po wyjściu z kościoła, przedstawiciel młodzieży zwrócił się do celebransa
z następującym przemówieniem:
„ Illustrissimi Signore!
Gdyby któryś książę czy panujący obdarzył któregoś ze swych poddanych
jakimś prezentem, byłoby to wielkim zaszczytem dla niego. Jeśli zaś Następca
i Książe Apostołów, Głowa Kościoła i wikariusz Jezusa Chrystusa wśród rozlicznych
48

5.9 Page 49

▲back to top
trosk i rządów całym Kościołem kieruje swą myśl ku nam biednym chłopcom to jest
zaiste wielki zaszczyt i łaska, za którą nie jesteśmy zdolni należycie podziękować.
Jeśliby jednak dane było naszym słowom dotrzeć do uszu Ojca św. to byśmy
dali upust naszym uczuciom tymi mniej więcej słowy:
Ojcze święty, doceniamy wielkość twego daru, skłaniającego nas do serdecznej
wdzięczności. Lecz czy zdołamy to uczynić i jakimi środkami? Nie, tego nie
potrafimy, ani Jego Świątobliwość nie pragnie od nas. Czy świetnym przemówieniem?
I temu nie sprostamy. Ach, Ojcze święty, już wiemy czego od nas pragniesz? Miłość
twoja kazała ci pamiętać o nas więc i my zachowamy w sercu pamięć o Tobie
i o Bogu, którego jesteś namiestnikiem na ziemi. Nigdy nie znajdzie się na naszych
wargach słowo niegodne a w sercu myśl nieodpowiednia względem dobroci tak
dobrego Ojca!
Wiemy, że pragniesz naszego dobra, dlatego pamiętasz o nas a my zaręczamy,
że stać będziemy wiernie i mocno przy św. Religii, której jesteś Głową, będziemy ją
podtrzymywać będąc gotowi ponieść każdą ofiarę, nawet z własnego życia, nie chcąc
ani na chwilę być od niej odłączeni.
Oświadczamy jednomyślnie, że uznajemy w nim Dziedzica Księcia Apostołów
i Głowę Kościoła katolickiego, od której gdy kto się odłącza, zginie na wieki.
Błagamy pokornie o błogosławieństwo apostolskie dla jego pokornych synów /…/.
Wam także, zacni panowie, obiecujemy, jeśli w jakiś sposób dotrą do Ojca św.
nasze uczucia, wdzięczność i pamięć szczerą.
Złożono bukiet kwiatów, przy czym młodzież odśpiewała ułożony z tej okazji
hymn końcowy.
Okrzykom i wiwatom wznoszonym ku czci Papieża nie było końca. Bersaliere
dał znak trąbką do pokazu walki w formie oblężenia i obrony rzekomej twierdzy
otoczonej małymi kopcami wyobrażającymi bastiony. Napastnicy i obrońcy wykazali
tyle animuszu i dyscypliny wobec komendanta, że obecni goście oklaskiwali
zadowoleni. Pewien wojskowy obecny przy tym zawołał: Chłopcy Księdza Bosko
byliby zdolni bronić ojczyzny!
Wspomniana uroczystość wywołała niemałe poruszenie w mieście. Mówiono
o niej wszędzie wynosząc dobroć Piusa IX oraz wychwalając Oratoria świąteczne
przezeń popierane i błogosławione.
49

5.10 Page 50

▲back to top
Jeden z poczytnych dzienników zamieścił notatkę, pisząc:, „Świeży dowód
dobroci Piusa IX rzuca nowe światło na jego osobę: jest nim dar przysłany chłopcom
Oratoriów w stolicy…”.
„Wiadomo, że kilku gorliwych kapłanów, w ślad za św. Wincentym a Paolo
i Hieronimem Emiliani, opiekuje się młodzieżą wałęsającą się po mieście: gromadzą
ich, pouczają, przyzwyczajają do życia towarzyskiego, organizują rozrywki. Dzieło to
od nikłych początków było błogosławione przez Boga i nabiera rozmachu. Powstały
trzy placówki w różnych punktach miasta. Senat powziął uchwałę przyznania
subwencji dla tak pożytecznej instytucji. Wreszcie Pius IX z wyżyn swego tronu
zwrócił ojcowskie oczy na to dzieło dobroczynności publicznej, błogosławi mu
i wspiera je. Gdy Następca Piotra przebywał w Gaecie na wygnaniu wierni składali mu
ofiary na potrzeby własne i owczarni. Nie ostatnimi okazali się wychowankowie
trzech oratoriów Księdza Bosko w Turynie /…/. To jest zbyt cenna ofiara – powiedział
Ojciec św. – by ją zużyć jak inne; zachowa się jako drogocenna pamiątka; a
napisawszy nazwisko ofiarodawców na kopercie, schował ją do biurka.
Przypomniawszy sobie o tej jałmużnie, w sposobnej chwili polecił zakupić dwie
paczki różańców, które poświęcił osobiście i posłał wspomnianemu kapłanowi do
rozdzielenia wśród chłopców Oratoriów. Dokonano tego w sposób uroczysty
ubiegłego 21 lipca w głównym Oratorium św. Franciszka Salezego na Valdocco. Do
zgromadzonej licznie młodzieży wygłosił okolicznościową mowę przew. O. Barrera.
Przytoczył w niej przykład biblijnego Daniela i towarzyszy, którzy pośród zepsucia na
dworze króla babilońskiego zdecydowanie pozostali wiernymi swej religii i tradycjom
ojczystym otrzymując nagrodę doczesną jako zadatek wiecznej.
Podobnie i wy – mówił do chłopców – trzymając się silnie swej wiary
i Namiestnika Chrystusowego, w pomyślnej jak niepomyślnej doli, zamykając uszy
przed propagandą uwodzicieli, zasłużycie sobie na nagrodę, której poręczenie daje
wam Zbawiciel przez swego Namiestnika. /…/.
Krótki artykuł nie pozwala nam rozwodzić się długo nad treścią nieco dłuższej
wypowiedzi, zwłaszcza gdy mówca przeszedł do ulubionego tematu nabożeństwa do
Najświętszej Panny. Na potwierdzenie swych wywodów przytoczył przykład papieża
odmawiającego codziennie różaniec. Po kazaniu w czasie błogosławieństwa
eucharystycznego modlono się za Papieża, za króla i jego poddanych. Po
50

6 Pages 51-60

▲back to top

6.1 Page 51

▲back to top
nabożeństwie chłopcy odbierali różańce przysłane w darze przez Piusa IX. Widok
zaiste niezapomniany gdy je przyciskano sobie do piersi i całowano serdecznie.
Po nabożeństwie zastęp wyćwiczonych w musztrze chłopców na dany sygnał
wykonywał popisy gimnastyczne a chór odśpiewał hymn ku czci nieśmiertelnego
Papieża. Melodie jego mieszały się z gromkimi oklaskami ku czci Wikariusza Jezusa
Chrystusa.
Wielu duchownych obecnych na tej uroczystości na widok tak głęboko
zakorzenionej religijności w sercach młodzieży było tym zaskoczonych”. Dotąd ów
artykuł.
W jakiś czas potem Ksiądz Bosko za pośrednictwem kardynała Antonellego
przesyłał Ojcu św. serdeczne podziękowanie w imieniu własnym i młodzieży
załączając sprawozdanie z odbytej uroczystości.
Kardynał Antonelli dziękując w piśmie swym wspomniał, że przekazał Ojcu
św. prośbę o łaski duchowe dla wstępujących do Zgromadzenia św. Franciszka
Salezego, którego Ksiądz Bosko jest dyrektorem. Łaski powyższe zostały mu
przyznane niebawem przez papieża.
Ksiądz Bosko po raz pierwszy w liście do Papieża mówi o Zgromadzeniu św.
Franciszka Salezego, przy czym rozumie tutaj wszystkich współpracowników
duchowych czy świeckich oraz chłopców. Rzym przyjmował tę nazwę do wiadomości.
Są to jasne dowody nieograniczonej życzliwości Papieża względem Księdza
Bosko i jego chłopców. Tak już od owego czasu Kościół wyrażał swą aprobatę dzieła
zapowiadającego wielkie korzyści dla społeczeństwa i Kościoła.
51

6.2 Page 52

▲back to top
ROZDZIAŁ X
Do Ojca Przełożonego Serwitów, który wraz z O. Karolem Baima udał się do
Pianezza mówił arcybiskup Fransoni: Hydra została spuszczona ze smyczy, nastąpią
niebawem smutne wypadki: plan jest opracowany a środki gotowe. Czyniąc aluzję do
wypędzenia Jezuitów, ciągnął dalej: Najpierw Jezus (Jezuici), później Maria (Serwici),
następnie wszyscy święci (zgromadzenia zakonne), a ja… pójdę na wygnanie.
Smutna przepowiednia niebawem się spełniła wzmagając w Księdzu Bosko
i wychowankach dawne cierpienia.
Jeden z tych co głosowali za prawem Siccardi wpadając w ekskomunikę
cav.P.otr Derossi di Santarosa minister handlu i rolnictwa ciężko zachorował. Należał
do parafii św. Karola, której proboszczem był prowincjał Serwitów zakonnik łączący
z niezwykłą dobrocią serca wierność swym obowiązkom. Po spowiedzi proboszcz
zażądał od niego odwołania krzywd wyrządzonych Kościołowi. Początkowo Santarosa
odmówił, wreszcie tuż przed zgonem zgodził się i zmarł wieczorem 5 sierpnia bez
przyjęcia Wiatyku.
Krewni, przyjaciele, deputowani, między którymi był hrabia Kamil Cavour,
dziennikarze, różni krzykacze robili wrzawę oburzając się na nietolerancję proboszcza
i arcybiskupa jakoby pogwałcono sumienie zmarłego. Zgraja próżniaków i najmitów
ze wszystkich stron Italii przeciągała ulicami demonstrując przed klasztorem Serwitów
żądając śmierci proboszcza. Podczas samego pogrzebu nie przestano wznosić gróźb
i wyzwisk, tumult zaś był tak wielki, że zagłuszył śpiew psalmu Miserere.
7 sierpnia O. Pittavini wraz ze wszystkimi zakonnikami zostali wygnani
z klasztoru, który zajęło państwo. Po Serwitach przyszła kolej na arcybiskupa.
Nazajutrz po śmieci Santarosy, z rozkazu władz rządowych przybył do Pianezza
hrabia Ponza di San Martino wraz z cav. Alfonsem La Marmora ministrem wojny
żądając od arcybiskupa zrzeczenia się urzędu.
Byłbym doprawdy podły – brzmiała odpowiedź – gdybym w momencie tak
krytycznym dla Religii zrezygnował z diecezji.
Następnego dnia w eskorcie karabinierów został przewieziony do twierdzy
Fenestrelle na szczycie alpejskim, gdzie panuje długa i mroźna zima z gęstymi
52

6.3 Page 53

▲back to top
mgłami. Gubernator Alfons de Sonnasz przyjął go grzecznie lecz musiał internować w
kilku pokoikach i trzymać pod ścisłym nadzorem. Minister nie pozwolił na spowiedź
przed jednym z kapucynów kapelanów fortecy.
Niebawem zdjęto ze stanowiska rektora Akademii Duchownej na Superdze,
księdza Wilhelma Audisio znanego z surowej edukacji kleru za to, że należał do
kolegium redakcyjnego dziennika Armonia a akademię zamknięto. W tym samym
czasie, na mocy prawa Siccardi, arcybiskup Sassami został skazany na miesiąc
więzienia, które odbywał internowany we własnym pałacu ze względu na stan
zdrowia; zaś arcybiskup Cagliari (Sardynia) pozbawiony dóbr stołowych i wydalony
z królestwa został deportowany do Civitavecchia.
W Turynie część obywateli była sterroryzowana, druga część otumaniona prasą
podającą zmyślone kalumnie. Jakiś najęty ślepiec powtarzał stale fałszywe
przyśpiewki z gitarą przeciwko arcybiskupowi wśród tłoczących się gapiów ulicznych.
12 sierpnia 1850 kwestura przeprowadziła w klasztorze Oblatów z wielkim
rozgłosem rewizję, by mieć dowody winy Fransoniego, lecz nic nie znaleziono.
Pretendowano, że Oblaci byli jego wspólnikami na szkodę państwa. Szumowiny jak
zwykle demonstrowały przeciwko rzekomemu spiskowi księży i to tak gwałtownie,
że trzeba było zwiększyć liczbę policji, wezwać bersalierów a w końcu gwardię
narodową, by rozpatrzyć manifestantów. Pod wieczór tak dalece wzmógł się nacisk
demonstrantów, że trzeba było siłą powstrzymywać napierający tłum usiłujący
wtargnąć do wnętrza klasztoru. Kwestor odczytać musiał publicznie oświadczenie,
że pomimo ścisłej rewizji nie znaleziono żadnego dowodu winy zakonników.
Wówczas tłum się rozszedł, lecz prasa będąca na usługach rewolty podała, że jednak
były poszlaki spisku, ale że winni zdołali zatrzeć jego ślady.
Z tej to okazji, zdaniem księdza Reviglio, Ksiądz Bosko w obronie zgromadzeń
zakonnych miał napisać artykuł w dziennikach. Dzięki wpływowi, jaki posiadał wśród
wysoko postawionych osobistości mógł przeszkodzić wypędzeniu zakonników
usuwając zadekretowaną niezasłużoną dla nich karę konfiskaty klasztoru. Znana była
wielka sympatia dla tych zakonników a także to, że jeden z jego alumnów pod
wpływem wypowiedzianych pod ich adresem pochwał wstąpił do tego zgromadzenia.
Broniąc jednak Oblatów musiał pomyśleć o sobie samym, przeciw gwałtownym
atakom przygotowywanym nań w ośrodkach sekciarskich. Był on znany jako obrońca
53

6.4 Page 54

▲back to top
praw Kościoła. Wrogowie jego stopniowo realizowali swe plany zmniejszenia
skuteczności jego oddziaływania. Przedstawiano go ludowi jako wroga zdobyczy
demokratycznych i jako kapłana działającego w duchu Jezuitów, fanatycznego
wychowawcę świętoszków, przeciwnika wolności sumienia. Wskazywano na niego
jako współwinnego z arcybiskupem w spisku kontrrewolucyjnym. Skutkiem tego
zorganizowano dnia 14 sierpnia wrogą demonstrację przeciw jego sierocińcowi
i Oratorium, by je zlikwidować a Księdza Bosko wyrzucić stamtąd.
Nie było jeszcze widocznych oznak gotującego się zamachu gdy pan Valpotto,
ten sam który zaniósł prośbę Księdza Bosko do senatu, przyszedł wtajemniczyć go
w grożące mu niebezpieczeństwo. Wówczas Ksiądz Bosko zawoławszy swą matkę
polecił jej mimo wszystko przygotować dobrą kolacją na ten wieczór.
Co znowu, kochany! rzekła – myślisz, że o tym zapomnę, że mi dajesz takie
polecenie?
Cokolwiek, mamo, miałoby się wydarzyć, wiedz, że z Turynu nie wyjadę!
Około godziny 4 po południu, zgodnie z przewidywaniem, miał nastąpić atak
na Oratorium lecz nikt się nie zjawił ani następnego dnia, ani później. Co się stało?
Otóż hałastra demonstrując przeciw Oblatom miała zamiar skierować się ku
Valdocco. Już tłum zawracał w tę stronę gdy któryś z demonstrujących wskoczył na
jakiś kamień i zawołał głośno: Przyjaciele! Posłuchajcie mnie! Może niektórzy
chcieliby demonstrować przeciwko Księdzu Bosko. Otóż posłuchajcie mej rady i nie
idźcie tam. Dziś dzień pracy, więc nikogo tam nie zastaniecie prócz jego samego
i jego starej matki i kilku biednych sierot przygarniętych przezeń. Zamiast śmierć,
winniśmy wołać: niech żyje! Ponieważ Ksiądz Bosko kocha i dopomaga biednym
synom ludu!
Inny mówca także wołał: Ksiądz Bosko nie jest przyjacielem Austrii! On jest
filantropem! To nasz człowiek zostawmy go w spokoju! Zawróćmy gdzie indziej.
Powyższe słowa uśmierzyły zapędy zgrai, która poszła demonstrować przeciw
Dominikanom i Barnabitom.
Tymczasem niemiła i nieprzewidziana przygoda spotkała Księdza Bosko. Otóż
rząd skonfiskowawszy ruchomy majątek Serwitów część jego posłał do Valdocco.
Niektórzy chcieli, by Ksiądz Bosko odmówił przyjęcia go. Tymczasem Ksiądz Bosko
przyjął, lecz bez dziękowania i natychmiast powiadomił O. Pittavino w Saluzzo, by
54

6.5 Page 55

▲back to top
odebrał swą własność. Prosił tylko o odstąpienie mu stołu, którego potrzebował dla
chłopców, co mu chętnie uczyniono. W taki sposób Ojcowie Serwici odzyskali swą
własność a Ksiądz Bosko uniknął nieporozumienia z władzami, co mogłoby mu
zaszkodzić.
Wobec tych chwalebnych dla kleru dziejów, gdy sprawdziły się słowa
Zbawiciela, że „błogosławieni, którzy cierpią dla sprawiedliwości” niestety bolesnej
ujmy doznał stan kapłański z powodu wystąpienia księdza Antoniego Grignaschi.
Podchodził on z Gorgonio z nad Riva di S. Giulio obok Orta, diecezji Novary. Po
wyświęceniu na kapłana był rektorem w Cimamulara od 1843.
Nabrał świętokradzkiego przekonania, że jest bogiem objawiającym się po raz
trzeci na ziemi, samym Jezusem Chrystusem w nowo wcielonej osobie. Miał on, jak
mówiło się, założyć nowy kościół narodowy, głosił nauki sprzeczne z wiarą katolicką.
A działał rzeczy dziwne, nie dając się wytłumaczyć inaczej jak przez interwencję
szatańską, które w opinii jego zwolenników uchodziły za boskie. Twierdził, że
niewiasta uwiedziona przezeń nazwiskiem Lena jest Dziewicą Maryją. Nędznica ta
odgrywała rolę Madonny z ubioru. Don Grignaschi sadzał ją w kościele wysoko na
krześle i obstawiał świecami, jak świętą statuę. Kobiety, które dały się uwieść do tej
nowej sekty, adorowały ją i modliły się do niej.
Wysłany przez Kurię kapłan wszedł do kościoła i zobaczywszy tę bezbożną
adorację nic nie mówiąc poszedł do zakrystii i pytał zakrystianina:
Cóż to za święto macie dzisiaj?
Żadne święto nie przypada.
A cóż to za nowa statua Madonny?
Ech, to jest Madonna czerwona…
Co takiego? Madonna czerwona?
Tak, Madonna di Don Grignaschi.
Biskup Nowary powiadomiony o tych heretyckich wyczynach usunął
Grignaschiego z parafii i zawiesił w wykonywaniu czynności kapłańskich. Ten
przybył do Turynu i miał czelność wykładać swe brednie wobec Księdza Bosko, który
wstrząśnięty próbował racjami i obietnicami skierować go na dobrą drogę. Wszystko
na próżno. Grignaschi grasował w okolicznych wioskach a wreszcie osiedlił się wraz
ze swą czerwoną madonną, w pobliżu Viarigi. Działy się tam rzeczy niesamowite.
55

6.6 Page 56

▲back to top
Swymi szarlatańskimi sztuczkami potrafił nawet otumanić niektórych księży, nie
mówiąc już o prostym ludzie. Nadużywał świętokradzko sakramentów, zjawiał się
niespodziewanie w mieszkaniach prywatnych przy zamkniętych drzwiach, zgadywał
rzekomo cudze myśli, podawał się za rzecznika bożych objawień i dopuszczał się
niecnych czynów. Ludzie byli przezeń jakby zahipnotyzowani. Odbywali do niego
piesze pielgrzymki i na czczo do 20 oraz więcej kilometrów drogi. Klientów
przyjmował siedząc a ci na klęczkach otrzymywali od niego rozgrzeszenie w formie:
Ja Jezus Chrystus, rozgrzeszam cię od win twoich, w imię Ojca i Syna i Ducha. Amen.
Rozsiewał swe bezbożne bałamuctwa wśród osób ślepo w niego zapatrzonych, jakby
był, jakim cudownym drugim zbawicielem.
Wywierał jakiś dziwny urok wokół siebie. Na ten temat wiele mówiono. Pan B.
np. chciał osobiście to sprawdzić. Gdy znalazł się w jego pokoju, doznał uczucia
zabobonnego lęku. Na słowa czarodzieja: Czekałem na ciebie, padł na kolana i poddał
mu się całkowici. Pozwolił wmówić w siebie, że jest św. Pawłem. B. uwierzył w to,
zapuścił brodę, ślepo wykonywał rozkazy Grignaschiego; długie posty, odwiedzanie
restauracji, klękanie między stołami i zakazywanie ludziom obrażania Boga
bluźnierstwami, nieumiarkowaniem, grą hazardową i t.p. rzeczy, na które nigdy by się
nie zdobył, zanim dał się zafascynować czarodziejowi. Wspomniane bezeceństwa
stały się notoryczne i prokurator zarządził uwięzienie Grignaschiego z 13 jego
zwolennikami, wśród nich madonna rosa. Wytoczono im proces w Casale, o którym
rozpisywały się szeroko dzienniki.
Pomimo obrony swego adwokata, Grignaschi otrzymał karę więzienia; także
jego zwolenników dotknęły różne kary. Sprawa Grignaschiego wznieciła rozruchy
we Viarigi, gdzie musiało interweniować nawet wojsko. Biskup Casale apelował do
publiczności o zachowanie spokoju. Dopiero 50-dniowe misje sprowadziły
uspokojenie, choć niektórzy zagorzali sekciarze pozostali przy swych błędach.
Grignaschi został skazany na siedem lat twierdzy, którą odsiadywał na zamku
w Ivrea. Opętaniec upierał się, co do swej boskiej misji, mimo że samotność dała mu
się bardzo we znaki.
Ksiądz Bosko odwiedzał go w więzieniu, starał się naprowadzić do
wyrzeczenia się swej herezji i odwołania skandali. Wreszcie udało mu się uzyskać od
niego przyrzeczenie, że zmieni swe życie i będzie szczerze pokutował.
56

6.7 Page 57

▲back to top
ROZDZIAŁ XI
W owych czasach hrabia Kamil Cavour był całkowicie oddany sprawie
Oratorium. Zdumiewający jest fakt, że Ksiądz Bosko potrafił zyskać sobie poparcie
wpływowych osobistości walczących z Kościołem. Ci zaś uprzejmością i obietnicami
pomocy w jego zamierzeniach tak dalece szli mu na rękę, iż zdawać by się mogło, że
prowadzili na niebezpieczne drogi jego oddanie i wierność Stolicy Apostolskiej.
Chłopcom Księdza Bosko było zastrzeżone ciągnienie losów na loterii
państwowej. Dwaj spośród nich w specjalnym stroju, co dwa tygodnie udawali się
w tym celu do miasta. Za to Oratorium otrzymywało specjalne wynagrodzenie.
A jednak Ksiądz Bosko okazywał się zawsze wiernym obrońcą sprawy Bożej, bez
cienia żadnego względu ludzkiego.
Hrabia Kamil Cavour jako doskonały znawca ludzi i biegły polityk, umiejętnie
wykorzystujący wszystko dla swych celów, odwiedzał często Księdza Bosko
w Oratorium a nieraz zapraszał go na obiady do swego pałacu, czego świadkiem jest
Karol Tomatis. Chętnie rozmawiał z nim o oratoriach świątecznych, interesował się
jego projektami zapewniając o swym poparciu. A Ksiądz Bosko dotrzymywał mu
towarzystwa z należytą dyskrecją, przezornością i uprzejmością zyskującą mu serca.
Hrabia nie przestał darzyć go życzliwością, gdy objął fotel ministra handlu po
poprzedniku Santarose a nawet, gdy został premierem i kierował sterem nawy
państwowej.
„Hr. Kamil Cavour – pisał Ksiądz Bosko – jeden ze współczesnych
przywódców sekt w Piemoncie, który tyle złego wyrządził Kościołowi, uważał mnie
za jednego ze swych przyjaciół. Niejednokrotnie doradzał stworzenie organizacji Dzieł
Oratoriów. A pewnego razu namawiając, by pójść za jego radą, obiecywał milion
lirów subwencji na rozwój tych dzieł. Ja nie wiedząc, co myśleć o tej subwencji ani
o tym, który ją podsuwał, milczałem uśmiechając się. Na co on odrzekł: Zatem co
Ksiądz decyduje? Ja spokojnie odrzekłem, że ku mej przykrości, nie mogę przyjąć tej
oferty. A dlaczegóż to? spytał minister zdziwiony. Dlaczego gardzić tak znaczną
sumą, gdy się ma tyle potrzeb? – Ponieważ, panie ministrze, gdybym ją przyjął,
nazajutrz zostałaby mi cofnięta, a może nawet on sam by to uczynił, podczas gdy
57

6.8 Page 58

▲back to top
dzisiaj tak hojnie ją daje. Hrabia wobec tej szczerej odpowiedzi zamilkł i zmienił
temat. Czy Ksiądz Bosko może odgadł przyszłość tego męża stanu, który spowodował
zniesienie zgromadzeń zakonnych i konfiskatę dóbr kościelnych? Czy nie zadziwia
jasność spojrzenia i otwarta wypowiedź? I czy w tych obietnicach pomocy często
powtarzanych w swoim i rządu imieniu, nie można domyśleć się, że Cavour miał jakiś
cel w tym ukryty? jakiś plan zakonspirowany?
Ksiądz Bosko ciągnie dalej: Niezbyt chętnie spieszyłem do stołu hrabiego,
pomimo jego ustawicznych nalegań. Gdy wypadało mi rozmawiać z nim o niektórych
ważnych sprawach, musiałem udać się do jego pałacu czy do ministerstwa. Tylekroć
on sam już jako minister, oświadczał mi, że nie udzieli audiencji, jeśli nie przyjdę do
niego na obiad czy na kolację i gdy chciałem otrzymać od niego, jakąś łaskę,
przypominałem sobie, że tam jest zawsze miejsce dla mnie zarezerwowane. Są to
chwile – mówił mi – kiedy możemy rozmawiać ze sobą swobodnie. W biurach jest
zawsze tylu świadków niepożądanych i zaledwie możemy zamienić ze sobą dwa słowa
i rozstajemy się.
Tak samo jego brat markiz Gustaw ustalał dla mnie te same godziny dla
załatwienia pewnych spraw i nie chciał traktować o nich inaczej. Musiałem, więc
chcąc nie chcąc, zgodzić się na te grzeczne, mimo że dość dla mnie uciążliwe warunki.
Razu pewnego, gdy z jakąś pilną sprawą udałem się do gabinetu ministra, ten nie
przyjął mnie, lecz kazał lokajowi zaprowadzić mnie do salonu, bym czekał na niego,
gdyż chciał ze mną zjeść obiad, a potem mnie załatwić. I rzeczywiście uzyskałem,
czego chciałem.
Zastanawialiśmy się, o jaką to mogło chodzić wówczas rzecz. Otóż wydaje się,
że była to sprawa Oblatów. Jest również pewne, że uzyskał od rządu lokal na
urządzenie loterii oraz zwolnienie od opłat pocztowych.
Nie wydaje się, żeby chodziło o jakieś zasiłki, gdyż o tym brak danych
w autobiografii Księdza Bosko, ani o tym nigdy nie mówił. Nie chodziło również
o jakieś kłopoty z władzami, które wówczas życzliwie odnosiły się do Oratorium.
Ponieważ więc brak wszelkich danych wynika, że musiały to być rzeczy delikatne
o posmaku politycznym. Tym więcej naprowadza nas na to fakt, że pertraktował
z innymi osobistościami. Pytamy więc: Czy czasem Ksiądz Bosko nie próbował ulżyć
w jakiś sposób swemu arcybiskupowi? Bywał on od czasu do czasu w Fenestrelle
58

6.9 Page 59

▲back to top
u proboszcza Jana Baptysty Gigas, swego przyjaciela, gdzie głosił kazania. Faktem
jest, zgodnie ze świadectwem dawnych wychowanków, że jeszcze w roku 1850 tam
był. Z korespondencji, czy innych przesłanek można wnioskować, że nastąpiło to
w ostatnich dniach sierpnia względnie z początkiem września.
Zapytywany parę lat później, w jakim celu udał się do Fenestrelle,
odpowiedział: Chciałem oglądnąć owe szczyty górskie, gdzie miała miejsce bitwa pod
Assietta, gdyż zamierzałem opisać to w „Dziejach Włoch”. Lecz wydaje się dość
dziwna ta racja, gdyż zgoła obca zwyczajom Księdza Bosko, zwłaszcza w owych
latach wytężonej pracy; a Historia Włoch ukazała się dopiero w 1856. Nie
dochodziliśmy dalej. Obecnie jednak, mając na uwadze, że tam uwięziony znajdował
się arcybiskup, nadto, że Ksiądz Bosko miał znajomości z komendantem twierdzy
Alfonsem de Sonnaz, czyż nie mogło mieć związku z ową podróżą zdanie: „Wówczas
Cavour udzielał mi, o co prosiłem” – czy nie mógł wtedy prosić o pozwolenie
widzenia się z arcybiskupem, względnie ustnie, czy na piśmie, przesłania mu pewnych
wiadomości? Może to tylko hipoteza z naszej strony. Pewnego dnia jednak Ksiądz
Bosko wyraził się: …
brak strony nr 68
59

6.10 Page 60

▲back to top
Równocześnie Opatrzność Boska postawiła u jego boku dwóch serdecznych
przyjaciół i wybitnych katolików. Pierwszym był wspomniany już adwokat Jan
Baptysta Gal. Po upadku gabinetu Giobertiego, został mianowany sekretarzem
hrabiego Kamila Cavoura i był wtajemniczony we wszelkie manewry sekciarzy.
Później pracował w biurze ministerstwa spraw zagranicznych przez lat 10, wreszcie
przeszedł w stan spoczynku w 1870. Odtąd częściej odwiedzał swego przyjaciela
Księdza Bosko, zamieszkując w Lorgnon, w dolinie Aosty, swej ojczyźnie, bądź
w San Remo.
Drugim był adwokat Cugia Delitale, jego następca w sekretariacie ministerstwa,
pełniący obowiązki aż do śmierci Cavoura. Zachowały się wiersze wspomnianego
pana Delitale, prezentowane Księdzu Bosko z okazji imienin. Słowem Ksiądz Bosko
miał wszędzie swoich przyjaciół.
60

7 Pages 61-70

▲back to top

7.1 Page 61

▲back to top
ROZDZIAŁ XII
We wrześniu Ksiądz Bosko zabrał swych chłopców na rekolekcje do Małego
Seminarium w Giavano, opróżnionego na czas wakacji. Udali się pieszo chłopcy
interniści oraz większa grupa z wszystkich trzech Oratoriów, komu pozwolili na to
rodzice. Wyruszono pod przewodnictwem księdza Roberta Murialdo śpiewając
pobożne pieśni i inne, których nauczyli się w Oratorium. Ksiądz Bosko zaś pojechał
naprzód przygotować obiad w Avigliana, zabierając ze sobą niektórych słabszych.
W Avigliana nad uroczym jeziorem pokrzepili siły dobrym obiadem. Wtedy to
nastąpiło spotkanie Księdza Bosko z pobożnym i pełnym zapału kapłanem
ks. Wiktorem Alassonattim, który pragnął podzielić pracę z Księdzem Bosko.
Dwóch kaznodziei, łącznie z Księdzem Bosko, głosiło rekolekcje dla
młodzieży, w których brało udział wielu chłopców okolicznych.
Ks. Rua Michał, po tylu latach wspominał, jak o wszystko zabiegał po
ojcowsku Ksiądz Bosko, a znosząc rozgardiasz chłopięcy potrafił jednak
w oznaczonym czasie uzyskać wzorowe milczenie. Świadectwem rekolekcji jest list
Księdza Bosko do księdza Borela:
„Car. mo Sig. Teologo!
Mam przyjemność podzielić się wiadomością, że nasze rekolekcje przebiegają
wzorowo. Liczba uczestników sięga 130. Przy stole jest tylko 105, bo reszta
przychodzi z okolicy na kazania. Kaznodziejami – ks. proboszcz dla rozmyślań
a ks. Giorda Junior dla instrukcji; obaj wywiązują się ku zadowoleniu memu
i chłopców. Od godz. 16 do 17 jest rekreacja; dzisiaj nikt nie chciał z niej korzystać,
lecz wszyscy szli wprost do sali na refleksję.
Pragnąłbym dać chłopcom jakąś pamiątkę, dlatego proszę postarać się o to,
co uważa za stosowne: medaliki, krzyżyki, etc. Zapomniałem powiedzieć mu,
że w moim biurku znajdują się różańce, można by z nich dać każdemu pamiątkę.
Proszę, więc tak zrobić: wziąć z mego pokoju 140 koronek i książeczki Młodzieniec
Zaopatrzony w złotej oprawie i zapakować mi ich jakiś tuzin. Wszystko w jednej
paczce związane posłać dyliżansem na Giaveno. Matce mojej powiedzieć, że mam się
61

7.2 Page 62

▲back to top
dobrze, etc. Zakomunikować te wieści księdzu Cafasso. Niech was Bóg ma w opiece.
Giaveno – 12-9-50. Aff. mo amici. Ksiądz Jan Bosko”.
W liście wspomina się o rekreacji. Ksiądz Bosko przebywał często
z rekolektantami i wszyscy po obiedzie oraz po wieczerzy biegli do niego. Pisał Brosio
Józef: „Zawsze miał coś nowego nam do powiedzenia. Sam nie zażywał tabaki i nie
pozwalał, by jego pomocnicy jej zażywali. Lecz oto pewnego dnia wydobył
z kieszeni dość duże pudełko pełne tego proszku. Chłopcy wyciągali ręce prosząc
o szczyptę, a Ksiądz Bosko odpowiadał: Dobrze, komu naprawdę potrzeba. Dam
wszystkim, którzy przyjdą z tabakierą. Wnet niektórzy starsi zgłosili się, bo tabaki
zażywali, bądź z polecenia lekarza, na ból głowy, czy z przyzwyczajenia. Im więc dał
Ksiądz Bosko tytoniu na czas rekolekcji. Tego rodzaju uprzejmość zyskiwała mu
serca.
W czasie rekolekcji pytał tego lub owego, o czym była mowa w nauce. Raz
w otoczeniu wielu chłopców, nawet spoza Oratorium, zagadnął, o czym on sam mówił
na ambonie. Jeden i drugi spytany peszył się nie wiedząc, co odpowiedzieć.
O biedny ja – zawołał – albo ja mówiłem do was po niemiecku, albo wyście
spali. Wtem jeden zrywa się:
Ja, ja powiem.
No, o czym była mowa?
O małpach!
Przykład był następujący. Pewien kupiec dźwigając swe toboły z towarem
wędrował po wioskach. Raz zastała go noc w drodze. Było lato, noc ciepła
księżycowa. Kupiec zdrożony ułożył się do snu pod rozłożystym drzewem. Dla
zabezpieczenia głowy od wilgoci, wydobył z walizy biały beret, których miał jako
towar pod dostatkiem, nasunął na głowę i zasnął. W pobliżu pełno było małp,
a siedziały na drzewie, pod którym spał kupiec. Małpiszony widząc człowieka
w berecie na głowie, idąc za swym instynktem próbują go naśladować. Jedna za drugą
zeskakują z gałęzi na gałąź coraz niżej. Któraś odważyła się wyciągnąć z walizki beret
i włożyła go sobie na głowę. Wnet wszystkie zrobiły to samo wypróżniając kupcowi
walizkę i tak sobie ubrane siedziały drzemiąc na drzewie. Z brzaskiem dnia budzi się
kupiec i z przerażeniem stwierdza, że walizka jest pusta! Zrabowano mnie w nocy,
62

7.3 Page 63

▲back to top
myśli sobie. Lecz po chwili zastanowienia dochodzi do wniosku, że gdyby to byli
złodzieje, zabraliby mu wszystko. Nie orientując się w sytuacji podnosi głowę
i spostrzega małpy ubrane w jego berety. Ach, wy nicponie! woła i poczyna ciskać
kamieniami myśląc, że zmusi je do oddania beretów. Małpy przeskakiwały z konaru
na konar i udawały, że nie rozumieją. Po nieudanych wysiłkach biedny kupiec
zrozpaczony drze sobie włosy, rzucając beret na ziemię. Na ten widok małpy czynią to
samo i w oka mgnieniu deszcz beretów spada na uradowanego kupca.
Otóż chłopcy, podjął Ksiądz Bosko, czasem czynią to samo, co małpy. Gdy
widzą, jak kto robi dobrze i oni tak czynią; gdy źle, to jeszcze prędzej oni. Stąd
konieczność, by dawać zawsze dobry przykład drugim, a unikać zgorszenia.
Widząc, że chłopcy niezbyt pamiętają o treści nauk mówionych do nich, starał
się przeplatać często swe nauki przykładami, porównaniami, które trafiały do ich
wyobraźni, oświecały umysł i poruszały serce.
Troska o zbawienie dusz młodocianych słuchaczy ujawniała się w nim samym
w czasie kazań tak, że często głęboko wzdychał i wybuchał płaczem. Raz zszedłszy
z ambony, z pewnym zakłopotaniem odezwał się do kleryka Askaniusza Savio: Wiesz,
nie mogłem się pohamować. Efekt zaś wśród słuchaczy był nieopisany.
Przypadło mu zakończyć te rekolekcje następującym upominkiem:
Odprawiajcie, co miesiąc Ćwiczenie Dobrej Śmierci. Odprawiać dobrze, co
miesiąc ćwiczenie dobrej śmierci. Odprawiać doprawdy dobrze miesięczne ćwiczenie
dobrej śmierci. Tak nam to przekazał ksiądz Rua.
W nagrodę za posłuszeństwo, nazajutrz poprowadził wychowanków na
wycieczkę na górę św. Michała. Szli z kapelą, która umilała wycieczki. Wspinaczka na
górę, po stromej serpentynie należała do najmilszych. Przewodnik poszukał sobie
osiołka, zaś młodzież otaczała swego kapitana, raz po raz powtarzając przyśpiewkę:
Niech żyje Ksiądz Bosko!
Co wiedzie swą młódź bez trosko
Na wyżyny cnót!
Niech żyje Ksiądz Bosko!
Co wiedzie swą młódź bez trosko
Na wyżyny cnót!
63

7.4 Page 64

▲back to top
A Ksiądz Bosko zręcznym manewrem kierował pochwałę do swego towarzysza
podróży, księdza Roberta Murialdo, skandując: Viva Roberto! …
Od czasu do czasu była krótka pauza; wtedy muzycy dęli w swe trąby
i dźwięczna melodia stokrotnym echem rozbrzmiewała między górskimi szczytami.
Spłoszone ptactwo zrywało się z drzew, górale wyzierali ze swych szałasów; osiołek
próbował towarzyszyć kapeli swym gwizdem. Doprawdy coś fantastycznego!
Gdy stanęli na szczycie góry, przed świątynią św. Michała Archanioła, powitali
ich OO. Rosminianie stróże sławnego sanktuarium. Chłopcy zwiedzili przybytek,
klasztor wraz z jego pamiątkami; słuchali z zainteresowaniem opowiadania Księdza
Bosko o historii tego zabytku.
„Świątynia pod wezwaniem św. Michała Archanioła, zwana popularnie La
Sagra di S. Michele, jest jedną z najsławniejszych opactw benedyktyńskich
w Piemoncie. Ze zwykłej pustelni, wybudowanej w roku 890 przez niejakiego Jana
z Rawenny, który tam obrał sobie siedzibę, została później przebudowana na
wspaniały kościół w stylu gotyckim, wraz z przyległym klasztorem. Wspomniany
fundator klasztoru, Hugo de Montocisier, uposażył hojnie ten klasztor jako ekspiację
za grzechy, po odbyciu pielgrzymki do Rzymu. Sprowadził budowniczego Atverta,
opata Lusathe we Francji, który sprowadził tu mnichów benedyktyńskich i sam został
opatem tego klasztoru. Zasłynął on niebawem świątobliwością mnichów i cieszył się
opieką i hojnością papieży, biskupów, królów i książąt. Po rozluźnieniu pierwotnej
karności, klasztor został w r. 1383 zamieniony na opactwo komendatoryjne, pod
protektoratem hrabiów Savoir, do inwazji francuskiej, z początkiem tego wieku,
aż uległ kasacie.
Klasztor odbudowany następnie przez naszych władców Karola Feliksa
i Karola Alberta, został oddany OO. Rossinianom, którzy nas tu dzisiaj goszczą z taką
hojnością! U stóp góry, na której się znajdujemy, otwiera się wąska kotlina Susa, przez
którą biegnie jedyna przełęcz we Francji.
Przełęcz ta jest sławna z historii, podstępem Karola Wielkiego, który idąc
z pomocą papieżowi, przebywszy Chiupsa uderzył z tyłu na Dezyderiusza króla
Longobardów i pokonawszy go położył kres panowaniu ich w Italii”.
Aczkolwiek tyle rzeczy ciekawych podniecało ich wyobraźnię, niemniej koło
południa inna ciekawość zajmowała ich myśli. Przechadzka wśród szczytów
64

7.5 Page 65

▲back to top
alpejskich, w rześkim powietrzu, wywołała potrzebę, której na imię apetyt, nawet
głód. Więc w czasie zwiedzania klasztoru kierowali ukradkiem wzrok w stronę
refektarza nie mogąc się doczekać godziny obiadu. Ta wreszcie nadeszła, a choć nie
wszyscy byli muzykami, spożywali go z apetytem muzyków!
Mogli tylko odwdzięczyć się śpiewem i muzyką gościnnym Ojcom, którzy
niemniej byli ucieszeni jak ich mili goście. Chętnie oprowadzali ich tu i tam pokazując
różne osobliwości przyrody. Po spędzeniu miłych chwil na rozrywce i odpoczynku,
zgromadzili się wszyscy w kościele na nabożeństwie.
Po południu jeszcze parę pieśni na pożegnanie stróżów sławnej świątyni i około
godziny piątej, otrzymawszy od Ojców bułki z owocem na podwieczorek, poczęli
schodzić w dół.
Przybywszy do S. Ambrogio na skrzyżowanie dróg, zatrzymali się. Zaśpiewano
pieśń, przy końcu, której ci z Turynu wykrzykiwali, E viva ai Giavenesi, tamci zaś – E
viva ai Torinesi, i obie grupy rozeszły się każda w swoją stronę. Torinesi szli
śpiewając wesoło, odmawiając różaniec, słuchając humorystycznych przykładów,
które opowiadali na zmianę Ksiądz Bosko z księdzem Murialdo.
Gdy dotarli do Tivoli późno w noc, większość była tak zmęczona, że nogi
odmawiały posłuszeństwa. A pozostało jeszcze 12 km drogi. Wobec tego, Ksiądz
Bosko doszedłszy z nimi do jakiejś gospody, wyszukał ile tylko mógł pojazdów, lecz
nie znaleziono wystarczającej ilości tak, że kilkunastu chłopców musiało odbywać
drogę pieszo. Ksiądz Bosko zadowolił ich w inny sposób. Zawoławszy Józefa
Bersagliere, dał mu dostateczną sumę pieniędzy, by zamówił chłopcom dobrą kolację.
Odpocząwszy, więc i nabrawszy sił, tylna straż ruszyła w drogę do Turynu. Była
późna noc; dla zachęty oraz żeby im się nie dłużyło, Bersagliere chwycił się sposobu:
sam uderzał o kamienie w ręku, kazał to robić innym, a w ten sposób
zaimprowizowano sobie nowy rodzaj instrumentu i z taką muzyką doszli do Oratorium
około 11.00 w nocy.
Ksiądz Bosko podał listę uczestników rekolekcji Stowarzyszeniu św. Pawła,
które pokryło ich koszt.
Opowiedzieliśmy obszernie o tych rekolekcjach i wycieczce, gdyż wryły się
one głęboko w pamięci młodzieży oraz celem uwydatnienia usiłowań Księdza Bosko,
by służyć Bogu w radości. Nie brakło i zdarzeń niezwykłych w tym czasie.
65

7.6 Page 66

▲back to top
Otóż Ksiądz Bosko, celem otrzymania od Boga uzdrowień i innych łask,
doradzał swym penitentom specjalne modlitwy a czasem śluby. Tak było na przykład,
w wypadku Feliksa Reviglio, którego od miesięcy dręczyła wysoka gorączka tak, że
lekarz podejrzewał suchoty. Ksiądz Bosko zabrał go ze sobą do Giaveno
i na spowiedzi, jak zeznawał sam Reviglio, podsunął mu złożenie ślubu
przystępowania co tydzień do spowiedzi przez 6 miesięcy. Równocześnie podawał
inne pobożne praktyki. Ten środek okazał się najskuteczniejszy ze wszystkich, jakie
dotychczas mu nie pomogły, to też w krótkim czasie młodzieniec odzyskał zupełne
zdrowie.
Inny młodzieniec 26-letni, jeden z najstarszych, jacy uczęszczali do
Oanatorium, wchodzi do zakrystii, gdy Ksiądz Bosko miał wyjść ze Mszą św.,
wyrywa gwałtem mszał ministrantowi Brosio i ucieka z nim. Ksiądz Bosko zawsze
zrównoważony, widząc to dał znak, żeby go nie gonić. A po Mszy powiedział
ministrantowi: Brosio, dobrze zrobiłeś zachowując spokój. Zobaczysz w swoim czasie,
kim jest ten młodzieniec. Ksiądz Bosko zgadł oczywiście.
Niedługo potem ów zawadiaka przeszedł do protestantów i był w towarzystwie
szumowin przeklinających w gospodzie Giardiniera. Nieraz zjawiał się w pobliżu
Oratorium usiłując przemocą odciągnąć chłopców od Księdza Bosko. Ten
wtajemniczył Józefa Brosio o jego podłej roli, dlatego Bersagliere uważał na niego.
Pewnego razu stanął przy bramie prowadzącej na podwórze ze sztyletem w ręku,
gotów go użyć, gdyby ktoś próbował go stamtąd usunąć. Któryś chłopiec pobiegł dać
znać Józefowi Brosio, podczas gdy inni przestraszeni uciekali w przeciwny kąt
podwórza. Brosio podszedł do niego prosząc, by się stąd oddalił a gdy ów nie słuchał,
powtórzył to energicznym tonem. Widząc jednak, że nic nie zyska z pijaczyną, bo ów
tylko szukał pretekstu do bójki, oddalił się i czujnie go obserwował. Furiat ów
niebawem dostał się w ręce policji. Ksiądz Bosko wezwany do złożenia zeznań
przeciwko niemu, uzyskał dlań zwolnienie, interpelował tylko sąd o roztoczenie opieki
nad swą osobą i Oratorium. Uznano wtedy za stosowne wydalić owo indywiduum
z granic miasta Turynu.
Stwierdził to ksiądz Rua towarzyszący Księdzu Bosko do sądu.
66

7.7 Page 67

▲back to top
ROZDZIAŁ XIII
W poprzednich miesiącach Ksiądz Bosko nie tracił z oczu propozycji opata
Rosminiego. Dlatego pod datą 20 czerwca aktem notarialnym nabywał od Seminarium
turyńskiego parcelę terenu (38a) uprawnego w formie trójkąta za cenę 7.500 lirów. Na
tym miejscu, po innych transakcjach stoi dzisiejszy kościół Matki Bożej
Wspomożycielki i laboratoria drukarni z przyległym podwórzem. Tymczasem
O. Gilardi pisał do Księdza Bosko ze Stresy, że opat Rosmini zgadza się na jego
propozycję udzielić mu pożyczki, na co Ksiądz Bosko tak odpowiadał:
„Ill. mo Signore!
Ku wielkiej mej radości otrzymałem list od Wielmożnego Pana komunikujący
mi postanowienie Przewielebnego Opata Rosmini, tym bardziej że jego oferta
przewyższa moje oczekiwanie. Przyjmuję, więc pożyczkę 20 tys. franków na cele
naszej budowy z należytym zabezpieczeniem hipotecznym, rezerwując sobie na czas
stosowniejszy powzięcie odpowiednich kroków, stosownie do miejsca, czasu i osób.
Ponieważ obecnie jestem obciążony wydatkami, prosiłbym o trzyletnie moratorium
bym nabywając nową posiadłość, mógł się wypłacić z ciążącego długu. Mówię to
jedynie ze względu na przyzwoitość, a nie stawiam jako warunku kontraktu, gdyż
przyjmuję propozycję nawet bez towarzyszących korzyści.
Dla obustronnego porozumienia się, oczekuję ukończenia planów nowego
budynku, które przedłożę osobiście, celem zasięgnięcia mądrej rady Czcigodnego
O. Opata Rosmini.
Prosząc o zakomunikowanie wyrazów mej czci etc.
Turyn – 13-7-1850. Um. mo Servitore amico. Don Bosco Gio. Capo dei
Birichini”.
O. Gilardi prokurator Rosminianów znów odpowiadał:
Stresa – 26-7-1850 r.
„Przepraszając za zwłokę w odpowiedzi na jego list z 13 bm., mój Przełożony
ks. Antoni Rosmini nie godzi się na trzyletnie moratorium w korzystaniu z kapitału;
może jedynie przedłużyć poza trzy lata realny jego wkład, jako tzw. Vaglia, względnie
67

7.8 Page 68

▲back to top
pagherò, jakie by mu Przewielebny Ksiądz przedłożył. Przewielebny Ojciec
Przełożony z przyjemnością przyjmuje do wiadomości jego rychły przyjazd, prosząc
by nie zwlekał, tym bardziej że pieniądze są gotowe do odebrania do jego dyspozycji
etc. G. Gilardi PP”. .
Ksiądz Bosko znów odpisywał:
„Car. mo Sig. D. Carlo!
Obawiam się, że zwłoka z mym przyjazdem do Stresa mogłaby spowodować
jakieś niejasności. Dlatego uważam za stosowne napisać Wielce Przewielebnemu, by
zakomunikował mu, że jedynym motywem zwłoki jest czekanie na plan budowy. Pan
inż. Bocca zapewnił, że w bieżącym tygodniu plany będą gotowe tak, że w przyszłym
tygodniu mam nadzieję znaleźć się w Stresa. Ponieważ w tym czasie wypadnie mi
seria rekolekcji dlatego będę mógł przybyć dopiero około 16 września. Proszę
o łaskawe wytłumaczenie mnie wobec Przewielebnego Opata Rossini i zapewnienie
go, że trzymam się umowy. Podczas gdy etc.
Turyn – 27-8-1850 r. Ksiądz Jan Bosko”.
We wrześniu, zatem wybierał się Ksiądz Bosko do Stresa, celem porozumienia
się odnośnie budowy. Równocześnie chciał bliżej zaznajomić się z regulaminem
i metodą karności głównego domu zgromadzenia księży miłosierdzia oraz ich
nowicjatu.
Gdy przybył do Santhià około północy, wyspowiadał swego konduktora
dyliżansu; poczym wybrał się przez Vercelli i Novarę w kierunku Arony. Planował
dojechać do Stresa statkiem. Zastał jednak w dyspozytorni dyliżansu swego
przyjaciela i dobrodzieja Oratorium, markiza Arconati, który zaproponował mu
skorzystać z jego własnego powozu i towarzystwa. Podróż, zatem była mniej męcząca.
Z tej okazji, markiz proponował odwiedzenie Aleksandra Manzoniego w jego
willi. Ksiądz Bosko przyjął zaproszenie. Niebawem przybyli do Lessa, miejsca pobytu
Manzoniego. Zostali przyjęci z wyszukaną grzecznością. Tam Ksiądz Bosko zjadł
śniadanie w towarzystwie pisarza, z którym przebywało kilku krewnych. Manzoni
pokazał swemu gościowi swe manuskrypty, ledwie czytelne z powodu mnóstwa
poprawek. Więcej okazji nie miał Ksiądz Bosko do spotkania się z Manzonim, jak
68

7.9 Page 69

▲back to top
tych parę godzin; wystarczyło mu to jednak dla wyrobienia przekonania, że prostota
stylu jest owocem długich studiów.
Pożegnawszy Manozniego odjechali do Stresa, gdzie Ksiądz Bosko był
przyjmowany uroczyście przez opata Rosminiego wraz z jego zakonnikami, którzy
wciąż jeszcze łudzili się, że zostanie ich współbratem. Przebywał tam parę dobrych
dni na ciągłych pertraktacjach z opatem. Mówiło się wiele o chciwości czynników
państwowych na dobra kościelne. Widoczne było, że dawne formy życia klasztornego
nie zdołają się ostać przed uzurpacją władz państwowych względem ich własności
wspólnej. Należało, więc znaleźć sposób zabezpieczenia istnienia społeczności
zakonnej w taki sposób, by poszczególni jej członkowie występowali z prawami
obywatelskimi a równocześnie byli związani ślubami zakonnymi. Ksiądz Bosko miał
już gotowy swój własny projekt. Lecz opat Rosmini był jednym z pierwszych, którzy
godzili ślub ubóstwa w swym zgromadzeniu z własnością osobistą członków.
Dał, więc Księdzu Bosko konstytucje swego zgromadzenia, opowiedział jej
historię, cel i zatwierdzenie przez Rzym. Postanawiał w nich, żeby każdy członek
zatrzymywał własność swych dóbr w obliczu władzy świeckiej, lecz bez prawa ich
alienacji i rozporządzania nimi bez zezwolenia przełożonego. W taki sposób ślub
ubóstwa był zabezpieczony w swej istocie, a unikało się niebezpieczeństwa własności
wspólnej. Rzecz wydawała się początkowo tak wielką nowością, że Kongregacje
rzymskie, do których odesłano zbadanie Konstytucji, podniosły poważne zarzuty. Lecz
gdy założyciel uzasadnił, że istota ślubu zawiera się w głębi ducha, nie w rzeczach
zewnętrznych, a ubóstwo zakonne polegać winno na oderwaniu się od przywiązania
do bogactw i gotowości ich pozbycia się, konstytucje uzyskały zatwierdzenie.
I konkludował: Nasze zgromadzenie nigdy nie zostanie zniesione, bo nie zdobędą nic
na nim!
W Stresa zdarzył się fakt godny wzmianki. Pewna bogata znakomita dama,
Anna Maria Bolongaro podarowała opatowi Rosminiemu swą willę położoną nad
brzegiem jeziora Lago Maggiore, z przyległym ogrodem i lasem. Ponieważ wielu
uczonych odwiedzało go, by poznać się osobiście i zaznajomić z jego opiniami
filozoficznymi, dlatego by nie powodować pewnego zamieszania w domu
nowicjackim, przeniósł się w tym roku do wspomnianej willi. Tu zbierało się
towarzystwo na dyskusje naukowe, z należytą obsługą.
69

7.10 Page 70

▲back to top
Rosmini przy sposobności zaprosił Księdza Bosko na obiad do siebie. W taki
sposób znalazł się w towarzystwie znanych filozofów ówczesnych z bliższych
i dalszych okolic. Biesiadników zasiadło około trzydziestu, w liczbie ich Nicolò
Tommaseo, poeta Grossi, Neapolitańczyk Roggero Bonghi, medyk Karol Alojzy
Farini di Russi i wielu innych, figurujących w dziejach rewolucji włoskiej. Na
przykład, Farini opublikował Historię Państwa Rzymskiego, trzymając się
umiarkowanych opinii. Ksiądz Bosko czytał to dzieło, choć nie znał autora a tym
mniej przypuszczał, że znajdował się on w tym zespole.
Przy stole dyskutowano na tematy polityczne i religijne; przy tym nie zawsze
opinie były słuszne. Wielu skłaniało się do liberalizmu w dzisiejszym sensie;
krytykowano zarządzenia Kurii rzymskiej, chwalono niektóre rządy włoskie,
nielegalnie oponujące prawom Stolicy św.
Opat Rosmini nie występował przeciw opiniom dotyczącym polityki. Ksiądz
Bosko zaś głęboko przywiązany do Stolicy św. i Papieża czuł się nieswojo. Znajdując
się jednak w domu obcym i wśród tak kulturalnego towarzystwa słuchał nie zabierając
głosu. W pewnej chwili rozmowa przeszła na temat bieżących stosunków między
Kościołem a państwem piemonckim. Brano w obronę dziełko Rosminiego: La
Costituzione secondo la giustizia sociale – wydane w 1848, a wciągnięte na Indeks.
Była również mowa o dokonywaniu wyboru biskupów na zgromadzeniach kleru
i ludu. Owe dyskusje stawały się coraz bardziej zawzięte i nie miały już charakteru
swobodnej wymiany opinii między dyskutantami.
Opat Rosmini uciszał dyskretnie zbyt gorących mówców, szepcząc do
Bonghiego: Tu jest Ksiądz Bosko! Ten zaś bezczelnie odrzecze Rosminiemu sądząc,
że Ksiądz Bosko nie usłyszy:
Ten imbecyl nic nie rozumie!
Ksiądz Bosko udał, że nie dosłyszał zniewagi; lecz Rosminiemu nie w smak
były te dyskusje; zbyt doceniał Księdza Bosko, milczał zamyślony. Tymczasem
wstawano od stołu. Tematem konwersacji w salonie było świeżo wyszło z druku
dzieło Fariniego – Państwo Kościelne. Rosmini znając zamiłowanie historyczne
Księdza Bosko, który dotychczas nie zabierał głosu, zaprosił, by przedstawił swe
opinie.
70

8 Pages 71-80

▲back to top

8.1 Page 71

▲back to top
Ksiądz Bosko chętnie skorzystał z tego. Spokojnie, lecz śmiało przy ogólnym
zainteresowaniu zauważył, że historia Fariniego nie zasługiwała na specjalne
pochwały z powodu pewnych niedokładności historycznych i dla pewnych
inwektywów pod adresem świeckiej władzy Papieża. Wykazywał przy tym wielką
znajomość dzieł Fariniego. W towarzystwie poczęto się uśmiechać z powodu tej
nieoczekiwanej krytyki, przy czym zachęcano rozmówcę do dalszych uwag. Ksiądz
Bosko nie podejrzewając niczego kontynuował. Gdy chodziło o Kościół i Papieża, był
nieustępliwy. Farini słuchał w milczeniu tych wywodów; innych wytworzona sytuacja
mocno ubawiła. Wreszcie można wyobrazić sobie zaszokowanie Księdza Bosko, gdy
mu powiedziano: Czy ksiądz zna doktora Fariniego? Nie znam. Mam zaszczyt go
przedstawić księdzu!
Ksiądz Bosko bynajmniej niezmieszany podał mu rękę i przepraszając
powiedział, że nie miał intencji nikogo obrazić. Kontynuując zaś swe wywody zrobił
grzecznie uwagę, iż autor popełnił kilka poważnych nieścisłości w rozdziale
o wypadkach w Romagni. Wszyscy mniemali, że Farini obrażony wybuchnie gniewem
i będzie się bronił. On tymczasem słuchał uważnie rzeczowej krytyki i podziękował
Księdzu Bosko: No, widzę, że Ksiądz jest doskonale zorientowany, a przy tym znawca
historii; podoba mi się jego szczerość: nikt mi dotąd nie zrobił podobnych uwag.
Sam opat Rosmini był zdumiony taką odwagą Księdza Bosko i prywatnie
powiedział mu: Ja bym nigdy nie odważył się powiedzieć tego Fariniemu w oczy!
Jeszcze ktoś inny podziwiał Księdza Bosko; a był to Mikołaj Tommaseo.
Z końcem tygodnia Ksiądz Bosko wrócił do Turynu dyliżansem, chcąc
w niedzielę być w Oratorium. Stąd pod koniec września wybierał się do Castelnuovo.
Pamiętamy, jak trudził się udzielając korepetycji z łaciny czterem chłopcom:
Buzzettiemu, Gastiniemu, Bellia i Reviglio Feliksowi. Obecnie zabrał ich ze sobą na
odpust Matki Bożej Różańcowej do Becchi, by mieli nieco zasłużonego odpoczynku.
Wraz z nimi zabrał też innych wychowanków.
W okolicznych wioskach spotykał się często ze znajomymi, potrącając nieraz
o sprawy duszy:
O, jak piękne jest niebo! Lecz nie dla leniwców!
Coraggio… Coś pięknego, gdy ujrzymy Boga twarzą w twarz!
Posyłajcie dzieci na katechizm i do spowiedzi!
71

8.2 Page 72

▲back to top
Miejcie ufność w naszej dobrej Matce Najśw. Maryi Wspomożycielce!
Unikajcie grzechu, jeśli pragniecie, by Bóg błogosławił waszym polom
i winnicom.
Było to jakby ustawiczne kazanie, mimo rozlicznych zajęć. Wielu z Buttigliere
jeszcze pamięta o tych słowach wypowiedzianych przy różnych okazjach.
Przybywszy do Becchi pisał do księdza Borela swego zastępcy:
„Car. mo Sig. Teologo!
Przy okazji przesyłam wieści o nas. Tych parę dni skorzystałem znacznie na
zdrowiu, choć nie tak jak w poprzednich latach. – Senescimus annis. – Savio pozbył
się febry. Reviglio też czuje się lepiej, także inni, z wyjątkiem zjadliwego apetytu: jest
dobra polenta. Zajmuję się korektą Historii Dynastii Sabaudzkiej, którą pan Marietti
chce przedrukować. Przed wyjazdem nie mieliśmy sposobności długo rozmawiać;
proszę czuć się jak dobry pater familias w swoim i moim domu. Jeśli potrzeba
pieniędzy, proszę iść do księdza Cafasso, a da mu ile potrzeba. Uważałbym za
stosowne dla niego i dla mnie, przechadzkę do Castelnuovo. Można się, więc
wypuścić z księdzem T. Vola, Carpano, Murialdo, Ponte. Po ustaleniu dnia wyjazdu
pełną parą, chciałbym posłać, jakiegoś przewodnika, któryby dowiózł was na miejsce,
bez dotykania ziemi stopami. – O quam bonum et jucundum habitare in unum! Proszę
napisać wieści o sobie i Oratorium, szpitaliku etc.
Castelnuovo d’Asti – 30-9-1850. Aff. mo amico. Ksiądz Jan Bosko.
P. S.
Otrzymałem w swoim czasie zgodę na wystawienie i błogosławienie
Najświętszym Sakramentem, za co dziękuję. W tej samej chwili, gdy to piszę,
otrzymałem list, w którym donosi mi o sprawach, o których chciałem wiedzieć.
Polecam mu naszego podopiecznego Józefa Rossi szewca, wraz z Konstantynem,
którego od szeregu dni widuję wałęsającego się po Turynie bez zajęcia”.
Ksiądz Bosko pisał księdzu Borelowi, by zwrócił się o pieniądze do ks.
Cafasso. Widocznie musiał mieć poważniejsze kłopoty finansowe, skoro polecił
swemu prokuratorowi sprzedaż pewnych działek gruntu na Valdocco.
72

8.3 Page 73

▲back to top
W owym czasie Ksiądz Bosko zetknął się po raz pierwszy z chłopcem Jankiem
Cagliero lat 12, rodem z Castelnuovo. Przedstawił go proboszcz ks. Cinzano,
by zbadał jego powołanie i przyjął do swego zakładu w Turynie. On sam jako biskup
opowiada nam o swym pierwszym spotkaniu z Księdzem Bosko: Doznałem wrażenia,
że Ksiądz Bosko to kapłan świątobliwy, gdy zetknąłem się z nim po raz pierwszy:
a to ze sposobu, w jaki mnie traktował i jak odnosił się do niego mój nauczyciel
z Castelnuovo oraz inni księża. Wrażenie to pogłębiało się we mnie w ciągu tych
33 lat życia przy jego boku. Ksiądz Bosko po owej rozmowie polecił mi zgłosić się
do Oratorium w przyszłym roku.
Potem jeszcze jakiś czas bawił Ksiądz Bosko w Becchi, skąd pisał do opata
Rosminiego następujący list:
“Ill. mo e Reverendissimo Signore!
Donoszę, że ze względów zdrowotnych spędziłem parę tygodni na wsi.
Obecnie, dzięki Bogu, czuję się dobrze i za parę dni wracam do stolicy. Tymczasem
P. W. może wydać odpowiednie zarządzenie w sprawie ustalonej między nami
pożyczki. Zabezpieczenie jak sądzę, może oprzeć się o hipotekę nieruchomości,
względnie przez bezpośrednie rozporządzenie testamentalne; w tym zgadzam się na
wszystko, co P. W. uzna za stosowne. Wciąż jeszcze pełen jestem wdzięczności za
gościnę mi użyczoną w Stresa. Życząc wszelkiego dobra, zachowania przy zdrowiu,
jak i rozkwitu jego instytucji, pozostaję etc.
Umil. mo Servitore – Ksiądz Jan Bosko”.
Odpowiedź nadeszła z datą dnia następnego:
„Stresa – 26-10-1850 – Sig. D. Giovanni Bosco M. R. e Car. Mo!
Na pismo jego z dnia 25 bm. z polecenia mego przełożonego ks. Opata
Rosminiego, odpowiadam następująco: Jest gotów polecić wypłacenie mu pożyczonej
sumy; przede wszystkim jednak pragnąłby żeby Wasza Przewielebność przedłożył mu
plan budynku, który zamierza zbudować, zgodnie z wymogami ustalonymi tu, tak by
mógł być zatwierdzony przez ks. opata Rosminiego.
73

8.4 Page 74

▲back to top
Suma 20 tys. franków zostałaby mu wypłacona jednorazowo na podstawie
analogicznego dokumentu obligacyjnego i asekuracyjnego, jakie by mu przedłożył,
a to dla uniknięcia większych formalności, gdyby się pożyczkę udzielało ratami.
W takim wypadku, można korzystnie dla siebie umieścić w banku sumę, jaka by mu
na razie nie była potrzebna /…/. Wreszcie /opat Rosmini/ pragnąłby, by pożyczona
suma została zabezpieczona raczej hipotecznie na parceli i budynku na niej
wzniesionym, aniżeli testamentalnie, a to z powodu, że okaziciel lub jego zastępca
byliby obciążeni 10% taksą na rzecz państwa.
C. Gilardi”.
74

8.5 Page 75

▲back to top
ROZDZIAŁ XIV
Ksiądz Bosko uważając, że jego czterej uczniowie są dostatecznie
przygotowani z j. łacińskiego, by móc złożyć egzamin dla przywdziania sukni
kleryckiej, ze względu na pilną potrzebę ich pomocy w Oratoriach, pisał do
arcybiskupa, Fransoniego w Lyonie. Ten odpowiadał następująco pod datą 23
października 1850:
„Carissimo Don Bosco!
Przykro mi, że nie mogę zadość uczynić prośbie o dopuszczenie poza
terminami ustalonymi do egzaminu przed obłóczynami jego wychowanków: Feliksa
Reviglio, Bellia Jakuba, Józefa Buzzetti i Karola Gastini, gdyż w taki sposób
pominęłoby się rozporządzenie wydane przez mego poprzednika, który ustalił raz
w roku dla wszystkich kandydatów. W niektórych wyjątkowych wypadkach
złagodziłem to rozporządzenie pozwalając, by ktoś został obłóczony bez egzaminu,
który zda w terminie ustalonym dla wszystkich kandydatów. Tyle mogę zrobić dla
jego kandydatów i w taki sposób uważam osiągnie swój cel. Proszę, więc zachować
niniejsze pismo dla swego usprawiedliwienia a tymczasem staranniej przygotować
kandydatów, by zapewnić pomyślny wynik ich egzaminu. Polecając się jego
modlitwom, pozostaję etc.
-Suo dev. mo oblig. Servo + Alojzy arcybiskup Turynu”.
Ksiądz Bosko wdzięczny arcybiskupowi, po powrocie do Turynu kontynuował
lekcje aż do końca roku. Udzielał przez 14 miesięcy bez przerwy lekcji z łaciny do
południa każdego dnia. Trzeba było obecnie przeegzaminować ich przynajmniej
prywatnie. Zaprosił, więc w tym celu księży: doktora Chiaves oraz profesora retoryki
księdza Mateusza Picco, którzy byli zdumieni, że w tak krótkim stosunkowo czasie
przygotowywał doskonale uczniów z łaciny. Orzekli, że są zdolni zostać zaliczeni do
studentów filozofii.
Satysfakcję, którą miał Ksiądz Bosko z tego egzaminu poprzedził inny bardzo
cenny nabytek a równocześnie miała to być bolesna strata. Widzieliśmy już, że
w rekolekcjach w Giaveno brał udział młodzieniec Michał Rua. Ukończył on szkołę
75

8.6 Page 76

▲back to top
elementarną pod kierownictwem Br. Michała Lasallisty. Ten widząc jego inteligencję,
pobożność, roztropność, zamiłowanie do nauki, zaproponował wstąpienie do ich
zgromadzenia. Chłopiec, który wzajemnie kochał swego nauczyciela, zgodził się na to
odpowiadając:, Jeśli brat powróci tu na przyszły rok, uczynię co mi radzi. Rua
mieszkał niedaleko Oratorium na Valdocco. Ojciec jego był ogrodnikiem, matka nie
mniej staranna od Małgorzaty Bosko w wychowaniu dzieci. Chłopiec biegał często do
Oratorium. Gdy skończył szkołę elementarną, Ksiądz Bosko zgadując wyjątkowe
zdolności chłopca spytał go, czy nie pragnąłby zostać księdzem. Michaś odrzekł:
Bardzo chętnie! – Zatem przygotuj się z łaciny do egzaminu.
Michaś przedstawił wówczas propozycję, jaką miał już ze strony Brata Michała
swego nauczyciela. Ksiądz Bosko usłyszawszy to, nic więcej nie powiedział, choć
musiało to być dla niego przykre. Dalszymi jednak wypadkami pokierował Pan Bóg.
Oto Brat Michał został przeniesiony przez swe władze zakonne gdzie indziej. Michaś
zaś zwolniony w taki sposób z danego słowa, otrzymał zezwolenie od rodziców
pójścia za radą Księdza Bosko.
Przyniósł tę wiadomość kierownikowi swej duszy (Księdzu Bosko) a zarazem
przedstawił swe cenzurki szkolne z celującymi stopniami z nauki i sprawowania, które
przechowały się dotąd w naszym archiwum.
Ksiądz Bosko w czasie trzymiesięcznych wakacji skierował Rua Michała wraz
z chłopcami Ferrero i Marchisio, do księdza Marla na korepetycje z j. łacińskiego.
Lecz po uroczystości Wszystkich Świętych posyłał ich regularnie do szkoły Józefa
Bonzanino prowadzącego trzy klasy niższe gimnazjalne a sam dawał korepetycje
z systemu metrycznego i rachunków.
Michał Rua mieszkał jeszcze rok ze swymi rodzicami. Uczynił tak wielkie
postępy w nauce, że przy końcu roku 1850/51 ku zdumieniu profesorów złożył
egzamin z trzech klas gimnazjalnych niższych.
Ostąd Ksiądz Bosko posyłał go wraz z Savio Aniołem i innymi katechizować
i asystować oratorianów w Vanchiglia i Porta Nuova przez kilka lat następnych.
Ksiądz Bosko często zasięgał informacji o swych uczniach u profesora
Bonzanino. Pewnego dnia Savio Askaniusz wraz z Michałem Rua szli do oratorium
św. Alojzego i Savio zwierzył się do Rua: Wiesz co Michałku, Ksiądz Bosko polecił
mi zasięgnąć informacji o tobie u prof. Bonzanino i nie bardzo im dowierzał. Dodał
76

8.7 Page 77

▲back to top
mi, że wiele liczy na ciebie i że ty staniesz się jego wielką podporą w przyszłości.
Michał Rua nie zapomniał nigdy tych słów.
Ksiądz Bosko zdobył sobie w taki sposób nowego cennego ucznia lecz
równocześnie stracił drogiego przyjaciela. Oto ks. kanonik kolegiaty św. Wawrzyńca
w Turynie, Wawrzyniec Gastaldi doskonały kaznodzieja, zdecydował się, zrzec się
kanonikatu, spragniony życia surowszego i studiów. Gorący zwolennik Rosminiego
i jego poglądów filozoficznych poczuł chęć wstąpienia do jego zgromadzenia. Wstąpił
więc do ich nowicjatu w Stresa. Po odbyciu próby, gdy zmienił swe poglądy
filozoficzne, przełożeni zwolnili go z wykładów i zgodnie z jego życzeniem wysłali go
na misje do Anglii. Pozwolono mu utrzymywać korespondencję z dziennikami
włoskimi lecz zabroniono pisać na tematy filozoficzne.
Uzdolniony wysoce jako kaznodzieja rychło przyswoił sobie język angielski
i przez lat wiele występował jako szermierz katolicyzmu w Anglii.
Dotrzymywał jednak przyjaźni Księdzu Bosko a wyjeżdżając do Stresy, potem
do Anglii, wyraził się do swej matki: Rozstaję się z wami fizycznie idąc za swym
powołaniem; lecz nie smućcie się z tego powodu, pogódźcie się z wolą bożą. Jakby
mnie drugiego kochajcie Księdza Bosko i jego sieroty. Życzliwość, jaką otaczaliście
mnie skierujcie na tę nową zapoczątkowaną rodzinę a pozyskacie wielką zasługę przed
Bogiem.
Tak też czyniła zacna pani Gastaldi. Widziano ją często mimo podeszłego
wieku w Oratorium wraz ze swą córką, zajętą w pralni i szatni przy naprawie
i kompletowaniu bielizny chłopców. Do końca życia była wybitną dobrodziejką dzieł
Księdza Bosko.
Podczas gdy kanonik Gastaldi z pożytkiem misjonował w Anglii, Ksiądz Bosko
pracował ustawicznie nad zachowaniem wiary we Włoszech. Spod jego pióra wyszło
niebawem nowe dzieło zatytułowane: „Łatwy sposób zapoznania się z Dziejami
Biblijnymi – na użytek ludu katolickiego”. Wykładał w formie dialogicznej fakty ze
Starego i Nowego Testamentu w trzydziestu rozdziałach, zawierających pytania
i odpowiedzi bardzo zwięzłe i jasne. Książka poprzedzona była następującym
wstępem:
77

8.8 Page 78

▲back to top
„Obecne Dzieje Biblijne są przeznaczone dla użytku katolików, zwłaszcza tych,
co z powodu zajęć lub braku studiów, nie mogą korzystać z gruntowniej
opracowanych dzieł”.
„Celem moim jest wykazać, że w Biblii zawiera się wiele prawd wyznawanych
przez katolików, a zaprzeczanych przez wrogów naszej religii. Powyższa książeczka
daje streszczenie dziejów Biblijnych przeze mnie opublikowanych, używanych
w wielu szkołach. W jej napisaniu posłużyłem się katechizmami używanymi
w diecezjach, z dodatkiem skrótu historii biblijnej. Mam nadzieję, że czytelnicy
przyczynią się do propagowania jej w szkołach i rodzinach, w przekonaniu, że posłuży
to dla dobra naszej religii. Nich Bóg błogosławi wszystkich co pracują dla dobra dusz,
wleje w ich serce odwagę i moc, by wytrwali na drodze prawdy darząc swą łaską
w życiu obecnym i przyszłym”.
Celem przywołania Żydów do Jezusa Chrystusa, przytoczył obszerniejszy
wykład proroctwa o zburzeniu Jerozolimy; dla wykazania błędów protestantów,
traktował w Biblii i Tradycji o Kościele i jego przymiotach i o stowarzyszeniach
odłączonych od Kościoła katolickiego.
Dialogi powyższe dawał do przestudiowania swym wychowankom: na
akademiach często zjawiały się dialogi na powyższe tematy:
 św. Piotr ustanowiony przez Jezusa Chrystusa naczelnikiem Kościoła
i jego Głową. Apostołowie i biskupi uznali św. Piotra za swą głowę.
 Następcami św. Piotra są Papieże rzymscy przyodziani pełnością jego
autorytetu.
 Wyjaśnienie Biblii i świadectwo tradycji apostolskiej zawdzięczamy
jedynie Kościołowi katolickiemu, gdyż Jezus Chrystus przekazał mu, a nie komu
innemu, nieomylną władzę w utrzymywaniu wiary.
 Błędy przeciwko wierze były zawsze potępiane przez Papieży rzymskich
a ich orzeczenia przyjmowane przez prawdziwych katolików jako pochodzące z ust
samego Jezusa Chrystusa.
 Jezus Chrystus przyrzekł swemu Kościołowi istnienie aż do końca
wieków.
78

8.9 Page 79

▲back to top
Do wspomnianej książeczki Ksiądz Bosko dołączył mapę Ziemi świętej
a w 1855 dokonał przedruku książki. Przedrukowywana następnie po wielekroć
krążyła w niezliczonych kopiach wśród ludu.
79

8.10 Page 80

▲back to top
ROZDZIAŁ XV
Czcij ojca twego i matkę twoją – upomina Bóg a Ksiądz Bosko był dla
chłopców wzorem w zachowaniu tego Przykazania. Wspominał często o swym ojcu,
którego nie zdążył dobrze poznać i modlił się o spokój jego duszy. Względem swej
matki żywił najdelikatniejsze uczucia synowskie, pocieszając ją i wspierając w jej
starości. Służył matce, w czym tylko mógł. Słuchał jej i chętnie zasięgał rad we
wszystkim. Cieszył się szczerze z tego, że i jej sprawiało przyjemność przyczyniać się
dla dobra wspólnego wychowanków, którzy ją uważali jakby za własną matkę.
Wyrażał się zawsze o niej ze czcią, okazując serdeczną wdzięczność za tyle trudów
podjętych w jego wychowaniu. Wychwalał zwłaszcza za to, że od najwcześniejszego
dzieciństwa nauczyła go kochać i służyć Bogu, wszczepiając wielki wstręt do grzechu.
Nawet w późnej starości wspomnienie matki rozrzewniało go. Mimo, że podkreślał
swe niskie pochodzenie, że jego matka była zwykłą wieśniaczką, zawsze przecież
szczycił się nią wobec różnych nawet wysoko postawionych osobistości.
Chciał, by również chłopcy odnosili się do niej ze czcią, a jeśli czasem, który
przez lekkomyślność czy kaprys chłopięcy, w czym uchybił, na słówkach wieczornych
wpajał im posłuszeństwo mówiąc: „Jeśli ja, jako dyrektor domu słucham i poważam
swą matkę, to i wy macie czynić to samo!”.
Równocześnie podkreślał jej trudy ponoszone dla ich dobra, dobrodziejstwa,
jakie im świadczyła. Wspominał przy sposobności o ich własnych mamusiach
pozostałych w domu, powtarzając słowa z księgi Tobiasza: „Czcij matkę twoją
w każdej chwili jej życia, gdyż winieneś pamiętać, ile trudów poniosła dla ciebie”.
(4, 3).
Ksiądz Bosko nie pomijał sposobności, by ją czcić. Imieniny jej przypadały
w listopadzie obchodzone przez młodzież jak najgoręcej. W przeddzień Ksiądz Bosko
prowadził ich do niej z bukietem pięknych kwiatów. Zacna matka przyjmowała ich
z uśmiechem, słuchała uważnie recytowanych wierszyków. Po złożeniu życzeń
dziękowała w kilku słowach:
80

9 Pages 81-90

▲back to top

9.1 Page 81

▲back to top
„No, dziękuję wam bardzo! Przecież nic wielkiego nie robię dla was.
Wszystkim tu jest Ksiądz Bosko. Dziękuję jednak serdecznie za komplementy, a jutro,
jeśli Ksiądz Bosko pozwoli, dostaniecie jedną potrawę więcej”.
Odpowiadano entuzjastycznym „Viva Mamma!” i rozchodzono się.
Z jej słów widać, jak wynosiła zawsze autorytet swego Księdza Jana wobec
chłopców. Właśnie ze względu na jej pokorę szanowano ją powszechnie. Od chwili,
gdy przyszła na Valdocco, w sąsiedztwie nie inaczej ją nazywano jak „mamma”. Sama
zaś z równym szacunkiem i dobrocią traktowała księcia, markiza, bogatego czy
biednego.
Znakomite osobistości, nawet biskupi odwiedzający Księdza Bosko nie
zapomnieli ukłonić się matusi Małgorzacie. Jej cnoty, wybitny rozsądek, były
przedmiotem podziwu. Bywało, że nie zastano Księdza Bosko, lub chwilowo był
zajęty; wówczas zatrzymywano się u matusi Małgorzaty. W owych czasach nie było
jeszcze poczekalni, dlatego odwiedzający panowie nie chcąc stać na dworze pod
prażącym słońcem lub deszczem, pukali do Małgorzaty: Matusiu, czy można?
Proszę, proszę bardzo, zapraszała serdecznie wstając od naprawy odzieży
chłopców, przysuwała krzesło i zapraszała, by spocząć. Przecież były to osoby
zamożne, uczone, wysoko postawione; ona wcale niezmieszana, nie przestając się
zajmować swoją pracą, przepraszała gościa:
Proszę pozwolić, że skończę swój paciorek, potem jestem na usługi.
Ależ proszę bardzo! I Małgorzata kończyła „Zdrowaśki” potem zaczynała się
konwersacja; gdy rozmowa czasem utykała, znowu szeptała Zdrowaśkę.
Goście niejednokrotnie gawędzili z nią do pół godziny i dłużej, słuchając
chętnie jej słów okraszonych przysłowiami ludowymi. Czasem z poufałością stawiano
jej pewne kwestie do oceny. Małgorzata zachowywała we wszystkim niezmącony
spokój. Niczym niezniecierpliwiona, niespeszona ani zakłopotana. Jej zdrowy
rozsądek i katechizm, zawsze przychodziły jej z pomocą: jakiś żart, przysłowie
względem ignorancji, opowiadanie rzeczy zasłyszanych lub widzianych, pozwalały jej
wyminąć pytania, jakich nie rozumiała. Goście szczerze byli zachwyceni tym, jak
potrafiła się znaleźć ta skromna wieśniaczka, która co dopiero opuściła swą ubogą
strzechę i przyszła do wielkiego miasta.
81

9.2 Page 82

▲back to top
Trzeba również zaznaczyć, że nie wyprowadziły jej z równowagi ani czyjeś
zrzędzenia, lekceważące wyrazy, czy nawet pretensje.
Względem dobrodziejów domu i syna, odnosiła się z gorącą wdzięcznością.
Pragnęła im się odwzajemnić: tłumaczyła się serdecznie swą niemożnością, ujmowała
prostotą i uprzejmością. Gdy było gorąco lub zimno, ofiarowywała gościom skromnie:
Może filiżaneczkę kawy? Gdy wymawiano się, nastawała tak serdecznie
i zniewalająco, że goście ustępowali, a ona krzątała się przy kuchence około
przyrządzania napoju.
Gdy koło południa przychodził jakiś proboszcz, uważała za swą powinność
zaprosić na obiad. Tłumaczyła się grzecznie:
Gdybym została uprzedzona, przyrządziłabym coś lepszego. Proszę nie gardzić
skromną gościną, sprawi tym przyjemność memu synowi. Księża dla jej przyjemności
i by móc porozmawiać z Księdzem Bosko, przyjmowali zaproszenie. Ale potem, czym
prędzej szli do siebie lub do restauracji, by lepiej zjeść. Bo w owych czasach
w Oratorium brakowało może nawet tego, co konieczne.
Uznała zrobić niespodziankę osobom, jej mniemaniem posłanym przez
Opatrzność. Gdy ze wsi ktoś przysłał świeże nowalijki, wczesne owoce, zajączki,
gołąbki, serdecznie była tym ucieszona i posyłała wnet swój podarunek owej życzliwej
rodzinie. Przede wszystkim jednak dotrzymywała obietnicy danej dobrodziejom: będę
modliła się, by Bóg błogosławił naszym dobrodziejom i darzył ich wszelką
pomyślnością. Wszakże wspomniane gesty nie zmieniły jej zasad i obyczajów.
Nauczona żyć ofiarą i wyrzeczeniem się dla miłości Pana Jezusa, powtarzała często:
„Urodziłam się uboga i chcę umrzeć ubogą”.
Wypadło jej nieraz odwiedzić dobrodziejów w ich pałacach, gdzie
przyjmowano ją po wielkopańsku. Mimo tego, nie chciała nigdy swego prostego stroju
wiejskiego zamienić na suknię z droższego materiału.
Ci panowie wiedzą doskonale, że jestem ubog, mówiła, dlatego mi przebaczą
wiejski strój. Godne jednak uwagi, że nosiła się zawsze schludnie i czysto. Po wielu
latach używania, suknia jej była już bardzo spłowiała i wytarta, choć zawsze bardzo
czysta.
82

9.3 Page 83

▲back to top
Pewnego razu Ksiądz Bosko odezwał się: Mamo, na miłość boską, proszę się
postarać o nową suknię. Już tyle lat nosicie tę starą!
A co? Nie wydaje ci się jeszcze dość ładna moja stara sukienka?
Ładna? Ależ wam powtarzam, że już nie jest przyzwoita. Odwiedzą nas
niebawem, hrabia Ciriodi, markiza Fassati, z pewnością nie będzie na miejscu, byście
ich przyjmowali w tej odzieży. Doprawdy, nawet zamiatacze ulic noszą się lepiej niż
wy.
No, jakże chcesz, żebym sobie kupiła nową, skoro nie posiadamy niczego?
Prawda, że jesteśmy ubodzy; ale wolę zrezygnować z wina do stołu, czy nawet
potrawy, byleście kupili sobie suknię.
No, jeśli tak, nich już będzie ten wydatek.
Ile kosztuje taka suknia?
Dwadzieścia lir!
Oto one!
Małgorzata wzięła pieniądze i poszła do swych zajęć. Mija tydzień, jeden
i drugi, a Małgorzata wciąż w tej samej sukni. Ksiądz Bosko zniecierpliwiony pyta:
Mamo, a nowa suknia?
Ach, masz rację, ale, za co ją kupić, gdy brak groszy…
A przecież dałem wam dwadzieścia lir?!
Ach! Mało to teraz mam wydatków! Kupiłam za nie soli, cukru, cebuli, itp.
Spotkałam biednego chłopca bez pończoch, więc kupiłam mu parę. Coś mi jeszcze
zostało, więc kupiłam skarpetki dla tego, krawatkę dla drugiego…
No, nich będzie, zrobiliście dobrze; lecz nie mogę więcej znosić w takim stanie
odzieży; tu chodzi o mój honor!
Przykro mi, trzeba temu zaradzić, wiesz? Lecz co robić?
Macie tu nowe dwadzieścia lir, lecz tym razem wymagam absolutnie, byście
kupili sobie suknię!
Dobrze, postaram się, jak chcesz.
Proszę dwadzieścia lir; lecz pamiętajcie, mamo, że chcę was widzieć ubraną
przyzwoicie!
Dobrze, dobrze, bądź spokojny!
83